Nr 2 LUTY 2016
Otrebusy-kanie-brwinow
LINIA PAPILARNA GMINY LOKALNE BRWINÓW BARIERKI FELIETONY HISTORIE KSIĄŻKI JAK TLEN SZEŚCIOLATKI MAJĄ DRESZCZOWIEC MIESIĘCZNY WYDARZENIE KULTURALNE MIESZKAŃCÓW WYBÓR KLUBSPOTKANIE SPORTOWY PANTERA WILLA WIERUSZ-KOWALSKICH ODZEW: BARBARA WALICKA O OJCU KRÓL LATA
2
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
AUTOR : REDAKCJA
ODZEW
N
iezwykle miło było nam usłyszeć, że nasza gazeta dotarła aż do Warszawy. W związku z tekstem w pierwszym numerze „Linii”, w którym Waldemar Matuszewski przypomina smutne sekrety Lasu Młochowskiego i nie tylko, napisała do nas córka kapitana Henryka Walickiego. Gratulowała podjęcia tematu. Udało nam się kontynuować spotkania z panią Barba-
rą Walicką i tak powstały piękne wspomnienia o postaci generała i całej jego rodziny, które można przeczytać w dalszej części miesięcznika. Coraz więcej osób deklaruje chęć uczestniczenia w powstawaniu naszego periodyku. Udało nam się zmieścić w napiętym przedświątecznym czasie i wydać pierwszy numer „Linii”. Teraz będzie już tylko łatwiej.
AUTOR : WALDEMAR MATUSZEWSKI
LINIA PAPILARNA GMINY BRWINÓW
P
Linia młochowsko-brwinowska
odążając za intencją twórców nazwy miesięcznika „Linia”, przypominam sobie najpierw (trochę odruchowo) szkolną definicję linii, jako prostej łączącej punkty A, B, C itd. Właśnie: „łączącej” – tak rozumiem zasadniczą intencję, która kierowała twórcami tej nazwy. Obszar, na którym rozchodzi się „Linia”, to ziemia brwinowsko-młochowska. Teksty tworzące pierwszy numer pisma powstały w głowach mieszkańców Gminy Brwinów, ale jakby zapatrzonych w stronę Lasu Młochowskiego. Nie jestem geografem i nie wiem, czy uprawnione jest określenie „ziemia brwinowsko-młochowska”. Jedna z najdłuższych „linii” Gminy Brwinów wyłania się bowiem właśnie z Lasu Młochowskiego – to strumień, który rodzi się gdzieś w brwinowskiej części tego tajemniczego lasu, następnie przecina Podkowę Leśną Wschodnią i Główną, dyskretnie ukryty biegnie wzdłuż podkowiańskiego cmentarza. Ponownie ujawnia się przy skrzyżowaniu drogi 719 z ulicą wylotową z Brwinowa i z ulicą wjazdową do Podkowy Leśnej Głównej, wpada później do brwinowskiego stawu przy ulicy Grodziskiej i podąża dalej –
po tej krótkiej wizycie – wzdłuż Galerii „Brwinów”, pod torami kolei warszawsko-wiedeńskiej, po obrzeżach Brwinowa przy osiedlu Sochaczewska, i dalej - na północny-zachód naszej gminy. Nie nadaje się ten nasz strumień do żadnej wodnej podróży – nie uniesie kajaka czy łodzi, ale ma się ochotę za nim podążać. Po suchym lecie zaś, kiedy jego koryto jest wyschnięte i usłane liśćmi, chce się przebyć całą jego drogę, brodząc w tych liściach; chce się podążać za jego linią, która tak wiele i tak skutecznie łączy na naszej – umownie nazwanej – ziemi ruje, wyklucza, to ja jednak wolę iść za młochowsko-brwinowskiej (tym razem intencją twórców „Linii” i podkreślać, układamy człony tej nazwy zgodnie z że linia – łączy. kierunkiem biegu strumienia). Po konsultacji z inżynierem „od wód To tylko jedna z wielu linii „papilar- wszelkich” i zarazem radnym, panem nych” obszaru, na którym czyta się Zbigniewem Bartosikiem, wiemy, że ten nowy miesięcznik. Wcześniej napo- strumień to „Niwka”, a w języku inżymknęliśmy zaledwie o kilku innych, nie nierów od wody – „RS-11”. Wiemy, że mniej ważnych „papilariach”, takich ma dwa źródła (w Nowej Wsi i w Książejak: „Zimna Woda”, Kolej Warszawsko- nicach), że dobiega aż do Nowych Koto-Wiedeńska, czy droga 719; jest tych wic i kończy swój bieg w rzece Rokitnilinii więcej, a każda domaga się przy- cy. Jedna z dłuższych „linii papilarnych” pomnienia i opisania. I chociaż są tacy, Gminy Brwinów: Niwka, strumień o którzy wolą mówić, że linia dzieli, sepa- dwóch źródłach (który łączy).
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
AUTOR: ANNA CIENKOWSKA
3
KSIĄŻKI JAK TLEN
“Czytanie rozwija rozum młodzieży, odmładza charakter starca, uszlachetnia w chwilach pomyślności, daje pomoc i pocieszenie w przeciwnościach”. Autor Nieznany.
K
siążki od zawsze były dla mnie bardzo ważną pozycją w życiu, w szkole moim ulubionym miejscem była Biblioteka, dlatego od pierwszych chwil moja pociecha była otaczana książkami. Dziś chcę opisać jedno z moich ulubionych miejsc w Brwinowie. Jest to Biblioteka Publiczna im. Wacława Wernera oddział dla Dzieci i Młodzieży. Wchodząc do tego miejsca, delektuję się zapachem książek, który wprawia mnie zawsze w pozytywny nastrój. Jestem mamą czytelnika, który dopiero wchodzi w świat zamknięty w książkach, uczęszczamy na organizowane przez Panie piątkowe spotkania, na których czytane są fragmenty książek, jednak dzieci najbardziej chyba czekają na niespodzianki od Pani Ani, która po czytaniu, organizuje zabawę w zgadywanki. Za każdą odgadniętą zagadkę dzieci dostają niespodzianki, które bardzo cieszą, niezależnie od ich wielkości. Po czytaniu i zagadkach dzieci dostają przepyszne jabłka i nawet jeśli w domu nie chcą ich jeść to od Pań z biblioteki są to owoce najpyszniejsze na świecie. Księgozbiór w Naszej Bibliotece jest bogaty, chociaż na pewno Panie Bibliotekarki, jak wszystkie Panie kochające książki, czują niedosyt w pozycjach. Znajdziemy tu książeczki dla najmłodszych wypełnione pięknymi obrazkami oraz zdjęciami. Wielbiciele Bolka i Lolka, czy Reksia odnajdą pełną kolekcję przygód znanych bohaterów. Znajdziemy również klasykę bajek i baśni, wierszy, nawet piękne wydania
Jana Brzechwy z rysunkami J.M. Szancera zamieszkały na półkach Biblioteki. Znajdziemy całą listę nowości, lektur oraz książki, które pozwalają rozwijać dziecięce zainteresowania. Biblioteka organizuje różne spotkania autorskie, ciekawe zajęcia dla dzieci i młodzieży. Regularnie gości u siebie przedszkola zachęcając do wkraczania w świat inny niż otaczający dzieci na co dzień.
również do sięgania po pozycje dla starszych dzieci.
Serce się cieszy widząc jak dzieci z naręczem książek podchodzą do biurka dumnie recytując swoje nazwiska i imiona i wykładając swoje zdobycze czekając, aż będą mogły zabrać je do domu. Książki są jak tlen zwłaszcza dla dzieci, to my rodzice i opiekunowie kształtujemy ich świat, dajmy im szanse na zapoznanie się Wchodząc do Biblioteki dzieci intuicyjnie ze światem książek. Nauczmy ich przyjaźni wiedzą gdzie mają się kierować, gdzie z książkami, przyjaźni która zawsze będzie czekają na nich najciekawsze przygody odwzajemniona. schowane między pachnącymi kartkami. Na pierwszej wizycie dzieci dokładnie Jeszcze raz zachęcam do częstych oprowadzane są między regałami, a Panie odwiedzin biblioteki, czytając wypożyczane bibliotekarki cierpliwie i ciepło tłumaczą książki dajemy szanse na zwiększenie im zasady działania biblioteki, pokazują księgozbioru w tym wyjątkowym miejscu. gdzie znajdują się książeczki, które mogą ich najbardziej zainteresować, zachęca
AUTOR : ELŻBIETA SKALSKA
Biblioteka Publiczna im. Wacława Wernera w Brwinowie -- działania w 2015 r.
