www.barka.org.pl
Stowarzyszenie Szkoła Barki im. H.Ch. Kofoeda Centrum Integracji Społecznej
Twój 1% może nam pomóc
numer
01
marzec/kwiecień Drodzy Czytelnicy, ponownie na ulicach Poznania pojawili się charakterystycznie ubrani dystrybutorzy Gazety Ulicznej. Daje ona miejsce pracy osobom długotrwale bezrobotnym. Gazeta tworzona jest społecznie. Zarówno autorzy artykułów i zdjęć jak i obsługa Gazety to wolontariusze, nierzadko osoby bezrobotne włączające się w utworzenie swojego miejsca pracy. Polska jest 49 krajem świata, gdzie ta idea się rozwija. Poznań ma szansę stać się miejscem przyjaznym dla rozwoju społecznej kampanii na rzecz tworzenia miejsc pracy. Kupując Gazetę wspierają Państwo aktywność osób poszukujących zatrudnienia oraz umożliwiają im zabezpieczenie podstawowych potrzeb. Dziękując za Państwa zrozumienie składamy serdeczne życzenia Wielkanocne. Życzymy siły wewnętrznej, pogody ducha i pokonywania wszelkich trudów i problemów. Niech radość wstąpi w Państwa serce wraz z wiosenną przyrodą budząca się do życia, odradzająca się z uśpionych ziaren. Redakcja Gazety Ulicznej
4-6
Gazeta Uliczna daje pracę; wywiad z Melem Youngiem, twórcą Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych
2005
20-21
Nasza twórczość: Heniu, Marysia
22-23
Klaus Schab –Społeczne Sumienie Biznesu
7
Szkolenie na Dystrybutorów Gazety Ulicznej
24-27
8 Pens dla Briana 9
W Przełomowym Momencie – wywiad z Tomaszem Sadowskim
10-11
31 Barka na Ukrainie 32-33
Filozofia na co dzień: Chwila z Sokratesem
Treneiro: Absolwent
12-13
Organizacje pozarządowe: Najważniejszy jest rozwój
14-15 Galeria 16-17
Duża różowa kuleczka
18-19
Tego jeszcze nie było
Redaktor prowadzący numer: Barbara Sadowska + 48 505 833 302 barbara.sadowska@barka.org.pl Redakcja: Barbara Dudzińska, Halina Skibińska, Wojciech Zarzycki, Ewa Sadowiska, Jerzy Łuksza, Leszek Bór redakcja@gazetauliczna.pl Fotografie: Chris Ako, Mark Shiperlee, Krzysztof Sańko, Piotr Kremski Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński
28-30
Czy Polska powinna pomagać krajom rozwijającym się?
Radio Merkury w Gazecie Ulicznej
34-35
FOTO Wielkopolska
36-37 Podnieś się... 38 Przetrwają najwytrwalsi 39
Informacja dla reklamodawców
Reklama: Przemysław Sołenczew + 48 505 560 867 reklama@gazetauliczna.pl Skład: Daniel Majchrzak Druk i naświetlanie: Gramma Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86 redakcja@gazetauliczna.pl Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86 barka@barka.org.pl
Wydanie Gazety Ulicznej było możliwe dzięki wsparciu MATRA KAP, LLOYDS TSB, GENEVA GLOBAL RESEARCH.
3
GAZETA ULICZNA DAJE PRACĘ
WYWIAD Z MELEM YOUNGIEM – TWÓRCĄ MIĘDZYNARODOWEJ SIECI GAZET ULICZNYCH
Mel, jesteś szefem jednej z największych gazet ulicznych „The Big Issue”. Czy mógłbyś opowiedzieć, jak narodziła się idea gazety ulicznej? – Założył ją Gordon Roddick, prezes The Body Shop, którego przeraziła skala bezdomności w Londynie i któremu spodobała się idea zaangażowania bezdomnych w sprzedawanie gazety lub magazynu. Dzięki temu mogliby zarabiać pieniądze. Jego przyjaciel, John Bird, stworzył ku temu warunki i gazeta wystartowała w Londynie we wrześniu 1992 roku. My w Szkocji zaczęliśmy wydawać „the Big Issue” w czerwcu 1993 wraz z Tricią Hughes Jakie tematy podejmuje Wasza gazeta i kto ją kupuje? – „The Big Issue” jest określana jako magazyn spraw społecznych, ponieważ zajmujemy się takimi kwestiami jak bezdomność, bieda i wyłączenie z obiegu społecznego. Prowadzimy także sekcję z wiadomościami i komentarzami politycznymi, ale również popularną sekcję rozrywkową, czy też dotyczącą spraw międzynarodowych. Artykuły piszą też bezrobotni i bezdomni. Jesteśmy dumni, gdyż udaje nam się zdobywać nagrody dziennikarskie, wyprzedzając media klasyczne. Jak narodziło się Wasze czasopismo? Jakie problemy napotkaliście? 4
– Udało nam się zebrać trochę pieniędzy i gdy tylko zaczęliśmy publikować, magazyn się spodobał. Mieliśmy niesłychane szczęście. Znalazło się wielu bezdomnych chętnych do
– Gdy zaczynaliśmy w Szkocji, było zdecydowanie więcej gazet płatnych i bezpłatnych, ale nie troszczyły się one o kwestie społeczne. Wiedzieliśmy, że Szkoci są tymi tematami bardzo zaintereso-
„THE BIG ISSUE” JEST OKREŚLANA JAKO MAGAZYN SPRAW SPOŁECZNYCH, PONIEWAŻ ZAJMUJEMY SIĘ TAKIMI KWESTIAMI JAK BEZDOMNOŚĆ, BIEDA I WYŁĄCZENIE Z OBIEGU SPOŁECZNEGO. PROWADZIMY TAKŻE SEKCJĘ Z WIADOMOŚCIAMI I KOMENTARZAMI POLITYCZNYMI, ALE RÓWNIEŻ POPULARNĄ SEKCJĘ ROZRYWKOWĄ, CZY TEŻ DOTYCZĄCĄ SPRAW MIĘDZYNARODOWYCH. sprzedawania gazety, a nastroje w społeczeństwie dla tej idei były bardzo pozytywne, mieliśmy poparcie. Oczywiście, były problemy. Rząd był ociężały, więc długo musieliśmy im tłumaczyć o co chodzi w tej sprzedaży, ale gdy zrozumieli nasze zamiary, stali się przychylni. Policja także udzieliła wsparcia. Stworzyliśmy zasady zachowania dla naszych sprzedawców. Odmówiliśmy współpracy tym, którzy je łamali. W Poznaniu mamy teraz trzy duże lokalne magazyny i cztery komercyjne, bezpłatne czasopisma. W jakiej pozycji jest Wasza gazeta? Jakie rady możesz dać tym, którzy zamierzają ruszyć z gazetą uliczną w Polsce?
wani, więc oferowaliśmy im magazyn, którego potrzebowali. Inne gazety nie są tak naprawdę konkurencją, wykształciliśmy własny rynek i doradzam zrobienie tego samego w Polsce. Większość naszych klientów to kobiety i ludzie młodzi, więc może powinniście skierować wasz produkt do tej grupy. W każdym razie, sprzedawcy są kluczem. Jeśli mieszkańcy zaczną się z nimi identyfikować i dostaną od nich dobry produkt, wszystko zadziała. Na przykład, w Czechach jest gazeta, która odniosła niesłychany sukces, a czytelnicy ją pokochali. Kto rozprowadza Waszą gazetę i jak przyjmują ich ludzie? – Sprzedawcami są ludzie bezdomni. Jeśli trzymają się przyję-
tych zasad, nie piją ani nie zachowują się niestosownie, ludzie mają do nich pozytywne nastawienie. Wielu uważa, że źródła finansowania takich gazet mogłyby być bezpośrednio przekazywane bezdomnym lub organizacjom charytatywnym. Co o tym sądzisz? – Po pierwsze, jesteśmy przedsięwzięciem samofinansującym się i nie otrzymujemy żadnych dotacji. Oczywiście, że nie osiągnęliśmy tego etapu od razu. Gazeta „rozkręcała się” ok. 2 lat. Pieniądze pochodzą ze sprzedaży i z reklam. Nie ma magazynu, nie ma pieniędzy. Po drugie, traktujemy naszych sprzedawców jak pracowników. Uważamy, że bezdomność spycha ludzi na margines i blokuje drogi reintegracji ze społeczeństwem. Poprzez sprzedawanie gazet bezdomny może zarabiać, 60% ceny z okładki trafia do jego kieszeni, ale także wraca on do obiegu społecznego. Kupujący rozmawiają z nimi, wypytują. W ten sposób bezdomni odzyskują szacunek do siebie. Z zarobionymi pieniędzmi i odzyskanym szacunkiem, setkom bezdomnych sprzedawców udało się znaleźć domy i etatowe prace. Uważamy, że organizacje charytatywne mają tutaj rolę do odegrania, ale ostatecznie jesteśmy socjalnym biznesem (a social business) i naszym zadaniem jest stworzenie ścieżki, którą ludzie wyjdą z dramatycznej sytuacji, poprzez pracę opartą na ich własnych wysiłku.
Jak przyjęta została idea gazet ulicznych na świecie? Co łączy te przedsięwzięcia, a co dzieli? – Gazety uliczne są popularne na całym świecie i sprzedają się w nakładzie 30 milionów rocznie. Mają wspólne cele i zasady, wszystkie działają w zgodzie z zasadą „sprzedawaj, a nie rozdawaj”. To jasne, że odzwierciedlają kulturę kraju, w którym są publikowane, ale wspólna jest zasada sprzedaży: tylko na ulicach i tylko przez osoby bezrobotne. Większość zajmuje się sprawami socjalnymi, choć niektóre się wyróżniają. Na przykład, gazeta w Portugalii zawiera wyłącznie fotografie i jest, mimo to, bardzo popularna. W Gambii sprzedają ją dzieci na plażach, co pomaga powstrzymywać je od oferowania usług seksualnych turystom. Zgodnie z tym, co mówisz, powody, dla których czytelnicy sięgają po gazety redagowane przez bezrobotnych są różne. Czy chęć pomocy ludziom w potrzebie też ma znaczenie? – Są dwie strony tego medalu. Ludzie nie będą kupować co tydzień śmieci, więc musicie przygotować dobry produkt. Jednocześnie, ludzie naprawdę są wrażliwi i chcą pomóc sprzedawcy. Obie strony są równie ważne. Jak przekonać ludzi, aby kupowali gazety uliczne? – Musicie poprawiać świadomość społeczną. Media są za-
zwyczaj zainteresowane gazetami ulicznymi, powinniście systematycznie nagłaśniać inicjatywę w Polsce. To zainteresuje społeczeństwo. Jeśli tylko produkt będzie dobry, czytelnicy wrócą, ale kluczem jest uliczny sprzedawca i jego stosunki z kupującym. Jeśli to zaskoczy, wasze przedsięwzięcie się powiedzie. Mel, w Poznaniu wydaliśmy dwa pierwsze numery Gazety Ulicznej. Trzeba przyznać, że początki są trudne. Z 5000 sztuk sprzedajemy połowę. Sprzedawcy łatwo się zniechęcają. Nie czują się jeszcze pewnie na ulicach. Nie udało się też na razie zachęcić przedsiębiorców do reklamowania swoich firm na naszych łamach. Co chciałabyś przekazać mieszkańcom Poznania w tej fazie naszej inicjatywy? – Sprzedawanie tego magazynu będzie służyło długotrwale bezrobotnym, więc musicie w niego zainwestować. Trzeba też być konsekwentnym i cierpliwym. Systematycznie przyzwyczaić Poznaniaków do Gazety Ulicznej. To wymaga czasu i dobrej promocji. Zapraszam też do Szkocji. Podzielimy się naszymi doświadczeniami Dziękuję za rozmowę Rozmawiał: Wojciech Zarzycki
5
Międzynarodowa Sieć Gazet Ulicznych zainicjowała Mistrzostwa Świata w Piłce Ulicznej Ludzi Bezdomnych. Ważne wydarzenie integracyjne, które wzbudza ogromne zainteresowanie mediów. Gromadzą one w każdym roku coraz więcej drużyn i wyzwalają coraz większe emocje w samych uczestnikach. Pierwsze Mistrzostwa miały miejsce w Graz w Austrii, gdzie polska drużyna zdobyła 18 miejsce. W ubiegłym roku w Sztokholmie, Polacy odnieśli wielki sukces zajmując 3 miejsce. W tym roku zaproszeni są do Szkocji. Życzymy im zwycięstwa.
