SPOŁECZNE AKTYWNOŚCI • • MOTORYZACJI • PRZAŚNE SMAKI •
MUZEUM
2
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
PLAKAT
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
3
Autor: Tomasz Róg
Wykuwanie społecznych aktywności Szkoda miejsca na wstępniak
D
obrze jest poinformować czytelników, o Brwinowa i Milanówka – pokolenie naszych ojtym, że społeczeństwo w naszych okoli- ców i dziadków. Postać ich dowódcy to wzór pacach nie jest całkiem skostniałe. triotyzmu, bohaterstwa i najwyższego poświęcenia. Dowodem tego mogą być zebrania mieszkań- Twórcami filmu są członkowie Stowarzyszenia ców ulicyAdama Mickiewicza w Brwinowie, czy Teatr Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza ul. Pszczelińskiej, związane z zakończeniem re- Łomnickiego: Adam Gzyra (reżyseria i realizamontów tych dróg. Mieszkańcy tej pierwszej cja) i Waldemar Matuszewski (współpraca). Dodługo czekali na oddanie do użytku ulicy w ta- konaniu patronuje, obok Stowarzyszenia, także kim stanie, o jakim marzyli. Kiedy ten dzień na- miesięcznik kulturalno-społeczny„Linia”. reszcie nadszedł, postanowili uczynić z niego święto. 7 września, u zbiegu ulic Mickiewicza i Ludzie się zbierają i podejmują działania, iniŻurawiej zebrali się na lampkę szampana i „ma- cjatywy wyrastają jak grzyby po deszczu. Mieszłe co nieco”. Podpowiedzią w sprawie menu kańcy łączą się w stowarzyszenia, a “małego co nieco”, służyła pani Wanda Chrza- stowarzyszenia... łączą się przygotowując jesznowska – mieszkanka ulicy Mickiewicza i człon- cze większe projekty. Partnerska współpraca 9 kini komitetu, który zawiązał się w sprawie tego stowarzyszeń społeczno-obywatelskich oraz wydarzenia. starostwa powiatowego w Pruszkowie, dzięki swojemu projektowi o nazwie „Powiatowa KuźJak sugeruje okładka numeru, jego tematem nia Aktywności Obywatelskiej” osiągnęła ostatprzewodnim będzie motoryzacja. Jest to spowo- nio duży sukces - uzyskując ponad 50 tys. zł. dowane również społeczną inicjatywą która zro- wsparcia finansowego z Funduszu Inicjatyw biła na nas niemałe wrażenie. Chodzi oczywiścię Obywatelskich. Fundusz ten ma na celu zwięko pierwszą edycję Wrak Race, czyli wyścigu wra- szenie dynamiki rozwoju społeczeństwa obyków, zorganizowanego przez klub Szpila Team. watelskiego. W tym celu, organizuje coroczny Impreza odbyła się w Brwinowie przy ulicy Psz- konkurs na najlepszy projekt społeczny. „Powiaczelińskiej 99. Więcej o niej, wraz z obszerną fo- towa Kuźnia Aktywności Obywatelskej” - projekt torelacją na stronie 5. przygotowany przez nasze organizacje, znalazł się wśród najwyżej ocenionych i uzyskał tym saW sobotę 30 IX o godz. 17:00, w kinie w Podko- mym fundusze potrzebne na jego realizację. wie Leśnej, odbył się uroczysty pokaz filmu Obecnie trwa intensywny, częściowo wyjazdodokumentalnego pt. „Twardy”, przypominają- wy, program szkoleń , warsztatów i praktyk dla cego postać kapitana Henryka Walickiego – do- początkujących społeczników. Rekrutacja na te wódcy oddziału Armii Krajowej „Brzezinka”. W działaniu odbyła się w okresie wakacyjnym, moszeregach tego oddziału służyli mieszkańcy z żemy mieć jednak nadzieję, że powtórzy się za terenu Nadarzyna, Otrębus, Podkowy Leśnej, rok. Liderami projektu są: Stowarzyszenie
Ferdynand Barbasiewicz
zczególnie mocno chcielibyśmy podziękować za współpracę przy tworzeniu obecnego jak i poprzedniego numeru gazety, panu Ferdynandowi Barbasiewiczowi, i jednocześnie przeprosić go za pomyłkę w imieniu która pojawiła się w numerze wrze-
S
STOPKA REDAKCYJNA
śniowym miesięcznika LINIA. Dr Barbasiewicz jest absolwentem Wydziału Psychologii i Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego, autorem metody Klawiterapii (bezlekowa metoda leczenia oparta na naturalnych mechanizmach organizmu). Dodatkowo nie-
Mieszkańców Osiedla-Ogrodu Malichy i Brwinowskie Stowarzyszenie Rodzin Abstynenckich „Szansa”. W skład organizacji wchodzi m. in.: Forum Organizacji Pozarządowych Powiatu Pruszkowskiego, Pruszkowskie Stowarzyszenie Rodzin Abstynenckich „Socjus”, Stowarzyszenie Mieszkańców Osiedla-Ogrodu Malichy – gmina Pruszków, Stowarzyszenie Projekt Brwinów - gmina Brwinów, Towarzystwo Przyjaciół Miasta-Ogrodu Komorów „Komorowianie” – gmina Michałowice, Towarzystwo Przyjaciół Gminy Nadarzyn - gmina Nadarzyn, Stowarzyszenie „Możesz” - gmina Piastów, Stowarzyszenie Projekt Raszyn - gmina Raszyn. Partnerem samorządowym Projektu, udostępniającym szereg organizacyjnych możliwości do jego realizacji, jest powiat pruszkowski. Dodatkowe informacje można uzyskać pod adresem: ngo.pruszkow@gmail.com lub tel. 501 750 705 Pomoc przy tekście Olgierd Lewan
zwykle cenne, jest to, że Pan Ferdynand, pochodzący z Otrębus, jest nieocenionym źródłem historycznej wiedzy z okresu wojennego i nie tylko.