S
tyczeń to miesiąc, w którym biblioteki podsumowują swoją działalność w roku poprzednim. Informacją tą dzielimy się z biblioteką nadrzędną (dla Biblioteki w Brwinowie jest to Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego) oraz z czytelnikami i mieszkańcami naszej Gminy. Nasza Biblioteka nie ogranicza się tylko do podstawowych zadań, czyli. gromadzenia, opracowywania, udostępniania i przechowywania zbiorów, ale także organizuje inne działania, mające na celu promocję literatury i czytelnictwa oraz integrację społeczności lokalnej.
busach, liczy sobie 41 356 wol. Zarejestrowani czytelnicy i inni użytkownicy – 4504, zakup książek – 2768 wol., zakup zbiorów specjalnych (audiobooki) – 1503 j. inw., wypożyczenia książek na zewnątrz – 61 158 wol., wypożyczenia audiobooków 2 454 j. inw., wypożyczenia na miejscu (czytelnia) – 4 424 wol., odwiedziny – 44 337 osób.
dzieci i młodzieży. Biblioteka zorganizowała konkursy literacko-plastyczne dla dzieci i młodzieży. Prace były nagradzane i wystawiane na terenie biblioteki. Odbywały się kursy komputerowe dla seniorów przeciwko e-wykluczeniu. Biblioteka zorganizowała dla czytelników i mieszkańców warsztaty rękodzielnicze pt. „Magia świąt” oraz szydełkowanie dla dzieci i dorosłych.
W roku 2015 zrealizowaliśmy 177 imprez, w których uczestniczyło ponad 4500 osób. W filii Biblioteki w Otrębusach znajduje Wszystkich wystaw i prezentacji odbyło się się „Galeria na Górce”, gdzie tworzymy dla 67. naszych lokalnych artystów wernisaże i wystawy. Organizujemy stałe spotkania dla czytelPoniżej przedstawimy Państwu niektóre ników i mieszkańców: „Wieczory z bajką” Zapraszamy serdecznie do odwiedzenia nazrealizowane działania w 2015 roku. w Oddziale dla Dzieci w Brwinowie, ul. Ko- szych placówek w Brwinowie i Otrębusach ściuszki 1E. Zapraszamy w każdy piątek. oraz naszej strony www.biblioteka.brwiCały księgozbiór Biblioteki w Brwinowie, Spotkania z literaturą w ramach Dyskusyj- now.pl i Facebooka, gdzie znajdą Państwo wraz z Oddziałem dla Dzieci i filią w Otrę- nego Klubu Książki. Lekcje biblioteczne dla aktualne informacje o naszych działaniach.
4
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
AUTOR : ANNA SZMULEWICZ
SZEŚCIOLATKI MAJĄ WYBÓR Mój punkt widzenia
7
stycznia 2016 roku – dla jednych tydzień po Sylwestrze, dla innych kolejny dzień długiego weekendu, a dla mnie - mamy sześciolatka dzień przywrócenia mojego prawa wyboru. Prawa do świadomego decydowania o momencie rozpoczęcia edukacji szkolnej mojego dziecka. Zaledwie rok temu, kiedy wraz z rodzicami ówczesnych pięciolatków, toczyliśmy walkę o pozostawienie naszych dzieci w przedszkolach, nie sądziłam, że dwanaście miesięcy później rodzice, dzięki jednemu podpisowi Prezydenta RP, dostaną do ręki oręż w postaci nowelizacji Ustawy o Systemie Oświaty. Przywrócono obowiązek szkolny dla siedmiolatków, a cofnięto przymus rocznego przygotowania przedszkolnego dla pięciolatków, które mają teraz prawo do wychowania przedszkolnego, tak jak czterolatki.Od września 2017 roku to prawo zyskają również trzylatki. Co więcej, dzieci, które uczęszczają do pierwszej klasy, a trafiły do niej jako sześciolatki, nie będą musiały przechodzić do klasy drugiej, jeśli taka będzie wola rodziców – choć akurat w to szczerze wątpię. Grupą objętą obowiązkowym rocznym przygotowaniem przedszkolnym będą sześciolatki. Tyle suchych faktów. Co to oznacza dla rodziców, ich dzieci, no i władz gminy? Zacznijmy od sześciolatków: nie będą musiały iść do szkoły, jeśli rodzice uznają, że nie są jeszcze na to gotowe. Niepotrzebne już będą wizyty w poradniach psycholo-
gicznych i uzyskanie tzw. „odroczek”. Dzieci są przecież różne, jedne marnowałyby potencjał, zostając w „zerówkach”, a inne nie poradziłyby sobie w zderzeniu ze szkołą. Znam oba przypadki z autopsji, moje starsze dziecko, w przeciwieństwie do młodszego, poszło do szkoły rok wcześniej niż jego rówieśnicy. Nie była to decyzja zbyt ambitnych rodziców, ale wyciągnięcie wniosku z obserwacji własnego dziecka, podpartego opiniami pań przedszkolanek i oceną psychologa. Wracając do meritum: pięciolatki będą nadal przedszkolakami, a nie „zerówkowiczami”. Zgodnie z ustawą mogą pozostać w placówce, do której obecnie uczęszczają. Jeśli zaś dopiero rozpoczynają naukę, gmina, tak jak i czterolatkom, musi zapewnić miejsce w przedszkolach lub w tzw. innej formie wychowania przedszkolnego np. oddziale przedszkolnym w szkole. Tu od razu rodzi się pytanie: jaką szansę mają trzylatki, na rozpoczęcie edukacji w państwowych przedszkolach w gminie Brwinów, w roku szkolnym 2016/2017? Moim zdaniem, niewielką. Jeśli rodzice obecnych 3 i 4-latków złożą deklaracje o kontynuacji edukacji przedszkolnej, to nie będzie szansy utworzenia najmłodszych grup-taki obowiązek zosta-
nie nałożony na gminę dopiero we wrześniu 2017 roku. Władze gminy na pewno ucieszył fakt, że termin, przekształcenia w przedszkola , znajdujących się w szkołach, oddziałów przedszkolnych i utworzenia zespołów szkolno-przedszkolnych został przesunięty z września 2016 na wrzesień 2019 roku. Jak poradzą sobie ze zmianami władze Brwinowa, skoro w chwili obecnej nie wiadomo, jak wielu rodziców zdecyduje się na posłanie sześciolatków do szkoły? Jak te zmiany wpłyną na stan budżetu gminy, jeśli zaistnieje potrzeba zapewnienia dzieciom miejsc w prywatnych placówkach? Czy dla trzylatków jednak znajdą się miejsca w gminnych przedszkolach? O tym zapewne przekonamy się niebawem, gdyż nowelizacja Ustawy o Systemie Oświaty weszła w życie 23 stycznia br., a termin rekrutacji do przedszkoli zbliża się nieuchronnie.
