50% połowa ceny dla sprzedaw cy ulicznego
Nr 4 (18) 2008
jedna, a i m o n o k E czniona e ł o p 22-23 s u j e i tylko bardz
ę i s c ą l e i Dz k a j m e c ser m e i k t a ł p o wicz, o h c a W ą r a b olskie” z Bar p d ie ia il w ig y W W „ -5 ia 4 stawien twórcą przed
Przekaż 1%
na organizacje pożytku publicznego w Sieci Współpracy „Barka”
Centrum Integracji Społecznej Stowarzyszenie Szkoła „Barki” im. H. Ch. Kofoeda 61-003 Poznań ul. Św. Wincentego 6/9 tel./fax. (061) 877-22-65 www.cisszkolabarki.org.pl sbarki@barka.org.pl
Nr konta:
50 1020 4027 0000 1302 0294 9444
Stowarzyszenie Pogotowie Spoùeczne ul. Bydgoska 6/7 61-123 Poznañ tel/fax: (061) 870 57 70 http://www.pogotowiespoleczne.org.pl mail: biuro@pogotowiespoleczne.org.pl Stowarzyszenie "Pogotowie Spoùeczne" posiada status Organizacji Poýytku Publicznego z numerem KRS 0000193382
Nr konta: 87 1140 1124 0000 3020 7200 1002
50%
połowa ce dla sprze ny dawc ulicznego y
22-23
4
Ekonomia jedna, na tylko bardziej uspołecznio
(18)
Dzieląc się sercem jak opłatkiem 4-5
2008
wicz, Wywiad z Barbarą Wacho e polskie” twórcą przedstawienia „Wigili
Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”, Otaczająca nas od grudnia, świąteczna atmosfera, sprawia radość, ale nie zawsze sprzyja refleksji… W nieustannym pośpiechu, aby ze wszystkim zdążyć do Świąt, zatracamy w pięknym okresie adwentu -czekania na Święta - tę cząstkę Świąt, która je pogłębia i zakorzenia nie tylko w świecie gwiazdorów z aniołkami, ale przede wszystkim w pokoju serca i wzajemnego poszanowania. Nie śpieszmy się – przystańmy, zatrzymajmy się, choćby na chwilę, jak nauczał i prosił Jan Paweł II. Dziękujemy naszym Czytelnikom, że byli z nami przez cały mijający rok, wspierając naszą pracę swoim zainteresowaniem dla „Gazety Ulicznej”. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i zbliżającego się Nowego Roku życzymy Państwu wszelkiej pomyślności z nadzieją, że świąteczny czas pomoże nam dostrzec tych, którym nasze otwarte serca są najbardziej potrzebne. Redakcja Gazety Ulicznej
Redaktor naczelna: Barbara Sadowska +48 607 966 209 sadowscy@barka.org.pl Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Gina Leśniak, Maria Sadowska, Dominik Górny Stowarzyszenie Wydawnicze Barki guredakcja@wp.pl
4-6
Wywiad z Barbarą Wachowicz
7
Normy, a współczesna
8-9
Fipińczycy – Konferencja klimatyczna
10
Sekret
11-13
Istnienie było naszym przestępstwem
14
Świadectwo Jurka
15-17
O tym, jak polscy migranci podjęli pracę w Hardwicke
18-19
Nagroda, która otworzyła nową epokę
20-21
Foto-Galeria
22-23
Ekonomia jedna, tylko bardziej uspołeczniona
24-25
Liczenie bezdomnych
26-28 Watykan
29-31
Poznań, stolica poezji
32-33
Nasza Twórczość
34-35
Agnieszka i inni
36-38
Człowiek z Kogelo wstrząsa światem
Druk: Zakład Poligraficzny Moś-Łuczak Opracowanie graficzne i skład: Qubas.pl Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl
Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz
Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86
Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński
Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl
Dział, związany tematycznie z polskimi migrantami, finasowany prze Fundusz Inicjatyw Obywatelskich
numer
Nr 4 (18) 2008
Gazeta Uliczna współfinansowana przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, Departament Pomocy Społecznej i Integracji
3
Wywiad
Dzieląc się serce Z Barbarą Wachowicz, twórcą przedstawienia „Wigilie polskie”, rozmawia Dominik Górny
P
odkreśla Pani wspólnotowy charakter „Wigilii polskich”. Proszę przywołać Bożonarodzeniowe wspomnienia ze swojego rodzinnego domu. – Wspomnijmy, iż zawsze wigilijny wieczór otwierał odrzwia domostw dla wszystkich przyjaciół i nieprzyjaciół! Wybaczano sobie winy, dzieląc się opłatkiem. Tylko w Polsce. Jesteśmy jedynym na świecie krajem, gdzie ów dar ofiarny (oblatum), chleb Boży, dzielony dłońmi – łączy ludzi w noc wigilijną. „Ojców to naszych obyczaj prastary/ Rodzimej niwy maluje dostatek/ Symbol braterstwa, miłości i wiary/ Święty opłatek... – pisał w roku 1876 Kajetan Kraszewski, śląc z Podlasia do Drezna opłatek bratu, autorowi „Starej baśni”. Przy stole wigilijnym mego dzieciństwa stało zawsze puste krzesło, poświęcone pamięci tych, którzy odeszli, wspomnieniu tych, którzy daleko... I zawsze matczyna dłoń najpierwej przy samotnym nakryciu kładła biały opłatek z wizerunkiem Świętej Rodziny. W tym domu na Podlasiu, którego ślad istnienia znaczą dziś jedynie wielosetletnie drzewa, czytelny i bliski stawał się obraz z Litanii Cypriana Kamila Norwida „Do Najświętszej Marii Panny”, przywoływany w wigilię przed naszą malutką szopką, którą sami skleiliśmy... „gdzie Miłość czystsza i wznioślejsza/ Między wszystkimi uciech serc miłościami/ Prócz tej Miłości?...Matko Najśliczniejsza/Módl się za nami!” Szczęściem było wzrastać w domu, który modlił się strofami poetów! Wszystko co najlepsze, temu domowi i swym Dziadom niezwykłym zawdzięczam. A wigilie dzieciństwa miały czar niezapomniany. Było dzielenie się opłatkiem z braćmi mniejszymi, jak święty Franciszek nazywał zwierzęta, była choinka która
4
Wigilie Polskie z Barbarą Wachowicz mieni się, błyszczy, płonie... Pędzimy, by dotknąć jej gałązek. Wysoka, strzelista, zielona, żywiczna ma siłę życia, od dotyku ta siła na człowieka przechodzi, odwraca zło, niesie błogosławieństwo... Było scherzo h-moll Chopina, grane przez dziada brawurowo, gdzie przeszywające akordy rozświetlały się z nagła nutą promienną cytatu kolędy „Lulajże, Jezuniu”. Byli chłopcy z Armii Krajowej w błyszczących oficerkach i furażerkach z orzełkami, śpiewający pieśni powstańcze, zanim żarliwie modlili się kolędą „Podnieś rękę Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą”. Pani przedstawienie „Wigilie polskie”, na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu, to opowieść o Bożym Narodzeniu wielkich Polaków. Na czym polega wyjątkowość ich wigilii? – Do rangi poezji narodowej podniósł kolędy polskie w wykładach paryskich Adam Mickiewicz. On jest głównym bohaterem naszej scenicznej, wigilijnej opowieści. Przeżywamy z Nim narodziny w noc wigilijną 24 grudnia roku 1798, gdy przyszedł na świat w przydrożnej, mizernej karczemce. Przeżywamy sielskie-anielskie wigilie w nowogródzkim domu szczęścia, w „kraju lat dziecinnych, co zawsze zostanie święty i czysty jak pierwsze kochanie”, świętujemy
Wywiad
m jak opłatkiem
„Adamowe” imieniny-urodziny w gronie „promienistych” przyjaciół z wileńskiego uniwersytetu, których życiorys zamknie między dwoma dedykacjami „Ballad i romansów” i III części „Dziadów”, jesteśmy z nimi w celi klasztornej, zmienionej na więzienie, w wigilię roku 1823, gdzie, jak wspomni Ignacy Domeyko: „Za oknami była zima i grożący nam Sybir. W więzieniu panowała wiosna i nadzieja na przyszłość – choć dalekiej – Polski”. Przywołujemy wspomnienie wigilii wielkopolskiej z roku 1831, ostatniej w Ojczyźnie, i pokazujemy ów – do dziś istniejący w miejscowości Łukowo modrzewiowy kościółek - gdzie największy poeta polski modlił się, po raz ostatni, na ojczystej ziemi. Ze wspomnień córeczki Mickiewicza – Misi wynika, że w Paryżu ojciec bardzo przestrzegał wigilijnego obyczaju i zewsząd przybywali doń przyjaciele wygnańcy by podzielić się opłatkiem, dzieci składały mu w ów urodzinowo-imieninowy wieczór życzenia „Oby Bóg zachował Ojczyznę naszą”. A z Juliuszem Słowackim spędzamy wigilie w Szwajcarii, gdy zbiera kwitnące fiołki i przepisuje na gwałt poemat, który nazywa się „Kordian”, jak napisze umiłowanej matce, a także tę noc wigilijną w Betlejem, gdy wyszedł ksiądz-rodak „z mszą na intencję Kuzynki naszej”. Zadaję zwykle młodzieży pytanie któż to
taki, owa tajemnicza Kuzynka? I oto chłopaczek podaje mi z widowni pospiesznie nabazgraną karteczkę: „Jeszcze Kuzynka nie zginęła, póki my żyjemy!” Największą radością naszych „Wigilii Polskich” jest młodzież! Ta na widowni, ta na scenie, kreująca promienistych filomatów, Powstańców, ta harcerska, która wbiega całymi drużynami z obu organizacji – ZHP i ZHR, by przywołać swoich rówieśników z „Kamieni na szaniec” i powstańczego Batalionu „Zośka”, a także przypomnieć postać trzynastoletniego harcerza – Romka Strzałkowskiego, który zginął w Poznańskim Czerwcu roku 1956, unosząc sztandar... Dlaczego staropolskie tradycje należy kultywować szczególnie dziś? – Kiedy media usiłują nam zamiast najpiękniejszych wartości podsuwać prymitywną subkulturę – brońmy tego co wielkie, piękne, potrzebne! Oby obraz, podsuwany nam przez telewizję, prasę – i niestety, także już onegdaj wolne od tych fałszów, radio – nie stał się tak przemożny i sugestywny, byśmy uwierzyli we wszechmocne królowanie zła. Po spektaklu w Łazienkach Królewskich, przypisanym temu, który jako nastolatek wołał: „Miłości ziemi rodzinnej, miłości rodaków, miłości wszystkiego
5
Wywiad
Wigilie Polskie z Barbarą Wachowicz co polskie stój zawsze przy mnie!” – Stefanowi Żeromskiemu, podeszła do nas młoda dziewczyna, by podziękować słowy: „Jakie to szczęście, że jednak istnieje druga, inna Polska!” I w takiej Polsce mam szczęście żyć! Polsce wspaniałych, mądrych ludzi, Polsce wspaniałych, ofiarnych lekarzy, znakomitych pedagogów, wrażliwej, odpowiedzialnej młodzieży... Polsce szczęśliwych, kochających się rodzin. I w tej Polsce, której brak na ekranach, antenach, kartach brukowców – na pewno święci się ten wigilijny czas miłości i pojednania... Klimat polskich Świąt Bożego Narodzenia tworzy m.in. kolędowanie i śpiewanie pastorałek. Które z nich są Pani najbliższe? – „Lulajże Jezuniu” i „Bóg się rodzi” – którą to majestatyczną kolędę Franciszek Karpiński napisał na moim Podlasiu... Przepiękna jest też liryczna kolęda „Gdy śliczna panna”... To Mickiewicz powiedział w swym wykładzie paryskim, że „Uczucia czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka są tak delikatne i tak święte, o takiej słodyczy...” Jakie otrzymała Pani najpiękniejsze świąteczne życzenia, a co z okazji tegorocznych świąt i Nowego Roku, chciałaby Pani powiedzieć naszym czytelnikom? – Przede wszystkim list Ojca Świętego, który przywiozła nam z Rzymu na setne przedstawienie „Wigilii” wnuczka autora „Quo vadis”. Jan
6
Paweł II życzył nam by praca nasza „przynosiła dobre owoce w umysłach i sercach Rodaków”. Jak dalece to życzenie się spełnia świadczą wspaniałe listy i dary, jakie otrzymujemy od widzów, którzy przybywają do nas z całej Polski! Właśnie otrzymaliśmy nagrodę Złotej Róży – od publiczności z komentarzem – „nie jest ze szczerego złota, ale jest ze szczerego serca!”. Druh Aleksander Kamiński pisał w największym piśmie podziemnej Europy – Biuletynie Informacyjnym, witając Gwiazdkę roku 1943: „Boże Narodzenie zwraca naszą myśl ku tym wszystkim << co żyli, walczyli i cierpieli z nami >>. Czujemy z nieomylną pewnością serca, że jesteśmy razem, że razem walczymy. Tak czują w ten wieczór wigilijny wszyscy Polacy, wyglądający gwiazdy tej samej”. Wyglądajmy tej gwiazdy razem, powtarzając słowa Wyspiańskiego: „Bożego Narodzenia ta noc jest dla nas święta./ Niech idą w zapomnienie niewoli gnuśne pęta./ Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą,/ by słowa się spełniły nad ziemią tą szczęśliwą”. Barbara Wachowicz – znakomita pisarka, autorka książek, wystaw, spektakli o Wielkich Polakach, z dziedziny literatury i historii, laureatka wielu nagród – m.in. Św. Brata Alberta „Za wierność Polsce” i Orderu „Polonia Mater Nostra Est” (Polska naszą Matką) za „wyjątkowy dar przekazywania młodzieży narodowego dziedzictwa”.
.
Normy a współczesna literatura - jakich norm warto przestrzegać?
