More Maiorum nr 1(72)/2019

Page 1

pułkownik fiedorowicz. historia artylerzysty

|

w gościnnych progach boskich boskich

|

brawurowy blef w łowiczu z 11 listopada 1918 roku

More Maiorum nr 1 (72)/2019 | styczeń 2019

moremaiorum.pl ISSN 2450-291X

BEZ UDOSTĘPNIANIA ZASOBU ARCHIWALNEGO

PRACA ARCHIWISTY TRACI SENS

JAK SZUKAĆ POWSTAŃCÓW WIELKOPOLSKICH?

POWSTANIEC LUCJAN MORYKONI – OSTATNI

KREWNY RODZINY ŚW. FRANCISZKA?


s a Po l u b n na FB <www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum>


More Maiorum

> Alan Jakman

miesięcznik genealogiczny

W

&

Nowy rok, nowe artykuły i podsumowanie 2018 roku

wydawca

śród treści zamieszczanych w More Maiorum w 2018 roku istotne miejsce zajęły artykuły Iwony Fischer z Archiwum Narodowego w Krakowie. W nich przybliżane były informacje o aktach wytworzonych po roku 1945 i ich przydatności w badaniach rodzinnych. W wywiadzie dla naszego miesięcznika Iwona Fischer tłumaczy, gdzie jeszcze można szukać tych archiwaliów, z jakimi obostrzeniami wiąże się ich udostępnianie i dlaczego dziennikarze mają szerszy dostęp do zasobu archiwalnego.

Piotra Ryttela, w tym wydaniu znajdziecie także artykuł Marcina Niewaldy. Czy jeden z uczestników styczniowego zrywu niepodległościowego był faktycznie ostatnim żyjącym krewnym św. Franciszka?

Styczeń każdego roku to miesiąc, w którym wspominamy o wybuchu powstania narodowego w 1863 roku. Choć w More Maiorum w każdym numerze publikujemy powstańcze historie

To tylko niektóre z wielu tematów, jakie znajdziecie w pierwszym w 2019 roku numerze miesięcznika More Maiorum.

W aktualnym wydaniu miesięcznika swój pierwszy artykuł z serii Z szuflady genealoga opublikowała dr Małgorzata Stępień – dziennikarka, naukowiec, rodzinna historyk. Zapraszamy do opowieści o artylerzyście Janie Fiedorowiczu i źródłach do jego genealogii.

Zapraszam do lektury!

Alan Jakman ul. Wita Stwosza 27/15 43-300 Bielsko-Biała

redaktor naczelny

Alan Jakman

korekta

Dorota Cieślar, Jolanta Dec (SFERA), Izabela Ziółkowska-Balewska

skład i łamanie tekstu Alan Jakman

okładka oraz oprawa graficzna Alan Jakman, zdjęcia: regały archiwalne (fot. Marek Krzykała), Lucjan Morykoni (fot. archiwum rodzinne), powstańscy wielkopolscy (fot. archiwum rodzinne Joanny Dzierli)

issn

2450-291X e-mail: redakcja@moremaiorum.pl www.moremaiorum.pl

Wojna polsko-czechosłowacka Czescy legioniści podczas walk o Cieszyn fot. wikimedia commons

Autorzy tekstów: Alan Jakman, dr Małgorzata Stępień, Aleksandra Szafrańska-Dolewska, Piotr Ryttel, Marcin Niewalda, Łukasz Cichy, Michał Gajzler, Grażyna Stelmaszewska, Ewa Granieczny, Madlen. Wszystkie prawa zastrzeżone (włącznie z tłumaczeniem na języki obce). Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie, rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.


t

emat NUMERU

Czy polski powstaniec

32

styczniowy

fot. archiwum własne

był potomkiem

rodziny

św. Franciszka?

fot. archiwum rodzinne joanny dzierli

fot. anna seweryn

Wywiad z Iwoną Fischer

fot. archiwum rodzinne joanny dzierli

Historia artylerzysty Fiedorowicza

Jak szukać powstańców

wielkopolskich?

6 18 38


6 „Bez udostępniania zasobu archiwalnego praca archiwisty traci sens. Staramy się zainteresować nim szeroką publiczność” - wywiad z Iwoną Fischer

14 Genealogiczny kącik satyryczny

18 Pułkownik Jan Fiedorowicz (1791-1857): historia artylerzysty

24 W gościnnych progach boskich Boskich…

28 Co w prezencie na „gwiazdkę”? Doniesienia dawnego Kurjera Warszawskiego

32 Czy polski powstaniec styczniowy był ostatnim potomkiem rodziny św. Franciszka?

38 Jak i gdzie odnaleźć informacje o powstańcach wielkopolskich?

44 Brawurowy blef w Łowiczu z 11 listopada 1918 roku

48 „Tylko na początku odkrywanie przodków szybko przynosi efekty, później jest żmudne i nierzadko przypomina śledztwo” wywiad z dr. hab. Grzegorzem Gołębiowskim

52 Podróże naszych przodków, czyli o dawnych traktach i drogach

56 Księgarnia genealoga

58 Historie z powstania 1863

60 Genealogiczny horoskop (styczeń–kwiecień)


> Alan Jakman

„Bez udostępniania za praca archiwisty trac zainteresować nim sze - Iwona Fischer Przez cały 2018 rok czytelnicy More Maiorum mogli zapoznawać się z artykułami Iwony Fischer z Archiwum Narodowego w Krakowie. Seria tekstów poświęcona dokumentom wytworzonym po 1945 roku wniosła wiele nowego do wiedzy o źródłach genealogicznych. – Zadaniem archiwistów jest informowanie o tym, jakie akta posiadamy, aby zainteresować nimi szeroką publiczność – tłumaczy w wywiadzie dla naszego miesięcznika Iwona Fischer. Publikowany w 2018 roku cykl o dokumentach powojennych jako źródłach do badań genealogicznych w miesięczniku More Maiorum zaprezentował dotychczas mało wykorzystywane przez genealogów archiwalia. Jaki był jego główny cel? Główny cel cyklu zbieżny jest z celami statutowymi archiwów państwowych – to udostępnianie materiałów archiwalnych. Archiwiści kształtują narodowy zasób archiwalny, gromadzą go, przechowują, ewidencjonują, opracowują, konserwują – a to wszystko po to, aby

6

udostępniać społeczeństwu zgromadzone archiwalia. Bez udostępniania zasobu archiwalnego, praca archiwisty traci sens, a zamknięte na głucho w magazynach akta stają się bezużyteczną makulaturą. Naszym zadaniem jest też informowanie o tym, co posiadamy, aby zainteresować szeroką publiczność. I tak pokazujemy np. źródła dotyczące odzyskania niepodległości w 1918 roku, wskazując badaczom tego okresu kolejne dokumenty do ich badań.

pokazaliśmy ich ukryty potencjał w poszukiwaniach genealogicznych i tym samym zawołaliśmy: Genealodzy! Zapraszamy do archiwów państwowych! Jest jeszcze wiele rzeczy do odkrycia w historii waszych rodzin!

Podobnie zadziałaliśmy i tym razem – w cyklu o dokumentach powojennych

Pamiętać trzeba, że mamy do czynienia z aktami najnowszymi, dotyczącymi

Dokumenty te są w znacznej większości dostępne dla rodziny. Z jakimi jeszcze ograniczeniami w dostępie do nich możemy się spotkać?

More Maiorum


WYWIAD

asobu archiwalnego ci sens. Staramy się eroką publiczność”

styczeń | 1 (72)/2019

I jest jeszcze jedno ograniczenie, które wywołuje wiele komentarzy. To wydawanie kopii wierzytelnych. Pamiętać trzeba, że czym innym jest kopia zwykła (wykonana przez samego genealoga lub profesjonalnie przez archiwum), a czym innym jej uwierzytelnienie. Kopie uwierzytelnione są wydawane na podstawie Kodeksu postępowania administracyjnego i tylko tym osobom, które mają interes prawny. Genealogowi wydamy zwykłą kserokopię oznaczoną sygnaturą akt, nie naniesiemy tam jednak formuły uwierzytelniającej – bo takowa może zaistnieć tylko w momencie podjęcia jakiejś czynności prawnej i przynależy osobie występującej w aktach lub jej spadkobiercom. Ostatnio na jednej z konferencji usłyszałam skargę, że archiwiści państwowi wydali kopię zwykłą i nie chcą dać uwierzytelnionej – boją się, bo mamy RODO. To kolosalne niezrozumienie! Nie mylmy potrzeb genealogów z prerogatywami spadkobierców, mających określone w prawie uprawnienia. To nie strach nami kieruje tylko respektowanie polskiego prawa.

fot. anna seweryn

w dużej mierze osób żyjących, a te mają prawo do prywatności. Nie wszystko udostępnimy genealogowi. Na przykład w przypadku akt rozwodowych naszych dziadków, kiedy jeden ze współmałżonków żyje, musimy od niego uzyskać zgodę lub pełnomocnictwo przy takiej sprawie. Jeśli dziadkowie nie żyją, możemy prowadzić badania genealogiczne i tym samym zaspokoić swoją ciekawość w tym zakresie. Analogicznie chronić będziemy wszystkie wrażliwe informacje – m.in. adopcje, przysposobienia, dokumentację medyczną czy sprawy własnościowe. Pamiętajmy też, że niektóre informacje o naszych przodkach mogą być równocześnie danymi o nas samych. Świetnym przykładem jest tu dokumentacja medyczna dotycząca chorób psychicznych czy onkologicznych, jak wiemy w dużej mierze mających podłoże genetyczne. Pewnie niekoniecznie chcielibyśmy dzielić się taką informacją ze wszystkimi, słusznie przypuszczając, iż znajdą się tacy, którzy ten fakt mogą wykorzystać, aby nas zdyskredytować.

iwona fischer – historyk i archiwista z wieloletnim doświadczeniem i praktyką zawodową. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (kierunek historia) i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (studia podyplomowe z archiwistyki). Specjalizuje się w tematyce opracowania dokumentacji aktowej, fotograficznej oraz wartościowania dokumentacji. Pracownik Archiwum Narodowego w Krakowie na stanowisku kierownika Oddziału IV – akt najnowszych wytworzonych po 1945 roku oraz akt jednostek gospodarczych z XIX i XX wieku. ►

7


fot. archiwum narodowe w krakowie

A jak wygląda więc kwestia publikacji zdjęć takich dokumentów? Publikacja kopii dokumentów dotyczących osób żyjących musi opierać się na poszanowaniu ich prawa do prywatności. To nie z archiwami należy konsultować np. umieszczenie skanu w Internecie – a właśnie z osobami opisanymi w dokumentach. Genealog może wykonać kopię akt dotyczących jego bliskich (z wyjątkiem danych wrażliwych, jak wspominana adopcja czy informacje o stanie zdrowia), ich publikację musi jednak przemyśleć. Warto zapytać naszych bliskich, czy sobie tego życzą. Pewnie w większości przypadków dostaniemy zgodę i dodatkowy fachowy komentarz do pozyskanych informacji czy dokumentów. To zresztą znakomity pretekst do dalszych badań. Niekiedy jednak możemy usłyszeć „nie” i powinniśmy to uszanować. Uwaga ta dotyczy zarówno kopii dokumentów, jak i pozyskanej z nich informacji. Dla osoby,

[

także zobowiązane do ochrony informacji o osobach żyjących. Nie bez powodu w pracowniach naukowych wszyscy na równi dostają do wypełnienia Zgłoszenie użytkownika. Jedną z jego części jest oświadczenie o wykorzystaniu informacji zgodnie z zadeklarowanym celem udostępnienia, a także w poszanowaniu ochrony danych osobowych i informacji wrażliwych. Archiwiści poproszą także, zwłaszcza przy tematach szczególnie wrażliwych, o okazanie legitymacji dziennikarskiej lub, w przypadku naukowców, o pismo polecające od promotora pracy naukowej. Mamy, na szczęście rzadko, do czynienia z oszustwami np. osobami, które pod płaszczykiem badań naukowych chcą otrzymać dokumentację własnościową konkretnej kamienicy. Tu archiwiści są niezwykle wyczuleni, choćby z tego powodu, że po kolejnych nieprawnych przejęciach gruntów pytania o osoby, którym

[

Dziennikarze i naukowcy mają najszerszy dostęp do zasobu archiwalnego

która nie chce ujawniać faktów ze swojego życia znaczenie ma anonimowość, a nie forma przekazania informacji. Czy tego typu archiwalia, jeśli nie dotyczą rodziny, można uzyskać w trybie dziennikarskim lub naukowym? Oczywiście dziennikarze i naukowcy mają najszerszy dostęp do archiwaliów, ale pamiętajmy – obie te grupy są

8

udostępniliśmy tego typu akta, bardzo często zadaje nam prokurator. Po wskazaniu konkretnej osoby pada kolejne pytanie – jaka była podstawa prawna takiego udostępnienia. Tak więc nie trudno domyślić się, że każdy archiwista trzy razy dmucha na zimne. Dokumenty z pierwszych lat powojennych to dobre źródło informacji o losach przodków w trakcie II wojny światowej. W jakich

> Życiorys wojenny

zespołach powinniśmy takich danych przede wszystkim szukać? Zawsze w okresach powojennych wiele się zmienia – ludzie przemieszczają się

More Maiorum


WYWIAD

Najwięcej znajdziemy w aktach urzędów wojewódzkich oraz zarządów miejskich i gminnych, ale też wszelkich instytucji o charakterze pomocowym czy likwidujących skutki wojny. Pierwsze lata powojenne to także wiele procesów sądowych o uznanie zaginionej osoby za zmarłą, o czym pisała pani w jednym z artykułów. Czy akta z tych spraw znajdują się wyłącznie w archiwach państwowych? Akta o uznanie za zmarłych podczas okupacji osób powinny znajdować się w archiwach państwowych. Również wszelkie akta sądowe, które uznajemy za materiały archiwalne, powinny trafić do tych archiwów. Czasem, choć już niezwykle rzadko, są jeszcze w sądach, niekiedy trafiły do Instytutu Pamięci Narodowej. To bardzo ciekawe archiwalia nie tylko dla genealogów, ale także dla historyków. I tu drobny przykład: w czasie wojny w zbrodni katyńskiej straciliśmy ponad 21 tys. osób. Po wojnie rodziny musiały uznać ich za zmarłe. Jakże interesująca jest korespondencja tych osób i próba napisania o tamtych wydarzeniach w okresie, w którym „oficjalna prawda” mijała się z rzeczywistością. Jako dowody w sprawie załączano np. listy lub pocztówki ze Starobielska, które szybko znikały z sądowych akt za sprawą UB czy SB. To niezwykle ciekawa sytuacja dotycząca jakże bolesnego aspektu naszej najnowszej historii. zmuszeni m.in. znaczną utratą terytorium państwa, poszukiwaniem swoich bliskich, zawodu lub pracy, oczekują od państwa pomocy. Toteż niemal wszystkie urzędy państwowe, miejskie i gminne starają się sprostać tym oczekiwaniom, a tym samym tworzą dokumenty dotyczące konkretnych osób. Najprościej byłoby powiedzieć, że szukać można w każdym zespole archiwalnym.

styczeń | 1 (72)/2019

Wiele zespołów powojennych nosi nazwę „Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej w Brzegach”. Co zazwyczaj możemy odnaleźć w tym zespole? Najprostsza odpowiedź brzmi – to, co dziś znajdziemy w aktach urzędu gminy. Prezydia Gromadzkich Rad Narodowych z perspektywy genealoga

możemy traktować analogicznie, historycznie jest sporo różnic. Ale to właśnie w Gromadzkiej Radzie Narodowej płaciliśmy podatki, meldowaliśmy się, staraliśmy się o dowody osobiste, prawa jazdy, zgłaszaliśmy działalność go s p o d a rc z ą , roz g r a n ic z a l i ś my nieruchomości itp. Zakres tych urzędowych spraw różni się w czasie. Na przykład dowody osobiste w pewnym czasie wydawała MO. Z uwagi na fakt, iż GNR-y działały na terenie wiejskim, czasem załatwiały także inne sprawy np. notarialne, z uwagi na fakt niedostępności do tego typu usług na danym terenie. I tak przykładowo testamenty można było spisać w GRN, niekoniecznie poszukując notariusza w oddalonym czasem o wiele dziesiątek kilometrów mieście. Archiwalia te gromadzą nie tylko wiedzę o tych, którzy popierali ówczesną władzę, ale także tych, którzy byli jej przeciwnikami. O najbardziej aktywnych zapewne znajdziemy najwięcej dokumentów? Zdecydowanie tak. Im bardziej aktywny w każdym okresie historycznym i na każdym polu był nasz przodek, tym więcej o nim znajdziemy. Jeśli, jak to mówimy potocznie, wszędzie go było pełno – analogicznie będzie w dokumentach. Mniejsze znaczenie ma polityczna strona barykady, po której działał. Jednak więcej informacji zachowało się o osobach sprzyjających władzy – są ich wypowiedzi, przynależność do partii czy innych organizacji, pochwały, nagrody i odznaczenia, zapraszanie do równego rodzaju gremiów do wyborów na radnych i posłów włącznie. Po drugiej stronie politycznej barykady będą z kolei liczne wzmianki pozyskiwane przez organy bezpieczeństwa państwa. A co z osobami neutralnymi w stosunku do władzy? Gdzie o nich szukać informacji?

9


lub przechowujących archiwalia. Wymienić trzeba przede wszystkim Instytut Pamięci Narodowej, archiwa służb mundurowych, do których nie mają dostępu „cywilni” archiwiści, inne archiwa wyodrębnione, archiwa zakładowe, uczelni wyższych oraz muzea i biblioteki. Pamiętać trzeba także o archiwach społecznych – odnośnie do tematu akt powojennych prym wiedzie tu oczywiście Ośrodek KARTA. Możliwości jest wiele i rodzą się następne inicjatywy. Historia najnowsza cieszy się dużym zainteresowaniem wśród historyków. Z powodu braku papieru czasami można odnaleźć druki urzędowe tworzone np. na zadrukowanych jednostronnie arkuszach III Rzeszy. Z jakimi ciekawymi i niestandardowymi dokumentami spotkała się Pani w trakcie kwerend?