Mel Young wręcza nagrody zwycięskiej drużynie piłki nożnej ulicznej w Poznaniu
6
Chcesz zarobić! Chcesz dorobić! SPOŁECZNA KAMPANIA NA RZECZ TWORZENIA MIEJSC PRACY
GAZETA ULICZNA DAJE PRACĘ ZAPRASZAMY OSOBY BEZROBOTNE, POSZUKUJĄCE PRACY NA CYKL SZKOLEŃ DLA AUTORYZOWANYCH DYSTRYBUTORÓW GAZETY ULICZNEJ SPOTKANIA ODBYWAJĄ SIĘ W KAŻDY PONIEDZIAŁEK O GODZ. 16:30 W ŚWIETLICY SZKOŁY „BARKI” PRZY UL. ŚW. WINCENTEGO 6/9 W POZNANIU.
PRZYJDŹ,
REDAKCJA GAZETY ULICZNEJ
7
Pens dla Briana N
azywa się Brian O’Donnel. Jest chłopcem o dość miłym wyrazie twarzy, zarumienionych policzkach, lekko figlarnych oczach i niesamowitym głosie. Kiedy go zobaczyłem deszczowego lata 2002 r. miał może osiem, może dziewięć lat. Typowy urwis z Dublina, chciałoby się powiedzieć. Piękny głos w Irlandii to znowu nie taka rzadkość, w końcu to kraj muzyków, poetów i sprytnych biznesmenów. Ale głos tego malca nie tylko wpadał w ucho. On wręcz świdrował, zaskakiwał swoją siłą i skalą wydobywanych z lekko zachrypłego gardła melodii (tak musiała śpiewać w młodości Sinead O’Connor, i wierzcie mi, że nie przesadzam, a jeśli już to niewiele) odbijając się od ścian pubów stojących przy wąskiej uliczce Temple Bar, najsłynniejszej ulicy dublińskiej dzielnicy rozrywki. Brian musiał mieć niezłą pozycję wśród ulicznych mu8
KIEDY ZAPYTAŁEM GO, ILE ZARABIA W CIĄGU DNIA, ODPOWIEDZIAŁ MI Z IŚCIE IRLANDZKĄ SZCZEROŚCIĄ, ŻE JEDNEGO PENSA.
zykantów skoro w tak młodym wieku śpiewał w samym centrum show-biznesu. A może jego szelmowski czar też miał coś do powiedzenia w kwestii dzierżawy tak atrakcyjnego miejsca. Należy jednak zaznaczyć, że Brian raczej nie posiadał pozwoleń, nie płacił podatków, opłat etc. Świadczyła o tym niezbicie jego ekipa menedżerska składająca się z brata i dwóch rówieśników pilnie patrolująca okolicę w poszukiwaniu Gardai – irlandzkich policjantów. Kiedy tylko menedżerowie dawali znak, śpiew milkł, Brian podrywał stojące obok niego plastikowe wiaderko na datki i cała czwórka znikała nie wiadomo gdzie. Za parę minut nad Temple Bar znów roznosiły się dźwięki melodyjnych standardów irlandzkiej muzyki ludowej w wykonaniu Briana. Kiedy zapytałem go, ile zarabia w ciągu dnia, odpowiedział mi z iście irlandzką szczerością, że
jednego pensa. Były wakacje, nie wiem na co zarabiał Brian i jego ekipa techniczna. Dość skromne, podniszczone i lekko poplamione ubranie podsuwało mi romantyczne odpowiedzi w stylu: chłopak wspomaga ubogich rodziców z trudem wychowujących piątkę czy szóstkę wciąż głodnych gąb. Nie zapytałem go jednak o to, na co przeznacza swoje niezbyt legalne dochody. Odpowiedź o jednym pensie wystarczyła mi by zrozumieć, że chłopak potrafi bronić swojej prywatności. Mile wspominam spotkanie z tym chłopcem i jego kolegami, przekomarzaliśmy się jeszcze dobrą chwilę. Dzisiaj powinienem żałować, że nie wziąłem od niego autografu. Rok później ekipa filmowców z Hollywood nagrywająca w Dublinie film o słynnej irlandzkiej dziennikarce Veronice Guerin też znalazła się na Temple Bar. I też uległa czarowi głosu Briana. Tak bardzo, że to on, zwykły biedny chłopak z ulicy, zaśpiewał tradycyjną pieśń „Fields of Athenry” przejmująco brzmiącą w tragicznym finale filmu. Zaraz po nim śpiewa Sinead O’Connor (widzicie, że nie przesadzałem porównując go do słynnej wokalistki). Mam nadzieję, że zapłacili chłopakowi więcej niż pensa. Andrzej Kerner
Filozofia na co dzień
Chwilka z Sokratesem... Urodził się w Atenach w 469 r. p.n.e. ponad czterysta lat przed Chrystusem. Pochodził z prostej rodziny rzemieślniczej. Jego ojciec był rzeźbiarzem, robił figurki dla okolicznych kościołów. Matka była akuszerką. Sokrates już od dziecka się różnił od swojej rodziny i znajomych. Dużo się zastanawiał nad życiem, zadawał sobie i innym wiele pytań. Praca najemna u kogoś go nie pociągała. Nie chciał żyć życiem przeciętnym. Znany był w Atenach z tego, że na ulicach, w ogrodach miejskich, przy fontannach organizował spotkania z ludźmi. Poprzez dialog i pytania wzbudzał u rozmówcy ciekawość, zastanowienie, refleksję, wątpliwość czy zastany porządek rzeczy, organizacja życia społecznego i politycznego zawsze bezwzględnie powinny być akceptowane. Mawiał: „wiem, że nic nie wiem”, żeby zachęcić do zastanawiania. Nie był przez Ateńczyków rozumiany. Mimo to nie zaprzestawał poszukiwania prawdy. Zastanawiał się nad celem ludzkiego życia, rozmyślał o dzielności i sprawiedliwości, o wierności zasadom moralnym. Mówił o punkcie odniesienia człowieka, o pewnym kodeksie zasad moralnych informujących o tym, co dobre, a co złe. Ze względu na słabości i ograniczenia człowieka, ten punkt odniesienia nie może znajdować się w człowieku samym. Wtedy namiętności i błędy, które nas dopadają, kierowałyby nami i to one wytyczałyby nam drogę. Punkt odniesienia musi być stały, niezmienny i niezależny
ny „w gębie”, był twórcą wartości i on przewodził tłumom, on też miał rację i jemu wszyscy wierzyli. Sokrates podejmował próbę przemiany tych złotoustych polityków i retorów, bo widział, że nie mają zasad moralnych i postępują według tego, co sami uważają za słuszne, a swoim pięknym a pustym gadaniem zwodzą ludzi. Mówił, że istnieją prawa mądrzejsze niż prawo pięści. Świat nie może opierać się na brutalnej walce i lisim sprycie. od nastroju człowieka. Sprawianie przykrości drugiemu jest złem nawet wtedy, gdy ma się powód, aby tak postąpić. Sokrates mówił dużo o ćwiczeniu silnej woli i poskramianiu swoich namiętności. Wszystko o czym mówił, również w stosunku do siebie stosował. Kiedy „piekło go pragnienie”, to wyciągał wiadro ze studni i wylewał je sobie przed nosem na ziemię, a potem drugi raz je wyciągał i znowu wylewał . Sokrates był żywym człowiekiem i jak każdy człowiek doznawał uczuć, ale ich świadomie nie słuchał. Mówił, że „uczucia są gwałtowne i targają człowiekiem jak wiatr liśćmi”. Czuł, że rozum daje człowiekowi wyższość nad otoczeniem i pomaga mu panować nad sobą w chwili słabości. Uważał, że ludzie nie są źli przez złą wolę, ale z głupoty, bo nie wykorzystują właściwie swojego rozumu. W czasach Sokratesa panowało w społeczeństwie i w polityce prawo silniejszego. Ten kto był sil-
Za to, co mówił został oskarżony przez możnych Miasta Ateny. W mowach oskarżycieli wyglądał na potwornie czarny charakter, na zdrajcę, tym bardziej niebezpiecznego, „że kryjącego się pod płaszczykiem prostoty i fałszywej skromności”. Wszystko w nim na to tylko obliczone – mówili – żeby jadem sceptycyzmu zakażać młode dusze, żeby dezorientować społeczeństwo i zatruwać ducha narodowego. Lepiej żeby jeden winny poniósł śmierć cielesną, niż żeby się moralnie a powoli truć miały tysiące. Skazany na karę więzienia, a potem na śmierć poprzez wypicie trucizny cykuty, umarł na oczach mieszkańców Aten. Przejmującą historię Sokratesa spisał jego uczeń Platon. Nawiązując do dnia dzisiejszego... Życzę wszystkim, aby odróżniali złotoustych od moralnych. Nie skrzywdźcie Sokratesów! Ewa Sadowska 9
ABSOLWENT Treneiro STANISŁAW KAMIŃSKI
Grzmotnęło. Bo powiedzieć, że huknęło, to by jednak było za mało – z mieszkania Treneira dobiegały odgłosy rodem z pierwszej linii frontu. Tak przynajmniej musiała pomyśleć staruszka, która właśnie przechodziła pod jego oknem i w panice rzuciła się do ucieczki. Nie mogła wiedzieć, że Treneiro jest pacyfistą. Pacyfizm najwyraźniej nie musi jednak wiązać się z wyrzeczeniem agresji – w pokoju Treneira na podłodze leżały porozrzucane książki, rozwalone pudła i obrócone w perzynę teczki. On sam, spocony, czerwony i zdecydowanie nie w sosie, stał na najwyższym szczeblu ustawionej koło regału drabiny. Trach! I po doniczce. Mężczyźni generalnie nie przepadają za porządkami, ale tym razem nie chodziło o sprzątanie. Dwa dni temu Treneiro znalazł w gazecie ogłoszenie o pracy – dokładnie takiej, o jakiej zawsze marzył. I nawet spełniał wszystkie wymagania! Wystarczyło pójść na rozmowę, pokazać dyplom ukończenia studiów i… No właśnie, pokazać dyplom. Treneiro był pewien, że włożył go do jednej z teczek zalegających na najwyższej półce regału. No, powiedzmy, tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. To było jednak zdecydowanie za mało – rozmowa kwalifikacyjna miała zacząć się za pół godziny. Trach! Ostatnia teczka poznała, czym jest grawitacja. – Trudno, 10
przecież na dyplomie świat się nie kończy – to zapewne zdruzgotany układ odpornościowy podsunął mu ową pocieszającą myśl. – Wszystko im opowiem. W końcu to nie jakiś świstek zdobi człowieka! Treneiro prędko zszedł z drabiny i pobiegł do łazienki. Zostały
Treneiro bardzo lubił Kubusia Puchatka. Ale teraz był gotów go znienawidzić – podobizny Kubusia pokrywały jedyny czysty krawat, jaki ostał się w szafie. Gdyby układ odpornościowy miał ramiona, na pewno właśnie teraz by mu opadły. Treneiro westchnął przygnębiony, machnął ręką,
ZA STOŁEM SIEDZIELI: STARSZY, SIWY MĘŻCZYZNA, MŁODY, WYSOKI BRUNET I RUDA KOBIETA W ŚREDNIM WIEKU. ŁĄCZYŁY ICH CHYBA TYLKO DWIE RZECZY – NIENAGANNY WYGLĄD I ZDZIWIENIE NA WIDOK SPOCONEGO, TRZYMAJĄCEGO CHUSTECZKĘ NA POLICZKU I NOSZĄCEGO KRAWAT W KUBUSIE PUCHATKI KANDYDATA. dwadzieścia trzy minuty. – Dobrze, że to tylko trzy przecznice stąd – układ odpornościowy, o ile to naprawdę był on, odwalał kawał dobrej roboty. Niestety nie miał wpływu na ręce Treneira; gdy ten zabrał się do golenia, natychmiast na jego prawym policzku pojawiła się krwawa pręga. Złorzecząc maszynce dokończył jednak dzieła i pognał w kierunku szafy. Pozostało już tylko przywdziać garnitur.
