Gazeta Uliczna 7/2006

Page 1


1% dla organizacji pożytku publicznego

PRZEKAŻ 1% NA EDUKACJĘ

BEZROBOTNYCH RODZIN Stowarzyszenie Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Integracji Społecznej jest organizacją pożytku publicznego PKO BP S.A., Plac Wolności 3 Poznań 50102040270000130202949444 PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY Z EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU SPOŁECZNEGO

Europejski Fundusz Społeczny


numer

07 2006

marzec/kwiecień/maj Drodzy Czytelnicy! Przyszła. Zupełnie zwyczajnie, długo oczekiwana, jak co roku optymistyczna, w końcu wybuchła. Wiosna. Zmiany pór roku pozwalają człowiekowi na pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Świat przyrody jest w pełnej harmonii, wszystko dzieje się cyklicznie. Co znika, powróci. W cykliczność wpisani są też ludzie. Jedni umierają, drudzy się rodzą. Tej wiosny w sposób szczególny przypominamy sobie o śmierci Tego, który odszedł 2. kwietnia 2005 roku. Śmierć Jana Pawła II zaważyła na życiu wielu ludzi. Dziś widzimy, że przemiana trwa. Cykliczność natury nie jest też obojętna Gazecie Ulicznej. Wraz z wiosną sprzedawcy chętniej wychodzą na ulice, fotografie zmieniają się z zimowych na wiosenne, a tematy oscylują wokół wiosny. Można też przeczytać o uniwersytetach ludowych i poznańskiej spółdzielni socjalnej, o europejskim marzeniu i przedsiębiorcach społecznych. (Redakcja)

W następnym numerze m.in.: > Świat – Podróże – Wybierz się do Grecji > Twoje zdrowie > Rocznica Czerwca ’56 > Wizyta Benedykta XVI w Polsce > Międzynarodowa Konferencja Ekonomii Społecznej w Poznaniu > O społecznej odpowiedzialności biznesu Redaktor naczelna: Barbara Sadowska + 48 505 833 302 barbara.sadowska@barka.org.pl Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Leszek Bór, Maria Sadowska, Gina Leśniak, Henryk Gutowski, Stowarzyszenie Wydawnicze Barki guredakcja@wp.pl Fotografie: Brygida Jałowa, Jadzia Sadowska, Jacek Karczmarek

Wydanie działu Ekonomia Społeczna było możliwe dzięki dofinansowaniu przez Europejski Fundusz Społeczny.

4-5 23-25

Piłka Nożna Uliczna łączy ludzi

Pomaga, bo wierzy w człowieka

6-7 24-25

Poznań mnie wybrał. Wywiad z Krystyną Feldman

Biała z masywu centralnego

8-9 26-27

„Frywolitki... baśniowy festiwal ludzkich możliwości”

Troska o dobro dla wielu

10-11 28-29

polemika! polemika! polemika! polemika!

Czy Europa stanie się przywódcą świata w XXI wieku?

Nasza twórczość Piotr Heigelmann, Henryk Gutowski

12-13 32-33 GALERIA FOTO Poznań 14-15 Widziane oczami Jacy będziemy?

„Żeby dojść do źródła trzeba iść pod prąd”

16-17 „Świadectwa

są potrzebne” EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

18-19 Max Styl –

w poszukiwaniu nowego życia

miłośnika miasta Poznania

30-31

Organizacje obywatelskie Popegeerowska wieś też ma szanse

34

Ważne wydarzenia

35

Listy do redakcji

20-22 36-37 Dlaczego dorośli

powinni się uczyć?

Ogłoszenia

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński Druk: Zakład Poligraficzny Moś-Łuczak Skład: Daniel Majchrzak Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86, redakcja@gazetauliczna.pl Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl

Wydanie gazety było możliwe dzięki wsparciu Lloyds TBS Foundation:

3


Drużyna CIS Barka podczas rozgrywek Piątkowskiej Ligii Halowej Piłki Nożnej (fot. Jacek Kaczmarek)

BEZDOMNI Z CAŁEGO ŚWIATA ZAGRAJĄ W PRZYSZŁYM ROKU W POLSCE W PIŁKĘ NOŻNĄ. I TO NIE GDZIE INDZIEJ JAK NA POZNAŃSKIEJ MALCIE. STOWARZYSZENIE SPORTOWE NA RZECZ INTEGRACJI SPOŁECZNEJ BARKA PRZYGOTOWUJE SIĘ DO ORGANIZACJI MISTRZOSTW ŚWIATA W PIŁCE NOŻNEJ ULICZNEJ. W TYM ROKU ODBYWAJĄ SIĘ ONE W REPUBLICE POŁUDNIOWEJ AFRYKI. ROK TEMU, W SZKOCJI, NASZA DRUŻYNA ZDOBYŁA SREBRO.

4


Piłka Nożna Uliczna

łączy ludzi Jednym z istotnych elementów funkcjonowania człowieka poza pracą jest oddawanie się swoim pasjom. Bardzo ważne wśród nich to sport i rekreacja; one sprawiają, że człowiek może poczuć się zrelaksowany, wypoczęty i zadowolony. Jest to nieoceniony czynnik przy budowaniu poczucia wartości człowieka a także ważny czynnik terapeutyczny. Sport jest bardzo często jedynym hobby jakie ma większość osób ze środowisk zagrożonych wykluczeniem społecznym. Wspierając rozwój drużyn piłkarskich i organizując rozgrywki ligowe, pokazujemy, że sport nie powinien kończyć się analizowaniem tabel z wynikami meczy, ale że sami możemy tworzyć sportową rzeczywistość. Daje to z jednej strony ogromną satysfakcję jej uczestnikom, a z drugiej jest znakomitym czynnikiem integrującym. Jedną z możliwości jest piłka nożna uliczna – od gry w lokalnej grupce osób na podwórkach aż po udział w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata. W tym właśnie celu stworzyliśmy Polską Ligę Piłki Nożnej Ulicznej, do której zapraszamy amatorskie drużyny. Istnieją niemal wszędzie – od wielkich miast po małe wioski i tworzą się często przy ośrodkach samopomocowych oraz charytatywnych. To dla nich budować będziemy systemy ligowe umożliwiające udział w nieodpłatnych rozgrywkach ligowych, Pucharach Ligi, mistrzostwach Polski, czy wreszcie w reprezentacji kraju.

Nasze Stowarzyszenie zostało zaproszone przez Homeless World Cup (Mistrzostwa Świata Bezdomnych) do wzięcia udziału w „STREET FOOTBALL WORLD FESTIWAL 06” w Berlinie, imprezie współorganizowanej przez FIFA, jako ambasador Mistrzostw Świata Osób Bezdomnych. To bardzo duże wyróżnienie i oczywiście polska reprezentacja pojedzie do Berlina propagować idee integracji społecznej przez sport. Do lata 2007 roku jest jeszcze sporo czasu. Nie będziemy jednak tylko niecierpliwie czekać na mistrzostwa, będziemy także integrować środowisko piłkarzy ulicznych, motywować się nawzajem do pracy i upowszechniać idee piłki nożnej ulicznej. JACEK KACZMAREK

ORGANIZATOREM I PATRONEM MISTRZOSTW ŚWIATA W PIŁCE NOŻNEJ ULICZNEJ JEST MIĘDZYNARODOWA SIEĆ GAZET ULICZNYCH, DO KTÓREJ NALEŻY NASZA POLSKA GAZETA ULICZNA.

INTERNATIONAL NETWORK OF STREET NEWSPAPERS

5


Poznań ZNANI ARTYŚCI

KRYSTYNA FELDMAN OD WIELU LAT JEST ZWIĄZANA Z POZNANIEM, CHOĆ NIE TU SIĘ URODZIŁA. NAZYWANA PRZEZ WIELU MISTRZYNIĄ DRUGIEGO PLANU, PODCHODZI DO SIEBIE Z DUŻYM DYSTANSEM. Z POZORU SUROWA, POTRAFI WZRUSZAĆ I ROZŚMIESZAĆ Z JEDNAKOWĄ ŁATWOŚCIĄ, DAJĄC POPIS WIELKIEGO AKTORSTWA. 6


ZNANI ARTYŚCI

mnie wybrał GU: Urodziła się Pani we Lwowie, dlaczego przyjechała Pani do Poznania?

KF: A co mogłam zrobić? Gdybym została, musiałabym mieć radzieckie obywatelstwo, a co z tym miałabym robić? Chciałam wyjechać do Polski. GU: A dlaczego akurat do Poznania? KF: Przed Poznaniem było kilka innych miast. Poznań to nie był mój pierwszy wybór. Byłam w Krakowie, Łodzi. Mam wrażenie, że to raczej Poznań mnie wybrał. Dostałam stąd wiele propozycji, które przyjęłam. Nie żałuję tego. Muszę przyznać, że lubię Poznań. I ludzie są dobrzy i dobry teatr, a to jest dla mnie najważniejsze. GU: Mieszka Pani na ratajskim osiedlu… Jak się Pani czuje w tym środowisku? KF: Mam bardzo miłych sąsiadów, którzy są dumni, że mieszkamy w sąsiedztwie. GU: Co jest, Pani zdaniem, najważniejsze w życiu? KF: Uczciwość! GU: Rozumiana dosłownie? KF: Uczciwość w każdym aspekcie. Uczciwość w stosunkach między ludźmi i uczciwość w pracy. GU: A jak Pani reaguje, gdy ktoś jest nieuczciwy? KF: Nigdy nie wiem jaka jest prawda. Staram się wierzyć w człowieka. W ten sposób objawia się nasza wiara. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego! – nie można nikogo skazywać na potępienie. Jestem otwarta na każdego człowieka, obojętnie jak wygląda, co robi. GU: Czym jest dla Pani aktorstwo? KF: To moje powołanie. Dlaczego ktoś zostaje nauczycielem, księdzem, doktorem? To zawsze jest kwestia powołania. Poza tym pochodzę z aktorskiej rodziny. Tradycja też miała duże znaczenie. GU: Często widzimy Panią uśmiechniętą, czy śmiech to rodzaj filozofii? KF: Tak, jestem z natury bardzo wesoła. Na życie trzeba patrzeć optymistycznie! Do ludzi trzeba mieć pozytywne nastawienie, na wszystkich się otwierać.

GU: Takie możliwości daje teatr?

KF: Tak, mam fajny kontakt z kolegami. Jeśli chodzi o widza, to zawsze kiedy się spotykamy poza teatrem, jest mi bardzo miło. GU: Czy grała Pani kiedyś w sztuce, która dotyczyła problemów społecznych? KF: Jest taka sztuka „Królowa Piękności”, która mówi o córce i bardzo zaborczej matce. To zdarza się czasem w życiu, kiedy rodzice próbują zrobić ze swoich dzieci niewolników. Matka i córka kochają się, ale w sposób, który je obie rani. Są pełne obaw, zazdrosne. GU: Czego nauczyła się Pani, grając w filmie „Mój Nikifor”? KF: Ciężkiej pracy, mozolnej i systematycznej, w dodatku ze wspaniałym reżyserem. GU: I chyba było warto… KF: Tak, wynik był wspaniały, no i zdobyliśmy wszystkie możliwe nagrody! GU: A sam Nikifor, czy on też coś w Pani zmienił? KF: Nauczyłam się od niego wielkiej pokory, którą miał, i bycia szczęśliwym. On był bardzo szczęśliwym człowiekiem, mimo wielu nieszczęść, które go spotkały. Nie zwracał uwagi na nędzę, w jakiej żył, na biedę, ani na kalectwo, a przecież miał przyrośnięty do podniebienia język. To wszystko było nieważne, bo robił to, co kochał. Tylko to pozwala być szczęśliwym człowiekiem. Ze mną jest podobnie. To, co robię, robię z wielką radością, dlatego jestem szczęśliwa. GU: Dziękuję za rozmowę. DAGMARA WALCZYK

„Nikifor” to oparta na autentycznych wydarzeniach historia ośmiu ostatnich lat życia Nikifora, zaliczanego do piątki najwybitniejszych prymitywistów świata. Nikifor przez większość życia był pogardzany, nie rozumiany i wyśmiewany. W Krynicy uchodził za pomylonego, budził strach albo śmiech. W 1960 roku jego losy krzyżują się z Marianem Włosińskim (Roman Gancarczyk), młodym malarzem. Włosiński początkowo chce pozbyć się natręta, lecz gdy go lepiej poznaje, odkrywa tkwiący w nim geniusz, niesamowitą siłę jego malarstwa, brak przywiązania do doczesności i pokorę wobec sztuki. Porzuca malarskie ambicje, a sensem jego życia staje się opieka nad genialnym malarzem. Siedem lat później w warszawskiej „Zachęcie” odbywa się pierwsza retrospektywna wystawa prac Nikifora, która staje się jednocześnie dniem jego wielkiego triumfu...

7


„Frywolitki . . . baśniowy festiwal ludzkich możliwości”

8


Spoglądam na Annę siedzącą na tapczanie. Jej dłonie, dzierżące drewniane czółenka, poruszają się z niebywałą wręcz sprawnością, wytwarzają prawdziwe cudo – frywolitki, o różnych kształtach, wielkościach, kolorach ... baśniowy festiwal ludzkich możliwości. GU: Powiedz mi Anno, od kiedy zajmujesz się robieniem frywolitek i co Cię zainspirowało do zajmowania się tym? Anna: Robieniem frywolitek zajmuję się od około dziesięciu miesięcy. W pierwszych dniach listopada ubiegłego roku, w poznańskim „Rondzie” na Ratajach, zorganizowano kiermasz rękodzielnictwa artystycznego. Zebrało się tam wówczas kilkudziesięciu rękodzielników z całej Wielkopolski. Rękodzielnicy nie tylko wystawiali swoje cacka, ale także na miejscu je wytwarzali. Przybyli garncarze z całymi swoimi warsztatami, rzeźbiarze, bukieciarze, rysownicy, hafciarki, wikliniarze, garbarze. Jednocześnie tańczyły i śpiewały zespoły regionalne. Wówczas zauważyłam, siedzącą skromnie na ławie, około osiemdziesięcioletnią kobietę, robiącą z przejęciem jakąś ręczną robótkę. Podeszłam bliżej i aż oniemiałam z zachwytu. Obok niej, na ławce, leżały piękne serwetki, damskie czapeczki, żaboty z misternej koronki. Rękodzielniczka otoczona była wianuszkiem pań w różnym wieku. Przypominam sobie, że młoda dziewczyna kupiła piękną czapeczkę z koronki – wydała na nią kilkadziesiąt złotych. Na ławce leżała również okazała, biała serweta z koronki, o średnicy około jednego metra – jej cena była jednak wyraźnie odstraszająca: 4.000 zł. Nawiązałam rozmowę z panią Stefanią. Okazało się, że mieszka i tworzy w małej miejscowości pod Jarocinem. Dowiedziałam się wówczas od niej, że wykonywane przez nią koronki to frywolitki. Już po kiermaszu byłam u niej kilka razy w domu. Zafascynowała mnie owa serweta z koronki, która straszyła klientów swoją ceną. Pani Stefania wyjaśniła mi, skąd wzięła się ta cena: otóż serwetę robiła przez ... kilka lat, po parę godzin dziennie. Obserwowałam, podglądałam i... nauczyłam się. Kobiety w mojej rodzinie, jak opowiadała mi Mama, zawsze zajmowały się twórczością ludową i podejrzewam, że to właśnie po nich odziedziczyłam swe zdolności artystyczne. Zarejestrowałam nawet moją działalność w Urzędzie Miejskim w Poznaniu pod hasłem: „Rękodzielnictwo”. GU: Czy mogłabyś nam powiedzieć coś więcej o frywolitkach?

Anna: Frywolitka to inaczej koronka, której nazwa pochodzi od łacińskiego słowa frivolus – kruchy, delikatny, nietrwały. Jest nazywana również koronką czółenkową, gdyż powstaje przy pomocy czółenek. Jest to najprawdziwsza gipiura wykonywana ręcznie. Jej historia liczy ponad dwa tysiące lat – znana już była w starożytnym Egipcie i w Chinach. W czasach nowożytnych, w Europie, zajmowano się nią głównie na dworskich i magnackich salonach. Panie z angielskiej i francuskiej szlachty w XVIII wieku chętnie portretowały się, trzymając w ręce czółenko wysadzane klejnotami. Dzisiaj taka koronka nadal budzi zachwyt i jest przedmiotem pożądania wielu pań. Frywolitka powinna być wykonywana z mocno skręconego kordonka bawełnianego. Nie należy jej robić z włóczki lub z kordonka z domieszką tworzyw sztucznych i o zbyt małym splocie, ponieważ po wypraniu straci swój charakterystyczny kształt a sztuczne tworzywa z biegiem czasu niekorzystnie zmienią kolor. GU: Gdy patrzę na twoje frywolitki jestem pewien, że wykonanie takiego kunsztownego cudeńka jest bardzo, bardzo trudne. Jak długo trwa, średnio, nauka robienia frywolitki? Anna: Osobiście organizuję i prowadzę takie kursy. Zbieram grupy po 6-8 pań i przez 10 godzin wpajam im wiedzę teoretyczną i praktyczną. Oczywiście ten kurs „rozbijam” na dwa dni: przeważnie w sobotę i w niedzielę. Kurs to dopiero wstęp do porządnej nauki, już we własnym domu, na spokojnie. GU: Czy wszystkie panie, które rozpoczynały kurs, kończyły go? Anna: Sporadycznie zdarzają się panie, które po sobotniej części kursu nie pojawiają się już na części niedzielnej. Albo „chwyciły” już wiedzę w sobotę albo zniechęciły się do tego stopnia, że uznały się za pokonane w pierwszej rundzie. GU: Czy mogłabyś pokazać chociaż część swoich arcydzieł naszym Czytelniczkom ... i wierzę, że również zainteresowanym Czytelnikom? Anna: Oczywiście. Porozkładamy część moich frywolitek na stole i uwiecznimy je na zdjęciu. GU: W imieniu „Gazety Ulicznej” dziękuję za rozmowę i przybliżenie nam piękna zarówno frywolitek, jak i całego rękodzieła artystycznego. LESZEK REMBECKI

9


polemika! polemika! polemika! polemika!

Czy Europa stanie się

przywódcą świata w XXI wieku? NA NASZYCH OCZACH WYPALA SIĘ MIT AMERYKI, KTÓRA PRZESTAJE BYĆ KRAJEM SZCZĘŚLIWOŚCI, GDZIE KAŻDY MOŻE OSIĄGNĄĆ SUKCES I Z PUCYBUTA STAĆ SIĘ MILIONEREM. ROLĘ LIDERA W ŚWIECIE PRZEJMUJE EUROPA.

Rifkin dokonuje analizy dwóch kultur: amerykańskiej i europejskiej. Często Europa postrzegana jest jako starzejący się i zamierający kontynent, rozleniwione państwo dobrobytu, przytłoczone biurokracją Brukseli. Ameryka to kraj wielkich możliwości, gdzie każdy ma szansę wzbogacić się, kontynent pełen entuzjazmu, wiary, patriotyzmu i odpowiedzialności za losy świata. Jednak bliższe przyjrzenie się obu kontynentom pokazuje zarysowujące się problemy. Stany Zjednoczone zajmują 2. miejsce, jeśli chodzi o rozpiętość dochodów, za nimi są jedynie Moskwa i Meksyk. 17 % Amerykanów żyje poniżej minimum socjalnego, podczas gdy we Francji 8 %, w Niemczech 7,5 %, w Finlandii 5,1, a w Szwecji 6 %. Najniższa płaca w USA wynosi 39 % przeciętnego wynagrodzenia, podczas gdy w EU – 53 %. Amerykanie nie mają prawa nawet do bezpłatnych urlopów macierzyńskich. W Europie płatny urlop powszechnie obowiązuje od 3 do 6 miesięcy. Pada też mit o amerykańskiej wydajności pracy. Pod koniec 2002 roku robotnicy krajów Europy Zachodniej wytwarzali w ciągu 1 godziny więcej niż ich amerykańscy koledzy. W Europie pracuje się krócej. Amerykański robotnik pracuje o 2,5 miesiąca dłużej w roku niż robotnik niemiecki, a 4,5 tygodnia dłużej niż pracownik brytyjski. W Europie urlop trwa średnio 6 tygodni w większości branż. Bezrobocie w 2003 roku wynosiło w USA 6,2 %,

10

jeśli jednak uwzględni się osoby, które zrezygnowały z poszukiwania pracy, to bezrobocie będzie wynosiło ok. 9 %. Biorąc pod uwagę wskaźnik wzrostu GPI (tzw. Prawdziwy Wskaźnik Postępu) to w Europie wypada on lepiej. Amerykanie zużywają o 1/3 energii więcej do wytwarzania swojego produktu krajowego brutto, ale rozwijają się szybciej niż Europa. Jednakże wzrost amerykański jest finansowany katastrofalnym zadłużeniem. Dług w latach 2000-2004 wynosił 1,5 biliona $, a deficyt w 2004 r. – 500 mln $. Odbiło się to na wartości dolara, który traci w stosunku do Euro. Te liczby, jeśli nie świadczą o odebraniu Ameryce pierwszego miejsca, to naruszają przekonanie o dotychczasowym prymacie USA w świecie. Europejczycy żyją dłużej i zdrowiej. W krajach europejskich żyje się bezpieczniej. USA


polemika! polemika! polemika! polemika! zajmuje 37. miejsce na świecie pod względem ogólnego poziomu zdrowia, a 54. miejsce pod względem dostępu do usług zdrowotnych. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to w EU popełnia się ok. 1,7 morderstw na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w USA – 6,2. W EU przypada 87 więźniów na 100 tys. mieszkańców, a w USA – 685. Zdaniem Rifkina to właśnie Europa pełnić będzie dominującą rolę w świecie w XXI wieku. Europejczycy są nośnikami wielu wartości, które są niezbędne do dalszego rozwoju świata: „podczas gdy Amerykanie żyją, żeby pracować, Europejczycy pracują, żeby żyć, przedkładają jakość życia nad gromadzenie osobistego bogactwa”. Europa odmiennie pojmuje wolność i bezpieczeństwo: „ważniejsze są więzi wspólnotowe niż niezależność jednostki”. W Europie podejmowany jest wysiłek, by pielęgnować różnorodność kulturową, Amerykanie natomiast wypracowali ujednolicone standardy wchłaniające różnice kulturowe. Rifkin przez 20 lat podróżował pomiędzy Europą a Ameryką. Patrzy na Europę jako obserwator i jako wizjoner. Widzi, co Europa już osiągnęła, ale również dostrzega, co Europa może osiągnąć i do czego jest powołana: „Dzisiaj Europa staje się krainą możliwości dla milionów ludzi na całym świecie, przygotowuje się do nowej epoki. Ma się wrażenie, że Europejczycy mają świadomość budowania czegoś nowego, śmiałego. Natomiast Ameryka usiłuje rozpaczliwie trwać przy starej epoce. Europa stała się gigantycznym laboratorium przeprowadzającym w swobodnej atmosferze eksperymenty, które mają na celu ponowne zastanowienie się nad kondycją ludzką i przebudowanie instytucji zgodnie z wyzwaniami nowej epoki”. Rifkin uważa, że to w Europie rodzi się idea zrównoważonego rozwoju, idea mądrej gospodarki, która jest ciągle odtwarzana (odnawialne źródła), idea gospodarki solidarnej, gdzie istnieje możliwość rozwoju dla każdego członka społeczności. Uważa, że wzrost bogacenia się należy zastąpić zrównoważonym rozwojem. Proponuje nowe sposoby organizowania się społecznego, zarówno w skali lokalnej jak i globalnej. Rifkin stwierdza, że najpierw powstaje kultura i kapitał społeczny, a potem kształtuje się rynek, wymiana handlowa, technologie, państwa i rządy. Zrównoważonemu rozwojowi przeciwstawia amerykańskie dążenie do nieograniczonego wzrostu materialnego. Rifkin podziwia Europę jako kontynent, gdzie uniwersalne prawa człowieka stawiane są wyżej niż prawo własności, a gotowość

do współpracy i pokoju jest większa niż chęć użycia siły. Mówiąc o europejskim marzeniu Rifkin roztacza obraz ludzkości wyzwolonej od państwa narodowego, od kapitalistycznego rynku, ludzkości mądrze eksploatującej bogactwa ziemi, umiejącej równoważyć dążenie do budowania kapitału społecznego z dążeniem do budowania kapitału materialnego. Rifkin pisze: „Historia świata nie musi być walką konkurujących ze sobą ideologii. Przyszłość należy do społeczeństw, które włączają się w nurt wspólnej historii, wznoszą się ponad własny interes, dążą ku świadomości globalnej opartej o zrównoważony rozwój, współpracę i pokój”. Podsumowując, Rifkin pisze: „choć Europa nie stała się nagle utopią szczęśliwości, właśnie tu, na Starym Kontynencie rodzi się europejskie marzenie, jedyna naprawdę uniwersalna propozycja dla globalizującego się świata. To Europejczycy wyrażają najlepsze aspiracje ludzkości i od zrealizowania ich wizji – zasadniczo odmiennej od amerykańskiej – zależą losy mieszkańców Ziemi XXI wieku.” Książkę gorąco polecam. Jest to pasjonująca lektura, która buduje fundament pod nowy sposób myślenia, pod wiele rodzących się w Europie inicjatyw w dziedzinie ekonomii solidarnej, nazwanej przez Jana Pawła II w Encyklice Centesimus Annus „nową ekonomią”. Przed Europą stoi wielkie wyzwanie. Nawiązując do swoich chrześcijańskich korzeni Europa ma szansę wydobyć wartości, bez których bezpieczny rozwój świata jest zagrożony. BARBARA SADOWSKA RIFKIN JEREMY, EUROPEJSKIE MARZENIE (JAK EUROPEJSKA WIZJA PRZYSZŁOŚCI ZAĆMIEWA AMERICAN DREAM), WYDAWNICTWO NADIR, WARSZAWA 2005

Jeremy Rifkin (ur. 1943 w Denver) – ekonomista, politolog, publicysta. Ukończył Uniwersytet Pennsylwania. Jest założycielem i prezesem Foundation on Economic Trends (FOET). Był doradcą Romano Prodiego. Zajmuje się przede wszystkim wpływem innowacji technologicznych i naukowych na społeczeństwo, gospodarkę i środowisko. Jego książki są bestsellerami i wywołują gorące dyskusje. Najważniejsze książki  Europejskie marzenie. Jak europejska wizja przyszłości zaćmiewa American Dream (2004, wyd. pol. 2005).  Wiek dostępu. Nowa kultura hiperkapitalizmu, w której płaci się za każdą chwilę życia (2000, wyd. pol. 2003, Wydawnictwo Dolnośląskie).  The Biotech Century: Harnessing the Gene and Remaking the World (1998).  Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postrynkowej (1995, wyd. pol. 2001, Wydawnictwo Dolnośląskie).

11


GALERIA

KARTKI WYKONANE W CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJ „SZKOŁA BARKI”

12


ŚNIADANIE WIELKANOCNE W BARCE PRZY ULICY ŚW. WINCENTEGO 6/9 W DNIU 16 KWIETNIA O GODZ. 10.30 SERDECZNIE ZAPRASZAMY!

13


Jacy

?

będziemy??

14


„Żeby dojść do źródła trzeba iść pod prąd” „Tryptyk rzymski”, Jan Paweł II Nie lubię obchodzenia rocznic śmierci, wolałabym nawet o tym zapomnieć, bo przecież takie rocznice wiążą się zazwyczaj z pamięcią o chwili gdy odszedł ktoś bliski i drogi, kogo chciałoby się mieć przy sobie zawsze. Zatrzymać. Za wszelką cenę. Bo to nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych. A przecież ciągle tkwi w pamięci ten trudny i bolesny dzień sprzed roku, gdy odszedł człowiek, który kochał nas miłością mądrą, czułą i wymagającą, a tylko takiej miłości można zaufać i pozwolić się prowadzić. Jak nikt inny potrafił rozstrzygać nurtujące nas wątpliwości, zawracać z dróg poplątanych i źle wybranych. Pamiętam wiele z Jego nauki, ale w sposób szczególny zapadły mi w serce i pamięć słowa wypowiedziane na Westerplatte w czasie trzeciej pielgrzymki do kraju – „Każdy ma swoje Westerplatte, jakąś sprawę, której trzeba bronić do końca, obowiązek, wobec którego nie można zdezerterować”. W słowach papieża usłyszałam nie tylko ważne przesłanie, ale także wyraźne ostrzeżenie przed życiem łatwym, duchowo jałowym, kiedy człowiek przestaje stawiać samemu sobie wymagania, rezygnuje z własnego człowieczeństwa, a tym samym z samego siebie. Wszyscy wiemy, że w naszej obecnej rzeczywistości papieskie słowa są szczególnie trudnym wyzwaniem. Współczesna tzw. kultura masowa natrętnie proponuje konformizm i konsumpcjonizm jako najlepszy sposób na „samorealizację”. Sączy przeświadczenie, że życie wymagające, walczące, zgodne z normami etycznymi jest dla zwykłego człowieka zbyt trudne. Ten, który usiłuje w ten sposób żyć, naraża się na lekceważące określenie nawiedzonego idealisty, nienadążającego za duchem czasu. Wszechwładne mass media narzucają, obowiązujące przez jeden sezon, „systemy wartości”, powoli, ale skutecznie pustoszą nasze umysły i serca. Wykreowana przez nie rzeczywistość przeistacza człowieka z podmiotu w przedmiot, w dodatek do modnych gadżetów, których posiadanie na zasadzie – im więcej tym lepiej – określa naszą wartość w oczach innych. Na naszych oczach, ukochana przez Jana Pawła „cywilizacja serca”, zamienia się w cywilizację coraz bardziej ignorującą głębokie potrzeby duchowe. Mogę dać się zwieść i wpaść w tę zastawioną na mnie pułapkę, której pozorna atrakcyjność sprowadza się do przekonania mnie, że jedyną wartą zachodu sprawą jest zapewnienie sobie

spokojnego, dostatniego, wypielęgnowanego od stóp do głów życia. A jeśli nawet pojawią się jakieś wyrzuty sumienia łatwo można je uciszyć stwierdzeniem, że niezależnie od tego co zrobię, świat i tak przecież pójdzie swoim torem. Po co zaangażować siebie w jakąś trudną sprawę, zaryzykować, rzucić własne ja na szalę. Zawsze jednak pozostanie otwarte, dramatyczne pytanie o godność ludzkiego życia. Mojego życia. Mogę sobie to trudne pytanie postawić lub nie. Odpowiedź jest tożsama z moim głosem sprzeciwu wobec tego wszystkiego, co uzurpuje sobie prawo do wyręczania mnie z myślenia, podpowiadania jak i czym powinnam żyć, kim być. Pewnie jestem niemodna w moich przekonaniach, nie jestem „trendy”, nie nadążam za tymi, dla których „mieć” jest dużo ważniejsze niż „być”. Wybrałam. Moje życie jest moim i tylko moim wyborem. Nie chcę pozbawić je odwagi i trudu samostanowienia o sobie, nie chcę, aby zamknięte w ciasnym egoizmie, stało się bezkształtne i tchórzliwe. Do wszystkich moich słabości i ułomności nie chcę dodawać jeszcze świadectwa, że na nic więcej mnie nie stać, że nawet nie spróbowałam... To samoponiżenie. Uważnie wsłuchana w papieskie słowa chcę szukać i bronić mojego Westerplatte. Wiem, że moje Westerplatte jest małe, niepozorne, niewystarczające, ale dla mnie ważne, że w ogóle jest. Dzisiaj, po roku bycia bez Ciebie, dziękuję Tobie, Ojcze Święty, za to piękne orędzie nadziei i wiary w każdego z nas, za żywe i ciągle potrzebne przypomnienie, że prawdziwym powołaniem i przeznaczeniem człowieka jest jego godność i człowieczeństwo. W chwilach szczególnie trudnych, tak trudnych, że nawet nadzieja zamiera, przywołuję w pamięci Twoje słowa, które – jak zawsze – pomagają obronić się przed zmęczeniem i zwątpieniem, nie zdezerterować wobec własnego życia, nie oddać je walkowerem. GINA LEŚNIAK

15


„Świadectwa

są potrzebne” Silny głos w środku nocy zrywa ze snu całą rodzinę. Światło latarki, okrzyki mamy budzą mnie z sześcioletniego uśpienia. Policjant wyrywa mi poduszkę i sprawdza majętność moich snów. Tata na widok pieniędzy ukrytych w pościeli zamienia się w posąg soli. Jego umiłowany syn znów okradł sklep. Płacz mamy towarzyszy mi odtąd przez wszystkie dni. Moje rodzeństwo wytycza drogę mojej dorosłości.

Miodowe lata Najstarszy brat wyrywał ptakom skrzydła, pompował żaby rurką, okradał kioski i siedział w poprawczaku. Gdy wyszedł na wolność spłodził dziecko, kupił papierosy i więcej już do domu nie wrócił. Brat średni był delikatny jak lilia i wciąż płakał, że nikt go nie lubi. Był stworzony, by mu służyć, więc od najwcześniejszych godzin dnia przekupywał wszystkich uśmiechem i pieniędzmi z niewiadomego źródła. Najmłodszy brat zaczął pić, gdy miał dwanaście lat a skończył wraz ze zdmuchnięciem trzydziestej szóstej świeczki. Najstarsza siostra zakochała się w alkoholiku, który siekierą otwierał drzwi rodzinnego domu, gdy szukała tam schronienia. Jeśli okresy picia były dłuższe niż trzeźwości, zapadała w letarg, który lekarze nazwali depresją. W pewną ciemną noc ból życia był tak wielki, że postanowiła uchronić przed nim swojego syna, ale lekarze uratowali jedynaka i picie z depresją wciąż mieszkało z nami pod jednym dachem. Aż do czwartego września, gdy okno z czwartego piętra stało się bramą do innego świata. Śmierci siostry nie zauważył jej mąż. Siostra średnia zaczęła się zabijać, gdy skończyła 14 lat. Dziś ma 44 i szesnaście prób odebra-

nia sobie życia. Między odwykami była trzy razy na porodówce. Dziś jej dzieci piją razem z nią. Jej mąż jest uzależniony tylko od swojej żony.

Pokój marzeń Pasy bezpieczeństwa, oddział psychiatryczny, izba wytrzeźwień wciąż mieszkały w kątach mojego maleńkiego pokoju, który dzieliłam z rodzeństwem. Pierwszy kieliszek, pierwszy papieros, pierwszy pocałunek były jak pierwszy śnieg – upragniony, ale zimny. Odeszłam z domu. Mama płakała. Nie zdałam matury, policja mnie szukała, koledzy podawali działki zapomnienia, ale nie chciałam tak żyć. Ktoś, kto zamieszkał we mnie, podpowiadał mi, że nie wolno marnować życia. Uciekłam. Narzeczony płakał. Zaczęłam pisać swoje życie sama. Skończyłam studia. Jedne, drugie. Uczyłam się siebie w podróży po książkach. Patrzyłam w lustro i powtarzałam, że musi być jakiś sens w tym, że jestem. Mijały lata. Dziś mam 42, dwójkę dzieci, cudownego męża. Kończę doktorat, zmieniam siebie codziennie. Mój świat też się zmienia – w moim mieście jestem w Zarządzie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i w Zarządzie Towarzystwa Doktorantów. Igły codzienności doskwierają w głosie siostry i braci. Wczoraj mój bratanek szukał sensu życia na wieży kościelnej. Dziś bezpieczeństwo zapewnia mu psychotrop. Moja rodzina żyje. Ja staram się tkać życie, ale wiem, że bez nich nie utkałabym nawet jednego dnia. Dzięki nim nie zawijam mego statku do ich portów. Staram się wypłynąć poza horyzont. JOLANTA WORKOWSKA

Upadek dał mi możliwość przemiany Jako nastoletni chłopak zacząłem pragnąć zmiany – chciałem żyć w lepszym świecie, być zauważanym i docenianym człowiekiem. Środkami, które miały mnie doprowadzić do owego lepszego czy może wręcz idealnego świata, stały się alkohol i narkotyki.

16

Co w środowisku mi nie odpowiadało? Trudno określić to jednoznacznie, ale niezaprzeczalnym elementem, pchającym mnie do ucieczki od życia, była choroba mojego ojca – alkoholizm. Z drugiej strony była moja matka ze swą bezgraniczną miłością, która kazała jej stawiać stołek przy oknie


i dniami i nocami wypatrywać syna. Tak więc, broniąc się przed wewnętrznym rozdarciem – między nienawiścią a miłością do ojca, pogrążałem się w alkoholizm i narkomanię. W niedługim czasie przestałem nocować w domu. Sypiałem w piwnicach i na budowach, a latem w sadach. Przestałem też chodzić do szkoły. Jedyną rzeczą, o którą się troszczyłem i która determinowała wszystkie moje działania, było zapewnienie sobie środków odurzających, czymkolwiek by one były. Aby zdobyć pieniądze na alkohol i ćpanie, zacząłem dokonywać przestępstw. Na początku było to okradanie uczniów szkół ponadpodstawowych, którzy dojeżdżali z pobliskich miejscowości. Dochodziło przy tym do pobić i interwencji policji. Moja demoralizacja pogłębiała się. Przestałem dbać o swój wygląd zewnętrzny, a także o to, co myślą o mnie ludzie. Czułem się coraz bardziej bezkarny i potrzebowałem coraz więcej pieniędzy, włamywałem się do mieszkań, dokonywałem napadów i pobić. Mój system wartości został wywrócony na lewą stronę: kochają mięczaki, nienawidzą twardziele, kształcą się lamusy, królowie życia piją, kradną i korzystają ze wszystkiego bez żadnych skrupułów. Taki styl życia i sposób myślenia nie mogły doprowadzić mnie nigdzie indziej niż do więzienia. Tak też się stało. Po jednym z napadów zostałem aresztowany i skazany na siedem lat. Więzienie okazało się kolejnym etapem mojej degradacji. Szybko nasiąkałem przestępczymi „wartościami”, które wydawały mi się jedynym słusznym spojrzeniem na świat. Pobyt w zakładzie karnym utwierdzał mnie w przekonaniu, że aby żyć trzeba zabić swoje sumienie, aby być szanowanym trzeba gnębić i deptać innych. Mając zaledwie osiemnaście lat, byłem już człowiekiem doświadczonym uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, mieszkaniem na ulicy i pobytem w więzieniu. Dlaczego…? Czy człowiek, który nie doświadczy w swoim życiu żadnych większych niepowodzeń, kiedykolwiek podejmie próbę zmiany swojego losu? Czy ktoś, kto nie musi walczyć ze swoim sumieniem, pewnego dnia nie zapomni o jego istnieniu? Odpowiedzi na te pytania będzie tyle, ilu ludziom je postawimy. Ja natomiast z pełną świadomością odpowiadam, że to właśnie upadek moralno-społeczny dał mi możliwość głębokiej przemiany i wzrostu. Po pięciu latach odbywania kary pozbawienia wolności, trafiłem na terapię odwykową w jednym z warszawskich więzień. Mimo rodzącego się we

mnie buntu i niezgody na to, czego dowiadywałem się o sobie od swojego terapeuty, powoli zacząłem przyjmować to jako prawdę. Dzięki wysiłkom terapeuty i siostry zakonnej, ich uczciwemu i pełnemu zaangażowaniu, ukończyłem terapię z rodzącą się w sercu nadzieją i wiarą, że można żyć bez narkotyków, agresji i nienawiści. To był jednak dopiero początek drogi. Kończąc terapię, miałem przed sobą jeszcze dwa lata pobytu w więzieniu. Było mi bardzo ciężko zmieniać siebie w miejscu, które gardziło zasadami odkrywanymi przede mną przez siostrę zakonną i terapeutę, którzy towarzyszyli mi w tych trudnych dniach, aż do końca wyroku. Po opuszczeniu zakładu karnego, rozpocząłem drugą terapię o rozszerzonym programie. Nie uchroniło mnie to jednak przed powrotem do picia. Zostałem wtedy postawiony przed ważnym wyborem życiowym a zarazem wielką próbą. Dziewczyna, z którą mieszkałem, zamknęła przede mną drzwi. Mogłem wrócić do rodzinnego miasteczka, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie to powrót w bagno, z którego tak chciałem się wydostać. Nie była to łatwa decyzja – zostać bezdomnym i mieć nadzieję, czy... wrócić do domu rodziców i łudzić się, że wszystko będzie dobrze? Postanowiłem się nie poddawać i zamieszkałem w ośrodku dla bezdomnych. Gdy byłem w schronisku, zacząłem uczęszczać na spotkania anonimowych alkoholików oraz podjąłem wolontariat w Fundacji „Bank Żywności SOS”, która to fundacja zajmuje się zmniejszaniem obszarów ubóstwa poprzez zapobieganie marnotrawstwu żywności. Sześć miesięcy w fundacji zaowocowało zatrudnieniem mnie, w ramach umowy z Urzędem Pracy, w pracach interwencyjnych. Starałem się być uczciwy w tym co robiłem, gdyż wiedziałem, że tylko taka postawa może dać mi jakąkolwiek szansę i uchronić przed powrotem do starego systemu wartości. Po kilku miesiącach podpisałem swoją pierwszą w życiu umowę o pracę na czas nieokreślony. Dzięki temu mogłem wynająć pokój i zamieszkać samodzielnie a także podjąć naukę w liceum dla dorosłych. Dziś jestem szczęśliwym mężem kobiety, która kiedyś wbrew swoim uczuciom, ale zgodnie z nakazem rozsądku, zamknęła przede mną drzwi. Dziś pracuję dla ludzi doświadczonych przez życie, uczę się, uczestniczę w spotkaniach AA a w pierwszych dniach maja przyjdzie na świat nasze dziecko.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

NAZWISKO ZNANE REDAKCJI

Europejski Fundusz Społeczny

17


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Max Styl nowego życia w poszukiwaniu

Sklepik rzeczy z drugiej ręki spółdzielni Max Styl

ULICA DARZYBORSKA. PRAWIE KONIEC POZNANIA, A DLA NICH POCZĄTEK NOWEGO ŻYCIA... KILKA OSÓB Z WIELKIM ENTUZJAZMEM ZAŁOŻYŁO WŁASNĄ SPÓŁDZIELNIĘ SOCJALNĄ. JESZCZE NIEDAWNO NIE MIELI PRACY, NIE MIELI GDZIE MIESZKAĆ I ANI ZŁOTÓWKI W PORTFELU. TERAZ PRACUJĄ WE WŁASNYM BIURZE, OTRZYMUJĄ COMIESIĘCZNĄ WYPŁATĘ. SĄ ZADOWOLENI I PEŁNI NADZIEI.

18


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Spółdzielnia socjalna powstaje, gdy grupa co najmniej pięciu osób postanawia przerwać dotychczasowe bezrobocie i zrealizować pomysły na własny „biznes”. Pierwsza spółdzielnia socjalna, która powstała krótko po nowelizacji prawa spółdzielczego, to „MaxStyl”, założona w październiku 2005 r. przez Jana Kołaczyka, Grzegorza Zgrecza, Jurka Kaczmarowskiego, Ewę Łukomską, Jerzego Sytniejewskiego oraz grupę wolontariuszy. „Janek miał pomysł, żeby zarabiać a w naszym wieku trudno o pracę” – mówi Beata. Założyli spółdzielnię, która zajmuje się zbieraniem i sprzedawaniem używanych mebli i ubrań. Duży magazyn przy Darzyborskiej, gdzie dawniej mieściły się koszary wojskowe, służy im za magazyn i sklep. Obok, własnymi siłami, stworzyli niewielkie biuro. Twierdzą, że wszystko co najtrudniejsze, mają już za sobą. Kłopotliwe były dla nich sprawy rejestracji spółdzielni, problemy urzędowe i finansowe. Teraz jednak mogą pracować i zajmować się dokładnie tym, co sobie wyznaczyli. Spółdzielnia funkcjonuje, bo każdy wie, co należy do jego obowiązków i czym ma się zajmować. Jurek roznosi ulotki informacyjne, ludzie dzwonią do nas i mówią, co chcą przekazać i kierowca jedzie po odbiór tego. Jeśli coś jest bardzo zużyte lub zepsute, trzeba to utylizować, a osoba, która chciała w ten sposób oczyścić swoje mieszkanie, płaci za utylizację. Jeśli meble są dobre, jadą do magazynu. Tu Janek przeprowadza renowację a potem meble trafiają do sklepu. Czasem przekazują coś bezdomnym lub Pogotowiu Społecznemu. Z ubraniami jest inaczej – ulotki informują kiedy i gdzie można składać używane ubrania, kiedy przyjedzie po nie samochód. Zebrane rzeczy segreguje Beata. Latem sprzedawane są na rynku a zimą w sklepie. „Wszystko robimy razem” – mówią. Prawie wszyscy mieszkają w jednym miejscu, organizują cotygodniowe spotkania, w czasie których dzielą się swoimi problemami. Spółdzielnia to mała wspólnota, która składa się z osób z różnymi charakterami, z różnym bagażem doświadczeń, z różnymi ludzkimi ułomnościami, często osób zmęczonych życiem. Nikt z nich nie chciał spaść na dno. To miejsce było dla nich granicą, od której można się jeszcze odbić.

Dzięki spółdzielni socjalnej zrodziło się nie tylko wspólne zatrudnienie, ale także solidarna więź grupy ludzi, którzy nie czują wobec siebie zazdrości. Zrodziła się też nadzieja na to, że są w stanie coś wspólnie dokonać, czuć się potrzebnymi i pełnymi zadowolenia. „Ja całe życie słyszałam, że nic nie potrafię, teraz jest dobry moment, żeby ten czas nadrobić”. Mieli wiele różnych problemów, od braku mieszkania do alkoholu i narkotyków. Na początku pomogła im „Barka”, przecież nie mieli dokąd pójść, gdzie spać. Teraz są w stanie pomagać sobie. Choć nie wszystko jest łatwe i nie zawsze wychodzi dobrze, wiedzą że mają siebie i mogą na siebie liczyć. Są rodziną – Janek i Beata są małżeństwem, mają córkę Sylwię, pozostali są sobie także nawzajem bliscy. Ich plany na przyszłość to stały rozwój, chcą rozszerzać zlecenia, zająć się ogrodnictwem, sprzątaniem, zatrudniać więcej osób. Dziś doradzają tym, którzy planują założenie spółdzielni. Radzą, aby najpierw spotkać się z kimś, kto już działa, by traktować pieniądze jak kapitał i myśleć o przyszłych inwestycjach. DAGMARA WALCZYK

Max Styl dysponuje dużym magazynem (na fotografii Grzegorz Stefański)

Jak założyć spółdzielnię socjalną? – zbieramy 5 osób bezrobotnych chętnych do działania we własnym przedsiębiorstwie – podejmujemy decyzję dotyczącą charakteru spółdzielni (produkcyjna, usługowa itp.) – mamy pomysł na działalność i opracowujemy biznes plan – zgłaszamy się w urzędzie pracy i składamy wniosek o dofinansowanie naszej działalności – piszemy statut i organizujemy zebranie założycielskie spółdzielni – wybieramy władze spółdzielni – składamy wniosek o zarejestrowanie spółdzielni do Krajowego Rejestru Sądowego – równocześnie zgłaszamy się w urzędzie pracy i składamy wniosek o dofinansowanie naszej działalności

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

19


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Dlaczego dorośli powinni się uczyć?

Zajęcia uniwersytetów ludowych w Szkole Barki

W POLSCE SYSTEM KSZTAŁCENIA NIE JEST DOSTOSOWYWANY DO MOŻLIWOŚCI RYNKU PRACY. POTRZEBNA JEST EDUKACJA, PRZYGOTOWUJĄCA DO SZYBKIEGO I ELASTYCZNEGO REAGOWANIA NA ZMIANY. TRZEBA WRÓCIĆ DO IDEI KSZTAŁCENIA DOROSŁYCH W TZW. UNIWERSYTETACH LUDOWYCH.

20


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Proces edukacji człowieka nie kończy się na szkole. Edukacja jest najważniejszym narzędziem rozwoju społeczeństw. Niestety w Polsce, mimo deklaracji polityków, edukacja ciągle nie jest priorytetem. Szkoła polska jest dużym zakładem pracy zatrudniającym setki tysięcy nauczycieli, skupionych w silnych związkach nauczycielskich i walczących głównie o zabezpieczenia dla swojej grupy zawodowej, a mniej o reformy w systemie oświaty. Rodzice mają nikły wpływ na kształt edukacji w szkole. Uczniowie są mało aktywni, przyswajają wiedzę w sposób pamięciowy, zajęcia nie inspirują ich do dyskusji. Nauczyciele akademiccy często poszukują dodatkowego zatrudnienia w szkołach niepublicznych i prywatnych. Kurczy się czas na kształcenie i wychowywanie, co skutkuje słabym przygotowaniem absolwentów do dorosłego życia i do samodzielności. Duże bezrobocie wśród młodzieży spowodowane jest przekonaniem, że pracę się dostaje, a nie tworzy, najchętniej w administracji publicznej, ze względu na stabilizację i bezpieczeństwo socjalne. Młodzież słabo przygotowana jest do tworzenia miejsc pracy w sektorze prywatnym. Nie jest też uświadomione istnienie sektora organizacji obywatelskich. W sektorze organizacji pozarządowych, w porównywanej do Polski Hiszpanii, jest ponad 1 mln miejsc pracy, podczas gdy w Polsce ok. 100 000. Jest też poważny problem z wykluczoną częścią społeczeństwa. Młodzi ludzie, często ze względu na trudną sytuację materialną rodziców, nie mogą w pełni uczestniczyć w procesie edukacji. Duże bezrobocie dotyka szczególnie ludzi o niskim poziomie edukacji, co w konsekwencji skutkuje degradacją całych rodzin i dziedziczeniem „kultury przetrwania”. Wielkim wyzwaniem jest też rozwój zaniedbanych obszarów wiejskich, uchronienie od zamykania małych wiejskich szkół, które mogą spełniać rolę centrów cywilizacyjnych realizujących programy edukacji nieformalnej w stosunku do rolników. Ważne jest też budowanie wspólnoty wiejskiej i grup samopomocowych oraz edukacja w kierunku samoorganizacji wsi polskiej i powrót do najlepszych tradycji ruchu spółdzielczego.

Dania – ojczyzna uniwersytetów ludowych Pierwszy uniwersytet ludowy powstał w 1844 r. w Rodding z inspiracji Grundtviga, duńskiego pisarza, pedagoga i teologa. W XIX w. Dania poniosła

ogromne straty terytorialne, w 1830 r. straciła Norwegię, a następnie w 1864 r. Szlezwig i Holstein. Jednocześnie wraz z utratą posiadłości terytorialnych coraz bardziej uświadamiany przez elity stawał się problem niskiego wykształcenia Duńczyków (80 % społeczeństwa było analfabetami). Idea „przebudzenia” głoszona przez Grundtviga oparta była o hasło: „to, co utracono na zewnątrz, należy uzyskać wewnątrz”. Oznaczało to podjęcie pracy organicznej, aby podnieść i rozwinąć cywilizacyjnie naród duński. Miały służyć do tego celu uniwersytety ludowe, które były placówkami oświatowymi dla dorosłych, prowadzącymi kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne kursy. W programie przeważały treści humanistyczne, w tym język ojczysty i historia, a także problemy kultury ogólnej i zagadnienia społeczne. Przewodnią myślą uniwersytetu było rozbudzenie duchowe, intelektualne i moralne jednostki, przygotowujące do służby i budowania wspólnoty. Idee pedagogiczne Grundtviga tworzone były w opozycji do szkoły nieżyciowej i egzaminującej. W uniwersytetach ludowych koncentrowano się na sposobie i duchu przekazu wiedzy, dochodzeniu do wspólnych wniosków w dyskusji. Istotne było osobiste świadectwo, konfrontacja z rzeczywistością, aktywność, wiedza praktyczna, budowanie więzi pomiędzy uczestnikami, troska o ich sytuację socjalną oraz szeroko rozumiana integracja. Druga połowa XIX w. to okres, w którym można zaobserwować różnego typu inicjatywy podejmowane przez absolwentów uniwersytetów ludowych. W okresie tym nastąpiła modernizacja zacofanego rolnictwa duńskiego i pierwsze inicjatywy na rzecz organizowania się chłopów, zagospodarowywania nieużytków, osuszania zalewisk, budowania ruchu spółdzielczego. W tamtym czasie chłopi zakładają i wspólnie prowadzą mleczarnie, rzeźnie, młyny. W małych miasteczkach budowane są domy ludowe (dzisiejsze domy kultury), przedsiębiorstwa handlowe, szkoły rolnicze. Spółdzielczość handlowa, która powstała w tamtym czasie, jest dzisiaj największą organizacją handlu detalicznego w Danii. Myśl Grundtviga inspirowała kolejne pokolenia do rozszerzania jego idei na coraz liczniejsze grupy społeczne. W 1952 r. powstał w Kopenhadze tzw. Miejski Uniwersytet Ludowy z inspiracji H. Ch. Kofoeda, który sam był nauczycielem na uniwersytecie ludowym w Jutlandii. Miał też w swoim życiu doświadczenie bezrobocia. Wszystko to pozwoliło mu zrozumieć jak funkcjonują mechanizmy wykluczania i stopniowej

21


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

degradacji całych grup społecznych . Przewodnią myślą Szkoły Kofoeda jest „pomoc dla samopomocy”, a więc umożliwienie odbudowy życia, poczucia wartości, wiary w siebie i zdobycia nowych umiejętności najsłabszym jednostkom społeczeństwa duńskiego, tak, aby mogli uzyskać możliwość samodzielnego funkcjonowania zgodnie z wartościami i normami społecznymi.

Historia uniwersytetów ludowych w Polsce Pierwszą placówkę w Polsce nazwaną Uniwersytetem Ludowym założył w 1921 r. ks. Antoni Ludwiczak, w Dalkach (dzisiaj to dzielnica Gniezna). Ksiądz tak określał misję placówki: „Uniwersytet Ludowy w Dalkach urządzony jest na wzór duński, ma na celu sianie światła wiedzy wśród najszerszych warstw społeczeństwa polskiego. Mając na celu podniesienie stanu oświaty polskiej wsi, stara się dotrzeć do najdalszych zakątków kraju. Uniwersytet skupia w swoich murach młodzież dorosłą, mającą rozpocząć samodzielne życie, bądź to na roli, bądź w rzemiośle, bądź w innej dziedzinie. Uniwersytet ludowy prowadzi w ciągu roku dwa kursy: zimą – męski, latem – żeński”. W murach uniwersytetu słuchacze, oprócz wykładów ogólnych i praktycznych, którymi dopełniali wiadomości, znajdowali dom, drugą rodzinę. Wspólne życie w internacie, wspólne pogadanki, wycieczki i obcowanie ze swoimi wychowawcami wpływało dodatnio na wyrobienie ogólne, na wychowanie i na ogładę towarzyską. W latach 1932-1939 największą sławę zdobyły uniwersytety ludowe młodzieży wiejskiej prowadzone przez Ignacego Solarza. W 1939 r. działały w Polsce 22 placówki prowadzone przez państwo, Kościół i organizacje społeczne. Po II wojnie światowej ruch uniwersytetów ludowych rozwijał się do 1948 r.; działało wtedy 80 uniwersytów. W następnych latach ich funkcjonowanie uległo znacznym ograniczeniom ze względu na konsekwencje ideologiczne gospodarki centralistycznej i monopolu państwa we wszystkich dziedzinach życia. Po 1981 roku zaczęto tworzyć placówki o odmiennej orientacji i metodyce: niedzielne uniwersytety, niestacjonarne uniwersytety, środowiskowe uniwersytety. UL odradzają się dzięki reaktywowanemu w 1981 r. Towarzystwu Uniwersytetów Ludowych i Komisji ds. Duszpasterstwa Rolników. Idee uniwersytetów ludowych zaczynają też być podejmowane przez organizacje pozarządowe.

Przykładem może tu być Fundacja Barka, która od kilku lat organizuje nieformalne grupy kształcenia ustawicznego pod nazwą Szkoła Animacji Socjalnej – SAS. Zgłosić się do niej może każdy bez względu na dotychczasowe przygotowanie edukacyjne. Uczestnikami SAS są zarówno osoby, które doświadczyły poważnych problemów społecznych, jak i pracownicy socjalni, psycholodzy, przedstawiciele biznesu. Program realizowany w trakcie zajęć oparty jest o zaproponowane przez uczestników tematy oraz przygotowane przez nich prezentacje. Poruszane są też tematy związane z rozwojem duchowym człowieka, etyką w pracy, uzależnieniami i bezrobociem. Uczestnicy przygotowują się do zakładania stowarzyszeń, spółdzielni socjalnych, poznają aktywne metody poszukiwania pracy, zapoznają się z wiedzą o Unii Europejskiej. Uczestniczą też, wraz z rodzinami, w zajęciach integracyjnych, sportowych i kulturalnych.

Podsumowanie W XXI wieku nauka trwa przez całe życie. Kształcenie ustawiczne przestaje być pustym hasłem, a staje się normą postępowania. Dziś absolwenci szkół wyższych, ze względu na zawrotne tempo rozwoju nauki, już kilka lat po ukończeniu studiów muszą uznać swoją wiedzę za nieaktualną. W dużo trudniejszej sytuacji są osoby o niskim poziomie wykształcenia lub o ograniczonym dostępie do edukacji ze względu na dotykające ich ubóstwo. Dla nich uniwersytety ludowe są praktycznie jedyną formą kształcenia ustawicznego umożliwiającą zdobycie wiedzy, integrację ze społecznością lokalną oraz rozwój osobisty. Każdy może być uczestnikiem UL niezależnie od wieku i wykształcenia. Istotne jest wspólne dochodzenie, wspólne myślenie, praktyczny wymiar prowadzonych zajęć. Ważne jest dzielenie się osobistym doświadczeniem, budowanie więzi oraz troska o sytuację społeczno-ekonomiczną. Konieczne jest też ograniczenie tradycyjnej roli nauczyciela jako jedynego dawcy wiedzy. W uniwersytetach ludowych nauczyciel jest raczej doradcą, który towarzyszy w procesie edukacji, nie ocenia. Jest animatorem umożliwiającym uczestnikom wykazanie się inicjatywą. W wielu sytuacjach następuje zamiana ról i nauczyciel staje się uczestnikiem, który cieszy się, gdy uczy się od innych.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

22

BARBARA SADOWSKA

Europejski Fundusz Społeczny


Pomaga,

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

bo wierzy w człowieka HALINA OLSZEWSKA JEST RADNĄ POZNANIA I WŁAŚCICIELKĄ ZNANEJ SIECI SKLEPÓW „PROSIACZEK”. PRZYJMUJE DO PRACY OSOBY DŁUGOTRWALE BEZROBOTNE, PONIEWAŻ UWAŻA, ŻE KAŻDY POWINIEN OTRZYMAĆ SZANSĘ NA PODNIESIENIE SIĘ, NA PONOWNE ODNALEZIENIE SIĘ W ŻYCIU. STARA SIĘ POMAGAĆ, BO KAŻDY CZŁOWIEK JEST WAŻNY I ZASŁUGUJE NA SZACUNEK.

GU: Jest Pani jednym z nielicznych pracodawców, którzy przyjmują osoby z Centrum Integracji Społecznej na praktyki a w dodatku zatrudniła już Pani w swoich zakładach kilka z tych osób. Dlaczego zgodziła się Pani na współpracę z Centrum Integracji Społecznej?

H.O.: Każdy człowiek jest człowiekiem. Żyjemy w kraju, w którym każdy ma prawo do głosowania, każdy powinien mieć też prawo do pracy. A czy ten człowiek ma elastyczny sweter z lat 70-tych, czy garsonkę od Chanel, to o niczym nie świadczy. Wystarczy, żeby miał jakąś mądrość. Poszukując ludzi do pracy, prowadząc rozmowy z nimi i chcąc ich zatrudnić widzę, jakie kto ma wykształcenie. Jeśli ma podstawowe – może iść do sprzątania i do zupełnie prostych robót. Ważne, że dostaje zatrudnienie. Jeśli jest człowiekiem zagubionym, wiem że go wspieram i nie jest już dla społeczeństwa ciężarem. Jest człowiekiem, który nabiera siły i jeśli dzisiaj jest potrzebny u mnie, to jutro inaczej spojrzy na ten świat. Tylko dzięki tej sile jest mniej chuligaństwa, alkoholizmu, narkotyków. Jest też mniej patologii w rodzinach, bo człowiek odrzucony to jest często człowiek, który ma już 50 lat. Jeśli nie umie sobie poradzić ze swoim życiem, to pewnie nie potrafi też sobie radzić z rodziną. Zauważyłam, że taki człowiek chce podjąć pracę, ale ponieważ został raz skrzywdzony, ucieka. A przecież on, tak samo jak ten drugi, który umie

się przepychać łokciami, ma własną twarz, głos. Trzeba go uszanować. Gdyby wszystkie zakłady pracy zgłosiły chęć umożliwienia praktyk i zatrudniania takich pracowników, to ludzie w CIS-ie mieliby zupełnie inne spojrzenie na świat. Jeden drugiego by umacniał: „Słuchaj, mnie przyjęli, ja jestem potrzebny!”. Ta siła wiary jest konieczna. To jest moja dewiza – tym ludziom trzeba pomóc. Dzisiaj ten człowiek jest w trudnej sytuacji, a jutro ja mogę znaleźć się w podobnej. GU: Jest pewnie ktoś, kto jest dla pani wzorem. H.O.: Mój nieżyjący już ojciec, który był oficerem Wojska Polskiego, miał bardzo wysokie stanowisko, ale potrafił każdemu podać rękę. Czy to był robotnik, czy sprzątaczka, dyrektor, czy minister, nikomu nigdy nie odmawiał życzliwości. I ta dewiza jest ze mną do dzisiaj. Z tą dewizą jest mi bardzo dobrze. Ojciec zawsze powtarzał: „Szanuj każdego człowieka. Musisz człowieka traktować jak partnera. Być może on nie miał możliwości się wykształcić, za to miał możliwość zagubienia się”. Nauczył mnie, że nigdy nie wolno drastycznie dzielić ludzi na lepszych i gorszych. GU: Skąd pochodzi pani zrozumienie problematyki wykluczenia społecznego? H.O.: Zetknęłam się w moim życiu z bardzo wieloma ludźmi. Dużo jeździłam po świecie i wi-

23


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Halina Olszewska (po lewej) z jedną z zatrudnionych osób bezrobotnych

działam jak ludzie, żyją. Nie tylko w Polsce jest bieda, nie tylko w Polsce ludzie są zepchnięci na margines. Na przykad w Kenii widziałam dzieci dziesięcioletnie, które znały cztery języki, ale były z bardzo biednych rodzin, czasami nie miały rodziców. Może mogły być wspaniałymi ludźmi i tylko dlatego, że miały tak niski status społeczny – nie były. Sądzę, że często dzieci osób z CIS-u są odrzucone już na samym progu. Całe życie zajmowałam się ludźmi starszymi i młodymi, zawsze im w jakiś sposób pomagałam. Dawałam jedzenie, miałam pod opieką osoby starsze, które nie miały dzieci, albo o których dzieci zapomniały. Rząd coraz częściej zapomina o biedniejszych, którzy są zagubieni. Oni często nawet nie są najbiedniejsi, ale na skutek pewnych uwarunkowań zostali zepchnięci z pola widzenia społecznego. Na pewno nie trafię do wszystkich takich ludzi, ale ci, którym mogę pomóc, później wierzą w siebie i rozpoczynają nowe życie, a to jest chyba najważniejsze. GU: Czy pomaga pani jako Halina Olszewska, czy jako radna Poznania?

24

H.O.: Teraz pomagam jako radna, ale jako Halina Olszewska pomagałam już 25 lat temu i nadal pomagam. Przede wszystkim kocham młodzież i wiem jakim zagrożeniom może ulec. Znałam młodych chłopaków, którzy byli w wojsku i nie mieli pieniędzy, więc ciągle byli głodni. Mówiono do mnie: pomóż, oni potrzebują po prostu trochę chleba. Powiedziałam, że mogą do mnie przyjść o każdej porze, zawsze coś znajdę w lodówce i chętnie się podzielę. Nawet administrator domu, w którym mieszkałam, zwracał mi uwagę i mówił: czy ty się nie boisz, takie bandziory do ciebie chodzą? A ja mówiłam, że to nie są bandziory, ale po prostu dzieci, które dzisiaj potrzebują pomocy. One przychodzą po chleb, więc co mogą mi zrobić? Mogliby zabić, gdyby nie dostali skibki chleba. Jestem radną, mam dojście do urzędu łatwiejsze niż inny człowiek, ale bardzo mało zgłaszam interpelacji do mikrofonu. Wiem, że aby załatwić problem – trzeba raczej chodzić, pukać, dzwonić. Człowiek pozbawiony poparcia szybko traci wiarę w siebie i przez to jest odrzucony. A przecież powinien być przekonany o swojej wartości.


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Ja zawsze mówię: idź do lustra codziennie rano i powiedz sobie: Ja też jestem ważny! Pomagam, bo wierzę w człowieka. GU: Czy widzi Pani jakąś różnicę w pracy osób z CIS–u a pozostałymi pracownikami? H.O.: Ludzi z CIS-u trzeba bardziej mobilizować. Mówię: „Bolek, ty to dobrze robisz, ale jutro jeszcze zrób to; Bolek, super, jestem z ciebie zadowolona, ale spróbuj jeszcze jutro to domyć!” Taki człowiek potrzebuje pewności siebie. Trzeba mu pozwolić na wiarę w siebie, żeby mógł mówić: ja! Ci ludzie często mają mniejsze przygotowanie zawodowe, ale po jakimś czasie w większości dochodzą do wprawy. A jacy są potem z siebie dumni! To jest najważniejsze. Oni później nie czują się gorsi, nie wstydzą się wsiąść do tramwaju. Nie chcą już chodzić bokami. GU: Co jest Pani pasją? H.O.: Organizuję spacery w społeczności, w której mieszkam. Do tej pory każdy uważał, że godzina 20.00 to jest jego czas przed telewizorem. A teraz coraz więcej osób chodzi ze mną

na wieczorne wyprawy. Inni patrzą przez okno i mówią: zwariowali. A my po prostu idziemy. Sąsiedzi się poznają, poznają swoje problemy, a poza tym robimy coś dla zdrowia. Mam też znajomych, którzy należą do klubu morsów. Jeden drugiemu stwarza łańcuszek zajęć. Nie trzeba siedzieć tylko przed telewizorem, ale rozwijać się, dawać przykład dzieciom, poznawać sąsiadów, ich problemy. GU: Jak doszło do stworzenia „Prosiaczka”? H.O.: Wszystko musiałam sama wypracować. Od rodziców dostałam tylko tapczan. Jestem matką samotnie wychowującą dzieci. Do wszystkiego doszłam sama, w wielkim trudzie. Zawsze pamiętałam o tym, że mam mierzyć wyżej, a nigdy nie niżej. Stąd była we mnie siła. Jako polska firma jestem już jednym z nielicznych takich podmiotów na polskim rynku. Zależy mi, żeby pracownicy mieli do mnie i do siebie nawzajem zaufanie. Dziękuję za rozmowę. DAGMARA WALCZYK

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Centrum Integracji Społecznej w Poznaniu finansowane jest ze środków Europejskiego Fundusz Społecznego. Projekt wspiera też Urząd Miasta Poznania. Adres Centrum: ul. św. Wincentego 6/9, 61-003 Poznań, tel. 061/877 22 65 Zapraszamy na warsztaty: krawiecki gastronomiczny konserwacji powierzchni płaskich opieki nad dzieckiem opieki nad osobą starszą stolarski budowlany ogrodniczy

fryzjerski ochrony mienia ślusarski komputerowy języka angielskiego języka niemieckiego przedsiębiorczość metody poszukiwania pracy

etyka w pracy konwersatorium historyczno–literackie aktywne metody poszukiwania pracy psychologiczny wizaż savoire–vivre

Uczestnikiem może być*:

Konieczne warunki uczestnictwa**:

• Osoba bezdomna • Osoba uzależniona od alkoholu z ukończonym programem psychoterapii w zakładzie lecznictwa odwykowego • Osoba uzależniona od narkotyków lub innych środków odurzających z zakończonym programem w zakładzie opieki zdrowotnej • Bezrobotny pozostający bez pracy nieprzerwanie co najmniej od 3 lat • Osoba zwolniona z zakładu karnego • Uchodźca

• Jestem mieszkańcem Poznania • Nie posiadam prawa do renty strukturalnej, socjalnej lub z tytułu niezdolności do pracy • Nie posiadam prawa do emerytury • Nie posiadam prawa do zasiłku dla bezrobotnych • Nie posiadam prawa do zasiłku przedemerytalnego • Zgłoszę się po skierowanie MOPR * należy spełnić przynajmniej 1 warunek; ** należy spełniać wszystkie warunki

Uwaga! Stowarzyszenie Szkoła Barki w Poznaniu otwiera filię Centrum Integracji Społecznej w Szkole Podstawowej nr 15 na osiedlu Jana III Sobieskiego. Oferujemy kompleksowy program doskonalenia zawodowego i doradztwa, możliwość samodoskonalenia i integracji społecznej oraz dajemy szansę zdobycia praktyki zawodowej i stałej pracy. Zapraszamy szczególnie osoby z Piątkowa i okolic. Zajęcia rozpoczynają się w kwietniu! 25


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

O przedsiębiorcach społecznych i dynamice zmian w świecie

Troska o dobro dla wielu

„NIE WYBIERAM BYCIA CZŁOWIEKIEM PRZECIĘTNYM. MAM PRAWO DO NIEPRZECIĘTNOŚCI. ROZWIJAM TALENTY, JAKIE DANE MI BYŁO OTRZYMAĆ. PODEJMUJĘ RYZYKO BUDOWANIA I MARZENIA, UPADANIA I ZWYCIĘSTWA. NIE PRZEHANDLUJĘ WOLNOŚCI ZA KORZYŚCI, ANI SWOJEJ GODNOŚCI ZA ŁAPÓWKĘ. NIE UGNĘ SIĘ PRZED ŻADNYM ZIEMSKIM WŁADCĄ I NIE ULĘKNĘ SIĘ GRÓŹB. MOIM DZIEDZICTWEM JEST BYĆ WYPROSTOWANYM, DUMNYM I NIE LĘKAJĄCYM SIĘ; CIESZYĆ SIĘ Z OWOCÓW MOICH DZIEŁ; ODWAŻNIE STAWAĆ ZE ŚWIATEM TWARZĄ W TWARZ I MÓWIĆ: TEGO UDAŁO MI SIĘ DOKONAĆ Z POMOCĄ BOGA. TO WŁAŚNIE ZNACZY BYĆ CZŁOWIEKIEM”. (ANONIM)

Ten tekst jest mi bardzo bliski. Odpowiada charakterystyce przedsiębiorców społecznych. Kim są przedsiębiorcy społeczni? To ludzie, którzy używają swojego potencjału i wizji, by integrować wysiłki wielu środowisk i wspólnie rozwiązywać trudne problemy społeczne w sposób, który zmienia dotychczasowe tendencje i wzorce. Ludzie, którzy nie zaznają wytchnienia dopóki realizowana idea nie doprowadzi do długofalowych zmian w dużej skali. Podejmują wszelkie ryzyko, narażają się na niedogodności i często na niezrozumienie, pokonują własne słabości i walczą ze słabościami innych. Są bezkompromisowi. Przedsiębiorcy społeczni realizują idee, których większość ludzi nie podejmuje, przebijają się przez stereotypy i przyzwyczajenia, przez zastane „status quo”. Zazwyczaj mają oryginalne poczucie humoru, a najgłośniej śmieją się z wymyślonych przez siebie dowcipów. Mają odważne marzenia. Są zdeterminowani i wolni. Ich wspólnym mianownikiem jest troska o dobro dla wielu i umiejętność postrzegania wykraczająca poza perspektywę jednostkowego życia. Ta umiejętność buduje płaszczyznę współpracy i warunkuje ich rozumienie się nawzajem, chociaż działają w różnych szerokościach geograficznych i kontekstach historycznych. Pozostaje coś jeszcze – niezwykła otwartość i elastyczność wobec zmian. Bankier najuboższych Profesora Yunusa, twórcę Banku GRAMEEN, organizacji udzielającej pożyczek dla milionów najbiedniejszych mieszkańców Bangladeszu, spotkałam po raz pierwszy w październiku 2003 roku w Dhaka, podczas zlotu przedsiębiorców społecznych z różnych krajów świata. O profesorze i Banku czytałam wcześniej w książce Davida Bornsteina „Siła Marzenia”: „(…) W 1974 roku profesor ekonomii Yunus

26

przechodził przez wioskę w Bangladeszu. Spotkał kobietę, która zarabiała na życie wykonując i sprzedając stołki z bambusa. Kobieta zarabiała dwa centy dziennie. Profesor nie rozumiał, dlaczego jej dzienny zarobek był tak niski. Kobieta wyjaśniła, że jedyną osobą, od której może pożyczyć pieniądze na zakup bambusa jest handlarz, który następnie kupuje od niej gotowy produkt. Jego zapłata ledwo pokrywa koszty produkcji. Poruszony profesor chwycił za portfel chcąc wspomóc kobietę. Nagle przyszła mu do głowy inna myśl: dlaczego nie udzielić jej pożyczki?”. Kobieta robiąca stołki to Deepa Angum, która obecnie zarządza kilkupiętrowym budynkiem biura Banku GRAMEEN – poważanej, międzynarodowej organizacji. Grameen Bank to jedyny taki bank na świecie. Udziela pożyczek tym, którzy nie mają ani poręczycieli, ani nic w zastaw. Wracając w pamięci do mojej rozmowy z profesorem Yunusem w Dhaka, przypominam sobie, że było to dziwne spotkanie. Rozmowa się nie kleiła. Profesor był myślami gdzie indziej. Ni stąd ni zowąd zapytał, czy lubię miasto. Czasem w trakcie spotkań z przedsiębiorcami śmiał się długo i głośno, jakby uwalniał się od jakiegoś olbrzymiego napięcia. Z entuzjazmem opowiedziałam o moim zafascynowaniu jego pracą. Spuścił głowę na znak zmęczenia. „Ach, to nic takiego...” – powiedział. Jego idea powstała z potrzeby zmiany trudnej sytuacji mieszkańców Bangladeszu. Profesor i idea są ze sobą związani tak, że trudno oddzielić pracę i życie człowieka. Wiele lat poświęcił, aby rozpowszechnić swoją ideę – z nadzieją, że będzie ona żyła dłużej niż jej twórca. Mechai – człowiek z charyzmą W tajskim Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Wspólnot (the Population and Community Development Association – PDA) spędziłam rok na stażu.


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Stowarzyszenie zajmuje się rozwojem zaniedbanych obszarów na wsi. Kształci rolników i ich rodziny w zakresie nowoczesnych metod sadzenia ryżu, planowania rodziny, wiedzy na temat AIDS – plagi Azji Południowo-Wschodniej. O założycielu, Mechaiu, dużo mi odpowiadano. Mówiono, że jest człowiekiem z charyzmą. Widziałam, jak noszono nad jego głową parasol (podobny do tych używanych w dawnym Syjamie), aby uchronić go przed słońcem tropików. Rozmawiałam z nim często. Opowiedział mi wiele historii ze swojego dzieciństwa, jedną szczególnie zapamiętałam: matka sześcioletniego Mechaia zabrała chłopca na zakupy do chińskiej dzielnicy w Bangkoku. Przez pasy na drodze przechodziła staruszka z ciężkimi koszami owoców. Kiedy światło zamieniło się na czerwone, staruszka wciąż jeszcze była w połowie drogi na pasach. Niecierpliwiący się kierowcy zaczęli trąbić i wulgarne rzucać wyzwiskami. Ciężkie kosze wrzynały się w dłonie kobiety, która co kilka chwil zatrzymywała się, żeby odpocząć. Matka opowiedziała chłopcu, jak kobieta ta musi wstać codziennie przed wschodem słońca, żeby zdążyć zająć miejsce na targowisku, gdzie przez cały dzień w upale sprzedaje owoce. Mówiła o tym, że ci, co teraz trąbią i krzyczą, powinni podwieźć ją do domu. „Jeżeli ci, co posiadają nie podzielą się swoim czasem i umiejętnościami, to któż to zrobi? Jeżeli ludzie pochodzący z zamożnych rodzin, posiadający dobre wykształcenie, nie spłacą długu pomagając innym, to kto się tym zajmie?”. Podczas mojego stażu w PDA, Mechai obchodził swoje 65 urodziny. Tę historię, jak i kilka innych z jego życia odegraliśmy wraz z członkami Stowarzyszenia PDA na dużej scenie w teatrze dla ponad sześciuset osób. Mechai siedział w pierwszym rzędzie. Po raz pierwszy widziano, jak płakał.

prowadzi wspólnoty, które są miejscem integracji i rozwoju. W małej sandomierskiej wiosce zbudowała zakład produkujący przetwory według tradycyjnych receptur. Tworzy w ten sposób miejsca pracy dla bezrobotnych. Inny polski przedsiębiorca społeczny Tomasz Sadowski ożywił porzucone niegdyś „popegeerowskie” gospodarstwa, leżące odłogiem ziemie, opustoszałe magazyny i fabryki, tchnął w nie życie i wydobył uśpiony potencjał w ludziach. Powstał w ten sposób system pomocy, na który składają się wspólnoty, szkoły dla bezrobotnych, spółdzielnie socjalne i mieszkania. To działanie tego człowieka zainspirowało nowe ustawy i zapoczątkowało zmiany polskiej polityki społecznej. Dewizą przedsiębiorców społecznych jest powiedzenie: możliwości „rosną” wszędzie. W każdych warunkach potrafią działać. Idą w miejsca, które innych odstraszają. Nie baczą na trudności – zbyt wiele jest do zrobienia. Widzą nowe idee na długo przedtem, zanim dostrzegą je inni: Pewien artysta stał przy dużej, bezkształtnej bryle z kamienia i usilnie się nad czymś zastanawiał. Przechodzący tamtędy chłopiec, z ciekawości zapytał: „nad czym pan tak myśli?” „Daj mi trochę czasu. Wkrótce się dowiesz” – odpowiedział artysta. Kilka dni później chłopiec powrócił i w miejsce bezkształtnej bryły zobaczył okazałego rumaka, z podniesionym łbem i gęstą, rozwianą na wietrze grzywą. Artysta stał obok swojego dzieła. Chłopiec w zdumieniu otworzył szeroko oczy. Po chwili zapytał: skąd pan wiedział, że on tam był? EWA SADOWSKA

Możliwości „rosną” wszędzie Wpływ na życie przedsiębiorców społecznych miały różne sytuacje i ludzie: wrażliwe babcie, książki, które naprowadzały na właściwe tory, doznanie jakiegoś wstrząsającego przeżycia, zobowiązanie wynikające z wiary. Dla profesora Yunusa, który wrócił po latach studiów ze Stanów Zjednoczonych, wstrząsającym przeżyciem było spotkanie z mieszkańcami wsi nad rzeką Ganges, gdzie nie było kanalizacji, dostępu do wody pitnej, dzieci nie uczęszczały do szkoły, a ludzie jedli miskę ryżu dziennie. Dla siostry Małgorzaty Chmielewskiej, która znalazła się w gronie przedsiębiorców społecznych skupionych przez amerykańskie Stowarzyszenie Innowatorów Społecznych Ashoka, wstrząsem było uświadomienie sobie, że w Polsce – kraju katolickim – bezdomni zimą zamarzają i rośnie liczba ludzi wykluczonych. Zakłada więc Wspólnotę Chleb Życia, wdraża innowacyjne idee pomocy najbiedniejszym, Targ na rzece w Bangkoku. Dzięki mikropożyczkom bezrobotni Tajowie zakupili pływające stragany

27


nasza twórczo WIERSZE PIOTR HEIGELMANN

*** Iskierko, Ostatni raz do ciebie przemawiam, oprowadziłem Cię dokładnie po całym świecie. Punkt po punkcie opowiedziałem Ci to co mnie boli i to, co sprawia mi radość. Wyspowiadałem się z całego mojego i twojego istnienia Nie chcę ciebie już więcej niepokoić Pozostaje nam tylko czekać I błagać los o lepsze i szczęśliwsze czasy. *** Gdy ciemnieć zaczyna niebo i deszcz siąpi, mogę rozłożyć parasol i wrócić do domu, ale cóż mam uczynić, gdy deszcz rani moją duszę Przekroczyć ostatnie wrota a może żyć bez duszy w materialnym świecie. Iskierko, pamiętasz jak mówiłem ci o ciemnych obłokach gromadzących się na horyzoncie? Wybierzmy się zwiedzić te mroki choć może to być jedna z najniebezpieczniejszych wypraw w moim życiu Ta ciemność przeraża mnie a jednocześnie pociąga. Otacza mnie jakby gęsta, tłusta mgła Jestem zawieszony w przestrzeni i jakby zgniata mnie jestestwo, wokół mnie krąży kres rozpacz. *** Czy widzisz zieloną łąkę ukwieconą symfonią barw Czy widzisz kłosy traw pieszczone muzyką wiatru, płatki kwiatów łopoczące w rytm westchnień Zefira. Cała ziemia zalana jest promieniami słońca a w środku chata jakby z ciastek ulepiona pachnie niebiańsko. Zobacz, drzwi się otwierają z chaty wychodzi mężczyzna za nim kobieta z prawie dorosłym dzieckiem. Uśmiechają się choć ich postacie zdają się być kruche jakby zaraz miały się zamienić w słodki pył. Idą jednak pływając radośnie w falującym kwieciu ciesząc się swoją bliskością. Przypatrz się uważnie mojemu Edenowi, to jest słodycz mojej duszy, esencja, opoka mojego istnienia. Moja łąka leży na gruncie niby Jest zawieszona w przestrzeni niebytu. Płynie w przestworzach ulotna bańka mydlana która zaraz może prysnąć nie będzie nic.

28


ość

HENRYK GUTOWSKI Stacja końcowa W podróży do stacji końcowej się zbliżam I patrzę za siebie na życie. I myślę, czy ono prawdziwie płynęło, Czy wszystko zrobiłem w tym bycie.

I boją się także tej chwili ostatniej, Gdy człowiek już nie ma ukrycia, Bo tu na tej stacji nie będzie nam łatwiej, Tu nie ma przesiadek do życia.

A może coś jeszcze warto by zrobić, Czy książkę przeczytać, czy obraz zobaczyć, A może melodią te słowa ozdobić Lub lepiej, swym wrogom ich niechęć przebaczyć.

Nie ważne, czy jestem potężnym bogaczem, czy biednym człowiekiem bez domu, bo śmierć na tej stacji końcowej, ostatniej od wszystkich wymaga pokłonu.

Gdy życia ubywa i czasu brakuje Na wszystko z wyjątkiem cierpienia, Za słabość, brak woli, że bliscy nie czują Mej chęci, by leczyć zranienia. Rozglądam się wokół wśród znanych mi ludzi, Bo oni też cierpią, też czują I niosą Krzyż Pański, tak wielu się trudzi, Lecz trudem swym innych radują.

29


ORGANIZACJE OBYWATELSKIE

Popegeerowska wieś też ma szanse PRZEDSTAWIAMY KOLEJNĄ ORGANIZACJĘ WYRASTAJĄCĄ Z PROGRAMÓW FUNDACJI BARKA – STOWARZYSZENIE REGIONALNY OŚRODEK SOCJALNO-EDUKACYJNY. STOWARZYSZENIE REALIZUJE W GMINIE KWILCZ, W WIELKOPOLSCE, PROGRAMY EDUKACYJNE DLA MIESZKAŃCÓW WSI, NA PRZYKŁAD WARSZTAT WIKLINIARSKI, GASTRONOMICZNY, BEZPŁATNE PORADNICTWO PRAWNE. TWORZY TEŻ NOWĄ INSTYTUCJĘ WSPIERAJĄCA PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ – CENTRUM EKONOMII SPOŁECZNEJ.

30

Rewitalizacja – przywrócenie życia

Nowa ekonomia społeczna

Przekształcenia strukturalne w rolnictwie oraz zrównoważony rozwój obszarów wiejskich to jedne z najważniejszych wyzwań, jakie stoją obecnie przed naszym krajem. Wpisuje się w nie pojęcie rewitalizacji wsi, oznaczające przywrócenie pełni życia gospodarczego, społecznego i kulturalnego. Rewitalizacja przestrzeni oznacza zachowanie wartości tradycyjnego krajobrazu i środowiska naturalnego, odtwarzanie małych zbiorników wodnych, zakładanie alei itp. Rewitalizacja architektury ma na celu konserwację starych zabudowań, przystosowanie budynków, w których nie prowadzi się już działalności rolniczej, do innych funkcji społecznych i kulturalnych, promowanie nowoczesnego, ekologicznego budownictwa. Szukanie nowych szans dla rolnictwa poprzez gospodarstwa ekologiczne, specjalne uprawy i hodowle, zakładanie spółdzielni, promocja produktów lokalnych to rewitalizacja ekonomiczna. Używa się też określenia rewitalizacja kultury jako odkrywanie i ochronę tożsamości wsi, powracanie do tradycji. Rewitalizacja życia społecznego następuje przez wspólne planowanie kierunków rozwoju wsi, przeciwdziałanie bezrobociu i tworzenie pozarolniczych miejsc pracy, powstawanie grup samopomocowych i stowarzyszeń oraz tworzenie sieci współpracy z innymi wsiami i regionami.

W procesie rewitalizacji ekonomiczno-społecznej bardzo pomocna jest tak zwana nowa ekonomia społeczna. Przekształcenia ustrojowo-gospodarcze ostatnich kilkunastu lat spowodowały dramatyczny wzrost bezrobocia. Dla osób niedostatecznie wykształconych i niewykwalifikowanych gospodarka wolnorynkowa nie ma ofert pracy. Nowa ekonomia społeczna dla wielu bezrobotnych jest jedyną szansą uzupełnienia wykształcenia i znalezienia stałego zatrudnienia. Zasady nowej ekonomii są realizowane we wsi Chudobczyce oraz gminie Kwilcz, gdzie Stowarzyszenie Regionalny Ośrodek Socjalno-Edukacyjny prowadzi programy edukacyjne w Centrum Integracji Społecznej oraz zakłada Centrum Ekonomii Społecznej. Promuje też zakładanie przez bezrobotnych spółdzielni socjalnych. W gminie Kwilcz powstały trzy takie spółdzielnie.

Historia i współczesność Położona w zachodniej części Wielkopolski niewielka gmina Kwilcz jest regionem, w którym występują wszystkie problemy współczesnej wsi polskiej. Gmina o bogatej historii i wspaniałych walorach turystycznych i krajobrazowych jest słabo rozwinięta pod względem gospodarczym.


ORGANIZACJE OBYWATELSKIE

W przeszłości teren gminy Kwilcz był jednym ze znaczniejszych ośrodków kalwinizmu w Wielkopolsce. Zachowały się tu cenne zabytki architektury: kościoły, pałace i dworki z kompleksami parkowymi, wsie o unikalnej zabudowie, stare cmentarze. Znaczna część obszaru gminy wchodzi w skład Sierakowskiego Parku Krajobrazowego, którego atrakcyjność podnosi m.in. jedyne w Polsce siedlisko orła bielika czy aleja wspaniałych, dwustuletnich dębów. Nieporównywalnie gorsza jest sytuacja społeczna i gospodarcza regionu. Gmina liczy obecnie około 6000 mieszkańców, z których jedynie około 4 % ma wykształcenie wyższe, a 70 % – zasadnicze zawodowe lub podstawowe. W gminie na około 300 podmiotów gospodarczych ponad 260 to osoby fizyczne, które rzadko kogokolwiek zatrudniają, a w największym miejscowym zakładzie pracy – GS Kwilcz – pracuje zaledwie 50 osób. W takiej sytuacji wiele rodzin dotyka problem ubóstwa oraz coraz powszechniejsze zjawisko „dziedziczenia” biedy.

• Centrum Integracji Społecznej dla terenów wiejskich (warsztaty przyuczenia zawodowego i edukacji ogólnej) • bezpłatne poradnictwo prawne • „Wolontariat na wsi” (organizacja czasu wolnego, nauczanie języków obcych) • stypendia dla dzieci i młodzieży ze środowisk popegeerowskich • Centrum Ekonomii Społecznej – wspieranie i rozwój działań przedsiębiorczych, w tym spółdzielni socjalnych (partnerstwo w ramach Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL „Ekonomia społeczna w praktyce” Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”) • partnerstwo w ramach IW EQUAL „Ekoszansa – dajmy sobie pracę” UNDP. KRYSTYNA DORSZ

W dworku zaprojektowanym przez Rogera Sławskiego odbywają się zajęcia edukacyjne dla osób bzerobotnych z Chudobczyc i okolic

Popegeerowska wieś w nowej ekonomii „Popegeerowskie” Chudobczyce liczą około 130 mieszkańców, których niegdyś jedynym pracodawcą był PGR. W 1997 r. Fundacja „Barka” odkupiła od Państwowej Agencji Własności Rynku Rolnego ok. 60 ha gruntu wraz ze zdewastowanym XIX-wiecznym dworkiem, zapuszczonym parkiem, dwoma budynkami mieszkalnymi w stanie surowym i zabudowaniami gospodarczymi. Najpierw podjęto prace, które miały doprowadzić do stanu używalności jeden z bloków. Po ponad dwóch latach blok został zasiedlony. W międzyczasie „Barka” wydzierżawiła ponad 350 ha ziemi, reaktywując zrujnowane gospodarstwo rolne a w 1999 r. powołała Regionalny Ośrodek Socjalno-Edukacyjny (ROSE). Już podczas tworzenia ROSE okazało się, że niezbędne są działania aktywizujące mieszkańców wsi, wyzwalanie inicjatywy i przedsiębiorczości, wyszukiwanie liderów miejscowych społeczności i wspomaganie ich działań na rzecz środowisk lokalnych. Z czasem te właśnie działania stały się głównym zadaniem Ośrodka, który wyodrębnił się jako Stowarzyszenie ROSE. Stowarzyszenie jest głęboko osadzone w lokalnym środowisku. We współpracy z powiatem, gminą, sołectwami i organizacjami lokalnymi, korzystając z funduszy unijnych, realizuje programy, które aktywizują i integrują miejscowe społeczności, szczególnie zagrożone marginalizacją. Wśród tych programów należy wymienić:

31


Widziane oczami miłośnika miasta Poznania

FO TO Poznań

32


33


Ważne Wydarzenia JUŻ PO RAZ PIĘTNASTY MAGAZYN „TWÓJ STYL” OGŁOSIŁ KONKURS NA KOBIETĘ ROKU 2005. ZGODNIE Z TRADYCJĄ O PRZYZNANIU ZŁOTEGO WAWRZYNU DECYDUJĄ CZYTELNICZKI, A NOMINACJE ZGŁASZAJĄ LAUREATKI Z LAT POPRZEDNICH.

Wśród dziesięciu kandydatek znalazła się Barbara Sadowska, redaktor naczelna Gazety Ulicznej, współzałożycielka wspólnot Barki, nominowana przez siostrę Małgorzatę Chmielewską ze Wspólnoty Chleb Życia, laureatkę z 1996 roku. W uzasadnieniu napisano: „za to, że stworzyła własny system przywracania do życia społecznego osób zepchniętych na margines”. W rozmowie z „Twoim Stylem” Barbara Sadowska powiedziała: „jestem zaskoczona, że znalazłam się wśród tak niezwykłego grona kobiet dzielnych i przedsiębiorczych. Jest dla mnie wielkim zaszczytem być na tej liście”. Wśród nominowanych kobiet znalazły się: 1. Ewa Błaszczak – aktorka zaangażowana w pomoc dzieciom pogrążonym w śpiączce; 2. Jolanta Kwaśniewska – za pomoc dzieciom i doceniane na świecie zasługi dla Polski; 3. Katarzyna Popowa-Zydroń, pianistka, profesor Rafała Blechacza, laureata XV konkursu chopinowskiego – za wybitny talent pedagogiczny; 4. Irena Lipowicz, ambasador – przedstawiciel ministerstwa spraw zagranicznych ds. stosunków polskoniemieckich – za mądrość i wyczucie w trudnej pracy na rzecz dialogu pomiędzy Polakami a Niemcami; 5. Krystyna Janda, aktorka – za to, że dzięki niezwykłej wytrwałości

34

i wyobraźni, z ruiny jaką było warszawskie kino Polonia, stworzyła pierwszy prywatny teatr dramatyczny w Polsce; 6. Katarzyna Kałamajska-Liszcz, założycielka Fundacji „Daj szansę” na rzecz pomocy dzieciom niepełnosprawnym – za niezwykłą wrażliwość na ich los i skuteczne działanie; 7. Róża Thun, była prezes Fundacji Schumana, obecnie przedstawicielka Komisji Europejskiej w Polsce – za wiele lat pracy edukacyjnej na rzecz świadomego członkostwa Polski w Unii Europejskiej; 8. Anna Dymna, aktorka – za poświęcenie z jakim opiekuje się dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo, za wytrwałość z jaką starała się o nadmorski teren, gdzie planuje wybudować dla nich ośrodek rehabilitacyjno-wczasowy; 9. Angelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi – za twardość i konsekwencję z jaką broni polskiej kultury przed represjami władz Łukaszenki; Czytelniczki „Twojego Stylu” zdecydowały, że tytuł Kobiety Roku 2005 otrzyma Angelika Borys, nominowana przez Hannę Gronkiewicz-Walz. 15 marca w Hotelu InterContinental w Warszawie odbyło się uroczyste wręczenie ZŁOTEGO WAWRZYNU. Angelika Borys nie mogła wziąć udziału w uroczystości osobiście. Władze białoruskie za-

broniły jej wyjazdu za granicę. Ta 32-letnia nauczycielka języka polskiego z Grodna była kilkadziesiąt razy przesłuchiwana. Jej telefon jest na podsłuchu. Media nazywają ją złodziejką. Władze białoruskie unieważniły wyniki wyborów, w których Angelika Borys wybrana została na prezesa Związku Polaków na Białorusi. Wielu jej współpracowników aresztowano. W czasie uroczystości w Warszawie wyemitowano wywiad z nią nagrany wcześniej w Grodnie: „Wyróżnienie to traktuję jako wsparcie rodaków dla całego naszego środowiska. Bardzo dziękuję za solidarność z nami. To jest dla nas bardzo ważne, bo tu w Białorusi musimy wytrzymać wielką presję, nie możemy sobie pozwolić na słabość”. W wywiadzie dla „Twojego Stylu” mówi: „Czytać i pisać po polsku nauczyła mnie babcia, która była bardzo silną kobietą. Codziennie, gdy wracaliśmy ze szkoły babcia kładła nam do głowy, że Sowietów nie trzeba słuchać, że trzeba mieć swój rozum. Myślę, że po niej odziedziczyłam siłę charakteru”. Pytana o swoje marzenia odpowiada, że marzy aby ten koszmar już się skończył. W uroczystości, oprócz laureatek z poprzednich lat oraz nominowanych kandydatek, wzięła udział żona Prezydenta RP Maria Kaczyńska oraz wielu znanych dziennikarzy i polityków. REDAKCJA


Listy do redakcji Ojczyzna to ziemia i groby Wchodząc na stary cmentarz zakopiański na Pęksowym Brzysku spotykamy tablicę z cytatem poety: „Ojczyzna to ziemia i groby”. Ten cytat stał się mottem dla mnie, mottem najlepiej obrazującym istnienie takich dziedzin jak heraldyka i genealogia. Czymże jest herbarz? W rzeczy samej jest to wielki, narodowy nekrolog, nekrolog mówiący o przodkach wszystkich Polaków, których udało się jego autorowi wskrzesić z zapomnienia. Mówi o tych wielkich, którzy na trwałe wpisali się w historię tej ziemi i o tych malutkich, którzy przeszli przez życie bez wielkich czynów i dokonań, ujawnia i tych, którzy uczynkami swymi wypełnili najczarniejsze karty historii. Stanowi swoistą księgę zmarłych narodu polskiego, księgę niepełną, dotyczącą bowiem jednej tylko klasy społecznej a mianowicie ziemiaństwa – szlachty. Taki był jednak ówczesny podział społeczny, a wspomniana klasa stanowiła o sile i słabości Państwa, stanowiła władzę i była jej podporą, walczyła o wolność Państwa i tej wolności je pozbawiła. Echem tej klasy są dzisiaj herbarze. W niektórych z nich znajdziemy wyłącznie nazwiska ludzi i ich osiągnięcia, w innych dodatkowo opisy herbów, pod którymi występowali, w jeszcze innych omówienie zasad heraldyki i historię powstania herbów. Każdy herbarz poszerza naszą wiedzę o naszych przodkach. Każdy z jego twórców zasługuje na ogromny szacunek i uznanie za benedyktyńską pracę, za poświęcenie jej wielu lat życia. Za pierwszy polski herbarz należy uznać dzieło Jana Długosza „Insignia seu Cleodia Regni Poloniae” z około połowy XV w., zwane popularnie „Klejnotami”, w którym Długosz przedstawił i dokładnie opisał 139 herbów rodów polskich oraz podał ich pochodzenie. Brak tylko w tym dziele rysunków samych herbów, co powoduje pewien niedosyt. Pracę Długosza kontynuował, w mniejszym zakresie, Mikołaj Rej, który w wydanym w 1562 r. „Zwierzyńcu”, przekazał herby kilkudziesięciu rodów, głównie małopolskich. Skupił się on na charakterystyce osób a nie herbów. Dzieje polskiej heraldyki średniowiecznej kończy wydana w 1584 r. praca Bartosza Paprockiego, naj-

wybitniejszego do tego czasu heraldyka i genealoga, zatytułowana „Herby rycerstwa polskiego”, w której Paprocki dokonuje próby usystematyzowania całości zagadnienia. Od czasów Paprockiego zainteresowania heraldyczne skupiały się głównie na genealogii. Wszystkie prace przebiło dzieło jezuity Kacpra Niesieckiego „Korona Polska”, wznowione później jako „Herbarz Polski”. Wspomnieć też należy o Joachimie Lelewelu i jego pracy „Herby w Polszcze”, po nim bowiem następuje plejada najznakomitszych genealogów: Juliusz Ostrowski, Adam Boniecki, Seweryn Uruski i Teodor Żychliński, działający na przełomie XIX i XX w. Tak, w skrócie, przedstawia się historia herbarzy polskich. Jeżeli udało mi się nią zainteresować, proszę o sięgnięcie po herbarz Bonieckiego czy Uruskiego, a być może odnajdzie Czytelnik materiał, który pozwoli na odnalezienie samego siebie, pozwoli na chwilę refleksji i zadumy oraz na szacunek dla tych, którym zawdzięczamy istnienie. MIROSŁAW RAKOWSKI, POZNAŃ

35


Ogłoszenia Galeria OTWARTA MDK zaprasza na wystawę fotografii pt. BZ WBK PRESS FOTO 2005. Galeria OTWARTA MDK, Piła, ul. Stefana Okrzei 9, wystawa czynna codziennie (od 7 do 30 kwietnia 2006 r.) po wcześniejszej rezerwacji telefonicznej. Artur Łazowy, opiekun galerii Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych EFFATA, tel.: 0601970679, e-mail: effata@wp.pl BZ WBK Press Foto jest konkursem fotograficznym stworzonym przez Bank Zachodni WBK przede wszystkim z myślą o fotografach prasowych. Celem konkursu jest pokazanie różnych aspektów codziennego życia w Polsce i na świecie - problemów społecznych, ważnych wydarzeń, narodowych sukcesów, ciekawych i inspirujących ludzi oraz inicjatyw. Na konkurs BZ WBK Press Foto 2005 nadesłano 4224 zdjęcia 310 fotografów z całej Polski. Jury zdecydowało, że Zdjęciem Roku została praca Piotra Nowaka z „Rzeczpospolitej” przedstawiająca arcybiskupa Stanisława Dziwisza nad ciałem Jana Pawła II w Bazylice Św. Piotra w Rzymie.

Stowarzyszenie Wydawnicze „Barki” zaprasza osoby poszukujące pracy z Poznania i okolic do udziału w spotkaniach Klubu Integracji Społecznej, mieszczącego się w Poznaniu przy ul. Św. Wincentego 6/9. Uczestnictwo w klubie daje możliwość:  skorzystania z komputera i Internetu,  zapoznania się z Centrum Integracji Społecznej oraz z możliwościami pomocy świadczonej przez Centrum Ekonomii Społecznej,  udziału w zajęciach Grup Samokształceniowych i Samopomocowych (SAS),  współuczestniczenia w tworzeniu własnych miejsc pracy w spółdzielniach socjalnych,  skorzystania z ofert pracy,  pomocy w napisaniu CV i listu motywacyjnego,  uzyskania porady prawnej,  udziału w zajęciach sportowych i kulturalnych oraz spędzenia czasu przy kawie i herbacie,  poznania programu aktywizacji zawodowej – poprzez sprzedaż „Gazety Ulicznej”.

Zapraszamy osoby bezrobotne do sprzedaży „Gazety Ulicznej” Klub jest czynny od poniedziałku do piątku w godz. od 14.00 do 18.00 w soboty i niedziele od 12.00 do 16.00

36

Uroczyste otwarcie Polskiej Ligii Piłki Nożnej Ulicznej miało miejsce na boisku Stowarzyszenia Sportowego na rzecz Integracji Społecznej Barka w Poznaniu, na terenie Centrum Integracji Społecznej. Uczestniczyły w nim zaangażowane w budowę Ligii osoby, począwszy od Wiceprezydenta Miasta - Macieja Frankiewicza, Dyrektora Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji – Jerzego Rajewskiego, przedstawiciela Komitetu EURO 2012, Patrona Honorowego, aktora Macieja Kozłowskiego i inni zainteresowani rozwojem tej wyjątkowej dyscypliny sportu. Uroczystość rozpoczął koncert lokalnych zespołów rapowych (muzyka uliczna), a pierwszą piłkę na boisko rzucił Wiceprezydent Poznania. Wszystkim meczom przyglądał się Artur Hyżyk powołany przez Zarząd Stowarzyszenia, Trener Reprezentacji Polski, który podczas późniejszych zgrupowań naszej kadry narodowej odpowiedzialny będzie za sportowe przygotowanie piłkarzy do turnieju mistrzowskiego w Cape Town w RPA, w którym Reprezentacja Polski uczestniczyć będzie w dniach 23-30 września 2006.


ogłoszenia... KLUB INTEGRACJI SPOŁECZNEJ „DARZYBÓR” Stowarzyszenie Pogotowie Społeczne zaprasza wszystkie chętne osoby do uczestnictwa w Klubie Integracji Społecznej „Darzybór”, gdzie osoby bezrobotne i znajdujące się w sytuacji kryzysowej mogą brać udział w szeregu działań edukacyjnych i samopomocowych sprzyjającemu powrotowi na rynek pracy. W ramach działań samopomocowych odbywają się:  Grupy wsparcia, nastawione na wzajemną pomoc osiągnięcie określonego celu; tworzone są przez ludzi, którzy skupili się, aby pomóc sobie wzajemnie w celu osiągnięcia pożądanych zmian osobowościowych i społecznych. W trakcie spotkań osoby dzielą się swoimi doświadczeniami, sposobami radzenia sobie z problemami, wspierają się w trudnych chwilach. Obecnie w ramach Klubu Integracji Społecznej „Darzybór” funkcjonują następujące grupy wsparcia:  dla osób bezrobotnych.  dla kobiet  dla mężczyzn  dla uzależnionych  dla współuzależnionych  Szkoła Animacji Społecznej SAS – program oparty o idee samoedukacji i tzw. „uniwersytetów ludowych”, podczas której osoby uczestniczące w zajęciach odbywają regularne spotkania, wspólnie ustalają tematy spotkań oraz wybierają osoby odpowiedzialne za ich zorganizowanie, zajęcia mają charakter warsztatowy gdzie łączy się doświadczenia osobiste i wiedzę teoretyczną – taka forma edukacji sprzyja budowaniu autentycznych relacji i więzi między uczestnikami  Alternatywne formy spędzania wolnego czasu – chętni uczestnicy Klubu mają możliwość wspólnego spędzania wolnego czasu podczas spotkań integracyjnych, obchodzeniu świąt, urodzin, imienin; spotkań Dyskusyjnego Klubu Filmowego i zajęć sportowych. W ramach działań edukacyjnych odbywają się:  Warsztaty doradztwa zawodowego w trakcie, których uczestnicy nabywają praktyczne umiejętności poszukiwania i weryfikacji ofert pracy, odbywania rozmów z pracodawcą.  Warsztaty rozwoju osobistego – zajęcia poświęcone pracy nad poczuciem własnej wartości, wzmacniające samoocenę uczestników, uczące radzenia sobie ze stresem, przezwyciężania problemów życiowych i komunikacji z innymi ludźmi.  Język angielski – zajęcia dla początkujących  Język niemiecki – zajęcia dla początkujących Dodatkowo uczestnicy Klubu skorzystać mogą z poradnictwa prawnego i socjalnego. Uczestnictwo w Klubie jest nieodpłatne. Uczestnicząc w działaniach samopomocowym przekonasz się, że nie jesteś osamotniony i możesz liczyć na wsparcie, że jesteś wstanie rozwiązać swoje problemy, ale przede wszystkim to Ty jesteś potrzebny tym, którzy doświadczają różnych trudności!

37




Edward Stachura, (1939-1979) – poeta, prozaik

Confiteor Bosi na ulicach świata Nadzy na ulicach świata Głodni na ulicach świata Moja wina Moja wina Moja bardzo wielka wina! Zgroza i nie widać końca zgrozy Zbrodnia i nie widać końca zbrodni Wojna i nie widać końca wojny Moja wina Moja wina Moja bardzo wielka wina!

Zagubieni w dżungli miasta – moja wina Obojętność straszna – moja wina Bez miłości bez czułości – moja wina Bez sumienia i bez drżenia – moja wina Bez pardonu wśród betonu – moja wina Na kamieniu rośnie kamień – moja wina Manna manna narkomanna – moja wina Dokąd idziesz po omacku – moja wina I nie słychać końca płaczu – moja wina Jedni cicho upadają – moja wina Drudzy ręce umywają – moja wina Coraz więcej wkoło ludzi – moja wina O człowieka coraz trudniej – moja wina – moja wina – moja bardzo wielka wina!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.