współ-
Kraków 2022
praca bycie tworzenie
Cierpliwość buntu Gabe Wilczyńska Tendencje niezorganizowanych antykapitalistek i antykapitalistów do jak najszybszych i jak najbardziej radykalnych działań nie ustępują. Czy radykalne akcje są najodważniejszymi i najskuteczniejszymi sposobami na walkę z systemem? Dlaczego niecierpliwość młodych aktywistek i aktywistów jest — mówiąc ostro — bezużyteczna i szkodliwa? Jak wygląda kultura działań politycznych w środowiskach lewicowych i dlaczego powinniśmy ją zmienić? Aktywizujemy się, bo chcemy zmienić system. Protestujemy, bo chcemy pokazać niezgodę i złość. To okazja na otwarte zadeklarowanie swoich poglądów politycznych. Następnie wracamy do domu, odkładamy tekturowy transparent, na którym widnieje wyrażony słowem opór. Co dalej? Idziemy na następny protest. I kolejny, a po nich czekamy na nadejście entego. Jednak wychodzenie na ulice nie zbuduje solidarnej społeczności i nie zapewni nam wspólnoty. Spotkanie tłumów na dworze nie jest krokiem w kierunku rewolucji i radykalnych zmian społecznych, a komfortowym i symbolicznym wykorzystaniem swoich praw obywatelskich.
Taktyki, narzędzia i samozaparcie Zmiana pojawi się w wyniku ciężkiej pracy i organizacji swoich miejsc pracy oraz społeczności. Co to w ogóle oznacza? Organizowanie się to budowanie wspólnoty, która ma wspólny cel i systematycznie działa, aby go osiągnąć. Skupia się ono na bazie, którą łączą wspólne warunki ekonomiczne i dotykają te same problemy. Podczas gdy aktywizm cechuje chaos i chęć szybkiego działania, organizacja skupia swoje zasoby na jednym, spójnym celu. Nie jest ono tak kuszące i zachęcające, bo szybko przekonujemy się, że drastycznie różni się od aktywizmu. Wymaga pokory, umiejętności przyznania się do błędu, cierpliwości i chęci nauki. Ważną rolę pełni pewnego rodzaju mentorowanie przez starsze, doświadczone osoby. Nie przynosi szybkiej ekscytacji i zastrzyku adrenaliny, jakie daje nam aktywizm. Gdy mówimy o teorii, nieraz w naszych głowach pojawiają się pretensjonalni studenci z wielkich miast, którzy prowadzą zacięte dyskusje na temat Marksa przy drogim piwie. Jednak teoria pełni inną rolę — jest narzędziem 5
i pewnego rodzaju poradnikiem, który mówi nam, jak działać, przedstawia taktyki tworzenia oporu, agitacji, walki. Dla organizatorek teoria nie służy pielęgnowaniu przekonania o własnym oczytaniu — jest instrukcją. Związkowi „weterani” regularnie wyposażają nas w publikacje, które są źródłem wiedzy dla działaczek. Organizowanie się to frustracja, zawody, porażki. Z każdej nieudanej potyczki wyciągamy wnioski i ulepszamy kolejne kroki. Podtrzymywanie morale w środowisku jest wybitnie trudne. Jak przekonywać i motywować ludzi, gdy nieraz na spotkania organizacyjne stawi się czwórka osób? W jaki sposób podtrzymać motywację lokatorek, gdy nie ma tłumów? Niezbędnym jest dołączanie do struktur, które budują trwały opór. Im większa zaangażowana grupa, tym łatwiej o sumienność i spójność działań, a tym samym odpowiedzialny rozkład zadań, który sprawiedliwie aktywizuje ekipę. Każda para rąk się przyda, tym samym odciążając pojedyncze jednostki i przydzielając drobne obowiązki większej ilości osób. Nie chodzi jedynie o związki zawodowe i stowarzyszenia lokatorskie. Identyczny mechanizm dotyczy feminizmu. Ruch polityczny kobiet jest wyjątkowo rozdrobniony i rozproszony. Nie priorytetyzuje budowania solidarnej 6
grafika: Milena Chwedorowicz @miss.milcha
zbiorowości, a raczej izoluje się i kładzie nacisk na elitaryzm. Kobiety potrzebują silnego ruchu. Potrzebują bezpiecznej przestrzeni, w której będzie dochodziło do dyskusji, dzielenia się refleksjami i w której zakiełkuje wspólna, lokalna działalność, która skupi wokół siebie kobiety z różnymi doświadczeniami, historią i pochodzeniem. Bolączką ruchów lewicowych jest brak sprawnej, działającej organizacji, która trafia na barki małych zbiorowości niezdolnych do utrzymania Ziemi własnymi dłońmi. Budujcie stowarzyszenia, dołączajcie i pomagajcie lokatorkom, rozmawiajcie, przekonujcie, agitujcie, wchodźcie w szeregi związków zawodowych. Wynieście swoją działalność poza puste hasła i internetowe deklaracje. Wykorzystajcie własne zasoby, zapał i czas. Konfrontujcie inność, przełamcie lęk, zostawcie „ale ja nie wiem jak” za drzwiami. Najwyższy czas, aby dowiedzieć się jak.
Sprzątam Ada Rączka Bezforemna masa wielkości paznokcia. Niewielka plama buraka, trudna do zmycia. Pod kaloryferem zupa. Na białych stołach, prawie niewidoczna – rozsypana sól. Przytrzaśnięty nogą krzesła, zmięty papier – ślad wytartych ust. Drobne pozostałości obiadów. Ciemno, pracuję przy sztucznym oświetleniu. Zamiatam podłogę, raz koło razu, starannie. Krzesła stoją na oknach, w dwóch rzędach. Przynoszę wiadro. Woda – ta sama, która podgrzewała bemary z jedzeniem. Ostatni klient wychodzi i przekręcam kurek. Leci, jak mocz, długo trzymany w pęcherzu. Do plastikowego kubła.
się jedzenia). Mięso zacznie cuchnąć. Sałata sflaczeje i zrobi się brązowa, nasączona zbyt dużą ilością oliwy. Pomidory oklapłe, robaczywe. Najgorsza będzie wcale nie żywność. Zepsute żarcie wyrzucą szybko do kosza, przy zamkniętych oczach i zatkanych nosach. Najgorsze będzie uporanie się z blachami. Takimi ledwo co trąconymi gąbką. Z tłuszczem ostygłym i stężałym, ze spalenizną wiórem przyległą. Myślę, niech więdną – naczynia i sprzęty kuchenne, niech leżą.
