More Maiorum, nr 15

Page 1

Dziki wschódMalczewski Jacek i jego antenaciO browarnikach i bednarzach-

7

wskazówek – wywiad rodzinny1 M

M


Redakcja:

Redaktor Naczelny – Alan Jakman Z-ca Redaktora Naczelnego – Marcin Marynicz Korekta – Marta Chmielińska Skład i łamanie tekstu oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów: Alan Jakman – Dziki wschód, Cmentarz na Rossie, Los sierot, Jak przeprowadzić wywiad rodzinny, Znani z Bielska i Białej, Nowości, Wydarzenie miesiąca, Humor, Co słychać w regionalnych TG? Marcin Marynicz – Genealogia Jacka Malczewskiego, Warsztaty językowe z łaciny, Z pierwszych stron gazet, Postać miesiąca Paweł Becker – O browarnikach i bednarzach M

M

2


M

M

Serdecznie zapraszamy na naszą stronę internetową oraz fanpage’a na Facebook’u

Bardzo ważną zachętą do poszukiwań były dla mnie rozmowy z babcią… o swoich poszukiwaniach genealogicznych, zainteresowaniach oraz przemyśleniach o „komputerowej genealogii” opowie:

Dziki wschód Przodkowie Jacka Malczewskiego-

Jeśli ktoś myśli, że tylko na dzikim zachodzie byli złodzieje, rabusie, którzy napadali na konwoje znacznie się myli… Na podróż po „dzikim wschodzie” zaprasza:

Alan Jakman W More Maiorum znajdziecie również: 7 wskazówek – jak przeprowadzić wywiad rodzinny? Los sierot Cmentarz na Rossie Chłop i szlachcic w Kodeksie Zamojskiego Historia Jacqueline Kennedy. Poradnik savoir vivre z 1859 r.

3

Zapraszamy do współpracy! M

M


wywiad Jak długo zajmuje się Pan genealogią? Właściwie odkąd pamiętam. Naturalnym początkiem były rozmowy z oboma dziadkami i jedną babcią, bo druga zmarła, zanim wyszedłem z bajkowego etapu dzieciństwa. Oczywiście dopiero z czasem słuchanie opowieści o ich młodości przerodziło się w zainteresowanie historią rodziny. Pierwsze próby spisania wiadomości, które mi przekazali, i rysowania drzew podejmowałem w liceum. Natomiast systematyczne badania, ze zbieraniem dokumentów i sięganiem do źródeł spoza archiwum domowego to ostatnie sześć lat. Wtedy zostałem ojcem i to chyba dało impuls, żeby wreszcie zająć się genealogią na poważnie. Czy bliscy wspierają Pana w poszukiwaniach? Pierwszym i najważniejszym wsparciem był właśnie kontakt z dziadkami i babcią. Rozmowy z nimi dały wszystkiemu początek i chociaż oni już nie żyją, myślę o nich często i bardzo jestem wdzięczny za ich wspomnienia. Nie zawsze przychodziło im to łatwo. Zwłaszcza jeden z dziadków był dość oschły i surowy. Większość moich kuzynów trochę się go bała, a jego dzieci i zięciowie traktowali z dystansem, podszytym szacunkiem, ale i pewną rezerwą. Nie mieli odwagi sami go pytać, jedynie czasem wuj prosił, żeby spisał swoje wojenne losy. Dziadek nigdy sam by tego nie zrobił. Był inżynierem i interesowały go zagadnienia techniczne, a nie literackie – dokładnie odwrotnie niż mnie. I pewnie dlatego to mi się udało namówić go do niekiedy nawet dość intymnych zwierzeń, np. o doświadczeniu zabijania Niemców, z którymi walczył w pierwszej linii przez całe powstanie warszawskie.

Aleksander Kopiński, ur. 1974. Absolwent MISH UW, historyk kultury, krytyk literacki, varsavianista, genealog. Wydał esej Ludzie z charakterami. O okupacyjnym sporze Czesława Miłosza i Andrzeja Trzebińskiego oraz pracę zbiorową Gdy zaczniemy walczyć miłością… portrety kapelanów powstania warszawskiego. Publikował także w książkach krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej: Patriotyzm Polaków. Studia z historii idei oraz Wolność i jej granice. Polskie dylematy, a ostatnio w antologii Spór o Rymkiewicza. Szkice i recenzje drukuje w Rzeczpospolitej (magazyn weekendowy Plus Minus) i miesięczniku Stolica.

Bardzo ważną zachętą do poszukiwań były też dla mnie rozmowy z babcią, która przekazała mi nie tylko wiedzę o własnych przeżyciach, ale też całą ustną tradycję, która tworzy poczucie tożsamości mojej rodziny. Rzecz jasna, z prawdziwością poszczególnych faktów bywa różnie. Ale nawet kiedy okazują się tylko legendami, to nic nie zastąpi tej serdecznej bliskości, domowego ciepła, które żywy przekaz przenosi z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu mam poczucie współudziału w doświadczeniu moich naddziadów, którzy też tych opowieści słuchali jako młodzi chłopcy. To pomaga mi lepiej ich zrozumieć. Dzisiaj cenną pomocą bywa mi jeszcze pamięć kilku bliższych i dalszych ciotek. Oraz poszukiwania prowadzone przez paru krewnych i powinowatych, którzy też złapali genealogicznego wirusa. Chciałoby się jednak, żeby nas, zarażonych, było więcej.

M

M

4


Dlaczego zaczął się Pan interesować genealogią? Czy na tę decyzję miało wpływ jakieś wydarzenie? Najprościej mówiąc: chciałem wiedzieć, kim jestem. Stopniowo to pytanie nastolatka dojrzało w trochę inne: kim byli ci, dzięki którym istnieję? Nie było tu żadnych nagłych impulsów. Za to ważna była na pewno pasja historyczna i literacka, zaszczepiona mi przez ojca. Poszukuje Pan tylko przodków? Czy w drzewie genealogicznym swoje miejsce mają również krewni? Mnie interesują wszyscy! Bywa to oczywiście trochę ciężkie, ale wiele razy przekonałem się, że nie warto poprzestawać na samym ustaleniu swojej linii wstępnych, ewentualnie z ich rodzeństwem. Badając kolejne generacje, staram się ogarniać wzrokiem całe kręgi rodzinne, obejmujące także powinowatych, szwagrów z ich bliskimi itp. Bo zwykle rzeczywiście byli to ludzie bardzo bliscy naszym przodkom. Podawali wzajemnie swoje dzieci do chrztów, spędzali razem święta i codzienne popołudnia przy grze w karty, a później z tych znajomości rodziły się przyjaźnie, miłości i koligacje w następnych pokoleniach. Dopiero mając taki możliwie pełny obraz, dowiadujemy się naprawdę, kim byli nasi pradziadowie w ich konkretnym środowisku społecznym. A przy okazji można dokonać ciekawych odkryć. Jednym z takich była dla mnie Cyprian Zabłocki,

warszawski cukiernik z połowy XIX wieku, którego biografię udało mi się zrekonstruować i opublikować. Napisał do mnie potomek jego brata, dzięki któremu poznałem jego korzenie i młodość, która upłynęła na Zaprośniu w zdeklasowanej rodzinie szlacheckiej. Sam zbadałem jego karierę w stolicy. Wspólnie zaś doszliśmy do tego, że był konspiratorem Tajemnego Państwa Polskiego i ukrywał zabójców rosyjskiego szpicla Felknera, za co po stłumieniu powstania styczniowego został zesłany na katorgę i zmarł na Sybirze. I dodatkowy smaczek: wnukiem Zabłockiego był Mieczysław Wyszomirski, zabity jako 20-letni chorąży SdKPiL podczas manifestacji 1 maja 1905 roku w Alejach Jerozolimskich. Pocztówki ze zdjęciami jego i dwóch innych poległych aktywistów Dzierżyński kolportował potem na podobieństwo świętych obrazków. Inną niespodzianką było ujawnienie po 70 latach, że pewien odległy powinowaty, Stanisław Drabich, był mocno zaangażowany w ratowanie Żydów podczas ostatniej wojny, o czym nie wiedziała nawet jego bliska rodzina. Zgłosili się do mnie potomkowie ocalonych i dzięki temu został on uznany za Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, a wnioski dotyczące kilku innych osób są rozpatrywane w Yad Vashem. Takie przypadki utwierdzają mnie, że nie tylko warto grzebać w przeszłości, ale też robić to szeroko, nie zamykając się w kręgu wąskiej rodziny.

» Pradziadek p. Aleksandra w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej (fot. policyjna)

5 M

M


Czy prowadzi Pan poszukiwania jednocześnie po mieczu jak i po kądzieli? Najwięcej czasu poświęciłem udokumentowaniu dziejów rodziny ze strony ojca, chociaż najdłuższa linia moich przodków, sięgająca wieku XII, wiedzie przez babkę macierzystą. W niedalekiej przyszłości chcę się zająć badaniem najsłabiej rozpoznanych, bo urywających się na razie w połowie XIX wieku, linii: matki mojej babki ojczystej oraz rodziców dziadka ze strony mamy. W pierwszym przypadku utrudnia to póki co niedostępność w internecie metryk z ich rodzimej parafii w Lubelskiem. W drugim przeszkodą są niepełne dane o moich prapradziadkach. Czy posiada Pan jakieś inne zainteresowania oprócz genealogii? Może najlepiej opisuje je moje wykształcenie: skończyłem Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne w Uniwersytecie Warszawskim. Czyli łatwiej byłoby odpowiedzieć, czym się nie interesuję. Najważniejsze dla mnie dziedziny to historia literatury i kultury oraz historia polityczna i społeczna Polski. Ponadto varsavianistyka i krytyka literacka. A w dalszej kolejności architektura, urbanistyka, filozofia, socjologia, psychologia. Wszystko to jest niezwykle przydatne także w poszukiwaniach genealogicznych i odtwarzaniu losów na ogół dotąd szerzej nie znanych osób i rodzin. Teksty przedstawiające właśnie tego typu historie, które drukowałem w prasie, zbierają mi się pomału w nową książkę, która chcę wydać za rok lub dwa. Z jakiej warstwy społecznej pochodzą Pana przodkowie? Która z nich jest najłatwiejsza w poszukiwaniu antenatów? Ze strony dziadka po mieczu to mieszczaństwo i inteligencja warszawska, osiadła tutaj zwykle w czasach Księstwa Warszawskiego. Ci są mi naturalnie najbliżsi. Większość spoczywa na Powązkach, odwiedzam ich groby z moimi synami, którzy są już siódmym pokoleniem urodzonym w stolicy. Tak się też złożyło, że mieszkam jakieś sto metrów od ulicy, której nazwa pochodzi od naszego nazwiska, bo wytyczono ją wszerz naszej ziemi. Nie doświadczyłem więc wykorzenienia, przeciwnie, mam mocne poczucie bycia u siebie i kiedy słyszę o Warszawie jako mieście „słoików”, śmiać mi się chce. Zresztą wszyscy tutaj kiedyś skądś przybyli, a w drugim pokoleniu stawali się warszawiakami pełną gębą. Jestem przekonany, że tak dzieje się też teraz. Warszawa zawM

M

» Pradziadek p. Aleksandra na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu (pierwszy z lewej) – fot. z prywatnych zbiorów p. Aleksandra

sze była miastem otwartym, o olbrzymiej sile przyciągania i bardzo ułatwiającym asymilację nowych mieszkańców. Poza tym mam wśród przodków dużo szlachty zaściankowej i chłopów, głównie z północnego Mazowsza i Podlasia, którzy notabene – po równo niepiśmienni – nierzadko żenili się między sobą i w źródłach XIX-wiecznych są trudni do odróżnienia, bo oficjalna legitymacja była oczywiście poza ich zasięgiem. O mojej najdłuższej linii, potomkach średniowiecznego rycerstwa, już wspominałem. Oni na początku XVII wieku dostali od króla Zygmunta III nadania w Inflantach, później mieszkali też na Mińszczyźnie i w Petersburgu. O nich zachowało się bez wątpienia najwięcej łatwo dostępnych informacji, oprócz herbarzy także w rozmaitych leksykonach biograficznych ziemian, lekarzy itd., nie mówiąc o archiwaliach i wydawnictwach źródłowych. Ale z mojego doświadczenia wynika, że najciekawsze i najowocniejsze bywają badania, do któ6


rych jest się najlepiej przygotowanym dzięki znajomości geografii i historii miejsca, tła etnograficznego, społecznego itp. To często więcej waży niż przynależność stanowa lub klasowa badanych. Dlatego najbardziej lubię szperać w koligacjach warszawskich ostatnich dwóch stuleci. Czy korzysta Pan z gotowych programów do budowy drzewa genealogicznego? Czy może ma Pan opracowany swój własny? Korzystam z jednego z genealogicznych portali społecznościowych, dzięki czemu mogę budować sieć powiązań razem z gronem także tym zainteresowanych krewnych i powinowatych. Zupełnie nie znam się na programowaniu. Jak przechowuje Pan znalezione metryki? W jaki sposób podzielone jest Pana archiwum rodzinne? Najważniejsze dla mnie metryki i inne dokumenty, dotyczące linii męskiej przodków, drukuję, bo to najpewniejsza forma utrwalenia znalezisk. Najwygodniej też je potem pokazać innym. Są ułożone chronologicznie. Mam sporo starych fotografii, które dzielę wedle przedstawionych na nich osób, rodzin lub kręgów rodzinnych, zależnie od ilości. Nigdy nie próbowałem zaprowadzić w tym porządku zgodnego z zasadami archiwistyki. Wystarcza mi, że mogę wygodnie ze swoich zbiorów korzystać i że są one opisane tak, by w razie mojej śmierci dzieci mogły kiedyś łatwo się w nich zorientować. Który z przodków według Pana jest najbardziej interesujący? Zazwyczaj najbardziej ciekawią mnie ci, o których aktualnie najmniej wiem. Ale jeśli chodzi o osoby już przebadane, to wybitną postacią była siostra przyrodnia mojej praprababki, Helena Willman-Grabowska, światowej sławy indolog i iranista, wykładowca Sorbony i pierwsza kobieta profesor w historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jej przykład oddziaływał na trzy pokolenia naszej rodziny, od kilkanaściorga jej rodzeństwa aż po generację mojego ojca. Ostatnio miałem też przyjemność pisać o Antonim Jaźwińskim, teraz zapomnianym, choć w swoim czasie słynnym na całą Europę wynalazcy metody mnemotechnicznej, a prywatnie wuju mojego prapradziadka. Wyszła nawet o nim niedawno praca naukowa Piotra Molendy, choć pod względem biograficznym niestety nic nie dodała do mojej uprzedniej wiedzy.

Ale nie tylko takie postacie o zapewnionej pozycji w PSB są dla mnie ważne. Moi męscy przodkowie przez kilka pokoleń nazywali się dokładnie tak jak ja. Czytając o nich, zawsze mam wrażenie, jakbyśmy byli jednym człowiekiem w kolejnych wcieleniach. Pewnego z nich „przyaresztowano” w 1846 roku za przepisywanie zakazanych przez Rosjan „wierszy burzliwej treści” patriotycznego rymopisa Andrzeja Brodzińskiego. To najdawniejszy dowód zainteresowania literaturą wśród moich przodków. Inny jego sympatyczny rys pokazuje „protokół niesforności”, który spisano o nim w urzędzie, gdzie był kancelistą, bo odmówił pracy w niedzielę. Epizod uwięzienia politycznego miał też mój pradziad, który przesiedział połowę 1913 roku w X Pawilonie Cytadeli pod zarzutem szpiegostwa. I choć w końcu go zwolniono, po lekturze akt śledztwa wcale nie mam pewności, czy coś nie było na rzeczy. W tym czasie byli tam też osadzeni czołowi socjaliści różnych nurtów, od Prystora do Dzierżyńskiego. A pradziad na ówczesnych zdjęciach wygląda jak typowy ówczesny brodaty rewolucjonista, choć nigdy później nie miał takich sympatii politycznych. Przeszukuję pomału wspomnienia pozostawione przez jego współwięźniów, może znajdę i o nim jakieś wzmianki. W międzywojniu angażował się w rozwój ogrodnictwa, jako prezes Polskiego Związku Producentów Warzyw jeździł na wystawy światowe i krajowe. Dwa lata spędził też jako kolonista w portugalskiej Angoli, próbując urządzać polskie plantacje. Wrócił z tej podróży życia bez fortuny, za to z malarią. Zjeździł jednak kawał świata, a za najpiękniejsze miasto uważał odtąd Lizbonę. Był człowiekiem nie tylko rzutkim, lecz również niesłychanie dobrym i łagodnym. Rodzina otaczała go wyjątkowym szacunkiem, umarł bez mała w opinii świętości. Z kolei mój dziadek – co prawda Aleksander zaledwie na trzecie imię – po klęsce powstania, w którym uczestniczył razem z kilkoma kuzynami w szeregach Batalionu „Gustaw” NOW-AK, wyszedł do niewoli i był jeńcem niemieckim, więc też zaliczył swego rodzaju odsiadkę, do tego połączoną z robotami przymusowymi. I czasem myślę, czy i mnie czekają kiedyś podobne przygody. Albo jednego z moich synów, choć przezornie dostał Aleksander tylko na imię chrzestne. Jakie ma Pan największe marzenie związane z genealogią? Bardzo chciałbym wyprowadzić linię męską moich przodków dalej wstecz poza rok 1751, w któ-

7 M

M


rym na razie utknąłem przez luki w zachowanych księgach metrykalnych. I napisać o nich sagę na podstawie rodzinnej tradycji i własnych badań, przynajmniej taką na użytek moich dzieci i krewnych. Chciałbym też trafić na źródła mówiące o rodzeństwie kanclerza Jana Borcha, bo podejrzewam, że jedna z moich nadbabek była jego siostrą. Oraz odnaleźć amerykańskie ślady Karola Szymańskiego, brata innej nadbabki, który był kapelusznikiem i około 1850 roku wyemigrował do Stanów. A z bardziej prozaicznych zamierzeń – mam nadzieję rozwinąć w doktorat studium biograficzno-genealogiczne o małżeństwie Halpernów, siostrze i szwagrze mojego pradziadka, którzy byli nauczycielami zasłużonymi dla Łowicza i do dziś są tam pamiętani. Jak Pan myśli, czy genealogia w dobie, kiedy wiele metryk jest już dostępnych w Internecie, stanie się pasją na kilka godzin, dni? Jakie są Pana przemyślenia na ten temat? Faktycznie, znając podstawowe dane, sięgające powiedzmy okresu dwudziestolecia, można często już w ciągu paru tygodni albo wręcz, przy odrobinie szczęścia, kilku dni zbudować bez większego trudu wywód antenatów gdzieś do połowy XVIII wieku. Ale, moim zdaniem, to nie jest koniec, lecz dopiero początek przygody z genealogią. Dlatego

wolę używać szerszego określenia: historia rodziny. Nawet nie dysponując kronikami lub memuarami spisanymi przez przodków ani nie mając wśród nich powszechnie znanych postaci, można przecież odtwarzać ich losy, sięgając do innych źródeł niż akta stanu cywilnego. Sam np. dopiero z metryk dowiedziałem się, że mój po trzykroć pradziadek był w połowie XIX wieku urzędnikiem Rządu Gubernialnego Warszawskiego, czyli ówczesnej administracji wojewódzkiej. Szczęśliwie w AGAD zachowała się jego teczka personalna, z której wyczytałem bardzo wiele dalszych szczegółów o jego życiu. Podobnie bywa z aktami wojskowymi, samorządów lekarskich, prawniczych, cechów rzemieślniczych, kupieckich itd., nie mówiąc o ogromnej spuściźnie sądownictwa, źródle podstawowym do badań epoki przedrozbiorowej. Nasi przodkowie zostawiali po sobie o wiele więcej śladów archiwalnych niż by się nam mogło wydawać. Poza tym trudno byłoby obejść się bez sięgania po opracowania profesjonalnych badaczy, dotyczące interesujących nas okresów, regionów, grup społecznych i zawodowych. Nieraz okazuje się, że np. migracje przodków stają się zrozumiałe dopiero, gdy poznamy ten szerszy kontekst, chociaż

» Pradziadek p. Aleksandra w Angoli (drugi z lewej) – fot. z prywatnych zbiorów p. Aleksandra

M

M

8


imiona i nazwiska ich samych nigdzie poza metrykami nie zostały wymienione. Będziemy jednak wiedzieć, co działo się w danej wsi lub jej okolicy i jaki mogło to mieć wpływ na ich zachowania. A jeśli do tego jeszcze dodać obecnie masowo digitalizowaną starą prasę, pełną rozmaitych informacji i plotek… Czy mógłby Pan podać kilka porad dla początkujących genealogów? Od czego powinni zacząć i na co zwracać szczególną uwagę? Zaczynać trzeba zawsze od ocalenia tego, co najbardziej ulotne i potem zwykle niemożliwe do odtworzenia, czyli od żywej pamięci rodziny. Od rozmów z dziadkami i babciami, rodzicami, wujami i ciotkami. Od cierpliwego słuchania i notowania lub nagrywania ich relacji. Od zebrania co tylko się da z rozproszonych pamiątek rodzinnych. Od zapisania informacji o osobach uwiecznionych na starych zdjęciach, którekolwiek tylko uda się rozpoznać. Bywa, że wiele z tych wiadomości okazuje się nieścisłych, a różne osoby przekazują odmienne wersje zdarzeń, co też trzeba odnotować. Ale tego podstawowego źródła nic nie zastąpi.

