Linia #17 2017

Page 1

ILE LAT MAJĄ OTRĘBUSY I KANIE MASZYNA DO MIESZKANIA DRAMAT RODZINY PRZYKRYLÓW KRÓL LATA • REGIONY MAZOWSZA


2

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

PLAKAT


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

3

eszcze w maju w Otrębusach odbył się Festyn wiejski, który miejmy nadzie J ję, stanie się dorocznym świętem naszej miejscowości. Okres przedwakacyjny jest bogaty w świętowanie. Wydaje się to naturalne, oko ludzkie cieszy wszechobecna zieleń, a ciepło słońca przyjemnie działa na skórę. Także w naszych najbliższych okolicach odbyły się podobne zabawy pod gołym niebem. Relacje publikujemy na kolejnych stronach. Dotarły do nas niezwykle interesujące fakty od naszych sąsiadów z Kań. Publikujemy je poniżej.

Sensacyjna wiadomość z ostatniej chwili

maju Kanie świętowały 640-lecie i z tej okazji urząd naszej gminy W wydał okolicznościową broszurę „Sołectwo Kanie”. We wstępie do tej publikacji burmistrz Arkadiusz Kosiński przedstawia się jako tropiciel śladów historycznych, który na mapie Mazowsza z drugiej połowy XIV wieku zauważył istnienie wsi Kanie, co doprowadziło do udokumentowania jej dziejów od 1377r.

obok Kań - po staropolsku mówiąc – widnieją jak wół niejakie Otrębusze. Przygotowany przez Instytut Historii PAN i udostępniony w Internecie „Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu” był podstawą opracowania broszury o Kaniach. Zajrzałam do tego słownika i nie wiem, dlaczego nikt nie zwrócił uwagi, że właśnie tam można znaleźć pierwszą udokumentowaną wzmiankę o Waszej wsi, datowaną na rok 1417, kiedy to Otrębusy były własnoNos tak znakomitego tropiciela popro- ścią szlachcica Jana z Otrębus. wadził go zapewne w inne, ważniejsze A zatem, proszę Państwa, Otrębusy rejony, a sokole oko najwyraźniej za- obchodzą właśnie 600-lecie swego istwiodło, bo na wspomnianej mapie, za- nienia! mieszczonej zresztą w broszurze, tuż Z ciekawostek znalezionych w słowniku

wymienię dwie: pisownia nazwy Otrębusy pojawia się we wszystkich możliwych obocznościach, co świadczy o tym, że pisarze urzędowi byli z ortografią na ty. Druga, już poważna, jest taka, że w 1491 roku Jan, syn Mikołaja z Otrębus był studentem Uniwersytetu w Krakowie, co oznacza, że był kolegą z roku Mikołaja Kopernika! Drodzy mieszkańcy Otrębus, panie sołtysie, przyjmijcie najlepsze życzenia z okazji „urodzin” Waszej wsi. I przypomnijcie burmistrzowi, że Wam też należą się gratulacje i opracowanie materiałów historycznych w stosownej publikacji! Katarzyna Kotowska

Po 25 działalności nadchodzi niepewny rok dla klubu Pantera Brwinów lub Pantera reprezentuje Naszą gminę na arenie międzynarodowej, odK nosząc na pokazach i zawodach ogromne sukcesy. Zawodnicy przyjeżdżają z całego kraju właśnie do nas na zawody judo. W tym roku klub obchodzi 25lecie istnienia. Z powodu remontu, klub z końcem czerwca zostanie pozbawiony sali do ćwiczeń. Modernizacja będzie kosztowała 600 tys. zł, i jest obiektowi niezbędnie potrzebna. Decyzja ta została przekazana z niewielkim wyprzedzeniem a burmistrz Brwinowa nie zaproponował żadnego alternatywnego lokalu, nawet przejściowego. STOPKA REDAKCYJNA

Gdzie mają podziać się członkowie klubu, którego dużą częścią są dzieci? Rok przerwy w ćwiczeniach może okazać się tragiczny dla niejednej dobrze zapowiadającej się kariery. Remont ma trwać ponad rok i ma się zakończyć we wrześniu 2018 roku. Klub Pantera natomiast nie otrzymał żadnego zapewnienia, że po remoncie przestrzeń zostanie im, na powrót, udostępniona. Na dzień 25 czerwca władze Gminy milczą w tej sprawie. Czy znowu ucierpią dzieci naszego miasta i okolic? Tomasz Róg


4

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Autor: Katarzyna Kotowska

Festyn z okazji 640-lecia Kań Relacja

to nie dotarł w sobotę 13 maja 2017 na głych miast, jak Bydgoszcz czy Zagrzeb! Warfestyn w Kaniach, naprawdę ma czego to dodać, że gość z Chorwacji był K żałować! jednocześnie perkusistą Milanowskiej Orkiestry Dętej pod dyrekcją Tomasza Delimata, U sołtysa Jacka Jankowskiego na terenie SJK która uświetniła otwarcie festynu wspaniaPa-ta-taj stanął wielki namiot-scena z par- łym występem. kietem do tańców, a wokół niego miastecz- Wśród warsztatów plastycznych absolutnym ko straganów z rękodziełem artystycznym, hitem okazało się stanowisko pani Agnieszgigantyczne zabawki dmuchane, punkt ga- ki Kapicy, oblegane do nocy przez najmłodstronomiczny i stanowiska działań plastycz- szych. Wszyscy wiemy, że dzieci dzielą się na nych. Opodal na łące rozbili namioty zadowolone i czyste. Tu zachwycone i upaćWikingowie, a jeszcze dalej – ze względów kane dzieciaki lepiły z kolorowych mas spobezpieczeństwa – rozlokowała się profesjo- żywczych trudno-powiedzieć-co, a pani

