6 minute read

Witold Skrzydlewski Z trenerem mamy podobne poczucie humoru

Liczę na dobrą jazdę zespołu

WITOLD SKRZYDLEWSKI, honorowy prezes Orła Łódź, główny sponsor klubu oraz właściciel największej w Polsce sieci kwiaciarni i biur pogrzebowych działających pod marką H.Skrzydlewska opowiada o tym, jak udało się ściągnąć do klubu Marka Cieślaka, legendę polskiego żużla, o co chodzi w konflikcie o tor, który rozgorzał z miastem i ile kosztuje roczne utrzymanie klubu.

Advertisement

Orzeł Łódź już w komplecie. Zarówno drużyna, jak i team trenerski. Gdyby miał pan ocenić potencjał tej drużyny, to gdzie będzie na koniec sezonu?

W mojej opinii drużyna i poszczególni zawodnicy mają spory potencjał. Liczę więc na dobrą jazdę. To przede wszystkim. Cel mamy taki, żeby tworzyć dobre widowiska i zachęcić ludzi do pojawiania się na naszym stadionie. Jeśli zakręcimy się w fazie play-off, to będę się cieszyć.

Jak udało się panu ściągnąć do Łodzi trenera Marka Cieślaka, legendę środowiska żużlowego w Polsce, człowieka, który osiągnął w tym sporcie praktycznie wszystko?

Trenera Cieślaka chciałam w Orle Łódź już wcześniej, ale wtedy nie było to możliwe. Trzymały go kontrakty i wcześniejsze zobowiązania. Kiedy pojawiła się taka możliwość od razu ruszyłem do ataku. Bardzo szanuję trenera i doceniam to, co osiągnął. Kiedyś najlepszym trenerem bokserów był Feliks Stamm, a piłkarzy Kazimierz Górski. Tak samo dla mnie najlepszym trenerem żużlowców jest dziś Marek Cieślak. Przemawiają za nim jego dokonania. Poza tym sam był żużlowcem, więc nie uczył się trenowania z książek, a to w żużlu jest bardzo ważne.

Długo przekonywał pan trenera, żeby przeszedł do Orła?

Na ogół dogaduję się szybko. W tym przypadku było podobnie, a może nawet łatwiej, bo Marek Cieślak, podobnie jak ja, był kiedyś ogrodnikiem. Hodował kwiaty, pomidory i ogórki. Mieliśmy zatem wiele wspólnych tematów, co ułatwiło porozumienie.

Z trenerem Cieślakiem są panowie prawie równolatkami. Podobny wiek pomaga w budowaniu waszych relacji?

Na pewno nie przeszkadza. Rzeczywiście obydwaj jesteśmy wiekowymi facetami, więc raczej trudno będzie wymagać, żebyśmy się teraz zmienili. Jeśli ktoś tak uważa, to jest szalony. Jednak nie przewiduję między nami problemów, których nie będzie można rozwiązać. Właśnie z racji wieku. Obaj, jak to się mówi, z niejednego pieca jedliśmy chleb i musieliśmy radzić sobie w różnych sytuacjach. Obaj też wiemy, że najlepszą drogą do osiągnięcia sukcesu jest wspólny cel i kompromis. A gdyby, nie daj Boże, pojawiły się jakieś nieporozumienia między nami, to spotkamy się bez świadków i sobie je wyjaśnimy. Poza tym z panem trenerem mamy podobne poczucie humoru, a to łączy ludzi.

À propos humoru – rower już pan kupił?

Wciąż się zastanawiam, jaki model wybrać. Trener jest zapalonym kolarzem i dziennie przejeżdża rowerem tyle kilometrów, ile ja ze swojej wsi samochodem. Dlatego, żeby za nim nadążyć, chyba muszę wybrać dla siebie jakiegoś elektryka.

W ostatnich tygodniach dużo czasu poświęcił pan na uporządkowanie spraw związanych z torem na stadionie Orła Łódź, który został zniszczony. Proszę wyjaśnić, co się stało i czy zawodnicy będą mieli po czym jeździć w sezonie 2023?

Stało się to, że zarządca stadionu, czyli Miejska Arena Kultury i Sportu bez wiedzy, a tym bardziej zgody klubu, wynajął obiekt firmie organizującej zawody driftingowe. Organizator zawodów, do którego zresztą nie mam pretensji, w ciągu kilku dni wybudował specjalny tor do driftu, zalewając asfaltem tor żużlowy. Po imprezie obiekt miał odzyskać swoją funkcjonalność i nadal służyć żużlowcom Orła Łódź. Tak się jednak nie stało. Tor został zniszczony, a tym samym zaprzepaszczono pięć lat naszej pracy. Mnie jest przykro, że nikt się nami nie przejmował, gdy mówiliśmy, by obchodzić się z torem jak z jajkiem. Bo w żużlu jest tak, że najważniejszy jest właśnie tor, następnie motocykle, a na trzecim miejscu zawodnicy. Tworzenie toru to jest sztuka. Budową zajmują się fachowcy, których my mamy i którym płacimy. Widać ktoś w MAKiS-ie pomyślał, że głupi Skrzydlewski i tak tor odbuduje, bo mu na żużlu będzie zależało.