założył krawat i wyszedł z domu (dwanaście minut). Trzecia przecznica okazała się być czwartą, ale z tym i tak najłatwiej było się pogodzić. Treneiro wszedł do odnalezionej na minutę przed czasem siedziby upragnionej instytucji z mocno niewyraźną miną. Na szczęście zakrywała ją chusteczka, przy pomocy której Treneiro z kolei pielęgnował ranę. Ubrana w nienaganny, biały kostium sekretarka zaprowadziła go
do właściwego pokoju. – To jest mój dzień – Treneiro rzutem na taśmę dodał sobie otuchy i wszedł do środka. Niestety wewnątrz panował półmrok, tak jakby zmierzch zapadał tu trochę wcześniej. Za stołem siedzieli: starszy, siwy mężczyzna, młody, wysoki brunet i ruda kobieta w średnim wieku. Łączyły ich chyba tylko dwie rzeczy – nienaganny wygląd i zdziwienie na widok spoconego, trzymającego chusteczkę na policzku i noszącego krawat w Kubusie Puchatki kandydata. – Proszę siadać – starszy z mężczyzn najwyraźniej otrząsnął się jako pierwszy. Treneiro przedstawił się nieco drżącym głosem i usiadł na krześle. Mężczyzna nie zwlekając postanowił się upewnić: – Rozumiem, że spełnia pan wszystkie wymogi podane w ogłoszeniu? – Ależ oczywiście – Treneiro niemal się obruszył. – Przecież nie ośmieliłbym się marnować państwa cennego czasu! – tu chyba trochę przesadził z podlizywaniem. – Wie pan, jest tylko jeden problem… Dyplom mi się gdzieś zawieruszył. Ale to przecież tylko papierek, czyż nie? Sądząc po wyrazach twarzy całej siedzącej za stołem trójki, to chyba jednak nie. Treneiro ujrzał, jak jego szanse topnieją w ich oczach. Właściwie nosił się już z zamiarem opuszczenia pokoju, ale w akcie desperacji zapewnił jeszcze – Ja naprawdę znam się na tym fachu! – Nie wątpię – tym razem odezwał się młodszy z mężczyzn. – Podobnie jak na modzie – tu zawiesił wzrok na krawacie Treneira. Ruda kobieta zasłoniła ręką usta; śmiech w trakcie rekrutacji uwłaczałby przecież jej profesjonalizmowi. Treneiro wstał, wyrzucił chusteczkę do kosza i ciężkim krokiem wyszedł za drzwi. Naprawdę zależało mu na tej pracy. Cóż, w
końcu w obecnej płacą tylko dwa razy mniej… No i w pokojach jest jaśniej. A dyplom leżał w szufladzie. *** Treneiro stracił szansę na lepsze życie przez brak dyplomu ukończenia studiów. Tymczasem wiele dzieci nie ma dostępu nawet do szkoły podstawowej – według danych ONZ jest ich na świecie ponad sto milionów. Na każdych sześciu dorosłych ludzi przypada jeden analfabeta. Brak wykształcenia nie tylko ogranicza szanse życiowe jednostek, ale też niweczy możliwości rozwoju całych społeczeństw, ma bowiem duży wpływ na jakość pracy i stan zdrowia ludności.
11
Najważniejszy jest
rozwój
JESZCZE NIEDAWNO BYLI JEDNĄ DUŻĄ ORGANIZACJĄ REALIZUJĄCĄ SZEREG PROGRAMÓW, KTÓRE SKŁADAŁY SIĘ NA DROGĘ CZŁOWIEKA KU INTEGRACJI I PRACY. DZISIAJ FUNDACJA BARKA ODDAŁA CZĘŚĆ SWOICH PROGRAMÓW W ZARZĄDZANIE I PROWADZENIE NOWYM STOWARZYSZENIOM. W TEN SPOSÓB POWSTAŁA RODZINA ORGANIZACJI, KTÓRE OD STRONY FORMALNEJ SĄ NIEZALEŻNE I SAMODZIELNE, IDEOWO NATOMIAST SĄ ZWIĄZANE Z FILOZOFIĄ DZIAŁANIA WYPRACOWANĄ W CIĄGU 15 LAT PRZEZ FUNDACJĘ BARKA. W TYM NUMERZE PREZENTUJEMY DZIAŁALNOŚĆ STOWARZYSZENIA SZKOŁA BARKI IM. H. CH. KOFOEDA – CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJ.
Wchodzimy na teren Szkoły Barki na poznańskich Zawadach. Stare pawilony, magazyny, baraki oraz zaskakujący nowoczesnością budynek edukacji ogólnej, ufundowany przez duńskich przedsiębiorców. Cały teren tonie w kałużach topniejącego śniegu. To jest szkoła dla bezrobotnych, która funkcjonuje według nowego prawa o zatrudnieniu socjalnym – mówi s. Brygida Jałowa, odpowiedzialna za edukację zawodową i ogólną. Prowadzimy tu warsztaty przyuczenia zawodowego z zakresu gastronomii, ślusarstwa, budownictwa, stolarstwa, krawiectwa oraz sprzątania. To się teraz nazywa konserwacja powierzchni płaskich- śmieje się. Zwiedzam warsztaty: w gastronomicznym uczestnicy robią kotlety. Ktoś poprawia, że po poznańsku to klopsy. Pani Teresa była nauczycielką w szkole gastronomicznej, jest na emeryturze i chce jeszcze się przydać. Z jednej strony nauka, z drugiej konkretne zadanie – mówi – przygotowujemy codziennie ok. 100 posiłków, bo tylu jest już prawie uczestników w szkole. 12
Majster ds. budownictwa Robert, człowiek o miłej powierzchowności wraz z uczestnikami remontuje starą część szkoły. Chcą chociaż trochę zmniejszyć dystans kulturowy dzielący stare pawilony od nowego budynku zaprojektowanego z rozmachem przez słynnych duńskich architektów. W warsztacie stolarskim emerytowany mistrz pracuje z 10 uczestnikami. Wykonują różne
prace na potrzeby szkoły, ale robią też usługi i wytwory dla społeczności lokalnej: drzwi, okna, półki na zamówienie, ale i budy dla psów, karmniki dla ptaków, a nawet drewniane kołyski dla lalek. Ciągle poszukują zbytu na sprzedaż wytworów i usług. Zatrudnienie nauczycieli i instruktorów zawodu było możliwe dzięki wsparciu Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości ( Program PHARE) i Urzędowi
Produkcja klopsów w warsztacie gastronomicznym
Marszałkowskiemu – objaśnia s. Brygida. Ważne jest, aby to co robimy w warsztatach konfrontować z wymaganiami rynku, żeby uczestnicy po skończeniu programu w szkole mieli szansę na pracę. Nauczyciele powinni być bardzo życiowi i praktyczni, żeby to przekładało się na realne życie. Oprócz zajęć w szkole organizujemy staże u pracodawcy, aby uczestnicy mogli poznać wymagania istniejące w przedsiębiorstwach. To bardzo ważne też dla pracodawcy, bo wie, jakie umiejętności ma dana osoba. Jeśli zdecyduje się wybrać kogoś do pracy to przez jeden rok uzyska refundację części kosztów zatrudnienia z Powiatowego Urzędu Pracy. W nowym budynku trwają zajęcia. Karol Gołaciński jest wolonta-
riuszem, Każdego dnia przyjeżdża tutaj, aby prowadzić przedmiot przedsiębiorczość. Uczestnicy lubią z nim zajęcia, bo on prowadzi własną firmę reklamową i dobrze rozumie „rynek”. Przygotowuje uczestników, aby po zakończeniu edukacji w szkole potrafili założyć własną firmę albo spółdzielnię socjalną. To taka nowa możliwość dla osób długotrwale bezrobotnych. Etykę prowadzi Pani Jadwiga Abtowa. To też wolontariuszka. Przyjeżdża z Kórnika. Każdego dnia ma dwie grupy. Rozmawiają o postawach moralnych pracownika i pracodawcy, o odpowiedzialności i uczciwości. Podstawą właściwie jest Dekalog – mówi - często człowiek ma różne umiejętności, umie murować
albo szyć, ale jest problem z etyką np. żeby nie ukradł, albo nie robił co 10 minut przerwy, był punktualny i trzeźwy. Edward Skoryna zajmuje się marketingiem, pozyskuje różnego typu darowizny. Niech Pani napisze – mówi- że jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Obywatele mogą przeznaczyć 1 % podatku dochodowego od osób fizycznych na wsparcie naszych działań. Najważniejszy jest rozwój – podkreśla Barbara Sadowiska, odpowiedzialna za program Szkoły Barki. Gdybyśmy myśleli tylko o sprawach bytowych to uczestnicy nie osiągnęliby przemiany swojego losu i postępu w życiu. Barbara Gorczyńska 13
GALERIA
Zdjęcia: 14
Chris Ako
15
KTO WIE CO TO JEST „RISUS PASCHALIS”?
Duża różowa kuleczka
PO CO SIĘ ŚMIEJEMY? JAK ZMIENIA SIĘ NASZE POCZUCIE HUMORU? CZY ŚMIECH W KOŚCIELE TO POWAŻNA SPRAWA? CZY NA TLE INNYCH NARODÓW JESTEŚMY PONURZY? ODPOWIEDŹ NA TE I TROCHĘ INNYCH PYTAŃ NAJLEPIEJ SZUZYSKAĆ W OPOLU. BO WŁAŚNIE NA TUTEJSZYM UNIWERSYTECIE PRACUJE DR DOROTA BRZOZOWSKA. NAGRODZONA PRZEZ KOMITET BADAŃ NAUKOWYCH ZA SWOJĄ PRACĘ DOKTORSKĄ „O DOWCIPACH POLSKICH I ANGIELSKICH. ASPEKTY JĘZYKOWO-KULTUROWE”. Na dowcipach zna się każdy. A może lepiej – każdemu się tak wydaje. Tymczasem tekst kawału jest również gatunkiem literackim i jako taki nadaje się do badania przez specjalistów, tak jak np. badane są przez filologów teksty testamentów, ogłoszeń matrymonialnych czy anonsów prasowych – tłumaczy dr Brzozowska. Kiedy zainteresowała się tematyką dowcipów od strony naukowej, w Polsce trudno było znaleźć fachową literaturę na ten temat. Dlatego w Anglii przeżyłam mały szok – opowiada opolska „humorolożka”. W londyńskiej bibliotece uniwersyteckiej zobaczyła regaly pełne naukowych rozpraw na temat humoru. Nota bene – dopiero tam znalazła prace polskiego uczonego zajmującego się tymi zagadnieniami - Wladysława Chłopickiego z Krakowa. I tak się zaczęła poważna naukowa praca nad humorem. Po co? – Podstawową funkcją opowiadania dowcipów jest to, że chcemy kogoś rozśmieszyć. Ale nie tylko. Bo są teorie, które mówia, że dowcip jest wyzwoleniem agresji. Albo buduje wspólnotę śmiechu czyli łączy ludzi, solidaryzuje np. przeciwko komuś. Dowcip może być również rekompensatą poczucia niższości, albo – z drugiej strony – wskazuje na poczucie wyższości tych, którzy go opowiadają i ma zadanie degradowania 16
innych grup społecznych. Ale dla mnie generalnie najciekawsze w dowcipach, jest to w jaki sposób one odbijają rzeczywistość – mówi dr Dorota Brzozowska. Jak Polak z Anglikiem albo na odwrót – Rozczaruję pana – śmieje się pani doktor. – Nie powiem, że mamy mniej poczucia humoru niż Anglicy. I przede wszystkim nie wolno robić takich uogólnień, bo one kształtują stereotypy na temat narodów – tłumaczy już poważniej. A jednak istnieją między nami pewne różnice. Choć nie tak mocno widoczne w samych tekstach dowcipów, jak w rodzaju poczucia humoru stosowanego w codziennych, życiowych sytuacjach. – Anglicy mają więcej poczucia humoru podczas konwersacji – przyznaje jednak dr Brzozowska. Teksty kawałów już nie różnią się tak bardzo. Między innymi z powodu ich globalnej wymiany przez Internet. Istnieją jednak pewne specyficzne cechy dowcipów opowiadanych przez Polaków. Po pierwsze – w naszych kawałach jest nieco więcej agresji. Angielskie „jokes” częściej są abstrakcyjne, polegają na zabawnej grze słów, w polskich częściej obiekt żartu staje się niemal jego ofiarą. – Ciekawostką jest również to, że w Anglii gazety mniej poważane (tabloidy, prasa brukowa) często używają śmiesznych czy nawet obrazoburczych tutułów.
