More Maiorum nr 7(66)/2018

Page 1

polskie korzenie

ramsesa shaffy’ego

|

akta pracownicze w badaniach rodzinnych

|

strażackie ogniwo pokoleń

More Maiorum nr 7 (66)/2018 | lipiec 2018

miesięcznik genealogiczny

moremaiorum.pl ISSN 2450-291X

Alegata i ich przydatność w BADANIACH rodzinnych

Akta pracownicze. Pozametrykalne

źródło GENALOGICZNE


s a Po l u b n na FB <www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum>


More Maiorum

> Alan Jakman

miesięcznik genealogiczny

O

&

Archiwum jako podstawowe źródło informacji

wydawca

tym, że archiwa – czy to państwowe, czy kościelne – są pierwszym miejscem, do którego udają się historycy rodzinni, wiedzą wszyscy genealodzy. Coraz częściej też korzystamy z innych źródeł niż metrykalne. Niestety nierzadko odległość poszczególnych instytucji od naszego miejsca zamieszkania jest zbyt duża, by prowadzić samodzielne poszukiwania. Zupełnie inaczej wygląda to Warszawie. – Wielość instytucji w mieście znacząco skraca czas poszukiwań – mówi w rozmowie z More Maiorum historyk Maria Klawe-Mazurowa.

To nie tylko odpisy aktów urodzeń, ale również chociażby... opis wyglądu pana młodego! Jakie dane możemy w nich znaleźć?

Wciąż niedocenianymi archiwaliami są tzw. alegata, czyli dowody do małżeństw. Jako źródło informacji o przodkach, mogą okazać się nieocenione.

To tylko trzy z wielu tematów, jakie znajdziecie w lipcowym numerze miesięcznika genealogicznego More Maiorum. Zapraszam do lektury!

Archiwa kościelne kryją wiele niesamowitych dokumentów. Często niestety nieskatalogowanych, a niektóre bywają w ogóle niedostępne dla rodzinnych poszukiwaczy. Cennym źródłem wiedzy o wsi, w której mieszkali przodkowie, jak i samych mieszkańcach, mogą okazać się inwentarze. O ich przydatności w badaniach genealogicznych pisze Kinga Doleżal-Kijo.

Wakacje czas zacząć :-) Plażowicze podczas wypoczynku na leżakach. Rok 1931

Alan Jakman ul. Wita Stwosza 27/15 43-300 Bielsko-Biała

redaktor naczelny

Alan Jakman

korekta

Dorota Cieślar, Jolanta Dec (SFERA)

skład i łamanie tekstu Alan Jakman

okładka oraz oprawa graficzna Alan Jakman

issn

2450-291X e-mail: redakcja@moremaiorum.pl www.moremaiorum.pl Autorzy tekstów: Alan Jakman, Iwona Fischer, Jolanta van GriekenBarylanka, Kinga Doleżal-Kijo, Piotr Ryttel, Jacek Łopiński, Paweł Świetlik, Grażyna Stelmaszewska, Maciej Adam Markowski, Marta Jasińska, Madlen. Wszystkie prawa zastrzeżone (włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

fot. nac

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie, rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.


t

emat NUMERU Dokumentacja zakładów pracy w badaniach rodzinnych

fot. ank

18 fot. wikimedia commons

fot. archiwum własne

Wywiad z Marią KlaweMazurową

fot. aa gniezno

Ramses Shaffy, czyli syn polskiej hrabiny

Inwentarze jako źródło do poszukiwań

6 24 36


6 “Wielość instytucji w Warszawie znacząco skraca czas poszukiwań genealogicznych” – rozmowa z Marią Klawe-Mazurową

14 Genealogiczna pracownia Mariusza Żebrowskiego

18 Dokumentacja zakładów pracy w badaniach genealogicznych

24 Ramses Shaffy, czyli syn hrabiny Wysockiej

32 Aneksy do metryk ślubów jako źródło badań genealogicznych

36

46 Strażackie ogniwo pokoleń. O tradycji rodzinnej Świetlików z Wielkopolski

52

Inwentarze Księstwa Łowickiego jako źródło do genealogii rodzin

Jak Kraków został stolicą dzięki kobietom

40

56

Warszawa w I wojnie światowej: pierwszy rok okupacji

Księgarnia genealoga

44 Spotkanie po latach. Przeżyli Wołyń

58 Historie z powstania 1863

60 Dlaczego Mech od pańszczyzny się odwoływał? – z kroniki żurawickiej

62 Horoskop genealogiczny (lipiec-październik)


> Alan Jakman

“Wielość instytucji w skraca czas poszukiw - Maria Klawe-Mazurowa Poszukiwania genealogiczne w Warszawie są całkiem inne niż te prowadzone w mniejszych miejscowościach. Maria Klawe-Mazurowa mówi, że badacze rodzinni w stolicy mają łatwiej. – Wszystkie instytucje znajdują się w jednym mieście, to znacząco upraszcza badania – dodaje historyk. Podstawowym kłopotem dla genealoga poszukującego przodków w Warszawie może być ustalenie parafii. Z jakich pomocy wówczas skorzystać? Biorąc pod uwagę, że na stronie szukajwarchiwach.pl każda parafia warszawska jest opisana, z wyszukaniem odpowiedniej nie powinno być kłopotu. Jeżeli jednak jakiś problem się pojawi, to ze względu na pewną ogólnikowość i schematyczność opisu, radziłabym rozpocząć poszukiwanie od domowych szuflad i strychów. Metryka urodzenia babci, świadectwo chrztu dziadka czy ślubu rodziców pomoże nam w ustaleniu pierwszego adresu, a co za tym idzie pierwszej parafii. Żeby znaleźć parafię, możemy zacząć poszukiwania od stron

6

genealogicznych, na których są często zamieszczane wskazówki, możemy też szukać obszaru parafii na stronach aktualnych parafii – czasami jest na nich podany zasięg kościoła w ujęciu historycznym. Pomocna też może być literatura. W niektórych Taryfach domów miasta Warszawy (czyli spisach wszystkich parceli w mieście wraz z ich właścicielami) wymienione są również we wstępie lub posłowiu ulice należące do konkretnych parafii. Istnieje też strona w Internecie, z mapą obszaru parafii w 2. połowie XIX wieku, z tym że czasami ta strona jest niedostępna i nie weryfikowałam jej zgodności. Metod jest wiele, ale najpierw musimy znać dokładny adres, pod którym przodkowie mieszkali, sama znajo-

mość nazwy ulicy nie wystarczy, bo często ta sama ulica przechodziła przez teren kilku parafii. Dzisiejsza stolica to także obszar, w którym mieszczą się miejscowości dawniej istniejące niezależnie. W jaki sposób ustalić więc parafię? W odniesieniu do parafii podmiejskich zasada jest ta sama, najpierw adres, a potem parafia. Najpierw otwieramy portal szukajwarchiwach.pl, gdzie przy aktach z każdej parafii mamy opis, jakie gminy w ich skład wchodziły. Jeżeli chcemy zejść do poziomu nazwy wsi, to podobnie jak w innych parafiach w całej Polsce, trzeba wejść do dowolnego rocznika metryk z danej parafii i sprawdzić na kilku stronach, jakie nazwy wsi pojawiają się na marginesach księgi. Czy Warszawa, jako miejsce poszukiwań, jest przyjazna badaczom rodzinnej przeszłości? Warszawa jako miasto skupiające dużą liczbę archiwów i bibliotek jest miastem dogodnym do poszukiwań rodzinnych. Potomkowie warszawiaków, nie rusza-

More Maiorum


WYWIAD

w Warszawie znacząco wań genealogicznych”

lipiec | 7 (66)/2018

fot. archiwum własne

jąc się z miasta, mogą szukać przodków w różnych miejscach. Jednocześnie liczba mieszkańców sprawia, że przez każde z archiwów każdego dnia przetacza się mrowie ludzi. Pracujący w archiwach archiwiści nie mają za dużo czasu, aby indywidualnie pochylić się nad każdym petentem. Małe miejscowości i małe archiwa pozwalają na indywidualne potraktowanie każdego badacza. Przykładowo w Pułtusku, gdzie często przez cały dzień byłam jedyną korzystającą z czytelni, pani archiwistka z nadzwyczajną cierpliwością donosiła mi kolejne księgi, mimo że „ustawową” dziesiątkę dzienną dawno już przekroczyłam. W innym archiwum pan archiwista posadził mnie przy stoliczku w przedsionku magazynu, bo szukałam konkretnego aktu, którego daty nie znałam, a inwentarze notariusza obejmowały kilkadziesiąt tomów, które kolejno kartkowałam. Dopiero po znalezieniu rocznika z poszukiwanym aktem, zostałam razem z wybraną księgą odstawiona do czytelni. Na takie uprzejmości w warszawskich archiwach rzadko można liczyć – zbyt wielu ludzi, zbyt wiele spraw. Ale w większości archiwów pracownicy starają się być ► pomocni.

maria klawe-mazurowa– z wykształcenia jest historykiem. Autorka skryptów, materiałów edukacyjnych i źródłowych oraz przeszło setki artykułów popularyzujących reformę edukacji i metody nauczania historii. Przed kilku laty podjęła pogłębioną kwerendę archiwalną dotyczącą Jana Henryka Klawe. Efektem poszukiwań jest dotarcie do wielu źródeł wyjaśniających kwestie do tej pory błędnie przedstawiane na kartach lektury przedmiotu.

7


fot. metryki.genealodzy.pl

parobek mogli wyglądać jak ich zamożni pracodawcy. Następnie korzystamy ze zbiorów w archiwach: ze spisów mieszkańców, ksiąg adresowych i meldunkowych, akt szkół różnych szczebli od dwuklasowych po wyższe. Kolejnym źródłem do wykorzystania są dokumenty powstające w kancelariach prawnych i urzędach: akta notarialne, hipoteczne, spisy podatkowe, wszelkie nadania i nagrody inne akta urzędowe. Akta spraw sądowych karnych i cywilnych również mogą posłużyć do badania historii rodziny. Pomocne też bywają drzewa genealogiczne zamieszczone przez inne osoby na różnych portalach genealogicznych polskich i zagranicznych.

Jak oceniłaby pani ogólny stan zachowania ksiąg rzymskokatolickich z warszawskich parafii? Biorąc pod uwagę, że Warszawa w czasie ostatniej wojny była w przeważającej części zniszczona, że kolejni najeźdźcy w poprzednich dwóch stuleciach wywozili z miasta, co się dało, to powiedziałabym, że stan zachowania ksiąg jest znakomity. Dzięki podwójnemu zapisowi, w księgach pozostających w parafii i księgach przekazywanych do sądów pokoju, praktycznie dla większości katolickich parafii warszawskich zachowały się księgi albo w jednym, albo drugim miejscu. Dla wielu lat i wielu parafii są księgi w dwóch egzemplarzach. Gorzej jest z księgami innych wyznań.

8

Genealogia to jednak nie tylko metryki, z jakich innych dokumentów można skorzystać? Po pierwsze trzeba zebrać wszystkie dokumenty rodzinne: świadectwa, dyplomy, nawet laurki przygotowywane przez dzieci na imieniny rodziców. Również pamiętniki i tzw. sztambuchy albo kalendarzyki, w których ktoś notował wydarzenia czy zapisywał spotkania, mogą być świetnym źródłem. Innym, równie wartościowym źródłem są zdjęcia, pocztówki i listy. Jednak wnioski ze zdjęć trzeba wyciągać bardzo ostrożnie, jako że niektóre zakłady fotograficzne dysponowały wytwornymi sukniami i surdutami, w które mogli się przebrać fotografowani. Na zdjęciach panna służąca czy

Poszukiwania można też prowadzić w bibliotekach. Książki z epoki, felietony, wspomnienia mogą zawierać odniesienia do interesujących nas osób. No i prasa, kapitalne źródło, które może czasami myli się, co do faktów, ale jako źródło pośrednie dostarcza nam wielu informacji o życiu i obyczajach ludzi żyjących w danych latach w danym miejscu. Jak dalece dawne księgi adresowe, w tak dużym mieście, są pomocne? Mogą być bardzo pomocne, korzystałam z nich dla Krakowa i Łodzi, choćby w celu ustalenia dokładnego adresu, a co za tym idzie znalezienia parafii. Niestety warszawskie księgi adresowe zachowały się tylko w śladowych ilościach. W większości uległy zniszczeniu w czasie wojny. Co odróżnia poszukiwania w Warszawie od tych prowadzonych w innych regionach Polski?

More Maiorum


WYWIAD

Z pewnością wielość instytucji przechowujących dokumenty skraca czas poszukiwań. W małych miejscowościach, gdzie na miejscu są tylko dokumenty w parafii z ostatnich stu lat, a metryki z poprzednich wieków są w archiwum w biskupstwie w jednym mieście, świeckie w archiwum państwowym w innym mieście, wojskowe w archiwum centralnym w Rembertowie. Badacz dziejów rodziny musi mieć czas i środki na rozliczne podróże. W Warszawie wsiadam do tramwaju. To oczywiście nie znaczy, że w moich badaniach nie jeździłam po całej Polsce. Śladów rodziny mojego ojca poszukiwałam w archiwach w Gorzowie Wielkopolskim (tam nie osobiście, tylko pomógł mi kolega genealog), we Włocławku, w Łodzi i Sieradzu, w Tomaszowie Mazowieckim, Piotrkowie Trybunalskim, Częstochowie i Katowicach. Rodzina mojej mamy w linii męskiej wywodziła się z Sierpca i Berżników, a w linii żeńskiej z Krakowa i Kalwarii. Zwiedzam całą Polskę, więc znam różne archiwa. A jakie największe trudności dostrzega pani w odtwarzaniu historii rodzin warszawskich? Od razu zastrzegam, że moje poszukiwania w Warszawie dotyczyły okresu od 1810 roku – wtedy mój prapradziadek dotarł do Warszawy. Nie wypowiadam się na temat dokumentów starszych, choć wiem, że jakieś księgi miejskie z okresu staropolskiego są przechowywane w AGAD. Największą trudnością w Warszawie jest brak wielu źródeł spowodowany bezprzykładnym zniszczeniem miasta przez hitlerowców oraz wcześniejszym wywożeniem wielu dokumentów. Zwłaszcza dokumentacja wielu fabryk, w tym dorobku patentowanego, była wywożona przez Niemców. Podobnie, w czasie pierwszej wojny świa-

lipiec | 7 (66)/2018

towej, wiele dokumentów z urzędów i zakładów wywozili Rosjanie, uciekając przed Niemcami. Właściwie prawie w całości zachowały się tylko akta metrykalne i akta kancelarii prawnych – notariat i hipoteka.

i wyznań. Taka sytuacja występuje również wśród pani przodków. Czy poszukiwania wśród ewangelików różnią się czymś od tych prowadzonych w księgach rzymskokatolickich?

