Linia #5

Page 1

ZAPOWIEDŹ FESTYNU • DNI ZIEMI • WSPOMNIENIE O T. STACHOWICZU • PRZERWANA LINIA NIE MA JAK W BRWINOWIE • PISANE Z TŁUKA • RÓL LATA


2

Główne punkty programu: 11.00 – 11.30 Uroczyste otwarcie Festynu i otwarcie wystawy rysunków Tadeusza Stachowicza 11.30 – 11.45 Chór Wydartych Domom Kur – występ 12.00 – 12.30 „Zaproś pszczołę do ogrodu” – prelekcja 12.30 – 13.00 Przedstawienie w Przedszkolu Samorządowym w Otrębusach ul. Wiejska 1A 13.30 – 14.00 Przedstawienia ze szkoły w Otrębusach 14.15 – 14.45 Występ laureatów przeglądu piosenki angielskiej 16.00 – 16.10 Przedszkole „Koziołki” – występ 16.15 – 17.30 Zespół bluesowy „Bluesferajna” - koncert 17.30 – 17.45 Klub Pantera – pokaz sztuk walki 17.45 – 18.10 Klara Rejnowicz – recital skrzypcowy, Tymoteusz Janczak – recital fortepianowy 18.15 – 18.30 Chór szkolny – Zespół Szkół w Otrębusach 18.40 - Kwartet sentymentalny – zabawa taneczna na dechach Dodatkowe atrakcje: Galeria Pomysłów Pasja - warsztaty zabawkarskie „Pszczoły i Ule” „Art Wilk” - warsztaty malowanie na kamieniu Stoisko Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” Wycinanki łowickie - warsztaty

Kucharz - warsztaty dla dzieci „Zakochaj się w zapachach” - warsztaty dla dorosłych Malowanie buziek Quiz z wiedzy o Henryku Sienkiewiczu Kucyki Patataj Muzeum Motoryzacji w Otrębusach – pokaz Kamed – pokaz ratownictwa medycznego Kiermasz plastyczny dzieci szkolnych Straż Miejska - wspólna zabawa: - konkurs ze znajomości bajek - konkurs ze znajomości znaków drogowych - konkurs „Dokończ przysłowie” - kilka innych atrakcji, m.in. pokaz radiowozu i malowanie buziek Stoisko redakcji miesięcznika „Linia” Stoisko z tanią książką Stoiska z rękodziełem artystycznym Restauracja Elita – Catering, grill + piwo Stoisko wiejskie jadło Wina ekologiczne Sweet & Dry Locally Homemade oraz Snack Truck otworzą jednodniową restaurację w ramach ogólnoświatowej inicjatywy RESTAURANT DAY Inne atrakcje i niespodzianki

OD REDAKCJI

DLA KAŻDEGO COŚ KULTURALNEGO

A

zapowiadamy imprezy które się odbedą. Mowa tu o Festynie w Otrębusach, już 21 maja (Park prz Pałacyku Toeplitzów), ale także o Festiwalu owoców morza i wina w Podkowie Leśnej 11 czerwca (Żółwin, Nadarzyńska 4). Przypominamy o kursach rysunku, filcowania czy malowania na tkaninach w każdą sobotę w Świetlicy Piszemy o wydarzeniach, jakie się odbyły. na Krótkiej od 10.00 do 16.30. Zachęcamy miarę Na przykład sprzątanie z okazji Dni Ziemi, również do odwiedzania biblioteki im. tych czy o premierze Donny Kamelii, ale także Wacława Wernera.

więc oto jesteśmy. Numer 5 miesięcznika LINIA. Dzieje się coraz więcej i coraz szybciej. I nie mówię tylko o tych wszystkich wspaniałych autorach publikujących na łamach pisma. Otóż dzieje się również niesamowicie dużo w kulturalnym życiu mieszkańców naszych okolic. Chcielibyśmy możliwości,

informować, w o wszystkich

przedsięwzięciach, aby każdy odnalazł coś dla siebię. Może i w was narodzi się iskra kreatywności. Dużą cześć numeru poświęcamy postaci Tadeusza Stachowicza w związku z organizowanym festynem jego imienia. Coż, w końcu jakby nie było, kontynuujemy jego ideę.

STOPKA REDAKCYJNA REDAKCJA I SKŁAD: TOMASZ S. RÓG KOREKTY: EDYTA WOŹNIAK, DRUK: DRUKARNIA HELVETICA-DRUK.PL WYDAWCA: TOMASZ RÓG, CZEREMCHY 8 05-830 OTRĘBUSY DYSTRYBUCJA: Miesięcznik dostępny w wybranych sklepach w obrębie Brwinowa oraz Otrębus, w Filiach Biblioteki Wacława Wernera, w restauracji Elita a także w skrzynkach pocztowych mieszkańców okolic. PODZIĘKOWANIA: WALDEMAR MATUSZEWSKI, MARZENA SOBIERAJ, EDYTA WOŹNIAK, KAZIMIERZ RUTKOWSKI, MAGDALENA STACHOWICZ, MARTA GODZISZ, ADAM FEDOROWICZ, ALEKSANDRA I JACEK PACHNIK, TOMASZ JAKOBIELSKI, Maria Werner, PAWEŁ KOMENDER, Grzegorz Przybysz, BARBARA ZIĘBIEC, IWONA CICHOCKA, PORTAL OTREBUSY.PL ORAZ Podkowa LEŚNA- MIASTO OGRODÓW.

ZDJĘCIE NA OKŁADCE - PARK PRZY PAŁACYKU TOEPLITZÓW

Masz pomysł, tekst lub ważną informację do przekazania? Oczekujemy na wasz kontakt pod adresem: redakcja.linia@gmail.com tel. 723227211 facebook.com/miesieczniklinia


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: TOMASZ RÓG

3

DNI ZIEMI

Doskonała okazja na uporządkowanie własnego podwórka

R

ogółów, nadal w lasach i na obrzeżach miast napotykamy nielegalne wysypiska śmieci. Szanujmy się – recyklingujmy, odnawiajmy, przerabiajmy i odzyskujmy surowce.

ecykling jednej szklanej butelki pozwala zaoszczędzić energii, która może napędzać telewizor przez półtorej godziny. Natomiast recykling jednej aluminiowej puszki oszczędza energię, która może nam zasilać telewizor czy komputer przez ponad trzy godziny. Obchody Dnia Ziemi połączone ze sprzątaniem własnego podwórka zostały zapoczątkowane na Zachodzie już w 1979 r., natomiast w Polsce dopiero w roku 1990. Tradycja szybko stała się bardzo popularna i mieszkańcy Kań. Po zakończeniu sprzątania uczestnicy spotkali się na wspólnym ognisku również u nas jest kontynuowana. w Patataju w Kaniach. Poczęstunek został Co roku wszystkie uczelnie, szkoły, ufundowany z budżetów sołeckich Kań i przedszkola, stowarzyszenia ekologiczne, Otrębus. towarzystwa przyjaciół przyrody i zwierząt oraz lokalne urzędy organizują festyny i Warto poświęcić dwa dni w roku – wiosną akcje sprzątania ziemi, czy zbiórki odpadów i jesienią – na takie społeczne działania. połączone gdzieniegdzie z sadzeniem Otaczająca nas przyroda, w której żyjemy drzewek. Krótko mówiąc, odbywa się i mieszkamy na pewno jest nam bardzo szereg inicjatyw promujących ideę ochrony wdzięczna za to, co robimy dla niej. środowiska. Z inicjatywy sołtysa Otrębus Szanujmy nasze zielone bogactwo, a w i Kań 23 kwietnia odbyło się sprzątanie zamian będziemy cieszyć się jej pięknem. naszych wsi. W akcji uczestniczyły dzieci i Warto poświęcić czas na taką imprezę, całe rodziny. W Otrębusach zebrano ponad warto również edukować społeczeństwo. czterdzieści worków. Podobną ilość zabrali Pomimo tego, że zmienia się postrzeganie AUTOR: KAZIMIERZ RUTKOWSKI

