Linia #8 Wrzesień 2016

Page 1

SZCZYPTA JAZZU • WYRAZ TWARZY • PAŁAC W ŻÓŁWINIE • JEJ UŚMIECH • BREVIO-NOVUS PORTRET KOBIETY • KRÓL LATA


2

25.09.2016, godz. 17.00, „Matecznik” Mazowsze, Otrębusy – Karolin, ul. Świerkowa 2 Atom String Quartet Dawid Lubowicz - skrzypce Mateusz Smoczyński - skrzypce Michał Zaborski - altówka Krzysztof Lenczowski - wiolonczela

Miłosz Szulkowski – perkusja Anna Kozak Chór „Łontanara” z gościnnym udziałem Ela Pęczuła Jerzego „Słomy” Słomińskiego Diana Galińska Ewa Pawlikowska Lydie Kotlinski Monika Podsiadła Nicole Grospierre Słomińska Mariola Mazurek Boogie Boys Ida Baran Bartek Szopiński - fortepian, organy, Alicja Fręchowicz Szczegółowe informacje, dotyczące tego wokal Kinga Bronisz wydarzenia, znajdą Państwo we wrześniowym Michał Cholewiński - fortepian Urszula Bednarczyk wydaniu „Linii”. Serdecznie zapraszamy. Janusz Brzeziński - kontrabas Maja Słomińska OD REDAKCJI

J

OKRES POWAKACYJNY I SPROSTOWANIA

ak szybko minął ten wakacyjny czas. Wraz z zbliżaniem się przesilenia grudniowego, wydłużają nam się wieczory. Mam nadzieję, że lektura obecnego numeru, wam je umili i urozmaici.

stępnił) do użytkowania w okresie letnim swój domek myśliwski, zwany willą „Aida”. W tym czasie willa na Stawisku jeszcze nie istniała. Jej budowa rozpoczęła się pod koniec 1926 lub na początku 1927 roku, i była własnością Anny Iwaszkiewicz (kupiła ją od ojca za symboliczną W poprzednim numerze w artykule o „Dom złotówkę). Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów” znalazło się odrobinę nieścisłości. Oczywiście jednak Dalej piszemy w LINI: nasi czytelnicy czuwają i przysłali sprosto- Z czasem miejsce przekształciło się w wanie. Bardzo za to dziękujemy. ostoję i schronienie dla wybitnych twórców, zwłaszcza literatów i muzyków. Z W artykule piszemy: przemysłowego dworu stało się ośrodPo ślubie córki Anny (w 1922 r.) Stani- kiem literacko-artystycznym. sław Lilpop podarował Iwaszkiewiczom Tu już sporo nieporozumień. W okresie przed okazałą willę. wojną Stawisko nie było żadną ostoją ani To nie tak. W 1922 roku Lilpop udostępnił schronieniem. Po prostu tętniło życiem od sa(ale nie darował) Iwaszkiewiczom mieszkanie mego początku (a nie „z czasem”) – razem z w Warszawie na Górnośląskiej oraz (też udo- Iwaszkiewiczami przeniosło się tu bujne życie

towarzysko- artystyczne z Aidy. Nie było też mowy o przekształcaniu się „ z przemysłowego dworu [co to właściwie znaczy?] w ośrodek literacko-artystyczny” To od początku był dom Anny Iwaszkiewicz i o żadnej „przemysłowości” nie mogło być mowy. Pominął Pan zupełnie w swoim tekście stosunkowo długi okres zamieszkiwania Iwaszkiewiczów w Aidzie (1922 – 1928). A tu właśnie powstawało wiele utworów Iwaszkiewicza z tego okresu, tu narodziła się tradycja życia artystyczno-towarzyskiego Skamandrytów w Podkowie Leśnej, które od 1928 r. przeniosło się do Stawiska. Przesyłam wyrazy szacunku Tadeusz B. Iwiński Właściciel „Aidy”

STOPKA REDAKCYJNA REDAKCJA I SKŁAD: TOMASZ S. RÓG KOREKTY: EDYTA WOŹNIAK, DRUK: DRUKARNIA HELVETICA-DRUK.PL WYDAWCA: TOMASZ RÓG, CZEREMCHY 8 05-805 OTRĘBUSY DYSTRYBUCJA: Miesięcznik dostępny w wybranych sklepach w obrębie Brwinowa oraz Otrębus, w Filiach Biblioteki Wacława Wernera, w restauracji Elita a także w skrzynkach pocztowych mieszkańców okolic. PODZIĘKOWANIA: WALDEMAR MATUSZEWSKI, MARZENA SOBIERAJ, ANNA SZMULEWICZ, ANNA CIENKOWSKA, EDYTA WOŹNIAK, BARBARA WALICKA, MARTA GODZISZ, ANDRZEJ GONTARCZYK, PAWEŁ KOMENDER, GRZEGORZ PRZYBYSZ, ADAM FEDOROWICZ, ALEKSANDRA PACHNIK, JACEK PACHNIK, RENATA PACHNIK, GRZEGORZ KOGUT, KAMILA GIEMZA, PIOTR I JUSTYNA KOWALCZYK, AGATA I RYSZARD PUCHALSCY, PORTAL OTREBUSY.PL ORAZ PODKOWA LEŚNA - MIASTO OGRÓD. ZDJĘCIE NA OKŁADCE - PAWEŁ KOMENDER - DWÓR W ŻÓŁWINIE, NADARZYŃSKA 21, WIĘCEJ NA STRONIE 7.

Masz pomysł, tekst lub ważną informację do przekazania? Czekamy na wasz kontakt pod adresem: redakcja.linia@gmail.com tel. 723227211 facebook.com/miesieczniklinia


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: ADAM FEDOROWICZ

3

ZDJĘCIA: GRZEGORZ KOGUT

SZCZYPTA JAZZU, SZCZYPTA ETNO, SZCZYPTA BOOGIE – CZYLI ETNO JAZZ FEST 2016 W OTRĘBUSACH.

T

egoroczną, 10. edycję ETNO JAZZ FEST rozpocznie koncert znakomitego kwartetu smyczkowego ATOM STRING QUARTET!

ATOM STRING QUARTET – wiodący polski zespół jazzowy oraz jeden z najciekawszych kwartetów smyczkowych na świecie. Od momentu zdobycia Grand Prix XIII Bielskiej Zadymki Jazzowej, „tych czterech najsympatyczniejszych rzępajłów z siłą rażenia adekwatną do nazwy zespołu” (jak określił członków zespołu Jan „Ptaszyn” Wróblewski), stale gości na największych europejskich festiwalach muzycznych, m.in.: Berliner Jazztage, Jazz Baltica, Leipziger Jazztage, Festival Veranos de la Villa Madrid, Gaume Jazz Festival, Jazz Jamboree, Salzburger Festspiele, Manchester Jazz Festival, Ethno Jazz Festival czy Solidarity of Arts. Zdobywcy Fryderyków w 2011 i 2012 roku. W 2015 roku zespół został wyróżniony nagrodą „Mateusze Trójki 2015” przyznawaną przez Akademię Muzyczną Trójki złożoną z dziennikarzy Programu 3 Polskiego Radia. Zespół współpracował z takimi artystami jak: Branford Marsalis, Bobby McFerrin, Gil Goldstein, Paolo Fresu, Wolfgang Haffner, Christian von Kaphengst, Rupert Stamm, Mathias Haus, Vladislav „Adzik” Sendecki, Leszek Możdżer, Lars Danielsson, Zohar Fresco, Jerzy Maksymiuk, André Ochodlo, Urszula Dudziak, Natalia Kukulska, Marek Moś, Kayah, Aga Zaryan, Janusz Olejniczak, Krzesimir Dębski, Adam Sztaba, Grzech Piotrowski, Krzysztof Herdzin, Józef Skrzek, a także zespołami: AUKSO Orkiestra Kameralna Miasta Tychy, Elbląska Orkiestra Kameralna, World Orchestra Grzecha Piotrowskiego, Sinfonia Viva, Kapela Góralska Sebastiana Karpiela Bułecki oraz Motion Trio. We wrześniu 2015 roku, nakładem firmy Kayax, ukazał się trzeci album kwartetu „Atom SPHERE”, na którym znalazły

