WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
Piesza wycieczka na Górę Stołową Relacja z pięciodniowej pieszej wycieczki na samym końcu Afryki. Wspaniałe widoki i tysiące gatunków unikalnej roślinności pozostaną na zawsze w naszej pamięci. Góra Stołowa, jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych świata, zapewnia miastu Kapsztad wspaniałe położenie. Nazwana była jako "Stary, Siwy Ojciec Kapsztadu", bo prawdopodobnie bez Góry Stołowej, miasto nigdy nie powstało by właśnie w tym miejscu. Góra Stołowa jest 6 razy starsza niż Himalaje, powstała pod powierzchnią morza około 600 milionów lat temu. Pod wpływem ruchów tektonicznych podniosło się dno morza, co tłumaczy pochodzenie tego ogromnego bloku piaskowca. Widziana przez marynarzy z odległości 200 km, ułatwiała nawigację do "Tawerny Mórz", oferującej schronienie, pitną wodę i świeże produkty z zawsze zielonych ogrodów i plantacji. Pierwszy marynarz który zobaczył Górę Stołową z pokładu holenderskiego statku dostał w nagrodę dzbanek wina i 10 guldenów żeby kupić więcej wina. Nie do uwierzenia, ale na szczyt Góry Stołowej wiedzie prawie 500 szlaków, od bardzo łatwych a skończywszy na niebezpiecznych wspinaczkach. Wielu turystów poniosło śmierć, nawet jeśli wybrali łatwiejszą trasę. Dlatego wskazane jest wychodzenie w grupie, jako że góra lubi płatać figla i poruszanie się utartymi ścieżkami, wielu turystów spadło w dół w czasie szukania skrótów. Bardzo ważne jest żeby mieć ze sobą wodę i ciepłą odzież. Kiedy tylko chmura nakryje wyższe partie góry, temperatura zaczyna szybko spadać, nawet latem. Wtedy powinieneś niezwłocznie zawrócić. W pełni naładowany telefon komórkowy też jest wskazany. Dlatego już na początku XX wieku planowano budowę kolejki linowej, z powodu wojen i problemów ekonomicznych budowę ukończono dopiero w roku 1929. W sierpniu 2011 ogłoszono pobicie rekordu, na szczyt Góry Stołowej wyjechał kolejką linową 21 milionowy turysta. Stoki Góry Stołowej porasta roślinność zwana tutaj fynbos licząca aż 1500 gatunków (więcej niż wszystkich gatunków roślin na Wyspach Brytyjskich), w tym 50 endemicznych lub zagrożonych wyginięciem. Czyli, warto jest dobrze się rozglądać, to co znajduje się pod twoimi stopami jest mało znane bardziej interesujące jak skaliste krajobrazy. Wiele gatunków fynbosu sprowadzili do Europy XVIII wieczni kolekcjonerzy i podróżnicy, jako kwiaty doniczkowe 1
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ Jednym z najbardziej znanych jest pelargonia, po raz pierwszy przywieziona do Europy w 1690 roku, obecnie znana przez wszystkich roślina doniczkowa. Wycieczka do RPA będzie naszym zdaniem udana jeśli poznamy bogactwo tutejszej przyrody, dlatego postanowiliśmy zwiedzić całą Peninsulę na piechotę. Wybraliśmy szlak pieszy Hoerikwaggo Trail biegnący z Przylądka Dobrej Nadziei na sam szczyt Góry Stołowej.
Trasa tego 75 kilometrowego szlaku pieszego przecina góry, lasy, plaże. Trasa podzielona jest na pięć etapów i jest strasznie męcząca, z wyjątkiem dnia drugiego na trasie z Redhill do Slangkop, uważanego za łatwy. Musieliśmy iść z plecakami po górzystym terenie ale na szczęście wieczorem mogliśmy wykąpać się w ciepłej wodzie i spaliśmy w wygodnych łóżkach. Przewodnicy nasi mieli duże doświadczenie, przekazali nam wiele unikalnych informacji, jakich nie znajdziecie w książkach. Pieszy szlak Hoerikwaggo jest jedynym sposobem na zwiedzenie sekcji Orange Kloof. Rosnący tam niewielki las to tylko pozostałość po masywnych drzewach porastających kiedyś te tereny. Osadnicy europejscy wycieli większość tych
potężnych drzew w początkach XVIII wieku. Nic dziwnego że zarząd parku tak zawzięcie pilnuje tego miejsca, wydając pozwolenia na zwiedzanie tylko dla 12 osób dziennie. Żeby zachować miłą atmosferę, Orange Kloof Tented Camp ma kuchnię i jadalnię zrobioną na wzór tree house. Stojąca na drewnianych palach jadalnia zapewnia wspaniały widok na góry i jest ciepła i przytulna zimą. Przy dobrej pogodzie rozsuwana jest jedna że ścian dla lepszego widoku. Najlepszą tutaj trasą trekkingową jest Disa Gorge, nazwa pochodzi od czerwonych disa (symbol Góry Stołowej) kiedyś rosnących po tej stronie góry. Niegdyś były one bardzo tanie i powszechne, obecnie musisz mieć wiele szczęścia żeby zobaczyć te piękne kwiaty. Miejsca gdzie kwitnie red disa trzymane są w tajemnicy. Trasa Hoerikwaggo Trail biegnie wzdłuż Disa Gorge do samego stołu, na dół możesz powrócić kolejką albo zejść po Platteklip Gorge. Co 10 do 15 lat samoistnie powstają tutaj pożary (bez podpalaczy). Na czarnym popiele wyrastają wtedy kwiaty flame-red fire lily (Cyrtanthus ventricosus). Przypomina mi to krokusa wyrastającego w białym śniegu, flame-red fire lily wyrasta z czarnego popiołu. 2
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
Plemię Himba, ludzie z odległej epoki Relacja z wycieczki do zakątków Namibii z minionych epok i spotkanie z autentycznymi plemionami Himba. Z przewodnikiem znającym lokalne zwyczaje udaliśmy się do wioski ludu Himba. Po odwiedzeniu wodospadów Epupa, przy granicy z Angolą pojechaliśmy na południe, widokową trasą C43 do Okangwati. Odkryliśmy że lepiej jest jechać szybciej tą gruntową trasą, wtedy nierówności drogi stawały się mniej uciążliwe. Należało jednak zachować ostrożność, często najeżdżaliśmy na uskok w korytach wyschłych rzek, gdzie łatwo było stracić panowanie nad kierownicą. W Okangwati zrobiliśmy zakupy w niewielkim sklepie spożywczym. Przy drodze kobiety sprzedają chleb i bułki. Nie ma tutaj stacji benzynowej ale można zapytać lokalesów i kupić paliwo od drobnego handlarza w cenie wyższej o dwa dolary niż obowiązująca cena. Tutaj przestały pracować nasze telefony komórkowe, następne miejsce, z którego można było zadzwonić było Sesfontein. Z Okangwati dojechaliśmy do gorących źródeł Otjijandjasemo. Mężczyźni Himba często kąpią się w miejscu gdzie wrząca woda wypływa spod ziemi. Gorący strumień płynie do jeziorka, gdzie poi się krowy. Wzdłuż strumyka rosną znane w Polsce kaktusy hoodia, używane do produkcji leków zmniejszających apetyt. Od tego miejsca nasza wycieczka po Namibii staje się bardziej uciążliwa. Wznosimy tuman kurzu delikatnego jak mąka, który pokrywa gruba warstwa nasze twarze, wciska się w oczy, w usta. Po pięciodniowej