Wici.Info nr 40

Page 1

# k u lt u ra -0264 • ISSN 1895 Kielc e, Marz ec-K wiec ień 2011

40

fo rm ln y in

a to r


Reklamuj się z kulturą bezpłatne pocztówki portal www.wici.info drukowany informator reklama@wici.info


www.wici.info kulturalny informator Naczelnik Rafał Nowak Internetowy Sergiusz Pawłowski Sekretarz Andrzej Piskulak Współpraca Bożena Pawłowska, Magdalena Kołodziej, Magdalena Wach, Agata Majcher, Grzegorz Świercz, Łukasz Król, Radosław Nowakowski, Jakub Wątor, Weronika Mojecka, Żaneta Lurzyńska, Karol Kępa, Marcin Białek, Joanna Klich, Julita Sochanowska, Andrzej Szczodrak, Aneta Pawłowska, Marta Ciosek Okładka Michał Janyst Druk Drukarnia im. A. Półtawskiego Kielce, ul. Krakowska 62 Wydawca Fundacja Kultury Wici Baza Zbożowa, 25-416 Kielce, ul. Zbożowa 4 tel. 041 3441177, 601 077 830 redakcja@wici.info, www.wici.info Czasopismo wydawane jest dzięki współpracy z Prezydentem Miasta Kielce


44

Michał Jantyst

Fotograf i pasjonat meteorologii, wiecznie z głową w chmurach. Na zdjęciu cumulonimbus capillatus incus nad Kielcami.

#

Ać Kru

Spotkanie oko w oko z kieleckim street-artem. 2 kwietnia w galerii Lakiernia w Bazie Zbożowej kolektyw Ać Kru świętuje pięciolecie działalności.

40

Kalendarz 4 Wystawy 12 Zapowiedzi 14 Recenzje 22 Ludzie Michał Pauli

Zmartwychwstanie

Ms. No One

Najważniejsze to być prawdziwym i wolnym… 40 Sztuka z sumieniem prawie czystym

AĆ KRU 44 Plan miasta 52 Piotr Krzemiński: Adresy kultury 54 28

Brak refleksji jest chorobą

34

Historia kieleckiego sportu

cykliści, rowerzyści, kolarze 56


58

Magia kapelusza

Dlaczego kapelusz jest kropką nad „i”? Opowiada modystką Danuta Gawryś, właścicielka sklepu i pracowni „Danusia”.

Magia kapelusza 58 Kielce dawniej i dziś Handel 64 Brulionman Kamdałn, tejkitizi spotkanie z morsami 68 O kieleckich rajcach... 70 Tramwaj w Kielcach 72 Cześć, Witek 78

72

Tramwaj w Kielcach

Historia kieleckiego tramwaju w pigułce. Rozważamy wszystkie za i przeciw. Czy spełnią się marzenia o powrotach nocnym tramwajem z kina?

MOJE PAŃSTWO

Urząd 82 DESIGN

Światło 86 moda Misz masz trendów w sezonie wiosna/lato 2011 88 Wiedeń stolica rozrywki! 90 Różne oblicza

Holandii 92 Drożdżowe

pychotki 94


wici.info | kalendarz

piątek 04.03 kalendarz w internecie na stronie

www.wici.info

Kalendarz

Spotkanie z Małgorzatą Janiszewską Galeria Fotografii MCK, Ostrowiec, ul. Aleja 3 Maja 6, g. 17:00

„Wobec miejsca i czasu II”

marzec 2011 środa 02.03

„Raz Dwa Trzy” na Gali Nagród Miasta Kielce

Kanada Zachodnia i Alaska w obiektywie Macieja A. Zarębskiego Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Kielce, ul. Ściegiennego 13, g. 17:00

Damian Bąk - malarstwo i rysunek Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 17:00

DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 17:30

Wystawa pierwsza

Galeria Fotografii MCK, Ostrowiec Świętokrzyski, ul. Aleja 3 Maja 6, g. 18:00

Kanon Polihymnii Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 19:00

sobota 05.03

Ekstra Liga Kabaretów Amatorskich

Muzyka wiedeńska DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 17:00

Kroke&Maja Sikorowska Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, g. 18:00 Pod Krechą, Kielce, ul. 1000lecia PP 7, g. 19:30

czwartek 03.03

Spotkanie z Leszkiem Mądzikiem

Sandomierz, g. 17:00

Koncert Virus Ego Pod Krechą, Kielce, ul. 1000lecia PP 7, g. 19:30

Mr. Nobody Superczwartek

Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 18:00

Koncert zespołu „Apteka”

Kino Moskwa, ul. Staszica 5, g. 20:15

Semafor, Skarżysko-Kamienna, ul. Towarowa 2, g. 19:00


Sługa dwóch panów - premiera

Sceny dla dorosłych, czyli sztuka kochania

Dzień Kobiet z Teatrem Muzycznym Nad Kamienną Starachowickie Centrum Kultury, ul. Radomska 21, g. 17:00

Bayer Full dla Pań Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

Kabaret Pod Wyrwigroszem

Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 19:00

Sługa dwóch panów Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

Centrum Kultury, Busko Zdrój, ul. Mickiewicza 22, g. 18:00

Koncert Dominiki Żukowskiej i Andrzeja Koryckiego

poniedziałek 07.03

Praca, Kariera, Rozwój Starachowickie Centrum Kultury, ul. Radomska 21, g. 20:00

niedziela 06.03

Wycieczka piesza z „Przygodą” zobacz info, g. 08:30

Przygody Koziołka Matołka Teatr Kubuś, Kielce, ul. Duża 9, g. 11:00

„Teatr mody” Joanny Klich

Wspak, Kielce, ul. Śląska 11a, g. 19:30 Targi Kielce, ul. Zakładowa 1, g. 09:00

Spotkanie Koła PTTK Bartek Wojewódzki Dom Kultury, ul. Ściegiennego 6, g. 17:00

środa 09.03

„Na czterech kołach przez Bałkany” - Marcin Marciniewski

wtorek 08.03

Musical „Ania z Zielonego Wzgórza” Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 11:00

DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 18:00

Kiedy Harry poznał Sally

Koncert dla Małgosi Zwierzchowskiej DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 19:00

czwartek 10.03

Sandomierz, g. 16:00

Konferencja „Miłosz odNowa”

Joachim Perlik w koncercie dla Kobiet Kino Etiuda, Ostrowiec Świętokrzyski, Al. 3 maja 6, g. 17:00

Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 17:00

Wojewódzka Biblioteka Publiczna, Kielce, ul. Ściegiennego 13, g. 14:00


wici.info | kalendarz

Koncert zespołu Indeed

Promocja tomiku anegdot sądowych Klub Prawnika, ul Hipoteczna 8, g. 18:00

Arcydzieła Symfoniki

15-lecie Kieleckiego Teatru Tańca Kielecki Teatr Tańca, Kielce, plac Moniuszki 2 b, g. 18:00

Sługa dwóch panów Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

Wspak, Kielce, ul. Śląska 11a, g. 19:30

piątek 11.03

Grafika Barbary Swiek Galeria BWA, Sandomierz, Sandomierz, Rynek 11

niedziela 13.03 Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 19:00

W imię Ojca i Syna

zobacz info, g. 07:45

Królewna Kukułeczka - premiera prasowa Teatr Kubuś, Kielce, ul. Duża 9, g. 11:00

Ostrowieckie jakie cudne

Kulturalna niedziela z gwarą świętokrzyską

Galeria Uwaga Schody, Ostrowiec Św., ul. Siennieńska 54, g. 17:00

Wystawa Giuseppe Strano Spitu

Wycieczka piesza z „Przygodą”

Aula UJK, Kielce, ul. Leśna 16, g. 16:00 Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze”

sobota 12.03

Warsztaty tradycyjnych polskich kołysanek Muzeum Zabawek i Zabawy, pl. Wolności 2, g. 10:00

Królewna Kukułeczka - premiera Galeria Winda, Kielce, pl. Moniuszki 2b, g. 18:00

Międzynarodowe triennale rysunku Wrocław 2010 Galeria BWA Piwnice, Kielce, ul. Leśna 7, g. 18:00

Teatr Kubuś, Kielce, ul. Duża 9, g. 11:00

W imię Ojca i Syna

Hala Widowiskowo-Sportowa, ul. Żytnia 1, g. 17:00

Zagrobelny zaśpiewa Kobietom

Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 17:00

Young fashion day

Marek Pokutycki - rysunek Galeria BWA Na Piętrze, Kielce, ul. Leśna 7, g. 18:00

Dom Katolicki Sandomierz, g. 17:00 Wojewódzki Dom Kultury, ul. Ściegiennego 6, g. 18:00


„Moja krew” - Kasia Kowalska

Romeo i Julia

czwartek 17.03

W Krainie Opery Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 18:00

Sługa dwóch panów - premiera studencka Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00 Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 18:00

Grosse Aktion

Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 11:00

Spektakl „Klimakterium i ...”

Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

Baza Zbożowa, Kielce, ul. Zbożowa 4, g. 18:00

Piosenki z Krainy Łagodności DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 18:00

Sługa dwóch panów

Samotność pól bawełnianych

Centrum Kultury, Busko Zdrój, ul. Mickiewicza 22, g. 17:00

Przegląd filmów XC FR DH

Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

piątek 18.03

Przegląd filmów XC FR DH Wspak, Kielce, ul. Śląska 11a, g. 19:00

Koncert WithoutPercent

poniedziałek 14.03

Wacław Wańtuch - Akt Pod Krechą, Kielce, ul. 1000lecia PP 7, g. 19:00

środa 16.03

Targi Edukacyjne Galeria Fotografii ZPAFBWA, ul. Planty 7, g. 18:00

wtorek 15.03

Targi Kielce, ul. Zakładowa 1

Romeo i Julia Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 11:00

Semafor, Skarżysko-Kamienna, ul. Towarowa 2, g. 19:00

sobota 19.03

Świętokrzyska Wiosna Jazzowa DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 17:00

Królewna Kukułeczka

Sługa dwóch panów

Teatr Kubuś, ul. Duża, g. 9.00

Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 17:00


wici.info | kalendarz

środa 23.03

Cyrograf SzantySkar Semafor, Skarżysko-Kamienna, ul. Towarowa 2, g. 18:00

Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 19:00

Samotność pól bawełnianych Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

niedziela 20.03

Od duetu do oktetu - koncert familijny Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 11:00

Królewna Kukułeczka Teatr Kubuś, ul. Duża 9, g. 11

XIX Świętokrzyskie Dni Muzyki - koncert inauguracyjny

sobota 26.03 Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 11:00

III Kryterium Toru „Kielce” SuperOES

czwartek 24.03

Historia o ptaku Cis Teatr Kubuś, ul. Duża 9, g. 9

Malarstwo Danieli Korus

Tor wyścigowy Miedziana Góra k. Kielc, g. 12:00

Finał Pałacykowego Przeglądu Zespołów „Shemat”

Przegląd filmów XC FR DH Kino WDK, ul. Ściegiennego 6, g. 16:00

DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 17:00

Persona

Milczenie Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 17:00

Sługa dwóch panów Słoneczko, Kielce, ul. Romualda 3, g. 17:00

Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00

Koncert zespołu Hunter

piątek 25.03 Baza Zbożowa, Kielce, ul. Zbożowa 4, g. 18:00

poniedziałek 21.03

Muzyczne inspiracje Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 10:00

Milczenie

Królewna Kukułeczka Teatr Kubuś, ul. Duża 9, g. 09

Ostrowieckie Prezentacje Teatralne

Semafor, Skarżysko-Kamienna, ul. Towarowa 2, g. 19:00

niedziela 27.03

Historia o ptaku Cis

MCK Ostrowiec Św., ul. Siennieńska 54, g. 17:00

Teatr Kubuś, ul. Duża 9, g. 11 Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 19:00


11 Koncert Chóru Aleksandra Pustovalova

kwiecień 2011 piątek 01.04

Echa...w wykonaniu Huberta Rutkowskiego Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 19:00

sobota 02.04 Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 16:00

Spektakl „Legends of Shaolin”

„Smokiem przez Andy” - Michał Machoń

czwartek 07.04

Rzeźba Tomasza Jędrzejewskiego DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 17:30

Koncert Dash Pod Krechą, Kielce, ul. 1000lecia PP 7, g. 19:30

piątek 08.04

Malarstwo Roberta Olszowskiego

Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 18:00 DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 17:00

To ma sens - Ać Kru

Golden Life akustycznie

Koncert Balkan Sevdah

DŚT - Pałac T. Zielińskiego, ul. Zamkowa 5, g. 18:00

Pod Krechą, Kielce, ul. 1000-lecia PP 7, g. 19:00

poniedziałek 28.03

Historia o ptaku Cis Teatr Kubuś, Kielce, ul. Duża 9, g. 09:00

wtorek 29.03

Koncert Zespołu Dżem Galeria Lakiernia, Kielce, ul. Zbożowa 4, g. 18:00

Maleńczuk w Kielcach Hala Widowiskowo-Sportowa, ul. Żytnia 1, g. 18:00

niedziela 03.04

16. Konkurs Piosenki „Wygraj sukces”

Tango Moderne

Opatowski Ośrodek Kultury, ul. Partyzantów 13 B, g. 10

Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 19:00

Cyrograf Teatr im. S. Żeromskiego, ul. Sienkiewicza 32, g. 11:00

Multiperkusja Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 18:30

Galeria BWA, Sandomierz, Rynek 11, g. 10:00

wtorek 05.04

Koncert Performens Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 18:30

Hala Widowiskowo-Sportowa, ul. Żytnia 1, g. 19:00

Paryskie inspiracje Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 19:00

sobota 09.04

Patrycja Markowska i Przyjaciele Hala Widowiskowo-Sportowa, ul. Żytnia 1, g. 19:00

wtorek 12.04

Zespół „Małe Instrumenty” Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 18:30



Finał XIX Świętokrzyskich Dni Muzyki

Filharmonia Świętokrzyska, pl. Moniuszki 2 b, g. 19:00

sobota 16.04

IV Kryterium Toru „Kielce” SuperOES Tor wyścigowy, Miedziana Góra k. Kielc, g. 12:00

Koncert zespołu Cree Centrum Kultury, Busko Zdrój, g. 19:00

por tal z kulturą

o f n i . i c i w . w ww

13 piątek 15.04

niedziela 17.04

Maraton kolarski MTB CROSS „Dziewczyny z kalendarza” Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b, g. 16:00

środa 20.04

Koncert Wielkanocny

Słoneczko, Kielce, ul. Romualda 3, g. 17:00

poniedziałek 25.04

Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Sakralnej „Anima Mundi”. Kieleckie Centrum Kultury, pl. Moniuszki 2b

sobota 30.04

Siódmy Unijny Maraton Pieszy po Górach Świętokrzyskich

Jeśli wiesz o ciekawej imprezie lub sam jesteś organizatorem, powiadom nas o tym. Zapraszamy do samodzielnego redagowania Kalendarza. Wydarzenia dodane odpowiednio wcześniej będą opublikowane w wersji papierowej informatora WiciInfo email: kalendarz@wici.info

Aktualny kalendarz znajdziesz na stronie internetowej

www.wici.info

wydarzenia lu dzie miasto

g. 11:00

Nasz kalendarz współredagowany jest przez internautów odwiedzających serwis internetowy www.wici.info

Redakcja nie bierze odpowiedzialności za zmiany

Jeśli chcesz otrzymywać regularnie informacje o wydarzeniach kulturalnych prosto do swojej skrzynki e-mail - załóż konto na stronie www.wici.info


wici.info | kalendarz

wystawy Kielce sprzed lat. Fotografie z daru Urzędu Miasta w Kielcach

Dziadki! Do orzechów! Wystawa Gobelinów Słoneczko do 18-03-2011

„Miłość” wg Andrzeja Waltera Dworek Laszczyków do 20-03-2011 Muzeum Historii Kielc do 09-03-2011

Arteko - Sandomierz 2011 Galeria Fotografii ZPAF-BWA do 09-03-2011

„Wobec miejsca i czasu II” Galeria Fotografii MCK, Ostrowiec do 20-03-2011

„Tajemnica Cerkwi” Antoniego Myśliwca

Ostrowieckie jakie cudne

Chmielnickie Centrum Kultury do 25-03-2011

Galeria Uwaga Schody 11 marzec 2011 - piątek 17:00

VI Forum Malarstwa Polskiego

Szlakiem Jagiełły Galeria Zielona do 12-03-2011

Aforyzmy rysowane Adama Korpaka

Damian Bąk - malarstwo i rysunek DŚT - Pałac T. Zielińskiego do 31-03-2011

Wystawa Giuseppe Strano Spitu

Galeria BWA, Ostrowiec Św. do 25-03-2011

Międzynarodowe triennale rysunku Wrocław 2010 Galeria BWA Piwnice 11 marzec 2011 - piątek do 27-03-2011

Marek Pokutycki - rysunek

Muzeum Narodowe - Rynek do 13-03-2011

Muzeum Zabawek i Zabawy do 31-03-2011

Galeria BWA Na Piętrze 11 marzec 2011 - piątek do 27-03-2011

Galeria Winda 11 marzec 2011 - piątek do 31-03-2011


15

Kolor i geometria

Pałac Biskupów Krakowskich do 03-04-2011

Grafika Barbary Swiek Galeria BWA, Sandomierz 11 marzec 2011 - piątek do 03-04-2011

Wacław Wańtuch - Akt Galeria Fotografii ZPAF-BWA 14 marzec 2011 - poniedziałek do 04-04-2011

To ma sens - Ać Kru

Malarstwo Roberta Olszowskiego

Galeria Lakiernia 02 kwiecień 2011 - sobota do 25-04-2011

Malarstwo Danieli Korus Słoneczko 24 marzec 2011 - czwartek do 30-04-2011

Rzeźba Tomasza Jędrzejewskiego

Galeria BWA, Sandomierz 08 kwiecień 2011 - piątek do 03-05-2011

Świętokrzyskie - piękno, skarby i pamięć Muzeum Okręgowe w Sandomierzu do 08-05-2011

Wystawa „Szkła z Huty Josephine”

„Teatr mody” Joanny Klich DŚT - Pałac T. Zielińskiego 07 kwiecień 2011 - czwartek do 30-04-2011 Galeria Retro, Sandomierz do 05-04-2011

Malwina Chabocka scenografia, malarstwo Muzeum Historii Kielc do 10-04-2011

Muzyczne inspiracje Kieleckie Centrum Kultury 25 marzec 2011 - piątek do 15-04-2011

Wystawa pierwsza Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku do 03-05-2011

Muzeum Narodowe - Rynek do 29-05-2011

Symbole Kielc Muzeum Zabawek i Zabawy do 05-06-2011


wici.info | wydarzenia

Świętokrzyskie Dni Muzyki Tegoroczne XIX Świętokrzyskie Dni Muzyki odbędą się w dniach 25 marca – 15 kwietnia w Kielcach. Organizatorem festiwalu muzyki poważnej będzie Filharmonia Świętokrzyska. Swoją twórczość zaprezentują współcześni wybitni kompozytorzy polscy i zagraniczni. W programie imprezy zaplanowane zostały kompozycje, które zabrzmią po raz pierwszy w Filharmonii Świętokrzyskiej, a także przybliżone zostaną publiczności najnowsze trendy stylistyczne, w tym nowoczesne techniki wykonawcze, multimedialne, elektroakustyczne. Do udziału w koncertach zaproszono m.in.: Stanisława Skoczyńskiego, Krzysztofa Jakowicza, Marka Pijarowskiego, Paula Kima (USA). Zorganizowane zostaną 4 koncerty symfoniczne oraz 3 kameralne. Koncertom towarzyszyć będą wystawy, spotkania z twórcami, wykłady i promocje wydawnictw muzycznych. Ap

Wiosna jazzowa W DŚT – Pałacu T. Zielińskiego – w dniach 19 i 20 marca o godz. 17.00 odbędzie się Świętokrzyska Wiosna Jazzowa. W sobotę o godz. 17.00 wystąpi DIXIE COMPANY oraz FUNKY GROOVE, jeden z najlepszych polskich zespołów jazzu elektrycznego. W niedzielę o godz. 17.00 zaprezentują się NO NAME i Andrzej Dąbrowski. Gwiazdą niedzielnego koncertu będzie GG AMOS (USA) – uznawana za „gitarową boginię” pochodząca z San Francisco amerykańska gitarzystka i wokalistka wystąpi w Polsce po raz pierwszy. Muzykę, jaką wykonuje określa się mianem west coast bluesa. Jest to mieszanka bluesa, soulu oraz funk jazzu. Ap


17

NAT PATRO

Chiny sprzed 1500 lat w KCK Spektakl Legends of Shaolin zorganizuje 2 kwietnia Kieleckie Centrum Kultury. Legendarny chiński zespół przedstawi kieleckiej publiczności zapierający dech w piersiach spektakl. Podczas dwugodzinnego widowiska przeniesiemy się w czasie i przestrzeni, do starożytnych Chin, sprzed 1500 lat. Mnisi poprowadzą widzów poprzez historię powstania i rozwoju klasztoru Shaolin, jego tradycję i filozofię zen. Widzowie będą mogli zobaczyć, jak wielką moc niesie ze sobą sztuka medytacji, która pozwala osiągnąć perfekcyjną równowagę między czystością umysłu i siłą ludzkiego ciała. Mnisi wystąpią w tradycyjnych, niezmiennych od wieków strojach i przy akompaniamencie charakterystycznej dla Dalekiego Wschodu muzyki. Mistrzowie ponadto zaproszą na scenę osoby z widowni, aby i one spróbowały sprawdzić się w różnego rodzaju karkołomnych wyczynach – pokażą, że każdy z nich może być tak silny jak lew, mieć kości, jak z żelaza.

