nr 1/2018
ISSN 1426–3106
01/2018 w numerze: Kamil Hoffmann ► Osiem twarzy wyobcowania Jerzy Rochowiak ► Teatry Lalek w Salonie Hoffman Jerzy Rochowiak ► Stefan Gełdon i lalki Jerzy Rochowiak ► Leonard Berendt Gdzieś tutaj Jerzy Rochowiak ► Pejzaże serdeczne Jerzy Rochowiak ► Prace malarskie w Salonie Hoffman Kamil Hoffmann ► Żyjąca woda Jerzy Rochowiak ► Artyści i mnisi w Szwajcarii Dobrzyńskiej Jerzy Rochowiak ► Kościół z Brzeźna w Kłóbce Wieczór Toruński: Mennonici w okolicach Torunia w XVI-XX w. W Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu
ISSN 1426-3106 WYDAWCA:
Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu 87-100 Toruń, ul. Szpitalna 8 tel./fax: 56 65 22 755, 56 652 20 27. e-mail: woak@woak.torun.pl www.woak.torun.pl ZESPÓŁ REDAKCYJNY : Jerzy Rochowiak (redaktor naczelny) Kamil Hoffmann (sekretarz redakcji)
Redakcja zastrzega sobie prawo opracowywania nadsyłanych materiałów.
Szanowni Czytelnicy!
P
rzedstawiamy pierwszy Biuletyn Informacji Kulturalnej, który ukazuje się wyłącznie w wersji elektronicznej. Jest dostępny na stronie internetowej naszego Ośrodka oraz na platformie issuu.com. Jak przez minione dwadzieścia lat, zamieszczamy w nim materiały obejmujące problematykę edukacji kulturalnej, amatorskiej twórczości artystycznej i dziedzictwa kulturowego w województwie kujawsko-pomorskim. Jak dotąd, o zdarzeniach i wydarzeniach, podejmowanych przedsięwzięciach piszemy, starając się nie tylko je przedstawić, ale i podzielić uwagami, które mogą inspirować, skłaniać do namysłu… Przypominamy, że na naszej stronie internetowej (ale nie na platformie issuu.com) w rubryce Nadesłane informacje zamieszczamy in extenso, a więc bez redakcyjnej ingerencji, nadsyłane w formacie PDF informacje na temat życia kulturalnego: o wydarzeniach i zdarzeniach, o festiwalach, przeglądach, konkursach, spotkaniach, wystawach, warsztatach… Prosimy zatem o nadsyłanie w formacie PDF zapowiedzi planowanych przedsięwzięć, regulaminów konkursów, omówień wydarzeń, które się odbyły. Kamil Hoffmann Jerzy Rochowiak
Biuletyn Informacji Kulturalnej jest wydawany ze środków Samorządu Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Osiem twarzy wyobcowania
Kamil Hoffmann
S
motność, wyobcowanie jednostki, potrzeba akceptacji w grupie oraz różne aspekty relacji międzyludzkich – to tematy spektakli prezentowanych przez teatry amatorskie z regionu podczas finałowego przeglądu Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie teatru w 2017 r. Do udziału w Konfrontacjach zgłosiło się ponad dwadzieścia amatorskich zespołów teatralnych z całego województwa. Na podstawie nagrań wideo do finału zakwalifikowano osiem przedstawień. Dziewiątego grudnia 2017 r. na scenie Akademickiego Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa” w Toruniu swoje przedstawienia pokazały zatem zespoły z Torunia (Przedsiębiorstwo Indywidualnej Groteski z o.o. i Szpila), Chełmna (Agrafka), Brodnicy (Młodzieżowy Teatr CBR’60), Chrostkowa (Talia), Kamienia Krajeńskiego (Teatr Bez Nazwy), Lubiewa (Teatr A co tam) oraz Inowrocławia (Inowrocławski Teatr Otwarty). Problem podwójnego odtrącenia pokazany jest w spektaklu Witaj Przedsiębiorstwa Indywidualnej Groteski z o.o. w reżyserii Hany Sierdzińskiej. Dzieci pozostawione w Polsce oraz innych krajach Europy ŚrodkowoWschodniej przez rodziców pracujących w bogatszej części Wspólnoty Europejskiej często określa się nawet mianem eurosierot. Właśnie jedno z takich dzieci – mieszkająca z babcią dziewczynka o przezwisku Żabojad jest bohaterką przedstawienia Witaj. Czuje się odtrącona przez rodziców, którzy do Francji woleli zabrać psa Fafika niż ją. W szczególny sposób doznaje również odrzucenia przez koleżanki i kolegów. Potrzebują jej na sprawdzianie z języka francuskiego, gdyż – jak się można domyślać – zna go najlepiej ze wszystkich. Jednak poza tym cały czas jest szykanowana, wyszydzana i gnębiona psychicznie oraz fizycznie.
W miarę rozwoju akcji widzowie dowiadują się, że poczucie odrzucenia nie musi się wiązać z wyjazdem rodziców do innego kraju, gdyż dystans mierzony w kilometrach okazuje się jednym z wielu przejawów obojętności rodziców, braku czasu dla dzieci. w spektaklu wielokrotnie pojawia się fraza …nikt nie powiedział „witaj”, wyrażająca żal dzieci powracających do domu, w którym nikt nie czeka, w którym nikogo nie ma. Rodzice zostawiają im
Spektakl Witaj Przedsiębiorstwa Indywidualnej Groteski z o.o. Fot. Stanisław Jasiński
tylko zdawkowe informacje o obiedzie do odgrzania lub ważnych sprawach, które uniemożliwiają obiecane wcześniej spotkanie. Przemoc, którą grupa stosuje wobec Żabojada można w tym kontekście rozpatrywać jako próbę odreagowania ich własnego poczucia odrzucenia. Być może każda z tych osób mogłaby się stać takim samym kozłem ofiarnym, ale grupa wybrała na obiekt prześladowań dziewczynę o największej wrażliwości. Eskalująca przemoc doprowadza do tragedii – Żabojad popełnia
Spektakl Witaj Przedsiębiorstwa Indywidualnej Groteski z o.o. Fot. Stanisław Jasiński
samobójstwo, a grupa zdaje sobie sprawę, że główną motywacją do tego kroku mogły być szykany, których dziewczyna z ich strony doświadczyła. Spektakl Przedsiębiorstwa Indywidualnej Groteski z o.o. jest niezwykle ciekawy formalnie. Szczególną uwagę przykuwa scenografia ograniczona do szkolnej szafki, której drzwiczki w jednej chwili stać się mogą ekranami tabletów albo zniczami na cmentarzu. Konstrukcja całego przedstawienia oraz poszczególnych scen opiera się na rytmie. W scenach zbiorowych aktorzy wygłaszają swoje kwestie rytmicznie, również ruch sceniczny poddany został ścisłym rygorom powtarzalności. Dzięki temu uzyskany został efekt odrealnienia świata przedstawionego, przeniesienia intrygi w obszar symboliczny. w konsekwencji taka rytmizacja frazy ruchowej tworzy sytuację znacznie bardziej abstrakcyjną, którą odczytać można jako kolejną interpretację zasad kierujących psychologią tłumu, które krytycznej analizie poddał Gustav Le Bon, zaś eksperymentalnie opisał Philip Zimbardo.
Podobną tematykę porusza spektakl Babett kłamie według sztuki Ákosa Németha w reżyserii Anny Gołębiewskiej-Polak pokazany przez teatr Talia z Chrostkowa. Przedstawienie można jednak interpretować na wiele sposobów. Z jednej strony jest to bowiem również historia o odrzuceniu i potrzebie akceptacji, ale równie uprawnione wydaje się odczytanie bardziej ogólne, jako spektaklu o manipulacji i narodzinach totalitaryzmu. Tytułowa bohaterka pojawia się w biednym, małym miasteczku prowincjonalnym, ale nie odnajduje się w nowym środowisku; aby zdobyć przychylność koleżanek i kolegów z klasy udaje córkę lokalnego biznesmena, otaczanego przez lokalną społeczność wyjątkową estymą – wręcz czcią. Matka dziewczynki sprząta w domu bogacza, dziewczynka wykrada jej klucze i pod nieobecność gospodarza zaprasza koleżanki i kolegów do jego mieszkania. Cała grupa nagle zaczyna darzyć Babett sympatią, tym bardziej, że dziewczynka obiecuje, że zaprosi wszystkich na wycieczkę do Nowego Jorku – zażyczy sobie tego w ramach prezentu urodzinowego od rzekomego ojca. Szybko okazuje się jednak, że na tę wycieczkę trzeba zasłużyć – cała grupa godzi się na upokorzenia ze strony Babett, rodzą się konflikty dochodzi nawet do zabójstwa. Tytułowa postać została bardzo ciekawie skonstruowana – bohaterka jest silnie introwertyczna, być może okazuje otoczeniu lekceważenie, a nawet pogardę, ale może to tylko jej strach przed światem, wynikający z wcześniej doznanej przykrości, traumy. Chociaż Babett nie jest charyzmatyczną gwiazdą – najbardziej adekwatne zdaje się być potoczne określenie „szara myszka” – to bez trudu okłamuje całą grupę. Można odnieść wrażenie, że tak naprawdę wszyscy chcą jej wierzyć, dają się uwieść kłamstwu i manipulacji, ponieważ chcą choć przez chwilę żyć nadzieją na zmianę swojego beznadziejnego położenia. Spektakl w sposób bardzo klarowny oddaje mechanizm narodzin totalitaryzmu – o ile po jednej stronie niezbędna jest jednostka, która manipuluje, tak po drugiej musi się też pojawić zbiorowość na tę manipulację podatna, gotowa oddać część siebie, swojej godności i swobody w zamian za nieostre miraże różnie pojętego sukcesu lub nagrody. Co więcej, widzowie mogą prześledzić kolejne etapy takiego zniewolenia umysłu, sytuacje, w których wątpiących się wyklucza, a sygnały mogące zdemaskować kłamstwa Babett – ignoruje. Tę wielopoziomowość trzeba uznać za wielki atut spektaklu Anny Gołębiewskiej-Polak. z jednej strony, owszem, istotna zdaje się być historia Babett, jej postawa życiowa, zachowanie i motywacje postępowania. Na
pewno czuła się odrzucona przez koleżanki i kolegów, chciała zdobyć ich sympatię i zaczęła się podawać kogoś innego, kłamać. Zapewne takie zachowanie zasługuje na potępienie, ale w przestrzeni wirtualnej takie kłamstwa zdarzają się przecież bardzo często i nie rozpatruje się ich kategoriach etycznych, ale uznaje za autokreację wizerunku, budowanie marki osobistej. z drugiej strony można podatność grupy na manipulację skwitować radykalnym stwierdzeniem, że we własnej naiwności, nawet głupocie, dali się zwieść. Jednak ich motywacją było poczucie beznadziei, zaś Babett obiecała im szansę na wyrwanie się z marazmu. Nie można zatem młodych bohaterów winić za to, że bardzo chcieli mieć nadzieję. Inną kwestią
Spektakl Babett kłamie Teatru Talia. Fot. Stanisław Jasiński
Spektakl Babett kłamie Teatru Talia. Fot. Stanisław Jasiński
jest eskalacja przemocy. Zaczyna się od przemocy psychicznej, zmuszania dziewczyny z lękiem wysokości do wejścia na wieżę, a kończy zabójstwem. Babett kłamie w reżyserii Anny Gołębiewskiej-Polak to spektakl świetnie skomponowany ruchowo, oszczędna scenografia ma znaczenie porządkujące przestrzeń. Aktorzy wykorzystują całą przestrzeń sceny, nie poruszają się jednak po niej bezcelowo. Każdy ruch zdaje się mieć znaczenie, odsłania jakiś element wzajemnych relacji między bohaterami. Aktorzy co prawda nie zawsze brzmią naturalnie, niektóre kwestie są interpretowane przesadnie, inne artykułowane ze zbyt małą siłą, być może to wina tremy. Patrząc jednak na młodych odtwórców, trudno nie dostrzec, że doskonale czują temat spektaklu i rozumieją tragizm wydarzeń, które kreują na scenie. Przedstawienie Babett kłamie pod maską historii o nastolatkach kryje bowiem bardziej ogólną refleksję o kondycji współczesnego człowieka, której wyjątkowo aktualnym przejawem jest np. skłonność do wiary w atrakcyjne fake newsy.
Inaczej o odrzuceniu i konsekwencjach konfliktu z otoczeniem opowiada Tomasz Piotrowski – aktor brodnickiego teatru CBR’60, którzy przedstawił monodram Karzeł na motywach powieści Pära Lagerkvista w reżyserii Anety Giemzy-Bartnickiej. Tytułowy Karzeł jest postacią zarówno okrutną, jak i pełną goryczy. Wyśmiewany, wytykany palcami przez innych czuje swoją inność, ale z nią nie walczy. Nie zależy mu bowiem na akceptacji ze strony otoczenia, wręcz przeciwnie – z premedytacją staje się złym człowiekiem. Spektakl w reżyserii Anety Giemzy-Bartnickiej pozwala na powolne poznawanie Karła. Bohater stopniowo odsłania kolejne aspekty swej mrocznej natury. W pewnym sensie Karzeł jest jednak odzwierciedleniem społeczeństwa, w którym żyje, gardzi normami społecznymi, gdyż to nim społeczeństwo wzgardziło. Akcja przedstawienia toczy się na renesansowym włoskim dworze. Postacie księcia i jego żony to jednak bardziej alegorie niż żywe postaci. Uosabiają pełną obłudy i zakłamania dążność do władzy. Karzeł z jednej strony chciałby dorównać księciu, którego naśladuje – może nawet kopiuje, ale z drugiej dostrzega kruchość i nikłe podstawy jego władzy, gdyż na co dzień obserwuje wszelkie dworskie intrygi: zdrady, oszustwa i występki. Monodram został zrealizowany w wykorzystaniem minimalnych środków scenicznych, jedynym elementem scenografii jest drewniany stołek. Oświetlony górnym reflektorem aktor ponad pół godziny skupia na sobie uwagę widowni i bardzo sugestywnie kreuje postać pełnego goryczy
Monodram Karzeł w wykonaniu Tomasza Piotrowskiego. Fot. Stanisław Jasiński
odmieńca. Temat spektaklu i jego specyfika sprawiają, że nie zawsze udaje się zbudować napięcie dramaturgiczne, lecz opowieść nic na tym nie traci. Historia Karła jest bowiem w swojej klarowności niezwykle przejmująca i zmuszająca do refleksji. Ascetyczna forma podkreśla wręcz najbardziej wyraziste fragmenty tekstu przedstawienia.
