MUZYKA LES I BI
MAĆKOWIAK
ŻURAWIECKI
JABŁOŃSKI
magazyn bezpłatny ISSN 1896-3617
dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ
Małaszyński i Kasprzyk grają „Berka“
Zapraszamy w nasze strony
www.teczowo.com
wstępniak
Tekst: Ewa Tomaszewicz
Spis treści 02 W
S T Ę P N I A K Dwa miliony głosów 03 R A P O R T Głośne i jawne W Y W I A D 06 Ani nowość, ani tabu wywiad z Rafałem Maćkowiakiem 08 N E W S Y Wiadomości z kraju i ze świata 09 O P I N I E
Związki partnerskie? Małżeństwa? Inna opcja? 10 K R A J 83 gejów, 8 trans, 28 lesbijek, 7 bi 12 K U L T U R A „Berek“ z Kasprzyk i Małaszyńskim Uczeń czarnoksiężnika 16 O P I N I E Jaka powinna być Parada Równości 2009?
17 S 18
23
P O Ł E C Z E Ń S T W O Ono K U L T U R A Gej – najlepszy przyjaciel homo Recenzje najnowszych książek i filmów Divy atakują! Lucky Records – modny adres C Z A J N I K czyli orientacje gwiazd
N a j w a żniejszym, a w każdym razie najbardziej medialnym wydarzeniem ostatnich miesięcy były wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Nieco w ich cieniu w trzydziestu sześciu stanach odbyły się referenda w takich sprawach jak prawa reprodukcyjne, prawa zwierząt oraz konstytucyjny zakaz małżeństw homoseksualnych (głosowano nad nim w Arizonie, Kalifornii i na Florydzie). W walkę przeciw temu ostatniemu zaangażowali się aktorzy, sędziowie, dyplomaci i wielkie korporacje, m.in. Brad Pitt, Steven Spielberg, firmy Apple i Google, hojnie wspierając kampanię na rzecz jego odrzucenia. Choć prezydent-elekt Barack Obama w swojej kampanii wyborczej również opowiedział się przeciw zakazowi, część jego wyborców z Florydy i Kalifornii zagłosowała inaczej. Na Florydzie zakazano nie tylko małżeństw, ale też związków partnerskich i świadczeń socjalnych
www.kph.org.pl/biblioteka 2
dla par tej samej płci. Kalifornijczycy, w tym niemal dwa miliony wyborców Obamy (!), opowiedzieli się „tylko“ przeciw małżeństwom. Rzecz jasna to jeszcze nie koniec batalii o małżeństwa homoseksualne w Ameryce – zakazy z pewnością zostaną zaskarżone do stanowego i/lub federalnego Sądu Najwyższego. I – co ważne – już zawarte małżeństwa lesbijek i gejów nie zostaną unieważnione. Oczywiście pytanie, dlaczego nikt nie protestował (a w każdym razie nie zrobił tego w sposób zauważalny), gdy w 1997 roku definicja małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny znalazła się w polskiej konstytucji, nie ma większego sensu. Natomiast warto pamiętać, że ów zapis był odpowiedzią na pierwsze nieśmiałe postulaty organizacji LGBT odnośnie legalizacji naszych związków. Oraz że pierwsze organizacje gejowsko-lesbijskie powstały w Polsce jeszcze pod koniec lat ‘80. Czyli mamy za sobą już niemal dwadzieścia lat walki o nasze prawa. I jeden projekt ustawy o związkach partnerskich autorstwa prof. Marii Szyszkowskiej, który w 2005 roku został zablokowany w Sejmie przez popieranego przez SLD marszałka Cimoszewicza. Trochę to mało. Choć amerykańscy geje i lesbijki znowu przegrali, mają się czym pochwalić. Udało im się zebrać miliony dolarów na kampanię na rzecz swoich praw, pozyskać dla niej wielkie nazwiska i korporacje. My mamy swoje milczące parady, dwa miliony osób homoseksualnych, które uważają, że jeszcze nie czas, by czegokolwiek się domagać, i pewnie z kilkaset (to optymistyczne szacunki), które wiedzą, że gdy się nic nie robi, sam upływ czasu też niczego nie zmieni. Po zwycięstwie Obamy wśród naszych polityków zna-
lazło się już kilku „polskich Obamów“ (co ciekawe, pragnienie bycia Obamą nie jest uwarunkowane opcją polityczną, którą reprezentują). Szczerze mówiąc, zamiast „polskiego Obamy“ (nawet z „tej właściwej“ opcji) wolałabym, aby to polscy geje i lesbijki mieli się czym pochwalić – nawet za kolejne dwadzieścia lat.
Marcin i porno Plotkarskie portale ujawniły, że uczestnik programu „Fabryka gwiazd“ (Polsat) Marcin Szymański kilka lat temu wystąpił w dwóch gejowskich filmach porno („Stancja Wawa“ i „Stancja Wawa 2“). Sprawa dotarła również do poważniejszych mediów („Polityka“, „Rzeczpospolita“, Wirtualna Polska), była też omawiana w samym programie. Marcin Szymański łamiącym się głosem przeprosił, dodając, że rodzice mu przebaczyli. Gdzieś tam pojawiły się pytania, czy nie powinien zastać karnie z programu wyrzucony, a gdy się to nie stało, niektóre media ze zdziwieniem pisały, że „nie poniósł żadnych konsekwencji“. Tomasz Jacyków przytomnie (choć niezgodnie z prawdą) zauważył, że „Madonna zaczynała podobnie“. Uważamy, że w graniu w filmach porno nie ma nic złego. Nie ma za co przepraszać. Relacje Marcina z jego rodzicami są jego prywatną sprawą. Cieszymy się, że producenci „Fabryki gwiazd“ nie ulegli bigoterii; smucimy, że w takiej sprawie w ogóle rozważa się jakieś „konsekwencje“. Żal jedynie, że Marcin, bardzo przystojny chłopak, nie podpisał wtedy kontraktu filmowego z bardziej renomowaną wytwórnią. Tak czy inaczej, życzymy mu powodzenia. (Redakcja) Wydawca: Stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii, ul. Żelazna 68, Warszawa, tel.: 022 423 64 38, gazeta@kph.org.pl Redaktorka naczelna: Ewa Tomaszewicz Zastępca redaktorki naczelnej: Mariusz Kurc Redakcja: Paweł Fischer-Kotowski, Anna Piżl, Magda Pocheć, Małgorzata Rawińska, Bartosz Reszczak, Krzysztof Tomasik Współpraca: Robert Biedroń, Łukasz Maciejewski, Radek Oliwa Skład: Agnieszka Kraska WWW: Monika Czaplicka Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania i skracania. Przedruki po uzyskaniu pisemnej zgody wydawcy. Okładka: Monika Rakowska
www.replika.kph.org.pl
foto: Oiko
Dwa miliony głosów
Zapraszamy w nasze strony
www.teczowo.com
raport
Głośne i jawne Tekst: Ewa Tomaszewicz
foto: Gigi Gaston
Pierwsza płyta nagrana przez i dla lesbijek powstała w 1973 roku. Od tego czasu queerowa scena muzyczna wzbogaciła się o tysiące płyt nagranych przez mnóstwo jawnych homoi biseksualnych artystek Sophie B. Hawkins z labradorką Vi
Pierwsza lesbijka...
... i pierwsza wytwórnia płytowa
Kiedy w 1972 roku piosenkarka folkowa Alix Dobkin zakochała się w przyjaciółce i natychmiast po tym zrobiła coming out (przed nią, jako biseksualistka, ujawniła się w 1970 roku Dusty Springfield), miała już na koncie występy u boku Boba Dylana i Janis Ian, małżeństwo z menadżerem muzycznym Samem Hoodem oraz kilkuletnią córkę. W 1973 roku Alix nagrała „Lavender Jane Loves Woman“ – pierwszą w historii płytę nagraną przez i dla lesbijek, na której znalazło się między innymi słynne „Lesbian Code“, gdzie przez ponad sześć minut wylicza słowa używane przez lesbijki do określania siebie, takie jak „członkini drużyny“, „rodzina“ czy „vagitarian“ („wagitarianka“) i „hasbien“ (gra słów „lesbian“ i „has been“ – ta, która kiedyś była lesbijką). Trudno przecenić rewolucyjny wpływ Alix na kształtowanie się lesbijskiej społeczności w czasach, kiedy homoseksualizm był na liście chorób, a w wielu „cywilizowanych krajach“ był uważany za przestępstwo. Dotąd jest nazywana „pierwszą lesbijką“, nadal koncertuje i prowadzi warsztaty o początkach kobiecego ruchu muzycznego, choć, jak sama mówi, w tej chwili sens jej życiu nadaje bycie babcią dwóch wspaniałych wnuków.
W 1973 roku grupa lesbijskich feministek z Waszyngtonu założyła pierwszą kobiecą wytwórnię płytowąOlivia Records. Do ich inicjatywy chciała się przyłączyć między innymi Yoko Ono, jednak grzecznie jej odmówiono. Na pierwszej wydanej przez Olivię płycie znalazły się utwory dwóch lesbijek – Meg Christiansen i Chris Williamson. Wytwórnia istniała przez piętnaście lat i choć największe sukcesy przyniosły jej płyty folkowe, nie stroniła od promowania „muzyki świata“ czy latynoamerykańskiej. W 1988 roku, nie potrafiąc dostosować się do zmieniającego się rynku muzyki kobiecej, Olivia Records zakończyła działalność i przekształciła się w istniejącą do dziś lesbijską agencję turystyczną Olivia Travel.
Melissa, k.d., Sophie B. i Tracy Jedną z artystek, której demo odrzuciła Olivia Records, była późniejsza zdobywczyni dwóch nagród Grammy, Oskara oraz trzech multiplatynowych, dwóch platynowych i dwóch złotych płyt Melissa Etheridge. Rozpoczęła swoją karierę od śpiewania w lesbijskich barach w Los Angeles. W 1986 roku podpisała kontrakt z Island Records, z którym nagrała do dziś dziesięć płyt. Jest nie tylko jedną z najbardziej znanych amerykańskich wokalistek i gitarzystek, ale również działaczką na rzecz
praw osób homoseksualnych i walki z rakiem (w 2004 roku zachorowała na raka piersi). Melissa Etheridge zrobiła publiczny coming out w 1993 na wiecu w Triangle Ball, podczas którego lesbijki i geje świętowali wyborcze zwycięstwo Billa Clintona. Była związana z Julie Cypher (wcześniej żoną aktora Lou Diamonda Philipsa), z którą ma dwoje dzieci. Obecnie jest w związku ze znaną między innymi z serialu „The L Word“ aktorką Tammy Lynn Michaels, z którą ma bliźnięta. Pierwszą osobą, która wbiegła na scenę w Triangle Ball, aby pogratulować Melissie coming outu, była kanadyjska piosenkarka, laureatka czterech nagród Grammy Kathryn Dawn Lang, lepiej znana jako k.d. lang. K.d. odkryła się rok wcześniej w wywiadzie dla magazynu „The Advocate“. W 1993 roku pojawiła się na okładce „Vanity Fair“ – siedziała na krześle fryzjerskim, podczas gdy stojąca za nią modelka Cindy Crawford „goliła“ ją za pomocą brzytwy. Wewnątrz numeru k.d. opowiadała o ostracyzmie, który spotkał ją w środowisku muzyków country po jej coming oucie, jak również na skutek jej zaangażowania w walkę o prawa zwierząt i „wojującego“ wegetarianizmu. K.d., oprócz nagrywania multiplatynowych płyt solowych, pracowała między innymi z Royem Orbisonem i Annie Lennox, nagrała też muzykę do filmu Gusa Van Santa „I kowbojki mogą marzyć“. 3
Ani DiFranco
foto: Rhea Anna
Urodzona w 1970 roku w Nowym Jorku Angela Maria DiFranco nie czekała, aż któraś wielka wytwórnia dostrzeże jej talent i zaproponuje kontrakt. W 1989 roku z kapitałem wielkości 50 dolarów założyła własną – Righteous Records (od 1994 roku Righteous Babe Records), w której wydała dotychczas 20 płyt studyjnych i 10 bootlegów. Do swojej niezależności od wielkich wytwórni powraca w kilku piosenkach, między w „The Million You Never Made“, „The Next Big Thing“ i „Napoleon“, w której sarkastycznie gratuluje anonimowemu przyjacielowi podpisania życiowego kontraktu (media spekulowały, że może chodzić o Suzanne Vega, ale obie zaprzeczyły).
Ani DiFranco
Melissa Etheridge znana jest również z licznych duetów, między innymi z Joss Stone, Bruce’em Springsteenem, Bono, Shakirą (zanim ta przefarbowała włosy na blond, straciła kilka kilogramów i stała się idolką nastolatków), Joan Osborne oraz Sophie B. Hawkins. Ta ostatnia – kojarzona zazwyczaj z wielkim przebojem „Damn I Wish I Was Your Lover“ (i zakazanym przez MTV teledyskiem do niego) z nagranego w 1992 roku debiutanckiego albumu „Tongues and Tails“ oraz z „As I Lay Me Down“ z drugiego albumu „Whaler“ (1994 r.) – jest jedną z najbardziej bezkompromisowych postaci amerykańskiej sceny muzycznej. Rozsierdziła swoją byłą wytwórnię Columbia Records (w 2001 roku założyła swoją własną wytwórnię Trumpet Swan Productions), pozując nago dla magazynu „Interview“ – poszło jednak nie o moralność, ale o wygląd, gdyż pozwoliła się sfotografować bez makijażu i nie wyszła zdaniem swoich mocodawców wystarczająco pięknie. Na ich zarzuty odpowiedziała w wywiadzie dla „Details“: „Kobiety, które pozują do zdjęć, zazwyczaj chcą wyglądać pięknie, seksownie, efektownie. Ja wyglądam jak krowa. Nie wyglądam, jakbym myślała, że jestem piękna, mam wspaniałe ciało i mogę kogoś podniecić. Tylko dlaczego kobiety zawsze muszą kogoś podniecać?“. Sophie mówi o sobie, że ma tylko jedną sławną przyjaciółkę – aktorkę komediową Rosie O’Donnell (jawną lesbijkę). Jest biseksualna, ale nie lubi wszelkich kategoryzacji i woli określać się jako „omniseksualna“. Jest weganką i od lat angażuje się w walkę o prawa zwierząt. W ostatniej kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych wsparła Hillary Clinton, nagrywając dla niej między innymi nową wersję swojego słynnego przeboju „Damn We Wish You Were President“. „Nie popieram Hillary dlatego, że jest ona kobietą, lecz dlatego, że ja nią jestem“ – napisała na swoim blogu. 4
Na publiczny coming out nigdy nie zdecydowała się inna znakomita gitarzystka i wokalistka Tracy Chapman. Tracy stała się znana szerszej publiczności w 1988 roku po nieoczekiwanym występie na stadionie Wembley w koncercie z okazji siedemdziesiątych urodzin Nelsona Mandeli. Nagrany w 1988 roku debiutancki album „Tracy Chapman“ zdobył status platynowej płyty i cztery nagrody Grammy. W 2008 roku wydała ósmą płytę „Our Bright Future“. Choć o jej tożsamości seksualnej opowiedziała dopiero zdobywczyni nagrody Pulitzera pisarka Alice Walker w wywiadzie dla „The Guardian“ w 2006 roku, określając ich związek mianem „pysznego, pięknego i wspaniałego“, sama Tracy, mimo iż chroni swoją prywatność, nigdy nie odżegnywała się od wspierania inicjatyw organizacji gejowsko-lesbijskich. Szczególnie zaangażowana jest w walkę z HIV.