4
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Rozmowę przeprowadziła Gabriela Maliborska-Szmulewicz
Z Pawłem Remezem
o teatrze, marzeniach i grupie „Lampaka” Jesteś znanym reżyserem tu w Brwinowie i Bywa różnie. Dzięki grupie okolicach, jak zaczęła się twoja przygoda z „Lampaka” z brwinowskiego teatrem? Ośrodka Kultury , z którą wybra-
propos rozpoznawalności jako reżysera, to coraz częściej się zdarza, że na ulicy mówi mi „dzień dobry” ktoś kogo nie znam. Ludzie kojarzą mnie ze sceny, z zapowiedzi spektakli i staje się taką rozpoznawalną postacią, i to jest fajne. Moja przygoda z teatrem zaczęła się od tego, że miałem niesamowite szczęście, bo trafiłem jeszcze w brwinowskim liceum, na prawdziwych ludzi teatru. W kółku teatralnym „Metamorfozy”, prowadzonym przez panią Elżbietę Baczewską, mieliśmy okazję wielokrotnie spotykać się z profesorem Skotnickim z Teatru Wielkiego, a potem zaczęła się przygoda z panem Waldemarem Matuszewskim, zresztą mieszkańcem Brwinowa, który zaprosił do współpracy aktora z teatru rzeszowskiego- Marcina Rója. Padł pomysł stworzenia grupy teatralnej i zagrania wybranych scen z „Wesela” Wyspiańskiego, i tak trafiliśmy pod opiekę Marcina, aktora po szkole teatralnej, z wieloletnim doświadczeniem scenicznym. Zostaliśmy wprowadzeni na ścieżkę kariery teatralnej. Właśnie wtedy poczułem, że to mi się podoba. Z początku byłem w tej grupie trochę taki „przymuszony”, grałem księdza, bo mi kazali, a potem graliśmy„Chochoły”, na podstawie krótszych fragmentów z Wyspiańskiego i coraz bardziej ten teatralny świat zaczął mnie fascynować. Z czasem w naszej grupie teatralnej zacząłem pracować jako techniczny. Kiedy przyszedł czas uciekania przed wojskiem, trzeba było gdzieś się podziać. Znalazłem w Warszawie Studium Techniki Teatralnej. Stamtąd trafiłem do teatru Kamienica. Zaczęło się poznawanie aktorów, potem tak popłynąłem, że załapałem się na kolejne praktyki, jako akustyk, w teatrze Ateneum. Popracowałem trochę i praktyki się skończyły. Tyle jeśli chodzi o początek. Potem miałem przerwę, a następnie zacząłem pracować w Ośrodku Kultury w Brwinowie.
A
liśmy się przed świętami do szkół, z przedstawieniem „Opowieść Wigilijna”, moja działalność kulturalna została zauważona przez radę rodziców. Poproszono mnie żebym prowadził zajęcia dla dzieci ze Szkoły Podstawowej nr1 w Brwinowie. Z ochotą się na to zgodziłem. Utworzyły się cztery grupy wiekowe. Początek był ciężki, ponieważ musiałem wypracować z młodzieżą odpowiedni tryb pracy, jednak po początkowych trudnościach cała reszta to była czysta przyjemność. Jakie są Twoje plany na nadchodzący rok?
Plany mam wielkie! Chcę stworzyć teatr. Scena w Ośrodku Kultury nie jest zbyt duża, a do tego bardzo oblegana przez inne zajęcia, i grupa „Lampaka” po mału przestaje się tam mieścić. Marzy mi się, żebyśmy mieli takie miejsce gdzie moglibyśmy występować regularnie, może stworzymy teatr obwoźny, bo zauważyłem, nawet teraz po spektaklu „Dwie twarze Jeffa” , że systematyczność w spektaklach, powoduje, że publika zaczyna o tych spektaklach mówić. Sława zaczyna wyprzedzać grupę teatralną. Już miałem takie momenty, że chciałem zaprosić kogoś na przedstawienie i słyszałem „A, ten spektakl? To my już wiemy, jesteśmy zaproszeni, bo nasi znajomi mówili…”. Zależy mi więc na tym by stworzyć miejsce lub jakieś środowisko, gdzie będziemy w stanie z grupą teatralną działać regularnie.
Masz w takim razie jakieś marzenia zawodowe? Myślałeś kiedyś o wielkiej karierze reżyserskiej?
Nie, nie czuję, żebym się musiał spełniać zawodowo jako reżyser ,nie chodzi mi o budowanie swojego nazwiska Pana Reżysera. Chodzi mi o zbudowanie teatru. Chodzi o to żeby zebrać ludzi, stworzyć grupę i żeby coś większego stworzyć, nie tylko własne nazwisko.
Czy jest ktoś kto jest dla Ciebie autorytetem teatralnym lub filmowym, z którego czerpałeś inspiracje?
To trudne. Nie wzoruję się na nikim, to znaczy, cały czas się wzoruję na jakichś metodach, na scenariuszach, staram się pojmować jak się buduje historie, żeby były wiarygodne, żeby była ta zagadka, dramat, ale bardziej skupiam się na takich „mykach” scenariuszowych niż na twórczości konkretnego artysty.
Wspomniałeś przed chwilą o spektaklu „Dwie twarze Jeffa”, jak została odebrana Co byś chciał dodać od siebie? twoja ostatnia sztuka? Chciałbym zaprosić wszystkich zainteresowa-
Świetnie! Byłem sam zaskoczony! To znaczy, nie nych, niekoniecznie moją twórczością jako re-
W takim razie ile pracujesz już w Ośrodku to żebym nie wierzył w aktorów, ale było bardzo żysera, ale twórczością „Lampaki”, na Kultury w Brwinowie? I jak do niego trafi- ciepłe przyjęcie, z czego się bardzo cieszę. To co znalezienie fanpage’a grupy na Facebook’u. łeś? najbardziej mnie podbudowało to to, że wielo- Można tam znaleźć wszelkie informacje doty-
Do Ośrodka Kultury złożyłem CV zaraz po szko- krotnie słyszałem, iż jest to sztuka, której nie le i od 5 lat z nim współpracuję. można porównywać do amatorskich kółek teatralnych, tylko do prawdziwego teatru. Trzeba Prowadzisz też zajęcia dla dzieci, jak się z pamiętać, że grupa teatralna „Lampaka” to licenimi pracuje? Jest ciężko czy przychodzi Ci aliści i studenci, to nie są zawodowi aktorzy po to z łatwością? szkołach, można by było więc odnieść takie wrażenie, że będzie to grupa amatorska, nie do końca wiedząca co robi, i że będzie na poziomie niektórych szkolnych kółek teatralnych. Czyli: wyjść , wydukać tekst i mieć to z głowy, a jednak widzowie po spektaklu mówią, że byli w teatrze na świetnej sztuce. Przychodzą reżyserzy i mówią, że to jest już prawie na poziomie zawodowym, i do tego cały czas dążę. Ważną rolę w naszym teatrze odgrywają też światło i dźwięk, do których przywiązujemy bardzo dużą wagę.
