2
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
PLAKAT
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Odradzanie i ogarnianie
W
iosna trwa już od pewnego czasu, odrodziła się już w pełni otaczająca nas zieleń, jest także szansa, że odrodzi się kilka historycznych miejsc. Znajdująca się na brwinowskim cmentarzu parafialnym Kaplica Maryl skich jest najstarszym i najcenniejszym obiektem w Brwinowie.
Została zbudowana najprawdopodobniej na przełomie XVIII i XIX wieku w Książe nicach. W II połowie XIX wieku została przeniesiona na teren cmentarza parafialnego w Brwinowie jako kaplica grobowa rodziny Marylskich. Dzięki współpracy Towarzystwa Opieki nad Zabytkami z gminą i konserwatorem zabytSTOPKA REDAKCYJNA
ków udało się m.in. wykonać wentylację budynku i opaskę żwirowo-kamienną wo kół kaplicy, a także zabezpieczyć budynek przed grzybami, pleśnią i owadami. Wykonano także konserwację ścian, re konstrukcję podłogi, suszenie i izolację frontu kaplicy po jego odkopaniu. Dzięki tym zabiegom mamy okazję podziwiać piękny obiekt podczas wiosennych spacerów. Renowacji ulec ma także pałac w parku w Brwinowie. Ma ona zostać zrealizowana w latach 2017–2018, gmina Brwinów otrzyma na ten cel dofinansowanie w wysokości niemal 3,5 mln zł. Zabytek zostanie przeznaczony na cele kulturalne. Swoją nową, przestronną sie dzibę i przestrzeń do rozwijania działal ności znajdzie tutaj Gminny Ośrodek Kultury. *** 90 lat temu 18 maja 1927 roku rozpoczę ła się, staraniem ks. Franciszka Kawiec kiego, budowa nowego, murowanego kościoła – wg projektu architekta Mie czysława Wołkowińskiego. Ma miejsce uroczyste wmurowanie kamienia węgiel nego. Poprzedni, modrzewiowy, drewniany kościół został obudowany murami
3
obecnego kościoła (korzystano z niego jeszcze do 1937r.), a następnie rozebrany i wyjęty z wnętrza nowej budowli. Towarzystwo Przyjaciół Brwinowa 19731983, Warszawa 1984, tom V serii: Towarzystwa Regionalne i Kulturalne) *** Ciekawostkę lingwistyczną przysłał nam Pan Grzegorz Przybysz odnośnie artykułu w poprzednim numerze “LINII”:
Muszę się odnieść do wypowiedzi chyba p. Michała Ogórka, a może prof. Bralczyka, w felietonie pod tyt. "Wymiana uprzejmości", zamieszczonym w kwietniowym numerze Linii. Chodzi mi o słowo "ogarnąć", które w/g mnie ma dwojakie znaczenie. Otóż słowo to jest bardzo stare i pierwotnie oznaczało np. ubranie się w cokolwiek. Dziadkowie i rodzice często zwracali się do dzieci, lub dorosłych, np. "Ogarnij się w cokolwiek i chodź wreszcie. . .". Ogarnij się - czyli doprowadź się do porządku, załóż jakieś ubranie i chodź. Słowo to często spotykane jest w starej literaturze polskiej, m. in. w utworach Iwaszkiewicza. Dziś na brało innego, drugiego znaczenia: ogarniać coś - czyli zrozumieć. Świadczy, to tylko o tym, że język nasz stale ewoluuje.
4
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: Tomasz Róg
W sercu naszej miejscowości
Podziękowania dla Grażyny Nowocień, dyrektor Biblioteki Publicznej
W
idealnym świecie wszyscy są już od początku na swoich miejscach. Odnaleźli swoje marzenia i powołania i w harmonii pełnią swoje funkcję. W idealnym świecie kartograf lata balonem nad miasteczkami szkicując mapy, marynarz w każdym zakątku kraju znajdzie zbiornik wodny, a flecista zawsze znajdzie szczury, które za nim podążą. Wydaje się, że Pani Grażyna Nowocień była osobą na właściwym, ukochanym przez siebie miejscu. Próżno szukać drugiej takiej osoby, która włożyłaby tyle serca nie tylko w pracę przy księgozbiorze, ale także w opiekę nad powierzonym jej budynkiem. W wyniku rozstrzygnięcia konkursu na dyrektora Biblioteki Publicznej im. Wacława Wernera nie pełni już tej funkcji. Funkcji, która - jestem pewien - dawała jej ogromną dawkę satysfakcji i radości. Co prawda kierowała całością trójzębu Brwinowskiej Biblioteki, w skład którego wchodzi księgozbiór Biblioteki w Brwinowie wraz z Oddziałem dla Dzieci i filią w Otrębusach (który liczy sobie ponad 41 tysięcy wol., i obejmuje blisko 5 tysięcy użytkowników.), lecz specjalną jej obecność czuli mieszkańcy Otrębus. Jak pisze mieszkanka tej miejscowości: “Sercem naszej miejscowości pozostaje od wielu lat pałac Toeplitzów. Tu mamy pocztę, ośrodek zdrowia, ale przede wszystkim - bibliotekę. To magiczne miejsce. Zimową porą, gdy dni krótkie, wpadało się do biblioteki, aby wybrać książkę na zbyt długi wieczór. W upalne dni w chłodzie jej murów można było godzinami przeglądać dziesiątki woluminów. Czas spędzony tam nigdy się nie dłużył. Na "dzień dobry" z malutkiego gabineciku wychodziła do czytelnika pani Grażynka Nowocień, najpierw wieloletni pracownik, potem, przez dekadę, pani Dyrektor.
