Projekt okładki Patrycja Pączek Recenzja naukowa Dr hab. Izabela Morska Redaktor prowadzący Adam Gutkowski Opieka redakcyjna Paulina Gwóźdź Adiustacja Barbara Wójcik Korekta Aleksandra Kiełczykowska Łamanie Dariusz Ziach Copyright © by Mikołaj Marcela Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2021 ISBN 978-83-240-6319-2
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl Wydanie I, Kraków 2021. Printed in EU
I
Na początek: odszkolnić?
Który chłopiec zrobiłby przez miesiąc większe postępy: czy ten, który wykonałby scyzoryk z wydobytej przez siebie rudy, przeczytawszy na ten temat, ile byłoby konieczne, czy ten, który w tym samym czasie uczęszczałby na wykłady o metalurgii w instytucie, a scyzoryk firmy Rogersa otrzymałby od ojca? Który by się prędzej skaleczył w palec? Henry David Thoreau, Walden
Zapewne właśnie się kompromituję, ale nigdy do końca nie rozumiałem, skąd wzięło się powiedzenie „najciemniej pod latarnią”. Wydawało mi się ono absurdalne, a mimo to ciągle słyszałem, że ktoś go używa. Niedawno dowiedziałem się, że pierwsze latarnie rzucały światło do góry, dlatego powstawało wokół nich nieoświetlone pole. Okolica była więc jasna, natomiast sama latarnia pogrążała się w mroku. Zrozumieć sens tego powiedzenia pomogło mi dopiero bliższe przyjrzenie się koncepcji obecnej szkoły. Mówi się przecież o oświacie lub o niesieniu kaganka oświaty. Zdobywanie wykształcenia ogólnego albo zawodowego, realizowanie 29
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
zadań wychowawczych czy wykształcanie więzi społecznych i kulturowych w szkole metaforycznie są więc utożsamiane z wnoszeniem światła w mrok ludzkiej natury. Potrzebujemy „oświecenia” w ramach szkoły i edukacji, by w pełni stać się człowiekiem. A przynajmniej w to właśnie wierzymy. W jednej z podstawowych dychotomii, która organizuje ludzkie życie i kulturę, szkoła sytuuje się po stronie światła – Boga, rozumu i wiedzy. Tym samym ustawia to, co poza nią, po stronie ciemności, czegoś z jednej strony mniej istotnego, z drugiej nierzadko nawet groźnego dla człowieka. Nawet Nowy Testament poucza, jak ważną rolę pełni w życiu każdego wierzącego człowieka kaganek. W biblijnej przypowieści o pannach roztropnych i nieroztropnych jedne i drugie czekają na spotkanie pana młodego. Nierozsądne przygotowały lampy, lecz zapomniały potrzebnej do nich oliwy. Rozsądne oprócz lamp miały też w naczyniach oliwę. Ponieważ nadejście pana młodego się opóźniało, wszystkie zasnęły. Gdy pan młody w końcu zaczął się zbliżać, nieroztropne panny ruszyły kupić oliwę, przez co spóźniły się na ucztę weselną i nie zostały na nią wpuszczone. Przypowieść ta ma przypomnieć chrześcijanom, że roztropni ludzie, chcąc osiągnąć zbawienie, czekają na nadejście Pana ze światłem Chrystusa w swoim sercu. Parafrazując ją i przerabiając na miarę współczesności, można powiedzieć, że człowiek dbający o zbawienie doczesne zawsze wybiera kaganek oświaty, bo ten we właściwym momencie wprowadzi go na ucztę weselną. W tym wariancie oliwą jest zarówno edukacja szkolna, jak i świadectwa potwierdzające osiągnięcia w jej ramach. Tylko czy przy tym wszystkim szkoła nie jest tą frazeologiczną latarnią, pod którą w rzeczywistości jest najciemniej? Podobnie jak przez dawne latarnie, światło szkoły rzucane jest do góry – w stronę władzy, na tych, którzy są „u góry” i czerpią 30
Na początek: odszkolnić?
korzyści z tej instytucji. Na dole panuje natomiast ciemność i tej ciemności doświadczają kolejne pokolenia przewijające się przez „system oświaty”. Doskonale oddaje to Turek, jeden z bohaterów Absolutnej amnezji Izabeli Filipiak: – Szkoła nie służy do uczenia, tylko dzieci jeszcze w to wierzą – wyjaśnił jej takim tonem, jakby sama wciąż była dzieckiem. – Wyznajesz się bardziej na początku niż pod koniec lekcji, o to im właśnie idzie. Od pierwszej klasy do ostatniej, to cały proces zapominania – zawahał się, mierząc ją wzrokiem. – Z tymi, co uczą, to samo zrobili wcześniej. Panie nauczycielki powtarzają z tobą swoją własną, odrobioną lekcję. Pod koniec dostajesz dyplom ukończenia, z wypisanym na nim stadium amnezji1.
Szkoła paradoksalnie prowadzi do pogrążania się w ciemności zapomnienia siebie samego, oduczania się siebie i uczenia się (a raczej programowania) siebie na nowo zgodnie z programem kształcenia. Dziś często powtarzamy, że to kwestia pruskiego modelu szkoły. U jego podstaw znajdowały się potrzeby państwa pruskiego. Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku konieczne było wykształcenie nowej kasty urzędniczej, która zapewniałaby sprawne funkcjonowanie państwa. System edukacyjny miał przede wszystkim wychować oddanych państwu i władcy urzędników2. Reformę szkolnictwa zapoczątkował minister do spraw wyznań i oświaty Karl Freiherr vom Stein zum Alternstein wraz z Wilhelmem Humboldtem. To oni związali szkoły z państwem i podporządkowali edukację urzędnikom państwowym, których zadaniem było ustalanie programu nauczania, treści i listy obowiązkowych lektur3. I tak głównym celem szkoły nie była oficjalnie deklarowana chęć przygotowania ludzi do życia, lecz podporządkowanie ich 31
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
mechanizmom władzy. To ukryty plan szkoły i najciemniejszy punkt pod latarnią oświaty. Byłoby jednak naiwnością upatrywać źródła wszystkich problemów współczesnej szkoły tylko i wyłącznie w modelu pruskim. To tak naprawdę wierzchołek góry lodowej. My zaś przypominamy Titanica: mimo ostrzeżeń od wielu lat pozostajemy na kursie kolizyjnym z tą górą, która w końcu może doprowadzić do prawdziwej tragedii. System edukacji, obecne w nim mechanizmy i rozwiązania to efekt wielowiekowych przekształceń i dostosowywania się ludzkości do zmieniających się warunków w ramach naszej kultury – zaczynając od rewolucji agrarnej, a na neoliberalnym kapitalizmie kończąc. Krytykując model pruski, pozostajemy jednak na powierzchni i czynimy z niego kozła ofiarnego. To nie model pruski jest problemem. To nasza wiara w instytucję szkoły jest błędem.
Źródło cierpień W 1930 roku twórca psychoanalizy Zygmunt Freud opublikował jedno ze swoich najważniejszych dzieł pod tytułem Kultura jako źródło cierpień. W największym skrócie kultura służy według niego do łączenia poszczególnych osób w większe całości, choć odbywa się to na drodze represji, tłumienia indywidualności i narzucania ludziom powszechnych reguł. To opresyjny wynalazek, który jednak toczy walkę o człowieka na śmierć i życie, ponieważ bez kultury wszyscy bylibyśmy zdani na brutalność natury. Sam termin „kultura” pochodzi od łacińskiego colere, czyli uprawiać. Sugeruje to, że kultura – o której mowa – zaczyna się wraz z rolnictwem i osiadłym trybem życia. 32
Na początek: odszkolnić?
Rolnictwo rzeczywiście zapoczątkowało całą lawinę zmian w życiu homo sapiens, pod wieloma względami stało się też źródłem cierpień ludzkości, choć dziś myślimy o tym zupełnie inaczej, powtarzając historię o zbawiennym wpływie cywilizacji na człowieka. Osiadły tryb życia radykalnie zmienił podejście naszego gatunku do wychowywania dzieci, rozpoczął też myślenie o formalnej edukacji i kształceniu. Dzisiejszy świat i współczesna szkoła to w dużej mierze spadkobiercy tego brzemiennego w skutki wydarzenia. Stały dostęp do żywności pozwalał ludziom na powiększenie rodziny. A ponieważ sukces w rolnictwie to kwestia wielkich nakładów pracy (orania, sadzenia, uprawy roślin i chowu zwierząt), a nie wyspecjalizowanych umiejętności bazujących na doświadczeniu, poszczególne czynności zaczęły być zlecane dzieciom. Dzieci pomagały rodzicom na roli i w opiece nad rodzeństwem, tracąc czas przeznaczony na zabawę i zajmowanie się tym, co je interesuje. Dzięki rolnictwu poprawiła się jakość ludzkiego życia, ale wraz z osiadłym trybem bytowania pojawiła się też własność prywatna i różnice klasowe. Rodziny w społeczeństwach rolniczych zaczęły zabiegać o majątek i dbać o swój stan posiadania. Im więcej dana rodzina posiadała, tym lepiej jej się żyło. To z kolei prowadziło do tworzenia się hierarchii społecznych i formowania zhierarchizowanych rodzin, w których mężczyźni odgrywali decydującą rolę. Zyski materialne były przy tym okupione znacznymi stratami duchowymi. Po pierwsze, jak pokazują badania Carol i Melvina Ember, im bardziej zhierarchizowane społeczeństwo, tym większa liczba kar cielesnych wobec dzieci. Według badaczy rodzice uczą je w ten sposób szacunku dla hierarchii władzy: należy słuchać tych, którzy są silniejsi, inaczej czeka nas kara. Po drugie, dzieci coraz rzadziej mogły się swobodnie bawić, 33
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
coraz częściej za to pracowały. By były pokorne, trzeba było zacząć stosować kary i mechanizmy dyscyplinowania. Po trzecie, rolnictwo sprzyjało także rugowaniu kreatywności, przede wszystkim przez trzymanie się sprawdzonych metod uprawy – w końcu mało kto mógł sobie pozwolić na eksperymentowanie i ryzyko utraty plonów, gdyż skończyłoby się to głodem. To, jak brzemienna w skutki okazała się dla dzieci rewolucja agrarna, do dziś widać w języku. Mówimy o wychowaniu, bo dzieci „chowają się jak kurczaki”, w szkole i w domu natomiast dyscyplinujemy je i tresujemy jak psy czy konie. Nauka (rozumiana jako nauczanie przez pouczanie) oraz wychowanie mają na celu podporządkowanie uczących się i wychowywanych woli i dyscyplinie. Tak, by wykonali zleconą pracę. To bowiem, co zapoczątkowało rolnictwo, to też ciężka, wielo godzinna praca każdego dnia4. Rozwój rolnictwa sprawił, że posiadanie ziemi oznaczało bogactwo i władzę. Ci, którzy jej nie posiadali, zostali uzależnieni od posiadaczy ziemskich. A to z kolei dało początek systemom niewolniczym i pracy odpłatnej. Chodziło o zapewnienie siły roboczej w celu intensyfikacji zysków tych, którzy posiadali ziemię i było ich stać, by inni dla nich pracowali. Osiadły tryb życia przyniósł straty nie tylko dzieciom, ale również kobietom. To synowie zostawali na ojcowskiej ziemi, przejmując uprawy i inwentarz, a do rodzinnego gospodarstwa trzeba było dopiero sprowadzić pannę młodą. Tym sposobem kobiety zredukowano do towaru wartego niewiele więcej niż krowy czy owce5. Własność prywatna, w tym ziemia, sprawiła, że ludzie mieli o co walczyć. Stali się też nieufni wobec obcych – każdemu mogło przecież chodzić o to, by odebrać im to, co ich. To zapoczątkowało wojny, tworzenie klanów i sojuszy. Następnie wyłonili się przywódcy i generałowie. Społeczeństwa zdominowane 34
Na początek: odszkolnić?
przez władców stawały się coraz bardziej nastawione na wojnę. Tak pojawienie się osad i własności prywatnej rozpoczęło nową epokę w dziejach ludzkości6. Rozpoczął się proces wykształcania hierarchii społecznej, na której szczycie w wiekach średnich i ustroju feudalnym znalazł się król posiadający władzę nad całością ziemi w królestwie. Na samym dole tkwili zaś najubożsi poddani, którzy musieli świadczyć swoim panom rozmaite usługi, by przeżyć. System służebności pod wieloma względami przypominał niewolnictwo, ponieważ świadczący usługi nie mogli opuścić miejsca, w którym żyli. To doprowadziło do sytuacji, w której dzieci pracowały od świtu do zmierzchu jako służba w domach szlacheckich i klasztorach. Te, którym dopisało szczęście, rozwijały swoje umiejętności jako terminatorzy czy kupcy. W takim systemie oczywiście to posłuszeństwo było najwyższą cnotą, a kary cielesne były narzędziem wymuszania dyscypliny7. Równolegle do feudalnej hierarchii społecznej kształtowała się hierarchia kościelna ze swoją klarowną strukturą władzy. O ile ta pierwsza przekazywała z góry na dół dobra materialne, o tyle ta druga była transferem wiedzy i zbawienia. Im wyższe miejsce ktoś zajmował na tej drabinie, tym większe prawo miał do głoszenia prawdy – ci, którzy znajdowali się niżej, mieli powtarzać jego słowa i czynić za jego przykładem. Co ważne, przez wieki średnie to kościół miał monopol na wiedzę. Realizował go jako przechowywanie i reinterpretację przekazu biblijnego. Celem było powtarzanie i powielanie tego, co już wiemy. Nowe koncepcje naukowe często prowadziły na stos lub do celi. By wymuszać posłuszeństwo, korzystano z doktryny grzechu pierworodnego, która uzasadniała ludzkie cierpienie oraz bicie dzieci. Dyscyplinowaniu młodych ludzi, nawet przy użyciu przemocy fizycznej, przyświecały dobre intencje: 35
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
chodziło o uchronienie ich przed wiecznym cierpieniem w ogniu piekielnym. Wiedza, jak się okaże w dalszej części książki, zapewnić miała zbawienie już tu na ziemi.
Bogactwo wiedzy Nie da się jednak zrozumieć współczesnej szkoły bez procesów, które zaszły pod koniec średniowiecza. A zatem upowszechnienia się i wzrostu znaczenia pieniądza oraz pierwszych instytucji udzielających pożyczki, z których korzystali rzemieślnicy zaspokajający stale rosnący popyt na dobra materialne wśród najbogatszych. Rozwijający się kapitalizm ułatwiał wymianę produktów i usług. Przypływ pieniędzy pozwalał tworzyć skuteczniejsze sposoby produkcji i świadczenia usług. Ci, którzy nie żyli z ziemi, a mieli pieniądze, zaczęli zakładać firmy. Tak jak niegdyś właściciele ziemscy, zatrudniali w nich ludzi bez środków do życia, zaspokajając w ten sposób głód taniej siły roboczej. Rezultatem tych przemian było coraz powszechniejsze najmowanie do pracy kobiet i dzieci w nowo powstających manufakturach i fabrykach, w których byli traktowani niemal jak niewolnicy. Jak podaje Peter Gray, do 1832 roku dwie trzecie wszystkich pracujących w fabrykach w Nowej Anglii stanowiły dzieci w wieku od siedmiu do siedemnastu lat8. Za tymi przemianami gospodarczymi ponownie podążyły zmiany religijne, które odcisnęły swoje piętno na edukacji młodych ludzi. Właściwie to głównie protestanci i purytanie odpowiadają za myślenie o oświacie w kategoriach obowiązku – w dodatku często moralnego. Marcin Luter czy Jan Kalwin swoimi naukami trafili do nowo powstałej grupy społecznej: mieszczan, czyli wysoko wykwalifikowanych rzemieślników i wyspecjalizowanych producentów, którzy święcie wierzyli, 36
Na początek: odszkolnić?
że ich sukces to efekt danych im przez Boga zdolności i ciężkiej pracy. Według nich każdy odpowiada za swój sukces bądź porażkę – pod tym względem wszyscy ludzie są równi przed Bogiem. Natomiast swoją harówką i ewentualnym sukcesem mogą udowodnić, że zostali przez niego obdarzeni łaską. Nie chodzi więc już tylko o pracę zarobkową: celem jest praca nad sobą, nieustanne samodoskonalenie i inwestowanie w siebie. Dawne posłuszeństwo wobec władzy zastąpione zostało samodyscypliną. By jednak wiedzieć, co i jak robić, według Marcina Lutra, trzeba było znać i studiować Pismo Święte. A to wymagało wprowadzenia obowiązkowej nauki pisania i czytania. Powszechna edukacja nie jest więc niczym innym niż chrześcijańskim obowiązkiem, który ma ocalić ludzi przed wiecznym potępieniem. Do końca XVII wieku w większości państw Europy, a także na przykład w stanie Massachusetts, znaleźć można było szkoły prowadzone przez protestantów i purytan. Za podstawową metodę nauki w nich uznano naukę na pamięć. W ten sposób maksymalnie ograniczano rozwijanie ciekawości i krea tywności. Celem była indoktrynacja. Protestancki etos pracy, o czym przekonamy się w dalszej części książki, pozwolił także utożsamić uczenie się z nudną, ciężką pracą, a nie zabawą. W tej perspektywie zabawa to marnowanie czasu. I tak jak dziś młodzi ludzie za wszelką cenę usiłują podążać za naturalnymi instynktami zachęcającymi ich do zabawy, tak samo dzieci kilka wieków temu niechętnie podchodziły do powtarzania informacji i uczenia się ich na pamięć. Bunt dławiono siłą. W jednej z niemieckich szkół dyrektor prowadził dziennik kar wymierzonych uczniom w jego szkole w ciągu 51 lat. Wyliczył w nim między innymi: „911 527 uderzeń rózgą, 124 010 uderzeń kijem, 20 989 uderzeń linijką, 136 715 uderzeń dłonią, 10 235 uderzeń 37
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
w twarz, 7 905 uderzeń w ucho, 1 118 800 uderzeń w głowę”9. Chociaż z dzisiejszej perspektywy może się to nie mieścić w głowie, sam spotkałem na swojej drodze edukacyjnej – i to w XXI wieku – nauczycielkę, która była dumna z bicia uczniów linijką, kijem lub skrzydłem od tablicy, widząc w tym dobry sposób na motywowanie ich do nauki. Sam kilkukrotnie zostałem przez nią uderzony w głowę. Zarówno ja, jak i moi koledzy i koleżanki sądziliśmy, że to normalne w szkole. Ostatecznie powszechne szkolnictwo protestanckie najlepiej zorganizowane zostało w Prusach pod koniec XVII wieku. August Hermann Francke stworzył wówczas system nauki, w ramach którego zakładał istnienie ustandaryzowanego programu nauczania skupionego przede wszystkim na katechizmie, system szkolenia i certyfikowania nauczycieli przygotowanych do wykładania wiedzy zgodnie z programem uczenia. Wszystko to, by formować charakter dziecka, wpływać na jego wolę i rozumienie, łamać naturalną dziecięcą skłonność do samowoli i zabawy, nagradzać za posłuszeństwo i karać za brak wykonywania poleceń, jak pisał sam Francke10. Naturalną inklinację do niegodnych, czyli samowolnych, zachowań, zdusić miał z kolei nieustanny nadzór nauczyciela. Jeśli zastanawiamy się, skąd wziął się najpierw „model pruski”, a potem nasz dzisiejszy model szkoły, trzeba mieć na uwadze to, co pisał Francke.
Szkoła, czyli co? Biorąc to wszystko pod uwagę i patrząc na dzisiejszą szkołę, trudno sobie wyobrazić, że jej nazwa pochodzi od greckiego schlolé. Termin ten najpierw oznaczał spokój i wolny czas, a potem czas przeznaczony na uczenie się (dobrowolne słuchanie wykładów, samodzielną lekturę tekstów, prowadzenie 38
Na początek: odszkolnić?
dyskusji). Nie inaczej było w starożytnym Rzymie: po łacinie schola oznaczała wolny czas i odpoczynek. Lubię wracać do etymologii tego słowa, ilekroć słyszę o leniwych uczniach, którzy proszą się w przyszłości o bezrobocie z powodu niechęci do wstania na ósmą do szkoły, pisania sprawdzianów i odpytywania przez nauczyciela. Lubię wracać do etymologii tego wyrazu również wtedy, gdy słyszę, że przepracowani uczniowie w szkołach publicznych to mit i powinni robić więcej i więcej. Lubię wracać do etymologii tego wyrazu, kiedy ktoś mówi o wymogu podstawy programowej, ocen i zadań domowych. W końcu lubię wracać do etymologii tego wyrazu, gdy słyszę, że szkoła musi być stresująca, bo w ten sposób przygotowuje uczniów na realia dorosłego życia. Zmieniliśmy szkołę w przymusową instytucję, w której młodzi ludzie muszą uczyć się narzuconych im odgórnie treści. Konsekwentnie odbieramy im czas wolny, zabraniamy zabawy i czerpania radości z nauki, nie pozwalamy im być szczęśliwymi. A to właśnie ten czas wolny i zabawa to prawdziwa szkoła, to wtedy dzieci naprawdę się uczą i odpoczywają. Daleko mi przy tym do nostalgicznego nawoływania do „powrotu do źródeł”, „retrotopijnych” wyobrażeń, zgodnie z którymi głównym zadaniem ludzkości jest zwrócenie się w stronę przeszłości i próba odbudowy upadłego i popadłego w ruinę raju11. To oczywiste, że XXI wiek różni się od realiów starożytnej Grecji czy Rzymu. Niemniej czasami trzeba zrobić dwa, a nawet trzy kroki wstecz, by móc pójść naprzód. I myślę, że właśnie nadchodzi czas, by te kilka kroków wstecz zrobić i przeprowadzić krytykę obecnej szkoły, mając na uwadze jej właściwe początki. Warto też zastanowić się nad tym, jak uczyli się ludzie, zanim powstał termin skholé. To jednak zostawiam na sam koniec. 39
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
Nowoczesny system szkolnictwa spełnia ukryte funkcje, wśród których najważniejsze to nadzór, selekcja, indoktrynacja i uczenie12. Szkołę można zdefiniować jako „przeznaczony dla pewnej grupy wiekowej i związany z osobą nauczyciela proces wymagający uczestnictwa w pełnym wymiarze godzin oraz istnienia obowiązkowego programu nauczania”13. Co ciekawe, taki stan rzeczy wydaje się nam wszystkim „naturalny”. Nie dziwi nas rozdział między dorosłym społeczeństwem, które zasługuje na miano w pełni ludzkiego (dlatego może samodzielnie o sobie decydować), i środowiskiem szkolnym, w którym funkcjonują młodzi ludzie i które pod wieloma względami nie przystaje do rzeczywistości. Zapominamy, że dzieciństwo, jakie znamy, powstało w XIX wieku wraz z ruchem ogródków dziecięcych (Kindergarten) Friedricha Fröbla14 i w odpowiedzi na procesy, o których będę pisał w dalszych rozdziałach. Zapominamy też, że do ubiegłego stulecia dzieci burżuazji korepetytorzy kształcili w domach lub posyłano je do prywatnych szkół. Dopiero wraz z nadejściem ery przemysłowej rozpoczęła się w naszej kulturze masowa produkcja „dzieciństwa” dla mas. System szkolnictwa, jaki znamy, to zjawisko nowoczesne, tak samo jak dzieciństwo, które stwarza15. Dzieci z definicji stają się uczniami, a to wytwarza popyt na nauczycieli. Nowoczesna szkoła opiera się więc na aksjomacie, że uczenie się to rezultat nauczania młodych ludzi przez dorosłych. Dla jednych, jak i drugich staje się to pracą na pełny etat. Dla młodych ludzi jest to jednak pod wieloma względami praca niewolnicza – przedłużenie czy nowa forma dawnych prac na roli czy w fabryce. Nie mają oni przecież prawa wyboru tego, czym chcą się zajmować, nie mogą też zmienić dowolnie miejsca nauki czy wybrać tych, z którymi chcą się uczyć. I tak oto rodzi się zapotrzebowanie na różnego rodzaju 40
Na początek: odszkolnić?
techniki „motywacji” do nauki. Uczniowie jednak być może nigdy nie szanowali tego, czego się uczyli w ramach szkoły. Przechodzą przez nią głównie dzięki wkuwaniu, czytaniu i sprytowi. Chodzi tylko o zdanie egzaminów, do czego motywowani są kijem albo marchewką oraz wizją pożądanej kariery16. Ci, którzy nie chcą tego robić, mają w szkole problem. Wśród nich jest wiele osób, których dziś uważamy za geniuszy: z jednej strony Albert Einstein, który niemiłosiernie męczył się w szkole, z drugiej Thomas Alva Edison, który odszedł ze szkoły w wieku ośmiu lat, gdyż nauczyciel uznał, że ma „słaby umysł”. Edison w wieku dwunastu lat zarabiał już, prowadząc kilka własnych firm i kontynuując naukę na własną rękę17. Co ciekawe, wszystko to – jako poszczególni ludzie, jak i całe społeczeństwa – jesteśmy w stanie zaakceptować. Jedyne, co nieustannie budzi nasz niepokój, to obowiązkowy program nauczania. Ale znów: bynajmniej nie niepokoi nas to, że jest on obowiązkowy, ale tylko to, co się w nim znajduje.
Programowanie edukacji Cała moja edukacja przebiegała w cieniu zmian programowych. Byłem ostatnim rocznikiem chodzącym do czteroletniego liceum i zdającym „starą maturę” – stary poczciwy esej na wybrany temat, w którym samodzielnie mogłem dobrać przykłady i w którym wystarczyło, że wykażę się odrobiną krytyczne go i kreatywnego myślenia oraz zdolności komunikacyjnych w piśmie (przynajmniej jeśli chodziło o egzamin z języka polskiego). W gruncie rzeczy nie trzeba było nawet uczyć się w szkole, by ją zdać. Co innego „nowa matura” i egzamin ósmoklasisty, których głównym zadaniem jest kontrolowanie zrealizowania treści przewidzianych w podstawie programowej i umiejętność 41
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
myślenia w kluczu (choć oczywiście wielu nauczycieli zaznacza, że nie ma żadnego klucza odpowiedzi). Z kolei za tło dla moich studiów na filologii polskiej służył spór ówczesnego ministra edukacji narodowej, Romana Giertycha z Ligi Polskich Rodzin, z nauczycielami o to, czy lektury Witolda Gombrowicza nie powinniśmy zastąpić większą dawką prozy Henryka Sienkiewicza (jak gdyby jego stężenie w liście lektur było wciąż za małe). I dla porządku: w obu tych przypadkach hasłem wywoławczym dla wprowadzania zmian był kryzys w edukacji. Cóż, przywołując tytuł książki Ewy Radanowicz18, dyrektorki szkoły podstawowej w Radowie Małym, przez cały cykl mojej edukacji było dla mnie dość oczywiste, że w „szkole wcale nie chodzi o szkołę”. Chodzi w niej o politykę. Dziś coraz więcej nauczycieli, rodziców i specjalistów od edukacji domaga się, by w szkołach uczyć dzieci programowania. W ten sposób wierzą, że młodzi ludzie będą lepiej przygotowani na wyzwania XXI wieku. I jest w tym dużo racji. Co ciekawe, szkoła ma duże doświadczenie w programowaniu. Nie mam jednak na myśli programowania przy pomocy Pythona czy C++ (okres zdalnej edukacji ujawnił przecież braki u wielu nauczycieli w podstawowych kompetencjach cyfrowych), lecz programowania z wykorzystaniem obowiązkowej podstawy programowej. Zadaniem nowoczesnej szkoły jest de facto programowanie naszego myślenia i świadomości. Nie martwimy się jednak tym, że taki proceder w ogóle ma miejsce. Uznajemy go za oczywisty. Spieramy się jedynie o kierunek tego, jak programować. Martha C. Nussbaum, zaczynając książkę Nie dla zysku. Dlaczego demokracja potrzebuje humanistów, pisze, że „znajdujemy się w samym środku kryzysu o niespotykanych rozmiarach i o śmiertelnie poważnym, ogólnoświatowym znaczeniu”19. By podkreślić powagę 42
Na początek: odszkolnić?
