język
Cierni
OPOWIEŚCI SNUTE O PÓŁNOCY I NIEBEZPIECZNA MAGIA
leigh bardugo ZILUSTROWAŁA SARA KIPIN
PRZEŁOŻYŁ WOJCIECH SZYPUŁA
WYDAWNICTWO MAG WARSZAWA 2017
Tytuł oryginału: The Language of Thorns Copyright © 2017 by Leigh Bardugo Copyright for the Polish translation © 2017 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Joanna Figlewska Korekta: Elwira Wyszyńska Ilustracja na okładce: Leigh Bardugo Opracowanie gra�czne okładki: Piotr Chyliński Projekt książki: Natalie C. Sousa Ilustracje: Sara Kipin Skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń ISBN 978-83-7480-890-3 Wydanie I Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax 228 134 743 www.mag.com.pl Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Olesiejuk spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. 227 213 000 www.olesiejuk.pl Druk i oprawa: Opolgraf S.A. W bajkach sprytni złodzieje zostają nagrodzeni za swoją pomysłowość. Jeśli jednak ukradniecie tę książkę, po wsze czasy będzie was prześladował piernikowy golem; będzie wam stale chował klucze do domu i psuł wszystkie proszone kolacje opowiadaniem swoich nudnych snów.
Ayama i cierniowy las
Lato przeciągnęło się ponad miarę i żar zalegał na prerii ciężko niczym trup. Bezlitosne słońce spopielało wysokie trawy, zwierzęta padały martwe na spieczonych polach. W owym roku tylko muchy były zadowolone. Królowa zachodniej doliny miała natomiast kłopot. Wszyscy znamy historię o tym, jak królowa stała się królową; jak – mimo łachmanów i podłego urodzenia – jej uroda zwróciła uwagę młodego księcia, który kazał ją sprowadzić do pałacu, gdzie odziano ją w złoto, we włosy wpleciono jej klejnoty i wszystkim kazano klękać przed dziewczyną, która zaledwie parę dni wcześniej była zwykłą służącą. Wszystko to wydarzyło się, zanim książę został królem, w czasach, gdy – rozhukany jeszcze i nierozważny – codziennie po południu wyruszał na polowanie na grzbiecie rudego kuca, którego osobiście ujeździł. Sprawiało mu przyjemność, że działa na nerwy ojcu, wybrawszy na żonę dziewczynę z gminu, zamiast swoim ożenkiem przypieczętować jakiś polityczny sojusz. Matka dawno go odumarła, brakowało mu więc jej rozważnych rad, a poddani byli rozbawieni jego wybrykami i urzeczeni jego prześliczną małżonką. Przez pewien czas książęca para żyła spokojnie i szczęśliwie. Księżna powiła książątko o krągłej buzi, które gaworzyło radośnie w kołysce, z każdym dniem coraz bardziej i bardziej kochane. Jednakże w tym samym roku, który przyniósł tamto niezwykle upalne lato, stary król zmarł i popędliwy książę został koronowany na jego następcę. Gdy królowa chodziła w ciąży z drugim dzieckiem, wszelkie deszcze ustały, s łońce
13
wypaliło rzekę do nagiego skalnego łożyska, pył wypełnił studnie. Królowa z obrzmiałym brzuchem codziennie spacerowała po blankach pałacowych murów, modląc się o mądrość, siłę i urodę przyszłego potomka, nade wszystko zaś – o chłodny wiatr, który owionąłby jej skórę i przyniósł choć odrobinę ulgi. W noc narodzin drugiego królewskiego syna księżyc w pełni wzeszedł na niebie brunatny jak stary strup. Kojoty, które zgromadziły się wokół pałacu, wyjąc i drapiąc mury, wypruły wnętrzności strażnikowi posłanemu, by je przegonił. Ich zaciekłe ujadanie zagłuszyło krzyk królowej na widok rozwrzeszczanego stwora, który wyśliznął się z jej łona. Mały książę tylko trochę przypominał chłopczyka, znacznie bardziej zaś wilka. Całe jego ciało, od czubka głowy po końce pazurzastych łap, okrywała lśniąca czarna sierść, oczy miał czerwone jak krew, a z czoła sterczały mu zaczątki rogów. Królowi nieśpieszno było do ustanowienia precedensu w postaci mordowania dzieci królewskiej krwi, ale taka bestia nie mogła przecież chować się w pałacu. Wezwał więc swoich najbardziej uczonych ministrów i najświetniejszych inżynierów i polecił im zbudować pod pałacem rozległy podziemny labirynt. Korytarze ciągnęły się przez wiele mil, aż pod rynek, nieustannie kręcąc, zawracając i krzyżując się. Budowa trwała całe lata, połowa zatrudnionych przy niej robotników przepadła bez wieści, kiedy jednak wreszcie dobiegła końca, król kazał wyprowadzić swojego potwornego syna z klatki w pałacowym pokoju dziecinnym i zamknąć
14
go w labiryncie, by nigdy więcej nie naprzykrzał się ani matce, ani królestwu. *** Tego samego lata, gdy królowa powiła monstrum, przyszło na świat także inne dziecko. Kima urodziła się w znacznie uboższej rodzinie, ledwie mającej dość ziemi, by wyżywić się z jej płodów, za to kiedy pierwszy raz otworzyła buzię i nabrała tchu, nie zaczęła krzyczeć, lecz śpiewać, a wtedy niebiosa się rozwarły i spadł deszcz, który położył kres przeciągającej się ponad miarę suszy. Jeszcze tego samego dnia świat się zazielenił. Powiadano, że gdziekolwiek zjawiała się Kima, w powietrzu czuć było słodką woń świeżej roślinności. Była wysoka i gibka jak młoda lipa i poruszała się z wdziękiem, który zdawał się niemal niepokojący – jakby lada chwila mógł ją porwać wiatr, tak lekkim stąpała krokiem. Jej gładka skóra lśniła odcieniem brązu, jaki przybierają zbocza gór w tej miodowej godzinie tuż przed zachodem słońca. Rozpuszczone włosy okalały jej twarz gęstą aureolą czarnych loków, upodabniając ją do rozkwitającego kwiatu. Nikt w miasteczku nie przeczył, że narodziny Kimy to błogosławieństwo dla jej rodziców, było bowiem oczywiste, że wyjdzie za mąż za zamożnego mężczyznę, może nawet księcia, i przyniesie im wiele szczęścia. Tymczasem zaledwie rok później na świat przyszła ich druga córka – i tym razem bogowie wybuchnęli śmiechem, w miarę bowiem dorastania dziecka stało się oczywiste, że brakuje mu wszystkich tych przymiotów, które Kima
15
osiadła w takim nadmiarze. Ayama była niezgrabiaszem, p wszystko leciało jej z rąk; ciało miała krzepkie, płaskostope, niskie i krągłe jak kufel do piwa. Tembr głosu Kimy był łagodny i kojący jak deszcz, głos Ayamy zaś przywodził na myśl żar lejący się z nieba w samo południe, tak okrutny, że człowiek odruchowo krzywił się i odwracał. Zakłopotani tym rodzice poprosili ją więc, by odzywała się możliwie jak najrzadziej, wynajdowali jej rozliczne domowe obowiązki i wypuszczali ją za próg tylko po to, by mogła odbyć długi spacer z praniem nad rzekę i z powrotem. Aby nie zakłócać spoczynku Kimie, wyłożyli Ayamie siennik na ciepłych kamieniach kuchennego paleniska. Jej włosy stawały się coraz bardziej rozczochrane, skóra chłonęła popiół i wkrótce cała Ayama zdawała się bardziej szara niż brunatna, gdy nieśmiało przekradała się z cienia w cień, lękając się, by kogoś nie urazić. Z czasem ludzie zapomnieli, że w domu są dwie córki, nie jedna, i nauczyli się myśleć o Ayamie wyłącznie jak o służącej. Kima często próbowała rozmawiać z siostrą, szykowano ją jednak do roli narzeczonej bogacza, toteż ledwie udało jej się zagadnąć do Ayamy w kuchni, zaraz ktoś wołał ją do szkoły albo na lekcję tańca. Za dnia Ayama harowała w milczeniu, nocą zaś podkradała się do łóżka Kimy, brała siostrę za rękę i słuchała opowiadanych przez babkę bajek, usypiana skrzypiącym, wiekowym głosem Ma Zil. Kiedy świece się dopalały, Ma Zil szturchała ją laską i kazała jej wracać na swoje posłanie, zanim rodzice obudzą się i zobaczą, że naprzykrza się siostrze.