Używam szarego mopa z długimi frędzlami. Szefowa: ten mop źle myje. Doradza użycie płaskiego. Na plastikowy prostokąt nakłada się mokrą skarpetę. Sznurkowy mop ślizga się tanecznie. Płaski wymaga przyłożenia. Pracuję z nim rwanymi, krótkimi pchnięciami. Myślę, nikt tu nie zajrzy przez weekend. Myślę, zapowiada się słoneczny weekend. Myślę (wizja rozkładającego grafika: Alina Mielnik @alinka_pralinka
9
Komisja Środowiskowa Pracownic i Pracowników Domowych Kim jesteśmy? Komisja Środowiskowa Pracownic i Pracowników Domowych zrzesza wszystkie osoby, które wykonują odpłatną pracę domową, taką jak opieka nad osobami starszymi i dziećmi czy sprzątanie. Założyłyśmy komisję, bo chcemy wspólnie walczyć o poprawę warunków pracy domowej. Wszystkie stykamy się z podobnymi problemami. Wiele z nas pracuje dla agencji pracy tymczasowej, które zarabiają na naszej pracy, nie oferując nam nic w zamian. Odmawia się nam legalnego zatrudnienia – często pracujemy bez prawa do urlopu, bez ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego, bez prawa do wypoczynku i życia prywatnego.
kosztów opieki nad osobami, które jej potrzebują. My – opiekunki –postulujemy, aby nasza ważna i ciężka praca była zauważona i doceniona. Żądamy zmian! •
•
• •
• Chcemy legalnych umów, godnych płac, szacunku i uznania. Nasze postulaty kierujemy nie tylko do pracodawców i do agencji, które pośredniczą w naszym zatrudnieniu, ale też do państwa: bez naszej pracy społeczeństwo nie jest w stanie funkcjonować. Starszych, niesamodzielnych ludzi jest coraz więcej. Oczekujemy, że państwo pokryje część grafika: @sakralna_
• • •
•
Uznania naszej pracy za istotną część polskiego systemu opieki zdrowotnej i opieki nad osobami starszymi, oraz jej wsparcia przez państwo. Dostosowania legalnych form zatrudnienia do specyfiki pracy domowej Ułatwienia procedur legalizacji pracy i pobytu. Jasnego określenia warunków pracy i obowiązków. Nie jesteśmy pracownicami „do wszystkiego”! Godnego wynagrodzenia za wszystkie czynności i godziny naszej pracy. Godnych warunków socjalnych i bytowych. Czasu wolnego. Ochrony od molestowania seksualnego (i innych form zastraszania ze strony pracodawców). Dostępu do pomocy prawnej 11
•
i psychologicznej. Zapewnienia bezpiecznego miejsca pracy, w którym docenia się naszą troskę o podopiecznych
Pracujesz jako opiekunka czy sprzątaczka? Masz dość pracy na czarno, niskich płac, braku czasu wolnego? Zostałaś oszukana, znalazłaś się w trudnej sytuacji? Chcesz coś zmienić? Zapisz się do związku! Nieważne, jaką masz umowę, skąd jesteś i na jakich warunkach przebywasz w Polsce. Razem jesteśmy silniejsze, pomagamy sobie nawzajem i walczymy o lepsze warunki pracy.
pracownicedomowe@gmail.com +48 888 135 022 (Ruslana Poberezhnyk)
12
grafika: Justyna Plec
*** Adam W świecie rzeczywiście odwróconym na opak zabawa jest momentem pracy. Guy Debord We współczesnym, północno-zachodnim umyśle praca okupuje sferę podświadomości. Jest niemym kontekstem każdej myśli, marzenia i czynności. Idziemy do pracy, jeszcze zanim nauczymy się mówić. Nie mamy zresztą prawie w ogóle do czynienia z nauką, a jeśli tak to jest ona tylko wypadkiem przy pracy. Od najmłodszych lat jesteśmy poddawane warunkowaniu przez marketing, legalizm i wszystkie inne elementy wiodącego systemu ideologicznego. Dzieci są nie mniej wyalienowane, bawiąc się w plastikowych domkach w przedszkolu, niż ich rodzice, bawiąc się w szklanych blokach na kredyt. Il n’y a pas de hors-travail. Nie ma nic poza pracą. Praca jest, nie-pracy nie ma. Jednak tak jak to, co nazywamy dziś zabawą, jest jej nędzną imitacją. Nie inaczej ma się koncepcja samej pracy. Czym jest więc praca, a czym mogłaby być? Praca jest dziś czynnością wykonywaną pod bliższym lub odleglejszym przymusem ekonomicznym. Więcej, praca grafika: Milena Chwedorowicz @miss.milcha
jest stanem umysłowym, w który wpadamy pod tym przymusem. Praca jest stanem, a nie procesem, ponieważ jej celem jest nieskończoność, wieczne trwanie i rozrost. Zwiększanie wydajności nie ma nic do rzeczy – praca rozszerza się i chce wypełnić cały dostępny nam czas, niczym pasożyt. Wychodząc za drzwi biura czy bramę fabryki, przechodzimy ze strony podaży na stronę popytu. Produkcja nie ma prawa bytu bez konsumpcji. Jednak owoce naszej pracy są dziś tak straszne, nieludzkie, realne, że musimy je zagłuszyć i zamaskować – nie bez przyczyny sektor marketingu jest na północnym-zachodzie ważniejszy niż sama produkcja dóbr. Owocem naszej pracy jest bowiem pożądanie w czystej postaci. Pożądanie samo w sobie, które może być zaszczepione w czymkolwiek. Usługa. Fizyczny nośnik jest w rzeczywistości prawie nieistotny. Każdy trybik w globalnej fabryce pożądania, nawet jeśli nazwiemy ją łańcuchem dostaw czy rynkiem, produkuje coś transcendentalnego. Actually Existing Work to wiara. To podtrzymywanie iluzji w relacjach z innymi, sprzedawanie klientom ubezpieczeń, wykładanie Mikroekonomii 1, dostarczanie pizzy, cokolwiek – wykonane 15
z wiarą w zasadność i normalność naszych czynności, mimo cynicznego dystansu. Możemy to nazywać Spektaklem, Teatrem, Schizofrenią czy umową społeczną i uznać za fakt. Ale możemy też pomarzyć. Po pierwsze przestańmy myśleć o życiu tak, jak jesteśmy do tego przyzwyczajone. Nie jest ono wykresem wzrostu ani prostą osią czasu. Nie da się rosnąć ani nie da się cofać. Każde doświadczenie nas kształtuje, zmienia i uniemożliwia porównanie się do wczorajszego ja i dzisiejszego ona, ono, on. W naszych czasach praca nie będzie środkiem do celu, ale efektem ubocznym bycia. Zapewnimy sobie dobrobyt, bawiąc się, a nie bawiąc się. Zabawa to eksperymentacja, poznawanie, konfrontacja z naturą, dialektyka tego nad czym mamy kontrolę i tego co poza nią. Zabawa to doświadczanie pożądania niewinnego i bezinteresownego. Praca, o jaką walczymy, to zaprzężenie takiej zabawy do zaspokojenia potrzeb, ale też i pożądań które same odkryjemy. Kto wie, jakie one będą? Wróćmy jednak do naszej smętnej teraźniejszości. Pomyślmy o sposobach na zbliżenie nas do tych utopii. Związki zawodowe, sztuka, może nawet partie polityczne, wiele osób działa na przeróżne sposoby na rzecz naszych wspólnych celów. Zwróćmy jednak uwagę na alienację szeroko pojętego ruchu 16