W stanie szczątkowym pozostały też akta wielu szkół, wielu wcale nie ma. Spaliła się cała dokumentacja cmentarna lewobrzeżnej Warszawy. Co najgorsze, popaliły się lub poginęły prywatne archiwa. Ludność cywilna wypędzana z miasta po powstaniu do Pruszkowa miała prawo zabrać tylko bagaż podręczny, niektórzy łapali w pośpiechu kilka zdjęć, kilka najważniejszych dokumentów rodzinnych,

Tak, rodzina Klawe, to rodzina ewangelicko-augsburska. Ogólnie rzecz mówiąc, to na poszukiwania korzeni rodziny jej wyznanie nie powinno mieć wpływu. Natomiast specyfika naszych polskich dziejów z ostatnich 200 lat sprawiła, że są tu pewne różnice. Mimo że kościół ewangelicko-augsburski na ziemiach polskich już w XIX wieku stał się kościołem polskim i wraz z wkro-

[

W niejednej miejscowości palono aktami

dyplomy, jeśli mieli czas. Większości tego czasu nie dano. Później Niemcy systematycznie wypalali dom po domu. Jeśli nawet jakiś budynek ocalał z tej hekatomby, to szabrownicy dokańczali dzieła i wynosili wszystko, co w ich pojęciu mogło mieć jakąś wartość. W ocalałych domach w 1945 roku przez kilka dni stacjonowali Sowieci. Był bardzo zimny styczeń i znalezionymi papierami palili w piecach. Krótko mówiąc, największą trudnością w odtwarzaniu historii rodzin warszawskich jest brak dokumentów. Nieco lepiej jest w odniesieniu do rodzin z prawobrzeżnej części miasta, ale różnica nie jest duża. Warszawa to niewątpliwie także mieszanie się różnych kultur

[

czeniem hitlerowców na ziemie polskie wielu pastorów zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych, gdzie za trwanie przy polskości stracili życie, to jednak po wojnie kościół ten był postrzegany jako niemiecki. W niejednej miejscowości akta z parafii ewangelickiej zrzucano na stos i palono. W Warszawie wprawdzie nie spotkał ich taki los, ale też wiele spłonęło wcześniej, w powstaniu. Po wojnie władze komunistyczne potraktowały ocalały majątek i dokumenty parafii ewangelickiej jako mienie poniemieckie. Zostały skonfiskowane i przekazane do archiwów państwowych. Tam też nie były (i co tu dużo mówić, nie są) traktowane jako najważniejsze. Akta warszawskiej parafii ewangelickiej (poza metrykalnymi) ►

9


fot. polona.pl

przechowywane są w AGAD i dostęp do nich jest utrudniony. Często rewers wraca z adnotacją, że akta nie są udostępnianie ze względu na ich zły stan, podczas gdy w inwentarzu, sporządzonym stosunkowo niedawno, opisane są jako będące w stanie dobrym. Również nowy inwentarz tego zespołu bardzo długo nie był udostępniony w Internecie, mimo że inne nowe inwentarze udostępniano na bieżąco. Wydaje mi się, że w księgach ewangelickich najczęściej zapisywano dużo więcej, choćby wiek małżonków albo miejsce ich pochodzenia. Akta ewangelickie w XIX wieku były sporządzane dokładnie według tych

10

samych przepisów, co akta innych wyznań. Elementy, które pan wymienił w pytaniu, powinny się zawierać w każdej metryce, urodzenia/chrztu, ślubu czy zgonu. Ale faktycznie czasami dostrzegam różnice. Księgi były przez pastorów na ogół prowadzone staranniej, pisane czytelniejszym pismem, bardziej kaligraficznym. Wszystkie dane wymagane w przepisach były w aktach zawarte. Ale takie ścisłe trzymanie się litery prawa miało, z naszego punktu widzenia, także swoje minusy. Ksiądz katolicki dopisywał czasami przy osobach świadków ich stopień pokrewieństwa z chrzczonym dzieckiem. W aktach zgonów, oprócz owdowiałego małżonka, wymieniał wszystkie pozostawione dzieci. W aktach parafii

ewangelickich to się zdarzało rzadko, ściślej trzymano się przepisów. Jaka jest historia przybycia rodziny Klawe do Warszawy? Historia jest bardzo typowa i opisałam ją w mojej książce Z Meklemburgii do Warszawy. Dzieje potomków Jana Henryka Klawe. Jan Henryk Klawe, pomorski młynarz, skuszony wizjami nieograniczonych przydziałów ziemi i zwolnień podatkowych, roztaczanymi po drugim rozbiorze Polski przed mieszkańcami przeludnionych terenów Niemiec przez władzę pruską, przybył w okolice Kalisza. Najpierw wędrował od wsi do wsi, szukając najlepszych warunków dla siebie i swojej rodziny,

More Maiorum


WYWIAD

potem osiadł na kilkanaście lat w mieście Warta nad rzeką o tej samej nazwie. Jego najstarszy syn, po zdobyciu papierów czelad nicz ych u lokalnego piekarza albo u dziada macierzystego na Pomorzu, wyruszył dalej na wschód szukać jeszcze lepszego losu i dotarł do Warszawy. Tutaj po kilku latach ożenił się, zdobył papiery mistrzowskie i wydzierżawił piekarnię przy peryferyjnej wtedy ulicy Marszałkowskiej. Fach okazał się na tyle intratny, że po kilku latach wykupił piekarnię razem z domem, a po następnych kilku nabył po drugiej stronie ulicy większy dom z większą piekarnią. Zamieszkał z nim, urodzony już na ziemiach polskich, jeden z młodszych braci, który uczył się u niego piekarstwa. Kolejni jego bracia – młynarz i ślusarz – także dotarli do Warszawy i tu się zadomowili. Młynarz kupił dom wraz z sąsiadującym młynem przy ulicy Grzybowskiej, ślusarz – nieco później warsztat, a właściwie małą fabryczkę przy ulicy Marszałkowskiej. Młodszy piekarz z biegiem lat nabył dom z piekarnią przy ulicy Mokotowskiej. Tym sposobem czterech braci stało się obywatelami Warszawy. Tylko najmłodszy brat kontynuował zawód ojca, jako wiejski młynarz w okolicach Warszawy, a później Piotrkowa. Ale i jego wnuki lub prawnuki przenosiły się do stolicy. Co najbardziej zaskoczyło panią w czasie odkryć związanych

lipiec | 7 (66)/2018

z poszukiwaniem warszawskich korzeni? Akta notarialne. Zaskoczyły mnie zresztą dwukrotnie. Po pierwsze ich liczba. Nie przypuszczałam, że dokumenty większości kancelarii notarialnych zachowały się w całości. Po raz drugi zaskoczyła mnie ich różnorodność i rodzaj zawartych w nich wiadomości. W dzisiejszych czasach idziemy do notariusza, kiedy chcemy sprzedać mieszkanie czy pole, w XIX wieku u notariusza zapisywano każdą transakcję. To są bardzo ciekawe źródła, nie w pełni „odkryte” zarówno przez historyków, jak i badaczy dziejów własnych rodzin. Odnoszę się do nich zarówno w mojej książce, jak i będę o nich mówić na nadchodzącej konferencji w Brzegu. Dziś popularne jest nazywanie osób przyjezdnych mianem „słoików”, choć dawniej duży procent mieszkańców Warszawy stanowili właśnie migranci z innych państw. Czy zauważyła pani, w którym pokoleniu rodziny te w pełni asymilowały się z mieszkańcami miasta? To jest bardzo trudne do określenia z perspektywy ponad 200 lat. Bo co możemy uznać za pełną asymilację? Czy to, że kupili sobie w Warszawie dom? Czy to, że brali udział w świadczeniu na rzecz biednych mieszkańców miasta? Czy może to, że uczestniczyli we władzach cechowych i parafialnych w swoim cechu i parafii? A może pierwsze śluby z warszawiankami? W przypadku mojej rodziny kwestia asymilacji była podwójna. To nie byli ludzie, którzy przybyli z okolicznych wsi, wracający na większe święta do rodzinnej miejscowości, z którą czuli się bardziej związani. To byli imigranci przybyli z daleka, cudzoziemcy. Ich asymilacja przebiegała dwutorowo, musieli poczuć się nie tylko obywatelami miasta, ale i Polakami.

Wiem, że język polski znali już w chwili przybycia do miasta, bo podpisywali dokumenty spisywane w języku polskim. Dla imigrantów obcojęzycznych notariusze sporządzali akty w dwóch językach na podzielonej na połowy stronie. Jednak mój prapradziad, na dokumentach, które podpisywał sam, parafował je jako Johan Heinrich, a później Heinrich. Henryk podpisywał się tylko na dokumentach, które podpisywał razem ze swoją ostatnią, polską żoną. Z okresu powstania listopadowego nie znalazłam żadnych dokumentów pokazujących stosunek rodziny do tych wydarzeń. W czasie powstania styczniowego zarówno mój pradziadek, jak i jego siostry stryjeczne wpłacali znaczące sumy na cele powstańcze, co może świadczyć o tym, że czuli się już Polakami i obywatelami miasta. Formalnie obywatelami miasta stawali się, kiedy nabyli nieruchomość, praktycznie w drugim pokoleniu czuli się nimi na pewno. Czy wcześniej? Nie wiem! Pisząc książkę Z Meklemburgii do Warszawy. Dzieje potomków Jana Henryka Klawe, wykonała pani drobiazgową kwerendę. Co było najtrudniejsze w zbieraniu materiałów do publikacji? Jestem z wykształcenia historykiem. Wprawdzie pracę magisterską pisałam z epoki średniowiecza, a z badaniem historii rodziny dotarłam tylko do połowy XVIII wieku, ale warsztat historyka, niezależnie od epoki, jest podobny, zmieniają się tylko typy źródeł. Więc problemów warsztatowych raczej nie miałam. Brak niektórych źródeł nie zatrzymywał mojej pracy, wiedziałam, w jakich pośrednich źródłach muszę szukać podobnych informacji. Może nie najtrudniejszym, ale wręcz niewykonalnym zadaniem było natomiast dotarcie do świadków epoki. Niestety

11


zweryfikowanie wszystkich zdjęć rodzinnych, które się gdzieś przechowały. W trakcie poszukiwań udało mi się zebrać ogromny materiał ikonograficzny od krewnych w Polsce i czasami zupełnie obcych ludzi na drugim końcu świata. Część tych zdjęć drogą żmudnych porównań udało się zweryfikować, ale wiele z nich, obawiam się, że już na wiek wieków, pozostanie niepodpisanych. Jedno takie przykładowe zdjęcie zamieszczam poniżej, być może ktoś

z czytelników rozpozna na nim swojego przodka lub jego krewnych? W jakich miejscach szukała pani przede wszystkim informacji o przodkach? Standardowo, jak każdy początkujący genealog, jeszcze będąc na studiach, poszłam do biblioteki i sięgnęłam po herbarze. Oczywiście nic tam nie znalazłam i zainteresowanie genealogią mi przeszło na kilkadziesiąt lat.

fot. archiwum rodzinne marii klawe-mazurowej

za poszukiwania genealogiczne zabrałam się za późno. Wielu ewentualnych świadków zmarło w latach 90. ubiegłego wieku i początku wieku obecnego. Historia rodziny odtwarzana wyłącznie z dokumentów nie jest pełna. Ważne są również wspomnienia rodzinne, wiadomości przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Nieważne, że czasami nieprawdziwe, weryfikowanie ich przez badacza też coś mówi o przodkach, ich potrzebach i marzeniach. Brak osób najstarszych nie pozwala też na

12

More Maiorum


WYWIAD

Zabierając się do tej pracy na poważnie, kilka lat temu, zaczęłam od własnego mieszkania i mieszkania rodziców. Powyciągałam wszelkie metryki, stare legitymacje, dyplomy, świadectwa i dopiero uzbrojona w wiedzę, jaką udało mi się z nich wyciągnąć, ruszyłam dalej. Drugim etapem były archiwa i księgi metrykalne, które zresztą mniej więcej w tym samym czasie zaczęły się pojawiać w Internecie. Informacje z metryk ślubu o podpisanych umowach przedślubnych u konkretnych

notariuszy wskazały mi następne źródła. U notariuszy zaś znalazłam trop do ksiąg hipotecznych. Uzbrojona w wiedzę o firmach i działaniach gospodarczych przodków, sięgnęłam do XIX-wiecznej prasy. Teoretycznie w bibliotekach, praktycznie już w Internecie. To jest dopiero kopalnia wiedzy o rodzinie. Nekrologi, reklamy produkowanych artykułów, ogłoszenia o zgubach i wynajmowaniu mieszkań, dały mi ogromną wiedzę o przodkach, której mi zabrakło w opowieściach rodzinnych. Taki przykładowy drobiazg – w notatce informującej o wystawie psów, odbywającej się w Warszawie na początku XX wieku, został wymieniony mój pradziadek. W ten sposób dowiedziałam się, że pradziadkowie hodowali psy. Kolejnym etapem poszukiwań były biblioteki. Wspomnienia różnych ludzi, którzy znali lub mogli znać moich przodków oraz opisywali różne szczegóły z epoki a na koniec książki historyczne, opisujące tamte czasy i zjawiska społeczne. Cmentarze? Oczywiście też. Zwłaszcza w odniesieniu do osób, dla których nie mogłam znaleźć świadectw zgonów. Kiedy tak opisuję, gdzie i co znalazłam na temat mojego prapradziada i jego potomków, można by przypuszczać, że to był ktoś znaczny. Nie, to był, przypominam, piekarz, imigrant, który przywędrował do Warszawy ze świadectwem czeladniczym w węzełku. Papiery mistrzowskie robił już w którejś z warszawskich piekarni. Czy w tym czasie odkryła pani coś, co nieco zmieniło pani obraz o przodkach? Moja wiedza o przodkach uzyskana od rodziców w zasadzie sięgała tylko pradziadków. Wiedziałam, że Haberbuschowie i Schielowie, to byli bliscy krewni, ale na czym ta bliskość miała polegać, też nie do końca wiedziałam.

lipiec | 7 (66)/2018

W latach 90. ubiegłego wieku pojawiło się kilka książek o różnych rodzinach warszawskich, ale to, co w nich przeczytałam, często nie odpowiadało temu, co mówił ojciec. Właściwie te rozbieżności mnie pchnęły, po śmierci mojego taty, do dalszych poszukiwań i stwierdzenia, co jest prawdą, a co przeinaczeniem. Tak więc obraz przodków był na tyle mglisty, że moje odkrycia nie tak bardzo go zmieniły, co raczej doprecyzowały, wyostrzyły, rozjaśniły cienie. Wiedziałam zawsze, że moi przodkowie byli imigrantami z zachodu, że byli ewangelikami i to się nie zmieniło. Jeśli chciałbym napisać książkę o swoich przodkach, o czym powinienem przede wszystkim pamiętać? Po pierwsze trzeba pamiętać, że niezależnie kim byli przodkowie i co robili, my nie odpowiadamy za ich czyny. Ani się nie musimy ich wstydzić, ani przesadnie chwalić. My referujemy jak było – ocena należy do czytelników. Po drugie, to zależy, jakiego rodzaju ma to być książka. Jeśli wspomnieniowa, to tylko trzeba weryfikować fakty i w przypisach uzupełniać lub prostować informacje nieprawdziwe. Jeśli quasi-historyczna, to trzeba weryfikować każdą informację podaną przez rodzinę. Jeżeli puszczamy wodze fantazji, to każdorazowo trzeba zaznaczyć, że tak mogło być, albo przypuszczamy, że było. Fakty wyraźnie muszą być oddzielone od opinii. I rzecz najważniejsza – w swojej książce wszystko możemy zrobić sami, od zbierania źródeł po skład i zapisanie dzieła w pliku PDF dla drukarni, ale musimy oddać swoją książkę do profesjonalnej korekty. A czasami nawet do dwóch. Ja niestety zawierzyłam jednej korektorce i teraz się wstydzę za jej niedopatrzenia. Niby drobne sprawy, a psują całość. M

13


genealogiczna galeria

zapoznaj sie z oferta

jedynego w polsce sklepu dla genealogow:

<<genogaleria>>



16

More Maiorum


GENEALOGIA ZNANYCH

lipiec | 7 (66)/2018

17


> Iwona Fischer (Archiwum Narodowe w Krakowie)

Dokumentacja zakładów

w badaniach genealogi Każdy z nas prędzej czy później rozpocznie swoją karierę zawodową. Pracodawca zobowiązany jest do określonych czynności dokumentujących naszą aktywność w miejscu pracy. Takie archiwalia mogą być świetnym źródłem wiedzy o naszych przodkach. Jakie informacje w nich znajdziemy?

A

kta osobowe pracownika, czasem zwane teczką osobową, to najbardziej znana i poszukiwana przez genealogów część dokumentacji wytwarzanej przez wszystkie zakłady pracy. Niezależnie od tego, gdzie pracował nasz przodek – czy był to urząd państwowy, rada narodowa, fabryka lub prywatne przedsiębiorstwo – z pewnością założone zostały zgodnie z obowiązującymi od dawna przepisami akta osobowe pracownika. W nich, czyli w podpisanej imieniem i nazwiskiem konkretnej osoby teczce, odkładano sukcesywnie kolejne dokumenty. Znajdziemy tam jako pierwsze podanie o przyjęcie do pracy lub w czasach PRL-u skierowanie do pracy, a na końcu wniosek o rozwiązanie umowy o pracę, zwolnienie dyscyplinarne czy wniosek o emeryturę. Oprócz tego możemy też odszukać całą masę innych dokumentów: życiorys, ankietę lub kartę personalną, odpisy, a nawet oryginalne dokumenty dotyczące wykształcenia czy przygotowania zawodowego, informa-

18

cje o stanie zdrowia, angaże z wysokością uposażenia, pisma informujące o kolejnych awansach czy przeniesieniach na inne stanowisko. Czasem natrafimy na prawdziwe perełki – wnioski o odznaczenia, podziękowania za pracę, zestawienia dotyczące dorobku, opinie personalne (te bardzo pozytywne i te negatywne), z reguły poufne oceny światopoglądu i postawy pracownika, informacje o losach w okresie okupacji. Wiele ciekawych informacji znajdziemy w samym kwestionariuszu osobowym, w latach 40. i 50. XX w. wypełniano taki kwestionariusz co najmniej raz w roku. Zadaniem pracownika kadrowego było porównanie czy umieszczone informacje nie różnią się od poprzednio wpisanych. Kwestionariusz liczył aż 8 stron i zawierał mnóstwo danych m.in. o działalności w czasie okupacji, przynależności do organizacji społecznych i politycznych, posiadanych krewnych czy znajomych mieszkających lub przebywających za

granicą. Te informacje nierzadko służyły późniejszym organom represyjnym władzy komunistycznej.