W tych samych aktach, tyle że będzie ich stosunkowo mniej. Ale i tak każdy człowiek musi zostać zarejestrowany przy urodzinach, melduje się, uczy, pracuje, uzyskuje poszczególne dokumenty – a te czynności zawsze są uwiecznione w urzędowych aktach. W dokumentach nikt nie jest więc anonimowy. Czy w archiwach państwowych zachowała się np. powojenna prasa? W większości archiwów mamy powojenną prasę, szczególnie tę wydawaną lokalnie. Choć tutaj przede wszystkim odsyłałabym zainteresowanych do bibliotek, zwłaszcza do bibliotek cyfrowych. Prasa była i jest drukowana na najgorszym gatunku papieru, zwłaszcza dzienniki aktualne przecież zaledwie jeden dzień. Toteż materiały te są w coraz gorszym stanie technicznym. Biblioteki w pierwszej kolejności zajęły się digitalizacją czasopism i tak możemy

10

poczytać wirtualnie choćby przedwojenny Czas Krakowski czy Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Zbiory powojenne też zaczynają być już dostępne. Tylko w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej można czytać ogólnopolskie gazety Tygodnik Powszechny z lat 1945–1953, Życie Literackie z lat 1945–1990 czy krakowski Dziennik Polski z lat 1945–1990. W realizacji jest cyfryzacja dwóch kolejnych wielkich tytułów: Gazety Krakowskiej i Echa Krakowa. To oczywiście przykład krakowski, ale w innych częściach Polski jest podobnie. Tak więc w tym przypadku zaprosić trzeba raczej przed ekran osobistego komputera, sporadycznie do biblioteki – nie zaś do konkretnego archiwum. Gdzie jeszcze, oprócz archiwów państwowych, można szukać akt powojennych? We wszystkich innych instytucjach prowadzących działalność archiwalną

To bardzo ciekawa kwestia. Pamiętać trzeba, że zwłaszcza okres tuż po działaniach wojennych, to czas dla ludzi najtrudniejszy, w którym zmagają się z wszystkimi najbardziej dotkliwymi utrudnieniami życia. To czas głodu, braku mieszkania, poszukiwania bliskich. Także dla administracji to czas tworzenia wszystkiego od nowa – biur, personelu, organizacji, prawa. W tym szczególnym czasie pisano na tym, co było pod ręką. A w 1945 roku pozostała po administracji niemieckiej sterta bezwartościowej korespondencji lub czystych formularzy. Oczywiście to, co było ciekawe z historycznego punktu widzenia, a właściwie rzec by należało, mogło być dowodem na okupacyjną działalność niemiecką, zostało albo zabrane, albo zniszczone. Większość akt administracji państwowej i samorządowej tuż po 1945 roku w dużej mierze prowadzona była na tej poniemieckiej makulaturze. I tak, aby wymienić kilka przykładów: kartoteki Miejskiego Komitetu Opieki

More Maiorum


WYWIAD

Taka rzeczywistość rodzi dzisiaj pytania przy digitalizacji zbiorów – czy skanować wszystko (w tym i ciekawe odwrocia dokumentów, zakładki, przekładki z prasy powojennej, obwoluty z plakatów), czy tylko zasadnicze wytworzone świadomie przez urząd dokumenty. Z jednej strony musielibyśmy np. przy kartotekach wykonać dwa razy więcej skanów (identycznych zresztą pustych formularzy), z drugiej zdecydowanie zubażamy przekaz, pomijając tego typu rzeczy, ale też nie zaciemniamy obrazu epoki rzeczami z zupełnie innej rzeczywistości. I tak źle i tak niedobrze. Zawsze coś tracimy. Jak ocenia Pani, jako kierownik IV oddziału krakowskiego archiwum narodowego, w którym gromadzone są właśnie dokumenty wytworzone po 1945 roku, zainteresowanie genealogów tymi aktami?

styczeń | 1 (72)/2019

Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że genealodzy bardzo rzadko trafiają do oddziałów akt najnowszych, także do tego, którym przyszło mi od kilkunastu lat kierować. Tu jest pewna rozbieżność. Z jednej strony oddziały akt najnowszych wykonują najwięcej kwerend i odpowiedzi na wszelkiego rodzaju zapytania, a przyjmują najmniej korzystających w pracowniach naukowych. Ma to odzwierciedlenie

najnowszych znajdują się w archiwach państwowych. Zdarzają się historycy rodzinni z bardzo szeroką wiedzą historyczną, większość jednak nie ma świadomości, że tego typu akta też mogą służyć do badań genealogicznych. Bo wiedza o aktach najnowszych zdecydowanie jest – nie zawsze jednak genealodzy potrafią dostrzec, że i tu można wiele znaleźć o własnych przodkach.

w prowadzonych przez archiwistów statystykach. W przypadku Archiwum Narodowego w Krakowie widać to szczególnie dobitnie z uwagi na chronologiczny podział naszego zasobu na oddziały prowadzące własne czytelnie akt. Choć ten rok był szczególny, bo pobiliśmy rekord zarówno w liczbie kwerend, jak i użytkowników. Z jednej strony to niezwykle cieszy, z drugiej kryje się bardzo ciężka praca zaledwie garstki pracowników.

Kto najczęściej korzysta z akt po 1945? Genealodzy, historycy, a może kancelarie prawne?

fot. archiwum narodowe w krakowie (2)

Społecznej w Krakowie prowadzone były w zdecydowanej większości na pustych niemieckich formularzach podatkowych. Muszę powiedzieć, przejmuje to grozą – z jednej strony informacje o wywiezieniu do Oświęcimia, adnotacje o braku mieszkania i wydanym płaszczu, bochenku chleba, lekach, a z drugiej rozliczenie podatku. W późniejszym czasie używano także niemieckich lub nawet powojennych plakatów i afiszy obwieszczeniowych, rosyjskich map wojskowych, fragmentów niezadrukowanych kalendarzy czy innych wydawnictw – dzielono je na strony formatu A4 i zapisywano. Czasem nawet udaje się złożyć taki afisz czy plakat, niezachowany w całości w zbiorach archiwalnych. Na marginesie powiedzieć trzeba, że i w czasie okupacji zdarzały się takie przypadki – np. Archiwum Narodowe w Krakowie część własnej registratury posiada na formularzach ukraińskich, bo takie akta wtedy były porządkowane, a wydzielona z nich niepotrzebna makulatura dostawała drugie życie.

Czy genealodzy są świadomi, że archiwa państwowe gromadzą nie tylko XIX-wieczne metryki? Zdecydowanie tak – genealodzy, tak jak i inni badacze, dobrze wiedzą, że źródła historyczne do czasów

Jak już wcześniej powiedziałam, genealodzy są najmniej liczną grupą badaczy korzystających z akt najnowszych. Zdecydowanie większe zainteresowanie wykazują historycy, zwłaszcza z uwagi na modne dziś badania dotyczące czasów PRL. Tu ilość użytkowników ciągle rośnie. Stałymi bywalcami są też pracownicy IPN – uzupełniający kwerendę historyczną przede wszystkim w aktach PZPR. Jednak największa grupa korzystających z tych archiwaliów – zarówno w formie wykonywanych przez archiwistów kwerend, jak i udostępnień w pracowniach naukowych, to urzędnicy, kancelarie

11


prawne i osoby prywatne, starające się o wszelkiego rodzaju odszkodowania. Po 1989 roku, po zmianie systemu politycznego, do archiwów trafiają kolejno osoby szukające dowodów na działalność antykomunistyczną, prześladowania z powodów politycznych, pracę w III Rzeszy, utratę majątku w okresie okupacji. Niektóre grupy społeczne musiały dłużej walczyć o odszkodowania np. repatrianci – dopiero ustawa z 2005 roku otworzyła możliwość ich uzyskania. Do tego dochodzą sprawy odszkodowań za wywłaszczone nieruchomości, upaństwowione zakłady pracy, regulacje stanu prawnego kamienic czy kwestie bezprawnego stawiania słupów elektrycznych, czy prowadzenia przez prywatny teren rur wodnych, gazowych czy innych mediów. Z reguły kwerendy takie wykonujemy podwójnie: raz dla prywatnej osoby lub reprezentującej ją kancelarii prawnej, drugi raz dla urzędów, w których gestii jest załatwianie tego typu spraw. Czasem zdarza się jeszcze i trzeci raz – gdy wyniki poszukiwań trafiają do

12

sądów, jeśli sprawa zakończyła swój bieg administracyjny, a rozpoczęła sądowy. Co powinien wiedzieć genealog, który chce skorzystać z akt powojennych? Przede wszystkim powinien być przygotowany do badań. Akt najnowszych mamy ogromną ilość – PRL to czas przerostu biurokracji i wytwarzania ogromnej ilości dokumentacji. Przystępując do poszukiwań, musimy zgromadzić dotychczas pozyskaną wiedzę o naszych bliskich. Na przykład, jeśli szukamy, czy zachowała się koperta dowodu osobistego naszego przodka, musimy wiedzieć, gdzie był zameldowany. Te informacje możemy pozyskać od innych członków rodziny. Te dane są kluczowe – określą bowiem do jakiego zespołu archiwalnego będziemy sięgać. Nie ma tu możliwości przeszukiwania zespołów wszystkich podobnych urzędów – jest ich kilkadziesiąt tysięcy. Musimy zacząć od znanych faktów i spróbować odnaleźć dokumenty na ich poświadczenie. Ale

mieć też nadzieję, że te otworzą jakieś nowe drogi poszukiwań i tym samym dowiemy się czegoś więcej niż to, co znamy z rodzinnej tradycji. Zapewne po 1989 roku niektóre z mniej wygodnych akt/zespołów zostały wybrakowane. Czy takie sytuacje miały miejsce w archiwach państwowych? Jeśli tak, to czego najczęściej dotyczyły niszczone dokumenty i jaka była skala tego procederu?

More Maiorum


WYWIAD

fot. archiwum narodowe w krakowie (3)

ekonomiczny. Wówczas chodziło o dokumenty, zwłaszcza akta osobowe, likwidowanych przedsiębiorstw państwowych – szybciej i taniej było je zniszczyć, niż łożyć na ich porządkowanie i przechowywanie. Stąd wiele osób ma dziś problem z uzyskaniem zaświadczenia o pracy i płacy, a co za tym idzie wyliczenia takiej wysokości emerytury, na którą faktycznie przez lata zapracowali.

Brakowanie mniej wygodnych akt to domena czasów sprzed 1989 roku, zakończona spektakularnie paleniem akt partyjnych w 1990 roku, tuż przed likwidacją PZPR. Skala była różna w różnych regionach Polski. Z przykrością trzeba powiedzieć – sukces był po stronie niszczących akta. Po 1989 roku też mieliśmy wiele przypadków niszczenia dokumentów – tu jednak powód był przede wszystkim

styczeń | 1 (72)/2019

Ale powiedzieć też trzeba jasno, iż nie zachowujemy wszystkich akt wytworzonych przez instytucje publiczne. Nie ma takiej możliwości. Do niedawna pozostawialiśmy ich ok. 10-15 proc. i to z wytypowanych wcześniej instytucji. Obecnie ilość ta wzrosła nawet dwukrotnie, nierzadko pod presją badaczy czy genealogów. Jako archiwiści decydujemy o tym, jakie akta pozostaną jako źródła do historii naszego państwa, naszego regionu i nas samych. Staramy się, aby historycy mogli na podstawie tego wyboru pisać podręczniki i opracowania historyczne na wszystkie tematy od historii politycz-

nej i gospodarczej po życie codzienne, miłośnicy historii i regionaliści mogli pozyskać ciekawe fakty o swoim regionie, osoby prywatne dowiedziały się cokolwiek o swoich bliskich. Wartościując akta i decydując, które z nich pozostawimy dla przyszłości, myślimy także o genealogach. Z jednej strony wiemy, że ich w stu procentach nie zadowolimy – bo np. do wieczystego przechowywania typujemy akta osobowe tylko wybranych osób, ale mając możliwość pozostawienia akt zbiorczych np. wykazów uczniów czy absolwentów w szkołach, kwalifikujemy takowe w większości do materiałów archiwalnych. Na koniec dodać trzeba, iż wartościowanie akt w dobie wytwarzania coraz większej ilości dokumentów, staje się coraz trudniejsze. To obecnie spędza sen z powiek archiwistów. Mamy świadomość, że nasz wybór i nasze decyzje zdeterminują zarówno późniejsze badania historyczne, jak i możliwość podejmowania satysfakcjonujących genealogów badań dotyczących własnych rodzin. M

13


genealogiczny kacik

sataryczny

zapoznaj sie z oferta

jedynego w polsce sklepu dla genealogow:

<<genogaleria>>



losy przodkรณw Tล O HISTORYCZNE polityka GOSPODARKA czyli historie

Z SZUFLADY

GENEALOGA

16

More Maiorum


styczeń | 1 (72)/2019

fot. marek krzykała

GENEALOGIA ZNANYCH

17


> dr Małgorzata Stępień

Pułkownik Jan Fiedoro historia artylerzysty Katakumby na Cmentarzu Powązkowskim kryją tablicę z mocno już zatartym, krótkim epitafium: Jan Fedorowicz pułkownik Artyleryi b. Wojsk Polskich, żył lat 75, umarł dnia 14 sierpnia 1857 r. Odznaczony za bohaterstwo orderami Virtuti Militari, doświadczył zarówno euforii zwycięstw, jak i goryczy klęski. A także upokorzenia ponownego ślubowania wierności rosyjskiemu zaborcy po zdławieniu powstania listopadowego…

Na chrzcie, który odbył się 15 czerwca 1842 roku, chłopiec otrzymał aż cztery imiona: Feliks Dezyderiusz Gracjan Kazimierz. Imię Dezyderiusz

18

(łac. upragniony) nadawano szczególnie wyczekiwanym dzieciom: był on jedynym synem Jana. Feliks z kolei oznacza szczęśliwy, zaś Kazimierz to imię po dziadku chłopca. Rodzicami chrzestnymi zostały dwie pary: wspomniany Józef Lex z Katarzyną Skrobecką oraz pułkownik byłych Wojsk Polskich Teodor Jaworski z panną Zofią Holsztyńską.

fot. flickr.com

C

órka mojego praprastryja Ksawerego Siejanowskiego – poczthaltera z Góry Kalwarii, Marianna Józefa (1858-1920) wyszła za starszego o 17 lat Feliksa Fiedorowicza. Jej wybranek urodził się 23 maja 1841 roku w Warszawie w domu przy ul. Senatorskiej 467[1]. Ojciec, Wielmożny Jan Dałło Fiedorowicz – pułkownik byłych Wojsk Polskich – miał wówczas 50 lat, a matka Salomea z Balinowskich – 40. Świadkami zostali Wielmożny Józef Lex, naczelnik Wydziału Technicznego w Heroldii Królestwa Polskiego i Tomasz Skrobecki, emeryt wojskowy w stopniu kapitana.

różnych domów tego nazwiska, uważa się za potomków księcia Iwana Fedorowicza Kozielskiego, który podług nich miał mieć syna Fedora, ich protoplastę. Stąd też prawie wszyscy biorą za herb Ogińca z mitrą i z tym się też herbem legitymowali ze szlachectwa. Obecnie spotykamy Fedorowiczów w różnych ziemiach, wchodzących w skład b. Rzeczypospolitej […]. Na Litwie, w początkach XVI-go wieku, spotykamy szlachtę i bojarów, którzy z ojca Fedora pochodząc, Fedorowiczami są nazywani, lecz wiedzieć niepodobna, którzy z ich

Cofnijmy się jednak o pół wieku. Jan – bohater tej opowieści, noszący rodowy przydomek „Dałło”, przyszedł na świat około 1791 roku we wsi Połowecko w Guberni Wołyńskiej. Jego rodzicami byli Kazimierz Fiedorowicz (ur. ok. 1750) i Scholastyka z Michałowskich (ur. ok. 1760). Fiedorowiczowie pochodzili ze starej szlachty kresowej. – Prawdopodobnie nie jeden, ale kilka

More Maiorum


Z SZUFLADY GENEALOGA

owicz (1791-1857): potomków przy nazwisku Fedorowiczów pozostali – zaznaczał w Herbarzu Polskim A. Boniecki[2].

W huku dział artylerii Salomea była jednak drugą żoną Jana. Po raz pierwszy bowiem ożenił się on jako 41-latek 29 listopada 1828 roku[3] z Wielmożną Eleonorą Krystyną Franciszką trzech imion Koch, panną, urodzoną w Warszawie, córką niegdy Jana obywatela i Ludwiki z Lokaieńskich Koch,

małżonków w Warszawie zmarłych, lat czterdzieści cztery mającą, z własnego funduszu utrzymującą się. Być może poznali się w kamienicy przy ulicy Chłodnej 902, gdzie obydwoje zamieszkiwali przed ślubem? Ponadto ojciec panny młodej – Jan Ludwik Koch – był nie tylko znanym warszawskim księgarzem, ale i zasłużonym oficerem wojen napoleońskich, więc zapewne znał przyszłego zięcia z wojska. Świadkami zaślubin został towarzysz broni pana młodego, Wielmożny Teodor

Jaworski – podpułkownik artylerii Wojska Polskiego, mieszkający przy ul. Długiej 560 – rządowej kamienicy przy Arsenale oraz Wielmożny Jacenty Szymański – obywatel zamieszkały przy ul. Krakowskie Przedmieście 414 (Hotel Gerlacha). Za udział w kampaniach napoleońskich Jan otrzymał Krzyż Złoty – odznakę IV klasy najwyższego polskiego orderu wojennego – Virtuti Militari.

styczeń | 1 (72)/2019

19


fot. szukajwarchiwach.pl

dębowym wieńcem. Odznaczono nią wówczas 1045 osób: za 20 lat służby m.in. generałów Jana Dwernickiego, Jana Skrzyneckiego, Ignacego Ledóchowskiego, Piotra Szembeka oraz Antoniego Potockiego, za 25 lat m.in. gen. Józefa Chłopickiego, a za 15 lat m.in. mjr. Michała Józefa Zamojskiego czy Wielkiego Księcia Konstantego. Co ciekawe, każdy z nich musiał opłacić 10 złotych polskich „kosztów kancelarii” za dołączony do niej patent. Odznaka przyspieszała emeryturę wojskową, o ile miało się także Order św. Stanisława I-III klasy. Ponadto rodzinie jej posiadacza przysługiwało prawo do zasiłku – w przypadku Jana sześciomiesięcznego[6].

> Akt urodzenia Feliksa Fiederowicza, rok 1842, Warszawa

odgrywała rolę ministerstwa obrony, stojąc na czele wojska. Kilkanaście miesięcy później, 31 sierpnia 1822 roku, awansował tam na podpułkownika.

W okresie Księstwa Warszawskiego nadano zaledwie 23 takie ordery za szczególne bohaterstwo na polu bitwy, zaś w uhonorowaniu zasług odznaczony w przypadku zwolnienia ze służby wojskowej miał prawo do dożywotniej pensji[4].

