MML Cegła nr 27. :Kto zaspokoi nasz głód?

Page 1



CEGŁA 27_N3/13

L E W I N

K R E S K O W Y


KTO ZASPOK NASZ GŁÓD?


KOI

CEGLA 27 C E G L A

2 7

3 3


KT O Z AS P O KO I N ASZ G Ł Ó D?

wchodzi do wanny, podoba jej się zapach nowego płynu do kąpieli, cieszy się, że go odkryła, liże nakrętkę i od razu wstydzi się tego, co zrobiła, a co gdyby widziały mnie moje dzieci? odgryza mały kawałek tabletki do zmywarki siedem w jednym, boi się śmierci i wrzodów żołądka ale nie może się powstrzymać, kupuje chemię gospodarczą sprowadzaną z Niemiec, najlepszą staje przed kasjerką w mcdonaldzie, by szepnąć do niej: wgryzłbym się w twoje jędrne udo jak w mielonego z kapuchą, wyciąga złoty kupon rabatowy i gniecie go na jej oczach z pogardą skąd niby wiesz, czy moje uda są jędrne, nawet stara maciora nie pokazałaby ci tyłka cieciu, masz, żryj, odpowiada dziewczyna, wciskając klientowi swój identyfikator Uczę się do pyska osobisty sekretarz zmarłej noblistki wyciąga z szuflady jej biurka liścik z dzieciństwa, coś do taty, o kieszonkowym, odgryza drobny kawałek papieru, przełyka, jest poruszony, płacze aligator, którego sąsiad hoduje nielegalnie na swojej posesji, zjada zimowe opony do jego opla, grozi sąsiadowi, że podrzuci bestii lalkę – robiącego kupę noworodka, wypchaną trutką na szczury

ADAM KACZANOWSKI A D A M

K A C Z A N O W S K I


martwi się, że straci robotę, ale z drugiej strony, myśli, gdyby go tak zwolnili, dziękowałby bogu, że nie musi już tam przyłazić, dłubie w nosie, podjada smarki i cukier z cukierniczki a niech mnie wywalą, kolejnego smarka podrzuca do podajnika w ekspresie do kawy, podejrzałem raz szefową, jak liże szybę w drzwiach, lizała, jakby chciała pożreć, była napalona premier odkrywa, że jego ulubione dżinsy lekko starły się na nogawkach, odrywa od nich dyndającą nitkę i nie wie dlaczego, szybko wkłada ją do ust, ciamka zjadłabym cię całą, mówi młoda mama, całując w udo półroczną córkę a potem śni jej się, że razem jedzą czyjeś palce, nie wiedzą czyje i to ją niepokoi, córeczka w tym śnie beka jak stary stoi przy dziewczynie rozdającej w promocji ptasie mleczko i pożera je wszystkie, wybiera słodycze z tacki garściami, dziewczyna nie jest przygotowana na taki atak, sama jest głodna zżerają ją nerwy, nie wie co robić, ze stresu przygryza wargi aż do krwi, odrywa z dolnej skórkę i wsuwa ją do ust nienażartemu klientowi, ten połyka ją, zanim pomyśli o HIV

CEGLA 27 C E G L A

2 7

5 5


KT O Z AS P O KO I N ASZ G Ł Ó D?

na zapleczu kierownik rozkazuje leniwej ekspedientce zjeść dwa kilo kiszonej kapusty, wyobraża sobie jeszcze, że leje ją wędzonym węgorzem na gołą pupę, chichocze aż dostaje czkawki ekspedientka w ramach zemsty cały następny dzień nadgryza wszystkie plasterki salami na stoisku z wędlinami, minimalnie, a na deser połyka klucz do skrzynki pocztowej, nie wie dlaczego prosi, żeby nie przestawał jej TAM lizać, żeby ją pieścił TAM językiem, ale prosi też, żeby włożył jej do ust swój kapeć, nowy, dopiero co kupiony u górali, zalatujący oscypkiem córka premiera przez przypadek widzi, jak ojciec ssie nogawkę swoich dżinsów, zafascynowana wkłada palce najpierw do doniczki z draceną a potem do ust, wyobraża sobie: Jestem w Amazonii osobisty sekretarz zmarłej noblistki połyka jej spinkę do włosów, jedyną rzecz, jaka została po niej w szufladzie szafki nocnej, przemyka mu przez myśl, że od tego umrze i pochowają go w jej nogach sprzątaczka je stuzłotowy banknot, zamyka się w toalecie i pakuje do ust stówę, którą dopiero co zarobiła pracując u ludzi, ta stówka smakuje jej jak nigdy, bo jest premią

ADAM KACZANOWSKI A D A M

K A C Z A N O W S K I


otaczają go, odcinają drogę ucieczki, jest środek nocy, są pijani, drwią z niego, wyciągają z jego teczki długopis i każą mu go zjeść, jest z tym kupa śmiechu, ktoś pierdnął obciąga mu, połyka i ze zdziwieniem pyta, co jadł, bo jego sperma smakuje jak roztopiony plastik, obiecywałeś jeść ananasy, wypomina mu to, czuje się oszukana, zbrukana skąd wiesz, jak smakuje roztopiony plastik, dopytuje zirytowany, a potem jej na złość zjada plastikowy talerz, po kawałku, i dwie, mocno nieświeże, wędzone makrele premier sięga po swojego nowego parkera i składa podpis na wszystkich plastrach szynki i sera, przygotowanych przez żonę na proszoną kolację, dorzuca na talerz paproch z kieszeni dżinsów już zupełnie ci odbiło, żona premiera jest załamana tym, co widzi, sam będziesz to teraz jadł, wygraża mu a potem wpycha sobie do ust osmarkaną chusteczkę sekretarz zmarłej noblistki wymiotuje, to, co znalazł jest dla niego nie do strawienia: zapis w dzienniku Mój osobisty sekretarz to straszna pipa, wyrywa tę stronę i w panice zjada

CEGLA 27 C E G L A

2 7

7 7


KT O Z AS P O KO I N ASZ G Ł Ó D?

dzieci w piaskownicy zajadają się pączkami z piasku aż w końcu jedno z nich wpada na pomysł, żeby jeść robaki, nie widzą żadnego, ale dopadają kota córka premiera wyjada całą ziemię w dracenie, popija wodą z konewki, jej ojciec nie może się powstrzymać, odrywa guzik od spodni i ssie go jak landrynkę a na koniec połyka na spowiedzi wyznaje księdzu, że pisał miłosne liściki do kolegi z klasy, ksiądz jako pokutę wyznacza mu połknięcie różańca, teraz, natychmiast, na oczach ukrzyżowanego Chrystusa wyżera gąbkę z kanapy, robi to od tygodnia, dorzuca też trochę gąbki kotu do suchej karmy, czuje dreszcz podniecenia, biegnąc do toalety, wierzy, że wkrótce pokażą ją w telewizji KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? skandują strajkujące pracownice urzędu wojewódzkiego KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? krzyczy nauczyciel wuefu, miotając piłką lekarską KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? wołają harcerze po całonocnej bibce, wymieniając się finkami KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? wykrzykują wydepilowane w miejscach intymnych pracownice biblioteki publicznej

ADAM KACZANOWSKI A D A M

K A C Z A N O W S K I


sekretarz zmarłej noblistki znajduje pod kanapą w jej salonie gumkę do mazania, rozsmarowuje ją całą, trąc po blacie stołu, potem zgarnia fafoły na dłoń i zjada je wszystkie, bez popijania! błaga, żeby dała mu jeszcze jedną szansę, przysięga, że od czterech dni je tylko ananasy z puszki i pije sok ananasowy, na jej oczach zjada skórkę od banana, wszystko na nic w kinie zjada swój kubeł popcornu, później wyjada popcorn sąsiadowi, zaczyna się przepychanka, łamie sobie ząb na cyferblacie jego zegarka, tamten rozrywa mu zębami rękaw swetra sprzątaczka je sześćset złotych w banknotach i dorzuca jeszcze dwie piątki, nienawidzę ludzi, myśli, nienawidzę tych wszystkich brudasów, ofyflusów, flej, oszczańców nie może przestać fantazjować o niesubordynowanej ekspedientce, zamyka się w chłodni i sam biczuje węgorzem, klęczy na mrożonych truskawkach, zjada folię z parówki sokołów premier zanosi wszystkie pary swoich spodni do krawcowej, przez kilka chwil razem narzekają, że świat schodzi na psy a rzeczy produkowane są coraz gorsze, krawcowa częstuje go niebieską nitką

CEGLA 27 C E G L A

2 7

9 9


KT O Z AS P O KO I N ASZ G Ł Ó D?

córka premiera wyszukuje w Internecie adresy sklepów ogrodniczych, kupuje pięciokilowy worek ziemi, łyżeczkę dodaje sobie do herbaty, resztę chowa w zamrażalniku potem w nocy budzi się przestraszona, wraca do kuchni i całą ziemię wyrzuca do śmieci, zjada kubełek lodów o smaku toffi, by udowodnić samej sobie, że jest normalna podrzuca temu cholernemu aligatorowi portfel i buty ze skóry aligatora, które specjalnie w tym celu kupił na ebayu, aligator pożera je bez skrępowania KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? skandują chłopcy w kolejce po hotdoga z Ikei za złotówkę KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? krzyczą strażacy na grillu, popijając piwko KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? lamentują pijane pracownice ZUSU i ZAIKSU KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD!? zastanawiają się zawstydzeni studenci ostatniego roku filozofii

