Bajka o leniwym Antosiu Dušan Taragel
przełożył Tomasz Grabiński
Dopóki Antoś był mały, jego lenistwo nikomu nie przeszkadzało.
Bajka o leniwym Antosiu Dopóki Antoś był mały, jego lenistwo nikomu nie przeszkadzało. Troskliwi rodzice ubierali go, czesali, myli mu zęby, a nawet karmili. Antoś otwierał tylko buzię, przeżuwał, i to tak leniwie, że jego troskliwi rodzice zasypiali przy tym, zmęczeni całodniową pracą i lataniem po sklepach. Czasem zasypiali tak mocno, że spadali z krzeseł. Trzask, Antoś podrywał się i zaczynał płakać. Troskliwi rodzice natychmiast się budzili i w panice biegali po kuchni. Proponowali Antosiowi różne dobre rzeczy, śpiewali mu piosenki, wreszcie brali go na barana i chodzili z nim po mieszkaniu. Antosiowi to się podobało. Śmiał się i krzyczał „Ii-ja! Ii-ja!”. Inaczej nie potrafił, ponieważ był tak leniwy, że nawet nie nauczył się porządnie mówić. Działo się tak już długo. Antoś był coraz bardziej leniwy, a troskliwi rodzice coraz bardziej zakłopotani. Już dawno zauważyli, że inne dzieci pomagają swoim rodzicom: wynoszą śmieci, myją naczynia, chodzą na spacery z psem albo przynajmniej sprzątają swój pokój. Antoś najchętniej leżał w łóżku. Troskliwi rodzice zawsze przynosili mu śniadanie, karmili go, czesali, Antoś z powrotem wtulał się w kołdrę i spał aż do późnego popołudnia. Później znów pozwalał się nakarmić i uczesać i czekał, jaką zabawę wymyślą mu troskliwi rodzice. Jeśli nic nie wymyślili, kładł się na ziemi i wył rozgniewany, dopóki troskliwi rodzice nie wzięli go na barana, nie zaczęli biegać z nim tam i z powrotem po mieszkaniu, a on znowu krzyczał „Ii-ja! Ii-ja!”. Zbliżał się jednak czas, kiedy Antoś powinien pójść do szkoły. Troskliwi rodzice byli tym bardzo zaniepokojeni. Przesiadywali w kuchni i zastanawiali się, co zrobić. Bali się mu powiedzieć, że od września będzie musiał nosić tornister, uczyć się pisać i liczyć i – co być może najgorsze – chodzić na WF i gimnastykować swoje leniwe ciało. Bali się, że kiedy przekażą Antosiowi tę straszną wiadomość, to rozpłacze się, a oni od tego płaczu całkiem zwariują. W końcu postanowili: trzeba wezwać na pomoc jakiegoś doświadczonego specjalistę. Szybko otworzyli książkę telefoniczną i po chwili poszukiwania znaleźli: nazywał się pułkownik Sztajnsznitzel i był to najbardziej znany specjalista od walki z dziecięcym lenistwem. Rodzice się ucieszyli. Od razu zadzwonili do niego i umówili się, że przyjdzie następnego dnia i wyleczy ich Antosia z lenistwa. Pułkownik Sztajnsznitzel przyszedł wcześnie rano. Najpierw dzwonił niecierpliwie, a później zaczął walić pięścią w drzwi. Troskliwi rodzice szybko otworzyli. Za drzwiami stał potężny starzec z wybałuszonymi oczami i zjeżonymi od złości włosami. Ubrany był w mundur, a na nogach miał wysokie buty wojskowe. – Jestem pułkownik rezerwy Sztajnsznitzel! – krzyknął starzec i z tupotem wdarł się do mieszkania. Troskliwi rodzice zatrzęśli się ze strachu. – Nasz Antoś – mówili z płaczem – jeszcze śpi, może powinniśmy chwilę poczekać, by się nie wystraszył. 1
– Nie mogę czekać! – krzyknął starzec. – Czekają na mnie inni pacjenci! W sąsiedniej ulicy leniwa Kachna, której nie chce się sprzątać lalek, a na drugim końcu miasta bracia Dumpakowie, którzy z lenistwa w tym roku nie wyleźli jeszcze z łóżka! Troskliwi rodzice smutno zwiesili głowy i milcząco wskazali drzwi od pokoju Antosia. Wiedzieli już, że nie mogą się niczemu sprzeciwić. Pułkownik Sztajnsznitzel otworzył kopniakiem drzwi, wpadł do środka i krzyknął: – UWA-AA-GA! Troskliwi rodzice usiedli wystraszeni w kuchni i oczekiwali z napięciem, co będzie się działo. Z pokoju Antosia dochodził krzyk pułkownika Sztajnsznitzla i zaskoczony płacz Antosia. Antoś płakał