W spektaklu przedstawią oni również odwieczną więź między uczniami a mistrzami, która trwa od początku nauki aż do dnia śmierci jednego z nich. Ta zależność zaznacza się w regułach rządzących klasztorem Shaolin, ale również na scenie. Dzięki temu powstaje spektakularne widowisko, którym publiczność z pewnością będzie oczarowana. Widzowie będą podziwiać najbardziej efektowne popisy mnichów. Sceny opowiadają rozmaite historie z życia chińskiej biedoty i samych mnichów. Mistrzowie zaprezentują również mrożące krew w żyłach sceny walk, do których używają rozmaitych rodzajów broni np. włóczni, halabard, potrójnych cepów, łańcuchów. Wirują w powietrzu niczym bohaterowie filmu „Przyczajony tygrys, ukryty smok”. Głowami rozbijają marmurowe płyty, kładą się na ostrzach kilkunastu mieczy, jednym uderzeniem pięści przebijają grube, betonowe ściany. Przedstawienia w wykonaniu Legends of Shaolin w latach 1995–2003 obejrzało w sumie ponad 3 miliony widzów na czterech kontynentach. Scenografię pierwszej europejskiej trasy w 1995 roku tworzyła ogromna makieta przedstawiająca klasztor. Produkcja wymagała trzech osiemnastometrowych tirów do przewozu sprzętu. Mnisi występowali w najsłynniejszych salach Europy i świata. Imprezie patronuje redakcja Wici. Info. Ap


wici.info | wydarzenia

NAT PATRO

Young fashion day Gala finałowa konkursu Young Fashion Day odbędzie się 12 marca w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach. Do pierwszego w Kielcach konkursu dla projektantów i entuzjastów mody, którzy nie ukończyli jeszcze 18 lat, zakwalifikowanych zostało 26 projektów. Galę umilą występy Małgorzaty Główki, zespołu Out of Sound, oraz dwa pokazy gościnne znanych projektantów. Impreza Young Fashion Day, która odbędzie się w marcu ma wypromować tych, którzy dopiero wchodzą w świat mody i do tej pory nigdzie nie pokazywali swoich projektów. Tematem przewodnim pierwszego młodzieżowego konkursu dla projektantów mody jest nocny sekret miasta Kielce. Podobnie jak na imprezie dla profesjonalistów, także i tu pomysły młodych ludzi oceniać będzie jury. Ap

Smokiem przez Andy W DŚT – Pałacu T. Zielińskiego w ramach Klubu podróżnika 27 marca o godz. 17.00 odbędzie się spotkanie z Michałem Mochoniem, zatytułowane „Smokiem przez Andy”. Opowieść będzie o tym, że Magda i Michał zrezygnowali z dotychczasowej pracy, a goście weselni sfinansowali im podróż poślubną. Ich przygoda zaczęła się wraz z kupnem motoru w Kolumbii. To dzięki niemu od października 2009 do maja 2010 przemierzyli ponad 20 tysięcy kilometrów po południowoamerykańskich bezkresach. Po potężnym trzęsieniu ziemi w Chile obserwowali zniszczenia, jakie spowodował żywioł. W Boliwii walcząc z chorobą wysokościową, zdobyli sześciotysięcznik Huayna Potosi. Najlepiej wspominają Salar de Uyuni. Z powodu zalania wodą na Salar podróżnicy mogli wjechać jedynie kilka kilometrów. Nie dotarli do słynnej kamienistej wyspy z kaktusami. Zamiast tego mieli wystarczająco dużo czasu, aby obserwować, jak zmienia się krajobraz na Salarze w zależności od wysokości słońca nad widnokręgiem. Ap


19

NAT PATRO

Kołysankowe warsztaty W Muzeum Zabawek i Zabawy przeprowadzone będą w dniach 12–13 marca warsztaty muzyczne i wokalne, podczas których uczestnicy grup: początkującej i zaawansowanej będą się uczyć tradycyjnych kołysanek. Zajęcia prowadzić je będzie Anna Broda, członkini Kapeli Brodów. W sobotę zajęcia odbędą się w godzinach 10–13 (początkujący) i 14–17 (zaawansowani). W niedzielę druga część warsztatów rozpocznie się o godz. 9 dla początkujących i o godz. 12 dla zaawansowanych. O godz. 14.30 w Domu Środowisk Twórczych odbędzie się mini koncert oraz pokaz pracy powarsztatowej. Warsztaty przeznaczone są dla wszystkich chętnych. Na ich program składają się ćwiczenia emisyjne i oddechowe, nauka kołysanek (techniką białego głosu/naturalnego) z różnych regionów Polski oraz opowieści o dawnych zwyczajach związanych z obrzędowością wieku dziecięcego. Ap

Filmy XC FR DH Stowarzyszenie RowerEko organizuje w dnach 15, 18 i 20 marca kolejno w studenckich klubach „Pod Krechą” i „Wspak” oraz w WDK przegląd filmów XC FR DH. W Klubie „Pod Krechą” wyświetlone będą w godz. 19–22 filmy: o zawodnikach XC – BikeWorld magazine, amatorskie o tematyce XC FR DH z Polski oraz z różnych stron świata. W klubie „Wspak” w godz. 19–22 będzie można obejrzeć filmy o konstruowaniu tras rowerowych, amatorskie filmy o tematyce XC FR DH z Polski oraz amatorskie filmy XC FR DH z różnych stron świata. W Kinie WDK w godz. 16–18 widzowie obejrzą amatorskie filmy FR DH z całego świata. Wstęp na wszystkie seanse jest wolny. Patronat nad imprezą – redakcja Wici. Info. Ap


wici.info | wydarzenia

PATRO N

NAT PATRO

Sztuka ulicy w Lakierni Grupa street artowa Ać Kru oraz Galeria Lakiernia zachęcają do nowego spojrzenia na nurt graffiti – 2 kwietnia o godzinie 17.30 odbędzie się wernisaż wystawy ToMaSens. PRS, Domo, Zen (Zones), Mer i Wason, którzy tworzą na kieleckich murach, postanowili uczcić piątą rocznicę wspólnej działalności, prezentując swoje prace na płótnach, deskach, zdjęciach, a także w postaci mobilnych instalacji. Tło muzyczne podczas wernisażu zapewni jeden z członków kolektywu Ać Kru, IhaMan – selektor muzyki reggae, dancehall oraz roots. Dopełnieniem wspólnego świętowania będzie powernisażowa impreza w klubie Mehehe, na której jako muzyczny gość stawi się między innymi brytyjski artysta pochodzący z Jamajki – Deadly Hunta. Wystawę będzie można oglądać w Galerii Lakiernia przez dwa tygodnie. Mk

Praca kariera rozwój V Targi Praca Kariera Rozwój odbędą się 7 marca 2011 roku na halach Targów Kielce. Współorganizatorami są: Aiesec Kielce, Targi Kielce oraz Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach. Adresowane są one zarówno do przedstawicieli biznesu, jak i aktywnych studentów i absolwentów kieleckich uczelni. Zeszłoroczna edycja cieszyła się ogromnym zainteresowaniem wśród młodych ludzi – Targi odwiedziło ponad 1500 studentów. Oprócz przedsiębiorców wystawcami będą również instytucje specjalizujące się w kursach i szkoleniach, proponujące różne formy rozwoju, np. szkoły językowe, szkoły jazdy, agencje szkoleniowe, organizacje pozarządowe. Studenci odwiedzający Targi będą mogli wziąć udział w bezpłatnych szkoleniach i warsztatach, a także poznać regionalne organizacje pozarządowe. Ap

AT


21

Najlepsi z Plastyka SuperOES W Miedzianej Górze na torze wyścigowym odbędzie się 26 marca III Kryterium Toru „Kielce” Super OES. Cykl tego rodzaju imprez został powołany w 2004 r. z inicjatywy Automobilklubu Kieleckiego oraz koła Scyzzor. SuperOES jest odpowiedzią na rosnące zainteresowanie imprezami sportów motorowych oraz coraz większą liczbę osób pragnących w sportowych warunkach zmierzyć z konkurencją swoje umiejętności i swój sprzęt. Od początku terenem tych zmagań był tor „Kielce” w Miedzianej Górze. Organizatorzy zapraszają wszystkich fanów motoryzacji, rajdów, wyścigów, tuningu oraz sportowej rywalizacji do udziału w zawodach. Szczegóły na stronie http://www. automobilklub.kielce.pl Ap

W DŚT odbędzie się 3 marca o godz. 17. 30 otwarcie debiutanckiej wystawy Damiana Bąka. Przygotowano ją w ramach cyklu Galerii Promocji „Najlepsi z Plastyka”. Młody artysta zaprezentuje swoje prace malarskie i rysunki. Wystawa czynna będzie do końca marca br. Zdaniem organizatorów wystawy, Damian Bąk jest utalentowanym, wrażliwym i pracowitym uczniem. Jego prace charakteryzuje odwaga w podejmowaniu decyzji kompozycyjnych, swoboda w określaniu proporcji, szczególny „słuch” przestrzenny, umiejętne posługiwanie się kreską, wyczucie barw. Rysowanie i malowanie są dla niego równie naturalne i oczywiste jak oddychanie. Wkrótce zakończy naukę w Państwowym Liceum Plastycznym im. Józefa Szermentowskiego w Kielcach, by dalej rozwijać swoje możliwości podczas studiów wyższych. Apis


wici.info | wydarzenia

Świętokrzyskie – piękno, skarby i pamięć Do 8 maja można oglądać w Muzeum Okręgowym w Sandomierzu w Saloniku Fotografii Artystycznej wystawę Lecha Janiszewskiego pt. „Świętokrzyskie – piękno, skarby i pamięć.” Lech Janiszewski mieszka w Ostrowcu Świętokrzyskim, jest inżynierem elektronikiem i samorządowcem. Dzięki pracy zawodowej odwiedził ponad 20 krajów i tym łatwiej mógł docenić piękno stron rodzinnych i Polski. Prezentowana wystawa pokazuje szczególny koloryt i charakter ziemi świętokrzyskiej. Autor jest świadomy, iż na 23 fotografiach trudno jest ukazać w całej okazałości jej piękno. Na wystawie pokazane są więc miejsca symboliczne dla jej bogactw naturalnych – charakterystyczne odkrycia geologiczne, uwiecznione przykłady wieńców dożynkowych jako symboli plonów tej ziemi, tradycji i pracy ludowych artystów, m.in. historycznych kamieniarzy, a także wytworów starodawnej techniki. Ap

Aforyzmy rysowane Korpaka W Kamienicy pod Trzema Herbami Muzeum Narodowego w Kielcach do 13 marca można oglądać wystawę rysunków satyrycznych Adama Korpaka pt. „Aforyzmy Rysowane”. Prezentowany jest zbiór ponad stu rysunków, które ułożyć można w kilka cykli, wątków opowiadających o kondycji człowieka, jego stosunku do świata zewnętrznego i wewnętrznego, o jego postawach wobec prawd uniwersalnych, jego przywarach, lękach, o absurdach, w które jest uwikłany bądź sam się wikła. Pokazują one jego zmagania z codziennością i z sobą samym, budzą refleksję, lecz nie są moralizatorskie. Rysunki powstawały na przestrzeni wielu lat i publikowane były w fińskiej prasie. Aforyzmy dotyczą wartości uniwersalnych, w każdym mogą wywołać inne skojarzenia odnoszące się do osobistych doświadczeń. Na kieleckiej wystawie pod poszczególnymi pracami zamiast podpisu znajdzie się zeszyt dla tych, którzy zechcą podzielić się swoimi myślami. Ap


23

Kielce sprzed lat Do 9 marca potrwa w Muzeum Historii Kielc wystawa „Kielce sprzed lat. Fotografie z daru Urzędu Miasta w Kielcach”. Ekspozycja prezentuje kilkadziesiąt fotografii Kielc z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Można na nich zobaczyć nieistniejące już ulice, gmachy i pomniki. Miejsca powszechnie znane i zaułki, do których dosierają jedynie ich mieszkańcy. Można również podejrzeć codzienne życie miasta, zastygłe w obiektywie aparatu fotograficznego. Ekspozycja prezentuje fotografie znanych kieleckich autorów i fotografie anonimowe. W części są one pokłosiem konkursów fotograficznych. Wystawa niezależnie od walorów dokumentalnych posiada również walory artystyczne. Niektóre z fotografii mają dużą wartość faktograficzną, bo przedstawiają nieistniejące już fragmenty miasta. Ap

Giuseppe Strano Spitu w Windzie Galeria Winda organizuje 11 marca o godz. 18 wystawę malarstwa i rzeźby Giuseppe Strano Spitu. Artysta obecnie mieszkający i pracujący w Saragossie w Hiszpanii tworzy rzeźby, malarstwo, instalacje oraz performance. W swoich rzeźbach używa różnorodnych materiałów: kamień, drewno, brąz, żelazo, żywica. Wielokrotnie brał udział w sympozjach i plenerach w Europie i na świecie np.: Hiszpanii, Włoszech, Francji, Holandii, Austrii, Węgrzech, Serbii, Słowacji, Finlandii, Rumunii, Chinach, Chorwacji, Egipcie, Turcji, Niemczech, Bułgarii, Czechach, Malezji, Polsce. Był komisarzem wielu wystaw, targów i imprez artystycznych w Hiszpanii i Włoszech. Jego prace znajdują się w muzeach, galeriach i ekspozycjach w wielu miastach Europy. Ap


Recenzje wici.info | recenzje

12 x śmierć

Czarny łabĘdź

Bohaterem książki „12 x śmierć Opowieść z Krainy Uśmiechu” jest Polak, który w Tajlandii wplątuje się w przemyt narkotyków, za co zostaje skazany na 12 kar śmierci zamienionych na dożywocie. Trafia do Bang Kwang, jednego z najcięższych więzień świata. Autor opisuje zmanipulowane śledztwo, wyrok sądowy niezależny od prawdziwych faktów, koszmarne warunki życia: klatki, łańcuchy na nogach, brak opieki medycznej, pitnej wody, łóżka. Więzień ani na chwilę nie traci nadziei i podejmuje trud, by zza krat wpłynąć na zmianę swojej sytuacji. Atutem publikacji są rysunki autora wykonane w trakcie odbywania kary, pomagające w pełni ogarnąć ponury obraz przestrzeni, w której dzieją się opisywane wydarzenia.

Thomas (Vincent Cassel), dyrektor i choreograf, chce wystawić osobistą interpretację sztuki „Jezioro łabędzie” Piotra Czajkowskiego. O główną rolę walczy niewinna Nina (Natalie Portman), która wie, że to jej szansa, by osiągnąć sukces. Niestety Nina nie potrafi wczuć się w rolę czarnego łabędzia, a do tego do obsady dołącza wyzwolona Lilly. Nina by zostać idealną kandydatką do roli, musi zmierzyć się ze swoimi słabościami, pokonać zaborczość i niespełnione ambicje matki, pokonać rywalkę czyhającą na jej rolę i wreszcie musi odkryć ciemniejszą stronę swej osobowości…

Książka nie jest arcydziełem literackim. To opowiedziana prostym językiem historia o nadziei i ludziach, którym dziś odmawia się człowieczeństwa, przy milczącej aprobacie społeczeństw cywilizowanego Zachodu. kiniama

„Czarny Łabędź” wprowadza nas do środowiska baletnic i królujących w nim zasad. Widzimy mordercze treningi, wygięte do granic możliwości ciało. „Czarny Łabędź” to przejmujący i kameralny dramat psychologiczny, pokazujący drogę na szczyt i rodzącego się w mękach prawdziwego artystę, który musi się całkowicie zatracić, by osiągnąć apogeum. Żaneta Lurzyńska


25

Palestra we własnym „krzywym zwierciadle” Tomik anegdot sądowych pt. „Nichto panie prezesie” trojga znanych i wziętych prawników kieleckich – Elżbiety Gacek, Marka Klesyka i Jarosława Kosowskiego – powinien wzbudzić zainteresowanie czytelników. Powagę sądu w „krzywym zwierciadle” ukazują autorzy, którzy, na co dzień bardzo o nią dbają. Poważne i groźne twarze adwokatów, prokuratorów i sędziów po zawieszeniu togi na wieszak okazują się być uśmiechnięte z powodu humorystycznego spojrzenia na samych siebie i własną profesję. Dzięki anegdotom sądowym zaprezentowanym w niewielkim tomiku, czytelnicy mogą bezkarnie (sic!) pośmiać się z Wysokiego Sądu. Książka wydana została nakładem Ludowego Towarzystwa Naukowo–Kulturalnego w Kielcach. Andrzej Piskulak

Zespół rockowy z… czyli Ankh w Mehehe Kielecką grupę Ankh, która zagrała 21 listopada 2010 r. w klubie Mehehe nazywano „zespołem rockowym ze skrzypkiem”. Na przełomie wieków Michał Jelonek zaangażował się w inne projekty, a Ankh stworzył album zdominowany przez brzmienie gitarowe „przyprawione elektroniką”. Ze względu na tę „rozłąkę”, występ w Mehehe zapowiadano jako koncert Ankh i Michała Jelonka. Zaczęło się od „Hate & love”. Kolejny utwór to „Wiara”. Wers „Słońce rozpala naszą obojętność” i Ankh gra już przed „rozgrzaną” publicznością. Nie dzięki barkowi w Mehehe, a przez muzykę i atmosferę klubu, w którym każdy koncert to zwycięstwo ducha nad materią. Zwłaszcza koncert zespołu poruszającego w tekstach tematy religijne i filozoficzne. Do słów „Póki sumienia siła w nas, póty moc i wiara” wokalistaPiotr Krzemiński dośpiewywał „...ale w co?. Dobre pytanie, świetna muzyka. Andrzej Szczodrak


wici.info | recenzje

JAK ZOSTAć KRólem „Jak zostać królem” to film pokazujący drogę głównego bohatera, której celem jest odzyskanie poczucia własnej wartości. Ten urzekający film o brytyjskim królu Jerzym VI i jego walce z jąkaniem ma szanse zdobyć najważniejsze filmowe nagrody - Oscary. Książe Albert, syn Króla Jerzego V, od dzieciństwa ma problem z jąkaniem, przypadłość robi się szczególnie męcząca, gdy ma wygłaszać przemówienia na uroczystościach czy podczas przekazu radiowego. Szuka pomocy u logopedów, ale pomóc mu może tylko specyficzny Lionel Logue, Australijczyk słynący z niekonwencjonalnych metod leczenia. Gdy Król Edward VIII abdykuje ze swojego stanowiska stawia Księcia Yorku w niezręcznej sytuacji. Jak Albert może zostać królem skoro nie wierzy w siebie i w swoje umiejętności przywódcze? Jak w obliczu II wojny światowej jąkała ma poprowadzić naród do walki? Żaneta Lurzyńska

Chłopaki w sofixach Powieść Jakuba Porady (ur. 1969) stonuje trochę zachwyt entuzjastów PRL, dopatrujących się w tej epoce jakichś niezwykłych barw. Kolorowe motyle - bohaterowie wybrani jako warci uwiecznienia - są w niej jednymi z niewielu prowadzących „krucjatę przeciwko szarości”, dominującej wówczas nawet w mentalności mieszkańców polskich miast - nie tylko Kielc, gdzie dzieje się akcja. Ich determinacja w dążeniu do odmiany tego szarego losu, choć także i zbiór ciekawostek dotyczących napotykanych wtedy na każdym kroku absurdów - powodują pogodny odbiór niezupełnie przecież optymistycznego tekstu. Uśmiech na twarzy czytelnika wywoła też pewnie podwórkowa łacina, obecna i w dialogach postaci, i w narracji – w zestawieniu ze znanym z tv wizerunkiem autora jako niezwykle uprzejmego i elokwentnego rozmówcy. Edyta Mróz


27

Ludzkie pasje i pragnienia Ukazała się wartościowa pozycja prozy – „Kaprys i inne opowiadania” Anny Błachuckiej („U Poety”, Kielce, 2010). Błachucka jako pisarka włącza się w najbardziej prężny nurt literacki naszych czasów, nurt tzw. wiejski, i to włącza się z oryginalną i wartościową literacką wizją. Wprowadza do literatury nowe tematy związane głównie z wsią. Odważa się pokazać bohaterów ze wsi jako ludzi ciekawych, niezwykłych, obdarzonych pasjami, dużą wrażliwością, utalentowanych. Pokazuje ich w sposób bardzo zindywidualizowany jako ludzi przeżywających głęboko swoje uczucia i problemy wewnętrzne, np. miłość nie tylko erotyczną, ale także miłość do rodziny, do ojczyzny, serdeczne przywiązanie do zwierząt. Autorka zadaje kłam temu, że ludzie ze wsi lub z warstw biedniejszych to prostacy i nic głębszego nie potrafią przeżyć albo zrozumieć, jak często się uważało.