I, powiedzmy też szczerze, mało co w późniejszych poszukiwaniach dostarczy nam takiej przyjemności, jak te spotkania z bliskimi i wspólne rekonstruowanie przeszłości znanej im bezpośrednio lub z ustnej tradycji. A ta serdeczna bliskość jest wszak celem badań nad naszą prywatną genealogią: chcemy lepiej poznać ludzi, których życiowych wyborów i wysiłków my sami jesteśmy wynikiem. Dzisiaj wiem o historii mojej rodziny na pewno więcej niż ktokolwiek przede mną. Ale bez wahania oddałbym to wszystko za możliwość porozmawiania z pradziadkiem, którego nie znałem, bo zmarł przed moim urodzeniem. Namiastkę takiego wehikułu czasu, o którym marzy chyba każdy genealog, stanowi właśnie kontakt z żyjącymi bliskimi. Bo ostatecznie to właśnie nam, żywym, służą całe te nasze poszukiwania. Tamci po drugiej stronie ich nie potrzebują, bo przecież wiedzą już wszystko.

Panu Aleksandrowi serdecznie dziękujemy za udzielony wywiad. Tym samym życzymy wielu wspaniałych odkryć genealogicznych.

NASZYM PARTNEREM JEST

9 M

M


wywiad Jakie były początki Twojej przygody z genealogią? Hm.. Szczerze mówiąc impulsem, dzięki któremu postanowiłem zainteresować się genealogią była „zazdrość” ... tak właśnie zazdrość (śmiech). Mówiąc dokładniej chodzi tu o Ciebie Paweł, to dzięki tobie, twoim odkryciom jakich dokonałeś na polu genealogii, jak daleko zagłębiłeś się w poszukiwaniu swojej przeszłości, rodziny i przodków. Moja zazdrość przerodziła się w czyn i w końcu ja postanowiłem się za to zabrać. Na początku nie byłem pewien czy to tylko jeden z moich wielu pomysłów które odchodzą tak szybko jak przychodzą, jednak tym razem było zupełnie odwrotnie. Okazało się że istnieje coś takiego jak „twórcza zazdrość”, która może być początkiem czegoś bardzo ciekawego. Skąd zdobyłeś pierwsze informacje? Początki były trudne, nie wiedziałem od czego zacząć, dużym utrudnieniem było to, że w mojej najbliższej rodzinie nie ma już Dawid Wiecki, ur. 1988. osób, które mogą pamiętać cokolwiek z przeszłości, nie było dużej szansy na rodzinne relacje, opowiadania i wspomnienia. Pojawiło się jednak Jest, genealogiem-amatorem. Na co dzień pracuje w Miejświatełko w tunelu od którego wszystko się zaczęło - babcia odnalazła skiej Telewizji Kablowej w skrupulatne zapiski i zdjęcia prababci Felicji Wieckiej. Wąbrzeźnie jako kamerzysta Okazało się, że Felicja z ogromną pieczołowitością w najzwyklejszym i montażysta. zeszycie na pożółkłych, przetartych i w wielu miejscach porozdzieranych Członek Ochotniczej Straży już kartkach zapisywała najistotniejsze informacje związane z rodziną, Pożarnej w Wąbrzeźnie. daty urodzin, ślubów, zgony, adresy zamieszkania. Do zestawu informacji Z zamiłowania fotograf. od babci doszły przepiękne zdjęcia rodzinne, z których najstarsze pochodzi z końca XIX wieku i przedstawia mojego praprapradziadka Aleksandra Dominika ur. 4 sierpnia 1849 roku. Jakiś czas później zebrałem te dane w jedną całość i wtedy już powstał pierwszy zarys drzewa genealogicznego moich przodków z rodu Wieckich. Potem poszło z przysłowiowej górki, skorzystałem z rzeczy dostępnej praktycznie dla każdego, z Internetu - tak, wszystko co dowiedziałem się o swoich przodkach zawdzięczam Internetowi zasypał on mnie ogromną ilością zdjęć, metryk, ciekawostek oraz kontaktów z osobami związanymi z rodziną, a wszystko to praktycznie bez wyjścia z domu. Nazwisko Wiecki wpisywałem w wyszukiwarce internetowej chyba na wszystkie możliwe sposoby, odmieniane przez wszystkie przypadki. Rezultaty zaskakiwały z dnia na dzień. Kilkanaście wymian mailowych z członkami rodziny przyniosły nieoczekiwane efekty, informacje jakie do mnie spływały wprawiały mnie i najbliższych w zdumienie i sprawiały, że szukałem jeszcze głębiej.

M

M

10


dencji na Olandii. Zginął u boku króla w bitwie Czego dowiedziałeś się o swojej rodzinie pod Falköping w 1389 roku. w trakcie badań? Pierwsze wyniki mówiły, że Wieccy pochodzą od Tyle o zamierzchłej przeszłości, przejdźmy może jednego wspólnego przodka Heinricha I von Vitna chwilę do czasów nam bliższych. Członkowie zen żyjącego w XIII wieku, jest to jak dotąd najrodu byli bardzo aktywni na wielu płaszczyznach starszy przodek w lini prostej jakiego znalazłem, począwszy od wojskowości, tu uczestnicy pobo gdyby brać pod uwagę powinowatych mógłwstań, bitew i II wojny światowej, aż do polityki, bym się wtedy pochwalić takimi osobami jak udział w elekcjach królów polskich. W roku 1874, Mieszko I, członkowie dynastii Wazów czy cho12 stycznia we wsi Nowy Wiec na świat przychociażby święta Brygida patronka Europy, która dzi mała Marta, nikt nie przypuszcza jak owocne była blisko spokrewniona z Vickiem von Vitze, będzie jej krótkie życie. Została zakonnicą, szaale o nim później. Rodzina Heinricha I wyemirytką, bliźnim służyła bez względu na wyzwanie, growała z Niemiec do Szwecji a w późniejszym całe swe życie powierzyła Bogu, tak że po śmierci czasie do Polski, osiedlili się na Pomorzu, na pozostała ogłoszona błogosławioną. Niedawno rozgraniczu Kociewsko Kaszubskim i założyli dwie pędu nabrał proces kanonizacyjny Marty Wiecrodzinne wsie Nowy i Stary Wiec. kiej. Jej osobę poznałem, dzięki korespondencji Przejdźmy teraz do krótkich notek biograficznych z siostrą Józefą Wątrobą, wicepostulatorką proceciekawszych postaci z rodu Wieckich. Zacznę od su beatyfikacyjnego Marty. początku, jest rok 1320 na świat przychodzi Wspomnę jeszcze o czasach mi najbliższych mój wspomniany już Vicko von Vitzen, urodzony w pra pra dziadek Jan von Wiecki (21.01.1877 Niemczech, emigrujący 19.05.1960) mistrz ślusarski, do Szwecji, tam dostaje członek cechu rzemieślniczego, się na posiadłość króla członek chóru Lutnia, radny Szwecji Albrechta Mepierwszej Komisarycznej Rady klemburskiego, zostaje Miejskiej w Wąbrzeźnie. Lejego najbardziej zaufanym onard Wiecki, syn Jana, mój pra współpracownikiem i jeddziadek również członek chóru nocześnie zarządcą zamku Lutnia, piłkarz klubu sportoweKalmar. Był komornigo Pomorzanka, ogromny pakiem, egzekutorem sądotriota - za buntowanie się przewym (podkomorzym) na ciwko Niemcom podczas II zamku w latach 1366 wojny światowej został skazany 1389. Nikt inny nie piana karę więzienia, którą odbystował tego stanowiska wał w Grudziądzu. przez tak długi czas. Vicko stał się jednym z najJakie to uczucie mieć w robogatszych ludzi w kraju, dzinie błogosławioną? posiadał setki dworów Mieć w rodzinie osobę błogow południowo-wschodniej sławioną, która w niedługim Szwecji. Spędził więkczasie może zostać święta to szość swojego życia niewiarygodne uczucie, a jedw Kalmar Castle. Jego nocześnie wyzwanie w byciu rodzina była także właścichoć w małej części takim jak cielami twierdzy Pĺbonäs była siostra Marta. w Söderĺkra w pobliżu » Błogosławiona Marta Wiecka - źródło granicy duńskiej oraz rezy11 M

M


» Kamień w Asle Szwecja upamiętniający bitwe gdzie poległ Vicke van Vitzen - źródło

M

M

12


Specyfiką Twoich badań genealogicznych jest to, że w zasadzie całe drzewo stworzyłeś nie odchodząc od komputera. Jak to Ci się udało? Ktoś może zapytać jak doszedłem do tylu informacji nie wychodząc z domu. Może to szczęście, a może tak po prostu miało być. Znając siebie nie miałbym tyle cierpliwości, żeby odwiedzać archiwa, parafie, jeździć i pytać. Jednego jestem pewien- jeśli dobrze się szuka to w Internecie jest wszystko. Oczywiście dane, które odnalazłem są potwierdzone przez kilka źródeł- jestem więc całkowicie pewien ich wiarygodności. Planujesz podróż do Szwecji i odbicie swojego zamku? Moje plany na najbliższy rok to wycieczka do Nowego Wieca. Jest to wieś, której właścicielami był przez wieki ród Wieckich, znajduje się tam dworek, który był własnością Wieckich, tam też na świat przyszła bł. Marta Wiecka. Co ciekawe, jej dom rodzinny zachował się do dziś. Myślę, że wizyta w tym miejscu to mój obowiązek. Moim marzeniem jest też odwiedzenie zamku w Kalmar w Szwecji i okolic w których żył Vicke von Vitzen. Wydaje się to realne zważywszy na niedużą odległość i dogodne połączenie morskie. Aktualnie czekam na odpowiedz na mój list który wysłałem do Muzeum w Kalmar w sprawie jakichkolwiek informacji o rodzinie Vitzen. Jeśli chodzi o odzyskanie rodzinnych majątków, to szczerze mówiąc śniło mi się to kiedyś. Jak reaguje rodzina (najbliżsi) na Twoje badania? Oczywiście wszyscy są dumni z moich osiągnięć, ale nie reagują na nie tak entuzjastycznie jak ja. To się zmieni kiedy skończę pisanie książki opisującej dzieje rodu, która na pewno będzie bestsellerem. (śmiech) Dlaczego tworzysz drzewo genealogiczne? Nie skupiam się na tworzeniu drzewa, myślę że to będzie końcowy etap moich poszukiwań kiedy już 13

wszystko uda mi się uporządkować i opisać. Na razie staram się wszystkie informacje jakie zebrałem spisać w jedną całość. Jeśli chodzi o sens zabawy w genealogię - bardzo amatorską myślę, że w dzisiejszych czasach gdy ludzie tracą swoją tożsamość ważne jest jej odbudowywanie, szukanie swoich korzeni. Aby iść przed siebie trzeba pamiętać skąd sie przyszło. Józef Piłsudski powiedział: „kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani nie ma prawa do przyszłości”. To w przeszłości zawarte jest całe nasze przyszłe życie i to przeszłość kształtowała naszą teraźniejszość od nas zależy czy zaczerpniemy z niej to co pozwoli nam być lepszym człowiekiem. Wystarczy tylko odrobina chęci by zerknąć przez ramię do tyłu. A już tak bardziej przyziemnie patrząc z perspektywy czasu cieszę się ze zostawię coś po sobie dla moich dzieci, wnuków itd. A gdy na lekcji historii będą się uczyć o dynastii Piastów i Wazów z pełną odpowiedzialnością będą mogli powiedzieć nauczycielowi, że są z nimi spokrewnieni. Jakie napotykałeś trudności? Co radziłbyś początkującym genealogom? Najważniejsze to nie zniechęcać się. U mnie bywały dni, tygodnie pełne nowych odkryć, a kolejne to była stagnacja i stanie w jednym punkcie. Na początek proponuję wybrać się do babci/dziadka z kartką i długopisem i poprosić żeby opowiedzieli wszystko co pamiętają, cierpliwie notować a po powrocie do domu wszystko wpisać w wyszukiwarkę i mieć nadzieję na jak najwięcej rekordów.

Panu Dawidowi bardzo dziękujemy za rozmowę. Życzymy pomyślności w dalszym odkrywaniu królewskich zawiłości genealogicznych.

Rozmowę przeprowadził Paweł Becker

M

M


dziki wschód

O

kres II Rzeczypospolitej kojarzy się nam głównie z odzyskaną niepodległością, państwem wielonarodowościowym, które trzeba było zbudować od nowa. Poszczególne tereny kraju, pod względem gospodarczym, były różnie rozwinięte. Przez co państwo podzielone było na Polskę A i B. Polska A – to tereny zachodnie, dawny zabór Pruski, dobrze rozwinięty, stabilny gospodarczo, również w społeczeństwie było niewielu analfabetów. Z kolei wschodnie tereny II Rzeczpospolitej, czyli zabór rosyjski, a także część zaboru austriackiego, były w zapaści gospodarczej. O ile w dużych miastach było wielu bogatych, wykształconych ludzi, o tyle już kilka kilometrów dalej zaczynała się wiejska bieda. Dla ludzi mieszkających na Kresach Wschodnich Warszawa znajdowała się na końcu świata. Okres międzywojnia to kabarety, muzyka, rozwój kultury, iście prozachodnie życie … jednak tak było tylko w wielkich miastach, które dzieliły setki kilometrów błota, zacofania i bandytyzmu.

Dlaczego bandytyzm? Dlaczego „dziki wchód”? Może w Warszawie, Poznaniu, Krakowie nie grasowały grupy wschodnich „kowbojów”, ale na wschodzie kraju było to na porządku dziennym. Kolej żelazna była wówczas podstawowym środkiem transportu – jeździła szybko i punktualnie, co dzisiaj może wydać się dość kuriozalne… Koleją tą jeździli politycy, finansiści, przemysłowcy – jednym słowem najważniejsi ludzie w państwie. Pociągi służyły również do przewozu różnorakich towarów – często cennych. Na to też liczyli nasi polscy kowboje. Podpisany w 1921 roku traktat ryski ustalał granicę pomiędzy II Rzeczpospolitą a Rosją Bolszewicką. Tereny, które po ponad 100 latach wróciły do macierzy, były słabo zaludnione. Granice były słabo zabezpieczone, więc ludzie mogli spokojnie przekraczać granice w obydwie strony. Często sami bolszewicy wysyłali specjalne grupy na tereny polskie, które namawiały polską ludność do grabieży przejeżdżających pociągów, a oni sami podpalali posterunki policji, dworce, napadali na dwory. Generalnie siali niepokój, aby wywołać powstanie wśród mieszkańców. W październikowym numerze Nowości Ilustrowanych z 1921 r. znaleźć można artykuł o zuchwałym napadzie bandyckim na kasjera kopalni. Niema prawie dnia, by do uszu naszych nie doszła wieś o jakiejś śmiałej kradzieży, włamaniu lub napadzie bandyckim, niektóre z nich dokonywane bywają z takiem zuchwalstwem i bezczelnością o jakich się u nas dawniej nie słyszało. (…) Podobny wypadek bezczelnego i wprost urągającego

M

M

14


wszelkim zarządzeniom, mającym zapewnić ludności spokój i bezpieczeństwo, bandytyzm wydarzył się w ostatnich dniach ubiegłego tygodnia w Zagłębiu dąbrowskiem, gdzie ofiarą rozzuchwalonych bandytów padły trzy życia ludzkie, a łupem stała się pokaźna kwota. O godzinie 4 i pół po południu na drodze między Porębą a Zawierciem w powiecie będzińskim na kasyera jednej z tamtejszych kopalń, przewożącego w tym czasie w asytencyi policyi kasę z pieniędzmi, napadło kilku bandytów, uzbrojonych w rewolwery. Bandyci strzeliwszy, zranili ciężko siedzącego na wozie policyanta. Następnie po obezwładnieniu rannego w bestyalski sposób zamordowali naprzód jego, a potem kasyera i woźnicę. Po wymordowaniu ich bandyci zrabowali pieniądze i zbiegli. Opis ten przypomina niczym obraz wyjęty z amerykańskich westernów – konie, rewolwery, krew

i kradzież. Brakuje tylko Clinta Eastwooda i Henry’ego Forda… W roku 1923 Policji Państwowej powierzono pilnowanie wschodnich granic II Rzeczypospolitej. Jednak nawet ten zabieg nie powstrzymał migracji obywateli zza wschodniej granicy. Bojowcy ci wyposażeni byli często w różnoraką broń – nawet tę maszynową! Rząd zdecydował, aby w rejony przygraniczne wysłać wojsko. Jednak i to na nic się zdało. W samym 1924 r. zanotowano aż 189 napadów! Latem 1924 roku odbył się sowiecki dywersyjny atak zbrojny na Stołpce (ros. Напад на Столбцы). Do napadu doszło w nocy z 3 na 4 sierpnia. Dowódcą grupy terrorystycznej był Waupszasow – oficer wojsk bolszewskich, z pochodzenia Litwin. Nie wiadomo ilu dokładnie było dywersantów. Na pewno kilkudziesięciu, a niektórzy historycy mówią nawet o grupie 150 osób. Po przekroczeniu

15 M

M


granicy polsko-sowieckiej dołączyli oni do kilku mniejszych grup będących na terenie polskim. Podzielili się na cztery plutony wyposażone w karabiny ręczne i granaty. W wyniku ataku została zniszczona komenda Policji Państwowej, podpalony dworzec kolejowy i budynek starostwa oraz zdewastowane i ograbione wszystkie sklepy i magazyny handlowe. Głównym celem było jednak wtargnięcie do więzienia i oswobodzenie ok. 150 więźniów, a przede wszystkim przywódców Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, Josifa K. Loginowicza i Stanisława Mertensa. Po stronie polskiej zostało zabitych siedmiu policjantów, a trzech było rannych. Pobliski garnizon polski, który został zaalarmowany, wysłał 200 piechurów, którzy rzucili się za bandytami w pościg po mieście. Podczas obławy schwytano kilku złoczyńców.

dziennym życiu pomagały jej dwie sąsiadki – Amelia Burska wraz z córką Malwiną. Kiedy pewnego dnia Malwina rozpalała w piecu pani Wernerowa pożyła się do łóżka i zaczęła opowiadać o tym, że czuje się coraz gorzej i spodziewa się rychłej śmierci. Wspomniała również o tym, że wszystkie kosztowności zapisała zakonowi Franciszkanów. Jedno słowo klucz – kosztowność, wywołało u matki i córki niesamowitą złość.

Z kolei pod Wolsztynem zamaskowany bandyta napadł na kierownika tamtejszej mleczarni Ericha Bögera. Wracał on na motocyklu z banku, z którego wcześniej podjął 7000 złotych. Nagle na środku drogi:

Przyparta do muru Malwina rzuciła się do nóg (…) [policjantowi], który dochodzenie prowadził i zeznała szczegółowo, w jaki sposób dokonała zbrodni. Z pod beli w piwnicy dobyła skrwawioną jeszcze siekierę, ze strychu zaś ukryte kosztowności zmarłej – donosił tygodnik.

