Gazeta Uliczna 01/2009

Page 1

40%

5

ceny dla sprzedaw cy ulicznego

DWUMIESIĘCZNIK NOWEJ EKONOMII SPOŁECZNEJ

Nr 1 (19) 2009

Śpiewanie jest moją ą i c ś o ł i m wie lką

20-21

Wstrząsnąć tradycyjnym myśleniem

wacką 4-6 Wywiad z Magdaleną No


Przekaż 1%

na organizacje pożytku publicznego w Sieci Współpracy „Barka”

Centrum Integracji Społecznej Stowarzyszenie Szkoła „Barki” im. H. Ch. Kofoeda 61-003 Poznań ul. Św. Wincentego 6/9 tel./fax. (061) 877-22-65 www.cisszkolabarki.org.pl sbarki@barka.org.pl

Nr konta:

50 1020 4027 0000 1302 0294 9444

Społeczna odpowiedzialność biznesu Volkswagen wspiera Fundację Pomocy Wzajemnej "Barka".

Jens Ocksen, Prezes Zarządu VW - Poznań przekazuje symboliczny klucz do samochodu, Barbarze Sadowskiej, wiceprzewodniczącej Zarządu fundacji "Barka".


40%

5

ceny dla sprze dawc ulicznego y

Nr 1 (19) 2009

EKONOMII SPOŁECZNEJ

1

numer

DWUMIESIĘCZNIK NOWEJ

(19)

Śpiew anie Śpiewanie jest moją miłością wielką miłośc ią

20-21

Wstrząsnąć tradycyjnym myśleniem

4-6 Wywiad z Magdaleną Nowacką

Zdjęcie Magdaleny Nowackiej na okładce, Karol Gacka.

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”, Czekamy na wiosnę, a wraz z nią na potrzebę świeżości i odnowy – zarówno politycznej, ekonomicznej, jak i społecznej. Może wraz z porą roku zmienią się nasze nastroje, zrealizują marzenia, nadejdzie to wszystko, na co czekamy... Od bieżącego numeru zmienia się cena Gazety na 5 zł. Jest to pierwsza podwyżka od czasu, gdy Gazeta się ukazuje, tj. od kilku lat. Zmiana ceny jest konieczna ze względu na wzrost kosztów druku. Mamy nadzieję, że odniesiecie się Państwo do tej konieczności z życzliwym zrozumieniem.

4-6

Gdyby zabrano mi możliwość śpiewania, musiałabym uczyć się być na nowo szczęśliwa

7

Czarownice z przedmieść

Stowarzyszenie Wydawnicze Barki guredakcja@wp.pl

Chopin nieromantyczny

Nasza twórczość

12-13

31

(Nie) o bezdomności w „Boisku bezdomnych”

Brytyjskie Indie na ekranie

14-17

32-33

Folklor w świątecznej oprawie

Palestyński Biały Fartuch

18-19

Wstrząsnąć tradycyjnym myśleniem

Gina Leśniak, Maria Sadowska, Dominik Górny

28-30

10-11

Redakcja Gazety Ulicznej

Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska,

24-27

Długie łodzie Wikingów

Pamięć o Niemenie trwa w piosence

Jan Paweł II a praca

+48 607 966 209 sadowscy@barka.org.pl

22-23

Spółdzielnia socjalna to nie tylko firma

8-9

Z okazji Świąt Wielkanocnych zespół redakcyjny Gazety Ulicznej składa swoim Czytelnikom najlepsze życzenia.

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

2009

4-35

Kobiecy tryptyk ucieczki

20-21

36-38

Już czas przestać…

Druk: WD Klaudia-Druk Opracowanie graficzne i skład: Qubas.pl Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl

3


Wywiad z Ma Magdaleną Nowacką

Gdyby zabrano mi możliwość śpiewania, musiałabym uczyć się na nowo być szczęśliwa Magdalena Nowacka jest absolwentką Akademii Muzycznej w Poznaniu, w klasie śpiewu Krystyny Pakulskiej, znakomitej śpiewaczki i wybitnego pedagoga. Od 2001 r. jest solistką Opery w Poznaniu. W tym samym roku debiutowała partią Leonory w „Trubadurze” Giuseppe Verdiego. W swojej karierze artystycznej stworzyła wybitne kreacje, m.in. jako Norma w operze Vincenza Belliniego „Norma”, Elżbieta w „Don Carlosie” i Desdemona w „Otellu”, dziełach Verdiego. Z Mag Magdaleną Nowacką, śpiewaczką Opery w P Poznaniu, rozmawia Gina Leśniak - Jaka chwila podczas spektaklu jest dla Pani najtr najtrudniejsza? To jest ta, pełna napięcia, chwila gdy podnosi ssię kurtyna i rozpoczyna się spektakl. Scen Scena, to ocean samotności. Muszę zmierzyć się z rolą, publicznością i sobą. Mam wów wówczas do zaoferowania tylko to, co umiem na naprawdę, co potrafię przekazać. Sceniczne deski są najlepszym sprawdzianem moic moich umiejętności. Najlepszym, ale także twa twardym i wymagającym. Tutaj nie ma miejsca n na fałsz, publiczność potrafi go szybko wyczuć i ocenić. Libretta operowe mają „słabość” do wielkich tematów. Wielka miłość stoi tu tuż obok wielkiej nienawiści, a tra-

4

giczna śmierć niemal zawsze staje się przeznaczeniem któregoś z bohaterów. Grając taką scenę, czuję, że ocieram się o tę ostateczną tajemnicę, wobec której każdy z nas, któregoś dnia, stanie naprawdę. To bardzo trudne i.. ciekawe przeżycie. - Śpiewanie na scenie operowej to zawód jak każdy inny, czy może powołanie, misja? Śpiewanie jest przede wszystkim moją wielką miłością. Gdyby zabrano mi możliwość śpiewania, musiałabym uczyć się na nowo być szczęśliwa. Teatr operowy jest niezwykłym, zaczarowanym miejscem, które ma w sobie coś z magii. W żadnym wypadku nie mam poczucia misji, jednak wiem, że w tym zawodzie zbiegły się niemal wszystkie moje tęsknoty, pasje i zdolności. Mogę z pełnym


spektakl jest zrealizowany i wykonany ny na bardzo dobrym poziomie, takie katharsis harsis dotyka zarówno publiczności jak i wykonawców. onawców. Z tym wiąże się poczucie ogromnej odpowiedzialności wobec kompozytora, ludzi zi siedzących na widowni, kolegów-partnerów w i samego siebie. Śpiewanie, to dzielenie się ę z innymi, dawanie siebie innym. Głos ludzki zki jest cudem, który potrafi skruszyć bariery ry i otulić słuchacza. Może uwrażliwić go na muzykę, zaprowadzić w nieco inny, piękniejszy zy wymiar, a czasem – po prostu – pozwolić lić odpocząć. Podobnie, jak w innych artystycznych ycznych profesjach, moja praca, to droga pozbawioozbawiona końca. Lepiej zdać sobie z tego sprawę od razu, aby nie narażać się na rozczarowaczarowania, a sobie samemu podarować satysfakcję, tysfakcję, płynącą z ciągłego dążenia do nieuchwytnechwytnego celu, jakim jest doskonałość. Takie ie podejście rozwija nie tylko warsztat, ale także akże wnętrze. Uczy szacunku, pokory i hartu ducha. Artysta jest jak otwarta księga. Musii wykazać się szczególną intuicją, aby wiedzieć, ć, które ze spotkań czy zdarzeń, może przynieść nieść owoce, a które może zepchnąć go na skraj zawodowej przepaści. W walce o artystyczną rtystyczną dojrzałość warto zatem odpowiedzieć eć sobie na pytanie, co jest mi najbliższe, jakii sposób przekazu przemawia do mnie najmocniej. ocniej.

Norma, Vincenza Belliniego,

fot. Maria Voelkel

przekonaniem powiedzieć, że to właśnie w nim odkryłam „swoją Amerykę”. Zawód śpiewaka ma także inny, dużo prostszy wymiar. Kiedyś, zapytana przez kogoś, jaki rodzaj pracy wykonuję, odpowiedziałam bezwiednie, że…fizyczny. Na scenie pracujemy nie tylko samym głosem, ale także całym ciałem. Podobno ubytek energetyczny śpiewaczki, wykonującej partię Toski, jest równoważny z wysiłkiem piłkarza, grającego w meczu. - W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że spotkanie z muzyką operową to swoiste katharsis, oczyszczenie. Sztuka operowa jest pięknem, a piękno oczyszcza. Publiczność oczekuje, że przychodząc na przedstawienie, dozna przeniesienia w inny, trochę zaczarowany, świat. Jeżeli

- Obecnie w realizacji przedstawień wień operowych spotykamy się często ze współczesną półczesną scenografią, nawet jeżeli akcja opery ry dzieje się np. w wieku XIX. Czy to uwspółcześnienie ześnienie scenografii nie wzbudza w Pani zastrzeżeń? strzeżeń? Opera kojarzy się z pięknem i przepyzepychem, nie można jej realizować tanio, o, szybko i łatwo. Wolę scenografię tradycyjną, ą, zgodną z realiami czasu, którego dane dzieło ło operowe dotyczy. Nadanie scenografii współczepółczesnej formy nie ma niekorzystnego wpływu pływu na odbiór przedstawienia, pod warunkiem, iem, że scenografia jest spójna z opowieścią ą i nie jest pozbawiona waloru piękna. Piękno kno jest wartością obiektywną, może się ujawnić wnić w scenografii tradycyjnej lub uwspółcześnionej. ześnionej. Często intencją reżysera spektaklu, który wprowadza współczesną scenografię, ię, jest chęć przybliżenia publiczności literackiej ackiej treści opery, wskazanie jej aktualności,, nawet jeśli opera została skomponowana w XIX w. to – treść Libretto operowe, czyli mówiąc prosto h, nieopery, dotyczy przecież odwiecznych, zmiennych ludzkich uczuć. Nieważne, ne, czy opera została skomponowana 100 lat at temu, czy w czasach nam współczesnych. Ważne, że dotyka spraw, które nam, ludziom, m, zawsze

5


Wywiad z M Magdaleną Nowacką Włoszech, ojczyźnie opery. Jaka jest różnica między publicznością włoską i polską? Włosi kochają śpiewaków i operę w sposób oczywisty. To jest ich narodowa sztuka, a język włoski jest nadal podstawowym językiem teatru operowego. Tam powiedzenie, że jest się „cantante di lirica” (wł. śpiewaczka operowa), nieodmiennie przysparza splendoru, podczas gdy u nas rodzi skrępowanie u słuchających, bowiem wielu z nich było w teatrze raz w życiu, albo nigdy. Włoska publiczność reaguje bardzo spontanicznie, nie obawia się uzewnętrzniania własnych emocji. Cieszy mnie, że także i polska publiczność reaguje coraz śmielej. Zdarza się jednak, że brakuje tego jednego, bardziej odważnego słuchacza, który pierwszy zacząłby klaskać w dłonie, pociągając za sobą resztę widowni. Życzę każdemu, aby rozsmakował się w wyrażaniu własnych emocji. Jeżeli reakcja publiczności jest chłodna - dla nas śpiewaków to najwymowniejszy sygnał, jeśli – hojna i gorąca, staje się największą zapłatą i nabiera cennego waloru dialogu.

Stiffelio, Giuseppe Verdiego, fot. Juliusz Multarzyński

są tak sam samo bliskie – miłości, radości, nienawiści, rozp rozpaczy. - Częst Często słyszy się opinię, że muzyka operowa prze przeżywa kryzys. Kryzys Kryzys, o którym mówimy, dotyczy przede wszystkim szkoły śpiewu. W porównaniu z czasami d dawniejszymi, obecna szkoła przeżywa wyra wyraźny regres. Gdy słucham nagrań starych sp spektakli operowych, słyszę, że wszyscy śpiew śpiewają w tej samej manierze. To czyniło spektak spektakl czymś jednorodnym, wzmacniasamym jego wymowę, to także kształjąc tym sa odbiorców, porządkowało ich oczekiwaciło odbio przyzwyczajało do określonych, dobrych nia, przyz standardów. Osobiście marzę o powrocie do standardó tradycji da dawnych mistrzów, do włoskiego bel canta, szl szlachetnego wirtuozowskiego śpiewu. Takim bel canto mistrzowsko posługiwał się Lucian Luciano Pavarotti. - Wystę Występowała Pani na festiwalach we

6

- Od początku swojej kariery śpiewa Pani na scenie Opery w Poznaniu, ale występowała Pani także w innych polskich teatrach operowych. Czy można prosić o porównanie? Przechowuję wspaniałe wspomnienia z wielu występów w różnych miejscach, teatrach. Do wielu zaprowadzi mnie jeszcze artystyczna ścieżka. Jednak pragnę powiedzieć, że to dzięki pracy w operze poznańskiej, która stała się moim artystycznym domem, a przede wszystkim dzięki spotkanym tu ludziom, nauczyłam się na czym polega mój zawód i czym jest sam teatr. W czasach kiedy z teatru operowego zostaje już tylko zimna operowa instytucja, tu ciągle – od piwnic archiwum, po poddasze pełne kostiumów – są nadal magiczne miejsca i ludzie, do których uwielbiam wracać. A przyszłość? Cóż, całym sercem i to wbrew obiektywnym trudnościom z jakimi dzisiaj wszyscy się borykamy, wierzę w to miejsce, w tych ludzi i wierzę w siebie. Jestem optymistką. - Proszę przyjąć życzenia pomyślności i dalszych, wspaniałych sukcesów. Dziękuję za rozmowę. Wywiad autoryzowany Zdjęcia p. Magdaleny Nowackiej są własnością Teatru Wielkiego w Poznaniu. Wszelkie reprodukowanie, przekazywanie i udostępnianie osobom trzecim, bez zgody Teatru, jest zabronione.


Czarownice z przedmieść

Recenzja

John Updike znany jest z pisania powieści, przedstawiających zwyczajne życie ludzi z przedmieść. W jednym z wywiadów powiedział kiedyś, że jeśli nie udało mu się wyczerpać tego tematu, to temat z pewnością wyczerpał jego. Może to był powód, dla którego pisarz, dosyć przewrotnie, wplótł w pospolite życie przeciętnych Amerykanek odrobinę magii, w wyniku czego powstały „Czarownice z Eastwick”.