Jakie akta są zachowane? W aktach osobowych znajdziemy niekiedy zwolnienia lekarskie, a także oświadczenia dotyczące zdrowia pracownika, np. o niestanowieniu niebezpieczeństwa dla interesantów i otoczenia biurowego. Ta ostatnia informacja dotyczyła osób chorujących na gruźlicę (będącą schedą okresu wojennego), które po wojnie leczyły się i rozpoczynały pracę dopiero po uzyskaniu takiego właśnie lekarskiego zapewnienia. Ciekawą, a dotyczącą tylko okresu powojennego, jest informacja lub oświadczenie o pozostawaniu w czasie wojny i okupacji lojalnym wobec państwa polskiego. Takie oświadczenia składali przede wszystkim nauczyciele – czyli osoby, które musiały wykazać się odpowiednią postawą moralną, aby móc uczyć oraz wychowywać dzieci i młodzież. Pamiętać należy, że nie wszystkie akta osobowe przejmowane są do archiwów państwowych jako materiały archiwalne. Ich „produkcja” jest ogromna, toteż od lat archiwiści skrupulatnie wybierają te, które będą przechowywane wieczyście. W tym wyborze, czyli wartościowaniu akt osobowych, pomagają

More Maiorum


AKTA PRL A GENEALOGIA

fot. ank, zespół nr 29/1052 okręgowy irząd likwidacyjny w krakowie

w pracy

icznych Wskazówki metodyczne dotyczące wartościowania, gromadzenia i porządkowania akt osobowych z 2014 roku, wcześniej posługiwano się Wskazówkami metodycznymi dotyczącymi oceny i porządkowania akt osobowych okresu Polski Ludowej z 1985 roku. Na podstawie tych przepisów metodycznych jako źródła historyczne archiwa uznają przede wszystkim akta osób, które w jakikolwiek sposób wybiły się ponad przeciętność lub zaistniały w świadomości społecznej (pozytywnie, ale także negatywnie). Są to m.in. kadra kierownicza, naukowa i inżynieryjno-techniczna, działacze opozycyjni, partyjni i związkowi, osoby odznaczone medalami lub odznaczeniami państwowymi, resortowymi, lokalnymi, wybitni twórcy kultury, działacze sportowi i społeczni. W gestii zainteresowania są też osoby uczestniczące w wydarzeniach historycznych m.in. w strajkach, zwalniane z pracy z powodów politycznych czy światopoglądowych. Inną kategorią są pracownicy z tradycjami rodzinnymi wykonywania określonego zawodu, osoby pracujące przez całe swoje życie w jednym zakładzie pracy czy wykonujący zawody już dzisiaj ginące. Dla przeciwwagi wybierane są także teczki osobowe pracowników przeciętnych z różnych stanowisk – aby historycy mogli badać całe spektrum osób stanowiących personel konkretnego pracodawcy.

lipiec | 7 (66)/2018

Listy płac Już w teczce osobowej pracownika znajdziemy informacje o wysokości jego uposażenia. Angaż czy umowa o pracę w każdym okresie historycznym zawierały, i zawierają także dzisiaj, informację o wysokości zarobków, deklarację pracodawcy odnośnie do wypłacania premii czy innych dodatków służbowych. Wysokość naszych zarobków najczęściej bywa, a w czasach PRL tym bardziej była, uznawana za informację poufną.

> Spis dokumentów w teczce osobowej pracownika

Innym ciekawym materiałem do poszukiwań i w tym wypadku do określenia uposażenia naszego krewnego są listy płac i kartoteki zarobkowe. W zasadzie oba rodzaje dokumentacji nigdy nie były uznawane za materiały archiwalne. Z reguły były niszczone po 12, a w późniejszym okresie dopiero po

19


fot. ank, zespół nr 29/3703 zakłady solvay w polsce – fabryka sody w podgórzu

50 latach. Zakłady pracy miały obowiązek przechowywać takowe tylko w celach emerytalnych. Pracownik odchodzący z pracy powinien był otrzymać zaświadczenie o wysokości swojego uposażenia za ostatnie 10 lat, a po reformie emerytalnej za całość okresu

20

pracy. Ale przecież historykom zależy, aby móc badać wysokość naszych dochodów w różnych czasach, także, a może zwłaszcza w PRL, gdzie piętnowano niskie uposażania pracowników. Toteż taki materiał źródłowy archiwiści starają się w wyborze pozostawić

dla potomnych. Historyk może więc porównać pensję urzędnika w różnych okresach Polski Ludowej, zestawić ją z wypłatą nauczyciela, działacza partyjnego, robotnika z fabryki, a nawet przeliczyć wszystkie te kwoty i porównać ich siłę nabywczą.

More Maiorum


AKTA PRL A GENEALOGIA

> Lista płac pracowników krakowskiego Solvaya z okresu okupacji – na niej figuruje Karol Wojtyła

potwierdzić ten stan rzeczy. Dodać trzeba, że archiwa posiadają przykładowe listy płac także z okresu wcześniejszego. Zachowały się zarówno w zespołach akt instytucji państwowych, jak i firm prywatnych. Jako ciekawy przykład zachowanych list płac w Archiwum Narodowym w Krakowie wskazać można choćby dokumenty płacowe z Krakowskich Zakładów Sodowych SOLVAY. Na listach płac figuruje pracujący tam w okresie okupacji niemieckiej Karol Wojtyła, późniejszy papież i święty Jan Paweł II i są to jedyne dokumenty potwierdzające jego pracę w okresie II wojny światowej. Inną zbiorczą dokumentacją są kartoteki zarobkowe. To karty, gdzie w odpowiednich formularzach wpisywano co miesiąc pobierane przez pracownika uposażenie i świadczenia. Były pomocne przy wypisywania wszelakiego rodzaju zaświadczeń, obliczeń stażu pracy – w formie tabelarycznej grupowały wszelkie informacje o konkretnym pracowniku. Toteż nawet gdy brakowano listy płac, z reguły pozostawiano kartoteki zarobkowe, czasem nawet karty z kartoteki zarobkowej włączano do teczki osobowej pracownika. Jeśli się zachowały, mogą być dla nas ciekawostką w poszukiwaniach informacji o przodkach.

Wykazy pracowników Niezwykle rzadko pozostawiamy całość list płac – tak stało się z aktami Komitetu Krakowskiego i Wojewódzkiego PZPR. Wobec informacji o bajecznych zarobkach elity partyjnej archiwiści świadomie pozostawili odpowiedni materiał archiwalny, aby móc

lipiec | 7 (66)/2018

Z reguły co roku, najczęściej w okresie sprawozdawczym, przelicza się w zakładzie pracy stan personelu, wykonując przy tym stosowne listy czy wykazy pracowników. Listy takie uznano już dawno za materiał archiwalny. Zamiast corocznych wykazów, sporządzano alfabetyczne skorowidze lub indeksy,

gdzie odnotowywano pracowników – czasem to była tylko pomoc w postaci prostego indeksu osobowego – czasem poważniejsze i zawierające dużo większą ilość danych zeszyty lub nawet opasłe księgi. Listy pracowników były wykonywane także na potrzeby różnych akcji w zakładzie pracy np. w momencie wypłacania świadczeń socjalnych, przyznawania bonów towarowych czy organizacji imprez masowych. W sytuacji, gdy nie zachowały się ani akta osobowe, ani dokumentacja płacowa listy wykazy takie mogą być jedyną możliwością potwierdzania zatrudnienia osoby w danym zakładzie pracy.

Listy odznaczonych W każdej instytucji co jakiś czas, oprócz tradycyjnych nagród czy wypłacanych premii, motywuje się pracowników poprzez przyznawanie orderów, wyróżnień czy odznaczeń państwowych. Mogą mieć one rangę państwową, resortową lub lokalną. Aby taki zaszczyt mógł dosięgnąć pracownika, trzeba było wnioskować o przyznanie stosownego odznaczenia czy orderu do właściwych władz. Sporządzano na przygotowanych wcześniej formularzach odpowiednie pismo, skwapliwie uzasadniając wybór tej, a nie innej osoby i opisując jej działalność lub sukcesy w pracy. Oczywiście, aby móc szukać takich wniosków, musimy znać miejsce pracy naszego protoplasty. Pamiętać też trzeba, że lata 1945-1990 to czas nagradzania przede wszystkim tych, którzy wykazali się właściwym dla tych czasów światopoglądem, choć niejednokrotnie odznaczenia przyznawano także bezpartyjnym fachowcom z danej dziedziny. Nie tylko władza państwowa wręczała odznaczenia – mógł je także przyznawać np. samorząd zawodowy czy

21


fot. ank, zespół nr 29/1054 starostwo powiatowe w krakowie

i otrzymanie podstawowego w tym wypadku dokumentu, jakim był paszport. Jeśli nasz przodek był fachowcem i jednocześnie miał odpowiednie poglądy polityczne lub umiejętnie światopoglądu nie ujawniał, mógł zostać wydelegowany na wyjazd szkoleniowy albo delegację za granicę. Z takiego wyjazdu powstawały zazwyczaj sążniste sprawozdania, często nawet bogato ilustrowane fotografiami lub rysunkami technicznymi. To również niezwykle ciekawy materiał do poszukiwań genealogicznych.

Organy kolegialne

> Karta personalna nauczyciela

rada pracownicza. Warto sięgnąć po tego typu akta – uzasadnienia w nich zawarte mogą poszerzyć wiedzę o naszych bliskich.

Wykazy przeszkolonych Instytucje dbają o rozwój i doszkalanie pracowników, od standardowego przeszkolenia w zakresie bezpieczeństwa

22

i higieny pracy po szkolenia o specjalistycznym charakterze. Informacja o odbytym szkoleniu powinna być odłożona w formie zaświadczenia lub stosownego certyfikatu do akt osobowych pracownika, ale też pozostaje w tej części akt zakładu pracy, gdzie są informacje o organizacji szkolenia i wykazie przeszkolonych osób. Tu także możemy „namierzyć” naszego przodka. Pamiętać trzeba, iż w czasach PRL bardzo wielką rolę przykładano do wszelkiego rodzaju współpracy zagranicznej. Była ona jednak limitowana przez władzę, podobnie jak same wyjazdy zagraniczne

Nasz przodek mógł być wysokiej klasy specjalistą w swoim zawodzie lub wręcz przeciwnie, nie wykazywał się inicjatywą ani ponadprzeciętnym wykształceniem. Ten jednak będący fachowcem mógł być powołanym do pracy w działających niemal we wszystkich zakładach pracy organach kolegialnych. Mogły to być zarówno samorządy pracowników, rady pracownicze, jak i rady nadzorcze, techniczne, naukowe, techniczno-naukowe czy kolegia i komisje istniejące w poszczególnych zakładach pracy. Akta takich gremiów kolegialnych z reguły są materiałem archiwalnym – tu możemy znaleźć zarówno ich skład, jak i protokoły z działalności. Może oprócz imienia i nazwiska przodka, uda nam się w ten sposób odkryć jego zawodowe sukcesy czy artykułowane pomysły. W przedsiębiorstwach o charakterze technicznym mamy jeszcze pozostawione dla potomności źródła dotyczące racjonalizacji. Wnioski racjonalizatorskie, które zostały pozytywnie ocenione i skierowane do realizacji, kwalifikujemy jako materiały archiwalne. Doskonalszą formą racjonalizacji były patenty. Te także się zachowały – nie tylko zresztą w aktach zakładów pracy, a przede wszystkim w archiwach

More Maiorum


AKTA PRL A GENEALOGIA

fot. ank, zespół nr 29/1052 okręgowy urząd likwidacyjny w krakowie

archiwa nie posiadają innej dokumentacji fotograficznej, np. z obchodów świąt państwowych, wręczania odznaczeń państwowych czy po prostu dokumentujących codzienne zmagania w zakładzie pracy.

> Powojenne zwolnienie lekarskie

Pamiątkowa pieczątka, archiwalna fotografia Jako materiały archiwalne uznajemy także wzory odciskowe pieczęci. Jeśli nasz przodek posiadał służbową pieczątkę mamy duże szanse znaleźć jej odcisk zarówno we wzorach pieczęci, jak i po prostu odbitą w dokumentacji służbowej. To czasem bardzo barwny i ciekawy „obrazek” mogący służyć zilustrowaniu i uatrakcyjnieniu naszego wywodu genealogicznego.

> Zaświadczenie o lojalności w czasie okupacji fot. ank, zespół nr 29/1054 starostwo powiatowe w krakowie

Urzędu Patentowego RP. Instytucje o charakterze ośrodków naukowych lub badawczych przechowują w swoich archiwach, a czasem w bibliotekach naukowych liczne opracowania lub prace badawcze. Tego rodzaju dokumentów zachowało się stosunkowo dużo, możemy w nich szukać potwierdzenia wyjątkowości naszego protoplasty.

zakładów pracy. I tu możemy próbować szukać znanych nam ze zdjęć rodzinnych fizjonomii i oblicza. Jeśli zachowały się akta osobowe pracownika i będą one kompletne – znajdziemy w nich co najmniej jedną fotografię, tę złożoną razem z podaniem o pracę i dopiętą lub doklejoną do ankiety personalnej. To jednak nie koniec możliwości poszukiwawczych – możemy także sprawdzić, czy w swoich zbiorach

Aby przystąpić do badań tego typu dokumentacji, musimy wiedzieć, gdzie pracował członek naszej rodziny i kim był z zawodu. I znowu powiedzieć trzeba, że z uwagi na ogromną działalność dokumentacyjną w każdym niemal zakładzie pracy, nie wszyscy pracodawcy i ich dorobek aktowy będą w obszarze zainteresowania archiwów państwowych. Archiwiści wybierają tych aktotwórców, którzy są ważni w poszczególnych dziedzinach naszego życia i ich dokumentację przejmują do zasobów archiwalnych. Mimo wszystko, ten w założeniu reprezentatywny wybór instytucji z pewnością jest dla genealoga ciekawą alternatywą do kolejnych odkryć genealogicznych. M

Trzeba też wspomnieć o zbiorach fotografii znajdujących się w wielu zespołach akt urzędów, instytucji czy

lipiec | 7 (66)/2018

23


> Jolanta van Grieken-Barylanka

Ramses Shaffy, czy hrabiny Wysockiej Słowianin z lwowskim rodowodem w Amsterdamie. Czy fenomen jego popularności tkwi w tym, że miał słowiańską duszę? A może rzeczywiście był kuzynem rosyjskiego barda, Włodzimierza Wysockiego? Prześledźmy genealogię Ramsesa Shaffy’ego.