W tym czasie artyleria armii Królestwa Kongresowego składała się z 13 baterii (kompanii), blisko 3 230 żołnierzy i oficerów oraz 96 dział polowych i garnizonowych. Dzieliła się na polową, pieszą, konną, wałową i rakietników. Istniały dwie brygady artylerii pieszej po trzy baterie: jedna ciężka i dwie lekkie. Każda miała po dwanaście dział, czyli 6 armat i 6 haubic. W skład artylerii wchodziła również brygada artylerii konnej z dwoma bateriami po osiem dział[5].

W armii Królestwa Polskiego Jan był kapitanem 1 klasy artylerii. Trzeba wiedzieć, że artyleria była wówczas zaliczania do „uczonych broni” obok kwatermistrzostwa, inżynierii i saperów. Jej oficerowie kształcili się w prestiżowej Szkole Aplikacyjnej. Korpus tych wojsk nosił zielone mundury z czarnymi dodatkami” Widać Jan musiał się wyróżniać, bo 19 czerwca 1821 roku został skierowany do Dyrekcji Artylerii w I Dyrekcji Materiałów Komisji Rządowej Wojny (KRW). Zgodnie z konstytucją Królestwa Polskiego KRW

20

Gdy z okazji koronacji nowego cara Mikołaja I na króla Polski (1829) w wojsku posypały się awanse, 24 maja 1830 roku Jan otrzymał Znak Honorowy na wynagrodzenie ciągłej i nieskazitelnej służby – w jego przypadku 20-letniej. Była to prostokątna, ażurowa brosza z 14-karatowego złota, z zapisaną rzymskimi cyframi liczbą lat służby, okoloną

Jednak awanse i ordery nie mogły przysłonić gwałcenia przez carat postanowień konstytucji z 1815 roku. W 1819 roku wprowadzono cenzurę prewencyjną i zniesiono wolność prasy, a dwa lata później wolność zgromadzeń. W 1824 roku skazano Waleriana Łukasińskiego – przywódcę Wolnomularstwa Narodowego, zaczęto też prześladować filomatów i filaretów. Po roku zniesiono jawność obrad Sejmu. W wyniku represji polskich organizacji niepodległościowych aresztowano w 1827 roku członków Towarzystwa Patriotycznego. Sąd sejmowy, oczyszczając ich z zarzutu zdrady stanu i wydając łagodne wyroki, wskazywał, że działali oni w ramach konstytucji. Jednak międzynarodowa agitacja polskich patriotów, dowodząca łamania przez Rosję postanowień Kongresu Wiedeńskiego, spotkała się z obojętnością Europy. Trzeba było wziąć sprawę we własne ręce.

Zbrojna odpowiedź Gdy wybuchło powstanie listopadowe, Jan natychmiast się do niego przyłączył. Już kilka miesięcy później, w dowód zasług bojowych, Dyrekcja Artylerii awansowała go 14 lipca

More Maiorum


Z SZUFLADY GENEALOGA

1831 roku na pułkownika. Jan uczestniczył także w bitwach o Warszawę, zwłaszcza w okresie najcięższych walk z armią rosyjską 6 i 7 września. Stolicy broniło wtedy blisko 40 tysięcy ludzi, w tym 3 tysiące jazdy. Artyleria dysponowała blisko 200 działami, w połowie polowymi. Utworzono dwa korpusy, dowodzone przez generałów dywizji Henryka Dembińskiego i Jana Nepomucena Umińskiego. Jednak przewaga Rosjan była znaczna: mieli 54 tysiące piechoty, 17 tysięcy kawalerzystów i aż 360 dział. Należy ich zdusić, powolność nasza jest męcząca. Dla nas bunt Polski to sprawa domowa, prastara, dziedziczna rozterka[7] – zagrzewał ich do

Wysocki – inicjator powstania, a wraz z nim blisko 30 oficerów i 1 200 szeregowych. W tym czasie Jan Fiedorowicz dowodził pobliskim odcinkiem obrony w rejonie cmentarza Powązkowskiego.

szybkiego zdławienia powstania poeta Aleksander Puszkin.

Modlin. Tam 15 września 1831 roku Jan otrzymał Krzyż Kawalerski orderu Virtuti Militari nr 2530. Takim odznaczeniem III klasy uhonorowano podczas całego powstania listopadowego 105 osób.

Potem przesunął się na rogatki Jerozolimskie. Gdy padł pobliski Rakowiec, gen. Jan Krukowiecki – prezes Rządu Narodowego, bez zgody Sejmu rozpoczął pertraktacje kapitulacyjne. Chciał ocalić armię, więc gdy posłowie nie zaakceptowali aktu poddania przez niego Warszawy gen. Fiodorowi Bergowi, przeprawił za Wisłę 32 tysiące żołnierzy – w tym i Jana – którzy wraz z 91 działami dotarli 8 września do twierdzy

dowodzone przez Berga. Wobec klęski powstania obrona Modlina stała się bezcelowa: twierdza skapitulowała 9 października. Losy rebeliantów oraz ich kariery wojskowe potoczyły się różnie: jedni zostali internowani w Prusach czy Austrii, drudzy udali się na Wielką Emigrację, a pozostali starali się na miejscu ratować resztki polskości. Jan także wrócił do Warszawy, stawił się przed Komisją Rządową Wojny – i 13 października ponowił przysięgę na wierność carowi. Kilka tygodni później Rosjanie powołali Rząd Tymczasowy Królestwa Polskiego pod prezesurą Fiodora fot. wikimedia commons

Główne natarcie Rosjanie skierowali na Wolę, obsadzoną przez zaledwie 1 300 żołnierzy i 12 armat. Kilkugodzinna obrona prowadzona przez gen. Józefa L. Sowińskiego, którego właśnie wyznaczono dyrektorem Wydziału Artylerii KRW, nie miała szans powodzenia wobec przewagi wroga. Ten bowiem uderzył siłą 87 batalionów i 114 szwadronów, wspieranych ogniem 100 dział. Podczas walk poległ gen. Sowiński, do niewoli dostał się mjr Piotr

styczeń | 1 (72)/2019

Potem powstańcze oddziały wymaszerowały z Modlina do Zamościa i Płocka, zaś w twierdzy pozostała jedynie niewielka załoga pod dowództwem gen. Ignacego H. Ledóchowskiego. W jej obsadzie jako artylerzysta znalazł się i Jan. W dniu 25 września została ona okrążona przez wojska rosyjskie,

Engela: jego zadaniem była pacyfikacja i militaryzacja Królestwa. Dowodzący armią generał-gubernator Iwan Paskiewicz 22 listopada wydał z rozkazu cara Mikołaja I ukaz unieważniający „na zawsze” uchwały i rozporządzenia powstańczego „Rządu Rewolucyjnego”. W styczniu 1832 roku Jana ponownie zatrudniono w Dyrekcji Artylerii. Zapewne jednak nie spodziewał się takich represji, jakie w kolejnych miesiącach wprowadził zaborca: konstytucję zastąpił Statutem Organicznym, armię polską wcielił do rosyjskiej, zniósł pol-

21


fot. e-buw

ski Sejm i samorządy, a namiestnikiem Królestwa Polskiego mianował Paskiewicza. Gdy we wrześniu Komisja Przeznaczenia i Wsparcia Oficerów i Urzędników Wojskowych byłych Wojsk Polskich przyznała Janowi 3-letni zasiłek[8], zapewne z ulgą przeszedł na emeryturę. Bezdzietne małżeństwo Fiedorowiczów po dziewięciu latach zakończyła śmierć Eleonory. Zmarła w wieku 54 lat, 27 kwietnia 1837 roku, w ich kolejnym mieszkaniu, przy ul. Krakowskie Przedmieście 369 – pałacu Symeona Wernera[9]. Jej zgon poświadczył zaprzyjaźniony Jacenty Szymański, zamieszkały w sąsiedztwie, bo przy ul. Koziej 624.

[

Pod tym numerem (dziś 37) mieści się słynny Błękitny Pałac Zamoyskich. Praca Kazimierza polegała na zarządzaniu kilkudziesięcioosobowym personelem Stanisława Kostki Zamoyskiego (17751856) i jego żony Zofii (1778-1837). Salomea była tam „dworską” – być może garderobianą hrabiny. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny z Krakowa, gdzie urodziła się około 1801 roku. Jej ojciec Józef Balinowski był ekonomem, a matką Magdalena z Jastrzębskich. Z małżeństwa Salomei i Kazimierza, zawartego 31 grudnia 1819 roku[11] i trwającego 18 lat, urodziło się dwoje dzieci: 10 października 1826 roku Maksymilian Kazimierz Stanisław, którego do chrztu podawali Jaśnie Wielmożny

[

Druga żona dała Janowi upragnionego syna

Uśmiech losu… Jakimś dziwnym trafem dwa tygodnie wcześniej owdowiała mieszkająca nieopodal Salomea z Balinowskich. Wątpliwe, by znali się wcześniej z Janem, ale widać było im pisane wspólne życie i późny, tak wyczekiwany przez niego potomek… Jej zmarły mąż, Wielmożny Kazimierz Dudziński był margrabim pałacu hrabi Zamoyskich, rodem z Lipnik Gallicyji Austryjackiej, lat pięćdziesiąt óśm żyjący – jak napisano w akcie zgonu[10]. Odszedł 13 kwietnia w ich mieszkaniu przy ul. Senatorskiej 472.

22

Stanisław Hrabia Ordynat Zamojski, Prezes Senatu Królestwa Polskiego, kawaler różnych orderów i Jaśnie Wielmożna Zofia z Książąt Czartoryskich Ordynatowa Zamojska[12], oraz około 1827 roku Emilia Antonina Marianna. Chrześniak Zamojskich prawdopodobnie zmarł w 1830 roku[13]. Po śmierci męża Salomea długo nie pozostała wdową: jej ślub z byłym pułkownikiem byłych wojsk polskich Janem Fiedorowiczem musiał mieć miejsce około 1840 roku. Jan został ojczymem Emilii, która liczyła wówczas około 12 lat. Druga żona dała wreszcie Janowi upragnionego syna.

…i ponowna samotność Szczęście Jana nie trwało długo: Salomea zmarła 11 stycznia 1846 roku[14], gdy Feliks miał zaledwie 5 lat. Jej zgon poświadczyli zaprzyjaźnieni z Fiedorowiczami Skrobeccy: Tomasz – były kapitan Gwardyi i Konstanty – nauczyciel puławskiego Instytutu Aleksandryjskiego Wychowania Panien. Fiedorowiczowie mieszkali wówczas w pobliżu Senatorskiej, przy ul. Niecałej 614 „F”. W nekrologach, zamieszczonych w Kurjerze Warszawskim nr 11/1846 oraz 16/1846 czytamy: Salomea z Balinowskich FIEDOROWICZ (1v. Dudzińska), małżonka ppłk. artylerii b. Wojsk Polskich; zm. 11 I 1846 przeżywszy lat 45, eksp. 13 I 1846 z kapl. Bernardynów w Warszawie na cm. Powązkowski, nab. żał. 15 I 1846 w kośc. Bernardynów, zapr. pozostały mąż wraz z dziećmi[15]. Zrozpaczony Jan kazał wyryć na płycie nagrobnej takie epitafium: Ta, której martwe zwłoki dziś tylko łza święci, Była w uczucia żony i matki bogata, Znikła jak kwiat na zawsze dla ludzi, dla świata: Żyć wiecznie będzie w męża i dzieci pamięci.

More Maiorum


Z SZUFLADY GENEALOGA

poślubiła 15 listopada 1859 roku w kościele św. Krzyża Władysława Mikołaja Franciszka Malhomme. O rok starszy kawaler był dzierżawcą dóbr ziemskich we wsi Gruszce Zaporskiej Guberni Lubelskiej należących do Zamoyskich[19]. To małżeństwo trwało blisko 15 lat: nie wiadomo jednak, czy narodziło się z niego potomstwo. Po śmierci Emilii 49-letni Władysław ożenił się w 1876 roku z 45-letnią Augustę Hoeckner – córką znanego medaliera mennicy warszawskiej[20].

Źródła: [1] AU nr 257, 1842, Warszawa, [2] Fedorowicz (Fiedorowicz), link, [3] AM nr 160, 1828, Warszawa, [4] Order Virtuti Militari, link, [5] Wojsko Polskie Królestwa Kongresowego, link, [6] Znak Honorowy, link, [7] J. Kucharzewski, Od białego do czerwonego caratu, t. I, Warszawa 1998, [8] R. Bielecki, Słownik biograficzny oficerów powstania listopadowego, Warszawa 1996, [9] AZ nr 334, 1837, Warszawa,

> Nekrolog pułkownika Jana Fiedorowicza zamieszczony w 212 numerze Kurjera Warszawskiego z 1857 roku. Poniżej akt zgonu Fiedorowicza z warszawskiej parafii św. Krzyża

Po śmierci kolejnej małżonki Jan już się nie ożenił. Zmarł 11 lat później, 14 sierpnia 1857 roku[16] w swym mieszkaniu w Pałacu Grodzickiego przy ul. Krakowskie Przedmieście 411. Jego zgon poświadczyli Tomasz Skrobecki, emeryt i Adam Dziemborowski, oficjalista Teatru – zapewne Wielkiego, stojącego tuż obok.

[10] AZ nr 160, 1837, Warszawa, [11] AM nr 213, 1819, Warszawa, [12] AU nr 552, 1826, Warszawa, [13] AZ nr 205, 1830, Warszawa, [14] AZ nr 18, 1846, Warszawa, [15] Kurjer Warszawski, 12 stycznia 1846, nr 11, [16] AZ nr 1382, 1857, Warszawa, [17] Kurjer Warszawski, 4 (16) sierpnia 1857,

***

nr 212,

Autorka artykułu prosi o kontakt wszystkich,

[18] Jan Fiedorowicz, katakumby, rząd 143,

którzy mają informacje o bohaterze oraz

miejsce 6, inw. 8016,

innych osobach, wymienionych w artykule:

[19] AM nr 471, 1859, Warszawa,

mstepien11@op.pl.

[20] AM nr 216, 1876, Warszawa. fot. szukajwarchiwach.pl

Jan Fiedorowicz, Pułkownik b. Wojsk Polskich, Kawaler Krzyża Wojskowego Polskiego, przeżywszy lat 75, w dniu 14tym b. m. przeniósł się do wieczności – donosił nekrolog, jaki rodzina wraz z 16-letnim Feliksem zamieściła w Kurierze Warszawskim. Osierocony Syn i Familja, zapraszają dawnych Kolegów i Przyjaciół na exportację zwłok jutro, o godz. 5tej po południu, z Kościoła XX. Bernardynów, na smętarz Powązkowski odbyć się mającą; oraz na żałobne Nabożeństwo w tymże Kościele, pojutrze, to jest we Wtorek, o godzinie 11tej z rana[17]. Jan spoczął na Cmentarzu Powązkowskim obok obydwu żon: Eleonory i Salomei...[18].

Musiało minąć sześć dekad od pogrzebu Jana, by nastała upragniona wolność. W 1919 roku jego wnuk, syn Feliksa – Stanisław Dałło Fiedorowicz podarował testamentem grunty z majątku rodowego pod budowę szkoły w grójeckim Lipiu. Ale to już całkiem inna historia… M

Dwa lata później jego pasierbica – 31-letnia Emilia Dudzińska, mieszkająca nadal „przy rodzinie” ojczyma,

styczeń | 1 (72)/2019

23


> Aleksandra Szafrańska-Dolewska

W gościnnych progach W XIV wieku Czerniew, miejscowość, w której leży dwór Boskich, była własnością kościoła. Następnymi właścicielami byli choćby Czerniewscy czy Łączyńscy. Ale na początku XX wieku majątek trafił w ręce Boskich. A życie tej rodziny było niezwykle ciekawe.

J

adąc drogą wojewódzką nr 584, łączącą Łowicz z Sannikami, tuż przed ogólnie znaną Kiernozią – gniazdem rodowym słynnych Łączyńskich – w oczy rzuca się oddalony nieco od trasy monumentalny dwór położony wśród pól. To Czerniew – miejsce nieznane, ale z równie bogatą historią… W XIV wieku Czerniew wraz z pobliskimi wsiami był własnością kościoła. W 1303 roku biskup poznański Andrzej poświęcił kościół w osadzie Kiernozia, którą wydzielono z obszaru Czerniew, i nadał jej dziesięcinę ze swego łanu w tej wsi. Także dokument z 1359 roku mówi, że Kiernozia i Czerniew wchodziły w skład dóbr biskupa poznańskiego. Następnym właścicielem była rodzina Czerniewskich herbu Junosza. W 1424 roku posiadali go Andrzej, syn Mikołaja. Następnie, w 1460 roku, przypadł w udziale Piotrowi, synowi Adama, kasztelana gostyńskiego. W 1579 roku Czerniew i Kiernozię posiadali Wojciech i Paweł Czerniewscy. Paweł był cześnikiem, a następnie chorążym gostyńskim. Pozostawił po sobie syna

24

Stanisława. Ten z kolei miał dwóch synów – Wojciecha i Pawła. Kolejnymi właścicielami byli Kiernoscy herbu Junosza.

Gdzie Marysieńka nauki pobierała… Na przełomie XVIII i XIX wieku Czerniew, który wraz z pobliskim Sokołowem wchodził w skład majątku w Kiernozi, stał się własnością rodziny Łączyńskich herbu Nałęcz. Pierwszym właścicielem z tego rodu był Maciej Łączyński, starosta gostyński, poseł na sejmy. Był synem Antoniego, chorążego gostyńskiego, dziedzica Rybna w pow. sochaczewskim i Konstancji Stempkowskiej. Ożenił się z Ewą Zaborowską, z którą miał siedmioro dzieci – Benedykta Józefa (ur. w 1785 roku), Teodora Ignacego Michała (ur. w 1785 roku), Marię (ur. w 1786 roku), Honoratę (ur. w 1787 roku), Ignacego (ur. w 1790 roku), Hieronima (ur. w 1790 roku) i Antoninę Katarzynę (ur. w 1794 roku). Łączyńscy byli dobrymi gospodarzami – ich majątek nie był zadłużony,

przynosił duże dochody. Zamożność pozwoliła im bywać na warszawskich salonach i odbywać zagraniczne podróże. Życie Łączyńskich toczyło się w ich pałacu w Kiernozi, jednak posiadali oni także pałacyk w Czerniewie. To tutaj nauki pobierała najsłynniejsza z Łączyńskich, córka Macieja – Maria Walewska, polska miłość Napoleona Bonaparte. Jej guwernerem miał być Mikołaj Chopin, ojciec Fryderyka. Maciej Łączyński zmarł 5 kwietnia 1795 roku i został pochowany w Kiernozi. Czerniew do połowy XIX wieku był częścią dóbr majątku Kiernozia. W 1851 roku jego właścicielem był Józef Radwan. W tym samym roku przeżywszy lat 35, po długiej i ciężkiej chorobie (…) życie zakończył. Pochowany został na warszawskich Powązkach. Około 1880 roku Czerniew liczył 270 mieszkańców, a folwark wraz ze wsią i kolonią Lasocin, obejmował w sumie 877 mórg ziemi. W 1900 roku majątek należał do Natalii Lasockiej. Urodziła się ona 16 maja 1836 roku w Rejowcu jako Natalia Teodora Maria Nepomucena ks. Woroniecka herbu Korybut, córka Adama Klaudiusza i Leokadii Potockiej herbu Lubicz. 2 października 1855 roku wyszła za mąż za Stanisława Tadeusza Lasockiego herbu Dołęga, syna Józefa Gabriela i Józefy Czarnieckiej herbu Łodzia, dziedzica Brochowa i Kiernozi. Urodziło im się sześcioro dzieci – Maria Józefa Leokadia (ur. w 1859 roku), Adam (ur. w 1861 roku), Józefa

More Maiorum


DAWNE DWORY

h boskich Boskich… fot. aleksandra szafrańska-dolewska

(ur. w 1863 roku), Jan (ur. w 1866 roku), Aleksandra Maria (ur. w 1868 roku) i Władysław (ur. w 1870 roku). Natalia zmarła w 1904 roku, Stanisław cztery lata później.