grafika: Julia Filip
emancypacyjnego od ogółu. Nawet jeśli przyjmiemy, że jedyna grupa demograficzna, o którą warto zawalczyć to młodzież, to liczby nadal są marne. Polityka, socjologia, ekonomia, etnografia, czy inne działy wiedzy, zbliżające nas do zrozumienia świata i kreowania alternatyw, są po prostu domenami, jak wszystkie inne. Posiadanie opinii jest często wręcz stygmatyzowane u kogoś, kto się „nie zna”. Może trzeba obalić fałszywe przekonanie w głowach naszych towarzyszek i towarzyszy niedoli, jakoby były to sprawy nudne i dostępne tylko dla, pożal się boże, wykształconych znawców? Kto jest bardziej wykwalifikowany do badania zjawiska ludzkości niż my? Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, uważam, że potrzeba nam prawdziwych rozmów, zamiast bezcelowych kłótni w social mediach. Potrzeba argumentacji i konsensusu zamiast rzucania na wiatr buzzwordów i zakrywania się łatkami. Kiedy już uda nam się zebrać do konkretnego działania, unikajmy też tyranii większości w demokratycznych decyzjach, osiągajmy kompromisy i zawsze słuchajmy głosów sprzeciwu. Praca na razie się nigdzie nie wybiera, więc działajmy na rzecz poprawy jej warunków i bądźmy wrażliwi na krzywdę innych. Wszystkie infografiki świata są nic nie warte, jeśli zabraknie rąk na blokadzie eksmisji czy strajkowej pikiecie.
Ciało odporne Zuza Stawicka Nie wie o tym, że przyglądałam się jej, kiedy leżała bezwładnie na łóżku. Zazwyczaj miała na sobie tunikę (bardzo lubiła tuniki!) i czarne legginsy, od wewnętrznej strony ud pokryte małymi kuleczkami zużycia. Twarz jej ściśle przylegała do poduszki, spłaszczając jeden z policzków. Usta miała lekko otwarte, a oddech stabilny i głęboki. Nie zmyła makijażu… tak, znowu nie zmyła makijażu! Czarny tusz do rzęs przekształcił się w pył, szminka nałożona rano, starła się po kilku gryzach słodkiej bułki kupionej w spożywczym. O szóstej rano tylko on był otwarty na naszym osiedlu. Zawsze kupowała dwie bułki, jedną dla siebie, a drugą dla mnie. Obok bułki na stole zawsze leżało 10 złotych na picie i jedzenie, jak pisała na małej samoprzylepnej karteczce. Potem wychodziła i wracała wieczorem. Zastanawiałam się skąd bierze w sobie tyle siły. Sygnał budzika był ostry i bezwzględny, motywował do wstania, ale nie do życia. Nie miała w swoim ciele zbyt dużo mięśni, a przecież dźwigała codziennie tak dużo ciężarów. Podnosiła, zawieszała, wkładała, wycierała, czyściła. Potem siadała przy biurku i rozmawiała, kiwała empatycznie głową, pisała numery telefonów i nazwiska grafika: Milena Chwedorowicz @miss.milcha
osób mogących pomóc. Jej zmysły musiały być odporne, codziennie drażniono je bodźcami, których w żaden sposób nie da się zatrzymać. Dźwięki rozchodziły się po czaszce, wprowadzając ją w silne drgania. Lubiła perfumy od Marka Jacobsa, ale nawet one, po czasie zatracały się w woni obcych-wcale nie – obcych ciał. Przestawały istnieć. Wieczorem słyszałam stuki, stawiano coś pod drzwiami naszego mieszkania. Wracała z zakupów, objuczona rzeczami niezbędnymi do przetrwania. Nie jadłyśmy mięsa, choć byłoby nam łatwiej pod względem logistycznym, gdybyśmy dawały mu jednak przyzwolenie na obecność na naszych talerzach. Nie chciałyśmy i nie potrafiłyśmy. Siadałyśmy do stołu w ciszy, cienie odbijały się na jej twarzy. Chyba jednak się przebodźcowała, prosiła o zgaszenie górnego światła. Nie miała siły otworzyć ust, aby cokolwiek powiedzieć. Robiłam jej herbatę, a ona szła do pokoju i nie rozbierając się z ubrań, zasypiała. Stałam tak z tą herbatą w dłoni i choć mocno mnie parzyła, nie mogłam jej odstawić. Wiedziałam, że wypije ją rano, zimną i mętną na powierzchni. 19
Stałam z tą herbatą i zadawałam sobie pytanie dlaczego? Dlaczego ona tak żyje? Dlaczego musi tak żyć? Czy to jej wybór? Nie miała przecież natury autodestrukcyjnej. Monotonia jej życia stopniowo stawała się dla mnie przygnębiająca, jej wybory były dla mnie nie do zniesienia. Czułam wściekłość, nie na nią, a na system, 20
grafika: Daria Godyń
który przymuszał ją do życia w takich warunkach. Nie mogłam jednak przecież w tym wszystkim zapomnieć, że to była jej decyzja. Ona wybrała takie życie, choć wcale nie musiała. Zdobyła się na odwagę, odeszła, uciekła od krzywdy, zrozumiała że jest degradowana. Teraz ma traumę, to skutek niepoprawnych wyborów przeszłości i nagłego otrzeźwienia. Nie może iść na terapię,
bo nie ma czasu i pieniędzy, musi ciągle pracować, by już nigdy nie musieć być zależna od żadnego mężczyzny. Pracuje więc katorżniczo, bierze każdą pojawiającą się ofertę, nie targuje się, nie prosi o wyższą płacę. Są młodsi, sprawniejsi, z innymi kompetencjami, lepszymi, gorszymi, ale za to świeższymi. Nie czuje się świeża, nie chce właściwie na co dzień o tym rozmyślać, ale czasami przychodzi do niej myśl o brudzie, o jej ciele pokrytym coraz grubszą warstewką poczucia niesprawiedliwości i żalu. Patrzy czasami na domy swoich koleżanek, których mężowie z jakiegoś powodu obejmują wysokie stanowiska w ogólnopolskich firmach. Patrzy na twarze swoich koleżanek, które przychodzą do pracy w okularach przeciwsłonecznych z racji na poranny zabieg mezoterapii mikroigłowej. Nie może sobie pozwolić ani na dom, ani na zabieg, ani na męża. Musi być niezależna, odporna na wstrząsy i trwała jak preparat tkanek zanurzony w formalinie.