W
spółczesna rzeczywistość tworzy nieraz fałszywy obraz zdarzeń, których jesteśmy bohaterami, albo obserwatorami. Rozróżnienie na te dwie kategorie osób jest szczególnie ważne w przypadku kiedy mówimy o normach. Życie podpowiada, że zazwyczaj należymy do bohaterów sytuacji, którzy starają się przestrzegać wzorców swojego środowiska. Przywilejem obserwatorów jest stanie z boku i ocenianie tych, którzy starają się nie naruszać granic określonych przez coraz częściej narzucane, a niekoniecznie słuszne wzorce. Która z tych postaw jest słuszna? Na pewno bycie obserwatorem jest wygodniejsze, ale czy ciekawsze? Zapewne nie. Nikt przecież nie chce tylko przyglądać się życiu, ale czynnie w nim uczestniczyć, aby miało swój sens, a co za tym idzie również cel. Naprzeciw temu zagadnieniu wychodzi współczesna literatura, w której jest obecne to wszystko, co można by uznać za normy. Dlaczego warto ich szukać nie tylko w codzienności, ale również na kartach książek? Ponieważ do przestrzegania norm potrzebne jest ich zrozumienie – ono zaś jest często w prosty sposób opisane w literaturze. W życiu zazwyczaj musimy stosować się do dwóch typów norm: zachowań grupy społecznej, w której żyjemy, oraz jej sposobu myślenia. Ma to nam zapewnić, jeśli nie wyraźną aprobatę, to przynajmniej akceptację „rówieśników przeżyć”. Obcowanie z literaturą daje nam możliwość nie tylko bycia bohaterem norm, ale również ich obserwatorem. Współczesne dokonania piśmiennicze nie
narzucają bowiem określonego sposobu widzenia świata. Jeśli nawet coś sugerują, to pozostawiają wybór czytelnikowi, który w każdej chwili może zamknąć książkę i nie przeczytać jej kolejnego rozdziału. Z naszym życiem jest zupełnie inaczej – musimy czytać jego każdy rozdział, bez względu na to, czy tego chcemy. Co więcej, spotykamy się z tym, że normy różnych sytuacji nas ograniczają, nie pozwalają być kreatywnymi. Skoro tacy nie możemy być, to właściwie nie mamy możliwości być już sobą. Żyjemy pośród ludzi, tak jak pomiędzy literaturą a rzeczywistością. Grunt, żeby w zgiełku norm proponowanych i narzucanych przez czynniki zewnętrzne, znaleźć kilka własnych wzorców, z którymi będziemy w stanie być sobą. Obcowanie z literaturą daje możliwość i przywilej stworzenia własnego systemu norm, poczucia się pełnowartościowym człowiekiem, który jest zarówno bohaterem norm, jak i obserwatorem. Dzięki temu, że patrzy z dwóch biegunów czuje się wolny i nieskrępowany, a co za tym idzie – ma poczucie wewnętrznego szczęścia. Wzorce środowisk, w których przebywamy, oraz normy rozpowszechniane przez literaturę są ważne. Umożliwiają nam bowiem zaistnienie w życiu. Należy jednak pamiętać, że aby zaistnieć nie jako bezimienny „ktoś”, ale wartościowa osoba, należy być wiernym normom obecnym od pokoleń, które wyznaczają szacunek dla takich wartości jak: miłość, uczciwość i godność. Dominik Górny
7
Ważne wydarzenia w Poznaniu
Jak ocieplenie klimatu wpływa na Filipińczyków... Dagmara Walczyk rozmawia z uczestnikami Międzynarodowej Konferencji Klimatycznej, która odbyła się w Poznaniu w dniach od 1 do 12 grudnia 2008. Dagmara Walczyk. Czym zajmuje się fundacja IBON, która jako jedna z niewielu organizacji obywatelskich, została zaproszona do udziału w Międzynarodowej Konferencji Klimatycznej w Poznaniu? Maitet Singsen – Ledesma. Głównym zadaniem fundacji IBON jest wsłuchiwanie się w głos Południa, w głos marginalizowanych ludzi południowej Azji i nagłaśnianie go. Szczególnie w kwestii spraw, które istotnie wpływają na ich życie. Mam tu na myśli, w sposób szczególny, zmiany klimatyczne. One wpływają na budowanie społeczno- ekonomicznego życia ludności ubogiej z krajów trzeciego świata. Ja pochodzę z Filipin, chociaż od 25 lat mieszkam w Europie. Tutaj pracuję, pomagając migrantom i uchodźcom, a także działając na rzecz solidarności z Filipińczykami. D.W. Jak klimat wpływa na kraje trzeciego świata? Paul L. Quintos. Globalne ocieplenie wpływa na wszystkie kraje i w pewien sposób każdy ponosi odpowiedzialność – poprzez emisję gazów, które są produkowane przez szklarnie, poprzez konsumpcję, nasz styl życia, działania ekonomiczne. Jednak ponoszenie konsekwencji za te działania jest bardzo nierówne. Jeśli weźmiemy
Paul Quintos
pod uwagę wartość emisji gazów z upraw szklarniowych na osobę, to okaże się, że jest ona kilkadziesiąt razy większa w USA niż w np. w Indiach. Czy jednak przeciętny Amerykanin ponosi jakiekolwiek konsekwencje krajowej ekonomii? D.W. Prawdopodobnie nie... P. L.Q. Rzeczywiście. W kwestii odpowiedzialności za globalne ocieplenie, zdecydowanie większą winę mają bardziej uprzemysłowione kraje właśnie z powodu dłuższej tradycji uprzemysłowienia. Jednak w kwestii ponoszenia konsekwencji - nie ma równego podziału. D.W. A więc konsekwencje uprzemysłowionej ekonomii krajów bogatych ponoszą mniej rozwinięte kraje trzeciego świata? P.L.Q. W przypadku silnych zmian pogodowych, tsunami, burz, sztormów – oczywiście ubogie narody są o wiele mniej zdolne do radzenia sobie z takimi sytuacjami. Na podstawie badań, przeprowadzonych przez ONZ wiemy, że blisko 50 milionów ludności afrykańskiej cierpi z powodu wycinania lasów. Podobnie jest w przypadku krajów wyspiarskich, gdzie wyniszczane są całe narody. Filipiny to kraj położony na archipelagu z 7100 wyspami. Tam, jedną z najbardziej odczuwalnych konsekwencji emisji gazów cieplarnianych, jest podnoszenie się poziomu morza. Lud-
Gazy cieplarniane(szklarniowe) to te składniki atmosfery ziemskiej, które dzięki swoim własnościom fizykochemicznym, mają zdolność zatrzymywania energii słonecznej w obrębie atmosfery ziemskiej. Niektóre spośród nich są naturalnymi składnikami atmosfery, obecnymi w niej od milionów lat. Dzięki ich obecności w atmosferze na Ziemi zaistniały warunki klimatyczne, umożliwiające powstanie i rozwój życia. Ostatnio ich stężenie w powietrzu – z powodu ludzkiej działalności - stopniowo wzrasta. Pojawiły się dodatkowo gazy nieobecne w naturalnych warunkach, wykazujące podobne właściwości - absorpcji promieniowania, emitowanego przez naszą planetę. Równocześnie obserwowany jest wzrost średniej temperatury powietrza w najniższych - przypowierzchniowych warstwach atmosfery. Te dwa zjawiska są ze sobą związane.
8
Ważne wydarzenia w Poznaniu
Filipiny
Filipiny w przeważającej części położone są w strefie klimatu równikowego wybitnie wilgotnego, jedynie na północy kraju panuje klimat podrównikowy. Roczna suma opadów atmosferycznych waha się w granicach od 1000 do 4000 mm. Średnia roczna temperatura powietrza wynosi odpowiednio: 23°C - północ kraju 28°C - południe kraju 17-19°C - obszary górskie powyżej 1500 m n.p.m.
Maitet Singsen-Ledesma sadzi kwiaty na placu przed Szkołą Barki. ność cierpi z tego powodu, gdyż jest uzależniona od całej natury, od lasów, od morza... Tymczasem środowisko naturalne jest niszczone –masowo wycinane lasy, przekształcane są na plantacje soi pastewnej, eksportowanej na pasze dla zwierząt w krajach zachodniej Europy. D.W. Jak zmiany klimatu wpłynęły na Filipińczyków? Filipińczycy mówią, że kiedy ich środowisko naturalne pełne było jeszcze lasów, a poziom morza utrzymywał się na naturalnym poziomie, pora mokra trwała dziewięć miesięcy, dzięki czemu można było dwa razy w ciągu roku zbierać plony ryżu. Natomiast kiedy lasy zostały wycięte, pora deszczowa skróciła się i trwa obecnie tylko trzy miesiące. Jak zmiany klimatyczne wpłynęły na tych ludzi? Bardzo konkretnie – teraz mogą zbierać plony już tylko raz w roku. A zbiory są i tak dużo mniejsze. I tak właśnie rezultat jest odczuwany przez ubogich, którzy nie mają środków, żeby to przezwyciężyć. D.W. Waszą rolą jest więc mówienie o tym problemie tak, by zrozumiano publicznie i międzynarodowo, że jako pierwsi rezultaty zmian klimatycznych odczuwają ubodzy. M.S-L. Kiedy mówimy o tym problemie, musimy pamiętać o sprawiedliwości społecznej. Ci, którzy ponoszą większą odpowiedzialność, powinni brać na siebie częściowe rezultaty swoich działań, mówię tu o odpowiednich regulacjach prawnych i finansowych. Zaś osoby najsłabsze z najbiedniejszych części świata, powinny być dopuszczane do głosu, do uczestnictwa, do wpływania na decyzje, na kreowanie prawa, szukanie
odpowiedzi na pytania typu: Jak radzić sobie z katastrofami w przypadku podnoszenia się poziomu morza. To są niektóre z poważniejszych rzeczy, o których należy rozmawiać. D.W. Jakie są, waszym zdaniem, główne cele konferencji, które powinny być zrealizowane w Poznaniu? P.Q. Ta konferencja jest pierwszym krokiem w kierunku tworzenia nowego porozumienia, które, miejmy nadzieję, odniesie się do podstawowych zagadnień, związanych z ociepleniem klimatu. Zadaniem tej konferencji jest, przez rożnych ludzi i różne kraje, zarejestrowanie żądań najuboższych. Jednak ostateczne porozumienie będzie ratyfikowane w Kopenhadze. Teraz mamy czas na przygotowanie, zebranie głosów i opinii, potem nie będzie już na to czasu. M.S-L. Kwestia zmiany klimatu jest sprawą sprawiedliwości społecznej i solidarności i trzeba to zobaczyć w szerokim kontekście. Trzeba przyznać, że to wpływa na całą ludzkość, więc każdy z nas powinien mieć wkład w poszukiwanie rozwiązania. Co mamy nadzieję osiągnąć w trakcie tej konferencji? Moim zdaniem trzeba przede wszystkim zebrać wszystkie głosy i uczynić z nich wspólny – tak głośny, jak to tylko możliwe. To jest jedyny sposób, aby mieć pewność, że rządy potraktują kwestię klimatu poważnie. D.W. Więc uważasz, że można zebrać głosy polityków, organizacji pozarządowych, obywateli, i wspólnie mówić o konsekwencjach tych zmian? M.S-L. Trudność polega na tym, że w trakcie oficjalnej konferencji, jest bardzo niewiele organizacji obywatelskich. Cieszymy się, że możemy być jedną z nich, ale byłoby lepiej gdyby takich głosów mogło być więcej. W czasie głównej części konferencji obradują przede wszystkim przedstawiciele rządów, oni negocjują rozwiązania. D.W. Czy Poznań dobrze przygotował tę konferencję? P.Q. Bardzo dobrze. To, co jednak widzimy już teraz, jako priorytet dla konferencji w Kopenhadze, to otworzyć się na Duńczyków. W Poznaniu konferencja została odizolowana od miasta.
9
Świadectwa są potrzebne
Sekret
„Dopóki kryjemy się z naszymi sekretami pozostajemy chorzy.”
P
amiętasz te zapachy? Tak ! W pokoju pachniało pastą do podłogi, świerkiem który wcześniej wisiał za oknem, zapach kapusty z grzybami i smażonego karpia. Miałaś wtedy może sześć lat. Dzisiaj w dzień Wigilii, płakałaś. Odkryłaś tajemnicę, że mama zabiła karpia, z którym się bawiłaś. Weszłaś niespodziewanie, akurat w tym najgorszym momencie. Postanowiłaś nie jeść tej ryby. Zwyczajem było, że kiedy matka krzątała się w kuchni, ty razem z ojcem, szykowałaś w pokoju drzewko. Nie wcześniej, tylko w ten właśnie dzień. Jak każde dziecko lubiłaś ten moment. Ojciec wyjmował stary, ciężki, stalowy stojak, lśniący czubek, bombki i „żabki” w które wkładało się małe świeczki na choinkę. Przed dekorowaniem, ojciec najpierw obcinał niepotrzebne ga-
łązki i wrzucał do rozpalonego wcześniej pieca. Ojciec, co jakiś czas, wychodził z pokoju i początkowo wracał coraz to weselszy, a później rozdrażniony. „Modelował” tę choinkę zaciekle. Przyglądałaś się temu bardzo zdziwiona, bo z bujnego drzewka, pomału zostawał kikut z kilkoma gałązkami. Matka weszła do pokoju aby rozłożyć biały obrus na stole. Wściekłość na jej twarzy mówiła wszystko. Tylko ojciec, zadowolony ze swego dzieła, położył się na tapczanie. Ułożyłaś na stole zastawę. - Przebierajcie się ! – zawołała z kuchni matka. Co chwilę biegasz do zaszronionego okna i chuchając na szybę, aby zrobić prześwit, próbujesz o dnaleźć pierwszą gwiazdkę na niebie. Kto wie, może tym razem dostaniesz coś pod choinkę? Pomarańcze, czekolada? Jest już ciemno. Na dworze śnieg, mróz, wiszące wielkie sople na dachach. Pięknie. Prawdziwa Gwiazdka. Wreszcie pora, aby usiąść do stołu. - No, może byś wreszcie wstał i usiadł z nami? – mówi mama do ojca. Coś bełkocze, jest pijany. Matka zaczyna płakać i z krzykiem wściekłości i goryczy, przewraca choinkę. A ty? Jesteś przerażona. Kiedy matka się uspokaja, drżącą ręką, podaje tobie do przełamania opłatek. Zapamiętałaś trzask. Czy to trzask przełamywanego opłatka czy pęknięcia w twoim małym serduszku? Widać zmęczenie, łzy i wielki smutek twojej matki. A miało być tak pięknie. Wtedy wiedziałaś już, że nie chcesz więcej takich świąt. Matka zawsze tobie powtarzała: - Co się dzieje w domu, nie mówi się nikomu. Pamiętaj, to jest nasz sekret. Dziś w Wigilijny wieczór, w chwili gdy przywołują nas wspomnienia, zdradzasz ten sekret. A jest ich jeszcze wiele. I sekretem było to, że Wigilia będzie znienawidzonym dniem. Znienawidzony pusty talerz, głupia choinka, łamanie opłatka i składanie życzeń, osobom nie zawsze lubianym. Kolędy, przy których się wzruszasz i rodziny przy stołach, którym zazdrościsz. I tak, pozostaniesz jeszcze wielkim sekretem, dla siebie i innych. Iwona Lenartowska
10
Istnienie
Wywiad
było naszym
PRZESTĘPSTWEM Urodzony w 1923 w Hamburgu, Ralph Giordano, pracuje jako publicysta, głównie w zakresie tematyki, związanej z narodowym socjalizmem. Informacje, dotyczące prześladowań jego rodziny przez nazistów, zostały wykorzystane w powieści „Die Bertinis”, opublikowanej w 1982r. , a jego autobiografię wydano w 2007 r. Giordano otrzymał w 1990 r. Order Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. W 2003 r. Światowy Związek Żydowski przyznał mu Nagrodę Leo Baecka. Olaf Neuman: Przetrwałeś nazistowski reżim jako Niemiec, żydowskiego pochodzenia. Jak udało ci się znieść poniżenia, prześladowania i zagrożenie śmiercią?
9 na 10 listopada 1938 r. – G.U.). I to nie dlatego, że jawnie, na ulicach, protestowaliśmy przeciwko Hitlerowi, ale dlatego, że nasze istnienie było naszym przestępstwem.
Ralph Giordano: Sam często zadaję sobie to pytanie. Dziś nie byłbym w stanie znieść 10% tego, przez co przeszliśmy, ale wtedy byliśmy młodzi i nie mieliśmy wyboru. Już przynajmniej od „nocy kryształowej” w 1938 roku, nasze życie zdominowane było strachem przed śmiercią, która mogła nadejść w każdej chwili („noc kryształowa” – pogrom ludności żydowskiej w całych Niemczech, dokonany w nocy z
O.N. Dlaczego twoja rodzina nie wyjechała z Niemiec? R.G. Nigdy nie braliśmy pod uwagę możliwości opuszczenia kraju, byliśmy na to zbyt biedni, a także nie mieliśmy odpowiednich znajomości. Pamiętam natomiast przypadek gdy w 1938 roku jedno dziecko zostało samotnie wysłane do Anglii. Tylko bardzo dalekowzroczni rodzice, z właściwą oceną ówczesnej sytuacji,
My, którzy przeżyliśmy Holocaust, już nigdy nie staniemy do walki bezbronni
11
Wywiad mogli zdobyć się na coś takiego. Jednak nie miało to miejsca w przypadku mojej rodziny. O.N. Kiedy twoi rodzice zaczęli wyczuwać zagrożenie? R.G. W 1941 r. dowiedzieliśmy się o masowym morderstwie Żydów. Nie zginęli w obozach śmierci, jak Oświęcim czy Treblinka, ale w wyniku ludobójstwa, które było przeprowadzone przez tak zwane Grupy Operacyjne A, B, C i D za wschodnim frontem. Jedynym zadaniem tych grup była eksterminacja Żydów przy pomocy Wermachtu. Do tamtej pory nikt nawet nie wyobrażał sobie, że dziesiątki tysięcy ludzi mogą być zwyczajnie zmiecione z powierzchni ziemi. O.N. W 1940 r. musiałeś odejść ze szkoły, zostałeś uwięziony i poddany torturom. Dlaczego cię uwolniono? R.G. Byłem trzykrotnie przesłuchiwany przez gestapo: we wrześniu 1939, listopadzie 1941 i w sierpniu 1944 roku. Próbowano mnie
przypadkowo w 1944 r. Mieszkała w kuchni, w suterenie na północy Hamburga. Mogliśmy schować się w śmietniku pełnym szczurów. Dziś zastanawiam się, w jaki sposób udało nam się to wytrzymać. Pamiętam jak szczury próbowały obgryzać moje udo i twarz mojego ojca. Gdy zostaliśmy uwolnieni, 4 maja 1945 r., ci, którzy przetrwali, czołgający się w kierunku brytyjskich żołnierzy, w niczym nie przypominali ludzkich istot. O.N. Dlaczego, pomimo tych wszystkich złych wspomnień, pozostałeś w Niemczech? R.G. Przed uwolnieniem byłem pewien, że jeśli nadarzy się okazja, wyjadę z Niemiec. Jednak później pojawiły się dobre powody by tego nie robić. Hitler został pokonany na froncie, jednak nie w ludzkich głowach. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, nie mogłem wyjechać, nie mogłem zdezerterować gdy nadal trwała walka, tylko w innych warunkach. Nie potrafiłem również wyobrazić sobie życia bez języka niemieckiego. Późniejsze spostrzeżenie, że miliony
Hitler został pokonany na froncie, jednak nie w ludzkich głowach. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, nie mogłem wyjechać, nie mogłem zdezerterować gdy nadal trwała walka, tylko w innych warunkach. zmusić do podpisania zeznania mówiącego, że wrogie treści moich publikacji były prowokowane przez moją matkę, Żydówkę. Pomimo potwornych tortur odmówiłem współpracy. Myślę, że to moja niezachwiana lojalność ocaliła mi życie - gestapowcy najwyraźniej odczuli niezamierzony szacunek. O.N. Twoja matka otrzymała nakaz deportacji. Kiedy to się stało? R.G. Było to 7 lutego 1945 r. Matka miała być deportowana w tydzień później. Już wcześniej zdawałem sobie sprawę z ryzyka i znalazłem kryjówkę w suterenie, na północy Hamburga. Ukrywaliśmy się tam aż do nadejścia aliantów, bez jedzenia, przez cztery tygodnie. Jeśli Brytyjczycy przybyliby choćby tydzień później, umarlibyśmy z głodu. O.N. Przeżyłeś także dzięki odważnym ludziom. Kto udzielił ci pomocy? R.G. To była kobieta, która mieszkała z nami w jednym budynku, dopóki budynek nie został zbombardowany w 1943 r. Ona była na wskroś antynazistką. Spotkałem ją potem
12
Niemców właściwie dzielą moje zdanie na temat fundamentalnych problemów demokracji, także przyczyniło się do mojej decyzji. O.N. W 1992 r. wysłałeś „List otwarty” do ówczesnego kanclerza, Helmuta Kohla, mówiący, że odpowiedzią na militarny ekstremizm prawicy, może być równie dobrze zbrojna samo-obrona. R.G. Główny fragment mówił: „ My, którzy przeżyliśmy Holocaust, już nigdy więcej nie staniemy do walki bezbronni”. To był krzyk o pomoc po tym, jak otrzymałem w listopadzie 1992 r., 221-szy list z pogróżkami. Wkrótce, po zburzeniu „muru berlińskiego”, pojawiła się ciemna chmura prawicowego ekstremizmu, jednak Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie zrobiło nic z tym problemem. O.N. W jaki sposób ten problem jest rozwiązywany dziś? R.G. Świadomość społeczeństwa uległa zmianie, jednak działalność przeciwko polityce prawicy jest wciąż żadna. Agencja narodo-
Wywiad Dodatkowo 14 % Niemców ma skrajnie prawicowy światopogląd. Ten fakt był już znany po badaniach Sinusa, przeprowadzonych we wczesnych latach 80-tych. Było to znakiem, że Hitler nie został jeszcze pokonany na poziomie intelektualnym.
Ralph Giordano wego bezpieczeństwa jest ślepa, a nasze sądy wydają żałosne wyroki. O.N. Jakie jest twoje wytłumaczenie tej sytuacji? R.G. Niemcy nie rozliczyły się jeszcze ze swoją przeszłością. Dlaczego te problemy są nadal tak żywe po 60-ciu latach? Oczywiście niebezpieczeństwo ze strony prawicy jest niedocenione, wciąż znajdujemy prawicowe pomysły w dzisiejszym społeczeństwie i to stanowi prawdziwe zagrożenie. O.N. Co myślisz o projekcie likwidacji Narodowodemokratycznej Partii Niemiec? R.G. Istnienie NPD powinno być zakazane od samego początku, gdyż jej program był sprzeczny z naszą konstytucją. Każdy inny kraj rozwiązałby to w ten sposób. Jednak w Niemczech znajdziesz płyty CD takie jak „Alkoholokaust”, które naśmiewają się z Holocaustu i chociaż ich sprzedaż może być zakazana, to i tak nie ma to istotnego znaczenia. O.N. Jak sobie z tym radzisz? R.G. To budzi we mnie instynkt ucieczki. Ja nazywam to wtórnym poczuciem winy - wyparcie pierwszego poczucia winy i fakt, że po 1945 r., naziści mogli kontynuować swoje normalne życie. Jako jeden z tych, którzy przetrwali, nie mogę się z tym pogodzić. O.N. W niedawnym wywiadzie dla magazynu „Der Spiegel” przytoczyłeś dane, mówiące że 18% Niemców nie chciałoby mieć sąsiada, który byłby Żydem, a 30% ma ambiwalentny stosunek do antysemityzmu. R.G. To są wiarygodne dane, opublikowane przez Instytut Badan do Spraw Antysemityzmu w Berlinie. Z 80 milionów mieszkańców Niemiec 18 % nie chciałoby mieć sąsiada pochodzenia żydowskiego. W jaki sposób mogą mówić coś takiego, gdy tylko 100 tys. Żydów mieszka w Niemczech? Prawdopodobieństwo, że w ogóle znają jakiegokolwiek Żyda jest nikłe.
O.N. Jerozolima nie rozumie międzynarodowego sprzeciwu wobec zbrojnego ataku na Liban. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? R.G. Winą za te straszliwe wydarzenia jest obciążany wyłącznie Izrael, jednak prawdziwymi winowajcami są muzułmanie i Iran. Na wszystko przygotowani Niemcy myślą, że wiedzą lepiej niż Izraelskie Biuro Obrony, w jaki sposób zapewnić obywatelom bezpieczeństwo. W ostatnich trzech latach w arabskich zamachach zginęło ponad 2 tys. Izraelczyków. Gdyby przenieść skalę problemu Izraela do kraju rozmiaru Niemiec, od 2003 r. zginęłoby 30 tys. ludzi, a 140 tys. zostałoby rannych. Nasza demokracja nie przetrwałaby tego. O.N. W jaki sposób Niemcy mogłyby przyczynić się do utrwalenia pokoju na Bliskim Wschodzie? R.G. Niemcy mogłyby pomóc chronić Izrael przed jednostronnym przypisaniem mu winy, niestety tak się nie dzieje. Jednakże nie chciałbym by Izrael znalazł się „pod ochroną”, istotne jest by krytykować Izrael w odpowiedni sposób. O.N. Jak niemiecki rząd powinien reagować na zagrożenie terroryzmem? Więcej interwencji ze strony państwa? Więcej policji i kontroli? R.G. Islam rozpościera się nad zachodem jak ciemna chmura i jesteśmy wobec tego bezradni. Co możesz zrobić z ludźmi, którzy mówią: „ty kochasz życie, my kochamy śmierć’’? To tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, że wypadki w Kolonii i Konstancji nie obróciły się w katastrofę. Niemcy nie pozostaną pustym punktem na mapie terroryzmu. Bomba zegarowa tyka. Osobiście nie składam generalnych przeprosin muzułmańskiemu społeczeństwu. Jeśli oni nie popierają terroryzmu, będą musieli się zdeklarować. Tłumaczenie z angielskiego, Aleksandra Pawluk
Oryginalnie opublikowane w „Asphalt”. Tłumaczenie z niemieckiego na angielski Naemi Prahm, wolontariuszka INSP (Międzynarodowa Sieć Gazet Ulicznych) © Street News Service: www.street-papers.org
13
Polscy migranci w Wielkiej Brytanii
Praca w towarzystwie angielskiego drwala wiele nauczyła.
Świadectwo Jurka
Po wielu miesiącach starań i zabiegów we wrześniu tego roku doszło do wyjazdu trzech osób (wcześniej powrócili z Londynu, po nieudanej próbie znalezienia pracy) - w tym mnie - w celu podjęcia legalnej pracy na terenie Wielkiej Brytanii w posiadłości sir Juliana Rose’a.
S
posób, w jaki zostaliśmy przyjęci, pozwolił mi sądzić, że byliśmy gośćmi, na których czekano. Zostaliśmy przedstawieni wszystkim pracownikom posiadłości i po wskazaniu nam, odnowionego na nasz przyjazd mieszkania, z marszu rozpoczęliśmy nasz dwumiesięczny trud. Naszym prawdziwym opiekunem był Tim. Piszę opiekunem, ponieważ on naprawdę bardziej się nami opiekował niż rządził. Widząc taką postawę swojego szefa pracowaliśmy jak umieliśmy najlepiej. Na skutki naszych działań długo nie czekano. To, myślę, utwierdziło naszych brytyjskich przyjaciół, że mają do czynienia z poważnymi ludźmi. Dzięki temu Tim oddał nam do dyspozycji wszystkie maszyny, sobie pozostawiając jedynie ręczną piłę motorową. Pracę zaczynaliśmy o 8 rano poranną, krótką pogawędką przy „polowej” kawie i herbacie, parzonej wodą, gotowaną w szczególnego rodzaju polowym samowarze. Praca przy maszynach leśnych jest bardzo szybka i intensywna, wliczając w to 100 - kilogramowe kloce, które jeden po drugim trzeba było w pojedynkę, ręcznie transportować pod rozłupywarkę, dlatego też Tim, z precyzją anioła, zarządzał „tea time” (przerwa na herbatkę). O 16.00 wracaliśmy do naszego mieszkania, a tam cieplutko, czyściutko i przyjemnie. Trzeba jedynie pamiętać o tym, że czas wolny jest osobistą własnością każdego człowieka pracy i uważać bardzo, aby niczym nie zatruć kolegom tych
14
chwil. Uważam, że sposób w jaki spędzamy swój wolny czas, jest ważniejszy od samej pracy. Co jakiś czas przychodziły wieści z fundacji „Barka”- z Chudobczyc czy Poznania. Było wówczas więcej tematów do rozmów. Zdarzyły się nam odwiedziny przyjaciół „Barki”, mieszkających w Holandii i Francji. Lecz najprzyjemniej było, gdy odwiedzała nas Ewa, nasza angielska koordynatorka. Przywoziła nam wiadomości „z pierwszej ręki” oraz wypłacała, zarobione przez nas pieniądze, co dawało dużo radości. W końcu nadszedł czas zakończenia naszej pracy - misji. Ewa była świadkiem pozytywnych opinii, które wypowiadano na nasz temat. Tim, wręczając nam prezenty pożegnalne, powiedział „Trudno uwierzyć, że w poniedziałek już nie spotkam chłopaków z Polski przy naszym czajniku”. Sir Julian podziękował bardzo za pracę, pochwalił postępy w naszym angielskim, a spod jego pióra wyszła świetna rekomendacja. W samolocie do Poznania, wracając do Chudobczyc i do, mieszkającej na Śląsku, mamy, z którą kontakty bardzo się poprawiły …byłem, rzec można, człowiekiem szczęśliwym. Zaufanie dla człowieka, który odbudowuje swoje życie, jest poważnym zobowiązaniem. Kto nie zawiedzie tego zaufania ma prawo czuć się tak, jak ja w owej chwili pod lazurowym niebem, w promieniach słońca i ponad chmurami. Jerzy Tymczak
Polscy migranci w Wielkiej lkiej Brytanii
O tym, jak polscy migranci podjęli pracę w Hardwicke, w posiadłości sir Juliana Rose’a
Posiadłość sir Juliana w malowniczej okolicy nad Tamizą.
P
rojekt zatrudnienia polskich migrantów, po rehabilitacji w fundacji „Barka”, podjął sir Julian Rose, właściciel posiadłości w Hardwicke, leżącej w przepięknej okolicy, około 60 mil od Londynu. Trzech emigrantów, w ra-
mach projektu pilotażowego, otrzymało ło zatrudnienie przy wyrębie drzewa w lesie oraz az przy pracach na farmie. Sir Julian Rose, należący ależący do czołowych przedstawicieli organizacjii ekologicznych w Wielkiej Brytanii, współpracujący acujący z
15
Polscy migra migranci w Wielkiej Brytanii Polką, Jadwigą Łopatą, walczącą o ograniczenie produkcji żywności modyfikowanej genetycznie (GMO) oraz o ochronę małych farm przed dużymi korporacjami, byli zainteresowani współpracą z farmami ekologicznymi, prowadzonymi przez spółdzielnie socjalne w Wielkopolsce. Po wizycie w „Barce”, w czerwcu tego roku, sir Julian wyraził również zainteresowanie współpracą w zatrudnianiu Polaków, którzy wyjechali do pracy w Anglii, gdzie napotkali trudności: czasem oszukani, czasem nieprzygotowani językowo, czasem z powodu uzależnień – znaleźli się na ulicy. Pilotażowy program ponownego zatrudnienia zakończył się sukcesem i zaowocował zwiększeniem liczby osób zatrudnionych. Na wiosnę 2009 r. kolejna grupa pojedzie do pracy, nie tylko na farmę sir Juliana, ale również do innych angielskich farmerów z okolicy. Zbigniew Ściana, Roman Księżopolski i Jerzy Tymczak powrócili do Polski po dwóch miesiącach intensywnej pracy w tartaku, ogrodach, stolarni i lesie. 21 listopada odbyło się podsumowanie i uroczyste zakończenie projektu oraz zaproszenie na następny rok. Ewa Sadowska
Roman przy wyrębie drzewa.
sir Julian Rose (w środku) z Jurkiem, Zbyszkiem i Romkiem.
16
Polscy migranci w Wielkiej lkiej Brytanii
Zbyszek przy pracy w Hardwicke.
17
.
Wałęsa - To nagroda, któ O tym, że został laureatem nagrody Nobla, Lech Wałęsa usłyszał po raz pierwszy od Krzysztofa i odłożył słuchawkę. Nie uwierzył, bo rok wcześniej wszyscy na to czekali i nie udało się.
O
10.00 informację przekazał jeden z zagranicznych dziennikarzy, zgromadzonych na podwórzu ochroniarza Wałęsy. On nadal nie wierzył. O 11.00 wiadomość podała niemiecka rozgłośnia: Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla został Lech Wałęsa. Uwierzył. Polskie radio podało suchą informację dopiero o czwartej popołudniu. W tym czasie pod oknem Wałęsy zebrały się tłumy, do których wygłosił krótkie przemówienie - To jest nasza wspólna nagroda, uznanie dla nas wszystkich, którzy chcemy iść do prawdy pokojową drogą, przez porozumienie. Uważam, że skoro rozumieją nas mądrzejsi od nas, o czym świadczy choćby ich gospodarka, poziom życia (śmiech, brawa), to zostaniemy też uznani, wcześniej czy później, i we własnym kraju. Wierzę, że zasiądziemy do stołu i porozumiemy się dla dobra Polski, ponieważ jesteśmy skazani na porozumienie. Innej drogi nie ma. Wierzę, że Nagroda Nobla pomoże nam osiągnąć ten cel. I dodał Nagrodę rozumiem jako skierowaną do całego polskiego świata robotniczego, którego jestem reprezentantem. Za chęć i wysiłek przebudowy rzeczywistości w duchu prawdy i sprawiedliwości, jakie podjął. A także do całego społeczeństwa polskiego, bo polscy robotnicy nie działają w próżni, wszystkie grupy brały udział w formułowaniu najpierw postulatów, potem programu”1. Nie pojechał odebrać nagrody osobiście. Obawiał się, że władze nie pozwolą mu wrócić. Mówił wtedy też - Czy moi koledzy, którzy siedzą w więzieniu lub są pozbawieni pracy, mogliby mi towarzyszyć w tym dniu? Jeśli nie - to znaczy, że nie nadszedł jeszcze dla mnie czas świętowania nagród, nawet tak wspaniałych2. Do Oslo pojechała Danuta Wałęsa wraz z najstarszym synem, Bogdanem. Czym była nagroda dla Polaków w tamtym czasie? Władysław Frasyniuk mówi, że miała znaczenie nie tylko polityczne, ale przede wszystkim psychologiczne. Przez dwa lata, od wprowadzenia stanu wojennego, widać było wykrwawianie się „Solidarności”. Przyznanie 1 Zob. „Droga Nadziei”, Znak, Kraków,1989 oraz „Mała encyklopedia stanu wojennego”, Gazeta Wyborcza 2006 2 Jak wyżej
18
Danuta Wałęsa odbiera Nagrodę Nobla, grudzień 1983
To jest nasza wspólna nagroda, uznanie dla nas wszystkich, którzy chcemy iść do prawdy pokojową drogą, przez porozumienie. nagrody było wielkim zastrzykiem energii dla tych, którzy zaczęli tracić nadzieję. Nagroda miała duże znaczenie dla tych, którzy siedzieli w więzieniach, zwiększała wiarę w szybsze wyjście na wolność. „Można było obserwować rozluźnienie wśród więziennych klawiszy, ponieważ ludzie, przez nich pilnowani, pochodzili z tego samego środowiska, co laureat Nagrody Nobla”3. Dla władz PRL był to duży cios – przyznanie Nagrody oznaczało, że przy zwalczaniu opozycji trzeba liczyć się z międzynarodową opinią publiczną. 3 Zob. „25 lat Pokojowej Nagrody Nobla dla Lecha Wałęsy”, Super Ekspres, 30.09.2008
.
ra otworzyła nową epokę Wyszkowskiego, o drugiej w nocy, 5 października 1983r. „Dobra, dobra” - odpowiedział zaspany
Lech Wałęsa i Dalajlama.
Okolicznościowy znaczek prasy podziemnej. „Świat nas nie zostawił” - powiedział Andrzej Wajda z okazji 25 rocznicy tamtego wydarzenia. W ramach obchodów rocznicy, w Gdańsku odbyła się dwudniowa konferencja Solidarność dla przyszłości, podczas której ponad kilkuset gości dyskutowało na temat pokoju i sprawiedliwości. W intencji organizatorów konferencja miała być okazją do rozmowy na temat nowych wyzwań i zagrożeń, przed którymi staje międzynarodowa społeczność oraz okazją do uświadomienia wszystkim konieczności powrotu do tych wartości, które legły u podstaw ruchu „Solidarność”. Znakomici goście z całego świata, wzruszające przemówienia i - co chwilę - huragan oklasków. Wszystko na cześć Lecha Wałęsy. Gośćmi Wałęsy było między innymi kilku laureatów Pokojowego Nobla, w tym: duchowy i polityczny przywódca Tybetańczyków, Dalajlama, były prezydent RPA, Frederik Willem de Klerk, prezydent Timoru Wschodniego, Jose Ramos Horta i prawniczka irańska, Szirin Ebadi. Irańska laureatka zaapelowała by uczyć młodych ludzi, żeby zamiast „lżenia cywilizacji, myśleli o dialogu cywilizacji”. Były prezydent RPA, F. W. de Klerk zaznaczył, że przyjął zaproszenie do Gdańska, ponieważ chciał złożyć hołd osią-
gnięciom „Solidarności” i temu, w jaki sposób wydarzenia w Polsce, przyczyniły się do późniejszych wydarzeń w RPA”. Dalajlama podkreślał, że wszyscy ludzie są tacy sami, są członkami tej samej ludzkiej rodziny, globalnej gospodarki i globalnych problemów. Dlatego przekonywał - „Musimy działać jako jedna społeczność”. Jednym z ważniejszych tematów, poruszanych na konferencji, była polityka Chin wobec Tybetu. Lech Wałęsa podkreślał, że „Spotkania z Dalajlamą będą zmierzać do poszukiwania rozwiązań, które będą do przyjęcia w Chinach. Nie możemy popadać w konflikt z Chinami, ale zachęcać je do zmiany niektórych swoich reguł. Takich, jak wolność przemieszczania się”. Wydaje się jednak, że Chiny ciągle nie są gotowe na takie rozmowy. Spotkanie, obecnego na konferencji, prezydenta Francji, Nicolasa Sarkozy’ego z Dalajlamą, wywołało oburzenie chińskich władz, które przestrzegły, że może mieć ono negatywne konsekwencje dla stosunków politycznych i gospodarczych z Chinami. Sarkozy nie ugiął się, chociaż w samej UE podniosły się głosy, że konflikt z Chinami może pogłębić i tak już dotkliwy kryzys gospodarczy. Podczas konferencji została po raz pierwszy wręczona nagroda im. Lecha Wałęsy. Nagroda ma honorować ludzi, działających na rzecz porozumienia i solidarnej współpracy narodów, wolności i promocji wartości, które stanowiły podstawę ruchu „Solidarnośc”. W skład kapituły, oprócz Lecha Wałęsy, weszli między innymi: były prezydent Czech Vaclav Havel, prof. Władysław Bartoszewski oraz białoruski opozycjonista, Stanisław Szuszkiewicz. Nagrodę, nieoczekiwanie, przyznano królowi Arabii Saudyjskiej Abdullahowi bin Abdulaziz Al Saud, m.in. za zasługi na rzecz dialogu między-religijnego. Lidia Węsierska
19
Foto Galeria
Fotoreportaż Paulina Zglińska
M
ediolan to jedno z najbardziej stylowych miejsc na świecie, to miasto żyjące swoim życiem, połączenie zabytków i nowoczesności, stolica światowej mody i dobrego smaku. Na każdym kroku spotkać można butiki z ubraniami znanych projektantów oraz stylowo ubranych Włochów. Moda jest dla Mediolańczyków pasją, sposo-
20
.
bem na życie oraz przemysłem o miliardowych obrotach. Życie upływa tam bardzo szybko w myśl zasady – czas to pieniądz. Dla mnie jednak wędrówka po Mediolanie to cudowne, zabytkowe uliczki, którymi można wędrować nie śpiesząc się, swobodnie oddychając atmosferą miasta, obserwując z boku jego szalone tempo.
21
Ekonomia społeczna - nowe wyzwania
Ekonomia jedna, tylko bardziej uspołeczniona
W ostatnim czasie trwa ożywiona dyskusja na temat ekonomii w ogóle, a w szczególności ekonomii społecznej, co wiąże się z podsumowywaniem projektów, realizowanych w Polsce w ramach Inicjatywy Wspólnotowej Equal. Chodziło o pokazanie, że na rynku pracy jest też miejsce dla osób długotrwale bezrobotnych, mniej zaradnych i słabiej wykształconych, także dla niepełnosprawnych.
M
oim zdaniem ekonomia jest jedna, tylko mniej lub bardziej uspołeczniona. Tą bardziej uspołecznioną część ekonomii nazywamy dzisiaj ekonomią społeczną, ekonomią solidarności, przedsiębiorczością społeczną, w której charakterystyce na pierwsze miejsce wysuwa się zasada stawiania człowieka przed zyskiem i pracy przed kapitałem. Oznacza to, że instytucje, organizacje, spółdzielnie, przedsiebiorstwa, firmy potrafią ograniczyć w jakimś stopniu chęć zysku dla spraw wspólnych, związanych z odpowiedzialnością za zrównoważonony rozwój. Nie ma znaczenia czy reprezentują sektor publiczny, prywatny czy non – profit. Troska o rozwój wspólnoty lokalnej spoczywa na wszystkich partnerach. Instytucje ekonomii społecznej są jednak na razie na tyle nieliczne i w niewielkim stopniu rozpoznane (mimo doświadczeń w realizacji projektów Equal), że wyodrębnia się tę grupę instytucji od ekonomii, kierującej się zasadą maksymalizacji zysku. Uznanie stanu, że istnieje ekonomia społeczna i ekonomia, za niezmienny, może prowadzić do zaniechania wywierania nacisku na tę
część ekonomii w Polsce, która powinna być bardziej społeczna. W okresie transformacji, budowania demokracji i wolnego rynku, mamy do czynienia z odbudowywaniem sektora prywatnego i pierwszym pokoleniem ludzi bogacących się, nastawionych na generownie zysku. Oceniając ten okres, wielu badaczy, filozofów, teologów nazywa go okresem „dzikiego kapitalizmu”, w którym bez skrupułów następowało bogacenie się jednych, gdy inni w tym czasie pozostawieni zostali na marginesie życia społeczno-ekonomicznego. Biznes oderwał się od społeczeństwa, a interes gospodarczy nie pokrywa się z interesem społecznym. Samo pojęcie przedsiębiorczości, w wyniku zachowania niektórych zachłannych czy wręcz nieuczciwych działań biznesowych, uległo dyskredytacji. U podstaw swobody rozwoju gospodarczego leży jednak potrzeba posiadania, która kształtuje stosunki międzyludzkie i systemy społeczno-polityczne, generujące de facto dysproporcje i podziały. W świecie zaczyna się jednak coraz wyraźniej mówić o kształtowaniu sektora biznesu w kierunku większej odpowiedzialności społecz-
Biznes oderwał się od społeczeństwa, a interes gospodarczy nie pokrywa się z interesem społecznym. Samo pojęcie przedsiębiorczości, w wyniku zachowania niektórych zachłannych wręcz nieuczciwych działań biznesowych, uległo dyskredytacji. 22
Ekonomia społeczna - nowe wyzwania
nej, a więc poskromnienia chęci osiągania maksymalnego zysku ( często kosztem innych) i podejmowania świadomego trudu niwelowania przepaści pomiędzy tymi, którzy mają dostęp do kapitału i własności a tymi, którzy są go pozbawieni. Pojawiają się różne formy pośrednie współwłasności i udziału pracowników w podziale zysków np. akcjonariat pracowniczy, spółdzielczość, ubezpieczenia wzajemne, stowarzyszenia itp. Klaus Schwab, twórca Światowego Forum Ekonomicznego, w wywiadzie dla GU (Poznań, maj/czerwiec 2005), mówi, że świat woła dziś o kapitalizm z „ludzką twarzą”. - „Potrzebujemy systemu globalnej wrażliwości. Aby powstrzymać falę nastrojów niekorzystnych dla przedsiębiorczości biznes, w sposób przekonywający, musi zademonstrować ludziom, że jest integralną częścią społeczeństwa, a to oznacza, że musi dorosnąć do nowego sposobu myślenia, który nazwałbym prospołecznym. Chodzi o to, by nie tylko maksymalizować zyski akcjonariuszy, ale również służyć społeczeństwu jako takiemu. Odpowiedzialne zarządzanie powinno uwzględniać spodziewane długoterminowe korzyści, płynące z przyczyniania się do budowy silnych społeczeństw i co za tym idzie, dynamicznych gospodarek. Zwiększenie atrakcyjności biznesu wymaga zmiany podejścia do realizacji celów przedsiębiorstwa. Biznes powinien rządzić się nie tylko określonymi regułami, ale również wartościami. Liderzy przedsiębiorczości dopiero wówczas odzyskają zaufanie społeczne, gdy ich działania będą oparte na systemach zasad moralnych. Istotne jest też ukierunkowanie
biznesu na szukanie praktycznych rozwiązań największych problemów naszych czasów. Przedsiębiorcy winni pracować ramię w ramię z przedstawicielami rządów i społeczeństw obywatelskich, walcząc z ubóstwem, AIDS oraz innymi globalnymi problemami, które uderzają w godność człowieka i zagrażają ludzkiej egzystencji. I kwestia ostatnia. Przedstawiciele biznesu oraz władz powinni wspierać rozwój przedsiębiorstw społecznych, które w swych lokalnych społecznościach włączają się do walki z problemami o znaczeniu globalnym, takimi jak bieda czy wykluczenie społeczne. Na świecie są już tysiące takich przedsiębiorstw (patrz: www.schwabfbund.org . Najwyższy czas, by zacząć mówić o bardziej oświeconej gospodarce, otwartej na człowieka i zacząć wcielać w życie jej założenia. Jeśli znajdziemy siłę do takiego działania, wszyscy możemy mieć widoki na lepszą przyszłość”. Dzisiaj sektor biznesu i sektor ekonomii społecznej dzieli ciągle duża odległość. Z jednej strony mamy do czynienia z ekonomią, jako narzędziem do integracji społeczno-zawodowej i spójności społecznej we wspólnocie lokalnej, z drugiej strony – z ekonomią, jako źródłem indywidualnego bogactwa i dobrobytu, czesto osiąganego bez odpowiedzialności za szerszy rozwój społeczny. Taki stan rzeczy nie musi być prawidłowością. Budowanie nowych zasad i koncepcji wymaga przemiany dotychczasowych poglądów, przyzwyczajeń, postaw. Pomocne może być szukanie nowych form współpracy w środowisku lokalnym, opartych o partnerstwo sektora publicznego, społecznego i prywatnego w rozwiązywaniu problemów społecznych. Ułatwi to rozwój w kierunku bardziej uspołecznionych form ekonomii bliższych wspólnotowości, odbudowie kapitału społecznego, spójności lokalnej. Mam wrażenie, że zbliża się w Polsce czas, kiedy w wyniku, coraz wyraźniej uświadamianej koncepcji społecznej odpowiedzialności biznesu, nastąpi zmiana w kierunku zbliżenia do społeczeństwa, na co wskazują inicjatywy prospołeczne, podejmowane przez sektor biznesu w różnych częściach Europy i świata, a które realizowane są z udziałem społeczności lokalnej i grup defaworyzowanych. Tomasz Sadowski
T
omasz Sadowski uważany jest za prekursora ekonomii społecznej w Polsce. Od 1989 roku utworzył system instytucji i organizacji takich jak: centra integracji społecznej, centra ekonomii społecznej, spółdzielnie socjalne, spółki z o.o. o cechach non-profit, prowadzone przez stowarzyszenia i fundacje. W wyniku tych działań, osoby z grup wykluczonych, włączone zostały w system wzajemnych powiązań społecznych i ekonomicznych we wspólnotach lokalnych. (red)
23
Ekonomia społeczna - nowe wyzwania
Liczenie bezdom Na początku grudnia tego roku odbyło się w Warszawie seminarium, poświęcone problematyce badania bezdomności.
O
rganizatorami seminarium byli: Uniwersytet Dundee ze Szkocji, RIS z Wielkiej Brytanii, GISS z Niemiec oraz belgijska FEANTSA (Europejska Federacja Organizacji Pracujących z Ludźmi Bezdomnymi) oraz polskie organizacje członkowskie FEANTSA - Pomorskie Forum na Rzecz Wychodzenia z Bezdomności, Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, fundacja „Barka”, Stowarzyszenie „Monar”, „Caritas” Diecezji Kieleckiej. Celem seminarium było upowszechnianie opracowania pn. „Jak zwiększyć wiedzę o bezdomności na poziomie regionalnym, krajowym i europejskim”, który stanowi podsumowanie, opublikowanego w 2007 r. przez Komisję Europejską, raportu „Mierzenie bezdomności na poziomie UE”. Seminarium miało także pomóc w zebraniu doświadczeń specjalistów z różnych dziedzin, zajmujących się zbieraniem i badaniem danych o problemie bezdomności i wykluczenia mieszkaniowego oraz zwiększyć jakość i dostępność danych o bezdomności, poprzez tworzenie strategii zbierania danych o bezdomności. Odpowiedź na pytanie, po co zwiększać wiedzę o bezdomności, jest prosta: Ma to służyć poprawie jakości systemu świadczenia usług, a co za tym idzie - zdaniem autorów opracowania - lepszemu zapobieganiu i likwidowaniu bezdomności. Opracowanie, poświęcone głównie zagadnieniu mierzenia skali zjawiska bezdomności, zdaje się jednak świadczyć o tym, że autorzy sprowadzają wiedzę o bezdomności do… liczb. Zarówno opracowanie jak i seminarium, były poświęcone przede wszystkim rozważaniom, jakimi metodami liczyć bezdomnych i kto miałby to robić. Brzmi to trochę absurdalnie, ale zastanówmy się jednak czy ustalenie liczby bezdomnych jest rzeczywiście niezbędne do zapobiegania i likwidowania bezdomności. Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to tak – musimy policzyć, żeby wiedzieć jaka powinna być skala niezbędnych działań. Za pomoc osobom bezdomnym odpowiedzialne są samorządy i to one powinny
24
być najbardziej zainteresowane określeniem liczby bezdomnych na swoim terenie. Pomocne okazują się tu statystyki ośrodków pomocy społecznej. W większych miastach stosuje się też tzw. metodę ekspercką, zbierając dane od instytucji i organizacji, pracujących z osobami bezdomnymi - odrzuca się wielkości skrajne i uśrednia. W Poznaniu - opierając się na tej metodzie - podaje się liczbę 2,5 tys. osób bezdomnych. Tylko, czy tak określone dane są wiarygodne? Nasuwa się następne pytanie, czy do realizacji celu, jakim jest zapobieganie i likwidowanie bezdomności, potrzebne są dokładne dane? Tym razem moja odpowiedź brzmi – nie. Dane takie nie są nawet potrzebne do poprawy jakości świadczenia usług na rzecz osób bezdomnych - instytucje i organizacje, świadczące
Ekonomia społeczna - nowe wyzwania
nych… Jeden z uczestników seminarium, Volker Busch-Geertsema z Niemiec, przedstawił w trakcie swojej prezentacji sugestywny obrazek: Z kranu napływają osoby bezdomne, wanna to usługi dla tych osób, a odpływ - to ich powrót do bezpieczeństwa mieszkaniowego. Volker stwierdził, że należy tak działać, żeby strumień, płynący z kranu, był jak najmniejszy, a odpływ z wanny jak największy. I miał rację. W tej historyjce brakuje jednak świadomości, że kran jest podłączony do wielkiego jeziora. To jezioro to „wykluczenie społeczne”.
takie usługi, wiedzą, czy zapotrzebowanie na nie rośnie, czy maleje, i przekazują informacje samorządom. Odpowiedzialne podejście do problemu bezdomności wymaga zbadania przyczyn tego zjawiska, a nie liczenia bezdomnych. Słowo „przyczyna” pojawia się we wspomnianym opracowaniu jedynie we wzorze formularza, który powinny wypełniać osoby bezdomne i dotyczy przyczyny, określanej jako „ostatni epizod bezdomności”. Przyczyną „ostatniego epizodu” może być np. eksmisja i wystarczy wpisać to w odpowiednią rubryczkę, bez zagłębiania się, jaki był powód eksmisji. To zdecydowanie za mało, żeby zdiagnozować problem, bo przecież przyczyną może być, i często jest, dramat człowieka - długotrwałe bezrobocie, ubóstwo. Brak określenia przyczyny
ma swoje negatywne skutki. Samorządy, zmniejszając zjawisko bezdomności, koncentrują się na zapewnieniu ludziom dachu nad głową, budując osiedla mieszkań socjalnych. Ograniczają się do postawienia lub wyremontowania, mniej lub bardziej, nadających się do mieszkania lokali, nie realizując dla mieszkańców żadnych programów terapeutycznych, integracyjnych czy edukacyjnych. W konsekwencji powstają getta ludzi z głębokimi problemami i wylęgarnie patologii społecznych. Jeden z uczestników seminarium, Volker Busch-Geertsema z Niemiec, przedstawił w trakcie swojej prezentacji sugestywny obrazek: Z kranu napływają osoby bezdomne, wanna to usługi dla tych osób, a odpływ - to ich powrót do bezpieczeństwa mieszkaniowego. Volker stwierdził, że należy tak działać, żeby strumień, płynący z kranu, był jak najmniejszy, a odpływ z wanny jak największy. I miał rację. W tej historyjce brakuje jednak świadomości, że kran jest podłączony do wielkiego jeziora. To jezioro to „wykluczenie społeczne”. Powinniśmy skoncentrować się na „osuszeniu” jeziora, a nie na liczeniu kropel, które spływają do wanny, w przeciwnym razie praca w wannie będzie syzyfowa, a dopływ zawsze większy niż odpływ. Wyzwanie jest ogromne. Zagrożone wykluczeniem są nie tylko osoby bezdomne, uzależnione, opuszczające zakłady karne, długotrwale bezrobotne, niepełnosprawne, z problemami psychicznymi, ale również wszystkie te, których dochody nie pozwalają na jakiekolwiek oszczędności. Wystarczy utrata pracy, choroba czy inne nieszczęście, żeby znaleźć się na bruku. Szacuje się, że w Polsce w trudnej sytuacji znajduje się około 60% społeczeństwa. Przy tak dużej skali zjawiska potrzebne jest podejście strategiczne i międzysektorowe. Samo liczenie nie wystarczy, a liczby nie wskażą kierunku działania. Sytuacja wymaga opracowania kompleksowej strategii przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, którego jedną z konsekwencji jest bezdomność. Potrzebne są konsultacje społeczne, seminaria, podnoszenie świadomości społeczeństwa, związanej z zagrożeniami, ale przede wszystkim potrzebne jest działanie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że rząd, parlament i organizacje pozarządowe dostrzegą to zagrożenie i wspólnie wypracują kompleksowy, spójny system działań, który „osuszy jezioro”. Tylko wówczas wanna przestanie się napełniać i nie będzie czego liczyć. Lidia Węsierska
25
Historie krajów europejskich
URBI ET ORBI
W antycznym Rzymie, na jednym z jego wielu wzgórz - Wzgórzu Watykańskim, znajdowało się funkcję przepowiadania przyszłości. To od nich wzgórze przyjęło swoją nazwę.*
W
I wieku do pogańskiego Rzymu zawitali apostołowie nowopowstałej religii chrześcijańskiej – najpierw Piotr, a potem Paweł. Obecność św. Piotra w Rzymie nie jest dostatecznie potwierdzona, jednak, według tradycji chrześcijańskiej, właśnie tutaj, Piotr poniósł męczeńską śmierć przez ukrzyżowanie. W miejscu jego stracenia, na Placu św. Piotra w Watykanie, stoi dziś bazylika, drugi co do wielkości kościół na świecie i jedno z najwspanialszych osiągnięć architektonicznych Europy. Religia chrześcijańska, powstała w I wieku n.e. na Bliskim Wschodzie, bardzo szybko zaczęła poszerzać krąg swoich wyznawców, docierając do najdalszych zakątków ówczesnego świata. W szerzeniu zasad tej religii ogromną rolę odegrały, powstające w różnych miejscowościach, tzw. gminy chrześcijańskie, czyli ośrodki wyznawców. Chrześcijaństwo, początkowo nieuznawane i bezwzględnie prześladowane w Cesarstwie Rzymskim, także tutaj miało coraz większe rzesze żarliwych orędowników. W 313 r. cesarz Konstantyn, syn chrześcijanki Heleny, późniejszej świętej, ogłosił edykt mediolański, który kończył okres prześladowań chrześcijan i dawał im pełną swobodę wyznania. Według legendy do wydania edyktu przyczynił się sen, który przyśnił się cesarzowi w przeddzień bitwy z jego konkurentem do władzy, Maksencjuszem. Konstantyn zobaczył we śnie płonący krzyż z napisem „W tym znaku zwyciężysz”, co po wygranej bitwie, uznał za znak proroczy. Helena sprowadziła do Rzymu z Jerozolimy słynne „Święte Schody” z pałacu Poncjusza Piłata, po których wchodził Jezus z
Giovanni Bernini, autoportret
26
Donato Bramante Nazaretu na swój sąd. Utrwalenie chrześcijaństwa dokonało się ostatecznie w IV wieku, za panowania cesarza Teodozjusza Wielkiego, który rygorystycznie zakazał wyznawania religii innych niż chrześcijaństwo, podnosząc je w ten sposób do rangi religii państwowej. Za pierwszego biskupa Rzymu i zwierzchnika kościoła chrześcijańskiego, uznano apostoła Piotra, a po nim, każdy biskup Rzymu, nazwany później papieżem, obejmował zwierzchnictwo nad całym kościołem chrześcijańskim. Prymatu biskupa Rzymu nie uznał kościół chrześcijański na wschodzie, co doprowadziło w 1054 r. do rozłamu, który podzielił chrześcijaństwo na katolicyzm i prawosławie. Aż do XIV w. siedzibą biskupa Rzymu, był zespół pałacowo-kościelny na Lateranie, ofiarowany kościołowi przez cesarza Konstantyna. Wzgórze Watykańskie było wówczas jedynie miejscem pielgrzymek do grobu św. Piotra. W 1377 r. papież Grzegorz XI przeniósł ostatecznie siedzibę papiestwa do Watykanu. Od IV w. zaczęto zwoływać w kościele chrześcijańskim sobory powszechne - spotkania biskupów całego kościoła, celem ustanowienia praw kościelnych i uregulowania kwestii, związanych z doktryną wiary i moralności. Idea soborów nawiązywała do spotkania apostołów w Jerozolimie w latach 49 -50 n.e. Początkowo sobory były zwoływane przez cesarza, później – przez papieża. Dotąd odbyło się dwadzieścia jeden soborów – od pierwszego w Nicei w 325 r. do ostatniego, w Watykanie w latach 1962-1965. Pierwszy sobór sformułował
- WATYKAN
miejsce, na którym wróżbici pełnili ważną, dla państwa i jego obywateli,
Architektoniczną perłą Watykanu jest Plac św. Piotra, z monumentalną bazyliką pod wezwaniem pierwszego apostoła, zaprojektowaną w XV w. przez mistrza, Donato Bramantego. Budowa bazyliki, zlecona przez papieża Juliusza II, trwała 120 lat, od 1506 do 1626 r., a projekt Bramantego był kontynuowany, ale też zasadniczo zmieniony, przez jego następców – Rafaela i Michała Anioła. chrześcijańskie wyznanie wiary i uroczyście potwierdził dogmat o Bóstwie Chrystusa. Sobór Laterański II z 1139 r. można uznać za pierwszą w Europie konwencję, dotyczącą zasad prowadzenia wojny – chrześcijanie mieli wyrzec się stosowania w walkach między sobą śmiercionośnej kuszy. Sobór Laterański III określił, obowiązujący do dzisiaj, sposób wybierania papieża. Zwołany w latach 1545-1563 sobór w Trydencie zapisał się w niechlubnie w historii
ogłoszeniem tzw. Indeksu ksiąg zakazanych. Indeks przestał obowiązywać dopiero w 1966 r., ale nie został formalnie odwołany. Poza Kalwinem i Lutrem, uznanych za heretyków, w Indeksie znalazły się także nazwiska wspaniałych luminarzy kultury europejskiej, m.in. A.F. Modrzewskiego, M.Kopernika, J.J.Rousseau, H.Balzaca, A. Mickiewicza, G.Flauberta. Sobór Watykański I (1868-1870) ogłosił dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary. Wielkim wy-
27
Historie krajów europejskich
Juliusz II darzeniem był Sobór Watykański II, który zapoczątkował słynne aggiornamento (uwspółcześnienie) kościoła katolickiego. Po ponad dziewięciu wiekach odwołane zostały ekskomuniki, którymi wzajemnie obłożyli się w 1054 r. zwierzchnicy kościoła zachodniego-rzymskiego i wschodniego-konstantynopolitańskiego. Sobór dokonał reformy kościoła, otwierając się na kontakty z innymi wyznaniami (dialog ekumeniczny). Od tego soboru liturgia w czasie Mszy św.- do tej pory odprawiana w języku łacińskim - została zastąpiona przez języki narodowe. Obecny Watykan, z powierzchnią liczącą zaledwie 0,44 km2, jest najmniejszym państwem na świecie, a jednak nie można wyobrazić sobie historii świata bez tego mikroskopijnego państewka. Specyfika Watykanu i jego rola w dziejach, związana jest z usytuowaniem na jego obszarze Stolicy Apostolskiej, siedziby papieży. Stolica Apostolska sprawuje zwierzchnictwo oraz suwerenną jurysdykcję nad Watykanem, którego jest właścicielem i z którym połączona jest unią personalną i funkcjonalną. Stolicę tworzy papież wraz z podlegającymi mu urzędami kurialnymi. Suwerenne istnienie Watykanu i Stolicy Apostolskiej było w przeszłości nie raz zagrożone, dopiero zawarte w 1929 r., między Stolicą Apostolską a Włochami, tzw. traktaty laterańskie, zagwarantowały niezawisłe istnienie państwa watykańskiego w obrębie pałaców i ogrodów. Watykan i Stolica Apostolska są równorzędnymi podmiotami w prawie międzynarodowym, jednakże to Stolica Apostolska podpisuje porozumienia bilateralne z innymi państwami (konkordaty) i ona najczęściej reprezentuje oficjalne stanowisko Watykanu w sprawach religijnych bądź politycznych. Watykan ma prawo bicia monety, posiada własny organ prasowy, radio i telewizję. Jego mieszkańcami są dygnitarze kościelni, księża, siostry zakonne i członkowie papieskiej Gwardii Szwajcarskiej. W Watykanie zatrudnionych jest około trzech tysięcy mieszkańców Rzymu do pracy w instytucjach świeckich, niezbędnych do funkcjonowania
28
państwa. Obywatelstwo watykańskie jest tymczasowe, otrzymują je, na czas pobytu w Rzymie, kardynałowie. Watykan, to dzisiaj jeden z najwspanialszych ośrodków kultury w Europie, zawdzięczający swoją pozycję w kulturze papieżom, z których wielu było prawdziwymi znawcami i mecenasami sztuki. Słynne Muzea Watykańskie, otwarte dla zwiedzających już w 1787 r., stanowią najbogatszą na świecie kolekcję dzieł sztuki, obejmującą dzieła największych mistrzów od czasów starożytnych po współczesność. Początek kolekcji dały zbiory rzeźb i obrazów dwóch papieży – Sykstusa IV i Juliusza II. Architektoniczną perłą Watykanu jest Plac św. Piotra, z monumentalną bazyliką pod wezwaniem pierwszego apostoła, zaprojektowaną w XV w. przez mistrza, Donato Bramantego. Budowa bazyliki, zlecona przez papieża Juliusza II, trwała 120 lat, od 1506 do 1626 r., a projekt Bramantego był kontynuowany, ale też zasadniczo zmieniony, przez jego następców – Rafaela i Michała Anioła. Pośrodku Placu stoi staroegipski obelisk, który swego czasu ozdabiał cyrk Nerona i, wedle chrześcijańskiej tradycji, był niemym świadkiem ukrzyżowania apostoła Piotra. Cały plac otoczony jest imponującą kolumnadą Giovanniego Berniniego, która symbolizuje wyciągnięte ku wszystkim ręce Kościoła. Kolumnadę, zwieńczoną attyką, zdobią postacie 140 świętych, wśród których jest także polski dominikanin, św. Jacek. W XV w. Sykstus IV ufundował w Pałacu Watykańskim, kaplicę, nazwaną od jego imienia – Sykstyńską. Papież Juliusz II zlecił ozdobienie sklepienia Sykstyny Michałowi Aniołowi. Buonarotti malował swoje freski cztery lata, leżąc na rusztowaniu z umocowaną na czole świeczką, jedynym źródłem światła pod wysokim sklepieniem kaplicy. Jego praca przyniosła w efekcie jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki malarskiej w dziejach. W biograficznej książce Irvinga Stone’a o Michale Aniele, amerykański pisarz przytacza opowieść o Bogu, który odpoczywając w siódmym dniu po stworzeniu świata, zachwycił się własnym dziełem. Zafrasowany jednak w obawie, czy ludzie zdołają pojąć ogrom piękna Jego stworzenia, postanowił stworzyć całkiem odrębny rodzaj ludzi, którzy potrafili by innym pomóc zrozumieć i dostrzec piękno świata i życia …Stworzył artystów. Watykan, miejsce od prawie dwóch tysiącleci, nasycone duchowością i wspaniałą sztuką, zdaje się być jednym z najpiękniejszych uzasadnień tej opowieści. Gina Leśniak ( *vaticinius – z łac. proroczy, wróżebny – G.U).
Kultura
Kolacja literacka u Aleksandra Tecława.
Poznań, stolicą XXXI Międzynarodowy Listopad Poetycki
poezji
Poezją w codziennym przekonaniu nazywamy wiersze, które z mniejszą odwagą, bądź większym entuzjazmem, opowiadają o naszych emocjach. Prawdziwa liryka rodzi się jednak w spotkaniu z drugim człowiekiem.
W
tedy, gdy sercem słów staje się prawda, a różnorodność poglądów i przekonań uczy szacunku – taka myśl była impulsem XXXI Międzynarodowego Listopada Poetyckiego, który odbył się w Poznaniu w dniach od 4 do 7 listopada br. Inicjatorem i organizatorem festiwalu był Związek Literatów Polskich, Oddział w Poznaniu. O finansowe i organizacyjne wspar-
Logo festiwalowe
cie zadbały władze Poznania i miast goszcząoszczących poetów, oraz placówki oświatowo – kulturalne. Honorowy patronat objął m.in. Minister ster Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tegoroczny Listopad wpisał się wiecznym cznym piórem w kulturalny krajobraz Polski. Kałamarz marz festiwalowych zdarzeń wypełniły po brzegi spotkania i biesiady literackie. Siłą wielkich festiwali wali jest
29
Kultura dążenie do popularyzowania własnych tradycji. Jak co roku przyznano Literacką Nagrodę festiwalu oraz nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Najlepszą książką poetycką „Listopada” uznano jednogłośnie „Ja, Faust” Leszka Żulińskiego. Mit „faustyzmu” udzielił się kolejnym dniom festiwalu. Nastrój większości spotkań sugerował jakby były nakreślone tuszem Fausta. Uwidoczniło się to szczególnie w zakulisowych rozmowach, w których poeci zdawali się być dla siebie pytaniem o istotę przemijania, zagadkę nadziei oraz sekret niespełnionych miłości. Odpowiedź na ich wątpliwości starał się przekazać prof. Stanisław Kowalik, który na inauguracji wygłosił wykład pt. „Kontury poezji w poświacie współczesnej psychologii”. „Osobisty wymiar poety” pomiędzy „wiecznym złem a rzadkim dobrem” podkreślił referat Żulińskiego. Zaproszenie do wiersza Listopadowego klimatu nie byłoby, gdyby nie lekcje poetyckie, które od wielu lat są złotymi liśćmi w kalendarzu festiwalowych zdarzeń. Bez wątpienia były „lekcjami otwartości na słowo”, z którego można zbierać plon literatury. Spotkania z młodzieżą odbyły się w miejscowościach powiatu poznańskiego i województwa wielkopolskiego: Lesznie, Koninie, Kaliszu, Śremie, Szamotułach, Nowym Tomyślu, Poznaniu i innych. Zainteresowanie „jasnym słowem” młodych ludzi uwidoczniło się podczas „Turnieju Jednego Wiersza”, przeznaczonego specjalnie dla adeptów poezji przed debiutem książkowym. W tym roku połączono go z warsztatami literackimi, na które zaproszono do liceum nr 2, na ul. Matejki. Poeci mieli możliwość uczestnictwa w dwóch, niespotykanych dotąd na festiwalu, wydarzeniach. Należały do nich „Wieczór prozy i muzyki klasycznej” w Sali Białej Urzędu Miasta, oraz wyjazd do Cichowa. Pierwszy raz na „Listopadzie” zaprezentowano prozę w aktorskiej interpretacji Aleksandra Machalicy. Tego wieczoru struny wrażliwości rozpalali również filharmonicy poznańscy. Niezapomnianym pozostanie „Najazd poetów na Soplicowo”, kiedy późnym wieczorem zjechali się do dworku w Cichowie. To właśnie tutaj, jak nigdy przedtem, uwidoczniły się ich sarmackie nastroje, gdy prowadzili potyczki szablami słów. Każdy z nich musiał powiedzieć przynajmniej jedną fraszkę lub wiersz. Mickiewiczowski duch opanował „Soplicowo przeżyć”, gdy w finale odtańczyli poloneza z „Pana Tadeusza”. Zdawało się, że każda z poetek, staje się w tym momencie wybranką wieszcza, a niekiedy ukochaną tytułowego bohatera książki. Dopełnieniem emocji, o smaku wytrawnego wina, była kolacja u Aleksandra Tecława, na którą zaprosił do „Markietanki”. Zanim księżyc złożył swój auto-
30
Najazd poetów na Soplicowo. graf na policzku nocy, dokonały się ostatnie wymiany poglądów i tomików. Puchary trosk się przechyliły, kiedy wszyscy wznieśli toast za zdrowie „już ponad trzydziestoletniego, dobrego Listopada”. Dialog literatury z kulturą XXXI Międzynarodowy Listopad Poetycki był prawdziwie „międzynarodowy”. Dyskurs kulturowy uwidocznił się w dużej mierze podczas Maratonu Poetyckiego, który odbywał się w pierwszym dniu imprezy. A działo się to tak – uroczysta inauguracja „Listopada” otworzyła krąg poezji w Sali Lubrańskiego Auli UAM. Szczęście trzepotało za oknem, kiedy w środowy poranek na dachach naszych domów rozsiadły się gołębie poezji. Każdy z nich miał kolor wspomnienia, któremu udało się zatrzymać mirtową gałązkę piękna. Tańcem skrzydeł przyspieszał moment recytacji, podczas której na scenie przeżyć wystąpiło około pięćdziesięciu literatów z całego świata. Żaden z nich nie przyszedł w pojedynkę – towarzyszyła mu jego, bo pełna indywidualizmu poezja. Strofy, które przyjechały z Krakowa wiedziały, że „choć nie dopada ich piekło, ani raj”, wszystko jest dla nich: „jest świt i noc/ jest pełny gwar dnia/ i uśmiech jest i łza” – ważne, by odnaleźć siebie. Na szlaku literackich tropów znalazły się też wiersze z Wietnamu, które chciały zdążyć „zestawić bilans zysków i strat”, zanim „skamienieje im serce”. Poezja niemiecka okazała się być „strażniczką milczenia”, która listopadową publiczność zachęcała do „szukania słowa”. Rozumiały ją strofy etiopskie, które nie bały się przypomnieć, że „świat milczy”, chociaż „gdzieś w dalekiej Afryce, nad zabitymi dziećmi bezradnie płaczą kobiety”. Tymczasem w Wilnie „nad
Kultura
Najazd poetów na Soplicowo-I biesiada literacka w Cichowie. zgiełk” broni się tego, by brzmiała tam „tylko jedna, niezależna mowa”. Poezja z Iraku zadała pytanie, czy skoro każdy choć raz przeżył „ślepe potknięcie przed zachodem słońca”, to „najwyższą formą życia jest umieranie?”. Pierwszy raz zabrała głos poezja z Gwatemali, która przyznała się, że najbardziej jej brakuje „koloru twojej obecności”. Piękną duszą podzieliły się także utwory literackie z innych ośrodków twórczych. Niektóre podsycały radość, w innych pękniętą czarą przelewał się smutek. Jedno jest pewne – każdy wiersz nie bał się być autentycznym. Szczerość dialogu strof pokazała jak powinni porozumiewać się ludzie. Uświadomiła, że różnorodność należy traktować jak okazję do wzbudzenia wzajemnej fascynacji, a nie rozpalania buntu i nienawiści. W poezji skrywa się tradycja Międzynarodowy Listopad Poetycki przez wielu jest uważany za głównego twórcę myśli, iż „Poznań, wbrew opinii surowego i bez fantazji miasta, da się lubić, szczególnie przez poetów”. Dzieje się tak, ponieważ spotkania z poezją uczą szacunku do tradycji. Pokazują, że tylko ten, kto potrafi smakować poezję, umie się karmić pięknem życia. Zupełnie tak, jak to miało miejsce ponad pół wieku, gdy w 1957 roku odbył się pierwszy Listopad Poetycki. Był inicjatywą grupy literackiej „Wierzbak”, której przewodzili m.in. Ryszard Danecki i Marian Grześczak. „Wierzbakowcy” pamiętają, kiedy „poezja była chlebem powszednim” – jak głosiło jedno z haseł „Listopada”. Ogólnopolski Festiwal Młodej Poezji – bo takie miano nosiła kiedyś ta impreza, był ukoronowaniem życia kulturalnego Polski. Wspomnienia nie
kłamią – do Poznania przyjeżdżali najwięksi twórcy: Kazimiera Iłłakowiczówna, Andrzej Bursa, Anatol Stern, Tadeusz Śliwiak. Uczestniczono w wielu spotkaniach nie tylko w ośrodkach kojarzonych z „wyższą kulturą”. Poezja rozsiadła się w studenckich klubach, szklanki codzienności tłukła np. w klubie SARP. Innym razem zakładała błękitną suknię i w wieczorowym nastroju szła do Teatru Polskiego, gdzie wsłuchiwała się w recytację Zofii Rysiówny i Adama Hanuszkiewicza. To była „szalona atmosfera tamtych lat”, która z każdą chwilą jej wspomnienia przechodzi do legendy. Później, po sześciu edycjach, z powodu trudności politycznych i finansowych, imprezę przerwano. Ponad dwadzieścia lat później reaktywował ją Nikos Chadzinikolau, który pozwolił jej być „międzynarodową”. W murach Kórnickiego Zamku do dziś unosi się echo jego słów: „Przywróćmy znowu Poznańskie Listopady”. Odrodzony Festiwal, co podkreślił Ryszard Danecki, „nawiązywał zarówno numeracją, jak i formami działania do pierwszego po wojnie ogólnopolskiego zjazdu poetów”. Idea tej myśli pobrzmiewa do dziś. Poznański Festiwal przekonuje, że prawdziwe jest stwierdzenie, iż „listopad – miesiąc zadumy, refleksji i skupienia, stwarza niepowtarzalną aurę, mosty ze słów i duchowe misterium piękna”. Oznacza to, że Międzynarodowy Listopad Poetycki jest drogowskazem do poznania krajobrazu własnej duszy – pejzażu, który najpiękniej, a zarazem najtrudniej można odkryć przez ukochanie poezji – „pierwszego przywileju człowieka”. Dominik Górny
31
Nasza Twórc Twórczość
Marcin Knoppek Ostatnia podróż Wrócił chwytający dzień Z powrotem przywiodły go fale. Dobił do granicy mórz Do brzegu, którego nie poznał. Tylko morze śpiewało swój hymn, Wtórował temu wiatr grający na żaglach. Port był jego Itaką Pomnikiem twardszym niż ze spiżu Ale żeglarz nie był synem Odysa, lecz tym z przypowieści. Nagle morze skończyło swój śpiew, To wiatr ostatnią nutę zagrał na żaglach. Usłyszał jakby swój głos: Nie poznasz na nowo przeszłości. Teraz gdy okręt tonie Opuść go lub bądź kapitanem. Morze nie umiało już śpiewać, Wiatr był tylko wiatrem, a żagle żaglami. Dawno już skończył się dzień. Coś zimnego poczuł na skroni. Poczuł piasek ojczyzny. Nadszedł czas ostatniej podróży. Ujrzał znajomą postać I odszedł przez otwartą bramę…
32
Nasza za Twórczość
Wiersze Poranka Płomień
O Przyjaźni
Chcemy być Wami Wy znowu Nami Ironia! dla człowieka Płomień poranka wschodzi Tylko raz Aż utonie
On nie żyje Nie może Żyje! Sam mu je dałem Życie? To zwykły pluszak
O Tęsknocie Wrócił To dla mnie? Pamiętał Tylko ja zapomniałem dlaczego W końcu nic dla mnie nie znaczy Pójdę już Mogłeś nie wracać O Strachu Inny świat Inne zasady Zamykam oczy Duma zuchwałych I pierwotny lęk Czekam przez wieczność Na oddech ducha Ostatni dotyk W ciemności nachodzi mnie Tylko spokój Jestem już duży
Już nie zwykły To mój przyjaciel O Miłości Poznałem ją o świcie I zrozumiałem Że do zmroku tak daleko A ja nic nie wiem O kolorze płatków O połysku liści O zapachu łąk Odszedłem cierpliwy Mądrzejszy Żaden kwiat Nie rozkwita o świcie Świat Monotonny hałas przyszłości Metal i metal Zza gazet wyglądają straceni Zapowiedź zguby Zdejmijcie maski póki żyjecie Teraźniejszością Jesteście zwierzyną Świat to las Czas to myśliwy
33
.
Agnieszka i inni…
Gmina Łu Łubowo w powiecie gnieźnieńskim – jedna z najlepiej zagospodarowanych w tym po powiecie. Wspaniała infrastruktura, w zasobach kulturalnych - Muzeum Pierwszy Pierwszych Piastów na Lednicy z Ostrowem Lednickim, oraz jednym z najlepszych w Polsce, Parkiem Etnograficznym. Pięć szkół podstawowych, gimnazjum, ośrodek zdrowia, mały biznes, agroturystyka itp. itd. – po prostu wspaniała gmina! Wszystko dobrze, a jednak…
Ś
wiat wielkich kontrastów społecznych istnieje i tutaj, jest wiele ludzi, którzy żyją w bied biedzie, chaosie, zaniedbaniu, pogardzie. W pewnym sensie są pozostawieni samym sobie – państwo m ma dla nich niewystarczające środki i rozwiązani rozwiązania. Byłoby tragicznie, gdyby nie ludzie, którzy widz widzą, czują i współczują. Znam ten region nie od dziś dziś, a przez ostatnie trzy lata poznaję go dokładnie, „od podszewki”. Sprawia mi to wielką satysfakcję i wzbogaca moje życie, tak jak tylko autentyczn autentyczne zbliżenie się do ludzi, do ich życiowych probl problemów, może człowieka wzbogacić. Zafascyno Zafascynowała mnie bardzo pewna kobieta –
Agnieszka Englert.
34
pani Agnieszka Englert, mieszkanka wsi Łubowo. Piękna, energiczna, matka dzieciom, gospodyni domowa, dzielna żona, prowadząca ze swoim małżonkiem gospodarstwo rolne i przedsiębiorstwo transportowe. Sama pochodzi z wielodzietniej, kujawskiej rodziny – jest najstarsza z ośmiorga rodzeństwa - wie co to życie, bieda, ciężka praca. Agnieszce dobrze się wiedzie. Dom nowoczesny, zadbany, dzieci się uczą, jest czas na wyjazdy, chociaż krótkie, spotkania z przyjaciółmi. Nic, tylko zamknąć się we własnym szczęściu i cieszyć życiem. Radość życia rzeczywiście aż bije z pani Agnieszki, ale ta kobieta musi się swoim powodzeniem dzielić z innymi. Chyba nie potrafi inaczej. Pomimo, naprawdę napiętego, tempa pracy we własnym gospodarstwie i w biurze męża, jakimś cudem znajduje jeszcze czas dla innych ludzi. Dla tych najbardziej potrzebujących, a jest ich bardzo wielu. W okolicznych wioskach, w sąsiedztwie – rozbite rodziny alkoholików, zaniedbane dzieci, bezradne kobiety, samotni staruszkowie. Parę lat temu, ot tak, na zawołanie, zeszły się dwie, trzy przyjaciólki, gdy trzeba było komuś „na gwałt” pomóc. Od tego czasu, spontanicznie zawiązana grupa pomocy charytatywnej, działa wytrwale. Udziela się w niej także ksiądz proboszcz, dyrekcja gimnazjum i jeszcze inne osoby, ale motorem jest pani Agnieszka. Nie wszyscy dysponu-
.
ją w danym momencie czasem, a ona – zawsze. Idą ludzie do pomocy społecznej, a tam terminy, czekanie, kolejka, bezwład, a tu przecież sprawy do rozwiązania niecierpiące zwłoki – wyłączony prąd, który trzeba opłacić, brak opału na zimę, ktoś nie ma butów, komuś innemu potrzebne są dokumenty, zmarł mąż alkoholik i została kobieta z czwórką dzieci bez pieniędzy, bez perspektyw. Pani Agnieszko, co ja mam zrobić ? - Jestem! Słucham! Jak mogę pomóc? – Dobrze, jedziemy, załatwimy. Niech się pani nie martwi, będzie dobrze. A gdy trzeba - sięga do swojego portfela, płaci, funduje, zawozi własnym samochodem, nie mówiąc już o poświęconym czasie. Tego się nie zapisuje, nie ma na te darowizny rachunków, żadnej buchalterii. Traktuje innych jak swoją rodzinę. Rodzina o tym wie i to akceptuje. Tak wychowuje się w tym domu dzieci. „Podopieczni” grupy charytatywnej, pod wodzą pani Agnieszki, to około 70-80 osób z pięciu wiosek w gminie Łubowo. W tym - pięćdziesiąt dzieci z dwunastu rodzin, osoby samotne i chore, starsze małżeństwa. A skąd fundusze? Zaczyna się od Odpustowego Festynu Parafialnego, z któ-
rego połowa zysku przeznaczona jest na cele kościelne, a druga połowa - ok. 7.000,-zł., przeznaczana jest zazwyczaj dla grupy charytatywnej. tywnej. Na początku roku szkolnego, w ramach „Akcja kcja wrzesień”, robi się 40-złotowe talony na przybory bory szkolne dla dzieci potrzebujących. 1 listopada a sprzedawane są znicze ( w tym roku zarobiono 850 zł.), a z „andrzejków”, organizowanych w parafii, ii, część pięniędzy dostaje grupa charytatywna. Na święta przygotowywane są paczki, latem i zimą, ą, dzieci wyjeżdżają nad morze i w góry do, zaprzyjaźniozyjaźnionych z parafią, ośrodków. Wśród tych wszystkich szystkich inicjatyw nie może zabraknąć środków na pomoc doraźną – lekarstwa, opłacenie prądu, buty… Wszytkie dni są pełne pracy, zabiegania, a, rozmów, łez, radości, podnoszenia na duchu i przede zede wszystkim ekspresowego działania i zapobiegapobiegania. Pomoc jest bardzo skuteczna i bardzo zo potrzebna, ale niewystarczająca, a potrzeby - ogromne. Jednak nikt tu nie traci ducha. Przyjedźcie ie i zobaczcie! Hanna Billert
35
.
36
Ja Kogelo
yiengo piny
.
- Człowiek z Kogelo wstrząsa światem Kiedy ogłoszono, że Barack Obama został przywódcą wolnego świata, na ulicach Kenii pojawił się nowy duch optymizmu. Zachary Ochieng z wydawnictwa The Big Issue w Kenii (kenijskiej gazety ulicznej), udał się do rodzinnej wioski Obamy, aby uczestniczyć w świętowaniu tego zwycięstwa.
A
meryka urządziła pochód z serpentynami i konfetti dla świeżo upieczonego prezydenta-elekta Baracka Obamy, ale w Kenii ludzie okazują uczucia w zupełnie inny sposób. Na ulicach rozległy się śpiewy i niepohamowane okrzyki radości, ludzie zaczęli tańczyć. W wiosce Nyangoma-Kogelo zarżnięto byka i ogłoszono fetę na cześć człowieka, który został wybrany przywódcą wolnego świata, a którego ojciec, ekonomista, urodził się właśnie tutaj. Babka Obamy, 86-letnia Sarah, była gościem honorowym tej uroczystości. Zaraz po podliczeniu głosów i potwierdzeniu, że jej wnuk został następcą George’a W. Busha, wszystko uległo zmianie. Natychmiast znalazła się w kręgu policjantów, zapewniających jej ochronę i stała się praktycznie niedostępna. Dziennikarzom, którzy wcześniej przychodzili do niej na pogawędki, teraz trudno jest umówić się na spotkanie. Na wizytę do Sarah można bowiem umówić się jedynie za pośrednictwem przyrodniej siostry zwycięskiego bohatera, dr Aumy Obamy, która wprowadziła system umawiania spotkań. Sarah powiedziała mi, że nie chciała być szczególnie traktowana w dniu wyborów, co nie zostało wysłuchane. Podczas rozmowy oświadczyła jednak, że jest bardzo dumna ze swojego wnuka, który osiągnął zwycięstwo, dzięki ciężkiej pracy i elokwencji. Sarah jest przekonana, że konsekwencje tego zwycięstwa dotrą z drugiego końca Atlantyku również do Kenii, kraju sparaliżowanego korupcją i przemocą. „Mimo że Barack pochodzi z Kenii, jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Wierzymy, że jego zwycięstwo przyniesie korzyści również Kenii” – powiedziała. Ujawniając w dniu wyborów, że wkrótce
pojedzie w odwiedziny do wnuka do Stanów Zjednoczonych, Sarah otoczona była rodziną. Przyjechali z zagranicy i większych miast w Kenii, aby z Kogelo obserwować przebieg amerykańskiego widowiska. Przyrodni brat Obamy, Abongo Obama, nie krył radości, entuzjastycznie oświadczając: „Wierzę, że to co wydarzyło się dzisiaj, zmieni świat”. Tak samo jak w domu Sarah, świętowano w całym kraju, który zjednoczył się w całonocnym czuwaniu. Tysiące osób wpatrywały się w ekrany telewizorów. Dla mieszkańców rodzinnej wioski zmarłego Obamy seniora, w prowincji Nyanza (dzielnica Siaya) było to szczególnie wzruszające oczekiwanie. Po ogłoszeniu sukcesu, tłumy ludzi wyszły na zakurzone ulice, machając gałązkami i miniaturowymi amerykańskimi flagami, śpiewając gospel i tradycyjne pieśni. „ Ja Kogelo yiengo piny” – co w języku Dholuo oznacza „Człowiek z Kogelo wstrząsa światem”. Świętujące masy dosłownie opróżniły wszystko do dna – w niektórych barach zabrakło piwa. Trudno się dziwić Kenijczykom, że skorzystali z okazji, aby uczcić historyczne zwycięstwo demokracji, która po raz pierwszy ujrzała czarnoskórego człowieka, wybranego na najpotężniejsze stanowisko na świecie. W grudniu zeszłego roku w Kenii, po wyborach prezydenckich, doszło do krwawych zamieszek. W wyborach tych brał udział obecny prezydent Mwai Kibaki oraz przywódca opozycji, Raila Odinga. Obydwoje rościli sobie prawo do zwycięstwa, ale to Kibaki przejął władzę i ogłosił się zwycięzcą, co wywołało zamieszki. Spór spowodował
37
. śmierć ponad tysiąca osób, a liczbę wysiedlonych szacuje się na 300 do 600 tysięcy. Problem został w końcu rozwiązany po wynegocjowaniu podziału władzy w kwietniu b.r. Odinga został zaprzysiężony jako premier. Pozostały jednak urazy i to dlatego, zwycięstwo Obamy w Stanach Zjednoczonych widziane jest jako zwiastun nadziei na przyszłość. „W zeszłym roku skradziono zwycięstwo naszemu synowi Raili Odindze, ale zaledwie kilka miesięcy później Bóg nam to wynagrodził. Jako społeczność jesteśmy bardzo dumni z osiągnięcia Obamy” – powiedziała Mary Otieno, businesswoman z Nairobi, pochodząca z Kisumu – jednego z większych miast, popierających premiera Odingę. Członkowie grupy etnicznej Luo, posługującej się językiem Nilo-Hamitic, z której pochodzi ojciec
„To wielki dzień nie tylko dla historii Stanów Zjednoczonych, ale także dla Kenii” – powiedział prezydent Kenijczykom w państwowej telewizji.„Zwycięstwo senatora Obamy jest naszym zwycięstwem, bo to w Kenii są jego korzenie. Dlatego przepełnia nas ogromna duma”. Były prezydent, Daniel arap Moi, również pogratulował Obamie. „Kenijczycy z radością przyjęli Pańskie godne uznania wystąpienia, niewątpliwe zdolności i dżentelmeńskie maniery. Pańskie zwycięstwo jest znaczącym punktem zwrotnym w polityce i stosunkach rasowych Stanów Zjednoczonych” – powiedział Moi. Premier Raila Amollo Odinga powiedział, że zwycięstwo Obamy przyniesie ożywienie handlu pomiędzy Afryką a Stanami Zjednoczonymi, a on sam stanie się symbolem dla obywateli przyszłości – „Wybór Afroamerykanina z kenijski-
Wierzę, że to, co wydarzyło się dzisiaj, zmieni świat Obamy, chodzili uradowani z wysoko podniesionymi głowami. Społeczność ta znana jest ze swojej dumy i jest prawdopodobnie najlepiej wykształconą grupą w kraju. Luo mówią o sobie, że są jedyną grupą, z której pochodzi prezydent zarówno Kenii jak i Stanów Zjednoczonych. Przewodniczący rady starszych ludu Luo jest pełen uznania dla Obamy, którego poznał w 2006 roku podczas jego wizyty w Kenii. - „Jego zwycięstwo jest zwycięstwem nie tylko dla społeczności Luo, ale dla całej Kenii. Jesteśmy z niego bardzo dumni”. Optymistyczny duch, towarzyszący zwycięstwu, dotarł nawet do najuboższych, zapuszczonych zakątków Kenii - „Obama jest naszym synem, tak samo jak Raila. Jesteśmy nie do pobicia” – powiedział starszy członek społeczności Luo z Kibery – dzielnicy slumsów w Nairobi, kiedy tłumy wyszły na ulicę. Prezydent Mwai Kibaki ogłosił 6 listopada dniem świątecznym – prawdopodobnie rozsądnie, biorąc pod uwagę radosne upojenie, które doprowadziło do wyczerpania zapasów piwa. Nie obyło się jednak bez, zakłócających radosną harmonię, sprzeciwów. Wicemarszałek Zgromadzenia Narodowego Kenii, Farah Maalim, odmówił odroczenia obrad parlamentu w celu umożliwienia posłom świętowania. Kiedy ministrowie zażądali przestrzegania dnia świątecznego odpowiedział - „Nie jest to sprawa wagi narodowej dla Kenii. Należy podchodzić do niej bardzo ostrożnie, ponieważ jesteśmy obywatelami suwerennej Republiki Kenii”.
38
mi korzeniami na prezydenta Stanów Zjednoczonych da młodym ludziom nadzieję, że wszystko jest możliwe”. Imiona Barack i Michelle (na cześć nowej Pierwszej Damy) stały się w Kenii najpopularniejszymi imionami dla noworodków. W rezydencji ambasadora Stanów Zjednoczonych, Michaela Rannebergera, wino lało się strumieniami, podczas gdy setki osób zebrały się tam, aby świętować wygraną Obamy. Ranneberger podał kenijskim politykom za przykład kandydata republikanów, Johna McCaina, który potrafił przyznać się do porażki. Ambasador zapowiedział również, że Stany Zjednoczone będą obserwować Kenię z nadzieją ujrzenia „fundamentalnych, demokratycznych reform”. Po zakończeniu świętowania Kenia musi zająć się poważnymi kwestiami. Wybór Obamy jest sygnałem dla kenijskich przywódców, że należy walczyć z korupcją. Wiceprezydent Kalonzo Musyoka ostrzegł swoich kolegów, że jeśli oczekują pomocy od amerykańskiego prezydenta-elekta nie mogą mieć sobie nic do zarzucenia. Przedrukowano ze szkockiego tygodnika The Big Issue in Scotland © Street News Service: www.street-papers.org
Centrum Ekonomii Społecznej w Poznaniu Partnerstwo, zbudowane przez Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka” wraz z trzema partnerami: Stowarzyszeniem Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Ekonomii Społecznej, Stowarzyszeniem Pogotowie Społeczne oraz Stowarzyszeniem ETAP, rozpoczęło realizację projektu „Centrum Ekonomii Społecznej w Poznaniu”. Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego (Program Operacyjny Kapitał Ludzki, działanie 7.2.2) i będzie realizowany od 1 października 2008r. do 30 września 2010r. Celem ogólnym projektu jest rozwijanie sektora ekonomii społecznej poprzez wzmacnianie instytucji wspierających i realizujących usługi wobec podmiotów ekonomii społecznej oraz budowanie otoczenia sprzyjającego ich rozwojowi. Cele szczegółowe: ▪ Wzrost liczby podmiotów ekonomii społecznej, funkcjonujących w regionie Wielkopolski ▪ Wzmocnienie kondycji podmiotów ekonomii społecznej poprzez doradztwo i szkolenia ▪ Wzmocnienie podmiotów ekonomii społecznej poprzez utworzenie przyjaznego otoczenia w postaci partnerstwa lokalnego ▪ Wzrost świadomości na temat ekonomii społecznej i zatrudnienia w tym sektorze wśród pracowników instytucji i organizacji pracujących z osobami zagrożonymi wykluczeniem społecznym. Wsparcie jest skierowane do: ▪ 150 osób zagrożonych wykluczeniem społecznym w zakresie doradztwa i szkoleń na temat zakładania i prowadzenia działalności w sektorze ekonomii społecznej, ▪ 10 grup inicjatywnych spółdzielni socjalnych, ▪ 25 organizacji pozarządowych zarejestrowanych na terenie woj. wielkopolskiego, zamierzających prowadzić przedsiębiorstwo społeczne (50 przedstawicieli), ▪ 5 partnerstw lokalnych zawiązanych w Poznaniu (Śródka, Darzybór, Os. Jana III Sobieskiego) oraz w gminie Kwilcz i Lwówek Wlk. ▪ Działania, promujące ekonomię społeczną i zatrudnienie w tym sektorze, są skierowane do 300 pracowników urzędów pracy, ośrodków pomocy społecznej, Centrów Integracji Społecznej, Klubów Integracji Społecznej oraz organizacji, działających w polu wykluczenia społecznego na terenie województwa wielkopolskiego. W ramach projektu zostało utworzone „Centrum Ekonomii Społecznej”, którego głównym zadaniem jest prowadzenie doradztwa dla podmiotów ekonomii społecznej w zakresie: zakładanie i prowadzenie działalności; marketing; księgowość; aspekty prawne. W wyniku realizacji projektu powstanie 10 spółdzielni socjalnych oraz 25 przedsiębiorstw społecznych. Zostanie wzmocnionych 5 partnerstw lokalnych. Ponadto w ramach zadania promocja ekonomii społecznej zostaną zorganizowane trzy konferencje, cztery spotkania informacyjne i cztery wizyty studyjne. Osoby zainteresowane udziałem w projekcie prosimy o kontakt z biurem CES w godz. od 8.00 do 16.00.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego Siedziba główna: ul. Św. Wincentego 6/9, 61-003 Poznań e-mail: barka@barka.org.pl, tel. (061) 872 02 86
Filia Darzybór: ul. Borówki 4 61-123 Poznań
Filia Os. Jana III Sobieskiego: Os. Jana III Sobieskiego 105 60-688 Poznań
Piosenka uliczna „Zamiast” - Edyta Geppert, słowa - Magda Czapińska Ty, Panie, tyle czasu masz Mieszkanie w chmurach i błękicie, A ja na głowie tyle spraw I na to wszystko jedno życie A skoro wszystko lepiej wiesz Bo patrzysz na nas z lotu ptaka, To powiedz czemu tak mi jest, Że czasem tylko siąść i płakać Ja się nie skarżę na swój los Potulna jestem jak baranek I tylko czasem mam nadzieję, że, Że chyba wiesz, co robisz, Panie. Ile mam grzechów, któż to wie A do liczenia nie mam głowy Wszystkie darujesz mi i tak Nie jesteś przecież drobiazgowy Lecz czemu mnie do niebios bram Prowadzisz drogą taką krętą I czemu wciąż doświadczasz tak Jak gdybyś chciał uczynić świętą. Nie chcę się skarżyć na swój los Nie proszę więcej niż dać możesz I ciągle mam nadzieję, że, Że chyba wiesz, co robisz, Boże. To życie minie jak zły sen Jak tragifarsa, komediodramat A gdy się wzbudzę, westchnę, cóż To wszystko było chyba zamiast. Lecz póki co w zamęcie trwam Liczę na palcach lata szare I tylko czasem przemknie myśl Przecież nie jestem tu za karę Dziś czuję się jak mrówka gdy Jakiś but tratuje jej mrowisko Czemu mi dałeś wiarę w cud A potem odebrałeś wszystko. Nie chcę się skarżyć na swój los Choć wiem jak będzie jutro rano Tyle powiedzieć chciałam Ci Zamiast pacierza na dobranoc.