Natknął się on na drut, przeciągnięty przez szosę, wskutek czego spadł z motocykla i zranił się dotkliwie. Wykorzystał ten moment ukryty zbrodniarz i strzelił raniąc ciężko Bögera, a następnie, po zrabowaniu pieniędzy, począł uciekać na rowerze w stronę Nowej Wsi.

Malwina powzięła w tej chwili zbrodniczy zamiar. Zawołała matkę i siekierą ugodziła leżącą staruszkę w głowę, poczem zatkała jej usta ręką, by umierająca nie charczała. Matka dobiła ofiarę. Zabraną biżuterię kobiety ukryły na strychu, a większe przedmioty wywiozły do krewnej. Policja jednak szybko wpadła na trop morderczyń, które dodatkowo składały sprzeczne zeznania.

Matka do niczego się nie przyznawała, a stwierdziła, że o żadnym morderstwie nie wie i najwyraźniej Malwina sama go dokonała. Sąd jednak w takie tłumaczenia nie uwierzył. Obie oskarżone zostały skazane na karę śmierci.

Napady na tle rabunkowym były na tyle częste, że rzadko kiedy trafiały na pierwsze strony jakichkolwiek gazet. W Tajnym Detyktywie umieszczony został artykuł o niehonorowym mordzie dokonanym przez lwowskiego studenta. Przeczytajcie sami … We Lwowie wydarzyła się jeszcze jedna dramatyczna historia … tym razem z kobietami w roli głównej. W jednej z lwowskich kamienic mieszkała staruszka – pani Wernerowa. Jako, że wiele czynności sprawiało tej kobiecie problemy, w co-

M

M

16


17 M

M


genealogia Malczewskiego

» Jacek Malczerwski - źródło

M

alczewski Jacek Michał, ur. 14 lipca 1854 r. w Radomiu, zm. 8 października 1929 r. w Krakowie. Malarz. Jeden z głównych przedstawicieli symbolizmu. Studiował w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie, m.in. u Jana Matejki, 1876-1877 w École des Beaux-Arts w Paryżu. Jeden z założycieli Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka”, członek Secesji Wiedeńskiej. Od 1895do 1900 i od 1912 do 1921 profesor krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, później ASP. Początkowo tworzył realistyczne obrazy o tematyce związanej z powstaniem styczniowym (Niedziela w kopalni, 1882; Śmierć na etapie, 1891; Wigilia na Syberii, 1892), opiewające martyrologię popowstaniowych losów Polaków. Później malował kompozycje figuralne, dla których stworzył własne symbole i postacie fantastyczno-alegoryczne, o tematyce baśniowo-ludowej i patriotycznej (Introdukcja, 1890; Melancholia, 1890-94; Błędne koło, 1895-97, wiele wersji tematów Zatruta studnia i Thanatos). Liczne portrety i autoportrety również mają wymowę symboliczną (Autoportret na tle Wisły, 1901; Autoportret z hiacyntem, 1902; Autoportret w białym stroju, 1914). Malczewski należy do najwybitniejszych i najbardziej oryginalnych twórców polskiego malarstwa nowoczesnego.

» Akt urodzenia Jacka Michała Malczewskiego - źródło

M

M

18


Jacek Michał Malczewski ochrzczony został w Radomiu dnia 10 września 1854 r. – prawie dwa miesiące po narodzinach. Ojcem był 34-letni urzędnik – Julian Malczewski, a matką 30-letnia Marianna z Szymanowskich. Świadkami byli Michał Lisowski, dziedzic dóbr Przyłęku i Leopold Domański, radca kolegialny rządu gubernialnego, z kolei rodzicami chrzestnymi byli wcześniej już wspomniany Michał Lisowski i Stefania Szymanowska. Ponad 30-letni Jacek zawiera związek małżeński z Marią Gralewską w październiku 1887 r. w kościele mariackim w Krakowie. Z tego związku urodziło się co najmniej dwoje dzieci – Julia i Rafał.

» Akt ślubu Jacka Michała Malczewskiego - źródło

Dzieci te urodzone w Krakowie w latach 1887 (Julia) i 1891 (Rafał). Ciekawy jest więc fakt narodzin córki Julii 22 maja, kiedy ślub tej pary miał się odbyć 5 miesięcy później. W dacie urodzenia samego Jacka pojawiają się nieścisłości, ponieważ miał on się urodzić (według aktu chrztu) 14 lipca 1854 r., a tu jest data o jeden rok i jeden dzień późniejsza. W powyższym spisie ludności podano herb, którym posługiwała się rodzina Malczewskich. Była to Tarnawa. Żona Maria (jeśli wierzyć zapisom w spisie ludności miasta Krakowa) była młodsza od męża o jakieś 12 lat, ponieważ urodziła się 17 października 1866 r. w Krakowie.

19 M

M


Julian i Marianna Malczewscy w chwili narodzin syna – Jacka Michała nie byli ani bardzo starzy, ani bardzo młodzi. Ona miała mieć 30 lat, a on lat 34. Trudno się domyślać, czy ślub wzięli np. 10 lat wcześniej jako bardzo młodzi, czy może byli małżeństwem z krótkim stażem, bo np. były to ich kolejne związki. Okazuje się, że nie trzeba przeszukiwać zbyt wiele, bo metrykę ślubu Juliana Grzegorza Macieja trzech imion Malczewskiego i Marianny Szymanowskiej znaleźć można w księgach radomskiej parafii za rok 1849 r. pod numerem 103. Z aktu tego dowiadujemy się, kiedy i gdzie pobrali się rodzice polskiego malarza Jacka Malczewskiego. Miało to miejsce w Radomiu dnia szóstego listopada 1849 r. Według tego aktu, małżonkowie byli sobie równi wiekiem. On – Julian Grzegorz Maciej Malczewski, urzędnik towarzystwa kredytowego ziemskiego w Radomiu, kawaler, syn zmarłych Stanisława Malczewskiego i Marianny z Żurowskich, lat 29, ona – Marianna Szymanowska, panna, córka zmarłych Aleksandra Szymanowskiego i Józefy z Bordnowskich, urodzona w Warszawie, lat 29. » Akt ślubu Juliana Grzegorza Macieja Malczewskiego z Marianną Szymanowską - źródło

M

M

20


Odnalezienie obu metryk nie jest tak trudne. Co prawda Radom można jakoś „przeżyć”, ale przecież Warszawa była i jest duża, a parafii też wiele, ale udało się! » Akt urodzenia Juliana Grzegorza Macieja Malczewskiego - źródło, źródło

I jedna, i druga metryka podaje ten sam dzień chrztu – 19 listopada 1820 r. Niestety tylko jedna z nich informuje nas o dacie narodzin, czyli 17 listopada 1820 r. Ojcem był 23-letni Stanisław Malczewski, a matką trochę starsza, bo 27-letnia Maria Żurowska. Rodziców chrzestnych było czworo: jedna chrzestna – 21 M

M


Agnieszka Bojarska i trzech chrzestnych – Julian Żurowski, Ignacy Kutliński i Jan Burchard. Ciekawe jest, że pierwsza metryka wymienia tylko połowę z nich, ale podpisy pojawiają się prawie wszystkich z wyjątkiem Agnieszki, która prawdopodobnie była krewną swojego chrześniaka, a dokładniej ciotką – rodzoną siostrą ojca.

M

M

22


» Akt urodzenia Marianny Szymanowskiej - źródło, źródło

Marianna Józefa Szymanowska urodziła się w tym samym roku i niewiele później po swoim mężu, bo 10 grudnia 1820 r., zatem między małżonkami były zaledwie 23 dni różnicy ! Narodziny zgłoszono 19 grudnia 1820r. przed urzędnikiem stanu cywilnego gminy Warszawa cyrkułu pierwszego. Stawiła się wówczas 70letnia akuszerka, wdowa – Magdalena Krupińska. Oświadczyła ona, że w budynku nr 16 przy ulicy Piwnej urodziło się dziecko płci żeńskiej. Matką była 28-letnia Józefa Bortnowska, zaś ojcem nieobecny przy zgłoszeniu dziecka z powodu delegacji - Aleksander Szymanowski, który był bankierem (tak jak jego brat Feliks).

» Akt zgonu Józefy Szymańskiej - źródło

23 M

M


Dnia 11 listopada 1829 r. w warszawskiej parafii św. Jana stawił się Kazimierz Kellner, urzędnik w biurze jaśnie wielmożnego Nowosilcowa, senatora państwa rosyjskiego, lat 25 i Franciszek Jarnicki, służący, lat 22 i oświadczyli, że poprzedniego dnia (tj. 10 listopada 1829 r.) w budynku nr 477 przy ulicy Nowosenatorskiej zmarła Józefa z Bortnowskich Szymańska, zamężna, rodem z Warszawy, lat 34 mająca. Danych rodziców zgłaszający nie znali. Zmarła pozostawiła po sobie męża Aleksandra Szymanowskiego, radcę banku polskiego, mającego 48 lat i dwie małoletnie córki. Metryka co prawda nie podaje przyczyny zgonu, ale nie problem to rozwikłać, ponieważ akt nr 718 (czyli kolejny po metryce zgonu Józefy Szymanowskiej) dotyczy śmierci dziecka Aleksandra Szymanowskiego i jego żony Józefy zd. Bortnowskiej. Dziecko zmarł 10 listopada 1829r. o godzinie 8 rano, zaś jego matka dwie godziny później… Rodzina ogólnie trudna do zlokalizowania ze względu na mobilność, ale także z powodu braku dokumentów w sieci, które pozwoliłyby cofnąć się o kilka pokoleń więcej. Na „koniec” tej linii pozostał fragment z Kuriera Warszawskiego za rok 1830. Dotyczy on śmierci matki Aleksandra Szymanowskiego – Marianny z Swidzińskich Szymanowskiej, zmarłej 8 listopada 1830 r. w Cygowie przeżywszy 71 lat. Według tej notki, była ona córką Swidzińskiego i Heleny z Mierzeiewskich (Mierzejewskich). Miała liczne rodzeństwo. Jej mężem był Teodor Szymanowski, syn Dyzmy Szymanowskiego i Marianny z Szydłowskich. Przeżyli oni (Teodor i Marianna) w małżeństwie 24 lata. Po śmierci męża, swój czas poświęciła dla dobra dzieci, przyjaciół i domowników. » Wigilia na Syberii (Heiligabend in Sibirien) - źródło

M

M

24


» Akt ślubu Stanisława Bogumiła Juliusza Malczewskiego i Marianny Żurowskiej - źródło

25

M

M


M

M

26


» Akt ślubu Stanisława Bogumiła Juliusza Malczewskiego i Marianny Żurowskiej - źródło

29 stycznia 1820r. w radomskiej parafii zawarte zostało małżeństwo między 21-letnim Stanisławem Bogumiłem Juliuszem Malczewskim, kawalerem, synem Macieja Malczewskiego i Anny z Oraczewskich, a Marią Żurowską, 26-letnią panną, córką Jakuba i Apolonii Żurowskich. Oboje zbyt długo nie żyli, bo na krótko przed piętnastą rocznicą ślubu, zmarła Marianna. Stało się to 1 stycznia 1835r. w Radomiu. Stawiający zeznali, że zmarła miała 42 lata i pozostawiła po sobie męża Stanisława, jednak o rodzicach nie wiedzieli nic. » Akt zgonu Marianny Malczewskiej - źródło

Trochę ponad 13 lat później umiera Stanisław Malczewski. Ma to miejsce 5 lutego 1848 r. w Prędocinku. Z metryki dowiadujemy się, że zmarły był dziedzicem dóbr Prędocinka, miał 50 lat, był synem Macieja i Anny z Oraczewskich małżonków Malczewskich. Pozostawił po sobie żonę Karolinę Bukowicka, syna Juliana i dwie córki – Wandę oraz Anielę. 27 M

M


» Akt zgonu Stanisława Bogumiła Juliusza Malczewskiego - źródło

Wywód przodków do pobrania z naszej strony internetowej – zakładka Genealogie znanych Polaków

» Autoportret Jacka Malczewskiego - źródło

M

M

28


» Jacqueline Kennedy Onassis - fotografia autorstwa Curt’a Gunther’a.

29 M

M


historia Jacqueline Kennedy Artykuł pochodzi ze strony Historykon.pl

J

acqueline Lee Bouvier Kennedy Onassis, Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych Ameryki od 1961 do 1963 r. i jedna z największych ikon mody, urodziła się 28 lipca 1929 r. w Southampton w Nowym Jorku. Jej ojciec John Bouvier (Black Jack) był maklerem giełdowym francuskiego pochodzenia. Znany był ze swoich licznych podbojów miłosnych. Po kilku latach małżeństwa rozstał się z matką Jacqueline - Janet, ale utrzymywał pozytywne relacje ze swoimi córkami. Ojciec kupował Jackie i jej młodszej siostrze Lee bardzo drogie prezenty, co sprawiło, że już od najmłodszych lat ceniły sobie luksus. Takich metod wychowawczych nie pochwalała matka – irlandzka katoliczka, która potrafiła surowo karać dziewczynki.

sztukę i język francuski. Na studiach nie miała przyjaciół. Uważana była za nieśmiałą, irytującą osobę, trzymającą się na uboczu. Wolała spędzać czas czytając poezję lub ucząc się. Jej jedyną przyjaciółką była Nancy Tuckerman, która została w późniejszym czasie sekretarką Jacqueline w Białym Domu. Popularność Jackie wzrastała, gdy na uczelni odwiedzał ją ojciec – dusza towarzystwa i obiekt zainteresowania młodych kobiet. Ponieważ interesy na giełdzie nie szły dobrze, „Black Jack” nie mógł zapewnić Jackie dostatniego życia. Wiodła raczej skromny studencki żywot, wynajdując sobie sukienki na bale na pchlim targu. Na Balu Debiutantek wybrano ją najpiękniejszą dziewczyną wieczoru. Przerwy w nauce spędzała w luksusowych rezydencjach swojego ojczyma: jeździła konno i grała w tenisa. Często umawiała się na randki, jednak po kilku spotkaniach rezygnowała ze znajomości, sprawiając wrażenie nieosiągalnej. Jako młoda dziewczyna zainteresowała się Europą, o której dużo czytała. Pojechała na rok do Francji, by odnaleźć korzenie swojej rodziny. Podczas pobytu zapisała się na kursy francuskiego, wykłady z literatury i historii na uniwersytecie w Grenoble.

» Rodzina Kennedych - zdjęcieMarka Shaw’a, fotografa Kennedy’ch

Jackie czytała wiele książek, w szkole pisała eseje i wiersze do szkolnej gazetki. Tańczyła w szkole baletowej, jednak zbyt duży rozmiar stopy (dorosła Jackie nosiła rozmiar obuwia 44) uniemożliwił jej karierę w zawodzie tancerki. Ponadto pasjonowała się jazdą konną i w 1940 r. wygrała krajowe Zawody Juniorów w jeździectwie. Zdecydowała się podjąć dalszą naukę na Vassar University, gdzie studiowała historię, literaturę, M

M

Po powrocie do USA zmieniła uczelnię na J. Washington University w Waszyngtonie. Niespodziewanie dla wszystkich zaręczyła się z maklerem papierów wartościowych Johnem Hustedem, po czym po trzech miesiącach zerwała zaręczyny. Jej cechą charakterystyczną było to, że jeśli nie mogła cenić lub podziwiać mężczyzny, natychmiast go rzucała. Cały czas jednak spotykała się z biznesmanami i artystami, by móc rozmawiać o sztuce, kulturze i przebywać pośród elit i bogactwa. Nie zrażała się zawirowaniami w życiu osobistym, które było raczej marginalną sprawą. Konsekwentnie i powoli realizowała swój

30


plan bycia nieprzeciętną osobą. Jeszcze będąc na studiach wygrała konkurs na półroczny pobyt w redakcji magazynu Vogue i roczny staż w Nowym Jorku. Zaprojektowała wtedy cały numer Vogue i napisała artykuły o znanych ludziach takich jak Charles Baudelaire i Oscar Wilde. Niestety nie mogła wyjechać do Paryża, ponieważ rodzice nie wyrazili zgody. W 1951 r. ukończyła studia z tytułem licencjata z literatury francuskiej. Dzięki znajomościom ojczyma dostała pracę fotografującej dziennikarki The Washington Times Herald. Miała wtedy 22 lata, i zarabiała 42,5 $ tygodniowo. Jej reportaże cieszyły się powodzeniem. Ludzie chętnie udzielali jej wywiadów i pozowali do zdjęć, nawet gdy jako pacjenci siedząc na fotelu dentystycznym, musieli opowiadać o swoich odczuciach odnośnie zabiegu. Znana była z daru komunikowania się z ludźmi, umiała zachęcać ich do rozmowy. Bardzo chciała przeprowadzać wywiady ze sławnymi ludźmi i politykami, dlatego znajomi zaaranżowali dla niej rozmowę z kandydatem na senatora – Johnem Kennedym, którego rodzina zajmowała się działalnością polityczną, a ojciec był ambasadorem USA w Londynie. Jaqueline nie zakochała się od razu w Kennedym, jednak zgodziła się z nim spotykać. Jednocześnie umawiała się też z kilkoma innymi mężczyznami. Wszystkie te znajomości opierały się na rozmowach w restauracjach, spacerach i przy zachowaniu sporego dystansie. W końcu John zdecydował się poślubić Jackie, która przyjęła oświadczyny. Ślub odbył się 12 września 1953 r.; był bardzo wystawny, co sprawiło, że stał się głośnym wydarzeniem opisywanym na pierwszych stronach gazet. Miesiąc miodowy młoda para spędziła w Acapulco. Jackie zainteresowała Johna kulturą, literaturą, sztuką i muzyką klasyczną. W miesiąc po ślubie napisała dla niego wiersz pt. Marzenie Jacka Kennedy’ego: Przechadza się wśród wydm szerokiej plaży, Marząc o przyszłości swojego kraju. Wdycha zapach spienionych fal i marzenie nabiera realnych kształtów.