się autorskie kompozycje wszystkich muzyków zespołu, a także opracowania utworów Witolda Lutosławskiego oraz Zbigniewa Seiferta. Album ten był nominowany do nagrody „Fryderyk” 2016 w kategorii „Album roku muzyka jazzowa”. W czerwcu 2016 roku Atom String Quartet otrzymał nagrodę Grand Prix Jazz Melomani w kategorii „Zespół roku. Mateusz Smoczyński, znakomity muzyk kwartetu Atom String Quartet, który otwierać będzie tegoroczną edycję ETNO JAZZ FEST, został laureatem Międzynarodowego Jazzowego Konkursu Skrzypcowego im. Zbigniewa Seiferta 2016! Atom String Quartet tworzą skrzypkowie: Dawid Lubowicz i Mateusz Smoczyński, altowiolista – Michał Zaborski oraz wiolonczelista – Krzysztof Lenczowski. Jednym z najciekawszych wydarzeń tegorocznej odsłony ETNO JAZZ FEST zapowiada się występ żeńskiego chóru „Łontanara”, wykonującego tradycyjny śpiew zachodnioafrykański i południowoafrykański oraz autorskie aranżacje gospel. _ Lydie Charlotte Kotlinski, założycielka chóru, to międzynarodowa wykonawczyni wielu gatunków śpiewu i pedagog muzyczny. Od 17-stu lat prowadzi lekcje i warsztaty wokalne „Koyemba”, co w kongijskim języku lingala odpowiada polskiemu czasownikowi „śpiewać”. Umiejętności wokalne artystka pogłębiała pod opieką wybitnych profesorów renomowanych szkół muzycznych, wśród których znalazły się takie jak paryska CIM School od Jazz, American School of Modern Music oraz konserwatoria w Clichy i w Aix En Provence. Jej dorobek twórczy wyróżnia udział w duecie, tercecie i kwintecie, nagania muzyki do filmów krótkometrażowych, współpracę z kabaretem teatralnym „Les Pétroleuses” oraz nagrania dla Memoriału Masylianki. Przez wiele lat prowadziła warsztaty śpiewu i inicjacji jazzowej w Paryżu, chór kobiecy „Les Femmes du sud”, a także warsztaty gospel w gimnazjach i szkołach podstawowych w Marsylii. Była wokalistką zespołu „Lunatik Jazz Orchestra”, „Iyema Gospel Quartet” i „Millénium Gospel Voices”. Od 2003 r. współtworzy grupę „Les Tisseuses d’étoiles”. Współpracując z Union Nationale de Jeunesse Musicale de France, regularnie odbywa liczne trasy koncertowe. Od 2012 roku prowadzi chór „Łontanara”. W maju 2015 r. zaaranżowała i nagrała dla Stowarzyszenia dla ziemi pieśń pt. „Khawuleza”. Lydie Kotlinski poprowadzi warsztaty wokalne razem z kultowym perkusjonalistą Jerzym

„Słomą” Słomińskim, na które gorąco zapraszamy. Na zakończenie 10 edycji ETNO JAZZ FEST wystąpi zespół „dynamit” czyli BOOGIE BOYS. Od początku istnienia datowanego na 2002 rok zespół odwiedził niemal wszystkie kraje europejskie plus kilka na innych kontynentach. W swoim dorobku mają trzy studyjne albumy, a ich koncerty cieszą się ogromną popularnością. Koncertowali u boku wielu gwiazd (jako suport lub back-up band): Shakin’ Stevens, Ray Manzarek (The Doors), Eric Burdon (The Annimals), Chris Barber, Phill Guy, Studebaker John, James Harman, Rod Piazza i wielu innych. W lutym 2009 Boogie Boys jako jedyny zespół spoza USA został finalistą największego bluesowego konkursu na świecie „Intrenational Blues Challenge – Memphis, USA”. Po tym sukcesie przyszły kolejne: w lipcu ukazał się ich album „HEY YOU” , potem trasa koncertowa w Kanadzie, w tym koncerty na największych festiwalach: „Montreal Jazz Festival”, „Mont-Tremblant Blues Festival”, oraz „Quebec City Music Festival”. Warto tu przypomnieć, że w maju 2009 zespół gościł w Otrębusach! W roku 2010 zagrali trasę koncertową w Californii – USA, a w ankiecie „Blues Top” zostali wybrani „Zespołem Bluesowym Roku 2009”. Album „Hey You” został także finalistą „Best self produced album- International Blues Challenge 2010”. Lider zespołu Bartek Szopiński jak również pozostali członkowie grupy: Szymon Szopiński, Michał Cholewiński zostali wielokrotnie nagrodzeni tytułami: „Pianista Roku”, „Instrumentalista Roku” wg. Czytelników magazynu „Twój Blues”. W roku 2011 reprezentowali Polskę na „1st European Blues Challenge” w Berlinie, gdzie znaleźli się w gronie laureatów „TOP3”. W roku 2012 zostali po raz kolejny uhonorowani tytułem „Zespół Roku” w ankiecie „Blues Top 2011. W 2014 odbyli trasę koncertową po Australii, Nowej Zelandii i wyspach Pacyfiku. Wciąż wykonują koncert za koncertem, a 25.09. w Sali Matecznika Mazowsze szykują nam muzyczne show,które miejmy nadzieję na długo zapadnie nam w pamięci. Dodatkową atrakcją między koncertami będzie degustacja urodzinowego tortu i wystawa plakatóww foyer Matecznika.


4

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

PRZEDRUK Z TYGODNIKA “ŚWIAT”(1924r.) W ORYGINALNEJ PISOWNI. Jakże aktualny tekst, podpisany prze H. Jel, znaleziony w starym tygodniku “Świat” z 1924r. Którego kolekcję znaleźliśmy na naszym lokalnym targu staroci i pragniemy wam przedstawić. Tekst przypomina teksty Vonneguta czy Hellera które powstały przecież ponad 40 lat po nim. A to nasza literatura z dwudziestolecia między-wojennego.

I

WYRAZ TWARZY

stnieje kraj - zdaje się w południowej Ameryce, gdzie ludzie są nie tylko obowiązani do sumiennego płacenia podatków, wymijania przechodniów, nie plucia na podłogę, gdzie nie tylko plantacje miejskie powierza się opiece publiczności, w kinematografach nie wolno palić pod karą sądową, ale gdzie nawet obowiązuje “wyraz twarzy”, arcy sympatyczny wyraz twarzy.

i obrońca też. Jeżeli jego cierpienia miały istotne podłoże, jeżeli cierpiał bardzo, a twarz była odbiciem bielejącej duszy, to wolno mu osiąść przez dłuższy czas w wesołym więzieniu, przy czym otrzymuje pensję, równierz w funtach. Niestety kraj ten obfituje w oszustów, którym, skądinąd, dzieje się dobrze na świecie, a marzą o więzieniu i czynią wielki wysiłek, (smutny wyraz twarzy - to wielki wysiłek) ażeby zamieszkać, chociaż przez kilka tygoLudzi o niemiłym, niesympatycznym, aro- dni, w tym przepięknym hotelu z pierwszoganckim, niepewnym, smętnym, znudzo- rzędną restauracją, barem, kinem, ruletką, nym, posępnym, melancholijnym, ironicz- gdzie pewna wygrana… nym, a przede wszystkim smutnym wyrazie twarzy wzywa się przed sąd, przed którym Ale dlaczego u nas ludzie chodzą z tak winowajca musi się wytłumaczyć. smutnym wyrazem twarzy? W każdym Sąd składa się z kilku radnych, ministrów w spoczynku, członków towarzystwa dziennikarzy i literatów, dyrektora towarzystwa ubezpieczeń, profesora tańców klasycznych, prokurenta banku, dwóch fryzjerów, oraz trzech najpiękniejszych dziewic. Przede wszystkim rozpatrzona jest twarz winowajcy. Czy twarz jako taka posiada specjalne defekty, które czynią jej widok nie porządany, czy też wewnętrzne przeżycia nadają jej wyraz smutny. Przez dwa tygodnie rozpatruje sąd sprawę, podczas tego podsądny znajduje się w areszcie. Lecz areszt w owym stanie południowej Ameryki niczem nie przypomina naszych wiezień! Jest to wielki hotel z pierwszorzędną restauracją, dancingiem, barem, salonem gry, kinem, łaźnią, gdzie wiezień wszelkich rozrywek używa za darmo, a przy ruletce zbija fortunkę w funtach. Po dwóch tygodniach podsądny zjawia się przed sądem. O ile nie zmienił wyrazu twarzy, to operują mu twarz, nadając jej wyraz przyjemny. Jeżeli zaś życie więzienne wpłynęło dodatnio na wyraz twarzy i cerę, następuje “sprawa”. Obywatelu - pyta minister lub dziewica, czemu wbrew obowiązkom miałeś wyraz twarzy smutny? Obywatel tłumaczy się, ze albo mu dokuczała żona, albo i kucharka, że mu spadły akcje albo sztukę jego wystawiono w złej obsadzie, że się przyjaciele polityczni po nim przejechali, albo że wkręcili mu złego Fałata, czy Hoffmana, że się kocha z zbyt silną wzajemnością, że źle ciągnął przy banczku. Jednym słowem, albo i wieloma, tłumaczy się. Potem wbrew europejskim zwyczajom prokurator staje w jego obronie

miejscu publicznym czy prywatnym, w Sejmie, na ulicy, w teatrze, cukierni, u znajomych, u siebie, w domu, wszędzie można spotkać kogoś, albo i swoje własne odbicie w lustrze, wszędzie z tym smutnym wyrazem twarzy. Dawniej, przynajmniej na fotografiach obowiązywał “przyjemny wyraz twarzy”, a teraz… nie zdarzyło mi się widzieć ani jednej podobizny wśród “dowodów osobistych” moich znajomych, która by nie przerażało swoim tragicznie smutnym wyrazem: smutny nos, smutne czoło, smutne oko lewe i prawe, każde smutne na swój sposób, smutne usta, podbródek, smutna cała fizjonomia.

osobistego, biletu tramwajowego ulgowego, z grupy rodzinnej, fotografii zjazdu rodzinnego, czy nawet obchodu uroczystego. Nawet z fotografii znikł przyjemny wyraz twarzy. Dlaczego? Dlaczego, drogi przyjacielu miły, miła pani i miły młodzieńcze, wszyscy razem i każdy z osobna macie smutny wyraz twarz? Przeprowadzenie ankiety w tej kwestii jest niemożliwością.Przede wszystkim każdy wypiera się w żywe oczy: zdaje ci się mój drogi, ja nie mam smutnego wyrazu twarzy, to mój sąsiad z prawej strony”. - “Pan się myli, drogi panie, to moja przyjaciółka ma smutny wyraz twarzy”. Ludzie przyzwoitsi szukają usprawiedliwienia dla swojego wyrazu twarzy. Po długich i żmudnych zabiegach, w szeregu krzyżowych pytań, zadawanych na chybił trafił, udało mi się ustalić kilkanaście przyczyn, dla których mieszkańcy Warszawy chodzą z tym niefrasobliwie smutnym wyrazem twarzy. Jeden mówił na cenzurowanem, że jest smutny, bo ten Grabski, i drugi mówił, że Grabski, a trzeci powiedział - że stabilizacja (niedoczekanie stabilizacji), a czwarty, - że waloryzacja, a piąty, -też waloryzacja ale zimy (rzeczywiście zimę mamy w tym roku zwaloryzowaną) a szósty, - że tyle żydów (żydzi są też zwaloryzowani), a siódmy - że, ten bank emisyjny, a ósmy - że właśnie partyjne, a dziewiąty, że już nie może więcej czytać artykułów wstępnych w “Kurierze”, bo momentalnie usypia, a dziewiąty, - że “Rogacz wspaniały” jest “cudownem medium”, a jedenasty - że magistrat nie zebrał jeszcze śniegu, a dwunasty - dla tej samej przyczyny (nieuprzątnięty śnieg przysparza wiele problemów). Trzynasta się nie martwi o trzynastą pensję, ale jak tu mieć wesoły wyraz twarzy, gdy w ministerstwach zniesiono ondulację i auta, czternasta - bo się zaczyna wiosna. pietnasta - bo jej się zdaje, że jest jej do warzy ze smutną twarzą.

Może ją ktoś przekona, że nie ma racji. Gdybyż jeszcze ten smutny wyraz twarzy Może się wszyscy przekonają, że to już nie znajdował się wyłącznie na pięćset zło- należy do stylu… towych, zagranicznych dowodach osobi- H. Jel stych obywateli, którzy jadą się w tej cenie rozerwać! Każdy mieszkaniec Warszawy smutnie spoziera z bezpłatnego dowodu


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

5

LIST DO REDAKCJI

LUDZIE LISTY PISZĄ

„D

ziś przeczytałem z niedowierzaniem w brwinowskim internecie, że gmina w osobie p. Walendowskiego (wiceburmistrza) ogłosiła konkurs na mural z wizerunkiem pana W. Kowalskiego. Mural ma być namalowany na miejskim transformatorze, vis a vis ronda jego imienia. Jestem po prostu oburzony do cna. To pomysł kogoś psychicznie niezrównoważonego. Co oni w tej gminie wyprawiają? Czy wszyscy tam zwariowali? Umieszczenie muralu p. Kowalskiego na murze transformatora, to szarganie zacnego obywatela Brwinowa w plebejskim stylu. Czy pan Wacław na to zasłużył? Moim zdaniem pan Wacław zasłużył na o wiele więcej niż

zamieszczanie go na transformatorze wysokiego napięcia. Na tego typu obiektach, czyli na transformatorach, słupach elektrycznych, itp urządzeniach energetycznych, zamieszcza się zupełnie inne podobizny, ale na litość Boską, nie naszego brwinowianina ! To, że pan Wacław był znanym aktorem komediowym, nie oznacza, że w jego mieście rodzinnym można robić z niego muralowe jaja !

Grozy dopełnia podany przez w i ce b u rmistrza koszt tego malowidła - mural ma kosztować aż 28 tysięcy złotych. Są to przecież nasze pieniądze, moje, Twoje, społeczne. Zastanawiam się kto wyraził na to zgodę ! Jacyś radni? Zastanawiam się również, czy syn pana Kowalskiego, p. Bartłomiej, wie o tym, co gmina szykuje? Będzie skandal!"