Zapraszała do stołu, częstowała herbatką czy kawą, zawsze znalazło się coś słodkiego... Ale najważniejsza była jej obecność, umiejętność słuchania, zdolność empatii. Gość czuł się zauważony, czuł, że jego wizyta jest dla kogoś ważna, niezależnie od tego, czy był prezesem, dyrektorem czy gospodynią domową. Prawdopodobnie to wieloletnie obcowanie z książkami dało pani Grażynce to szczególne zrozumienie bliźniego, tę zdolność szerszego spojrzenia na sprawy innych ludzi. Bo to właśnie zainteresowanie problemami i radościami innych stanowiło trzon tych rozmów. Nie "moje" lecz "Twoje". Dlatego rozwijała wciąż i wciąż zakres nowych wyzwań dla swojego zespołu, a przede wszystkim dla siebie. Konkursy, spotkania, wernisaże, wystawy, pokazy, a także zbiórki dla potrzebujących, chorych i słabszych. Skupiała wokół biblioteki mnóstwo ludzi o najróżniejszych zainteresowaniach i wykonywanych zawodach. Każdy mógł liczyć na zrozumienie i uwagę pani Dyrektor. Szkoda, że zbyt wcześnie zostaliśmy pozbawieni tej wspaniałej, empatycznej osoby”. Bibliotekę odwiedza rocznie około 45 tysięcy osób, ale praca w niej to nie tylko gromadzenie, opracowywanie, udostępnianie i przechowywanie zbiorów, ale także organizacja innych działań mających na celu promocję literatury i czytelnictwa oraz integrację społeczności lokalnej.
Współpracowała z przedszkolami, Towarzystwem “Sokół”, Centrum Zdrowia Dziecka. Organizowała “Wieczory z bajką”, spotkania z literaturą, lekcje biblioteczne dla dzieci i młodzieży, konkursy literackie i plastyczne, warsztaty rękodzielnicze pt. „Magia świąt” oraz szydełkowanie dla dzieci i dorosłych. W otrębuskiej filii biblioteki w I-półroczu odbywały się kursy komputerowe dla seniorów. Od lat Biblioteka w Brwinowie współpracuje z „Galerią Pomysłów Pasja” – Pracownią edukacji artystycznej z Kań, ze Stowarzyszeniem LGD „Zielone Sąsiedztwo”, ze Środowiskowym Ośrodkiem Pomocy Społecznej, ze szkołami i przedszkolami z naszej Gminy, z innymi bibliotekami. W filii Biblioteki w Otrębusach znajduje się „Galeria na Górce”, gdzie organizowane są, dla naszych lokalnych artystów, wernisaże i wystawy. Czy można zapomnieć osobę, która przez blisko 30 lat opiekowała się tak ważnym aspektem i źródłem kultury, tym bardziej, iż do przejścia na emeryturę brakuje jej tylko dwóch lat? Mieszkańcy zbierają podpisy na petycji do burmistrza gminy Brwinów Arkadiusza Kosińskiego o przywrócenie poprzedniej Pani Dyrektor ponownie na stanowisko. Dokument można podpisać na poczcie i przy recepcji Wiejskiego Ośrodka Zdrowia na ul. Wiejskiej 1.
W naszych okolicach żyje i pracuje wielu arty- Natomiast od wszystkich miłośników kultury i stów, Pani Grażyna zapraszała ich nieraz do nie tylko moli książkowych przekazujemy wzięcia udziału w kiermaszach, nierzadko cha- ogromne wyrazy podziękowania. rytatywnych. Była to też sposobność do tego, żeby artyści, którzy nie zawsze się znają, mogli się zintegrować.