coraz mocniej i mocniej, a pułkownik krzyczał: – Zdejmij piżamę! Włóż spodnie! Co? Ty nie potrafisz włożyć spodni?! Ani koszuli? A gdzie masz spodenki?! Biegiem po buty! Nie stoję, nie patrzę, tylko biegnę!!! Drzwi do pokoju otworzyły się z impetem i wybiegł zza nich płaczący Antoś. W przedpokoju złapał swoje buty i zaczął je pośpiesznie wkładać. Pułkownik Sztajnsznitzel stał nad nim i krzyczał: – Jak ty je wkładasz? Lewy na prawą i prawy na lewą? Zawiązać sznurówki!! Ty nie potrafisz wiązać sznurówek? Mam ci to pokazać? COOO?!!! Troskliwi rodzice zamknęli się w kuchni i rozpłakali. Było im żal leniwego Antosia i bali się, że wpadnie w jakiś szok, przestanie rosnąć lub dostanie zeza. Po godzinie zakończyło się leczenie Antosia. Drzwi do kuchni otworzyły się, do środka wmaszerował Antoś, a za nim pułkownik Sztajnsznitzel. – ZATRZYMAĆ SIĘ! – krzyknął pułkownik i Antoś się zatrzymał. Był ubrany, uczesany i miał buty na nogach. – Leczenie państwa syna było trudne i skomplikowane – powiedział pułkownik – lecz udało się osiągnąć pewne wyniki. Troskliwi rodzice odetchnęli z ulgą. – WYNIEŚĆ ŚMIECI! – krzyknął jakby nigdy nic pułkownik. Troskliwi rodzice zerwali się przestraszeni, lecz Antoś błyskawicznie złapał kosz ze śmieciami, wybiegł z mieszkania, wyrzucił śmieci i wrócił. – POSPRZĄTAĆ POKÓJ! – krzyknął znów pułkownik i Antoś zaczął sprzątać swój pokój. Pułkownik z powagą usiadł przy stole i zaczął wypisywać recepty. – 3 x dziennie wyrzucić śmieci, 7 x dziennie posprzątać pokój, 2 x dziennie pozmywać naczynia, 5 x dziennie wyczyścić wszystkie buty, rano zimny prysznic, przed zaśnięciem kontrola czystości uszu – mamrotał pułkownik, po czym podpisał receptę i oddał ją troskliwym rodzicom. Troskliwi rodzice z wrażenia prawie się rozpłakali.
2
– DYSCYPLINA, PORZĄDEK I SUROWY REŻIM! To podstawa walki z dziecięcym lenistwem! – krzyknął jeszcze pułkownik, stuknął obcasami i poszedł leczyć kolejnego pacjenta. Radość troskliwych rodziców była jednak przedwczesna. Jeszcze nie wybrzmiał tupot wojskowych butów pułkownika, a już Antoś położył się na ziemi i zaczął rozpaczliwie płakać. Na próżno troskliwi rodzice uciszali go i uspokajali. Antoś płakał, płakał i płakał. Musieli go położyć do łóżka, nakarmić, uczesać, a później aż do wieczora nosić na barana, w przerwach między płaczem Antoś krzyczał: – Ii-ja! Ii-ja! II-JA!!! Wieczorem, kiedy Antoś w końcu zasnął, troskliwi rodzice siedzieli zmęczeni w kuchni i zastanawiali się, co dalej. Leczenie pułkownika Sztajnsznitzla okazało się bezskuteczne. Za tydzień zaczynał się rok szkolny i coś trzeba było z tym zrobić. Do północy zachodzili w głowę, aż później wpadli na pomysł: zbiorą naraz wszystkich fachowców od dziecięcego lenistwa. Im więcej ich będzie, tym lepiej. Wypróbują, co się da i może choć jeden z nich będzie potrafił wyleczyć Antosia z lenistwa. Jak postanowili, tak też i zrobili: całą noc dzwonili i wysyłali telegramy do fachowców od walki z lenistwem. Opisywali im lenistwo Antosia i prosili ich: „Przyjedźcie jak najszybciej!” Następnego ranka przybyło około 15 fachowców. Niecierpliwie cisnęli się w przedpokoju i czekali, kiedy będą mogli zaprezentować swoje umiejętności lecznicze. Każdy z nich miał swoją własną metodę. Jeden twierdził, że na lenistwo najlepsze jest owinięcie w zimne mokre prześcieradło. Dziecko w mokrym prześcieradle trzęsie się z zimna do czasu, aż nie przejdzie mu lenistwo. Inny pokazywał swoje ręce, dziwnie powykręcane jak stare gałęzie. – To z lenistwa – mówił. – Zawsze, kiedy je pokażę jakiemuś dziecku, wystraszy się i przestanie być leniwe. Następny opracował metodę wesołych pajacyków. – Potrafię robić najweselsze pajacyki na świecie – twierdził fachowiec. – Zrobię przed leniwym dzieckiem kilka wesołych pajacyków, ono się zaśmieje i też chce je robić. Zapomina o swoim lenistwie i jest wyleczone. Troskliwi rodzice ostrzegali wszystkich, że będą mogli rozpocząć leczenie dopiero, kiedy Antoś się obudzi. Mieli już tu takiego, który kopał w drzwi i krzyczał, i oni już nie życzą sobie podobnych metod. Poczekają, aż Antoś się obudzi, nakarmią go, uczeszą i później rozpocznie się leczenie. Pewien stary pan z akordeonem zaproponował, że delikatnie obudzi Antosia wesołą piosenką. On to bardzo dobrze zna: dzieciątko śpi i nagle słodko się uśmiecha – dziadek gra mu na akordeonie delikatną wesołą piosenkę. Dzięki temu, przyjemnie obudzone, szybko zapomina o lenistwie. Wszyscy zaczęli się kłócić: oni też mają wiele środków, którymi mogą delikatnie obudzić Antosia. Wesołe pajacyki można też robić po cichu, podobnie jak pokazywać powykręcane ręce. Pewna pani zaproponowała, że mogłaby Antosiowi, by się nie obudził, śpiewać kołysanki. Pozostali umówili się tymczasem, kto pójdzie leczyć jako pierwszy. Ostatecznie wygrał stary pan z akordeonem. Powiedział, że ma jeszcze jeden etat, na sąsiedniej ulicy, gdzie budzi leniwego Michałka. Jest to jego stały klient, a ponadto ma prawo pierwszeństwa, skoro jako pierwszy czeka tu już od piątej. 3
Troskliwi rodzice otworzyli po cichu drzwi do pokoju Antosia, stary pan wszedł do środka, drzwi znowu zamknięto i wszyscy czekali w napięciu, co będzie się działo. Najpierw panowała cisza. Później usłyszano dźwięki akordeonu. Stary pan ćwiczył chwilę z uczuciem, później ośmielił się i zaczął grać melodię. Po chwili dodał też śpiew. Zza drzwi pokoju Antosia dobiegała delikatna, wesoła piosenka i wszyscy odetchnęli z ulgą – wydawało się, że wszystko jest w porządku. Lecz tylko przez chwilę. Nagle, jakby nigdy nic, Antoś zaczął płakać. Troskliwi rodzice załamali ręce z przerażenia. Płacz Antosia brzmiał jak włączony odkurzacz, przybierał na sile i rozpaczy, na próżno starszy pan próbował grać i śpiewać ze wszystkich sił. W końcu głos mu się załamał, przeszedł w ciężki kaszel, akordeon zaczął żałośnie kwilić, a następnie drzwi się otworzyły i stary pan wytoczył się na zewnątrz. Był cały fioletowy na twarzy, próbował wziąć oddech i nieprzytomnie spoglądał wybałuszonymi oczami. Wybuchła panika. Ktoś przyniósł krzesło, ktoś szklankę wody. Stary pan wymachiwał rękami i żądał swojego płaszcza. Zamieszanie wykorzystał fachowiec od pajacyków. Wkręcił się do pokoju Antosia i zaczął robić wesołe pajacyki, lecz po chwili rozbił sobie głowę o szafę, wybiegł z pokoju cały zakrwawiony i uciekł. Troskliwi rodzice natychmiast przerwali leczenie. Wbiegli do pokoju, zaczęli uciszać Antosia, nakarmili go, umyli mu zęby, uczesali i z powrotem położyli do łóżka. Antoś przez chwilę jeszcze gniewnie płakał, w końcu zasnął. Troskliwi rodzice nakazali wszystkim absolutną ciszę. Nikt nie będzie przeszkadzał ich Antosiowi, dopóki sam się nie obudzi! Co to za leczenie, kiedy dziecko płacze jak bóbr? Zmieszani specjaliści kiwnęli potakująco głowami, ścisnęli się znów w przedpokoju i dalej czekali cierpliwie. Antoś obudził się dopiero późnym popołudniem. Chwilę płakał ze złości, dając sygnał troskliwym rodzicom, później znów pozwolił się nakarmić, uczesać i ubrać, wreszcie leczenie mógł rozpocząć pierwszy specjalista. Tylko że nic nie przynosiło efektów. Na próżno specjaliści starali się i wchodzili jeden po drugim do pokoju Antosia, odpowiedzią było tylko rozpaczliwe płakanie. Nic nie skutkowało – ani mokre prześcieradła, ani powykręcane ręce, ani kołysanki. Specjaliści wchodzili do pokoju i po chwili wybiegali z niego przestraszeni krzycząc, że z czymś takim jeszcze się nie spotkali – nieuleczalny przypadek