Rok bieżący został ogłoszony Rokiem W. Kowalskiego. I dobrze ! Z tego powodu odbyły się różne imprezy, msze kościelne, wystawy plenerowe, a wcześniej poświęcono mu brwinowskie rondo, a niebawem będziemy oglądać film dokumentalny. I wystarczy! Mieszkaniec Brwinowa

AUTOR: KAMILA GIEMZA

D

MODNA KOLORYSTYCZNIE JESIEŃ

ziś mam dla Was słowo o jesiennych Mimo trwającej, pięknej pogody, zaczytrendach kolorystycznych. namy liczyć się ze schyłkiem lata. W końcu przyszedł wrzesień, dzieci wróciły do Nie przepadam za samym słowem szkół, wieczory powoli przypominają nam, „trendy” i faktem ich coraz mocniejszego że istnieje coś takiego jak sweter... wpływu na życie ludzi, już prawie w każ- Jesień rządzi się własnymi prawami aury dym aspekcie, ale jest jeden temat, który i pogody, co za tym idzie zmianą rodzaju dość pilnie obserwuję. Firma Pantone, ubierania, a także zupełnie innymi zektóra stworzyła w sumie największą na stawieniami kolorystycznymi. Dla mnie świecie bazę kolorów, od jakiegoś już cza- jesień jest niezwykle aromatyczną porą su wybiera kolor, który będzie królował roku, ciepłą pod względem nastroju, mimo przez 12 kolejnych miesięcy, a dodatkowo chłodu za oknami. Zawsze szukam w tym podaje 10 kolorów, które wg nich będą bar- czasie ciepłych, pełnych głębi barw. dzo modne na kolejne sezony. Firma Pantone proponuje na sezon jesień/ zima 2016-2017 dość ciekawą dziesiątkę.

Mimo, iż barwy jesieni są zwykle ciepłe, Pantone dorzuca do standardów także kolory chłodniejsze i lekko zgaszone, czym utrzymuje w jesieni lekki powiew lata. Ucieszy to osoby o typach kolorystycznych, które w barwach jesiennych zupełnie się nie odnajdują. Moje pierwsze spojrzenie na ten zestaw nie było nadmiernie przychylne, jednak poświęcając chwilę czasu na przemyślenia, widzę jak wiele ciekawych zestawień może z nich powstać i jakie dają możliwości aranżacji. Mam nadzieję, że będą dla Was inspiracją i zachęcą do eksperymentów.

BIBLIOTEKA IM. WACŁAWA WERNERA

DŁUŻSZE GODZINY PRACY BIBLIOTEK Wychodząc naprzeciw życzeniom i prośbom naszych Czytelników, informujemy, że od 1 września 2016 r. zwiększa się ilość godzin otwarcia naszych placówek (w Brwinowie i filia w Otrębusach) we wszystkie dni robocze tygodnia (wtorek będzie również dniem

otwartym dla Czytelników). Poniedziałek - 12:00-20:00 Wtorek - 9:00-16:00 Środa - 9:00-16:00 Czwartek - 12:00-20:00 Piątek - 10:00-18:00 Dodatkowo dyżury BP będą realizowa-

ne w Bibliotece w Brwinowie, przy. ul. Grodziskiej oraz w Oddziale dla Dzieci przy ul. Kościuszki 1E w każdą pierwszą sobotę miesiąca w godz. 9:00-17:00. Dziękuję i pozdrawiam Elżbieta Skalska


6

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: TOMASZ RÓG

KOLEJNE SPRZĄTANIE ŚWIATA

K

iedy upuścimy butelkę soku czy keczupu, jesteśmy wdzięczni, że istnieje coś takiego jak plastik. Czyli innymi słowy polimery syntetyczne. W przeciwieństwie do szklanego pojemnika, nie stracimy zawartości. Jednak za odporność na upadek płacimy innaczej, a raczej płaci za nas natura. Dlaczego? Ponieważ tworzywa sztuczne na bazie ropy naftowej nie rozkładają się w ten sam sposób, jak materiały organiczne, i nie mogą zostać przetworzone tak łatwo jak np. szkło. Drewno, trawa i żywność przechodzą proces znany jako

biodegradaca. Są przekształcane przez bakterie w prostsze związki organiczne. Ale bakterie kręcą nosem na plastik. Dlatego właśnie tak ważne jest sprzątanie naszych okolic. Takie właśnie wydarzenie organizuje co jakiś czas nasz sołtys. I jak zwykle, nie zawodzą mieszkańcy i zjawiają się aby wspólnie pozbierać śmieci, których - niestety - wciąż nie brakuje w okolicznych lasach i parkach. Wieczorem, wszyscy mogą odpocząć i zjeść kiełbaski przy ognisku w klubie Patataj.

SUKCES FILMOWCÓW Z OTRĘBUS

M

ieszkańcy Otrębus i czytelnicy miesięcznika LINIA, z radością przeczytają, że nasza zdolna młodzież kontynuje filmową tradycję naszych okolic. Wygrali oni właśnie, we włoskiej miejscowości Nova Siri, główną nagrodę w kategori Best Film. Produkcja powstała w ramach festiwalu CinemaDaMare. Nazywa się „LOCKED US” i jest komedią pomyłek. Scenariusz napisał Tomasz Róg, reżyserią zajmował się Piotr Zając i Albert Rudnicky, natomiast zdjęcia zrealizowała Aleksandra Pachnik. Film stworzony został wraz z międzynarodową obsadą, a w konsekwencji, wyświetlony w pawilonie włoskim podczas 73. Biennale w Wenecji. KLUB PANTERA

JU JITSU – JAKO SZTUKA WALKI OBRONNEJ DLA KOBIET.

K

iedy niespodziewanie zostaniesz narażona na konfrontację z napastnikiem, warto wiedzieć, jak się wtedy zachować i co zrobić. Kiedy wokół nie ma nikogo, kto mógłby Ci pomóc i wydawałoby się, że jesteś bez wyjścia, nie wolno wpadać w panikę. Należy nie tracić głowy, ocenić sytuację i wybrać najkorzystniejszy wariant obrony lub ucieczki.

sy. Jeszcze groźniejsze jest duszenie przedramieniem z tyłu, ponieważ ten atak może spowodować odcięcie dopływu powietrza, a to prowadzi do utraty przytomności.

nie wykonać energiczny obrót tułowia z zahaczeniem i dynamicznym podcięciem nogą, jego nogi, co spowoduje obalenie napastnika na plecy. Zdjęcia – 5, 6, 7, 8,

Atak: Napastnik podchodząc od tyłu, oplata ramieniem szyję swojej ofiary W/w porady nie zastąpią nauki pod wykwalifiZdjęcia -1, 2, 3 kowanym okiem instruktora. Niemniej jednak, mogą przydać się w nagłej sytuacji. Najczęstszym i najbardziej niebezpiecz- Obrona: nym, stosowanym przez napastnika, jest Przed przyduszeniem należy dwuchwytem Zapraszam Panie do pogłębiania tej potrzebnej atak od tyłu, uchwyt za ubranie lub za wło- uchwycić przedramię napastnika, następ- wiedzy na stronie klubu www.pantera-brwinow.org.

1

2

3

5

6 7

8


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR: ALEKSANDRA PACHNIK

M

7

ZDJĘCIA: PAWEŁ KOMENDER, TOMASZ RÓG

PAŁAC W ŻÓŁWINIE

ieszkańcy Żółwina na pewno znają budynek mieszczący się pod adresem Nadarzyńska 21. Szczególnie ostatnimi laty, gdy piękna, bielejąca w słońcu bryła znów ściąga wzrok przechodniów.