Jej muzyka zazwyczaj klasyfikowana jest jako folk rock i rock alternatywny, jednak jedynie jej pierwsze płyty poddają się w miarę jednoznacznej kwalifikacji. Ani współpracowała między innymi z Prince’em, funko-soulowo-jazzowym muzykiem Marceo Parkerem i raperem Corey’em Parkerem, używa wielu instrumentów – od gitary akustycznej i instrumentów dętych („Little Plastic Castle“) po syntezatory w „Reprieve“ – i gra w różnych stylach. „Sercem muzyki folkowej nie jest gitara akustyczna“ – mówi. „Używam słowa ,folk’, mówiąc również o muzyce punkowej czy rapie. Chodzi o podejście, o świadomość jej spuścizny, o społeczność, którą tworzy. To muzyka, która daje głos różnym społecznościom i ich walce przeciw autorytetom“. Choć wiele piosenek Ani ma źródło w jej biografii, często są one również silnie polityczne, związane z bieżącymi kwestiami społecznymi jak rasizm, seksizm, przemoc seksualna, homofobia, prawa reprodukcyjne, bieda i wojna. Ta kombinacja kwestii osobistych z politycznymi jest w dużej mierze odpowie-
Najlepsze piosenki rozstaniowe Tracy Chapman „Sorry“ „Przepraszam“, „Wybacz mi“, „Kocham cię“ – czy to wszystko, czego nie potrafisz powiedzieć? Może gdybyś znalazła właściwe słowa we właściwym czasie, byłabyś moja. Proste słowa, prosta melodia – co więcej można zaśpiewać po rozstaniu? Melissa Etheridge „Like The Way I Do“ Powiedz mi, czy ona cię kocha, tak jak ja, czy podnieca, pociąga i urzeka, powiedz, czy za tobą tęskni, istnieje tylko po to, aby cię całować, tak jak ja? Tę genialną piosenkę o zazdrości Melissa napisała ponoć po pijanemu, po tym, jak nie udało jej się poderwać pewnej barmanki. Jeszcze bardziej przekornym rozstaniowym utworem Melissy jest „You Can Sleep While I Drive“, w którym początkowe „Możesz spać, kiedy będę prowadzić“ zmienia na końcu znaczenie w „Możesz spać, kiedy odjadę“. Ani DiFranco „Untouchable Face“ Ani brzmi wręcz słodko, gdy śpiewa „fuck you“. To jeden z tych refrenów, które jej fani uwielbiają śpiewać razem z nią na koncertach. Nie tęsknię za tym, aby cię znowu zobaczyć. Wyglądasz jak twoje zdjęcie zrobione z bardzo daleka. Czyż nie tak widzimy swoje byłe po tym, jak już przebolejemy ich stratę? Melissa Ferrick „Nebraska“ Trudno wybrać najlepszą piosenkę artystki, która ma na koncie przynajmniej jeden rozstaniowy album („Valentine Heartache“), a na każdym albumie pewnie przynajmniej dwie rozstaniowe piosenki, ale chyba jednak „Nebraska“: Przykro mi to mówić, ale twoje ciało już ze mną nie współdziała. Sprawiasz, że robi mi się niedobrze, a ono wie, że leżę tutaj i próbuję zachować twarz, uśmiechając się, gdy moje serce wygląda jak po katastrofie. k.d. lang „Busy Being Blue“ Mam czas w swoich rękach, czas, by robić plany, czas, by zmienić punkt widzenia, czas, by pójść na spacer i by siedzieć i rozmawiać, ale wiesz, jestem zbyt zajęta byciem smutną. I tyle, jeżeli chodzi o genialne rady naszych przyjaciół, by po rozstaniu zająć się czymkolwiek, byleby tylko nie myśleć o tym, co się stało.
Ani nie poprzestaje na nagrywaniu własnych płyt, wydaje i promuje również muzykę kilkunastu innych artystów, jak Bitch and Animal (lesbijska poetka i multiinstrumentalistka) i Toshi Reagon (soulowo-rockowa wokalistka i gitarzystka, jej utwór „How long“ znalazł się na ścieżce dźwiękowej do serialu „L word“, sama Toshi pojawia się również w ostatnim odcinku czwartej serii). Jej perkusistką jest Allison Miller, kompozytorka i piosenkarka eksperymentalna, obecnie pracująca z Erin McKeown nad debiutanckim albumem ich grupy Emma. Ani DiFranco założyła również fundację Righteous Babe, która wspiera kulturalne i polityczne organizacje ze Stanów Zjednoczonych. Jej prawdopodobnie najambitniejszym przedsięwzięciem była restauracja historycznego kościoła metodystów w Buffalo i przekształcenie go w halę koncertową, galerię i klub jazzowy. Ani określa się jako osoba biseksualna i w swoich piosenkach pisze o miłości zarówno do kobiet, jak i mężczyzn. W 2006 roku urodziła córkę. Obecnie jest związana z Mike’em Napolitano, producentem jej płyty „Reprieve“.
Melissa Ferrick Kiedy w 1991 roku dwudziestojednoletnia Melissa Ferrick wyruszyła w trasę z Morriseyem i krótko później podpisała kontrakt z Atlantic Records, wydawało się, że zyskanie przez nią statusu „gwiazdy“ to tylko kwestia czasu. W 1993 nagrała dobrze przyjęty debiutancki album „Massive Blur“ i zaliczyła trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych i Europie, w 1995 wydała kolejną płytę – „Willing To Wait“, po czym Atlantic zerwał kontrakt, tłumacząc swoją decyzję zbyt słabą sprzedażą jej płyt. „Kiedy wydałam drugą płytę, postanowili się mnie pozbyć, ale nie zamierzali mi o tym powiedzieć“ – wspomina Melissa w wywiadzie dla „Express Night Out“. „Zaproponowano mi trasę po Europie, ale Atlantic odmówił sfinansowania jej, nawet gdy chciałam pojechać bez zespołu, i wspierania promocji płyty. Nigdy nie wydali jej w Europie“. Po tej bolesnej przygodzie przeszła załamanie nerwowe. Jeszcze w trakcie trwania kontraktu z Atlantic przestała słuchać muzyki, zaczęła pić. Wytrzeźwiała w 1996 roku, dzięki wsparciu fanów i przyjaciół. Podpisała kontrakt z niezależną wytwórnią What Are Records?, z którą nagrała trzy płyty. W 2000 roku założyła własną wytwórnię Right On Records. Na pierwszym „własnym“ albumie „Valentine Heartache“ sama wykonuje wszystkie partie instrumentalne – grając między innymi na gitarze, perkusji i trąbce. Nagrany w 2008 roku album „Goodbye Youth“ jest ósmą płytą wydaną pod auspicjami Right On.
foto: Bryna Gootkind
dzialna za wzrost jej popularności w połowie lat ‘90, podsycanej bardziej poprzez bezpośredni kontakt z fanami, niż przez mainstreamowe media.
Melissa Ferrick
„Postaw ją na scenie i patrz, jak w kilka minut zdobywa rzeszę nowych, zaciekłych fanów. Robi to, po prostu będąc sobą: dziką i zabawną, szczerą i bezbronną, pełną pasji i rozbrykaną. A przede wszystkim, Ferrick świetnie zdaje sobie sprawę, że koncert, który się pamięta, musi się składać z tak wielu dawek energii i spontaniczności jak samo życie“ – czytamy w jednym z biogramów Melissy. Trudno się z tym nie zgodzić. Melissa Ferrick jest jedną z niewielu artystek, które uzbrojone jedynie w akustyczną gitarę potrafią podbić serca słuchaczy w przeciągu kilku sekund. Teksty jej piosenek są skrajnie osobiste – opowiada w nich o swojej miłości do kobiet, rozstaniach, problemach zdrowotnych, poglądach i pasjach. I choć jest nazywana piosenkarką folkową, myliłby się ten, kto spodziewałby się po niej spokojnej gitarowej muzyki (choć i takie piosenki nagrywa) – Melissa potrafi wydobyć ze swojej gitary akustycznej iście zeppelinowskie riffy, zagrać ostrego rocka, country, bluesa czy nawet stworzyć prawdziwą rockową symfonię. Melissa daje ponad 150 koncertów rocznie, głównie w Stanach Zjednoczonych, zazwyczaj dla niewielkiej, kilkudziesięcioosobowej grupy fanów (głównie kobiet). Oprócz legendarnej atmosfery podczas koncertów – na których ponoć każdy, niezależnie od płci, rasy czy orientacji seksualnej – czuje się chciany i akceptowany (Melissa ma na prawym przedramieniu tatuaż „Acceptance is the answer“, którym streszcza swoje uczucia wobec fanów), dorobiła się rzeszy skrajnie oddanych fanów. Najwięksi z nich, określający się mianem „Ferrick Heads“, podróżują za nią od czasów jej pierwszych występów w nowojorskich kawiarniach po całych Stanach. I to właśnie oni sfinansowali nagranie jednego z jej albumów „In The Eyes Of Strangers“, kupując przez internet wersje demo piosenek, które miały się na nim znaleźć.
Marla Glen Urodzona w 1960 roku w Chicago jazzmanka i bluesmanka Marla Glen jest córką bluesowego gitarzysty, wnuczką śpiewaka gospel. Jej mama przyjaźniła się z B.B. Kingiem. Glen miała zaledwie jedenaście lat, kiedy napisała piosenkę „Repertoire“, którą później umieściła na swojej drugiej płycie, multiplatynowej „Love and Respect“. Od 1998 roku mieszka w Niemczech, gdzie w 2004 roku zawarła związek z Sabriną Conley. Jej karierę zapoczątkowało zwycięstwo w sesji jammowej w Nowym Orleanie, za które została nagrodzona trasą koncertową po Francji, gdzie po raz pierwszy wystąpiła przed europejską publicznością. Zaoferowano jej pobyt we Francji, gdzie w 1993 roku nagrała swój debiutancki multiplatynowy album „This is Marla Glen“. Marla Glen to nie tylko wielki, głęboki głos i zaangażowane teksty piosenek. Jest znana również z zaangażowania w kwestie społeczne. Ostatnio oddaje się kwestii edukacji dzieci i została ogłoszona patronką Festiwalu Wiedzy, organizowanego przez hamburskie stowarzyszanie Edukacja bez Granic.
Kto jeszcze? Otwartych lesbijek i biseksualistek w przemyśle muzycznym jest mnóstwo. Spośród nich warte przynajmniej wzmianki są folkowe gitarzystki i wokalistki Alix Olsen, Chris Pureka, Natalie Zukerman i Rose Cousins, multiinstrumentalistka Julie Wolf, kanadyjski duet Tegan and Sara czy amerykańskie Indigo Girls oraz grupa Gossip z jej charyzmatyczną wokalistką o wielkim głosie Beth Ditto. Jako ciekawostkę można dodać, że lesbijką okazała się być również Samantha Fox, która swoją popularność zbudowała na uwodzeniu heterosamców. Szkoda, że do dziś jedyną polską muzyczką, o której otwarcie mówi się i pisze, że była lesbijką, pozostaje Wanda Landowska, klawesynistka, kompozytorka i pianistka, która zmarła niemal pół wieku temu.
Dziękuję Marni, Brynie, Diane, Janice i Annie za zdjęcia do tekstu, rady i słowa wsparcia. 5
wywiad
Ani nowość, ani tabu
wywiad z Rafałem Maćkowiakiem Rozmawiał: Mariusz Kurc
W „Senności“ grasz Adama, młodego lekarza, który nie umie powiedzieć rodzicom, że jest gejem. Znasz takich ludzi? Tak. Miałem kolegę, który żył w stałym związku z facetem, a rodzice o niczym nie wiedzieli. Ale nie wzorowałem się na nim. Homoseksualizm Adama nie był dla mnie głównym tropem w konstruowaniu tej postaci, choć później zauważyłem, że to się uwypukliło, tak jednak musiało być. To człowiek, którego życie w pewnym momencie musi zderzyć się z rzeczywistością, ponieważ ona nie przewiduje, że Adam może być homoseksualny. On w tej rzeczywistości tkwi, to trwa latami, wiąże się z jego wychowaniem, rodziną itd. Adam długo tłumi emocje, poddaje się psychologicznemu szantażowi konserwatywnych rodziców, których nie chce ranić. To w końcu musi wybuchnąć i to musi być huragan, który zmiata wcześniejszy porządek. Fakt, że Adam jest gejem, akurat w takim kontekście ma znaczenie. W tym kraju informacja, że syn jest homo, dla ojca takiego jak ojciec Adama stanowi koniec świata.
Wracając do Adama – on takiego coming outu przed rodzicami nie robi. Oni niespodziewanie składają mu wizytę, zastają Bystrego, chłopaka Adama, nago... Wpadka zamiast przemyślanego „wyjścia z szafy“ wydaje się w jego przypadku bardziej prawdopodobna. On nie jest typem konfrontacyjnym, między nim a rodzicami nie było wcześniej żadnych tarć, on bał się im sprzeciwiać. Choć przyznaję, że byłoby bardzo ciekawe dla mnie z aktorskiego punktu widzenia zagrać scenę coming outu. Po tej „wpadce“ Adam ma jednak na tyle odwagi, że nie rezygnuje z Bystrego w relacjach z rodzicami – przeciwnie: przyprowadza go do rodzinnego domu. Założyliśmy, że Adam naprawdę bardzo się zakochał. Pewnie miał już seks z mężczyznami wcześniej, ale z Bystrym to nie jest tylko seks, to jest wielka miłość. To ona daje mu siłę, by stawić czoło rodzicom. Dlaczego nie ma w filmie sceny erotycznej między nimi? Nie było takiej potrzeby.
foto: AG
Podczas zdjęć do filmu urodziła ci się córka. Zastanawiałeś się, jak byś zareagował, gdyby ona powiedziała ci za kilkanaście lat: „Tato, jestem lesbijką“?
Nie miałbym z tym problemu. Tak samo, gdybym miał syna geja.
Rafał Maćkowiak
6
A gdyby była, miałbyś problem z jej za graniem? Ja generalnie mam problem z graniem scen erotycznych. To nie jest komfortowa sytuacja. Pewnie byłoby trochę inaczej niż z kobietą, coś tam musiałbym przekroczyć, ale jak by było trzeba, to bym zagrał. Adam spotyka się z brutalną homofobią. Sły szałeś o podobnych przypadkach? W moim środowisku o pobiciach – nie. Ale wystarczy pójść na Paradę Równości i zobaczyć tych, którzy przeciw niej protestują – co to są za ludzie, co wykrzykują, jak się zachowują – by przekonać się, jaka jest nietolerancja. Albo można wsłuchać się w nasz potoczny język – słowa takie jak „pedał“ czy „ciota“ funkcjonują jako obelgi – to też o czymś świadczy. Duża rola geja w polskim kinie to rzadkość. Można je policzyć na palcach. Gustaw Holoubek grał starego homoseksualistę w „Zygfrydzie“ A ndrzeja Domalika (1987), Jan Peszek w „Pożegnaniu jesieni“ Mariusza Tre lińskiego (1990), Jan Frycz – w „Egoistach“ Mariusza Trelińskiego (2000), był jeszcze film „Homo Father“ (2005), gdzie Dawid An tko wiak i Bodo Kox grali parę gejów. No i teraz ty i Bartosz Obuchowicz w „Senności“. Jesteście pi onierami! A wiesz, że nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy... Żyję w rzeczywistości, w której homoseksualizm nie jest ani nowością, ani tabu. W teatrze ten temat jest dość dobrze „przerobiony“. Właściwie sztuka o samym homoseksualizmie byłaby dziś już trochę passé. Jakiś czas temu graliśmy „Cokolwiek się zdarzy, kocham cię“ [sztuka o miłości dwóch lesbijek na polskiej prowincji w reżyserii Przemysława Wojcieszka – przyp. MK] w Berlinie. Po spektaklu rozmawialiśmy z aktorkami Rene Pollescha. Były trochę zdezorientowane: dziewczyna zakochała się w drugiej dziewczynie z wzajemnością – jaki tu problem? Gdzie jest dramat? – pytały. W teatrze grałeś już geja w „Aniołach w Ame ryce“ w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.
Jesteśmy w takim punkcie, że z jednej strony homoseksualizm wciąż jest tabu, a z drugiej strony czytałem recenzję „Senności“, gdzie pisano, że wątek gejowski jest „poprawny politycznie“. Homoseksualizm już nie szokuje, ale jeszcze nie jest czymś normalnym. Jeszcze nie jest tak, że można by zrobić film rozgrywający się w całości w środowisku gejowskim i on zostałby uznany za film o pewnych ludziach po prostu, a nie za „film o gejach“.
foto: Vision Film
Belize to najfajniejsza postać w całej mojej karierze! Zauważyłem, że w Polsce jest trochę inaczej odbierana niż gdzie indziej. U nas wielu widzów „zatrzymuje się“ na jego przegięciu. A przecież Belize jest bardzo złożonym facetem! Jak graliśmy „Anioły...“ np. we Francji, to wyczuwałem, że widzowie lepiej wychwytują niuanse jego charakteru. U nas zawsze się musiałem strasznie naharować, by zauważyli coś więcej niż przegięcie. I to nawet ludzie, których cenię i darzę szacunkiem, nie potrafili poza nie wyjść. To nawet nie jest nietolerancja. Po prostu na Zachodzie istnienie ludzi przegiętych, drag queens, transwestytów nie wzbudza takiej sensacji. U nas jest w tej kwestii niestety, kurczę, zaścianek.
Rafał Maćkowiak jako Adam w filmie „Senność“
Miałem moment zafascynowania tą odmiennością – byłem wśród tych, którzy uważali, że fajnie jest mieć kumpla geja. To oznaczało, że jesteś o krok dalej niż inni w stronę nowoczesności, bliżej świata.
foto: Vision Film
A twoja edukacja związana z homoseksualizmem jak wyglądała? Jeszcze na studiach w Akademii Teatralnej w Warszawie nie zdawałem sobie sprawy, że niektórzy moi koledzy są innej orientacji seksualnej niż moja. Inna sprawa, że o tym wtedy (to była końcówka lat 90.) raczej nie mówiono. Dopiero po studiach się podowiadywałem, że ten czy tamten jest gejem, albo że ten jest z tym, a tamten z tamtym.
