02/2018 w numerze: Jerzy Rochowiak ► XXVII Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu. Fotografia – Fotofikcje Kamil Hoffmann ► Fotofikcje Jerzy Rochowiak ► Dojrzałość: portrety torunian Kamil Hoffmann ► Świetlistość abstrakcji Jerzy Rochowiak ► Obrazy bydgoskich Refleksjonistów Kamil Hoffmann ► Twórczość zdyscyplinowana Jerzy Rochowiak ► O użyteczności rzeczy Jerzy Rochowiak ► Spektakl o przemocy we Włocławku Agnieszka Zakrzewska ► Poranne figle psoty i żarty oraz Teatralny rozruch. Rzecz o tym, po co bawić się i tworzyć teatr ekspresji – nie wbrew dzieciom, ale razem z nimi Karolina Fordońska ► W pierwszym rzędzie W Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu
Szanowni Czytelnicy!
W
drugim tegorocznym Biuletynie – zamieszczonym w wersji elektronicznej na stronie Ośrodka oraz na platformie issu.com, także w wersji mobilnej – przedstawiamy garść refleksji na temat hasła XXVII Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie fotografii – Fotofikcje. Nie wyczerpujemy zagadnienia, wskazujemy jedynie rozległość możliwości interpretowania czy rozwijania tego hasła w pracach konkursowych. Piszemy również o trzech cyklach edukacyjnych w naszym Ośrodku: zajęciach teatralnych Poranne psoty, żarty i figle i Teatralny rozruch oraz spotkaniach filmoznawczych W pierwszym rzędzie. Jak zwykle, piszemy o zdarzeniach i wydarzeniach w naszym regionie. W rubryce Nadesłane informacje zamieszczamy nadsyłane materiały na temat życia kulturalnego: o festiwalach, przeglądach, konkursach, spotkaniach, wystawach, warsztatach… Prosimy o nadsyłanie w formacie PDF zapowiedzi planowanych przedsięwzięć, regulaminów konkursów, omówień wydarzeń, które się odbyły. Kamil Hoffmann Jerzy Rochowiak
ISSN 1426-3106 WYDAWCA:
Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu 87-100 Toruń, ul. Szpitalna 8 tel./fax: 56 65 22 755, 56 652 20 27. e-mail: woak@woak.torun.pl www.woak.torun.pl ZESPÓŁ REDAKCYJNY : Jerzy Rochowiak (redaktor naczelny) Kamil Hoffmann (sekretarz redakcji)
Redakcja zastrzega sobie prawo opracowywania nadsyłanych materiałów.
xxvii Konfrontacje Amatorskiej Twórczoci Artystycznej Regionu Fotografia – Fotofikcje
Jerzy Rochowiak
K
onkurs XXVII Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie fotografii odbywa się pod hasłem Fotofikcje. Czym są fotofikcje? Obrazami fotograficznymi, które fotograf tworzy, dokonując zapisu na matrycy aparatu fotograficznego (materiale światłoczułym) a następnie dokonując jego obróbki – przekształcając go. Można pewnie powiedzieć, że fotofikcje to obrazy będące interpretacjami rzeczywistość lub przedstawiające rzeczywistość nieistniejącą. Niekiedy zastanawiamy się czy zdjęcie jest obiektywnym przedstawieniem fragmentu świata? Niepodobna się nie zgodzić, że aparat fotograficzny jest narzędziem a zdjęcie wykonuje fotograf. Wykonuje? Raczej tworzy. Można pewnie powiedzieć, że kształtowanie zdjęcia zaczyna się zanim otworzy się migawka. Można powiedzieć, że fotografia powstaje wskutek szeregu wyborów: kadrowania, ustawienia parametrów aparatu… I nie kończy się na uwidocznieniu surowego zapisu na ekranie lub powiększeniu. Proponując jako hasło Konfrontacji Fotofikcje, kierujemy uwagę ku kreowaniu obrazu fotograficznego nie tylko poprzez wybór kadru i ustawienie kamery, ale i ingerencję w zapis na matrycy (błonie fotograficznej). Czy każdy z nas mając przed oczyma mniej więcej to samo, widzi to samo? Czy każdy z nas chcąc przedstawić to, co widzi, pokaże taki sam obraz? Czy sfotografowana przez każdego z nas przestrzeń, osoba, sytuacja będzie wyglądała na każdym zdjęciu tak samo? Odpowiedź wydaje się oczywista: każdy widzi inaczej, każdy inaczej przedstawia to, co widzi. Jasne, różnice mogą być mniejsze, większe…
Zwykle obraz, który został zarejestrowany na matrycy (błonie światłoczułej), poddawany jest obróbce komputerowej (czy w ciemni). Jeśli tak, jeśli obraz fotograficzny różni się od tego, co znajdowało się przed obiektywem aparatu, jeśli decydujący wpływ na tę różnicę miał fotograf, to obraz fotograficzny ma charakter subiektywny. Można więc powiedzieć, że w relacji z wyimkiem rzeczywistości, do którego się odnosi, jest w mniejszym lub większym stopniu fikcją. Nie znaczy to, że fotografia nie jest wiarygodnym przedstawieniem – świadkiem? – rzeczywistości. Nowoczesne technologie dają ogromne możliwości opracowywania obrazu utrwalonego na matrycy aparatu fotograficznego. Dają możliwości kreowania obrazów, a więc tworzenia fotograficznej fikcji. Zwykle fotografujący korzystają z tych możliwości. Hasło konkursu fotograficznego fotofikcje kieruje uwagę ku opracowywaniu obrazu fotograficznego, ku takiemu przekształceniu obrazu zarejestrowanego na matrycy czy błonie światłoczułej, że zdjęcie prezentowane na ekranie komputera lub w formie wydruku można określić jako fotograficzną fikcję: przedstawienie świata, którego nie było, którego nie ma. Oczywiście, fikcyjność może być widoczna na pierwszy rzut oka, ale może być niemal niedostrzegalna… Fotofikcje to obrazy fotograficzne, których autor wykorzystuje tyleż umiejętności obserwowania świata, dokonuje namysłu nad formą jego przedstawienia, zinterpretowania go, co i swoją wyobraźnię, a także umiejętność posługiwania się nowoczesną techniką, a przede wszystkim wykorzystuje swoją inwencję twórczą. Popularność zdobyła zabawa określana jako rawowanie: różne osoby opracowują ten sam obraz zarejestrowany w trybie RAW. Przeważnie po opracowaniu każdy obraz jest inny. To oczywiście zabawa z fotografią. A może z fotofikcją? Z pewnością jako fotofikcje można określić połączenia kilku ujęć, fotomontaże, kolaże… Czy nie są nimi zdjęcia pozowane, inscenizowane? Zazwyczaj hasło konkursu fotograficznego Konfrontacji odnosi się do określonej tematyki czy problematyki. W tym roku zwraca się ku formie. Jest otwarte, może skłaniać do rozważań nad istotą fotografii i konkretyzowania ich w pracach fotograficznych. Może również okazać się zachętą do fotograficznych żartów…
Fotofikcje Kamil Hoffmann
F
ikcja jest istotą fotografii artystycznej. Już samo przedstawienie trójwymiarowego świata na dwuwymiarowej płaszczyźnie pozwala na nazwanie zdjęcia obrazem fikcyjnym. Spoglądając na odbitkę lub wyświetlacz pod innym kątem, nie zobaczymy przecież zakrytych przez pierwszy plan szczegółów, patrząc na rewers portretu, nie zobaczymy warkocza modelki, czy pleców modela… Tak szerokie rozumienie fikcji w fotografii sugeruje, że temat Fotofikcje jest pleonazmem, zachęca do poszukiwania… fikcji w obszarze fikcji. Dlatego zasadne będzie zawężenie rozumienia tego tematu. Rozwój technologii cyfrowych sprawił, że co ułamek sekundy świat zalewany jest terabajtami pikseli, które tworzą czasem bardziej, czasem mniej interesujący obraz świata. Większość tych zdjęć istnieje jednak tylko tu i teraz, pozbawione kontekstu znajomych i komentarzy stają się błahe i nieistotne, a pod względem plastycznym po prostu nudne. Ogłaszając kolejne konkursy fotograficzne w ramach Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu, zachęcamy do tworzenia fotogramów, które mogą zaistnieć poza doraźnym kontekstem. Każdą, najbardziej powszednią sytuację, każdy pospolity obiekt można pokazać w sposób nietuzinkowy. Mało tego, takich nietuzinkowych sposobów za każdym razem jest wiele, może nawet nieskończenie wiele. Kadrowanie w dużym zbliżeniu kieruje uwagę na detal, umieszczenie w mocnym punkcie kompozycji nieoczywistego elementu też skłania do innego spojrzenia na pokazywany na fotografii wycinek rzeczywistości. Takie zdjęcia były
nagradzane w poprzednich edycjach Konfrontacji, wiele z nich znaleźć można w katalogach wystaw pokonkursowych. Autorzy realizowali swoje twórcze zamysły, używając również specjalnych filtrów, wykorzystując specyficzne właściwości obiektywu fotograficznego, matrycy czy błony światłoczułej. Niektórzy reżyserowali plan zdjęciowy, aranżowali fotografowaną sytuację. Cały czas jednak autorzy zdawali się poruszać w obrębie fotografii odwzorowującej rzeczywistość, w sposób, w jaki odwzorowuje ją lustro (nawet jeśli jest to zwierciadło wypukłe lub wklęsłe). Prace te dowodziły przede wszystkim wrażliwości autorów, umiejętności patrzenia na świat, subiektywnego oglądu (często również osądu) rzeczywistości. Od starożytności filozofowie zastanawiali się, czym jest prawda i jak ją zdefiniować. Analogicznie w obszarze estetyki kluczowym terminem wydaje się z kolei fikcja – świat wykreowany przez artystę, świat nieistniejący, ale jak najbardziej możliwy. Dla uporządkowania dyskursu teorie estetyczne posługują się często terminem prawdopodobieństwo. Tegoroczny konkurs fotograficzny w ramach Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu organizowany jest pod hasłem Fotofikcje. Temat ten jest zachętą do wyjścia poza obszar odwzorowania rzeczywistości w stronę kreacji czy to drobnych fragmentów, czy też złożonych struktur o charakterze fikcyjnym. Proponujemy również szersze spojrzenie na medium fotografii. Zachęcamy do sięgania po takie techniki jak fotomontaż, fotokolaż oraz to, co choć z fotografii zostało wywiedzione, określa się nowoczesnym mianem mixed media lub bardziej tradycyjnie jako technika własna. Chociaż niemożliwe jest czarne słońce, można próbować wyobrazić sobie fotografie powstałe w takiej alternatywnej rzeczywistości. Jak wyglądałyby nasze relacje, gdybyśmy któregoś dnia zamienili się, jak Kafkowski bohater, w insekty? To wszystko w Fotofikcjach jest możliwe. Mogą one łączyć świat widzialny z metafizyką, przenosić obiekty z mikro- do makrorzeczywistości i z powrotem. Cofać czas, wyobrażać sobie przyszłość. W Fotofikcjach wszystko zdaje się możliwe…
Dojrzało: portrety torunian
Jerzy Rochowiak
P
aulina Komorowska – autorka fotograficznych portretów torunian eksponowanych na początku roku w Centrum Kultury Dwór Artusa w Toruniu na wystawie Aktywni i dojrzali po toruńsku – mogłaby być wnuczką osób, które sportretowała. Są to osoby starsze, o których zwykle mówimy: seniorzy. Stare? Jeśli tak, to autorka swoją wystawą pokazuje, że starość jest pojęciem względnym. Jest, owszem, niezależna od człowieka: przychodzi z wiekiem. Oglądając wystawę, pomyślałem, że swoją starość można wybrać. Później przypomniałem sobie piosenkę Wojciecha Młynarskiego, który napisał: Starość to nie jest wiek / Starość to punkt widzenia // Umiem nie wybrać starości / A przecież starość to jest wybór. Sportretowani torunianie metrykalnie są starzy, a przynajmniej niemłodzi, chociaż o wielu z nich myślę, że na zdjęciach znaleźli się przypadkiem. Nie wszyscy też na starych wyglądają (masz tyle lat, na ile wyglądasz). I pewnie nie wszyscy w rzeczywistości, naprawdę są starzy (masz tyle lat, na ile się czujesz). Myślę, że o tym Paulina Komorowska chciała swoimi fotogramami opowiedzieć. W tytule wystawy bohaterów zdjęć określa eufemizmem dojrzali. I zwraca uwagę, że są aktywni. Rozwijają swoje zainteresowania, są społecznikami, wolontariuszami, zajmują się innymi, przede wszystkim rodziną, uprawiają twórczość artystyczną, podróżują… Wiedzą, co zrobić z czasem lub go nie mają… Nie trzeba dodawać, że aktywność – i otwartość, ciekawość świata i ludzi – chroni ich przed starością, choćby przed tym, co ze sobą niesie.
Poszczególne osoby autorka przedstawia czasem w jednym ujęciu, czasem w dwóch, ale są i na kilku fotografiach, gdy pokazuje małżeństwa czy przyjaciół. Wszystkie zdjęcia są zbliżeniami, niekiedy autorka oddala obiektyw, na niezbyt duży dystans. Fotogramy, czarno-białe i barwne, eksponuje w dużych powiększeniach. Paulina Komorowska stara się opowiedzieć swoich bohaterów – ich raczej, aniżeli o nich. Czyni to z sympatią do portretowanych osób, delikatnością. Chociaż zdjęcia są pozowane czy aranżowane, to nie można powiedzieć, że autorka fotografowała modele, postacie. To konkretni ludzie. Zdjęcia dokumentują spotkania, poznawanie tych, którzy chcieli się spotkać, odsłonić. Portrety zostały opatrzone objaśnieniami, które pozwalają przekroczyć granicę anonimowości każdej z prezentowanych osób. Zdjęcia są pogodne, niektóre dowcipne, zabawne, inne refleksyjne. Pokazują ludzi rozpoznawalnych, powszechnie znanych z racji pełnionych funkcji, obecności w życiu publicznym, w mediach, spotykanych na toruńskich ulicach, a także znanych w niewielkich kręgach: znajomych i przyjaciół. Poprzez swoje zdjęcia Paulina Komorowska pozwala dowiedzieć się o nich czegoś, czego pewnie sami by nie powiedzieli. Autorka zdjęć z aparatem fotograficznym uobecniła się w ich prywatności, okazując portretowanym osobom szacunek. Przed wścibstwem, niebacznym pokazaniem sytuacji intymnych w codzienności chroniła się, inscenizując fotografie. Dla każdej z portretowanych osób starała się znaleźć sytuację, otoczenie, okoliczności i atrybuty, które ją scharakteryzują, a przynajmniej skierują uwagę na to, co artystka uznała za ważne. Motocyklistę i żeglarza Zbyszka Krzywkowskiego sfotografowała przy potężnym motocyklu, ufnie patrzącego w obiektyw. Ma się wrażenie, że jest to człowiek wielkiej dobroci… Zdjęcie artysty plastyka Witolda Chmielewskiego wykonała, gdy przysiadł na ławeczce i z nieco ironicznym, nieco dobrotliwym uśmiechem rozmyśla o porządku rzeczy, może o środku świata… Żartem jest jego zdjęcie z aparatem szerokoobrazkowym marki Druh; trudno przypuszczać, by nim dziś fotografował, to raczej sentymentalne przypomnienie epoki przedcyfrowej. Artysta Wiesław Smużny patrzy przez wielką lupę; tak widz dowiaduje się, że profesor z ciekawością przypatruje się temu, co dzieje się w sztuce współczesnej i jej okolicach a później opowiada o tym studentom. Fotografik Andrzej Skowroński zdejmuje na chwilę okulary, na innym zdjęciu stoi za kamerą fotograficzną. Nie mam wątpliwości, że ci
artyści są w pełni sił twórczych. Nauczycielkę Grażynę Skowrońską autorka wystawy sfotografowała z kijkami do nordic walking, na plenerowej siłowni. Siatkarka i trenerka sportowa Halina Jagodzińska w dresie, z piłką tajemniczo się uśmiecha; mimo sportowych atrybutów jest elegancka, wręcz wytworna. Krawcowa Stefania Tober spogląda w obiektyw, mając na szyi miarę krawiecką, na innym zdjęciu siedzi przy maszynie do szycia. Profesor prawa Janusz Justyński w szykownym garniturze siedzi w fotelu w domowej bibliotece, trzymając na kolanach kota… Polityk Jan Wyrowiński zatrzymał się podczas przejażdżki rowerowej, inne zdjęcie pokazuje go w gabinecie przy biurku pełnym książek, czasopism, papierzysk. Kucharka Teresa Janikowska zachęca do skosztowania wypieków, które położyła na talerzu. Sporo zdjęć pokazuje współobecność: małżonków, przyjaciół. Domyślać się też można tych, których na zdjęciach nie widać… Niektóre zdjęcia zdają się zagadkowe, inne tajemnicze. Wiele pokazuje, że w człowieku jest coś, czego nie wiedzą o nim nawet najbliżsi, może nie wie on sam, ale to sprawia, że dobrze być obok niego, dobrze być z nim. Paulina Komorowska tego nie odsłania, raczej kreuje pytania, na które samemu chciałoby się znaleźć odpowiedzi. Daje natomiast kilkadziesiąt odpowiedzi na pytania o pogodną starość czy raczej o chwilę między dojrzałością a starością. Paulina Komorowska ukończyła na toruńskim Uniwersytecie prawo, jest aplikantką radcowską przy Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Toruniu. Jest sekretarzem Stowarzyszenia Toruńskie Spacery Fotograficzne. Swoje zdjęcia prezentowała na wystawach zbiorowych Spacerów. W katalogu wystawy, której przygotowanie było możliwe dzięki stypendium Miasta Torunia w dziedzinie kultury, czytamy: W obliczu narastającego kultu młodości autorka pokazuje ludzi dojrzałych fizycznie i duchowo, ciekawych, inspirujących dla młodszego pokolenia. Są to (…) osoby aktywne społecznie, z pasjami, zainteresowaniami, zajmujące się działalnością kulturalną, polityczną, wolontariatem, czy po prostu nadal wykonujące swoje zawody. Sprawiają wrażenie szczęśliwych! Wystawa również inspiruje: do myślenia o upływającym czasie, przybywających latach. Pokazuje, że dojrzałość można zatrzymać albo… jej nie zauważać. Okazuje się, że ujęta w tytule wystawy przestaje być eufemizmem a jest stanem, który można pożytkować dla siebie i dla innych, wykorzystując umiejętności, wiedzę, życiowe doświadczenie, mądrość.
Świetlisto abstrakcji Kamil Hoffmann
N
a początku roku w toruńskiej Galerii Muz w Domu Muz przy ulicy Podmurnej prezentowana była wystawa Pawła Wyborskiego Ikonopasaże. Autor, artysta i socjolog kultury, pochodzi ze Starogardu Gdańskiego, gdzie obok działalności twórczej zajmuje się też animacją kultury – prowadzi klubokawiarnię Szafa, pełniącą też funkcję galerii autorskiej. Zaprezentowane zostały obrazy pochodzące z dwóch różnych cykli: Ikonopejzaże oraz Ikonomaterie. Oba spina klamra, swego rodzaju inspiracja
Pawel Wyborski, Ikonopasaże. Fragment ekspozycji. Fot. Jerzy Rochowiak
Pawel Wyborski, Ikonopasaże. Detal obrazu. Fot. Kamil Hoffmann
i punkt wyjścia: ikona, którą autor, tropem wschodniochrześcijańskiej teologii, wydaje się traktować jako osobną rzeczywistość, a nie jedynie kierowanie się ku transcendencji poprzez malarskie przedstawienie świata. Pobieżny ogląd mógłby skłaniać do przyporządkowania Ikonomaterii do nurtu abstrakcji geometrycznej. Istotnie, obrazy te nie przedstawiają, ale stanowią samodzielną jakość, oddziałującą nie tematem, lecz wyłącznie środkami plastycznymi. Przyglądając się jednak bliżej kolejnym pracom z tego cyklu można dostrzec aspekty malarskie pochodzące z zupełnie innej tradycji – ikonografii bizantyjskiej i ruskiej. Autor każdy swój obraz umieszcza w ściśle określonej przestrzeni kolorystycznej, unikając przy tym w obrębie kompozycji zbyt dużej rozpiętości tonalnej. Dzięki temu prace sprawiają wrażenie zamkniętych całości o niemal kontemplacyjnym charakterze, który potęguje konsekwentnie realizowana we wszystkich obrazach statyczna i spójna kompozycja. Dla jej spójności nie ma znaczenia, czy granica pomiędzy sąsiadującymi elementami prawie się zaciera czy też zostaje wyraźnie podkreślona.
Pawel Wyborski, Ikonopasaże. Fragment ekspozycji. Fot. Jerzy Rochowiak
Cechą odróżniającą prace Pawła Wyborskiego od większości obrazów abstrakcyjnych jest ich niezwykła świetlistość. Efekt ten autor uzyskuje, wykorzystując złotą farbę, która jest istotnym dopełnieniem palety barwnej. Laserunkowo położone warstwy złota i koloru przenikają się, sprawiając, że obrazy zmieniają się w zależności od kąta, z którego się na nie patrzy. Każde spojrzenie pozwala odkryć nowe jakości malarskie, wywołując inne uczucia, kierując ku innym skojarzeniom. Za sprawą zaawansowanego warsztatu malarskiego Paweł Wyborski osiąga niezwykle inspirujące i nietuzinkowe efekty, nie wychodząc poza przyjętą przez siebie ascetyczną formę Ikonomaterii. Technikę malarską autor wzbogaca też o elementy rysunku. Na wielu obrazach pojawiają się rysowane złotą kreską lub wydrapane w złoceniach arabeskowe albo zgeometryzowane ornamenty. Stanowią one swoiste spoiwo łączące poszczególne elementy kompozycji, ale równocześnie budują kolejny plan, angażując uwagę i skupienie widzów.
Pawel Wyborski, IkonopasaĹźe. Fragment ekspozycji. Fot. Jerzy Rochowiak
Pawel Wyborski, Ikonopasaże. Fragment ekspozycji. Fot. Jerzy Rochowiak
Paul Evdokimov w Sztuce ikony pisze: Ikona traktuje przestrzeń i czas w sposób całkowicie swobodny […] może zupełnie zignorować perspektywę i jeden punkt potraktować jako punkt kulminacyjny wszystkich wymiarów czasowych i wszystkich miejsc. Na większości obrazów Pawła Wyborskiego ów punkt kulminacyjny można łatwo wskazać. Niekiedy jest to impastowana forma przestrzenna zbliżająca się do reliefu, innym razem naklejony fragment tkaniny czy złoconej folii. Decyzja o umiejscowieniu takiego ogniskującego uwagę punktu nie zawsze jest oczywista. Nie wynika wprost ani z zasady złotego podziału, ani z wewnętrznej logiki kompozycji. Mimo to punkty te ewidentnie organizują przestrzeń obrazu, zdają się nad nią dominować. Osobnym obiektem, ale ściśle powiązanym z pracami cyklu Ikonomateria była swoista instalacja, którą tworzyło jedenaście obrazów różnej wielkości. Ich układ – sposób rozwieszenia na ścianie – nieodparcie kojarzył się ze schematycznie przedstawionym cerkiewnym ikonostasem. Centralnie umiejscowiony największy obraz przywoływał carskie wrota, zaś dwa rzędy mniejszych płócien można było uznać za odniesienia do fragmentów ścian ikonostasu. Z pewnością sposób aranżacji ekspozycji w toruńskiej Galerii Muz wydobył z prac Pawła Wyborskiego wiele z ich piękna. Ciepłe, skupione światło reflektorów podkreśliło świetlistość Ikonomaterii. Oglądając wystawę odnieść można było wrażenie, że odbijające światło obrazy zdają się same jaśnieć w przestrzeni ekspozycyjnej.
Drugi cykl – Ikonopejzaże – bliższy był malarstwu figuratywnemu. Schematycznie pokazane fragmenty pejzażu i obiekty architektoniczne o bryle przywołującej na pamięć cerkwie przenikają się: przestrzeń sakralna i świat dookoła złączone są w jedno. Jak pisze autor: Są próbą wejścia poza główną ogniskową przedstawienia, zaczerpnięcia z tła, drugiego czy trzeciego planu. Podejście to bliskie jest ikonografii, gdyż, ponownie powołując się na Paula Evdokimova: …ikona nie kopiuje natury […] zamiast krajobrazu przywołuje schematyczną obecność kosmosu, najczęściej za pomocą form geometrycznych. Prace z cyklu Ikonopejzaże zdają się być ważnym dopełnieniem Ikonomaterii, w pewnym sensie komentarzem, może nawet artystycznym kontrapunktem. Łatwiej dzięki figuratywnym Ikonopejzażom prześledzić kolejne etapy twórczej interpretacji świata, których sublimacją są abstrakcyjne Ikonomaterie. Wydaje się, że to miał na myśli autor, tytułując wystawę Ikonopasaże.
Pawel Wyborski, Ikonopasaże. Fragment ekspozycji. Fot. Jerzy Rochowiak
Obrazy bydgoskich Refleksjonistów Jerzy Rochowiak
W
styczniu i lutym w Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury w Bydgoszczy na wystawie Refleksjoniści 25 były prezentowane rysunki i obrazy – głównie prace malarskie, ale i tkaniny – uczestników zajęć plastycznych w Warsztatach Terapii Zajęciowej w Bydgoszczy. Wystawa układała się w opowieść o przedstawianiu świata, raczej wewnętrznego, aniżeli zewnętrznego. Były tu i portrety, i zaobserwowane sytuacje, i przedstawienia architektury, krajobrazów z naturą na pierwszym planie… Były ujęcia motywów biblijnych. Dojrzeć można było refleksy baśni, legend, niezwykłych opowieści… Większość prac należałoby określić jako nawiązujące do realizmu, ale były i abstrakcje. Zatem ekspozycja była zróżnicowana tematycznie. Obrazy miały różnoraki nastrój: były wyciszone, głośne, krzyczące… Były zróżnicowane barwnie: od utrzymanych w stonowanej kolorystyce po skontrastowane… Były komponowane z powściągliwością, w skupieniu na wybranej postaci czy konkretnym obiekcie bądź fragmencie przestrzeni, ale i zawierające wiele elementów, zawsze tworzących zwartą całość. Były kompozycje statyczne i dynamiczne, niekiedy uzewnętrzniające, może ilustrujące, zdarzenia, akcję… Przeważały prace z rozmysłem kreowane, ale i były erupcje ekspresji… Nawiązywały do różnych tradycji, stylów malarskich. Uwagę przyciągały obrazy, które można określić jako malarskie opowieści – o krajobrazie, o zdarzeniach – jakby łączące kilka czy kilkanaście kadrów.
Obraz Adama Pyciora
Choć wystawa była zróżnicowana, to jednak była spójna. Poszczególne prace były ciekawe w zamyśle, dopracowane. Widać, że autorzy umieją rozwiązywać problemy plastyczne, doskonale sobie radzą z warsztatem. Niewątpliwie jest to zasługą prowadzącego w bydgoskich Warsztatach z osobami zmagającymi się z chorobami psychicznymi zajęcia plastyczne Stanisława Stasiulewicza. Jak się wydaje, stwarza uczestnikom możliwość wyrażania siebie: szanuje indywidualność każdego z nich. Ale i uczy rzemiosła. Zapewne Obraz Piotra Paprockiego dba o rozwój poszczególnych osobowości, co można dostrzec choćby w pokazywanych rysunkach i obrazach Piotra Paprockiego. Zresztą autorzy wystawy w Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej uczestniczą w Ogólnopolskim Konkursie Malarskim im. Teofila Ociepki i zdobywają nagrody i wyróżnienia – a ich prace zwracają na siebie uwagę na pokonkursowej wystawie. Zatrzymują przy sobie właśnie dlatego, że ich autorzy posługując się środkami plastycznymi, odsłaniają samych siebie, swoją niepowtarzalność. Być może dlatego wystawa choć była zróżnicowana, to sprawiała wrażenie spójnej. Postawa pedagoga czy terapeuty Stanisława Stasiulewicza ujmuje szlachetnością. Eksponowane prace uzewnętrzniają szacunek dla każdej z osób uczestniczących w zajęciach. Jak się wydaje, Stanisław Stasiulewicz każdego podopiecznych cierpliwie wprowadza w świat sztuki, prowadzi, nie ingerując w to, co ostatecznie w pracy artystycznej jest najważniejsze: w osobowość twórcy. Pomaga w rozwijaniu indywidualności, a czasem – talentu. Obrazy Refleksjonistów jak najsłuszniej zalicza do nurtu art brut. Z Warsztatami Terapii Zajęciowej jest związany od piętnastu lat, przed nim dziesięć lat zajęcia plastyczne prowadziła Małgorzata Gaca.
Refleksjoniści 25 to wystawa jubileuszowa: z okazji dwudziestopięciolecia Warsztatu Terapii Zajęciowej na Stawowej 1, założonego – jak pisze Stanisław Stasiulewicz – przez lekarzy medycyny Henrykę i Andrzeja Cholewińskich. Pionierska oraz eksperymentalna forma terapii poprzez sztukę stała się faktem w Bydgoszczy. Czas szybko przemija, ale ma wielką wartość, gdy jest poświęcony ważnym sprawom, ideom, szczególnie gdy konkretnie służy potrzebującym. Teraz można to docenić po 25 latach… Ile się wydarzyło, ile osób skorzystało z szansy na zmianę, często odkrywając swój talent. Wystawy indywidualne, konkursy, w tym Ogólnopolski Konkurs Malarski im. Teofila Ociepki potwierdzały, że istnienie bydgoskiego pokolenia malarzy art brut jest niezaprzeczalnym faktem. Historia zapisuje się pięknymi barwami obrazów, rozmów, spontanicznego śmiechu – pomimo codziennej szarości. Wystawa jest pokazem prac artystów WTZ, refleksyjnym wspomnieniem oraz dokumentacją postaw sztuki intuicyjnej. Można dodać, że autorzy eksponowanych prac – skupieni w grupie Refleksjoniści – uczestniczą w życiu artystycznym Rysunek Piotra Paprockiego Bydgoszczy: goszczą na wernisażach wystaw plastycznych, spotkaniach. Można się domyślać, że autentyczne zainteresowanie sztuką, ciekawość tego, co w niej się dzieje ma znaczenie dla ich artystycznego rozwoju.
Twórczo zdyscyplinowana
Kamil Hoffmann
W
lutym w toruńskim Dworze Artusa prezentowana była wystawa Wobec Rysunku n°2, której uczestnikami byli pracownicy Zakładu Rysunku Wydziału Sztuk Pięknych UMK oraz zaprzyjaźnieni artyści. Jak wskazał podczas otwarcia wystawy prof. Bogdan Chmielewski, ekspozycja prezentuje zarówno prace wykonane w technice rysunku, jak i w różny sposób odnoszące się do tego medium. Istotnie, niektóre realizacje eksplorują obszary bardzo odległe od tradycyjnego rozumienia disegno, wydaje się jednak, że prezentowane prace łączy typowe dla rysunku zdyscyplinowanie twórcze. Oczywiście, na wystawie Wobec Rysunku n°2 były prace stricte rysunkowe. Tą techniką posłużyła się Jolanta Płotkowska, rysując Drzewo. Z niezwykłą precyzją ujęła fakturę, zaś subtelnie cieniując, oddała niemal namacalnie skomplikowany, pełen wypukłości i załamań kształt pnia. Bardzo sugestywne są dwa rysunki Marka Szarego: Kresy 43 i Niezłomni – symboliczne kompozycje o wyraźnie martyrologicznej wymowie. Dwa cierpliwie wystudiowane portrety Babci Eli pokazała Paulina Gołoś. Autorka rysując kredką na czarnym papierze, skupiła się wyłącznie na twarzy portretowanej osoby; twarzy, w której zmarszczkach zapisane zostały trudy i radości życia. Cykl portretów tworzących instalację rysunkową Notatnik portretowy – czas, miejsce, dialog – układy równoległe I, II, III pokazał Witold Pochylski. Całość obejmuje trzydzieści portretów, z których każdy zdaje się
Marek Szary, Niezłomni. Fot. Jerzy Rochowiak
składać jeszcze z kilku warstw rysowanych na transparentnym podłożu. Nakładające się na siebie albo przenikające linie i cienie potęgują złudzenie głębi, nadając odrealnionym portretom monumentalny, „pomnikowy” charakter. Poszerzone rozumienie rysunku zaproponował Bogdan Przybyliński. W pracy Sytuacja sięgnął po medium łączące rysunek, wydruk komputerowy i elementy malarskie. W inną stronę definicję rysunku zdaje się rozszerzać Monika Rak w Przestrzeni kontemplacyjnej i Wycinkach. Pierwszy cykl składa się z pięciu rysunków nicią. Autorka haftuje prostym ściegiem
Paulina Gołoś, Babcia Ela. Fot. Jerzy Rochowiak
na umieszczonej w tamborku tkaninie z wydrukowanymi wykrojami. Drugi zestaw w przestrzennej, bliskiej reliefom formie abstrakcyjnej łączy skrawki czarnego tiulu i różnej grubości nici. Cykl grafik komputerowych trawestujących layout kilku popularnych witryn internetowych pokazała Justyna Jaworska. W pracach ALC/Artistic Language Code wszystkie teksty, napisy wykonała nieistniejącym pismem, które niekiedy przypominało alfabet gruziński, innym razem tajski, ale najbardziej przypominało bazgroły niepiśmiennego dziecka, które próbuje na swój sposób naśladować pismo. Grafiki Justyny Jaworskiej można
rozumieć różnorako. Owszem, artystka uświadamia nam, że żyjemy w globalnej wiosce, w której wszyscy zdają się posługiwać jednym językiem i bez przeszkód się komunikować. Jednak z drugiej strony komunikację trudno utożsamić z porozumieniem, bo internet nie zniósł odmienności kodów kulturowych, która sprawia, że kontakty są pozorne lub powierzchowne. Elżbieta Jabłońska zrealizowała cykl Zamaż mnie w twórczej współpracy ze swoim trzyletnim synem i publicznością. Stylizowane na selfie portrety fotograficzne zostały przez owych współpracowników porysowane w abstrakcyjne wzory i szlaczki, niekiedy pojawiają się też grafficiarskie tagi, hasła i napisy czy nawet fragmenty quasi-potetyckie. Praca Elżbiety Jabłońskiej jest dowcipnym eksperymentem artystycznym, ale równocześnie uświadamia, że wszechobecna fotografia reklamowa oraz internetowa nadprodukcja selfies doprowadziły do dewaluacji wizerunku twarzy i przesunęły go na drugi plan. W pewnym sensie obraz drugiego człowieka staje się tłem, podobnie jak w cyklu Zamaż mnie. Ciekawym eksperymentem rysunkowym jest praca Aleksandry SojakBorodo Punkty n°2. Artystka prosiła studentów o narysowanie na kartce kilku punktów lub bardziej potocznie: kropek. Następnie punkty te skanowała i wydrukowała w bardzo dużym powiększeniu. Dopiero w makroskali okazuje się, że na pozór nieistotny i – w sensie matematycznym – bezwymiarowy obiekt może być tak zróżnicowany, wśród 56 wydruków nie było dwóch identycznych kropek. Każda miała inny kształt, zależny od wykorzystanego narzędzia rysunkowego, nacisku, zapewne również od rodzaju papieru, na którym powstała. Trzy grafiki cyfrowe zatytułowane Obrazy fraktalne pokazała Krystyna Garstka-Saran. Autorka udowodniła, że posługując się językiem matematycznym, można uporządkować każdą niemal formę abstrakcyjną. Pozorny chaos za sprawą powtórzeń określonej grupy elementów graficznych nabiera swoistej harmonii, która tym syntetycznym, wypranym z emocji pracom nadaje ciepła i spokoju. Linoryt #tez_2 oraz obiekty graficzne Pieścidełka pokazała Martyna Rzepecka. Po rzeźbę sięgnął Stanisław Kośmiński autor drewnianego reliefu Materiał (z cyklu Ornamenty). Dwie instalacje z wykorzystaniem światła przygotowała Agnieszka Majak: (Po)widok I – Góry oraz E(Po)Widok I – Morze. Chociaż artystka wykorzystała medium dalekie od rysunku, wyraźnie widoczne w tych realizacjach jest traktowanie kreski (w tym przypadku krawędzi) jako elementu porządkującego kompozycję. Transformując surowy górski pejzaż w figury geometryczne, czy interpretując morską
Weronika Tadaj-Królikiewicz, Mazurski magiel. Fot. Kamil Hoffmann
bryzę jako miękkie światło, autorka w syntetycznej formie uchwyciła kwintesencję widzenia obu tych krajobrazów. Z jednej strony mózg ludzki każdy widok stara się porządkować, upraszczać w poszukiwaniu najbardziej charakterystycznych punktów w rozległej przestrzeni – punktów orientacyjnych, z drugiej natomiast doświadczenie i kultura skłaniają nas do kategoryzowania każdego krajobrazu i doszukiwania się w nim określonych
cech typowych dla danego obiektu. Prace Agnieszki Majak interpretują w pewnym sensie oba te procesy myślowe. W inny sposób wobec rysunku sytuuje się instalacja Weroniki TadajKrólikiewicz Mazurski magiel. Artystka wykorzystała stary, podrdzewiały magiel, w który nawinęła szeroką taśmę szarego papieru pakowego. Na wystającej od przodu części autorka stworzyła cykl rysunków nawiązujących do przeszłości Mazur, cześć za maglem pozostała pusta. Jak informuje Weronika Tadaj-Królikiewicz: …niezarysowana część symbolizuje przyszłość, którą wraz z upływem czasu będę zarysowywać. Inną formę ma Comfort Hole – instalacja Katarzyny Łyszkowskiej, nawiązująca kształtem do hamaka, ale w jego środkowej części autorka umieściła dziurę, tworzącą swoisty lej, w który można się zapaść, w którym można się zaplątać… Sznurki układają się w linie przypominające poziomice na mapie albo siatkę mapującą w trójwymiarowej grafice komputerowej, co czyni z instalacji swoistą formą rysunku. Rzeźbę bez tytułu pokazała Natalia Wiśniewska. Również w tej pracy rysunkiem staje się opracowany przez autorkę schemat. Pomalowane na czarno listewki zostały połączone, tworząc – w dużym uproszczeniu co prawda – antropomorficzny kształt. Bez głowy, ale z rękami, nogami i tułowiem. Ów kształt przysiadł sobie na podstawionej przez artystkę kanapie z gąbki tapicerskiej. Trzy fotografie analogowe z cyklu Kalka pamięci pokazał Jędrzej Gołaś. Czarno-białe prace pokazują dawne podwórka. Zarówno kompozycja obrazu, jak i wykorzystana technika – odbitki wykonane są na papierze o wyraźnej fakturze – nadają fotogramom nostalgiczny charakter. W pewnym sensie na styku performansu i instalacji sytuuje się praca Witolda Pochylskiego W poszukiwaniu horyzontu – podglądając czas. Artysta, nawiązując do realizacji Hansa Haackego, wysiał w przezroczystych donicach skiełkowane nasiona jęczmienia, które w trakcie trwania ekspozycji rosną i zmieniają się w czasie. W pewnym sensie można to działanie uznać za performans, chociaż raczej taki, który „sam się performuje” niż jest performowany. Bogdan Chmielewski w pracy Wzór (lekcja rysunku) udokumentował performans będący próbą luźnego odtworzenia sytuacji pokazanej na ilustracji do jednego z wydań Katechizmu polskiego dziecka Władysława Bełzy. Praca przypomina o znaczeniu historii, dziedzictwa przeszłości dla kolejnych pokoleń. W wystawie Wobec Rysunku n°2 gościnnie wziął udział Wiesław Smużny. Jego Magia liczb to wielkoformatowy baner, na którym autor umieścił
ciągi liczb, układające się w geometryczny wzór. W pewnym sensie pokazał, że pismo: litery bądź cyfry też są formą rysunku. Pismo to przede wszystkim kod służący porozumiewaniu się, nie zawsze zwracamy uwagę na jego estetyczny wymiar. Autor Magii liczb nadał pismu formę plastyczną, łącząc dwa porządki w spójną całość. Wystawa Wobec Rysunku n°2 dowiodła, że rysunek można w drugiej dekadzie XXI wieku rozumieć wielorako. Swego rodzaju paradoksem jest jednak, że dzięki wykorzystaniu innych niż rysunek mediów artyści ukazali specyfikę – nawet wyjątkowość – rysunku na tle innych technik. Prezentowane prace cechuje bowiem dyscyplina twórcza. Każdy element, etap działania zdaje się być dokładnie zaplanowany jeszcze przed przystąpieniem do pracy. Autorzy raczej nie poddają się przypadkowi, a w pracach, których niektóre aspekty są przypadkowe, jak Punkty n°2 Aleksandry Sojak-Borodo czy Zamaż mnie Elżbiety Jabłońskiej zadaniem autorek jest dokonanie wyboru, który zdaje się być istotnym elementem działania twórczego.
Witold Pochylski, W poszukiwaniu horyzontu – podglądając czas. Fot. Kamil Hoffmann
O uytecznoci rzeczy Jerzy Rochowiak
N
a wystawie (Nie)potrzebne, (nie)piękne, (nie)cenne. Reaktywacja rzeczy eksponowanej od połowy grudnia 2017 roku do maja 2018 roku w Muzeum Etnograficznym im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu są pokazywane obrazy – czy raczej obiekty, których częścią są prace malarskie – Michała Kokota. Portret kawalera uczestnika wojny polskobolszewickiej 1920 został namalowany na desce, która była wezgłowiem łóżka; pierwszoplanowa jest fotografia, obraz jest tłem, są jeszcze niebieskie i czerwone zamalowania; do deski przyklejone jest zardzewiałe ostrze kosy, przybita mała kropielnica z krzyżykiem, na kosie zawieszony jest różaniec… Tytułowy bohater, starszy mężczyzna, patrzy przed siebie, prawą dłoń przyciska do piersi… Kolaż można czytać jak przypowieść, podobnie jak Dyptyk II: Osieckie wdowy, Niepodległość. Pierwsza część dyptyku to portret trzech starych kobiet, do obrazu przymocowane jest stare wiadro z zardzewiałym łańcuchem. Z wiadra kierują się ku kobietom trzy dłonie… Druga część dyptyku to portret kawalerzysty na rannym koniu; pierwszoplanowy jest fragment fotograficznego portretu mężczyzny z zamkniętymi oczyma; do płótna przyklejone jest ostrze noża od sieczkarni, częściowo pomalowane na czerwono, jest i fragment uprzęży: uzda i lejce. Obrazy wiszą na trzech orczykach, kiedyś odpiętych od maszyny
rolniczej: brony albo siewnika… Dyptyk II: Osieckie wdowy, Niepodległość przedstawia bolesne wspomnienia wojny, która zawładnęła mieszkańcami Osieka nad Wisłą… Przedmioty mają symboliczną wymowę, ale i bezpośrednio odnoszą się do ludzi, o których kompozycje opowiadają. Artysta przed prawie dwudziestu laty wspominając dzieciństwo na wsi koło Łobżenicy, mówił: Z cmentarzyska starych rzeczy – śmietniska, które nazywano Lękałną, bo budziło jakiś lęk – znosiłem na strych sponiewierane lemiesze, garnki, lampy… Wierzyłem, że mają dusze. Bolało, że ktoś się z nimi źle obszedł. Mówił, że człowiek uświęca się swoją pracą, dobrocią, życiową mądrością i święte stają się codziennie używane przedmioty, jeżeli mają dusze; mają je wtedy, kiedy zostaną nimi obdarzone przez człowieka, który je kształtował, posługiwał się nimi. (Jerzy Rochowiak, Uświęcanie powszedniości – Biuletyn Informacji Kulturalnej nr 11/1999). Na wystawie pokazywana jest praca Mariana Stępaka Serce do serca z cyklu Skarpetki. Serca są drewniane, pomalowane na biało; wycięte w nich prostokąty i kwadraty, jak okienka, pozwalają zobaczyć starannie zwinięte skarpetki. Serca kierują się ku sobie. Każde jest inne, biel łączy się z różnorakimi kolorami… Jako pracę dyplomową na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu Marian Stępak przedstawił na początku lat osiemdziesiątych minionego stulecia tkaniny, których używała jego matka – sukienki, fartuchy, chusty. Wydobyte z domowych zakamarków, stały się tworzywem plastycznym, nieobojętnym uczuciowo i znaczeniowo. Desenie, wzory, zabrudzenia autor potraktował jako plamy – takie, jakie kształtuje malarz, posługując się farbami. Tą realizacją zdecydowanie zaznaczył swoją bezkompromisowość, przekorę, a zarazem pokorę wobec plastycznej materii. Od tego czasu artysta komponuje obrazy czy obiekty artystyczne z rzeczy używanych, przede wszystkim sukienek, bluzeczek, sweterków, skarpetek – podarowanych mu przez kogoś, wyszukanych na różnorakich wyprzedażach. Naciągnięte na ramy stają się obrazami, ułożone w stosie tworzą piramidy, kolumny. Zawiera się w tych pracach szacunek do rzeczy, do człowieka, który ich używał – któremu służyły. Uzewnętrzniają czułość i szacunek do niego. Artysta wszakże nie stroni od uśmiechu – często takie obiekty są całościami skomponowanymi dowcipnie, żartobliwie. Autorki wystawy – Hanna Łopatyńska i Grażyna Szelągowska – przypominają Jeana Dubuffeta, który na początku lat pięćdziesiątych minionego stulecia zaproponował pojęcie asamblażu.
Sukienka przerobiona ze starej spódnicy, połatana i pocerowana Wykonawca: Marianna Ryczek, Głubczyk, Krajna Złotowska, 1918-1939 Własność: Muzeum Etnograficzne w Toruniu. Fot. Marian Kosicki
Eksponowane na wystawie rzeczy autorki uporządkowały, dzieląc je na kilka grup. Pierwszą są przedmioty naprawiane, bez zmiany funkcji, drugą przedmioty w nowej funkcji, bez ingerencji w formę, trzecią przedmioty użytkowe lub ich części jako dekoracja otoczenia, czwartą przedmioty z obszaru mody i biżuterii, szóstą przedmioty i ich fragmenty w sztuce, siódmą przedmioty jako symbole. Trudno rozłączyć ekspozycję i bogato ilustrowany katalog, który ją dokumentuje oraz zawiera objaśnienia: genezę i opis przedmiotów oraz komentarz. Układają się w zajmującą opowieść o rzeczach, ich różnorakim pożytkowaniu. Dodać trzeba, że prócz obiektów eksponowanych w sposób odsłaniający ich urodę, różnorakie konteksty kulturowe, zwłaszcza artystyczne, ważne są liczne fotografie, które są nie tyle dopowiedzeniami, co raczej poszerzeniem pola widzenia. Zarówno plastyka ekspozycji, jak i projekt katalogu są dziełem Matyldy Mazur-Wasylkowskiej. Wystawa o rzeczach długo (wielokrotnie?) użytecznych, pokazujących się w nowych, niekiedy zaskakujących, rolach zaciekawia, wzrusza i bawi. Ma tyle uroku, że chce się ją obejrzeć co najmniej dwa razy: przed zapoznaniem się z katalogiem i rozgościwszy się w świecie, który prezentowane rzeczy odsłaniają, do którego należą. Oczywiście, nieprzypadkowe są nawiasy w tytule wystawy: (Nie)potrzebne, (nie)piękne, (nie)cenne. Można czytać: potrzebne, piękne, cenne. We wstępie do katalogu wystawy dyrektor Muzeum Etnograficznego im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu dr Hubert Czachowski problematykę, którą podjęły Hanna Łopatyńska i Grażyna Szelągowska, umieszcza w kontekście zainteresowania, także naukowców, rzeczami – drugim życiem – przedmiotów. Zagadnienie to – pisze Hubert Czachowski – staramy się pokazać w miarę szeroko, poczynając od wielu przykładów naprawiania zniszczonych rzeczy i przedłużania ich życia do tworzenia nowych bytów ze zużytych materiałów. Naprawia się, pewnie znacznie rzadziej niż jeszcze niedawno, przedmioty, które zostały uszkodzone lub częściowo się zużyły. Pokazywane są ceramiczne naczynia, którym żywot przedłużyło drutowanie. W ten sposób naprawiano też instrumenty muzyczne. Nie tylko drutowano, ale i nitowano, np. miedziane rondle. Łatano sita. Oglądać można cerowane i łatane sukienki, kalesony, czepce, halki, majtki, spodnie, kaftany, kierpce, zapaski. Nierzadko tkaniny były nicowane: odzież, której wierzch był już podniszczony, rozpruwano i materiał odwracano, następnie znów zszywano. Pokazywane
są popękane łopaty, niecki do zaczyniania chleba, naczynia, nosidła, które naprawiono, mocując gwoździami tekturę, blachę, drewniane listewki. Oglądać można popękane cepy, drewniane formy do masła, które mogły być używane, gdyż scalono je drutem. Wiklinowy kosz został wzmocniony sznurkiem i nicią: wiklinowe uchwyty zastąpiły uplecione ze sznura, sznurek wzmocnił krawędzie kosza a dno zostało obszyte bawełnianą tkaniną… W innym wiklinowym koszu nowe uchwyty zostały wykonane z drutu. Krzesła ratowano, przybijając siedziska z tektury lub desek. Dzban, który popękał, oklejono plastrem opatrunkowym. Przy pomocy listewek, drutu i blachy naprawiono drewniane radło. Przedmioty pokazywane w tej części wystawy wzruszają: ich użytkownikom trudno było się z nimi rozstać, może dlatego, że nie stać ich było na kupienie nowych, może łączyła ich z nimi uczuciowa więź, lubili je… Może trudno było je zastąpić innymi, może użytkownicy obawiali się, że nowe nie będą tak przydatne jak stare… Widać, że naprawy były dokonywane staranie, nierzadko przemyślnie, a czasem z czułością. Właśnie takie rzeczy zajmowały Michała Kokota: były nieobojętne właścicielom. Przedmiotów zużytych, których już nie było warto lub można naprawiać – zwłaszcza narzędzi i urządzeń – użytkownicy się pozbywali. Zwykle nie od razu je wyrzucali, ale umieszczali gdzieś za domem, na składowiskach rzeczy, które jeszcze jeśli nie w całości, to w części, mogłyby się przydać… Przeważnie niszczały… Wiele z nich Michał Kokot zgromadził przy swoim osieckim domu. Wozy, pługi, brony, żniwiarki trafiły do utworzonego w 1986 roku osieckiego Muzeum Pojazdów, Maszyn i Narzędzi Rolniczych Małgorzaty i Tomasza Nocnych. Pośród przedmiotów w nowej funkcji, bez ingerencji w formę jest drewniany kuferek, który służył do przechowywania dobytku żołnierzowi wojska pruskiego a po wojnie do przechowywania narzędzi używanych w zakładzie fryzjerskim. Są też pudełka po czekoladkach, puszki po medykamentach służące jako domowe pojemniki. Na zdjęciach można zobaczyć psie budy: z beczki, z części wozu konnego. Można zobaczyć garnki służące jako poidła dla ptactwa i zwierząt. Zaciekawiają skrzynka na listy z konwi na mleko, kwietnik z żeliwnego garnka, balustrada balkonowa z bron. Wśród przedmiotów lub ich fragmentów wykorzystanych do zrobienia nowych rzeczy, z ingerencją w formę są drewniane pudełka po cygarach przerobione na szkatułki, ramki do obrazów. Jest domowy ołtarzyk z pudełek po cygarach i dewocjonaliów.
Ozdoba ogrodowa „żaba”, okolice Brodnicy, ziemia dobrzyńska, 2016. Fot. Maciej Nadolski
Wśród przedmiotów z surowców wtórnych i śmieci uwagę przyciąga butelka, w której ktoś umieścił kompozycję przedstawiającą Ukrzyżowanie. Z części puszki po konserwie i drutu został wykonany czerpak do zbierania jagód. Potłuczone kolorowe szkło przyklejone do drewna ozdobiło ramki do obrazków, a także ściany drewnianego domku. Z różnorakich odpadów metalowych skonstruowany został model okrętu. Z plastikowych pojemników wykonano ogrodową ozdobę, pływaki sieci. Przeróżne odpady posłużyły do wykonania strachów na wróble – niezwykle interesujących form plastycznych, można by powiedzieć: instalacji plastycznych. Studentkom toruńskiego uniwersytetu do wykonania ściennej mozaiki posłużyły kapsle z butelek. Mieszkaniec Skępego skorupami fajansowych naczyń ozdobił swój dom. Przypomina się słynna, mierząca sto dziesięć metrów, ławka Gaudiego w Parku Güell w Barcelonie skomponowana według techniki trencadís – z potłuczonych kawałków szkliwionej ceramiki: kubków, talerzy, misek. Wśród kolorów dominują żółty, niebieski i zielony; symbolizują miłosierdzie, wiarę i nadzieję.
Ołtarzyk domowy z pudełek po cygarach. Wykonawca nieznany, 1897, znal. w Toruniu Własność: Muzeum Etnograficzne w Toruniu. Fot. Marian Kosicki
Różne zastosowanie znajdują zużyte opony: wykonywane są z nich płoty, kwietniki, przydomowe ozdoby, podeszwy butów, których wierzchy są szyte z tkanin, plecione ze słomy. Ciekawostką są buty dla koni wykonane z opon. Przypomina się katedra, którą w Mejorada del Campo w Hiszpanii już z górą pół wieku Justo Gallego Martinez buduje nie tylko z cementu i stali, ale i materiałów używanych, m.in. opon i butelek. Warto tu napomknąć, że wcieleni do Wehrmachtu mieszkańcy Pomorza, pełniący służbę wartowniczą w Grecji, sprzedawali partyzantom opony, które oni wykorzystywali do wykonywania podeszew butów. Pod koniec wojny żołnierze, którzy pod przymusem wdziali niemieckie mundury, sprzedawali partyzantom namioty, koce, później amunicję i broń, a w końcu przyłączali się do greckiego ruchu oporu. Pisze o tym Janusz Traczykowski w książce ELAS znaczyło wolność. Na wystawie są eksponowane kolorowe pudełka, ramki do zdjęć, domowe ołtarzyki z klisz rentgenowskich, tkaniny i papieru. Pokazywane są albumy z wycinanymi z czasopism zdjęciami aktorów i piosenkarzy. Tkaniny, głównie ze znoszonych ubrań, służyły do szycia chodników – popularnych szmaciaków, sukienek, fartuchów, kaftaników, chust, nawet… podpasek. Ciekawy jest dywanik z pończoch. Wiele uroku mają bibeloty i lalki z tkanin łączonych z tekturą, włóknem. Piękną kapę na łóżko ze skrawków lnianych i bawełnianych tkanin uszyła – starannie komponując zdobiące je wzory – mieszkająca w Toruniu artystka Iwona Chmielewska jako prezent ślubny dla swojej córki Matyldy (Mazur-Wasylkowskiej). Opakowania, gazety wykorzystywano, by podkleić odwrocie obrazu. Niezmiernie interesującą instalację przygotowała na potrzeby wystawy Agnieszka Dąbrowska: urządziła śliczny kącik wypoczynkowy. Przy stoliku ze szklanym blatem umiejscowionym na obwiązanych sznurkiem butelkach po wodzie mineralnej można usiąść na wygodnych poduszkach obszytych materiałem ze znoszonych dżinsów ułożonych na siedziskach z pomalowanych na biało palet czy skrzynek po owocach. Bibeloty zostały ułożone na półce skonstruowanej z palety pomalowanej również na biało. Jako komoda służy niemalowana skrzynka na owoce. Na ścianie wisi lampa z koła rowerowego. Na wieszaku z pomalowanej na biało narty wisi torba uszyta ze skrawków różnych materiałów.
Wyodrębnioną grupą eksponatów są przedmioty i ich fragmenty wykorzystane – przez kolędników – do wykonania strojów, rekwizytów obrzędowych i instrumentów. Popielniczki, wazony, otwieracze do butelek, ramki do zdjęć, wisiory, broszki były wykonywane z łusek po pociskach. Na wystawie znalazły się fale żołnierskie z miar krawieckich. Pośród przedmiotów z wykorzystaniem części innych urządzeń można zobaczyć nóż, którego ostrzem jest odłamana końcówka kosy, rybacki napław z bidonu i kawałków drewna, czerpak piaskarski z wiadra, w którym wywiercono otwory, oścień z czerpaka łopaty, urządzenie do ostrzenia noży złożone z rurek, kół rowerowych, listewek i ostrzałki. Można zobaczyć wagi – bezmiany, których obciążniki wykonano z pocisków artyleryjskich, grill z bębna pralki automatycznej, kwietniki z prętów zbrojeniowych i blachy. Można zobaczyć zdjęcia stołów, których blatami są młyńskie koła. Starej łodzi nie porąbano, a spożytkowano ją do budowy pomieszczenia na sieczkarnię. Koła maszyny rolniczej posłużyły do skonstruowania huśtawki. Statyw maszyny do szycia posłużył jako nóżki grilla, nierzadko jest wykorzystywany w konstrukcji stołu. Pośród przedmiotów użytkowych lub ich części jako dekoracji otoczenia jest doniczka z makutry ustawiona na serwecie ze starej zasłony. Widać na zdjęciach kwietniki z opony i gumiaków, z beczki, sedesu, piecyka, magla, ozdoby z puszek, grzybki z misek, przydomowe dekoracje z żeliwnych garnków, wózka dziecięcego, karoserii fiata 126 p. Moda i biżuteria to część wystawy przypominająca o pomysłowości czy kreatywności pań, które w trudnych czasach umiały przezwyciężać trudności ze zdobyciem odpowiednich materiałów. Śliczna jest powojenna biała bluzka z tkaniny spadochronowej. Świetnie się prezentują sukienka z chusteczek do nosa i starych koronek, spódnica z góry dżinsów i płóciennych toreb na ramię, bluzka z poszwy na kołdrę, bluzka i spódnica z gazy gospodarczej, sweterki patchworkowe. Niebanalnymi ozdobami są naszyjnik z korali z medalionem ze srebrnej monety, naszyjniki, wisiory, kolczyki, bransoletki z części starych zegarków, łyżeczek, widelców, guzików, łańcuszków, sznurka, a nawet gazetowego papieru. Kim jest artysta? – pyta Monika Małkowska (w kwartalniku Wiadomości ZAiKS nr 18/2017). I odpowiada: może być to osoba, która potrafi wszystkiemu, całemu swemu otoczeniu nadać formę sztuki. Przerobić każdą rzecz na obiekt o walorach pozaużytkowych (choć to nie wyklucza funkcjonalności).