Ale prasa wyższego szczebla już sobie na to nie pozwala. Tymczasem u nas obserwuję modę na „dowcipne” tytuły we wszystkich gazetach i tygodnikach. Niekiedy takie „śmieszne” tytuły wcale nie śmieszą, a wręcz oburzają czy budzą niesmak – zauważa Dorota Brzozowska. Według niej przełom polityczny roku 1989 i wolność słowa przyniosły pewne zmiany w rodzajach opowiadanych dowcipów. Kawały polityczne zostały wyparte przez dowcipy o tematyce seksualnej. Szerszą publiczność zdobył również nowy rodzaj: agresywny dowcip antyklerykalny. Dowcipni prywatnie, sztywni publicznie Zdaniem dr Doroty Brzozowskiej jesteśmy narodem z poczuciem humoru. Potrafimy szybko i naturalnie nawiąywać kontakty, jesteśmy w kontaktach międzyludzkich bezpośredni. Jednak zmieniamy się kiedy przychodzi do sytuacji oficjalnych. – Wtedy stajemy się bardzo sztywni i nudni. To pewnie dziedzictwo dawnego języka oficjalnej nowomowy, dziś tylko zmodyfikowanego – mówi. Zauważa przy tym, że wszystkie anglojęzyczne poradniki dla przemawiających publicznie uczą, że dowcipu wręcz należy uczyć. Dają nawet zestawy użytecznych wesołych historyjek na różne okazje. Kto oglądał film „Cztery wesela i pogrzeb” ten rozumie jak
wielkim przeżyciem może się stać np. mowa weselna. – U nas nie ma zwyczaju wtrącania dowcipu w przemówienia, ale jestem optymistką i myślę, że to się zmieni – mówi dr Brzozowska. Co robić w systuacji, kiedy opowiadamy dowcip, który nas śmieszy do rozpuku, a towarzystwo jednak pozostaje nieczułe na jego walory? – Tylko śmiać się z samych siebie – śmieje się szczerze filolog-humorolog z Uniwersytetu Opolskiego. Risus paschalis Co to jest „risus paschalis”? Na pewno nie „duża różowa kuleczka” jak mógłby sugerować tytuł (rozwiązanie tajemnicy tytułu na samym końcu artykułu, niestety). „Risus paschalis” znaczy „śmiech wielkanocny”. W niektórych kościołach tradycji wschodniej, zwłaszcza w kościele ormiańskim istnieje zwyczaj o charak-
terze niemal liturgicznym. Kiedy w Niedzielę Zmartwychwstania Pńskiego diakon odczytuje z Ewangelii relację pierwszych świadków o zmartwychwstaniu, wszyscy obecni w świątyni wybuchają gromkim śmiechem. W kościołach chrześcijańskiego zachodu natomiast „risus paschalis” to znany od XVI wieku zwyczaj rozbawiania wiernych zgromadzonych w kościele w Wielkanoc opowiadaniem jakiegoś dowcipu. Początkowo był ten zwyczaj bardzo krytykowany. Zresztą nic dziwnego, skoro w 1518 r. nawet kaznodzieja katedry w Bazylei, skądinąd przyjaciel Erazma z Rotterdamu, pozwalał sobie na żarty niskiego lotu, pełne dwuznaczności o charakterze seksualnym. Obecnie już inaczej traktuje się śmiech w teologii. Jeden z teologów nie waha się nawet mówić o „teologii komizmu”. Faktem jednak pozostaje, że tak jak i w pozostałych sferach życia publicznego, podczas naszych
zgromadzeń liturgicznych śmiech czy poczucie humoru nader rzadko dochodzą do glosu. – Kiedy wychodzilam z kościoła w Londynie, to czułam się przepełniona radością. To było po prostu bardzo radosne spotkanie ludzi. U nas jednak jest trochę inaczej – przyznaje dr Dorota Brzozowska, najweselsza rozmówczyni w mojej przepełnionej smutkiem i powagą karierze dziennikarskiej. Połowę godzinnego nagrania przeprowadzonej rozmowy zajmuje jej perlisty śmiech. W sprawie kuleczki Na zakończenie Czytelnikowi, który heroicznie dobrnął do końca artykułu należy się wyjaśnienie tytułu. To dość proste – jest on odpowiedzią na następującą zagadkę: co to jest – małe, zielone i kwadratowe? Andrzej Kerner powyższy tekst był publikowany w „Gościu Niedzielnym”
17
>>TEGO JESZCZE Eksperci po przejściach NAPRAWDĘ TRUDNO W TO UWIERZYĆ. DLACZEGO EUROPEJSKA SIEĆ PRZECIWDZIAŁANIA UBÓSTWU PO RAZ KOLEJNY W TYM ROKU ZAPRASZA OSOBY PO PRZEJŚCIACH NA IV ZJAZD OSÓB DOŚWIADCZONYCH UBÓSTWEM ? DO BRUKSELI POLECĄ SAMOLOTEM, ZAMIESZKAJĄ W LUKSUSOWYM HOTELU NA PRAWACH EKSPERTÓW DS. WYKLUCZENIA SPOŁECZNEGO. DLACZEGO, TO CO MAJĄ DO POWIEDZENIA STANOWI DLA PRZEDSTAWICIELI UNII EUROPEJSKIEJ TAKĄ WARTOŚĆ, ŻE CHCĄ ICH SŁUCHAĆ PRZEZ 3 DNI I POKRYĆ ICH KOSZTY PODRÓŻY I POBYTU?
Mają za sobą trudne doświadczenia: bezrobocie, bezdomność, alkoholizm, narkotyki. Po raz pierwszy dowiedzieli się o Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu (EAPN) w ubiegłym roku na stronie internetowej Fundacji Barka. Pojawiło się tam ogłoszenie o konkursie na wyjazd do Brukseli osób, które doświadczyły wykluczenia społecznego. Do konkursu mógł przystąpić każdy, kto w formie pisemnej przedstawił swoją 18
drogę od wykluczenia do integracji. Jury składające się z przedstawicieli polonii francuskiej dokonywało wyboru. Zgłosiło się trzydziestu kandydatów, spośród których wybrano ośmiu. Eli groziła eksmisja. Uzależniona od alkoholu była o krok od utraty dzieci. Trzy lata w szkole Barki uczestniczyła w grupach i zajęciach w warsztatach. Dzisiaj jest pracownikiem socjalnym i pomaga innym w podobnych sytuacjach.
– Nasze wystąpienia wzbudziły zdziwienie wszystkich zgromadzonych. Inne delegacje nie mówiły tak otwarcie o swoich doświadczeniach jak my. A poza tym inne kraje reprezentowane były głównie przez pracowników socjalnych, psychologów. To oni mówili w imieniu osób doświadczonych problemami. Dlatego na sali panowała zupełna cisza, jak my zabieraliśmy głos. Czuliśmy szacunek innych do siebie. Ciągle to wydaje się jak sen. My siedzący za dużym ogromnym okrągłym stołem (przypominającym polski okrągły stół) ze słuchawkami na uszach w towarzystwie ministrów gospodarki i spraw socjalnych oraz przedstawicieli Parlamentu Europejskiego. Tłumaczeni byliśmy na kilka języków. Zbyszek przez lata walczył z uzależnieniem. Mówi, że człowiekowi potrzebna jest do odbudowy swojego człowieczeństwa wspólnota ludzi, braterstwo i wzajemne wymagania. Jest przewodniczącym stowarzyszenia samopomocowego w Chudopczycach. Prowadzi naukę ho-
NIE BYŁO
dowli kóz i owiec. Sam uczył się zawodu u farmerów francuskich. Dzisiaj przygotowuje osoby bezrobotne do utworzenia wiejskiej spółdzielni socjalnej. Ożenił się, ma dwoje dzieci. – To było ważne doświadczenie dla obu stron. Ci co piszą ustawy i tworzą strategie w Parlamencie Europejskim z uwagą słuchali naszych wypowiedzi. Chcą przełożyć nasze doświadczenia na język ustaw, które powinny zakładać aktywność człowieka i jego rozwój, a nie tylko wzmacniać postawę przetrwania. Leszek spędził 18 lat na tułaczce po dworcach i schroniskach. – Najważniejsza jest edukacja i żeby dostrzec perspektywę na poprawę losu – podkreśla. Swoją nową drogę rozpoczynał wiele
razy. Podnosił się i upadał. Zna prawie wszystkie ośrodki dla bezdomnych w Polsce. Odbył kilkanaście terapii dla uzależnionych. Potem uczestniczył w tzw. uniwersytetach ludowych organizowanych w Barce. To było pierwsze doświadczenie partnerstwa z pracownikami socjalnymi, psychologami i kadrą. Wspólnie ustalaliśmy tematy i na zmianę je prowadziliśmy. To pozwoliło nam zbudować więzi. Dzisiaj Leszek jest liderem kilku grup uniwersytetów ludowych i współtwórcą Stowarzyszenia Szkoła Animacji Socjalnej. Jest też w redakcji Gazety Ulicznej. – W Brukseli mówiłem do 200 uczestników z całej Europy o tym, jak ważne jest budowanie partnerstwa i przyjaźni pomiędzy osobami w trudnych sytuacjach
życiowych a tymi, którzy im pomagają. Człowiek nie podniesie się, gdy tylko będzie otrzymywał pomoc doraźną. Potrzebuje więzi z moralnie silną grupą i poczucia, że jest innym potrzebny. W tym roku Europejska Sieć Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu znowu zaprosiła osiem osób z Polski do Brukseli na IV Zjazd Osób Doświadczonych Ubóstwem. Przygotowania grupy do wyjazdu i wyboru kandydatów dokonają uczestnicy Zjazdu ubiegłorocznego. Kolejnej grupie życzymy, żeby podbiła Brukselę. Z Elą Paprzycką, Zbyszkiem Ścianą i Leszkiem Borem rozmawiała Barbara Gorczyńska 19
BALLADA O BARCE Jest gdzieś miejsce na nowo odkryte, Z ludźmi, co mają serca spękane I co życie mają tak zryte, Twarze jasne, lecz oczy spłakane. Tu w tym miejscu nadzieja błysnęła, Tym co mylnie wybrali swe drogi, Tu się nowa ich podróż zaczęła, Mogą stanąć tu mocniej na nogi. Biedna Polsko! ty kraju na skraju, Z Ameryką masz mało wspólnego, Ale Barka swe porty tu trzyma, Ludzie robią tu dużo dobrego. Ech Bareczko, niejedno masz imię I problemów nie braknie też Tobie. Ale mogę straconej rodzinie Słowo „czlowiek” powiedzieć o sobie. Bo pomagasz na przekór wszystkiemu, Móc zrozumieć drugiego cżłowieka. Wierzyć Tobie, to oddać drugiemu Trochę serca, bo każdy go czeka. Płyń więc sobie pod wiatr, który wieje Prosto w oczy, niech wszystkich to dziwi. Nasze serca są pełne nadziei, Dopłyniemy do brzegu szczęśliwi.
20
Heniu pisze teksty piosenek i śpiewa
fot. Chris Ako
Rozważania wielkopostne „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem. Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Minęło 2000 lat gdy umarł na krzyżu, a my cieszymy się wakacjami, słońcem albo śniegiem, nowymi spodniami, dyskoteką.
Zrezygnować z pójścia do kina, aby w tym czasie pomóc odrabiać lekcje słabszej koleżance czy pobawić się z dziećmi sąsiadki, której mąż jest w więzieniu. Odmówić sobie kupna modnej bluzki czy butów, aby odłożyć parę groszy na książki dla rodziny, gdzie jest pięcioro dzieci a ojciec stracił pracę.
Żyjemy tak, jakby to się nigdy nie wydarzyło. Pewnie trudno tak do końca to zrozumieć. Tylko czasem przemknie myśl... Co ja mogę ofiarować.