AUTOR : MARZENA SOBIERAJ
DZIECI PISZĄ I ILUSTRUJĄ TOMIK
W
czerwcu 2015 r. trafił w ręce Czytelników nadzwyczajny tomik wierszy pt. „Miś”, napisany przez rodziców dzieci uczęszczających do Samorządowego Przedszkola nr 1 w Brwinowie. Wierszyki powstały na konkurs literacki, w ramach obchodów Światowego Dnia Pluszowego Misia. Pomysłodawczyniami konkursu były wychowawczynie z przedszkola „Leśnego”. Efekty konkursu przerosły najśmielsze oczekiwania. Tak zrodził się pomysł, by tę twórczość uwiecznić i wydać w postaci książeczki. Aby uatrakcyjnić publikację, dzieci w ramach konkursu plastycznego „Miś” wykonały ilustracje, które można dziś znaleźć w książeczce. Utwory i ilustracje w tomiku zasługują na uwagę i szczególne docenienie, ponieważ
ich autorami są amatorzy – mali twórcy (niektórzy zaledwie trzyletni), których wspierali rodzice. Wcieleniem pomysłów w życie zajęło się STOWARZYSZENIE PRZYJACIÓŁ ZESPOŁU SZKÓŁ NR 1 W BRWINOWIE, które zapewniło oprawę prawną, graficzną i druk tomiku wierszy. Kochani, jak co roku zwracamy się do Państwa z prośbą o wsparcie finansowe naszego stowarzyszenia. Przekaż 1 % swojego podatku dla Stowarzyszenia Przyjaciół Zespołu Szkół nr 1 w Brwinowie, dla organizacji z sąsiedztwa, która te środki wykorzysta do finansowania projektów realizowanych, dla Was mieszkańcy Gminy Brwinów. Środki zbierane przez ostatnie 2 lata, przy wsparciu Rady Rodziców Zespołu Szkół nr 1 w Brwinowie i dużym zaangażowaniu samych rodziców, pomogą w stworzeniu multimedi@lnej szkoły dla naszych dzieci. 131.NUMER KRS 0000031762 133.CEL SZCZEGÓŁOWY 1% 500000024137, Stowarzyszenie Przyjaciół Zespołu Szkół nr 1 w Brwinowie
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
5
OPOWIADA: KAZIMIERZ RUTKOWSKI
ROZMOWA Z KAZIMIERZEM RUTKOWSKIM O Klubie Sportowym Pantera i reprezentowaniu Brwinowa
M
oże zacznijmy od tego, jak rozpoczeła się działalność klubu “Pantera” w Brwinowie. W 1992 roku zaproponowałem dzieciom pozostającym w okresie wakacyjnym w domach, z terenu Brwinowa i okolic, trening judo. Spotkania odbywały się na stadionie miejskim w Brwinowie, gdzie dzieci na trawie stawiały pierwsze kroki w sporcie jakim jest judo. Przez całe wakacje, jeżeli tylko pogoda dopisywała - ponieważ ćwiczyliśmy bez dachu nad głową - treningi odbywały się dwa razy w tygodniu.
su młodzieży w wersji sportowej, a dorosłych w ju jitsu tradycycjnym. Adepci ju jitsu sportowego, na Mistrzostwach Polski, Modern Ju Jitsu, w roku 2000 zdobyli III miejsce drużynowo, a adepci w stylu tradycyjnym, w pokazach stylowych na arenie krajowej, byli podziwiani i nagradzani za swój kunszt. Przyszed czas, aby spróbować swoich sił na arenie międzynarodowej i nadarzyła się ku temu okazja. Klub został zaproszony w roku 2000, do udziału w turnieju w Republice Czeskiej. Tam też zdobyliśmy dwa miejsca Przez cały czas dzieci przymedalowe i tak zaczeliśmy chodziły pod te stadionowe naszą przygodę na arenie topole, ponieważ tylko w tym Europejskiej, uczestnicząc w wyznaczonym miejscu mogłem turniejach: Niemiec, Holandi, przeprowadzać zajęcia. Zbierały paBelgii, Czech. Wspominam z zadotyczki i kamyki, żeby w trawie nie było nic woleniem turniej w Paryżu,w 2002 to był niebezpiecznego, bo to na niej zaczęliśmy jeden z pierwszych i największych sukcetrenować pady i przewroty oraz akrobaty- sów jaki osiągneliśmu na arenie między- Sportów i Sztuk Walki oraz w Światowej kę. narodowej - zdobyliśmy 15 złotych medali Organizacji I.B.F. Obecnie w Klubie działają 4 grupy judo, od kategorii dzieci do oraz I- miejsce drużynowo. juniorów, oraz 4 grupy ju jitsu. Kończyły się wakacje, a pod koniec sierpnia grupa liczyła ponad trzydzieścioro Klub Pantera nie tylko uczestniczy w dzieci. Postanowiłem kontynuować treturniejach ale sam je organizuje. Są dwa ningi. Głównym problemem okazało się podstawowe organizowane turnieje judo i znalezienie miejsca, w którym można ju jitsu – kończący w czerwcu sezon mibyłoby zorganizować treningi. Administrzostwami klubu i turniejem gwiazdkostrator Stadionu Miejskiego w Brwinowie wym dla dzieci w grudniu. zezwolił mi na korzystanie z małej sali konferencyjnej. I tak zeszło mi, na tej salOd pięciu lat, tj. od roku 2011, organizuce o wymiarach 10 na 4.5 metra, sześć lat. jemy Ogólnopolski Brwinowski Festiwal Dzieci przybywało zaś na tyle dużo, że zaSportów i Sztuk Walki, w którym biorą cząłem dzielić je na grupy. Rosnące zainudział różne sztuki walki. W okresie wateresowanie organizowanymi zajęciami, kacyjnym organizujemy obozy sportowe i zoowocowało powstaniem sekcji ju jitsu szkoleniowe, stacjonarne i wyjazdowe. W dla młodzieży i osób dorosłych. ubiegłym roku zorganizowaliśmy 3-miesięczny, nieodpłatny kurs szkoleniowy dla Przyszedł czas na rywalizację sportową 50 kobiet Ju Jitsu – sztuka walki obronnej. i tak braliśmy udział od Warszawskiej Nasi adepci judo i ju jitsu posiadają wysoOlimpiady Młodzieży w Judo, przez turkie stopnie mistrzowskie Dan. Chciałbym nieje eliminacyjne do ogólnopolskich podkreślić, że wśród uczestników Klubu, olimpiad w judo, aż do uczestnictwa w 10 kobiet posiada stopień mistrzowski Finałach Mistrzostw Polski, gdzie w roku Dan, czyli czarny pas. Nasza organizacja 1998 zdobyliśmy V miejsce. Podnosił się nie tylko szkoli, ale i wychowuje. również poziom wyszkolenia sekcji ju jitO naszych sukcesach, wynikach sportowych można poczytać na stronie internetowej w w w. p a n t e r a -brwinow.org Jako klub jesteśmy zrzeszeni w Polskim Związku Judo, w Polskim Związku Ju Jitsu, Polskim Zwiazku
Kazimierz Rutkowski – skutecznie promuje Gminę Brwinów na arenie międzynarodowej, osiągając wybitne sukcesy. Jak mówi: „Każdy rok z tych 24 lat wytężonej pracy jest niezwykle mobilizujący, każdy rok to nowe doświadczenia. Z każdym kolejnym dostaje się tzw. powera i czuje się, że można jeszcze więcej. Sprawia to przyjemność nie tylko mi, ale i tym, którzy w tym uczestniczą. Bez nich to by się nie udało”.
6
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
AUTOR: LEK. WET. MAŁGORZATA RUTKOWSKA
STERYLIZACJA I KASTRACJA ZWIERZĄT
W
tym roku, po raz kolejny, chętni lekarze weterynarii organizują w swoich gabinetach akcję sterylizacji zwierząt. W jej ramach, przez cały marzec, możliwe jest poddanie psów i kotów zabiegom kastracji lub sterylizacji, w niższej cenie. Celem akcji jest ograniczenie liczby zwierząt bezpańskich i promowanie odpowiedzialnej opieki nad czworonogami. Właściciele zwierząt, u których kastracja lub sterylizacja jest konieczna z powodu choroby, szybko decydują się na zabieg. Jednak u młodych, zdrowych psów i kotów zabiegi te wciąż budzą wiele niepewności. Sterylizacja samicy to zabieg chirurgiczny, przeprowadzany w znieczuleniu ogólnym, polegający na usunięciu jajników i macicy. W konsekwencji suki i kotki nie mogą zajść w ciążę, nie rodzą niechcianych miotów. Zalet sterylizacji jest wiele. Za najważniejszą uznaje się zmniejszenie częstości występowania zmian nowotworowych gruczołu mlekowego u suk i kotek sterylizowanych w młodym wieku. Z badań wynika, że ryzyko pojawienia się złośliwego nowotworu sutka u suk sterylizowanych przed pierwszą cieczką wynosi 0,5%, po pierwszej cieczce 8%, a po drugiej – 26%. U kotek sterylizowanych w szóstym miesiącu życia ryzyko wystąpienia tego typu nowotworu jest siedmiokrotnie mniejsze.
konwalescencja dłuższa. Przebyte ropoma- 6 miesiąca życia psa, mówimy o wnętrocicze może pozostawić skutki, np. przewle- stwie. Niezstąpione jądra pozostają w jakłą niewydolność nerek. mie brzusznej lub w kanale pachwinowym i mają skłonność do nowotworzenia. Wnęter Sterylizacja chroni przed wystąpieniem nie powinien kryć, gdyż potomstwo takiego ciąży urojonej. Wpływa też pozytywnie na psa będzie obarczone tą wadą genetyczną. psychikę samic. Po zabiegu stają się emocjonalnie stabilniejsze, nie mają ruj, przez Kocury po kastracji nie znaczą terenu moco nie są skłonne do ucieczek. czem, nie uciekają do kotek w rui. Niekastrowane kocury często walczą z innymi Dostępne są farmakologiczne metody an- kotami. Podczas walk mogą zostać zranione tykoncepcji dla zwierząt, ale długotrwałe oraz zarażone wirusem niedoboru immustosowanie hormonów zwiększa ryzyko nologicznego i wirusem białaczki kotów. rozwoju ropomacicza oraz guzów gruczołu sutkowego. Kastracja i sterylizacja niosą ze sobą konsekwencje. Najczęściej dostrzeganą przez właścicieli i lekarzy weterynarii przypadłością po zabiegach jest otyłość, dlatego zalecana jest regularna kontrola masy ciała zwierzęcia, odpowiednia dieta oraz ruch. U pewnej liczby suk może w przyszłości zaistnieć problem z posterylizacyjnym nietrzymaniem moczu. Reguluje się to farmakologicznie.