Wraz z rozpoczęciem II wojny światowej, Zarybie zostało zbombardowane. Dwór stał się schronieniem dla wysiedlonych Polaków, ukrywających się Żydów, a po Powstaniu Warszawskim – dla uchodźców ze stolicy.

Żółwin jako miejscowość, pamięta jeszcze czasy szlacheckie XVI wieku, kiedy to na tych terenach złociły się łany zbóż. Początkowo bowiem, miejscowość miała charakter rolniczy.

W 1940 roku, Henryk Witaczek potajemnie odkupił posiadłość od syna Michała Natansona - Henryka Natansona, ukrywającego się przez wzgląd na żydowskie pochodzenie. Wraz z siostrą, H. Witaczek, założył tu później Centralną Doświadczalną Stacją Jedwabniczą w Milanówku. Wtedy też rozpoczęto tutaj uprawę morwy oraz szkolenia z hodowli jedwabników i praktyki dla uczniów Liceum Jedwabniczego z Milanówka.

Około połowy XIX w. zbudowano dwór (ceremonia położenia kamienia węgielnego miała miejsce w 1853r.). Zaprojektowany został przez Józefa Bobińskiego - jednego z architektów mających wpływ na wygląd przedwojennej Warszawy. W 1847r., bowiem, opracował on projekt Hotelu de Saxe, mieszczącego się do dziś (w uproszczonej formie, bez fantazyjnej elewacji) między ulicą Kozią 3/5, a Krakowskim Przedmieściem 35. Obydwa budynki, od strony ulicy Koziej, połączone są tzw. Mostem Westchnień. Pałac w Żółwinie zamówiony został dla Michaliny Radziwiłłówny (później, po mężu, Rzyszczewskiej).

Ze wspomnień Beaty Witaczek-Nehring: „Żółwin natychmiast stał się przytuliskiem dla wygnańców z Poznańskiego i Kresów Wschodnich i w końcu dla Warszawiaków (1944 r.). W różnych okresach przebywali tam: Maria Dąbrowska, Anna Kowalska, Ewa Szelburg-Zarembina, Stefan Krzywoszewski, Ferdynand Ossendowski. W Żółwinie prowadzono w dalszym ciągu doświadczalne wychowy jedwabników i kursy instruktorskie. Wielokrotnie przebywały tam osoby zaangażowane w konspirację, którym potrzebna była okresowa zmiana miejsca pobytu. Często znajdowały się też tam osoby pochodzenia żydowskiego”.

Budynek wzniesiono na planie wydłużonego prostokąta. Ma jedno piętro, choć podniesione. Pod nim znajdują się piwnice. Elewacjia frontowa rozdzielona jest portykiem toskańskim na dwie części, asymetryczne pod względem rozmieszczenia okien. Poczas okupacji H. Witaczek polecił lekarzowi zakładowemu, dr W. Dońskiemu, aby Od śmierci hrabiny Michaliny Rzyszczew- pomagał nie tylko pracownikom ośrodka, skiej w 1883, posiadłość często zmieniała ale każdemu, kto zgłosi taką potrzebę. H. właścicieli. Należała do Eustachego Maryl- Witczak osobiście pokrywał koszty zarówskiego, następnie do rodziny Zielińskich, a no opieki medycznej, jak i zakupu leków dla później do Szellerów. Od 1930 roku właści- mieszkańców Żółwina oraz tysięcy ludzi, cielem majątku był Michał Natanson. Wg opuszczających Warszawę po powstaniu. słów, stale goszczącej wówczas we dworze, Ponadto Hynryk Witaczek, korzystając z Stefanii Frej: „przed gankiem był piękny zasobów jedwabniczych Stacji uruchomił klomb z wieloma różnymi kwiatami, które dwie szwalnie. Zorganizował również w pryogrodnik Buzewski hodował w mateczniku watnych domach placówki szycia bielizny – w tym miejscu znajduje się obecnie kort i odzieży, która potem rozdawana była zatenisowy.”. równo w Żółwinie, jak i w Milanówku.

Zgodnie z ustawą z 1946r. Stacja wraz z dworem stała się własnością państwa. Założycielowi Centralnej Stacji pozwolono zachować stanowisko przez 2 lata, potem, w 1951r., został skazany na 8 lat więzienia i osadzony w “Gęsiówce”, jako “element reakcyjny”.

Dwór natomiast stanowił centrum hodowlane, szkoleniowe i doświadczalne polskiego jedwabnictwa kontynuujące dzieło Witaczków. Jednym z filarów tej działalności był prof. Jerzy Kremky – absolwent Liceum Jedwabniczego w Milanówku. Później popadł w zaniedbanie. Obecnie posiadłość jest w rękach prywatnych, Mieści się w nim hotel, a okala go wspaniały, zielony ogród. Na terenie “Pałacyku w Żółwinie” organizowane są imprezy i warsztaty. Ciekawych historii dworu w Żółwinie zapraszamy do lektury fantastycznej książki Grażyny Adamskiej „Dwór w Żółwinie i jego tajemnice” (2009). Artykuł powstał dzięki portalom: www.zolwin.pl www.muzeumjedwabnictwa.pl


8

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR :WALDEMAR MATUSZEWSKI

POWRÓCIŁ DO NAS JEJ UŚMIECH. Uratowana z gruzów, historyczna figura Matki Bożej

P

ark okalający dworek „Zagroda” w Brwinowie, w którym od lat ma swoją siedzibę Towarzystwa Przyjaciół Brwinowa, wzbogacił się niedawno o koleją rzeźbę, powiedzmy od razu – niezwykłą. Zygmunt Bartkiewicz, budowniczy samego dworku, zadbał sto lat temu również o otaczający go park – czyniąc z niego rodzaj skromnego lapidarium. Małgorzata Wittels podkreśla, że pisarz zawsze pamiętał o „ogródku skalnym, który był jego oczkiem w głowie; kupował coraz nowe rośliny, zdobywał rzeźby i zwoził polne kamienie. Reporter „Kuźni Młodych” zarejestrował: „Pełno rzeźb, kolumn, amfor, a wszystko własnym przemysłem zdobyte. – O, tę Artemidę wydostałem z kościoła, gdzie długi czas uchodziła za św. Rafała”. (Małgorzata Wittels, Album z Podkową. Zagroda, Podkowiański Magazyn Kulturalny nr 4/11/) Wiele z tych rzeźb zachowało się do dziś. Towarzystwo Przyjaciół Brwinowa, gospodarując od lat w „Zagrodzie” wzbogaciło kamienną ekspozycję w parku przy ulicy Grodziskiej 57 o kilka archeologicznych eksponatów, a wewnątrz dworku – o unikalną kolekcję minerałów Pana Ryszarda Riedla. 15 sierpnia 2016 roku w ogrodzie okalającym dworek „Zagroda”, pojawiła się, właściwie zamieszkała tu na stałe, uratowana z gruzów historyczna figura Matki Bożej, która przez blisko cztery pokolenia czuwała – ze swego cokołu stojącego w Brwinowie przy zbiegu ulic Grodziskiej i Sportowej – nad naszą społecznością. Stała tam do listopada roku 2012, kiedy to na skutek wypadku samochodowego figura została roztrzaskana na wiele części. Grozę tego wydarzenia odczuli nie tylko mieszkańcy pobliskich ulic, ale cała brwinowska społeczność Figurę ufundował w roku 1936 właściciel