Przywołuje w pamięci dzieje Nowej Anglii. W nich żyje wszystko, co napawa go dumą (…). (…)To jego dziedzictwo. Wzywa go obowiązek. Oto jego dziedzictwo - oto powołanie. Słyszy wezwanie i nie wzbrania się. To przeszłość go wzywa do czynów. Wie, że się stawić musi, choć brzemię to wielkie, by służyć, przewodzić nadchodzącym czasom. Oto jego misja. Gotów ją wypełnić. (…)Będzie świat tworzył, Będzie przewodził. Będzie płodził synów. Inni się poddadzą, korząc się przed losem. Znajdzie miłość, lecz miast ukojenia – cierpienie, bo szukać musi, iść gdzie święty Graal. Nie bacząc na trudy, odnaleźć ma ziemię o której śnił na nadmorskiej, wietrznej plaży. W 1957 r. na świat przyszła ich córka Carolina, a w roku 1960 syn, John Kennedy Jr. Kiedy Jack został prezydentem w 1961 r. chciał być postrzegany jako przywódca krzewiący kulturę i dobre wartości. Jackie ze swoją erudycją i klasą świetnie nadawała się na Pierwszą Damę. W chwili zaprzysiężenia prezydenta miała 31 lat. Teraz wszystkie oczy zwróciły się na Jackie. Projektanci prześcigali się w propozycjach strojów dla Pani Prezydentowej; stała się szybko ikoną mody i dobrego stylu. Jej głównym projektantem był przyjaciel rodziny – Oleg Cassini, ale widywano ją także w ubraniach od Chanel, Givenchy, Valentiono czy Diora. Dom Mody Gucci zaprojektował torebkę nazwaną jej imieniem. Nie tylko komentowano jej stroje i fryzury, ale również kopiowano je na całym świecie. Wylansowała charakterystyczne sukienki bez rękawów z dekoltem w kształcie łódki. Dzięki niej popularne stały się małe toczki zwane pill box. Na oficjalne spotkania zakładała długie rękawiczki, ponieważ miała zwyczaj obgryzać paznokcie i chciała ukryć ten fakt. Nikt nie wiedział o jej nerwowym nawyku, dlatego także rękawiczki stały się bardzo popularne. Obuwie optycznie zmniejszające stopy wykonywali dla Jackie na specjalne zamówienie włoscy

31 M

M


szewcy. Potrafiła czasem zamówić 200 par obuwia na raz. Okrzyknięto ją najlepiej wystylizowaną kobietą tamtych czasów. Swoje znoszone ubrania sprzedawała do komisów w Nowym Yorku. Z rachunków Białego Domu wynika, że tylko w 1961 r. wydała na stroje 40.000$. Jackie umiała się dobrze prezentować publicznie, pomimo, że była zamknięta w sobie. Występowała zawsze z godnością, największą elegancją i spokojem. Prywatnie bywała nieopanowana, agresywna i impertynencka. Ale przy tym także inteligentna i uparta. Nie interesowała się polityką i usuwała się w cień na spotkaniach na szczycie. Miała dużą kulturę osobistą, znała dzieła sztuki, co pozwalało jej zawsze znaleźć temat do rozmowy z innymi. Nie była zbyt silna – kilka razy poroniła, a w 1963 r. jej syn Patric zmarł zaraz po urodzeniu.

li sponsorzy. Zmiany można oglądać w filmie dokumentalnym z jej udziałem: Tour of White House with Mrs. John F. Kennedy. Już w początkach małżeństwa okazało się, że para do siebie nie pasuje. Oboje mieli zupełnie różne charaktery; Jack był ekstrawertykiem, Jackie zaś zamkniętą w sobie damą. Kennedy powrócił do swojego dawnego życia pełnego romansów. Wszystkie poznawane kobiety były mu obojętne, chodziło mu raczej o ich zdobywanie. Według powszechnej opinii nie miał dobrych manier, ubierał się niegustownie, był miły dla ludzi, ale ich nie słuchał. Pomimo tego, że pochodził z majętnej rodziny, bardzo nie lubił wydawać pieniędzy. Opowiadano, że zapraszane przez niego kobiety musiały płacić same za kolacje. Pod nieobecność Jackie w Białym Domu odbywały się zabawy z licznie zapraszanymi przyjaciółkami prezydenta i służbą. Kennedy rozpoczął swoją kampanię wyborczą w Dallas. Odradzano mu podróż do tego miasta, z uwagi na to, że nie miał tam wielu zwolenników, mieszkańcy byli nastawieni do niego sceptycznie. Jednak on nie przejmował się niepochlebnymi opiniami o sobie, nakazał nawet otwarcie zawsze zamkniętego, kuloodpornego dachu w swoim aucie. Zalecenie to ułatwiło zamachowcom oddanie trzech celnych strzałów w ciało prezydenta. Został pochowany na Cmentarzu Bohaterów w Arlington. Jackie zadbała o to, by został zapamiętany jako bohater i legenda, dlatego też na jego grobie ma nigdy nie gasnąć wieczny płomień.

» Małżeństwo Kennedych -zdjęcie Marka Shaw’a, fotografa Kennedy’ch

Nie podobały jej się wnętrza Białego Domu, dlatego zarządziła bardzo kosztowną zmianę wystroju wnętrz, przy której pomagała jej znana dekoratorka Sister Parish. Renowacja pochłonęła 1 mln $ z pieniędzy państwowych, drugi milion podarowa-

M

M

Po śmierci Johna Jackie była widywana z różnymi starszymi adoratorami, jednak na poważnie zainteresowała się najbogatszym człowiekiem świata – Arystotelesem Onassisem. Arystoteles odwzajemniał jej zainteresowanie, ponieważ chciał wzmocnić swój prestiż wśród elit, natomiast Jackie pragnęła uciec z rodziny Kennedych, którą prześladowało fatum niespodziewanych śmierci (min. John, jego brat Robert, a potem w 1999 także jej syn, John Jr). Małżeństwo to wywołało oburzenie nie tylko w mediach, ale i w samej rodzinie Onas32


sisa. Najbardziej przeciwne temu pomysłowi były ko przez teleskop umieszczony w swoim mieszjego dzieci. Arystoteles pochodził z rodziny zakaniu w Nowym Jorku. możnych handlarzy tytoniu. Swój własny tytoWe wrześniu 1975 r. rozpoczęła pracę w wydawniowy biznes rozkręcił w Argentynie. Starał się nictwie Viking Press, gdzie opracowywała rękopio przynależność do świata wyższych sfer, jednak sy do druku. Jej pensja wynosiła 10.000 $, więc nigdy nie został w pełni zaakceptowany. W momusiała się przyzwyczaić do skromniejszego stylu mencie zaślubin Jackie miała 37 lat, zaś Onasis życia. Współpracownicy uważali, że była bardzo był dwa razy starszy. W kontrakcie ślubnym zazaangażowana w pracę, do której miała niewątgwarantowano jej 3.000.000 $, każde z jej dzieci pliwy talent. Po pewnym czasie przejęła część otrzymało po 1 mln $, ponadto Onasis zobowiązał tego wydawnictwa i stała się jego udziałowcem. się do pokrywania wszystkich wydatków dzieci Jacqueline. Mówiono także, że zawarto porozuJackie nie chciała, by rodzina Kennedych decymienie, które dawało małżonkom prawo do oddowała o ścieżce edukacyjnej jej dzieci. Popierała dzielnej sypialni oraz prawo Jackie do nierodzenia ona ich artystyczne aspiracje i towarzystwo nowodzieci. Świeżo po ślubie Jackie jorskiej bohemy. Pomimo tej wpadła w wir zakupów, jednak wolności wyboru, oboje Carolina rzadko nosiła te wytworne stroje. i John Jr. zostali prawnikami. Najczęściej ubierała się w jeansy, Ostatnim mężczyzną, z którym płaskie pantofle i pulower. Jej fispotykała się Jackie przez ostatnansowe wymagania stale rosły, nie 14 lat swojego życia był pomimo, że większą część roku Maurice Tempelsman, żonaty wolała spędzać w Nowym Jorku. handlarz diamentów, były doWykorzystując nieobecność swojej radca Johna Kennedy’ego w żony, Arystoteles powrócił do rosprawach Afryki. Pomimo niemansu z porzuconą przez niego atrakcyjnego wyglądu zewnętrzniegdyś śpiewaczką operową - Marią » Jacqueline Kennedy Onassis nego, imponował Jackie swoją Callas. Kiedy dostrzegł, że Jackie zdjęcie Marka Shaw’a, fotografa ogromną wiedzą o świecie. W pragnie tylko jego pieniędzy, posta- Kennedy’ch tym czasie Jacqueline odmieniła nowił się z nią rozwieść. Jego nieswoje życie, zaczęła ubierać się skromnie (zazwychęć do żony była na tyle duża, że, zapisał jej w czaj w prochowiec, chustkę na głowie i duże okutestamencie „jedynie” 200.000 $, które miały być lary), przez co nie zwracała już uwagi reporterów; jej wypłacane co roku. Biorąc pod uwagę majątek poza tym troszczyła się o swoją zubożałą matkę. Onasisa była to bardzo skromna suma. Dokładnie w tym czasie, gdy zadecydował o rozwodzie, w W 1994 r. stwierdzono u niej raka gruczołów limwypadku lotniczym zginął jego syn, a kolejne fatycznych, lekarze nie byli w stanie jej pomóc. biznesy zaczęły upadać. Córka Onasisa, Cristina, Zmarła 14 maja 1994 r. w wieku 64 lat. Carolina i o wszystkie te tragedie oskarżała Jacqueline, John Jr sprzedali na licytacji bogatą kolekcję dzieł przekonując ojca, że jego żona ma magiczną moc sztuki i przedmiotów osobistych matki1,2. i potrafi ściągać nieszczęścia. Po rozstaniu z miliarderem, Jackie była nieustannie śledzona przez dziennikarzy, którzy pragnęli zobaczyć jej kolejnego kandydata na męża. Wbrew temu była prezydentowa wycofała się z życia publicznego, obserwując przechodniów tyl-

Autorka: Katarzyna Krogulec

1

Sigrid Maria Grossing, „Jacqueline Kennedy Onassis”, Wyd. Bellona 2006, (audiobook) 2 Arthur M. Schlesinger, Jacqueline Kennedy. Historyczne rozmowy o życiu z Johnem F. Kennedym

33 M

M


» Cmentarz na Rossie - źródło

M

M

34


cmentarz na Rossie

C

mentarz na Rossie jest jedną z czterech polskich nekropolii narodowych. Wilno było bowiem bardzo ważnym ośrodkiem polskiej kultury, poeci często wracali do tego miejsca. Dzisiejsza stolica Litwy pojawia się przecież w samej inwokacji Pana Tadeusza: […]Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy[…] O cechach charakterystycznych Wilna pisał też ksiądz Józef Baka: Miasto zdobią kamienice, rynki, gmachy, w tąż ulice Imbary, Koszary, Przydały, Dość chwały. Górę biorą niebotyczne Wieże, wały, zamki śliczne… W historii Europy można wyróżnić trzy okresy charakterystycznej postawy ludzi wobec nieżyjących: 1. W starożytności, zgodnie z prawem dwunastu tablic, obowiązywał zakaz chowania zmarłych w mieście oraz wśród żyjących. Cmentarze zakładano więc poza miastami, wzdłuż dróg, w miejscach ustronnych. 2. W średniowieczu stosunek żywych do zmarłych uległ całkowitej zmianie. Zanikła niechęć i lęk wobec nieżyjących, pojawiła się nawet zażyłość do nieżywych. Zaczęto chować ich w środku miast, w kościołach, klasztorach. Kościół należy tutaj rozumieć jako jedna całość z przylegającym do niego terenem. Składał się więc on z trzech części: nawa, dzwonnica i cmentarz.

Zmarłych grzebano wewnątrz kościoła, w lochach, kryptach, pod posadzką. Na dziedzińcu zewnętrznym – czyli cmentarzu, indywidualne pochówki umieszczano dookoła ścian kościoła i wzdłuż murów ogradzających teren. Na środku znajdował się jeden wielki dół, w którym grzebano zwłoki w masowych mogiłach. Po pewnym czasie były one przekopywane i w tym samym miejscu dokonywano nowych pochówków. 3. Pod koniec XVIII w. ludzie po raz kolejny „odwrócili” się od zmarłych. Zwłoki zaczęto grzebać za granicami miast. Duży wpływ na takie postępowanie miały również względy sanitarne. We Francji te cele określała Deklaracja Ludwika XVI z 1776 r., która nakazywała przeniesienie cmentarzy na obrzeża miast. Ich urządzenie i organizację rozważał Mole, przewidujący tradycyjnie liczne grobowce galerie i groby murowane wśród zieleni parkowej. Realizacja tych zarządzeń na szerszą skalę nastąpiła dopiero w początkach XIX w., kiedy to zajęły się tym także władze świeckie, urządzając cmentarze-parki o różnych walorach funkcjonalnych i estetycznych. Podobne praktyki zaczęto też stosować na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ksiądz Józef Baka tak pisał o pochówkach wewnątrz kościołów: Śmierć ściele W popiele, Ma lochy, Na prochy. Pochówki w podziemiach kościoła zaczęły wkrótce budzić pewne wątpliwości. W 1745 r. synod w Łucku zabronił grzebania zmarłych wewnątrz

35 M

M


kościołów. Przepis ten nie był jednak ściśle przestrzegany.

itów, leżący na Pióromoncie. Obok znajdował się jeszcze starszy, średniowieczny cmentarz żydowski. Przy parafiach jezuickich nie było bowiem miejsca dla cmentarzy przykościelnych, dlatego znajdowały się one często w dużych odległościach od swoich kościołów. Parafie nie zawsze leganie zdobyły teren pod cmentarze pozamiejskie. Tak też postąpiła parafia Św. Józefa i Nikodema za Ostrą Bramą. Założyła ona cmentarz na dawnej Świetojurskiej Rossie. Od dawna istniał tam cmentarz zmarłych na zarazę, Cmentarz na Rossie – podobnie jak inne nekropolie na wschodnich terenach II RP, jest wielonarodowościowy. Chociaż wiele nazwisk w epitafiach jest polskich, to pisownia ich jest konsekwencją działania polskiej kultury na tych terenach. Ludzie mieszkający w Wilnie po polsku nazywali siebie Litwinami. Nazwiska Litwinów, Białorusinów, Rosjan były głównie zapisane alfabetem łacińskim, nierzadko w polskim brzmieniu. Wiele jest tutaj nazwisk polskich zakończonych na „-ski” i wcale nie mniej tych z końcówką „-wicz”, czyli białoruskich.

» Cmentarz na Rossie - źródło

Znacznie więcej cmentarzy było przy nieistniejących dzisiaj kościołach i cerkwiach. Przeszkodą w tworzeniu „pozamiejscowych cmentarzy” była tradycja grzebania tam ofiar epidemii, samobójców czy żołnierzy. Pogrzeby odbywały się bez lub z niewielkimi ceremoniałami religijnymi. W XVIII w. niektóre parafie zaczęły grzebać zmarłych na „nowych cmentarzach pozamiejskich” uznając je za rozszerzenie cmentarzy przykościelnych. Niektórzy uważają, że cmentarz na Rossie jest najstarszą nekropolią rzymskokatolicką w Wilnie. Wiążę się z nim wzmianka z 1690 r., kiedy pochowany miał być tutaj jezuita. Najstarszym wileńskim cmentarzem jest ten należący do jezuM

M

Na wileńskich nagrobkach znajduje się wiele pięknej poezji. Tak poezji. Nie są to jednozdaniowe pożegnania ze zmarłym, ale często dłuższe wiersze, wyrażające smutek, żal, zapewniające pamięć o zmarłym. Jednym z piękniejszych przykładów nagrobnej poezji może być napis na żeliwnym nagrobku Barbary Powickiej, zmarłej w 1837 r. Wcześnie przebiegły zawód znikomy żywota Tu spoczęły uroda, czułość, dobroć, cnota. Przechodniu, jeśliś sercem obdarzony tkliwym Nie nad nią, lecz na mężem, zapłacz nieszczęśliwym. Na nagrobku ojca naszego wieszcza Juliusza Słowackiego – Euzebiusza, również poety, znaleźć można jego własny wiersz, napisany krótko przed śmiercią, w 1814 r.: 36


Wędrownik w drodze życia mdłą stargawszy siłę, Wkrótce rzucę, co miłe i co mi niemiłe. Bez trwogi, nie bez żalu widzę kres zbliżony, Który z nagła w nieznane przeniesie mnie strony, W tę spokojną uchronę, gdzie wieczność przebywa I którą chmura pełna tajemnic okrywa.

Na cmentarzu osób tragicznie zmarłych i samobójców jest tablica, na której został się wiersz następującej treści:

Na nagrobkach zapisywano również sentencje moralizatorskie i wspomnienia o krewnych, którzy odeszli ze świata żywych. Na kamieniu grobowym Anny z Tomaszkiewiczów-Machwicowej, zmarłej w 1805 r., mąż kazał wyryć takie oto słowa:

Tu Karolina Ostrowska z Denisewiczów Ofiara męża a boleść rodziców. Przechodniu uroń łzę ze skruchą, prawdziwą, westchnij do Boga za tą nieszczęśliwą. Ru 1841 Xbra 13 dnia.

Dla żony, którą wieczności pochłonęły cienie, Na tym kuję grobowcu pamięć i westchnienie, Nie dłutem, ale łzami i Męża i Dziatek, Bo z żon była najlepszą, najcnotliwszą z Matek.

Na szarej płycie Aleksandra Dalewskiego, jednego z przywódców tzw. spisku braci Dalewskich z 1848 r., więźnia i długoletniego zesłańca, znajduje się wiersz:

Na pomniku nagrobnym zmarłego dziecięcia znajduje się wzruszający napis:

Nękany niedolą uczniu Chrystusowy, Wierny Mistrzowi sercem i posłuszny czynem. Krzepiłeś Twego ducha odważnemi słowy - Usque ad finem Współwyznawcy przed laty składami Ci w dani Mogiłę Twoją męstwa uwieńczym wawrzynem I dłoń sobie podajem Twym hasłem zagrzani - Usque ad finem

Bóg mi Cię zabrał, lecz wiara została, że w Bogu i dla Boga żyjesz moja mała.

Kolejna część artykułu poświęcona historii wileńskiego cmentarza na Rossie pojawi się w majowym numerze More Maiorum. » Cmentarz na Rossie - panorama - źródło

37 M

M


M

M

38


szlachcic i chłop w Kodeksie Zamojskiego

K

olejnymi grupami społecznymi, które pojawiają się w naszych poszukiwaniach genealogicznych są szlachta i chłopstwo. Omówienie ich praw i obowiązków da nam już pełniejszy obraz sytuacji prawnej osób w schyłkowym okresie I RP. Rozpocznijmy od Artykułu XVI zatytułowanego O szlachcicu. Paragraf pierwszy bez wątpienia jest bardzo istotny, określa on kto jest szlachcicem! Jest nim spłodzony z obojga rodziców stanu szlacheckiego, którzy pozostają w prawnym związku małżeńskim. Dopuszczony jest też wyjątek rozszerzający dopuszczający do stanu szlacheckiego nasciturusa3, spłodzonego w okresie trwania ważnego związku małżeńskiego z ojca będącego szlachcicem i matki nieszlachcianki. Oprócz powyższego szlachcicem jest ten kto na Sejmie zostanie przyjęty do indygenatu albo zostanie nobilitowany. Akty te muszą zakończyć się odpowiednim wpisem do księgi prawa. Osoba przyjęta do indygenatu musi poprzeć swoje szlachectwo dowodami i złożyć przysięgę wierności królowi i Rzeczypospolitej. Przedstawiony wywód będzie zapisany na dyplomie indygenatu i wpisany do Metryki Koronnej lub Metryki Litewskiej. Jest zobowiązany także do zakupu nieruchomości za 200 tysięcy złotych, będącego jego majątkiem dziedzicznym, a odpowiednie dowody potwierdzające powyższy stan faktyczny muszą być przez przypuszczonego do indygenatu okazane. Po dokonaniu tych czynności osoba taka dopiero otrzyma prawo do korzystania z przywilejów szlacheckich Rzeczypospolitej. Nobilitowany zanim zostanie dopuszczony do przywilejów szlacheckich musi również złożyć przysięgę na wierność, a także nabyć nieruchomość o wartości 50 tysięcy złotych. Wyżej wymienione osoby mają dwa lata na dopełnienie formalności, gdyż po tym czasie w przypadku nie spełnienia powyższych warunków

tracą zyskany na Sejmie indygenat lub nobilitację. Paragraf 3 dopuszcza możliwość cofnięcia nagany szlachectwa za zbrodnie publiczną, jeżeli Sejm ponownie przywróci go do stanu szlacheckiego i daruje mu popełnioną zbrodnię. Paragraf 4 dopuszcza więzienia szlachcica mającego nieruchomość chyba, że zostanie złapany na gorącym uczynku lub naruszy prawa opisane w O występkach. Paragraf 6 mówi, że dobra szlacheckie są obciążone wyłącznie przez podatki ustalone na Sejmie. Następny istotny artykuł znajduję się pod numerem 9. Zabrania on w czasie Sejmików, zjazdach i innych obradach publicznych użycia szabli, nawet jeżeli nikogo nie zranił czy nie zabił. Może on być pozwany do Sądu Grodzkiego. Przewiduję się dla takiej osoby karę roku pozbawienia wolności i zapłacenia 2 tysięcy złotych. Zakazuję się też mu przebywania na jakichkolwiek sejmach, czy obradach publicznych na okres 3 lat. Kolejny paragraf dotyczy nietykalności posła, a §11 zobowiązuje posła do wywiązania się ze wszelkich zobowiązań finansowych wobec mieszczanina, wynikających z przebywania u niego na kwaterze w czasie Sejmu, przed opuszczeniem miasta. §12 określa 4 przypadki utraty szlachectwa: o obraza Majestatu4( dopuszczenie się czynów znanych dzisiaj jako zdrada stanu) o zostanie mieszczaninem i złożenie przysięgi miejskiej o paranie się szynkarstwem jakiejkolwiek ilości napojów alkoholowych o zajmowanie się handlem i i zajmowanie się tymi rzemiosłami, które nie wchodzą w skład sztuk wyzwolonych.