W rękach Boskich Do 1921 roku właścicielem majątku w Czerniewie była Helena hr. Ostrowska, która sprzedała go Zdzisławowi Boskiemu herbu Jasieńczyk. Urodził się on w 1883 roku w Duninowie w rodzinie Czesława – dyrektora cukrowni w Leonowie w powiecie gostynińskim.

styczeń | 1 (72)/2019

W 1902 roku Zdzisław zaczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na kierunku rolnictwo. Zaraz po tym zaczął dzierżawić dobra ks. Ogińskiej w Pińczowskim, na czym znacznie się wzbogacił. W 1907 roku wziął ślub z Heleną Boską, z którą miał czworo dzieci – Jadwigę (ur. w 1908 roku, zm. w 1925 roku), Krystynę (ur. w 1909 roku, zm. w 1967 roku), Annę (ur. w 1912 roku, zm. w 1995 roku) i Juliusza (ur. w 1916 roku, zm. w 1988 roku). Kapitał, jaki zbił na dzierżawie majątków i wiano żony pozwoliły Boskiemu

> Dwór w Czerniewie – elewacja frontowa

na zakup Czerniewa – wówczas bardzo atrakcyjnego majątku o powierzchni 426 hektarów (70 hektarów stanowiły same lasy). Boski szybko okazał się bardzo dobrym gospodarzem, zyskał też poważanie wśród władz i sąsiadów. Zasiadał w radach gminnych i powiatowych. Był prezesem Związku Ziemian w powiecie łowickim. Kiedy 23 lutego 1929 roku powstało prosanacyjne

25


Stronnictwo Chrześcijańsko-Rolnicze, Boski został członkiem jego zarządu. Udzielał się też w Białym Krzyżu, za co został uhonorowany odznaką 10 pp., który stacjonował w Łowiczu oraz wyróżnieniem w postaci funkcji ojca chrzestnego jego sztandaru. Równie aktywna była Helena Boska. Organizowała ona Koła Gospodyń

[

kultury. Do majątku przyjeżdżały instruktorki, odbywały się w nim pokazy i społeczne imprezy.

Burzliwe lata II wojny światowej Majątek Boskich „brał udział” w kampanii wrześniowej. 16 września 1939 roku ulokowano we dworze główną

Boscy udostępnili

[

swój dom uciekinieriom z Warszawy

Wiejskich w powiecie łowickim, które szerzyły oświatę w dziedzinie gospodarstwa domowego, higieny, hodowli drobnego inwentarza i szeroko pojętej

> Maria z Łączyńskich Walewska

kwaterę sztabu dowódcy Armii „Pomorze”. Rozegrała się tu też bitwa z niemieckim I pułkiem czołgów z 1 Dywizji Pancernej, który przybył tu po rozbiciu stanowisk obrony 58 Pułku Piechoty z 14 Dywizji Pancernej Armii „Poznań” z rejonu Kocierzewa Południowego, Karnkowa i Wicia. Sztab gen. Władysława Bortnowskiego podjął wówczas

walkę obronną. Ofiary śmiertelne były zarówno po stronie żołnierzy, jak i cywili. Zasłużonym obrońcą Czerniewa został oficer artylerii, mjr Stanisław Oyrzyński. Zginęła cała załoga czołgu z dowódcą niemieckim 8 kompanii I pułku czołgów, kpt. von Köckenitzenem. We dworze na odpoczynek zatrzymał się także 64 pp i bratnie pułki 65 i 66 z 16 dp po wycofaniu się z rejonu Małszyc. Po wybuchu II wojny światowej Boscy zaangażowali się w pomoc żywnościową ludziom, którzy ucierpieli w wyniku działań wojennych – wspierano warszawskich literatów i naukowców. Każdy, kto napisał do Czerniewa list z prośbą o pomoc w postaci paczki żywnościowej, natychmiast ją otrzymywał. Jesienią 1944 roku do majątku zaczęli przybywać uciekinierzy z Warszawy, którzy w trakcie powstania stracili cały dobytek. Boscy przyjęli łącznie we dworze 143 obce osoby. Po pół roku nadal mieszkały tam 33 osoby. Także syn Boskich, Juliusz, zaangażował się w obronę ojczyzny. Na początku wojny wstąpił na ochotnika do 4 Pułku Strzelców Konnych Ziemi Łęczyckiej, stacjonującego w Płocku i wziął wraz z nim udział w kampanii wrześniowej. W 1940 roku został aresztowany przez Gestapo i osadzony na Pawiaku, gdzie spędził cztery miesiące. W latach 19421943 jako żołnierz AK pracował w wywiadzie wojskowym.

fot. wikimedia commons

W końcu lutego 1945 roku, na mocy dekretu o reformie rolnej, Boscy zostali zmuszeni do opuszczenia majątku. Przenieśli się do niedalekiego Złakowa. Krótko po tym, w czerwcu 1945 roku, Zdzisław nagle zmarł.

26

Po zakończeniu II wojny światowej w majątku ulokowano PGR. W latach 90. we dworze mieściły się mieszk ania pracow nicze miejscowego

More Maiorum


DAWNE DWORY

fot. aleksandra szafrańska-dolewska (2)

gospodarstwa rolnego. Obecnie dwór jest w rękach prywatnych, jednak stoi pusty i niszczeje.

Zespół architektonicznoparkowy Zespół w Czerniewie dzielił się na trzy części. Pierwszą, najbardziej wysuniętą na południe był dwór wraz z zabudowaniami gospodarczymi, do którego prowadziła aleja wysadzana kasztanowcami. Za dworem, w kierunku południowym i południowo-zachodnim rozciągał się park krajobrazowy. Na północny-zachód od dworu, znajdowało się podwórze gospodarcze na planie prostokąta, z wjazdem od

styczeń | 1 (72)/2019

strony narożnika północno-wschodniego. Ograniczał je mur z kamienia polnego ciosanego. Wśród zabudowań gospodarczych znajdowała się obora, kuźnia, stajnia, chlewnia. Na północny-zachód od podwórza ulokowana była kolonia mieszkalna, która składała się z czterech czworaków i jednego dziesięcioraka. Czworaki wybudowane były na planie prostokąta usytuowanego kalenicowo na osi wschód-zachód, murowane z cegły, parterowe, niepodpiwniczone, z użytkowymi poddaszami, z wejściami od strony północnej. Do każdego z nich przynależał budynek gospodarczy. Do dziesięcioraka należał budynek inwentarsko-gospodarczy i budynek inwentarski. Obydwa były ogrodzone kamiennym murem od strony zachodniej.

Obecny neorenesansowy dwór w Czerniewie został wybudowany przez Zdzisława Boskiego w latach 1925-1927. Jest to budynek murowany z cegły i otynkowany, na planie prostokąta, piętrowy, podpiwniczony, z poddaszem. Całość pokrywa wysoki czterospadowy dach o połaciach pobitych blachą. Bryłę budynku urozmaicają dwa skrajnie umieszczone ryzality, pokryte dwuspadowymi dachami, zasłoniętymi szczytami o renesansowym, wolutowym obrysie. Na elewacji frontowej pomiędzy ryzalitami znajduje się czterofilarowy portyk, który dźwiga taras o tralkowej balustradzie na wysokości piętra. Na poziomie piętra umieszczono trzy otwory o analogicznym, gęstym laskowaniu, zamknięte łukami odcinkowymi. Na elewacji ogrodowej znajduje się otwarty taras, który posadowiono na arkadach ze schodami. Do elewacji bocznej dostawiony jest ryzalit poprzedzony zabudowaną sionką, który mieści klatkę schodową. Pierwotnie we dworze znajdowało się siedemnaście pokoi. Układ wnętrz został przekształcony po 1945 roku. Dwór otaczają pozostałości parku krajobrazowego. Zachowała się aleja dojazdowa, podjazd i resztki bramy wjazdowej. *** Zapraszamy do lektury portalu Dwory i Pałace Polski, gdzie znajdziecie inne ciekawe historie.

27


Co w prezencie na „gwi Doniesienia dawnego Kurjera Warszawskieg

> Piotr Ryttel Popularny dziennik, Kurjer Warszawski, w 1911 roku przekazał swoim czytelnikom relację amerykańskiego korespondenta, na temat prezentów gwiazdkowych wręczanych bliskim przez miliarderów zwanych „krezusami z Fifth Avenue”. Wśród licznych podarków znajdował się choćby pałac z osiemdziesięcioma pokojami... 28

J

uż w początkach XX wieku najbogatsi przedsiębiorcy zajmowali Piątą Aleję, wybierając miejsca z widokiem na Central Park. Powstawały niezwykle ekskluzywne obiekty handlowe i wystawne siedziby mieszkalne. W 1911 roku Andrew Carnegie podarował swej kilkuletniej córeczce pałac położony przy Piątej Alei. Był to jeden z najdroższych prezentów świątecznych, jaki można było sobie wyobrazić. Redakcja Kurjera Warszawskiego

More Maiorum


HISTORIA XIX/XX WIEKU fot. wielkiekatowice.blogspot.com

Róg z kości słoniowej pokryty złotem

iazdkę”?

Inni amerykańscy krezusi również nie żałowali drogich precjozów dla swych wybranek. Młody przedstawiciel rodziny Vanderbilt ofiarował narzeczonej kosztowny naszyjnik z rubinów i brylantów. Dzieło sztuki jubilerskiej warte było 240 tysięcy rubli. Nie wybrał nic bardziej cennego, aby nie wprowadzać dziewczyny w zażenowanie.

go

przeliczyła dolary na ruble i okazało się, że kosztował ponad cztery miliony. Carnegie mógł sobie na to pozwolić, był wielkim przemysłowcem – jego korporacja związana z produkcją stali przynosiła ogromne zyski. Był jednocześnie społecznikiem; uważał, że posiadacz bogactwa powinien znaczną część zasobów przeznaczyć na cele służące ogólnemu dobru. Postąpił zgodnie z głoszonymi poglądami: dzięki niemu powstały liczne biblioteki, ufundował ich grubo ponad dwa tysiące. Mieściły się w okazałych budowlach.

styczeń | 1 (72)/2019

z historią, a stajnie, w których trzymał cenne wierzchowce, były eleganckie, niczym wystawne, ludzkie mieszkania. Przekazał swojej drugiej żonie dość skromny choć piękny, świąteczny prezent: sznur pereł, należący niegdyś do Marii Antoniny. Wartość naszyjnika w rublach wynosiła 250 tysięcy.

Przeznaczając na szczytny cel kilkaset milionów dolarów, Andrew Carnegie nie cierpiał zapewne z powodu wyrzutów sumienia, że podarował córce Małgorzacie pałac z osiemdziesięcioma pokojami, wykwintnie wyposażonymi, w których uwijała się służba w ilości trzydziestu pięciu ludzi.

Ralf Sulivan z Filadelfii, syn „króla cukru”, z okazji świąt Bożego Narodzenia, otrzymał od ojca najdroższą na świecie kolejkę. Zbudowana została na wzór kolei Pacific. Długość linii wynosiła 76 metrów. Kolejka posiadała zmniejszone, wiernie odtworzone parametry prawdziwej linii kolejowej, z podkładami, szynami, sygnałami, telegrafami i telefonami. Po tej miniaturowej sieci jeździło kilkanaście lokomotyw o długości 140 cm każda. Osiągały prędkość do 25 kilometrów na godzinę. Wartość jednej, kunsztownie wykonanej maszyny, ciągnącej równie wspaniałe wagoniki, wynosiła 1 000 rubli. W środku siedziały lalki – pasażerowie. Każda z tych postaci odzwierciedlała ludzi ubranych z wyszukaną elegancją. Nad torami nie brakowało mostów i tunelów. Całość kosztowała około 80 tysięcy rubli.

Ogromny majątek posiadał nowojorski polityk i przedsiębiorca, Olivier Belmont. W jego letniej rezydencji Belcourt w Newport, w stanie Rhode Island, znajdowały się komnaty związane

Biżuteria była dla dam, dzieci otrzymywały inne podarki, również cenne i wymyślne. Payne Whitney podarował swemu małemu synkowi róg z kości słoniowej, pokryty złotem

29


fot. e-buw (4)

Nie dla porównania Byłoby nadużyciem zestawienie bajecznych prezentów gwiazdkowych, które otrzymywali bliscy miliarderów, z rzeczami pierwszej potrzeby przygotowanymi z okazji świąt dla najbiedniejszych dzieci w ochronkach. Redaktorom gazety nie chodziło o żadne porównanie dwóch światów, gdy obok informacji z Ameryki, przedstawili relacje z działań charytatywnych w Warszawie. Przy tym nie ma co się oszukiwać: miłość i pamięć na pierwszym miejscu, ale im bardziej wyszukany i cenny podarek, tym większa radość. Nie wiedziały o tym sieroty z ochronki. Im było potrzebne odzienie i może nieco łakoci. Z materiałów prasowych wynikało, że w 1911 roku było w Warszawie kilkadziesiąt ochronek, podlegających Warszawskiemu Towarzystwu Dobroczynności. W każdym przytułku była zorganizowana gwiazdka. Dzieci gromadziły się przy udekorowanej choince i śpiewały kolędy. Dostawały skromne prezenty: koszulki, sukienki, czasem obuwie i trochę słodyczy. Sierot do zaopatrzenia było dużo, mówiły o tym liczby przygotowanych rzeczy.

> Fotografie rezydencji Belmonta “Belcourt”. Czarno-białe zdjęcie przedstawia pałac Carnegie

i wysadzany drogimi kamieniami, za jedyne kilkanaście tysięcy rubli. Córka innego bogacza mogła radować się lalką Ketty, która otwierała oczy, mówiła i chodziła. Zabawce towarzyszyła wynajęta panna pokojowa do przebierania lalki w bieliznę, suknie, futra, kapelusze, buciki i biżuterię – wszystko jak dla dorosłej damy, tylko zminiaturyzowane. Oprócz tego Ketty miała do dyspozycji małe mebelki, pokryte srebrem.

30

More Maiorum


HISTORIA XIX/XX WIEKU

fot. wikimedia commons (4)

Dla przykładu pensja pani Łojko przekazała różne ubrania stu pięćdziesięciorgu dzieciom z ochronki nr XII, sto

pięćdziesiąt koszulek dała Albertyna Wernerowa ochronce nr XVI, Zygmunta Stórgulewska 250 ochronce nr I. Towarzystwo Higieniczne Bolesława Prusa przysłało 2 000 koszulek dla kilku przytułków.

są dziełem wielkiego chrześcijańskiego miłosierdzia, uczą zarabiać uczciwie na kawałek chleba. M

Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności było jedną z najstarszych organizacji filantropijnych, powstało w 1814 roku. Działalność Towarzystwa polegała nie tylko na pomocy materialnej skierowanej ku najbardziej jej potrzebującym. Dokąd to było możliwe, w ochronkach prowadzona była elementarna edukacja dzieci. WTD utworzyło zakłady szwalnicze, aby dać zatrudnienie dziewczętom. Był to jeden z programów zapobiegania prostytucji. Znane było hasło określające te działania: Szwalnie jakie założono,

styczeń | 1 (72)/2019

31


> Marcin Niewalda

Czy polski powstaniec

ostatnim potomkiem ro Na cmentarzu Rossa w Wilnie, niedaleko kaplicy, znajduje się słabo już czytelny nagrobek. Pochowany tam człowiek był pod koniec życia skromnym przyrodnikiem, zafascynowanym minerałami. Z pokorą i zimną krwią znosił zmianę swego losu, zajmując się udzielaniem lekcji. Historia jego rodziny to dowód na to z jak niezwykłych postaw rodzili się powstańcy styczniowi.

Z

anim hrabia Lucjan Morykoni, członek Komitetu Wykonawczego w Wilnie, stał się nauczycielem w Warszawie, posiadał znaczny majątek. Stracił go w konsekwencji swojego udziału w pracach na rzecz Ojczyzny, które uważał za obowiązek. Tak zwany Komitet Wykonawczy, w którym działał, kierowany przez Jakuba Gieysztora, koordynował akcję odzyskania niepodległości na Litwie. Starał się też wspierać powstańców, zdobywać fundusze, broń, pisać odezwy. Lucjan, po upadku powstania, spędziwszy rok w więzieniu w Kownie, nigdy nie smucił się z powodu utraty dóbr. Pochodził z rodziny związanej z najznamienitszymi rodami tamtych terenów – Tyzenhausów, Radziwiłłów, Billewiczów, Platerów. W komitecie został przedstawiony przez zięcia swojego kuzyna, również pochodzącego ze znamienitej kresowej rodziny – Ignacego Dominika Łopacińskińskiego. Pomimo że ów był autorem odezwy

32

do duchowieństwa, to uniknął represji z racji na wielką zacność i serdeczność, z jaką się zwracał do wszystkich. Lucjan, poczciwy i dobry człowiek pełnił obowiązki jego zastępcy, jako skarbnik organizacji. Sumiennie zapisywał, co trzeba, nie umiał jednak postawić się, gdy sytuacja tego wymagała. Jego hojność spowodowała niestety szybkie uszczuplenie kasy powstańczej. Pomimo tego, że praca w podziemiu była ryzykowna, to w organizacji udzielała się też jego świeżo poślubiona żona Elżbieta Monday, która chodziła często do ss. Wizytek. Tam mieściła się kasa i archiwum powstańcze, gdzie składano papiery, wpłacano zbierane lub przywożone zza granicy pieniądze lub wypłacano potrzebne sumy. Praca na rzecz uwolnienia Ojczyzny była dla nich czymś całkowicie oczywistym, choć niebezpiecznym. Ludwika była już trzecią żoną Lucjana. Urodzony w 1818 roku, w czasie powstania miał 45 lat, pochował dwie poprzednie małżonki: Marię Łopacińską, a dwa

lata wcześniej Ludwikę Apolonię Izabelę Ledóchowską.

