Linia #18 2017

Page 1

• • •


2

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

PLAKAT


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

3

Autor: Tomasz Róg

Bieżączki - gorączki Felietony, wywiady, komentarze.

la nas wszystkich ważne są informacje z ostatniej chwili, jednak jakże szybko tracące na znaczeniu w obliczu upływającego czasu. Po dzienną dawkę informacji z regionów odsyłamy do tygodników, my natomiast postaramy się publikować komentarze do tych ważniejszych. O czasie, chwilach, godzinach i kwadransach, oraz o urządzeniach do ich mierzenia czy dzielenia, w tym numerze, piszemy dość sporo. Zapraszam do lektury wywiadu z zegarmistrzem Górskim. Z czasem wiążą się także rocznice, a wśród nich - ta bitwy pod Grunwaldem. w której książę Janusz, który objął część Mazowsza we władanie ok. 1373 roku, brał udział. Więcej o “mrocznych” wiekach, i o tym, czy średniowiecze naprawdę było ciemne, na stronie 5. Zbliża się także data 15 sierpnia kiedy to kilkudniową bitwę pod Warszawą nazwano „ Cudem nad Wisłą”, więcej o tym na stronie 4.

D

sosnowskiego. Z zapachem mokrych liści i ciepłego deszczu, miesza się zapach bzu, jaśminu i lipy. W miejscach naszych najczęstszych spotkań, na peronach i targowiskach, czuć pył z betonowych peronów i rozgrzaną stal. Taki też zapach dało się odczuć podczas pokazu Donny Kameli, na peronach Stacji Muzeum w Warszawie. Zapewne właśnie takie zapachy zainspirowały autora opowiadania - Stanisława Kowalewskiego. Od początku wakacji towarzyszą nam letnie, intensywne opady, wyładowania atmosferyczne oraz silne podmuchy wiatru. Wiele ulic uległo zalaniu. Mieszkańcy żartowali z nowo powstałych kąpielisk. Powracając do dawnych czasów, możemy się przekonać, iż ulewy i zalania ulic, zdarzały się także na krótko przed II wojną światową, na co

Tematy wiosenne, a tym bardziej zimowe, zostały gdzieś w tyle. I jak co roku dyskusje o problemach ze smogiem i mrozem, zastępowane są tematem wiosennoletnich burz i barszczem

natknął się w"Kurjerze Warszawskim" z 1939r., niezastąpiony Zbigniew Kret. Ciesząc się współczesną techniką często zapominamy o potędze natury. Kiedy zrywa się silny wiatr i nadchodzą gwałtowne burze, przewracając wiele osłabionych drzew i zrywając linie wysokiego napięcia, blokując wiele dróg i linii kolejowych, przypominamy sobie jak niewiele znaczymy. Brak prądu ciągnący się przez kilka, a nawet, w ekstremalnych przypadkach, przez kilkanaście dni zmuszają do poszukiwania pomocy u sąsiadów. Ale gdy natura już się trochę uspokoi, możemy chłonąć letnie, wilgotne powietrze i rozpocząć lekturę książki lub czasopisma.

SPROSTOWANIE

W artykule Katarzyny Kotowskiej „Sensacyjna wiadomość z ostatniej chwili” opublikowanym w czerwcowym numerze miesięcznika „Linia” znalazły się nieprawdziwe informacje. Broszura została wydana w ramach współpracy gminy Brwinów z organizacjami pozarządowymi – w tym przypadku ze Stowarzyszeniem Mieszkańców Kań, a zamieszczone mapy pokazują nie XIVw. jak sugeruje autorka artykułu „Sensacyjna wiadomość...”, lecz XVI w. Opublikowany w czerwcowym numerze miesięcznika „Linia” list Jacka Pachnika pt. „Konkurs na stanowisko dyrektora biblioteki” zawiera szereg informacji nieprawdziwych lub nieścisłych, które wymagają sprostowania. Kolejną nieprawdą jest informacja (cyt.) „noSTOPKA REDAKCYJNA

wa pani dyrektor rozpisała konkurs na pracownika biblioteki”. Ubolewam, że także w tym zakresie autor artykułu nie zachował dobrych obyczajów polegających na sprawdzeniu podstawowych faktów związanych z opisywanym tematem. Nadmieniam, że ostatni konkurs na wolne stanowisko w bibliotece zimą tego roku ogłosiła i rozstrzygnęła jeszcze poprzednia dyrektor tej instytucji. Nieprawdziwe jest również zdanie (cyt.) „nie doczekaliśmy się żadnego komentarza włodarza Gminy w tej sprawie”. Pragnę zauważyć, że jako Burmistrz Gminy Brwinów po wielokroć odpowiadałem na pytania radnych (w tym autora artykułu radnego Pachnika) zadawane podczas sesji) w związku z konkursem dyrektora Biblioteki Publicznej w Brwinowie i jego wynikiem. Pisemną odpowiedź otrzymali za-

równo nadawcy „listu otwartego”, jak również osoby, które podpisały się pod pismem zatytułowanym „petycja” (o ile podały swój adres do korespondencji). Informacja w skróconej formie została wywieszona na urzędowych tablicach ogłoszeń na terenie gminy Brwinów. Wybór nowego dyrektora tak ważnej placówki został odnotowany na gminnych stronach internetowych www.brwinow.pl oraz facebook.com/Brwinow (w tym fotogaleria z 10 maja br.) oraz w Biuletynie Informacji Publicznej Gminy Brwinów. Burmistrz Gminy Brwinów Arkadiusz Kosiński


4

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Autor: dr. inż. Jan Sadowski

Śladami wielkiej wojny Przez historię naszych rodzin.

imo trwających aż 123 lata zaborów Polski, patrioci polscy nie pogodzili się z takim stanem rzeczy i nieugięcie walczyli o wolność. Dla Niemiec i Rosji naczelnym przykazaniem była germanizacja i rusyfikacja Polski. Dla Polaków pierwsza wojna światowa była okazją do odzyskania niepodległości. Po przystąpieniu do pierwszej wojny światowej USA – prezydent Woodrow Wilson, 8 stycznia 1918r., ogłosił orędzie przedstawiające program urządzenia powojennego świata. Zawierał on w punkcie 13 „Utworzenie niepodległego państwa polskiego z dostępem do morza.” Orędzie Wilsona stało się podstawą zarówno porozumienia kończącego wojnę, jak i traktatu wersalskiego z roku 1919. Niemcy podpisały warunki zawieszenia broni w Compiegne. Był to pierwszy dzień niepodległości Polski. Zaczęto odbudowywać miasta, obsiewać pola pod nowe plony. Zniszczenia były duże, front przechodził przez nasze ziemie wiele razy, jak podają „Wiadomości Archidyecezyalne Warszawskie”: " (...)niezbyt znaczne