ADAM KACZANOWSKI A D A M

K A C Z A N O W S K I


wkłada do piekarnika słonika, którego jej córka ulepiła z plasteliny i nastawia na program: mięso w kawałkach, nalewa sobie drinka, rum, wódka i płyn do naczyń plus dużo lodu całą noc liże swojego nowiutkiego forda, którego kupił w kredycie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, zjada pół choinki zapachowej, połyka brelok ze świętym Krzysztofem rzuca się w sklepie H&M na kurtkę puchową, gryzie ją tak długo, aż ochroniarze nie odciągają jej od niej, na zapleczu musi przeprosić i zjeść rolkę paragonów, stojąc przed nimi naga idzie do ZOO i marzy o tym, by zjeść to żarcie, które dostają pawiany, biegnie do automatu z colą i próbuje go przewrócić, połyka zapalniczkę na oczach przerażonych piesków preriowych pyta w sklepie mięsnym pulchną ekspedientkę, czy nie odkroiłaby dla niego kawałka własnego cyca, jej chłopak dopada go jeszcze tego samego dnia i zmusza do zjedzenia lalki barbie bez głowy są w Tunezji na all-inclusive i nagle w nocy coś ich opętuje, wybiegają z pokoju, wyżerają rzeczy znalezione w hotelowym śmietniku, głównie stare gazety, ona jest w samej halce a on tylko w jej majtkach

CEGLA 27 C E G L A

2 7

11 1 1


KT O Z AS P O KO I N ASZ G Ł Ó D?

wszyscy mieszkańcy osiedla wychodzą przed swoje bloki i otwierają szeroko usta, jak głodne pisklęta! wszystkie pracownice poczty polskiej porzucają pracę i stają w kolejce po darmowe żarcie od harekriszna! wszyscy posłowie opozycji wyważają drzwi do nieczynnej sejmowej stołówki! głodne pielęgniarki rzucają się na lekarzy, głodni pacjenci rzucają się na pielęgniarki! wygłodniałe dzieciaki przewracają pana od wuefu i zdejmują mu adidasy po to, by je zębami rozszarpać! piekarze pieką chleb z fusów po kawie, które dostarczają im Turcy prowadzący kebaba! nikt już nie wie, z czego robiona jest szynka a z czego kiełbasa! gazety pytają: kiedy ludzie zaczną pożerać ludzi? Internet pyta: która część Moniki Belluci wydaje ci się najapetyczniejsza? instytuty badania opini publicznej dzwonią do ludzi w porze kolacji małolaty głodne seksu muszą zadowalać się bananami i cukinią! korporacyjne rekiny głodne nowych wrażeń pieką placki z metaamfetaminą i tynkiem z odrapanych, najbiedniejszych kamienic! premier ma tego dość, mówi basta i sytuacja natychmiast się uspokaja

ADAM KACZANOWSKI A D A M

K A C Z A N O W S K I


CEGLA 27 C E G L A

2 7

13 1 3


K U P O WA N I E

Ryż, bo ryż. Gazeta, bo program TV. Szpinak, ponieważ brak mi wyobraźni. Czosnek, bo do szpinaku. Sok marchewkowy, bo tak. Papierosy, gdyż bez nich zmarłbym. Jajka, bo są przydatne. Jogurt, bo jogurt. Seler, bo taki kaprys. Ryba, albowiem jeszcze nie jesteśmy w Erze Wodnika.

MARCIN SWIETLICKI M A R C I N

Ś W I E T L I C K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 15 1 5


LODÓWKA

Tomasz Gruszczyk, Bielsko-Biała, lat trzydzieści trzy, dziś dokonałem zakupu na kwotę 1388 złotych, mówię. Stoję przed statywem i zadzieram głowę. Na jego szczycie kamerka. Czerwona lampka miga. Patrzę na nią i mówię. Właśnie kupiliśmy lodówkę. Na raty. Ta stara pamięta jeszcze Gagarina i jego lot Wostokiem. Ta sama technologia kosmiczna. Mińsk się nazywa. Nocami trzęsie, jakby chciała odlecieć. Nie mamy kuchni, mamy Bajkonur. Nie wysypiamy się, odliczamy. 10, 9, 8, 7… Marza rano na psa woła Łajka. Stoję w pasażu. Po prawej mam MediaMarkt, po lewej Wranglera, patrzę w oko kamerki, i mówię. Niunie na plastikowej ławeczce obok ziewają. Białe miniówy i pastelowe koszulki na ramiączkach podkreślają przynależność klasową. Stratyfikacja jest prosta, bo mierzona ilością minut przeleżanych pod lampami UV. Na oko się powodzi. Na twarzy nawet za bardzo. Niunie są trzy. Odgrodzone od siebie papierowymi torbami TK Maxxów, Pullandbearów i H&M-ów. W ich twarzach wyczytuję tęsknotę. Nie, nie za samcem, który przed chwilą zniknął z pola widzenia z plastikową kartą w tylnej kieszeni spodenek i teraz buszuje pośród plazm, tabletów i smartfonów pobrzękując kluczykami i złotą bransoletką z wygrawerowanym jej imieniem – Dżesika, Andżelika albo po prostu Bożena. Nie, ta tęsknota jest głębsza, permanentna.

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 17 1 7


LODÓWKA

To tęsknota za paparazzim przyczajonym gdzieś za stoiskiem z gadżetami gsm albo nad kawałkiem gumowej pizzy w fast foodzie obok. Manipulującym pod stołem trzydziestocentymetrowym teleobiektywem, gotowym na strzał prosto w twarz. Zaglądają do papierowych torebek i sprawdzają: czy apaszka nie wyparowała, kolor topu nie wyblakł, czy cekiny na tylnych kieszeniach dżinsów nie pordzewiały przez te 10 minut od kupna. Sprawdzają i znowu ziewają. I patrzą w moją stronę, bo staję przed statywem, zadzieram głowę i mówię. Mówię z pełnym spokojem i nonszalancją. Udaję znudzenie i niedbałość, które mają zdradzać rutynę. Jakbym w życiu nic innego nie robił, tylko kupował i o tym mówił. Jak celebryta znany z tego, że kupuje. Zaproszony do tokszołu, przepytywany przez hipsteryzującego prowadzącego. No więc patrzę do kamery i mówię. Przedstawiam się. Tomasz Gruszczyk (czy to możliwe, że w tym kraju mogę być jeszcze dla kogoś anonimowy?), Bielsko-Biała (jestem eko, nie truję się smrodem metropolii), lat trzydzieści trzy (nie, nie przejęzyczyłem się), dziś dokonałem zakupu na kwotę 1388 złotych (dzień jak co dzień). Lodówkę przywiozą jutro. Wniosą do pierwszego pomieszczenia. Tam trzeba ją rozpakować i sprawdzić, czy nie uszkodzona. Jeśli w domu jest stara – jest stara? – to mogą ją też zabrać.

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 19 1 9


LODÓWKA

Kasjerka powtórzyła dokładnie to, co na dziale AGD powiedziała sprzedawczyni. I dorzuciła jeszcze, mimochodem: Dziś można u nas kupować za darmo. Jak za darmo? No za darmo. Państwo najpierw płacicie, a my potem Państwu zwracamy. A nawet od ręki. Jak to? Po prostu. Promocję taką mamy. Tutaj za kasami, w pasażu, bramka jest. Bramka piłkarska. Trzeba tylko strzelić gola i my zwracamy pieniądze. Państwo podejdą do tego pana tam, on wszystko wyjaśni. A teraz to będzie 1388 złotych. Aha, naszą kartą kredytową, tak? Jest. On, wuefista teleportowany wprost z kanciapy wuefistów. Znad popielniczki pełnej kiepów, spod plakatu „Sport to zdrowie” i „Papierosy są do dupy”. Na karku czterdziestka, z przodu kaloryfer. Tyle, że zepsuty, zapowietrzony. Woda z niego wycieka i zbiera się w masywny brzuszek skrywany pod niebieskim polo Nike. Na szyi gwizdek, na tyłku czerwone szorty, na stopach czarne halówki Umbro. Marza wstukuje pin a ja patrzę na wuefistę i wyobrażam sobie, jak przeprowadza sprawdzian ze skoku przez kozła. Z padów siatkarskich, z rzutu piłeczką palantową. To co, Tomek, spróbujesz?, pyta Marza chowając paragon do portfela. Pyta retorycznie. Bo nie mogę nie spróbować. Nie po to przecież tydzień w tydzień celebruję pucharowe wtorki i środy, ligowe piątki, soboty