Połączenie herbów Wieszatiel Muriawiej, jego poprzednicy i naśladowcy, nie mieli najmniejszego względu na patriotyczne względy Polaków. Najgorzej jak można obeszli się z dobrami Morykonich – wyrywając kolejne cegiełki z ich majątku. W czasach powstania były to dwa piękne pałace z szerokimi dobrze uprawianymi terenami. Wcześniej jeszcze inne liczne wsie. O zamożności rodzin może świadczyć to, że po Potopie Szwedzkim w 1659 roku, gdy kasa państwowa była w dramatycznej sytuacji, pożyczyli Rzeczypospolitej znaczne sumy na zapłatę wojsku litewskiemu. Za tę decyzję rodzina otrzymała indygenat i majątki na Litwie, przenosząc się tam i stając się polską szlachtą. Uczestnictwo w ruchach na rzecz ojczyzny, działalność społeczna, powodowały straty, konfiskaty i szykany, a pomimo tego

More Maiorum


GENEALOGIA POLAKÓW

c styczniowy był

odziny św. Franciszka? fot. archiwum rodzinne

> Lucjan Morykoni – powstaniec styczniowy

dobra Morykonich słynęły z radości i licznych spotkań towarzyskich. W miarę posuwania się w głąb historia rodziny robi się coraz ciekawsza – skąd ta rodzina wzięła się w ogóle w Polsce? Nazwisko słusznie pozwala się domyślać włoskich korzeni. Ale musiało się to stać niedługo przed tym, jak Bartłomiej Moriconi przyjęty był do prawa miejskiego w Krakowie (1616), zanim staje się posiadaczem połowy dzisiejszej kamienicy na Placu Wszystkich Świętych w Krakowie pod nr 9, tam, gdzie dziś mieści się patriotyczna księgarnia „Zbroja” (1632), zanim Barbara z bogatej rodziny Dzianottów, żona Marka Antoniego Moriconi ofiarowuje znaczne sumy na ołtarz Bożego Ciała w kościele Mariackim (1661), zanim kuzyn Bernarda – Frediano wspomaga wojsko litewskie i zanim jego krewni: Jan i Scypion – prapradziadek Lucjana – otrzymują od króla indygenat (1673) a od Radziwiłłów dobra m.in. Świadoście i Soły. Co zastanawiające, doszło wtedy do połączenia herbu Morykonich i Puccinich. Oryginalny herb zawierał tylko fale morskie na srebrnym tle i pół

styczeń | 1 (72)/2019

33


charta w klejnocie. Nowy herb został podzielony na pół i na lewej, matczynej stronie (strony w heraldyce określa się odwrotnie – tak jakby widziała je osoba trzymająca tarczę) pojawił się czarny orzeł, a nad nim drugi klejnot – pół postaci murzyna. Odtąd takim właśnie herbem posługiwała się rodzina w Rzeczypospolitej, a także przyjęte rodziny o nazwiskach: Morze, Mon i Morzkowski.

[

stała się bardzo bogata – stać ją było na dom w stolicy w świetnej lokalizacji, ale i to było niczym w odniesieniu do ogromnych bogactw, jakie rodzina Moriconich posiadała we Włoszech. Naprawdę ciekawie zrobiło się wtedy, gdy okazało się, że ostatni włoski potomek tej rodziny zmarł. Potomek Giovanniego – Benedykt, a potem jego bratanek Lucjan – ubiegali się w procesach o te skarby. 19-letni Lucjan pojechał nawet do Włoch na koniu – co trwało w tych czasach miesiąc – jednak nic nie wskórał – a potężne dobra rozeszły się po potomkach żeńskich linii. Lucjan wrócił do Rzeczypospolitej znajdującej się pod zaborami, udzielając się w licznych akcjach, a szykany za jego patriotyczną postawę spowodowały zubożenie.

[

Herbarz rodów toskańskich wywodzi genealogię aż do XI wieku

Być może pierwszym, który zawitał do Polski, był już prapradziadek Scypiona – Giovanni. Jako że były to czasy królowej Bony, mógł przybyć właśnie z jej dworem, lub po prostu skorzystać z okazji poszerzenia stosunków polsko-włoskich. Jednakże najpewniej było to raczej na początku XVII wieku, gdy wielu Włochów zadomawia się w Krakowie. Rodzina osiadła w Polsce

34

Nie jest to jednak końcem historii. W potyczkach majątkowych i w obliczu tego, że nie było męskich potomków rodu, zostały zapomniane dzieje tej rodziny. Nie było komu nieść rodzinnych legend. Herbarz rodów toskańskich i umbryjskich wydany w XVII wieku pokazuje linię idącą aż do XI wieku, na której początku widnieje tajemniczy Ropaldo Fiori, ojciec

Giovanniego zwanego Moriconi. Możemy się zastanawiać, jak dalece te opisy są prawdziwe. Nie mamy bowiem pewności, czy w tamtych czasach badanie genealogii było dokładne, a przykłady licznych legend – choćby prezentowane u Kaspra Niesieckiego wskazują, że konfabulacji było wiele. Odnajdujemy jednak tam drzewo, w którym 13xpradziadek Lucjana o imieniu Bonelo, syn Moricco ma brata Bernarda. Synem owego jest Piotr dei Bernardi. Z kolei Piotr ów miał dwóch synów Angelo i Giovanni. Drugi z nich urodził się 1181 lub 1182 i przybrał imię Franciszek – stając się jednym z największych świętych Kościoła katolickiego. Wielu hagiografów zapisuje Franciszka jako pochodzącego z rodziny Bernardone – podczas gdy jest to tylko patronim złożony Giovanni di Pietro di Bernardone, podobnie jego ojciec był zapisywany Pietro di Bernardone di Moriccone.

Morykoni a św. Franciszek Imię Moricco pojawiało się w tej w rodzinie – aż stało się nazwiskiem. Genealogia ta wyjaśnia też pochodzenie fal w herbie, ujawniając zawód protoplasty jako kupca drzewnego, związanego z podróżami morskimi, Perruccio di Ciccolo di Giovanni – prawnuk Angelo, brata św. Franciszka, potwierdza bowiem swój herb identyczny z herbem Moriconich i dodaje doń gęsi. Dzisiaj trudno jest ocenić wiarygodność tej genealogii, potrzebne byłyby dalsze badania. Dla Włochów posiadanie świętego w rodzinie nie było niczym nadzwyczajnym, choć rodzina włoska zawsze mówiła o świętym patronie, a u polskich potomków obraz tego świętego zajmował ważne miejsce w domu. Wielu papieży, świętych, błogosławionych pojawia się prawie w każdej z włoskich familii. Jednakże fakt wymarcia rodu mógł tę informację

More Maiorum


GENEALOGIA POLAKÓW

fot. muzeum narodowe w warszawie

dodatkowo zatrzeć, powodując, że przestała być ona wiarygodna, a stała się mało pewną legendą. Możemy jed-

przez odwzajemnione uczucie miały młodego stolnikowicza nawrócić. Jego porywczość wykorzystywana przez protektora do zrywania sejmików zakończyła się tragicznie, Morykoni podjął bowiem decyzję o karze śmierci dla wpływowego awanturnika. Trudną była ta decyzja, widząc umęczone serce skromnej dziewczyny, która przedkładała sprawy kraju nad własne kochanie. Jednak tak właśnie rozumiał postawę odpowiedzialności za przyszłość Ojczyzny. Scena pożegnania dziewczyny, złamanej buty i żalu niewieściego serca, w ciemnej celi tuż przed pośpieszną egzekucją wyciska łzy.

Licytacja majątków rodzinnych > Benedykt Morykoni – dziadek Lucjana, szambelan królewski

nak mieć słuszne podejrzenie, że do dzisiaj w Polsce żyją potomkowie po kądzieli tej rodziny. Jednym z przykładów jest prawie zapomniany nagrobek w Wilnie na Rossie. Niezwykła atencja dla postaci św. Franciszka widoczna jest w trzynastokrotnym występowaniu tego imienia wśród potomków. Nieznany portret biedaczyny z Asyżu, pędzla samego Caravaggia, miał ponoć u siebie w domu w Nidkokach Michał Tadeusz, wicemarszałek trybunału litewskiego. Przymioty skromności, radości, poświęcenia i sumienności brał sobie do serca. Szczególnie trudną była decyzja podjęta przez niego w 1760 roku. Miał bowiem na wychowaniu biedną Ewę Butrymównę, która szlachetnym sercem i całą duszą pokochała hulakę i towarzysza rozpusty Karola Radziwiłła „Panie kochanku” – Michała Wołodkowicza. Nic nie dawały listy, które

styczeń | 1 (72)/2019

Morykoni mieli znaczne wpływy w powiecie wiłkomirskim, pełniąc istotne funkcje podczaszych, sędziów, pisarzy, podkomorzych, a dwóch z nich otrzymało Order Orła Białego. Zapisali się też pięknie na kartach patriotycznych, np. Benedykt – dziadek Lucjana, szambelan Jego Królewskiej Mości, był w 1794 członkiem władz powstańczych, a Józef Tadeusz (syn Michała Tadeusza), generał wojsk litewskich, był adiutantem Tadeusza Kościuszki. O tym pierwszym współczesny mu Michał Lisiecki tak zapisał w pamiętniku: Nie mogę tu nie wspomnieć o nowym dowodzie patrjotyzmu hrabiego Benedykta Morykoniego. Ukryty w lasach dowiedział się, że działa kazałem odlewać w Rakiszkach, dobrach należących do Tyzenhauzów. Przybywa więc nagle do Soł i robi mi najostrzejsze wyrzuty, że tem mojem niewłaściwem rozporządzeniem najokropniej skrzywdziłem Soły, którym odjąłem zaszczyt, aby w nich działa były odlewane. Obecny jeden znakomity obywatel, bliski krewny hrabiego, uczynił uwagę, że Rakiszki wybrałem dla odlewania dział z przezorności, aby w razie nieszczęśliwym nie ściągnąć

na Soły całej odpowiedzialności. Na tę uwagę bardziej jeszcze rozgniewany hrabia, rzekł te dla mnie pamiętne słowa. Jeżeli ma Ojczyzna upaść, niech wprzódy Soły i Świadoście w popiół się zamienią!» I odtąd nigdy nie pozwolił zbliżyć się do siebie swojemu krewnemu i nigdy do niego słowa nie przemówił. Ze mną zaledwo pożegnał się i na powrót w lasy odjechał. Benedykt Morykoni jednak nie żachnął się na Polskę. Sam do owych odlewanych dział dostarczył 24 konie z całym rynsztunkiem, a gdy przez nieostrożność żołnierzy spaliła się stodoła i zginęły wszystkie, zebrał u włościan kolejne 30 i wyposażył już następnego ranka. Rodzina zubożała, wielu synów poszło do zakonu. Majątki zniknęły – Świadoście zlicytowane w 1874 roku osiągnęły wielką sumę 117 000 rubli. Stało się to niemal dokładnie 200 lat po otrzymaniu dóbr przez rodzinę Morykonich. Co się z takim majątkami działo niech świadczy przykład zapisany w Czasie z 31 grudnia 1873: Opowiadano nam anegdotę wielce charakterystyczną o zachowaniu się tych nowonabywców. Jeden z urzędników rosyjskich został w łatwy sposób właścicielem majątku w okolicach Mińska. Majątek był pięknie zagospodarowany, mieszkanie bardzo porządne, w którem nowy pan rozpierał się najwygodniej. Po upływie dwóch lat zajeżdża doń znajomy dawny, i od razu uderzony jest dziwną ciszą w dziedzińcu. Dom obdrapany, sterczą nagie ściany, jak szkielety, wszędzie zamknięto i nie ma żywego ducha. Wreszcie udaje mu się gdzieś na uboczu wynaleźć karbowego, czy jakiegoś innego podrzędnego urzędnika dworu. Gdzie pan? Zapytuje go. Pan w Mińsku od dawna już mieszka. Cóż tu tak pusto? A już wszystko zruszczone, tylko jeszcze ja zostałem, póki nie zruszczymy jeszcze tej reszty drobią, co go tu posiadamy.

35


fot. mariusz krawczyk

Na trzecim historycznym i mało znanym cmentarzu bernardyńskim w Wilnie znajdujemy piękny obrośnięty zielonym mchem rzeźbiony nagrobek Anny Morykoni, żony Konstantego Jeleńskiego, a na nim dwa herby sławnych rodzin. Dzisiaj rzadko kto przechodzi tą ścieżką, nie mając pojęcia o prawdopodobnych związkach ze świętym Franciszkiem i o pięknym patriotyzmie całej rodziny, która przyjęła Rzeczpospolitą za swoją Ojczyznę.

Dom dla upadłych kobiet Czy Lucjan był ostatnim żyjącym męskim potomkiem Morykonich? Los potomków jego kuzynów jest nieznany. On sam zmarł w 1893 roku, a w ciągu życia urodziło mu się siedmioro dzieci. Troje było płci męskiej, jednak nie mamy wiedzy o ich losie. Dwie córki miały potomstwo w rodzinach Mineyko i Platerów, a ich potomkowie żyją do dzisiaj na Litwie i w Polsce. Ich niezwykłe losy, pełne oddania i poświęcenia godne są podziwu. Warto w formie pointy przytoczyć jeszcze jedną historię, gdyż pokazuje ona wielkie poświęcenie tej rodziny sprawom społecznym i ludziom w najtrudniejszych warunkach. Dwa lata po śmierci Lucjana jego córka pisząca się Ludwika Moriconi, będąca już wówczas w tajnym zakonie (po kasacie), w małej izdebce w Warszawie, założyła przytułek dla 5 dziewcząt, które uciekły z domu publicznego. Działania przyniosły efekt, aktywność rozrosła się i została przeniesiona do Piaseczna, gdzie razem z siostrami pod okiem księży Ludwika prowadziła dom dla upadłych kobiet. Siostry, które prowadziła, zwą się dzisiaj Pasterzankami. Przewinęło się przez ów dom 520 niewiast, które pracą i modlitwą stawały na nogi i mogły rozpocząć nowe, dobre życie. Jedynie 57 z nich nie udało się zresocjalizować. W prasie z 1906 roku

36

czytamy o hr. Ludwice Moriconi, że należała do tych istot rzadkich, które z pracy społecznej robią sobie posłannictwo, wszystko poświęcają umiłowanemu dziełu, oddając się mu z jakimś mistycznym, niemal apostolskim zapałem. Czy był to dowód na krople krwi św. Franciszka? M

Serdeczne podziękowanie dla dr Kamili Follprecht za informacje o mieszczanach krakowskich oraz Tomaszowi Walczykowi za pomoc w tłumaczeniu. Bibliografia: 1) Urzędnicy Wielkiego Księstwa Litewskiego,

***

IH PAN 2004,

Osoby mogące poszerzyć wiedzę o tej ro-

2) Volumina Legum t. VII-IX,

dzinie prosimy o kontakt z redakcją portalu

3) Dunin-Borkowski J.S., Rocznik Szlachty

„Genealogia Polaków”. Pełne drzewo gene-

Polskiej, t. II,

alogiczne można znaleźć w portalu

4) Follprecht K., Rejestry gospód w Krakowie

www.genealogia.okiem.pl.

z lat 1632 i 1649, Kraków 2005,

More Maiorum


GENEALOGIA POLAKÓW

15) Ptaśnik J., Z dziejów kultury włoskiego Krakowa, [w:] Rocznik Krakowski 1907, t. 9, 16) Kutrzeba S., Ptaśnik J., Dzieje handlu i kupiectwa krakowskiego, RK 14, 1910, 17) Święcicki T., Historyczne pamiątki znamienitych rodziny i osób dawnej Polski, Warszawa 1859, 18) Brown J., Biblioteka pisarzów assystencyi polskiéj Towarzystwa Jezusowego… Poznań 1862 19) Ziemierski M., Skład osobowy Sądu Wyższego Prawa Magdeburskiego na zamku krakowskim w XVII-XVIII wieku, Kraków 2013, 20) Duńczewski J. S., Herbarz wielu domów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, 1757, 21) Gąsiorowski W., Kościół archipresbiteralny N. P. Maryi w Krakowie, Kraków 1878, 22) Sozański A., Imienne spisy osób duchownych, świeckich i wojskowych, które w pierwszych ośmiu latach panowania króla Stanisława Poniatowskiego od 1764–1772 r. w rządzie lub przy administracyi Rzeczypospolitéj udział brały […]. Cz. 1, Tablice i rejestr, Kraków 1866, 23) Starowolski Sz., Opisanie Królestwa Polskiego za czasów Zygmunta III, Wilno 1765, 24) Pamiętnik Budowy pomnika Tadeusza Kościuszki, Kraków 1825, 25) Skibicki S., Dekanat kupiski diecezji wileńskiej w świetle opisów z 1784, Białystok 2008, 26) Sulimierski F., Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego, 1890, 27) Minakowski J. M., Genealogia Polaków Sejmu Wielkiego, 28) Łoza S., Order Orła Białego, Warszawa 5) Follprecht K., Właściciele nieruchomości

11) Eugenio Gamurini, Francesco Onofri,

1939,

w Krakowie w 1655 r., Biblioteka Krakowska

Istoria genealogica delle famiglie nobili

29) Morykoni K., Opis życia Kajetana Mory-

nr 142, Kraków 2001,

toscane et umbre. 1668, Vol. I, pp. 429-

koni, autobiografja,

6) Niesiecki K., Herbarz Polski, Lipsk 1839-1845,

434,

30) Gieysztor J., Pamiętniki z lat 1857-1865, t.