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
5
Informacja
Dokładny program Wiejskiego Festynu w Otrębusach 12.00 - Otwarcie Festynu 12.30 - Polonez i wspólne śpiewanie z Zespołem Pieśni i Tańca Mazowsze 13.30 - Występ dzieci z Przedszkola Samorzadowego w Otrębusach 14.15 - Przedstawienie dzieci z Przedszkola Koziołki z Kań pt. "O Pchle co manier nie miała" i piosenka pt. "Kolejka" - prowadzenie Aleksandra Tkaczyk 14.30 - Przedstawienie teatru "TAK" 15.30 - Pokaz ratownictwa medycznego "Kamed" 16.40 - Pokaz sztuk walki - Klub Sportowy Pantera z Brwinowa 17.00 - "Złota godzina" - prelekcja Pani Doroty Chojnackiej z "DentArt" 17.30 - Milanowska Orkiestra Dęta im. Feliksa Dierżanowskiego 18.00 - "Chór Wydartych Domom Kur" 19.45 - Kapela "Gęsty Kożuch Kurzu"- potańcówka
Dodatkowe atrakcje: Straż Miejska z Brwinowa tor przeszkód, Strzelnica ASG - Strzelcy Rzeczypospolitej, Wyciskanie sztangi - Wojciech Nitecki, Symultana szachowa i inne atrakcje Szkoła Pitagoras z Nadarzyna Zielone Sąsiedztwo - ogród ekologiczny Stowarzyszenia LGD z Podkowy Leśnej Sensoplastyka - super zabawa dla dzieci od 6 miesiąca do 6 lat Bibloteka Publiczna im. Wacława Wernera - nie- Pyszne jedzenie regionalne i tradycyjny grill, Stoiska z rękodziełem artystycznym, spodzianki "Rok Ignacego Kozielewskiego w gminie Brwi- Inne atrakcje i niespodzianki… nów" - wystawa, " Solidarni" ku wolności - wystawa
Autor: Autor Piotr Końko – współtwórca Holistic Fitness, instruktor fitness, szkoleniowiec fitness.
Mamo, Tato, Babciu, Dziadku –
ćwiczmy razem w jednym miejscu.
W
spólne spędzanie czasu to ważny element życia rodzinnego, choć często jest on zatracany poprzez obowiązki dorosłych, jak również mniejszą chęć dzieci do uprawiania sportu. Pokażmy naszym dzieciom, wnukom, że warto być aktywnym fizycznie, bo uczy to charakter i dobrze wpływa na ich rozwój. Zaś dla nas samych będzie korzystnie wpływać na układ kostny, wydolnościowy i emocjonalny. Stres, praca biurowa negatywnie wpływają na nasze ciało i umysł. Podczas zajęć fitness możesz uwolnić się od stresu, rozruszać stawy a przede wszystkim wyzwolić endorfiny i naładować się energią na kolejny dzień.
Holistic Fitness Studio Treningu Personalnego i Grupowego w Brwinowie oferuje zajęcia dla dzieci, dorosłych i seniorów. Naszą misją jest łączenie pokoleń, organizowanie wydarzeń promujących aktywność fizyczną, gdyż wiemy, że dzisiejsze tempo i styl życia znacznie różni się od tego, który kiedyś znaliśmy. Zabawy na podwórku, mniej czasu spędzonego przed tabletem, komputerem czy telefonem.
rzy potrzebują towarzystwa, a ćwicząc w grupie stają się aktywni, uśmiechnięci, i zapobiegają bólom.
Osobiście zapraszam do naszego Studio, gdzie wykwalifikowana kadra instruktorów sprawi, że każdy kolejny dzień będzie upływać pod znakiem aktywność fizycznej. Odwiedź naszą stronę www.holisticfitness.pl i sprawdź jaką bogatą ofertę mamy dla Waszej My dorośli, uczestnicząc w zajęciach fitness po- rodziny. Zapraszam również na facebook/hokazujemy młodzieży, że warto się ruszać. listicfitnessstudio Zabierzmy również swoich rodziców, dla których opracowane są specjalne programy trenin- Najlepiej zrobisz przychodząc do nas – poznasz nas na żywo. Zapraszamy! Ćwiczmy razem cagowe. Często zapominamy o naszych seniorach, któ- łymi pokoleniami.
6
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: Waldemar Matuszewski
"Twardy" amy wciąż w pamięci sylwetkę związanego z Brwinowem przez 40 lat swego życia aktora Wacława Kowalskiego, którą – jako mieszkańca tego podwarszawskiego miasta – przybliżył duet realizatorów Adam Gzyra – Waldemar Matuszewski w filmie „Wacław Kowalski. Mieszkaniec Brwinowa” (premiera w sali „Matecznika” w Otrębusach, 11 XII 2016 r.).
