Linia #9 Październik 2016

Page 1

MURAL • WEHIKUŁ KULTURY • AIDA DO TRAKTU, DO KOLEI • SZOFER MARSZAŁKA ZACHARIASZ SZ. CZYLI TOŻSAMOŚĆ • KRÓL LATA


2

Plakat


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

3

LIST DO REDAKCJI

NOWYMI ŚRODKAMI WYRAZU O DAWNYCH DZIEJACH Mural przy rondzie Wacława Kowalskiego w Brwinowie

„C

hciałbym wyrazić własną opinię na temat muralu Wacława Kowalskiego, na budynku transformatora.

Nowymi środkami wyrazu o starych czasach Brwinowa. Tak chciałoby się streścić inicjatywę podjętą przez władze miasta Brwinów. Chcąc oddać hołd tej znanej postaci, ogłosiły one konkurs na wykonanie muralu z podobizną aktora na odremontowanej niedawno, elewacji budynku transformatora na ulicy Pszczelińskiej i Wilsona. Wszystko to w ramach obchodów roku Wacława Kowalskiego w Brwinowie. Podobizna aktora pojawiła się na budynku transformatora przy rondzie imienia wymienionej wyżej osobistości. Słynnego aktora pamiętamy m.in z roli Pawlaka w kultowej komedii Sylwestra Chęcińskiego „Sami swoi”. Jest jedynie ułamek jego, aktorskiego, dorobku. Zmarły w 1990 roku Wacław Kowalski był też jednym z najbardziej znanych mieszkańców Brwinowa. Jak czytamy na stronie brwinów.pl: „Na konkurs ogłoszony przez burmistrza gminy Brwinów wpłynęło osiem prac. Jurorzy oceniali wartość artystyczną projektów (kompozycję, estetykę, atrakcyjność wizualną i oryginalność) oraz spójność z tematyką konkursu (sposób nawiązania do postaci Wacława Kowalskiego oraz historii Brwinowa). Podliczenie punktów potwierdziło odczucia i opinie zdecydowanej większości jurorów. Autor zwycięskiej pracy zaproponował odwzorowanie postaci Wacława Kowalskiego na północnej ścianie od strony ronda, a na południowej ścianie transformatora postanowił w symboliczny sposób zaznaczyć wydarzenie, które miało ogromne znaczenie dla rozwoju Brwinowa – tam widoczna będzie lokomotywa wraz z datą pierwszego przejazdu pociągu z napisem „Kolej Warszawsko-Wiedeńska.

14.06.1845”. Po otwarciu kopert zawierających dane autorów okazało się, że zwycięzcą został Dawid Celek, z wykształcenia architekt, obecnie mieszkający i pracujący w Berlinie. W swoim CV umieścił już znaczący dorobek w dziedzinie murali: wygrywał konkursy w Kołobrzegu oraz Gdańsku. Według jego projektu powstał w tym roku w Warszawie mural upamiętniający Davida Bowie. Odsłonięcie malowidła na bloku przy ul. Marii Kazimiery na Żoliborzu miało miejsce w kwietniu. Mural w Brwinowie, który jest kolejnym dziełem tego twórcy, powstał na początku października. „ Praca została wykonana z starannością i zaangażowaniem. I właśnie ta druga strona, ta widoczna lokomotywa napawa mnie pozytywną myślą. Jak dobrze, że przypomina się młodym - do których, moim zdaniem, to przedsięwzięcie jest adresowane przede wszystkim - o tak odległej a jednakowoż, tak ciekawej historii naszego miasteczka. Portret samego aktora uśmiechającego się do nas, woła jednak o coś więcej. dzieła dają impuls i napędzają myśl, że Jakby chciał się wyrwać z tej płaskiej ilu- człowiek ten, choć nie urodzony w Brwistracji i przybrać realniejszą postać. nowie, upodobał sobie to miejsce i można go było spotkać, tu na tych ulicach, pośród Czy dobrym pomysłem nie byłoby odlanie nas. Wacława Kowalskiego jako posąg stojący pośród nas. Przywołując się na podobne Z wyrazami szacunku i z ciepłym pozdroprojekty, jak chociażby stojący na ulicy w wieniem, mieszkaniec gminy.” Tarnowie pykający fajeczkę, pochylony, oparty o ścianę posąg Romana Brandstaettera, pisarza, poety, dramaturga, tłumacza i znawcy Biblii. Czy chociażby siedzący na ławeczce Tuwim w Łodzi. Dla mnie takie Pomnik “Ławeczka Tuwima” przy ulicy Piotrkowskiej w Łodzi

STOPKA REDAKCYJNA REDAKCJA I SKŁAD: TOMASZ S. RÓG KOREKTY: EDYTA WOŹNIAK, DRUK: DRUKARNIA HELVETICA-DRUK.PL WYDAWCA: TOMASZ RÓG, CZEREMCHY 8 05-805 OTRĘBUSY DYSTRYBUCJA: Miesięcznik dostępny w wybranych sklepach w obrębie Brwinowa oraz Otrębus, w Filiach Biblioteki Wacława Wernera, w restauracji Elita a także w skrzynkach pocztowych mieszkańców okolic. PODZIĘKOWANIA: WALDEMAR MATUSZEWSKI, MARZENA SOBIERAJ, ANNA SZMULEWICZ, ANNA CIENKOWSKA, EDYTA WOŹNIAK, BARBARA WALICKA, MARTA GODZISZ, ANDRZEJ GONTARCZYK, PAWEŁ KOMENDER, GRZEGORZ PRZYBYSZ, ADAM FEDOROWICZ, ALEKSANDRA PACHNIK, JACEK PACHNIK, RENATA PACHNIK, GRZEGORZ KOGUT, KAMILA GIEMZA, PIOTR I JUSTYNA KOWALCZYK, AGATA I RYSZARD PUCHALSCY, WANDA CHRZANOWSKA, PORTAL OTREBUSY.PL ORAZ PODKOWA LEŚNA - MIASTO OGRÓD. ZDJĘCIE NA OKŁADCE - PAWEŁ KOMENDER - DWÓR W ŻÓŁWINIE, NADARZYŃSKA 21, WIĘCEJ NA STRONIE 7.

Masz pomysł, tekst lub ważną informację do przekazania? Czekamy na kontakt pod adresem: redakcja.linia@gmail.com tel. 723227211 facebook.com/miesieczniklinia


4

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: WALDEMAR MATUSZEWSKI

WEHIKUŁ KULTURY STAROSTWA PRUSZKOWSKIEGO

„DONNA KAMELIA” NA POCZĄTEK?