7) Frankowicz S. i Moriconi A. M., Ceno-

12) Rita Mazzei, Traffici e uomini d’affari ita-

I-II, Wilno 1921,

taphivm Andreae Petricovii, In Alma Academia

liani in Polonia nel Seicento, Milano 1983,

31) Pamiętniki Michała Lisieckiego, [w:] Pa-

Crac. Philosophiae, & I. V. Doctoris [...] Consvlis

13) Rita Mazzei, Itinera mercatorum. Circo-

miętniki polskie 1845, t. 2 Paryż 1844,

Crac. S. R. M. Secretarii, Kraków 1645

lazione di uomini e beni nell’Europa centro-

32) Sikorska-Kulesza J., Zło tolerowane,

8) F. F. de Daugnon, Gli italiani in Polonia

orientale 1550-1650, Lucca 1999,

Prostytucja w Królestwie Polskim w XIX w.,

dal IX secolo al XVIII, 1905

13) Tygielski W., Włosi w Polsce XVI-XVII wie-

Mada 2004,

9) Leone Tettoni, Antonio Cavagna Sangi-

ku, Warszawa 2005,

33) Moriconi J., Nierząd Rzplitej, [w:] Bibljo-

uliani di Gualdana, Teatro araldico, 1841

14) Tomkowicz S., Włosi kupcy w Krakowie

teczka historyczno-geograficzna, 1928,

10) Lodovico Iacobilli , Vite de Santi et beati

w XVI i XVIII w., [w:] Rocznik Krakowski

34) Nasza Przeszłość – Studia z dziejów Ko-

dell’Umbria, t. II, wyd. 1656

1900, t. 3,

ścioła i kultury katolickiej w Polsce, t. 28.

styczeń | 1 (72)/2019

37


> Łukasz Cichy

Jak i gdzie odnaleźć i

o powstańcach wielk Podczas prowadzonej akcji „Nasi Powstańcy”, w ramach której na łamach Życia Krotoszyna publikowaliśmy biogramy uczestników powstania wielkopolskiego z terenu powiatu krotoszyńskiego, uzupełniając dane od rodziny, korzystaliśmy z wielu źródeł. Gdzie więc szukać informacji o powstańcach?

A

kcja „Nasi Powstańcy” była efektem apelu Antoniego Korsaka, prezesa Towarzystwa Miłośników i Badaczy Ziemi Krotoszyńskiej (TMiBZK), który wygłosił podczas jednego ze spotkań wspomnianej organizacji.

38

powstańczych (przedwojennych), czyli licząc jeszcze wcześniejsze biogramy, wspomnieliśmy o 426 bohaterach wielkopolskich, a zapewniam, że to nie koniec!

Idąc tym śladem, napisałem o tej akcji tekst w Życiu Krotoszyna. Mieszkańcy masowo zgłaszali się do mojej redakcji celem zaprezentowania, najczęściej przodków, którzy byli powstańcami wielkopolskimi.

Zaobserwowałem, że były trzy fale zgłoszeń. Pierwsza – zaraz po publikacji apelu, druga – w okolicach czerwca 2017 roku, kiedy akcja była już dobrze znana oraz na początku 2018 roku – zapewne w związku z tym, że zaczął się rok, w którym mijała setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego.

Pierwszy artykuł został opublikowany 25 października 2016 roku i tak do wydania z września 2018 roku udało nam się opublikować 122 pełne biogramy powstańców wielkopolskich. Zdarzało się, że prezentowaliśmy po 2 lub 3 biogramy w numerze (np. ojca i syna lub braci). Opublikowaliśmy również listy członków kombatanckich związków

Czytelnicy kontaktowali się ze mną w przeróżne sposoby. Od odwiedzin w redakcji, poprzez moje wizyty w ich domach lub zakładach pracy, wysyłanie maili, a skończywszy na przesyłaniu zeskanowanych lub skserowanych zdjęć i dokumentów tradycyjną pocztą. Efektem zawsze była publikacja w prasie papierowej oraz w Internecie. Celem

oczywiście wydanie słownika biograficznego Powstańców Wielkopolskich przez TMiBZK. Szukamy powstańców wielkopolskich, którzy urodzili się na terenie naszego obecnego lub w granicach byłego powiatu krotoszyńskiego, walczyli tutaj, mieli związki z tymi terenami i tutaj zmarli lub spoczywają.

Służba w obcej armii W przeciwieństwie do tradycyjnego modelu prasowego, nie relacjonujemy tylko tego, co usłyszymy od czytelnika, ale sami staramy się badać źródła lub opracowania, w celu poszerzenia wiedzy na temat danego powstańca wielkopolskiego. Czasami zdarza się, że po powstańcu zostało sporo pamiątek, odznaczeń, dokumentów, zdjęć, a nawet takich przedmiotów, jak szable czy rogatywki. Czasami – niestety – zostają same zdjęcia np. legitymacyjne i nic więcej... Pomimo upływu 100 lat od wybuchu powstania wielkopolskiego, prawda o nim nadal jest odkrywana lub skrywana. Trzeba wiedzieć, że spora część powstańców wielkopolskich służyła wcześniej w armii pruskiej. Mimo wszystko część osób nie ma o tym pojęcia. A może boi się o tym mówić? W jednym z przypadków ustaliłem, że powstaniec był wcześniej żołnierzem

More Maiorum


POSZUKIWANIA GENEALOGICZNE

informacje

kopolskich? armii Cesarstwa Niemieckiego, a jego córka próbowała tłumaczyć, że jednak nie. Gdy powiedziałem, że mam na to dokumenty – przyznała mi w końcu rację. Trzeba wytłumaczyć, że służba naszych przodków w armiach zaborczych nie jest powodem do wstydu. Była to normalna sytuacja.

Pozostałe źródła do badań W przypadku udziału w powstaniu wielkopolskim, warto cofnąć się do czasów służby w armii niemieckiej. Jeżeli nasz przodek był ranny jako żołnierz pruski, to jego nazwisko możemy znaleźć na niemieckiej liście strat. Problem z identyfikacją jest gorszy. Czasami obok nazwiska podany jest

> Powstaniec wielkopolski Antoni Bestry (drugi z prawej, górny rząd) fot. archiwum rodzinne joanny dzierli

Innym przykładem jest nieznajomość służby swojego przodka. Wiadomo, że nie każdy musi znać czy lubić historię, ale zazwyczaj, jak ktoś się do nas zgłosił, wiedział, w jakich działaniach wojennych brał udział przodek. Mając informacje, że jeden z powstańców był w służbie Wojska Polskiego do końca 1921 roku, do jego potomków napisałem: prawdopodobnie wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Jego wnuczka nie znała tego epizodu, mimo że dziadek o powstaniu wielkopolskim opowiadał sporo. Potwierdził jej to dopiero syn dziadka (ostatnie jego dziecko). Wyszło wtedy na światło dzienne, że dziadek czytelniczki faktycznie wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, lecz o tym fakcie wiedziała jedynie żona oraz dzieci. Dlaczego nikt o tym nie mówił? Można się tylko domyślać.

skuteczne, ale warto od nich zacząć. Jeżeli nasz przodek doczekał lat 60. XX wieku, mógł być odznaczony Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym. Wnioski o odznaczenie takich osób znajdują się na stronie powstancy-wielkopolscy.pl, którą prowadzi Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne „Gniazdo”. Przy każdym wniosku znajduje się data i miejsce urodzenia oraz rodzice (czasami zdarza się np. tylko ojciec). Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre osoby były odznaczone tym krzyżem niesłusznie, mając w momencie wybuchu powstaniu np. 15 lat. To już jednak inna historia.

Jak jednak poszukać, czy nasz przodek był rzeczywiście powstańcem wielkopolskim? To bardzo proste. Opisane metody nie są w 100 procentach

styczeń | 1 (72)/2019

39


fot. archiwum rodzinne ppłk. krzysztofa nawrockiego

> Nie wszyscy Powstańcy przeżyli prześladowania. MajorWładysław Nawrocki zginął w Katyniu

z datami urodzeń, a nawet adresami. To już jest wielkie znalezisko. Bardzo ważnym, lecz rzadkim przypadkiem jest poszukiwanie wspomnień przodków w teczkach pn. Życiorysy powstańców wielkopolskich. Segregowane są one alfabetycznie, a na początku każdej księgi znajduje się skorowidz. Co więcej, przy każdym nazwisku wymienione są tereny, z którymi związany był powstaniec, choćby to, gdzie się urodził i gdzie walczył. Nie każdy jednak miał się okazję tam znaleźć. Dostępna są też teczki pn. Relacje i wspomnienia

dzień i miesiąc (bez roku!) urodzenia oraz miejscowość. Warto dodać, że wszystkie informacje są w języku niemieckim. Przodka można też znaleźć w Bazie Systemu Indeksacji Archiwalnej prowadzonej przez wspomniane WTG

40

„Gniazdo”. Wchodząc nie przez wyszukiwarkę, lecz przez skany, musimy wybrać Poznań. Tam, poza tradycyjnymi metrykami, jest sporo różnych niepasujących grup skanów. Można tam znaleźć np. akta koła Związku Powstańców Wielkopolskich ze Zdun z lat 1936-1939, a w nim spis członków ZPW

fot. archiwum rodzinne anny jandrysiewicz

More Maiorum


POSZUKIWANIA GENEALOGICZNE

fot. archiwum rodzinne barbary chlebowskiej

dotyczące powstania wielkopolskiego, w których można znaleźć podobne historie. I najważniejsze, warto też przeszukać archiwa domowe. Zdjęcia przodków w mundurach i z odznaczeniami są niezwykle cenne. Po kroju munduru i posiadanych odznaczeniach możemy również dużo odczytać. Gdy nasze metody zawiodą, pozostaje przeszukiwanie tradycyjne poprzez odwiedzenie archiwów, czy Wojskowego Biura Historycznego (dawne Centralne Archiwum Wojskowe).

*** Jeżeli mają państwo wśród przodków powstań-

> Pamiątki po ppor. Antonim Ciepłym, powstańcu wielkopolskim i śląskim, żołnierzu zawodowym

ców wielkopolskich związanych z terenem po-

Mam nadzieję, że udało mi się uwypuklić problem poszukiwań powstańców wielkopolskich związanych z terenem powiatu krotoszyńskiego. M

styczeń | 1 (72)/2019

wiatu krotoszyńskiego, proszę o kontakt pod numerem telefonu: 605 106 594, 514 800 938, 575 071 702 albo na adres e-mailowy: lukasz. cichy@polskapress.pl.

> Weterani wojen o niepodległość mieszkający wówczas w Zdunach, w tym także (większość z nich) powstańcy wielkopolscy

41




> Michał Gajzler

Brawurowy blef w Ło z 11 listopada 1918 ro Major Aleksander Petelewicz był jedną z najbardziej kluczowych postaci w trakcie wydarzeń listopadowych 1918 roku w Łowiczu. Jego postawa, zmysł żołnierski i nieustępliwość pozwoliła w sposób bezkrwawy rozbroić, uciekających z miasta, niemieckich żołnierzy. Jednak szczegółowe odkrycie historii mojego pradziadka Aleksandra do najłatwiejszych nie należało.

P

orucznik Aleksander Petelewicz – mój pradziadek – wraz z grupą oficerów przybył do Łowicza 11 listopada 1918 roku. Stawili się w ratuszu na spotkaniu z komendantem Polskiej Organizacji Wojskowej, chorążym Stefanem Cieślakiem. Jeden z oficerów, por. Gliński, zaproponował współdziałanie pod warunkiem przekazania mu dowództwa. Komendant odmówił. Wtedy to Aleksander Petelewicz – choć był od niego wyższy stopniem – dobrowolnie zadeklarował, że podporządkowuje się pod rozkazy Cieślaka i prosi o natychmiastowe dyspozycje. Komendant powierzył mu dowództwo nad kluczową akcją: niedopuszczenie, aby niemieccy okupanci opuścili Łowicz uzbrojeni. W tym celu niewielki oddział składający się z bojowników POW i harcerzy (łącznie ok. 50 osób), pod przewodnictwem

44

Aleksandra Petelewicza, czym prędzej zajął dworzec w Łowiczu. Na most nad pobliską rzeką Uchanką wysłano patrol, aby był gotowy spowodować katastrofę kolejową, gdyby nie udało się Niemców pozbawić broni. Bojownicy POW i harcerze zajęli stanowiska i oczekiwali na nadchodzący z koszar baon Görlitz (liczący ok. 300 żołnierzy). Aleksander Petelewicz tak rozstawił podkomendnych w okolicy dworca, aby w kluczowym momencie mogli na umówiony znak oddać kilka wystrzałów ostrzegawczych z różnych odległości. Ten manewr miał zmylić Niemców, co do oceny liczebności przeciwnika. Gdy baon Görlitz zbliżył się do dworca, doszło do pertraktacji. Niemcy odmówili wydania broni. W czasopiśmie Łowiczanin z 15 listopada 1918 roku (4 dni po wydarzeniach) napisano:

Około godziny 1-ej w nocy porucznik Petelewicz udał się z oddziałem 23 żołnierzy (P. O. W.) na stację, żołnierzy rozstawił w cieniu, sam zaś udał się do oddziału niemieckiego, liczącego około 300 ludzi i zażądał w imieniu wojska polskiego wydania broni. Niemcy odmówili. Po dłuższych pertraktacjach porucznik oświadczył, że ma w pogotowiu 1000 żołnierzy, każe natychmiast rozebrać tor kolejowy i nie będą mogli wyjechać. Niemcy zgodzili się na oddanie broni pod warunkiem, że porucznik da oficerskie słowo, że im się żadna krzywda nie stanie i pozwolą im spokojnie odjechać. P. Petelewicz, dawszy słowo, polecił żołnierzom ustawić broń w kardy, a samym przejść na drugą stronę plantu. Gdy to zrobiono, dał sygnał – ukryci żołnierze wybiegli i broń momentalnie zabrali. Takim sposobem został rozbrojony batajlon z Görlitz, konsystujący w Łowiczu od 17 grudnia 1914 roku.

Zaginiona gazeta Tak przedstawia się udział Aleksandra Petelewicza w wydarzeniach 11 listopada 1918 roku w Łowiczu. Jego rola jest podkreślana w literaturze przedmiotu, szczególnie z uwagi na to, że doprowadził do rozbrojenia przeciwnika bez rozlewu krwi. Badając losy pradziadka, nigdzie nie spotkałem się jednak z opisem wyżej omówionego fortelu, który miał zastosować i który znam z relacji

More Maiorum


fot. archiwum rodzinne

KONKURS GENEALOGICZNY

owiczu oku rodzinnej. Gdy zacząłem prowadzić poszukiwania, wiele egzemplarzy Łowiczanina z 1918 roku nie było wówczas zdigitalizowanych i wiedza w nich zawarta nie była szerzej znana. Jako prawnukowi i genealogowi amatorowi, bardzo zależało mi na zweryfikowaniu rodzinnej relacji. Toteż odnalezienie 45 numeru Łowiczanina wniosło nową wiedzę o tych wydarzeniach i pozwoliło uprawdopodobnić tę relację. W monografii Łowicz. Dzieje miasta z 1986 roku, w rozdziale dotyczącym lat 1914–1918, na stronie 330, pod przypisami dotyczącymi dnia 11 listopada 1918 roku, znajduje się następująca informacja: Opis wydarzeń przynosi także artykuł Z ostatnich dni zamieszczony w Łowiczaninie nr 46 z 1918 roku.

czasopism Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie (BUW). Znalazłem tam taką oto kartę.

To ta krótka wzmianka (nigdzie w publikacji szerzej nieobjaśniona) skłoniła mnie do poszukiwań, bo wierzyłem, że musi prowadzić do informacji o pradziadku. Poszukiwałem więc egzemplarza Łowiczanina nr 46 z 1918 roku. Nie było go ani w Regionaliach Ziemi Łódzkiej, ani w Bibliotece Narodowej, ani w Muzeum w Łowiczu, ani w żadnej bibliotece w Łowiczu. Sprawdzałem także w zdigitalizowanym katalogu

W poszukiwaniach w samym Łowiczu, bardzo pomagał wujek Janusz Petelewicz.

styczeń | 1 (72)/2019

W Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego pod sygnaturą 07939, Łowiczanin kończy się na roku 1914 (w tym roku przerwano drukowanie pisma na kilka lat), a z lat późniejszych, po wznowieniu tytułu, znalazł się tylko rocznik 1919 (kolejne roczniki

> Major Aleksander Petelewicz (1893–1932). Bohater wojny 1920 roku i wydarzeń z 11 listopada 1918 roku w Łowiczu

znajdują się pod innymi sygnaturami). Wobec braku rezultatów zrezygnowałem z poszukiwania jednego egzemplarza, ale postanowiłem ustalić wszystkie zaginione numery Łowiczanina. Zajrzałem do Leksykonu Prasy Łowickiej i dowiedziałem się, że w 1918 roku Gazeta Łowicka zmieniła tytuł na Łowiczanin. Ta informacja okazała się decydująca. Zajrzałem powtórnie do

45


o zmianie nazwy z Gazety Łowickiej na Łowiczanin w 1918 roku oraz o tym, że największy zbiór znajduje się w BUW. A jednak ta łamigłówka nie była oczywista, bo przegląd literatury na przestrzeni wielu lat wskazuje na to, że wiedza z Łowiczanina z 1918 roku nie została wykorzystana w publikacjach poświęconych łowickiej prasie czy historycznym wydarzeniom z 11 listopada 1918 roku. Nie odnalazłem nigdzie wzmianki o tych egzemplarzach Łowiczanina z 1918 roku w BUW ani przypisów do nich – wyjąwszy jedynie wyżej wspomniane informacje z publikacji Łowicz. Dzieje miasta. Rezultatem opisanej przygody jest nie tylko poszerzenie wiedzy o pradziadku

fot. łowiczanin nr 45/1918

fot. fotopolska.eu

> Fragment artykułu Z ostatnich dni z „Łowiczanina” nr 45 z 15 listopada 1918 roku

Czy prasa potwierdziła rodzinną legendę?

dowiedzieć się, czy nazajutrz biblioteka będzie otwarta. Okazało się, że nie. Wkraczałem więc w nowy rok z nadzieją na sukces w sensie bardziej dosłownym niż kiedykolwiek. Przypuszczenia się potwierdziły. BUW okazał się biblioteką o najbogatszym zbiorze Łowiczanina. Artykuł Z ostatnich dni ukazał się w numerze 45 z 15 listopada 1918 roku. W numerze 46 zamieszczono jego uzupełnienie.

Nabrałem wówczas przekonania, że właśnie pod sygn. 029922 (a nie pod 07939) znajdę upragniony egzemplarz Łowiczanina. Pamiętam dokładnie, że zorientowałem się, co do tego w grudniu 2016 roku i zadzwoniłem do BUW

Bardzo trudne łamigłówki wydają się oczywiste, gdy już pozna się ich rozwiązanie. I ta chwila mnie się taka wydaje, szczególnie gdy spojrzę do Centralnego Katalogu Czasopism Polskich, gdzie również jest informacja

zdigitalizowanego katalogu kartkowego czasopism BUW i znalazłem tam niniejszą kartę.