K

JU JITSU – JAKO SZTUKA WALKI OBRONNEJ DLA KOBIET

iedy niespodziewanie zostaniesz narażona na konfrontację z napastnikiem, warto wiedzieć jak się wtedy zachować i co zrobić, kiedy wokół nie ma nikogo, kto mógłby ci pomóc. Wydawałoby się, że to sytuacja bez wyjścia. Nie wolno jednak wpadać w panikę, tracić głowy. Trzeba ocenić sytuację i wybrać najkorzystniejszy wariant obrony lub ucieczki.

Uwolnienie się z uchwytu tułowia z tyłu piętą w krocze, ze skręceniem nogi napastnika. przez poderwanie nogi napastnika.

Atak. (ZDJĘCIE NR 1) Napastnik atakuje Zapraszam Panie do pogłębiania tej potrzebnej wiedzy w klubie www. kobietę, chwytając oburącz tułów z tyłu. pantera-brwinow.org. Bo nikt nie nauczy Obrona. (ZDJĘCIE NR 2) Kobieta się skutecznej walki obronnej inaczej wykonuje energiczny skłon tułowia w niż pod okiem wykwalifikowanej kadry przód, chwyta nogę przeciwnika w okolicy szkoleniowej. stawu skokowego i podrywa do góry z jednoczesnym pchnięciem biodrami Opisane porady muszą na początek do obrony wystarczyć. Do następnego artykułu. Technika jujitsu to jeden ze sposobów napastnika w tył. obronnych w sytuacji ataku ze strony W skutek tej akcji przeciwnik pada w tył, Zaproś przyjaciół: uwalniając uchwyt tułowia. (ZDJĘCIE NR 3 napastnika. i 4) Końcową akcją obronną jest kopnięcie https://www.facebook.com/PanteraBrwinow/


4

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: MAGDALENA STACHOWICZ

JAK SIĘ ROBIŁO FESTYny

N

ie da się ukryć: pomysł zorganizowania pierwszego festynu powstał głównie z pobudek merkantylnych . Założona na początku 1992 roku wiejska gazetka „U Nas” nie dawała sobie po prostu rady finansowo. Chociaż wszyscy autorzy i redaktorzy pracowali za darmo, często wspomagani przez krewnych i znajomych „królika”, to jednak trzeba było opłacać skład komputerowy i druk, a dochód z ogłoszeń był śladowy. No i jakoś późną wiosną ‘92 natchnęło nas, że przecież można by urządzić imprezę integracyjno-rozrywkowo-dochodową. Nikt z nas nie miał pod tym względem żadnego doświadczenia, zresztą trudno by o to było w niedawno minionych czasach komuny. A zatem wszelkie koncepcje rodziły się całkiem spontanicznie, dopracowywane w trakcie niejednej “burzy mózgów”. Od początku oczywista była jedynie lokalizacja, czyli okropnie wtedy zapuszczony park przy Teoplitzówce, Teraz należało wymyślić jakieś atrakcje, najlepiej takie, które przyniosłyby jakiś dochód. Na szczęście od razu znalazł się cały zastęp ludzi chętnych do pomocy. I tak podczas gdy naczelny redaktor załatwiał rozmaite gminne (i nie tylko) pozwolenia i zgodę doktora Maciocha, szefa Ośrodka Zdrowia, na korzystanie z jego lokalu - życzliwe i chętne osoby organizowały występy artystyczne, reklamę, gry zręcznościowe i kiermaszowe stoiska. Powstał genialny pomysł na loterię, ktoś wymyślił „pączki z niespodzianką”. Potem trzeba było dzień po dniu objeżdżać - nieliczne jeszcze wtedy - miejscowe sklepy i firmy, żeby zebrać na planowaną loterię fanty albo kasę na fanty. Dzięki dzielnym pomocnikom, często małoletnim, szło nam to całkiem nieźle i tylko w jednej firmie kwestujące dziewczyny zostały potraktowane jak naciągaczki. Kiedy już występy i wszelkie zezwolenia zostały załatwione, fanty zgromadzone, pączki zamówione, redakcja zabrała się za żmudne produkowanie losów, z których

każdy składał się z dwóch numerowanych kartoników - białego i czerwonego, spiętych spinaczem. Jeszcze bardziej pracochłonne były losy do zapieczenia w pączkach, z których każdy należało owinąć w alufolię. Potem jeszcze trzeba było posegregować i ponumerować fanty, zorganizować jakieś meble czy nagłośnienie i wtedy zasadniczo można już było tylko czekać na pogodę, która na szczęście dopisała, przynajmniej przy tym pierwszym festynie, bo przy następnych różnie bywało. I przy tej pięknej pogodzie oraz zaskakująco licznych gościach impreza okazała się nadzwyczaj udana. Specjalnym zainteresowaniem cieszyła się oczywiście loteria, gromadząc tłumek przy każdorazowym losowaniu. Dzieci oblegały stoisko z pączkami, z trudem dojadając czwartego pączka, żeby tylko coś wygrać, i z zachwytem wypluwając srebrne losy. Dorośli też nie głodowali, bo mieli do dyspozycji stoisko z piwem i kiełbaskami. Nic dziwnego, że humory dopisywały i od razu było wiadomo, że na tym jednym festynie się nie skończy. I rzeczywiście. Każdy kolejny festyn przynosił coraz więcej pomysłów i atrakcji, bo też i my nabieraliśmy wprawy w działaniu. Mam nadzieję, że tegoroczny, wznowiony festyn stanie się również “nową, wiejską tradycją” na długie lata. W końcu miło, jak się coś u nas na wsi dzieje.

Pierwszy Festyn w Otrębusach Fot. Jarosław Cieśliński

Tadeusz Stachowicz (po lewej) oraz Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski na otwarciu wystawy obrazów Tadeusza w Podkowie Leśnej

Stoisko gazety “U nas” Fot. Tomasz Jakobielski.