4

Wg Słownik języka polskiego 1.dostojeństwo, powaga lub okazałość jakichś osób, zjawisk lub rzeczy 2. godność i władza monarchy

3

Nasciturus- termin ten oznacza dziecko poczęte, ale jeszcze nie narodzone.

39 M

M


Paragrafy 13 i 14 określają sytuację dzieci, których ojciec dopuścił się powyższych przyczyn utraty szlachectwa. Jeżeli ojciec dopuścił się obrazy Majestatu jego dzieci również tracą szlachectwo. Dzieci nie tracą szlachectwa w przypadku, gdy urodziły się przed dokonaniem przez ich ojca abusum (nadużycia) szlachectwa. Ostatni paragraf (§16) pozwala nam przekonać się, że powszechnie dziś panujące przeświadczenie o samowoli szlachty jest bezpodstawne i błędne. Ograniczając się wyłącznie do tego zapisu szlachcic mało- lub pełnoletni, będący na urzędzie lub nie, chcąc wyjechać za granicę musi uzyskać zgodę króla i Rady Nieustającej. Przejdźmy do większej grupy społecznej, mianowicie chłopów. Postanowienia ich dotyczące znajdują sie w Artykule XXXI O chłopach. Trzy pierwsze paragrafy, analogicznie do pierwszych paragrafów Artykułu XVI opisują kto jest chłopem. Włościaninem jest ten kto przez ojca jest przywiązany do dóbr wiejskich prze osiadłość na dobrach Pańskich nawet bez kontraktu, odrabianie pańszczyzny. Do ziemi przypisani (gleba adscripti) są też dzieci narodzone z niewiadomego ojca, ale z matki włościanki. Są oni przypisani o wsi, z której wywodzi się matka. Chłopem można się też stać przez nabycie posiadania ziemi przez kontrakt słowny lub pisemny z właścicielem zobowiązali się do płacenia czynszu lub innych posług na rzecz „Pana”(w znaczeniu: właściciel ziemi). Ich sytuacja jest jednak lepsza, ponieważ nie są przypisani do ziemi (non adscripti gleba), pod warunkiem, że wypełniają zobowiązania wynikające z kontraktu. Oznacza to, że swobodnie mogą opuścić daną wieś i osiedlić się w innej. §4 określa, kiedy chłop zmienia status z gleba adscripti na non adscripti gleba. Musi on od pana gruntowego (właściciela ziemi przez niego uprawianej) uzyskają dokument z przynajmniej ręcznym podpisem i odciskiem pieczęci, zwalniający chłopa z przywiązania do ziemi. Wolności ten nie może pozbawić włościanina żaden kolejny dziedzic tychże dóbr pod karą 300 złotych. Nie uzyskując dokumentu chłop nie może swobodnie opuszczać swojej wsi, zgodnie z zapisami statutu z 1368 roku: M

M

1. Gdy chłop ucieknie z ziemi do której jest przywiązany zostawiając na niej inwentarz, właściciel ziemi może ścigać go przez okres roku od momentu ucieczki. Kiedy po tym okresie czasu właściciel nie odnajdzie chłopa wraz z jego rodziną, z którą uciekł, traci on możliwość dochodzenia swoich praw względem włościanina, który staje się non adscripti gleba. 2. W przypadku, kiedy chłop zabrał ze sobą inwentarz właścicielowi przedłuża się okres dochodzenia swoich praw na 4 lata. Po nich chłop zyskuję wolność. Natomiast Pan może się starać również o odszkodowanie z tytułu utraty inwentarza przez okres 10 lat, jeżeli ustali kwotę odszkodowania na zbyt wysoką, Sąd Grodzki wyznaczy kwotę jakiej może się domagać od chłopa. 3. Po ucieczce panny służącej właściciel ziemi może ją ścigać 1 rok. Przewidziano też sytuację, kiedy kobieta wbrew woli właściciela chcę wyjść za mąż za chłopa z innej wsi i przez to ucieka. Jeżeli zawrze ona ważny związek małżeński, właściciel ziemi traci wobec niej wszystkie swoje prawa. Bardzo interesujące są postanowienia paragrafu 6. Stanowi on zgodnie z statutem Kazimierza Wielkiego z 1368 i Jana Albrechta z 1496 roku, że chłop przypisany do ziemi mający tylko dwóch synów ma ich przyuczyć do pracy na roli i to oni mają objąć po nim gospodarstwo. W wypadku posiadania większej ilość męskich potomków przez włościanina tylko pierworodny i trzeci syn mają obowiązek pozostania na ziemi obrabianej przez ojca, a reszta ich braci ma prawo po ukończeniu 10 roku życia być wysłana do miast w celu przyuczenia się w zawodach rzemieślniczych. Do zmiany swojego statusu nie potrzebują uwolnienia od właściciela ziemi, a jedynie odpisu metryki urodzenia ze stosowną adnotacją, że stają sie wolnymi na podstawie postanowień §6. W przypadku niechęci księdza związanej z wydaniem 40


metryki dla synów chłopskich uzyskują oni niezależnie od tego status wolności i mogą udać się do miasta na nauki. Rzemieślnik, który przyjmie ich na naukę może domagać się od plebana metryki swojego ucznia. Sam duchowny ma być przez konsystorz ukarany stosowną karą na czci. O czym traktuje paragraf 7. Synowie, którzy raz uzyskali wolność nawet jeśli nie podejmą nauki rzemiosła nigdy nie wrócą do statusu ich ojca z §1 i 2. Mogą dowolnie przyjąć obywatelstwo miejskie lub pozostać w stanie rolniczym. Zgodnie z postanowieniem paragrafu 9 ktokolwiek czyni trudności synowi włościanina do przystąpienia do nauk rzemieślniczych podlega karze 1000 złotych. Jak widać tak olbrzymia kara wiąże się bezsprzecznie z ważnym interesem gospodarczym kraju, w którym potrzebuje się produktów rzemieślniczych i ich wytwórców. §10-12 chroni interesy właściciela ziemi do której jest przywiązany chłop, zapewniając gruntowi zawsze męskiego posiadacza będącego do niego przywiązanym. Paragrafy 1314 jest naturalną konsekwencją tego, że włościanin jest wyłącznie posiadaczem ziemi. Nie może on z tej przyczyny dokonywać zapisów ziemi na rzecz Kościoła, ani też zaciągać zobowiązań bez zgody pana. Według paragrafu 15 chłop wolny, którego prawa naruszył szlachcic może pociągnąć go do odpowiedzialności przed sadem zgodnie z postanowieniami Kodeksu Zamojskiego. §16-20 traktują o możliwości nabycia posiadania ziemi jako lenno lub dzierżawa wieczysta, prawie do sądu chłopa i zasadach jakimi może dochodzić swoich roszczeń każda ze stron. Ciekawszy jest natomiast §21 zabierający przywilej sądowniczy nad chłopem właścicielowi ziemi, a także zabraniający jakiegokolwiek

zachowania zmierzającego do utraty życia przez chłopa pod groźbą nawet kary śmierci lub zapłaty wysokiej główszczyzny (1000 złotych) i uwolnienia rodziny zabitego. Kończąc moje już bardzo długie rozważania nad sytuacją chłopa pragnę zwrócić jeszcze uwagę na ostatni paragraf tego artykułu (26). Mówi on o powołaniu szkół parafialnych przy każdym kościele, do których mogłyby uczęszczać dzieci wieśniaków w okresie od św. Marcina do Świąt Wielkanocnych. Po przeczytaniu tego artykułu i znajomości poprzedniego można uzyskać niemałą świadomość o światopoglądzie końca XVIII wieku ludzi tworzących Kodeks, a także poznać kondycję 3 najważniejszych grup społecznych w schyłkowym okresie istnienia I Rzeczypospolitej. Każdemu pragnę polecić lekturę Artykułu XXXI §26. Dzisiaj już chyba nikt nie myśli tak o ludziach mieszkających na wsi. Mało tego, takie myślenie i formowanie myśli mogłoby być dzisiaj uznane za wielki nietakt. Artykuł XXXI §26 Ponieważ chłopstwo nasze w grubey żyiąc prostocie, naymnieyszey nie ma wiadomości, o obowiązkach swoich względem Boga, siebie, y innych, tak z nich prawie każdy zły Chrześcianin, bezobyczayny, y mniey pilny iest gospodarz, wiara y dobro publiczne wymaga, aby tego stanu ludzie, w tak ciemnicy dłużey nie zostawali prostocie, stanowiemy przeto, ażeby w każdey parafii przy Kościele była szkoła parafialna, gdzie synowie y corki wieśniakow przynaymniey od Swięta S. Marcina, aż do Swiąt Wielkanocnych zostawać y uczyć się powinni, w czym Kommissyi Naszey Edukacyiney dalsze w tym rozrządzenia czynić, pozwalamy.

Autor: Gracjan Nykiel 41 M

M


M

M

42


» Orphans', Thomas Benjamin Kennin- źródło

43 M

M


los sierot

W

dzisiejszych czasach porzucone, czy niechciane dzieci trafiają do rodzin zastępczych czy domów dziecka… Każda najmniejsza istota znajdzie opiekę, schronienie, pożywienie i dach nad głową. Oczywiście dom dziecka nigdy nie zastąpi mamy taty, ale dzieci te nie są skazane na śmierć i tułaczkę po ulicy – tak jak to bywało w nie tak zamierzchłych czasach. Pierwsze szpitale dla podrzutków i sierot powstały już VI wieku, a prowadzone były przez kościół. We wczesnych wiekach właśnie kościół opiekował się żebrakami, sierotami i chorymi, to on był dla tych osób jedyną nadzieją. W drugiej połowie XII wieku, w roku 1175, z inicjatywy Gwidona z Montpellier, powstał zakon duchaków, który opiekował się głównie samotnymi matkami i porzuconymi dziećmi. Warto wspomnieć, że duchacy, za sprawą biskupa Iwo Odrowąża, znacznie przyczynili się do rozwoju polskiego szpitalnictwa. Duchacy – jak sama nazwa mówi – mają za patrona Ducha Świętego. Żyją według zasad św. Augustyna. 22 kwietnia 1198 r. papież Innocenty III zatwierdził zakon, a 6 lat później ufundował on szpital Św. Ducha, który mieścił się w Rzymie i był przeznaczony dla porzuconych dzieci. Powodem, dla którego papież zdecydował się wybudować szpital były nagminne sytuacje, kiedy matki wrzucały dzieci do Tybru. Od teraz można było położyć dziecko do bębna przy bramie kościoła, a nie zostawiać na ulicy. Podrzucane niemowlaki karmione były przez opłacane „mamki”. Wkrótce liczba szpitali wybudowanych dzięki inicjatywie zakonu duchaków wzrosła do 1250! W Polsce najstarszy szpital Św. Ducha powstał w 1220 roku w Prądniku pod Krakowem. Został on ufundowany przez wcześniej wspomnianego bpa Iwo Odrowąża, który przeniósł go następnie do samego Krakowa. Kolejne szpitale-sierocińce powstały w XIII i XIV wieku w Biskupicach koło Wieliczki, w Kaliszu, Sławkowie i Sandomierzu. Krakowski szpital miał oddział męski i kobiecy, na którym znajdowały się również sieroty. Dziećmi zajmowały się siostry zakonne, a także pomagała im służba. Podobnie jak we Włoszech dzieci karmiły wynajęte „mamki”. Każda karmiła M

M

co najmniej dwójkę dzieci. Zatrudniano kucharkę, gospodarza i dwie służące dla młodszych i starszych dzieci. Przy szpitalu znajdowało się specjalne miejsce do oddawania porzuconych dzieci (ruchome koło z dzwonkiem do sygnalizowania, że umieszczono dziecko w bębnie). Do sierocińca w ciągu roku oddano przeszło setkę dzieci! W całym szpitalu schronienie znajdowało wówczas około 350 osób. Raz w tygodniu, członkowie zakonu opiekującego się szpitalem, szukali po wsiach i ulicach miast, chorych, biednych, sierot i podrzutków, których umieszczano w szpitalu. Czasami wynajmowano i opłacano ludzi, którzy szukali porzuconych dzieci i odnosili je do szpitala. W jego murach mogły też rodzić kobiety, które zakon przyjmował pod swój dach. Oczywiście w szpitalu najwięcej było podrzutków oraz dzieci z nieprawego loża. Pobyt w szpitalu niejako legalizował je i dzięki temu nie zagrażał im społeczny ostracyzm. Otrzymywały tutaj chrzest i normalne imiona, takie jak legalne dzieci. Nie nadawano wymyślnych i śmiesznych imion, aby potępić i wyróżnić Bogu winne istotki. Wszystkie dzieci w szpitalu dzielono na dwie grupy: niemowlęta oraz dzieci mniejsze i większe. Słabe i wątłe niemowlaki oddawano na wieś, gdzie były za opłatą karmione i wychowywane do 5-6 roku życia, po czym wracały do szpitala. Do 7 lat wychowywały je siostry. Potem chłopcy przechodzili pod opiekę braci. Chodzili do szkoły, a inni uczyli się zawodu. Dziewczęta pod okiem sióstr, uczyły się kobiecych zajęć, a potem wydawano je za mąż. Mimo takiej opieki, śmiertelność wśród sierot przebywających w szpitalu była wysoka. Najwięcej umierało niemowląt w pierwszym roku życia. Przyczyną były choroby zakaźne np.: ospa, brak leków, zły stan sanitarny, złe odżywianie i niedbałość opiekunów. W XVI wieku sieroty nadal trafiały do szpitali i były utrzymywane z funduszy kościoła. Po soborze trydenckim pojawiły się nowe zgromadzenia zajmujące się pomocą dzieciom, a także liczne stowarzyszenia. Oprócz kościoła, losem sierot i podrzutków interesowały się też władze miejskie. W 1542 roku w Gdańsku na zapleczu kościoła św. Elżbiety zbudowano dom dziecka. Od 1552

44


roku wychowankowie domu byli „legalizowani”, czyli chrzczeni i przyjmowani do społeczności. W domu mieszkało do 40 dzieci. Przyjmowano je za drobną opłatą, w wieku niemowlęcym lub trochę starszym. Pozostawały w domu dziecka do uzyskania pełnoletności. W Toruniu w 1605 roku powołano do życia specjalny urząd sierocy. Urząd ten wyznaczał i zatwierdzał opiekunów dla dzieci, kontrolował ich wydatki i opiekę nad dziećmi. W Warszawie władze miejskie wyszukiwały dla znalezionych podrzutków kobiety, które za opłatą, opiekowały się niemowlakami. Potem umieszczano je w przytułku. W XVII wieku w Warszawie powstały dwa sierocińce. W latach 1623-1632 powstał szpital z sierocińcem pod wezwaniem św. Benona. Do sierocińca przyjmowano głównie chłopców z rzemieślniczych rodzin. W 1735 roku powstał tu tzw. dom poprawny. Drugi sierociniec przeznaczony był dla dziewcząt i prowadzony przez szarytki. W szpitalu pod wezwaniem św. Kazimierza uczono sieroty praktycznych umiejętności przydatnych dziewczętom: koronkarstwa, tkactwa, szycia. W 1732 roku w Warszawie ksiądz Gabriel Piotr Baudouin założył szpital dla podrzutków, czyli Szpital Dzieciątka Jezus. Personel szpitala składał się z 12 księży i zakonnic, 5 służących, 15 'mamek', 1 urzędnika i 1 lekarza. W pierwszym roku przyjęto do szpitala 48 dzieci. W 1736 roku było ich już tutaj 241. Od 1746 roku wychowankowie domu mieli prawa legalnie urodzonych. Według statutu, który kazał opracować król August III, szpital zajmował się dziećmi porzuconymi i sierotami. Dzieci miały na ciele stawiany specjalny znak. Był on obok imienia zapisany w księdze sierocińca. Część dzieci, za opłatą, oddawano na wychowanie do prywatnych domów. Jedną z podrzuconych sierot była żona mojego dalszego krewnego. W akcie ślubu Leopolda Jachmana jego żona Marianna zapisana jest jako:

Marianna Dombrowska, robotnica. Miasto urodzenia nieznane a oddaną do szpitala Dzieciątka Jezus w mieście Warszawa [...], córką osoby nr 703 Dombrowskiej W kolejnych latach szpitali i sierocińców przybywało - wiele matek oddawało dzieci, które często pochodziły z nieprawego łoża. Nierzadko dzieci były sierotami, bo rodzice zmarli młodo, tuż po ich urodzeniu. Działo się to często z powodu chorób, a w burzliwiej historii Polski, także podczas wojen. Na wsiach takie dzieci przeważnie oddawane były „do kogoś z rodziny”, starsze pracowały na polu u obcych ludzi, aby dostać pajdę chleba i coś do ubrania. Młodsze często skazane były na śmierć z powodu niedożywienia. W mieście takie dzieci oddawano do sierocińców, czasami okrutnie zostawiano na ulicy. Mój prapradziadek Franciszek Jakman został półsierotą w wieku 8 lat, jego brat miał wówczas 5 lat. Z kolei żona Franciszka, a moja praprababcia - Antonina, straciła ojca w wieku 11 lat. Najprawdopodobniej prapradziadkowie wychowywani byli przez swoje matki, które musiały wyżywić jeszcze inne swoje dzieci. Żadna nie wyszła ponownie za mąż, ciężko pracowały w fabrykach na utrzymanie rodziny… Los porzucanych dzieci w kolejnych stuleciach stawał się coraz większym problemem Polski. Jednak powstawało coraz więcej domów dziecka, sierocińców, przytułków i dzieci te mogły dożyć dorosłości. Gdyby nie opieka tych instytucji wielu z nas mogłoby nie być … ponieważ nie narodziłaby się nasza babcia, nasz dziadek … inni przodkowie, którzy przeżyli dzięki temu, że znaleźli się pod opieką obcych ludzi. .

45 M

M


Âť Carowie Szujscy na sejmie warszawskim, szkic do obrazu, Jan Matejko

M

M

46


hołd ruski

K

to słyszał o Hołdzie Ruskim? Część osób, zwłaszcza w rozmowach, może poprawić mnie, pytając o słynny Hołd Pruski, jednak niesłusznie. Dziś mało kto pamięta, że nie tylko zachodni sąsiedzi kłaniali się polskiemu królowi, lecz również wschodni, i jest przez niektórych uważane za jeden z największych triumfów w historii Polski. 29 października 1611 r. na Zamku Królewskim w Warszawie miało miejsce wydarzenie, które można nazwać Hołdem Ruskim, bądź też, według niektórych źródeł Hołdem Szujskich. Wzięty do niewoli rosyjski car Wasyl IV Szujski ukorzył się przed polskim królem Zygmuntem III Wazą, przysięgając, że nigdy nie napadnie na Polskę. Warto wiedzieć, jak do tego doszło oraz dlaczego tak niewielu ludzi jest dziś świadomych naszego triumfu nad samą Rosją. W latach 1604-1610, w okresie Wielkiej Smuty, w Rosji miały miejsce tak zwane dimitriady, czyli dokonywane przez polską magnaterię próby osadzenia na moskiewskim tronie człowieka fałszywie podającego się za syna Iwana Groźnego, Dymitra. 30 czerwca 1605 Dymitr Samozwaniec I triumfalnie wkroczył do Moskwy i niedługo po tym został koronowany na cara. Otaczając się grupą polskich doradców sprowokował niechęć rosyjskich bojarów, którzy wywołali bunt i 17 maja 1606 zamordowali jego oraz 500 obecnych na dworze Polaków. Wielu Polaków zostało też wziętych do niewoli, a carem obwołano Wasyla IV Szujskiego. Car ten przez następne kilka lat musiał walczyć w licznymi pretendentami do tronu, aby utrzymać się u władzy. W celu wzmocnienia swojej pozycji oraz w obawie przed polską interwencją, 28 lutego 1609 w Wyborgu zawarł wymierzony przeciwko Rzeczpospolitej sojusz ze Szwecją. Ów pakt naruszał podpisany w 1606 roku rozejm z państwem polsko-litewskim, stając się dla niego poważnym zagrożeniem. W odpowiedzi na to, Zygmunt III Waza skierował wojska na Smoleńsk, rozpoczynając we wrześniu 1609 długotrwałe oblężenie miasta. 29 września 1609 pod mury Smoleńska przybyły oddziały dowodzone przez Lwa Sapiehę, a

dzień później dotarł tam hetman Stanisław Żółkiewski. Latem 1610 do oblegających dotarła informacja o koncentracji pod Kaługą potężnej armii rosyjsko-szwedzkiej, dowodzone przez Dymitra Szujskiego, która miała ruszyć w odsiecz Smoleńskowi. Chcąc uprzedzić atak, Stanisław Żółkiewski wyruszył spod Smoleńska na czele wydzielonych wojsk, by spotkać się ze skoncentrowanymi siłami nieprzyjaciela. Według szacunków liczebność armii Żółkiewskiego mogła wynosić około 7 tysięcy zbrojnych, z czego jednak trzon stanowiła elitarna husaria. Rosjanie dysponowali siłami przynajmniej 20 000 własnych żołnierzy oraz 3-8 tysięcy najemników. Posiadali też 11 dział. Jednak mimo przewagi liczebnej, armia moskiewska była o wiele gorzej zorganizowana i dowodzona, za to dobrze wyszkoleni najemnicy nie stanowili realnej siły, gdyż nie byli odpowiednio opłacani. Część z nich nawet przeszło później na stronę polską. Dzięki dobremu wywiadowi, 4 lipca o 4 rano, po całonocnym marszu, hetman Żółkiewski zaatakował z zaskoczenie obozujące pod Kłuszynem wojska szwedzkie. Niekorzystne położenie spowodowało, że Szwedzi i Rosjanie nie mogli w pełni rozwinąć wojsk, co dało przewagę polskiej husarii, która jednak musiała poświęcić dużo czasu na przedarcie się przez porozstawiane płoty i kobylice. Duże znaczenie miała tu polska piechota i dwa działa, które cały czas zmuszały wroga do cofania się w las. W tym samym czasie chorągwie koronne starły się również z jazdą moskiewską, która momentalnie rzuciła się do ucieczki. W momencie jednak, gdy husaria przełamała opór składający się głównie z pikinierów i muszkietów, na co potrzebowała kilku szarż, bitwa okazała się rozstrzygnięta. Szujski zbiegł z pola bitwy, a wojska moskiewskie poddały się lub uciekły. Straty po polskiej stronie wyniosły około 300 zbrojnych i jakieś 1000 koni. Straty rosyjskie o wiele trudniej ocenić. Szacunki różnych historyków sięgają od 2 do nawet 20 tys.

47 M

M


Zwycięstwo pod Kłuszynem odtworzyło polskim wojskom drogę na Kreml. Grupa bojarów i dworzan, którą kierował Zachar Lapunow, obaliła 27 lipca Wasyla Szujskiego, osadzając go w klasztorze i obejmując faktyczną władzę w kraju. Polskie chorągwie wkroczyły do Moskwy 8 października 1610 r. Hetman Żółkiewski aresztował cara Wasyla Szujskiego wraz z jego braćmi, Iwanem i Dymitrem.

stwo pod Kłuszynem jest powodem do dumy i podziwu dla polskiej husarii, która potrafiła niemal bez strat rozgromić o wiele liczniejszego wroga. Mimo to, niewiele się dziś o tym mówi, a opisu Hołdu Ruskiego nadaremno szukać w większości podręczników czy nawet książek historycznych. Wydarzenie to nie jest nigdzie upamiętnione, nie licząc łacińskiego napisu na zachodniej tablicy Kolumny Zygmunta.

29 października 1611 r. hetman Żółkiewski wkroczył ze swoim wojskiem w uroczystym orszaku do Warszawy, przejeżdżając pod specjalnie wybudowanym z tej okazji łukiem triumfalnym, wioząc ze sobą Wasyla Szujskiego, carycę Katarzynę, dowódcę armii rosyjskiej Dymitra oraz następcę moskiewskiego tronu, księcia Iwana. Więźniowie zostali doprowadzeni na Zamek Królewski, gdzie w obecności polskiego króla na uroczystej sesji zebrał się wspólnie Sejm i Senat Rzeczypospolitej. Car Rosji schylił się przed polskim królem do samej ziemi i ucałował środek własnej dłoni, przyłożonej do podłogi, po czym przysiągł, że nigdy nie napadnie na Polskę. Następnie król Polski Zygmunt III Waza podał klęczącemu carowi rękę do pocałowania. Taką samą przysięgę złożyli Dymitr oraz Iwan, upadając na ziemię i bijąc czołem o podłogę.

Jest to efektem działań Rosji w późniejszych latach, zarówno w okresie zaborów, jak i PRL. Niestety, zwycięstwo to nie zostało odpowiednio wykorzystane i z czasem to Rosja stawała się coraz potężniejsza, w przeciwieństwie do Polski, która traciła swoją pozycję mocarstwa, uzależniając się od wschodnich i zachodnich sąsiadów. W czasie zaborów rosyjskie władzy dbały o to, aby usuwać wszystko, co przypominało upokarzające ich kraj wydarzenia. Zniszczono obraz przedstawiający Hołd, namalowany przez Tomasza Dolabellę na zlecenie króla Zygmunta i eksponowany na warszawskim zamku. Hołd Ruski, podobnie jak Pruski, zobrazował też późniejszych wiekach Matejko, jednak obraz ten jest mało znany. Zbierając materiały do tego tekstu ciężko mi było nawet ustalić, gdzie można go obejrzeć w chwili obecnej (prawdopodobnie znajduje się w domu Matejki w Krakowie). W 1816 rozebrano świadczącą o wydarzeniu Kaplicę Moskiewską – pierwszy grób Szujskich (kości Szujskich wykupiono w 1635 i pochowano w Moskwie). Także w czasach PRL-u cenzura dbała o to, aby z książek znikały wszelkie wzmianki na ten temat. Nawet dziś niektórzy niechętnie o tym mówią, co zapewne jest potraktowane względami politycznej poprawności. Cześć autorów woli używać też delikatniejszego i mniej mówiącego określenia Hołd Szujskich, dzięki czemu nie wskazują tak jednoznacznie na Rosję. Nie widzę jednak konieczności używania takiej nazwy – Wasyl Szujski nie był byle kim, tylko głową państwa rosyjskiego – nie nazywamy przecież Hołdu Pruskiego hołdem Hohenzollerna.

Po zakończeniu ceremonii jeńcy zostali potraktowani z szacunkiem, co okazało się dla nich zaskoczeniem, gdyż byli przekonani, że zostaną ścięci, jak to się zwykle działo w Rosji w tego typu sytuacjach. Oddano im jednak do dyspozycji zamek w Gostyninie k. Płocka, gdzie byli więzieni, ale w komfortowych warunkach. Wszyscy oni zmarli tam w tajemniczych okolicznościach, w kilkudniowych odstępach czasu w grudniu 1612. Niektórzy twierdzą, że zostali skrytobójczo otruci przez Polaków pracujących dla agentury rosyjskiej, aby można było wybrać nowego cara. Jednak z braku dowodów na poparcie tej tezy przyjmuje się, że zginęli w wyniku zarazy. Wydarzenia to z pewnością można uznać za jedno z największych zwycięstw w historii Polski. Hołd Ruski może uchodzić za równie doniosłe wydarzenie świadczące o naszej dawnej sile, a zwycię-

Dlatego też oprócz historyków mało kto wie o tych pełnych chwały czasach. Ale dlaczego ich sobie nie przypomnieć? Może warto poświęcić im więcej uwagi i częściej mówić, że historia Polski to nie tylko przegrane i tragiczne powstania, ale również wielkie zwycięstwa.

Autor: Wojciech Mazurkiewicz. Artykuł pochodzi ze strony wmeritum.pl M

M

48


» Warsztat bednarza - źródło

49 M

M


o browarnikach i bednarzach

P

ewne stare, ginące już zawody zapewne nikomu nie zaprzątają głowy, dopóki nie okaże się, że dany zawód wykonywali jego przodkowie. Tak było w moim przypadku, gdy odkryłem, że mój praprapradziad Feliks był bednarzem, a jego ojciec Józef – browarnikiem. Korzystając z ksiąg parafialnych oraz maszynopisu złożonego w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej im. Witalisa Szlachcikowskiego w Wąbrzeźnie Dzieje wąbrzeskiej organizacji cechowej w 300letnią rocznicę autorstwa Witalisa Szlachcikowskiego udało mi się zdmuchnąć nieco kurzu z ich dziejów… W 1750 roku na świat przyszedł Józef Bystrzyński. Jego żoną była młodsza o rok Marianna Wolfowicz. Nie wiadomo, kiedy zmarł Józef Bystrzyński, ale z pewnością po 1793 roku. Jego żona Marianna zmarła na samym początku 1791 roku, jej pogrzeb odbył się 7 stycznia. Wkrótce po śmierci żony, w 1792 roku leżące niedaleko Torunia Wąbrzeźno niemal doszczętnie strawił wielki pożar. Rok później w 1793 roku Józef, co prawda wdowiec, lecz jeszcze w pełni sił (43 lata) podjął się dużego wysiłku. Uzyskał bowiem zgodę od władz rejencji kwidzyńskiej na budowę w mieście na chełmińskim przedmieściu (dziś ul. Chełmińska) pierwszej gospody z wyszynkiem (czyli zgodą na sprzedaż i spożywanie alkoholu). Natychmiast zareagowało na to Bractwo Browarskie, czyli cech browarników, zwany tez niekiedy Komuną Browarską. Członkowie Bractwa złożyli na Bystrzyńskiego skargę, ale nie do wspomnianych władz kwidzyńskich, lecz do… biskupa chełmińskiego! Skąd taki adres zażalenia? Otóż cechy istniały w Wąbrzeźnie już od średniowiecza, dostały specjalne przywileje w 1534 roku nadzwyczajnym aktem biskupa Jana Dantyszka. Ale od 1790 roku cech browarki stał się bractwem religijnym, a to za sprawą zmian w statusie bractwa, co pociągało za sobą szereg obowiązków kościelnych. Utrzymywali oni własnym kosztem kościelnego i nauczyciela w jednej osobie (był nim niejaki Małkiewicz). W 1797 roku na wniosek wszystkich 12 członków bractwa biskup zniósł z nich te koszty i zaczęła ponosić je parafia miejska. Jaki był rezultat skargi? Nie wiadomo… Nie znana jesy data śmierci Józefa, jednak z dokumentów wynika, że zgodnie ze statutami bractwa browarskiego jego trumnę nieśli mistrzowie cechowi. W księgach parafialnych określany jest jako spectabilis czyli mieszczanin i członek rady miasta. Józef i Marianna mieli trzech synów. Byli to: Mateusz, urodzony 13 maja 1782 roku, Wincenty Wojciech urodzony 3 kwietnia 1785 i Feliks urodzony 19 maja 1783 roku. O Mateuszu i Wincentym nie wiadomo nic więcej. O Feliksie wiadomo już sporo. Jego rodzicami chrzestnymi byli Walerian Jakubowski i Wiktoria Ordanowska. Feliks w przeciwieństwie do ojca nie został browarnikiem – w księgach widnieje przy jego nazwisku dopisek doliator – czyli bednarz, człowiek zajmujący się wytwarzaniem beczek. Skoro mowa o wąbrzeskich bednarzach, zajrzyjmy do statutu cechu z 30 czerwca 1775 roku: Na „sztukę mistrzowską” bednarza składały się beczka (kufa) lub kadź o pojemności o pojemności 100 kwart berlińskiej miary, beczka przeciwpożarowa z drewna dębowego 3 żelaznymi obręczami oraz wiadro studzienne lub wanna. Wytwarzano poza tym naczynia do masła ale wyłącznie o pojemności całego achtla – 16 kwart i pół achtla – 8 kwart /innych miar nie wolno było pod karą wykonywać / Na dowód, że naczynia zawiera właściwą miarę, rzemieślnik obowiązany był wypalać w nim swą pieczęć i oddać do zbadania magistrowi, który posiadał odpowiednie miary legalizowane. Starszy majster ustalał, czy wymiary naczynia zgadzają się ze wzorem, zgodność potwierdzano wypalaną pieczątką miejską. Istniał obowiązek legalizowania wszelkiego rodzaju beczek w gorzelniach i browarach /co pół roku/ . Za zaniedbanie tego obowiązku posiadacz płacił trzy talary kary za każde nieostemplowane naczynie. Sprzedaż niezalegalizowanej beczki podlegała karze pięciu talarów. Recydywistom wyrobów nie ostemplowano. Specjalne rygory stosowano do bednarzy nie miejsco-

M

M

50


wych. Wolno im było sprzedawać towar na rynku jedynie w dni jarmarczne i to tylko wanny do prania, małe i duże »cubry«, wiadra, małe naczynia do masła, mleka, otwarte beczki do kapusty i mięsa. Nie wolno było sprzedawać naczyń o dwóch dnach. Feliks nie odziedziczył swego zawodu po ojcu, do cechu bednarzy musiał wejść od podstaw. Jak wyglądała zatem jego kariera? Najpierw jako uczeń (terminator) musiał uczyć się pod okiem mistrza, który zgodził się wziąć go na naukę zawodu. Trafiał wówczas na dwutygodniowy okres próbny. Jeżeli spodobał się mistrzowi, odbywało się ujednanie ucznia. Jak mogło wyglądać w przypadku Feliksa? Feliks wraz z ojcem (Marianna zmarła, gdy miał ledwie 8 lat) i przyszłym majstrem stawał przed starszymi cechu. -Czyś zrodzony z dobrego łoża? – pytał cechmistrz. Tutaj Józef musiał udowodnić, że Feliks jest jego prawowitym synem, a on i jego żona byli dobrym małżeństwem.

» Bednarze - źródło

- Czy uczciwi rodzice? - Uczciwi – odpowiedzieć musiał Józef – nie jestem grabarzem, nie czyszczę ulic, nie usługuję w łaźni, nie mam nic wspólnego z celnikami. Wówczas mistrz wpisywał Feliksa do rejestru uczniów. Po czym zdejmował ze ściany „dobry obyczaj” – rzemienną dyscyplinę. Z duszą na ramieniu Feliks podchodził, ale mistrz lekko tylko uderzył nowicjusza: Bądźże posłuszny prawom naszego cechu! Przykładaj się do rzemiosła rzetelnie, bo z niego będziesz jadł chleb. Zwierzchność poważaj, pana majstra słuchaj, mistrzyni nie waż się złymi słowy odpowiadać. Za godne postępki dobre słowo otrzymasz, a za złe karę z ręki swego mistrza. Jeślibyś dopuścił się jakiegoś zbereźnictwa, na ławie w cechu chłostę przykładną dostaniesz. Idź i czyń, co ci twój mistrz każe. W ten sposób rozpoczynały się cztery lata nauki, przyglądania się, pomagania, noszenia desek i obręczy, wbijania gwoździ, heblowania, zbijania desek… Pozostawał pod władzą i opieką mistrza. Po kilku latach (przeważnie 4, biedniejsi, którzy zalegali z opłatami, odrabiali rok lub dwa dłużej, synowie mistrzów mogli pracować rok krócej) przenosił się do grupy czeladników, pracujących wraz z mistrzem i już otrzymywali za swą pracę zapłatę. Nadal nie miał jednak prawa samodzielnego wykonywanie i sprzedawania wyrobów. Wyzwolenie na czeladnika również miało swój obyczaj. Odbywało się w gospodzie – a zatem tym razem Feliks był w rodzinnej gospodzie prowadzonej przez jego ojca. Cechmistrz pytał go, czego sobie życzy. Przyjęcia do sławetnego cechu odpowiedział Feliks. Poczym jego mistrz musiał zdać relację i wyrazić opinię o Feliksie jako o uczniu. Jeżeli była pozytywna, głos zabierali inni mistrzowie. Jeśli nikt się nie sprzeciwiał, cechmistrz mówił: - Czynię Cię wolnym! Dalej zacnie i wiernie się zachowuj, a osobliwie cię upominamy, abyś w cudze kraje wędrował, bo z takich ludzie bywają. Złego towarzystwa masz się strzec. Pijaństwa i kart unikaj. Ćwicz się pilnie i u żadnego partacza nie waż się robić. 51 M

M


(Dodajmy, że partaczem był rzemieślnik nie należący do cechu, zatem działający de facto nielegalnie). Po wyzwoleniu czeladnik wpłacał do skrzyni „wyzwolone”. Zostawał wpisany do księgi i otrzymywał „list wyuczenia”. Potem zaczynały się męki! Golono go drewnianą brzytwą, smarowano twarz smołą i doczepiano brodę z konopi, heblowano wielkim heblem, kazano głosić kazanie. A wszystko ku uciesze innych czeladników. Otrzymywał też prześmiewcze przezwisko i musiał wypić duszkiem wielki garniec miodu lub piwa. Czy Feliks po tych mękach udał się zgodnie z zaleceniem cechmistrza zagranicę? Nie wiadomo na ten temat nic. Jeżeli nie, to udawał się do mistrza na dwuletnią próbę (tzw. mutiar). Potem wpłacał mistrzom werbunkowe do skrzyni, po czym zlecano mu majstersztyk i składał egzamin, na którym musiał udowodnić, że jest dobrym rzemieślnikiem bednarskim. Jeśli go zdał, następowało uroczyste wpisanie go do księgi cechowej. Pełnię praw otrzymywał jednak dopiero po… ożenku! Zmuszano do tego w prosty sposób – po roku kawalerstwa trzeba było postawić beczkę piwa, po dwóch latach – dwie beczki, po trzech – trzy beczki itd. Mając do wyboru tę daninę albo piękną pannę, Feliks długo się nie namyślał. 4 września 1808 roku, w niedzielę poślubił Anastazję Majorowicz, 18-letnią pannę. Był starszy od żony o 7 lat, zatem przed księdzem zataił tę różnicę i podał, że jest ledwo 21-latkiem, choć miał lat 25. Długo czekali na córkę. Dziesięć lat po ślubie, 20 stycznia 1818 roku na świat przychodzi Marianna Bystrzyńska, którą do chrztu trzymali Józef Majorowicz i Katarzyna Warszewska. Moja praprababka. Niestety, pożar rodzinnego domu w 1895 roku spowodował, że nie zachowały się po nich żadne zdjęcia ani pamiątki…

† W marcowym numerze More Maiorum pojawił się artykuł o spotkaniu z seniorem rodzinnym – Henrykiem Milczarskim, który obchodził setne rodziny. Niedawno dowiedzieliśmy się o śmierci p. Henryka… 2 kwietnia 2014 roku na wieczną wartę odszedł Henryk Milczarski (1914-2014). Kapral podchorąży Wojska Polskiego, uczestnik walk Września, który cudem uniknął Katynia, kawaler Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski, skromny poeta poruszający w swojej poezji ważne tematy Ojczyzny, Historii i Patriotyzmu. Wspaniały ojciec, dziadek i wujek. Spoczął na cmentarz w Brzezinach. Miał 100 lat.

