Biuletyn Informacji Kulturalnej 6-8/2018

Page 1

nr 6-8/2018

ISSN 1426–3106


06-08/2018 w numerze: Olendrzy pod Toruniem ► Jerzy Rochowiak Bydgoszcz i okolice na planie filmowym ► Jerzy Rochowiak Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim ► Jerzy Rochowiak Polskie art brut 2018 r. Obecność, osobowości, odkrycia ► Jerzy Rochowiak Drewniane przydrożne kapliczki w miejscu przyjaznym twórcom ► Jerzy Rochowiak Spotkanie wokół obrazów i poprzez obrazy ► Jerzy Rochowiak Rysować (nad) optymistycznie ► Kamil Hoffmann Fotografia fikcjonalna ► Kamil Hoffmann Fotografie ekspresji scenicznej ► Kamil Hoffmann Fotograficzne pejzaże i portrety Bożeny Ewy Podlasin ► Jerzy Rochowiak Animowani Iluzjoniści ► Karolina Fordońska Taśma, sznurek i wyobraźnia, czyli kilka słów o instalacji teatralnej ► Magdalena Jasińska

W Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu Na okładce jest reprodukowana praca Zofii Nocnej, wyróżnionej w kategorii do lat 16 w konkursie Fotofikcje organizowanym w ramach XXVII Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu.


Szanowni Czytelnicy!

W

wakacyjnym Biuletynie Informacji Kulturalnej kierujemy uwagę ku różnorakim prezentacjom, zachęcając do zwiedzenia Olenderskiego Parku Etnograficznego w Wielkiej Nieszawce, wystawy Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim w gmachu Zbiory Sztuki w Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku. Zachęcamy do lektury książki Jana Wacha Frrruu. Zachęcamy do wędrówki po naszym regionie i poznawania naszego dziedzictwa kulturowego, a także udziału w rozlicznych imprezach kulturalnych. Wszystkim organizatorom życia kulturalnego życzymy twórczych inspiracji. Wszystkim uczestnikom życia kulturalnego życzymy wspaniałych przeżyć!

Kamil Hoffmann Jerzy Rochowiak

ISSN 1426-3106 WYDAWCA:

Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu 87-100 Toruń, ul. Szpitalna 8 tel./fax: 56 65 22 755, 56 652 20 27. e-mail: woak@woak.torun.pl www.woak.torun.pl ZESPÓŁ REDAKCYJNY : Jerzy Rochowiak (redaktor naczelny) Kamil Hoffmann (sekretarz redakcji)

Redakcja zastrzega sobie prawo opracowywania nadsyłanych materiałów.


Olendrzy pod Toruniem Jerzy Rochowiak

M

uzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu wzbogaciło się o otwarty 10 maja Olenderski Park Etnograficzny w Wielkiej Nieszawce. To trzeci skansen toruńskiego Muzeum: po Parku Etnograficznym przy siedzibie placówki, czyli wsi w centrum miasta, w której można zobaczyć budynki i zbiory z Borów Tucholskich, Kaszub, Kociewia, Kujaw, ziemi dobrzyńskiej i chełmińskiej, oraz Parku Etnograficznym w Kaszczorku, gdzie eksponowane są obiekty dotyczące zajęć wodnych, przede wszystkim rybołówstwa. Nadwiślańscy osadnicy Olenderski Park Etnograficzny w Wielkiej Nieszawce pozwala poznać życie osadników przybywających do naszego kraju od szesnastego wieku i osiedlających się wzdłuż Wisły, od Żuław po Mazowsze. Zagospodarowywali, przekształcając w żyzne pola, obszary zalewowe, podmokłe nadrzeczne nieużytki, leśne karczowiska. Jako pierwsi osiedlali się w zapewniającym swobody wyznaniowe Królestwie Polskim migranci z Holandii i Fryzji: prześladowani w swoich krajach menonici, ale nie tylko oni, także luteranie i katolicy. Jak w książce Olędrzy. Osadnicy znad Wisły. Sąsiedzi bliscy i obcy wydanej w 2016 roku piszą jej redaktorzy Andrzej Pabian i Michał Targowski, przybysze mocno różnili się od swoich polskich sąsia-


Dom podcieniowy z Kaniczek. Fot. nadesłana przez Muzeum Etnograficzne w Toruniu

dów. Byli z reguły odmienni pod względem wyznania i mowy, osobiście wolni i zwolnieni od uciążliwej pańszczyzny. Użytkowali ziemię na zasadach długoterminowej lub wieczystej dzierżawy, a dzięki dużym rozmiarom swych gospodarstw i ciężkiej pracy zaliczali się do najbogatszych warstw wiejskiego społeczeństwa epoki przedindustrialnej. Przez ponad cztery stulecia trwali na trudnych w użytkowaniu i narażonych na powtarzające się powodzie obszarach położonych wzdłuż Dolnej Wisły i Noteci. Żyli także na osuszanych bagniskach i w wykarczowanych lasach oddalonych od wielkich rzek w Wielkopolsce, ziemi dobrzyńskiej, ziemi łęczycko-sieradzkiej, na Mazowszu a nawet w Małopolsce. Wszędzie tam, ale w szczególności na Żuławach i w Dolinie Dolnej Wisły, pozostawiali ślady swej obecności w postaci specyficznego rozplanowania wsi i pól, charakterystycznego budownictwa, sieci kanałów i urządzeń melioracyjnych oraz rozsianych w krajobrazie cmentarzy. To, co można zobaczyć w nowym skansenie zdaje się rozwinięciem ostatniego zdania. Zajmujący pięć hektarów Olenderski Park Etnograficzny w Wielkiej Nieszawce, do którego zostało przeniesionych sześć budynków mieszkalnych i gospodarczych z obszaru Dolnej Wisły, pochodzących z osiemnastego i dziewiętnastego wieku, jest rekonstrukcją osadniczej


wsi określanej jako rzędówka bagienna. Pola przydzielane poszczególnym osadnikom tworzyły w niej – pisał Michał Targowski w artykule Osadnictwo olęderskie w Polsce – jego rozwój i specyfika zamieszczonym w cytowanej książce – szerokie pasy ciągnące się prostopadle do rzeki, przecięte drogą biegnąca po sztucznej grobli lub wyniesieniu. Przy niej w regularnych odstępach budowano zagrody. Na terenie Parku znajduje się zrekonstruowany cmentarz menonicki, wytyczone są drogi, posadzone są drzewa, posiane rośliny; są tu sady, łąką, pola uprawne, ogródki. W 2016 roku nakładem Muzeum Etnograficznego im. Marii ZnamierowskiejPrüfferowej została wydana cenna książka Petera J. Klassena Menonici w Polsce i Prusach w XVI-XIX w. We wstępie Hubert Czachowski napisał, że umożliwia ona zapoznanie się z historią tzw. osadnictwa olęderskiego (menonici to pierwsza w Polsce grupa osadzana na tzw. prawie olęderskim, później byli to zarówno luteranie, jak i katolicy). (…) Muzeum Etnograficzne

Kuchnia w domu z Kaniczek. Fot. Jerzy Rochowiak


w Toruniu od 2010 roku realizuje budowę Olęderskiego Parku Etnograficznego w Wielkiej Nieszawce (…). Park ten jest dedykowany specjalnie osadnictwu olęderskiemu, w tym menonitom. Ich obecność pod Toruniem wyjaśnia

Pralnia w domu z Kaniczek. Fot. Jerzy Rochowiak


Łóżko dla dziecka w domu z Kaniczek. Fot. Jerzy Rochowiak

autor książki. Otóż, w 1574 r. rada miejska Torunia zawarła z osadnikami i rzemieślnikami wyznania menonickiego kontrakt dzierżawczy, który miał obowiązywać przez dwadzieścia lat. Już pod koniec stulecia Benedykt Morgenstern, luterański duchowny, zaczął zdecydowanie potępiać menonitów za głoszone przez nich nauki i domagać się ich wypędzenia. Również rada miejska wyraziła niezadowolenie z faktu, że odmawiają oni noszenia broni i udziału w obronie miasta. W 1605 rada miejska ogłosiła, że nie będzie tolerować żadnych „sekciarzy i fałszerzy religijnych, takich jak arianie i nowochrzczeńcy”. W tych trudnych okolicznościach menonici znaleźli obrońców wśród przedstawicieli szlachty. W 1603 roku starosta z sąsiadującego z Toruniem Dybowa zaprosił ich do osiedlenia się na podległych mu ziemiach. Wsie Wielka i Mała Nieszawka (Obernessau i Niedernessau) wkrótce nabrały menonickiego charakteru. Menonici stanowili większość ich mieszkańców, posiadali też własny kościół i szkołę. Członków menonickiej wspólnoty w Małej Nieszawce – stwierdza Michał Targowski w artykule Menonici w okolicach Torunia w XVI-XX w. zamieszczonym w pokonferencyjnym tomie Toruń miasto wielu wyznań opubliko-


Dom dla robotników rolnych z Mątowskich Pastwisk. Fot. Jerzy Rochowiak

wanym w 2017 r. – cechowała wierność tradycji i podstawowym wyznaniom wiary. W cytowanym tekście omawia dzieje tej społeczności do 1945 roku. Jak menonici gospodarowali nad Wisłą, z jakimi zmagali się przeciwnościami, można dowiedzieć się, zwiedzając Olenderski Park Etnograficzny w Małej Nieszawce. Krajobraz kulturowy olenderskiej wsi Z przełomu osiemnastego i dziewiętnastego wieku pochodzi zagroda z Gutowa: dom składający się z drewnianej części mieszkalnej i murowanej z cegły dla inwentarza. Dom posiada wystawkę od strony frontowej. Z estymą zrekonstruowane wnętrza ujmują urodą: na deskach podsufitowych umieszczone są cytaty z Biblii i niemieckojęzyczne sentencje. Zatrzymują portal drzwiowy, piec kaflowy z ozdobnym zwieńczeniem, szafa wnękowa. Wnętrza zdają się przestronne; mieszczą wystawę zapoznającą z osadnictwem olenderskim, sklepik muzealny i kasę. Z końca osiemnastego wieku pochodzi zagroda z Niedźwiedzia To wyjątkowy budynek; jak podkreśla dyrektor Muzeum dr Hubert


Czachowski, jest to jedyna w pasie nadwiślańskim zagroda z zachowaną drewnianą częścią mieszkalną i inwentarską w konstrukcji wieńcowej

Drzwi w domu z Gutowa. Fot. Jerzy Rochowiak


oraz stodołą w konstrukcji szkieletowej. Odtworzone wnętrza obrazują skromne życie mieszkańców pod koniec dziewiętnastego wieku. Trzecia zagroda została przeniesiona do Parku z Kaniczek. Zbudowana w połowie dziewiętnastego wieku, posiada zachowaną drewnianą, w konstrukcji wieńcowej, część mieszkalną oraz murowaną część inwentarską i stodołę. Dom ma podcieniową wystawkę opartą na czterech słupach. We wnętrzach tak wyposażonych, że można by się tu wprowadzić, znajdują się pokoje, kuchnia, pralnia… Wzruszają meble; na sekretarzyku rozłożone zostały papierzyska, jakby ktoś za chwilę miał przysunąć krzesła i wrócić do przerwanych zajęć… Zagospodarowany jest strych: wietrzą się pierzyny i poduszki, stoją metalowe wanny: duża dla dorosłych, mała dla dzieci… Przy zagrodzie postawiony został drewniany dom dla robotników rolnych przeniesiony z Mątowskich Pastwisk. Opodal zagrody został postawiony spichlerz z początku dziewiętnastego wieku przeniesiony z Wielkiego Zajączkowa i stodoła z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku przeniesiona z Wielkiego Wełcza. Przy zagrodzie została usytuowana studnia – można z niej zaczerpnąć wody! Są piwniczki, płoty, przydomowe ogródki. Zabudowania obrazują, jak stwierdzają toruńscy muzealnicy, życie zamożnego gospodarza wyznania ewangelickiego z okresu międzywojnia. Blisko sto tumb, pięćdziesiąt nagrobków, cztery żeliwne krzyże, kamienne i betonowe podstawy krzyży, fundamenty kaplicy grobowej zostało odsłonionych po przeprowadzeniu prac porządkowo-konserwatorskich na menonickim cmentarzu, utworzonym zapewne na początku dziewiętnastego wieku i użytkowanym do 1945 roku. Menonicki dom modlitwy – katolicki kościół w Wielkiej Nieszawce Materialnym świadectwem obecności menonitów w Małej i Wielkiej Nieszawce jest nie tylko cmentarz na terenie Olenderskiego Parku Etnograficznego, ale i drewniany dom modlitwy w Małej Nieszawce, którego poświęcenia – jak podaje Andrzej Pabian – dokonał 2 listopada 1890 roku starszy gminy Hans Foth. Został wzniesiony w ciągu jednego roku dzięki wydatnej pomocy gmin menonickich z Prus, Niemiec i Holandii. Warto zwrócić uwagę na wieżę – element nietypowy – jak pisał Peter J. Klassen – dla architektury menonickich kościołów, które budowano z reguły zgodnie z dawnymi zasadami przewidującymi, że świątynie powinny przypominać


Cmentarz menonicki. Fot. Jerzy Rochowiak

wyglądem zwyczajne domy. W dniu 23 lipca 1944 r. w kościele w Małej Nieszawce – informuje Michał Targowski – [członkowie wspólnoty menonickiej] odbyli (…) po raz ostatni uroczyste nabożeństwo Wieczerzy Pańskiej, które poprowadził starszy Bruno Ewert z Gronajn w powiecie sztumskim. Zachowany w doskonałym stanie obiekt stanął na miejscu, będącego również szkołą, domu modlitwy, który społeczność menonicka postawiła już w 1778 roku; budynek spłonął w czerwcu 1889 roku.


Zagroda z Niedźwiedzia. Fot. nadesłana przez Muzeum Etnograficzne w Toruniu

Obecnie dziewiętnastowieczny drewniany menonicki dom modlitwy pełni funkcje sakralne: to kościół rzymskokatolicki pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Tutaj podczas konferencji Olędrzy. Osadnicy znad Wisły. Sąsiedzi bliscy i obcy 23 września 2016 roku odbyło się nabożeństwo ekumeniczne, w którym uczestniczyli menonici z Holandii i Niemiec. Obecność olendrów w Wielkiej Nieszawce przypominają zachowane jeszcze, ale już zniszczone drewniane i murowane domy. Toruńscy etnolodzy podkreślają, że oddany zwiedzającym po ośmiu latach wielkiej pracy Olenderski Park Etnograficzny jest nie tylko próbą odzwierciedlenia krajobrazu nizin z zachowaniem najważniejszych zabytków architektury. Jest to szansa na poznanie kultury osadników, a wymiar popularyzatorski i dydaktyczny, wzbogacony przewodnikami i książkami, uczyć będzie tolerancji, w jakiej przez ponad czterysta lat żyli na jednym terenie mieszkańcy różnych narodowości i religii. Zapewne ciekawy, pociągający autentyzmem budynków i zgromadzonych w nich przedmiotów, nieco onieśmielający jeszcze rekonstrukcyjną świeżością, Park dzięki zwiedzającym zacznie żyć swoim rytmem. To miejsce zdaje się niezwykłe ze względu na urodę mądrze zagospodarowanego obszaru nadwiślańskiej niziny.


Bydgoszcz i okolice na planie filmowym Jerzy Rochowiak

B

liskie i nieco dalsze okolice Bydgoszczy oraz samo miasto są planem etiudy filmowej, którą realizuje kilkoro przyjaciół: młoda aktorka Konstancja, reżyser Żysko, malarz Janusz, literat Krzysztof i rolnik Bolko. Są to ciekawe postacie: oryginalne, nietuzinkowe. Zajmujące są również ich przypadki; gdyby bohaterowie byli pospolici, nic niezwykłego by im się nie przytrafiło. Etiuda – nawiązująca do miłosnej przygody króla Władysława Jagiełły, gdy zawitał do Bydgoszczy, co dość szczegółowo opisał w broszurze średniowieczny kronikarz Bonawent – ma umożliwić zdobycie środków na realizację filmu pełnometrażowego. Tak można streścić główny wątek powieści Jana Wacha Frrruu. Dwa pozostałe wątki to opowieści o miłości prześlicznej rudowłosej Łuczniczki i Maszynisty oraz o kilkuletnim Szymku, który spełnia marzenie o wyjeździe z podbydgoskiej wsi na miejski jarmark. Wątki łączą się w finale, objaśniającym zagadkowy tytuł książki… Nie wyczerpują jej treści, gdyż powieść zawiera także opowieści przyjaciół o wartych uwagi osobach i wydarzeniach. Po części powieść ma konstrukcję szkatułkową, po części to utwór dygresyjny. Niewykluczone, że nie wszystko w powieści Jana Wacha jest fikcją, można zaryzykować stwierdzenie, że autor inspirował się osobami, które spotkał, poznał, o których słyszał, może i autentycznymi zdarzeniami. Na


przykład dającą akcji etiudy wiarygodność bitwę pod Wilczem, nazywaną bitwą pod Koronowem, wojska polskie stoczyły z krzyżackimi 10 października 1410 roku. By nadać historii czy raczej historiom znamiona prawdopodobieństwa, autor zamieszcza w książce wkładkę zawierającą spreparowane wycinki prasowe, a także zapis dyskusji internetowej. Wkładka jest ważna, gdyż prasowe wycinki wyjaśniają zagadki nierozwiązane w fabule. Na pewno w opisach miejsc Jan Wach wykorzystał swoje obserwacje i wiedzę. Powiedziałbym, że opisy mają walor dokumentalny; autor przedstawia rzeczywistość, którą poznawał będąc młodym człowiekiem. Nie datuje akcji, ale wiele wskazuje na drugą połowę lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Wtedy przyjaciele z ekipy filmowej w Sali Malinowej Hotelu Pod Orłem w Bydgoszczy mogli spotkać Bronisława Malinowskiego i Władysława Komara, do miasta nad Brdą wjeżdżały furmanki… Frrruu to barwna opowieść, swobodna gawęda. Jest nieco ekstrawagancka: autor zastosował własne zasady interpunkcji. Wielkie litery stawia na początku akapitów, kropki na ich końcu, części zdania rozdziela przecinkami. Akapity niekiedy są obszerne, ale tylko na początku lektury jest to jakąś niewygodą. Łatwo się do formy zapisu przyzwyczaić, zwłaszcza że opowieść jest zrytmizowana, zaś interpunkcja okazuje się wyznacznikiem stylu, ściśle łączy się z charakterem opowieści, figurą narratora. Doskonale też komponuje się z humorem: Jan Wach jest


subtelnie dowcipny, zarówno w sformułowaniach, opisach postaci, zdarzeń, jak i komentarzach narratora. Czasem bywa ironiczny. Myślę, że nie tylko zajmujące zdarzenia, ale i postawa narratora, jego poczucie humoru sprawiły, że wciągnęła mnie w swoje zakamarki powieściowa rzeczywistość, że poddawałem się wrażeniu prawdopodobieństwa postaci i zdarzeń. A jeśli poprzez dowcip autor dystansuje się wobec świata przedstawionego, to prowadzi grę z czytelnikiem. Jej elementem są długie, bardzo długie zdania. Gra jest wyrafinowana, zresztą autor jej nie ukrywa: w tym miejscu została ujawniona długo skrywana tajemnica, narrator się wygadał, nigdy się nie dowiemy, czy zrobił to z zamiarem, czy po prostu pióro mu się omsknęło i raczej, nie chcąc, niż chcąc uchyliło rąbka tajemnicy, w kategoriach poprawnej, klasycznej narracji to prawdziwe nieszczęście zdradzić rozwiązanie przed terminem, natomiast, gdy się ujawnia jedynie część konkluzji, bądź rysuje jedynie możliwy szkic, który na prawdopodobieństwie może zyskiwać wraz z lekturą kolejnych wywodów i powodów, to cały czas mamy do czynienia z domniemaniem, z pewną niepozbawioną uroku grą intelektualną, która jak to gra niczego nie wyklucza i o niczym przedwcześnie nie decyduje (…). Ta dygresja pokazuje, że Jan Wach pisał Frrruu, uwzględniając reguły sztuki opowiadania, na przykład stopniowo – poprzez zdarzenia, rozmowy, opisy – kształtuje wizerunki postaci, które w toku akcji się zmieniają: nie są tacy sami na początku, jak na końcu. Tak napisał powieść, że czytając, doznaje się przyjemności słuchania, nie dlatego, że czyta się na głos, choć można, ale dlatego, że frazy są w harmonii z rytmem mowy, z oddechem, jakby autor spisał nagranie. Dobrze mi było w powieściowym świecie, pomyślałem sobie, że ta opowieść o filmowcach mogłaby zostać sfilmowana. Jak czytelnika, niejednego widza zaskoczyłby finał. No i zapewne pozostawiłby z wiedzą o życiu i ludziach, jaką Jan Wach dzieli się poprzez postacie, które we Frrruu powołał do istnienia. Frrruu Jana Wacha wkomponowuje się w obszerny zbiór fabularnych utworów literackich, których autorzy umieszczają akcję w różnych miejscowościach naszego regionu, najczęściej w Bydgoszczy i Toruniu, zarazem powieść wyróżnia się: Bydgoszcz jest tylko jedną z opisywanych miejscowości. Poza tym konkretne miejsca są ściśle powiązane z fabułą: bohaterowie utworu poszukują filmowego planu podróżując błękitnym chevroletem nomadem po drogach i dróżkach Kujaw i Pomorza.


Ja jestem artysta wielki Jerzy Rochowiak

W

Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku w gmachu Zbiorów Sztuki od 1989 roku jest eksponowana stała wystawa Rzeźba ceramiczna Stanisława Zagajewskiego; zwiedzającym udostępnione są najcenniejsze prace, wiele innych pozostaje w muzealnym magazynie. Uzupełnia tę ekspozycję, a także albumowe publikacje i filmy o artyście otwarta 18 maja w gmachu Zbiorów Sztuki włocławskiego Muzeum wystawę Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim. Stanisław Zagajewski – mówi Krystyna Kotula – przez czterdzieści pięć lat mieszkał i tworzył we Włocławku. Otoczony wsparciem wielu ludzi, od lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku pokazywał swe rzeźby na wystawach w kraju i za granicą, otrzymał liczne nagrody i stypendia, dostąpił wielu zaszczytów. Stworzył swój styl, dzięki czemu został uznany za jednego z najważniejszych twórców art brut na świecie. Mimo warunków, w jakich egzystował i własnego wizerunku, jaki wykreował, zawsze miał przekonanie, że jest artystą wielkim, dzięki któremu Włocławek będzie sławny. Starannie opracowana przez Krystynę Kotulę, w plastycznej oprawie Magdaleny Kolanowskiej ekspozycja jest trójdzielna. Poprzez fotografie i notki na dwudziestu czterech planszach – w formie rozbudowanego, rzetelnie udokumentowanego kalendarium – pokazuje życie i twórczość artysty: od dzieciństwa w Warszawie, poprzez młodość, lata twórczości we Włocławku po artystyczne sukcesy, zaszczyty – i sławę. W gablotach zostały zaprezentowane dokumenty po artyście. Jakby na zapleczu zrekonstruowane zostały fragmenty jego pracowni.


Dwadzieścia cztery plansze układają się w bogato ilustrowany fotografiami i dokumentami – m.in. wycinkami prasowymi, dyplomami – obszerny biogram twórcy. Historia artysty została przedstawiona w podziale na okresy znaczone istotnymi wydarzeniami, aż do ostatniego dziesięciolecia, określonego jako pamięć – tu pokazywana jest obecność Stanisława Zagajewskiego w życiu artystycznym kraju po jego śmierci. Pośród fotografii – obok dokumentujących wydarzenia takie, jak spotkania, Fragment wystawy Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim. Fot. Jerzy Rochowiak wernisaże, uroczystości, w części z albumów, do których je wklejał sam Stanisław Zagajewski – jest wiele portretów artysty. Zostały nawet wyodrębnione na dwóch osobnych planszach. Pokazują człowieka skupionego na swojej pracy, na sobie, odosobnionego, ale też otoczonego zainteresowaniem i życzliwością. Teksty, które doskonale komponują się z materiałami ilustracyjnymi są zwięzłe, napisane przystępnie. Zachowane dokumenty można oglądać w gablotach. Są tu przede wszystkim bruliony z zapiskami artysty. Są liczne dokumenty, nawet jego dowód osobisty, listy wysyłane do artysty, różnorakie zapiski, wpisy. W jednej z gablot zostały pokazane publikacje na temat artysty, przede wszystkim albumy – Stanisław Zagajewski. Rzeźba z tekstem Krystyny Kotuli i zdjęciami Krzysztofa Cieślaka, Daniela Pacha, Jana Sieraczkiewicza i Jacka Szczurka oraz wydany w 2004 roku i Stanisław Zagajewski z tekstami Krystyny Kotuli, Piotra Nowakowskiego, Grzegorza Budnika, ze zdjęciami Andrzeja Różyckiego i Piotra Szczygłowa oraz czarno-białymi Jana Sieraczkiewicza – ale i katalogi wystaw, artykuły prasowe.


Fragment wystawy Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim. Fot. Jerzy Rochowiak

Do artysty zbliża aranżacja pracowni. Są tu meble i sprzęty, których używał, są niedokończone rzeźby. Na ścianach wiszą obrazy z jego mieszkania: to przedstawienia Jezusa, Maryi, Świętej Rodziny, Ostatniej Wieczerzy. Są krucyfiksy, Pieta, figurki Zmartwychwstałego. Są papierzyska, kartony wypełnione różnorakimi „dobrami”. Zdjęcia pozwalają na porównanie aranżacji wnętrza z mieszkaniem i zarazem pracownią artysty. Pomieszczenie odtwarzane w sali wystawowej sprawia wrażenie uporządkowanego, nieład jest chwilowy, raczej sugerowany, niźli rzeczywisty, na zdjęciach widać bałagan, o którym piszą i mówią wspominający twórcę artyści i muzealnicy. Aranżacja pomieszczenia w połączeniu z fotografiami daje wyobrażenie o miejscu, w którym Stanisław Zagajewski żył i tworzył. Widać nierozłączność, jedność życia i twórczości. Afisze informujące o wystawach jego rzeźb zostały naklejone na słup ogłoszeniowy, przez co ekspozycja zyskuje autentyzm, uświadamia, że dokonania rzeźbiarza są zjawiskiem, które wciąż jest odkrywane, poznawane.


Fragment wystawy Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim. Fot. Jerzy Rochowiak

Wystawę zamykają portrety Mistrza. Zaciekawia praca Andrzeja Fronczaka z 2008 roku: malarz przedstawia Stanisława Zagajewskiego na sposób hagiograficzny; nie wiedząc czyj to portret, można by pomyśleć, że kogoś błogosławionego czy kanonizowanego. Z kolei Adam Zapora w tryptyku Powołanie czy obłęd? z 2018 roku pokazał Stanisława Zagajewskiego jako rozmyślającego mędrca, przypominającego Frasobliwego, jako człowieka utrudzonego życiem, kogoś, kto wie więcej niż inni, bo wiele doświadczył, bo jest kimś, jak prawosławny starzec, a także jako postać, którą skrywają fragmenty jego rzeźb. A może postać z nich się wyłania? Przypomina… postać z obwoluty polskiego wydania biograficznej powieści – o wodzu Azteków Monteczumie – Francis Gillmor Król tańczył na targowisku w przekładzie Zofii Sroczyńskiej (PIW 1968). Niewykluczone, że Stanisław Zagajewski znał książkę, zawarty w niej materiał ilustracyjny; wiele ceramicznych rzeźb artysty przywodzi na pamięć sztukę, czy szerzej: kulturę, Indian środkowoamerykańskich. Naturalnie, skojarzeń jest znacznie więcej.


Fragment wystawy Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim. Fot. Jerzy Rochowiak


Obraz Adama Zapory z tryptyku Powołanie czy obłęd? Fot. Jerzy Rochowiak


Obraz Adama Zapory z tryptyku Powołanie czy obłęd? Fot. Jerzy Rochowiak

Bohaterem opowieści Krystyny Kotuli i Magdaleny Kolanowskiej jest drobny, skromny człowiek, żyjący na swój sposób, tworzący niezwykły gliniany świat. Zarazem ekspozycja uzasadnia tytuł zaczerpnięty z jednej z wypowiedzi Stanisława Zagajewskiego.


Polskie art brut 2018 r. Obecno, osobowoci, odkrycia

Jerzy Rochowiak

W

Roku Stanisława Zagajewskiego 5 czerwca w Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku odbywało się sympozjum Polskie art brut 2018 r. Obecność, osobowości, odkrycia. Pierwsze takie sympozjum włocławskie Muzeum zorganizowało przed pięciu laty. W gmachu Zbiorów Sztuki była wtedy eksponowana wystawa Inne spojrzenie (pisał o niej Stanisław Jasiński w Biuletynie Informacji Kulturalnej nr 5-6/2013), na której zostały zaprezentowane prace Adama Dębińskiego, Haliny Dylewskiej, Ryszarda Koski, Edmunda Monsiela, Adama Nidzgorskiego, Jana Nowaka, Włodzimierza Rosłona, Władysława Surowiaka, Władysława Wałęgi, Władysławy Włodarzewskiej i Marii Wnęk. Tytuł ekspozycji nawiązywał do pokazanej w 1965 r. w warszawskiej Zachęcie wystawy Inni, którą przygotował prof. Aleksander Jackowski, ale Inne spojrzenie – jak mówił autor scenariusza i kurator włocławskiej wystawy Adam Zapora – wskazywało także na łączący eksponowane prace motyw oczu, ludzkiej twarzy. Inne spojrzenie odnosiło się też do Stanisława Zagajewskiego, ponieważ we Włocławku do tej pory nie było możliwości tak szerokiego skonfrontowania jego prac z innymi twórcami nurtu art brut. Inne spojrzenie to spojrzenie – na siebie, na człowieka, na rzeczywistość – artystów, których prace były eksponowane. W tym roku


uczestnicy sympozjum oglądali biograficzną wystawę Ja jestem artysta wielki. Rzecz o Stanisławie Zagajewskim, którą przygotowała Krystyna Kotula. Przed pięciu laty uczestnicy sympozjum, sprowokowani przez Kamila Salema, który wygłosił referat Art brut to art brut i nikt nie wie o co chodzi, próbowali określić czym jest zjawisko art brut. Jak mówiła w rozmowie o sympozjum Krystyna Kotula, Kamil Salem zwrócił uwagę, że termin art brut odnosił się pierwotnie tylko do kolekcji Jeana Dubuffeta; nie była to definicja. Dopiero z czasem zaczęto nazwą art brut określać twórczość dziwaków, samotników, osób z marginesu społecznego, a najczęściej z dysfunkcjami psychicznymi. Dziś z jednej strony istnieje określona przez muzeum w Lozannie purystyczna definicja art brut, która nadaje kierunek gromadzeniu tamtejszej kolekcji, z drugiej strony wielokrotnie art brut zastępowane jest różnymi określeniami, m.in. „sztuka naiwna”, „sztuka prymitywna” czy „outsider art”. Jako że o przynależności do art brut decydują prace i ich jakość na równi z wątkami biograficznymi artystów, kwalifikowanie do art brut poszczególnych twórców przysparza nieraz kłopotu. (…) Jean Dubuffet nazwy użył do swojej kolekcji, jemu definicja nie była potrzebna. Dopiero z czasem zaczęto to określenie precyzować do osób dotkniętych marginalizacją społeczną, a jednocześnie samodzielnych artystycznie, innowacyjnych, mimo braku wiedzy o kulturze, wreszcie tworzących zawsze z wewnętrznej potrzeby, a nie dla korzyści materialnych. Kwalifikowanie twórców do art brut, „innych” czy outsider art to zadanie dla teoretyków, kolekcjonerów czy historyków sztuki. Nie wiem jednak czy zdefiniowanie nurtu art brut jest potrzebne widzom oglądającym wystawy (Biuletyn Informacji Kulturalnej nr 9-10/2013). Uczestnicy tegorocznego sympozjum dodawali, że definicja nie jest potrzebna samym twórcom, którzy zresztą – jak zauważyła Małgorzata Szaefer w wystąpieniu Brut now – nowe oblicze art brut/outsider art – nie zabierają głosu. Powiedziałbym raczej, że nie tyle nie zabierają głosu, co raczej nie są słyszalni czy nawet – słuchani. Paradoksalnie, to, co mówią bywa niezwykle ciekawe. Małgorzata Szaefer podkreśliła, że outsiderzy nie oddzielają życia od sztuki, co doskonale było widać na wystawie Ja jestem artysta wielki: mieszkanie Stanisława Zagajewskiego było pracownią, nie sposób rozdzielić jego życie i twórczość. O Marii Wnęk – kontekstach twórczości, na podstawie archiwaliów i obrazów z Kolekcji sztuki ludowej i nieprofesjonalnej Bolesława i Liny Nawrockich mówiła Bożena Olszewska. W gruntownej analizie twórczości nieżyjącej już Marii Wnęk wskazała na religijność artystki, żyjącej jakby