czące zbliżających się występów, kolejnych naborów do grupy teatralnej i spektakli wyjazdowych. To jest na razie nasza jedyna droga porozumiewania się z fanami. Grupa naszych fanów sukcesywnie rośnie, z czego bardzo się cieszę. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.
Paweł Remez, człowiek orkiestra brwinowskiej kultury: scenarzysta, reżyser, twórca grupy teatralnej „Lampaka”, muzyk i zakochany w teatrze marzyciel.
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: B. R. Utto, Zdjęcia: Tomasz S. Róg
Fotorelacja z WrakRace w Brwinowie Iskry, błoto, dymiące chłodnice i zgubione zderzaki
a Pszczelinie od kilku lat można było usłyszeć tylko ciszę. Nieużytki po pszczelińskiej szkole rolniczej pochłaniane były stopniowo przez naturę. Budynki, z dziurawymi dachami, groziły urazem głowy. Cisza została przerwana 2 września o 10 rano, kiedy to ruszył pierwszy wyścig. Gwar miłośników motoryzacji i ryk silników można było usłyszeć nawet po drugiej stronie Otrębus, aż do godzin wieczornych.
N
Amatorskie wyścigi wraków zostały zorganizowane przez klub Szpila Team, w Brwinowie. Impreza odbyła się przy ulicy Pszczelińskiej 99, gdzie przygotowano półprofesjonalny tor. W wyścigu wzięły udział zdezelowane auta o wartości nie większej, niż 1000 zł. Samochód do ścigania się mógł wypożyczyć każdy. Była także możliwość sprawdzenia toru kilka dni wcześniej. Według reguł zawodów, samochody startowały jednocześnie, choć załogi musiały być podzielone na grupy, ponieważ było ich ponad 60. Wygrywał ten, kto przejechał największą ilość okrążeń, choć samo ukończenie wyścigu było już dla wielu wystarczającą nagrodą. Zwycięzca w Oplu Astrze, pan Bartłomiej Kiliszek odebrał puchar Starosty Pruszkowskiego. Do wygrania był także puchar Burmistrza Gminy Brwinów. Ale przecież w wielkiej mierze chodziło o zabawę. Zarówno uczestnicy jak i widzowie zachłysnęli się niemałą dawką adrenaliny. Wydarzenie zostało objęte Honorowym Patronatem Starosty Pruszkowskiego, Maksyma Gołosia. Jak nieśmiało mówią organizatorzy, jest szansa na powtórkę w okresie zimowym. Nie możemy się doczekać.
5
6
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Opowiada: Ferdynand Barbasiewicz
Dama w eleganckim samochodzie Wspomnienie Ferdynanda Barbasiewicza
oje wspomnienia sięgają dramatycznych czasów drugiej wojny światowej, ale znam opowieści nawet z powstania styczniowego. W pobliskim domu, w Otrębusach, żył emerytowany leśniczy na dobrach Potockich, pan Naroźniak, miał 96 lat. Gdy byłem w młodym wieku, opowiadał mi dawną historię Otrębus - jako uczeń technikum leśniczego brał udział w powstaniu styczniowym w 1 863 podczas którego przygotowywali żywność, łapali zwierzęta na wnyki, wędzili, aby dłużej je przechować, i chowali w specjalne schowki. Z tego korzystali powstańcy. Chłonąłem tę wiedzę nie raz, zanudzając zmęczonego już wiekiem emeryta, nieustannymi pytaniami.
M
W roku 1 943 Otrębusy to były głównie drogi i lasy, niewiele domostw. Zdarzyła się wtedy historia również związana z motoryzacją. Moja matka Józefa - była łączniczką AK, o pseudonimie “Brzoza”, zawsze bardzo wierząca osoba. Zadziwił ją sen, w którym Matka Boska okrywa ją płaszczem. Wybieraliśmy się, tego poranka, do Nadarzyna po chleb. Na rynku, u pani Mirusowej, była piekarnia, a po drodze, obok leśniczówki, w której mieszkał pan Lenard z rodziną, stało gestapo - czarny samochód i panowie w czarnych płaszczach. Zatrzymali nas wtedy i lustrując, badali wzrokiem. Pytali gdzie i po co idziemy, a my odpowiadaliśmy, po części zresztą zgodnie z prawdą, że po chleb do Nadarzyna. Ich uwagę zwrócił mój polski mundurek, uszyty przez matkę z pozostawionych przez żołnierzy kampanii wrześniowej ciuchów. Miałem pagony kaprala, orzełka polskiego, przeszytego z czapki, ale także masę znaczków
hitlerowskich. Niemcy dziwili się takiej ilości łat, ale dało się to wytłumaczyć biedą. Nie dało się ich jednak tak łatwo oszukać. Jeden z nich, podszedł i zaczął szczegółowo ugniatać łatę. Sprawdzał w ten sposób czy nie mam zaszytych pod spodem meldunków. Ja się dopiero później dowiedziałem, że nosiliśmy meldunki do Nadarzyna do Gärtnera do młyna, tam była stacja nadawcza. Sprawdził jedną, a potem drugą łatę, ale nic nie usłyszał, bo papier był wcześniej zmięty na wszystkie możliwe sposoby. Popatrzyli na nas przeszywającym wzrokiem i puścili. Mama powtarzała po cichu, abym się nie oglądał tylko szedł pewnym krokiem, ale ja oczywiście, jak to dziecko, się obejrzałem. Pani o nazwisku Mirosowa miała na rynku piekarnię, obok byłej stacji benzynowej. Jak tylko weszliśmy, gospodyni od razu do mnie, zdejmując ze mnie mundurek powtarzała: “ Oj, łata Ci się odpruła, ja Ci to wszystko zaraz zaceruję.” Ja wtedy, absolutnie, nie rozumiałem co się dzieję. Nie zdawałem sobie sprawy, że mam komunikat wszyty pod łatami na moim mundurku. Po, chwili odzyskiwałem ubranie, a wraz z nim do ręki brałem chlebek. I taka była rutyna, w której i ja, nieświadomie, brałem udział. Matka Boska ze snu, według mojej matki, uratowała nas innego dnia kiedy pokonywaliśmy tę samą trasę. Zatrzymało nas już nie gestapo, ale kolumna Waffen-SS. To było zaraz przed powstaniem warszawskim. Nastroje nerwowe, co było widać po obu stronach. Gdy zobaczyli, że matka z dzieckiem idzie, krzykneli: “Halt, hände hoch!” a my, posłusznie wyciągnęliśmy ręce do góry. My wszyscy znaliśmy wtedy niemiecki, te proste zwroty były