utrzymać się na grzbiecie automatycznie brykającego zielonego byka. W tej konkurencji rozegrano nawet zawody – zwyciężył byk! Wśród kramów z rękodziełem mnie najbardziej spodobały się pomysłowe i pełne wdzięku drewniane i futrzane siedziska w kształcie zwierząt, autorstwa Sławomira Ibeka, rzeźbiarza z okolic Zakroczmia. Mam nadzieję, że pan Sławek pojawi się z nimi także na festynie w Otrębusach już 27 maja. Wikingowie „Utlagar Hirde” zaprezentowali na scenie stroje i broń wykonane na wzór średniowiecznych i zaprosili do swej wioski

nalna strzelnica do broni pneumatycznej. Bracia Jankowscy z załogą zapewnili uczestnikom festynu pyszne potrawy z grilla i napoje, aż do ostatniego gościa. Nad przygotowaniem i realizacją festynu czuwała nasza niezawodna i niezastąpiona Danusia Mucha-Orlińska. Profesjonalne prowadzenie konferansjerskie realizował Jarosław Jadachowski. Już w piątek po długim okresie chłodów i deszczy wreszcie pokazało się piękne słońce i zrobiło się cieplej, toteż świetna pogoda i licznie zgromadzone przez organizatorów atrakcje przyciągnęły nie tylko okolicznych mieszkańców, ale i gości nawet z tak odle-

na pokaz walk i zabaw plebejskich. Poszukiwali też ochotnika, który zgodzi się być żywym celem w konkurencji rzucania toporkiem. Nie wiem, czy zdecydował groźny wygląd wojowników, czy chęć pozostania żywym celem także po zakończeniu zabawy, ale żaden ochotnik się nie zgłosił i Wikingowie musieli zrezygnować z tej atrakcji. Wieczorem dla zgromadzonych gości z niesamowitym powerem zagrał zespół Blueberry Hill w składzie: Zofia Szulakowska (wokal, gitara akustyczna), Dominik Gręda (gitara prowadząca) i Andrzej Chorzela (kontrabas), a po koncercie odbyła się jeszcze potańcówka na parkiecie. Wyjątkową atrakcją całego wieczoru był fantastycznie oświetlony namiot, pulsujący kolorami i światłami laserów w rytm muzyki, jakby na 640-lecie Kań przyleciało UFO! (A pilotem UFO był Jędrek Kotowski)

Agnieszka cierpliwie im kibicowała, wiedząc, że najważniejsza jest radość, jaką daje akt twórczy, a nie jego efekty. Jej obecność na festynie tym bardziej cieszy, że pani Agnieszka – mieszkanka Osiedla Słonecznego – przełamała barierę, dzielącą „stare” i „nowe” Kanie i w wielkim stylu włączyła się do wspólnej zabawy. Okazji do wybrudzenia dzieci miały zresztą więcej: na stoisku Caramela można było wytoczyć garnek z gliny lub samodzielnie wyprodukować mydełko, w Fabryce Sztuki współuczestniczyć w malowaniu wizji Kań za sto lat. Ci, którzy już się umyli, tańczyli z BajOLAndią na scenie zumbę lub bawili się tęczową chustą i kolorowymi piłeczkami, puszczali duże bańki mydlane, hasali na dmuchanej zjeżdżalni, albo ćwiczyli na ściance wspinaczkowej. Ogromnym zainteresowaniem cieszyło się „rodeo” – dzieci i dorośli próbowali

Widzieliście? I jak Wam się podobało? Nie widzieliście? To macie czego żałować…


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

5

List do redakcji

Konkurs na stanowisko dyrektora biblioteki czyli jak stracić posadę w gminie Brwinów dwa lata przed emeryturą. Pani Grażyna Nowocień pełniła funkcję dyrektora Biblioteki Publicznej im. Wacława Wernera przez 9 lat. Wcześniej pracowała przez 20 lat jako pracownik filii w Otrębusach. W tym roku burmistrz naszej gminy zdecydował o konieczności przeprowadzenia konkursu na to stanowisko. Oczywiście ma takie prawo, ale również może przedłużyć kadencję dyrektora, jak to się stało w przypadku szkoły w Otrębusach czy brwinowskiego Ośrodka Kultury. Konkurs został ogłoszony, choć wydawałoby się, że człowiek tak zaangażowany społecznie oraz pracujący z pasją i z miłością do książek i czytelników zasługuje na jeszcze dwa lata pracy. Właśnie tyle pozostało pani Nowocień do emerytury . Konkurs jednak nie został rozstrzygnięty - żaden z kandydatów nie spełnił oczekiwań komisji. W składzie tego gremium były trzy osoby pełniące funkcje urzędnicze w gminie oraz pani dyrektor biblioteki z Podkowy Leśnej. Wydawałoby się, że jeśli nie ma lepszego kandydata to obecna Pani dyrektor powinna pozostać przy pełnieniu funkcji. Zapowiedziano jednak drugi konkurs. Jak mówi Pani Grażyna Nowocień