21
22
grafika: wygibajtus
*** Maras Jezior Bardzo mało słyszę o życiach zawodowych i pasjach dorosłych osób trans. To po części dlatego, że pracując w takich samych miejscach jak każda inna osoba, wiele z nas w swojej pracy, woli nie outować się jako osoba trans. Po drugie, głos częściej zabierają osoby młode, które jeszcze pracować nie muszą. Rynek pracy dla osób (widocznie) trans często potrafi być trudniejszy – kłopoty z zatrudnieniem, brak ochrony, dyskryminacja w miejscu pracy. Jestem osobą niebinarną i też muszę pracować – ale moje warunki są podyktowane pozycją ekonomiczną. Kiedy po liceum składałem CV, nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nie wiem, czy to przez jasną deklarację bycia trans – nie wyobrażałum sobie pracowania pod deadname. Po roku w pandemii, kiedy w końcu mogłom się wyprowadzić, znów szukałem pracy i sytuacja była bardzo podobna. Pracuję – daję korepetycje związane z moimi studiami, co poprawia mój zarobek. W ogóle nie czuję się jak self-employed empowered girlboss. Jest mi dziwnie z tym, że ja zarabiam 2-3 razy więcej na godzinę niż bliskie mi osoby pracujące w gastro. Pracuję też mniej – mam wsparcie
finansowe, więc nie muszę się martwić o mieszkanie czy inne podstawowe potrzeby – nawet jeśli opłacone jest to doświadczaniem queerfobii. To, czego nie wydaję na terapię, odkładam na diagnozę. Żeby się do niej zbliżyć w grudniu dorabiałem na świątecznych targach. Stanie cały dzień było męczące, ale nie aż tak, jak się spodziewałem. Chociaż wracając śmierdziałem dymem i chciałum tylko się położyć, bardziej męczyło mnie misgenderowanie, szczególnie ze strony osób pracujących ze mną. Wiem, że nie miały złych intencji, ale całodzienne wysłuchiwanie nie mogę się przestawić zaczyna męczyć. Przecież dopiero się poznaliśmy – z czego chcesz się przestawiać? Do klientów podchodzę inaczej – nie przedstawiałem się, nie muszą znać moich zaimków ani tożsamości. Nie mam passingu i nie mogę oczekiwać, że wszyscy pozbędą się swoich założeń o wyglądzie i płci. Ale też boli, kiedy ktoś mówi Pan, a potem z przerażeniem zaczyna mnie za to przepraszać. Podobnie podchodzę do działalności w food not bombs – nie jestem tam po to, żeby się oburzać, że ktoś coś o mnie założy. Ale kiedy 23
mówię, że jestem Marek, a ktoś dalej mi Paniuje, czuję dyskomfort. Dzięki formie pracy którą mam, mogę od początku przedstawiać się jako chłopak (nie jestem nim do końca, ale tak jest łatwiej). Czasem pojawiają się obawy, ale mam wrażenie, że coraz rzadziej. Mam też szczęście, że większość osób, które aktualnie uczę znalazły mnie przez Instagrama, gdzie od razu wiadomo, że jestem trans. Dzięki temu nie obawiam się dyskryminacji. Instagram też pomógł mi znaleźć praktyki – tu znów ważnym dla mnie elementem było tolerancyjne otoczenie. Z drugiej strony frustruje mnie sam koncept praktyk – pracuj za darmo, żeby może ktoś cię łaskawie zatrudnił. Można dostać niby zapłatę, ale kto by chciał ją dawać, skoro i tak musimy odbyć praktyki żeby ukończyć studia? Mimo wszystko to, że mogę sobie pozwolić na nieodpłatną pracę, zarówno tę narzuconą, jak i na taką którą wybieram samodzielnie, jest kwestią mojej pozycji ekonomicznej. Mogę brać pod uwagę swoją transpłciowość, swoje zdrowie psychiczne – co powinno być normą, ale dopóki nie jest, ważne jest dostrzeganie swojej pozycji na tle innych osób wykluczonych.