normalne na co dzień. Nie uspokoiło to żołdaków wcale, i poczęli przeładowywać karabiny. Sparaliżował nas strach, ale zdarzyło się coś niespodziewanego. Ze strony Otrębus drogą nadjechała limuzyna - piękny, odkryty kabriolet. Przepiękny, być może mercedes, białe oponki, wiśniowe fotele ze skóry. Prowadziła go pani w wieku około 30 lat, elegancko ubrana w bryczesy, a obok niej siedział owczarek niemiecki. Gdy zobaczyła żołnierzy celujących w naszą stronę, zatrąbiła klaksonem, co zatrzymało ich bandycki zamiar. Limuzyna nie zdążyła zahamować, a pies, na komendę kierowcy, wyskoczył z wozu i rzucił się na pierwszego żołdaka trzymającego broń. Wyćwiczony przewrócił go, wytrącając broń. Wściekły żołnierz, odpysknął coś tylko eleganckiej kobiecie, a ta, będąc już o krok od niego, zdzieliła go w twarz szpicrutą, którą miała w bucie. Po razie na każdą stronę twarzy. Wszyscy stali bez ruchu na szosie z bruku, żołnierz z dwoma pręgami odbitymi na twarzy, matka z dzieckiem, i piękna, młoda dama obok eleganckiego czarnego wozu. Kobieta powiedziała nam, żebyśmy uciekali, ale matka, znając niemiecki, odparła, że jak tylko się odwrócimy, a pani odjedzie, to niemcy strzelą nam w plecy. Ta na te słowa każe nam wsiadać do samochodu. Zawraca niezgrabnie kilka razy na tej wąskiej drodze, i odwozi nas na parking do Otrębus. Nie znam tożsamości naszej wybawczyni, ale musiała być to ważna postać. Czy to o tym wydarzeniu śniła moja matka? Na tym właśnie odcinku drogi stoi obecnie figurka Boskiej Rodzicielki.
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
7
Autor: Tomasz Róg
Od Opla P4 do Statku “Róża Wiatrów” Historia Muzeum Motoryzacji w Otrębusach
ija właśnie 120 lat kiedy to, współtwórca i działacz Towarzystwa Automobilistów Królestwa Polskiego i Automobilklubu polskiego, Stanisław Grodzki wyruszył w rajd samochodem Peugeot z Warszawy do Paryża. Wielu uważa to za początek polskiej motoryzacji.
M
dla tych, starych i smutnych pojazdów. W tamtych czasach, szczytem marzeń była polska “Syrena”, a stare wozy postrzegano tak jak my obecnie patrzymy na starego Vw Golfa II lub na Daewoo Lanosa. Niektórzy więc chętnie pozbywali się swoich “eksponatów”, tym bardziej, że ze zezłomowaniem ich wiązał się dodatkowy kłopot.
30 lat temu natomiast została zakupiona działka w Otrębusach na której powstało, Dzięki akcji udało się zdobyć wtedy takie jedno z największych w Polsce, Muzeum perły jak Mercedes 170V - przedwojenną Motoryzacji. własność Lady Halamy, czy Opel P4 z 1927 roku. Był to zaledwie początek kolekcji, W latach 70’ i 80’ władze znalazły powód wkrótce zaczęło brakować miejsca, więc w aby karać obywateli. Rozpoczęto akcję “Po- 1987 r. państwo Mikiciukowie zakupili działsesja”. Przez pierwsze tygodnie grupy kon- kę w Otrębusach aby w roku 1995 otworzyć trolne obserwowały różne obiekty i ich na jej terenie Muzeum. Wcześniej działali m. otoczenie, wytykając błędy zarządcom ale in. w warszawskim Automobilklubie, organibez wlepiania mandatów. Sprawdzano stan zując rajdy zabytkowych samochodów czy porządku i czystości na osiedlach, podwór- wystawy. 20 lat temu, w roku 1997 w Mukach, w budynkach i na placach budów. Z zeum znajdowało się około 60 samochodów, posesji miały zniknąć także, stare auta. To 20 ciężarowych, kilka wojskowych oraz 30 była doskonała okazja dla pani Joanny Mi- motocykli. Jednak muzeum to nie tylko mokiciuk która kolekcjonowała takie samocho- toryzacja. Obecnie, w roku 2017, znajdziemy dy. Nierzadko była to także ostatnia szansa tu 300 zabytkowych pojazdów, a także zabytkowe rowery, wiele znanych nam przedmiotów z PRL-u, garderobę, rekwizyty do filmów, aparaty fotograficzne, kamery, telefony, patefony i gramofony, i setki innych przedmiotów które są do wynajęcia. Najstarszym pojazdem jest traktor TITAN produkcji USA z 1895 r. Najstarszy pojazd to JAG z 1897 r. napędzany naftą. Muzeum ma też w swojej kolekcji sprawne czołgi. Prawdziwym rarytasem jest ZIS kabriolet Józefa Stalina, Mercedes 170V Lody Halamy, również kabriolet, i wiele innych aut jakimi jeździli Elvis Presley, Marilyn Monroe czy Jan Kiepura. Od niedawna muzeum jest w posiadaniu nowego eksponatu, statku ,,Róża wiatrów''. Pojazdy muzeum przeżywają swoją drugą młodość. Wszystkie są odrestaurowywane zgodnie z zasadami obowiązującymi w okre-
sie ich powstania. Samochody nie stoją bezczynnie, są wynajmowane na śluby, niektóre uczestniczą w specjalnych rajdach, a niektóre grają w filmach. Muzeum Motoryzacji i Techniki współpracowało z reżyserami przy wielu filmach, m. in. przy “Awanturze o Basię”, “Faustynie”, “Sposobie na alcybiadesa”, "Czasie Honoru", "Bodo" czy przy "Liście Schindlera" reżyserii Stevena Spielberga. Wiele “gra” także w reklamach. Muzeum jest niewątpliwie wizytówką gminy Brwinów. Ratuje dobra kultury narodowej, za co uzyskało dyplom - dowód uznania "Za szczególny wkład pracy dla dobra Rzeczypospolitej" od Prezesa Rady Ministrów. Muzeum jest czynne siedem dni w tygodniu: od poniedziałku do piątku, od 8.30 do 16.30, w soboty od : 9.00 - 17.00, w niedziele i święta od: 10.00 - 17.00. Koszt biletów: dorośli 14 złotych, dzieci - 10 złotych. Serdecznie zapraszamy! Źródła: muzeum-motoryzacji.com.pl, otrebusy.pl, "U Nas O.K"(1997/04).
