MARK GALEOTTI
WOJNY PUTINA
Czeczenia, Gruzja, Syria, Ukraina
Przekład
PAWEŁ CICHAWA
Znak HORYZONT
HORYZONT
Kraków 2025
Kraków 2024
Tytuł oryginału
Putin’s Wars. From Chechnya to Ukraine
© Mark Galeotti, 2022
This translation of Putin’s Wars: From Chechnya to Ukraine is published by Znak Horyzont by arrangement with Osprey Publishing, part of Bloomsbury Publishing Plc., and BookLab Literary Agency.
Projekt okładki
Marcin Słociński
Ilustracja na okładce © Handout / Handout / Getty Images
Opieka redakcyjna
Karolina Pawlik
Bartłomiej Nawrocki
Opieka promocyjna
Maciej Pietrzyk
Adiustacja Monika Buława / Wydawnictwo JAK
Korekta
Barbara Gąsiorowska / Wydawnictwo JAK
Indeks
Barbara Gąsiorowska / Wydawnictwo JAK
Łamanie
Andrzej Choczewski / Wydawnictwo JAK
Copyright © for the translation by Paweł Cichawa Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025
ISBN 978-83-240-9036-5
Znak Horyzont www.znakhoryzont.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2025. Printed in EU
Spis treści
Od autora 9
Wykaz skrótów 11
Spis postaci 15
Kalendarium wydarzeń 19
Rozdział 1. Wprowadzenie 25
Część I. Przed Putinem
Rozdział 2. Narodziny z chaosu 37
Rozdział 3. Armia w kryzysie 49
Rozdział 4. Pierwsza wojna czeczeńska 61
Rozdział 5. Wojny o wpływy Rosji 77
Część II. Wchodzi Putin
Rozdział 6. Priorytety Putina 91
Rozdział 7. Druga wojna czeczeńska 103
Rozdział 8. Inicjator Iwanow 117
Rozdział 9. Reformator Sierdiukow 129
Rozdział 10. Gruzja, 2008: ruch Tbilisi 137
Rozdział 11. Gruzja, 2008: kontra Moskwy 149
Rozdział 12. Nowe spojrzenie na armię 161
Część III. Nowa zimna wojna
Rozdział 13. Renowator Szojgu 175
Rozdział 14. Krym, 2014 rok 189
Rozdział 15. Donbas, 2014 – nadal 205
Rozdział 16. Wnioski z wojny o Donbas 219
Rozdział 17. Syria, 2015 – nadal: niespodziewana interwencja 231
Rozdział 18. Syria, 2015 – nadal: wnioski z kampanii 247
Część IV. Przezbrajanie Rosji
Rozdział 19. Cud za ruble 263
Rozdział 20. „Armija Rossii” 277
Rozdział 21. Niebo należy do Rosji! 293
Rozdział 22. Morska rywalizacja 307
Rozdział 23. Projekcja siły: niebieskie i czarne berety 319
Rozdział 24. Specnaz 333
Rozdział 25. Nuklearne zabezpieczenie 345
Część V. Przyszłość
Rozdział 26. Wojna polityczna 361
Rozdział 27. Wojna nowej generacji 373
Rozdział 28. Wyzwania przyszłości 383
Rozdział 29. Ukraina, 2022: ostatnia wojna Putina? 399
Rozdział 30. Wnioski: eurazjatycka Sparta? 413
Przypisy 427
Wybrana bibliografia anglojęzyczna 435
Źródła ilustracji 437
Indeks nazwisk 439
ROZDZIAŁ 1
Wprowadzenie
Coroczna Parada Zwycięstwa na placu Czerwonym wiele mówi nam o tym, jak Kreml oraz naród rosyjski postrzegają wojnę i wojsko. Chociaż nie brak miejsca na powagę i refleksję upamiętniającą około dwudziestu siedmiu milionów obywateli ZSRR (w tym czternastu milionów Rosjan) poległych podczas II wojny światowej, którą w Rosji nazywa się wielką wojną ojczyźnianą, jest ona radosną celebracją zwycięstwa i siły militarnej. Tradycyjne Ura! wykrzyczane przez tysiące żołnierzy ustawionych w równe szeregi, najnowszy sprzęt wojskowy turkocący na bruku, Sztandar Zwycięstwa (a przynajmniej wierna kopia czerwonego sztandaru zawieszonego w Berlinie przez żołnierzy 150 Dywizji Strzeleckiej) niesiony na placu
Czerwonym przez poczet sztandarowy kompanii honorowej Prezydenckiego Pułku Służby Komendanta Kremla Moskiewskiego, maszerujący krokiem defiladowym przy dźwiękach Świętej wojny:
Wstawaj, strana ogromnaja, Wstawaj na smiertnyj boj
S faszystskoj siłoj tiomnoju, S proklatoju ordoj.
Tłumy uczestników obserwują z trybun zagraniczni dygnitarze i ambasadorowie – od sojuszników z czasów wojny po współczesnych poputczików. Jednakże nie otrzymują oni zaproszenia po to,
żeby uczestniczyć w defiladzie, lecz po to, żeby być jej świadkami, ponieważ przez większą część ostatnich dwóch dekad jest to show Władimira Putina. On sam ukończył tylko studium wojskowe na uniwersytecie, a po studiach został zwolniony ze służby jako funkcjonariusz radzieckich służb specjalnych i wywiadu (KGB), mimo to jednak zrobił wszystko, żeby się kojarzyć z wojenną chwałą swojego kraju. Zdjęcia Putina w kokpicie myśliwca albo z nowym pistoletem w ręku, albo za sterami czołgu zdążyły już spowszednieć (i zostać wykorzystane w wielu żenująco pochlebczych kalendarzach). Także przewodniczenie obchodom Dnia Pobiedy daje wyjątkową okazję, żeby się skojarzyć nie tylko ze zwycięstwem, ale przede wszystkim z sukcesami Rosji.
Wielka wojna ojczyźniana toczyła się w latach 1941–1945, począwszy od hitlerowskiej inwazji na Związek Radziecki, nie od napaści na Polskę w 1939 roku (w końcu Stalin w tym czasie uszczknął dla siebie kawałek terytorium tego odwiecznego wroga) ani nawet nie od zajęcia Francji. Jej zakończenie obchodzi się 9, nie zaś jak w większości krajów 8 maja. Nie jest to, jak niektórzy uważają, perfidna demonstracja niezależności, lecz skutek różnicy czasu: zanim ustalono brzmienie traktatu pokojowego, w Moskwie zaczął się nowy dzień.
Ale w Dniu Zwycięstwa jest też coś szczególnego, to mianowicie, że dla ludzi wciąż pozostaje on autentycznie narodowym świętem. Niemal zawsze dopisuje pogoda (dzięki lotnictwu, które eliminuje chmury, odpowiednio wcześnie rozpylając suchy lód, żeby wywołać deszcz przed paradą), a z rozkręconych na pełny regulator głośników w całym mieście słychać pieśni patriotyczne. Pary spacerują po ulicach w takich samych furażerkach, charakterystycznym nakryciu głowy żołnierzy Armii Czerwonej, a dzieci wręczają kwiaty weteranom, których piersi połyskują brzęczącymi medalami. Oczywiście Kreml bardzo się stara, żeby zachęcać ludzi do tych nostalgicznych przejawów patriotyzmu, choćby wywieszając olbrzymie banery sławiące dawnych generałów czy też poprzez przejęcie i umacnianie ruchu społecznego „Nieśmiertelny pułk”, organizującego marsze, których uczestnicy niosą czarno-białe zdjęcia poległych członków rodziny. Nie jest to jednak tylko pusty, nakazany przez państwo
rytuał. Do lusterek wstecznych swoich aut kierowcy przywiązują czarno-pomarańczowe wstążki, symbol militarnego sukcesu Rosji, nie na polecenie Putina, lecz dlatego, że sami chcą. To samo odnosi się do militarystycznych i patriotycznych T-shirtów dostępnych w kioskach na terenie całego miasta. Jeśli ktoś chce sięgnąć po towar z górnej półki, to może je kupić w koszmarnie drogich sklepach wojskowych, takich jak ten otwarty naprzeciwko dawnej ambasady amerykańskiej przy bulwarze Nowińskim, co moim zdaniem stanowi wyrafinowany trolling detaliczny. (Moja ulubiona koszulka na piersi ma ministra spraw zagranicznych, a na plecach ministra obrony, których podpisano, odpowiednio: „Jeśli nie chcesz rozmawiać z Ławrowem… To będziesz mieć do czynienia z Szojgu”). Właśnie ten sposób, w jaki cyniczna propaganda władzy i autentyczny entuzjazm obywateli zbiegają się w wypadku armii oraz toczonych przez nią wojen, jest znamienny dla Rosji i najbardziej rzuca się w oczy, a czasem wręcz zatrważa.
Igrzyska wojskowe
Jak wielu mężczyzn wciąż mam w sobie coś z dziewięciolatka, który cieszy się na widok uzbrojonych żołnierzy maszerujących krokiem defiladowym albo pożera wzrokiem sunące z dudnieniem i szczękiem olbrzymie bryły kanciastego metalu, bo tak mniej więcej wyglądają współczesne machiny wojenne. Reagujemy w ten sposób zapewne dlatego, że ani na jedno, ani na drugie nie musieliśmy nigdy patrzeć w czasie wojny. Chyba najlepszym sposobem, żeby wszystkiemu się przyjrzeć jeszcze przed paradą, jest zdobyć miejsce gdzieś przy Twerskiej, jednej z głównych, promieniście rozchodzących się ulic Moskwy, podczas riepieticyi, czyli którejś z prób przeprowadzanych w tygodniu poprzedzającym Dzień Zwycięstwa. Nowiutki czołg T-14 Armata z bezzałogową wieżą; najeżony wyrzutniami pocisków i lufami działek automatycznych BMPT Terminator, ciężki bojowy wóz wsparcia czołgów; masywna, przeznaczona do transportu żołnierzy ciężarówka pancerna Tajfun w bladoszarych barwach Gwardii Narodowej. Sprzęt jest naprawdę różnorodny – podobnie jak tłum gapiów, który go obserwuje. Młode kobiety w eleganckich strojach
pstrykają selfie przy samobieżnych działach, po czym udają się do nocnych lokali na zabawę. Emeryci oparci o metalowe barierki, które wzdłuż ulicy rozstawiła policja, cierpliwie obserwują, jak BMP-2 ustawiają się w szyku. Dziesięcioletnie dziewczynki w różowych kurtkach zbiegają się tak samo chętnie jak chłopcy w ich wieku, żeby obejrzeć sprzęt wojskowy. Rozrywka dla całych rodzin?
Jak bliskie sercu Rosjanek i Rosjan są wojna oraz wojskowi, mogłem też się przekonać, gdy dzięki transmisji kanału HBO Sports, a jakże, obserwowałem finały biathlonu czołgów podczas Międzynarodowych Igrzysk Wojskowych w 2018 roku. Ta swoista olimpiada wojskowa, zapoczątkowana przez Rosję w 2015 roku, rozrosła się, aż objęła ponad trzydzieści krajów uczestniczących w ponad trzydziestu dyscyplinach lądowych i morskich, od pilotażu dronów po tresurę psów. Napisałem wtedy, że „udane połączenie sportowych emocji, sztuki wojennej, soft power i widowiska pozwoliło Rosji stworzyć wysokooktanową formę rozrywki dla mas”1. Na przykład do finałów biathlonu zakwalifikowały się załogi z Rosji, Chin, Białorusi i Kazachstanu, które w czołgach T-72B3 (z wyjątkiem Chińczyków, bo ci przywieźli własne maszyny Typ 96 o porównywalnych parametrach) ścigały się na placu, forsując po drodze przeszkody wodne i strzelając do celu ze 125-milimetrowych dział. Podekscytowany komentator na żywo relacjonował ich wyczyny, a publiczność mogła je śledzić w zbliżeniu na wielkich telebimach ustawionych przed trybunami. Rosyjski czołg był nawet oklejony logo fabryki Urałwagonzawod, w której powstał – zupełnie jak podczas sponsorowanych wyścigów samochodowych.
Z punktu widzenia państwa to okazja do zademonstrowania miękkiej siły militarnej poprzez zgromadzenie byłych i przyszłych sojuszników, od Indii po Izrael, ale też coś w rodzaju salonu wystawowego przed negocjowaniem poważnych kontraktów zbrojeniowych. No i wielka promocja armii w bezpośrednim kontakcie z publiką. Z dala od ogłuszającego ryku silników czołgowych poligon w Ałabinie na czas igrzysk zamienia się w wojskowy park tematyczny. Nie chodzi tylko o to, że można się wspiąć na czołg i obejrzeć wystawy. Dzieci stoją w kolejce, żeby postrzelać z karabinka AK-74, co ich dumni rodzice uwiecznią na zdjęciach, które wyślą do dziadka.
Na stoiskach firmy Wojentorg można kupić pamiątki, a później całe rodziny udają się do stołówek urządzonych w wielkich szarozielonych namiotach. Z całą pewnością to jedna z nielicznych okazji, gdy ktoś płaci duże pieniądze za przywilej pałaszowania wojskowej kaszy gryczanej z mięsem.
Rosja i wojna
Każdy kraj został w mniejszym lub większym stopniu ukształtowany przez wojny – nie tylko gdy je toczył, lecz także dzięki tworzeniu systemu zbierania podatków, którymi je finansował – ale Rosji dotyczy to w szczególności jako kraju bez naturalnych granic, położonego na styku Europy i Azji. Już początki tego, co miało później stać się Rosją, wiązały się z najazdem Waregów, skandynawskich wikingów, którzy napłynęli w IX wieku. Później tamtejsze ludy były celem każdego, kto budował potęgę militarną w kolejnych stuleciach: Mongołów w XIII wieku, a po nich Krzyżaków, Polaków i Szwedów w – odpowiednio – XIII, XVII i XVIII wieku, Napoleona w XIX wieku oraz Hitlera w XX. Ale Rosjanie nie tylko się bronili. Granice ich państwa w jego różnych wcieleniach – Wielkie
Księstwo Moskiewskie, Imperium Rosyjskie, Związek Radziecki i obecna Federacja Rosyjska – były w znacznym stopniu poszerzane poprzez wojny, efekty chwiejnej równowagi między potencjałem Rosji i jej dążeniem do ekspansji a siłą i wolą jej sąsiadów, żeby stawiać opór.
Wojny ukształtowały też mity Rosji, jej opowieści o samej sobie.
Gdy wielki książę moskiewski Dymitr pokonał tatarsko-mongolską Złotą Ordę w bitwie na Kulikowym Polu w 1380 roku, wsławił się jako dowódca, ale z całą pewnością nie dokonał tak wielkiego przełomu, jaki później mu przypisywano, bo przecież dwa lata później armia Złotej Ordy zdobyła Moskwę, splądrowała miasto i zmusiła Dymitra do odnowienia hołdu lennego wobec chanów. Musiał upłynąć kolejny wiek, zanim Rosjanie uwolnili się od tak zwanego mongolskiego jarzma, a mimo to Dymitrowi udało się przedstawić bitwę jako swój wielki triumf. Został on potem zmitologizowany na dowód fundamentalnej prawdy, którą wieleset lat później miał
zrozumieć Władimir Putin: gdy Rosjanie są podzieleni, padają ofiarą obcych, gdy jednak się zjednoczą, stają się niepokonani 2 . Sukces pospolitego ruszenia*, które wyparło oddziały zbrojne Rzeczypospolitej Obojga Narodów w 1612 roku, przywłaszczyła sobie nowa dynastia Romanowów do poprawienia swojego wizerunku patriotycznego (wcześniej wszak nie stronili od kolaboracji z najeźdźcami). Porażka Francuzów w wojnie 1812 roku – którą
Rosjanie znają jako „ojczyźnianą”, nie „napoleońską” – nie tylko była studium przypadku znaczenia głębokiej defensywy, ale też stała się wymówką, żeby unikać reform wewnętrznych przez kolejne pięćdziesiąt lat 3 . Porażka na Krymie wymusiła na rządzących zapoczątkowanie reform 4, później jednak kolejna klęska w wojnie rosyjsko-japońskiej 1904–1905 zachwiała posadami caratu5, urosła bowiem do rangi symbolu niemocy państwa wynikającej z zacofania i niekompetencji. Katastrofa, która stała się udziałem Rosji po I wojnie światowej, zmiotła w końcu dynastię utrzymującą się u władzy przez trzy stulecia. Z kolei heroiczna wytrzymałość i późniejsze zwycięstwo podczas wielkiej wojny ojczyźnianej umocniły status Związku Radzieckiego jako supermocarstwa, a także przydały brutalnemu, policyjnemu państwu stalinowskiemu legalności, której wcześniej nie potrafiło zdobyć.
Po osiągnięciu takiego pułapu można było tylko spadać i dziś z perspektywy czasu widzimy, że taką właśnie trajektorię przyjął Związek Radziecki. Oczywiście miał on dość siły, żeby stłamsić pokojowe protesty na obszarze swojego nowego imperium: w Niemieckiej Republice Demokratycznej w 1953 roku, na Węgrzech w 1956 roku i w Czechosłowacji w 1968 roku. Chociaż jednak Armia Czerwona siała postrach w bezpośredniej konfrontacji na terenie zimnowojennej Europy, do 1979 roku nie toczyła żadnych wojen, jeśli nie liczyć konfliktu granicznego z Chinami w 1969 roku, który trwał niespełna siedem miesięcy i angażował właściwie tylko wojska ochrony pogranicza. Ale w 1979 roku Związek Radziecki, choć znajdował się już wówczas w stanie rozkładu, który miał się okazać terminalny,
* Ros. narodnoje opołczenije (przyp. tłum.).
postanowił pójść w ślady Aleksandra Wielkiego oraz Imperium Brytyjskiego (przyznajmy jednak, że dla imperialnych potęg, jak miały później udowodnić Stany Zjednoczone, to pokusa tyleż nieodparta, co nieroztropna). Podręcznikowa operacja komandosów mająca na celu zajęcie Kabulu i obalenie nieobliczalnego dyktatora Hafizullaha Amina 6 okazała się początkiem bolesnej i trudnej wojny. Związek Radziecki nigdy nie przegrał w niej na polu bitwy, lecz też nie potrafił pokonać rebeliantów 7. Dziesięć lat później nowy radziecki przywódca Michaił Gorbaczow przyznał się do porażki i pozwolił żołnierzom wrócić do domu.