M

ało kto posądzi o konszachty z diabłem zapracowaną, pulchną kobietę w średnim wieku, a na dodatek rozwódkę z dziećmi na utrzymaniu. Nie do pomyślenia jest też sytuacja, w której miejscem sabatów czarownic nie jest żadna góra, puszcza czy choćby opuszczona okolica poza miastem, tylko mały jednorodzinny domek w prowincjonalnym miasteczku na Rhode Island, w którym, podczas gdy mama sączy alkohol i tworzy stożek mocy ze swoimi przyjaciółkami, dzieci piętro wyżej najspokojniej w świecie oglądają telewizję. A na taki właśnie pomysł wpadł John Updike. W powieści „Czarownice z Eastwick” przedstawił – wydawać by się mogło – zwyczajne życie, w spokojnym, leżącym na uboczu, miasteczku. Jest ono jednak domem dla trzech czarownic – Alexandry, Jane i Sukie. Każda z nich ma pracę, prowadzi dom, zajmuje się (czy raczej powinna się zajmować) swoimi dziećmi. Poza tym ich głównym zajęciem jest romansowanie. Można odnieść wrażenie, że żaden mężczyzna mieszkający w Eastwick nie wymknie się z ich pazurków. Ta sielanka zostaje zburzona, gdy do miasta sprowadza się Darryl van Horne – tajemniczy, fascynujący, bogaty wynalazca, próbujący wymyślić sposób na uzyskanie alternatywnych źródeł energii. Inspiruje on każdą z trzech kobiet i odkrywa przed nimi nowe horyzonty, ale jednocześnie podkopuje ich wzajemną przyjaźń i mąci im w głowach. Akcja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy do gry włącza się Jenny – niewinna, skromna dziewczyna, która wprowadza się do domu van Horna. Trzy cza-

rownice postanawiają coś z tym zrobić, bo przecież takiej zniewagi nie można nie pomścić… Jednak każdy, kto szuka wartkiej akcji i oczekuje spektakularnych opisów tego, w jaki sposób czarownice szkodziły ludziom, których nie lubiły, srodze się zawiedzie. Updike snuje swoją historię bardzo rozwlekle. Samą fabułę powieści, jeśliby się postarać, można by streścić dosłownie w kilku zdaniach. Często trzeba mocno skupić uwagę, by nie zgubić wątku. Zwłaszcza, kiedy czyta się jedną z wielu rozmów telefonicznych, które prowadzą między sobą bohaterki. A wszystko to dlatego, że pisarz z zamiłowaniem wplata w tok rozmowy wszelkiego rodzaju dygresje. Tak więc między jedną wypowiedzią a drugą trafiamy na przykład na długi opis otaczającego rozmówczynię wnętrza domu, a innym razem - na dokładną, zajmującą całą stronę relację z myśli i odczuć bohaterki. Jeśli nie jesteśmy wystarczająco uważni, możemy mieć problemy z przypomnieniem sobie, czego właściwie cała rozmowa dotyczy. Trzeba jednak przyznać, że sposób, w jaki pisze Updike, jest fascynujący. Warsztat pisarza jest faktycznie godny podziwu: bogactwo obrazowania, liczne porównania, sprawny styl – tę książkę naprawdę przyjemnie się czyta. „Czarownice z Eastwick” nie są odpowiednią lekturą do pociągu czy na wyjazd pod namiot, ale każdemu, kto poświęci jej trochę skupienia i uwagi, powinna sprawić przyjemność. Książka wciąga, choć w zasadzie nie posiada fabuły, co jest zaskakujące samo w sobie. I choćby dlatego warto ją przeczytać. Natalia Wójciak

7


Osobowości

PAMIĘĆ O NIEMENIE TRWA W PIOSENCE Koncert na 70. urodziny Artysty „Czy chcę, czy nie chcę, patrząc wstecz na zadeptane ścieżki, dostrzegam zwykłą ludzką rzecz. To wierność serc” – śpiewał Czesław Niemen na swojej ostatniej płycie.

K

oncert z okazji jego 70. urodzin udowodnił, że miał rację. 16 lutego, w dniu urodzin artysty, w poznańskiej Auli UAM zgromadzili się ci, którzy w Niemenie dostrzegli wspaniałego artystę i intrygującego człowieka. „Wierność serc” udowodnili: rodzina, artyści, oraz „przyjaciele”, bo często w ten sposób zwracał się do swoich fanów Niemen. Głównym organizatorem koncertu było stowarzyszenie muzyczne „Brzmienia” Krzysztofa Wodniczaka. Honorowy patronat nad koncertem objął Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdan Zdrojewski oraz Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Marek Woźniak.

W rytm muzycznych przyjaźni Urodzinowe wspomnienia miały charakter międzynarodowy. Przed poznańską publicznością wystąpiła włoska piosenkarka Farida, Graham Crawford z Anglii i grecki zespół Ares & The Tribe. Polską duszą podzielił się Jarosław Królikowski, któremu akompaniował Krzysztof Jarmużek. Muzyka współgrała ze wspomnieniami o Niemenie. Jak głosił koncertowy plakat „przemówili”: Jadwiga WydrzyckaBortkiewicz, siostra Niemena, Tadeusz Skliński, autor dyskografii Niemena, Eugeniusz Szpakowski, reżyser filmu o Niemenie, Romuald Juliusz Wydrzyki, brat stryjeczny artysty, oraz Krzysztof Wodniczak, ostatni menedżer Niemena. Opowieści osób, związanych emocjonalnie z piosenkarzem, dawały znać o aktu-

8

alności Niemenowej myśli – „Najpiękniejsze jest to, co pierwsze”. Wyśpiewać wspomnienia Świętowanie urodzin rozpoczęła pieśń, w której dźwiękach wybrzmiały krajobrazy ojczystych stron Niemena. Właśnie stamtąd piosenkarze przywieźli czarny chleb, którym podzielili się z publicznością, poprzez symboliczny gest złożenia go na ręce Krzysztofa Wodniczaka. Artyści wykonywali utwory Niemena i własne kompozycje. Nie tylko pokazali, jak współcześnie interpretować Niemena, ale zaakcentowali własną indywidualność, której odnalezienie – w opinii Niemena, było pierwszą rzeczą, dzięki której można kogoś nazwać artystą. W rytmicznych dźwiękach fortepianu rozpoczął się „dziwny świat”, w którym Niemenowe pytanie wyśpiewał Ares Chadzinikolau. Ze swoim zespołem rozkołysał słuchaczy pulsem słonecznego reggae, jakby „spod chmury kapelusza”, po raz kolejny, mógł wyjrzeć Niemen. W poniedziałkowy wieczór chyba każdy był skłonny w to uwierzyć, bo przecież „gdzieś obok nas” jest lepszy świat, jak śpiewał Graham Crawford. Gitarowe dźwięki wprowadziły nastrój tajemnicy i refleksji, charakterystycznej dla wielu kompozycji Niemena. „Urodzony w tym wszechświecie Bożym, jak wy wszyscy” dał znać o swojej duchowej obecności głosem Jarosława Królikowskiego. Okla-


Głosem prawdy ski publiczności twierdząco odpowiadały na pytanie „czy mnie jeszcze pamiętasz”. W finale owację słuchaczy roznieciła Farida. To nie był tylko recital piosenek. Włoska piosenkarka nie bała się rozbudzić tęsknoty, ton głosu w jej pieśniach sprawiał wrażenie, jakby rozmawiała z „ukochanym Niemenem”. Śpiewała po włosku, ale w emocjach potrafiła porozumieć się ze wszystkimi słuchaczami. Farida ofiarowała publiczności wzruszające wykonanie piosenek, z których dwie były szczególne: „Nie opuszczaj mnie” dedykowaną Niemenowi, oraz „La Musica Magica” – nigdy wcześniej niepublikowany utwór, który Farida śpiewała z Niemenem w duecie.

Czesław Wydrzycki urodził się 16 lutego 1939 r. w Starych Wasiliszkach (obecnie Białoruś), zmarł 17 stycznia 2004 r. w Warszawie. W 1958 r. rodzina Wydrzyckich, w ramach tzw. II repatriacji, została przesiedlona do Polski. Wydrzyccy zamieszkali w Gdańsku i tutaj Niemen kontynuował naukę w średniej szkole muzycznej. Zaczynał swoją karierę jako muzyk big-bitowy, ale bardzo szybko zaczął szukać własnej drogi muzycznej. Na początku lat 60-tych związał się z zespołem „NiebieskoCzarni”. W 1963 r., na pierwszym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, zaśpiewał swój, słynny później, przebój „Wiem, że nie wrócisz”. Jego kolejne piosenki zyskiwały mu ogromną popularność wśród słuchaczy i duże uznanie krytyków muzycznych, a skomponowany przez niego „Dziwny jest ten świat”, pozostaje najsłynniejszym polskim protest-songiem. W latach 70-tych koncertował w Niemczech i Francji. To wówczas przy-

Atmosfera koncertu przywołała nie e tylko pamięć o artyście, ale afirmację życia, którą tórą dzielił się w swojej artystycznej drodze od Starych Wasiliszek – miejsca swoich narodzin,, po kraje europejskie, w których pokazał – zgodnie dnie ze słowami piosenki – że „największym sukcesem ukcesem nie powinna być kariera, ale drugi człowiek”. łowiek”. Świat może pozostaje nadal „dziwny”, ny”, ale takie wydarzenia jak koncert w poznańskiej ńskiej Filharmonii przywracają wiarę w słowa Niemena, że „Ludzi dobrej woli jest więcej”. Uwierzmy, ierzmy, że po tym koncercie, jest w nas więcej dobra obra i miłości, które dla Niemena były pierwszym ym tworzywem piosenek. Dominik minik Górny

jął pseudonim artystyczny „Niemen”, łatwiejszy do wymówienia przez cudzoziemców. Z czasem pseudonim stał się jego oficjalnym, urzędowym nazwiskiem. Czesław Niemen w swoich muzycznych kompozycjach wykorzystywał często teksty poetów polskich. W jego znakomitym albumie „Niemen Enigmatic”, znalazł się, monumentalny w swoim charakterze, „Bema pamięci żałobny rapsod”, do słów Cypriana Kamila Norwida. Pod koniec życia prawie nie wychodził z domu, komponując w swoim prywatnym studio nagraniowym. W muzyce polskiej był i pozostaje kimś niepowtarzalnym, artystą niedościgłym, który tworzył swoją, bardzo indywidualną, muzykę niezależnie od obowiązujących mód i trendów. Jego spopielałe szczątki zostały złożone w katakumbach na Starych Powązkach w Warszawie. (G.U.)

9


Nasza twórc twórczość

Wiersze Dominika Górnego NIEMENOWSKA PIEŚŃ pamięci Czesława Niemena Zaczerpnąłeś pseudonim rzeki zamyślonej słowiańsko jak echo uświęcane pieśnią wschodniej toni Ochrzciłeś płytę Spod chmury kapelusza bo chmurą byłeś gaszącą beznadzieję to znów miałeś gorliwość słońca co się gwałtem wdziera pod rondo czarnego nakrycia głowy Emigrancka dusza Twoja tęsknicy pełna zbawiała Sonancją Śpiewałeś głośniej od wichrów pohukujących o modre brzegi nieba aby wartki jak prawda rodzimych wód przebudzić się w nurcie pamięci której pierwszym słuchaczem Bóg

10


GDY ZAMILKNIE ARTYSTA pamięci Czesława Niemena Dziwi się t e n ś w i a t że dalej musi pójść sam Wspomnienie przestaje bawić się wiosnami Ciuciubabka jesieni że nie wróci już wie Rozdziera złotą chustę i nie mimozami lecz żalem się zaczyna Pod Papugami na próżno przywoływać ubranej w melodię dziewczyny piosenki Przy szeroko niklowanym barze zamiast Snu o Warszawie skrzecząca aż po dziób świtu współczesność W jej pijanym lustrze nie każdy ma most z lampionami bo nienawiść gardzi człowiekiem Dziwi się Twój świat że j e s t d z i w n y

11


Wywiad z Katarzyną Adamik

(Nie) o bezdomności

w „Boisku Bezdomnych” Katarzyna Adamik – córka Agnieszki Holland i Laco Adamika. Jej debiutem reżyserskim był film „Szczekać na świat” z 2002 r. Poza tym, wspólnie z matką, wyreżyserowała film „Prawdziwa historia Janosika i Uhorcika”, a w 2007 roku ,obok swej matki oraz jej siostry - Magdaleny Łazarkiewicz - była jednym z trzech reżyserów polskiego serialu „Ekipa”. W 2008 roku wyreżyserowała film „Boisko bezdomnych”. Na festiwalu w Gdyni wygrała „Mała Moskwa”, ale jej film otrzymał nagrodę publiczności i Piłkarskie Koziołki na festiwalu „Ale Kino”, choć nie o futbol tu chodzi. Dagmara Walczyk. Jak doszło do powstania filmu? Katarzyna Adamik. Moja mama znalazła kiedyś w gazecie krótką wzmiankę o tym, że polska drużyna piłki nożnej ulicznej wygrała na Mistrzostwach Świata. Tak się zaczęło... D.W. Ale w filmie nie przedstawiasz prawdziwych członków polskiej reprezentacji bezdomnych. K.A. Wiesz, widziałam dokument o tej reprezentacji – „Zwycięzcy – przegrani” w reżyserii Mirosława Dębińskiego. To był bardzo dobry, dramatyczny film, pełen suspensu, fragmentów meczy. Nie chciałam powielać tego dokumentu, robić historii o tych samych ludziach. D.W. A więc skąd brałaś inspirację do tych postaci, które widzimy w „Boisku”? K.A. Rozmawialiśmy dużo z warszawskimi bezdomnymi. Z bezdomnymi z dworca byłoby ciężko... Spotykaliśmy się z ludźmi z Monaru na Marywińskiej. D.W. I oni otworzyli się przed wami? K.A. Oni byli bardzo pomocni, bardzo fajni chłopacy! Dużo rozmawiali z aktorami, zaczęli opowiadać swoje historie. Dla nas to był taki „research” ,bardziej ludzki. Oni pomogli nam poczuć ten świat, a to było cenniejsze niż wzięcie prawdziwych życiorysów piłkarzy. Poza tym chciałam przedstawić historię o kompletnie innych ludziach, a bałam sie, że tamci będą tak fajni, że będziemy mieli ochotę użyć ich historii. D.W. I powstałby kolejny dokument o tych samych ludziach.