Na całym świecie jest tyle podziałów; miliony ludzi, którzy mają tak niewiele i wielu, którzy mają prawie wszystko. Czasem zastanawiam się czy oni wiedzą, że
ktoś okazał im największą z możliwych miłości? Bo gdyby wiedzieli to pewnie nie byłoby tak trudno oddać trochę „swego”, zrezygnować z niektórych luksusów. Nie byłoby wtedy głodnych dzieci na świecie, ludzi umierających na ulicach Kalkuty, ataku na WTC w Nowym Jorku i nie płakalibyśmy dzisiaj. Nie płakalibyśmy... Marysia, lat 17
21
Społeczne Sumienie
Biznesu ŚWIAT WOŁA DZIŚ O KAPITALIZM Z LUDZKĄ TWARZĄ. POTRZEBUJEMY SYSTEMU GLOBALNEJ WRAŻLIWOŚCI. KLAUS SCHWAB INICJATOR ŚWIATOWEGO FORUM EKONOMICZNEGO W DAVOS Znaczna część ludzi ma wrażenie, że biznes oderwał się od społeczeństwa, a interes gospodarczy nie pokrywa się z interesem społecznym. Samo pojęcie przedsię-
ABY POWSTRZYMAĆ FALĘ NASTROJÓW NIEKORZYSTNYCH DLA PRZEDSIĘBIORCZOŚCI, BIZNES W SPOSÓB PRZEKONYWAJĄCY MUSI ZADEMONSTROWAĆ LUDZIOM, ŻE JEST INTEGRALNĄ CZĘŚCIĄ SPOŁECZEŃSTWA, A TO OZNACZA, ŻE MUSI DOROSNĄĆ DO NOWEGO SPOSOBU MYŚLENIA biorczości w wyniku zachowania niektórych zachłannych czy wręcz nieuczciwych menedżerów uległo dyskredytacji. Mamy do czynienia z atakiem na wiarygodność nie tylko przedsiębiorców, ale samego biznesu, inaczej mówiąc „Systemu gospodarki rynkowej. Co za paradoks. Poziom dobrobytu może się zwiększyć tylko wówczas, gdy użyjemy do tego celu dostępnego nam kapitału a zasoby ludzkie wykorzystamy w możliwie, najefektywniejszy sposób. Jedynie wolny rynek, demokracja, przejrzystość reguł gospodarki światowej, współdziałanie i przed22
siębiorczość mogą przyśpieszyć postęp ekonomiczny i rozwój społeczny. A mimo to wiele osób tęskni dziś za innymi rozwiązaniami. Mnożą się populistyczne i oparte na uproszczeniach opinie, potępiające kapitalizm jako system zimny i nieludzki. W dobie skandali finansowych korporacjach wielkich korporacjach i w czasach stagnacji gospodarczej głosy takie trafiają na podatny grunt nie tylko w środowiskach tradycyjnie kojarzonych z mniejszością, nie mającą wpływu na władzę. Coraz częściej hasła te przemawiają też do przedstawicieli klasy średniej. Ten sceptycyzm klasy średniej można „wytłumaczyć nagłą obawą o przyszłość. Zasoby kapitału topniały, świadczenia emerytalne nie są już rzeczą pewną, koszty opieki zdrowotnej coraz bardziej nadwątlają przychody, a bezpieczeństwo zatrudnienia, nawet w przypadku osób dobrze wykształconych, staje się coraz bardziej iluzoryczne. Do pewnego stopnia takim antykapitalistycznym myśleniem zaraziły się już całe narody: w Ameryce Łacińskiej. Kilkoma krajami rządzą przywódcy, którzy nie zgadzają się z podstawowymi zasadami rządzącymi wolnym rynkiem. Aby powstrzymać falę nastrojów
niekorzystnych dla przedsiębiorczości, biznes w sposób przekonywający musi zademonstrować ludziom, że jest integralną częścią społeczeństwa, a to oznacza, że musi dorosnąć do nowego sposobu myślenia, który nazwałbym pro społecznym. Filozofia ta opiera się na czterech elementach: korporacyjnej atrakcyjności, korporacyjnej integralności, korporacyjnym obywatelstwie i społecznej przedsiębiorczości. Pojęcie „korporacyjnej atrakcyjności oznacza, że dana firma musi udowodnić swą przydatność dla społeczeństwa. Chodzi o to, by nie tylko maksymalizować zyski akcjonariuszy, ale również służyć społeczeństwu jako takiemu. Odpowiedzialne zarządzanie powinno uwzględniać spodziewane długoterminowe korzyści płynące z przyczyniania się do budowy silnych społeczeństw i co za tym idzie dynamicznych gospodarek. Zwiększenie atrakcyjności biznesu wymaga zmiany podejścia do realizacji celów przedsiębiorstwa. Inwestorzy powinni przestać patrzeć na swe zadania z perspektywy krótkoterminowej. „Korporacyjna integralność” – pod tym pojęciem kryje się stwierdzenie, że biznes powinien rządzić się nie tylko określonymi regułami, ale również wartościami. Liderzy przedsiębiorczości dopiero wówczas odzyskają zaufanie społeczne, gdy ich działania będą oparte na spokojnych systemach zasad moralnych. „Korporacyjne obywatelstwo” to ukierunkowanie biznesu na pomaganiu w szukaniu praktycznych rozwiązań największych problemów naszych czasów. Przedsiębiorcy winni pracować ramię w ramię z przedstawicielami rządów i społeczeństw obywatelskich, walcząc z ubóstwem, AIDS oraz innymi globalnymi problemami, które uderzają w godność człowieka i zagrażają ludzkiej egzystencji. I kwestia ostatnia. Przedstawiciele biznesu oraz władz po-
winni wspierać przedsiębiorców społeczników, którzy w swych lokalnych społecznościach włączają się do walki z problemami o znaczeniu globalnym, takimi jak bieda czy wykluczenie społeczne. Na
Klaus Schwab (w centrum) z grupą przedsiębiorców społecznych podczas Szczytu ekonomicznego w Davos. Polskę reprezentują Barbara i Tomasz Sadowscy
świecie są tysiące takich działaczy (patrz: www.schwabfbund.org). Choćby Iftekar Enayetullah i Maąsood Sinha. Ich firma WasteConcem w Bangladeszu zajmuje się odbieraniem odpadków organicznych od gospodarstw domowych, kompostowaniem ich, a następnie dostarczaniem cennego nawozu do użyźniania gleby. Inny przykład. Bunker Roy z Barefoot College w Indiach, który nawiązuje kontakt z biedną i niewykształconą młodzieżą wiejską w swym kraju i umożliwia najzdolniejszym zdobywanie zawodu architekta, lekarza, inżyniera czy specjalisty z zakresu technologii internetowej. Najwyższy czas, by zacząć mówić o bardziej oświeconej gospodarce, otwartej na człowieka, i zacząć wcielać w życie jej założenia. Jeśli znajdziemy siłę do takiego działania, wszyscy możemy mieć widoki na lepszą przyszłość. 23
W PRZEŁOMOWYM
MOMENCIE WYWIAD Z TOMASZEM SADOWSKIM
– We wrześniu ubiegłego roku Fundacja Barka obchodziła swoje 15-lecie. Jak chciałbyś podsumować ten okres Twojego życia ? Mam poczucie, że to było przedszkole demokracji. Włączyliśmy się w proces budowania społeczeństwa obywatelskiego, który ciągle jest na początku. Nasze doświadczenie właściwie dopiero przybliża nas do tego, czym jest demokracja i kim jest odpowiedzialny obywatel. Zrozumieliśmy, gdzie są najważniejsze problemy nie tylko w Polsce, ale w Europie i w świecie. Kiedy zaczynaliśmy działać nie byliśmy w stanie ocenić skali problemów, jak wiele środowisk 24
było narażonych na przykre konsekwencje transformacji, na utratę równowagi społecznej i ekonomicznej. Chcieliśmy nadążać za tymi wyzwaniami, w taki sposób, aby z jednej strony odpowiedzieć na problemy socjalne, a z drugiej, aby człowiek, który nagle znalazł się w nowej rzeczywistości rozumiał swoje położenie i zobaczył szansę na rozwój. W 1989 r. podjęliśmy działania ze względu na moralne zobowiązanie. Można było pędzić do przodu, bogacić się, angażować w zdobycie władzy, ale budowanie społeczeństwa solidarnego było wielką potrzebą tego czasu. W trzydziestu różnych rejonach Polski zaczęliśmy tworzyć środowiska
zaangażowane w sprawy dobra wspólnego. Nie było to proste. Po drodze napotykaliśmy na opór tych, którzy koncentrowali się na wąsko pojętym interesie. Dzisiaj widać, że myślenie pro publico bono jest niezmiernie aktualne, szczególnie w obliczu kryzysu w życiu publicznym, gdzie wiele środowisk politycznych i gospodarczych ma problemy w myśleniu o wspólnej drodze. Mam uczucie, że przez 15 lat Barka jako środowisko była wierna zasadom solidarności, braterstwa, odpowiedzialności za sprawy trudne, niechętnie podejmowane. Nieraz z tego powodu byliśmy marginalizowani w życiu społecznym albo podejrzewani o nieuczciwość. – Dlaczego tak było, przecież podejmowane działania były bardzo użyteczne społecznie? Marginalizowani byliśmy głównie przez instytucje publiczne. W wielu miejscach ciągle mają one ducha centralizmu państwowego. W 89 r. myślenie o odbudowie państwa odbywało się na podstawie doświadczeń zebranych w PRL, a nie w demokracji uczestniczącej. Wszyscy wzrastaliśmy w państwie centralistycznym. Urzędnik był „kimś” zarówno na poziomie samorządu czy instytucji rządowych. Dzisiaj obserwujemy w pomocy społecznej
utrzymywanie głównie struktury państwowej. Ten duch centralistyczny powoduje, że niechętnie podejmuje się współpracę z innymi partnerami. Dlatego organizacje pozarządowe mają problem, żeby wejść w przestrzeń pomocy społecznej. Mimo wysiłków niektórych przedstawicieli rządu i powołaniu Ustawy o Działalności Pożytku Publicznego mamy, jako obywatele, bardzo poważnego przeciwnika. Jest nim centralizm w instytucjach publicznych. – Nikt nie wątpi, że Barka zbudowała solidarne relacje ze środowiskami, z którymi pracowała. Ale to przecież niewystarczające, aby umożliwić pełną integrację społeczną i zawodową grup wykluczonych. Czy udało się zbudować solidaryzm w szerszej skali z innymi partnerami społecznymi, takimi jak administracja publiczna, ludzie biznesu, środowiska kościelne. Misja Barki jest przecież skierowana nie tylko dla najuboższych, chociaż tak jest powszechnie postrzegana. Organizacje pozarządowe, w tym Barka, były początkowo wzmacniane ze środków państw zachodnich, jak również przez organizacje międzynarodowe. W kraju mamy po swojej stronie hurtowników, firmy, które przekazują darowizny rzeczowe. Trochę na tej zasadzie, że jest tam odpis. Akceptują oczywiście to, co robimy. Może czasem wydaje im się to trochę górnolotne. Mówią: „wy to zajmujecie się jakimiś „marginesem”, my natomiast mamy poważne sprawy na głowie. Tworzymy gospodarkę, zarządzamy instytucjami”. Samorządy lokalne, niestety, przypominają bardziej gospodarstwa biznesowe niż dobrze zorganizowane wspólnoty terytorialne. Mówi się w nich o zarządzaniu, zarabianiu, o działalności
gospodarczej, natomiast rzadko o odpowiedzialności społecznej i rozwoju społecznym. Na poziomie biznesu odpowiedzialność za rozwój społeczny w ogóle się nie pojawia. Pojedynczy liderzy biznesowi deklarują zrozumienie dla spraw rozwoju, ale na ogół kończy się na deklaracjach. Pewnie można to zrozumieć. W czasie zmagań w tworzeniu kapitałów gospodarczych nie
utworzenie ruchu samopomocy, aktywności kilkunastu stowarzyszeń wyrosłych z naszych działań, utworzonych przez osoby, które pokonały swoje problemy i słabości. Samo-organizacja podnosi morale i uczy nowych umiejętności. Tworzą się nowe struktury społeczne, powstają przykłady nowej przedsiębiorczości. Wiele miejsc Barki wyrosło z ruin: gospodarstwa po byłych PGR-ach,
BIZNESMENI W POLSCE NA RAZIE UCZĄ SIĘ ROBIĆ „KASĘ”, A SPOŁECZEŃSTWO NAWET NIE OCZEKUJE OD NICH ODPOWIEDZIALNOŚCI. TRZEBA KSZTAŁTOWAĆ PRAWO, KTÓRE KORYGUJE WSZELKIE NIEPRAWIDŁOWOŚCI.