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 21 2 1


LODÓWKA

i niedziele, a zdarza się, że i poniedziałki. Nie po to co dwa lata spędzamy urlop w domu. Marza na balkonie, ja w zaciszu pokoju, szczelnie odgrodzony od wakacyjnego zgiełku. Nieczuły na pokusy podróży autostopem, nadmorskich kurortów, muzycznych festiwali, spontanicznych wypadów w okoliczne góry czy choćby weekendu pod namiotem w zakolu rzeki. Bo mundial albo euro. Bo trzeba w spokoju przeanalizować każdy mecz z osobna. Minuta po minucie, zagranie po zagraniu. Skonfrontować je ze statystykami boiskowymi, by przed kolejnym spotkaniem pokasandrzyć faworytom sromotną klęskę i doprowadzić do łez cwaniaczków z unibeta lub bwina. Co jeszcze nigdy nie miało miejsca. Nie po to co poniedziałek nabożnie pakuję sportową torbę, upycham w niej trzy pary czerwonych piłkarskich getrów, bielusieńkie spodenki i takąż koszulkę, srebrne Nike z koreczkami do gry na sztucznej nawierzchni, lanki tej samej marki na wszelki wypadek, do bocznych kieszeni wkładam antyperspirant, zestaw plastrów i bandaż elastyczny. Nie po to co poniedziałek o 19.30 mówię do Marzy „Do zoba”, ona odpowiada „Tylko się nie połam”, i wsiadam do piętnastoletniego punto, który toczy się już tylko siłą mojej woli, bo bak permanentnie pusty, o czym informuje mnie kontrolka, która nie gaśnie nigdy. Nie po to przejeżdżam te czternaście kilometrów aż poza granice miasta, parkuję pod urzędem gminy, odpalam papierosa, uchylam szybę, wydmuchuję dym przez szparę, kiepuję, trzaskam drzwiami i w ramach rozgrzewki robię przebieżkę pod wiatę, gdzie czekają już chłopaki w negliżu. Czy

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 23 2 3


LODÓWKA

upał, czy deszcz, czy mróz. Nie po to wypluwam płuca już po kwadransie gry, dyszę przeciwnikowi w kark, wycieram ślinę z podbródka rękawkiem koszulki i wydzieram się na chłopaków po każdej straconej piłce, po każdym kiksie w obronie czy nieprzemyślanym dryblingu, z którego chuja jest. Bo sztukę dla sztuki to se możesz uprawiać w domu. Jak chcesz, to ci się nawet na pędzel i pudełko plakatówek zrzucę. Tu masz myśleć. Myśleć i zapierdalać. Do ostatniego tchu, do upadku na wznak po ostatnim gwizdku. I wkładać nogę tam, gdzie będzie boleć. Ciebie albo jego, nieistotne. Ma po prostu boleć, tylko o to tutaj chodzi. Nie po to raz na pół roku dzwonię do Marzy w późny poniedziałkowy wieczór i oznajmiam pokornie, że się nieco spóźnię. Lewa czy prawa?, pyta tylko. Nie po to co jakiś czas, najczęściej jesienią, późnym popołudniem, wysłuchuję jej nieśmiałego: Co, znowu mecz? Może byś jednak zrobił coś konstruktywnego. Poczytał chociaż. A ja zwodzę, jak Thierry Henry juniora na treningu, i ją, i własne sumienie. Zwodzę obietnicą doczytania Prousta do końca miesiąca, Musila do przyszłego, Szekspira do końca roku. Nie po to to wszystko, żebym miał teraz nie spróbować. Najpierw pan wypełni te papiery, mówi wuefista. Że pan wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych i takie tam standardowe. Podpisy, tu i tu. A teraz do kamery, bo wszystko nagrywamy. Żeby nie było, że pan nie strzelisz a wołał pan będziesz, że pan strzeliłeś.

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 25 2 5


LODÓWKA

Tak, że tego. Imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, wiek i kwota zakupów. Tu, pod statyw. I patrzeć do góry, do kamery. To co, możemy zaczynać? Staję i mówię. Tomasz Gruszczyk, Bielsko-Biała, lat trzydzieści trzy, dziś dokonałem zakupu na kwotę 1388 złotych. Teraz jestem tym, kim nie są niunie a chciałyby być. Za chwilę mogę być tym, kim one są, a kim chciałbym być choć przez chwilę. Ho, ho. No to ładna sumka będzie, jak pan trafisz. Pan coś kopiesz? Coś tam kopię. To masz pan szansę. Dzisiaj jednemu już się udało. Ale paragon na pięć dych tylko miał. Jak pan trafisz, to będzie rekord. Właśnie, paragon. Ja go skseruję a pan się przygotujesz. Bo jeden strzał tylko. Bramka piątka. Zasłonięta dyktą. W dykcie jeden otwór. Na wysokości kolan. Średnica z pół metra. Linia karnego na siódmym, na oko. Przygotować się – jak? Zapalić, nie zapalę. To co? Buty chociaż zdejmę, zrobię to jak Pele. Chwila, jakie mam skarpetki? Wczoraj miałem całe. Ostatnie. Mam wczorajsze, czy dzisiejsze? Ile mam czasu? Od gwizdka piętnaście sekund. A przed? Chwilę. Ale ja ustawiam piłę. A mogę ją na chwilę? Na chwilę.

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 27 2 7


LODÓWKA

Twarda, ciężka, takie lubię. Bo takie czuć na stopie. Bo idą, gdzie chcę. Jak przesyłka pocztowa. Strzał, pieczątka, adres, odbiór. I można spokojnie prostym podbiciem. Bo nie zdechnie ci w locie. Nie zwali się na brzozy tuż przed lądowiskiem. To co, możemy? Ustawia piłę i gwiżdże. Piętnaście sekund. Rozbieg, trzy kroki. Wdech i wydech. I luz. I patrz tylko na piłę. W to jedno miejsce, w ten jeden punkt. Gdzie podbijesz stempel. Podasz dokładny adres i parametry lotu. Kurs i ścieżkę. Jak tyle już razy. Dziesięć sekund. Tylko nie przesadź. Z siłą nie przesadź. Nie zrób z siebie Beckhama z meczu z Portugalią, Ramosa z meczu z Bayernem. Nie próbuj też Panenki, bo jeszcze wyjdzie ci Ribery z meczu z Wolfsburgiem. Nie spierdol tego. Oni mogli sobie na to pozwolić, lodówkę mają niejedną. Pięć sekund. Bądź Maradoną z meczu przeciwko reszcie świata. Strzelasz, wznosisz ręce, ławka wbiega na boisko, ten gruby klepie cię po ramieniu i przystawia dłoń pod nos. A ty tylko wciągasz. Więc na luzie, po prostu. Kopniesz i trafisz. I znikniesz. Znikniesz między regałami z plazmami, tabletami i smartfonami. Wrócisz po pół godzinie i staniesz przed ławeczką z niuniami. Marza ziewnie, wstanie a ty pozbierasz papierowe torby z logo TK Maxxów, Pullandbearów i H&Mów.

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 29 2 9


LODÓWKA

Podbiegam i uderzam z prawej, z prostego podbicia. Tomasz Gruszczyk, Bielsko-Biała, lat trzydzieści trzy, dziś dokonałem zakupu na kwotę 1388 złotych, piszę. Prozą, leżąc w łóżku, w świetle nocnej lampki, obok Marzeny. Ona pochrapuje, lodówka, w kuchni, milczy. Podaję jeszcze numer paragonu: AS0027689/2013. Wuefista mówił, że po tym numerze można dotrzeć do nagrania przechowywanego w sklepowym archiwum. Na którym to wszystko dokładnie widać. Skarpetki też.

TOMASZ GRUSZCZYK T O M A S Z

G R U S Z C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 31 3 1


R E AL L I F E

I Do piwa lubię popcorn, mogą być też chipsy, dlaczego ty nic nie jesz, tylko ciągle palisz? Tyle dymu w pokoju, aż rośliny więdną, ale okna mi tutaj nie otwieraj – zimno! Najcieplej jest zazwyczaj w tych największych sklepach, czasami warto pójść do sklepu i odpocząć, jedząc hot doga czy też jakąś zapiekankę. W tych wielkich sklepach można jeść, pić i kupować, ile dusza zapragnie albo jeszcze więcej; można przez kilka godzin spacerować sobie i oglądać te wszystkie niestworzone rzeczy. Niektóre rzeczy mają twarze, ręce, nogi, buty na nogach, kurtki na grzbietach i miny: manekiny jak ludzie, ludzie jak podludzie.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 33 3 3


R E AL L I F E

II – Dlaczego ty nic nie jesz, tylko ciągle palisz? Palenie powoduje raka i choroby serca. Przy odrobinie szczęścia to i wrzody będziesz miała. Zobaczysz, wrzodów się nabawisz. I nie pal w łóżku, kiedyś zaśniesz i się spali całe mieszkanie, dawaj mi te papierosy! Lepiej coś zjedz, kanapki z salami i z sosem pomidorowym zrobię, zawsze ci salami smakowało. Wstawiłem wodę na herbatę – no prosiłem cię przecież, żebyś nie paliła! Przecież przez to palenie twoje i ja palę biernie! Słuchaj, palenie tytoniu obniża potencję, chcesz, żebym był w łóżku do niczego? Dlaczego zachowujesz się ciągle jak dziecko?

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 35 3 5


R E AL L I F E

III Tyle dymu w pokoju, aż rośliny więdną, zresztą nie tylko: więdną szafy, telewizor, łóżko zwiędło i nawet zwiądł piracki Windows od tego dymu, który nie wiedzieć skąd się wziął w pokoju, w przedpokoju; w kuchni było mięso, ale i ono przez ten dym uwiędło, i to z całą lodówką żarcia bardzo smakowitą, gdzie i piwo, i jajka, i ser, i przepiękne salami paprykowe, które tak uwielbiasz. I wszystko poszło z dymem, aż mi się chce płakać normalnie, bo łazienka nawet, nowa pralka automatyczna, nawet w przedpokoju wieszak z kurtką, choć ocalała dziwnym trafem czapka. A prosiłem cię tyle razy – w łóżku nie pal!