N

a zaproszenie Starosty Pruszkowskiego oraz włodarzy poszczególnych pruszkowskich gmin, brwinowskie Stowarzyszenie Teatr Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza Łomnickiego zaprezentuje w październiku swój spektakl pt. „Donna Kamelia” - na scenach Raszyna, Piastowa, Pruszkowa i Michałowic. Ten monodram teatralny oparty na kanwie opowiadania Stanisława Kowalewskiego, wykonywany przez aktora Jacka Zienkiewicza, miał swoją premierę w Brwinowie 2 kwietnia 2016 roku. Bardzo istotne jest to, że zarówno autor, jak i realizatorzy spektaklu (reżyser, autorka opracowania scenograficznego, jak i autor opracowania muzycznego) to mieszkańcy Brwinowa. Nawet autor plakatu (jednego z dwóch promujących ten spektakl) to brwinowianin. Tak więc „produkt” artystyczny jednej z pruszkowskich gmin zostanie zaprezentowany na terenie całego swojego powiatu. Jeśli Pan Starosta ma takie plany także w stosunku do innych dzieł artystycznych (film, fotografia, literatura, muzyka, plastyka) tworzonych na terenie jego starostwa przez zamieszkałych tutaj artystów, i zamierza je systematycznie prezentować mieszkańcom wszystkich swoich gmin, możemy śmiało powiedzieć o powołaniu do życia nowej instytucji kultury. Proponujemy nazwać ją tutaj Wehikułem Kultury Starostwa Pruszkowskiego. Czy może być lepszy sposób na integrację społeczności całego powiatu?

Przy okazji tej premiery próbowano zastosować ten sam mechanizm integracji lokalnej społeczności – na poziomie pojedynczej gminy. Ten „brwinowski” produkt artystyczny zaprezentowano zaraz po premierze na scenach sołectw Gminy Brwinów – w Owczarni, Otrębusach, Biskupicach i w Mosznie. Spektakle nie były biletowane, cieszyły się bardzo dobrym przyjęciem i wzięciem u mieszkańców. Można nawet powiedzieć, że te prezentacje „Donny Kamelii” zyskały wymiar święta – w miejscowościach, do których teatr „nie zagląda zbyt często”. Niestety brwinowski ośrodek kultury, który wstępnie zadeklarował gotowość pokrycia kosztów czterech (niebiletowanych) spektakli, kiedy okazało się, że będzie on grany w salach sołeckich, które nie są jego formalnymi filiami, odmówił sfinansowania trzech z nich. W wypadku dwóch sołectw (Biskupice i Moszna) możemy mieć do dyspozycji tylko sale OSP – innych sal miejscowości nie posiadają – czy to znaczy więc, że tam grać nie należy? Spektakle w/w sołectwach zostały jednak – mimo braku jakichkolwiek wpływów – zagrane, ale Wehikuł Kultury Gminy Brwinów z tego się nie narodził. A wielka to szkoda, bo odbiór spektaklu był za każdym razem doskonały i pytań o następne rodzime prezentacje tego typu było wiele. Artyści tej gminy mieliby przecież dużo dzieł (nie tylko teatralnych) do zaprezentowania swoim najbliższym sąsiadom. W Gminie Brwinów zaprzepaszczono jednak tę szansę.

Wehikuł Kultury Starostwa Pruszkowskiego, który obecnie wyrusza w objazd gmin Powiatu Pruszkowskiego budzi ogromne nadzieje. Potencjał artystyczny Powiatu Pruszkowskiego jest wielki, a i zasoby artystów tworzących na tym obszarze nieprzeciętne. Jeśli takim wydarzeniom kulturalnym zostanie nadany wymiar organizacyjny, umożliwiający cykliczne prezentacje mieszkańcom poszczególnych gmin Powiatu Pruszkowskiego twórczości artystów gmin sąsiednich, to możemy wtedy mówić o istnieniu rzeczywistej (a nie papierowej tylko) polityki kulturalnej tego obszaru administracyjnego.

KLUB PANTERA

JU JITSU – JAKO SZTUKA WALKI OBRONNEJ DLA KOBIET.

K

iedy niespodziewanie zostaniesz narażona na konfrontację z napastnikiem, warto wiedzieć, jak się wtedy zachować i co zrobić. Kiedy wokół nie ma nikogo, kto mógłby Ci pomóc i wydawałoby się, że jesteś bez wyjścia, nie wolno wpadać w panikę. Należy nie tracić głowy, ocenić sytuację i wybrać najkorzystniejszy wariant obrony lub ucieczki.

Obrona przed chwytem za ubranie z tyłu. uchwyt napastnika zadając cios kolanem w krocze. Następnie zadaj uderzenie stopą w nogę napastnika na wysokości kolana co Atak: Napastnik podchodząc z tyłu chwyta za spowoduje jego upadek. Zdjęcia – 3,4,5,6,7,8 ubranie. Zdjęcia – 1, 2 Zapraszam Panie do pogłębiania tej potrzebnej wiedzy w

klubie www.pantera-brwinow.org. Obrona: Przez energiczny obrót, zbij ramionami ttps://www.facebook.com/PanteraBrwinow/


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

5

AUTOR: WALDEMAR MATUSZEWSKI

PRACA NAD FILMEM, CZYLI WYBOISTA GMINNA DROGA

D

zieje powstawania filmu Pana Adama Gzyry pt. „Wacław Kowalski – Mieszkaniec Brwinowa” były zrazu wyboiste. Niektórzy członkowie komitetu obchodów Roku Wacława Kowalskiego w Gminie Brwinów, powstałego w związku z 100. rocznicą urodzin Aktora, (z panem burmistrzem na czele) nie potrafili bowiem zrozumieć, że nie da się zrobić filmu bez określonego minimum finansowego zabezpieczenia. I film nie mógł powstać w ramach tego komitetu, lecz powstał pod szyldem miesięcznika kulturalno-społecznego „Linia” oraz Stowarzyszenia Teatr Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza Łomnickiego, i kto inny okazał się jego producentem.

lacje ze wsi rodzinnej Wacława Kowalskiego oraz z Białej Podlaskiej, gdzie Aktor pobierał nauki. Watek „rodzinny” dopełniają serdeczne wspomnienia Jego ukochanej wnuczki – Olgi Kowalskiej. Relacje mieszkańców Brwinowa pokazują, jak bardzo Aktor wpisał się w pejzaż swojego miasta, w którym przecież spędził ponad 40 lat życia; właściwie Brwinów staje się mimowolnie drugim bohaterem tego filmu (pojawiają się w nim unikalne archiwalia). Wiele z tych opowieści jest pełna humoru i anegdot. Tak podobno najlepiej się zapamiętuje artystów – poprzez anegdotę. Materiałem na osobne nowelki filmowe są np. opowieści dotyczące seansów filmowych w brwinowskim kinie „Wiosna”, na których Aktor bywał ze swoją żoną Stanisławą, ich piękna miłość, historia czapki „maciejówki” etc.