Autorkę cechuje zrozumienie tych ludzi, współczucie dla ludzkiej doli i niedoli, solidaryzowanie się z nimi, z ich biedą nie tylko materialną, ale udręczeniem duszy. Wnikliwie, choć bardzo dyskretnie, odsłania te ludzkie biedy, ludzkie wnętrza, ludzkie rany, tajemnice ich serc. Jej bohaterowie są godni tego zrozumienia i literackiego opisu. Ich los podnosi do rangi wielkich dramatów. Dlatego pisarka ta zbliża się do wielkiej literatury, w której jest ukazana ludzka odwieczna kondycja. Postacie prozy Błachuckiej są żywe, prawdziwe, wzięte żywcem z życia, co sama podkreśla; są zindywidualizowane, tchnące autentyzmem aż do zdumienia, nie ma w nich miernoty i miałkości czy nijakości. Nie ma tu postaci banalnych. Główną wartością tej prozy jest jej przesłanie ideowe. Zwyciężają tu wartości wyższe i dobro. Zofia Korzeńska

Wyślij swoją recenzję na www.wici. info. Najlepsze teksty nagradzamy podwójnymi zaproszeniami do kina, filharmonii itd... Zostań kulturalnym reporterem!


wici.info | recenzje

W świecie abstrakcji „Kolor i geometria” to tytuł wystawy w Muzeum Narodowym w Kielcach, której otwarcie miało miejsce 10 lutego. Na wystawie, która będzie czynna do 3 kwietnia, zaprezentowano aktualne osiągniecia europejskiej sztuki nurtu geometrii. Abstrakcja rozwinęła się na początku XX wieku i do dzisiaj można obserwować różne jej przejawy. Na wystawie znalazły się dzieła abstrakcji geometrycznej, jak wskazuje tytuł wystawy, choc abstrakcja może się przejawiać także w formach niegeometrycznych. Abstrakcję charakteryzuje wyeliminowanie z dzieła wszelkich przedstawień mających swoje odniesienie bezpośrednio do postaci, przedmiotów, z którymi mamy styczność w rzeczywistości. W dziełach tego nurtu myśli i idee autora są przekazywane za pomocą form geometrycznych, kompozycji, odpowiednich rytmów. Żeby

przybliżyć trochę tę sztukę, można ją porównać do matematyki, która ma swoje założenia wyrażone we wzorach. Geometria w sztuce jest językiem uniwersalnym, możliwe jest więc zestawienie dzieł twórców z różnych krajów, gdyż na płaszczyźnie sztuki mówią oni tym samym językiem. Abstrakcję geometryczną można także porównać do muzyki, będąc bliska matematyce jest bliska także i muzyce. Zapis nutowy także jest formą języka, podobnie jak geometria. Sztuka ta pozwala na swobodną interpretację dzieła, jednak jej języka należy się nauczyć, podobnie jak wzorów matematycznych czy zapisu nutowego. Wystawa w Muzeum Narodowym jest zbiorem ciekawych przedstawień tej sztuki, możemy tam odnaleźć ogromną różnorodność nastrojów i tematów. Zobaczymy obrazy, instalacje oraz rzeźby 50 artystów z 12 krajów, głównie europejskich (Austrii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Polski, Szwecji, Węgier i Wielkiej Brytanii), ale także Wenezueli czy Japonii. Także dzieci będą mogły dosłownie wejść w świat geometrii, koloru i światła, gdyż dla najmłodszych przygotowano ciekawy plac zabaw inspirowany abstrakcją geometryczną. Jest to godne zauważenia, gdyż moim zdaniem należy już najmłodszych uczyć sztuki właśnie przez zabawę. Marcin Białek


29

Historia o ptaku Cis W Teatrze Lalki i Aktora „Kubuś” w sobotę, 12 lutego odbyła się premiera sztuki pt. „Historia o ptaku Cis” Joanny Kulmowej, w reżyserii Aleksandra Maksymiuka. Jest to sztuka o sile marzeń. Opowieść rozgrywa się na uniwersalnym podwórku – minipodwórku, będącym jednocześnie całym światem. Wychowuje się na nim Zorza, dziewczynka, która z biedy i niedożywienia straciła wzrok, marzy jednak o lepszym, kolorowym świecie. Magię w jej życie wprowadza Flacha. Bohater przywraca na podwórku kolor i muzykę, których symbolem jest tytułowy ptak Cis, niewidoczny dla widzów, jednak jego obecność na scenie zdradza gra świateł. Okazuje się jednak, że nie wszystko jest takie piękne – w magiczny świat podwórka wkrada się ulica. Pojawiają się m.in. Gruby Szeryf i Szeryf, którzy chcą odebrać mieszkańcom podwórka to, co dla nich najcenniejsze… A co to jest, dowiedzą się Państwo w teatrze. Marta Ciosek

Klucz do królestwa Wystawa Yoshiko Tsubouchi „Klucz do królestwa” prezentowana w kieleckiej galerii Winda jest ciekawym przykładem grafiki artystycznej. Prace artystki zdobią ekskluzywne przestrzenie hoteli, liniowców, biur, a także wystawiane są w galeriach na całym świecie. Można by się zastanawiać, czy dzieła, które służą do dekoracji, mogą jeszcze istnieć w przestrzeni galeryjnej. Jest to ciekawy punkt zaczepienia w dyskusji na temat miejsca sztuki, miejsca grafiki we współczesnym świecie. Czy dekoracja nie może być sztuką? Czy do dekoracji nie można użyć dzieł sztuki? Prace Yoshiko Tsubouchi wykonywane są głównie w technice akwaforty, jednak mają także dodatkowe złocenia i są kolorowane. Marcin Białek


wici.info | ludzie

Azjatyckie więzienia mają opinię najcięższych na świecie. Samo trafienie tam jest wystarczającym wyrokiem. A co jeśli dodatkowo ciąży na człowieku wyrok dożywocia? Albo dwunastokrotny wyrok kary śmierci? Przekonał się o tym pochodzący z Kielc artysta i podróżnik, były student łódzkiej ASP Michał Pauli. Do 2004 roku zajmował się ceramiką artystyczną, jednak różne koleje losu sprawiły, że znalazł się w Tajlandii. Tam zaczął się koszmar. Spędził niemal sześć lat w trzech ciężkich aresztach, w tym w słynnym Bang Kwang. O tym, dlaczego się tam znalazł, jak wyglądało jego życie więzienne, w jaki sposób walczył o przetrwanie, opowiada w swojej książce „12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechów”. Nam zdradza nieco szczegółów zza tajskich krat oraz opowiada, jak zmieniła go sześcioletnia droga przez piekło.

Michał Pauli Zmartwychwstanie Rozmawia Jakub Wątor Zdjęcia: Łukasz Król


31


- Pamiętasz pierwszy moment, w którym pojawiła się w Tobie jakakolwiek nadzieja? Być może nadzieja matką głupich, ale zawsze wierzyłem, że coś da się z tym zrobić. Nigdy nie dopuściłem do siebie myśli, że to już koniec. Nadzieja często gaszona była rzeczywistością i informacjami, które uzyskiwałem od przyjaciół obcokrajowców, którzy dłużej już przebywali w tamtejszych więzieniach. Te rozmowy zwykle nie polepszały mojego samopoczucia. Z drugiej strony cały czas miałem w sobie upór, chęć i dążyłem do tego, by coś zmienić. - Nie miałeś myśli, by po prostu ze sobą skończyć? Takie myśli towarzyszyły mi właściwie codziennie w tej monotonii i męczarni. Ale im jest trudniej, im dana sytuacja jest cięższa, tym bardziej człowiek ma chęć przełamania jej, nie poddania się. To był chyba główny powód, dzięki któremu się tam utrzymałem. - Inni współwięźniowie też mieli takie podejście? Oczywiście widziałem wielu ludzi, którzy popełniali samobójstwa. Jeśli chodzi o samych Azjatów, w większości Tajów, to lepiej dawali sobie radę i akceptowali tę rzeczywistość. Z obcokrajowcami było gorzej. Warunki tam panujące, choćby tłok, są dla Azjatów czymś naturalnym. Często mieszkają w domach tak, jak ja w celi, gdzie

na przestrzeni 5x15m było 20 osób. - Ale w podziale na białych i resztę nie chodziło chyba tylko o łatwość przystosowania się do pogody i tłoku? Jako białemu było mi łatwiej przeżyć w więziennych kastach. Tajowie mają duży respekt do białych, bo kojarzą ich z pieniędzmi. Natomiast podział związany był bardziej z pochodzeniem, a nie z kolorem skóry. Inaczej traktowano po prostu obcokrajowców. Nie byliśmy zmuszani do pracy dzięki naszej solidarności i temu, że nie poddawaliśmy się próbom indoktrynacji. Ponadto władze więzienia bały się ambasad. Jeżeli jedna osoba próbuje przeciwstawić się pewnym narzuconym formom, to kończy się karcerem i restrykcjami. Ale gdy sprzeciwia się kilkadziesiąt osób, to trudniej władzom to spacyfikować, bo po pierwsze nie ma tyle miejsca w karcerach, a po drugie zawsze któraś z ambasad może zaingerować. A tego ostatniego nikt z władz więzienia nie chciał. - Mieliście jako obcokrajowcy jeszcze jakieś przywileje? Czy w takich warunkach można w ogóle mówić, że ktoś miał dużo lepiej, a ktoś dużo gorzej? To zależało od wielu czynników, również od konkretnego więzienia. Nie mieliśmy żadnych specjalnych przywilejów. Przywileje wiązały się przede wszystkim z pieniędzmi. To była tam najwyższa wartość


33 - A Ty jakiego kodeksu się tam trzymałeś? Istniały pewne zasady, które funkcjonują w każdym tego typu miejscu. Mój kodeks moralny odnosił się do wielu kwestii. Starałem się przede wszystkim jakoś przetrwać tę sytuację, ale przy okazji nie czynić zbyt wiele złego innym. Czasem to się nie udawało. Podstawą mojego kodeksu był też brak donoszenia na innych, co niestety inaczej wyglądało u Tajów. Jest to nacja bardzo ciekawa i sympatyczna, ale mają tę wadę – nasilającą się zwłaszcza w takim miejscu, jak więzienie – że system donosicielstwa jest rozwinięty w sposób szeroki i genialny. Właściwie ciężko jest nie ruszyć się z miejsca na miejsce, by nie obserwowały cię setki oczu. Połowa z tych oczu donosiła do strażników. W związku z tym trudno było o zrobienie czegokolwiek pod prąd. - Nie pomyślałeś zatem, że cel uświęca środki i można zatracić sumienie? Zdarzyło mi się tak kilka razy. Musiałem zrobić pewne rzeczy, mimo że nie byłem z nich dumny ani zachwycony. Musiałem się stosować do praw, które tam panują. A były to zasady rodem z dżungli. Albo przetrwasz, albo cię zjedzą. - Modliłeś się? Modliłem się w specyficzny sposób. Od pewnego momentu pobytu w więzieniu podjąłem próbę

wizualizacji sytuacji, w której udaje mi się stamtąd wydostać. Wyobrażałem sobie, że wsiadam do powrotnego samolotu do Polski. Miałem sporo lęków potęgowanych kolejnymi wyrokami. Bałem się, że to już koniec; że ten świat jest moim światem i nic więcej mnie nie czeka. Jedyną formą przeciwstawiania się tej rzeczywistości były marzenia o powrocie i próby pisania listów do przyjaciół, ambasady, do polityków. Dzięki tym listom i pracy nad swoją podświadomością udało się wreszcie uzyskać pozytywny efekt. - Możesz porównać tajskie więzienia z tym, co opisują autorzy literatury obozowej? Dużo trudniej jest przeżyć w temperaturach minusowych. Natomiast w Tajlandii słupek rtęci zaczynał się od 35 stopni w górę, więc trzeba było walczyć z upałem, dusznością, ciągłym poceniem się i lepkością ciała, z syfem, bakteriami. Głównym problemem był brud. Gdy przychodziła pora deszczowa znajdujące się dokoła muru kanały ściekowe przybierały na poziomie i wszystko z nich wypływało. Brodziło się w dziesięciocentymetrowej kałuży, która była fekaliami. Widziałem mnóstwo ludzi, zwłaszcza białych, którzy dostali zakażeń, które często kończyły się amputacją. Ja na szczęście nie mam żadnych problemów ze skórą. Natomiast zdarzyło mi się wiele robactw, choćby muchy składające jaja pod moją skórą. Ale jest to nieunikniony element życia w tropikach. Wszystkie rodzaje


ubezwłasnowolnienia mają ze sobą wspólny mianownik. Oczywiście Syberia a Bangkok to dwa różne klimaty, kultury i narodowości ludzi tam przebywających. W obozach kwestie żywieniowe były podstawowym problemem. W Tajlandii było bardzo źle pod tym względem, ale ludzie nie umierali z głodu. Umierali z powodu różnych chorób. - Jak zmienił się twój system wartości po wyjściu z więzienia? Co jest na pierwszym miejscu? Powiem jedno: wolność wyboru. Do takiego wniosku dochodzi się, kiedy na lata zamykają cię w klatce, w której jesteś z kimś, z kim nie chcesz być; w miejscu, którego sam nie wybrałeś. Wtedy męczy cię wszystko. Brak kontaktu z rodziną, przyjaciółmi. Czynniki fizyczne: upał, męczące, ostre światło ze świetlówek w celach. Powoduje to paranoje, klaustrofobię, obłędy. Nagle system wartości zmienia się diametralnie. W pierwszych dniach po powrocie największą radość sprawiała mi możliwość pójścia w kierunku, który sam sobie wybrałem. Po ponad roku od wyjścia trochę wszystko mi się przewartościowało. Wracam do podstawowych spraw: trzeba się jakoś ubrać, zarobić na utrzymanie. O to nie musiałem się w więzieniu martwić. Miałem zapewniony pewnego rodzaju dach nad głową. Wróciłem do rzeczywistości, w której trzeba walczyć. Bo w więzieniu człowiek jest w jakimś sensie warzywem.

Jest to innego rodzaju szkoła przetrwania, ale w dużej mierze jest się jednak warzywem. Socjolodzy uważają, że po 10 latach przebywania w ośrodkach zamkniętych ludzie nie są w stanie wrócić do rzeczywistości. Kojarzy mi się to z „Powrotem z gwiazd” Lema, gdzie opisywał on sytuację powrotu do rzeczywistości. - Przychodzi do ciebie kumpel i marudzi, że rzuciła go dziewczyna lub stracił pracę. Myślisz sobie: człowieku, co to jest, wiesz, co ja przeżyłem? Boję się tak ludziom mówić, bo zaraz bym słyszał w odpowiedzi: a, no tak, ja to nie przeżyłem 6 lat w tajskim więzieniu. Coś jednak w tym jest. Często sobie tak myślę. Jest mi żal wielu z moich kolegów, którzy popadli silnie w narkotyki lub alkohol. Zwłaszcza to drugie jest przekleństwem naszych czasów. Ja przez tyle lat próbowałem coś zrobić, ale nie mogłem, bo powstrzymywały mnie mury, kraty, zasieki. A na wolności widzę ludzi, którzy mimo potencjału, niszczą go na własne życzenie. Stają się maruderami. Patrzę na to z perspektywy człowieka, któremu zabrano cały świat. Mimo wszystko dążyłem do tego, by się przebić. A tu jakiś drobny problem czy alkohol rozwala ludzi na łopatki. I mimo że nie mają barier takich, jak ja w więzieniu, to sami sobie je tworzą w psychice. - A czego boi się człowiek, który wychodzi z więzienia po sześciu latach ze świadomością, że miał


35 tam umrzeć? A może obrosłeś już w żelazny pancerz? Mam lęki, jest ich sporo i dotyczą egzystencji w społeczeństwie. Przez te sześć lat straciłem wszystko, włącznie z mieszkaniem i dużą częścią zdrowia. Zawsze zostaje lęk o jutro. Publikuję książkę o historii, która jest dość kontrowersyjna ze względu na moją rolę. Jestem traktowany jak dealer narkotyków. Te emocje wywołują sporo lęków. - W kontekście tego, co się dzieje obecnie z tobą – wywiady, książka, dużo zajęć - możesz nazwać ten pobyt w więzieniu jako pewnego rodzaju dar? Ciężko być wdzięcznym za tego typu tragedię życiową. Wiele straciłem przez ten czas, choćby lata dojrzewania mojej córki. Z drugiej strony rzeczywiście skończyło się to happy endem i są to przeżycia dające mi doświadczenie i mądrość funkcjonowania w tym świecie. W takim sensie jest to dar. - Jak możesz podsumować ostatnie siedem lat swojego życia? Droga przez piekło, która skończyła się cudem. Teraz już wiem, że cuda się zdarzają. Jeżeli naprawdę się chce, to z nawet najgorszą sytuacją można sobie poradzić. Strona internetowa www.michalpauli.pl


wici.info | ludzie

Piotr Krzemiński: Brak refleksji jest chorobą rozmawia: Andrzej Szczodrak zdjęcia: Rafał Nowak


37 Wyróżnikiem Ankh jest droga muzyczna, jaką zespół przebył: od albumów z kluczową rolą skrzypiec do wykorzystującego brzmienia elektroniczne „Expect Unexpected”, którego tytuł nie był czczą obietnicą. Ważnym aspektem twórczości Ankh jest również poszukiwanie towarzyszącego ludzkości od zawsze sacrum. Wokalista zespołu Piotr Krzemiński do tekstu „Póki sumienia siła w nas, póty moc i wiara” dodaje na koncertach „ale w co?”. W wywiadzie dla Wici odpowiada między innymi na pytanie: jak wierzyć? Oceniając na stronie, iż Ankh zmienił się w 1997 roku „z zespołu skrzypcowo-gitarowo-perkusyjnego w zespół perkusyjnogitarowo-skrzypcowy” grupa niejako prowokuje słuchaczy do tego, by zastanawiali się, kto jej przewodzi. W jednym z wywiadów powiedział Pan, że na koncertach liderem staje się ten, kto danego dnia ma wenę. A jak jest przy pisaniu muzyki, czy ton nadają „gitara prowadząca” i „pierwsze skrzypce”? – Zespół kreuje dwóch ludzi: ja i Krzysztof Szmidt. Koncepcja artystyczna i skład powstają według naszego pomysłu. Nigdy jednak nie robimy tego na siłę. To, co chciałbym szczególnie podkreślić to fakt, że jesteśmy zespołem kumpli, przyjaciół. Nie ma tu sidemanów, czyli muzyków, których zadaniem jest dopasowanie się do tego, co tworzą inni. Nigdy nie

jest tak, że w trasie zamykamy się w swoim świecie, zakładając na uszy słuchawki i nie rozmawiając. Znamy się dobrze, spotykamy się rodzinami. Nie zawsze jest „słodko”, ale umiemy znaleźć kompromis, dogadać się. Michała Jelonka poznaliśmy w teatrze studenckim „Diaspora”. W pewnym momencie okazało się, że mam współtworzyć z nim jedną z piosenek – wtedy zaprosiliśmy go do zespołu. Poszukiwaliśmy czegoś, co wzbogaciłoby rockowe brzmienie. Skrzypce Michała sprawdziły się w tej roli, choć niektórzy mówili nam, że to będzie zły pomysł. Moim zdaniem, ktoś kto przychodzi na koncert, może mieć wrażenie, że właśnie Michał Jelonek i Pan to „dwie półkule mózgu” Ankh... To tak wygląda na scenie, jesteśmy najbardziej „frontmańscy”. Wokalista zawsze jest frontmanem. Fakt, że Michał ma solowy, charakterystyczny instrument sprawia, iż on także się wyróżnia. Czy po kilku koncertach z Michałem Jelonkiem można powiedzieć, iż wrócił na stałe na łono Ankh? Jako powód odejścia podawany był jego brak czasu. Czy coś się w tej kwestii zmienia? – W pewnym momencie stanęliśmy przed dylematem, nie do końca mogliśmy grać profesjonalnie. Musieliśmy z czegoś żyć.