Szanowny Panie Burmistrzu,

- przewidując, że przegra konkurs prosiła pana burmistrza o zmianę umowy, na taką która umożliwi jej, w razie przegranej, kontynuowanie pracy jako bibliotekarz w dotychczasowej placówce. Burmistrz odmówił. W drugim konkursie, pod naciskiem nielicznych radnych do komisji zostaje włączona osoba z powiatowej Książnicy w Pruszkowie. Konkurs wygrywa niespodziewana, nowa kandydatka, pani Danuta Barabasz. Nie mamy informacji, jakie doświadczenie zawodowe w zakresie bibliotekarskim posiada pani Danuta, jedyne informacje dostępne w internecie są takie, że kandydowała na radną w Brwinowie z KWW Arkadiusz Kosiński „Dobro Wspólne” w roku 2014. Człowiek który poświęcił dla nas trzydzieści lat życia idzie na bruk, traci pracę na dwa lata przed emeryturą. Byłbym nieuczciwy gdybym napisał że pani Grażyna została pozostawiona bez szansy. Nowa Pani dyrektor rozpisała konkurs na pracownika biblioteki do którego pani Nowocień mogła przystąpić, ale było to zbyt wiele dla jej godności i zszarpanych nerwów. Należy pamiętać, że utrata ukochanej pracy dla samotnej kobiety,

dwa lata przed emeryturą, to jest osobista tragedia, odbierająca wiarę w ludzi. Mimo iż sprawa porusza serca wielu mieszkańców, nie doczekaliśmy się żadnego komentarza włodarza Gminy w tej sprawie. Zawsze obwieszcza sukcesy na facebookowej tablicy, dlaczego wybór nowego dyrektora tak ważnej placówki został pominięty? Jacek Pachnik

Pan Arkadiusz Kosiński Burmistrz Gminy Brwinów Ul. Grodziska 12 05-840 Brwinów

zwracamy się do Pana w formie listu otwartego głęboko zaniepokojeni i zbulwersowani tym, w jaki sposób potraktował Pan wieloletniego pracownika, a od 9 lat Dyrektora Biblioteki Publicznej im. Wacława Wernera w Brwinowie, Panią Grażynę Nowocień. Zaświadczamy, iż Pani Grażyna, jako wykwalifikowany pracownik i Dyrektor Biblioteki, wykonywała swoją pracę z zachowaniem najwyższych standardów, z wielką pasją realizując misję bibliotekarza. Swoją otwartą i życzliwą postawą oraz wyraźnym zaangażowaniem przyciągnęła bardzo wielu nowych czytelników. To za jej zasługą dzieci, młodzież, dorośli i seniorzy korzystali z powiększanych każdego roku zbiorów bibliotecznych. Wielokrotnie poświęcając swój prywatny czas, wspierała wiele inicjatyw kulturalnych na terenie biblioteki. Była i jest osobą cenioną i bardzo lubianą przez Mieszkańców Kań i Otrębus. Ostatnie dwa lata swojej pracy zawodowej pragnęła przepracować na stanowisku Dyrektora Biblioteki, tak jak dotychczas, wypełniając swoje obowiązki z pełnym zaangażowaniem i profesjonalizmem. Niestety, nie dane jej było dokończyć swojej misji. Pani Grażyna zderzyła się z urzędniczym, w tym wypadku nieludzkim, potraktowaniem. Powołując się na literę prawa, uruchomił Pan procedurę konkursową na dyrektora w/w Biblioteki. Jak stwierdził Pan na Sesji Rady Miejskiej w dniu 10 maja 2017 r., ma Pan „czyste sumienie”. Jednak na postawione pytanie przez Radną z Otrębus, Panią Barbarę Ziębiec, o to, w jaki sposób zamierza Pan podziękować Pani Grażynie za wieloletnią pracę, nie potrafił Pan odpowiedzieć. Jednogłośnie stwierdzamy, iż Pańska propozycja wzięcia udziału Pani Grażyny w konkursie na pracownika naszej biblioteki jest uwłaczająca ludzkiej godności. Nie zrobił Pan nic, aby Pani Grażyna mogła przepracować ostatnie dwa lata pracy zawodowej na stanowisku Dyrektora i przejść na zasłużoną emeryturę. Co więcej, wykorzystał Pan prawo przeciw niej. Pytamy: dlaczego postąpił Pan w tak haniebny sposób wobec Pani Grażyny? Mieszkańcy, czytelnicy, a także sympatycy Kań i Otrębus są Pana postawą wstrząśnięci i nie kryją oburzenia. Wielu z nich oddało swój głos na Pana w wyborach samorządowych. Czy zachowując się w tak nieludzki sposób, ponownie zapewni Pan sobie ich głosy? Małe społeczności to delikatna tkanka, którą osoby sprawujące władzę powinny otaczać szczególną troską. Ponadto, osoby te mają obowiązek wsłuchiwać się w głos zamieszkujących te społeczności obywateli i ich głos szanować, gdyż jest to elementarna zasada demokratycznego państwa. My niżej podpisani nie zgadzamy się na takie potraktowanie Pani Grażyny Nowocień.


