Zabójca NarutowiczaPłk Ryszard Kukliński i jego zawiła genealogiaSytuacja mieszczan w 1776 r.-
6
kroków do napisania książki rodzinnej -
1 is M
M
Redakcja:
Redaktor Naczelny – Alan Jakman Z-ca Redaktora Naczelnego – Marcin Marynicz Korekta – Marta Chmielińska Skład i łamanie tekstu oraz oprawa graficzna – Alan Jakman
Autorzy tekstów: Alan Jakman – Zabójca prezydenta Narutowicza, Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, 6 kroków do napisania książki rodzinnej, Znani z Bielska i Białej, Nowości, Wydarzenie miesiąca, Humor, Co słychać w regionalnych TG? Marcin Marynicz – Genealogia płka Kuklińskiego, Warsztaty językowe z rosyjskiego, Z pierwszych stron gazet, Postać miesiąca Paweł Becker – Zjazd rodzinny i dostojny jubilat M
M
2
M
M
Serdecznie zapraszamy na naszą stronę internetową oraz fanpage’a na Facebook’u
Pasję genealogiczną posiadam w genach o swoich poszukiwaniach genealogicznych, funkcjonowaniu Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego opowie:
Grzegorz Mendyka Zabójca prezydenta Narutowicza Kim byli antenacipłka Ryszarda Kuklińskiego?-
Eligiusz Niewiadomski, który był zabójcą pierwszego prezydenta II Rzeczpospolitej, miał w planach zamordowanie Józefa Piłsudskiego. Na opowieść o samej zbrodni oraz zapoznaniu się z sylwetkami głównych bohaterów zaprasza:
Alan Jakman W More Maiorum znajdziecie również poradnik – jak napisać książkę rodzinną? Zaprezentujemy 6 podstawowych kroków, które powinien uczynić każdy genealogliterat! W numerze jeszcze:
Jak wyglądała sytuacja mieszczan w 1776 r.? Kim był dandys? Jak powinna zachowywać się żona w XIX wieku?
3
Zapraszamy do współpracy! M
M
wywiad Jak długo zajmuje się Pan poszukiwaniem przodków? Osobiście i na dobre zająłem się genealogią na przełomie lat 1999/2000, kiedy odkryłem Internet i jego możliwości. Myślę, że mogę tutaj zacytować fragment mojego artykułu w 14. numerze rocznika Asnykowiec z roku 2004: Genealogia Domniemywam, że pasję genealogiczną posiadam w genach, a otrzymałem w spadku po moim Ojcu, który kronikarstwem rodzinnym i poszukiwaniem przodków zajmował się całe życie. Drzewo Genealogiczne Rodu Michaliny i Sylwestra Ziemlińskich z Krobi Władysław wyrysował już w roku 1944, gdzie ja znalazłem się, jako najmłodsze „jabłuszko”, na gałęzi Florentyny. A była to KSIĘGA V, kolejna z kronik, które Ojciec pisał ręcznie, ozdabiając rysunkami i samodzielnie wykonywanymi fotografiami. Jego klisze szklane z lat 20-tych mam w swojej kolekcji. Wydawał także Biuletyn Rodzinny Rodu Mendyków i zachęcał nas wszelkimi sposobami do kontynuowania dzieła kronikarza rodzinnego. A z tą kronikarską kontynuacją różnie bywało. Trudno zabrać się za cierpliwe spisywanie bieżących wydarzeń kiedy praca na 2,5 etatu, rodzina, dzieci i jeszcze tyle innych rzeczy pasjonuje. 23 lata przymierzałem się do wznowienia kronik po Ojcu. W tym czasie bardziej tworzyliśmy materiał do tych kronik organizując Zjazdy Rodzinne, gromadząc notatki z życia, fotografie, oraz wywiady genealogiczne ze starszyzną rodziny. Tu podkreślę niedocenianą często wartość notatek i rozmów z bliskimi, starszymi wujkami, ciotkami, dziadkami, których wiedza rodzinna powinna zostać utrwalona nim odejdą na zawsze. Bo kiedyś, być może, znajdzie się w rodzinie pasjonat, który napisze jak mój Ojciec: Gdy wszystko zniknie w mgle niepamięci – Księga przypomni, w dobrym zachęci! I nagle odkryłem Internet. Okazało się, że ta nowinka techniczna, jak żaden inny gadżet współczesności, pozwala rozwinąć i poszerzyć badania genealogiczne, odszukać i nawiązać kontakty z pobratymcami i dalekimi kuzynami z całego świata, których korzenie rodowe splatają się z naszymi.
Grzegorz Kazimierz Mendyka, ur.1944 w Żychlewie na Wielkopolsce. Ukończył Liceum im. Adama Asnyka (1958-1962), w Kaliszu, Szkołę Muzyczną w Kaliszu (19551961)-wiolonczela oraz Politechnikę Wrocławską (1962-1968) - mgr inż. chemik Pracował w Zakładach Elektronicznych ELWRO Wrocław, (1968-1985) - specjalizacja: obwody drukowane/ wielowarstwowe, multi-layer-wire oraz w Instytucie Komputerowych Systemów Automatyki i Pomiarów, (1985-2003). Od 2002 roku Prezes Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego, Wrocław. Wydawca Biuletynu Rodzinnego Rodu Mendyków Ma żonę Bożenę - dr chemii oraz dwoje dzieci: Joanna (ur.1967) i Bartosz (ur. 1975) , a także troje wnuków: Mateusz, Agnieszka, Maksymilian.
4 M
M
Jaki rodzaj przeglądania ksiąg metrykalnych Pan preferuje? Online, mikrofilmy, czy przeglądanie ksiąg karta po karcie? Popróbowałem wszystkiego: pamiętam emocje podczas pierwszego kontaktu z mikrofilmami w Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu. Pojechałem tam na dwa dni i szaleńczo miotałem się między szpulami, odręcznie notując w zeszycie ważne, jak wówczas sądziłem, dane metrykalne. Spędzałem kilkanaście godzin bez jedzenia, szkoda było mi wyjść choćby na chwilę do toalety… W roku 2001 pojechałem 600 kilometrów do wsi Golcowa w podkarpackie, by poszukiwać metryk Mendyków, których potomkowie wyemigrowali w 1910r. do USA. Oczywiście wcześniej odnalazłem owych przodków w Ellisisland. Dzięki tej kwerendzie połączyłem trzy gałęzie współczesnych obywateli USA wspólnymi korzeniami z Polski, co dla wielu było ogromnym zaskoczeniem. Przy okazji okazało się, że XIX w. księgi metrykalne w parafii są unikatowe: nie ma takich w Archidiecezji ani u mormonów. Dziś uwielbiam studiowanie metryk online, ciesząc się z fantastycznych możliwości BASi , ZOSi,… Szukajwarchiwach i wszystkich innych ge-
nealogicznych dziewcząt. A’ propos: Profesor Miodek podczas naszej Konferencji Genealogicznej w 2013 r. z okazji XX-lecia ŚTG dowodził, że genealogia jest kobietą! Czy odbył Pan podróż śladami przodków? Mogę powiedzieć, że ciągle podróżuję. Oprócz wspomnianej wyprawie w niemal Bieszczady często organizujemy takie sentymentalne wojaże. Zawoziłem swoje wnuki do siedliska naszych przodków; byliśmy w Domachowie, Krobi, Żychlewie. Z bardzo dalekimi kuzynami z różnych linii po kądzieli rodu Ziemlińskich spotykaliśmy się w siedlisku tej wielopokoleniowej rodziny piekarzy. Jeździmy do Kalisza i okolicznych małych miejscowości śladami przodków mojej żony. Czy ktoś z Pana bliskich krewnych zajmuje się genealogią? Tak. Udało mi się wciągnąć i zarazić genealogią mojego brata Michała, który należy do grona założycieli Kaliskiego Towarzystwa Genealogicznego. Właśnie ukazał się sympatyczny artykuł o nas w miesięczniku Kalisia NOVA
» Prof. Miodek na Konferencji Genealogicznej w 2013 roku z okazji XX-lecia ŚTG – prywatne zbiory p. Grzegorza
5 M
M
Czy ma Pan jakieś zainteresowania poza genealogią? Od zawsze miałem różne Pasje pewnego asnykowca, co opisywałem w powyższym artykule Fotografia była i jest moją pasją, którą z kolei przekazałem swojej małżonce. Teraz razem szalejemy z fotografią cyfrową, ale ja wyraźnie zostaję w tyle. Genealogia jednak całkowicie zdominowała moje życie. Ze sportu czasami narty, muzyka - już tylko okazjonalnie siądę do pianina, gitara czeka na lato. Zostały wyjścia na koncerty. Zauważyłem, że bardzo zmieniło mi się czytelnictwo: kiedyś literatura techniczna - z młodzieńczej i zawodowej pasji do chemii - dziś najchętniej i najczęściej czytam biografie oraz opracowania z genealogią w tle. Polecam Kapelusz cały w czereśniach - włoska genealogia czterech gałęzi po mieczu i kądzieli przodków autorki - z elementami mormońskimi oraz polskimi! Obecnie czytam Na złotej górze - genealogia chińska w realiach amerykańskich. Bardzo ciekawe dzieje wielkiej emigracji chińczyków do Ameryki. Dotąd znałem tylko realia naszej wielkiej emigracji z terenu zaborów i Europy. Śląskie Towarzystwo Genealogiczne (dalej ŚTG) powstało już w 1992 roku. Jest więc jedną z najstarszych organizacji genealogicznych w Polsce. Jak narodził się pomysł powołania do życia ŚTG? To ciekawa historia. Nasze Towarzystwo powstało jako drugie w powojennej Polsce (po Towarzystwie Genealogiczno-Heraldycznym w Poznaniu). Ale było w ogóle pierwszym w Polsce, które zrzeszało pasjonatów genealogii chłopskiej, włościańskiej, robotniczej – bez podziałów na dawne stany. A to oznacza, że są wśród nas także posiadacze w swoim drzewie przodków tzw. szlachetnie urodzonych. Najciekawszy był pomysł i motywy powołania Śląskiego Towarzystwa. Otóż esperantyści wrocławscy, na czele z Edwardem-Edulo Wojtakowskim , głównym motorem i działaczem esperanckim od wczesnych lat 60-
tych, skonstatowali, że zainteresowanie esperantem maleje, członków stowarzyszenia nie przybywa. Pojawił się pomysł, aby poprzez powołanie towarzystwa genealogicznego i wsparcie poszukiwań genealogicznych nowych badaczy dziejów swoich rodzin, pozyskiwać nowych adeptów nauki języka esperanto. Ideą było ułatwienie kontaktów genealogicznych z całym światem w języku esperanto. W numerze 1/2012 Zeszytów Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego (str. 9-23) opisałem dość szczegółowo Dzieje ŚTG – dekada druga. Natomiast ciągle nie mogę namówić kolegów na szersze wspomnienia o dekadzie pierwszej, której świadkiem nie byłem, jako, że przystałem do ŚTG w roku 2001. Jakie są główne cele ŚTG i co należy do Pana obowiązków jako prezesa Towarzystwa? Wszystkie cele określa nasz statut. Oczywiście, jak we wszystkich TG, na czele jest popularyzacja genealogii. I staramy się popularyzować z całych sił. Nieskromnie powiem, że osobiście jestem od lat mocno w to zaangażowany, co opisałem w Zeszycie ŚTG1/2012. Inne cele realizujemy w miarę możliwości i zaangażowania członków naszego ŚTG. Z satysfakcją mogę zakomunikować, że nareszcie udało nam się podjąć realizację planu-marzenia z roku 2004: digitalizacja-indeksacja dokumentów PUR (Państwowy Urząd Repatriacyjny – dopisek red.). W roku 2004 to było nierealne marzenie i opracowany wówczas projekt nie wyszedł poza wstępne rozmowy z Archiwum Państwowym we Wrocławiu. Dziś pracują trzy zespoły wolontariuszy ŚTG. Czeka nas ogrom prac związanych z przygotowaniem i skanowaniem zespołu 2586 j.a. czyli 2586 ksiąg zawierających od kilkudziesięciu do ok. 500 kart zawierających dane osobowe repatriantów i przesiedlonych na tereny Dolnego Śląska. Szacujemy, że realizacja tego projektu może potrwać dobre kilka lat. Proszę nam życzyć wytrwałości!. Na podkreślenie zasługuje życzliwość i wsparcie załogi Archiwum podczas szkolenia nas 6
M
M
z metodyki wieloetapowego procesu digitalizacji. Z innych projektów tylko wymienię wolontariat w mormońskim Centrum Historii Rodziny-Wrocław /to też spełnienie planów z początku roku 2009/ oraz pilotażowy projekt „Domowe muzeum historii rodzinnych” prowadzony w podwrocławskiej wsi Mrozów. O moich obowiązkach prezesa od 2002 r. nie będę się rozwodził. Powiem tylko, że ciągle pracuję nad praktycznym zdefiniowaniem i zakreśleniem obowiązków i uprawnień całego zarządu ŚTG. Ciekawi mnie także ten dylemat w PTG i pozostałych towarzystwach genealogicznych. Moim osobistym konikiem stała się integracja środowiska genealogicznego w Polsce. Szczególnie współżycie oraz współpraca wszystkich genealogów zrzeszonych w swoich towarzystwach regionalnych.
Jak można zostać członkiem Towarzystwa Genealogicznego? Proste jak drut. Wystarczy przyjść na spotkanie, napisać maila lub zadzwonić: wypełnić deklarację ze strony http://gento.wroclaw.pl, przelać składki /konto lub skarbnik-gotówką/, przekazać zdjęcie do legitymacji /np. mailem-plik/. Gotowe. Data wpływu składki to data wstąpienia do ŚTG. Upraszczamy procedury. Dodam, że mamy też licznych sympatyków. Przychodzą na spotkania, przyjaźnią się, piją z krynicy wiedzy genealogicznej, sami podpowiadają. Ba, wchodzą w wolontariat wraz ŚTG. Ale skarbnikowi tylko przyglądają się sympatycznie. Czasami, po latach… zamieniają spojrzenie na walutę/składki/. Osobny wątek w tym pytaniu to powoływanie kolejnych Kół genealogicznych przy ŚTG. Polecam stronę Koła Opolskich Genealogów oraz Zagłębiowskiego Koła Genealogicznego w Sosnowcu.
7 M
M
» Spotkanie członków ŚTG w 2005 r. – prywatne zbiory p. Grzegorza
Czy zgłaszają się Pana (lub ogólnie jako Towarzystwa w ogóle) osoby, które próbują odszukać swoich krewnych? Czy wśród tych osób są również przedstawiciele innych krajów? TAK, sporo by o tym można pisać. Dawniej intensywnie działała nasza strona Eurogento - genealogiczna witryna, redagowana w kilkunastu językach przez Edwarda Wojtakowskiego. Wówczas przychodziło mnóstwo zapytań i próśb o pomoc w poszukiwaniach genealogicznych. Mailowo, pocztą i telefonicznie. Z całego świata. USA, Brazylia, Australia, Europa… W pewnym momencie Edward nie był w stanie ogarniać te zapytania. Ja próbowałem w początkach swego prezesowania, ale dość szybko też poddałem się. Od kilku lat
staram się tylko podpowiadać kierunek i sposób poszukiwań. Natomiast często namawiam/molestuję - wszystkich wokół do zainteresowania się genealogią własnej rodziny. I dla zachęty robię początek ich drzewa genealogicznego w Ahnenblatt. I to działa. Tyle, że czasami muszę pomagać nieco dłużej…
Panu Grzegorzowi Mendyce serdecznie dziękujemy za udzielony wywiad. Życzymy dalszych sukcesów w genealogii oraz wielu ciekawych odkryć rodzinnych. Serdecznie zapraszamy na stronę internetową Śląskiego Towarzystwa Genealogicznego!
NASZYM PARTEREM JEST
8 M
M
wywiad Serdecznie zapraszamy na kontynuację wywiadu z p. Łukaszem Przelaskowskim. Z którego roku pochodzi najstarsze odnalezione przez Pana zdjęcie, obraz? Kogo przedstawia? Zauważam, że pierwsza udana fotografia została zrobiona w 1826 roku, ale pierwsza fotografia barwna powstała około 1900 roku i to dzięki metodzie opracowanej przez „polskiego Edisona” Jana Szczepanika. Zdjęcie odnalezione przeze mnie, a w sumie dostarczone przez dalszą rodzinę na prośbę przeszukania zbiorów to: 1. z pomiędzy 1890-1900 roku, Józef Przelaskowski z pierwszej linii, ( ur. 20.06.1857 r. – zm. ?) Z moich najbliższych przodków to: 2. zdjęcie wykonane w 1925 roku, na nim Stanisław Przelaskowski w mundurze z żoną Józefą Głowacz podczas ślubu. Ze zbiorów archiwalnych, do których dotarł Pan Jan Przelaskowski to dwa zdjęcia: 3. z około 1914 roku, na którym jest rodzina Mikołaja Przelaskowskiego z II Linii (1856-1930) 4. z około 1916 roku, na którym jest Wiktoria Przelaskowska z II Linii (ur. 1885), córka Kajetana (ur. 1855 r.), a obok Zenon Przelaskowski z I Linii, syn Ignaca – Józefa (ur. 1820 r.) i Cyryl Przelaskowski. Obok siedzi nieznana osoba. Jeśli można uznać znaleziony najstarszy grób i zrobienie jego zdjęcia to będzie wspomniany wyżej 1. Kajetan Przelaskowski (ur. 1792 - zm. 1855 r.)