sytuacji, kilka zdań dalej padają hasła o tym, że kryzys ten przypomina „nowotwór”, „który na dłuższą metę najpewniej będzie miał dla demokratycznej samorządności o wiele gorsze skutki”20. Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości: mowa o światowym kryzysie edukacji. Co zatem grozi „demokratycznej samorządności”? Nie same programy nauczania, lecz zmiany w tychże programach. Co ciekawe, zmiany w tych przymusowych i obowiązkowych programach rugują umiejętności niezbędne do podtrzymywania przy życiu demokracji21. Demokracji, która przecież wspiera się na wolności wyboru i udziale obywateli w sprawowaniu władzy. I tak być może jest, ale poza szkołą – bo w niej dopiero mamy się nauczyć demokracji – w tym szkolnym, na wskroś niedemokratycznym środowisku. Mam wrażenie, że jako społeczeństwa naprawdę wierzymy, że odpowiedni program nauczania w szkołach może uchronić młode pokolenie przed zamianą go w użyteczne maszyny niezdolne do samodzielnego myślenia i krytycznego podejścia do tradycji oraz empatii wobec drugiego człowieka i zdolności do zrozumienia go22. Jeśli chcemy demokratycznego państwa, w pierwszej kolejności powinniśmy przygotować ludzi do funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim. A tego nie da się zrobić, pozbawiając uczniów prawa do wywierania wpływu na reguły obowiązujące w szkole, jej program nauczania oraz na to, jak spędzają wolny czas. Nie da się tego zrobić, pozbawiając ich podstawowych praw: wolności słowa, wolności zgromadzeń i wyboru własnej drogi do szczęścia23. To prawda, że na naszych oczach rozstrzyga się przyszłość światowych demokracji. Nie sądzę jednak, że kluczowym problemem w tej perspektywie jest ograniczanie przedmiotów humanistycznych i artystycznych w programie nauczania. Nie jest 43
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
nim też edukacja nastawiona na wzrost gospodarczy. Problemem jest sam program nauczania oraz to, czemu on służy. By dostrzec w drugiej osobie podmiot duchowy, a nie jedynie przydatne nam narzędzie lub problematyczną przeszkodę stojącą na drodze do realizacji naszych celów, by rozmawiać jako istota duchowa z tym człowiekiem i postrzegać go jako osobę o równej głębi i złożoności, potrzebujemy zupełnie innego myślenia o szkole i jej funkcjach. Szkole, która jest narzędziem służącym uczniom i nauczycielom. Niestety obecnie – przede wszystkim za sprawą myślenia o niej w kategoriach programu kształcenia – to uczniowie i nauczyciele stali się narzędziami szkoły w realizacji jej aktualnego celu: ćwiczenia w posłuszeństwie.
Ćwiczenie czyni posłusznym Szkoła – zwłaszcza polska – żywi przekonanie, że cały proces uczenia się ma strukturę linearną i kumulatywną. W szkole i na uniwersytecie można odnieść wrażenie, że uczymy się wszystkiego krok po kroku, diachronicznie, płynnie przechodząc od A do B, potem od B do C itd. Edukacja sprawia wrażenie, że proces uczenia się można zaplanować i że zaplanowane lekcje trzeba realizować co do joty, bo inaczej zaburzymy rytm czy też linię pracy, a jej efekt będzie niepełny. Problem w tym, że nie da się zaplanować procesu, którego celem uczenia się ma być autentyczne rozumienie i wiedza rozumiana jako działanie, które podejmujemy po to, by dowiedzieć się, kim jesteśmy, gdzie żyjemy i dokąd zmierzamy. I na pewno nie ma on struktury linearnej i kumulatywnej. Proces taki, co znamy z autopsji, często zachodzi skokowo, niektóre etapy okazują się ślepymi uliczkami, inne nagłymi olśnieniami 44
Na początek: odszkolnić?
i przełomami. I oczywiście te ślepe uliczki, nagłe olśnienia i przełomy są wysoce indywidualną kwestią. Skąd w takim razie pomysł, by myśleć w sposób liniowy i kumulatywny o procesie uczenia się? W Polsce wiele zawdzięczamy radzieckiemu pedagogowi Iwanowi Kairowowi, którego dwutomowa Pedagogika wydana po polsku w 1950 roku w znacznej mierze ukształtowała główny nurt dydaktyki w naszym kraju24. Dziś mało kto o tym pamięta, ale idee przejęte od Kairowa wydają się polskim nauczycielom, dyrektorom szkół i rodzicom czymś nie tyle oczywistym, co naturalnym. I to zarówno w szkole, jak i na uniwersytetach. Od kiedy zostałem studentem, próbowałem przekonać władze filologii polskiej, by odwrócić typowy sposób kształcenia studentów w zakresie historii literatury i zacząć od XXI wieku, a następnie cofać się aż do literatury staropolskiej. Bezskutecznie. Dlaczego? Udajmy się po wyjaśnienia do Kairowa. Jedną z najważniejszych zasad jego pedagogiki jest zasada systematyczności i logicznej kolejności – czyli opierania się na porządku logicznym, a nie psychologicznym w kwestii uczenia się. Stąd cały czas myślimy o uczeniu (się) jako przechodzeniu od A do B, a nie jako o indywidualnym procesie konstruowania wiedzy w umyśle. Z kolei podzielanego w edukacji przekonania o tym, że jedynie właściwy rytm pracy może zapewnić pożądane efekty w ramach procesu uczenia się, powinniśmy się doszukiwać jeszcze gdzie indziej – w klasztorach. To stamtąd można było zaczerpnąć najlepsze techniki dyscyplinarne, które od samego początku są najważniejsze w szkole. Filozof Immanuel Kant w wykładach poświęconych pedagogice zauważa bez ogródek, że dzieci posyła się do szkoły początkowo nie po to, by się uczyły. Zadaniem tej instytucji jest wyrobić w nich nawyk siedzenia 45
SELEKCJE. JAK SZKOŁA NISZCZY LUDZI, SPOŁECZEŃSTWA I ŚWIAT
cicho w ławce i wykonywania tego, co im zadano. Cel? Pohamować w przyszłości natychmiastowe wcielanie w życie swoich zachcianek. Pierwszeństwo mają zachcianki innych – choć Kant niezwykle elegancko pisze o przyzwyczajaniu ludzi do ulegania prawidłom rozumu25. Zapamiętajmy: ulegania. Inspiracje, jak już wspomniałem, zaczerpnięto z zakonów religijnych. Te przez wieki były ośrodkami nauki w zakresie dyscypliny: nie brakowało w nich specjalistów od właściwego tempa pracy, techniki rytmu czy planowania regularnych zajęć26. Obecny w szkole rozkład zajęć i podział czasu, tak jak w zakonach, ma jeden zasadniczy cel: dyscyplinować ciało i umysł. Szkoła korzysta również z ćwiczeń, które wywiedzione są z religii i nią zainspirowane. Ćwiczenia z pisania tak, by nie wyjechać poza linie w zeszycie, kolorowanie tak, by nie przekroczyć konturu obrazka, wypełnianie okienek w zeszytach ćwiczeń tak, by wpisać założoną przez jego twórcę odpowiedź, wykazywanie się na testach i sprawdzianach wiedzą w dokładnie taki sposób, jak została ona przedstawiona przez nauczyciela. To, co znane jest dziś przede wszystkim ze szkoły i z wojska – narzucanie ciału zadań powtarzalnych, choć różnorodnych i stopniowalnych, których celem jest jednostajny, linearny rozwój – swoje źródło ma właśnie w praktykach religijnych. Ich spadkobiercami są różnego rodzaju rytuały inicjacyjne, ceremonie przygotowawcze czy próbne wykonywanie scen w teatrze27. Celem ćwiczeń jest doskonalenie (samo)kontroli nad swoim ciałem (i umysłem) oraz nad zadanymi umiejętnościami. W szkole – podobnie jak w zakonach – indywidualne doskonalenie uczniów przez autorytatywnego nauczyciela ma generować współzawodnictwo, którego efektem – czego echa pojawiają się w etyce protestanckiej – będzie zbawienie 46
Spis treści
Wprowadzenie: Świat bez szkoły . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 I. Na początek: odszkolnić? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 II. Jak szkoła niszczy ludzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79 III. Jak szkoła niszczy społeczeństwa? . . . . . . . . . . . . . 131 IV. Jak szkoła niszczy świat? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 177 V. Co dalej? Od-kształcać? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 227 VI. Zakończenie: uczniowie są lepsi, niż myślimy . . . . . 277 Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 301