I się nie pomylił, bo odbudowuje pan tor…?

Pomylił się i to bardzo. Spotkałem się z panią prezydent i powiedziałem, że jak chce mieć dalej żużel w Łodzi, to miasto musi na swój koszt doprowadzić tor do takiego stanu, w jakim był przed driftingiem. My nie zapłacimy za to ani złotówki. Piłkarzom przygotowuje się murawę elegancko przystrzyżoną, a my nawet kredę do linii musimy sami kupować. Chcemy być traktowani tak, jak inne łódzkie kluby. Skończyły się czasy, że Skrzydlewski wszystko załatwiał i za wszystko płacił.

Prace trwają. Wierzę, że uda się zdążyć, zanim zasypie nas śnieg i skuje mróz. A pierwsze treningi będą dopiero na wiosnę.

Żużel to drogi sport? Zdradzi pan, ile kosztował ostatni sezon działalności Orła Łódź?

Tani nie jest. Wszystkie koszty poniesione w sezonie 2022 wyniosły prawie pięć milionów trzysta tysięcy złotych.

A jak jest z przychodami? Choćby ze sprzedanych biletów, od sponsorów i miejskich dotacji?

Licząc wszystkie wpływy – od sponsorów, z biletów, dotacje z miasta i opłaty za prawa telewizyjne – to do klubowej kasy wpłynęło dwa miliony dwieście dwadzieścia cztery tysiące złotych.

To znaczy, że dołożył pan do działalności klubu, jako główny sponsor, ponad trzy miliony złotych. Dużo, ale to świadczy o tym, że zależy panu na klubie?

Mnie też, ale przede wszystkim kibicom, których jest kilka tysięcy na każdym meczu. Kiedy ponad piętnaście lat temu rodzina Skrzydlewskich zdecydowała się zainwestować w łódzki żużel to nie z myślą o tym, żeby na tym zarobić. Cel był inny – chcieliśmy uratować klub przed upadkiem i zapewnić emocje kibicom. I to się udało.

Wszystko drożeje, więc można założyć, że utrzymanie klubu w sezonie 2023 będzie kosztowało więcej niż ostatnio. Zdradzi pan, o ile mogą wzrosnąć koszty klubu?

Z moich szacunków wynika, że utrzymanie klubu wzrośnie o co najmniej dwa miliony złotych, ale może to być wyższa kwota.

Na co najwięcej pieniędzy wydaje klub, na płace zawodników czy na utrzymanie klubu i administracji klubowej?

Ponad siedemdziesiąt procent wszystkich kosztów to kontrakty zawodników i wypłaty za punkty meczowe. Nie wiem, jakie słowo najlepiej opisywałoby sytuację na rynku transferowym, ale w tym roku, w niektórych przypadkach kontrakty wzrosły nawet o trzysta procent. Dobrze wiem, co proponowałem zawodnikom, którzy wybrali inne kluby. A to oznacza, że musieli tam dostać więcej.

Usłyszałem ostatnio opinię, że jeżeli Orzeł Łódź awansuje do Ekstraligi, to koszty wrosną skokowo o co najmniej sto procent. Jest pan na to przygotowany?

Za awans do Ekstraligi klub dostaje siedem milionów, więc pod względem finansowym utrzymanie w Ekstralidze nie powinno stanowić problemu.

No to może w nadchodzącym sezonie trzeba było zainwestować w jeszcze lepszych zawodników i postarać się awansować?

To byłoby szaleństwo, choć widzę, że niektórzy prezesi mu ulegli, poczuli ekstraligowe miliony i zaszaleli na rynku transferowym. Wydaje mi się, że wielu uznało, wygraną ma już w kieszeni i te pieniądze trafią właśnie do nich. A to błąd, bo one czekają tylko na jeden z klubów.

A sponsorzy chętnie zasilają klubową kasę Orła Łódź?

Przyznam szczerze, że mogliby być bardziej hojni.

Może Orzeł Łódź za mało im oferuje?

Wręcz przeciwnie. Klub ma bogatą ofertę sponsorską, a przy tym jesteśmy bardzo elastyczni. Zapraszamy wszystkich, bo dla wszystkich mamy interesujące propozycje. I dla tych, którzy mogą przeznaczyć na żużel pięćset złotych miesięcznie, ale też dla takich, którzy mogą wydać miesięcznie pięćdziesiąt tysięcy.

Co jest warte aż pięćdziesiąt tysięcy miesięcznie?

Na przykład nazwa sponsora może pojawić się w nazwie klubu. Dziś jest to „H.Skrzydlewska Orzeł Łódź”, ale jak pojawi się chętny to odstąpimy miejsce. A do tego jest jeszcze cały pakiet innych działań. Zapraszam!

Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Paweł Keler

This article is from: