Miłość w Pensjonacie Samotnych Serc

Page 1

ZOFIA OSSOWSK A W pobliżu jednego z mazurskich jezior, pośród drzew i krętych leśnych alejek znajduje się stary, piętrowy dom, w którym zawsze możesz liczyć na wsparcie i zrozumienie.



ZOFIA OSSOWSK A



PROLOG Szczekanie psa sąsiadów zbudziło Filipa z głębokiego snu. Mężczyzna niechętnie otworzył oczy i spojrzał na wiszący nad drzwiami zegar. Dochodziła jedenasta. – Cholera – syknął Filip, po czym zerwał się z łóżka i zgarnął leżące na podłodze ubrania. Amelka od pół godziny powinna być już na basenie. Na początku wakacji tata zapisał ją do szkółki pływackiej. Amelka najchętniej wcale nie wychodziłaby z wody. W przedszkolu potrafiła bez przerwy oglądać bajkę o Małej Syrence. Namawiała rodziców do spędzania wakacji nad jeziorem i powtarzała, że pewnego dnia zamieszka w morzu. – Będę miała takiego wielkiego konika morskiego, wiesz, tato? I będę na nim podróżowała po moim królestwie – powiedziała kiedyś, unosząc się na wodzie na dmuchanym kółku. – A po co ci konik, skoro będziesz miała ogon jak prawdziwa syrenka? – spytał Filip, płynąc z córką w głąb jeziora. – Tato, przestań! Nie tak daleko! – krzyczała przestraszona dziewczynka. 5


– Ojej… Czyżby moja królowa mórz i oceanów nagle przestraszyła się głębokości? – Wcale nie! – Amelka zmarszczyła brwi i zacisnęła usta. – Po prostu przy brzegu woda jest cieplejsza i lepiej mi się pływa. – No dobrze, już dobrze. Filip uwielbiał swoją córkę i wiedział, że zrobiłby wszystko, byle była bezpieczna i szczęśliwa. Przez ostatnie półtora roku za rzadko jednak okazywał jej miłość. Gdy kilka tygodni wcześniej obiecał sobie i przyjaciołom, że w końcu się za siebie weźmie, wytrzymał jedynie kilka dni, zanim znów sięgnął po alkohol. Nie potrafił odmówić sobie małego drinka, a potem kolejnego i jeszcze jednego… Butelka wódki lub innego trunku zagłuszała w nim wszystkie depresyjne myśli, które gnębiły go dniami i nocami, wysysając z niego energię i chęć do życia. Choć zewsząd słyszał słowa otuchy i zapewnienia, że czas leczy rany i pewnego dnia na jego twarzy znów zagości uśmiech, Filip wcale nie czuł się lepiej. Wręcz przeciwnie – wydawało mu się, że nieświadomie zanurza się coraz głębiej w gęsty, ponury las, z którego nie ma już wyjścia. Czasem Filip miewał sny, w których siedział zapłakany pod wysoką sosną i wołał o pomoc, ale nikt nie przychodził. Wszystko wokół wydawało się takie same, przez co nie wiedział, skąd przyszedł. Tymczasem do jego uszu docierały coraz głośniejsze odgłosy wygłodniałych wilków. Za każdym razem, gdy uświadamiał sobie, że nie ma już dla niego ratunku, budził się w środku nocy zlany potem. Z czasem znalazł sposób na uwolnienie 6