Ten dokument filmowy składa się z blisko dwudziestu wywiadów i był realizowany zarówno w Brwinowie, Grodzisku Mazowieckim, Warszawie, Łodzi, jak i w rodzinnej wsi bohatera filmu – Gnojnie na Podlasiu oraz w Białej Podlaskiej. Pan Adam Gzyra podążył w swoim filmie śladami opowieści syna Wacława Kowalskiego – Jana i pokazał miejsca, z którymi związana była młodość i początki kariery zawodowej Aktora. Szczególnie cenne (bo do tej pory nie znane) są re- Osobnym wątkiem, dopełniającym co-

dzienne podróże pociągiem Aktora do pracy, czyli do warszawskich teatrów, są opowieści jego kolegów scenicznych Pana Stefana Szmidta i Pana Marka Prażanowskiego oraz filmowego syna Witii - Jerzego Janeczka. Pan Jerzy w sposób fascynujący zagłębia się w tajniki warsztatu aktorskiego swojego filmowego „ojca”, którego pracę śledził na planie. Ważny jest również fakt, że sami twórcy filmu są mieszkańcami Brwinowa. Wszystko to razem nadaje mu duży potencjał kulturotwórczego oddziaływania, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę zamiar producenta - szerokiej dystrybucji filmu wśród mieszkańców Miasta i Gminy Brwinów a także poza nimi.

LIST DO REDAKCJI

M

“COŚ DOBREGO DO CZYTANIA”

ieszkam w Otrębusach od trzeciego roku życia i odkąd pamiętam, zawsze, sama lub z koleżanką, biegałam do biblioteki. Wydawała nam się ona przepustką do innego świata. Już samo jej usytuowanie - w pieknym, starym pałacu, otoczonym ogromnym i tajemniczym parkiem - było zapowiedzią zaproszenia nas, maluczkich, do niecodziennych przeżyć. Do dziś chodzę do naszej biblioteki. Park i budynek jest już może mniejszy, ale przeżycia, które otrzymujemy od książek, są nadal cudownym kluczem do Atlantydy. Księgozbiór tak się rozrósł, że nie jest łatwo znależć tę właściwą książkę. Ale właśnie wtedy nieocenioną pomocą służą Panie pracujące w bibliotece. Znają swoich czytelników tak dobrze, że wystarczy poprosić o „coś dobrego do czytania” , a otrzyma się pakiet wolumenów, które na pewno trafią w gust tego szczególnego bibliofila.

ra potrafiła liczyć”. Obie pozycje są dostępne w naszej bibliotece. Na podstawie pierwszej, cztery lata po pierwszej publikacji, został nakręcony film.

Każdy subiektywnie postrzega tempo życia. Dla niektórych Życie toczy się powoli jak woda w szerokiej i spokojnej rzecę, dla innych goni jak w kamienistym strumyku. Ale w każdym przypadku jedno jest niezmienne Pozycje te pisane są szczególnym językiem. - życie toczy się nieubłaganie i nieustannie. Cięty dowcip spotyka się tam z nieoczekiwanymi zbiegami okoliczności. Potrzeba dogłębnej dziennikarskiej wiedzy o życiu, żeby w tak lekki sposób płynąć po falach historii i nienachalnie, wręcz niechcący, wprowadzać czytelnika w wielkie wydarzenia posługując się małym pionkiem szarego człowieka. Bohater jest bowiem skromy i cichy jak większość z nas, ale na skutek zbiegów okoliczności, zmuszony do zajmowania stanowiska i podejmowania decyzji, okazuje się być ponadprzeciętną osobowością. Czytelnik może utożsamiać się z nim, a na pewno może pokochać tę powściągliwą, naturalną i zgodną postać.

Dziś chciałabym polecić bestsellery szwedzkiego autora Jonasa Jonassona. P  isarz ten po dwudziestu latach pracy jako dziennikarz, zamieszkał we włoskojęzycznym kantonie w Szwajcarii i do dziś zajmuje się tworzeniem powieści. Już same tytuły tych książek są zachęcające do przeczytania : „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” oraz „Analfabetka, któ-

Było mi smutno, gdy książka się kończyła, gdy moje spotkanie z bohaterem już miało dobiec końca. Ale jednocześnie powieść napawała szczególną radością. Miło byłoby spotkać w naszym prawdziwym życiu osobę tak ciepłą, tak wyrozumiałą dla bliźnich. Tak można postrzegać prawdziwego przyjaciela.


6

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: PAWEŁ KOMENDER

W

DO TRAKTU, DO KOLEI...

łaściwie ten artykuł miał nosić tytuł „Żółwińskie drogi i rozdroża, cd.”, ale podczas jego pisania naszły mnie pewne refleksje, które postanowiłem przenieść na papier. Rozwój miejscowości w głębi lądu, z dala od rzek, przebiegał zawsze w rytmie rozwoju dróg. Polskie „ulicówki” powstawały wzdłuż traktów, te które miały szczęście być przy drodze uczęszczanej, wiodącej do miasta, rosły szybciej, przy bocznych ścieżkach często zamierały. Nasze okolice, płaskie, poprzecinane bagnami i lasami, nie były odstępstwem od tej reguły. Ta prawidłowość potwierdzała się przez wieki, do czasu budowy kanałów spław-

skowo-rezydencyjny. Tak jak 30 lat wcześniej w Milanówku-Las, „przy kolei”, na pustych polach folwarku Wilhelmów powstało „miasto-ogród” Podkowa Leśna. Tam gdzie była stacja lub przystanek kolejowy kwitło życie, dalej panowała stagnacja.

reny przemysłowe wsi Moszna, Parzniew, Domaniew, położone przy węźle Pruszków są najlepszym przykładem nowego trendu rozwoju miejscowości. Wkrótce 2 km od południowej granicy naszej gminy powstanie następny trakt XXI wieku, „kolej samochodowa”, droga szybkiego ruchu S8. Z centrum Żółwina do „przystanku” tej nowej kolei, węzła Młochów, będzie w linii prostej zaledwie 5 km. Tak jak od stuleci, naturalnym kierunkiem rozwoju naszej miejscowości będzie bliskość do arterii komunikacyjnej.