Z kolei kastracja samców polega na usunięciu jąder. Zabieg przeprowadzany jest w znieczuleniu ogólnym. Wykastrowane psy nie wykazują zainteresowania sukami w rui, nie próbują uciekać, nie włóczą się, są lepszymi stróżami domów. Po zabiegu samce są bardziej zdyscyplinowane, wykaU samic sterylizacja zapobiega rozwinięciu zują mniejszą agresję w stosunku do innych się ropomacicza. To groźna choroba macicy, psów. która dotyczy głównie suk w wieku średnim i starszych, u których mogą występować do- Z medycznego punktu widzenia kastracja datkowo inne choroby związane z wiekiem. zapobiega rozwojowi nowotworu jąder u Metodą z wyboru leczenia ropomacicza jest psów. sterylizacja. W tym przypadku rokowanie Psy wnętry bezwzględnie powinny zostać jest ostrożne, gdyż zwierzę wyniszczone wykastrowane. Gdy jedno jądro lub oba nie jest chorobą, zabieg jest trudniejszy, a re- zstąpiły do worka mosznowego, powyżej
Przy każdym zabiegu wykonywanym w znieczuleniu ogólnym mogą pojawić się komplikacje. Takie ryzyko w przypadku operacji przeprowadzanej u młodych i zdrowych zwierząt jest minimalne. Sterylizacja i kastracja to zabiegi nieskomplikowane, trwające kilkadziesiąt minut, więc zwierzę poddane jest narkozie przez krótki czas. Reasumując, tylko kastracja i sterylizacja dają stuprocentową pewność, że unikniemy niechcianego potomstwa naszego czworonoga. Warto rozważyć przeprowadzenie zabiegów gdy zwierzę jest młode i zdrowe. Ryzyko operacyjne jest w takiej sytuacji niewielkie, a okres rekonwalescencji krótki. Gabinet weterynaryjny Franciszkańska Małgorzata Rutkowska 05-805 Otrębusy, Franciszkańska 5
AUTOR: KONRAD GOLJANEK
SPOTKANIE SOLIDARNOŚCI
D
nia 16.01.2016 roku, w siedzibie Solidarności Pruszkowskiej, odbyło się spotkanie noworoczne Zarządu NSZZ Solidarność Region Mazowsze i działaczy Solidarności z nowo wybranym Starostą Powiatu Pruszkowskiego, Maksymem Gołosiem, wraz z przedstawicielami władz miasta. Podczas spotkania omówiono projekt powstania filmu dokumentalnego o historii NSZZ Solidarność Powiatu Pruszkowskiego.
realizacją filmu zajmować się będą Adam Gzyra i Waldemar Matuszewski. Film powstaje w nawiązaniu do zeszłorocznych obchodów 35 - lecia NSZZ Solidarność. Przewodniczący Konrad Golianek zwraca się z prośbą do Mieszkańców Powiatu Pruszkowskiego o udostępnienie materiałów, które mogą wzbogacić film i przybliżyć wszystkim historię Solidarności Pruszkowskiej.
Film będzie realizowany pod patrona- tem Miasta i Powiatu Pruszkowskiego, a
zdjęcie wykonał Adam Gzyra Solidarnosc.pruszkow@op.pl tel.517259886
Na zdjęciu od prawej Maksym Gołoś - Starosta Powiatu Pruszkowskiego, Andrzej Kropiwnicki - Przewodniczący NSZZS Region Mazowsze, Konrad Goljanek - Przewodniczący NSZZS Region Mazowsze Powiat Pruszkowski, Jacek Pachnik - Radny Gminy Brwinów
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
7
AUTOR : ALEKSANDRA PACHNIK
PAŁAC WIERUSZ-KOWALSKICH
W
FOTOGRAFIA I FILMY Przewodnik po ziemiach między Zimną WodąD a Lasem Młochowskim RO NEM
ścisłym centrum Brwinowa, tuż Grzegorza Przybysza, był to już 1911 rok. za rynkiem, mieści się Pałac Wie- Posiadłość zapisała się chlubnie na kartach rusz-Kowalskich. Ten położony w historii jako szpital polowy, zorganizowany sąsiedztwie okazałego parku miej- 12 września 1939 roku, kiedy to cały parter skiego zabytek został wybudowany według został przystosowany do tego, by nieść na w w wnim . s kpomoc y p r rannym o . m e wd bitwie ia projektu Stanisława Grochowicza, z zachopod Brwinowaniem zasad stylu neoklasycystycznego. wem. W roku 1909 nabył od Stanisława Lilpopa W rękach rodziny pałac pozostawał do roku 1692 morgi (teren na północ od toru kolejo- 1940. Po zakończeniu bitwy oraz przejęciu wego) za sumę 114 000 rubli srebrnych łącznie miasta, Niemcy zlikwidowali szpital, a maz zabudowaniami mieszkalnymi i gospodar- jątek został skonfiskowany przez niemiecki czymi Obywatel Tadeusz Wierusz-Kowalski Zarząd Majątków Rolnych, tj. Liegenshaft. (akt hipoteczny z dnia 25 sierpnia 1909 r., We wrześniu 1947 roku ograbioną i podupadz. II, protokół 8, tom IV). W 1981 majątek dającą posiadłość przejęła Szkoła Główna został wpisany do Rejestru Zabytów z datą Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. budowy 1936-37 rok, jednak wg. Archiwum Modernizacją oraz adaptacją na potrzeby
P
kulturalno-oświatowe kierował wówczas prof. Wittermann. W 2004 roku SGGW rozpoczęła sprzedaż 400 ha gruntów niegdysiejszego Rolniczego Zakładu Doświadczalnego w Brwinowie, Grudowie oraz Biskupicach – zawierał się w tym teren o powierzchni ośmiu hektarów wraz z pałacem oraz przyległościami. Niszczejący majątek trafił jednak pod opiekę gminy dopiero po 11 latach.
Burmistrz Brwinowa Arkadiusz Kosiński o nabyciu Pałacu:
ałac Wierusz-Kowalskich w przyszłości będzie służył mieszkańcom gminy Brwinów jako centrum kultury. W Wieloletnim Planie Inwestycyjnym naszej gminy, uchwalonym w maju 2014 r., zostały przewidziane środki na budowę nowej siedziby Gminnego Ośrodka Kultury. Wówczas jednak mogliśmy rozważać jej lokalizację na należącym do gminy terenie w sąsiedztwie Urzędu Gminy Brwinów. Cieszę się, że teraz dysponujemy o wiele lepszym miejscem i będziemy mogli utworzyć centrum kultury z prawdziwego zdarzenia, przy okazji ratując piękny i niezwykle cenny zabytek. Po wyborze w 2010 r. na Burmistrza Gminy Brwinów za jeden ze swoich najważniejszych celów postawiłem dbałość o dziedzictwo przeszłości: począwszy AUTOR : TOMASZ S. RÓG
P
Zdjęcie dzięki uprzejmości www.skypro.media
od miejsc pamięci, pomników i grobów wojennych, aż po zabytkowe budynki. W 2013 r. wyremontowaliśmy siedzibę GOK w Brwinowie, w 2014 r. zrewitalizowaliśmy Toeplitzówkę w Otrębusach, a w 2015 r. – zabytkowy dworek Zagroda w Brwinowie. Mamy niezbędną wiedzę i doświadczenie oraz doskonałe kontakty z Konserwatorem Zabytków, dlatego do renowacji Pałacu Wierusz-Kowalskich podchodzę ze stoickim spokojem. W tym roku planujemy opracowanie dokumentacji i uzgodnienie jej z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, tak abyśmy w kolejnych latach mogli przystąpić do prac remontowych i występować także o dofinansowania zewnętrzne na ten cel. Mam nadzieję, że podobnie jak na rewitalizację Pałacu Toeplitza w Otrębusach i w przypadku Pałacu
SZOPKA
owodem do wielkiej dumy dla naszej społeczności jest zaprojektowanie i budowa szopki Bożonarodzeniowej przez naszego mieszkańca, Adama Fedorowicza. Autor zdecydował się na naturalne materiały, skromność i brak ekstrawa-
gancji. Szopka stanęła na ołtarzu parafii św. Andrzeja Apostoła w Warszawie, która mieści się na ulicy Chłodnej. Na pewno jest to niebywałe wyróżnienie dla naszego artysty.