M
pitan Walicki więziony był w brwinowskiej katowni, za którą służyła Niemcom willa nazywana Pałacykiem Tobolki. W nocy z 1 na 2 lutego 1944 roku miała miejsce egzekucja dowódcy w Lesie Młochowskim. Film pt. „Twardy” ma charakter dokumentu – wypowiadają się w nim dwie córki i syn kapitana Walickiego, bezpośredni świadek tamtych tragicznych wydarzeń – pan Ferdy-
18 maja 2017 roku odbędzie się pierwsza prezentacja filmu - dla członków Komisji Kultury Rady Miejskiej Gminy Brwinów. Pozostajemy z nadzieją, że ta filmowa opowieść, tak bardzo związana z historią Gminy Brwinów, będzie miała swoją godną premierę w Brwinowie, a może w „Mateczniku” właśnie, który położony jest o kilkaset metrów od miejsca egzekucji kapitana Henryka
Ten sam duet sięgnął po kolejną opowieść o postaci związanej z Gminą Brwinów, która także swoim formatem znacznie wyrasta ponad to, co „tylko” lokalne. W pierwszych numerach miesięcznika „Linia” (styczeń i luty 2016) zainicjowany został cykl przypominający postać kapitana Henryka Walickiego o pseudonimie „Twardy”. Był on twórcą i dowódcą samodzielnej
nand Barbasiewicz, autor wnikliwej pracy historycznej pt. „Walka podziemna Brwinów – Podkowa Leśna – Nadarzyn 1939 – 1945”, Lech Dzikiewicz oraz inni uczestnicy tamtych zdarzeń. Sama historia życia i działalności bohaterskiego dowódcy i wielkiego patrioty ma wymiar antycznej tragedii. Jest w niej miłość (męża i ojca), jest bohaterstwo i patrio-
Walickiego i zaledwie kilkanaście od miejsca jego pierwszego pochówku - na skraju Lasu Młochowskiego. Szczególne podziękowania autorzy filmu kierują do obydwu córek: Pań Teresy i Barbary oraz syna Macieja, dzieci kapitana Walickiego, które tak bardzo pomogły w jak najrzetelniejszym przybliżeniu tragicznej historii „Twardego”.
kompanii Armii Krajowej „Brzezinka”, która zasięgiem swojego działania obejmowała teren Podkowy Leśnej, Otrębus, Nadarzyna, Milanówka i Brwinowa oraz mniejszych miejscowości na tym obszarze. Oddział składał się z ponad 200 żołnierzy. W styczniu 1944 roku doszło do zdrady, w efekcie której dowódca „Brzezinki” został aresztowany. Przez dwa ostatnie tygodnie życia ka-
tyzm, jest ofiarowanie samego siebie i jest męczeńska śmierć. Film ukazuje niezwykłą postać bohatera-patrioty, którą powinni zachować w serdecznej pamięci nie tylko mieszkańcy wszystkich trzech miast-ogrodów (Podkowa Leśna – Brwinów – Milanówek), Nadarzyna i Otrębus. Ta postać ma zasługi w wymiarze dalece ponadlokalnym.
FILM: „Twardy”, reżyseria i realizacja: Adam Gzyra, współpraca: Waldemar Matuszewski, Brwinów 2017. Stowarzyszenie Teatr Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza Łomnickiego oraz Miesięcznik kulturalnospołeczny „Linia”
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
7
Autor: Tomasz Róg
Ponury “pomnik” historii
Amerykanka
iewiele jest takich adresów, które mówią wszystko o lokalizacji budynku, jak “Rynek 1”. Tam, obok bramy parku miejskiego, znajduje się okazała kamienica frontem skierowana do obecnego tunelu kolejowego. Ten obiekt w centrum Brwinowa znany jako kamienica Tobolki lub “Amerykanka” składa się z dwóch zabudowań - oficyny (dwupiętrowa kamienica) stojącej wzdłuż ulicy oraz luźno umieszczonej w głębi parku willi. Ta, widoczna kiedyś tylko po wejściu w głąb parku, obecnie ginie w cieniu i listowiu otaczających drzew. Mieszkańcy, jak i goście wydają się poświęcać jej mało uwagi. Po części właśnie dlatego iż ginie zalana zielenią, ale też z powodu zaniedbania, jak i jej ponurej historii. Architektonicznie ciekawy budynek, nawiązujący do neoklasycznych obiektów, przyciąga oko bryłą. Trzeba go obejść dookoła, aby zauważyć ganek, z czterema kolumnami, z pięknymi drewnianymi drzwiami, do których wspinają się szerokie schody. Balustrada z ganku powtarza się również na piętrze, choć tam jest już znacznie podniszczona.