M

M

52


53 M

M


wywiad rodzinny

P

raktycznie każdy z nas ma w rodzinie jakąś bliższą lub dalszą ciotkę, 90-letniego kuzyna dziadka … - jednym słowem najstarsze osoby w rodzinie. Często są one już w słusznym wieku i nie zawsze wszystko pamiętają, ale zawsze należy podjąć próbę przeprowadzenia rozmowy. Może ona być naprawdę owocna. Usłyszymy bowiem prawdziwą, żywą historię, którą przeżyli nasi przodkowie. Nie są to suche daty, imiona i nazwiska z metryk, które widnieją w drzewie. Często osoba, z którą przeprowadzamy wywiad może być jedynym krewnym, który pamięta naszych przodków, dlatego nie wolno zamęczać rozmówcy tysiącem pytań. Lepiej wysłuchać opowieści, nawet jeśli nas nie interesują, ale dzięki temu możemy zdobyć zaufanie krewnego, od którego wówczas będziemy mogli dowiedzieć się więcej. Przeprowadzenie wywiadu, w dobrej atmosferze, to połowa sukcesu. Rozmówca poczuje się wówczas swobodniej, jego opowiadania mogą być bardziej wiarygodne. Starsi ludzie zwykle pamiętają doskonale czasy swego dzieciństwa, różne historie z życia swoich rodziców czy innych krewnych. Warto czasami troszkę naprowadzić rozmowę tematycznie pytając o małżeństwa w rodzinie, ważne rocznice i inne wydarzenia rodzinne. Nie należy jednak zadawać tylko i wyłącznie pytań, po pewnym czasie stanie się to męczące i dla nas, i dla krewnego. Trzeba prowadzić rozmowę i płynnie przechodzić z jednego tematu do kolejnego. Do rozmowy należy się odpowiednio przygotować, oto kilka przydatnych wskazówek:

1

Według mnie jest to jedna z podstawowych rzeczy jaką należy ze sobą zabrać. Dlaczego? Kiedy nasz rozmówca zacznie opowiadać, mówić nazwiska, daty, imiona, zależności rodzinne … możemy tego wszystkie nie zdążyć zapisywać. Przez co wiele cennych informacji może nam uciec. Nie możemy też cały czas przerywać i prosić o powtórzenie. Dlatego dyktafon jest tak ważny. Wystarczy ten w telefonie, ale warto najpierw go przetestować, czy na pewno spełnia swoje zadanie. Możecie też nagrać rozmowę na aparat. Wystarczy statyw – lub miejsce, gdzie będziemy mogli położyć aparat, i mamy piękny film … Oczywiście tutaj nie wszystkie urządzenia będą się nadawać – niektóre aparaty cyfrowe, szczególnie te tańsze, mogą słabo rejestrować dźwięk, przez co głos może nie być wystarczająco słyszalny.

2

To bardzo ważna kwestia. Nie możemy po prostu przyjść i oznajmić, że chcemy porozmawiać o naszych przodkach. Nestorzy rodzinni są ludźmi w starszym wieku, nie zawsze dobrze się czują, czasami nie mają po prostu ochoty rozmawiać. Lepiej wcześniej zadzwonić, umówić na konkretny dzień i godzinę. Pamiętaj, że to Ty masz się dostosować do krewnego, nie na odwrót. Zorganizuj się tak, aby rozmówcy było jak najwygodniej. Możesz również zapytać o zdjęcia, dokumenty – krewny będzie miał czas, aby coś ciekawego dla Ciebie przygotować.

M

M

54


3

Jest to kolejna bardzo ważna rzecz, którą należy mieć przy sobie. Po pierwsze – nasz krewny może mieć zdjęcia, dokumenty, inne cenne pamiątki, których nam nie wypożyczy do zeskanowania i jedyną możliwością będzie zrobienie zdjęcia. Po drugie – warto uwiecznić nasze spotkanie rodzinne. Wykonać kilka zdjęć krewnemu – za jego zgodą oczywiście oraz zrobić wspólną fotografię z rozmówcą. Wracając jeszcze do wykonywania fotografii dokumentów … Zamiast robić zdjęcia, które mogą być kiepskiej jakości, można zaopatrzyć się w przenośny skaner, który można kupić już od jakichś 60-70 zł.

4

Jeśli nie wiemy za bardzo jak zagaić rozmowę warto zacząć od jakiegoś zdjęcia – przeniesionego przez nas lub zaprezentowanego przez krewnego. Zacznij od fotografii, która wyda Ci się najciekawsza, zapytaj kogo przedstawia, kiedy i gdzie mogła zostać wykonana. Dalej rozmowa powinna pójść dość płynnie.

5 6

Warto mieć ze sobą również fragment naszego drzewka – czy to w wersji elektronicznej, czy papierowej. Będzie to pomocne podczas opowieści krewnego – na bieżąco będziemy mogli przyporządkować nowe osoby do drzewka. Można też wspólnie z krewnym rozrysować szkic drzewa na kartce.

Warto wcześniej zapisać sobie kilka ogólnych tematów, które chcemy poruszyć. Dzięki temu żadna kwestia nam nie ucieknie, a dodatkowo naszkicujemy ramy wywiadu, których będziemy się trzymać. Na początku zadawaj pytania ogólne – Kim był Twój dziadek?, Opowiedz mi o swoich kuzynach. Krewny poczuje się swobodniej, łatwiej będzie mu mówić o rodzinie. Podczas rozmowy możemy dopytać o konkrety, ale dajmy się wypowiedzieć rozmówcy. Jeśli widzimy, że dane pytanie/temat jest niezręczne dla krewnego szybko z niego zrezygnujmy i zmieńmy temat. Jeśli dalej będziemy drążyć taką kwestię nasz rozmówca może poczuć się urażony, a co za tym idzie nasz wywiad zakończy się fiaskiem.

7

Można ze sobą zabrać wykonaną przez siebie lub pobraną ze strony More Maiorum kartę osobową. Nie dawajmy takiej karty do wypełnienia „na wejściu”. Nasz rozmówca może poczuć się niepewnie, w końcu na „dzień dobry” zasypujemy go jakimiś papierzyskami. Można o to poprosić na koniec rozmowy, w ramach podsumowania wywiadu.

Kiedy wrócisz do domu spisz wszystko co nagrałeś na dyktafonie lub uporządkuj notatki, które zrobiłeś. Dodaj nowe osoby do swojej bazy genealogicznej, zapisz zdjęcia i najważniejsze … zadzwoń do krewnego. Podziękuj za poświęcony czas, jedno słowo „dziękuję” jest często kluczem, który otworzy nam drzwi do kolejnych rozmów z krewnym. 55 M

M


Przykładowe pytania, które możemy zadać krewnemu: Czy o przodkach, krewnych, rodzinie, krążą jakieś legendy lub opowiadania? Jakie informacje przekazywano w rodzinie o najdawniejszych wydarzeniach, przodkach, krewnych? Jaką najstarszą osobę (krewnego) pamiętasz ze swojego dzieciństwa? Czy ktoś z przodków lub krewnych uczestniczył w kampanii napoleońskiej w Polsce (1807, 1809)? A może walczył u boku Napoleona przeciwko Rosji? Może jest jakaś legenda na ten temat? Czy ktoś z przodków lub krewnych uczestniczył w jakimś powstaniu narodowym? (listopadowe 1830, krakowskie 1846, Wiosna Ludów 1848, styczniowe 1863). A może uczestniczył w 1905 r. w rewolucji w Rosji? Może pozostały jakieś wspomnienia z okresu bezpośrednio poprzedzającego II wojnę światową? Jak były odbierane żądania niemieckie ? Obawiano się? Czy ktoś służył wówczas w zasadniczej służbie wojskowej? Ktoś pomagał finansowo, brał udział w jakichś robotach publicznych lub w inny sposób w przygotowaniach do wojny? Mówiono coś o możliwości agresji ze strony ZSRR? Czy ktoś z rodziny ratował Żydów lub inne narodowości przed eksterminacją przez Niemców, albo bardziej ogólnie przed wywózką do Niemiec lub Rosji? Czy ktoś z rodziny podczas drugiej wojny światowej był wpisany na tzw. Volks-listę? Miał taką możliwość? Czy ktoś z rodziny walczył w Armii Krajowej? Jakieś losy, walki, odznaczenia, represje? Czy ktoś z rodziny uczestniczył w powstaniu warszawskim? A może miał z nim jakiś związek, pomagał lub pośredniczył w jego trakcie? Kiedy rodzina dowiedziała się o tym powstaniu, jakie były pierwsze reakcje, a jaki późniejszy stosunek (zwłaszcza w PRL...)? Czy ktoś miał jakieś „nieprzyjemności” w PRL-u za to, że w powstaniu uczestniczył lub później o nim mówił? Czy ktoś z rodziny brał udział w wyzwalaniu kraju po drugiej wojnie światowej? W czyjej armii (jakie siły)? Kiedy Armia Czerwona dotarła do Twoich rodzinnych miejscowości? Jakieś wspomnienia z tym związane? Czy ktoś z rodziny emigrował poza granice kraju (gdzie)? Z jakich przyczyn (emigracja zarobkowa, polityczna, przed rasizmem)? Do Niemczech, do Ameryki? Czy wrócił lub próbował wrócić ? Czy ktoś z rodziny mieszkał dłużej lub do śmierci za granicą ? Kto, kiedy i gdzie? Za zachodnią granicą? Za południową? Za wschodnią? Czy ktoś z rodziny/przodków otrzymał jakieś nagrody (odznaczenia, ordery itp.) o charakterze państwowym, publicznym, społecznym? Ktoś otrzymał krzyż Virtuti Militari? Ktoś został zamordowany? Ktoś był zastrzelony, otruty, uduszony, spalony? Przez kogo, dlaczego, gdzie i kiedy? Czy zabójca został osądzony, jaką dostał karę? Czy ktoś z rodziny miał nieślubne dzieci – z kimś, z kim nigdy wcześniej ani później nie był związany małżeństwem? Ktoś począł dziecko i dopiero później wziął ślub?

M

M

56


Czy ktoś poznał osobiście kogoś ważnego? Jakiegoś ważnego polityka? Ministra, premiera lub prezydenta? Posła, senatora? Zagranicznego władcę, króla, dyplomatę? Noblistę, ważnego profesora, naukowca? Papieża, jakiegoś istotnego biskupa, znanego księdza, zakonnicę? Może ktoś poznał świętego/błogosławionego? Czy ktoś z rodziny był księdzem? Zakonnikiem lub zakonnicą? Misjonarzem? Gdzie służył? W jakiej formacji zakonnej? Jaki był stosunek rodziców, a także reszty rodziny, do przyjęcia ślubów kapłańskich lub zakonnych? Czy ktoś z rodziny był „majętny”? Jak się tego dorobił? Czy ktoś z rodziny zostawił komuś szczególnie hojny spadek , co np. było później rozpamiętywane? Albo jakieś dał komuś z rodziny jakąś hojną albo szczególnego przedmiotu darowiznę ? Czy ktoś z rodziny dokonał jakiejś szczególnej lub hojnej darowizny dla jakiejś fundacji, innej instytucji, dla kościoła lub na rzecz państwa? Jaka była jego motywacja? Pytania pochodzą ze strony p. Macieja Roga – więcej można znaleźć tutaj. Ważna uwaga: nasz rozmówca może mieć zupełnie inne poglądy niż my. Przez lata propagandy PRL nie do końca może rozumieć, że Armia Krajowa to nie były bandy a wejście Armii Czerwonej w 1944/1945 to nie było do końca wyzwolenie. Z mojej praktyki wiem, że nawet osoby o patriotycznym wychowaniu i miłości do Polski mówią nie do końca wiarygodne historie. Nie powinniśmy w takim momencie rozpoczynać dyskusji i tłumaczenia, że było inaczej niż mówi nasz krewny. Osobom wiekowym myli się też często czas i wydarzenia- pamiętają coś dobrze jednak umiejscawiają je w innym czasie. Najważniejsze jest jednak nie przerywać ich opowieści. Później możemy sobie ułożyć pewne kwestie, dopytać. Przykładem może być historia opowiedziana przez moją ciotkę, która wspominała spotkanie oddziału partyzanckiego latem w Puszczy Białowieskiej i łączyła to od razu z atakiem na miasto, który - co wiemy z dokumentów, miał miejsce zimą...

Akt urodzenia Hieronima Franciszka Xawerego Artura Reiskiego

57 M

M


savoir vivre w 1859 r.

W

1859 roku wydany został w Wilnie poradnik savoir vivre dla panów J. Legatowicza pt. „Dawna przodków naszych obyczajność”. Potwierdza on wielokrotnie wysuwaną przeze mnie hipotezę, że życie towarzyskie w XIX wieku charakteryzował ogromny formalizm – nawet na siedzenie na krzesełku i zakładanie nogi na nogę był stosowny przepis. Uważniejsi zauważą, że poradnik ten nie tylko pokazuje, czego nie należało robić w towarzystwie, ale przede wszystkim rzuca światło na to, jakich nietaktów dopuszczali się nasi przodkowie. Pozwala zobaczyć w nich prawdziwych ludzi z krwi, potu i kości, dalekich od ideału. Stanowi kolejny przyczynek do „odbrązawiania” naszych pradziadków. Tekst przedstawiony został zgodnie ze współczesnymi zasadami pisowni. *** 1. Ostrożnie wścibiaj się między „pany”, abyś wyśmianym nie był. Nieproszony nie właź do domów pańskich… Jeżeli zasłużyłeś na łaskę pana (tj. osoby możnej – przypis), tedy postępuj nader ostrożnie, abyś jej za lada fraszkę nie stracił… 2. Mając wejść do jakiegoś towarzystwa, zapytaj się wprzód u służących, azali dziś nie ma jakiejś uroczystości w domu, ażebyś tam nie wszedł nieproszony. 3. Nie wchodź do izby z kijem, pejczem lub parasolem, ale je zostaw w przedpokoju. Nie wchodź do towarzystwa z psem wielkim czy małym, chociażbyś był przekonanym, że nikogo nie ukąsi. Strzeż się, abyś nie wniósł na obuwiu do pokoju śmiecia, błota, dziegciu lub czegoś smrodliwego. Pilnie obejrzyj obuwie i oczyść je starannie. 4. Chodząc po mieszkaniu, uważaj, abyś kogoś nie potrącał, abyś nie nastąpił komuś na nogi albo na suknie, abyś nie zdeptał dziecięcia, ba nawet psa i kota. 5. Nie zabieraj wyższego w towarzystwie miejsca, ale je zostaw godniejszym od ciebie. Nie rozsiadaj się na kanapach i sofach, a tym bardziej nie rozwalaj się na nich. Siedź spokojnie na krześle, nie kołysząc się na nim. Nie wyciągaj nóg przed siebie, nie trzymaj ich rozrzuconych na północ i południe albo na wschód i zachód, nie trzymaj jednej nogi przed sobą, a drugiej pod krzesłem, jak gdybyś czegoś nią chciał dosięgnąć; nie zakładaj jednej na drugą, nie rzucaj nogą jako garncarz, położywszy ją na kolanie drugiej, nie szastaj nogami, nie rzucaj się całym ciałem, nie garb się, ani się zbyt wyprężaj. 6. Jeśli ci się coś w sukni rozedrze, pęknie, odwiąże lub spadnie, tedy szukaj osobnego miejsca, ażebyś naprawił i zawiązał. 7. Nie drap się w głowę, nie skrob siebie w szyję w obecności drugich. 8. Jeśli godniejsi od ciebie siedzą, nie przechadzaj się po pokoju, robiąc nieznośny stuk obcasami. 9. Nie gwiżdż w domu, bo wszystkich tym obrazisz i słusznie cię nazwą „pustodomkiem” i pustogłowem. Nie nuć sobie pod nosem i nie wyśpiewuj, kiedy cię o to nie proszą. Nie rób łoskotu, potrącając meble, suwając stoły, sięgając po krzesła, bo delikatniejsze uszy nie mogą tego znosić. 10. Nie chodź po wszystkich pokojach ale zostań tam, gdzie się wszyscy bawią. Jeśli do jakiego pokoju drzwi są zamknięte czy przymknięte, tedy tych z ciekawością nie odmykaj. Nie chodź do tajemnych gabinetów, do sypialnych pokojów, choćby te były otwarte. Nie ciągaj się jako rewizor po garderobach, bufetach, izbach dla sług, kuchniach itd., chybaby że cię tam kto zaprowadzi. 11. W sypialnym pokoju nie siadaj na łóżkach, jest to wielka niegrzeczność i znak nieuszanowania dla gospodarzy domu. Szafek nie otwieraj, szuflad nie wyciągaj, do skrzynek i biurek nie zaglądaj. Listów i różnych papierów na biurku czy też gdzie indziej leżących nie czytaj, bo te nie do ciebie i nie dla ciebie są pisane. Żadnych rzeczy rozłożonych na „tualecie” lub na stolikach nie tykaj się, ba nawet się tam nie zbliżaj, pierścionków i różnych kosztowności do rąk nie bierz, aż chybaby ci ktoś wszystko to pokazywał. Nic nie bierz bez pozwolenia, a co weźmiesz, na swoje miejsce połóż. M

M

58


12. Nie przymierzaj na siebie cudzej sukni, nie zakładaj cudzych rękawiczek na swoją rękę oraz nie trzyj i nie brudź ustawicznie trzymając cudzy kapelusz, czapkę, szal, parasolkę itd. 13. Nie opieraj się łokciami na sprzęty, nie bębnij palcami na stołach i meblach i nie pisz na kurzu osiadłym na meblach i spoconych lub zamarzłych oknach, pamiętając na owe przysłowie: Drzwi, okna i ściany głupców papier ukochany. 14. Nie miej gęby otworzonej, palców w niej nie trzymaj i warg językiem nie oblizuj. 15. Wrzaskliwie nie odchrząkuj, przeraźliwie nie kaszlaj, głośno na cały dom nie śmiej się, jak z pistoletu nie kichaj. 16. Palcem na drugich otwarcie, a tym bardziej tajemnie nie pokazuj. 17. Ziewając na całą gębę, nie wyj, a raczej dłonią lub chustką usta sobie zakryj, gębą nie cmokaj i nie klaskaj językiem. 18. Bardzo często w zwierciadłach się nie przyglądaj. Wlepiwszy w kogoś oczy, stale nie patrz na niego. 19. Płocho nie rzucaj głową, ale ją obracaj poważnie. 20. Nie ucieraj nosa palcami, ani rękawem, bo to jest obrzydliwie i pokazuje wielkiego niechluja. Nie marszcz nosa i czoła, bo pierwsze jest oznaką szyderstwa, drugie zarozumiałości. Wilgoci nosowej w głąb nosa nie pociągaj, ale co rychlej nos oczyść. Utarłszy nos chustką, nie rozcieraj w obecności wszystkich, a tym bardziej nie wglądaj weń, jak gdybyś sprawdzał czy ci z nosa szmaragdy nie wypadły. Nie miej zwyczaju dłubać sobie w nosie, ani wyrywać zeń włosów, nie dłub też sobie w uszach i w gębie, bo możesz sobie uszkodzić i wstręt w obecnych sprawić. 21. W obecności drugich odzieży swej z kurzu nie otrząsaj, z plam nie oczyszczaj, i puchu zeń nie zdmuchuj. Jeśli ktoś z towarzystwa ubrudzi swoją suknię albo ona mu opadnie lub pęknie, wtedy go po przyjacielsku o tym ostrzeż, nie robiąc z tego śmieszków i żarcików. 22. Paznokci aż do krwi nie obgryzaj, bo to sprawia dreszcz w patrzących, ani w obecności drugich ich nie obcinaj. 23. Nie pluj na podłogę, choćby nie woskowaną i tych plwocin nogą nie zacieraj. Nie pluj przed się, ale szukaj do tego plwaczki lub kąta lub plwaj do własnej chustki od nosa. Nie ucieraj nosa zbyt głośno, jakby trąbiąc na psy podczas polowania. 24. Nie śmiej się konwulsyjnie z lada czego i nie chichotaj bez ustanku, bo taki śmiech jest oznaką płochości i zwyczajnie jest cechą głupich. 25. Nie wchodź do towarzystwa w odzieży przesyconej dymem smrodliwego tytuniu, ażebyś karczemną wonią nie zapowietrzał domu. Jeśli ci z ust cuchnie albo jeśli z przyrodzenia masz pot nieznośny, tedy za poradą lekarza noś cokolwiek w ustach, czym byś uśmierzał smród zabójczy. 26. Miej na uwadze, abyś twoją wizytą nie przeszkadzał gospodarzom w ich zatrudnieniu, abyś nie odrywał gospodyni od obowiązków żony, matki itd. Jeśli przyjdziesz do ludzi czymś zatrudnionych, wtedy swą długą obecnością i próżnym gadaniem nie nudź ich i nie zabijaj im czasu marnie i nie przeszkadzaj im w pracy i w interesach. Pomnij, że choć cię na pozór mile przyjmują, mogą być bardzo radzi, żeś wyszedł. 27. Usiadłszy przy cudzym stole trzymaj spokojnie ręce i nie przebieraj niemi jako organista, to biorąc, to przewracając, to odkładając rozmaite rzeczy na stole leżące. Wzroku nie wlepiaj w sufit, ani go trzymaj na nogach. 28. Nie przeciągaj się, jako niektórzy to czynią, z oślim ryczeniem. 29. Nie zaglądaj, co ktoś robi, zwłaszcza, kiedy się ktoś stroni i nie chce, abyś ty to widział. 30. Nie przyswajaj sobie (tj. naśladuj – przypis) cudzych ruchów, gestów, min, mowy i głosu, bo co jest przyjemne w kimś, w tobie może sprawić odrazę. 31. Nie przedrzeźniaj jako małpa, gdy ktoś stoi, chodzi i siedzi, bo tym sposobem zarobisz sobie nienawiść wszystkich. 32. W ogrodach roślin, a z wazonów liści i kwiatów nie obrywaj, a tym bardziej gałęzi nie łam. Nie wchodź z nikim w zbyteczną poufałość, bo stąd najczęściej rodzą się wzajemne niesmaki i nieprzyjemności.

