WINOWAJCY # 0

Page 1

magazyn winowajcy n째 0 2013





spis treści

6

to miasto jest winne

12

(nie)winny naród

18

langwedocja. diament południa

26

terroiryści z langwedocji

30

europa na weekend

40

prosecco

44

matsu czyli oczekiwanie

46

ekologia a wino

50

na wynos 3


4

54

bałtyckie rybki

60

turbot bałtycki. przepis na rybkę

64

fest polonia

68

jacy jesteśmy?

76

lato w kinie

83

the outs

86

rekomendacje

92

zmysłowa obsesja



Parę lat temu nad barem w kawiarni Chłodna25 w Warszawie widniał napis Wszelką rewolucję artystyczną wywołują kawiarnie. Odkopane słowa Tadeusza Kantora okazały się dla stolicy częściowo prorocze. Chociaż niedawno Chłodna25 została zamknięta (głównie przez skargi sąsiadów na hałas i cofnięcie koncesji na sprzedaż alkoholu), to jednocześnie warszawiacy nabierają rozpędu i w mieście się dzieje –­ żeby się o tym przekonać wystarczy pójść na popołudniowy spacer. Liczba nowopowstałych i wciąż otwierających się knajp, nie tylko w centrum, przywodzi na myśl typowe wspomnienia nowojorczyków, którzy po chwili nieobecności w mieście niemal nie poznają swojej okolicy, bo wokół otworzyło się tyle nowych miejsc.W Warszawie bywa raz lepiej, raz gorzej. Z jednej strony ferment jest, z drugiej a to zamkną niemal kultową kawiarnię, a to innej (np. PKP Powiśle) utrudnią funkcjonowanie. Nie ulega jednak wątpliwości, że skupiona na zmianie stylu i jakości życia miejskiego postawa warszawiaków przybiera na sile, i chociaż to ciężka walka, miejscy aktywiści prą do przodu, a mieszkańcy coraz liczniej doceniają uroki miasta latem i tłumnie wylegają na „ogródki”. Na przykład na Placu Zabaw na Agrykoli czy w sąsiednim Na Lato przy ulicy Rozbrat, miejscach położonych w zielonej części warszawskiego Śródmieścia, które w weekendy wywołują niedowierzanie – skąd tu aż tyle ludzi? I skąd w mieście tyle cavy i prosecco? Pytanie o życie w mieście przebija się też do mediów. Stołeczny oddział Gazety Wyborczej zorganizował serię debat poświeconych właśnie klubom, hałasowi i pomysłowi stref ciszy w mieście. Można powiedzieć „nie masz cwaniaka nad warszawiaka”. A jak radzą sobie inne miasta? 6


To miasto jest winne tekst

paulina domagalska

7


1. PKP Powiśle 2. Kino Grunwald 3. Pod Czarnym Kotem

8


Poznań kojarzy się z targami, rogalem świętomarcińskim i Starym Browarem, najpiękniejszym centrum handlowym Europy. To z pozoru mieszczańskie i porządne miasto kryje w sobie twórczy potencjał, który daje o sobie coraz silniej znać. To właśnie w Poznaniu odbywają się Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta, Festiwal Animacji Filmowej Animator czy Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk. Stolica Wielkopolski, ojczyzna najsmaczniejszej drożdżówki, czyli sznyki z glancem, to małe, zwarte centrum i okalające je dzielnice sypialniane, często kawiarniano-kulturalne pustynie (mam nadzieję, ze nieliczne wyjątki nie obrażą się za uogólnienie). Pytanie nasuwa się samo. Po co nam tak naprawdę miasto? Do świętego spokoju, pustki na ulicach i spania w absolutnej ciszy? Część zapewne przyklaśnie doktrynie „świętego spokoju”, ale w Poznaniu nadciąga zwarta kolumna działaczy, właścicieli knajp, aktywistów, którzy myślą inaczej. Marek Kubiak, właściciel winiarni Pod Czarnym Kotem mówi wprost: „W mieście ma być głośno”. Grunwald to niewielka dzielnica Poznania, głównie kojarzona ze stadionem Lecha, do której z centrum dojedzie się tramwajem w dziesięć minut. Lepiej zapoznać się z rozkładem jazdy MPK, bo to właśnie tu napijemy się wina w atmosferze rozgadanego i znajomego fyrtla. Wybór miejsca na winiarnię był dla Marka Kubiaka, lokalnego patrioty w skali mikro, oczywisty – to na Grunwaldzie się urodził, tutaj mieszka, więc i tutaj wraz z żoną otworzyli biznes. Kiedy robi się cieplej, przez to malutkie miejsce w weekend potrafi przewinąć się 150 osób, a to pewnie skromne niedoszacowanie. Chciałoby się, żeby Pod Czarnym Kotem – z hasłem „wino pod strzechy”, ze sklepem ( rozsądne ceny i dobry wybór rieslingów), na luzie – było w każdym mieście, a potem w każdej dzielnicy. Winnym optymizmem napawa fakt, że chociaż z myślą o tych, którzy do końca życia będą twierdzić, że wino jest kwaśne, można kupić piwo, prawie nikt go tutaj nie zamawia. Do Kota można wstąpić na szklaneczkę (już od 6 zł), jeśli jest się z fyrtla, to spotkać sąsiada, czy po prostu odpocząć po pracy wśród ludzi, górnolotnie rzecz ujmując – uświadczyć spajającej właściwości tak wina, jak i kawiarni. Dzięki właścicielom, którzy uważają, że miasto ciche i wyludnione to miasto martwe, winiarnia skutecznie animuje dzielnicę. Winnica istnieje w harmonii z sąsiadami, a działania właścicieli niepostrzeżenie wrastają w okolicę i zyskują aprobatę mieszkańców. „Głośne miasto” nie jest dosłownie hałaśliwe. W Pod Czarnym Kotem odbywają się spotkania z pisarzami, wystawy fotografii, w maju zorganizowano alternatywne obchody święta Flagi, dla odmiany łagodne i rodzinne. W te wakacje zaś szykowana jest kolejna odsłona kina plenerowego, która zeszłego roku zgromadziła tłumy. Organizacją kina Grunwald zajmował się między innymi Franek Sterczewski, student architektury zaangażowany w działalność miejską. U niego zaczęło się od nudy. Pewnego wieczoru razem ze znajomymi wpadł na pomysł, żeby zrobić coś z położonym

PKP Powiśle ul. Kruczkowskiego 3b Warszawa www.warszawapowisle.pl Pod czarnym kotem ul. Wolsztyńska 1 Poznań 9


4. Taczaka20 5. Miejsce BogdanK 6. KontenerART

10


w samym centrum Placem Wolności, który, chociaż mógłby tętnić życiem, ledwo zipie. I tak złapał bakcyla. Ulica Taczaka jest znana z tego, że znajduje się na niej parę lubianych barów. Niezły wynik jak na tak krótką uliczkę. Po miejskich debatach dotyczących jej rewitalizacji temat kontynuowano. Miejscy aktywiści, czyli Anka Adamowicz, Jakub Głaz, Piotr Libicki, Mariusz Wiśniewski i właśnie Franek Sterczewski działają dalej w ramach nieformalnego laboratorium miejskiego „Otwarte”. Ostatnio przeprowadzili ankietę społeczną dotyczącą strategii nowego zagospodarowania Taczaka. I chociaż, jak mówi Franek, wciąż się uczą, wychodzi im całkiem nieźle. Dzięki ankietom i konsultacjom „odzyskano” część przestrzeni parkingowej wzdłuż chodników. Dziś wygląda jak, nie przymierzając, tętniący życiem pół-deptak. Na Taczaka20 można zjeść kanapkę z humusem i posiedzieć przy stoliku na nowo zdobytym mini­-ogródku, albo wpaść na szybkie espresso (przy stoliku za 4 zł, a przy barze za dwójkę, po prostu małe Włochy). Dzięki takim miejscom Poznań jest miastem, do jakiego wielu tęskni -­­ zmiennym, żywym i pełnym ludzi. Można też pójść nad rzekę, gdzie ponownie na czas letni otwiera się KonterArt, czyli tzw. kontenery. Nazwa mówi sama za siebie – teren nad Wartą wysypano piaskiem i wstawiono tam kontenery. W ciągu dnia można pograć w siatkówkę, zjeść falafla albo kiełbaskę, obejrzeć ubrania i gadżety zaprojektowane przez młodych poznaniaków. Jeśli traficie tam wieczorem, miejsce ujawni przed wami swoją drugą naturę, lekko wstawioną od tańców, piasku, alkoholu i tabunów młodszych i starszych. Oczywiście najpierw warto pójść ze znajomymi na kolejkę albo kilka do znajdującej się w samym środku Starego Rynku, i latem wylewającej się na wewnętrzne patio, Meskaliny. Można też wybrać spokojniejszą wersję i usiąść na wino w Taczaka20. Napijemy się tam tego, co poleca właścicielom zaprzyjaźniony Hiszpan, czyli zamiast dyskontu, to od serca. Poza tym są białe i czerwone szprycery, wymyślone chyba tylko po to, żeby dopełniały letnie wieczory. A dla tych, co serce oddali winu i chcą więcej – niedaleko Taczaka20, przy Alejach Marcinkowskiego, znajduje się Voyager Wine Bar, miejsce z niezłym wyborem win z całego świata, i przekąskami, które umilą kolejne butelki. Ci, którzy chcą na parkiet, ale boją się imprezy nad rzeką, bo komary czyhają, mogą pójść do położonego kilkanaście minut drogi od „kontenerów” Miejsce BogdanK. Jest to kolejne sezonowe miejsce w Poznaniu funkcjonujące na terenie zamkniętego latem miejskiego lodowiska, które oferuje działającą w ciągu dnia strefę wypoczynkowo-rekreacyjną pełną warsztatów dla małych i dużych, sportu, leżaków i hamaków. A wieczorami Miejsce BogdanK zmienia się w przestrzeń imprezą, wypełnioną dobrą muzyką i tańcami na świeżym powietrzu. Ale to już materiał na inną opowieść, z pod znaku ministerstwa głupich kroków i dobrze znanych, wychodzonych – małe centrum ma zalety – tras wieczorowych. W kraju, w którym zima mrozi wszystko, lato w mieście to podlana winem rewolucja. Do knajp!

taczaka20 ul. taczaka 20 poznań Miejsce bogdank ul. północna 9 Poznań kontenerart ul. ewangelicka poznań www.kontenerart.pl 11


12 13


(nie)winny naród

Z wojciechem bursztą rozmawia andrzej pakuła zdjęcia

ada banaszak


Czy Polacy są „winnym” narodem? Nie, nigdy nie byli. Historycznie rzecz biorąc wino było oczywiście u nas obecne, choćby szlachta je pijała. Natomiast ze względów chociażby klimatycznych nigdy nie rozwinął się u nas zbytnio przemysł winny. Wino było przede wszystkim importowane lub przywożone z zagranicy, ale nigdy nie było napojem jakoś szczególnie rozpowszechnionym. Funkcjonowało – podobnie, jak we wszystkich społeczeństwach europejskich – raczej klasowo. Wino pijała polska szlachta, natomiast mieszczaństwo i chłopstwo już nie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że do niedawna siedemdziesiąt procent społeczeństwa stanowiło chłopstwo, to mamy odpowiedź: wino nie było w naszej kulturze napojem społecznie najistotniejszym. Co nie znaczy, że w kulturze chłopskiej wina się nie pędziło. Ale to zupełnie coś innego. Pamiętam sprzed lat, że w Grodzisku Dolnym – wsi moich rodziców, w każdej chałupie pędzono wino z czego się dało. Ale nie było to oczywiście wino do wspólnego picia przy posiłkach. Pijano je w okresie żniw, rozcieńczone pół na pół z wodą, gdyż dodawało sił, gasiło pragnienie i pomagało w pracy. Z drugiej strony przez dziesięciolecia ogromną popularnością cieszyły się tanie wina, określane często jako „wino marki wino”... Tak, ale to już zupełnie inna opowieść, właściwie opowieść o PRL-u. Moje doświadczenia sięgają jeszcze czasów późnego Gomułki, kiedy to debiutowałem z tymi winami. Do końca lat osiemdziesiątych nic się zresztą w tej materii nie zmieniło. Mówimy tu o winach najtańszych, tak zwanych buzunach, które charakteryzowały się różnymi wymyślnymi nazwami. Były produktem typowym dla PRL-u, zawsze z dodatkiem SO2 i produkowanym na masową skalę w różnych częściach Polski. Nazywały się zawsze w ten sposób: wino Poświst z góralem na etykiecie pochodziło oczywiście znad morza (Stargard Szczeciński) i odwrotnie, co w ogóle nie miało żadnego znaczenia. Te wina konsumowało się w dwojaki sposób. Albo w sposób naturalny, do czego trzeba było mieć niezłe zdrowie i mocny żołądek. Pijało się je często w – jak nazywa je Roch Sulima – „napowietrznych wioskach” lub na ogródkach działkowych. Co ciekawe, kobiety nie pijały tych win w sposób naturalny, poza wąską i „wyspecjalizowaną” grupą. Z drugiej strony, w czasach gierkowskich, w dobrym tonie było robienie grzańców, co też nie było proste ze względu na niedostępność gałki muszkatołowej i innych przypraw. Ale w końcu zawsze się udawało. Służyło to rzecz jasna maksymalnemu uszlachetnieniu tego trunku. Grzańce pijało się powszechnie, szczególnie zimą, ale także w sezonie wakacyjnym na kampingach. 14 15

Jednak w czasach PRL-u pojawiały się na polskim rynku wina pochodzące głównie z państw bloku wschodniego. Rzeczywiście, do Polski docierały także „dozowane” wina z krajów demoludu. Najpopularniejsze były oczywiście słynne Egri Bikaver i Gellala, wina czerwone wytrawne albo słodkie. Właściwie nie istniało pijanie wytrawnego wina białego poza rieslingiem. Jedyny, jaki istniał na rynku w latach siedemdziesiątych, o ile dobrze pamiętam, był niezwykle kwaśny riesling węgierski. Wina te były obecne przede wszystkim w kawiarniach i restauracjach, choć nie cieszyły się jakąś szczególną popularnością. Zatem wino w czasach PRL-u stanowiło raczej ekskluzywny dodatek, niż popularny napój alkoholowy. Czy możemy je wiązać z jakąś konkretną grupą konsumentów, choćby ze środowiskiem artystycznym? Nie, w tym środowisku królowała zdecydowanie wódka. Wystarczy przejrzeć wspomnienia, biografie i książki historyczne poświęcone życiu artystycznemu tamtych czasów, w których jest wyraźnie powiedziane, że dominującym ówcześnie trunkiem w tych kręgach była wódka. To okazało się zresztą zabójcze. Wódka zniszczyła wielu naszych artystów – pisarzy, aktorów i malarzy. Wódka była wtedy najpopularniejszym napojem alkoholowym pijanym właściwie przy każdej możliwej okazji. I nie jest przesadą, że pijało jej się wtedy ogromne ilości.


Archiwum Wojciecha Burszty.


Moda na wino rozwinęła s w środowiskach związanyc i w raczkującej grupie cele – na zasadzie osmozy – prz konsumpcji młodzieżowej, nawet – subkulturowej. Przy jakich okazjach pijano więc wino? Warto wspomnieć o panującej wtedy modzie na wina słodkie, który pito przede wszystkim do tak zwanego „słodkiego”. Jeśli się pojawiało, to właśnie jako alkohol po jedzeniu. Natomiast o piciu wina do posiłków nie było mowy. Wino nie było wiązane z modelem konsumpcji, w którym pomaga trawieniu i towarzyszy rozmowom. Cały ten „snobizm francuski” wkroczył do nas dopiero po 1989 roku. Myślenie o dobrym winie jako towarzyszu wieloskładnikowych posiłków jest więc w Polsce bardzo późne. I właśnie ta zmiana jest najistotniejszą rewolucją w podejściu do konsumpcji wina, która dokonała się we współczesnej Polsce. Ważną cezurą w konsumpcji wina w Polsce był rok 1989, który przyniósł otwarcie się granic i ogromny wpływ kultury zachodniej. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z ogromną popularnością wina Sofia. Z drugiej zaś wino było często postrzegane jako potwierdzenie statusu ekonomicznego w ramach charakterystycznej dla tamtych lat kultury nowobogackiej. Często nie liczyło się, co jest pite, ważne, że było z Bordeaux. Jak wyglądał proces wchodzenia wina pod polskie strzechy? Ten proces następował w Polsce bardzo ciekawie i miałem szczęście go obserwować. Pierwszym ważnym rozsadnikiem był niewątpliwie świat naukowy. Naukowcy w latach dziewięćdziesiątych zaczęli więcej wyjeżdżać i przywozili z podróży nieznane dotąd zwyczajne kulinarne i napitkowe. Okazało się jednak, że nie było to środowisko, gdzie wino od razu się przyjęło i zdobyło powodzenie. Moda na wino rozwinęła się dopiero w środowiskach związanych z mediami i w raczkującej grupie celebrytów, a stamtąd – na zasadzie osmozy – przeniknęła do konsumpcji młodzieżowej, powiedziałbym nawet – subkulturowej. Chodzi rzecz jasna o moment, w którym subkultury stawały się coraz bardziej estetyczne, gdzie już nie o bunt chodziło, ale o pokazanie pewnych cech poprzez odpowiedni ubiór, posiadanie konkretnych przedmiotów, miejsca, w których się bywa. Hipsterzy są więc kwintesencją tego trendu. Wraz z rozwojem w Polsce tych subkultur estetycznych, wino stawało się napojem z punktu widzenia antropologicznego bardzo snobistycznym. Choć wśród konsumentów postrzegano je jako coś normalnego, nawiązanie do dawnego hipsteryzmu, w którym dobra muzyka i kontakty towarzyskie spotykały się właśnie z winem.

Powiedziałbym, że wino nie tyle się w Polsce rozpycha, ile znajduje coraz szerszą niszę i coraz więcej przestrzeni w zmieniającym się i różnicującym polskim społeczeństwie 16 17


się dopiero ch z mediami ebrytów, a stamtąd zeniknęła do , powiedziałbym

Współcześnie możemy także dostrzec pewną zmianę pokoleniową. Wśród młodych ludzi niezwykle dynamicznie rozwija się zarówno moda na dobrą kuchnię, jak i wino. Wystarczy spojrzeć choćby na przykład Bistro Charlotte przy warszawskim Placu Zbawiciela, które stało się ikoną kultury hipsterskiej, i które gromadzi rzesze młodych ludzi spotykających się właśnie przy karafce wina... To jednak nie jest dominujący trend. Jak rozmawia się i spotyka z młodzieżą, to cały czas pojawia się jednak piwo. Wino jest wciąż bardzo świeżutko zaszczepione. Gdy mamy posiedzieć i pogadać, to jednak piwo i drinki – bo już raczej nie wódka sauté. Wino rozpycha się powoli, nie mamy do czynienia z rewolucyjną zmianą. Wystarczy się przejść po kilku ulicach w Warszawie i zobaczyć co się pija – wciąż zdecydowanie dominuje piwo. To oczywiście zależy od rangi lokalu. Myślę, że współcześnie konsumenci i lokale się różnicują. Ludzie wybierają miejsca według swoich konsumpcyjnych preferencji. Niewątpliwą rolę w rozwoju kultury wina w Polsce odegrały oczywiście w ostatnich latach podróże zagraniczne. Można było także zaobserwować okresowe mody na wina greckie lub toskańskie w chwili niezwykłej popularności tych destynacji wśród wakacyjnych wyborów Polaków. Czy podróże nadal kształcą winiarską świadomość naszych rodaków?

WOJCIECH BURSZTA Antropolog kultury, kulturoznawca i krytyk kultury, profesor w Wyższej Szkole Psychologi Społecznej w Warszawie, pracuje także w Zakładzie Badań Narodowościowych Instytutu Slawistyki PAN w Poznaniu. Profesor wizytujący na Oxford University, Yale University, University of Illinois, a także Stypendysta Fulbrighta i Fundacji Kościuszkowskiej. Przewodniczący Rady Naukowej Przeglądu Kulturoznawczego oraz Komitetu Nauk o Kulturze PAN, redaguje półrocznik Sprawy narodowościowe. Seria Nowa.

