2020 Notatki z terenu. Skępe, Łąkie, Lipno, Kowal, Włocławek Gelegenheitskurier Feldnotizen. Skepe, Lakie, Lipno, Koval, Leslau
רעירוקלַאנָאיסַאקקָאСЛУЧАЙНЫЙ КУРЬЕР תורעהדלעפ. Skepe, Lakie, Lipno, Koval, Wloclawek
OD REDAKCJI
Kilka słów wyjaśnień i podziękowań. „Kurier Okolicznościowy” pojawił się na początku września 2019 i miał być wydawnictwem raczej jednorazowym, raczej upowszechniającym informacje o realizowanym wówczas, z ogromnie liczną grupą wolontariuszy, projekcie pt. Zatopione wsie. Dziedzictwo kulturowe Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej (ponad 60 osób). Cały program ochrony i dokumentacji dziedzictwa kulturowego, Fundacja Ari Ari prowadzi nieprzerwanie od 2008 roku (czyli od czasu założenia organizacji). Z publikacji „Notatki z terenu. Zapomniane: Dziedzictwo kulturowe na Kujawach i Ziemi Dobrzyńskiej” 2016: „Dziedzictwo kulturowe to przestrzeń o wielkim potencjale społecznym, psychologicznym, turystycznym i gospodarczym. Zabytkowe dziedzictwo Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej, szczególnie to zapomniane, czy zepchnięte w niepamięć, do tego w regionie zaniedbanym, o burzliwej historii i bardzo wolno zachodzących przemianach kulturowo – społecznych, może mieć ogromne znaczenie rozwojowe, kulturotwórcze i wprost podnosząc atrakcyjności regionu. (…) Od wielu lat zabiegamy o przywracanie pamięci o materialnym i niematerialnym dziedzictwie wielokulturowych Kujaw
i Ziemi Dobrzyńskiej. A trudno opowiedzieć o tych regionach bez pamiętania o społecznościach żydowskich, niemieckich, olenderskich, polskich, czy rosyjskich, albo i inaczej: ewangelikach, katolikach, menonitach, prawosławnych, wyznawcach judaizmu. Zabytki pozostają zaniedbane, w przytłaczającej większości zatraciły swój pierwotny charakter, jak i popadają w zapomnienie. Często brakuje nawet podstawowych informacji o ich historii, nie wspominając o kapitalnym znaczeniu poszczególnych miejsc i obiektów. Znamiennym jest los cmentarzy, szczególnie żydowskich i ewangelicko-augsburskich, które uległy całkowitej dewastacji. W większości przypadków to całkowicie zarośnięte, zasypane, „niewidzialne” miejsca, a jednak przetrwały zachowując swój sakralny charakter”. I właśnie ten proces przywracania pamięci, pielęgnowania, podtrzymywania, odkrywania tego, co wspólne, współcześnie podejmowane z przeszłości, próbujemy w tych okolicznościowych „notatkach z terenu” relacjonować. Pierwszy nakład „Kuriera Okolicznościowego”, ponad 600 sztuk, został rozdystrybuowany w ciągu kilkunastu dni, co niezmiernie mile nas zaskoczyło.
BADANIA I DIAGNOZA KIN SPOŁECZNYCH
O małych wielkich kinach Fundacja Ari Ari
Wiedza o działalności małych kin w Polsce nie jest powszechna, a ich działalność i znaczenie praktycznie niezbadane. Zaplanowaliśmy diagnozę zjawiska tworzenia i prowadzenia społecznych kin w całej Polsce. Wiedzieliśmy, że społeczne kina wyróżniają się niemałym wpływem na lokalne środowisko. Raczej na pewno są miejscem integrowania mieszkańców, czy dokładniej współuczestników swojej działalności. W 2019 roku zajęliśmy się następnym (po muzeach prywatnych, muzeach, archiwach społecznych, prywatnych bibliotekach i galeriach oraz ośrodkach kultury) obszarem aktywności, działalności i twórczości kulturalnej. Systematycznie przyglądamy się kulturowym praktykom, które definiujemy jako prywatna, pozarządowa, oddolna działalność kulturalna. Kina, które przewrotnie nazywaliśmy „prowincjonalnymi” (cytując jednego z właścicieli kina w małej miejscowości i parafrazując tytułu filmu z 1987 roku, „Aktorzy prowincjonalni”, w reżyserii Agnieszki Holland), faktycznie pozostają istotnymi ośrodkami społecznego zaangażowania i intensywnych interakcji społecznych. Z naciskiem na ośrodek, centrum i ogniskowanie swoistego formatu życia społecznego, jakim jest wspólne oglądanie filmów. Kluczowym pozostawał dobór podmiotów badania, którego kryterium podstawowym pozostawało określenie – społeczne. Interesowały nas kina, które nie są wielosalowymi, wielkopowierzchniowymi centrami, lokalizowane raczej poza wielkimi skupiskami miejskimi i handlowo-rozrywkowymi. Czyli także „małe kina w wielkim mieście”, którym poświęcone były badania sprzed ośmiu lat, przeprowa-
Fundacja Ari Ari ariari.org facebook.com/fundacjaariari
nr 3
dzone przez Fundację Obserwatorium z Warszawy. Badania z 2012 i 2013 roku trafiły w jeden z przełomowych momentów dla kinematografii – cyfryzacji kin (co zasadniczo i efektywnie stymulowane było przez przemyślaną politykę kulturalną – program cyfryzacji kin, realizowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej (od 2011). Projekt przeprowadzenia wstępnej diagnozy kin lokalnych (społecznych, na peryferiach, prowincjonalnych) realizowany był między czerwcem 2019 a styczniem 2020 w całej Polsce. Dobór uczestników diagnozy determinowany był przede wszystkim trzema aspektami: - wielkością kina, zajmowaliśmy się kinami małymi (do 200 miejsc) i najmniejszymi (20-40 miejsc jak w formacie Kino za Rogiem), - lokalnym funkcjonowaniem, mieszczącym się w określeniu „nasze”, „miejscowe”, „w sąsiedztwie”, czyli jednym słowem bliskiego dla mieszkańców miejscowości i okolicy, - realizujące misję społeczną i choć to kryterium niedokładne, dobieraliśmy kina z autorskim repertuarem i projektami animacji i edukacji kulturalnej. „Branża” rośnie w większych miastach, są miejsca, gdzie kina radzą sobie zdecydowanie lepiej, ale niestety dramat kinowy ma miejsce na wsiach. I chyba tam właśnie trzeba teraz skierować swój wzrok i wsparcie instytucji zajmujących się popularyzacją sztuki filmowej”, celnie zauważył Krzysztof Spór, w swoim autorskim blogu pt. Spór w kinie. Społeczne kina „na prowincji” formatowane są raczej według lokalnych, miejscowych potrzeb i wyobrażeń oraz oczywiście możliwości. Jak wstępnie wynikało z analizy zestawień i nformacji sondażowych, małe kina są zakładane przy ośrodkach kultury, stowarzyszeniach, jako przedsięwzięcia bizne-
Полевые заметки. Скепе, Лакиэ, Липно, Кузнец, Влоцлавек
W ubiegłym roku zdążyliśmy przygotować drugi numer kuriera, między innymi dzięki wydatnej pomocy Bożeny Ciesielskiej, niestrudzonej animatorki, edukatorki, aktywistki, regionalistki, literatki, dziennikarki ze Skępego. Historia się powtórzyła, ponad 700 sztuk i niewiele w ponad tydzień wyczerpaliśmy cały nakład. Od grudnia ubiegłego roku otrzymaliśmy kilkanaście pytań dotyczących kontynuacji i daty wydania następnego numeru. Udało się sfinalizować trzecią publikację, tym razem, obok tekstów dotyczących historii, relacji wielokulturowych, informacji i prezentacji projektów edukacji kulturowej, debiutujemy z kolejną formą – poezją. Swoje wiersze udostępnili uznani i wielokrotnie nagradzani twórcy mieszkający w regionie: Anna Marcinkowska z Kowala, malarka, graficzka, poetka, pisarka, Mirosława Stojak z Włocławka, poetka, pisarka, malarka i znana propagatorka historii i kultury Żydów włocławskich oraz Sławomir Ciesielski, poeta, literat, fotograf ze Skepego, szef Lipnowskiej Grupy Literackiej. Jest także poruszający tekst Jolanty Zofii Iwińskiej o tragicznych losach mieszkańców Ziemi Dobrzyńskiej zamordowanych w Katyniu, niezwykłe historie rodzinne opracowane przez Zofię Leszczyńską i Ignacego Szwajkowskiego, reportaż Justyny Marcinkowskiej z Kowala i opracowania Bożeny Ciesielskiej ze Skępego. Zapraszamy do lektury „Kuriera Okolicznościowego” nr 3, który niniejszym z ogromną przyjemnością oddajemy do dyspozycji Czytelników.
sowe i przez grupy nieformalne. W małych kinach raczej nie odgrywa większej roli wiek organizatorów i widzów. Kino to miejsce zarówno seniorów, jak i osób do 30 roku życia. Wydaje się, że dla „kinotwórców i kinomaniaków”, wspólne wyświetlanie i oglądanie filmów jest formą aktywizacji i integracji, podtrzymania społecznych więzi, formą „bycia w świecie". Kina „poza centrum” bardzo często powstają jako część z działalności lokalnych stowarzyszeń, a także bezpośrednio w reakcji na słabą ofertę kulturalną w okolicy. Nawet, jeśli w sąsiedztwie znajduje się multipleks, czy centrum kultur (samorządowe). Wstępne rozpoznanie wskazuje, że to prawdziwe mini instytucje kultury. W badaniach uczestniczyły także kina z województwa kujawsko-pomorskiego: Kino Zdrój w Ciechocinku, Kino Nawojka w Lipnie, Niebieski Kocyk w Toruniu oraz Dyskusyjny Klub Filmowy „Ósemka” we Włocławku. Projekt był współfinansowany w ramach Upowszechniania kultury filmowej, realizowanego przez Państwowy Instytut Sztuki Filmowej (PISF).
1
Anna Marcinkowska Odchodzenia To przebiega bardzo powoli, kolejna amputacja pozostawia unerwione pajęczyną wyblakłe prostokąty pozbawione materialnego ciężaru o kształtach komód i kredensów w kartonach prawie kompletny serwis do kawy z wytartym złotym szlaczkiem ust na brzegach filiżanek szkło zasnute mgiełką demencji dawnego blasku kryształowe kieliszki, czarki, patery, wazony upychane w bydlęcych kartonach skazane na zagładę wyprasowane na kant spodnie rzucone na kolana i barchanowe majtki i dwa tureckie kożuchy o tak bezsensownie zmarnowanym życiu (a wszystko z powodu ocieplenia klimatu) jakże mi ich żal puchate sweterki ciągle pachną mydłem właśnie tak jak powinny pachnieć w swojej ostatniej godzinie stosy ręczników dla których nie nadszedł czas bo nikt już nie pozbawi ich dziewictwa odrywając szarą etykietę zastępczą z numerem pakowaczki ciągle tu jeszcze są z czułością układane w foliowych torebkach filcowe berety płaskie jakby uformowane na nieludzkie głowy uczesane starannie i gotowe do wyjścia w szafie oczekujące podniesienia niedzielne garsonki daję słowo że słychać dzwonki przy ołtarzu i te stare organy potem wychodzą pojedynczo po kolei poważne i pogodzone ze swoim losem pachną zwietrzałą litanią do Matki Boskiej Loretańskiej słońcem dnia i mrokiem zakrystii eklektycznej szafy (tej samej której w czasie wojny urwało nogę) za nimi z wysiłkiem podążają garnitury jakby miały pochowane po kieszeniach nie całkiem czyste sumienia albo cudze klucze pustymi rękawami wykonują znak krzyża na progu nowego światła nie oglądają się za siebie wiedzą że TU już nie wrócą Kowal, 08.03.2020, kolejny dzień usuwania rzeczy ze starego mieszkania
Fundacja Ari Ari W 2019 porządkowaliśmy zachowane jeszcze materialne świadectwa obecności różnych społeczności nadwiślańskich: olęderskich, żydowskich, niemieckich i rosyjskich. Wraz z bardzo liczną grupą wolontariuszy, mieszkańców i młodzieży (ponad 60 osób ze Skępego, Boguchwały, Lipna, Wielgiego, Kanibrodu, Lubienia Kujawskiego, Kowala, Włocławka) prowadzone były prace porządkowe i dokumentacyjne w 11 miejscowościach. Projekt obejmował powiat lipnowski, włocławski i aleksandrowski. Ze specjalistami konserwacji zabytków i archeologami udało się uporządkować i udokumentować zabytkowe, niszczejące obiekty w Boguchwale, Łąkiem, Łąkie Huta, Skępem, Teodorowie, Orłowie, Rumunkach Oleszeńskich, Baranach, Gnojnie, Dębniakach, Mursku i Smólniku. Powstała dokumentacja cmentarzy ewangelicko -augsburskich i tablice informacyjne z drogowskazami prowadzącymi do poszczególnych obiektów. Projekt był działaniem integracyjnym i edukacyjnym, w którym udział wzięli młodzi ludzie i mieszkańcy z kilkunastu małych miejscowości. Wraz z mieszkańcami dokumentowaliśmy i inwentaryzowaliśmy obiekty zabytkowe, porządkując, opisując i ilustrując również miejsca pamiętające społeczności żydowskie, niemieckie. W podsumowaniu powstała multimedialna mapa z dokumentacją zabytków i szlakiem zapomnianego dziedzictwa kulturowego, prezentowana również w formie wędrownej wystawy. Prezentacja działań i tworzonego szlaku wpisana została w obchody Europejskich Dni Dziedzictwa, prowadzonych przez Narodowy Instytut Dziedzictwa oraz objęta patronatem Kujawsko-Pomorskie Dni Dziedzictwa, realizowanych przez Kujawsko-Pomorskie Centrum Kultury w Bydgoszczy. Lista cmentarzy ewangelicko-augsburskich w województwie kujawsko-pomorskim, objętych lustracją, pracami porządkowymi i dokumentacyjnymi w 2019, w ramach projektu Zatopione wsie. Dziedzictwo kulturowe Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej 2019. 2
Polacy w Armenii.