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 37 3 7


R E AL L I F E

IV Ale okna mi tutaj nie otwieraj – zimno. Chcesz, żebym się przeziębił? Czy zawsze, gdy jestem u ciebie, to otwierać musisz okno? Ty to chyba robisz po prostu złośliwie, bo wiesz, że najłatwiej się przeziębiam przy otwartym oknie zimą. A chorowity byłem zawsze, w zimie zwłaszcza, szczególnie kiedy byłem mały – ciągle wtedy brałem zastrzyki, chory na anginę wiecznie. I wiecznie ze mną matka do lekarza biegała, co przeważnie się penicyliną kończyło, a zastrzyki dla dziecka do lania podobne: boli i na goły i to, i to. Więc nie otwieraj okna, niech już będzie ciepło, wystarczy, że na zewnątrz śnieg leży i ciemno.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 39 3 9


R E AL L I F E

V Najcieplej jest zazwyczaj w tych największych sklepach, zimą jak do takiego wejdziesz to zobaczysz, będziesz rozpinał kurtkę i zdejmował szalik z szyi, lecz i tak mokre poczujesz na plecach plamy, lepiące się pod pachami zapachy, nawet na twarzy mogą się kropelki zebrać, że trzeba by najlepiej pot chusteczką zebrać z twarzy i przy okazji przetrzeć okulary. Najtaniej jest zazwyczaj w tych sklepach największych, w tych najpiękniejszych, które widać wprost z tramwaju pędzącego ulicą: wejdź, a takie rzeczy tam zobaczysz, że już nie będziesz chciał wyjść, zwłaszcza że na zewnątrz i zimno, i ciemno jest, a tu jak w raju, aż się serce spociło pod płaszczem.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 41 4 1


R E AL L I F E

VI Czasami warto pójść do sklepu i odpocząć na zakupach po ciężkim, męczącym dniu pracy. Pomiędzy regałami pobłądzić i powziąć w końcu decyzję, co dziś będzie na kolację. Dorzucić do koszyka jakieś piwo (kilka browców na rozluźnienie przed snem dobrze zrobi, prawie jakby zrobiła to kobieta miła i twoja), a do piwa popcorn, papierosy i starczy – można wracać tramwajem do domu... Dom nie jest domem, tylko blokiem z wielkiej płyty. Sąsiedzi to nie ludzie, lecz kosmici. Znowu jakiś Marsjanin upił się i teraz krzyczy: „Jolka, Jolka, pamiętasz lato ze snu!” – a to dopiero sam początek całej wojny światów.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 43 4 3


R E AL L I F E

VII Jedząc hot doga, czy też jakąś zapiekankę, dobrze jest sobie strzelić do tego i piwko. (Był taki kawał: – Śliwko, Śliwko skocz po piwko! – Bułka, Bułka ty chuju!) Dobrą zapiekankę można zjeść w tych piętrowych sklepach, nawet piwko w takim sklepie dostaniesz, żeby zapiekankę przełknąć. Możesz też sobie taką zapiekankę wziąć ze sobą i chodzić po sklepie, lecz piwko lepiej wypić na miejscu. Co się zaś hot doga tyczy, to ten najlepiej smakuje z musztardą. Dla porównania spróbuj zjeść sobie hot doga z keczupem, a przekonasz się, że ten z musztardą jest znacznie lepszy. Super smacznego hot doga z piwkiem zjesz w Rynku – hot dog, rzecz jasna, z musztardą.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 45 4 5


R E AL L I F E

VIII W tych wielkich sklepach można jeść, pić i kupować i nie tylko. W tych wielkich sklepach można bowiem, jeśli się ktoś profesją taką trudni, okraść kogoś, tak że się tamten, iż mu zniknął portfel z kieszeni albo torby, nie połapie w porę, aż dopiero przy kasie. Oprócz tego można w tych przepaścistych sklepach spotkać się też z Bogiem, albowiem po zakupach klientka pobożna, czy też pobożny klient, a nawet i złodziej religijny, idą do kaplicy, by oddać się modlitwie żarliwej oraz z serca podziękować: klientka dzięki Panu Bogu w modłach za udane zakupy niesie; że w robocie się wiedzie – wdzięczny złodziej, który babę okradł.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 47 4 7


R E AL L I F E

IX Ile dusza zapragnie albo jeszcze więcej zadziwiających rzeczy znajdziesz w Internecie. Oto coś przyszło mejlem z banku – jak w to klikniesz i wypełnisz, to nagle cała kasa zniknie z twojego konta. A spójrz tutaj: niby zdjęcie gołych tyłków, lecz najedź myszką, a dobędzie się zepsute powietrze z tyłków tych wybitnie przeciętnych dziewczyn – bardzo śmieszne, myślisz i klniesz z wrażenia, gdy przeżywasz, kiedy cię zastrzelą, lecz ty masz nieśmiertelność – grasz do upadłego, czasami, często nawet, całą noc się nie śpi, i jak się nie gra, to się robi inne miłe rzeczy, są bowiem takie miłe rzeczy w sieci, o jakich filozofom by się nie przyśniło.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 49 4 9


R E AL L I F E

X Można przez kilka godzin spacerować sobie po osiedlu w niedzielne popołudnie, kiedy nie masz nic do roboty i zjadłeś już obiad, a twoja kobieta... Nie ma takiej kobiety. Więc spacerujesz sobie po osiedlu, biedny, to tu to tam, bez celu, w to chłodne, niedzielne popołudnie, i nawet chmury są obietnic pełne, że zaraz zacznie padać. Chyba cieplej już i przyjemniej będzie w jakimś wielkim sklepie, gdzie możesz ze trzy piwka sobie strzelić albo zjeść hot doga. Do sklepu tramwajem się jedzie, toteż wsiadasz i jedziesz. Hot doga z musztardą zjadasz jeszcze przed wejściem. Piwem się upijasz. Ale jednym?! Toż to wstyd, o Jezus Maryja!

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 51 5 1


R E AL L I F E

XI I oglądać te wszystkie niestworzone rzeczy, te rzeźby manekinów uśmiechniętych wrednie w witrynach wielkich sklepów, te wierutne brednie kolorowych neonów i napisów śmiesznych. I kupować te wszystkie niepotrzebne rzeczy, które aż do zakupów zachęcają, wrednie uśmiechnięte i pięknie opatrzone w brednie cen tak bardzo już niskich, że po prostu śmiesznych. I przynosić do domu te zdobyte rzeczy na tych wszystkich, ogromnych wyprzedażach śmiesznych, urządzanych przez sklepy podstępnie i wrednie, tak byś był zapatrzony w te głoszone brednie, że to wszystko dla takich jak ty śmiesznych, wrednie zerkających po sobie, kto ma więcej rzeczy.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 53 5 3


R E AL L I F E

XII Niektóre rzeczy mają twarze, ręce, nogi i wyglądają całkiem jak prawdziwi ludzie. W rzeczy samej niektórzy ludzie to nie ludzie, chociaż mają i twarze, i ręce, i nogi: pamiętam, gdy cię pierwszy raz ujrzałem, nogi miałaś do szyi, aż się oglądali ludzie za tobą, i myślałem sobie, co za ludzie, żeby tak się bezczelnie przyglądać na nogi, tyłek i cycki. Potem w tramwaju ci ludzie to byli kontrolerzy, żebym nie dał nogi, we trzech wyprowadzali mnie z tramwaju – ludzie się gapili na twoje cycki, tyłek, nogi i kontrolerów, którzy, że mi z dupy nogi powyrywają, klęli. Obok stali ludzie.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 55 5 5


R E AL L I F E

XIII Buty na nogach, kurtki na grzbietach i miny na twarzach. Twarze tępe, zapyziałe, niemal bez wyrazu. Mężczyzna ślepym karabinem wzroku mógłby zabijać, lecz niestety nie ma nabojów. Pełne buty kobiecisko w mini na wysokich obcasach rytm wybija, śpiewa wręcz tym stukaniem – taka śpiewka jest jak nieme wyczekiwanie ludzi pod wiatą. Jest z nimi chłopak w skórzanej kurtce, który o świtaniu je hot doga z musztardą – to jego śniadanie hot dog i zapiekanka – je, wyciera palce, zapala papierosa. Chłopak, co się w pale nie mieści, mieszka w Polsce, lecz myśli o zmianie. Tymczasem tramwaj – skocznie podjeżdża jak tancerz.

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK ANNA DWOJNYCH

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

57 5 7


R E AL L I F E

XIV Manekiny jak ludzie, ludzie jak podludzie lub jak towar spod lady najpierwszej potrzeby: papier toaletowy, kiełbasa, żyletki – kiedyś o takie rzeczy było znacznie trudniej, dzisiaj wystarczy tylko odpowiednie sklepy odwiedzić, nieraz nawet te całkiem malutkie budki, natomiast do tych wielkich autobusem darmowym jeżdżą dzieci dzielnicy: kobiety, mężczyźni, manekini – mnie przywieźli między innymi (słowem: ludzie jak podludzie, skinąć bezpłatnym autobusem, a jak hieny i psy), psyt! Kupię tylko rzeczy potrzebne, nic więcej: więc kawa, chleba kawał, ser do chleba. Piwo. Do piwa lubię popcorn. Mogą być też chipsy.

