Steven Erikson
BRAMY DOMU UMAR£YCH Opowieœæ z Malazañskiej ksiêgi poleg³ych PRZE£O¯Y£: MICHA£ JAKUSZEWSKI
Tytu³ orygina³u: Deadhouse gates Copyright © 2000 by Steven Erikson All rights reserved Copyright for the Polish translation © 2001 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Joanna Figlewska Korekta: Urszula Okrzeja Ilustracja na ok³adce: © Steve Stone Redaktor serii: Andrzej Miszkurka Opracowanie graficzne: Jaros³aw Musia³ Mapy: Jaros³aw Musia³ Sk³ad w³asny
Druk i oprawa: RS Print tel. 0 608 654 166
Wydanie I ISBN 83-87968-18-8 Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Cypryjska 54, 02-761 Warszawa tel./fax (0-22) 642 45 45 lub (0-22) 642 82 85 e-mail: kurz@mag.com.pl http://www.mag.com.pl
Ta powieœæ jest dedykowana dwóm ludziom: Davidowi Thomasowi juniorowi, który przywita³ mnie w Anglii i przedstawi³ pewnemu agentowi, oraz Patrickowi Walshowi, agentowi, któremu mnie przedstawi³. Przez lata lat obaj okazaliœcie mnóstwo wiary i dziêkujê wam za to.
PODZIÊKOWANIA Z wyrazami najwy¿szej wdziêcznoœci dziêkujê nastêpuj¹cym osobom: personelowi „Café Rouge“ w Dorking (róbcie dalej tê kawê…); ludziom z Psiona, których nadzwyczajna Seria 5 by³a domem dla pierwszej wersji tej powieœci; Darylowi i personelowi „Café Hosete“; a tak¿e oczywiœcie Simonowi Taylorowi i reszcie ludzi z Transworld. Rodzinie i przyjacio³om dziêkujê za wiarê i wyrazy zachêty, bez których wszystkie moje osi¹gniêcia znaczy³yby niewiele. Dziêkujê równie¿ Stephenowi i Rosowi Donaldsonom za ich ciep³e s³owa, Jamesowi Barclayowi, Seanowi Russellowi i Arielowi. Na koniec, bardzo dziêkujê wszystkim czytelnikom, którzy poœwiêcili chwilê na to, by umieœciæ swe komentarze w rozmaitych witrynach sieciowych. Pisarstwo jest samotniczym zajêciem, które skazuje na izolacjê, a wy ul¿yliœcie nieco mej doli.
Dramatis personae Na œcie¿ce d³oni Icarium: wêdrowiec mieszanej krwi jaghuckiej Mappo: jego towarzysz Trell Iskaral Krost: wielki kap³an Cienia Ryllandaras: Bia³y Szakal, d’ivers Messremb: jednopochwycony Gryllen: d’ivers Mogora: d’ivers
Malazañczycy Felisin: najm³odsza córka rodu Paranów Heboric Lekki Dotyk: wygnany historyk i by³y kap³an Fenera Baudin: towarzysz Felisin i Heborica Skrzypek: Dziewi¹ta Dru¿yna, Podpalacze Mostów Crokus: goœæ z Darud¿ystanu Apsalar: dawniej Dziewi¹ta Dru¿yna, Podpalacze Mostów Kalam: kapral z Dziewi¹tej Dru¿yny, Podpalacze Mostów Duiker: historyk imperialny Kulp: kadrowy mag, Siódma Armia Mallick Rel: g³ówny doradca wielkiej piêœci Siedmiu Miast Sawark: dowódca stra¿y w kopalni otataralu w Czerepie Pella: ¿o³nierz stacjonuj¹cy w Czerepie Pormqual: wielka piêœæ Siedmiu Miast, stacjonuj¹cy w Arenie Blistig: dowódca Gwardii Areñskiej Topper: dowódca Szponu Cichacz: kapitan z Siódmej Armii Chenned: kapitan z Siódmej Armii Sulmar: kapitan z Siódmej Armii Przechy³: kapral z Siódmej Armii M³ynek: saper M¹twa: saper Gesler: kapral ze Stra¿y Przybrze¿nej Chmura: ¿o³nierz ze Stra¿y Przybrze¿nej Prawda: rekrut ze Stra¿y Przybrze¿nej
14
Patrza³ek: ³ucznik Per³a: szpon Kapitan Keneb: uchodŸca Selv: ¿ona Keneba Minala: siostra Selv Kesen: pierworodny syn Keneba i Selv Vaneb: drugi syn Keneba i Selv Kapitan: w³aœciciel i dowódca statku handlowego Utkany Szmatami Garbus: wickañski pies pasterski Pche³ka: hengeñski piesek pokojowy
Wickanie Coltaine: piêœæ, Siódma Armia Temul: m³ody lansjer Sormo E’nath: czarnoksiê¿nik Nul: czarnoksiê¿nik Nadir: czarnoksiê¿niczka Bult: doœwiadczony komendant i wuj Coltaine’a
Czerwone Miecze Baria Setral: (Dosin Pali) Mesker Setral: jego brat (Dosin Pali) Tene Baralta (Ehrlitan) Aralt Arpat (Ehrlitan) Lostara Yil (Ehrlitan)
Szlachetnie urodzeni w sznurze psów (malazañczycy) Nethpara Lenestro Pullyk Alar Tumlit
Zwolennicy apokalipsy Sha’ik: przywódczyni buntu Leoman: kapitan z Apokalipsy Raraku Toblakai: osobisty stra¿nik i wojownik Apokalipsy Raraku Febryl: mag i wysoki rang¹ doradca sha’ik Korbolo Dom: by³a piêœæ, renegat dowodz¹cy odhañsk¹ armi¹ Kamist Reloe: wielki mag w odhañskiej armii L’oric: mag z Apokalipsy Raraku
15
Bidithal: mag z Apokalipsy Raraku Mebra: szpieg dzia³aj¹cy w Ehrlitanie