pobliskiej cegielni – Pan Leon Wiencek. Osiemnasta rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości była wtedy dobrą okazją dla wypisania na jej cokole następującej sentencji: Niech się niezgoda w nas nie rozwija, daj bratnią jedność Zdrowaś Maryjo. 1918-1936”. Ta figura, szczególnie bliska sercom mieszkańców Brwinowa, była bowiem jeszcze w okresie przedwojennym ostatnią z figur odwiedzanych w drodze procesji Bożego Ciała. Przy niej modlili się nasi dziadkowie i rodzice. Jej zniszczenie w efekcie wypadku samochodowego było szokiem dla mieszkańców. Postanowiono wznieść nową figurę Matki Bożej. Zadania podjął się Pan Jakub Korzeń – brwinowski konserwator zabytków i rzeźbiarz. Nowa figura została poświęcona 3 maja 2013 roku, ale tęsknota za dawną pozostała… Zaraz po tym strasznym wypadku Pani Maria Winiarska udzieliła schronienia w swoim domu korpusowi figury z cudem ocalałą w nienaruszonym stanie głową. Pozostałe części starej rzeźby troskliwą opieką otoczyła jak zawsze nieoceniona Pani Jadwiga Kochańska, pracownik Urzędu Gminy Brwinów. Tęsknota uczestniczek corocznego majowego śpiewania przy figurze Matki Bożej za jej dawnym wizerunkiem przerodziła się w marzenie o scaleniu rozbitej figury – chociażby nawet w okaleczonej formie – jako bliskiej sercu pamiątki. Zarząd TPB, na czele z Panią Prezes Krystyną Nowicką i Panią Wandą Chrzanowską, postanowił podjąć się tego trudnego (prawie niemożliwego do wykonania) zadania. Naprzeciw temu zamysłowi wyszedł znowu artysta „pracujący w kamieniu” – Pan Jakub Korzeń. Postano-

wiono, że jeżeli próba ta się powiedzie, to TPB udzieli stałej gościny na terenie swojej siedziby przywróconej mieszkańcom Brwinowa figurze – w parku „Zagrody”. I tak się też stało. 15 sierpnia 2016 roku zgromadził liczne grono osób, których sercom bliski jest wizerunek Tej, która na swoim rozdrożu (na krańcu dawnego Brwinowa) przez cztery pokolenia żegnała wyjeżdżających i witała tych, którzy do niego wracali. Ceremonii poświęcenia odzyskanej figury dokonał Ks. Zdzisław Żelazko – przy wtórze śpiewu zgromadzonych mieszkańców, któremu przewodził Pan Marcin Wlazło (organista). Pan Jakub Korzeń dokonał mistrzowskiego dzieła (nie bez pomocy małżonki i innych członków rodziny) – całkowicie społecznie. Zostały zachowane wszystkie ślady pęknięć figury (przypominające o strasznym jej losie), ale Matka Boża z ulicy Sportowej przeniesiona w nowe miejsce promienieje dawnym uśmiechem i zniewala swoim odzyskanym pięknem. Pani Wanda Chrzanowska , pilotująca całe przedsięwzięcie, ujrzawszy końcowy efekt pracy Pana Jakuba powiedziała spontanicznie: „Matka Boża uśmiecha się tak, jakby się cieszyła, że znowu jest z nami!”. Powrócił do nas Jej uśmiech.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

9

AUTOR :GRZEGORZ PRZYBYSZ

D

BREVIO-NOVUS

aty założenia wsi Brwinów wraz z parafią nie można podać dokładnie z powodu braku źródłowej informacji. Przynajmniej na razie. Aczkolwiek, gdy w 1919 roku ksiądz Franciszek Kawiecki objął probostwo w Brwinowie znalazł pośród bardzo starych, kościelnych dokumentów kartę pergaminu pochodzącą prawdopodobnie z początku XIII wieku. Tekst napisany po łacinie był wyblakły i prawie nieczytelny, jednakże księdzu udało się odczytać i przetłumaczyć małą wzmiankę, że: …we wsi Brewinowo nie ma parafii ani kościoła … msze święte w stodole odprawują. Powyższa informacja pochodzi od profesora Kazimierza Elwertowskiego, nauczyciela i mieszkańca Brwinowa, który widział tenże dokument. Niestety, pergamin gdzieś zaginął wraz z innymi cymeliami, m.in. z siedemnastowiecznymi księgami pn. „Złota Róża”, „O Sakramentach”, „Psałterz”, „Abtyfonarz”, „Graduał”, „Nowy Mszał Rzymski”, oraz księgi „Thezaurus” i „De Tempore”. Według księdza proboszcza pergamin był fragmentem kopii odpisu donacji książęcej Konrada I Mazowieckiego pochodzący z 1223 roku. Książe nadał wówczas biskupom poznańskim prawa własności do kilku mazowieckich wsi. Tak interpretowali to, i ksiądz proboszcz Franciszek Kawiecki i profesor Kazimierz Elwertowski.

Trwają prace wykopaliskowe pod Biskupicami. U góry, na pierwszym planie archeolog Stefan Woyda. Fot. Zbiory archiwalne Muzeum Hutnictwa Starożytnego w Pruszkowie.

Uważam, że obaj panowie mieli rację, albowiem w latach 1236-38, czyli dopiero kilkanaście lat po otrzymaniu donacji, ówczesny biskup poznański Paweł z Bnina rzeczywiście erygował na Mazowszu trzy parafie, oraz trzy drewniane kościółki. W ocalałych, piętnastowiecznych dokumentach, czyli 200 lat później jest o tym kolejna wzmianka, lecz wymienione są tylko dwie wioski: Stbikowo, czyli Żbików, oraz wieś Służew, czyli Służewiec. Niestety, nie ma wymienionej trzeciej wisi, choć przypuszczam,

że chodziło tu o erygowanie kościółka wraz z parafią w Brwinowie. Nota bene, sąsiednie parafie w Żukowie, Rokitnie i Błoniu już w tym czasie istniały. Zatem można przypuszczać, że dopiero po otrzymaniu donacji biskup poznański sprawił, że w Brwinowie zbudowano pierwszy, drewniany kościółek. Kwestia udokumentowania tego wydarze- Profesor Kazimierz Elwertowski nia jest tylko kwestią czasu. Zbiory archiwalne G.Przybysz * Znamienne jest, że występująca w tym dokumencie nazwa Brewinowo wydaje się pochodzić od wielkich borów, jakie tu ongiś zalegały, lub od bierwion, albo od borowin, czyli krzewów borówki brusznicy, która rosła na tutejszych, rozległych i podmokłych terenach. Taki wariant brali pod uwagę niektórzy badacze historii Brwinowa.