R

amses Shaffy na scenie osiągnął wszystko. Porównywany do Jacquesa Brela, jest uważany za największego holenderskiego artystę po II wojnie światowej, a jego „Pastorale” uznano w Holandii za piosenkę wszechczasów. Guru wolności, w którym w latach 60. ubiegłego wieku kochała się połowa Amsterdamu. Gdyby żył, miałby 85 lat. Choć od śmierci artysty minęło 9 lat, Ramses Shaffy nadal inspiruje i zachwyca, jest wciąż w Holandii honorowany i podziwiany. Można nawet powiedzieć, że po śmierci jest o wiele bardziej popularny. Płyty z jego piosenkami rozchodzą się błyskawicznie. Ukazują się książki, wspomnienia, w 2013 roku kręcony był serial telewizyjny o jego życiu, był też, z wielkim powodzeniem, grany musical. O Ramsesie mówi się, że był całkowicie holenderskim artystą z nieholenderskim sposobem życia i bycia. Szarmancki, melancholijny, śpiewał jak żył,

24

żył jak śpiewał. W Holandii dzierży tytuł najbardziej charyzmatycznego aktora, trubadura, barda i ... hulaki. Ale niewiele osób wie, że artysta, o tak egzotycznym imieniu i nazwisku, miał w żyłach polską krew. Dokumenty z całą pewnością potwierdzają, że jego matka była Polką. Nie wiadomo jednak, czy była arystokratką i czy w jej żyłach płynęła rosyjska krew, jak mówił sam Ramses. Pewne jest, że to po niej odziedziczył talent i słowiańską fantazję. Po egipskim ojcu, dyplomacie – magnetyczną osobowość. Jego biografowie są zgodni: życia Ramsesa nie trzeba romantyzować, bo nagie fakty są wystarczająco egzotyczne. Shaffy urodził się 29 sierpnia 1933 roku w Hôpital Americain w Neuilly -sur-Seine, na przedmieściach Paryża. Jego matka, hrabina Aleksandra Teresa Wysocka, urodziła się we Lwowie. Była córką Michała Wysockiego i Aleksandry Komarowskiej (Komorowskiej?). Aleksandra Teresa podawała, że

More Maiorum


GENEALOGIA ZNANYCH

yli syn j

fot. wikimedia commons (4), alan jakman (6)

fot. wikimedia commons

g e n e a l o g i a

z n a n y c h

P o l a k รณ w


fot. persgroep.net

urodziła się 10 czerwca 1901 roku. Ale na akcie urodzenia Ramsesa widnieje inna data: 31 października 1897 roku. Ujęła więc sobie niemal 4 lata. Mówiła też, że w jej żyłach płynie rosyjska krew, choć dokumenty tego nie potwierdzają. Sylvester Hoogmoed, holenderski pisarz i politolog, najważniejszy biograf Ramsesa przypuszcza, że skoro sfałszowała datę swojego urodzenia, niewykluczone, że dopisała sobie również słowo: hrabina. Po ukazaniu się książki We zien wel! Het wonderlijke leven van Ramses Shaffy odnaleziono walizkę z korespondencją matki Ramsesa. Listy potwierdziły, że Alexandra Thérèse Wysocka rzeczywiście była polsko-rosyjską hrabiną. Po rewolucji wyjechała do Egiptu, a potem przyjechała do Francji, mieszkała też w Belgii i w Szwajcarii. Na podstawie tych listów Sylvester Hoogmoed wydał niedawno kolejną książkę „De Moeder van Ramses” (Matka Ramsesa).

Ojciec dyplomata Ojciec, Ramses Shaffy Bey, był egipskim dyplomatą. Nie wiadomo, czy był obecny przy narodzinach syna. Być może rodzice małego Ramsesa już wtedy nie byli razem? O ich związku krąży kilka wersji. Ramses tak mówił o swojej matce w rozmowie z Sylvestrem Hoogmoed: Mama powiedziała mi, że zostałem poczęty z miłości. Jednak gdyby musiała spędzić całe życie, jako żona dyplomaty, byłoby to dla niej katastrofalne. Inna wersja mówi, że Wysocka wyszła za Egipcjanina urodzonego w Paryżu, aby zdobyć francuski paszport. Ramses spotkał swego ojca po raz pierwszy dopiero pół wieku później. Shaffy senior miał już wtedy 93 lata. Syn był pewny, że ojciec już nie żyje. Kiedy jednak otrzymał telefon z ambasady egipskiej, że ojciec żyje, wskoczył do pociągu i pojechał do Paryża, aby się z nim zobaczyć.

26

More Maiorum


GENEALOGIA ZNANYCH

> Hrabina Wysocka w Egipcie, rok 1925

Tuż po urodzeniu matka zabrała chłopca do Cannes. Zamieszkali w luksusowym hotelu przy bulwarze Boulevard de la Croisette z widokiem na Morze Śródziemne. Teresa była niekonwencjonalną, niezależną kobietą, która dawała synowi całkowitą wolność. Ramses wspominał, że jako mały chłopiec chodził wcześnie rano na plażę, ze swoją łódką i innymi zabawkami. Siedział tam już jego przyjaciel, stary człowiek, który nie miał jednej nogi. Dużo rozmawiali. Po tym rytuale chłopiec zaczynał poszukiwanie przygód. W południe wracał do hotelu, by zjeść z matką obiad, po czym po raz kolejny wędrował na plażę i promenadę i szalał, pedałując w swoim dziecinnym srebrnym rolls royce. Już wtedy wzruszał kuracjuszy, kiedy w wieku czterech lat stawał na stole i śpiewał rosyjskie dziecięce piosenki, których wieczorem nauczyła go matka.

Wnuk ostatniego cara Rosji? Teresa była również fantastką. Do gości hotelowych mówiła, że jest córką cara Rosji, która przeżyła rewolucję. Dlatego, zapewniała, to ona jest uprawniona do odzyskania klejnotów koronnych rodziny Romanowów, przechowywanych w Londynie. To pomagało jej wiązać się z mężczyznami, którzy byli wystarczająco bogaci, aby – do czasu przejęcia przez Teresę wielkiego spadku – mogli opłacać jej pobyt w Cannes. Czas beztroski i swobody wywarł ogromny wpływ na psychikę małego Ramsesa. To wtedy narodziła się jego miłość do morza: gdy plaża była

lipiec | 7 (66)/2018

jego podwórkiem, a do snu utulały go zachody słońca. Ilekroć jestem nad morzem, moje myśli powracają do tamtych dni – przyznał Shaffy w zbeletryzowanej biografii Ramses Shaffy. Nagi podczas orkanu (hol. Ramses Shaffy. Naakt in de orkaan), wydanej w 2003 roku, autorstwa holenderskiego pisarza, poety i dziennikarza Basa Stemana. Kiedy Teresa piła na kredyt drinki w barze, nie interesowała się, co robi jej syn, tak długo, jak pojawiał się w hotelu na posiłki. Była muzycznie uzdolniona, grała na fortepianie. Ramsesowi, do którego mówiła zdrobniale Didi, przekazała swoją miłość do muzyki, piękny głos i umiejętność gry na instrumencie. Sielanka trwała pięć lat. Kiedy Teresa zachorowała, prawdopodobnie na gruźlicę, i nie mogła dłużej opiekować się synem, uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie wysłanie go do swojej siostry, która mieszkała w Holandii. Pamiętam ją stojącą na stacji, zalaną łzami, a ja nie rozumiałem, dlaczego płacze, nikt mi tego nie wyjaśnił – żalił się w rozmowie ze swoim biografem, Sylvestrem Hoogmoed. Nie jest jasne, czy matka sama zawiozła chłopca do Holandii, czy do Cannes przyjechała po niego ciotka. Niewykluczone, że pięciolatek sam podróżował pociągiem do Utrechtu. Faktem jest, że jego matka przekazała opiekę nad synem Marii Wysockiej-Smirnoff. Ramses napisał później wzruszającą piosenkę Pociąg na północ (De trein naar het noorden): Stałaś nieruchomo/zalana łzami, na peronie/Kiedy byłem mały/W pociągu na północ/Patrzyliśmy na siebie/W zachodzącym słońcu/ (...) Nieświadomie, zdałem sobie sprawę, że rozpoczyna się moje teraz/Chociaż byłem mały/W pociągu na północ (....) Stoisz jeszcze przede mną/Na znikającym peronie/Ponieważ Bóg nie wysłuchał naszej modlitwy (...)

27


fot. historiek.net

fot. persgroep.net

rzucił ziemniakami w twarz, zniszczył kilka drzew, rozbił szyby. Nic dziwnego, że w chłopcu było tyle agresji: po raz drugi w tak krótkim czasie został porzucony.

Nie chciał wrócić do matki Niebawem jednak adoptowała go holenderska rodzina z Lejdy. Przybrany ojciec był profesorem, matka grała na fortepianie. W wielu wywiadach artysta przyznawał, że bez przybranych rodziców skończyłby w rynsztoku. Związał się z nimi tak bardzo, że kiedy po wyzdrowieniu rodzona matka przyjechała do Holandii, aby go zabrać, piętnastoletni wtedy Ramses odmówił.

Niespełna sześcioletni Ramses nie trafił jednak na długo do ciotki, bo ta właśnie zachorowała i wujek Smirnoff zaprowadził go do domu dziecka. „Powiedział: po południu przyjdę po ciebie. Ale po jego oczach poznałem, że kłamie. Wylądowałem w luksusowym domu dziecka w Zeist, w którym bogaci Europejczycy zostawiali swoje dzieci. Zobaczyłem dzieci, które zdawały się mi gigantycznie wielkie, bo przecież miałem dopiero 6 lat, i rozmawiały w niezrozumiałym dla mnie języku. Zbuntowałem się. Rozpoczęła się moja wojna z Holandią – mówił w wywiadzie dla tygodnika „Haagse Post” w 1968 roku. Awersja do Holandii tkwiła w nim tak mocno, że kiedy w połowie lat sześćdziesiątych utracił egipskie obywatelstwo, wolał pozostać bezpaństwowcem. Dopiero po czterdziestce zdecydował się przyjąć holenderski paszport. Dodatkowo dyscyplina panująca w domu dziecka nie pasowała do wychowanego w absolutnej wolności Ramsesa. Kilka razy uciekał, raz dyrektorce

28

Wyrastał w Lejdzie jako Didi Snellen. Był jednak tak niesfornym dzieckiem, że przybrany ojciec, w obawie by Ramses „nie skalał jego nazwiska” zdecydował, iż przybrany syn powróci do nazwiska Shaffy. Utalentowany chłopiec trafił w końcu do szkoły teatralnej i z sukcesem występował na scenie renomowanej Nederlandse Comedie. Jego role stały się legendarne. Krytycy podkreślali, że klasycznym tekstom nadawał inny wymiar. Ale po ośmiu latach praca w teatrze go znudziła. W 1964 roku założył w Amsterdamie własny teatr „Shaffy Chantant”, w którym promował młode talenty. „Shaffy Chantant” łamał wszystkie teatralne konwenanse. Najpierw w amsterdamskim Miranda Paviljoen, a potem w innych miejscach, recytowano i śpiewano poetyckie teksty. Ramses, który był niezmiernie muzykalny, potrafił stworzyć żywiołową atmosferę artystycznej wolności, doskonale wpisując się w ówczesny klimat Amsterdamu, miasta, które stało się w latach 60. symbolem kultury młodzieżowej, hippisowskiego ruchu i buntu dzieci kwiatów. To w jego

More Maiorum


GENEALOGIA ZNANYCH

teatrze debiutowała znana w Holandii piosenkarka Liesbeth List. Tutaj swoje pierwsze kroki stawiał Thijs van Leer. Słynny flecista, znany z progresywnej grupy rokowej „Focus”, po śmierci Ramsesa mówił, że Shaffy „to największy holenderski piosenkarz, wielki aktor i wspaniały kompozytor”. Egzystencjonalne piosenki Ramsesa o miłości, przyjaźni, ludzkich ułomnościach, jak Pastorale, „Sammy”, „Śpiewaj, walcz, płacz, śmiej się, pracuj i podziwiaj” (Zing-vecht-huil-bid-lach-werk-en-bewonder) czy „Nie poddamy się,” (Wij zullen doorgaan) weszły do klasycznego repertuaru, zna je niemal każdy Holender.

[

Spokrewniony z Włodzimierzem Wysockim? Był charyzmatycznie nonszanlancki, a jego intymny teatr krytycy opisywali jako romantyczny, wyrafinowany, zanurzony w atmosferę, żywiołowy. „To była sensacja. Shaffy zaprezentował nam poetycki kabaret, którego dotąd nie znaliśmy, z własną formą, własnym brzmieniem. Cały elegancki świat Amsterdamu przyszedł go oglą-

Czy Shaffy jest krewnym Wysockiego?

Ale Shaffy nie dał się zaszufladkować. Prowadził burzliwe życie, które od samego początku dalekie było od bajki. Znane są anegdoty o jego kawiarnianym życiu, nocnych imprezach. Odpalał papierosa od papierosa, przez wiele lat wypijał co najmniej butelkę wódki dziennie. Liesbeth List, z którą tworzył przez 45 lat unikatowy duet, wie o nim wszystko. Do końca pozostali przyjaciółmi. Jej zdaniem to rzeczywiście cud, że Ramses nie skończył w rynsztoku, „choć nie raz utonął, ogłosił upadłość”. Uzależniał się prawie od wszystkiego, od czego człowiek może się uzależnić. Przede wszystkim od życia. Stał się ikoną niepohamowanej żądzy życia. Nie uznawał kompromisów. Wyśpiewał to w bardzo osobistej piosence Daj mi spokój (Laat me), przekonując,

lipiec | 7 (66)/2018

że mimo bezcelowego życia, korzystania z niego, niczego nie żałuje i nadal będzie tak żył i nie chce nikogo słuchać.

[

dać. Pojawiła się nawet księżniczka Beatrix” – wspomina Sylvester Hoogmoed w najnowszej biografii artysty. W latach 70. wciąż dawał wspaniałe koncerty, aż w końcu na długie lata zamilkł, zmagając się z chorobą alkoholową. Zmarł 1 grudnia 2009 roku. Ale wciąż inspiruje i zachwyca. Można nawet powiedzieć, że po śmierci jest bardziej popularny. W drugą rocznicę jego śmierci odbyła się premiera musicalu o jego życiu. Ukazują się książki, wspomnienia, kręcony jest serial telewizyjny o życiu Ramsesa. Jego biografię na bieżąco uzupełnia Sylvester Hoogmoed, który w pierwszą rocznicę śmierci artysty wydał książkę, zatytułowaną Zobaczymy. Zdumiewające życie Ramsesa Shaffy’ego. To jemu Ramses Shaffy powiedział w jednym z wywiadów, że

29


rosyjski bard, Włodzimierz Wysocki, jest jego krewnym. Kiedy wtrąciłem nazwisko Wysockiego, Ramses powiedział: To rodzina. Moja ciotka nazywała się Wysocka i to jest ta sama rodzina. Mam kilka jego płyt, ale ubolewam, że go nigdy nie spotkałem – mówił do dziennikarza w 2004 roku. I tłumaczył, że Wysocki i Wysocka to jedno nazwisko, w męskiej i żeńskiej wersji. Czy naprawdę był z Wysockim spokrewniony? Kiedy ogląda się zdjęcia artysty z lat młodości, podobieństwo do rosyjskiego „kuzyna” jest rzeczywiście uderzające. Tak jak ich życie i twórczość były zdumiewająco podobne. Nie wyklucza tego dr Marlena Zimna, dyrektor Muzeum Włodzimierza Wysockiego w Koszalinie, która wraz ze współautorem – amerykańskim „wysockologiem” dr. Markiem Tsibulsky’m – wspomniała o cytowanym wywiadzie w artykule Wysocki w krajach Beneluxu. – Cień szansy na pokrewieństwo Ramsesa Shaffy’ego i Włodzimierza Wysockiego z pewnością istnieje, zwłaszcza jeśli przodkowie holenderskiego artysty mieli pochodzenie żydowskie – mówi dr Marlena Zimna. Dodaje, że Włodzimierz Wysocki był pół-Rosjaninem (po kądzieli), pół-Żydem (po mieczu). – W rodzie tym mieszają się wpływy żydowskie, rosyjskie, polskie, ukraińskie, a nawet białoruskie – mówi dr Zimna. Jest przekonana, że z pewnością można mówić o artystycznym i duchowym powinowactwie dwóch wielkich pieśniarzy XX wieku. – Myślę, iż skoro Ramses Shaffy nazwał Wysockiego swym krewnym, nawet jeśli ich wspólny rodowód był jedynie piękną rodzinną legendą, to znaczy, że odczuwał duchowe i artystyczne pokrewieństwo z rosyjskim poetą. I tę jego ważną deklarację należy uszanować – podkreśla Marlena Zimna, która zna język niderlandzki i – jak zaznacza – chętnie czyta i słucha niderlandzkiej „piosenki z tekstem”. Jej zdaniem legenda Ramsesa Shaffy’ego będzie żyła, nie tylko w Holandii. – Dopiero cztery lata dzielą nas od śmierci artysty. Z każdym rokiem jego artystyczny dorobek będzie zdobywać serca słuchaczy. Jego życiorys także ma do odegrania wielką rolę! To biografia, która aż prosi się o hollywoodzką ekranizację – w 2013 roku mówiła dr Marlena Zimna. M Na podstawie książek: 1) S. Hoogmoed, Zobaczymy. Zdumiewające życie Ramsesa Shaffy’ego. (hol. We zien wel! Het wonderlijke leven van Ramses 2) R. Shaffy i S.Hoogmoed, Jesteś mi tak drogi (hol. Jij bent mij zo lief ), Gent, 2009. Więcej, także po angielsku, na stronie internetowej: www.shaffy.nl.