24
matka bierze w swoje ręce nasze brzydkie niespracowane dłonie Miriam Sokołowska rzeki płyną krwią metronidazolem karbamazepiną kofeiną naftą nasze pięć minut przerwy na papierosy tylko bez mentolu a albatrosy dławią się na tych petach tak samo dobrze ~ arszenik ołów nikotyna już utonęliśmy utonęłyśmy za minimalną w amniotycznej kadzi gdzie wspomagane oddychanie udawajmy przez chwilę że to ludzkie
25
O pracy Julka Nie wiem, jak dokładnie powinna wyglądać praca w przyszłości. Wiem tylko, że powinna wyglądać inaczej niż obecnie. Zupełnie inaczej. Najlepiej totalnie na odwrót. Sześć tygodni pracy za granicą wystarczyło, bym całym ciałem poczuła, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Zaczęło się od tego, że jak wiele osób studiujących, cierpiałam na niedobór pieniędzy. W dodatku zamarzyły mi się wakacje za granicą, gdzieś daleko od Polski. A żeby móc płacić za wakacje w euraskach, trzeba było zarabiać w euraskach. I tak oto ja i mój chłopak postanowiliśmy wraz z kilkorgiem znajomych wyjechać do pracy do Holandii. Koledzy polecili agencję, mówili, że byli w zeszłym roku, wszystko w porządku. Niestety już tydzień przed wyjazdem rozdzielono nas na dwie osobne grupy. No trudno. Dzień przed poinformowano nas o zmianie miejsca pracy. No cóż. W końcu jesteśmy tylko pionkami, które można rozstawiać po planszy, jak tylko im się podoba. Po kilkunastu godzinach spędzonych w ciasnym busie przyjeżdżamy na miejsce, koordynatora nie ma, pokoje jeszcze nie gotowe, musimy czekać. Gdy nareszcie dostajemy klucze, okazuje się, że ściany w łazience są całe czarne – grzyb. Widok z okien
mamy na śmietnik oraz na nowo postawiony budynek, możemy obserwować ludzi krzątających się po biurze. Oni mogą obserwować, jak każdego dnia dogorywamy po pracy. W hotelu pracowniczym (cóż za zgrabna nazwa!) panuje niemalże wojskowy reżim. W końcu zarządca był kiedyś w wojsku, często o tym wspomina. Gdy w piekarniku przypaliła mi się pizza (o zgrozo!), zarządca stwierdza, że mi również przydałby się pobyt w wojsku. I że jestem głupsza od jego kilkuletniej wnuczki. I być może ma rację, przecież sama zgodziłam się na tę pracę, na ten hotel, na wspieranie moją pracą kapitalizmu. Taka z niej lewaczka, a pracuje w magazynie giganta branży odzieżowej. Ale niestety gdzieś pracować trzeba, w Polsce za pewne robiłabym coś podobnego, tyle że za mniejszą stawkę. Przecież serwowałam już ludziom kubełki z hot wingsami („a może powiększyć o dwa skrzydełka?”) i sprzątałam kible za 18,3 zł/h. Kilka lat wcześniej nosiłam też talerze i polerowałam sztućce na weselach za 10 zł/h bez żadnej umowy o pracę. W Holandii natomiast za wkładanie ciuchów do pudełek dostaję jakieś 45 zł/h. No i nie trzeba
grafika po lewej: Zuzanna Górska
poprzednia rozkładówka: Olena Martynchuk
29
użerać się z klientami. Pod względem fizycznym praca aż tak męcząca nie jest, uporczywe są tylko zmienne godziny pracy (raz dniówki, raz popołudniówki, raz nocki) i długie dojazdy (agencja nie mogła zapewnić nam zakwaterowania bliżej magazynu). No i trochę się człowiek nałaził, bo magazyn był ogromny. Tak samo z resztą jak ilość ubrań, która codziennie przechodziła przez nasze ręce (oraz mechaniczne ramiona maszyn). Autostradami szyn o każdej porze dnia i nocy przejeżdżało tysiące sukienek, koszulek, spodni, a kilkaset osób pracowniczych – głównie z Polski i Hiszpanii – pakowało je do pudeł, rzucało na taśmę, załadowywało przyjeżdzające tiry, naklejało metki. Zwykle przez 9 godzin dziennie robiło się cały czas to samo, niekiedy, jeśli dopisało szczęście, w połowie zmiany zabierano nas na inny dział. Wtedy zmiana mijała nieco szybciej, człowiek aż tak się nie nudził. Jako że Holandia to kraj cywilizowany, a Zara to porządna, duża firma, mogłyśmy_liśmy liczyć na półgodzinną (ale oczywiście niepłatną!) przerwę w ciągu dnia. Gdy w końcu nadchodziła ta upragniona przerwa, człowiek miał ochotę rzucić się na jedzenie. Ale nic nie ma za darmo, za ciepły posiłek na stołówce trzeba było zapłacić. Tak, zawsze można przygotować sobie coś wcześniej w domu i zabrać ze sobą do pracy, ale przy 9-godzinnych zmianach i długich dojazdach (godzina w jedną 30
grafika: Agata Fogtman
stronę – łącznie mamy de facto 11 godzin pracy) znalezienie sił na przyrządzenie kolejnego posiłku w ciągu dnia było niezwykle trudne. W końcu doba ma tylko 24 godziny (choć pracodawcy zdają się myśleć, że ma przynajmniej z 35), a trzeba kiedyś spać, robić zakupy, myć się, nie wspominając już o czasie na odpoczynek i rozrywkę, o czym, zdaje się, kapitalistyczny świat zapomina. Wmówiono nam, że jesteśmy w stanie bez żadnej szkody dla naszego zdrowia zapierdalać nawet przez 12 godzin, że możemy funkcjonować na zasadzie praca-jedzenie-spanie, żyć w ciągłym odrętwieniu. Bezczynność to w kapitalistycznej rzeczywistości najgorszy możliwy stan. Nic nie robisz? Nie jesteś produktywny. A przecież trzeba nieustannie produkować, wytwarzać, by zaspokoić potrzeby nieustannie głodnego świata. Odpoczywanie to oznaka słabości, lepiej licytować się ze znajomymi, kto przepracował więcej godzin i kto jest bardziej wykończony. Z drugiej strony, skoro wolny czas stał się dobrem luksusowym i niewielu na niego stać, co innego nam pozostało? Nie dziwi mnie, że tyle osób ulega narracji o „szlachetności zapierdolu”, bo daje ona poczucie, że jesteśmy „kowalami własnego losu”, że sami, tylko dzięki własnemu poświęceniu, możemy osiągnąć wszystko. Prawda jest jednak taka, że niewiele zależy wyłącznie od naszych