Inni Salk Elan: morski podró¿nik Shan: Ogar Cienia Gear: Ogar Cienia Blind: Ogar Cienia Baran: Ogar Cienia Rood: Ogar Cienia Moby: chowaniec Hentos Ilm: rzucaj¹ca koœci T’lan Imassów Legana Breed: T’lan Imass Olar Ethil: rzucaj¹cy koœci T’lan Imassów Kimloc: chodz¹cy z duchami Tanno Beneth: król zbrodni Irp: ma³y s³uga Rudd: równie ma³y s³uga Apt: aptoriañska demonica Panek: dziecko Karpolan Demesand: kupiec Bula: karczmarka Kotylion: bóg patron skrytobójców Tron Cienia: w³adca Wielkiego Domu Cienia Rellock: s³uga
PROLOG Có¿ to widzisz na sinej plamie horyzontu, czego nie mo¿esz zas³oniæ uniesion¹ rêk¹? Podpalacze Mostów Toc M³odszy
1163 rok snu Po¿ogi 9 rok panowania cesarzowej Laseen Rok Czystki
G
dy wyszed³ chwiejnym krokiem z Alei Dusz na Rondo S¹du, wygl¹da³ jak groteskowy k³¹b much. Roj¹ce siê skupiska tych owadów migrowa³y bezmyœlnie po jego ciele, czarne i lœni¹ce, a niekiedy odpada³y od niego w oszala³ych bry³kach, które eksplodowa³y lotem, gdy tylko uderzy³y o bruk. Godzina Pragnienia mia³a siê ku koñcowi. Kap³an wlók³ siê jej œladem, œlepy, g³uchy i milcz¹cy. S³uga Kaptura, Pana Œmierci, uczci³ w ów dzieñ swego boga w ten sposób, ¿e wraz z towarzyszami rozebra³ siê do naga i wysmarowa³ krwi¹ straconych morderców, któr¹ przechowywano w wielkich amforach ustawionych pod œcianami w nawie œwi¹tyni. Potem bracia utworzyli procesjê i wyszli na ulice Unty, by przywitaæ duszki boga i pokierowaæ œmiertelnym tañcem, który oznacza³ ostatni dzieñ Pory Zgnilizny. Stoj¹cy wokó³ ronda stra¿nicy rozst¹pili siê przed kap³anem, a potem odsunêli siê od siebie jeszcze bardziej, by przepuœciæ ruchliw¹, brzêcz¹c¹ chmurê, która pod¹¿a³a za nim. Niebo nad Unt¹ wci¹¿ by³o raczej szare ni¿ b³êkitne, jako ¿e muchy, które o œwicie zgromadzi³y siê w stolicy Imperium Malazañskiego, zerwa³y siê teraz do lotu i pofrunê³y nieœpiesznie nad zatok¹ ku s³onym bagnom i zalanym wod¹ wysepkom le¿¹cym po drugiej stronie rafy. Pora Zgnilizny zawsze sprowadza³a ze sob¹ robactwo, a w ci¹gu ostatnich dziesiêciu lat nadesz³a a¿ trzy razy, co by³o czymœ niespotykanym. W powietrzu nad rondem nadal pe³no by³o rozbrzêczanych plamek przypominaj¹cych lataj¹cy ¿wir. Gdzieœ na ulicach jakiœ pies ujada³ rozpaczliwie, jakby by³ bliski œmierci, ale nie móg³ zakoñczyæ ¿ycia. Nieopodal centralnej fontanny ronda porzucony mu³, który jakiœ czas temu pad³ na ziemiê, porusza³ jeszcze s³abo uniesionymi w górê nogami. Muchy w³azi³y do œrodka przez wszystkie naturalne otwory cia³a zwierzêcia, które wzdê³y ju¿ gazy. Tak jak wszystkie mu³y, by³o ono jednak z natury uparte i zdycha³o od ponad godziny. Gdy obok przeszed³ pozbawiony wzroku kap³an, muchy poderwa³y siê z cia³a mu³a, tworz¹c ruchom¹ zas³onê, i do³¹czy³y do ca³unu owadów spowijaj¹cego mê¿czyznê. Felisin, która sta³a razem z innymi, czekaj¹c na kap³ana Kaptura, nie mia³a w¹tpliwoœci, ¿e zmierza on prosto ku niej. Spogl¹da³ w jej stronê dziesiêcioma tysi¹cami oczu i by³a pewna, ¿e wszystkie w ni¹ siê wpatruj¹. Nawet narastaj¹ca groza nie by³a jednak w stanie zwalczyæ odrêtwienia, które spowi³o jej umys³ t³amsz¹cym kocem. Zdawa³a sobie sprawê, ¿e wzbiera w niej przera¿enie, lecz przypomina³o to raczej pamiêæ o nim ni¿ ¿ywe uczucie. Niewiele pamiêta³a z pierwszej Pory Zgnilizny, któr¹ prze¿y³a, z drugiej jednak zachowa³a klarowne wspomnienia. Przed niespe³na trzema laty
19
spêdzi³a ten dzieñ bezpieczna w rodzinnej posiad³oœci, domu o grubych œcianach, w którym okiennice zamkniêto i uszczelniono p³ótnem, na zewn¹trz pod drzwiami ustawiono piecyki koksowe, a na wysokich, naje¿onych od³amkami szk³a murach k³êbi³ siê gryz¹cy dym z p³on¹cych liœci istaarl. Ostatni dzieñ Pory Zgnilizny i jego Godzina Pragnienia budzi³y w niej niesprecyzowan¹ odrazê, by³y irytuj¹c¹ niedogodnoœci¹, lecz niczym wiêcej. Nie myœla³a wówczas zbyt wiele o niezliczonych ¿ebrakach i bezdomnych zwierzêtach, a nawet ubo¿szych obywatelach, których potem na wiele dni przymusowo wcielano do brygad sprz¹taczy. To samo miasto, ale inny œwiat. Zastanawia³a siê, czy stra¿nicy spróbuj¹ w jakiœ sposób pokierowaæ zbli¿aj¹cym siê do ofiar czystki kap³anem. Podobnie jak inni stoj¹cy w szeregu ludzie by³a teraz podopieczn¹ cesarzowej i odpowiada³a za ni¹ Laseen, a choæ mog³o siê wydawaæ, ¿e tras¹ kap³ana kieruje œlepy traf i kolizje s¹ efektem przypadku, a nie œwiadomego zamiaru, Felisin w g³êbi duszy wiedzia³a, ¿e tak nie jest. Czy nosz¹cy he³my stra¿nicy podejd¹ do kap³ana, odci¹gn¹ go na bok i przeprowadz¹ bezpiecznie przez rondo? – Nie s¹dzê – odezwa³ siê cz³owiek, który przykucn¹³ po jej prawej stronie. W jego