16
Trwało to przez dłuższy czas. Ayama pracowała w kuchni, a Kima stawała się coraz piękniejsza. W pałacu pod urwiskiem królowa opiekowała się swoim ludzkim synem, a nocą zatykała uszy zwitkami wełny, żeby nie słyszeć dobiegającego spod ziemi skowytu młodszego potomka. Król prowadził – i przegrywał – wojnę na wschodzie. Ludzie gderali, gdy nakładał na nich nowe podatki lub wcielał ich synów do wojska. Narzekali na pogodę. Modlili się o deszcz. Aż w pewien pogodny, słoneczny poranek miasteczko obudził huk gromu. Na niebie nie było widać ani jednej chmurki, ale od łoskotu zadygotały dachówki na dachach, a pewien staruszek zachwiał się na nogach, wpadł do rowu i przeleżał w nim dwie godziny w oczekiwaniu na ratunek z rąk własnych synów. Wtedy już wszyscy wiedzieli, że to nie burza była źródłem nieoczekiwanego hałasu: to potwór wymknął się z labiryntu, a jego ryk poniósł się echem w dolinie i wprawił góry w drżenie. Ludzie przestali narzekać na podatki, słabe plony i wojnę. Zamiast tego zaczęli się lękać, że bestia może porwać ich z łóżka i pożreć żywcem. Barykadowali się w domach i ostrzyli noże. Nie wypuszczali dzieci za próg i przez całą noc palili latarnie. Nikt jednak nie jest w stanie żyć w ciągłym strachu, kiedy więc kolejne dni mijały spokojnie, zaczęto dochodzić do wniosku, że, być może, bestia wyświadczyła im uprzejmość i znalazła sobie inną dolinę do terroryzowania – do czasu, gdy Bolan Bedi, który wyjechał doglądać swojego stada, znalazł na zachodnich pastwiskach pozarzynane bydło
17
i trawę nasiąkłą krwią. Inni donosili o podobnych wypadkach, wieść o rzeziach się rozeszła i w końcu także ojciec Ayamy zapuścił się na odległe łąki, żeby zasięgnąć języka. Po powrocie opowiadał straszne rzeczy: o cielętach z poobrywanymi łbami i rozprutych od szyi po krocze owcach, których wełna przybrała kolor rdzy. Tylko prawdziwe monstrum mogło wyrządzić takie szkody w jedną noc. Mieszkańcy zachodniej doliny nigdy nie uważali swojego króla za jakiegoś herosa – regularnie przegrywał przecież wojny, wziął sobie wieśniaczkę za żonę, a na dokładkę uwielbiał pławić się w luksusach. Teraz jednak wprost pękali z dumy, gdy (jak na władcę przystało) poprzysiągł bronić doliny i raz na zawsze rozprawić się ze swoim synem-potworem. Zebrał liczną wyprawę myśliwską i posłał ją na dzikie ziemie, gdzie – jak domniemywali jego ministrowie – zaszyła się bestia; w charakterze zbrojnej eskorty przydzielił myśliwym własną gwardię królewską. Pomaszerowali głównym traktem: stu żołnierzy wzniecało podkutymi butami tumany kurzu, a prowadził ich kapitan w lśniących rękawicach z kutego brązu. Ayama stała przy kuchennym oknie, obserwowała ich przemarsz i zachwycała się ich odwagą. Kiedy następnego ranka mieszkańcy miasteczka udali się na rynek, by tam jak zwykle zająć się handlem, powitał ich makabryczny widok: obok studni na środku placu wyrosła wieża zbudowana z kości stu mężczyzn, które ułożono jak kawałki drewna wyrzuconego przez morze na brzeg, zwieńczona połyskującymi w słońcu brązowymi kapitańskimi rękawicami.
18