Sądzę, że to rzymscy kupcy, wędrując z odległego cesarstwa do Krainy Bałtów, pierwsi nadali tutejszej osadzie hutniczej nazwę: Brevio-Novus, czyli - Nowy skrót. Mniej więcej od II wieku naszej ery, Brevionovus musiało być dla Rzymian miejscem niezwykłym. Oto stary szlak handlowy, prowadzący dotychczas wzdłuż Wisły do Bałtyku został znacznie zmieniony i skrócony o dziesiątki mil. Nowoodkryta osada hutnicza Brevionovus stała się nie tylko miejscem postoju, gdzie kupcy rzymscy mogli odpocząć, nakarmić i napoić konie, oraz dokonać wymiany handlowej z miejscowymi hutnikami, ale również stała się skrótem ważnej drogi handlowej, drogi bursztynowej prowadzącej do krainy złota północy. Profesor dr Kazimierz RyUważam, że łacińska namut znany polski językozwa osady Brevionovus znawca, w swoim opraco- Ksiądz, proboszcz Franciszek Kawiecki. utrzymywała się do końca waniu pod tytułem „Nazwy Zbiory archiwalne G.Przybysz okresu starożytności, a we miast polskich” uważa, że u wczesnym średniowieczu, już podstaw tej nazwy leży staropolskie birzwno, pod wpływem żyjących tu Słowian, brzmiała czyli belka, tram, lub drzewo, albo gwarowo nieco inaczej: na przykład Brewionow. Jed- berwina, czyli kładka. Według innej etymo- nak dalej ulegała słownej metamorfozie i logii opartej raczej na tutejszych tradycjach, podobnie jak większość nazw pochodzenia niż na naukowych rozważaniach, źródłosłów łacińskiego, zachowując oba oryginalne ten miałby wywodzić się od określenia boro- rdzenie (etymony: brevio i nov), przyjęła wy nów. Nie wiem co oznacza to określenie, brzmienie najpierw Brewinowo (pergamin jednak moim zdaniem etymologia nazwy z XIII w.), potem Brywinowo (1406), także Brewinowo jest zupełnie inna, bardziej lo- Brwynowo (1483) i Brwynow (1490), rzadko giczna i sensowna niż powyższe presumpcje. Brzynow, ale ostateczne Brwinów. Otóż, uważam, że nazwa ta wywodzi się od Przypomnę tylko, że brwinowskie, starożytdwóch łacińskich słów: brevis – krótki, bre- ne osady hutnicze, a szczególnie te znajvio – skrócić, oraz novus – nowy, świeży. dujące się pod Biskupicami istniały już we wczesnym okresie Cesarstwa Rzymskiego. Świadczą o tym liczne artefakty odkryte podczas długoletnich prac wykopaliskowych, prowadzonych od wczesnych lat siedemdziesiątych przez archeologa Stefana Woydę, oraz jego zespół, a później przez zespół dr Adama Walusia, archeologa z Brwinowa, pracownika naukowego UW. Zatem, Szanowni Brwinowianie - możemy być wielce dumni. Nie dość, że mieszkamy w bardzo starym miejscu, liczącym bez mała dwa tysiące lat, to nazwę naszego miasteczka zawdzięczmy najprawdopodobniej Rzymianom. Analogiczna etymologia dotyczy również sąsiedniego Milanówka, ale to już Monety rzymskie z I i II w.n.e. odkryte pod Brwinowem podczas osobny temat. orki. Na awersach cesarze: Wespazjan (69-79), Trajan (114-117), Hadrian (117-138), Marek Aureliusz (161-180), oraz Faustyna Młodsza (161-175), żona Marka Aureliusza

Fragment rozdziału książki pt. ”Dawno temu w Brwinowie”


10

LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

AUTOR : BARBARA WALICKA

PORTRET KOBIETY Z PRZYMKNIĘTYMI POWIEKAMI ...w ciężkich, złoconych ramach portret młodej Olgi ..

N

ijaki parterowy domek stał w zapuszczonym ogródku przy jednej z bocznych uliczek Brwinowa. Bywałyśmy tam nieczęsto – dwa, trzy razy do roku. Pani Olga – pochodziła ze Lwowa - w połowie lipca zapraszała na przyjęcie z okazji połączonych imienin swoich i męża, wysokiego, szpakowatego i bardzo przystojnego mężczyzny. Miał na imię Teodor. Stół, zawsze pięknie nakryty, zastawiony był niezwykłymi przysmakami – wśród nich królowało pieczone prosię nadziewane kaszą gryczaną. Nie wiadomo, jakim sposobem w tamtych czasach – w latach 50. ubiegłego wieku – zdobywała zarówno prosię, jak też kaszę gryczaną. Ale co roku był to jeden z dowodów jej uczuć do męża, który wpatrzony z zachwytem – nie w prosię, lecz w panią Olgę - cały promieniał, jakby wciąż jeszcze nie mogąc się nadziwić, że ta wspaniała aktorka, słynna niegdyś piękność, uczyniła mu tę łaskę i zgodziła się zostać jego żoną. I choć małżeństwem byli już od dawna, nadal zdumiony, że tak wyjątkowa osoba w ogóle zechciała dzielić życie i mieszkać w skromnym domku ze zwykłym człowiekiem. Prowadził w Warszawie odziedziczony po ojcu zakład optyczny.

Pani Olga miała szczególny sposób bycia: odnosiło się wrażenie, że cały czas występuje w teatrze. Opowiadając z bardzo wyraźnym kresowym akcentem zarówno o swych dawnych tryumfach, jak i o rzeczach najzwyklejszych, odgrywała całe epizody. Słowem i gestem nadawała im wymiar sceniczny. Nawet gdy podawała prawdziwą herbatę z prawdziwego samowara, a do tego w kryształowych czareczkach zrobioną, oczywiście własnoręcznie, konfiturę. Nawet gdy mówiła, że przez kilka dni znów nie było światła. Ubierała się i czesała zupełnie inaczej niż panie w jej wieku; znajome mojej matki unikały koloru, chodziły w prostych, zakrywających kolano szarych lub beżowo-brązowych spódnicach, takich samych żakietach, do tego wkładały bluzki białe, co najwyżej kremowe. Szyje osłaniały stonowanymi apaszkami. Z prawdziwego lub sztucznego jedwabiu. A pani Olga malowała usta czerwoną szminką, rzęsy i brwi podkreślała tuszem. Kruczoczarne włosy, bez śladu siwizny, gładko odgarnięte od czoła, miała upięte w hiszpański kok – a trzeba wiedzieć, że obowiązującą fryzurą była wówczas tak zwana „trwała”, czyli niekoniecznie twarzowe drobne loczki koniecznie blond, tlenione. Nosiła długie suknie - szmaragdowe, barwy kwitnących ma-

ków. Amarantowe, fioletowe. Na ramionach szal. Czasami, gdy ją o to proszono, śpiewała rosyjskie romanse – w jej wykonaniu po raz pierwszy słyszałam frazy pełne namiętnej, przejmującej tęsknoty za utraconym szczęściem: Jamszczik nie goni łoszadiej… i Proszczajtie, drugi, ja ujezżaju… Pani Olga miała niezwykły dar uchylania kurtyny, za którą dopiero zaczynały się pierwsze próby zdarzeń, jakich należało się spodziewać za rok, za dwa, za dwadzieścia, a może nawet później. Stawiała karty rzadko, z oporami i nie każdemu. Trzeba było o to zabiegać. Pamiętam, jak wczesnym latem szłam do niej ścieżką przez łąki między Borkami a Brwinowem. Dzień był słoneczny, w ogrodach kwitły naparstnice, mieczyki, dalie. Wróżyła mi jeden raz. Jeden jedyny raz odsłoniła przede mną przyszłość. Rozłożyła karty na małym stoliku. Na ścianach zagraconego pokoju wisiały afisze teatralne, wachlarze. Zdjęcia z premierowych spektakli. A w ciężkich, złoconych ramach portret młodej Olgi - z obnażonymi ramionami, z głową odchyloną do tyłu. Pięknej, z przymkniętymi powiekami, rozmarzonej, jakby sennej. Podobno pędzla samego Żmurki. A może któregoś z jego uczniów.


LINIA

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK KULTURALNO-SPOŁECZNY

11

AUTOR: MARTA GODZISZ

KRÓL LATA (CZ.8)

“Jeszcze do niedawna prawie o tym wszystkim nie myślała”.