To ciekawe: w latach 90. XX wieku szalało piractwo – Krzysztof Skiba ma ponoć 20 pirackich egzemplarzy swojej płyty – a jednak sprzedaż była duża. Michał, który jest od dziecka skrzypkiem i potrafi wykonywać tylko ten zawód, miał wybór: półprofesjonalizm w Ankh albo zawodowa gra z innymi zespołami w Warszawie. Zaczął grać w innych grupach, więc po dojściu do zespołu Michała Pastuszki, który jest fenomenalnym gitarzystą, ale także świetnym realizatorem oblicze Ankh zmieniło się. Tak powstała płyta „Expect Unexpected”, z której jesteśmy bardzo zadowoleni. Wiązała się ona ze zmianą logo i wizerunku. Co ciekawe, właśnie wtedy, gdy muzyka stała się wyłącznie pasją, nagle otrzymaliśmy szansę na festiwalu art-rockowym w Rio. Do-

bre recenzje sprawiły, że mieliśmy okazję dwukrotnie zagrać na Baja Prog w Mexicali. W Brazylii i Meksyku wydano reedycje naszych płyt. Obecnie można nas zobaczyć w różnych składach, ale trzon zespołu to ja, Krzysztof Szmidt, Jan Prościński, Michał Pastuszka oraz Ernest Gaweł. Ale Michał nigdy nie był z Ankh usunięty. Zespół przestał grać czysto profesjonalnie. Michał żyje z muzyki, pozostali członkowie zespołu zajmują się na co dzień czymś innym. Michał wciąż z nami gra, ale dziś nie umiem powiedzieć np. czy odbędzie się trasa. W produkcji jest płyta, na której znajdzie się dużo utworów ze skrzypcami, ale trudno mi powiedzieć, kiedy się ona ukaże. W wywiadzie dla Onetu powiedział Pan o płycie „Expect Unexpected”, iż to „ten sam duch”, co


39 na poprzednich albumach. Słowo „duch” widzę jako kluczowe: postrzegam „Ankh” jako pewną filozofię, która nawiązuje do religii, ale nie do końca się w niej mieści. Z drugiej strony odcina się Pan także od idei new age. Co jest więc arche, czyli esencją idei Ankh – poszukiwanie samo w sobie? Człowiek jest z natury istotą religijną. To podstawowe zagadnienie. Muzyka jest rodzajem przejścia do innego świata. Nigdy nie chciałem, by zespół był utożsamiany religijnie, ale zdaję sobie sprawę, że każdy, szczególnie każdy artysta, zadaje sobie pytania o istnienie „świata po drugiej stronie”. Co jest zatem celem: zadawanie pytań, czy próby udzielenia odpowiedzi? – Ostatnio doszedłem do wniosku, że nie znam odpowiedzi. Chodzi o pytania. To, że je sobie zadajemy, sprawia, że jesteśmy lepsi. Brak refleksji jest chorobą współczesnego świata. Dużo mówi się o ateizmie, ale ateizm to także pewna wiara – przekonanie, że nie ma Boga i istnieje tylko tu i teraz. Zagrożeniem jest bezmyślność religijna, którą dostrzegam, mając kontakt z młodzieżą: rodziców nie interesuje sama komunia córki, a jej sukienka. Gimnazjaliści czekają na bierzmowanie, gdyż liczą na prezenty. Tymczasem nawet przyjmując buddyzm, który nie jest religią, a filozofią, mamy styczność z czymś,

co sięga najważniejszych pytań. Przeraża mnie zachodni agnostycyzm, łatwo jest założyć sobie, że po prostu nie wiemy, czy istnieje Bóg i pozwolić sobie na to, by już tych pytań nie zadawać. Dla mnie w każdej sztuce powinien być ten element metafizycznego zastanowienia. Nas w Ankh interesuje to, co w człowieku najlepsze. W dawnych kulturach silnie obecne jest poczucie sacrum. Może to technologia sprawia, że od niego odeszliśmy. Jesteśmy elementem natury – dziećmi Ziemi i Słońca. Odwoływanie się do tego faktu nie jest jednak new age, to raczej ekumenizm. Ostatnio oglądam wiele filmów Miyazakiego. To anime, mające cechy baśni, ale przypominające o przynależności do natury. Zachód od natury niestety odchodzi. Ale przecież ekologia ulega niemal sakralizacji... – Ekologia jest używana przez politykę i biznes. Przykładem tego procesu w Polsce była Rospuda. Poza tym, przecież na pewno opracowano już rozwiązania alternatywne dla surowców, które się skończą: węgla i ropy. Nie są one jednak wdrażane ze względów ekonomicznych. Obawiam się zresztą, że w Afryce i w Azji złoża są eksploatowane bezpardonowo, nawet kosztem zabijania ludzi.


wici.info | świętokrzyskie

Zastanawiam się nad relacją pomiędzy filozofią, postrzeganiem świata a muzyką. Czy pełni ona rolę narzędzia pomagającego w poszukiwaniach? A może to od niej wszystko się zaczyna? – To wygląda różnie. Często są treści, które chcemy przekazać dźwiękiem. W innych sytuacjach to muzyka prowadzi. Nie chcemy iść w banał. Podoba nam się wiele rzeczy, staramy się je godzić. Wciąż gramy utwory z „Czarnej Płyty” (albumu zatytułowanego „Ankh” – przyp. A.Sz.), choć czujemy, że to dla nas coś odległego. Na „Expect Unexpected” jest wiele elementów inspirowanych twórczością Roberta Frippa. Teraz duże wrażenie robi na mnie Prince, w Polsce kojarzy się on z płytą „Purple Rain” i utworem „Purple Rain”. Z trochę „fircykowatą” muzyką. Tymczasem ten facet jest geniuszem, nagrał ok. 50 różnorodnych płyt w tym albumy jazzrockowe. A czy czasem pojawia się poczucie, że muzyka jest sama w sobie odpowiedzią, że najlepszym, co możemy zrobić jest zaangażowanie w tworzenie czegoś pięknego? – Tak, opowiem ci taką historię: mam znajomego, bardzo zaangażowanego katolika, ale jednocześnie człowieka bardzo fajnego i otwartego. Kiedyś powiedział mi, że dyskusja właściwie nie ma sensu, gdyż w wierze liczy się wewnętrzne przeżycie. Muzycy potrafią słuchać osobno basu czy perkusji. Tymczasem odbiorca po

prostu przeżywa i trzeba to szanować. Niekiedy „odwracamy się” od słuchacza, proponując mu brzmienie z „Expect Unexpected” zamiast łatwiejszej w odbiorze, prostszej rytmicznie muzyki z „Czarnego Albumu”. W Ankh od początku były skrzypce, instrument pomagający


41

sięgać do tradycji. Później przyszła elektronika stanowiąca dla niektórych synonim muzycznej nowoczesności. A czy jest jakiś sposób wzbogacania muzyki rockowej, którego chciałby Pan spróbować? – Nową płytę chcemy oprzeć na ciepłych brzmieniach akustycz-

nych. „Expect...” jest albumem chłodnym, „dzieje się” jakby 10 kilometrów nad ziemią. Nowa płyta będzie ciepła z istotną rolą skrzypiec, ale jednocześnie psychodeliczna.


wici.info | ludzie

Ms. No One

Najważniejsze to być prawdziwym i wolnym… Z członkami zespołu Ms. No One rozmawiał podczas festiwalu Firmamentu Patryk Kanarek. Zdjęcia: Rafał Nowak i Kamil Smuga Patryk Kanarek: Jak wrażenia po sobotnim koncercie? Asia Piwowar: Było przyjemnie, chociaż późno, zwykle zasypiam o tej porze.

dzo pozytywne, chyba udało nam się trochę rozruszać publikę, no i świetne tosty. Osobiście zainteresował mnie jeszcze projekt ONE (pokrewieństwo nazw nie ma z tym nic wspólnego, he, he).

Sławek Bardadyn: Moje są bar-

P.K.: Asiu, możesz mi opowie-


43 (perkusja) napisał mi maila, że jest fajny i fajnie gra, Agnieszkę (bas) poznałam dwa dni później. A po tygodniu spotkaliśmy się na pierwszej próbie w Krakowie. Dołączył do nas wówczas jeszcze Krzysiek Łochowicz na gitarze. Sławek stwierdził, że nas wyprodukuje, bo to dobre jest, no i samo ruszyło. Od kwietnia, kiedy promujemy „The Leaving Room”, Krzyśka zastąpił Michał. Jeździmy sobie po Polsce i trochę za jej granicami i gramy. Paru dobrych ludzi spotkaliśmy na drodze, w odpowiednim czasie, co na pewno wsparło nasze poczynania. Tak to działa. P.K.: A stylistycznie ten lekki trip-hop, czego był wynikiem? Chyba moda na ten nurt w 2008 była w rewersji.

dzieć jak to wszystko się zaczęło, projekt „panna nikt”, skąd poskładałaś tych ludzi z innych miast i jak to wszystko ruszyło? A.P.: Historia w zasadzie jest dość prosta. Napisałam piosenki, chciałam je z kimś zapoznać. Damian

S.B.: Nie ma to jak trzymać się szufladek, w które co rusz się nas upycha, czym właściwie jest „lekki trip-hop”? Kiedy powstawały pierwsze utwory w naszych rozmowach o stylistyce ani razu nie padło określenie trip-hop. Jeśli już, to było to: „dorzuć tam trochę elektroniki”, albo „więcej basu”. Gdyby oceniać „The Leaving Room” kategoriami trip-hopowymi, to odnieślibyśmy sromotną klęskę, bo niby jak takie utwory jak „W czasie deszcz” czy, „Not this time” miałyby reprezentować ten gatunek? Gdyby ktoś mnie ścisnął w imadle, to wydusiłbym chyba określenie „alternatywny pop”. A.P.: Zgadzam się z przedmówcą. Z tym trip-hopem to jest tak mniej więcej, jak to, że stale się ciągnie za


nami łatka zespołu pochłoniętego przez Islandię – a nasza muzyka niekoniecznie wiele ma wspólnego z Sigur Ros czy Mum, chociaż wielbię ich, tak jak ich wyspę. Ale my się na to nie obrażamy. W jakiś sposób to wszystko jest fascynujące. P.K.: „Trójka” i Stelmach stały się waszą trampoliną? A.P.: Tak, bez wątpienia. Tak samo jak szczeciński festiwal Gramy, po którym właśnie Piotr Stelmach wykazał się sporą dawką zaufania, ponieważ ściągnął nas na pełen koncert do „Trójki”, słysząc tylko 3 nasze kawałki. Podziwiamy go za to :) Chyba nie było najgorzej, bo w tym roku ponownie zagraliśmy w ofensywie. Nie ma co ukrywać, że dzięki temu, że nasza płyta ma patronat „Trójki” udaje nam się dotrzeć z dźwiękami w więcej miejsc, wielu ludzi do nas pisze strasznie

miłe rzeczy, więc to się na coś wartościowego przekłada. P.K.: Przygotowując się do wywiadu, przeczytałem gdzieś Twoją deklarację, że smutne piosenki wychodzą Ci najlepiej, po koncercie odniosłem wrażenie, że Wam jako grupie lepiej wychodzą te weselsze jak np. „Big laugh”. Nie chcecie iść w tę stronę? A.P.: To trochę taka igraszka słowna, ale tak jest. Wiesz z mojej strony to chodzi o język wypowiedzi. Uważam, że najważniejsze bez względu na gatunek, to być prawdziwym i wolnym twórczo. Tylko wtedy może ci to dostarczać prawdziwej frajdy. I chociaż muzyka to pewien dział matmy, to naprawdę nie ma co kalkulować, bo to bez sensu. Nie zrobię płyty z samymi utworami typu „Big laugh”, chociaż pewnie


45 mogłabym, bo to tylko część historii Ms. No One. Po za tym, jesteśmy uważni na to jak odbierają nas ludzie, w tym także Ty, jest to dla nas istotne, bo dodaje energii, ale szczerze jak zamykamy drzwi salki prób, to o tym wszystkim zapominamy. Po prostu gramy. Przymiotniki smutny, wesoły pojawiają się ze strony odbiorcy. I to jest chyba dobra kolej rzeczy. S.B.: Zgadzam się z Asią. P.K.: Plany na przyszłość, nowa płyta? A.P.: Nasze najbliższe plany muzyczne: w lutym nasz IK ukaże się na składance Piotra Kaczkowskiego „Minimax” – co nas bardzo cieszy. A oprócz tego w pierwszym kwartale pojawią się remiksy naszych utworów. Powoli też (bo i nie ma się co spieszyć) malujemy sobie nowe piosenki, które zapewne w przyszłości ukażą się na drugim albumie. S.B.: Skład remiksujących właśnie się krystalizuje. Na razie nie zdradzamy składu osobowego, ale możemy powiedzieć, że stylistycznie będzie dość szeroko, od islandzkich ballad z wykopem, przez bardziej klubowe wywijasy, aż po dubstep. P.K.: Dzięki za rozmowę.

Ms. No One To dość młody zespół, swą karierę rozpoczęli w lipcu 2008 roku, zaraz potem zdobyli kilka znaczących nagród m.in.: Slot Art Festival, Pepsi Vena Music Festival, co diametralnie napędziło ich karierę. We wrześniu ubiegłego roku (2010) ukazał się ich debiutancki album „The Leaving Room”, którego wydawcą jest Polskie Radio. Ich muzyka jest dość skomplikowana – teksty przepełnione poezją oparte o melancholijny rock z elementami trip-hopu. Pięcioosobowy skład to reprezentacja Krakowa i Tychów.


wici.info | ludzie

AĆ KRU Sztuka z sumieniem prawie że czystym

z kolektywem Ać Kru rozmawiała Magda Kołodziej zdjęcia: Rafał Nowak


47

Ać Kru to grupa artystów połączonych przyjaźnią oraz wspólną pasją do jednej z najbardziej niedocenianych dziedzin sztuki – graffiti. Część członków kolektywu, tj. PRS, Domo, Zen, Wason i Mer, już 2 kwietnia będą obchodzić piątą rocznicę swojej artystycznej działalności, którą uczci wystawa prac w Galerii Lakiernia. O tym, co zrobić, żeby narodzić się na nowo, na czym polega rywalizacja między grafficiarzami, co jest ważne w procesie tworzenia oraz jak maluje się w Kielcach, opowiadają Magdzie Kołodziej.


Co Was odróżnia od innych grup graffiti, dlaczego akurat działacie razem? PRS: Każda grupa na swój sposób jest odmienna, bo różnimy się stylem i sposobem wykonywania graffiti. Są grupy, które działają nielegalnie na blokach, na murach, a my staramy się robić to zgodnie z prawem, docierać do różnych

instytucji, urzędów – malować jak najwięcej, ale kolorowych ścian. Zen: Bardzo uogólniając, jest tak, że w Kielcach – i w całej Polsce – więcej jest grup, które robią graffiti nielegalnie, dbając bardziej o ilości i miejsca wykonania. My natomiast, jak i wielu innych legalowców, przykładamy się do ich przemyślanego wykonania. Pewnie


49 że miejsce też jest ważne – musi być fajnie widoczne, najlepiej, żeby było tak zwanym „traffikiem”. Wtedy jak najwięcej osób je zobaczy. Malując legalnie, możemy spokojnie przy tym pomyśleć, zwrócić uwagę na więcej naszych ruchów. Domo: Można się bardziej technicznie rozwijać, jeśli się robi legalne prace. Chodzi o czas na szczegóły. Powiedzieliście, że każda grupa ma swoją specyfikę. A dla Was co jest najważniejsze: charaktery, geometria, groteska, kolory, litery? PRS: Wszystko, nawet kontekst otoczenia – robiliśmy taką jedną ścianę na KSM-ie. Mieliśmy namalować typowe graffiti, ale zaczęliśmy od roślinnego tła. Ludzie przyglądający się naszej pracy byli tak zachwyceni, że nie mogliśmy zrobić tam żadnych liter, bo to zepsułoby cały efekt. Wielu grafficiarzy inspiruje się na przykład architekturą albo muzyką. Co nadaje kształt Waszemu stylowi? Zen: Ja w swoim stylu staram się zawrzeć dużo geometrii, prostych kształtów tak, żeby jeden element był uzależniony od drugiego, żeby to nie była taka „frywolka”. Jeśli rysuję, dajmy na to, dwie litery: Z i E, to ta, która jest druga, musi być ściśle uzależniona od pierwszej, musi być do niej przyległa. W ogóle, jeśli chodzi o malowanie,

to jestem malkontentem. Jest jakiś projekt, który chodzi Wam po głowach, ale wiecie, że jeszcze nie jesteście w stanie go zrealizować? PRS: Na pewno marzy nam się mural, który byłby tak wysoki, jak czteropiętrowy blok. Tło nie byłoby jednolitym kolorem, ani nawet zgraniem kilku barw, tylko przedstawiałoby jakiś wizerunek, obrazek, a w to wszystko wkomponowane byłyby litery. Chcemy to zrobić i mamy taką nadzieję, że kiedyś nam się uda. Zen: Tak, ale po co o tym mówić i zapeszać? Jest parę takich pomysłów na koncepcję wspólnej ściany, ale póki nie mamy projektów i nie ma zalegalizowanego miejsca do realizacji, to może lepiej o tym nie wspominać? Domo: Duża ściana, dużo kasy. Zen: A jeśli chodzi o ograniczenia techniczne, to chciałbym dobrze rysować postacie, bo mam trochę pomysłów z nimi związanych. Jak Wam się wydaje, kiedy – mniej więcej – byłaby możliwość zorganizowania wspólnego projektu z wysokim muralem? PRS: Ciężko powiedzieć. Może ten projekt wypali nam w tym roku, ponieważ znajdziemy jakieś dofinansowanie, sponsora. No, a może to być za dwa, trzy, cztery lata.


Kielce, jako miasto i jego instytucje, to miejsce otwarte na grafficiarzy?

Ile jest miejsc w Kielcach przeznaczonych dla legalnie działających grafficiarzy?

Zen: Zależy o czym mówimy – jeśli malunki „koroniarzy” moglibyśmy nazwać graffiti, to tak, miasto współpracuje z grafficiarzami. Ale jeżeli chodzi o takich typowych writerów, to ciężko powiedzieć coś pozytywnego. Nasi koledzy z dużo mniejszego miasta z naszego województwa – ze Starachowic – mówią, że oni nie chodzą „do prezydenta”, tylko „do Wojtka” [Wojciecha Bernatowicza – przyp. red] .

PRS: „SHL-ka”, „Społem” na ulicy Grunwaldzkiej, „Baza Zbożowa” i węgloblok przy Kolberga. To są cztery najbardziej znane miejsca oddane do dyspozycji grafficiarzy przez właścicieli.

PRS: Prezydent Starachowic lubi graffiti, lubi współpracować z grafficiarzami. A Starachowice to bardzo mała miejscowość w porównaniu z Kielcami. Z kolei w większych miastach – na przykład w Warszawie – organizowane są imprezy na skalę europejską i Urząd Miejski jest w stu procentach w nie zaangażowany. Tam takie inicjatywy wychodzą i odbywają się cyklicznie. Domo: Urzędnikom, którzy nie mają styczności ze street artem, o wiele łatwiej jest zrozumieć, że ktoś chce zrobić klubowy malunek na bloku, niż graffiti. PRS: Graffiti jest kojarzone z wandalizmem, niestety.

Jeśli chodzi o writerów kieleckich – żyjecie w dobrych stosunkach, czy rywalizujecie między sobą? Zen: Kiedyś żyliśmy w gorszych, dzisiaj jest wszystko OK. PRS: Tak, wszystko się stabilizowało, ale rywalizacja zawsze będzie. Zen: Ale teraz ona jest już zdrowa… Domo: Czasem jest zdrowa, czasem nie jest… Na czym polega rywalizacja między grafficiarzami? PRS: Przypuśćmy, że jest jedna grupa i zobaczy ona dobry mural zrobiony przez inną grupę, wtedy uruchamia się im w środku takie światełko, taka siła, żeby zrobić jeszcze lepszą ścianę. Nie na każdych to działa.


51


wici.info | ludzie

A ta niezdrowa, Domo? Domo: Możesz zrobić dobrą pracę, poświęcić się jej, a następnego dnia, ktoś Ci ją może „zajechać”… PRS: Nie każdy się lubi, ale tak jest wszędzie, i nie chodzi tylko o graffiti.

Stworzyliście już swoje kluczowe prace? Domo: Tu chodzi o to, żeby każdego dnia być lepszym niż dnia poprzedniego. Więc teoretycznie, jeśli dzisiaj zrobi się pracę, to jutro można zrobić lepszą. Zen: …jak się nie ma kaca po poprzedniej.


53 W takim razie do czego dążycie? PRS: Chcielibyśmy, żeby Kielce wreszcie się wybiły ze wszystkich miast w Polsce, żeby było o nich słychać, że ktoś tutaj jest i robi coś naprawdę dobrego.

ciarza – mówił o uczuciu towarzyszącym mu, kiedy już wie, że jego pracę zobaczy ktoś na drugim końcu Polski. To podobno daje niesamowite poczucie wolności. Domo: Taka ruchoma galeria sztuki...

Czyli do tej pory nikt taki się nie znalazł?

PRS: Nie malujemy pociągów.

PRS: Kiedyś na pewno były takie osoby. Ale wtedy też było o wiele mniej ludzi, którzy malowali. Teraz na dobrą sprawę w jednym mieście może być stu grafficiarzy, kiedyś to było może pięciu, dziesięciu writerów.

Zen: Mieliśmy swoje przeżycia z wymiarem sprawiedliwości i dlatego jesteśmy spokojni i grzeczni. Ja zapuściłem długie włosy (śmiech). Jednak większa satysfakcja jest przy malowaniu pociągu, chyba przez adrenalinę.

Zen: Kolega z naszego składu, Wason, który mieszkał wcześniej na Śląsku, opowiadał nam, że kiedy zaczynał malować i przesiadywał na peronie, żeby oglądać pomalowane pociągi, to jeżeli jechał jakiś pociąg „zrobiony” przez kieleckich writerów, to od razu było widać. Style kieleckie zawsze wyróżniały się na polskiej scenie.

PRS: …i jeszcze to wielkie ucieszenie po tym, jak pociąg był już pomalowany, miało się jego zdjęcie i w dodatku uciekło się z tego bezpiecznie.

Na czym polegała ta specyfika? Zen: Głównie na geometrii liter. One były czyste, wyłuskane. W innych miastach, style były bardziej „brudne”. PRS: Te prace zadziwiały tym, że były proste. Nie były zamotane, a zadziwiały swoim charakterem i dynamiką. Malujecie pociągi? Słyszałam kiedyś ciekawą wypowiedź graffi-

Zen: No, jeżeli ktoś myśli, że hardcore to skok na bunji, to się myli… Urwie się lina, umrze i na tym koniec. Ale jeżeli kogoś złapią „na pociągu”, albo w ogóle w nielegalnym miejscu, to on musi żyć z tym brzemieniem. Ma na karku wyrok, musi zapłacić dużą karę i czeka go wiele innych komplikacji w życiu. Więc dlaczego to robicie? Zen: Po udanej akcji to jest tak, jakby narodzić się na nowo, z sumieniem prawie że czystym. Dziękuję za rozmowę.


Plan centrum Kielc legenda

ścieżka rowerowa szlak turystyczny galerie muzea teatry kina ośrodki kultury urzędy

Plan miasta Łódź

Częstochowa

2

24

2

5 1

1 15 18

7 3 19

8

6

K raków

1 17

12


Wa rs z awa 17 6

22

23

25

21

11

Lublin

4 16 14 20 9

18 1

Ta rn贸w

plan miasta: Agencja Wydawnicza JP www.jp.ziemiaswietokrzyska.net


1

BWA Piwnice BWA Na Piętrze

Kielce, ul. Leśna 7 tel. +41 344 63 19, 344 49 42 www.bwakielce.wici.info 2

3

Galeria Fotografii ZPAF - BWA Kielce, ul. Planty 7 tel. +41 344 76 36, 366 29 71

Galeria Współczesnej Sztuki Sakralnej Kielce, ul. Zamkowa 5/7 tel. + 41 360 00 02

4

Galeria Winda

KCK, Kielce, pl. Moniuszki 2b 5

Galeria Zachęta Kielce, ul. Orla 3

6

Galeria Lakiernia Kielce, ul. Zbożowa 4 www.lakiernia.wici.info

informator

Adresy kultury

Galerie

Muzea 6

Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego Kielce, ul. Jana Pawła II 25 tel. +41 344 57 92

Muzeum Narodowe

7 Kielce, plac Zamkowy 1

tel. +41 344 23 18 www.muzeumkielce.net

8

Muzeum Wsi Kieleckiej Dworek Laszczyków Kielce, ul. Jana Pawła II 6 tel. +41 344 92 97

9

Muzeum Zabawek i Zabawy Kielce, pl. Wolności 2 tel. +41 344 40 78 www.muzeumzabawek.kielce.pl

S ka rb i e c Ka t e d ra l ny

10 Kielce, pl. Panny Marii 3,

tel. +41 344 63 07


11

Muzeum Historii Kielc

18

Dom Kultury Zameczek

Muzeum Geologiczne

19

DŚT Pałacyk Zielińskiego

Kielce, ul. Św. Leonarda 4 tel. +41 340 55 20

12 Kielce, ul. Zgoda 21

Kielce, ul. Zamkowa 5 tel. +41 368-20-53 www.kielcedst.net

tel. +41 361 25 37

Teatry Teatr Lalki i Aktora „Kubuś”

20

Kielecki Teatr Tańca

21

Słoneczko

22

Baza Zbożowa

23

Pod Krechą

14 Kielce, pl. Moniuszki 2b

tel. +41 361 27 46 www.ktt.pl

15

Teatr im. Stefana Żeromskiego

Kielce, ul. Sienkiewicza 32 www.teatr-zeromskiego.com.pl 16

Filharmonia Świętokrzyska im. Oskara Kolberga

Młodzieżowy Dom Kultury

25

Wspak

Urząd Miasta Kielce, ul. Szymanowskiego 6 Kielce, ul. Strycharska 6 tel. +41 36 76 000 www.um.kielce.pl

Moskwa

tel. +41 344 47 34 www.kinomoskwa.pl

tel. +41 365 51 48

Ośrodki Kultury 17

Wojewódzki Dom Kultury Kielce, ul. Ściegiennego 6 www.wdk-kielce.pl

Kielce, ul. Śląska 11a

1 Kielce, Rynek 1

18 Kielce, ul. Staszica 5

Kino WDK

25-514 Kielce, ul. Kozia 10a tel. +41 34-434-23, 34-364-20 http://www.mdkkielce.pl

Urzędy

17 Kielce, ul. Świętokrzyska 20

19 Kielce, ul. Ściegiennego 6

Kielce, Zbożowa 4, www.baza-zbozowa.eu

24

Kinoplex

tel. +41 332 13 30 www.kinoplex.pl

Kielce, ul. Romualda 3 tel. +41 341 66 80

Kielce, ul. 1000-lecia Państwa Polskiego 7 tel./fax. +41 342 44 24

Kielce, pl. Moniuszki 2b tel. +41 368 11 40 www.filharmonia.kielce.com.pl

Kina

Kieleckie Centrum Kultury Kielce, pl. Moniuszki 2b tel. +41 344 40 32, +41 344 40 33 www.kck.com.pl

13 Kielce, ul. Duża 9

tel. +41 344 58 36 www.teatr-kubus.pl

Kielce, ul. Słowackiego 23, tel. +41 361 39 31

2

Urząd Marszałkowski Województwa Świętokrzyskiego

Kielce, ul. IX Wieków Kielc 3 tel. +41 342 15 49 www.sejmik.kielce.pl


wici.info | miasto

Historia kieleckiego sportu cykliści, rowerzyści, kolarze Weronika Mojecka rys. Ola Makowska

W 1910 r. dwaj Włosi – Zenardo Attilo i Eugenio Vianello – przytoczyli się do Kielc ...w beczce, w ramach podróży po Europie. Przenocowali w mieście, a później jeden wszedł do beczki, a drugi zaczął toczyć ją mozolnie i tak udali się w dalsza drogę. Tę i inne historie z dziejów kieleckiego sportu możemy poznać dzięki talentowi i twórczości ś.p.Zbigniewa Moskwy, który - podaję za notą biograficzną: „od 1983 r. wertuje zasoby archiwalne, tropiąc ciekawostki i sensacje z historii regionu”. Na początku było koło, czyli z gr. kyklos, stąd dzisiejszych rowerzystów nazywano kiedyś cyklistami. Ta dziedzina sportu ma w Kielcach bardzo bogate tradycje, bo już w 1895 r. powstała pierwsza formalna organizacja zrzeszająca fanów dwóch kółek – Towarzystwo Cyklistów Kieleckich. Towarzystwo posiadało własny tor kolarski przy ul. Ruskiej (dziś Sienkiewicza), który zimą zamieniał się w lodowisko, bo zaznaczyć należy, że wtedy cykliści zsiadali ze swoich rowerów i ćwiczyli tężyznę fizyczną na łyżwach. Towarzystwo Cyklistów organizowało tzw. imprezy uliczne. Jedna z nich, z nocy świętojańskiej, 24 VI 1906 r. przeszła do historii ze względu na nietypowy wygląd rowerzystów i ich jednośladów – mianowicie, przejechali oni ulicami Kielc „na ukwieconych rowerach, niektórzy


59 z chińskimi parasolkami”. Słynnymi w tym okresie kolarzami byli znani także z innych profesji kielczanie – aptekarz Alfons Krzanowski czy właściciel składu optycznego Ryszard Rudnicki. Towarzystwo Cyklistów zostało reaktywowane pod taką samą nazwą po I wojnie światowej i działało wspólnie z Resursą Obywatelską, której celem było organizowanie kielczanom czasu wolnego. Kolarzom, którzy mieli sportowe zacięcie, nie w smak były tzw. wycieczki rowerowe, dlatego w VII 1927 r. powołali odrębne Towarzystwo Cyklistów, które było zrzeszone w Związku Towarzystw Kolarskich w Warszawie. Ponieważ kolarstwo było bardzo popularnym sportem, często organizowano sekcje kolarskie przy klubach sportowych. Zawodników wyłaniano podczas wspomnianych wcześniej wycieczek rowerowych. W Kielcach działały np. od 1932 r. sekcje kolarskie przy Kolejowym Przysposobieniu Wojskowym czy przy Wojskowym Klubie Sportowym. Organizowano różnego rodzaju wyścigi. W V 1928 r. odbył się „bieg kolarski” na dystansie 10 km – dla amatorów oraz 25 km – dla członków Towarzystwa Cyklistów. Oprócz tradycyjnych zawodów kolarskich organizowano np. wyścigi rowerowe na czas w maskach gazowych. Ponadto uświetniano obchody świąt narodowych. 3 V 1934 r. odbył się w Kielcach wyścig kolarsko-motocyklowy. Przy ul. Sienkiewicza, na starcie liczącej 8500 m trasy, stawiło sie 22 cykli-

stów. Przejechali oni ulicami Chęcińską, Karczówkowską i obecną Paderewskiego, a pierwsze miejsce zajął przedstawiciel KTC – Paweł Janyst. Do innych znanych zawodników tego okresu zaliczyć należy Franciszka Kafara, który we IX 1934 r. uzyskał tytuł mistrza kołowego Kielc, czy kolejnego mistrza z 1936 r. – Leona Kopałę. O popularności ówczesnych kieleckich kolarzy może świadczyć historia o Pawle Janyście, przytoczona przez Zbigniewa Moskwę w książce „Kielecki sport z myszką”: „w 1934 r. w zawodach (...) miał wypadek, w wyniku czego rower uległ całkowitemu zniszczeniu. Ponieważ wówczas wehikuły te stanowiły prywatną własność zawodników, taka awaria uniemożliwiała dalsze starty, a rower wyścigowy kosztował niebagatelną sumę – 130 zł (dwie pensje magistrackiego urzędnika). Na wieść o tym, spontanicznie kibice zorganizowali zbiórkę na nowy rower. Datki po 20, 50 groszy wkrótce pozwoliły zebrać 100 zł i 3 grosze. Właściciel sklepu przy ul. Dużej – Gąsiorowski – jak to się mówiło »zborgował« resztę sumy i Janystowi sprezentowano piękną wolnobieżkę firmy Zawadzkiego, na ramie której kibice umieścili tabliczkę z dedykacją dla cyklisty.” O tym, że rowerzyści są nadal prężną grupą w naszym mieście świadczyć mogą liczne kluby rowerowe, rosnąca liczba tras rowerowych w regionie oraz sama aktywność współczesnych cyklistów, np. zorganizowana pod koniec września ubiegłego roku masa krytyczna.


wici.info | miasto

Magia kapelusza Z modystką Danutą Gawryś rozmawiała: Aneta Pawłowska Zdjęcia: Rafał Nowak


61


Kapelusz – symbol elegancji, stylu i dobrego smaku. Jest „kropką nad i” kobiecego stroju. Może być duży z fantazyjnym rondem, malutki w stylu lat dwudziestych, w formie toczka czy słomiany na słoneczne letnie dni. Odpowiednio wybrany zawsze dodaje uroku. - Kapelusz można dobrać do każdej kobiety. Gdy klientka wchodzi do sklepu, od razu wiem, w którym będzie jej do twarzy. Dobranie kapelusza jest sztuką – mówi pani Danuta Gawryś, właścicielka pracowni „Danusia”, która produkcją kapeluszy zajmuje się od kilkudziesięciu lat. – Kapelusz nie jest tylko nakryciem głowy, jest dopełnieniem całego stroju – dodaje.

Przypadkowa pasja Pani Danuta Gawryś miłością do modniarstwa zaraziła się, jak to stwierdziła, przez przypadek, podczas II wojny światowej. Gdy Niemcy wywozili młodych ludzi na roboty, a jedynym sposobem uniknięcia tego była tzw. umowa, czyli potwierdzenie zatrudnienia. Pani Danuta zaczęła pracować w zakładzie, w którym wytwarzano kapelusze. Tam oczarował ją proces ich powstawania. Podglądała pracę modystki i pewnego dnia postanowiła sama zrobić kapelusz. Odkryła w sobie wówczas nie tylko wielki talent, ale przede wszystkim ogromną pasję. – Modniarstwa nie da się nauczyć, to jest dar, z którym trzeba się urodzić. Czasem ktoś mówi „naucz mnie

robić kapelusze”, ale jak ja mogę nauczyć, jak ja sama nie wiem, co robię – tłumaczy pani Danuta. Tworzenie kapelusza jest spontaniczne i za każdym razem inne. Pani Danuta po prostu siada w swojej pracowni, nakłada materiał na tzw. kalotkę – formę przypominającą kobiecą głowę – i zaczyna tworzyć. Każdy kapelusz, który wychodzi spod jej ręki jest unikatowy.

Sklepik z kapeluszami Własną działalność pani Danuta zaczynała w latach sześćdziesiątych, kiedy to prywatne przedsiębiorstwa nie miały racji bytu na socjalistycznym rynku. Na początku był to malutki sklepik przy dawnej ulicy Buczka. Potem pani Danuta wyjechała z Kielc i zachwycała swoimi kapeluszami we Wrocławiu i w Wiedniu. Mimo sukcesów zawodowych, jakie odnosiła za granicą, wróciła, by zaopatrywać w kapelusze eleganckie kielczanki. Od tej pory w pracowni powstały setki nakryć głowy. Sklep „Danusia” zyskał wiele stałych klientek, które cenią sobie elegancję i do dzisiejszego dnia regularnie go odwiedzają w poszukiwaniu czegoś wyjątkowego. – Jedna z moich klientek tak kocha kapelusze, że ma ich ponad czterdzieści. Inna znowu potrafi chodzić w kapeluszu od rana do wieczora. Czasem klientki mówią do mnie: „pani Danusiu, niech pani dzwoni, jak zrobi coś ekstra” – opowiada. Pewnego razu pani Danuta dostała


63 zamówienie na finezyjny kapelusz, który miał być elementem wystroju wnętrza. Po pewnym czasie owa klientka wróciła do sklepu i poprosiła o zrobienie drugiego takiego samego, gdyż zapragnęła nosić go do sukienki z falbanami.

Miejsce pachnące tradycją Gdy weszłam do sklepu pani Danuty, poczułam pewien specyficzny klimat. W powietrzu unosił się zapach tradycji. W przytulnym pokoiku można bez żadnego pośpiechu poprzymierzać kapelusze i wybrać coś dla siebie. O talencie dobierania kapeluszy pani Danuty przekonałam się na własnej skórze. W każdym kolejnym, który mi podawała, wyglądałam lepiej. Każdy zachwycał mnie bardziej, a wiedza, że wszystkie z nich są ręcznie wytwarzane i jedyne w swoim rodzaju, sprawiała, że czułam się w nich jeszcze bardziej wyjątkowo. Niestety, kobiety coraz rzadziej zakładają kapelusze. Te wytworne nakrycia głowy znacznie straciły na popularności, kiedy posiadanie samochodu stało się powszechne, a siedzenie w nim w kapeluszu okazało często po prostu niewygodne i niepraktyczne. Pani Danuta mimo to nie narzeka na brak klientek. Co roku, gdy we wrześniu rozpoczyna się sezon na kapelusze, jej sklep wypełnia się nie tylko po brzegi różnorodnymi nakryciami głowy, ale też zainteresowanymi nimi kobietami. „Drugą młodość” przeżywają kapelusze w stylu retro, w których niemalże każdej

pani jest do twarzy, a przy tym są obecnie szalenie modne. Zatem dlaczego zawód modystki pomału znika?

Ginący zawód Problem współczesnego modniarstwa nie polega na tym, że nie ma chętnych na kapelusze, tylko na tym, że nie ma chętnych do wykonywania zawodu modystki. – Kapelusze będą zawsze, na bazarach, w sklepach, ale zniknie zawód modystki. Jest mi tak strasznie szkoda, że ten zawód wymiera, bo to jest piękny zawód – ubolewa pani Danuta, która już od jakiegoś czasu nosi się z zamiarem zamknięcia swojego zakładu. Może wówczas uda się kupić kapelusz gdzieś indziej w Kielcach, ale z pewnością brakować będzie wybrednym klientkom takiego miejsca pełnego magii, jakim jest sklep „Danusia”.




wici.info | miasto

Handel

Kielce dawniej i dziś Handel jest zapewne zjawiskiem tak starym, jak ząb przedtrzonowy mastodonta w kieleckim muzeum. Początkowo – z grubsza rzecz biorąc – polegał on na wymianie owoców ciężkiej pracy bartnika czy myśliwego na inne atrakcyjne dla nich towary. I tak do czasu aż duszami i umysłami naszych przodków „zawładnął” pieniądz. Jak powszechnie wiadomo, Kielce były miastem biskupim, jednak w oparciu o prawo magdeburskie nadzór nad handlem sprawowali wójt i rada miejska. Aby usprawnić pracę mieszkańcom Kielc: „u drzwi ratusza wisiał przykuty żelazny łokieć, w sieni znajdowały się wzorce różnych miar sypanych i wapna. Strzegł tego urzędnik »ważnik« i pobierał odpowiednie opłaty.” Najpowszechniejszą dawniej formą handlu były targi oraz jarmarki. W Kielcach dniem targowym był

wtorek, a po powstaniu listopadowym także piątek. Do miasta ściągały wówczas tysiące przybyszów z okolic, by kupić lub sprzedać, co kto miał i mógł. Początkowo targi odbywały się w Rynku, jednak z czasem „zainteresowani” przestali się tam mieścić. Władze podjęły wówczas decyzję o przeniesieniu targu zwierząt – co dziś wydaje się oczywiste – poza centrum miasta. Bydłem handlowano więc przy ul. Krakowskiej, tuż przed gmachem seminarium, a końmi przy ul. Domaszowskiej, trzodą na Przedmieściu Borzęckim. Następnie wydzielono kolejne targowisko – przy pl. Panny Marii, tuż przy katedrze – tam z kolei można było kupić owoce, warzywa, nabiał i wyroby garncarskie. W Rynku pozostała sprzedaż mąki, mięsa, ubrań i tzw. towarów łokciowych. W 1871 r. rozpoczęto budowę nowoczesnych jak na tamte czasy


67 hal targowych, przy dzisiejszym pl. Wolności. Był to budynek jednopiętrowy z kilkudziesięcioma pomieszczeniami przewidzianymi na jatki, piekarnie i wszelkiego typu sklepiki. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej Kielce, jako jedno z ostatnich miast w Królestwie Polskim, otrzymały przywilej organizowania jarmarków. Odbywały się one dwa razy do roku: 15 III i 15 IX. Wspominając targi i jarmarki, nie sposób pominąć temat rogatek. Wielu mieszkańców Kielc, i to nie tylko tych starszych, do dziś używa nazwy „krakowska rogatka”. Czym więc jest wspomniana rogatka? W tej chwili śladem historii pozostałym w nazwie, dawniej było to jednak miejsce na granicy miasta,

gdzie szumnie mówiąc, rezydował przedstawiciel miejskich władz skarbowych, czyli rogatkowy, niekiedy nazywany szyldwachem. Rogatka składała się z tzw. celbudy, czyli budki dla wspomnianego rogatkowego, szlabanu oraz słupa z tablicą taryfową, tj. podatkową. Pobierano tam różnie nazywane opłaty np.: rogatkowe, kopytkowe czy brukowe. Do najbardziej znanych rogatek należały te przy ul. Krakowskiej, Leonarda czy Bodzentyńskiej. Miasto bardzo długo broniło się przed utratą dochodów z tego tytułu, jednak ostatecznie rogatki zlikwidowano 1 VIII 1936 r. Być może miał na to wpływ fakt, że dwa lata wcześniej jeden z rogatkowych (którzy byli zaopatrzeni w broń) postrzelił śmiertelnie, nieumyślnie oczywiście, kielecką nauczycielkę.