działań. Nie wszyscy mamy takie same możliwości, warunki, predyspozycje. Nie wszyscy mogą zajmować wygodne posadki w korpo, ktoś musi stać na kasie w supermarkecie, rozwozić jedzenie, pakować rzeczy na magazynie. Oczywiście wraz z postępującą automatyzacją coraz więcej tego typu prac będzie wykonywanych przez maszyny. Nie jest to jednak powód do tego, by lekceważyć osoby pracujące fizycznie tak, jak to się dzieje obecnie. Mnie i moich znajomych nieustannie lekceważono, choć my i tak znajdowaliśmy się na uprzywilejowanej pozycji, bo w każdej chwili mogliśmy zrezygnować, nie obawiając się, że stracimy całkowicie środki do życia. W Polsce czekali przecież nasi rodzice, którzy wciąż utrzymywali (i wciąż utrzymują) nas w znacznym stopniu. To oni spłacają kolejne raty kredytu za mieszkanie, kupują jedzenie, opłacają prąd i gaz. My chcieliśmy tylko sobie dorobić. Mogliśmy więc sobie pozwolić na bunt, wyrażanie złości, niezadowolenia, bo zawsze mieliśmy opcję powrotu do bezpiecznego domu. Jedna z dziewczyn, którą poznałam tam, w Holandii, zbuntowała się i w efekcie w ciągu dwóch dni została wyrzucona z naszego „hotelu pracowniczego”. Swoją drogą, była to najwspanialsza osoba, którą tam spotkałam. Gdy zdarzało się, że pracowałyśmy na tym samym dziale, niedaleko grafika: Zuza Stadnik
siebie, mogłyśmy rozmawiać godzinami i wówczas czas leciał zdecydowanie szybciej (a najgorsze w tej pracy było właśnie to, że każda minuta dłużyła się niewiarygodnie – tam człowiek w pełni mógł doświadczyć rozciągłości czasu). Tak czy inaczej, ta wspaniała dziewczyna pewnego dnia postanowiła zrobić pranie, co okazało się być ogromnym przewinieniem. Problem był bowiem taki, że w naszym hotelu nie działały (podobnie jak wiele innych rzeczy) suszarki bębnowe. Pranie trzeba było więc wieszać w swoich mikroskopijnych pokoikach, które nie były wyposażone w stojące suszarki. Jedyną opcją na wysuszenie prania było więc rozwieszenie sznurków. Okazało się jednak, że rozwieszanie sznurków w pokoju jest wedle regulaminu poważnym przestępstwem. A właśnie tego dnia, gdy koleżanka rozwiesiła swoje mokre ubrania, niezapowiedzianą wizytę w jej pokoju postanowił złożyć zarządca hotelu, wspomniany już wcześniej były wojskowy, który nie tolerował żadnych odstępstw od regulaminu, a jeszcze bardziej kobiet, które potrafiły przedstawić sensowne argumenty w swojej obronie. I tak oto moja koleżanka została w szybkim tempie wyrzucona z hotelu, bo miała czelność oburzyć się, że zarządca wchodzi do jej pokoju bez zapowiedzi, gdy ona odsypia nockę, krzyczy na nią, wyzywa oraz każe jej ściągnąć sznurki na pranie, mimo że nie było 33
innego sposobu na wysuszenie prania w pokoju. Celowo opisałam tę sytuację ze szczegółami, by pokazać jej absurd. Ciekawe, co groziłoby za zorganizowanie strajku i żądanie podwyżek, skoro wylecieć można było za powieszenie sznurków w pokoju. Moja koleżanka wróciła do Polski, poradziła sobie, gdyż podobnie jak w moim przypadku, ta praca była dla niej raczej czymś „dodatkowym”, a nie podstawowym źródłem utrzymania. Co jednak z osobami, których być albo nie być zależy od takiej pracy? Co z osobami, które nie mają prawa do buntu, do wyrażania złości, niezadowolenia? To pytanie wydaje się być szczególnie istotne teraz, gdy do Polski przybywa tysiące uchodźczyń i uchodźców. Tych z Bliskiego Wschodu, które_rzy nie są przepuszczane_i przez granicę i muszą próbować przedostać się do nas przez lasy i tych z Ukrainy, które_rzy są przyjmowane_i z otwartymi rękoma. Tak, piszę ten tekst już po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. Teraz przede wszystkim skupiamy się na zbiórce produktów, rzeczy, szukaniu mieszkań dla uchodźców i uchodźczyń. Te osoby (a przynajmniej część z nich) zostaną jednak z nami na dłużej, będą prowadzić swoje życie w Polsce. Będą tu pracować. A to właśnie często uchodźcy i uchodźczynie oraz imigranci i imigrantki podejmują się pracy fizycznej. Nie chciałabym, by 34
osoby, które teraz uciekają przed wojną, były zmuszone do pracy na takich warunkach, na jakich ja pracowałam w Holandii jako imigrantka zarobkowa. Nie chcę, by byli traktowani jako „tania siła robocza”, jako ludzie, którzy muszą sobie jakoś „zasłużyć” na życie w innym państwie swoją ciężką pracą. W Holandii wciąż towarzyszyło mi poczucie bycia gorszą. Czułam się gorsza niż tamtejsi ludzie. To poczucie de facto uniemożliwia jakąkolwiek integrację, pełne zadomowienie się, a przecież chyba tego właśnie chcemy – żeby Ci ludzie poczuli się u nas jak w domu. Musimy walczyć o prawa pracownicze, o zmiany na rynku pracy, o koniec kapitalizmu, by wszyscy mogli czuć się bezpiecznie, czuć, że są traktowani godnie, z szacunkiem, że mają prawo do odpoczynku, do zaspokojenia swoich potrzeb bez konieczności poświęcania swojego zdrowia.
PS. Gdy byłam jeszcze w Holandii, planowałam, że po powrocie złożę skargi na agencję zatrudnienia, będę pisać maile, prosić o kontrole itp. Jednak, gdy już wróciłam do Polski, czułam się wyczerpana i jedyne, czego chciałam, to zapomnieć o tych sześciu tygodniach pracy za granicą. Ostatecznie nic nie zrobiłam, przez co miewam wyrzuty sumienia. Postanowiłam więc chociaż napisać ten tekst, może dzięki temu poczuję się trochę lepiej.