pó³przymkniêtych, g³êboko zapadniêtych oczach pojawi³ siê b³ysk czegoœ, co mog³o byæ rozbawieniem. – Widzia³em, jak przenosi³aœ spojrzenie ze stra¿ników na kap³ana, a potem znowu na stra¿ników. Ros³y, milcz¹cy drab po jej lewej stronie podniós³ siê powoli, ci¹gn¹c za sob¹ ³añcuch. Skrzy¿owa³ ramiona na nagiej, pokrytej bliznami piersi, szarpi¹c gwa³townie okowami, a¿ Felisin skrzywi³a siê z bólu. Mê¿czyzna spogl¹da³ spode ³ba na nadchodz¹cego kap³ana, lecz nie odzywa³ siê ani s³owem. – Czego on ode mnie chce? – zapyta³a szeptem dziewczyna. – Czym sobie zas³u¿y³am na uwagê kap³ana Kaptura? Przykucniêty cz³owiek ko³ysa³ siê w przód i w ty³, unosz¹c twarz ku póŸnopopo³udniowemu s³oñcu. – Królowo Snów, czy to, co s³yszê z tych pe³nych, s³odkich usteczek, to m³odzieñczy egocentryzm, czy tylko zwyczajna zarozumia³oœæ szlachty, która s¹dzi, ¿e ca³y wszechœwiat obraca siê wokó³ niej? Odpowiedz mi, b³agam, kapryœna Królowo! Felisin skrzywi³a siê. – Lepiej by³o, kiedy myœla³am, ¿e œpisz. Albo nie ¿yjesz. – Martwi nie kucaj¹, dziewczyno. Le¿¹ na ziemi. Kap³an Kaptura nie idzie po ciebie, lecz po mnie. Zwróci³a siê w jego stronê. £¹cz¹cy ich ze sob¹ ³añcuch zagrzechota³. Mê¿czyzna przypomina³ raczej ropuchê o zapadniêtych oczach ni¿ cz³owieka. By³ ³ysy, a na twarzy mia³ tatua¿ z³o¿ony z maleñkich, czarnych, wytrawionych symboli, ukrytych wewn¹trz wiêkszego wzoru, który pokrywa³
20
skórê niczym pomarszczony zwój. Jego nagoœæ zas³ania³a jedynie wystrzêpiona przepaska biodrowa, koloru wyblak³ej czerwieni. Muchy ³azi³y po ca³ym jego ciele, nie chc¹c odlecieæ, Felisin zda³a sobie jednak sprawê, ¿e nie tañcz¹ w rytm ponurej muzyki Kaptura. Wytatuowane by³o ca³e cia³o nieznajomego. Na twarzy mia³ pysk dzika, wzd³u¿ ramion, ud i goleni wi³ mu siê spl¹tany labirynt kêdzierzawego, utkanego z liter futra, a w skórze stóp wytrawiono przedstawione ze szczegó³ami kopyta. Do tej pory Felisin by³a zanadto poch³oniêta sob¹, zbyt odrêtwia³a z szoku, by zwracaæ uwagê na skutych z ni¹ ³añcuchem towarzyszy. Ten mê¿czyzna by³ kap³anem Fenera, Dzika Lata, i wydawa³o siê, ¿e muchy o tym wiedz¹, rozumiej¹ to na tyle, by zmieniæ tok swego oszala³ego ruchu. Przygl¹da³a siê z chorobliw¹ fascynacj¹, jak gromadz¹ siê na koñcach kikutów uciêtych w nadgarstkach r¹k. Pokrywaj¹ce je stare blizny by³y jedynymi miejscami na jego skórze, które nie nale¿a³y do Fenera. Œcie¿ki, po których duszki zmierza³y do owych kikutów, nie dotyka³y ani jednej linii tatua¿u. Muchy unika³y ich w swym tañcu, lecz mimo to wydawa³o siê, ¿e bardzo chc¹ tañczyæ. Kap³an Fenera zamyka³ szereg. Skuto go w kostce, podczas gdy wszyscy pozostali nosili w¹skie ¿elazne okowy na nadgarstkach. Stopy mia³ wilgotne od krwi. Muchy kr¹¿y³y nad nimi, lecz ba³y siê wyl¹dowaæ. Mê¿czyzna otworzy³ oczy, gdy nagle coœ przes³oni³o s³oñce. Przyby³ s³uga Kaptura. £añcuch zako³ysa³ siê, gdy drab stoj¹cy po lewej stronie Felisin cofn¹³ siê tak daleko, jak tylko pozwoli³y na to okowy. Œciana za jej plecami by³a rozgrzana, a p³ytki, na których namalowano sceny przedstawiaj¹ce imperialne ceremonie, przez cienki materia³ niewolniczej tuniki wydawa³y siê œliskie. Felisin wbi³a wzrok w spowitego w muchy stwora, który zatrzyma³ siê bez s³owa przed przykucniêtym kap³anem Fenera. Nigdzie nie widzia³a ani skrawka ods³oniêtego cia³a. Owady przes³oni³y go ca³kowicie. Pod ich pow³ok¹ ¿y³ w ciemnoœci i nie dociera³ do niego nawet s³oneczny ¿ar. Otaczaj¹ca go chmura rozpostar³a siê szerzej. Dziewczyna odsunê³a siê trwo¿nie, gdy zimne nó¿ki niezliczonych insektów dotknê³y jej skóry i szybko pobieg³y w górê po udach. Otuli³a siê ciaœniej tunik¹ i zwar³a mocno nogi. – Godzina Pragnienia ju¿ minê³a, akolito – odezwa³ siê kap³an Fenera. Na jego szerokiej twarzy wykwit³ pozbawiony weso³oœci uœmiech. – Wracaj do œwi¹tyni. S³uga Kaptura nie odpowiedzia³, wydawa³o siê jednak, ¿e brzêczenie much zmieni³o tonacjê. Muzyka ich skrzyde³ek wype³ni³a koœci Felisin wibracj¹. Kap³an przymru¿y³ g³êboko osadzone oczy. Jego g³os zmieni³ tonacjê. – No dobrze. W rzeczy samej by³em ongiœ s³ug¹ Fenera, lecz nie jestem nim ju¿ od lat, choæ z mojej skóry nie da siê zetrzeæ dotyku boga. Wydaje siê jednak, ¿e choæ Dzik Lata mnie nie kocha, ciebie darzy jeszcze mniejsz¹ mi³oœci¹. W duszy Felisin coœ zadr¿a³o, gdy brzêczenie zmieni³o raptownie nutê, tworz¹c zrozumia³e dla niej s³owa.