Adam z Bystrym (Bartosz Obuchowicz)
Na czym to zafascynowanie polegało? Wypytywałem ich, jak sobie radzą z tym ukrywaniem się, jak to funkcjonuje. TR Warszawa (wcześniej Teatr Rozmaitości), w którym jesteś od 2001 r., jest często kojarzony z podejmowaniem tematyki homoseksualnej i antyhomofobicznej. Pracujesz nad czymś no wym w TR? Jesteśmy z Grześkiem Jarzyną w trakcie prób do „Teoremy“ Pasoliniego.
Rafal Maćkowiak został za rolę w „Senności“ nominowany do nagrody im. Zbyszka Cybulskiego
foto: Vision Film
Pasolini! Czyli znów wątek gejowski! Ano tak.
Adam z rodzicami (Dorota Pomykala i Andrzej Grabowski)
7
newsy Teksty: Paweł Fischer-Kotowski
Kraj
Debata w KPH podczas Festiwalu Tęczowych Rodzin
Ostatni weekend października upłynął w Warszawie pod tęczową flagą. KPH wraz z TransFuzją zorganizowała pierwszy Festiwal Tęczo wych Rodzin. I oby nie ostatni. Celem festiwalu było ukazanie rodziny nieskrępowanej „nuklearnym“ stereotypem i całego spektrum możliwych konfiguracji. Wszystko zaczęło się od turnieju piłkarzyków oraz wystawy Edyty Bystroń zatytułowanej Próba odpowiedzi na pytanie: Kim jestem? Cz. 2. Potem impreza przeniosła się do Zamku Ujazdowskiego i zaczęło być poważniej. Dr Katarzyna Bojarska zainaugurowała debatę wykładem I żyli długo i szczęśliwie. O śpiącym królewiczu, szewczynce Dratewce, siedmiu krasnoludkach i nieheteronormatywnych modelach ich rodzin. Uczestniczy mieli również okazję obejrzeć film dokumentalny o rodzicielstwie par gejowskich „Daddy and Papa“. Inne filmy pokazywane w ramach festiwalu to „Oni“, „No dumb ques-
tions“, „Transparent“ i wreszcie coś z rodzimego ogródka, czyli „Homo.pl“. Poza tym, odbyły się warsztaty oraz piknik tęczowych rodzin. Według szacunków ekspertów w Polsce może funkcjonować nawet 50 tysięcy niestandardowych rodzin, które jednak ze względu na warunki społeczne oraz prawne pozostają w cieniu. (Antoni Syrek-Dąbrowski)
sał jeszcze Traktatu Lizbońskiego. – Jest całkowitym nieporozumieniem oskarżanie mnie o uprzedzenia wobec homoseksualistów – odpowiedział Kaczyński i dodał, że osoby o odmiennej orientacji seksualnej „były, są i będą, w każdym społeczeństwie, w każdej cywilizacji“. – Ale promować tych postaw nie ma potrzeby, choćby dlatego, aby ród ludzki nie wyginął – dodał.
Zapowiadane huczne urodziny króla Wareń czyka nie odbyły się. Łukasz Pałucki z Socjaldemokracji Polskiej zaproponował, by 31 października uroczyście uczcić urodziny Władysława Wareńczyka – polskiego władcy, który prawdopodobnie był gejem. Planowano przedstawienie „Gejowskie miłostki króla“, przemarsz pod Wawel i złożenie kwiatów na symbolicznym grobie. Impreza jednak nie odbyła się – spotkała się z odmową krakowskiego magistratu. Powodem była wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego na uroczystościach związanych z rocznicą wyzwolenia Krakowa – dokładnie w tym samym czasie i miejscu. Pomysłowi sprzeciwił się także proboszcz katedry wawelskiej. Działacze ograniczyli się więc do złożenia kwiatów na grobie Wareńczyka.
15 listopada odbył się doroczny poznański Marsz Równości, wieńczący Dni Równości i Tolerancji. W manifestacji wzięło udział ponad 300 osób, które, ochraniane przez 400 policjantów, bez większych przeszkód przeszły zaplanowaną trasę. W trakcie marszu policja zatrzymała pięć osób za wznoszenie obelżywych okrzyków w kierunku uczestników demonstracji. – Po raz trzeci udało nam się przejść całą trasę. Mogliśmy przez całą trasę krzyczeć nasze hasła. Poznań jest dzisiaj stolicą tolerancji – stwierdziła po manifestacji Aleksandra Sołtysiak, jedna z organizatorek. Krótko później pięcioro wracających do domu uczestników marszu zostało napadniętych przez grupę przeciwników demonstracji. Marsz Równości w Poznaniu zorganizowano po raz pierwszy w 2004 roku. W 2005 roku władze miasta nie zgodziły się na przemarsz, mimo to w nielegalnym marszu wzięło udział kilkaset osób, z których ponad 80 zostało zatrzymanych przez policję. W późniejszych latach marsze odbywały się bez większych zakłóceń.
Podczas wizyty na Słowenii prezydent Lech Kaczyński został zapytany przez dziennikarzy, czy zmienił stosunek do gejów i lesbijek i czy właśnie oni nie są powodem, dla którego nie podpi-
Homofobia w mojej szkole – c.d. Od czasu, gdy Aleksander Dobrzyński, piętnastoletni gej, napisał w liście do „Repliki" (zamieszczonym w poprzednim numerze) o homofobii, z którą styka się nagminnie w swym gimnazjum, i o bezskutecznych próbach zwrócenia uwagi władz szkoły na problem, trochę się zmieniło. Dyrekcja szkoły i psycholożka zaczęły działać. Przypadki homofobicznych zachowań zaczęły być wyłapywane. Uprzedzeniom poświęcono szkolną pogadankę, a Olkowi powierzono zadanie przygotowanie osobnej lekcji o homofobii. Sprawę będziemy dalej monitorować. Jeśli spotkałeś/aś się z homofobią w Twojej szkole, napisz do nas: gazeta@kph.org.pl
Raczek i Szczygielski parą roku! Tomasz Raczek i Marcin Szczygielski wygrali plebiscyt tygodnika „Gala“ w kategorii „Najpiękniejsza Para Roku“. Gratulujemy i obiecujemy więcej o Parze Roku w następnym numerze „Repliki“.
Świat W wypadku samochodowym zginął Joerg Haider – nacjonalista, kontrowersyjny lider austriackiej prawicy i gubernator Karyntii. Kilka dni później gazety donosiły o sensacyjnym wyznaniu Stefana Petznera, który zastąpił Haidera na stanowisku szefa partii. – To, co łączyło Joerga i mnie, było czymś więcej niż tylko przyjaźnią – przyznał. – Był dla mnie najważniejszy. Kochałem go. Nawet jego żona wiedziała, że między nami było coś szczególnego, i rozumiała to. Miałem tylko jego, teraz jestem sam. 8
Jalal Fairooz, poseł parlamentu w Bahrajnie, zaproponował, aby policzyć homoseksualistów w tym małym azjatyckim państwie. – Homoseksualizm jest zagrożeniem dla naszego społeczeństwa i naszych wartości – grzmiał z mównicy. Oprócz liczenia homoseksualistów, zażądał od ministerstwa edukacji deklaracji, że w szkołach nie uczą żadni geje i lesbijki. Zaproponował także zakaz przekraczania granicy przez osoby homoseksualne.
W Kolorado po raz pierwszy jawny gej, Jared Polis, został wybrany do Kongresu, nie będąc jego urzędującym członkiem. Wcześniej w Izbie Reprezentantów zasiadały już osoby homoseksualne – Barney Frank z Massachusetts, który ujawnił się w czasie kadencji, oraz Tammy Baldwin z Wisconsin, wybrana jako pierwsza lesbijka po ujawnieniu. Cała trójka zasiądzie w 111. Kongresie, który zbierze się w styczniu 2009.
Gejowo.pl Najlepiej być pięknym, młodym i bogatym, czyli mieć „małżeństwa z możliwością adopcji“. Ale Krzysztof porzućmy mrzonki! Trudno bęHalama dzie zmienić konstytucję, by euro zastąpiło złotówkę, a co dopiero, by zmienić definicję małżeństwa. Najlepsza więc będzie metoda małych kroków. Najpierw pokażmy społeczeństwu, jakie regulacje są nam najbardziej potrzebne (dziedziczenie, szpital itp.). Nawet zaprzysięgłych homofobów da się przekonać, że na tych zmianach oni nie stracą, a my będziemy mogli spokojnie żyć. Gdy to nastąpi, ubierzmy to w formę ustawy, choćby na wzór projektu Szyszkowskiej, i zaproponujmy ustawę o związkach partnerskich. Uświadomione społeczeństwo przełknie to bez trudu, a my będziemy mieć to, co inni na Zachodzie. Na redefinicję małżeństwa i adopcję dzieci trzeba dać Polakom więcej czasu. Domaganie się tego w tej chwili świadczy o braku wyobraźni – od tego nie zaczynano nawet w państwach bardziej liberalnych, w których prawa mniejszości nie budzą tyle emocji, co u nas.
InnaStrona.pl
Radek Oliwa
Pełne równouprawnienie, tzn. wszystkie prawa, wszystkie obowiązki, suknie, fraki, USC, Mendelssohn i oczywiście prawo do adopcji.
Zbyt kontrowersyjne? Każdy pomysł na sformalizowanie związków jednopłciowych będzie w naszym kraju kontrowersyjny i będzie tak długo poddawany obróbce, aż zostanie zredukowany do świstka uprawniającego do... kompletnie niczego. Warto więc stanąć do ewentualnych rozmów z takim pakietem roszczeń, który będzie się nadawał do jakiegokolwiek okrajania. Wszystko to oczywiście bardzo teoretyczne, bo w tej chwili każda opcja polityczna ma nasze potrzeby w głębokim poważaniu. Mam wrażenie, że nawet sami zainteresowani zaniedbali ten temat. Tym bardziej cieszy mnie, że redakcja „Repliki“ go „odgrzała“ – jest o czym rozmawiać.
KobietyKobietom.com Dopóki polskie prawo nie będzie traktowało w ten sam sposób Suzi osób hetero- i homoseksualnych, Andreis dopóty lesbijki i geje będą w tym kraju dyskryminowani. W Polsce zbyt często, mówiąc o małżeństwie, utożsamia się je z katolickim sakramentem i w tym tkwi problem. Jednak nie chodzi tu o błogosławienie naszego związku przez reprezentanta Kościoła ani o rytuał przedstawienia się społeczeństwu jako nowopowstała para. Instytucja małżeństwa powinna gwarantować osobom homoseksualnym te same prawa cywilne, z których już korzystają osoby heteroseksualne, bez wyjątków, włącznie z możliwością adopcji dzieci. Małżeństwo z kolei nie powinno być jedyną formą legalizacji związku: coraz więcej osób heteroseksualnych, prowadzących wspólnie z partnerem życiowym gospodarstwo domowe, nie decyduje się na ślub, choć chętnie skorzystałoby z niektórych praw cywilnych, np. w celach podatkowych. Prawo powinno to uwzględnić, oczywiście nie dyskryminując par nieheteroseksualnych.
Homiki.pl Sądzę, że nie należy próbować porywać się z motyką na słońce i zmieniać konstytucyjnego zaUschi pisu definicji małżeństwa (art. Pawlik 18). Natomiast walkę o rejestrowane związki partnerskie trzeba zacząć jak najszybciej – i intensyfikować działania w tym mocno odstawionym na boczny tor temacie. Walka o związki partnerskie musi się jednak rozpocząć od akcji informacyjno-afirmacyjnej skierowanej do samego środowiska LGBTQ. W moim odczuciu znaczna jego część nie jest świadoma korzyści, jakie ze związków mogą wyniknąć, oraz nie jest gotowa ujawnić się na tyle, by związki te zawrzeć.
opinn i e
Związki partnerskie? Małżeństwa? Inna opcja? KrytykaPolityczna.pl
Przede wszystkim trzeba uszanować to, że różne osoby pragną różnych rzeczy. MałAdam żeństwo to dla jednych marzeOstolski nie, dla innych zaś instytucja podejrzana. Rejestrowany konkubinat to dla jednych wygodne rozwiązanie praktycznych problemów, dla innych – namiastka autentycznego równouprawnienia. Dlatego sprawiedliwe byłoby rozwiązanie dwutorowe. Z jednej strony, prawo do zawierania małżeństw na tych samych zasadach, co osoby heteroseksualne, z drugiej – konkubinaty. Walcząc o uregulowanie statusu związków LGBT, często wysuwamy kwestie praktyczne – kłopoty spadkowe, wizyty w szpitalu, niejasną sytuacja dzieci z poprzednich związków itp. To ważne argumenty, ale nie tylko o to tu chodzi. To jest też walka o uznanie równej godności i praw osób i par homoseksualnych, o pełną emancypację.
Lesbijka.org Związki partnerskie tak, małżeństwa nie. To nic nikomu nie ujmuje, a kto się czuje „zdePatrycja gradowany“, że byłby związek, Markiewicz nie małżeństwo, to chyba sam nie wie, czego chce. Można pogodzić tradycję (małżeństwo kobiety i mężczyzny) z wymogami czasu (związki partnerskie). Przecież głównie liczy się osłona prawna, nie nazewnictwo. Poza tym związki są do „przełknięcia“ przez społeczeństwo, przy małżeństwach budzi się w nim spory opór. Ludzie mądrzy szukają konsensusu, wierzę, że tacy się znajdą po obu stronach.
9
kraj
83 gejów, 8 trans, 28 lesbijek, 7 bi Tekst: Michał Minałto
Czy polska prasa jest przychylna gejom i lesbijkom? Sprawdziliśmy to! Przeprowadziliśmy („Replika“ i Homiki.pl) monitoring polskiej prasy – dzienników we wrześniu br., a tygodników – we wrześniu i październiku br. Sprawdzaliśmy, jak często pojawia się tematyka LGBTQ, w jakim kontekście, a przede wszystkim, gdzie mamy sojuszników. Miesiące powakacyjne, kiedy skończył się okres ogórkowy, a spektakularnych wydarzeń w stylu Parady Równości czy wizyty „gejów z orędzia“ nie było, wydały nam się idealnym momentem na takie badanie.
Gazety codzienne „Wyborcza“ uważana jest powszechnie za progejowską/lesbijską. Czy słusznie? Nie bardzo, bo gazeta, owszem, pisze o nas zwykle przyjaźnie, ale raczej rzadko. Statystyki podwyższają wrześniowej „Gazecie…“ Kinga Dunin i Katarzyna Bielas. Pierwsza w obu swych wrześniowych felietonach wprowa-
Koślawo o „Senności“ Premiera książki Wojciecha Kuczoka i filmu Magdaleny Piekorz pod tym samym tytułem okazały się dobrym miernikiem stosunku wielu publicystów do homoseksualizmu. Nie wszyscy zdali egzamin. Zdzisław Pietrasik z „Polityki“ tak charakteryzował jednego z bohaterów „Senności“: „Adam, (…) lekarz, prywatnie homoseksualista“. Oto ciekawa dychotomia życia: służbowo i publicznie lekarz, „prywatnie“ homoseksualista! Pietrasik, dziennikarz, publicznie homofob? Także Dariuszowi Nowackiemu, dyżurnemu homofobowi gościnnie występującemu na łamach „Gazety Wyborczej“, przyszło się zmierzyć z „Sennością“: „Narrator podpowiada, ze w Adamie dopiero pod wpływem Pięknisia obudziło się homoseksualne pożądanie“. A może po prostu Adam jest gejem, któremu się Piękniś spodobał? Barbara Hollender w „Rzeczpospolitej“, opisując filmy prezentowane na Festiwalu w Gdyni, pisze o „Senności“: „Obserwujemy (...) lekarza, który musi się uporać z własnym homoseksualizmem“. Oczywista bzdura, bohater musi się uporać z niechęcią otoczenia, przede wszystkim rodziców. Jej opinię możemy uznać za typowy przykład pisania o homoseksualizmie, który automatycznie „musi“ mieć nadaną łatkę osobistego dramatu.