N
Nazwa pochodzi od budowniczego i właściciela willi. Był nim Jan Tobolko, dyrektor banku American Express Company. W roku 1923, wcześniej mieszkający w Warszawie obywatel Stanów Zjednoczonych Ameryki, kupił działkę w Brwinowie i rok później rozpoczął budowę kamienicy przy ulicy Rynek. Sam nadał jej nazwę “Amerykanka”, nazwa ta później objęła także willę, której budowa zaczęła się w roku 1927. W roku 1928 Jan Tobolko przeprowadził
się ze stolicy do willi wraz z żoną Janiną, i mieszkał tam aż do roku 1941, kiedy to wyjechał do Stanów Zjednoczonych. W czasie wojny willa pełniła ponurą funkcję, gdy ulokowano w niej siedzibę Sipo (Sicherheitspolizei - SD, czyli Służba Bezpieczeństwa - stanowiły część sił bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie). W małym, otoczonym zielenią budyneczku w sercu brwinowskiego parku , aby wydobyć zeznania od aresztowanych, stosowano różnorakie tortury i brutalne metody śledcze. Jednym z torturowanych tak więźniów był kpt. H. Walicki, o którym powstał film opisywany na stronicy obok, oraz wielu innych. Z piwnicy, zamienionej na więzienie, aresztowani byli wysłani do obozów koncentracyjnych lub rozstrzeliwani w okolicznych lasach lub tuż obok budynku, gdzie po wojnie ekshumowano liczne ciała. Ku cześć ich pamięci w parku obok willi, został wzniesiony krzyż. W piwnicach zachowały się ślady krwi oraz inskrypcja jednej z ofiar. Miejsce to jest jednak niedostępne.
go, który uprzednio modyfikując go, umieścił w nim wielu tymczasowych lokatorów. Ci natomiast, niepewni swojego dalszego losu, nie dbali o nieruchomość, która ulegała stopniowej dewastacji. Próba zachowania oryginalnego wyglądu i utworzenia w budynku miejsca pamięci nie powiodła się. W latach 90. krewny właścicieli chciał przywrócić dawny rozkład pomieszczeń, piękne posadzki i rozsuwane drzwi, jednak koszty przysłoniły marzenia o przywróceniu “Amerykance” dawnej świetności. O losach mieszkańców kamienicy przy ul. Rynek 1 oraz rodziny Tobolków piszą uczniowie SP nr 2 na witrynie brwinow.com
źródła: “U nas O.K” nr 10 (31) Na podstawie materiałów Jadwigi Wolcendorf i Po wojnie losy “Amerykanki” są równie Franciszka Rapackiego | wikipedia.org smutne i nie odbiegają od historii wielu podobnych obiektów. Budynek został oddany we władanie urzędu kwaterunkowe-
8
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: Grzegorz Przybysz
O tym jak popłynął prąd A
przy drewnianym kościółku , tuż obok posągu Chrystusa. I właściwie było to wszystko. Reszta Brwinowa tonęła w posępnych ciemnościach.
Jak wspominali dawni mieszkańcy Brwinowa, o tej porze roku było strasznie ponuro, nieprzyjemnie i przygnębiająco, a do tego przechodniom napędzały strachu gęste, przydrożne zarośla i stare drzewa. Aliści, nieco otuchy dodawały jarzące się tu i ówdzie nikłe światełka naftowych lamp palące się w niektórych domach.
Dopiero w roku 1924 wyłoniła się sprawa oświetlenia ulic lampami żarowo- naftowymi. Ówczesny wójt gminy Helenów – Konrad Popielewski, wyasygnował na ten cel jedynie tysiąc złotych, a Komitet Gospodarczy podjął uchwałę o „dobrowolnej” składce. Ustalono stawkę osiem złotych od każdego pokoju - w willach, w domach i w zwykłych chałupach, i od razu zaczęto zbierać pieniądze. Jednakże ten kuriozalny plan brwinowskich radnych - Wierzbowskiego i Bocianowskiego - nie wypalił i cały zamysł wziął w łeb. Przyczyna była prozaiczna i właściwie do przewidzenia, bowiem większość mieszkańców Brwinowa żyła w skrajnej biedzie i nie chciała się „dobrowolnie” opodatkować. Ale gdy minął zaledwie rok, kwestia oświetlenia ulic, tym razem elektrycznego, oraz elektryfikacji całego Brwinowa stała się priorytetowa.
le nim popłynął, w całym Brwinowie i w pobliskich wsiach, wieczorami i nocami panowały egipskie ciemności. Szczególnie jesienią i zimą, gdy wcześnie zapadał zmierzch, ulice szybko pustoszały stając się ciemnymi, ponurymi drogami. Tylko czasami pojawiał się jakiś spóźniony podróżny lub tajemniczy przechodzień z latarką.