Porażka w wojnie afgańskiej – wojnie o raczej ograniczonym zasięgu, choć niewątpliwie brutalnej, która przez dziesięć lat kosztowała Związek Radziecki około 15 tysięcy ofiar, czyli mniej, niż zginęło w wypadkach drogowych na terenie całego kraju* – nie była przyczyną rozpadu państwa, ale mogłaby posłużyć za metaforyczną ilustrację powodów, które do tego rozpadu doprowadziły. Kraj z gospodarką pozostającą coraz dalej w tyle za Zachodem; rządzony przez starców coraz mniej zorientowanych w tym, co się działo na terenie ich kraju, a co dopiero za jego granicami; nękany korupcją, cynizmem, alkoholizmem i apatią. Pamiętam rozmowę z ukraińskim afgańcem, czyli weteranem tej wojny, który wrócił do kraju niespełna rok wcześniej. Opowiadał mi o oficerach, którzy kazali najeżdżać na afgańskie wioski tylko dlatego, żeby zdobyć łupy, o żołnierzach sprzedających swoją broń za haszysz, oficerach politycznych, którzy za dnia pouczali o konieczności wspierania prawowitej władzy w walce z najemnikami finansowanymi przez Stany Zjednoczone, a nocami pili i przeklinali przywódców państwa tak samo gorzko jak reszta wojska. Później, gdy afgańców odesłano do domów, mój rozmówca wrócił do kolejek po żywność, pustych obietnic nowego mieszkania i triumfalistycznej propagandy telewizyjnej o fetowaniu radzieckich zwycięstw przez obywateli Afganistanu. Nic dziwnego, że od rozczarowania przeszedł do nacjonalizmu i zaangażował się
* W latach osiemdziesiątych XX wieku liczba zgonów bezpośrednio lub pośrednio związanych z wypadkami na drogach w Związku Radzieckim wynosiła około 40 tysięcy osób rocznie.
w działalność antyradziecką, która niebawem przyczyniła się do powstania niepodległej Ukrainy.
Pod koniec 1991 roku, po strajkach górników i niepokojach na tle etnicznym, nieudanym puczu twardogłowych oraz deklaracjach niepodległości wielu republik radzieckich, prezydent Gorbaczow podpisał swój ostatni dekret rozwiązujący ZSRR. Rosja została panem we własnym domu, choć mocno zrujnowanym i położonym w niebezpiecznej okolicy. Lata dziewięćdziesiąte, jak się przekonamy poniżej w Części pierwszej, były okresem chaosu i kryzysów. Postradziecka Eurazja musiała radzić sobie z konfliktami granicznymi, przemocą społeczną i zapaścią gospodarczą. Armia rosyjska, nękana przez brak dyscypliny, przestępczość i demoralizację, nie potrafiła nawet stłumić rebelii w północnokaukaskim regionie Czeczenii z populacją około stukrotnie mniejszą od liczby ludności Federacji Rosyjskiej 8. Na arenie międzynarodowej dawne mocarstwo było postrzegane jako wielki problem, choć nikt by się z nim nie liczył, gdyby nie słabo zabezpieczony arsenał nuklearny i nieprzewidywalna polityka zagraniczna pierwszego prezydenta Borisa Jelcyna.
Putin
Nic dziwnego, że Putin z wielką determinacją rozpoczął wprowadzanie zmian, gdy zastąpił Jelcyna. Jak zobaczymy w Części drugiej, szybko rozpoczął odbudowę armii i posłał ją do walki w drugiej wojnie czeczeńskiej, by w końcu pokonała buntowników przy użyciu znacznej siły ognia i dzięki pomocy lojalnych Czeczenów. Ale nadzieje na pragmatycznie pozytywne relacje z Zachodem – Putin głośno mówił nawet o przystąpieniu Rosji do NATO – szybko prysły (zob. Część trzecia). Rosyjski prezydent coraz bardziej postrzegał siłę militarną swojego państwa nie tylko jako gwarancję jego bezpieczeństwa, ale też jako narzędzie, które pozwoli przywrócić mu status światowego mocarstwa. Kampanię ożywienia militarnych możliwości Rosji udało się przyśpieszyć dzięki olbrzymim zyskom ze sprzedaży ropy naftowej i gazu (zob. Część czwarta).
Kreml zdawał sobie jednak sprawę, że nawet zreformowana armia Rosji nie dorówna wojskom NATO, jakikolwiek otwarty
konflikt prowadziłby więc do katastrofy i samozniszczenia. Dlatego, jak opisuję w Części piątej, Putin postawił na nowe formy działań wojennych, nierzadko prowadzonych potajemnie i pośrednio: w formie cyberataków, dezinformacji i zamachów, a także poprzez najemników. Sięgał po nie w mniejszym lub większym stopniu podczas wielu konfliktów, w które angażowała się Rosja, od pięciodniowej wojny gruzińskiej w 2008 roku, przez aneksję Krymu w 2014 roku, po interwencję w Syrii i poza nią. Kulminacja tych działań nastąpiła podczas napaści na Ukrainę w 2022 roku.