Tak, ale to też się zmienia. Dzisiaj, kiedy Polacy jadą na przykład do Włoch, to szukają przede wszystkich lokalnych win i takie też przywożą. Szukają miejscowych smaków, lokalnej pizzy wypiekanej w tradycyjny sposób. Wiedzą, że nie znajdą tego we włoskich supermarketach. I co najważniejsze – mają świadomość, że tego smaku i doświadczenia nie da się powtórzyć u nas w kraju. Ta eksportowa wiedza Polaków się więc nieustannie pogłębia. To zainteresowanie Polaków lokalnymi produktami i smakami pokazuje także sukces sieci Lidl, która oferuje zarówno wina w przyzwoitej cenie, jak i regionalne produkty kulinarne. Powiedziałbym, że wino nie tyle się w Polsce rozpycha, ile znajduje coraz szerszą niszę i coraz więcej przestrzeni w zmieniającym się i różnicującym polskim społeczeństwie. Widzi Pan ten trzylitrowy bukłak? Właśnie przywiozłem domowe białe wytrawne wino z Adżurii w Gruzji, sam więc wpisuję się w ten trend.


18

tekst

zbigniew pakuła


langwedocja diament południa

19


Na 220 tysiącach ha rozłożyło się tu 25 proc. produkcji francuskich win. Najbardziej charakterystyczne są te lekkie i owocowe. Region znany jest także z win słodkich. Wiele z nich dostępnych jest w Polsce, w cenie już od 20-30 złotych.

Szczypta historii Pierwsze winnice założyli tu Grecy w V wieku p.n.e. na wybrzeżu w pobliżu Narbonne. To – jak pisze André Dominé - obok winnic prowansalskich najstarsze nasadzenia krzewów winorośli we Francji. Warto przypomnieć, że Langwedocja stała się częścią Francji dopiero w XIII wieku, a Roussillon, wcześniej własność hiszpańska - od połowy XVII wieku. Oba regiony zespolono administracyjnie zaledwie około 25 lat temu. Wina langwedockie przez wiele wieków uznawano za wysokiej jakości. W XIV wieku w paryskich szpitalach przepisywano wino z okolic Saint-Chinian ze względu na jego „uzdrawiające właściwości”. Dobra opinia tych win popsuła się w połowie XIX. Nastąpiła wtedy eksplozja produkcji taniego wina czerwonego adresowanego do klasy robotniczej. Uprawiano głównie plenne szczepy dające duże ilości wina. Do tego doszła klęska filoksery, która zaszkodziła langwedockiemu przemysłowi winiarskiemu. Próba ratowania się amerykańskimi podkładkami nie przynosiła radykalnej poprawy. Hodowcy zaczęli masowo sadzić gorszej jakości winorośl, spadały ceny wina, następowały bankructwa wielu producentów, co zakończyło się ich buntem w roku 1907. Zła passa trwała nadal. Nadprodukcja, niska jakość, konieczność zmniejszenia produkcji – to kontekst winiarstwa Langwedocji z połowy wieku XX i lat późniejszych. Ostatecznie kryzys ten sprowokował wielu winiarzy do radykalnych działań mających na celu poprawę jakości win. Sprzyjały temu inwestycje z zewnątrz, oparcie produkcji na własnych markach, śmiałe wychodzenie poza francuski system kwalifikacji. Francuski rząd podjął też działąnia na rzecz zmniejszenia powierzchni upraw, czyli akcję karczowania pól w za20

mian za wypłacane właścicielom ziemi odszkodowania (primes d’arrachage). Sporo winiarzy skorzystało z tej oferty. Zamiast winorośli na tych działkach rosną dzisiaj drzewa oliwne czy szparagi. W ten sposób zmniejszono o ponad 20% powierzchnię upraw winorośli. Zyskali ci, co na rynku pozostali. I konsumenci – wzrosła bowiem jakość sprzedawanych win. Wzdłuż wybrzeża Langwedocja-Roussillon przypomina sąsiednie regiony: południową dolinę Rodanu i Prowansję. Rozpościera się, na 300 km, wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Od apelacji Banyuls w pobliżu Pirenejów na zachodzie po Prowansję i Rodan na wschodzie. Od północy granicą regionu jest skraj Masywu Centralnego z pasmami gór Sewennów. Liczne winnice leżą wzdłuż rzeki Hérault. Winnice w Langwedocji zajmują przede wszystkim nadmorskie równiny. Te z Roussillon wąskie doliny górskie. Najważniejsza część okresu wegetacyjnego jest bardzo sucha. Jeżeli pada deszcz to raczej zimą. Równiny Langwedocji, pełne kredy i wapnia, są najsuchszą częścią Francji. Średnia roczna temperatura wynosi 14°C. W głębi lądu wieje północno-zachodni suchy wiatr tramontana. Największym zagrożeniem dla winnic jest susza, zwłaszcza w przypadku upraw przestrzegających regulacje zabraniające nawadniania upraw. Wszystkie kolory W regionie uprawia się szczepy międzynarodowe i lokalne. Do tych pierwszych należą merlot, cabernet sauvignon, sayuvignon blanc, chardonnay, grenache, syrah, viogner. Podstawową (25% udziału) białą odmianą jest chardonnay, spotykana m.in. w regionalnym winie Vin de Pays d’Oc, jak i musującym crémant de limoux. Słodkie wina wzmacniane z apelacji Muscat de Frontignan i Muscat Se Saint-Jean Minervois produkuje się z winogron szczepu muscat blanc à petits grains. W apelacji Muscat de Rivesaltes wina wzmacniane mogą być wytwarzane z muskata aleksandryjskiego.


Widok na winnicę należącą do apelacji Faugère znajdującej się w Departamencie Hérault.

Region winiarski Langwedocja-Roussillon (fr. Languedoc-Roussillon) leży w południowej Francji. Winorośl jest uprawiana w regionie na ponad 220 tyś. ha, co lokuje LangwedocjęRoussillon wśród największych miejsc winiarskich świata. Na ten re­gion skła­da się 5 departamentów: Aude, Gard, He­rault, Lo­ze­re i Pyrenes Orien­ta­les. Kra­ina ofe­ru­je nie­zwy­kłą róż­no­rod­ność krajobrazów, roz­cią­ga się łu­kiem wzdłuż wy­brze­ża Morza Śród­ziem­ne­go od gra­ni­ cy hisz­pań­skiej, do uj­ścia Ro­da­nu. 21


Czerwone odmiany winorośli, takie jak grenache, syrah, carignan, cinsault, mourvèdre dominują w apelacjach Corbieres, Fitou, Minervois. Ze szczepu cinsault, grenache, lledoner pelut wytwarza się często wina różowe. Grenache stanowi też podstawę dla win wzmacnianych banyuls i riveslates. Od regionalnych po wzmacniane Langwedocja-Roussilon to królestwo win regionalnych. Na etykietach spotykamy więc nazwy w rodzaju Vin de pays d’Oc czy, Vin de pays de l’Hérault. Odejście od restrykcyjnych przepisów ułatwiło producentom czytelne etykietowanie win jednoszczepowych i tzw. odmian międzynarodowych. Region sławny jest też z win słodkich (Vins Doux Naturels). Są to wina wzmacniane brandy albo spirytusem winnym w celu zatrzymania fermentacji jeszcze przed przetworzeniem naturalnie znajdującego się w moszczu cukru. Zazwyczaj wina te produkuje się na bazie muskata w przypadku win białych, i na bazie grenache w przypadku win czerwonych (często z niewielką domieszką innych odmian). Interesujące wina musujące (crémant) to kolejna winiarska twarz Langwedocji. Wina te produkowane są w okolicach Limoux metodą szampańską. Typowe wino crémant

Miejscowość Fos w Hérault w której siedzibę ma m.in. Domaine Ollier Taillefer.

22


Apelacje Roussillon

Côtes du Roussillon (CdR Village) Region z kontekstem katalońskim, różnym od win Langwedocji. Szczepy używane do produkcji to najczęściej grenache, carignan, syrah, mourvèdre, cinsault, grenache blanc, roussanne, marsanne, maccabeu blanc. Collioure W tej apelacji robi się tu wina czerwone z dużym udziałem grenache. Od 10 lat także wina białe z gron grenache blanc i grenache gris. Rivesaltes W apelacji tej produkuje się wina słodkie, od młodych czerwonych leżakowanych co najmniej 1 rok, przez wina robione z białych gron, starzone w beczkach dębowych co najmniej 2 lata, po wina leżakowane minimum 5 lat i więcej. Maury Mała apelacja wydzielona z Rivesaltes ze względu na wysoką jakość win. W większości to wina nie utlenione. Po fermentacji w beczkach przelewa się je do gąsiorów szklanych. Wino dojrzewa na powietrzu przez rok, bez względu na temperaturę. Później wino przelewa się do dębowych beczek. Banyuls Apelacja na granicy z Hiszpanią. Cudowne wina wzmacniane. Są wśród nich banyuls ambré, tuilé, rimage lub vintage. W przypadku Banyuls Grand Cru wina w tej wyodrębnionej apelacji muszą spełniać bardziej rygorystyczne przepisy. Muscat de Rivesaltes Apelacja słodkich win robionych ze szczepu muscat (aleksandryjski lub muscat à petits grains).

23


Apelacje langwedocji

de limoux produkowane są na bazie szczepów chenin blanc, chardonnay i mauzac. Wino to przez rok dojrzewa na osadzie drożdżowym. Wino musujące tworzy się tu jeszcze inną metodą, tzw. wiejską (méthode rurale). Blanquette de Limoux Méthode Ancestrale komponowane jest z winogron mauzac. Wino dojrzewa na osadzie około dziewięciu miesięcy. Wino wśród pereł Te perły to architektura śre­dnio­wiecz­na i arcydzieła sztuki architektonicznej. Zajrzyjmy np. do Car­cas­son­ ne... To naj­więk­sza for­te­ca Eu­ro­py. Otaczają ją dwa pier­ście­nie murów obron­nych o łącz­nej dłu­go­ści ponad 3 km. Forteca znalazła się na li­ście UNE­SCO. Inna ciekawostka to Aigu­es-Mor­tes, położone ok. 30 km na po­łu­dnio­wy-wschód od Mont­pel­lier. To prze­pięk­nym i do­sko­na­le za­cho­wa­ny przy­kła­d śre­dnio­wiecz­ne­go mia­sta typu ba­sti­de, na­wią­zu­ją­ce­go w swej struk­tu­rze do pla­nów rzym­skie­go ca­strum ro­ma­num, z pro­sto­kąt­ ną siat­ką ulic i cha­rak­te­ry­stycz­nym ryn­kiem oto­czo­nym głę­bo­ki­mi ar­ka­da­mi. I jeszcze dzie­ła sztu­ki in­ży­nie­ryj­nej. Jest wśród nich Kanał Po­łu­dnio­wy o dłu­go­ści 240 km i łą­czą­cy Ocean Atlan­tyc­ki z Mo­rzem Śród­ziem­nym. Zo­stał wy­bu­do­wa­ ny w XVII wieku przez architektonicznego fantastę Pier­re’a Paula Ria­u­et. Na dzieło złożyła się jego for­tu­ na, 14 lat pracy i 15000 ro­bot­ni­ków. Inna perła to linia ko­le­jo­wa Le Petit Tra­ine Jaune. „Mały żółty po­ciąg” - sym­bol re­gio­nu Lan­gu­edoc-Ro­us­sil­lon, od blisko stu lat prze­mie­rza trasę przez pła­sko­wyż Cer­da­gne z Vil­le­ fran­che-de-Con­flent do La­to­ur-de-Ca­rol (ponad 60 km). Jadąc przez 12 tuneli i wspaniałe mosty można zadumać się nad pięknem regionu. Zadumać przy butelce wina i porcji cassoulet, dania z boczku smażonego na gęsim smalcu z fasolą i pomidorami. Można spróbować pachnącego Katalonią gulaszu duszonego w czerwonym winie. Wiele tu wpływów sąsiednich regionów, ale zawsze i wszędzie dużo ryb i ostryg. Wśród tych ostatnich są ostrygi pochodzące z olbrzymiej laguny Baskin de Thau w Bouzigues, w środkowej części wybrzeża. Kto w nich się rozsmakuje bez wątpienia raz jeszcze tu powróci. 24

Coteaux du Languedoc Na tym dużym obszarze powstaje dobrych wiele o zróżnicowanych cenach. Ich podstawą są winogrona takich szczepów, jak syrah, grenache, mourvèdre, carignan, cinsault, grenache blanc, picpoul, clairette, roussanne. Wszystko zależy od producenta i jego winnicy. Faugères Apelacja, w której powstają wina czerwone o ciekawych, dymnych i kawowych aromatach. Leży w północnej części Langwedocji, w trójkącie Béziers-BédarieuxPézénas. Powierzchnia apelacji wynosi około 5500 hektarów, same winnice obejmują obszar około 2000 hektarów. Podstawą upraw są mourvèdre, syrah, grenache, cinsault i carignan.


Saint-Chinian W zachodniej części Coteaux du Languedoc, powstają tu wina czerwone i różowe. Region leży u stóp Montagne Noire, między Faugeres i Minervois. AOC powstało w 1982 roku. Claitette du Languedoc Wina białe, wytrawne i półsłodkie. Picpoul de Pinet Mała apelacja win białych zrobionych na bazie winogron picpoul. Nazywane często „winami szczypiącymi w usta”, mineralne i kwasowe. Minervois i Saint-Jean de Minervois Wina z typowych dla regionów szczepów i odmian mniej znanych. Znany i popularny region, wina o dość dobrej, a często i wysokiej jakości. SaintJean de Minervois znany z aromatycznych i słodkich muskatów. AOC Minervois utworzono w 1985 roku. Wina w tej apelacji wytwarzać można ze ściśle określonych przepisami odmian winorośli, przy wydajności nie przekraczajacej 50 hektolitrów z hektara. Na 4500 hektarach znajduje sie około 180 winnic indywidualnych i 35 spółdzielczych. Corbières Wina z typowych szczepów, czerwone z ziołowymi aromatami. Przyzwoite i cenione. AOC Corbières powstało w 1985 roku. Apelacja ta zamyka się mniej więcej w kwadracie między Carcassonne, Narbonne, Perpignan i Quillan. Młode wina z Corbieres maja aromat czarnej porzeczki, dojrzałej morwy, z akcentami korzennymi, pieprzu. Fitou Wina złożone i długowieczne. Limoux Znane z produkcji win musujących robionych metodą tradycyjną. Cabardès Najdalej na zachód wysunięty podregion Langwedocji, robi się tu wina podobne do tych z Sud-Ouest na bazie typowych szczepów. Mireval, Frontignan, Lunel Apelacje znane ze słodkiego muskata.

25


Terroiristes

26

du


Languedoc

Z Kenem Paytonem, reżyserem filmu Terroiryści z langwedocji, rozmawia Paulina Domagalska zdjęcia

ken payton 27


28


Zrobił pan film o langwedockim terroir. Jak pan rozumie to słowo?

Wracając do filmu – dlaczego akurat Langwedocja?

O kurcze. Według mnie można go rozumieć na trzy sposoby: z perspektywy biznesowej, skupiającej się na celebrowaniu różnorodności wina, z perspektywy rolników – co zauważają z roku na rok, hodując te same winogrona i wytwarzając ten sam produkt. W końcu istnieje też naukowe ujęcie tematu. Weźmy Burgundię – fragment ziemi odkryty przez mnichów setki lat temu daje wino, którego smak jest zupełnie różny, niż tego z pola obok, mimo że obydwa powstały z tego samego szczepu. Istnieje jakaś podstawowa różnica. Można badać gleby, mikroklimat i pogodę, można mierzyć kąt nachylenia zbocza – słowem, istnieje mnóstwo elementów, które składają się na pojęcie terroir. Ale koniec końców, istnieje jakiś element, raczej magiczny i trudny do uchwycenia. Rolnik to rozumie, ale naukowiec już niekoniecznie, dlatego termin ten – dość przecież pojemny – może być łatwo nadużywany. Jestem przekonany, że coś oznacza, ale trudno mi powiedzieć, czym to „coś” jest.

Wcześniej zrealizowałem film o Portugalii poświęcony przekazywaniu tradycji. Sytuacja tam jest trudna, brakuje pieniędzy. Synowie i córki dorastali patrząc, jak ich matki i ojcowie ciężko pracowali, żeby zarobić ledwo tyle, by wysłać ich do szkoły, na uniwersytet. Młodzi nie chcą już tak cierpieć i sprzedają ziemie. Winnica, która ma 150 lat, zniknie, bo taka jest ekonomiczna rzeczywistość. Po wgłębianiu się w ten temat, cierpiąc razem z bohaterami, chciałem zając się czymś, co dałoby nadzieję, czymś młodym, dynamicznym, takim trochę dzikim zachodem w stylu „anything goes”.

Skąd w tytule filmu gra słów – terroir i terror? Terroir to dla Amerykanów często obca myśl, postrzegana często tylko jako zabieg marketingowy. Ale podróżując po Europie zobaczyłem, że terroir jest prawdziwy, można go niemal dotknąć, jest wyczuwalny w winach, które mają wyraźnie różny charakter. Kiedy po raz pierwszy zaproponowałem ten tytuł, francuskie władze i moi znajomi w Stanach wyrazili pewne obawy z powodu 11 września. Ale zawsze wtedy odpowiadałem, że to film o winie. A o winie i terroir piszę już od długiego czasu. Jak dotąd wszyscy rozumieją, że nie chodzi o terror, tylko o terroir. Po obejrzeniu Terroirystów... można łączyć Langwedocję z trendem ekologicznym. Dlaczego podejście ekologiczne, czy organiczne jest tak ważne przy produkcji wina? To ważny trend, ale w filmie starałem się pokazać różnorodność w obrębie eko-wspólnoty [bio community]. Niektórzy lubią zioła i chwasty przy krzakach, inni wolą trawę… W Stanach „organic” staje się terminem prawnym. Sto lat temu rolnik po prostu hodował winogrona i robił wino w sposób organiczny, bo naturalny. Dziś, jeśli chcesz być organiczny, musisz przestrzegać zasad, starać się o certyfikaty, a jeśli chcesz być biodynamiczny, obowiązują cię jeszcze inne zasady – ludzie chyba po prostu kochają zasady. Cała idea organiczności przeszkadza jednak czasami w zwykłym robieniu rzeczy jak należy.

I znalazł to pan w Langwedocji? Tak, bowiem w Langwedocji można było do niedawna kupić piękny kawałek ziemi za nieduże pieniądze. Region ten nie jest wciąż dobrze znany i nie zawsze kojarzony jako region winiarski, a to wzbudzało u wielu optymizm i prowokowało do działania. Pomysł, żeby ukazać to zjawisko z ludzką twarzą bardzo do mnie przemawiał. W Langwedocji większość producentów wina to rolnicy, a nie jak w Bordeaux – kolesie w marynarkach za czterysta dolarów. Widzowie, oglądając film, patrzą na twarze, nie eleganckie butelki i etykiety z „Château”. Poza tym Amerykanie lubią postawę ciężkiej pracy, którą cenią bardziej niż prestiż. Nie mogą sobie pozwolić na butelkę za czterysta dolców, ale stać ich na butelkę wina z Langwedocji, a na dodatek mogą utożsamić się z filozofią, która przyświeca jej producentom.

Ken Payton dziennikarz, reżyser i bloger od wielu lat piszący o winie. Zrealizował film poświęcony dwunastu winnicom z francuskiego regionu LanguedocRousillon. Terroiryści z Langwedocji to opowieść o winie i osobistych historiach, jakie stoją za jego produkcją, oraz o regionie, który czeka na ponowne odkrycie. A także o terroir, słowie, które dosłownie oznacza ziemię, a faktycznie – dużo więcej. Film można obejrzeć na stronie reignofterroirproductions.com/movies za około 7 euro.