się od koszmarów. Przed snem wypijał ćwiartkę wódki, a na wypadek gdyby ta ilość okazała się niewystarczająca, trzymał drugą butelkę w szafce nocnej przy łóżku. Dzięki wódce spał jak dziecko. Wkrótce jednak zrozumiał, że wpadł w pułapkę. Musiał wypijać coraz więcej alkoholu, by móc spokojnie spać. Po kilku miesiącach z ćwiartki zrobiło się pół litra. Jakiś czas później mężczyzna musiał się dodatkowo wspomagać mocnym drinkiem z rumem. Wtedy Daniel, jego współpracownik i najlepszy przyjaciel, doradził mu odwyk. – Znalazłem bardzo dobrą klinikę. Pojedź tam na kilka tygodni, a ja i Aśka zajmiemy się twoją córką. – Nie ma mowy – odpowiedział stanowczo Filip. – Nie zostawię Amelki. Co ci w ogóle strzeliło do głowy? – Ty już ją zostawiasz – zauważył Daniel. – Nie odebrałeś jej któregoś dnia ze szkoły, bo odsypiałeś weekendowe popijawy. Ostatnio zapomniałeś o przedstawieniu z okazji Dnia Dziecka. Mam ci też przypomnieć dzień, gdy Amelka zadzwoniła do mnie przerażona, mówiąc, że tata leży nieruchomo na podłodze i nie reaguje na jej wezwania? – Okej, masz rację. – Filip nie chciał dłużej tego słuchać. – Ogarnę się, ale potrzebuję czasu… – Nie masz czasu, stary. – Daniel poklepał przyjaciela po ramieniu. – Musisz przestać pić już teraz, bo w przeciwnym razie twoja córka do końca życia nie będzie mogła się uporać z traumatycznym dzieciństwem. Filip nie widział w swoim postępowaniu logiki. Dlaczego krzywdził najważniejszą osobę w swoim życiu? 7


Amelka była dla niego początkiem i końcem, sensem istnienia i najcenniejszym skarbem. Musiało być z nim naprawdę źle, skoro nie dostrzegał błędów, które popełniał. Jeszcze tego samego dnia odwiózł córkę do koleżanki i pod jej nieobecność opróżnił dom ze wszystkich butelek. Stał nad sedesem i z zaciśniętymi zębami wylewał alkohol. Nie wiedział, czy sobie bez niego poradzi, ale nie miał wyboru. Daniel miał rację. To był ostatni moment na wyjście na prostą. W przeciwnym razie Filip mógł już nigdy nie odnaleźć drogi powrotnej do Amelki. Nawet jeśli wciąż kochałaby tatę najbardziej na świecie, nie byłaby w stanie wybaczyć mu piekła, w jakie zmienił jej życie. Przez kilka dni Filipowi wydawało się, że ma wszystko pod kontrolą. Nie czuł potrzeby picia, a gdy nachodziły go złe myśli, szybko rzucał się w wir pracy. Zostawał dłużej w fabryce i prosił sąsiadów o opiekę nad córką. Gdy wracał do domu, majsterkował lub spędzał wiele godzin w ogrodzie, usuwając chwasty, kosząc trawę i przycinając żywopłot. Wystarczyło jednak kilka dni bezczynności, by mężczyzna znów zaczął miewać depresyjne myśli. Powracały do niego bolesne wspomnienia z przeszłości, a z koszmarów budził się z przeraźliwym krzykiem. Musiał się napić. Nie widział innego sposobu na uwolnienie się choć na chwilę od nękających go demonów. Któregoś razu Filip ocknął się i dostrzegł stojącą przy łóżku Amelkę. Na twarzy dziewczynki malowało się przerażenie. – Tato, dobrze się czujesz? – spytała drżącym głosem. 8


– Tak, słonko… – Filip przetarł dłońmi spoconą twarz. – To tylko zły sen. – Ostatnio ciągle masz złe sny – zauważyła dziewczynka. – Nie przejmuj się. – Mężczyzna wyciągnął ku córce ręce. – No, chodź do mnie. Amelka bez namysłu wskoczyła pod kołdrę i przytuliła się do taty. Szybko jednak się od niego odsunęła. – Ty… śmierdzisz. Znowu piłeś wódkę. – Tylko troszeczkę – odparł Filip. – Wybacz. Jeśli chcesz, pójdę szybko pod prysznic. – To nic nie da – powiedziała niepocieszona Amelka. – Wcześniej śmierdziałeś nawet po kąpieli. A poza tym pościel też cuchnie. Kiedy Filip patrzył na córkę, która wychodziła z jego pokoju z opuszczoną głową, czuł, że pęka mu serce. Jednocześnie wiedział, że sam nie poradzi sobie z ciężkim uzależnieniem, dlatego tydzień później podjął decyzję o wysłaniu Amelki na szkolne kolonie. – Kolonie! – powiedział głośno Filip, chodząc po domu w rozpiętych dżinsach i założonej tył na przód koszulce. Wszędzie szukał córki, masując się po obolałej głowie, a przecież Amelka od tygodnia była nad Bałtykiem. W końcu mężczyzna zaparzył sobie zieloną herbatę i wyszedł na taras. Usiadł przy drewnianym stole i pił w spokoju, powracając myślami do teraźniejszości i próbując poukładać sobie w głowie wydarzenia z ostatnich godzin. Wieczorem, po prawie tygodniu trzeźwości, Filip poszedł do baru w centrum miasta na spotkanie ze 9


znajomymi. Nie chciał tam iść, bo wiedział, że to ryzykowne, ale przekonywał sam siebie, że będzie im tylko towarzyszył. – Nic nie wypiję – mówił do swojego lustrzanego odbicia, zapinając guziki ulubionej granatowej koszuli. Znajomi byli jednak zbyt przekonujący i Filip szybko uległ ich namowom. W pewnym momencie stracił kontrolę nad piciem i ocknął się na podłodze w domu. Nie wiedział, która jest godzina ani jak udało mu się wrócić. Wiedział jednak, że długo wymiotował i wołał swoją córkę. Wydawało mu się, że śpi w swoim pokoju. Tak bardzo chciał ją zobaczyć. A potem zasnął i ocknął się w łóżku. Tak… Już wszystko pamiętał. Znów nawalił, a na domiar złego Amelka po południu wracała z kolonii. Musiał się jak najszybciej doprowadzić do porządku, by córka nie zobaczyła go w takim stanie. Przez następne trzy godziny Filip, pomimo kaca, pieczołowicie sprzątał wszystkie pokoje. Pootwierał też okna, by wywietrzyć smród alkoholu. Po wszystkim wziął długą kąpiel i przebrał się w czyste ubrania. Brudne zaś wrzucił na dno kosza. Krótko po dwunastej wrócił na taras i usiadł na najwyższym schodku. Zamknął oczy i pozwolił, by wiejący od gór wiatr przez kilka minut ochładzał jego twarz. Za osiem dni miał minąć trzeci rok, odkąd razem z Gosią przenieśli się z Katowic do Zakopanego. Zamieszkali w urokliwej okolicy na obrzeżach miasta, dzięki czemu codziennie mogli się napawać widokiem zielonych polan i wysokich gór. Filip nigdy by nie przypuszczał, że 10


pewnego dnia będzie mógł podziwiać z łóżka Giewont. Z początku regularnie szczypał się w przedramię, bo nie wierzył, że to się działo naprawdę. Że też los zaprowadził go właśnie w miejsce, do którego nigdy nie planował się udać… Jako student wiązał przyszłość z Warszawą i Matyldą, swoją pierwszą miłością. Chciał skończyć elektrotechnikę, znaleźć dobrze płatną pracę i pewnego dnia wprowadzić się z Matyldą do ich własnego mieszkania. Życie jednak szybko zweryfikowało jego plany. Jeden błąd sprawił, że Filip przekreślił szanse na spędzenie reszty życia u boku przyjaciółki. Pijana noc z Gosią, koleżanką Matyldy, skończyła się ciążą. Postawiony pod ścianą Filip uświadomił sobie, że dziecko nie może ponosić winy za błędy rodziców. Choć kochał Matyldę ponad wszystko, musiał podjąć męską decyzję. Związał się z Gosią i wziął z nią ślub. Gdy Amelka miała dwa lata, wyprowadził się z Warszawy do Wrocławia. Miał wyrzuty sumienia przez to, że Matylda uciekła przed nim do Gdańska. To nie ona powinna była uciekać. Ostatecznie, po latach wielu zwrotów w życiu, wylądował właśnie w Zakopanem. Filip lubił patrzeć na góry zwłaszcza wtedy, gdy niebo ponad nimi było bezchmurne. W takich momentach mógł bez problemu dostrzec zarys krzyża na szczycie Giewontu. Nauczył się już jednak, że pogoda w górach potrafi być zdradliwa. Przekonał się o tym na własnej skórze, gdy pierwszego miesiąca w Zakopanem namówił żonę i córkę na wspinaczkę. Co prawda, wyszli z rana, 11