10
dziła perspektywę gej/les, pisząc o „Senności“ Wojciecha Kuczoka (20.09) oraz zdając sprawozdanie ze swego badania na uprzedzenia (6.09). Druga w wywiadzie z Juliuszem Machulskim (współautorem był Jacek Szczerba) wprowadziła temat domniemanej homoseksualności Jej Ekscelencji z „Seksmisji“ (1.09). Inny pozytywny przykład to recenzja „Chłopaka czy dziewczyny“ (2.09) napisana ze świadomością, że czytelni(cz)kami będą też osoby homoseksualne. Ale są i wpadki: przy okazji ukazania się „Dzienników“ Anny Kowalskiej o lesbijskim związku pisarki z Marią Dąbrowską konsekwentnie pisano jako o… „przyjaźni“. „Dziennik“ pisał o sprawach LGBTQ tylko w kontekście wydarzeń kulturalnych, a i tu miały marginalne znaczenie. Jedynym wyjątkiem był obszerny tekst „Kłopot z płcią, czyli między kulturą a naturą“ – recenzja „Uwikłanych w płeć“ Judith Butler i towarzyszący jej wywiad z Kingą (znów!) Dunin (20.09). To jemu zawdzięczamy jedyne pojawienie się we wrześniowych „Dziennikach“ słowa „lesbijka“. Nieobecność tematyki homoseksualnej kontrastuje z wyrażanym na łamach przekonaniem, iż „wystylizowany gej“ jest ostatnio czymś „modnym“, szczególnie w literaturze (3.09). Najwidoczniej gazeta nie nadąża za modą. Podobnie jest z „Polska The Times“. Tutaj też nieheteroseksualne sprawy wypływają epizodycznie i tylko w kręgu kultury. Jest Jan Peszek jako gwiazda „Figo Fago“ (26.09), jest retrospektywa twórczości homoseksualnego malarza Francisa Bacona (4.09), poruszono także homowątki pojawiające się w książce o śmierci Marka Papały (8.09) pominięte przez „Politykę“. Aż się prosiło, by np. obszerne omówienia karier Cyndi Lauper i Abby okrasić informacją o ich statusie gejowskich ikon... Nic z tego. Na tym tle homofobiczna „Rzeczpospolita“ wygląda na potentata, jeśli chodzi o ilość. Zaliczana do tytułów konserwatywnych i prawicowych, gejami zajmuje się bardzo
często, zauważa lesbijki, a nawet dla transseksualisty znajdzie miejsce. We wrześniu w co drugim numerze pojawiał się wątek związany z LGBTQ, artykuły były neutralne bądź negatywne. „Rzepie“ łatwiej się zdobyć na obiektywizm, gdy temat nie dotyka kwestii uznawanych za drażliwe (wychowanie dzieci) lub gdy dotyczy spraw zagranicznych („Muzułmanie grożą gejom w Sarajewie“ – 9.09), a więc „obcych“. Właśnie w „Rz“ pojawił się najbardziej homofobiczny artykuł całego monitoringu, w którym autor, Grzegorz Górny, celowo i wielokrotnie porównuje pedofilię z homoseksualizmem (16.09): W Holandii już słychać głosy lekarzy i polityków, którzy tłumaczą, że pedofilia, tak jak homoseksualizm, jest naturalną skłonnością pewnego odsetka ludności. Poza tym, „Rz“ lubi straszyć czytelników „homoseksualną rewolucją“ (np. „Spis winowajców“ o kalifornijskich działaczach LGBT tworzących listę osób i firm wspierających zakaz legalizacji małżeństw homoseksualnych – 3.09). Jednak tylko w tym dzienniku mogliśmy przeczytać o autorze kryminałów planującym częściej umieszczać w swoich książkach gejów i lesbijki („Kryminał ma uczyć tolerancji dla gejów“ – 30.09) czy transseksualistce z USA, która wygrała proces o zatrudnienie („Zmiana płci nie zmienia szans“ – 23.09) Na monitoring „Naszego Dziennika“ szkoda było nam czasu.
Tabloidy Dwa główne tabloidy prezentują zupełnie odmienne postawy wobec LGBTQ. „Fakt“ okazuje się pismem zdecydowanie mniej homofobicznym. Nie licząc Macieja Rybińskiego, felietonistyhomofoba, naczelny brukowiec Polski, jeśli już się za homoseksualizm bierze, jest nam dość przyjazny. Zdarza mu się pouczyć samą Jolę Rutowicz: Jolanta atakuje Tomasza Jacykowa za jego orientację seksualną. Jakby nie wiedziała, że to jego prywatne sprawy. Najwidoczniej Jola nie nauczyła się jeszcze, że należy szanować mniejszości seksualne (24.09). Entuzjazm wzbudził miniserial „Figo Fa-
go“ z Pawłem Małaszyńskim i Janem Peszkiem (3.09), nie zabrakło także szczegółowego omówienia szaleństwa telewizyjnej publiczności, gdy na wizji buziaka dały sobie dwie Edyty: Herbuś i Górniak (20.09). Podglądactwo lesbianizmu, czy też sympatia dla obalania heteromatrixu? Inaczej „Super Express“, który wyewoluował w rejony jawnie homofobiczne. Najdalej posuniętym „obalaniem heteromatrixu“ była tu obfotografowana damska torebka Tomasza Kammela (30.09). Ale już osoba trans to „zboczeniec przebierający się za kobietę“ (5.09). Kylie Minogue opowiada o swoich lesbijskich marzeniach (13.09), ale tylko dlatego, że nie spotkała dotąd odpowiedniego faceta (skąd to znamy?). Aktor Cypryański musi się gorączkowo tłumaczyć z przyjęcia roli geja w nowym filmie (1.09), a Korę ponoć prześladuje wcielająca się w jej postać drag queen (5.09). Cóż za galimatias!
Leibovitz i Sontag tworzą szczęśliwą rodzinę, Annie rodzi im trójkę dzieci. Wątki gej i les pojawiają się również w kontekście orientacji osób publicznych i kultury (recenzje „Łaskawych“ – 2.10., „Mamma mia!“ – 28.08. /nr wyszedł we wrześniu/, „Senności“ – 16.10.), rzadziej niestety – zjawisk społecznych. Nie ma we wrześniowo-październikowych „Przekrojach“ homofobicznych wpadek.
„Newsweek“ tematom niehetero poświęcił tylko kilka informacyjnych notatek i wzmianek. Temat LGBTQ nie wzbudza tu raczej aprobaty, ale też żaden z tekstów nie niósł wyraźnie negatywnego przesłania. Informację o tym, że za najbardziej obraźliwy epitet uznaje się w Polsce „pedała“ (83% wskazań) pozostawia się bez komentarza (31.08., nr ukazał się we wrześniu). Za to Tomasz Jastrun w swych felietonach aż dwukrotnie wprowadził wątki gejles: wieszcząc przyjęcie małżeństw homoseksualnych (31.08., nr ukazał się we wrześniu) i otwarcie pisząc o lesbijskim związku Kowalskiej i Dąbrowskiej przy okazji „Dzienników“ tej pierwszej (12.10). To wszystko jednak to kropla w morzu możliwości poważnego tygodnika opinii.
We „Wprost“ mniejszości seksualne służą głównie do tego, żeby się z nich pośmiać. W takich rubrykach jak „UEOrgan Ludu“ i „Fakty z życia koalicji i opozycji“ Mazurka i Zalewskiego najczęściej napotkamy żarty z gejów (istnienie lesbijek mało kto zauważa): Notowania komuszków spadły do 5 procent! Naszym zdaniem, to elektorat gejowski odpłynął od SLD po klęsce Wojtka Olejniczaka – tak skomentowano słabe wyniki sondażowe SLD (7.09.). Czasem „żarty“ przekraczają granice chamstwa: pisowskie ponoć hasło Donald, łobuzie, wsadzimy ci ch... w buzię okraszono słowami: PiS otworzył się na mniejszości seksualne (14.09.). Inaczej jest w rubryce kulturalnej i dziale zagranicznym. Zamieszcza się tu recenzje autorów otwarcie gejowskich (Michał Zygmunt o „Łaskawych“ – 5.10.), chwali i cytuje nowego mera Londynu Borisa Johnsona (Nikt zdrowy na umyśle nie jest homofobem – 7.09.). Jednocześnie nie brakuje szyderstw i wprowadzania konserwatywnych treści, choćby w wypowiedziach nie tak dawnego lidera „lewicy“ Józefa Oleksego, według którego w kwestii Parad Równości przesadza strona homoseksualna chcąca demonstracyjnie manifestować swoją obecność (28.09.). Wszystko to razem składa się na dość schizofreniczną całość. Redakcji „Wprost“ sugerujemy wizytę w poradni antyhomofobicznej.
Trochę lepiej, jeśli chodzi o ilość, jest w „Przekroju“ (żadnej wzmianki o gejach i lesbijkach nie było tylko w numerze z 25.09.), dostrzec można też dużą pozytywną różnicę jakościową. Przykładowo: w analizie tekstów piosenek Piotra Kupichy pojawia się refleksja, że faceta może rzucić nie tylko dziewczyna, ale też inny facet (23.10.). W artykule o Annie Leibovitz (29.10.) Kuba Dąbrowski pisze o jej związku z Susan Sontag, nazywając ją partnerką życiową i kochanką fotografki. Wspomina również, że
Zdecydowanym rozczarowaniem zakończył się monitoring deklarującego lewicowość i przywiązanie do spraw LGBTQ „Przeglądu“, który nie zauważa homoseksualizmu nawet w tekstach, gdzie powinien się on pojawić. Przykładowo w artykule o kondycji młodych mężczyzn przyjęto założenie, że istnieją tylko heteroseksualiści („Młody mężczyzno, jaki jesteś?“ – 29.09). W zasadzie jedyna publikacja „z wątkiem“ dotyczyła Jorga Haidera, jego kariery, śmierci i życia osobistego („Druga twarz Haidera“ – 2.11., nr
Tygodniki
wyszedł w październiku). Widać więc jawny dysonans pomiędzy deklarowanymi i rzeczywistymi priorytetami, tak naprawdę „Przegląd“ to po prostu biuletyn kilku partii określających się mianem centrolewicy. Na koniec „Polityka“, w której w 1981 r. ukazał się głośny i pamiętany do dziś obszerny artykuł o homoseksualizmie – „Gorzki fiolet“ Barbary Pietkiewicz. Co ciekawe, z tą samą Pietkiewicz są teraz (numer 38) kłopoty, spod jej pióra wyszło sformułowanie: Kazirodztwo nie jest chorobą, nie otrzymuje się go fizjologicznie, w genach jak pedofilię (kazirodcy bywają pedofilami, ale zdecydowanie przeważają wśród nich heterojcowie) (20.09). Cóż! Pośrednio autorka wpycha nas w rewiry stereotypu pederasty-pedofila, zadziwić musi także określenie „heterojcowie“, zupełnie jakby istnieli homojcowie masowo oskarżani o kazirodztwo. Mimo (czasem karygodnych!) wpadek „Polityka“ zasługuje na miano pisma delikatnie gej/les-friendly. Decydują o tym teksty takich osób jak Joanna Podgórska, autorka niedawnego (świetnego!) raportu o „les mamach“. Ostatnio dzięki felietonom Kuby Wojewódzkiego tematy LGBT w zabawnej (i niehomofobicznej) formie są częściej obecne na łamach. No i był też prawdziwy hit: w numerze z 25.10. zamieszczono 3-stronicowy fragment książki o Jerzym Waldorffie dotyczący wyłącznie uczuciowego życia Waldorffa i jego ponad półwiekowego męsko-męskiego związku.
Wynik Choć na rynku prasowym istnieje wiele dzienników i tygodników, wybór jest w gruncie rzeczy niewielki. Nie brakuje gazet zainteresowanych homoseksualizmem, ale negatywnie do niego nastawionych („Rzeczpospolita“), natomiast tytuły przyjazne LGBTQ poświęcają tym sprawom niewiele miejsca („GW“, „Polityka“). Ciągle nie ma jednak pisma, o którym można byłoby powiedzieć „nasze“, nie ma miejsca na poważną debatę. Czy jest nadzieja, że kiedyś się to zmieni? Na razie naszym największym sprzymierzeńcem jest kultura, to w tym dziale jest największa szansa na spotkanie tematyki homoseksualnej. (Współpraca: Mariusz Kurc, Magda Pocheć, Bartosz Reszczak, Marcin Teodorczyk, Krzysztof Tomasik, Ewa Tomaszewicz)
„Rzeczpospolita“, a potem długo nic Najwięcej słów-kluczy (ggej, lesbijka, homoseksualizm, transseksualizm, biseksualizm i homofobia) pojawiło się we wrześniu w „Rzeczpospolitej“ (odpowiednio: 29, 6, 24, 2, 2, 0). Pozostałe monitorowane dzienniki są pod tym względem daleko za nią (najlepiej, ale nadal blado, wypadła „Wyborcza“ – 7, 3, 5, 0, 0, 2). Wśród tygodników przoduje „Newsweek“ z 13 gejami, 2 lesbijkami i 9 użyciami różnych form słowa „homoseksualizm“. Co ciekawe, najnowsze z badanych słów – „homofobię“ w dziennikach znaleźliśmy trzykrotnie (dwa razy w „Wyborczej“, raz w „Dzienniku“), a w tygodnikach „aż“ czterokrotnie – ale tylko we „Wprost“. Czyli uważana z gej/lesfriendly „Wyborcza“ wypadła tu znacznie gorzej od tygodnika uznawanego za homofobiczny. Poza tym, ranking słów-kluczy nie przynosi rewelacji – lesbijek jest niemal trzykrotnie mniej niż gejów (228 do 83), sporadycznie pojawiają się biseksualiści (77) i osoby transseksualne (88). Jak widać, dla niestety wszystkich badanych mediów sprawy LGBTQ to nadal przede wszystkim kwestie „gejowskie“. Choć i tak od czasu, kiedy to „Wyborcza“ nadała tytuł „Geje wygrali z PiS“ informacji o wygranej czterech lesbijek z poznańskimi radnymi PiS w sprawie o znieważenie (wrzesień 2006) widać sporą poprawę – takich kompromitujących wpadek tym razem nie było.
11
„Berek“ z Kasprzyk i Marcin Szczygielski dokonał adaptacji swojej bestselerowej powiesci „Berek“. Pr
Foto: Monika Rakowska
Rozmawiał: Mariusz Kurc
Zakochany Paweł rozmowa z Pawłem Małaszyńskim Paweł z „Berka“ to druga postać geja w Twojej karierze… …jak to druga?
nawet jeśli tylko delikatnie – uczucie między dwoma mężczyznami. Może być np. śmiech, a nie o to mi chodzi.
Pierwszy jest Figo z serialu w programie Szymona Majewskiego. A nie, „Figo Fago“ jest komiksem, pastiszem. W „Berku“ to zupełnie co innego. Gram prawdziwego faceta. Na razie próbujemy, rola się rodzi. Strasznie jestem ciekawy, jak widzowie będą reagować. Publiczność Teatru Kwadrat jest przyzwyczajona do repertuaru raczej lekkiego, bez kontrowersyjnych tematów. I nie wiem, jak zareaguje na poważnie pokazane –
Będą sceny miłosne? Będą. I jak się w nich czujesz? Nie mam oporów. Jasne, że gdybym miał na przykład całować się namiętnie z facetem, wiesz, pójść w ślinę, to byłbym zestresowany na sto procent. Ale lubię przekraczać moje własne wewnętrzne granice. „Berkiem“ będziemy „badać“ publiczność Teatru Kwadrat. Nie zdziwię się, jeśli niektórzy będą podczas spektaklu wychodzić. Wcześniej takim testem była sztuka „Perfect Day“, którą gramy od zeszłego roku – tam też pojawia się gej, i to z pojemnikiem ze spermą [jego przyjaciółka marzy o zajściu w ciążę a on chce jej pomóc – przyp. MK]. Ale w „Berku“ idziemy dalej – mój bohater się zakochuje, ma chłopaka.
Paweł Małaszyński w przerwie prób do „Berka“
12
Jak się znalazłeś w obsadzie „Berka“? Przeczytałem książkę Marcina Szczygielskiego, spodobała mi się. Ewa Kasprzyk powiedziała mi, że fajnie byłoby to przenieść do teatru. Powstał scenariusz, zgodziłem się bez wahania.