jeździe nasze nosy zaczynają krwawić, pomimo używania kremu przeciwsłonecznego spalona skóra piecze. Znajdujemy się w budzącym zachwyt surowym pięknem regionie Kaokoveld, w północno-zachodniej części Namibii, w niezmienionym zakątku Afryki. Absolutny dziki busz drzew mopane, głęboka cisza i magiczny nastrój ziemi bezlitośnie spieczonej prażącymi promieniami słońca, sprawiają wrażenie kompletnej izolacji od reszty świata. Na noc zatrzymaliśmy się na kempingu w Kamanjab prowadzonym przez lokalną ludność jako projekt pomocy. Następnego ranka pojawił się na kempingu przewodnik wywodzący się z ludu Himba. Opowiedział nam najpierw historię swojego życia. Okazało się że tylko około 14 tysięcy Himbów wychowanych jest zgodnie z tradycjami jako żywe skanseny. Trafią oni do grupy skazanych na 3
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ monotonną egzystencję w prymitywnym świecie pasterzy tylko w celu zachowania tradycji i promowania turystyki. Pozostali muszą chodzić do szkół i prowadzą bardziej cywilizowane życie. Nauczyliśmy się też kilku podstawowych zwrotów, i tak w języku Himba "dzień dobry" to „morro”, "jak się masz?" – „peribi”, na co odpowiada się "nałła" (takie „ok, dobrze się mam”). Całość powitania to typowy afrykański trzykrotny uścisk dłoni, podczas którego wymawia się formułkę: „morro-peribi-nałła”. Tutejsze dzieci nie są dobrze wychowane, przyzwyczajone do turystów, proszą o słodycze. Jednak nie mogliśmy łamać przepisów i nasze dary pozostawiliśmy w chacie królowej. To koczownicze plemię, liczące dzisiaj nie więcej niż 30 tysięcy osób, stanowi jedną z głównych atrakcji Namibii, bo nie wiele jest w Afryce tak fascynujących grup etnicznych. Stało się już zwyczajem, że turyści przywożą drobne prezenty, dlatego żeby być dobrze przyjętym zakupiliśmy kaszę kukurydzianą, cukier i papierosy. Duże wrażenie zrobiły na nas kobiety, leżące w cieniu akacji za domostwami. Chętnie pozowały z nami do zdjęć i potem chciały zobaczyć się na ekranie aparatu fotograficznego. Ich całe ciała, łącznie z włosami pokryte są grubą warstwą rudej ochry zmieszanej z tłuszczem. Nigdy nie zmywają swojej dekoracji, nigdy się nie kąpią. Jedna z kobiet pokazała nam, jak się Himby myją. Wody nie używają, tylko okadzają się nad dymem z ogniska, do którego dorzucają pachnące zioła. Również zamiast prania wolą „odświeżać” ubrania przy pomocy dymu. Ciekawe, że mimo takich metod wcale tak bardzo nie śmierdzą. Włosy splątane w grube warkocze pokryte ochrą. Ciała piękne, prawie posągowe, ledwie przysłonięte w pasie kilkoma kawałkami zwierzęcej skóry. Liczne ozdoby w postaci rzemieni, bransolet, naszyjników, spinek, koralików i misternie nabijanych żelaznych ćwieków. Wszystko to wykonane własnoręcznie ze skór, muszli, kości zwierzęcych, nasion i owoców. Twarze dumne o silnych rysach, wydaje się niewiarygodne, to jest realne życie, czujemy się jakby czas cofnął się 2000 lat. Kobiety, za pośrednictwem przewodnika pytają się skąd przyjechaliśmy, ile mamy dzieci? Przed odjazdem zatrzymaliśmy się przy straganie z pamiątkami zrobionymi przez kobiety Himba. Najbardziej znane są chyba ręcznie wykonane lalki. Plemię pomimo długotrwałego wpływu turystycznego biznesu, nie zatraciło swojej godności i przywiązania do tradycyjnego stylu życia i tradycyjnych wartości chyba tylko dzięki staraniom rządu. Z wioski Himba pojechaliśmy na safari w Parku Narodowym Etosha.