lenistwa! Przedpokój pomału pustoszał, a kiedy uciekł już ostatni fachowiec, troskliwi rodzice ze smutkiem usiedli przy stole w kuchni. – Co my zrobimy? – pytali się nawzajem. Odpowiedzią był krótki płacz Antosia. Był już wieczór, na dworze ciemno i zgłodniały Antoś chciał jeść. Troskliwi rodzice wbiegli do pokoju, nakarmili go, uczesali i przebrali w piżamę. Właśnie chcieli go wziąć na ramiona, by trochę ponosić, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Drrrńń! Drrrńń! Troskliwi rodzice zdębieli z zaskoczenia. Kto to może być? Jakiś złośliwy sąsiad, któremu nie podoba się płacz Antosia? Podeszli do drzwi, chwilę nasłuchiwali, a później otworzyli. Za drzwiami stał drobny starusieńki mężczyzna. Uśmiechał się, ukłonił z szacunkiem, a następnie przedstawił – on też jest fachowcem od leczenia dziecięcego lenistwa. Niestety, jechał z bardzo daleka i dlatego nie mógł przybyć na czas, ma jednak nadzieję, że zostanie dopuszczony do pacjenta. Troskliwi rodzice otworzyli usta, lecz dziadek sprytnie wcisnął się do mieszkania i od razu spytał, gdzie jest Antoś. 4
– Nasz Antoś właśnie idzie spać – powiedzieli troskliwi rodzice. – To nie szkodzi – odpowiedział dziadek. – Ale nasz Antoś ma za sobą ciężki dzień – tłumaczyli troskliwi rodzice. Dziadek ciągle się uśmiechał. Jego leczenie będzie krótkie, oszczędne, ale skuteczne! Rodzice się namyślali. – A na czym polega sposób leczenia? – spytali z niedowierzaniem. Dziadek radośnie podskoczył. – Bawię się z dziećmi w konika – powiedział. – W konika? – zdziwili się troskliwi rodzice. – Przecież to samo robimy z Antosiem co wieczór i nie pomaga. – Lecz ja mam własną metodę! – powiedział dziadek i rodzice ustąpili. Otworzyli drzwi do pokoju Antosia i wszyscy weszli do środka. Antoś leniwie i w nieładzie wylegiwał się w łóżku. Troskliwi rodzice chwilę stali zakłopotani w drzwiach, a następnie wskazali na drobnego dziadka. – Ten dziadek chce się bawić z tobą w konika – powiedzieli. Antoś zmierzył gościa wzrokiem. – Chcesz się bawić w konika? – spytał dziadek. Zachmurzony Antoś chwilę się zastanawiał, a później przytaknął. – Wystarczy, że wyjdziesz z łóżka i staniesz obok mnie – powiedział dziadek. Antosiowi to się nie spodobało. Dlaczego miałby wyjść z łóżka? Na jego buzi pojawił się złośliwy grymas i już, już wydawało się, że zacznie płakać, lecz później się rozmyślił. Z sapaniem i przy pomocy troskliwych rodziców wylazł z łóżka i stanął obok dziadka. Dziadek radośnie zatarł dłonie, roześmiał się i nagle, nikt nie wie jak, skoczył Antosiowi na plecy i krzyknął: – Ii-ja! Ii-ja! II-JA!!! Antoś zamarł z zaskoczenia, ale tylko na chwilę. Zaczął rozpaczliwie płakać i starał się strząsnąć dziadka z pleców, ale na marne. Dziadek trzymał się jak kleszcz, na próżno Antoś biegał po mieszkaniu, tarzał się po ziemi i płakał, aż meble się trzęsły. Troskliwi rodzice załamywali ręce i lamentowali. Próbowali pomóc Antosiowi, ale nie wiedzieli jak: Antoś z dziadkiem na plecach wybiegł do przedpokoju, stamtąd na korytarz, z korytarza na klatkę schodową i z klatki przed dom. Tam zatrzymał się na chwilę, jakby nie wiedział, dokąd ma uciec, lecz później rozpędził się i z tupotem oraz sapaniem zniknął wraz z dziadkiem w ciemnościach nocy. Jeszcze przez chwilę troskliwym rodzicom wydawało się, że słyszą jego płacz i cieniutki głos dziadka krzyczącego: „Ii-ja, ii-ja!”. Później już tylko szumiały liście drzew. Troskliwi rodzice długo stali na schodach i czekali na powrót Antosia. Później zaczęło być im już zimno, więc poszli do domu i usiedli przy stole w kuchni. Siedzą przy nim do dziś, ponieważ leniwy Antoś już nigdy nie powrócił, nikt o nim nie słyszał i nawet nikt go już nie widział. Dobrze mu tak, leniuchowi!
5