Pierwszy Festyn w roku 92 przyciągnął ogromną liczbę młodzieży. Fot. Tomasz Jakobielski

oprawa obrazów różne profile ram do wyboru ramy gotowe pokryte włoską okleiną ramy z litego drewna olchowego naturalne, bejcowane lub malowane na dowolny kolor z palety RAL

ul. Sygietyńskiego 23A 05-805 Otrębusy tel. 22 729 01 33, 22 379 61 88 fax. 22 379 61 89 sklep@obrazynaplotnie.net Godziny otwarcia: pn-pt: 11:00 - 19:00 sob: 11:00 - 15:00

Reprodukcja obrazu Pawła Łąckiego

NOWOŚĆ w SEBIPOL

Zapytaj sprzedawcę o katalog i ceny lub zamów na:

www.obrazynaplotnie.net


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

5

WSPOMINA GRZEGORZ PRZYBYSZ

Wspomnienie o Tadeuszu Stachowiczu

G

dzie kręciło się stado dzików! Zwierzęta, o dziwo, nie zwracały na nas uwagi, tylko usilnie próbowały dostać się do środka – do bagażnika, wspinając się na tylnych łapach. Sytuacja była patowa! Nie wiadomo jak się zachować. Uciekać? Będą nas gonić! Straszyć? Zaatakują nas! Kucnęliśmy więc obaj za grubymi pniami sosen i ze zgrozą czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji. Po kilku minutach Tadeusz odezwał się szeptem: – Grzechu, może zrobię im zdjęcie? I zaczął wyjmować swojego analoga. Prawdziwy dziennikarz. – Może nie pstrykaj – mówię cicho. – Bo jak usłyszą, to po nas. Tymczasem locha i jej podroślaki obwąTematy do kolejnych wydań sypały się chały samochód wokoło i mocno zawiedzione poszły sobie wzdłuż leśnej jak z rękawa. Do przesieki. Odetchnęliśmy z ulgą! redakcji ciąPrzyznam się, że miałem wówgle dzwoniono, czas pietra. Nie wiem jak Tadeprzysyłano różne usz, ale sądzę, że też. materiały, felietony, zdjęcia, rysunSprawa częściowo wyjaki i ciekawe listy. śniła się, gdy przyjeTadeusz był prawie chaliśmy do redakcji, nieuchwytny, stale do domu państwa przebywał w tereS t a c h ow i czów. nie, albo w drukarni p. Okazało się, że Mildnera, w Podkow bagażniku wie. Miesięcznik, z samochodu zaledwie kilku strobyły świeże niczek, urósł w ciągu bułeczki, które pierwszych dziesięciu kupiłem rano lat do 36, a potem do Pierwszy w otrębuskiej 42 stron. To była nie lada numer “U Nas” piekarni. Wisensacja nie tylko w skali docznie głodne powiatu, ale w skali całego kraju! W latach 1996, 1997 i 1998 zwierzęta, znęcone świeżym zapachem miesięcznik wyróżniono trzema pierw- pieczywa, próbowały dobrać się do przyszymi i drugimi nagrodami na dorocznych smaku. Na szczęście bezskutecznie! A konkursach na najlepszą prasę lokalną w może i skutecznie, bowiem dziki porysowały lakier do żywego. – Już myślałem, że Polsce. zjedzą ten samochód! A taki ładny! KoreMoje artykuły historyczne wchodziły pra- ański! Szkoda! – zakpił sobie Tadeusz. wie do każdego numeru bez żadnych ograniczeń. Jeśli były np. dwie lub trzy strony Innym razem wpadłem na pomysł zrotekstu, do tego kilka zdjęć, to redaktor bienia super reportażu ze szczytu konaczelny aplikował wszystko. Nigdy nie mina Elektrociepłowni Pruszków II – w oponował, bo uważał je za arcyciekawe. Budowie, w Mosznach za Brwinowem. Czasami, gdy były zbyt obszerne, publiko- – Tadeusz – telefonuję z samego rana. – wał je co miesiąc w kolejnych odcinkach. Zadzwoń do dyrektora elektrowni p. MałDla mnie istotne było to, że publikowane dachowskiego. Ty go dobrze znasz, poproś były po raz pierwszy, w lokalnej gazecie o o zgodę na wjazd na komin. To będzie nie zasięgu powiatowym. Na efekty nie trzeba lada sensacja! Wyjdzie z tego kapitalny reportaż. było długo czekać! Minęły dwa, może trzy dni i dostaliśmy Gdy pojawiał się dobry pomysł, najpierw zgodę na wywiad, zwiedzanie i wjazd omawialiśmy z Tadeuszem temat, a po- windą na sam szczyt. Aliści, fama o naszej tem jeździliśmy razem na dokumentację. wyprawie rozeszła się po okolicy lotem Pewnego razu, a było to na jesieni 1999 r., błyskawicy. Ktoś puścił farbę. Okazało pojechaliśmy samochodem do Młochow- się, że chętnych na wjazd było sporo. Pani skiego Lasu, gdzie wśród drzew odna- Zosia Gajewska, nasza serdeczna znajoma leźliśmy starą mogiłę i drewniany krzyż. z Brwinowa, trzy dni dzwoniła i prosiła, Szybko zrobiliśmy zdjęcia i opisy, po czym żeby ją zabrać. Baliśmy się trochę o nią, zziębnięci wracaliśmy do samochodu. bo pani Zofia była już w podeszłym wieku, Naraz, stanęliśmy jak wryci! Kilkanaście ale czego się nie robi dla przyjaciół. metrów przed nami, przy moim samochody po raz pierwszy spotkałem się z Tadeuszem Stachowiczem, a stało się to ponad 20 lat temu, od razu przypadliśmy sobie do gustu. Pamiętam, że Tadeusz z dużym zainteresowaniem i niespotykaną dziś dziennikarską manierą przyjął moje pierwsze artykuły do druku. Byłem mu niezmiernie wdzięczny, bowiem wreszcie pojawiła się możliwość przekazania lokalnej społeczności niezwykle ciekawej historii naszego regionu. Od tamtej pory zaczęła się moja współpraca z miesięcznikiem „U Nas”, potem koleżeńskość, a później przyjaźń z Tadeuszem i Magdą Stachowiczami.

Na wyprawę zgłosiło się aż 14 osób. Byli z nami również dyrektor Małdachowski oraz operator dźwigu osobowego. Ponieważ w windzie mieściło się pięć osób, dźwig musiał kursować cztery razy, a każdy wjazd do góry i z powrotem trwał po dziewięć minut. Pierwsi na szczyt wjechali redaktor naczelny Tadeusz Stachowicz oraz dyrektor elektrociepłowni, potem cała reszta, a na końcu ja i pani Zofia. Gdy wjechaliśmy na szczyt, zaczęły się nieoczekiwane problemy. W chwili, gdy otworzyły się drzwi widy, pani Zofia nie chciała wyjść. Była bardzo blada, trzymała się kurczowo poręczy i poprosiła mnie, żeby ją zwieść. Musiałem to zrobić. Pamiętam, że tuż za progiem windy widać było pod stalową kratownicą przepaść gigantycznego szybu, a przed nami rozpościerała się rozległa i piękna przestrzeń. Weszliśmy na sam szczyt. Staliśmy tam z Tadeuszem i całą grupą na ogromnym tarasie widokowym. Wszyscy byli zachwyceni, rozemocjonowani i może trochę przelęknieni. Ale widok był fantastyczny, fenomenalny! Więc chyba było warto! W rezultacie naszej podniebnej wyprawy powstał wywiad-reportaż autorstwa Tadeusza Stachowicza pt. „Kominowe perspektywy”. Zainteresowanych czytelników odsyłam do numeru 10. „U Nas”, z października 2000 r.