Lalka – szmacianka. Wykonawca: Zofia Gackowska, Cisiny, Kociewie, 1950 Własność: Muzeum Etnograficzne w Toruniu. Fot. Marian Kosicki
Mam na myśli kogoś, kto najpierw dostrzega potencjał drzemiący w jakimś kamyczku, pudełku, folii od czekoladek, a następnie daje drugie, a właściwie pierwsze życie. Uszlachetnia. Sprawia, że zapominamy o ich – rzeczy
– pierwotnym przeznaczeniu. Jeśli tak zdefiniujemy artystę, zobaczymy, że wystawa w toruńskim Muzeum pokazuje obiekty artystyczne z różnych obszarów sztuki, od nasuwających myśli o kiczu po formy wyrafinowane, jak prace Michała Kokota i Mariana Stępaka, które są eksponowane wśród przedmiotów i ich fragmentów w sztuce wraz z dziełami Jerzego Gąsiorka, Władysława Hasiora, Mariana Kruczka, Genowefy Magiery, Adama Niklewicza i Stanisława Zagajewskiego. Każdy z autorów inaczej posłużył się rzeczami. Niekiedy były inspiracją, jedynym bądź głównym tworzywem kompozycji, czasem znaczącym uzupełnieniem obrazu lub rzeźby… Ostatnią część wystawy autorki zatytułowały: Przedmiot jako symbol. Jak piszą w katalogu, wiele rzeczy, oprócz właściwego im przeznaczenia, spełnia też funkcję symboliczną, zastępując pewne pojęcia, idee i zjawiska abstrakcyjne. Od dziesiątego wieku szczęście symbolizuje podkowa: zawieszona w pozycji litery U ma przyciągać pozytywne zdarzenia, a odwrotnie chronić przed zazdrością, zawiścią i nieproszonymi gośćmi. W czasie stanu wojennego wpięte w klapę marynarki oporniki elektryczne manifestowały opór wobec reżimu. Wystawa (Nie)potrzebne, (nie)piękne, (nie)cenne. Reaktywacja rzeczy opowiada o rzeczach, ale i poprzez rzeczy o ludziach. Wiele spośród pokazywanych obiektów ma swoją historię, wkomponowaną w czas, upodobania użytkowników… Z niektórymi przedmiotami – pisze Hubert Czachowski – często jest człowiekowi trudno się rozstać, zawierają bowiem w sobie cząstkę życia swego użytkownika. Te przerabiane są dodatkowo oplecione emocjami, jako coś bliskiego, przyjacielskiego, domowego. Przedmioty takie stają się mocno ujednostkowione. Te są najbardziej zajmujące. Uwagę przyciągają też części garderoby, ozdoby, różnorakie konstrukcje, jak choćby kącik wypoczynkowy Agnieszki Dąbrowskiej, pokazujące inwencję autorów przekształcających niepotrzebne w użyteczne, niekiedy ładne, a czasem piękne. Dziś, gdy łatwo nabywać nowe przedmioty, problemem bywa ich nagromadzenie. Nasuwa się więc myśl o minimalizmie: ograniczaniu ilości czy liczby posiadanych rzeczy. Naturalnie, najrozsądniejszy jest umiar. W nim może się zawierać namysł nad powtórnym wykorzystaniem tego, co jest – a może tylko się wydaje – zużyte.
Spektakl o przemocy we Włocławku Jerzy Rochowiak
D
laczego ja? – pytają Josha, bohatera włocławskiego spektaklu Pif paf! Jesteś trup!, młodzi ludzie, których zastrzelił w szkolnej kawiarence. Josh odpowiada bezczelnie: znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, z przyjemnością przyglądał się jak upadają. Jest pewien, że odsiedzi pięcioletni wyrok w wygodnych warunkach, chełpi się, że ma w celi więzienny all inclusive. Skupia się na ekranie laptopa, odpowiada od niechcenia. Każda kolejna sekwencja jednak zmniejsza hardość Josha. Zaczyna odczuwać to, co mogły czuć jego ofiary, wyjaśniać jak doszło do tragedii, dlaczego zabił… Spektakl nie wskazuje jednej przyczyny tragedii, ukazuje splot okoliczności, wskutek których na pozór cichy, spokojny chłopak wszedł ze strzelbą do kafejki i celował do osób, które tam były. Włocławskie przedstawienie Pif paf! Jesteś trup pokazuje problem, pozostawiając jego rozwiązanie widzom. Pif paf! Jesteś trup! według sztuki Williama Mastrosimone w tłumaczeniu Waldemara Gzubickiego, zaadaptował na potrzeby włocławskiej sceny i wyreżyserował Jan Polak. Rolę Josha powierzył licealiście Arturowi Kujawie. Role ofiar Julii Fryżewskiej (również licealistce, dla której udział w spektaklu jest scenicznym debiutem), Katarzynie Michalskiej i Adrianowi Domanowskiemu, który gra także alter ego Josha. Muzykę napisał Filip Różański (instrumentalista zespołu Lao Che). Kostiumy i scenografię zaprojektowali Dorota Główczyńska i Dariusz Piotrowski. Grane na małej scenie Teatru Impresaryjnego im. Włodzimierza Gniazdowskiego przedstawienie jest kameralne, skromne inscenizacyjnie,
Pif paf! JesteĹ› trup! Fot. Jerzy Rochowiak
plastycznie surowe. Na scenie znalazło się tylko to, co mogło uwiarygodnić postacie i ich relacje. Znalazła się tu skrzynia z jasnych desek, która – wraz z posadzką w czarno-białą kratę – określa przestrzeń zdarzeń. W skrzyni Josh zaczyna pojmować, co naprawdę zrobił: zabił. Jego ofiary ujawniają to, co chciałby ukryć. Przypominają polowanie, na które wybrał się z dziadkiem, jelenia, którego ustrzelił. Wraz z alter ego mordercy, wbrew jego woli, uświadamiają mu, że rzeczywistość różni się od tego, co widzi na ekranie komputera, przypominają zadanie, które otrzymał na lekcjach wychowania do życia w rodzinie: miał doświadczyć ojcostwa. Okazuje się, że Josh był klasowym pośmiewiskiem, że miał myśli samobójcze… Jeszcze odpycha prawdę, snuje wizję siebie jako kogoś, kto dokonał ważnego czynu. Zaskakuje go wyrok: dożywocie. Jan Polak adaptując utwór Williama Mastrosimone, nie tylko opracował go dla czworga swoich aktorów, ale i wyeksponował dramat wewnętrzny bohatera: widzowie mają wgląd w jego przeżycia. Z dialogów i relacji postaci wyłania się opowieść o tym, co doprowadziło do tragedii…
Pif paf! Jesteś trup! Fot. Jerzy Rochowiak
Próżne zdaje się pytanie czy można jej było zapobiec. Przedstawienie jednak początkuje rozmowy młodzieży i z młodzieżą, z udziałem pedagogów, psychologów, a także policjantów zajmujących się młodymi ludźmi (patronat nad spektaklem objęła Komenda Miejska Policji we Włocławku). Jan Polak przypomina, że sztuka, którą zrealizowano we włocławskim Teatrze Impresaryjnym im. Włodzimierza Gniazdowskiego przy współpracy Agencji Artystycznej Nowakowski Impresariat, odnosi się do masakry, która miała miejsce 20 kwietnia 1999 roku w Columbine High School w Stanach Zjednoczonych. Dwaj nastoletni uczniowie tej szkoły, Eric Harris i Dylan Klebold, weszli na jej teren i strzelając z broni palnej zamordowali 12 rówieśników i nauczyciela, raniąc przy tym 24 inne osoby. Sprawcy popełnili samobójstwo, zanim do budynku wkroczyła policja… (…) Strzelanina w Columbine odbiła się szerokim echem na całym świecie, wywołując panikę moralną związaną z młodzieżą nieprzystosowaną społecznie, środkami antydepresyjnymi, brutalnymi filmami, muzyką i grami komputerowymi, Internetem oraz powszechnym dostępem do broni. Zwraca uwagę, że sztuka nie odnosi się tylko do młodzieży, która strzela do rówieśników, ale podejmuje rozważania nad
Pif paf! Jesteś trup! Fot. Jerzy Rochowiak
Pif paf! Jesteś trup! Fot. Jerzy Rochowiak
problemami nastolatków (…). Właśnie z myślą o nich zrealizował spektakl. Jego problematyka zachęca młodzież do namysłu, do rozważań – choćby dlatego, że w rozrachunku z sobą Josh w ujęciu Artura Kujawy nie uchyla się od odpowiedzialności za to, co zrobił, niczego nie usprawiedliwia, jedynie objaśnia. Postacie dramatu zaciekawiają, przyciągają uwagę. Owszem, ofiary oskarżają zabójcę, ale najważniejsze jest ich pierwsze pytanie: dlaczego. Grają w skupieniu, uważnie, pamiętając o współobecności na scenie, a więc o napięciu, o tym, co dzieje się między postaciami. Wyeksponowaniu relacji służy kompozycja scen, podporządkowana konfiguracji postaci: pierwszoplanowy jest Josh, pozostałe osoby go otaczają. Każda scena i konstrukcja przedstawienia jest klarowna i precyzyjna. Reżyser i aktorzy eksponują emocje, uczucia, doznania postaci, przede wszystkim przeżycia protagonisty – co ważne: nie nadużywając słów. I osiągają wiarygodność! Wzbudzają emocje widzów, poprzedzające namysł nad podjętą problematyką – w kontekście tego, czego sami doświadczają.
Poranne figle psoty i arty oraz Teatralny rozruch. Rzecz o tym, po co bawi si i tworzy teatr ekspresji – nie wbrew dzieciom, ale razem z nimi
Agnieszka Zakrzewska
N
iniejszy artykuł jest zapisem doświadczeń, które wyniosłam z mojej teatralnej pracy i które doprowadziły mnie do pasji tworzenia teatru dzieci oraz realizowania warsztatów pedagogiczno-teatralnych, zarówno z dorosłymi, jak i najmłodszymi uczestnikami zajęć. W tym ostatnim przypadku m.in. w formie comiesięcznych warsztatów: dla dzieci w wieku 4-6 lat – Poranne figle, psoty i żarty oraz dla dzieci w wieku 7-10 lat – Teatralny rozruch, odbywających się w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Działania teatralne zawsze były dla mnie miejscem spotkania, doświadczania i współpracy, jednak z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że nie zawsze dbałam o to, by młody lub dorosły aktor stał się podmiotem działania i uwalniania jego kreatywności. W poszukiwaniu inspiracji, wskazówek i narzędzi zostałam słuchaczką Policealnego Studium Edukacji Praktyk Teatralnych w Toruniu. Tam, szczególnie podczas realizacji dyplomu pod kierunkiem toruńskiej aktorki i miłośniczki małych form teatralnych Barbary Rogalskiej, zaczęłam bardziej świadomie podchodzić do bycia instruktorem teatralnym, animatorem i reżyserem. W tym czasie pracowałam głównie z młodzieżą licealną, studentami i osobami dorosłymi. Z prowadzenia grup czerpałam coraz większą satysfakcję i stawały się coraz bardziej widoczne efekty odważniejszych reżyserskich starań małego tyrana.
Poranne figle psoty i żarty. Fot. archiwum WOAK.
Wszystko, co wówczas robiłam, było oparte na współpracy i wyciąganiu od grupy różnorodnych informacji, ale – patrząc z dzisiejszej perspektywy – widzę jak bardzo dążyłam do tego, aby moja reżyserska wizja została zrealizowana przez zespół. Owszem, w swojej pracy bazowałam na zespole, prowadziłam i podsycałam zażarte dyskusje na tematy poruszane w spektaklu, próbowałam z aktorów wyłuskać jak najwięcej, ale nadal to była moja wizja, w którą z lepszym lub gorszym skutkiem, chciałam wkomponować innych. Deklaratywnie oddawałam pole do działania i tworzenia aktorom, ale dziś sądzę, że w praktyce nie wiedziałam, jak mogę to zrobić skutecznie. W moich teatralno-pedagogicznych poszukiwaniach odnalazłam miejsce, które miało być skarbnicą wiedzy i umiejętności. Reżyseria Teatrów Dzieci i Młodzieży w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Tetaralnej we Wrocławiu, spotkanie z praktykami i metodykami, zajęcia z Elżbietą Olinkiewicz, to wspaniały czas małych i większych odkryć oraz realizacji, jednak ten czas wróci do mnie dopiero po kilku latach, kiedy będę w stanie naprawdę docenić, co Pani Elżbieta chciała przekazać swoim słuchaczom. W moim życiu nastąpił okres zawodowych zmian: osiadłam w stolicy jako nauczyciel, instruktor teatralny, wychowawca Klubu ProfilaktycznoRozwojowego, warsztatowiec umiejętności miękkich i organizator imprez wszelakich. Od początku prowadziłam trzy teatralne grupy dziecięce
i jedną młodzieżową. Dotychczas, oprócz kilku doraźnych warsztatów, nie pracowałam teatralnie z dziećmi. Na początku byłam zachwycona ich energią i pomysłami, ale po pewnym czasie zauważyłam, że próbuję pracować z młodymi tak, jak do tej pory działałam z dorosłymi. Owszem, rozwijałam wyobraźnię, wrzucałam dzieci w kreatywne działania, jednak cały czas to ja przychodziłam z gotowym scenariuszem i mało elastycznym konspektem zajęć. Popełniałam podstawowe błędy, np. zlecając przygotowanie scenografii plastyczkom – wydawało mi się, że musi być oszałamiająca i wykonana precyzyjnie! Przypominam sobie też, jak myślałam, że kiedy dziecko nie rozumie, nie wie, nie umie, to ja – pani reżyser – pomogę i… ustawię dziecię na scenie, bo być może coś zaiskrzy, a dziecko się rozkręci! Dziś sama nie wierzę, że mogłam tak twórczo działać. I – choć miałam świetny kontakt z grupami, proponowałam im działania w przeróżnych formach teatralnych, organizowałam spotkania teatralne – po pewnym czasie praca zaczęła mnie męczyć. Etiudy i spektakle powstawały, było w nich miejsce na dziecięcą ekspresję, jednak czułam, że młodzi nie mają w pełni świetnej zabawy przy kreowaniu czegoś, bo nie do końca to rozumieją, nie
Poranne figle psoty i żarty. Fot. archiwum WOAK.
jest ich, a ja tracę energię na wymyślanie niestworzonych rzeczy i jeszcze w domowym zaciszu frustruję się, dlaczego plan nie jest zrealizowany po mojej myśli – przecież taki świetny pomysł czy scenariusz. I tak jak dorosłych udało mi się włączać w moje reżyserskie wizje, tak dzieci raczej nie poddawały się moim manipulacjom. Teraz myślę, że całe szczęście, gdyż zmusiło mnie to do poszukiwania i rewolucji w moim podejściu do prowadzenia warsztatów czy zajęć, nie tylko z maluchami. Zaczęłam przekształcać pracę z grupą w zabawę z nią. Gdy rozpoczynałam studia Pedagogika teatru na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, byłam na etapie intuicyjnego oddawania aktorom pola do wypowiedzi, bazowania na ich kreatywności, współtworzenia teatralnej przygody. To w tym momencie przypomniałam sobie, o czym mówiła Elżbieta Olinkiewicz. Zaczęłam interesować się tym, czym jest pedagogika teatru, odkrywać nową literaturę, doświadczać zadań praktycznych, wspierać się wiedzą mojej niezastąpionej promotorki, pedagożki teatru – Justyny Czarnoty. Stworzyłam dzieciom pole do spontanicznego działania. Grupy, z którymi pracowałam, zainspirowane sytuacją w szkołach, literaturą itp. wymyślały swoje spektakle. Po rozmowach i zabawach rozgrzewkowych dzieci wpadały na świetne pomysły – puszczały wodze fantazji i przytaczały tyle przykładów i rozwiązań scenicznych, że same tworzyły pomysły na spektakle. Pozwoliłam w końcu na uwolnienie dziecięcej niepohamowanej kreatywności – młodzi tworzyli własną scenografię, pisali swoje historie do teatru cieni, projektowali lalki, byli dla siebie nawzajem reżyserami, wymyślali etiudy z warzywami i sztućcami kuchennymi – jednym słowem pomysły i rozwiązania rozkwitały. Ja natomiast powoli zaczęłam schodzić z pozycji reżysera-dyrygenta i stawałam się coraz bardziej otwarta na pomysły dzieci, tak aby w końcu one zabrały głos, i jednocześnie przeżyły prawdziwie inspirujące teatralne przygody. Przyznaję, że odkrycie i zrozumienie, co jest nie tak w mojej pracy z maluchami i młodzieżą, stało się moim marzeniem, i zajęło trochę czasu… A i dziś pewnie nie wszystko jeszcze odkryłam, i nie raz jeszcze czymś się zadziwię. Dlatego poprzez figle, psoty i teatralne rozruchy dalej szukam, chcę doświadczać razem z grupą twórczego procesu, wytyczać ścieżkę kreatywnego rozwoju, na zasadzie partnerstwa kreować z podopiecznymi nową teatralną rzeczywistość, a wszystko to przez zabawę, bo to ona jest sposobem na twórczość.
Teatralny rozruch. Fot. archiwum WOAK.
