10 minute read

Zostać czy emigrować

Next Article
Fit ciasto

Fit ciasto

Cieszyn leży w środku Europy, nikt tego nie zmieni, ale należy o tym stale pamiętać i przypominać władzy w Warszawie. Fot.Florianus

Florianus

Advertisement

na stare lata znowu przychodzi mi do głowy, że z polski należy wyjechać, wynieść się, wyprowadzić i zostawić polskę za sobą. Wyjść z niej po angielsku, dyskretnie, bez hałasu i wielkiego bagażu. i nie żeby od razu występować o status uchodźcy w innym państwie. choć w obecnej kaczoziobrydzykowskiej polsce jest dostatecznie dużo powodów, by z niej uciekać. polska przestała być krajem demokratycznym i praworządnym, łamie prawa własne i umowy międzynarodowe, które jeszcze niedawno przedstawiciele jej władz podpisali, nie respektuje praw ludzkich, swobód obywatelskich i podstawowych zasad moralności, a społeczeństwo pogrąża w bezprawiu, marazmie, chaosie i degrengoladzie.

Reakcyjny, kaczoziobrydzykowski reżim, który rządzi w Polsce już bez mała siedem lat, w ostatnich latach ze szczególną perfidią i cynizmem wypycha Polskę i Polaków z Unii Europejskiej, tak jak wypycha biednych, zdesperowanych syryjskich uchodźców, zawracając ich bezlitośnie i brutalnie z obszaru RP na terytorium Białorusi, gdzie rządzi krwawy, promoskiewski reżim Łukaszenki. A tym samym polski rząd wypycha Polskę z kręgu europejskiej cywilizacji zachodniej na wschód – w ciemność, chaos, tyranię nacjonalizmu, obudowaną służbami jawnymi i tajnymi, permanentnym stanem wyjątkowym, kłamstwem propagandy, cenzurą i kontrolą

społeczeństwa oraz wiarą w jedną partię i w jeden kościół. Teraz odbywa się to pod szyldem Polskiego Ładu, w cieniu misternych skrzydeł Pegasusa i kolejnych tzw. tarcz, które – choć przejściowo niektórym przynoszą ulgę – nie są w stanie obronić obywateli przed żałosnymi skutkami polityki kaczoziobrydzykowskich władz.

Jako zdeklarowany w spisie powszechnym Ślązak dla kaczoziobrydzykowców nie jestem prawdziwym Polakiem, a jako przedstawiciel mniejszości stanowię dobry materiał na uchodźcę, wygnańca, emigranta. Zwłaszcza, że nie jestem kibolem, nie słucham Radia Maryja, nie chodzę do kościoła, nie oglądam TVP Info, nie jestem fanem disco-polo, Maryli Rodowicz ani wyznawcą kultu żołnierzy wyklętych i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie sądzę, żebym był od razu podsłuchiwany za pomocą Pegasusa, ale kto wie, może mój laptop i moja komórka już od dawna są zhackowane i reżim ma na mnie jakiegoś haka, choć na razie trzyma go sobie w zanadrzu, w swoim skrytych zasobach, moje nazwisko jest na liście jakiegoś kolejnego zapiekłego Wildsteina, która i tak pojawi się pewnego dnia w sieci, bo do sieci i tak wszystko kiedyś wycieknie i wyleci, nawet spis wojskowych gaci, kiedyś w Ludowym Wojsku Polskim zwanych atramentkami.

Ten autokratyczny, siermiężny kartoflano-węglowy-zamordystyczno-parafialny reżim podstępnie, bez żadnego trybu, stosuje swoje barbarzyńskie – choć technologicznie bardzo chytre - metody inwigilacyjne wobec obywateli, którzy go krytykują, z cyniczną obojętnością, żeby nie drażnić swojego elektoratu, traktuje zarażonych na covid, których swoją systemową bezczynnością skazuje na wymarcie i w jeszcze bardziej nieludzki sposób traktuje uchodźców, którzy umierają w pogranicznych lasach na wschodzie. Na pokaz uczestniczy w uroczystych mszach i sowicie sponsoruje Kościół, a zarazem w neopogański, sprzeczny z dekalogiem i ewangelią sposób niszczy podstawy moralności społecznej, demoluje struktury demokratycznego państwa i swoją zbójecką polityką wyprowadza polskie państwo z Unii Europejskiej. Ta władza, co najmniej od pięciu lat, dąży wyłącznie do zachowania raz zdobytej władzy i zaspokojenia swoich partyjnych i kościelnych interesów, nawet za cenę tysięcy ofiar epidemii. Ten reżim jest poplecznikiem faszystów, kiboli, antyszczepionkowców, trucicieli i niszczycieli środowiska naturalnego, organizatorem kłamliwej propagandy, do której wykorzystuje nie tylko publiczne media, ale także tajne i skryte systemy elektronicznej inwigilacji i swoją nacjonalistyczno-bigoteryjno-militarystyczną ideologię przymilnie wciska przymulonemu ludowi metodami wschodnich tyranii spod znaku Putina i Łukaszenki. W tamtych krajach dyktatorzy też dążą wyłącznie do zachowania władzy, bez oglądania się na zasady demokracji, ludzkie prawa, obywatelskie swobody i ofiary w ludziach.

Cieszyn od zarania swoich miejskich i książęcych dziejów był miastem europejskim, śląskim, pluralistycznym, wielokulturową lokacją na skrzyżowaniu dróg. Stanowił ważny punkt na szlaku ze wschodu na zachód, a zwłaszcza z południa na północ i z powrotem. Choć nie był to szlak tylko bursztynowy - tysiąc lat temu przepędzano tędy masowo niewolników. Tutejsza wielojęzyczność, wielokulturowość i transkulturowa europejskość odcisnęła się zwłaszcza w cieszyńskiej gwarze, w języku lokalnym i ludowym. To właśnie w niej słychać echa tutejszej historii, zgiełk czasów i losów, i śpiew kultury, która była ściśle środkowoeuropejska, związana z Pragą i Wiedniem, ale też trochę z Preszburgiem, Koszycami, Budapesztem, Ołomuńcem, Krakowem, Wrocławiem i Wittenbergą. To właśnie w takim Cieszynie, stolicy Księstwa, wyszlifował się szczególny typ mentalności o niejednorodnej, mieszanej i niejednoznacznej proweniencji. Gwara cieszyńska nie jest więc gwarą ani polską, ani czeską, lecz środkowoeuropejską, transkulturową

Cieszyńska historia jest ściśle europejska. Jednym z naszych władców był Cesarz Rzymski, Król Niemiec, Czech i Węgier, Arcyksiążę Austrii etc. Józef II Habsburg (1741-1790), wielki reformator, którego poniekąd zezłomowana figura stoi anonimowo w Parku Pokoju. Fot. Florianus

hybrydą językową. Wiadomo, że gwary, jeśli są żywe, ewoluują, zmieniają się, zanikają, a regionalne tożsamości też nie są skostniałe, łatwo je przekabacić, zmanipulować, sformatować według narzuconego przemocą programu, zdeformować klajstrem praw, dekretów, zarządzeń, dogmatów i mód, nawrócić na inną wiarę i podporządkować obcym najeźdźcom, którzy przychodzą w mundurach ze swoimi barwami, znakami, bagnetami, urzędnikami, propagandą i mitologią.

Pod przymusem, pod reżimem nieludzkich władz, nieraz też okrutnych okupantów, cieszyński mieszaniec, zwłaszcza z bardziej zamożnych klas społecznych, o swojej niejednorodnej i niejednoznacznej, labilnej tożsamości zapominał i podciągał się to w tę to w tamtą stronę w zależności od wymagań władzy zwierzchniej, wybierał taką tożsamość, jaka akurat była potrzebna i mile widziana przez miłościwie, a najczęściej niemiłościwie panujących. Choć, trzeba przyznać, niektórzy cieszyniocy byli w swej tożsamości twardzi, mimo prześladowań trzymali się swojej wiary mocno, także w okolicznych chłopskich i pasterskich chałupach. I za to musieli słono płacić, głodem i nędzą, nieraz śmiercią, a często także wygnaniem. Taki los spotkał nawet Jana Muthmanna, budowniczego ogromnego, górującego nam miastem Kościoła Jezusowego. W 1918 roku Księstwo Cieszyńskie - Ducatus Tessinensis, Herzogtum Teschen, Těšínské knížectví – które nigdy nie było częścią Królestwa Polskiego, po 628 latach istnienia upadło wraz z upadkiem imperium Habsburgów. I wtedy wygnani zostali z niego wszyscy jego mieszkańcy bez wyjątku, wszyscy cieszyniocy cesarocy, nawet jeśli zostali w swoich mrocznych mieszkaniach i swoich chałupach, nawet jeśli zostali w swoich domach i nie stracili swego majątku. A jednak byli wygnańcami - jak biblijni pierwsi rodzice z raju. Na razie jeszcze nie wszyscy musieli się pakować i wyjeżdżać, szukać wolności gdzie indziej, na obczyźnie, co jest zawsze gorzkie i trudne. Nie wszyscy od razu musieli szukać sobie nowego miejsca. Do czasu. Później przyszła i na to kolej. A na ich miejsce przyszli inni, z dalszych okolic i z obcych stron, dawniej z zachodu, i południa, później, po masakrach w XX wieku, po tej stronie rzeki pojawili się ludzie ze wschodu, także z Galicji i zza Buga, a po tamtej - głównie z bliskiego zachodu czyli z Czech. Ich przodkowie nie pochodzili z Księstwa. Wielu z nich przyszło za pracą do ostrawskich kopalń i hut. W dawnej scenografii starego miasta Cieszyna też pojawiali się nowi aktorzy, nowi mieszkańcy, często też uchodźcy, repatrianci albo werbusy, przybysze z daleka, z innym akcentem, którzy nie rozumieli tutejszej gwary, nie byli stela. Nic w tym szczególnego, normalne dzieje, ale trzeba o tym pamiętać, żeby te dzieje jako tako rozumieć.