30

fot. wikimedia commons

Shaffy), Prometheus, 2011,

More Maiorum


lipiec | 7 (66)/2018

31


> Alan Jakman

Aneksy do metryk ś źródło badań gene Poszukując aktów ślubów naszych przodków, nierzadko miejsce urodzenia oblubieńca bądź oblubienicy jest trudne do odczytania. W innym przypadku może okazać się, że metryki z danej parafii się nie zachowały. Z pomocą mogą nam przyjść tzw. alegata.

A

legata, albo inaczej załączniki, aneksy lub dowody dołączone do akt małżeństw, miały zasadniczo potwierdzać informacje zawarte we właściwym akcie małżeństwa. Jako źródło wiedzy o osobach występujących w metryce, są one szczególnie istotne w momencie, kiedy jeden z nupturientów pochodził z innej parafii, niż ta, w której odbywał się ślub. W przypadku, gdy było to małżeństwo mieszane, również w załącznikach do metryki znajdować się będą dokumenty potwierdzające przynależność np. do kościoła ewangelicko-augsburskiego albo też akta dotyczące konwersji na wyznanie rzymskokatolickie. Jeszcze inną, równie często spotykaną sytuacją jest ślub wojskowych (albo innych funkcjonariuszy), kiedy to jego przełożony musiał wydać pisemną zgodę. Te dokumenty także dołączane jako aneksy do akt małżeństw. Znaleźć je można w archiwach państwowych, ale także w bazach genealogicznych, jak choćby metryki.genealodzy.pl.

32

Ekstrakt aktu urodzenia Język stosowany w alegatach jest różny. Na przykład w okresie funkcjonowania Kodeksu Napoleona w Księstwie Warszawskim, co do zasady, odpisy z ksiąg były wykonywane w języku urzędowym dla danego kościoła. Najczęściej więc dla osób wyznania rzymskokatolickiego była to łacina, z kolei dla gmin ewangelickich – niemiecki. Podane dalej przykłady dotyczą wyłącznie ziem zaboru rosyjskiego. Ekstrakt z aktu urodzenia (chrztu) zawiera informacje o parafii, z której pochodzi, datę jego wydania, a także dane identyfikujące dochowanego. Poza tym nie różni się właściwie niczym od oryginalnego aktu. Jedyną różnicą może być forma zapisu – do alegat stosowano notację narracyjną, nawet jeśli metryki (np. z zaboru austriackiego) były prowadzone w sposób tabelaryczny. Dla późniejszego okresu, szczególnie XX wieku, tworzono odpisy aktów na

specjalnie załączonych formularzach, tak jak dziś wykonują to urzędy stanu cywilnego.

Akta znania Jeśli niemożliwe było dostarczenie lub uzyskanie odpisu aktu urodzenia, spisywano tzw. akt znania. Jego formuła przez lata nie ulegała dużym zmianom. Język, w którym go spisywano, był taki sam, w jakim prowadzono księgi, a więc od mniej więcej połowy 1867 roku w języku rosyjskim, a wcześniej w języku polskim. Typowe oświadczenie wpierw zawierało informację o tym, kto składa akt znania i czy umie pisać. Następnie przechodzono do właściwej treści dokumentu, który zaczynał się od znanej z akt metrykalnych formuły „Działo się w...”. W tym wypadku stawającym jest osoba, która chce uzyskać akt urodzenia niezbędny w procedurze przedmałżeńskiej. Do poświadczenia wieku i tożsamości wnioskodawcy niezbędna była obecność dwóch „godnych” świadków. Obecni przy spisywaniu protokołu podawali swoje imię, nazwisko, wiek i zawód. Dodatkowo musieli odpowiedź na pytania: czy są spokrewnieni ze stawającym, czy są niekarani, a także od ilu lat znają się z wnioskodawcą. Oprócz tego podawało się także dane o rodzicach (jeśli były znane)

More Maiorum


ŹRÓDŁA POZAMETRYKALNE

ślubów jako ealogicznych fot. metryki.genealodzy.pl

> Akt znania Marianny Kowalskiej, rok 1851

i miejscu urodzenia stawającego. Nieumiejący pisać na końcu dokumentu stawiali znaki krzyża, z kolei proboszcz wpisywał miejsce i datę spisania oświadczenia. W przypadku osób wyznania mojżeszowego również tworzono dokument potwierdzający ich tożsamość – taki akt musiał posiadać pieczęć urzędową i podpis miejscowego burmistrza. W samej warstwie informacyjnej oświadczenia te nie różniły się wiele więcej od tych, składanych przez osoby wyznania rzymskokatolickiego. Pośród dokumentów składanych do aktu ślubu, wymienić należy także odpisy metryk zgonów. Najczęściej te dotyczą osób będących wdowcami, wówczas załączano ekstrakt z aktu zgonu byłej żony lub byłego męża. Miało to m.in. potwierdzać fakt, że nie ma żadnych przeszkód co do zawarcia następnego związku małżeńskiego. Podobnie sytuacja wygląda w momencie dołączenia odpisu wyroku rozwodowego, co jednak zdarzało się nader rzadko. Czasami w aneksach można znaleźć także akta zgonów nieżyjących rodziców nupturientów. ►

lipiec | 7 (66)/2018

33


Akta dotyczące wojskowych

Do aktu małżeństwa załączono także „Wyciąg z rodowodu” oblubieńca,

w którym znajduje się wiele ciekawych informacji. W tabeli wymienia się jego imię i nazwisko, dane rodziców, datę i dokładne miejsce urodzenia, a także pełną charakterystykę zewnętrzną: owal twarzy, kolor oczu, kształt nosa czy kolor włosów. Ponadto podano jego wzrost. Podaje się także szczegółową przynależność odbywania służby wojskowej. To pozwala poznać nie tylko „suche” dane o antenatach, ale także uzmysłowić sobie, jak wyglądali.

fot. metryki.genealodzy.pl (2)

W przypadku ślubu osoby pełniącej służbę wojskową, aby dopełnić wszelkich formalności, potrzebna była zgoda przełożonego na wstąpienie w związek małżeński. Dzięki temu w dołączonych do aktu dokumentach znajduje się cała gama różnego rodzaju formularzy, pism i opisów. Za przykład niech posłuży akt ślubu Józefa Pachniewskieego z Rawy Mazowieckiej. Do metryki

dołączono zaświadczenie dowódcy pułku 6 piechoty liniowej. W nim zaświadcza się jako Pachniewski Józef żołnierz z Kompanii 4tej Bat. 1. Pociągu przy komend. do wyż. rzeczonego Pułku ma sobie udzielone pozwolenia weyścia w związki Małżeńskie z Panną Katarzyną Siwińską (...). Pod pismem znajdowała się pieczęć pułku oraz własnoręczny podpis dowódcy.

34

More Maiorum


ŹRÓDŁA POZAMETRYKALNE

przeczytaj także: fot. pixabay.com

jak napisać książkę rodzinną?

[poradnik

genealoga]

Coraz więcej osób zgłębiających historię swojej rodziny dochodzi do wniosku, że samo zbieranie informacji w komputerze czy segregatorach im nie wystarcza. Przydałaby się jakaś forma publikacji, którą można by zaprezentować w trakcie rodzinnego spotkania. fot. wikimedia commons

Alegata są najczęściej osobną księgą. Wewnątrz dokumenty ułożone są chronologicznie, zgodnie z numeracją aktów ślubów. Należy jednocześnie pamiętać, że nie do każdego aktu dołączano aneksy. Co więcej, nawet jeśli była taka potrzeba – np. ze względu na nieosiągnięcie wieku umożliwiającego wzięcie ślubu, a co za tym idzie wydanie zgody rodziców, może okazać się, że te archiwalia się nie zachowały.

mroczna historia

z

1922 roku. co stało się z 2-letnią pauline?

Kwiecień 1922 roku, farma rodziców w Goas Al Ludu w Bretanii, północna Francja. Znika dwuletnia Pauline. Sama raczej nie odeszła, w końcu to jeszcze małe dziecko.

Z pewnością jednak dowody do małżeństw mogą okazać się nie tylko dodatkowym źródłem wiedzy o przodkach, ale także jedyną możliwością dalszego tropienia rodzinnej przeszłości. Niestety, nie wszystkie księgi zachowały się do naszych czasów. M

lipiec | 7 (66)/2018

Rozpoczęto poszukiwania. Mimo iż dziewczynki szukała zarówno policja, jak i rodzina oraz sąsiedzi, to nie udało się berbecia odnaleźć.

35


> Kinga Doleżal-Kijo

Inwentarze Księstw jako źródło do gene Akta metrykalne z XVIII wieku nie zawsze zachowały się do naszych czasów. Z pomocą mogą nam przyjść inne źródła informacji wytworzone w tym czasie. Na przykładzie inwentarzy Księstwa Łowickiego, prześledźmy, jak bardzo mogą być przydane w badaniach.

K

sięstwo Łowickie to historyczna nazwa ziem leżących wokół dwóch miast Łowicza oraz Skierniewic, stanowiących uposażenie biskupstwa gnieźnieńskiego. Na tym terenie było ponad 100 wsi, a ponieważ majątki te były znacznie izolowane, rozwinęły się tam specyficzne tradycje lokalne i dialekt. Właśnie dlatego region ten kojarzy się nam z głównie z folklorem. Dobra biskupie systematycznie były inwentaryzowane przede wszystkim dla potrzeb poboru podatków. Sporządzano Inwentarze Księstwa Łowickiego Inventarium Ducatus Lovicensis, spisując je po polsku z niewielkimi dodatkami w języku łacińskim. Niestety zapewne nie wszystkie inwentarze się zachowały. Ogólnodostępny w Internecie w bazie Ossolineum jest Inwentarz z roku 1768. Pozostałe znajdują się w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieźnie. Może to daleko od Łowicza, ale funkcjonuje firma Past&Future,

36

która za niedużą opłatą robi szybkie i profesjonalne kwerendy. Dzięki ich pomocy otrzymałam dokładny wykaz stron inwentarzy z lat: 1739, 1749, 1767, 1777, 1795 wraz z ich treścią. Prześledzimy losy wsi Byczki leżącej kilka kilometrów od Lipiec Reymontowskich, aby zobaczyć, jakiego typu informacje możemy uzyskać z Inwentarzy. Byczki zostały założone około 1345 roku, a akt lokalizacji wystawił arcybiskup gnieźnieński Jarosław ze Skotnik herbu Bogoria. Treść tego dokumentu nie zachowała się w pełni, ale znamy jego skrót pochodzący z roku 1511. Wieś lokalizowana była na prawie niemieckim w jego odmianie średzkiej. Sołtys został uposażony 10 łanami ziemi, karczmą, 1/3 z kar sądowych i 1/3 dochodów rzemieślników. Wymienione są również opłaty ponoszone przez mieszkańców i samego sołtysa. Wieś nigdy nie posiadała kościoła i należała do parafii Godzianów. W akcie lokacyjnym wymienia się karczmę, ale nie

More Maiorum


ŹRÓDŁA POZAMETRYKALNE

wa Łowickiego ealogii rodzin fot. aa gniezno

lipiec | 7 (66)/2018

37


znaczy to, że ona już istniała. Podobnie rzecz się ma z rzemieślnikami, których także nie musiało jeszcze tam być. W dokumencie lokalizacyjnym jedynie planowano, jak postępować na wypadek osiedlenia się takowych.

Etymologia nazwy Skąd wzięła się nazwa wsi? Miejscowi ludzie twierdzą, że od karczmy „Byk”, która stała samotna „jak ten Byk”. Lokalna legenda nie uwzględnia tego, że nazwy okolicznych wsi związane są także z hodowlą bydła, a sąsiednia wieś nosi nazwę Gzy. Zatem bydła w okolicy musiało być dostatek i ono pewnie dało nazwę osadzie. Jednak karczma „Byk” faktycznie istniała i była bardzo istotna, zwłaszcza że przez wieś prowadziła strategiczna droga ze Skierniewic do Jeżowa.

długie lata po „potopie” szwedzkim. Chałup osiadłych w Byczkach było 23, a pustych 8 i do tego 4 rodziny komorników. W miarę upływu czasu obserwować można ciągłą tendencję do narastania liczby ludności od początkowych 23 domów do 40 zagród w roku 1795. Mieszkańcy wsi zgłaszają także w każdym spisie coraz więcej zwierząt gospodarczych. Początkowo mają w sumie 26 wołów, 22 krowy

i 15 koni. Według ostatniego spisu mają 70 wołów, 49 krów, 20 koni. Wieś robi się zbyt mała dla tak wielu mieszkańców intensywnie poszukujących nowych działek pod zabudowę. Strumyk będący źródłem wody jest we wsi tylko jeden, a kopanie studni zbyt kosztowne, zatem ludność ścieśnia się coraz bardziej w obrębie wsi wytyczonej w średniowieczu. Dopiero pod koniec XIX wieku wieś Byczki rozpada się na kolonie.

Największym atutem Inwentarzy jest opisywanie gospodarzy z imienia i nazwiska. Dzięki inwentarzowi z roku 1768 dowiadujemy się, że karczmarz Jan Perski miał dom o numerze 15, co pozwala nam w dość dokładnie odtworzyć wygląd wsi przed XIX-wieczną komasacją gruntów. Współcześnie Byczki rozkładają się na kilka kolonii, wcześniej domy umieszczone były po obu stronach drogi jedynie w obrębie „starej wsi” wokół sadzawki. Teren ów zwano pogrodziem i skupiało się tam życie gromady. Potwierdzają to znalezione przeze mnie skrawki starej ceramiki. Czego jeszcze możemy dowiedzieć się z inwentarza poza tym, gdzie dokładnie mieszkali nasi protoplaści? Dowiemy się, jak się im wiodło finansowo, ponieważ opisywany jest ich majątek. Znajdziemy tam informacje, czy mieli dom, stodołę, krowy, woły, owce, świnie oraz ile ziemi obsiewali. Dla każdego badacza genealogii jest to nie lada atrakcja. W spisie z roku 1739 widać, że bieda panowała jeszcze

38

More Maiorum


ŹRÓDŁA POZAMETRYKALNE

Unikanie płacenia podatków Śledząc zapisy Inwentarzy Księstwa Łowickiego, można zaobserwować także, jak mieszkańcy wsi unikali płacenia podatków. Wieś dynamicznie rozrastała się, ale gospodarze oficjalnie zasiewali tylko 30 proc. gruntów. Nie mogła to być prawda, ponieważ badania metryk potwierdzają, że

nie widać żadnych przejawów kryzysu. Kto by jednak chciał płacić podatki, zatem dla potrzeb spisu oficjalne obsiewano mało. Ostatni opisywany tutaj inwentarz pochodzi z roku 1795 roku, czyli pokrywa się końcem I Rzeczpospolitej. Po III rozbiorze Polski Księstwo Łowickie zostało przejęte przez rząd pruski, a następnie Napoleona (1806).

Wszystkim, których przodkowie pochodzą z Księstwa Łowickiego, polecam szczegółowe zapoznanie się z treścią Inwentarzy, ponieważ stanowią on doskonałe źródło wiedzy o historii materialnej naszych rodów. A historia mojej rodziny do dziś dotyczy Byczek. Moi przodkowie mieszkali tutaj w sposób udokumentowany od roku 1688 i nadal zamieszkują tam ich liczni potomkowie. M fot. kinga doleżal-kijo

lipiec | 7 (66)/2018

39


Warszawa w I wojnie św pierwszy rok okupacji

> Piotr Ryttel Pamiętny był dla Warszawy 5 sierpnia 1915 roku. Cieszyć się mieli mieszkańcy czy martwić? Radością napawała myśl o odwrocie Rosjan, lękiem okupacja niemiecka. Warszawo, bądź pozdrowiona! Stolica wolna od jarzma rosyjskiego! - takie nagłówki zamieszczały polskojęzyczne gazety w Niemczech. Czy ten entuzjazm był uzasadniony? 40

Z

anim Rosjanie opuścili lewobrzeżną Warszawę i jej okolice, wykorzystali prawo przegranego: zabierali, co się dało i co tylko można było – niszczyli. Nie był to jednak całkowity kataklizm – nie chcieli zostawiać nieprzyjacielowi żadnych dóbr, ale lata panowania na ziemiach polskich zrobiły swoje: żal było obrócić wszystko w perzynę. O Polakach Rosjanie nie myśleli, dobitnym przykładem była zrujnowana fabryka w Żyrardowie. Już w czerwcu były rozbierane maszyny fabryczne, zdej-

More Maiorum


fot. wikimedia commons

wiatowej:

HISTORIA XIX/XX WIEKU

się w ręce wroga, ale przecież robotnicy mogą podążyć za nimi. Mało tego, stwierdził: Wyrażam przekonanie, że robotnicy, mając zapewniony dobrobyt swój i swoich rodzin, wszyscy, jak jeden mąż, gromadnie staną do swoich warsztatów i maszyn, nie trwożąc się tym, że są oni przewiezieni do innych miejscowości (…). Byłby to szczególny przypadek dobrowolnego udania się na zesłanie. W nocy 4 sierpnia w Warszawie jeszcze toczyły się ostatnie walki. Zanim nastał świt, wojska rosyjskie przeszły przez Wisłę. O szóstej rano potężny huk obwieścił miastu zburzenie mostów Kierbedzia i Poniatowskiego oraz dwu mostów kolejowych. Na kilka dni Rosjanie usadowili się na Pradze.

Nastały rządy niemieckie

mowane kotły, rury i pasy. Wszystko trafiało na wschód, w głąb Rosji. Opustoszała osada fabryczna. Specjalnymi maszynami Rosjanie niszczyli wokół niedojrzałe jeszcze zboża, zaorywali niewyrośnięte ziemniaki. W końcu do pracy przystąpili saperzy. Kominy fabryczne podchodziły w górę, łamały się w połowie i waliły się na ziemię, tworząc stosy cegieł. Kominów było jedenaście. Największą na ziemiach polskich fabrykę, w której było 2800 warsztatów przędzalniczych, ogarnęły płomienie.

lipiec | 7 (66)/2018

Podobnie było w innych miejscowościach: wioski i miasteczka były palone, zasiewy niszczone, ludzie wyprowadzani z domów. Zupełnie humorystycznie lub nawet tragikomicznie zabrzmiało rozporządzenie rosyjskiego, wojennego gubernatora Warszawy, Turbina. Generał – lejtnant usłyszał głosy oburzenia, że maszyny i całe fabryki są wywożone w głąb cesarstwa i po swojemu wszystko wyjaśnił: konieczne było zabranie maszyn i fabryk, żeby nie dostały

Po raz pierwszy od wielu lat niewoli, Polacy mieli własną władzę wykonawczą. Była nią Straż Obywatelska, która, zanim Niemcy wkroczyli do Warszawy, zajęła cyrkuły, więzienia i gmachy rządowe. Pojawiły się odezwy wzywające do zachowania spokoju i porządku – i porządek był. Ludność zachowała spokój. To się mogło bardzo spodobać władzom niemieckim, wjeżdżającym właśnie do miasta. Mieszkańcy z samego rana zdążyli już przeczytać odezwę rozlepioną na murach domów. Naczelny wódz wojsk niemieckich, Leopold książę bawarski, obwieszczał i zarazem ostrzegał: Niemcy prowadzą wojnę z wrogimi wojskami, nie ze spokojnymi mieszkańcami, ale kara śmierci czeka na każdego, kto ułatwi zamach na władze niemieckie lub mając wiedzę o jakichkolwiek zamachach zagrażających niemieckim władzom, o nich nie zawiadomi. Warszawa zrozumiała: trzeba przeczekać, wizja prawdziwej wolności zaczęła nabierać wyraźniejszych rysów.

41


fot. śbc

fot. wikimedia commons

Tymczasem z nieukrywaną satysfakcją mieszkańcy zdzierali wszędzie napisy w języku rosyjskim, dając w zamian po polsku i po niemiecku, z wielką nadzieją, że te ostatnie również niebawem znikną.

Działania Straży Obywatelskiej Początkowo okupant niemiecki przychylnie patrzył na zaangażowanie strażników. Dał im nawet pozwolenie na broń. Z czasem jednak zmienił decyzję i Straż miała tylko pałki jako środek do utrzymania porządku, a przecież zdarzały się napady i rabunki. Gdy ich liczba zaczynała wzrastać, strażnicy otrzymali nieco broni, ponadto w wyjątkowych sytuacjach wsparcie niemieckich żandarmów. Straż Obywatelska przestała działać w lutym 1916 roku, gdyż okupant niemiecki obawiał się zbyt dużej autonomii polskiej milicji, jak nazywano Straż Obywatelską. Jeszcze wcześniej, bo we wrześniu 1915 roku ukazało się rozporządzenie generała – gubernatora von Beselera, rozwiązujące Centralny Komitet Obywatelski, powstały za panowania Rosjan. Gubernator, jak przystało na Niemca ceniącego dokładność, wyjaśnił, chociaż nie musiał w okupowanym kraju, powody likwidacji Komitetu. Otóż zdaniem Beselera, Centralny Komitet Obywatelski miał prowadzić jedynie działalność dobroczynną i posiadał zakaz uczestniczenia w życiu politycznym. Nie podobało się gubernatorowi, że Komitet mianował sędziów, próbował

42

More Maiorum


HISTORIA XIX/XX WIEKU

pobierać podatki, wydawał rozporządzenia, również dotyczące utworzenia Straży Obywatelskiej poza granicami Warszawy oraz że wydawał pozwolenia na broń. Na koniec było jeszcze ostrzeżenie o karze śmierci za zatrzymanie broni bez zezwolenia władz niemieckich.

Niemcy o zajęciu Warszawy

[

Deutsche Lodzer Zeitung, uznawana za półurzędową niemiecką gazetę,

zamieściła artykuł, w którym dowodziła, że zdobycie Warszawy nie spowodowało zwyciężenia Rosji, ale stało się wielkim sukcesem armii niemieckiej. Jeszcze niedawno uważało się Warszawę za niemożliwą do zdobycia. Zdaniem gazety, upadek Warszawy miał wielkie znaczenie dla Polaków: wkroczenie wojsk sprzymierzonych mocarstw centralnych oznaczało jutrzenkę ponownego połączenia plemion polskich pod nowym symbolem. Dalej

Przeczekamy. Wolność zdobędziemy

lipiec | 7 (66)/2018

[

jest o polskości i europejskości Warszawy z jej wykwintnymi pałacami i strzelającymi ku niebiosom wieżami kościołów. W artykule można było przeczytać też o zgubnej idei panslawizmu, dążącej do zmiany polskiego charakteru Warszawy i usiłującej ogniem i mieczem wytrzebić kościół katolicki i zdemoralizować go potęgą łatwo zarobionego pieniądza. Zdaniem gazety dobro polskie jest nierozdzielne z kulturą rzymsko-germańską. Na koniec było: witamy dziś stary królewski gród polski tymi wszystkimi nadziejami, jakie tylko prawdziwi przyjaciele polskości żywić mogą. Co mogła odpowiedzieć na te słowa Warszawa? Najlepiej – przeczekamy, wolność zdobędziemy. Nikt się jednak nie spodziewał, że na upragnioną wolność będzie trzeba czekać jeszcze 3 lata... M

43


> Jacek Łopiński

Spotkanie po latac Niejednokrotnie na forach genealogicznych pojawiają się relacje z niesamowitych spotkań po latach. Po kilku dziesięcioleciach okazuje się, że jednak krewni przeżyli tragiczne wydarzenia. Taką historię w swojej rodzinie miał Jacek Łopiński.

G

dy w 2006 roku zająłem się historią swojej rodziny, nie przypuszczałem, co dzięki temu może się wydarzyć. Nie wiedziałem wówczas nic na temat rodzeństwa własnych dziadków – rodziców taty. Po stronie mamy było nieco lepiej, ale i tu ślad urywał się na dziadkach, a o pradziadkach słyszałem wyłącznie z opowiadań. Żadnych dokumentów. Na domiar złego, w październiku tegoż roku, w wieku 86 lat, zmarła ciotka Aniela. Najmłodsza siostra babci, ostatnia z pokolenia; encyklopedia wiedzy o rodzinie, jak mawiała moja mama. Poszukiwania dodatkowo utrudniał fakt, że rodzina mamy została repatriowana na Ziemie Odzyskane z Wołynia, skąd księgi metrykalne zachowały się jedynie w szczątkowych ilościach.

Gdzie szukać? Nie miałem „zielonego” pojęcia. Nie wiem, czy była to moja najtrudniejsza genealogiczna zagadka, ale przez pewien czas tak właśnie o niej myślałem, gdyż zupełnie nie miałem pomysłu, jak się za „to” zabrać. Jedyne sensowne wyjście, jakie wówczas widziałem, to

44

stworzenie i umieszczenie swojej tablicy pokrewieństw w Internecie. Długo nie mogłem ruszyć z miejsca, aż tu… po ponad trzech latach, w listopadzie 2009 roku przychodzi mail od dalekiej kuzynki. Okazał się on niezwykle istotny w dalszych badaniach rodzinnych: Rodzina mojej babci opuściła Wielkopole w maju 1944 i po wojnie w 1945 roku wszczęła (przez Czerwony Krzyż) poszukiwania rodziny, która w 1927 roku osiadła w Zamostyszczu (rodzina Józefa Czerwonki i jego żony Katarzyny z domu Nowak). Dzięki pana informacjom umieszczonym w Internecie wiemy, że rodzina ta osiadła w Szczecinku. Bingo, mowa o moich pradziadkach, rodzicach mojej babci matczynej! Z opowiadań rodzinnych wiedziałem tylko, że Józef miał przez pewien czas przebywać na emigracji, prawdopodobnie w USA, a po powrocie, w wieku ponad 40 lat, poślubić o połowę młodszą Katarzynę. Informacji o jego rzekomych wojażach do dnia dzisiejszego nie udało mi się jednak potwierdzić.

W kolejnym mailu Agnieszka pisze: moja babcia umierając była przekonana, że część rodziny (związana z jej stryjem) zginęła na Wołyniu w masakrach ukraińskich. Na jej prośbę tato szukał dalej i teraz jak się dowiedział, że przeżyli… jego radość nie zna granic... Pod koniec lat 20. XX wieku moi pradziadkowie wyjechali na Wołyń i osiedlili się w kolonii Zamostyszcze, nieopodal Kostopola, a ich przodkowie i krewni pozostali w Wielkopolu (par. Powitno) niedaleko Lwowa. Przez pewien czas moja prababcia utrzymywała jeszcze z nimi kontakt, ale w pewnym momencie ten się urwał kompletnie na… 80 lat!

115-letni krewny Wieś, w której mieszkali moi przodkowie, została spalona przez UPA w 1943 roku, a większość jej mieszkańców wymordowano, co opisane jest w wielu znajdujących się na rynku publikacjach. Stąd zapewne przekonanie, że cała rodzina Czerwonków też tam zginęła. Jakimś cudem jednak przeżyli. Wyjechali w odpowiednim momencie do pobliskiego Kostopola. Tam osiedli i zamieszkiwali do czasu wywiezienia prababci Katarzyny wraz trójką jej dzieci z rodzinami do obozu w głąb Rzeszy przez Niemców oraz repatriacji rodzin kolejnej dwójki na Ziemie Odzyskane – do Szczecinka. Informacje otrzymane od Agnieszki pozwoliły na obranie kierunku dalszych poszukiwań:

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

ch. Przeżyli Wołyń fot. jacek łopiński

Ojciec (imię ?) Czerwonka służyć miał ponoć w carskim wojsku przez 25 lat. Zmarł w wieku 115 lat w Grodzisku k. Leżajska. Miał dwóch synów. Józef (mój pradziadek) i Jakub (pradziadek Agnieszki) kupili wspólnie posiadłość ziemską w końcu lat 90. XIX w. (w Wielkopolu). Hmm, czyżby razem „uprawiali” wojaże po „Stanach”?

Spotkanie po 80 latach Udało mi się przejrzeć księgi parafii Grodzisko Dolne, jednakże przechowywany w AP Rzeszów, okrojony zasób, nie pozwala, jak na razie, na znalezienie potwierdzenia chrztu obu braci, a jedynie na odkrycie faktu, że tzw.

lipiec | 7 (66)/2018

połowa parafii nosiła wówczas nazwisko Czerwonka. Kolejną czynnością, którą zrobiłem „profilaktycznie”, to wypisanie i usystematyzowanie wszystkich wpisów dotyczących tego nazwiska, co na tamtą chwilę niczego nie zmieniało. Dopiero możliwość przejrzenia mikrofilmów z parafii Powitno pozwoliło na zdobycie informacji dotyczących ślubu moich pradziadków. Ślub odbył się 9 lutego 1903 roku w Wielkopolu. Józef Czerwonka był kawalerem, synem Walentego i Anny zd. Hospod, urodzonym w Grodzisku, a z podanego wieku (42 lata) wynika, że urodził się ok. 1860 roku. Tego rocznika AP nie posiada, niestety. Katarzyna

Nowak była panną (lat 20), córką Andrzeja i Agnieszki z Urbanów, urodzoną w Dąbrowicy (par. Sieniawa). Na podstawie tych danych oraz spisanych wcześniej danych z parafii Grodzisko Dolne, udało się odnaleźć jeszcze ślub Marianny (po mężu Łuszczek), ur. w 1848 roku, córki Walentego i Anny, a której mąż pojawia się jako świadek w załączonym akcie. Najbardziej fascynujące jednak w całej tej historii jest to, że po ponad ośmiu dekadach możliwe było spotkanie przedstawicieli potomków dwóch braci, osób pochodzących od tego samego przodka, którzy wcześniej o sobie nic nie wiedzieli, a rozmowom nie było końca... M

45


> Paweł Świetlik

Strażackie ogniwo p rodzinnej Świetlik Wśród mieszkańców Środy Wielkopolskiej wielu było obywateli, których życiorysy warto przypomnieć, aby nie zostali całkowicie zapomniani. W tym roku mija 5. rocznica śmierci Wiktora Świetlika – brata, męża, ojca, dziadka, pradziadka i średzkiego strażaka.

W

iktor przybył na świat w lutym 1932 roku w Pięczkowie niedaleko Środy Wielkopolskiej. Jego ojciec, Stefan urodzony w Langenbochum w Niemczech, był furmanem. Handlował m.in. końmi i węglem. W okolicy był osobą znaną z racji wykonywanego zawodu. Matka Wiktora – Anna – zajmowała się domem i dziećmi. Dzieciństwo i młodość Wiktora przypadała na trudne czasy przedwojenne i okres okupacji niemieckiej. To także wiele trudnych chwil, jak choćby ta z września 1939 roku, kiedy jego ojciec został zmobilizowany do wojska. Brał udział walkach nad Bzurą, gdzie dostał się do niewoli niemieckiej i przebywał w sochaczewskim obozie. Tam nabawił się tyfusu i, paradoksalnie, dzięki temu przeżył. Niemcy bali się tej choroby jak diabeł święconej wody i wypuścili chorego Świetlika z obozu w 1940 roku.

46

Kiedy Stefan Świetlik walczył o życie, jego żona Anna urodziła kolejnego syna. Dała mu na imię Stefan, była bowiem przekonana, że mąż nie wróci już z wojny. Nie dawał żadnych oznak życia, nie było żadnych informacji o jego losach. Splot wszystkich wydarzeń doprowadził do tego, że wiele obowiązków domowych spadło na Wiktora. Musiał szybko dorosnąć. Więc kiedy tylko u progu drzwi pojawił się ojciec i mąż – Stefan – w domu zapanowała wielka radość. II wojna światowa nie oszczędziła jednak rodziny Świetlików. Wiktor został zmuszony przez okupanta niemieckiego do pracy przymusowej w charakterze robotnika leśnego w Brodowie oraz w zakładzie Sammelstelle d. Bezirksabgabestelle f. Obst u. GemUse GmbH. Wartheland, w którym pracował jako młodociany pracownik fizyczny od marca 1940 roku do stycznia

1945 roku. Był to niemiecki zakład tuczu świń przy ul. Kórnickiej w Środzie Wielkopolskiej. Praca przymusowa polegała na oprzęcie świń i zbieraniu strużyn w różnych miejscach miasta. Pracował w dni robocze, niedziele i święta po 8 i 12 godzin. Praca była ciężka i wyczerpująca, szczególnie dla tak młodego człowieka.

Edukacja po wojnie Wiktor Świetlik podstawową edukację rozpoczął dopiero po II wojnie światowej. Dopiero w 1969 roku zdał egzamin eksternistyczny w zakresie programu nauczania klasy siódmej szkoły podstawowej dla pracujących przed Państwową Komisją Egzaminacyjną. Po ukończeniu szkoły pomagał rodzicom w ich pracach oraz na posiadanym przez nich polu. Pomagał też ojcu w załadunku rozładunku z wozu kruszyw, które dostarczali na budowę powstającej trasy katowickiej. Warto nadmienić, że załadunek i rozładunek wykonywano ręcznie. W listopadzie 1952 roku Wiktor został powołany do Ludowego Wojska Polskiego w celu odbycia zasadniczej służby wojskowej. Odbywał ją w Jednostce Wojskowej nr 1798 we Wrocławiu, dosłużył się tam stopnia starszego szeregowca, a służbę pełnił na stanowisku kierowcy samochodowego. Wiemy też,

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

pokoleń. O tradycji ków z Wielkopolski fot. archiwum rodzinne pawła świetlika

> Rodzina Świetlików – rodzice Stefan i Anna oraz ich dzieci: Wiktor, Janina i Stefan

że w wojsku woził między innymi dowódcę jednostki i niczego mu nie brakowało. Wiktor Świetlik miał bardzo bogate życie zawodowe i pracował w kilku firmach, ale najdłużej jako funkcjonariusz pożarnictwa. Przez długo okres Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Środzie Wielkopolskiej była jego drugim domem.

Strażak zdyscyplinowany Okres służby w ochronie przeciwpożarowej zawsze wspominał jako bardzo ciekawe czasy. Między innymi uczestniczył w akcjach gaśniczych w Zakładach Ziemniaczanych w Luboniu, w Stomilu w Poznaniu oraz lasach ówczesnego województwa zielonogórskiego. Starszy ogniomistrz Wiktor Świetlik podczas służby państwowej w pożarnictwie zajmował kolejno stanowiska służbowe kierowcy, mechanika oraz operatora sprzętu specjalnego. Po ukończeniu Szkoły Podoficerów Pożarnictwa w Poznaniu był uprawniony do noszenia od dnia odznaki wyszkolenia

lipiec | 7 (66)/2018

47


fot. archiwum rodzinne pawła świetlika (3)

wysiedloną wraz z rodzicami z Kraju Warty. Miał z nią troje dzieci. Wiktor Świetlik był zwykłym człowiekiem, jego życiorys niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale warto przypomnieć człowieka, którego nie ma już dziś wśród nas. Jak każdy, miał on swoje lepsze i gorsze dni, bywał człowiekiem skrytym, ale w odpowiednich sytuacjach lubił wspominać i opowiadać o swoim życiu. Interesował się polityką, sportami motorowymi, interesował się sprawami związanymi z działalnością przeciwpożarową, uwielbiał jeździć samochodem. Wśród lokalnej społeczności był szanowanym obywatelem,

> Wiktor Świetlik

podoficerskiego Korpusu Technicznego Pożarnictwa. Był w stałej dyspozycji w ciągu dnia i nocy. Od początku pełnienia służby wykonywał zadania zagrażające zdrowiu i życiu oraz czynności o charakterze operacyjno-technicznym. Świetlik w całym okresie pełnienia służby w pożarnictwie dał się poznać jako funkcjonariusz zdyscyplinowany,

48

sumienny i rzetelnie realizujący swoje obowiązki, był wyjątkowo zaangażowany w sprawy sprawności sprzętu silnikowego jednostek straży pożarnych, nie szczędził swoich sił dla dobra służby i obywateli. Posiadał ogromny zasób wiedzy i doświadczenie w zawodzie kierowcy. W pracy cechowała go duża inwencja twórcza, był uczynny i koleżeński. Udzielał się społecznie w czasie wolnym będąc członkiem czynnym Ochotniczej Straży Pożarnej w Środzie Wielkopolskiej. W 1957 roku ożenił się w nietrzanowskim kościele z Haliną Szymkowiak,

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

uchodził za człowieka koleżeńskiego, pracowitego i uczynnego, na którego można liczyć w każdej sytuacji. Przeżył 81 lat. Ostatnie lata życia chorował.

Kontynuacja tradycji Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w rodzinie Świetlików tradycje pożarnicze nie zaginęły, były i są nadal kultywowane. Brat Wiktora Stefan Świetlik był funkcjonariuszem pożarnictwa od stycznia

> Stefan Świetlik

1964 roku. Bardzo aktywnie działał w OSP w Środzie Wielkopolskiej. Był wieloletnim komendantem miejsko-gminnym Ochotniczej Straży Pożarnej w Środzie Wielkopolskiej i funkcję tę pełnił od 1972 roku. W jego pogrzebie uczestniczyli licznie środzianie, w tym zastępy strażaków i poczty sztandarowe jednostek OSP z całego powiatu, prezes powiatowy OSP Jerzy Bartkowiak, nie zabrakło władz miejskich na czele z burmistrzem Mieczysławem Jackowem i przewodniczącym Rady Miejskiej Ireneuszem Kubiaczykiem. Syn Wiktora, Zygmunt Świetlik, był funkcjonariuszem pożarnictwa w Środzie Wielkopolskiej od sierpnia 1977

lipiec | 7 (66)/2018

> Zygmunt Świetlik syn Wiktora

roku. Odznaczony został brązowym i srebrnym medalem „Za zasługi dla pożarnictwa”. Syn Wiktora, Rafał Świetlik był członkiem zakładowej OSP przy ZPOW Hortex w Środzie Wielkopolskiej. Nawet najmłodsze pokolenie kontynuuje rodzinne tradycje. Wnuk Wiktora, Paweł Świetlik, zawodowy oficer Służby Więziennej jest członkiem czynnym OSP w Wolicy Koziej i członkiem wspierającym OSP w Środzie Wielkopolskiej. M

49




fot. wikimedia commons

> Grażyna Stelmaszewska

Jak Kraków został stolicą dzięki kobietom


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Kraków. Dziś jedno z najbardziej rozpoznawalnych miast polskich na świecie. Dawniej stolicy państwa polskiego i ważny punkt na szlaku handlowym. Jaka jest jego historia i jaką rolę w jego budowie odegrały kobiety z dynastii Piastów?

T

ereny obecnego Krakowa zamieszkiwane były już w czasach prehistorycznych. Badania archeologiczne udowodniły, że ślady pobytu człowieka pochodzą z okresu paleolitu, czyli około 100 tysięcy lat p.n.e. Zaludnieniom sprzyjały doskonałe warunki – lasy, rzeki, jaskinie, surowce mineralne. Teren ten dawał nie tylko schronienie, ale i pożywienie. To wszystko powodowało, że ludy tam przebywające dosyć szybko przekształciły się swoje życie z trybu koczowniczego na tryb osiadły.

ptaka tego miejscowe ludy otaczali wielką czcią, był jednym z bóstw opiekuńczych. W grotach, pieczarach i lasach składano mu ofiary z chleba, co miało zapewnić plony, zdrowie i pomyślność. Inni głoszą, że gród nazwę zawdzięcza swemu założycielowi księciu o imieniu Krak lub Krakus. Ale w sumie jedna wersja nie wyklucza drugiej, bo przecież książę, budując gród, mógł prosić o przychylność „święte kruki”, a od ich krakania przyjął swe imię. Tyle legenda… W X wieku Mieszko I wcielił tereny Krakowa do granic tworzonego państwa i miasto to na stałe weszło do dziejów Polski, splatając się z dziejami kraju. Kraków został także jego stolicą. Ale zaczęło się tak… Rok 1038. Klęski ponoszone przez Polskę za panowania Mieszka II mocno nadwyrężyły zarówno gospodarkę kraju, jak i autorytet dynastii Piastów. Po śmierci Mieszka II (w 1034 roku), władzę przejął jego syn Kazimierz. Wówczas, w bliżej nieokreślonych okolicznościach doszło do buntu możnowładców. Bunt zmusił Kazimierza oraz jego matkę Rychezę do

ucieczki z kraju. Kraj niszczyło wielkie antyfeudalne powstanie ludowe, które objęło centralne dzielnice kraju, głównie Wielkopolskę. Sytuację całkowitego chaosu i bezkrólewia wykorzystał czeski książę Brzetysław I. Najazd czeski był świetną okazją, aby odzyskać utracone niegdyś przez Czechy Śląsk i Małopolskę, a równocześnie osłabić sąsiada. Latem 1038 roku (według innych źródeł 1039), armia czeska przekroczyła granicę Polski. Pozbawione przywództwa siły polskie prawdopodobnie nie stawiały większego oporu. Brzetysław bez trudu zajął Śląsk i ruszył dalej na północ, niszcząc po drodze wszystko. Wsie palono, chłopów zabijano, kobiety gwałcono. Ogień, dym, śmierć. Praski książę zakładał, że zyska nie tylko Śląsk, ale i ziemie po sam Przemyśl.

Kraków stolicą Zniszczone Gniezno, Poznań w ruinie – Polska potrzebowała stolicy. Ale to nie król Kazimierz Odnowiciel wyznaczył Kraków na stolicę… Wrócił do kraju nie z własną armią, ale z oddziałami niemieckimi, które

Najstarsza wzmianka o Krakowie pochodzi z 965 roku, kiedy to Żyd sefardyjski pochodzący z Tortosy w kalifacie Kordoby, Ibrahim-Ibn-Jakub w swej relacji o państwach słowiańskich wymienia Kraków jako gród bogaty, leżący na skrzyżowaniu szlaków handlowych.

Pochodzenie nazwy A dlaczego Kraków? Skąd ta nazwa? Jedni mówią, że pochodzi od „krakać”, co łączy się z kultem kruka. Legenda głosi, że w czasach pogańskich

lipiec | 7 (66)/2018

fot. wikimedia commons

53


fot. wikimedia commons (2)

> Maria Dobroniega, żona Kazimierza I Odnowiciela

zapewniła mu matka, królowa Rycheza i wuj, arcybiskup Herman. Rycheza, małżonka Mieszka II Lamberta i pierwsza polska królowa, koronowana wraz z mężem i teściem Bolesławem Chrobrym wiedziała, że w zniszczonym Gnieźnie i Poznaniu jej syn nie ma, czego szukać. Śląsk zajęli Czesi, państwo było doszczętnie ograbione, wszędzie ruiny i zgliszcza. Tylko Kraków został w miarę oszczędzoną. I mimo że zauważało się zniszczenia, to nie były one dotkliwe. Stała katedra, kościoły nie były zburzone, były resztki pałacu, który można było szybko naprawić, wały, palisady prawie nienaruszone okalały Wawel. To było miasto, które dawało w tych ciężkich chwilach bezpieczeństwo, gdzie można było się zatrzymać, gdzie żołnierze mogli nabrać sił. Była też realna możliwość odbudowania i wzmocnienia miasta. Kazimierz

54

postanowił tu zostać. Poznaniowi i Gnieznu nie można było przywrócić dawnej świetności. Rok 1039 to początek świetności, kariery stołecznego Krakowa. Decyzja króla Kazimierza, by Kraków stał się ośrodkiem władzy, została przyjęta także przez kolejnych Piastów. Nie bez znaczenia było samo położenie miasta – bliskość szlaków handlowych, ale także samych Czech, które zawsze można było obserwować i zapobiegać atakom. Dla Rychezy ważna była bliskość Niemiec. Duży wpływ na decyzję króla miały jednak kobiety. Matka królowa Rycheza i żona Maria Dobroniega.

Rola Rychezy Królowa Rycheza znała Kraków. W nim spędziła wiele lat nie tylko przed śmiercią teścia Bolesława Chrobrego, ale także w trakcie separacji z mężem.

Ta pochodząca z najwyższych kręgów arystokracji niemieckiej kobieta uważana była za niezwykle twardą i zdecydowaną, dążącą do odbudowania prestiżu monarchii piastowskiej. Była niezwykle lojalna wobec interesu dynastycznego. Dzięki kontaktom z Cesarstwem Niemieckim zapewniła nie tylko pomoc zbrojną dla syna, ale odbudowała ów prestiż. Odegrała istotną rolę w odzyskaniu władzy przez syna Kazimierza Odnowiciela. To Rycheza zadbała o nadwiślański gród. Budowała świątynie, wzmacniała dwór, wyniosła Kraków do rangi i roli nowej stolicy. Bardzo nieprzychylnie oceniał ją Jan Długosz: Niewiasta umysłu wprawdzie męskiego, w wierze chrześcijańskiej wprawdzie nie opieszała, cnotę i pobożność miłująca, ale której rządy ani staranne, ani narodowi nieprzychylne Polakom się nie podobały. Niepomna płci swojej i słabości niewieściej, głucha na rady roztropniejszych ludzi, szczęście obrała sobie za narzędzie swojej ślepoty. Obrała pogardzać narodem polskim, szydersko pomijając wszystkimi, i swym rządem kobiecym rozpierając się samowolnie. W tym przypadku wiarygodność relacji polskiego dziejopisarza podawana jest w wątpliwość. Obecnie historycy określają Rychezę, jako jedną z najwybitniejszych żon piastowskich, a także zaliczana jest, obok królowej Bony, do najbardziej niedocenianych polskich władczyń. Przez lata uważano ją niesłusznie za przewrotną Niemkę na tronie polskim. A druga kobieta, która miała wpływ na Kraków? Tu musimy spojrzeć w kierunek Kijowa. W 1040 roku Kazimierz wziął ślub. Jak określał Gall Anonim, król wziął sobie kobietę o wielkim

More Maiorum


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Gall Anonim pisał, że Kazimierz bardzo liczył się ze zdaniem małżonki, był z niej dumny, chełpił się jej pochodzeniem. Maria Dobroniega odwdzięczała się radami, wsparciem, miała duży wpływ na męża, ale i na Kraków. Ona też sprawiła, że Kraków już na stałe przyjął rolę piastowskiej stolicy. Stał się główną siedzibą książęcą. M

fot. wikimedia commons

bogactwie, pochodzącą z „wielkiego, szlachetnego rodu”. Owa księżna swe korzenie wywodziła z Rusi. W sprawie ożenku strona polska układała się z samym Jarosławem Mądrym. Trudność rozmów polegała na tym, że wielki książę Rusi Kijowskiej w 1018 roku podczas wyprawy kijowskiej uległ dziadkowi Kazimierza, a także doprowadził do wygnania jego ojca Mieszka II. Można rzec, że naprzeciwko siebie do rozmów usiadło dwóch wrogów. I to Kazimierz musiał prosić. Jak wieść niesie, posłał nawet Jarosławowi 800 niewolników, którzy stanowili rekompensatę za ośmiuset uprowadzonych Rusinów przez Bolesława Chrobrego. W rezultacie Maria Dobroniega, ruska księżniczka z dynastii Rurykowiczów została nową władczynią, wnosząc jednocześnie ogromny posag, co dla zubożałego księcia w wyniszczonym kraju, jego dworu i wojsku miało wielkie znaczenie. Maria Dobroniega bardzo szybko zdobyła sobie wpływy polityczne i uznanie na arenie międzynarodowej. W pewnym sensie weszła w buty Rychezy, ale miała nad nią znaczącą przewagą, nie walczyła z mężem, nie prowadziła wojenek, a małżeństwo uznawano nawet za szczęśliwe. Urodziła pięcioro dzieci, w tym czterech synów, który każdy z nich dawał szansę przedłużenia rodu, a groźba wyginięcia dynastii została odżegnana.

genealogiczny

newsroom

Geneteka liczy już 25 milionów rekordów! Największa tego typu baza genealogiczna w Polsce i jedna z największych w Europie. Miliony wpisów dotyczących osób mieszkających na terenie przedi powojennej Polski. Geneteka przekroczyła właśnie 25 milionów rekordów! Więcej informacji można znaleźć tutaj. *** Nowa siedziba Archiwum Państwowego w Białymstoku – połączenie tradycji z nowoczesnością 20 czerwca 2018 roku nastąpi uroczyste i wyczekiwane otwarcie nowej siedziby Archiwum Państwowego w Białymstoku. Archiwum Państwowe w Białymstoku rozpoczęło swą działalność w kwietniu 1953 roku. Nowo otwarta siedziba jest trzecim obiektem, w którym będą mieścić się zbiory. Więcej informacji można znaleźć tutaj. *** Ponad 2 000 000 nowych skanów w szukajwarchiwach.pl!

3

19 czerwca 2018 roku Narodowe Archiwum Cyfrowe udostępniło kolejne skany w serwisie szukajwarchiwach.pl. Aktualizacja objęła łącznie 13 archiwów i ponad 2 mln zdjęć. Jakie dokumenty udostępniono tym razem? Wykaz udostępnionych zespołów tutaj. lipiec | 7 (66)/2018

55


fot. maciej markowski (1), allegro (2)

>> Maciej Adam Markowski

56

More Maiorum


KSIĘGARNIA GENEALOGA

Opracowanie: Krzysztof Chłapowski, Sławomir Górzyński Wydawnictwo DiG Rok wydania: 2009 Liczba stron: 996

Regestr Diecezjów Franciszka Czaykowskiego, czyli Właściciele ziemscy w koronie 1783-1784 to spis nazwisk właścicieli ziemi na terenie Korony Królestwa Polskiego, czyli polskiej części Rzeczpospolitej zwanej czasami Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Obejmuje diecezję chełmską, gnieźnieńską, krakowską, płocką, poznańską i włocławską. Niestety, w spisach brakuje paru dekanatów i poszczególnych parafii, a czasem zamiast nazwisk po prostu podano wielu szlachty. Jest to przeszło 26 tysięcy własności. Publikacja zawiera informacje o nazwiskach i posesorach kościelnych, a także o strukturze administracyjnej państwa i Kościoła katolickiego w końcu XVIII wieku. Regestr Diecezjów... może także pomóc przy poszukiwaniu miejscowości, które z biegiem czasu zmieniły nazwę lub zostały wchłonięte przez inne. Pozycja ta zwykle służy genealogom do szukania miejsca zamieszkania, czasem nawet gniazda swoich szlacheckich przodków. Mimo że niektóre nazwiska występują bardzo licznie, to pomaga zawęzić obszar poszukiwań. M Zapraszamy do lektury bloga Macieja Adama Markowskiego Kim Oni Byli.

lipiec | 7 (66)/2018

57


> Piotr Ryttel

Pod Warką Moskale chwytają ojca Agrypina Konarskiego, kapelana powstańców. Wywożą niebawem do Warszawy, aby wykonać na nim karę śmierci. W czerwcu 1863 roku prowadzą na szafot o. Agrypina i skazanego również na śmierć kalwina Abichta. Wielki Książę Konstanty mówi o zakonniku: nawrócił czterech protestantów, to niech z protestantem umiera i patrzy na jego śmierć. Ojciec Konarski z pogodną twarzą poddaje się katowi. Zwracając się do towarzyszącego mu spowiednika, mówi: Czyż mogę lepiej umierać jak za Wiarę, Kościół i Ojczyznę?

*** Ksiądz Adam Falkowski z ambony czyta wiernym manifest Rządu Narodowego. Za kilka dni ginie, rozstrzelany przez Moskali.

*** W klasztorze w Lądzie, licznie zebrani wierni słuchają patriotycznego kazania o. Maksymiliana Tarejwy. Nagle pojawia się sotnia kozaków, która otacza klasztor. Część z nich wkracza do kościoła z zamiarem aresztowania kaznodziei. Wierni otaczają o. Maksymiliana, nie dopuszczając do niego żołnierzy. Zakonnikowi udaje się schronić w skrytce za ołtarzem. Moskale na darmo przeszukują klasztor. O. Maksymilian przebywa w ukryciu przez kilka tygodni, korzystając z pomocy zakrystiana, niejakiego Wawrzyńca. Moskale nie ustają w poszukiwaniach. Udaje im się przekupić sługę klasztornego – za 1000 rubli wskazuje miejsce ukrycia zakonnika. Na drugi dzień, niczym Judasz, Wawrzyniec dręczony wyrzutami sumienia, pozbawia się życia. Moskale schwytanego o. Maksymiliana wiążą, kłują bagnetami, po czym rzucają na wóz i wiozą do Konina. W mieście prowadzą po ulicach, lżąc go i naigrawając się z niego. Ludzi broniących zakonnika tną szablami. W pewnym momencie oficer rosyjski obiecuje o. Tarejwie wolność w zamian za przejście na prawosławie. Gdy ten odmawia, jest prowadzony na błonia konińskie, gdzie czeka już wykopany grób. Zakonnikowi pozwalają jeszcze na modlitwę. Po chwili podchodzi do niego kat z zamiarem założenia pętli na szyję. O. Maksymilian wyręcza go, sam zakłada stryczek. Niespodziewanie kat ucina sznur i zakonnik wpada do wykopanego dołu. Kozacy szybko zasypują grób, a w nim żywego zakonnika. Konie prowadzone przez żołnierzy ubijają ziemię. Tragiczna scena odbywa się przy dźwiękach orkiestry grającej hymn Boże cara chrani.

*** 58

More Maiorum


POWSTANIE STYCZNIOWE

Pod Rychłocicami Moskale biorą do niewoli ojca Zefiryna Marię Strupczewskiego, gwardiana ojców bernardynów w Piotrkowie. Kłują zakonnika bagnetami i kopią po całym ciele. Naprędce tworzą sąd doraźny i wydają wyrok: kara śmierci przez powieszenie. Na przeszkodzie natychmiastowego wykonania wyroku stoi brak sznura. Rosjanie nie zastanawiają długo, odcinają o. Strupczewskiemu głowę, drwiąc przy tym: Teraz już nie uciekniesz!

*** Niedaleko Sławuty ginie w bitwie z Moskalami ksiądz Stanisław Józef Tarnowski. Katolicy na Podolu, nie wiedząc jeszcze o jego śmierci, mówią o nim, że to dobry i pobożny kapłan i patriota, po kryjomu uczy chłopców pisania i czytania, a jako dawny żołnierz, nawet musztry wojskowej. Ksiądz Tarnowski trafiony moskiewską kulą zdążył krzyknąć: Ja ginę, ale Kościół katolicki i Polska nie zginą!

lipiec | 7 (66)/2018

59


> Marta Jasińska

fot. wikimedia commons

Dlaczego Mech od p się odwoływał? – z k

60

More Maiorum


Z DAWNEJ KRONIKI

pańszczyzny kroniki żurawickiej C

hałupnik, zgodnie z ustawą, miał do odrobienia pańszczyzny 12 dni w roku. Czasami ekonomowi „myliły się” cyferki z krzywdą dla niewinnych ludzi. Oto skarga Anastazji Byk: Niżej podpisana ze wsi Żurawica zażalenie swe składa jako to mając męża starego w latach bo i niespełna rozumu, tudzież wystawiła sobie chałupinę przy bracie mego męża Domie. Dlatego nie mam żadnego zagona ogrodu, tylkoz tych palców się żywię i swego męża żywię to dlaczego Dominium mi każe rocznie 26 dni pańszczyzny odbywać, którą ja już odbyła 11 dni i zagrabionam została, musiałam się wykupić i do tego karę cielesną otrzymałam . Teraz na ostatki zagrabiono mi ostatni kożuch, którym podczas zimy mogłabym się czym swe dupe ogrzać i to mi wzięto a podług patentu należy się 12 dni pańszczyzny odbyć , gdy ma chałupę i ogród, ale ja tylko gołe chałupe przylepiłam przy Domie brata męża mego (…)

ale ustawodawca chyba nie uściślił, co to znaczy być „wysłużonym żołnierzem”, dlatego ekonom dworski Żurawicy uznawszy, że niejaki Jasiek Mech jest za mało „wysłużonym” i do pańszczyzny go wysyłał. Gnębił Mecha przez kilka lat, a kiedy doszło do „grabieży” rzeczy Mecha, ten złożył skargę na ekonoma:

Żurawica, 20 grudnia 1840 roku. Anastazja żona Byka Józefa”

Pokornie podpisany Jasiek Mech, poddany z Żurawicy i wysłużony kapitulant (…) już blisko 5 lat mieszkam przy moim pasierbie Marcinie Ryczanie podobnie poddanym Zurawicy, byłem spokojnym używania mego zarobkowego chleba, odkąd rok będzie, jak mój zięć, wspomniany Marcin Ryczan zwodząc, że nam w jednej chałupie niewygodnie jest mieszkać i przy jednym ognisku gotować – pozwolił mi kawałek placu na swoim groncie, abym sobie chociaż lada jaką chałupkę dla własnego przytułku postawił, tak jak mogłem za pomocą zięcia”, tak się ściągnąłem, żem sobie na czterech słupkach ściany nie z drzewa lecz z lepianki chałupinę wystawił, na placu zięcia, z którego i pańszczyznę obrabia podatki opłacał. Podpisany zaś ani grontu ani ogródka nie posiada.

Zgodnie ustawą wydaną przez cesarza komornicy i wysłużeni żołnierze byli zwolnieni od pańszczyzny,

W tym roku a właściwie z żniwa pan ekonom Śliwiński, nie wiem z jakich powodów począł podpisanego gwałcić,

lipiec | 7 (66)/2018

abym pańszczyznę robił, podpisany wypracowany na siłach zupełnie ustałem, przy tym nie widząc przyczyny, abym musiał te powinności odrabiać uchylałem się i spraszałem się aby mnie niesłusznie nie zmuszano i chodziłem z tych powodów do Wielmożnego Pana Puchalskiego Rządcy Dóbr. Dał mi odpowiedź, „ja tego nie każe robić już do domu mówiąc „ja do Żurawicy przyjadę i Ekonomowi nakaże, aby nie napastował” i na te słowa spokojnym odszedłem do domu, lecz Wielmożny Pan Rządca nie przyjechał, tymczasem pan ekonom Śliwiński przysłał do podpisanego dwóch kozaków – Jaśka Ogrodnika i drugiego z Krasiczyna z Przysiężnym, aby podpisanego na pańszczyznę wygonili. Lecz gdyśmy w domu nie byli, poszliśmy na zarobek, siekierą zbili kłódkę żelazną (…) i zabrali odzienie i inne rzeczy. Nie wiem, gdzie te rzeczy podzieli, widząc tak być niesprawiedliwie i gwałtownie pokrzywdzonym, zdaję się pod opiekę Prześwietnego Urzędu Cyrkularnego najpokorniejszą prośbą o surowe zakazanie takowych bezprawiów przez wzgląd na tyle lat służby w wojsku i na moją starość oraz aby pokornie podpisanym grabieże czyli odzienie, bowiem na nabożeństwo nawet nie mam w czym pójść, bezpłatnie zwrócone zostały (…). 8 sierpnia 1842 roku. M

61


baran

byk

bliźnięta

21.03-19.04

20.04-22.05

23.05-21.06

ogólny: W czasie tegorocznych wakacji wyjedziesz na spontaniczną wycieczkę do Włoch. Zwiedzając ten urokliwy kraj spotkasz się z koleżanką, której bardzo dawno nie widziałaś.

ogólny: Lipiec zapowiada się dość

genealogiczny: Próbka materiału

genealogiczny: Podczas porządkowania

genetycznego, który oddałaś do badań genealogicznych zaginęła w laboratorium. To przysporzy Ci stresu, ale wszystko dobrze się skończy.

spokojnie. W połowie sierpnia w Twojej głowie zwróci pewien brunet. Jego spotkanie zmieni Twój sposób myślenia o przyszłości.

starych szpargałów natrafisz na bardzo ciekawy dokument. Sprawdź jego autentyczność.

ogólny: Wakacje to czas, gdy wszysc

odpoczywają. Dla Ciebie to okres prac Głównie nad sobą. Doskonale wiesz, że trochę egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

genealogiczny: Głowa do góry. Je

błąd w zapisie w Twoich badaniach nie może przekreślić całych miesięcy bada Dokończ temat. Satysfakcja gwarantow

panna

waga

skorpion

24.08-22.09

23.09-22.10

23.10-21.11

ogólny: Zacznij więcej się uśmiechać. To

poprawi Twoje relacje z najbliższymi, jak również pomoże załatwić sprawy zawodowe.

genealogiczny: Metryka, na której

tak bardzo Ci zależy okazuje się dla Ciebie niedostępna. Jeśli skorzystasz z powyższej rady (uśmiech) to otrzymasz do niej dostęp szybciej niż myślisz.

ogólny: Ostatni miesiąc spędziłeś przed

telewizorem. Twoi najbliżsi to rozumieją, że sport to Twoje drugie zainteresowanie, ale czas odpocząć od Twoich krzyków przed TV.

genealogiczny: Jak wiadomo pierwszym

Twoim zainteresowaniem jest genealogia, a ją też bardzo zaniedbałeś. Nadrób czas z rodziną, a jak wrócisz do swoich obowiązków, wrócisz również do genealogii.

ogólny: „Pocałuj noc, najwyższą z

gwiazd Zapomnij się i tańcz…”. To mo nadchodzące miesiące. Ciesz się życiem

genealogiczny: Jeśli postąpisz jak

wyżej to pozostawisz swoim potomkom ciekawe materiały do kontynuacji Two pasji.

horoskop od 10 lipca do 9 października


cy cy.

eden e ań. wana.

n

otto na m.

k m ojej

rak

lew

22.06-22.07

23.07-23.08

ogólny: Może czas najwyższy pomyśleć o

innych. Przez ostatnie kilka tygodni bardzo poważnie zaangażowałaś się w rozwój siebie. To dobrze, ale przez to nie miałaś czasu dla najbliższych. Nadrób to.

genealogiczny: Do genealogicznego

spełniania brakuje Ci tylko (albo aż) publikacji w czasopiśmie o tejże tematyce.

ogólny: Uwierz w końcu, że marzenia są na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko chcieć.

genealogiczny: Twój genealogiczny

plan marzeń początkowo był dość krótki, ale z każdym rokiem lista się wydłuża. Teraz na spełnienie czeka wystąpienie na konferencji genealogicznej. Najbliższa już we wrześniu w Brzegu.

strzelec

koziorożec

22.11-21.12

22.12-19.01

ogólny: Przez wakacje Twoje fundusze

ogólny: Nie uciekaj przed swoimi

genealogiczny: Genealogia genetyczna

genealogiczny: Zaproponuj

zostaną nieco nadszarpnięte, ale w okolicach wrześnie i października możesz liczyć na przypływ gotówki za ostatnie wyniki.

to dla Ciebie dobra propozycja. To pomoże Ci zrobić kolejny krok w badaniach.

uczuciami. Wcześniej czy później będziesz musiała stawić temu czoła, a może z tego wyjść coś owocnego.

organizatorom konferencji w Brzegu ogłoszenie konkursu na najbardziej skomplikowaną historię rodzinną.

wodnik

ryby

20.01-18.02

19.02-20.03

ogólny: Czas na zmiany. Zmień swój

stosunek do najbliższych przyjaciół i rodziny. Twoje zachowanie jest dla nich irytujące, ale akceptują je bo Cię kochają. Ale ich cierpliwość też ma swoje granice.

genealogiczny: Jak dłużej będziesz

myśleć nad tym jak rozwiązać sprawę, nad którą przez ostatni czas pracowałeś to zwariujesz. Zrób sobie wolne, Skup się na czymś innym.

ogólny: Nie trzymaj tego już w sobie.

Powiedz najbliższym, że chcrsz aby poświęcali Ci więcej czasu, bo wasze relacje uległy nieco pogorszeniu.

genealogiczny: Z jakiegoś, tylko

sobie znanego powodu, unikasz wizyty w Archiwum Głównego Akt Dawnych. Podziel się z kimś swoimi obawami. Będzie Ci lżej, a inni dowiedzą się w końcu, co Cię gryzie.

genealogiczny horoskop

a


More Maiorum

fot. anna brochocka (11)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.