59 M

M


33. Jeśli ktoś w towarzystwie kichnie, wtedy podług przyjętego zwyczaju powiedź mu: „życzę zdrowia”, „spełnienia życzeń”, „wszelkich pomyślności”, „wszelkich pociech”, a kiedy ktoś złoży tobie podobne życzenia, tedy mu za nie powstawszy grzecznie podziękuj. 34. Szanując prawa gościnności, czy to w cudzym, czy w swoim domu, nie daj powodów do kłótni, swarów i burdy; będąc zaś obrażony powściągnij popędliwość, nie daj woli rękom i wstrzymaj się od łajania, przez to najlepiej dowiedziesz, że odebrałeś lepsze wychowanie, niżeli twój przeciwnik. Obrażony lub skrzywdzony nie posuwaj się do narzekań, przekleństw i płaczu, bo te są oznaką bezsilnego gniewu, nieudolnego umysłu i małego serca. 35. Będąc do kogoś zaproszony, przychodź w porę naznaczoną i nie każ wszystkim na siebie czekać. 36. Wszelkiego udawania, wykwintności i przesady, a także przesadzonej we wszystkim grzeczności i zbytniej ceremonii i etykiety chroń się, bo ludzie tego rodzaju są nieznośni. Nie okazuj zbytniej wesołości i lekkości w rzeczach poważnych i nie bądź zbyt poważnym w rzeczach małej wagi i krotofilach. W towarzystwie miej twarz wypogodzoną, nie zaś ponurą i posępną, abyś płaczącą i bolesną fizjonomią drugim humoru nie psuł. W towarzystwie nie nudź ludzi opowiadaniem o twych chorobach, dolegliwościach, boleściach, a raczej spowiadaj się z tego lekarzom. 37. Nie ruszaj ustawicznie ramionami, jak gdybyś się nad czymś zadziwiał i ręce trzymaj spokojnie. Strzeż się wzdychania, oddychania i sapania, które by wszyscy słyszeć mogli. Daj to uczuć w mowie i w obejściu się, że nie gardzisz, ale szanujesz towarzystwo, w którym jesteś. W towarzystwie mów tym językiem, który wszyscy rozumieją, aby nie umiejącym języka, nie zdawało się, że mówisz coś o nich na ich krzywdę. Nie mieszaj do swej mowy wielu języków przez chełpliwość, bo kto czyni taką z języków mieszaninę, dowodzi, że żadnego dobrze nie umie. 38. Nie naśmiewaj się z „kaleków”, ani zwad i przywar przyrodzonych. 39. Unikaj głupiego zwyczaju deklamowania dla siebie i rozmawiania z samym sobą tak, że obecni radzi czy nie radzi tej deklamacji i rozmowy słuchać muszą. 40. Bądź grzecznym dla starych panien, bo biada temu, kto je obraził, biada jemu i jego pokoleniu. 41. Nie przymilaj się do wszystkich, nie chwal wszystkich, nie pochlebiaj wszystkim i nie dziw się wszystkiemu, bo się z nieszczerością i przewrotnością wydasz. 42. W teatrze, na publicznych widowiskach sprawuj się skromnie, przystojnie i przyzwoicie, pomnąc, że wszystkich oczy mogą być zwrócone na ciebie, i że ilu jest ludzi, tylu jest sędziów sprawowanie się twojego. W teatrze ani pierwszy, ani ostatni, ani wyłącznie sam jeden nie dawaj oklasków. W teatrze nie śmiej się do rozpuku i z wrzaskiem na całe gardło nie wywołuj aktorów i aktorek. Tego rodzaju krzyki, jako też gwizdania są nieuszanowaniem i lekceważeniem publiczności.

Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak, http://www.lisak.net.pl/blog/?p=1682

M

M

60


61 M

M


znani z Bielska i Białej

Rudolf Theodor Seeliger – ur. 24 sierpnia 1810 r. w Białej, zmarły 18 kwietnia 1884 tamże. Syn zamożnego kupca Johanna Friedricha Seeligera i Christine Charlotte zd. Dorn. Uczęszczał do Ewangelickiego Gimnazjum Elżbiety we Wrocławiu. Matka chciała, aby został pastorem, jednak śmierć ojca w 1823 r. zmusiła go do powrotu do domu. Mimo, że nie ukończył studiów odbył gruntowną naukę w domu. Dzięki licznym podróżom po Francji, Szwajcarii, Anglii poznał wiele języków obcych oraz zapoznał się z historią i sztuką. W Paryżu poznał m.in. poetę, Heinricha Heinego oraz kompozytora, Giacomo Mayerbeera. Żywe zainteresowanie Seeligera zagadnieniami wolności politycznej oraz literaturą niemiecką zetknęło go z Heinrichem Laube, z którym jako młody człowiek odwiedził Szwecję, Norwegię i Danię. Owocem tej podróży była książka Drei Königstädte in Norden (Trzy miasta królewskie na Północy), w której pojawia się postać Seeligera. Rudolf Theodor przez trzy kadencje był radnym i burmistrzem Białej. W okresie sprawowania jego rządów sytuacja ekonomiczna miasta była wręcz wzorowa. Zreformował przestarzałą organizację policji miejskiej, szpital miejski oraz system opieki nad ubogimi. Jako niemiecki liberał walczył o utrzymanie niemieckiego charakteru Białej. Zwalczał wszelkie polskie ruchy narodowościowe. W czasie organizowania galicyjskich przedstawicielstw powiatowych został wybrany marszałkiem powiatu bielskiego, nie przyjął jednak mandatu do sejmu galicyjskiego. Był jednym z najpopularniejszych działaczy Sejmu Śląskiego, gdzie działał jako przewodniczący Komisji ds. Prawnych i Politycznych. Znany jest również z działalności charytatywnej – ofiarował bielskiemu gimnazjum 6000 florenów na stypendia dla uczniów. Był jednym z najbogatszych mieszczan w XIX-wiecznej Białej, był właścicielem m.in. Łodygowic i Szczyrku. Żonaty z Luise Smielowski, z która miał ośmioro dzieci: Christine Louise (ur. 1848; żona radcy Wyższej Rady Kościelnej, dra Martina Schenkera), Hugo Johann (ur. 1849; profesor astronomii w Monachium i dyrektorem tamtejszego obserwatorium), Laura Gertrud (ur. 1850 zm. 1926; żona pastora Hermanna Fritsche, Rudolf Oskar (ur. 1854, zm. 1889; vice-konsul przy austriackim konsulacie w Londynie, a następnie w Smyrnie, Oswald Theodor (ur. 1858, zm. 1908; profesor zoologii na uniwersytecie w Rostocku), Gerhard Wolfgang (ur. 1860, profesor historii na uniwersytecie w Lipsku); Bruno Eberhard (ur. 1863; porucznik armii austriackiej.

M

M

62


» Nagrobek Rudolfa Seeligera – prywatne archiwum redakcji

63 M

M


Carl Wilhelm Hentschel – ur. 25 sierpnia 1839 r. w Königsdorf (Bawaria), zm. 29 grudnia 1894 r. w Bielsku. Był synem chałupnika z Gurau Gottfrieda Hentschela i Christine zd. Anders. W latach 1865-1870 był nauczycielem w powszechnej szkole podstawowej ewangelickiej w Bielsku, a następnie dyrektorem szkoły powszechnej w Bielsku. Przez trzy kadencje zasiadał w Radzie Gminnej, w której działał jako przewodniczący komisji prawnej i wydziału leśnego. Jako założyciel Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Upiększania Miasta i kierownik jego sekcji Biała przyczynił się do udostępnienia Straconki dla szerszego grona mieszkańców. Jedno ze źródełek Łysej Góry zostało nazwane jego imieniem. Wiele placów oraz ulic dzięki jego inicjatywom zostało obsadzonych w zieleń. Przy jego udziale powstało Bialskie Towarzystwo Mieszczańskie. Był również członkiem zarządu Niemieckiego Towarzystwa Czytelniczego i Pedagogicznego, prezbiterem parafii ewangelickiej, sekretarzem i kasjerem Towarzystwa im. Gustawa Adolfa, zastępcą kuratora superintendentalnego parafii, zarządzał funduszami superintendentury oraz brał udział w Żonaty z Marie Margarethą Bollmann, z która miał syna Karla Friedricha Leonharda (ur. 1868, zm. 1907; doktor prawa i sekretarz sądu w Linzu) oraz dwie córki: Clarę Annę (ur. 1871, zm. 1874) i Margarethe Emilię (ur. 1874; żona bielskiego fabrykanta Carla Wolfa jun.)

Wszystkie informacje pochodzą z książki Ewy Janoszek i Moniki Zemły Cmentarz Ewangelicki w Białej. » Bialski cmentarz ewangelicki, po prawej widoczny grób z niemieckimi napisami zamalowanymi czarną farbą – źródło

M

M

64


warsztaty z łaciny

Annus 1782dus Januarius 3tia Januari Mortua est Margaritta Barusionka Virgo Septuagenaria ppe, Sacramentis munita Sepulta 3tia Die Ejusde in Cametrio. 65

Rok 1782-gi Styczeń M Mpochowa3 stycznia zmarła Małgorzata Barusionka, panna, lat 17. Sakramenty otrzymała, na 3 dnia na cmentarzu.


z pierwszych stron gazet

Echo Sieradzkie, 23 IV 1933

120 tysięcy emigrantów polskich we Francji Ogólna liczba obcokrajowców pracujących obecnie we Francji wynosi 850 tysięcy. Z tej liczby wypada na: Włochów 250 tys.; na Polaków 120 tysięcy; na Belgów 110 tys.; na Hiszpanów 110 tys.; a reszta dzieli się między Czechosłowaków, Jugosłowian itd. Gdy w roku 1931 najwyższa liczba pracujących cudzoziemców wynosiła 1 milion 258 tysięcy; przez wyjazdy z powodu kryzysu spadła w tym roku do 850 tysięcy. W cyfrze tej nie mieszczą się Rosjanie i inni, przebywający i pracujący we Francji z powodu wyjazdu z kraju rodzinnego spowodowanego prześladowaniami politycznymi.

Kurjer Lwowski, 25 IV 1921, nr 97

Ustalenie granic na Śląsku Cieszyńskim i Orawie Morawska Ostrawa. (PAT.) Komisja delimitacyjna dla Śląska Cieszyńskiego, Spisza i Orawy, zebrała się dziś przed południem w tutejszej szkole górniczej. Granica w Cieszyńskiem i na Orawie została ostatecznie ustalona w ten sposób, że linia wyznaczona 28 lipca 1921 w Paryżu przez Radę ambasadorów została zachowana z wyjątkiem paru poprawek, podyktowanych lokalnymi interesami gospodarczymi. Granicy na Spiszu nie można było dotąd ustalić z powodu niepogody, nie pozwalającej na oględziny terenu.

M

M

66


postać miesiąca

» Bolesław Bierut – źródło

Bierut Bolesław - (ur. 18 kwietnia 1892r. w Rurach Brygidkowskich, zm. 12 marca 1956r. w Moskwie) – działacz komunistyczny; w latach 1947-1952 prezydent Polski. Od 1912r. w Polskiej Partii Socjalistycznej - Lewicy, od 1918r. w Komunistycznej Partii Polski (dalej KPP). 1925-1926 i 1928-1930 w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (dalej ZSRR), 1930-1932 funkcjonariusz Międzynarodówki Komunistycznej w Austrii, Czechosłowacji i Bułgarii, 1933-1938 więziony w Polsce, 1939-1943 działał w lokalnym aparacie władzy w ZSRR. W 1943r. przysłany do Polski, wszedł w skład ścisłego kierownictwa Polskiej Partii Robotniczej. Od 1944r. faktyczny szef państwa i realizator polityki sowietyzacji kraju, odpowiedzialny za politykę masowego terroru, osobiście nadzorował organizację pokazowych procesów politycznych. Do 1947r. przewodnik Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (dalej KC PZPR), 19521954 premier, 1954-1956 I sekretarz KC PZPR. Zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach podczas wizyty w Moskwie.

Jako pierwsi w sieci publikujemy akt urodzenia Bolesława Bieruta:

67 M

M


wydarzenie miesiąca

Potyczka pod Józefowem - rozegrała się 24 kwietnia 1863 pomiędzy oddziałem powstańczym pod dowództwem płka Marcina Borelowskiego a Rosjanami, którymi dowodził ppłk Tołmaczew i mjr Ogolin. Siły rosyjskie w sile 4 kompanii piechoty, sotni Kozaków i szwadronu dragonów okrążyły obozujących niedaleko Józefowa powstańców, jednocześnie spychając ich w stronę bagien. Po dłuższej wymianie strzałów Polacy zaczęli się wycofywać i przełamali pierścień okrążenia. Podczas potyczki zginęło 28 powstańców, m.in. poeta Mieczysław Romanowski i komisarz powstańczy województwa lubelskiego Gustaw Wasilewski. Straty Rosjan nie są znane. Polegli powstańcy są pochowani na cmentarzu parafialnym w Józefowie.

» Mieczysław Romanowski – źródło M M

» Marcin Borelowski – źródło

68


nowości Mapy Galicji

Złote Gody – Anna i Jerzy Gaborowie

Polecamy mapę Galicji, która nałożona jest na dzisiejszy teren tego obszaru za pomocą Google Maps. Wystarczy wpisać poszukiwaną miejscowość i możemy ujrzeć XIXwieczną mapę.

More Maiorum składa serdeczne życzenia Państwu Annie i Jerzemu Gaborom, którzy 30 marca 2014 r. obchodzi „Złote Gody”, czyli 50. rocznicę ślubu.

Mapa tutaj

Gratulujemy tak pięknego jubileuszu! Życzymy Państwu: szczęścia, zdrowia, bo być z drugim człowiekiem, to nie lada wyzwanie, wymagające cierpliwości i wyrozumiałości. Aby miłość nigdy nie zgasła, a wiara i nadzieja będą w Państwa sercach.

Akta diecezji radomskiej W sumie są to linki do zewnętrzych stron, na których znaleźć można metryki z diecezji radomskiej. Polecamy – wszystkie odnośniki do radomskich metryk w jednym miejscu to na pewno duże ułatwienie poszukiwań. Strona dostępna tutaj Strona

Więzienia białostockie 1944-1956 i „Obława Augustowska” Publikujemy po raz pierwszy w Internecie trzy listy: zamordowanych i zmarłych w więzieniach dawnego województwa białostockiego oraz lista zaginionych w „obławie augustowskiej”. Przypominają społeczeństwu z imienia i nazwiska ofiary zbrodni komunistycznych, ale co może ważniejsze dają szansę na identyfikację szczątków doczesnych tych osób przez odnalezienie ich rodzin genetycznych i nakłonienie ich do przekazania materiału genetycznego do przyszłych porównań z odnalezionymi szczątkami w „dołach śmierci”. Dwie pierwsze listy związane z więzieniami w Białymstoku, Ełku, Suwałkach i Łomży dają już możliwość porównań genetycznych, gdyż pod kierunkiem prof. Szwagrzyka odkryto pierwsze miejsce pochówku i dalsze prace ruszają właśnie teraz. Trzecia lista dotycząca największej ilościowo zbrodni dokonanej przez Sowietów już po zakończeniu wojny w lipcu 1945 zwanej także Małym Katyniem, zawiera dane do porównań na czas przyszły, jeśli odnajdzie się miejsce pochówku, bo nie ma żadnych pewnych miejsc a tylko hipotezy, które kolejno teraz będą sprawdzane. Niektórzy genealodzy odnajdą być może brakujące ogniwa do swoich poszukiwań i wykorzystując nasze metody pozwolą na ustalenie żyjących rodzin tych osób. Publikacja w Internecie pozwala na przekazanie danych do genealogów z całego obszaru Polski i nie tylko Polski, bo przecież rodziny zamordowanych po ponad pół wieku nie mieszkają tylko w woj. podlaskim, a działania Oddziałowej Komisji ograniczają się do spotkań w różnych miejscowościach tego województwa. W komunikacie podanym poniżej są dane kontaktowe, ale pracownicy IPN proszą o kontaktowanie się z nimi tylko w przy69padkach pewnych a nie hipotezach. Podkreślają także, że to, co publikujemy może być z błędami i nie zawierać wszystkich osób zamordowanych. M M opracowali : Jerzy Hykiel oraz Janusz Stankiewicz


humor

Sprawdź, jak tarzać się po ziemi przeciw otyłości brzucha Ociężałość, gnuśność, niestrawność, krótki oddech, uciążliwości serca, są zwykłemi oznakami u otyłych; przy tem są (oni) często niespokojni i nerwowi. … Zaleca się otyłemu ciągły ruch mięśniowy, unikanie płynnych, tłustych, słodkich lub mącznych potraw… Zaleca się także podniecenie przemiany materii za pomocą orzeźwiających natrysków…

Uliczna sprzedawczyni flaków Na ulicach w szczególności w okolicach targów można było spotkać osoby sprzedające: zupy, bigos z kociołków, flaki, pieczone kasztany, kiełbaski z wody… Ambroży Grabowski opisuje krakowskie przekupki, które wprost na ulicy rozpalały węgle i stawiały nad nimi gliniane kociołki z gotowanymi psimi kiełbaskami. Mogę tylko podejrzewać, że ich nazwa wzięła się od rodzaju mięska, z którego według podejrzeń je robiono. Autor wspomnień zapewnia jednak, że były robione z mięsa wieprzowego. Przekupka ściągała pokrywę, nakładała na glinianą miseczkę specjał po groszu i zalewała go rosołem. Nikt sobie nie wyobrazi, kto tego nie doświadczył, jaki to miły, przyjemny zapach, rozlatywał się po ulicy, wspominał A. Grabowski. M

M

70


co słychać w regionalnych TG?

Małopolskie TG - Akademia Genealoga MTG rozpoczyna drugi rok akademicki. Zapraszamy wszystkich chętnych do studiowania nauk pomocniczych historii. Zajęcia w „Hotelu Europejskim”, przy ul. Lubicz 5 (dojazd od ulicy Radziwiłłowskiej). Najbliższy wykład 15 kwietnia 2014 r. Rozpoczynamy punktualnie o 17:00!

Wielkopolskie TG Gniazdo - Zapraszamy na kwietniowe spotkanie, które odbędzie się 26.04.2014 r. w Lesznie i Rydzynie. W programie wizyta w leszczyńskim Muzeum, zwiedzanie centrum miasta, oraz zwiedzanie Rydzyny z jej pałacem. Plan spotkania oraz inne informacje można znaleźć na forum WTG

Pomorskie TG - Sobota 12 kwietnia 2014 r. o godz. 11:00 - Zapraszamy na nasze kolejne, comiesięczne, kwietniowe spotkanie. UWAGA! Spotkanie odbędzię się w salce parafialnej p.w.św. Wojciecha, przy kościele p.w. Gwiazdy Morza, Sopot ul Chopina 16A

Kujawsko-Pomorskie TG - 26 kwietnia 2014 r. w Toruniu odbędzie się spotkanie z prof. Władysławem Jurkiewiczem, nam „Historię Kresowiaków”. Spotkanie na pewno będzie ciekawe – szczególnie dla osób mających korzenie na wschodnich terenach II RP. Szczegóły spotkania pojawią się na stronie Kujawsko-Pomorskiego TG

71 M

M


Zapraszamy do współpracy!

M

M

Przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej ~Cyprian Kamil Norwid

Współpracują z nami: M

M

72


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.