Paweł Małaszyński z autorem „Berka“ Marcinem Szczygielskim
Bartek Świderski, który grał geja w „Magdzie M.“, przestrzegał innych aktorów przed przyjmowaniem takich ról. Ponoć spotkało go spo ro nieprzyjemności. Nie boję się tego. Już po „Figo Fago“ zdarza mi się usłyszeć na ulicy jakieś docinki niemiłe – mam to gdzieś. Społeczeństwo jest, jakie jest, i ja rzucam mu wyzwanie. Przy wyborze ról nie kombinuję, co inni pomyślą, nie kalkuluję, co będzie korzystne dla mojego wizerunku, a co nie. Gdy odbierając Telekamerę 2008 dla najpopularniejszego aktora, przejęzyczyłeś się i podziękowałeś kochankowi, wielu gejom zabiły żywiej serca... Tak, tak, słyszałem nawet, że były zakłady, kto jest tym moim kochankiem. W jednym z wywiadów przeczytałem, że two im ulubionym pisarzem jest Jean Genet. To ikona kultury gejowskiej. Genet to moja fascynacja jeszcze ze szkoły teatralnej. Szczególnie cenię jego „Balkon“ i „Ścisły nadzór“, który zrobiliśmy na III roku z panią Bożeną Baranowską. Ale jak już jesteśmy przy gejowskich ikonach, to lubię też poezję Artura Rimbaud. Przy okazji: „Całkowite zaćmienie“ Agnieszki Holland o związku Rimbaud z Verlainem – fenomenalny film. O widzisz, DiCaprio tam miał odważne sceny męsko-męskie – podziwiam. Co jeszcze? „Klatka dla ptaków“… Ostatnio Marcin Szczygielski pożyczył mi serial „Queer as folk“... A u Szymona Majewskiego świetnie naśladowałeś Freddie’ego Mercury’ego. Tak, jestem fanem Freddie’ego. Lubię też Andy’ego Warhola. Zajmował się malarstwem, grafiką, filmem, ale cenię go przede wszystkim jako niesamowitą osobowość.
“. Premiera w Teatrze Kwadrat w Warszawie 13 grudnia 2008 r.
kultura
i Małaszyńskim
Diva zakłada beret rozmowa z Ewą Kasprzyk Świetnie czytałaś fragmenty „Berka“ doty czące Anny na wieczorze promocyjnym książki jakiś rok temu w klubie Toro. Tomasz Raczek już wtedy mówił, że masz pomysł, by zrobić teatralną adaptację. Tak. Ten tekst od razu mi wpadł w ucho. Na początku prosiłam Marcina Szczygielskiego, by zrobił z niego monodram dla mnie. Potem jednak zachęciłam Pawła Małaszyńskiego, żeby zagrał rolę Pawła, więc było już nas dwoje. Jeszcze później okazało się, że możemy jeszcze dodać kolejne dwie postacie z powieści. Anna to tzw. moherowy beret – bardzo konserwatywna, niesympatyczna, uprze dzona do gejów starsza pani, sąsiadka bohatera granego przez Pawła Małaszyńskie go. Gdy myśli się o kandydatkach do tej roli, Ewa Kasprzyk, grywająca chętnie kobiety przebojowe, silne i nowoczesne wcale nie przychodzi do głowy. Skąd ten pomysł? Pomyślałam, że ciekawie byłoby zagrać postać tak odległą ode mnie światopoglądowo, tak różną. To jest dla mnie szansa, żeby się nie dać zaszufladkować – wyjść poza role, z którymi jestem kojarzona. Interesująca w „Berku“ wydaje mi się konfrontacja tych dwóch obcych sobie światów – świata „moherów“ i świata gejów. Ja zawsze byłam progejowska, a granie „Patty Diphusa“ Pedro Almodovara jeszcze bardziej zbliżyło mnie do tej tematyki. I do gejowskiej publiczności. Słyszałam nawet, że dzięki Patty zyskałam miano królowej gejów. W „Berku“ przechodzę na przeciwną stronę. Jesteś gejowską divą, to nie ulega kwestii. Np. do niewielkiej roli w spektaklu „Szewcy u bram“ wniosłaś niesamowity ładunek eks pansywnego, władczego seksapilu – to się wielu gejom bardzo podoba. Bardzo mi miło… A Violetta Villas? To też typ divy. Ale wszystko pasuje: Twoja bohaterka z „Bellissimy“, filmu Artura Ur -
bańskiego, jest zafascynowana Violettą i nawet próbuje ją naśladować. Coś w tym jest, bo jak ostatnio grałam Patty na 3-lecie Teatru Polonia w gejowskim klubie Utopia w Warszawie, to był obłęd po prostu. Wielka przyjemność. Tak genialne porozumienie z publicznością miałam przy tym spektaklu jeszcze tylko na samym początku, gdy grałam w Le Madame [klub Krystiana Legierskiego zamknięty przez PiSowskie władze – przyp. MK]. W Utopii publiczność praktycznie grała ze mną – co rusz coś dopowiadali, żywo reagowali na moje pytania... Szkoda tylko, że pogoda zawiodła, bo na wejście miał tam wjechać cadillac ze mną w środku. Ale i tak był szał. Teraz zobaczymy, jak mnie geje przyjmą w „Berku“, w roli tak odmiennej. A zagrała byś lesbijkę? Gdyby rola była dobrze napisana, nie wahałabym się.
Słyszałem, że w planach masz kolejny projekt z wątkiem gejowskim, tym razem filmowy. Tak. Trzymam kciuki, by producentowi i reżyserowi udało się zebrać pieniądze, już niewiele brakuje. Film nosi tytuł „Płynące wieżowce“ a ja gram matkę głównego bohatera, geja. Matkę nieświadomą orientacji seksualnej syna. Mam nadzieję, że na wiosnę zaczniemy zdjęcia.
Ewa Kasprzyk w przerwie prób do „Berka“ 13
kultura
Uczeń czarnoksiężnika Tekst: Krzysztof Tomasik
Witold Jabłoński – autor gejowskiej powieści „Gorące uczynki“ i poczytnych pozycji fantasy o homoseksualnym wojowniku
14
Kiedy spotykam się z Witoldem Jabłońskim, jest właśnie w trakcie promocji swojej najnowszej książki „Fryne Hetera“. Niechętnie wraca do debiutu z 1988 roku, powieści „Gorące uczynki“, godzi się o niej porozmawiać dopiero wtedy, gdy uświadamiam mu, że właśnie mamy jubileusz, mija równo 20 lat od jej wydania.
tów“) napisał entuzjastyczny tekst w „Życiu Literackim“. Jabłoński nie wie, czy powieść kupowali głównie homoseksualiści złaknieni opisu własnego życia w literaturze, czy może po prostu wszyscy zainteresowani nieobecną tematyką. Po „Gorących uczynkach“ pojawił się cały nurt książek jawnie gejowskich, które na przełomie lat 80. i 90. ukazały się na rynku: „Zakazana miłość“ Tadeusza Gorgola, „Ból istnienia“ Marcina Krzeszowca, „Nieznany świat“ Antoniego Romanowicza.
Dawid Promyk i inni
Sekretarz Andrzejewskiego
Pisząc pierwszą książkę, Jabłoński świetnie zdawał sobie sprawę z własnego homoseksualizmu, chciał sportretować ten rodzaj miłości, a jednocześnie opisać dobrze mu znane środowisko artystyczne. W efekcie „Gorące uczynki“ były swego czasu czymś niezwykłym, ta opowieść o emocjonalnej szarpaninie między trójką bohaterów: Irysem, Dawidem i Ireną była pierwszą polską powieścią, w której właściwie wszyscy bohaterowie to bi- lub homoseksualiści, są też wątki lesbijskie. Pisana w latach 1986-87, ukazała się w 1988 roku. Schyłkowy PRL nie był jeszcze gotowy na tematykę gejowsko-lesbijską, ale Jabłoński nie ukrywa, że miał nadzieję na wywołanie małego skandalu, opisane historie oparł częściowo na swoich perypetiach – on także miał żonę, dobrze znał opisane tam problemy. Jak dziś przyznaje, był to swoisty coming out, ale nie bał się ewentualnych skutków publikacji. Bohaterowie „Gorących uczynków“ mają swoje pierwowzory, także dlatego nie wybrał realistycznego stylu, lepsza była forma pastiszowa. Książka rozeszła się błyskawicznie, cały 10-tysięczny nakład został wyprzedany na pniu, choć niewielki był odzew w mediach, jedynie Tadeusz Olszewski (autor „Zatoki os-
– Czy jest pan blondynem? – pytał dalej Korab, nie zmieniając tonu ani modulacji głosu. – Tak, bardzo jasnym i długowłosym – mówił Irys, śmiejąc się nerwowo. – Ma pan głos blondyna. Ten dialog umieszczony na kartach „Gorących uczynków“ nie został wymyślony. Jak zdradza autor, tak wyglądała jego pierwsza rozmowa telefoniczna z Jerzym Andrzejewskim. Ówczesnemu gigantowi literackiemu marzący o karierze pisarskiej Jabłoński wysłał swoje pierwsze próbki, potem zadzwonił, umówił się na spotkanie, wreszcie został jego ostatnim sekretarzem, prawie niewidomemu już autorowi „Popiołu i diamentu“ pomagał przy pisaniu powieści „Heliogabal“, opowiadającej o niezwykłym związku tytułowego cesarza rzymskiego ze swoim sługą. Wprost o własnym homoseksualizmie Andrzejewski właściwie nie mówił, prędzej o uczuciu do Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Pisarz był oczywiście wrażliwy na piękno męskie-
go ciała, ale więcej było w tym modernizmu niż emancypacji: Andrzejewski, podobnie jak większość ludzi swego pokolenia, traktował jednak homoseksualizm jako coś mrocznego, grzesznego, a w kategoriach racjonalnych – jak chorobę, rodzaj psychicznego defektu. Pamiętam dobrze, jak przekonywał mnie, że wśród Chińczyków na pewno nie ma zbyt wielu homo, „ponieważ to bardzo zdrowa rasa“ [sic!]. Chociaż był wykształconym i inteligentnym człowiekiem, wyznawał jednak wszelkie stereotypy charakterystyczne dla środowiska i epoki, w której żył – mówi Jabłoński. Ich znajomość zakończyła się dość dramatycznie, Jabłoński został wezwany na przeszkolenie wojskowe, w tym czasie Andrzejewski zmarł, jego sekretarz nawet nie miał okazji być na pogrzebie. foto: archiwum prywatne
Cadinot i Trędowata Wraz z „Gorącymi uczynkami“ nie zakończyło się zainteresowanie pisarza tematyką gejowską. Wkrótce Jabłoński wraz z fotografem Jackiem Kowalczykiem stworzył pismo „Kabaret“, nazwane tak na cześć słynnego filmu z Witold Jabłoński Lizą Minnelli. W sumie ukazało się co prawda tylko 5 numerów, ale za to pierwszy wyszedł jeszcze w 1989 roku. To miała być zgrywa, radosna odskocznia od pracy literackiej – tak dziś tłumaczy Jabłoński to, że swoje teksty podpisywał pseudonimami: Adam Sarmacki i Dawid Promyk. Zresztą ten drugi był dla wszystkich oczywisty, tak przecież nazywał się główny bohater „Gorących uczynków“. To, co miało być zabawą, szybko okazało się pracą, zbyt ciężką i niewdzięczną,
dlatego gdy na rynku były już profesjonalne miesięczniki w rodzaju „Inaczej“ czy „Okay“, „Kabaret“ przestał wychodzić. Potem jeszcze były prekursorskie próby jego reaktywacji na VHS, ale na pamiątkę po tym pomyśle pozostało tylko kilka kaset video z filmami Cadinota, przed którymi Jabłoński robił swoiste wprowadzenie, zachęcając do oglądania dzieła i zachwalając grających tam aktorów. Przemiana ustrojowa 1989 roku wiele zmieniła w jego życiu. Przestał pracować w wydawnictwie, za to po raz pierwszy zaczął zarabiać piórem. Pod pseudonimem pisał wówczas „brukowe“ powieści sprzedawane masowo na łóżkach polowych w większości miast Polski. Jabłoński nie ukrywa, że było to zajęcie bardzo dochodowe. Zaczęło się od „Wyznań chińskiej kurtyzany. Tortur miłości“ (1990), potem był ciąg dalszy – „Uczennica Chińskiej Kurtyzany“ (1991), ale prawdziwą furorę zrobiły kontynuacje słynnej „Trędowatej“, wydawane w ogromnych nakładach pod wiele mówiącymi tytułami: „Trędowaci“ (1991), „Tajemnica Baronessy“ (1992), „Syn Ordynata“ (1992), „Dziedziczka“ (t. 1 – 1992, t. 2 – 1993). Pisanie o coraz bardziej nieprawdopodobnych perypetiach kolejnych potomków wielkiej miłości Stefci Rudeckiej i Waldemara Michrowskiego przynosiło sporo rozrywki, udało się nawet wprowadzić kilka gejowskich postaci, ale okres największej prosperity z czasem się skończył, a Witold Jabłoński doszedł do wniosku, że mijają kolejne lata, a on, choć zarabia, to nie pracuje na własne konto. Jednak nie od razu wrócił do pisania pod własnym nazwiskiem.
Kochanek czerwonej gwiazdy Nadarzyła się bowiem okazja napisania kolejnej powieści gejowskiej. Dom Księgarski i Wydawniczy Fundacji „Polonia", który opublikował polskie tłumaczenie legendarnego „Nie oglądaj się w stronę Sodomy“ Gore Vidala, zwrócił się do Jabłońskiego z propozycją napisania w popularnej formie o romansie dwóch mężczyzn. Tak powstał „Kochanek czerwonej gwiazdy“, opowieść o niespodziewanej i napotykającej liczne przeszkody miłości między uczącym się na księdza Andrzejem a stacjonującym w Legnicy radzieckim żołnierzem Seriożą. Miłości od pierwszego spojrzenia: Na niskim zydlu siedział półnagi brunet o wielkich, smutnych oczach. Przygrywał kolegom na akordeonie w takt wesołej piosenki, lecz zapatrzony był gdzieś w dal tymi mokrymi, czarnymi, lekko skośnymi oczyma. Andrzej w jednej chwili zrozumiał, że to właśnie te oczy. Chciał wierzyć, że ich źrenice spotkały się i zrozumiały.
wonej gwiazdy“ ma już wartość historyczną, akcja dzieje się w końcu na przełomie lat. 80. i 90., udało się uchwycić nieco z tego gorącego okresu, jest nawet scena, gdy jeden z bohaterów przychodzi i obwieszcza nowy trend: już nie mówi się „pedał“, pojawił się bowiem „gej“. Nie jest wykluczone, że także dziś książka mogłaby wywołać kontrowersje, w końcu duża część akcji dzieje się w seminarium, które przedstawione zostało jako szkoła hipokryzji i konformizmu, do tego opętana obsesją na punkcie seksu, i to zarówno jeśli chodzi słowa, jak i czyny.
Homoseksualny czarnoksiężnik
Powieść jako praca wykonana na zlecenie została podpisana Adam Sarmacki i znalazła się w planie wydawniczym na 1992 rok – tak pisało „Inaczej“, publikując jeden z rozdziałów. A jednak z niejasnych powodów „Kochanek...“ nie ukazał się, była już nawet zrobiona okładka, ale wydawnictwa pojawiające się na początku lat 90. jak grzyby po deszczu często miały bardzo krótki żywot, czasem udało się opublikować tylko jedną książkę. Powieść przetrwała w maszynopisie, istnieje możliwość wydania jej dzisiaj. Jabłoński przyznaje, że „Kochanek czer-
Przez ostatnich siedem lat Witold Jabłoński cieszył się popularnością jako pisarz fantasy. Zaczęło się od „Dzieci Nocy“ (2001), potem był „Uczeń czarnoksiężnika“ (2003), który zapoczątkował sagę o Witelonie, rozpisaną w sumie na cztery powieści (także „Metamorfozy“, „Ogród miłości“, „Trupi korowód“). Autor uważa, że zbyt pochopnie włożono jego dorobek do szufladki „fantastyka“. Twierdzi, że na tej samej zasadzie można określać jego sagę mianem „gejowskiej“, bo przecież główny bohater całego cyklu jest homoseksualistą. Największą uwagę zwrócono na nienawiść głównego bohatera do Kościoła katolickiego, sam autor też przyznaje, że męczy go „ponury cień krzyża“, który od lat unosi się nad Polską. Obecnie wiele obiecuje sobie po najnowszej książce o Fryne, która powinna być zaskoczeniem dla dotychczasowych czytelników. Jak zapewnia mnie Jabłoński, geje i lesbijki z pewnością nie będą rozczarowani.