Dokumentacje i inwentaryzacje 2019 Փաստաթղթերի կազմում և գույքագրում 2019. լեհերը Հայաստանում (język ormiański)
Fundacja Ari Ari Późnym latem i jesienią 2019, wspólnie z wolontariuszami z Polski i Armenii, prowadziliśmy inwentaryzację oraz dokumentację obecności Polaków oraz osób polskiego pochodzenia w całej Armenii. Szukaliśmy grobów, pomników, upamiętnień, tablic, artefaktów. Zmierzyliśmy się z zadaniem niełatwym i jak się okazało, zdążyliśmy ledwie dotknąć problematyki obecności Polaków w Armenii. Wiedza na ten temat pozostaje do pogłębiania i systematycznych studiów, wraz z kontynuowaniem inwentaryzacji i dokumentacji. Rola Polaków w historii i kulturze krajów kaukaskich i zakaukaskich do dziś pozostaje słabo udokumentowana, szczególnie powojenne losy zsyłanych Polaków, jak i ich potomków (choć to jedna z najstarsz ych „Polonii" w świecie). Polacy liczniej pojawili się w Armenii w II poł. XIX w., jako poddani carskiej armii, walcząc na Kaukazie i w Turcji [do 12 tys. osób], jako zesłańcy, szczególnie po 1863. Kolejne grupy tymczasowo lub na stałe po 1918, z masowych zsyłek w latach 1939-41, po II wojnie światowej migrując z Syberii i Kazachstanu, później kadra inżynieryjna oraz migracje małżeńskie. Losy tych wszystkich osób pozostają bliżej nieznane, podobnie jak groby i upamiętnienia licznej grupy Polaków. Projekt jestupamiętnieniem zarówno ludzi, ich obecności, jak i wydarzeń, wpisanych w losy Polaków na wschodzie. Jednocześnie prowadzony jest w ścisłej współpracy z zakaukaską Polonią, wspierających działania Polonii i Polaków za granicą w dążeniach do zachowania tożsamości
narodowej, poprzez opiekę nad miejscami pamięci. Zależy nam także na upowszechnianiu wiedzy na temat polskich miejsc pamięci, zarówno wśród mieszkańców Polski jak i Armenii. Wiemy, że wielu Ormian zachowuje jeszcze pamięć o żyjących pomiędzy nimi zesłańcach z Lechistanu. Dofinansowane w ramach programu Polskie dziedzictwo kulturowe za granicą - wolontariat 2019, realizowanego przez Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą POLONIKA Grób Ludwika Zawadzkiego z XIX wieku znajduje się na cmentarzu przy kościele św. Gayane. Nagrobek naprzeciwko wejścia do kościoła, po lewej stronie, w kształcie kostki z piramidalnym zakończeniem, na planie sześcianu z tablicą, na której zachowała się inskrypcja: Ś. P. Ludwik syn Recisa Zawadzki 1846-1884
Zatopione wsie 2019. Dziedzictwo kulturowe Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej gm. Skępe, pow. lipnowski: Boguchwała, Łąkie, Łąkie Huta, gm. Wielgie, pow. lipnowski: Teodorowo, Orłowo, Rumunki Oleszeńskie. gm. Lipno, pow. lipnowski: Brzezie, Barany, Elzanowo. gm. Bobrowniki, pow. lipnowski: Gnojno, Stary Bógpomóż, Białe Błota. gm. Włocławek, pow. włocławski: Smólnik / Zuzałka (cm. katolicki – lapidaria z zatopionych wsi), Modzerowo, Dąb Wielki, Wistka Szlachecka, Mursk. gm. Kikół, pow. lipnowski: Grodzeń, Kikół (cm. żydowski), Lubin (Lubinek). Sumin (Sumin Południowy). gm. Chrostkowo, pow. lipnowski: Adamowo (Grabina), Makówiec (Rumunki Makowiec), Makówiec (Węglewo). gm. Tłuchowo, pow. lipnowski: Kłobukowo-Rumunki, Rumunki Jasieńskie. gm. Fabianki, pow. włocławski: Łęg Witoszyn. Finansowanie: Narodowy Instytut Dziedzictwa, w ramach programu Wspólnie dla dziedzictwa 2019 oraz ze środków Samorządu Województwa Kujawsko-Pomorskiego. *** W tegorocznych pracach porządkowych i dokumentacyjnych zabytkowych obiektów na Kujawach i Ziemi Dobrzyńskiej, brali udział i wspierali: Piotr Wojciechowski, Burmistrz Miasta i Gminy Skępe, Grupa Historyczno-Poszukiwawcza GUSTAW ze Skępego, Klub Seniora Koziołek ze Skępego, Michał Wiśniewski, Stowarzyszenie Lapidaria, dr Alicja Drozd-Lipińska, UMK w Toruniu, OSP Jarczewo, OSP Łąkie, Janusz Kozłowski, przewodniczący Rady Miejskiej Miasta i Gminy w Skępem, Iwona Raczkiewicz, właścicielka terenu, na których znajdują się cmentarze ewangelicko-augsburskie w Łąkiem, Stefan Hulicki, sołtys wsi Łąkie, Konrad Zalewski z Łąkiego, Ks. Dawid Mendrok, pastor Parafii Ewangelicko-Augsburskiej we Włocławku, Ks. Roman Murawski, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Skępem, Lidia Jagielska, redakcja CLI. Tygodnik Region Lipnowskiego”, Ewelina Fuminkowska, „Tygodnik Lipnowski”, Archiwum Państwowe Oddział we Włocławku, Café Śródmieście – Kawiarnia Obywatelska
we Włocławku, Grupa nieformalna ze Skępego pod opieką „Bożeny Ciesielskiej, Gmina Bobrowniki, Gmina Kowal, Gmina Wielgie, Gmina Włocławek, Miasto i Gmina Skępe, Miejska Biblioteka Publiczna w Kowalu, Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku, Nadleśnictwo Skrwilno, Nadleśnictwo Włocławek, Nadleśnictwo Dobrzejewice, Starostwo Powiatowe we Włocławku, Starostwo Powiatowe w Lipnie, Stowarzyszenie Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw z Torunia, Szkoła Montessori-Schule Włocławek, Szkoła Podstawowa w Czernikowie, Szkoła Podstawowa w Kanibrodzie, Zespół Placówek Oświatowych w Lubieniu Kujawskim, Zespół Szkół Samochodowych im. Tadeusza Kościuszki we Włocławku, Zespół Szkół nr 8 we Włocławku.
Żydzi w Skępem
Na liście płatników składek na rzecz gminy żydowskiej w Skępem zostały wymienione nazwiska, profesje i wpłacone sumy w złotych. Są to osoby o nazwiskach: Anszel Adler (piekarz), Chaim Adler (kupiec), Josek Adler (kupiec), Josef Brodacz, Dawid Bruszczyński (rzeźnik), Abram Bursztyn (kupiec), Izrael Bursztyn (kupiec), Hana Rywka Burtke, Pinkus Burtke (rzeźnik), Abram Cudkiewicz (kupiec), Icek Fagot (kupiec), Michał Fagot, Lejzor Fogel (kupiec), Binem Goldberg, Salomon Goldman (fryzjer), Szaja Goldman (rzeźnik), Aron Gruza, Szaja Gutman (rzeźnik), Dawid Hartbrot (kupiec), Szoel Jakubowicz (kupiec), Berek Kohn, Josek Kohn, Nuchim Kohn (biuralista), Josek Mechel Kurczak, Aron Nusbaum (kupiec), Chiel Ogrodowicz (kupiec), Aron Pieta (robotnik), Lejzor Pieta (kupiec), Jakub Baruch Pisarz (kupiec), Chiel Majer Podrygał (piekarz), Szymcha Hercel Podrygał, Chaim Pozmanter (kupiec), Szlama Pozmanter (kupiec), Izrael Rogensztein (kupiec), Anszel Rozenwaks (kupiec), Gusen Ruda (kamasznik), Jakub Rywanowicz (kupiec), Aron Sarna, Fiszel Strykowski (krawiec), Moszek Strykowski (krawiec), Szulik Szapiro (kupiec), Icek Szelka (kupiec), Nachman Szperling (kupiec), Icek Winczarski (kupiec), Szmerel Winczarski (kupiec), Rywen Winkielman (kupiec), Chaim Mosze Zeszotko (brak zawodu), Aron Fałek Żelek (brak zawodu) i Abram Żychliński. Na liście figuruje nazwisko Abram Cudkiewicz. W Skępem byli jego prawnukowie Barbara i Bruce Bergowie, którzy podali nazwisko pradziadka w takim zapisie: Abraham Jicchak Cydkiewicz . Właścicielami ziemskimi byli: Wolf Czarnoczapka, Arnold Łabędź i Zalman Cukier. Inne odnotowane osoby: Icchak Jaskółka, Icchak Pagat, Eliezer Pięta, Meir Rosbard, zegarmistrz Szpigiel z ulicy Piaski 6. Rzeźnik Szaja Gutman mieszkał przy Sierpeckiej 6, rzeźnik Pinkus Burtke przy ulicy Dobrzyńskiej 3, Kotlarz przy ulicy Piaski 10, fryzjer Salomon Goldman – Piaski 4, krawiec Więczarek – Dobrzyńska 16, piekarz Chiel Majer Podrygał - Sierpecka 5. Zakład fotograficzny M. Borensztejna mieścił się w Rynku pod numerem 20. A. Pięta dzierżawił od dziedzica Zielińskiego Jezioro Wielkie (Dworskie) . „Majątek nieruchomy gminy oszacowano w 1938 r. na 8.000 zł (synagoga 4.000 zł, łaźnia 200 zł, cmentarz z domkiem 500 zł, rzeźnia drobiu 200 zł, place i grunty 3.100 zł, majątek ruchomy wyceniono na 200 zł, zadłużenie wynosiło 2.500 zł” . Po wybuchu II wojny światowej Niemcy rozpoczęli nieludzkie traktowanie społeczności żydowskiej. W październiku 1939 r. rozstrzelano 4 osoby narodowości żydowskiej w lesie w Karnkowie. W grudniu 1939 r. skępscy Żydzi zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów. „W połowie grudnia ogłoszono, że wszyscy Żydzi mieli opuścić Skępe do 21. 12. 1939 roku. Wyjeżdżający wynajętymi furmankami jechali do Warszawy, zabierali pościel, ż ywność i pieniądze. W chwili ogłoszenia decyzji w miasteczku przebywało 39 zamożnych Żydów, którym nakazano natychmiastowe opuszczenie Skępego. Wyjeżdżający, na apel rabina, żegnając się, zostawiali dla ubogich datki. Pozostałe zwoje Tory rozlokowano u zaprzyjaźnionych rodzin chrześcijańskich. Obiecali przechować je do końca wojny. Jednego nie udało się uratować. Przenoszący go Żyd został napadnięty i pobity przez volksdeutschów. Zwój zabrali. Ostatni, najmniejszy zaniesiono do rabina, który zabrał go z sobą. W dniu 20.12.1939 w Skępem pozostał tylko rabin z rodziną i Żyd (N. Sz.). Wieczorem w mieszkaniu rabin został napadnięty przez volksdeutschów, pobity i aresztowany. Dzięki pomocy burmistrza i N. Sz. udało się ich uwolnić. Bagaże wysłano na stację kolejową wcześniej. Rano rabin i N. Sz. udali się w drogę. Dotarli do 0 przeczekali dzień, po czym wsiedli do pociągu i pojechali do Warszawy” . Niektóre źródła podają, że skępskich Żydów wywieziono do obozu w Sierpcu lub do Ciechanowa. Natomiast Witold Szarszewski podaje, że „Skępscy Żydzi zostali wywiezieni podczas II wojny światowej do getta w Ciechanowie. Można przypuszczać, że po likwidacji getta wywieziono ich do Treblinki” . W innym źródle można znaleźć informację,
że 15 grudnia 1939 r. wywieziono ich do Warszawy. Skępscy Żydzi w liczbie 198 osób trafili do getta w Warszawie. Natomiast część została przewieziona do innych gett (Legionowo, Pabianice, Płońsk, Łódź, Sierpc, Ciechanów, Gostynin, Płock i Konin) . Wojnę przeżyli tylko ci, którzy zdążyli uciec przed eksterminacją lub ukryć się na wsi oraz dzieci powierzone zaufanym rodzinom. Ewa Strykowska oddała dwoje dzieci - Felę i Abrama – rodzinie Dąbrowskich ze wsi Osowa koło Raciąża i rodzinie Skowrońskich z Moczadeł (gmina Skępe). Dzieci ocalały. Rywka Pozmanter z córką ukrywały się we wsi Bógzapłać (gm. Skępe) u rodziny Puszkiewiczów. Szczegółowy wykaz m. in. skępskich Żydów urodzonych w Skępem lub mieszkających w Skępem znajduje się w publikacji Zbrodnie
Wszyscy jesteśmy migrantami
jawiła się również jako szansa na lepsze życie dla kobiet, ich emancypację ekonomiczną i społeczną. (...) Rozłąka, samotność, tęsknota towarzyszą migrantom niezależnie od czasu i miejsca. Tęskni się za tymi, którzy pozostali: za małżonkami, narzeczonymi, dziećmi, rodzicami, dziadkami, rodzeństwem, dalszymi krewnymi, sąsiadami, kolegami. Planuje się ich ściągnąć do siebie bądź zarobić jeszcze trochę i wrócić. Pomiędzy kontynentami krążą karty pokładowe i pieniądze. Jak pisze profesor Witold Kula, jest „dobrze, ale tęskno”. Mimo olbrzymiej odległości, braku telefonów, e-mali i Skype’a, migranci próbują podtrzymywać bliskość za pośrednictwem listów i wkładanych do nich fotografii. Nie jest to łatwe. Ludzie, którzy nigdy wcześniej nie posługiwali się słowem pisanym jako środkiem komunikacji, stają nagle wobec potrzeby nazywania swoich uczuć. Trochę pomagają utarte sformułowania, często rymowane, używane zwłaszcza na powitanie i pożegnanie. Do żon emigranci piszą czule, intymnie, metaforycznie, choć odległość i niedochodzące listy niejednemu podsuwają złe myśli, rodzą zazdrość. Dopytują – zwłaszcza że wyjeżdżały też matki – o dzieci: czy już chodzą, czy mówią, czy są zdrowe. Martwią się o starzejących się rodziców, mają poczucie odpowiedzialności za ich los i winy, że zostawili ich samych; boją się, że już ich nie zobaczą. Brakuje im towarzystwa i wsparcia rodzeństwa, piszą, że razem byłoby raźniej. Proszą o błogosławieństwo przed ślubem. Piszą i czytają o narodzinach dzieci i o ich umieraniu (większość listów z Brazylii informuje o śmierci). Żegnają się w listach, które zostaną wysłane już po ich zgonie.
Bożena Ciesielska
Pierwsze wzmianki o społeczności żydowskiej w Skępem pochodzą z końca XVIII w. W 1852 r. odnotowano istnienie gminy żydowskiej. W Skępem zbudowano bóżnicę (bożnicę) i mykwę (rytualna łaźnia) oraz założono cmentarz. Drewniana parterowa synagoga stała przy ulicy Dobrzyńskiej. Gminie żydowskiej – oprócz Skępego – podlegały wsie Lubówiec, Łąkie, Sarnowo, Szczekarzewo i Wymyślin (od 1997 r. włączony do Skępego). Stan liczebny ludności zmieniał się na przestrzeni lat. W 1921 r. w Skępem odnotowano 268 osób narodowości żydowskiej, a w Wymyślinie – 22 , w 1933 r. - 276. Przed wybuchem II wojny światowej mieszkało w Skępem 300 obywateli tej narodowości. Niektóre źródła podają, że miejscowość zamieszkiwało około 250 osób, to jest 10-11%, razem w gminie Skępe – 300 osób . Żydzi osiedlali się przeważnie w miastach lub miasteczkach, zajmując się handlem i rzemiosłem. W Skępem trudniono się fryzjerstwem, garbarstwem, kamasznictwem, krawiectwem, kupiectwem, piekarstwem, rzemiosłem, rzeźnictwem, zegarmistrzostwem, wyrobem oleju i fotografią. W rynku prowadzono sklepy oferujące różne towary. Żydzi prowadzili sklepy drogeryjne, galanteryjne, bławatne (sprzedawano materiały na ubrania), piekarnie, spożywcze, mięsne i z materiałami żelaznymi. M. Borensztejn posiadał zakład fotograficzny („FOTOGRAFJA ARTYSTYCZNA M. BORENSZTEJN SKĘPE”). Do majątku nieruchomego zaliczono synagogę, łaźnię, cmentarz z domkiem, rzeźnię drobiu, place i grunty. W innym źródle dotyczącym stanu majątkowego gminywyznaniowej znajduje się informacja, że w Skępem jest synagoga, łaźnia, cmentarz z budynkiem i rzeźnia drobiu. W XIX w. funkcję rabina w Skępem pełnił: Abraham Naftali Herc (autor „Bikure Naftali”) i Berisz Blumberg. B. Blumberg założył jesziwę, czyli szkołę. Po śmierci B. Blumberga – podczas I wojny światowej – rabinem był syn zmarłego Berisza Blumberga – Bencjon Abram Blumberg, urodzony w Skępem 22 lipca 1897 r. Następnie rabinem został Jechiel Halewi Zontag (zmarł w Skępem w 1932 r. lub 1933 r.). Brakuje informacji o miejscu pochówku J. H. Zontaga. W 1933 r. funkcję rabina objął podrabin Josef Lejb Gelernter, który cieszył się uznaniem i poważaniem żydowskiej społeczności. J. L. Gelernter urodził się 15 grudnia 1908 r. w Końskowoli . Podczas II wojny światowej przebywając w warszawskim getcie, współpracował z Emanuelem Ringelblumem. „Skępski rabin Jakub Lejb Gelernter, który także znalazł się w warszawskim getcie, współpracował z CKU [Centralna Komisja Uchodźców – przypis B.C.] np. przygotował za 1941 rok sprawozdanie na temat koszerności” . „Również pożyteczną działalność [w miasteczku Skępe – przypis B. C.] rozwinął członek zarządu gminy p. Abraham Jicchak Cydkiewicz” - można przeczytać w opracowaniu „Almanach gmin żydowskich” . W składzie zarządu gminy (30 VIII 1936 r.) byli wybrani: Jakub Baruch Pisarz, Icchak Jaskółka, Icchak Pagat, Eliezer Pieta, Meir Rosbard, Nachman Szperling, Chaim Mosze Rzeszotko.
Natalia Bloch
W 2016 roku studenci poznańskiej etnologii pojechali na Ziemię Dobrzyńską, by odnaleźć potomków adresatów listów, jakie słali do pozostawionych w kraju bliskich emigranci ze Stanów Zjednoczonych i Brazylii pod koniec XIX wieku (listy te, zatrzymane przez carską cenzurę, nie zostały nigdy dostarczone, studenci z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza „wcielili się” w spóźnionych o 125 lat listonoszy). Na miejscu spostrzegli, że Ziemia Dobrzyńska to teren pogranicza, poprzecinany trajektoriami migracji politycznych i ekonomicznych w różnych kierunkach. Efekty przeprowadzonych badań etnograficznych przedstawiony został w zbiorze reportaży pt. Wszyscy jesteśmy migrantami. (Od)zyskiwanie pamięci migracyjnej, zredagowanym przez Natalię Bloch (autorkę i opiekunkę projektu), a wydanej przez Centrum Kultury Zamek w Poznaniu we współpracy z Uniwersytetem Adama Mickiewicza. Publikacja w wersji cyfrowej jest udostępniona na wolnej licencji w sieci internetowej https://ckzamek.pl/media/files/ Wszyscy_jestesmy_migrantami_EXZ4kcL.pdf Przestawiamy fragment książki:
„Emigracja może dawać poczucie dumy z osiągniętego awansu społecznego. Nawet jeśli rzeczywistość nie do końca odpowiada naszym oczekiwaniom, chce się, aby ci, którzy pozostali w kraju, wiedzieli, że nam się udało. Obrazy amerykańskiego dobrobytu, jakie mieli emigranci z Europy z końca XIX wieku, niewiele różnią się od tego, jak wyobrażają sobie Europę dzisiejsi mieszkańcy świata pozaeuropejskiego. Wtedy i teraz powodzenie było mierzone godnymi zarobkami oraz możliwością zaoszczędzenia pieniędzy, aby wesprzeć rodzinę. Na wsi w zaborze rosyjskim praca była, ale nie umożliwiała godnego życia. Dlatego dla chłopów, którzy emigrowali do Ameryk ponad wiek temu, wyznacznikami pozycji społecznej była możliwość najedzenia się i napicia do syta (zwłaszcza mięsa i alkoholu), porządnego ubrania się (rodzinom słano zdjęcia, na których pozowano w eleganckich strojach: w „kamaszach” do kostek, bo wysokie buty i spodnie wpuszczone weń były wyrazem zacofania, oraz w długich sukniach, bo te do „półkolana” wyglądały „po kujawsku”, czyli wiejsko) oraz wygodnego mieszkania (najlepiej z dostępem do bieżącej wody). Punktem odniesienia był najczęściej„pan na folwarku” – chłop na emigracji w Ameryce był dumny, że jadł lepiej w dzień powszedni niż dziedzic w niedzielę. Emigracja do Stanów Zjednoczonych
niemieckie na Ziemi Dobrzyńskiej (byłe powiaty Lipno i Rypin) w latach 1939-1945 .
Drewnianą synagogę przy ulicy Dobrzyńskiej spalili Niemcy prawdopodobnie na przełomie 1941/1942 r. W tym miejscu stoi dom mieszkalny (2020 r.). Po społeczności żydowskiej w Skępem pozostało miejsce na ziemi, w której grzebano zmarłych do 1939 r. Cmentarz żydowski znajduje się w południowej części Skępego na wzniesieniu między ulicą Rybacką i aleją Spacerową nad Jeziorem Skępskim (Małym). Na cmentarzu pozostał prostokątny fundament grobowca (początkowo uważanego za fundament ohela; ohel to prostokątny murowany grób ważnej osoby w społeczności żydowskiej; ohele wznoszono nad grobami rabinów lub cadyków lub ich męskich potomków). Postacią, która mogła mieć taki grobowiec, mógł był rabin Zontag zmarły w Skępem. Skępski fundament grobowca zbudowany z cegły ma wymiary 228 cm na 353 cm. Z braku tablic lub innych śladów trudno ustalić, kto dokładnie został pochowany w Skępem. Na nieczynnym cmentarzu o powierzchni 0,20 ha zachowało się kilka sztuk podstaw, na których stały macewy. Obiekt został wpisany do wojewódzkiej ewidencji zabytków. Stanowi własność Urzędu Miasta i Gminy w Skępem. Las komunalny znajduje się na działce nr ew. 797/4. Śladem bytności Żydów w Skępem jest budynek mykwy wzniesiony nad Jeziorem Skępskim (Małym). Został przebudowany. Stanowi własność prywatną. W Yad Vashem w Dolinie Gmin Żydowskich znajduje się na płycie napis „SKEPE” . Upamiętnienie miejsca zainicjowali mieszkańcy Skępego we współpracy z wolontariuszami i Fundacją Ari Ari.
Bibliografia: Drzewiecki W., Walka i męczeństwo mieszkańców gminy Skępe w latach wojny 1939-1945. Kawski T., Ludność żydowska Ziemi Dobrzyńskiej w latach 1939-1945. Próba bilansu. Wegner Z., Rodem ze Skępego. Album - pamiętnik mieszkańców Skępego od 1896 roku do 1957 roku. Zbrodnie niemieckie na Ziemi Dobrzyńskiej (byłe powiaty Lipno i Rypin) w latach 1939-1945 pod red. A. Szalkowskiego i P. Gałkowskiego.
3
(...) Na emigracji tęskni się za rzeczami, których „tam” nie ma; albo są, ale inne, gorsze; albo po prostu droższe. Pamięć (do) rzeczy. Za przedmiotami potrzebnymi do codziennego funkcjonowania i całkowicie zbędnymi zachciankami. Za rzeczami zarówno trwałymi, jak i tymi do bieżącej konsumpcji. Dla ciała i dla ducha. Dziś są to śliwki w czekoladzie, kiszone ogórki czy oscypek, polskojęzyczne książeczki dla dzieci czy tanie papierosy. A czego pragnęli emigranci z końca XIX wieku? Najwięcej próśb w listach dotyczyło pierzyn i pościeli – dołączające do mężów żony miały nie tylko przewieźć przez pół Europy i ocean gromadkę dzieci, ale i pierzyny (pierze w Stanach było drogie, a pierzyny stanowiły ważny element posagu). Poza tym święte obrazy (prosto ze ścian rodzinnej chałupy), modlitewniki (co potwierdza, że część z emigrantów potrafiła czytać), medaliki i szkaplerze. Mężczyźni tęsknili za tureckim tytoniem i alkoholem, kobiety za dużymi wełnianymi chustkami z Rypina. Padały też prośby o przybory kuchenne i sprzęty domowe. I o „krople Hoffmana” uśmierzające ból eterem. Ci, którzy wyjechali do Brazylii, najczęściej prosili o nasiona znanych im z domu zbóż, warzyw i owoców oraz o broń z Prus do polowań”. Bloch, N. (2016). Wszyscy jesteśmy migrantami. [w] Wszyscy jesteśmy migrantami. (Od)zyskiwanie pamięci migracyjnej. red. Natalia Bloch. Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, we współpracy z Instytutem Etnologii i Antropologii Kulturowej oraz Centrum Badań Migracyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Mirosława Stojak Dobry Nowy Rok I znowu Nowy Rok. Dobry Nowy Rok. Jak łatwo zabić drugiego człowieka. Dla przykładu, dla zabawy ,dla widzi mi się. Sześć takich roków...miliony zwłok! Mala grała w teatrzyku polskim, taka zdolna dziewczynka. I śpiewała pieśni po polski i w jidisz, taka zdolna dziewczynka. Jej brat Icek grał w piłkę w klubie Makabii, taki zadolny chłopiec I pływał na basenie podczas zawodów, taki zdolny chłopiec. Mój tate z panem Kowalskim uścisnęli sobie dłonie nie raz Czas do synagogi, czas do kościoła. Mame gotowała czulent, u Kowalskiej pachniało drożdżówką. Bomby rozdzierały ludzi na kawałeczki, na strzępy, Psy rozszarpywały dzieci, Bestie wyłupywały oczy ludziom. Koniec świata, koniec świata. Mala pachniała cynamonem i miętą, Icek przepocony wcinał soczyste jabłka. Ich rodzice to prawi ludzie, ich dzieci to dobre dzieci. W Ogrodzie Saskim ustawiali się do zdjęć, Radośni tacy, uśmiechnięci słodko. Wokół zieleń i kwiaty, dużo ludzi Gwar i skwar, taki piękny czas. W ich domu, kamienicy przy Warszawskiej ludzie żyli zgodnie, Kłaniali się sobie nisko, z uśmiechem pozdrawiali od rana. W tym domu żyło się zgodnie. Mala i Icek odwiedzali sąsiadów w Boże Narodzenie Gdy gwiazdka wzeszła na niebie. Na choinkę wieszali jabłka i orzechy. W ich oknie zaświeciły światełka Chanuki Potem, przyszedł czas grozy. Czy to ludzie spalili ich dom? Zabrali im życie! To nie byli dobrzy ludzie. To nie mogli być ludzie ! I usiadł tate, stary na schodach zgliszczy. Zapłakał, lecz łez nie było. Nie było Mali i Icka. Nie było gwiazdki, światełek. Nie było życia! Czarny dym pochłaniał niebo. Czarne ptaki szukały czegoś. Tu nie ma już miejsca na śmierć, nie ma miejsca na życie. Nie ma. Krwawe pola, krwawa ziemia, że strach stąpać. I krwawy zapach nieba dusi cierpieniem. Nie ma Was, który to już raz. U Kowalskich w foto albumie czarno-białe fotografie. U nas nic, nawet duszy brak. Błądzi gdzieś, zagubiona, szuka zrozumienia. Może gdzieś zatrzymają ją dobrzy ludzie. I znowu Nowy Rok. Dobry Nowy Rok. Jak łatwo zabić drugiego człowieka. Dla przykładu, dla zabawy, dla widzi mi się.. Sześć takich roków, miliony zwłok. Włocławek, 01.01.2020. 4
Odebrano Wam życie,
d z i ś d a j e m y Wa m p a m i ę ć . 80. ROCZNICA ZBRODNI KATYŃSKIEJ
Jolanta Zofia Iwińska
W marcu i kwietniu br. obchodzić będziemy jedną z najsmutniejszych i najtragiczniejszych w naszej historii rocznic zamordowania 22 tysięcy jeńców przetrzymywanych w latach 1939-1940 w sowieckich obozach i więzieniach. Wiosną 1940 r., jednym strzałem w tył głowy, zostali zamordowani przez funkcjonariuszy NKWD w leśnej głuszy i w sowieckich kazamatach. Podpisana 5 marca 1940 r. z inicjatywy Berii decyzja w sprawie jeńców polskich, jako „zdeklarowanych i nierokujących nadziei poprawy wrogów władzy radzieckiej” oznaczała pozbawienie oskarżonych prawa do obrony przed sądem oraz odwołania się od wyroku, który został wymierzony z pogwałceniem wszelkich norm władzy sądowniczej. Było to również pogwałcenie prawa międzynarodowego, w tym konwencji haskiej z 1907 r. i konwencji genewskiej z 1929 r. Nie opłakała ich Elektra, nie pogrzebała Antygona, a świat miał się nigdy nie dowiedzieć o tej zbrodni. Rodzinom odebrano prawo do publicznej żałoby, do godnego upamiętnienia swoich najbliższych. Nie udało się wykreślić stalinowskiej zbrodni ludobójstwa z kart polskiej historii. Nie udało się usunąć w mrok niepamięci tych, którzy zostali zamordowani. Pamięć zostanie ocalona nie tylko przez pomniki i pamiątkowe tablice, ale również Dęby Pamięci – symbol siły i niezłomności, przypominający o odwadze i męstwie tych, którzy poszli na śmierć jak kamienie rzucane na szaniec. Od 2008 r. trwa społeczny Program KATYŃ… OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA, którego celem jest uczczenie pamięci Bohaterów Zbrodni Katyńskiej, a zarazem przywrócenie ich sylwetek zbiorowej pamięci narodu poprzez posadzenie 21.857 DĘBÓW PAMIĘCI. Każdy Dąb upamiętnia konkretną osobę, która zginęła w Katyniu, Charkowie lub Twerze. W Zespole Szkół im. Waleriana Łukasińskiego w Skępem posadzonych zostało trzynaście Dębów Pamięci upamiętniających absolwentów Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie. Posadzone 22 maja 2009 r. na terenie szkoły Dęby Pamięci upamiętniają: mjr. Mieczysława Uzarowicza, absolwent w 1914 r, zamordowany w Twerze, kpt. rez. Edmunda Żochowskiego, absolwent w 1925 r., zamordowany w Katyniu, por. rez. Henryka Skonieckiego, absolwent w 1930 r., zamordowany w Katyniu, por. rez. Damazego Olszewskiego, absolwent w 1931 r., zamordowany w Katyniu, por. rez. Jana Bejgiera, absolwent w 1933 r., zamordowany w Katyniu.