Komin w Mosznie fot. T. Stachowicz


6

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: PAWEŁ KOMENDER

N

Przerwana Linia

awiązując do tekstu Pana Waldemara Matuszewskiego, z 2. numeru miesięcznika LINIA, ja także rozumiem „Linię” jako „łączącą” i uważam, że „obszar, na którym rozchodzi się LINIA, to ziemia brwinowsko-młochowska”. Chciałbym, abyśmy przedłużyli tę „linię” na drugą stronę Lasu Młochowskiego, do Żółwina. Tak bliskiego, ale jednocześnie tak dalekiego od Otrębus. Choć administracyjnie leżymy w tej samej gminie Brwinów, to oddziela nas Miasto Podkowa Leśna. To nie tylko odrębna gmina, lecz także inny powiat. Administracyjnie „linia” Otrębusy-Brwinów-Podkowa Leśna-Żółwin została przerwana. Jak do tego doszło? Dlaczego las nazywa się Młochowski, skoro leży tak daleko od Młochowa? Jaka była historia tej przerwanej „linii”? W swoich zbiorach bibliotecznych znalazłem Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego. z końca XIX wieku, gdzie dotarłem do ciekawych informacje na temat Żółwina i Brwinowa. W tomie I, z 1980 r., na stronie 393 znajduje się wpis następującej treści: „Brwinów, (z folwarkiem Wilhelmów), dobra w powiecie błońskim, gmina Helenów, parafia Brwinów, przystanek drogi żelaznej warszawsko-wiedeńskiej, od Warszawy odległość wiorst 21...” Tak zmieniały się losy pobliskich miejscowości, kiedy Błonie było powiatem, Helenów, gminą, a Pruszków i Brwinów jedynie przystankami drogi żelaznej... W tomie XIV, z 1895 r., na stronie 828 znajduje się wpis następującej treści: „Żółwin, wieś i folwark, powiat błoński, gmina Młochów, parafia Brwinów, odległość 6 wiorst od Grodziska (stacja drogi żelaznej), ma 31 osad, 247 mieszkańców.”

mieszkańców, którzy nie chcieli mieszkać we „wsi Podkowa” w gminie Helenów, utworzono „gminę wiejską o charakterze miejskim Podkowa Leśna”. W skład tej nowej struktury weszła wydzielona z gminy Helenów sama Podkowa Leśna oraz oderwane od gminy Młochów – Młochówek i część Żółwina, od tej pory do dziś, należące do miasta Podkowa. Na krótko, w roku 1952 ubyła jedna przerwa w „linii”, kiedy do „gminy wiejskiej o charakterze miejskim” Podkowa Leśna włączono cały Żółwin. Był to jedyny, krótki czas, kiedy te dwie tak bliskie sobie miejscowości, stanowiły całość administracyjną. Niestety, wkrótce w roku 1954 gminy uległy likwidacji, a Podkowa Leśna i Żółwin znów zostały odrębnymi gromadami. Jedynym pocieszeniem było to, że cała „linia” pozostała w tym samym, utworzonym w roku 1952 powiecie pruszkowskim. W roku 1957 zniknęła inna przerwa w „linii”, kiedy zlikwidowano gromadę Żółwin i naszą wieś wraz z Terenią i Owczarnią przyłączono do gromady Otrębusy. Wtedy to po raz pierwszy Żółwin i Otrębusy znalazły się w jednej, wspólnej strukturze administracyjnej. Łączył, a może dzielił nas Las Młochowski – odległość między terenem Żółwina a Otrębusami wynosi w najwęższym miejscu zaledwie 750 metrów. Tak pozostało do dziś, od roku 1973, gdy przywrócono gminy i razem z gromadą Otrębusy znaleźliśmy się w jednej gminie Brwinów. Podczas tej reformy zignorowano jednak fakt, że Żółwin, Terenia i Owczarnia po usamodzielnieniu się Podkowy były oderwane od pozostałych terenów brwinowskich. Najdotkliwsza administracyjna wyrwa w „linii” Otrębusy-Podkowa-Żółwin powstała jednak w roku 1999, kiedy przywrócono zlikwidowane w roku 1975 powiaty. Prawie cała „linia” przebiega w powiecie pruszkowskim, z wyjątkiem Podkowy, która teraz znalazła się w powiecie grodziskim. Jedno pozostało niezmienne: od czasu utworzenia Parafii Rzymsko-Katolickiej w Podkowie Leśnej do dziś należą do niej także Żółwin, Owczarnia i Terenia. A jak historycznie wyglądała „linia” komunikacyjna? Na mapie Okolice Warszawy z 1794 r. istniało już połączenie Żółwina ze Strzeniówką, a tamtędy z Otrębusami.

Las zatem, położony wraz z Żółwinem w gminie Młochów, słusznie nazywano Młochowskim. Teren obecnej Podkowy Leśnej, ale także Otrębus, wchodził wówczas w skład gminy Helenów z siedzibą w Brwinowie, zaś Żółwin w skład gminy Młochów z siedzibą w Nadarzynie. Wszystkie te miejscowości były częścią powiatu błońskiego z siedzibą w Grodzisku Mazowieckim. Wtedy to po raz pierwszy „linia” znalazła się w innych gminach, ale przynajmniej w jednym powiecie. Dobra Podkowa Leśna wydzielono z dóbr brwinowskich w roku 1909 r, ale do realizacji koncepcji miasta ogrodu przystąpiono dopiero w latach 20. Kiedy w 1927 r. utworzono gminę Letnisko Brwinów, nastąpił, trwający do dziś „rozwód” Brwinowa i pozostającej w gminie Helenów Podkowy Leśnej. Tą drogą przedłużona „linia” znalazła się aż w trzech gminach, bo Żółwin pozostawał nadal w gminie Młochów. Kolejna przerwa, czwarta gmina na „linii” To połączenie to obecnie „droga pożarowa pojawiła się w roku w 1948. W wyniku starań 39” w Lesie Młochowskim. Jest doskonała na

wycieczki rowerowe i spacery. Ale jak doszło do tego, że teraz z Żółwina do południowych Otrębus trzeba jechać samochodem pięciokilometrowym objazdem? Liczne dukty leśne i drogi dostępne dla wozów konnych i samochodów łączyły te dwie miejscowości przez ponad 200 lat. Na mapie z 1838 r. (w języku ówczesnego zaborcy) widoczne są doskonale te prowadzące przez las drogi i połączenia „linii” Żółwina z Otrębusami i Kaniami.

Ta „linia” komunikacyjna została przerwana przez zimną wojnę w 1960 r. Wtedy to, na podstawie Zarządzenia Szefa Sztabu Generalnego, nakazano sformowanie pierwszych w Polsce czterech dywizjonów rakietowych i jednego dywizjonu technicznego, wyposażonych w przeciwlotnicze zestawy Dźwina. Jednym z tych dywizjonów był 3. dywizjon ogniowy OK m. Nadarzyn – Otrębusy – JW 1140. Konkretną lokalizacją tej jednostki, wówczas ściśle tajnej, był Las Młochowski. Z dnia na dzień przestał on łączyć, a zaczął dzielić nasze miejscowości. „Linia” została przerwana zasiekami z drutu kolczastego, strzeżonymi przez wartowników z ostrą amunicją. Stan ten trwał przez prawie 30 lat. Nadzieja na zmianę nadeszła wraz z przełomem politycznym w kraju w 1989 r. W ramach restrukturyzacji Sił Zbrojnych RP 3. dywizjon rakietowy OP rozformowano. Zasieki stopniowo znikały, ale ostateczne rozminowanie i sprawdzenie tego terenu nastąpiło dopiero w roku 2014. Miejsce ogrodzenia jednostki wojskowej zajęło ogrodzenie ścisłego rezerwatu przyrody. Samochody już nigdy nie wróciły i nie wrócą na tę historyczną „linię” komunikacyjną. Zielonymi terenami cieszą się spacerowicze i rowerzyści, wytyczono także specjalne dukty konne, dla jeźdźców z pobliskich klubów TKKF w Podkowie Leśnej czy LKJ Wolty w Żółwinie. Tak jak przed 200 laty „konni” mogą w kilka minut podążyć wzdłuż „linii” z Żółwina do Otrębus. Choć „linia” została przerwana administracyjnie i komunikacyjnie wiele lat temu, to chcemy podjąć działania, aby znów połączyła nasze, tak bliskie siebie miejscowości. Mamy nadzieję, że miesięcznik „LINIA” doskonale się do tego przyczyni. Niezastąpionym źródłem informacji był portal www.nasz-zolwin.pl