2. córki Kajetana, Wiktorii (ur.1838- zm. 1883 r.) 3. oraz mogiła Pawła Przelaskowskiego (ur. 17.01.1844 – zm. 10.02.1892 r.), która mieści się na cmentarzu Kalwaryjskim w Mińsku. Jaki najstarszy dokument znajduje się w Pana archiwum rodzinnym? Kogo dotyczy, z jakiego regionu pochodzi? Dość dużo tego mam. Pochwalę się trzema ostatnimi nabytkami i jednym z archiwów. Ksero i jego fotografia. Materiał otrzymałem na zlecenie z Archiwum w Sankt Petersburgu. Jest to dokument z 1806 roku, w którym Mińska Izba Urzędowa wydała świadectwo iż na ziemi Mińskiej w majątkach i zaściankach własności książąt Radziwiłłów i Czartoryskich zamieszkiwała Familia Franciszka i Stanisława (ur. 1753) Przelaskowskich wraz z dziećmi. Drugi dokument to drzewo w kolorach do wywodu z 4 listopada 1833 r. przedstawiające IX pokoleń. Trzeci to jeden z dokumentów potwierdzający dworzańskie pochodzenie rodu Przelaskowskich, złożonych w Mińskim Dworzańskim Deputacyjnym Zebraniu 2 września 1834 roku. Czy Pana przodkowie brali udział w zrywach niepodległościowych? Według archiwisty Krzysztofa Przelaskowskiego, który udzielił materiałów o rodzie do publikacji Andrzeja Kulikowskiego, Polskie rody szlacheckie, kto jest kim dziś, Warszawa 1993 znaleźli się przedstawiciele, którzy brali udział w takich wydarzeniach historycznych, jak: Stanisław, oficer armii Napoleona, brał udział w bitwie pod Samosierrą – nie mo-
9 M
M
gę potwierdzić, ani zaprzeczyć. Próbowałem sprawdzić to, ale nie znalazłem dotychczas nigdzie potwierdzenia. Kajetan, uczestnik powstania styczniowego 1863. Jedyny jaki żył w tamtym czasie znany mi Kajetan miał osiem lat. Oczywiście mogę uwzględnić braki osób lub błędy w zapisanych datach, imionach. Mogę natomiast przyjąć następującą opinię, że skoro do czasów rozbiorów Przelaskowscy pełnili funkcje wojskowe, a już szczególnie poruczników wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego, czy rotmistrzów to należy uznać, że brali udział w toczonych walkach u boku Kościuszki oraz później Napoleona. Niestety nie wiem, jaki mieli w tym udział i osiągnięcia. W późniejszych zapiskach przy niektórych Przelaskowskich wiem, że brali udział w wydawaniu prasy podziemnej, ale to już z końca XIX wieku i początku XX. Znalazły się także rodziny, które zostały zesłane na Syberię ze względu na przynależność do wyższego stanu szlacheckiego, jedni wrócili, innym nie było już dane. To był czas przed pierwszą wojną światową, a także w trakcie i po niej. Kolejnym dowodem, że nie byli obojętni walce o wolność ojczyzny są osoby z Legionów Józefa Piłsudskiego, jak mój pradziadek, biorące udział w obronie, a później w podziemnej konspiracji na terenie okupowanej Polski, aby dalej walczyć już podczas Powstania Styczniowego w szeregach Armii Krajowej lub na innych odcinkach frontów Anglii, Włoch. Proszę opowiedzieć kilka słów o Fundacji Rodu Przelaskowskich. Dlaczego została założona, jaki jest jej cel? Fundacja ma na celu pielęgnowanie pamięci rodu Przelaskowskich, naszych tradycji, historii, pamiątek, katalogowania archiwów, prezentacji w postaci wystaw rodowych, gdzie najbliższą planujemy na marzec w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego. Data jeszcze nie jest znana, ale uprzedzam, że gdybym się nam nie udało teraz postaramy się zorganizować ją po wakacjach, ponieważ brak już innych wolnych terminów. W
2013 roku na wakacje odwiedziłem Narodowe Muzeum Historyczne w Mińsku na Białorusi. Znajduje się tam tzw. Skarb Przelaskowskich, najbardziej drogocenny skarb odnaleziony w 1918 roku podczas prowadzonych robót ziemnych na terytorium Mińska składający się z 547 srebrnych przedmiotów o wadze 13 kg. Chciałbym wykonać technologią 3D opracowanie tego skarbu i udostępnić w Internecie, a także zaprezentować go poprzez wystawę w Polsce np. na Zamku w Warszawie i innych krajach. Innymi celami Fundacji jest renowacja i rekonstrukcja obiektów zabytkowych jak zamki, pałace, dworki. Chcielibyśmy utworzyć nie tylko sieć hoteli, spa, ale również Centra Nauki i Kultury dla młodych pokoleń, które mogłyby się spotykać i decydować o wprowadzaniu nowych technologii dla naszego kraju, realizować się choćby od coraz to bardziej popularnej i potrzebnej technologii kosmicznej. Tutaj potrzebni są już nie tylko sponsorzy, ale wielkie korporacje, odpowiedni biznesmeni, którzy potrafią patrzyć w przyszłość i Ich wszystkich serdecznie zapraszamy do współpracy, pomocy, wsparcia finansowego, zaplanowania czegoś dla kolejnych pokoleń. Martwi mnie bowiem emigracja za granicę naszej inteligencji i chciałbym dać im oferty tu i teraz, a nie tylko obiecywać, jak robią to politycy. Inaczej za dwadzieścia, trzydzieści lat czeka nas kraj emerytów, dziadków, który będą wykupywać inne kraje i zasiedlać inne narodowości. Fundacja współpracuje m. in. z moja firmą Poszukiwacze Przodków, dzięki zleceniom w szerokim spektrum mają okazję realizować się wolontariusze, studenci, osoby doktoryzujące się z różnych dziedzin. Fundacja zamierza zakładać w tym celu oddziały i filie na placówkach naukowych, aby studenci mogli poprzez wolontariat nawiązać współpracę i doświadczenie, a po skończonej nauce przystąpić do pracy z firmą, a więc mieć stabilną pozycję i pewność, że nie będą musieli nigdzie wyjechać. Wielu zapomina, że dzięki organizacjom pozarządowym, przynależności do nich mogą mieć dar10
M
M
mowe szkolenia, a nawet tańsze studia lub studia podyplomowe. Zapraszam wszystkich chętnych do współpracy i pomocy przy współtworzeniu Fundacji. Dlaczego - według Pana - warto zajmować się genealogią i gromadzić pamiątki, prowadzić rodzinne archiwum? Genealogia to nie jest historia i pamięć przeszłości rodziny ozdobiona pięknym herbem, gdzie można spotykać się podczas zjazdów i celebrować na łamach mediów. Zadaniem genealoga jest pobudzić w rodzinie pewną odpowiedzialność, ostudzić zakrzepłą krew, przypomnieć cele, jakimi powinni się kierować, wspierać razem, pomagać innym. Kolejne pokolenia budują w ten sposób swoją osobowość, charyzmę, dumę, wzmacniają psychicznie, przyuczone są do pewnej odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa, a więc są pewne wymagania. Budzi się wtedy w człowieku pewne planowanie, kontrolowanie, wyrobienie precyzji, dyscyplina, której brakuje dziś młodym niewiedzącym, co mają z sobą zrobić, więc poddają się innym znanym osobom w mediach, reklamach i chcą być takie jak one, a nie wszystkie są warte pójścia ich drogą pełną narkotyków, zepsucia i zniszczenia sobie życia.
Innym powodem jest sprawa związana z DNA. Wielu naukowców trudzi się, jak zahamować różne choroby, problemy zdrowotne, które przytrafiają się milionom osób. Wiemy już, że DNA człowieka jest w pewien sposób dziedziczne, a więc przekazywane są pewne wady kilku pokoleń wstecz. Jeśli pozna się historie swojej rodziny będzie łatwiej lekarzom orzekać problemy i przeciwdziałać na ich pojawianie się, zapobiegać, a nawet pracować nad sposobami ich usunięcia, aby już nie były uciążliwe dla kolejnych naszych dzieci, wnuków. Poza tym dobrze wiedzieć kim się jest, umieć odkryć czego się pragnie i dokąd się chce zmierzać. Archiwum rodzinne to wielka odpowiedzialność, do tego trzeba dorosnąć, ale wcześniej nie powiem, że odrobina szaleństwa i wybawienia się nie byłaby nie wskazana w końcu młodym jest się tylko raz.
Panu Łukaszowi Przelaskowskiemu serdecznie dziękujemy za udzielony wywiad. Życzymy wielu wspaniałych odkryć genealogicznych oraz powodzenia w dalszym pielęgnowaniu historii rodzinnej rodu Przelaskowskich!
11 M
M
choć nie zabił Piłsudskiego, to wszystko zostało w rodzinie 0-lecie międzywojenne chociaż było bardzo krótkim okresem w historii Rzeczypospolitej obfitowało w wiele ciekawych wydarzeń. Zarówno w te społeczne, historyczne, wojenne, ale także i kulturalne. W tym okresie kobiety w Polsce uzyskały pełne prawa wyborcze, w Rosji władzę objął Lenin, w Niemczech powstała partia NSDAP, Józef Piłsudski dokonał zamachu majowego i został zamordowany pierwszy prezydent II Rzeczpospolitej – Gabriel Narutowicz.
2
Narutowicz związany był z Piłsudskim – nie tylko politycznie, ale także i rodzinnie, jednak o tym później. Pierwsza tura wyborów prezydenckich przeprowadzonych w grudniu 1922 roku nie dała rozstrzygnięcia. W kolejnej odpadł socjalista - Ignacy Daszyński1, następnie kandydat połączonych sił mniejszości narodowych - Jan Baudouin de Courtenay. Wielkim zaskoczeniem była również porażka potencjalnego kandydata na fotel prezydenta – Stanisława Wojciechowskiego. Ostatnia tura głosowania rozegrała się zatem pomiędzy Maurycym hr. Zamoyskim a Gabrielem Narutowiczem. Hrabia Zamoyski nie zyskał głosów stronnictw chłopskich (Piast i Wyzwolenie), bowiem był on największym posiadaczem ziemskim, a partie te domagały się reformy rolnej. W skutek tego kandydaturę Narutowicza poparły partie lewicowe, mniejszości narodowych oraz PSL „Piast”, które w ostatniej chwili zamiast hrabiego Zamoyskiego poparły jego rywala. W wyniku rozstrzygającego głosowania Gabriel Narutowicz otrzymał 289 głosów, a hr. Zamoyski 227. Tym samym Naruto-
wicz został pierwszym prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej. Gabriel Narutowicz, z racji poparcia go przez lewicę nie był popularny w obozie Narodowej Demokracji. Prawicowe partie zarzucały mu ateizm, przynależność do masonerii, a także zdobycie głosów dzięki mniejszościom narodowym. Razem z prawicowym politykiem – gen. Józefem Hallerem, krytykowano Narutowicza za powiązania z Piłsudskim.
1
Hr. Zamoyski 228 głosów, Wojciechowski 152, Narutowicz 151, Baudouin de Courtenay 10, Ignacy Daszyński 1.
M
M
* 1865 w Telszach (ob. Litwa) † 1922 w Warszawie Ojciec brał udział w powstaniu styczniowym, za co został skazany na rok więzienia. Zmarł w 1866 roku Matka fascynowała się filozofią oświecenia wywierając duży wpływ na poglądy synów. Była kobietą wykształconą. W 1873 rodzina przeniosła do Lipawy, aby uniknąć rusyfikacji w szkole Brat Stanisław był członkiem Litewskiego parlamentu – Taryby. Gabriel ukończył gimnazjum w Lipawie, a następnie podjął studia na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu w Petersburgu – musiał je przerwać z powodu choroby. W latach 1887-1891 studiował w Zurychu, gdzie mieszkał W 1907 został profesorem w katedrze budownictwa wodnego na Politechnice w Zurychu. Od 1920 do 1922 roku pełnił funkcję ministra robót publicznych. W październiku 1922 został ministrem spraw zagranicznych 1922-1922 – 1. Prezydent Rzeczpospolitej
12
W proteście przeciwko wyborowi prezydenta uformował się pochód, który udał się Nowym Światem w Aleje Ujazdowskie do mieszkania gen. Józefa Hallera2. Wznoszono antyprezydenckie okrzyki precz z Narutowiczem, a gen. Haller z balkonu wygłosił do tłumów przemówienie, mówiąc m.in.: Rodacy i towarzysze broni! Wy, a nie kto inny, piersią swoją osłanialiście, jakby twardym murem, granice Rzeczypospolitej, rogatki Warszawy. W swoich czynach chcieliście jednej rzeczy, Polski. Polski wielkiej, niepodległej. W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano. Odruch wasz jest wskaźnikiem, iż oburzenie narodu, którego jesteście rzecznikiem, rośnie i przybiera jak fala3. Generał Józef Haller zebrał od tłumu wiwaty za takie słowa, a skandujący hasła przeciwko Narutowiczowi zostali przez Hallera pochwaleni4. Po chwili manifestanci przeszli pod dom, w którym mieściła się siedziba endeckiej Gazety Warszawskiej. Tu wygłoszone zostało kolejne przemówienie. Do tłumu przemówił poseł Antoni Sadzewicz: Zaślepienie lewicy i ludowców sprawiło, że najwyższym przedstawicielem Polski ma być człowiek, który jeszcze dwa dni temu był obywatelem szwajcarskim i któremu na gwałt, może już po wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej sfabrykowano obywatelstwo polskie. W roku 1912 Żydzi narzucili Warszawie niejakiego Jagiełłę jako posła do Dumy rosyjskiej. Dziś posunęli się dalej: narzucili pana Narutowicza na prezydenta5. 14 grudnia Narutowicz przybył uroczyście do Belwederu, gdzie odbył się akt przekazania władzy przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Naczelnik wygłosił następujące oświadczenie (pisownia oryginalna):
2
Czesław Brzoza, Andrzej Leon Sowa: Historia Polski 19181945. Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2006, s. 268 3 Danuta Pacyńska, Śmierć prezydenta, Warszawa 1965, s. 50, 51. 4 M. Ruszczyc, Strzały w Zachęcie, Katowice 1987, s. 142 5 Danuta Pacyńska, Śmierć…, op. cit., s. 51
Naczelnik Państwa przywitał Prezydenta Rzeczypospolitej, zaznaczając, że przyjmuje go w szarej kurtce legionowej, w której przed czterema laty wszedł do Belwederu i w której pragnie go opuścić. Następnie Naczelnik Państwa oświadczył, że oprócz protokołu urzędowego, wymaganego przez ustawę, żądać będzie sporządzenia protokołu dodatkowego, zawierającego stwierdzenie jego kasy osobistej, stanu kasy i rachunkowości funduszów dyspozycyjnych i inwentarz ruchomości, stanowiących własność skarbu państwa6. Po podpisaniu protokołu o przejęciu władzy i odebraniu przez prezydenta defilady oddziałów wojskowych na dziedzińcu belwederskim, Piłsudski zaprosił go na śniadanie, podczas którego wygłosił toast (zamieszczony w Monitorze Polskim z 15 grudnia 1922 r.) Panie Prezydencie Rzeczypospolitej! Czuję się niezwykle szczęśliwym, że pierwszy w Polsce mam wysoki zaszczyt podejmowania w moim jeszcze domu i w otoczeniu mojej rodziny pierwszego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej. Panie Prezydencie, jako jedyny oficer polski służby czynnej, który dotąd nigdy przed nikim nie stawał na baczność, staję oto na baczność przed Polską, którą Ty reprezentujesz, wznosząc toast: Pierwszy Prezydent Rzeczypospolitej niech żyje! Zaledwie kilka dni po objęciu urzędu prezydenta Gabriel Narutowicz został zastrzelony przez Eligiusza Niewiadomskiego w warszawskiej galerii Zachęta. Zamach na pierwszego prezydenta Polski był udany. Niewiadomski został stracony rok później. Co działo się jednak w okresie od zabicia prezydenta, do śmierci zamachowca? Jak tłumaczył się Niewiadomski? Co było przyczyną? Sam Narutowicz dostawał już wcześniej, po wyborze na prezydenta, ale przed zaprzysiężeniem, anonimowe pogróżki i artykuły pełne obelg na temat jego osoby. Przyjaciele prezydenta prosili, aby prezydent wzmocnił straż wokół Łazienek, na co ten odparł: 6
Józef Piłsudski Pisma zbiorowe t. V, Instytut Józefa Piłsudskiego, Warszawa 1937 str. 296
13 M
M
» Gabriel Narutowicz - źródło
Gdyby się tu wdarli, będę strzelał. Ale tylko wtedy, jeśli zechcą coś zrobić memu chłopcu. A do Sejmu pojadę. Przecież nie wolno mi się cofnąć7.
Była to już trzecia anonimowa groźba wysłana do prezydenta. Pierwsza nadeszła 10 grudnia z Warszawy:
15 grudnia 1922, który był pierwszy dniem urzędowania Gabriela Narutowicza na jego stole pojawiło się kilka listów – w tym niektóre anonimowe8. Wśród nich była koperta zaadresowana po francusku Monsieur le Président République Polonaise Gabriel Narutowicz, Varsovie-WarszawaBelweder9. Na znaczku odciśnięty był stempel pocztowy Lwów 2, 12 XII 22, a w kopercie znajdował się list następującej treści:
Szanowny Panie ministrze! Wobec wyboru pana ministra na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej głosami lewicy i mniejszości narodowych, bloku nam wrogiego, będąc pewnymi, że pan minister będzie ugodowcem, będzie zmuszony wywdzięczać się blokowi mniejszości, że p. minister nie stworzy rządu o silnej ręce, rządu, że tak powiemy, poznańskiego, wreszcie, że pan minister śmiał przyjąć ofiarowaną sobie kandydaturę, grozimy panu ministrowi jak najfantastyczniejszym mordem politycznym. Z poważaniem polski faszysta11.
Pozostaje Panu do oznaczonego terminu już tylko 4 doby i godzin 20. Przypominam, że grozi Panu śmierć naturalna z powodu ataku sercowego. Czas zrobić testament. Pozdrowienia. Zawiadomienie trzecie10.
7
M. Ruszczyc, Strzały w Zachęcie, Katowice 1987, s. 142 Wojciech Roszkowski, Najnowsza historia Polski 19141945, Warszawa 2003, s. 146 9 Danuta Pacyńska, Śmierć…, op. cit., s. 101 10 M. Ruszczyc, Strzały…, op. cit., s. 145 8
Natomiast treść listu wysłanego 11 grudnia z Wilna brzmiała: Warszawa, Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Panu ministrowi Narutowiczowi do rąk własnych Panie Ministrze! Dosięże Pana kara śmierci o ile
11
Danuta Pacyńska, Śmierć…, op. cit., s. 101
14 M
M
Pan natychmiast nie złoży godności Prezydenta!!! dnia 10.XII.22. Patriota12. 15 grudnia 1922 roku – dzień przed zamachem, Stanisław Car13 omawiał z prezydentem plan na dzień następny. Podczas rozmowy Car wspomniał Narutowiczowi o zaproszeniu na doroczne otwarcie galerii sztuki w Zachęcie. Prezydent zgodził się odwiedzić tę galerię, aby jego nieobecności nie była źle odebrana. Wobec zgody prezydenta Car zaproponował aby wstąpić do Zachęty po zaplanowanej na przedpołudnie, na godzinę 11:30, wizyty u kardynała Kakowskiego. Odwiedziny salonu sztuki miały więc nastąpić o godzinie 12:00. Gabriel Narutowicz poprosił Stanisława Cara, aby ten razem z nim poszedł do galerii. Zażyczył sobie jednocześnie, aby o wizycie została powiadomiona policja. Uznał, że najlepszym zabezpieczeniem będzie nie zwracanie uwagi służb bezpieczeństwa.
Krótko przed wyjazdem prezydenta do Belwederu przybył Leopold Skulski, z którym prezydent wspólnie dzierżawił rejon myśliwski. Skulski namawiał Narutowicza na krótkie polowanie. Prezydent postanowił z decyzją o wyjeździe wstrzymać się do wieczora. Przed wyjazdem prezydent Narutowicz powiedział do Skulskiego: pamiętaj Panie Leopoldzie, w razie nieszczęścia proszę zaopiekować się moimi dziećmi14.
Przed planowaną wizytą w Zachęcie Gabriel Narutowicz miał odwiedzić kardynała Aleksandra Kakowskiego. Wizyta ta miał na celu odparcie ataków ze strony prawicy, w których nazywano Narutowicza ateistą. W czasie wizyty kardynał stwierdził, że Narutowicz jest człowiekiem prawym i wybitnym, a uliczne pospólstwo to jeszcze nie cała Polska15. W czasie rozmowy Gabriela Narutowicza z kardynałem Kakowskim do Zachęty przybył Eligiusz Niewiadomski. Wstęp był
12
Ibid., s. 102 Stanisław Car - polski prawnik, polityk, wiceminister, a następnie minister sprawiedliwości 14 M. Ruszczyc, Strzały…, op. cit., s. 162 15 Ibid., str. 163
13
15
* 1869 w Warszawie † 1923 w Warszawie Ojciec Wincenty był literatem i urzędnikiem warszawskiej mennicy. Był również uczestnikiem powstania styczniowego Jego genealogia sięga XVI wieku, kiedy rodzina pieczętowała się herbem Prus o przydomku Goleń – wywodziła się ze wsi Niewiadoma pod Sokołowem Podlaskim W wieku 2 lat Eligiusz stracił matkę – od tej pory opiekowała się nim siostra. W 1888 roku ukończył warszawską szkołę realną na wydziale matematycznym W 1894 roku ukończył ASP w Petersburgu, otrzymując złoty medal absolwenta Od 1894 do 1896 roku kontynuował naukę na paryskim uniwersytecie Od 1897 roku wykładał rysunek na Uniwersytecie Warszawskim Był autorem jednej z pierwszych map Tatr, na której zaznaczył szlaki turystyczne i schroniska W latach 1904–1910 wykonał polichromię w kościele farnym pw. św. Bartłomieja w Koninie, a okna świątyni ozdobił secesyjnymi witrażami. Na przełomie XIX i XX wieku przemycał do Królestwa Polskiego nielegalne wydawnictwa narodowo-demokratyczne Był więźniem na Pawiaku i w X pawilonie cytadeli warszawskiej W 1920 roku próbował wstąpić do WP, ale został odrzucony z powodu wieku (miał 51 lat). Z polecenia gen. Kazimierza Sosnkowskiego został przyjęty do pracy kontrwywiadowczej w II Oddziale Sztabu Głównego. Został przeniesiony do 5 pułku piechoty Legionów, gdzie jako szeregowiec, wraz z synem Stefanem, walczył na froncie. W 1921 zdemobilizowany powrócił do Warszawy na dawne stanowisko w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Oczekując na wykonanie wyroku napisał Kartki z więzienia – zbiór przemyśleń dotyczących polityki. Ukończył także M M Malarstwo polskie XIX i XX w
możliwy tylko i wyłącznie za okazaniem imiennego zaproszenia – przyszły zabójca prezydenta musiał je mieć. Krótko przed godziną 12:00 do Zachęty przybyło dwóch adiutantów, aby potwierdzić przybycie prezydenta Narutowicza. Zaraz po nich przybył urzędujący jeszcze premier Julian Nowak oraz ministrowie – Kazimierz Kumaniecki i Wacław Makowski. Od kardynała Kakowskiego, prezydent Gabriel Narutowicz udał się do Zachęty samochodem, w towarzystwie szefa kancelarii Stanisława Cara. Przejazd Nowym Światem zajął kilka minut. Prezydent był w znakomitym nastroju, a przechodnie na ulicy witali go spokojnie.