M

uszkodzenia kościoła nie przeszkadzały w odprawianiu nabożeństwa. Więcej atoli w czasie działań wojennych ucierpiała plebania. Zrujnowano też mur, okalający kościół i cmentarz, a znajdującą się tam bramę żelazną wykopano. (...) Najwięcej ucierpiało gospodarstwo ks. Proboszcza. Niemcy zasekwestrowali 4 krowy, konia, nierogaciznę, drób, paszę, kartofle, wydali zaś na to wszystko kwity, które się zostały jako dowód strat

proboszcza. Zniszczono zupełnie pola zasiane ży- Brał on udział w defilatem i owsem"1. A to dopiero rok 1915. Nastąpiło dzie w Warszawie w 1920

zjednoczenie terytorium i ludności w jeden organizm państwa polskiego. Ruszył pobór do wojska polskiego, i w latach 1918-1920 powołano około 1,4 miliona młodych Polaków. Ojciec mojej żony, Marianny, która była nauczycielką Technikum Rolniczego w brwinowskim Pszczelinie - Franciszek Poniatowski, był już żołnierzem legionów III pułku piechoty 12 kompanii. Wspominał, że wojsko w tym czasie było źle żywione, okryte łachmanami i często bose. Mimo braków w uzbrojeniu duch bojowy był wysoki. W 1920 roku, Piłsudzki uprzedził uderzenie bolszewików i rozpoczął ofensywę Wojska Polskiego, zajmujac 25 kwietnia Kijów. Jednak kontrofensywa bolszewików znad Berezyny zmusiła Wojsko Polskie do odwrotu. Wtedy Franciszek Poniatowski został ranny i skierowany do szpitala w Chełmie. Pod Berezyną zginął jego bezpośredni dowódca Na Ukrainie i Białorusi znajduje się kilkadziesiąt miejsc pochówku polskich żołnierzy, uczestników wojny o niepodległość z bolszewikami. Po wyleczeniu w szpitalu, Franciszek Poniatowski, został skierowany do tzw. „Błękitnej Armii” generała broni Józefa Hallera, która przybyła z Francji w 1919 roku . Wojsko to było dobrze uzbrojone i wyposażone. Jak wyglądał żołnierz tego wojska przedstawia fotografia Franciszka Poniatowskiego.

roku, ciesząc się, że sam Piłsudski ją przyjmuje. Potwierdzeniem tego uznania była kilkudniowa bitwa warszawska w połowie sierpnia 1920r - „ Cud nad Wisłą”, która zdecydowała o sukcesie militarnym Polski. Nazwano ją osiemnastą decydującą bitwą świata. Symbolizuje ją dzień 15 sierpnia 1920r. 18 marca 1921r. doszło do zawarcia korzystnego dla Polski pokoju w Rydze. Franciszek Poniatowski po powrocie z wojska ożenił się i był pracowitym, dobrym rolnikiem, ogrodnikiem i pszczelarzem aż do śmierci w 1984 roku. Bibliografia 1 Materiały Grzegorza Przybysza Pajewski J : Pierwsza Wojna Światowa 19141918. PWN Warszaw 2004 r. Podhorodecki L : Historia Polski i Powszechna 1796- 1939 „ MADA„ warszawa 1997r.

Specjalistyczne leczenie bólu - bez leków

Pan Jakub Górnicki zajmuje się trudnymi przypadkami klinicznymi leczonymi nieskutecznie innymi metodami. Takie zabiegi w ogromnej liczbie przypadków zapobiegają operacjom przepuklin kręgosłupa oraz stawów: kolanowego, biodrowego, ramieniowego. Usprawniane jest połączenie i zależność od kręgosłupa – układu krwionośnego i więzadeł pod kontrolą układu nerwowego, ponieważ ograniczone ukrwienie, wokół jakiegoś kręgu lub stawów powoduje stany zapalne, zwyrodnienia i problemy bólowe. Uwzględniając badania (RTG lub rezonans MR) – osteopata odblokowuje nieprawidłowości, likwidując ból. Wskazaniami do zabiegów są m.in.: zaburzenia czucia, drętwienie kończyn, stany pourazowe, zwichnięcia, „kolano skoczka”, „łokieć tenisisty”, rwa kulszowa i barkowa, bóle pleców i szyi. To ogromna szansa pomocy osobom cierpiącym, a nie mogącym poddać się operacji, ani brać leków. Jest to uznana i bardzo ceniona metoda leczenia w systemie medycznym.

Mgr Górnicki zlikwidował mi ból barku i drętwienie rąk, które było leczone lekami i fizykoterapią bezskutecznie. Gorąco Mu dziękuję! Janusz Zwada, lat 56 z Otwocka.

Miałam straszne bóle mięśni nóg i rąk. Badania najróżniejsze nie były w stanie stwierdzić przyczyny tego bólu. Nałykałam się mnóstwo leków, ale po Panu Górnickim nie mam zupełnie bólu, nie muszę brać żadnych leków.

Anna Z., lat 49 z Błonia.

Zniszczyłam wątrobę i nerki, leki na bóle wywołały u mnie cukrzycę. Pan Jakub Górnicki spowodował swoimi zabiegami, że mogłam odstawić leki, a rwa kulszowa i sztywność poranna niemal całego ciała, oraz zawroty głowy ustąpiły zupełnie. To dla mnie jest niesamowite. Ponad 3 lata leczenia bez efektów, wydatki na leki i utrata zdrowia. Jestem Panu Jakubowi wdzięczna.

Ważne! Zabiegami tymi usuwane są również zaburzenia funkcjonowania układu gastrycznego, urologicznego, ginekologicznego, oddechowego, bóle głowy u dzieci i dorosłych, zespoły bólowe u kobiet w ciąży i profilaktyka okołoporodowa zaburzenia koordynacji i psychomotoryki u dzieci , zespoły bólowe u kobiet w ciąży i profilaktyka okołoporodowa. Pan mgr J. Górnicki prowadzi również diagnostykę i korektę wad postawy. Prosimy przynosić badania kręgosłupa (nawet te sprzed lat), oraz badania dotyczące innych chorób aktualnych i przebytych.