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

7

AUTOR: Iwona Cichocka

S

Ludzie zejdźcie z drogi

iedzi sobie człowiek z konieczności w domowych pieleszach w oczekiwaniu na przesyłkę. Mija przedpołudnie, południe, zbliża się wieczór i nic. Listonosza jak nie było, tak nie ma. A może był, ale nie pofatygował się nawet, by zadzwonić do drzwi, tylko z marszu wrzucił do skrzynki wcześniej wypisane awizo. Bo skoro raz nie zastał nikogo w domu, to pewnie uznał, że tak już będzie zawsze. Wychodzę wyrzucić śmieci, zaglądam do skrzynki i co widzę – znienawidzoną białą kartkę. Znienawidzoną, bo oznaczającą konieczność udania się kolejny raz do urzędu pocztowego, w którym bardziej niż gdziekolwiek czuję, że czas przecieka mi przez palce, w którym zastanę raptem dwa otwarte okienka i dwa ogonki oczekujących w kolejce – podobnie jak ja. A że kolejka porusza się tempem ślimaczym, to na ciężką próbę wystawiana jest nawet anielska cierpliwość. Kolejny raz popatrzę na twarze za mną i przede mną, na których z każdą upływającą minutą coraz wyraźniej będzie rysować się zniecierpliwienie i bezsilność. Ci bardziej odważni pokuszą się o słowny, niepochlebny komentarz sytuacji, co niczego nie przyspieszy. Niestety.

ze spokojem patrzeć na ten obrazek. Jest we mnie wiele zrozumienia dla faktu, że listonosz porusza się rowerem, że na ten rower musi zapakować stos listów, przesyłek i ga-

zetek reklamowych i że jazda tak obładowanym pojazdem to nie lada sztuka. Ale czy to problem nas – odbiorców owej poczty? Bądź co bądź może lepiej następnym razem, robiąc wirtualne zakupy, dopłacić za przesyłkę kurierską, by mieć komfort i pewność, że dotrze następnego dnia prosto do rąk własnych Można powiedzieć: urząd jak każdy inny – „cała i zdrowa”? Może… trzeba odczekać swoje. Można, ale trudno

Mimo wszystko z sentymentem wspominam czasy, gdy pisało się tradycyjne, papierowe listy i kartki pocztowe (podobnie urząd pocztowy w miejscu, gdzie mieszkałam, w którym aż chciało się nadawać pocztę i odbierać przesyłki, bo nie stało się w kolejkach, a w razie problemów można było uzyskać życzliwą pomoc). To było takie namacalne, pachniało jakby drugim człowiekiem, jego pismem, miało swoja „duszę”. Ostatnio, podczas porządków, odkryłam całe pudło takiej papierowej korespondencji. Dla kogoś może to stos śmieci, w których gromadzi się kurz, góra papierzysk, która blaknie z czasem. Dla mnie to pamiątka – cząstka kogoś, kiedyś człowiek skakał z radości na widok listonosza, który doręczał długo oczekiwaną, białą kopertę. Kiedyś miały sens słowa piosenki: „Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie”. Kiedyś listonosz to był ktoś. Dzisiaj mamy e-maile i inne „ułatwiacze” kontaktu z ludźmi, mamy portale społecznościowe, komunikatory, gdzie piszą wszyscy: skrótowo, zwięźle, małymi literami… Grunt, że piszą. Mamy więcej udogodnień, a mimo to ciągle brakuje nam czasu. Dziś wszystko chcemy mieć szybko, natychmiast, od zaraz, a najlepiej na wczoraj. Cierpliwe czekanie to przeżytek – nie tylko na list w skrzynce pocztowej…


8

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: Werner AUTOR:Maria WALDEMAR MATUSZEWSKI

„Nie ma jak w Brwinowie !” – czyli polka odzyskana po latach.

W

niejszym tropem jest tutaj dedykacja, którą kompozytor umieścił w partyturze nad tytułem utworu: „Szanownej Rodzinie Lilpopów”. Czy Leopold Lewandowski bywał w Brwinowie nie wiemy, wiemy natomiast, że bywał (i zapewne ze swoją orkiestrą grywał) na wieczorach muzycznych w warszawskim pałacyku dziedzica Brwinowa Stanisława Lilpopa. Otóż „W roku 1861 nabył od Józefa Szmidzkiego Brwinów wraz z folwarkiem Wilhelmów za 111.000 rubli srebrnych znany przemysłowiec warszawski inżynier Stanisław Lilpop. Był znakomitym konstruktorem maszyn rolniczych i organizatorem przemysłu. Konstrukcje Lilpopa odznaczały się prostotą budowy, łatwością w obsłudze i dużą wydajnością. Inż. Stanisław Lilpop był wybitnym kolekcjonerem dzieł malarzy polskich i pasjonatem muzyki.” (z archiwum Z.Gajewskiej) Istnieją liczne przekazy mówiące, że polka „Nie ma jak w Brwinowie!” była, jeszcze w okresie międzywojennym, śpiewana przez brwinowian. Jeden z mieszkańców zapamiętał z dzieciństwa strzępek tekst śpiewanego pod tę melodię przez jego stryja: „O Tobie, Skąd Brwinów w tytule polki? Co mogło łą- Brwinowie, marzę i śnię”, czyć kompozytora z Brwinowem? Najwyraź- Ponieważ nie zachował się jednak podpisaroku 1875 Leopold Lewandowski skomponował polkę zatytułowaną „Nie ma jak w Brwinowie” (tytuł pisany wtedy był łącznie: „Niema jak w Brwinowie”). „Wiek” nr 16 z 22 stycznia 1877 roku zachęca do zakupu nut „Nowych tańców – na tegoroczny karnawał; wśród nich znajduje się właśnie polka „Niema jak w Brwinowie” – za jedyne 22 kopiejki i pół. Okazuje się, że w Zakładzie Zbiorów Muzycznych Biblioteki Narodowej, pod sygnaturą Mus.III.151.742, znajdują się te, przez bardzo wielu miłośników Brwinowa poszukiwane całymi latami, nuty. Wszystkie powyższe informacje są owocem pasji poszukiwawczej i skuteczności w tej mierze Pana Zbigniewa Kreta (niegdyś komendanta Straży Miejskiej w Brwinowie). To Panu Zbigniewowi również zawdzięcza brwinowska publiczność spektakl „Donny Kamelii” – monodram w wykonaniu Pana Jacka Zienkiewicza według opowiadania brwinowskiego prozaika Stanisława Kowalewskiego. Pan Zbigniew Kret „zadał” reżyserowi spektaklu ten tekst do postawienia na scenie. A teraz znowu proszę: polka z Brwinowem w tytule! Dzięki zainteresowaniu tymi nutami z naszej strony Biblioteka Narodowa postanowiła zamieścić je już wkrótce w domenie publicznej, czyli na swoim portalu POLONA (i tam ich należy szukać). Pan Zbyszek, który pomaga mi również w pracy nad wielotomowym kalendarium Brwinowa – niejako „po drodze” – wynajduje wciąż i przywraca brwinowskiej domenie publicznej różne artystyczne rarytasy z przeszłości.