Mimo to Rosja pod rządami Putina – a także jego następcy, ktokolwiek i kiedykolwiek nim zostanie – musi stawić czoło poważnym wyzwaniom. Jak wskazuję w rozdziale dwudziestym ósmym, zagrożenia wahają się od niemal pewnego odnowienia konfliktu na Kaukazie Północnym po rosnącą rywalizację wśród krajów, które Rosja uznaje za „bliską zagranicę”, czyli swoją strefę wpływów. Przede wszystkim jednak powstaje pytanie, czy wzrost potęgi Chin, tak ostentacyjnie uznawanych przez Kreml za wielkiego sojusznika, okaże się zagrożeniem dla Rosji. Albo może raczej należałoby zapytać, kiedy do tego dojdzie. W każdym razie Putin – najwyraźniej przejęty swoim miejscem na kartach historii – jak wielu książąt i carów przed nim sięgnął po siłę militarną i działania wojenne jako główne narzędzie w wysiłkach zmierzających nie tylko do przywrócenia pozycji kraju na arenie międzynarodowej, lecz również do odbudowania narodowych mitów osnutych wokół dumy, chwały i zwycięstwa. Odtwarza narrację o ewolucji Rosji na przestrzeni wieków, która podkreśla wnioski współgrające z jego interesami: że świat jest niebezpieczny, że Rosjanie muszą pozostać zjednoczeni i zdyscyplinowani, że demonstrowanie słabości jest proszeniem się o napaść i że – jak głosi słynne powiedzenie cara Aleksandra III – „Rosja ma tylko dwoje przyjaciół: swoją armię i swoją marynarkę wojenną”.
Sondaże pokazują jednak, że Rosjanie nie są o tym przekonani. Owszem, świętowali powrót Krymu do Rosji, ale też sceptycznie potraktowali niewypowiedzianą wojnę w ukraińskiej części Donbasu, która poprzedziła inwazję w 2022 roku i do niej doprowadziła 9 . Z równie chłodnym przyjęciem spotkała się interwencja w Syrii, choć media państwowe wychwalały ją jako sukces nowoczesnej
„technowojny”. Ludzie po prostu nie wierzą, że Rosja jest zagrożona militarnie, nawet gdy machina propagandowa Kremla zalewa ich toksycznymi twierdzeniami o zachodnich spiskach i niebezpieczeństwach wiszących na włosku. Niemniej siły zbrojne są powszechnym symbolem narodowej dumy oraz potęgi państwa i chociaż nie wszystkie wojny Putina można uznać za zwycięskie, pod jego przywództwem raczej nie należy się spodziewać pacyfistycznego zwrotu opinii publicznej. Rządy jego następcy, kimkolwiek będzie, też takiej zmiany nie przyniosą.
Stało się to całkiem oczywiste w lutym 2022 roku, gdy Putin rozpoczął regularną inwazję na Ukrainę. Gdy to nastąpiło, tekst tej książki był już gotowy, nie mogłem jednak zignorować tak niezwykłej eskalacji agresywności i zuchwałości rosyjskiego prezydenta. Przeredagowałem więc tekst i dopisałem rozdział opisujący stan na czerwiec 2022 roku.
Przed Putinem
Narodziny z chaosu
Razem z lejtnantem siedziałem w maleńkiej, dziuplowatej kuchni przeludnionego moskiewskiego mieszkania na jednym ze środkowych pięter wieżowca w zubożałej dzielnicy Czertanowo Południowe. Był 1990 rok. Mój rozmówca dopiero co wrócił do domu po roku w Tadżykistanie, dokąd trafił, gdy jego oddział został wycofany z Afganistanu pod koniec tej paskudnej wojny. Nie był w dobrej formie. Nękały go koszmary nocne, w których wciąż od nowa próbował się wydostać z wnętrza transportera opancerzonego BTR płonącego po najechaniu na minę. Podczas rozmowy nerwowo obracał w palcach czerwoną gwiazdę z wojskowej czapki i pił wódkę jak… no cóż, jak stereotypowy Rosjanin. Przepełniały go złość i ból, ale z pewnością nie był głupcem i zdawał sobie sprawę, że nadchodzą ciężkie czasy. „To wszystko się rozpadnie, mówię ci, a gdy do tego dojdzie, to się na nas rzucą. Zawsze tak robią. Jak jesteśmy słabi, to po nas idą. Zawsze”. Pociągnął kolejny łyk z butelki. „I zanim się zorientujesz, będzie nowy wożd ʹ [przywódca]”.
Nie on jeden przyjmował takie założenie. Mając na uwadze głęboko zakorzenione historyczne obawy Rosji o własne bezpieczeństwo, łatwo zrozumiemy, dlaczego wydarzenia z końca lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych XX wieku wywołały w Moskwie wielki strach i wpłynęły na wytworzenie się powszechnego wśród elit przekonania, że kraj potrzebuje silnego przywódcy, który
zastąpi Borisa Jelcyna i przywróci rosyjską hegemonię w Eurazji targanej konfliktami granicznymi, rywalizacją etniczną, historycznymi resentymentami i potencjalnymi wpływami spoza regionu 1 .
Niezgoda
Rozpad Związku Radzieckiego był pod pewnymi względami niezwykły już tylko ze względu na to, jak bezkrwawy i uporządkowany okazał się jego przebieg w porównaniu z wcześniejszymi upadkami państw wielonarodowych, choćby Austro-Węgier czy Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Estonia, Łotwa i Litwa, trzy państwa bałtyckie anektowane dopiero w 1940 roku, jako pierwsze ogłosiły niepodległość w 1990 roku, choć faktycznie uzyskały ją dopiero w następnym. Chociaż ruchy narodowe kontestujące Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego (KPZR) pojawiły się także w pozostałych dwunastu republikach ZSRR, nie oczekiwały one raczej jego szybkiego rozwiązania, a w niektórych wypadkach nawet go nie chciały. Istotniejsze wydaje się to, że w latach osiemdziesiątych kraj po prostu przestał funkcjonować: gospodarka popadła w chaos, sklepy świeciły pustkami, a podejmowane przez Gorbaczowa próby reform zdawały się tylko pogarszać sytuację. Głasnost, czyli polityka jawności, wydobyła na światło dzienne wszystkie mroczne epizody z historii najnowszej, w tym zbrodnicze czystki Stalina oraz niekompetencję jako przyczynę katastrofy w czarnobylskiej elektrowni jądrowej, po której w 1986 roku nad Rosją i częścią Europy zawisła radioaktywna chmura.
Gorbaczow stopniowo nabierał przekonania, że KPZR i sprawowane przez nią rządy twardej ręki są głównym czynnikiem blokującym reformy, zainicjował więc ograniczoną demokratyzację ustroju politycznego. W ten sposób przyczynił się do powstania i umocnienia całkowicie nowej generacji liderów politycznych, którzy nie wspierali ani jego, ani partii, ale za to domagali się większej swobody – i ostatecznie niepodległości – dla swoich republik. W niektórych wypadkach sprawy przybrały zły obrót. Turkijski Azerbejdżan i chrześcijańska Armenia miały długą historię rywalizacji i nietolerancji. Już wcześniej dochodziło w Azerbejdżanie do pojedynczych
przypadków napaści na tamtejszych Ormian, wypędzania ich z miast, a nawet linczowania, ale wydarzenia ze stycznia 1990 roku okazały się zwiastunem siedmiodniowej orgii przemocy w Baku. Podczas zamieszek życie straciło około pięćdziesięciorga Ormian, a tysiące osób tej narodowości wypędzono ze stolicy Azerbejdżanu, zanim Moskwa ogłosiła stan wyjątkowy i przysłała tam swoje oddziały, które po krwawej interwencji przywróciły porządek kosztem ponad stu pięćdziesięciu istnień ludzkich.
Gorbaczow desperacko szukał sposobów na opanowanie niebezpiecznego chaosu. Na przełomie 1990 i 1991 roku zaczął nawet skłaniać się ku frakcji twardogłowych, którzy uważali, że jeśli reformy gospodarcze mają się powieść, trzeba przywrócić porządek polityczny – także siłą, gdyby było to konieczne. W styczniu 1991 roku właśnie po rozwiązanie siłowe sięgnięto, żeby przełamać impas w stosunkach między Moskwą a nacjonalistycznymi przywódcami państw bałtyckich. Doszło do gwałtownych starć zarówno na Litwie, gdzie zginęło czternaścioro cywilów, gdy siły specjalne KGB i komandosi 76 Czernichowskiej Gwardyjskiej Dywizji Desantowo-Szturmowej zajęli wieżę telewizyjną, jak i na Łotwie, gdzie setki tysięcy ludzi zebrało się w stołecznej Rydze, przyrzekając bronić stolicy.
Tymczasem Gorbaczow już zaczynał żałować flirtu z reakcjonistami, zdawszy sobie sprawę, że w ten sposób tylko popycha kolejne republiki do secesji. W marcu 1991 roku przeprowadził referendum, którego uczestnicy mieli odpowiedzieć na pytanie, czy „uważają za niezbędne zachowanie Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich jako odnowionej federacji równoprawnych suwerennych republik”. Przyniosło spektakularny wynik, bo aż 77,85 procent biorących udział w referendum odpowiedziało twierdząco; trzeba też jednak zauważyć, że bardziej radykalnie nastawione republiki związkowe – Armenia, Estonia, Gruzja, Łotwa, Litwa i Mołdawia – zbojkotowały je. Większość obywateli ZSRR chciała utrzymania jakiegoś rodzaju unii, chyba jednak było już na to za późno. Gorbaczow wykorzystał to jako okazję do wszczęcia negocjacji z przywódcami republik związkowych i już latem był gotowy projekt traktatu przekształcającego ZSRR z radzieckiego imperium w Związek Suwerennych Republik Radzieckich, autentyczną federację. Republiki zyskiwały możliwość wystąpienia
z niej na każde życzenie, kompetencje w większości przekazywano organom lokalnym, władza centralna miała zaś odpowiadać jedynie za kluczowe obszary, w tym sprawy zagraniczne, obronność i telekomunikację. Era dominacji partii komunistycznej miała się zakończyć, zapowiedziano odchudzenie potężnej Armii Czerwonej oraz rozbicie wzbudzającego powszechny strach KGB na łatwiejsze do kontrolowania służby. Minister obrony Dmitrij Jazow, minister spraw wewnętrznych Boris Pugo i szef KGB Władimir Kriuczkow, wszyscy z frakcji twardogłowych, przechodzili na emeryturę. Niefortunnie dla Gorbaczowa, gdy tylko wycofał się z sojuszu z nimi, Kriuczkow poddał go ciągłej obserwacji. Każdy posunięcie prezydenta było monitorowane, każda rozmowa rejestrowana. Inwigilacja przyjęła wręcz groteskową formę, jak choćby wtedy, gdy autor raportu dziennego meldował: „18:30. 111 wchodzi do wanny”. Gorbaczow był „Obiektem 110”, a jego żona Raisa nosiła kryptonim „Obiekt 111” 2. Nic dziwnego, że Kriuczkow i cała reszta wiedzieli, co ich czeka, i postanowili działać.
Pucz sierpniowy
Na początku sierpnia w rządowej rezydencji w podmoskiewskim Nowo-Ogariowie po długich negocjacjach ustalono ostateczną wersją nowej umowy federacyjnej. Jej podpisanie przez Gorbaczowa i przywódców tych republik, które zdecydują się pozostać w zreformowanym państwie, zaplanowano na 20 sierpnia. Wyczerpujące rozmowy wreszcie się zakończyły i 4 sierpnia Gorbaczow udał się do letniej rezydencji w Foros na Krymie. Planował odpoczywać tam przez dwa tygodnie, by następnie wrócić do Moskwy na uroczystość zawarcia nowego traktatu związkowego.
Twardogłowi zdali sobie sprawę, że mają ostatnią szansę, żeby zapobiec temu, co w ich przekonaniu ocierało się o zdradę stanu. Kriuczkow po cichu zaczął przygotowywać pucz. Zaufanych oficerów KGB ściągnięto z urlopów, zamówiono 250 tysięcy dodatkowych par kajdanek, przygotowano nawet dokumenty, które pozwoliłyby pozbawić Gorbaczowa stanowiska z powodu rzekomych problemów ze zdrowiem psychicznym. Siedemnastego sierpnia w tajnej
lokalizacji KGB przy ulicy Tiopłyj Stan na południowo-zachodnich przedmieściach Moskwy odbyło się odbyło się spotkanie jastrzębi. Podjęto ostateczne decyzje. Delegacja puczystów poleciała na Krym, żeby przedstawić Gorbaczowowi ultimatum: odłoży nowy traktat na półkę, wprowadzi stan wyjątkowy i pozwoli im „przywrócić porządek” albo zrezygnuje ze stanowiska i pozwoli pełnić obowiązki prezydenta swojemu zastępcy Giennadijowi Janajewowi.
Chyba naprawdę wierzyli, że Gorbaczow ugnie się przed nieuniknionym i udzieli błogosławieństwa ich przedsięwzięciu. Gdy potępił ich i wyrzucił za drzwi, byli wyraźnie poruszeni, ale kości zostały rzucone. KGB miało pod kontrolą łączność w rezydencji prezydenckiej i natychmiast odcięło ją od świata. Oficerowie KGB z osobistej ochrony prezydenta pozostali lojalni wobec niego, ale obiektu pilnowali inni uzbrojeni funkcjonariusze tej służby.
Rankiem 19 sierpnia radzieckie media podały wiadomość, że „ze względu na zły stan zdrowia Gorbaczow został zawieszony w wykonywaniu obowiązków prezydenta i władzę przejął Państwowy Komitet Stanu Wyjątkowego”. Podczas gdy telewizja i radio zamiast normalnego programu nadawały Jezioro łabędzie, spadochroniarze ze 106 Gwardyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej oraz jednostki 2 Gwardyjskiej Tamańskiej Dywizji Zmechanizowanej i 4 Gwardyjskiej Kantemirowskiej Dywizji Pancernej – elita „straży pałacowej” – wjeżdżali do Moskwy w sile około czterech tysięcy ludzi. Był to zamach stanu, jednak wyjątkowo nieudolny. Ośmiu członków Państwowego Komitetu Stanu Wyjątkowego – wśród nich Kriuczkow, Jazow i Pugo oraz Janajew jako figurant w roli przewodniczącego – najwyraźniej nie zdawało sobie sprawy, że reformy Gorbaczowa wzbudziły w ludziach ducha oporu, i chyba naprawdę wierzyło, że wystarczy robić srogie miny na konferencji prasowej i posłać czołgi na ulice, żeby zastraszyć naród i cofnąć czas do początku lat osiemdziesiątych XX wieku.
Przeliczyli się. Czy to przez zbytnią pewność siebie, czy z powodu niedostatecznego planowania nie aresztowali Borisa Jelcyna, prezydenta Rosyjskiej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Radzieckiej. W Białym Domu, gmachu rosyjskiego parlamentu nad brzegiem rzeki Moskwy, ogłosił swój sprzeciw wobec zamachu