Bazar na placu Wolności, lata 30-te XX w. Zdjęcia: www.kielce.vel.pl

Szczególny rozwój handlu w Kielcach przypadł na okres po powstaniu styczniowym. Wówczas to zniesiono w mieście przywilej de non tolerandis Judaeis, a Żydzi otrzymali prawo osiedlania się w Kielcach. I zdominowali handel. Pierwszy sklep żydowski, zwany składem szkła, porcelany i lamp naftowych, założył w Rynkun Nochim Cwejgiel. Przełom XIX i XX w. to okres, kiedy jak pisze w jednej ze swoich książek Zbigniew Moskwa: „handel był barwny, usługi też. Na podwórkach słychać było nieustannie oferty: Stary zielaz, szmaty kupuję! Skupowano nie tylko butelki, ale i stłuczkę szklaną. Aż dziw, że to się kiedyś opłacało. (...) Ostrzono noże i brzytwy, a na życzenie też drwa rąbano...”. Był to

czas znanych sklepikarzy, słynnych składów i magazynów mody, jak nazywano sklepy z ubraniami. W dobrym tonie było zaopatrywać się w prasę i książki u Moryca vel Michała Goldhaara, który już wówczas zachęcał klientelę i obiecywał, że „kupującym na raz za 15 rb. udziela się stosowny rabat”. Słodycze wypadało kupić w cukierni Smoleńskiego, skąd po zapakowaniu w ozdobny papier tzw. umyślny odnosił je do domu klienta. Z kolei tzw. bywanie u „panny Janiny” (Janina Olendzka) było od 1912 r. aż do wybuchu II wojny światowej towarzyskim obowiązkiem. W jej sklepie w Hotelu Polskim można było zaopatrzyć się w czekolady Wedla lub ciasta sprowadzane aż ze Lwowa.


69 Ciekawym zjawiskiem w historii handlu były sklepy spółdzielcze, pierwsze zakładano w Kielcach w latach 70. XIX w. (np. Bazar Ludowy). W 1908 r. powstał Związek Spółdzielców Spożywczych „Społem”, który posiadał w Kielcach sieć sklepów. Klientem mógł być każdy, jednak członkowie spółdzielni mieli specjalne książeczki, na podstawie których udzielano im rabatów. Ponadto mieli także udziały w dochodach spółdzielni. Okres II wojny światowej to rozkwit czarnego rynku, czas kupowania na „tandecie” oraz reglamentowania żywności. Kartki żywnościowe pojawiły się także w okresie PRL-u, początkowo na cukier, później na mąkę, mięso, słodycze czy alkohol. Ostatecznie zlikwidował je rząd Mieczysława Rakowskiego w VIII 1989 r. PRL to także zjawisko handlowe o nazwie PEWEX. Dla tych, którzy chcą poczytać o czasach, kiedy sprzedawano „odrobinę Zachodu”, w postaci pierwszych modeli Barbie czy klocków Lego, polecam „Chłopaków w sofixach” Jakuba Porady. Przypomnę tylko, że wówczas wszystkie kielczanki, wielbicielki mody, z wypiekami na twarzy odwiedzały sklep „Mody Polskiej” przy ul. Sienkiewicza (dziś mieści się tu cukiernia Bliklego).

A jak handel wygląda dziś? Co się zmieniło? Nadal mamy w Kielcach targi, chociażby ten przy ulicy Seminaryjskiej, do tej pory najbardziej oblegany we wtorki i piątki. Jest też giełda rolna przy ulicy Domaszowskiej. W Rynku jak dawniej swoje miejsce – już odnowione – mają kwiaciarki. Ciągle popularne są zakupy na „Sienkiewce”, choć trudno orzec, jak długo wytrzyma ona konkurencję z nowym zjawiskiem handlowym – supermarketami i galeriami handlowymi. Te w ostatnich latach wyrastają w Kielcach jak grzyby po deszczu. Warto jeszcze wspomnieć o Targach Kielce, w których prezentowanych jest kilkadziesiąt ekspozycji branżowych rocznie. Kiedyś kieleccy producenci i sprzedawcy jeździli na tzw. wystawy do Warszawy, Moskwy czy Paryża, dziś to do Kielc ściągają przedstawiciele świata biznesu. No i koniecznie pamiętać trzeba o sklepach internetowych. Niejeden kielczanin prowadzi swoją działalność w sieci. Ale czy aż tak wiele się zmieniło? Do transakcji nadal potrzeba kupującego i sprzedającego, tylko okoliczności wydają się być nieco nowocześniejsze: kiedyś „Gazeta Kielecka” informowała po ile korzec pszenicy, a po ile kwarta masła, a dziś w skrzynce znajdujemy „gazetkę” z superpromocją Reala czy Tesco.


wici.info | pasje

blogi:

Brulionman http://brulionman.wordpress.com

Kamdałn, tejkitizi spotkanie z morsami Wziełek se ci ja w niedzielę wiadro, opatę, kilofa, wędkie, półlytra i poszłech na ryby. Opalam się tak na środku zalewu, bo ryba nie bierze, a tu ni z gruszki ni z pietruszki turysty się zjechały i dziką hordą barbarzyńców gnajo ku mnie z siekierami. Se pomyślałem „kamdałn, tejkitizi”, a uny temi siekierami dalej lód rąbać. Przypominało to to, co moja stara nazywa seksem – striptiz, tarzanie się i dzikie podrygi, a wszystko dla 30 sekund przyjemności.

Dzięki Tomkowi miałem okazję podglądać grupę morsów podczas zimowej kąpieli w Borkowie. Rozgrzewka, wejście do przerębli/przerębla(?) i po 30 sekundach ewakuacja, natarcie śniegiem, ręcznik i albo założenie suchych ciuchów, albo rozgrzewka i kolejna kąpiel. Zaskakujące dla mnie było, że morsy to także ludzie o zwykłej lub wręcz szczupłej budowie ciała. Mierzyli sobie czas, asekurowali się przy wychodzeniu, częstowali herbatką, były kobiety, dzieci i był pan, co przeżył już na oko ponad 70 zim. Bardzo nietypowy, ale miły piknik nad – jakby nie było – wodą. Bartek PS niebezpiecznie jest „morsować” samemu, ponoć obowiązuje reguła z Bolka i Lolka „stały partner – większe bezpieczeństwo”) My friend Thomas, an ice swimmer, took me with him and his family to unusual picnic. Women, men, children, youth, mature, slim, regular, fat – there’s no rule who you are to be one of them. Just enjoy the bath! Oficjalna strona CK Morsów: www.kielce.morsy.pl


71

Na zdjęciu: Edward Dłużewski, prezes Świętokrzyskiego Klubu Morsa, foto: Tomasz Siudak


wici.info | miasto

O kieleckich rajcach...

Sławetny Magistrat Tak kielczanie w swoich podaniach tytułowali władzę miejską, ale używali także form bardziej wyszukanych, nazywając Magistrat Najświetniejszym bądź Przesławnym. W 1917 r. struktura kieleckiego Magistratu podległego Radzie Miejskiej była prosta: “Magistrat składa się z Prezydenta, 2-ch VicePrezydentów i 6 rajców. Oprócz Prezydenta i I Vice-Pre­zydenta żaden Radny ani Rajca miejski nie będzie zajmować płatnej posady w Biurach Zarządu Miejskiego”. Urzędy w Magistracie dzielono na dwa stopnie. W pierwszym znaleźli się: inżynier miejski, lekarz miejski, weterynarz, sekretarz magistratu, naczelnik policji, kontroler skarbowy oraz kierownik wydziału żywnościowego. Na ich obsadę ogłaszano konkursy, których wyniki zatwierdzała Rada Miejska. Wśród urzędników II stopnia, których dobierały sobie same władze magistrackie, znajdowały się tytuły niezrozumiałe nawet dla radnych, toteż prezydent musiał

na sesjach składać stosowne wyjaśnienia. Indagowany w sprawie maszynisty rzeźni, która znajdowała się przy ul. Zagórskiej, tłumaczył: “Nazwa sama jest niewłaściwa – pozostała ona z dawnych czasów. To jest człowiek, który przynosi do rzeźni węgiel, a z wszelkimi naprawkami udajemy się do odpowiedniego człowieka”. Podobnie rzecz miała się z etatem dziennikarza. – Magistrat nie wydaje żadnej gazety, a zatrudnia jakiegoś redaktora – zarzucał prezydentowi jeden z radnych. Z wyjaśnień wynikało natomiast, że dziennikarzem nazywano urzędnika IX grupy uposażenia, który prowadził dziennik podawczy i ekspediował korespondencję. Mniejszą zagadkę dla radnych stanowili urzędnicy o niższym wykształceniu: dozorca zdrowia i kontroler produktów spożywczych, oglądacz zwierząt, szwajcar (ten był sytuowany o dwie grupy wyżej, niż wymienieni, ale wymagano, by woźny-odźwierny mienił się umiejętnością czytania i pisania). Wymieniony wśród urzędników I stopnia naczelnik policji dowodził “policyą miejską”, bo


73 w owym czasie miasto miało własnych stróżów prawa. Gdy rodziła się niepodległa Polska, w listopadzie 1918 r. jej siły wzmocniono milicją złożoną z ochotników. Ale w styczniu 1919 r. działała już w Kielcach policja państwowa. Ponieważ Rada Miejska nie chciała rozwiązać swej siły zbrojnej, 18 stycznia 1919 r. w samo południe komisarz policji rozbroił wszystkie posterunki Milicji Miejskiej i otoczył kordonem Magistrat grożąc użyciem siły. Władze miejskie skapitulowały, ale wysłały ostry protest do ministra spraw wewnętrznych. Rada Miejska w Kielcach od zarania składała się w swych kolejnych “garniturach” z ludzi krewkich, nie stroniących od sprzeczek, które przekształcały się często w ostre kłótnie, co skrupulatnie odnotowują stenogramy. Oto 10 czerwca 1918 r. radny Markowski powiedział: “Sprawa kąpieli ludowych przeżywa już 4-ty rok i przeżywać będzie jeszcze dobre lat 40. Możeby się nadawała do tego “bania” Stunkego”. I spór o łaźnię przeniósł się poza salę obrad. Doszło do szarpaniny, a podłogę pokryły guziki od tużurków... 7 lipca 1932 r. na sesji debatowano nad budżetem szukając oszczędności na drodze redukcji urzędników magistrackich bądź obcięcia im pensji. W ich obronie stanął radny Wiślicki: “Naturalnie w Polsce utarło się tak, że długo trzeba pracować, a niewiele się za to dostaje”, co replikowano: “p. Ostrowski: A wiadomo, że

siódma godzina w instytucjach to jest czytanie gazet i herbatka... Głos: Tak? p. Ostrowski: ...urzędników, którzy są parjasami, którzy nie mają kredytu w sklepach w mieście. p. dr. Zasucha: Mamy 117 urzędników... możnaby trochę zwolnić. Nie przez usunięcie, ale jak sam opuści posadę, względnie Bóg go powoła, żeby już na jego miejsce nie przyjmować nikogo, żeby było ich 100, a nie 117... dr Pelc: Zdaje się, że kielecka Rada Miejska jest jedyną Radą czy jedyną parlamentarną instytucją, która przy trzecim czytaniu budżetu zaczyna całą dyskusję od początku, ale dlaczego ci radni dziś właśnie wybrali się z popisami, to już nie wiem. Głos: Żeby panu dać robotę dr Pelc: Przyszli tu i chcą wywrócić wszystko, co Komisja opracowała. To jest sabotaż. p. Massalski: Stwierdzam, że mówca nie wychodził z granic parlamentaryzmu. Ma pan Ministerstwo i Trybunał Administracyjny. Niech pan skarży. Rosenberg: I żeby naczelny doktór nie zwracał uwag i nie mówił, że Żydzi są stale nerwowo podnieceni”.

fragmenty książki Zbigniewa Moskwy „Okieleckich rajcach, pannach nadobnych i oszustach”. cdn...


wici.info | miasto

Tramwaj w Kielcach fot. TOmaSz Kozłowski - Marzenie (Kielce Inaczej 2005)

Przy okazji ostatnich wyborów samorządowych jeden z kandydatów na stanowisko prezydenta startował z hasłem „Tramwaj dla Kielc”. Na treść tego hasła większość mieszkańców reagowała mniej lub bardziej skrywanym uśmiechem. Czy słusznie? Zdania jak zwykle są podzielone. Pomysł, można by powiedzieć, jest dość nowatorski, ale czy na pewno? Okazuje się bowiem, że pierwsze plany budowy linii tramwajowej powstały już na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. Wtedy to, kiedy ważyły się losy „Elektrowni Kielce S.A.” jej zarząd (wtedy Belgowie) złożyli Radzie Miasta propozycję budowy pierwszej w Kielcach linii tramwajowej. Miała ona

przebiegać od centrum w kierunku do Białogonu, a docelowo także do Chęcin. Zakładano wówczas bowiem, że miasto rozwijało się będzie właśnie w tamtym kierunku. Ponieważ pojawiły się wówczas zarówno głosy aplauzu, jak i krytyki to rozmowy trwały dość długo. W końcu w styczniu 1930 roku zmieniono koncepcję przebiegu linii. Zdecydowano o wybudowaniu dwóch linii jedynie w obrębie centrum miasta. Pierwszy odcinek, długości 4 km miał przebiegać ulicami Sienkiewicza, Hipoteczną, Seminaryjską, Wesołą, 3 Maja. Druga, krótsza trasa, długości 2 km planowana była ulicami Starozagnańską, Starowarszawską, Focha, Chęcińską do bocznicy koło Kadzielni. Choć mocno uszczuplone w stosunku


75 do pierwotnej wersji to plany były dość ambitne. Projektowana prędkość tramwaju miała wynosić 12–13 km/h, a częstotliwość kursów co 15 minut. Opracowano także nawet położenie przystanków co 350 m. Gotowe były taryfa, regulamin ruchu a także specyfikacja techniczna linii. Ogólnoświatowy kryzys gospodarczy sprawił, że zaniechano prac. Dnia 3 lutego 1931 roku oficjalnie odstąpiono od pomysłu. Późniejsza zawierucha wojenna oraz czasy odbudowy kraju ze zniszczeń spowodowały, że do pomysłu budowy linii tramwajowej powrócono dopiero w latach 80. Wraz z rozwojem zmieniono też koncepcję. Miały powstać trzy trasy szybkiej linii tramwajowej. Pierwsza łącząca Barwinek z centrum miasta, druga z centrum do Cedzyny oraz najdłuższa, łącząca skrajne wówczas osiedla: Ślichowice i Dąbrowę. Niestety, ponowny, tym razem krajowy, kryzys gospodarczy oraz zmiany, jakie wówczas zachodziły w kraju znów przeszkodziły powstaniu linii tramwajowych. Po tej próbie pozostała koncepcja opracowana w 1985 roku przez kielecki oddział NOT. Choć nie każdy o tym wie, mamy też pamiątki bardziej namacalne np. ulica Grunwaldzka, IX Wieków, Warszawska oraz Solidarności i Krakowska mają przewidziane miejsca na torowiska. Pomysł powrócił jak bumerang w roku 2004, kiedy to pojawiła się nowa możliwość finansowania takich inwestycji. Mowa tu oczywiście o funduszach strukturalnych

Unii Europejskiej. Miasto nawiązało wówczas współpracę z Politechniką Świętokrzyską, NOT-em oraz spółką Tramwaje Warszawskie. Współpraca miała na celu aktualizację koncepcji tramwajów w Kielcach. Było to tym bardziej ważne, że znalazł się wówczas pewien zagraniczny inwestor. Zmodernizowano wówczas koncepcję do jednej linii biegnącej z osiedla Na Stoku przez centrum do Ślichowic. Niestety, mimo dużego zainteresowania wszystkich stron oraz praktycznie gotowych rozwiązań sprawa tramwajów aktualnie jest zawieszona. Niemym świadkiem ostatniej próby był znany zapewne większości mieszkańców Kielc wagon tramwajowy stacjonujący na parkingu KCK, a przekazany miastu przez MPK Kraków. Został on jednak wystawiony na licytację na jednym z finałów WOŚP. Cel co prawda szczytny, ale doskonale pokazujący stosunek włodarzy miasta do tematu. Już jakiś czas temu (nr 17 Wici.Info) prezydent miasta Wojciech Lubawski jednoznacznie nakreślił: „(…) wizja tramwajów w naszym mieście została chyba już ostatecznie pogrzebana. Większą szansę mają trolejbusy, a największą – nowoczesne, ładne autobusy poruszające się po dodatkowych pasach ruchu.” Decyzje zdaje się zatem już zapadły, a pojawienie się na ulicach naszego miasta bus-pasów jakby potwierdza nakreślony kierunek. Ciężko jest jednoznacznie orzec, czy powstanie linii tramwajowych


wici.info | miasto

usprawniłoby znacznie komunikację w naszym mieście. Opinie zarówno zwolenników, jak i przeciwników wydają się być logiczne i wiarygodne. Jedni twierdzą, że tramwaje nie stoją w korkach i są ekologiczne, bo nie kopcą. Z tym pierwszym nie sposób się nie zgodzić, drugi jednak argument jest troszkę przesadzony – poruszają się bowiem dzięki energii elektrycznej, a tę wytwarza się bądź co bądź w kopcących elektrowniach. Przeciwnicy z kolei podnoszą argumenty o kosztownej budowie wymaganej infrastruktury, szpecącej miasto trakcji elektrycznej i „sztywnej trasie” tramwajów, której nie da się w razie potrzeby zmienić. Prawda o tramwajach jak zwykle zapewne leży gdzieś po środku. Istnieją miasta (nie tylko w Polsce), w których ropatrywana jest idea działania tramwajów, są też i takie, jak chociażby Paryż, w których uznano komunikację tramwajową za przestarzałą i zastąpiono ją metrem – już w 1936 roku (sic!). Do stolicy Francji jest nam tak daleko, że aż przykro mówić, nie sposób się zatem odnieść. Jedno jest pewne, sprawa komunikacji w naszym mieście jest trudna, ale zarazem konieczna do rozwiązania. Hasło tramwaju dla Kielc traktować należy więc jako hasło wywoławcze do debaty. Rozmowy te powinny być jednak przeprowadzone przez specjalistów w tej dziedzinie, a nie polityków z choćby najszczerszymi intencjami. Karol Kępa, k.kepa@wici.info

Zdaniem autora: Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie urbanistyki, aby stwierdzić, że Kielce stoją w korku. Wybudowanie linii tramwajowej, trolejbusowej czy chociażby zakup supernowoczesnych autobusów nie spowoduje spadku liczby aut poruszających się po naszych ulicach. Wprost przeciwnie ilość tych aut stale wrasta, i ten trend raczej się utrzyma. Rozwiązanie tego problemu należy zacząć nie od wprowadzenia kolejnego uczestnika ruchu, a raczej od usprawnienia przejazdu przez miasto, modernizacji ulic, skrzyżowań, sygnalizacji, budowy obwodnic (nawet dwóch pętli: wewnętrznej i zewnętrznej) oraz skomunikowania centrum z miejscowościami satelickimi. W moim odczuciu, z całym szacunkiem dla zwolenników tramwajów i szlachetnej koncepcji, w mieście takim jak Kielce tramwaje się nie sprawdzą.


77

Listy Stefana Żeromskiego Czas na ostatni tom listów Stefana Żeromskiego. Korespondencja z lat 1919–1925 to 6. tom wydawanych przez „Czytelnika” listów, a 39. tom „Pism zebranych” S. Żeromskiego. Starania zmierzające do wydania korespondencji pisarza rozpoczęto zaraz po jego śmierci w 1925 roku. Początkowo zajmował się tym prof. Wacław Borowy – przez 20 lat gromadził listy, potem prof. Stanisław Pigoń i dr Jerzy Kądziela. Jednak prace udało się zakończyć dopiero prof. Zdzisławowi Adamczykowi z UJK. Pierwszy tom listów ukazał się 10 lat temu. W ostatnim tomie oprócz korespondencji z lat 1919–1925 umieszczono 10 odnalezionych listów (które chronologicznie powinny być przyporządkowane do poprzednich tomów, lecz z oczywistych względów było to niemożliwe) oraz indeksy osób występujących we wszystkich wydanych listach.