6

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Autor: Jan Sadowski

Przybliżamy postać Zdzisława Bańkowskiego przez 40 lat był dyrektorem Szkoły Rolniczej w Pszczelinie rodził się jako średni z pięciu synów, a siedmiorga rodzeństwa, 26 maja U 1876 roku w osadzie Szczebrze, w powiecie augustowskim. Ojciec był leśnikiem. Pierwszą szkołą było gimnazjum w Mariampolu Augustowskim zamieszkiwaną przez ludność polsko-litewską. Zabronione było używanie języka polskiego, także w prywatnych rozmowach. Takie prześladowanie artowało polskich gimnazjalistów, ale i przygnębiało. Zdzisław musiał zarabiać na swoje utrzymanie kore-

petycjami. Gimnazjum ukończył w 1899 roku z odznaczeniem, co pozwoliło mu wstąpić, bez egzaminu, na Politechnikę w Rydze. Po 2-letnich studiach przenosi się na studia w Dublanach koło Lwowa. Studia ukończył w 1904 roku i objął samodzielne kierownictwo majątkiem koło Wieliczki. Po 2-letniej pracy, zostaje powołany na stanowisko inspektora kółek rolniczych we Lwowie. W 1906 roku jedzie do Warszawy, gdzie spotkał się z Włodzimierzem Bzowskim, który kierował Szkołą Rolniczą w Pszczelinie. Założycielka tej szkoły Jadwiga Dziubińska musiała wyjechać do Danii, ponieważ realizowała program polski, a nie rosyjski, zatwierdzony przez ministerstwo w Petersburgu , za co była prześladowana. Zdzisław Bańkowski obejmuje kierownictwo szkoły w Pszczelinie w 1908 roku. Praca w Pszczelinie pochłonęła go całkowicie. Oto jak sam przedstawił swoją pracę: „ Myśl tkwiąca już od najmłodszych lat

ciem ludu włościańskiego, upośledzonego przez Ze szkołą nawiązują kontakty wybitni dziadzieje – myśl ta znalazła tu sprzyjające warun- łacze i pedagodzy: Edward Abramowski, Ludwik Krzywicki, Jan Władysław Dawid, ki realizacji”.

Kierowanie szkołą wymagało niezwykłego wysiłku, ale praca porywała. Liczne rzesze uczniów łaknących wiedzy mobilizowały do wysiłku. Dokupiono ziemię do gospodarstwa szkolnodydaktycznego, wybudowano budynki gospodarcze. Było już czym się pochwalić na wystawach rolniczych. Jednak pożoga wojenna, 1914 roku zniszczyła zupełnie szkołę, którą dopiero uruchomiono po 1916 roku. Zdzisław Bańkowski tak wspominał ten ciężki okres okupacji niemieckiej: „Wszelkie ruchy skrępowane, kontakt z

Warszawą przerwany, nabycie zapasów coraz trudniejsze. Jednak przygotowujemy się do uruchomienia szkoły. Drzewo z okopów idzie na ogrodzenie, drut porzucony przez wojsko rosyjskie do tegoż celu służy. Zaczynamy porządkować, grodzić, nie przerywamy pracy w szkółkach, przy udziale ogrodnika Rowieskiego. Wroku 1916 po otrzymaniu subsydjum z Verey z Komitetu w Szwajcarji, zmieniamy dach na internacie, zamiast przerdzewiałej blachy dajemy nowy z dachówki. Wszelkie przygotowania robimy do uruchomienia szkoły już w r. 1916, ale to się nie udaje. Rok 1915 i 1916 — szkoła jest nieczynna, a uruchamiamy ją w r. 1917. Ale uruchomienie szkoły nie było tak łatwe: wojna jeszcze się nie skończyła, wprawdzie ucichły trochę strzały armatnie, które jeszcze przez szereg miesięcy dochodziły z nad Bzury, nie spadają bomby rzucane z aeroplanów, zapach gazów trujących przeniósł się na wschód; ale żelazna pięść niemiecka przygniotła wszystko i wszystkich, nie wolno zemleć żyta na chleb, tylko za pozwoleniem landratów, nie wolno kupić chleba, trzeba jeść chleb kartkowy, wyznaczony przez niemca; pociągi za pociągami wywożą polskie zapasy zboża, bydła i konie do «Vaterlandu.» Ale to wszystko nie przeszkadza, że szkołę koniecznie chcemy uruchomić". Po latach stwierdził: „ Ale to wszystko nic, bo przecież 1918 rok to niepodległość Rzeczypospolitej, 1919 rok to własny Sejm, własny Rząd, własne wojsko pod wielkim naczelnikiem Józefem Piłsudskim, 1920 to Cud nad Wisłą".

Tomasz Nocznicki, Stefania Sępołowska i inni. W 1917 roku z inicjatywy uczniów szkoły rolniczej wystawiono pomnik z okazji 100lecia śmierci Tadeusza Kościuszki. W 1932 roku w uznaniu zasług upowszechniania postępu w rolnictwie, ufundowano szkole sztandar, który wręczył Prezydent Ignacy Mościcki. 4 czerwca 1933 roku odbyła się w Pszczelinie uroczystość jubileuszowa - 25-tej rocznicy pracy Zdzisława Bańkowskiego – Dyrektora Szkoły Rolniczej w Pszczelinie. Szkoła w tym czasie miała spory dorobek na polu szerzenia oświaty zawodowej. Już w tym czasie absolwenci szkoły dali się poznać jako pionierzy w pracy twórczej, społecznej i spółdzielczej. Pszczelin wywierał poważny wpływ na rozwój oświaty rolniczej. Młodzież w Pszczelinie zdobywała nie tylko nowoczesną wiedzę zawodową, ale rozbudzano w niej ducha obywatelskiego i poczucie obowiązku względem społeczeństwa. Zdzisław Bańkowski był idealnym wychowawcą, odznaczał się systematycznością i wytrwałością w pracy oraz patriotyzmem, które to cechy przekazywał swoim uczniom. W imieniu Prezydenta Rzeczypospolitej wręczony mu został Złoty Krzyż Zasługi. Po napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę, w 1939 roku, działalność szkoły została zawieszona. Szkołę ponownie uruchomiono w 1945 roku jako Gimnazjum Rolnicze, pod kierownictwem Zdzisława Bańkowskiego. Kierował nim do emerytury w 1948 roku. Szkoła w PRL również się rozwijała i w 1949 roku uruchomiono 4-letnie Technikum Rolnicze. Absolwenci szkoły stali się przodującymi rolnikami, urzędnikami gmin, powiatów, województw, a nawet ministerstw.

Zdzisław Bańkowski pozostawił szkołę która rozwijała się zarówno w czasie zaboru rosyjskiego, w 20-leciu międzywojennym, a nawet w PRL. W 2014 roku Stowarzyszenie Wychowanków i Przyjaciół Pszczelina, zorganizowało w Brwinowie spotkanie pod hasłem "O Pszczelinie pamiętali". Jednym z tematów spotkania był pomysł nazwania W 1920 roku uczniowie brali udział w roz- imieniem Zdzisława Bańkowskiego, jednej z brajaniu żołnierzy niemieckich w Warszawie. ulic nowo powstałego osiedla w Pszczelinie. Jadwiga Dziubińska na początku 20-lecia międzywojennego była posłanką do Sejmu, opracowała i doprowadziła do uchwalenia Bibliografia: ustawy stwierdzającej, że w każdym powiecie Z. Bańkowski: Pszczelin. Pierwsza szkoła rolnicza powinna powstać jedna męska i jedna żeńska dla młodzieży wiejskiej. Warszawa 1925 szkoła rolnicza. Nastąpił wtedy żywiołowy J.R. Na jubileusz Zdzisława Bańkowskiego. Szkolrozwój szkół rolniczych w Polsce. Szkołę w nictwo i Oświata Rolnicza 1933 Pszczelinie zwiedzają wycieczki w celu zapoznania się z dorobkiem. Przybywają również gdzieś na dnie duszy o pracy nad podźwignię- wycieczki zagraniczne.


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

7

Autor: Aleksandra Pachnik

Podkowa Leśna Układ urbanistyczny jako zabytek sławiona rewolucja przemysłowa po stu latach, poza oczywiO stymi korzyściami, przyniosła również problem niekontrolowanego zanieczyszczenia powietrza oraz rozwoju chorób, wynikający z braku odpowiednich warunków mieszkaniowych w biedniejszych dzielnicach miast, braku oddzielnych toalet czy podstawowej wiedzy odnośnie prawidłowych warunków sanitarnych. Wybór potencjalnego mieszkańca oscylował między przeludnionym ośrodkiem miejskim, ciasnotą powodowaną dobudowywaniem przyległości do już wystarczająco ciemnych, wąskich kamienic, a obszarem wiejskim, pozbawionym możliwości edukacji, pozbawionym rozrywek, czy wreszcie samej społeczności. W odpowiedzi Ebenezer Howard zaproponował teorię odciążającą główny ośrodek miejski za pomocą poprowadzenia z

Miasta - Ogrodu

Garden Cities of To-morrow

jego centrum trzech dróg zwieńczonych miastami satelickimi. W Garden Cities of To-morrow, wydanym w 1 902 r. przedstawia projekt zespołu miast oraz założenia nowoczesnej jednostki urbanistycznej, którą nazywa Garden City1 . Wprowadzenie takiego modelu było możliwe tylko dzięki sprawnemu połączeniu komunikacyjnemu. W przypadku Podkowy Leśnej zaważyła oczywiście budowa infrastruktury Elektrycznej Kolei Dojazdowej (dzisiejszej WKD), przypadająca na lata 20. XX w. Początkowo podwarszawski projekt inspirowany założeniami Ebenezera Howarda miał powstać na terenie Lasów Młochowskich. Te jednak należały do księżnej Radziwiłłowej, której odmowa poskutkowała rozpoczęciem rozmów ze Stanisławem Wilhelmem Lilpopem, przemysłowcem oraz posiadaczem ziemskim. Kiedy w 1 925 roku członkowie spółki Miasto Ogród "Podkowa Leśna" zdecydowali o podziale i rozsprzedaży terenów, należących do wyżej wspomnianego ziemianina, 522 mórg2 przeznaczonych zostało na realizację projektu Antoniego Jawornickiego. Oddzielnie, bez dodatkowych opłat, S.W. Lilpop podarował areał o powierzchni 7,5 ha niezbędny dla kontynuacji prac nad rozwojem EKD. Projekt Podkowy Leśnej nie był jedynym, ani pierwszym “miastem ogrodem”, jednak dzięki niewielkiej ilości istniejących już zabudowań został wyjątkowy w tak skończonej i przemyślanej formie. Centryczny układ ulic, funkcjonalność samowystarczalnego, z założenia, miasta, przestrzenie celowo “niezagospodarowane”, pozostawione aby tworzyć zielone kliny w zabudowie to wszystko prowo-

Garden Cities of To-morrow

kuje do parafrazowania Le Corbusiera: “Podkowa Leśna jest maszyną do mieszkania”. Ten francuski architekt szwajcarskiego pochodzenia, czerpiąc z założeń Howarda, sam, w latach 20. sformułował i rozpropagował hasło “słońce, przestrzeń, zieleń” - trzy ogniwa, którymi powinna kierować się ówczesna architektura. Chociaż projekt Podkowy Leśnej z 1 925 r. nie przetrwał w swojej idealnej formie do dzisiaj, w 1 981 r. do rejestru zabytków został wpisany jej układ urbanistyczny. Różnice z pozoru niewielkie, najlepiej widoczne są w rejonie ulicy Ogrodowej i Sarniej. Wg. planu miały one łączyć się rondem, zwieńczając Podkowę koroną - zostały jednak rozdzielone cmentarzem w trakcie wojny. Utraciła również funkcje ulica Główna, na rzecz Brwinowskiej - znacznie częściej użytkowanej. Ciekawym założeniem cieszyła się również Topolowa, zaprojektowana jako szeroka promenada przypominająca kształtem romb, którego granice wyznaczała aleja drzew, dokładnie - topoli. Garden - City - Miasto - Ogród, tłum. własne E. Howard, Garden Cities of To-morrow, Londyn: Swan Sonnenschein & co, 1 902, s.28 2 Morga - Jutrzyna , od niem. Morgen , archaiczna jednostka pow. gruntów, obszar możliwy do zaorania przez jednego człowieka w ciągu jednego dnia (od rana do południa), w przybliżeniu 0,6 ha. 1


8

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Autor: Grzegorz Przybysz

Na tropie tajemnic

Dramat rodziny Przykrylów rzedstawiam Państwu najnowsze zredagowane na P opracowanie, podstawie dokumentów, relacji Pani Alicji Białobrzeskiej oraz Pana Roberta Jackiewicza - potomków rodziny Przykrylów. Ta wstrząsająca historia, sprzed ponad 1 00 lat, nieznana jest nikomu. Ujawnione tutaj zdarzenia, dokumenty i fotografie publikowane są po raz pierwszy za zgodą rodziny. *

Niemcy wkroczyli do Brwinowa, natychmiast pojawili się na terenie folwarku. Liczny oddział żołnierzy pod dowództwem oficera w randze majora, otoczył cały teren majątku wraz z pałacem, a ludzi zapędzili na środek placu. Oficer rozkazał wszystkim by natychmiast wskazali Polaka, który tego dnia rano, z dachu pałacu obserwował przez lornetkę bitwę i ruchy ich wojsk. Jeśli nie wskażą, wszyscy zostaną rozstrzelani wraz z dziećmi. Ówczesny rządca folwarku Franciszek Przykryl, Czech z pochodzenia, dobrze znał kilka języków, m.in. niemiecki, i przetłumaczył ludziom rozkaz oficera, po czym prosił go usilnie, aby tego nie robił. Jednak oficer był stanowczy. Przykryl, by ratować ludzi przed niechybną śmiercią wskazał z bólem serca na stajennego Bolesława Przybysza*, który stał w zgromadzonym tłumie. Wtedy Niemcy na oczach zebranych kami, Helenką i Magdą musiała przesię do drewnianej natychmiast go rozstrzelali. Stajenny prowadzić przybudówki, która znajdowała się w osierocił ośmioro małych dzieci. okolicach dzisiejszej ulicy Dworskiej. Pod koniec października 1 91 4 roku front cofnął się aż pod Skierniewice, i w W lipcu 1 91 5 roku Przykrylowa otrzyBrwinowie znowu pojawili się Rosjanie. mała od męża małą kartkę pocztową. Ktoś z folwarcznych parobków, zapew- Okazało się, że Franciszek Przykryl żył, ne z zemsty, doniósł Rosjanom, że i przebywał w więzieniu w Ufie**. Narządca Przykryl „współpracował” z pisał do niej po czesku i trochę po polNiemcami. Kilka dni potem przyjechała sku. Ale dramatu w rodzinie nie było do Brwinowa rosyjska żandarmeria i końca. Tego samego miesiąca zmarła aresztowali Przykryla. Związali mu z na dyfteryt trzyletnia córka, Magda. tyłu ręce i zawieźli kibitką do Cytadeli w Warszawie, gdzie znajdowało się główne, rosyjskie więzienie, i największa katownia Polaków na terenie całego zaboru rosyjskiego. Po aresztowaniu Franciszka Przykryla, Józefa Przykrylowa, jego żona, stale dowiadywała się o męża jeżdżąc w ciągu kilku miesięcy do Cytadeli, aż w końcu Rosjanie powiedzieli jej, że mąż skazany jest wyrokiem trybunału wojennego i został wywieziony na Sybir , na wieloletnie, lub dożywotnie zesłanie.

Po zsyłce męża, Przykrylowa cierpiała straszną biedę. Najpierw sprzedała wszystko, co było najcenniejsze, a potem chodziła pieszo do Warszawy, bo nie miała pieniędzy na bilet kolejowy, a tam sprzedawała jajka, sery i masło. W międzyczasie dziedzic Kowalski, który wcześniej zdołał uciec przed Niemcami do Warszawy, okazał się podłym człowiekiem i niewdzięcznikiem. Po powrocie do Brwinowa, wymówił Przykrylowej mieszkanie w brwinowskim Gdy tego samego dnia po południu czworaku. Biedna kobieta z dwoma cór1 1 października 1 91 4 roku, tuż po wejściu Niemców do Brwinowa wydarzył się szokujący incydent. Otóż, podczas krwawych walk i ostrzału wsi, ludzie z brwinowskiego folwarku, należącego wówczas do dziedzica Tadeusza Wierusz Kowalskiego, ukryli się w ziemiankach i pałacowych piwnicach. Jak ostrzał ustał, dziedzic wysłał stajennego z lornetką na dach pałacu, by obserwował Niemców.