pomiędzy światem rzeczywistym a wyobrażonym, pojmującej twórczość jako spełnianie posłannictwa: nie tylko w samym malarstwie, ale i zapiskach na rewersach obrazów, czynionych w przekonaniu, że służą naprawie świata. Katarzyna Wolska przedstawiła mieszkającego w Bydgoszczy Zbigniewa Wypijewskiego. Niepokornego. Jak powiedziała, w swoich pracach jest autentyczny, cechuje go upór, pracowitość, podporządkowuje życie malarstwu i jest przekonany, że to, co robi jest właściwe. Znajduje inspirację w tym, co osoby przeżywające przygodę ze sztuką po zakończeniu aktywności zawodowej zwykle naśladują… Jest oryginalny, niepowtarzalny. Prezentacja artysty była niezwykle zajmująca: ilustrowały ją zdjęcia jego mieszkania, które jest zarazem pracownią, galerią i… magazynem obrazów. Trudno je zliczyć… Autorka wystąpienia odwołała się do wypowiedzi samego twórcy: przedstawiła je jako monolog. Jak się okazało, to, co mówi o sobie, o malowaniu jest spójne z jego obrazami. Prezentacja Katarzyny Wolskiej urzeczywistniała to, co wskazywała wcześniej Małgorzata Szaefer: spotkanie z pracami twórców z kręgu art brut jest spotkaniem z nimi samymi. Twórczość Artysty z podziemia – mieszkającego w Kołobrzegu Marka Świetlika przedstawił Zbigniew Chlewiński. Wskazał ciekawą drogę twórczą artysty: od malarstwa religijnego – zapoczątkowało je przedstawienie Ukrzyżowania, gdy dowiedział się, że z kołobrzeskiej katedry skradziono cenny obraz – po akty, w których zwraca uwagę erotyka, autoportrety, przedstawienia statków… Zbigniew Chlewiński przedstawiając przeredagowany tekst towarzyszący wystawie Marka Świetlika w bydgoskiej Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej zatytułowanej Sacrum i profanum, zwracał uwagę na inspiracje artysty fotografiami, pocztówkami, reprodukcjami – i dokonywane przekształcenia… Ku twórczości artystów z Poczekalni outsiderów – m.in. Kamila Stachowskiego, Kamila Kurzawy, Piotra Gałązki – kierowała uwagę Małgorzata Rel, podobnie jak Sonia Wilk W podróży po świecie „innego”. O swojej przygodzie z twórczością sławnego włocławskiego ceramika w wystąpieniu Świat wypalony w glinie. Archetypy i symbole w twórczości Stanisława Zagajewskiego opowiedziała dr Paulina Grzonka, zapowiadając książkę o artyście, która ukaże się jesienią tego roku. Radosław Łobarzewski opowiedział o Kolekcji AB – instynkcie kolekcjonera, a właściwie dwóch kolekcjach: francuskiej Alaina Bourbonnais w muzeum La Fabuloserie w Dicy i polskiej Andrzeja Kwasiborskiego w Płocku, o wspólnych przedsięwzięciach…


Fragment wystawy Rzeźba ceramiczna Stanisława Zagajewskiego. Fot. Jerzy Rochowiak

Uczestnicy sympozjum obejrzeli film Renaty Borowczak-Nasseri Boży but o Stanisławie Zagajewskim (pisałem o nim w Biuletynie Informacji Kulturalnej nr 11-12/2013). Sympozjum pokazywało art brut czy outsider art jako zjawisko żywe, coraz częściej przyciągające uwagę organizatorów wystaw. Wbrew tytułowi wystąpienia Kamila Salema sprzed pięciu lat, gdy mówi się o art brut, wiadomo o co i o kogo chodzi. Zaproszeni do udziału znawcy wskazywali na potrzebę wspierania artystów z kręgu outsider art poprzez wystawy, zakupy ich prac. W naszym regionie z twórcami sztuki surowej możemy spotykać się w Galerii Sztuki Ludowej i Nieprofesjonalnej Kujawsko-Pomorskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy, nie tylko podczas ekspozycji obrazów nagradzanych i wyróżnianych w kolejnych edycjach Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego im. Teofila Ociepki, ale i wystaw indywidualnych najważniejszych twórców outsiderów, a także w Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, ostatnio również w Centrum Kultury Browar B. we Włocławku.


Drewniane przydrone kapliczki w miejscu przyjaznym twórcom Jerzy Rochowiak

P

o raz szósty w pierwszej połowie czerwca do podgrudziądzkiej Rudy przyjechali z całego kraju specjalizujący się w rzeźbie w drewnie twórcy ludowi na Plener Rzeźby Figuralnej i Ogrodowej U Styperków. To spotkanie artystów upamiętnia zmarłego w 2012 roku wybitnego artystę Waldemara Styperka. Każdego roku odbywa się pod innym hasłem – w tym roku tematem Pleneru były przydrożne kapliczki. Jak co roku, niespełna tydzień mistrzowie dłuta gościli u Danuty Styperek i z mierzących ponad dwa metry topolowych kloców wydobywali kształty postaci świętych, Matki Bożej, Marszałka Józefa Piłsudskiego, Drwala. Kapliczki z postaciami świętych trafią do podgrudziądzkich miejscowości. Figura Marszałka została przekazana Stowarzyszeniu SMR Razem – wspierającemu Danutę Styperek w organizacji Pleneru. Drwal pozostanie w grudziądzkim Centrum Edukacji Ekologicznej. Jerzy Soremski z Jastrzębia Zdroju wyrzeźbił Madonnę z aureolą, w modlitewnym skupieniu. W zdobionej kapliczce Matka Boża zatrzymała się w modlitewnym skupieniu i być może przy figurze zatrzymywać się będą pobożni ludzie na nabożeństwach majowych.


Robert Sadło, Św. Franciszek. Fot. Jerzy Rochowiak


Mieczysław Wojtkowski, Św. Nepomucen. Fot. Jerzy Rochowiak


Robert Sadło z Gręzówki wyrzeźbił św. Franciszka odzianego w habit franciszkański, przepasany sznurem, na którym zawieszony jest różaniec. Biedaczyna trzyma w ręce krzyż. Świętego otaczają ptaszki, pamiętające zapewne kazanie, które do nich wygłosił. Święty patrzy dobrotliwie, z troską o ludzi, do których chce wyjść z kapliczki a ptaszki zdają się go strzec… Robert Sadło rzeźbił także Drwala: wraca z pracy, przez ramię przewiesił siekierę, w wyciągniętej dłoni trzyma… na razie nie wiadomo co, gdyż artysta jeszcze nie ukończył rzeźby. Mieczysław Wojtkowski z Olsztyna wyrzeźbił św. Nepomucena, z surowym obliczem, z symbolizującą męczeństwo palmą w ręce. Praski kanonik – w birecie, sutannie Mirosław Prusinowski, Frasobliwy. i komży – prawą rękę zgiął, wyprostoFot. Jerzy Rochowiak wał wskazujący palec, zapewne w geście rozgrzeszenia udzielanego penitentowi. Piotr Jakubowski z Prabut wyrzeźbił św. Floriana. W stroju rzymskiego legionisty wylewa z ceberka wodę na płonący dom. W prawej ręce trzyma chorągiew. Jako że Św. Florian patronuje strażakom, figurę otrzymała miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna. Autorem figury Marszałka Józefa Piłsudskiego jest Michał Grzymysławski ze Szczytna. Marszałek w mundurze, po żołniersku wyprostowany, wsparty na szabli, luźno narzucił płaszcz na ramiona. Patrzy w zamyśleniu… Plener Rzeźby Figuralnej i Ogrodowej U Styperków jest nie tylko wydarzeniem artystycznym, ale i edukacyjnym. Po raz trzeci brał w nim udział adept sztuki rzeźbiarskiej Mirosław Prusinowski z Grudziądza. Wzbudzały już zainteresowanie: jego pierwsza praca – żaba, a także w ubiegłym roku popiersie rybaka. W tym roku skupił się na tworzeniu


Frasobliwego – w koronie cierniowej, z opuszczonymi powiekami, zasłaniającego się dłonią przed słońcem… By podpatrywać twórców i pożytkować ich uwagi, pierwszy raz przyjechała do Rudy Lidia Rohde z Piątkowa. Rzeźbiła postać brodatego, zmęczonego życiem Latarnika. Na Plenerze gościł znamienity twórca Jan Czupryniak z Tucholi, który prowadził warsztaty z harcerzami i uczniami grudziądzkiego Liceum Plastycznego w Zespole Szkół Budowlanych i Plastycznych, przebywającymi w Rudzie pod opieką nauczycielki i zarazem artystki Pauliny Kaczor-Paczkowskiej. Licealiści podjęli pracę nad postacią anioła, rzeźbili też ryby. Tegorocznemu Plenerowi towarzyszyła wystawa obrazów Bogdana Styperka ze Śremu – brata Waldemara. Eksponowane przed domem – który w Rudzie zbudowali Danuta i Waldemar Styperkowie i który się wydaje artystyczną enklawą, żywą galerią sztuki, miejscem przyjaznym twórcom – płótna kontrastowały z plenerowymi rzeźbami. O ile bowiem uczestnicy spotkania w Rudzie tworzą w drewnie prace realistyczne, to Bogdan Styperek skłania się ku surrealizmowi: zderza porząMichał Grzymysławski, Marszałek Józef Piłsudski. dek realistyczny z fantastycznym. Tworzy Fot. Jerzy Rochowiak niezwykły świat, w którym śliczne stare samochody zdają się zbliżać do form animistycznych, jakby były żywymi tworami, ryby pływają w czerwonawej barwie, leżą na posadzce w kratkę, delfin leci, bo go unoszą balony… Kot stąpa po czerwonawych prostokątach rozrzuconych na niebieskiej powierzchni, zbliża się do dwóch kruków… Krokodyl rozdziawił paszczę i chwyta ostrymi zębami skórzaną piłkę… Jeleń dumny ze wspaniałego poroża unosi głowę, jakby nie musiał się przeciskać między gęstwiną


Fragment wystawy obrazów Bogdana Styperka. Fot. Jerzy Rochowiak

Obraz Bogdana Styperka

wygładzonych pni… Biała sowa siedzi na gałęzi bezlistnego drzewa, mogącego się kojarzyć – jak inne w dziwnym lesie – z antyczną kolumną. Słoń wychodzi z morza, na jego karku siedzi ptak. Kot zdziera wierzchnią warstwę ceglanego muru, jak tkaninę, odsłania gładką szarą powierzchnię. Obrazy Bogdana Styperka są pogodne, wiele w nich dowcipu, humoru. Krokodyl nie jest straszny, kruki nie zadziobią kota, ryby nie uduszą się na posadzce… W świecie, który kreuje artysta nic


nie jest oczywiste, wiele się dzieje i należy spodziewać się pomyślnego zakończenia dramatycznych zdarzeń… Urzekająca jest aura tego świata, wziętego ze snu albo baśni. Obrazy przyciągają uwagę nie tylko nieoczywistością, niezwykłością postaci i ich otoczenia, ale i malarską biegłością autora. Spotkaniu twórców w Rudzie patronowały Gmina Grudziądz i toruńskie Muzeum Etnograficzne im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej. Uśmiechnięta Danuta Styperek, jak co roku, spotkała się z ogromną życzliwością wielu ludzi odwiedzających artystów z rozmaitymi wiktuałami, służących pomocą.

Obraz Bogdana Styperka


Obraz Bogdana Styperka

Wernisaż poplenerowej wystawy prac w sobotnie popołudnie 16 czerwca był radosnym artystycznym spotkaniem ze znakomitymi twórcami, którzy dzieli się w pracach swoimi umiejętnościami a w rozmowach wiedzą. Rzeźby wzbudzały spore zainteresowanie a zadawaniu pytań sprzyjała atmosfera poplenerowej prezentacji na polanie czy łące opodal domu. Sympatycy sztuki przynosili wypieki, strażacy przywieźli grochówkę, były kiełbaski z grilla, łakocie dla dzieci… Grali i śpiewali muzycy z Kapeli Wuja Zbycha. Nastrojowi piknikowej zabawy, tak jak wcześniej twórczej pracy, sprzyjało otoczenie – łąka, las, jasne niebo, słońce. Chociaż wyrzeźbione postacie wyrażały zafrasowanie, zatroskanie, to było w nich sporo radości, tej prawdziwej, którą głosił Biedaczyna z Asyżu.


Spotkanie wokół obrazów i poprzez obrazy Jerzy Rochowiak

W

Galerii Spotkań Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu pod koniec maja i na początku czerwca pięćdziesięcioro dwoje twórców zaprezentowało blisko dwieście obrazów. Tą ekspozycją zakończyli rok akademicki artyści amatorzy uczestniczący – w czterech grupach – w zajęciach Sekcji Plastycznej Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Pod kierunkiem opiekunów artystycznych: Marii SerwińskiejGuttfeld i Wojciecha Ociesy rozwijają tutaj talenty i umiejętność uważnego patrzenia na świat. Poznają tajniki technik plastycznych, doskonalą warsztat, rozwijają wrażliwość na piękno. Pracę nad warsztatem łączą z twórczymi poszukiwaniami. Podejmując się rozwiązywania coraz bardziej złożonych problemów plastycznych, kierują się zasadami zapewniającymi obrazom poprawność w obrębie kompozycji, koloru, światła. Zwykle przekraczają granice poprawności – i wtedy przyciągają uwagę inwencją, rozwijaniem pomysłów… Co oczywiste, wystawa była zróżnicowana. I właśnie różnorodność nadawała jej szczególny urok. Były pokazywane obrazy w technikach malarskich i rysunkowych, przeważały oleje, akryle i pastele, były też prace w technikach własnych autorów. Liczne były pejzaże, zwłaszcza architektu-ry miejskiej. Malarze ujmują panoramy miast, najczęściej Torunia, skupiają się na wybranych obiektach, niekiedy detalach. Przedstawiają urokliwie zaułki, uliczki, ukwiecone okiennice… Z oddalenia przypatrują się mostom. Malują bajkowe miasteczka…


Wernisaż wystawy Sekcji Plastycznej TUTW. Fot. Jerzy Rochowiak

Nierzadko przedstawiają pejzaż wiejski, zwłaszcza stare chałupy, jak z parku etnograficznego. Te obrazy mieszczą się wśród przedstawień natury. Liczne są spojrzenia na jeziora, rzeki, stawy, lasy, pola… Zdarzają się prace marynistyczne. Natura to najczęściej bujne zielenie i inne kolory wiosny i lata. Urokiem słonecznych dni zalecają się pejzaże jesienne i zimowe. Nierzadko przyroda łączy się z pokazywaniem postaci ludzi i zwierząt. I natura, i wnętrza bywają tłem portretów. Na wystawie pokazane zostały tancerki w ruchu, scenki – zabawy dzieci, zbliżenia na twarze. Czasem to portretowe studia, próby opowiadania środkami plastycznymi o ludziach, niekiedy i o zwierzętach. Bohaterami portretów bywają lalki, przeważnie otoczone przedmiotami. Liczną grupą prac – w części monochromatycznych – były martwe natury: kompozycje złożone z wazonów, bukietów kwiatów, owoców. Na wystawie znalazły się obrazy nawiązujące do dzieł malarskich oglądanych w muzeach czy albumach. Pozwalają doskonalić umiejętności, podejmować dialog z twórcami… Niemal wszystkie eksponowane obrazy można określić jako realistyczne. Były też na wystawie nieliczne przedstawienia wyobrażeń, fantazje… Niektórzy autorzy zbliżają się do abstrakcji.


Wernisaż wystawy Sekcji Plastycznej TUTW. Fot. Jerzy Rochowiak

Niemal każda z prezentowanych prac odsłaniała osobowość twórcy, nie tylko artystyczne zainteresowania, ale i charakter, życie wewnętrzne… Niemal każda praca ujmowała pogodą, jakby w akt twórczy była wkomponowana czułość i dobroć. Wystawa, którą można by niezmiennie tytułować radość tworzenia to nie tylko prezentacja obrazów, ale i spotkanie poprzez obrazy i wokół obrazów. Spotkaniami ludzi ciekawych sztuki i siebie nawzajem są cotygodniowe zajęcia, na których plastycy amatorzy pracują nad szkicami, kolejnymi obrazami, omawiają powstające w domowych pracowniach,


Wernisaż wystawy Sekcji Plastycznej TUTW. Fot. Jerzy Rochowiak

rozmawiają o sztuce. Zajęcia są, owszem, lekcjami artystycznego rzemiosła, ale i spełnianiem tego, co w życiu jest niezwykle ważne: bycia razem. I na zajęciach, i na wernisażu wystawy podsumowującej całoroczny cykl spotkań pokazują się jako ludzie siebie ciekawi, sobie życzliwi. I może dlatego tak urzekające są obrazy, zapewne szczere, na pewno bezpośrednie. W mijającym roku akademickim słuchacze Sekcji Plastycznej Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku wzięli udział w warsztatach z techniki akwareli, które prowadził Krzysztof Walczewski. Uczestniczyli w plenerze malarskim w Górznie – namalowane tam obrazy prezentowali na wystawie w Bibliotece Pedagogicznej im. gen. brygady prof. Elżbiety Zawackiej w Toruniu; w tym roku jedna z grup wybiera się na plener do Nieszawy. Pokazywali też swoje prace na wystawach w Książnicy Kopernikańskiej i Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej – w filii przy ul. Jęczmiennej. Brali udział w konkursach plastycznych, zdobywając nagrody i wyróżnienia. Niezmiennie ich obrazy przyciągają uwagę, początkują istotne rozmowy o urodzie naszego otoczenia, umiejętności patrzenia na świat, dostrzegania w nim piękna.


Rysowa (nad) optymistyczne Kamil Hoffmann

O

d dziesięciu lat Zakład Rysunku Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu organizuje Międzynarodową Wystawę Rysunku Studenckiego Rysować. Od pewnego czasu przedsięwzięcie realizowane jest w trybie biennale, dlatego prezentowana w maju 2018 roku w toruńskiej Galerii Sztuki Wozownia ekspozycja pod hasłem NAD_RYSOWAĆ była dopiero ósmą w kolejności odsłoną imprezy. W manifeście ideowym, który towarzyszył wystawie czytamy: Czym jest tytułowe NAD_RYSOWANIE, które stało się hasłem przewodnim tegorocznej edycji Międzynarodowej Wystawy Rysunki Studenckiego? To refleksja nad przekraczaniem rysunkowych granic, nad tym, co jest czymś więcej niż rysunkiem. Koncepcja ósmej edycji imprezy krąży wokół prostej rady prof. Krzysztofa Candera, wybitnego pedagoga i wszechstronnego artysty, która brzmi: „Więcej rysować!”. To „więcej” zamienione zostało w NAD_RYSOWANIE, czyli wartość dodaną. Na wystawie zaprezentowano prace ponad 90 studentów i świeżo upieczonych absolwentów 22 uczelni z: Polski, Ukrainy, Rosji, Białorusi, Gruzji i Holandii, którzy w różny sposób zrealizowali temat NAD_RYSOWANIA. Ekspozycja w Galerii Wozownia jest wyjątkowo różnorodna i, jak


się wydaje, odzwierciedla różnorodne rozumienie zarówno medium rysunkowego, jak i owej postulowanej przez organizatorów wartości dodanej. Mimo tej różnorodności, nietrudno wskazać główne kierunki poszukiwań formalnych i obszary eksplorowanej przez młodych artystów tematyki. Dodając do tradycji Jednym z proponowanych przez organizatorów wystawy odczytań przedrostka „nad” jest hiperrealizm. Do tej tradycji z pewnością odwołuje się Kamil Pieczykolan – autor wielkoformatowej pracy XXL. Kompozycja przywołuje skojarzenia z oglądanym w makroskali herbatnikiem Petit Beurre, którego charakterystycznym elementem są symetrycznie rozmieszczone lejkowate zagłębienia. Autor, precyzyjnie operując światłocieniem, stworzył sugestywny obraz, który sytuuje się na styku surrealizmu i hiperrealizmu właśnie. Duża grupa autorów stworzyła prace odwołujące się do tradycji. Młodzi artyści operując techniką rysunku klasycznego, dowodzą swojej warsztatowej biegłości. Natalia Muravyova z Akademii Sztuk Pięknych w Mińsku przedstawiła z ptasiej perspektywy skuloną, pełzającą postać mężczyzny. Wykorzystując jedynie sangwinę i ołówek, autorka wykreowała dramatyczną, pełną emocji sytuację, którą budują napięte mięśnie, silnie zarysowane, nabrzmiałe żyły i doskonale wystudiowane, precyzyjnie oddane detale anatomiczne rąk, barków, pleców i nóg. Przyjęta przez mężczyznę nienaturalna poza niepokoi, może nawet przeraża, ale sprawia zarazem wrażenie zatrzymania w ruchu albo gotowości do skoku. Bardziej statyczne są dwa Portrety – rysunki węglem i ołówkiem, których autorem jest Yan Leusha z ASP we Lwowie. Artysta skrupulatnie odtwarza rysy twarzy swoich bohaterów. Skupia się na najbardziej charakterystycznych cechach fizjonomii, ale ujmuje ją w sposób syntetyczny, pomijając nieistotne szczegóły. Statyczną sytuację pokazuje także Magdalena Niścior z warszawskiej ASP. Rysunek sepią Czekając na… to poruszające studium starości i odchodzenia. Kompozycja ukazuje starszą kobietę, która być może z rezygnacją, być może po prostu ze stoickim spokojem siedzi wpatrzona w dal. Artystka, operując światłocieniem, skontrastowała ciężkie dłonie z jaśniejącą twarzą, przez co wymowa pracy jest mimo


wszystko optymistyczna. Opowieść o zagubieniu współczesnego człowieka w rzeczywistości konsumpcyjnej odtworzyć można z pracy Jadłonomia Magdaleny Krawczyk z ASP w Krakowie. Przewrócony wózek sklepowy, w którym – podobnie jak niemowlę w wózku dziecięcym – siedzi nagi mężczyzna, narzuca skojarzenia z klatką lub więzieniem. Nienaturalna poza i skrót perspektywiczny, charakterystyczny dla krótkoogniskowych obiektywów fotograficznych pozwalają na różne interpretacje tej pracy. Poza rysunek wychodzą Szepty kwiatów Julii Lubiejewskiej z UMK. Na pięciu planszach z dykty narysowała akty kobiet przystrojonych w kwiaty. Każdy rysunek został zestawiony z cienkim gipsowym reliefem, w którym znalazły się odciski, a nawet pozostałości narysowanych na planszach kwiatów. Powiązania między rysunkami i reliefami przebiegają też w drugą stronę, gdyż na dykcie wyraźnie widoczne są zacieki powstałe najprawdopodobniej w trakcie zatapiania kwiatów w gipsowej materii. Chociaż „zagipsowane” płatki straciły swój urok, stanowią wciąż czytelny kontekst dla rysunków i przypominają, że w dziele sztuki utrwalony jest jakiś moment z przeszłości, sytuacja wyidealizowana, transformowana przez twórcę i poddana przez niego subiektywnej analizie. Swoistą grę z publicznością prowadzi Zuzanna Dudzic z UMK, autorka cyklu dziesięciu portretów kobiet pod wspólnym tytułem Portret. Ukryte emocje. Istotne fragmenty pokazywanych twarzy artystka częściowo przesłania, ocienia, każdą w inny sposób, przez co szczególnie wyeksponowane stają się oczy, czoło, usta czy brwi. Skupiając się na tych „nieukrytych” częściach twarzy, odczytać można zupełnie inne stany emocjonalne niż z całego portretu. Cykl Zuzanny Dudzic uświadamia widzom, jak wybiórcze jest nasze postrzeganie świata, innych ludzi i ich stanów emocjonalnych. Często się przecież zdarza, że dostrzegamy tylko to, co chcielibyśmy widzieć, co bardziej odpowiada naszym aktualnym nastrojom czy potrzebom. Konotacje związane z twarzą inspirują także Matyldę Awdziejczyk z krakowskiej ASP. Praca Czym jesteśmy? składa się z serii cyfrowych kolaży i krótkiej animacji. Artystka w różny sposób deformuje twarz modelki: nakłada na siebie kilka podobnych wizerunków, zamazuje rysy i cechy charakterystyczne, pokazuje obraz w negatywie, dodaje groteskowe elementy graficzne. Dzięki temu anonimizuje pokazaną osobę, czyni z niej swoistą figurę „każdego”. Groteskowe portrety komentuje w pewnym sensie krótka animacja utrzymana w stylistyce realizacji Terry’ego Gilliama z Latającego Cyrku Monty Pythona.


Relacje rodzinne zainspirowały m.in. Alinę Lipińską z UMK. Do realizacji wielowątkowej pracy Siostry włączyła swoje młodsze rodzeństwo – trzy tytułowe siostry. Artystka wykonała serię rysunków, które naniosła na swoje ciało i ciała młodszych sióstr. Następnie wszystkie cztery osoby zostały sfotografowane. Seria zdjęć ułożonych od najmłodszej siostry do najstarszej, czyli samej autorki pracy, tworzy sugestywną opowieść o dojrzewaniu, swoistej przemianie nie tylko zewnętrznej, lecz także przemianie osobowości. Kontekst dla pokazanych fotografii tworzą starannie złożone koszule, w których Siostry pozowały do zdjęć. W albumie rodzinnym inspiracji dla pracy Post mortem poszukuje Paweł Baśnik z ASP we Wrocławiu, który zreprodukował i znacząco zmodyfikował kilka starych fotografii grupowych przedstawiających wielopokoleniową rodzinę. Grafizując zwyczajne, pozowane zdjęcia, stworzył mroczny, oniryczny cykl o tematyce tanatycznej. Amorficzne kształty nałożone na wizerunki postaci mogą w wyobraźni przekształcić się w „fotografie” duchów. Blisko tematów rodzinnych sytuuje się też cykl Rysy mojego pokolenia Kamili Płochackiej z UMK. Autorka zreprodukowała i powiększyła zdjęcia legitymacyjne z lat 60. lub 70. Na każdym z wizerunków dorysowała, przypominające czasem maoryskie tatuaże, niebieskie linie. Układają się one we wzory, które podkreślają charakterystyczne cechy twarzy. Niekiedy zamiast twarzy artystka koloruje fragmenty garderoby lub biżuterię. Być może w odniesieniu do tych osób właśnie kołnierzyk, krawat czy ordery są elementami dystynktywnymi. Z dodatkiem sarkazmu Kilkoro artystów analizuje z różnych punktów widzenia związki między rysunkiem a krawiectwem czy modą. Paulina Broma z UMK zaproponowała całą kolekcję prêt-à-porter zatytułowaną Mam trzy paski. Nawiązanie do znanego producenta odzieży sportowej i tzw. casualowej jest oczywistym pastiszem, ale poprzez groteskową hiperbolizację ukazuje stan świadomości młodego pokolenia, uzależnionego od przekazów marketingowych, przywiązującego się absurdalnie wręcz do marek, które od dawna już nie są synonimem jakości. Artystka wskazuje, jak niewiele – oprócz ceny – różni „zwyczajne” ubrania od tych „markowych”. Z drugiej strony można pracę Pauliny Bromy odczytać jako dyskurs z zalewem odzieży sygnowanej nie przez kreatorów mody, ale przez świat celebrytów


albo blogerki modowe, gdyż na metce każdego z ubrań autorka zostawiła swój autograf. Inny obszar świata mody eksploruje Katarzyna Smugarzewska z Uniwersytetu Zielonogórskiego, której Kolekcja składa się z płóciennych toreb zdobionych krótkimi hasłami. Często są to zdania zasłyszane na ulicy, ale są też bardzo błyskotliwe parafrazy popularnych frazeologizmów wykorzystujące podobieństwo dźwiękowe (Prawda i farsz) bądź graficzne (To let / Toilet). Dowcipna i sarkastyczna Kolekcja uzupełnia się z pracą Mam trzy paski. Obie autorki posługując się pastiszem, obnażają płytkość młodego pokolenia wywodzącego się z klasy średniej, które tak bardzo przywiązuje się do powierzchownych wyznaczników statusu materialnego. Z szeroko pojętym motywem krawiectwa wiąże się także praca (nad)opowieść Magdaleny Niemiec z ASP w Katowicach. Artystka stworzyła wieloobiektową instalację, której elementami są zarówno jej własne realizacje, jak i ready-mades (igła i futerał maszyny do szycia). Całość dopełnia archiwalna fotografia warsztatu krawieckiego i pracujących w nim osób. Instalację kompozycyjnie i semantycznie spajają wykonane prostym ściegiem maszynowym na tkaninie amorficzne rysunki – przecinające się i chaotycznie splątane linie. NAD_RYSOWANIE w interpretacji Magdaleny Niemiec to poszerzenie katalogu narzędzi rysunkowych o igłę i nitkę. Podobnych poszukiwań w sferze narzędzi rysunkowych dokonują też inni uczestnicy wystawy. Mogą to być linie z naciągniętego na blejtram stalowego drutu, jak w przypadku kompozycji Hałas/cisza Kaliny Nowak z UMK, mogą też być kłębki splątanego drutu – Głowy Natalii Magalskiej z ASP w Gdańsku – rzucające na ścianę cień. W tym przypadku można chyba nawet mówić o podwójnym NAD_RYSOWANIU, gdyż pierwszy poziom meta- tworzy druciany obiekt, a jego meta-rysunkiem jest cień. Elementy te się dopełniają i mogą wejść w interakcję. Relacje między fizycznym cieniem oraz rysunkowym światłocieniem analizie poddaje Justyna Baśnik Andrzejewska z ASP we Wrocławiu. Cykl Relief 1, 2, 3 tworzą minimalistyczne formy przestrzenne, w których wypukłości i wgłębienia ułożone są rytmicznie, dzięki czemu w zagłębieniach powstaje cień. W niektórych miejscach autorka w tych zagłębieniach


dorysowała cień. W zależności od kąta padania światła, cień naturalny i ów dorysowany nakładają się na siebie i w pewnym stopniu stapiają. Jednak patrząc na obiekty z innej strony, można zobaczyć dwa niezależne cienie, ich rozmieszczenie wywołuje dysonans. Artystka igra w ten sposób ze schematami poznawczymi, które podpowiadają, że cień powinien się pojawić w danych miejscach i w określoną stronę przemieszczać. Złudzenia optyczne są też tematem pracy Darii Wollman z katowickiej ASP. W cyklu czterech rysunków pokazała ona m.in. figury o zaburzonej perspektywie. Również te prace dowodzą, jak łatwo zmysł wzroku daje się oszukiwać. Krzysztof Latarowski z ASP we Wrocławiu zaprezentował Wędrujące rytmy, rysunki tuszem, w których porządkuje świat poprzez jego tytułową rytmizację, pokazuje zarazem, że każde zaburzenie pojawiające się w strukturze równoległych linii staje się od razu bardzo widoczne. Ta praca również uświadamia publiczności do jakiego stopnia widzenie jest procesem subiektywnym. Dodając do książki Anna Taradina z Akademii Sztuki i Designu w Charkowie stworzyła instalację, której istotnym elementem jest zużyta płyta główna komputera. Ścieżki i wlutowane w płytkę części elektroniczne tworzą niebanalną kompozycję abstrakcyjną. Artystka połączyła ten ready-made z kilkoma kawałkami przezroczystej pleksi w formę książki. Równocześnie z gipsowych tabliczek wykonała drugą książkę, którą umieściła obok. Zestawienie obu obiektów jest wymowne i wieloznaczne. Z jednej strony autorka symbolicznie pokazuje postęp skontrastowany z tradycją, ale z drugiej taka „cyfrowa” książka okazuje się pusta, przezroczysta. Tę tradycyjną można natomiast czytać, oglądać, dotykać. Książką inspirowała się także Grażyna Rymaszewska z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Jej Księgi to zestaw sześciu obiektów w formie książek, czy raczej tylko okładek wykonanych z papier-mâché. Poszczególne realizacje różnią się między sobą fakturą, kolorem, są jednostkowe i niepowtarzalne. Do estetyki ilustracji z książek dla dzieci odwołuje się Agnieszka Skłodowska z łódzkiej ASP. Cykl Ogród rozkoszy ziemskich to zestaw prostych