12

K.A. A ja nie chciałam robić dokumentu, chciałam być wolna. Nie chciałam robić filmu o kimś prawdziwym, bo przy tym ma się więcej ograniczeń. Wymyśliliśmy więc własne historie, które są prawdziwymi historiami - w pewnym sensie. Chociaż one są złożone z różnych historii różnych ludzi. Scenarzysta – Przemek Nowakowski –jest zbieraczem historii ludzkich. Ma mnóstwo takich historii, zasłyszanych, przeczytanych o kimś. I z tego zbiorowiska rónież wybieraliśmy. Wszystko było oparte na tle prawdziwych opowieści ludzkich. Ale jest to nasza składanka. To nam pozowoliło na wzmocnienie dramaturgii historii, ktora pcha film do przodu. D.W. Musiałaś więc podejrzewać, że mieszkańcy Monaru będą chętnie mówić o sobie. K.A. Myślę, że to też jest częścią terapii. Mówienie o swoich problemach pomaga im samym. A na dworcu to sie nie zawsze udaje. Bo tam ludzie nie chcą rozmawiać z innymi, z jakąś kamerą, z filmowcami. Tym bardziej bezdomni... D.W. Rola Marcina Dorocińskiego, jako trenera bezdomnych, została okrzyknięta jedną z najlepszych ról ostatnich czasów. Jak udało się tak dobrze przygotować aktorów? K.A. Wszysyc mieli przed filmem treningi. Niektórzy, jak filmowy Indor (Eryk Lubos) – rzeczywiście chodzili dużo na dworzec, szukali emocji, przyswajali sobie życiorysy. Maciek Nowak bardzo przeżył swoją rolę. Choć jest rozpoznawalny, na dworcu nawet znajomi odwracali się od niego. Marcin Dorociński, który był ucharakteryzowany tak, że wyglądał na pobitego,widział, jak ludzie go unikali, i tylko bezdomni pytali co mu jest.


K.A. Trzeba robić dobre filmy, a potem tylko mieć nadzieję, że ktoś na nie pójdzie do kina. Tak naprawdę nie ma reguły. Nikt nie wie co jest komercyjne, a co nie. Po prostu trzeba wierzyć w swoje szczęście i w to, że akurat ten film bedzie miał to szczęście. A może to zależy od kraju. Może np. w Szwecji nasz film się przyjmie... D.W. Są takie plany? K.A. Mam nadzieję, że film będzie pokazywany w wielu krajach, chociaż to też jest trudnedystrybucja polskiego filmu zagranicą. D.W. Drużyny piłki nożnej ulicznej są w prawie każdym kraju na świecie, więc temat będzie uniwersalny. K.A. A poza tym bezdomność jest taka sama wszędzie, wszędzie ten problem ma te same mechanizmy

Katarzyna Adamik, reżyserka filmu „Boisko Bezdomnych”. D.W. Mieliście jakieś problemy z kamerą na dworcu? K.A. Nie, mieliśmy pozwolenia oczywiście. D.W. A ze strony bezdomnych? K.A. Już podczas kręcenia użyliśmy ich jako statystów, więc myślę, że dla nich było to ciekawe, coś się działo. To jest zawsze coś podniecającego, jak ekipa filmowa przychodzi ze swoimi kamerami, monitorami, mikrofonami i jest na co popatrzeć, tworzy się taka przygoda troszkę. D.W. Teraz, po raz pierwszy, mieliśmy okazję uczestniczyć w pokazie filmu dla osób ze środowiska bezdomnych, bezrobotnych. Obserwowałaś ich reakcje? K.A. Jedna dziewczyna do mnie podeszła i powiedziała, że śpi na ulicy, że jest bezdomna, była bardzo wzruszona. Myślę, że film się podobał, a dla mnie to strasznie ważne. To jest taki dowód na to, że się udało. Wolę, żeby podobał się bezdomnym niż krytykom. Wiesz o co chodzi? Oni wiedzą jak ten świat wygląda. I mimo tego, że to jest wymyślony przez nas obraz, bo tak naprawdę nie znamy tego świata, i nigdy nie poznamy tak dobrze, żeby wszystko było prawdziwe, to jednak zrozumieliśmy mechanikę i dotknęliśmy jakiejś prawdy. To jest dla mnie wielki komplement.

D.W. Osobiście znałaś kiedyś kogoś, kto doświadczył bezdomności? K.A. Mieliśmy paru zwariowanych artystów przyjaciół, którzy nie mieli domu, ale zawsze gdzieś pomieszkiwali u ludzi. Znam też ludzi z różnymi problemami, które są bardzo podobnealkoholizm, czy uparta negacja, czy takie napięcie w sobie – osamotnienie. Takie przypadki mieliśmy nawet w rodzinie. D.W. Sama też nie miałaś korzeni... K.A. Nie mam kompletnie żadnego zakorzenienia. Mialam 8 lat, kiedy mając już jakieś miejsce, dom, rodzinę, wyjechałam do kompletnie innego świata. Tam się z mamą przeprowadzałyśmy tysiąc razy, żyłyśmy na walizkach przez parę lat, potem pojechałam do Belgii, potem do Stanów... Jak się raz wyrwało korzenie, to potem już się ich nie ma, a jednocześnie jest niesamowita wolność! Dla mnie nie ma żadnego znaczenia, czy będę mieszkała w tym, czy w innym kraju. I to jest pewna wolność, a jednoczenie bezdomność. D.W. Ale w „Boisku Bezdomnych” nieważna jest tylko bezdomność... K.A. To film o samotności, o opuszczeniu... A mnie najbardziej porusza wstyd – wstyd przed poproszeniem o pomoc, albo wstyd przed powrotem do swojej rodziny, albo przed odezwaniem się do kogoś, duma i wstyd, i to jak przełamać dumę, która jest bezsensowna, która jest pusta. D.W. Dziękuję za rozmowę.

D.W. Nie baliście się, że ten film będzie zepchnięty do takiego narożnika w gazecie, jak wzmianka o polskiej ekipie na mistrzostwach świata?

Z Katarzyną Adamik rozmawiała Dagmara Walczyk

13


Tradycje świąteczne

Folklor oprawie Rano suto zastawiony stół, od którego niektórzy nie wstają przez dwa dni, w południe poobiednia drzemka, a wieczorem powrót do stołu, urozmaicony akompaniamentem telewizora – tak pomału zaczynają wyglądać Święta Wielkanocne w wielu polskich rodzinach.

Z

wykle amatorzy takiego spędzania świątecznego czasu zasłaniają się codzienną pracą i wynikającą z tego faktu chęcią spędzenia chociaż paru dni wyłącznie we własnym domu. Trudno odmówić im tej możliwości. Może warto jednak pokazać inną. Przypomnieć, że okres Wielkanocy, to nie tylko czas odpoczynku, choćby i zasłużonego, ale także dobry moment do zastanowienia się nad znaczeniem samych świąt oraz nad towarzyszącymi ich obchodom zwyczajami. Tradycja podporządkowywania roku ustalonym obrzędom, dawniej powszechna w środowiskach wiejskich, obecnie prawie całkowicie wygasła. Istnieją regiony, w których nie zostało już nic, co przypominałoby mieszkańcom o ich lokalnym pochodzeniu. Rytuał topienia Marzanny postrzegany jest jedynie jako urozmaicenie „Dnia Wagarowicza”. Praktyki takie jak „wybijanie półpostu” czy „palenie żuru”, wywołują skojarzenia z egzotycznymi, dla większości społeczeństwa, czasami pogaństwa, a popularny nadal śmigus-dyngus stał się okazją do oblewania wodą staruszek, wychodzących z kościoła. Na mapie Polski zachowały się jednak miejsca, w których czas się zatrzymał. Nale-

14


w świątecznej ży do nich Bukówiec Górny, wieś położona w południowo-zachodniej Wielkopolsce, w powiecie leszczyńskim, w której do dzisiaj można się spotkać z doskonale zachowanym folklorem. Wielkanoc oczami młodego badacza – Dwa lata temu spędziłem w Bukówcu niezapomniane święta, zbierając materiały do pracy licencjackiej – mówi Jarosław Mańczak, student piątego roku etnologii, na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Cykl obrzędów kościelnych, charakterystycznych dla okresu wielkanocnego jest wspólny wszystkim regionom Polski. W tym samym czasie obchodzona jest Środa Popielcowa, Niedziela Palmowa, Triduum Paschalne i liturgia pierwszego oraz drugiego dnia świąt. W Bukówcu tradycja wielkanocna jest jednak szczególnie żywa, a obrzędy sięgają korzeniami do czasów, kiedy spełniały one w życiu społecznym funkcję praktyczną i często nawiązywały do symboliki przedchrześcijańskiej. Część zwyczajów kultywowana jest we wsi w niezmienionej od wieków formie, inne przetrwały pod postacią zabawy, sprawiając wiele radości szczególnie dzieciom. Niektóre z kolei uległy przeobrażeniom, zyskując nową rolę w życiu społecznym mieszkańców wsi. Nowolotko Jednym z ciekawszych wydarzeń, które można zaobserwować w Bukówcu w okresie wielkanocnym, jest chodzenie po wsi z tak zwanym nowolotkiem. W czwartą niedzielę postu, młodzież ze Szkolnego Zespołu Regionalnego dzieli się

na małe grupy, przebiera w galowe stroje i z ustrojoną kolorowymi wstążkami i żółtym papierowym słońcem gałązką sosny (nowolotkiem), odwiedza mieszkańców wsi w ich domach. W czasie tych wizyt śpiewana jest piosenka, a gospodarze obdarowują młodzież świątecznymi podarunkami. Są to najczęściej jajka, owoce, słodycze i drobne pieniądze. – Weronika Sowijak, nieżyjąca już dziś rdzenna mieszkanka Bukówca, pamiętała ten zwyczaj jeszcze sprzed drugiej wojny światowej – opowiada Jarosław Mańczak. – Wówczas – jak wynika z jej relacji – szykowano dużą torbę na podarunki dzień przed czwartą niedzielą postu. Nazajutrz, od samego świtu, zbierano nie tylko jajka i pieniądze, ale także ciasta, kiełbasę i śledzie. Zazwyczaj dzieci chodziły z nowolotkiem do swoich krewnych. Na wsi jednak panowała wówczas bieda, dlatego dziewczynki i chłopcy wyjątkowo odwiedzali także sąsiedni Machcin, gdzie znajdował się dworek bogatych dziedziców. Każdy występ zespołu kończy się uroczystym odśpiewaniem podziękowania: Za gościnę dziękujemy. Zdrowia, szczęścia wam życzymy. Zielony gaj, koszyczek jaj! Na koniec młodzież zawiązuje na klamce furtki kokardkę, która ma być znakiem dla innych grup, żeby po raz drugi nie odwiedzały danego domu. Znaczenie zwyczaju nie jest trudne do rozszyfrowania: – W przenośni nowolotko oznacza nadejście „nowego lata”, jest zwiastunem wiosny i symbolem budzącej się do życia przyrody. Dlatego też młodzież przyjmowana jest serdecznie i chętnie obdarowywana. Na portalu internetowym, promującym

15


Święcenie zbóż lokalność Bukówca, wspomina się nawet, że urwany z lotka kawałek wstążki, podłożony gęsi, kacz kaczce lub kurze wysiadującej jajka, gwarantu gwarantuje stuprocentowe wyklucie się piskląt. Kraszank Kraszanki, pająki i ser kulany W Wiel Wielki Piątek lub Wielką Sobotę w każdym bukó bukówieckim domu ma miejsce tak zwane pisanie lub kraszenie jajek. Do tworzenia tradycyjnych pisanek wykorzystywana jest przede wszystkim wyobraźnia: – Pojawiające się na skorupach elementy Pojawiają ozdobne, bogate są w motywy roślinne, rzarysunki zwierząt. Jajka skrobane są w dziej rysu jabłuszka, drabinki, sosenki czy topolki, ja dzwoneczki – wymienia student etnologii. dzwonecz Kraszenie, czyli barwienie skorupek, odKrasze obecnie przy użyciu kolorowych bywa się o barwników. Inną metodą, praktykowaną barwników starsze pokolenie, jest zanurzanie jaj przez star naturalnych składnikach. Aby uzyskać złow naturaln kraszanki, wkłada się ją do łupinek ty kolor kr umieszczenie w pojemniku z łupinaz cebuli, u orzechów, zapewnia kolor brązowy, natomi orzech moczenie jajka w wywarze z kory dębu miast moc suszonych jagód, nadaje mu kolor czerlub suszon wony. Orygin Oryginalny wystrój bukówieckich wnętrz tworzą ręc ręcznie wykonane słomiane pająki. – Geomet Geometryczne figury tworzy się z wysuszonych łody łodyg zboża, przez które przewleka się nici, łączą łącząc ze sobą kolejne elementy. Każdy wierzchoł wierzchołek ozdabiany jest pąkiem, zrobio-