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Józefa Przykrylowa, zrozpaczona ,załamana i bez żadnych środków do życia, wróciła ze starszą córką Helenką do Czech, do swojej ojczyzny, gdzie w Hustopeczach mieszkał jej stary ojciec Jan Myslivy. Natomiast Franciszek Przykryl przebywał na zesłaniu do 1 91 9 roku. Ocalał wręcz cudem, bowiem uratował go od niechybnej śmierci młody Rosjanin, którego matka pochodząca z rosyjskiej szlachty, polubiła Franciszka. Ten młody Rosjanin, wbrew całej rodzinie, przeszedł na stronę „czerwonych”, ale za namową matki załatwił Przykrylowi dokumenty wystawione przez sowieckie władze rewolucyjne. Pewnego razu przyszedł sam do niego, do celi więziennej i wręczył Przykrylowi zwitek rubli, oraz oryginalne dokumenty wyjazdowe. Sam natomiast nie potrafił, lub nie mógł uratować swojej najbliższej rodziny. Franciszek Przykryl wracał do Polski pociągiem w wagonach bydlęcych, przez ponad dwa tygodnie. Jak później wspominał: przez całą podróż wyrzucano z wagonów niezliczone ilości trupów, głównie Polaków. Podróż przeżył, gdyż pił surowe jajka, które kupił od jakiejś przypadkowo spotkanej Rosjanki. Gdy przyjechał do Brwinowa, nikt go nie poznał. Był bardzo wychudzony, brudny, obdarty i zarośnięty. Nawet służba folwarczna nie chciała go wpuścić do pałacu. W końcu poprosił służącą o kartkę na której napisał kilka słów do dziedziczki. Pani Kowalska, gdy zobaczyła swojego dawnego rządcę, natychmiast go przyjęła. Kazała go umyć, ubrać i dać jeść. Dała mu również pokój w pałacu. Franciszek Przykryl wrócił jednak bardzo chory. Kilkuletni pobyt na zesłaniu dał o sobie znać. Niemniej, został w Brwinowie i pracował w majątku dziedzica do końca życia. Zmarł w 1 930 roku mając zaledwie 54 lata.

Kilka miesięcy po powrocie Franciszka, powróciła z Czechosłowacji wraz z córką Helenką, jego żona Józefa, która rok później urodziła trzecią córkę, Annę. Dziecko było podobno bardzo ładne, ale niewidome. W chwili śmierci, a było to 26 lipca 1 922 roku, czyli w dniu Świętej Anny, dziecko nagle odzyskało na chwilę wzrok. Obie dziewczynki pochowane są na brwinowskim cmentarzu, ale miejsca ich pochówku nie są znane rodzinie. Józefa Przykrylowa po śmierci męża, wyjechała ponownie do Czechosłowacji, gdzie zmarła w wieku około 60 lat. Natomiast ich córka Helena, gdy dorosła, wyszła za mąż za Stanisława Kadzikiewicza z Brwinowa. Zmarła w wieku 82 lat i pochowana jest na brwinowskim cmentarzu. *Bolesław Przybysz był dalekim krewnym mojego dziadka. ** Ufa – miasto w europejskiej części Rosji, dziś stolica Baszkirii. Opracowanie: Grzegorz Przybysz Dziennikarz, Publicysta, Regionalista

9


10

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Autor: Marta Godzisz AUTOR: MARTA GODZISZ

KRÓL LATA

CZ.1 6

"Lato nie zawsze zapraszało do wspólnej zabawy". ato nie zawsze było czasem relaksu jakby zapraszała go do na rozgrzanej słońcem, ale wciąż obejrzenia spektaklu, ale wzruszył ramio L miękkiej, świeżej trawie. Niebo nie chłopiec zawsze miało barwę czystego błęki- nami. tu, gdzieniegdzie poprzetykanego obłocz - – Zaraz dojdziemy do kami kolorem i kształtem walki z bossem – powie przypominającymi raczej porywane wia- dział, kciukiem wskazując trem strzępy waty cukrowej. Powietrze nie konsolę. – Na pewno nie zawsze płynnie przechodziło pomiędzy przejdziemy jej za pierwświeżością poranka i parnym popołu- szym razem. Może bę dniem, gdy zdawało się, że wszystko za- dziemy się zmieniać co stygło, sparaliżowane gorącem, któremu śmierć? – Podniósł głos, by pytanie dotarnależy się poddać, zastygłszy z półotwar- ło również do Benka i Krzyśka, ale ci nie tymi ustami i przymkniętymi oczami. Ga- wydawali się wystarczająco zaangażowani łęzie drzew nie zawsze falowały łagodnie w towarzyski aspekt wspólnej gry, by w rytm spokojnego, niespiesznego relak- usłyszeć, o odpowiedzi nie wspominając. su natury. Łagodny, jednostajny szum so - Gdzieś na zewnątrz ponownie zabrzmiało czyście zielonych liści nie zawsze mieszał ponure burczenie, jakby niebo poczuło się się z odległym świergotem dziesiątek róż - głęboko urażone lekceważeniem ze strony nych ptasich aktorów. Lato nie zawsze za- dzieci. Tym razem jednak zwieńczył je re gularny grzmot, do złudzenia przypomipraszało do wspólnej zabawy. Jedenastoletnia Gabriela Szyller przy- nający odgłos przewracającej się lgnęła nosem do szyby, momentalnie za- gigantycznej metalowej konstrukcji. Tym pominając o przyjaciołach za jej plecami. razem wszyscy czworo podskoczyli – GaZapatrzyła się w ołowiane chmury i nawet briela, bo czuła się nie do końca pewnie nie drgnęła, gdy niebo wydało z siebie na- stojąc tuż przy oknie, Benedykt i Einstein, rastający, złowrogi pomruk. Nagły błysk, bo dopiero teraz dotarło do nich załamaczęściowo przyćmiony ciężkimi, szarymi nie pogody, i Artur, bo grzmot był dla nie obłokami, sprawił, że zamrugała, uświa- go jak zastrzyk ekscytacji. Zerwał się na damiając sobie, że jako jedyna odczuła nogi i w dwóch skokach znalazł się obok magię nadchodzącej letniej burzy jako sil- Gabrieli. Przez chwilę obserwował niebo niejszą od magii konsoli do gier, przy któ - okiem łowcy tornad, który z zaciśniętymi pięściami wypatruje zmieniających się rej wciąż tkwiła pozostała trójka dzieci. – Nie chcecie popatrzeć? – zapytała przez formacji chmur na horyzoncie. – Nie dotrze do nas – oznajmił po chwili. ramię. Benedykt i Einstein nawet na moment nie Trudno byłoby nie usłyszeć zawodu w je przerwali walki o kontrolera, którą pro- go głosie. Pokazał palcem na północny wadzili niezmiennie od prawie godziny, skraj osiedla, gdzie ponad dachem ostatrównocześnie jakimś cudem metodycznie, niego domu w szeregu widać było linię choć powoli, przebijając się przez prze - drzew. – Tam się już rozjaśnia, a przerwy ciwników zaludniających ostatni poziom między błyskami i grzmotami są coraz gry. Jedynie Artur oderwał wzrok od tele - dłuższe. Burza wypali się, zanim tu ją przywieje. wizora, by na nią spojrzeć. – Błyskawice? – spytał z nadzieją. – Rozkręcają się. – Gab wykonała gest, – No i super! – ucieszył się Einstein. –