Monodram Karzeł w wykonaniu Tomasza Piotrowskiego. Fot. Stanisław Jasiński
Spektakl Serenada Teatru Szpila. Fot. Stanisław Jasiński
Toruński teatr Szpila zmierzył się z Serenadą Sławomira Mrożka. Na tle innych propozycji pokazanych podczas finału Konfrontacji jest to przedstawienie szczególne, gdyż rzadkością jest, aby reżyserowała spektakl młoda osoba, rówieśniczka aktorów. Zazwyczaj trudów inscenizacji podejmuje się instruktor teatralny – opiekun grupy. Z pewnością Zofia Dąbrowska – pod opieką artystyczną polonisty Artura Nowaka – sprostała trudom, które przed każdą reżyserką się piętrzą, gdyż Serenadę w wykonaniu Szpili cechuje świeżość spojrzenia, nieoczywista interpretacja. W koncepcji Zofii Dąbrowskiej scena została przedzielona na pół – w poprzek. Po lewej stronie grasuje Lis, po prawej zaś znajduje się umownie zasugerowany kurnik. Tak podzielona scena do złudzenia przypomina boisko lub szachownicę. Dwaj antagoniści w koncepcji reżyserki są zawodnikami, którzy toczą między sobą rozgrywkę. O ile jednak Lis zdaje się grać w szachy – z opanowaniem, tzw. pokerową miną planuje, przewiduje kolejne ruchy i cierpliwie czeka na błąd przeciwnika, tak Kogut miota się chaotycznie, jakby grał w zbijaka. Tak pokazany konflikt dramatyczny istotnie poszerza możliwości interpretacyjne. Na pozór Kogut ginie przez swoją naiwność czy wręcz głupotę, jednak uprawnione wydaje się upatrywanie przyczyn klęski w nieznajomości reguł gry, w niestosowaniu się do nich.
W takim odczytaniu Serenada staje się opowieścią o zderzeniu postaci, których nie różni poziom inteligencji, lecz podejście do świata. W gruncie rzeczy obaj bohaterowie są bowiem egocentryczni, choć u każdego objawia się ta cecha w innej formie. Lis zdaje się być pozerem, cynicznie przybierającym maskę romantyka i intelektualisty, natomiast Kogut nie wstydzi się swojego prostactwa, odnosi się wręcz wrażenie, że z dumą się nim chełpi. Pokazując konflikt dramatyczny jako rozgrywkę dwóch mężczyzn, Zofia Dąbrowska pokazała w spektaklu coś bardzo istotnego – mężczyźni toczą grę, w której kobiety są uprzedmiotowione, traktowane przez owych mężczyzn jak Spektakl Serenada Teatru Szpila. trofeum, swoista zdobycz i taką Fot. Stanisław Jasiński postawę przejawia nie tylko Kogut, lecz w równym stopniu Lis. W niezwykle szarmancki sposób uwodzi on mieszkające w kurniku kobiety, obdarza je eleganckimi butami, ale wciąż pozostają one jedynie pionkami w prowadzonej przezeń rozgrywce. Z pewnością o tak wyrazistej percepcji postaci obu antagonistów zadecydowały udane kreacje aktorskie. Znakomity Szymon Sokołowski w roli Koguta i silnie z nim kontrastujący Aleksander Gałązka wcielający się w Lisa tworzą znakomity duet aktorski. Przedstawiona przez teatr Szpila Serenada nie jest śmieszna. Komiczne elementy dramatu Mrożka w wizji reżyserskiej Zofii Dąbrowskiej nabrały bowiem zupełnie innego charakteru. W ciągu czterech dekad, które dzielą inscenizację od powstania sztuki zaszło wiele przemian obyczajowych, zaś temat praw kobiet pojawił się na stałe w dyskursie publicznym. To wszystko znalazło swoje odzwierciedlenie w inscenizacji i sprawia, że można Serenadę teatru Szpila uznać za świeże i nowatorskie odczytanie tekstu Sławomira Mrożka, jego twórczą interpretację we współczesnych realiach.
Spektakl Na smyczy Teatru A co tam. Fot. Stanisław Jasiński
Napięcie pomiędzy niedostosowaną jednostką i grupą to jeden z przejawów rozpadu więzi społecznych i kryzysu współczesnego świata. Innym, równie częstym zdaje się być zanik umiejętności budowania głębszych relacji. Jedną z często wskazywanych przyczyn tego zjawiska jest powierzchowność kontaktów, odcięcie się od świata rzeczywistego i zamknięcie w przestrzeni wirtualnej, co w konsekwencji prowadzi do powstawania barier, nawet murów między ludźmi. W przystępnej, a zarazem humorystycznej formie zjawisko to pokazali oraz skomentowali aktorzy Teatru A co tam z Lubiewa. Spektakl Na smyczy w reżyserii Beaty Ziółkowskiej ma luźną konstrukcję, składa się z szeregu scenek, które spina wspólny temat – uzależnienie od telefonu komórkowego. Chociaż temat przedstawienia mógłby skłaniać do podejścia moralitetowego, prezentacji uproszczonej, jednoznacznie czarno-białej wizji świata, inscenizacja wykracza poza banalne schematy i kategoryczne osądy. W jednej ze scen pokazani zostali rodzice, których uzależnienie od telefonu jest równie silne, jak nałóg dzieci, innym przykładem jest deklamowany przez postaci wiersz pochwalny rozpoczynający się apostrofą O mój telefonie, ty mój łączniku ze światem…
W przedstawieniu dominuje lekka, humorystyczna formuła, jednak wymowa wielu scen zmusza do refleksji. Dobitnie konsekwencje zanurzenia w przestrzeni wirtualnej pokazuje moment, w którym dwoje znajomych z czatu postanawia spotkać się na Spektakl Na smyczy Teatru A co tam. Fot. Stanisław Jasiński randce w realu. Okazuje się, że nie potrafią ze sobą rozmawiać, ich dialog składa się głównie z niezrozumiałych monosylab, są mocno speszeni, może nawet przygnębieni, dopiero gdy na powrót mogą spojrzeć na wyświetlacze swoich telefonów odzyskują radość życia. Innym przykładem może być impulsywne wyrzucanie znajomych z facebooka (i można przez to rozumieć całkowite i ostateczne zerwanie kontaktów) pod wpływem chwili z najbardziej błahych przyczyn. Spektakl Na smyczy obfituje w ciekawe pomysły inscenizacyjne. Wykorzystanie w charakteryzacji farb fosforyzujących podkreśla efekt niesamowitości, symbolizując zarazem bezgraniczne zanurzenie w świecie wirtualnym. Prawie wszyscy bohaterowie ubrani zostali w jednolite, czarne kostiumy. Na tym tle wyróżnia się odziana w kolorowy, wręcz pstrokaty uniform postać, która za sprawą cylindra może kojarzyć się z iluzjonistą, a nawet magiem. Co ciekawe, ów cylinder na początku przedstawienia jest zielony, natomiast w ostatniej scenie – czerwony. Ów „Mag” na początku rozdaje smartfony bohaterom, którzy otrzymują je przy różnych okazjach: urodziny…, świadectwo z paskiem…, pierwszy ząbek… Następnie przez cały spektakl jest postacią w pewnym sensie organizującą akcję, częściowo nawet spaja kolejne sceny w całość, aby pod koniec zabrać postaciom spektaklu urządzenia, które wcześniej odeń otrzymały. Finałowa piosenka, której przesłanie sprowadza się do na pozór oczywistej tezy, iż telefon jest narzędziem, z którego trzeba umieć korzystać, podsumowuje pokazane wydarzenia, lecz równocześnie przypomina, że popadanie w skrajności nie jest najlepszym pomysłem na życie. Rzeczywistość pokazana przez młodych aktorów okazuje się znacznie bardziej złożona i skomplikowana, toteż naczelną zasadą, którą powinno kierować się ich pokolenie, zdaje się być umiar i rozsądek w korzystaniu z dobrodziejstw cywilizacji.
Wyjątkowo sugestywnie zanik więzi emocjonalnych i płytkość relacji międzyludzkich pokazuje Inowrocławski Teatr Otwarty w spektaklu Pustostan według Maliny Prześlugi w reżyserii Elżbiety Piniewskiej. Tytułowy pustostan to dom, w którym co prawda mieszka rodzina, ale nie jest on już domem. Każdy członek rodziny: rodzice, dwoje dzieci i babcia żyje własnym życiem, nie wchodząc w głębsze relacje w pozostałymi. Najczęstszą interakcją pomiędzy bohaterami zdaje się być przemoc zarówno psychiczna, jak i fizyczna. Poszczególne osoby nie mówią, ale krzyczą do siebie lub nawzajem się obrażają. Wspólnie potrafią tylko oglądać w telewizji film Kevin sam w domu. W wigilijny wieczór do domu przychodzi nieproszony gość – agent nieruchomości, który na własne oczy przekonuje się, że dom jest pusty, gdyż nie zamieszkuje w nim żadna rodzina, jedynie kilku współlokatorów, którzy nie czują ze sobą żadnej więzi. W ostatniej scenie ów przybysz znajduje nawet kupca na tytułowy pustostan. Zanim do tego jednak dojdzie, agent nieruchomości po kolei od każdej osoby wysłuchuje skarg na pozostałych, aby tym bardziej dojść do przekonania, że nie ma do czynienia z żadną rodziną.
Spektakl Pustostan Inowrocławskiego Teatru Otwartego. Fot. Stanisław Jasiński
Spektakl Pustostan Inowrocławskiego Teatru Otwartego. Fot. Stanisław Jasiński
Jedną z postaci spektaklu jest zantropomorfizowany pies, który opowiada widzom o swoich motywacjach, o tym co czuje i co robi. Co ważne, pies nie wstydzi się swoich emocji jako jedyny. To swoisty paradoks, że jedyną postacią mówiącą szczerze o tym, co czuje jest w realistycznym z założenia przedstawieniu bohater baśniowy, fantastyczny. Z drugiej strony wydaje się, że inscenizacja Elżbiety Piniewskiej w pewnym sensie zrywa z konwencją realizmu. Reżyserka wprowadza bowiem do przedstawienia dodatkowych bohaterów: wigilijne duszki, może elfów – postaci ubrane w charakterystyczne bożonarodzeniowe swetry. Stanowią one kontrapunkt dla skłóconej, pogrążonej w chaosie rodziny, gdyż emanują świątecznym ciepłem i przesadną wręcz słodyczą. Postaci elfów unaoczniają jeszcze jeden aspekt świąt: zakłamanie, które towarzyszy wielu spotkaniom, na które nikt nie ma ochoty i tylko udaje zainteresowanie. Wielkim atutem spektaklu jest kompozycja przestrzeni i jej wykorzystanie. Oszczędna scenografia, ograniczająca się w gruncie rzeczy do wigilijnego stołu porządkuje scenę, tworzy kilka planów, na których toczy się akcja. Pomimo stosunkowo dużej obsady ani przez chwilę widzowie nie mają wrażenia chaosu. Aktorzy wykreowali przekonujące postaci, ale dwoje bohaterów szczególnie zapada w pamięć: Babcia, którą gra Julia Krzesińska i Pies – w tej roli Adam Murawski. Pustostan w reżyserii Elżbiety Piniewskiej jest spektaklem o bardzo dobrze zbudowanej dramaturgii, kolejne etapy intrygi wynikają z poprzednich, zachowane zostało prawdopodobieństwo i logika wydarzeń, równocześnie żadna ze scen nie jest przegadana i żadna nie wydaje się zbędna. Każdy element przedstawienia popycha akcję do przodu. Przedstawienie Inowrocławskiego Teatru Otwartego jest ciekawym odczytaniem dramatu Maliny Prześlugi, skłania do poszukiwania odpowiedzi na pytanie czym jest dom, czym powinien być. Jak wyglądają relacje we współczesnej rodzinie, jakie są sposoby na ich naprawienie. Ponieważ akcja przedstawienia toczy się w okresie świątecznym, trudno też uciec przed pytaniem o to, czym one są dla współczesnego człowieka, czy ich metafizyczny wymiar ma jeszcze jakieś znaczenie, czy stały się już wyłącznie wielkim marketingowym – nomen omen – spektaklem. O tym, że człowiek nie zawsze ma wpływ na swoje życie próbowali widzów przekonać twórcy przedstawienia O losie, któż się z twą potęgą zmierzy? Składający się z fragmentów cyklu tebańskiego Sofoklesa spektakl pokazał Teatr Bez Nazwy z Kamienia Krajeńskiego. Antyczny fatalizm
Spektakl O losie, któż się z twą potęgą zmierzy? Teatru Bez Nazwy. Fot. Stanisław Jasiński
i nieuchronność losu są co prawda głównym tematem wyreżyserowanego przez Iwonę Hajdasz i Ewelinę Wolszleger przedstawienia, lecz znacznie ciekawsze okazały się inne jego aspekty. O losie, któż się z twą potęgą zmierzy? można uznać za próbę przybliżenia konwencji teatru antycznego współczesnej publiczności. Oczywiście odtworzenie – nawet w przybliżeniu – całego widowiska jest zadaniem niezwykle trudnym, ale przyjęta przez inscenizatorów forma ukazuje najistotniejsze cechy antycznego teatru. Na scenie nigdy nie było więcej niż trzech bohaterów, cały czas natomiast postaciom tragedii towarzyszył chór, którego zadaniem było komentowanie przebiegu akcji oraz opowiadanie o wydarzeniach, które dzieją się poza sceną. Nieodzownym atrybutem chóru są oczywiście maski. Aktorzy ubrani są w kostiumy nawiązujące do tradycji antycznej, nie występują co prawda na koturnach, ale boso lub w sandałach.