W tym samym czasie w Europie pojawiła się idea „kolei samochodowej”, czyli po niemiecku „Autobahn”, u nas znana pod włoskim określeniem „autostrada”. Na nasze tereny ten wynalazek dotarł niestety dopiero w XXI wieku, w postaci „traktu” A2. Historia zatoczyła koło. Znów rozwijać zaczęły się tereny położone w pobliżu traktu drogowego, nowego „przystanku kolei”, Niestety, na drodze tej wielowiekowej praw tym przypadku zjazdu z autostrady. Te- widłowości rozwoju stoi niezwykłe zacofanie drogowe Żółwina i Tereni. To chyba ostanie miejsce w województwie, gdzie drogi powiatowe i gminne prowadzące do „traktu” mają nawierzchnię gruntową. Od wielu lat mieszkańcy toczą walkę o poprawę tej sytuacji, ale ciągle napotykają na mur niezrozumienia. Za dwa lata z „przystanku” Młochów na trakcie S8 można będzie dojechać do stolicy w 20 minut. Rzeczą absolutnie normalną i naturalną będzie chęć mieszkańców dotarcia do tego przystanku w ludzkich warunkach, bez kurzu i błota. Od wieków ludzie osiedlali się tam, gdzie było blisko do traktu, do kolei… Próba odwrócenia tej prawidłowości drogą administracyjną jest z góry skazana na porażkę.

Mapa z 1772 roku: J. A. B. Rizzi Zannoni Carte De La Pologne (fragment)

nych, a później kolei. Nasze „laski, piaski i karaski” nie mały szczęścia do inwestycji w drogi wodne, ale w 1845 przecięła je pierwsza linia kolejowa na ziemiach ówczesnego Królestwa Polskiego, Kolej Warszawsko-Wiedeńska. Do tego czasu największymi miejscowościami w okolicy były Błonie przy Trakcie Poznańskim i Nadarzyn przy Trakcie Piotrkowskim. Pruszków, Brwinów czy Milanówek ustępowały im pod każdym względem. Pod koniec XIX wieku, dzięki kolei, proporcje te całkowicie się odwróciły. Tam, gdzie przystanek był blisko dawnego rynku, jak w Brwinowie czy Pruszkowie, rozkwitał przemysł i rzemiosło, tam gdzie do dawnej wsi było wiele kilometrów, jak w Milanówku, na pustych polach i w lasach powstawały „letniska” i „miasta ogrody”. Mimo pojawienia się samochodów, „kolejowa” prawidłowość utrzymała się do połowy XX wieku. Na naszym terenie najlepszym przykładem była uruchomiona w 1927 roku linia Elektrycznej Kolei Dojazdowej. Dawne niewielkie wsie, jak Kanie Helenowskie czy Otrębusy zaczęły się gwałtownie rozrastać, zmieniając charakter z wiejskiego na letni-

Mapa Wojskowego Instytutu Geograficznego z 1934 roku.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: ALEKSANDRA PACHNIK

P

odążając podkowiańską ul. S. Lilpopa, natrafimy na jeden z najstarszych obiektów drewnianych na terenie Podkowy Leśnej. Powstała około 1900 roku, Willa Aida, została wzniesiona z drewna modrzewiowego na ceglanym cokole (dziś podmurowanym). Mając ją za przykład, odpowiedzieć można na pytanie: “Dlaczego architektura letniskowa kojarzona jest właśnie z budownictwem drewnianym?”. Trzeba pamiętać, iż bynajmniej, nie przez ówczesny koszt budulca. U schyłku XIX w. łączono cegłę nie tylko z nadwiślańską architekturą sakralną (Kościół św. Kazimierza w Pruszkowie), ale również z ośrodkami urbanistycznymi oraz budownictwem przeznaczonym dla klasy robotniczej (centrum Żyrardowa). Rosnąca świadomość dotycząca niekorzystnego wpływu ośrodków miejskich na zdrowie, wywołała wszechobecne zainteresowanie wodo- i przyrodolecznictwem. Uwaga turystów i podróżników zwrócona została na walory górskich, oddalonych od cywilizacji, wiosek oraz aktywne formy spędzania wolnego czasu. Nagła popularność miejscowości kuracyjnych, położonych u podnóży Alp, spowodowała, w krótkim czasie, zapożyczenie tamtejszego stylu architektonicznego oraz utożsamienie go z formą zdrowotnego wypoczynku. Powstały wówczas liczne ośrodki rekreacyjne, jak Uzdrowisko Nałęczów, czy Otwock. W Polsce styl do dziś istnieje również, jako szwajcarski lub tyrolski, jednak ze względów patriotycznych obydwa warianty trak-

“Aida” od str. obecnej ulicy Jana Pawła II (fot. ok. 1920r.)

7

ZDJĘCIA: TOMASZ RÓG

WILLA AIDA

towane były bardzo luźno w kwestiach formalnych. Niekiedy “wspomagane” również folklorem słowiańskim, skłaniały się ku nurtowi narodowemu. Rejon pochodzenia inspiracji często bezpośrednio wyrażany był w nazwie i choć imię “Aida”, jako jedno z niewielu, ma taką samą formę w języku niemieckim, jak i polskim, to teza zakładająca zamiłowanie S.W.Lilpopa do opery Verdiego, jest znacznie bardziej prawdopodobna - zwłaszcza, że w polskim tłumaczeniu po raz pierwszy wystawiona została w Warszawie w 1877 roku. Przez wzgląd na pasję owego fotografika, willę wybudowano z przeznaczeniem na dworek myśliwski. Wtedy usy- Anna Iwaszkiewicz z papugą (fot. Stanisław Wilhelm Lilpop, 1914r. ) tuowana była pomiędzy półkolistą ścianą lasu od edukacja, oczytanie i spostrzegawczość południowego zachodu, a polami upraw- interpretacyjna Anny również były imponymi od strony wschodniej, na którą też nujące. Paweł Herz pisał: “(...) dostrzegaskierowany był oryginalnie ganek (prze- ła to, co w dziele było najważniejsze jako niesiony pod koniec lat 90. XXw.). Kiedy myśl i od razu oceniała stopień doskonałoprzed 1914 rokiem S.W.Lilpop decyduje ści związku między treścią a formą”. Liczprzenieść swój ośrodek łowiecki do mu- ne podróże (studiowała w moskiewskiej rowanego pałacyku (Modrzewiowa 45), Wszechnicy Polskiej) przyczyniły się do “Aida” staje się letniskową odskocznią dla zrozumienia struktury literackiej, czyniąc Anny (z domu Lilpopów) i Jarosława Iwasz- z Anny Iwaszkiewicz dobrze zapowiadakiewiczów. Lata 1922-28, podczas których jącą się pisarkę. Za życia opublikowała małżeństwo podejmowało licznych gości, jednak niewiele. Zmagając się z głęboką zadecydowały o artystyczno-kultural- depresją (podobnie, jak S.W.Lilpop), munej renomie willi. Na czerwonej kanapie, siała podjąć leczenie w szpitalu w Twornazywanej pieszczotliwie “czerwonym, kach. Willa “Aida” natomiast została włastarym gratem”, sypiali nie tylko poeci snością Banku Spółek Zarobkowych, jako “Skamandra” - Antoni Słonimski i Jan Le- forma uiszczenia długów. Borykająca się z choń - ale również Karol Szymanowski. licznymi zmianami właścicieli, popadła w Bywali tu także Aleksander Landau, Irena ruinę. Dziś, po licznych pracach remontoŁempicka, Roman Jasiński, Gustaw Taube wo-konserwujących, “Aidę” znów można (i wielu, wielu innych) oraz Jerzy Liebert, podziwiać, a jak głosi tablica: “jej nowy którego poezji szybko została powiernicz- właściciel otwiera drzwi dla koneserów liką Anna Iwaszkiewicz. Chociaż postać teratury, muzyki i sztuki”. Jarosława Iwaszkiewicza fascynowała, to