Natomiast 13 kwietnia 2012 r. posadzono kolejne osiem Dębów Pamięci. W ten sposób zostali upamiętnieni: mjr Wacław Barański – absolwent w 1915 r., zamordowany w Katyniu, por. rez. Jakub Głodek – absolwent w 1929 r., zamordowany w Katyniu, por. rez. Wincenty Jegliński – absolwent w 1916 r., zamordowany w Katyniu, kpt. Stanisław Uniśkiewicz – absolwent w 1926 r., zamordowany w Katyniu, por. Wacław Zdzięborski – absolwent w 1900 r., zamordowany w Katyniu, por. rez. Roman Gołębiowski – absolwent w 1911 r., zamordowany w Charkowie, mjr Czesław Rzeszotarski – absolwent w 1912 r., zamordowany w Charkowie, mjr Kazimierz Przeradzki – absolwent w 1916 r., zamordowany w Charkowie.
Mówienie o zbrodni katyńskiej wyłącznie w kategoriach liczb – a tak najczęściej się robi – oznacza bezwiedne odczłowieczenie jej ofiar. Liczby czynią z zamordowanych anonimową masę, pozbawiają ich indywidualności, która charakteryzuje każdą istotę ludzką. A przecież wszyscy mają swoją własną historię wartą opowiedzenia. Dzięki temu możliwa jest personalizacja zbrodni katyńskiej. Prezentacja sylwetek zamordowanych pozwala pokazać indywidualny wymiar zbrodni, gdyż zbrodnia katyńska to nie tylko tysiące ofiar, ale tragiczny los konkretnych ludzi, którzy uosabiali to, co najlepsze w niepodległej Ojczyźnie, bowiem umieli w ogień zapału nieść życie swe dla ideału i swoją krew, i marzeń sny. Wielu z nich walczyło w Legionach Piłsudskiego. Byli w szeregach Dowborczyków i Błękitnej Armii. Walczyli w sierpniu 1920 r. w osiemnastej bitwie w dziejach świata – bitwie warszawskiej, która ocaliła niepodległość Polski i powstrzymała marsz bolszewików na zachód Europy. Poszli także we wrześniu 1939r. z Polską w sercu, śpiewając pieśń o rozmarynie. Zbrodnia katyńska została dokładnie przemyślana i zorganizowana. Celem Stalina była fizyczna eksterminacja tych grup społecznych, które od połowy XIX w. budowały podstawy nowoczesnego narodu polskiego (podnosiły poziom oświaty, kształtowały świadomość narodową, walczyły o zachowanie polskiej tradycji i kultury, rozwijały nowoczesny przemysł, tworzyły struktury ekonomiczne, na
których II RP budowała gospodarkę, podejmowały walkę zbrojną z najeźdźcą w 1920 r.). zbrodnia katyńska oznaczała zniszczenie elity polskiego społeczeństwa. Spośród ponad stu ofiar zbrodni katyńskiej związanych z ziemią dobrzyńską wybrałam informacje o osobach pochodzących z gminy Skępe. Ppor. piech. rez. DAMAZY OLSZEWSKI, urodził się w 1912 roku w Łąkiem, gmina Skępe, pow. lipnowski, (w II RP woj. warszawskie, od 1938 r. - pomorskie). Był synem Ignacego i Stefanii z Dytrychów. W 1931r. absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie. Pracował jako nauczyciel w Raśnikach, pow. Równe, woj. wołyńskie. W 1937 r. został mianowany podporucznikiem rezerwy i przydzielony do 45 pp. W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany i brał udział w wojnie obronnej. Po 17 września 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej. Był jeńcem w obozie w Kozielsku. Zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD wiosną 1940r. w Katyniu. Awansowany pośmiertnie na stopień porucznika (2007 r.). Por. piech. STANISŁAW UNIŚKIEWICZ, urodził się w 1905 r. w Czermnie, pow. lipnowski (w II RP woj. warszawskie, od 1938 r. - pomorskie). Wg Księgi Cmentarnej ur. w Czerminie, woj. poznańskie. Był synem Antoniego i Franciszki z Przybyszewskich. W 1926 r. absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie. Służbę wojskową odbył w 67 pp. w Brodnicy. Następnie służył w 17 batalionie KOP „Dawidgródek”. W 1927 r. został przeniesiony do 28 batalionu KOP „Wołożyn”. Następnie wrócił do 67 pp. Ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty dla Podoficerów w Bydgoszczy. W 1933 r. mianowany podporucznikiem ze starszeństwem i wcielony do 42 pp. Od 1936 r. porucznik. Od 1935 r. do 1 września 1939 r. stacjonował w Białymstoku. Służył w 42 pp. w Białymstoku. Zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD wiosną 1940 r. w Katyniu. Awansowany pośmiertnie na stopień kapitana (2007 r.). Żona Zofia Halina Uniśkiewicz-Weber. Syn Bogusław Krzysztof (ur. 1939 r.). Por. piech. rez. EDMUND JAN ŻOCHOWSKI, urodził się w 1898 r. w Wymyślinie, pow. lipnowski (w II RP woj. warszawskie, od 1938 r. - pomorskie). Był synem Mariana i Bronisławy z Czachorowskich. W 1920 r. jako ochotnik brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Został ranny pod Połockiem. Absolwent Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie z 1925 r. Był nauczycielem w Szkole Powszechnej w Piekarach Śląskich. W 1925 r. mianowany ppor. rez. Odznaczony Medalem Niepodległości (1933 r.). We wrześniu 1939 r. brał udział w wojnie obronnej (75 pp.). Po 17 września 1939 r. w niewoli sowieckiej, w obozie w Kozielsku. Zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD wiosną 1940 r. w Katyniu. Awansowany pośmiertnie na stopień kapitana. Na cmentarzu parafialnym w Skępem, na grobie rodziców, znajduje się tablica upamiętniająca Edmunda Żochowskiego. Por. art. rez. ZYGMUNT DZIERZĘCKI, urodził się w 1904 r. w Wymyślinie, pow. lipnowski. Był synem Zdzisława i Joanny z Jesionowskich. Był mierniczym przysięgłym I klasy w Warszawie, gdzie mieszkał. We wrześniu 1939 r. został zmobilizowany jako oficer w 9 Pułku Artylerii Ciężkiej we Włodawie. Po 17 września 1939 r. w niewoli sowieckiej w obozie w Kozielsku. Zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD wiosną 1940 r. w Katyniu. Awansowany pośmiertnie na stopień kapitana. St. przod. PP DOMINIK KLEMENS KUŁAKOWSKI, Urodził się w 1886 r. w Wymyślinie, pow. lipnowski (w II RP woj. warszawskie, od 1938 r. – pomorskie). Był synem Jana i Eleonory z Zielińskich. Pełnił służbę na stanowisku komendanta rezerwy PP miasta stołecznego Warszawy. We wrześniu 1939 r. w Komendzie PP Miasta Warszawy. Mieszkał w Warszawie. Po 17 września 1939 r. w niewoli sowieckiej, w obozie w Ostaszkowie. Zamordowany przez funkcjonariuszy NKWD wiosną 1940 r. w Twerze. Awansowany pośmiertnie na stopień aspiranta PP (2007 r.). Pamięć o ofiarach zbrodni katyńskiej jest moralnym i patriotycznym obowiązkiem każdego Polaka, gdyż naród tworzą ludzie Honoru, ludzie świadomi wspólnych wartości, którym służyły pokolenia ich poprzedników. Słowa wieszcza podkreślają postawę bezwzględnej wierności prawdzie: Nie trzeba kłaniać się okolicznościom / A prawdom kazać, by za drzwiami stały / Przedawać laury starym znajomościom / Myśląc, że dziejów rytm – zgłuszą cymbały Moralne zobowiązanie do pamięci o ofiarach zbrodni katyńskiej powinno wyrażać się upowszechnieniem w społeczeństwie, wśród kolejnych pokoleń, wiedzy nie tylko o losie, ale także życiu ofiar. Zbigniew Herbert pozostawił przesłanie, w którym nakłada na nas obowiązek przywrócenia pamięci o tych, którzy za wierność ideałom człowieczeństwa zapłacili najwyższą cenę: jesteśmy mimo wszystko / stróżami naszych braci / niewiedza o zaginionych / podważa realność świata (…) / musimy zatem wiedzieć / policzyć dokładnie / zawołać po imieniu / opatrzyć na drogę .
Bibliografia: Charków. Księga Polskiego Cmentarza Wojennego, Warszawa 2003, ISBN 833-916663-5-2 Katyń. Księga Cmentarna Polskiego Cmentarza Wojennego, Warszawa 2000, ISBN 83-905590-7-2 Miednoje Księga Polskiego Cmentarza Wojennego, tom I, Warszawa 2005, tom II, Warszawa 2006, ISBN 83-89474-06-9 Tucholski Jędrzej, Mord w Katyniu Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk: lista ofiar, Warszawa 1991. ISBN 833-211-1408-3
Jerzy Pietrkiewicz „Zdobycz i wierność”
Bożena Ciesielska
Powieść „Zdobycz i wierność” Jerzego Pietrkiewicza – w tłumaczeniu Jacka Dehnela - polecam wytrwałym czytelnikom. Akcja wydarzeń dzieje się na początku XVII w. Miejscem opisywanych historii są okolice rzeki Prypeć – konkretnie wśród Bagien Prypeckich i ich oparów oraz tereny pogranicza. Zasadniczo można wyróżnić trzy główne wątki – jeden związany z porwaniem zwykłego wiejskiego chłopca i próbą uczynienia z niego cara. Drugi wątek wiąże się z autentyczną postacią żołnierza Tobiasa Hume’a, a trzeci z matką Dymitra - Barbarą. Tobias Hume to miłośnik instrumentu viola da gamba oraz konstruktor maszyn oblężniczych. „Był wszak człowiekiem dwóch instrumentów: Wielką Machiną mógł niszczyć, violą da gamba - tworzyć” . Wiódł bardzo ciekawe życie. Oto pierwsze spotkanie z Tobiasem H.: „Poruszył stopami i pęknięcie jeszcze się powiększyło - lewy but rozdziawił się ku swemu panu, a pan, ziewając, ku instrumentowi. Viola da gamba utraciła dwie struny, ale słońce wciąż na niej grało, pozostawiając głębsze tony pogłębiającym się cieniom. Brzozy paradowały czarno-białym szeregiem wzdłuż mokradła, z którego żaby posyłały schrypłe rozkazy” . Nauczył się języka polskiego, ale często nazywano go cudzoziemcem. Gość znał swoją wartość! Pracował nad sobą. „Najpierw nazwać, potem pokonać!” – tak próbował panować nad swoimi nastrojami, a często bywały one melancholijne. Ciekawie brzmi jego osobista lista potworów do okiełznania. Katalog liczył siedem spraw (m. in. pokonanie przymusu palenia, rozsypywania, ścigania, przeżegnania, etc. czy siedzenia okrakiem na granicy). Tobias Hume był człekiem pogranicza. Także konstruktorem Wielkiej Machiny. Najął pięciu zbiegów – biczowników i pracował z nimi nad maszyną. Oni nazwali ją Wieżą Upadającą. W 1610 r. rzeczywiście zapadła się, grzebiąc pracowników - zbiegów, którzy przybyli do Polski, bo wiedzieli, że tu nikt się nie będzie pytał, jakiej są religii. Wątek szkockiego stoika kapitana Tobiasa Hume budzi najwięcej emocji. Los Dymitra Iwanowicza – zabranego matce syna – był tragiczny. Najpierw uczono go różnych praktycznych umiejętności: „Przez cały poranek Dymitr ćwiczył najtrudniejszy z kroków: królewską przechadzkę przez szpaler ukłonów. Widownią tego była dworska kaplica – z mrocznych nisz w ścianach każdy posąg śledził jego kroki od ołtarza aż do otwartych drzwi, gdzie pozdrawiały go niewidzialne chorągwie wiatru. Preceptorzy nie z każdego szczegółu tego wykonania byli zadowoleni” . Potem rozpito, chłopiec stał się wulgarny. Następnie okrutnie go zabito. Zbezczeszczone ciało cara Samozwańca Tobias Hume nadludzkim wysiłkiem odwozi matce Dymitra, by
mogła godnie pochować swojego „Sokolika”. Mimo tej tragedii wypytuje Tobiasa o jego matkę i dom. Jest wdzięczna za przywiezienie ciała Dymitra. Nazywa Tobiasa wielmożnym pułkownikiem i przeszlachetnym generałem. Te sceny są wyjątkowo przejmujące i chwytające za serce. Wydaje się, że może wszystko wokół nas się zmienia. Jedna rzecz się nie zmienia - natura człowieka. Zobaczmy: „Ludzie otaczający Dymitra byli teraz zmuszeni rywalizować o przyszłe stanowiska” . Cóż zatem? Być blisko władzy i ustawić się finansowo do końca życia. Dzięki Jackowi Dehnelowi poznajemy nieznany utwór Jerzego Pietrkiewicza. Język powieści aż skrzy się ciekawymi zwrotami i wyrażeniami. Widać to bogactwo w opisach i dialogach. Posłuchajmy: „- Zabrać tego zdrajcę i wtrącić do lochu. Czeka go proces. – Czy wystarczy piwnica na Iwana Iwanowicza? Oczywiście musimy ją najpierw opróżnić z baryłek, drogi Dymitrze. W przeciwnym razie gotów zapić się na śmierć, zanim go osądzisz. A nie chciałbyś sobie popsuć tej przyjemności, prawda?” , „Do Moskwy zatem jechał” , „- To nasz kat, Kapitanie. Dobry, robotny chłopak” . Krótkie zdanie: „Do Moskwy zatem jechał” – i już nic więcej dodawać nie potrzeba. A opis eksperymentu na kaczkach nie ma sobie równych. Książka o losach Dymitra, z którego usiłowano zrobić cara na moskiewskim tronie i historia żołnierza Tobiasa Hume’a, mogą spodobać się miłośnikom powieści łotrzykowskiej. Przeczytanie tego ciekawego utworu - mimo stosunkowo niewielk ich rozmiarów i świetnego tłumaczenia – wymaga czytelniczego poświęcenia i chęci.