4
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
Relacja z safari w Parku Krugera Park Krugera w Republice Południowej Afryki ma sławę najlepszego rezerwatu w Afryce. Safari w Krugerze było bez wątpienia przygodą naszego życia. Zobaczyliśmy wiele dzikich zwierząt w ich naturalnym środowisku. Park Krugera jest najbardziej znanym rezerwatem w Afryce, dlatego przy planowaniu wycieczki był na pierwszy na liście atrakcji do zwiedzenia. Z lotniska w Johannesburgu odebrał nas lokalny przewodnik i z nim pojechaliśmy prosto do Krugera. Pierwszym zaskoczeniem było to, że szosy w RPA są dobre, nie ma w nich dziur tak jak w Polsce. Po drodze minęliśmy kilka wiosek murzyńskich, nie kojarzących się jednak z naszymi oczekiwaniami. Były to walące się chaty zbudowane z ocynkowanej blachy. Po pięciu godzinach jazdy wjechaliśmy do Parku Krugera bramą Crocodile Bridge Gate w południowo wschodniej części rezerwatu. Zaraz po minięciu bramy spotkaliśmy samotnego słonia, żerującego na pożółkłych krzewach. Pierwszy dzień w parku był dla nas pełen niespodzianek. Zachwyceni byliśmy całym otoczeniem. Na widok zwierząt krzyczeliśmy i cieszyliśmy się jak dzieci. Udało nam się nawet podjechać do lwów jedzących kudu. Nieodłącznymi towarzyszami tej uczty były hieny i sępy. Typowy scenariusz jaki znamy z filmów przyrodniczych o Afryce. Na noc zatrzymaliśmy się na kempingu Crocodile Bridge – w niewielkim obozie położonym na samym brzegu parku - jak nazwa wskazuje - nad rzeką Crocodile. Po drugiej stronie rzeki widoczne są pola uprawne. Na kempingu jest mały sklep gdzie można kupić coś do picia albo lód na safari. W drugiej części sklepu można zakupić hamburgery albo kanapki. Nasz przewodnik był dobrze przygotowany do tego wieczoru. Szybko rozpalił ogień na tradycyjnego afrykańskiego grilla zwanego w Afryce Południowej "Braai". Na ruszta wrzucił lokalne kiełbaski zwane "Boerewors" i kawałki baraniny. Kiełbaski smakowały znakomicie, chociaż miały całkowicie inny smak niż te znane nam z Polski. Zamiast czosnku i pieprzu dodawane były jakieś ziołowe przyprawy o bardzo charakterystycznym zapachu. Spotykany jest też "Boerewors" z dodatkiem chili albo sera. Przy piwie Castle Lager przewodnik opowiadał nam nieprawdopodobne historie z Parku Krugera. Najlepiej pamiętam opowieści o słoniach. Przykładowo, kiedy w Parku Krugera nadchodzi susza i zaczyna brakować soczystych liści i trawy, słonie zaczynają spoglądać na drugą stronę ogrodzenia, z plantacjami 5
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ kukurydzy i trzciny cukrowej. Jedyną przeszkodą na drodze do smakowitego jedzenia jest wysoki płot pod napięciem. Nie zajęło słoniom długo żeby odkryć że kość słoniowa nie jest dobrym przewodnikiem prądu. Dlatego dwa, albo trzy samce podnoszą płot swoimi kłami i ciągną do tyłu aż druty zostaną przerwane. Wtedy mogą spokojnie wyjść na plantację trzciny i jeść do syta. Najgorsze jest to że czynią przy tym bardzo dużo zniszczeń. Na dzień wracają spokojnie do parku i dziwią się, dlaczego ludzie są tacy nerwowi? Po co tyle zamieszania o jakąś tam słodką trzcinę. Następnego dnia obudziliśmy się dopiero po godzinie 8.00. Słońce grzało już dosyć mocno i upał stawał się nie do zniesienia. Wyjechaliśmy na poranne, ale bardzo spóźnione safari. O tej porze zwierzęta kończą już śniadanie i zaczynają rozglądać się za cienistą kryjówką. Klimatyzacja nie pomagała bo cały czas mieliśmy otwarte okna i nie jechaliśmy szybo. Zmęczeni podróżą prawie wjechaliśmy na słonia, który nagle wyszedł na drogę. Słonie – szczególnie samotne samce mogą być niebezpieczne i złośliwe, przykładowo ten zamiast przejść przez drogę nagle skierował się na samochód. Musieliśmy