21
– Tajemnicê… pokazaæ… teraz… – No to mi j¹ poka¿ – warkn¹³ by³y s³uga Fenera. Byæ mo¿e w sprawê w³¹czy³ siê wtedy sam Dzik Lata i uderzy³a d³oñ rozwœcieczonego boga. Felisin dobrze zapamiêta³a ów moment i w przysz³oœci czêsto mia³a o nim myœleæ. Mo¿liwe te¿, ¿e tajemnica by³a tylko drwin¹ nieœmiertelnych, ¿artem dalece wykraczaj¹cym poza jej pojmowanie. Tak czy inaczej, w tej w³aœnie chwili narastaj¹ca w dziewczynie fala przera¿enia wyrwa³a siê na wolnoœæ, druzgoc¹c skuwaj¹ce jej duszê okowy odrêtwienia. Muchy eksplodowa³y we wszystkie strony, ods³aniaj¹c… pustkê. By³y kap³an Fenera wzdrygn¹³ siê jak uderzony. Wyba³uszy³ szeroko oczy. Z garde³ szeœciu stra¿ników stoj¹cych po drugiej stronie ronda wyrwa³ siê nieartyku³owany krzyk. £añcuchy strzeli³y g³oœno, gdy inni stoj¹cy w szeregu wiêŸniowie szarpnêli siê nagle, jakby chcieli uciec. Osadzone w murze ¿elazne krêgi napiê³y siê mocno, wytrzyma³y jednak, podobnie jak same okowy. Stra¿nicy pobiegli w stronê wiêŸniów, którzy cofnêli siê pos³usznie. – No, to ju¿ by³a przesada – wymamrota³ wyraŸnie wstrz¹œniêty wytatuowany mê¿czyzna. Minê³a godzina, podczas której straszliwa, szokuj¹ca tajemnica, jak¹ okaza³ siê kap³an Kaptura, zapad³a g³êboko we wspomnienia Felisin, staj¹c siê kolejnym, lecz bynajmniej nie ostatnim, epizodem koszmaru, który zdawa³ siê nie mieæ koñca. Akolita Kaptura… którego nie by³o. Brzêcz¹ce skrzyde³ka formuj¹ce s³owa. Czy to by³ sam Kaptur? Czy Pan Œmierci zst¹pi³ miêdzy œmiertelników? I dlaczego zatrzyma³ siê w³aœnie przed by³ym kap³anem Fenera? Jaki przekaz nios³o w sobie to objawienie? Powoli jednak wszystkie te pytania ucich³y w jej umyœle. Wróci³o odrêtwienie, a wraz z nim zimna rozpacz. Cesarzowa przeprowadzi³a czystkê szlachty, pozbawi³a ma³e i wielkie rody nagromadzonych bogactw. Potem nastêpowa³o oskar¿enie o zdradê i wyrok, który prowadzi³ do zakucia w ³añcuchy. Jeœli chodzi o by³ego kap³ana po jej prawej stronie oraz olbrzymiego mê¿czyznê o wygl¹dzie bestii po lewej, który sprawia³ wra¿enie pospolitego przestêpcy, nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e ¿aden z nich nie mo¿e siê pochwaliæ szlachetnym urodzeniem. Rozeœmia³a siê cicho, zaskakuj¹c ich obu. – Czy¿byœ przeniknê³a sekret Kaptura, dziewczyno? – zapyta³ by³y kap³an. – Nie. – To co ciê tak œmieszy? Potrz¹snê³a g³ow¹. Liczy³am na to, ¿e znajdê siê w dobrym towarzystwie. To ci dopiero zarozumia³a myœl. Za tê w³aœnie postawê nienawidz¹ nas prostacy. To jest Ÿród³o oliwy, do której cesarzowa przytknê³a p³omieñ…
22
– Dziecko! – us³ysza³a g³os jakiejœ starej kobiety, wci¹¿ pe³en buty, lecz jednoczeœnie przesycony rozpaczliwym pragnieniem. Zamknê³a na chwilê oczy, a potem otworzy³a je i spojrza³a na stoj¹c¹ za zbirem wychud³¹ staruszkê. Kobieta mia³a na sobie nocn¹ koszulê, rozdart¹ i poplamion¹. I to szlacheck¹ krwi¹. – Pani Gaesen. Staruszka wyci¹gnê³a do niej dr¿¹c¹ d³oñ. – Tak! ¯ona pana Hilraca! Jestem pani Gaesen… Zabrzmia³o to tak, jakby nie by³a pewna w³asnej to¿samoœci. Œci¹gnê³a brwi pod pokrywaj¹c¹ zmarszczki pow³ok¹ spêkanego makija¿u, wbijaj¹c w Felisin spojrzenie zaczerwienionych oczu. – Znam ciê – wysycza³a. – Jesteœ z rodu Paranów. Najm³odsza córka, Felisin! Dziewczynê ogarn¹³ nag³y ch³ód. Odwróci³a siê i skierowa³a wzrok przed siebie, na opieraj¹cych siê o piki stra¿ników, którzy podawali sobie nawzajem butelki ale i oganiali siê od ostatnich much. Przyjecha³ wóz po mu³a. Zesz³o z niego czterech uwalanych popio³em mê¿czyzn ze sznurami i oœcieniami. Za otaczaj¹cymi rondo murami widaæ by³o malowane wie¿e i kopu³y Unty. Felisin z têsknot¹ wspomina³a biegn¹ce miêdzy nimi cieniste ulice, a tak¿e luksusy, jakie otacza³y j¹ jeszcze przed tygodniem. Kiedy tresowa³a sw¹ ulubion¹ klacz, Sebry ochryp³ym g³osem wykrzykiwa³ polecenia. Wykonawszy precyzyjny zakrêt, Felisin podnosi³a wzrok, by ujrzeæ równy szereg o³owiodrzewów o zielonych liœciach, które dzieli³y parkur od rodzinnych winnic. Stoj¹cy obok zbir chrz¹kn¹³ g³oœno. – Na stopy Kaptura, ta dziwka ma niez³e poczucie humoru. Która? – zada³a sobie pytanie Felisin. Jej twarz nic nie zdradza³a, mimo ¿e wyrwano j¹ z daj¹cych pociechê wspomnieñ. By³y kap³an poruszy³ siê lekko. – Sprzeczka miêdzy siostrami, co? – Przerwa³ na chwilê. – Chyba trochê przesadzi³a – doda³ z przek¹sem. Drab chrz¹kn¹³ po raz drugi i pochyli³ siê lekko. Jego cieñ pad³ na Felisin. – Jesteœ by³ym kap³anem, zgadza siê? Cesarzowa rzadko wyœwiadcza œwi¹tyniom podobne przys³ugi. – To nie by³o tak. Pobo¿noœæ odst¹pi³a mnie ju¿ dawno. Cesarzowa na pewno wola³aby, ¿ebym pozosta³ w klasztorze. – Akurat j¹ to obchodzi – burkn¹³ zbir z pogard¹ w g³osie, po czym wróci³ do poprzedniej pozycji. – Musisz z ni¹ porozmawiaæ, Felisin! – trajkota³a tymczasem pani Gaesen. – Z³o¿yæ apelacjê! Mam bogatych przyjació³… Tym razem chrz¹kniêcie draba przesz³o we wœciek³e warkniêcie. – Twoi bogaci przyjaciele stoj¹ z nami w rz¹dku, stara wiedŸmo! Felisin tylko pokrêci³a g³ow¹.