Barbara Kunik, lat 69 z Ursusa.

Mgr Górnicki wyrównał poziom łopatek spowodowany skoliozą u mojej 12-letniej córki, choć skolioza była bardzo poważna. Gimnastyka, pływanie – niewiele pomagało – choć trwało ponad 4 lata.

Matka 12-letniej Ani G. z Włoch

Dziękuję Panu Górnickiemu za zabiegi. Dzięki niemu uniknąłem operacji kręgo- słupa i barku. Mogę być znów aktywny zawodowo i w sporcie.

Marek W., lat 41 z Warszawy.

Ośrodek Medycyny Manualnej i Osteopatii NATURMED Warszawa-Ursus, Osiedle Gołąbki, ul. Koronacyjna 1 5 ZAPISY I INFORMACJE: pn.–pt. w godz. 9.00–1 9.00 tel. 22 662 49 07 ; 604 092 007


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

5

Autor: Katarzyna Kotowska

Kiedy Słońce kręciło się wokół nas Subiektywny spacer po naszych okolicach w epoce średniowiecza ziś zapraszam na subiektywny spacer po średniowieczu w naszej okolicy, mając poczucie, że ten okres dziejów jest bardzo mało znany i w powszechnej świadomości funkcjonuje pogląd, że to epoka ciemna, przaśna i bezbarwna, a jedyna średniowieczna data, jaką pamiętamy to rok 1410 – bitwa pod Grunwaldem – w której „nasz” książę Janusz na pewno, a właściciele ziem w Kaniach, Otrębusach, Pruszkowie czy Brwinowie prawdopodobnie, brali udział. A wszyscy wyruszyli spod Czerska, bo tam zarządzono koncentrację wojsk Mazowsza, pod wodzą i sztandarami księcia Janusza. Dlaczego "naszego" księcia Janusza?

D

Otóż książę Janusz objął Mazowsze we władanie ok. 1373 roku. Jego żoną była Danuta, rodzona siostra księcia Witolda, a zarazem stryjeczna siostra Władysława Jagiełły. Witold nie był jednak na dworze szwagra mile widzianym gościem, Janusz trzymał stronę Jagiełły i uznał jego zwierzchność jako króla Polski. Dobre stosunki z Polską i Litwą były powodem wrogości ze strony zakonu krzyżackiego, książę był dwukrotnie porywany przez Krzyżaków, zapewne w celu sprowokowania wojny między nieprzygotowaną Polską a zakonem, jednak dzięki interwencji króla został uwolniony. Stolicą Księstwa Mazowieckiego, i siedzibą panującego, był podówczas Czersk, pod koniec XIV wieku będący drewnianoziemnym grodem na cyplu wiślanym, i dopiero książę Janusz zajął się budową murowanego zamku. Pan na Mazowszu budował zresztą i inne warownie, co było konieczne wobec narastającego konfliktu z Krzyżakami, ale zatrzymajmy się chwilę w Czersku, bo zamek przetrwał tam w prawie niezmienionym od średniowiecza stanie. Obecnie wieże są nieco wyższe od pierwotnych oraz postradały hełmy (czyli dachy). Kto nie był w Czersku, zachęcam gorąco. Obejrzenie komnaty księcia w wieży bramnej szczególnie polecam tym, którym ciasno w ich mieszkaniach, a dzieci marudzą, że każde musi mieć osobny pokój. Władca całego Mazowsza miał jedną izbę ogrzewaną kominkiem dla siebie, żony i trzech synów, tam się spało, jadło i gotowało, a jedynym luksusem był dostępny z izby, dobudowany na zewnątrz muru, drewniany wychodek z „wylotem” do rzeki. Budowa zamku trwała prawie dwadzieścia lat, a gdy miała się ku końcowi, przyszła wielka powódź, a po niej Wisła zmieniła koryto, „odsunęła” się kilkaset metrów i Czersk stracił znaczenie obronne. Wtedy książę Janusz przeniósł swoją siedzibę do Warszawy, otoczył miasto

murami, zbudował zamek (najstarsza część Zamku Królewskiego) i ustanowił kościół św. Jana (dziś Archikatedra) kolegiatą, co dawało kapitule władzę wybierania biskupa. Z przymrużeniem oka możemy więc powiedzieć, że właściciel Kań wypromował Warszawę na stolicę! Przyjrzyjmy się więc czasom, kiedy Słońce kręciło się wokół Ziemi. Zobaczmy, jak wtedy żyli normalni ludzie, z daleka od dworu i miasta, dokładnie tu, gdzie my dziś mieszkamy. Kim byli ci, których książę obdarował tutejszą ziemią? O konkretnych osobach raczej już nie znajdziemy informacji, zapewne wsławili się podczas bitew, a po latach wojaczki (i tułaczki) czas im było przejść na zasłużoną „emeryturę”, jeszcze nie starzy, chcieli zdążyć pożyć spokojnie, pomyśleć o żonie i dzieciach, i zająć się własnym gospodarstwem.

przebiegała w sposób naturalny, obejmowała wszystkie życiowe umiejętności, a braku postępów nie oceniał nauczyciel stawiający jedynki, tylko samo życie: kto nie przyswoił wiedzy i nie zastosował jej w praktyce, ten nie przeżył zimy. Proste? Gwoli ścisłości muszę dodać, że w schyłkowym średniowieczu działały dostępne dla dobrze sytuowanych szkoły przy kościołach i klasztorach, w drugiej połowie XIV wieku założono Uniwersytet w Krakowie, zaś w 1491 roku Jan, syn Mikołaja z Otrębus był studentem tego Uniwersytetu, co oznacza, że był kolegą z roku Mikołaja Kopernika! Możliwe, że panowie znali się osobiście, bo wtedy na całej uczelni studiowało jednocześnie około 200 żaków. Czy wielkie wynalazki średniowieczne jak okulary, zegary mechaniczne, kompas, młyn do foluszowania (czyli filcowania tkaniny wełnianej na sukno), wielki piec do wytopu żelaza albo kołowrotek, mogły być znane naszym poprzednikom na terenie Kań czy Otrębus sześć wieków temu? Teoretycznie tak, bo już były w tym czasie stosowane w różnych miejscach Europy, ale nie sądzę, by ktoś na Mazowszu o nich wiedział. Pamiętajmy, że informacje nie śmigały z prędkością liczoną w gigabajtach na sekundę, ale dreptały konnym posłańcem do trzydziestu kilometrów na dobę, bo potem i człowiek, i koń musieli zjeść i odpocząć. Poza tym wszystkie nowinki technologiczne, jako obiekty nieznane i działające z niezrozumiałych powodów, musiały budzić nieufność, zwłaszcza, że działanie niezrozumiałe tłumaczono ingerencją sił nadprzyrodzonych, i zawsze powstawała wątpliwość, czy boskich, czy diabelskich, toteż nic dziwnego, że wynalazki przyjmowały się powoli.