8
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: Grzegorz Przybysz
Brwinowski cmentarz
Właściwie tytuł tego artykułu powinien być w liczbie mnogiej, czyli „Brwinowskie cmentarze”, albowiem wziąwszy pod uwagę okres minionych wieków, miejsc pochówków na całym obszarze brwinowskiej gminy jest dość sporo. Ale, może po kolei:
trwania robót geodezyjnych, przy budowie trasy A2, w miejscowości Izdebno Kościelne, w gminie Grodzisk Mazowiecki, gdzie odkryto wielokulturową, starożytną osadę z okresu przedrzymskiego i młodego okresu rzymskiego. Natomiast nie odkryto jeszcze w naszym regionie śladów pochówków z okresu przedchrześcijańskiego, czyli wczesno-słowiańskiego. Można przypuszczać, że mieszkający tu Słowianie, a jeszcze poganie, również palili ciała swoich zmarłych, wzorując się na obrzędach plemion wandalskich. Ale co robili z prochami swoich zmarłych pobratymców? Czy wkładali je do urn? A może takowych nigdy nie było, gdyż obyczaj przykazywał rozsypywanie prochów w zgodzie z Takich miejsc starożytnych pochówków w tajemnymi obrzędami? Niestety, mamy tu naszym regionie jest znacznie więcej. jeszcze „białą plamę”. Świadczy o tym chociażby kurhan w Pęcicach, sprofanowany przez Niemców podczas I wojny światowej. Kolejne dwa spore Parafia brwinowska należy do jednej z najkurhany znajdują się na terenie parku Ze- starszych na Mazowszu. Najwcześniejsza społu Pieśni i Tańca „Mazowsze” w Otrę- wzmianka o Brwinowie pochodzi z XIII busach, oraz jeden wyjątkowo duży w wieku. Otóż w latach 1236 -1238, dzięki Lesie Młochowskim. Przypuszczam, że od- księciu mazowieckiemu Konradowi I, oraz krycie następnych, starożytnych cmenta- biskupowi poznańskiemu Pawłowi z Bnina rzysk i osad jest tylko kwestią czasu i powstała we wsi Brwinowo parafia. Zbudoprzypadku. Tak właśnie stało się podczas wano wówczas pierwszy kościółek, który prawdopodobnie był w tym samym miejscu, gdzie znajduje się obecny. Nie wiadomo tylko pod jakim był wezwaniem. Teraźniejszy patron, czyli święty Florian Męczennik pojawił się w dokumentach dopiero 200 lat później, ale to nie znaczy, że nie był nim wcześniej. Przypomnę, że święty Florian był patronem chroniącym ludzi od ognia i wody – dwóch żywiołów trapiących wszystkich bez wyjątku. Dawniej powodzie, a szczególnie pożary były wręcz zmorą powszechną, dlatego ludzie gorąco modlili się i upraszali łaski u świętego Floriana by zbawił ich od nieszczęść. ierwsze starożytne cmentarzysko, tak zwanych grobów popielnicowych oraz jamowych, pochodzących z II i III wieku odkryto na terenie Brwinowa w połowie lat dwudziestych. Miało to miejsce podczas kopania fundamentów pewnej willi przy ulicy Wilsonowskiej, dziś Wilsona. Drugie cmentarzysko odkryto w latach 50. na prywatnej posesji przy ulicy Kępińskiej, a trzy następne przy ulicach : Świerkowej, Żytniej i Konspiracji. Kolejne starożytne osady i cmentarzyska odkryto w latach 70. podczas kilkuletnich prac archeologicznych pod Biskupicami i Milanówkiem.
P
żone. Natomiast miejscem spoczynku pozostałych parafian, był przykościelny cmentarz. W brwinowskim kościele, w podziemiach, także są krypty, m.in. wymarłej rodziny szlacheckiej Zerków, oraz Kazimierza hrabiego Kotowskiego - Radcy Księstwa Warszawskiego i Marszałka Sejmiku Błońskiego. W podziemiach były również relikwie. Wspominał o tym biskup Tholibowski w swoim raporcie wizytacyjnym w 1661 roku. Natomiast w Archiwum Archidiecezji Warszawskiej znalazłem fenomenalną informację o tym, że Parafia Świętego Floriana w Brwinowie posiadała w roku 1759 relikwię w postaci cząstki drzewa z Krzyża Zbawiciela Pana. Relikwia umieszczona była z tyłu srebrnego krzyża, na co parafia posiadała dowód z Rzymu. A więc była to boska relikwia, niesłychanie rzadka, nawet w wymiarze europejskim, ba, wręcz światowym. Ciekawe, czy wymieniona świętość przetrwała do dziś ? Ustalenia gnieździeńskich synodów biskupich w latach 1512 i 1568, nakazywały wszystkim parafiom w kraju ogradzanie przykościelnych cmentarzy drewnianym parkanem, lub murem. Wiadomo ze źródeł pisanych, że takie drewniane ogrodzenie powstało wokół naszego kościółka, lecz niestety, podczas wojen szwedzkich zostało całkowicie zniszczone. Mówią o tym błońskie raporty parafialne pochodzące z XVII wieku. Warto tu wspomnieć, że słowo cmentarz pochodzi od słowa greckiego kojmeterion, oraz z języka łacińskiego- cimeterium. Oba słowa znaczą to samo. Jest to miejsce snu, lub spoczynku.
Pod koniec XVIII wieku rozpoczęły się w Europie likwidacje pochówków na cmentarzach przykościelnych. Było to podyktowane nie tylko względami higienicznymi, lecz również ze względu na permanentny brak miejsc. Przyczyną były m.in. masowe zgony powodowane wybuchającymi od czasu do czasu groźnymi epidemiami, zaChrześcijaństwo w Europie naka- tem usytuowanie cmentarzy poza obręzywało grzebanie zmarłych w miej- bem kościołów stało się koniecznością w scach poświęconych, czyli w całej Europie. obrębie przykościelnych cmentarzy, lub w kryptach pod kościo- Pierwszy dekret w sprawie pochówków łem, gdzie wcześniej złożone były wydał w roku 1773 cesarz Prus i Niemiec relikwie świętych, albo męczenni- Fryderyk I. Następny edykt ukazał się w ków. Chowano tam zazwyczaj 1777 roku we Francji. Wydał go król Luosoby duchowne, członków patro- dwik XVI. Kolejny dekret, tzw. „nadworny” natu kościelnego, dobroczyńców, ukazał się w 1784 roku w Austrii. Sygnokolatorów, oraz osoby wielce zasłu- wany był przez cesarza Józefa II. Nato-
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
miast w Polsce podobny edykt rządowy ukazał się w roku 1791, lecz jak dotychczas nie odnaleziono tego dokumentu. Prawdopodobnie spłonął podczas powstania warszawskiego, wraz z innymi, cennymi archiwaliami. Ostatni dekret w kwestii pochówków poza obrębem kościołów wydał Aleksander I, car Rosji. Było to 13 marca 1817 roku. Ukaz dotyczył nie tylko carskiej Rosji, lecz również całego zaboru rosyjskiego. Za początek współczesnej lokalizacji cmentarzy na Mazowszu uznać należy rok 1819. Wtedy to rząd Królestwa Kongresowego wydał trzeciego czerwca 1819 roku tak zwane „Rozporządzenie dla Obwodu Warszawskiego”. Tego samego roku specjalna Komisja Wojewódzka wysłała do wszystkich gmin specjalne zarządzenie. Gminy miały obowiązek w ciągu 40 dni od chwili doręczenia pisma przedstawić Komisarzowi Obwodu plan nowego cmentarza. W piśmie wymieniono między innymi następujące warunki: cmentarz powinien być poza obrębem miasta, albo wsi, na wzniesieniu, z dala od zabudowań, oraz w odpowiedniej odległości od drogi. W Brwinowie takie miejsce wytypowano w północno-wschodniej części wsi, na gruntach parafialnych, nieopodal traktu pocztowego biegnącego do Warszawy (dziś ulica Powstańców Warszawy). Początkowo był to niewielki obszar w kształcie romboidalnym, który podzielono na kilka kwartałów. Na jednym z nich chowano zmarłych innych wyznań, niekatolickich, stąd w jego południowowschodniej części znajdowały się groby prawosławne i ewangelickie. Dziś nie ma po nich prawie najmniejszego śladu. W innej części cmentarza, we wschodnim rogu wydzielono niewielki skrawek „ziemi niepoświęconej”, gdzie chowano samobójców, złoczyńców, heretyków, grzeszników, przestępców, skazańców, oraz osoby nieochrzczone. Żadna z tych mogił również dziś nie istnieje. Na brwinowskim cmentarzu, z najstarszych, pojedynczych grobów zachowały się do dziś tylko cztery. Są to groby: Franciszka Rakowskiego, proboszcza parafii brwinowskiej zmarłego w 1831 roku, grób księdza proboszcza Stanisława Pawłowskiego zmarłego w 1855 roku, grób księdza proboszcza Antoniego Ulickiego zmarłego w 1872 roku, oraz grób Czesia Smoleńskiego, małego dziecka zmarłego w 1880 roku. Aliści, jeszcze przed wojną, w pobliżu kaplicy był grób szlachcica Cypriana Januszewskiego z Brwinowa, którego skazano w Kielcach więzieniem za udział w Powstaniu Styczniowym. Wszystko to potwierdzają „Księgi Zgonów Gminy Brwinów” znajdujące się w Centralnym Archiwum Państwowym Miasta Stołecznego Warszawy.
9
obiekt zabytkowy w brwinowskiej gminie. Kaplica została zbudowana w połowie XVIII wieku w Książenicach, gdzie stała ponad sto lat w parku, w pobliżu pałacu. W 1857 roku ówczesny właściciel Książenic, Eustachy Marylski, przeniósł ją na brwinowski cmentarz, gdzie już od lat trzydziestych XIX wieku istniały groby jego zacnej rodziny. Niezwykle ciekawie przedstawia się historia brwinowskiego, przykościelnego cmentarzyka. Z chwilą jego likwidacji było tu pochowanych co najmniej sześć tysięcy osób. To wydaje się nieprawdopodobne, ale przyjmując, że jeśli od połowy XIII, do początku XIX wieku, czyli przez ponad 500 lat, miał tu miejsce tylko jeden pochówek w miesiącu, to liczba ta się zgadza. Jest to minimum, bowiem zgonów w ówczesnym brwinowskim dekanacie było znacznie więcej niż jeden miesięcznie. Zatem problem likwidacji przykościelnego cmentarzyka, z taką ilością pochówków był niezwykle trudny.
nia Komisji Wojewódzkiej i Komisarza Obwodu, pochówki na przykościelnym cmentarzyku jeszcze trwały. A może był to wyjątek dla tak szlachetnej rodziny? Brwinowski cmentarz powiększano czterokrotnie. Po raz pierwszy w 1873 roku, Przewożenie wielu szczątków na nowy później po I wojnie światowej, następnie w cmentarz nie wchodziło w rachubę. Byłoby 1963 roku, a ostatnio w połowie lat to uznane za profanacje, bowiem dawniej osiemdziesiątych . ważne było, aby ludzkie szczątki pozostały w obrębie kościoła. Ten obyczaj był wów- Historia brwinowskiego cmentarza, to czas mocno zakorzeniony, wręcz „nietykal- również dzieje naszego miasta, i w dużej ny”. Poza tym, byłoby to zbyt długotrwałe, mierze odzwierciedlenie historii naszego trudne i uciążliwe. Zatem ówczesny pro- narodu. Wczytując się w inskrypcje nieboszcz Brwinowa ksiądz Klemens Smoleń- których grobowców - czasem zatartych i ski, zgodnie z dekretem synodu biskupiego nieczytelnych, znajdujemy ślady powstań polecił przenieść szczątki do tak zwanego narodowych, obu wojen światowych, groby Ossuarium - dużej, wspólnej mogiły wyko- syberyjskich zesłańców, politycznych panej w pobliżu kościoła. Tak uczyniono więźniów, ofiar obozów koncentracyjnych prawie we wszystkich parafiach. Ślady tych i łagrów. Są tu również groby symboliczne, wspólnych mogił widoczne są do dziś w albowiem prochy zmarłych znajdują się całej Europie oraz w Polsce. Są to wysokie bardzo daleko, gdzieś poza granicami Polkrzyże drewniane stojące tuż obok, lub w ski. Jednym słowem , brwinowski cmentarz pobliżu kościołów. W Brwinowie również to nie tylko zwyczajna nekropolia, gdzie stoi taki krzyż. Nazywany jest przez para- chowamy swoich bliskich, lecz bez mała, fian - Krzyżem Misyjnym, ale mało kto dwustuletnia, wiecznie drzemiącą historia wie, że stoi w miejscu, gdzie znajduje się naszej małej ojczyzny – Brwinowa. wspólna mogiła naszych przodków. Grzegorz Przybysz Jedynym śladem zewnętrznym po daw- Dziennikarz, Publicysta, nym, przykościelnym cmentarzyku jest Regionalista zachowany grobowiec rodziny Antoniego Nowosielskiego, brwinowskiego administratora radziwiłłowskich dóbr. Grobowiec znajduje się przy murze otaczającym nasz Do równie starych grobów należy kaplica kościół. Widoczna na pomniku data „Rok rodziny Marylskich. Jest to najstarszy 1820” świadczy, że pomimo rozporządze-
10
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
LINIA
Autor: Katarzyna Kotowska
Kiedy Słońce kręciło się wokół nas
Przaśne smaki, czyli kasza zamiast ziemniaków. Jadło średniowiecza na ziemiach mazowieckich.
asza, bo ziemniaki jeszcze nie przypłynęły z Ameryki, nieznane były także pomidory, kukurydza czy truskawki oraz herbata i kawa. W garnku lądowało to, co dostępne. Najbardziej pożądanym produktem było oczywiście mięso, hodowano więc świnie, owce i drób. Wołowina nie była popularna, krowy miały dawać mleko, woły pracować jako zwierzęta pociągowe, a mięso ze starych sztuk było niesmaczne. Dziczyzna nie pojawiała się na stołach średniozamożnych, lasy należały do króla lub księcia, kto polował bez ich zgody, mógł przypłacić to życiem. Natomiast żadne drobne zwierzęta w polu i lesie nie mogły spać spokojnie, zjadano wszelkie ptaki, które udało się złapać, nie tylko żurawie czy kuropatwy, ale także krukowate i śpiewające, a ze ssaków np. wiewiórki i jeże. Ważnym zamiennikiem mięsa, szczególnie podczas licznych okresów postu, były ryby słodkowodne, a także raki i małże.
K
Mleko do picia dostawały dzieci i chorzy, bez chłodni nie dało się go długo zachować w świeżości, więc przerabiano je na sery, a sernik, konieczny w każdym gospodarstwie, nie był wcale smacznym ciastem, tylko pomieszczeniem do przechowywania serów. Dorośli pili serwatkę, ale najpopularniejszym napojem było piwo, a z trunków miód. Do picia używano naczyń glinianych lub – w wersji dla bogatszych – cynowych. Tu, jak rzadko, biedacy byli wygrani, bo dodatek ołowiu do cyny przedostając się z naczyń do żywności stawał się cichym, powolnym i nieubłaganym zabójcą. Jadało się dwa razy dziennie, około południa i wieczorem, posiłek stanowiło zazwyczaj jedno gotowane danie, coś pomiędzy gęstą zupą a gulaszem, z mięsa (jeśli było) z dodatkiem kaszy i warzyw (groch, bób, buraki, rzepa, cebula) albo grzybów oraz przypraw, jak jałowiec, czosnek czy koper. Dużą popularnością cieszył się już chleb, na ubogich glebach Mazowsza raczej nie pszenny, lecz żytni, a w latach nieurodzaju „wzbogacony” żołędziami. Jako sztućców używało się noża i łyżki, widelce nie były znane, za to często do pomocy przy jedzeniu służyła kromka chleba.
A po jedzeniu, wyobraźcie sobie, mamusie w ogóle nie zaganiały dzieci do szorowania zębów! Myślicie, że takie nienamolne mamusie były na medal? Pamiętajcie o drugiej stronie medalu – w wieku około czterdziestki już raczej nie było czego szorować… Dziś ugotowanie zupy nad ogniskiem albo upieczenie prosiaka na ruszcie, raczej nie przeraża, ale prawdziwym wyzwaniem wydaje się przechowanie żywności na długie zimowe miesiące. Zboża i rośliny strączkowe, pozyskiwane latem, suszono i przechowywano w spichlerzu, warzywa w kopcach lub w postaci kiszonej, (nasze kiszenie ogórków przetrwało od tamtych czasów!), owoce suszono lub przetwarzano na powidła słodzone miodem, grzyby suszono lub solono. Mięso i ryby solono, suszono na słońcu i na wietrze, albo wędzono, dobrze uwędzone nadawały się do spożycia przez kilka miesięcy. Umielibyście to wszystko zrobić? A oni umieli… Jak smakowało średniowieczne jadło? Nie mam pojęcia, czy wart jest łzy zapomniany smak jeża w potrawce albo słowików duszonych na maśle, ale żal mi odchodzących za nimi w niepamięć smaków prawdziwego mleka od krowy, chleba bez polepszaczy i wędzonej wędliny bez konserwantów, prostych, przaśnych, wypieranych przez hamburgery, frytki i sztuczne zabielacze do kawy.
IX
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK LINIA
WALDEMAR MATUSZEWSKI
REGIONY ETNOGRAFICZNE PAŃSTWOWEGO ZESPOŁU LUDOWEGO PIEŚNI I TAŃCA „MAZOWSZE”
Z ROZMÓW Z MISTRZEM ZAPAŁĄ O "MAZOWSZU" Wieloletni choreografzespołu, o strojach sannickich i podegrodzkich (1962)
rzy pracach nad strojami pomagała nam pani Siedlarkowa z Sannik. Pani Katarzyna Klepacz – wówczas już od dwóch lat pracująca w pracowni krawiecko-konserwatorskiej, z czasem najbliższa współpracowniczka Mistrza Witolda Zapały w przygotowaniu kostiumów kolejnych regionów - uchyla rąbek tajemnicy, jaka była droga strojów ludowych na scenę:
P
Miałyśmy zaprzyjaźnioną z zespołem panią Siedlarkową z Sannik, która jeździła po Ziemi Łowickiej i „zdobywała” spódnice, bluzki, wianki, hafty i inne ozdoby nieomal wyciągając je z chłopskich skrzyni. W pracowni przygotowywałyśmy te stroje na występ, trochę poprawiałyśmy, żeby naszym tancerkom wygodniej było w nich tańczyć i mogły się efektownie prezentować. Razem z panią Mirą rozkładałyśmy przywiezione zapaski, serdaki, bluzki na scenie w światłach reflektorów i wybierałyśmy najbardziej nam odpowiadające, a potem dopasowywaliśmy je do konkretnej tancerki. Do dziś pamiętam stroje przygotowane dla młodziutkiej wówczas Ireny Santor. brzydki i krzykliwie różowy, że Sygietyńska powiedziała: „Nie pokażę go na scenie.” Często mówiła: „Ja naprawię tę ludowiznę.” I tak zrobiła również w przypadku damskiego stroju nowosądeckiego. Jasnoróżowe spódnice na kolor wiśniowy z czernią i czarne Jak powstawały „Figle i tańce z Podegro- zmieniła haftowane fartuchy. dzia” – opowiada tancerz i wieloletni cho-
Nowosądeckie, czyli „ Figle i tańce z Podegrodzia” – wybór i układ melodii ludowych: Mira Zimińska-Sygietyńska, układ taneczny: Witold Zapała. reograf „Mazowsza”, autor tego układu tanecznego Witold Zapała: Mira Zimińska
zaczynając pracę na Nowym Sączem wyszła od przepięknego bogatego kostiumu, który jej się bardzo podobał. Będąc z „Mazowszem” na koncertach w Krakowie zaprosiła zespół regionalny z Nowego Sącza, który po koncercie zaprezentował się nam na scenie. Pokazali góralszczyznę pomieszaną z muzyką nowosądecką i ja się w tym zakochałem. Profesor Seweryn z muzeum etnograficznego w Krakowie i jego kustosz Szewczyk powiedzieli, że podejmują się zrobienia dla „Mazowsza” kostiumów nowosądeckich. Pracowała wtedy wytwórnia strojów ludowych COPIA Kraków i w niej, pod okiem profesora Seweryna, powstały stroje nowosądeckie dla Pani Miry. Jej kunszt polegał na tym, że oryginalny kostium dziewcząt do Nowego Sącza był tak
Kontakt z redakcją wydawnictwa jubileuszowego Kalendarium „Mazowsza”: mazowsze70lat@gmail.com Stowarzyszenie Teatr Na Pustej Podłodze, przygotowujące je wspólnie z miesięcznikiem "Linia", ogłasza społeczną zbiórkę - wpłat można dokonywać na konto nr 04 9291 0001 0099 7254 2000 0010, tytułem: „na działalność statutową Stowarzyszenia”).
pisy mężczyzn. W przerwy pomiędzy „krakowiokami” powplatałem figle i dowcipy pasterzy nowosądeckich, które pokazał mi pan kustosz Szewczyk, i tak powstał początek tańców nowosądeckich.
Potem pojawiają się trzy dziewczyny zaciekawione figlami chłopców, wybierają sobie z Witold Zapała opowiada dalej: Mira zapro- grupy chłopaków do pary i tańczą z nimi tańsiła zespół z Nowego Sącza do hotelu „Fran- ce regionalne w parach. Po czasie – mówi dacuskiego”, gdzie spało „Mazowsze”, postawiła lej Witold Zapała - zdublowałem trójkę par i im do kolacji flaszkę wódki i przy pomocy ów- bywa tak, że tańczy sześć par. (z wywiadu z czesnego mazowszańskiego akustyka nagrała Mistrzem Zapałą przeprowadzonego przez śpiewy i melodie, ponieważ alkohol podziałał ekipę filmową Adama Gzyry i Waldemara na gości tak, że zaczęli śpiewać i grać po no- Matuszewskiego w dniu 8 II 2017, spisanego przez Adama Woszczynę). wosądecku. Mnie szczególnie spodobały się tzw. „krakowioki sądeckie”, czyli śpiewane i tańczone po-