Szczególnie ciekawy jest list S. Żeromskiego z VI 1920 roku do Józefa Piłsudskiego – dotyczy on plebiscytu na Warmii i Mazurach i świadczy o ogromnym zainteresowaniu pisarza ówczesnymi wydarzeniami politycznymi. Fragmentów korespondencji można było wysłuchać na początku listopada podczas spotkania w Muzeum Narodowym w Kielcach. Wówczas prof. Z. Adamczyk opowiedział o „historii” listów, a Adam Ferency odczytał wybrane z nich, np. obok listu do Marszałka cytowane były listy do pierwszej żony pisarza – Oktawii. Ten ostatni tom listów to nie tylko gratka dla kolekcjonerów czy wielbicieli twórczości pisarza, ale także biografów, którzy odnajdą w nich wiele nieznanych dotąd faktów z życia Żeromskiego. Weronika Mojecka


wici.info | świętokrzyskie


79


wici.info | wspomnienie

Cześć, Witek 4 lutego 2011 roku kieleckie środowisko artystyczne straciło wspaniałego przyjaciela. Może to truizm, ale i prawda, że za szybko odchodzą. A przecież jeszcze było tyle planów. Tylu ludzi wokół kochanych. Tyle gwiazd do podbicia. W wieku 50 lat zmarł Witold Parkita. Najtrudniej ująć go krótko i treściwie. Bo napisać: artysta, to za mało. Napisać o wszystkich jego działaniach i zasługach to za dużo, jak na skondensowaną formę, jaką jest drukowany magazyn. Jedno jest pewne: nie dało się go skategoryzować, wymykał się regułom. Był wolnym ptakiem podróżującym po krainach swojej wyobraźni.

Takim zapamiętali go przyjaciele. - Był wszechstronnie uzdolniony. Ciągle szukał czegoś nowego i miał masę pomysłów – wspomina Zdzisław Reczyński, aktor kieleckiego Teatru Lalki i Aktora Kubuś. Znali się od zawsze, bo oprócz tego, że się przyjaźnili, byli po prostu rodziną. - To Witek wprowadził mnie w artystyczne środowisko Kielc z racji tego, że chodził do „plastyka”. Wtedy takie znajomości były dużą nobilitacją i spotęgowały we mnie myślenie o sztuce jako drodze życiowej – pamięta Reczyński. Jaki był jako człowiek? Aktor bez tchu wymienia: wrażliwy, szczerze lubiany i nigdy nie stracił marzeń.


Obaj rozpoczynali w latach 80-tych. Czasy bardzo ciężkie, ale przede wszystkim bardzo twórcze. Już wtedy nieustannie towarzyszyła mu harmonijka ustna. Wielka pasja do muzyki zaowocowała nie tylko wieloma nagraniami, ale i dwukrotnym tytułem mistrza Polski (198485) w grze na tym instrumencie. W Kielcach rozpoczynał się właśnie jeden z najbardziej płodnych artystycznie okresów. Swoją działalność rozwijał Klub „Merkury” przy ulicy Źródłowej. Choć formalnie lokal należał do PSS Społem, to rządzili nim młodzi twórcy. W 1983 roku Parkita trafił tam jako plastyk i poznał się z Grzegorzem Cuperem – wtedy kierownikiem „Merkurego”, dziś recenzentem teatralnym i wicedyrektorem Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Kielcach. Już pierwszy organizowany przez Parkitę klubowy wieczór okazał się wielkim sukcesem. Wernisaż jego prac plastycznych połączony był z recitalem pieśni Edwarda Stachury wykonywanych przez Konrada Maternę, ówczesnego aktora z „Kubusia”. - Olejne pejzaże Witka idealnie pasowały do wyśpiewanych strof wiecznie wędrującego poety – wspomina Cuper. Sala „Merkurego” wypełniona ludźmi i magią sztuki jeszcze nie raz pozwalała zapomnieć na chwilę o codziennym marazmie i ponurej rzeczywistości. Nie mogło być inaczej. - Do każdego projektu podchodził z energią i wiarą, że to będzie strzał w dziesiątkę. Jego zapał, nadzieja i optymizm napędzały działanie – podkreśla Cuper i dodaje, że jako wieczny malkontent, trochę mu tego zazdrościł.

Swój okres świetności przeżywał wtedy teatr „Gabinet Prób Generalnych”, działający w „Merkurym”. Trzon stanowili Parkita i Andrzej Kuba Sielski, ale w spektaklach brało udział wielu przyjaciół. - Witek tworzył wspaniałe scenografie, mimo ciągłych problemów z materiałami. Potrafił z niczego stworzyć coś pięknego - opowiada Sielski. Sukcesy w animacji kultury poskutkowały we wrześniu 1985 roku objęciem przez Parkitę stanowiska kierownika klubu. Powstało dziewięć spektakli „Gabinetu”. Pełne sale. Prominentni goście. Oklaski. Pozytywne recenzje w prasie. - Potem, naturalną koleją rzeczy, nasze drogi rozeszły się - mówi Sielski. Parkita tworzył wtedy teatr uliczny, którego owocem był m.in. spektakl „Stół” (na zdjęciu). - Namawiał mnie na wyjście do ludzi, a ja wolałem teatr zamknięty, skupiony. Witek to we mnie zmienił i do dziś lubię happeningi i akcje plenerowe - podkreśla aktor. I dodaje, że byli kimś więcej, niż przyjaciółmi. - Mogliśmy się o coś pokłócić, ale i zawsze serdecznie się lubiliśmy. Witek był dla mnie, jak rodzina - podsumowuje.

Kulminacją twórczej atmosfery w Kielcach był wyjazd zimą 1987 roku do Katowic na Festiwal Arty-


festiWal Hasarapasa

styczny Młodzieży Akademickiej. Pojechała tam silna grupa kieleckich artystów. Grali koncerty, wystawiali spektakle, happeningi. - To było coś niesamowitego, zrobiliśmy wielką furorę, okrzykiwano nas najmocniejszym artystycznie ośrodkiem akademickim w kraju. Witek był głównym scenografem i odgrywał kluczową rolę - mówi poeta i bard Marek Tercz. Sam wypowiada się o Parkicie bardzo ciepło: niezwykły talent, poetyzował rzeczywistość, podszyty nutką naiwności krzesał energię artystyczną. Parkita organizował wtedy „Śpiewogrania” w Domu Kultury „Sabat” - konkursy młodych talentów muzycznych. To tam zaczynali tworzyć: Mariusz Matysek, Krzysztof „Kasa” Kasowski czy Rafał Nowak. Koniec lat 80-tych i „gruba kreska” stworzyły nowe możliwości i wyzwania. W 1988 roku urodziła się córka Jaśmina, dwa lata później Mateusz. - Dzieci były dla niego największym skarbem, potrafił im wszystko poświęcić - mówi Zbigniew Reczyński. Parkita zaczął tworzyć rzeczy bardziej użytkowe. Z żoną Alicją skupili się na pracy designerskiej i aranżacji wnętrz. Wystrój wielu kieleckich lokali powstał dzięki ich wyobraźni i pomysłom. Ale przy okazji większych wydarzeń kulturalnych cały czas był aktywny. Przez wiele lat współpracował z Włodzimierzem Kiniorskim. Na każdym z festiwalu FlapArt i Hasarapasa prezentował swą twórczość. Dostał nawet nagrodę FlapMana za swą działalność. - Miał ogromne spektrum, jeśli chodzi o przekaz twórczy - wspomina „Kinior”. Dla

Parkity nie było rzeczy niemożliwych: design, instalacje, muzyka, obrazy, grafiki, aktorstwo, śpiew. - Ale przede wszystkim był moim przyjacielem - dodaje muzyk. Ci, którzy go dziś wspominają, powtarzają te same cechy. - Zawsze otwarty do ludzi - mówi Andrzej Kuba Sielski. Grzegorz Cuper: - był wiecznym optymistą. „Kinior” dodaje: dusza towarzystwa. - Ujmowało mnie to, że do końca został nadwrażliwym dzieckiem. W mojej pamięci pozostaje obraz jego uśmiechu, szeroko otwartych oczu i wyciągniętych do ludzi rąk - podsumowuje Marek Tercz. Ci, którzy go dziś wspominają, powtarzają też jeszcze jedno: za wcześnie, za wcześnie, za wcześnie... Jakub Wątor


Kieleckie Inaczej 2011 konkurs fotograficzny

termin nadsyłania prac 31 sierpnia 2011 regulamin i karta zgłoszenia

www.kieleckieinaczej.wici.info


Radosław Nowakowski MOJE PAŃSTWO (28)

Urząd Uuuuuuuuuuuuuuuuu... Ważna rzecz. Lecz raczej powinno być: UUUUUUUUUUUUUUUUU O tak. Teraz zdecydowanie lepiej to wygląda. Znacznie poważniej. Czyli tak jak powinno. Bo urząd to poważna sprawa i trzeba do niej (do tej sprawy) i do niego (do tego urzędu) podejść nad wyraz poważnie. Co robi urząd? Urząd urządza. Co do tego nie można mieć wątpliwości – po to jest urząd, żeby urządzać, więc jeśli jest po to, to urządza. Wątpliwości mogłyby się pojawić przy kolejnym pytaniu: co urząd urządza? Mogłyby, lecz nie pojawią się, albowiem odpowiedź na to pytanie jest prosta i natychmiastowa: urząd urządza to, co nie jest urządzone. A jeśli coś jest już urządzone? Nie ma czegoś, co byłoby już urządzone, zawsze w tym czymś pozostanie coś, jakiś skrawek, jakiś fragmencik, jakiś zapomniany kąt, który jeszcze nie został urządzony, a nawet jeśli gdzieś znajduje się coś, co jest całkowicie urządzone, to przecież zawsze można to coś urządzić jeszcze raz, trochę, lub zupełnie inaczej. Urządzanie jest procesem ciągłym i stałym. Końca nie widać urządzaniu. Nawet jeśli wejdzie się na dach, na samą kalenicę, a z niej


wlezie się na komin i na nim stanie na palcach wyciągając ciało jak się tylko da, a w szczególności szyję, co jest okropnie niebezpieczne i nie powinno się tego robić pod żadnym pozorem, to i tak nie zobaczy się końca urządzania – wszędzie będzie widać tylko urządzanie. Zima myślała, że się urządziła, a teraz urządza się wiosna i wszystko pozmieniała. Czyli jeden wielki bałagan i chaos. Znowu rzeka wylała, a przecież ma urządzone bardzo ładne koryto, kręte, nienudne, zacienione. Bo tak to właśnie jest: urządzanie to przecież nic innego jak tylko zaprowadzanie porządku, próba zapanowania nad wszechogarniającym bałaganem i pozbycia się go raz na zawsze (na przykład przez zasypanie śniegiem i zamrożenie lub zalanie wodą), lecz urządzanie zawsze związane jest z przestawianiem, przesuwaniem, przenoszeniem, przetaczaniem, przerabianiem, przebieraniem i tak dalej, co powoduje nieustanną konieczność urządzania urządzania (bo przecież urządzanie nie może odbywać się w sposób chaotyczny – musi być dobrze zorganizowane, czyli urządzone, żeby mogło przynieść oczekiwane, zamierzone i pożądane efekty), co z kolej wymaga przestawiania przesuwania, przesuwania przetaczania, przerabiania przenoszenia i tak dalej. A Liberlandia, co widać gołym okiem i bez wchodzenia na dach, ani nawet na najniższy konar najniższego drzewa, wcale nie jest urządzona. I długo jeszcze urządzona nie będzie. Ba! Nigdy nie będzie urządzona! Zatem urząd będzie potrzebny. Przede wszystkim Urząd Do Spraw Urządzania. Żeby jednak ten urząd pracował, czyli urządzał, bez zarzutu, sam musi być bez zarzutu urządzony. Co znaczy, że zatrudnieni w nim urzędnicy muszą także być bez zarzutu. Czyli idealni. Czyli nie powinni mieć rodzin, krewnych ani znajomych, albowiem posiadanie ich prowadziłoby w sposób nieuchronny do sytuacji, w których pierwszeństwo oddawano by właśnie im, a nie zupełnie obcym i nieznanym petentom posiadającym wszakże dokładnie takie same prawa i również żadnych przywilejów. To świadomość powinna określać byt urzędnika, nigdy na odwrót – urzędnik nie powinien w ogóle zajmować się swoim ciałem, to znaczy powinien posiadać ciało idealne, które nie wymagałoby żadnych zabiegów konserwacyjnych, okresowych przeglądów i badań, nie wspominając o jakichkolwiek naprawach – wykluczone jest picie herbaty w urzędzie, jedzenie kanapek, porozumiewanie się z kimkolwiek w sprawach nieurzędowych, korzystanie z toalety... takie stany jak senność, zdenerwowanie, roztargnienie, przemęczenie, ogólna niechęć do wykonywania zawodu, w ogóle nie powinny być im znane nawet z nazwy. Ktoś mógłby powiedzieć, że takim wymaganiom sprostałby tylko


robot. I gdyby tak powiedział, to by się srodze pomylił. Roboty są bowiem głupie i bezduszne, a urzędnik powinien być mądry, powinien w lot rozumieć potrzeby obywatela przychodzącego do urzędu załatwić jakąś sprawę, powinien wręcz emanować ciepłem, współczuciem i oddaniem. Poza tym roboty czerpią energię, czyli generują dodatkowe koszty, co jest niedopuszczalne – urzędnik nie powinien generować żadnych kosztów, nie powinien zużywać żadnej energii, nawet słonecznej i wiatrowej, powinien być napędzany jedynie własnym urzędowaniem, tak jak prawdziwy artysta, który żyje sztuką i w ogóle nie obchodzą go tak trywialne sprawy jak metabolizm węglowodanów i tłuszczów. Więc jeśli nie roboty, to kto? Skąd rekrutować idealnych urzędników? Gdzie ich szukać? W gąszczu dzikich róż splatających się z pokręconymi gałęziami chylących się ku ziemi, starych, wyczerpanych jabłoni? Wśród motyli i ciem zachwycających chaotycznym, nieprzewidywalnym lotem? Nie. W opozycji. Jeśli w państwie jest system wielopartyjny, to urzędnicy wszystkich szczebli powinni rekrutować się z partii opozycyjnej. Wtedy partia, która wygrywa wybory nic nie musi robić, a jeśli nic nie musi robić, to nie musi się z niczego tłumaczyć (musiałaby się tłumaczyć, gdyby coś chciała zrobić, ale to tylko szaleńcy chcą coś robić, kiedy niczego robić nie muszą), za nic nie ponosi też odpowiedzialności i z wyrozumiałością może przyglądać się wysiłkom, a niekiedy nawet męczarniom urzędującej opozycji. Opozycja zaś nie może niczego bezkarnie krytykować i we wszystkim przeszkadzać, nie może być przecież w opozycji do samej siebie; poza tym opozycja zawsze utrzymuje i na każdym kroku to podkreśla, że wie wszytko lepiej, więc wreszcie miałaby szansę się tą lepszą wiedzą wykazać, zaś partia rządząca, która wie wszystko gorzej nie mogłaby obywatelom, w szczególności tym, którzy na nią nie głosowali, tą gorszą wiedzą zaszkodzić. I tak wszyscy byliby uśmiechnięci i nikt by nikomu nie złorzeczył. Na szczęście w Liberlandii, jak już powszechnie wiadomo, nie ma systemu wielopartyjnego. Nie ma też systemu jednopartyjnego. Nie ma żadnego systemu, więc powyższe rozważania są całkowicie jałowymi spekulacjami, które od biedy można by uznać za niezbyt wyrafinowaną, wczesnopopołudniową gimnastykę umysłu. A skoro nie ma kandydatów na urzędników, to nie ma też urzędników. A skoro nie ma urzędników, to nie będzie też urzędu. Nawet Urzędu Do Spraw Urządzania. A skoro nie ma urzędu, to nikt Liberlandii nie urządzi. I Liberlandia pozostanie nieurządzona.


No a ja? Trzeba by jeszcze pozbyć się mnie. Marzenia. Marcowe marzenia. Takie tam sobie marcenia.

Od na marca stronie fo ici.in www.w ersja w a łn pe twa” o Pańs „Mojeg a Nowakoww Radosła Zapraszamy . skiego ktury! do le


wici.info | design

Nareszcie. Wypogodziło się. Słońce dość nieśmiałe, nie daje rady wzbić się nad horyzont wyżej niż kilka centymentrów ponad dachy miejskiej zabudowy mieszkaniowej (tym bardziej kieleckiego „city”), ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że jest, istnieje, co długa zimowa szarość kazała już mi zacząć podawać w wątpliwość. Inka Destyl.eu

Światło Przepraszam, że zaczynam od takich banałów, ale rzecz będzie o wyglądzie otaczającej nas przestrzeni, a nic nie dodaje jej urody bardziej niż dobre, naturalne światło. Wystarczyło popatrzeć na pozbawione koloru, oklejone pośniegowym błotem miasto, upstrzone tu i ówdzie plamami szarego śniegu, całość osadzoną na siwym tle zachmurzonego nieboskłonu, by Dale Chihuly | www.chihuly.com


uwierzyć, że w tym roku wiosny nie będzie na pewno. Nic jeszcze nie jest przesądzone, może i nie będzie, wtajemniczeni twierdzą, że jestem do zwymiotowania (?) przewidywalna, i że pogodynka prognozuje po wiadomościach mój nastrój na najbliższe 10 dni. Mój fart w dyktowanym aurą usposobieniu polega na tym, że nastrój poprawiają mi również piękne, nietuzinkowe przedmioty. A najpiękniejszymi i najbliżej związanymi z aktualnym o tej porze roku tematem światła przedmiotami wydają mi się obiekty tworzone przez Dale’a Chihuly’ego. Widzieliście żyrandol wiszący przy głównym wejściu w Victoria & Albert Museum w Londynie? Pod wielką kopułą, wśród klasycznych architektonicznych zdobień i marmuów może się wydać dość nieadekwatny w swojej awangardowości i lekkości, ale kontrast potęguje wrażenie i naprawdę trudno nacieszyć nim oczy. Jest oszałamiający. Po pierwsze grą światła w swojej kolorowej, pierzastej strukturze, po drugie WIEELKOŚCIĄ, po trzecie: „jak oni go tam, do cholery, powiesili?”. Tak jak technologia dmuchania pojedynczych elementów kolorowych rzeźb pana Chihuly’ego nie wydaje się specjalnie skomplikowana (choć ilość wtłoczonego w nie powietrza jest imponująca), tak montaż szklanych blurbów na sufitach, w parkach, na basenach, łódkach i wszędzie, gdzie jeszcze zostały zainstalowane z pewnością

wymaga dużej wprawy i zręczności. Odsyłam do poznawania i zgłębiania wielobarwnej, transparentnej twórczości autorswa najdroższego (i słusznie) dmuchacza szkła na świecie. Gdy mowa o szklanych żyrandolach, od razu nasuwają mi się witrażowe abażurki w stylu Tiffany’ego. Jeśli miałabym pokusić się o uogólnienie to wogóle ich nie lubię, ale jak od każdej, tak i od tej reguły znajduję wyjątki. Rzecz zależy od kontekstu, samodzielnie mają dla mnie anachroniczno- lekko tandetny wydźwięk, ale np. jako nawiązanie do dużego, kolorowego witrażu, mogłyby wypaść całkiem nieźle. Tak, monumentalne witraże zawsze robią na mnie monumentalne wrażenie, czasem podobają mi się również pobrzmiewające echem za witrażami luksfery. Wystarczy już tych ekshibicjonistycznych wynurzeń na temat moich estetycznych preferencji. Jeśli lubicie pierwsze wiosenne promienie słońca, a zapewne tak jest, chyba że któryś z moich szanownych czytelników jest barmanem, batmanem, albo człowiekiem-ćmą, zróbcie dla nich trochę miejsca w swojej przestrzeni. Polecam szkło, półprzezroczyste tkaniny (lekko transparentne zasłony i parawaniki przydadzą się też latem), czasem lustro na ścianie przeciwległej do okna, a dla miłośników gatunku rzeźby pokryte brokatem i kiczowe kandelabry z plastikowymi, mieniącymi się kamyczkami.


wici.info | fason

Choć za oknem jeszcze zima, już wszyscy myślimy o ciepłym podmuchu wiosny. Magazyny i portale modowe podają najnowsze trendy, które już wkrótce sami będziemy mieli przyjemność oglądać na wieszakach sklepów odzieżowych. Czeka nas prawdziwy miszmasz kolorów, neonowe odblaski i sukienki maxi. Torebki wybiorą wielkość midi, a obcasy butów będą bardzo oryginalne. W tym sezonie każdego modystę nic nie powinno zaskoczyć: bo tak naprawdę w tym sezonie wszystko jest dozwolone. Wielkim hitem nadchodzących ciepłych dni będą neonowe - nasycone kolory - już dawno nie było tylu przeróżnych barw na wybiegach. Kolor ma krzyczeć i wyróżniać nas spośród miejskiego tłumu.... Już teraz widzimy na salonach oranż prawdziwy król tego sezonu. Jeżeli nie lubicie intensywnych kolorów wybierzcie biel albo czerń, ale jako total look - czyli od stóp po głowę.