gdy wszystkie prognozy mówiły o słonecznym dniu, ale i tak po kilku godzinach zaskoczyła ich burza z piorunami. Choć skończyło się jedynie na przemoczonych ubraniach i zszarganych nerwach, mężczyzna obiecał sobie, że już nigdy się nie wybierze w wyższe partie gór bez przewodnika. Filip dość szybko po przeprowadzce zrozumiał, że Zakopane to jego miejsce na świecie. Uwielbiał spacerować po rozległych polanach i oglądać kwitnące kwiaty. Często przysiadał na ulubionym kamieniu i podziwiał stado owiec, które pasło się w pobliżu posesji sąsiada, pana Zdzisława Gąsienicy, który mieszkał na końcu długiej żwirowej drogi, prowadzącej aż do pobliskiego lasu. Filip często się zastanawiał, jakim cudem ta samotna skalna bryła dotarła aż tutaj, na sam środek trawiastej doliny. Może rzeczywiście nigdy nie wiemy, gdzie z czasem zaprowadzi nas los? Przez większość życia wielu z nas wydaje się, że są nam pisane wielkie miasto, tłum ludzi na ulicach i ciągła gonitwa. Tymczasem nagle budzimy się w zupełnie innej rzeczywistości. Spokojnej, niespiesznej i zaskakująco satysfakcjonującej. Autokar wiozący Amelkę i innych uczniów miał przyjechać pod szkołę dopiero za kilka godzin. Filip mógł się jeszcze wyspać i całkowicie wytrzeźwieć, ale pogoda tego dnia tak wyjątkowo dopisywała, że grzechem byłoby spędzenie popołudnia w łóżku. Udał się zatem na spacer znajomą ścieżką, stopniowo oddalając się od osiedla domków jednorodzinnych ze spadzistymi dachami. Przez kwadrans maszerował w stronę gór, po czym odbił 12


w prawo. Jakiś czas później dotarł do polany i dużego kamienia. Usiadł na nim i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Nigdy za nimi nie przepadał i starał się palić jak najrzadziej. W pewnym momencie ograniczył się jedynie do niewinnego papierosa podczas odpoczynku na kamieniu. Stado owiec pasło się na łące kilkaset metrów dalej. Filip dostrzegł psa pana Zdzisława, który siedział nieopodal z nastawionymi uszami i obserwował zwierzęta. – Dzień dobry! – wybrzmiał w oddali znajomy głos. Filip zerknął w bok i zauważył machającego do niego sąsiada. Pan Zdzisław zmierzał w jego stronę. Po pewnym czasie był już na tyle blisko, by Filip mógł dostrzec uśmiech na jego twarzy. – Witam, panie Zdzisiu. – Wstał z kamienia i ruszył w stronę znajomego. – Jak mija dzionek? – Dobrze, nawet bardzo. – Niski wąsaty mężczyzna z dużym brzuszkiem uścisnął dłoń Filipa. – Coś tak czułem, że cię tu dziś spotkam. – A to dlaczego? – spytał zaskoczony Filip. – Zawsze wybierasz się na długi spacer, gdy niebo jest bezchmurne – wyjaśnił pan Zdzisław. – Naprawdę? Nigdy o tym nie pomyślałem, chociaż gdyby się tak zastanowić… – Filip szybko zdał sobie sprawę z tego, że nieprzyjemna przygoda z burzą w górach sprzed trzech lat mogła w nim obudzić przesadną ostrożność. Skoro tak bardzo cenił sobie bezpieczeństwo swoje i bliskich, dlaczego odmawiał Amelce spokojnego dorastania? Jakim trzeba być egoistą, by użalać się nad 13