Inscenizacja wyimków z cyklu tebańskiego w wersji Teatru Bez Nazwy pokazuje także mentalność współczesnych Sofoklesowi mieszkańców Aten. z jednej strony cechowała ich wiara w nieuchronność losu, którego wyrokom nie da się zapobiec. Jednak z drugiej strony, szczególnie we fragmentach Antygony, pojawia się kiełkująca refleksja nad kwestią wyboru, konsekwencji własnych, prywatnych i osobistych decyzji. Właśnie wolność jednostki i wolny wybór stały się jednym z filarów cywilizacji zachodniej – ze wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami takiej koncepcji człowieka. Nawet jeśli ten aspekt myśli Sofoklesa nie został przez młodych aktorów z Kamienia Krajeńskiego uwypuklony, zarówno Antygona, jak i Edyp dość jasno i jednoznacznie go artykułują. Można uznać wręcz ich postawę za swoistą polemikę z tytułem przedstawienia i przeświadczeniem antycznej koncepcji losu, która zakłada jego nieuchronność.
Spektakl O losie, któż się z twą potęgą zmierzy? Teatru Bez Nazwy. Fot. Stanisław Jasiński
Spektakl Epopeja Teatru Agrafka. Fot. Stanisław Jasiński
Inaczej relacje jednostki ze społeczeństwem pokazuje teatr Agrafka z Chełmna w spektaklu Epopeja według scenariusza Grzegorza Reszki i w reżyserii Igi Jambor-Skupniewicz. Bohaterką przedstawienia jest reżyserka filmowa pracująca nad filmową „epopeją narodową” o heroicznych czynach generała Dąb-Rozwadowskiego w czasie II wojny światowej. Artystka zmaga się z wieloma przeciwnościami losu: począwszy od braku pieniędzy, czego konsekwencją są niedogodności logistyczne na planie, niedostatek rekwizytów i statystów, poprzez naciski ze strony zmieniających się co i rusz ministrów (nie tylko kultury) po wymagania sponsorów, aby ich produkt został wykorzystany w formie product placementu w kluczowej scenie filmu. Pomimo tych wszystkich trudności reżyserka realizuje konsekwentnie swój obraz co jakiś czas rezygnując jedynie z kolejnych elementów własnej wizji artystycznej, idąc na kompromisy, które ostatecznie mogą doprowadzić do kompromitacji. Nie dochodzi jednak do niej, gdyż
w trakcie kręcenia sceny wybuchu artystka odnosi obrażenia i z powodu stanu zdrowia rezygnuje z kontraktu, a za kamerą staje ktoś inny. Tekst Grzegorza Reszki jest satyrycznym komentarzem do sytuacji kultury w Polsce – rozdarcia pomiędzy patosem i siermiężnością. Reżyserując Epopeję, Iga Jambor-Skupniewicz wzbogaciła spektakl o elementy groteskowe, które już nie tylko śmieszą, ale też zmuszają do refleksji nad problemami autonomii i wolności twórczej, cenzury i autocenzury. Propozycja chełmińskiej Agrafki odróżniała się wyraźnie nastrojem od pozostałych przedstawień pokazanych podczas finału Konfrontacji, lecz pod humorystyczną maską skryte zostały całkiem poważne dylematy. Wyreżyserowana przez Igę Jambor-Skupniewicz Epopeja jest spektaklem doskonale skomponowanym. Sceny dynamiczne przeplatają się w nim z chwilami, gdy tempo akcji zwalnia, konsekwentnie budowane napięcie dramatyczne zmierza do wyraźnie zaakcentowanego punktu
Spektakl Epopeja Teatru Agrafka. Fot. Stanisław Jasiński
Spektakl Epopeja Teatru Agrafka. Fot. Stanisław Jasiński
kulminacyjnego. Zakończenie – chociaż to komedia – nie daje jednak wielkiej nadziei na pozytywne rozwiązanie teatralnej intrygi, gdyż zamiast kina artystycznego powstaje produkcja stricte komercyjna. Widownia doskonale się bawiła, gdyż przepełnione humorem, wzbogacone o elementy groteski i absurdu przedstawienie było okazją do innego spojrzenia na samotność jednostki wobec opresyjnego społeczeństwa, czy w tym przypadku także opresyjnego systemu. Na szczególną pochwałę zasługują aktorzy grający na bardzo wysokim poziomie. Młodzi artyści kreują ciekawych bohaterów, wiarygodnych na tyle, na ile pozwala konwencja groteski. Chociaż nie stronią od przerysowań i karykaturalizacji, nie ulegają pokusie przesadnej ekspresji scenicznej, nie starają przypodobać publiczności najprostszymi środkami. Aktorzy doskonale odnaleźli się również w muzycznych fragmentach przedstawienia: śpiewają i tańczą z dużą swobodą, ale też dystansem do siebie.
Epopeja jest kolejną udaną realizacją Igi Jambor-Skupniewicz, podobnie jak we wcześniejszych spektaklach można odnaleźć wiele cech typowych dla reżyserki: swobodne poruszanie w konwencji groteski, umiejętne posługiwanie się absurdem przy równoczesnej trosce o wyrazisty rys postaci, daleki od typowości i komediowego schematu. Reżyserka Epopei – Iga Jambor-Skupniewicz pokazała również poza konkursem monodram Mamusiu, co to za ptaszek? według Karoliny Kasprzak w reżyserii Krystiana Wieczyńskiego. Kilka dni wcześniej przedstawienie zdobyło Nagrodę Kapituły Akredytowanych Dziennikarzy za najlepsze przedstawienie 32. Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora, które odbywały się w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu oraz w Chełmnie. Osiem konkursowych przedstawień Konfrontacji oceniało jury w składzie: Dorota Nowak, Barbara Rogalska, Agnieszka Zakrzewska, Paweł Paszta i Jerzy Rochowiak. Decyzją tego gremium laureatem pierwszego miejsca jest Inowrocławski Teatr Otwarty za przedstawienie Pustostan w reżyserii Elżbiety Piniewskiej. Drugą nagrodę ex æquo zdobyły teatry: Przedsiębiorstwo Indywidualnej Groteski z o.o. za spektakl Witaj w reżyserii Hany Sierdzińskiej oraz A co tam z Lubiewa za przedstawienie Na smyczy w reżyserii Beaty Ziółkowskiej. Trzecie miejsce również zajęły dwa zespoły: Agrafka z Chełmna za Epopeję w reżyserii Igi Jambor-Skupniewicz oraz Szpila z Torunia za Serenadę w reżyserii Zofii Dąbrowskiej. Ponadto jury przyznało trzy wyróżnienia, które otrzymali: Tomasz Piotrowski aktor brodnickiego teatru CBR’60 za monodram Karzeł w reżyserii Anety GiemzyBartnickiej, teatr Talia z Chrostkowa za spektakl Babett kłamie w reżyserii Anny Gołębiewskiej-Polak oraz Teatr Bez Nazwy z Kamienia Krajeńskiego za spektakl O losie, któż się z twą potęgą zmierzy? w reżyserii Iwony Hajdasz i Eweliny Wolszlegier. Osiem spektakli pokazanych podczas finału Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie teatru łączy wątek wyobcowania. Nie zawsze był to główny temat konkursowych przedstawień, lecz w każdym z nich był obecny i miał istotne znaczenie dla struktury konfliktu dramatycznego. Po raz kolejny młodzi twórcy teatru dowiedli, że są osobami wrażliwymi, które bardziej identyfikują się z postaciami nietuzinkowymi, idącymi pod prąd, sprzeciwiające się dyktatowi mas. Takich bohaterów pokazali na scenie, budując swoje postaci w zgodzie z własną wrażliwością, emocjonalnością i intuicją.
Teatry lalek w Salonie Hoffman
Jerzy Rochowiak
W
Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury w Bydgoszczy – w Salonie Hoffman w listopadzie ubiegłego roku spotkały się amatorskie zespoły lalkowe z regionu: zaprezentowały swoje przedstawienia i o nich rozmawiały. I prezentacje, i rozmowy były ciekawe nie tylko dlatego, że każdy spektakl ukonkretniał inny pomysł inscenizacyjny, był zrealizowany w innej konwencji i technice lalkowej, ale i z tego powodu, że przedstawienia były udane. Formułę twórczego spotkania zespołów lalkowych zaproponowała Barbara Sobotka. Nawiązywało ono do Wojewódzkich Konfrontacji Teatrów Lalkowych Pacynka, które przez wiele lat odbywały w Sępólnie Krajeńskim, wcześniej m.in. w Więcborku, oraz konkursowej kategorii teatrów lalek w Konfrontacjach Teatrów Dziecięcych i Młodzieżowych Teatr bez granic w Świeciu. Ponieważ w tym roku wiosną do Świecia lalkarze nie przyjechali, spotkali się jesienią w Bydgoszczy. Tu zespoły nie konkurowały ze sobą, nie były oceniane, natomiast każde przedstawienie omawiali Anna Chudek i autor tego tekstu. Omówienia miały charakter warsztatowy. Bydgoskiemu spotkaniu w Salonie Hoffman uroku dodała publiczność: na przedstawienia przyszły mamy z dziećmi, które z entuzjazmem przyjmowały oglądane przedstawienia. Ich spontaniczne reakcje wspierały młodych lalkarzy występujących na kameralnej scenie. Teatr Michałki ze Świetlicy Wiejskiej w Witkowie pokazał Smoka ze smoczej jamy w reżyserii Danuty Sałasińskiej. W tej zabawnej i przewrotnej historii tytułowy Smok okazuje się niepokonany: postanowił zostać jaroszem i pojąć za żonę Królewnę, by… mu gotowała. Ratować dziewczę
Teatr Michałki z Witkowa, Smok ze smoczej jamy. Fot. Jerzy Rochowiak
próbuje Ogrodnik: nadziewa jarzyny, przede wszystkim ogromne marchewki, siarką. Okazuje się, że Smokowi smakują ostro przyprawione potrawy. To Ogrodnik, poślubiwszy Królewnę będzie smoczym kuchcikiem… Bajka była grana prześlicznymi kukiełkami, sprawnie animowanymi. Lalkarzy wspierała pani reżyser, która w zastępstwie chorej aktorki grała w planie żywym Bajarkę. W planie żywym grał też Herold.
Teatr Mgiełka z Osia, Czerwony Kapturek. Fot. Jerzy Rochowiak
Teatr Mgiełka z Gminnego Ośrodka Kultury w Osiu pokazał spektakl Czerwony Kapturek szuka księcia według tekstu Agnieszki Stawowskiej w reżyserii Danuty Karwasz. Bohaterka bajki Charlesa Perraulta została uwspółcześniona: to dziewczyna, która w przestrzeni realnej, choć bajką podszytej, poszukuje tytułowego księcia. Poznała go w przestrzeni wirtualnej na czacie. Pojawiają się bajkowi bohaterowie, w całkiem zabawnych sytuacjach, nieco innych niż znane z opowieści czytanych dzieciom. Gdy już wyjaśnia się ciąg nieporozumień, po wielu nieoczekiwanych zdarzeniach okazuje się, że zapoznanym na czacie księciem był… Wilk. Młodzi aktorzy z Osia, owszem, posłużyli się w spektaklu lalkami – dwoma przeuroczymi Krasnalami, ale kukiełki tylko na chwilę włączyły się w akcję, później obserwowały to, co się dzieje. Ta komedia nieporozumień była grana w konwencji kostiumowej, z wykorzystaniem teatralnych masek. Zabawne widowisko wzbogacały piosenki: dzieci nie tylko znakomicie interpretowały tekst, dialogowały, ale i świetnie śpiewały.
Anna Chudek prezentuje jawajkę. Fot. Jerzy Rochowiak
Teatr Łapki z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Kamieniu Krajeńskim zaprezentował Plotkę w reżyserii Aleksandry Szmaglińskiej. I to przedstawienie łączyło motywy bajkowe z sytuacjami ze współczesności. Ofiarą plotki pada Smok: choć jest sympatyczny i dobrotliwy, to rozgłasza się, iż to potwór pożerający dzieci… Oczywiście, zostaje ujawniona prawda o Smoku. To przedstawienie było grane lalkami, w konstrukcji przypominającymi trochę kukły, trochę lalki tzw. żyworękie, animowanymi na scenie przez dzieci w czarnych trykotach, niektóre lalki przez dwie osoby. Lalkowe postacie były wszędobylskie: zagościły w przytulnej smoczej jamie, wspinały się na wzniesienia…
Teatr Miszmasz z Centrum Kultury Teatr w Grudziądzu pokazał Czerwonego Kapturka według scenariusza i w reżyserii Renaty Boguskiej. I w tym dowcipnym przedstawieniu bajkowe motywy połączyły się z realiami ze współczesności. Czerwonego Kapturka i Babcię ratuje nie gajowy a smakosz i znawca grzybów Pan Mieczysław, przed którym ukrywa się dorodny Borowik… Jest tu i Muchomor, i mama Kapturka – pani Helenka. Postacie były wyraziste, ciekawe już dlatego, że ich charaktery – stopniowo dookreślane w toku zdarzeń – można określić jako nieoczywiste… Spektakl był grany lalkami przypominającymi mapety, animowanymi kunsztownie, z dbałością o dramaturgię scen i sekwencji.
Anna Chudek prezentuje marionetkę. Fot. Jerzy Rochowiak
Konwencję każdego przedstawienia, wybraną technikę lalkową uzasadniał charakter scenariusza. Dzięki temu – pomysłowo inscenizowane, bogate w pomysły reżyserskie – spektakle były spójne, żywe, zalecały się urodą scenicznej plastyki. Doskonale w przedstawianym świecie odnajdywali się młodzi aktorzy. Kreowali wyraziste postacie, bawili widzów – i sami bawili się na scenie. Lalkarze amatorzy w kameralnym Salonie Hoffmann z bliska przyglądali się prezentacjom. Szczerze dzielili się uwagami. Na pewno zbliżyli się do siebie, może i znaleźli inspiracje do twórczych poszukiwań. Z ogromnym zaciekawieniem przypatrywali się mistrzowskiemu pokazowi animacji niezbyt często pojawiających się w teatrze amatorskim jawajek i marionetek. Z konstrukcją tych lalek oraz sposobami ich poruszania – ożywiania zapoznawała Anna Chudek. Przybliżając techniki animacji, zwracała uwagę na możliwości i ograniczenia ruchu jawajki i marionetki,
Anna Chudek prezentuje marionetkę. Fot. Jerzy Rochowiak
a także na trudności w ich poruszaniu. Unaoczniła jak to się dzieje, że w rękach lalkarza ujawniają nierzeczywistość, którą… widać. Młodzi aktorzy mogli nie tylko wziąć lalki do rąk, ale i próbować nimi zagrać. Anna Chudek odkrywała przed młodymi lalkarzami również tajniki animowania kukły, wykorzystując lalki, które grały w prezentowanych spektaklach. Bydgoskie lalkarskie spotkanie było dla uczestników cenną lekcją teatru. Myślę, że formuła warsztatowego spotkania, którą zaproponowała Barbara Sobotka jest pożyteczniejsza, aniżeli zmagania konkursowe, które wprawdzie także pozwalają wgłębiać się w zagadnienia ze sfery warsztatu lalkarza, ale niekiedy ze względu na napięcie związane z oceną zatraca się nastrój twórczej przygody. Wtedy to kolejny sprawdzian… Nie bez znaczenia było i to, że organizatorzy zadbali o sprawny przebieg prezentacji, o udział widzów w wydarzeniu i miłą atmosferę.