Na początku studiów Pedagogika teatru, kiedy każdy z nas, studentów pierwszego roku przedstawiał się i mówił o swoich oczekiwaniach, jak mantrę powtarzałam, że jestem tu po to, by zdobyć nowe narzędzia do pracy z grupą. Aż wstyd się przyznać, że jeszcze na pierwszym, a nawet drugim roku nie rozumiałam, że nie o same narzędzia chodzi. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, na czym powinien polegać warsztat pedagogicznoteatralny… Planując swój projekt dyplomowy i słysząc, że ma to być coś, czego nie robiłam do tej pory, oczywiście zamarzyłam o rzeczach wielkich… Jednak przełożyłam siły na zamiary. Całe szczęście, bo być może gdybym poprzestała na swoich wizjach, nie dotknęłabym tego, co w pedagogice teatru najważniejsze. Znowu pozwoliłabym, aby moje ego przyćmiło to, co najistotniejsze. To przecież dzieci zweryfikowały moją teatralną pracę, więc postanowiłam doświadczać jak najwięcej, a z wszechwiedzącego dyrygenta stać się bodźcem do teatralnych poszukiwań i eksperymentów moich milusińskich. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że właśnie praca z dziećmi i młodzieżą będzie tym marzeniem o rzeczach wielkich…, tym czymś, co pozwala zrobić dziesięć kroków w przód, po latach dreptania w miejscu. Wierzyłam, że nie wolno zgadzać się na pełzanie, gdy czujemy potrzebę latania.1 1 Hellen Keller w Terapia i teatr. Wokół problematyki teatru ludzi niepełnosprawnych, Łódź 2006, s. 247
Rozpoczęłam zmiany – od tej pory nie tylko wszystkie działania były nierozerwalnie związane jedną przewodnią myślą, to ja sama odważyłam się zmierzyć z czymś, co do tej pory nie było mi znane. Przede wszystkim czułam, że są wokół mnie dzieci i młodzież, którzy aż palą się do tego, by uwolnić swoją kreatywność. Często bazowałam na swoich pomysłach, tym razem oddałam pole działania podopiecznym i było to najlepsze, co mogłam zrobić – tyle razy się zadziwiałam i nie mogłam w coś uwierzyć! Nawet gdybym chciała, moje myślenie nigdy nie poszłoby torem, którym kroczyły dzieci w swoim świecie wyobraźni. Dla mnie, jak i dla moich milusińskich rozpoczęła się niesamowita teatralna podróż. Przyznam, że maszyna ruszyła i już dziś widzę jej efekty w grupach, z którymi pracuję – trudno zatrzymać coś, co zostało uwolnione. Kiedy przygotowuję się do realizacji zajęć czy warsztatów, staram się przekraczać granice teatru, mieszać ze sobą to, co nieoczywiste, odkrywać z podopiecznymi, że teatr to nie tyle przedstawienia, forma artystyczna, lecz pewna forma bycia i reagowania2 lub jeszcze bardziej – sposób tkania relacji międzyludzkich.3 Poprzez działania chcę nadać sens temu, co robimy4 oraz temu, w jaki sposób podejmuję teatralny dialog i wymianę z podopiecznymi. Moje teatralne eksperymenty i wkraczanie w działania związane z pedagogiką teatru, całe poszukiwania teatralne to również poszukiwania sensu5 pracy z ludźmi. Ważna jest dla mnie myśl, że w ogólnym pojęciu teatr jako działanie społeczne jest dążeniem do jakiejś pozytywnej zmiany… Między innymi dlatego wszystko, co zadziało się we mnie podczas procesu projektowania i budowania akcji teatralnych było dążeniem do tego, by stać się partnerem gotowym do wspólnej wymiany pomysłów, zauważającym w pełni drugiego człowieka (jego potrzeby), inspirującym i pomagającym rozwijać skrzydła, uwzględniającym to, co wypływa od każdego uczestnika zajęć. Kształtuje umiejętności współpracy, przekazywania swoich uczuć, przemyśleń, pomysłów, kreatywnego odtwarzania, podążania za wyobraźnią w roli twórcy scenicznego,6 ale też odbiorcy i słuchacza. Pragnęłam stworzyć faktyczne ramy do oddolnego wytwarzania teatru przez dzieci […] i kłaść duży nacisk na dziecięcą ekspresję artystyczną.7 Zależy mi na tym, by dzieci, 2 Eugenio Barba Teatr. Samotność, rzemiosło, bunt, Warszawa 2013, s. 15 3 Ibidem 4 Ibidem, s. 249 5 Ibidem 6 hƩps://issuu.com/instytut.teatralny/docs/raport_it_final s.λς 7 hƩps://issuu.com/instytut.teatralny/docs/raport_it_final s.λς
młodzież, dorośli i seniorzy poprzez twórcze działanie mogli wyrażać siebie. By przez teatralną zabawę i wchodzenie w świat wyobraźni, doświadczali przyjemności z bycia twórcą, satysfakcji z własnych pomysłów, odkrywali i wykorzystywali własne możliwości. Niech poczują, doświadczą i stworzą.8 Podążając tropem zabawy, jeszcze podczas pracy w Warszawie, otworzyłam się na dzieci najmłodsze. Zauważyłam, że dla nich tym bardziej nie jest istotny efekt w postaci występu na scenie, ale bycie tu i teraz, i do tego wchodzenie w światy, które dzięki tak ogromnej wyobraźni dzieci, są na wyciągnięcie ręki. Zajęcia te zapragnęłam realizować również w Toruniu, gdyż widziałam duży potencjał w twórczym (lecz nie tylko!) rozwoju najmłodszych. I tak powstały dwie grupy dzieci w wieku 4-6 lat. Poranne figle, psoty i żarty to bardzo rodzinne zajęcia, na których opiekunowie mogą działać razem z dziećmi. Utworzyłam także grupę dzieci w wieku 7-10 lat – Teatralny rozruch. Podczas comiesięcznych zajęć zapraszam dzieci do eksplorowania w kreatywny sposób konkretnego tematu. Poranne figle, psoty i żarty oraz Teatralny rozruch to wspólna parateatralna, ruchowa, rozwijająca wyobraźnię i kreatywność młodych uczestników zabawa. To także aktywny czas spędzony na eksperymentowaniu z wyobraźnią i wyzwalaniu działań twórczych. W przestrzeni uwalniającej dziecięcą ekspresję i spontaniczność dzieci z uśmiechem uczą się współpracy i otwartości na innych. Zajęcia oscylują wokół gier i zabaw. Prowadzę je metodami aktywnymi, z wykorzystaniem technik teatru wyobraźni oraz inspirujących dźwięków. Przede wszystkim zadaję pytania i oddaję przestrzeń do odpowiedzi dzieciom. Możliwość parateatralnej zabawy dzieci z opiekunem jest dodatkowym atutem zajęć. Zarówno dorosły, jak i dziecko widzą siebie w nieco innych sytuacjach niż na co dzień, jest to czas na poznawanie się i oczywiście na bycie razem. Realizując zajęcia i warsztaty, odkrywałam metody aktywizowania i pobudzania pracy z grupą, a tym poszukiwanym przez mnie sensem stała się zabawa, ćwiczenia, zdobywanie wiedzy i sam proces twórczy. Zrozumiałam coś, co innym wydawać się może banałem – że tworzyć teatr z młodymi artystami to wzbudzać ciekawość i radość, tak by dzieci chętnie uczestniczyły.9 A wszystko to przez zabawę, ponieważ właśnie zabawowa forma sprowadza się do dawania dzieciom przyjemności i radości z uczestnictwa w teatrze. Teatr przede wszystkim powinien być ciekawą przygodą.10 Co najważniejsze, zabawa jest […] dobrowolnym działaniem […], 8 Ibidem, s. 95 9 https://issuu.com/instytut.teatralny/docs/raport_it_final , s. 27 10 Ibidem, s. 34
Teatralny rozruch. Fot. archiwum WOAK.
jest „radosna”. Wprowadza w nastrój uniesienia i entuzjazmu. […] oznacza wolność11 i jest naturalną formą wyrażania siebie: swoich emocji, potrzeb, marzeń.12 I o to chodzi w moich Porannych figlach, psotach i żartach oraz Teatralnym rozruchu. Celem moich działań jest ciągłe szukanie sposobu, by praca z grupami stała się prawdziwie twórcza i odkrywcza, interesująca, a także rozwijająca mnie oraz moich podopiecznych – pokazanie, jak ciekawe inicjatywy można podejmować w ramach zabawy w teatr. I tak jak celem pedagogiki teatru jest umożliwienie uczestnikom działań edukacyjnych dostępu do teatru poprzez samodzielne użycie przez nich języka teatru,13 tak jednocześnie jest to cel realizowanych przeze mnie zajęć. Zadanie, które postawiłam przed sobą w swojej pracy, mieści w sobie nabycie umiejętności kreowania teatru 11 Eli Rozik, Korzenie teatru, Warszawa 2011, s. 356 i s. 357 12 Justyna Czarnota, Justyna Sobczyk, Gra w teatr z Dormanem, materiał edukacyjny projektu Teatralny Plac Zabaw Jana Dormana, s. 2 13 Magdalena Szpak, Pedagogika teatru – definicje podstawowe, http://pedagodzyteatru.org/idea/pedagogika-teatru-definicje-podstawowe
ekspresji, czyli […] teatru, którego twórcy inspirują się dziećmi, uwzględniają ich wiek rozwojowy, sposób myślenia o świecie, ich wyobraźnię. Tworzą nie wbrew dzieciom, ale razem z nimi.14 Traktują dzieci i młodzież jako aktywnych twórców życia teatralnego.15 Wymyślanie, tworzenie, uczenie i uczenie się to nie są oddzielne czynności, to wspólny proces aktywnego poznawania i doświadczania, twórczej zabawy i twórczego rozwoju.16 Jednak oprócz dobrej zabawy i wykonanych zadań podczas moich zajęć zauważam coś dużo ważniejszego. Podopieczni doświadczają nie wprost tkania relacji między nimi, współpracy, odwagi, wiary w swoje indywidualne pomysły. Wspólnie próbujemy, przeżywamy, zadziwiamy się i poszukujemy, ożywiamy świat codziennych rytuałów i zdejmujemy z teatru maskę skansenu, nieelastycznego tworu. Staram się stworzyć poczucie swobody twórczej i w codzienność wmieszać trochę magii. Efektem jest to, że zmieniają się moi młodzi artyści, gdyż w każdym rozpoczynanym działaniu próbują iść drogą, którą wspólnie otworzyliśmy – drogą wyobraźni, ciekawości, indywidualności, zaangażowania w spontaniczną twórczą zabawę. Dzieci zaczynają dostrzegać swój udział w tworzeniu. Myślę, że to pedagogika teatru pozwoliła mi na to twórcze przebudzenie… Każdy ma swoje przebudzenie… Jedni budzą się tylko raz… Inni budzą się wiele razy… Biedni ci, co nie budzą się wcale…17 Wiem, że jeszcze bardzo dużo przede mną i nie znam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania, pocieszam się jednak myślą, że wspólne poszukiwania dają dużo więcej satysfakcji i małych odkryć niż mój dotychczasowy sposób pracy. Doświadczyłam w praktyce, że teatr jest sztuką przyglądania się samemu sobie.18 Z pewnością ciągle brak mi pokory i jeszcze nie raz złapię się na tym, że będę próbowała wmanipulować w coś grupę dzieci lub dorosłych, ale jestem wdzięczna za możliwość poznania siebie i swoich pragnień związanych z pracą teatralną. Przez moją pasję teatr stał się niejako codziennością, codzienność – teatrem. Twórcze przenikanie się tych dwóch materii pomogło mi ucodziennić teatr tak naprawdę, sprawić by nie był szarą 14 Justyna Czarnota, Justyna Sobczyk, Gra w teatr z Dormanem, materiał edukacyjny projektu Teatralny Plac Zabaw Jana Dormana, s. 15 15 https://issuu.com/instytut.teatralny/docs/raport_it_final s.18 16 Warsztaty edukacji twórczej pod red. Elżbiety Olinkiewicz i Ewy Repsch, Wrocław 2004 s. 8 17 Anthony de Mello w: Terapia i teatr. Wokół problematyki teatru ludzi niepełnosprawnych, Łódź 2006, s. 247 18 Augusto Boal, Gry dla aktorów i nie aktorów, Warszawa 2014, Drama Way, Warszawa 2014, s. 30
rzeczywistością, ale kreatywną zabawą. Zamarzyłam sobie, by moja forma pracy się zmieniła. Z pewnością jestem na początku drogi i marzę dalej… Uwielbiam marzyć, nawet wtedy, kiedy dobrze wiem, że moje marzenie nigdy się nie spełni. […] Utopia powinna pozostać nieosiągalna, jej rolą jest bowiem zachęcać do tego, żebyśmy podejmowali jeszcze większe wysiłki i szli jeszcze dalej. Móc marzyć to już jest spełnione marzenie!19
Bibliografia Augusto Boal, Gry dla aktorów i nie aktorów. Cyklady, Drama Way Fundacja Edukacji i Kultury, Warszawa 2014 Eli Rozik, Korzenie teatru, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011 Eugenio Barba, Teatr. Samotność, rzemiosło, bunt, pod red. Grzegorza Godlewskiego i Leszka Kolankiewicza, IKP UW, Warszawa 2003 Justyna Czarnota, Justyna Sobczyk, Gra w teatr z Dormanem, materiał edukacyjny projektu Teatralny Plac Zabaw Jana Dormana Magdalena Szpak, Pedagogika teatru – definicje podstawowe, http://pedagodzyteatru.org/idea/pedagogika-teatru-definicje-podstawowe Terapia i teatr. Wokół problematyki teatru ludzi niepełnosprawnych, pod red. Ireny Jajte-Lewkowicz i Agnieszki Piaseckiej, Łódź 2006 Warsztaty edukacji twórczej pod red. Elżbiety Olinkiewicz i Ewy Repsch, Wydawnictwo Europa, Wrocław 2004; https://issuu.com/instytut.teatralny/docs/raport_it_final s.18
19 Ibidem, s.42
W pierwszym rzdzie Karolina Fordońska
I
dea comiesięcznych spotkań filmoznawczych W pierwszym rzędzie, które odbywają się w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu co miesiąc, zawsze w środę o godz. 17, zrodziła się z ciekawości, chęci poznania i potrzeby tworzenia. Multipleksy, a także mniejsze kina studyjne, roztaczają bogatą ofertę filmów europejskich, amerykańskich, nieobce widzom jest także kino azjatyckie czy afrykańskie. Czasami zdarza się, szczególnie rzecz ma miejsce w kinach studyjnych, że przy okazji filmów rodzimych, na uroczyste spotkania przyjeżdżają twórcy, najczęściej reżyser, producent czy aktorzy. Odbywa się wówczas miła konwersacja o kulisach powstawania filmu, o etapach tworzenia scenariusza i współpracy wszystkich członków ekipy. Organizatorzy spotkań W pierwszym rzędzie za cel obrali sobie spotkania z twórcami, przyjrzenie się ich twórczej pracy od strony warsztatowej; w programie spotkań są także działania warsztatowe. To drugi ważny cel spotkań. Trzeci, być może najważniejszy, to stworzenie serdecznej, kameralnej atmosfery wśród publiczności i szybkie „zaprzyjaźnienie” jej z filmowcem, który na spotkaniu gości. Pierwszorzędowe spotkania nie mają charakteru podniosłego. Są jak domowe spotkanie z bliskim przyjacielem, który właśnie przyjechał z dalekiej podróży. Nie opowiadałam tego wcześniej na żadnym z festiwalowych Q&A – mówiła Marta Prus, reżyser, podczas grudniowego spotkania z widzami. – Wybaczcie mi, że wciąż nawracam do swojej osoby, nie skupiając się na sprawach stricte filmowych. -Ta ciepła atmosfera zachęca do zwierzeń. Pogratulujcie organizatorom,
niebawem będziecie znać sekrety wszystkich młodych filmowców. Istotą spotkań W pierwszym rzędzie jest właśnie przyglądanie się pasji młodych twórców: reżyserów, scenarzystów, operatorów, montażystów, kompozytorów, aktorów. Tych, którzy w filmowym świecie niezależnym zanurzeni są od dawna, ale właśnie stoją na progu kariery w filmach pełnometrażowych. Są przed swoim debiutem fabularnym czy dokumentalnym bądź rozpoczynają współpracę przy intratnym serialu dla międzynarodowej stacji telewizyjnej. Spotkania z cyklu W pierwszym rzędzie są propozycją dla osób realizujących własne projekty filmowe, tych, które pierwsze takie próby mają przed sobą oraz dla wszystkich miłośników sztuki filmowej. Kto może lepiej opowiedzieć o zmaganiach z producentami, finansami i technikaliami niż ci, którzy jedną nogą wciąż stoją w offie, a drugą wchodzą w kino komercyjne? Organizatorom szczególnie zależy, aby zachęcać swoich odbiorców do sięgnięcia po kamerę czy aparat fotograficzny, a nawet telefon komórkowy, i tworzenia własnych form filmowych. Tym samym na środowych spotkaniach prezentowane są inspirujące filmy krótkometrażowe, na co dzień niedostępne miłośnikom sztuki filmowej. Zdarza się, że Pierwszy rząd składa się z samych projekcji, najczęściej etiud studentów polskich szkół filmowych, ostatnio także zagranicznych, bez spotkań z ich twórcami. Po to, aby dzięki prezentowanym filmom, zrealizowanym przez filmowców o różnej wrażliwości, zasiać w widzach inspirujące myśli, skłonić ich do refleksji, a także zachęcić do działania. Na spotkanie inaugurujące Pierwszy rząd w lutym 2016 roku do Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu przyjechmaał Miłosz Sakowski, reżyser najczęściej nagradzanego filmu studenckiego w 2015 r. – Dnia babci. Film, trzydziestominutowy dyplom twórcy, absolwenta Gdyńskiej Szkoły Filmowej, opowiada słodko-gorzką historię chłopaka o podejrzanej reputacji, który potrzebując pieniędzy, próbuje oszukać metodą „na wnuczka” starszą kobietę, graną przez Annę Dymną. Kobiecie, mocno doświadczonej przez życie, udaje się zdemaskować naciągacza. Wówczas wydarzenia nabierają tempa… Opiekę artystyczną nad filmem sprawowali m.in. Robert Gliński i Milenia Fiedler. Dzień babci zdobył ponad trzydzieści nagród na całym świecie, dzięki którym drzwi do kariery stanęły przed Miłoszem otworem. W chwili obecnej realizuje seriale dla HBO oraz Telewizji Polskiej. Pokaz w WOAK-u cieszył się niemałym zainteresowaniem, a zgromadzeni widzowie wyrazili swoją aprobatę dla filmu podczas spotkania po