29


Europa na

30

week


Nie udało Wam się jeszcze zorganizować wakacyjnego wyjazdu? Nie wiecie dokąd jechać? Nie dostaliście urlopu i macie do dyspozycji tylko weekendy? Specjalnie dla Was rekomendujemy cztery miasta, do których tanio i szybko się dostaniecie. Miasta, które pełne są atrakcji zarówno na krótki, jak i dłuższy pobyt. Zatem w drogę! Mediolan, Edynburg, Praga i Tbilisi end. czekają! 31


Mediolan Ile można pisać o ugrowej Sienie, monumentalnym Rzymie czy renesansowej Florencji? Tym razem będzie o Mediolanie, metropolii, która bywa uznawana za europejską stolicę mody, nowoczesnej sztuki, biznesu, międzynarodowych targów, ale która jest także… trochę zapomnianym włoskim miastem (zapomnianym przez turystów, co stanowi jego największą zaletę). Dla niektórych Mediolan to doskonale skrojony garnitur, eleganckie sklepy, snobistyczne bąbelki szampana, jednym słowem – triumf klasy i elegancji. Miasto schowane za ciężką kurtyną opery La Scala wydaje się niedostępne dla zwykłych śmiertelników. A jednak stolica mody i designu kryje w sobie również urokliwe miejsca, znajdujące się z dala od bajkowych witryn luksusowych sklepów i czerwonego dywanu. I to właśnie o nich będzie tu mowa.

Mercatini Jedną z obowiązkowych atrakcji Mediolanu są oczywiście zakupy. Ci, którzy nie boją się nadszarpnięcia budżetu domowego, odnajdą prawdziwy raj w ekskluzywnej dzielnicy Monte Napoleone, pełnej najsłynniejszych domów mody. Dla tych, którzy nie chcą skończyć na kozetce u psychoanalityka, proponuję jedniodniowe targi organizowane w różnych dzielnicach Mediolanu. W każdy dzień tygodnia, spacerując po ulicach, można się natknąć na wystawione stragany z dosłownie wszystkim: od książek po winyle, ubrania vintage, świeże owoce i lokalne produkty. Najbardziej warte uwagi są Mercato di Viale Papignano (wtorek i sobota) i Fiera di Senigalia (sobota), a w ostatnią niedzielę miesiąca Mercatone dell’antiquariato – jeden z najpiękniejszych targów antyków, usytuowany wzdłuż l’Alzaia del Naviglio Grande. Nie można też zapomnieć o mercatini, maleńkich targach, które można znaleźć na wielu placach i uliczkach. Zawsze warto zatrzymać się i skosztować lombardzkiej kiełbaski czy kawałka aromatycznej gorgonzoli, słuchając zgiełku włoskiej ulicy.

32

Piazza San Lorenzo alle Colonne i Naviglio Piazza Duomo (plac wokół Katedry) z licznymi restauracjami dla turystów wbrew pozorom milknie wieczorami. Tak naprawdę nocne życie toczy się na Corso di Porta Ticinese i przy kanałach Naviglio. Piazza San Lorenzo (potocznie nazywane Colonne) to bez wątpienia ulubione miejsce studentów. Jest to plac (10 min od Duomo), który zamykają korynckie kolumny, niegdyś tworzące portyk bazyliki San Lorenzo z IV wieku. Plac otoczony restauracjami i barami każdego wieczora zapełnia się młodymi ludźmi. Można kupić drinka w pobliskim pubie (4/5 euro) lub przyjść ze swoją butelką wina i przysiąść na placu, nie martwiąc się o wcześniejszą rezerwację. Bo we Włoszech można pić wino nie tylko w tawernach i winiarniach, ale po prostu na trawie w ulubionym parku czy skwerze. Liczy się grupa przyjaciół, w której dyskutuje się na temat ostatnio przeczytanych książek czy obejrzanych obrazów albo planuje podróże. Studenci siedzą, piją, rozmawiają, jedzą focaccie i grają na gitarach.


Parco Sempione W słoneczny dzień warto wybrać się do Parku Sempione. Rozległe trawniki rozciągają się za murami piętnastowiecznego zamku Palazzo Sforzesco. Przestrzeń parku jest podkreślona przez jezioro i widniejący za nim Łuk Triumfalny (Arco della Pace), który stanowi zwieńczenie perpektywy godnej paryskiej architektury czasów Napoleona. Park umiejscowiony w sercu miasta pełen jest tych, którzy w czasie pausa di pranzo (przerwy w pracy i nauce) cieszą się pięknym widokiem, odpoczywają, rozmawiają. Wystarczy wziąć ze sobą butelkę Lambrusco, lekkiego wina musującego i panino con mozzarella e prosciutto, aby na chwilę zapomnieć o codziennych obowiązkach.

La Vineria di Aaron Brussolo Niedaleko Naviglio Grande przy via Casale znajduje się nietypowa winiarnia – La Vineria di Aaron Brussolo, każdego wieczoru chętnie odwiedzana przez amatorów wina. W przeciwieństwie do większości współczesnych winiarni, nie jest ona wypełniona butelkami, lecz ogromnymi zbiornikami z winem. Takie Vino Sfuso kosztuje od 2 do 4€ za litr. W ofercie jest 20 różnych rodzajów win sprowadzonych z Toskanii, Sycylii, Piemontu i Frugli Venezi Giulia. Taka winiarnia to powrót do modnych winiarni z lat 50., do których chodziło się po wino z własną butelką.

Aperitivo na Naviglio Bary i puby w godzinach wieczornych (od ok. 18:00 do 21:30) oferują aperitivy. W cenie jednego napoju (od 5 do 10€) skorzystać można z bufetu obficie wypełnionego potrawami tradycyjnej kuchni włoskiej. Risotta, makarony, sałatki, małe pizze i focaccie można konsumować do woli. Najlepszym miejscem na aperitiv jest z pewnością Naviglio Grande, czyli mediolańskie kanały. Miejsce to kusi niezliczoną ilością bezpretensjonalnych barów z muzyką na żywo. W głębi kanału znajduje się także miejsce z najlepsza pizzą w mieście, Fabbrica di Pizzeria. Jak na fabrykę przystało, wnętrze zostało urządzone w stylu industrialnym: duże metalowe lampy, dworcowy zegar, a wszystko to na tle aluminowej wentylacji. Restauracja oferuje ogromny wybór pizzy, za którą trzeba zapłacić ok. 8€. Warto!

Tak jak w Rzymie na ulicach słyszy się warkot Vespy, tak też po Mediolanie najprzyjemniej i najwygodniej jeździ się rowerem, przemierzając dzielnice pełne monumentalnych pałaców dawnej arytokracji Viscontich czy Sforzów (wypożyczenie roweru na jeden dzień kosztuje ok. 2,5€). Surowe wille otoczone ukwieconymi ogrodami tworzą magiczny klimat i – trochę jak w Krainie Czarów – można się tam natknąć się nawet na różowe flamingi.

33


Edynburg Edynburg wygląda jak większy, otwarty dla publiczności Hogwart, czyli szkoła magii z książek o Harry’m Potterze. Szczególnie latem, gdy podczas przechadzki słynną Royal Mile można podziwiać magików, akrobatów, połykaczy ognia, wiszącego w powietrzu Yodę czy wesołego brodacza grającego na pile. Stolica Szkocji oferuje wiele atrakcji – od pięknego dwunastowiecznego zamku i imponującej kolekcji Muzeum Narodowego, przez znaną z Trainspotting portową dzielnicę Leith, aż po malowniczą Górę Artura i plażę Portobello.

34


Góra Artura Punktem obowiązkowym jest niemożliwa do przeoczenia Góra Artura. Wspięcie się na sam szczyt zajmuje około czterdziestu minut. Warto jednak zdobyć się na ten wysiłek, choćby po to, by obejrzeć piękną panoramę Edynburga. Gdy dotrzemy na górę, możemy skorzystać z dobrodziejstwa braku zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych i śmiało urządzić sobie piknik z winem – oczywiście w miarę rozsądku, w końcu później trzeba jakoś zejść. Żeby uzupełnić wyczerpaną podczas wspinaczki energię, dobrze jest wpaść na Grassmarket, gdzie w jednym z fast foodów można skosztować słodkiej szkockiej specjalności: panierowanego batonika Mars smażonego na głębokim oleju (!). Za taką przyjemność zapłacimy £2.50.

The Forest Café Pod wieczór warto wybrać się do The Forest Café, czyli popularnej w środowisku alternatywnym wegetariańskiej restauracji, gdzie odbywają się liczne koncerty, wieczorki poetyckie, zajęcia jogi, przedstawienia, wystawy i wiele więcej. The Forest działa na zasadzie niedochodowej organizacji. To ciekawe miejsce jest prowadzone przez wolontariuszy, a wszelkie dochody ze sprzedaży są przeznaczone na organizowane wydarzenia i akcje. Warto tu przyjść na koncert lokalnego zespołu i spróbować pysznego wegetariańskiego burrito (£5.50). The Forrest nie posiada licencji na sprzedaż alkoholu, w związku z czym obowiązuje zasada BYOB (Bring Your Own Booze) – można przynieść swój alkohol i wypić na miejscu za symboliczną opłatą, np. £1,50 za butelkę wina. The Forest znajduje się na Tollcross, przez niektórych żartobliwie nazywanym Times Square w Edynburgu. www.blog.theforest.org.uk

New Town Nowe Miasto powstało w XVIII wieku i od średniowiecznej starówki odróżnia je przestronność. Dziś ta elegancka dzielnica cieszy się popularnością wśród młodych i bogatych. Jej główna ulica, George Street, to skupisko szykownych sklepów i prestiżowych restauracji. Jak na ironię, to właśnie w tej drogiej dzielnicy znajduje się ukryta pod ziemią mekka poszukiwaczy dobrych okazji. Wycieczkę do New Town warto zacząć od wybrania się na pchli targ, który odbywa się w każdą niedzielę w godzinach od 9.00 do 13.00 w podziemiach parkingu Omni, niedaleko popularnej Leith Street. Można tu znaleźć dosłownie wszystko: od ubrań, przez konsole do gier z lat dziewięćdziesiątych, dewocjonalia, książki i obrazy, aż po stare aparaty (wciąż w dobrym stanie). Po udanym szperaniu można wybrać się na prawdopodobnie najlepszą flat white w mieście, którą znajdziemy w Artisan Roast na Broughton Street. To artystycznie odrapane i przytulne miejsce oferuje szeroki wybór ziaren kawowych, a wśród jego pracowników znajdziemy samych wykwalifikowanych baristów z zacięciem artystycznym i ładnymi tatuażami.

Old Town Old Town, czyli Stare Miasto, to średniowieczna część stolicy, która urzeka wąskimi uliczkami i zabytkami. Wizytę w Edynburgu warto zacząć od okolic Zamku i Princes Street. To właśnie na Waverley Steps, które znajdują się nieopodal Zamku, przywozi nas autobus z lotniska. Warto obejść piękne Castle Gardens i wspiąć się długimi schodami na wzgórze, na którym znajduje się Zamek. Stąd można podziwiać imponujący widok na całą Princes Street. Pasjonaci drogich antyków i innych wspaniałości, które można znaleźć w Zamku, mogą udać się do środka (bilet kosztuje £16). Innym radziłbym się skierować na Royal Mile. Na Royal Mile warto zajrzeć już choćby dla samych grajków, tancerzy, magików i mimów, których zawsze tu pełno. Gdy już jesteśmy na tym słynnym deptaku, warto też liznąć trochę historii Edynburga i pieniądze zaoszczędzone na bilecie do Zamku wydać na jedną z podziemnych wycieczek. Najciekawsza jest wycieczka po pogrzebanej pod ziemią uliczce Mary King’s Close. To doskonała okazja, by dowiedzieć się czegoś o historii miasta, a także wysłuchać fascynujących opowieści o morderstwach, epidemii dżumy i duchach. Wycieczki odbywają się co 15 minut, jednak w sezonie warto zarezerwować miejsce (formularz dostępny na stronie www.realmarykingsclose.com). Gdy zmęczy nas moc atrakcji, możemy skręcić w Cockburn Street, małą, krętą uliczkę, która odchodzi od Royal Mile. Warto wiedzieć, że nazwę ulicy wymawia się „koubern” a nie „kokbern”, co może oszczędzić nam wyśmiania, gdyby zaszła potrzeba zapytania o drogę. Na Cockburn Street znajdziemy Ecco Vino, mały przytulny wine bar, gdzie można wypić kieliszek dobrego wina, a także coś przekąsić. Od poniedziałku do czwartku, między dwunastą a szesnastą, można skorzystać z lunchowego menu w specjalnej cenie £4,95. www.eccovinoedinburgh.com

35


Praga Wbrew powszechnie panującym stereotypom, Praga to nie tylko piwo, knedle i most Karola. Położna na wzgórzach czeska stolica przyciąga też ogromną ilością parków, galerii i muzeów, a wiele ciekawych miejsc znaleźć można poza ścisłym centrum.

Letenské sady Park na wzgórzu Letná to właściwie jeden wielki punkt widokowy, a jego najciekawszym fragmentem jest ogromny metronom – następca równie wielkiego pomnika Stalina, ukończonego w 1955 roku i zburzonego siedem lat później. Z jego podestu podziwiać można panoramę miasta ze Starym Rynkiem, Mostem Karola i wieżą telewizyjną na Žižkovie. Dotarcie do Letenskich Sadów tramwajem z centrum to około dziesięciu minut jazdy, pieszo – niewiele dłużej, choć trzeba się liczyć z dużą liczbą schodów do pokonania.

36


Holešovice Była dzielnica przemysłowa położona za Letenskim Sadami. Można tu znaleźć atrakcje takie jak fast food ze sklepem monopolowym na Čechovej, gdzie przez całą dobę kupimy smażony ser z frytkami (50 Kč) i domowe ciasta (ok. 20 Kč). Jest także genialne kino Bio-Oko (www.biooko.net/en), gdzie można obejrzeć film, leżąc w plażowym fotelu (studenci zapłacą 90 Kč, pozostali 110), załapać się na jakąś wystawę czy po prostu usiąść na kawę lub Yerba mate. Warto odwiedzić również centrum sztuki współczesnej DOX (www.dox.cz/en) oraz (co polecam nie tylko wielbicielom Art Nouveau) imponujący Pałac Przemysłowy (Průmyslový palác) z końca XIX wieku, w którym co jakiś czas odbywają się większe wystawy lub pokazy.

Krymská i okolice Piętnaście minut tramwajem od centrum znajduje się ulica Krymská, a na niej popularny bar Café v lese (www.cafevlese.cz/en), w którym kilka razy w tygodniu odbywają się koncerty, spektakle lub wystawy. Na tej samej ulicy mieści się wegańska restauracja Plevel, a na równoległej Servastopolskiej Café Sladkovský, gdzie można zjeść typowe, choć raczej nie klasycznie czeskie jedzenie. Ci, których odstrasza typowa kombinacja smażony eidam plus frytki i tatarka (czyli panierowany żółty ser z sosem tatarskim i frytkami), mogą poszukać w menu nakládanego hermelína, czyli sera podobnego do camemberta, marynowanego z ostrą papryką i przyprawami (Cafe v lese, 55 Kč). Z Krymskiej niedaleko jest do słynnej Žižkovskiej wieży telewizyjnej, na której umieszczone są rzeźby niemowląt autorstwa Davida Černego.

Naplavká Naplavká to fragment nabrzeża Wełtawy, tuż poniżej Tańczącego Domku. Ten awangardowy budynek zaprojektowany przez Vlado Milunića i Franka Gehry’ego do dziś budzi kontrowersje, mając równie zagorzałych przeciwników jak obrońców. W sobotę rano można tu kupić świeże owoce i warzywa czy wypieki domowej roboty, a po zamknięciu targu wypić kawę albo wypożyczyć rower w Bajkazylu (www.bajkazyl.cz), niewielkim barze tuż obok Palackého mostu, przed którym wieczorami spotykają się tłumy prażaków i przyjezdnych.

37


Tbilisi Wystarczy spojrzeć na panoramę miasta, żeby zauważyć trwającą tu długo wyczekiwaną lekcję wolności, w której europejskie aspiracje i ambicje Gruzinów spotykają się z ich tradycją i dziedzictwem, co często daje niespodziewane efekty. Stare kamienice odzyskują utracony blask, pojawiają się nowe kawiarnie i kluby, miasto rozwija się niezwykle dynamicznie. Warto się tutaj wybrać póki jeszcze ta transformacja trwa... i póki na targu bez problemu można jeszcze kupić wino domowej roboty. Do Tbilisi dostać się dość łatwo, bezpośredni lot z Warszawy nie trwa dłużej niż 3 godziny. Można tam pojechać zarówno na weekend, choć warto zostać dłużej i wybrać się poza stolicę kraju, która miłośnikom wina ma niezwykle wiele do zaoferownia. Wspaniali, otwarci ludzi, proste i pyszne jedzenie, dobre wino. Tbilisi szybko wciąga i wielu, którzy odwiedzieli to miasto, tutaj powraca.

Gvino Mało osob pewnie wie, że według Gruzinów to z ich języka pochodzi słowo wino. Jest ono z resztą bardzo ważnym elementem w ich kulturze. Wino jest częścią każdego spotkania, podczas którego tamada, czyli gospodarz wznosi toasty. Tu wino pije się na raz, w prawdzie ma ono nieco niższą zawartość alkoholu, ale warto trzymać się na baczności, żeby kompletnie nie stracić głowy.

Old Tbilisi Wizytę w Tbilisi warto rozpocząć od porządnej porcji khinkali, czyli pierogów z mięsem i kolendrą, oraz szklaneczki zimnego Tsinadali – białego wina robionego z autochtonicznych szczepów mtswane i rkatsiteli. Na starym mieście znajdziecie, otwartą 24 godziny na dobę, restaurację Machakhela (Tumaniani 23), która oprócz khinkali i wina, serwuje też świetne bakłażany z orzechami i lobio, czyli gulasz z fasoli. W nocy można spotkać tam tłumy wracające z nocnych zabaw na Shardeni – małej uliczki będącej centrum tbiliskiego nocnego życia, na której za dnia możemy napić się tureckiej kawy czy wina w towarzystwie pięknej gruzińskiej młodzieży. Być może jest tam zanadto „europejsko“, ale ma to swój wyjątkowy urok. Z ciekawostek kulinarnych: warto zajrzeć do pobliskiej lodziarni Luca Polare, gdzie serwują lody o smaku morwy!

38


Avlabari Nad Tbilisi górują trzy budowle. Jedna to migocząca nocą wieża telewizyjna z diabelskim młynem w tle, druga to warta 50 milionów dolarów kosmiczna rezydencja obecnego premiera Gruzji Bidziny Iwaniszwilego, a trzecia to Sobór Trójcy Świętej, największa w tym regionie świątynia, ukończona w 2004 roku. Trzypoziomowy Sobór z błyszczącą w słońcu złotą kopułą jest siedzibą patriarchy gruzińskiego Ilji. Warto ją odwiedzić, bo Cminda Sameba to budowla w stylu „nowy zabytek“, które są dość często spotykane w Gruzji. Dość powierzchownie podchodzi się tu bowiem do kwestii oryginalności: często nowo powstałe bydunki wierne tradycyjnej architekturze zyskują miano atrakcji turystycznej czy historycznej zabudowy. Schodząc od świątyni w dół, w stronę rzeki Kury, warto zajść na tamtejszy bazarek. Mimo, że w Tbilisi spotkamy także orgromne hale targowe, to bazar w Avlabari oferuje wszystko co najlepsze – świeży ser krowi sulguni i gruzińską owczą goudę, domowe wina sprzedawane w 5 litrowych baniakach po 20 lari (40 zł), adżikę – pastę z czerwonych papryk i świeży gruziński chleb, którego zapach unosi się w okolicy.