K

rzysiek Trzmiel oczywiście się zmienił – i miał spojrzenie człowieka przeżutego i wyplutego przez los – ale dało się w nim rozpoznać dwunastoletniego Einsteina. Benedykt natomiast stał się innym człowiekiem. Zniknął pucołowaty chłopiec, policzki straciły różowawy odcień, kiedyś smętnie zwieszone, jakby za długie ręce teraz krzyżowały się na piersi, tworząc z pewnym siebie uśmiechem obraz, który od razu zbił Gabrielę z topu. Benek? Pewny siebie? Miało to jednak sens, bo za plecami Benedykta wznosiła się bryła największego domu w okolicy. Gab z pewnością nie użyłaby do jego opisu słowa „willa” – zbyt dużo czasu spędziła, kręcąc się po Konstancinie podczas opracowywania jednego z reportaży – ale budynek bez wątpienia musiał dodawać jego właścicielowi jakiegoś rodzaju pewności. – Imponujące – powiedziała po prostu, gdy wstępne uprzejmości, zdecydowanie swobodniejsze niż w barze „Na Skraju Ogrodu”, mieli już za sobą. Benek skinął głową z uśmiechem. – Nie jest idealnie, szczególnie w ogrodzie przydałoby się jeszcze sporo pracy – odrzekł, choć w jego oczach zabłyszczała duma. Jeśli ma na myśli dosadzenie roślin, to lada moment w tej dżungli będzie się można zgubić, pomyślała Gab, patrząc ponad ramieniem Benedykta na morze zieleni. Skojarzenie przyszło od razu, tak szybko, jakby wiązało się ze wspomnieniem z wczoraj, a nie sprzed 10 lat: obdrapany, opuszczony dom Ślepego, wciśnięty między mokradła i duszny, ciemny las. Jeszcze do niedawna prawie o tym wszystkim nie myślała; teraz własna pamięć wręcz ją dręczyła. Zamiast obrazów z całkiem przecież szczęśliwego dzieciństwa, parunastu lat spędzonych w Otrębusach, Brwinowie, Kaniach, Podkowie, nagle zaczął ją prześladować obraz tego jednego, jedynego dnia. Benedykt musiał zobaczyć, że twarz Gab nieznacznie pociemniała, bo położył jej rękę na ramieniu i skierował wąskim chodnikiem pośród krzewów ku wejściu do domu. Jako chłopiec w życiu nie wykonałby takiego gestu; z pewnością nie wiedział, jaka myśl sprawiła, że koleżanka z dzieciństwa nagle spochmurniała, ale bezbłędnie wyczuł, co powinien zrobić. – Usiądziemy w środku, pod klimatyzacją, w tym upale trudno wytrzymać – powiedział, jednocześnie wykonując dłonią gest, który Gabrieli wydał się ukradkowym zapewnieniem, że cokolwiek ją zasmuciło, teraz należy udać, że wcale tego nie było. Czy właśnie dzięki temu z pucołowatego niezdary stał się człowiekiem, do którego najwyraźniej aż samo przykleja się słowo „sukces”? Bo nauczył się udawać, że czegoś nie zauważa, że coś się nie zdarzyło?

Wnętrze domu Benedykta było nieco mniej imponujące, wiązało się to jednak z tym, że właściciel wyraźnie uparł się, by przestronne, nieco ciemne wnętrze urządzić zgodnie z aktualną modą na kanty, biel, minimalizm i tworzywo sztuczne. Nie współgrało to za dobrze z otwartą przestrzenią, która zapełniała niemal cały parter. Gabriela starała się nie sprawiać wrażenia, jakby rozglądając się oceniała dom przyjaciela, jednak na widok sztucznych owoców w koszu z syntetycznej czarnej wikliny i ogrodowych fotelów z tego samego materiału na środku pokoju dziennego mimowolnie uniosła brwi. Może i Benedykt postawił sobie wspaniały dom, ale urządził go fatalnie, gorzej nawet od ogrodu. Usiedli przy stoliku kawowym koło przeszklonego wyjścia na taras. Gab musiała przesunąć się na sam skraj ascetycznie twardej kanapy, by klimatyzacja nie dmuchała jej lodowatym powietrzem prosto w twarz. – Krzysiek ostrzegł mnie, że jeśli ty nie będziesz chciał ze mną rozmawiać o Arturze, to nikt nie zechce – powiedziała bez ogródek.

– Teraz już nie – przyznała. – Co to za ważna rzecz? – Pamiętasz, gdzie stał dom Ślepego? – Oczywiście. – Wątpiła, by po tylu latach zdołała tam dotrzeć przez las, ale istniała przecież jeszcze bardziej cywilizowana droga szutrowa, kończąca się tuż przy zarośniętym jeziorku. – No to teraz już nie stoi. Gabriela zamrugała. – Co przez to rozumiesz? – Już wtedy stał na prywatnym terenie. Właściciel rozebrał budynek do fundamentów. Właściwie to zrównał go z ziemią. Zasypał nawet staw. Teraz w tamtym miejscu jest jakiś magazyn czy coś takiego, cały teren jest ogrodzony, wliczając w to niemały kawałek lasu. – Dlaczego to takie ważne? – Gab wiedziała dlaczego, pytanie jednak, czy Benedykt również był tego świadomy. Kolejny teatralny uśmiech zdziwienia. – Myślałem, że to cię zainteresuje. Jesteś dziennikarką śledczą.

Benedykt zrobił zdziwioną minę. Gabriela widywała lepsze popisy aktorskie. – Dlaczego miałbym nie chcieć z tobą rozmawiać? – Sięgnął na dolną półkę pod blatem z ciemnego szkła i wyciągnął pojemniczek z bakaliami. Gab miała ochotę zapytać, czy zawsze je trzyma w tym kąciku dla gości, czy przesypał je z foliowego opakowania do plastikowego pudełeczka specjalnie dla niej. – Nigdy nie zrozumiem tej Krzyśkowej niechęci do tego, co działo się kiedyś. Zupełnie jakby została mu jakaś trauma. – Może została. Wzruszył ramionami. – Tak czy inaczej, jest jedna ważna rzecz, o której musisz wiedzieć, zanim w ogóle zaczniesz rozpytywać w okolicy o Artura Korzewskiego. Nie rób takiej miny, widzę, że właśnie to chcesz robić, wiem przecież, jaki jest twój zawód. – Dlaczego mam wrażenie, że wszyscy dużo tu o mnie wiedzą, chociaż byłam na drugim krańcu Polski? – westchnęła Gab, wyłuskując suszoną żurawinę spod warstwy rodzynek. – Bo tak właśnie jest. Nic na to nie poradzisz.

Wykręca się, pomyślała. W takim razie jeśli on nie czuje potrzeby być z nią szczerym, ona może bez wyrzutów sumienia odpowiedzieć tym samym. – Byłam – poprawiła. – Czyli nie ma sensu, żebym tam szła? – Najmniejszego. Nawet cię nie wpuszczą. – Kto jest właścicielem tego terenu? – Jakaś lokalna firma, coś związanego z metalurgią. O ile dobrze mi wiadomo, jej prezes nawet nie jest stąd. Pokiwała głową. Nic, co mogłoby ją specjalnie zaskoczyć, a jednocześnie zupełnie nowa informacja. Gdy znika dziecko, sprawa jest przykra. Gdy znika dziecko, a niedługo potem miejsce zniknięcia jakaś firma odgradza płotem, sprawa jest podejrzana. – Opowiedz mi coś więcej o tym, co się tu ostatnio działa – poprosiła, rozsiadłszy się wygodniej na niewygodnej kanapie Benedykta. Wszystkie dostępne odcinki do przeczytania również na stronie: www.butelka-rudego.blogspot.com/p/krol-lata.html



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.