19 V 2008 – 11 V 2009

MARIUSZ CEZARY KOSMALA M A R I U S Z

C E Z A R Y

K O S M A L A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 59 5 9


P R Z E B I E R AL N I A

w końcu ułożysz się w ten kształt, klucz który otwiera oczy, zamyka noc w ciasnej pościeli o piątej nad ranem tak mało jest samej sobie do ofiarowania, warcaby z kawy i papierosów, przed wyprowadzką na drobne zakupy w końcu ułożysz się w ten kształt pasujący do każdej sukienki, ostre neonowe światło przestanie kaleczyć, za ciężką kotarą jak lśniąca jaszczurka, nim odejdziesz wszystko co zbędne podepczesz, poszarpiesz na kurz w końcu ułożysz się w ten kształt, oddasz te rzeczy których już nie znosisz, zbyt luźną skórę na policzkach, wszystko co tak łatwo przecenić, biegnąc wzdłuż wąskiej krawędzi kalendarza, na kurs hiszpańskiego, flamenco lekcje krzyku

SZYMON KANTORSKI S Z Y M O N

K A N T O R S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 61 6 1


KO Ł O W R O T E K

Wszystko przesunęło się na zewnątrz. banery, witryny, promocje wołają: chodź do mnie tu, chodź do mnie tam. najszybsza forma przyjemności - zakupy z plastikiem w ręku. czy limity są konieczne? - przed kasą panienki w białych kozaczkach rozkminiają problemy natury egzystencjonalnej. ścigają się samochody, samoloty, niewolnicy korporacji - byle prędzej, byle dalej, byle gdzie. weekend z rodziną przez telefon lub na telefon. zadzwoń, z nami poznasz prawdziwy smak życia zapewnia ulotka z japońskim żarciem. a w tym szumie ty i ledwo słyszalny zarzut: szukasz siebie w sobie zamiast mnie. i tak, i nie, szukam ciebie w innych, lecz świat kręci szybciej niż wczoraj.

AGNIESZKA A G N I E S Z K A

WIKTOROWSKA-CHMIELEWSKA W I K T O R O W S K A - C H M I E L E W S K A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 63 6 3


KO L E J N Y R O K Ś W I Ę T Y M I KO Ł AJ R OZ W OZ I C O CA-C O L Ę

kolejny rok Święty Mikołaj rozwozi Coca-Colę a nam nie przydarza się Bezsenność w Seattle czyżbyśmy byli za starzy na cuda i nie tylko zwierzęta nie mówią ludzkim głosem ale ludzie chcą być czarnym charakterem z Opowieści Wigilijnej czy ta moda też przyszła z Zachodu i tylko dzieci wydają się szczęśliwe choć żadne już nie wierzy w Mikołaja który mieszka z daleka od sklepów i świata za rok pewnie znów będę mówić o magii nawet gdy aktualne staną się słowa przeboju Last Christmas o odrzuconym sercu kolejna Gwiazdka nie spełniła życzenia ale przecież nie na tym polega wiara

ANNA DWOJNYCH A N N A

D W O J N Y C H


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 65 6 5


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

Te ostatnie dni, dni klęski i poczucia suchości w ustach, odświeżania znajomości do drugiego miejsca po przecinku. Czas zupełnej nieatrakcyjności, ani krzty uwagi. Mam wrażenie powierzchowne, że leżę na samych kościach, nie gotuję nie pompuję, przeciągam się na materacu i rozprasowuję sen. Zawsze to tylko 50 kalorii na godzinę, choć powtarza się sentencyjnie „nie ma sensu zamiatać pokoju z dzieciństwa”. Nie jestem tym portfelem, za jakiego mnie państwo uważają. Bardzo chciałbym uczestniczyć w wymianie, szczerze, potrzebuję jej do życia jak mało czego. Jednak z czego, no z czego i Salomon nie naleje? Nie ma głodu w mieście, co najwyżej odpadnie parę klocków z dachu piramidy. Leżę i liczę, spragniony silikonowych piersi kurczaka, bananów ze śmiercionośnym robactwem koczującym w szypułkach, rzeźbienia arbuzów na podobieństwo swoje. Nie potrzebuję żadnych frykasów. Na kwaterze brakuje mi życia, dlatego szanuję każdy jego przejaw, każdego prusaka w morowym powietrzu, którym się inhalujemy z Pawłem, moim współbiesiadnikiem. Znamy granice naszego smaku, jesteśmy przecież braćmi po szalu: starczają nam te same resztki przyzwoitości, rozbijamy się obok jednego zsypu manny. Obserwujemy blaty i odpływy, trasy obfite w rytualne odpadki pachnące, prawie że gotowe. Odkrywamy zapo-

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 67 6 7


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

mniane produkty wtopione w lądolód zamrażarki, wspomnienia zagubione na najniższych półkach. Częstujemy się gestami bliskich, nieśmiało prosząc o dokładkę. Tak, nabieramy własnych kształtów, uczymy się gotować, jeść. Mieć przyjemność nazwaną i zawsze chętną. Nigdy nie byłem po drugiej stronie owocu. Ciągle zamieszkuję ten czarny wyrostek, peryferia wysokoenergetycznego świata, słodkich życzeń acz twardych zasad. Wystarczy je ostukać, z czasem zmierzyć, a zczernieją i omdleją rozczarowane. Ja każdemu życzę jak najlepiej, takie przyzwyczajenie. Przed świętami preferuję, że „nie bój się marzyć, wierzyć i osiągać”. Wzrost średni, waga skrajnie poniżej. Nie spotka mnie już hormon wzrostu. Gdyby chociaż ona chętniej gotowała, dorzucała mi skwarek do makaronu. Tak sobie myślę, zamiast przewrócić się na plecy, wywalić jęzor i szanownie poprosić państwa o otwarcie segregatorów i wyszukanie mojej karteczki. A tak dbałem o każdy krok, zbierałem paragony żeby nie nastąpić sobie na godność, nie szarpać za ręce i dobrze prowadzić. Starałem się zachować płynność ruchów, nie rozciągnąć się zbytnio na tej rozgrzewce przecież. Przez was, przez wasze wyjebanie fakturowe, jestem teraz straconym dla świata, zbędnym dla ankiet podrzutkiem w rozkroku bez wyjścia. Boję się, że sam nie wstanę, ręce podniosę i będę skomlić w raporcie do

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 69 6 9


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

słuchawki, że poproszę Mamo. Lepiej wynajmijcie sobie szeptuchę, zakupcie szare mydło i kasztany. Rzucam na was, kurwy, najokrutniejsze klątwy. Żeby podali wam suszi z karpia, żebyście zawsze mieli czerwone światło, żeby w przedszkolu dzieci wasze grypę złapały. Głos roztropny przedarł się z tej rzeczywitości obrzydliwej, przebił się przez ksobną skorupkę porośniętą przekleństwem, uderzył przeraźliwie celnie, w sam środek, myśli. Napędził nowych. — Weź po prostu jeszcze raz sprawdź to konto. Oczywiście, że jeszcze raz sprawdzę to konto. Idę więc obejść blok. W ciemnicy piony, zapalają się i gasną jak tony. 30 stron, lista lista, lista zakupów. Bo ja chceniem swoim, być przygotowanym na każdą ewentualność, muszę. Spaceruję wokół i nie myślę o kolejce produktów, myślę od razu o całych daniach, kuchniach, kontynentach. Nieskończone feerie kształtów, kolorów, algorytmów, wszystko co da się połknąć. Wieszczę przełamanie krzywej, nagły wzrost statystyki. Że dawka kalorii dochodzi do regulaminowych 2500 tysiąca, to daje prawie 1000 kilowatów różnicy! Herbata podgrzewa mi się w rękach, zawory gazowe poddają się bez pisków. Rozpalony wracam do mieszkania i na pochybel lękom, zgrabnie i dostojnie, oczywiście jest. — Piękne, okrągłe dwie stówy! — (Liczyliście na więcej? To przerzućcie lepiej kartki albo dorysujcie mi

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 71 7 1


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

zarost. Tutaj dzieje się prosty eksperyment, ale już, proszę, nie w święta) — Wow, zajebiście, odbijamy się od dna. Jak u-boot osiedliśmy wśród wodorostów, małże udawaliśmy. A ta perła, że niby to dla tej jednej jedynej nagroda, niech no się tylko wyłowi. Już mało która na te perły się nabiera! Leżymy i czekamy, dobra przepowiednia spełnia się sama. — Przenajświętsza to prawda Paweł! Zaraz lodówka nam urośnie jak wieża kościoła, będzie tego tyle, że trzeba parapet domyć, nauczyć to okno otwierać się też w poziomie. Mam dosyć podróży palcem po gazetce, szykuję napad na bank żywności. Lista sięga mi potylicy, pędzę do Biedronki zanim treści wywietrzeją. Adieu! Ja sam przyśpieszam tragicznie, zatracam się po dwa schodki, i już przebijam się przez kordony samochodów. Rozglądam się i płonę, bo wróciło zza morza to uczucie wspaniałe, światła na mnie, puszczają mi oko, trąbią gdy przechodzę obok witryny. Skąd tak szybko wiedzą, są niesamowite. Wyciągam ze ściany cały urobek, drukuję potwierdzenie i zostawiam za sobą, dla ciebie. Poczytaj sobie i pomyśl kim. Pierw w Żabce. Strzelam sobie energetyka, fajki i batonik. Słodycz wypełnia mnie, czuję się spełniony na ten moment tego tu i teraz. Opalizuję zielonym neonem i rozgaszczam się w metaforze, przyszłość jest jasna jak pościelisz. Gdy zechcę, zanurzam się w wirującą

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 73 7 3


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

maszynę i ubieram kokon sacharozy. Nie dosięgnie mnie wtedy żadna inwektywa, nie zmusi żadna sytuacja. Rozciągam w ustach najbliższe zdarzenia, aż przekroczą wyporność samolubstwa i przeleją się przez wieko, chętnie z kąpielą. Pamiętałbym, gdyby nie orzechy wpadające w zakamarki ubytków? Zmierzam do celu, bo inaczej byłbym w kropce. Trasa w remoncie, z obu stron obstawiona ambientem. Atakują gry słowne, przysłowia, skojarzenia moje, myślałem że moje! Tak ciężko wytrzymać napór nowych wpisów! Drżę cały, stąpam rytmicznie, czujnie jak sarna. Na nic! Strzelają co chwila, a to z działa, celnie i niezbędnie, a to obrzynem własnoręcznie skrojonym, byle szybciej, byle więcej. Dostaję! Dziura na wylot, pod ramię, wciskam w nią papierek. Zaraz kolejna, po co mi ta farba olejna. Grzebię po torebce w kieszeniach, wyciągam papierki po cukierkach, siatkę parcianą, łatam co sie da. Jeszcze żel dwa w jednym, jak pocisk paraboliczny wyłupuje prześwit pod łopatką. Na co mi tyle wieprzowiny! Potrzebuję czegoś większego żeby zatamować pragnienie! Obok drzewo, wyciągam z dziupli butelkę po piwie. Naraz staje mi przed oczami - boże co ja zrobiłem, zamachnąłem się na porządek zastany! Idą, dwóch chłopców, przekopują się przez chrupki w poszukiwaniu dodatków. Ja nigdy o tym tak na poważnie, ale teraz jestem zmuszony do heroizmu. Muszę zatrzymać listę kolejkową. — Ej pizdy, dawajcie mi te chrupki i ani słowa o starszym bracie, a teraz spierdalać! — I szarpną-

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 75 7 5


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

łem za te paczkę, wysypało się co było, rozpłakałem się, a oni za mną. Stoją i patrzą jak wciskam śmiecia w dziuplę, poprawiam żeby nie wypadł. Oni coś krzyczą, nie słyszę, uratowałem nas przecież, cześć żołnierzom wyklętym. Zostawili czipsy, gnoje się brzydzą. Kucam, świszczy mi nad głową, a ja sobie w najlepsze kąciki miedzy palcami oblizuję. Papryka ta wyrosła z samej chęci człowieka, ze współczesnego upodobania do zmiany klimatu. Bez zbędnego rozmnażania, samopas puszczony, szczypię się językiem dla każdej drobinki. Że też sam się obudziłem! Przeczołguję się do betonowych śmietników przy sklepie. Pan bóg kule nosi, dopisuję parę rozsądnych pozycji. Zaraz oszaleję, uśmiech wita mnie. Na cóż było czekać wolnej Polski, skoro była szansa, nie trzeba by się rozbierać, obnażać, obrażać na sąsiadów. Tak trudno zaufać, a Niemce wiedzieli, że najlepszą kandydaturą na tron Polski jest infant Portugalski, Emanuel, władca sprawiedliwy i hojny. Jurny chłop, jak i my, gestem rozszerzający gamę smaków, dbający o uśmiech dziecka bardziej niż o własne dywidendy. Wchodzę nareszcie w jego królestwo, rozpromieniony jak czerwiec, macham do kamery przy pieczywie, przedstawiam się i wyciągam listę. Przez to pajacowanie potknąłem się o własne sznurki! Zawstydzonym, chowam się za stoisko z warzywami. Znad lodówek celuje we mnie, napierdala pomarańczowym zakreślaczem promocja serów. Śmielej, targam się

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 77 7 7


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

na życie, obwąchuję opakowanie, całe i zdrowe. Obok wymarzone piersi, chwała bądź technologii produkcji. Dotykam je przez szybkę — macanko, czy nie są zbyt obtłuszczone. Śliczne, wieczna młodość do zamrożenia. Energetyk dla Pawła, niech no stanie na nogi. Wafle dla Magdy, przecież pamiętam. Jestem polakiem: ziemniaki biorę myte bo nienawidziłem kopać, jogurt z zagranicznym owocem, jeszcze grejpfrut sam dla siebie. Nie muszę go już dzielić na sześć cząstek. Taśma się przesuwa, koszyk tężeje, a ja nie widzę żadnych rannych, tylko wózki wasze, o nieskończona inspiracjo! Jak zachować wierność mojej liście, gdy wokół same dobre sztuki za nos wodzą, wyrwane z okowów półek, leżą dania na pokuszenie, pomidor. Dzisiaj żadna gąska mi nie ucieknie, pomidor. O idealna strukturo włókien, dzienna dawko soli mineralnych - normy piętrzą mi się przed oczami, wstydliwie wytykają ułomność. Gdzie okulary, nie rozczytam, nie wziąłem! Jak teraz wyliczyć racje dzienne, jak nie przeholować w doborze treści! Zjadam sobie pączusia na uspokojenie, przy kasie, jeszcze zamroczony syntezą smaków, zalotnie wywracam oczami i pokazuję worek. — To był ten czerwony w środku, z aromatem rabarbaru i słodką glazurą. — Dzień dobry, siateczkę? Dobrze, w końcu jestem gościem. Urzędniczka. Bez stanu cywilnego. Bez obrączki. Ale nie po nią ja tutaj. Wezmę te foliowe. Bo siatką parcianą wątrobę sobie przecież zapchałem. Jeny, jeszcze alkohol. Jak mogłem! Przecież pragnienia, przecież lista!

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 79 7 9


Ż Y CZ Y M Y, Ż Y CZ Y M Y

— Ja przepraszam najmocniej, jeszcze tylko sięgnę po flaszeczkę. Piąteczek, rozumieją Państwo, hehe. Ale gmin zbyt zajęty przeliczaniem swoich koszy, nikt nie wytknął mi środy. Sam, bez słowa, spowrotem. Osiągam sukces. Rachunek zamknięty, staram się nie pamiętać o paragonie. Urzędniczka wciska mi go do zakupów. Odwracam się do śmietnika i wyrzucam go, ceremonialnie nie czytając. Nie szukając, oczy moje trafiły na produkty impulsywne. Pęka mi serce. Tęskno patrzę w stronę słodyczy, zapomniałem przez tę siatkę. Znowu, ale teraz spektakularnie łączę to sobie w motto. Wychodzę zawiedziony, jak reszta za mną i ci co przede. Idę, ale ciąży mi ten sukces, nie moge zapomnieć o łakociach. Ale przecież ja sam, w ręku nie mam miotły, tylko pracę moją. Dostawiam krok. Bach! Brak! Ciągle w budowie. Kostka nie ta, bo moja pęka, wysyła rozpaczliwie fale ‚Ratunku’. Wysypują się dobra, musiały te płynne: sosy, jajka, mleko, jogurty, wódka. Cały w nich, oblizuję się żałośnie. Dzieci się śmieją, wyciągają komórki. Typek krzyczy że ‚dwieściezłoty’, że rozbiłem mu reflektor w audicy. Ktoś chce mi pomóc, kręcę wokół maczugą wstrętu - nie weźmiecie! Do niej, do ciała, do systemu zabezpieczeń, nie mam. Paweł poza zasięgiem sieci, brat nie odbiera. Kafar napiera, że zaraz dobije, już komórke wyjmuje. Będę pierwszy! Obok bankomat przebrany za choinkę, stękam do telefonu, wybiera mi kontakt: MAMA. Ocieram twarz, to chyba ta.

PAWEL BAGINSKI P A W E Ł

B A G I Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 81 8 1


O R GA N I Z AC JA M AT E R I AŁ U

Przejście w aktywność; bramki piszczą z popularności za naszymi plecami. Okrążając wielki bonet mroźniczy zwalnia kroku, by lepiej skupić wzrok. Teraz to powietrze jest dla nas, nie ma go w innym czasie dla innych. Wybaczcie, zostaję w tyle, chcę na to spojrzeć – na wszystko. Temat klimatyzacji krąży w sektorze pokarmu dla zwierząt. Ściana wygłuszona serami i kobieta w trzecim okrążeniu. Gdzie moglibyśmy poczuć bardziej, że to jest naprawdę. Po wyjęciu z kartonów przeszłość zyskuje przyszłość. Koncentracja była jednym w warunków Stworzenia. Niewidoczna klimatyzacja jonizuje koncentrację. Skierował wzrok w stronę okna za emisją kas. W chwili wytchnienia skanery liczą na siebie. Reakcje regałów, chłodni, rzeczy na tackach. Wszystko zaistniało w ciągu jednej sekundy. Przeszło plus trzydzieści stopni na zewnątrz. Kolonie odległości zalegają przy końcu hali. Zawiadomienie skierowane do każdego. W gruncie rzeczy myślimy tu cały czas. Z dziećmi, dla dzieci; jedna w ciąży. Nie można dotknąć żadnej ze ścian. Światło znikąd wzmaga czytelność. Blok cieczy na palecie z drewna. Rozpad połowiczny terminów. Czytnik objaśnia przedmiot. Do zobaczenia wszystko.

CEZARY DOMARUS C E Z A R Y

D O M A R U S


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 83 8 3


PORTRET C

– Witam was, dzisiaj filmik pod tytułem „Mały hol zakupowy”, zapraszał pełen entuzjazmu głos, a na ekranie pojawiła się młoda kotka, pers z długimi blond włosami. Mówiąc trzepotała kilometrowymi rzęsami i gestykulowała łapkami z pomalowanymi na pomarańczowo paznokciami. C nacisnęła na pauzę i przesunęła palec w kierunku menu. MadforSzoping, przeczytała tytuł. Aż 24 filmy, ta mała rozwija się nad podziw, ale i tak mnie nie doścignie, zamruczała. O kurcze, film „Warkocz na wiosnę” ma ponad 5000 wejść, zatrwożyła się na serio. No cóż, persy przyciągają uwagę już samymi włosami, a tysiące nagich sfinksów codziennie szuka na youtubie filmów o fryzurach, jakby od tego rosły loki, pomrukiwała zniesmaczona C, wodząc pazurkiem po ekranie tableta. Tendencje na wiosnę, Modne warkocze, Makijaż na codzień, pazur sprawnie przesuwał się po liście tytułów, w końcu zatrzymał się na strzałce obok tytułu „Mały haul zakupowy” i rozpoczęty wcześniej film ruszył dalej. – Najpierw pokażę wam buty, zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia – pers znów zatrzepotał rzęsami. – Weszłam do Szanela i doznałam szoku. Wyraźnie francuski akcent długowłosej blondynki, szczególnie kiedy wypowiadała słowo Szanel, spowodował, iż C drgnęła i zadarła do góry najeżony ogon. – Ach, zapomniałam powiedzieć, że byłam w Paryżu. Odwiedziłam mamę. Co prawda mama tam nie mieszka, ale przyjechała

GRAZYNA WOJCIESZKO G R A Ż Y N A

W O J C I E S Z K O


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 85 8 5


PORTRET C

na week-end do Paryża. – Wpatrzona w swój tablet, C machała coraz szybciej ogonem, a sierść na karku stanęła dęba. – A wracając do butów – głos blondynki stał się bardziej promienny, zaś ręce gestykulowały jak najęte. – nie mogłam przestać o nich myśleć, trudno mi było cokolwiek robić. Nie mogłam ani jeść, ani spać. W końcu kupiłam. To znaczy mama mi kupiła. Są piękne, popatrzcie! – Pers schylił się i zniknął z ekranu, a po chwili jego miejsce zajął czarny but wraz z ostrą muzyką. But nakręcony w technice 360 stopni obracał się w takt dyskotekowego rytmu, dodatkowo lśnił brokatem, a szpilka wydawała się tak długa i zgrabna, że mogłaby być szyją żyrafy. But nadal królował na ekranie, kiedy miejsce akompaniamentu zajął ponownie głos dziewczyny. – Sam fakt, że stoją w mojej szafie, och! Po prostu kocham je, kocham... Pazur dotknął stop, po czym C z głośnym piskiem podskoczyła do góry. Spadła czterema łapami na ziemię, skoczyła do ściany, odbiła się jak piłka, pobiegła do przeciwległej ściany, ponownie odbiła się jak piłka i z podkulonym ogonem wróciła na swoje miejsce przy biurku i wygodnie usiadła. Teraz palce biegały po ekranie tableta tak szybko, że oczy nie mogły nadążyć za zmianami obrazów. W końcu pomalowany na zielono, długi pazur zatrzymał się na napisie „Jak unikać błędów w makijażu” i po chwili ekran tabletu wypełniła twarz czarnej, grubej kotki. – Dzisiaj coś bardzo, bardzo ważnego: jak unikać błędów – ciepły i pogodny głos zachęcał do słuchania.

GRAZYNA WOJCIESZKO G R A Ż Y N A

W O J C I E S Z K O


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 87 8 7


PORTRET C

C na widok siebie na ekranie położyła się przed tabletem i zaczęła mruczeć. – Wiem, że długo czekałyście na ten film, ale w końcu jest. Oto rzecz najważniejsza, most important, najlepszy korektor ewer, firmy Lorelal. – Czarna kotka wzięła do ręki białą tubkę i przytrzymała na wysokości twarzy, aby dobrze był ją widać. – Kupiłam nie za 300 złotych, jak w sklepie, ale korzystnie, na alegro za 100. Dzisiaj tylko kilka słów, zrobię cały film o nim, jak tylko będę miała trochę czasu. Kochane zobaczcie jaki efekt, co potrafi korektor firmy Loreal. Cały ekran wypełniła skóra pełna krost. – O Boże, dlaczego jak robię film ewer musi mi wyjść jakiś ropniak albo pryszcz – głos kotki był lekko płaczliwy, a na ekranie C rozmazywała po twarzy grubą warstwę białej mazi. – Zaraz zaraz, co, sisterczko? – teraz C miała przy uchu komórkę. – Przepraszam, ale musiałam dowiedzieć się, czy sisterczka dojechała do domu. Już wracamy do makijażu. – Z ekranu C patrzała widzom prosto w oczy. – Pamiętajcie te grube pory i czarne krosty, które wam dokuczają, to dlatego że niczego nie używacie, ewer. Woda i mydło to przeżytek. Żel Loreal jest bardzo wydajny, ewer pięknie pachnie, pięknie się pieni, a teraz właśnie jest promocja. A teraz produkt, na który najbardziej czekacie, żel do przedłużania rzęs firmy Iwsenlorą, to znaczy odrosną wam rzęsy, po tym jak wypadły po zdjęciu przedłużenia... C, leżąc tuż przy tablecie, miała zamknięte oczy i donośnie mruczała.

GRAZYNA WOJCIESZKO G R A Ż Y N A

W O J C I E S Z K O


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 89 8 9


SZ CZ Ę Ś C I E

ekskluzywny second hand, pieczywo z przeceny, milion możliwości i jeszcze nabiał last minute przed datą ważności o połowę tańszy. spieszmy się z tym nabiałem, tak szybko wychodzi, tak szybko to miasto nowe szanse rodzi, że grzech czuć tu smutek. pożyjemy jak ludzie. jeszcze komis dziecięcy, witaj nam cudzie drugiego życia niemal niezniszczonych samochodów na pedały. traktor naprawiony patykiem. życie całe w częściach, prawie oryginalnych, i patrz, jak się trzyma. dobry, mocny patyk. to jest właśnie szczęście.

JANUSZ RADWANSKI J A N U S Z

R A D W A Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 91 9 1


A I S H A. KO L E J KA

Chodźmy, utrudzeni, bo będzie nam dane za złotówkę wszystko, bo dzisiaj jest wtorek, albo nowe, bo środa. Jakie kołnierze będą tulić nasze dzieci, gdy same nie będziemy mogły, w twardych szkołach i brudnych pracach? W jakie rękawy będą wycierać nosy? W jakich sukniach nasze córki będą jeszcze piękniejsze i dla kogo w dalekich, dalekich miastach? Wijemy się w wężu, połknięte żywcem. Rozpuszczamy w zapachu odkażonych ubrań, rozpływamy w zachwytach, tkliwym dotyku tkanin.

JANUSZ RADWANSKI J A N U S Z

R A D W A Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 93 9 3


A N T Y KO N C E P C J I I T E S T Ó W C I Ą Ż O W Y C H A P T E K A N A D YŻ U R Z E N O C N Y M N I E P R O WA DZ I

Jadę na nocny dyżur apteki po żelki w kształcie literek. Na rano muszą być, chociaż zaspany magister najchętniej posłałby mnie w cholerę, razem z typami, co potrzebują prezerwatyw, a na stację mają za daleko albo typiarami szukającymi w popłochu testów ciążowych. Człowieku, są sytuacje, w których czas taktownie znika, życie odmierza czekanie, panika, zbliżające się wraz z rankiem pytanie o żelki. Naciskam raz jeszcze na dzwonek, zmiatam spod powiek magistra wielkie cycki albo ostatnią ratę kredytu, który na trzydzieści lat połączył go z żoną. Musi się podnieść z leżanki, ponieść do okienka siebie, z którym co zrobić - nie wiadomo. Był w nocy wariat powie w domu chciał żelki w kształcie literek. Chciałem go posłać w cholerę razem z typami od gumek i ciążowych testów, przecież to nie jest sprawa życia ani śmierci, ale pomyślałem, że jak mu dzieciak wierci o literki dziurę w brzuchu, to niech ma, niech idzie w noc z literkami, niech jego jazda ma więcej sensu, niż na co dzień mamy, niech sens ma wreszcie czyjaś pokręcona jazda, niech facet jedzie, niech pełny gaz da, niech jego życie przez chwilę coś waży, choć tyle, ile napis z literek, który dzieciak rano wymaże.

JANUSZ RADWANSKI J A N U S Z

R A D W A Ń S K I


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 95 9 5


WYKWITY

Pożar zakładów chemicznych to reklama ognia? Odpuść sobie kolorowe fajerwerki, których epicentrum jest opryszczką na wardze. Co cię bardziej uwiera? Dom handlowy czy poczucie straty? Towary zdjęte z półek, żeby je zapładniać i rozmnażać? Wózek widłowy, paleta, skrzynia? Królestwo za chipsy? Zawróć do annałów dzieciństwa i starego budownictwa, porzuć wijącą się w niezliczonych splotach architekturę przyszłych wspaniałości. Król jest nagi i swędzi go ciało. Drapie się w intymnych miejscach, podrażnioną skórę rozdrapuje paznokciami, mocno, bez ulgi, z odgłosem podobnym do trwożnego szelestu banknotów w skarbcu. Każdy nakład cię wyczerpie, rozmieni na drobne i wrzuci do aparatu. Czy właśnie tam chciałeś się dodzwonić? Usłyszeć przerażony wrzask operatora, który zapomniał się, że jest automatyczny?

PIOTR GAJDA P I O T R

G A J D A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 97 9 7


K L Ę S K A Ż Y W I O Ł O WA F E S T Y N Ó W

Życie skwierczy, jakby dochodziło na ruszcie. Zapoznana wieki temu przemiana; od truchła rozsmarowanego na grillu limuzyny, do rozkawałkowanego ciała na środku placu. Mimo to bezkrwawe są preparaty mediów: uśmiech zaprojektowany przez dentystów i para z garów. Lokowanie produktu z resztek ze stołu, ukrytych pod stopą prezentera, którego stworzył oświecony prompter. Żeby rozum nie poszedł w rozsypkę, robią z niego mrożonkę. Mrzonkę? Tymczasem ktoś przesolił fikcję, zapomniał zamieszać chochlą w partyturze telenoweli, emitującej emulgulator i orkiestrowe dźwięki. I tak z radosnego bulgotu zrodziły się atonalne czasy, w których dopiero z daleka słychać, że styropian może być twardszy od betonu, a los jednostki wytłumiało się mitem z domieszką azbestu. Budowało wszystkie te lekkie konstrukcje – wolność i demokrację, kawę czy herbatę – podtrzymujące sufit nad kasą w Tesco.

PIOTR GAJDA P I O T R

G A J D A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 99 9 9


L O KO M O C JA

Wszystko wokół wygląda jak powypadkowa miazga; dyskomfort życia, który jest doznaniem człowieka z kinetozą, siedzącego tyłem do kierunku jazdy. Dokąd w tej pozycji zmierza, podróżując przez własną śmiertelność? Z luksusu w refluks? Wozi się z tłuszczą, odkąd w imię przemiany materii połamano mu kości i od dawna wyłącznie mozół oliwi liny towarowej windy. Sam przy tym tyje niczym upchnięte w bagażniku walizki ze świńskiej skóry, jakby przy ich pomocy budował keson między ciałem a ciśnieniem, dopóki zamierającym obrotom kół w wywróconym podwoziu towarzyszy przeciągły gwizd. Aj-waj!, w jaśniejącym obliczu nieuchronnej kraksy chce wniebowstąpić, odziany we własną tkankę niby w zwoje Tory, co jest po kupiecku. Lecz przenigdy w wagę netto z odliczoną tarą.

PIOTR GAJDA P I O T R

G A J D A


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 101 1 0 1


NA ZDROWIE

Reklamówko w afekcie, pod jaki samochód wpadniesz, na czyjej zatańczysz masce? Kto tobie kazał tłuc się po bezdrożach (innymi słowy, polskich drogach), skoro najwyraźniej jesteś bez dziury w poszyciu i głosisz treści, a jakże, proekologiczne, nie mając o nich pojęcia, stając się przez to ich idealnym nośnikiem, jakim zapewne byłaś: mięsa, jabłek, pomarańczy, butelki, która chciała zaczerpnąć powietrza nie mając ku temu wystarczająco mocnej głowy, siły przebicia, myślę sobie pod śmietnikiem (klapa była za ciężka, by do środka mógł ją włożyć). A ty gdzie skończysz, kiedy wiatr zmieni kierunek i zacznie wiać w oczy; w jakim to miejscu ziemi znajdą się takie pokłady cierpliwości, by dała radę strawić jeszcze jedną reklamówkę, ten powleczony siecią konsumpcjonizm.

RAFAL ROZEWICZ R A F A Ł

R Ó Ż E W I C Z


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 103 1 0 3


Z PA M I Ę T N I CZ K A C

W Markach będzie. Nasz nowy sklep. „Sklep”, dżizas, co ja opowiadam. Pan słyszy, co ja opowiadam i pan mnie nie poprawia? Panie Marku... - Piotrze. Piotrze, przepraszam, to przez te Marki, wie pan i ogólnie zdenerwowana jestem, bo to jednak pierwszy taki sklep....Ha! Słyszał pan? Znowu „sklep” powiedziałam! Hi-hi-hi-hi. Sam pan widzi, jak mi się udzieliło. Żaden sklep – market. Market będzie panie Piotrku, niech pan sobie zapisze, sklepy to po wsiach są. A Marki to teraz pełnoprawne miasteczko. - Ach? Dokładnie! Widzę, że już pan rozumiał. My tym ludziom nie dajemy tanio żryć. My im dajemy coś więcej niż żarcie. Tożsamość im dajemy. Przenosimy na wyższy poziom. NEXT LEVEL. To jest zakupo-ewolucja. Pisze pan? - ...kupo-ewolucja.... Hiperextramegamarket! Ale niech pan tego nie pisze. Wystarczy market, żeby ludzi nie przestraszyć, oni muszą przywyknąć, wie pan? Trzeba tylko powiedzieć, że otwarcie. I, że tego dnia będzie tania kiełbasa. To znaczy, nie tylko tego dnia będzie tania i nie tylko kiełbasa, nie wiem jak to panu wytłumaczyć... - Rozumiem. Dobrze, niech pan zapomni o tej kiełbasie. Otwarcie. I, że duży sklep, duży wybór i w ogóle wszystko

PIOTR LENARCZYK P I O T R

L E N A R C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 105 1 0 5


Z PA M I Ę T N I CZ K A C

dużo. Dużo i w Markach. Koniecznie, że w Markach. No i nazwa: hipermarket „Desco”. Nazwa musi być! Odchodzi stukając rytmicznie ślinę. Na moment odpływam myślami Po chwili zaczynam pisać. Jedna Reklamowy slogan. Jak haiku. Jak

obcasami. Przełykam gdzieś daleko stąd. litera po drugiej. oda. Jak epitafium.

„W Desco znajdziesz dużo marek. W Markach znajdziesz duże Desco” Reguluję oddech. Przymykam powieki. Dokonało się.

PIOTR LENARCZYK P I O T R

L E N A R C Z Y K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 107 1 0 7


NIE UMIERA SIĘ Z PEŁNĄ

SŁAWOMIROWI PŁATKOWI

umarłabym cholera mimochodem ale mam pełną lodówkę Hiszpan się wprosił żeby gotować sam nie jadł często gotuje u innych

KAROLINA KUBIK K A R O L I N A

K U B I K


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 109 1 0 9


1 GRUDNIA

Do piątej nad ranem płaciłam kartą mastercard za dzisiejszego kaca. Moralny był gratis. Taka promocja dla stałych klientów. To jeszcze podwójną, na lodzie. Pocałuj mnie. Jak tylko wytrzeźwiejemy, pójdziemy kupić buty na nową drogę życia. Mówiłeś, że twoja żona może załatwić kupony rabatowe do Deichmana. Tuż przed wyjściem prawie uwierzyłam, że mogę cię mieć. Po prostu. Zbliżeniowo. Transakcję odrzucono. Znów piszczałam w bramce za kradzież. Miałam wczoraj kiełbie we łbie. Wszystkie są wytrute. Pływają do góry brzuchami w brei z piwa i wódki. Jeszcze słychać zawodzenie wściekłych psów. Spoko. Dziś pierwszy dzień grudnia. Idą święta. Wpuszczę sobie karpie.

AGATA AFELTOWICZ A G A T A

A F E L T O W I C Z


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 111 1 1 1


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 113 1 1 3


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 115 1 1 5


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 117 1 1 7


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 119 1 1 9


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 121 1 2 1


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 123 1 2 3


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 125 1 2 5


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 127 1 2 7


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 129 1 2 9


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 131 1 3 1


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 133 1 3 3


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 135 1 3 5


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 137 1 3 7


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 139 1 3 9


NOTES


M Ó J G Ł Ó D DZ I Ś Z AS P O KO JĄ : B I E Ż Ą C Z K I

Z A C H C I A N K I

N O

B O

T A K

CEGLA 27 C E G Ł A

2 7

BIEZACZKI

ZACHCIANKI

NO BO TAK 141 1 4 1


1% PODATK NA KUL I EDUK Przekaż 1 % podatku dla Fundacji Na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza. Nasz numer KRS: 0000333054 http://fundacja-karpowicz.org/1_podatku/


KU LTURĘ KACJĘ CEGLA 27 C E G L A

2 7

143 1 4 3


CEGŁA 27_N3/13 KTO ZASPOKOI NASZ GŁÓD?

REDAKTOR NACZELNY : BRUNO LEF LEWIN REDAKTOR PROWADZĄCY : KAROL PĘCHERZ REDAKTOR & KOREKTA : ŁUKASZ PLATA SKŁAD & DESIGN : GYYETHY KAROLINA MARIA WIŚNIEWSKA

WYDAWCA : FUNDACJA NA RZECZ KULTURY I EDUKACJI IM TYMOTEUSZA KARPOWICZA

ADRES DO KORESPONDENCJI: KSIĘGARNIA TAJNE KOMPLETY 50-107 WROCŁAW, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2 REDAKCJA@MAGAZYN-CEGLA.NET / WWW.MAGAZYN-CEGLA.NET

ISSN 1896-2637

ISSN 1896-2637 MAGAZYN JEST DOSTĘPNY W KSIĘGARNI PARTNERSKIEJ DSW TAJNE KOMPLETY / WWW.TAJNEKOMPLETY.PL MAGAZYN FINANSOWANY PRZEZ

WYSDZIAL KULTURY

MINISTERSTWO KULTURY

GMINY WROCŁAW

I DZIEDZICTWA NARODOWEGO




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.