Anna Chudek prezentuje marionetkę. Fot. Jerzy Rochowiak
Stefan Gełdon i lalki Jerzy Rochowiak
L
atem 2017 r. w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim była prezentowana wystawa Stefan Gełdon i baśniowy świat lalek. Do tej ekspozycji nawiązywała otwarta 21 października 2017 r. w sali rycerskiej nowskiego zamku – siedzibie Centrum Kultury Zamek w Nowem podczas jubileuszowej XXV Biesiady Lalkarskiej wystawa Animatorzy i lalki Teatru Lalek i Cieni Baśniowy Świat. Pokazane zostały lalki ze spektakli nowskiego zespołu, głównie kukiełki i lalki cieniowe; znalazły się tu kompletne zestawy lalek, a także pojedyncze kukły. Uzupełnieniem były archiwalne fotogramy – ujęcia z przedstawień. Teatr lalek żyje tu i teraz – mówił Stefan Gełdon. – Raz powołane do życia lalki, maski i rekwizyty, a nawet całe dekoracje nie giną. Często są gdzieś chowane, albo jak teraz, wiszą w sali rycerskiej nowskiego zamku. Niektóre lalki i dekoracje Baśniowego Świata znajdują dla siebie miejsce na ścianach sali naszego teatru lalek i przypominają widzom sceniczną przygodę, niejednokrotnie czekają na powtórzenie. Stefan Gełdon swoją przygodę z lalkami rozpoczynał pod koniec lat czterdziestych dwudziestego wieku w Białachowie, gdzie był nauczycielem. Wzruszająca była obecność na jubileuszowym spotkaniu jednego z aktorów pierwszego zespołu twórcy Baśniowego Świata. Sporą część życia Stefan Gełdon spędził na Opolszczyźnie. Prowadził tam zespoły teatralne, wykładał na Uniwersytecie Ludowym w Błotnicy Strzeleckiej, zorganizował dwadzieścia cztery biesiady z teatrem lalek, na których gościł m.in. Henryka Ryla, wtedy przewodniczącego Polskiego Ośrodka
Teatr Lalek i Cieni Baśniowy Świat, O kozie rogaty. Fot. Jerzy Rochowiak
Międzynarodowej Unii Lalkarskiej POLUNIMA, Jana Wojciechowskiego, wtedy członka Zarządu Głównego Związku Teatrów Amatorskich. Zamieszkawszy w Nowem utworzył w 1992 r. Teatr Lalek i Cieni Baśniowy Świat i nadal organizował Biesiady. Każda miała temat wiodący, podczas każdej były prezentowane przedstawienia amatorskich teatrów lalek i odbywały się rozmowy, podczas których instruktorzy i reżyserzy teatrów
Stefan Gełdon. Fot. Jerzy Rochowiak
lalek omawiali problemy repertuaru teatru dzieci i młodzieży, konstrukcji lalek i ich animacji, reżyserii… Te rozmowy inspirowały i służyły doskonaleniu umiejętności – po latach okazują się cennymi spotkaniami warsztatowymi. Pokazując swoje reportaże z Ogólnopolskich Puławskich Spotkań Lalkarzy, Stefan Gełdon zapoznawał z uczestników z amatorskim teatrem lalek w Polsce. Pokazywał też nagrania przybliżające twórczość najwybit-
niejszych lalkarzy na świecie. Bezcenne okazują się Poradniki lalkarza Stefana Gełdona, które wydaje Wojewódzki Ośrodek Kultury w Lublinie. Dotąd ukazało się szesnaście zeszytów poświęconych poszczególnym technikom lalkowym; tematem ostatniego Poradnika jest teatr rąk. Podczas jubileuszowej Biesiady Baśniowy Świat świętował swoje dwudziestopięciolecie. Na pierwszej Biesiadzie 9 kwietnia 1994 roku Teatr prezentował trzy spektakle w reżyserii Stefana Gełdona, wśród nich granego kukiełkami Czerwonego Kapturka Jiřego Středy. To przedstawienie w inscenizacji sprzed ćwierćwiecza zespół pokazał w październiku 2017 r. Grali wspólnie lalkarze z pierwszego składu Baśniowego Świata i ich młodsi koledzy. Sympatyczne kukiełki nie straciły wdzięku a przedstawienie uroku. Dorośli aktorzy pokazali również komedię Zdenka Slabego O krasnoludkach i niespodziewanym gościu, zaś młodsi lalkarze wywiedzioną z kociewskiego folkloru sceniczną przypowieść sceniczną Bernarda Janowicza O kozie rogaty. W tym spektaklu kociewska gwara i rubaszny dowcip zostały zestawione z subtelnymi lalkami. Każde przedstawienie było pomysłowo skomponowane, żywe, ujmujące, w każdym wzbudzała podziw precyzyjna animacja lalek. Jak się okazuje, tradycyjne techniki i konwencje teatru lalek są niezmiennie żywotne a przedstawienia są spontanicznie przyjmowane przez widzów, zarówno najmłodszych, jak i dorosłych. Tu warto zwrócić uwagę, że Baśniowy Świat jest obecnie zespołem, który składa się z trzech grup zróżnicowanych wiekowo. Pierwsza to aktorzy, którzy przed dwudziestu pięciu laty rozpoczęli lalkarską przygodę. Uczestniczą w próbach – co prawda nie wszyscy i nie tak systematycznie, jak na początku – i występują na Scenie Animatorów. Druga grupa to gimnazjaliści i licealiści – wprawieni w występach przed publicznością na Scenie Młodzieżowej. Trzecia grupa to uczniowie młodszych klas szkoły podstawowej, którzy w Dziecięcym Studiu Teatru Lalek przygotowują się do tworzenia i prezentowania spektakli. Jak mówi twórca i opiekun artystyczny Teatru, Baśniowy Świat przygotował ponad pięćdziesiąt premier. Blisko pięćset spektakli obejrzało pięćdziesiąt tysięcy widzów w całym kraju, głównie w województwie kujawsko-pomorskim. Teatr zdobywał nagrody na przeglądach i festiwalach regionalnych i ogólnopolskich, ośmiokrotnie uczestniczył w Ogólnopolskich Puławskich Spotkaniach Lalkarzy. Przedstawienia Baśniowego Świata były prezentowane w telewizji. Teatr zapraszał w zimowe ferie na otwarte warsztaty, których uczestnicy uczyli się wykonywania lalek i ich animowania. Poza tym Teatr organizował konkurs rodzinnych teatrzyków lalkowych.
Należy dodać, że Stefan Gełdon – nie tylko wybitny znawca teatru lalek, wytrawny animator, instruktor i reżyser, ale i miłośnik żeglarstwa i kajakarstwa – zabierał młodzież z Baśniowego Świata na biwaki żeglarskie, spływy kajakowe. Młodzi lalkarze ze swym opiekunem często odbywali wycieczki piesze i rowerowe. Podczas jednej z pierwszych nowskich Biesiad sformułowano postulat, by w regionie ukazywał się periodyk poświęcony amatorskiemu teatrowi lalek – i KujawskoPomorskie Centrum Kultury w Bydgoszczy od 1996 roku wydaje pismo Miłośnik teatru lalek; w październiku 2017 r. trafił do czytelników jego dwudziesty pierwszy numer. Zawiera m.in. dwa opracowania Stefana Gełdona: Lalki mechaniczne – teatr automatów i Zasady gry lalką wg książki Stanisława Iłowskiego Teatr lalek teatrem dla wszystkich. Publikowany jest fotoreportaż z wernisażu wystawy Stefan Gełdon i baśniowy świat lalek w Muzeum Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Barbara Sobotka omawia Konfrontacje Teatrów Dziecięcych Teatr bez granic, które odbywały się 2 czerwca 2017 roku w Świeciu. Pisze też O Baśniowym Świecie na dwudziestopięciolecie. Publikuje również Piotrusia Pana i porwanie Wandy – adaptację sceniczną powieści Jamesa Matthew Barriego. Od 2000 roku podczas Biesiad lalkarze są honorowani prestiżowymi statuetkami Piotrusia za zasługi dla amatorskiego teatru lalek w województwie. Fragment wystawy Animatorzy i lalki Teatru Lalek i Cieni Baśniowy Świat. Fot. Jerzy Rochowiak
Fragment wystawy Animatorzy i lalki Teatru Lalek i Cieni Baśniowy Świat. Fot. Jerzy Rochowiak
Jubileuszowe spotkanie w Nowem uwypukliło osiągnięcia Stefana Gełdona jako lalkarza, instruktora, reżysera, znawcę i popularyzatora teatru lalek, zarazem pedagoga i wychowawcy. Podopieczni, uczestnicy lalkarskich spotkań, nauczyciele składali mu podziękowania. Darzony ogromnym szacunkiem twórca, zarazem człowiek bardzo skromny, pozostaje dla środowiska lalkarskiego w regionie mistrzem. Co ważne, przywiązany do tradycyjnych technik lalkowych, ceniący zwłaszcza kukiełki, cienie i maski, jest otwarty na inne zjawiska, na lalkarskie poszukiwania i eksperymenty. Pomimo sędziwego wieku, pozostaje człowiekiem młodym, ciekawym świata. Energii dodaje mu twórcza postawa, pasja, którą umie obdarzać innych. Mówiąc o swych podopiecznych z Nowego, Stefan Gełdon zawsze podkreśla ich ciekawość świata, kształtowanie wyobraźni, która pozwala w świecie rzeczywistym tworzyć nierzeczywistość, a także satysfakcję ze spotkań i występów oraz radość, którą daje praca artystyczna.
Leonard Berendt Gdzie tutaj
Jerzy Rochowiak
W
listopadzie minionego roku w Galerii Miejskiej Kujawskiego Centrum Kultury w Inowrocławiu była eksponowana wystawa ponad pięćdziesięciu obrazów i dwóch instalacji plastycznych Leonarda Barendta. Artysta stworzył te prace w ciągu kilkunastu ostatnich miesiący! Uzewnętrzniają twórczą pasję, wewnętrzne poruszenie czy energię, zarazem łączą się z namysłem autora nad sobą i światem, w którym wypełnia swój los. Chociaż pokazywane prace są zróżnicowane – choćby kolorystycznie: od ciemnych, niemal monochromatycznych po rozświetlone jasnymi, wyrazistymi barwami czy w relacji świata przedstawionego i rzeczywistości spoza niego, do której się odnosi: od bliskich realizmowi po abstrakcyjne czy też w charakterze ekspresji: od wyciszonych po rozkrzyczane, od form prostych, nawet ascetycznych po dekoracyjnie ozdobne – to jednak silna jest nić, która je łączy. Najprościej powiedzieć, że spoiwem jest osobowość twórcy, jego styl, malarska swoboda i dynamika, zarówno w obrazach, w których wiele się dzieje pośród form i kolorów, jak i pozornie stonowanych. Ot, choćby egzotyczny ptak: znieruchomiał na chwilę, zaraz się zerwie i poleci… Dokąd? Jeszcze nie wie… Myślę, że i autor gdzieś tutaj zatrzymuje się na chwileczkę, ale ciekaw jest innego miejsca, innych ludzi… Chociaż pośród obrazów jest zarówno afirmacja życia, jak i zadumanie nad śmiercią, to przeważa uśmiech: pogodny, serdeczny, życzliwy, ale i ironiczny, a niekiedy zagadkowy, kierujący ku tajemnicy… Kilkanaście obrazów należy określić jako pejzaże, jak można się domyślić, są to wspomnienia z eskapad, porządkowane geometrią, czasem przybliżanym szczegółem. Autor zwykle ujmuje przestrzeń z oddalenia, ale są i zbliżenia: malarsko zanotowane sytuacje, zakamarki, od których trudno oderwać wzrok, osobliwe rośliny, detale architektury, a także kompozycje podpatrzonych przedmiotów…
Obraz Leonarda Berendta
Są sceny z postaciami ludzi. Zwracają uwagę trzy osoby wkomponowane w architekturę, jakby wydobywały się z pejzażu miasta, tak bowiem zostały zapamiętane. Jest i tryptyk ze scenami gwałtu potwora na kobiecie, może wywiedziony z mitologii… Przeważają deformacje postaci i obiektów – abstrakcje. Niektóre wydają się erupcją wyobraźni.
Obraz Leonarda Berendta
Leonard Berendt w swoich obrazach skłania się ku metaforom. Pokazuje świat, który nie pozwala sprowadzić się do jednoznaczności, choćby alegorii: patrząc, nie można być pewnym, co się widzi… Do obrazów artysta dołączył dwie instalacje. Jedna to dwa duże kartony, w których ktoś poszukiwał czegoś przydatnego a rozerwawszy upchane w nich plastikowe worki, znalazł jedynie wyrzucone resztki poplamionych szmat. Druga instalacja to skłębiona biała tkanina, nad którą wisi rozpięta na drągu czarna płachta – jak feretron czy sztandar żałobny – z wymalowaną białą farbą naturalnej wielkości postacią nagiego mężczyzny. Po bokach autor ustawił dwie ceramiczne rzeźby: białą i czarną. Ta instalacja nawiązuje do cyklu obrazów o charakterze eschatologicznym. Bliskie są grafikom, fotografiom, wyklejankom – ale to obrazy, zdominowane przez czerń.