Czy średniowiecze było ciemne? W domach ciemno było na pewno, nawet w słoneczny dzień; małe otwory służyły przewietrzaniu, troszkę większe, zabezpieczone błoną zwierzęcą, tylko u bogatych szklone, nie służyły do podziwiania widoków i wpuszczały niewiele światła. W grudniu zmrok zapadał, jak teraz o wpół do czwartej po południu, i nieprawdą jest, że zapalało się świece. Jedynym surowcem do ich wyrobu był wtedy wosk, szalenie drogi, świec używali więc wyłącznie najwięksi bogacze, i to tylko podczas najznaczniejszych uroczystości. Palenie świec na co dzień, nawet gdy mogli sobie na to pozwolić, uznawali za bezsensowną niegospodarność. W powszechnym użyciu były potwornie kopcące lampki na łój i pochodnie, ale zazwyczaj ludzie zadowalali się światłem z otwartego paleniska, które jednocześnie grzało, świeciło i umożliwiało gotowanie potraw, bo na przełomie XIV i XV wieku jeszcze nie budowało się osobnych pomieszczeń ku- Więcej już za miesiąc! chennych. Czy panowała ciemnota? Oczywiście nie trzeba było chodzić do szkoły (aż tutaj słyszę jęk zazdrości współczesnej dziatwy), co nie znaczy, że nie trzeba było się uczyć. Rzecz jasna nikt nie uczył się z książek, pamiętajmy, że do połowy XV wieku jeszcze nie wynaleziono druku, a ręcznie przepisywane dzieła były potwornie drogie, jedna książka kosztowała wtedy więcej, niż całe ówczesne Kanie i Otrębusy razem. Na takie wydatki stać było naprawdę nielicznych. Nauka


6

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Rozmawiał: Tomasz Róg

O pruszkowskich, i nie tylko, zegarach w rozmowie z Markiem Górskim - zegarmistrzem i konstruktorem mechanizmów zegarowych.

złowiek nie wymyślił czasu, na który wielu tak lubi narzekać. Płynie on od zawsze. Za to skonstruował przyrząd który proces ten pomaga zaobserwować i zmierzyć.

C

młodszych - miałem wtedy 30 lat.

Wprawne oko zauważy, że w Brwinowie na rynku, od pewnego czasu, znajdziemy, informujący nas o bezwzględnym upływie minut, zegar. Piesi kroczący bo bruku Brwinowskiego rynku, ostatni raz mogli spoglądać na wskazówki w roku 1939. Wtedy to na kościele brwinowskim Św. Floriana wisiał zegar, który niestety uległ zniszczeniu podczas wojennej zawieruchy . Prowadzi pan dobrze znany w Brwi-

Tak, trzeba pamiętać, że moja i wielu moich kolegów praca była wykonana w czynie społecznym. Najpierw powstał zegar na wieży Pałacyku Sokoła w Pruszkowie. To był jakby prototyp dla Zamku Królewskiego. Mechanizm chodu w obu tych konstrukcjach jest bardzo podobny. Przy pracy nad zegarem dla Zamku pracowało około 20 osób, pod kierownictwem Władysława Zaleskiego.

Pamiętam, że na odbudowę Zamku Królewskiego kupowało się cegiełki na świadectwa szkolne.

nowie zakład zegarmistrzowski, ale dla wielu ludzi nazwisko Górski koja- Rok później powstał zegar w Zakładach rzy się z zegarem na Zamku Królew- Naprawczych Taboru Kolejowego w Pruszkowie, następnie w Austrii pod skim w Warszawie.

Nowy zegar był pomysłem brwinowskich marzycieli: Wandy i Sylwestra, a montaż mechanizmu jest zasługą Marka Górskiego. Jego konstrukcje, sprawdzają się już niemal od pół wieku na Zamku Królewskim, na Pałacyku Sokoła w Pruszkowie czy w Austriackim Kahlenbergu. O jego dziełach i tradycji całej rodziny, wśród dźwięku sekundników i śrubokrętów z grzechotką, udało mi się porozmawiać podczas wizyty w pruszkowskim warsztacie.

Firmę prowadzę od 1977 roku, kontynuując pracę mojego taty - Henryka Górskiego, w którego warsztacie za młodu pomagałem w drobnych naprawach. Wspaniała przygoda, jaką było uczestniczenie w konstrukcji zegara na Zamku Królewskim w Warszawie w roku 1974. Jeszcze na studiach poznałem wspaniałego profesora - Zdzisława Mrugalskiego, który prowadził mnie przez lata nauki i dyplom. Studiowałem mechanikę precyzyjną, więc od zegarów nie odszedłem daleko. To właśnie w ścisłej współpracy z nim powstał ten zegar. Do dzisiaj utrzymujemy bliskie i serdeczne kontakty. Zegar na Zamku Królewskim był jednym z Pana pierwszych mechanizmów, więc można powiedzieć, że rzucił się Pan od razu na głęboką wodę.

Tak, po studiach pracowałem przez 5 lat w Centrum Badawczo - Konstrukcyjnym Obrabiarek w Pruszkowie i pewnego dnia dostałem tajemniczy telegram: “z polecenia brata Podwapińskiego 1 prosimy o kontakt w Warszawie”. Brat Podwapiński był to zakonnik który napisał kilkanaście tomów “Zegarmistrzostwa”. Dostałem propozycję uczestniczenia w budowie zegara. Z poprzedniego została zaledwie jedna przekładnia, jedna wskazówka i pogięta “twarz” słońca. Na początku miałem chwilę zawahania, ale w końcu taki zegar dla wykształconego inżyniera to nie jakieś “nie wiadomo co”. Warto poza wiedzą książkową, mieć możliwość zajrzeć wcześniej do paru zegarów a takie doświadczenie posiadałem. Chociaż w zespole byłem jednym z

Wiedniem.


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

7

Pruszkowskich Zakładach Kolejowych. W tych ostatnich również znajduje się zegar mojej konstrukcji, obecnie w fatalnym stanie (może ktoś zwróci na niego uwagę).

czeladnicze i mistrzowskie, byłem członkiem komisji egzaminów, w których zdawało nawet 30 osób. Obecnie liczba ta nie przekracza 2-3 osób - co kilka lat.

Zbudowałem kilka prototypów własnych mechanizmów. Natomiast zegar w Brwinowie jest zegarem konstrukcji niemieckiej, zamontowany przeze mnie. Jest to mniejszy mechanizm, ale bardzo dopracowany. Ma kilka ciekawych funkcji, jak uaktualnianie godziny Zegar na Kahlenbergu, tym samym w którym Jan III Sobieski uczestniczył w radiowo oraz przez GPS. mszy św., przed osieczą wiedeńską, tworzył zespół, który pracował przy zegarze Tradycja w rodzinie się utrzymuje. dla Zamku Królewskiego. Zegar w Szcze- Obecnie firmę prowadzi syn, Bartłocinie na Pomorzu jest ciekawy ze względu miej - mistrz zegarmistrzostwa. Jak na to, że wybija godziny i kwadranse oraz mówi - w Polsce wciąż panuje przekoma bardzo rozbudowaną i piękną tarczę. nanie, że jeśli coś jest małe, to mało Później było wiele innych moich zegarów kosztuje. Tymczasem nieraz są to anmechanicznych, a wraz z latami 90. przy- tyki i trzeba utrzymywać ich wartość szły czasy na zegary elektryczne. Mam na kosztownymi naprawami. myśli elektryczne naciąganie dociążników, w dawnych czasach trzeba Współczesny rynek stawia na jednorazówbyło je ręcznie naciągać, nawet ki. Wielu producentów w ogóle nie daje codziennie. Obecnie są też oczywiście ze- możliwości naprawy i możliwości chogary całkowicie elektryczne, z analogową ciażby rozebrania mechanizmu. Nie jest tarczą, jednak ze sterowaniem elek- to na pewno dobre dla środowiska. tronicznym. Oczywiście nie wszystko ro- Mój tata miał firmę na ul. Kościuszki, dobię sam. Czuję się ciągle przede kładnie w miejscu zakładu teraz biegnie wszystkim mechanikiem. Jeśli chodzi o pas asfaltu w kierunku Warszawy. Później elektronikę to współpracuję z różnymi mieliśmy firmę na Bolesława Prusa, no i obecnie na Wojska Polskiego. Ja sam firmami. montowałem pierwsze zegary w WarszaCzy jest jakiś zegar do którego jest Pan wie na ul. Bugaj. Później miałem pracownię w domu w Malichach. szczególnie przywiązany?

Taki zegar, gdy zostanie już skonstruowany, to praktycznie nie ma potrzeby robić następnego, ponieważ jest to sprawdzona i długowieczna konstrukcja. Można go powielać i montować w inne miejsca. Z synem pracowaliśmy przy remoncie zegara w Tykocinie, co było bardzo pomocne, ja już jestem na emeryturze i młoda krew się bardzo przydaje.

Oczywiście zegar zamkowy, jako jeden z Kiedyś zegarmistrzowie zdawali egzaminy pierwszych, jestem jego oficjalnym konserwatorem, już nie za darmo (śmiech). Takie zegary wystarczy kontrolować co parę miesięcy. Po jakimś czasie części docierają się i dopasowują do siebie, i mechanizm może pracować kolejne pół wieku. Niezwykle ciekawym zegarem, jest dla mnie, ten umiejscowiony na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Wspominałem o nim wcześniej. Jakiś zegar w okolicy poleciłby Pan szczególnie mieszkańcom Pruszkowa i okolic?

Bardzo ładny zegar na Pałacyku Sokoła, po niedawnym remoncie, i po wymianie tarczy. Poprzednie tarcze z porcelitu, mimo zapewnień, iż będą “na wieki”, zniszczyły się od mrozu i od słońca. Zegar ten również został zrobiony w czynie społecznym. Części do niego zostały wykonane w różnych miejscach m. in. w CBKO,

Marek Górski przy pracy. Fot. Tomasz Róg

Myśli Pan, że syn też będzie konstruował mechanizmy zegarowe w przyszłości?

Można powiedzieć: człowiek nie zegar, nie będzie chodził wiecznie.

Oczywiście, wiadomo, że człowiek przekazuje wiedzę dalej, ale mechaniczne zegary są coraz mniej pożądane. Tak jak umiejętność napraw. Kiedy zaczynałem przygodę z zegarmistrzostwem, w Pruszkowie było 6 lub 7 zakładów, w tej chwili jesteśmy niemal sami. Jak mówi syn Bartek: Tata to absolutny oldschool - siada w okularach z lupą, struga ołówek i rysuje technicznie plany zegarów na papierze z siatką. Teraz projektuje się na specjalistycznych oprogramowaniach, ale to odbiera mistrzowskiego ducha. Dziękuje za poświęcony czas,zostawiamy Pana wśród przyrządów do jego odmierzania.

Aleksander Podwapiński, późniejszy brat Wawrzyniec – franciszkanin konwentualny, jeden z najwybitniejszych polskich zegarmistrzów, autor podręcznika dla zegarmistrzów. 1


8

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

Autor: Grzegorz Przybysz

Fachowcy z Brwinowa Podróż na brwinowski rynek lat 20. i 30.

onna dorożka widoczna na zdjęciu z 1930 roku, to pierwsza brwinowska taksówka. Należała do Stanisława Mrozowskiego z Brwinowa. Dorożka miała podnoszoną budę, która przydawała się w razie pluchy, albo służyła jako osłona przed upalnym słońcem.. Pan Mrozowski pracując od świtu do późnego wieczora rozwoził miejscowych i przyjezdnych gości po całej okolicy. Dorożka stała przeważnie w pobliżu stacji, niedaleko kasy kolejowej, która mieściła się w niedużym budynku, tuż obok dzisiejszego tunelu, a czasami przy zakładzie fryzjerskim. Gdy Mrozowski nie miał żadnego kursu, spędzał czas na… ręcznych robótkach, czyli szydełkowaniu, czym zdumiewał wielu mieszkańców a robił to tak dobrze, że przez dwa lata wyszydełkował kolorowy, wzorzysty pokrowiec na skórzanym oparciu swojej bryczki. Po prawej stronie zdjęcia widzimy wspomniany już zakład fryzjerski, należący przed wojną do rodziny Zdunkiewiczów. Mistrz fryzjerski Józef Zdunkiewicz, wraz z żoną, prowadził zakład od niepamiętnych czasów, aż do chwili aresztowania przez pruszkowskie Gestapo. Na początku lat czterdziestych Zdunkiewicz wraz z kilkoma brwinowiakami, między innymi z młodym Tolkiem Wojnarowiczem, oraz jego ojcem, znanymi w Brwinowie rzeźnikami, zostali wywiezieni do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Starszy Wojnarowicz i Józef Zdunkiewicz nigdy

K

nie wrócili do domu. Po środku zdjęcia widać sklep z zasuniętą żaluzją i szyldem nad drzwiami. Widniał tam napis „Cukiernia”, ale tuż po wojnie został zamalowany. Ale wiem do kogo należała ta mała cukierenka. Prowadziła ją przez kilka lat pani Maria Zielińska, późniejsza kasjerka brwinowskiego kina „Wiosna”. W tej cukierence można było kupić drożdżowe ciasta i różne ciastka wyrabiane w piekarni Wojciechowskiego, znajdującej wówczas się koło kościoła. W sklepie były sławne krówki z Milanówka i doskonałe landrynki z pomarańczowym nadzieniem. Cukierki stały zawsze w dużym, szklanym słoju, tuż przed nosem małego klienta. Po lewej stronie kamienicy, na samym rogu, był nieduży sklep z pieczywem. Nie wiadomo do kogo należał, ale wiadomo, że chleb i bułki sprowadzano z piekarni mieszczącej się po drugiej stronie rynku. Ta piekarnia była w tym samym miejscu co dzisiejsza. Po I wojnie światowej należała do nieznanego Żyda, potem do p.Kordowskiego, który sprzedał ją Kazimierzowi Szymańskiemu z korzyścią dla Brwinowa, bowiem poprzedni właściciel o przezwisku „zakalec” nie słynął z dobrego wypieku. W głębi zdjęcia po prawej, widać czynszówkę pana Karkucińskiego. Na samym rogu domu znajdował się warsztat szewsko-cholewkarski mojego dziadka, a na przeciwnym rogu był sklep rzeźniczy pani

Krajewskiej. Sprzedawano w nim mięso i wędliny własnego wyrobu. Ubojnia i produkcja wędliniarska mieściły się początkowo w głębi podwórza, a później przeniesiono cały warsztat na ulicę Szkolną. Wędliniarskich i rzeźnickich sklepów było w Brwinowie dość sporo, może nawet za dużo. Kiedyś moja mama, wraz z ciotką naliczyły aż osiemnaście zakładów, łącznie z żydowskimi jatkami. Aliści, najlepsze wyroby masarskie można było kupić w rzeźnickim sklepie należącym do Ryszarda i Mariana Masłowskich, znajdującym się przy ulicy Leśnej. Kupowano tu wyjątkowo smaczne salcesony włoskie, ozorkowe, czarne, brunszwickie, wspaniałe balerony, kiełbasy o niespotykanym dziś smaku i zapachu, wędzone szynki z kością i bez, oraz pachnące pasztetówki. Wędliny braci Masłowskich słynęły przez wiele lat na całą okolicę. Takich znakomitych mistrzów wędliniarskich było w Brwinowie jeszcze kilku, a ich wyroby niewiele ustępowały wędlinom z ulicy Leśnej. Na przykład mistrzami od kaszanki była znana rodzina Krajewskich, oraz wędliniarz Majchrzak. Na ich wyroby czekano w każdy piątek już od samego rana. Zakład i sklep mieścił się przy ulicy Grodziskiej, w starym drewniaku żydowskiej rodziny Blumenthalów, vis a’vis dzisiejszej apteki. Równie dużą popularnością cieszyły się wędliny rodziny Wojnarowiczów prowadzących sklep rzeźniczy z ubojnią w rynku; następnie wyroby Józefa Niteckiego z ulicy Warszawskiej; Stanisława Odolczyka z ulicy Głowackiego; rzeźnika Dembskiego z ulicy Wiejskiej; rzeźnika Osełki ze Szmelowizny koło kościoła, oraz kilku rzeźników, m.in. L. Barana, P. Badowskiego, K. Grabowskiego, W. Jaworskiego i sklep mięsno-wędliniarski Cabańskiego przy ulicy Grodziskiej. Oprócz wymienionych były jeszcze dwie duże masarnie. Pierwsza mieściła się w pobliżu brwinowskiej cegielni Wiencków, tuż za torami. Należała do Konrada Szymańskiego, brata Kazimierza. To właśnie on wyuczył zawodu kilku młodych, brwinowskich wędliniarzy. Druga masarnia znajdowała się obok kamienicy znajdującej się przy dzisiejszym stadionie. Należała do Niemca z pochodzenia, Brunona Schwotzera,. W okresie okupacji jego zakład zaopatrywał sklep dla Niemców przy ulicy Warszawskiej, tu gdzie obecnie jest apteka, oraz miejscowe Schupo. Pod koniec 1944 roku Brunon Schwotzer uciekł do Niemiec zostawiając cały majątek, oraz leciwą żonę, liczącą wówczas 95 lat. Schwotzerowa na początku wojny podpisała Volkslistę.


BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

LINIA

W Brwinowie zasłynęła jako tzw. „Komendantka”. Przez pięć lat wojny, ta potworna kobieta przyczyniła się do aresztowania, wywiezienia, oraz śmierci wielu mieszkańców Brwinowa, m.in. Zdunkiewicza, Wojnarowicza i Dębka. Dopiero w styczniu 1945 roku tuż przed wejściem Sowietów, została zlikwidowana przez specjalny oddział AK. Sklepy i usługi w Brwinowie w latach 1920 -1939. Proszę zwrócić uwagę na sporą ilość i różnorodność usług. Jest imponująca.

SKLEPY SPOŻYWCZE: J. JANOWSKI, APOLINARY RAPACKI, J. I M. RUDZCY, A. ŚWIDZIŃSKI, LUDWIK SZYMAŃSKI, S. WOŹNICKI, M. CABAŃSKA, E. IWANICKI, G. JANICKI, A. KRAJEWSKA, B. MOTAK, M. PROSTKO, J. URBANOWICZ, S. WEISSBLATT, E. BĄCZKOWSKA, H. SZAMBORSKA, ORAZ SPÓŁDZIELNIA SPOŻYWCÓW „NASZ SKLEP”. PIEKARNIE: K. SZYMAŃSKI, S. WOJCIECHOWSKI, KORDOWSKI. SKLEPY Z PIECZYWEM I WYROBY CUKIERNICZE: S. WOJCIECHOWSKI, F. BĄK, W. KSIĄŻKIEWICZ, K. SZYMAŃSKI. CUKIERNIA: MARIA ZIELIŃSKA. RZEŹNICY: RYSZARD MASŁOWSKI, FRANCISZEK OSEŁKA, BRUNON SCHWOTZER, STANISŁAW ODOLCZYK, JÓZEF NITECKI, W. JAWORSKI, L. BARAN, P. BADOWSKI, K. GRABOWSKI I DĘBSKI. WYROBY WĘDLINIARSKIE: KRAJEWSKI, MAJCHRZAK, MASŁOWSKI, WOJNAROWICZ, DRUGI KRAJEWSKI, NITECKI, ODOLCZYK I K. SZYMAŃSKI. WYROBY TYTONIOWE: L. SADOWSKA I LUCJAN SZYMAŃSKI. „FABRYKA WÓD GAZOWYCH” - B. MOTAK.

SKLEPY ŁOKCIOWE: LEJB ICEK DANCYGIER, LEJZOR I ESTERA HOROWITZ. SKLEP MYDLARSKO-FARBIARSKI: ŻYDÓWKA ŚWICOWA Z CÓRKAMI SZAPSIĄ I RYFKĄ. SKLEPY JATKI: MENDEL WILDE I ESTERA NUTKA. USŁUGI KRAWIECKIE: RODZINA HAMERSTEINÓW. USŁUGI SZEWSKIE: TADEUSZ PRZYBYSZ, PIOTR DĘBEK, STANISŁAW DĘBEK, L. WIGIER, KSIĄŻKIEWICZ, ABRAM SZUBŻAK ( SZUBCZAK), ICEK FELDMAN, J. TOMASZEWSKI. KAMASZNICY: PINKUS, MONDSZTAJN, BLUMENTHAL. USŁUGI MALARSKIE: A. WROTEK. USŁUGI MURARSKIE: K. JANKOWSKI, H. I J. KLETKE, W. MAJAK, JÓZEF WOJTCZAK Z RODZINĄ. USŁUGI CIESIELSKIE: J. BIEDRZYCKI, E. KAMIROWSKI, B. I J. MAŁCZAKOWIE. USŁUGI STOLARSKIE: RODZINA KOŁAKOWSKICH. KOWALE: J. GZYRA, W. PAROL, J. PIOTROWSKI. KOŁODZIEJ: JAN KOWALCZYK. MAGIEL: R. ANDERS. SKŁADY MATERIAŁÓW BUDOWLANYCH, OPAŁOWYCH I DREWNA: JANKIEL I CHAWA KARWASSEROWIE, WACŁAW JĘDRZEJEWSKI, JÓZEF WEISSBLATT, MOSZE WEISSBLATT, ICEK WEISS, ORAZ H.OLDAK. FRYZJERZY: W. CELKOWSKI, J. JANAS, K. JANIKOWSKI, J. ZDUNKIEWICZ. MLECZARNIE: A. MADALIŃSKI, CZESŁAWA PILTZ, ANNA RUDZKA, ST. SAWUKAJTYS. RESTAURACJE: EDWARD PROSTKO, MARSZAŁEK I CZESŁAWA PILTZ. KAWIARNIE: CZ. CELKOWSKA, S. JAROSZEWSKA. GALANTERIA: F. ANDERS, M. DOMAŃSKA, SKLEPY BŁAWATNE: PANI FABIANI, M. DANCYGIER, L. HOROWITZ. SKLEP ŻELAZNY, FARBY I NAFTA: OSJASZ. SKLEP Z RUPIECIAMI: GEDALE ŚWICZKA. SKLEP ZE STARZYZNĄ: GIERSZON WILDE. SKLEP GOSPODARSTWA DOMOWEGO: AARON GRYNBAUM. SKLEP Z ARTYKUŁAMI PAPIERNICZYMI I PIŚMIENNYMI: B. SIERZPUTOWSKI, JAN GRZYWAK, AARON GRYNBAUM SKLEP MYDLARSKI: H. OSIP GALANTERIA: A. TARWID, J. URBANOWICZ. KAPELUSZE: Z. LUBAJ. SKŁADY TARTACZNO-OPAŁOWE: HENRYK OLDAK, I. ROZENOWICZ I SP. ŻWIROWNIA: IZAAK OLDAK. BETONOWE WYROBY: KAZIMIERZ KAJZER. BUDOWLANE MATERIAŁY: JÓZEF WOJTCZAK, MOSZE WEISSBLATT I SYN

9

APTEKA: FELIKS KULESZA. PIWO, WÓDKI, WINA: JULIAN ZIELIŃSKI. POŁOŻNE: T. CZARNECKA, E. MAJERANOWSKA, A. POSZWIŃSKA, Z. RAJS. FELCZERZY: S. KRÓL, J. WALKOWSKI, G. MATERNA, M. LICHTE. DENTYŚCI: M. KOBYLIŃSKA. TECHNIK DENTYSTYCZNY: S. ZIELKE. LEKARZE INTERNIŚCI: STANISŁAW SKUDRO, STANISŁAW JASTRZĘBOWSKI, MARIA KOZŁOWSKA, STEFANIA MACISZEWSKA, WINCENTY MIESZKOWSKI, WALDEMAR MIESZKOWSKI, B. FILIPSKI, EDWARD OTTO, LUDWIK BŁAHUSZEWSKI, M. KOZANKIEWICZ, ALEKSANDER SZYNDLER, WŁADYSŁAW SZCZERBIŃSKI. LEKARZ PEDIATRA: MARIA TARWID RUTKIEWICZ. LEKARZ DERMATOLOG: ALICJA KWAZEBART. LEKARZ CHIRURG: STEFAN SCHMIDT. AKUSZERKI: A. MĄCZYŃSKA, A. PASZWIŃSKA. CEGIELNIA: ZAKŁAD CEGIELNIANY „LEONÓW” LEON WIENCEK. BANKI: „BANK SPÓŁDZIELCZY” - SPÓŁKA Z N.O. ELEKTROWNIA: BRWINOWSKA SPÓŁDZIELNIA ELEKTRYFIKACYJNA” SPÓŁKA Z O.O. KINEMATOGRAFY: F. POTAKOWSKI „TĘCZA”, POTEM NOWY WŁAŚCICIEL SEEMAN ZMIENIŁ NAZWĘ NA „OAZA”, ORAZ DRUGIE KINO „POHULANKA”.