Niemce Niemcy, czyli gwarowo Niemce. Ale nie tyko oni. Żydzi, Rosjanie, Niemcopolacy, Polakożydzi. Swoi. Tutejsi. Oto zapomniane oblicze przedwojennego miasteczka. Kowal to miasteczko nieduże. Nawet, gdy w trakcie wojny karabin maszynowy stał w kukurydzy, robiąc ostrzał, gdzieś jakaś bomba przewróciła jedną zaledwie chałupinę. Potem na wyzwolenie przejechały trzy czołgi z Ruskami. To wszystko. Tu się urodził Kazimierz Wielki. Ku jego czci odbywa się w miasteczku coroczny jarmark kazimierzowski. Z okazji 700-lecia narodzin powstał w Kowalu specjalny park. Pomnik Kazimierza Wielkiego wita wszystkich przybyszów. Jest tu ulica Kazimierza Wielkiego, szkoła, a na głównym placu widnieje napis: „Witamy w królewskim mieście”. Kowal ma też inną historię. Przed wojną połowę miasteczka stanowili Żydzi. To ich kamienice w rynku należały do najbardziej okazałych. Większość wiosek pod Kowalem zamieszkiwali Niemcy. Dziś znać je czerwoną cegłą ciągnących się kilometrami starych chałup. Ale o tym pamięta niewielu. Macewy brukowały ulicę Słowackiego aż się zużyły. Poniemiecki, zapuszczony cmentarz porządkowała bydgoska Fundacja Ari Ari. Są tacy, co pamiętają. Na przykład moja ciotka, Jadwiga. O, znam te opowieści. Latało się do sklepu do Żydówki i na żydowskie pogrzeby. Popodglądać, pochichrać się po dziewczyńskiemu. W synagodze był złoty cielec, a Żydzi nad kanalikiem wytrząsali sumienia z rękawów chałatów. W szabas spacerowali pod rękę po parku, który znajdował się w pobliżu żydowskiej dzielnicy. Niemców było mniej i lepiej się asymilowali. Walter był, był piekarz, później Brycht, to pamiętam z Niemców – mówi mój sąsiad. Ale mówiło się Niemczaki, Niemce. Nasze polskie Niemce.
Justyna Marcinkowska
Z wyznania się tylko różnili. Jeździli do zboru ewangelickiego we Włocławku zamiast do kościoła w Kowalu. Często nie znali nawet swojego ojczystego języka. Przyprowadzili się dawno, zaraz po Holendrach, aby osuszać bagienne tereny. Całe podkowalskie wioski zbudowane po germańsku, z czerwonej cegły, ewangelickie. Dzisiaj została tylko nazwa „Olindry” – Bóg chyba tylko pamięta, co ona oznacza. Mój sąsiad, Stanisław Piotrowski, to człowiek społecznościowy. Były komendant Ochotniczej Straży Pożarnej, organizacji w Kowalu z największą estymą, przed wojną należał do harcerstwa. Z całej klasy tylko ich dwóch należało. On i Niemczak. Klukas się nazywał albo jakoś podobnie. W Dzień Niepodległości maszerowali ze sztandarem w uroczystym, szkolnym apelu. Potem do kościoła się szło. Czy Klukas szedł to dokładnie nie wiadomo, tak daleko pamięć mojego sąsiada nie sięga. Wiadomo na pewno, że potem różne niepodległościowe ugrupowania od Hallera i Piłsudskiego miały występy. Latało się za nimi, bo to ładnie wyglądało. Razem z nimi mały Niemczak o płowych włosach. A może wcale nie płowych? Może ciemnych właśnie? W ogóle przed wojną ze wsz ystk im było najlepiej. Z Żydami też. Współżycie było dobre, głośno jakoś na mieście, bo oni żywo gestykulowali. W szkole, jak była lekcja religii, oni mieli wolne, każdy szedł w swoją stronę. Jak to dzieciaki, pobili się czasem, może na boisku dwie drużyny, ale tak to zgoda. Moja ciotka jest tego pewna. Mała Jadzia miała nawet żydowską koleżankę i pamięta jak kiedyś poszła robić lekcje do dużego domu z menorą i z polską służącą. A najbardziej pamięta, jak po szkole chodziła do cukierni „U Króla” razem z żydowskimi dziewczynami. Dopiero jak Piłsudski umarł, to współżycie się zepsuło.
Sławomir Ciesielski Cmentarze cmentarz żydowski umiera w lesie podeptane nazwiska i imiona podeptane daty urodzin i śmierci korzenie rozpychają się między mogiłami za chwilę nie będzie już nic cmentarz choleryczny jest bez mogił jeden biały podwójny krzyż tutaj się nie przychodzi a nawet lampkę zapala ukradkiem tysiące bezimiennych dusz odtrąconych za życia i po śmierci cmentarz zbiorowy pomordowanych robi go się tak wybiera się samotny las kopie jeden duży dół zabija trzystu ludzi wrzuca do dołu i zasypuje drzewa wysiewają się same pomnik stawia się dla żywych w innym miejscu cmentarz niemiecki zamknięty razem z duszami ciemiężycieli ktoś kiedyś tańczył na nim taniec piekielny z Kasprowicza cmentarz katolicki pełen jest ludzi każdy może przyjść i zobaczyć widać tutaj wszystkie wady żyjących 1989 Sławomir Ciesielski, Między chlebem a winem, Włocławek 1991, s. 17. Pojawili się jacyś tacy. Jak oni się nazywali? – pan Stanisław kręci głową – Narodowcy? Chodzili po rynku i krzyczeli: „Nie kupuj u Żyda, bo będzie bida”. A Żydzi im z okien odkrzykiwali: „Wasze ulice, nasze kamienice”. No jak cukru zabrakło w niedzielę, to skoczyło się do Piechotkowej. Mała Jadzia stała w drzwiach zatrzymana gestem starczej ręki. „Nie przerywaj mi dziecko teraz, ja się modlę”. Ale Jadwiga już wtedy była rezolutna: „Nie kupię nic więcej u pani, bo pani zabiła pana Jezusa”. „Co Ty dziecko opowiadasz, to nie ja! To kto inny” – broniła się stara Żydówka. Nie wiadomo, skąd się to wszystko zaczęło kotłować, pluć na siebie jakąś tępą nienawiścią, czy z radia wziętą, czy zarażoną od jakiegoś wyjątkowo rozpolitykowanego księdza z ambony. Bo przecież nie wynieśli ludzie tej nienawiści z naszych podwórek, gdzie zasmarkane dzieciaki razem grały w zbijaka i razem latały podglądać, co się dzieje w warsztacie tym i tamtym. Zaraza. Tyfus plamisty. Bo przecież „Współżycie było dobre”. Potem przyszło lato 1939, gorące okropnie. Mała Jadzia chodziła naburmuszona, bo odwołali kolonie nad morzem – pierwsze jej w życiu domniemane wakacje. Widać było, że na coś się zbiera. Do warsztatu szewskiego jej ojca przyszedł markotny interesant i mówi „A wie, pan, wojna będzie chyba”. No i była. Jeszcze zanim wybuchła, zbierali się harcerze, a z nimi mój sąsiad Piotrowski – na narady. Instrukcje były, jak pomagać żołnierzom czy uciekinierom. Niemczak Klukas już się w podchody z nimi bawić nie mógł. To wróg był teraz, mógłby zdradzić jakieś tajemnice wojskowe i plany. No to znalazł sobie inne towarzystwo. Na Przyborowiu pod lasem mieszkał stary młynarz. Niemiec, jak wszyscy dookoła. Chodzili ludzie w to gorące lato na jagody, na grzyby. Migały im przez sosny jakieś wielkie, obce samochody. Co to jest w środku lasu? – myśleli ludzie, a domysły były rozmaite. Rozjaśniło im się w łepetynach, jak już wybuchła wojna, że przecież! Niemiecka konspiracja! Przecież i oni się jakoś do tej wojny szykować musieli. Od tej pory już było: Niemcy sobie, my sobie. No i Żydzi tak samo. Kontakt się urwał. Napięcie czuć było ogromne. Spode łba się jeden na drugiego patrzał, każdy cicho siedział, bo to przecież nie wiadomo, jaki obrót sprawy mogą przybrać. Zwłaszcza Niemce grzeczne były, za to Żydzi coraz niespokojniej chodzili dookoła swoich geszeftów, choć nikt wtedy dobrze nie wiedział, na co się szykuje. Kupuje kiedyś ciotka palto u Żyda. Markotny taki, że targować się nawet nie chciał. „Bierz pani, teraz to już i tak wszyscy pójdziemy z torbami”. O, jak dobrze, że ciotka Jadwiga zakupiła to pamiętne palto. Ciepłe, porządne. Nieraz je ciotka błogosławiła, wracając z niemieckich robót pod lasem. Błogosławiła też Żyda, o ile znajdywał się jeszcze gdziekolwiek. Bo w Kowalu ani jego, ani żadnych Żydów nie było już od dawna. O, jak żal ludziom było. Póki byli jeszcze w miasteczku, nieraz przychodzili z wyciągniętą ręką. „Daj, 5
Stasiu mi co do jedzenia. Kolegą byłeś.” I pomagało się. Bo jak to tak jeden drugiego? Taki czy taki, ale to przecież człowiek. Ciotka, gdy piekła ciasto, zanosiła je zawsze do Szmula, przedwojennego piekarza. Tym razem też leci. Cisza wokół żydowskich domów dziwna jest jakaś i złowroga. Pootwierane drzwi na szeroko, a przez nie pierza fruwają na ulicę. Nie ma nigdzie ani Szmula, ani jego rodziny, ani sąsiadów. W kościele ich zamknęli. Ludzie przez parkan przerzucali jedzenie. Syn Niemców, co to mieli sklep w rynku, był przy tym obecny. Śmiał się do rozpuku. Żyd nie uklęknie nigdy, a jak weszli do kościoła, jak upadli na kolana, jak ręce wyciągnęli do góry, prosto do krzyża. Jak wołali, Panie, nie karz nas za grzechy naszych przodków. Takie to młode Niemce się zrobili. Gorszyli się ludzie i matka jego wraz z nimi. Gdy wrócił pod koniec wojny bez ręki, wyrzekała, że to wszystko przez ten głupi śmiech jego. Z kościoła Niemcy pognali Żydów na stację. Czy to wiadomo było dokąd? – mówi mój sąsiad – Pewnie przez komin poleciało dużo. Wujo mówi, że podobno za Łodzią Niemcy pakowali ich w samochody z rurą wydechową w środku. A w miejscu żydowskich bieda-domków utworzyli park ze stawem i fontanną. Ale i Polacy nie mieli wtedy życia. Czapki nie zdjął przed żandarmem – baty. Policz sobie, ile chcesz dostać. A niejeden z tych żandarmów dopiero co kolega. Był taki Rozen – mówiło się Krwawy Gutek. Przed wojną, jak większość niemieckiej ludności mieszkał w jednej z podkowalskiej wsi – na Dębniakach, gdzie sam piasek. Znali go ludzie, pamiętali. Za okupacji zapamiętali na nowo. Poprzewracało się w głowach co niektórym, to prawda. A najbardziej to tym młodym. Tym ze szkolnej ławy. Nie miał pan Stanisław kontaktu z kolegami, a już na pewno nie z Klukasem. Od takich trzeba było uciekać z daleka. Jak Hitlerjugend maszerowało, lanie murowane. Prała berety niemiecka propaganda, wszyscy widzieli sami. I już był wielki pan. A ty wielki nikt. A Hitlerjugend wcielało obowiązkowo. Były harcerz, co to sztandar polski trzymał w Dzień Niepodległości, mógł sobie nie chcieć najbardziej w świecie. Maszerować musiał i flagę ze swastyką trzymać musiał, choćby i nie chciał. A byli przecież tacy, co nie chcieli. Niemało ich było wcale. Powrastane wszystko w glebę jak w swoją własną. Swoi. Tutejsi. Żyliby w zamkniętym kowalskim krwiobiegu tak samo, jak żyli od stuleci. Polak, Niemiec i Żyd patrzyli na swoje gęby codziennie i bez nienawiści. Siedzieli w szkolnych ławkach Żyd z Polakiem, Polak z Niemcem. Ciocia Jadzia jest tego pewna, antysemityzmu nie było tu żadnego. I tu nagle ktoś ci mówi, taki jesteś czy inny – mówi pan Stanisław – Wróg. Swój. Oddzielali jednego od drugiego, choć tu trudno było się rozeznać, co jest co i na jakiej podstawie. Niemiec, Polak, Żyd. No to ostemplowali wszystkich, by było wiadomo wreszcie bez wątpliwości i na
pierwszy rzut oka. Po ulicach migały żydowskie kapoty z białymi opaskami i niemieckie kapoty z czarnymi opaskami folksdojczów. Nie chciało wielu podpisywać tej volkslisty, choć kartki by dostali dubeltowe i przywilej pierwszeństwa w kupnie na wszystko. No ale jak żeś ewidentny Niemiec, to co zrobisz. Zresztą wielu i cieszyło się z tego. Sporo głowy zadzierało wysoko, ale pomagała też ogromna liczba. Starsze Niemce, wszystko to poczciwe bez miary, litowali się nad swoimi sąsiadami jak mogli. W kółko słyszę historii całą masę, jak to Niemiec ostrzegał rodzinę przed wywózką, jak to mleko przynosił ktoś dla małej Krysi, a nawet żandarmi w tych historiach czasem rozdawali cukierki i posłusznie chowali się do izby, jak jakaś kobita zamiatała podwórko i wodę lał pod nogi, żeby się nie kurzyło. Sam burmistrz Kowala, miejscowy Niemiec Ottomar Pipper, napisał w tym czasie najbardziej chlubną, patriotyczną kartę, należąc do Armii Krajowej, ukrywając Żydów i wspierając miejscową ludność we wszystkim. Co się stało z Niemczakiem Klukasem? – pytam mojego sąsiada. Nie pamięta. Wyjechał pewnie. Do Niemiec. We wojnę jeszcze. Nie mieli już potem styczności, odkąd wybuchła. Dzień przed wyzwoleniem uciekali Niemce aż się kurzyło. Polskie Niemce też, choć spokojniej. Kto nie miał nic na sumieniu, bać się przecież nie musiał. Pamięta mój sąsiad ten porzucony zakład, w którym pracował przez wojnę dla niemieckiego właściciela. Pamięta jak wracał z roboty i rejwach taki dookoła, każdy im z drogi schodził, żeby nie zastrzelili na odchodne. W miasteczku i wsiach dookoła pozostali tylko niemieccy starcy, kobiety z dziećmi. Reszta została ewakuowana razem z hitlerowską armią. W ramach powojennych akcji przesiedleńczych Kowal opuściła także ta nieliczna garstka. Zostało się ledwie paru, pożenionych z polską ludnością. Powsiąkali aż nie do rozpoznania w polska glebę. Czasem tylko twarde nazwisko zadźwięczy w ustach dziwnie. Dziś już nie ma Niemców w Kowalu, nie ma też niemieckich wsi. Nie ma również też tej, w której za okupacji pracował mój sąsiad. Dla Niemca. W 1970 na potrzeby włocławskiej tamy przegrodzono koryto Wisły. Tereny Dębu Wielkiego raz na zawsze znalazły się pod wodą. Podczas powodzi w 1982 z istniejącego tu niegdyś ewangelickiego cmentarza fala wypłukała ludzkie szczątki. Kości ludzkie i fragmenty trumien znajdywano prawie pod Płockiem. Gdy wody Wisły są niskie, przez taflę rzeki widać nagrobki z germańskimi nazwiskami. To poniemiecka scheda. To wszystko, co ocalało. Kowal to miasteczko nieduże. Z historii Żydów i Niemców pozostało niewiele – ani synagoga przerobiona na stolarnię, ani Kircholm, w miejscu którego jest dziś oczyszczalnia ścieków, ani niemiecki cmentarz z rozkradzionym płotem. Jeszcze tylko starzy ludzie pamiętają.