Apollów. Mnóstwo tutaj detali z antycznej codzienności, od opisów domostw po zwyczaje seksualne, które nadają powieści uwodzicielski charakter. Do tego oczywiście dochodzi wartka
akcja pełna przygód, kilka nieco kiczowatych momentów (zwłaszcza finał), czyli wszystko to, co zgrabna powieść zawierać powinna. Na jesienne wieczory jak znalazł. (Marcin Teodorczyk)
Fryne Witold Jabłoński, „Fryne Hetera“, wydawnictwo superNOWA, Warszawa 2008 Witold Jabłoński zasłynął jako autor cyklu przygód Witelona z Borku, czarnoksiężnika – geja, żyjącego na ziemiach polskich na przełomie XIII i XIV wieku. Tym razem za sprawą „Fryne hetery“ przenosimy się do starożytnej Aleksandrii obserwowanej z perspektywy wpływowej kurtyzany, której życie toczy się wokół możnych ówczesnego świata.
r e k l a m a
Jabłoński przyzwyczaił nas w swoich utworach do swobodnych interpretacji faktów historycznych, mocno podkolorowanych, które stają się pretekstem do barwnej opowieści. Z Fryne przyglądamy się zakulisowym rozgrywkom Aleksandra Wielkiego w walce o władzę. W tle wiją się w uściskach seksownie męskie ciała ówczesnych 15
opinn i e
Jaka powinna być Parada Równości 2009? Tym razem na nasze pytanie odpowiadają Krzysztof Zabłocki, działacz Lambdy, oraz Bożena Umińska, pisarka, feministka i działaczka społeczna. A jaka Waszym zdaniem powinna być parada? Piszcie na gazeta@kph.org.pl Krzysztof Zabłocki: Czas na nic nie czeka
„Różni, ale równi“, „Kochaj bliźniego swego!“, „Żyj, kochaj, bądź!“ – oto hasła przewodnie trzech ostatnich Parad Równości. W swoim „Słowie na Paradę“ zamieszczonym na Homikach.pl do tego ostatniego hasła dodałem „i nie przepraszaj!“ (bo nie ma za co). Parada się odbyła – „byliśmy i nie przepraszaliśmy“, było radośnie, wesoło i muzycznie – a jednak wielu (w tym i ja) odczuwało niedosyt. Zwłaszcza pod koniec parady (wspomniała o tym Ewa Tomaszewicz w lipcowo-sierpniowym numerze „Repliki“), gdy nastąpiło coś, co po angielsku określa się jako anticlimax – czyli, powiedzmy, „antyszczytowanie“. Jak gdyby nagle wszystkim wszystko opadło (już nie wnikajmy, co), a symbolem tego była dla mnie skapcaniała postać Marka Borowskiego, który przygarbiony siedział ze smutną miną na platformie – szła wieść, że ma przemówić, a tymczasem jak gdyby po prostu o nim zapomniano. To po co było fatygować i postponować jednego z niewielu polskich polityków z klasą? Powinien się był po prostu obrazić – jak z pewnością uczyniłaby to Jego Obrażalskość, która trzy miesiące później odbierała w tym samym miejscu całkiem inną paradę. Ale ad rem: te piękne i słuszne hasła wymienione powyżej niech nam szczytnie przyświecają, ale to za mało, jak na nasz kartoflany postkaczystan III/IV/III. Tu powinno być coś prawdziwie dobitnego i konkretnego, wyraziste hasła i wyraziste przemowy – pod koniec, ale i na „stacjach“ w trakcie – coś, co się zapamięta, a nie tylko to, że była ciocia Rafalala z ptaszkiem, że jakiś bogobojny staruszek puszczał bluzgi, a dwóch ładnych chłopaków się obejmowało – cóż za transgresja i śmiałość! 16
Obejmować się publicznie na paradzie! Rok temu pojawiła się urokliwa Joanna Senyszyn z pejczem i biblijnym przesłaniem – i to się jakoś zapamiętało! W tym roku zabrakło kobiety z jajem (i z jajami) – w przyszłym roku – 2009 – to się nie może powtórzyć! Wyraziste i KONKRETNE hasła/ŻĄDANIA – może to się powinno było ustalić już na wrześniowym spotkaniu polskich organizacji LGBTQ – i parę znaczących osób, które wygłoszą parę znaczących słów – a od czego mamy takie wspaniałe kobiety (z intelektualnymi jajami!) jak Magdalena Środa, Kazia Szczuka, Agnieszka Graff, Kinga Dunin? A może i polski Zapatero dałby się namówić? Żeby i mężczyźni też dali jakiś głos? Kochajmy się jak bliźni i bracia, ale walczmy o swoje jak nasze siostry i bracia odmieńcy na tzw. Zachodzie – i nie ulegajmy samobójczym argumentom, że jeszcze nie pora, że społeczeństwo nie dojrzało, że czas jeszcze nie ten. Bo wszystko czeka na swój czas, czas zaś na nic nie czeka – jak mówi chińskie przysłowie.
Bożena Umińska: Pora na zmiany! Jeszcze trochę, a będzie dziesięciolecie Parady Równości. Co do mnie, to brałam udział w pierwszej. Zwarta grupa, jakieś 500 osób, przeszła się Krakowskim. Byłam prawie na końcu, koło Shany Penn i Agnieszki Graff, Agnieszka ze swoja białą suką, ja ze swoją czarną. Sula i Ada. Wtedy chodziło o to, żeby się pokazać. W kolejnych latach pokazywanie się udawało się coraz lepiej. Parada też jest – z fluktuacjami – coraz większa, a ta stana na Placu Bankowym, w roku zakazu, była po prostu rewelacyjna. Wszystko mam zapisane, na w razie czego, w „Barykadach“.
Ale czas płynie. Czarny pies Ada już nie żyje. Sula jest staruszką, prawie nie widzi. W kategoriach psiego życia Parada jest starszą panią. Ale nadal świętuje się to, że można się pokazać. No cóż, łatwiej czy trudniej, ale można. To już wiadome. Więc pora na pytanie: co właściwie nadal świętujemy, z balonikami, transparentami, muzyką, platformą? Czy brak praw? Czy niewielkie zmiany w świadomości społecznej? Bo nie mamy żadnych praw (to piszę też jako hetero „konkubina“, bez praw). Niemniej Parada już się narodziła wielokrotnie. Ruch gejowski i lesbijski przebiły granicę publicznego nieistnienia. Powiedzmy sobie jak Obama – czas na zmiany, pora przejść do konkretów. To nie szkodzi, że na razie nie ma szansy na realizację. Niech się przyzwyczajają! Trzeba przejść do politycznych haseł i politycznego nastroju. Trzeba spisać postulaty, od edukacji, po prawo do związków partnerskich. I albo wręczać to, jako szkic prawa, politykom tej partii, która się zgodzi je zgłaszać, albo sporządzić projekt obywatelski, ze zbieraniem podpisów. It’s time to change!
List do redakcji Parada powinna jak najbardziej być manifestacją postulatów. W Polce nic się nie zmienia w prawie. Każda ekipa u władzy lekceważy gejów i lesbijki. Nadal jesteśmy dyskryminowani przez państwo. Mam gdzieś, czy ktoś mnie lubi, czy nie lubi, ale państwo, na którego utrzymanie płacę podatki, nie ma prawa dyskryminować mnie i mojego związku. Moim zdaniem podczas manifestacji trzeba się skupić na jednej rzeczy. Ja wybrałbym możliwość legalizacji związków. Dla mnie to najważniejsza sprawa i jeśli my – geje i lesbijki – sami tego nie popchniemy dalej, to nikt tego za nas nie zrobi. Nic nie stoi na przeszkodzie, by po paradzie była impreza plenerowa – roztańczona, z jedzeniem i piciem, ze sceną, muzyka, DJ-ami. To by było wspaniale uzupełnienie. Jacek
s p o łecze ń stwo
Ono Tekst: Magda Pocheć
foto: www.faredovigo.es
Płeć nie istnieje, a seksualność to zbyt zróżnicowane zjawisko, by można je było zaszufladkować do trzech kategorii: homo, hetero i bi. Tak w skrócie prezentuje się postulowana przez Beatriz Preciado teoria panseksualnego transgenderyzmu
Trzydziestoośmioletnia Hiszpanka to filozofka, która nie tylko zajmuje się abstrakcyjnymi teoriami z pogranicza queer, lecz także wprowadza je w życie i stanowi chodzący przykład własnych założeń. Urodzona jako genetyczna dziewczynka, z czasem stała się kimś, kto funkcjonuje poza kategorią płci. Już sam jej wygląd jest wieloznaczny. Zazwyczaj w ciągu pierwszych sekund jesteśmy w stanie określić napotkaną osobę jako kobietę lub mężczyznę. Płeć jest bowiem jedną z najbardziej podstawowych kategorii społecznych, jaką się posługujemy. Przesłanką do kategoryzacji jest oczywiście wygląd. Ale nie tylko. Płeć generuje szereg mniej bądź bardziej ukrytych założeń i oczekiwań odnośnie tego, jak każda z płci powinna się zachowywać, jakie cechy posiadać etc. Beatriz zrzuciła ten ciasny gorset i postanowiła być sobą. Jej tożsamość rozwijała się napędzana wewnętrznymi pragnieniami i nieskrępowaną wolnością, nie zważając na to, ja-
kie oczekiwania odnośnie genetycznej dziewczynki żywi otoczenie. Beatriz twierdzi, że już w dzieciństwie czuła się kimś pomiędzy. Społeczeństwo dostarcza nam gotowych modeli tożsamości, jednak dla niej każda z nich okazała się zbyt ograniczająca. Z czasem wybrała klasyczny, męski styl ubioru. Od pewnego czasu przyjmuje też testosteron w żelu. Ta nowa biochemiczna konfiguracja hormonalna wpływa na jej/jego (?) wygląd oraz samopoczucie. Beatriz twierdzi, że na testosteronie czuje się świetnie – ma więcej fizycznej siły, większy popęd seksualny, więcej tkanki mięśniowej pomimo większego apetytu. Na jej ciele pojawiło się również typowo męskie owłosienie. Ludzie, których mija na ulicy, przyglądają się jej z zainteresowaniem, skonfundowani niemożnością określenia jej płci. Beatriz czerpie z tego pełną satysfakcję, gdyż jest to jej prywatna walka z dualizmem płci, który, jak sama twierdzi, stał się obsesją Zachodu. Biotechnologiczne zmiany ciała postrzega jako akt polityczny, a przynależność do jednej z płci bądź jej brak uważa za do pewnego stopnia osobisty wybór każdej jednostki. Medycyna pozwala bowiem na coraz to efektywniejsze interwencje w płciowość. Rekonstrukcje penisa, przyjmowanie odpowiednich dawek hormonów to jeszcze nic. Prawdziwe zamieszanie wywołała ostatnio ciąża transseksualnego mężczyzny –
Thomasa Beatie. Ale płeć to nie tylko biologia, któremu to ujęciu sprzeciwia się Preciado. Jest bowiem również pewnym spektaklem, jest performatywna, jak powiedziałaby nasza filozofka, autorka „Manifesto contra-sexual“ (2000). foto: Lea Crispi
Nie dla wszystkich jest to jednak tak oczywiste, czy raczej nieoczywiste. Rodzice bardzo przeżywali rewolucyjność młodej Beatriz. Również rodzima Hiszpania nie wykazała się zrozumieniem dla eksperymentowania z własną płciowością. Preciado osiadła na stałe w Paryżu. Tu znalazła swoją niszę i tu pracuje nadal nad swoją teorią i ponowoczesną filozofią panseksualnego transgenederyzmu. Wielu francuskich krytyków uznało jej manifest za jedno z najbardziej przełomowych i intelektualnie prowokujących dzieł początku XXI wieku. W tym roku ukazała się druga książka Beatriz – „T Junkie“ („Espasa Calpa“). Napisana po hiszpańsku, we wrześniu doczekała się francuskiego przekładu. Niestety, publikacje te nie są dostępne jeszcze polskiemu czy nawet anglojęzycznemu czytelnikowi. Należy się jednak spodziewać, że jest to wyłącznie kwestią czasu. Nie sposób bowiem przejść obojętnie wobec tak intrygującej postaci oraz jej twórczości. Beatriz robi obecnie karierę akademicką. Naucza studentów z różnych uniwersytetów, w tym Paris VIII i Saint Denis we Francji. 17
kultura
Gej – najlepszy przyjaciel homo LGBT w polskim kinie 2008 Specjalnie dla „Repliki“: Bartosz Żurawiecki („Film“)
A więc tak: lesbijek w polskim kinie nie ma niezmiennie (jeśli nie liczyć krótkiej, telewizyjnej „Arii Diva“ Agnieszki Smoczyńskiej), gejów natomiast jest wciąż mniej niż księży (prawdziwych, fałszywych, byłych, aktualnych…), którzy mnożą się na ekranie w zastraszającym tempie (a to dopiero początek epidemii!). Ale i oni liczebnie ustępują miejsca homofobicznym wyzwiskom i dowcipom, jakie pojawiają w co drugim polskim filmie. Przegląd nowego polskiego kina – pod kątem jego stosunku do mniejszości seksualnej, a w oparciu o produkcje pokazywane na ostatnim festiwalu w Gdyni – zacznijmy więc od homofobii oralnej. Proponuję zachować przy tym alfabetyczną kolejność tytułów, by nikt nam nie zarzucił dyskryminacji.
Pedał i Małgorzata Na pierwszy ogień idzie „Boisko bezdomnych“ Kasi Adamik. W jednej ze scen Jacek, grany przez Marcina Dorocińskiego, próbuje wyłudzić piłkę (potrzebną mu do trenowania tytułowych bezdomnych) od kilkuletniego chłopca. Ten oddaje ją całkiem chętnie, bo nie znosi piłki nożnej, ale ojciec kazał mu kopać i jednocześnie zabronił grać na wiolonczeli, by nie wyrósł na „pedała“. Nim Dorociński odejdzie ze zdobyczą, poradzi chłopczykowi, by powiedział tatusiowi, że piłkę odebrały mu „pedały“. Stereotypowe, lecz od biedy można się uśmiechnąć. Niestety, nieco później ten sam sympatyczny trener zwymyśla swoich bezdomnych po ich pierwszym meczu słowami: „Graliście jak pedały“. Nawet jeśli podobne, a nawet gorsze inwektywy latają w szatniach klubów piłkarskich, to mechaniczne umieszczanie ich w filmie i pozostawienie bez jakiegokolwiek komentarza czy innej reakcji wygląda mi na co najmniej zaćmienie umysłowe. Zdumiewające, zważywszy na fakt, 18
że „Boisko…“ wyreżyserowała Kasia Adamik, którą ponoć najbardziej w naszym kraju wkurza nietolerancja, a scenariusz napisał Przemysław Nowakowski, współautor filmu „Egoiści“. I obraźliwe, jeśli uświadomić sobie, że w aktorskiej drużynie „Boiska…“ gra dwóch jawnych „pedałów“: Jacek Poniedziałek i Maciej Nowak.
nie z innym facetem – „Jesteście pedałami?“. Sam natomiast jest kretynem.
W „Małej, wielkiej miłości“ Łukasza Karwowskiego grana przez Agnieszkę Grochowską Joanna, będąc w ciąży, bezceremonialnie wyraża w obecności swego homoseksualnego przyjaciela „nadzieję“, że foto: Gutek Film jej przyszłe dziecko „nie będzie gejem“. Dlaczego to mówi i dlaczego nie spotyka się to z żadną ripostą ze strony owego przyjaciela, pozostanie na wieki tajemnicą twórczości Karwowskiego (nota bene, agencja L*Gwiazdy Lucyny Kobierzyckiej reprezentująca Marcina Bosaka odmówiła bez podania powodów – których nietrudno się domyślić – zgody na publikację jego zdjęcia w „Replice“). I tak sobie różni i różne wycierają gęby „pedałami“, „ciotami“ i „gejami“, co jest po prostu dowodem, że w polskim kinie, jak w polskiej rzeczywistości, homofobia to akceptowany i często bezmyślny sposób poniżania innych.
Osobnym, by nie rzec osobliwym, przypadkiem jest „Serce na dłoni“ Krzysztofa Zanussiego (twórcy m.in. homofobicznego „Uroku wszetecznego“). Pojawia się tu postać Angela (Szymon Bobrowski), jednego z totumfackich głównego bohatera, cynicznego milionera Konstantego (Bohdan Stupka). Już na początku filmu Angelo oznajmia, że jest homofobem, więc Konstanty, by go ukarać za pewne przewinienie, zamawia dla niego... męsTomasz Tyndyk w filmie Piotra Łazarkiewicza „0_1_0“ ką dziwkę. Potem mamy nieudolną scenę orgietki, na której wije się w majteczkach jakiś młoPrzykłady kolejne. W filmie „Jeszcze nie wieczór“ dzieniec z agencji towarzyskiej, wepchnięty następJacka Bławuta kabotyński aktor Jerzy (Jan Nowicki) nie z nieszczęsnym Angelem do windy w celu wiaprzegląda swoje zdjęcia z młodości. Przy jednym z domym. Ileś tam scen dalej ten sam Angelo, chcąc nich (przedstawiającym, notabene, Nowickiego w oszukać zrozpaczone dziewczę o imieniu Małgosłynnym spektaklu Andrzeja Wajdy „Biesy“) krzywi rzata, oznajmia, że łączyła go z jej chłopakiem intwarz. „Wyglądam tu jak ciota“ – mówi. Chciałbyś! tymna więź. A dokładniej mówi: „Byliśmy parą gejów“. Znacie jakichś gejów, którzy poczyniliby tak Młodociany bohater filmu Dariusza Gajewskiesformułowane wyznanie? Koślawość tego zdania go „Lekcje pana Kuki“ pyta swojego kolegę – nie budzi jednak podejrzeń u coraz bardziej zrozpagdy dowiaduje się, że ten wynajmuje mieszka-
czonej Małgorzaty. Potem Angelo nadal zachowuje się nieudolnie i w końcu głupio ginie w wypadku samochodowym. W sumie należy się Zanussiemu pochwała – o jednego homofoba mniej.