ny pod nutami tekst –– miesięcznik „Linia” wraz ze Stowarzyszeniem Teatr Na Pustej Podłodze pamięci Tadeusza Łomnickiego postanowił zachęcić czytelników do napisania „na nowo” teksu do melodii odnalezionej po latach polki. Zachęcamy do spróbowania swoich sił w tym niełatwym zadaniu. (Nut szukamy na portalu Biblioteki Narodowej POLONA.) Nagrodą będzie publikacja tekstu piosenki na naszych łamach oraz upominek-niespodzianka. Wciąż jeszcze brzmią nam w uszach premierowe polki ryczące z ze złoconej tuby patefonu z knajpy Kopielucha, którego przywołuje Pan Jacek Zienkiewicz w monodramie „Donna Kamelia” według opowiadania brwinowskiego prozaika Stanisława Kowalewskiego, możemy więc się domyślać, że także inne popularne kompozycje nad wyraz płodnego Leopolda Lewandowskiego (350 utworów muzycznych!) mogły jeszcze gościć w tym zacnym lokalu. Raczej jednak to Stanisław Kowalewski, który tak bardzo czuł się związany z Brwinowem, a nie Kopieluch, któremu autor „Donny Kamelii” to imię nadał, powinien być Patronem naszego konkursu.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: Maria Werner

9

Pisane z tłuka(2)

Ciąg dalszy zapisków kobiety dojeżdżającej

C

o to jest tłuk? Jak nazwa wskazuje jest to coś, co tłucze lub się tłucze. Tłuk, o którym mowa, robi jedno i drugie: jak już jedzie, to tłucze się po nierównych torach z bardzo zmienną prędkością:... Sytuacja na kolei się nie poprawia… jest wręcz coraz gorzej. Dojazd do pracy czy szkoły stał się codziennym koszmarem tych, którzy nie przesiedli się na WKD, autobus czy samochód. To zrozumiałe, że wymiana wszystkich torów pociąga za sobą komplikacje w płynności ruchu, ale uruchamiając prace na taką skalę, decydenci z PKP chyba włączyli komputery, zastanowili się nad logistyką, mieli jakiś plan B… Dzisiejszy chaos i dezinformacja każą mi wątpić, czy włączyli chociaż myślenie… Największe piekło ludzie przeżyli w maju 2013 r. PKP rozpoczęło remont torów w pierwszym dniu matur. Tysiące maturzystów unieruchomionych w stojących pociągach, tysiące rozpaczliwych telefonów do szkoły, do rodziców, łzy, rozpacz. Nikt nigdy chyba nie wystawi PKP rachunku za igranie z ludzkim losem. Za wszystkie: zdrowotne, zawodowe i osobiste konsekwencje opóźnień, odwołań, postojów w polu… Gdyby nie inteligentna reakcja Kuratorium, które udostępniło drugi termin matur (oczywiście grupa specjalistów musiała napisać nowe tematy, musiano zorganizować nowe komisje, skrócono wakacje nauczycielom, żeby mogli pilnować piszących, odpytywać, sprawdzać prace), tysiące młodych ludzi nie mogłoby pójść na studia w przewidzianym terminie. A oprócz uczniów dojeżdżają też wykładowcy, pracownicy teatrów. (Ile razy można się spóźnić na próbę? A trzy spóźnienia na spektakl skutkują wyrzuceniem z pracy.) Ludzie jadą na różne ważne spotkania. Oczywiście wyjeżdżają wcześniejszym pociągiem, ale i to nie daje gwarancji dotarcia na czas.

nieniem podróżnych przepraszamy”. Pełna kultura. Tak. Można traktować ludzi jak idiotów, bo przecież PKP wiedziało, że pociąg się spóźni,(spóźnia się codziennie od kilku miesięcy o 50 minut), ale przeprosić można w pięknych słówkach! Reakcje pasażerów są mniej kulturalne. A sama podróż koszmarna – zmęczeni ludzie, stłoczeni, przepychający się, agresywni. Zanim wsiądą i na stojąco spędzą następne kilkadziesiąt minut (gdy tłuk będzie tłukł się 20 kilometrów na godzinę, lub stawał między stacjami), muszą jeszcze poczekać. Czekają więc na pięknych dworcach Powiśle, Śródmieście, Ochota – gdzie nieliczne ławki nie zaspokajają wzrastających potrzeb podróżnych. Nie dość, że się starzejemy jako społeczeństwo, to nawet młodzi traca cierpliwość, gdy muszą czekać po 40 – 50 minut. A „opóźnienie pociągu może ulec zmianie”. Czyli raczej wzrosnąć! Czekam na Śródmieściu – szarzyzna, bród, a pociągu nie ma… Trudno czytać, bo światło mdłe. Wracam z wykładów, więc torba z książkami ciąży na zbolałym ramieniu. Sama w to nie wierzę, ale z nudów zaczęłam tworzyć poezję:

Trudno czytać przy marnym świetle na peronie, a w tłuku, na jednej nodze i przy jednej żarówce na cały przedział to już w ogóle niemożliwe. Kupiłam więc sobie MP3 i słuchawki. Trochę mnie to izoluje od rozmów prowadzonych na głos przez telefony komórkowe. Ludzie mają darmowe minuty i nadrabiają kontakty z dziećmi lub z przyjaciółmi wtedy, gdy są skazani na bezczynność. Wysłuchujemy więc matki, która podpowiada synowi, jak napisać wypracowanie: „No, napisz coś takiego: bohater powieści to wielki patriota… Potem opowiedz, co takiego zrobił, no i że targały nim sprzeczne uczucia. Jak napisać? No, coś takiego: z jednej strony pamiętał słowa rodziców, ale z drugiej strony wiedział, że jego udział w powstaniu przekreśli wszelkie szanse na normalna karierę. Nie karierę? No to uczestnictwo w życiu publicznym, no wymyśl coś…”. Z innej strony dochodzi nas relacja młodej damy z ostatniej imprezy: „No, mówię ci, ale się ubrała! Masakra! Wyglądała

Na stacji Śródmieście tysiąc serc niecierpliwie stuka Czekamy na tłuka. Zegar minuty w kwadranse zamienia Więc snuję wspomnienia: Kiedyś spotykałam tu Dominisię, A teraz nudzi mi się! Kiedyś spotykałam tu Olę, A teraz nudy, ja …………! Dominisia i Ola to moje przyjaciółki, które przesiadły się na WKD. Szkoda, bo dawniej, gdy jeszcze można było liczyć na PKP, spędzałyśmy miłe chwile na rozmowach: taka przyjemna przerwa w zabieganym życiu. Umawiałyśmy się na dany pociąg i leciałyśmy z pracy, jak na skrzydłach na spotkanie…

Wstydzę się użytych w myślach słów, ale i roStoję na Śródmieściu i czekam. „Pociąg do śnie we mnie frustracja. 50 minut straconych Skierniewic zwiększył opóźnienie do 50 na czekanie, a potem jeszcze nie wiadomo minut. Za niedogodności związane z opóź- ile na podróż. I tak codziennie od kilku lat!

jak ostatnia wiocha. Próbowała poderwać Jacka, ale Żaneta była czujna, Mega żenada!”. Wtóruje temu rozmowa pani w średnim wieku z chorą matką i pana konsultującego się z prawnikiem. Padają nazwiska, żenujące szczegóły, niepochlebne opinie, agresywne reakcje. Nie sposób się skupić, głosy przebijają się nawet przez muzykę płynącą ze słuchawek prosto w moje uszy. Niby mogę podgłosić, ale nie mam zamiaru przedwcześnie ogłuchnąć, na przyszłość mam inne plany niż kontakt z otoczeniem przez aparat słuchowy lub język migowy!