46

More Maiorum


KONKURS GENEALOGICZNY

fot. buw

i uwiarygodnienie przekazu rodzinnego. Niedługo po odnalezieniu czasopism, złożyłem wniosek, aby je zdigitalizowano. Stało się to i wiele egzemplarzy Łowiczanina z BUW umieszczono w Regionaliach Ziemi Łódzkiej, a dziś każdy może z nich korzystać przez Internet. O mojej przygodzie napisała też łowicka prasa. Badania rodziny Petelewiczów dostarczyły mi wielu ciekawych doświadczeń, wiązały się z rozwiązywaniem trudnych zagadek, a wyżej opisana wcale nie jest jedyną, jaka wydawała się nie do pokonania. W kwietniu 2017 roku Świętogen opublikował moją relację, gdzie opisałem zasadnicze cele poszukiwań. Jednym z nich było połączenie dwóch

drzew Petelewiczów. Dzięki publikacji Świętogenu, po kilku miesiącach otrzymałem wiadomość od znajomego genealoga, który znalazł rozwiązanie i dziś mogę cieszyć się jednym okazałym drzewem Petelewiczów. Innym moim celem – wciąż nieosiągniętym – jest dotarcie do źródeł informacji o tym, że Andrzej Petelewicz (pradziadek Aleksandra) był powstańcem listopadowym. Istnieje także podejrzenie, że inny Petelewicz był uczestnikiem powstania styczniowego. O tradycjach i postawach członków rodziny Petelewiczów wobec powstań i walk narodowowyzwoleńczych niestety niewiele dziś wiadomo. Ale skoro tak trudne zagadki zostały już rozwiązane, to wierzę, że i te także doczekają się pomyślnego finału. M

M

styczeń | 1 (72)/2019

47


> Alan Jakman

„Tylko na początku od szybko przynosi efekt żmudne i nierzadko pr

- dr hab. Grzegorz Gołębiowsk Dziedzictwo to drugi genealogiczny kryminał Grzegorza Gołębiowskiego. Czytelnicy śledzą w nim losy, znanego już z poprzedniej książki, genealoga Adama Floriańskiego. Czy możemy liczyć na trzeci kryminał? Jakie prawdziwe wydarzenia miały wpływ na akcję powieści? W „Dziedzictwie” genealogia miesza się z wielką polityką, podobnie zresztą odkrycie „dziadka z Wehrmachtu” faktycznie wpłynęło na polską scenę polityczną. Czy odkrywanie rodzinnej przeszłości może być niebezpieczne? Moim zdaniem niebezpieczne może być odkrywanie szczególnie cudzej przeszłości. Jesteśmy ludźmi, a ludzie na ogół mają wady i nie są idealni. Każdy z nas pewnie niejednokrotnie zetknął się z opowieściami rodzinnymi, w których nie było miejsca dla słabości naszych przodków. Przedstawiani byli w glorii. Jest niemal na porządku dziennym, że uporczywie wypieramy się, czasem niegroźnej prawdy o swoich

48

bliskich, to co się może wydarzyć, gdy będzie ona rzeczywiście bolesna? Albo, gdy wykorzystując niekoniecznie prawdziwe zdarzenia, budujemy mity wokół naszych antenatów bądź innych członków rodziny, a ktoś mit taki będzie chciał obalić? Kryminalistyka wśród przyczyn popełniania przestępstw wymienia m.in. motyw solidaryzowania się z bliskimi oraz zagrożenie bezpieczeństwa lub honoru. Życie publiczne w tym polityka też dostarcza takich przykładów. Przy okazji warto zadać sobie pytanie, czy i jak daleko odpowiadamy za ewentualne grzechy popełniane przez naszych przodków? Czy skrywane przez lata informacje powinny więc ujrzeć światło

More Maiorum


WYWIAD

dkrywanie przodków ty, później jest przypomina śledztwo”

ki

styczeń | 1 (72)/2019

49


dzienne? W powieści ich ujawnienie doprowadziło przecież do tragedii… Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Wydaje mi się, że jest to trochę pytanie filozoficzne odnoszące się do naszego stosunku do takich pojęć jak obłuda czy hipokryzja. A może należy też dorzucić kwestię intencji ukrywania tych informacji. Co być może nieco skomplikuje tę ocenę i uczyni ją niejednoznaczną. W moim odczuciu należy się jednak z tym zmierzyć i starać się mieć do wszystkiego zdrowy dystans. Mniej więcej takie przesłanie płynie z doświadczeń wielu pokoleń, w tym zapisanych na kartach wielu ksiąg. Można tu posłużyć się na przykład cytatem z Ewangelii wg Św. Łukasza Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Sprowadzając to do potocznego przekazu – wcześniej czy później „wyjdzie szydło z worka”. A powieść… Jest jakąś ilustracją życia. Akcja powieści nieprzypadkowo rozgrywa się w niewielkiej miejscowości Sadowne. Czy księgi metrykalne małych parafii są kopalnią niesamowitych zdarzeń sprzed lat? Jest to miejscowość, z której pochodzi rodzina mojej żony. Znam te strony,

50

a także studiowałem zgromadzone w parafii akta metrykalne, co ułatwiło mi osadzenie akcji w tym miejscu. Natomiast przechodząc do drugiego pytania, uważam, że księgi metrykalne małych i większych parafii mogą być kopalnią wiedzy o zdarzeniach sprzed lat. Jeśli do ksiąg metrykalnych dorzucimy jeszcze inne przechowywane w parafiach dokumenty, to wyłoni się z tego całkiem ciekawy obraz. Mam w tej chwili przed oczami wielką księgę, liczącą 952 strony, wydaną przez pana Zbigniewa Wąsowskiego dotyczącą parafii Rozbity Kamień na Podlasiu, w której po lekturze wielu parafialnych dokumentów opisał mnóstwo ciekawych zdarzeń z przeszłości. Już tylko ten jeden przykład mógłby być odpowiedzią na to pytanie. W tym kontekście martwi mnie coś, na co z pełną premedytacją zwróciłem uwagę, tworząc na kartach książki fikcyjne zdarzenia. A mianowicie często w małych parafiach można odnaleźć bardzo stare księgi, które przechowywane są w złych warunkach i bez żadnych zabezpieczeń. Odpowiedzialni proboszczowie powinni przekazywać je do stosownych archiwów, gdzie jest ich miejsce. Tam nie tylko znalazłyby się pod profesjonalną opieką, ale także ułatwiono by dostęp do nich wszystkim zainteresowanym. Nadmienię, że najstarsza księga przechowywana w sadowieńskiej parafii powstała w 1643 roku.

Jedna z postaci „Dziedzictwa” wzorowana jest na prawdziwej osobie i historii opisanej w miesięczniku genealogicznym More Maiorum. Czy inne wątki pojawiające się w powieści także są wzorowane na prawdziwych wydarzeniach? Konkretną inspiracją do pewnego wątku w warstwie kryminalnej książki stał się artykuł opublikowany w Gazecie Finansowej, o którym wspominam zresztą w Posłowiu Dziedzictwa. Cała reszta zrodziła się w mojej głowie. Pewnie coś miało na to wpływ, ale nie jestem w stanie precyzyjnie tego określić. Choć wydawałoby się, że genealogia to spokojne zajęcie, w przypadku Adama Floriańskiego powoduje ona mnóstwo „problemów” i nie ułatwia życia. Czy zawód genealoga faktycznie może okazać się tak ryzykowny? Trochę mówiliśmy o tym przy okazji pierwszego pytania. Niemniej jednak chcę zwrócić uwagę, że niebezpieczeństwo, jakie sprowadza na siebie Adam, jest częścią fabuły powieści i odwołując się do miar prawdopodobieństwa, może się zdarzyć w rzeczywistości. Wydaje mi się jednak, że takie przy-

More Maiorum


WYWIAD

przeczytaj także: fot. getty images

padki są sporadyczne. Śmiem twierdzić, że bez tego książka nie byłaby tak interesująca. Niemniej jednak nie chciałbym, żeby moje książki zniechęciły kogoś do zajmowania się genealogią. Wręcz odwrotnie chciałbym, żeby do tego zachęcały. Genealogia jest fantastyczną przygodą, która niesie ze sobą mnóstwo pozytywnych treści i zwykłej frajdy. Zajmuję się genealogią hobbystycznie od kilkudziesięciu lat i nic złego mnie nie spotkało. Powiem więcej, w tym czasie odkryłem wiele niesamowitych historii i poznałem ciekawych ludzi. Zawodowy genealog to bardziej detektyw czy odkrywca rodzinnych historii? A może jedno i drugie. Odkrywanie rodzinnych historii na pewnym etapie wymaga już pracy detektywistycznej. Tylko na początku odkrywanie przynosi szybko efekty, później jest żmudne i nierzadko przypomina śledztwo. Tym większa jest radość z każdego kolejnego tropu i odkryć. Nigdy nie zajmowałem się genealogią zawodowo, ale sądzę, że nie będzie się to różnić od amatorskiego zajęcia.

czen de-fu, czyli o chińczyku, który walczył w powstaniu wielkopolskim

Urodził się w odległych o kilka tysięcy kilometrów

Czy czytelnicy będą mieli szansę poznać dalsze losy Adama Floriańskiego?

Chinach. Nie wiadomo wiele o jego rodzinie i młodości. Ale zbiegiem różnych zdarzeń, walczył w powstaniu wielkopolskim! Czen De-Fu przyszedł na świat w 1892 roku w Dajrenie w północnych Chinach. W wieku 7 lat stracił rodziców, co zmusiło go do żebrania. fot. muzeum dulag 121

Sądzę, że tak – o ile mi tylko czas pozwoli. Wprawdzie zacząłem już pracę nad trzecią moją książką, w której z jednym małym wyjątkiem postanowiłem rozstać się z moimi bohaterami. Mówię z małym wyjątkiem, gdyż w książce najprawdopodobniej pojawi się przez chwilę Anna Kostrzewska. Będzie poproszona o wykonanie ekspertyzy w pewnej sprawie. Natomiast wielu moich dotychczasowych Czytelników polubiło parę Adama z Anną i dopominają się o ich dalsze losy. Kilka dni temu, dopracowując szczegóły struktury mojej trzeciej powieści, wpadłem na pomysł, czym mógłby zająć się Adam w kolejnej książce. Powiedziałem o tym mojej żonie i tak jej się ten pomysł spodobał, że przez chwilę niesiony jej entuzjazmem, zastanawiałem się, czy już w tym momencie nie pisać kontynuacji losów Adama i Anny. Później pomyślałem sobie, że zbyt zaawansowane są moje przemyślenia nad trzecią książką i szkoda byłoby tego nie sfinalizować. A kolejna historia, w którą wplącze się Adam Floriański i Anna Kostrzewska niech jeszcze bardziej dojrzeje w mojej głowie. Mogę jedynie powiedzieć, że znów będzie związana z genealogią. M

[wywiad]

coraz więcej osób

chce poznać swoje korzenie Od blisko 6 lat prowadzę jedyny bezpłatny miesięcznik

***

genealogiczny „More Maiorum” w Polsce. Artykuły w nim publikują zarówno rodzinni genealodzy, jak

Miesięcznik genealogiczny More Maiorum objął patronatem medialnym

i zawodowi archiwiści, historycy i przedstawiciele innych

książkę Grzegorza Gołębiowskiego Dziedzictwo wydawnictwa Novae Res.

dyscyplin w jakiś sposób związanych z poszukiwaniami

Wkrótce na naszej stronie oraz profilu na Facebooku pojawi się zadanie

genealogicznymi.

konkursowe, w którym nagrodzimy trzy osoby jednym egzemplarzem Dziedzictwa.

styczeń | 1 (72)/2019

51


Podróże naszych przodków, czyli o dawnych traktach i drogach

fot. wikimedia commons

> Grażyna Stelmaszewska


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Czy ktoś podróżującymi dziś autostradami i prawie idealnymi drogami zastanawiał się, jak przebiegały podróże 500 lat temu? Jak z punktu „A” do punktu „B” przemieszczali się nasi przodkowie? Wyprawy te ani nie były łatwe, ani bezpieczne. Zdarzało się, że zbaczając z drogi, można było stracić życie.

R

ozwój dróg przyspieszył wynalazek koła, pochodzący prawdopodobnie V-IV tysiąclecia p.n.e. z obszaru Mezopotamii i powstanie czterokołowego pojazdu o dwóch osiach. Pierwsze ślady kamiennej drogi możemy znaleźć na terenie dzisiejszego Iraku. Została ona zbudowana około 4000 lat p.n.e. Na ten sam okres datuje się powstanie drewnianej drogi na mokradłach Glastonbury w Wielkiej Brytanii. Z 2575 roku p.n.e. pochodzi z kolei egipska dziesięciokilometrowa droga ciągnąca się przez oazę Fajum. Drogi budowała też oczywiście rozwinięta cywilizacja grecka. Ich nawierzchnię tworzyły płyty bazaltowe położone na glinianym i żwirowym podłożu. Inaczej przedstawia się to na ziemiach polskich. Archeolodzy byli w stanie wyznaczyć przebieg wielu traktów kupieckich i dróg już od czasów Chrobrego. I nie były to bezpieczne drogi. Wąskie, wyboiste trakty, często piaszczyste, nastroszone korzeniami.

styczeń | 1 (72)/2019

Na dodatek nieuważny podróżny stawał często oko w oko z groźnymi zwierzętami lub rabusiami skuszonymi łatwymi łowami i szybkim bogaceniem się. Szerokość drogi wynosiła najczęściej dwa, czasami trzy metry. Często znikały one w najmniej odpowiednim miejscu. W wielu przypadkach jedynym z zabezpieczeń podróżnego i towaru był jego nóż, miecz lub po prostu ucieczka. Wszystkie drogi wiodły przez pola, lasy, a tak naprawę wydeptali je ludzie i zwierzęta. Rzadziej, by połączyć dwie drogi, karczowano las. Nie budowano dróg, nie znano prac inżynieryjnych, jakie prowadzili Rzymianie, bo na polskie ziemie takie informacje po prostu nie dotarły. Wyznaczane trakty zależały od podłoża. Do wędrówek wybierano te miejsca, gdzie drogę pokrywał piasek, żwir, czy też istniało podłoże skaliste, woda szybko w nie wsiąkała, dając możliwości przemieszczania się. Trudno zaś podróżowało się po terenach gliniastych. Zimą podróże utrudniały śniegi, wczesną wiosną roztopy. Omijając niespodziewane przeszkody, wyszukując innych miejsc, łatwo można było się zgubić. Za przykład podam króla niemieckiego Henryka II, który podczas decydującej kampanii w wojnie między Rzeszą a Polską w 1005 roku poprowadził armię przez bagna i mokradła, doprowadzając żołnierzy do skrajnego wyczerpania i wielkich uciążliwości. Bardziej drastyczny przypadek dotyczył węgierskiego króla Andrzeja, który oddalił się z na chwilę od swego orszaku, zabłądził w gęstwinie, co spowodowano śmierć… z głodu i wycieńczenia na pograniczu własnego państwa. Bardzo często podróżowano po prostu „na przełaj”, a do przeprawy wykorzystywano brody, płycizny i przewężenia. Jeżeli jednak funkcjonowała już wydeptana i wyjeżdżona kołami wozów droga, korzystano z niej aż do zupełnego

zużycia, jeżeli natomiast dany szlak został porzucony, zwykle po prostu zarastał.

Słup drogowy w Koninie W średniowiecznym transporcie na ziemiach polskich podstawą były zwykle drogi gruntowe, niewiele różniące się od dzisiejszych dróg polnych, czy leśnych i taki stan rzeczy utrzymywał się w zasadzie do XIX wieku. Niekiedy tylko, na niewielkich odcinkach, zwykle w pobliżu grodów, wykładano je faszyną lub drewnianymi belkami. W wiekach średnich pojawił się u nas zwyczaj oznaczania dróg różnego rodzaju kamieniami i słupami. Jednym z przykładów jest słup drogowy w Koninie, ustawiony w 1151 roku, w połowie drogi między Kaliszem i Kruszwicą. Średniowieczne drogi nie były przedmiotem szczególnej dbałości współczesnych. Ani administracja królewska, ani lokalni władcy nie stosowali żadnych rozwiązań systemowych, które miałyby na celu ich planową eksploatację i zarządzanie nimi. Przełomowym okresem dla Polski był dopiero czas panowania Kazimierza Wielkiego. Dwa wieku później, do króla Zygmunta Augusta, wpłynęła skarga kupców poznańskich. Skarżono się na zły stan traktu między Poznaniem a Pniewami. Król polecił zarządcy ceł wielkopolskich konserwację tej drogi, aby uczynić ją zdatną do przejazdu dla kupców i furmanów. Podróże były nie tylko niebezpieczne, ale i też bardzo powolne. W swych zapiskach żydowski handlarz Ibrahim Jakub wspominał, że podróż z Pragi do Krakowa pokonał w 3 tygodnie. A trakt ten był niezwykle ważny w handlu i dobrze utrzymany. Poruszały się nim całe karawany z towarem, często z bronią wysyłane z Czech oraz Niemiec do Kijowa. I biegły odwrotnie,

53


z Kijowa z futrami, srebrem, tkaninami i niewolnikami. Na owe czasy był to trakt Praga-Kijów – dobrze wydeptany i oznakowany. Jednak nawet tak dobra droga pozwala na podróż z prędkością niewiele więcej niż 20 kilometrów dziennie. Miał on też duże znaczenie dla Czech, jak i Polski. Droga ta w pewnym sensie przyczyniła się do potęgi czeskiej dynastii Przemyślidziów, spokrewnionej z Piastami, ale też wskazuje się, że umocnił pozycję Bolesława Chrobrego. Istnieją także opinie, że król Henryk II bardzo zaciekle walczył z Polakami o zawładnięcie owym szlakiem. Podróże trwały więc niekiedy całe miesiące. Niewiele szybciej podróżowały orszaki królewskie. 20-30 kilometrów na dobę to był już maksymalny czas. Szybciej poruszali się tylko konni emisariusze lub oddziały kawalerii. Nigdy jednak nie pokonano tempa 50 kilometrów na dobę. Podróżowanie było niezwykle niebezpieczne głównie dla prostego, nieposiadającego ochrony podróżnika. Chłopi z reguły chodzili pieszo i niedaleko. Niektórzy drobni sprzedawcy towar nosili na plecach, używając konstrukcji zakładanych na plecy i przypominających plecaki. Poważniejsi

54

kupcy używali obładowanych towarem zwierząt jucznych lub wozów ciągniętych przez konie. Trakty o najbardziej istotnym znaczeniu były oznakowane za pomocą kamiennych kopców, słupów, znaków na drzewach, które ułatwiały drogę. Zresztą ich jakość techniczna nie była kwestią najbardziej istotną, bowiem transport towarów w naszej części Europy odbywał się wtedy głównie na grzbietach zwierząt. W średniowieczu wzrosła waga mostów. Zmiana ta szczególnie uwidoczniła się w państwie zachodnich Franków, gdzie już przed początkiem XI wieku budowanie mostów uważano za szlachetne i godne chrześcijanina. W Polsce warto pamiętać o nieistniejącym już, drewnianym moście wybudowanym w Żydowie koło Polanowa (datowany na rok 937 n.e.), drewnianym moście przez Cybinę z X wieku łączącym Poznański Ostrów Tumski z Ostrówkiem, drewnianych mostach z X wieku prowadzących na Ostrów Lednicki, moście z X wieku prowadzącym z Pomorza Gdańskiego do Prus i moście pontonowym przez Wisłę, zmontowanym w Czerwińsku w 1410 roku.