podejmuje się odpowiedzialności za całość przemian społecznych. Ale od czasu do czasu odczuwamy „ciepły dotyk biznesu”. Mieliśmy ostatnio pozytywne doświadczenie z przedsiębiorcami duńskimi, pracującymi w Polsce, którzy wybudowali w Barce szkołę dla rodzin bezrobotnych. Takie przykłady się już pojawiają, ale na razie przychodzą głównie z zachodu. Wracając do solidaryzmu Barki. Jestem z niego dumny, to jest ogromny kapitał. Często jesteśmy uważani za instytucję, która świadczy usługi socjalne. Myślę jednak, że największą wartością Barki jest
domy mieszkalne, miejsca edukacji, sklepy, warsztaty itp. – Barka na arenie międzynarodowej uzyskała wysoką pozycję, co znalazło wyraz w przyznanach wyróżnieniach: nagroda Banku Światowego i Globalnej Sieci Rozwoju, tytuł „Bohatera Europejskiego” w Time Magazine czy „Przedsiębiorcy Społecznego”, zaproszenia na „World Economic Forum” do Davos itd. Barka rozpoznawana jest w świecie jako instytucja, która dąży do rozwoju społecznego i przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu. Czy można
25
powiedzieć, że ludzie w świecie są lepiej przygotowani do wspierania rozwoju społecznego niż Polacy? Dojrzalszy etap rozwoju demokracji i kapitalizmu na zachodzie jest bezdyskusyjny. Można się tam dopatrzyć większej odpowiedzialności ze strony biznesu, jest on tam bardziej cywilizowany. W Polsce jestesmy na początku tej drogi, czasami mówi się nawet o „wilczym kapitalizmie” opartym na prawie silniejszego. – Co środowiska biznesu polskiego mogłyby zrobić dla rozwoju społecznego? Odpowiedzialność społeczna spoczywa na każdej grupie, na naukowcach, na środowiskach religijnych, biznesmenach, na środowiskach politycznych, na odpowiedzialnych obywate26
lach. Odpowiedzialny biznes to odpowiedzialni biznesmeni. Sprowadzanie i pomnażanie kapitału najczęściej nie łączy się z zwiększaniem ilości miejsc pracy. Biznes nie zawsze wzmacnia rozwój. Biznesmeni w Polsce na razie uczą się robić „kasę”, a społeczeństwo nawet nie oczekuje od nich odpowiedzialności. Trzeba kształtować prawo, które koryguje wszelkie nieprawidłowości. Biznesmen powinien być odpowiedzialny nie tylko za to, co robi w swoim zakładzie pracy, ale też w jego otoczeniu. Jeśli inwestuje na jakimś terenie, powinien wziąć odpowiedzialność za pełen rozwój tego obszaru. – Na stronach internetowych Ministerstwa Polityki Społecznej można dotrzeć do nowych ustaw o edukacji i zatrudnieniu
socjalnym oraz o spółdzielniach socjalnych. W komentarzach do tych ustaw wymieniana jest wielokrotnie Fundacja Barka jako organizacja, która miała wpływ na ich powstanie. Czy w obliczu centralistycznej i biurokratycznej pomocy społecznej te ustawy mogą mieć wpływ na zmiany, na kształtowanie partycypacyjnej pomocy społecznej i rozwój nowych form w ramach tzw. ekonomii społecznej. Wpływanie na zmianę ustaw jest obowiązkiem każdego obywatela. Ten obowiązek wyznaczany jest przez miejsce, w którym żyjemy. Ponieważ Barka dotyka obszaru marginalizacji, więc walczy o możliwości rozwoju dla tych grup. Niedopuszczalne jest, abyśmy troszczyli się tylko o osoby, którymi się bezpośrednio zajmujemy. Dojrzewaliśmy do takiej
odpowiedzialności obywatelskiej przez ostatnie lata. Przed 2 laty zostaliśmy zaproszeni przez wicepremiera Jerzego Hausnera do współtworzenia ustaw. Byliśmy już nieźle przygotowani, prowadziliśmy programy edukacyjne i przedsiębiorcze. Centra Integracji Społecznej oparte są o doświadczenia wywodzące się dokładnie z Barki. Dzisiaj rozmnażają się w Polsce i podejmowane są również przez
tuacji w okresie transformacji. Rozeznane zostały możliwości współpracy z innymi partnerami, powstały modelowe ustawy, utworzonych zostało kilkanaście nowych stowarzyszeń wyrastających z programów Barki. Jak postrzegasz misję Barki w następnych latach. Dzisiaj jesteśmy na tyle dorośli, żeby konfrontować się z rzeczywistością. Głównym wyzwaniem będzie podjęcie działań w dużo
BARKA OTRZYMUJE PO RAZ PIERWSZY POWAŻNE ZADANIA I FINANSOWANIE Z UE W RAMACH PROGRAMU EQUAL NA POPRAWĘ DOSTĘPU DO RYNKU PRACY DLA OSÓB DŁUGOTRWALE BEZROBOTNYCH. DO TEJ PORY ĆWICZYLIŚMY „NA GROSIKACH”, A DZIŚ ZAPRASZAMY POWAŻNE INSTYTUCJE DO WSPÓŁDZIAŁANIA. inne organizacje. Istota ekonomii społecznej polega na myśleniu o tych, którzy nie są głównymi bohaterami rozwoju gospodarczego. Dla nich powstały w polskim prawodawstwie możliwości tworzenia własnych małych przedsiębiorstw społecznych tzw. spółdzielni socjalnych. Są to nowe organizacje non –for– profit, które tworzą warunki dla aktywności zawodowej grup najczęściej wykluczanych z rynku pracy. W ten sposób wytyczona została nowa droga dla rozwoju polityki społecznej w Polsce. – Minione 15-lecie zakończyło się zebraniem doświadczeń o możliwościach rozwoju grup, które znalazły się w trudnej sy-
większej skali. Nie chodzi tylko o ilość placówek, ale i o jakość realizowanych zadań. Chodzi o programy, które zmieniają rzeczywistość, zmieniają człowieka (filozofia rozwoju), a nie pozostawiają go na poziomie przetrwania. Unia Europejska jest naszym sojusznikiem w takim myśleniu. Barka otrzymuje po raz pierwszy poważne zadania i finansowanie z UE w ramach programu EQUAL na poprawę dostępu do rynku pracy dla osób długotrwale bezrobotnych. Do tej pory ćwiczyliśmy „na grosikach”, a dziś zapraszamy poważne instytucje do współdziałania. Budujemy partnerstwo, które może spowodować, że „centralizm” się cofnie.
– Czy spodziewasz się, że w Polsce w najbliższych latach zrealizowane zostaną idee solidarności i będzie można pokazać w dużej skali poprawę losu osób, które są dzisiaj w większości pozostawione bez nadziei? Idee te zostały podjęte we wspomnianych wcześniej działaniach i znalazły swój wyraz w nowych ustawach. Natomiast jest pytanie czy one rozkwitną w rzeczywistości, rozwiną się w społecznym życiu. Świadomy jestem, że są to długie i trudne procesy, ale możliwe do zrealizowania. Jest to działalność na dziesięciolecia i cieszę się, że mogę uczestniczyć w ich przełomowym momencie. – Za 3 lata będziesz pewnie na emeryturze. Przez wiele lat Ty i Twoja rodzina działaliście dla spraw rozwoju społecznego. Czy nie żałujesz tych lat i tego trudu? Moja rodzina zaangażowana jest w rozwój dobra wspólnego od kilku pokoleń. Gdybyśmy tego nie robili czulibyśmy się osobami nieodpowiedzialnymi, może nawet nieetycznymi. Pytanie jest, jak będą wyglądały nasze emerytury, moje i milionów Polaków, którzy są po sześćdziesiątce i nie zdołali odłożyć na swoją starość. Zdarzyło się, że przez kilka lat nie pobierałem wynagrodzenia, ponieważ Barka nie miała środków. W tamtym czasie nasze działania były silnie marginalizowane. To w sposób oczywisty rzutuje na wymiar naszych emerytur. Ale przecież nie to jest jedynym celem naszej pracy. Można być świetne zabezpieczonym a jednocześnie żyć bez sensu. Ten sens naszego działania jest i pozostanie na długo, a może nawet sięgnie następnego pokolenia. A to już jest największa nagroda. – Dziękuję za rozmowę Barbara Gorczyńska 27
Czy Polska powinna pomagać krajom rozwijającym się? NA POMOC DLA KRAJÓW ROZWIJAJĄCYCH PRZEZNACZA SIĘ W ŚWIECIE ROCZNIE 68 MILIARDÓW DOLARÓW, PODCZAS GDY NA ZBROJENIA WYDAJE SIĘ 800 MILIARDÓW DOLARÓW. CZY WARTO POMAGAĆ, CZY POLSKĘ STAĆ NA TO, ŻEBY POMAGAĆ INNYM KRAJOM I JAKIE SPOSOBY POMOCY SĄ NAJBARDZIEJ EFEKTYWNE? NAD TYMI PYTANIAMI ZASTANAWIALI SIĘ UCZESTNICY DEBATY ZORGANIZOWANEJ W AKADEMII EKONOMICZNEJ W POZNANIU PRZEZ UNDP (PROGRAM ROZWOJU ORGANIZACJI NARODÓW ZJEDNOCZONYCH) ORAZ STUDENCKĄ ORGANIZACJĘ AIESEC. Organizacja Narodów Zjednoczonych działająca w 166 krajach świata ogłosiła jako jeden z celów milenijnych kampanię społeczną pod hasłem „czas pomóc innym”.
Kampania ta, szczególnie plan oddłużenia krajów rozwijających się, nabiera szczególnego znaczenia w sytuacji, gdy połowa mieszkańców świata żyje za 1 dolara
dziennie, w każdej minucie umiera kobieta w ciąży, co dziesiąte dziecko nie dożywa do 5 roku życia, co piąte dziecko nie chodzi do szkoły, 1/5 mieszkańców ziemi nie ma dostępu do czystej wody, 2/3 kobiet to analfabetki, 40 milionów ludzi jest zarażona wirusem HIV. Wiele krajów oraz organizacji międzynarodowych wspomaga rozwój krajów mniej rozwiniętych. Pomaga im finansowo i materialnie oraz wysyła specjalistów. Celem tej pomocy jest wsparcie wzrostu gospodarczego i zmniejszenie ubóstwa, wsparcie reform demokratycznych, rządów prawa i samorządności, zapobieganie konfliktom wewnętrznym i wzrost bezpieczeństwa w świecie. Pomoc rozwojowa jest czym innym niż pomoc humanitarna świadczona doraźnie w przypadku katastrof humanitarnych, klęsk żywiołowych i konfliktów militarnych. W Polsce przeprowadzono badanie opinii publicznej na temat poparcia społecznego dla pomocy rozwojowej dla Krajów III Świata.
28
63 % Polaków opowiedziało się za udzielaniem takiej pomocy przez Polskę. Jakie są argumenty? Część badanych uważała, ze wspieranie rozwoju krajów słabiej rozwiniętych jest moralnym obo-
nieść korzyści Polsce typu zwiększenie prestiżu Polski w świecie czy utworzenie lepszych warunków inwestycyjnych za granicą. Podkreślano też, że Polska jako członek Unii Europejskiej i OECD
W 2003 roku Polska zajmowała 37 pozycję na 200 państw. W 2003 roku Polska otrzymała na swój rozwój 1,2 miliarda dolarów, a sama przeznaczyła na pomoc krajom słabiej rozwijającym
W POLSCE PRZEPROWADZONO BADANIE OPINII PUBLICZNEJ NA TEMAT POPARCIA SPOŁECZNEGO DLA POMOCY ROZWOJOWEJ DLA KRAJÓW III ŚWIATA. 63 % POLAKÓW OPOWIEDZIAŁO SIĘ ZA UDZIELANIEM TAKIEJ POMOCY PRZEZ POLSKĘ. wiązkiem Polaków, że bogatsze państwa pomogły nam, więc teraz my powinniśmy pomóc biedniejszym. Poza tym uważano, że Polska jest krajem wystarczająco zamożnym by pomagać innym oraz, że pomaganie może przy-
podpisała zobowiązania międzynarodowe na pomoc rozwojową. Z badań przeprowadzonych przez Bank Światowy wynika, że na 200 krajów badanych aż 150 jest biedniejszych niż Polska.
się tylko 27 milionów dolarów. Po przystąpieniu do Unii Europejskiej Polska została włączona w politykę europejską na rzecz pomocy rozwojowej, która rocznie wynosi 25 miliardów dolarów. W związku z tym Polska zobowią29
zała się, że od 2006 roku będzie przeznaczać na rozwój biedniejszych krajów z budżetu państwa jedną dziesiątą (1/10) procenta dochodu narodowego. Jest to ok. 3 zł miesięcznie na głowę statystycznego podatnika. W debacie podkreślano, że duże dysproporcje pomiędzy bogatymi i biednymi są źródłem wielu konfliktów w świecie. Nierówności wywołują wojny. Nierzadko te dysproporcje wykorzystywane są do podniecania agresji i ataków terrorystycznych. Przedstawiciele organizacji pozarządowych podkreślali rolę organizacji i osób prywatnych w niesieniu pomocy humanitarnej i rozwojowej np. Polskiej akcji Humanitarnej (w poprzednim numerze GU prezentowaliśmy tę organizację), Caritas, czerwonego Krzyża, UNICEF. Pomoc
30
rozwojowa dla krajów słabiej rozwijających się udzielana przez organizacje obywatelskie i wyspecjalizowane organizacje międzynarodowe jest trzykrotnie większa niż pomoc państw. Organizacje są też bardzo aktywne w wysyłaniu do krajów rozwijających się wolontariuszy i specjalistów. Często osoby bezrobotne z krajów bogatych mogą być bardzo przydatne w krajach biedniejszych. Taki pomysł realizują Szwajcarzy wysyłając swoich bezrobotnych wolontariuszy do krajów rozwijających się. Kilka organizacji polskich, w tym Fundacja Barka z Poznania, zostało zaproszonych w ramach pomocy rozwojowej do Globalnej Sieci Rozwoju, której celem jest przenoszenie innowacyjnych i przedsiębiorczych doświadczeń okresu transformacji z Europy Środkowo- Wschodniej do Krajów III Świata.