Jedyny gej we wsi Jednak obok dowcipasów, aluzyjek i topornych ornamentów przewinęło się ostatnio w polskich filmach także kilka homoseksualnych postaci. Co ciekawe, niemal wszystkie pojawiły się w kinie popularnym, wręcz czysto komercyjnym. Kino nazywane artystycznym, które powinno przecież podejmować tematy niebudzące entuzjazmu szerokich mas publiczności, wciąż milczy. Gej w polskim kinie może być nieco ekstrawaganckim dodatkiem do prostych, poczciwych historyjek – pod warunkiem, że nie jest niczym więcej niż dodatkiem. W kasowej komedii Tomasza Koneckiego „Lejdis“ Piotr Adamczyk gra Artura, męża jednej z bohaterek Gośki (Izabela Kuna). Jest posłem do parlamentu europejskiego i przez telefon bajeruje żonę, która ponad wszystko chce mieć dziecko. Jednocześnie Artur utrzymuje na wyjazdach związek z Portugalczykiem (Piotr Borowski). W pewnym momencie odchodzi od żony, potem do niej wraca, bo rzuca go kochanek, znowu odchodzi, wreszcie wyznaje, że nie może walczyć ze swoją naturą, ale pozostanie przyjacielem Gośki i przekazuje ją w ręce zakochanego w niej węgierskiego kolegi z europarlamentu (Tomasz Kot). Gdzieś tam w tle tego wątku pobrzmiewają poważniejsze sprawy („Mój mąż woli mężczyzn“, obłuda i podwójna moralność polskich polityków, którzy są ukrywającymi się gejami), lecz na ich rozwinięcie nie ma w tej glamourowej komedyjce miejsca. W podobnej gatunkowo, wspomnianej już „Małej wielkiej miłości“ gejów mamy aż trzech. Dwaj z nich to dekoracyjni, przegięci sprzedawcy z kwiaciarni (Marcin Kwaśny, Paweł Prokopczuk), gdzie główny bohater, Amerykanin Ian (Joshua Leonard), kupuje bukiet dla swej polskiej dziewczyny Joanny (Agnieszka Grochowska). Ale trzeci gej, Marcel (Marcin Bosak), jest – jak pisałem wyżej – najlepszym przyjacielem bohaterki. Pobiera nauki w szkole rodzenia, udziela Joannie dobrych rad w kwestii ciąży i pociesza ją, gdy ta zrywa z Ianem. O życiu uczuciowym Marcela nie dowiadujemy się nic – raz tylko obrzuca zalotnym spojrzeniem pielęgniarza w szpitalu. Tak, tak... gejów można tolerować, jeśli pomagają heterykom w wypełnianiu ich obowiązków społecznych i „nie obnoszą się“ ze swoimi sprawami.
Najciekawszy jest jednak przypadek „Rancza Wilkowyje“ Wojciecha Adamczyka – czyli kinowej wersji serialu o wsi polskiej, gdzie rząd dusz sprawuje proboszcz, a kasą obraca skorumpowany wójt (w obu rolach Cezary Żak). Pewnego letniego dnia nad rzeką w Wilkowyjach rozbija namiot długowłosy przybysz o dziwacznym imieniu Emanuel (Grzegorz Woś). Czyta dzieła filozofów, chce dyskutować o Sokratesie i „końcu historii“. Uczuciem zapała do niego, zafascynowana „mądrością“ chłopaka, córka wójta Klaudia (Marta Chodorowska). Zaniepokojony tatuś uda się wreszcie na poważną męską rozmowę z Emanuelem, by dowiedzieć się, jakie absztyfikant ma zamiary. Ten jednak wyznaje ze śmiechem, że jest gejem, co wójt przyjmuje z ulgą, choć zaraz potem odskakuje z niejakim obrzydzeniem. Na coming oucie wątek się raptownie urywa, nie dowiemy się np., co z zawiedzionymi uczuciami Klaudii. Już podczas napisów końcowych pojawia się krótkie ujęcie, z którego wynika, że Emanuel pomaga sprzedawać piwo w wilkowyjskim ogródku. W optyce twórców „Rancza...“ na polskiej prowincji nie ma gejów ani tym bardziej lesbijek. To co najwyżej obcy z miasta, kosmici niepasujący do swojskiego krajobrazu. Można ich nawet przyjąć z typowo polską gościnnością (w jednej z pierwszych scen
Wyjątkowa „Senność“ Natomiast „Senność“ Magdaleny Piekorz według scenariusza Wojciecha Kuczoka to bodaj jedyny – oprócz „Egoistów“ Mariusza Trelińskiego – polski film pełnometrażowy, w którym gej jest jednym z głównych bohaterów. A nawet dwóch gejów. Lekarz Adam (Rafał Maćkowiak), który nie potrafi dokonać coming outu przed rodzicami, wiąże się ze złodziejaszkiem „Bystrym“ (Bartosz Obuchowicz), który w obecności swoich koleżków musi zgrywać heteroseksualnego homofoba. Spośród trzech segmentów filmu ten powszechnie uznany został za najlepszy. Ale o prawdziwej równości nie ma mowy. Bo zarazem zajmuje on najmniej miejsca w filmie, jest pobieżny i niedopracowany. Zakochani chłopcy nader wstrzemięźliwie okazują sobie czułość – nie ma ani pocałunków, ani tym bardziej scen erotycznych. Film nasuwa też kilka pytań bez odpowiedzi, m.in. o to, co młody inteligent dostrzegł w nieciekawym typku z marginesu. Doceńmy jednak tę próbę naruszenia stereotypów, przełamania tabu i wprowadzenia tematów homoseksualnych do głównego nurtu polskiego kina, gdyż nieprędko może ona się powtórzyć. foto: Robert Pałka/Van Worden
Homo nie sapiens
Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że na więcej odwagi polskiej kinematografii dzisiaj nie stać. Na razie w żenującej zapowiedzi prasowej nowej komedii Olafa Lubaszenki „Złoty środek“. czytamy, że „twardziel, Piotr Borowski i Piotr Adamczyk w filmie Tomasza Koneckiego „Lejdis“ ojciec bliźniaków“ Paweł Wilczak zagra... geja-charakteryfilmu pijaczkowie spod sklepu chcą przyłożyć zatora. Już teraz można boki zrywać ze śmieEmanuelowi i to jeszcze nie za gejostwo, a za chu. Natomiast telewizja publiczna wycina ze długie włosy), pod warunkiem, że się dostosują, scenariusza serialu „Londyńczycy“ wątek lesnie obnoszą itd. itp. No i nie próbują wyrywać bijski, lecz reżyser Greg Zgliński zapewnia, że miejscowych chłopaków (ani dziewczyn). „drobne akcenty gejowskie“ się pojawią. Doprawdy, zbytek łaski! Od wymienionych wyżej produkcji odstają dwa bardziej ambitne przedsięwzięcia. W jednym z Nasi twórcy doszli co najwyżej do etapu, w epizodów filmu Piotra Łazarkiewicza „0_1_0“ – którym gej może ewentualnie być aseksualzbiorowego portretu trzydziestolatków – pojanym, drugorzędnym, troszkę zabawnym, trowia się transseksualista (prawdziwy rodzynek w chę sympatycznym, trochę żałosnym przyjaciepolskim kinie!) Sebastian (Tomasz Tyndyk). Wyzlem... homo (raczej erectusa niż sapiensa). naje Kasi (Maria Seweryn), którą kocha, że kieCzyli – w ich mniemaniu – prawdziwego, bo dyś był jej szkolną koleżanką. Kobieta jest zszoheteroseksualnego człowieka. kowana i... na tym historia się kończy, niestety. 19
kultura
Teksty: Ewa Tomaszewicz Krzysztof Tomasik Mariusz Kurc Magda Pocheć
Uwikłani w płeć Judith Butler, „Uwikłani w płeć“, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008 „Uwikłani w płeć“ („Gender Trouble: Feminism and The Subversion of Identity“) to książka legenda, jedna z najważniejszych prac w historii ruchu feministycznego. Wydana w Stanach Zjednoczonych w 1990 roku, zapoczątkowała teorię queer, rewolucjonizując dyskurs dotyczący kwestii różnicy seksualnej. Butler zaprezentowała w niej krytykę wszelkich
postaci esencjalizmu tożsamościowego (twierdzenia, że zawsze można podać skończony zbiór cech jakiegoś bytu, które musi on posiadać, by należeć do określonej grupy). Punktem wyjścia była dla niej krytyka feminizmu jako ruchu, który próbował samookreślać się przez wyznaczanie granic własnego głosu i definiując się w sposób ograniczający (poprzez klasę, rasę, płeć, przynależność kulturową itp.), automatycznie wykluczał osoby, które nie realizowały pewnego wzorca. Tak widziany feminizm, zamiast podkreślać indywidualizm i otwierać – unifikował i zamykał. Butler, radykalizując opozycję między płcią kultu-
Dzienniki 1927-1969 Dwadzieścia lat po ukazaniu się pierwszego wyboru „Dzienników“ Marii Dąbrowskiej, otrzymujemy zapiski jej wieloletniej partnerki – Anny Kowalskiej. Teoretycznie możemy prześledzić czterdzieści dwa lata życia Kowalskiej: wcześnie zawarte małżeństwo, rozbudzone aspiracje literackie, wybuch wojny, późne macierzyństwo, powojenne lata spędzone we Wrocławiu. W praktyce „Dzienniki“ są przede wszystkim opisem trudnego związku z Dąbrowską, rozwijają się dopiero w momencie poznania autorki „Nocy i dni“, a jej postać pojawia się regularnie na tych łamach nawet po śmierci. To, co najbardziej zadziwia u Kowalskiej, to jej samoświadomość, bez cienia złudzeń wymienia wady swojej
kochanki, nie ma wątpliwości co do wartości swojego pisarstwa, skarży się na emocjonalne oddalenie z Maryjką („Żyjemy cicho, obok siebie. Ale niestety nie razem“), a także niedopasowanie seksualne. Szczególnym problemem okazuje się wspólne wychowywanie córki Kowalskiej Tulci, której Dąbrowska (z wzajemnością) nie lubi. To jeden z najbardziej współczesnych tematów pojawiających się na łamach „Dzienników“, inny to problemy spadkowe związane z kilkoma wersjami testamentu zostawionymi przez Dąbrowską. Choćby one powodują, że wiele lesbijek odnajdzie swoje dylematy w tych zapiskach. Oprócz tekstu warto zapoznać się także z licznymi zdjęciami, szczególnie
rową (gender) a płcią biologiczną (sex), stwierdziła, że płeć (również biologiczna) to konstrukcja, której nie należy traktować wiążąco, ale którą należy rozpatrywać z perspektywy danego czasu i historii. Pokazuje, że naszą płeć definiuje nie to, czym jesteśmy, ale raczej to, co robimy, jak się zachowujemy, co - w sposób performatywny – chcemy pokazać innym. „Uwikłani w płeć“ to lektura obowiązkowa nie tylko na gender studies, ale dla wszystkich interesujących się feminizmem, filozofią, psychoanalizą czy teorią kultury. (ET)
Anna Kowalska, „Dzienniki 1927-1969“, Iskry 2008 te młodzieńcze przekonują, że w polskiej literaturze odkryta została kolejna pisarka butch. „Dzienniki“ Kowalskiej nie są jedyną nową książka pokazującą homoseksualną stronę ważnej postaci kultury polskiej. Ukazały się dwie biografie wyjątkowych osób: Jerzego Waldorffa: „Waldorff. Ostatni baron Peerelu“ Mariusza Urbanka i „Opium życia“ Hanny Faryny-Paszkiewicz poświęcone niezwykłej postaci międzywojnia, Marii Morskiej. Obie książki zasługują na uwagę, napiszemy o nich w następnym numerze. (KT)
Łaskawe Jonathan Littell, „Łaskawe“, Wydawnictwo Literackie 2008 Z okazji polskiej premiery „Łaskawych“ napisano już wiele obszernych tekstów. Nam pozostaje tylko rozwinąć jeden wątek, z reguły w analizach prasy głównego nurtu omawiany zdawkowo: bohater tej powieści – esesman i esteta Max Aue opisujący w pierwszej osobie swe, nierzadko mrożące krew, wojenne losy jest homoseksualistą. Rzecz jasna, ukrywa to. Co nie znaczy, że żyje w celibacie lub cierpi z powodu braku samoakceptacji. Nie lubi umawiać się z mężczyznami o podobnym poziomie
inteligencji czy pozycji społecznej – ci, jak twierdzi, chcieliby również rozmawiać. Max woli „czysty“, nieraz nawet brutalny seks. W kilka godzin po przygodnej randce na jednej z berlińskich pikiet otrzymuje awans w strukturach SS, który zaważy na całym jego życiu. „I tak, z odbytem pełnym spermy, zdecydowałem się wstąpić w szeregi Służby Bezpieczeństwa“ – konkluduje. Z równą nonszalancją opisuje, jak uwiódł Partenaua, młodego żołnierza, fanatycznego hitlerowca, dla którego seks z mężczyzną był nie do wyobrażenia. Gdy argumentował, że „pederaści są zniewieściali“, Aue odparowywał: „Ten typ mężczyzn istnieje, ale to nowoczesny produkt zepsucia naszych miast, to są zresztą Żydzi albo ludzie zarażeni żydostwem (…).