seansie. Zadali reżyserowi wiele pytań dotyczących pracy nad scenariuszem, przygotowań do realizacji zdjęć, współpracy z wielką aktorką Anną Dymną oraz systemu edukacji w Gdyńskiej Szkole Filmowej. Dzień babci oraz otwartość Sakowskiego tak bardzo przypadły publiczności do gustu, że na spotkaniu odbył się jeszcze jeden, nieplanowany, seans drugiego filmu reżysera. Pierwsze spotkanie z cyklu W pierwszym rzędzie wypełniło salę projekcyjną po brzegi. Przybyli goście zapowiedzieli swoją obecność także na kolejnym spotkaniu, miesiąc później. Korytarze Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury zamieniły się w plan filmowo-produkcyjny, na którym uczestnicy zgłębiali tajniki pracy operatorskiej oraz poznali możliwości wykorzystania krótkiej jazdy kamerowej. Główną atrakcją były warsztaty dotyczące pracy ze stabilizatorem obrazu typu Steadicam. Warto zaznaczyć, że były to zajęcia unikalne, ponieważ w Polsce nie są organizowane kursy czy warsztaty przygotowujące do pracy ze stabilizatorami kamerowymi. Zajęcia poprowadzili twórcy Agencji Kreatywnej MOV STUDIO zajmującej się m.in. produkcją filmów reklamowych, wideoklipów, fotografią oraz grafiką reklamową: Kamil Kamiński (dyrektor artystyczny, producent, operator Steadicam) oraz Natalia Miedziak (fotograf, operator i montażysta). Przez kilka godzin warsztatowicze ćwiczyli, próbowali, dźwigali, wymyślali i nagrywali. Frekwencja na spotkaniu oraz rozpalone ambicje i zadowolenie przy jego końcu świadczyły o tym, jak bardzo takie warsztaty były potrzebne. Kwietniowe spotkanie zaprowadziło uczestników do warsztatu animatorów filmowych. Gośćmi trzeciego Pierwszego rzędu był filmowy tandem: Sebastian Kwidziński i Marcin Roszczyniała – reżyserzy, scenarzyści, graficy i animatorzy, związani z województwem kujawsko-pomorskim. Zaprezentowali jeden ze swoich ostatnich filmów, zrealizowany w technice animacji poklatkowej – Fabrykę. Jest to alegoryczna opowieść o wchodzeniu w dorosłość. Więcej – o brutalnym wyjściu z dzieciństwa, do którego nie ma już powrotu. Animacja została doceniona na wielu polskich i zagranicznych festiwalach filmowych. Na uwagę zasługuje fakt, że Fabryka przyniosła Roszczyniale i Kwidzińskiemu nominację do prestiżowych Nagród Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego. Twórcy zaprezentowali także animowany wideoklip do piosenki Ani Dąbrowskiej Jeszcze ten jeden raz. Opowiedzieli o trudach pracy nad animacjami oraz – w związku z tym, że w tym czasie prowadzili w WOAK-u kurs scenograficzny
– oprowadzili uczestników po warsztacie realizacyjnym swojego najnowszego filmu lalkowego: Iluzjonistów, tworzonych w technice animacji poklatkowej, koprodukowanych przez instytucje kultury województwa kujawsko-pomorskiego. Tworzona z wielkim rozmachem historia opowiada o przyjaźni trzech iluzjonistów. Jak co roku, spotykają się oni na festiwalu magii cyrku. Rozgrywka, jaką toczą między sobą, przynosi nieoczekiwany finał... Bohaterowie przemówią głosami Jana Peszka, Jerzego Bończaka i Stanisława Tyma. W chwili obecnej twórcy są na półmetku zdjęć do filmu. W międzyczasie realizują klipy promocyjne, reklamy oraz teledyski. Pracują również przy produkcji filmów fabularnych. Na wiosenny majowy Pierwszy rząd składały się projekcje trzech filmów, które zostały uznane za najbardziej optymistyczne krótkie metraże 13. edycji Festiwalu Happy End. Festiwal, organizowany we Wrocławiu, jest jedynym tego typu wydarzeniem w Polsce. Zgłaszane filmy kwalifikowane są na podstawie zawartego w nich optymizmu. Happy End w swojej formule mieści filmy fabularne i dokumentalne, profesjonalne, studenckie i niezależne. Warunek jest jeden: muszą być optymistyczne. Pierwszy rząd z przyjemnością przyjął propozycję zorganizowania takiego pokazu dla swojej publiczności. Na projekcję złożyły się: Sonda o mężczyznach – dokumentalna, wielokrotnie nagradzana, czarna komedia w reżyserii Mateusza Głowackiego. Czego pragną kobiety? Ten temat dręczy mężczyzn (i filmowców) od dawna. Projekcja filmu była szansą, żeby wreszcie poznać ich oczekiwania i marzenia. Wszystko z dużym przymrużeniem oka. Drugim prezentowanym filmem były magiczne Prześwity w reżyserii Karoliny Ford. Oniryczna opowieść o tajemniczej, przeczącej logice przypadłości medycznej, która staje się impulsem prowokującym do rozpoczęcia dialogu między skonfliktowanymi małżonkami-dziadkami. Dodatkowo niespodziewana sytuacja komplikuje początkowo wzorową relację między młodą wnuczką i jej narzeczonym. Trzecim filmem w prezentowanym bloku był zagadkowy Basen Krzysztofa Pawłowskiego. Bohater filmu regularnie pływa. Przepływa w basenie tyle długości, ile ma lat. Czterdzieści trzy. To wystarczy, żeby przemyśleć problemy, odreagować stres. Ale ostatnio męczy go senny koszmar. Ucieka przed kimś lub przed czymś. W ostatniej chwili udaje się mu wskoczyć do głębokiego basenu, który okazuje się pułapką. Na szczęście to tylko zły sen. Do czasu jednak… Miesiące wakacyjne, od czerwca do sierpnia 2016 roku, upłynęły pod hasłem warsztatowym: Od tekstu do obrazu. Spotkania służyły twórczym inspiracjom oraz zdobywaniu umiejętności w zakresie realizowania
własnych, krótkich form filmowych. Przez trzy kolejne miesiące uczestnicy omawiali scenariusze powstałych już filmów, analizowali gotowe sceny, poznali formalne zasady pisania scenariuszy. Opanowywali podstawy pracy z kamerą, kręcili własne scenki, oparte na prostych, wymyślonych przez siebie historiach. Sami je reżyserowali i brali w nich udział. Na koniec montowali swoje etiudy. Poprzez odpowiednie zadania operatorskie i montażowe, mogli dowiedzieć się jak wiele istotnych informacji można przekazywać lub wręcz przeciwnie – ukrywać przed widzem. Koordynatorką i prowadzącą spotkania była Karolina Fordońska, filmoznawca i reżyser, instruktor do spraw interdyscyplinarnych przedsięwzięć kulturalnych WOAK, dwukrotna stypendystka Prezydenta Miasta Torunia w dziedzinie kultury oraz stypendystka Marszałka Województwa KujawskoPomorskiego. Pod pseudonimem Karolina Ford zrealizowała trzy filmy krótkometrażowe Czemu nie tańczę na ulicach (2013, koprodukcja polskowłoska), Prześwity (2015) oraz Trzech znanych P. (2018). Po intensywnych warsztatach wakacyjnych, kolejne spotkanie W pierwszym rzędzie odbyło się w październiku – we współpracy z Gdyńską Szkołą Filmową. Z roku na rok Szkoła produkuje coraz bardziej interesujące filmy, a jej studenci i absolwenci pracują na planach największych polskich produkcji filmowych. Niebawem to oni będą decydować o obliczu polskiego kina. Organizatorzy Pierwszego rzędu postanowili więc zorganizować dla swoich widzów pokaz krótkich metraży, już po obiegu festiwalowym, dostępnych właściwie już tylko w archiwum Szkoły. I tak na projekcję złożyły się: Czułość Emilii Zielonki, prezentowany już wcześniej w WOAK-u Dzień babci Miłosza Sakowskiego, Kroki Karoliny Zaleszczuk oraz W narożniku Macieja Kruka. Czułość to historia jak wiwisekcja. Para nastolatków zamyka się na jedną noc w pokoju hotelowym. Plan tej dwójki wydaje się doskonale opracowany. To jednak tylko plan. Trudne wydarzenia nocy zmieniają między nimi wszystko. Kroki to wciągająca, pięknie sfilmowana (autorem zdjęć jest Zuzanna Pyda-Kernbach, laureatka Złotej Kijanki na Festiwalu Camerimage za etiudę Taki pejzaż Jagody Szelc) opowieść o nastolatce, która nie może wytrzymać z rozrywkową matką. Gdy do bloku wprowadza się nowa sąsiadka, dziewczyna zaczyna odkrywać inne życie, a także związane z nim dylematy i problemy. W narożniku opowiada o dwudziestolatce, przygotowującej się do ważnej walki bokserskiej i konieczności wyboru: marzenia, ideały czy przyzwoitość. Listopad należał do twórców toruńskich. Spotkanie poświęcone było sztuce wideoklipu, tworzonego w Toruniu bądź realizowanego przez
filmowców związanych z Toruniem. Wideoklip jest sztuką, której należy poświęcić tyle samo uwagi, co innym krótkim formom filmowym. Spotkaniu towarzyszyły projekcje oraz dyskusja z gośćmi, filmowcami, którzy pracują przy filmach fabularnych, dokumentalnych, a także, niejednokrotnie, właśnie przy wideoklipach. Gośćmi spotkania byli: Jędrzej Bączyk, reżyser (w świecie muzycznym znany jako Pan Jędras), Damian Daniłowicz, reżyser i operator, Bartosz Pawlikowski, operator, Andrzej Kilanowski, grafik i muzyk, Łukasz Pawlikowski, montażysta oraz Ela Słupecka i Marta Kokorzycka, działające w kolektywie filmowym KDK – Kobiety Dobrze Kręcą, zajmujące się produkcją filmową. Pokaźna liczba filmowców zgromadziła jeszcze liczniejszą publiczność. Rozmowy dotyczyły oczywiście pracy na planie, przygotowań, wyrzeczeń, ale także normalnego życia, inspiracji, które się w tym życiu odnajduje. O tym, że nie należy szukać daleko, ale że niejednokrotnie warto prostymi sposobami, bo prywatnymi smartfonami nakręcić to, co w duszy gra świadczy fakt, że teledysk do utworu Toruń. Noc w średniej wielkości mieście zespołu Nietrzask został uznany – przez Gazetę Wyborczą – za najlepszy klip 2016 roku, zrealizowany w Toruniu. Kręcony w mieszkaniach, pubach i na ulicach. Andrzej Kilanowski, Zofia Sadowiec i Mikołaj Niezgoda telefonami komórkowymi dokumentowali wydarzenia z życia miasta, w których brali udział. Po pięciu miesiącach materiał trafił do montażowni. Podczas projekcji widzowie zobaczyli klipy do utworów zespołów: Nietrzask, Paraliż Band, Pan Jędras, Kharii Mateen czy Bartek Kulik i Późne Lato. Spotkanie pokazało jak dobrze ma się kino niezależne w Toruniu i jak duże jest zapotrzebowanie na toruńskie produkcje filmowe. Ostatnie spotkanie w 2016 roku było, można by rzec, najbardziej magiczne ze wszystkich dotychczasowych. Nie było to bowiem spotkanie poświęcone filmowi w ogólnym tego słowa znaczeniu. Na grudniowym W pierwszym rzędzie gościła absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, ale na kierunku fotografia. W chwili, kiedy powstaje ten tekst, Magdalena Franczuk, bo o niej mowa, studiuje reżyserię filmową w Warszawskiej Szkole Filmowej. Magda zaprezentowała na spotkaniu Księgę cudowności, czyli autorski projekt o niezwykłym rozmachu. Składa się on z dziesięciu rozdziałów, z których każdy zawiera literackie opisy oraz inscenizowane fotografie. Dopracowane w każdym detalu sesje fotograficzne to przedsięwzięcia, w których realizację artystka zaangażowała sztab fachowców: aktorów, kierowników produkcji, wizażystki, fryzjerów, asystentów i innych. Księga cudowności to opowieść oparta na przygodach i życiowych doświadczeniach
Franciszka Leona Madaleyskiego – zapomnianego ekscentrycznego podróżnika z przełomu XIX i XX wieku, którego zainteresowania krążyły wokół poszukiwania zjawisk, jak sam mawiał, „duchowo osobliwych” w otaczającym go świecie. Każda z części Księgi cudowności jest zainspirowana inną przygodą Madaleyskiego. Księga miała premierę w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Prezentowana była na wielu festiwalach i wystawach w Polsce i za granicą. W listopadzie 2016 r., a więc miesiąc przed wizytą w Toruniu, Magda założyła Fundację KUNST.CAMERA. Razem z wieloma artystami zajmują się ożywianiem przez matrycę zapomnianych dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych tekstów literackich. KUNST.CAMERA zrealizowała do tej pory dwa duże projekty: Salamandrę oraz Paradise is not so far away from here. Salamandra to wizualna adaptacja powieści Stefana Grabińskiego pod tym samym tytułem. Natomiast Paradise… inspirowany jest mitem american dream, Złotą Erą Hollywood oraz filmami Casablanca Michaela Curtiza czy Marzyciele Bernardo Bertolucciego. Spotkanie styczniowe organizowane było wraz ze współpracą z Wajda School. Widzowie obejrzeli cztery najgłośniejsze filmy dokumentalne, wyprodukowane przy udziale Szkoły Wajdy w 2015 roku. Na pokaz złożyły się: Koniec świata Moniki Pawluczuk, Ślimaki Grzegorza Szczepaniaka, Budzik Piotra Małeckiego oraz Trampkarze Marcina Filipowicza. Filmy te odbiły się głośnym echem na polskich i zagranicznych festiwalach filmowych. Koniec świata to kameralny, autorski film dokumentalny, w którym kilka historii spotyka się w czasie jednej nocy. W tę jedną noc, podobną do wielu innych, ludzie w dużym mieście, nękani samotnością, chcą z kimś porozmawiać. Zauważalna i poruszająca jest ich wielka potrzeba rozmowy, bycia wysłuchanym, potrzeba bycia z kimś obok. Ślimaki to historia Andrzeja, który wraz z kolegą postanawia założyć park hodowlany dla ślimaków. Mimo braku doświadczenia wierzy w sukces przedsięwzięcia. Z pomocą przychodzi mu Grzegorz Skalmowski z Pasłęka, polski guru tej dziedziny zwany „ślimaczanym królem”. Budzik opowiada o czworgu spośród piętnaściorga młodych pacjentów podwarszawskiej kliniki Budzik. Od dłuższego czasu są w śpiączce. Ich rodzice są zdeterminowani, by pomóc im wrócić do życia. Film opowiada niezwykłą historię ludzi, którzy w obliczu osobistej tragedii nie poddają się, są pełni nadziei, walcząc o życie i zdrowie swoich dzieci. Ostatni z prezentowanych filmów, Trampkarze, pokazuje początkowy etap życia młodych bohaterów, prowadzący do spełniania ich życiowego
marzenia. Głównymi bohaterami filmu są dwaj bracia, czternastoletni Mateusz oraz trzynastoletni Łukasz, mieszkający w niewielkiej górskiej wiosce na południu Polski. Marzą, by zostać profesjonalnymi piłkarzami grającymi przynajmniej w Polskiej Ekstraklasie. Organizatorów zaskoczyło, a jednocześnie uradowało, tak duże zainteresowanie publiczności niezależnym filmem dokumentalnym. Lutowe spotkanie poświęcone zostało ponownie sztuce wideoklipu. Przede wszystkim wideoklipu tworzonego w Toruniu bądź realizowanego przez toruńskich twórców. Gośćmi Pierwszego rzędu byli: Wiktoria Wachowiak, operator i montażystka, Aleksandra Prądzińska, montażystka, Marcin Roszczyniała, znany publiczności Pierwszego Rzędu ze spotkania kwietniowego, kiedy to wraz z Sebastianem Kwidzińskim opowiadali o animacji poklatkowej, oraz Anna Łęcka, na co dzień solistka operowa, na spotkaniu opowiadała o autorskiej realizacji wideoklipu. Stylistycznie klipy reprezentowały trzy nurty muzyczne. Widzowie przybyli na spotkanie obejrzeli filmy ilustrujące muzykę klasyczną, hip hop oraz tzw. muzykę popularną (pop i muzykę liryczną, o ile muzykę liryczną możemy zaliczyć do nurtu muzyki popularnej). Były to klipy zrealizowane dla rapera Małpy, dla Ani Dąbrowskiej, zespołu Hulajdusza, Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej, oraz wspomniany już autorski film do Arii nr 9 Jana Sebastiana Bacha, Schafe können sicher weiden. Goście tradycyjnie opowiadali o swojej pasji, inspiracjach i realizacyjnych niedogodnościach. Opowiadali o kwestiach scenograficznych, o współpracy z dziećmi na planie, ponieważ aż w trzech historiach pojawiają się dzieci. W jednej natomiast animowany bohater inspirowany jest dziecięcą postacią. Razem z wiosennym powiewem, w marcu, w ramach Pierwszego rzędu zostało w WOAK-u zorganizowane spotkanie „komediowe”. Gościem spotkania z publicznością był Maciej Buchwald, reżyser, scenarzysta, aktor, komik, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Teatralnej oraz reżyserii w PWSFTViT w Łodzi, współtwórca teatru improwizowanego Klancyk. Maciej zaprezentował toruńskiej widowni swoją dyplomową komedię o wdzięcznym tytule Kac. Film zdobył liczne wyróżnienia przyznawane przez publiczność na wielu festiwalach filmowych. Oprócz Kaca, widzowie obejrzeli bardziej nostalgicznego, choć wciąż utrzymanego w komediowej konwencji, Strapionego mężczyznę. Kac opowiada o pracowniku Miejskiego Zakładu Rehabilitacji Alkoholowej, czyli po prostu KAC-u, który zakochuje się w swojej klientce. Prowadzi to do
poważnych zmian w jego życiu i podejściu do pracy. Strapiony mężczyzna natomiast jest krótką opowiastką o mężczyźnie, który po wypadku wspomina swoje trudne relacje z kobietami. Reżyser obu obrazów dał się poznać jako człowiek wielu talentów, przesiąknięty humorem i pasją do tego, co robi. Chętnie opowiadał o swojej edukacji, nie szczędząc przy tym uszczypliwych uwag pod adresem wykładowców, o swoich realizacjach, tych już powstałych i tych, które ma w planach. W kwietniu przyjechał z Krakowa Bartek Kulas, reżyser, scenarzysta, animator, designer, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie
Maciej Buchwald, spotkanie filmoznawcze W pierwszym rzędzie 22 marca 2017 r. Fot. Stanisław Jasiński.
i Wajda School, twórca teledysków dla Edyty Geppert, Renaty Przemyk, Katarzyny Groniec. Zaprezentował zrealizowany z ogromnym rozmachem przy wsparciu Studia Munka, Circus Maximus. To czterdziestominutowy film fabularny, nakreślający losy cyrkowców i upadającego cyrku. Racjonalne próby ratowania go przed bankructwem stopniowo przekraczają granice rozsądku. Proces przemiany stawia bohaterów na niełatwej drodze wiodącej poprzez szaleństwo i tragedię ku przebudzeniu do świadomego życia. Oprócz Circus Maximus, publiczność miała okazję obejrzeć Millhaven, makabryczną, momentami nieco surrealistyczną historię nastoletniej Loretty, którą szarość życia w prowincjonalnym i bezbarwnym miasteczku Millhaven zainspirowała do morderczego tańca. Inspiracją i osią narracyjną animacji jest psychodeliczna ballada The Curse of Millhaven Nicka Cave’a, hipnotyzującym wykonaniu Katarzyny Groniec. Styl Bartka Kulasa jest nie do podrobienia. Wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach. Scenografia, kostiumy, cała zachwycająca oprawa wizualna inspirowane feerią barw Baza Luhrmanna. Poza tym każdy wątek jego opowieści przesiąknięty jest głęboką myślą filozoficzną. Reżyser na spotkaniu onieśmielał swoimi realizacjami oraz rozbrajał szczerym uśmiechem i otwartością. Wyznał, że nie opracowywał klasycznego scenopisu do Circus Maximus ze swoim operatorem, Cezarym Stoleckim. Na spotkanie z nim przyniósł już storyboard, który tworzył przez kilka tygodni, i prosił, żeby autor zdjęć zapoznał się z jego wizją, zgłaszając ewentualne zastrzeżenia. Za wszystkie animacje i efekty specjalne odpowiada on sam. Tworzy je z wielką dokładnością przez tygodnie, a nawet miesiące. Dzięki temu wie, jak osiągnąć efekt, na którym mu zależy. Wie też co zrobić, żeby jego wytwór zachwycał. Wystarczy przeczytać zachwyty krytyków i przyjrzeć się liście nagród dla Millhaven. Obecnie Bartek stara się o dofinansowanie swojego pierwszego pełnego metrażu. Będzie to wariacja na temat dobrze w Polsce znanej pewnej magicznej historii. Kulas, jak przystało na tytana pracy, ma już gotowe plany świata przedstawionego i bajecznej scenografii. Maj upłynął w WOAK-u pod znakiem filmu. W tym wiosennym miesiącu odbyły się Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie filmu. Do tej pory twórcy amatorzy świętowali w październiku, spotykając się, wymieniając doświadczenia, oglądając swoje filmy na dużym ekranie, a także ucząc się rzemiosła. W 2017 r. warsztaty filmowe poprowadził jeden z najlepiej zapowiadających się twórców filmowych,
Bartosz Kruhlik. Jego dyplomowy film Adaptacja w ciągu kilku miesięcy od premiery zdobył czterdzieści nagród i wyróżnień na całym świecie. Rzecz ma się podobnie z wcześniejszymi krótkimi metrażami Kruhlika. Reżyser obecnie pracuje nad sześćdziesięciominutowym filmem, w którego produkcję zaangażowało się m.in. Studio Munka. W Toruniu poprowadził warsztaty Narracja, atmosfera, aktor adresowane do twórców amatorów, kandydatów na studia reżyserskie i scenopisarskie, a także wszystkich pasjonatów sztyki filmowej. Profesjonalizm oraz skromność prowadzącego urzekły wszystkich uczestników zajęć, które zostały przedłużone ponad program. Pierwszy rząd organizował swój majowy pokaz we współpracy z Wydziałem Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zaprezentowane zostały cztery wielokrotnie nagradzane na festiwalach filmowych studenckie etiudy fabularne, wyprodukowane przez katowicki WRiTv. Ich twórcami są reżyserzy, którzy – mimo, że wciąż studiują – mają już swój własny, rozpoznawalny styl. Na pokaz złożyły się: Powrót oraz To, czego chcę Damiana Kocura, Zdarzyć się mogło, zdarzyć się musiało Katarzyny Warzechy oraz Staje się Arka Biedrzyckiego. Kocur znany jest z frapujących, zapadających w pamięć filmów. Poruszające opowieści, ociekające gorzkim humorem sprawiają, że z niecierpliwością czeka się na debiut pełnometrażowy młodego twórcy. To, czego chcę jest historią o współczesnym Śląsku. Dla Ariela całe życie to ukochana drużyna piłkarska i pies. Dla Karoliny, matki samotnie wychowującej roczne dziecko, kariera cheerleaderki w jednym ze śląskich klubów piłkarskich jest iluzoryczną szansą na lepsze życie. Spotkanie dwojga jest zderzeniem dwóch pozornie różnych pragnień, których źródłem w obydwu przypadkach jest samotność. Brzmi minorowo, prawda? Za sprawą osobliwego humoru reżysera, a także specyficznych, paradokumentalnych bohaterów film jest jednak optymistyczny. Co więcej, uznany został za jeden z najlepszych filmów studenckich 2015 roku. Powrót natomiast jest opowieścią o Ani, granej przez toruniankę, Magdalenę Czerwińską, która wychodzi na pierwszą, trzydziestogodzinną przepustkę z zakładu karnego. W domu czekają na nią mąż i kilkuletni syn. Wszystko jest ustalone – w czasie przepustki mają w trójkę opuścić kraj. Ania przed ucieczką postanawia jednak jeszcze raz spotkać się z rodziną osoby, której odebrała życie. Zdarzyć się mogło, zdarzyć się musiało to oniryczna, marzycielska baśń, podobnie jak większość filmów Warzechy, o powrocie do dzieciństwa i skrywanych lęków. Franek jest znanym fryzjerem. Po latach wraca w rodzinne strony – na pogrzeb
matki. Śląski przesąd mówi, że ten, kto pociągnie nieboszczyka za serdeczny palec, niczego w życiu się nie zlęknie. Franek ciągle w to wierzy. Staje się, jak wszystkie filmy Biedrzyckiego, przesycony jest niepokojem i tajemnicą. Joanna pewnego dnia znika bez śladu. Co wie o niej jej rodzina i na ile pomocna w poszukiwaniach okaże się ta wiedza? Co naprawdę się stało? Czy widz będzie potrafił dojść do prawdy, dzięki wskazówkom pozostawionym przez reżysera? Czerwcowy Pierwszy rząd był prawdziwą zapowiedzią wakacji. Karolina Fordońska poprowadziła wykład dotyczący wakacyjnego czasu w życiu bohaterów filmowych. Sielska aura lata czy zimy (bo o takich wakacjach także była mowa), staje się niejednokrotnie tłem do podejmowania poważnych decyzji, zmiany dotychczasowego punktu widzenia czy przewartościowania całego życia. Publiczność przyjrzała się rysom charakterologicznym oraz motywom działania bohaterów filmów Turysta w reżyserii Rubena Östlunda, Nad morzem w reżyserii Angeliny Jolie, Co wiesz o Elly w reżyserii Asghara Farhadiego, Wesele w Sorrento w reżyserii Suzanne Bier oraz Dzika droga w reżyserii Jeana-Marca Vallée. Analizując poszczególne dzieła oraz szukając w nich inspiracji dla poszczególnych obrazów filmowych, Fordońska odniosła się również do sztuki malarskiej. Spotkanie wrześniowe wsparła Warszawska Szkoła Filmowa, udostępniając na pokaz cztery filmy zrealizowane przez swoich studentów: Mocna kawa wcale nie jest taka zła Alka Pietrzaka, Inkę Moniki Majorek, Spowiedź Eliasza Waszczuka oraz Toast Filipa Hilleslanda. Wszyscy twórcy są ludźmi bardzo młodymi. Zastanawiają więc interesujące ich trudne tematy, traumatyczne przeżycia bohaterów. Jedynie Mocna kawa wcale nie jest taka zła jest filmem ciepłym, z wyraźną nutą komizmu, choć poruszającym skomplikowane problemy relacji między bohaterami. Jacek nie widział swojego syna przez osiemnaście lat. Niespodziewanie syn pojawia się z wizytą u ojca na wsi. Mężczyźni są zbyt uparci, aby się pogodzić i powiedzieć sobie co czują. W uzyskaniu zgody pomaga im żywiołowa kobieta, która od kilku lat żyje z Jackiem, oraz pewien mały chłopiec. Inka to historia młodej dziewczyny ze wsi, która staje w konflikcie z miejscowym proboszczem. Tym samym zostaje wykluczona z wiejskiej społeczności. Inka musi samotnie zmierzyć się z decyzją i odpowiedzieć na pytanie, czy warto walczyć o swoje wartości za wszelką cenę. Spowiedź jest historią Ukrainki, która próbuje dostać się do szkoły aktorskiej w Polsce. Podczas egzaminu przypomina sobie tragiczne momenty swojego życia związane z konfliktem zbrojnym na Ukrainie. Toast jest filmem o mężczyźnie, który dowiaduje się
przed ślubem, że jest bezpłodny. Okoliczności związane z przygotowaniami do ceremonii powiększają jego dylemat – czy wyjawić prawdę przyszłej żonie. Gościem spotkania listopadowego W pierwszym rzędzie była Maria Holka, kompozytorka, aranżerka, wokalistka, autorka tekstów, muzykolog, pedagog. Maria opowiadała o tym, jak wygląda praca kompozytora, jak współpracuje z reżyserem, jak mijają jego codzienne dni. Gdzie szuka natchnień i inspiracji, jakimi pracami się para, kiedy nie zajmuje się komponowaniem? Maria zaprezentowała krótki metraż ze swoją muzyką, Fragment w reżyserii Mirosława Mamczura, oraz udostępniła przedpremierowe fragmenty pełnego metrażu Pierwszy dzień lata w reżyserii Krzysztofa Liwińskiego, do którego również skomponowała muzykę. Na żywo, jako taper, wykonała motywy muzyczne napisane do To, czego chcę Damiana Kocura. Podjęła się również próby stworzenia muzyki a prima vista do jednej z krótkich francuskich animacji. Z tym, że zamiast pierwszy raz czytać z nut, po raz pierwszy oglądała film, na bieżąco tworząc do niego oryginalne tematy muzyczne. Było to niesamowite przeżycie dla publiczności. Film
Maria Holka, spotkanie filmoznawcze W pierwszym rzędzie 22 listopada 2017 r. Fot. Stanisław Jasiński.
z muzyką na żywo, a przy tym spora garść informacji i ciekawostek. Maria opowiadała o tendencjach w komponowaniu muzyki do polskich filmów oraz – jak to muzykolog – snuła ciekawe opowieści na temat różnorakich wydarzeń i inklinacji muzycznych w ogóle. W grudniu do WOAK-u przyjechała, wspomniana już na początku tekstu, reżyser Marta Prus. Spotkanie z Martą zatytułowane było Pasja dokumentalisty. I choć widzowie mieli okazję obejrzeć dwa różne gatunkowo filmy Marty, dokument i fabułę, to rzeczywiście rozmowa po projekcji dotyczyła głównie dokumentu, a także życia prywatnego Marty, w które dokument śmiało wkraczał. Mów do mnie to prawie pięćdziesięciominutowa opowieść o relacji bohatera z reżyserem. Jest nietypowym przykładem tego, jak życie wnika w materię filmową, stawiając bohatera i reżysera w trudnej sytuacji. To historia rodzącego się uczucia, walki ze słabościami i opowieść o dojrzewaniu do dorosłości. Bohaterem Mów do mnie jest uzależniony od marihuany Krzysiek, mieszkaniec ośrodka Monar w Warszawie. Widzów poruszyła historia Marty i Krzyśka, byli ciekawi jak w chwili obecnej wyglądają losy chłopaka. Czy reżyserka wciąż ma z nim tak intensywny kontakt, jak miało to miejsce w czasie jego terapii? Odpowiedzi na te pytania, podobnie jak zadziwiające historie dotyczące najnowszego filmu Marty, pełnego metrażu Over the limit, pozostawmy jednak w murach WOAK-u, zamknięte w chwilach trwania spotkań W pierwszym rzędzie. Tym samym możemy zachęcić do wzięcia udziału w spotkaniach. Jest to doskonała okazja do zdobycia wiedzy, nawiązania nowych znajomości. Czasami jest to po prostu szansa na obejrzenie filmowych perełek, które nie są dostępne gdzie indziej. Miało to miejsce w styczniu 2018 roku, kiedy to organizatorzy Pierwszego rzędu postanowili rozpocząć nową serię projekcji filmowych: Dookoła świata. Zaprezentowane zostały docenione przez krytyków z całego świata zagraniczne filmy krótkometrażowe; w styczniu: węgierski, łotewski i serbski. Finale, w reżyserii Balázsa Simonyia, Papa w reżyserii Valerijsa Olehno oraz While they were flying to the Moon w reżyserii Borisa Simovica. Tłumaczenia wszystkich filmów dokonała Karolina Fordońska. Kolejne miesiące przyniosą nam spotkania z filmowcami toruńskim, z filmowcami, którzy szczególnie umiłowali sobie egzotyczne kultury oraz z takimi, którzy z zapałem poprowadzą kolejne warsztaty filmowe, dzieląc się wiedzą i doświadczeniem. Serdecznie zapraszamy do udziału W pierwszym rzędzie, do słuchania, oglądania, tworzenia, a później zdobywania nagród na KATAR Film i wielu innych przeglądach i festiwalach filmowych.
W Wojewódzkim Orodku Animacji Kultury w Toruniu
warsztaty Cykl warsztatów Pedagogika cyrku dziecięcego zgłoszenia do 2 marca Pedagogika cyrku dziecięcego
Cyrk dziecięcy jako forma alternatywnej aktywności twórczej od ponad dekady zyskuje kolejnych zwolenników, ponieważ jest atrakcyjną dla najmłodszych dziedziną artystyczną i przy tym wszechstronnie rozwijającą. Stworzenie dziecięcej grupy cyrkowej nie jest trudne. Aby to ułatwić, WOAK organizuje cykl warsztatów pod hasłem Pedagogika cyrku dziecięcego, które są adresowane do animatorów, instruktorów domów kultury, nauczycieli, wolontariuszy, pedagogów i wychowawców oraz wszystkich osób poszukujących ciekawych i atrakcyjnych form pracy z dziećmi i młodzieżą. W warsztatach mogą brać udział osoby, które nigdy wcześniej nie zetknęły się w praktyce z cyrkiem dziecięcym. Cykl będzie się odbywał od marca do listopada 2018 r. w trybie dwudniowych warsztatów (sobota-niedziela), jedno spotkanie w miesiącu oprócz lipca i sierpnia. Pierwsze spotkanie zaplanowane jest na początek marca (10-11 marca 2018 r.), kolejne: 14-15 kwietnia, 12-13 maja, 2-3 czerwca, 15-16 września, 6-7 października oraz 24-25 listopada. Warsztaty – w sumie 112 godzin zajęć – umożliwią zdobycie podstawowych umiejętności pozwalających na prowadzenie dziecięcej grupy cyrkowej.
Uczestnicy poznają tajniki różnych dziedzin cyrkowego rzemiosła: klaunadę, żonglerkę, ekwilibrystykę, akrobatykę i elementy iluzji. Program uzupełniają zajęcia z pedagogiki cyrku, metodyki pracy z grupą, plastyki ruchu i reżyserii widowiska cyrkowego. Zajęcia w ramach cyklu poprowadzą: Mieczysław Giedrojć – instruktor teatralny, mim i klaun. Kamil Jędrzejak – wychowanek Cyrku Cool Kids z Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu; zdolny żongler, iluzjonista i klaun. Agnieszka Kwiatkowska – etnolog, pedagog cyrku, absolwentka Eccole d’Cirque de Bruxelles, instruktorka żonglerki i akrobatyki powietrznej. Agnieszka Rak – absolwentka fizjoterapii, tancerka uprawiająca m.in. taniec brzucha, instruktorka hoopingu. Ewa Ruszkowska – instruktor akrobatyki w Cyrku Cool-Kids, absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku. Mirosław Urban – psycholog, profesjonalnie zajmuje się żonglowaniem i prowadzi warsztaty żonglerki dla dorosłych, dzieci i młodzieży. Alicja Usowicz – kierowniczka Działu Edukacji Artystycznej WOAK w Toruniu, animatorka kultury, propagatorka aktywizujących metod pracy z grupą; prowadzi młodzieżowy Cyrk Cool-Kids. Krystian Wieczyński – aktor związany z Teatrem Wiczy i Teatrem Miniatura, mim, happener i animator kultury. Marta Zawadzka – tancerka, choreograf, pedagog a także teoretyk i badaczka tańca współczesnego. Absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu, Instruktorskiego Kursu Kwalifikacyjnego w dziedzinie tańca współczesnego i Podyplomowych Studiów Teorii Tańca na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Zgłoszenia na cykl Pedagogika Cyrku Dziecięcego przyjmowane są do 2 marca 2018 r. O przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń. Koszt uczestnictwa w całym cyklu wynosi 600 zł.
Warsztaty Trening prezentacji i wystąpienia publicznego, 3 marca Bez strachu przed kamerą, bez tremy przed publicznością
Umiejętność występowania wobec audytorium oraz profesjonalne zachowanie przed kamerą to częste elementy w codziennej praktyce animatorów i menedżerów kultury. Warsztaty Trening prezentacji i wystąpienia publicznego, które w sobotę 3 marca 2018 r. poprowadzą
Mariusz Kluszczyński i Wojciech Budny będą okazją do rozwijania umiejętności komunikacyjnych w sferze medialnej. Program szkolenia obejmuje podstawy reprezentowania instytucji w mediach oraz na forum publicznym, przygotowanie do wystąpienia publicznego lub przed kamerą, współpracę z mediami oraz przygotowanie i przeprowadzenie profesjonalnej konferencji prasowej. Istotnym elementem warsztatów są ćwiczenia praktyczne, w trakcie których uczestnicy zyskają możliwość „sprawdzenia się” przed kamerą. Następnie nagrany materiał będzie szczegółowo omawiany przez prowadzącego. Prowadzący warsztaty Mariusz Kluszczyński jest dziennikarzem, kierownikiem toruńskiej redakcji TVP S.A., wydawcą i prowadzącym serwisy informacyjne oraz programy publicystyczne w bydgoskim oddziale Telewizji Polskiej S.A. Współpracował też ze szkołami wyższymi, prowadząc zajęcia poświęcone dziennikarstwu radiowemu i współpracy z mediami. Współprowadzącym warsztaty jest z kolei Wojciech Budny, doświadczony operator filmowy i telewizyjny. Uwagi udzielane z perspektywy osoby stojącej za kamerą z pewnością pomogą jeszcze lepiej przygotować się do nagrania na potrzeby telewizji lub do wystąpienia na żywo w studio. Cena 120 zł, informacje dot. zgłoszeń na stronie internetowej www.woak.torun.pl.
warsztaty ABC instruktora tańca, 16-18 marca Droga do Niezbędnika instruktora tańca
Instruktorzy tańca, animatorzy kultury, pracownicy domów kultury, świetlic środowiskowych, nauczyciele oraz tańcząca starsza młodzież są adresatami warsztatów ABC instruktora tańca, które w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu w dniach 16-18 marca poprowadzi Marta Zawadzka. Podczas trzydniowego szkolenia uczestnicy poznają podstawy pracy instruktora tańca, poszerzą swoją wiedzę i umiejętności w zakresie pracy z dziecięcym i młodzieżowym zespołem tanecznym. Program warsztatów obejmuje także podstawy technik tanecznych, dobór muzyki, zasady kompozycji choreograficznej, dobór kostiumów i przygotowanie
prezentacji. Efektem warsztatów będzie też Niezbędnik instruktora tańca, który uczestnicy opracują wraz z prowadzącą. Zajęcia poprowadzi Marta Zawadzka – tancerka, choreograf, pedagog i teoretyk tańca. Ukończyła Akademię Muzyczną w Poznaniu oraz Podyplomowe Studia Teorii Tańca na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Występowała na wielu festiwalach w kraju i za granicą, prowadzi regularne zajęcia z tańca współczesnego oraz warsztaty z tańca współczesnego, plastyki ruchu, świadomości ciała, rozwoju osobistego przez ruch. Współpracowała z teatrami, z katedrą kulturoznawstwa UMK, Zespołem Szkół Muzycznych w Toruniu oraz wieloma placówkami kulturalnymi, kulturalno-edukacyjnymi i organizacjami pożytku publicznego. Jest członkiem zarządu Polskiego Forum Choreologicznego. Cena 200 zł, zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do 9 marca 2018 r. Liczba miejsc ograniczona – o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń.
Warsztaty Jak opowiadać historie na Instagramie?, 17 marca Instagram – siła obrazka
Wśród licznych platform społecznościowych jednym z najpopularniejszych jest Instragram. O jego popularności decyduje szybkość komunikacji i korzystanie z obrazu jako głównego medium przekazu. W sobotę 17 marca w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu odbędą się warsztaty Jak opowiadać historie na Instagramie? Instagram – siła obrazka, które poprowadzi Katarzyna Toczko. W warsztatach uczestniczyć mogą wszystkie osoby zainteresowane wykorzystaniem niezwykłego potencjału Instagrama w działaniach promocyjnych: animatorzy kultury, koordynatorzy projektów kulturalnych i artystycznych, osoby zarządzające instytucjami, organizacjami i działami promocji, a także artyści szukający nowych sposobów prezentacji własnej twórczości. Podczas jednodniowego szkolenia prowadząca nauczy korzystania z Instagrama jako kanału społecznościowego, omówi poszczególne jego aplikacje: foto, multigalerie, video, hyperlapse, boomerang, instagram
stories, transmisja live. Na konkretnych przykładach z sektora kultury pokaże potencjał tych narzędzi, wskazując zarazem na tzw. dobre praktyki. W części warsztatowej uczestnicy stworzą strategię prowadzenia kanału z wykorzystaniem własnych, autorskich postów. Zajęcia poprowadzi Katarzyna Toczko – specjalistka ds. media relations, PR i kreowania wizerunku instytucji. Przez ponad osiem lat pełniła funkcję rzecznika prasowego i kierownika Działu PR w Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” w Toruniu, gdzie razem z zespołem tworzyła i realizowała kampanie promocyjne kilkuset wystaw i wydarzeń kulturalnych, obejmujące reklamę outdoorową, kreatywne projekty eventowe, komunikację w mediach społecznościowych i tradycyjnych. Jest także social media managerką, copywriterką i tłumaczką, prowadzi wykłady oraz szkolenia z zakresu public relations dla sektora kultury i przemysłów kreatywnych, w tym dla Narodowego Centrum Kultury, Narodowego Instytutu Audiowizualnego, Sieci Kin Lokalnych, Centrum Promocji Informatyki, Instytutu Socjologii UMK, uczestniczy w licznych projektach edukacyjnych realizowanych przez Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu. Cena 120 zł, zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do 9 marca 2018 r. Liczba miejsc ograniczona – o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń.