Odpowiedzialna rola w zabudowywaniu przepaści pomiędzy bogatymi i biednymi przypada też firmom komercyjnym, które zostały zaproszone przez Kofi Annana do projektu Global Compact. W partnerstwie publiczno-prawno-społecznym podejmowane są kwestie inwestycji, szkoleń, rozwoju infrastruktury, poprawy stanu służby zdrowia, poziomu edukacji. Na koniec istotna wydaje się refleksja, że pomaganie innym jest procesem wzajemnego zbliżania się i ubogacania. Pomoc, aby mogła być przyjęta i aby nie upokarzała wymaga osobistego zaangażowania ludzi, aby mogła skutkować rozwojem powinna opierać się o budowanie więzi oraz o edukację. Barbara Sadowska
Prosto z serca
Barka na Ukrainie Domy Wspólnot, szkoły, przedsiębiorstwa społeczne, programy budownictwa socjalnego tworzone są przez Barkę od 15 lat. Powstawały dzięki zaangażowaniu wielu ludzi dobrej woli z kraju i zagranicy: z Francji, Niemiec, Holandii, Danii, Anglii i USA. Pytając ich o motywację odpowiadali, że znajdywali tu w Polsce solidaryzm, który ich zobowiązywał. Wielu z nich mówiło, że zaangażowanie w problemy społeczne sąsiadujących państw jest drogą do przeciwdziałania niepokojom społecznym i kształtowaniu ekstremalnych postaw. Obserwujemy to w innych częściach świata, gdzie skrajne ubóstwo całych społeczności rodzi konflikty i prowadzi do terroryzmu. W jaki sposób możemy spłacić ten dług zaciągnięty u bogatszych sąsiadów? Czymś naturalnym wydawało się zaangażowanie w budowanie systemu walki z ubóstwem na wschodzie, głównie na Ukrainie. Mamy spore doświadczenie i sprawdzone rozwiązania, które nasi wschodni przyjaciele mogą dopasować i wykorzystać w swoich warunkach. Pierwsze kontakty nawiązaliśmy 6 lat temu na wschodniej Ukrainie w Czernihowie z organizacją Arratta, która zajmuje się pomocą dzieciom z najuboższych rodzin. Przeciętnie zarabiają 150 hrywien. Przelicznik ukraińskiej hrywny na polską złotówkę jest jak 1:1. Ceny żywności są także prawie takie same. Niektóre artykuły, które na skutek załamania gospodarki nie są produkowane na Ukrainie, są nawet droższe. Powoduje to, że
wiele osób rozpaczliwie poszukuje możliwości wyjazdu. Ci, którzy zostają muszą jakoś przetrwać. W codziennej walce o przetrwanie znajdują jeszcze czas, aby troszczyć się o innych, którzy mają mniej. Zawsze powracam od nich zmobilizowany. Widzę z jednej strony wielkie ubóstwo,
jeżdżają do nas. Zapoznają się z działaniami Barki i innych organizacji. Poznają polski system prawny przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu. Uczestniczą w corocznych obozach w Chudopczycach k/Pniew. Mają okazję nawiązać kontakty z organizacjami z Europy Zachodniej i całego
PIERWSZE KONTAKTY NAWIĄZALIŚMY 6 LAT TEMU NA WSCHODNIEJ UKRAINIE W CZERNIHOWIE Z ORGANIZACJĄ ARRATTA, KTÓRA ZAJMUJE SIĘ POMOCĄ DZIECIOM Z NAJUBOŻSZYCH RODZIN. a z drugiej ich otwarcie i wzajemną pomoc. To jest doskonała lekcja człowieczeństwa. Tam najlepiej widać, że najlepszym lekarstwem, pomocą dla człowieka jest drugi człowiek. Środki materialne są ważne, ale nie są istotą pomocy wzajemnej. Drugą bratnią organizacją, z którą Barka współpracuje od ponad dwóch lat to Oselia we Lwowie. Z grupą przyjaciół z Oselli spotkałem się po raz pierwszy we Lwowie, kiedy jeszcze działali w organizacji Doroga. To jedyna w 800-tysięcznym Lwowie organizacja zajmująca się, obok jednej grupy AA, terapią alkoholików. System rządowy oferuje jedynie detoksykacje w szpitalach psychiatrycznych. Tu we Lwowie ta grupa niepijących alkoholików postanowiła stworzyć wspólnotę na wzór Barki. Chcieli zamieszkać razem, aby wspierać się w swojej trzeźwości. Wynajęli zrujnowany dom pod Lwowem i działają. Co możemy im i wielu innym zaoferować? Od kilku lat przy-
świata, mogą też odbyć u nas staż przez okres kilku miesięcy. Stopniowo dociera do nas coraz więcej zainteresowanych. Są osoby również z Odessy, Równego, Iwanofrankijska i innych ukraińskich miast. Podobnie dzieje się z Białorusią. W Fundacji Stefana Batorego uruchomiony został specjalny Program Wschód-Wschód, który wspiera organizacje polskie w pomaganiu Ukrainie i innym krajom tego regionu Europy. Miejmy nadzieję, że u naszych Wschodnich przyjaciół zacznie powstawać coraz więcej i więcej organizacji społecznych walczących z ubóstwem i innymi problemami, a Fundacja Barka z innymi polskimi partnerami w jakimś stopniu przyczynią się do tego. Życzę Przyjaciołom z Ukrainy wszystkiego najlepszego. Dziękuję im za wszystkie lekcje solidaryzmu międzyludzkiego, w których razem uczestniczyliśmy. Wojciech Zarzycki 31
RADIO W „GAZECIE ULICZNEJ”
Dzisiaj Peja
BYŁO RADIO W TEATRZE 8 DNIA. ZAPROSILIŚMY JE TEŻ DO GAZETY ULICZNEJ. MYŚLIMY TU O RADIU MERKURY, KTÓRE OD LAT AKTYWNIE UCZESTNICZY W BUDOWANIU SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELSKIEGO: WIELKI WKŁAD MAJĄ TU REPORTAŻE MARII BLIMEL I WANDY WASILEWSKIEJ ORAZ ORGANIZOWANY PRZEZ LATA KONKURS NA WIELKOPOLANINA ROKU. W KOLEJNYCH NUMERACH GU BĘDZIEMY POKAZYWAĆ BOHATERÓW RADIOWYCH REPORTAŻY, KTÓRZY MIMO PRZECIWNOŚCI I OGRANICZEŃ, REALIZUJĄ MARZENIA, POKONUJĄ SŁABOŚCI I ZMIENIAJĄ RZECZYWISTOŚĆ.
J
estem pod wrażeniem spotkania z Peją znanego w Polsce reprezentanta muzyki hip-hop oraz audycji o nim, której autorkami są Maria Blimel i Wanda Wasilewska, dziennikarki Radia Merkury. Zaprosiły one Peję na spotkanie ze słuchaczami Radia Merkury w Teatrze 8 Dnia. – To pewne, że jeżeli bym nie rapował to bym kradł – powiedział na początku spotkania. Dla młodych ludzi historia życia Peji jest lekcją zmagania się młodego człowieka ze swoimi słabościami, pokazuje jaki wpływ na osobowość ma rodzina i środowisko, w którym młodzi żyją oraz jak determinacja i silna wola pozwalają realizować marzenia. Peja próbuje pomóc duchowo ludziom, którzy są w kryzysie, nie mają planów, nadziei, mobilizuje ich do zmian. Jak jeden z jego fanów powiedział, że Peja towarzyszy mu w jego życiu, przekonuje, że może być lepiej, i że to zależy od nas. Śpiewa o czarnej stronie życia, 32
chce nas przekonać, abyśmy nie robili błędów. Peja to „ksywa” z podwórka, oznacza wszę. Jako chłopiec „zła-
pał” wszy w przedszkolu i od tego czasu został nazwany Peją. Mówi, że to ksywa na całe życie. Wychował się na Jeżycach – to najgoręt-
sza dzielnica dzieci wychowuje ulica, rodzice piją wódkę, ludzie umierają samotnie albo od alkoholu. Matka jego zmarła jak miał 13 lat. Wtedy wiedział, że musi sobie jakoś poradzić. W domu była bieda, nie chciałem k... ubrudzić sobie rączek smarem na praktykach. Zdał do liceum chociaż z matematyki był bardzo słaby. Trenował judo, namiętnie kibicował „Lechowi” uczestniczył w bójkach z kibicami i służbą mundurową, gdzie prawo pięści jest ważnym elementem kulturowym. Potem pojawił się pomysł z rapem. Nikt nie wierzył, że mogę
podzielić. Wyznaję zasadę, że za każde słowo ponoszę odpowiedzialność. Czasem człowiek łapie jakieś doświadczenie i w głowie mu się układa. Nie chodzi o to, żeby ciągle chodzić i mówić ,że wszystko jest do d... Ja się cieszę z każdego dnia, wychodzę na balkon, widzę drzewa, przyrodę, cieszę się trawnikiem, bo na ulicy na której ja się chowałem od małego nie było takich miejsc. Cieszę się z małych rzeczy. Nie, że mój priorytet jest zarobić 100 000 zł i wtedy jestem zadowolony, bo tak naprawdę to nie da mi szczęścia. Mogę się cieszyć jak gwiazdy migocą na niebie, Peja mówi o so-
leżnienia a nawet wydobyć się z ograniczeń i tworzonych przez środowisko. Ciągle dźwięczy mi w głowie tekst piosenki: podnieś się od Ciebie zależy, masz wybór, musisz spróbować wybrać właściwą drogę: Z wieczoru autorskiego Marii Blimel i Wandy Wasilewskiej relacja Marysi Sadowskiej, lat 17
CZYTAJ!