16

nym z czerwonej bibuły. Młodzież uczy się wykonywania tego rodzaju ozdób na zajęciach regionalnych, odbywających się w gimnazjum. Do tradycyjnych potraw, których nie może zabraknąć na świątecznym stole, należy tak zwany ser kulany – lokalny specjał, podobnie jak oscypek na południu: – Gospodynie robią go tylko w okresie Wielkanocy. Ma nieprzyjemny zapach, ale smakuje całkiem nieźle. Starsi mieszkańcy Bukówca opowiadali, że kiedyś sery kulane były najpopularniejszym dodatkiem do chleba. Lotanie z klekotami Stałym punktem obchodów Triduum Paschalnego w Bukówcu Górnym są dość nietypowe zawody, organizowane przez dzieci. Zgodnie z chrześcijańską tradycją, pod koniec Wielkiego Tygodnia, milkną wszystkie kościelne dzwony. Zastępowane są one drewnianymi kołatkami, które energicznie potrząsane, wydają charakterystyczny odgłos klekotania. Ma on upamiętniać męczeńską śmierć Chrystusa. Do czasu mszy rezurekcyjnej, podczas której dzwony rozbrzmiewają ponowie na cześć zmartwychwstałego Zbawiciela, dzieci uczestniczą w zabawie, zwanej w bukówieckiej gwarze „lotaniem z klekotami”. – Młodzież zbiera się trzy razy w ciągu doby przed kościołem – o 7:00, 12:00 i 17:00 w Wielki Piątek i Wielką Sobotę – opisuje Jarosław Mańczak. – W grze bierze udział około


Lotanie z klekotami. dwudziestu, trzydziestu osób. Zabawa jest zarezerwowana jedynie dla chłopców w wieku od 7 do 16 lat, którzy dzielą się na dwie grupy. Jedna z nich pochodzi z Wielkiego Końca – części rozciągającej się od budynku kościoła do wschodniego krańca wsi. Drugą część stanowi zespół z Małego Końca, leżącego po zachodniej stronie Bukówca. Jeden ze starszych chłopców otwiera dzwonnicę kościelną i wyjmuje dwie taczki. Brązowa, należąca do Wielkiego Końca nazywana jest „babą”, natomiast czarna, własność Małego Końca, to „chłop” albo „dziad”. Wyścig rozpoczyna się przed wejściem do kościoła. Dwóch chłopców, trzymających taczki, biegnie wokół świątyni, a następnie przekazuje je kolejnej parze. Po trzykrotnym okrążeniu kościoła, liderzy dołączają do swoich grup i każda z nich podąża na przynależne im krańce wsi. Trasy, które należy pokonać, wynoszą w przybliżeniu 1500 metrów każda. Biegnący przy taczce chłopcy, w trakcie trwania zawodów, nieustannie klekoczą klekotami. Wydobywanie dźwięku przy pomocy kołatki wymaga wiele siły i wytrzymałości, w związku z czym uczestnicy starają się używać jej na zmianę. W grze obowiązują ścisłe reguły. Chłopcy muszą się po drodze zatrzymywać przy wiejskich kapliczkach albo w miejscach, w których stały one przed wojną. Prowadzący taczkę wykonuje wokół takiego punktu trzy pełne okrążenia, po czym cała grupa biegnie dalej. Po powrocie na teren kościoła, zawodnicy z taczkami muszą ponownie obiec budynek trzy razy. Zwycięstwo odnosi drużyna, która jako pierwsza zjawi się na linii startu. – Po zakończeniu rywalizacji uczestnicy

rozchodzą się do domów. Nikt nie otrzymuje nagród ani wyróżnień. Liczy się sam fakt wygranej. Święcenie zbóż W Bukówcu Górnym zaobserwować można pozostałości po zwyczajach z pogranicza magii i religii. Należą do nich między innymi święcenie ziół, odbywające się na zakończenie oktawy Bożego Ciała oraz wielkanocna tradycja święcenia zbóż. Podczas drugiego z wymienionych rytuałów wykorzystuje się wodę poświęconą w Wielką Sobotę. Gospodarze zabierają ją z bukówieckiego kościoła w kubeczku lub słoiku. Za kropielnicę służy zazwyczaj gałązka sosny. – W Bukówcu gospodarze przyjeżdżają na zasiane zbożem pole wraz z dziećmi, zazwyczaj po świętach wielkanocnych. Kropią zboże gałązkami sosny, zakreślając nimi znak krzyża. Często odmawia się przy tej okazji modlitwy, głównie „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”. Obecnie święcenie zbóż występuje w formie uproszczonej i służy zabawie. Wynika to z faktu, że sposób prowadzenia gospodarstw wiejskich uległ znacznym zmianom: – Przede wszystkim unowocześniono je i zmechanizowano. Postęp w dziedzinie genetyki roślin oraz stosowane powszechnie opryski zapewniają dziś okazałe zbiory, niezależnie od praktyk ludowych. W związku ze stopniowym rozwojem technologicznym wsi część zwyczajów, związanych z obfitością plonów i ich ochroną zanika, bądź całkowicie już uległa zapomnieniu. Julia Czerniuk i Natalia Wójciak

17


Ekonomia społeczna

Jan Paweł II a Dnia 19 lutego 2009 r. Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie ekonomii społecznej, ekonomii solidarnej. Nie jest to pierwszy dokument na ten temat. Można więc wyciągnąć wniosek, że w Europie mamy dwie odrębne gospodarki: społeczną i komercyjną. Jan Paweł II, gdy pisał o „ekonomii przedsiębiorczości”, „ekonomii rynku”, czy „wolnej ekonomii”, chciał by uwzględniono pewne sugestie w całym obszarze gospodarki. Postulaty te warto nadal przypominać, bo nie straciły na aktualności.

N

a początku trzeba sobie zadać pytanie po co właściwie pracujemy. Wydaje się być oczywiste, że dla zaspokojenia naszych potrzeb materialnych, ale według papieża to nie wszystko, gdyż poprzez pracę człowiek ma się przyczyniać, obok ciągłego rozwoju nauki i techniki, również do podnoszenia poziomu kulturalnego i moralnego społeczeństwa. Ostatecznie bowiem celem pracy pozostaje zawsze sam człowiek. Praca dla człowieka, czy człowiek dla pracy

Żeby lepiej zrozumieć osobowy wymiar pracy ludzkiej, trzeba jeszcze rozpatrzeć dwie kwestie. Pierwsza z nich jest związana z rodzinnym charakterem życia ludzkiego. Praca warunkuje możliwość założenia rodziny, jest źródłem środków do jej utrzymania oraz wspomaga cały proces wychowania w rodzinie. Druga kwestia, to wzięcie pod uwagę faktu, że społeczeństwo jest wielkim historycznym i społecznym wcieleniem pracy całych pokoleń, które w tym sensie stanowi dobro wspólne. Jeśli Thomas Edison wynalazł żarówkę, to służy ona milionom ludzi.

Jan Paweł II jest przekonany, że słowo praca Praca ważniejsza od kapitału? można odnosić tylko do człowieka, bo praca wyróżnia go pośród reszty stworzeń. A jeśli Postęp techniczny wydaje się czymś naturalprawdą jest, że człowiek jest przeznaczony i nym, a co wówczas jeśli pracę ludzką zastępuje powołany do pracy, to nade wszystko „praca się pracą maszyn? Papież stwierdza wyraźnie, jest dla człowieka”, a że gdy mechanizanie „człowiek dla pracja pracy „wypiera” cy”. Dlatego nie naleczłowieka, odbieraży człowieka traktojąc mu wszelkie zawać pod kątem tego, dowolenie osobiste czy jest on użyteczny oraz podniety do lub nieużyteczny dla działania twórczego pracy, ale rozważać i do odpowiedzialPodpis Jana Pawła II ności, gdy pozbawia pracę ze względu na pod encykliką "Laborem exercens". zajęcia wielu, zato, czy jest użyteczna trudnionych dotąd, czy nieużyteczna dla pracowników lub - na skutek przesadnej fascyczłowieka. Dzisiaj ten wniosek wydaje się być nacji maszyną - czyni człowieka swoim niewolmało uzasadniony, ale jeśli weźmiemy pod nikiem, musi zostać oceniona negatywnie. Jakie uwagę ewolucję podejścia do „zarządzania jest więc rozwiązanie tej sytuacji? Wiąże się to z personelem” - od pracy niewolniczej, przez ludzi jako trybików w maszynie, do dzisiejszych zagadnieniem własności, które wymaga już odrelacji między pracodawcą a pracownikiem, to rębnych rozważań. W tym kontekście nasuwa być może, jest to jak najbardziej realna wizja się pytanie o konflikt kapitał - praca, który przyprzyszłości, w której decyzje o nowym przedsięczynił się do istotnych podziałów społeczeństw, a także jest wykorzystywany w programach parwzięciu są dyktowane przez potrzeby społecztyjnych. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, ności w zakresie pracy.

18


praca o którym mówi Jan Paweł II, tzn. że zespół środków, za pomocą których człowiek przyswaja sobie zasoby natury, przetwarzając je w miarę swoich potrzeb - czyli kapitał - jest owocem historycznego dorobku pracy człowieka, to jednoznacznie można stwierdzić, że praca jest zawsze przyczyną sprawczą, podczas gdy kapitał, jako zespół środków produkcji, pozostaje tylko instrumentem, przyczyną podrzędną. Antynomia pracy i kapitału ma swoje źródło nie w

Płaca, nawet sprawiedliwa, nie rozwiązuje wszystkiego. Konieczne stają się świadczenia społeczne, mające na celu zabezpieczenie życia i zdrowia pracowników, a także ich rodziny. Chodzi o kontakt z opieką zdrowotną, kontakt tani, a nawet bezpłatny. Do świadczeń społecznych zalicza się również prawo do emerytury, zabezpieczenia na starość i w razie wypadków, związanych z rodzajem wykonywanej pracy. W dobie upadku modelu państwa opiekuńczego nasuwa się refleksja, czy świadczenia społeczne powinny nadal pozostawać w rękach państwa, czy też dobrowolne zrzeszenia, na poziomie lokalnym, mogłyby przejąć tę funkcję i przez to działać sprawniej na rzecz swojej społeczności. Uprawnienia to również prawo do wypoczynku – przede wszystkim chodzi tutaj o regularny wypoczynek cotygodniowy, obejmujący

Dla papieża miejsce pracy i procesy produkcji nie tylko nie powinny szkodzić zdrowiu fizycznemu pracowników, ale również nie naruszać ich zdrowia moralnego. strukturze samego procesu produkcji, ani też samego procesu ekonomicznego w ogólności. Rozbicie tego spójnego obrazu zostało dokonane w myśli ludzkiej, czasem po długim okresie rozwijania się w życiu praktycznym. Jedna płaca na rodzinę Człowiek w związku z wykonywaną pracą nabywa pewne prawa. Należy do nich przede wszystkim płaca, sprawiedliwa zapłata za wykonywaną pracę. Wynagrodzenie za pracę pozostaje konkretnym środkiem, dzięki któremu większość ludzi może korzystać z dóbr natury i dóbr produkcyjnych. Stąd płaca jest problemem kluczowym etyki społecznej. Jaka zatem powinna być sprawiedliwa płaca? Trzeba od razu zaznaczyć, że jej definicja u papieża dotyczy dorosłego pracownika, obarczonego odpowiedzialnością za rodzinę i obejmuje środki na założenie i godziwe utrzymanie rodziny oraz na zabezpieczenie jej przyszłości. Ma więc wymiar rodzinny. Płaca taka może mieć dwojaką formę: Jako tzw. płaca rodzinna, to znaczy jedno wynagrodzenie, dane głowie rodziny za pracę, wystarczające na zaspokojenie potrzeb rodziny bez konieczności podejmowania pracy zarobkowej poza domem przez współmałżonka, Poprzez inne świadczenia społeczne, jak zasiłek rodzinny albo dodatek macierzyński dla kobiety, która oddaje się wyłącznie rodzinie. To nie koniec przywilejów pracowniczych.

przynajmniej niedzielę, a prócz tego urlop. Ważne jest zapewnienie „ludzkiego” czasu pracy i wypoczynku, bowiem nadmierna eksploatacja sprowadza człowieka do poziomu „maszyny”. Dla papieża miejsce pracy i procesy produkcji nie tylko nie powinny szkodzić zdrowiu fizycznemu pracowników, ale również nie naruszać ich zdrowia moralnego. Praca ludzka ”nie może polegać na samej tylko eksploatacji ludzkich sił w zewnętrznym działaniu – musi pozostawiać „przestrzeń wewnętrzną”. Z pewnością jest to trudna wskazówka dla pracodawców. Jan Paweł II stwierdza, że praca stanowi „serce” kwestii społecznej. Stąd jej brakowi towarzyszy szereg ujemnych skutków na płaszczyźnie indywidualnej i społecznej, od degradacji, aż po utratę szacunku, jaki każdy człowiek winien żywić do samego siebie. Trudno więc będzie rozwiązać wiele dzisiejszych spraw, jeśli zarówno pracodawcy jak i pracownicy nie będą mieli odpowiedniego podejścia do pracy. Grzegorz Brzeziński

Czytelników, zainteresowanych zagadnieniem pracy w nauczaniu Jana Pawła II polecam przede wszystkim encyklikę Laborem exercens opublikowaną 14 września 1981 roku oraz zajmującą się również tym zagadnieniem encyklikę Centesimus annus, z 1 maja 1991 roku.

19


Ekonomia społeczna

Wstrząsnąć tradyc „Młodzi Globalni Liderzy” to osoby pochodzące z różnych krajów świata, które są uhonorowane tym tytułem przez Światowe Forum Ekonomiczne (World Economic Forum) za „osiągnięcia zawodowe, zaangażowanie w sprawy społeczne i potencjał do budowania lepszego świata”. Są to intelektualiści, dyrektorzy firm, przedstawiciele organizacji pozarządowych, a także dziennikarze i artyści poniżej 40 roku życia.

M

inął rok od chwili, gdy - decyzją Światowego Forum Ekonomicznego - dołączyłam do grupy 245 Młodych Globalnych liderów (Young Global Leaders - YGL). Jury, oceniającemu aplikacje i decydującemu o ostatecznym kształcie grupy, przewodniczy królowa Jordanii, Rania. Jury, co roku, rozpatruje aplikacje 200-300 młodych liderów i wybiera spośród nich tylko kilku. Pomysłodawcą inicjatywy jest profesor Klaus Schwab, twórca Światowego Forum Ekonomicznego: „Chodzi o tworzenie mechnizmów, które pozwalą tym młodym ludziom mieć rzeczywisty wpływ na globalne procesy rozwoju. Jestem przekonany, że Forum Globalnych Liderów stanie się siłą, która wstrząśnie tradycyjnym

Młodych Globalnych Liderów gościły także Chiny.

20

myśleniem i przyniesie odważne, ukierunkowane w przyszłość podejście do świata”. Grupa Młodych Liderów to przedstawiciele 65 krajów, reprezentujących Azję Wschodnią (64 osoby), Europę (58 osób), Amerykę Północną (56 osób), Amerykę Południową (21 osób), Azję Południową (24 osoby) i Afrykę (21 osób). Królowa Rania, Davos i Harvard University W ramach Forum Młodych Liderów organizowane są regularne spotkania i programy edukacyjne, umożliwiające liderom dialog z rówieśnikami z innych kontynentów oraz wpływanie na budowanie pomostów pomiędzy różnymi regionami świata, kulturami, religiami. Jedno z takich spotkań odbyło sie w Sharm El Sheikh, w Egipcie, w ramach Światowego Forum Ekonomicznego na temat Bliskiego Wschodu, kolejne w Tianjin – w Chinach, gdzie liderzy spotkali się na Dorocznym Spotkaniu Młodych Globalnych Liderów. W Brukseli liderzy uczestniczyli w Okrągłym Stole z komisarzami europejskimi, a w Londynie odbyło się spotkanie z królową Jordanii, matką czworga dzieci, która łączy funkcję królowej i matki z zaangażowaniem w sprawy społeczno - gospodarcze świata. Jej wystąpienia budzą zawsze wielkie zainteresowanie, nie tylko ze względu na niezwykłą urodę królowej, ale również ze względu na odwagę w ocenie sytuacji na świecie. W szwajcarskim Davos liderzy otrzymali zaproszenia do uczestniczenia w Światowym Forum Ekonomicznym. Oczekiwania w stosunku do YGL są takie, aby wpływali na kształtowanie bardziej społecznej,


yjnym myśleniem

Spotkanie Młodych Globalnych Liderów w Egipcie. zrównoważonej ekonomii w świecie, uwzględniającej nie tylko dążenie do maksymalizacji zysku, ale też potrzeby rozwoju społecznego i ekonomicznego nawet najbardziej zaniedbanych regionów świata. Liderzy mogli też uczestniczyć w programie edukacyjnym w Cambridge w USA, na Harvard University – Kennedy School of Government. Tutaj mieli możliwość uczestniczenia w zajęciach formacyjnych, prowadzonych przez profesorów - noblistów, niezwykle skromnych i przyjaznych ludzi, którzy wprowadzali liderów w nieznane im dotąd rewiry doświadczeń np. mogli analizować wyprawę himalaistów, zdobywających kolejne najwyż-

Tony Blair na spotkaniu Młodych Globalnych Liderów w Egipcie

sze szczyty, wczuwać się w dramaty przewodników wyprawy, podejmujących decyzje w najbardziej ekstremalnych sytuacjach zagrożenia życia. To były zajęcia, które miały na celu przybliżyć Globalnych Liderów do sytuacji, przekraczających ich dotychczasowe doświadczenia, przygotowanie życiowe czy zawodowe. Takie sytuacje dotykają globalnych bojowników, modernizatorów świata w momentach niebezpiecznej konfronacji z tradycyjnymi strukturami myślenia, schematami działania i przyzwyczajeniami całych środowisk czy grup społecznych. Odwaga i pokora Wśród Globalnych Liderów wyróżniają się Mariam Chadid - astronautka z Francji, która ostatnio odkryła 9 nowych planet. Mówi, że dla niej najważniejsza jest odwaga i pokora, które pomogły jej pokonać najtrudniejsze momenty w jej „kosmicznych” wyprawach. Suhasem Gopinath z Indii jest najmłodszym przedsiębiorcą na świecie. Ma tylko 22 lata, a już zatrudnia kilka tysięcy pracowników w firmie IT. Enric pracuje w „National Geographic” i poświęcił życie, ratując oceany od szkodliwej interwencji człowieka. Nesreen Baswari, niezwykła młoda kobieta, która została ministrem Iraku i próbuje wpływać na stabilizację i demokratyzację procesów życia w Iraku, często z narażeniem życia. Ewa Sadowska

21


Ekonomia społeczna

Spółdzielnia socjalna Wśród wielu inicjatyw ekonomii społecznej spółdzielnia socjalna ma charakter szczególny. Jest firmą, która nie tylko tworzy miejsca pracy, ale jej zadaniem jest też reintegracja społeczna i zawodowa członków spółdzielni. Członkowie spółdzielni sami tworzą swoje przedsiębiorstwo. I to jest największy kapitał, jaki w tym przedsięwzięciu się liczy. Trud utworzenia własnej firmy daje szansę na jej trwałość. Tym większy jest sukces, gdy spółdzielnia podejmuje działalność mimo tego, że piętrzą się przeszkody.

T

ak się wydarzyło w przypadku Kwileckiej Spółdzielni Socjalnej, założonej przez uczestniczki Centrum Integracji Społecznej w Kwilczu. Historia tej spółdzielni sięga roku 2007, kiedy w trakcie zajęć w CIS, zaproponowałam kilku osobom, aby zastanowiły się nad podjęciem działalności w formie spółdzielni. Trzeba było wielu spotkań, rozmów, wspólnej pracy, aby idea spółdzielni została podjęta przez pięć osób,

które uznały, że warto zaangażować się w tworzenie własnej firmy. Danuta Baczyńska, Ewa Dorsz, Anna Mamet, Halina Walkowiak oraz Krzysztof Eljasiński to była grupa, która z grupy inicjatywnej przerodziła się w Kwilecką Spółdzielnię Socjalną. Później przyjęto jeszcze Sylwię Lurkę. Dzięki wsparciu ze środków PIW Equal, spółdzielnia rozpoczęła, w końcu 2007 r., remont lokalu z przeznaczeniem na jadłodajnię.

Uroczyste otwarcie jadłodajni z udziałem burmistrza Kwilcza, p.Marii Węgrzyn.

22


to nie tylko biznes Zespół doświadczył wielu prawdziwych trudów. Remont lokalu pochłonął dużo środków, czasu i nerwów, a czasami przyprawiał o drżenie serca. Bo co można powiedzieć, kiedy nagle sufit zaczyna spadać na głowę, a każdy rozwiązany problem wywołuje następne problemy. Pieniądze dość szybko się skończyły, potem była żmudna praca i zaangażowanie wielu osób i instytucji, w tym spółdzielni socjalnej „Kram” i stowarzyszenia „Dla Ludzi i Środowiska”. Odeszła też pani Halina Walkowiak, którą niespodziewanie, w wieku czterdziestu kilku lat, zabrał do siebie dobry Bóg. Kwilecka Spółdzielnia Socjalna świadczy głównie usługi cateringowe, usługi gastronomiczne, obsługuje spotkania, wydaje posiłki na zlecenia indywidualne. Spółdzielnia podjęła działalność już kilka miesięcy temu, ale bez własnego lokalu przeżywała trudne chwile, tracąc czasami nadzieję na lepsze jutro. Osoby, tworzące spółdzielnię, wykazały dużą determinację, a także wiarę, że warto angażować się w trudne przedsięwzięcia. Ukoronowaniem ich zaangażowania było uroczyste otwarcie jadłodajni, jakie miało miejsce 17 marca 2009 r. Podsumowaniem tej drogi mogą być słowa - Tylko ten, kto sięga po rzeczy niemożliwe, osiąga je. Krystyna Dorsz

Poczęstunek przygotowany przez Kwilecką lecką Spółdzielnię Socjalną.

Adres Kwileckiej Spółdzielni Socjalnej cjalnej ul. Powstańców Wlkp.1, 64-420 Kwilcz Kontakt pod numerem telefonu::

663 425 167

Członkinie nkinie Kwileckiej ckiej Spółdzielni dzielni alnej. Socjalnej.

23


Z historii kra krajów europejskich - Norwegia

Długie łodzie Przez po ponad dwieście lat, od IX do X wieku, w czasie ich największej ekspansji i podbojó podbojów, byli postrachem mieszkańców Europy, przynosząc ze sobą grabież, gwałt i śm śmierć. Zamieszkiwali Norwegię, Szwecję i Danię. W średniowiecznych kronikac kronikach nazywano ich Normanami, ludźmi północy, w historii znani są pod nazwą W Wikingów.

W

Thor z młotem Mjellnirem w ręku.

24

ówczesnym świecie ich długie, szybkie, płaskodenne łodzie, o bardzo małym zanurzeniu, nie miały sobie równych, poruszając się z tą samą łatwością po rzekach jak i otwartym morzu. Wpływały na Tamizę, Sekwanę i Loarę, opływały Półwysep Iberyjski, docierając do południowych Włoch i Sycylii. Pokonywały Dniepr, dopływając do Rusi i dalej - do Cesarstwa Bizantyjskiego, Kalifatu Bagdadzkiego i Jerozolimy. Na prawie pięćset lat przed Kolumbem Wikingowie odkryli kontynent amerykański, osiedlając się, na krótko, na terenie obecnego Labradoru i Nowej Funlandii. Byli genialnymi budowniczymi łodzi i znakomitymi żeglarzami. Od początku IX wieku do połowy XI kontrolowali ówczesny świat od Półwyspu Iberyjskiego po dzisiejszy Bliski Wschód. Dawniejsza historiografia utrwaliła na długo obraz Wikingów wyłącznie jako bezwzględnych łupieżców wczesnośredniowiecznej Europy. Dopiero badania historyków XIX i XX wieku pozwoliły zmienić ten jednostronnie negatywny obraz, ukazując całe bogactwo ich kultury materialnej i duchowej, które, także dziś, zdumiewa i zachwyca. XX-wieczna historiografia odkryła w nich znakomitych artystów i rzemieślników, przedsiębiorczych kupców, odważnych odkrywców i kolonizatorów podbijanych ziem. Wikińska broń i biżuteria zachwycają kunsztem wykonania i przepiękną ornamentyką, poetyckie sagi stały się inspiracją dla wielu późniejszych twórców. Poziom i rozwiązania prawne, stosowane w średniowiecznej Skandynawii, są dziś uważane za największe osiągnięcie prawodawcze ówczesnej Europy, a struktura prawno-państwowa Islandii stanowi prototyp ustroju parlamentarnego. Dalekie wyprawy Wikingów współtworzyły procesy kulturotwórcze, łącząc


Wikingów Łódź Wikingów, tzw. drakkar. zachód ze wschodem i północ z południem. Tylko w początkowej fazie ekspansji wikińskie wyprawy miały charakter wyłącznie rabunkowy. Normanowie dość wcześnie rozpoczęli pokojową akcję kolonizacyjną, zasiedlając na stałe podbijane ziemie - osiedlili się na Hebrydach, Szetlandach, Wyspach Owczych i Islandii. Na Rusi założyli Kijów i dali początek pierwszej ruskiej dynastii – Rurykowiczom. Na okres 300 lat opanowali Anglię i Szkocję, dotarli do Irlandii, gdzie założyli obecną stolicę kraju – Dublin. W północnej Francji powstało wikińskie państwo – Normandia, a na początku XII wieku, z ziem podbitych na południu Włoch i z Sycylii, potomek wikińskich żeglarzy, Roger II Guiscard, stwo-

rzył księstwo, które - choć w zmienionej postaci - przetrwało do XIX wieku. Ślady normańskiego osadnictwa znaleźć można także w Polsce, na Wolinie i Pomorzu Zachodnim. Wikingowie byli najemnymi wojownikami Mieszka I i Bolesława Chrobrego, dali początek kilku możnowładczym rodom polskim z potężnymi Awdańcami na czele. Wikingowie są twórcami jednego z najbardziej fascynujących systemów wierzeń religijnych w europejskim kręgu kulturowym. Ich mitologia zapełniona jest bogami, boginkami i olbrzymami – groźnymi i gwałtownymi, ale też niepozbawionymi wad, słabości i… poczucia humoru. Wśród wikińskich bogów najpotężniejszymi byli Odyn i Thor. Odyn – współtwórca świata i bóg wojny, był opiekunem wojowników. Posiadał dar poznawania ludzkich myśli, przypisywano mu także stworzenie pisma runicznego wraz z jego magiczną siłą. Gwałtowny i przebiegły, przywiązywał wielką wagę do mądrości – olbrzymowi Settungowi wykradł miód skaldów, którego wypicie dawało mądrość i dar poezji. Jego żona, Freja, spędzała czas na tkaniu chmur, zdobiących niebo. Thor – bóg piorunów, rolnictwa, ogniska domowego i małżeństwa, był ze wszystkich bogów najbardziej przyjazny człowiekowi. Przedstawiano go zawsze z nieodłącznym młotem Mjellnirem w ręku, którego uderzenie nie tylko miało zabójczą moc, ale wywoływało pioruny. Według wierzeń Wikingów świat, zamieszkany przez ludzi, zwany Midgard, leżał w samym środku ogromnego morza, w którym żył wąż morski, Jormungard. Jego ogromne ciało opasywało swoimi zwojami cały świat. Midgard został zbudowa-

Marzeniem każdego Wikinga było wejście po śmierci do Walhalli, pałacu boga Odyna. Wikingowie wierzyli, że do Walhalli wejdzie tylko ten mężczyzna, który zginie z mieczem w ręku.

25


Odyn na tronie ny ze szcz szczątków zabitego przez Odyna, brutalnego o olbrzyma Ymira – z jego ciała powstała zie ziemia, z kości – góry, z zębów – skały, z krwi – m morze, a z czaszki – sklepienie nieba. Midgard Midga zostanie zniszczony podczas Ragnereku, Ragnerek ostatniej walki bogów i końca świata. W Wówczas straszny Jormungard wyłoni się z morza mo i zatruje swoim jadem cały świat. Tho Thor, broniąc ludzi, stanie z nim do walki – zg zginie, ale zniszczy potwora. Wtedy odrodzi si się całkiem nowy świat – szczęśliwy, pozbawiony pozbawio wojen. Marzeniem każdego Wikinga było wejście Marzen po śmierc śmierci do Walhalli, pałacu boga Odyna. Wikingow Wikingowie wierzyli, że do Walhalli wejdzie tylko ten m mężczyzna, który zginie z mieczem w ręku. Pa Pałac Odyna pełen był wojowników wikińskich wikińskich, których z pola bitwy zabierały córki Odyna, walkirie. Polegli Wikingowie ucztowali wraz z bogami, ćwicząc jednocześnie

26

rzemiosło wojenne, aby w czasie Ragnereku stanąć do walki u boku Odyna i Thora. Ten pozornie barbarzyński lud przywiązywał ogromną wagę do poezji i pieśni. Wędrowni poeci, skaldowie, przemieszczali się z jednego możnowładczego dworu na drugi, sławiąc czyny władcy i jego drużyny. Pieśni skaldów opiewały nie tylko wyprawy wojenne, równie ważne miejsce zajmowała kobieta i miłość. Wiele opowieści skaldów zachowało się w sagach, które są zarówno wspaniałą literaturą jak i nieocenionym źródłem wiedzy o zwyczajach, wierzeniach i historii Wikingów. Twórcami sag byli głównie Wikingowie z Islandii. Najstarszy zachowany zabytek piśmiennictwa islandzkiego, „Edda poetycka”, datowany jest na IX w. „Edda” składa się z dwudziestu dziewięciu pieśni anonimowych autorów. Pieśni poświęcone są wikińskim bogom, bohaterom i wojownikom. Z XIII w. pochodzi „Heimskringla”, zbiór szesnastu sag, spisanych przez poetę i polityka, Snorre Sturlusona. Część sag z „Heimskringli” opisuje historię królów norweskich, część ma charakter typowych romansów, pełnych niezwykłych przygód ich bohaterów. Sturluson ocalił także od zapomnienia stare pieśni islandzkie, które spisał w odrębnym zbiorze. Zbiór odkryto dopiero w XVII w., nadając mu tytuł „Edda prozaiczna”. Jedną z największych tajemnic kultury materialnej Wikingów jest ich niedościgniony kunszt szkutniczy i chociaż wnikliwe badania odsłoniły już wiele zagadek budowy wikińskich łodzi, szkutnicy i żeglarze sprzed tysiąca lat nadal strzegą zazdrośnie swoich tajemnic. Ustalono, że przeciętna długość łodzi wynosiła od 20 do 25 m., a szerokość od 5 do 7 m. Na łodzi znajdowało się dwadzieścia ławek dla 70 żeglarzy. Ciężar statku z załogą wynosił około 18 ton, rozwijał szybkość 10 węzłów (ok. 20 km/g), a jego zanurzenie wynosiło zaledwie 1 m. Najwspanialszą wikińską łodzią, opiewaną w sagach, był „Długi Wąż”, słynnego Wikinga, Olafa Tryggvasona. Miał prawie 40 m. długości, 7 - szerokości i 34 ławki dla żeglarzy. Doskonałe łodzie Wikingów i ich fantastyczna umiejętność żeglowania, uczyniły z nich jednych z największych odkrywców i zdobywców w dziejach świata. Współczesna Norwegia jest, po Islandii, najrzadziej zaludnionym krajem Europy i jednym z najbogatszych krajów na świecie. Odkryte, pod Morzem Północnym, olbrzymie zasoby ropy naftowej pozwalają Norwegom spokojnie patrzeć w gospodarczą przyszłość.


Poddajmy się urokowi opowieści sag o polskiej księżniczce Świętosławie-Sygrydzie i jej miłości do jednego z najsłynniejszych Wikingów.

Norwegia jest członkiem NATO, ale nadal pozostaje poza Unią Europejską - dwukrotnie przeprowadzone referendum, w latach 1972 i 1994, zakończyło się nieznaczną przewagą przeciwników akcesu unijnego. Państwo ma dziś status dziedzicznej monarchii konstytucyjnej, w której władza króla jest duża, ale kontrolowana przez parlament. Norwegia dopiero od 1905 roku jest suwerenna i niepodległa. Państwo - zjednoczone i schrystianizowane w X wieku - po burzliwym okresie wikińskiej ekspansji, bardzo szybko popadło w zależność od Szwecji i Danii, co zostało przypieczętowane unią kalmarską, zawartą w 1397 roku. Szwecja już na początku XVI wieku odłączyła się od unii, zaczynając samodzielny byt państwowy, Norwegia pozostała zależna od Danii aż do 1814 roku. Próby odzyskania niepodległości zakończyły się jedynie ustanowieniem własnej konstytucji, która w swoim zasadniczym kształcie, obowiązuje do dzisiaj. W czasie I wojny światowej Norwegia zachowała neutralność, podczas II wojny pozostawała neutralna do 1940 roku, w którym, na skutek niemieckiej agresji, włączyła się do działań wojennych. Na wczesnośredniowiecznej historii krajów skandynawskich mocny ślad odcisnęła niezwykła kobieta, córka Mieszka I, Świętosława. Mieszko wydał ją za mąż za króla Szwecji, Eryka Zwycięskiego, aby sojuszem ze Szwecją wzmocnić pozycję Polski wobec Danii, walczącej z Polską o zdobycie Pomorza Zachodniego. W Szwecji Świętosława przyjęła imię Sygrydy. Po wczesnej śmierci Eryka została żoną Swena Widłobrodego, króla Norwegii i Danii. Z obu skandynawskich małżeństw Świętosławy urodzili się przyszli królowie – Olaf Skettkonung, król Szwecji, Harald, król Danii i Kanut Wielki, król Anglii, Danii i Norwegii. Skandynawskie sagi podają, że jedyną miłością Sygrydy, żony i matki królów, był Olaf Tryggvason, wikiński żeglarz i późniejszy król Norwegii. Tryggvason odrzucił miłość królowej. Zrozpaczona i upokorzona Świętosława wywarła na ukochanym mężczyźnie okrutną zemstę. Doprowadziła do powstania sojuszu szwedzko -duńsko-słowiań-

ą, w trakskiego i sprowokowała bitwę morską, na została cie której norweska flota Tryggvasona ginął. Podoszczętnie zniszczona, a on sam zginął. dobno Świętosława do końca życia nie potrarci Trygfiła uwolnić się od rozpaczy po śmierci onują gvasona. Niektórzy historycy kwestionują k miłosny polskie pochodzenie Sygrydy i wątek związany z Tryggvasonem. Nie wierzmy zmy im… Poddajmy się urokowi opowieści sag g o polskiej księżniczce, Świętosławie-Sygrydzie rydzie i jej miłości do jednego z najsłynniejszych zych Wikingów. Skandynawskie sagi przydały ały do jej imienia wiele mówiący przydomek - „Storrada”, co znaczy „Dumna”. Gina na Leśniak

Snorre Sturluson.

27


Osobowości

Chopin nierom

Fryderyk Chopin, zapytany przez jednego ze swoich francuskich przyjaciół, co jest jeg jego duchową inspiracją przy tworzeniu muzyki, powiedział, że nie mo może odpowiedzieć, ponieważ żadne francuskie słowo nie odda w pełni zznaczenia polskiego słowa „żal”.

P

ierwszego dnia listopada 1830 r., wyjeżierw dżającego zagranicę dwudziestoletniego dżaj Cho Chopina pożegnali, na rogatkach warszawskiej Woli, jego najbliżsi przyjaciele wraz z nauczyc nauczycielem, Józefem Elsnerem. Pobyt Chopina zagra zagranicą miał trwać kilka lat i pomóc mu w rozw rozwinięciu zdolności muzycznych. Do Polski nie wrócił już nigdy. Z Wiednia, w którym zasta zastała go wiadomość o wybuchu powstania w Pols Polsce i wkroczeniu wojsk rosyjskich, po kilku mies miesiącach rozpaczliwych wahań i roztewyjechał do Paryża. Pozostanie Chopina rek, wyjec zagranicą zazwyczaj tłumaczy się na stałe za niemożliwością powrotu do kraju z przyczyn niemożliw politycznych. Nic bardziej mylnego. Chopin polityczny wrócić do Polski. Francję wybrał dobromógł wróc chociaż do końca życia tęsknił za Polwolnie, ch pozostawioną w kraju rodziną. Według ską i pozo słów jego francuskiej, wieloletniej towarzyszki George Sand, „Chopin był bardziej polżycia, Geo ski niż sam sama Polska”. Francja stała się jego drugą ojczyzną, dała mu możliw możliwości, jakich nie mogła dać zacofana kulturalnie kulturalnie, prowincjonalna i stłamszona politycznym u uciskiem Polska. To tam rozwinął się w pełni jego kompozytorski geniusz, a niemal codzienny k kontakt z największymi muzykami ówczesnej Eu Europy wywarł na niego stymulujący wpływ. Ch Chopin, który wyjechał za granicę, aby się uczyć, sam stał się szybko kompozytorem i pianistą zn znanym i cenionym, wzbudzającym zdumienie i zachwyt. Także tam poznał kobietę, która w jeg jego życiu, niepozbawionym kobiet, sta-

28

ła się tą najważniejszą. Francuska powieściopisarka, George Sand, znana nie tylko ze swoich powieści, ale także wielu bulwersujących romansów, poznała Chopina w 1836 r. Ona miała wówczas trzydzieści dwa lata, on – dwadzieścia sześć. Ona zachwyciła się nim od pierwszego spotkania, on – potrzebował prawie dwóch lat, żeby przekonać się do kobiety, która początkowo wzbudziła w nim zdecydowaną antypatię. Swoje pierwsze wrażenie wyraził jednoznacznie – „Cóż to za antypatyczna kobieta, ta Sand. Czy to w ogóle kobieta?”. Romans, pełen wzajemnego uczucia i oddania, zamienił się, po dwóch latach, w stosunek bardziej rodzinny i przyjacielski niż intymny. Ostateczne zerwanie nastąpiło w 1847 r., na dwa lata przed śmiercią Chopina. George Sand rozstanie zniosła całkiem dobrze, dla Chopina to był cios, po którym nie podniósł się nigdy. Dziesięcioletnia, stała obecność przy nim George Sand i jej dwojga dzieci, dawała mu namiastkę tego, czego na obczyźnie brakowało mu najbardziej – życia rodzinnego. Po 1847 r. prawie nie komponował, a stan jego zdrowia pogarszał się dramatycznie z miesiąca na miesiąc. Wśród chopinologów madame Sand ma tylu zwolenników co przeciwników. Trudno jednak nie przyznać, że jej stała, troskliwa opieka nad chorym Chopinem i możliwość spędzania przez niego kilku miesięcy w roku na wsi, w jej posiadłości w Nohant, przedłużyły mu życie. Może bez opieki tej, trochę prostackiej w sposobie bycia, kobiety, światowa literatura muzyczna byłaby pozbawiona póź-


antyczny nych utworów Chopina, Barkaroli czy sonaty h-moll, uważanych za jego szczytowe osiągnięcia. Ulubieniec paryskich salonów arystokratycznych i francuskiej rodziny królewskiej, „pieszczoch hrabin i księżniczek”, przebywał niemal wyłącznie w elitarnym środowisku. W ówczesnym Paryżu uchodził za jednego z najlepiej wychowanych i…najlepiej ubranych ludzi w Europie. Jak twierdzili jego przyjaciele „wszystko co brudne, rozczochrane i źle ubrane” budziło jego żywiołową niechęć. W czasie prawie dwudziestoletniego pobytu we Francji dał zaledwie

cji – Adam Mickiewicz, który ubolewał, że Chopin „łaskocze swoją muzyką nerwy arystokratów”, podczas gdy Polska czeka na operę. Chopin, w życiu prywatnym niezdecydowany i chwiejny, we wszystkim co dotyczyło muzyki był niezmiennie stanowczy. Widział siebie wyłącznie jako kompozytora muzyki fortepianowej, o operze nawet nie myślał. Bliskie i częste kontakty Chopina i Mickiewicza nigdy nie przerodziły się w przyjaźń. Na przeszkodzie stanęła zapewne całkowita odmienność tych dwóch wybitnych osobowości. Mickiewicz, ze swoimi demokratycznymi przekonaniami, rzucający się

Według słów jego wieloletniej towarzyszki życia, George Sand, “Chopin był bardziej polski niż sama Polska” kilka publicznych koncertów. Każdy koncert przynosił mu olbrzymi dochód, ale Chopin nigdy nie potrafił przemóc lęku przed publicznymi występami. Najchętniej grał w prywatnych salonach, dla bardzo ograniczonego grona przyjaciół. Był jednym z najbogatszych Polaków we Francji, co nie uchroniło go od kłopotów finansowych, a pod koniec życia - od finansowej ruiny. Całkowicie pozbawiony materializmu, zarobione, ze sprzedaży kompozycji i dawania lekcji pieniądze, wydawał hojnie na prezenty dla rodziny i przyjaciół, wspomaganie emigrantów z Polski i luksusowe życie. Polacy, zarówno w kraju jak i na emigracji, nakłaniali go do skomponowania opery, opartej na narodowych motywach. Jeszcze w Polsce przekonywał go do tego Józef Elsner, a we Fran-

w wir wydarzeń politycznych i społecznych, musiał być duchowo obcy Chopinowi, którego poglądy były zdecydowanie pozbawione demokratyzmu, wszelkie ruchy społeczne obce, a sam Mickiewicz, w swoim ulubionym, mocno zniszczonym litewskim kożuszku, z niezbyt czystymi mankietami koszuli, mógł wzbudzać w wykwintnym pianiście zażenowanie. Chopin podziwiał Mickiewicza, ale nigdy go nie zrozumiał, Mickiewicz – zazwyczaj bardzo przenikliwy – tym razem dał się zwieść, dostrzegając, w skomplikowanym emocjonalnie Chopinie, tylko wytwornego salonowca. Tragiczne jest to rozminięcie się dwóch największych twórców polskiej kultury XIX wieku, jednak duchowa i intelektualna formacja każdego z nich wykluczała rzeczywiste wzajemne zrozumienie.

29


Przez całe życie dbał o to, żeby jak najmniej z jego życia prywatnego przeniknęło na zewnątrz. Jeden z jego francuskich przyjaciół powiedział, że “Chopin daje wszystkim wszystko, poza sobą”. Chopin, jako człowiek, wymyka się badaniom nawet najwnikliwszych chopinologów. Był człowiekiem o zniewalającym uroku osobistym, doskonałych manierach, błyskotliwym poczuciu humoru i …obdarzonym genialnym talentem parodystycznym. To wszystko, wraz ze sławą „poety fortepianu”, czyniło z niego postać, o jaką zabiegały najlepsze salony Paryża. Każdego dnia składał kilka wizyt w zaprzyjaźnionych domach, wracając do swojego mieszkania późną nocą, aby, jak sam mówił, „piorunować na fortepianie”. Zapewne tylko wtedy był naprawdę sobą… Przez całe życie dbał o to, żeby jak najmniej z jego życia prywatnego przeniknęło na zewnątrz. Jeden z jego paryskich przyjaciół powiedział, że „Chopin daje wszystkim wszystko, poza sobą”. Zamknięty w sobie, bardzo dyskretny, nawet w listach do rodziny nie zwierzał się ze swoich uczuć i przeżyć. Opisywał mało ważne wydarzenia, skrzętnie ukrywając to, co było dla niego naprawdę ważne i bolesne. Swoje tajemnice, swój ból,

George Sand

30

tęsknotę i pragnienia, powierzał wyłącznie fortepianowi. Dopiero pod koniec życia wydarło mu się w liście do przyjaciela, Wojciecha Grzymały, wstrząsające do głębi zdanie „ A moje serce gdziem zostawił, moja muzyka gdzie się podziała… ledwie pamiętam jak w kraju śpiewają…”. Wycieńczony fizycznie i psychicznie umierał krótko potem, w październiku 1849 r. w Paryżu. W ostatnich tygodniach towarzyszyła mu, przybyła z Warszawy, jego ukochana siostra, Ludwika. To ją prosił, żeby po jego śmierci zabrała jego serce do Polski. Chopina pochowano na paryskim cmentarzu Pere Lachaise, serce brata Ludwika przewiozła w podręcznym bagażu. Wiele lat później zostało wmurowane w kościele św. Krzyża w Warszawie, niedaleko domu, w którym Chopin mieszkał przed opuszczeniem Polski. Muzyka Chopina jest mocna emocjonalnie, bardzo męska, daleka od, utrzymującego się nadal stereotypu Chopina, kojarzonego przede wszystkim z twórcą narodowo sentymentalnych mazurków. Jego utwory wymagają doskonałej techniki pianistycznej i wirtuozowskich umiejętności, a także inteligentnej, wnikliwej i bardzo wrażliwej interpretacji. Tylko wówczas można wysłyszeć zarówno genialne nowatorstwo kompozytorskie jak i całe uczuciowe bogactwo jego muzyki od przecudownej nastrojowości melancholijnych nokturnów, przez narodową dumę i męską siłę wspaniałych polonezów, po porażającą swoim dramatyzmem etiudę tzw. rewolucyjną, skomponowaną na wieść o upadku Powstania Listopadowego. Chopin jest jednym z najgenialniejszych twórców w historii muzyki. Według niemieckiego muzykologa, Alfreda Einsteina, - „Znajdował naśladowców od Północy do Południa, od Oslo do Palermo, od Wchodu do Zachodu, od Petersburga do Paryża. Podobnie jak żaden kompozytor muzyki symfonicznej nie może nie dostrzec Beethovena, tak żaden kompozytor muzyki fortepianowej, po roku 1830, nie może pominąć Chopina” Gina Leśniak


X Muza

Brytyjskie Indie na ekranie Czasy klasycznej kultury imperialnej minęły bezpowrotnie. Nie pojawiają się już powieści takie jak Kim Josepha R. Kiplinga, w których cywilizacja Wschodu przedstawiona jest jako świat zacofania i ciemnoty. Żywa i wciąż rozwijająca się antropologia kulturowa, zdominowała myślenie współczesnych etnologów i etnografów, dając im narzędzia do badania różnych przejawów kultury bez ich wartościowania.

N

ie oznacza to jednak, że charakter kontaktów między chrześcijańskim Zachodem i orientalnym Wschodem zmienił się radykalnie. Nadal jeden gigant snuje swoje wizje na temat drugiego, twierdząc, że to właśnie jego obraz w pełni oddaje prawdę. Potwierdza to najnowszy film Danny’ego Boyle’a „Slumdog. Milioner z ulicy”, który do polskich kin trafił w lutym tego roku. Jest to historia Jamala Malika, wychowanego w slumsach Bombaju, który bierze udział w hinduskiej edycji „Milionerów”. Od finałowej wygranej dzieli go tylko jedno pytanie, jednak zanim zdąży na nie odpowiedzieć, zostaje aresztowany przez policję. Funkcjonariusze zarzucają mu oszustwo i chcą się dowiedzieć jak chłopak, który całe życie spędził w dzielnicy nędzy, może posiadać tak dużą wiedzę. Podczas przesłuchania i tortur Jamal opowiada o swoim dzieciństwie, związkach ze światem przestępczym i wielkiej miłości. Film, nakręcony na podstawie debiutanckiej powieści Vikasa Swarupa, indyjskiego pisarza i dyplomaty, od razu wzbudził duże kontrowersje. Hinduska widownia zarzuciła mu epatowanie ubóstwem i eksponowanie wyłącznie negatywnych aspektów codziennego życia w Indiach. Protestujący uznali, że użycie w stosunku do bohatera określenia „slumdog” (pies ze slumsów) obraża miliony mieszkańców najbiedniejszych przedmieść. Dzieło Boyla’a zostało uznane za kolejne wyobrażenie Europejczyka na temat kraju, którego nie zna i nie może poznać. Na dodatek wyobrażenie Brytyjczyka.

Z zupełnie innym przyjęciem spotkał się „Slumdog” za Zachodzie. Potwierdzają to liczne, przyznane mu wyróżniania: pięć nagród Critics’ Choice Awards, cztery Złote Globy, siedem nagród BEFTA i osiem Oskarów, w tym za najlepszy film i reżyserię. Od czasu światowej premiery, film, którego budżet wynosił niespełna 15 milionów dolarów, zarobił około 200 milionów. Typowe kino Bollywoodu stawia na filmy o miłości, rodzinie, tradycji i hinduskiej kulturze. Oprawę dla nich tworzą piosenki i układy taneczne. „Slumdog” nie jest tego rodzaju produkcją. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że Boyle polemizuje z sielankowym obrazem Indii, kierując kamerę na problemy, które być może świat hinduski chciałby ukryć. Doskonałą ilustrację dla fabuły stanowi muzyka Allaha R. Rahmana, która idealnie wplata się w losy bohaterów. Warto docenić także udaną kreację aktorską Deva Patela, odtwórcy roli Jamala Malika. Talent tego młodego brytyjskiego aktora został dostrzeżony także przez krytyków i za swoją grę uzyskał on prestiżową nagrodę Critics’ Choice Awards w kategorii „Najlepszy aktor” oraz nominację do brytyjskich Oskarów (BEFTA). „Slumdog” to historia, w którą można uwierzyć. Jest dowodem na to, że niezwykłe rzeczy mogą przytrafić się całkiem zwykłemu człowiekowi, a odpowiedzi na niektóre pytania przynosi po prostu życie. Także na te, zadawane w „Milionerach”. Julia Czerniuk

31


Ważne wydarzenia

Arabski Biały Fartuch „Wystarczy promyk nadziei, aby otworzyło się niebo”

T

ym arabskim przysłowiem, można byłoby wyrazić zadowolenie i wdzięczność ludzi, którzy znaleźli pomoc, dobrą radę i wskazówki, co do stanu swojego zdrowia, w trakcie trwania akcji, która już od wielu lat, wpisana jest w tradycję współpracy pomiędzy Fundacją Pomocy Wzajemnej „Barka” i lekarzami z krajów arabskich, mieszkającymi w Poznaniu. Trzynastu arabskich lekarzy ze Stowarzy-

Do lekarza bez kolejki.

32

szenia Kultury arabskiej „Arabia”, żyjących i pracujących w Polsce od wielu lat, zorganizowało badania i porady specjalistyczne dla osób bezrobotnych, potrzebujących, także tych, którzy na poradę u polskiego specjalisty muszą czekać kilka miesięcy. W tym roku, już dwukrotnie, 24 stycznia i 13 marca b.r., gabinety różnych specjalności - ortopedy, internisty, pediatry, chirurga, laryngologa, onkologa, dermatologa i okulisty, były otwarte w sie-


Solidarność nia ma granic.

Arabskim lekarzom chcemy powiedzieć - Dziękujemy. Dziękujemy, że jesteście z nami. dzibie „Barki” na Zawadach. Oprócz skorzystania z porad specjalistów, można było także sprawdzić ciśnienie i przebadać krew. Wszystkie porady i konsultacje przeprowadzone były za darmo. Lekarzom pomagali arabscy studenci wespół z pracownikami fundacji oraz pracownikami i uczestnikami programu edukacyjnego, realizowanego w W charytatywnej akcji uczestniczyli lekarze: Sulaiman Kraiz, ortopeda, Kasem Bahloul, anestezjolog, Awad Chhade, laryngolog, Ahmad Faza, dermatolog, Ahmad Alammari, anestezjolog, Gamil Alabsi, anestezjolog, Amgad Einur, chirurg, Husam Samara, pediatra, Mohsen Nasher, chirurg onkolog, Fawaz Abou Raeid, internista, Abdul wakil Alugail, okulista, Ziad El Ali, internista, Bashir Abdulhag, lekarz ogólny, Fonod Abu – Fillat, stomatolog. Pomoc techniczną zapewnili im: Muhamad Saeed Shekh al Shabab, Ramia Karolina Dalati, Lamia Alalam, Zakariya Amagrby, Tareu Alaram.

stowarzyszeniu „Szkoła Barki-Centrum um Inteało objęgracji Społecznej”. Badaniami zostało tych około 140 osób. Na spotkaniu, które odbyło się w „Barce” częciem na Zawadach, jeszcze przed rozpoczęciem ekarzy całej akcji pomocy, przedstawiciel lekarzy olontaarabskich powiedział, „(...) że ich wolontam niesieriacka praca jest zadośćuczynieniem nia pomocy ludziom potrzebującym,, takim stynie i samym, jak ich bliscy, żyjący w Palestynie trzebują innych krajach arabskich, którzy potrzebują pomocy, a której oni nie są w stanie im udzielić”. Słowa te zostały przyjęte przez społeczm. ność „Barki” z wielkim zrozumieniem. Poprzez swoją charytatywną inicjatywę tywę lekarze arabscy chcieliby w pełni zintegrować wać się z polskim społeczeństwem, ukazując jednoczednocześnie, że są jego aktywną częścią. Arabskim lekarzom chcemy powiedzieć dzieć Dziękujemy. Dziękujemy, że jesteście z nami. Krystyna Wiśniewska

33


Świadectwa są potrzebne

Kobiecy tryptykucieczki Do napis napisania zostałam zainspirowana wydarzeniem, które odbyło się w Teatrze D – „Bezdomność XXI wieku”. Pierwszego dnia odbył się panel dyskusyjny Ósmego Dnia przy udz udziale profesorów, urzędników, przedstawicieli stowarzyszeń, fundacji, mediów i osób zai zainteresowanych. W drugim dniu obejrzeliśmy przejmujące przedstawienie teatralne „Tryptyk ucieczki” w wykonaniu mieszkańców Ośrodka dla Bezdomnych w Szczepan Szczepankowie. I właśnie to przedstawienie było „kluczem” które uświadomiło mi moją „bezdom „bezdomność”. 34


P

o przedstawieniu poproszono mnie o udzielenie wywiadu do TVP ponieważ współpracuję z fundacją „Barka”, od lat wspomagającą bezdomnych oraz z powodu moich życiowych doświadczeń. Pani redaktor zadaje mi pytanie: - Czy była pani bezdomna? - ???... Czy moje doświadczenia mam wypisane na czole, że zadaje mi akurat to pytanie?

Prawdę mówiąc, już po pierwszym dniu dyskusji o bezdomności myślałam, jakie ja mam podstawy zabierać głos na ten temat? To prawda, że pracuję miedzy innymi z bezdomnymi, ale czy ja doświadczyłam na „własnej skórze” bezdomności, pozwalającej na wypowiadanie swojego zdania? Na pierwszy rzut oka, jaka ze mnie bez-

rozumiał, wysłuchał. Nawet przynieśli jedzenie i dali, choć na krótko, pracę. Jednak była to tylko namiastka tego, czego naprawdę potrzebowałam…. Dzisiaj nie boję się tego nazwać „po imieniu” – miałam męża, dach nad głową, a pomimo to, czułam się jak bezdomna. Bo cóż z tego, że miałam dom, jeżeli panował w nim koszmar. Czułam się niechciana, odrzucona, niepotrzebna, wzgardzona. Bezdomność we własnym domu. „Uciekałam” w romanse. Jak roślina wody, potrzebowałam akceptacji, szacunku, ciepła i miłości. „Uciekałam” w związek z tym, który deklarował się spędzić ze mną starość. Mój partner dawał mi to wszystko za czym tak tęskniłam. Pomimo że miałam małe dziecko, uczuciowo rozdarta, biegałam miedzy córką a ukochanym. „Uciekałam” bo się bałam, bo było mi bardzo źle, bo byłam tam nieszczęśliwa. A ja, żeby być trzeź-