w formie rysunków satyrycznych obnażających ludzkie słabości, m.in. zamiłowanie do alkoholu czy papierosów. Wydaje się, że książka inspirowała również Sebastiana Trzoskę z poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego. Jego Oblicza rysunku to dziesięć grubych notesów w formacie zbliżonym do A6, w których znalazły się efekty działań mieszczących się w pojęciu NAD_RYSOWANIA: abstrakcyjne, wykonywane niemal mechanicznie układy linii, rozmazane kleksy, wklejone ścinki celofanowych opakowań. Do książek-notesów, które można przekartkować i przejrzeć, autor dołączył liczącą kilka tysięcy stron książkę-sztabę z posklejanymi stronicami – jej zawartość pozostaje tajemnicą. Całą opowieść rysunkowo-słowną stworzyła Natalia Jura z krakowskiej ASP – Czarny punkt to wielowątkowa kompozycja nawiązująca do średniowiecznej liber bestiarum. Artystka nie rysuje jednak jednorożców czy bazyliszków, ale diabła, strzygę lub inne maszkary wywodzące się z opowieści grozy. Chociaż na rysunku można odnaleźć wiele stworów, praca nie sprawia wrażenia chaotycznej, wręcz przeciwnie – jest pomimo zagęszczenia szczegółami wyjątkowo uporządkowana. W centrum kompozycji autorka umieściła dziewczynkę, której wyobraźnia wszystkie te zjawy wytworzyła. Dopracowany w szczegółach i spójny stylistycznie rysunek tuszem komentują krótkie eseje i opowiadania artystki. Ich tematem jest dziecięcy strach i sposoby jego przezwyciężania. Natalia Jura, tworząc Czarny punkt, wpisała się w hasło NAD_RYSOWANIA, odwracając najczęściej spotykaną sytuację, gdy ilustracje są ważnym, ale zawsze drugim w kolejności, elementem książki. Tym razem to tekst stanowi element dodatkowy, chociaż przyznać trzeba, że bardzo ważny, ponieważ lektura w istotny sposób wpływa na recepcję dzieła. Nie do książek, ale raczej do świata mediów elektronicznych kieruje swój krytyczny komentarz Sara Urbańczyk z UMK w pracy Atrament wspomnień. Wielkoformatowe plansze zapełniła linijkami tekstu pisanego wyimaginowanym być może alfabetem. Każdy wers został zwielokrotniony, „nadpisany” innym kolorem, przez co powstał niemożliwy do odcyfrowania chaos. Ów chaos jest jednak wymowny, pokazuje, czym w gruncie rzeczy karmieni są odbiorcy mediów masowych i mediów społecznościowych. W odautorskim komentarzu autorka dodaje, że chaos informacyjny tworzą głównie newsy odwołujące się do negatywnych emocji czytelników


i podaje prosty sposób na zmianę swojej relacji ze światem: wystarczy dobre słowo, raz się uśmiechnąć do… Dodając do makro- i mikroświata Gdańskie falowce stały się inspiracją dla rysunkowego tryptyku Ciąg dalszy nastąpi Marianny Grabskiej z ASP w Gdańsku. W utrzymanym w stylistyce komiksowej rysunku każdy balkon jest inny pomimo wrażenia powtarzalności czy wręcz monotonii. Na pozór tylko odległa od wizji falowca jest realizacja bez tytułu Marcina Forysiewicza z ASP we Wrocławiu. Na papierze o długości kilkunastu metrów narysował on abstrakcyjną strukturę, której forma kojarzyć się może z warkoczem. Pomimo ponadstandardowego rozmiaru pracy każdy element kompozycji rysowany jest dokładnie, z dbałością o szczegół. W pewnym sensie abstrakcyjne są także Struktury Joanny Reif z UMK. Artystka stworzyła serię dwudziestu rysunków, które przedstawiają bakterie, pierwotniaki lub inne jednokomórkowe organizmy. Nieistotne jest przy tym, czy narysowała prawdziwy obraz spod mikroskopu, czy są to Struktury wykreowane wyłącznie w wyobraźni autorki. W stronę abstrakcji Na styku abstrakcji i figuracji sytuują się rysunki z cyklu The Beauty of Emptiness, których autorką jest Ksenia Sulaeva z ASP we Lwowie. Pięć rysunków tuszem przedstawia ludzkie korpusy w różnych pozach. Barwny, niekiedy wręcz jaskrawy tusz w połączeniu z wyrazistą linią tworzą wyjątkowo ekspresyjne kompozycje. Do tradycji modernistycznej odwołuje się Svitlana Hlushko z tej samej lwowskiej uczelni. Jej Uruboros to trzy różne przedstawienia sylwetki siedzącego człowieka skrywającego głowę między kolanami, co istotnie może się kojarzyć z wizerunkiem węża pożerającego własny ogon. Statyczność kompozycji, którą podkreślają silnie zarysowane kontury postaci stoi w opozycji do przedstawionej sylwetki, nasuwającej skojarzenia z bólem, cierpieniem albo rezygnacją. Ten kontrast potęguje niepokojącą wymowę pracy. Formę reliefu ma Topografia Anny Tarnowskiej z Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Paski papieru pakowego naklejone jeden


nad drugim tworzą strukturę kojarzącą się, zgodnie z tytułem, z układem poziomic na mapie, ale też ze swego rodzaju tarką. Pomiędzy dwiema częściami reliefu autorka umieściła nici, które przybierają znacznie mniej uporządkowaną formę, ale w kontekście kartograficznym do złudzenia przypominają symboliczne przedstawienie głębokiej doliny, rozpadliny. Sporą grupę prac stanowią rysunki abstrakcyjne. Uwagę przyciąga Reakcja łańcuchowa Konrada Smeli z poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego. Amorficzne kształty tworzą formę zbliżoną do siatki poziomic na mapie wyimaginowanych gór. Tytuł sugeruje kierunki, w których podążać powinno odczytanie pracy i z pewnością oddaje przebieg procesu twórczego – dorysowywanie kolejnych linii okalających istniejącą figurę. Szablony tych figur, swoiste „krzywiki” wykorzystywane niegdyś w rysunku technicznym autor dołączył do rysunków, tworząc swego rodzaju instalację. Reakcja łańcuchowa sprawia wrażenie realizacji powstałej pod wpływem impulsu, mimo to jest precyzyjnie skomponowana, obszary o różnym zagęszczeniu linii ułożone są harmonijnie, tworzą wyważoną i zamkniętą strukturę. Otwartą kompozycję, sprawiającej wrażenie work in progress przedstawiła Maria Jasińska z UMK. Jej tryptyk bez tytułu ma formę rozchodzących się promieniście z centralnego punktu delikatnie pofalowanych linii, których przebiegi sprawiają wrażenie przypadkowości, ale w gruncie rzeczy są poddane surowym regułom, podobnie jak wyobrażone rysunkowo promienie słońca. W sferze spontanicznego rysowania, owocującego serią abstrakcyjnych realizacji, swobodnie porusza się także Blanka Zabłocka z Akademii Sztuki w Szczecinie. Praca Zaciemnienie to kilkadziesiąt rysunków niewielkich rozmiarów, na których powstały różne formy tekstur opierających się zarówno na prostych figurach geometrycznych, strukturach fraktalnych czy wysublimowanych, niemal arabeskowych deseniach. Dodając do rysunku dźwięk Rysunek z performansem łączy Wiktoria Pietrak z UMK. Jej realizacja BezPrzerw powstała częściowo przed wernisażem, częściowo performo-


wana była podczas otwarcia, zaś do interwencji w dzieło zaproszeni zostali widzowie wystawy. Skupiona, odcięta od świata i zasłuchana w muzykę płynącą przez słuchawki, artystka rysowała flamastrami na rozwijanym z beli papierze amorficzne formy, których struktura, zagęszczenie linii a nawet kolor miały, jak można przypuszczać, odzwierciedlać wrażenia związane ze słuchaną muzyką. Powstałe w ten sposób dzieło realizuje postulat NAD_RYSOWANIA, dokonując transgresji między abstrakcją muzyczną i abstrakcją rysunkową. Zależność między dźwiękiem i obrazem w ciekawy sposób przedstawia także Dziyana Taukin z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Praca Acoustic glitch to instalacja składająca się z trzech poddanych cyfrowej obróbce, „zaszumionych” zdjęć, którym towarzyszą równie mocno zaszumione nagrania miejskiej audiosfery: klatki schodowej czy mostu. Industrialne przestrzenie artystka przedstawia za pomocą obrazu i dźwięku – i w tym przypadku trudno wskazać dominujące medium. Oba zdają się być równoważne, ale ich połączenie, dzięki synergii, tworzy wyjątkowo sugestywną instalację, która ukazuje jeszcze inne rozumienie hasła NAD_ RYSOWANIE. Większość prac pokazanych na ósmej edycji Międzynarodowej Wystawy Rysunku Studenckiego cechował pogodny, optymistyczny wydźwięk. Oczywiście młodzi artyści nie uciekają od trudnych tematów, mierzą się z nimi w sposób twórczy, raczej odnajdują rozwiązania niż tkwią w beznadziei. Hasło NAD_RYSOWAĆ realizowane było w różny sposób – od hiperrealizmu po konceptualizm. Autorzy sięgali po różne media, które uzupełniały rysunek, poszerzały jego możliwości, być może również poszerzały definicję rysunku.


Fotografia fikcjonalna Kamil Hoffmann

N

ie można sfotografować czegoś, czego nie ma – powiedziała podczas otwarcia pokonkursowej wystawy fotograficznej Fotofikcje jedna z jurorek – dr hab. Anna Kola. Konkurs organizowany był w ramach XXVII Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu, zaś wystawę pokonkursową oglądać można do końca sierpnia 2018 r. w Galerii Spotkań Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu, który był organizatorem przedsięwzięcia. Temat tegorocznych Konfrontacji okazał się niezwykle inspirujący, zachęcił uczestników do poszukiwań formalnych w sferze plastycznej oraz do spojrzenia na fotografię z innej niż dokumentalna strony. Rozwijając jednak myśl wyrażoną przez dr Annę Kolę: za jedną z interpretacji Fotofikcji można uznać taki sposób pokazania istniejącego obiektu, że jego zdjęcie staje się samodzielną pracą plastyczną i pokazany obiekt przestaje mieć wartość semantyczną albo emocjonalną, jak to bywa w przypadku zdjęć prasowych, portretów czy inscenizowanej fotografii kreacyjnej, reklamowej i modowej. Fotofikcja w abstrakcji Takie są zdjęcia Sławomira Świątkiewicza: można przypuszczać, domyślać się, jakie obiekty zostały sfotografowane, ale nie temat tych


prac jest najważniejszy. Prace intrygują bardzo malarskimi rozwiązaniami formalnymi, począwszy od zestawienia barw, poprzez ukazanie faktury po twórcze wykorzystanie kontrastu walorowego. Jedną z kompozycji, której dominantą barwną jest ciepły, pomarańczowo-złoty odcień światła, charakterystyczny dla zachodzącego słońca, można zestawić z obrazami wybitnych abstrakcjonistów, jak Klee czy Rothko. Podobnie jak oni, Sławomir Świątkiewicz skupia się z jednej strony na subtelnościach barwy, pokazując bogactwo przejść tonalnych, z drugiej zaś na niemal namacalnym cieple betonowej – jak się okazuje – powierzchni. Z pomarańczowozłotą płaszczyzną w centrum kompozycji skontrastowane są ciemnozielone rośliny na drugim planie. Choć są to liście, poprzez wykorzystany przez autora kontrast walorowy, ich faktura zdaje się być szorstka, wręcz nieprzyjazna. Tak pokazany świat – beton niosący przyjemne, „ciepłe” konotacje oraz liście sprawiające wrażenie nieprzyjemnych – wydaje się kwintesencją hasła Fotofikcje. Sławomir Świątkiewicz tak pomyślał i zakomponował swoje zdjęcie, że wykreowany przez niego fikcyjny świat stał się w pewnym sensie odwrotnością naszej rzeczywistości. Praca jest wyjątkowa również pod względem plastycznym, na co wpływ mają zarówno harmonijnie skomponowane barwy, jak i doskonałe rozłożenie akcentów w mocnych punktach obrazu. Równie intrygujące są pozostałe zdjęcia Sławomira Świątkiewicza. Dwie monochromatyczne (niebiesko-białe) fotografie fragmentów drzew przyciągają uwagę oglądających przede wszystkim kontrastem walorowym i światłocieniem. Dzięki rezygnacji z barwy i zawężeniu środków artystycznych autor może w pełni skupić się na fakturze kory, zestawiając z nią jasne i gładkie powierzchnie odsłoniętego pnia czy wrzecionowatą bliznę po odłamanym konarze. Również te zdjęcia w pewnym stopniu wchodzą w dyskurs z potocznym postrzeganiem świata. To korę uważamy za materię miękką, może nawet miłą w dotyku w przeciwieństwie do nagiego drewna. Nie mówiąc o wszelkiego rodzaju bliznach i naroślach na pniach, które budzą zazwyczaj nieprzyjemne skojarzenia. Twórcza wizja Sławomira Świątkiewicza również ten porządek odwraca: umieszczona w cieniu kora staje chropowata niczym strup na kolanie, zaś rozświetlone fragmenty odsłoniętego drewna sprawiają wrażenie struktur delikatnych, subtelnych. Właśnie to fikcjonalne, idące pod prąd codziennemu


doświadczeniu, ujęcie przyrody sprawia, że również te zdjęcia zaliczyć można do najlepszych przykładów Fotofikcji. W podobny dyskurs z naszymi schematami poznawczymi wchodzi Jowita Kunicka. Na dwóch zdjęciach z cyklu Nieograniczone pokazuje wykadrowane w makroskali fragmenty owiniętego w folię ciała, które zanurza się w wodzie. Połyskujące fragmenty mokrej folii tworzą świetlistą fakturę niosącą raczej pozytywne konotacje. Jednak codzienne doświadczenie mówi, że jednym z najnieprzyjemniejszych odczuć zmysłowych jest dotyk przyklejonej do skóry mokrej materii, nie tylko folii, ale choćby zwykłej tkaniny. Opozycja pamiętanych przez odbiorców wrażeń zmysłowych i wymowy obrazu fotograficznego to zaledwie jeden z aspektów fikcjonalności Nieograniczonego Jowity Kunickiej. Równie wyrazista zdaje się próba ukazania „faktury wody”. Naświetlając zdjęcia na krótkim czasie ekspozycji, autorka niejako „zatrzymała” migotanie fal na tafli wody. Równie ciekawym plastycznie zjawiskiem wydaje się woda „zatrzymana” między folią i ciałem modela, czasem ciecz tworzy tylko cienką membranę, czasem zbiera się w skomplikowaną sieć kanałów. Fotofikcje surrealistyczne Prace Sławomira Świątkiewicza i Jowity Kunickiej można z powodzeniem usytuować w obrębie fotografii abstrakcyjnej, chociaż zbyt jednoznaczna kategoryzacja w przypadku tych dwojga autorów wydaje się niemożliwa. Wiele zdjęć pokazanych na pokonkursowej wystawie Fotofikcje realizuje to hasło poprzez skierowanie się w stronę surrealizmu. W tym przypadku zazwyczaj nietrudno odpowiedzieć na pytanie, co jest na zdjęciu, dostrzec w kadrze odbicie rzeczywistości, ale jest to odbicie w krzywym zwierciadle. Autorzy budują bowiem fotograficzną fikcję albo poprzez deformację rzeczywistości (również przy użyciu narzędzi cyfrowej obróbki obrazu), albo pokazywanie sytuacji dziwnych, nienaturalnych lub choćby rzadkich. Lustro jako znaczący element kreacji wykorzystuje Zuzanna Lewandowska w pracy Pragnienia. Autorka przedstawia zwyczajną na pierwszy rzut oka sytuację: ktoś trzyma oprawione w grubą ramę zwierciadło, ktoś inny się w nim odbija, stojąc tyłem. Sytuacja zaczyna się odrealniać, gdy oglądający uświadomi sobie, że oś optyczna obiektywu jest prostopadła do lustra,


