Cassandra Clare
Miasto szkła Tom III trylogii „Dary Anioła”
Przełożyła Anna Reszka
Wydawnictwo MAG Warszawa 2010
Tytuł oryginału: City of Glass. The Mortal Instruments – Book Three Copyright ©2009 by Cassandra Clare Copyright for the Polish translation © 2010 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Urszula Okrzeja Korekta: Magdalena Górnicka Ilustracja na okładce: Damian Bajowski Projekt i opracowanie graficzne okładki: Irek K Konior Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń ISBN 978-83-7480-162-1 Wydanie I Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax (0-22) 813 47 43 e-mail: kurz@mag.com.pl http://www.mag.com.pl Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. (22) 721-30-00 www.olesiejuk.pl Druk i oprawa: drukarnia@dd-w.pl
Mojej matce. „Liczę tylko promienne godziny”.
Podziękowania Wspominając pisanie książki, nie można sobie nie uświadomić, że jest to zbiorowy wysiłek i że całe przedsięwzięcie zatonęłoby jak Titanic, gdyby nie pomoc przyjaciół. Mając to na względzie, dziękuję zespołowi NB i Massachusetts All-Stars. Dzięki dla Elki, Emily i Clio za godziny spiskowania, jak mi pomóc, i Holly Black za godziny cierpliwego czytania wciąż tych samych scen. Libby Bray za dostarczenie bajgli i kanapy do pisania, Robin Wasserman za zabawianie mnie urywkami „Gossip Girl”, Maureen Johnson za wpatrywanie się we mnie groźnym wzrokiem, kiedy próbowałam pracować, Justine Larbalestier i Scottowi Westerfieldowi za zmuszanie mnie do tego, żebym wstała z kanapy i poszła pisać w jakimś innym miejscu. Dziękuję również Ioanie za pomoc w rumuńskim (którego w ogóle nie znam). Jak zawsze dziękuję mojemu agentowi Barry’emu Goldblattowi; mojemu wydawcy Karen Wojtyle; zespołom w Simon&Schuster i Walker Books ukrywającym się za tą serią oraz Sarze Payne za wprowadzanie zmian długo po ostatecznym terminie. Oczywiście mojej rodzinie: matce, ojcu, Jimowi i Kate, klanowi Esonów i oczywiście Joshowi, który nadal uważa, że jest pierwowzorem postaci Simona (i może ma rację).
„Długa i trudna droga wiedzie ku światłości z piekieł”. – John Milton, „Raj utracony”
Część pierwsza Iskry z pożogi „Bo człowiek rodzi się na niedolę, jak iskry z pożogi, aby wysoko wzlatać”. – Księga Hioba 5:7
1 Brama Skończyły się chłody panujące w poprzednim tygodniu; słońce świeciło jasno, kiedy Clary spieszyła przez zakurzone podwórko Luke’a. Na głowę naciągnęła kaptur bluzy, żeby włosy nie chłostały jej po twarzy. Może i się ociepliło, ale wiatr wiejący od East River nadal był przykry. Niósł ze sobą chemiczne odory zmieszane z brooklyńskim zapachem asfaltu, benzyny i palonego cukru z opuszczonej fabryki mieszczącej się w sąsiedztwie. Simon czekał na nią na ganku, rozwalony w fotelu z połamanymi sprężynami. Na kolanach trzymał Nintendo i zawzięcie dźgał ekran rysikiem. – Punkt – pochwalił się, kiedy Clary weszła po schodach. – Wymiatam w Mario Kart. Clary odrzuciła kaptur, strzepnęła włosy z oczu i zaczęła grzebać w plecaku w poszukiwaniu klucza. – Gdzie byłeś? Dzwoniłam do ciebie od rana. Simon wstał i schował mrugające urządzenie do torby. – U Erica. Próba zespołu. 11
