
4 minute read
Uściski od Paddingtona
by SIW Znak
przełożyła Aleksandra Kamińska ilustracje Peggy Fortnum i R.W. Alley
Kraków 2023
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, dzisiaj, kiedy porozumiewamy się głównie za pomocą poczty elektronicznej, przywiązanie Paddingtona do tradycyjnej korespondencji jest czymś wyjątkowym.
Oby ta forma komunikacji przetrwała jak najdłużej – nie ma bowiem na świecie milszej niespodzianki niż odręcznie napisany list.
Pisanie na klawiaturze sprawia pewne trudności
Paddingtonowi, który jest przecież niedźwiedziem.
Każde dotknięcie łapą oznacza uderzenie kilku liter naraz, co do niczego sensownego nie prowadzi. Jedynym rozwiązaniem jest naciskanie klawiszy pojedynczo przy użyciu ołówka, ale jakie to męczące!
Niemal wszystkie napisane przez siebie listy Paddington adresował do swojej cioci Lucy, mieszkanki domu dla emerytowanych niedźwiedzi w Peru.
Na szczęście ta starsza dama okazała się na tyle mądra, że zachowała je wszystkie dla potomności. Trafnie bowiem odgadła, że z czasem okażą się bezcenne.
Jeśli to Wasze pierwsze spotkanie z Paddingtonem, znajdziecie tu wiele nowych, zabawnych historii. Jeśli natomiast znacie już opisywane wydarzenia z poprzednich książek, nie martwcie się – i tak wiele rzeczy może was rozśmieszyć, bo zapoznacie się tu z relacją samego Paddingtona, która niekiedy znacznie się różni od spostrzeżeń innych postaci.
Podsumowując, ta książeczka powinna sprawić przyjemność wszystkim miłośnikom ciekawej lektury.
Z pozdrowieniami
Michael Bond
Przedmowa
Pewnej nocy wiele miesięcy temu liniowiec Karenia wypłynął z portu w peruwiańskiej Limie i wyruszył w długi rejs z Ameryki Południowej do Europy.
Nie było w tym nic szczególnego: Karenia regularnie przemierzała tę trasę, przewożąc na pokładzie wielu pasażerów oraz liczną załogę, czuwającą nad komfortem podróżnych.
Tym razem jednak, w całkowitej tajemnicy przed kapitanem, na okręt wślizgnął się pasażer na gapę. Na pokład przemyciła go ciocia, która ukryła go pod plandeką na jednej z łodzi ratunkowych.
– Obiecaj mi, że będziesz pisał! – poprosiła na pożegnanie, gdy syrena okrętowa dała sygnał do rozpoczęcia podróży. Jej głośne trąbienie odbiło się echem w całej zatoce.
– Napiszę, gdy tylko nadarzy się okazja – przyrzekł młody niedźwiadek.
– Spakowałam ci do walizki marmoladę na podróż – dorzuciła ciocia. – I przekupiłam jednego z członków załogi, by regularnie zaopatrywał cię w świeżą wodę.
Mówiąc te słowa, zawiesiła niedźwiadkowi na szyi jakiś kartonik.
– Zrobiłam podwójny supeł – oznajmiła – więc nie powinien się rozplątać. Ta tabliczka może ci się bardzo przydać, więc dobrze jej pilnuj.
– Dziękuję, ciociu Lucy – odpowiedział niedźwiadek i grzecznie uchylił kapelusza. – To bardzo miłe z twojej strony.
Prawdę mówiąc, wolałby dostać kakao, jednak był stanowczo zbyt uprzejmy, by głośno poruszyć ten temat.
I tak zresztą nie było na to czasu, gdyż odstęp między burtą Karenii a przystanią zaczął się już powiększać. Starsza niedźwiedzica ledwo zdążyła zeskoczyć z pokładu i opuścić się po linie na brzeg.
Cudem uniknęła kąpieli w zatoce. Zanim zdołała odzyskać równowagę i stanąć bezpiecznie na nogi, od łodzi ratunkowej oddzieliła ją ściana mroku.
Otarła łzę i ostatni raz w gęstej ciemności pomachała na pożegnanie.
– Mam nadzieję, że postąpiłam słusznie – westchnęła po powrocie do domu dla emerytowanych niedźwiedzi. – Czuję się, jakbym straciła cząstkę siebie.
Oczywiście, że dobrze zrobiłaś – pocieszyła ją najstarsza pensjonariuszka. Na chwilę przerwała robienie na drutach i zakołysała się w bujanym fotelu, żeby nadać sobie więcej powagi. – Nasz dom to nie miejsce dla niedźwiadka w wiośnie życia. Młodzi powinni wyruszać w świat, szukać przygód. Niebawem o nim usłyszymy, wspomnisz moje słowa.
Żałuję, że nie spakowałam mu nic do czytania. –
Ciocia Lucy martwiła się dalej.
To raczej tobie potrzebna będzie książka dla rozrywki, dopóki Karenia nie dotrze do celu – rzucił inny lokator.