Teraz po owym sławnym Księstwie zostało tylko niejasne wspomnienie, coraz bledsze, coraz bardziej mętne, coraz bardziej niezrozumiałe. Jakieś okruchy, stare anonimowe ułomki z piaskowca w przypadkowym lapidarium w Parku Pokoju, tajemnicze, wyblakłe napisy na starych, osypujących się ścianach kamienic, strzępy jakichś fresków, rupiecie na starych strychach i w wilgotnych piwnicach, powidoki, słabnące echa, jakieś figury zapaćkane i zakryte innym lakierem tak, że nie sposób się domyślić ich gotyckiego wykroju, jakieś poczerniałe, zarośnięte bluszczem grobowce. I Polakom z Polski nie zależy na tym, żebyśmy do tego tematu wracali i podsycali swoją tubylczą nostalgię. Jakieś relikty Księstwa naszych przodków pozostały w gwarze, miejscowym obyczaju, specyfice cieszyńskiej kultury, na jakichś starych zdjęciach, w magazynach muzeów, na regałach starych bibliotek. Niemniej jednak to Księstwo – w którym urodzili się moi dziadkowie – jest bezpowrotnie utracone i ginie w pomroce dziejów. A my jesteśmy jego pogrobowcami, późnymi wnukami i czujemy po nim coś w rodzaju fantomowego bólu sprzyjającego melancholii. Mniej więcej sto lat temu, po Wielkiej Wojnie, kiedy na gruzach Cesarstwa powstały nowe państwa, wielu cieszynioków musiało emigrować, wielu utraciło swój dom, a utworzenie granicy państwowej na Olzie było klęską dla nich wszystkich, gorzką zwłaszcza dla tych, którzy tu pozostali.

Kaczoziobrydzykowski reżim niszczy również śląskocieszyńską tradycję, lokalną kulturę, samorządność, transgraniczne relacje z sąsiadami, utrudnia i hamuje cywilizacyjny rozwój regionu, nie wspiera mniejszości ani pamięci po niekoniecznie polskiej przeszłości. Dzieje się to czasem w sposób jawny, kiedy władze państwowe po prostu ucinają samorządom dochody z podatków, nie przyznają środków i ignorują te gminy, gdzie nie rządzą ludzie tzw. zjednoczonej prawicy, choć najczęściej psują i przeszkadzają w sposób ukryty, zjadliwy, maniakalny, fanatyczny, a przy tym wytrwały i systematyczny, powodując zmiany nie od razu zauważalne i straty nieodwracalne. Ależ o co chodzi? - może zapytać trochę historycznie oczytany cynik. - Przecież zawsze tak było. Cuius regio, eius religio, czyli czyja władza, tego religia. Kto panuje, wprowadza swoje porządki i swoją kulturę, a kto nie chce się temu podporządkować, na mocy dekretu jakiegoś posłusznego namiestnika zostaje wygnany, czyli staje się uchodźcą. Obecna sytuacja w Polsce przypomina trochę okres kontrreformacji. Reakcyjna władza mówi won, nie jesteś nasz, heretyku, (lewaku, Europejczyku), nie masz tu nic do roboty, ani do szukania, nie ma tu dla ciebie miejsca. Albo się dostosujesz, nawrócisz, podwiniesz ogon, przymkniesz oczy i będziesz śpiewał nasze piosenki, albo wynocha.