Pewnie znowu wywaliłoby korki i nie mo glibyśmy skończyć. Benek, zabieraj łapy od mojego pada! Gabrieli udzielił się zawód Artura. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w nierucho my ołowiany nieboskłon, nasłuchując co raz nie pewniejszych pomruków, a w końcu zajęła miejsce na dywanie przed telewizorem. Poziomu i tak nie skończyli – gdy tylko chmury zaczęły tracić barwę cementu i pojawiły się nawet pojedyncze ostre pro mienie słoneczne, do pokoju zajrzała pani Trzmiel – z wciąż ociekającym wodą tale rzem w jednej ręce i groźnie wyglądającą ścierką w drugiej – by głosem nie znoszącym sprzeciwu kazać wyłączyć konsolę. Wystarczyło jedno Einsteinowe „ale maaamo…!” skontrowane ciężkim, przeciągłym spojrzeniem, by telewizor został wyłączony. Wtedy Artur, wciąż na posterunku przy oknie, zaproponował, żeby wzięli rowery i wybrali się na skraj lasu..


VI

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK LINIA REGIONY ETNOGRAFICZNE PAŃSTWOWEGO ZESPOŁU LUDOWEGO PIEŚNI I TAŃCA „MAZOWSZE”

WALDEMAR MATUSZEWSKI

Z ROZMÓW Z MISTRZEM ZAPAŁĄ O "MAZOWSZU": Wieloletni choreografZespołu, o regionie podlaskim i lubuskim.

ak wspomina Witold Zapała, rok 1959 to premiera kolejnych (nr 12 i 13) regionów etnograficznych (pieśni, tańce i stroje): Podlasie, Wielkopolska („Świniorz”). Strój podlaski został przygotowany tylko w wersji damskiej (nie ma kostiumów męskich) – dla chóru 12 dziewcząt. Mistrz Witold Zapała wspomina, że Pani Mira stworzyła kostiumy podlaskie w czasie, gdy do Zespołu przyszła (aby ułożyć krakowiaka) Elwira Kamińska. Na początku w tym kostiumie śpiewane były (przez chór ustawiony „w sznureczku”) dwie pieśni: „Co ja myślę…” (muz. Tadeusza Sygietyńskiego i Tadeusza Suchockiego) i „Wyszłabym za dziada” (oprac. muz. Mieczysława Piwkowskiego). „Tańce wielkopolskie z przyśpiewkami i kapelą” – układ: Mira Zimińska-Sygietyńska, układ taneczny Zbigniewa Kaplińskiego. Sama piosenka pt.„Świniorz” powstała już w 1956 roku, Mira wydobyła to z Dąbrówki Wielkiej, stworzyła na kapelę i cztery młode dziewczyny, które śpiewały to świetnie. Pani Mira sprowadziła Kilińskiego z Teatru Wielkiego. Zrobił kujawiaka oraz „Świniorza” – na którego pomysł dała Mira, żeby w stonowanej poetyce mazowszańskiej była taka frywolna piosenka. W Polsce ceni się słowa „Świniorza” a za granicą - kozę z kapeli. (z wywiadu z Mistrzem Witoldem Zapałą z roku 2017, spisał Adam Woszczyna) W tym układzie tanecznym śpiewana była również piosenka „Boli mnie noga w biedrze”.

J

Kontakt z redakcją wydawnictwa jubileuszowego Kalendarium „Mazowsza”: mazowsze70lat@gmail.com Stowarzyszenie Teatr Na Pustej Podłodze, przygotowujące je wspólnie z miesięcznikiem "Linia" ogłasza społeczna zbiórkę - wpłat można dokonywać na konto nr 04 9291 0001 0099 7254 2000 0010, tytułem: „na działalność statutową Stowarzyszenia”).



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.