23
Nie rozmawia³am z ni¹ od miesiêcy. Nawet gdy umar³ ojciec. Nasta³a chwila ciszy, która przeci¹ga³a siê, przypominaj¹c panuj¹ce przedtem milczenie. Wreszcie jednak by³y kap³an odkaszln¹³ i splun¹³. – Nie warto szukaæ ratunku u tych, którzy tylko wykonuj¹ rozkazy, pani – mrukn¹³. – To nie ma znaczenia, ¿e ona jest siostr¹ tej dziewczyny… Felisin skrzywi³a siê. Przeszy³a by³ego kap³ana wœciek³ym spojrzeniem. – Pozwalasz sobie… – Na nic sobie nie pozwala – warkn¹³ zbir. – Zapomnij o wiêzach krwi, o tym, jak wy patrzycie na podobne sprawy. To robota cesarzowej. Mo¿e ci siê wydaje, ¿e to osobista sprawa, mo¿e nawet musisz tak myœleæ, bior¹c pod uwagê, kim jesteœ… – Kim jestem? – Felisin parsknê³a ochryp³ym œmiechem. – A do jakiego to rodu ty nale¿ysz? Drab wyszczerzy³ zêby w uœmiechu. – Do rodu hañby. No i co z tego? Twój wcale nie wygl¹da w tej chwili lepiej. – Tak te¿ myœla³am – odpar³a Felisin, z trudem ignoruj¹c prawdê zawart¹ w jego ostatnich s³owach. Spojrza³a spode ³ba na stra¿ników. – Co siê dzieje? Dlaczego tu siedzimy? By³y kap³an splun¹³ po raz drugi. – Godzina Pragnienia dobieg³a koñca. Trzeba teraz zorganizowaæ t³uszczê, która czeka na zewn¹trz. – Spojrza³ na Felisin spod wydatnych brwi. – Podjudziæ mot³och. My pójdziemy na pierwszy ogieñ, dziewczyno. Trzeba daæ przyk³ad. To, co wydarzy siê w Uncie, wstrz¹œnie wszystkimi szlachetnie urodzonymi w imperium. – Nonsens! – warknê³a pani Gaesen. – Potraktuj¹ nas dobrze. Cesarzowa musi nam okazaæ nale¿ny… Zbir chrz¹kn¹³ po raz trzeci. Felisin zda³a sobie sprawê, ¿e to ma byæ œmiech. – Gdyby g³upota by³a zbrodni¹, pani, aresztowano by ciê ju¿ dawno – stwierdzi³. – Ten potwór ma racjê. Tylko nieliczni z nas dotr¹ ¿ywi do niewolniczych statków. Parada Alej¹ Kolumn bêdzie jedn¹ wielk¹ jatk¹. Ale… – doda³, spogl¹daj¹c przymru¿onymi oczyma na stra¿ników – staruszek Baudin nie pozwoli, ¿eby rozszarpa³a go zgraja prostaków… Felisin poczu³a w brzuchu dotkniêcie prawdziwego strachu. St³umi³a dr¿enie. – Pozwolisz mi siê ukryæ w swym cieniu, Baudin? Mê¿czyzna spojrza³ na ni¹ z góry. – Jesteœ trochê za pulchna jak na mój gust. – Odwróci³ siê. – Ale mo¿esz zrobiæ, co zechcesz – doda³. By³y kap³an przysun¹³ siê do Felisin. – Pos³uchaj, ten wasz spór to coœ wiêcej ni¿ zwyk³e dziewczyñskie plotki i drapanie siê pazurami. Twoja siostra na pewno zechce siê upewniæ, ¿e…
24
– To przyboczna Tavore – przerwa³a mu Felisin. – Nie jest ju¿ moj¹ siostr¹. Wyrzek³a siê naszego rodu na ¿¹danie cesarzowej. – Mam jednak wra¿enie, ¿e to nadal osobista sprawa. Felisin skrzywi³a siê wœciekle. – A co ty mo¿esz o tym wiedzieæ? Mê¿czyzna odpowiedzia³ jej lekkim, ironicznym pok³onem. – Kiedyœ by³em z³odziejem, potem kap³anem, a teraz jestem historykiem. Znam trudn¹ sytuacjê, w jakiej znalaz³a siê obecnie szlachta. Felisin rozchyli³a wolno powieki, przeklinaj¹c w³asn¹ g³upotê. Nawet Baudin, który nie móg³ nie us³yszeæ tych s³ów, zwróci³ siê w stronê by³ego kap³ana i obrzuci³ go badawczym spojrzeniem. – Heboric – stwierdzi³. – Heboric Lekki Dotyk. Mê¿czyzna uniós³ ramiona. – Lekki jak zawsze. – To ty napisa³eœ tê zrewidowan¹ historiê – ci¹gnê³a Felisin. – Dopuœci³eœ siê zdrady… Heboric uniós³ gêste brwi, udaj¹c zaniepokojenie. – Bogowie, broñcie! To by³ tylko filozoficzny spór, nic wiêcej! Sam Duiker tak powiedzia³ na moim procesie. Broni³ mnie, niech go Fener b³ogos³awi. – Ale cesarzowa nie chcia³a go s³uchaæ – wtr¹ci³ z uœmiechem Baudin. – Ostatecznie, nazwa³eœ j¹ morderczyni¹, a potem jeszcze mia³eœ tupet dodaæ, ¿e schrzani³a robotê! – Znalaz³eœ gdzieœ nielegalny egzemplarz, co? Baudin zamruga³. – Tak czy inaczej – ci¹gn¹³ Heboric, zwracaj¹c siê do Felisin – domyœlam siê, ¿e twoja siostra, przyboczna, chce, byœ dotar³a na niewolniczy statek ca³a i zdrowa. Twój brat znikn¹³ na Genabackis i wasz ojciec tego nie prze¿y³… tak przynajmniej s³ysza³em – doda³ z uœmiechem. – Ale to pog³oski o zdradzie ponagli³y do dzia³ania twoj¹ siostrê, prawda? Chcia³a oczyœciæ wasze nazwisko i tak dalej… – W twoich ustach brzmi to rozs¹dnie, Heboric – przerwa³a mu Felisin. S³ysza³a gorycz w swym g³osie, lecz przesta³o j¹ to obchodziæ. – Miêdzy mn¹ a Tavore dosz³o do ró¿nicy zdañ i teraz widzisz tego skutki. – Ró¿nicy zdañ na jaki temat? Nie odpowiedzia³a. Przez szereg przebieg³o nag³e poruszenie. Stra¿nicy wyprostowali siê i zwrócili ku Zachodniej Bramie Ronda. Felisin poblad³a na widok swej siostry – teraz przybocznej Tavore, nastêpczyni poleg³ej w Darud¿ystanie Lorn – która wjecha³a na rondo na swym ogierze, pochodz¹cym, ni mniej, ni wiêcej, tylko ze stadniny Paranów. U jej boku jecha³a zawsze jej towarzysz¹ca T’jantar, piêkna, m³oda kobieta, której d³uga, p³owa grzywa harmonizowa³a z imieniem. Choæ nikt nie wiedzia³, sk¹d pochodzi, zosta³a teraz osobist¹ adiutantk¹
25
Tavore. Za dwiema kobietami zmierza³o dwudziestu oficerów oraz kompania ciê¿kiej kawalerii. ¯o³nierze sprawiali niezwyk³e, egzotyczne wra¿enie. – Có¿ za ironia – mrukn¹³ Heboric, spogl¹daj¹c na jeŸdŸców. Baudin wysun¹³ g³owê przed szereg i splun¹³. – Czerwone Miecze. Bezkrwiste sukinsyny. By³y kap³an obrzuci³ go rozbawionym spojrzeniem. – Czy to twój zawód pozwoli³ ci zwiedziæ œwiat, Baudin? Widzia³eœ nadmorskie wa³y Arenu? Zbir zako³ysa³ siê niespokojnie, po czym wzruszy³ ramionami. – Zdarza³o mi siê w ¿yciu staæ na pok³adzie, potworze. Poza tym – doda³ – pog³oski o nich kr¹¿¹ w mieœcie od co najmniej tygodnia. Kolumna Czerwonych Mieczy poruszy³a siê nagle jak jeden m¹¿. Zakute w stalowe rêkawice d³onie zacisnê³y siê na rêkojeœciach, a he³my ze szpicami zwróci³y w stronê przybocznej. Moja siostro Tavore, czy znikniêcie naszego brata zrani³o ciê a¿ tak bardzo? – pomyœla³a Felisin. Jak wielkie musia³y byæ twoim zdaniem jego przewiny, jeœli wymaga³y a¿ takiej rekompensaty? A potem, by twa wiernoœæ sta³a siê niezachwiana, wybra³aœ, któr¹ z nas z³o¿yæ w symbolicznej ofierze, mnie czy matkê. Czy nie wiedzia³aœ, ¿e po obu stronach tego wyboru czeka Kaptur? Przynajmniej matka jest teraz z ukochanym mê¿em… Tavore obrzuci³a poœpiesznym spojrzeniem swój oddzia³, a potem powiedzia³a coœ do T’jantar, która skierowa³a wierzchowca ku Wschodniej Bramie. Baudin chrz¹kn¹³ po raz kolejny. – Róbcie weso³e miny! Zaraz siê zacznie Bezkresna Godzina. Co innego oskar¿yæ cesarzow¹ o morderstwo, a ca³kiem co innego przewidzieæ jej nastêpne posuniêcie. Gdyby tylko pos³uchali mojego ostrze¿enia. Gdy ruszyli, okowy wpi³y siê w kostki Heborica, który skrzywi³ siê z bólu. Ludzie cywilizowani uwielbiaj¹ ods³aniaæ miêkkie podbrzusze swej psyche. Dekadencja i wra¿liwoœæ to symbole wysokiego urodzenia. Mogli popisywaæ siê nimi z ³atwoœci¹, gdy¿ niczym im to nie grozi³o. O to w³aœnie sz³o. Dawali w ten sposób do zrozumienia, ¿e ¿yj¹ w bezpiecznym dobrobycie. Pali³o to gard³a biedaków bardziej ni¿ wszelkie ostentacyjne pokazy bogactwa. Heboric pisa³ o tym w swym traktacie i móg³ teraz przyznaæ, ¿e darzy gorzkim podziwem cesarzow¹ i przyboczn¹ Tavore, która podczas czystki by³a narzêdziem Laseen. Pierwszy szok wywo³a³a przesadna brutalnoœæ nocnych aresztowañ. Wy³amywano drzwi i wywlekano z ³ó¿ek ca³e rodziny przy akompaniamencie lamentów s³u¿by. Oszo³omionych brakiem snu szlachetnie urodzonych krêpowano i zakuwano w kajdany, a nastêpnie kazano im stawaæ przed pijanym sêdzi¹ i ³aw¹ przysiêg³ych sk³adaj¹c¹ siê ze zgarniêtych z ulicy ¿ebraków. Ta gorzka, jawna parodia sprawiedliwoœci
26
odziera³a ich z ostatnich nadziei na cywilizowane traktowanie, a nawet samej cywilizacji, pozostawiaj¹c jedynie chaos i bestialstwo. Szok nastêpowa³ za szokiem, rozdzieraj¹c te ich delikatne podbrzusza. Tavore zna³a ludzi ze swej warstwy, zna³a ich s³abe strony i bezlitoœnie zrobi³a u¿ytek z tej wiedzy. Co mog³o j¹ sk³oniæ do podobnego okrucieñstwa? Gdy tylko biedacy o wszystkim siê dowiedzieli, wylegli na ulice, wznosz¹c g³oœne okrzyki na czeœæ swej cesarzowej. Dzielnicê Szlacheck¹ ogarnê³y starannie sprowokowane zamieszki, którym towarzyszy³y grabie¿e i rzeŸ. T³uszcza wy³awia³a nielicznych, wybranych szlachetnie urodzonych, których nie aresztowano. By³o ich wystarczaj¹co wielu, ¿eby podsyciæ ¿¹dzê krwi mot³ochu, daæ cel jego gniewowi i nienawiœci. Potem przywrócono porz¹dek, by miasta nie strawi³ po¿ar. Cesarzowa pope³nia³a niewiele b³êdów. Wykorzysta³a tê okazjê, by zgarn¹æ niezadowolonych, a wraz z nimi niezale¿nych uczonych, zacisn¹æ na stolicy piêœæ wojskowej okupacji, podkreœliæ potrzebê poboru nowych ¿o³nierzy, nowych rekrutów, którzy bêd¹ chronili imperium przed zdradzieckimi spiskami szlachty. Skonfiskowane maj¹tki pokry³y wszelkie wydatki. To by³o mistrzowskie posuniêcie, nawet jeœli mo¿na siê go by³o spodziewaæ. Moc Cesarskiego Dekretu rozchodzi³a siê teraz falami po ca³ym imperium. Wszystkie jego miasta ogarn¹³ okrutny gniew. Gorzki podziw. Heboric ci¹gle mia³ ochotê spluwaæ, czego nie zwyk³ czyniæ od czasów, gdy by³ rzezimieszkiem w Mysiej Dzielnicy Malazu. Widzia³ szok na twarzach prawie wszystkich skutych ³añcuchami wspó³wiêŸniów. Wiêkszoœæ z aresztowanych mia³a na sobie tylko bieliznê nocn¹, a ich oblicza pokrywa³ brud z do³ów, w których ich przetrzymywano. Pozbawiono ich nawet os³ony, jak¹ zapewnia zwyk³e ubranie. Rozczochrane w³osy, zdumione miny, zdruzgotane pozy – wszystko to czekaj¹ca pod Rondem t³uszcza gor¹co pragnê³a ujrzeæ i rozszarpaæ na strzêpy… Witajcie na ulicach – pomyœla³ Heboric, gdy stra¿nicy popêdzili ich naprzód. Przyboczna wci¹¿ przygl¹da³a siê wiêŸniom, siedz¹c sztywno w wysokim siodle. Jej chuda twarz by³a tak zapadniêta, ¿e zosta³y z niej same linie: szczeliny oczu, zmarszczki wokó³ prostych, niemal pozbawionych warg ust. A niech to, natura nie obdarzy³a jej zbyt szczodrze. Przyboczna skierowa³a wzrok na sw¹ m³odsz¹ siostrê, dziewczynê, która wlok³a siê o krok przed Heborikiem. By³y kap³an przygl¹da³ siê z ciekawoœci¹ Tavore, wypatruj¹c czegoœ, byæ mo¿e mgnienia z³oœliwej radoœci, ta jednak omiot³a kolumnê lodowatym spojrzeniem, tylko na krótk¹ chwilkê zatrzymuj¹c je na m³odszej siostrze. Jej reakcja sprowadza³a siê do tej pauzy. Pozna³a Felisin, to wszystko. Spojrzenie powêdrowa³o dalej. Stra¿nicy otworzyli Wschodni¹ Bramê. Pocz¹tek kolumny skutych ³añcuchami wiêŸniów dzieli³o od niej jeszcze dwieœcie kroków. Przez staro¿ytn¹,
27
³ukowat¹ bramê do œrodka wpad³ ryk, fala dŸwiêku, która z równ¹ gwa³townoœci¹ uderzy³a w wiêŸniów i w ¿o³nierzy, odbijaj¹c siê od wysokich murów i wznosz¹c razem z chmur¹ przera¿onych go³êbi, które poderwa³y siê z górnych okapów. Odg³os trzepocz¹cych skrzyde³ opad³ niczym uprzejmy aplauz, aczkolwiek Heboric odnosi³ wra¿enie, ¿e tylko on jeden doceni³ tê ironiê bogów. Nie potrafi³ jednak odmówiæ sobie gestu i pok³oni³ siê p³ytko. Niech Kaptur zachowa dla siebie swe cholerne sekrety. Fenerze, ty stara macioro, tego swêdz¹cego miejsca nigdy nie mog³em podrapaæ. Przygl¹daj siê teraz uwa¿nie. Patrz, co siê stanie z twoim zb³¹kanym synem. Jakaœ cz¹stka umys³u Felisin opiera³a siê ob³êdowi, stawia³a wœciek³y opór szalej¹cej wokó³ burzy. ¯o³nierze otoczyli Alejê Kolumn kordonem z³o¿onym z trzech szeregów, lecz t³uszczy raz po raz udawa³o siê znaleŸæ s³abe punkty w linii zbrojnych. Dziewczyna przy³apa³a siê na tym, ¿e obserwuje mot³och z kliniczn¹ ciekawoœci¹, mimo ¿e szarpa³y j¹ d³onie i ok³ada³y piêœci, a z niewyraŸnie widzianych twarzy tryska³y ku niej krople plwociny. Zdrowy rozs¹dek trzyma³ siê jednak mocno, tak samo jak j¹ podtrzymywa³a para silnych r¹k. Pozbawionych d³oni r¹k o ropiej¹cych kikutach, które popycha³y j¹ ci¹gle naprzód. Nikt nie dotkn¹³ kap³ana. Nikt siê nie odwa¿y³. A przodem szed³ Baudin – bardziej przera¿aj¹cy ni¿ sama t³uszcza. Zabija³ bez wysi³ku. Odrzuca³ cia³a z rykiem wzgardy, wzywaj¹c gestami nastêpnych. Nawet ¿o³nierze gapili siê na niego spod ozdobionych grzebieniami he³mów. Odwracali g³owy na jego szyderstwa, zaciskaj¹c d³onie na pikach albo rêkojeœciach mieczy. Baudin, œmiej¹cy siê Baudin. Nos rozkwasi³a mu celnie rzucona ceg³a, kamienie odbija³y siê od niego, a podarta w strzêpy niewolnicza tunika przesi¹knê³a krwi¹ i plwocin¹. Ka¿dego, kto znalaz³ siê w jego zasiêgu, chwyta³, œciska³, skrêca³ i pozbawia³ ¿ycia. Zatrzymywa³ siê tylko wtedy, gdy coœ dzia³o siê przed nim – w szpalerze ¿o³nierzy pojawia³a siê jakaœ luka – albo gdy s³ab³a pani Gaesen. £apa³ j¹ wtedy pod pachy, bez zbytniej delikatnoœci, a potem popycha³ naprzód, ani na moment nie przestaj¹c przeklinaæ. Przed nim p³ynê³a fala strachu. T³um zawraca³, pora¿ony groz¹. Atakuj¹cych by³o coraz mniej, choæ ceg³y nie przestawa³y siê sypaæ. Niektóre z nich trafia³y w cel, lecz wiêkszoœæ chybia³a. Marsz przez miasto trwa³. Felisin boleœnie dzwoni³o w uszach. Zas³ona ha³asu t³umi³a wszystkie dŸwiêki, lecz jej oczy widzia³y wyraŸnie, a¿ za czêsto natrafiaj¹c na obrazy, których nigdy nie zdo³a zapomnieæ. Kiedy dosz³o do najgroŸniejszego wy³omu, by³o ju¿ widaæ bramy. ¯o³nierze nagle gdzieœ zniknêli, a na ulicê wyla³a siê fala gwa³townego g³odu, która ogarnê³a wiêŸniów. Id¹cy za dziewczyn¹ Heboric popchn¹³ j¹ z ca³ej si³y.
28
– A wiêc to teraz – mrukn¹³. Baudin rykn¹³ wœciekle. Zosta³ otoczony przez t³um. Szarpa³y go d³onie, drapa³y paznokcie. Z Felisin zerwano ostatnie strzêpy ubrania. Czyjaœ d³oñ z³apa³a j¹ za w³osy i szarpnê³a brutalnie, odwracaj¹c jej g³owê w próbie z³amania karku. Us³ysza³a krzyk i zda³a sobie sprawê, ¿e wyrwa³ siê on z jej w³asnego gard³a. Ktoœ za ni¹ warkn¹³ niczym zwierzê. Poczu³a, ¿e d³oñ zacisnê³a siê spazmatycznie, a potem zwolni³a uchwyt. Uszy dziewczyny wype³ni³y kolejne krzyki. Wtem ponios³a ich silna fala – Felisin nie wiedzia³a, czy w przód, czy w ty³ – i ujrza³a przed sob¹ Heborica, który wypluwa³ kawa³ki zakrwawionej skóry. Wokó³ Baudina pojawi³a siê nagle pusta przestrzeñ. Zbir przykucn¹³. Z jego okrwawionych warg sypa³ siê potok portowych przekleñstw. Prawe ucho wyrwano mu wraz ze skór¹, w³osami i kawa³kiem miêsa. Na jego skroni wilgotno po³yskiwa³a naga koœæ. Wokó³ niego ziemiê zaœciela³y cia³a. Tylko nieliczne z nich jeszcze siê porusza³y. U jego stóp le¿a³a pani Gaesen. Baudin trzyma³ j¹ za w³osy, tak by t³um widzia³ jej twarz. Wydawa³o siê, ¿e czas siê zatrzyma³, a ca³y œwiat skupi³ w jednym miejscu. Zbir ods³oni³ zêby. Rykn¹³ g³oœnym œmiechem. – Nie jestem p³aczliwym szlachetk¹ – warkn¹³, spogl¹daj¹c na t³uszczê. – Czego chcecie? Krwi szlachetnie urodzonej kobiety? T³um odpowiedzia³ wyciem. Wyci¹gnê³y siê ku niemu chciwe rêce. Baudin rozeœmia³ siê po raz drugi. – Dojdziemy do tej bramy, s³yszycie mnie? Wyprostowa³ siê, unosz¹c g³owê pani Gaesen. Felisin nie wiedzia³a, czy staruszka jest przytomna. Jej oczy by³y zamkniête, a pokryta brudem i siniakami twarz mia³a spokojny – niemal m³odzieñczy – wyraz. Byæ mo¿e ju¿ nie ¿y³a. Dziewczyna modli³a siê o to, by tak w³aœnie by³o. Coœ mia³o siê zaraz wydarzyæ, coœ, co streœci ca³y ten koszmar w jednym obrazie. Powietrze by³o pe³ne napiêcia. – WeŸcie j¹ sobie! – wrzasn¹³ Baudin. Z³apa³ drug¹ rêk¹ podbródek pani Gaesen i obróci³ gwa³townie jej g³owê. Kark z³ama³ siê z trzaskiem, a cia³o zwiotcza³o, targane drgawkami. Zbir okrêci³ kawa³ek ³añcucha wokó³ jej szyi, zacisn¹³ go mocno, a potem zacz¹³ pi³owaæ. Pop³ynê³a krew, która nada³a ³añcuchowi wygl¹d zmiêtoszonej apaszki. Felisin gapi³a siê na to przera¿ona. – Fenerze, zmi³uj siê – wydysza³ Heboric. Oszo³omiona t³uszcza umilk³a. Choæ p³onê³a w niej ¿¹dza krwi, cofnê³a siê przed tym widokiem. Sk¹dœ pojawi³ siê pozbawiony he³mu ¿o³nierz. Jego m³oda twarz zbiela³a. Wbi³ wzrok w Baudina, nie mog¹c postawiæ ani kroku naprzód. Za nim widaæ by³o lœni¹ce, spiczaste he³my i wielkie pa³asze Czerwonych Mieczy. Orê¿ b³yska³ nad g³owami t³umu, a jeŸdŸcy powoli przepychali siê ku makabrycznej scenie.