AUTOR ZDJĘCIA: TOMASZ JAKOBIELSKI
FOTOGRAFIA I FILMY
DRONEM www.skypro.media
Wierusz-Kowalskich uda się nam pozyskać dodatkowe środki. Aula wykładowa stanie się salą widowiskowo-koncertową. Wielkie wydarzenia, których publiczność liczyć może pół tysiąca osób, odbywać się będą nadal w Mateczniku Mazowsze w Otrębusach, ale dzisiaj już obserwujemy, jaką popularnością cieszą się wydarzenia organizowane przez Gminny Ośrodek Kultury – często kameralna sala w budynku przy ul. Wilsona w Brwinowie pęka w szwach. Pomieszczenia w pałacu Wierusz-Kowalskich zapewnią zdecydowanie większy komfort i lepsze warunki do spotkań ze sztuką oraz działań zmierzających do upowszechniania kultury i edukacji artystycznej.
8
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
ROZMAWIALI: WALDEMAR MATUSZEWSKI, ALEKSANDRA PACHNIK
O WOJSKOWYM, CO NA CIASTO TUPAŁ NOGĄ O swoim ojcu oraz o dzieciństwie opowiada Barbara Walicka.
R
odzice zamieszkali w Podkowie Leśnej, w dużej mierze ze względu na otoczenie lasów i łąk. Często z moim starszym rodzeństwem chodzili do lasu. Ten zwyczaj przetrwał w naszej rodzinie i ja go teraz kultywuję z moimi wnukami. Chodzimy do lasu. Po co? Aby zbierać liście, kasztany, grzyby jak są, albo jagody. Zaraz po ślubie okazało się, że mama nie bardzo radzi sobie w kuchni. Więc przez pierwsze 3 miesiące ojciec gotował różne obozowe dania, a ona się uczyła z książki kucharskiej Dieslowej, którą mam do dziś. Później przejęła pałeczkę i sama zaczęła się zajmować kuchnią. Ojciec lubił ciasto z zakalcem - matka mi o tym mówiła - więc gdy piekła ciasto, często specjalnie tupał w kuchni, aby ów zakalec powstał.
mając 3 lata, na dywaniku. Pamiętam to dokładnie, mam w oczach ten obraz: otworzyły się drzwi i stanął w nich mężczyzna niezbyt wysoki, o szerokich ramionach, wiedziałam, że to mój ojciec. I ja wtedy po biegłam do matki i zapytałam ze zdziwieniem: Dlaczego tatuś nie chce wziąć dziecka na ręce? To był jedyny mój kontakt z nim, trochę pozaświatowy. Już nigdy potem ojciec mi się nie śnił. Wiem, że często czytał mojemu rodzeństwu bajki, w ogóle w domu było dużo książek. Podobno ojciec czasami stawał przed piecem kaflowym i, naśladując gwarę z „Chłopów” Reymonta, udawał pijanego. Chwiał się przy tym, zataczał, i uderzając w piec przemawiał do owego pieca: - Takiś to kum? Takiś krześcijan”? A on me w pysk... Ej, kumie, jak złapię za orzydle... A on me w pysk…
Z tych opowieści wynika, że było to bardzo Częstym zwyczajem były piesze wycieczki, zgrane małżeństwo. wręcz długie marsze. Rodzice byli dobrymi piechurami, zresztą ja też zdałam egzamin Zaczęło się od tego, że zgodnie z sugestią kondycyjny - 63 kilometry w śniegu i z swych rodziców, dwaj bracia Waliccy obciążeniem zdałam - kiedy ubiegałam mieli ożenić się z dwiema siostrami się o blachę przewodnika beskidzkiego. Weberównami z Bydgoszczy. Ostatecznie Tę tradycję hartu duchowego starałam do małżeństwa brata ojca, Juliana, z się przekazać moim dzieciom, a teraz siostrą mojej matki nie doszło, natomiast wnukom. Tak jak nakłaniał do ruchu, mój ojciec sam ożenił się z mamą. zabaw i radości nas mój ojciec. Poza tym Oprócz miłości w ich związku było wiele bardzo lubił śpiewać. zrozumienia i przyjaźni. Łączyła ich muzyka, śpiew, umiłowanie przyrody i ciekawość świata. Szczególnie mojemu ojcu sprawa przyrody była bardzo bliska, nie w sposób książkowy, ale w sensie praktycznym. Mając lat szesnaście dał się aresztować i brał udział w I wojnie światowej. Na froncie nauczył się gotować na ognisku, robić wszystko, co jest człowiekowi do przetrwania potrzebne. Wiedział, jak upalić żołędzie, aby z tego powstało coś w rodzaju kawy. Jak zbierać rozmaite rośliny, by przyrządzić z tego jedzenie. Sama przechowuję ten zwyczaj i zupa z pokrzyw i szczawiu gości wiosną na moim stole. To jedna z niewielu pamiątek po ojcu, którego nie znałam. Został rozstrzelany w Lesie Młochowskim, kiedy miałam 6 tygodni. Tak więc nie pamiętam go. To, co o nim opowiadam, to są relacje mojej matki, która rzadko mówiła o ojcu. To było dla niej zbyt trudne przeżycie. Miała wystarczająco dużo pracy z wychowywaniem nas trojga i Co do zdjęcia na sankach. Ojciec był w również z tego powodu nie chciała wracać mundurze, bo prawdopodobnie przyjechał do tamtych przeżyć, do wojny, do okupacji. na przepustkę na parę godzin czy dni do Podkowy. I był na sankach z moim bratem Do pokoju, gdzie ojciec był torturowany, i siostrą w parku podkowiańskim obok nikt z rodziny nie wchodził. Stał tam kasyna, które teraz nazywają nie wiadomo sekretarzyk, ten pokój później był dlaczego pałacykiem. Tam kiedyś był tor wynajmowany. W przerwie między jednym saneczkowy. To mógł być rok 1937 albo lokatorem a drugim ja się bawiłam tam, 1938. Z tamtego czasu są też zdjęcia z
ćwiczeń wojskowych, w których ojciec brał udział. Jest taki ciekawy epizod, który może się z tym wiązać, mianowicie Pani ojciec pracował w banku PKO w Warszawie i jeździł codziennie kolejką do pracy. Ale oprócz tego prowadził z młodymi ludźmi w szkole zajęcia z, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, przysposobienia obronnego. Tak. Wiem, że robił to bardzo chętnie. Uważał, że młodzież trzeba kształcić w tym kierunku, żeby nie była zbyt wydelikacona i by oprócz wrażliwości duchowej młodym ludziom towarzyszył hart ducha i by umieli radzić sobie w rozmaitych sytuacjach. Myślę, że to miało związek z jego udziałem w I wojnie światowej. Umiał zanocować w szałasie i zrobić posłanie ze słomy. Na wojnie poznał braci Roweckich, brat generała GrotaRoweckiego był moim chrzestnym. Ojciec samowolnie, bez zgody rodziców przyłączył się do oddziałów Hallera i brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Takich chłopców było wtedy bardzo wielu. Wtedy też zdobył pierwsze odznaczenie. Pamiątek po ojcu jest bardzo niewiele. Po II wojnie matka spaliła listy z różnych powodów. Miała trudne zadanie: nadal była łącznikiem i musiała się stosować do zasad panujących w konspiracji, a poza tym musiała zapewnić byt dzieciom i nie mogła ryzykować. Z pamiątek, mam ściągawkę szkolną ojca jako jedyną rzecz, jaka się zachowała oprócz kilku zdjęć. Wracając do śpiewania. Zacznę od początku świata. Ojciec urodził się w Stanach w New Britain. Jego dziadek Szymon po powstaniu styczniowym nie miał środków, aby kształcić synów. Tak więc młodzi bracia Waliccy dostali ubrania, pieniądze na podróż i pojechali za Wielką Wodę. Mój dziadek Andrzej Walicki znalazł tam pracę, skończył konserwatorium, założył zespół muzyczny, ale też interesował się bankowością i założył bank. Gdy zarobił wystarczającą ilość pieniędzy, ożenił się z Franciszką Owsianko - moją babcią. I tam w Stanach się urodził Stanisław, starszy brat ojca, i on sam. Młodszy brat Julian podobno przyszedł na świat już na statku, kiedy wracali do kraju. Tu kupili gospodarstwo, mały mająteczek, coś, co się nazywało Rzyczki (obecnie okolice przejścia granicznego Hrebenne -przyp. redakcja). Ojciec chodził tam do szkoły ukraińskiej. W domu bardzo dużo śpiewano pieśni ukraińskich. Te melodie w domu przechowywano bardzo długo. Szczególnie dużo śpiewano przy ogniskach podczas wycieczek.