10

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR : BARBARA ZIĘBIEC

P

Rozmowa z ks. Tomaszem

ragnę pięknie podziękować ks. Toma- że jest to znakomity start do mojej dalszej szowi Bieńkowskiemu za chęć i dobrą posługi. Jest to zasługa zarówno tutejszych wolę udzielenia wywiadu do naszej ludzi, jak i ks. Proboszcza. lokalnej gazety „Linia”. Patrząc na dzisiejsze problemy – z jakimi Ks. Tomasz jest naszym Duszpasterzem w problemami duchowymi zmagają się dziś parafii Kanie i Otrębusy pod wezwaniem Naj- chrześcijanie zdaniem księdza? świętszej Marii Panny Matki Kościoła. Posłu- Dziś chrześcijanie zmagają się z laicyzacją (sekularyzacją) i relatywizmem. Te zmagagę w parafii objął 26 sierpnia 2012 r. nia są według mnie najpoważniejsze. Albo Proszę nam opowiedzieć o swoim powo- chrześcijanie pokonają powszechny laicki i relatywistyczny styl życia, albo stracą zupełłaniu. Moje powołanie to dar od Pana Boga. Nie ro- nie swoją tożsamość i sens istnienia. Mogą zumiem tego daru i nadal trudno mi się przy- zwyciężyć tylko mocą Jezusa Chrystusa silni, zwyczaić do myśli, że jestem księdzem, ale Jego łaską. Łaską wiary, nadziei i miłości. czuję, że jest to dar wyjątkowy. Gdy patrzę na moje życie wstecz, to widzę, że od początku Jaka jest pasja ks. Tomasza i dlaczego tak Pan Bóg mi ten dar ofiarowywał. Widzę Jego zafascynowała szanowną duszę kapłana? oddanie. Gorzej było z mojej strony. Minęło Mam wiele życiowych pasji. Oprócz tych sporo czasu zanim ten dar odkryłem. Póź- związanych z powołaniem są to zwykłe ludzniej przyszedł etap, gdy przyznałem się sam kie zainteresowania, tj. wędrówki górskie, przed sobą, że jestem powołany do służby uprawianie różnych sportów. Fascynuje mnie Bożej. Ostatni etap, czyli zostawienie wszyst- piękno przyrody. kiego, był najtrudniejszy, ale nigdy nie żałoProszę powiedzieć jakie są pragnienia i wałem tej decyzji. oczekiwania Duszpasterza wobec paraJak ksiądz czuje się na niwie, jaką jest pa- fian, mieszkańców Kań i Otrębus w tym Roku Miłosierdzia? rafia Kanie i Otrębusy? Jest to moja pierwsza parafia – i dlatego Takie, że będą się za nas – księży – szczeszczególna. Będzie miała wpływ na całe moje gólnie w tym roku modlić. Ogólnie zawsze kapłaństwo. Czuję się tu jak w domu. Czuję, pragnienia księży są takie same: modlić się,

modlić się i jeszcze raz się modlić. Oprócz tego można by stworzyć jakąś nową inicjatywę pomocy komuś konkretnemu w naszej parafii – np. biednym dzieciom. Jakie jest marzenie księdza? Jakie przesłanie chciałby ksiądz przekazać swoim podopiecznym? Aktualnie moim marzeniem jest, by zniknęły wszystkie spory, waśnie i ogólnie nienawiść. Żeby zwyciężył Jezus Chrystus i Jego Duch. Duch zgody, pokoju i miłosierdzia. Trwają przygotowania do Światowych Dni Młodzieży. Proszę przybliżyć nam wartość tego ciekawego spotkania. Jest to wyjątkowa okazja, by spotkać się w większym gronie i dzielić przeżyciem swojej wiary. Chodzi o wzajemne bogacenie się swoim świadectwem spotkania z żywym Chrystusem. Oprócz tego wzajemne zarażenie się młodzieńczym entuzjazmem. Jest on nam dziś tak bardzo potrzebny. Pięknie dziękuję za rozmowę, łączę wyrazy dobrych myśli wraz z modlitwą w intencji naszych Duszpasterzy. Z Panem Bogiem.

SPOTKANIA NADZWYCZAJNE

S

Światowe Dni Młodzieży 2016 Rok

potkania młodych katolików zapoczątkował św. Jan Paweł II w 1985 r. To piękny pomysł na budowanie relacji i poznawanie się katolików, którzy pielgrzymują z różnych miejsc kuli ziemskiej. Co dwa – trzy lata młodzi katolicy z całego świata spotykają się w różnych miejscach naszych kontynentów. Na takie spotkania przyjeżdża również najwyższa głowa Kościoła Katolickiego – Papież. Spotkania z papieżem są organizowane w formie religijnej. Odnajdziemy w nich chwile przepełnione duchem, chwile powagi, refleksji nad sensem bycia, zrozumienia i poszanowania godności siebie i drugiego człowieka. Jest to wspólny czas modlitwy w jedności różnych kultur, a także przedstawienie własnego sposobu myślenia i przeżywania katolicyzmu – uwielbienia Boga w Trójcy Świętej, czas radości Festiwalu Młodych w jakże różnorodnych i odmiennych formach. Święty Jan Paweł II spotkał się z młodzieżą aż dziewięć razy. Na spotkanie młodzieży do Manili na Filipinach przybyło ponad pięć milionów młodych osób. Było to największe zgromadzenie młodzieży na świecie.

W tym roku będziemy przeżywać Światowe Dni Młodzieży w naszej pięknej i ukochanej ojczyźnie. Przed nami wyzwanie wyjątkowe – jest to bowiem szczególny czas: Rok Miłosierdzia Bożego, w który wpisuje się również Jubileusz Chrztu Polski, a Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłosił rok 2016 Rokiem Cichociemnych (legendarni polscy żołnierze, szkoleni podczas II wojny światowej w Wielkiej Brytanii i desantowani do okupowanej ojczyzny, by walczyć z nazistami. – Uczczeni zostaną wielcy bohaterowie – podkreśla Anna Rowińska z Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej).

ich doświadczeniami, jakimi młoda osoba musi stawić dzielnie czoła w myśl sentenSymbolami Światowych Dni Młodzieży cji, którą pozwolę sobie przytoczyć: „Vivesą Krzyż i Ikona. Krzyż przekazał Ojciec re militare est” – życie jest walką. Święty młodzieży u kresu trwania Roku Świętego 1983. Powiedział: „Umiłowa- „A pod krzyżem Matka stała” – od roku ni młodzi u kresu Roku Świętego powie- 2000 kopia ikony Matki Bożej (z Bazyliki rzam wam znak tego roku jubileuszowe- Rzymskiej Santa Maria Maggiore) towarzygo: Krzyż Chrystusa. Ponieście go na cały szy Światowym Dniom Młodzieży. świat jako znak miłości, którą Pan Jezus umiłował ludzkość i głoście wszystkim, Niech tych kilka słów będzie pomocnych że tylko w Chrystusie umarłym i zmar- w spokojnej refleksji nad zbliżającym się twychwstałym jest ratunek i odkupienie”. czasem Światowych Dni Młodzieży oraz odwagą do bogatego działania. Od tamtej chwili Krzyż pielgrzymuje po różnych rejonach świata wraz z młodymi i


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

11

AUTOR: MARTA GODZISZ

KRÓL LATA (CZ.5)

“– Na koszt firmy. Witaj z powrotem, Gab.”