Obraz Leonarda Berendta
Instalacje chyba należy uznać za przypowieści. Pierwsza wskazuje biedę i nieszczęście, obecne na ulicy, już w chwili, gdy wyjdzie się z salonu ekspozycyjnego. Druga pokazuje, że choć chcielibyśmy znajdować w otoczeniu gładką biel i lśniącą czerń, to między nimi jest nieokreślony – niedookreślony – obszar cierpienia i śmierci. Ten obszar jest gdzieś tutaj. Jest, kiedy go dostrzeżemy, mając wybór na co i jak patrzymy, co chcemy
Instalacja plastyczna Leonarda Berendta. Fot. Jerzy Rochowiak
zobaczyć. Chcemy czy raczej: możemy… W pierwszej instalacji dostrzegam współczucie, wielkoduszność, w drugiej przestrogę i niepewność wynikłe z lęku: co to będzie, co będzie… Ważne mi się wydaje, że te formy ukształtowane na środku sali otaczają obrazy układające się w tajemniczą opowieść o sprawach życia i śmierci… Życie jest barwne, wiele w nim zadziwia, ale nieuchronna jest pogrzebowa czerń, którą widać dzięki bieli i światłu. Obrazy i instalacje nasuwają myśli o artyście, który za ogromną wartość ma swoją osobowość i ją odsłania, ponieważ chce się spotkać… O wrażliwości, otwartości, ciekawości świata i człowieka, potrzebie mocnych przeżyć…
Pejzae serdeczne Jerzy Rochowiak
W
Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej – Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu – w filii przy ul. Jęczmiennej – 7 grudnia ubiegłego roku została otwarta wystawa obrazów Piotra Drzewieckiego i Henryka Wyborskiego Tacy dwaj przyjaciele. Łączyło ich to, iż zamiłowania artystyczne rozwijali w sekcji plastycznej Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, uczestniczyli w wystawach skupionego w sekcji grona artystów amatorów. Henryk Wyborski mieszkał w Toruniu. Zmarł we wrześniu minionego roku. Jego osobę przypominał portret artysty, który namalowała Anna Fordońska tak, że się wydaje autoportretem. Ekspozycja w Książnicy pokazuje rozległość artystycznych poszukiwań twórcy, malarską dociekliwość. Pierwszoplanowe na wystawie są pejzaże. Malarz ze szkicownikiem lub płótnem, pędzlem i farbami wyprawiał się do parków, lasów, nad wodę. Wystawę otwierał cykl czterech płócien przedstawiających parkową ławeczkę opodal stawu, przy drzewie rosnącym tuż przy ścieżce, niedaleko latarni. Kadr czy raczej punkt widzenia jest ten sam, ale ujęcia są cztery: wiosną, latem, jesienią i zimą. Widok się zmienia, jesienią po stawie pływają łabędzie, zimą na gałęziach drzewa siedzą ptaki… Zmienia się oczywiście kolorystyka, światło… Ujmuje urodą przesieka w brzezinie, droga w jesiennym lesie: na drzewach pożółkły liście, krzewy są zielone… Jest jeleń opędzający się od myśliwskiego psa, są jelenie na rykowisku… Tematem płócien bywają leśne ostępy: leśne oczka, jeziora, strugi, bagniska… Przez las sunie lokomotywa: w letni dzień i nocą… Henryk Wyborski malował łąkę, konie, które się pasą, gnają… Malował rzekę czy kanał żeglowny. Malarsko interpretował architekturę. Nawiązywał do obrazów impresjonistów. Ćwiczył rękę, rysując i malując martwe natury.
Obraz Henryka Wyborskiego
Najsilniej tego skromnego artystę, pokornego wobec plastycznej materii, pociągał krajobraz. Malując go, przypominał, że przemijając świat się przemienia, nie znika, nie przepada, tyle tylko, że próżno by szukać tego, co było. Piotr Drzewiecki mieszka w Inowrocławiu, przyjeżdża do Torunia na plastyczne spotkania. Często tematem swoich obrazów czyni pejzaż rodzinnego miasta, zwłaszcza Park Solankowy, a także krajobraz Kujaw, przede wszystkim kujawskich wsi. Na toruńskiej wystawie przyciąga uwagę przedstawienie uli w ogrodzie: lecą do nich pszczoły, niemal słyszy się ich brzęczenie, czuje się zapach bujnych roślin… Można ten obraz uznać za
Obraz Henryka Wyborskiego
miodową impresję. Artysta przedstawia wiejskie zabudowania, wiatraki… Kieruje spojrzenie ku temu, co dzieje się opodal zagrody: maluje pasące się konie, gęsi ciągnące do stawu. Nie tylko Kujawy są przedmiotem twórczych zainteresowań artysty: zajmują go wyciągnięte na morski brzeg kutry rybackie. Portretuje ludzi, maluje owoce, kwiaty… Większość scen, które przedstawia Piotr Drzewiecki to rzeczywistość uchwycona w swej zmienności, jakby w ruchu. To – wraz z wyrazistymi, niekiedy skontrastowanymi ze sobą kolorami – nadaje obrazom dynamikę. Można by powiedzieć, że autor, opowiadając o urodzie świata, łączy ostrość spojrzenia z zamyśleniem.
Obraz Henryka Wyborskiego
Piotr Drzewiecki i Henryk Wyborski to dwie odrębne osobowości twórcze. Pierwszy w malarstwie zdaje się nieco niespokojny, nie waha się przed dźwięcznym wybrzmiewaniem barwnych plam, drugi zaś dążył do tonowania kompozycji, szukał wyciszenia… Jak można było przekonać się, oglądając wystawę, wspólna była serdeczność obu artystów, nie tylko wobec siebie i innych, ale i otoczenia, zwłaszcza krajobrazów, przedstawianych z wrażliwością kolorystyczną, czułością. Łączyło ich – prócz przyjaźni – rozmiłowanie w sztuce malarskiej. Czas przeszły nie całkiem tu zdaje się właściwy, gdyż choć Henryk Wyborski nie żyje, to pozostaje dla swego bliskie-
go przyjaciela i kolegów plastyków kimś obecnym, nie tylko poprzez swoje obrazy i wspomniany portret Anny Fordońskiej, ale i żywą – serdeczną – pamięć.
Obraz Piotra Drzewieckiego
Prace malarskie w Salonie Hoffman
Jerzy Rochowiak
W
Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury – w Salonie Hoffman jesienią była prezentowana wystawa kilkudziesięciu obrazów artystów amatorów zrzeszonych w grupie malarskiej Kujawskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Ekspozycja podsumowywała twórczą pracę w minionym roku akademickim, przypominała czym malarze się zajmowali, dawała przegląd zarówno dokonań, jak i umiejętności poszczególnych autorów. Wskazywała też obszary artystycznej edukacji po wakacyjnej przerwie. Była to coroczna wystawa bydgoskich artystów z Uniwersytetu Trzeciego Wieku, akcentujących, iż są grupą, że malarską przygodę przeżywają wspólnie. Naturalnie, każdego roku proponują i wybierają do prezentacji obrazy, z których są najbardziej zadowoleni. Oglądając ekspozycję, można było się domyślać, że najwięcej czasu spędzają w pracowni, ale i niekiedy malują w plenerze. Ich zainteresowania tematyczne są zróżnicowane, łączy obrazy troska autorów o jak najdoskonalszą kompozycję, jak najtrafniejsze rozwiązania problemów kolorystycznych oraz – choć ich całoroczna praca jest podporządkowana zdobywaniu i rozwijaniu umiejętności – ekspresja osobowości, uzewnętrznianie twórczych zamysłów. Artyści wsłuchują się w ciche życie przedmiotów, czyli uważnie przypatrują się martwym naturom. To zadania o zróżnicowanym stopniu skomplikowania i trudności. Były prace przedstawiające tkaniny – na wieszaku jako główny temat kompozycji i rozłożone na stole jako jeden z elementów układu przedmiotów, na przykład wespół z nakryciami głowy.
Były kosze i worki, płoty i garnki, skrzynki i naczynia, futerały na instrumenty muzyczne, kwiaty w wazonie… Bohaterami obrazów były maszyny, narzędzia, różnorakie urządzenia. Były przedstawienia form – obiektów plastycznych wzorowanych na ptakach. Były sceny z teatru lalkowego, można się domyślać – z kukiełkowego przedstawienia Pinokia. Były ujęcia zabawek, w nastroju bliskie obrazom Tadeusza Makowskiego i Witolda Wojtkiewicza. Były też studia siedzącej postaci, zarówno rysunkowe, jak i w malarskim opracowaniu. Podczas wypraw plenerowych uwagę malarzy przyciągała przede wszystkim architektura. Kilka obrazów przedstawiało pałac w Lubostroniu: zarówno słynny klasycystyczny gmach oglądany w pogodny letni dzień, jak i oficynę. Były też przedstawienia innych budowli. Wiele obrazów uzewnętrzniało odczuwanie tajemnicy w malarskiej materii czy też rzeczywistość tajemną, rozpoznawaną w procesie twórczym… A może po prostu w plastycznych przenośniach, zawieszeniach tonów, światłach i cieniach objawiała się zagadkowość malarstwa, zrazu obszaru nieznanego, stopniowo, wraz ze zdobywaniem umiejętności, poznawanego… Jak mówi kierująca Galerią Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury Katarzyna Wolska, od ośmiu lat zajęcia ze słuchaczami Kujawskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku prowadzą plastycy z Galerii: podczas cotygodniowych spotkań studenci poznają różne techniki rysunkowe i malarskie, ołówek, węgiel, pastel, temperę, dyskutują o sztuce, życiu, swoich zmaganiach z długo skrywanym talentem i malarską materią. Wspólnie tworzą atmosferę, w której łatwiej przełamać własne bariery i zahamowania, otworzyć się na sztukę i innych ludzi. Obraz Krystyny Papińskiej
Żyjca woda Kamil Hoffmann
Z
akończony właśnie Rok Rzeki Wisły w województwie kujawskopomorskim był celebrowany ze szczególną atencją. Królowa polskich rzek miała i wciąż ma duży wpływ na oblicze całego regionu – na ukształtowanie terenu, jego historię i gospodarkę. Wiele organizowanych w 2017 roku działań artystycznych odwoływało się wprost lub w formie nieco zawoalowanej do Wisły i jej konotacji. Na tym kręgu tematycznym skupili się również uczestnicy realizowany przez Galerię i Ośrodek Plastycznej Twórczości Dziecka w Toruniu projektu HaDwaO!, który dofinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Samorząd Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Projekt miał formę cyklu warsztatów plastycznych, wykorzystujących różne media i techniki. W przedsięwzięciu wzięło udział blisko tysiąc osób: dzieci i młodzież z Torunia i regionu, uczniowie szkół podstawowych, gimnazjów i liceów a także uczestnicy zajęć prowadzonych w Galerii. Warsztaty ekologiczno-intermedialne ujęte w projekcie prowadzili pracownicy Galerii oraz zaproszeni do współpracy toruńscy artyści. Uczestnicy projektu HaDwaO! przyjrzeli się Wiśle z perspektywy jej mieszkańców. Rzeka potraktowana została jak skomplikowany ekosystem, który współzamieszkują ryby, płazy, ssaki, ptaki i różne drobne zwierzęta, w którym rozwijają się glony i rośliny nadbrzeżne.
Powstałe podczas warsztatów prace plastyczne oraz dokumentacja działań efemerycznych zostały zaprezentowane na wystawie HaDwaO! W kilku grupach dominującymi technikami były malarstwo, kolaż, kalkografia a także fotografia. Młodzi autorzy pokazali na nich własną, często bardzo osobistą wizję wodnego życia, np. racze rodziny, ławice ryb, kępy rdestnic i moczarki. Oprócz gatunków znanych przyrodzie na obrazach pojawiła się też nierozerwalnie związana z Wisłą warszawska Syrena. Niektórzy autorzy sięgali po abstrakcję, aby w formie mniej dosłownej pokazać zjawiska ulotne i subiektywne wrażenia, np. świetlistość wody, refleksy na jej powierzchni, wzburzone fale lub mgłę unoszącą się nad rzeką. Na wystawie HaDwaO! znalazły się też różnorakie obiekty przestrzenne, rzeźby, reliefy, prace nawiązujące do tkaniny artystycznej. Wszystkie podejmowały temat różnorodności wiślanej przyrody i nadrzecznego krajobrazu. Wodną faunę rzecz jasna zdominowały ryby: obok rzeźb wyplatanych ze sznurka i tkanych z papieru były też rybki malowane na rzecznych kamieniach, czy ławice srebrnych i złotych ryb mieniące się na błyszczącej tkaninie. Szczególnie interesującą pracą były autorskie wizje podwodnego świata stworzone w wypełnionych wodą akwariach z drutu, wstążek i tiulu. Podczas warsztatów powstawały też filmy animowane w technice poklatkowej i eksperymentalna fotografia. Wyjątkowość Wisły stała się inspiracją do działań zbliżonych do landartu. W ramach jednego z nich uczniowie sadzili nad Wisłą drzewa, innym zaś była budowa – z materiałów pochodzących z recyklingu – pływających małych sztucznych wysp, które następnie zwodowano na Wiśle. Wystawa HaDwaO! pokazywała różnorodność wodnego życia. Proekologiczna wymowa wielu prac zachęca do refleksji, przemyśleń na temat relacji między zwierzętami żyjącymi w Wiśle i jej pobliżu a ludźmi korzystającymi z zasobów rzeki. Autorzy prac z pewnością nad tym zagadnieniem się pochylili i być może niekiedy swoje podejście do Wisły zrewidowali, dzięki czemu ekosystem rzeki mógł zyskać kolejnych troskliwych przyjaciół i sojuszników.
Artyci i mnisi
w Szwajcarii Dobrzyskiej
Jerzy Rochowiak
N
iezmiernie zajmująca – ciekawa, zróżnicowana – wystawa eksponowana pod koniec ubiegłego i na początku tego roku w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku przypominała spotkanie dwunastu artystów plastyków latem ubiegłego roku w klasztorze Ojców Karmelitów w Trutowie. Po raz pierwszy twórcy zagościli tam na plenerze w roku 2001, po raz drugi w roku 2013 i po raz trzeci w roku 2017, wkomponowując swoje spotkanie w obchody 300-lecia kościoła św. Anny i karmelickiego klasztoru w Trutowie. Niektórzy z plastyków zaproszonych do Trutowa w ubiegłym roku przyjechali tu po raz trzeci, niektórzy po raz drugi, inni byli tu po raz pierwszy. Dzieła, nad którymi pracowali w klasztornej ciszy, pokazali na korytarzach barokowej budowli na początku sierpnia zeszłego roku, przed wyjazdem do miast, w których mieszkają. Podczas roboczej wystawy, jakby w dialogu z miejscem i pracami artystów, toruński zespół Ikos – w składzie: Magdalena Cysewska, Łukasz Hajduczenia, Mikołaj Hajduczenia, i Jakub Pruszek – wykonał piękny Akatyst ku czci Bogurodzicy. Każdy z artystów uczestniczących w spotkaniu odniósł się do miejsca, w którym przez dwa tygodnie zajmował się pracą twórczą, przenosząc na płótno lub papier zapatrzenie na kościół, jego wnętrze i niezwykłej urody otoczenie.