Rustaveli Avenue To główna aleja Tbilisi, przy której mieści się kilka rządowych instytucji, restaurowana od lat Opera, Teatr Narodowy i najważniejsze muzea. Spośród nich naprawdę warto się wybrać do Muzeum Narodowego, którego częścią jest Muzeum Sowieckiej Okupacji (Rustaveli Avenue 3). Pokazana w pigułce burzliwa historia gruzińsko-rosyjskich relacji to dobry wstęp do dalszego odkrywania i zwiedzania miasta. Na Rustaveli znajduję się także MoMa Tbilisi, której patronem jest najsłynniejszy gruziński malarz Zurab Tsereteli, co tłumaczy fakt, że są tam prawie wyłącznie jego obrazy. Z kolei pobliska Narodowa Galeria im. Dimitriego Shevardnadze ma bardziej róznorodną ekspozycję i świetną kawiarnią na tarasie z widokiem na park.

Cafe-Gallery Każdy, kto zatęskni w Tbilisi za dobrą elektroniczną muzyką, powinien zawitać do Cafe-Gallery. To niewielki klub przy Rustaveli 48, do którego za dnia możemy wpaść na filiżankę kawy, a wieczorem na imprezę. Jest to jedno z najbardziej kultowych miejsc w stolicy Gruzji, które przyciąga wielu lokalnych artystów oraz przebywających w Tbilisi obcokrajowców.

39


PROSECCO

40


tekst

aleksandra natalia pavoni

41


Z nadejściem pierwszych ciepłych letnich wieczorów wreszcie skończył się czas wyczekiwania. Na straganach pełno truskawek, czereśni i moreli, z piwnic powyciągano rowery. Dla wielu to wystarczający sygnał, że można się już cieszyć dobrze schłodzonymi butelkami prosecco na rozgrzanych Słońcem balkonach i w restauracyjnych ogródkach. Zanim jednak zawołamy kelnera czy chwycimy za trybuszony, poznajmy lepiej głównego bohatera naszych letnich wieczorów. Prosecco jest białym winem musującym produkowanym we włoskich regionach Wenecji Euganejskiej oraz Friuli Wenecji-Julijskiej. Korzenie prosecco sięgają około 2000 lat, kiedy to Rzymianie dali impuls do rozwoju upraw winorośli na terenach otaczających Treviso. Wielowiekową tradycję produkcji wina na tych terenach potwierdzają choćby średniowieczne dokumenty poświadczające o istnieniu uprawy winorośli i sprzedaży wina pochodzącego ze wzgórz Conigliano Valdobbiadene. Tereny te skrywają w swej historii także zaskakujący polski akcent. W 1574 roku, na cześć przybycia Króla Polski Henryka III, społeczność Conigliano postanowiła pompować w głównej fontannie białe wino przez cały dzień jego obecności. Stało się to później lokalnym zwyczajem powtarzanym corocznie z okazji świętowania zbiorów winogron. Do produkcji prosecco wykorzystywane są winogrona ze szczepu glera, który przed wprowadzeniem apelacji Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG nazywany był po prostu prosecco. Dopuszczalne jest dodawanie maksymalnie do 15% winogron innych lokalnych szczepów (verdiso, bianchetta, perera, glera lunga oraz pinot i chardonnay dla spumante). Winifikacja odbywa się metodą charmat, nie bez powodu zwaną też czasem metodo Italiano, przy której druga fermentacja zachodzi w stalowych zbiornikach. Mniej popularne jest prosecco, którego druga fermentacja występuje w butelce, inaczej zwane col fondo, czyli z osadem (włoski odpowiednik francuskiego sur lie). Obecnie tylko nieliczni producenci prosecco decydują się na stosowanie tej metody. Była ona jednak powszechnie stosowana przed latami 1960-1970, gdy nastał boom na prosecco, a metoda charmat pozwoliła na jego produkcję na masową skalę. Obecnie produkcja prosecco wynosi ponad 60 milionów butelek rocznie. Pierwotnie prosecco było lekkim, nieco słodkawym winem, nieznacznie musującym. Dzisiejsze wina prosecco są zdecydowanie bardziej wytrawne i musujące. Krótsza fermentacja w zbiornikach zyskała preferencję, gdyż pozwoliła na zachowanie świeżości i typowych aromatów winogron ze szczepu glera. Wyróżniamy dwa główne rodzaje prosecco na podstawie ich apelacji: Prosecco DOC oraz Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG. Apelacja Prosecco DOC istnieje od 2009 roku (wcześniej jako 42

apelacja Prosecco IGT) i obejmuje szeroki teren złożony z ponad 600 gmin w Wenecji Euganejskiej i Friuli Wenecji. Z kolei apelacja Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG istnieje dopiero od 2010 roku i obejmuje jedynie 15 gmin znajdujących się na historycznych terenach produkcji prosecco. Charakterystyczne dla tych terenów są winnice położone na wysokich zboczach, natomiast operacje przy winoroślach często odbywają się w trudnych warunkach, co czyni niezbędnym, aby wykonywane były ręcznie. Dzięki temu możemy cieszy się wysoką jakością i niepowtarzalnym charakterem prosecco pochodzącego właśnie z tej apelacji. Wina prosecco są także rozróżniane na podstawie intensywności perlage (bąbelków). Prosecco typu spumante, czyli najsilniej musujące stanowi około 90% produkcji Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG. Wśród nich wyróżnia się typ rive. Słowo rive poprzedzające nazwę geograficzną pochodzenia informuje nas o tym, że winogrona pochodzą wyłącznie z jednego miejsca. Zbiory muszą odbywać się ręcznie i etykieta musi określać rocznik wina. Spumante rive produkowane są w historycznej podstrefie Cartizze DOCG znajduje się na szczycie jakościowej piramidy prosecco. Wytwarzane są z winogron pochodzących z najlepszych parceli na wzgórzach Valdobbiadene. Cartizze DOCG uznawane jest za najsubtelniejsze i najwytrawniejsze wśród wszystkich win prosecco, jest istną perłą w koronie wśród włoskich win spumante. Prosecco typu frizzante jest nieco mniej musujące od spumante, lecz dla niewprawionego podniebienia nie zawsze jest to wyczuwalne. Najsłabszymi bąbelkami może się pochwalić prosecco tranquillo, i najczęściej spotykane jest przy wcześniej wspomnianym prosecco col fondo. Oprócz bąbelków, warto też zwrócić uwagę na oznaczenia stopnia wytrawności. Jest on określany na podstawie zawartości cukru resztkowego w winie, czyli cukru pozostałego po procesie fermentacji. Przy prosecco rozróżniamy trzy rodzaje: brut, extra dry i dry. Prosecco brut jest najwytrawniejsze i najczęściej też najlepiej trafia w międzynarodowe gusta. Extra dry wbrew nazwie nie jest najsłodsze, lecz plasuje się pomiędzy brut a dry. Dry jest najsłodsze i też najmniej popularne, wyróżnia się intensywnymi aromatami owocowo-kwiatowymi. Na niektórych butelkach zauważymy oznaczenie millesimato. Oznacza to, że wino zostało wyprodukowane z najlepszych winogron pochodzących z danego rocznika. Można spodziewać się, że wina millesimato będą wyróżniały się lepszą jakością od bezrocznikowych, Często są wytwarzane w tych latach, w których wystąpiły wyjątkowo korzystne warunki atmosferyczne i co za tym idzie, wzrasta ich cena. Prosecco charakteryzują aromaty białych kwiatów, doj-


rzałych owoców, brzoskwini, moreli oraz delikatne nuty cytrusowe. Z zasady jest ono winem lekkim i niezobowiązującym, co sprawia, że jest niezastąpione w sezonie letnim. To trafny wybór gdy nie planujemy zamawiać posiłku, a chcielibyśmy po prostu podzielić się butelką z przyjaciółmi jako aperitif. Dzięki stosunkowo niskiej zawartości alkoholu (w okolicach 10,5-11%) możemy pozwolić sobie na jeden kieliszek więcej. Nie dziwi też już w ​ szechobecność prosecco w kartach polskich restauracji i barów. Prosecco jest postrzegane też jako bardziej ekonomiczna i zdecydowanie mniej zobowiązująca alternatywa dla szampana (produkcja metoda charmat jest zdecydowanie mniej kosztowna od tradycyjnej metody szampańskiej). Nie będzie też dużym grzechem, jeśli wykorzystamy prosecco jako składnik koktajli. Najpopularniejszym koktajlem na bazie prosecco jest klasyczne Bellini – mieszanka prosecco i brzoskwiniowego purée w proporcjach 2:1. Niemniej popularny jest koktajl Rossini (prosecco, truskawka), natomiast już nieco mniej znany jest Tintoretto (prosecco, owoc granatu). W Polsce od niedawna zyskuje też na popularności Aperol Spritz, także mający prosecco w podstawie. Prosecco nie wyklucza również możliwości ciekawych połączeń z jedzeniem. Charakterystyczna kwasowość prosecco odpowiednio wyostrza smaki delikatnych letnich potraw. Klasycznie z prosecco łączy się włoska szynką z Friuli Prosciutto di San Daniele DOP, lecz jeżeli jesteśmy znużeni już tym sprawdzonym połączeniem, mamy jeszcze cały wachlarz możliwości. Wybierając przystawki, zdecydujmy się na lekkie zakąski, na przykład sałaty z dodatkiem świeżego sera koziego lub owczego. Delikatne włoskie ptysie bignè, przekornie nie na słodko, lecz wypełnione słoną ricottą i świeżymi ziołami, tymbaliki i musy na bazie zielonych warzyw zdadzą egzamin jako lekkie antipasti. Na główne danie wybierzmy risotto z dodatkiem warzyw i koniecznie podlejmy je tym samym prosecco. Prosecco łączy się też doskonale z owocami morza, więc jeżeli mamy dostęp do świeżych składników, optujmy za ostrygami, świeżymi rybnymi tatarami, delikatnym makaronem z krabem i miętą. Z kuchni polskiej wybierzmy pstrąga podanego z młodą kapustą podduszoną na maśle – prosecco doda temu daniu lekkości. Prosecco jest też stosownym kompanem do deserów, szczególnie dla tych, którzy preferują bardziej wytrawne słodycze. Pasują tu lekkie desery, na przykład mus jogurtowy z białą czekoladą i poziomkami lub nieco treściwsza panna cotta. Mając do wyboru polskie słodkości możemy śmiało łączyć prosecco z pierogami wypełnionymi truskawkami, ptysiami z bitą śmietaną czy kruchym ciastem z brzoskwiniami. Pamiętajmy koniecznie o odpowiedniej temperaturze serwowania. Prosecco należy serwować w temperaturze od 6 do 8°C. 43


Matsu...

44

tekst / zdjęcie

LUKS PIEKUT


... czyli oczekiwanie.

Umiejętność obserwacji, przewidywania, a przede wszystkim cierpliwość to pierwsze trzy cechy, które przypiąłbym do piersi dobrego winiarza. Wino w kadziach, beczkach, czy pod sztywnym karkiem korka (lub skręconą szyją zakrętki) ewoluuje w swoim rytmie, by w odpowiednim czasie, w kieliszku zaprezentować pełnię aromatów. Miłośnik wina podobnie – nieśpiesznie, z każdym łykiem zgłębia wiedzę, odkrywa nowe galaktyki podglądając je przez teleskop kolejno degustowanych butelek. Drogi na skróty nie ma, a jeżeli jest to prowadzi przez bagna śmierdzące wymiocinami. W etykiety wina ochrzczonego nazwą Matsu (z japońskiego oczekiwanie) przemijanie jest wpisane w sposób szczególny. Przedstawiają one trzy pokolenia winiarzy z hiszpańskiego regionu Toro – od młodzieńca, przez pana w kwiecie wieku (żeby nie powiedzieć w owocu wieku), po starca-mędrca-seniora. Umieszczenie na etykietach dojrzewającego mężczyzny jest zabiegiem prostym, acz świetnym. Natychmiast czujemy z jakim winem mamy do czynienia. Jedni wyciągną rękę po młodziaka, szukając w nim jurności owocu, czy kompana do tańca. Inni na poprawę trawienia, rozmowę przy obiedzie – Ci wezmą wujka. Sięgający po dziadka usłyszą baśń o tysiącu i jednym aromacie. Każdy z nich dostanie to czego szuka, bo etykiety w sposób trafny definiują kondycję win. El Picaro, czyli łobuz, najmłodszy z całej trójki. Podobnie jak pozostali powstał w 100% z gron tinta de toro, znanego szerzej jako tempranillo. Krótki, bo zaledwie kilku tygodniowy kontakt z beczką nadał winu nieco ciała, uspokoił je nie odbierając młodzieńczej energii i sprężystości. Dominują w nim soczyste, głębokie aromaty ciemnych owoców jeżyny i jagód, z akcentami

marynowanego buraka. To wino wrze, jest jak młoda krew (cena ok. 40zł). El Recio z hiszpańskiego mięsisty. Wino rozbudowane, przy czym wyjątkowo zrównoważone – od soczystych nut owocowych, przez lekkie aromaty kiszonego ogórka, po ziołowo-anyżowy oddech. Spędziło 14 miesięcy w beczce w efekcie czego jest gładkie, acz solidne. Budzi zaufanie i szacunek (cena ok. 80zł). El Viejo, czyli starzec. Najbardziej doświadczony z całej trójki. Produkowany z najlepszych gron, tylko w najlepszych latach, z krzewów ponad stuletnich. Beczkowany przez 16 miesięcy. Wino ujmuje wonią palącej się woskowej świecy i miodu. Ciepłe i krzepkie (15% alkoholu), powolne kuśtyka podpierając się waniliową laską. Przyjemnie ściąga słodką taniną, wywołując na twarzy uśmiech. Wprawia w zadumę (cena ok. 190zł). W aorcie każdej z opisanych butelek płynie krew leciwych krzewów - El Picaro z około 60 letnich, El Recio z prawie stuletnich, a El Viejo z ponad wiekowych. Wina rodziły się z przestrzeganiem biodynamicznych reguł, co dodatkowo wydłuża cały proces, czyniąc go jeszcze bardziej intrygującym. Projekt etykiety wykonało studio Moruba z Hiszpanii (moruba.es) i uważam, że odznacza się dużym wyczuciem tematu. Stonowana, brązowo-złota kolorystyka dodatkowo skraca dystans, ociepla atmosferę, a finalnie dopełnia koncept. W efekcie nadania winu ludzkiej twarzy, butelka chcąc nie chcąc staje się gościem przy stole. Z każdym z Panów rozmawia się o czym innym. Młody, gadatliwy opowiada dowcipy. Starszy chętnie doradzi, a dziadek zna tysiąc historii. Którego z Panów zaprosilibyście na kolację?

Wina z linii MATSU dostępne są w sklepie internetowym importera voyagerwineclub.pl, gdzie oprócz pełnej kolekcji win VINTAE znajdziemy wiele unikatowych pozycji nie dostępnych w szerokiej dystrybucji oraz sklepie i winebarze VOYAGER WineClub przy al. Marcinkowskiego 16/5 w Poznaniu. Jest to wyjątkowe miejsce w którym można zarówno nabyć butelkę ulubionego wina, jak i zrelaksować się przy kieliszku wina i jednej z niebanalnych przekąsek przygotowanych przez mistrza kuchni Chrisa Pedersena. www.voyagerwineclub.pl

Luks Piekut Autor winnego bloga Lampka Wina (lampkawina.com) i twórca studia kreatywnego LUKSEMBURK.


Ekologia a wino

46


tekst

monika malczewska

zdjęcie

klosterneuburg 47


Według różnych rankingów Austria plasuje się w pierwszej piątce państw na świecie najlepiej chroniących swoje środowisko naturalne i wprowadzających w życie założenia teorii zrównoważonego rozwoju i integrowanej ochrony roślin. Trend ten widoczny jest również w przemyśle winiarskim.

Termin „zrównoważony rozwój” (sustainable development) określa ideę, by każda produkcja przemysłowa prowadzona była przy jak najmniejszym wpływie na otaczające nas środowisko naturalne. Z tej – obecnie już ponad stuletniej – teorii wypływa założenie o „integrowanej ochronie roślin” (integrated pest management), skupiającej się wyłącznie na rolnictwie. Od lat 80-tych XX w. obydwoma dziedzinami zajmuje się Unia Europejska. W przypadku integrowanej ochrony roślin pierwsze dyrektywy wprowadzono w życie w 1991 roku, a od roku 2014 obowiązek spełnienia norm spada na wszystkich profesjonalnych wytwórców żywności w UE. Zawsze proekologiczna Austria szybko włączyła do swojego prawa wytyczne unijne, które zostały dobrze przyjęte również w przemyśle winiarskim. Obecnie zarówno na poziomie uprawy winorośli jak i podczas procesu wytwarzania wina, różni producenci wprowadzają mniej lub bardziej daleko idące zmiany. Po pierwsze, wytwórnie wprowadzają zasady zintegrowanej ochrony roślin wg wytycznych unijnych. Unikają sezonowego nawożenia czy regularnego stosowania oprysków na całym areale winnic. Ewentualne użycie chemikaliów ograniczają do tych części plantacji, w których zauważono proces chorobotwórczy związany z atakiem grzybów lub szkodników. Stwarzają w winnicach warunki do rozwoju organizmów pożytecznych (niektórych roślin, owadów, ptaków), wspierają bioróżnorodność winnic. Prace rolnicze często odbywają się przy jak najbardziej ograniczonym użyciu maszyn, wielu producentów przechodzi na biopaliwa. Drugim trendem jest winiarstwo organiczne i biodynamiczne. W tym przypadku zupełnie zabronione są tutaj pestycydy i herbicydy, stara się stworzyć z winnicy mały, pozostający w równowadze ekosystem. Austria jest liderem na europejskim rynku produktów organicznych. W ciągu ostatnich piętnastu lat liczba certyfikowanych producentów żywności organicznej wzrosła o 30%, a 20% ziemi rolnej uprawia się wyłącznie metodami organicznymi, co

48


czterokrotnie przewyższa średnią europejską. Podobna tendencja utrzymuje się w przemyśle winiarskim. Liczba producentów wina organicznego stale rośnie, a niemal 10% areału winnic w Austrii uprawianych jest organicznie. Daje to pierwsze miejsce w Europie (dla porównania: Niemcy 5,2%, Francja 6%, Włochy 6,8%). Winiarnie Meinklang, Sepp Moser, Geyerhof czy Hager Matthias to tylko kilka z większych austriackich producentów nastawionych na produkcję organiczną. Są też winnice wprowadzające jeszcze głębsze zmiany. Chyba najciekawszym przykładem jest wytwórnia opactwa Klosterneuburg. Tutaj, oprócz pracy w winnicach, wiele uwagi poświęca się samemu procesowi produkcyjnemu wina. Z pomocą firmy ClimatePartner, której specjaliści od ochrony środowiska przeanalizowali każdy najmniejszy aspekt pracy winiarni, w ostatnich paru latach wprowadzono szereg rozwiązań mających na celu zminimalizowanie emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Dokonano wielu inwestycji związanych z wydajnością energetyczną procesu wytwórczego, tak by powstające nadwyżki energii były wykorzystywane w dalszych stopniach produkcji (na przykład przechwytuje się ciepło powstające podczas fermentacji). Dzięki grubym ścianom, piwnice, w których przechowywane jest wino nie potrzebują dodatkowego systemu chłodzenia, na terenie posiadłości wybudowano elektrownię na biomasę, a traktory w winnicach jeżdżą na biopaliwie. Przed wprowadzeniem tych zmian każda butelka wypuszczonego na rynek wina obciążała środowisko średnio 1,7 kg CO2 (czyli 1 metr sześcienny), obecnie Klosterneuburg szczyci się tym, że emisja tego gazu spadła prawie do zera. Jak widać, w winiarstwie ekologicznym istnieje kilka ścieżek, ale końcowy cel jest zawsze taki sam: uzyskać dobrej jakości wino, jednocześnie pamiętając o ochronie środowiska. Co ważne, austriaccy winiarze chętnie wprowadzają ekologiczne nowinki: mówią, że dzięki czystszemu powietrzu i wolnej od chemikaliów glebie ich wina stają się jeszcze lepsze. 49


na wynos Lato w pełni! To najlepszy czas, żeby przy każdej możliwej okazji wynosić się z domu. Na wakacje, weekend poza miastem, czy po prostu piknik w parku. Ważne, żeby nie siedzieć w domu. Specjalnie dla Was przygotowaliśmy wybór przydatnych akcesoriów i produktów na ten letni czas – doskonałych zarówno na dłuższy wyjazd, jak i wieczorne spotkanie z przyjaciółmi w plenerze. Póki piękna pogoda – wynoście się na dwór!

tekst 50

aleksandra paszkiewicz


Napowietrzający nalewak. Vacu vin (50 zł).

www.fabrykaform.pl

KONFITURA z serii polskie smaki, w opcji czerwona porzeczka, zielony pomidor, czarny bez i rabarbar (10 zł).

www.lukspomada.pl

Namiot australijskiej firmy Hollie and Harrie zachwyca prostotą. Płachta materiału i dwa kijki pozwalają schronić się przed słońcem albo wiatrem, gdziekolwiek jesteś.

www.hollieandharrie.com.au

Gry i zabawy. Idealne na leniwe popołudnia w parku i gdziekolwiek indziej, gdzie traficie (69,90 zł).

www.decathlon.pl

Wino na wynos. Dosłownie. Z kieliszkiem vino2go nie stracimy ani kropli naszego trunku (14$).

www.store.theproductfarm.com

51


Winokolekcja na pikniknikowym kocu. Torba ZEBAG (49,90€).

www.zebag.fr A w oddali widać morze… Manu Chao, ilustracje Jacek Woźniak. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, 69,90 zł.