sobą i zapominać o tym, że pewna drobna, urocza jedenastolatka także cierpi? – Dawno cię nie widziałem – powiedział po chwili milczenia pan Zdzisław. – To już chyba z miesiąc? Jak się trzymasz? Chciałem do ciebie wpaść, pogadać, ale wiesz, jak to bywa… Człowiek ciągle zarobiony, a na dodatek żona się pochorowała… – Z panią Miecią coś nie tak? – spytał zatroskany Filip. – Ma problemy z kamieniami nerkowymi – wyjaśnił sąsiad. – Okropna przypadłość… – Przykro mi… – Mogło być gorzej, chłopcze. Zawsze może być gorzej… Filip bardzo lubił pana Zdzisława. Cenił go za ogromną wiedzę, doświadczenie życiowe i rzadko spotykany takt. Sąsiad nigdy nie ingerował w sprawy osobiste Filipa, choć znał go już na tyle długo i utrzymywał z nim na tyle dobry kontakt, że mógł bez przeszkód powiedzieć coś choćby na temat alkoholizmu Filipa. Mimo to pan Zdzisław zachowywał dystans i starał się doradzać znajomemu w mniej inwazyjny sposób. Czasem zabierał Amelkę do siebie, by Filip mógł wytrzeźwieć. Oprowadzał ją po swoim gospodarstwie i zapoznawał ze zwierzętami. Gdy zmęczony ojciec przychodził ją odebrać, pan Zdzisław na każdym kroku wychwalał Amelkę i podkreślał, jakie to wielkie szczęście mieć tak mądre i grzeczne dziecko. – To prawda. Jest moim oczkiem w głowie – odpowiadał bez przekonania Filip. 14


W ostatnim czasie celowo unikał pana Zdzisława, czego bardzo żałował. Robił to ze strachu. Nie chciał, by jego kolejne ekscesy sprawiły, że sąsiad straci do niego resztki szacunku. Filip stopniowo odgradzał się od świata, ograniczając kontakty ze znajomymi i zamykając się w swojej twierdzy. Na dłuższą metę taki styl życia nie mógł mu przynieść nic dobrego. Przez następne pół godziny Filip przechadzał się z sąsiadem w pobliżu pasących się owiec. – Co u Amelki? – spytał w pewnym momencie starszy mężczyzna. – Wszystko dobrze, panie Zdzisiu. Dzisiaj wraca z kolonii w Łebie. – Morze… – Mężczyzna uniósł kąciki ust. – Wreszcie się doczekała. Pewnie nie wychodziła z wody. – No właśnie problem w tym, że warunki nad Bałtykiem nie są teraz zbyt dobre do kąpieli. Amelka była bardzo niezadowolona. Już w autobusie dzwoniła do mnie i prosiła, bym ją stamtąd zabrał. Podobno chwaliła się wszystkim, że pokona ich w wyścigu pływackim wzdłuż plaży, gdy jedna z koleżanek powiedziała jej, że może co najwyżej pomarzyć o zanurzeniu stóp w wodzie. – Filip się zaśmiał, wyobrażając sobie naburmuszoną córkę. – Na szczęście okazało się, że nieopodal pensjonatu znajdował się odsłonięty basen. Amelka pływała w nim w każdej wolnej chwili. – To dobrze – odrzekł pan Zdzisław. – Najważniejsze, że wraca do domu szczęśliwa. – Mężczyzna zrobił pauzę. – A ty jak się czujesz? – spytał nieśmiało. 15


– Nie najgorzej – skłamał Filip. – Dużo pracuję… Za dużo. Pan Zdzisław zmrużył oczy, lustrując wzrokiem zmęczoną twarz swojego rozmówcy. W końcu uznał, że nie może dłużej milczeć. Jego życzliwość na nic się zdała – Filip i tak się od niego odciął. Pan Zdzisław musiał w końcu wyrzucić z siebie wszystko, co od dawna leżało mu na wątrobie. Robił to i dla siebie, i dla Filipa oraz Amelki. – Znamy się nie od wczoraj i wiesz, że razem z Miecią życzymy ci wszystkiego, co najlepsze… – Wiem, panie Zdzisiu – odrzekł niepewnie Filip, jakby przeczuwał, że jego sąsiad powie za chwilę coś dla niego niewygodnego. – Uważam cię za przyjaciela, dlatego powiem coś, co powiedziałbym tylko przyjacielowi. – Wypuścił powietrze ustami. – Musisz być silny i z tym skończyć. – Nie wiem, o czym pan mówi. – Filip odwrócił wzrok. – Wiesz, chłopcze… Te wory pod oczami i nowe zmarszczki na czole nie są jedynie oznaką niewyspania. – Coś pan sugeruje? – Filip zaczął się irytować. Tak bardzo nie chciał rozmawiać na temat swoich słabości… – Chcę tylko powiedzieć, że ja też kiedyś miałem ten problem. – Pan Zdzisław położył dłoń na ramieniu wyższego co najmniej o głowę znajomego. – To było wiele lat temu, gdy miałem mniej więcej tyle lat co ty, może trochę więcej. Co ciekawe, nie miałem żadnego konkretnego powodu, by pić… 16