Tablica informacyjna
Cmentarz ewangelicko -augsburski w Boguchwale BOGUCHWAŁA (gm. Skępe, pow. lipnowski)
Cmentarz ewangelicko-augsburski w Boguchwale założono w połowie XIX wieku dla ewangelików sprowadzonych w 1847 roku przez ród Trzcińskich, właścicieli majątku Osiek. Do 1945 roku służył protestanckim mieszkańcom Boguchwały, Gorzeszyna, Grabówca, Ligowa, Malanówka, Osieka i Źródła, którzy posiadali w Boguchwale swój kantorat – siedzibę domu modlitwy i szkoły. Miejscowi ewangelicy należeli do oddalonej o 18 km parafii ewangelicko -augsburskiej w Sierpcu. Spoczywają tu prochy rodzin: Arendt, Bonkowski, Brauer, Ferchau, Finger, Gogolin, Harbart, Hein, Heise, Klepatsch, Linkowski, Lux, Mielke, Prill, Radtke, Ristau, Rossol, Schielke, Schlachter, Stockmann, Wittkowski, Wollenberg i innych mieszkańców zwykle trudniących się rolnictwem. Na nieczynnym cmentarzu o powierzchni ok. 0,18 ha zachowało się zaledwie 5 nagrobków, drewniany cmentarny krzyż i pozostałości po ogrodzeniu. Uwagę zwraca dębowy starodrzew. Obiekt wpisany do rejestru zabytków, nr rej.: 348/A z 29.06.1994 r. Własność Skarbu Państwa. Historia osadnictwa niemieckiego na Ziemi Dobrzyńskiej sięga XIII wieku. Największy napływ osadników nastąpił po drugim rozbiorze Polski (1793), kiedy ziemie te znalazły się w zaborze pruskim (od 1815 w granicach zaboru rosyjskiego). Wraz z przesiedleniami po II wojnie światowej nekro-
Fot. M. Wiśniewski
polia w Boguchwale przestała pełnić swoją funkcję, ulegając zniszczeniu. Upamiętnienie cmentarza zainicjował burmistrz Skępego Piotr Wojciechowski. Prace porządkowe i dokumentacyjne przeprowadzono w 2019, wspólnie z wolontariuszami i mieszkańcami Skępego i okolic. Ekspertyzę sporządziła dr Alicja Drozd-Lipińska (Katedra Biologii Człowieka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu). Dokumentację opracowali: Michał Wiśniewski (Stowarzyszenie Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw) i zespół Fundacji Ari Ari. Dofinansowanie: Narodowy Instytut Dziedzictwa, w ramach programu Wspólnie dla dziedzictwa 2019 oraz ze środków Samorządu Województwa Kujawsko Pomorskiego
Fot. M. Wiśniewski
Współpraca: Urząd Miasta i Gminy Skępe, Sołectwo Boguchwała, Parafia Ewangelicko-Augsburska we Włocławku, Grupa Historyczno-Poszukiwawcza Gustaw, Stowarzyszenie Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw, Grupa nieformalna ze Skępego pod opieką Bożeny Ciesielskiej Powiat lipnowski
6
Miasto i gmina Skępe
Magiczna trasa numer 4 Bożena Ciesielska
Będzie to trasa nietypowa… Ten, kto trafi do Lipna, Skępego i Wioski, a będzie zainteresowany ważnymi postaciami mającymi związek z Ziemią Dobrzyńską, dowie się ciekawych informacji o ludziach, którzy zostawili tu szczególny ślad. Zaczynamy wędrówkę od Lipna – siedziby powiatu lipnowskiego i starostwa. Udajemy się pod budynek kina „Nawojka” przy ulicy A. Mickiewicza. Napis w stylu art déco informuje nas, że patronką kina jest Nawojka, pierwsza studentka w Polsce. Jak głosi legenda, była córką burmistrza z Dobrzynia nad Wisłą, bardzo chciała się uczyć, więc w przebraniu chłopca udała się do Krakowa i podjęła studia. Gdy odkryto jej sekret, wstąpiła do zakonu… Inną znaną postacią urodzoną w Lipnie jest Apolonia Barbara Chałupiec (Chalupec). Mała Pola razem z matką opuściła Lipno i pojechała do Warszawy, aby kształcić swe umiejętności w balecie i filmie. Jej kariera nabrała rozgłosu, wyjechała do Niemiec, a potem na podbój Hollywood. Występowała pod pseudonimem Pola Negri. Zagrała w 63 filmach. Odniosła spektakularny sukces w epoce kina niemego. Innym znanym aktorem był Wincenty Rapacki urodzony przy Koziej w Lipnie. O obu tych postaciach pamiętają lipnowianie. Negri i Rapacki mają swoje tablice w Lipnie. Bulwarowi nad rzeką Mień nadano imię Poli Negri. Miasto nie tylko aktorami słynie… Władysław Ryszard Kozłowski - rodem lipnowianin - żył w latach (1866-1915). Po zdobyciu gruntownego wykształcenia w kierunku wychowania fizycznego (w kraju i w Szwecji oraz Danii) otrzymał posadę głównego instruktora Ogrodów im. W. E. Raua w Warszawie. Z Lipna pochodzili Ossowscy. Władysław Ossowski był lekarzem i społecznikiem. Tu urodził się jego syn Stanisław Ossowski (1897-1963) - socjolog. W Lipnie urodził się przyszły ekonomista Leszek Henryk Balcerowicz. Z Lipnem był związany Kazimierz Damazy Moczarski - autor „Rozmów z katem”. Stąd wywodzi się antropolog Leszek Kolankiewicz. Jedziemy trasą numer 10, ale przed wjazdem do Wioski skręcamy do Józefkowa. Otóż w domu letniskowym zatrzymał się 7 VI 1995 r. Czesław Miłosz. W drodze na spotkanie do Torunia on, jego żona Carol, Grażyna Strumiłło-Miłosz i Krzysztof Myszkowski zrobili sobie odpoczynek. Gościł ich Krzysztof Iwaszkiewicz. Następnie jedziemy do Wioski w gminie Skępe. Wjeżdżamy do parku – dawnej siedziby Zielińskich. Podziwiając uroki parku i pięknej alei wjazdowej, wysłuchujemy opowieści o rodzie Zielińskich. Jednym z najsłynniejszych był Gustaw Zielińskich, student prawa i administracji Uniwersytetu Warszawskiego, spiskowiec, bohater walk pod Paprotnią i Królikarnią, zesłaniec syberyjski, autor poematu romantycznego„Kirgiz” oraz wielu wierszy, dziedzic majątku ziemskiego, bibliofil… Niedługo będzie można podziwiać odrestaurowaną część pałacu w Wiosce. Kuzynem Gustawa Zielińskiego był Józef Feliks Zieliński - pseudonim Izet-Bey. Podobnie jak Gustaw brał udział w powstaniu listopadowym. Po jego upadku wyemigrował na Zachód. Osiedlił się we Francji i Hiszpanii. Napisał książkę „Wspomnienia z tułactwa”. Jako jeden z pierwszych prowadził prace nad fotografią, czyli dagerotypem. Był autorem podręcznika na ten temat. Pod koniec życia osiedlił się w Wiosce u kuzyna Gustawa. Pracował w bibliotece. Został pochowany w kaplicy św. Barbary w Skępem. Rodowa kaplica Zielińskich mieści się na środku placu kościoła pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny i klasztorze bernardynów w Skępem. Wnukiem Gustawa był Stanisław Zieliński, żyjący w latach 1903–1941. Pasjonat lotnictwa, z wykształcenia rolnik, uczestnik bitwy o Anglię. Zginął śmiercią lotnika w czasie jednej z wypraw podczas akcji Veracity II. Został odznaczony orderem Virtuti Militari. W Skępem wmurowano tablicę upamiętniającą tę postać. Warto wspomnieć o Konstantym Antonim Puzynie, krytyku literackim i teatralnym – prawnuku Gustawa Zielińskiego, urodzonym w Warszawie, ale często przebywającym u swej babki – Marii Zielińskiej w Wiosce. Jeśli już jesteśmy na terenie zabudowań klasztornych, warto przypomnieć postać pierwszego gwardiana klasztoru – Władysława z Gielniowa, poety piszącego po polsku, autora pieśni religijnych oraz przypisywanych mu „Godzinek o niepokalanym poczęciu”. Jest patronem Warszawy oraz patronem kaplicy w Łąkiem (gmina Skępe). Koniecznie podejdźmy na zaplecze kościoła, aby zobaczyć drewnianą werandę Ewy Szelburg–Zarembiny. Tu powstała w 1926 r. książka dla dzieci „Najmilsi”. Gdy udamy się nad Jezioro Wielkie, zobaczymy działkę z letniskowym domkiem, urodzonego w Lipnie, a wypoczywającego w Skępem, autora powieści „Daleko od szosy” Henryka Czarneckiego. H. Czarnecki napisał także powieść „Powroty”, w której upamiętnił Skępe. Kończymy nietypową trasę śladami znanych osób. Warto pamiętać o tych postaciach.
Stanisław Zieliński (1903-1941)
Bożena Ciesielska
Stanisław Władysław Zieliński urodził się 15 X 1903 r. (w opracowaniach są podawane różne daty) w Wiosce w gminie Skępe. Był synem Władysława i Marii z Wodzińskich, wnukiem Gustawa Zielińskiego oraz ostatnim właścicielem majątku ziemskiego w Wiosce. Miał brata Maurycego i dwie siostry Marię Letycję i Marię Anielę. Maria Letycja wyszła za mąż za Włodzimierza W. Puzynę i była matką Konstantego Puzyny (krytyka literackiego), a Maria Aniela nazywała się Koźmińska, a następnie – Mielżyńska. Na rodowym herbie Zielińskich widniała łacińska sentencja: „Adversis major, par secundis” („Umiarkowany w szczęściu, nieugięty w klęsce”). Stanisław Zieliński w 1920 r. brał udział w wojnie polsko-rosyjskiej i walczył w obronie Lipna. Nie był pełnoletni, ale przystąpił do wojny z bolszewikami. Wkroczenie wojska opisał Zygmunt Uzarowicz z Lipna. W jego relacji znajduje się fragment poświęcony S. Zielińskimu: „O godz. 23 z 13-tego na 14-tego sierpnia niespodziewanie dały się słyszeć strzały na rogatce skępskiej. Zaskoczona ludność miasta zaniepokoiła się. Po krótkim ostrzeliwaniu się z czołowym oddziałem nadciągających wojsk bolszewickich podjazd stacjonujący w mieście począł wycofywać się z rogatki do miasta. Tu przy ul. Kilińskiego obok parku został rażony kulą nieprzyjacielską młody ułan ochotnik p. Stanisław Zieliński ze Skępego. Ciężko rannego przeniesiono początkowo do Hotelu Warszawskiego, a następnie umieszczono w szpitalu miejscowym, gdzie zaopiekował się nim felczer szpitalny p. F. Budka” (Relację przytoczył ks. Mariusz Budkiewicz [w:] „Gazeta Lipnowska. Pismo społeczno-kulturalne Towarzystwa Miłośników Ziemi Dobrzyńskiej” Nr 57/ 2017 r., s. 24-25 Stanisław Zieliński skończył Gimnazjum Matematyczno-Przyrodnicze w Bydgoszczy, a w 1925 r. ukończył Wyższą Szkołę Rolniczą w Cieszynie. W latach 1925-1926 odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Lotnictwa w Poznaniu, a następnie kurs w Centralnej Szkole Podoficerów Lotnictwa w Bydgoszczy (1928 r.). Znał język francuski i niemiecki. Razem z pierwszą żoną Alicją (z domu Regulską, druga żona nazywała się Joanna Nowogórska) rozbudował rodową siedzibę Zielińskich w Wiosce. Kosztem 40 000 złotych dobudowano skrzydło południowe od strony Jeziora Wielkiego i pokoje gościnne. Zielińscy byli posiadaczami kilkunastu folwarków (m. in. Kierz, Huta, Żuchowo, Chodorążek, Wioska, Skępe, Czermno, Kukowo) oraz tartaków, stawów na Chałaciach, cegielni i młyna w Żuchowie. Właśnie w okresie międzywojennym na polowaniu w majątku Stanisława Zielińskiego uczestniczyli znani ludzie. We wrześniu 1935 r. przyjechał na polowanie Janusz Regulski (myśliwy, mistrz Polski w strzelectwie myśliwskim, automobilista, prywatnie był bratem Alicji Regulskiej - żony Stanisława Zielińskiego). Wraz z Januszem Regulskim przybył marszałek Edward Śmigły-Rydz, generał Kordian