Warsztaty Teatr – Muzyka – Ruch, 23-25 marca Przedstawienie teatralne krok po kroku
Instruktorzy i opiekunowie amatorskich zespołów teatralnych, reżyserzy i aktorzy teatru amatorskiego, także twórcy offowi zainteresowani zjawiskami z pogranicza performansu i tańca, są adresatami warsztatów Teatr – Muzyka – Ruch, które odbędą się w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kulturalnej w Toruniu w dniach 23-25 marca 2018 r. Podczas trzydniowego spotkania uczestnicy prześledzą najważniejsze etapy tworzenia przedstawienia teatralnego: od wyboru repertuaru, poprzez opracowanie scenariusza, pracę z aktorem, rolę ruchu i gestu w spektaklu, siłę i wyrazistość słowa, wykorzystanie przestrzeni scenicznej oraz rolę muzyki i dźwięku w widowisku teatralnym. Program warsztatów obejmuje elementarne zagadnienia z zakresu
reżyserii: przestrzeń teatralną (słabe i mocne punkty sceny), relacje aktorów i wzajemne oddziaływanie na siebie – i przez to – na widza. Warsztat stricte reżyserski uzupełniony będzie o podstawy kompozycji ruchu scenicznego: pojęcie cielesności, odkrywanie potencjalnych możliwości ruchowych i ekspresyjnych ciała, wykorzystania ruchu świadomego i nieświadomego w pracy twórczej oraz o rolę dźwięku w przedstawieniu teatralnym (w tym również muzykę ciała i wykorzystanie dźwięku naturalnego w widowisku). W tematykę warsztatów uczestnicy zostaną wprowadzeni przez Magdalenę Jasińską – teatrologa i pedagoga teatru. Zajęcia praktyczne poprowadzą: muzyk i kompozytor Erwin Regosz (muzyka) oraz aktor, mim i performer Krystian Wieczyński (teatr). Cena 100 zł, zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do 16 marca 2018 r. Liczba miejsc ograniczona – o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń.
Kolejne warsztaty i szkolenia: 14 kwietnia 2018 r. – warsztaty Nowoczesny redaktor online. Narzędzia internetowe usprawniające zarządzanie komunikacją internetową, zajęcia prowadzi Dominik Pokornowski, cena 120 zł, termin zgłoszeń: 6 kwietnia 2018 r. 20-21 kwietnia 2018 r. – Warsztaty fotografii cyfrowej, zajęcia prowadzi Stanisław Jasiński, cena 100 zł, termin zgłoszeń: 13 kwietnia 2018 r. 21 kwietnia 2018 r. – warsztaty Facebook – prowadzenie angażującej strony i precyzyjna reklama, zajęcia prowadzi Dominik Pokornowski, cena 120 zł, termin zgłoszeń: 16 kwietnia 2018 r. 21-22 kwietnia 2018 r. – warsztaty Mądrzy w emocjach, zajęcia prowadzi Marta Jankowska, cena 200 zł, termin zgłoszeń: 13 kwietnia 2018 r. 28 kwietnia 2018 r. – warsztaty Magia głosu – twój dźwiękowy wizerunek, zajęcia prowadzi Erwin Regosz, cena 80 zł, termin zgłoszeń: 20 kwietnia 2018 r.
zajcia edukacyjne, spotkania Arabski sekret Julii Groszek – spotkanie filmoznawcze z cyklu W pierwszym rzędzie, 7 marca, godz. 17.00 W poszukiwaniu korzeni
Zaintrygowało mnie, co znaczy być odciętym od części swoich korzeni – mówi o genezie filmu Arabski sekret jego autorka Julia Groszek, która będzie gościem marcowego spotkania z cyklu filmoznawczego W pierwszym rzędzie w środę, 7 marca 2018 r. o godz. 17.00 w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Wstęp wolny! Krótkometrażowy dokument powstał w studiu produkcyjnym Wajda Studio. Jego bohaterem jest trzydziestokilkuletni Kamil Filipek, który, jak pisze reżyserka: …pragnie poznać swojego ojca, Ilhama Al Madafai – bliskowschodnią gwiazdę arabskiej muzyki folkowej. Ojciec i syn nigdy się wcześniej nie spotkali. Film jest relacją z podróży do Jordanii, którą bohater odbywa w poszukiwaniu ojca i własnych korzeni, ale też w poszukiwaniu sensu życia. Arabski sekret Julii Groszek, to …ballada o poszukiwaniu samego siebie, ukazana przez pryzmat dwóch światów i dwóch kultur. Comiesięczne spotkania filmoznawcze z cyklu W pierwszym rzędzie są propozycją dla osób zarówno realizujących własne projekty filmowe, jak i tych, które pierwsze takie próby mają jeszcze przed sobą i oczywiście do wszystkich miłośników sztuki filmowej. Podczas kolejnych spotkań odsłaniane są poszczególne elementy „kuchni” filmowej. Koordynatorką cyklu jest Karolina Fordońska, filmoznawca i reżyser, instruktor do spraw interdyscyplinarnych przedsięwzięć kulturalnych WOAK. Ukończyła Wydział Sztuk Pięknych UMK w Toruniu, była stypendystką Università degli Studi Roma Tre. Pod pseudonimem Karolina Ford zrealizowała dwa filmy krótkometrażowe Czemu nie tańczę na ulicach (2013, koprodukcja polsko-włoska) i Prześwity (2015). W ramach Stypendium Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego realizuje obecnie swój najnowszy obraz. Wstęp wolny!
Richard Avedon – fotografia reklamy– wykład z cyklu Wybitne postaci historii fotografii – 14 marca, godz. 17.00 Między modą i portretem włóczęgi
Świat mody to przestrzeń, w której spotykają się sztuka i biznes. Podobnie jest z fotografią mody – dziedzina ta łączy sztukę i marketing. Richard Avedon – jeden z najważniejszych fotografów reklamy, artysta, który wytyczył nowe sposoby pokazywania mody będzie bohaterem kolejnego wykładu z cyklu Wybitne postaci historii fotografii. Spotkanie odbędzie się w środę, 14 marca o godz. 17.00 w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Wstęp wolny. Richard Avedon, urodzony w Nowym Jorku potomek żydowskich imigrantów od dziecka był związany z modą. Jego rodzice prowadzili butik przy Piątej Alei Avedon’s Fifth Avenue. Fotografować zaczął w wieku 21 lat, w 1944 roku. Już sześć lat później miał własne studio, a jego prace drukowały najważniejsze magazyny: Life, New Yorker, Vogue i Harper’s Bazaar. Realizował sesje fotograficzne dla domów mody: Versace, Diora czy Calvina Kleina. Drugim ważnym polem aktywności twórczej Richarda Avedona był portret fotograficzny – to on jest autorem zdjęć członków The Beatles na wewnętrzną okładkę białego albumu, sportretował też Marilyn Monroe, Brigitte Bardot, Andy’ego Warhola oraz wielu innych sobie współczesnych. Wyrazem jego poglądów politycznych są zdjęcia weteranów wojny wietnamskiej oraz portrety bohaterów walki o prawa człowieka w latach 60. w USA. Za swoje najważniejsze dzieło uważał zaś cykl In the American West składający się z setek czarno-białych portretów zwykłych mieszkańców amerykańskiego zachodu: górników, farmerów, włóczęgów, ich żon i dzieci. Wykład Richard Avedon – fotografia reklamy w środę 14 marca o godz. 17.00 wygłosi Stanisław Jasiński, członek Związku Polskich Artystów Fotografików, specjalista ds. fotografii WOAK, a także znawca historii fotografii oraz kolekcjoner zabytkowych aparatów i innych artefaktów związanych z tą dziedziną sztuki. Stanisław Jasiński publikuje artykuły teoretyczne i krytyczne w Fotografii, Krytyce Literackiej oraz Biuletynie Informacji Kulturalnej. Jest też organizatorem i kuratorem wystaw
fotograficznych – m.in. Edwarda Hartwiga, Michała Kokota, Andrzeja Różyckiego, Wacława Wantucha. Wstęp wolny!!!
Zajęcia teatralne z cyklu Teatralny rozruch oraz Poranne figle, psoty i żarty 17 marca godz. 9.00, 11.00 i 12.30 Lalki z recyklingu i szarego papieru
Zapomniane i niepotrzebne przedmioty znalezione podczas wiosennych porządków oraz szary papier mogą być doskonałym budulcem lalek teatralnych. Przekonają się o tym młodzi teatromani na pierwszych po feriach spotkaniach z cyklu Teatralny rozruch i Poranne figle, psoty i żarty, które odbędą się w sobotę 17 marca 2018 r. w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu, na które zaprasza Agnieszka Zakrzewska – instruktorka teatralna i animatorka kultury. Wstęp wolny. Zajęcia mają charakter zabawy parateatralnej, rozwijającej wyobraźnię i kreatywność uczestników. To także aktywny czas spędzony na eksperymentowaniu z wyobraźnią i wyzwalaniu działań twórczych. W przestrzeni uwalniającej dziecięcą ekspresję i spontaniczność dzieci z uśmiechem nauczą się współpracy i otwartości na innych. Zajęcia prowadzone są metodami aktywnymi, z wykorzystaniem technik teatru wyobraźni oraz inspirujących dźwięków. W zabawie wraz z dziećmi mogą też uczestniczyć rodzice. Spotkanie z cyklu Teatralny rozruch dla dzieci w wieku 7-10 lat odbędzie się pod hasłem Drugie życie rzeczy, początek o godzinie 9.00. Jak mówi Agnieszka Zakrzewska, …kilka dni przed pierwszym dniem wiosny, damy nowe życie rzeczom przyniesionym z domu – dowiemy się czym jest recycling. Dzieci wykonają teatralne lalki z plastikowych butelek, pudełek, tekturowych opakowań. Doprawimy im skrzydła, oczy, odnóża i inne potrzebne do ożywienia elementy – dodaje. O godzinie 11.00 oraz 12.30 rozpoczną się z kolei Poranne figle, psoty i żarty dla teatromanów w wieku przedszkolnym. Ich tematem będą Papierowe fantazje. Dzieci poszukają odpowiedzi na pytania, czy papier czuje i oddycha? Jeśli nie, to jak go ożywić? Jak zapowiada Agnieszka Zakrzewska, …stworzymy fantazyjne stwory, które również ożyją w naszych rękach. Zajęcia trwają około 45 minut.
Wstęp wolny!!! (Ze względu na ograniczoną liczbę miejsc konieczne są wcześniejsze zapisy przez formularz na stronie www.woak.torun.pl).
Pasja tworzenia – Międzynarodowy Dzień Teatru w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu, 27 marca Teatralnie znaczy twórczo
W okazji Międzynarodowego Dnia Teatru w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu odbędzie się pod hasłem Pasja tworzenia cykl mikrowarsztatów teatralnych dla dzieci i ich opiekunów, młodzieży i dorosłych. Dzieci wraz z opiekunami spotykają się o 17.00, młodzież i dorośli – o 18.00. Najmłodsi, dzieci dwu- trzyletnie pod kierunkiem Magdaleny Jasińskiej wybiorą się wraz z opiekunami w podróż do krainy teatralnej wyobraźni i kreatywności. Pokonując liczne przeszkody, przeniesiemy się do egzotycznej dżungli – zapowiada Magdalena Jasińska. Gdy już się w niej rozgościmy, stworzymy maski teatralne, dzięki którym sami staniemy się mieszkańcami tropikalnego lasu, np. barwnymi owadami, dzikimi lwami albo szybkimi antylopami. A maski będziemy mogli zabrać ze sobą do domu! Zajęcia trwają około 45 minut. Dzieci nieco starsze, w wieku 4-6 lat, będą z kolei eksperymentować z wyobraźnią i wyzwalać twórcze działania. Tego popołudnia można będzie przebrać się za kogoś zupełnie innego – deklaruje prowadząca zajęcia Agnieszka Zakrzewska. Wspólnie stworzymy też kolorowego ptaka, któremu doprawimy skrzydła pasji, by szybował wysoko. Będzie wesoło, kolorowo, aktywnie i inspirująco! Zajęcia trwają około 45 minut. Z kolei młodzież i dorośli twórczo spróbują odnaleźć odpowiedź na pytanie, czym jest pasja tworzenia? Co w swoim życiu tworzymy, czym jest dla nas pasja, jak łączy się jedno z drugim? Działania będą się opierały na instalacji artystycznej. Szukać będziemy wspólnych ścieżek twórczych zmagań, a w tym co nas dzieli spróbujemy zobaczyć bogactwo nowych możliwości – mówi Agnieszka Zakrzewska, która poprowadzi zajęcia. Warsztaty trwają około godziny. Wstęp wolny!!!
Konkursy 63. Ogólnopolski Konkurs Recytatorski. Eliminacje rejonowe, 16 marca Dla uczczenia stulecia odzyskania niepodległości
Składamy pokłon przeszłości, budujemy naszą rzeczywistość, planujemy przyszłość – czytamy manifeście programowym 63. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, którego organizatorem jest Towarzystwo Kultury Teatralnej, zaś współorganizatorem w województwie kujawskopomorskim Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu. Tegoroczna edycja Konkursu jest szczególna, gdyż odbywa się w stulecie odzyskania niepodległości. Organizatorzy proponują uczestnikom refleksję nad rolą języka ojczystego, kultury i sztuki w… kształtowaniu postaw i charakterów przez mówienie o ważnych sprawach swojego pokolenia, środowiska, kraju. Ogólnopolski Konkurs Recytatorski adresowany jest do uczniów szkół średnich i osób dorosłych chcących rozwijać umiejętność posługiwania się piękną polszczyzną, uważających mowę ojczystą za coś więcej niż kod służący sprawnej komunikacji: za materię artystyczną. Konkurs przeprowadzany jest w formie czterech turniejów: recytatorskiego, poezji śpiewanej, teatrów jednego aktora oraz wywiedzione ze słowa. Największym zainteresowaniem cieszy się turniej recytatorski, którego uczestnicy deklamują dwa wiersze i fragment prozy. Podstawowe kryteria oceny to dobór repertuaru, rozumiany również jako dobór adekwatny do możliwości wykonawczych, interpretacja utworów, kultura słowa i ogólny wyraz artystyczny. Śpiew od czasów Homera jest częstą formą interpretowania poezji i jej wzbogacania o nowe jakości artystyczne, dlatego w ramach OKR organizowany jest też turniej poezji śpiewanej. Jego uczestnicy śpiewają dwa wiersze – co ważne, muszą to być teksty opublikowane w książkach lub prasie literackiej – i recytują fragment prozy lub wiersz. Kolejny turniej adresowany jest do osób z zacięciem aktorskim. Uczestnicy turnieju teatrów jednego aktora prezentują bowiem spektakl przygotowany w oparciu o dowolny materiał literacki.
Ostatni turniej – wywiedzione ze słowa – to propozycja dla eksperymentatorów …poszukujących nowych form wypowiedzi. W tej kategorii mieszczą się wszelkie formy synkretyczne: łączenie – w obrębie jednego utworu – mówienia ze śpiewem, śpiewu z ruchem. Takie propozycje muszą jednak wychodzić od słowa, być próbą jego interpretacji, sprawdzenia jego związków z innymi językami sztuki. Przedsięwzięcie realizowane jest wieloetapowo. Eliminacje rejonowe odbędą się w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu w piątek, 16 marca 2018 r. Wezmą w nich udział interpretatorzy wyłonieni w eliminacjach powiatowych, przeprowadzonych 27 lutego w Wąbrzeźnie, 28 lutego w Grudziądzu, 2 marca w Toruniu, 3 marca w Chełmnie i 6 marca Brodnicy. W kwietniu Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu organizuje finał wojewódzki 63. OKR, którego uczestnikami będą laureaci eliminacji rejonowych z Bydgoszczy, Torunia i Włocławka. Ogólnopolski Konkurs Recytatorski stwarza młodzieży okazję do refleksji nad ponadczasowym wymiarem literatury i wspólnototwórczym aspektem języka ojczystego. Jak deklaruje Zarząd Główny Towarzystwa Kultury Teatralnej: Ufamy, że każdy uczestnik przeżyje swoją artystyczną przygodę. Ufamy, że doniosły moment skłoni dojrzałych recytatorów do podjęcia prób artystycznej wypowiedzi o istotnych sprawach narodu i społeczeństwa – obywatelskiej odpowiedzialności za losy kraju i gotowości działania dla jego dobra, postaw, dążeń i dokonań Polaków w przeszłości i dniu dzisiejszym, konieczności stawiania trudnych pytań i obowiązku szukania odpowiedzi. Bardzo podkreślamy użyte tu słowo artystyczne, bo w nim zawierają się najpiękniejsze cechy tworzenia: praca nad zrozumieniem i wydobyciem prawdy, szukanie własnej interpretacji i własnego głosu w wypowiedzi opartej na mądrze wybranym dziele literackim. Wstęp wolny.
KATAR Muzyka. Koncert finałowy XXVII Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu, 24 marca Konfrontacje młodych muzyków Od ponad ćwierćwiecza młodzi muzycy rockowi – i nie tylko – spotykają na scenie legendarnego klubu Od Nowa w Toruniu, podczas finału Konfrontacji
Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie muzyki. Koncert finalistów XXVII Konfrontacji zaplanowany jest na sobotę, 24 marca 2018 r. Wstęp wolny! W koncercie finałowym muzycznego KATAR-u wystąpią zespoły zakwalifikowane przez komisję oraz laureat głosowania internautów. Line-up oraz szczegółowy program koncertu dostępny będzie na stronie internetowej organizatora: www.woak.torun.pl od 7 marca 2018 r. Do udziału w Konfrontacjach zaproszone zostały zespoły rockowe, wykonawcy muzyki elektronicznej, tzw. „nowych brzmień”, szeroko pojętej muzyki alternatywnej oraz składy hip-hopowe. Artystów oceniało będzie jury w składzie: Jacek Bryndal (Kobranocka, Atrakcyjny Kazimierz), Grzegorz Kopcewicz (Butelka, właściciel Black Bottle Records), Zbigniew Krzywański (Republika, Depresjoniści), Erwin Regosz (instruktor muzyki WOAK), Maurycy Męczekalski (Tortilla, dyrektor ACKiS „Od Nowa”) i Mariusz Składanowski (Radio GRA). Na zwycięzców czekają nagrody finansowe o łącznej wartości 6000 złotych oraz nagrody ufundowane przez sponsorów i współorganizatorów konkursu. Wstęp wolny! Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie filmu. Termin zgłoszeń: 31 marca, przegląd finałowy: 12 maja w kinie Centrum w CSW „Znaki Czasu” w Toruniu.
Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie fotografii Fotofikcje. Termin nadsyłania prac: 5 maja, wernisaż wystawy pokonkursowej połączony z ogłoszeniem wyników 8 czerwca w Galerii Spotkań Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu.
Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie teatru. Termin zgłoszeń: 20 października, przegląd finałowy 8 grudnia w ACKiS „Od Nowa” w Toruniu.
opr. Kamil Hoffmann więcej na www.woak.torun.pl