Clary przestała majstrować kluczem w zamku – zawsze się zacinał – i spojrzała na przyjaciela, marszcząc brwi. – Próba zespołu? To znaczy, że nadal jesteś... – W zespole? A dlaczego miałbym nie być? – Simon wyciągnął rękę. – Pozwól, że ja spróbuję. Clary stała bez ruchu, podczas gdy Simon z wprawą i odpowiednią siłą przekręcił klucz, otwierając stary, uparty zamek. Gdy przypadkiem musnął ręką jej dłoń, Clary zadrżała; jego skóra była zimna jak powietrze na dworze. Tydzień wcześniej zrezygnowali z chodzenia ze sobą na poważnie, więc nadal czuła się skrępowana w jego obecności. – Dzięki. – Wzięła klucz, nie patrząc na Simona. W salonie było gorąco. Clary powiesiła kurtkę na kołku w przedpokoju i skierowała się do pokoju gościnnego. Zmarszczyła brwi. Na łóżku leżała jej walizka, otwarta jak muszla, wszędzie walały się ubrania i szkicowniki. – Myślałem, że jedziesz do Idrisu tylko na parę dni – powiedział Simon, z lekką konsternacją patrząc na bałagan. – Tak, ale zupełnie nie wiem, co spakować. Nie mam żadnych sukien ani spódnic. A jeśli nie będę mogła tam nosić spodni? – Dlaczego miałabyś nie móc nosić spodni? To inny kraj, a nie inny wiek. – Ale Nocni Łowcy są tacy staroświeccy, a Isabelle zawsze chodzi w sukniach... – Clary westchnęła. – Tak naprawdę to po prostu przenoszę niepokój o mamę na swoją garderobę. Porozmawiajmy o czymś innym. Jak próba? Nadal nie macie nazwy dla zespołu? – Dobrze. – Simon usiadł na biurku. – Rozważamy nowe motto. Coś ironicznego, na przykład: „Widzieliśmy milion twarzy i rozpaliliśmy osiemdziesiąt procent z nich”. 12
– Powiedziałeś Ericowi i reszcie, że... – Że jestem wampirem? Nie. Takich rzeczy nie wyznaje się w pogawędce. – Może, ale przecież oni są twoimi przyjaciółmi. Powinni wiedzieć. Poza tym, na pewno uznają cię za rockowego boga, kogoś takiego jak wampir Lester. – Lestat – poprawił ją Simon. – Wampir Lestat. Tylko że on jest fikcyjną postacią. Tak czy inaczej, jakoś nie widzę, żebyś biegła do swoich przyjaciół i mówiła im, że jesteś Nocnym Łowcą. – Do jakich przyjaciół? Ty jesteś moim przyjacielem. – Rzuciła się na łóżko i zmierzyła go wzrokiem. – A tobie powiedziałam, prawda? – Bo nie miałaś wyboru. – Simon przekrzywił głowę i przyjrzał się jej uważnie. Światło lampki nocnej nadawało jego oczom srebrne zabarwienie. – Będę za tobą tęsknił. – Ja za tobą też – zapewniła Clary, choć skóra aż ją mrowiła od nerwowego oczekiwania, które sprawiało, że trudno było się jej skupić, a umysł śpiewał: „Jadę do Idrisu! Zobaczę rodzinny kraj Nocnych Łowców i Miasto Szkła. Uratuję matkę. I będę z Jace’em”. Oczy Simona zabłysły, jakby usłyszał jej myśli, ale kiedy się odezwał, jego głos był łagodny. – Powtórz mi jeszcze raz, dlaczego musisz jechać do Idrisu? Dlaczego Madeleine i Luke nie mogą bez ciebie załatwić sprawy? – Czar, który wprowadził ją w stan śpiączki, mama dostała od Ragnora Fella. Madeleine twierdzi, że jeśli chcemy go odwrócić, musimy znaleźć czarownika. Niestety, on nie zna Madeleine, tylko moją mamę, ale podobno mi zaufa, bo jestem bardzo do niej podobna. Luke nie może jechać ze mną. 13
Do Idrisu tak, ale bez zgody Clave nie wejdzie do samego Alicante, a na pewno jej nie dostanie. I, proszę, nie poruszaj przy nim tego tematu, bo on naprawdę jest nieszczęśliwy, że nie może ze mną jechać. W ogóle by mnie nie puścił, gdyby wcześniej nie znał Madeleine. – Ale przecież będą tam Lightwoodowie. I Jace. Pomogą ci. Jace obiecał, że ci pomoże, prawda? Nie ma nic przeciwko temu, że przyjeżdżasz? – Jasne, że mi pomoże. I oczywiście nie ma nic przeciwko mojemu przyjazdowi. Wręcz przeciwnie. Dobrze jednak wiedziała, że to kłamstwo. *** Po rozmowie z Madeleine w szpitalu Clary poszła prosto do Instytutu. Jace był pierwszą osobą, nawet przed Lukiem, której powiedziała o sekrecie Jocelyn. A on tylko stał i gapił się na nią, coraz bledszy, jakby nie mówiła o ratowaniu matki, tylko z powolnym okrucieństwem utaczała mu krwi. – Nigdzie nie jedziesz – oświadczył, kiedy skończyła. – Nawet gdybym musiał cię związać i siedzieć na tobie, aż zapomnisz o tym szalonym kaprysie. Clary poczuła się, jakby ją spoliczkował. Myślała, że będzie zadowolony. Biegła przez całą drogę ze szpitala do Instytutu, żeby się podzielić z nim nadzieją, a teraz on stał w holu i łypał na nią groźnym wzrokiem. – Ale ty jedziesz – przypomniała. – Tak, jedziemy, bo musimy. Clave wezwało wszystkich aktywnych członków do Idrisu na walne zgromadzenie. Będzie 14
głosowanie, co robić w związku z Valentine’em, a ponieważ jesteśmy ostatnimi, którzy go widzieli... – Więc dlaczego ja nie mogę jechać z wami? – przerwała mu Clary. Jej bezpośrednie pytanie jeszcze bardziej go rozgniewało. – Bo to nie jest bezpieczniejsze miejsce dla ciebie. – Tak? A tutaj jest? W zeszłym miesiącu omal nie zginęłam kilkanaście razy, choć przez cały czas byłam w Nowym Jorku. – To dlatego, że Valentine’owi zależało na dwóch Darach Anioła, które się tutaj znajdowały – rzucił Jace przez zęby. – Teraz skupi się na Idrisie. Wszyscy wiemy, że... – Niczego nie jesteśmy pewni – powiedział ktoś. Nie zauważyli, że za drzwiami korytarza stoi Maryse Lightwood. Gdy wyszła z cienia, ostre światło podkreśliło na jej twarzy zmarszczki spowodowane wyczerpaniem. Jej mąż Robert Lightwood, zatruty przez jad demona podczas zeszłotygodniowej bitwy, wymagał stałej opieki. Clary potrafiła sobie wyobrazić, jak zmęczona jest Maryse. – Clave chce poznać Clarissę. Przecież wiesz, Jace. – Clave może się wypchać. – Jace! – skarciła go Maryse rodzicielskim tonem. – Uważaj na język. – Clave dużo chce, ale niekoniecznie musi wszystko dostać – poprawił się Jace. Maryse posłała mu spojrzenie wyrażające dezaprobatę. – Clave często ma rację – stwierdziła. – To rozsądne z ich strony, że chcą porozmawiać z Clary po tym wszystkim, co przeszła. Ona może im wiele wyjaśnić. – Ja też mogę im dużo powiedzieć – oświadczył Jace. 15
Pani Lightwood westchnęła i skierowała spojrzenie niebieskich oczu na Clary. – Chcesz jechać do Idrisu? – Tylko na kilka dni, nie będę sprawiać kłopotów – zapewniła Clary, patrząc błagalnie na Maryse, którą Jace piorunował wzrokiem. – Przysięgam. – Nie chodzi o to, że będziesz sprawiać kłopoty. Pytanie brzmi: czy zechcesz spotkać się z Clave? Oni chcą z tobą porozmawiać. Jeśli odmówisz, wątpię, czy dostanę pozwolenie, żeby cię z nami zabrać. – Nie... – zaczął Jace. – Spotkam się z Clave – przerwała mu Clary. Poczuła zimny dreszcz na plecach. Jedyną wysłanniczką Clave, którą do tej pory poznała, była Inkwizytorka, niezbyt przyjemna osoba. Maryse pomasowała skronie. – A zatem ustalone. – Nie mówiła jednak zbyt pewnym tonem. Wydawała się spięta jak za mocno naciągnięta struna. – Jace, odprowadź Clary, a potem przyjdź do mnie do biblioteki. Muszę z tobą porozmawiać. Oddaliła się bez słowa pożegnania. Patrząc za nią, Clary czuła się, jakby została oblana lodowatą wodą. Alec i Isabelle szczerze lubili matkę, Maryse nie była złą osobą, ale z pewnością nie emanowała ciepłem. Jace miał usta zaciśnięte w wąską kreskę. – I zobacz, co narobiłaś. – Muszę jechać do Idrisu, nawet jeśli ty nie rozumiesz po co – oświadczyła Clary. – Muszę to zrobić dla mojej matki. – Maryse za bardzo ufa Clave – stwierdził Jace. – Wierzy, że są doskonali, a ja nie mogę jej uświadomić, że nie są, bo... – Urwał raptownie. 16
– Bo coś takiego powiedziałby Valentine. Spodziewała się wybuchu, ale Jace tylko rzucił: – Nikt nie jest doskonały. – Wcisnął przycisk windy. – Nawet Clave. Clary skrzyżowała ramiona na piersi. – Czy naprawdę dlatego nie chcesz, żebym jechała do Idrisu? Bo nie jest tam bezpiecznie? Przez twarz Jace’a przemknął wyraz zaskoczenia. – O co ci chodzi? Jaki miałbym inny powód? Clary przełknęła ślinę. – Bo... Bo powiedziałeś mi, że już nie żywisz do mnie żadnych uczuć, co było bardzo niezręczne, ponieważ ja nadal je dla ciebie mam. I założę się, że o tym wiesz. – Bo nie chcę, żeby moja siostrzyczka wszędzie za mną łaziła? – Oprócz ostrej, lekko drwiącej nuty w jego głosie było coś jeszcze. Winda zatrzymała się ze zgrzytem. Clary rozsunęła drzwi, weszła do środka i odwróciła się do Jace’a. – Nie jadę do Idrisu dlatego, że ty tam będziesz. Chcę pomóc matce. Naszej matce. Muszę jej pomóc. Nie rozumiesz? Jeśli tego nie zrobię, ona może nigdy się nie obudzić. Mógłbyś przynajmniej udawać, że choć trochę cię to obchodzi. Jace położył dłonie na jej ramionach. Kiedy palcami musnął szyję przy kołnierzyku, Clary przeszedł dreszcz. Mimo woli zauważyła, że Jace ma pod oczami cienie i zapadnięte policzki. Czarny sweter podkreślał posiniaczoną skórę. I ciemne rzęsy. Jace był studium kontrastów, postacią namalowaną różnymi odcieniami czerni, bieli i szarości, z plamkami złota w oczach, jedynymi kolorowymi akcentami... 17
– Pozwól, że ja to zrobię. – Jego głos był cichy, ton naglący. – Ja jej pomogę. Powiedz mi, gdzie mam jechać, kogo zapytać. Zdobędę to, czego potrzebujesz. – Madeleine uprzedziła, że tylko ja mogę pojechać do tego czarownika. On będzie oczekiwał córki Jocelyn, a nie jej syna. Jace mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach. – Więc powiedz jej, że nastąpiła zmiana planów. Ja pojadę, nie ty. Nie ty. – Jace... W tym momencie winda szarpnęła i ze zgrzytaniem powiozła ją w dół, w mroczną ciszę katedry. *** – Ziemia do Clary. – Simon pomachał rękami. – Śpisz? – Przepraszam. – Usiadła prosto, potrząsając głową. Wtedy po raz ostatni widziała Jace’a. Później nie odbierał telefonu, więc ułożyła plan, żeby pojechać do Idrisu z Lightwoodami, wykorzystując Aleca jako niechętnego i zakłopotanego pośrednika. Biednego Aleca, który zawsze starał się zrobić to co najwłaściwsze, rozdarty między Jace’em a matką. – Mówiłeś coś? – Tylko to, że chyba wrócił Luke – odparł Simon i zeskoczył z biurka, kiedy otworzyły się drzwi sypialni. – Oto i on. – Cześć, Simon. – Luke mówił spokojnym, może trochę zmęczonym głosem. Miał na sobie zniszczoną dżinsową kurtkę i stare sztruksy wetknięte w buty, które wyglądały, jakby ich najlepsze czasy minęły dziesięć lat temu. Okulary zsunął na kasztanowe włosy – Clary 18
wydawało się, że z każdym dniem dostrzega w nich coraz więcej siwych pasemek. Pod pachą trzymał kwadratowy pakunek przewiązany zieloną wstążką. – Coś na podróż. – Nie musiałeś! – zaprotestowała Clary. – Już tyle dla mnie zrobiłeś... Myślała o ubraniach, które kupił, kiedy wszystkie jej rzeczy uległy zniszczeniu. Podarował jej nowy telefon i przybory malarskie, bez proszenia. Prawie wszystko, co miała, było prezentem od Luke’a. I nawet nie okazujesz niezadowolenia, że jadę. Ta ostatnia myśl zawisła między nimi niewypowiedziana. – Wiem. Ale zobaczyłem to i pomyślałem o tobie. – Wręczył jej pudełko. Rzecz znajdująca się w środku była zawinięta w kilka warstw bibułki. Clary rozerwała je i namacała coś miękkiego, jak kocie futerko. Gwałtownie wciągnęła powietrze na widok zielonego aksamitnego