8

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR :GRZEGORZ PRZYBYSZ Widoczny na zdjęciu samochód to Chrysler - model Plymouth z 1929 roku. Ten elegancki czterodrzwiowy wóz wyposażony był jak na owe czasy dość luksusowo. Jego deska rozdzielcza wykonana była z orzechowego drewna, a siedzenia dla kierowcy, pasażerów i tylna kanapa z eleganckiej czarnej skóry. Samochód miał 6-cylindrowy silnik o pojemności ponad 4500 ccm, 3-biegową skrzynię i moc około 50 KM. Limuzyna początkowo należała do Wojska Polskiego, a konkretnie do Autokolumny Naczelnego Wodza, a później do współzałożycielki „Kuriera Warszawskiego”, pani Alicji Mińskiej, mieszkanki Brwinowa. Kierowcą i mechanikiem, oraz opiekunem widocznego na zdjęciu samochodu był uczestnik wojny polsko-bolszewickiej i żołnierz Września – Władysław Wiśniewski.

SZOFER MARSZAŁKA

W

ładysław Wiśniewski, po ukończeniu cały czas do jego wyłącznej dyspozycji. Słuszkoły powszechnej uczył się mechaniki w warsztacie samochodowym w Warszawie. W sierpniu 1914 roku mając zaledwie 17 lat został wcielony przymusowo do armii carskiej, gdzie przez rok pełnił funkcję strzelca i kierowcy-mechanika. Po wkroczeniu Niemców do Warszawy, w dniu 15 sierpnia 1915 roku Wiśniewski wykorzystał wojenne zamieszanie i zdezerterował. Ale tego samego roku, na swoje nieszczęście znowu został powołany także siłą, tym razem do niemieckiej Reichswehry. W niemieckiej armii służył po- Za kierownicą Władysław Wiśniewski. Rynek w Brwinowie lata 30 nad trzy lata, w 46. Pancernym Oddziale Automobilowym w Warsza- żył marszałkowi wiernie a nawet uratował go wie, również jako kierowca-mechanik. podczas wojny z bardzo poważnej i dramatycznej opresji. Po bitwie i zwycięstwie pod W 1918 roku po odzyskaniu niepodległości, Warszawą, Marszałek wezwał WiśniewskieWładysław Wiśniewski został po raz trzeci go na osobistą rozmowę. Zakazał mu mówić, zmobilizowany, lecz tym razem służył już co się wydarzyło i Wiśniewski milczał przez swojej ojczyźnie i trafił do Autokolumny Na- wiele lat jak grób. Dopiero po śmierci Marczelnego Wodza w Warszawie. To właśnie tu szałka w 1935 roku poczuł się zwolniony z przeżył największą i najciekawszą przygodę przysięgi i zwierzył się z tajemnicy najbliżswojego życia - został osobistym kierowcą szej rodzinie, czyli żonie i córkom. Później, Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego. gdy minęło kilkadziesiąt lat w rodzinie uznano, że tajemnicę można ujawnić. DowiedziaDwie córki p. Władysława Wiśniewskiego łem się o tym pierwszy. A było to tak: - pani Irena Buczyńska i pani Hanna Ru- Na początku czerwca 1920 roku wojska polczyńska wspominały, że ojciec był jednym skie w starciach z bolszewikami ponosiły jedz najlepszych szoferów-mechaników samo- ną klęskę za drugą. Padały szybko po sobie: chodowych w ówczesnej Polsce. Doceniany Wilno, Grodno, Białystok i Brześć. W dniu był nie tylko przez samego Marszałka, ale 16 sierpnia 1920 roku miał miejsce paniczny również przez kierownictwo techniczne ob- odwrót wojsk polskich spod Parczewa. Nazasługi. Wiśniewski był „szpecem” - jak go na- jutrz Piłsudski, wraz ze swoim adiutantem zywano w Autokolumnie. Był specjalistą od pojechał na północny zachód do Łukowa, silników elektrycznych i spalinowych, znał gdzie zastał sztab 21. DP Górskiej. Tam sposię na mechanice takich samochodów jak tkał się z generałem Rydzem – Śmigłym odOpel, Fiat, Renault, Ford, oraz Nagant. Ten bywając z nim pilną naradę. Po popołudniu ostatni był ciężkim, terenowym wozem pro- Piłsudski wracał swoim samochodem wraz z dukcji belgijskiej, którym jeździł marszałek adiutantem, oficerem sztabowym i kierowPiłsudski. Wszystkie te samochody stano- cą. Jechali drogą od Łukowa do Garwolina. wiły podstawę bazy transportowej Autoko- Samochód terenowy Nagant prowadził jak lumny Naczelnego Wodza. Na początku lat zwykle plutonowy Wiśniewski. Nagle tuż 30-tych dokupiono jeszcze jeden wóz - Chry- przed Garwolinem, polską kolumnę wypaslera, lecz ten samochód nie nadawał się trzyła z daleka szpica kozacka Baszkirskiej do jazdy po polskich, błotnistych drogach, Brygady Kawalerii i przypuściła nań niespobył zbyt delikatny i w rezultacie samochód dziewany w tym rejonie atak. Wiśniewski sprzedano. pierwszy zobaczył pędzącą na nich konnicę. Wojnę polsko-bolszewicką 1920 roku Wła- Ostrzegł Marszałka i pozostałych pasażerów dysław Wiśniewski przeszedł, a właściwie i dodał gazu. Tymczasem żołnierze polscy przejeździł razem z Marszałkiem Piłsud- z eskortujących oddziałów DOE otworzyli skim. Nigdy nie odstępował go na krok. Był ogień z cekaemów, osłaniając kolumnę szta-

bową. Tabor konny i wszystkie samochody zjechały na pobocze drogi przyjmując pozycję obronną i otwierając ogień na nacierających Sowietów. Wiśniewski nie namyślając się długo i nie czekając na polecenie Marszałka, skierował samochód w wysokie zboże i przejechawszy kilkadziesiąt metrów, wpadł nagle w szerokie zagłębienie terenu, gdzie znajdowała się spora sadzawka. W tej samej chwili, w pobliżu przegalopowało kilkunastu kozaków z dobytymi szablami, i z gromkim „urraaa” rzucili się do ataku na polskich żołnierzy z eskorty wodza. Rozgorzała krwawa bitwa. Na szczęście kozacy nie zauważyli samochodu. Wiśniewski wspominał, że mieli wówczas wielkie szczęście. Tymczasem Piłsudski, Wiśniewski i pozostali pasażerowie siedzieli w zbożu, w pobliżu samochodu z bronią w ręku. Trwało to aż do zmierzchu. Gdy wreszcie umilkła strzelanina, Marszałek i pozostali oficerowie wyszli na drogę, gdzie szczęśliwie natknęli się na swoich. Okazało się, że żołnierze z eskorty biegali spanikowani po polach, bo nie wiedzieli co stało się z wodzem? Podejrzewano, że marszałka porwali Sowieci. Po tym incydencie Piłsudski był bardzo zdenerwowany i wściekły. Gdy wieczorem przyjechał do Kołbieli, a później do Mińska, gdzie stała 14.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

Dywizja Piechoty, wydał natychmiast niezbędne rozkazy. Potem późnym wieczorem wrócił do Warszawy i jeszcze nie ochłonąwszy z wrażenia wygłosił odezwę do ludu polskiego: (...) „ Niech żywa noga najezdnika nie ujdzie z polskiej ziemi, (...) niech karzące twoje pięści uzbrojone w widły, kosy, cepy, spadną na karki bolszewików. Wziętych żywcem odstawiajcie w ręce władz najbliższych wojskowych lub cywilnych ! ”. Nie dość na tym - 20 sierpnia Piłsudski napisał do ministra spraw wojskowych Kazimierza Sosnkowskiego: „ Na miły Bóg! Pchajcie, czym prędzej zapasowe baony na teren Siedlecczyzny! To, co tu się dzieje przechodzi zupełnie ludzkie wyobrażenie. Żadna droga nie jest pewna, tyle rozbitych, rozszczypanych, ale i zupełnie zwartych oddziałów z armatami i karabinami (...) Powtórzcie to również Skulskiemu i powiedzcie mu, że w Siedlcach na trzeci dzień po zajęciu przez nas, nie znalazłem absolutnie żadnej władzy cywilnej, a tym bardziej uzbrojonych policjantów”.

Wiśniewski został przeniesiony za rekomendacją z Autokolumny, do Rządowej Obsługi Kolumny Samochodowej przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie ( dziś URM ). Przy tej okazji Piłsudski wręczył sierżantowi Wiśniewskiemu w dowód wdzięczności swój portret z dedykacją: „Wiśniewskiemu na pamiątkę chwil spędzonych razem w samochodzie”. A oto treść listu rekomendującego od pracodawcy:

9

Gdy wybuchła II wojna światowa wydarzenia Września następowały po sobie błyskawicznie. Dzień po ogłoszeniu wojny, do Brwinowa przyjechał wojskowy kurier z kartą powołania dla Władysława Wiśniewskiego. Było to specjalne polecenie natychmiastowego stawienia się w Sztabie Naczelnego Wodza. Wiśniewski ubrany tylko w letni garnitur i sandały ( miał wtedy chore stopy ) pojechał natychmiast do Warszawy i został z marszu włączony w skład konwoju samochodowego marszałka Rydza Śmigłego. Kilka godzin później próbował przekazać jakąś ważną wiadomość rodzinie - telefonował do gospody „Pod Grzybkiem” w Brwinowie, gdzie był ogólnodostępny telefon. Jednak wiadomość nie dotarła do rodziny, jedynie jakieś strzępy informacji. Wiadomo tylko, że Wiśniewski dzwonił i chciał coś przekazać ważnego, ale co ? Do dziś nie wiadomo. Parę dni później olbrzymia kolumna samochodów rządowych i wojskowych, w której jechał sierżant Wiśniewski przekroczyła granicę polsko-rumuńską. Dalsze wydarzenia miały przebieg wyjątkowo tragiczny. Do dzisiaj nie wiadomo jak to się stało, że Władysław Wiśniewski został śmiertelnie postrzelony przez… swoich, i to w kraju neutralnym, nie biorącym jeszcze udziału w wojnie. Wiadomo tylko, że incydent miał miejsce w Rumunii, w małej miejscowości Campulung Muscel, około pięćdziesięciu kilometrów na południe od Bukaresztu, gdzie był obóz wojskowy dla polskich żołnierzy internowanych. Wydarzenia wojenne sprawiły, że okoliczności śmierci starszego sierżanta Władysława Wiśniewskiego stały się nieznane i nigdy nie wyjaśnione. Nie wiadomo do dziś, co się wówczas naprawdę wydarzyło? Czy był to tragiczny wypadek, czy może zaplanowane morderstwo? Nie wiadomo również czy wojsko prowadziło śledztwo? Wiadomo tylko, że Starszego Sierżanta Władysława Wiśniewskiego - Żołnierza Wojska Polskiego, pochowano 14 września 1939 roku na miejscowym cmentarzu, w Campulung Muscel, o czym najbliższa rodzina dowiedziała się wiele miesięcy później z korespondencji nadesłanej przez Rumuński Czerwony Krzyż.

Tego samego wieczoru, tuż przed północą Autokolumna Naczelnego Wodza wyszło z Naczelnego Dowództwa następne Świadectwo zarządzenie: „ Z rozkazu Naczelnego WoSt. Sierżanta dza ma Dowództwo Oddziałów Etapowych Wiśniewskiego Władysława przystąpić bezzwłocznie do oczyszczania etapów z rozproszonych oddziałów i band bolszewickich napadających z bronią w ręku St. sierżant Wiśniewski Władysław pełnił służbę w Autokolumnie Naczelnego Wodza od dnia na nasze tyły”. 6 grudnia 1918 roku do dnia 21 kwietnia 1921 Dalsze koleje wojny polsko-bolszewickiej są roku, jako szofer mechanik bardzo dobry. Przez dość powszechnie znane, natomiast o sa- cały czas służby wywiązywał się zadowalająco, mochodowym incydencie nie wiedzą nawet okazując swą znajomość i gorliwą pracę. Jako badacze i kronikarze historii marszałka, oraz człowiek sumienny i pracowity, zasługuje na historycy epoki. Ujawniam to po raz pierw- rekomendację i zupełne zaufanie. szy, za zgodą rodziny śp. pana WiśniewskieKapitan Dowódca go, za co jestem niezmiernie wdzięczny. podpis nieczytelny) Belweder dnia 4 sierpnia 1921 roku. Czasami zastanawiam się, jak potoczyłaby się dalsza historia Polski, gdyby Piłsudski wpadł wówczas w łapy bolszewickich siepa- W nowym miejscu Władysław Wiśniewski czy, lub zginął podczas owej potyczki. Strach pracował tylko do 1925 roku, po czym prawdopodobnie za namową pani Alicji Mińskiej, pomyśleć! współwłaścicielki „Kuriera Warszawskiego” Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej, zrezygnował i przeniósł się wraz z rodziną plutonowy Władysław Wiśniewski został do Brwinowa, gdzie znalazł mieszkanie u p. awansowany do stopnia starszego sierżanta i Kowalewskich przy ulicy Szkolnej, i pracę w zobligowany przez Marszałka do zachowania redakcji u pani Mińskiej jako kierowca. To Grzegorz Przybysz tajemnicy. Później, po wyborze Stanisława wówczas jeździł m.in. wspomnianym wczeWojciechowskiego na prezydenta Rzeczpo- śniej Chryslerem. Fragment rozdziału książki spolitej Polskiej, starszy sierżant Władysław „Dawno temu w Brwinowie”


10

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR : BARBARA WALICKA

ZACHARIASZ SZ., CZYLI TOŻSAMOŚĆ ...podziwiałam, jak starannie, równiutko temperuje ołówek, jak ostrym scyzorykiem obiera jabłko ..

U

miał mnożyć w pamięci liczby trzycyfrowe przez trzycyfrowe. Znał się na prawie finansowym i skarbowości. Był w tej dziedzinie uznanym specjalistą. Toteż w ustach ważnego państwowego urzędnika dziwiły słowa hulaszczej piosenki, kiedyś podobno bardzo popularnej na Mołdawance: Blesk, szyk, immer elegant Na pustoj karman, A w karmanie ni grosza, Ot, wiesiełaja dusza… Urodził się w Odessie i z tego portowego miasta nad Morzem Czarnym pochodziły ta i kilka innych zawadiackich zwrotek, jakie nucił w rzadkich chwilach rozbawienia. Szanował przepisy, skrupulatnie przestrzegał terminów, zasad, ustaleń. Garnitury nosił ciemnoszare. Był pedantem; prawdziwym pedantem. Zawsze podziwiałam, jak starannie, równiutko temperuje ołówek, jak ostrym scyzorykiem obiera jabłko - tak kunsztownie, że cała skórka sama zwija się w spiralę. Kiedyś podczas wakacji w Rumunii na bazarze widziałam, jak wybiera ze stosu najlepszy kawon – opukiwał je kolejno, nasłuchując odpowiedzi dobiegającej z wnętrza owocu, póki nie usłyszał właściwego głuchego dźwięku świadczącego o dojrzałości…

A jak się znał na różnych rodzajach chałwy! przy ulicy, która od roku 1561 nosiła nazwę Karaimskiej. Parzenie i picie herbaty traktował jak rytuał: szklanka musiała być kryształowo Mój ojczym, Zachariasz Szpakowski, płynczysta, porcelanowy czajniczek wyparzo- nie mówił po polsku, po rosyjsku, po ukrany, ponadto starannie wytarty również w ińsku, biegle po niemiecku, porozumiewał środku. A gdy woda w imbryku już się na- się też po węgiersku, natomiast z siostrą, prawdę zagotowała, to nim wrzątek trafił siostrzeńcem i współwyznawcami - zawsze do czajniczka, w którym od dłuższej chwili w ojczystym karaimskim: z kipczackiej gruwygrzewały się suche listki – należało od- py języków tureckich. lać trochę wody, nadawała się dopiero ta z głębszej warstwy. Do ideału, rzecz jasna, Tego ciepłego wiosennego dnia świeciło brakowało kawałeczka cukru niegdyś od- słońce, nie miałam na sobie swetra, byrąbywanego od twardej stożkowatej bryłki łam w granatowej spódnicy i białej bluzce, srebrną siekierką; cukru w tej postaci już stroju na różne uroczystości. Mogłam mieć nie produkowano, używał więc rafinady, najwyżej dziesięć lat. Zostałyśmy zaproale to była namiastka, tylko Ersatz. Po la- szone z matką na przyjęcie z okazji święta, tach z pewnej podróży przywiozłam mu w jakiego dziś nie jestem w stanie umieścić w prezencie głowę cukru. Jakąż sprawiłam religijnym kalendarzu Karaimów. Mam w radość! oczach tamtą piękną zastawę, piękny obrus. A nade wszystko głęboko zapadło mi w paCzasem utyskiwał, że teraz nigdzie nie do- mięć to jedyne w swoim rodzaju brzmienie, stanie się konfitur z prawdziwych wiśni, gdy przymknę oczy, słyszę ten głos: nim jakie dojrzewały w dalekich, już na zawsze zasiedliśmy do specjalnie przygotowanych odległych sadach; niezastąpionego dodatku tradycyjnych dań, mój ojczym jako hazzan, do herbaty. Pijał ją w szklance wstawianej prowadzący modły, stanął u szczytu stołu i do specjalnego srebrnego koszyczka, który na tle wzniosłej ciszy zebranych od wysow 1945 roku przyjechał do Podkowy Leśnej kiej nuty zaczął śpiew wielkim hebrajskim w bagażu zabranym z Łucka; reszta dobyt- słowem: ku została w domu, który on i jego bliscy musieli porzucić; ten dom stał nad Styrem, - Adonai…


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

11

AUTOR: MARTA GODZISZ

KRÓL LATA (CZ.9)

“... stał z zagubioną miną otoczony przez poważnie wyglądających mężczyzn w koszulach i krawatach...”