w związku z czym powinna się w nim odbijać osoba fotografująca. Tak jednak nie jest… Zuzanna Lewandowska cyfrowo zmodyfikowała obraz w lustrze, zastąpiła rzeczywistość symbolicznym przedstawieniem tytułowych Pragnień. Stojąca w otwartych drzwiach balkonowych osoba spogląda w rozświetloną promieniami słonecznymi przestrzeń. Na podobnym koncepcie oparte są Puzzle, lecz tym razem zamiast do odbicia w lustrze Zuzanna Lewandowska odwołuje się do dzieła sztuki. Modelka, która w jednym ujęciu siedzi na sofie, w drugim leży z nogami w górze, zasłania się trzymanym w rękach obrazem w grubej ramie. Nie jest to jednak zwykłe dzieło sztuki, obraz pokazuje świat, który zasłania, ale tak, jakby modelki tam nie było. Fotomontaże Zuzanny Lewandowskiej przestrzegają przed arbitralnym wytyczaniem granic sztuki, granic fikcji. Autorka zostawia widzów samych z pytaniem, czym jest fikcja, a czym świat rzeczywisty. Podobną tematykę ma Droga życia – fotomontaż dwóch nałożonych na siebie zdjęć. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że autorka pokazała świat oglądany przez okno: fragment ulicy, przechodniów, przystanek autobusowy. W szybie odbijają się jednak fasady kamienic z przeciwka i to budzi zdziwienie. Nie wiadomo bowiem, po której stronie okna tak naprawdę znajduje się ulica. Czy to, co widać przez okno jest prawdziwe, a odbijająca się fasada to kreacja artystyczna czy też świat za oknem został cyfrowo wklejony do wnętrza. Żadna z dwóch rzeczywistości nie dominuje, wnętrze przenika się niemal idealnie ze światem na zewnątrz. Po raz kolejny osobliwa wizja Zuzanny Lewandowskiej intryguje, przykuwa uwagę, ale przede wszystkim przekonuje oglądających o względności wszelkich pojęć i łatwości, z jaką nasz mózg daje się oszukiwać. Surrealistyczny świat pokazuje Krzysztof Herman, autor fotografii Hotel pustych pokoi. Scenerię kadru tworzy kojarzący się ze światem postapokaliptycznym dziedziniec opuszczonego, niszczejącego budynku w stylu lat 70. Na pierwszym planie autor pokazał fotel i tapczan – meble jakich wiele w tanich hotelach czy ośrodkach wczasowych. Ponieważ sprzęty te znajdują się pod gołym niebem, zebrała się na nich warstwa śniegu, która w przypadku łóżka do złudzenia przypomina dokładnie zasłaną przez obsługę hotelu pościel. Skojarzenia białego śniegu z pościelą, puchem są częste w języku i mają raczej pozytywne zabarwienie


emocjonalne, tymczasem w takiej scenerii przywołują głównie niepokój czy nawet strach. Tę surrealistyczną wizję dopełniają nagie, pozbawione liści krzewy i zaschnięte łodygi chwastów. Wykreowany przez Krzysztofa Hermana obraz utrzymany jest w zimnej tonacji barwnej, nieliczne ciepłe akcenty: czerwone obicie fotela czy widoczny w głębi jasny korytarz, pogłębiają jedynie posępny, przygnębiający nastrój zdjęcia. Dwa inne prezentowane na wystawie Fotofikcje zdjęcia Krzysztofa Hermana i tytułem Stalker, i swoim nastrojem zdają się nawiązywać do fabularnej antyutopii w reżyserii Andrzeja Tarkowskiego. Oświetlona pojedynczą żarówką cela i puste krzesło w jej centrum czy ukryta w masce przeciwgazowej postać sfotografowana z żabiej perspektywy kojarzą się z sytuacją zagrożenia, budzą niepokój. Zarówno wizje postapokaliptyczne, jak i antyutopie są częstymi schematami fabularnymi twórczości sciencefiction, gatunku, który fikcję ma wpisaną w nazwę. Bardzo interesującą perspektywę w swoich poszukiwaniach twórczych przyjmuje Izydor Zaręba w cyklu zdjęć pokazujących schody. Ten na pozór banalny temat, wszak ze schodami większość z nas ma do czynienia wiele razy w ciągu dnia, ujęty został w sposób bliski surrealizmowi. Kompozycja fotografii BWA Bydgoszcz ukazuje spiralę schodów, jakby tworzyły nie zejście dół, lecz absurdalną pętlę bez wyjścia. Z kolei podświetlone stopnie na zdjęciach Polin schody tworzą kompozycję, której realność nawet z przedrostkiem sur- wydaje się niemożliwa. Fotografia Bartosza Stranca Między marzeniami a rzeczywistością. Przypadek pewnej osoby pokazując obiekty, które przestały być funkcjonalne, w bardzo sugestywny sposób ukazuje utratę sensu istnienia. Oberwany balkon, po którym został tylko stalowy szkielet, wciąż tkwi doklejony do odrapanej ściany budynku. Jednak wejście nań jest niebezpieczne i przyprawiać może o zawroty głowy. Mimo to trwa, pozbawiony sensu swego istnienia. Pytania: po co tak trwać?, jaki w tym sens? są tylko jednymi z wielu, które każdy z oglądających może zadać sobie w kontekście tej pracy. Można nawet pytać dalej: czy trwanie w danej sytuacji, gdy to nie ma sensu, nie staje się także swego rodzaju fikcją…? Wielu autorów poszukuje właściwego efektu, tworząc fotomontaże przy pomocy programów do cyfrowej obróbki obrazu. Spektakularny jest Czarny ptak Dariusza Sompolskiego. Fotografia kruka, który pochyla się nad


odciętą głową koguta, wydaje się dość drastyczna. Efektowna praca jest jednak kreacją cyfrową i scena ze zdjęcia nigdy się nie wydarzyła (chociaż do podobnych sytuacji dochodzi w przyrodzie dość często). Fikcjonalność realizacji Dariusza Sompolskiego nie ulega zatem wątpliwości, a Czarny ptak z pewnością mieści się w przestrzeni Fotofikcji. Autor pokazał jeszcze kilka innych fotomontaży: Vanitas, bliski konstruktywizmowi Dok, abstrakcyjne Schody. Prace przyciągają uwagę widzów, nie pozostawiają ich obojętnymi, nie są jednak tak spektakularne jak fotografia Czarny ptak. Przestrzenie surrealizmu przy pomocy różnych modyfikacji obrazu eksploruje Hanna Kulągowska-Puzio. Jej Lodowy ptak to sfotografowana w makroskali, rozświetlona ciepłym światłem bryła lodu pokazana na tle mrocznego lasu. Wyraźnie zarysowane szczegóły struktury kryształu podkreślone jeszcze przez ostre światło kontrastują z rozmytym za sprawą efektu bokeh lasem. Przenikające się światy to przefiltrowany przez warstwę baniek mydlanych krajobraz lasu. Chociaż pierwszy plan zdominowały refleksy świetlne wielokrotnie odbite przez sklejone ze sobą banieczki, to wyraźnie dostrzec można w tle zielony las i spacerujących w nim ludzi. Hanna Kulągowska-Puzio kreuje swoją wizję fotograficznej fikcji w sposób konsekwentny i intrygujący. Zestawiając ze sobą przeciwieństwa, tworzy nowe jakości plastyczne, które bliskie są niekiedy abstrakcjonizmowi i z pewnością mieszczą się w obszarze Fotofikcji. Fotofikcyjne opowieści Fikcja często utożsamiana jest ze zmyśleniem, z opowieścią, której elementy pozostają ze sobą w związku przyczynowo-skutkowym. O ile łatwo jest stworzyć taką opowieść, zestawiając ze sobą kolejne fotografie, tak niezwykle trudnym zadaniem jest pokazanie historii w jednym kadrze. Wynika to z nielinearnego sposobu percepcji obrazów. Znaczące szczegóły mogą być ułożone w różny sposób, różnie też mogą łączone w pary przyczyna-skutek przez widzów. Dlatego o narracji w zdjęciu – szerzej w każdym obrazie – mówić można tylko umownie. Mimo to, chociaż pozbawione narracji, fotografie pokazują (może nawet „opowiadają”) jakieś historie. Zazwyczaj takie wywiedzione z obrazu opowieści odwołu-


ją się do życiowego doświadczenia oglądających, do ich wyobraźni, dzięki czemu sami stają się na wpół kreatorami Fotofikcji. Syntetyczne i oszczędne w środkach fotografie pokazał Kasper Hein. Tematem Cierpliwości jest oczekiwanie na przystanku nocnego autobusu. Postać siedząca na przystanku skryta jest w mroku, widoczne są jedynie nogi. Trzymana na kolanie dłoń być może ma uspokoić drżenie…, może ze strachu, może z zimna… Na ścianie za przystankiem rysuje się gigantyczny cień oczekującego, którego sylwetka budzi niepokój. Opowieść o przekraczaniu granicy, momencie przejścia wysnuć można z Tajemnicy. W mrocznej scenerii jesiennego lasu, wśród tworzących tunel nad drogą nagich gałęzi stoi młody mężczyzna. Fragment świata przed nim rozświetla delikatna poświata, za nim panuje mrok. Nie wiemy, czy zdecyduje się postawić krok w przód; lekko skulona sylwetka, opuszczone ramiona sugerują, że może się bać… Podobny nastrój Kasper Hein wykreował w pracy Przejście. Tym razem widzimy anonimową osobę na tle nocnego nieba. Znów, wyraźnie widoczne są tylko nogi… Kompozycję organizuje pokazany na pierwszym planie kamienny łuk wiaduktu, którego masywna struktura może wzbudzać nawet klaustrofobiczne reakcje. Tym razem bohater zdjęcia zdaje się czekać na kogoś, kto właśnie pod sklepieniem wiaduktu ma za chwilę przejść. Jeszcze inaczej hasło Fotofikcji interpretuje Katarzyna Tykałowska. Jej fotografie kreują pełne emocji historie, ale znacznie mniej w nich niedopowiedzeń, tajemnicy. Kompozycję Grzech Ewy odwołującą się wprost do Księgi Rodzaju, tworzą dwa plany: na pierwszym pokazane są czerwone jabłka, na drugim przestraszona twarz kobieca. Aurę spokoju buduje z kolei Hibernacja. W tej fotografii modelka osuwa się w wodę lub z niej wynurza. Fotografia abstrakcyjna, surrealizm i wykreowane opowieści to trzy najpopularniejsze odczytania hasła Fotofikcje. Niejako na uboczu tych poszukiwań sytuują się eksperymenty z techniką luksografii. Wśród kilku prac wykonanych tą metodą szczególnie ciekawe wydają się kompozycje Zofii Nocnej. Pierwsza z nich pokazuje nakrycie stołowe, lecz w miejscu talerza znajduje się klonowy liść, być może fotografia ta ma być humorystyczną zachętą do diety wegetariańskiej… Na obrazie tym szczególną uwagę przykuwa ów liść, gdyż w odróżnieniu od metalowych sztućców jego


organiczna materia częściowo przepuszcza światło, dzięki czemu na materiale światłoczułym powstał obraz odwzorowujący nie tylko kontury rzucającego cień obiektu, lecz również jego wewnętrznej struktury. Na drugiej pracy Zofia Nocna pokazuje różne sprężyny i sprężynki oraz płaski metalowy klucz do śrub rowerowych. Obok płaskich sprężyn zegarowych, małych spiralek z długopisów są też masywne elementy dużych urządzeń. Poszczególne obiekty zyskują głębię dzięki różnicom walorowym, można wręcz odnieść wrażenie trójwymiarowości obrazu. Wystawa Fotofikcje jest wystawą pokonkursową, prezentuje plon XXVII Konfrontacji Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie fotografii. W tegorocznej edycji konkursu swoje prace nadesłało 35 autorów, w sumie ponad 200 zdjęć. Wszystkie obejrzeli i ocenili jurorzy: dr hab. Anna Kola (artysta plastyk, artysta fotografik, nauczyciel akademicki, pracownik Zakładu Plastyki Intermedialnej Wydziału Sztuk Pięknych UMK), Monika Bojarska (grafik komputerowy, projektant DTP, instruktor WOAK) oraz Marek Noniewicz (artysta fotografik, kustosz Muzeum Fotografii w Bydgoszczy). Decyzją tego gremium w kategorii do 16 lat wyróżnienie otrzymała Zofia Nocna. W kategorii powyżej 16 lat nie przyznano pierwszej nagrody, natomiast dwie nagrody drugie otrzymali: Katarzyna Tykałowska i Słowomir Świątkiewicz. Trzecią nagrodę – również ex aequo – przyznano Zuzannie Lewandowskiej i Jowicie Kunickiej. Trzy wyróżnienia otrzymali: Magdalena Halicka, Kasper Hein i Krzysztof Herman. Jurorzy wybrali również zdjęcia, które wchodzą w skład pokonkursowej wystawy fotograficznej Fotofikcje,uznając, iż sam udział w ekspozycji jest formą wyróżnienia.

Katalog wystawy Fotofikcje, w którym reprodukowane są wszysztkie zdjęcia z wystawy opublikowany został w witrynie issuu.com


Fotografie ekspresji scenicznej Kamil Hoffmann

W

maju w Fotogalerii toruńskiego Domu Muz przy ul. Podmurnej prezentowana była wystawa fotografii koncertowej Sławomira Krajewskiego zatytułowana Światłogra. Część prac, zwłaszcza zdjęcia najbardziej dynamiczne, bliskie są fotografii prasowej. Są też na wystawie fotografie sprawiające wrażenie statycznych, jakby pozowanych portretów. Wszystkie kadry uchwycone jednak zostały idealnie, zgodnie z zasadą decydującego momentu Henri Cartier-Bressona. Autor ma swój indywidualny styl, sposób kadrowania, kompozycji obrazu, co istotnie wzbogaca ujęcia. Dwanaście pokazanych na wystawie zdjęć pokazuje wykonawców różnych gatunków muzycznych: jazzu, world music, bluesa, a nawet metalu. Autor znakomicie oddaje atmosferę koncertu, udowadnia, że bardzo często są to wielowątkowe widowiska, wykorzystujące różne formy ekspresji. Głównym tematem fotografii prasowej są emocje i podobnie jest w przypadku prac prezentowanych na wystawie Światłogra. Z jednej strony są to emocje wykonawców, szczególnie widoczne na portretach Omary Pertuondo i Stanisławy Celińskiej, z drugiej zaś żywiołowa


reakcja publiczności, interakcja z wykonawcami, jak na zdjęciu Marka Piekarczyka. Chociaż zdjęcia Sławomira Krajewskiego powstają w trudnych warunkach oświetleniowych, to światło zastane wydaje się być sprzymierzeńcem autora. W fotografiach zespołów Kontrabus czy VooVoo światło stało się wręcz bohaterem drugoplanowym kompozycji w istotnym stopniu kreując atmosferę kadru. Nawet jeśli autor skupia się na osobie wykonawcy, wykorzystuje światło zastane w swojej kreacji, żeby podkreślić i uwydatnić osobowość fotografowanych. Tak jest w przypadku eterycznej Anity Lipnickiej czy zdziwionego Ala Di Meoli. Obok dominujących zbliżeń i planów amerykańskich autor pokazał też kilka kompozycji fotograficznych w planie ogólnym. Obok samych muzyków w kadrze znajdują się też fragmenty koncertowej „kuchni” zazwyczaj przez fotoreporterów pomijane, chociaż często decydujące o jakości całego wydarzenia. Widzowie wystawy, którzy byli na koncertach artystów pokazanych przez Sławomira Krajewskiego mogli być może dzięki tym pracom przypomnieć sobie, przeżyć raz jeszcze tamte chwile. Niektórzy być może nawet w głowie słyszeli muzykę. Jednak to nie muzyka w tych zdjęciach zdaje się najważniejsza, ale wykonawcy i ich ekspresja sceniczna. U każdego inna…


Fotograficzne pejzae i portrety Ewy Podlasin Jerzy Rochowiak

W

Centrum Kultury Browar B. we Włocławku w maju była eksponowana wystawa fotograficznych pejzaży i portretów Bożeny Ewy Podlasin Życie nasze. Autorka starannie kadruje przestrzeń, by pokazać to, co zarazem zwyczajne i ze względu na urodę niepowszednie. Stając na brzegu rzeki czy jeziora lub pomoście, spogląda na to to, co blisko, a więc nabrzeże, podnosi wzrok ku wodzie, kieruje ku porośniętemu drzewami i krzewami przeciwległemu brzegowi. Umieszcza w ramach obrazu morski brzeg, kłębiące się fale i dal. Jak ilustrację bajki przedstawia kolorowe domki na brzegu morza. Przystaje na jesiennej alejce, pokrytej świetlącymi się żółtymi liśćmi, na które drzewa rzucają cienie. Patrzy na wiosenny krajobraz otaczający wierzby na wzgórzu. Fotografuje kapliczkę opodal drzewa: jesienią w gasnącym świetle i zimą, gdy ciemne kontury pnia i gałęzi kontrastują z żywymi kolorami kapliczki. Zatrzymuje widok pola: niebieskawa zamarznięta struga przecina brunatne połacie ziemi, na linii horyzontu zaznaczają się zabudowania, drzewa. Bożena Ewa Podlasin staje z aparatem fotograficznym na moście, kieruje uwagę ku przejściu dla pieszych. Fotografuje ciechocińskie tężnie. Niemal wszystkie pejzaże były barwne; można powiedzieć, że autorka ujmuje widoki w sposób malarski; każde zdjęcie ma własną – nieoczywistą


– tonację kolorystyczną. Większość pejzaży ujmuje pogodą: autorka radośnie patrzy na świat. Przedstawia rodzimy krajobraz w chwilach, które – dzięki światłu i kształtom – uwypuklają jego urodę: potrafi taką chwilę znaleźć i dzięki umiejętności wyboru właściwego kadru przenieść na płaszczyznę obrazu widok, który zdaje się w naszym otoczeniu wyjątkowy. Pogodą urzekają też portrety Bożeny Ewy Podlasin. Wewnętrzny spokój wyraża starsza kobieta stojąca przed odrapanymi, podniszczonymi drzwiami domu, którego ściany są szare, przybrudzone; bohaterka zdjęcia skrywa tajemnice swojego losu. Pogodny jest leciwy długowłosy muzyk zamyślony na jednym zdjęciu, zapalający papierosa na innym, na kolejnym, także z papierosem w ustach, grający na gitarze. Zdjęcia są czarno-białe, postać barwna… Zamyśleni są mężczyzna i kobieta na następnych zdjęciach. Poprzebierały się w osobliwe stroje – niczym postacie z teatralnego przedstawienia – starsze panie; są dowcipne, choć pozują z powagą… Urocze są portrety dziewczyn, zwykle uśmiechniętych. Opowiadają o nich makijaże, fryzury, pozy, sytuacje, otoczenie… Autorka znajduje pomysły, by sportretować dzieci w zabawie, działaniu. Osoby z fotografii Bożeny Ewy Podlasin sprawiają wrażenie otwartych, chciałoby się z nimi porozmawiać, pobyć, poznać je. Tytułując wystawę Życie nasze autorka zaznacza, że patrząc uważnie, można w otoczeniu znaleźć widoki, które pomogą zachować bądź znaleźć duchową równowagę; krajobrazy są częścią naszego losu. A życie niezależnie od okoliczności, od losu rozprzestrzenia się między zamyśleniem a wesołą zabawą. I z krajobrazów, i z życia – jakiekolwiek by było, cokolwiek by się przydarzało – możemy czerpać radość, niezależnie od tego, czy borykamy się z kłopotami czy jesteśmy beztroscy. Bożena Ewa Podlasin wyznaje, że jej przygoda fotograficzna zaczęła się przed wielu laty, łączyła się z uprawianiem ogrodu i fotografowaniem roślin. Autorka fotografowała naturę, z czasem zainteresowały ją portrety. Od trzech lat bierze udział w zajęciach grupy FotoObiektywni w Centrum Kultury Browar B., uczestniczy w wystawach zbiorowych grupy. Życie nasze jest jej pierwszą wystawą indywidualną.


Animowani Iluzjonici Karolina Fordońska

W

Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji w Świeciu 26 maja odbyła się długo wyczekiwana premiera filmu Iluzjoniści w reżyserii Marcina Roszczyniały i Sebastiana Kwidzińskiego. Twórcy pracowali nad filmem ponad trzy lata. A to wciąż za mało, żeby ich widowiskowa animacja została ukończona na czas pokazu premierowego. Dbaliśmy o najdrobniejsze detale scenografii czy postaci. Mieliśmy niezliczoną ilość osób pomagających w tworzeniu, ale jednak lwią część prac, szczególnie zdjęć, wykonywaliśmy we dwóch, podczas gdy nad podobnymi projektami pracują całe studia filmowe. Postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko – opowiada Sebastian Kwidziński. Sebastian, reżyser, operator i scenarzysta, napisał scenariusz, który przedstawił swojemu współpracownikowi, Marcinowi Roszczyniale, reżyserowi i grafikowi. Pracowali razem już wcześniej. Wspólnie stworzyli nagradzaną na licznych festiwalach filmowych animację poklatkową Fabryka. Razem zrealizowali także wideoklipy do piosenek: Jeszcze ten jeden raz Ani Dąbrowskiej, Kartagina O.S.T.R.ego czy Elita Sariusa. Chociaż wśród ich wspólnych (bądź indywidualnych) realizacji przeważa głównie technika animacji poklatkowej, twórcy doskonale sprawdzają się także w filmie fabularnym. Sebastian marzy o nakręceniu pełnego metrażu. Marcin, niejednokrotnie pracujący na planach filmowych, serce oddał jednak animacji. Czy to razem z Sebastianem, czy z nieformalną grupą artystyczną Czarny Karzeł, czy ze swoją narzeczoną, która jest artystą


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak

plastykiem, tworzy filmy promocyjne, reklamy czy po prostu filmy animowane, bądź to z potrzeby serca, bądź ze względów finansowych. Z potrzeby serca, a także z nadzieją, że Iluzjoniści będą milowym krokiem w ich filmowej karierze, duet Kwidziński – Roszczyniała zabrał się do pracy nad animacją. Początkowo twórcy sądzili, że scenariusz Sebastiana będzie realizowany w postaci filmu fabularnego. Po zakończeniu pracy nad scenariuszem i charakterystyką postaci zdali sobie jednak sprawę, że w przypadku Iluzjonistów praca nad filmem fabularnym będzie stwarzała więcej problemów niż nad animacją. Tworząc animację, możemy bardziej poszaleć w kontekście scenografii – opowiada Marcin Roszczyniała. – Dzięki Fabryce i innym realizacjom mamy w niej już przecież spore doświadczenie. Artyści mogą samodzielnie tworzyć wnętrza, plenery i kostiumy, nie będąc w żaden sposób ograniczani oporem materii. Przez trzy lata pracy nad Iluzjonistami napotkali niejedną trudność. Najpierw szukali wizualnych inspiracji, później wymyślali i projektowali


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak

wygląd postaci oraz scenografii. Zabierać się za taki film w tak małym składzie było szaleństwem, z którego zdaliśmy sobie sprawę dopiero w trakcie realizacji – opowiada Sebastian. Na szczęście pasja tworzenia nieobca jest wielu artystom, a takich szaleńców jest, jak się okazało, wielu. Przy wsparciu Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu Kwidziński i Roszczyniała organizowali cykliczne, trwające kilka tygodni, warsztaty scenograficzne, na które przyjeżdżały dziesiątki osób z całej Polski. Byli to pasjonaci filmu i animacji, studenci uczelni plastycznych oraz filmowcy. Swoje wsparcie i pomoc zaoferowało m.in. Centrum Technologii Audiowizualnych z Wrocławia. Dzięki temu na warsztatach gościł oraz udzielał rad Jacek Spychalski, twórca rekwizytów i makiet do oscarowego Piotrusia i wilka czy Hiszpanki. Do projektu Iluzjoniści zostali zaproszeni Jan Peszek, Jerzy Bończak oraz Stanisław Tym, którzy użyczyli głosów głównym bohaterom. Nagrania dubbingowe odbywały się, kiedy prace nad scenografią były jeszcze


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak

w powijakach. Dzięki temu podczas etapu zdjęciowego reżyserzy wiedzieli w jaki sposób i jak długo lalki powinny wygłaszać swoje kwestie. Aktorów do wzięcia udziału w projekcie przekonały poprzednie realizacje Kwidzińskiego i Roszczyniały, a także ich wielki zapał, pasja i wiara w to, co robią. Bo że każdy twórca w początkowej fazie gloryfikuje swój projekt – to rzecz oczywista. Sebastian i Marcin czuli jednak ogromną presję. Chcieli zrobić dla samych siebie coś niezwykłego. Dodatkowo zaufała im pokaźna liczba współpracowników (jak dowcipnie zauważył podczas premiery Jerzy Bończak – grupa artystów wykonujących scenografię liczyła pięćdziesiąt dziewięć osób), którzy zwykle pracowali przy projekcie pro bono. Byłoby łatwiej, gdybyśmy nie ustawiali sobie tak wysoko poprzeczki, ale uznaliśmy, że skoro już się tego podjęliśmy, to zrobimy coś absolutnie wyjątkowego – mówi Sebastian. Akcja filmu rozgrywa się pod koniec dziewiętnastego wieku w świecie, w którym magia cyrku oraz sztuka iluzji zawładnęły wyobraźnią ludzi.


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak

Głównym bohaterem jest uważający się za największego z iluzjonistów Jodlovsky (Peszek), wykorzystujący magię, aby się wzbogacić. Bez skrupułów i z wyższością traktuje wszystkich, których spotyka na swojej drodze. Majewicz (Bończak) to jedyny, powiedzmy, dobry znajomy, którego Jodlovsky darzy sympatią. Z wzajemnością. Majewicz dzięki magii również się wzbogaca, tyle, że mniej uczciwie – za pomocą iluzji oszukuje i okrada ludzi. Pan Parówkarz (Tym) to trzeci iluzjonista pojawiający się w filmie. Jedyny, który dzięki iluzji chce zmieniać świat na lepszy. Wszyscy trzej spotykają się co roku na Festiwalu Magii Cyrku. Jak głosi ostatnie zdanie opisu filmu: Rozgrywka, jaką toczą między sobą, przynosi nieoczekiwany finał. Do tego finału przybliżają nas pozornie błahe, lecz znaczące wydarzenia, ilustrujące motywacje postaci. Po pokazie premierowym trudno dokładnie streścić fabułę Iluzjonistów. Reżyserzy we wstępnej przemowie zapowiedzieli, że film, który obejrzy publiczność, nie jest ukończony – jest nie w pełni udźwiękowiony


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak

oraz nie są wymazane rigi, czyli stabilizatory utrzymujące w pionie lalki. Niestety nie tylko postprodukcja nie została sfinalizowana na czas pierwszego pokazu. Również i sam etap zdjęciowy nie został ukończony. Filmowi brakowało kilku scen, historia miała swoje luki, a co za tym idzie – brakowało logicznego wyjaśnienia działań bohaterów. Charakterystyczny w filmach Kwidzińskiego i Roszczyniały jest jednak morał. Wyraźny nawet wówczas, kiedy nie wszystkie sceny zostały nakręcone. Morał oraz znacząca przemiana postaci. Bohaterowie nagradzanej Fabryki z beztroskich, głupiutkich dzieci stają się dojrzałymi, uciemiężonymi dorosłymi, niepasującymi do świata, z którego zostali brutalnie wyrwani i o powrocie do którego nieustannie marzyli. W Iluzjonistach Jodlovsky, główny bohater, z apodyktycznego, bezkompromisowego niegodziwca pod wpływem wydarzeń rozpoczyna swoją świadomą przemianę. Twórcy zapowiedzieli ze sceny, że do pełnego zakończenia filmu brakuje im jeszcze około trzech miesięcy. W kuluarach dało się jednak


Fragment scenografii filmu Iluzjoniści. Fot. Jerzy Rochowiak

usłyszeć informację, że prace nad Iluzjonistami będą trwały jeszcze do końca roku. Pokazowi premierowemu towarzyszyła wystawa lalek występujących w filmie oraz widowiskowej scenografii. Na korytarzach świeckiego OKSiRu poustawiano gargantuicznych rozmiarów cyrk ze słoniem, pole cyrkowe, wozy cyrkowe, klatki schodowe, wnętrza pomieszczeń. Zauważyć należy, że na stołach mieściło się mikroskopijnej wielkości jedzenie. Z wyjątkową precyzją rzeźbione było każde krzesło, stół, okno, szafa, parkiet. Kunsztownie zostały wykonane lalki, ubrane w stroje „z epoki”. Choć lalki mają jeden wyraz twarzy, zaskakują… bogatą mimiką. Każde wykrzywienie ust czy uniesienie brwi to dziesiątki zdjęć składających się na płynny ruch postaci. Przed realizatorami jeszcze sporo pracy. Z nieukrywanym podekscytowaniem czekamy na ostateczny efekt. Także z nadzieją, że pasja, pracowitość i niewymierny trud przyniosą nagrody na festiwalach filmowych.


Tama, sznurek i wyobrania, czyli kilka słów o instalacji teatralnej Magdalena Jasińska

P

rzez termin instalacja teatralna rozumiem działania łączące edukację teatralną z wieloelementową realizacją artystyczną tworzoną dla konkretnej przestrzeni (zob. Zofia Dubowska-Grynberg, Zachęta do sztuki). Ważną cechą instalacji jest jej walor przestrzenny. Umieszcza się ją w przestrzeni zastanej i dopasowuje do niej działania instalacyjne, dzięki czemu wprowadza się sztukę w przestrzeń życia i pokazuje, że

Dotknij teatru. Fot. Magdalena Jasińska


Maszyna do kontaktowania. Fot. Łukasz Nowakowski

jej wytwory nie muszą być odizolowanymi obiektami. Instalacją można także zmieniać zastaną przestrzeń, tworząc ją niejako od nowa. Równie ważny w projektowaniu instalacji jest nadany jej kontekst oraz wzajemne relacje pomiędzy przedmiotami w niej użytymi. A używać możemy w zasadzie wszystkiego. Instalację można tworzyć zarówno z jednego rodzaju materiału, jak i ze środków zupełnie od siebie odmiennych: fotografii, filmu, video, sił natury, materiałów plastycznych czy budowlanych albo przedmiotów codziennego użytku. Warto pamiętać, że części trójwymiarowe pozwalają na rozwijanie wyobraźni przestrzennej, na którą tak mało jest miejsca w szkole. W pracy animatora ważne jest, by były to materiały, które pozwalają na eksperymentowanie i tworzenie konstrukcji w procesie od pomysłu do realizacji. Z instalacją artystyczną można się również spotkać w działaniach pedagogiczno-teatralnych. Okazuje się, że jest ona świetnym narzędziem pracy animatora. Otwiera wyobraźnię uczestników warsztatów, pozwala poszerzać horyzonty poznawcze, zdobywać wiedzę, rozwija wrażliwość estetyczną, stymuluje kreatywność, pozwala na wyrażenie siebie poprzez


Maszyna do kontaktowania. Fot. Łukasz Nowakowski

proces tworzenia i wykreowany obiekt. Praca nad instalacją może stać się również możliwością doświadczenia trudu artysty. Jej twórcy, którzy wcale nie muszą być artystami ani osobami utalentowanymi, mogą poczuć, jaką pracę wykonuje artysta, na czym polega jego wysiłek czy jakie emocje angażuje w proces tworzenia; mogą również wczuć się w niezrozumianego artystę. Praca nad instalacją jest również ciekawym sposobem na budowanie zespołu. W trakcie budowy instalacji dopuszczamy różne punkty widzenia. Warto założyć, że każdy może tu mówić własnym głosem przy jednoczesnej kreacji zbiorowej. We wspólnym tworzeniu ważne jest odwoływanie się do wyobraźni, inwencji, energii, zaangażowania i możliwości (zob. Maria Parczewska, Pułapki). Przy wspólnej kreacji artystycznej powstają nowe relacje międzyludzkie. Uczestnicy stają się dla siebie partnerami w działaniu, mają możliwość wejścia w nowe role społeczne. Dzięki temu stają się ważni dla samych siebie, ale także dla grupy odbiorców i współtwórców. Celem instalacji nie jest skończony, zamknięty obiekt, który odbiorca jedynie ogląda, ale uruchomienie procesu odbioru, interakcja, do której


Maszyna do kontaktowania. Fot. Łukasz Nowakowski

widz jest zaproszony. To współdziałanie tworzy instalację otwartą (w przeciwieństwie do formy zamkniętej), jest jej cechą konstytutywną. W trakcie tworzenia instalacji ogromną wartością jest sam proces jej budowania – to, co dzieje się między uczestnikami warsztatów, zachodzące w nich przemiany, rozmowy, które się toczą, odkrywanie nieznanych dotąd perspektyw i kontekstów. Jest to sfera niewidoczna dla widza w efekcie końcowym, toteż w otwartej instalacji ważne jest, by on również czuł się zaproszony do dialogu na zadany temat. Rolą animatora jest inspirowanie grupy, towarzyszenie jej w procesie twórczym, motywowanie, naprowadzanie, a także udzielenie pierwszej informacji zwrotnej. Dla mnie instalacja jest interesującym sposobem ekspresji na zadany temat w języku innym niż werbalny, pokazywania uczestnikom warsztatów, głównie dzieciom i młodzieży, że odbieranie świata może czymś więcej niż poruszaniem się w obrębie popkultury i rzeczywistości „hejto-lajków”. Zanim opowiem o własnym podwórku, przywołam twórczość Marii Parczewskiej i Janusza Byszewskiego, założycieli Laboratorium Edukacji Twórczej CSW Zamku Ujazdowskiego w Warszawie. Ich działania


Maszyna do kontaktowania. Fot. Łukasz Nowakowski

koncentrują się często na wyszukiwaniu punktów styku przestrzeni społecznej i pól poszukiwań artystycznych. Uczestnicy proponowanych przez nich działań (mieszkańcy miasta, turyści) mają szansę na zaskakujące spotkania ze sztuką, ale i z samym sobą, bez oceny i autokrytyki. Spotkania te odbywają się najczęściej w przestrzeni otwartej. Nawiązują do instalacji artystów prezentowanych w przestrzeni galerii, jak działo się to w trakcie działania Odbicie/Wobec – Twórcze Działania dla Dorosłych Inspirowane Rzeźbą Anisha Kapoora. Ale są także zaproszeniem do artystycznego wyrażenia siebie w akcjach i instalacjach niezwiązanych z aktualną wystawą, jak Decyzja należy do ciebie czy Niezaplanowane spotkania. Pisząc o instalacji teatralnej, warto przywołać działania warszawskiego Stowarzyszenia Pedagogów Teatru, które w wiele warsztatów teatralnych wplata instalacje artystyczne. Warto przywołać instalację budowaną przez twórców w kooperacji z aktorami Teatru 21 Przestrzeń wspólna. Dość często w swoich działaniach pedagogiczno-teatralnych po instalację sięga Martyna Majewska, reżyserka filmowa i teatralna.