Prezydent zaczął się słaniać i upadł na podłogę. Obok była poetka Kazimiera Iłłakowiczówna, która podtrzymywała jego głowę. Premier Nowak wzywał lekarza. Przybył dr Śniegocki znajdujący się przypadkiem w pobliżu. Stwierdził krwotok wewnętrzny płucny, „zaduszenie”, zatrzymanie akcji serca i zgon prezydenta Gabriela Narutowicza17. W tym czasie w panującym zamieszaniu dostrzeżono stojącego spokojnie zamachowca z hiszpańskim rewolwerem w dłoni skierowanym w stronę nieżyjącego już prezydenta Narutowicza. Był to Eligiusz Niewiadomski. Został pochwycony przez wiceprezesa Zachęty, malarza Edwarda Okunia i jednego z adiutantów prezydenta i bez oporu dał się rozbroić18. Po tym powiedział: Nie będę więcej strzelać19.
16 grudnia około godziny O godzinie 13:15 przybyły na miej12:10 prezydent Narutowicz sce sędzia Sądu Okręgowego w przybył do Zachęty. W środku Warszawie Jan Skorzyński w asyście powitał go prezes galerii, a świadków: Edwarda Okunia, lekarza zgromadzona publiczność prof. Antoniego Leśniowskiego i oklaskiwała. Po drodze, w władz prokuratorskich sporządził jednej z sal, spotkał malarzy, pierwszy protokół z oględzin zwłok którzy wystawiali swe dzieła. prezydenta Gabriela Narutowicza. Przywitał się z każdym i podał Fragment protokołu: rękę. Podczas, gdy podziwiał » Eligiusz Niewiadomski - źródło obraz Bronisława KopczyńskieW gmachu Zachęty Sztuk Pięknych w go przedstawiający fronton Zachęty do prezydenta sali nr I na pierwszym piętrze, wzdłuż i równolepodszedł ambasador angielski w Polsce, William gle ze stojącą kanapą, głową zwrócony do drzwi Grenfell Max Müller z żoną. Żona ambasadora wyjściowych leży na wznak trup Prezydenta Rzplipowiedziała: Permettez-moi Monsieur le Président tej p. Narutowicza. (...) Koszula na piersi rozpięta de Vous fèliciter (pozwoli pan sobie pogratulować i pokrwawiona. na kiści prawej ręki ślady krwi. panie prezydencie), Oh, plutôt faire les condoPrzybyły o godz. 1 min. 12 po południu prof. Anances (raczej złożyć kondolencje) – odparł pretoni Leśniowski stwierdził, że p. Prezydent Rzplitej 16 dent Narutowicz . nie żyje i że śmierć nastąpiła od ran postrzałowych zadanych w klatkę piersiową. (...)20. W momencie, gdy prezydent Gabriel Narutowicz zatrzymał się przed obrazem Teodora Ziomka 17 grudnia 1922 zabalsamowane ciało prezydenta Szron rozległy się trzy szybko po sobie następująPolski – Gabriela Narutowicza, zostało wystawioce wystrzały z rewolweru. Nastąpiło ogromne zamieszanie wśród zgromadzonej publiczności. 17 Ibid. M. Ruszczyc, Strzały…, op. cit., s. 165 19 Richard M. Watt, Gorzka chwała, Warszawa 2007, s. 173 20 Danuta Pacyńska, Śmierć…, op. cit., s. 113 18
16
Danuta Pacyńska, Śmierć…, op. cit., s. 111
16 M
M
ne w sali audiencyjnej Belwederu. O godzinie 10:00 kapelan prezydenta ks. Tokarzewski wraz z zaproszonym przez niego duchowieństwem odprawił prywatną mszę przy zwłokach dla rodziny prezydenta i najbliższych przyjaciół. Ostatnia część uroczystości pogrzebowych miała miejsce 22 grudnia 1922. Tego dnia trumnę z ciałem prezydenta Narutowicza wprowadzono do katedry św. Jana. O godzinie 10:00 kard. Aleksander Kakowski odprawił mszę żałobną. Po mszy na kazalnicę wszedł ks. kan. prof. Antoni Szlagowski. Ksiądz Szlagowski mówił o zbrodniczej ręce, która targnęła się na nietykalną osobę pierwszego Urzędnika w Państwie, sponiewierała dostojeństwo Rzeczypospolitej, zdeptała cześć, zniesławiła imię Polski w świecie. Swój to, nie obcy!21 Proces Eligiusza Niewiadomskiego o zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza rozpoczął się 30 grudnia 1922 roku w Sali Kolumnowej Sądu Okręgowego w Warszawie. Zaraz po tym jak zatrzymano Niewiadomskiego ten przyznał się do winy, a powodem zamachu był wybór Narutowicza na urząd prezydenta głosami wrogów państwa polskiego. Niewiadomski przyznał się do złamania prawa, ale swojej winy nie uznawał. Od początku swoich zeznań chciał zaprezentować opinii publicznej powody swojego czynu. Największe poruszenie na sali sądowej wywołały jego słowa, że kule, które wystrzelił nie były przeznaczone dla prezydenta Narutowicza, ale dla marszałka Piłsudskiego. Dopiero ostatnie przesunięcia na szachownicy sejmowej wysunęły siłą jakiegoś fatalizmu osobę p. Narutowicza - mówił oskarżony. Jak powiedział, zamach na Piłsudskiego planował już dawno: Pierwszą chwilą było powołanie rządu ludowego. Od tego czasu podlegała pewnym wahaniom i tłumaczeniom, aż do chwili sprawy z gabinetem 21
Ibid., s. 195
Korfantego. Stronność o pomstę do nieba wołająca, jaką okazał się w tej sprawie i język, którym przemawiał p. Naczelnik Państwa do przedstawicieli Sejmu, grożąc im, że zejdzie na ulicę i przemówi językiem ulicy, wreszcie niedotrzymanie zobowiązań, przyjętych wobec Korfantego i Sejmu, że nie przeszkadzał tworzeniu się tego gabinetu, wyjaśniły mi ostatecznie moralne i umysłowe jego kwalifikacje. Próbę zamachu na Piłsudskiego chciał finalizować w okresie wyborów na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej, a zaraz po wyborach do Sejmu. Przyszedł nowy Sejm. Przyszła chwila wahań i niepewności, czy Piłsudski będzie kandydował na stanowisko Prezydenta. Sytuacja była napięta i niepewna. Postanowiłem ją rozciąć i muszę przyznać, że chodziło mi nie tylko o to, ale także o to, żeby zarazem przekłuć ten balon stronnictw socjalistycznych, wydęty popularnością Naczelnika Państwa. Raz przekłuty, sądziłem, że się okaże oczom wszystkim tem, czem istotnie jest: drobnym, nikłym woreczkiem. Pierwsza próba zamachu na życie Piłsudskiego miała odbyć się 6 grudnia 1922 roku. W tym dniu Marszałek miał być na otwarciu wystawy w Warszawie w gmachu Baryczków. Niewiadomski był pewny, że Piłsudski będzie osobiście ją otwierał. W rozmowie z sekretarzem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami upewniał się, czy Piłsudski będzie. Poprosił także o zaproszenie na wernisaż. Wszystko było gotowe. Przeżyłem, przemyślałem wszystko. Wypróbowałem po raz setny rękę i rewolwer, ostatni raz w poniedziałek wieczór. Że Piłsudski zginie, byłem tego pewny, jak tego, że tutaj stoję Od planu odszedł przypadkowo. Dzień przed otwarciem wystawy przeczytał w gazecie, że Piłsudski kategorycznie rezygnuje ze swojej kandydatury. Niewiadomski opisał sądowi uczucie jakiego wówczas doznał: Doznałem dwu uczuć jednoczesnych, dziwnych. Jedno - to było uczucie ulgi, że los uwalnia mnie
17 M
M
od konieczności pozbawienia życia człowieka osobiście dobrego, szlachetnego i niepozbawionego rysów bohaterskich. Drugie uczucie - było uczuciem męki i goryczy, że oto ten człowiek, twórca Judeo-Polski, sprawca w moich oczach najgłówniejszych, wszystkich nieszczęść ostatnich lat czterech, pozostanie w dalszym ciągu i będzie dalej grał wybitną rolę w życiu Polski. Byłem rozbrojony i czułem się pobity zupełnie, pobity podwójnie W wyborach wyłoniono Sejm, który Niewiadomski znienawidził. Twierdził, że parlamentarzyści to umysłowi analfabeci oraz ludzi, którzy stanęli poza granicą polskości i obywatelskości. W jego zeznaniach przewijało się wiele wątków antyżydowskich. Żydów uważał za sprawcę samych nieszczęść - Jad moralny i niemoc twórczą zaszczepiło socjalizmowi żydostwo. Żydom zarzucał odrzucenie zasady proporcjonalnego do wydajności pracy wynagrodzenia; wniesienie ducha nienawiści, propagandy i walki oraz zdeprawowanie socjalizmu swoim oszustwem. Jeszcze tego samego dnia, po jednej rozprawie Sąd Okręgowy w Warszawie w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej wydał wyrok, w którym Niewiadomskiego uznał za winnego, pozbawiono go praw stanu i skazując na karę śmierci. Fanatycznie przywiązanego do swoich poglądów, pojęć i uczuć, które jednakże mogło być i winno być hamowane przez jego wysoką inteligencję i wykształcenie (...) podsądny Niewiadomski, popełniając niniejsze przestępstwo, dopuścił się czynu na wskroś anarchistycznego, mogącego przy obecnym stanie Polski, przy braku Jej wewnętrznej konsolidacji wywołać powszechną w kraju anarchję (...) podsądny Niewiadomski, mając zupełną możliwość zamanifestowania swego stanowiska konstytucyjnie, nie poddał się obowiązującej Konstytucji, nie uszanował jej i targnął się na Majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej w osobie Jej Prezydenta
Eligiusz Niewiadomski nie wniósł apelacji od wyroku, której termin minął 27 stycznia 1923 22. 14 stycznia przesłał do Sądu Okręgowego pismo, w którym oznajmiał, że wyrok przyjmuje, a wszelkie podania o ułaskawianie powinny być uważane za złożone bez jego wiedzy i wbrew jego woli. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Stanisław Wojciechowski nie skorzystał z przysługującego mu prawa łaski, stwierdzając: zbadałem dokumenty, ale w nich, ani w mojej duszy nie mogę znaleźć powodu, by zmienić wyrok sądu23. Wykonanie wyroku wyznaczono na 31 stycznia 1923. O godzinie 6:30 przewieziono Niewiadomskiego do Cytadeli. Na miejscu straceń stawiła się kompania 30 Pułku Strzelców Kaniowskich. Po odczytaniu przez sekretarza sądu sentencji wyroku Niewiadomski zdjął ze spokojem palto, szalik i kapelusz, okulary oddał mecenasowi Kijeńskiemu i stanął przy słupku egzekucyjnym. Przed egzekucją poprosił o niezawiązywanie oczu i powiedział ostatnie słowa: zachowam spokój, strzelcie mi w głowę i w serce, ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski24. Na komendę padła salwa plutonu egzekucyjnego. Lekarz stwierdził natychmiastową śmierć skazanego przez strzaskanie głowy. Trumna ze zwłokami Niewiadomskiego została złożona w prowizorycznym dole na terenie cytadeli. W nocy z 5 na 6 lutego 1923 rodzina dokonała ekshumacji i ciało zamachowca zostało przeniesione na Cmentarz Powązkowski. Pomimo nietypowej pory w pogrzebie Niewiadomskiego uczestniczyło około 10 tysięcy osób25. Na początku artykułu wspomniałem o pokrewieństwie prezydenta Gabriela Narutowicza z Marszałkiem Piłsudskim. Może nie tyle pokrewieństwo – trzymając się żargonu genealogicznego, ale dalsze powinowactwo. Jego szwagierka – żona brata, była kuzynką Józefa Piłsudskiego. Kobieta ta miała na nazwisko Billewicz, tak jak matka Komendanta. 22
M. Ruszczyc, Strzały…, op. cit., s. 247 Richard M. Watt, Gorzka chwała, Warszawa 2007, s. 174 24 Ibid., str. 175 25 Ibid. 23
18 M
M
» Pogrzeb prezydenta Gabriela Narutowicza - źródło
19 M
M
» Akt ślubu rodziców Eligiusza Niewiadomskiego - źródło
20 M
M
genealogia płka Kuklińskiego Na wstępie chcemy zaznaczyć, że ten artykuł nie ma na celu wychwalenia postaci płka Kuklińskiego, czy też uznania go za „zdrajcę narodu”. Stanowisko More Maiorum w tej sprawie jest proste – jesteśmy całkowicie neutralni w ocenie postawy płka Ryszarda Kuklińskiego. Artykuł ten ma na celu tylko i wyłącznie zaprezentowanie czytelnikom genealogii znanej w Polsce, a także na świecie, osoby. ukliński Ryszard Jerzy – ur. 13 czerwca 1930 r. w Warszawie, zm. 11 lutego 2004 r. w Tampie. Pułkownik. Od 1947 r. w Wojsku Polskim; oficer łącznikowy w Sztabie Głównym Armii Radzieckiej. Od 1970 r. współpracował z CIA. Od 1980 r. w USA. W 1984 r. skazany zaocznie w Polsce na karę śmierci za zdradę państwa (w 1995r. wyrok uchylono, a 2 lata później sprawa została umorzona).
K
Ryszard Jerzy Kukliński przyszedł na świat 13 czerwca 1930 r. w Warszawie jako syn 29-letniego Stanisława Wincentego Kuklińskiego i 30-letniej Anny Kotaniec. W tym roku przypada 84. rocznica jego narodzin, stąd brak metryki chrztu. Co prawda jest to osoba zmarła, więc ochrona danych osobowych nie obowiązuje, ale ze względu na brak pokrewieństwa, otrzymanie metryki jest niemożliwe. W swojej autobiografii Kukliński pisze, że jego rodzice pobrali się w parafii św. Aleksandra, co okazuje się kłamstwem, bo według adnotacji na akcie chrztu jego ojca Stanisław Kukliński i Anna Kotaniec wzięli ślub w parafii św. Antoniego… Ale chociaż miejscowość się zgadza – Warszawa.
» Ryszard Kukliński - źródło
» Akt urodzenia Stanisława Wincentego Kuklińskiego - źródło
21 M
M
Z metryką ślubu też łatwo nie jest, ale chociaż znana jest data zawarcia związku małżeńskiego przez Stanisława Wincentego Kuklińskiego i Annę Kotaniec. Miało to miejsce 13 maja 1928r. we wcześniej już wspomnianej parafii świętego Antoniego w Warszawie. Udało się to ustalić na podstawie dopisków przy metrykach chrztów ww. Stanisława Wincentego i Anny. Dnia 1/14 marca 1901 r. w parafii w Stromcu stawił się Jan Kukliński, lat 48 i oświadczył, że pięć dni wcześniej (24 lutego / 9 marca) na świat przyszedł jego syn, którego powiła jego żona – Marianna z domu Zych, lat 30. Dziecko na chrzcie świętym otrzymało imiona Stanisław Wincenty, a ojcem jego chrzestnym był krewny ojca – Józef Kukliński. » Akt urodzenia Anny Kotaniec - źródło
Parafia św. Aleksandra w Warszawie, która pojawiła się w autobiografii Ryszarda Kuklińskiego jako miejsce ślubu rodziców okazała się miejscem chrztu jego matki. 25 stycznia / 6 lutego 1900 r. o godzinie 9 rano stawiła się Anna Poterańska, żona drukarza (типографa), lat 28 i w przytomności świadków okazała dziecko płci żeńskiej, które urodziło się 20 stycznia / 1 lutego o godzinie 8 rano z 37-letniej wdowy – Heleny Kotaniec. Dziewczynka na chrzcie świętym otrzymała imię Anna, a jej matką chrzestną była zgłaszająca – Anna Poterańska. Mogłoby się wydawać, że akt zgonu ojca dziecka powinien być niecałe 9 miesięcy przed narodzinami Anny, ale tu następuje zawód, bo metryka ta znajduje się w księdze parafii św. Anny (Wilanów) za rok 1897. 22 M
M
» Akt zgonu Józefa Kotańca - źródło
W akcie sporządzonym dnia 6/18 sierpnia 1897r. w wilanowskiej parafii św. Anny zapisano, że zmarły dwa dni wcześniej Józef Kotaniec miał 54 lata i pozostawił po sobie żonę Helenę z domu Olechowską. Metryki te są potwierdzeniem, że ślubująca 22 maja / 4 czerwca 1900r. w warszawskiej parafii św. Aleksandra Helena z Olechowskich Kotaniec to matka Anny Kotaniec, a babcia Ryszarda Jerzego Kuklińskiego. W akcie nie ma wzmianki o uznaniu Anny za córkę, co może w pewnym stopniu wyjaśnić zapis z autobiografii Kuklińskiego, gdzie pisze o swojej matce jako sierocie, która nie znała swoich rodziców i wychowała się w warszawskiej ochronce przy placu Trzech Krzyży w Warszawie. W tym momencie więc pozostają tylko trzy linie z pokolenia rodziców – Kuklińscy, Zychowie i Olechowscy. Józef w żaden sposób nie mógł być ojcem Anny. Być może Helena chciała, aby jej życie było „po bożemu” i żeby mąż nie wiedział o nieślubnym dziecku, dlatego też oddała je do sierocińca. Oczywiście to tylko spekulacje i prawda mogła być inna. Od narodzin Anny do ponownego ślubu jej matki minęły niespełna 4 miesiące, stąd wiele jest możliwe. 23 M
M
» Akt ślubu Antoniego Rączkiewcza z wdową po Józefie Kotańcu Heleną z domu Olechowską - źródło
24 M
M
Z metryki ślubu Heleny z Olechowskich Kotaniec można dowiedzieć się o niej kilku informacji, a mianowicie – w chwili ślubu była wdową po Józefie Kotańcu zmarłym w 1897r. (o nim była wcześniej mowa), miała 34 lata, urodziła się w Siedlcach jako córka Witalisa i Emilii małżonków Olechowskich.
» Akt zgonu Emilii Olechowskiej - źródło
Matką Heleny Kotaniec - według aktu ślubu z Antonim - była Emilia Olechowska. Nazwisko panieńskie do tego momentu było nieznane, jednak zmienia się to wraz z odnalezieniem metryki zgonu Emilii, która zmarła w Warszawie dnia 23 września 1891 r. W metryce zapisano, że była 60-letnią wdową, urodzoną w Siedlcach z Antoniego i Emilii zd. Gerth małżonków Hincz. Wynika z tego, że i matka (Emilia zd. Hincz) i córka (Helena zd. Olechowska) urodziły się w Siedlcach. Druga z nich urodzić się powinna w 1865 r. lub 1866 r., a najmłodsze metryki online są z roku 1861. Emilia powinna urodzić się w 1830r. lub 1831r., więc tu powinno być lepiej, ale czy na pewno? Najpierw metryka ślubu Antoniego Olechowskiego i Emilii Hincz, czyli matki Heleny i jej pierwszego męża, który być może był bratem jej kolejnego męża – Witalisa.
25 M
M
» Akt ślubu Antoniego Olechowskiego z Emilią Hincz - źródło
5 lutego 1850r. w Siedlcach pobrali się 28-letni Antoni Olechowski, kawaler, lekarz, syn żyjącego Mateusza i zmarłej Salomei z Sikorskich, urodzony w Częstochowie i 19-letnia Emilia Hincz, panna, córka żyjącego Antoniego i zmarłej Emilii z Gerthów, urodzona w Siedlcach. Warto zauważyć, że pod metryką widnieją podpisy państwa młodych. Niestety z aktem chrztu Emilii jest problem, ponieważ nie mogę go znaleźć w parafii ślubu. Udało się odnaleźć jej rodzeństwo, a także metrykę zgonu jej matki. 26 M
M
» Akt zgonu Emilii z Gerthów Hincz - źródło
Emilia Hincz zmarła 18 lutego 1832r. w Siedlcach. W metryce zapisano, że urodziła się w Warszawie z Jana Bogumiła i Leonory z Sackermanów małżonków Gerthów. Zostawiła po sobie męża Antoniego, komisarza odwodu siedleckiego. Zmarła Emilia miała 31 lat. Śladem Warszawy z aktu zgonu, udało się odnaleźć metrykę ślubu Antoniego Hincza i Emilii Gerth. Akt ten zawarty został na aż czterech stronach księgi metrykalnej! 5 grudnia 1830 r. na życzenie wielu obywateli i urzędników Antoni Hincz (1794 — XI 1861),. Inżynier Komendy Wojewódzkiej Policji, przejął na siebie obowiązki prezydenta Siedlec(z powodu choroby Leopolda Mszańskiego) pod pewnymi warunkami: a) żeby w dalszym ciągu był na etacie inżyniera (tymczasowo kto inny go zastępował) i pobierał pensję „przywiązaną do inżyniera"; b) pełnił funkcję prezydenta przez cały okres powstania, po czym dozwolono mu zatrzymać ten urząd lub powrócić na stanowisko inżyniera; c) aby od KWP otrzymał pomoc, jaka okaże się potrzebna 27 M
M
» Akt ślubu Antoniego Hincza z Emilią Gerth - źródło
28 M
M
29 M
M
30 M
M
31 M
M
Z tej obszernej dokumentacji w skrócie można wypisać informacje o parze młodej – Antoni Hincz, kawaler, lat 25, syn zmarłego Michała Hincza i Barbary z Osławskich, zamieszkałej we wsi Tarnówce w „Starej Galicji”; Fryderyka Wilhelmina Gerth, panna, lat 23, córka Jana Bogumiła Gertha, konsyliarza skarbowego i Eleonory Ludwiki z Akermannów. W publikacji Rodzina. Hebarz Szlachty Polskiej autorstwa Seweryna Uruskiego, Adama Amilkara Kosińskiego oraz Aleksandra Włodarskiego można znaleźć informacje o Antonim Hinczu oraz jego bracie Ignacym. Hincz Ignacy - syn Michała i Barbary z Osławczanków, urodzony we wsi Izdebkach, w cyrkule Samborskim 1777 r., postąpiła na służbę 1809 r. i został porucznikiem artylerii konnej 1810 r.; kawaler Legii Honorowej 1812 r., w 1813 r. otrzymał rangę kapitana korpusu inżynierów. Hincz Antoni – syn Michała, wszedł do wojska 1809 r. i podporucznikiem został 1817 r., a do dymisji w randze porucznika wyszedł w 1821 r.; komisarz obwodu siedleckiego 1832 r. i kawaler orderu św. Anny III klasy, otrzymał przyznanie szlachectwa w Królestwie 1839 r. z zasady posiadanego urzędu. Dotychczasowe metryki pochodziły z ksiąg różnych katolickich parafii, natomiast akt zgonu Jana Bogumiła Gertha pochodzi z parafii wyznania ewangelicko-augsburskiego. Dnia 2 czerwca 1828r. w Warszawie zmarł Jan Bogumił Gerth, były intendent generalny skarbowy w Warszawie, rodem z miasta Gdańsk w Prusach, lat 79 i 4 miesiące, pozostawił po sobie żonę Eleonorę Ludwikę z Akermannów i dwie córki – Dorotę Henriettę i Fryderykę Emilię de Hincz, lat 29. » Akt zgonu Jana Bogumiła Gerth - źródło
32 M
M
W artykule opisującym historię miejscowości Czersk oraz szlachtę, która w niej mieszkała, można odnaleźć kilka zdań o Janie Bogumile Gerth. (…) Wdowa Chlebowska w 1816 r. zdecydowała o sprzedaży majątku. Mieszkała wówczas w dobrach Regnów w powiecie rawskim przy swoim zięciu Józefie Szymanowskim, dziedzicu tychże dóbr. Kontrakt kupna i sprzedaży podpisała z Janem Bogumiłem Gerth, konsyliarzem skarbowym, zamieszkałym w Warszawie, w Czersku w 1816 r., w kancelarii Jana Pomian Ostromęckiego aktowego publicznego notariusza powiatu czerskiego. Chlebowska sprzedała części swe dziedziczne w mieście Czersku leżące tak z mieyskich iako i szlacheckich gruntów złożone. W następnym roku Jan Bogumił Gerth, zatrudniony w Ministerstwie Skarbu Królestwa Polskiego, sprzedał wraz z żoną Eleonorą z Akkermanów szlachecką część Karczewszczyzna zwaną pod miastem Czerskiem w województwie mazowieckim pułkownikowi Wojsk Polskich Józefowi Pągowskiemu i jego małżonce Barbarze z Chrzczonowskich. Przedmiotem sprzedaży stała się nie tylko szlachecka Karczewszczyzna, lecz także nieruchomości miejskie. Gerth w 1805 r. nabył od Piotra Wolańskiego, obywatela miasta Czerska, posesję w rynku tegoż miasta pod numerem 43 wraz z gruntami. W 1806 r. dokupił sąsiednią posesję w rynku pod numerem 44 wraz z gruntami od Józefa Bieńkowskiego. (…)26 W tym miejscu kończy się linia przodków po kądzieli Ryszarda Jerzego Kuklińskiego.
» Akt ślubu Jana Kuklińskiego z Marianną Zych - źródło
26
Ewa i Włodzimierz Bagieńscy, Czersk, cz. 5 - Szlachta w mieście, [dotęp: 28 lutego 2014r.], http://barcik.pl/gorakalwaria/pliki/historia.php?rozwin=113
33 M
M
30 czerwca / 12 lipca 1891r. w parafii Stromiec zawarte zostało małżeństwo między 37-letnim Janem Kuklińskim, wdowcem po Mariannie zd. Czwarno, synem zmarłego Walentego i żyjącej Marianny Jeranowskiej małżonków Kuklińskich, urodzonym i zamieszkałym w Niedabylu, a 18-letnią Marianną Zych, panną, córką żyjącego Antoniego i zmarłej Katarzyny zd. Strzembała małżonków Zychów, urodzoną i zamieszkałą w Budach Boskowolskich. Z metrykami chrztów obojga małżonków były problemy. Żadnej z nich nie udało się odnaleźć przy poszukiwaniach ze wskazanym wiekiem, dlatego też przyjąłem, że Marianna w rzeczywistości miała trochę więcej lat, niż w metryce – 23 lata zamiast 18 lat. Dnia 31 maja 1868r. w Stromcu ochrzczone zostało dziecko Antoniego Zycha, 30-letniego kolonisty z Bud Boskowolskich i jego małżonki 35-letniej Katarzyny zd. Strzębał. Dziecko to otrzymało na chrzcie świętym imię Marianna, a urodziło się ono 27 maja tego samego roku. » Akt urodzenia Marianny Zych - źródło
34 M
M
Niestety Mariannie nie było dane zbyt długo żyć, ponieważ zmarła blisko półtora roku po urodzeniu syna – Stanisława Wincentego Kuklińskiego. Umarła ona w Niedabylu dnia 7 września 1902 r. W akcie zapisano, że miała 30 lat i była córką Antoniego i Katarzyny ze Strzębałów.
» Akt zgonu Marianny Kuklińskiej - źródło
Jak już wspominałem, problem był także z metryką chrztu Jana Kuklińskiego, którego nie było nawet po przeszukaniu +/- 15 lat. Jednak informacja z aktu małżeństwa z Marianną Zych dała nadzieję, że tam będzie zapisana prawdziwa miejscowość narodzin i domysły okazały się być trafne. Zaślubiony w Stromcu dnia 9/21 stycznia 1879 r. Jan Kukliński okazał się być 25-letnim kawalerem urodzonym we wsi Biejków, par. Promna. » Akt ślubu Jana Kuklińskiego z Marianną Czwarno - źródło
35 M
M
I tym tropem nareszcie udaje się znaleźć akt urodzenia Jana Kuklińskiego – dziadka Ryszarda Kuklińskiego.
» Akt urodzenia Jana Kuklińskiego - źródło
Z metryki tej dowiadujemy się, że Jan został ochrzczony 11 grudnia 1853 r., a urodził się dzień wcześniej, czyli 10 grudnia. Potwierdziły się też dane dotyczące rodziców, czyli byli to 33-letni Walenty Kukliński, kopiarz i 23-letnia Marianna Jaranowska. Jan prawdopodobnie miał trzy żony. Piszę „prawdopodobnie”, ponieważ nie ma stuprocentowej pewności, czy znaleziony akt zgonu dotyczy tego samego Jana Kuklińskiego. » Akt zgonu Jana Kuklińskiego - źródło
36 M
M
Powyższy akt zgonu dotyczy niejakiego Jana Kuklińskiego zmarłego w Niedabylu dnia 29 grudnia 1909 r. / 11 stycznia 1910 r. W akcie zapisano, że miał 76 lat. Żadnych informacji o imionach rodziców, czy o stanie cywilnym. Zmarł już w 1910 r., więc odejmując 76 lat, wychodzi 1834 r., czyli tak nie do końca pasuje, stąd nie można powiedzieć w stu procentach, że to Jan Kukliński, ojciec Stanisława Wincentego, który został sierotą w wieku 8 lat. W chwili śmierci przypuszczalnego ojca, dziadkowie również nie żyli, więc prawdopodobnie trafił pod opiekę innych krewnych. » Akt ślubu Walentego Kuklińskiego z Marianną Jaronowską - źródło
37 M
M
Rodzice Jana Kuklińskiego pobrali się w Stromcu 27 października 1845r. On – Walenty Kukleński, kawaler, syn Jana i zmarłej Marianny z Gruszczeńskich, lat 23, urodzony w Warce, zamieszkały w Niedabylu; ona – Marianna Jaronowska, panna, córka Tomasza i Marianny z Maraszkiewiczów, lat 18, urodzona i zamieszkała w Niedabylu. » Akt urodzenia Walentego Macieja Kuklińskiego - źródło
Dnia 17 lutego 1822r. w mieście Warcie na świat przyszedł Walenty Maciej, syn Ignacego Kukleńskiego, lat 25 i Marianna Gruszczak, lat 22. Dziecko to ochrzczone zostało dzień po narodzinach. Co prawda jest pewna różnica, bo w akcie chrztu jako ojciec występuje Ignacy, zaś w akcie ślubu Jan, ale inne dokumenty wskazują, że przy spisywaniu aktu małżeństwa doszło do błędu.
» Akt zgonu Walentego Kuklińskiego - źródło
38 M
M
Walenty Kukliński zmarł 8/20 kwietnia 1886r. w Starej Wsi jako 74-letni syn Ignacego i Marianny z Gruszczeńskich. Pozostawił po sobie żonę Mariannę z Jaranowskich.
» Akt urodzenia Marianny Jaronowskiej - źródło
Marianna Jaranowska (późniejsza żona Jana Kukleńskiego/Kuklińskiego) urodziła się w Niedabylu dnia 2 marca 1827r. z 36-letniego Tomasza Jaranowskiego, gospodarza i 38-letniej żony jego Marianny z Maraszkiewiczów.
» Akt zgonu Marianny Kuklińskiej - źródło
Marianna z Jaranowskich Kuklińska zmarła 27 września / 9 października 1899r. w Starej Wsi. W akcie zapisano, że zmarła miała 78 lat. Danych rodziców zgłaszający nie znali. 39 M
M
» Akt ślubu Antoniego Zycha z Katarzyną Strzębał - źródło
Antoni Zych i Katarzyna Strzębała pobrali się w Stromcu dnia 17 stycznia 1859 r. Pan młody – Antoni Zych okazał się być 23-letnim kawalerem, synem zmarłego Walentego i żyjącej Klary z Wójcików, urodzonym i zamieszkałym w Boskiej Woli. Panna młoda – Katarzyna Strzębała to 25-letnia panna, córka zmarłego Karola i żyjącej Magdaleny z Puków, urodzoną i zamieszkałą w Xawerowie. Idąc tym tropem, odnaleźć można metryki chrztów i zgonów państwa młodych. 40 M
M
» Akt urodzenia Antoniego Zycha - źródło
Dnia 15 stycznia 1837r. w Boskiejwoli urodził się Antoni, syn 19-letniego gospodarza – Walentego Zycha i jego o dwa lata młodszej małżonki – Klary zd. Wójcik
» Akt zgonu Antoniego Zycha - źródło
Antoni Zych zmarł w miejscowości Podgaje dnia 1/13 czerwca 1899r. jako 65-letni syn Walentego i Klary małżonków Zychów. Brak informacji o małżonce, jednak prawdopodobnie po śmierci żony w 1886r. nie ożenił się ponownie. 41 M
M
» Akt urodzenia Karoliny Strzębał - źródło
Katarzyna Strzębała urodziła się w Xawerowie dnia 19 kwietnia 1833r. Jej rodzicami byli 36-letni Karol Strzębała (Strzembała), włościanin i jego 27-letnia żona Magdalena z Puków. Ochrzczona została 2 dni po narodzinach.
» Akt zgonu Karoliny Zych - źródło
Katarzyna ze Strzębałów Zychowa zmarła w Budach Boskowolskich dnia 13/25 lipca 1886r. Według metryki miała 45 lat i pozostawiła po sobie męża Antoniego. Zgłaszający podali także, że rodzicami zmarłej byli Karol i Magdalena Strzębałowie. 42 M
M
W toku poszukiwań udało się także odnaleźć metrykę zgonu Karola Strzębały, który zmarł między zgłoszeniem narodzin córki Katarzyny, a jej ślubem, gdzie występuje jako nieżyjący.
» Akt zgonu Karola Strzębały - źródło
Karol Strzębała zmarł 1 marca 1843 r. w Xawerowie. Niestety w akcie nie zostały zawarte informacje o rodzicach, ale podano, że żoną zmarłego była Magdalena. Pozostawił po sobie pięcioro dzieci, w tym córkę Katarzynę. » Akt ślubu Walentego Zycha z Klarą Wójcik - źródło
43 M
M
Udało się także odnaleźć metrykę chrztu rodziców Antoniego Zycha – Walentego i Klary. Pobrali się oni w Stromcu na początku 1836 r., a dokładniej 18 stycznia. Walenty Zych był wówczas 21-letnim kawalerem, synem Jacka i Julianny, zaś Klara Wójcik okazała się być 17-letnią panną, córką zmarłego Ignacego Wójcika i Konstancji. Walenty Zych niestety zmarł na krótko przed 20. rocznicą ślubu. Stało się to 13 listopada 1855 r., o czym zaświadcza poniższa metryka zgonu. Pozostawił po sobie żonę Klarę z Wójcików. » Akt zgonu Walentego Zycha - źródło
Kilka lat przed nim zmarła jego matka Julianna, z kolei nadal nie wiadomo nic o ojcu Jacku. Julianna zmarła w Boskiej Woli (tak samo jak jej syn). W akcie zapisano, że zmarła ona 10 listopada 1847 r. Pozostawiła po sobie męża Jacentego i kilkoro dzieci – w tym syna Walentego. » Akt zgonu Julianny Zych - źródło
44 M
M
» Akt zgonu Tomasza Jaronowskiego - źródło
Dnia 15 stycznia 1850r. we wsi Niedabyl zmarł 65-letni Tomasz Jaronowski, włościanin. Pozostawił po sobie żonę Mariannę i dzieci, w tym córkę Mariannę (po mężu Kuklińską/Kukleńską).
» Akt zgonu Marianny Jaronowskiej - źródło
Kilka lat później, bo 3 grudnia 1854r. we wsi Pokrzywna umiera wdowa po w/w Tomaszu. Według metryki miała ona w chwili śmierci 68 lat. Zgon zgłosił Maciej Woźniak, lat 45 – zięć i Piotr Jaronowski, lat 36 – syn. 45 M
M
» Akt ślubu Ignacego Kukleńskiego z Marianną Gruszczeńską - źródło
46 M
M
Dnia 27 października 1821r. w Warce małżeństwo zawarli 24-letni Ignacy Kukleński, kawaler, który metrykę chrztu wyjął z ksiąg kościoła radomskiego, syn Wojciecha i Teresy i 24-letnia Marianna Gruszczeńska, panna, która metrykę chrztu wyjęła z ksiąg kościoła głowaczewskiego, córka Filipa i Justyny. » Akt urodzenia Ignacego Kukleńskiego - źródło
Oryginalną metrykę chrztu Ignacego można znaleźć w radomskiej parafii:
47 M
M
» Wyciąg aktu urodzenia Marianny Gruszyńskiej - źródło
48 M
M
Wywód przodków płka Kuklińskiego dostępny jest na naszej stronie internetowej w zakładce Genealogie znanych osób. Ze względu na rozmiary pliku nie jesteśmy w stanie umieścić go tutaj. Dziękujemy również za pomoc w odszukaniu aktu urodzenia Anny Kotaniec oraz ustaleniu parafii ślubu rodziców p. Justynie Krogulskiej! » Grób Ryszarda Kuklińskiego - źródło
49 M
M
fascynacja Francją - dandys Pierwotne miejsce publikacji artykułu Historykon.pl Mówi się, że wszystko wokół nas ulega zmianom. Zmienia się świat, sytuacje, ludzie… zmieniamy się my. Każdego dnia życie stawia nas w nowych sytuacjach. Czasem są to wydarzenia, które przynoszą wiele radości, a czasem gorzki smak porażki. Niby tak bardzo różnimy się, a jednak jesteśmy podobni do siebie. Tak samo pragniemy akceptacji i uznania innych. To daje nam siłę do działania, a nawet przywraca wiarę w siebie. Tylko czasem ktoś z nas błądzi podczas swoich pięciu minut, zatraca się w próżnych chwilach i spoczywa na laurach. Zachodnia moda kusiła od zawsze. W XIX wieku była to głównie „francuzomania”, dziś trendy są bardziej globalne. Kto ulegał francuskim nowinkom? Zafascynowana Francją arystokracja i jej główny przedstawiciel – dandys. Bardzo duże znaczenie dla życia towarzyskiego Polaków, w omawianym okresie, mieli Francuzi. W XIX wieku aż dwukrotnie „odwiedzili” nasz kraj. Ich pierwsza „wizyta” miała związek z sytuacją wewnętrzną w ich ojczyźnie, mowa tu o Rewolucji Francuskiej. Francuzi szukali bowiem na naszych ziemiach schronienia przed represjami. Po raz drugi przybyli na tereny polskie w okresie wojen napoleońskich. Polacy wzorowali się na ich zwyczajach towarzyskich i modzie. Francuzów cechowała skłonność do przepychu, rozrzutności i życia na pokaz. Powoli i nasi rodacy zaczęli przejmować takie cechy. Za przykład może posłużyć powóz, który przestał być zwykłym środkiem lokomocji. Wpływ francuskich przybyszów sprawił, że musiał on wyglądać tak, by wzbudzać zachwyt innych. Także w temacie gościnności wiele się zmieniło. Goście nie byli już raczeni tradycyjnym polskim jadłem. W salonowym menu widniała tylko kawa, herbata i ciastko – wszystko to podane na drogich serwisach. Nowa moda była domeną ludzi młodych, starsi wiedli nadal tradycyjne życie. Ci, którzy zgodnie z nowymi zwyczajami ubierali się w zagraniczne stroje, w towarzystwie rozmawiali tylko po francusku. Zdarzało się, że niektórzy z nich nie znali dobrze swojej ojczystej mowy, a językiem znad Sekwany władali dość biegle.
50 M
M
Styl życia ukształtowany przez szlachtę w majątkach ziemskich, funkcjonujący jeszcze w XVIII wieku, teraz stał się niemodny. Nadszedł czas, w którym to miasto i zagranica dostarczały nowych trendów. Szlachta w mieście była traktowana jak przybysze z prowincji, nienadający się strojami, kulturą ani tematami rozmów na salony. W dobrym tonie było sprowadzić zza granicy guwernantkę do dzieci, która często zachowywała się jak pani domu, wprowadzając nowe obyczaje, czyli miłość do mody i pogarda dla pracy. Guwernantka uczyła nie tylko języka francuskiego, ale i umiejętności brylowania w towarzystwie, dystansu do otoczenia i próżności. Wielu synów magnatów wyjeżdżało do Paryża, by czerpać stamtąd nowe wzorce i wcielać je w swoich rodzinnych domach po powrocie. Jak to z modą bywa, każdy chciał za nią podążać. Zarówno szlachta jak i ludzie ubożsi, próbowali dostosować się do nowych obyczajów, a nawet etykiety. Młody mężczyzna, nawet na wyjeździe miał ze sobą cały zestaw szczoteczek, grzebyków, szczypczyków, żelazek (do włosów), fiksatuarów, pilniczków, nożyków i pachnideł. Kobiety w majątkach były przedsiębiorczymi gospodyniami, jednak i do nich doszła moda na „nic nie robienie”. Nie wszystkie jej ulegały, ale też chciały choć przez chwilę poczuć się jak damy. Na prowincji nie przywiązywano większej wagi do plotek, ponieważ ludzie mieszkali w znacznych odległościach od siebie, więc zwyczajnie nie było zainteresowania sąsiedzkim ogródkiem. Wieczorne spotkania były odskocznią od całodziennej pracy, pozbawione zbędnego ceremoniału. Bardzo dobrym przykładem francuskich fascynacji był perfekcyjny dżentelmen, czyli dandys. Słowo „dandyzm” (czyli rodzaj postawy filozoficznej , stylu życia) może wywodzić się od francuskiego słowa dandin (głupiec) lub staroniderlandzkiego - dantem (robić głupstwa), lub po prostu z języka angielskiego, w którym dandy znaczy elegant, modniś. Pierwsi przedstawiciele dandyzmu pojawili się na przełomie XVIII i XIX wieku. W tym czasie ludzie z niższych warstw osiągali majątki równe przedstawicielom szlachty, a nawet arystokracji. Bardziej sprytni wykorzystywali swe umiejętności aktorskie by wcielić się w hrabiego. Na początku słowo „dandys” oznaczało mężczyznę z klasy średniej, kreującego się zachowaniem i wyglądem na kogoś z wyższych sfer. Potem stosowano to określenie do mężczyzny przywiązującego ogromną wagę do wyglądu zewnętrznego. Żeby bliżej przyjrzeć się korzeniom tego zjawiska, przenieśmy się na chwilę do Anglii, bo tam właśnie urodził się w 1778 roku prekursor dandyzmu George Bryan Brummell (zm. w 1840 r.). Uważa się, że to właśnie on wprowadził do mody dopasowany do ciała ubiór. Były to ciemne garnitury (dominowały ciemne zielenie, brązy i granaty) ze spodniami o pełnej długości, przyozdobione wiązanym ascotem, fularem lub apaszką. Beau Brummell (bo tak go nazywano) zapoczątkował noszenie garnituru z krawatem, który był wtedy właściwie szalikiem wykonanym z jedwabiu, muślinu lub atłasu. Mówiono, że potrzebuje codziennie pięciu godzin na przebranie się, a buty poleruje szampanem. Bardzo często dandys nosił ze sobą wykonaną specjalnie za zamówienie laskę z ozdobną gałką lub pejczyk (szpicrózga), kolorowe rękawiczki i kapelusze dobierane stosownie do wyjścia. Niezbędna była też wzorzysta lub kolorowa kamizelka, kwiat w butonierce, a w kieszeni ręcznie wyszywana chusteczka. Nie obca im była także biżuteria, którą stanowiły złote, perłowe lub platynowe szpilki wpinane poniżej węzła krawatu i łańcuszkowe dywizki, mocowane na ubraniu lub przy zegarku. W Galicji, w okresie powstań narodowowyzwoleńczych, ożyła moda na strój narodowy, który był wyrazem patriotyzmu, czyli żupan bądź kontusz.
51 M
M
Tacy młodzi panowie mieli wystudiowane pozy, byli bardzo pewni siebie, prezentując przy tym nienaganne maniery. Do prowadzenia tak wystawnego życia konieczne było dobre urodzenie, by mieć skąd czerpać gotówkę. Czas spędzali chodząc na wystawy, czytali dużo książek, brylowali w towarzystwie w kawiarniach i na bankietach. Uważali się za lepszych, wyśmiewali mieszczan i dorobkiewiczów, jako ludzi gorzej wykształconych, mniej obytych i pozbawionych gustu. Zdarzało się, że tworzyli związki homoseksualne, co nie przeszkadzało im towarzyszyć na salonach kobietom, których mężowie ciężko pracowali. Na naszym polskim gruncie dandys prezentował się w ten sam sposób. Z tego też powodu nie byli polecani przez poradniki rodzinne, jako kandydaci na męża. Bo jaki pożytek mogła mieć żona z męża, który wydawał pieniądze na błahostki, albo przegrywał duże sumy w karty? Wprost żartowano sobie z nich, że choć na grzbiecie Paryż, to w głowie Sahara i ukraińskie stepy. Dandysem chciał się poczuć każdy młodzian, szczególnie ten, który starał się o rękę młodej dobrze sytuowanej panny. Należało pokazać się z jak najlepszej strony, bo kandydata na męża de facto wybierali rodzice. Oczywiście najwyżej punktowani byli ci kawalerowie, którzy mieli duże zaplecze finansowe. Wielu uboższych zalotników zapożyczało się u Żydów, by potem spłacać dług z posagu panny młodej. Często można było spotkać smutny scenariusz miłości biednego studenta do podrzędnej aktorki z teatru. Młodzieniec próbował pokazać się z jak najlepszej strony, zapożyczał się, aby móc obdarowywać lubą prezentami. Na koniec okazywało się, że wybranka woli starszych panów ze stabilną sytuacją materialną, a delikwent kończył z długami. Bywało też, że ojcowie w gazetach umieszczali ogłoszenia, że nie będą płacić za długi swoich synów. Tak też uczynił Jan Biele w Kurjerze Warszawskim w roku 1870. Znanymi polskimi dandysami epoki byli Zygmunt Krasiński i Juliusz Słowacki 27,28,29.30,31
Autorka: Katarzyna Krogulec
27
Agnieszka Lisak, Życie towarzyskie w XIX wieku, Warszawa 2013 Ewa Felińska, Pamiętniki z życia Ewy Felińskiej, Wilno 1856 29 Dominik Maria Osiński, Dandysa dziewiętnastowieczny tekst o ciele. Przyczynek do teorii cielesności dandysa, [dostęp:28.02.2014], http://tekstualia.pl/index.php?DZIAL=teksty&ID=25 30 Monika Kuc, Dandys prosto z Londynu, [dostęp: 28.02.2014], http://www.rp.pl/artykul/632768.html 31 Ania Kunsztowicz – Dandys – dziecko dwóch kultur, [dostęp: 28.02.2014], http://norwid3lo.wordpress.com/2010/06/17/aniakunsztowicz-dandys-dziecko-dwoch-kultur/ 28
52 M
M
» Przedstawiciele dandyzmu - źródło
53 M
M
cmentarz Łyczakowski Na Cmentarzu Łyczakowskim istnieje wiele nagrobków, których rzeźbiarzami byli znani wówczas artyści. Przybywali do Lwowa z nadzieją, że znajdą tutaj bogatych mecenasów, którzy ułatwią im rozwój talentu i zapewnią odpowiednie warunki materialne. Mieszczaństwo lwowskie nie szczędziło pieniędzy dla artystów podejmujących się realizacji jego zamówień. Jednym z pierwszych wybitnych przedstawicieli rzeźby cmentarnej, który zostawił swoją spuściznę na Łyczakowie, był artysta austriackiego pochodzenia - Hartman Witwer, który osiadł we Lwowie w latach 80. XVIII w. Witwer ukończył wiedeńską Akademię Sztuk Pięknych. Uznawany jest za czołowego twórcę galicyjskiego klasycyzmu. Przepisuje się jemu zamówienie władz miejskich na rzeźby Neptuna, Amfitryty, Diany i Adonisa, które umieszczone są na fontannach w czterech rogach lwowskiego rynku. Hartman Witwer był autorem co najmniej ośmiu pomników na Łyczakowie. Był m.in. współautorem najstarszej zachowanej do dziś kaplic na tej nekropolii – pierwszej kaplicy DuninBorkowskich. W 1809 r. Witwer wykonał z piaskowca polańskiego pomniki nagrobne portretowe na mogiły żon dwóch niemieckich urzędników – Josepha Schabingera i Paula Schrangnera. Układ obu tych pomników jest bardzo podobny. Przy kamiennym postumencie zwieńczonym popielnicą nakrytą kirem stoi w stroju mieszczańskim obficie udrapowanym zasmucona kobieta: Schabingerowa, o niemal dziewczęcej twarzy, i Schrangnerowa, o obliczu sugerującym wiek balzakowski 32. Kolejnym wartym uwagi rzeźbiarzem jest Anton Schimser, który osiadł na stałe we Lwowie 32
Stanisław S. Nicieja, Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, Wrocław 1988, s. 48
w 1812 r. Przybył tutaj z Bratysławy i miał za sobą studia w akademiach wiedeńskiej i paryskiej. Spod jego ręki wyszło co najmniej osiemnaście pomników łyczakowskich. Spośród rzeźb Schimsera zachowanych do dzisiaj najbardziej oryginalna wydaje się być grupa alegoryczna znajdująca się na polu grobowym trzech lwowskich rodzin mieszczańskich: Breuerów (znanych jako Brayerowie) Tränklów (Frenklów) i Weiglów. Spoczywają tutaj zwłoki m.in. Józefa Breuera (Brayera) – kupca, prezydenta Lwowskiej Izby Handlowo-Przemysłowej, właściciela wielkiego przedsiębiorstwa transportowego, posła na Sejm Krajowy, właściciela kamienicy przy ulicy Brejerowskiej. Był powszechnie znany we Lwowie z działalności patriotycznej. Jego żona Apolonia Joanna z domu Tränkel była lwowską filantropką, fundatorką ochronek dla dzieci. Aktywnie pomagała więźniom politycznym po roku 1863. W ich posiadłościach znajdowały się składy broni powstańczej. Obok urny w kształcie pękatej, pasanej obręczą ozdobioną gwiazdami popielnicy, stoją trzy naturalnych rozmiarów postacie. Skrzydlaty bóg snu Hipnos swą lewą ręką przygarnia do siebie kobietę. Ma ona twarz zasmuconą, włosy starannie zaplecione w trzy warkocze, które opadają na jej piersi i plecy. Za tymi postaciami jest młodzian w stroju greckim. W rękach trzyma stożkowate lacrimarium pełne łez. Bluszczowe zwoje na płaskim grobie wyścielają drogę tych figur, zdających się przedstawiać śmierć, troskę i ból. Na grobie Leosia, który przeżył zaledwie rok, również znajduje się posąg Hipnosa. Skrzydlaty bóg w koronie makowej na głowie przysiadł na skraju wysokiego prostopadłościennego cokołu i łokciami skrzyżowanych rąk oparł się na Woch częściowo przekrytych narzutą żałobną urnach. Wygląda to tak, jakby po krótkim odpoczynku 54
M
M
» Kaplica-grobowiec Baczewskich – źródło
miał lecieć dalej. Na grobie znajduje się takie oto epitafium: Nikomu on za życia Przykrości nie sprawił Zaśmiał się do rodziców Dowcipem zabawił. Czasem się poskarżył Jak jagniątko małe Usnął, a z nim poszło Szczęście moje całe Z kolei na mogile Amelii Szyców Gołębskiej widnieje napis: Przechodniu, stań na chwilę Uczciy te ostatki Tu mąż płacze cney żony Dzieci czułey matki.
Co mieli najdroższego W tym grobie się mieści Śmierć im wszystko zabrała Nie wzięła boleści Amelii z Szyców Gołębskiej dnia 30 maja 1825 r. w 28 roku życia swego zmarłej mąż najlepszej żonie ku wiecznej pamięci. Oczywiście lwowski cmentarz w swej architekturze posiada nagrobki, które wyszły spod dłut wielu znanych, cenionych architektów i artystów. Nie sposób przywołać ich tutaj wszystkich. Nie łatwo również zaprezentować zdjęcia kilkudziesięciu, kilkuset nagrobków. Łyczakowska nekropolia wydaje się jedną z najciekawszych oraz najpiękniejszych w Europie i na całym świecie.
55 M
M
» Cmentarz Łyczakowski - źródło
56 M
M
sytuacja mieszczan w 1776 r.
Przed moimi rozważaniami chciałbym podziękować Marcinowi Maryniczowi i Alanowi Jakmanowi za możliwość napisania kilku słów do More Maiorum. Mam nadzieję, że nie zanudzę szanownych czytelników periodyku swoim skromnym artykułem oraz będzie on na tyle ciekawy, że w kolejnych numerach będzie sens publikowania moich innych prac. Sytuacja mieszczan na podstawie „Zbioru praw na mocy konstytucyi roku 1776...” Stopień urbanizacji Korony dorównywał swym poziomem innym krajom Europy Środkowej XVI wieku. Gorzej przedstawiało się to w Wielkim Księstwie Litewskim. Politycznie sytuacja mieszczan była jednak słabsza. Przejdźmy natomiast do XVIII wieku. Skupmy się na Kodeksie Zamoyskiego, którego pełna nazwa brzmi Zbiór praw sądowych na mocy konstytucji roku 1776 przez J.W. Andrzeja Zamoyskiego ekskanclerza koronnego, kawalera Orderu Orła Białego, ułożony, i na sejm roku 1778 podany. W nim to pojawiają się w części I O osobach artykuł XXIV. Pod tą liczbą rzymską znajdują się propozycje regulacji prawnych dotyczące mieszczan. Artykuł XXIV zatytułowany O mieszczanach składa się z 13 kolejno ułożonych paragrafów. Pierwszy z nich określa cel istnienia mieszczan, jako integralnej części miast, dla rozwoju handlu, produkcji i innych kunsztów. Zatwierdza im wszystkie dotychczas otrzymane przywileje. Każdy mieszczanin powinien również złożyć przysięgę wierności królowi i zostać zapisany do album civile miasta, w którym osiadł. Ciekawie wygląda sytuacja synów patrycjuszy, który wedle paragrafu trzeciego, mogą, kiedy będą zajmować się handlem, rzemiosłem lub innymi zajęciami miejskimi, zostać zapisani do rejestru, jako mieszczanie. Nie każda osoba żyjąca w mieście jest 57 M
M
pełnoprawnym obywatelem miejskim, żeby się nim stać należy przyjąć prawo miejskie i złożyć przysięgę miejską. Kiedy osoba zanim nim zostanie, ograniczona jest zapisem następnego przepisu. Powinna ona znajdować się w mieście, w którym zamieszkała i pozostawać w nim, a także dołożyć wszelkich starań o nabycie posesji, pod sankcją wykluczenia z tej grupy. Każdy mieszczanin jest zobowiązany do zachowania i respektowania prawa. W przypadku przeniesienia się obywatela miejskiego do innego miasta, powinien on posiadać zaświadczenie, z poprzedniego miejsca zamieszkania, określające, że jest uczciwym mieszczaninem, a przeniesienie jest spowodowane chęcią polepszenia swoich warunków materialnych. Został także zobowiązany do wypełniania swoich mieszczańskich obowiązków. Tylko przez spełnienie tych dwóch warunków, może zostać zwolniony z ponownej przysięgi na prawo miejskie. Szczególnie interesujący, z punktu widzenia genealogii jest zapis paragrafu ósmego. W nim to znajduję się sformułowanie dotyczące listu urodzenia, co można rozumieć jako dzisiejszą metrykę urodzenia. Jednak trzeba zacząć od początku tego przepisu, gdyż to w nim znajduje się uzasadnienie tego zapisu. Mieszczaninem nie może zostać osoba objęta infamią oraz cudzoziemiec nie będący chrześcijaninem. Stąd właśnie przy przyjmowaniu nowej osoby do stanu mieszczańskiego powinna mieć ona list urodzenia. Ktokolwiek był i jest mieszczaninem w świetle omawianego kodeksu jest i będzie osobą wolną. Ich synowie, jeżeli będą mieli nieposzlakowaną opinię, będą mogli służyć w wojsku, a przez zdobyte tam zasługi lub inne ponadprzeciętne umiejętności mogą zostać nawet nobilitowani i dopuszczeni do stanu szlacheckiego. Mieszczanin każdego głównego miasta wojewódzkiego może nabyć dobra ziemskie, z zastrzeżeniem, że nie będą się one znajdować dalej niż 3 mile od miasta. Obywatel miejski zaraz po nobilitacji jest zobowiązany do natychmiastowego wystąpienia spod jurysdykcji miejskiej i zrezygnowania z przysługujących mu do czasu nobilitacji przywilejów, pod groźbą zagrożenia utraty szlachectwa. W przypadku udania się mieszczanina wraz ze swym majątkiem za granicę, musi pozostawić dziesięć procent swojej masy majątkowej w kasie miejskiej, pieniądze te mają być przeznaczone na inwestycje publiczne, a w wypadku nie uiszczenia danej kwoty w kasie, może nią zostać obciążona hipoteka posesji (jeżeli osoba ją posiada). Ostatni już 13. przepis Kodeksu Zamoyskiego zapewnia mieszczaninowi ochronę praw i wolności, równą innym poddanym króla, co dotyczy także jego majątku. Kodeks Zamoyskiego został opublikowany i przedstawiony do zatwierdzenia przez sejm w 1778 r., a odrzucony przez sejm w 1780. Przyczyny takiego zachowania posłów i senatorów znajdziemy w dziele Władysława Smoleńskiego Pisma historyczne, tom I rozdział Przyczyny upadku projektu Kodeksu Zamoyskiego str. 369-377, które dzięki zdobyczom współczesnej techniki jest powszechnie dostępne w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej. Osobiście uważam, że warto zgłębić te kilkanaście stron samemu, żeby zrozumieć wagę i przyczyny niepowodzenia tak postępowego projektu kodeksu z terenów XVIIIwiecznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów33,34. Artykuł odnosi się wyłącznie do litery przepisów prawa i nie dotyczy opisu ich funkcjonowania.
Autor: Gracjan Nykiel
33 34
Historia ustroju i prawa polskiego, Juliusz Bardach, Bogusław Leśnodorski, Michał Pietrzak, 2000 Historia państwa i prawa polskiego. Tom I (966-1795), Wacław Uruszczak, Wolters Kluwer Polska, 2010 58
M
M
59 M
M
60 M
M
czarna legenda-salut rzymski Salut rzymski – czym jest, kto go używał, z czym lub kim jest obecnie utożsamiany? Dlaczego podniesienie prawej ręki i umieszczenie dłoni na wysokości czoła często powoduje złe skojarzenia i naraża jego autora na nieprzyjemne konsekwencje? I w końcu, czy gest ten w ogóle posiada rodowód „rzymski”, tak jak wskazywałaby jego potoczna nazwa? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym tekście. Proszę mi uwierzyć, to naprawdę nie będzie łatwe zadanie. Niektóre media głównego nurtu co jakiś czas donoszą opinii publicznej o bulwersujących i gorszących scenach w wykonaniu najczęściej młodych ludzi z różnych stron Polski. Chętnie podejmują temat wykonywania gestu salutu rzymskiego, automatycznie oskarżając jego wykonawców o propagowanie faszyzmu, neonazizmu i innych okropieństw. Warto zauważyć, że przy okazji dziennikarze tworzą przy tym bardzo ciekawą językowo nowomowę, nacechowaną pejoratywnie, taką jak „hajlowanie”, „hajhitlowanie” czy rzadziej „gesty nienawiści”. Niestety żaden dziennikarz zajmujący się relacjonowaniem tego typu wydarzeń nie poświęcił czasu nad zapoznaniem się z genezą gestu, jego symboliką oraz znaczeniem w różnych okresach historycznych i miejscach na ziemi. Za każdym razem odbiorca spotyka się jedynie ze zdogmatyzowanym oraz łatwym w odbiorze schematem, jednoznacznie wskazującym kto jest zły i kogo należy piętnować. Wbrew powszechnemu przekonaniu panującemu w niektórych środowiskach, salut rzymski prawdopodobnie nie jest elementem charakterystycznym dla wojska Imperium Romanum. Obecnie nie jesteśmy w stanie odtworzyć pełni symboliki i gestykulacji obowiązującej w wojsku rzymskim, wobec czego przyjmowanie Saluto Romano za pewny znak tamtego okresu, charakterystyczny dla armii należy postrzegać jako pewne nadużycie. Z zachowanych do naszych czasów źródeł możemy natomiast dowiedzieć się, że symboliczne podniesienie prawej ręki w kierunku drugiej osoby wraz z uniesieniem w górę otwartej dłoni było gestem pokojowym. W kręgu kultury łacińskiej oznaczało to: proszę nie atakuj, jestem nieuzbrojony, nie chcę z tobą toczyć walki. Przypuszczalnie mógł być to też gest mający na celu pozdrowienie innej osoby, połączony z łacińską sentencją: ave lub salve. Jeszcze jednym przykładem swoistego symbolu przypominającego salut był znak pozdrawiania wykonywany np. przez starożytnych władców w kierunku zwycięskiego wojska powracającego z kampanii lub cesarza rzymskiego próbującego zyskać przychylność ludu podczas świąt czy igrzysk. Chcąc zakończyć omawianie tej części zagadnienia pragnę podkreślić jeszcze raz fakt, że brak jest jednoznacznych dowodów na starożytny rodowód salutu rzymskiego. Nie można bez wahania zaprzeczyć lub potwierdzić, że Saluto Romano bierze swój początek w armii. Dosyć osobliwą, ale zarazem godną odno» Jacques-Louis David, Przysięga Horacjuszy - źródło
61 M
M
towania ciekawostką jest próba utożsamienia tego zwyczaju ze średniowiecznym salutem rycerskim, polegającym na podniesieniu prawej ręki do hełmu lub przyłbicy, a następnie jej zdjęcia podczas spotkania dwóch rycerzy. Jednak jest to tylko hipoteza oparta raczej na słabych przesłankach i nie mająca żadnego udokumentowania w źródłach historycznych. Wracając do czasów nowożytnych, pierwowzoru salutu rzymskiego należałoby szukać w Ameryce Północnej. Po raz pierwszy gest ten został usankcjonowany prawnie w 1892 roku jako jedna z części przysięgi na wierność wobec flagi Stanów Zjednoczonych tzw. Pledge of Allegiance. Autorem był amerykański lewicowy polityk Francis Bellamy, który jako jeden z elementów ceremonii lojalności zaproponował gest wyciągniętej w górę prawej ręki wraz z prostopadle do niej ustawioną dłonią w kierunku flagi. Osoby składające przysięgę w momencie jej wykonywania wypowiadały również słowa: I pledge allegiance to my Flag and the Republic for which it stands; one Nation indivisible, with Liberty and Justice for all. Obowiązujący ceremoniał zachował się aż do 22 grudnia 1942 roku, kiedy to decyzją Kongresu salut został zastąpiony symbolicznym położeniem ręki na sercu. Decyzja ta była podyktowana głównie skojarzeniem z symboliką nazistowskich Niemiec i faszystowskich Włoch, będących coraz większym zagrożeniem dla demokratycznego świata.
» Amerykańskie dzieci salutują podczas przysięgi na flagę- źródło
Współcześnie Saluto Romano prawie zawsze utożsamiane jest z rządami nazistowskimi oraz faszystowskimi w Europie, a potem i na świecie. Jeżeli chodzi o Włochy, to prekursorem i popularyzatorem salutu był poeta, weteran I wojny światowej – Gabriele D’Annunzio. Nie mogąc pogodzić się z pyrrusowym zwycięstwem własnego kraju, wewnętrznym chaosem społecznym oraz brakiem stabilności politycznej, zaczął głosić utopijne hasło odbudowy imperium rzymskiego i dominacji Włoch w basenie Morza Śródziemnego. Wraz z grupą podobnie do niego myślących ludzi sformował oddział śmiałków, a następnie zbrojnie zajął nadmorskie miasto Fiume (obecnie Rijeka) 12 września 1919 roku. W opanowanym mieście utworzono tzw. Regencja Carnaro, która miała być początkiem realizacji planu odbudowy Imperium Romanum. Wraz z usankcjonowaniem nowego porządku, w mieście wprowadzono rozbudowany, przepełniony symboliką ceremoniał. Jednym z jego elementów był właśnie salut, a konkretnie gest podniesienia prawej ręki wraz z dłonią w kierunku wyciągniętych sztyletów lub mieczy. Symbol ten miał być w mniemaniu jego twórców nawiązaniem do starożytnego zwyczaju praktykowanego za czasów rzymskich. W latach późniejszych włoscy faszyści włączyli tę symbolikę do swojego totalitarnego panteonu. Wraz z ugruntowaniem się władzy Benito Mussoliniego, salut rzymski stał się elementem obowiązkowym, mającym zastąpić znienawidzony oraz uważany za słaby i dekadencki uścisk dłoni. Zarówno podczas oficjalnych uroczystości, jak i codziennych sytuacjach, np. w szkołach czy urzędach, salut w myśl włoskiej doktryny faszystowskiej powinien zawsze zastępować podanie ręki drugiej osobie. Propaganda popularyzowała tę formę powitania jako symbol wierności oraz podporządkowania jednostki potrzebom państwa, a także jako gest bardziej praktyczny i higieniczny, jedyny godny prawdziwego włoskiego faszysty. W III Rzeszy salut, podobnie jak większość symboli nazistowskich, został wzięty z zewnątrz. Nazizm, tak jak komunizm, to tzw. ideologia złodziejska, bezprawnie kradnąca najcenniejsze elementy z innych kultur i wykorzystująca je do swoich niegodziwych celów. Salut również został wyrwany z panteonu symboliki faszystowskiej, następnie odpowiednio dostosowany i zwulgaryzowany służył cementowaniu hitleryzmu w Niemczech, a później również w niektórych krajach okupowanych. 62 M
M
» Początek meczu piłkarskiego między Anglią a Niemcami - źródło
W II Rzeczpospolitej Saluto Romano było znakiem znanym i używanym przez różne środowiska, niezależnie od opcji światopoglądowej. Choć największą popularnością cieszył się w ugrupowaniach kojarzonych z Narodową Demokracją i jej pochodnymi, jednak wykorzystywany był nie tylko wśród ludzi o orientacji stricte prawicowej. Zdjęcia pochodzące z tego okresu pokazują m.in. harcerzy wykonujących salut w momencie wciągania flagi na masz czy salut grupy duchownych rzymskokatolickich podczas pogrzebu Romana Dmowskiego dnia 7 stycznia 1939 roku. O obecności salutu rzymskiego w Polsce lat 20-30. XX wieku można by napisać oddzielną pracę, jednak pragnę podkreślić tutaj jeden bardzo istotny fakt. Aż do wybuchu II Wojny Światowej wykonywanie tego gestu nie było bezpośrednio kojarzone z nazizmem i tak samo jak symbol swastyki, salut rzymski nie był niczym złym ani prawnie zabronionym. W Polsce, tak samo jak i na Węgrzech Horthiego, w Hiszpanii Franco czy w Portugalii Salazara, Saluto Romano stanowił jeden z elementów doktryny politycznej czy ideologii państwowej i nie był w żadnym wypadku pochwałą niemieckiego nazizmu. Takie spojrzenie pozwala nam rzucić inne światło na sprawę, pozwala ponownie zinterpretować to, co do tej pory było obciążone piętnem hitleryzmu. Tragedia II wojny światowej i potworne zbrodnie totalitarnych reżimów skazały salut rzymski na jednoznaczne potępienie. Gest ten od tej pory kojarzony jest wyłącznie z Hitlerem i Mussolinim, został nieformalnie wpisany w rejestr win na nich ciążących. Bardzo duży wkład miały tutaj rządy państw pozostających pod „parasolem” Związku Radzieckiego, poświęcającego wiele trudu na zrównanie wszystkich środowisk i doktryn prawicowych z nazizmem. Współczesne próby reaktywowania zwyczaju salutowania na „sposób rzymski” są niemal automatycznie szufladkowane jako próby propagowania i promocji zbrodniczych systemów totalitarnych. W zupełności pomija się fakt stosowania salutu w czasach II Rzeczpospolitej jako symbolu jednoczącego określoną grupę osób wokół jakiejś idei bez odwoływania się do wzorców zza ówczesnej zachodniej granicy. Pozostaje tylko pytanie – czy w dzisiejszych czasach warto jeszcze w sposób właściwy i godny stosować tę symbolikę? Czy polskie środowiska polityczne, chcące być uznawane za spadkobierców międzywojennej endecji, powinny w myśl ciągłości tradycji powrócić do celebracji trochę zapomnianych już zwyczajów?
Autor: Jarosław Szeler. Artykuł pochodzi ze strony wmeritum.pl
63 M
M
zjazd rodzinny i dostojny jubilat Zjazd rodzinny jest dla rodzinnego genealoga rajem. Zwłaszcza gdy zjeżdża się dalsza rodzina. Kilkunastu, lub kilkudziesięciu krewnych, o których najstarsze ciotki nie pamiętają, wszystko w jednym miejscu i czasie. W dodatku nie jest to pogrzeb. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe? A jednak! Gdy kilka lat temu rozpoczynałem poszukiwania genealogiczne i odwiedzałem krewnych zbierając materiały, jedna z ciotek opowiedziała mi o wuju Henryku Milczarskim, który miał wówczas ponad 90 lat i pamięta najwięcej. Podała adres. Napisałem z prośbą, wyjaśniając kim jestem, sięgając do mojej prababki, a jego ciotki. Długo czekałem na odpowiedź, ale było warto! Oto otrzymałem 7 stron ręcznie pisanego listu (jaka rzadkość w naszych czasach!) a w nim historia rodziny, sięgająca mojej praprababki. Ale najbardziej niezwykłe w tym liście był fakt, że w całości napisany był wierszem! Przez 96-latka! Wuj zresztą korespondował (i koresponduje nadal!) z całą, rozsianą po Polsce rodziną. Wszyscy też otrzymują jego wiersze, pełne przemyśleń, patriotyzmu, zwracające uwagę na bieżącą sytuację w polityce czy gospodarce. W styczniu 2014 roku przypadały setne urodziny wuja. Do miasteczka Brzeziny koło Łodzi zjechało kilkadziesiąt osób, krewnych, ale też oficjalnych przedstawicieli lokalnego samorządu. Była pani wojewoda, władze miasta, przedstawiciele banku, w którym wuj pracował… Ku naszemu wielkiemu zdumieniu wuj rozpoznawał wszystkich, wiedział kto skąd przyjechał, kim jest, gdzie pracuje… Jest nadal we wspaniałym, jak na swój wiek, stanie, nie odmawia sobie spaceru, czyta bez okularów, jeszcze kilka lat temu sam jeździł na rowerze i grał w szachy. Pamięć – fenomenalna! Nie kojarzył tylko jednego wuja – jak się okazało krewny ten był jedyną osobą w towarzystwie, który z dostojnym jubilatem nie korespondował. Ci, z którymi pisał, zjechali wszyscy! Oficjalne przemowy, kwiaty, prezenty… Ale przede wszystkim rozmowy, poznawanie nowych krewnych, którzy dotąd byli tylko wpisem w drzewie genealogicznym, teraz pojawiali się żywi, z krwi i kości. A pomiędzy nimi wszystkimi ja – biegają-
64 M
M
cy z kartką i długopisem, rozrysowanym drzewem genealogicznym i dopisujący kolejne nazwiska, daty i historie. W takich sytuacjach wstyd trzeba odłożyć na bok i prosto z mostu pytać, podchodzić do nieznanych sobie osób i pytać, pytać, pytać. Bo drugi raz takiej okazji już może nie być. Pytajmy o nazwiska, daty, miejscowości, notujmy adresy, telefony, adresy e-mail… To rzadka okazja by poznać rodzinę, porozmawiać, nawiązać kontakt. Polecam taki zjazd każdemu – bo uczucie, gdy orientujemy się, że z osobą stojącą obok wspólnego krewnego masz dopiero w 1834 roku, a i tak traktujesz ją jak rodzinę jest bezcenne.
Urodził się 23 stycznia 1914 roku w Łodzi. Był jeszcze dzieckiem w kołysce, gdy zmarła jego matka, a jego wychowaniem zajęli się dziadkowie, ponieważ ojciec, Lucjan Milczarski został wcielony do carskiej armii w czasie I wojny światowej. Mieszkał w Łodzi, Gostyninie, a od 1933 roku w Brzezinach, gdzie Lucjan objął posadę naczelnika urzędu pocztowego. W październiku 1938 roku Henryk stanął na ślubnym kobiercu z Alfredą Kiełbasińską. We wrześniu 1939 roku jako kapral podchorąży walczył najpierw z Niemcami a potem ze Związkiem Radzieckim. Cudem uniknął Katynia – gdy jego oddział poddał się, Sowieci zaprosili oficerów na kolację. Bojąc się, ze zostanie otruty, uciekł i pieszo wrócił do Brzezin, korzystając po drodze z życzliwości ludzi. Po latach z opublikowanych lista katyńskich dowiedział się o tragicznym losie współtowarzyszy. W 1940 roku urodziła mu się córka Anna (później doczekał się jeszcze córki Jolanty i syna Włodzimierza). Po wojnie pracował w banku, na emeryturę przeszedł w 1979 roku. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2008 roku zmarła jego żona, a opiekę nad nim roztoczyły córki i wnuczka Ania.
Jeden z jego wierszy: Co to takiego honor? Utrata, godności, twarzy. A mnie się wiosna marzy. Ona przypomina. Babcię z Gostynina. Jej kurczaki dziobały. Moje włosy. Pamiętam u żniwiarza brzęk kosy. Ciocie całowały w usta. Obiad skromny: Jaja, groch, kapusta. Łowiłem ryby, raki. Jechały do Berlina. Tam lud bogaty taki. Wśród Gostynina borów, Niemcy rozstrzelali Naszych profesorów!
Dodam tylko, że wymieniona w wierszu „Babcia z Gostynina” to moja praprababka, Ewa Aleksandra z Brewińskich Milczarska.
65 M
M
66 M
M
6
kroków – książka rodzinna
Zapewne niemal wszyscy genealodzy w pewnym momencie chcą przelać na papier swoją bazę genealogiczną, którą skrzętnie budowali od kilku lub kilkunastu lat. Niektórzy od samego początku odkrywania rodzinnej historii spisują ważniejsze wydarzenia z historii swoich przodków – jedni na komputerze, a drudzy w zeszytach. Dzisiaj taką książkę zastępują blogi genealogiczne – jednak tylko w pewnym stopniu, bo wciąż kilkusetstronnicowa książka, ze starymi zdjęciami, kopiami metryk, rodzinnymi legendami, biografiami przodków – to zapewne marzenie każdego rodzinnego poszukiwacza. Miesięcznik More Maiorum przedstawi Wam 6 podstawowych kroków jakie należy wykonać chcąc udokumentować wiele lat swojej ciężkiej genealogicznej pracy!
Na samym początku poważnie przemyśl jak bardzo szczegółowa ma być Twoja rodzinna księga. Chcesz pisać o wszystkim – i o niczym jednocześnie? Czy może skupić się na konkretnych rodzinach? Warto również zastanowić się nad tym jak podzielona ma być książka. Na rozdziały? Konkretne rodziny? Osoby? A może miejsca? Gdybym miał zacząć taką książkę pisać, podzieliłbym ją następująco: cztery rozdziały, każdy na jedną rodzinę – dziadek ojczysty, babcia ojczysta, dziadek macierzysty i babcia macierzysta. W każdym rozdziale opisałbym historię tego rodu, razem ze zdjęciami, ciekawymi metrykami i innymi znaleziskami. Kolejny rozdział dotyczyłby krótkich historii miejscowości, w których mieszkali moi przodkowie – dołączyłbym tutaj zdjęcia byłych mieszkańców, ich wspomnienia o moich krewnych. Następny rozdział poświęciłbym biografiom przodków oraz innych krewnych. Ten rozdział też zostałby podzielony na cztery rodziny. Do każdej opisanej osoby dodałbym zdjęcia, metryki chrztu, małżeństwa, zgonu oraz inne dokumenty, które posiadam.
1
Teraz dwie bardzo ważne informacje. Po pierwsze – koniecznie zrób indeks wszystkich osób, które pojawiają się w książce. Najlepiej ułożyć go alfabetycznie według nazwisk. Indeks ten pozwoli przyszłym badaczom historii w łatwy sposób sprawdzić czyja historia została już odkryta, a kto czeka jeszcze na opracowanie. Dlaczego? Każdy genealog wie jak bardzo w poszukiwaniach metrykalnych pomagają nam roczne indeksy urodzonych/zaślubionych/zmarłych w księgach… Nie muszę więc tłumaczyć dlaczego indeks w naszej książce jest wręcz obowiązkiem. Warto umieścić w nim wszystkie osoby, które pojawiają się w tekście. Nie tylko wybrane osoby, ale również chrzestnych, księży, sąsiadów… wszystkich, o których napisaliśmy chociaż raz.
Może ta kwestia wyda się niektórym bezsensowna, ale odpowiedź na to pytanie może nam pomóc w ustaleniu priorytetów. Pamiętaj, że Twoja książka trafi do specyficznej grupy osób. Nie jest to powieść o romantycznej miłości we Włoszech dla starszych i młodszych, którzy mają różne zainteresowania, ale pozycja, którą przeczytają wybrani. Zastanów się nad tym, czy odbiorcami książki mają być tylko
2 67
M
M
krewni, czy może inni ludzie także? Będzie to ważne szczególnie jeśli chodzi o styl i to, o czym będziemy mogli pisać. Jeśli książka ma trafić tylko i wyłącznie do rąk naszych krewniaków możemy mieć większą swobodę – pisać o sytuacjach, o których nie powiedzielibyśmy obcym ludziom. Z kolei jeśli nasza literatura ma trafić do dużej grupy odbiorców trzeba się odpowiednio przygotować. Zawsze trzeba znaleźć osobę, która sprawdzi nam tekst pod kątem gramatycznym, stylistycznym, ortograficznym. Bardzo ważne jest również podawanie źródeł naszych informacji. Po pierwsze podniesie to wartość naszej książki – nie zyskają one miana „bzdurnych opowiadań wyssanych z palca”, a raczej mądrej, treściwiej książki. Po drugie będzie ona służyła czytelnikom, którzy chcą zasięgnąć większej ilości informacji o opisywanych zdarzeniach u źródła.
Bardzo ważne jest także to, aby na samym początku określić styl w jakim będzie napisana książka. Wiele zależy od tego na ile ciekawe są historie naszych krewnych. Można napisać prosto „Stefan Małkowski urodzony 21 grudnia 1850 roku w Lublinie z ojca Jana i matki Marianny” – typowe przedstawienie suchych faktów, które są łatwe do odebrania, ale mogą wydawać się mało ciekawe. Ale też naszą książkę możemy napisać w stylu relacji „genealoga-podróżnika” – „5 lat temu, kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Lublin postawiłem sobie jeden cel – odnalezienie metryki chrztu mojego pradziadka Stefana. Wiedziałem tylko tyle, że w roku 1880 miał ok. 35 lat, powinien więc być urodzony ok. 1845 roku. Kiedy wszedłem do Archiwum Państwowego w środku czekały już nam przygotowane księgi, które zamówiłem kilka dni wcześniej (…)”. Można więc opisać wszystkie sytuacje związane z naszymi poszukiwaniami, wpleść to w opowiadania przodków i z suchych informacji zrobić ciekawą powieść. Na końcu można umieścić krótkie biografie wszystkich przedstawionych osób, tak aby każdy mógł szybko zasięgnąć informacji o konkretnym krewnym. Można też taką książkę napisać w formie romantycznych opowiadań – może coś dla pań? Generalnie napisać można w każdym stylu, a w jakim? – to wszystko zależy od naszej inwencji twórczej.
3
Typ książki Opracowanie genealogiczne Romantyczna biografia
Podróżnik-genealog
4
Narrator pierwszoosobowy Mój pradziadek przybył do Warszawy w 1880 roku Moja babcia urodziła się w dniu, kiedy moja prababcia miała urodziny. Była to najpiękniejsza chwila w ich życiu! Nie pamiętam tego do końca. Wydaje mi się, że rok temu odnalazłem akt urodzenia mojego dziadka Sylwestra.
Narrator trzecioosobowy Jan Kowalski przybył do Warszawy w 1880 roku Janina Kowalska urodziła się w tym samym dniu co jej matka. Była to zapewne najpiękniejsza chwila w ich życiu. Akt urodzenia Sylwestra Kowalskiego został odnaleziony rok temu.
Może czasy szkolne dla wielu są już latami minionymi, jednak umiejętność pisania konspektu może teraz się przydać. W trakcie pisania książki możemy go wielokrotnie zmieniać, modyfikować. Głównie chodzi o to, aby trzymać się pewnego szkieletu. Możemy rozpisać rozdziały, a do każdego z nich 68
M
M
punkty z kwestiami jakie chcemy poruszyć. Później może się tak zdarzyć, że np. połączenie dwóch punktów jest lepszym rozwiązaniem lub w innym miejscu możemy umieścić dodatkowe rzeczy, które nasunęły się nam na myśl. Konspekt pomoże nam również trzymać się konwencji książki, którą wymyśliliśmy na początku. Plan ten jest jak kręgosłup, stabilny, ale na tyle elastyczny, że pozwala się poruszać.
Wszystko zależy od Ciebie! Niektórzy nadal preferują papier, inni przekonali się do komputera. Systemowe czcionki oferują określony wachlarz wyboru. W Internecie można jednak znaleźć wiele tysięcy fontów, od niemieckiego gotyku przez ruską cyrylicę po napisy w stylu arabskim. Odradzam jednak takie wybory – szczególnie jeśli chodzi o sam tekst, do tytułów rozdziałów pasuje jak najbardziej. Warto pamiętać, że czcionka MUSI być czytelna, nie mogą to być fonty, które ledwo odczytujemy. Czcionki można pobrać np. ze strony dafont.com. Koniecznie musicie zwrócić uwagę na to, aby wasza czcionka zawierała polskie litery.
5
Jeśli ktoś pisze książkę ręcznie, tylko dlatego, że chce, aby była ona napisana własnym pismem, a nie komputerową czcionką to dla niego również jest rozwiązanie! Wiadomo, że pisząc książkę ręcznie istnieje możliwość pomyłki, którą nie zawsze łatwo jest skorygować.
Kiedy skończysz pisać swą książkę przejrzyj ją raz jeszcze w celu sprawdzenia wszystkich detali bowiem one są najważniejsze. Odpowiedz sobie na pytania: Czy użyte kolory są dobre? Jakie uwagi do książki mogą mieć inni? Możesz również udostępnić kilka stron znajomym/rodzinie. Być może ktoś podpowie jakąś mądrą uwagę? Kilka ważnych kwestii:
6
ORGANIZACJA. Pamiętaj! Biografie osób muszą być ułożone chronologicznie. Po pierwsze znanie ułatwia to wyszukanie konkretnej osoby. Po drugie – po prostu estetycznie wygląda. Jeśli nasza książka jest długa – podziel ją na rozdziały. Każdy rozdział zatytułuj tak, aby był on wyraźnie oddzielony od wcześniejszego tekstu. Na końcu lub początku książki koniecznie dodaj spis treści oraz indeks osób. ŹRÓDŁA. Jeśli opisujemy historię konkretnej wsi/miasta/osoby/wydarzenia i korzystamy z czyjejś pracy powinniśmy podać źródło. Absolutnie nie możemy kopiować całych zdań, nawet jeśli podamy źródło. Najlepiej umieścić je albo na końcu każdej strony, albo na końcu każdego rozdziału. Teraz każda osoba, która będzie chciała zasięgnąć większej ilości informacji o tym co piszemy będzie mogła szybko znaleźć źródło, z którego korzystaliśmy. Jak powinniśmy opisać źródło: Jeśli korzystamy z książek podajemy tytuł, autora, miejsce i rok wydania. Sienkiewicz Henryk, W pustyni i w puszczy, Warszawa 2000 Jeśli korzystamy z encyklopedii, słownika lub innego źródła, które posiada bardzo wielu autorów, podajemy jego tytuł, rok i miejsce wydania oraz stronę. Słownik języka polskiego pod red. M. Szymczaka, Warszawa 1998 Encyklopedia zdrowia [dostęp: 1 października 2010] Jeśli korzystamy z książki w Internecie, podajemy autora, tytuł, wydawcę. Wyszukano: data, w: adres URL Henryk Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy. Fundacja Nowoczesna Polska, [dostęp 15 stycznia 2010], http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/w-pustyni-i-w-
69 M
M
puszczy/
ILUSTRACJE I DOKUMENTY. Każda rodzinna książka będzie zawierała zdjęcia naszych krewnych, czy skany dokumentów, które ich dotyczą. Zaplanuj dokładnie jakie mapy, ilustracje, wykresy chcesz dodać. Przed użyciem konkretnego obrazka zobacz, czy możesz go wykorzystać. Nie wszystko to co znajdziemy w Internecie jest do darmowego użytku. Polecamy korzystanie ze zdjęć w serwiesie Wikimedia Commons. Dzięki temu wystarczy, że podamy teraz źródło ilustracji. Warto również pamiętać o tym, że nie każdy list można publikować. Czas trwania praw majątkowych dla listów do 20 lat. Co ważne prawa do listu należą się adresatowi, a nie nadawcy. Prawa te przechodzą na 20 lat od jego śmierci także małżonkowi, a w przypadku jego braku kolejno zstępnym, rodzicom lub rodzeństwu, chyba, że co innego wynika z woli adresata korespondencji. O ochronie korespondencji można poczytać tutaj.
70 M
M
» Przykładowy biogram. Skan pochodzi z książki: Justyna Krogulska, Mariusz Lesław Krogulski: Genealogia rodziny Rylów od XVIII do XXI w., Tuchów 2011 Monografia rodzinna została przedstawiona w formie „słownika biograficznego” z podziałem na poszczególne linie, opisane zostały 140 osoby pochodzące od najstarszego wspólnego przodka.
71 M
M
poradnik dobrej żony z 1819 W 1819 roku Klementyna Hoffmanowa wydała książkę pt. Pamiątka po dobrej matce czyli ostatnie jej rady dla córki, będącą poradnikiem dla młodych panien i mężatek. Przez cały wiek XIX pozycja ta była niemal Biblią dla kobiet, kształtując ich światopogląd, ucząc uległości wobec męża i przyzwyczajając do niższej pozycji społecznej. Helena Kunachowiczowa jeszcze 41 lat po napisaniu książki (w 1860 roku) takie czyniła postanowienie wobec męża poślubionego z rozsądku: przysięgam, że jakakolwiek przyszłość ma będzie, jaki dla mnie będzie mój mąż, którego zaledwie ośm (tj. osiem) razy widząc przed ślubem i znać nie mogę, to ja ze swojej strony dołożę wszelkich starań, aby stać się taką żoną, jaką Hoffmanowa w swoich pamiętnikach przedstawia, co mi Boże dopomóż. Poradnik K. Hoffmanowej należy uznać za niezmiernie ciekawą pozycję, pozwalającą spojrzeć na świat oczami naszych prababek i stworzyć ich portret psychologiczny. Jest on apoteozą uległości i cierpienia w małżeństwie. To, że w XIX wieku pozycja społeczna kobiety była niższa, nikogo nie dziwi – wszyscy o tym wiemy z książek i podręczników do historii. Panie powszechnie uznawano za słabsze fizycznie, ułomne intelektualnie, niezdolne do wykonywania pracy zawodowej, a do tego niezdolne do dbania o własną reputację. Z tego też powodu trzeba było nieustannie je pilnować, zmuszać do przestrzegania surowych norm obyczajowych, które jednak w znacznej mierze nie dotyczyły mężczyzn. Dziwić natomiast może fakt, że wiele z nich broniło swojej niższej pozycji. Do grona tego bez wątpienia należała K. Hoffmanowa. Gdybyśmy mieli tłumaczyć jej sposób myślenia z dzisiejszego punktu widzenia, należałoby podejrzewać, że była ona ofiarą psychicznej przemocy w małżeństwie. Taką, która po pewnym czasie zaczyna wierzyć, że jest winna wszystkim nieszczęściom, jakie na nią spadają, a zupa? No cóż, czasami faktycznie bywa za słona. *** Kobieta i małżeństwo: Do zupełnego w małżeństwie szczęścia trzeba, aby mąż w wieku i w rozsądku, w naukach i w majątku wyższość miał nad żoną. Miej zupełną ufność w mężu, nigdy nic przed nim nie taj, nie ukrywaj, niech zawsze twoim doradcą będzie. Kobiety stworzone są do ulegania i posłuszeństwa, sztuki panowania nie znają i dlatego, kiedy im się przypadkiem pora rządzenia nadarzy, zawsze jej źle używają. Każde znaczniejsze ubliżenie przyjmij ze słodyczą, mniejszym pobłażaj, a sama strzeż się najdrobniejszego. Uwielbiaj więc posłuszeństwo i uleganie, licz je między pierwsze małżeńskie cnoty. Od pieluch w podległości żyjemy najmniejszy upór surowo w nas karany… Pod nadzorem czułej matki aż do zamęścia we wszystkim pełnić jej wolę, jej się radzić, jej słuchać powinnyśmy, bez jej wiedzy i zezwolenia nic nam czynić nie wolno. 72 M
M
Ta podległość jest tylko cieniem i próbką względem niewoli później nas czekającej (wobec męża – przypis). Jakże więcej ciążą kajdany małżeństwa nad te, które rodzice tak słodkimi czynić umieli. Pamiętać powinna, iż ją Bóg do ulegania i posłuszeństwa przeznaczył. Niewiasta ulegać umiejące na zawsze szczęśliwą i kochaną zostanie. Poznawaj najdrobniejsze gusta jego, dogadzaj mu, okazuj mu tysięczne względy, otaczaj go pieczołowitym staraniem. To sposób najlepszy przywiązania sobie na zawsze męża. Skoro będziesz nieustannie zajęta wygodą jego, uprzyjemnianiem każdej chwili, sprawisz, że mu nigdzie tak dobrze jak przy tobie nie będzie. Nie wymagaj nigdy od męża starań kochanka. Staraj się dom mężowi przyjemnym czynić, żeby nie był zmuszony gdzieindziej szukać zabawy. Żyj z tymi, których on lubi, poznawaj najdrobniejsze gusta jego, dogadzaj im, okazuj mu tysięczne względy, otaczaj go pieczołowitym staraniem. Skoro będziesz nieustannie zajęta wygodą jego, uprzyjemnianiem każdej chwili, sprawisz, że mu nigdzie tak dobrze jak przy tobie nie będzie. Choć zdrowie twoje nadwyrężonym będzie, znoś cierpliwie dolegliwości, nie skarż się, nie narzekaj. Mam nadzieję w łasce i dobroci stwórcy, że znajdziesz małżonka, dla którego posłuszeństwo i uleganie miłym dla ciebie będzie obowiązkiem. Mężczyznom dobra część przypadła, niewolnikami są na czas jakiś (tj. przed ślubem, gdy zabiegają o rękę panny – przypis), a panami kobiety na zawsze. Inne zupełnie jest nasze, inne mężczyzn powołanie, we wszystkim różnimy się od nich. U mężczyzn dusz ma więcej piękności, u kobiet serca. W słabości naszej, a w ich mocy przyczynę tej różnicy znaleźć by można. Mężczyźni na tyle sobie pozwalają, dla kobiet zaś tak są surowi. Nie trapmy się jednak tym. Być żoną i matką przeznaczeniem jest kobiety, na to stworzona, (…) żeby potrafiła uszczęśliwić małżonka i dobrze wychować dzieci. Małżeństwo nie jest tak szczęśliwym stanem, obowiązki jego nie tak łatwe, jak się wydają, tysięczne za sobą ciągnie kłopoty, i że żadna młoda osoba spieszyć się do niego nie powinna. Najszczęśliwsze małżeństwo jest zawsze trudnym jarzmem. Każde wejście w śluby małżeńskie, zupełnie wolności utratą być musi. (…) Cierpliwość, słodycz, uleganie, jednostajność humory nieodzownie potrzebnymi są każdej kobiecie pragnącej być kochaną i szczęśliwą. Lecz takie są ustawy pisane przez samego Boga, nikt ich zmienić nie potrafi i kobieta ulec im nie chcąca, zdaje się być pozbawioną rozsądku. Kobieta i nauka: Nigdy nie chwalę kobiety, kiedy się oddaje wysokim naukom, kiedy się uczy łacińskiego, hebrajskiego, greckiego języka, doświadczenia robi w fizyce, chemii i nad algebrą lub matematyką głowę sobie łamie. Umieć uszczęśliwić małżonka, uprzyjemnić jego życie, wychować dobrze dzieci (…) to jest system naukowy dla kobiety. A matematyki niech zna tylko tyle, by z prostej nie zboczyła linii. Każda kobieta powinna znać dobrze rachunki, znać się na kuchni, na wszystkich szczegółach gospodarskich, umieć pokroić, uszyć, zrobić rzecz każdą. Znajomość ta więcej męża przywiąże, niż znajomość języków, taniec, śpiewanie, rysunek. Życie domowe jest to zawód, jakie Wszechmocny przeznaczył kobiecie. Nie 73 M
M
wypada jej oddawać się naukom, u każdej igła pierwsze miejsce mieć powinna przed piórem i pędzlem. Nie zgadza się wcale z powołaniem kobiety, aby wiecznie siedziała nad książką… Kobieta i książki: Kobieta chcą dopełnić powołania swego, nie powinna zbyt wiele czasu poświęcać księgom, umysł jej słabszy, serce czulsze od męskiego, podatniejszą ją czyni do przyjęcia fałszywych zdań… Powinna więc jedynie czytać takie książki, które by podniosły jej duszę, ukształciły serce… Nie wypada jej także nigdy czytać bardzo wiele. Zbytek w tej mierze jest naganny, obarcza umysł i szkodę zamiast korzyści przynosi. Przynajmniej do dwudziestu lat nie czytaj wcale romansów. Nie czytaj nigdy książek religii, obyczajności, cnocie, skromności przeciwnych. Pannom zabraniają ich rodzice i przełożeni ale najmłodsze mężatki pozwalają sobie powszechnie czytać podobne dzieła. Nie naśladuj ich Amelio, nigdy sobie zanadto nie ufaj. Winę za swoje cierpienia ponosi kobieta: Kobiety szanować się nie umieją, a chcą być szanowane. Powszechnie skarżą się na mężczyzn, że związek małżeński zupełnie zmienia uczucia ich i charaktery, i że najtkliwszy kochanek wkrótce obojętnym staje się mężem. Po większej części winne temu są kobiety… Zanim uwierzymy… I zanim uwierzymy, że podległość wobec męża oraz brak wykształcenia mógł czynić kobiety w XIX wieku szczęśliwymi, zajrzyjmy jeszcze do jednego fragmentu, zdradzającego niemal oznaki depresji. „Są jeszcze pewne dni odrętwienia w życiu, w nich zdaje się, że dusza moc swoją traci i wszystko nie jest tak miłem, jak zazwyczaj. Wtedy do modlitwy udawać się trzeba, błagać Boga o nową siłę (…). Nie ma smutku, który by mnie minął…” *** Powyższe fragmenty napisane zostały zgodnie ze współczesnymi zasadami stylistyki i ortografii. Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak http://www.lisak.net.pl/blog/?p=1856
74 M
M
» Obraz Vladimir’a Makovsky’ego.
75 M
M
słów kilka o mojej babci Moja babcia nazywała się Marianna Sadecka i urodziła się w 1901 w Lubowidzu na Mazowszu, w rodzinie dworskiego ogrodnika. Od najmłodszych lat przebywała przy panience z dworu i z czasem została jej pokojówką. Marianna była osobą „bardzo dobrze wychowaną” - maniery i zasady, które nabyła w czasie pobytu na dworze okazywała na każdym kroku. Nie znosiła kobiet palących na ulicy lub siadających w nieskromnych pozach, nie tolerowała osób, które hałaśliwie się zachowują oraz tych nieużywających podstawowych grzecznościowych zwrotów: proszę, dziękuję i przepraszam. Marianna dość wcześnie zakochała się w Alfredzie Dominiku Głowackim. Ten starszy o cztery lata wojskowy przebywał akurat na przepustce w rodzinnej miejscowości - Lubowidzu i skradł serce pannie Sadeckiej. Niedługo też Alfred powrócił do cywila, wziął w dzierżawę młyn i oświadczył się Mariannie. Była to gorąca, piękna miłość. Narzeczeni wybrali się pewnego razu na wesele - za mąż wychodziła siostra Alfreda, a jej wybrankiem był Teodor Kosakowski, w weselu tym uczestniczył młodziutki brat pana młodego Stefan. Młodziutki Kosakowski zakochał się w Mariannie jednak nie miał żadnych szans ... po pewnym czasie wyjechał „za wielką wodę” do pracy. Tymczasem Marianna i Alfred wzięli ślub. Marianna trafiła na swoją drugą połówkę - Alfred był romantycznym mężczyzną, po pracy przynosił babci kwiaty, zabierał ją na przejażdżki...Spędzali ze sobą dużo czasu. Rozpoczęli budowę domu naprzeciwko kościoła w Lubowidzu. Urodziło się im troje dzieci, którymi pomagała zajmować się służąca. Życie Marianny układało się szczęśliwie, jednak nic co dobre nie trwa wiecznie i pewnego dnia przyszło nieszczęście. Alfred zachorował na pylicę płuc, zaczął pluć krwią i był coraz słabszy. Lekarz zabronił rodzinie przebywania w jednej izbie z ojcem rodziny, jednak Babcia powiedziała, że przysięgała iż nie opuści Alfreda aż do śmierci i nie będzie spała w innym łóżku. Stwierdziła, że miejsce żony jest przy mężu i przez resztę jego dni opiekowała się nim troskliwie, karmiła go i kąpała. Tydzień przed śmiercią Alfred poprosił babcię, aby jak najszybciej po jego śmierci wyszła za mąż. Chciał, aby na krzyż święty przysięgła, że to uczyni, jednak Babcia odmówiła. Alfred zebrał wszystkie swoje zdjęcia, pamiątki i spalił je w piecu, wyjaśnił, że zrobił to aby wspomnienia nie przeszkadzały jej w rozpoczęciu nowego życia. Po tygodniu umarł mając 32 lata, został pochowany na cmentarzu w Lubowidzu. Jak zapewne domyślacie się historia Marianny nie zakończyła się w tym miejscu, nie byłaby moją babcią gdyby tak się stało... Pamiętacie zapewne młodego Stefana Kosakowskiego, który zakochany w Mariannie wyjechał do Ameryki, otóż dowiedział się on o wdowieństwie Głowackiej i natychmiast powrócił do kraju. Zapewne 76 M
M
domyślacie się też, że łączą mnie z nim więzy krwi... Tak. Stefan to mój dziadek. Stefan powrócił do Lubowidza - młody, bardzo przystojny i … bogaty. Najpierw odwiedzał rodzinę i wyjawił zamiar poślubienia wdowy. Jak się należało spodziewać Babcia odmówiła, jednak rodzina tak długo przekonywała ją, że ze względu na dzieci, zgodziła się. Marianna i Stefan pojechali więc do rejenta i wzięli ślub, a na noc zostali u krewnych. Podczas pierwszej nocy Stefan musiał jakoś oczarować Mariannę, bo uległa mu. Niestety po 2 dniach młodzi małżonkowie pokłócili się. Po tej pierwszej kłótni przyjechała do domu sama (tak jej się wydawało), a Stefan wrócił do rodziców. Szybko jednak okazało się, że Marianna jest przy nadziei. Po dziewięciu miesiącach na świat przyszedł jedyny syn z tego związku - Ryszard. Otrzymał jednak nazwisko Głowacki... Po pewnym czasie małżonkowie pogodzili się i Stefan zamieszkał w Lubowidzu. Urodziły się im jeszcze dwie córki: Teresa i moja mama Janina. Stefanowi nie było lekko, Babcia ciągle porównywała go do Alfreda i nie mówiła mu po imieniu, tylko ,,ten Kosak”. Była wobec niego bardzo chłodna... Dziadek z kolei był bardzo pogodnym człowiekiem, bezustannie żartował, lubił towarzystwo ludzi, grał w karty, ale nie nadużywał alkoholu. Marianna miała swoje zasady - trzymała dystans wobec ludzi, pełna była jednak niesłychanej dobroci, ale jednocześnie szybko i emocjonalnie reagowała. Po wejściu wojsk niemieckich rodzina została przesiedlona do leśniczówki w Osieku, po wojnie rodzina przeniosła się do Księtego w parafii Świedziebnia i tu dziadek od swojej cioci wydzierżawił dużą gospodarkę. Gospodarka przynosiła dochody i rodzinie Kosakowskich żyło się dostatniej. Dziadek często chodził do znajomych, grał w karty (ale nie hazardowo). Jak już wspomniałem był bardzo towarzyskim człowiekiem. Jednak kiedy wracał do domu babcia wypominała mu, że chodzi do ludzi, wciąż porównywała go z pierwszym mężem i twierdziła, że on nigdy by tak nie robił. Pewnego dnia gdy babcia bardzo długo wypominała mu wizyty u znajomych, Stefan wściekły wstał i złapał przedmiot leżący najbliżej w sieni. Na nieszczęście był to krótki łańcuch, dziadek w obecności mojej mamy uderzył nim babcię. Musiał uderzyć dość mocno, bo przez ranę na głowie polała się krew, Marianna miała też pokaleczone plecy. Babcia stanęła i powiedziała: „przeklinam ciebie, już nie jesteś moim mężem”. Rano, w dwudziestostopniowym, styczniowym mrozie, furmanką wymoszczona słomą, wracała z dziećmi do domu do Lubowidza. Był rok 1947, moja mama miała 13 lat, babcia 46. Dom był niezamieszkały i izba, w której zamieszkali miała oblodzone ściany. Warunki były bardzo trudne jednak przetrzymali zimę i wiosną babcia zaczęła uprawiać ziemię. Marianna wiosną dokończyła zburzoną przez Niemców oborę, sama robiła w nocy pustaki, a w dzień stawiała mury z murarzem. Babcia była bardzo uparta i nie bała się nawet ciężkich prac, pamiętam jak rąbała drewno, miała całą furę do porąbania. Kawałek gałęzi odskoczył jej na pieńku i rozorał głowę. Babcia rozdarła koszulę, zawiązała na głowie i mimo że materiał nasiąkał krwią nie zeszła ze stanowiska dopóki nie skończyła. Marianna do końca życia nie wybaczyła Stefanowi. Oboje też nigdy nie mieli już żadnych partnerów. Babcia pozwalała dzieciom odwiedzać ojca w Świedziebni, ale on sam miał „zakaz” przyjazdu do Lubowidza. Zdarzało się później, gdy mieszkałem z rodzicami w naszym domu, że razem (a osobno) przyjeżdżali do nas. Mieliśmy 2 pokoje i każde z nich siedziało w innym pomieszczeniu... Oczywiście słowa nie są w stanie oddać dramatyzmu całej sytuacji, dziadek Stefan przyjeżdżał do Lubowidza mimo zakazu i próbował kilka razy przebłagać Mariannę, ale nawet nie chciała z nim rozmawiać... Jako kilkuletni chłopiec nie mogłem zrozumieć dlaczego dziadkowie nie chcą być razem i próbowałem ich pogodzić. Chodziłem do babci, przytulałem się i prosiłem żeby wybaczyła dziadkowi, jednak babcia była nieugięta. Przed śmiercią powiedziała żeby pochować ja z daleka od „Kosaka” i tak się też stało... Zmarła w 1974 roku, w separacji przeżyła 27 lat. Jak widać dziadkowie nie byli sobie przeznaczeni, ale gdyby nie oni ... nie byłoby mnie na świecie. Autor: Waldemar Chorążewicz. Serdecznie dziękujemy za nadesłanie tekstu!
77 M
M
znani z Bielska i Białej
Carl Friedrich Hess – urodzony 10 czerwca 1823 r. w Białej, zmarły 2 czerwca 1891 r. tamże. Syn mistrza sukienniczego Johanna Davida Hessa i Susanny Wilman. Uczył się zawodu sukiennika i farbiarza u jednego z najlepszych mistrzów Sigla w Białej. W wieku 26 lat w wynajętym pomieszczeniu założył tkalnie z dwoma krosnami, w której pracował wraz ze swoim ojcem. W 1858 r. kupił budynek, w którym rok później założył przędzalnie. W 1868 r. wprowadził krosna mechaniczne, a pięć lat później powiększył zakład o dział apretury. W latach 1875-1877 nabył dwa kolejne budynki, bowiem jego zakład stale powiększał swoją produkcję. W 1880 r. rozpoczął produkcję wysokiej jakości tkanin z przędzy czesankowej. Od ok. 1883 r. fabryka stała się własnością jego synów – Rudolfa i Gustava. Późnej nosiła nazwę Karl Heß’ Söhne. Firma eksportowała swe materiały do Europy, a nawet na tereny Ameryki Południowej i Meksyku. Carl F. Hess zasiadał w radzie miasta oraz w radzie parafialnej bialskiej parafii ewangelickiej. W 1850 ożenił się z Marią Johanną Bukowską, c. sukiennika Antoniego. Ich dzieci to: Johanna (ur. 1851, zm. 1892; żona mistrza budowlanego Gustava Bleicherta), Karl Wilhelm (ur. 1853, zm. 1937), Rudolf Heinrich, Luise (ur. 1857, zm. 1931; żona pastora Galicji Karla Freylera), Gustav Robert (ur. 1859, zm. 1916), Heinrich Rudolf (ur. 1861, zm. 1927), Ernst Friedrich (ur. 1863, zm. 1941; lekarz), Julius Robert (ur. 1865, zm. 1872), Erich Gottlieb (ur. 1867, zm. 1929; dzierżawca dóbr), Hermine Charlotte (ur. 1870, zm. 1945; żona kupca Franza Schlee), Mathilde Eleonore (ur. 1872, zm. 1945), Rudolf Mortiz (ur. 1874, zm. 1924).
78 M
M
Rudolf Lukas – urodzony 16 stycznia 1846 r. w Białej, zmarły 10 lipca 1923 r. tamże. Urodzony ze związku Johanna Georga Lukasa – postrzygacza sukna rodem z Saksonii oraz Marianny Gieldanowskiej. Ojciec założył w 1825 r. fabrykę sukna, która później przejął Rudolf. Od roku 1830 mieściła się ona przy Franzenplatz 8,9 (ob. Plac Wolności). Był wieloletnim radnym, następnie wiceburmistrzem, a w latach 1898-1909 burmistrz Białej. Był członkiem Kuratorium Towarzystwa Mieszczańskiego, zastępcą prezesa Rady Powiatowej, członkiem dyrekcji Miejskiej Kasy Oszczędnościowej w Białej. W wieku 59 lat został honorowym obywatelem miasta. Był również Rycerzem Orderu Franciszka Józefa I. W lutym 1871 r. ożenił się z Martą Strzygowską, córką właściciela fabryki sukna Józefa. Z tego związku narodził się syn Hugo Wilhelm (zm. 1871) oraz córka Lucia Josepha Georgina (ur. 1873, zm. 1946).
» Kamienica Rudolf Lukasa - źródło
79 M
M
warsztaty z języka rosyjskiego
Сocтoялocь въ Oдровонжъ вторaго /: пятнадцатaго Септября тыcячa дeвятьcoтъ пятьнадцатaгo гoдa, въ дeвять чacoвъ утрa. Явился Игнацы Лиcoвcкiй сорока четырexъ лѣтъ и Янъ Mлoдaвcкiй сорока лѣтъ отъ роду, крeстьянe жительствующie въ Шaлacѣ и объявили что тридцать первaго Августа/: тринадцатaго Септября /: сего гoдa, въ шесть чacoвъ утрa въ Шaлacѣ Гмины Самсонoвъ умерла Joaннa Щecнякь ypoждeннaя Бopyнь /: Joanna Szcześniak z Boruniów /: вдова крeстьянкa ро-дившaяся въ Шaлacѣ девяносто лѣтъ отъ роду, дочь Maтeyшa и Joзeфы ypoждeннoй неизвястнo супругoвъ Бopyнioвъ. Пo нaoчнoмъ удостоверени o кончинѣ Joaнны Щecнякь. Акть сей объявлющим неграмотнымъ пpoчитанъ, Нaми подписанъ. Кc. Л. Бapтницкий
Działo się w Odrowążu drugiego /: piętnastego września tysiąc dziewięćset piętnastego roku, o godzinie dziewiątej rano. Stawili się Ignacy Lisowski, lat czterdzieści cztery i Jan Młodawski, lat czterdzieści, chłopi zamieszkali w Szałasie i oświadczyli, że trzydziestego pierwszego sierpnia /: trzynastego września /: bieżącego roku o godzinie szóstej rano w Szałasie gminy Samsonów zmarła Joanna Szcześniak urodzona Boruń /: Joanna Szcześniak z Boruniów /: wdowa, chłopka, urodzona w Szałasie, lat dziewięćdziesiąt, córka Mateusza i Józefy z nazwiska nieznanej małżonków Boruniów. Po naocznym przekonaniu się o śmierci Joanny Szcześniak. Akt ten stawiającym niepiśmiennym przeczytany i przez Nas podpisany. Ks. L. Bartnicki M
M
80
z pierwszych stron gazet
Gazeta Lwowska, 11 III 1932, nr 58
Dziecko Lindbergha żyje. Londyn, 10 marca. (PAT.). Wiadomości jakie krążyły jakoby dziecko Lindbergha zostało zwrócone rodzicom okazały się bezpodstawne. Natomiast uchodzi za fakt, że sprawcy porwania są w kontakcie z Lindberghiem, którego powiadomić mieli, że nie czują się jeszcze dość bezpiecznie, aby z nim pertraktować i wydać mu syna. Mają oni podobno żądać od Lindbergha, aby po oddaniu mu dziecka nie powiadomił policji wcześniej niż po 72 godzinach.
Głos Polski, 11 III 1922, nr 70
Order „Odrodzenia Polski” Do rady ministrów wpłynął projekt utworzenia, prócz istniejących czterech, piątej klasy orderu Odrodzenia Polski. Według tego projektu odznaki orderu przedstawiałyby się, jak następuje: I klasa: wielki krzyż na szerokiej wstędze, przepasanej z prawego ramienia na lewy bok, na lewej piersi gwiazda orderowa. Odznaczeni nosiliby tytuł kawalerów wielkiej wstęgi orderu Odrodzenia Polski. II klasa: krzyż średniej wielkości na szyi, zawieszony na węższej wstędze; na prawej piersi gwiazda. Tytuł: kawaler krzyża komand. Z gwiazdą. III klasa: krzyż i wstęga bez gwiazdy. Tytuł: kawaler krzyża komandor. IV klasa: krzyż na lewej piersi na wązkiej wstędze z rozetką. Tytuł: kawaler krzyża oficerskiego. V klasy: krzyż mniejszy, wstęga bez rozetki. Tytuł: kawaler orderu Odrodzenia Polski.
81 M
M
postać miesiąca
Józef Piotr Lompa – ur. 29 czerwca 1797 r. w Oleśnie, zm. 29 marca 1863 r. w Woźnikach, pseudonik A. Mieczyński. Śląski działacz narodowy, nauczyciel i organista wiejski. Był jednym z najwybitniejszych folklorystów I połowy XIX wieku. Prowadził na Śląsku ożywioną działalność oświatową, czym przyczynił się do utrzymania języka i obyczajów polskich. Autor podręczników szkolnych, zbiorów opowiadań, artykułów, poradników gospodarstwa wiejskiego. Napisał Krótki rys jeografii Szląska… (1843), zebrał Bajki i podania (wydane w 1965r.), Pieśni ludu śląskiego (wydane w 1970 r.). Napisał także „Przysłowia i mowy potoczne ludu polskiego na Śląsku”, gdzie znaleźć można ponad 700 przysłów. Współpracował wraz z wieloma ludowymi pismami: Tygodnik Polski, Przyjaciel Ludu, Dziennik Górnośląski, Telegraf Górnośląski i Gwiazdka Cieszyńska. Był również członkiem wielu towarzystw rolniczych i naukowych. Kilka przysłów zawartych w Przysłowiach i mowie potocznej ludu polskiego na Śląsku Smaruj chłopa miodem, a on jeno chłopem czuchnąć będzie. Z piasku bicza nie ukręcisz, ani z plew powroza Z pustej stodoły sowy wylatują. Z roboty można rzemieślnika poznać. Powiada S. Ignacy, iżeśmy nie wszyscy jednacy.
» Akt zgonu Józefa Lompy - źródło » Józef Lompa - źródło 82 M
M
wydarzenie miesiąca
Legion Mickiewicza – również Zastęp Polski lub Legion Polski. jednostka wojskowa utworzona przez Adama Mickiewicza 29 marca 1848 r. w Rzymie. Zadaniem formacji był udział w walce o wyzwolenie Włoch. Liczący ok. 200 żołnierzy oddział wziął udział w kilku bitwach, m.in. w Lombardii, oraz w walkach miejskich w Genui i Rzymie. Próba odsieczy rewolucji węgierskiej skończyła się rozbiciem i rozproszeniem Legionu w Grecji. Legionowi Mickiewicza towarzyszyły od początku hasła polityczne i społeczne, ujęte w Składzie zasad, który opracował sam Mickiewicz. Wyrażały one m.in. wolność sumienia, równość obywateli, uwłaszczenie chłopów i równouprawnienie kobiet. Widoczne też w nim były hasła panslawizmu - współpracy i braterstwa wszystkich narodów słowiańskich. Od 1849 roku na czele Legionu Mickiewicza stał pułkownik Aleksander Fijałkowski. Legion pod dowództwem Fijałkowskiego odznaczył się chlubnie, broniąc Rzymu przed połączonymi siłami austriacko-francuskimi i za męstwo sam Aleksander Fijałkowski był wielokrotnie wymieniany w rozkazach dziennych dowódcy armii, generała Garibaldiego.
» Adam Mickiewicz z Sadykiem Paszą w Turcji, akwarela Juliusza Kossaka- źródło
83 M
M
nowości Nowe skany metryk na szukajwarchiwach.pl! W czwartek, 6 marca 2014 r., na stronie www.szukajwarchiwach.pl miała miejsce druga już w tym roku aktualizacja serwisu. Pojawiło się blisko 560 tys. nowych skanów materiałów archiwalnych z zasobu centrali Archiwum Państwowego w Poznaniu oraz Oddziałów w Koninie i Pile. Skany Archiwum Państwowego w Poznaniu poszerzone zostały m.in. o: - Urząd Wojewódzki Poznański (zespół nr 296), - akta USC (112 zespołów), - akta stanu cywilnego parafii rzymskokatolickich (56 zespołów). ŁĄCZNIE: 557 806 skanów
Eliza Parcheniak Genealogiem Roku 2013! Na XI spotkaniu genealogów z całej Polski przyznano tytuł Genealoga Roku p. Elizie Parcheniak. P. Eliza fotografuje zasób łódzkiego oraz łowickiego Archiwum Państwowego. Dzięki jej niesamowitej pracy do Internetu trafiło mnóstwo metryk. More Maiorum składa gratulacje p. Elizie i życzy dalszych sukcesów oraz wytrwałości w fotografowaniu ksiąg!
Mapy Skany Archiwum Państwowego w Poznaniu Oddział w Koninie poszerzone zostały m.in. o: - akta stanu cywilnego parafii rzymskokatolickich (15 zespołów), - akta stanu cywilnego parafii ewangelickich (5 zespołów). ŁĄCZNIE: 39 502 skanów Skany Archiwum Państwowego w Poznaniu Oddział w Pile: - akta USC (3 zespoły, 9 jednostek) ŁĄCZNIE: 1 238 skanów
Plan działalności łódzkiego AP Warto zapoznać się z planem działalności łódzkiego Archiwum Państwowego na rok 2014. Skany do pobrania tutaj.
Głównym celem projektu jest zbudowanie jednolitego systemu do gromadzenia, analizy i udostępniania informacji oraz źródeł do badań z zakresu geografii historycznej ziem polskich w granicach sprzed 1772 roku. Platforma informatyczna będzie prezentować wyniki badań geograficznohistorycznych prowadzonych w różnych ośrodkach badawczych w Polsce i za granicą. Osnową projektu jest sieć osadnicza oraz podziały terytorialne, świeckie i kościelne, epoki przedrozbiorowej. Z tego względu ma ona służyć przede wszystkim prezentacji materiałów odnoszących się do tego okresu. Projekt dostępny tutaj.
84 M
M
humor
» Ilustrowany Kuryer Codzienny, 7 czerwca 1937 r. - źródło
Co śmieszyło naszych dziadków, czyli żarty z wieku XIX Na Jarmarku. Wywoływacz: Sami oto widzicie - można nabyć coś z najnowszego wynalazku, jak to: chiński dyament, którym nawet najgłupszy szkło rznąć potrafi! Proszę! niech pan profesor spróbuje. ***
Tarnopol. Sześć kieliszków wódki jeden po drugim ofiarował się wypić o zakład włościanin Semko Szkilny z Kupczyniec, i wygrał istotnie, ale w dwa dni umarł.
Skazany na śmierć do kata: Dużoście to już wyprawili na tamten świat? - Kat: Nie - to po raz pierwszy. - Skazany: No, a u mnie tak samo. *** Z wiejskiego życia (podsłuchane). Wyrobnica: Takiś zawsze ponury; - mógłbys się też roześmiać. Syn: Kiedy nie mam się z czego śmiać. Wyrobnica: No to chociaz na żarty. Syn: Tak nażarty, nażarty, od samego rana nic nie jadłem i mam być nażarty. *** 85
Mąż: Wiesz o tem moja duszko, że król Salomon miał trzysta żon i siedemset nałożnic? I cóż ty na to? Żona (wzdychając): Że ty byłbyś nędznym Salomonem
M
M
co słychać w regionalnych TG? Częstochowskie TG - W środę 12 marca, o godz. 17 w Pałacu Ślubów gościć będziemy Pana Jacka Sypienia historyka i dziennikarza. Autora kilkunastu książek o Ziemi Olkuskiej. Pan Jacek opowie nam m.in. o tym czym się różni stary zabytkowy szlachecki od dzisiejszych wzorowanych na te stare budowli. Dowiemy się o tych, którzy budowali historyczne dwory, poznamy tych, którzy tam się rodzili, żyli i umierali. Dowiemy się, co pozostawili dla tej najbliższej, bo rodzinnej okolicy, ale też dla całego kraju. Bo to też genealogia. P.S. Będzie też informacja Archiwum Państwowego w Częstochowie, o tym jak prowadzić „Archiwum domowe”.
Śląskie TG – Koło Opolskich Genealogów - Zarząd Koła Opolskich Genealogów przy ŚTG serdecznie zaprasza na kolejne, marcowe spotkanie genealogiczne w drugą środę miesiąca, tj. 12 marca 2014 r. Tradycyjnie zapraszany do pałacyku Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu przy ul. Piastowskiej 20, od godz. 17:00, w sali narad (konferencyjnej) w piwnicy (od ulicy: wejście boczne po lewej stronie, kilkoma schodkami w dół). Gościem spotkania będzie ks. dr Sebastian Krzyżanowski, Kierownik Archiwum Diecezjalnego w Opolu, który opowie o zasobach tego archiwum i możliwościach korzystania z nich. W dalszej części spotkania porozmawiamy o problemach, na jakie napotykamy w trakcie naszych badań genealogicznych i o tym, w jaki sposób je rozwiązać.
Małopolskie TG - Spotkanie Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego odbędzie się w czwartek, 13 III 2014 roku, o godz. 17:00 w Hotelu Europejskim, przy ul. Lubicz 5 (dojazd od ulicy Radziwiłłowskiej).
86 M
M
87 M
M
Zapraszamy do współpracy!
M
M
Nie wszystek umrą, wiele z nich tu zostanie… ~Horacy
Współpracują z nami: 88 M
M