płaszcza, staromodnego, ze złotą jedwabną podszewką, mosiężnymi guzikami i dużym kapturem. Położyła go sobie na kolanach i z zachwytem pogładziła miękką tkaninę. – Podobny do tego, który nosi Isabelle! – wykrzyknęła. – Zupełnie jak płaszcz podróżny Nocnych Łowców. – Właśnie – potwierdził Luke. – W Idrisie będziesz ubrana tak jak oni. Clary podniosła na niego wzrok. – Chcesz, żebym wyglądała jak oni? – Przecież jesteś jedną z nich. – Uśmiech Luke’a był zabarwiony smutkiem. – Poza tym wiesz, jak oni traktują obcych. Skoro możesz się dostosować... 19
Simon wydał dziwny dźwięk. Clary zerknęła na niego zawstydzona. Niemal zapomniała o jego obecności. Przyjaciel ostentacyjnie spojrzał na zegarek. – Powinienem już iść. – Przecież dopiero przyszedłeś! – zaprotestowała Clary. – Myślałam, że gdzieś razem wyjdziemy, obejrzymy film albo... – Musisz się spakować. – Simon posłał jej uśmiech promienny jak słońce po deszczu. – Przyjdę później, żeby się z tobą pożegnać. – Och, daj spokój. Zostań... – Nie mogę. – Ton Simona był stanowczy. – Umówiłem się z Maią. – Aha – mruknęła Clary. – Świetnie. Maia była miła. Bystra. I ładna. Była również wilkołakiem. Wilkołakiem zakochanym w Simonie. I może dobrze. Jego nowa przyjaciółka powinna być Podziemną. Ostatecznie on również teraz należał do Świata Cieni. Właściwie w ogóle nie powinien spędzać czasu z Nocnymi Łowcami. – Chyba rzeczywiście lepiej, żebyś już poszedł. – Chyba tak. – Ciemne oczy Simona pozostały nieprzeniknione. To było coś nowego. Wcześniej zawsze potrafiła w nich czytać. Ciekawe, czy to skutek uboczny wampiryzmu, czy coś zupełnie innego. – Do widzenia. Nachylił się, jakby chciał pocałować ją w policzek, ale tylko odgarnął jej włosy do tyłu i zaraz cofnął się z niepewną miną. Clary zmarszczyła brwi zaskoczona, ale Simon odwrócił się i ruszył do wyjścia, mijając Luke’a. Po chwili trzasnęły drzwi frontowe. – Dziwnie się zachowuje – stwierdziła Clary, tuląc do siebie aksamitny płaszcz. – Twoim zdaniem to dlatego, że jest wampirem? 20
– Raczej nie. – Luke wyglądał na lekko rozbawionego. – Gdy stajesz się Podziemnym, nie zmienia się twój sposób odczuwania. Daj mu trochę czasu. Niedawno z nim zerwałaś. – Nie. To on zerwał ze mną. – Bo go nie kochasz. Uważam, że dobrze sobie radzi w tej sytuacji. Wielu nastolatków boczyłoby się albo krążyło pod twoim oknem z radiem tranzystorowym. – Teraz nikt nie ma radia tranzystorowego. To było w latach osiemdziesiątych. – Clary wstała z łóżka i włożyła płaszcz. Zapięła go pod szyję, rozkoszując się gładkością aksamitu. – Po prostu chciałabym, żeby Simon znowu był normalny. – Spojrzała na siebie w lustrze. Mile zaskoczona stwierdziła, że zieleń podkreśla rudą barwę jej włosów i dodaje blasku oczom. Odwróciła się do Luke’a. – I co sądzisz? Oparty o framugę drzwi, z rękami w kieszeniach, popatrzył na nią uważnie i po jego twarzy przemknął cień. – Twoja matka miała taki sam płaszcz, kiedy była w twoim wieku – powiedział. Clary ścisnęła mankiety płaszcza, wbijając palce w miękką tkaninę. Wzmianka o matce w połączeniu ze smutkiem na twarzy Luke’a, sprawiła, że omal się nie rozpłakała. – Odwiedzimy ją dzisiaj, dobrze? – zapytała. – Chcę się z nią pożegnać przed wyjazdem i powiedzieć... co zamierzam zrobić. I że wyzdrowieje. Luke pokiwał głową. – Dobrze. Clary? – Co? – Bała się na niego spojrzeć, ale ku swojej uldze stwierdziła, że smutek zniknął z jego oczu. – Normalność wcale nie jest taka dobra, jak się wydaje – rzucił z uśmiechem Luke. 21