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
Śpiewała moja mama i brat, i siostra. I ten zwyczaj też przechowujemy do dziś. Śpiewamy nie tylko kolędy, choć z kolędami i ze świętami łączy się opowiastka mojej matki; mianowicie na święta rodzice powiesili na choince jakieś wyjątkowo dobre cukierki. Obiecali sobie, że nikt nie będzie się do nich po nocy zakradał. Tymczasem spotkali się oboje pod drzewkiem zaraz po północy. Małgorzata Wittels pisze, że próbował zainteresować swoją grą na instrumencie mieszkańców rodzinnej miejscowości. To nie ojciec, to dziadek Andrzej, który miał kapelę w Stanach, a po powrocie do kraju chciał również zajmować się muzyką. Kiedy sytuacja na Ukrainie zaczęła się zmieniać, przeniósł się do Bydgoszczy. Bydgoszcz była celem wielu ludzi z tamtych rejonów, ponieważ Prusy się wycofywały, co stwarzało okazję do kupna ziemi i innych nieruchomości. Dziadek kupił tam kamienicę, która dotychczas jest w posiadaniu rodziny. Była tam piwnica, w której dojrzewały owoce sprowadzane z dalekich południowych krajów, jak żartem mawiał mój ojciec, była to „dojrzewalnia owoców popołudniowych”. Skłonność do żartów i poczucie humoru, jakie cechowały mojego ojca, przetrwały w naszym domu. Chociaż nasza matka po wojnie nie miała łatwo, mimo to w naszym domu było zawsze bardzo wesoło. Choć niewiele szczegółów mogę powiedzieć o ojcu, bo rodzeństwu trudno było o nim wspominać. Wiem, że lubił taniec, śpiew i śmiech. Kiedy się w rodzinie mówi “dom” to ma się na myśli Złotą Podkowę? Była miejscem najbardziej znaczącym? Jeżeli mówię z moim rodzeństwem o domu to zwykle wspominamy Złotą Podkowę. W połowie lat 50. wyprowadziliśmy się stamtąd na ulicę Króliczą. Ale to już czasy powojenne. Kiedy przyszli aresztować ojca na ulicę Jaworową 2, rozpruli wszystko w domu szukając mikrofilmów, ale nie odkryto ani broni na strychu, ani radiostacji.
CUD MNIEMANY, CZYLI KRAKOWIACY I GÓRALE
14
17:00 WALENTYNKI Z MAZOWSZEM
21
16:00 KONCERT ELENI
24
12:00 TAŃCE NARODOWE
25
12:00 PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA
27
18:00
niedz.
REPERTUAR
18:00
Bo mama była również w konspiracji, miała dobrze Ukrainę i mentalność wschodnią. pseudonim „Hell”. Znał Rosjan. Domyślał się co krajowi grozi. Wiedziano że będzie w stanie Tak, stąd wiedziała bardzo wiele, porwać ludzi do walki w przyszłości. Miał tzn. tyle ile łącznik mógł wiedzieć, o charakter przywódcy. Choć nie afiszował sprawach wojskowych. Chodziła zawsze się z poglądami. Matka uważała, że nocami, nauczyła się od męża, że las jest prawdopodobnie poświęcono go, żeby najbezpieczniejszy nocą. Nosiła nocą z tu się w Podkowie więcej nic nie działo. Podkowy do Helenowa, do rusznikarza, Pamiętam, że matka, opowiadając o broń do naprawy. Jak wielu wtedy czasach przedwojennych, przytaczała taki dostała cyjanek. Miała użyć trucizny epizod: otóż rodzice często w soboty grywali dla nas wszystkich, gdyby była groźba w wista czy preferansa u mieszkających przesłuchiwania przez gestapo jej i mojego w pobliżu państwa Leśniewskich, którzy rodzeństwa. Nie podjęła tej decyzji. mieli zupełnie odmienne poglądy polityczne. Za każdym razem przyrzekali Chciałbym poruszyć historię zrzutów sobie, że tym razem to tylko gra, żadnych lotniczych. Były one bardzo ważną częścią rozmów politycznych. No i oczywiście działalności konspiracyjnej. przychodzili, jakaś kolacyjka, grają, ale w którymś momencie ktoś rzuca jakąś uwagę Ojciec miał za zadanie zabezpieczać zrzuty. o polityce i burzliwa dyskusja się rozwija Jego oddział został do tego oddelegowany. szybko. Moi rodzice wtedy wychodzili To było w Osowcu i koło Książenic. Być ze słowami: „Nasza noga więcej w tym może także Solnica, ale o tym miejscu nie domu nie postanie”. Dalej było tak, że gdy słyszałam i nie wiem gdzie to jest. Jeżeli moja mama szła do Brwinowa na zakupy, chodzi o aresztowanie ludzi, którzy mieli spotykała panią Leśniewską i mówiła „A przejąć to, co z nieba spadnie, to słyszałam więc co, droga sąsiadko, jak zwykle? Ale tak, że był ktoś, kto został wzięty do niewoli żadnych rozmów politycznych”. I tak za w Finlandii lub gdzieś na północy. Tam każdym razem. Jako, że moje rodzeństwo został zwerbowany przez Niemców i pełnił miało wtedy po 10 lat, te wszystkie gry funkcje zduna w Żółwinie. Naprawiając odbywały się nie u nas a w domu sąsiadów. piece - wygodny zawód do pozyskiwania informacji - uzyskał informację o zrzutach. Walka z wrogiem o niepodległość Polski Mówiło się też, że informacja wyciekła wydawała mu się czymś naturalnym, przy piciu wódki. Tę wersję negował obowiązkiem. Ale nie było w nim nic z jednak jeden z łączników prof. Maciej męczennika. Tortury zniósł, bo nie miał Mroczkowski pseudonim „Smok”, z którym wyboru po prostu, jako dowódca. Moje przyjaźniliśmy się przez długie lata. On rodzeństwo bardzo to przeżyło, na tyle aby mnie traktował jako kogoś bliskiego, o tym niemal nie rozmawiać. w końcu byłam córką jego dowódcy. Aresztowani wtedy byli w Brwinowie To bardzo pięknie opisany żołnierz i na przesłuchaniach, czyli, wyrażając się przywódca. Lech Dzikiewicz pisze, że jasno na torturach. Jak opowiadała mama, działając w konspiracji, zawiadując tym przyszła wtedy do nas do domu łączniczka oddziałem, Henryk Walicki jeździł na „Lena” i ona wtedy powiedziała, że ojciec rowerze do młyna, prawdopodobnie w Starej spokojnie może zostać w domu ponieważ Wsi, i tam była podobno radiostacja. Zasięg ci, co zostali aresztowani, zostaną za działalności „Twardego” obejmował teren pieniądze wykupieni. Ojciec przyszedł do od Nadarzyna przez Podkowę, Otrębusy do domu, bo wcześniej ukrywał się w lesie, Brwinowa i chyba prawie do Grodziska. może przyszedł, żeby mnie zobaczyć, bo dopiero co się urodziłam. Wykąpał się i Główne obszary działań to Las Młochowski. położył spać. Zabrano go w piżamie w Był to oddział „Brzezinki”. nocy. Będziemy kontynuować cykl poświęcony pamięci Kształtowały się już wtedy nurty polskich żołnierzy w następnym numerze. komunistyczne i prorosyjskie. Ojciec znał
niedz śr.
czw. sob.