29
Nie porusza³o siê nic poza pi³uj¹cym ³añcuchem. S³ychaæ by³o wy³¹cznie stêkanie Baudina. Choæ gdzie indziej wci¹¿ szala³y zamieszki, wydawa³y siê one odleg³e o tysi¹ce mil. Felisin przygl¹da³a siê, jak g³owa szlachcianki podskakuje w przód i w ty³ w parodii ¿ycia. Dobrze pamiêta³a pani¹ Gaesen, wynios³¹, w³adcz¹ kobietê. Dawno ju¿ opuœci³a j¹ uroda, któr¹ próbowa³a zast¹piæ teraz pozycj¹. Có¿ mog³a uczyniæ innego? Wiele rzeczy, ale to nie mia³o obecnie znaczenia. Nawet gdyby by³a kochaj¹c¹, wyrozumia³¹ babci¹, nic by to nie zmieni³o, nie zapobieg³o nadejœciu tej pora¿aj¹cej groz¹ chwili. G³owa oderwa³a siê od tu³owia z odg³osem przypominaj¹cym ³kanie. Baudin popatrzy³ na t³um, ods³aniaj¹c lœni¹ce zêby. – Zawarliœmy umowê – wychrypia³. – Macie tu to, czego chcieliœcie. Bêdziecie mieli pami¹tkê po tym dniu. Cisn¹³ w ci¿bê g³owê pani Gaesen. W³osy zawirowa³y, a we wszystkie strony trysnê³y stru¿ki krwi. Gdy makabryczny podarunek wyl¹dowa³ w jakimœ niewidocznym miejscu, przywita³y go krzyki. Pojawili siê kolejni ¿o³nierze, wspierani przez Czerwone Miecze. Posuwali siê naprzód powoli, odpychaj¹c nadal milcz¹cych gapiów. Wzd³u¿ ca³ego szeregu przywracano porz¹dek. Wszêdzie poza tym jednym miejscem czyniono to brutalnie, nie daj¹c pardonu. Gdy ludzie zaczêli gin¹æ pod ciosami mieczy, reszta uciek³a. Arenê opuœci³o oko³o trzystu wiêŸniów. Gdy Felisin przyjrza³a siê teraz szeregowi, po raz pierwszy zobaczy³a, co z nich zosta³o. U niektórych ³añcuchów wisia³y tylko przedramiona, inne zaœ by³y zupe³nie puste. Na nogach trzyma³o siê niespe³na stu skazañców. Wielu wi³o siê na bruku, krzycz¹c z bólu. Reszta le¿a³a nieruchomo. Baudin ³ypn¹³ spode ³ba na najbli¿sze skupisko ¿o³nierzy. – Akurat na czas, blaszane ³by. Heboric splun¹³ gêst¹ plwocin¹ i skrzywi³ siê, przeszywaj¹c zbira wœciek³ym spojrzeniem. – Wydawa³o ci siê, ¿e w ten sposób kupisz nam prawo przejœcia, Baudin? Dasz im to, czego chcieli? Ale okaza³o siê, ¿e to nie by³o potrzebne. ¯o³nierze byli ju¿ blisko. Mog³a ocaliæ ¿ycie… Baudin zwróci³ siê powoli w jego stronê. Twarz pokrywa³a mu warstewka krwi. – Ale po co, kap³anie? – Czy tak w³aœnie rozumowa³eœ? ¯e i tak zginê³aby w ³adowni? Baudin obna¿y³ zêby. – Nie znoszê zawieraæ umów z sukinsynami – wycedzi³ powoli. Felisin wpatrzy³a siê w trzystopowy odcinek ³añcucha, który dzieli³ j¹ od zbira. Wzd³u¿ jego ogniw mog³oby przebiec tysi¹c myœli – kim by³a, kim sta³a siê teraz; wiêzienie, które odkry³a we w³asnej duszy i w œwiecie
30
zewnêtrznym, wszystko to po³¹czone w jaskrawym wspomnieniu – pomyœla³a jednak i powiedzia³a tylko: – Nie zawieraj ju¿ ¿adnych umów, Baudin. Przymru¿y³ oczy, spogl¹daj¹c na ni¹. Jej s³owa i ton dotar³y do niego w jakiœ sposób. Heboric wyprostowa³ siê nagle i spojrza³ na Felisin z twardym b³yskiem w oczach. Odwróci³a siê, na wpó³ ze wstydu, a na wpó³ w geœcie wyzwania. Po chwili ¿o³nierze, którzy oczyœcili ju¿ szereg z trupów, popchnêli wiêŸniów ku bramie wychodz¹cej na Wschodni Trakt, wiod¹cy do portowego miasteczka Niefart. Tam czeka³a na nich przyboczna Tavore ze swym orszakiem, jak równie¿ areñskie statki niewolnicze. U stoj¹cych wzd³u¿ drogi wieœniaków nie dostrzega³o siê oznak sza³u, który ogarn¹³ ich kuzynów z miasta. Felisin widzia³a w ich twarzach têpy smutek, pasjê zrodzon¹ z innego rodzaju blizn. Nie rozumia³a, sk¹d siê on bierze, i zdawa³a sobie sprawê, ¿e to w³aœnie ta nieœwiadomoœæ ró¿ni j¹ od nich. Wiedzia³a te¿, dziêki swym siniakom, zadrapaniom i bezbronnej nagoœci, ¿e jej nauka dopiero siê zaczyna.