– Ja nie piję – wysyczał Filip. – Mój drogi – pan Zdzisław pokręcił głową – rozejrzyj się. Poza nami nikogo tu nie ma. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać. Nikomu nie rozpowiadam o prywatnych problemach innych. – Coś sobie pan ubzdurał, panie Zdzisiu – odparł zdenerwowany Filip. – Może czasem zdarzy mi się trochę zabalować, ale czy to nienormalne? Przecież nie zaniedbuję Amelki. – Spojrzał rozmówcy głęboko w oczy, jakby szukał u niego zrozumienia. – Ma dach nad głową, pełną lodówkę, szafę, z której ubrania wręcz wypadają… Zapewniam jej rozrywkę i pilnuję, by się uczyła. Czy tak się nie zachowuje wzorowy ojciec? – Filipie, wiem, że się starasz ze wszystkich sił i bardzo kochasz Amelkę, ale nigdy nie będziesz dla niej dobrym ojcem, jeśli nie pokochasz też samego siebie. Filip przewrócił oczami. – A co pan, ksiądz? – Mąż, ojciec czwórki dorosłych dzieci i alkoholik, który nie pije już trzydzieści jeden lat – odpowiedział ze spokojem w głosie pan Zdzisław. – Piłem dla przyjemności. Myślałem, że szklaneczka whisky do kolacji mi nie zaszkodzi. Sączyłem ją codziennie i chciałem więcej. Minęły może dwa lata, a ja zaczynałem i kończyłem dzień na whisky. Piłem do każdego posiłku i nie tylko. Chodziłem przez cały czas podchmielony, a gdy trzeźwiałem, dostawałem takiego nerwa, że kłóciłem się z całą rodziną. W końcu Miecia zagroziła, że jeśli nie przestanę chlać, to każe mi się wynosić z domu. 17


A wiesz, że z moją żoną nie ma dyskusji. – Mężczyzna głośno się zaśmiał, a Filipowi przeszła przez głowę myśl, że może powinien przestać zgrywać twardego i otworzyć się przed osobą, której ufał. – Jak panu się udało tak po prostu skończyć z alkoholem? – spytał nieśmiało. – Nie było łatwo. Powiedziałbym nawet, że miałem niejedną chwilę zwątpienia. – Pan Zdzisław przysunął się jeszcze bliżej do Filipa. – Musisz wiedzieć, że słabość jest czymś naturalnym. To się zdarza każdemu. Najważniejsze to umieć się do niej przyznać i ją przezwyciężyć. Jeśli będziesz udawał przed sobą i całym światem, że wszystko jest z tobą w porządku, możesz już spisać się na straty. – To co mam robić? – Do oczu Filipa napłynęły łzy. – Próbowałem wytrzymać bez picia, ale za każdym razem do niego wracam. Bez alkoholu wszystko jest takie szare, smutne… beznadziejne. – Nie rozumiesz! – Pan Zdzisław lekko potrząsnął rozmówcą. – Świat jest piękny i kolorowy. To właśnie alkohol wymazuje z niego wszystkie barwy i wpędza nas w błędne przeświadczenie, że wszystko dookoła jest ponure i pozbawione sensu. – A jeśli już nigdy nie dostrzegę kolorów świata? – spytał łamiącym się głosem Filip. – Jeśli już zawsze będę żałował, że się obudziłem? –  Chłopcze… – Pan Zdzisław zaprowadził Filipa pod duży kamień. Obaj na nim usiedli. – Wiem, że nie jest ci łatwo. Spotkało cię ogromne nieszczęście, po którym 18