Cel podrózy Różne były cele podróżowania. Oprócz tych podstawowych, czyli handlowych i politycznych, wielu podróżników podejmowało podróż w celach dyktowanych przez religie, jak choćby pielgrzymki czy krucjaty. Zmieniał się

także sposób podróżowania. Doceniano już podróżowanie konno. Do przewozu towarów używano początkowo wozu dwukołowego, ciągniętego przez woły w zaprzęgu jarzmowym. Na szlakach wymiany dalekosiężnej wielcy kupcy stosowali niekiedy zaprzęg konny. Było to możliwe dzięki wynalezieniu miękkiego chomąta. W późnym średniowieczu upowszechniła się ciężka czterokołowa fura kupiecka, zaopatrzona w ruchomy przodek, ułatwiający manewrowanie. Ocenia się, że konno w ciągu dnia pokonywano 3540, a wozem 25-35 kilometrów. Od średniowiecza jednym z ważniejszych szlaków komunikacyjnych w Europie Środkowej była „Wysoka Droga”, nazywana również „Drogą Królewską”. Podróżowali nią kupcy, dyplomaci, pielgrzymi. Pierwsze wzmianki o Via Regina pochodzą z 1252 roku w dokumentach margrabiego Marchii Miśnieńskiej Henryka III. Rozbudowano ją na wschód i z biegiem czasu stała się ważnym traktem handlowym. W Polsce wykorzystywana głównie na trasie do Kijowa. Via Regina miała wiele odnóg. Jedną z nich jest Via Jagiellonica. W 1386 roku Wielki Książę Litewski Jagiełło rezydujący w Wilnie, udał się w podróż do Polski, by objąć w niej rządy. Po przekroczeniu granicy udał się do Lublina, gdzie na Zjeździe został wybrany na kandydata do korony, a później wraz z licznym orszakiem zmierzał do Krakowa, by poślubić Jadwigę i uzyskać koronę. I od tej wyprawy rozpoczęła się kariera traktu łączącego stolicę Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Gościniec-Kraków-Lublin-Wilno wielokrotnie przemierzały orszaki królewskie, a także rycerze, dyplomaci, duchowni, uczeni, artyści i inni. Traktem

More Maiorum


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

fot. wikimedia commons

Królewskim przejechał też kondukt żałobny: Zygmunt August na prośbę ukochanej, przedwcześnie zmarłej Barbary Radziwiłłówny, przewiózł jej zwłoki z Wawelu na rodzinną Litwę. Kondukt z trumną Barbary wyruszył z Krakowa 25 maja 1551 roku przez te same miejscowości, przez które wcześniej Radziwiłłówna jechała do Polski. Pogrzeb odbył się 24 czerwca tego samego roku.

Karczma dla szlachcica i chłopa Z chwilą ustanowienia na sejmie w Lublinie w 1569 roku Rzeczypospolitej Obojga Narodów, stał się on najważniejszą drogą wspólnego państwa. Unia sprawiła, że Trakt ten odgrywał dużą rolę nawet po bezpotomnej śmierci Zygmunta Augusta w 1573 roku. Szlak Jagielloński był też niezwykle istotny w procesie integracji Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pełnił funkcję europejskiej drogi kulturowej, umożliwiając wymianę pomiędzy Zachodem (cywilizacją łacińską) a Wschodem (cywilizacją bizantyńską). Nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu dawnych lat były przydrożne karczmy, gdzie podróżny mógł znaleźć odpoczynek, miejsce dla koni oraz potrawy dla pierwszego zaspokojenia głodu i pragnienia. O karczmach przy ważnych traktach i na rozstajach dróg wspomina już Gall Anonim w pisanej w I połowie XII wieku Kronice Polskiej. W średniowieczu i w czasach późniejszych karczmy służyły różnym celom. Można w nich było, oczywiście, stawać na popas i zjeść posiłek, napić się miodu lub piwa, można było przenocować i zabawić się. Tu często urzędowali poborcy ceł i myta. W karczmie można też było sprzedać produkty rolne lub kupić wyroby rzemieślnicze. Karczmy były instytucjami prawdziwie demokratycznymi – służyły na równi prostaczkom, jak i możnym panom. Dość często przy jednym stole zasiadali szlachcice i chłopi, w myśl dawnego powiedzenia W karczmie nie masz pana: Już za doby piastowskiej karczmy pospolite były po wsiach i miasteczkach polskich, jako gospody dla podróżnych i miejsca do narad i biesiad miejscowej ludności. W czasach, gdy kościoły były rzadko po kraju rozsiane, ludność, przybywająca w dnie świąteczne z daleka, musiała mieć przy kościele dach gościnny na popas, sami, więc proboszcze starali się o to, aby w pobliżu świątyni była obszerna gospoda. Należy pamiętać, że każdą część kraju pokrywała sieć dróg traktowych do osad, posiadłości książęcych i biskupich. Ciągle były to drogi wydeptane przez misjonarzy, rycerzy, kupców oraz handlarzy pędzących tabuny trzody, owiec i bydła rzeźnego. Prowadziły przez osiedla ludzkie, dolinami rzek, rzeczułek i strumieni, często przez gęstwiny borów. I tymi ścieżkami, często wiele kilometrów, pieszo czy na wozach, drogę pokonywali nasi przodkowie. M

genealogiczny

newsroom

Kolejny etap konserwacji archiwaliów sądowych z Gniezna zakończony Dobiegł końca kolejny etap konserwacji średniowiecznych archiwaliów kościelnych odnalezionych 3 lata temu w archikatedrze gnieźnieńskiej. Dotację na ten cel przyznano w tegorocznej edycji konkursu NDAP „Wspieranie działań archiwalnych” Pracami zostało objętych 155 zidentyfikowanych archiwaliów sądowych Konsystorza Generalnego Gnieźnieńskiego z okresu od końca XIV wieku do lat trzydziestych XVI wieku. Więcej informacji tutaj. *** Samorząd miasta Wilna poszukuje krewnych osób pochowanych na Starej Rossie Do Archiwum Narodowego Armenii uroczyście przekazano kopie 10 materiałów archiwalnych dotyczących Ormian z zasobu Archiwum Głównego Akt Dawnych

3

Samorząd miasta Wilna, za pośrednictwem Ambasady RP w Wilnie, zwraca się z apelem, do krewnych osób pochowanych na cmentarzu na Starej Rossie i znajdujących się na liście, która jest dostępna w tekście poniżej, o kontakt w celu wyrażenia formalnej zgody na renowację nagrobków. Osoby, które podejrzewają, że na liście mogą znajdować się groby ich bliskich, proszone są o kontakt z urzędnikami samorządu stołecznego. Więcej informacji tutaj.

styczeń | 1 (72)/2019

***

55


fot. materiały prasowe (2), ewa granieczny (1)

>> Ewa Granieczny

56

More Maiorum


KSIĘGARNIA GENEALOGA

Autorka: Katarzyna Droga Wydawnictwo Zwierciadło Rok wydania: 2018 Liczba stron: 255

styczeń | 1 (72)/2019

Sekrety przodków, czyli jakie znaczenie ma to, że twoja prababka zwiała przez okno z kochankiem? Sekrety przodków to hasło, które skusi niejednego genealoga, by po niego sięgnąć po książkę o tym tytule. Autorka książek Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca oraz Pokolenia. Powrót do domu tym razem przygotowała dla rozmiłowanych w rodzinnych tematach wyzwanie zmierzenia się z samym sobą w kontekście przeszłości swojej i przodków. Wewnątrz znajdziemy trzy części zawierające po sześć rozdziałów każda. Pasjonat genealogii zbuduje na tej podstawie w sobie zalążek własnej terapii psychologicznej, gdyż na końcu każdego rozdziału zamieszczono obszerne zadania do wykonania. Z kolei pasjonat psychologii pozna podstawy genealogii napisane swojskim i przyjemnym językiem. Znający publikację Tajemnice przodków. Ukryty przekaz rodzinny autorstwa psychiatry Anne Ancelin Schützenberger będą mieli przeświadczenie, że większość z czytanej treści jest im bardzo dobrze znana. W przeciwieństwie do tej w książce Katarzyny Drogi nie znajdziemy odniesień do źródeł, za to przyjemny język i bezpośrednie skierowanie do czytelnika. Nie doświadczymy także unikatowego podejścia do tematu wpływu przodków na nasze życie, jednak bez oczekiwań uleczenia własnych traum, warto przeczytać i z odrobiną dystansu oddać się rozmyślaniom nad swoją przeszłością. M

57


> Piotr Ryttel

Późnym wieczorem, już po godzinie jedenastej, 14 stycznia 1863 roku, gdy mało kto się tego spodziewał, do wielu domów w Warszawie wtargnęła policja w asyście wojska. Celem była branka. Główne ulice i place obsadzone były przez konnicę i piechotę. Na ulicach ustawione były działa, żeby udaremnić najmniejszy opór. Do wojska Rosjanie brali przede wszystkim rzemieślników. Policjanci wyciągali z łóżek nie tylko młodych mężczyzn, ale nawet trzydziestopięcioletnich i czterdziestoletnich. Wszędzie było słychać płacz i zawodzenie matek, żon i dzieci. Najwięcej mężczyzn Moskale uprowadzili ze Starego Miasta, dla przykładu – z istniejących siedmiu domów na Krzywym Kole, policjanci wyciągnęli dwudziestu ludzi. Dużą gromadę prowadzili też z Solca, Powiśla i Tamki. Pobór trwał aż do wczesnego ranka. Pojawiły się naciski na naczelników gmin i burmistrzów, kierowane z podziemia patriotycznego, aby nie pomagali Rosjanom w tych okrutnych działaniach. Odpowiedź Wielopolskiego była natychmiastowa: Doświadczenie z poboru do wojska w Warszawie upewniło nas, że urzędnicy wszelkiego stopnia, wierni swym obowiązkom, ani się uwieść, ani groźbami zachwiać nie dadzą. Wszelako uważam za stosowne ostrzec, że urzędnicy, którzy by przy obecnym poborze do wojska ściśle nie pełnili swych powinności, oprócz kar spadających na nich z odpowiednich paragrafów Kodeksu kar głównych i poprawczych, ulegną jeszcze odpowiedzialności za popieranie knowań, czynny i zbiorowy opór przeciw władzy na celu mający, co rozpoznaniu sądów wojennych podpada. Przy brance nie były brane pod uwagę żadne prawa stosowane zwykle w stosunku do popisowych. Zabierano ojców, którzy utrzymywali gromadkę dzieci i jedynych synów niedołężnych rodziców. Gdy ktoś zdążył uciec przed branką, w zastępstwie szedł jego ojciec lub brat, nawet gdy poborowi nie podlegał.

58

More Maiorum


POWSTANIE STYCZNIOWE

Pędzili swoje ofiary do cytadeli, w grupach po kilkudziesięciu, pod silną eskortą. Na miejscu uwięzieni przez cały dzień nie dostali nic do picia ani czegokolwiek do jedzenia. Krwawe sceny powtórzyły się 15 stycznia wieczorem. Próby stawiania oporu kończyły się uderzeniami bagnetem, zdarzyło się nawet samobójstwo – pewien człowiek z Solca rzucił się z wysokiego balkonu, wybrał śmierć zamiast niepewnego losu. Miasto wyglądało jak pobojowisko, warsztaty stanęły, bo nie było rąk do pracy, część sklepów była zamknięta, głównie żydowskich. Wśród Izraelitów było wielu młodych, dopiero co ożenionych. Wbrew wcześniejszym obietnicom, branka objęła również uczniów Szkoły Głównej Warszawskiej. Kilka tysięcy młodych mężczyzn opuściło Warszawę, dziwnym trafem nie byli zatrzymywani na rogatkach. Krążyły słuchy, że Wielopolski wyśle na nich wojsko, licząc na szybkie pokonanie bezbronnych, nieprzygotowanych do obrony. Trzeciego dnia branki w Warszawie było już spokojniej, nieliczni, którzy do tej pory się uchowali, a nie zdążyli wyjść z miasta, dostali się w ręce Moskali. Osierocona ludność była nie tyle pogodzona z losem, ile trwała w nadziei i oczekiwaniu, że lepsza przyszłość nastąpi. Do zamkniętych w cytadeli nie dopuszczano nikogo z rodziny. Młodzież, która wyszła z Warszawy, łączyła się z rówieśnikami z prowincji. Grupy te stanowiły zalążek oddziałów powstańczych.

styczeń | 1 (72)/2019

59


baran

byk

bliźnięta

21.03-19.04

20.04-22.05

23.05-21.06

ogólny: Nadszedł ten dzień kiedy

powinieneś/-aś zmienić coś w swoim życiu. Nie rób jakichś gwałtownych zmian. Na początek zmień jedną rzecz, na resztę przyjdzie jeszcze czas.

ogólny: Nie pal za sobą wszystkich

genealogiczny: Pomysł, by zmienić

genealogiczny: Kolejne badania

podział prac w badaniach genealogicznych, jakie prowadzisz ze swoim współpracownikiem jest bardzo dobry. Dzięki temu oboje będziecie robić to, w czym jesteście najlepsi.

mostów. Niektórzy może nie dążą Cię dużą sympatią, ale w odpowiednim czasie wyciągną do Ciebie pomocną dłoń.

genealogiczne okażą się wielkim sukcesem, musisz tylko poszukać podpowiedzi w najbliższych numerach More Maiorum.

ogólny: Pozwól swoim najbliższym

swoim życiem. Ty uważasz, że popełni oni błąd, ale to ich życie i mają prawo popełniania swoich błędów.

genealogiczny: Do swoich planó

dotyczących genealogii podejdź z lekk rezerwą. Nie możesz łapać wszystkich za ogony. Wyznacz sobie cele i realizuj kolei.

panna

waga

skorpion

24.08-22.09

23.09-22.10

23.10-21.11

ogólny: Jeśli nie udało Ci się wprowadzić postanowień noworocznych z dniem 1 stycznia, to nie przejmuj się. Możesz je wprowadzić już za… miesiąc.

genealogiczny: Od jakiegoś

czasu unikasz podjęcia się poszukiwań genealogicznych, w których ułatwieniem byłyby badania genetyczne. Chyba nie masz innego wyjścia, jak podnieść tę rękawicę...

ogólny: Przyjaciel, na którego zawsze

mogłeś/-aś liczyć poprosi Cię o pomoc. Jego prośba będzie bardzo nietypowa. Twoja pomoc w załatwieniu tej sprawy wzmocni Waszą przyjaźń.

genealogiczny: Do imprezy, na której

pragniesz zaprezentować swoje wyniki genealogiczne zostało jeszcze trochę czasu. Popracuj nad sposobem prezentacji, bo same wyniki są imponujące.

ogólny: Jak to zwykło się mówić: Ja

się nie ma szczęścia w kartach, to się m miłości. W totka raczej nie trafisz „szós ale może jakaś „piątka” się trafi? A jak to przynajmniej znajdziesz swoją drug połówkę.

genealogiczny: Po zeszłorocznej

konferencji w Brzegu obiecałeś/-aś sob że na następnej wygłosisz prelekcję. Cz rozpocząć prace.

horoskop od 10 stycznia do 9 kwietnia


rak

lew

22.06-22.07

23.07-23.08

żyć iają do

ogólny: Końcówki 2018 roku nie możesz

ogólny: Rok 2019 rozpocznie się dla

ów ką wron j je po

genealogiczny: Metryka, którą od

genealogiczny: Nie zapychaj skrzynki

n

ak ma w stki”, nie, gą

bie, zas

zaliczyć do udanych, ale nie możesz zrażać się do nadchodzących wydarzeń. Życie to sinusoida – raz jest :) a raz :( .

jakiegoś czasu próbujesz odczytać jeszcze przez jakiś czas pozostanie dla Ciebie tajemnicą. Gdy przyjdzie odpowiedni czas na poznanie tajemniczej metryki otrzymasz znak.

Ciebie z przytupem. Dostaniesz propozycję pracy, którą powinieneś/-aś poważnie przemyśleć. Może dostaniesz awans?

mailowej praprawnuczki żołnierza AK, którego historię pragniesz poznać. Daj jej trochę czasu. Ona sama też musi poszukać informacji.

strzelec

koziorożec

22.11-21.12

22.12-19.01

ogólny: Na brak pieniędzy w pierwszym kwartale 2019 roku nie będziesz mógł/ mogła narzekać. Na Twoje konto zostanie przelana premia za zdobycie kolejnego kluczowego klienta.

genealogiczny: Poszukaj metryk

dotyczących rodziny królewskiej z Monako. Wyniki mogą być zaskakujące.

ogólny: Marnujesz się cały czas

wykonując pracę poniżej swoich kwalifikacji. Wraz z nowym rokiem nadszedł czas na małą rewolucję w Twoim życiu.

genealogiczny: Podczas prac

budowlanych w Twojej miejscowości zostanie znaleziona butelka z listem, który może pomóc Ci rozwiązać zagadkę dotyczącą pierwszych właścicieli wsi.

wodnik

ryby

20.01-18.02

19.02-20.03

ogólny: W 2018 roku każdego pierwszego obiecywałeś/-aś sobie, że w końcu skupisz się na swoich potrzebach, marzeniach. Czas w końcu to zrobić. Koniec z wykorzystywaniem przez innych. Od dziś asertywność to Twoje drugie imię.

genealogiczny: Podąż śladami

ostatniego władcy Twojej miejscowości, Dzięki temu dowiesz się czegoś zaskakującego o samym sobie.

ogólny: Rodzina była dla Ciebie zawsze na pierwszym miejscu. I tak powinno być nadal. Czas, który spędzą z Tobą będzie dla nich bezcenny.

genealogiczny: Marnujesz czas czekając na to, że IPN zeskanuje Ci interesujące dokumenty. Sam/-a pojedź i ich poszukaj ich.

genealogiczny horoskop

a


More Maiorum

fot. anna brochocka (11)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.