C

ały dom zdawał się wibrować muzyką, rozmowami i śmiechem. Przez otwarte na oścież drzwi tarasowe do środka wpływały zapachy grillowanej karkówki, szaszłyków drobiowych i kiełbasek z ogniska; w odwrotnym kierunku, z zatłoczonej kuchni, dobywały się aromaty najwymyślniejszych mieszanek ziół do sałatek. W obie strony przesuwały się grupki ludzi, przystając to tu, to tam na krótszą lub dłuższą pogawędkę z członkami rodziny, przyjaciółmi, sąsiadami czy zupełnie nieznanymi ludźmi. Na tym polegały przyjęcia. Mała Gabriela Szyller zatrzymała się w przejściu między pokojem dziennym a kuchnią. Nad jej głową kołysał się na sznurku ułożony z kolorowych tekturek napis „Jedenaste urodziny Arturka!”. Poszczególne litery powiewały jak chorągiewki za każdym razem, gdy ktoś pod nimi przechodził. – Ja bym nie chciała takiego przyjęcia – oznajmiła Gabriela stojącemu za nią Einsteinowi. – A ja bym chciał – odparł chłopiec. Całą twarz i czubki palców miał umazane bitą śmietaną. – Ten tort jest przegenialny. – Ile kawałków zjadłeś? Trzy? – Pięć. – Krzysiek uśmiechnął się bez cienia skruchy, pokazując kawałki czekolady na mlecznobiałych zębach. – Jesteś nienormalny. Mnie przesłodziło po jednym. Gdzie Artur? Einstein machnął ręką w kierunku wyjścia do ogrodu. – Pewnie złapały go ciotki. Odszukali Benedykta przy potężnych rozmiarów regale na książki i we trójkę ruszyli na ratunek solenizantowi. O tym, że przyjęcie urodzinowe Artura Korzewskiego odbywało się w domu państwa Szyllerów, zadecydował przypadek: pół tygodnia wcześniej Korzewscy przeżyli hydrauliczną apokalipsę i dotąd jeszcze nie uporali się z przywróceniem podtopionej łazienki do stanu pełnej używalności. Sam Artur nie wydawał się szczególnie zainteresowany czy podekscytowany perspektywą spędzenia swoich jedenastych urodzin w tłumie nie do końca znanych ludzi – ostatecznie wyszło na to, że zarówno jego rodzice, jak i Gabrieli postanowili wykorzystać tę okazję, by zaprosić dawno nie widzianych znajomych ze swoich szkolnych czasów. W rezultacie Artur, jego młodszy brat, Einstein, Benedykt, Gab i parę innych dzieciaków musiało lawirować pomiędzy obcymi dorosłymi. Większości z nich specjalnie to nie przeszkadzało: sam fakt bycia na przyjęciu dostarczał rozrywki, a zadbano oczywiście o to, by nie zabrakło ciastek i chipsów

w ilościach uzasadnionych jedynie przez „ten jeden dzień w roku”, jak powiedziała Agnieszka Szyller, zapełniwszy wszystkie miski w domu słodkościami. Benek przepychał się między ludźmi z siłą przebicia lodołamacza. Zignorował kompletnie stojące mu na drodze trzy nieznane panie, zapewne sąsiadki, i jedna z nich, potrącona w chwili, gdy unosiła do ust widelec, upuściła papierową tackę z sałatką warzywną. – Tam jest! – zawołał chłopiec, nawet się nie obejrzawszy na okrzyk oburzenia. Trójka przyjaciół, kierowana silną potrzebą wsparcia kolegi w ciężkim momencie urodzinowego starcia z oddziałem stęsknionych cioteczek, zatrzymała się jak wryta. Artura wcale nie osaczały starsze panie. Jubilat stał z zagubioną miną otoczony przez poważnie wyglądających mężczyzn w koszulach i krawatach. Jego ojciec trzymał ręce na ramionach syna, jakby chcąc powstrzymać go od ucieczki, ale jednocześnie wydawał się zadowolony.

gestem, niemal natychmiast skupiając całą swoją uwagę na pozostałych członkach klubu koszulowo-krawatowego. – Co zrobiłeś, że zasłużyłeś na kazanie na własnej imprezie urodzinowej? – zapytał bez ogródek Einstein, gdy tylko Artur oddalił się od swojego taty na bezpieczną odległość. – Nic nie zrobiłem. – To o co chodziło? – Tata chciał mnie przedstawić paru swoim znajomym – wyjaśnił Artur niechętnie. Pocierał policzki dłońmi, jakby chcąc zetrzeć z nich czerwone plamy zdenerwowania, mimo że te już zupełnie zniknęły. – Widzicie tego grubego faceta z marynarką na ramieniu? – Pokazał palcem. – Wygląda jak gangster – uznał Benedykt, przekrzywiwszy głowę z zaintrygowaną miną. – Nazywa się Warzyński, Jerzy albo Jan, nawet nie pamiętam. Ma jakieś magazyny czy składy budowlane w okolicy. Przez cały czas starał się namówić mojego ojca do tego, by zapoznał mnie z jego córką. – O – wyrwało się Gabrieli. – Nawet nie powiedział, jak ona ma na imię. Powtarzał tylko: „koniecznie muszą się zaprzyjaźnić”. Głupie, nie? Chyba nawet tata tak pomyślał, bo kompletnie gościa olał. Einstein ułożył wargi w dziubek i cmoknął głośno. – Arturkowi znaleźli narzeczoną!

– Hej, Arturek! – zawołał Einstein przez teatralnie złożone w trąbkę dłonie. Artur poczerwieniał po czubki uszu i zaczął wiercić się w uścisku ojca. Uniósł głowę i coś powiedział; Gab wyczytała słowa, których nie mogli dosłyszeć, z jego twarzy: „tato, mogę już iść?”, wymamrotane skrępowanym, niemal błagalnym tonem. Rzadko widywała u przyjaciela jakiekol- Wszystkie dostępne odcinki do przeczytania rówwiek oznaki słabości, ale będąc w pobliżu nież na stronie: www.butelka-rudego.blogspot.coswojego taty Artur zawsze wydawał się m/p/krol-lata.html jakby mniejszy. Tym razem mu się udało: ojciec poklepał go po plecach i odprawił



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.