Miszmasz trendów w sezonie wiosna/lato 2011

Neonowe kolory najczęściej spotykane będą na zwiewnych sukienkach maxi, które będą znakomicie chłodzić podczas letnich upałów. Sukienki nawiązują do mody z lat 70. - cieniowane bądź malowane będą hitem letnich dni. W zimniejsze wieczory polecam w zestawieniu z krótką ramoneską. W tym sezonie wybierz pasy, paski, paseczki – jest ich dużo, w różnych zestawieniach i rozmiarach. Niektóre ustawione w poprzek, jeszcze inne tworzą wzory. Modne wcześniej marynarskie paski wypierają neonowe kolorowe pasy.


91 Powrót szalonych lat 70. poznamy po powrocie modnych dawniej spodni dzwonów. Rurki odchodzą w zapomnienie – bo to właśnie rozszerzane spodnie przejmują dowodzenie w letnim sezonie. Warto również zainwestować w szerokie spodnie w kolorze khaki - murowany hit i czysta elegancja w jednym. Wzory będą królować nie tylko na bluzkach i sukienkach, ale zobaczymy je także na spodniach i torebkach. W tym sezonie warto zaszaleć, nosząc sukienki w kwiatowe wzory, spodnie w kropki, a bluzki w oryginale mazaje. Tkaniny drukowane w roślinne motywy będą tej wiosny absolutnym hitem, tak samo jak pomieszanie wzorów, które może zaowocować u innych oczopląsem. Grunt to dobra zabawa. Jeżeli chodzi o styl, to zatriumfują punk rockowe motywy. Bransoletki nabijane ćwiekami, odważne graficzne nadruki, skóra, drapieżne kroje. Jeżeli chcesz poczuć się modnie załóż kurtkę motocyklisty i zestaw ją z ciężką torbą nabijaną ćwiekami i kolcami. Wszelkie chwyty dozwolone. Jeśli nie lubisz mocnych motywów, proponuję powracający do łask już od paru sezonów styl Pin Up Girl – dzięki niemu poczujesz się prawdziwą kobietą. Falbanki, groszki, kokardki, do tego włosy fale i czerwona szminka lub bardzo modna pomarańczowa. Sezon wiosna/lato 2011 rozpieszcza nas, oferując nam bogactwo wzo-

rów i kolorów. Modne są cukierkowe, neonowe, fluorescencyjne barwy, aż po biel i naturalną skórę. Te wszystkie barwy znajdziemy nie tylko na ubraniach ale i na dodatkach: torebkach, butach, paskach. Jeżeli torebki to tylko i wyłącznie wielkości midi, które bez problemu zmieścisz w ręce. Szukajcie torebek nawiązujących do stylu country, wykonanych w formie plecionki, oraz eleganckich w paseczki. Wiosna 2011 przynosi nam kilka nowych trendów obuwniczych, ale zostawia te sprawdzone. Wraz z dzwonami powracają buty-platformy. Dalej na stopy będziemy zakładać kultowe już drewniaki, ale w zmienionej formie, lżejszych butów na wysokim obcasie. Tak jak w przypadku torebek i na butach będą pojawiać się przeróżne kolory. Jeżeli macie szczupłe kostki, ładnie podkreślą je wiązane wokół niej wstążki. W skrócie – tego lata bądź boho i chodź w sukience maxi, najlepiej w neonowe printy, noś dzwony a na eleganckie wyjścia szerokie spodnie khaki, wybieraj drewniaki, albo bardzo modne botki przed kostkę. Jeżeli chcesz szokować, wybierz styl punk, albo bardzo seksowne przezroczystości. Jeżeli znudzą ci się kolory, załóż biały i czarny a la total look, albo jeansową koszulę i do tego torebkę z frędzlami. Sami widzicie, jest w czym wybierać… Żaneta Lurzyńska, www.mystic.bloblo.pl


wici.info | podróże

Wiedeń stolica rozrywki! Był początek sierpnia. Upał i nuda. Wśród znajomych padło hasło: wyjedźmy gdzieś na parę dni! W portfelu pieniędzy nie za dużo, a polskie góry czy morze nudne i wcale nietanie. Więc może… Wiedeń!? Okazuje się, że ta spontaniczna propozycja była niezwykle atrakcyjna i łatwa do spełnienia. Wystarczyło pobuszować w Internecie i po zaledwie paru dniach zarezerwować bilety na autokar. Zdecydowaliśmy się na firmę Ecolines, jednak w sieci można znaleźć mnóstwo różnych atrakcyjnych ofert, niekiedy niezwykle konkurencyjnych. Tym razem wyjazd miał mieć początek w Krakowie (najbliższy punkt dla kielczan,

spośród oferowanych nam przez przewoźnika), koszt 85 zł w jedną stronę, planowany czas dotarcia na miejsce 8 godz., choć w rzeczywistości droga trwała ok. 10. Dojazd był męczący. Ścierpły nam wszystkie kończyny, jednak na miejscu wiedzieliśmy, że było warto! Wiedeń – jak powszechnie wiadomo – to największe miasto Austrii i jej stolica. Został założony ok. 500 r. p.n.e. Poza tym stanowi kulturową, handlową, akademicką i turystyczną kolebkę na skalę światową. Pierwsze wrażenie, jakie powala turystę: niezwykły spokój, czystość i różnorodność architektoniczna. Możemy tu spotkać budynki secesyjne, romańskie, barokowe itp.


93 Mnogość zabytków przytłacza. Choć myślę, że pędzenie z przewodnikiem po wszystkich punktach wcześniej zaplanowanej wycieczki nie miałoby najmniejszego sensu. My wybraliśmy strategię w pełni nieprzemyślanych decyzji, podyktowanych emocją chwili. I tak zaczęliśmy od spaceru po centrum i rozeznaniu się w okolicy. Był to środek sezonu, więc nie wyglądaliśmy dziwnie. Dookoła kręciło się mnóstwo turystów z całego świata. Stare miasto (tzw. Innere Stadt, czyli miasto wewnętrzne) przepełnione jest barwnymi kościółkami i starymi kamienicami. Nie brakuje straganów z pamiątkami, jak na przykład wszechobecne pocztówki z Habsburgami. Jednak mimo to, nie dostrzegliśmy kiczowatych pamiątek w stylu okazjonalnych koszulek, majtek czy figurek „made in china”. Bardzo szybko dotarliśmy do głównych ulic handlowych Graben i Kohlmarkt. Znajdują się one tuż przy słynnej katedrze św. Szczepana – Stephansdom. W okresie letnim miejsce to jest okupowane przez tabuny turystów, ścisk jest wręcz nie do opisania. Gdzieniegdzie dostrzec można pracowników filharmonii czy teatru w strojach z epoki. Dodatkowych uroków dodają swojskie zapachy roznoszone przez konie z licznych dorożek, co po pewnym czasie staje się nieznośne. Jedną z ciekawostek rynku jest Haas Haus. Budynek, w którym znajduje się pasaż handlowy. Jego niezwykłość polega na awangardowym stylu, mocno wybijającym

się spośród reszty budynków. Wygląda niczym szklany koszmarek Wiednia. Na Stephansplatz zatrzymaliśmy się w jednej z licznych kawiarenek. Serwują one cudowne desery i kawy. Ja, jako oddana fanka czarnego napoju, wypróbowałam większość gatunków oferowanych przez tamtejsze lokale. Na wyróżnienie zasługuje delikatna kremowo-cynamonowa Melange, w której zakochaliśmy się wszyscy. Równie dobre były Fiakier na bazie koniaku, bardzo mocna, Schwarzer klasyczna czarna, czy wiedeńska odmiana Cappuccino – Kapuziner. Ceny nie były wygórowane, przeciętnie filiżanka kosztowała ok. 1,70–2,50 euro. Kolejno obowiązkowo musieliśmy wstąpić do jednej z Heurigen, czyli knajpki z winem. Na każdym kroku spotykaliśmy budki oferujące tradycyjne kiełbaski. Wśród deserów na długo w pamięci pozostaje Apfelstrudel cieniutkie ciasto z cynamonowymi jabłkami, proste, a doskonałe. Wiedeń to miasto zarówno niebotycznie drogie, jak i zaskakująco tanie. Doskonale przygotowane na przyjęcie turystów. Kuszące nowoczesnymi formami rozrywki i epatujące pięknem dawnych czasów. Podstawa to nie kierować się stereotypami, a spróbować znaleźć coś dla siebie, bo jest, w czym wybierać. Agata Majcher


wici.info | podróże

Ziemia płaska jak lustro, rozległa równina pokryta lasami, małe wioski i futurystyczne miasta. Kojarzona głównie z tulipanami, wiatrakami, rowerami i piersiastymi blond dojarkami w chodakach. Turyści przyjeżdżający do Holandii myślą tylko o rozrywkowym charakterze tego państwa, zapominając o innych atrakcjach. Największe miasta mają do zaoferowania wiele ciekawostek m.in. cudowne rejsy, liczne muzea, stare porty oraz nowoczesne hale wystawowe.

Różne oblicza Holandii

W Hadze warto zobaczyć siedzibę parlamentu, rządu i dworu królewskiego, jest to ośrodek kulturalnonaukowy – Królewska Akademia Sztuki, Królewskie Konserwatorium Muzyczne, Biblioteka Królewska, instytut naukowy. Miasto to jest siedzibą wielu organizacji międzynarodowych: Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, Międzynarodowy Instytut Statystyczny, Międzynarodowe Centrum Prasowe. Centrum Hagi to piękne ulice, drogie sklepy, galerie sztuki, i co najciekawsze – moim zdaniem – mieszkańcy. W ciągu jednego dnia nie da się zobaczyć za wiele, zwykle dostrzegamy to, co dzieje się na ulicy. Międzynarodowego charakteru Holandii dodają właśnie ludzie przybyli tutaj z różnych zakątków świata. Nad Morzem Północnym, rozkoszujemy się słońcem, którego w Holandii jest jak na lekarstwo. Mimo chłodu gwarno i tłoczno, zamiast plażowiczów spotykamy zwolenników łyżwiarstwa, smakoszów włoskiej pizzy.


95 Świetna komunikacja miejska pozwala na szybkie przemieszczanie się. A więc Rotterdam. Jest to największy port morski świata, posiada ogromną rafinerię. Rotterdam to również ważny ośrodek finansowo-handlowy i kulturalnonaukowy, europejskie centrum handlu ropą naftową i paliwami, siedziba banków, kilkuset towarzystw handlowych, żeglugowych i ubezpieczeniowych. Tu mają swoje siedziby: Uniwersytet Erazma (zał. 1973), Akademia Sztuk Pięknych, Akademia Architektury, wyższa szkoła ekonomiczna, centrum muzyczne, biblioteka (zał. 1859), poza tym liczne muzea, m.in. słynne Boijmans Van Beuningen (zbiory malarstwa niderlandzkiego, flamandzkiego i holenderskiego oraz sztuka użytkowa), Muzeum Morskie, ogród zoologiczny. Niestety ze starych zabytków pozostał tylko gotycki kościół św. Wawrzyńca (XV/XVI w.), dom Schielandshuis (2 poł. XVII w.), obecnie Muzeum Historyczne, magazyny i inne zabudowania (XVIII, XIX w.) w dawnym porcie Delfshaven. Okrutne czasy wojny nie oszczędziły Rotterdamu, został zbombardowany przez niemieckie wojska. Współczesny wygląd miasto zawdzięcza wielu ciekawym futurystycznym formom architektonicznym. Na uwagę zasługują budynki Kubuswoningen, czyli domy z sześcianów pomysłu genialnego architekta Pieta Bloma. Jak przystało na wielokulturowe miasto znajdziemy tutaj także cerkwie i meczety, niedawno otwarto

największy w Holandii – Essalam. Można go swobodnie zwiedzać i fotografować. Mglista i deszczowa pogoda może szybko zniechęcić do dalszych wędrówek po mieście, nie dziwi więc fakt, że Holendrzy szukają innych rozrywek i używek. Są one dostępne na każdym kroku w tak zwanych coffee shopach, gdzie można zakupić niezbędne przedmioty, takie jak np. filtry i bibułki do skręcania jointów, fajki wodne itp. Warto jeszcze wspomnieć o miejscu, które prawie zawsze kojarzone jest z Amsterdamem. Chodzi oczywiście o Rosse Buurt, czyli Dzielnicę Czerwonych Latarni. Nic dodać nic ująć, tylko świętować. W Holandii odbywa się mnóstwo maskarad, festiwali, a sylwester to doskonały czas do zabawy. Musi być głośno i efektownie, krótko mówiąc, dużo vuurwerk (fajerwerków) i oliebollen (pączków). Jednym słowem, niezdrowo i niebezpiecznie. To chyba jedyny dzień w roku, kiedy Holendrzy nie oszczędzają. Smakując sery i owoce morza, popijając jałowcówkę – narodowy trunek, żegnamy się z Holandią. To wyjątkowy liberalny kraj, oprócz dużej ilości obcokrajowców częstym elementem są plakaty przedstawiające całujących się mężczyzn. Oto przyszłość 2011 roku, tutaj na pewno każdy znajdzie coś (kogoś) dla siebie. Joanna Klich


wici.info | sprawdzone smaki

Ciasto drożdżowe to takie, w którym do spulchnienia wykorzystuje się drożdże piekarnicze. Uczestniczą one w procesie fermentacji alkoholowej, zamieniając cukry zawarte w cieście na alkohol i dwutlenek węgla. Ten zaś tworzy w cieście pęcherze gazu, powodując tzw. wyrastanie. Już w czasach starożytnych wykorzystywano drożdże do wypieku chleba. Prawdopodobnie otrzymanie pierwszego zaczynu i wypiek chleba miało miejsce po tym, jak przypadkowo dolano jakiś napój alkoholowy do ciasta na macę czy tortillę, które to starożytni Grecy od dawna wypiekali z mąki i wody.

ciasta zrobimy pizzę, chleb, bułki, chałki, babki, przekładańce, strucle, kulebiaki, pierogi, rogaliki, kołacze, racuszki, bliny, pączki… słowem wszystko to, co lubimy i jadamy na co dzień. A teraz pora na konkrety, czyli moje bułeczki z owocami.

Drożdżowe pychotki Chciałabym wszystkich zachęcić do robienia domowego ciasta drożdżowego, gdyż zgodnie z moją dewizą, nic nie dorówna domowej kuchni. A że drożdżowe wypieki lubią wszyscy, warto zgłębić tajniki ich wypieku. W cieście drożdżowym zawsze występują drożdże, mąka, mleko lub woda, jaja, tłuszcz, cukier lub sól. W zależności od tego, co chcemy z ciasta zrobić, zmieniają się proporcje produktów. Z drożdżowego


Technologia wyrobienia ciasta jest taka sama, tylko proporcje będą inne i etap końcowy. Bułeczki upieczemy w piekarniku a pączki usmażymy na głębokim tłuszczu.

Bułeczki z owocami i kruszonką Składniki na ciasto: 1 kg mąki tortowej 10 dkg drożdży ¾ szklanki cukru ½ l mleka 6 żółtek + 1 całe jajko ½ szklanki oleju szczypta soli Składniki na kruszonkę: 1/5 kostki masła lub margaryny 10 dkg mąki 10 dkg cukru 3 łyżki wiórek kokosowych Wykonanie: 1. Mąkę przesiewamy przez sito do dużej miski, dosypujemy szczyptę soli. 2. Żółtka, jedno całe jajo i cukier ucieramy mikserem w oddzielnym naczyniu na jednolitą, puszystą masę. Białko, które zostało z oddzielonych żółtek, wstawiamy do lodówki, bo będzie potrzebne do posmarowania bułeczek tuż przed ich pieczeniem. 3. Mleko lekko podgrzewamy, aby było ciepłe, ale nie gorące. 4. Do małego naczynia wlewamy

szklankę ciepłego mleka, wsypujemy łyżeczkę cukru i wkruszamy drożdże. Całość mieszamy dokładnie widelcem, aż drożdże się rozpuszczą i przykrywamy. Pozostawiamy na parę minut do wyrośnięcia. 5. Do miski z mąką wlewamy wyrośnięte drożdże i utarte jaja. Resztą mleka płuczemy naczynia po drożdżach i jajach, aby nic nie zmarnować. Całość wyrabiamy ręką, aż dokładnie połączą się wszystkie składniki i nie będzie grudek. 6. Porcjami dolewamy olej, ciągle wyrabiając ciasto. Dobrze wyrobione ciasto odchodzi od brzegów miski, nie rozjeżdża się, nie rozpływa, ale też nie powinno być za twarde. Powinno być lśniące, elastyczne i apetycznie pachnące. 7. Wyrobione ciasto przykrywamy lnianą ściereczką i pozostawiamy w cieple do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość (oczywiście orientacyjnie). 8. W tym czasie przygotowujemy kruszonkę. Wszystkie składniki wsypujemy do miski i ugniatamy, aż powstanie jednolita masa. Uformowaną z masy kulę wkładamy do torebki foliowej i chowamy do zamrażalnika. 9. Przygotowujemy owoce, którymi nadziejemy bułeczki. I tu może być wszystko – jagody, drylowane wiśnie, maliny, truskawki, brzoskwinie itd. Wykorzystujemy


zarówno świeże owoce w sezonie, jaki i mrożone czy z puszki.

temp. około 180 st. Wyjmujemy z lodówki kruszonkę i białka.

10. Dużą blachę wykładamy papierem do pieczenia albo posypujemy obficie mąką.

15. Za pomocą pędzla kuchennego smarujemy każdą sztukę białkiem, urywamy rękami niewielkie kawałki kruszonki, którymi oprószamy uformowane bułeczki i wstawiamy je do piekarnika na około 15 min.

11. Wyrośnięte ciasto wyjmujemy na stolnicę, a jeżeli nie mamy, to na czysty blat kuchenny. Najpierw oczywiście wysypujemy dużą garść mąki i zarabiamy je ponownie aż do momentu, gdy nie będzie przyklejać się do podłoża. 12. Przy pomocy wałka oprószonego mąką rozwałkowujemy ciasto (też oprószone mąką) na grubość około 1 cm. Szklanką lub kubkiem wykrawamy z niego krążki. Od wielkości naczynia będzie zależeć wielkość bułki (ze standardowej szklanki będą małe bułeczki). 13. Kolejno kładziemy je na dłoni, drugą ręką nakładamy na środek każdego krążka owoce (niewielka porcja) i zlepiamy go tak, by równą warstwą otulał nadzienie, tworząc okrągłą bułeczkę, po czym spłaszczamy ją rekami z dwóch stron, nadając jej podłużny kształt. Robimy to z wyczuciem, by nie przerwać ciasta – pierwsza sztuka może się nie udać, ale przy kolejnych nie będzie już problemu. 14. Uformowane bułeczki układamy na blasze zlepieniem w dół, ale w sporych odległościach od siebie, żeby miały miejsce jak wyrosną. Zostawiamy, aż się ruszą, a w tym czasie rozgrzewamy piekarnik do

16. W tym czasie na drugiej blasze układamy kolejne wyrobione bułeczki. Skrawki ciasta po wycięciu krążków ponownie zarabiamy, rozwałkowujemy, wykrawamy krążki, nadziewamy, smarujemy białkiem, okładamy kruszonką i kolejne blachy lądują w piekarniku. I tak do momentu aż skończy się ciasto. Uwaga – można do ciasta dodać aromat spożywczy tzw. olejek np. rumowy świetnie komponuje się z wiśniami. Wypieki drożdżowe gotowe, można zapraszać gości i delektować się ich smakiem. Pamiętajcie jedynie, żeby do przygotowania ich zarezerwować sobie sporo czasu - proces pieczenia bułeczek jest czasochłonny. Życzę powodzenia z nadzieją, że moje wskazówki będą pomocne. Zaś w kolejnym odcinku kuchennych przepisów przedstawię Wam, drodzy czytelnicy, pomysły na drożdżowe wypieki na słono. Wasza Frog! Pełny artykuł z przepisem na pączki znajdziecie na stronie www.wici.info w dziale Kuchnia.


n tes


czasopismo

bezpłatne

więcej na www.w

ici.info


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.