J. Zamorski, pułkownik Zygmunt Strzelecki i pułkownik Jan Karcz. W Skępem polowano na kuropatwy i ptaki błotne. Starsi mieszkańcy Skępego – Maria Bobrowicz i Antoni Moderski – wspominali, że w okresie międzywojennym doszło do sporu między skępianami a dziedzicem Stanisławem Zielińskim. Chodziło o połów ryb na Jeziorze Wielkim (zwanym też Dworskim, bo należało do dworu). Skępscy rybacy twierdzili, że część ryb z Jeziora Małego (Skępskiego), z którego łowili, przepływa do Dworskiego. Dziedzic zezwolił na częściowe połowy z Jeziora Dworskiego. Skępianie ogłosili przetarg na usypanie grobli między obu jeziorami, żeby uniknąć sporów. Ludzie z wozami, taczkami i koszami przystąpili do budowy grobli. Wbijane pale oplatano wierzbowymi gałązkami, aby woda nie wymywała nawożonej ziemi. Niestety, budowa tamy unieruchomiła młyn w Żuchowie zasilany wodą z jeziora. Właścicielem młyna był dziedzic. Pilot Stanisław Zieliński nocą zrzucił ładunek wybuchowy niszcząc część zapory. Sąd grodzki w Toruniu przyznał rację mieszkańcom Skępego. Groblę dokończono. Dzieli ona jezioro na Małe (Skępskie) i Wielkie (Dworskie). Przy grodzisku Okop skępianie musieli wykopać rów, żeby woda z rzeki Mień miała swobodny przepływ do jeziora dziedzica. Będąc rezerwistą Stanisław Zieliński odbywał coroczne ćwiczenia. 12 IX 1929 r. startował podczas ćwiczeń wojskowych w rejonie Golubia. Załogę stanowił plutonowy podchorąży rezerwy pilot Stanisław Zieliński i sierżant podchorąży rezerwy obserwator Grzegorz Jabłoński. Podczas lotu nastąpiła awaria silnika. Samolot rozbito w trakcie przymusowego lądowania w rejonie miejscowości Rętwiny koło Golubia. Załoga odniosła obrażenia i została odwieziona do szpitala w Toruniu. W 1933 roku Centralne Warsztaty Aeroklubów wyprodukowały samolot szkolno– turystyczny Sido S-1. Egzemplarz samolotu z numerem fabrycznym 2 jako S-1 był używany przez Aeroklub Warszawski, a potem odkupił go Stanisław Zieliński (typ Sido S-1 - bis Z SP - AKW, numer fabryczny 2). Ten typ samolotu był używany do wybuchu II wojny światowej. 17 VII 1934 r. Stanisław Zieliński, w ramach praktyki w pułku, wystartował do lotu treningowego na strzelanie do rękawa. Załoga w składzie: podporucznik rezerwy pilot Stanisław Zieliński. Podczas strzelania pilot zaczepił prawym skrzydłem o stalowy hol rękawa. Urwana linka uszkodziła krawędź natarcia skrzydła. Pilotowi udało się wylądować bez przykrych następstw. W dniach 13-17 IX 1936 r. pilot S. Zieliński wziął udział w 6. Krajowym Lotniczym Konkursie Turystycznym (konkurs seniorów) odbywającym się na lotnisku Warszawa Mokotów. Reprezentował Aeroklub Pomorski. W dniach 17-19 II 1939 r. brał udział w 4. Lubelsko–Podlaskich Zimowych Zawodach Lotniczych. Załoga: pilot Stanisław Zieliński i nawigator Chojna reprezentowali Aeroklub Pomorski. Załoga jednak nie wystartowała w zawodach, gdyż samolot RWD-8 nie posiadał odpowiednich dokumentów (klasa). Stanisław Zieliński przed II wojną światową uczestniczył w ćwiczeniach lotniczych w Toruniu. W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany do Wojska Polskiego. Uczestniczył w kampanii wrześniowej jako porucznik-ochotnik 4. pułku lotniczego w Toruniu na prywatnym samolocie RWD-8. Po klęsce wrześniowej przedostał się do Francji. W Anglii po przeszkoleniu latał jako kapitan pilot w 306. toruńskim dywizjonie
HISTORIE RODZINNE ocalić od zapomnienia
19 stycznia 1945 r. gospodarz A. Rocal (Rotzal) podjął decyzję - jak wielu innych Niemców -ewakuowaniu się na Zachód. Ojca zabrał do powożenia końmi w czasie podróży z jego całą rodziną i częściowym dobytkiem. Zostawiając gospodarstwo (obecnie zamieszkałe przez P. Płaskonkę), rozpoczęli niebezpieczną i trudną drogę w mrozie, niedostatku i głodzie. Wspierali się wzajemnie, by przetrwać. Skupieni ogrzewali się wzajemnie swoimi ciałami, nakryci kocami i czym się dało. Był to czas trudny dla wszystkich. Miejscem pierwszego postoju wszystkich kilkunastu (a może kilkudziesięciu) zaprzęgów była miejscowość Kikół powiat lipnowski. Zadaniem woźnicy było sprawdzić, w jakiej kondycji są konie, uprząż i wozy. Zbliżał się wieczór. Ojciec pod pretekstem pozyskania wody dla koni wziął wiadro i oddalił się kilka metrów. W tej drodze zamienił kilka słów ze znajomym, którego znał wcześniej. Był to Józef Jarzębowski z okolic Chlebowa powiat lipnowski. Były to słowa: „Józef, ja uciekam”. Z powodu tak niewielkiego oddalenia się osoby cywilnej uczestnika konwoju zrobiło się zamieszanie. Uzbrojony Niemiec skierował strzelbę w stronę ojca. Widząc to A. Rocal (Rotzal) z uniesioną ręką bez dłoni biegł, krzycząc: „Nie strzelaj!”. A. Rocal (Rotzal) był inwalidą z I wojny światowej. Był człowiekiem bardzo cenionym i szanowanym wśród Niemców. Wyjaśnił, że to on nakazał temu człowiekowi przynieść wody dla koni. Zamieszanie zostało opanowane. Gospodarz Rocal (Rotzal) przeczuwał, że to była próba ucieczki. Rozmawiał długo z Jankiem wspierając go na duchu. Uzmysłowił mu, że każda próba ucieczki to dla niego śmierć. Namawiał: „Bądź blisko mnie, to ze strony Niemców nic ci nie grozi”. Ojciec wówczas zorientował się, że kolumny wozów są otoczone żołnierzami, którzy m. in. mieli za zadanie rozprawiać się z dezerterami. Pogodzony z losem niedoli mijał miejscowości takie jak: Moszczone, Golub-Dobrzyń, Świecie, cały czas kierując końmi spłoszonymi przez coraz bliższe odgłosy bombardowań i naloty samolotów. Kierunek jazdy wyznaczony był na Szczecin. Nie odpuszczał mróz i silny wiatr. Chore, zmarznięte dzieci zostawiano w przydrożnych gospodarstwach, prosząc o pomoc i ratunek. Jadąc zobaczyli kilka zbombardowanych mostów i dróg. Szczecin był otoczony wojskiem. Okazało się, że most na Odrze jest zajęty przez wozy bojowe i wojsko. Wstrzymano wjazd dla innego transportu. Gospodarz A. Rocal (Rotzal) nakazał wszystkim zaprzęgom stać i czekać. Sam na piechotę udał się w stronę wozów bojowych. Po dość długim czasie zobaczono, że wojsko robi na moście miejsce i daje znaki, że transport konny może jechać. Prawdopodobnie zadziałała ranga weterana wojennego. Wszyscy ruszyli w pośpiechu. Trudno było utrzymać spłoszone nalotami konie. Przejechali most na odległość około 500 metrów i most został wysadzony przez SS. Zaczęła
Zofia Leszczyńska i Ignacy Szwajkowski
Prawdą jest, że wartości rodzinnych przekazów doceniamy dopiero wtedy, jak sami zaczynamy odczuwać procesy starzenia się. Wcześniej, będąc dzieckiem, a nawet kobietą dojrzałą, nie przywiązywałam wagi do opowieści rodziców lub babci. Owszem, interesowały mnie opowiadane historie. Dopiero po utracie tych bliskich osób pojawiła się siła wspomnień i potrzeba ocalenia od zapomnienia, przekazanie dzieciom, wnukom i młodszemu pokoleniu minionej historii. Inspiracja wspomnień zaczęła się od prac przy porządkowaniu cmentarza ewangelicko-augsburskiego w Łąkiem w 2019 r. Jako wolontariusze zaczęliśmy odkrywać groby z nazwiskami osób znanych mi z opowiadań mojego ojca - Wojke, Daze, Krzesińscy. Sąsiadami moich dziadków byli głównie Niemcy, z którymi trzeba było żyć w doli i niedoli. Mój ojciec - Jan Szwajkowski - urodził się w rodzinie chłopskiej 21 czerwca 1925 r. we wsi Lubówiec w gminie Skępe, powiat lipnowski. Moi dziadkowie, a jego rodzice to Zofia Szwajkowska (z domu Zielińska) i Antoni Szwajkowski. Bracia ojca mieli na imię: młodszy Alfred (nieżyjący) i żyjący najmłodszy Hipolit. Wybuch II wojny światowej w 1939 r. zmienił życie wielu młodych ludzi. Ojciec Jan miał wówczas 14 lat. W marcu 1940 r. został skierowany na przymusowe roboty do gospodarstwa rolnego u Niemca Adolfa Rocala (Rotzala) we wsi Franciszkowo w gminie Skępe. Wykonywał wszystkie prace gospodarskie: obsługa inwentarza, żywego, prace konne w polu oraz różne ręczne jak wysiew zbóż i pielenie. Pracował od świtu do nocy w niedziele i święta. Wynagrodzeniem było wyżywienie i nocleg. Przez gospodarzy i ich dzieci był traktowany - jak mawiał - po ludzku. Spożywał posiłki przy wspólnym stole, a posłanie miał w pokoju młodszych nieco dzieci - Lucjana, Lucyny, Ireny i Zygmunta. Zdarzało się, że mógł odwiedzić rodziców oddalonych około 5 km we wsi Lubówiec. Z pewnym wzruszeniem ojciec mówił o wydarzeniu w Skępem. On jako woźnica podwoził często okolicznych Niemców na uczty do zajazdu w Wymyślinie (późniejszy zajazd „Pod kasztanami”). Wyczekując na dworze i pilnując furmanki, 19 stycznia 1945 r. gospodarz A. Rocal (Rotzal) podjął decyzję - jak wielu innych Niemców - ewakuowaniu się na Zachód. Ojca zabrał do powożenia końmi w czasie podróży widział jak pijani umundurowani Niemcy strzelali do figury Matki Boskiej Skępskiej umieszczonej nad głównym wejściem do kościoła i klasztoru w Skępem. Strasznie się wtedy bał i - jak mówił - myślał, że to koniec świata. Niemcy strzelali, gdzie popadnie. Były to popisy w umiejętności strzelania.
Od lewej pilot Stanisław Zieliński. Fot. ze zbiorów Grzegorza Sojdy z Wrocławia myśliwskim. Dywizjon 306 miał wziąć udział w operacji Veracity II, która miała na celu lot na osłonę bombowców atakujących niemieckie krążowniki w portach francuskich w rejonie Brestu we Francji. Początkowo miała być przeprowadzona 25 grudnia, ale ze względu na warunki atmosferyczne przesunięto ją o jeden dzień, a następnie na 29 grudnia. Datę uzależniono od pogody. W końcu ustalono termin na 30 grudnia 1941 r. Odwrót znad Francji miały osłaniać trzy polskie dywizjony. 30 grudnia 1941 r. doszło do walki z niemieckimi myśliwcami, która została opisana w Dzienniku Działań 306. Dywizjonu: „Sgt Potocki był lewym bocznym F/L Zielińskiego. Zobaczyli oni 1 Me atakującego Halifax i w ostrej pice z wysokości 12000 stóp, przeciw słońcu, zaatakowali samolot npla. Sgt Potocki leciał w odległości 100 yardów po lewej stronie F/L Zielińskiego. Na wysokości 3000 tysięcy stóp widział on, że z samolotu S/L Zielińskiego oderwało się lewe skrzydło, a później działko i że części te lecą na jego maszynę. Sgt Potocki wyrwał maszynę gwałtownie w lewo i stracił przytomność. Na wysokości 500 stóp odzyskał on przytomność, ale nie widział już samolotu F/L Zielińskiego, który nie powrócił z tej operacji”. Stanisław Zieliński zginął w czasie walki 30 grudnia 1941 roku. Jego ciała nie odnaleziono. Po bohaterskiej śmierci decyzją generała Władysława Sikorskiego odznaczono go Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. Z inicjatywy regionalistki Zyty Wegner ufundowano dwie pamiątkowe tablice, które znajdują się na grobowcu rodziny Zielińskich. Na ścianie kaplicy św. Barbary w 2011 r. odsłonięto tablicę poświęconą rodzicom Stanisława Zielińskiego - Marii i Władysławowi Zielińskim, na drugiej upamiętniono brata Maurycego i Stanisława Zielińskiego - pilota walczącego w Bitwie o Anglię. Obszerny artykuł Bożeny Ciesielskiej i Grzegorza Sojdy z Wrocławia „Arystokrata z Wioski koło Skępego. Stanisław Zieliński (1903-1941)” [w:] „Rocznik Dobrzyński” pod red. M. Krajewskiego, Rypin 2013, t. VI, s. 325-337.
się rozpacz. Kilka wozów zniszczonych i przysypanych ziemią, jęki ludzi. Wszyscy zaczęli wzajemnie się ratować. Udało się wówczas wyciągnąć z gruzowiska kolegę Józefa Jarzębowskiego - jeszcze żywego. Jego wóz był całkowicie zniszczony. Na szczęście miał się nim kto zaopiekować. 27 kwietnia 1945 r. dotarli w okolice Hanoweru do miejscowości Elze. Niebawem wkroczyła tam armia angielska, manifestując wyzwolenie. Wszyscy Polacy zostali umieszczeni w obozie w miejscowości Celle. Obóz był utrzymywany przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Za pośrednictwem tej organizacji ojciec usłyszał, że jest poszukiwany przez rodzinę z Polski. Była to ogromna radość. Znaczyło, że żyją. W sierpniu 1945 r. wydano w obozie pozwolenie na powrót do swojego kraju. Nie czekając na organizowanie transportu zbiorowego ojciec z kolegą Józefem Jarzębowskim wyruszyli w drogę na własną rękę. Podróżowali różnymi przygodnymi środkami lokomocji, trafiając również na złych ludzi. Byli okradani z ubrań, żywności i pieniędzy przez bandy ukraińskie. Józef Jarzębowski wrócił do rodziny w Chlebowie. Po wojnie był krawcem. 7 września 1945 r. ojciec przybył do Lubówca do swego rodzinnego domu. Przez długi czas matka leczyła stare odmrożenia kolan różnymi ziołami i korą dębową. W 1948 r. ojciec założył rodzinę. Wybranką została Rozalia Załucka, która w 1945 r. przybyła z rodzicami i rodzeństwem z okolic Wilna. Rozalia Załucka urodziła się w miejscowości Nowe Tokary. Małżonkowie - Rozalia i Jan - zamieszkali we wsi Chodorążek w gminie Lipno. Do roku 1973 r. pracowali we własnym gospodarstwie rolnym. Ojciec zmarł nagle 19 czerwca 2000 r. W latach 1980-1990 rodzina Rocal (Rotzal) - Lucjan, Lucyna, Irena i Zygmunt odszukali Janka z Polski. W tych latach odbyło się kilka spotkań pełnych wspomnień i tych złych, i tych dobrych. Odwiedzili razem cmentarz ewangelicko-augsburski w Łąkiem (pod Franciszkowem), ale niestety, zarośla i krzewy nie pozwoliły, by odnaleziono groby sąsiadów z czasów wojny. Porządkowanie cmentarzy w Łąkiem to odkrywanie pewnych zapomnianych historii. Dobrze, że tworzą się grupy historyczno-poszukiwawcze jak grupa GUSTAW na naszym terenie.