„Uciekałam” bo się bałam, bo było mi bardzo źle, bo byłam tam nieszczęśliwa. A ja, żeby być trzeźwa i pracować nad sobą , musiałam mieć spokój i stabilizację. domna? Nigdy w żadnym ośrodku nie spałam, na ulicy też nie wylądowałam. Jednak coś w postawionym mi pytaniu mnie męczyło. Nie wiedziałam czy to obejrzana sztuka wywołała takie emocje, czy może właśnie to pytanie, zadane przez panią redaktor. I nagle zrozumiałam… Przedstawił mi się całkiem jasny obraz mnie samej. Może jednak i ja doświadczyłam bezdomności? To była trudna i bolesna refleksja. W tym miejscu muszę się cofnąć o ponad 10 lat. Właśnie wtedy zaprowadzono mnie do poradni odwykowej i postanowiłam przestać pić. Pomału zaczęło zmieniać się moje życie, myślenie, postrzeganie rzeczywistości, wartości. Można by pomyśleć, że w domu powinno układać się coraz lepiej. Przecież wreszcie nie piję, prawda? Okazało się jednak, że mojej „drugiej połowie” była nie na rękę moja trzeźwość i związane z tym zmiany. Wymykałam się mu z pod kontroli i manipulacji bo zaczęłam żyć inaczej. Miałam swoje zdanie, zainteresowania, inne pomysły na życie i priorytety. Z czasem coraz bardziej mnie męczył sposób, w jaki byłam traktowana. Właśnie wtedy, trzeźwiejąc, zaczęłam „uciekać”. Uciekałam codziennie na mitingi A.A i do klubu abstynenta. Wolałam to, niż wracać do mojego okropnego domu, gdzie byłam źle traktowana, niezrozumiana, poniżana, upodlona do żebrania o kilka złotych od własnego „męża”, manipulowana odgrażaniem się, że odejdzie z moim dzieckiem. A tam dokąd „uciekałam”, wszystko było na odwrót. Byłam bezpieczna i wśród „swoich”. Każdy mnie szanował,

wa i pracować nad sobą , musiałam mieć spokój i stabilizację. Chciałam odbudować to, co przez lata zapijałam. Ale czy odbudowywałam cokolwiek, czy tylko mi się tak zdawało? Przeprowadziłam rozwód a ukochany partner okazał się podłym człowiekiem. Trzeźwy umysł pozwolił mi podjąć decyzję o rozstaniu. Nie tak chciałam żyć. „Czy była pani bezdomna”? - świdruje mi w głowie to pytanie. Teraz mogę powiedzieć – tak, byłam bezdomna, a może jeszcze jestem? Nadal mieszkam z byłym mężem w jednym mieszkaniu, ale mam przy sobie córkę. Marzę aby się wyprowadzić, starałam się o mieszkanie z miasta, ale chociaż jestem w „Niebieskiej Linii”, wniosek odrzucono. Teraz nie uciekam, ale zrozumiałam, że sama sobie nie poradzę, więc zaczęłam szukać wsparcia. I znalazłam je. Żyję godnie i uczciwie. Nie boję się swego sumienia, choć nigdy nie wiadomo czy kiedyś znów nie pokaże mi jakiejś przeszłości. Pani redaktor dziwiła się, że na spotkaniu, dotyczącym bezdomności, jest tak mało kobiet. Czyżby problem ich nie dotyczył? Teraz myślę, że potrafiłabym jej to wyjaśnić. Myślę, że kobiet, takich jak ja, jest bardzo wiele. One też uciekają od „bezdomności” w swoim własnym domu, ukrywają ją przed innymi, pewnie także przed samymi sobą. (nazwisko do wiadomości redakcji)

35


Świadectwa są potrzebne

Już czas przestać uciekać Ośrodek wypoczynkowy w Orzechowie k.Ustki.

….. od frustracji, gniewu, nieszczęścia, cierpienia i przyjrzeć się bliżej swemu uzależnieniu. 36


U

zależnienie, to przymus stosowania czegoś, pomimo niekorzystnych skutków. Uzależnienie, to złudne poszukiwanie szczęścia, dobrego samopoczucia, szukania odwagi, ale nie w sobie tylko poza sobą. Uporczywa gonitwa za czymś, co niezmiennie wywołuje konflikt i ból. Chcąc poradzić sobie z uzależnieniem trzeba pokonać poczucie winy, wstyd, strach przed porażką przezwyciężyć konflikt wewnętrzny, który jest źródłem niepokoju, pustki, niespełnienia i beznadziejności. Zapomnieć o problemach

W tym czasie, kiedy sam jeszcze swoich kłopotów życiowych i trudnych przeżyć nie kojarzyłem z pijaństwem, byłem przekonany, że to zły los, albo źli ludzie są przeciwko mnie. Źli byli oczywiście ci, którzy mnie ostrzegali i nieustannie powtarzali, że tracę czas, zamiast zająć się rzeczami dobrymi dla mnie i mojej rodziny. A ja przecież uważałem, że robię najpożyteczniejszą rzecz pod słońcem, bo wtedy, to znaczy przed zmianami społecznymi i transformacją oraz ze względu na sposób załatwiania wielu spraw nie dawało się na trzeźwo żyć. Nie mogłem odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która mnie przerastała, czułem się bezradny, zaczynało brakować mi wiary w siebie oraz pozytywnych wartości i możliwości ich realizacji, tkwiąc nadal w destrukcyjnych wizjach własnego życia. .Również życie towarzyskie oraz granie w zespole muzycznym powiązane były z alkoholem, picie, pozwalało na chwilę zapomnieć o trudnościach oraz mniejszych lub większych problemach. Picie i imprezy to był czas kiedy wierzyłem bezgranicznie, tak właśnie jest, że alkohol jest pomocą. Nie dostrzegłem, że następowała we mnie degradacja sięgająca dna. To dno okazało się momentem, w którym takie wartości jak rodzina, dom, praca zeszły na dalszy plan. Cały świat widziałem przez pryzmat wszechobecnej butelki. Byłem już w takim

Wizyta przedstawicieli samorządów angielskich w Centrum Integracji Społecznej na Zawadach. stanie, że rezygnowałem z życia, nie widząc żadnego celu i motywacji do działania. Wiedziałem, że jestem skazany na siebie, a byłem pierwszoligowym reprezentantem porażki. Przestałem wierzyć, że cokolwiek mi się jeszcze w życiu powiedzie. Takie zagubienie siebie nie ma porównania z niczym innym, bo beznadzieja, jaka mi towarzyszyła oraz świadomość niemożności poradzenia sobie z uzależnieniem, przytłaczały mnie coraz bardziej. Piłem nadal i nie było siły żeby przestać W mojej głowie pojawiały się myśli o opętaniu przez demony, pojawiły się omamy wzrokowe i słuchowe, ale ja ciągle myślałem, że jedynym ratunkiem na takie „dolegliwości” jest kolejna dawka alkoholu, która potrafi neutralizować lęk, pomaga wyjść z kryjówki, w której czyha obawa, samotność i stany depresyjne. Dramat polegał na tym, że moje postępowanie, jako człowieka uzależnionego, wydobywało moje najgorsze cechy z zakamarków duszy na zewnątrz i zmniejszało kontrolę umysłu nad własnym działaniem. Jako osoba uzależniona, przestałem kierować własnym życiem i straciłem wiarygodność w oczach innych. Nie rozumiałem co się tak naprawdę ze mną dzieje, ale w chwilach trzeźwości czułem, że muszę coś zro-

Dramat polegał na tym, że moje postępowanie, jako człowieka uzależnionego, wydobywało moje najgorsze cechy z zakamarków duszy na zewnątrz...

37


zmiany w sposobie myślenia oraz bezwzględnej uczciwości wobec siebie i innych osób. Takich zmian nie da się dokonać samemu. Ja miałem to szczęście, że na mojej drodze do trzeźwości trafiłem do wspólnoty, prowadzonej przez fundację „Barka”, w której spotkałem ludzi, którzy wyszli z uzależnienia i dzielili się swoim doświadczeniem, siłą i nadzieją z tymi, którzy znajdowali się na początku drogi do trzeźwego życia. Idąc tą drogą człowiek, krok po kroku, odzyskuje samego siebie. Jestem wdzięczny Bogu i sobie, że nie odrzuciłem tej szansy. Zrozumiałem, że tylko absolutna abstynencja jest pierwszym krokiem do zmian w życiu i co ciekawe - zmian na lepsze, ale niekoniecznie na łatwiejsze. To tu, w „Barce”, zdawałem sobie sprawę z braku pewnych umiejętności. Z wizytą u Rzecznika Praw Obywatelskich (autor teks tekstu, pierwszy z prawej). bić, że to nie może trwać wiecznie. Gdzieś, w głębi d duszy, czułem się innym, dobrym człowieki człowiekiem, ale nie miałem pomysłu jaką drogę ob obrać, aby stać się tym, kim naprawdę c chciałem być. Czułem, że nie jestem woln wolny, że moim postępowaniem kieruje przym przymus picia czyli jakaś siła, nad którą sam nie mogę zapanować. Mimo to podjąłem pierwszą, samodzielną próbę w walce z a alkoholem, na zasadzie wiary w silną wolę wolę. Szybko okazało się, że zaufasiebie względem walki z tym nałonie do sie giem jest nic niewarte i było tylko przyczykolejnego upadku. Teraz już wiem ile ną kolejn nawet najbardziej wytężona siła znaczy na ludzkiej w woli wobec podstępnej perfidii alkoholu i o obłędu w jaki popadłem. Nie rezygnowałem jednak, szukałem nadal drogi, która pop poprowadziłaby mnie w nowe i godne życie, chociaż w głębi duszy nie byłem do końca przekonany, że mi się uda. Charcice – miejsce gdzie dowiedziałem się prawdy Los ch chciał, a może to zbieg okoliczności że na mojej beznadziejnej drodze, sprawił, ż wypełnionej trunkami coraz gorszego gawypełnion pojawiła się możliwość skorzystania tunku, po z pomocy Ośrodka Terapii Uzależnień w Charcica Charcicach. To właśnie tam dowiedziałem się całej p prawdy o mechanizmach tego podstępn podstępnego nałogu. Opuszczając ośrodek wiedziałe wiedziałem jedno, że moja trzeźwość w dużej mierze zależy nie tyle od mojej woli, co od zmiany zmian dotychczasowego środowiska,

38

Pomagając innym – pomagam sobie Zacząłem na nowo przy pomocy innych ludzi, odbudowywać zaufanie do ludzi przy poczuciu akceptacji i poszanowania. Pomogło mi w tym włączenie mnie do działań na rzecz osób potrzebujących, a tym samym pełnienia wielu ról społecznych i zawodowych. Gdy otworzyłem się na innych ludzi odeszły ode mnie obawy przed dzieleniem się własnym życiem i doświadczeniem. W miarę odbudowywania zaufania do siebie stawałem się gotowy do podejmowania nowych działań. Zmieniło się to, że już nie spędzałem czasu na dogadzaniu sobie, ale mogłem wspierać potrzebujących. Dopiero taka świadomość pozwoliła mi przejście do kolejnego etapu - etapu odnajdywania sensu życia. Na nowo uczyłem się odpowiedzialności i dzięki temu, dziś, odzyskałem nadzieję i przestałem cierpieć z powodu alkoholizmu, a osiągnięte sukcesy pomogły mi odbudować poczucie własnej wartości. Obecnie moim sensem życia jest wspieranie innych osób, zwłaszcza takich, jakim byłem ja sam dawniej, podczas picia. Mogę to czynić w sposób dojrzały i profesjonalny, działając w Związku Organizacji – Sieci Współpracy Barka, Centrum Koordynacji Sieci Integracji Migrantów oraz w spółce z o.o. Przedsiębiorstwo Społeczne Barki, w ramach której prowadzę ośrodek wypoczynkowy w Orzechowie k.Ustki. Tak szerokie pole działalności wymaga siły psychicznej, ciężkiej pracy i wytrwałości. Tym, co pozwala mi rzetelnie wypełniać swoje zadania, jest wsparcie i pomoc wielu osób, z którymi mam możliwość współpracować i dzielić się sobą.


Centrum Ekonomii Społecznej Centrum Ekonomii Społecznej jest instytucją nowej generacji, uczestniczącą w tworzeniu partnerstwa lokalnego na rzecz integracji społecznej. CES, poprzez powołanie odpowiednich instytucji, integruje lokalnych partnerów – samorząd, organizacje pozarządowe i sektor prywatny – wokół idei włączenia osób i grup dysfunkcyjnych do życia społeczno-zawodowego danej gminy.

CES Centrum Ekonomii Społecznej wspiera powoływanie nowych instytucji ekonomii społecznej, takich jak: centra integracji, kluby integracji społecznej, zakłady aktywności zawodowej, spółdzielnie socjalne, spółki z o.o, o cechach non-profit. Z usług Centrum Ekonomii Społecznej mogą korzystać: - osoby fizyczne, które chcą utworzyć spółdzielnię socjalną - organizacje pozarządowe (fundacje i stowarzyszenia), zamierzające uruchomić działania ekonomiczne, jako tzw. przedsiębiorstwo społeczne (według Ustawy o Działalności Pożytku Publicznego i wolontariacie)

Centrum Ekonomii Społecznej udziela wsparcia w zakresie: tworzenia spółdzielni socjalnych i przedsiębiorstw społecznych, porad prawno-księgowych oraz pozyskiwania środków na rozpoczęcie działalności z funduszy Powiatowego Urzędu Pracy, Forum Inicjatyw Obywatelskich i Programu Operacyjnego „Kapitał Ludzki”.

W Poznaniu CES funkcjonuje w trzech dzielnicach: Q Piątkowo Q Kobylepole – Darzybór Q Śródka – Zawady

os. Jana III Sobieskiego ul. Borówki 4 ul. św. Wincentego 6/9

nr tel. 061 823 45 02 nr tel. 061 870 57 72 nr tel. 061 872 02 86

W Gminie Kwilcz i w Gminie Lwówek CES funkcjonuje przy Stowarzyszeniu Dla Ludzi i Środowiska: Q Kwilcz

ul. Dworcowa 5

Centrum Ekonomii Społecznej w Poznaniu Projekt współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

nr tel. 515 66 33 04

UNIA EUROPEJSKA EUROPEJSKI FUNDUSZ SPOŁECZNY

39


DZIWNY JEST TEN ŚWIAT

Muzyka i słowa, Czesław Niemen Dziwny jest ten świat, gdzie jeszcze wciąż mieści się wiele zła. I dziwne jest to, że od tylu lat człowiekiem gardzi człowiek Dziwny ten świat, świat ludzkich spraw, czasem aż wstyd przyznać się. A jednak często jest, że ktoś słowem złym zabija, tak jak nożem. Lecz ludzi dobrej woli jest więcej I mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy więcej. Nie! Nie! Nie! Przyszedł już czas, najwyższy czas, nienawiść zniszczyć w sobie.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.