W latach 1931/33 Gminę Brwinów zamieszkiwało ponad 5600 mieszkańców, ludzi różnego wyznania i proweniencji. W roku 1939 było ich już ponad 6 tysięcy.


10

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

Autor: B. R. Utto Zdjęcia: Tomasz Róg AUTOR: MARTA GODZISZ

Pociąg dwudziesta pierwsza zero

Fotorelacja: Donna Kamelia na peronie Stacji Muzeum (dawna Warszawa Główna) acek Zienkiewicz stając na peronie Stacji Muzeum – w kapeluszu, w płaszczu, w garniturze i pod krawatem – uświadamia sobie nagle, że grany przez niego dojrzały mężczyzna trzyma w ręku czapkę z daszkiem – „tę właśnie” (tamtą), z jego młodości i że dla granej przez niego postaci jest ona tym znajomym kamieniem, o który kiedyś się potknął. Razem z przepięknym otoczeniem – wokół stare, parowe lokomotywy - staje się więc punktem, motorem, który uruchamia aktora do przeżycia jeszcze raz tego wzruszającego widzów monodramu.

J

Reżysera Waldemara Matuszewskiego, od początku budowania spektaklu, ogarniało nieodparte pragnienie, aby wszystko to przeżyć jeszcze raz, dokładnie tak, jak to przebiegało wtedy – wśród buchającej pary, na wycieranym przez tysiące stóp, peronie. No i udało się. Dzięki współpracy z Stacją Muzeum odbyły się aż trzy widowiska. 15, 21 oraz 29 lipca, można było poczuć zrekonstruowany świat bohatera kreującego to obraz dorosłości (kapelusz, płaszcz, krawat), to dzieciństwa (dopełniony łobuzerską czapką i zawadiacko zawiązanym szalikiem). Stanisław Kowalewski, autor opowiadania „Donna Kamelia” , które posłużyło za kanwę monodramu, urodził się (w roku 1918) w Brwinowie – w małym, podwarszawskim miasteczku, położonym przy linii kolejowej, wiodącej na południe i zachód Europy. Jak się okazuje, daleko na zachód. Widowisko trafiło nawet na scenę Domu Polskiego w Bedford, gdzie zostało zaprezentowane Polonii, 24 czerwca 2017 r.. Bogatą historię tego tak bardzo brwinowskiego przedstawienia możemy śledzić na bieżąco na stronie fb: Teatr Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza Łomnickiego.

LINIA


VII

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK LINIA

REGIONY ETNOGRAFICZNE PAŃSTWOWEGO ZESPOŁU LUDOWEGO PIEŚNI I TAŃCA „MAZOWSZE”

WALDEMAR MATUSZEWSKI

Z ROZMÓW Z MISTRZEM ZAPAŁĄ O "MAZOWSZU"

Wieloletni choreografZespołu, o regionach z roku 1960 - warmińskim (nr 14) i cieszyńskim (nr 15)

W

itold Zapała wspomina: Wyjechałem

z Panią Mirą na tereny Warmii i Mazur (dawne Prusy), by przygotować następne kostiumy i tańce. Ponieważ Prusacy nie kwapili się do tego, by zachować dawną kulturę tych terenów, nie zachowały się stroje ludowe, więc „Mazowsze” u siebie w Karolinie tkało i maszynowo haftowało materiały na damskie i męskie kostiumy. Miałem trudności z ułożeniem tańców Warmii i Mazur, ponieważ nie zachowało się dużo przekazów, jak one wyglądały. Wykorzystałem więc te najbardziej znane, jak: „Żabuleńka”, „Pofajdok”, „Pójdź baranie do chliwa”. Tańce Warmińskie nie były bogate, zazwyczaj obrzędowe, ubarwione przyśpiewkami. (z wywiadu

filmowego z Witoldem Zapałą przeprowadzonego 8 II 2017 r. przez A. Gzyrę i W. Matuszewskiego, spisał A. Woszczyna)

Ten nierozbudowany układ choreograficzny, wykonywany głównie przez członków chóru, nazwany został. „Warmińsko-mazurskie tańce z przyśpiewkami i kapelą” – do muzyki Tadeusza Sygietyńskiego, układu Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, układ tańców przygotował Witold Zapała. Natomiast „Cieszyńskie piosenki” były opracowane muzycznie przez Władysława Byszewskiego. Był to tzw. „stary Cieszyn” (pierwszy w kolejności) w repertuarze „Mazowsza”. Składała się na niego wiązanka piosenek cieszyńskich, dla dziewięciu dziewcząt. Tyle też uszyto sukienek , męskich kostiumów nie było.

Po powrocie z Brukseli Mira zapragnęła pięknie, wystawnie ubrać dziewczęta z chóru. Dziewczęcy sznureczek zyskał więc pieśni i kostiumy cieszyńskie. Skupowała na wsi oryginalne stroje cieszyńskie, fartuchy były ręcznie malowane różnymi odcieniami złota. Tak więc, jak stało obok siebie dziewięć dziewczyn, to każda miała nieco inny odcień malowanych złoceń poprzez brązy, czerń, zielenie, co razem wzięte dawało efekt zapierający dech w piersiach. (z wywiadu filmowego z Witoldem

Zapałą przeprowadzonego 8 II 2017 r. przez A. Gzyrę i W. Matuszewskiego, spisał A. Woszczyna). Kontakt z redakcją wydawnictwa jubileuszowego Kalendarium „Mazowsza”: mazowsze70lat@gmail.com Stowarzyszenie Teatr Na Pustej Podłodze, przygotowujące je wspólnie z miesięcznikiem "Linia" ogłasza społeczną zbiórkę - wpłat można dokonywać na konto nr 04 9291 0001 0099 7254 2000 0010, tytułem: „na działalność statutową Stowarzyszenia”).



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.