Brwinowski rynek też tonął w ciemnościach. Jednak było tu kilka światełek, które paliły się na stałe. Były to dwie lampy żarowo-naftowe posadowione na wysokich, żeliwnych słupkach, tuż przy przejeździe kolejowym , oraz dwie lampy naftowe przy krzyżu Powstańców Listopadowych. Otóż w sąsiednim Pruszkowie czynna Świeciła się też kolorowa latarenka była od kilku lat Elektrownia Okrę-
gowa, która wytwarzała niewielką moc prądu, bo około 8500 kilowatów, ale było to na tyle dużo, że Brwinów mógłby z tego korzystać. Niemniej, przeprowadzenie sieci energetycznej i budowa transformatorów były tak drogie, że Pruszkowskiej Elektrowni nie było na to stać. Zatem, by sprostać sprawie, na początku 1925 roku powołano w gminie Helenów, Brwinowską Spółdzielnię Elektryfikacyjną z biurem przy ulicy Leśnej 5. Inicjatorami zbożnej sprawy byli czterej obywatele Brwinowa, panowie: Leon Wiencek, Remigiusz Rutkiewicz, Władysław Bocianowski i Kazimierz Elwertowski – znani podówczas społecznicy i donatorzy. Dla przyśpieszenia budowy sieci elektrycznej, założyciele spółdzielni zainwestowali własne pieniądze, które gwarantowały rozpoczęcie prac przy budowie pierwszej linii napowietrznej wysokiego napięcia, biegnącej z elektrowni pruszkowskiej, wzdłuż torów kolejowych do parzniewskich łąk, a potem przez ulicę Pszczelińską do transformatora.
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Z początkiem 1926 roku do spółdzielni przystąpiło jeszcze kilkudziesięciu mieszkańców Brwinowa i Podkowy Leśnej, w tym dwie rodziny Kowalewskich, dwie rodziny Riedlów, Schweitzerów, Tobolków, wdowa po Tadeuszu Wierusz Kowalskim, Stanisław Wilhelm Lilpop oraz brwinowska parafia w osobie księdza proboszcza Franciszka Kawieckiego. Nowe wkłady pieniężne umożliwiły budowę pierwszego brwinowskiego transformatora, który stoi do dziś przy ulicy Wilsona, oraz transformatora w Podkowie Leśnej przy ulicy Gołębiej. Na początku 1927 roku w Brwinowie popłynął wreszcie prąd. Na rynku i na kilku głównych ulicach, m.in. Królewskiej (dziś Grodziskiej), Wilsonowskiej (dziś Wilsona) i Biskupickiej, oraz w pobliżu stacji kolejowej zaświeciło się dziesięć pierwszych lamp ulicznych. Od tej chwili elektryfikacja Brwinowa ruszyła całą mocą.
Pod koniec 1929 roku potencjonalnych odbiorców prądu było tak wielu, że Elektrownia Pruszkowska nie nadążała z instalacją przewodów elektrycznych i stawianiem słupów. W sukurs zgłosił się brwinowianin, inżynier Henryk Oldak, właściciel tartaku przy ulicy Grodziskiej, który zaoferował spółdzielni wyprodukowanie i sprzedaż drewnianych słupów, na co zarząd spółdzielni przystał z ochotą. Do sierpnia 1939 roku w tartaku Oldaka wyprodukowano ponad dwa tysiące różnej wielkości słupów, i tym samym zdołano zelektryfikować prawie wszystkie najważniejsze brwinowskie ulice oraz stojące przy nich domy. Jedynie pobliskie wsie tonęły jeszcze w ciemnościach, z wyjątkiem Koszajca, gdzie podczas okupacji Niemcy założyli swoim pobratymcom prąd. W tartaku zarządzanym przez Niemców w dalszym ciągu produkowano różne słupy, między innymi te-
lefoniczne, ale z tylko dla okupantów.
9
przeznaczeniem
W 1940 roku Brwinowska Spółdzielnia Elektryfikacyjna została bez uprzedzenia zlikwidowana przez Niemców. Od tej pory rozliczenia za zużycie prądu przejęła bezpośrednio Pruszkowska Elektrownia, również kontrolowana przez Niemców. Tuż po drugiej wojnie światowej, ówczesne władze Polski Ludowej uchwaliły kilka ambitnych planów uzdrowienia zrujnowanej wojną gospodarki, m.in. wdrożyły tzw. „Plan 3letni”, który przewidywał elektryfikację wsi i osiedli w całym kraju. Wówczas to poprowadzono elektryczność do Biskupic, Kotowic, Grudowa, Otrębus i Parzniewa. Reszta okolicznych przysiółków i kolonii musiała poczekać na prąd jeszcze wiele lat.