NIKT NIE WIERZYŁ, ŻE MOGĘ NAGRAĆ PŁYTĘ – MÓWI. ZA PIERWSZE PIENIĄDZE ZAROBIONE ZA ŚPIEWANIE POSZEDŁEM DO MC DONALDA I KUPIŁEM SOBIE 5 KANAPEK nagrać płytę – mówi. Za pierwsze pieniądze zarobione za śpiewanie poszedłem do Mc Donalda i kupiłem sobie 5 kanapek: – przyszedłem do chaty i wpier... długi czas wpier….na zapas. Nigdy nie będę pytał człowieka czemu chce jeszcze jeść. Kupię mu żeby jadł dalej i na następny dzień Nie pozwolę k..., żeby ktoś cierpiał głód, bo to jest najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka, młodego człowieka, który nie jest w stanie nic z tym zrobić. Bo on może wyjść zdeterminowany i wbić komuś nóż i zabrać pieniądze, żeby iść się najeść. Bo bywały sytuacje, że ja też miałem takie myśli. Nie jest aktywnym chuliganem ani nie „jara”, chociaż wielu w to nie wierzy. Nie stara się być jakimś nauczycielem, nie chce pokazywać jak żyć. Uczy się jak każdy człowiek na doświadczeniach i błędach i tym się mogę
bie, że jest łącznikiem pomiędzy podwórkiem a wielkim światem. Kiedyś Polska odgrodzona była od wielkiego świata murem berlińskim „kiedyś te mury były dla nas wszystkich” ale kiedy runęły wiedziałem że nie dam się zdegenerować do tego stopnia ,że będę przykładem dla moich dzieci jak można spieprzyć sobie życie. Nie wiedziałem, w jaki sposób to zrobię, ale wiedziałem, że nie przegram swojego życia. Spotkanie skończone. Jeszcze tylko autograf na zdjęciu. Wychodzę przejęta. Przez wiele lat mieszkałam z rodzicami i siostrami we Wspólnocie Barka z wieloma osobami, które miały trudne życie. Były dla nas jak bracia i siostry. Zawsze wierzyliśmy, że każdy może odmienić swój los. Tak się cieszę, że Peja jest ważnym potwierdzeniem mojej młodzieńczej wiary, że można pokonać trudności, słabości, uza-
r a d i o
33
Mark Shiperlee MIĘDZYNARODOWA SIEĆ GAZET ULICZNYCH
FO TO
wielkopolska
34
Kościółek w Brodach w Wielkopolsce
35
„Podnieś się, od ciebie zależy, masz wybór”Peja Z
egar osiedlowego ratusza wydzwania 18-tą, gdy wchodzę do budynku Gimnazjum nr 2 w Murowanej Goślinie. Tu jestem umówiona na reportaż z moimi rozmówcami. „Szóstką Wspaniałych” – jak ich w myślach nazywam. Z zespołem „Eyer Land”. Tworzy go sześciu entuzjastów tańca ekstremalnego – break dance: Kuba (17 1.), Mariusz (18 1.), Krzysiek (17 1.), Rafał (18 1.) i dwóch Sebastianów (17 i 18 1.). Dwóch z nich jest uczniami gimnazjum, trzech uczy się w szkole zawodowej, a jeden – w technikum. Szkolna portierka wygląda na dobrze poinformowaną: „Kogo pani szuka? Pani Ewy? Jest ze swoimi „breakami” w małej salce gimnastycznej” Otwieram drzwi. Stoję w nich dłuższą chwilę ogłuszona hałasem decybeli (rapu? techno?). Właśnie trwa próba. Gestem dłoni pokazuję, żeby sobie nie przerywali. Wyjmuję aparat fotograficzny i robię, co do mnie należy. Czasem drży mi ręka, gdy filmuję tę całą ekwilibrystykę. Marzenia zaklęte w figury tańca: helikoptery, szczotki, sprężyny, stójki na głowie i rękach, piramidy. Nie wiem już, gdzie kończy się amatorstwo, a gdzie zaczyna profesjonalizm... Są naprawdę świetni! Moi bohaterowie chętnie pozują do aparatu i nie mniej chętnie 36
udzielają informacji o sobie. Mimo karkołomnych, wyczynowych ewolucji – nie wyglądają na specjalnie zmęczonych. W ich oczach gości radość i – chyba – durna. Pytają mnie, gdzie i kiedy ukaże się reportaż. Lubią, gdy się o nich mówi i pisze. Lubią też bardzo publiczne występy. Dotychczas, nie były to żadne prestiżowe imprezy, ot – każda okazja dobra, by się pokazać. Najczęściej, w czasie lokalnych, gminnych występów, jak np.: Pierwszomajowe Biegi Uliczne, Mini maraton, konkursy taneczno
– muzyczne. Regularnie stanowią atrakcję miejscowych dyskotek. Jeszcze ponad 1,5 roku temu żyli jak większość swoich rówieśników: szaro i monotonnie, bez celów i aspiracji, z dnia na dzień. Oglądając godzinami telewizję, przesiadując bezczynnie na podwórkach i placach małych, sennych miasteczek. Czekając na... Godota? I żyliby tak nadal, gdyby nie pomysł rzucony mimochodem przez Rafała na jednej z dyskotek: „A może byśmy tak potrenowali break dance?”. Często tak się w życiu dzieje, że trzeba swoje marzenia (gdy się je ma!) głośno wypowiedzieć, mocno wyartykułować. By siebie usłyszeć i by inni nas też usłyszeli... Trzeba słowami zaczarować rzeczywistość. Moi rozmówcy wiedzą też o tym, że pewne rzeczy trzeba zrobić, gdy się tylko o nich pomyśli. Potem taka myśl może nigdy się już nie pojawić... I tak było z moimi bohaterami. Znalazł się inspirator, którego myśl natychmiast podchwyciła reszta. Jednak droga od „chcieć” do „móc” – nie była łatwa, jak wspominają. Na początku było ich osiemnastu, a miejsca ich prób – pod gołą chmurką. Tam, na podwórzach swoich domów ćwiczyli z godną podziwu determinacją. A stacja
telewizyjna MTV była akademią ich tańca. Spotykali się z różnym odbiorem: od sceptycyzmu, poprzez dezaprobatę, aż po żywe zainteresowanie. W międzyczasie szukali intensywnie jakiegoś godziwego lokum, małego, zadaszonego skrawka przestrzeni. Przestrzeni niezbędnej do życia, czyli tańca. Niestety, nie mieli zbyt dużego kredytu społecznego zaufania, ani u prezesa osiedlowej spółdzielni, ani u dyrektorów szkół... A kiedy pojawiła się szansa (nie ogrzewany lokal do wyremontowania) – za długo się wahali. Zdesperowani zgłosili się z prośbą do nauczycielki w-f, pani Ewy Kujawy. Moi rozmówcy wyraźnie się ożywiają, gdy wymieniają nazwisko swojej wybawczyni. Ta ich nie odtrąca, wręcz przeciwnie – rozumie ich zapał, wolę i marzenia. Pani Ewa podejmuje się opieki nad grupą dzięki, czemu dyrektor gimnazjum wyraża zgodę na korzystanie z sali gimnastycznej. Teraz z osiemnastu zostało ich tylko sześciu. Śmieją się, że nie ilość jest ważna. Zostali bowiem najwytrwalsi, najbardziej zmotywowani. Ci, którzy wiedzą, że taniec jest ich szansą. Szansą na lepszą jakość życia. Wiedzą, że ćwiczenie czyni mistrza, że nie wystarczy odrobina talentu (a tego nie można im odmówić). Że tylko ambicją, silnym uporem,
wyrzeczeniami i żelazną dyscypliną osiąga się cel. Dwóch z nich: bliźniacy Sebastian i Mariusz Przybyszewscy pobierają nawet prywatne lekcje tańca w Poznaniu. Później, w czasie cotygodniowych prób, dzielą się z pozostałymi swoimi umiejętnościami. Tak więc – połączyła ich wspólna pasja. Break dance – mówią – to nie tylko hobby, to także radość bycia w grupie, wspólność dążeń, budowanie poczucia własnej wartości. Taniec – to ich świadomy wybór. Wybór będący wyrazistą cezurą w ich życiu, które podzieliło się na dwie części: na to przed tańcem (byle jakie i puste) i to teraz (lepsze i z sensem). Są świadomi jakościowych różnic. Na koniec pytam o ich plany na przyszłość, o marzenia: Rafał: „Chciałbym być rozpoznawalny. W niedalekiej przyszłości zobaczyć siebie i zespół w telewizji”. Kuba: „Marzę, by brać udział w konkursach break dance’u. Chciałbym mieć możliwość konfrontacji doświadczeń, porównania naszego poziomu z innymi grupami”. Mariusz: „Chciałbym być bardzo dobry, osiągnąć perfekcję w tańcu. W przyszłości pragnę być instruktorem break dance’u
i dzielić się zdobytym doświadczeniem z innymi”. Moi rozmówcy wiedzą o tym, że przed nimi jeszcze długa droga. Bowiem, by osiągnąć perfekcję, trzeba ćwiczyć co najmniej osiem lat. Tymczasem entuzjazm „breaków” jest zaraźliwy jak bakcyl grypy zimą. W ich ślady poszli już inni. Do pani Ewy zgłaszają się kolejni naśladowcy „Eyer Land-u”... Halina Skibińska
37
POZOSTANĄ NAJWYTRWALSI
Nauczyciel Break Dance
– Pani Ewo, jest Pani znanym i lubianym pedagogiem, nauczycielem wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej i Gimnazjum nr 2 w Murowanej Goślinie. Prowadzi też Pani zajęcia korekcyjne dla dzieci z wadami postawy oraz wykłada przedmiot: wychowanie do życia w rodzinie. Czy kiedykolwiek miała Pani do czynienia z tańcem tak ekstremalnym, jakim jest break dance? Mam syna, który jeździł intensywnie na rolkach. Nie boję się więc sportów ekstremalnych, a dodatkowo prowadząc zajęcia z wychowania fizycznego muszę asekurować przy trudnych ćwiczeniach. Ryzyko i niebezpieczeństwo wpisane jest w mój zawód. – Skoro nie miała Pani nigdy styczności z break dancem, to proszę wyjaśnić, jakie motywy skłoniły Panią do zaopiekowania się grupą entuzjastów tego tańca? Główny motyw, to kontakt z tzw. trudną młodzieżą, która chciałaby zaistnieć pozytywnie. Moi chłopcy znani są w szkole z tej złej strony: są z nimi poważne problemy wychowawczo-dydaktyczne. Cieszę się, że znaleźli swoją pasję, dzięki której mogą pokazać się w środo38
wisku z dobrej strony. Nie ukrywam, że ćwiczenia break dance’u są bardzo trudne, w związku z tym chłopcy mogą wykazać się pracą systematycznością i dyscypliną. Jako pedagog, dałam szansę wszystkim, którzy się do mnie zgłosili, wiedząc jednocześnie, że tylko najwytrwalsi zostaną. – W jakich okolicznościach doszło do spotkania z grupą „Eyer Land”? Jak Pani myśli, dlaczego chłopcy zwrócili się właśnie do Pani? W listopadzie 2003 r. główny inicjator – Rafał przyszedł wraz z kolegą do szkoły. Przedłożyli mi swoją prośbę: chcieliby mieć miejsce na próby, najlepsza byłaby sala gimnastyczna. Jednak by uzyskać pozwolenie dyrektora szkoły, potrzebny jest dorosły opiekun, najlepiej nauczyciel. A dlaczego przyszli akurat do mnie? Myślę, że mam wśród uczniów opinię nauczyciela lubiącego młodzież, szczególnie tę „trudną”, że nie potrafię odmówić w potrzebie, że jestem otwarta i kontaktowa, o dużym poczuciu humoru. – Wiem, że próby odbywają się dwa razy w tygodniu po 1,5 godziny. Poświęca im Pani swój cenny czas – pracując w większości społecznie. Dzięki Pani grupa mogła uzyskać niezbędne lokum – w szkole i w osiedlowym Domu Kultury. Co ofiarowuje im Pani jeszcze, oprócz czasu i energii? Co im ofiarowuję? Hmm... Po pierwsze – poczucie bezpieczeństwa oraz to, że zawsze – w razie kontuzji – mogą otrzymać fachową pomoc. Nie daję im żadnych wskazówek technicznych dotyczących tańca, ale oceniam ich
występy od strony estetycznej i koncepcyjnej, a także motywuję do wytrwałości i systematycznej pracy. Nie muszę im dawać wsparcia moralno-psychicznego, nie muszę aktywizować i pilnować, by byli na próbach. Oni bowiem zawsze przychodzą na próby i bardzo chętnie występują publicznie. – Jest Pani z tą grupą od ponad 1,5 roku. Interesuje mnie, jak z perspektywy tego czasu ocenia Pani możliwości grupy? Czy daje się zauważyć ich rozwój – nie tylko w sensie technicznym, ale i ogólnoludzkim? Czy taniec – to ich słuszny wybór? Prawie każdy występ jest przeze mnie filmowany. Kto chce, temu udostępniam nagranie. Niedawno nagrałam ich dwa ostatnie występy i dodatkowo ich występ sprzed 1,5 roku, by porównać i ocenić ich rozwój. Teraz, gdy mamy próby także w ratuszu (Dom Kultury udostępnił nam nie tylko salę, ale i sprzęt odtwarzający i video), możemy wspólnie oglądać filmy, analizować błędy i postępy. Uważam, że chłopcy bardzo się rozwinęli w ciągu 1,5 rocznych ćwiczeń. Jednak, żeby osiągnąć wysoki poziom należy trenować około 8 lat. Wszystko jeszcze przed nimi. Dopiero teraz, gdy ćwiczą najwytrwalsi, zauważam lepszą integrację grupy, silne dążenie do perfekcji i chęć realizacji marzeń. Uważam, że taniec to bardzo dobry wybór, chłopcy mają bowiem poczucie sensu życia i zauważają, że praca i ustawiczne doskonalenie warsztatu – są najważniejsze. Z Ewą Kujawą, nauczycielem Break Dance, rozmawiała Halina Skibińska
Gazeta Uliczna czeka na reklamodawców! POWIERZCHNIA REKLAMOWA WEDŁUG POTRZEB Jednym z podstawowych celów Gazety jest rozwój świadomości i uwrażliwienie czytelników na problemy społeczne w ich mieście oraz powołanie zespołu sprzedawców spośród długotrwale bezrobotnych. Redakcja stara się pozyskać do tego przedsięwzięcia reklamodawców, by móc kontynuować wydawanie Gazety Ulicznej, rozwijać jej struktury, tworzyć nowe miejsca pracy i kształtować treści, które umożliwiają odbiorcy zaangażowanie w przedsięwzięcia społeczne. Jako nowe wydawnictwo zdajemy się na Państwa uwagi i propozycje, a każda sugestia będzie skrupulatnie rozważona przez zespół redakcyjny.
Udział Państwa Firmy w działaniach Gazety Ulicznej może znacząco wpłynąć na proces tworzenia nowych miejsc pracy. Osoby, dotąd marginalizowane i wykluczone ze społeczeństwa, mogą dzięki Państwa pomocy wrócić na rynek pracy i funkcjonować na takich samych zasadach, jak inni ludzie, aktywnie uczestniczący w życiu miasta. Wspieranie Gazety Ulicznej świadczy o wzroście społecznej odpowiedzialności biznesu i znacznie podnosi prestiż firmy. Wszystkie istniejące dotąd na świecie gazety uliczne budują płaszczyznę współdziałania pomiędzy przedsięwzięciami społecznymi i przedsięwzięciami czysto komercyjnymi, przynosząc obu stronom znaczące korzyści. Chcielibyśmy, aby tak rozumiana współpraca miała miejsce także za pośrednictwem naszego wydawnictwa. W związku z tym gorąco zachęcamy do korzystania z naszych powierzchni reklamowych lub innej formy wspierania naszej działalności.
ARTYKUŁY SPONSOROWANE KRÓTKIE OGŁOSZENIA PRASOWE Zapraszamy wszystkie firmy i instytucje. Kontakt z działem reklamy: reklama@gazetauliczna.pl Przemysław Sołenczew 0505 56 08 67 39
WIELKANOC 2005