60 LAT PIWNICY POD BARANAMI
1
11:00
CUD MNIEMANY, CZYLI KRAKOWIACY I GÓRALE w 222. rocznicę premiery
6
17:00
LUNCH O PÓŁNOCY
12
12:00 V WEEKEND NA LUDOWO 20:00 Jarmark produktów regionalnych i rzemiosła artystycznego
wt. niedz.
MARZEC
13 sob.
9
sob.
13
niedz.
Rezerwacja i sprzedaż biletów
12:00 V WEEKEND NA LUDOWO 20:00 Jarmark produktów regionalnych i rzemiosła artystycznego 17:00
KALEJDOSKOP BARW POLSKI
16
12:00 TAŃCE NARODOWE
17
12:00 PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA
19
18:00 MĘŻCZYZNA IDEALNY
śr.
Świerkowa 2, Otrębusy, tel. +48 22 20 88 200 bow@mazowsze.waw.pl, mazowsze.waw.pl
18:00 CUD MNIEMANY, CZYLI KRAKOWIACY I GÓRALE
czw.
sob.
10
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
ROZMAWIAŁA: JUDYTA FEDOROWICZ
KIEDYŚ SPOTYKALIŚMY SIĘ W KOLEJCE PO MIĘSO DZIŚ SPOTYKAMY SIĘ W KOLEJCE WKD Ciąg dalszy spotkania ze Stefanem Jakobielskim, archeologiem, epigrafikiem, pionierem nubiologii i wieloletnim mieszkańcem Otrębus. Czym jest dla Pana dom? Powiem kontrowersyjnie: dom jest dla mnie miejscem pracy. Przede wszystkim dlatego, że niewiele można zrobić w tak zwanej „pracy”, gdzie jest wiele zajęć i biurokratycznych i dokumentacyjnych i konsultacji wszelakich. Co zatem jest ważne – to powstaje w domu, chyba że jest się na wykopaliskach, to zupełnie co innego. Ale wówczas (jak zdarzało mi się przez czterdzieści zim w Sudanie) można tylko za domem tęsknić. Dom, oczywiście jest także miejscem odpoczynku, na ogół w mniejszym stopniu od oczekiwań. Czym są dla Pana Otrębusy? Chciałbym tutaj przypomnieć o Romanie Rybickim, który sprowadził mnie tutaj. On, jako pierwszy z archeologów, zapisał się do Spółdzielni i później ściągnął tutaj następnych. Bardzo się z tego cieszyłem, choć nie było to proste. Otóż w Grodzisku można było mieszkać bez pozwolenia, ale na mieszkanie w Otrębusach już trzeba było mieć zgodę. To mój szef, profesor Kazimierz Michałowski z ramienia Akademii Nauk, musiał napisać interwencyjne pismo w mojej sprawie, żebym mógł się tutaj zameldować. To był rok 1969. Udało się, mieszkamy tutaj od 1973 roku. W Otrębusach czuję się bardzo dobrze. Panuje tu dobry klimat, który czuje się już po wyjściu z kolejki WKD, wracając z Warszawy. To zawsze było osiedle ludzi „normalnych”. Z początku wydało mi się trochę zbyt bogatych, jak na nasze ówczesne kieszenie. No, bo przecież żeby wejść do Spółdzielni, trzeba było mieć wkład, zdaje się, czterdziestu tysięcy. To była inna waluta i inne pieniądze, ale duże. Zresztą, stopniowo, a potem gwałtownie, się zdewaluowały. Ostatnią transakcją, jaką pamiętam w starej walucie, była sprzedaż mojego malucha z zepsutym silnikiem za cztery i pół miliona złotych. A kupiłem go za siedem. Dla mnie mieszkanie w Otrębusach ma znacznie więcej plusów, niż w Warszawie, np. na Ursynowie czy Młocinach, nawet mimo kursowania metra. Jakie Pan ma najważniejsze wspomnienie w związku z tym miejscem? Historii Otrębus ostatnich lat tu nie streszczę. Jeśli chodzi o wydarzenia aktualne, to jest nim wycięcie krzaków przy chodniku na ul. Natalińskiej. To było coś, co mnie pozytywnie zaskoczyło po wielu latach. Zawsze miałem podrapaną głowę, bo po ciemku wchodziłem w jakąś gałąź.
licyjnej wychodziliśmy wszyscy na ulicę i szliśmy na herbatę do przyjaciół. Urządzaliśmy sobie spacery w czasie nadawania dziennika, który miał wtedy wymiar niemal sakralny. Wyglądało to niezwykle: o równej godzinie otwierały się wszystkie drzwi i wszyscy dokądś wychodzili, jedni w prawo, drudzy w lewo. A jednak dzisiaj, kiedy żyjemy w czasach wolności politycznej, w paradygmacie postępu i globalizacji, czyli pozornie łatwego kontaktu z drugim człowiekiem, nasze relacje zubażają się i oddalamy się od siebie. Tak, dziś tego nie ma. Możemy się spotkać w kolejce. Kiedyś spotykaliśmy się w kolejce po mięso, dziś najwyżej spotykamy się w kolejce WKD. Niemała w tym wina polityki, tworzenia podziałów, antagonizowania społeczeństwa, już choćby wyłącznie ze względu na interes partyjny. To wszystko nie prowadzi do integracji, Fot. Tomasz Jakobielski wręcz przeciwnie. Potrzeba wielkiej pracy, Drugie to wspaniała publikacja – Prze- aby poprawić stosunki społeczne. wodnik po Otrębusach, autorstwa Grzegorza i Sebastiana Szczepańskich. Jeśli Czyli można powiedzieć, że sytuacja moralchodzi o negatywne zdarzenia to niewąt- nego dramatu potrafi obudzić człowieka w pliwie było to postawienie idiotycznych człowieku? barierek, uniemożliwiających wejście na perony. Tak właśnie myślę, dlatego mówię, że nigdy żeśmy się tak dobrze nie bawili, jak Natomiast ze starszych wspomnień, wra- w tamtym czasie, co brzmi w tej chwili cając do dziejów osiedla, przypomina mi obrazoburczo, bo przecież stan wojenny się historia powstania pierwszego ko- to była poważna sprawa. To trzeba powtóścioła w Otrębusach. Zawdzięczaliśmy go rzyć: to była bardzo poważna sprawa. Ale księdzu Leonowi Kantorskiemu, który to obracanie jej w żart, było powszechne, i kupił barak, służący wcześniej jako maga- była to właściwa droga do przetrwania. zyn na budowie i otworzył weń tymczasową kaplicę. Władze Brwinowa oficjalnie Co powiedziałby Pan o Otrębusach komuś, zwróciły się do właściciela obiektu, czyli kto nigdy tu nie był? do ks. Kantorskiego, z nakazem zlikwidowania budy, ponieważ – jak argumen- Ja bym mu pożyczył przewodnik po Otrętowano – nie licuje ona z sakralnym busach. A poważnie, miałem taki przyprzeznaczeniem wnętrza. Wtedy ks. Kan- padek: moi znajomi z Gdańska wpadli torski pojechał do Brwinowa, odpowia- na pomysł, że przyjadą tutaj i zwiedzą dając urzędnikom: „A czy wy pamiętacie, wszystkie muzea. Znaleźli je w Internecie gdzie się Chrystus narodził? W stodole i zwiedzili wszystkie trzy, i, przy okazji, się narodził. To co, ja nie mogę w baraku Podkowę. W końcu jest to chyba jedyna mszy odprawiać?” I miał rację. wieś, która posiada trzy muzea. Nie mówiąc o „Mateczniku” PZLPiT „Mazowsze”. Pamiętam piknik organizowany przez re- Niewątpliwie, jest to miejsce wyjątkowe. dakcję pisma „U nas O.K.” To były czasy A jeśli już mówimy o kulturze, to trzeba społecznego zjednoczenia wsi. Inaczej powiedzieć, że co roku odbywa się tutaj nie można tego określić. wyjątkowy festiwal muzyczny, ”Etno Jazz Fest”, wspaniałe wydarzenie kulturalne o Nie da się zapomnieć również okresu imponującym zasięgu. stanu wojennego w Otrębusach. Można by powiedzieć, że nigdy się tak dobrze nie bawiliśmy, jak wtedy. Abstrahując od sytuacji politycznej, nastrój niefrasobliwości i działania „na złość” władzy, był niezwykły. Pamiętam, jak o godzinie po-