10
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: Marta Godzisz AUTOR: MARTA GODZISZ
KRÓL LATA
CZ.1 5
"Panowie, obaj czerwoni na twarzach, powitali Gabrielę i Benedykta pochmurnymi spojrzeniami, jakby oczekując, że przyszli tu specjalnie po to, by popsuć im zabawę". ogi plastikowych mebli ogrodowych ły się miesiącami w piwnicy. dzieciństwa? Pamiętam całą masę histozapadały się w porośniętej trawą Planowaliśmy wykorzystać ją w przyszło- ryjek. Mam też zdjęcia. Każde opowiada o ziemi coraz głębiej i głębiej. Siedzą- ści i muszę przyznać, że mocno się zdzi- czymś innym, wiesz? Mogę ci je pokazać cy na krzesełkach Krzysiek Trzmiel i wiłem, gdy pewnego dnia zobaczyłem albo wybrać parę najlepszych. Złożyłabyś starszy mężczyzna, w którym Gab jedno z tych wiaderek przy naszym płocie, z tego na pewno cały artykuł. Gabriela wciąż nie była pewna, rozpoznała ojca Palucha Korzewskiego, po drugiej stronie, pęknięte. Farba była nic sobie z tego nie robili – kiwali się w wszędzie: na siatce, trawie, nawet budzie jaki wyraz twarzy powinna przybrać, japrzód i w tył w rytmie toastów oraz am- dla psa się oberwało. Okazało się, że Artur kiego tonu użyć, jakie słowa dobrać, by plitudy rozmowy, rozpiętej pomiędzy wpadł na pomysł podwędzenia paru li- nie pogorszyć sytuacji, która przecież nie konspiracyjnym szeptem i wybuchami trów, „bo nikt nie zwróci uwagi”. Pomysł była zła, a jednak sprawiała wrażenie faśmiechu. Kwestią czasu było to, gdy któ- nie był zły, ja na pewno bym nie zauważył, talnej. Uczucie było podobne do tego, jaryś z nich przewróci się razem z krzesłem, ale takie wiadro farby, chociaż zrobione z kie Gab pamiętała z pewnych ferii najpewniej pociągając za sobą kiwający plastiku, swoje waży. Artur był w stanie zimowych gdy była mała: gdy weszła na się na boki stolik zastawiony szkłem i pla- wytargać je z piwnicy, ale uznał, że musi zamarznięte jezioro, bo wszyscy, łącznie z stikowymi naczyniami. Panowie, obaj skrócić sobie drogę choć trochę, więc jej własnymi rodzicami, twierdzili, że lód czerwoni na twarzach, powitali Gabrielę i spróbował przerzucić wiadro przez płot. jest wystarczająco wytrzymały i nic się Benedykta pochmurnymi spojrzeniami, Jak zdołał to zrobić, unieść je na wysokość nie stanie, bo dlaczego miałoby? A mimo jakby oczekując, że przyszli tu specjalnie dwóch metrów – nie mam pojęcia. Nie to była pewna, że biała tafla pod jej nogaprzyszło mu za to do głowy, że po upadku mi lada moment zacznie trzeszczeć i pępo to, by popsuć im zabawę. – Wszystkiego najlepszego. To z takiej wysokości plastik po prostu się kać. – Ja nie… nie piszę artykułu o znaczy, z okazji powrotu w rodzinne stro- rozpadnie. Przerzucił je i praktycznie wyArturze. ny – rzucił pan Korzewski. Jego głos był buchło na biało! Obaj, Einstein i pan Korzewski, Wahanie w jej głosie nie uszło nawet mniej bełkotliwy, niż Gab się spodziewała, chociaż równocześnie za- wybuchli śmiechem – i obaj sprawiali uwadze pana Korzewskiego, który wycebrzmiało to sucho i beznamiętnie, co wrażenie zmęczonych tym faktem. Śmiali lował w nią palcem. – To po co w takim razie rozpywcale nie musiało być wypadkową wypi- się, ale jednocześnie przygarbili plecy, Einstein zapatrzył się na butelkę, pan Ko- tujesz? Po co rozgrzebujesz stare sprawy? tych piw. – Dziękuję – odpowiedziała. – rzewski przymknął oczy i odchylił głowę Po co rozdrapujesz rany? Gabriela otworzyła usta, by odWłaściwie to przyszliśmy porwać Krzyś- do tyłu. Gab i Benek wymienili niepewne