P

aństwo Szyllerowie wyraźnie cierpieli na niedobór córki. Utrzymali Gab w domu jedynie przez godzinę, ciężką i niewygodną dla całej trójki, bo wili się jak piskorze przez cały ten czas, nie pozwalając się rozwinąć dyskusji o zaginionych dzieciach i popsutych dzieciństwach. Mimo to sprawiali wrażenie ożywionych i natchnionych tym specyficznym rodzajem energii, przez długi czas uśpionym rodzicielskim zapałem, którego Gab nawet nie próbowała zrozumieć. Zamiast tego dopiła czwartą herbatkę z miodkiem (rzeczywiście dobrym) i, wyczekawszy na odpowiedni moment pomiędzy matczyną opowieścią o wnukach wujka Zbigniewa a ojcowską tyradą o pracy we własnej firmie, wymknęła się z kuchni. Rzuciła jeszcze głośne: „wrócę późno, nie czekajcie z kolacją”, jakby znowu miała kilkanaście lat, i wyskoczyła na ulicę. Dotarła na stację Podkowa Leśna Główna niecałą godzinę później. Spacer był długi, ale niezbyt wyczerpujący. Mogła co prawda podjechać kolejką, ale cóż to by wówczas była za zabawa? Przebyła całą drogę energicznym krokiem kobiety biznesu, który tak bardzo nie pasował do zasypanej igliwiem, na wpół zarośniętej ścieżki biegnącej wzdłuż torów. Podobnie jak w jej rodzinnych Otrębusach, także tutaj ze wszystkich stron wyobraźnię atakowały obrazy sprzed wielu lat. Wspomnienia nakładały się na rzeczywistość i sprawiły, że gdy Gabriela wchodziła do baru „Na Skraju Ogrodu”, czuła się bardzo, bardzo zmęczona. Mimo że było słoneczne popołudnie, wewnątrz panował półmrok. Imitujące kandelabry lampy dawały zbyt przytłumione światło, padające na ciemne drewno zbyt wielu stolików oraz zbyt dużej lady barowej. Na ścianach z jednej strony lokalu powieszono pstrokate plakaty, być może ogłoszenia wydarzeń kulturalnych w okolicy, z drugiej – tajemnicze drewniane konstrukcje; Gab domyślała się, że są dzieła tutejszych artystów-być-może-amatorów. Z głośników leniwie sączył się smooth jazz, pasujący do tego wszystkiego jak pięść do nosa. Całość wystroju automatycznie, nie do końca świadomie Gab oceniła jako nachalny kontrast sprzecznych stylów i intencji: trochę nowoczesności, trochę folkloru, nic tylko wcisnąć

w kąt szafę grającą, a naprzeciwko symbo- Kufel – wcale nie mały, ale z czerwoną chmurką syropu malinowego rozchodzącą liczne pianinko do kotleta. się przy dnie – huknął o kontuar po niecaO rany, myślisz jak jakaś wielkomiejska łych trzydziestu sekundach. arogantka albo zadzierająca nosa przy- – Na koszt firmy. Witaj z powrotem, Gab. jezdna, skarciła się w myślach, lawirując Chwilę zajęło Gabrieli przyjęcie do wiamiędzy stolikami. Niewiele z nich było domości tego, że stoi przed nią postarzały zajętych, ale rozpostarci na krzesłach o dziesięć lat Einstein. Głębokie zakola, klienci w większości mierzyli ponad metr awangardowa broda, obwiedzione cieosiemdziesiąt i wyciągali nogi w poprzek niami chronicznego niedosypiania oczy, przesmyków w archipelagu mebli, Gab mały garb na nosie, będący zapewne pagotowa była dać głowę, że celowo. Dotarła miątką po złamaniu, zaciśnięte wargi ułodo lady z wrażeniem, jakby właśnie odbyła żone w niemal prostą kreskę grymasu jak spływ kajakowy Czarną Hańczą w najwęż- u sprzedawcy na zbyt długiej zmianie za szym i najniespokojniejszym jej odcinku. ladą. Żaden z elementów nie pasował do – Dzień dobry – powiedziała do odwróco- tego, jak zapamiętała Krzyśka Trzmiela, nego plecami barmana. – Szukam Krzysz- ale mimo to twarz bez wątpienia była znatofa Trzmiela, słyszałam, że jest właści- joma. Jednocześnie Gabrielę uderzył jej cielem? – Na wszelki wypadek zakończyła wyraz; w komplecie z prostym, lecz szczepytającą nutą, podejrzewając, że rodzice rym „witaj z powrotem” bardziej ucieszyłmogli pomylić nazwiska jej przyjaciół z by ją równie prosty i szczery uśmiech, nie dzieciństwa, a tym samym i ją wprowadzić darmowe piwo. Uniosła kufel w geście trochę karykaturalw błąd. – Ano jest – odparł mężczyzna smętnym nego toastu. głosem konsultanta telefonicznego. – Po- – Uściskam cię za chwilę – powiedziała i wzięła potężny łyk. dać coś? – Nie ma pośpiechu. Gdyby Gab porównała Palucha Korzewskiego, który tak entuzjastycznie ją powitał, do roześmianego pluszowego misia, Krzyśka siłą rozpędu musiałaby określić jako robota z plastiku. Wpatrywał się w nią, zarzuciwszy sobie szmatkę do polerowania na ramię. Ręce założył na piersi, spod mankietu koszuli na jego lewy nadgarstek wypełzał fantazyjny tatuaż. Nie zmienił wyrazu twarzy. Zupełnie jakby wiedział, że sentyment i sympatia nie są najważniejszym powodem, dla którego nie odłożyła spotkania z dawGab przebiegła wzrokiem po barowych nym przyjacielem na następny dzień, półkach. W kącie, niemal całkiem scho- gdy on będzie miał wolne, a jej nie będą wany za podwójnym nalewakiem z logiem przygrywały nerwy. Jakby wiedział, że tak lokalnego piwa, stał ekspres do kawy. Al- naprawdę nie potrafiła zaczekać ze sprawą zaginięcia Artura; dla nich wszystkich leluja! Właśnie tego potrzebowała. wspomnienia wyciąganego teraz spod – Poproszę podwójne espresso. Barman nawet na moment nie stracił grubej warstwy kurzu i celowego zapozainteresowania właśnie polerowaną mnienia, dla niej – gwoździa wbitego naszklanką. Wykonał ruch, jakby chciał zer- gle w sam środek serca. knąć na nią przez ramię, ale w ostatniej chwili zdecydował, że jednak nie warto Wszystkie dostępne odcinki do przeczytania i teatralnie chuchnął na szkło. Gab wy- również na stronie: www.butelka-rudego.blogwróciła oczami, uświadomiwszy sobie, że spot.com/p/krol-lata.html według niego zamawiając kawę o siedemnastej w czerwcową sobotę popełniła jakiś rodzaj faux pas. – Małe piwo – poprawiła się i po chwili wahania dodała z nadzieją: – z sokiem.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.