Banana boys, korki do butelek. Alessi, 130 zł za 3 sztuki.

www.alessi.com

Piknikowy niezbędnik, dwupoziomowy lunchbox. BLACK AND BLUM, 77 zł.

www.fabrykaform.pl

(Nie)winne wąsy, naklejki umożliwiające identyfikację swojego kieliszka (19 zł).

www.redonion.pl

Idealny towarzysz na letnie popołudnia w towarzystwie przyjaciół lub wciągającej książki – delikatne, orzeźwiające lekko musujące wino o niskiej zawartości alkoholu. Może służyć jako baza do szprycerka. CITE VIGNE ROSO i BIANCO, słodkie (cena do ustalenia).

www.wina-riva.pl 52


Jedno pstryknięcie. Natychmiastowy aparat Fuji Instax 7s, żeby uchwycić wszystkie letnie momenty (290 zł). Bąbelki w szklanej butelce, z praktycznym zamknięciem. Małe Prosecco idealne do zabrania w plener. Metico Prosecco Dry (22 zł.).

www.winoteka-samiswoi.pl

Na upały, torba termiczna firmy scandinavian livin utrzyma w odpowiedniej temperaturze każdy produkt (303 zł).

Nalewasz i pijesz, butelka wielorazowego użytku z wymiennym filtrem. BUTELKA BOBBLE BY KARIM RASHID (49,90 zł).

www.fabrykaform.pl

A do wina POLSKIE SERY ZAGRODOWE z Rancza Frontiera. Z mleka owiec dżersejowych albo wschodniofryzyjskich.

www.serowcze.pl

REBEKA

www.soundcloud.com/rebekaduo#play 53


tekst 54

ALEKSANDRA PASZKIEWICZ


BAŁTYCKIE rybki

55


Świeża, bałtycka ryba z porannego połowu... Czy w czasach mrożonych pang i tilapii to marzenie jest jeszcze do spełnienia? Smutna prawda jest taka, że nad Bałtykiem prędzej zjemy halibuta lub miętusa niż śledzia. Ryba dobrze obrobiona, którą mrozi się na statku, a następnie odpowiednio transportuje, nie ustępuje jakości świeżej, lecz o taką, mrożoną i rozmrażaną według zasad sztuki, jest naprawdę trudno. Poza tym, jaki jest sens w jedzeniu chińskiej pangi, gdy pod ręką mamy szproty i dorsze? Bez mrożenia, transportu, całkowicie lokalnie. Na całe szczęście coraz więcej osób docenia te wartości. 56


1 2 3

4

1, 2, 3 oraz poprzednia strona Bar Przystań w Chałupach 4. Restauracja Port w Jastarnii

57


Skąd pochodzi ta ryba? Zanim zaczniemy skanować menu i tekturowe tacki podsumujmy, co można znaleźć w sieciach naszych rybaków. Po polskiej stronie Bałtyku dominują szproty, śledzie i dorsze, są także małe ilości łososia, flądry czy turbota. Na łososia należy uważać – ten bałtycki, ze względu na niskie limity połowowe i małą populację, w nadmorskich restauracjach występuje znacznie rzadziej niż hodowlany. Jeśli chodzi o dorsza, to najlepszy czas na połów przypada od stycznia do kwietnia, w czerwcu zaczyna się okres ochronny, zaś od lipca do sierpnia połów dorszy był całkowicie zakazany. W tym roku zmieniono przepisy, dzięki czemu małe kutry będą mogły łowić dorsza także latem. Świeży dorsz wraca więc do wakacyjnego menu! Jeśli szukamy większej różnorodności, najlepiej wybrać się na Półwysep Helski. Tam spotkamy zarówno 58

ryby morskie, jak i słodkowodne. Po stronie zatoki występuje płoć, sandacz, okoń, szczupak i sieja. Gdy mamy wątpliwości po prostu pytajmy. Może nie zawsze spotka się to ze zrozumieniem, ale przynajmniej kropla zacznie drążyć skałę. Jastarnia, dorsz w papilotach Omijając tłumy, stragany z ciupagami i bambusowymi drapaczkami, trafiamy do harmonijnie zaprojektowanej przestrzeni. Restauracja PORT w Jastarnii to knajpa sezonowa, ale właściciele stawiają sobie wysoką poprzeczkę. Z białych leżaków można obserwować zachodzące nad zatoką słońce, posłuchać dobrej muzyki, a także – dobrze i lokalnie zjeść. Popołudnia należą do ryb z porannego połowu. Tu nie ma reguły (także cenowej), mogą trafić się małe ryby, śledzie czy flądry, ale także kilkukilogramowe łososie. Ryby są pieczone na grillu, bez tłuszczu, z dodatkiem świeżych ziół i soli morskiej. W karcie znajdziemy pikantną zupę z 3 rodzajów bałtyckich ryb (10 zł), placki ziemniaczane z wędzonym łososiem (18 zł) a także tatar z łososia (15 zł). Na marginesie, bo mięsnie: portowe burgery z siekanej wołowiny z domowymi frytkami (20 zł) są przepyszne! W PORCIE stawiają na jakość i prostotę, smak ma się bronić się bez zbędnego anturażu. Do tego zimne białe wino, a na deser kultowe lody mini-melts albo aromatyczne włoskie espresso. W tym sezonie w karcie ma się znaleźć także prosecco! W poszukiwaniu dobrej ryby odwiedziliśmy też kawiarnię Weranda w Jastarni, jedno z niewielu miejsc na półwyspie helskim otwartych przez cały rok. Wystrój delikatnie nawiązuje do kaszubskich tradycji, co widać także w karcie. W Werandzie serwują świetny krem cytrynowy z sześcioma rodzajami ryb i lanymi kluseczkami (ok. 18 zł), a także kaszubskiego śledzia


w śmietanie, z ziemniakami w mundurkach (ok. 15 zł) i placek kaszubski z łososiem (ok. 17 zł). Z głównych dań warto spróbować delikatnego dorsza w papilotach z kruchymi sezonowymi warzywami (ok. 33 zł) oraz chrupiącego dorsza z patelni (29 zł). Świeżo, prosto i dobrze. W sezonie trudno tu o stolik, poza tym jest dość gwarno – Weranda jest blisko głównej ulicy, ale jak na nadmorską gastronomię karmią bardzo dobrze. Chałupy, smak klasyki Jeśli marzą wam się klasyki nastawcie swój gps na Chałupy. W knajpie Port zjemy smażonego sandacza (13 zł za 100g) i flądrę (5zł za 100g) oraz świetny brytling, czyli frytowane szproty (7,90 zł za 100g). Skropione cytryną, w towarzystwie lokalnego piwa VIVA HEL smakują naprawdę wybornie. Podobnie przygotowywane szproty podają w sopockim Barze Przystań, do którego w czasie Open‘era ustawiają się gigantyczne kolejki. Tam, do szprot polecamy białe wino od szarego lisa (kalifornijskie chardonnay Gray Fox). W Przystani zjemy też ryby z pieca np. polędwicę z dorsza, a także stosunkowo rzadko spotykanego smażonego śledzia. Bar przystań znajduje się przy plaży, niedaleko molo, ma dość przaśny, morski wystrój, ale ma to swój letni urok. Ceny nie należą do najwyższych, jednak warto pamiętać, żeby określić rozmiar ryby, bo ceny podawane są za 100g (od 6 do 10 zł).

Sasino, jak u Ewy Ostatnie miejsce jest prawdziwym kulinarnym rarytasem. Ciężko tu trafić przez przypadek. Sasino to wieś położona 12 km od Łeby, niedaleko latarni morskiej w Stilo. Tu znajduje się, według niektórych najlepsza na całym wybrzeżu, restauracja serwująca polską kuchnią. Ewa Zaprasza to miejsce rodzinne, urządzone w domu właścicieli. Początkowo część restauracyjna zajmowała tylko werandę, teraz zajmuje prawie cały dom. Ewa Zaprasza to miejsce, w którym czuć zupełnie inne podejście do klienta. Właściciele wkładają serce w to, co robią i sami gotują, a to przekłada się na smak i jakość potraw. U Ewy nie ma miejsca na bylejakość, półprodukty, wszystkie potrawy przygotowywane są od zera. Skosztujemy tu na wstępie śledzia w śmietanie – takie czekadełko podawane jest do każdego dania z koszykiem pieczywa i masłem. Zupa rybna Ewy jest w wersji pikantnej, wyjątkowo aromatyczna i rozgrzewająca (10 zł). Z rybnych dań głównych nie można nie spróbować sandacza w sosie borowikowym (37 zł), to samo dotyczy dorsza w sosie remoulade (35 zł). Tutejszy łosoś z rusztu (36 zł) rozpływa się w ustach – delikatne różowe mięso, trzymane nad ogniem jest tyle, ile trzeba. Restauracja Ewa Zaprasza to jedno z tych miejsc, do których chce się wracać co roku. Co za ulga, szproty i śledzie wracają na salony. 59


Rubryka powstaje we współpracy z Vino Vino www.vinovino.pl 60


Turbot bałtycki z młodą kapustą, agrestem i winegretem z dzikich ziół.

składniki 400 g turbota bałtyckiego, 1 główka młodej kapusty, 250 g agrestu, 60 ml wody, 30 g cukru, 2 g Agar–agar, mix dzikich ziół: gwiazdnica, szczaw, czosnaczek, olej lniany, 125 ml octu winnego, 225 ml wody, 2 tsp soli, 6 tbsp cukru, jałowiec, masło, sól, pieprz

sposób wykonania Kapustę oczyść z wierzchnich liści. Podziel na mniejsze kawałki zachowując w całości kłąb. Następnie liście podziel na kawałki i grilluj dla uzyskania ładnego koloru, zachowując chrupkość. Kłąb pokrój na mniejsze plasterki i zalej ciepłą zalewą otrzymaną z octu, wody cukru i soli. Piklowaną kapustę można przygotować dzień wcześniej. Agrest oczyść ze skórki i zmiel na purée. Agar–agar wymieszaj z wodą, cukrem i podgrzej do całkowitego rozpuszczenia się składników. Dodaj purée z agrestu dokładnie mieszając i wylej na tackę. Całość schłodź w lodówce. Po otrzymaniu zwartej konsystencji zmiel w mikserze na aksamitne purée. Za pomocą sokowirówki wyduś sok z dzikich ziół, zachowując część do wykończenia dania. Do otrzymanego soku dodaj szczyptę soli i olej lniany. Jałowiec spraż w rozgrzanym piekarniku lub na patelni, a następnie roztłucz w moździerzu. Oczyszczony filet z turbota podziel na kawałki po 100g, posól i smaż na oleju, dodając na koniec łyżkę masła.

sposób podania Na talerzu ułóż usmażoną rybę i purée z agrestu, a wokoło kawałki grillowanej i piklowanej kapusty. Polej ziołowym winegretem i wykończ dzikimi ziołami oraz posypką z jałowca.

61


Niegdyś szczepu viognier nie uprawiano nigdzie indziej w świecie poza Condrieu. To właśnie w miejscu swoich narodzin szczep ten wyraża najlepiej swą delikatność i subtelność.

condrieu

62

Delikatna tekstura turbota wymaga delikatnego wina. Jednocześnie bogate, aromatyczne, wielowarstwowe Condrieu stanowi idealne połączenie z szerokim spektrum smaków: grillowanej kapusty, agrestu i młodych, delikatnych ziół. Rocznik 2010 zbliża się do apogeum swego dojrzewania: pierwotne nuty moreli i brzoskwini, typowe dla tej rodańskiej apelacji, powoli przechodzą w nuty migdałów, orzechów laskowych, miodu i suszonych moreli. W ustach wino jest świeże, okrągłe i bogate. Producentem wina jest Stephan Montez, stojący na czele Domaine du Monteillet i reprezentujący dziesiąte pokolenie winiarzy. Winnice leżą po prawej stronie Doliny Rodanu, na wschodnich peryferiach Mont Pilat. Przeważa tutaj podłoże granitowe, a winorośl rośnie na stromych zboczach, na tarasach zwanych chaillées, zbudowanych z suchego kamienia przez Roman 2000 lat temu. Zbiory winogron przeprowadzane są ręcznie, a winifikacja zachodzi w niskiej temperaturze, co ma na celu zachowanie naturalnych aromatów winogron. Wino dojrzewa 11 miesięcy w barriques i nowych, dębowych demi-muids. Najlepiej podawać uprzednio zdekantowane w temperaturze 9-14°C.


krzysztof rabek Reprezentuje nową generację młodych szefów kuchni, kierujących się filozofią prostego i kreatywnego gotowania, bazującego na wykorzystaniu lokalnych produktów zgodnie z rytmem pór roku. Jest wyznawcą zasady Respect for Food, opartej na szacunku do produktów i otaczającej nas przyrody. Podczas ubiegłorocznego Festiwalu Filmowego Transatlantyk był twórcą wyjątkowego menu Kina Kulinarnego. Obecnie jest w trakcie przygotowań do otwarcia własnej restauracji.

63


alowa

Festiwal Szekspirowski 1-6 sierpnia

Międzynarodowy Festwal Filmów Animowanych Animator 13-19 lipca Tzadik Poznań Festiwal 25-28 lipca Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk 2-9 sierpnia

pzn

waw

Burn Selector Festival 6-7 września

Targi Mody Poznań 3-5 września

WAWA Design Festiwal 6-22 września

Warsaw Gallery Weekend, 27-29 września

fes

t

kdw krk

ktw

Tauron Nowa Muzyka 22-25 sierpnia

OFF Festival 2-4 sierpnia

Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty 18 lipca – 28 sierpnia

wro

Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi 27 lipca – 4 sierpnia Coke Live Music Festival 9-10 sierpnia Sacrum Profanum 15-21 września

kz

pol

Międzynarodowy Festiwal Wina Krynica Zdrój 27-28 lipca

oni

64

w apa festi polska m

GDN

a


tekst

agnieszka bressa

65


lipiec

13-19 lipca

Poznań

Międzynarodowy Festwal Filmów Animowanych Animator Największy festiwal filmów animowanych w Polsce oferuje świetny program: premiera tryptyku Theodore Usheva, sekcje animacji francuskiej oraz rosyjskiej, film A Liar’s Autobiography - The Untrue Story of Monty Python’s Graham Chapman, opowiadający o życiu i karierze jednego z członków Latającego Cyrku Monty Pythona. Gwiazdą natomiast będzie John Dilworth, autor serii Chojrak – tchórzliwy pies. Przybliżona zostanie także twórczość Franciszki i Stefana Themersonów, pionierów polskiej animacji eksperymentalnej. www.animator-festival.com

25-28 lipca Poznań

Tzadik Poznań Festiwal W ciągu czterech dni festiwalu przewidzianych jest 8 koncertów, do tego projekcje filmowe oraz spotkania z muzykami oraz filmowcami. Ciekawie zapowiada się Uri Caine - Szpilman Projekt, a także Raphael Rogiński band - Muzyka Zaginionych Plemion. www.tzadikpoznanfestival.pl

Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty Aż trudno się zdecydować: neobarok francuski (w tym twórczość Leosa Caraxa!), nocne szaleństwo: cyberpunk (nieznany film s-f R.W. Fassbindera), nowe kino Rosji, szwajcarskie dokumenty muzyczne, czy film inspirowany obrazami Edwarda Hoppera... A to tylko wycinek z oferty tego festiwalu. W Arsenale z kolei zagra legendarny Mike Patton. www.nowehoryzonty.pl

27-28 Lipca krynica zdrój

wrocław

18 Lipca - 28 sierpnia

Międzynarodowy Festiwal Wina Krynica Zdrój www.akademiawina.info/home.html

Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi Ciekawie zapowiada się retrospektywa Thomasa Vinterberga. W sekcji I Bóg stworzył aktorkę przypomniany natomiast zostanie dorobek artystyczny Stanisławy Celińskiej, która odnalazła się znakomicie tak w filmach Wajdy, jak i spektaklach Warlikowskiego. Prócz jej koncertu (artystka wydała w 2012 roku album Nowa Warszawa) będzie można także posłuchać Meli Koteluk i Skubasa. www.dwabrzegi.pl

27 Lipca - 4 sierpnia kazimierz dolny n/wisłą

sierpień

Festiwal Szekspirowski Myślą przewodnią tegorocznej edycji Festiwalu będzie związek pomiędzy językiem władzy a językiem sztuki, zostanie także zaprezentowana międzynarodowa koprodukcja Titusa Andronicusa w reżyserii Jana Klaty. Czeka nas również nowa odsłona nurtu SzekspirOFF pokazująca dokonania twórców sceny niezależnej. www.shakespearefestival.pl

2-4 sierpnia katowice 66

1-6 sierpnia gdańsk

OFF Festival Same legendy: My Bloody Valentine, Smashing Pumpkins, Godspeed You! Black Emperor oraz wielu innych przedstawicieli współczesnej sceny alternatywnej. www.off-festival.pl


2-9 sierpnia Poznań

Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk Filmy z Sundance, sekcja Nowe Kino Niemieckie oraz Open Air Cinema. Warto udać się na koncert Yoko Ono. My ostrzymy sobie zęby na Kino Kulinarne, gdzie prezentowany będzie dokument o winie Red Obsession. www.transatlantyk.org

Coke Live Music Festival Nie lada gratka dla fanów Florence and the Machine (jedyny koncert w tej części Europy!) oraz Reginy Spector. Stawkę uzupełniają: Franz Ferdinand, Biffy Clyro, Wu-Tang Clan, Katy B oraz Brodka. www.livefestival.pl

katowice

22-25 sierpnia

9-10 sierpnia kraków

Tauron Nowa Muzyka Line up zapowiada się obiecująco: Squarepusher, Moderat, DJ Koze, Jamie Lidell oraz Amon Tobin, tym razem w ramach projektu Two Fingers. www.festiwalnowamuzyka.pl

wrzesień Targi Mody Poznań Program podzielony został na 3 sekcje: Fast Season (jesień-zima 2013/14), Next Season (wiosna-lato 2014) oraz BTS (obuwie oraz galanteria skórzana). www.targimodypoznan.pl

warszawa

6-7 września

6-22 września warszawa

27-29 września

poznań

Burn Selector Festival Zmiana miejsca (z Krakowa na Warszawę), zmiana terminu (na wrześniowy) oraz osiągnięcie tego, o co wielu podobno się modliło: koncert szwedzkiej grupy The Knife w Polsce! Poza tym James Blake, Jessie Ware, Archive oraz inni. www.selectorfestival.pl WAWA Design Festiwal W Soho Factory zaprezentowane zostaną projekty twórców, którzy w Warszawie mają swoje stałe lub tymczasowe pracownie, a dla których stolica w pewnym momencie stała się inspiracją. Festiwal ma na celu promowanie społeczeństwa obywatelskiego, a przez działalność edukacyjną chce przybliżyć wiedzę na temat potrzeb i zadań współczesnego człowieka. www.wawadesign.eu

Sacrum Profanum Po występie grupy Portishead (koncert zapowiadający, który odbył się 25 czerwca) przyjdzie czas na Clarka, Mirę Calix, So Percussion i innych. Bohaterem sekcji Polish Icons 2 będzie Witold Lutosławski. www.sacrumprofanum.com

warszawa

3-5 września

kraków

15-21 września

Warsaw Gallery Weekend Pomysł z powodzeniem realizowany w różnych miastach: po kwietniowej odsłonie w Berlinie i majowej w Poznaniu czas na wrześniową edycję w stolicy! Weekend pełen wernisaży oraz towarzyszących im wydarzeń specjalnych w znanych i uznanych galeriach. www.warsawgalleryweekend.pl

67


68

tekst

PAULINA DOMAGALSKA

zdjęcie

EWA KNIAZIAK


JACY JESTEŚMY?