Maszyna do kontaktowania. Fot. Łukasz Nowakowski

W 2014 roku, podczas 2. Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci we Wrocławiu zaprosiła dzieci do wspólnego, 8-dniowego budowania instalacji teatralnej. Tematem przewodnim proponowanych działań było słowo koncentryczny. Dzieci w różnym wieku, często z rodzicami, każdego dnia budowały inną część instalacji – siedzenia z palet, kolorowe ptaki, kule, drewniane pieńki, które stawały się ścieżkami i przestrzenią działania, kartonowe pudełka pomalowane przez dzieci, które stały się częścią bramy zapraszającej do odwiedzenia instalacji. W środku podczas bębniarskich warsztatów finałowych powstała radosna pieśń do słów Słońce praży, ziemia parzy, zatańcz dla nas. Ta sama autorka, we współpracy z wrocławską Galerią Miejsce należącą do Wydawnictwa Ilustris razem z dziećmi i ich rodzicami zamieniła dziedziniec Parku Staromiejskiego w tęczową pajęczynę. Dobre praktyki w budowaniu instalacji teatralnych widoczne są przy okazji wielu festiwali teatralnych adresowanych do młodszej widowni. Wystarczy prześledzić działania poznańskiego Festiwalu Malta, który w tym roku zbudował dla dzieci Strefę frajdy. To tam rozgrywa się najwięcej działań warsztatowych.


Wspomniałam, że odwołam się do własnego podwórka. Agnieszka Zakrzewska, animatorka i pedagożka teatru, instruktorka Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury zaprasza 27 i 28 października 2018 na warsztaty Weekendowe laboratorium artystyczne. Pierwszego dnia zaplanowane są działania właśnie wokół instalacji. W trakcie innych warsztatów, zaprojektowanych przez Agnieszkę Zakrzewską przy okazji obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru i akcji Dotknij teatru, razem z uczestnikami (głównie młodzieżą) projektowaliśmy i realizowaliśmy instalacje. Do dyspozycji mieliśmy taśmę klejącą, mazaki i przedmiot wyjęty z plecaka, który zdaniem uczestnika, najlepiej określa jego charakter. Zbudowane instalacje w procesie twórczym przemieniały się również w większą całość, której poszczególne części ze sobą współgrały. Młodzi artyści stali się zarazem kuratorami swojej wystawy. Dzięki działaniom warsztatowym odbyła się tak naprawdę wartościowa i niewerbalna rozmowa na temat twórczości i pasji, jak je rozumiemy, co one nam dają i dokąd prowadzą. W trakcie tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt, któremu przyświecało hasło Od Wschodu do Zachodu, wspólnie prowadziłyśmy kilka warsztatów, używając instalacji jako narzędzia dialogu. W Maszynie do kontaktowania uczniowie jednej z klas Szkoły Podstawowej nr 1 w Toruniu na dziedzińcu projektowali i budowali maszynę, która umożliwić miałaby ludziom kontakt. Maszyna stała w przestrzeni szkolnej podczas całego festiwalu. Skorzystać z niej mogli wszyscy chętni i ciekawi tego, jak działa. W ruch poszły deski, młotki, takery, ale też folia, taśmy, sznurki, pudełka, rury hydrauliczne, kleje, spraye i farby. Dzięki zaangażowaniu wszystkich uczniów i części pracowników szkoły powstał mały domek, w którym można było sobie porozmawiać. Warsztaty wokół nazwy festiwalu stały się również pretekstem do zastanowienia się nad tym, jak ze sobą rozmawiamy, co nam w komunikacji przeszkadza, a co pomaga. Widzom Kontaktu zaproponowałyśmy instalację otwartą Lubię/Nie lubię. Umieszczona przed teatrem tablica, podzielona na dwie części, zachęcała przechodniów i widzów do zabierania głosu i wypowiadania się na temat swoich sympatii i antypatii związanych ze Wschodem i Zachodem. Myślą, która towarzyszyła nam w trakcie prowadzenia warsztatów związanych z instalacją było poczucie, że jest to forma niezwykle ciekawa, zostawiająca dużo przestrzeni do twórczości uczestników, uwalniająca ze schematów, motywująca do nieszablonowego myślenia i działania. Naszym zdaniem instalacja jest bowiem świetnym narzędziem do pracy z grupą w każdym wieku.


W Wojewódzkim Orodku Animacji Kultury w Toruniu

Warsztaty Warsztaty fotografii cyfrowej, 13-14 lipca Fotografia artystyczna dla każdego Wakacje są czasem intensywniejszych podróży. Trudno dziś wyobrazić sobie zwiedzanie świata, poznawanie nowych miejsc bez towarzystwa aparatu fotograficznego, choćby takiego najprostszego, wmontowanego w smartfon. Na początku wakacji można jeszcze zdobyć praktyczne umiejętności, które pozwolą wykonać nietuzinkowe ujęcia, znacznie ciekawsze niż kolejne selfie czy pocztówkowy kadr. W dniach 13-14 lipca w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu odbędą się Warsztaty fotografii cyfrowej adresowane do osób zainteresowanych fotografią artystyczną. Celem zajęć jest zdobycie przez każdego z uczestników umiejętności pozwalających jak najlepiej wykorzystać możliwości cyfrowych aparatów fotograficznych. Biorący udział w warsztatach poznają zasady kompozycji obrazu fotograficznego, sposoby kadrowania, nauczą się fotografować w plenerze i we wnętrzu, inscenizować plan i ustawiać postacie. Ważne miejsce w programie warsztatów zajmuje też nauka wykonywania zdjęć turystyczno-krajoznawczych. W drugiej części prowadzący omówi błędy najczęściej popełniane przez fotografujących i wskaże, jak tych błędów unikać.


Zajęcia poprowadzi Stanisław Jasiński, fotografik, członek Związku Polskich Artystów Fotografików, specjalista ds. fotografii Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu. Autor kilkunastu wystaw indywidualnych, uczestnik kilkudziesięciu wystaw zbiorowych w kraju i zagranicą. Prowadzi warsztaty i plenery fotograficzne z portretu, archeologii fotografii oraz krajobrazu kulturowego i zabytków postindustrialnych. Cena 100 zł, zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do 8 lipca 2018 r. Liczba miejsc ograniczona – o przyjęciu decyduje kolejność zgłoszeń.

Kolejne warsztaty i szkolenia: 22 września 2018 r. – warsztaty Serwis internetowy dziś i jutro, zajęcia prowadzi Dominik Pokornowski, cena 120 zł, termin zgłoszeń: 14 września. 29 września 2018 r. – warsztaty Małe formy teatralne w pracy z dzieckiem. Animacja (przedmiot, lalka teatralna) i budowanie konwencji, zajęcia prowadzi Barbara Rogalska, cena 70 zł, termin zgłoszeń: 21 września. 6 października 2018 r. – Śpiewnik polski. Śpiewamy polskie piosenki, zajęcia prowadzi Erwin Regosz, cena 50 zł, termin zgłoszeń: 28 września. 12-14 października 2018 r. – Ruch w teatrze, zajęcia prowadzi Marta Zawadzka, cena 200 zł, termin zgłoszeń: 5 października. 19-21 października 2018 r. – Pedagogika zabawy w pracy z dziećmi i młodzieżą, zajęcia prowadzi Alicja Usowicz, cena 120 zł, termin zgłoszeń: 12 października. 27 października 2018 r. – Magia głosu – twój dźwiękowy wizerunek, zajęcia prowadzi Erwin Regosz, cena 80 zł, termin zgłoszeń: 19 października. 27-28 października 2018 r. – Weekendowe laboratorium artystyczne, zajęcia prowadzi Agnieszka Zakrzewska, cena 70 zł, termin zgłoszeń: 19 października.


Zajcia edukacyjne, spotkania Ale cyrk! – warsztaty teatralno-cyrkowe dla dzieci, 23 lipca-4 sierpnia Półkolonie ze sztuką cyrkową Sztuka cyrkowa i szacunek do wszystkich istot są motywami przewodnimi artystycznych półkolonii Ale cyrk!, które w ramach programu Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego Lato w teatrze organizuje Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Toruniu. Adresatami przedsięwzięcia odbywającego się w dniach 23 lipca-4 sierpnia są dzieci w wieku 7-14 lat zainteresowane teatrem oraz działaniami artystycznymi z pogranicza teatru, sztuki cyrkowej, tańca i muzyki. Udział w zajęciach jest bezpłatny. Motywem przewodnim projektu Ale cyrk! będzie powieść Hugh Loftinga Cyrk Doktora Dolittle, w której ten sympatyczny, znający mowę zwierząt weterynarz zostaje dyrektorem cyrku i decyduje, że nie będą w nim wykorzystywane zwierzęta. Podczas dwutygodniowych półkolonii dzieci wezmą udział w warsztatach realizowanych w czterech modułach, zwanych namiotami. W Namiocie śmiechu i magii prowadzone będą warsztaty cyrkowoteatralne, w programie: klaunada, komedia ciała, komizm sytuacyjny, elementy pantomimy, charakteryzacja, animacja przedmiotu, iluzja sceniczna i mikroiluzja. W Namiocie rytmu i wygibasów na dzieci czekają zajęcia taneczno-cyrkowe, m.in.: podstawowe manipulacje za pomocą rekwizytów (talerz cyrkowy, diabolo, chustki, piłki, hula-hop, wstążka gimnastyczna, poi), balony do skręcania, żonglerka, szczudła i taniec. Trzeci moduł to Namiot dźwięku i koloru, w którym prowadzone będą warsztaty scenograficzno-muzyczne. Obszerny program zajęć obejmuje: poznanie różnych technik plastycznych, wykonywanie plakatów, animację poklatkową, działania przestrzenne z surowcami wtórnymi, multimedialne techniki tworzenia animowanych GIF-ów, projektowanie i tworzenie kostiumów oraz scenografii a także: poszukiwanie możliwości głosowo-


dźwiękowych własnego ciała, rejestracja i przetwarzanie dźwięków, podstawy kompozycji i aranżacji muzycznej w środowisku cyfrowym, ćwiczenia z rytmiki i melodyki beat boxu z wykorzystaniem looperów, tworzenie muzyki do spektaklu. Ostatnim namiotem jest Wylęgarnia pomysłów – tu powstanie scenariusz widowiska i będą kreowane pomysły na promocję. Dzieci poznają metody promocji i komunikacji: promocję performatywną, happening, media społecznościowe, nauczą się fotografować występować na żywo w mediach, tworzyć spoty radiowe. Dzieci będą pracowały w grupach i przechodziły pomiędzy namiotami, każde zdobędzie te same umiejętności. Oprócz zajęć w modułach uczestnicy półkolonii odwiedzą toruńskie schronisko dla zwierząt oraz ogród zoobotaniczny, co będzie inspiracją do rozmów o empatii i humanitarnym podejściu do zwierząt. Dwutygodniowe działania zakończy prezentacja przygotowywanego podczas warsztatów widowiska cyrkowego oraz otwarty festyn teatralno-cyrkowy. Poszczególne zajęcia poprowadzą wybitni specjaliści: artyści, pedagodzy i animatorzy kultury. Udział w cyklu Ale cyrk! jest bezpłatny, informacje dot. zgłoszeń: www.woak.torun.pl

Konkursy Pokonkursowa wystawa fotograficzna Fotofikcje, do 31 sierpnia Fotografie z wyobraźni Do końca sierpnia w Galerii Spotkań WOAK prezentowana jest pokonkursowa wystawa fotograficzna Fotofikcje. Ekspozycja prezentuje najciekawsze prace nadesłane na XXVII Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie fotografii. W jury tegorocznego konkursu zasiadali: dr hab. Anna Kola (artysta plastyk, artysta fotografik, nauczyciel akademicki, pracownik Zakładu Plastyki Intermedialnej Wydziału Sztuk Pięknych UMK), Monika Bojarska (grafik komputerowy, projektant DTP, instruktor WOAK) oraz Marek


Noniewicz (artysta fotografik, kustosz Muzeum Fotografii w Bydgoszczy). Spośród ponad dwustu zdjęć, których autorkami i autorami są osoby amatorsko zajmujące się fotografią artystyczna jurorzy wybrali na wystawę 60 prac oraz przyznali nagrody i wyróżnienia. W kategorii wiekowej do 16 lat wyróżnienie otrzymała Zofia Nocna. W kategorii powyżej 16 lat nie przyznano pierwszej nagrody, drugą nagrodę ex aequo otrzymali: Katarzyna Tykałowska i Sławomir Świątkiewicz, trzecią nagrodę, również ex aequo: Zuzanna Lewandowska i Jowita Kunicka. Trzy wyróżnienia w tej kategorii wiekowej otrzymali: Magdalena Halicka, Kasper Hein i Krzysztof Herman. Prace prezentowane na wystawie Fotofikcje w bardzo różny sposób dotykają konkursowego hasła. Dla niektórych stało się ono bowiem inspiracją do kreacji niemal abstrakcyjnej – tu mieszczą się m.in. znakomite zdjęcia Sławomira Świątkiewicza i Jowity Kunickiej, inni – jak Zuzanna Lewandowska czy Krzysztof Herman – tworzyli wielopoziomowe konstrukcje surrealistyczne, jeszcze inni budowali fikcjonalne opowieści fotograficzne, np. Katarzyna Tykałowska czy Kasper Hein. Autorzy prezentujący swoje prace na wystawie Fotofikcje w bardzo sugestywny sposób transponują wytwory wyobraźni w przestrzeń fizyczną, dzielą się swoją wizją świata, swoimi pragnieniami i marzeniami. Pomimo różnorodności tematycznej i stylistycznej ekspozycja jest spójna, tworzy mozaikową panoramę współczesności. Prezentowane prace są doskonałe technicznie, niebanalnie skomponowane i skadrowane i ciekawe pod względem artystycznym. Wystawę oglądać można od poniedziałki do piątku w godz. 8.00-17.00 w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu. Wstęp wolny!

Konfrontacje Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu w dziedzinie teatru. Termin zgłoszeń: 20 października, przegląd finałowy 8 grudnia w ACKiS „Od Nowa” w Toruniu.

opr. Kamil Hoffmann więcej na www.woak.torun.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.