Kobiety Komediodramat Diane English „Kobiety“ rozczarowuje. I choć reżyserka dotyka momentami ciekawych i ważnych kwestii zaprzątających współczesną kobietę, temat potraktowała powierzchownie. „Kobiety“ to remake klasycznej opo20
wieści George’a Cukor’a z 1939 roku. Choć postaci pozostają stereotypowe i tendencyjne, w filmie English jako znak czasu rozszerza się zakres dopuszczalnych modeli. W galerii współczesnych kobiet przewija się bowiem również lesbijka-
Historia ludzkości pokazuje nam, że najlepsi żołnierze, elita wojskowa, zawsze kochali mężczyzn“. Partenau wkrótce do tej elity dołączył. „Łaskawe“ to dużo więcej niż dosadne opisy męsko-męskiej erotyki nazistów. Oczami Maxa oglądamy Lwów 1941, Kaukaz 1942, Stalingrad i Kraków 1943, Berlin i Auschwitz 1944... „Znamy psychologię ofiary“ – mówił w wywiadzie dla „GW“ Littell – „Oprawcy – to co innego. Ciągle pojawiają się pytania, na które nie dano odpowiedzi. Opowieść o oprawcach jest o wiele bardziej ambitna, więcej można zbadać (…)“. „Łaskawe“ okrzyknięto jednym z najważniejszych literackich wydarzeń pierwszej dekady XXI wieku – zasłużenie. (MK)
„Kobiety“, reż. Diane English, USA 2008, Monolight afroamerykanka. Jednak nawet ta przyprawa nie dodaje filmowi smaku. (MP)
kultura
Teksty: Bartosz Reszczak Marcin Teodorczyk Małgorzata Rawińska Magda Pocheć
Gejdar Chirurg, reżyser teatralny, aktor, który wyszedł z więzienia, uczeń, emeryt… – wszyscy oni są równorzędnymi bohaterami „Gejdaru“ – zbioru 16 interesujących wywiadów autorstwa Dominiki Buczak i Mike’a Urbaniaka. Wszyscy są homoseksualistami. Jaki obraz współczesnych polskich gejów się z tej publikacji wyłania? Te same rzeczy mężczyźni widzą różnie – jeden czci „miękkie ruchy“, które są dla niego kwintesencją homoseksualności, dla innego są „przegięciem“ i „udawaniem“, „ciotowaniem“. Różne mają podejście do związków, do seksu, do wierności, do religii, do posiadania dzieci itd. Poznajemy historie miłosne, dramatyczne
losy kochanków, zdradzanych i zdradzających, dowiadujemy się tego, co lubią robić w czasie wolnym, na imprezie, w łóżku. Obserwujemy zmagania z własną seksualnością, brakiem akceptacji ze strony najbliższych… i dalszych, zupełnie nieznajomych. Całość nie ma jednak wymiaru skargi, prośby o zrozumienie. To zapis rzeczowych rozmów o konkretnych problemach. Niektóre historie są zabawne, inne wzruszające lub dramatyczne, jak na przykład ta o mężczyźnie, którego pierwsze doświadczenia seksualne sprawiły, że stał się nosicielem HIV. Jest również zadziwiająca opowieść faceta, który w wywiadzie gardzi właściwie każdym
Dominika Buczak, Mike Urbaniak, „Gejdar“, Wydawnictwo Korporacja Ha!art, Kraków, 2008 przejawem homoseksualności, a już kilka miesięcy po nim z dumą nazywa siebie gejem, jest szczęśliwy i zakochany. Pozycja obowiązkowa. Także dla niepogodzonych rodziców. P.S. Na deser praca Wilhelma Sasnala na okładce! (BR)
Związki homoseksualne Dorota Majka-Rostek, „Związki homoseksualne. Studium socjologiczne“, Wydawnictwo Difin, Warszawa 2008 „Związki homoseksualne“ Doroty Majki-Rostek to pierwsze kompleksowe studium poświęcone polskim homoparom. Jest to solidna porcja
wiedzy akademickiej z różnych obszarów: od ujęcia historycznego w zakresie prawodawstwa, po analizę debaty publicznej czy obszerne wyjaśnienie metodologii badań. Jednak najciekawsze kwestie zawiera ostatni rozdział, na który składają się wywiady pogłębione, które badaczka przeprowadziła z gejami i lesbijkami. Z nich wyłania się obraz codzienności polskich homopar. Możemy dowiedzieć się z
niego, jak sparowani geje i sparowane lesbijki definiują swoje relacje i uczucia, jak wyglądał ich coming out przed rodziną i współpracownikami, a nawet kto trzyma domową kasę. Słowem: Niech Nas Zobaczą 2. Mamy więc do czynienia z publikacją wartą polecenia nie tylko kadrom nauczycielskim, ale zwłaszcza wszystkim gejom i lesbijkom, którzy nie wierzą w stałość homozwiązków. (MT)
Homo w fantasy – nowości Trudi Canavan, „Trylogia Czarnego Maga: Gildia Magów, Nowicjuszka, Wielki Mistrz“ Galeria Książki 2008 Mag gejem, gej magiem – nic nowego pod słońcem, jak i w literaturze spod znaku fantasy. Przykładem na to jest chociaż trylogia „Ostatni Mag Heroldów“ z serii o historii Valdemaru spisanej przez Mercedes Lackey. Debiutujące pisarki widocznie nie chcą być gorsze. I tak Trudi Canavan w swojej „Trylogii Czarnego
Maga“, która zbiera zasłużone pochwały, czyni jednego z magów homoseksualistą. Co ciekawe, sam zainteresowany odkrywa swoją orientację dopiero po tym, jak udaje się z misją dyplomatyczną do innego państwa, gdzie homoseksualizm nie jest zbrodnią. Nie jest też tak do końca akceptowany, ale… Za to gej wilkołak to dla mnie nowość. Jak to ujęła Patricia Briggs w swojej dylogii o Mercedes Thompson, mechaniczce samochodowej zajmującej się głównie volkswagenami: „Wśród ludzi odstępstwa od powszechnie
przyjętych norm bywają kłopotliwe. Wśród wilkołaków są śmiertelnie niebezpieczne. Niewielu homoseksualnych wilkołaków potrafi przetrwać dłuższy czas“. Jednak Warrenowi (również ważny, choć niepierwszoplanowy bohater) ta sztuka się udaje. Jak, sprawdźcie sami. Moim zdaniem warto. (MR)
Patricia Briggs, „Zew Księżyca“, „Więzy Krwi“, „Fabryka Snów“ 2008
Na krawędzi nieba „Na krawędzi nieba“ reż. Fatih Akin, Niemcy/Trucja/Włochy 2007 Kino Świat Druga część trylogii znanego nam z „Głową w mur“ Fatiha Akina, tworzącego w Niemczech, aczkolwiek czerpiącego ze swych tureckich korzeni, to genialny traktat o śmierci. Kolejni bo-
haterowie przechodzą na tamten świat w sposób odarty z patosu, a my obserwujemy w tym kontekście losy osób im bliskich. Historie bohaterów pozostających po stronie życia przeplatają się w subtelny, bezpretensjonalny sposób; a w tle pięknie obrazy z Turcji. W „Na krawędzi nieba“ jest gęsto od szeroko rozumianej różnorodności i nieoczywistości. Jest rozerotyzowany starzec poszukujący partnerki na resztę życia, a także niemłoda już Turczynka sprze-
dająca swoje wdzięki. Jest też bezkompromisowa namiętność pomiędzy dwiema młodymi kobietami: zbuntowaną, opozycyjną rebeliantką z Turcji oraz przypadkowo napotkaną studentką Lottą. Pogłębione sylwetki postaci to całe spektrum indywidualności. Ale choć tak różni, bohaterowie potrafią odnaleźć wspólny język, zwłaszcza jeśli dotykamy kwestii uniwersalnych: śmierci, wolności, wybaczenia czy potrzeby miłości. (MP) 21
Teksty: Mariusz Kurc Krzysztof Tomasik Bartosz Reszczak
kultura
Divy atakują! Dla wielbicieli gejowskich div muzyczna jesień 2008 zaczęła się urodzajnie Ukazał się nowy dwupłytowy album Ma rianne Faithfull „Easy come, easy go“. To kolekcja coverów od Billie Holiday po Morriseya nagrana z udziałem wspaniałych gości, wśród nich Antony (& the Johnsons) Hegarty i Rufus Wainwright. Będąca od dobrych już kilku lat w znakomitej formie artystycznej Faithfull, która niedawno zebrała świetne recenzje za główną rolę w filmie „Irina Palm“, a w Polsce dała w ostatnich latach 3 koncerty, pozostaje w jesiennych klimatach. Sam A n t o n y & t h e Johnsons też nie próżnuje. Ukazała się właśnie EP-ka „Another world“ z pięcioma utworami będąca zapowiedzią płyty „The Crying Light“, która w sklepach ma się pojawić na początku 2009 r. Piosenki (a może raczej pieśni) z pewnością przypadną do gustu wszystkim fanom i fankom Antony’ego, bo zespół nie zmienia stylistyki, a kluczowy pozostaje „łamiący serce“ głos wokalisty. Najbardziej ekspresyjny jest środkowy numer „Shake that devil“, reszta dużo spokojniejsza, ale równie udana. Po 19 latach przerwy (rekord?) powraca z nową płytą Grace Jones, ikona stylu lat 70. i 80., diva zarówno gejów, jak i lesbijek. Kto nie był
na koncercie Grace w Sali Kongresowej w lutym 2006, niech żałuje. „Hurricane“ brzmi jak gdyby nic się przez te 19 lat nie zmieniło, nadal dominują charakterystyczne dla Grace delikatne, zmysłowe reggae’owe rytmy. No i ten boski głos... Moje typy: „William’s blood“ i „Sunset sunrise“. Kolejną składankę największych hitów zaserwowała Tina Tur ner , ale tym razem płycie towarzyszy wielka trasa koncertowa, która rozpoczęła się w USA 1 października br., a do Europy dotrze na początku 2009 r. (roku 70. urodzin Tiny). Królowa rocka podobno w genialnej formie. Na składance „Tina!“ smaczkiem są 2 premierowe utwory („It would be a crime“ i „I’m ready“) – dość średnie, ale Tina to Tina. Do ekskluzywnego zestawu 60+ dołącza z nową płytą niespełna 30-letnia Pink. „Funhouse“ jest radośnie rozwydrzona – tych numerów z pewnością słuchają Patsy i Eddie z „AbFab“ na swych domowych balangach. Trudno w przypadku Pink
mówić o statusie „divy“, to na razie nasza „koleżanka“. Ale oprócz tego, że fajnie śpiewa, to nie kryje, że jest bi, więc na odnotowanie w „Replice“ zasługuje. „So what?“ – rozwodowy kawałek promujący płytę dotarł do pierwszego miejsca w USA. Zasłużenie. 24 października przypomniała o sobie nowym albumem Anastacia czyli dynamiczny pop soul z mocnym „zakręconym“ głosem. Na „Heavy rotation“ jest 12 właśnie takich piosenek. Przebojów na miarę „I’m outta love“ czy „Paid my dues“ raczej tu nie ma, ale tytułowy numer będzie pewnie ozdobą niejednej gejowskiej dyskoteki. Piosenkarka szykuje światową trasę na przyszły rok. Młodsi z nas znają hity „Hi-Fi“ czy „Nie będę Julią“ z klubów, starsi pamiętają oryginalne wersje z list przebojów połowy lat 80. Ich wykonawczyni – Wanda Kwietniewska i jej zespół Wanda & Banda wydali właśnie album CD + DVD z okazji 25-lecia zespołu. Na CD mamy 12 premierowych utworów (lekko oldskulowy pop rock) plus wspomniane klubowe wersje dwóch hitów, a na DVD jubileuszowy koncert. (MK, KT)
Lucky Records – modny adres Chcesz spędzić cały rok z Madonną, Kylie albo Britney, które każdego miesiąca będą spoglądać na ciebie z kart kalendarza? Chcesz posłuchać japońskiej wersji nowego singla Madonny z nigdzie indziej niewydanymi remiksami? A może chcesz ozdobić ścianę drapieżnym wizerunkiem Grace Jones albo rozmarzonym spojrzeniem 22
Dalidy? Wszystkie gejowskie diwy, te utalentowane oraz te, które z wdziękiem nadrabiają image'em, można spotkać w jednym miejscu. W słynnej gejowskiej dzielnicy Paryża – Le Marais, przy rue de la Verrerie 66 mieści się sklep wyjątkowy – LUCKY RECORDS. Całość asortymentu wypełniają płyty, ekskluzywne kolekcjonerskie winy-
le, plakaty, trudno dostępne magazyny mody, plakietki, pocztówki i inne gadżety dotyczące Madonny i jej koleżanek po fachu – m.in. Kylie, Britney, Janet, Amandy Lear, Grace Jones, Danii Minogue, Dalidy, ale także Sabriny, Sandry, Kim Wilde oraz francuskich div – Mylene Farmer, Franciose Hardy, Vanessy Paradis. Znajdziemy tu także inne divy – Geoge’a Michaela, Boya George’a, Pet Shop Boys. Więcej: www.lucky-records.com (BR)
jednak dziwną prawidłowość, we wszystkich rozmowach unika się bowiem wszystkiego, co związane z orientacją seksualną, można wręcz odnieść wrażenie, że 36-letnia Adamik nie ma prawa do życia miłosnego, a jej jedyne towarzystwo stanowi matka – Agnieszka Holland. Tylko w „Gali“ padło pytanie, czy mama nie dopytuje się, kiedy córka założy rodzinę i będzie mieć dzieci. Temat nie został jednak pociągnięty, Adamik powiedziała: „Nie, w ogóle nie. Nawet nie próbuje“. W efekcie dużo ciekawiej wypadły wypowiedzi na temat ubioru: „W życiu nie miałam szpilek na nogach. Ani sukienki. (...) Jak mnie raz zaprosili do telewizji, trochę mnie pomalowali. Sama nie umaluję ani oczu, ani ust“.
widzowie zapamiętają to na całe życie i coś mogłoby mnie wtedy w zawodzie ominąć“. Cóż za wielkoduszność! To porażające wyznanie skłoniło nas do sięgnięcia po pierwsze role Braciaka: Kazio, goniec z kwiaciarni w telewizyjnym „Po własnym pogrzebie“, recepcjonista w hotelu w pierwszym odcinku serialu „Panny i wdowy“, student przynoszący wino do hotelu w „Kuchni polskiej“, dostarczyciel paczki w „Wielkiej wsypie“ i ogon (!) w „Samowolce“. Nie trzeba chyba dodawać, że wszystkie te „role“ to epizody, których nie wymieniano nawet w czołówce. Wydaje nam się więc, że zagranie geja w popularnym serialu bardzo by wówczas pomogło w karierze, dziś rola nie została nawet zauważona.
Perwersyjny Janiszewski
Koniec świata?
Michał Żebrowski jest coraz mniej przekonujący jako amant szukający wymarzonej partnerki nie tylko na ekranie, ale i w życiu. Zapytany w miesięczniku „Sukces“, dlaczego ciągle nie założył rodziny, odpowiedział, że jako 36-latek ma jeszcze czas, a poza tym wytłumaczył, jaki ma problem ze współczesnymi kobietami: „Mają więcej pieniędzy i są bardziej niezależne. Mogą głupim dziadom powiedzieć: ,Spadaj’. Czują się wolne, ale ta wolność je ogranicza: nie mają nieskończonej ilości czasu, żeby znaleźć mężczyznę. Z drugiej strony ich wymagania rosną, bo są świadome swoich praw, lepiej wykształcone. Podnoszą poprzeczkę i coraz trudniej spełnić ich oczekiwania“. Jednak dużo bardziej wiarygodny jest Żebrowski, gdy charakteryzuje mężczyzn: „Są różni mężczyźni: wykształceni, elokwentni, świetni w łóżku, kulturalni, z grubym portfelem i sukcesem zawodowym. Ale rzadko się zdarzają tacy, którzy łączą te cechy“. To prawda, niemniej życzymy, żeby wreszcie udało się znaleźć takiego, który te wszystkie cechy łączy.
Prawidłowość wywiadów z Adamik została także zachowana w rozmowie Jakuba Janiszewskiego zamieszczonej w „Wysokich Obcasach“. Tam foto: Oiko zaczęto od obsady filmu: „Uważam obsadzenie Jacka Poniedziałka w roli księdza za czystą perwersję“ – stwierdził Janiszewski. Nikt nie Jakub Janiszewski zadał pytania „dlaczego?“, więc my je zadajemy. Czyżby chodziło o to, że perwersją jest obsadzenie aktora będącego homoseksualistą w roli księdza? Jeśli tak, to równie perwersyjny jest Janiszewski pojawiający się na antenie radia Tok Fm w święto Trzech Króli albo rocznicę śmierci papieża.
Zbliża się chyba koniec świata, bo już dawno nie było tylu gejowsko-lesbijskich podsumowań. I tak magazyn „Out“ wybrał najbardziej branżowe płyty wszech czasów (pierwsze miejsce zdobył David Bowie z „The Rise and Fall of Ziggy Stardust And The Spiders From Mars“), portal AfterElton.com zrobił ranking na najlepszy film gejowski (wygrała „Tajemnica Brokeback Mountain“), a lesbijki zagłosowały na najseksowniejsze aktorki (tu triumfowała Rachel Weisz). Wreszcie najciekawsza, bo najmniej oczywista kategoria: ulubieńców homoseksualistów wśród gwiazd po 50-tce typowała witryna gay-parship.co.uk. Z kobiet wygrała Helen Mirren (przed Susan Sarandon i Meryl Streep), z mężczyzn Pierce Brosnan (wyprzedzając Bruce’a Willisa i Richarda Gere’a). Natomiast w rankingu brytyjskich ulubieńców bez ograniczeń wiekowych zwyciężyli Daniel Craig i Keira Knightley.
Adamik bez własnego życia
Lepiej być gońcem niż gejem?
Na prawdziwą gwiazdę mediów wyrosła Kasia Adamik. Przy okazji premiery „Boiska bezdomnych“ wywiady z reżyserką ukazały się w większości kolorowych magazynów. Zauważyliśmy
Aktor Jacek Braciak zdradził, dlaczego przyjął rolę w nowej produkcji TVN-u: „Nie zagrałbym geja w serialu ,BrzydUla’, gdyby to była moja pierwsza w życiu rola, bo ryzykowałbym, że
Gorzkie żale Górniak W programie „Ranking gwiazd“ Edyta Górniak powiedziała, że wielokrotnie była zdradzana, nie tylko z kobietami, ale i mężczyznami: „Dawałam prezenty, bo myślałam, że jestem taka zła, że muszę... jak mnie zdradzali. Czy z kobietą, czy z mężczyzną, bo różnie bywało, to dawałam prezenty, bo myślałam, że ze mną jest coś nie tak, że jestem za mało kobieca...“. Wyznanie wywołało burzę wśród plotkarskich portali, gdzie na wyścigi zaczęto zgadywać, który z partnerów piosenkarki był homo- lub przynajmniej biseksualistą. Nikt nie zwrócił natomiast uwagi na samą wypowiedź, która nam wydaje się nieco zaskakująca. Bo właściwie skąd u Górniak przypuszczenie, że jest za mało kobieca? Skoro zdradzano ją z mężczyznami, to może dlatego, że jest za mało męska.
Żebrowski nie może znaleźć
Prenumerata Jeśli chcesz otrzymywać „Replikę“ na bieżąco i do domu – wpisz się na listę dystrybucyjną! Aby pokryć koszty przesyłki (jeden rok, przesyłka krajowa), konieczna jest wpłata 48 zł tytułem darowizny. Co dwa miesiące otrzymasz Replikę prosto do domu. Wpłat należy dokonywać na: Kampania Przeciw Homofobii, numer konta: 35 2130 0004 2001 0344 2274 0001, z dopiskiem: Replika – prenumerata (darowizna) oraz podaniem dokładnego adresu do przesyłania magazynu.
23