Trzy lata temu Time pisał, że Franzen pokazuje nam, jak wszyscy dziś żyjemy. Komentarz brzmi „amerykańsko”, ale wzbudza też nostalgię za literaturą bliższą życiu, w której znowu będziemy czytać o sobie samych. W 2001 roku w Stanach Zjednoczonych stała się rzecz niespotykana – problem roli książki w społeczeństwie przez chwilę znalazł się w samym centrum zainteresowania. Wszystko przez, a raczej dzięki wypowiedzi Jonathana Franzena. Po tym, jak Oprah Winfrey wybrała epicko opowiedzianą historię rodziny Lambertów, czyli książkę Korekty (2001) do klubu czytelniczego, a jemu samemu zaproponowała udział w programie, pisarz udzielił wypowiedzi, która wywołała lawinę. Oprócz „to trudna książka dla tej publiczności”, było jeszcze o wzdryganiu się – na myśl o formule programu i poprzednich wyborach książkowych, potencjalnej utracie męskich czytelników i przynależności do elity. Oprah nie pozostała mu dłużna. Od razu wycofała książkę i stając po stronie swojej publiczności, zaznaczyła z nadmierną uprzejmością, że nie chciała, by komukolwiek zrobiło się nieswojo.


W

brew pozorom nie jest to historia o kolejnej wypreparowanej sprzeczce medialnej, a Jonathan Franzen nie jest jeszcze jednym oderwanym od rzeczywistości literatem z pretensjami. Wypowiedział się on po prostu z pozycji pisarza, którym w swoim mniemaniu wciąż był – pisarza czytanego (jak to dziś często bywa) głównie przez krytyków i tzw. wąskie grono znawców. Oprah wybrała tymczasem jego książkę z myślą o zaproponowaniu swoim widzom dzieła opowiadającego o świecie, w którym żyją. Dzieła wartościowego literacko, które miało zarazem potencjał, by zyskać popularność. Według jednych będzie to opowieść o nadejściu kolejnej fali realizmu, według innych historia o pisarzu, kto wierzy, że literatura wciąż stanowi istotne narzędzie wydawania sądów o rzeczywistości Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Korekty, okrzyknięte książką tłumaczącą Amerykę Clintona, zostały jedną z najlepiej sprzedających się powieści dekady w USA. W 2010 roku książka osiągnęła wynik 2,85 mln egzemplarzy sprzedanych na całym świecie. Jonathan Franzen zagościł na okładce tygodnika Time, której tytuł grzmiał: oto mamy nowego Wielkiego Amerykańskiego Powieściopisarza. W tym samym roku wyszła Wolność, która opowiada losy kolejnej amerykańskiej rodziny, Berglundów, tym razem za prezydentury Busha-syna. Z okładki do czytania zachęca nas sam Barack Obama (prawdopodobnie najbardziej cool prezydent na świecie). O Wolności pisarz porozmawiał nawet na kanapie u Oprah. Można wyliczać dalej – wszystkie nagrody, liczba tłumaczeń, sprzedaż praw do ekranizacji. Niby nic specjalnego? Stephanie Meyer (autorka sagi Zmierzch) osiągnęła podobny, finansowo nieporównywalnie większy sukces? Być może, ale Franzena chwalą także krytycy. I przede wszystkim chwalą czytelnicy – nie za eskapistyczną fantazję pełną wampirów i naiwności, ale za książki, które na nowo opisują, czym jest młodość, rodzina, praca, pożądanie. Jak prywatne ściera się z publicznym. I czy wolność jeszcze coś znaczy. Ian Watt, autor książki Narodziny powieści. Studia o Defoe’m, Richardsonie i Fieldingu, analizuje powieść realistyczną w kontekście zmian zacho-


dzących w społeczeństwie osiemnastowiecznej Wielkiej Brytanii. Wskazuje przy tym na ścisły związek między narodzinami powieści realistycznej a rozwojem społeczeństwa mieszczańskiego. Patrząc na powieść jako gatunek silnie zakotwiczony w kontekście społecznym, można by bronić tezy o realizmie literackim jako gatunku „ruchomym”, czyli podejmującym próby wyrażania zmian zachodzących w społeczeństwie. Cechy osiemnastowiecznej powieści związane z przemianami społecznymi to między innymi stosunkowo niska cena i dostępność powieści, manifestacyjna niechęć do literackich gatunków „wysokich”, skupienie się na problemach międzyludzkich i – być może przede wszystkim – język realistyczny, który z jednej strony pragnie naśladować rzeczywistość, z drugiej zaś kształtuje realistyczny sposób myślenia. Nowy realizm, amerykańscy wiktorianiści, powrót powieści realistycznej – to hasła, którymi zazwyczaj opatruje się tekst o Franzenie czy Jeffrey’u Eugenidesie. Historię powieści można by zapewne podzielić na rozdziały według obwieszczanych kolejno „śmierci” i „powrotów”. Dla przykładu – mniej więcej pięćdziesiąt lat temu John Barth, amerykański pisarz postmodernista, pisał o wyczerpaniu się literatury: „«Wyczerpania» nie utożsamiam z wytartymi sformułowaniami takimi jak fizyczna, moralna czy intelektualna dekadencja, lecz jedynie z zużyciem się pewnych form lub wyczerpaniem się pewnych możliwości (…)”. A jednak kilka dekad później ta wyczerpana, mało atrakcyjna forma powraca – i nie sposób nie zauważyć, że ma ona bardzo wiele wspólnego z intelektualnymi i etycznymi potrzebami społeczeństwa. Można zapytać czy oprócz zaspokojenia apetytu na linearną narrację Wolność Franzena lub Intryga małżeńska Eugenidesa (2011) oferuje czytelnikowi coś jeszcze? Innymi słowy, jakie zmiany społeczne diagnozuje ten – niech będzie – nowy realizm? Madeleine bardzo lubi Mitchella, ale pociąga ją Leonard. Mitchell kocha Madeleine i długo nie może znieść swojego rywala. Leonard zaś czasem kocha, czasem nie. Klasyczny trójkąt niedający spełnienia to osnowa roz-


grywającej się w Stanach lat 80-tych powieści Jeffrey’a Eugenidesa Intryga małżeńska. W książce wyraźnie dochodzi do głosu problematyka społeczna. Bohaterowie właśnie kończą studia, wchodzą na rynek pracy w czasach kryzysu i żadnemu z nich nie pali się do rozpoczęcia „dorosłego życia” (bo i jak się to robi?). Mitchell, religioznawca, wymyślił sposób na kryzys – wyjedzie na roczną podróż po świecie. (Swoją drogą ilu współczesnych „kryzysowych studentów” decyduje się na coś takiego?) Leonard, mimo nasilającej się depresji dwubiegunowej, chce być naukowcem. Madeleine, jakoś tak wychodzi, przyjmuje rolę wspierającej i opiekuńczej partnerki. Książka, snująca narrację wokół prozy wiktoriańskiej pochłoniętej kwestią małżeństwa, której oddaną czytelniczką jest Madeleine, skupia się na współczesnych związkach. Jednak najtrudniejsza lekcja, jaką zaproponuje nam Eugenides, to pokazanie, że proces dorastania i wchodzenia w życie polega na porzucaniu wyobrażeń o własnej osobie i przyszłości. Powieść Eugenidesa jest w istocie pozytywną propozycją. Madeleine wyzwoli się (lub dorośnie) porzucając kolejne wyobrażenie – o trwałości i roli małżeństwa, o wadze poświecenia w imię uczucia. Chwilowo odnajdzie cel w życiu i zamiast wypełniać ciążące na niej oczekiwania, skupi uwagę/się na sobie. Franzen z kolei pokaże nam, że kiedy wydaje ci się, że twoja rodzina właśnie się rozpadła, możesz ją zyskać na nowo – i wrócić do niej. Bądź nie. Że małżeństwo, które pół życia cię unieszczęśliwiało, ale za którym drugie pół tęskniłaś, jeszcze całkiem nie przepadło. Zmiana możliwa jest na każdym etapie twojego życia, a zmiana totalna nie jest niczym złym. Przez ostatnie lata mogliśmy sporo nasłuchać się o płynnej nowoczesności, nierealności świata „przedłużonego” przez nowoczesne technologie, atomizacji społeczeństwa, fragmentaryzacji tożsamości człowieka ponowoczesnego – chyba wszyscy znamy te hasła, nierzadko wypowiadane alarmistycznym tonem. Tymczasem Franzen zdaje się mówić, że chociaż świat faktycznie stał się bardziej ruchomy, trudniejszy do zrozumienia czy do „ogarnięcia” w całości, to jednocześnie nie zmieniło się aż tak dużo. Racja,


nagle okazało się, że można zarobić spekulując na giełdzie, a lata ciężkiej, uczciwej pracy nie mają aż takiej wartości. Jednocześnie nasze problemy pozostają podobne, chciałoby się powiedzieć – nudne i stare jak świat. Bo i co z tego, że zarobiliśmy pieniądze, jeżeli zarobek nie był zbyt czysty moralnie. No i co po pieniądzach, jeśli nadal nie wiemy, co zrobić ze swoim życiem, a ukochana uparcie nie kocha? Oprócz analiz społeczno-politycznych (głównie u Franzena; na szczególną uwagę zasługuje fascynujące przedstawienie w Wolności dorabiania się na wojnie w Iraku), we współczesnych powieściach realistycznych odkrywamy również osobiste refleksje o życiu, które pomagają złożyć w całość i zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość. Fakt, że książki te mają minimum pięćset stron i dowiadujemy się z nich również o sposobie, w jaki bohater zawiązuje sznurówki w butach to dowód na nieustającą potrzebę narracji właściwą naszym społeczeństwom – narracji, która sprawia wrażenie kompletnej, czyli inaczej sensownej (nawet jeżeli współcześnie potrzeba ta jest w dużej mierze zaspokajana przez produkcje serialowe). Na porządną diagnozę współczesnych zmian społecznych przyjdzie nam zapewne poczekać, aż kolejny badacz pokroju wspomnianego Watta, analizując powieści takie jak Wolność, napisze ich przenikliwą syntezę. Tymczasem możemy czytać Franzen i korzystać z oferowanego nam wrażenia scalenia obrazu świata i zapewnienia, że, tak jak nie zniszczyły społeczeństwa wcześniejsze przemiany, tak nie zniszczy nas ta podejrzliwie (przez niektórych) traktowana współczesność. Nie zapominajmy, że lektura to też przyjemność – Jonathana Franzena czy Jeffrey’a Eugenidesa po prostu dobrze się czyta. Jednym z moich ulubionych zdań jest myśl wyartykułowana przez zagubionego religijnie Mitchella, który podróżuje samotnie po Indiach w poszukiwaniu sensu życia i wiary: „A co jeśli się szczerze wierzy i spełnia dobre uczynki, a potem po śmierci idzie do nieba i nie lubi tam zupełnie nikogo? Co wtedy?”


alice munro

Osiem lat temu wydano u nas Przekleństwa niewinności i Middlesex. My polecamy Intrygę małżeńską (Znak, 2013) – ten rodzaj pięćset stronicowej powieści, którą czyta się na raz.

Na plaże, w góry, pod namiot, jednym słowem – na lato. Są tacy, którzy twierdzą, że książka wakacyjna to tylko kolejny wymysł działu promocji. Po zgotowaniu sobie wczasów raz z Tołstojem, raz z Joycem, z doświadczenia wiem, że są książki, które lato ułatwiają. Dla każdego, kto jeszcze nie czytał – Korekty, Wolność (wyd. Sonia Draga) to pozycje obowiązkowe i przyjemne, akurat do nadrobienia w wakacje.

johnathan franzen

Jeffrey Eugenides

Pisarka z Kanady, której opowiadania wpisują się w nurt realistyczny. Ujmują urokiem, finezją, przenikliwością. Uciekinierka (2009) i Kocha, lubi, szanuje… (2011) to książki, o których wręcz wypada tu wspomnieć, choć mogą być już trudno dostępne, ponieważ to Wydawnictwo Dwie Siostry jako pierwsze wydało Munro po polsku. W księgarniach obserwowaliśmy istny wysyp książek tej autorki, Wydawnictwo Literackie wydało aż cztery książki (Taniec szczęśliwych cieni, Widok z Castle Rock i Zbyt wiele szczęścia). My polecamy zwłaszcza Drogie życie (2013). Warty uwagi jest również zbiór Za kogo ty się uważasz? (W.A.B., 2012).


75


lato

w


kinie


Pewne wakacje przepracowałam w kinie. Z trzech miesięcy nudnej roboty najbardziej utkwiły mi w pamięci chłodne korytarze i rozbrajający upał na zewnątrz, po końcu zmiany. Może teraz nie macie ochoty uciekać od słońca, choćby i na dwie godziny, ale po miesiącu skwaru nawet umiłowane słońce zacznie jakby bardziej parzyć. A wtedy – lekko szumiąca klimatyzacja, zero kolejek do toalety i puste sale będą czekać. Zwłaszcza, że hasłem na to lato powinno być „cały naród do kin”. W sezonie ogórkowym dystrybutorzy kinowy zaszaleli – pojawiło się tyle nowych premier, że nie wiadomo, co wybrać. Dlatego poniżej prezentujemy redakcyjne wybory na letnie spiekoty.

78


Dziewczyna z szafy reż. Bodo Kox premiera kinowa 14 czerwca

tekst maria kozerska zdjęcie kino świat

Dziewczyna z szafy Dziewczyna z szafy to fabularny debiut króla offu, Bodo Koxa, dawniej Bartosza Koszały. Kox zasłynął jako aktor kina niezależnego, zdobywając nagrody w Konkursach Kina Niezależnego na FPFF w Gdyni. Jako reżyser zajmował się do tej pory głównie krótkim metrażem. Dziewczyna z szafy to historia dwóch braci Tomka (Wojciech Mecwaldowski) i Jacka (Piotr Głowacki), których łączy bardzo szczególna relacja. Tomek cierpi na chorobę psychiczną, jest skrajnym introwertykiem, wymagającym ciągłej opieki. Jacek jest jego odwrotnością – towarzyski, preferuje luźne kontakty z płcią przeciwną. Aby móc opiekować się bratem, większość czasu pracuje w domu, czasem tylko wychodząc. Pod nieobecność Jacka introwertycznym Tomkiem z reguły zajmuje się mrukliwa starsza pani. Pewnego razu okazuje się jednak, że nie może ona przyjść. Jacek prosi więc o pomoc młodą sąsiadkę, rudowłosą Magdę (Magda Różańska), która (podobnie jak jego brat) ma spory problem z przystosowaniem się do rzeczywistości. Magda jest młodą antropolożką z nieudaną próbą samobójczą na koncie. Całe dnie spędza w szafie, tam też stworzyła swój własny bezpieczny świat. Moment, w którym losy trojga bohaterów splatają się ze sobą, zmienia wszystko. Dziewczyna z szafy to również odważny popis umiejętności aktorskich, nie tylko głównych bohaterów, ale też Magdy Popławskiej czy Eryka Lubosa. Całości dopełniają ciekawe zdjęcia Arkadiusza Tomiaka. Innymi słowy, po filmie Bodo Koxa poczujesz się jak adresat wiersza Gałczyńskiego – „zakiniony”. 79


maria kozerska againstgravity tekst zdjęcie

Żądza bankiera

W czasach kryzysu finansowego powstaje pytanie o to, co jest jego przyczyną i kto za nim stoi. W swoim najnowszym filmie francuski reżyser greckiego pochodzenia Constatin Costa-Gravas (twórca pamiętnych thrillerów politycznych i teledysków) bardzo wyraźnie pokazuje mechanizmy, które wpędzają świat w kryzys. Wszystko zależy w istocie od garstki ludzi – właścicieli banków oraz inwestorów. To właśnie ich patologiczne pragnienie posiadania oraz pomnażania dóbr stanowi przyczynę kryzysu. Pieniądze nie są dla nich narzędziem władzy, lecz władzą samą w sobie, środkiem, który pozwala na zdobycie bezwzględnego szacunku. Costa-Gravas ujawnia misterną maszynerię funkcjonowania współczesnych banków. Główny bohater, Marc Tourneuil (Gad Elmaleh), zostaje prezesem największego banku we Francji. Początkowo nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak naprawdę jest marionetką w rękach innych członków zarządu. Nowy prezes banku bardzo szybko odkrywa, że każda jego decyzja jest uzależniona od zdania amerykańskich inwestorów, którzy zamierzają przejąć w nielegalny sposób wszystkie udziały banku Phenix. Tourneuil staje zatem przed trudnymi wyborami. Nie chce dopuścić do tego, by bank został przejęty przez obcy kapitał, ale równocześnie oszałamia go władza oraz świat luksusu i wielomilionowych sum, które zdają się na wyciągnięcie ręki. Obraz Costy-Gravasa to kolejny film po Wall Street (Oliver Stone) czy Chciwości (J.C. Chandor), który portretuje zasady gry panujące wśród rekinów światowej finansjery. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, reżyser w dość naiwny sposób mówi nam jednak to, co już wiemy. Świat pokazany w Żądzy bankiera jest okrutny, bezlitosny i nie pozostawia miejsca na moralność. A jednak bohater z łatwością akceptuje takie reguł gry, gdyż doskonale wie, że w rozwiniętej do granic możliwości kulturze konsumpcyjnej nie ma żadnych szans na zmianę.