Po raz trzeci uczestniczył w plenerze w Trutowie i był jego komisarzem Jerzy Brzuskiewicz. W poplenerowym katalogu omówił twórczą obecność w przepięknym zakątku ziemi dobrzyńskiej każdego z kolegów, zarazem odsłonił tajniki pracy każdego z nich. Stanisław Bałdyga z Gdańska przygotował dwie małe klisze graficzne, które zostaną wkomponowane w duże formatowo linoryty. Tak zapoczątkował tworzenie grafik we własnej pracowni. Jak wielu innych grafików i malarzy, udział w plenerze wkomponował w główny nurt swojej twórczości, w rytm swojej twórczej pracy. Jerzy Brzuskiewicz pisze, że Palemonas Janonis z Wilna stworzył wiele obrazów, że pięknie malował Czesław Tumielewicz z Gdańska. Cezary Paszkowski, także z Gdańska, przygotował w trakcie pleneru animację komputerową klasztoru, w której widz miał wrażenie fruwania nad i wokół klasztoru. Przywiózł także (…) bardzo tradycyjną grafikę przedstawiającą widok klasztoru (…). Zbigniew Cebula przyjechał z Krakowa z pięcioma rozpoczętymi już obrazami, w których głównym motywem jest klasztor i budował gęstą materię swoich obrazów, aby na zakończenie pleneru pozostawić gotowe już prace. Waldemar Kuczma z Wrocławia tworzył strukturę swoich obrazów wieloma warstwami gęstej farby (przemysłowej emalii nitro), często zmieniając (…) nasycenie. Na pokazie roboczym pokazał etap pracy, który zdawał się zakończony, ale to tylko etap (…). Bartosz Radziszewski, także z Wrocławia, stosując podobną technikę, także pokazał pewien etap budowania swoich prac – okien. Inspiruje się on maswerkami gotyckich katedr, ale w tych oknach pojawia się jego świat. Dokończone prace tych artystów można było zobaczyć we włocławskiej Galerii, podobnie jak grafiki Adama Pociechy z Katowic, który przywiózł kilka grafik, których inspiracją są miasta wypełnione wieżami kościołów i katedr. Dzień po dniu siadał w różnych zakamarkach klasztoru, szkicując wnętrze, detale architektoniczne i rzeźbiarskie, przygotowując materiał do ogromnie pracochłonnych grafik. Jan Rylke z Warszawy na plenerze przygotował dużą ilość rysunków i gwaszy z motywami klasztoru i pejzażu wokół niego. Lech Wolski z Torunia swoim zwyczajem pracował nad akwarelami, które notowały nastrój, kolor, konstrukcję pejzażu ziemi dobrzyńskiej. Akwarele te są etiudami dla gęstych obrazów olejnych, które przygotowuje zawsze po plenerze. I akwarelowe szkice i obrazy olejne można było zobaczyć we Włocławku. Ireneusz Kopacz, również z Torunia, z materiałami ikonograficznymi po poprzednich plenerach starał się w swojej specyficznej technice malarskiej
przygotować prace ściśle związane z miejscem pleneru. W jego pracach pojawił się klasztor i jego detale. O sobie Jerzy Brzuskiewicz pisze, że kontynuował cykl Dalekie pawilony i rozpoczął cykl Zwyczajny faszyzm. Uwagi Jerzego Brzuskiewicza zarazem charakteryzują pokazywaną we włocławskiej Galerii pół roku po zakończeniu pleneru wystawę Szwajcaria Dobrzyńska 2017, jak i wychodzą naprzeciw zdumieniu widzów: ekspozycja była gruntownie przemyślaną, świetnie zaaranżowaną prezentacją twórczości każdego z autorów. Odsłaniała twórcze zainteresowania znakomitych plastyków – i tak, jak plener, była doskonale przygotowanym artystycznym spotkaniem; sprawiała wrażenie raczej prezentacji dokonań uczestników pleneru aniżeli pokazu poplenerowego. Oczywiście to złudzenie, gdyż – jak wspomniałem – plener był tylko częścią twórczej pracy nad eksponowanymi dziełami. Złudzenie było potęgowane przez wyrazistość twórczych indywidualności – osobowości plastyków zaproszonych do udziału w spotkaniu. Ekspozycja została podporządkowana zarazem ukazaniu osobowości i dokonań każdego z nich, jak i miejsca, które artyści dla siebie, dla widzów odkrywali… Tym, co obrazy i grafiki łączy są motywy trutowskie. W wielu pracach widać zauroczenie autorów krajobrazem, architekturą, w niektórych uzewnętrznia się duchowość, na co wpływał nastrój niezwykłego miejsca. Spotkanie w takim miejscu – napisał w katalogu wystawy przeor klasztoru o. Aleksander Pikor – artystów i mnichów usiłujących żyć z dala od świata i oddanych na wyłączną służbę Bogu zaowocowało ciekawymi sytuacjami, w których zarówno artyści, jak i mnisi dostrzegli, że łączy ich coś wspólnego, a mianowicie odkrywanie i poszukiwanie doskonałości. Artyści poprzez tworzone dzieła, a mnisi przez zanurzenie w modlitwę i kontemplację. Plener zorganizowali: Sylwester Śmigiel prezes Gaspol S.A., o. Stanisław Pikor przeor klasztoru Karmelitów w Trutowie i Kurkowe Bractwo Ziemi Dobrzyńskiej. Wystawa spotkała się z zainteresowaniem oglądających i stworzyła przestrzeń ciekawych zajęć edukacyjnych, pozwoliła na konstruktywną dyskusję na temat sztuki współczesnej. Pokazywano animację Cezarego Paszkowskiego, omawiano techniki i koncepcje wybranych prac, prezentowano sylwetki autorów, wskazywano idee i zasadność organizowania plenerów artystycznych.
Kociół z Brzena w Kłóbce
Jerzy Rochowiak
K
ujawsko-Dobrzyński Park Etnograficzny w Kłóbce – oddział Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku w ostatnią sobotę września 2017 r. wzbogacił się o nowy bezcenny obiekt: zbudowany w Brzeźnie (między Lipnem a Kikołem) w pierwszej połowie XVIII w. drewniany kościółek. Podczas uroczystości otwarcia świątyni po przeniesieniu z Brzeźna do skansenu i rekonstrukcji dzieje i architektoniczną konstrukcję zabytkowego obiektu przedstawił Michał Kwiatkowski z włocławskiego Muzeum. Jak mówił, pierwotnie kościół był ośmioboczną kaplicą wzniesioną tuż przy dworze rodziny Rościszewskich, wówczas właścicieli Brzeźna. Nawę dobudowano do kaplicy około 1789 r. Salowy kościół służył wiernym do 1914 r., będąc kaplicą publiczną należącą do parafii w Kikole. Do wyglądu i wyposażenia świątyni z tego okresu nawiązuje rekonstrukcja obiektu. Jak mówił Michał Kwiatkowski, ściany budynku mają konstrukcję zrębową, w narożach są węgłowane w tzw. rybi ogon. W miejscu połączenia ścian nawy i prezbiterium są łątki. Budynek ma jętkową więźbę dachową, sklepienie tworzą deski podbite do jętek i dolnych części krokwi. Dach nawy i zakrystii jest dwuspadowy, nad prezbiterium trójspadowy, pokryty gontem. Podział na nawę i prezbiterium zaznacza kalenica o zróżnicowanych poziomach. Fasada prezbiterium jest zdobiona profilowanym gzymsem podokapowym. Charakterystyczna dla drewnianych budowli barokowych jest sygnaturowa wieżyczka z baniastym hełmem, zwieńczona metalowym krzyżem o trójlistnych ramionach. W wieżyczce znajduje się niewielki dzwon,
najpewniej pochodzący z pierwotnej kaplicy dworskiej, odlany w Toruniu w ludwisarni Fryderyka Becka w 1729 r. Posiada plakietkę przedstawiającą Matkę Boską z Dzieciątkiem w koronach oraz łacińską inskrypcję A fulgure grandine et tempe state libera nos Domine (Od błyskawic, gradu i burzy wybaw nas Panie). Umieszczone w ścianie południowej wejście do kościoła ma portalowe nadproże. Drzwi są deskowo-spongowe, opierzane deseczkami w układzie romboidalnym, zdobione metalowymi detalami. W północnej i południowej ścianie są okna z wewnętrznymi kratami zdobionymi zadziorami. Do północnej ściany przylega nieduża zakrystia, z okienkiem od strony północnej, drzwiami – od strony nawy – o konstrukcji takiej, jak drzwi główne. W 1914 r. utworzono w Brzeźnie filię parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Lipnie. Kościół przeniesiono w nowe miejsce (odsunięto od dworu), dobudowano murowaną kaplicę, zakrystię i drewnianą kruchtę. W 1930 r. dach kościoła pokryto blachą, przebudowano też wieżyczkę. W latach 195556 kościół został gruntownie wyremontowany, do północnej ściany nawy dobudowano nową zakrystię połączoną z salką katechetyczną. W 1956 r. została w Brzeźnie erygowana parafia pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. W 1982 r. kościół został wpisany do Kościół z Brzeźna w Kłóbce. Fot. Jarosław Czerwiński rejestru zabytków. Był
Kościół z Brzeźna w Kłóbce. Fot. Jerzy Rochowiak
użytkowany do 1996 r. Wtedy bowiem jego funkcje przejął zbudowany obok kościół murowany. W czerwcu 2016 r. niszczejący zabytek został przekazany Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku. Wtedy rozpoczęły się prace związane z translokacją obiektu. O będącym muzealną ekspozycją wnętrzu świątyni mówiła kierująca Działem Etnograficznym włocławskiego Muzeum Krystyna Pawłowska, autorka scenariusza tej ekspozycji. Nie tylko bryła zrekonstruowanego kościoła zyskała kształt, jaki miał on przed rokiem 1914, ale i do tego okresu nawiązuje wnętrze. Jak zaznaczyła Krystyna Pawłowska, wyposażenie i wystrój kościoła odnoszą się do czasu, gdy mszę św. odprawiano w rycie trydenckim: po łacinie, kapłan stał przodem do ołtarza. Ryt ten obowiązywał od 1570 r. do zakończenia Soboru Watykańskiego II, a więc do 1965 r.
Wnętrze kościoła z Brzeźna. Fot. Jarosław Czerwiński
Ołtarz główny w kościele z Brzeźna pochodzi z pierwszej połowy XVIII w. Zbudowany jest z drewna polichromowanego. W retabulum został umieszczony obraz Matki Boskiej Częstochowskiej z XIX w., malowany w Częstochowie. Ażurowe zwieńczenie ołtarza z motywami liści akantu otacza tondo z olejnym obrazem przedstawiającym św. Antoniego Padewskiego. Nad nim umieszczona jest promienista gloria z napisem IHS. Na ołtarzu stoi tabernakulum przysłonięte konopeum. Umieszczone są tablice z kanonami ołtarzowymi i cynowe świeczniki z XVII i XVIII w. Z prawej strony ołtarza na stoliku nakrytym obrusem są umieszczone utensylia liturgiczne, mszał rzymski. Obok stoi drewniany świecznik z paschałem, z drugiej strony świecznik cynowy, przy ścianie ustawiony jest stołek dla celebransa, z przodu drewniany klęcznik. Przy ścianie od strony zakrystii ustawiony jest fotel dla biskupa, pełniący też funkcję konfesjonału, na ścianie wisi wieczna lampka. Na wprost ołtarza jest ustawiony drewniany klęcznik dla wiernych. Drugi ołtarz – klasycystyczny, z 1794 r. – jest umieszczony w nawie od strony południowej. W retabulum znajduje się barokowy krucyfiks
z XVIII w., w ażurowym zwieńczeniu tondo z olejnym obrazem z XIX w. przedstawiającym św. Walentego. Nad nim jest umieszczone Oko Opatrzności otoczone złocistymi promieniami glorii. Na ołtarzu stoją dwa cynowe świeczniki z XVII w. Przy wejściu do zakrystii zawieszona jest wczesnoklasycystyczna ambona balkonowa z baldachimem. Nad drzwiami do zakrystii wisi oleodruk przedstawiający św. Józefa, z boku dzwonek. W nawie ustawione są ławki, w stojących pod ścianą w pobliżu drzwi zamocowane są sztandary i chorągwie procesyjne. Do tylnej ściany nawy przylega wsparta na dwóch słupach empora. Pod sufitem umieszczona jest szeroka faseta z malarskim fryzem z kartuszami o motywach maryjnych i chrystusowych, na suficie przedstawiona jest Maryja Niepokalana w otoczeniu obłoków. Pod emporą jest ustawiony konfesjonał. W maleńkiej zakrystii największa jest komoda z szufladami na szaty liturgiczne, na niej stoją utensylia liturgiczne. Na wieszaku wiszą alby, humerały, kapy w trzech kolorach: białym, czerwonym i fioletowym; wisi ornat ze stułą i manipularzem. Przy drzwiach zakrystii umieszczony jest klęcznik, nad nim tablica z tekstami modlitw przed mszą św. i po mszy św., stoją krzyż procesyjny, kratki konfesjonału, gaśnik do świec. W rogu na stoliku ustawiony jest fajansowy zestaw do mycia rąk, na ściennej półce jest zawieszony ręcznik. W zakrystii znajdują się chorągiew pogrzeWnętrze kościoła z Brzeźna. bowa, forma do wypieku Fot. Jarosław Czerwiński opłatków, kadzielnica.