W pierwszym rzędzie od dołu czwarty od prawej Jan Szwajkowski. Fot. Archiwum rodziny Szwajkowskich
7
Szlaki Kultury www.szlakikultury.ariari.org
Zapraszamy na Szlaki Kultury, czyli stronę z dokumentacjami wizualnymi i opisami miejsc, wydarzeń, ludzi z małych i jeszcze mniejszych miejscowości. Przygotowaliśmy stronę poświęconą kulturze materialnej i niematerialnej, w której prezentowane będą nietypowe miejsca, nieoczywiste zdarzenia, zwyczajni i niezwyczajni ludzie. Będziemy pokazywać małe miejscowości, niewielkie społeczności i codzienność, czasami nieuchwytną czy szybko przemijającą. Chcemy zachęcać do wspólnego tworzenia wiedzy o kulturze bliskiej, codziennej, ciekawej. Udostępniamy stronę, która pierwotnie miała posłużyć do prezentacji opracowań kolejnych projektów poświęconych kulturowemu dziedzictwu. Jednak, aby strona nie stała się wyłącznie repozytorium wiedzy, powinna po prostu "działać". Podobnie jak wszystko co aktualne, żywe i współczesne, nawet jeśli to odkrywane historie, porządkowanie zapomnianych cmentarzy, dokumentowanie zwyczajów, czy utrwalanie myśli i dokonań. Szlaki Kultury wyrastają ze wspólnych działań na rzecz ochrony i popularyzacji materialnego i niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Strona jest otwarta i dostępna dla wszystkich, zapraszamy i zachęcamy do jej współtworzenia. Strona Szlaki Kultury powstała dzięki dofinansowaniu w ramach programu Wspólnie dla dziedzictwa 2019, realizowanego przez Narodowy Instytut Dziedzictwa, w ramach projektu Zatopione wsie. Dziedzictwo kulturowe Kujaw i Ziemi Dobrzyńskiej 2019 oraz programu Otwarty konkurs 2019, Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.
O tym, co dawne. Budowle gospodarcze, dawne zajęcia i przemysł domowy Bożena Ciesielska Do budowli gospodarczych zaliczają się różnorodne obiekty przydworskie, folwarczne, wiatraki, młyny wodne i gazowe, wędzarnie, stróżówki, browary, zajazdy, gościńce, zlewnie mleka, spichlerze (spichrze), obory, magazyny, stodoły, wozownie, gorzelnie, lamusy, olejarnie, chlewnie, stajnie, rządcówki, cukrownie, suszarnie, kuźnie, lodownie, węgornie, drewutnie (drwalnie), paszarnie, oficyny, piwnice, parski, pszczelarnie, stelmacharnie, warsztaty rzemieślnicze czy tartaki. Wśród nich są różne budynki inwentarskie, w których trzymano zwierzęta i ptaki (cielętniki, bukaciarnie, owczarnie, kurniki, jałowniki, tuczarnie, źrebięciarnie, bażanciarnie). O dawnym życiu mieszkańców danego terenu świadczą budowle i obiekty (zachowane, rozebrane lub zniszczone), ale i takie, na które nie zwraca się powszechnej uwagi. Do takich miejsc należą drogi z kamieni lub bruku. Fragment drogi brukowej z kamieni polnych zwanych potocznie „kocimi łbami” zachował się w Skępem przy zbiegu ulicy Kolejowej i Dworcowej przy stacji PKP. Znikają stare drewniane domy budowane techniką zrębową lub sumikowo-łątkową. Przy ulicy Klasztornej w Skępem z pietyzmem odbudowano starą rodową siedzibę stosując oryginalną technikę sumikowo – łątkową. Ten przykład pozytywnie świadczy o właścicielach domu. W Wiosce (gmina Skępe) pozostały budynki gorzelni z charakterystycznym kominem (pochodzące z II połowy XIX w.). Przy ulicy Dworcowej w Skępem istniały magazyny paszowo-zbożowe. Zostały wyburzone w 2015 r. Nie pełniły już swej pierwotnej roli. Wymienione budowle powstały dawno temu. Niektóre wpisano do rejestru zabytków, a niektóre nie są wpisane, ale warto zwrócić na nie uwagę. Stanowią element dziedzictwa kulturowego i świadczą o ludziach mieszkających kiedyś na danym terenie. Zdają się mówić, że pozostawiliśmy po sobie ślad. Obecnie wiele takich budynków (fabryk czy obiektów gospodarczych) wykorzystuje się w nowy sposób, czyli rewitalizuje się. Urządza się galerie, restauracje, kawiarnie, stanice turystyczne, sklepy, sale widowiskowe, hotele i pensjonaty, pracownie artystyczne czy sale wystawowe lub mieszkania. Często – zależy to od lokalnej społeczności – tworzy się muzea lub izby regionalne. Niestety, zdarza się, że takie obiekty się celowo dewastuje i niszczy lub rozbiera. Warto zwrócić uwagę na dawne elementy wyposażenia domów, gospodarstw i podwórek. Metalowe zamki przy drzwiach, ozdobne uchwyty na drzewiec flagi, tabliczki z numerami domów, balie, żeliwne piecyki, strażackie bosaki, studnie czy inne zachowane akcesoria. Dawniej wszelkiego rodzaju wyroby na użytek domowy wykonywano ręcznie. Kiedyś rodzina mieszkająca na wsi musiała być samowystarczalna. Potrzeba zmuszała ludzi do nauczenia się różnorodnych czynności. Poza tym na wyrobach wykonanych samodzielnie można było zarobić, sprzedając je na targach czy jarmarkach. Popularnym zajęciem było wyplatanie różnych przedmiotów z wikliny. W Skępem szczególnie kobiety, ale i mężczyźni zajmowali się wikliniarstwem. Kosze, koszyki, koszyczki, kipy, wiersze (samołówka, wiersza to pleciony z wikliny podłużny przyrząd do łapania ryb) czy płaskie koszyczki używane były w gospodarstwach domowych do noszenia lub przechowywania. W koszykach noszono na targ jajka. Kipy czy duże kosze do zbierania ziemniaków wyplatano z materiałów mocniejszych, czyli korzeni. Ze słomy pleciono ule tak zwane koszki (koszka, czyli prymitywny ul znany w Polsce od XVII w.). Miały one kształt dzwonu lub walca. Na szklane balony do wyrobu win pleciono z korzeni koszyki lub kosze z małymi uchwytami. Wyrabiano drewniane łyżki, niecki (kopańki) czy warząchwie. W nieckach zaczyniano ciasto na chleb. Gospodynie – szczególnie na wsi – piekły chleb w domu… Skępe słynęło ze znakomitych wyrobów rzemieślniczych, takich jak: wikliniarstwo, szklarstwo, kaletnictwo, rymarstwo, dekarstwo, malarstwo, krawiectwo, masarstwo. Kaletnik wyrabiał wyroby skórzane typu torby, teczki, walizki, portfele, sakwy, sakiewki czy portmonetki. Rymarz zajmował się wyrobem przedmiotów ze skóry i materiałów
8
Wojciech Bogumił Jastrzębowski (1799-1882) W. B. Jastrzębowski urodził się w Szczepkowie-Giewartach. Studiował na Wydziale Nauk Przyrodniczych na Uniwersytecie Warszawskim. Był jednym z twórców ergonomii. Zajmował się przyrodą, geografią, botaniką, fizyką, zoologią, ogrodnictwem i krajoznawstwem. Pracował w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa na Marymoncie. Brał udział w powstaniu listopadowym. Napisał projekt pierwszej konstytucji zjednoczonej Europy pt. „O wiecznym pokoju międz y narodami ” (opublikowany 3 V 1831 r.). Zmarł w Warszawie. Oprac. Bożena Ciesielska Źródło: www.wikipedia.pl
skóropodobnych (oprócz obuwia). Robił uprzęże, siodła, pasy napędowe, smycze. Dekarz krył lub naprawiał dachy. Powroźnik na specjalnym urządzeniu kręcił powrozy, sznury, liny, linki i lineczki. Szewc wyrabiał buty. Piekarze wypiekali różne rodzaje pieczywa. Przy piekarniach mieściły się sklepy. Mało kto pamięta, że kopaniarz trudnił się robieniem kopaniek, czyli niecek do rozczyniania ciasta chlebowego. A akuszerka to położna. Zadaniem sitarza było robienie przetaków i sit. Strycharz robił cegły oraz wykonywał prace murarskie. Profesja przechodziła z ojca na syna. Wiele warsztatów rzemieślniczych zostało zamkniętych. Ich czas bezpowrotnie się skończył… W Skępem znajduje się jeszcze wiele nieużytkowanych warsztatów z oryginalnymi narzędziami i maszynami. Mogłyby być wyposażeniem izby rzemieślniczej. Popularnym zajęciem domowym było szycie, przędzenie wełny na kołowrotku, obrębianie chusteczek do nosa, tkanie płótna pościelowego, maglowanie pościeli, wyrób słomianych lub trzcinowych mat oraz robienie na drutach, czyli dziewiarstwo. Z wełny dziergano szaliki, czapki, rękawiczki, pończochy, skarpety, kamizelki i swetry. Potrzebne do tego były metalowe druty o różnej grubości. Niektóre kobiety wyszywały makatki, haftem ozdabiały pościel, haftowały poduszki na łóżka lub robiły szydełkowe serwetki, kołnierzyki, wykończenia do obrusów lub wstawki do pościeli. Roboty z koronki cieszyły się popularnością, bo dekorowano nimi stoły, stoliki, komody, szafki, kredensy i domowe ołtarzyki. Sztywno nakrochmalone serwetki i serwety ozdabiały wnętrze mieszkania. Znane są różne techniki (frywolitki, koronki klockowe i najpopularniejsze koronki szydełkowe). Zręcznością mogły się pochwalić osoby wyrabiające papierowe kwiaty lub inne ozdoby. Zajęcia rękodzielnicze nie są już tak popularne jak dawniej. Koszka. Fot. Bożena Ciesielska
Koźlarze w Kozłowie Bożena Ciesielska
„Nie przekonasz tego kozła” lub „Uparty jak kozioł” – mówi się o człowieku upartym. W przysłowiach tkwi trochę prawdy. Nie na darmo twierdzono, że przysłowia są mądrością narodów. Mieszkańców Skępego nazywano Koźlarzami albo Kozłami, a Skępe – Kozłowem. Przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie opowieści o wyjątkowym skąpstwie mieszkańców osady. Ponoć nawet za napicie się wody ze studni brali opłatę… Nazwa miejscowości Skępe ma różne etymologie. Jedni uważali, że nazwę wzięła od skąpych i nieurodzajnych gleb. Inni, że od położenia między jeziorami. Miejscowość jest rozłożona na kępie. Jeziora, które otaczają miasto, mają następujące nazwy: Małe (inna nazwa Skępskie), Wielkie (Skępskie lub Dworskie) i Święte, nieco dalej od centrum bagna Mielne i Patana.
Zestawienie działań wolontariuszy w powiecie
lipnowskim w 2019 Bożena Ciesielska
Wolontariusze ze Skępego, gminy Skępe, Lipna oraz innych okolic pracowali na rzecz przywrócenia pamięci o zaniedbanych cmentarzach. Od sierpnia do listopada 2019 r. trwały prace porządkowo-dokumentacyjne na cmentarzach ewangelicko-augsburskich w powiecie lipnowskim, w gminie Skępe i Wielgie. We wsi Łąkie zostały usunięte krzewy na dwóch obiektach. Na jednym z nich, 16 listopada 2019 r. o godzinie 12, w obecności proboszcza parafii Miłosierdzia Bożego w Skępem oraz pastora parafii ewangelicko-augsburskiej we Włocławku - odbyła się modlitwa ekumeniczna. Wspólna modlitwa zwieńczyła prace na cmentarzu w Łąkiem (pod Franciszkowem). Na drugim obiekcie, oprócz usunięcia krzewów, zostało odkopanych sporo zasypanych ziemią nagrobków. W gminie Wielgie w miejscowości Teodorowo wolontariusze oczyścili cmentarz z zakrzewienia. Prace porządkowe we współpracy z mieszkańcami miejscowości wykonano także w Boguchwale. Podczas kilkunastu wyjazdów (17) ludzie dobrej woli wykazali się determinacją i uporem. Kuchnia polowa pracowała pełną parą, a posiłki podczas wyjazdów przygotowywali wolontariusze, gotując grochówkę, biały lub czerwony barszcz, zupę grzybową i żurek. O działaniach na cmentarzach napisano w prasie: „CLI. Tygodnik Regionu Lipnowskiego” i „Tygodnik Lipnowski” oraz „Kurier Okolicznościowy” (Nr 1 i Nr 2/2019). Informacje o działaniach i społeczności niemieckiej zamieszkującej Łąkie na bieżąco były zamieszczane na Facebooku oraz innych stronach internetowych (skepe.pl, Fundacja Ari Ari, Ewangelicy na Kujawach, Grupa Historyczno-Poszukiwawcza GUSTAW, Szlaki Kultury). Prace współfinansowała Fundacja Ari Ari (z siedzibą w Bydgoszczy) ze środków własnych oraz dzięki grantowi Narodowego Instytutu Dziedzictwa, w ramach programu Wspólnie dla dziedzictwa 2019. Z zestawień obecności uczestników wynika, że na cmentarzach pracowało ponad 50 osób. Przeciętnie, podczas jednego dnia roboczego, swoją obecność zaznaczyło 11 wolontariuszy. A skąd nazwa Kozłowo? Faktem jest, że w latach międzywojennych, ale i powojennych hodowano dużo kóz. Pasły się na przydrożnych rowach i łąkach. Mówiono, że w herbie miasteczka jest koza, ale to nieprawda. W herbie Skępego widnieje otwarta brama – symbol gościnności – oraz herb rodu Kościeleckich – Ogończyk. Dzięki skępskim rzemieślnikom mamy w Rynku fontannę z koziołkiem, którą ufundowano w 1979 r. Nazwa Kozłowo ma podobno związek z drewnianymi wozami na żelaznych obręczach. Osie tych wozów – jak podaje Piotr Śliwiński, autor książki „500 lat sanktuarium maryjnego w Skępem”– skrzypiały. Gdyby je smarowano smołą, nie wydawałyby takiego dźwięku. Niestety, mieszkańcy Skępego nie mieli pieniędzy na smołę, więc radzili sobie inaczej. Ponoć zbierali grzyby, szczególnie koźlarze (koźlarki) i nimi smarowali osie wozów… Określenie Koźlarze dotyczyło ludzi urodzonych w Skępem i tu mieszkających od dawna. Tych, którzy się sprowadzili, zwano dawniej przybyszami lub poświetnikami. W dawnych czasach zmarłym Koźlarzom starsi mieszkańcy Skępego podczas uroczystości pogrzebowych śpiewali pieśń pożegnalną: Zmarły człowiecze, z tobą się żegnamy „Z tobą się żegnamy. Przyjmij dar smutny, który ci składamy! Trochę na grób twój porzuconej gliny, Od Twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny. Powracasz w ziemię, co matką twą była. Teraz cię strawi, niedawno żywiła. Tak droga każda, którą nas świat wodzi, Na ten ubity gościniec wychodzi. Niedługo bracie, (albo siostro) z tobą się ujrzymy. Jużeś tam doszedł, my jeszcze idziemy. Trzeba ci było odpocząć po biegu! Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu. Boże! ten zmarły w domu Twym przebywał, U stołu Twego jadał, Ciebie wzywał Na Twej litości polegał bezpieczny, Daj duszy jego odpoczynek wieczny!”.
Słowa napisał poeta Franciszek Karpiński, autor pieśni religijnych („Kiedy ranne wstają zorze”, „Wszystkie nasze dzienne sprawy”) oraz kolędy„Pieśń o narodzeniu Pańskim”. W Kozłowie, czyli w Skępem i między Koźlarzami mieszkam od dawna. Zapewne tak jak wszędzie są ludzie skąpi i szczodrzy, nieuczciwi i uczciwi, źli i dobrzy…