Wołanie Anastazja Sokołowska owinę cię moimi ramionami jak szalem różanym zamszowym z płatków bzu zachłysnę się tobą powietrzem zaciągnę jak wolności spragniony więzień codziennego rytuału społeczeństwa skrępowany bezwolnie cóż to za wola kiedy możesz ale zaraz potem nie możesz uświadomiwszy sobie konsekwencje niewola nie wola wola nie wołanie o oddech wśród zgnilizny formy sposobu owinę cię szalem z bzu wolnością z ust
37
38
Rewolucja jedyną drogą do pełnego wyzwolenia kobiet, osób LGBT+ i klasy robotniczej! Rozalia Opala Opresja i dyskryminacja są integralnymi częściami dominującego kapitalistycznego systemu, w którym żyjemy. Obejmują one systematyczne prześladowanie i piętnowanie seksualności i tożsamości, które nie są zgodne z „normą”. Kryzys kapitalizmu rozbudził wiele nurtów opozycyjnych wobec istniejącego społeczeństwa, jego wartości, moralności oraz nieludzkiej niesprawiedliwości i ucisku. Jednak wciąż główną sprzecznością w społeczeństwie pozostaje antagonizm między pracą najemną a kapitałem. Jedną z najbardziej powszechnych i bolesnych form opresji jest ucisk kobiet w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Wystąpienie kobiet przeciwko temu potwornemu zjawisku ma fundamentalne znaczenie w walce o rewolucję socjalistyczną, której zwycięstwa nie można osiągnąć bez pełnego udziału kobiet w starciu z kapitalizmem (…). Rosnące poczucie wyobcowania i niesprawiedliwości podsyca ogólny ruch buntu wśród kobiet przeciwko
istniejącemu stanowi rzeczy. Przebudzenie milionów kobiet, zwłaszcza młodego pokolenia, odczuwające palące oburzenie z powodu opresji i poniżenia, którym nieustannie podlegają w tym niesprawiedliwym systemie, jest głęboko postępowym i rewolucyjnym zjawiskiem. Liberalne feministki często obwiniają tylko patriarchat za większość problemów społecznych. To prawda, że zniewolenie kobiet jest najstarszą formą niewolnictwa, która narodziła się wraz ze społeczeństwem klasowym i własnością prywatną, i że istnieje od tysięcy lat. Jednak oprócz niego miejsce ma też opresja ze strony kapitalizmu, która dotyczy nas wszystkich w mniejszym lub większym stopniu. Tylko fundamentalna rekonstrukcja społeczeństwa może raz na zawsze zakończyć tę obrzydliwość. Ale tak diametralnej zmiany może dokonać jedynie zjednoczona rewolucyjna akcja klasy robotniczej. To zakłada jedność w działaniu mężczyzn i kobiet z klasy robotniczej, walczących o swoje wyzwolenie jako klasy. Liberalne feministki postrzegają patriarchat jako strukturę 39
odrębną od struktury społeczeństwa klasowego, co prowadzi niechybnie do wniosku, że walka o emancypację kobiet jest odrębna od walki o wyzwolenie klasy robotniczej. Chociaż prawdą jest, że całkowitą emancypację kobiet (i reszty społeczeństwa) można osiągnąć tylko w społeczeństwie bezklasowym, prawdą jest również, że takie społeczeństwo narodzić się może jedynie na skutek obalenia kapitalizmu na drodze rewolucji i późniejszej dyktatury proletariatu. Nie można więc oczekiwać, że kobiety odłożą na bok swoje palące żądania i będą spokojnie oczekiwać nadejścia socjalizmu. Zwycięstwo socjalizmu jest nie do pomyślenia bez codziennej walki o postęp w ramach kapitalizmu. (…) Marksizm a „polityka tożsamości” Klasa rządząca od zawsze próbowała wzbudzać podziały w klasie robotniczej, stosując zasadę „dziel i rządź”, używając wszelkich możliwych środków, aby obrócić jedną część robotników przeciwko drugiej. Rasizm, kwestia narodowa, język, płeć lub religia – każda z tych kwestii była i jest nadal używana, aby podzielić klasę robotniczą i odwrócić jej uwagę od walki klasowej: bogatych przeciwko biednym, wyzyskiwaczy przeciwko wyzyskiwanych. 40
My — kobiety-robotnice — jesteśmy uciskane nie tylko jako proletariuszki, ale także jako kobiety. Stajemy przed konkretnymi problemami, które należy rozwiązać w ramach naszych żądań programowych. Pamiętamy, że kobiety są bardziej wyzyskiwane w ramach systemu kapitalistycznego – za tą samą pracę zawodową otrzymujemy niższe wynagrodzenie, a nasza nieodpłatna praca szacowana jest na 30% PKB. Ponadto jako kobiety częściej jesteśmy zmuszone pracować na niepełny etat, gdyż często mamy dodatkowe obowiązki związane z zajmowaniem się rodziną czy osobami starszymi. Nie możemy jednak ufać burżuazyjnym i liberalnym elementom w walce o żądania kobiet z klasy robotniczej, ponieważ nasze interesy są antagonistyczne. Gdyby to kobieta, a nie mężczyzna, była głową Amazona – nie wpłynęłoby to w żaden sposób na los wyzyskiwanych pracownic pracujących w nieludzkich warunkach. To właśnie dlatego miejsce kobiet pracujących jest w ruchu rewolucyjnym! (…) Marksiści i marksistki muszą aktywnie przeciwstawiać się wszelkiej dyskryminacji i uciskowi ze względu na orientację seksualną, pochodzenie etniczne lub tożsamość płciową. Potępiamy wszelki ucisk i niesprawiedliwość, jakie wywołuje kapitalizm, bez względu na to, kto jest ich ofiarą. Wszystkie plagi kapitalizmu, od wyzysku kobiet, przez katastrofy