Żądza bankiera reż. Constantin Costa-Gravas premiera kinowa 7 czerwca

80


tekst paulina domagalska zdjęcie kino świat

Dziewczyna z lilią

Film na podstawie książki Borisa Viana L’écume des jours (Piana dni), którą autor napisał w wieku 26 lat. Powieść ta opowiada o młodzieńczej miłości, i rejestruje przy okazji ślepe uwielbienie dla Sartre’a, popularność jazzu i fascynację science-fiction. Jej lektura to przyjemność czytania zdań takich, jak: „Był prawie zawsze w dobrym humorze, przez resztę czasu spał.” lub „Czy została pani skomponowana przez Duke’a Ellingtona?”. Dziewczynę z lilią wyreżyserował Michel Gondry, autor między innymi wspaniałego Zakochanego bez pamięci, twórca, na cześć którego powstał nawet youtube’owy utwór pt. „Michel Gondry I wanna do your loundry”. Główni bohaterowie to uprzejmy Colin i śliczna Chloé. Colin prowadzi lekkie i przyjemne życie – dba o wygląd, z pomocą kucharza dobiera menu na każdy dzień tygodnia, jada fantazyjne posiłki z przyjacielem Chickiem, uczy się kroków do biglemoi. Gdy na potańcówce spotka Chloé, poczuje się, jakby uderzył go piorun. Od pierwszego wspólnego tańca będą nierozłączni, wkrótce wezmą ślub, po czym wyruszą w pełną śmiechu podróż poślubną. Niedługo jednak ich życie się skomplikuje – Chloé zapadnie na tajemniczą chorobę, majątek Colina zacznie szybko znikać z domowego sejfu… Rolę Colina powierzono Romainowi Duris, który bywa nazywany następcą wielkiego Belmondo. W postać Chloé wcieliła się zaś Audrey Tautou, która pozostaje wierna swojej żelaznej zasadzie i gra w jednym filmie rocznie. Jej najnowsza kreacja ma szansę przebić ikoniczną już dziś postać Amelii z Montemartre’u. Przygoda dla oka ze smaczkami w stylu samochodu zbudowanego przez koncern Peugeot specjalnie na potrzeby filmu. Miłość, płucna lilia, wchodzenie w dorosłość, okropieństwo pracy, filozoficzne spory prowadzące do zamieszek, pianobar – koniecznie! Dziewczyna z lilią reż. Michel Gondry premiera kinowa: 5 lipca

81


Wkrótce również:

Frances Ha Noah Baumbach stworzył czarnobiały film o Nowym Jorku przepełniony fascynacją francuską Nową Falą. Greta Gerwig, jego dziewczyna, aktorka, współautorka scenariusza elektryzuje tak jak kiedyś Diane Keaton w roli Annie Hall. premiera kinowa: 19 lipca

Blue Jasmine Coroczna wyprawa do kina na Allena to już prawie nowy świecki rytuał. Tym razem reżyser wraca do Nowego Jorku, żeby zaraz zwiać do San Francisco. Duet aktorski Alec Baldwin i Cate Blanchett brzmi jak spełnione marzenia. Pozostaje trzymać kciuki, żeby film był lepszy niż ostatni (Zakochany w Rzymie). premiera kinowa: 23 sierpnia

Sztuka znikania Po fenomenalnym Króliku po berlińsku Bartosz Konopka powraca z opowieścią o haitańskim kapłanie wudu, Amonie Frémonie, który na zaproszenie Jerzego Grotowskiego w 1980 roku odwiedził Polską Rzeczpospolitą Ludową. premiera kinowa: 30 sierpnia

W imię… Kolejny film Małgorzaty Szumowskiej. Wszyscy już słyszeli, że Andrzej Chyra gra księdza, akcja zaś toczy się na Mazurach, czas zobaczyć to na ekranie kinowym.

zdjęcie

kino świat

premiera kinowa: 20 września

82


Seriale są ekstra i każdy to wie. Możemy co wieczór oddawać się błogiej rutynie i oglądać po jednym odcinku, albo obejrzeć ich od razu kilka, wyłączając na chwilę myślenie. Choć The Outs to serial liczący wyłącznie siedem krótkich odcinków, to jednak oferuje on coś więcej niż chwilową ucieczkę od rzeczywistości. Sam w sobie stanowi bowiem ciekawe zjawisko: został zrealizowany jako kolektywna praca grupy nowojorskich artystów i sfinansowany w większości przez lokalną, brooklyńską społeczność. Ten internetowy miniserial komediowy opowiada o grupie Nowojorczyków, ich perypetiach związkowych, przyjaźniach, kłótniach i klasycznym przedtrzydziestkowym kryzysie egzystencjalnym. Pośród tych problemów pierwszego świata nieustannie przewija się niemy bohater – wino. Dlaczego wino gra kluczową rolę w tym serialu? Odpowiedź na to pytanie tkwi w sposobie realizacji tej niskobudżetowej produkcji. Serial został mianowicie sfinansowany całkowicie za pomocą crowdfundingu i w związku z tym twórcy The Outs odwdzięczyli się jednemu ze sponsorów - lokalnemu sklepowi Wino(t) (www.brooklynwinot.com) – wykorzystując jego przestrzeń do nakręcenia wielu scen serialu. Daleko tu jednak do nachalnego product placement – wino wplecione jest w sensowny i niemal niezauważalny sposób, dopiero z czasem staje się ważnym elementem fabuły. Adam Goldman, reżyser, aktor i autor scenariusza, tłumaczy, że serial powstał, ponieważ brakowało obrazu życia współczesnego geja w Nowym Jorku, obrazu, z którym mogłoby się identyfikować jego pokolenie. Jak wyjaśnia Goldman w wywiadzie dla Huffington Post, „czasami, gdy czegoś chcesz, ale nie możesz tego znaleźć, musisz zrobić to sam”. Tak też zrobił. W rezultacie powstał ciekawy, ciepły i emocjonalnie złożony serial, który mógłby, co prawda, zyskać na lepszej grze aktorskiej, ale który nawet z lekko drewnianą aktorszczyzną ujmuje autentycznością, (także dzięki dobrze napisanym, zabawnym dialogom). Mimo że The Outs z założenia miał opowiadać o gejowskich perypetiach miłosnych, to jednak najbardziej rozwiniętym i przemyślanym wątkiem serialu jest przyjaźń Mitchella (Adam Goldman) i Oony (Sasha Winters). Ich więź na chwilę straci na sile, ale tylko po to, by się umocnić dzięki głębokiej refleksji o wadze przyjaźni. Wino, jako symbol tej przyjaźni, otwiera i zamyka główny wątek serialu. Oonę poznajemy, gdy siorbie wino ze słoika, krzywi się, i w całej swojej uroczej niewiedzy odczytuje z etykiety pozbawione dla niej sensu klisze. Podobną obojętnością i ignorancją niejednokrotnie wyka-

the outs tekst kosma lechowicz zdjęcie materiały promocyjne

83


The outs stanowi ciekawe zjawisko: został zrealizowany jako kolektywna praca grupy nowojorskich artystów i sfinansowany w większości przez lokalną, brooklyńską społeczność.

84


że się w stosunku do swojego, podobno najlepszego, przyjaciela. Gdy podczas jednej z ich rozmów Mitchell żartobliwie rzuci „chyba potrzebuję nowej najlepszej przyjaciółki”, Oona odpowie dosadnie: „tylko mi nie mów, że jestem twoją najlepszą przyjaciółka, nawet nie wiem kiedy są twoje urodziny”. Gdy Oona zaczyna pracę w Wino(t), jej początkowo niegroźny egocentryzm i leniwa ignorancja szybko eskalują. W roli ekspedientki bohaterka wypada, delikatnie mówiąc, słabo. Wiecznie znudzona i zblazowana przewiesza się przez ladę i na ewentualne pytania klientów odpowiada odburknięciami. Równie niechlujne podejście przejawia w relacji ze swoim przyjacielem. W życiu Mitchella, zarówno zawodowym, jak i prywatnym dzieje się coraz więcej, w związku z czym mężczyzna często przebywa w Wino(t), szukając wsparcia u przyjaciółki. Sklep stopniowo wypełnia się frustracją Mitchella i ignorancją Oony. Szybko staje się również miejscem, w którym odbywają się jedne z najważniejszych dialogów serialu. To właśnie tutaj, w otoczeniu win, dochodzi do dramatycznych spięć między bohaterami. Nietrudno przewidzieć, że tę przyjaźń czeka ciężka próba. Nieco spoilerując, zdradzę, że z niedoświadczonej ignorantki Oona z czasem zmienia się w sarkastyczną i ciętą recenzentkę win. Jednak dopiero wówczas, gdy w swoich recenzjach znajdzie własny, szczery i autentyczny język, pojawi się szansa na renesans przyjaźni z Mitchellem. Zanim tak się stanie, w życiu bohaterów wiele się wydarzy. Ich relacja będzie musiała dojrzeć niczym – nie przymierzając – dobre wino. We wspomnianym już wywiadzie dla Huffington Post, Adam Goldman opisuje The Outs jako „historię o ważnych związkach, tych, które naprawdę nas definiują, i o tym, co się dzieje, gdy się rozpadają, o sposobach, w jakie może to nas zmienić”. Jednym z tych ważnych związków jest właśnie przyjaźń Oony i Mitchella. Oglądając ten serial warto uważnie wsłuchać się w ostatni, tym razem dojrzały i pozbawiony sarkazmu, wpis Oony. Recenzentka w poruszający sposób wyjaśnia w nim, jakie wino smakuje najlepie. Jak się okazuje – i nie jest to spoiler, bo przecież każdy dobrze to wie – najlepsze jest wino wypite razem z przyjaciółmi. Serial The Outs można obejrzeć na oficjalnej stronie internetowej www.theouts.squarespace.com. Warto zapoznać się też ze świetną ścieżką dźwiękową, również w całości dostępną na stronie, zawierającą wyłącznie utwory lokalnych brooklyńskich muzyków. 85


PANIE (Z) JEZIORA

tekst Agnieszka bressa zdjęcie AMC Networks

Dziewczynka o orientalnej urodzie zanurza się w lodowatej wodzie jeziora, jednak ani drgnie: z zaciętą miną wojowniczki chce brnąć dalej... O co chodzi? Jane Campion - autorka filmów takich, jak Fortepian czy Portret damy, powróciła z miniserialem. Uwagę przykuwa już czołówka Top of The Lake utrzymana w zimnej tonacji. Właśnie tego spodziewamy się po Campion: tajemniczości oraz wnikliwej obserwacji kobiecej psychiki i relacji damsko-męskich. Robin (w tej roli Elisabeth Moss znana z kreacji Peggy Olson w serialu Mad Men), z zawodu policjantka, przyjeżdża w odwiedziny do ciężko chorej matki. Wkrótce będzie musiała przerwać urlop i zająć się dochodzeniem w sprawie ciężarnej 12-latki. Nie podejrzewa nawet, że ta tajemnicza, cudem uratowana z jeziora dziewczynka o imieniu Tui, która niebawem zniknie na kilka miesięcy, przypomni jej koszmary z własnej przeszłości. W trakcie osobliwego śledztwa, subtelnie sabotowanego przez przełożonego Robin, zdemaskowane zostaną mechanizmy władzy rządzące małomiasteczkową społecznością, dające nieme przyzwolenie na przemoc wobec kobiet i nieletnich. Chwilami robi się lynchowsko. Być może śledztwo Robin nie jest aż tak osobliwe jak to prowadzone przez agenta Coopera w Twin Peaks, ale skrywa równie mroczne tajemnice. Więcej nie zdradzimy. No może jeszcze to, że na ziemi należącej od pokoleń do Matta – porywczego, wręcz niezrównoważonego psychicznie ojca dziewczynki, założona zostaje osada dla kobiet po przejściach. Jej nazwa – Paradise – okazuje się jedynie dobrym chwytem marketingowym, bowiem sama kuracja przynosi wątpliwe rezultaty... Zawita tam Tui, pojawi się także i Robin. Charyzmatyczna i androgeniczna GJ (fenomenalna Holly Hunter, odtwórczyni głównej roli w Fortepianie; tu dzięki charakteryzacji łudząco podobna do samej reżyserki) obu zaleca, aby zaufały sile i mądrości ciała. To właśnie sceny z osady – wyznania kobiet tak zawstydzająco osobiste, że niemal śmieszne, czy enigmatyczne i niepokojące wypowiedzi GJ – wprowadzają aurę tajemniczości, jednocześnie nie tracąc wymiaru ironicznego, czy momentami wprost komicznego. Na uwagę zasługują zdjęcia, które wydobywają z nowozelandzkiej przyrody niepokojące, pierwotne oblicze. Wizualność serialu opiera się na przeciwstawieniu kultury z naturą – z jednej strony mamy okropny bałagan na posesji Matta, z drugiej ujęcia jeziora i buszu, budujące mroczną i romantyczną wizję natury, która potrafi być bezlitosna, ale rządzi się swoją odwieczną logiką. I jeśli się w nią wsłuchać, może uratować życie… Napięcie, wyczuwalne w pierwszym odcinku, po chwili trochę osłabnie, co przecież nie jest zbyt wskazane w przypadku serialu kryminalnego. Autorka serialu zwodzi nas zresztą wielokrotnie, znając przyzwyczajenia widza, pogrywa schematami i porusza się między gatunkami. Choć seria stanowi zamkniętą całość, pozostawia wiele niejasności. Z drugiej strony maoryska legenda o jeziorze, pogoń za Tui i miasteczkowe osobliwości wciągają. Nie wiadomo, gdzie przebiega granica między wykorzystaniem konwencji, a wpadaniem w pułapkę klisz. Rozstrzygnięcie tej zagadki, jak i innych zawartych w Top of The Lake, pozostawiamy Wam. Dajcie się uwieść Jane Campion. Top Of The Lake, 2013, scenariusz i reżyseria: Jane Campion, Gerard Lee 86


FUN UNDZERE* Jest taka scena w Mausie Arta Spiegelmana – Włodek wspomina pobyt w sanatorium ze swoją ukochaną, młodziutką żoną. Mówi: „Ona się śmiała i ona była taka szczęśliwa, taka szczęśliwa, że co chwila przytulała się do mnie i całowała, taka była szczęśliwa” (przeł. P. Bikont). Wspomnienie wielkiego, beztroskiego szczęścia i poczucia pełni życia na krótko przed wojną daje o sobie znać także w Zaduszkach. Starsza pani Regina Segal wraz ze swoją wnuczką Miką udają się do Warszawy, żeby w końcu odzyskać rodzinną kamienicę. Jednak babci wcale nie tak pilno do spotkań z prawnikami. Formalnościami obarcza wnuczkę, sama natomiast kieruje swoje kroki do mieszkania, w którym żyła przed wojną. Wizyta otworzy rozdział z jej życia, który konsekwentnie wypierała – okres przedwojenny, kiedy była młoda i zakochana. Zaduszki to nie tylko bolesna nostalgia za utraconą przeszłością. Rutu Modan skupia się głównie na współczesności. Do tego stopnia, że warszawiak bez trudu rozpozna kawiarnię przy placu Grzybowskim i nowy, ekskluzywny hotel wybudowany w miejscu przedwojennej kamienicy. Poza takimi smaczkami, autorka rozprawia się z relacjami polsko-żydowskimi z brawurą obdarowując każdą ze stron bezlitosną ironią. Tutaj obśmiane może być wszystko, od izraelskich wycieczek szkolnych do obozów zagłady, przez rekonstrukcje historyczne, po stereotypy Polaków-złodziei i Żydów z ręką do interesów. Napięcie będzie narastać do momentu, w którym wszyscy bohaterowie przypadkowo spotkają się na cmentarzu w Zaduszki. Okaże się wówczas, że porozumienie międzyludzkie i międzykulturowe nie jest aż tak trudne, trzeba tylko umieć odnaleźć punkty wspólne. W końcu wszyscy są trochę „z naszych”. Po Ranach wylotowych, Rutu Modan stworzyła kolejny komiks, który wywołuje zachwyt. Znalazło się w nim miejsce nawet na romans Miki z charyzmatycznym komiksiarzem w ramonesce. Niech Zaduszki będą lektura szkolną! * z naszych (jidysz) Rutu Modan Zaduszki, Wydawnictwo Kultura Gniewu, Warszawa 2013, tłum. Zuzanna Solakiewicz tekst paulina domagalska zdjęcie kultura gniewu

tekst agnieszka bressa zdjęcie victoria and albert museum

The real hero, not just for one day Powrót Davida Bowiego można uznać za jeden z tych dokonanych w pięknym stylu. Wystarczy spojrzeć na rankingi serwisu iTunes, przy czym ilość sprzedanych płyt idzie tu w parze z jakością. Ostatnio artysta wypuścił teledysk, który już po chwili został zdjęty – okazuje się, że Marion Cotillard jako prostytutka ze stygmatami i Bowie wystylizowany na Jezusa to jednak za dużo nawet dla Youtube’a. Dla fanów tego charyzmatycznego artysty mamy dobrą informację: do 11 sierpnia w Victoria and Albert Museum w Londynie można oglądać obszerną wystawę pod tytułem David Bowie is. Ponad 300 zgromadzonych na niej eksponatów – rękopisy utworów, kostiumy, fotografie, okładki albumów – to efekty jego współpracy z innymi muzykami i artystami. Przygotowania trwały 3 lata, korzystano przeważnie z archiwalnych zbiorów wykonawcy Heroes. Jeszcze przed otwarciem wystawy sprzedano ponad 48 tysięcy biletów. Utwór Where Are We Now? z najnowszej płyty Bowiego to nostalgiczna podróż w czasie do końcówki lat 70. Wtedy właśnie artysta mieszkał w Berlinie Zachodnim i nagrał z Brianem Eno tzw. „berlińską trylogię”, na którą składają się albumy: Low, wspomniany już Heroes oraz Lodger. Jeśli zatem nie wybieracie się w najbliższym czasie do Londynu, to możecie urządzić sobie spacer po Berlinie śladami Davida Bowiego. Albo innych artystów – wszak Berlin okazał się azylem także dla Iggy’ego Popa (byłego współlokatora Bowiego), Nicka Cave’a, Lou Reeda czy Jima Jarmusha. A to dopiero początek listy... Do takiej wycieczki zachęca również londyńskie muzeum, o czym można się przekonać odwiedzając jego oficjalną stronę. Victoria and Albert Museum, Cromwell Road, London. 87


Mała paryska kuchnia Rachel Khoo 88

Małej paryskiej kuchni nie mógłby napisać rodowity Francuz. Tylko ktoś z dystansem był w stanie przywrócić francuską kuchnię zwykłym śmiertelnikom. Rachel Khoo zrobiła to w wielkim stylu, mimo naprawdę małego zaplecza (ten, kto musiał wynająć kiedyś w Paryżu mieszkanie rozumie gorzki urok ekstremalnie małego metrażu). Przyjeżdżając do Paryża z deszczowego Londynu, miała parę groszy w kieszeni i wielką pasję do gotowania. Ukończyła kurs cukiernictwa w Le Cordon Bleu, a w mikroskopijnym mieszkaniu urządziła własną, „szeptaną“ restaurację, czym wzbudziła zainteresowanie BBC i wydawnictwa Penguin. Tak zaczęła się kariera uroczej Rachel Khoo, która obecnie jest gwiazdą nie mniejszą niż Nigella Lawson czy Jamie Oliver. Mała paryska kuchnia to pierwsza książka Khoo na polskim rynku. Zawiera aż 120 prostych przepisów na klasyczne francuskie dania, które może wykonać każdy, kto ma chęci, a niekoniecznie umiejętności. Rachel Khoo pokazuje, że coq au vin czy rybna zupa bouillabaisse wcale nie muszą być trudne i nie wymagają wielogodzinnych przygotowań ani profesjonalnie wyposażonej kuchni. Sama Khoo korzysta z dwupalnikowej kuchenki i mini piekarnika, a wierzcie mi – potrafi wyczarować kulinarne cuda. Na każdym kroku podkreśla, że najważniejsza jest jakość produktów i odpowiedni sposób przyrządzenia. Khoo jest ponadto zwolenniczką francuskiego stylu życia, w którym spotkanie wokół stołu ma ogromne znaczenie. Dlatego dużo uwagi poświęca popołudniowym aperitifom czy długim kolacjom ze znajomymi, w których, choć jedzenie jest bardzo ważne, najistotniejsze jest to, żeby nieco zwolnić. Zwieńczeniem każdej kolacji jest deser, a jako absolwentka cukiernictwa Khoo zna się na deserach jak nikt. Podaje przepisy na te popularne, jak crême brûlée czy tarte tatin, ale także na mniej znane moelleux au chocolat czy Fontainbleu z marchwiowym przecierem i cynamonem. W ostatnim rozdziale Fundamenty kuchnii francuskiej Khoo zdradza prawdziwy kulinarny sekret – przepis na crème pâtissière czyli krem cukierniczy. Szczerze mówiąc, nigdy nie myślałam, że to takie proste. Z Rachel Khoo nie ma rzeczy niemożliwych. Dzięki niej kuchnia francuska wraca do gry. tekst aleksandra paszkiewicz zdjęcie wydawnictwo albatros


tekst paulina domagalska zdjęcie alexa karolinski

OBIAD U BABCI

Na początku Alexa Karolinski chciała opanować kuchnię żydowską. Postanowiła podpatrywać przy gotowaniu swoją babcię i jej przyjaciółkę, zaczęła to nagrywać. Kiedy znalazła się w Nowym Jorku w szkole filmowej, pokazała znajomym film, żeby opowiedzieć o swojej babci, o tym, jak za nią tęskni. A ci odparli: „przecież to materiał na dyplom”. Dwie starsze panie gotują barszcz. Mają powykrzywiane ze starości palce, są ładnie uczesane i noszą eleganckie złote łańcuszki na szyi. Oma (czyli babcia) wręcz uwija się w kuchni, choć widać, że wcale nie przychodzi jej to z łatwością. Barszcz musi być smaczny, inaczej szkoda gotowania. Bo – jak mówią – gotowanie to akt miłości. Te dwie starsze panie to Bella Katz i Regina Karolinski, przyjaciółki, które po wojnie zamieszkały w Berlinie. Żydówki, które przeżyły wojnę, aczkolwiek nie przeniosły się z obozu dla dipisów za granicę, do Ameryki albo Palestyny, lecz musiały zostać w Niemczech. Alexa Karolinski obserwuje je podczas gotowania żydowskich potraw. Oprócz cichej myśli, że tak właśnie wygląda gotowanie – każde naczynie z innej parafii, gotowanie w dwóch garnkach, bo nie ma jednego wystarczająco dużego, bez wdzięczenia się i przyrządzania „potraw w 15 minut” – pojawia się również dużo ważniejsza refleksja. Film pokazuje nam, jak można podtrzymać swoją tożsamość piekąc rugelach (rogaliki). Przekonujemy się, że poprzez potrawy można przywołać świat, którego już nie ma, ale który jednocześnie niemal widzimy, gdy Oma i Bella żartują podczas niekończącego się gotowania – bo jedzenia nie powinno nigdy zabraknąć. Ten film to również laurka dla wszystkich babć, które w trakcie niedzielnego obiadu chcą nakarmić swoje wnuczki i wnuki na cały tydzień naprzód. Po zrealizowaniu filmu Alexa Karolinski wydała książkę kucharską, ozdobioną pięknymi ilustracjami, zawierającą przepisy, w których babcine „szczypty” i „na oko” zostały zmienione na dokładniejsze miary. Blog: omabella.com, książka kucharska do kupienia przez stronę internetową lub w wybranych księgarniach i butikach – najbliższe w Berlinie. 89


zdjęcie

tekst andrzej pakuła juliusz sokołowski

90

2014 Pokazy w kolejnych miastach za granicą

luty 2014 WIEDEŃ: Architekturzentrum Wien, Museumsplatz 1

listopad 2013 – styczeń 2014 BERLIN: Instytut Polski, Burgstrasse 27, program towarzyszący: Architekturmuseum, Technische Universität Berlin, Straße des 17 Juni 150/152

5 września – 13 października 2013 WROCŁAW: Muzeum Architektury we Wrocławiu, ul. Bernardyńska 5

11 lipca – 25 sierpnia 2013 WARSZAWA: Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ul. Pańska 3

Na przykład. Nowy dom polski to wystawa przygotowana przez Centrum Architektury w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Zamysłem twórców jest prezentacja dobrych wzorców w rodzimej architekturze polskiej publiczności oraz jako wizytówka polskiej architektury zagranicą. Na wystawie prezentowane jest dziewięć domów – przemyślanych, niepowtarzalnych, zbudowanych rzetelnie i z pełną świadomością najbliższego otoczenia. Wpisują się w globalne tendencje architektoniczne, a jednocześnie wyróżnia je unikalna idea, organizująca projekt. Raz będzie to ekologia, innym razem poszukiwanie specyficznej typologii albo dialog z kontekstem danej lokalizacji. Wybrane do wystawy domy zaprojektowali: ARE, Piotr Brzoza/Marcin Kwietowicz, Hayakawa/Kowalczyk, HS99, Robert Konieczny, Piotr Kuczia, Jojko+Nawrocki, MAAS i Medusa. Po Warszawie wystawa będzie prezentowana we Wrocławiu (5 września – 13 października) oraz zagranicą. Więcej informacji: www.centrumarchitektury.org Na przykład. Nowy dom polski, 11 lipca – 25 sierpnia 2013 Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, ul. Pańska 3.

Na przykład. Nowy dom polski


tekst agnieszka bressa zdjęcie sony music polska

ELEKTRONICZNE NOSTALGIE O tym, jak bardzo wyczekiwany był najnowszy studyjny album francuskiego duetu Daft Punk, może świadczyć fakt, że w Polsce osiągnął on status Złotej Płyty raptem dwa dni po premierze. Na swój najnowszy krążek Guy-Manuel de Homem-Christo i Thomas Bangalter kazali długo czekać, ale po przesłuchaniu Random Access Memories nikt nie będzie miał im tego za złe. Zresztą Francuzi bynajmniej nie dawali o sobie zapomnieć. W międzyczasie stworzyli film autorski Daft Punk Electroma (2006) i nagrali ścieżkę dźwiękową do Thron: Legacy (2011). Ich doświadczenia filmowe chwilami pobrzmiewają w materiale z najnowszego albumu. Użycie „żywych instrumentów” jest zgodne z postulatem francuskiego duetu, który pragnie przywrócić życie muzyce tanecznej. Wystarczy spojrzeć na tytuł pierwszego utworu: Give Life Back to Music. Można się też o tym przekonać słuchając ich „reanimującego” utworu, czyli królującego na parkietach Get Lucky z gościnnym udziałem Pharrella Williamsa. Wśród trzynastu kompozycji składających się na Random Access Memories na uwagę zasługują zwłaszcza Giorgio (momentami brzmi niczym sekwencja z Nieustraszonego), złożony Touch oraz należący do moich faworytów instrumentalny Motherboard. Całość jest nieco eklektyczna, co może być efektem współpracy Daft Punk z innymi artystami. Do pracy nad tym albumem zostały bowiem zaproszone rozmaite sławy, jak choćby wspomniany już Pharrell Williams, Panda Bear, Julian Casablancas, DJ Falcon czy Giorgio Moroder i Paul Williams. Ci ostatni to muzyczni weterani, podobnie jak inny gość – Nile Rogers, niegdyś członek legendarnej grupy Chic, producent m.in. albumu Let’s dance Davida Bowiego. Płyta paryskiego duetu przywodzi na myśl ekspedycję, momentami futurystyczną, ale w przeważającej mierze kończącą się nostalgicznym powrotem do przeszłości. Ich muzyka może niekiedy wzbudzać uczucie wyobcowania, ale już po chwili znów robi się znajomo. Nie brak tu sentymentu do muzyki z lat 70. i 80. Francuzom udaje się przenieść rozwiązania muzyczne z tamtych lat do współczesności bez porzucania stylistyki, do której zdążyli nas przyzwyczaić. Podobno ludzie lubią to, co znają, a biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z naprawdę przyzwoitą płytą (być może nie obfitującą w fajerwerki, ale z pewnością przemyślaną i dojrzałą), przewidywalność wcale nie przeszkadza. DAFT PUNK, Random Access Memories, Sony Music

91


zmysłowa

obsesja

Bordeaux, któremu przypisywany jest mityczny status, a którego powodzenie związane było zawsze tak z kapryśną pogodą, jak i zmiennością w sferze gospodarki światowej, obecnie cieszy się ogromnym zainteresowaniem ze strony Chin. Państwo Środka ogarnęła bowiem istna „gorączka wina”, a sam trunek jawi się momentami jako mroczny przedmiot pożądania.

W ramach tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Berlinale, podczas siódmej już edycji cyklu kina kulinarnego, odbyła się światowa premiera pełnometrażowego dokumentu o intrygującym, a przez to i wiele obiecującym, tytule Red Obession. Traktuje on o swoistym sprzężeniu zwrotnym, jakie zachodzi między Bordeaux a Chinami, które od 2010 roku są największym importerem tegoż wina. Jako że ilość produktu jest ograniczona, a popyt na niego zwiększa się (skoro jest drogi, to wręcz idealnie nadaje się dla elity lub warstwy pretendującej/aspirującej do tego miana), ceny wzrastają, osiągając przy tym astronomiczne wielkości. Jak zauważa jeden z twórców filmu: „Pojawia się tym samym pytanie o samą wartość wina – czy nadal ma być kojarzone z tradycją i sztuką, czy też należy zacząć je traktować jako towar”. Podobno apetyt na produkty luksusowe wydaje się nie mieć w Chinach granic (zbliżoną opinię, dotyczącą nienasycenia cechującego ten naród, można usłyszeć w trakcie seansu), przez co nie ma raczej nadziei na zmianę sytuacji. Zwłaszcza że ten dynamicznie rozwijającym się rynek cechuje się swoistą zachłannością, a co za tym idzie – nieprzewidywalnością. Warto także odnotować, że jest to kraj o największej ilości miliarderów (wszak Zachód dotknięty jest kryzysem światowym), a horrendalne sumy służą ponoć obecnie do oceny wzrostu prestiżu tego kraju. Francja jednak zachowuje stoicki spokój, gdyż jest zdania, iż Chiny nie są w stanie dogonić jej wieloletniej kultury w sferze produkcji wina. Autorzy, próbując dociec, na ile związki te mogą okazać się trwałe, a na ile niebezpieczne, udają się w podroż,

92

tekst

która bierze swój początek w najbardziej prestiżowych winnicach w Bordeaux, aż do sal w których odbywają się pokazy degustatorskie, jak również apartamentów zamożnych kolekcjonerów w Hong Kongu i Szanghaju. Atutem filmu z pewnością jest dobór osób udzielających wywiadu, bowiem twórcom udało się zgromadzić przed kamerą największe nazwiska z międzynarodowego świata win. W wyniku przeprowadzenia rozmów z 82 osobistościami, autorzy zdołali z jednej strony pozyskać opinie przedstawicieli z przemysłu winiarskiego (enolodzy, licytatorzy, kolekcjonerzy, handlarze, właściciele winnic, w tym książę Robert von Luxembourg, właściciel winnicy Haut-Brion), z drugiej natomiast – zarejestrować wypowiedzi krytyków wina (Robert Parker, Oz Clarke) oraz dziennikarzy (chociażby znany z brytyjskiego talk-show Michael Parkinson). Nie zabrakło także opinii ze strony ekspertów finansowych oraz wypowiedzi chińskich miłośników tego szlachetnego trunku. Jeden z nich na przykład nie widział butelek, które zakupił, inny z kolei: Peter Tseng – będący właścicielem wiodącej na rynku firmy zajmującej się produkcją sex-zabawek, zainwestował 60 mln dolarów w swą prywatną kolekcję alkoholu o rubinowej barwie. Narracja natomiast prowadzona jest przez Russela Crowe, który wcielił się w rolę pracownika banku dziedziczącego w spadku po wuju winnicę w Prowansji w filmie Dobry rok (2006). Na ekranie pojawia się także Francis Ford Coppola, tym razem jako właściciel winnicy Inglenook w Kalifornii wspominający stany, jakie wywołało u niego opróżnienie butelki Margaux z 1797 roku...

agnieszka bressa

zdjęcia

lion rock films


93


Formuła kina kulinarnego, opierająca się na koncepcji celebrowania fascynujących filmów (rzecz jasna: dotyczących żywności) i wyśmienitego jedzenia (w myśl idei slow food), od lat z powodzeniem adaptowana przez galerie oraz inne przybytki kultury, zainaugurowana została w 2007 roku w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Berlinale. Oficjalnymi partnerami tego przedsięwzięcia są: Festiwal Filmowy w San Sebastian oraz poznański Transatlantyk International Film and Music Festival.

Informacje o filmie: Reżyseria: Warwick Ross, David Roach Gatunek: film dokumentalny Produkcja: Lion Rock Films, Australia 2012 Czas trwania: 76 minut Premiera światowa: 13.02.2013, Berlinale

94


Zdjęcia do filmu ruszyły podczas en primeur w kwietniu 2011 roku i zgodnie z zamysłem reżyserów, aby zatoczyć pełen cykl, trwały do kolejnej kampanii w kwietniu 2012. Zapewne dotarcie do wszystkich osób należałoby do zadań karkołomnych, jednak traf chciał, że przebieg działań ułożył się pomyślnie. A wszystko to za sprawą Andrew Caillarda - znawcy wina oraz szefa australijskiego domu aukcyjnego Langton’s, który najpierw podzielił się swoim pomysłem z Warwickiem Rossem – producentem filmowym i właścicielem winnicy podczas przypadkowego spotkania w takcie lotu z Sydney do Londynu, a następnie ułatwił dostęp do prominentnych osobistości ze świata win. Ross z kolei do pracy nad filmem zaprosił scenarzystę Davida Roacha, z którym wspólnie od wielu lat prowadzi Lion Rock Films. „Godziny mijały, a ja stawałem się coraz bardziej zaintrygowany tym, co Andrew opowiadał mi o Bordeaux – regionu, który znał bardzo dobrze i o wzrastających cenach od dwóch lat tylko z jednego powodu. Były nim właśnie Chiny - uzupełnia swą opowieść o genezie powstawania filmu Ross i dodaje: „Dzięki kontaktom Andrew wiele drzwi stanęło dla nas otworem, ponieważ osoby te, ostrożne z powodu niezbyt przyjemnych doświadczeń z filmowcami w przeszłości, wierzyły w jego uczciwość”. Zapytany natomiast o główny zamysł filmu, Warwick Ross odpowiada: „Film ten ewoluował od opowieści o winie do dokumentu podejmującego temat przeniesienia siły ekonomicznej z Zachodu na Wschód”. Caillard uzupełnia: „To film o pasji i obsesji,jakie może obudzić u ludzi eteryczne wino z Bordeaux oraz ryzyku, jakie niesie ze sobą pogoń za miłością do wina. To studium ludzkiego ducha i jego kulturowej perspektywy w zestawieniu z estetyką Bordeaux i chińskich krajobrazów. Ważną rolę odgrywa także kryzys europejski oraz globalna niepewność polityczna”. Twórcy umiejętnie dozują napięcie, przez co ten pełnometrażowy dokument nabiera znamion filmu detektywistycznego. Na uwagę zasługują też bardzo dobre zdjęcia. Obie te cechy niewątpliwie przyczynią się do pozyskania publiczności. Jakość estetyczna idzie w parze z zawartością merytoryczną, bowiem twórcy starają się przedstawić problem wieloaspektowo. A czynią to na tyle sugestywnie, przeplatając sceny produkcji wina na starym kontynencie z czasami nieco przerażającymi kadrami rejestrującymi zachowania chińskich miłośników wina, które wzbudzają wręcz skojarzenia z winofilskimi zapędami (np. scena gonitwy podczas degustacji), że widz może odnieść wrażenie, iż na podstawie konkretnego przykładu wie już, na czym polega globalizacja. Caillard podsumowuje całą tę wyprawę słowami: „Mamy za sobą niesamowitą podróż”.

Tym samym film ten przerodził się w studium pewnego zjawiska, bowiem już od jakiegoś czasu można zaobserwować swoistą ekspansję ze Wschodu - uwaga na ten temat poczyniona została także w internetowym wydaniu niemieckiego magazynu Spiegel. Artykuł ten osadza problem w szerszym kontekście, a sam film Red Obsession traktuje jako punkt wyjścia dla snucia refleksji nad pewnym trendem, który dostrzegalny jest także w branży filmowej, dając przedsmak tego, co może stać się już w niedalekiej przyszłości z przemysłem filmowym, który także przenosi się na Wschód, a detronizacja USA w tej sferze na rzecz Chin ma nastąpić najprawdopodobniej już w 2020 roku. Orientalne akcenty widoczne były także na Berlinale: Tesiro – chińska firma jubilerska (Richard Shen również wypowiada się w dokumencie), to jeden z głównych sponsorów festiwalu. Z kolei Wong Kar Wai - znany i ceniony chiński reżyser, nie dość, że sprawował funkcję przewodniczącego jury festiwalu, to zaprezentował na nim także swój najnowszy film The Grandmaster. Jedna z bohaterek filmu, pani Cheng, będąc podekscytowana licytacją wina, mówi: „The Chinese love to swallow Western civilisation”. Ze stwierdzeniem tym korespondowała również wystawa Nothing to declare, która gościła od początku lutego w Akademie der Künste, a dotyczyła rozwoju rynku sztuki na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci na arenie międzynarodowej. Materiały zgromadzone w ramach ekspozycji stanowiły dobitne potwierdzenie założenia, iż rynek ten także zorientowany jest na Wschód. Lutowy pokaz w gmachu muzeum Martin Gropius Bau został przygotowany zgodnie z zasadą: coś dla ciała, jak i głodnego wiedzy ducha - poza wyśmienitymi potrawami komponującymi się z tematem filmu, premierze Red Obsession towarzyszyła także dyskusja dotycząca wartości wina, w której oprócz reżyserów filmu udział wziął również Stuart Pigott – znany dziennikarz i krytyk wina. Wszystkich, których ogarnęło pragnienie obejrzenia tego pełnometrażowego dokumentu, zapewniam, że już niebawem będzie ono zaspokojone. Otóż w trakcie wywiadu twórcy wyjawili, iż obraz zostanie zaprezentowany podczas Transatlantyk Festival Poznan (2-9 sierpnia 2013). Pokazy, być może ze względu na ograniczenia czasowe (choć pieczę nad edycją Kina Kulinarnego w Poznaniu sprawuje kurator odpowiedzialny również za sekcję berlińską – Thomas Struck, tylko 5 z 16 filmów zaprezentowanych tamże pod hasłem „Dig Your Food – From Field Fork” złoży się na poznańską odsłonę wydarzenia), odbędą się w ramach cyklu filmów dokumentalnych: Transatlantyk Docs.

95


magazyn winowajcy n°0 2013

Wydawca Agencja Miriam Media os. Rusa 31/1, 61-245 Poznań Adres redakcjI WINOWAJCY skr. Pocztowa 6 60-990 Poznań 43 redakcja@winowajcy.com www.facebook.com/winowajcy Redakcja Andrzej Pakuła (redaktor naczelny) a.pakula@winowajcy.com Agnieszka Bressa a.bressa@winowajcy.com Jan Burzyński Paulina Domagalska p.domagalska@winowajcy.com Aleksandra Paszkiewicz a.paszkiewicz@winowajcy.com Zbigniew Pakuła (redaktor senior) Marketing Piotr Szuszkiewicz p.szuszkiewicz@winowajcy.com Projekt i skład Natalia Pakuła Współpracują Ada Banaszak Kosma Lechowicz Julia Korzycka Maria Kozerska Monika Malczewska Aleksandra Natalia Pavoni Luks Piekut Krzysztof Rabek


Wystawa architektury współczesnych domów jednorodzinnych przygotowana przez Centrum Architektury 11 lipca - 25 sierpnia 2013

Nowy dom polski

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, ul. Pańska 3 otwarte od wtorku do niedzieli w godz. 12-20. Wstęp wolny

OTWARCIE: 11 lipca 2013, godz. 18:00 audytorium w pawilonie Emilia, wejście od ul. Emilii Plater: Dwa wykłady i dyskusja z udziałem zaproszonych architektów – autorów domów i publiczności godz. 20.30 przestrzeń wystawiennicza MSN na tyłach Emilii, wejście od ul. Pańskiej: Wernisaż PÓŁMARATON DOMÓW: 18 lipca 2013, godz. 18:00 audytorium w pawilonie Emilia Młodzi architekci prezentują najciekawsze z najnowszych projektów domów jednorodzinnych – ukończone, właśnie powstające lub rysowane. www.centrumarchitektury.org Współorganizator

Partnerzy

Patroni medialni

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.