Wnętrze kościoła z Brzeźna. Fot. Jarosław Czerwiński
W zakrystii nad komodą wisi barokowy krucyfiks, na sąsiedniej ścianie dziewiętnastowieczny obraz z wyobrażeniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Jak wspominała Krystyna Pawłowska, ołtarze pochodzą z kościoła z Brzeźna, ambona z Ostrowitego koło Lipna. Do włocławskiego Muzeum – świątyni z Brzeźna trafiło z kościołów z ziemi dobrzyńskiej i Kujaw ponad sto pięćdziesiąt zabytków kościelnych. Kościół i jego wyposażenie zostały odtworzone z wielką pieczołowitością. Wszedłszy do świątyni, ma się wrażenie, że jest się nie w muzealnym zabytku architektury barokowej a w miejscu żywej modlitwy, zwłaszcza że znaczna część budynku jest rekonstrukcją, tylko w części ośmiobocznej kaplicy zachował się oryginalny osiemnastowieczny budulec. Ma się wrażenie, że obiekt został przywrócony wiernym a nie przeznaczony do zwiedzania. To z pewnością w wielkiej mierze zasługa Krystyny Pawłowskiej – jej koncepcji, troski i starań. Ale na niewiele by się zdały jej wysiłki, gdyby nie praca całego zespołu zaangażowanego w relokację obiektu, zwłaszcza konserwatorów z włocławskiego Muzeum.
Wnętrze kościoła z Brzeźna. Fot. Jarosław Czerwiński
Wnętrze kościoła z Brzeźna. Fot. Jarosław Czerwiński
Jak mówił błogosławiący kościół ks. biskup Wiesław Alojzy Mering, przeniesienie budowli do parku etnograficznego ocaliło cenny zabytek. Zwrócił uwagę, iż w dniu, w którym świątynia jest błogosławiona, Kościół w liturgii wspomina św. Hieronima, autora przekładu Pisma Świętego z języków greckiego i hebrajskiego na język łaciński, co pięknie nawiązuje do wnętrza i wyposażenia kościoła w łączności z okresem, gdy msza św. była odprawiana po łacinie. Osiemnastowieczny kościółek dołącza do obiektów architektury wiejskiej w parku etnograficznym w Kłóbce. Są tu zagrody: chałupy, stodoły, obory, stajnie, chlewiki, studnie z żurawiem, ule, piwniczki-ziemianki, są też kuźnia, olejarnia, garncarnia, wiatrak, karczma, szkoła, remiza strażacka. Są również przydrożne kapliczki. Jest też siedziba ziemiańska: dwór z połowy XIX w., w którym mieszkała Maria z Wodzińskich Orpiszewska. Rekonstrukcja kościoła była możliwa dzięki dotacjom, które włocławskiemu Muzeum przekazały Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Samorząd Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Wieczór Toruski: Mennonici w okolicach Torunia w xvi-xx w.
D
o Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej – Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu po przerwie trwającej od 2004 roku powróciły organizowane we współpracy z Towarzystwem Miłośników Torunia Wieczory Toruńskie. Dr Katarzyna Tomkowiak, która w Książnicy zajmuje się Wieczorami Toruńskimi, informuje, że przez wiele lat Wieczory Toruńskie były organizowane wspólnie przez Towarzystwo Miłośników Torunia i Książnicę. Obie instytucje są ,,równolatkami” — rozpoczęły swą działalność w Toruniu w 1923 r. i wkrótce potem podjęły współpracę. Dyrektorzy Książnicy Miejskiej — Zygmunt Mocarski i Alojzy Tujakowski — należeli do najaktywniejszych członków Towarzystwa. Rozpoczęte w 1958 r. Wieczory Toruńskie stały się niezwykle lubianym przez torunian cyklem spotkań popularyzujących wiedzę o mieście. W ich organizację przez długi czas zaangażowane były panie Karola Ciesielska z ToMiTo i Danuta Krełowska z Książnicy. Pierwszy po przerwie Wieczór Toruński odbył się 23 listopada 2017 r. Dr Michał Targowski, historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i jednocześnie wiceprezes Towarzystwa Miłośników Torunia, mówił
o Menonitach. Jak informowała, zapraszając na spotkanie Mennonici w okolicach Torunia w XVI-XX w., dr Katarzyna Tomkowiak, autor prelekcji zapowiada, że to będzie opowieść o intrygującej anabaptystycznej mniejszości religijnej, której przedstawiciele przez niemal czterysta lat żyli na nadwiślańskich nizinach w bliskim sąsiedztwie Torunia. Słuchacze poznają losy gmin menonickich funkcjonujących niegdyś w Starym Toruniu i w Małej Nieszawce, a także dowiedzą się wielu ciekawostek związanych z codziennym życiem menonitów. Co odróżniało ich od katolickich i luterańskich sąsiadów? W jakich miejscowościach występowali? Dlaczego wypędzono ich z podtoruńskich wsi i gdzie dziś żyją ich potomkowie? Kim był ostatni toruński menonita i co związało go z Książnicą? Odpowiedzi na te pytania ilustrowane będą prezentacją zdjęć dokumentujących dziedzictwo pozostawione przez tych niezwykłych osadników znad Wisły, doświadczonych w gospodarowaniu na zalewanych przez powodzie terenach. Spotkaniu będzie towarzyszyć pokaz wybranych eksponatów dotyczących menonitów przechowywanych w zbiorach Książnicy oraz ostatnich publikacji związanych z tą tematyką. Dr Michał Targowski w niezmiernie zajmującym wykładzie odpowiedział na znacznie więcej pytań. Uczestnicy spotkania mieli możliwość zaopatrzenia się w dwie publikacje: wydaną w związku z sesją naukową Toruń – miastem wielu wyznań zorganizowaną w październiku 2017 r. przez Towarzystwo Miłośników Torunia i Parafię Ewangelicko-Augsburską w Toruniu przy udziale Instytutu Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika książkę Toruń miasto wielu wyznań pod redakcją Jarosława Kłaczkowa, Piotra Olińskiego i Waldemara Rozynkowskiego oraz wydany w związku z sesją Olędrzy – osadnicy znad Wisły. Sąsiedzi bliscy i obcy zorganizowaną we wrześniu 2016 roku zbiór studiów Olędrzy. Osadnicy znad Wisły. Sąsiedzi bliscy i obcy pod redakcją Andrzeja Pabiana i Michała Targowskiego. opr. JR
W Wojewódzkim Orodku Animacji Kultury w Toruniu.
warsztaty Warsztaty Menadżer kultury 2.0. Zarządzanie projektem i zespołem, 3-4 lutego (sobota-niedziela) Zarządzanie kulturą w XXI wieku Menadżerowie i animatorzy kultury, pracownicy instytucji i organizacji realizujących projekty kulturalne oraz wszystkie osoby zainteresowane wykorzystaniem nowoczesnych narzędzi w zarządzaniu i promocji projektów kulturalnych są adresatami warsztatów Menadżer kultury 2.0. Zarządzanie projektem i zespołem, które w dniach 3-4 lutego 2018 r. odbędą się w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Zajęcia poprowadzą Dominik Pokornowski i Katarzyna Toczko. Podczas dwudniowego szkolenia omówione zostaną zagadnienia związane z wykorzystaniem tzw. chmur danych umożliwiających pracę zdalną i pracę mobilną. Prowadzący zaprezentują również nowoczesne narzędzia internetowe przydatne menedżerom w skutecznym przygotowaniu i realizacji przedsięwzięć w sferze kultury – począwszy od zarządzania projektem po komunikację i promocję. Program warsztatów obejmuje również podstawy zarządzania projektami i strategię komunikacji i promocji w sieci.
Prowadzący zajęcia są ekspertami w dziedzinie zarządzania i promocji kultury. Dominik Pokornowski to specjalista ds. PR i project manager licznych inicjatyw internetowych. Ukończył filozofię oraz podyplomowe studia z zakresu Public Relations oraz Zarządzania Projektami na UMK w Toruniu. Pracował jako PR manager w Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu. Jest trenerem Narodowego Centrum Kultury z zakresu komunikacji internetowej. Współpracował z Operą Nova w Bydgoszczy, Fundacją Stabilo, Interaktywnym Centrum Historii Ostrowa Tumskiego w Poznaniu. Natomiast Katarzyna Toczko to specjalistka ds. media relations, PR i kreowania wizerunku instytucji. Przez ponad 8 lat pełniła funkcję rzecznika prasowego i kierownika Działu PR w Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu, gdzie razem z zespołem tworzyła i realizowała kampanie promocyjne kilkuset wystaw i wydarzeń kulturalnych, obejmujące reklamę outdoorową, kreatywne projekty eventowe, komunikację w mediach społecznościowych i tradycyjnych. Jest także social media managerką, copywriterką i tłumaczką, prowadzi wykłady oraz szkolenia z zakresu public relations dla sektora kultury i przemysłów kreatywnych, w tym dla Narodowego Centrum Kultury, Narodowego Instytutu Audiowizualnego, Sieci Kin Lokalnych, Centrum Promocji Informatyki, Instytutu Socjologii UMK, uczestniczy w licznych projektach edukacyjnych realizowanych przez Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu.
Warsztaty muzyczne Śpiewnik polski – śpiewamy polskie piosenki, 10 lutego (sobota) Śpiew: od podstaw ku doskonałości W sobotę 10 lutego w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu odbędą się warsztaty muzyczne Śpiewnik polski – śpiewamy polskie piosenki, które poprowadzi Erwin Regosz. W warsztatach uczestniczyć mogą wszyscy, którzy lubią śpiewać – bez względu na wiek i posiadane umiejętności czy doświadczenie, gdyż dzięki kameralnym warunkom, w których odbywają się warsztaty, każdy uczestnik traktowany jest indywidualnie. Formuła warsztatów sprawia, że są one atrakcyjną formą doskonale-
nia umiejętności wokalnych również dla osób, które chcą śpiewać, występując przed publicznością. Program zajęć obejmuje elementarne wiadomości związane z naturalną emisją głosu, doskonalenie techniki i umiejętności wokalnych oraz podstawy akompaniamentu na fortepianie i gitarze. Warsztaty są także zachętą do bliższego poznania Śpiewnika polskiego – zbioru kilkuset polskich pieśni, piosenek i przyśpiewek: historycznych, patriotycznych, ludowych i popularnych od Bogurodzicy po czasy współczesne. Niektóre utwory zawarte w Śpiewniku polskim wykonywane są często, szczególnie te o charakterze biesiadnym. Ciekawym doświadczeniem artystycznym może być jednak wyjście poza ów kanon i próba poznania repertuaru śpiewaczego nieco mniej obecnego we współczesnej kulturze. Zajęcia poprowadzi Erwin Regosz – muzyk, wokalista, kompozytor i autor tekstów, nauczyciel emisji głosu, główny specjalista ds. muzyki w WOAK. Erwin Regosz jest doświadczonym pedagogiem, od lat prowadzi warsztaty dla wokalistów, instrumentalistów, warsztaty teatralnomuzyczne, muzykoterapeutyczne, muzyki ciała i dźwięku naturalnego oraz dla ludzi pracujących głosem. Jako nauczyciel emisji głosu współpracował m.in. z Elżbietą Zapendowską, Grażyną Łobaszewską, Ewą Kossak. Swoją wiedzę poszerza uczestnicząc w wielu krajowych i międzynarodowych warsztatach i kursach związanych z emisją głosu i muzyką ciała. Jest też autorem projektów Ja to mam szczęście! oraz Coś za coś, które były realizowane przez WOAK w ramach Programu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Edukacja kulturalna w latach 2014-15 i 2017.
XXVI Ogólnopolskie warsztaty piosenkarskie Śpiew estradowy, 23-25 lutego (piątek-niedziela) Kształtowanie talentu wokalnego i wizerunku estradowego Wszystkie osoby śpiewające, które chcą doskonalić swoje umiejętności wokalne oraz świadomie kształtować wizerunek sceniczny są adresatami Ogólnopolskich warsztatów piosenkarskich Śpiew estradowy. Uczestnikami warsztatów mogą być wokaliści początkujący i średniozaawansowani w wieku powyżej 10 lat – również osoby dorosłe. Warsztaty prowadzone będą w małych grupach, dzięki czemu
możliwa będzie indywidualna praca instruktorów z uczestnikami i dostosowanie toku zajęć do indywidualnych potrzeb i zainteresowań każdego wokalisty. W ciągu trzech dni prowadzone będą ćwiczenia doskonalące śpiew naturalnym, nośnym, dobrze „postawionym” głosem. Równocześnie prowadzący zajęcia będą udzielali konsultacji repertuarowych, wskażą sposoby poszukiwania i doboru repertuaru adekwatnego do możliwości głosowych i osobowości scenicznej. W programie są także ćwiczenia dykcyjne, intonacyjne, oddechowe, interpretacyjne, dźwięk zwartostrunowy, mix rezonansowy, ruch sceniczny. W ostatnim dniu warsztatów uczestnicy wyjdą na scenę. Ich prezentacje zostaną nagrane na wideo oraz omówione przez instruktorów. Zajęcia poprowadzą: Artur Grudziński (muzyk, pianista-wirtuoz, kompozytor; ma na koncie kilkaset koncertów i rejestracji radiowotelewizyjnych z czołówką sceny muzycznej: Andrzejem Zauchą, Czesławem Niemenem, Ryszardem Rynkowskim, Urszulą Dudziak, Krystyną Prońko, Grażyną Łobaszewską, Zbigniewem Wodeckim; współpracuje z teatrami muzycznymi i dramatycznymi w Bydgoszczy, Toruniu, Grudziądzu, Opolu, Gdyni i w Warszawie: Komedia, Roma, Rampa) i Erwin Regosz (muzyk, wokalista, kompozytor i autor tekstów, nauczyciel emisji głosu, główny specjalista do spraw muzyki WOAK. Zajmuje się pracą artystyczną i pedagogiczną, prowadząc warsztaty: wokalne, teatralno-muzyczne, dla instrumentalistów, muzykoterapii, muzyki ciała i dźwięku naturalnego oraz dla ludzi pracujących głosem. Jest też autorem projektów Ja to mam szczęście! oraz Coś za coś, które były realizowane przez WOAK w ramach Programu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Edukacja kulturalna w latach 2014-15 i 2017.)
Warsztaty teatralne Devising, czyli jak razem stworzyć spektakl z niczego, 24-25 lutego (sobota-niedziela) Budowanie spektaklu z twórczej interakcji Devising, czyli metoda wspólnej kreacji teatralnej może być dla zespołów amatorskich bardzo atrakcyjną formą budowania spektaklu. Adresatami szkolenia są instruktorzy teatralni, instruktorzy domów kultury,
nauczyciele i animatorzy kultury oraz wszystkie osoby zainteresowane teatrem: dorośli i młodzież w wieku powyżej 16 lat. Uczestnicy poznają główne założenia metody devisingu, dowiedzą się, jak zbudować spektakl w oparciu o twórczy potencjał aktorów i jak najpierw ów potencjał wyzwolić. Jak podkreśla prowadzący warsztaty, Wojciech Ziemilski: jest to …teatr, który wymaga współpracy i wierzy w kreatywność aktorów – i poprzez ich działania buduje materiał sceniczny. Teatr, który czerpie siłę z feedbacku (informacji zwrotnej) – od początku szuka widzów i zwraca uwagę na ich reakcje. Warsztaty poprowadzi Wojciech Ziemilski – z wykształcenia filozof; magisterium z filozofii uzyskał w Grenoble. Studiował także lingwistykę stosowaną na Uniwersytecie Warszawskim i reżyserię w portugalskiej Fundacji Gulbenkiana. Przez dłuższy czas mieszkał w Lizbonie, gdzie przygotował przedstawienie multimedialne Hamlet Light. W Polsce współpracował z Teatrem Rozmaitości w Warszawie; jest autorem instalacji wideo Aktorzy. Prowadzi warsztaty z nowych form eksperymentu w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego.
Pedagogika cyrku dziecięcego – cykl warsztatów dla animatorów, marzec-listopad Cyrk dziecięcy od podstaw Cyrk dziecięcy jako forma alternatywnej aktywności twórczej od ponad dekady zyskuje kolejnych zwolenników, ponieważ jest atrakcyjną dla najmłodszych dziedziną artystyczną i przy tym wszechstronnie rozwijającą. Stworzenie dziecięcej grupy cyrkowej nie jest trudne. Aby to ułatwić, WOAK organizuje cykl warsztatów pod hasłem Pedagogika cyrku dziecięcego, które są adresowane do animatorów, instruktorów domów kultury, nauczycieli, wolontariuszy, pedagogów i wychowawców oraz wszystkich osób poszukujących ciekawych i atrakcyjnych form pracy z dziećmi i młodzieżą. W warsztatach mogą brać udział osoby, które nigdy wcześniej nie zetknęły się w praktyce z cyrkiem dziecięcym. Cykl będzie się odbywał od marca do listopada 2018 r. w trybie dwudniowych warsztatów (sobota-niedziela), jedno spotkanie w miesiącu, oprócz lipca i sierpnia. Pierwsze zaplanowane jest na 10 i 11 marca, kolejne:
14-15 kwietnia, 12-13 maja, 2-3 czerwca, 15-16 września, 6-7 października oraz 24-25 listopada. Warsztaty – w sumie 112 godzin zajęć – umożliwią zdobycie podstawowych umiejętności pozwalających na prowadzenie dziecięcej grupy cyrkowej. Uczestnicy poznają tajniki różnych dziedzin cyrkowego rzemiosła: klaunadę, żonglerkę, ekwilibrystykę, akrobatykę i elementy iluzji. Program uzupełniają zajęcia z pedagogiki cyrku, metodyki pracy z grupą, plastyki ruchu i reżyserii widowiska cyrkowego. Zajęcia w ramach cyklu poprowadzą: Mieczysław Giedrojć – instruktor teatralny, mim i klaun; Kamil Jędrzejak – wychowanek Cyrku Cool Kids z Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu, zdolny żongler, iluzjonista i klaun; Agnieszka Kwiatkowska – etnolog, pedagog cyrku, absolwentka Eccole d’Cirque de Bruxelles, instruktorka żonglerki i akrobatyki powietrznej; Agnieszka Rak – absolwentka fizjoterapii, tancerka uprawiająca m.in. taniec brzucha, instruktorka hoopingu; Ewa Ruszkowska – instruktor akrobatyki w Cyrku Cool-Kids, absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku; Mirosław Urban – psycholog, profesjonalnie zajmuje się żonglowaniem i prowadzi warsztaty żonglerki dla dorosłych, dzieci i młodzieży; Alicja Usowicz – kierowniczka Działu Edukacji Artystycznej WOAK w Toruniu, animatorka kultury, propagatorka aktywizujących metod pracy z grupą, prowadzi młodzieżowy Cyrk Cool-Kids. Krystian Wieczyński – aktor związany z Teatrem Wiczy i Teatrem Miniatura, mim, happener, animator kultury; Marta Zawadzka – tancerka, choreograf, pedagog a także teoretyk i badaczka tańca współczesnego, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu, Instruktorskiego Kursu Kwalifikacyjnego w dziedzinie tańca współczesnego i Podyplomowych Studiów Teorii Tańca na UMFC w Warszawie.
zajcia edukacyjne, spotkania Stanisław Woś – foto-grafik polski – wykład z cyklu Wybitne postaci historii fotografii, 7 lutego (środa) Malarski charakter fotografii Stanisława Wosia Kolejny wykład z cyklu Wybitne postaci historii fotografii odbędzie się w środę, 7 lutego o godz. 17.00. Wstęp wolny.
Bohaterem lutowego spotkania będzie Stanisław Woś – artysta fotografik, malarz i grafik, którego twórczość zazwyczaj zaliczana jest do fotografii poszukującej. Już w połowie lat 70. brał udział w wystawach zbiorowych i konkursach fotograficznych. W latach 1977-1981 studiował na ASP w Gdańsku, następnie zamieszkał w Suwałkach, gdzie do końca życia mieszkał, włączając się aktywnie w życie kulturalne miasta, ale przede wszystkim tworzył. Do znaczących dokonań Stanisława Wosia należą m.in. cykle fotografii: Pejzaż mistyczny czy Słońce, cień i fala. Jedną z częstych technik twórczych wykorzystywanych przez Stanisława Wosia było tworzenie fotogramu poprzez wielokrotne naświetlanie pracy obrazem z różnych negatywów. Jak zauważa Krzysztof Jurecki, …grafizował on swe prace, specjalnie je tonując i wklejając na zasadzie kolażu płatki złota, przez co jego fotografie uzyskały wymiar pracy unikatowej, niekiedy o bardzo malarskim charakterze. Wykład Stanisław Woś foto-grafik polski wygłosi Stanisław Jasiński, członek Związku Polskich Artystów Fotografików, specjalista ds. fotografii WOAK, a także znawca historii fotografii oraz kolekcjoner zabytkowych aparatów i innych artefaktów związanych z tą dziedziną sztuki. Stanisław Jasiński publikuje artykuły teoretyczne i krytyczne w Fotografii, Krytyce Literackiej oraz Biuletynie Informacji Kulturalnej. Jest też organizatorem i kuratorem wystaw fotograficznych – m.in. Edwarda Hartwiga, Michała Kokota, Andrzeja Różyckiego, Wacława Wantucha. Wstęp wolny!!! Zajęcia Teatralny rozruch dla dzieci w wieku 7-10 lat, Poranne figle, psoty i żarty dla dzieci w wieku 4-6 lat, 10 lutego (sobota) Twórcze zabawy najmłodszych teatromanów Zabawa w teatr a także zabawa teatrem to nowa propozycja Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu skierowana na najmłodszych – dzieci w wieku 4-6 oraz ich starszego rodzeństwa w wieku 7-10 lat. Raz w miesiącu, w sobotę najmłodsi teatromani spotykają się na Porannych figlach, psotach i żartach, zaś nieco starsi na Teatralnym rozruchu. Prowadzone przez Agnieszkę Zakrzewską zajęcia mają charakter wspólnej parateatralnej zabawy, która rozwija wyobraźnię i kreatywność młodych
uczestników. To także aktywny czas spędzony na eksperymentowaniu z wyobraźnią i wyzwalaniu działań twórczych. W przestrzeni uwalniającej dziecięcą ekspresję i spontaniczność dzieci z uśmiechem nauczą się współpracy i otwartości na innych. Zajęcia prowadzone są metodami aktywnymi, z wykorzystaniem technik teatru wyobraźni oraz inspirujących dźwięków. W zabawie wraz z dziećmi mogą też uczestniczyć rodzice. Na Poranne figle, psoty i żarty i Teatralny rozruch zaprasza Agnieszka Zakrzewska – pedagog teatru, animatorka kultury, instruktorka teatralna. Najbliższe spotkanie z cyklu Teatralny rozruch pod hasłem Teatr w kuchni, kuchnia w teatrze zaplanowane jest na sobotę 10 lutego. Zajęcia rozpoczynają się o godz. 9.00 i trwają około 90 minut. Dzieci pod kierunkiem Agnieszki Zakrzewskiej będą szukać teatru w… kuchni …sprawdzimy czy sztućce mają głos. Zbudujemy orkiestrę i wybijać będziemy rytm do bitwy kuchennego stwora z wiatrakiem – mówi Agnieszka Zakrzewska. Tego samego dnia o godzinie 11.00 oraz 12.30 rozpoczną się z kolei Poranne figle, psoty i żarty. Zajęcia dla najmłodszych teatromanów odbędą się pod hasłem Przestrzeń – czy można ją zmierzyć? Jak mówi Agnieszka Zakrzewska: …będziemy próbowali na różne sposoby zmierzyć przestrzeń. Sprawdzimy ile stóp ma kaloryfer, ile łokci ma arkusz papieru. Dowiemy się, czy można zmierzyć drugą osobę za pomocą ucha? Spróbujemy zmienić przestrzeń, w której odbędą się nasze psoty, w kolorową bajkę. Kredki zatańczą do muzyki, a my wraz z nimi. Zapraszamy małych ciekawskich wraz z opiekunami do twórczego eksplorowania przestrzeni. Zajęcia trwają około 45 minut. Wstęp wolny!!!
Smugi w reżyserii Adama Fisza i Marcina Gładycha – spotkanie filmoznawcze z cyklu W pierwszym rzędzie, 21 lutego (środa) Smugi – historia rodzinna z toruńską sztuką w tle W ubiegłym roku premierę miał ostatni film, w którego realizację zaangażował się Marcin Gładych. Smugi w reżyserii Adama Fisza i Marcina Gładycha to filmowa opowieść o barwnej rodzinie Smużnych, której kolejne pokolenia aktywnie współtworzą życie artystyczne Torunia. Film zostanie pokazany w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu w środę, 21 lutego
w ramach cyklu filmoznawczego W pierwszym rzędzie. Początek projekcji o godz. 17.00. Po filmie będzie okazja do rozmowy z twórcami: Adamem Fiszem – operatorem i jednym z reżyserów oraz z montażystą Jackiem Banachem. Opowiedzą oni o pracy nad filmem, o jego bohaterach, a także o przedwcześnie zmarłym reżyserze Marcinie Gładychu. Wstęp wolny! Comiesięczne spotkania filmoznawcze z cyklu W pierwszym rzędzie są propozycją dla osób zarówno realizujących własne projekty filmowe, jak i tych, które pierwsze takie próby mają jeszcze przed sobą i oczywiście do wszystkich miłośników sztuki filmowej. Podczas kolejnych spotkań odsłaniane są poszczególne elementy „kuchni” filmowej. Koordynatorką cyklu jest Karolina Fordońska, filmoznawca i reżyser, instruktor do spraw interdyscyplinarnych przedsięwzięć kulturalnych WOAK. Ukończyła Wydział Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, była stypendystką Università degli Studi Roma Tre. Pod pseudonimem Karolina Ford zrealizowała dwa filmy krótkometrażowe Czemu nie tańczę na ulicach (2013, koprodukcja polsko-włoska) i Prześwity (2015). W ramach Stypendium Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego realizuje obecnie swój najnowszy obraz. Wstęp wolny!
xxvii Konfrontacje Amatorskiej Twórczoci Artystycznej Regionu KATAR Muzyka, termin zgłoszeń: 10 lutego, koncert finałowy w ACKiS „Od Nowa” w Toruniu 24 marca (sobota) Najstarszy rockowy konkurs regionu Organizowane przez Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie muzyki to najstarszy w Polsce odbywający się cyklicznie konkurs dla amatorskich zespołów muzycznych. Przez lata odbywał się pod hasłem Muzyka mocnych brzmień, ale od edycji 2013 jest to po prostu Muzyka, dzięki czemu spektrum gatunków prezentowanych podczas KATARowego koncertu jest bardzo szerokie: od rocka, metalu poprzez muzykę
elektroniczną, hip-hop, neo-folk, indie-rock, nowe brzmienia i wiele innych gatunków szeroko pojętej muzyki alternatywnej. Tegoroczny finał KATAR Muzyka zaplanowany jest na 24 marca, lecz zgłoszenia przyjmowane są tylko do 10 lutego 2018 r. Zgodnie z regulaminem, Konfrontacje przebiegają dwuetapowo – do koncertu finałowego uczestnicy są kwalifikowani na podstawie nagrań demo. Zgłaszać można się przez formularz na stronie internetowej WOAK: www.woak.torun.pl. Nagrania oceniają zarówno zaproszeni przez organizatorów jurorzy, jak i internauci; głosowanie odbędzie się na portalu gra.fm od 26 lutego do 5 marca. Koncert finałowy odbędzie się w Akademickim Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa” w Toruniu w sobotę, 24 marca. Każdy zespół będzie miał do dyspozycji profesjonalne nagłośnienie, standardowy zestaw perkusyjny i wysokiej klasy wzmacniacze gitarowe. Na zwycięzców czekają nagrody finansowe o łącznej wartości 6000 złotych. Zgodnie z regulaminem, uczestnikami Konfrontacji mogą być osoby mieszkające, studiujące lub pracujące na terenie województwa kujawskopomorskiego, które amatorsko zajmują się twórczością artystyczną.
Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie filmu. Termin zgłoszeń: 31 marca, przegląd finałowy: 12 maja w kinie Centrum w CSW „Znaki Czasu” w Toruniu.
Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie fotografii Fotofikcje. Termin nadsyłania prac: 5 maja, wernisaż wystawy pokonkursowej połączony z ogłoszeniem wyników 8 czerwca w Galerii Spotkań Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu.
Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie teatru. Termin zgłoszeń: 20 października, przegląd finałowy 8 grudnia w ACKiS „Od Nowa” w Toruniu.