każdemu byłoby ciężko się podnieść. Pamiętaj jednak, że nie jesteś sam. Masz dla kogo walczyć. – Czasem wydaje mi się – Filip otarł palcem oko, do którego napłynęły łzy – że Amelce byłoby lepiej beze mnie. – Tylko się teraz nad sobą nie użalaj – pouczył go sąsiad. – Dobrze wiesz, że twojej córce z nikim nie będzie tak dobrze jak z tobą. Musisz znaleźć sobie kogoś, kto będzie dla ciebie oparciem. Przyjaciela, który dopilnuje, byś mimo chwilowych odchyleń trzymał prawidłowy kurs. – Pan miał takiego przyjaciela? – Filip obejmował wzrokiem wysokie góry, nad którymi powoli zbierały się gęste chmury. Tatry wyglądały o tej porze roku pięknie i majestatycznie. Nagle w głowie mężczyzny zaświtała myśl, że przecież w głębi serca nie chce tego stracić: przytulnego domu, który ufundowali młodym rodzice, spacerów ulubionymi ścieżkami, pracy elektrotechnika, która sprawiała mu satysfakcję, no i – co najważniejsze – cudownej córki, dla której bez namysłu wskoczyłby w ogień. Nikt go nie zmuszał do przeprowadzki w góry. Podjęli z Gosią taką decyzję, bo mieli dość życia w mieście. Czuli, że stopniowo odbierało im ono czas dla siebie. Żyli w ciągłym biegu. Widywali się jedynie rano i wieczorem. Nie mogli dłużej tak funkcjonować. Zrozumieli, że jeśli czegoś nie zmienią, to bezpowrotnie stracą najpiękniejsze lata z życia Amelki. A przy okazji własnego. – Wiesz, że żaden ze mnie gorliwy katolik, ale przyznam ci się, że w najtrudniejszym okresie często chodziłem do spowiedzi. Świętej pamięci ksiądz proboszcz był 19


mądrym i wyrozumiałym człowiekiem. Nie oceniał mnie, tylko wysłuchiwał, a później pomagał znaleźć rozwiązaW pobliżu jednego z mazurskich jezior, nie. Oczywiście nie każę ci iść do kościoła – zapewnił pośród drzew i krętych leśnych alejek ze śmiechem Zdzisław. – Chciałem tylko powiedzieć, że znajduje warto jest miećsię przyPensjonat sobie takiegoSamotnych dobrego ducha.Serc. Filip wiedział, że jego znajomy mówił o sobie. – A może wpadnie pan do mnie wieczorem z żoną na kolację? Odbiorę Amelkę, a potem pojawia ugotuję coś W mazurskim pensjonacie siępyszneFilip, go… Przynajmniej zajmę czymś myśli. pierwsza miłość Matyldy. Kobieta nie może Pan Zdzisław nie odpowiedział od razu. Spojrzał na zdecydować, czy warto niebo, wchodzić dwapsarazy coraz bardziej zachmurzone zawołał i dałdo mutej samej czyowce lepiej szansę nowemu uczuciu. sygnał, rzeki, by zagonił dodać zagrody. – Będzie padać – powiedziałprzyjeżdża z przekonaniem Tymczasem do Borówek paniw głoJózia, sie. – Chłopcze, mam lepszy pomysł. Spędź popołudnie prawdziwy wulkan energii. Kobieta opowiada z Amelką, a wieczorem przyjdźcie do nas. Miecia na właścicielce pensjonatu o natrętnym adoratorze, pewno się ucieszy. Tak bardzo lubi twoją córcię… którego w sanatorium. dnia – Dobrze,poznała panie Zdzisiu. A zatem Pewnego jesteśmy umómężczyzna zjawia się w Borówkach i prosi znajomą wieni.

o pomoc w nietypowej sprawie. Pani Józia godzi się, * nie wiedząc, że w ten sposób zapoczątkowuje ciąg nieprzewidzianych, czasem zabawnych, wydarzeń. Kilka godzin później starannie ogolony Filip stał przed szkołą i podekscytowany czekał na przyjazd autobusu. Nie widział Amelki dwa tygodnie i żadne słowa nie oddałyby tego, jak bardzo za nią tęsknił. Mężczyzna co chwilę nerwowo zerkał na zegarek. Uczestnicy kolonii powinni dotrzeć na miejsce już sześć minut temu. A jeśli stało się coś złego? Jeśli autobus, nie daj Boże,cena nie39,90 wy- zł robił się na zakręcie i wpadł do rowu? W głowie Filipa ISBN 978-83-8195-240-8 20

9 788381 952408


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.