LINIA
BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
11
AUTOR: MARTA GODZISZ
KRÓL LATA (CZ.2)
W
„Dziesięć minut pustosłowia później ”
zrok Władysława Szyllera skanował córkę od góry do dołu i znowu do góry z zajadłą badawczością urzędnika, który za każdą wykrytą nieprawidłowość dostaje premię. Szpakowate wąsy, od trzydziestu lat niezmiennie utrzymywane w stylu na Wałęsę, drżały nieznacznie. Gabriela znała ten tik jeszcze z dzieciństwa – oznaczał, że ojciec opracowuje w myślach strategię. Gab nie przypominała sobie, by kiedykolwiek przyłapała go na naturalności i podejrzewała, że przez głowę ojca przewijają się właśnie telegraficzne skróty ich słownych utarczek z ostatnich kilku lat. Nie zdziwiłaby się, gdyby niekorzystny bilans słów rzuconych w złości skończył się tym, że tato nie pozwoliłby jej przekroczyć progu rodzinnego domu. Zakłopotany przeciągającym się milczeniem Paluch szurnął butami. – Gdzie mogę postawić walizkę? – zapytał głośno. Agnieszka Szyller, która dotąd ukradkiem poszturchiwała męża, wreszcie popchnęła go lekko na bok. – Władek, co tak stoisz jak bulterier? Wpuśćże dzieciaki do środka! Gab pamiętała ten ton. Opóźniał spory, ale nigdy ich nie łagodził. Zdecydowanym krokiem minęła ojca, zanim ten skalkulował, czy opłaca mu się przesunąć, i przekroczyła próg. – Odmalowaliście ściany – zauważyła z obowiązku. Nie dodała, że z białego na bielszy. Dziesięć minut pustosłowia później Paluch Korzewski ukłonił się – niby w stronę pana domu, ale z głową odwróconą ku Gabrieli i wzrokiem wbitym we własne buty – i wyszedł. Nie sprawiło to bynajmniej, że atmosfera się rozluźniła; przeciwnie. Ojciec, nie odburknąwszy nawet na Paluchowe „do widzenia”, wysupłał z kieszeni chesterfielda, wetknął w usta i usiadł na krześle przy
kuchennym stole z miną człowieka, który tyle w życiu wycierpiał i tak się napracował, że musi odsapnąć, zanim podpali papierosa. Matka zakręciła się przy czajniku, usiłując zagłuszyć ciężką od napięcia ciszę pytaniami o to, jakiej herbatki by się córeczka napiła. Gabrieli pozostało jedynie zastanawiać się, czy powrót do rodzinnego gniazdka był naprawdę tak nieunikniony, jak się jej wydawało dzień wcześniej.
– Matka ci nie powie – wtrącił ojciec niespodziewanie nienaburmuszonym tonem – ale bez sensu tak w nieskończoność kręcić. Przypominasz sobie, jak w wakacje przed pójściem do gimnazjum pojechałaś do dziadków? Gabriela spojrzała na niego trochę podejrzliwie, trochę z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie przywoływał tego tematu, jakby podświadomie czując, że to w tamtym momencie zaczęły się napięcia między nim a córką. – Trudno zapomnieć – odrzekła. Na końcu języka miała przynajmniej pięć jadowitych uwag o tym, jakie skutki przyniosły decyzje rodziców podjęte w tamto lato: nagły wyjazd, po powrocie natychmiastowe przenosiny do nowej szkoły na drugim krańcu Polski, oddzielenie od przyjaciół, odseparowanie od wszystkiego, co znała. Gab nie raz, nie dwa zgadywała, kim by teraz była, gdyby tamtego lata jej dotychczasowe życie nie zostało wrzucone do kilku walizek, z którymi rodzice wysłali ją na spotkanie, jak to ujęli, „lepszej przyszłości”. – No więc właśnie wtedy zniknął starszy syn Korzewskich – dopowiedział ojciec na wydechu. – W tamtym roku? – Gab ze zdziwienia uderzyła filiżanką herbaty o spodek tak mocno, że zaraz podniosła ją z powrotem, by sprawdzić, czy rodowa porcelana nie pękła. – W tamte wakacje. – C-co...? Nic mi nie mówiliście...! – Właśnie w tym rzecz. Dlatego pojechałaś do babci – bo tamten dzieciak zaginął. – Ojciec przekrzywił głowę, kącikiem ust wypuszczając chmurę śmierdzącego dymu. – Tego samego dnia, którego urządziliście sobie tę kretyńską zabawę na mokradłach.
A jednak jej uwagę – bardziej, niż chciała przed sobą przyznać – zaprzątało coś innego. – Czy to prawda, że Artur zaginął? – odezwała się. – Jaki Artur? – zdumiała się mama znad parujących owocowym aromatem filiżanek. – Korzewski. Ten starszy. Jego brat mi o tym powiedział. Ojciec prychnął z takim oburzeniem, że prawie wypuścił papierosa. Ostentacyjnie klepał się po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki. – No co? – obruszyła się Gab. – By się przyjeżdżało, to by się wiedziało – mruknął. Częstował ją tym tekstem już tyle razy, że słowa przestały ją drażnić. W końcu przecież były prawdziwe. – Władek, daj spokój. Nie może wiedzieć. – Pani Szyller wsunęła się pomiędzy nich z herbatami w charakterze fajki pokoju. – Słodzisz, Gabrysiu? Może miodkiem? Mamy taki dobry, ojciec kupił wczoraj na... – Mamo, przestań. Wiesz, że chodziłam z Arturem do klasy. To prawda, tak? Kiedy zaginął? Jego rodzice to zgłosili? Szuka go policja? – Pamiętam, bawiliście się razem: ty, Korzewscy, ten gruby syn Benedyktyńskich, i jeszcze Krzysio Trzmiel, co teraz prowadzi bar przy stacji. Ależ chłopaki powyrastały! Ma człowiek wrażenie, jakby to było kilka chwil temu... A w tym Trzmielu to się chyba nawet podkochiwałaś w podstawówce, Wszystkie dostępne odcinki do przeczytania również prawda? na stronie: – Mamo! www.butelka-rudego.blogspot.com/p/krol-lata.html
LINIA BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY
PRZYDATNE NUMERY
STOPKA REDAKCYJNA REDAKCJA: TOMASZ S. RÓG | JUDYTA FEDOROWICZ SKŁAD: TOMASZ S. RÓG | ALEKSANDRA PACHNIK KOREKTY: MARTA GODZISZ, IWONA MŁYNARCZYK DRUK: DRUKARNIA KOLUMB WYDAWCA: TOMASZ RÓG, CZEREMCHY 8 05-830 OTRĘBUSY DYSTRYBUCJA: Miesięcznik dostępny w wybranych sklepach w obrębie Brwinowa oraz Otrębus, w Filiach Biblioteki Wacława Wernera, w restauracji Elita a także w skrzynkach pocztowych mieszkańców okolic. PODZIĘKOWANIA: BARBARA WALICKA, WALDEMAR MATUSZEWSKI, MARZENA SOBIERAJ, MARTA GODZISZ, JUDYTA I ADAM FEDOROWICZ, ALEKSANDRA I JACEK PACHNIK, ZBIGNIEW BARTOSIK, STEFAN I TOMASZ JAKOBIELSCY, ANNA CIENKOWSKA, ANNA SZMULEWICZ, KATARZYNA FROCISZ ZDJĘCIE NA OKŁADCE DZIĘKI UPRZEJMOŚCI SKYPRO.MEDIA WSZYSTKIE REKLAMY W GAZECIE “LINIA” SĄ NIEODPŁATNE
Masz pomysł, tekst lub ważną informację do przekazania? Oczekujemy na wasz kontakt pod adresem: redakcja.linia@gmail.com tel. 723227211