spojrzenia, nie do końca wiedząc, jak po- powiedzieć, i natychmiast je zamknęła, ka… – Pan Korzewski właśnie opo- winni zareagować. Ojciec opowiadający gdy pan Korzewski poderwał się z krzesła, wiadał mi o wyczynach Palucha i Artura, „zabawną” historię o synu, który zaginął które przewróciło się na trawę. Przez gdy byli mali – wtrącił z ożywieniem Ein- bez wieści lata temu – nie stanowiło to chwilę sądziła, że ruszy w jej kierunku jak stein. – Pamiętacie, jak Artur zarzekał się, najbezpieczniejszego gruntu do rozmowy, szarżujący byk, ale on odwrócił się i odże załatwi farbę do pomalowania naszego szczególnie, gdy rzeczony ojciec miał oczy szedł, stąpając ciężko i gniewnie.. błyszczące od alkoholowego podenerwodomku na drzewie? – Ostatecznie nigdy jej nie przy- wania. – Może chciałabyś to opisać? – niósł. – Benedykt pokiwał głową z roztargnieniem, nagle całkowicie zawładnięty odezwał się znów pan Korzewski, ponownie zwracając się do Gabrieli i ponownie wspomnieniami sprzed lat. – Ale próbował – odrzekł pan używając bezbarwnego tonu, który spraKorzewski. – Po odmalowaniu domu zo- wił, że poczuła się jeszcze bardziej niestało nam kilka wiader białej farby, kurzy- swojo. – Albo coś innego z jego
N
V
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK LINIA REGIONY ETNOGRAFICZNE PAŃSTWOWEGO ZESPOŁU LUDOWEGO PIEŚNI I TAŃCA „MAZOWSZE”
WALDEMAR MATUSZEWSKI
1 958 – PIERWSZE CHOREOGRAFIE WITOLDA ZAPAŁY: Rzeszowskie i Podhalańskie.
o powrocie z Monte Carlo w 1957 roku – mówi Witold Zapała - chciałem odejść z „Mazowsza” do teatru. Mira mówiła: „Ja wiem od twoich pedagogów, że Ty jesteś zdolny chłopak, kochasz to, co robisz i masz inwencję twórczą, i jeżeli chcesz, to będziesz układał tańce. Ja ci będę robiła kostiumy a ty, będziesz robił tańce, na które będziesz miał ochotę”. Sygietyński zostawił po sobie symfoniczne opracowania tańców narodowych: mazura, krakowiaka, kujawiaka, tańce góralskie i zbójnickie i to Mira zaczęła włączać do repertuaru „Mazowsza”. Mówiła: „Mam takie świetne tańce góralskie, to ty będziesz je układał”.
P
mów z Mistrzem Zapałą, wywiad sfilmo- wania nierytmiczność kroku względem wany przez „TV Matecznik” dn. 22 IV muzyki, ale daliśmy radę, przygotowa2008 r.; spisał Adam Woszczyna) łem tańce góralskie na otwarcie wystawy światowej w Brukseli w 1958 roku. „Tańce rzeszowskie” powstały we współ- Tam miały premierę. (Z wywiadu zarepracy z tancerzem i późniejszym peda- jestrowanego przez TV „Matecznik” 22 gogiem „Mazowsza” Stanisławem IV 2008 r., spisał Adam Woszczyna) . Maciszewskim. Prawdziwy chrzest choreograficzny Zapała przeszedł tworząc „Tańce góralskie”. (M. Włoczkowska, Wytańczone „Mazowsze” Witolda Zapały, Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, Warszawa 2011, s.48/9)
Bardzo mnie to zdopingowało, powiedziałem: dobrze, namyślę się, no i zostałem w „Mazowszu”. I tak rozpoczęliśmy pierwsze tańce. (Z rozKontakt z redakcją wydawnictwa jubileuszowego Kalendarium „Mazowsza”: mazowsze70lat@gmail.com
W ramach przygotowań do „Tańców góralskich” Pani Mira – mówi Mistrz Zapała - mnie wzięła w góry, ściągnęła do Karolina Stasia Dańko, górala z Olczy i on zamieszkał z bursie w pokoju ze mną i tak na siedząco - na pryczach uczył mnie kroków góralskich. Siedzieliśmy i drobiliśmy nogami po podłodze. Np. krok „ozwodnej” jest bardzo trudny, rozłożony jest na półtora taktu i jest trudny do uchwycenia. Tak, że dwa kroki „ozwodnej” mieszczą się w trzech taktach muzyki. Jest tam do opano-