– Najtrudniej jest zawsze tym, którzy zostają na miejscu…
Najstarsza niedźwiedzica miała rację. Ciocia Lucy szybko straciła rachubę, ile podkładek z ra i uplotła, oczekując na wieści. Na szczęście trwał akurat sezon turystyczny i wszystkie jej dzieła natychmiast sprzedawały się na stoisku przed budynkiem.
Wreszcie pewnego dnia listonosz wręczył jej kopertę opatrzoną mnóstwem niebieskich naklejek i obco wyglądających znaczków. Widniał na niej adres: „Ciocia Lucy, dom dla emerytowanych niedźwiedzi, Lima”.
Zgodnie z życzeniem wszystkich niedźwiedzica odłożyła na bok podkładkę, którą właśnie wyplatała, i odczytała list na głos.
– „Kochana Ciociu Lucy… – zaczęła i urwała na moment, bo kolejne słowo zostało z jakiegoś powodu skreślone. – Krysię Kreślę te słowa, ażeby Cię powiadomić, iż dotarłem do Anglii i mam już nawet nowy adres!
Zatrzymałem się w domu przy Windsor Gardens pod numerem 32, który zupełnie nie przypomina domu dla emerytowanych niedźwiedzi. Wyobraź sobie, że to bardzo blisko Portobello Road, o której często mi opowiadałaś, kiedy mówiłaś, że powinienem odwiedzić Londyn.

Zaprosiła mnie do siebie na parę dni bardzo miła rodzina Brownów. Mam nadzieję, że moja gościna u nich trochę się przedłuży, ponieważ bardzo mi się tutaj podoba. Mam nawet własne łóżko! Staram się więc być bardzo grzeczny, choć nie zawsze mi się to udaje; na przykład niechcący zalałem łazienkę i dość dużo wody przeciekło przez podłogę piętro niżej. To dlatego, że jestem przyzwyczajony do kąpieli w kałuży po deszczu i nigdy wcześniej nie korzystałem z wanny.
Szczęście w nieszczęściu, że woda zaczęła kapać na głowy dzieci państwa Brownów, Jonatana i Judyty, którzy prędko przybiegli mi na pomoc.
Można się było tego spodziewać. Zresztą już od początku ostrzegałem Judytę: «Należę do niedźwiedzi, którym często przytra ają się różne rzeczy».
Prawdę mówiąc, to Judyta przepisuje teraz ten list na komputerze pana Browna, bo zauważyła, że mam pewne problemy z ortogra ą. Zresztą mnie bardzo trudno jest pisać na klawiaturze, ponieważ łapą zawsze naciska się kilka klawiszy naraz. Oto co się dzieje, kiedy próbuję wcisnąć «i»: jiiolk!”.
Ciocia Lucy podniosła list, żeby pozostałe niedźwiedzie mogły go zobaczyć. – „Ewentualnie mogę próbować wciskać klawisze pojedynczo za pomocą ołówka – czytała dalej – ale to zabiera mnóstwo czasu.
Napisałem do Ciebie wiele listów podczas podróży w szalupie. Męczyłem się z nimi nawet jeszcze dłużej, bo zamiast atramentu używałem marmolady, przez co litery nie były zbyt czytelne. Zamykałem listy w pustych słoikach po marmoladzie, które mocno zakręcałem i wyrzucałem do morza. Pewnie któregoś dnia fale wyrzucą je na brzeg, ale jeśli tak się nie stanie, za wiele nie straciłaś.
Nie miałem pomysłu, co napisać, i w końcu zdecydowałem się tylko na: «Mam nadzieję, że ten list zastanie Cię w lepszej formie niż ta, w której sam byłem, kiedy go pisałem». Na morzu nie ma żadnych znaków drogowych, więc nie mogłem nawet zaznaczyć, gdzie jestem, i dlatego nie były to najciekawsze epistoły.
Jonatan obiecał mi, że wyśle ten list POCZTĄ
LOTNICZĄ, więc powinnaś go otrzymać już niebawem.
Jutro napiszę znowu, bo mam dla Ciebie niespodziankę. Uściski od PADDINGTONA”.
Ciocia Lucy miała problem z przeczytaniem ostatniego słowa.
Nie mam pojęcia, co to może oznaczać – oznajmiła – ale tu jest jeszcze jakiś dopisek.
„Dzień dobry, Ciociu Lucy – odczytała. – Przesyłam pozdrowienia dla wszystkich mieszkańców domu dla emerytowanych niedźwiedzi. Wiele o Was słyszeliśmy. Nie martwcie się, zajmiemy się nim, a fachowiec już się zabrał do naprawiania su tu. Judyta”.
Gdy ciocia Lucy skończyła czytać, pozostałe niedźwiedzie zaczęły bić brawo.
Odgłos ich aplauzu przypominał łagodne pluskanie fal w zatoce, bo miękkie, futrzaste łapy średnio nadają się do klaskania.
„Gdyby tylko mój mały krewniak mógł to usłyszeć!” – pomyślała ciocia Lucy. – „Ależ by się ucieszył! Muszę mu zaraz wysłać pocztówkę”.