ekologiczne po ucisk małych narodów, napełniają nas gniewem. Stajemy pod hasłem krzywda jednego jest krzywdą wszystkich. Marksizm jest wszechobejmującą teorią walki o wyzwolenie ludzkości i stawia klasę robotniczą na czele tej walki, ponieważ jest ona najbardziej rewolucyjną klasą społeczną (…). Przodująca rola klasy robotniczej w walce z wszelkiego rodzaju uciskiem wynika z jej własnych warunków życia i pracy, które zawierają elementy przyszłego społeczeństwa socjalistycznego, mogącego jako jedyne wyeliminować podział na klasy, ucisk jednego narodu przez inny czy wyzysk kobiet przez mężczyzn. Ta czynna solidarność jest całkowicie niezgodna z pojęciem „przymierza”, która wynika z nacisku kładzionego przez piewców „polityki tożsamości” na subiektywne doświadczenie. Argumentuje się, że tylko ci, którzy doświadczyli ucisku, są w stanie go zrozumieć i z nim walczyć, a ci, którzy popierają walkę uciskanych i marginalizowanych grup, zostają sprowadzeni do drugorzędnej roli biernych „kibiców”. Ale takie podejście jest w rzeczywistości szkodliwe dla sprawy kobiet, imigrantów, osób niebiałych oraz osób LGBT+. Pogłębia podziały, twierdząc, że je zasypuje. Liberalni politycy i zwolennicy polityki tożsamości przyjmują, że ważne zagadnienia polityczne i społeczne można
sprowadzić do problemów uciskanych grup. Zdają się uważać, że stawianie żądań sprawiedliwości, wyznaczanej kolorem skóry czy płcią, zlikwiduje wszystkie niedomagania naszego obecnego społeczeństwa. W rzeczywistości cierpienia uciskanych mniejszości są odzwierciedleniem głębokich sprzeczności kapitalizmu. Stawianie kwestii w opisany wyżej sposób sieje niekończące się zamieszanie i podział. Zwolennicy reformatorskiej polityki tożsamości wolą oddawać się preformatywnemu aktywizmowi i pozornym akcjom solidarnościowym np. zmienianiem logo swojej firmy na tęczowe z okazji pride month w istocie pozostawiając strukturę kapitalizmu nienaruszoną. Dzielą ludzi na coraz mniejsze grupy, czyniąc ich bezsilnymi w walce z prawdziwym źródłem ucisku i wyzysku. Marksiści zauważają natomiast, że utopijna jest wiara w to, że sprzeczności te można całkowicie usunąć, pozostawiając nienaruszonym system kapitalistycznego niewolnictwa. (…) Klasowy punkt widzenia porzucony W tekstach zwolenników „polityki tożsamości” bardzo rzadko natrafić można na jakąkolwiek wzmiankę o klasie, a w nielicznych przypadkach, kiedy jest ona wspomniana, nie jest definiowana w sposób marksistowski, ale 41
wymieniana wśród form dyskryminacji („klasizm”) – tylko jako jedna z wielu. Klasa robotnicza nie jest już twórczynią całego bogactwa, wyzyskiwaną w procesie produkcji, lecz kolejną kategorią ludzi dyskryminowanych. Każdy segment społeczeństwa ma sam walczyć o swoje prawa, traktując innych jak swoich przeciwników. Tymczasem prawdziwi ciemiężcy: CEO wielkich korporacji, liberalni politycy i kapitaliści, baronowie medialni i szefowie policji, reakcjoniści i rasiści – wszyscy zacierają ręce i patrzą z radością, jak ruch zużywa swoją energię w niezliczonej ilości sprzeczek i konfliktów. Przykładem absurdalnych skrajności jest afera wynikła z transfobii radykalnych feministek takich jak Julie Bindel czy Germaine Gree, które wygłosiły wiele oburzających komentarzy na temat transpłciowych kobiet, w zasadzie oskarżając je o „niebycie prawdziwymi kobietami”. Jest to wyraz obsesji na punkcie polityki tożsamości z koniecznością określania, do jakiej kategorii ktoś należy. Zamiast prawidłowo wskazać źródło ucisku w społeczeństwie klasowym w ogóle i w kapitalizmie w szczególności dominację ekonomiczną kapitalistów, zwolennicy polityki tożsamości starają się znaleźć to źródło w zachowaniu ludzi czy używanym przez nich języku. Ich zdaniem ucisk kobiet nie jest skutkiem kapitalistycznego najemnego 42
niewolnictwa, ale wynikiem posługiwania się dyskryminującym językiem lub struktur dyskryminujących w organizacjach. Jednak sama zmiana języka i pozbycie się wykluczających określeń nie zmieni wiele, jeśli nie nastąpią realne zmiany w sytuacji osób doświadczających ucisku. Z tożsamościowego punktu widzenia konieczna jest nie rewolucja, mająca na celu radykalną przebudowę społeczeństwa od podstaw, ale reforma oraz zmiana mentalności i postępowania ludzi. Celem nie jest przekształcenie społeczeństwa, ale dążenie do jednostkowej samorealizacji w sposób abstrakcyjny – nie wspominając o tym, że dopóki kapitalizm będzie trwał, tak samo będzie z wyzyskiem i uciskiem. Pełne wyzwolenie kobiet można osiągnąć jedynie poprzez rewolucję społeczną, która zniesie wyzysk, na którym opiera się dyskryminacja kobiet. Czy to oznacza, że ignorujemy walkę o poprawę położenia kobiet w kapitalizmie? Oczywiście nie! Należy walczyć z najmniejszymi przejawami dyskryminacji i ucisku kobiet. Jest to podstawowy warunek osiągnięcia bojowej jedności wszystkich pracowników! Tylko stając ramię w ramię do walki z uciskiem, możemy zawalczyć o lepsze jutro. Bez rewolucyjnego ruchu nie będzie rewolucji! Zjednoczona klasa robotnicza może stawić opór
kapitalistycznemu wyzyskowi i zaprowadzić równość i sprawiedliwość. Nie mamy nic do stracenia oprócz naszych kajdan! tekst został skrócony na potrzeby zina
43
kolektywpodżegaczki@gmail.com instagram.com/kolektywpodzegaczki facebook.com/kolektywpodzegaczki
projekt i skład: Ada Omylak
praca na okładce: Olena Martynchuk
redakcja: Natalia Rojek
o pracy od autorki: Na zdjęciu – resztki zewnętrznej tablicy na terenie byłego zakładu budowy maszyn w Tarnopolu z napisem Ми працю любимо, що в творчість перейшла czyli Kochamy pracę, która przerodziła się w twórczość z wypalonym obrazem ciągnika. Obok – napis Робота Художник Завод czyli Praca Artysta Fabryka z ogłoszenia o pracę na elewacje fabryki szkła we Lwowie.
korekta: Natalia Rojek, Matylda Małecka, Aleksandra Taran, Dominika Skrzynecka fraktale w zinie na stronach: 22-23, 32-33, 34-35 zostały wygenerowane przy pomocy strony sciencevsmagic.net/fractal
Kraków 2022
Ми працю любимо, що в творчість перейшла/Kochamy pracę, która przerodziła się w twórczość to przedewszystkim napominanie o tym, że praca artystyczna to też PRACA. Prekarna praca w systemie kapitalistycznym.
Kochamy pracę, która przerodziła się w tworzenie.