2 minute read
Mateusz Lipski Pawilon towarzyski
Pawilon towarzyski
Fot. Krzysztof Pietrzak
Advertisement
Mateusz Lipski
właściciel agencji PROGRESSIVO Związany z branżą marketingu nieprzerwanie od 2001 roku. Twórca marek, strategii komunikacji, sloganów i haseł reklamowych, które trwale zapisały się w świadomości masowej. Kreatywnie wspiera i angażuje się w kampanie społeczne, promocję wydarzeń oraz instytucji kultury.
Szczególne daty, rocznice czy jubileusze skłaniają do refleksji i podróży. Czasem podróży w głąb siebie, a czasem do miejsc, które na naszej drodze, w sposób uświadomiony lub nie, odcisnęły swój wyraźny ślad. Nigdy dotąd nie zastanawiałem się, co czyni człowieka takim, a nie innym. Co wpływa na jego charakter, wartości i zasady. Jakim sposobem i dzięki jakiej energii w życiu pojawiają się konkretne osoby.
To miejsce, którego historia, niczym pigułka, zawiera w sobie moc zakrętów. Czasem królewskie, czasem carskie. Polskie, rosyjskie, białoruskie, tatarskie. Rzymskokatolickie, prawosławne, żydowskie i muzułmańskie. Zawsze szczere, życzliwe, otwarte i bogate mądrością ludową.
To miejsce pochodzenia moich dziadków, którzy – mimo niemal sąsiedzkiego zamieszkiwania – spotkać się mieli dopiero w niemieckim obozie pracy. Miejsce, w którym dziadek jeszcze przed wybuchem wojny zdążył wybudować charakterystyczny regionowi drewniany dom z okiennicami. Dom, który stoi na swoim miejscu do dziś, jednak dziadkom nigdy nie było dane w nim zamieszkać. Ich miejscem w powojennej Polsce okazała się Łódź.
To miejsce, które pomimo upływu czasu nie zatraca w sobie urzekającej, a dla niektórych wręcz egzotycznej prawdziwości. Nadal „zaciąga”, jak coś mówi. Niczego nadto nie komplikuje. Z serca dać drugiemu człowiekowi zawsze chętne. Stoi mądrością przodków, ale uczyć się nowego i otwartością imponować potrafi. Tu kościół, tam cerkiew, gdzie indziej synagoga. Tu zajazd staropolski, tam gościniec u tatarów. Świadome siły swej różnorodności.
To miejsce, na które inaczej patrzyłem, i które inaczej przeżywałem jako dziecko. Nawet dwadzieścia czy dziesięć lat temu nie byłem gotów dostrzec całości jego kolorytu. Niezatracalnych cech, ukształtowanych przez zwroty historii w tym tyglu narodowości, kultur i wyznań. Tyglu, który bezsprzecznie odnajduję w sobie. W duchu i zawiłościach charakteru oraz na ciele – skośnawe oczy podarowali mi zapewne tamtejsi przodkowie.
Piszę ten tekst w Pawilonie Towarzyskim – lokalu na wskroś współczesnym. Pośród rozmów słysząc języki: polski, angielski, niemiecki. Pośród gości widząc artystów i aktorów młodego pokolenia. Pośród niezwykle zadbanych przestrzeni miasta, które jest dumne z tego, jakie jest i w jakim punkcie się znajduje. Pośród lokalnych, którzy dowody swojej tolerancji i szacunku do drugiego człowieka dają każdego dnia, a o potrzebie stawiania oporu ciemnocie mówią głośno.
Wracając ze swojej nieco sentymentalnej podróży na Podlasie wiem, że nic nie bierze się z niczego, a wszystko z czegoś wynika.