szybko wycofać. Całe szczęście, że skręcił z powrotem do buszu. Cała sytuacja uświadomiła nam żeby zachowywać więcej ostrożności. Dalsze safari umilały nam żyrafy, zebry, które nie zwracały na nas uwagi. Kemping Crocodile Bridge słynie z dużej różnorodności roślinności przyciągającej wiele zwierząt. Spotykane są tutaj bawoły, nosorożce, gepardy i nawet trudne do spotkania likaony. Jechaliśmy drogą S28 (Nhlowa Road) uważaną za najlepszą trasę do obserwacji zwierząt w całym Krugerze w poszukiwaniu wielkich kotów. Występuje tutaj wiele antylop stanowiących pożywienie dla drapieżników. W miarę jazdy w kierunku północnym, roślinność stawała się niższa czyniąc otoczenie bardziej pasujące gepardom. Te najszybsze zwierzęta świata lubią polować na otwartych przestrzeniach, nie znoszą kolczastego buszu. Po przejechaniu około 12 km minęliśmy Mac Waterhole (oczko wodne). Po następnych 10 km zobaczyliśmy Nhlanganzwani Dam. Dwa kilometry dalej zatrzymaliśmy się przy kryjówce Ntandanyathi Hide ze widokiem na oczko wodne otoczone drzewami. Długo siedzieliśmy tam i obserwowaliśmy hipopotamy i podchodzące do wody zwierzęta. Z tego miejsca pojechaliśmy drogą S137 do Duke Waterhole gdzie udało nam się zobaczyć hieny. Po następnych 8 km dojechaliśmy do skrzyżowania z drogą S130, skręciliśmy w lewo i jechaliśmy około 10 km. W gęstym buszu zobaczyliśmy białe nosorożce. Zdobyczą 6
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ dnia było zobaczenie lamparta. Przed południem wróciliśmy na kemping, około godziny 15.00 ponowny wyjazd na bezkrwawe polowanie w Parku Krugera.
Wycieczka do Parku Lwów w Johannesburgu Przy okazji pobytu w Johannesburgu w RPA polecam odwiedzenie Parku Lwów. Można tam zobaczyć bardzo rzadko występujęce na wolności białe lwy. Istnienie białych lwów było legendą do 1975 roku. Tradycyjna legenda afrykańska powtarzana z pokolenia na pokolenie mówi biały lew jest dzieckiem Boga Słońca i został zesłany na Ziemię w gwieździe dla ochrony całej rasy ludzkiej. Nasuwa się pytanie, jeśli był wysłany żeby bronić ludzi, dlaczego ludzie je zabijają? Legenda przez długi czas była tylko legendą, nikt nie widział białego lwa do 1975 roku, kiedy to strażnik parku Timbavati natknął się na trzy białe lwiątka. Znalezisko to miało miało tym większe znaczenie że lwiątka znaleziono w Timbavati co w języku Shangaan znaczy „miejsce gdzie gwiezdne lwy przybyły na Ziemię”. W czasie mojego dwudniowego pobytu w Johannesburgu, pierwszą atrakcją jaką pragnąłem zwiedzić był Park Lwów słynący z pokaźnej grupy białych lwów. Tym bardziej że jeśli miejsce to odwiedzili i byli zadowoleni Chris Daughtry, Shakira, Timbaland, Paul Walker i Natalie Portman, mnie też powinno się spodobać. To nie ważne że Born Free i Światowe Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt (WSPA) odradzają odwiedzania Lion Parku. Są zdania, że przyzwyczajanie lwów do ludzi może skrócić ich życie i prowadzi do konfliktu pomiędzy lwem i człowiekiem. Właściciele Parku Lwów tłumaczą, że pieniądze, które płaci się za bilety wstępu idą na ochronę naturalnego środowiska, jednak negatywny wpływ na rehabilitację lwów znacznie przewyższa szkody. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, Johannesburg to bardzo duże miasto, transport publiczny praktycznie tutaj nie funkcjonuje. Nie zdecydowałem się na wypożyczenie samochodu że względu na lewostronny ruch i wysokie ceny w wypożyczalniach samochodów. Na szczęście w internecie znalazłem lokalne biuro podróży prowadzone przez Polaka. Oni odebrali mnie z lotniska, zawieźli do hotelu, po kąpieli i krótkim odpoczynku byliśmy gotowi na zwiedzanie Lion Park. Jeśli wolisz pojechać tam wypożyczonym samochodem, podaję współrzędne GPS S25.59.663 E027, 55.847 7
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
Informatory turystyczne mówią że Park Lwów założony został listopadzie 1966 roku przez cyrk Chipperfields. Od samego początku inwestycja okazała się to ogromnym sukcesem, głównie dzięki położeniu w centrum prowincji Gauteng, w pobliżu Johannesburga i Pretorii. Wszystkie lwy czują się tam jak u siebie w domu, panuje tutaj przecież klimat w jakim żyją na wolności. Dlatego Park Lwów nie możemy uważać za zoo, rezerwatem też chyba nie jest. Podzielony na dwie części, pierwsza to roślinożercy z zebrami, żyrafami i większość gatunków antylop niegdyś żyjących na tych terenach. Druga część to kilka ogrodzonych wysokim płotem stanowisk z lwami, likaonami i gepardami. W centralnej części, zaraz obok miejsca gdzie robione są zdjęcia z młodymi lwami można zobaczyć sympatyczne surykatki. Nasze safari po Lion Park rozpoczęło się zwiedzaniem największej części z żyjącymi ta antylopami, żyrafami i strusiami. Nie chcieliśmy marnować tutaj czasu, przyjechaliśmy tutaj żeby podziwiać białe lwy. Pomimo że lwy były wychowane przez ludzi, robiono z nimi zdjęcia, karmiono z ręki, cały czas mają wrodzony instynkt drapieżnika. Problemem jest że nie rozumieją strategii polowania, na wolności zginęły by z głodu. Mogą być niebezpieczne dla zwiedzających, dlatego niedozwolone jest otwieranie okien w samochodach dla lepszych zdjęć. Przewodnik powiedział nam że biały lew to nie albinos. Posiadają one gen recesywny, czyli ukryty element informacji genetycznej lub genotypu. Biały kolor lwów przeniesiony będzie do pokolenia następnego i w tym następnym pokoleniu ujawni się, gdy jego partnerem będzie identyczny gen recesywny. Recesywny gen nie ujawni się gdy jego partnerem będzie gen dominujący. Nie do uwierzenia że znany czarownik Zuluski Credo Mutwa nie tylko przewidział w latach 60 tych że mityczne białe lwy pojawią się na Ziemi, ale wskazał też miejsce gdzie to nastąpi. Kiedy w 1975 roku strażnik parku natknął się na lwiątka, było to w odległości tylko 47m od przewidzianego miejsca. W Hollywood krążą pogłoski o kręcenia filmu o Lindzie Tucker, słynnej działaczce na rzecz ochrony białych lwów. W czasie jej pobytu w Parku Narodowym Krugera wydarzyło się coś trudnego do wytłumaczenia. Podczas nocnego safari, samochody zostały okrążone przez stado rozwścieczonych lwów. Uczestnicy safari byli pewni że będą zabici, nagle w buszu pojawiła się stara kobieta niosąca na plecach dziecko. Podeszła powoli i weszła na jeden z samochodów. Jej obecność uspokoiła lwy. Linda Tucker dowiedziała się później że była to Maria Khosa, znana lokalna szamanka uważana za obrońcę lwów. 8
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ
Zanim ukaże się wspomniany film, polecam obejrzenie filmu White Lion nakręconego w Republice Południowej Afryki. Brały w nim udział właśnie lwy z Lion Parku.
Jednodniowe wycieczki z Durbanu Durban nazywany często miastem riksz i rekinów od dawna jest najpopularniejszym ośrodkiem wypoczynkowym w Republice Południowej Afryki. Różnorodność kulturowa i religijna sprawia że miasto jest uważane jest za jedno z najciekawszych w tym zakątku świata. Jest wiele do zobaczenia i zrobienia w Durbanie, jest to przecież najpopularniejszy ośrodek turystyczny w RPA dzięki plażom i tropikalnemu klimatowi. Możesz odwiedzić Amphiteatre Garden czyli kompleks basenów, ogrodów, trawników i fontann, Victoria Embankment słynący z kilku ciekawych zabytków, jak Da Gama Clock, zegar ufundowany przez rząd Portugalii dla uczczenia 400 rocznicy lądowania Vasco da Gamy. Nieco bardziej na zachód znajduje się pomnik Dicka Kinga, który w 1842 roku pokonał konno w 10 dni 1000 km, aby sprowadzić posiłki dla oblężonego przez Burów Durbanu. Marine Parade – hałaśliwy i zatłoczony ciąg basenów, fontann, salonów gier, budek małej gastronomii, luksusowych hoteli i apartamentów. W tym właśnie miejscu jest najwięcej atrakcji turystycznych miasta. Zwiedzimy tutaj Golden Mile, czyli plażę długości 6 km leżącą pomiędzy ujściem rzeki Umgeni i głównym portem. Jest to doskonałe miejsce do kąpieli w oceanie, opalania, surfowania i innych form czynnego odpoczynku. Chcesz zobaczyć więcej? Odwiedź mały ale bogaty kulturowo kraj Lesotho. Wyjedziesz wcześnie rano z tętniącego życiem Durbanu. Początkowy odcinek autostrady N2 jest niezbyt ciekawy, szczególnie kiedy przejeżdża się przez wielkie i raczej przygnębiające Pinetown. Kiedy jednak w tyle zostaną już jego satelickie miasta Hillcrest i New Germany, krajobraz zdecydowanie się poprawia. Wkrótce pojawia się Pietermaritzburg, założony przez angielskich osadników, o czym przypominają na przedmieściach parkany z białych sztachet, precyzyjnie przystrzyżone trawniki, alejki wyłożone czerwoną cegłą i starannie przycięte krzewy azalii. Miasto pretenduje do miana jednego z najlepiej zachowanych 9
WYCIECZKI DO AFRYKI POŁUDNIOWEJ wiktoriańskich osiedli na świecie. O zasadności tych roszczeń można się przekonać podczas spaceru po starówce, który najlepiej jest rozpocząć od bogato zdobionego ratusza (największa budowla z czerwonej cegły na półkuli południowej). Przed nami daleka droga, nie możemy zatrzymać się choćby na chwilę w Pietermaritzburgu. Odwiedzimy tylko Queen Elizabeth Park. To świetne miejsce na spacer po ogrodach zamieszkiwanych przez zebry, impale, buszboki i wiele odmian mniejszych ssaków. Przy okazji odwiedzimy Douglas Mitchell Centre, aby obejrzeć kolekcję zagrożonych wyginięciem sagowców. Wkrótce jesteśmy w Górach Smoczych i przesiadamy się do samochodów 4X4. Jedziemy przez granicę RPA (więc nie zapomnij paszportu i wizy!) malowniczym Sani Pass do granicy w Lesotho. Odcinek pomiędzy przejściami granicznymi RPA i Lesotho ma długość 9 km, wspina się ostro na wysokość 2873 m. n. p. m. Lesotho to maleńkie górskie królestwo wyglądające jak sen poszukiwacza przygód. Poszarpane grzbiety, głębokie doliny, huczące rzeki, wodospady, wioski zbudowane z mułu i trawy z których pasterze strzegą swych stad. Odwiedzimy tutaj wioskę Sotho i spotkamy się z mieszkańcami Po tym szczególnym spotkaniu czas na lunch w Sani Top Chalet i rozpoczynamy podróż powrotną przez wzgórza KwaZulu-Natal, zatrzymujemy się przy wspaniałym 110metrowym Howick Waterfall. Również w ciągu dnia możesz z Durbanu odwiedzić rezerwat Hluhluwe-Imfolozi na północnym wybrzeżu prowincji KwaZuluNatal. Hluhluwe założony w 1897 roku, jako drugi po Phongolo rezerwat w Afryce i Imfolozi dawniej były oddzielnymi parkami. Podjęto jednak decyzję o ich połączeniu korytarzem przebiegającym przez państwowe tereny. Obecnie całkowity obszar rezerwatu wynosi ponad 1000 km kwadratowych. Hluhluwe-Imfolozi zasłynął sukcesami w ratowaniu nosorożca białego. Kiedy na początku lat 30. XX wieku okazało się że populacja nosorożców zmalała do zaledwie 150 sztuk, rozpoczęto wdrażanie specjalnego programu rozmnażania. W jego wyniku liczba zwierząt wzrosła do 1000 sztuk, a dalsze 4 tysiące trafiło do parków i rezerwatów na całym świecie. Obecnie prowadzi się podobne działania, aby uratować od zagłady nosorożca czarnego. Rezerwat zamieszkuje w sumie 81 gatunków ssaków, z czego kilka większych przywrócono stosunkowo niedawno. Wśród nich znajduje się liczna grupa słoni, żyraf i guźców i endemicznych niali grzywiastych. Można tutaj napotkać lwy, lamparty, gepardy, hieny i likaony.
10