Dom rodzinny opusciłem zaraz po ukonczeniu liceum - z małego miasta w północnej Polsce - Kwidzyna do Krakowa. To bedzie już szósty rok w mieszkaniu, w którym kiedys mieszkała moja babcia chora na schizofrenie; w którym wychowywała sie moja matula pod reka chorej psychicznie matki. Poczatki były niezwykle ciche, wrecz głuche. Słuchałem muzyki Arvo Parta. Przez ten cały czas fotografowałem tylko wtedy, gdy wyjezdzałem z tego miejsca. Studia, powroty do domu, odwiedziny u brata, uciekanie, które było celem samym w sobie. ‘Rozjazdy’ to intymny zapis tych kilku lat, które mnie bardzo uformowały. Dzis nie ma juz podejrzliwego wzroku sasiadów, dosyc czestego wyrzucania opakowań po batonach i zużytych chusteczek higienicznych ze skrzynki na listy, mysli samobójczych. Nie słychac płakania dziecka zza sciany, którego nigdy nie było.