Jeszcze można przechodzić swobodnie przez mosty na polsko-czeskiej granicy w Cieszynie, ale antyeuropejski, pisowski rząd RP stopniowo wyprowadza Polskę z Unii Europejskiej. A wyprowadzona z UE Polska znowu zamknie swoje granice i jeszcze nam będzie wmawiać, że to wina Tuska i wina Unii. Fot. Florianus

Wylatujesz. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Chcesz zachować wolność, głosić swoją wiarę i poglądy, chcesz wyznawać swoje wartości, zachować swój styl życia, a nawet życie samo – lepiej uciekaj. Tak w śląskiej historii było wiele razy. Niektórzy jednak nie mieli dokąd pójść, zmieniali wyznanie, zmieniali pracę, czegoś tam się wyrzekali, coś tam przyjmowali, najczęściej ze strachu, ale nie chcieli wyjeżdżać. I wtedy nazywano ich szkopyrtokami. Reakcyjne, destrukcyjne rządy, niebezpieczne dla zdrowego i wolnego życia mieszkańców jednak trafiały się tu w przeszłości często. Rozmaite kataklizmy, epidemie, najazdy i inne dopusty Boże nie omijały cieszyńskiego Śląska częściej niż innych regionów Europy. Tutejsi władcy też rzadko bywali mądrzejsi, bardziej ludzcy niż inni, bardziej cywilizowani i kulturalni. Jednak paru takich wybitnych nad Olzą się znalazło i to dzięki nim nie żyjemy tu dziś w jakiejś ciemnej dziczy, zaścianku i zadupiu, lecz możemy się chlubić właśnie europejską tradycją, do której powinniśmy nawiązywać. Cieszmy się więc przynajmniej z tego, że obecna lokalna administracja z panią burmistrz na czele, choć nie ze wszystkim zdąża na czas, jest jednak cywilizowana, proeuropejska i słucha światłych ludzi takich jak Edwin Bendyk czy Tadeusz Sławek. Na razie więc jeszcze nie uciekamy. Chociaż niektórzy już od dawna są jedną nogą tu, a jedną nogą tam, na przykład w Niemczech.

Rodowitemu, świadomemu cieszyniokowi gorzko było opuszczać Cieszyn bez względu na to, jakiej był narodowości, wyznania i jakiego używał języka. Znalazłoby się na to sporo sentymentalnych, tęskliwych dowodów, gdyby dobrze poszperać, bowiem większość z nich gdzieś się zapodziała, rozproszyła, w dodatku trzeba by je tłumaczyć z niemieckiego czy czeskiego. Niestety, z górą sto lat temu to miasto padło ofiarą nacjonalistycznej ideologii i polityki, która doprowadziła do jego podziału. Pocieszenia nie dawała nawet śląska autonomia. Zmieniły to dopiero wcielone w życie zasady Unii Europejskiej, dzięki której granica na Olzie jest otwarta i w styczniu – widziałem to na własne oczy - jakiś grubas mógł bezkarnie kąpać się na golasa w lodowatej wodzie w pobliżu Mostu Wolności. W przypadku kogoś, kto mieszka w Cieszynie, pokusa przekroczania granicy, która na razie jest otwarta, nie wiąże się jeszcze z jakimś szczególnym ryzykiem, a już na pewno nie z narażaniem się na skutki groźne dla zdrowia i życia. Jeszcze można spokojnie nie tylko wchodzić swobodnie do granicznej Olzy, ale też przechodzić na czeską stronę, a nawet jechać sobie dalej, w siną dal, na zachód lub na południe.

Mieszkając w Cieszynie, stale jestem o krok od przekroczenia granicy, w każdej chwili, póki RP jest w Unii Europejskiej i w strefie Schengen, mogę swobodnie przejść przez mosty na drugi, zachodni brzeg rzeki, by znaleźć się na terytorium, państwa co prawda innego, ale należącego do tej samej Unii Europejskiej, gdzie ludzie jeszcze nie zwariowali, jak ci fanatyczni Polacy znad Wisły, którym nie przeszkadza, że rządzą nimi poplecznicy faszystów. W dodatku przechodząc przez Most Wolności na granicznej Olzie, wkraczając choćby spacerowo na terytorium innego państwa, znajduję się nadal w Cieszynie, pozostaję nadal w tym samym – przynajmniej historycznie rzecz biorąc – mieście. Ale co będzie, jeśli smoleńscy kaczoziobrydzykowcy wyprowadzą Polskę z Unii Europejskiej bezpowrotnie i zamkną granicę? Czy jesteśmy w stanie powstrzymać to szaleństwo? Cieszyn zawsze znajdował się w środku Europy. Nie możemy pozwolić, żeby jacyś szaleni złoczyńcy z niej nas wypchnęli.

This article is from: