Gazeta Uliczna 8/2006

Page 1


1% dla organizacji pożytku publicznego

PRZEKAŻ 1% na edukację i integrację

BEZROBOTNYCH RODZIN Stowarzyszenie Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Integracji Społecznej jest organizacją pożytku publicznego PKO BP S.A., Plac Wolności 3 Poznań 50102040270000130202949444 PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY Z EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU SPOŁECZNEGO

Europejski Fundusz Społeczny


numer

08 2006

czerwiec/lipiec/sierpień

Zdjęcie z okładki

4-5 20-21

Drodzy Czytelnicy! Kupiliście „Gazetę” na ulicy? na rynku? pod supermarketem? Dziękujemy! „Gazeta Uliczna” coraz lepiej się sprzedaje. A to oznacza więcej pieniędzy dla bezrobotnych sprzedawców. Na okładce Gerard Depardieu z Barbarą Sadowską wyrażający swoje uznanie i poparcie dla „Gazety Ulicznej”. Czy robotnicy poznańscy żądający w 1956 roku wolności i chleba mogli przypuszczać, że wolność jest trudna i dla większości społeczeństwa oznacza bardzo ciężką pracę o chleb? A często też brak chleba? W Gazecie przeczytacie, że wolny rynek to jednak budowanie wspólnoty między ludźmi a nie tylko wytwarzanie zysku. Poznacie ludzi, którzy nie siedzą z założonymi rękami, ale próbują zmienić swoją i innych sytuację: Pascala mówiącego: To Jezus wyciągnął mnie za włosy, Grzegorza, który twierdzi, że wspólnota jest największym sukcesem, Krzysztofa, stosującego bardzo niekonwencjonalne metody w zakładzie wychowawczym. Zaprosimy Was też w wakacyjną podróż do Grecji i do kina. (REDAKCJA)

W następnym numerze m.in.: > o wspólnocie osób bezdomnych prowadzonej przez Zakon Oblatów w Belgii > o kolejnych powstających spółdzielniach socjalnych w Polsce > historie krajów europejskich – o Szkocji > o współpracy międzynarodowej z Włochami w projekcie Equal > o tym, jak kształceni są liderzy ekonomii społecznej w Harward Business School > o Mistrzostwach Świata Piłki Nożnej Ulicznej w Berlinie > świadectwa osób, którym się powiodło > o wspólnotowości (komunitaryzmie) i personalizmie jako fundamentach dla rozwoju ekonomii społecznej Redaktor naczelna: Barbara Sadowska + 48 505 833 302 barbara.sadowska@barka.org.pl Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Leszek Bór, Maria Sadowska, Gina Leśniak, Henryk Gutowski, Stowarzyszenie Wydawnicze Barki guredakcja@wp.pl Fotografie: Brygida Jałowa, Małgorzata Malak, Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk Wydanie działu Ekonomia Społeczna było możliwe dzięki dofinansowaniu przez Europejski Fundusz Społeczny.

Gazeta Uliczna przywraca ludziom głos

6-7

Zamiast kolekcji stempli

22-23

Kapitalizm jest altruizmem

Wspólnota jest moim sukcesem

8-9 24-25 Pierwszeństwo człowieka Słuchaj! Biedny nie może czekać 26-27 10-11 Przyjaciele Gazety Ulicznej Wszyscy jesteśmy Chrystusami... 28-29 12-13 Sprzedawca jest ekspertem Widziane oczami artysty 30-31 fotografika Mike Abrahamsa 14-16

Jezus złapał mnie za włosy i wyciągnął

Chcesz posłuchać, jak mówię po polsku?

32-33 GALERIA

17 34-37 Grecja, kraj strajków i... 18-19 sentymentu do komunistów nasza twórczość 38 WIERSZE i ZDJĘCIA

Odkurzacz i spadochron

Małgorzaty Malak

Krzyżówka

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński Druk: Zakład Poligraficzny Moś-Łuczak Skład: Daniel Majchrzak Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86 Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl

Wydanie gazety było możliwe dzięki wsparciu Lloyds TBS Foundation:

3


Gazeta Uliczna przywraca ludziom

głos

Lisa Maclean, przedstawicielka Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych (INSP) z Glasgow w Szkocji odwiedziła naszą Gazetę Uliczną. Podczas wizyty spotkała się ze sprzedawcami oraz z zespołem redakcyjnym, obserwowała kilku sprzedawców podczas ich pracy w różnych miejscach Poznania oraz odwiedziła wspólnoty Barki na wsi.

Gazeta Uliczna: Co przyciągnęło Cię do „Gazety Ulicznej”?

Lisa Maclean: Kiedy byłam na Uniwersytecie, zrozumiałam, że nie chcę pracować w biznesie. Interesowały mnie raczej organizacje pozarządowe, i stało się dla mnie jasne, że zwiążę się z ekonomią społeczną. Gazeta Uliczna nie tylko pomaga ludziom w wyjściu z bezrobocia, ale przywraca im poczucie godności. Ważne też, że pozwala im czuć się bezpiecznie i pewnie, jak gdyby oddaje ich społeczeństwu. Przywraca im głos i pokazuje innym, że tego głosu należy wysłuchać. GU: Co przez to rozumiesz?

LM: Po pierwsze osoby sprzedające gazetę wszędzie czują się wykluczone i nie mają pewności, że kiedykolwiek wyjdą z takiej

4

sytuacji. I ciągle muszą przyznawać, że są bezrobotne, bezdomne, a jednocześni walczą o to, aby powiedzieć społeczeństwu: „Spójrzcie, jestem bezdomny, jestem bezrobotny, ale coś z tym robię”. Wszyscy sprzedawcy potrzebują też motywacji, aby z odwagą mówić: „Nie żebrzę, ale pracuję, jak każdy. Sprzedaję gazetę, jestem człowiekiem godnym szacunku, człowiekiem, który stara się rozwijać.” GU: Jesteś związana z gazetami ulicznymi, ale w żadnej z nich nie pracujesz. Chociaż w Szkocji prężnie działa „Big Issue” (szkocka Gazeta Uliczna), Ty nie współtworzysz jej…

LM: To prawda, praca w Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych jest wyjątkowa. To, co robimy jest niezwykłe i ciekawe. Jestem odpowiedzialna za kilka projektów. Zajmuję się kiero-

waniem nowymi przedsięwzięciami, szukaniem sponsorów, organizowaniem konferencji, międzynarodowym serwisem internetowym, współpracą z osobami zaangażowanymi w Gazety Uliczne na całym świecie. Lubię tę pracę, choć czasem jest stresująca. Właściwie pracujemy w izolacji. Nasze partnerstwo jest bardzo duże, i chociaż jesteśmy otwarci i znamy dobrze poszczególnych partnerów, to jednak nie jesteśmy bezpośrednio związani z żadnymi sprzedawcami, z żadną Gazetą, dlatego ta praca czasem jest trudna. GU: Odwiedzasz Gazety na całym świecie, masz możliwość zetknięcia się z ich codziennymi zmaganiami. Czy są wspólne problemy, z którymi stykają się wszystkie, bądź zdecydowana większość Gazet Ulicznych?


LM: Myślę, że problemy są rzeczywiście podobne na całym świecie. Oprócz tych, o których mówiłam – związanych z wykluczeniem, są jeszcze pytania, o to czy sprzedawcy dadzą radę sprzedać cały nakład, czy nowy numer będzie ciekawy, są kwestie finansowe i pozyskiwania reklam. Do tego wszędzie konieczna jest kreatywność, ciekawe pomysły i dynamiczna współpraca. GU: Na pewno każda Gazeta jest jednak inna. Co, Twoim zdaniem wyróżnia polską Gazetę Uliczną?

LM: Myślę, że przede wszystkim rodzinna atmosfera. Każdy jest traktowany bardzo indywidualnie, z należnym mu szacunkiem, nie obawia się dzielić się swoimi myślami, chce wiele powiedzieć, bo został do tego skutecznie zachęcony. Jest to bardzo ważne, ponieważ każdy czuje się wtedy zauważony i potrzebny, a przez to rozwija się i przełamuje bariery. Myślę, że to jeden z najsilniejszych punktów Gazety Ulicznej.

cy z Gazetami Ulicznymi z całego świata, przekazanie przykładów takich osiągnięć, które moim zdaniem mogą powieźć się również w Polsce. Jeśli chodzi o moje spostrzeżenia dotyczące polskiego projektu, uważam, że jest to bardzo dynamiczna grupa, kreatywna i entuzjastyczna. Największe wrażenie zrobiły na mnie rozmowy z ludźmi, którzy byli niezwykle otwarci, chętni do rozmów, do opowiadania o swoich, często trudnych doświadczeniach, a przy tym bardzo uczciwi. Myślę, że będziemy kontynuować naszą współpracę, a nasze organizacje będą działać również w przyszłości razem i będziemy się razem rozwijać. ROZMAWIAŁA DAGMARA WALCZYK

GU: Jak podsumowujesz swoją wizytę w Poznaniu, gdy zbliża się już ku końcowi?

LM: Moja praca związana z polską Gazetą Uliczną była bardzo ciekawa. Głównym celem wizyty było podzielenie się moimi doświadczeniami z pra-

5


ŚWIADECTWA SĄ POTRZEBNE

Wspólnota jest moim

sukcesem „Była bieda – dzieliliśmy jedną kiełbasę na dwudziestu” – opowiada Grzegorz Niewolny z Drezdenka. Mówi o wartości życia razem, o pracy i o tym, że z miłością żyje się lepiej.

6


ŚWIADECTWA SĄ POTRZEBNE

P

rzyszedłem do Barki we Władysławowie jako osoba potrzebująca. Na początku pracowałem w stolarni, a potem w kuchni. I tak było przez kilka lat. Gdy Tomasz i Basia Sadowscy pojechali do Poznania, aby rozwijać działalność, ja zostałem. Ze Zbyszkiem Ścianą prowadziliśmy dom. Jakoś się układało. Była bieda - dzieliliśmy jedną kiełbasę na dwudziestu, ale ludzie zaczęli nam pomagać. Widzieli, że to, co dają jest spożytkowane. Po pewnym czasie Barka pękała w szwach. Powstawały więc nowe domy. Moją rolą było animowanie wspólnot. Gdy jakaś wspólnota powstawała, mieszkałem z nią, a potem przekazywałem prowadzenie jej komuś innemu. I tak przechodziłem od domu do domu, a jest ich razem około dwudziestu. Jestem typowym bezdomnym, z miejsca na miejsce. Nazywam się Grzegorz Niewolny. Mam lat 58. Z zawodu jestem kucharzem. Miałem żonę, ale nasze małżeństwo się rozpadło. Wspólnota w Drezdenku, w której teraz jestem powstała 1 października 2000 roku. Są tu kobiety i mężczyźni, od niemowlęcia do starca. Teraz są czterdzieści dwie osoby i jeszcze ludzie z zewnątrz dochodzą, którymi się opiekujemy. Każdy może przyjść, nie ma rejonizacji, ale trzeba przestrzegać kilku zasad. Nie wolno pić, bo głównie przez alkohol ludzie sobie niszczą życie. Nie wolno stosować przemocy. Wszyscy muszą pracować. Już 2000 lat temu św. Paweł napisał w Liście do Tesaloniczan: „Kto nie chce pracować, niech też nie je.” Pracuje więc każdy, niekoniecznie za pieniądze. Pracujemy na drewno na opał, wodę, wywóz śmieci. Sprzątamy cmentarze, chodniki, pracujemy w szpitalu. Podejmujemy różne zadania, aby wrócić

na rynek pracy. Integrujemy się z mieszkańcami Drezdenka, a ludzie widzą, że nie żebrzemy, ale z godnością pracujemy. Mamy tutaj ogród i zwierzęta. Choć jesteśmy w centrum miasta, mamy świnie, owce, kury - wszystko na własne potrzeby. Zaprawiamy wspólnie owoce na zimę. Pracujemy razem. Burmistrz Drezdenka stwierdził, że nasz rejon jest najbardziej zadbany, najładniejszy. Ludzie się cieszą, kiedy są chwaleni i powoli dochodzą do siebie. 3 lutego powołaliśmy Fundację „Dom Wspólnoty Barka”. Od tego dnia jesteśmy samodzielną organizacją, ale to nie znaczy, że odcinamy się od Barki. Nie stoimy w miejscu. Jesteśmy w programie Equal, Ekonomia Społeczna w Praktyce. W związku z tym programem powstaje Centrum Ekonomii Społecznej, które pomoże tworzyć miejsca pracy; mamy Klub Integracyjny, grupy samokształceniowe. Chcemy powołać szkołę dla długotrwale bezrobotnych, czyli Centrum Integracji Społecznej. Organizujemy też Telefon Zaufania. W nowym domu, który udało nam się uzyskać na miejsca noclegowe, działa od niedawna punkt interwencji kryzysowej dla ofiar przemocy. Jesteśmy w zdecydowanej większości alkoholikami, na czele ze mną. Wszyscy uczestniczymy w spotkaniach Anonimowych Alkoholików. Nie wiem skąd ludzie przychodzą i jak się o nas dowiadują. Przychodzą potrzebujący, zranieni, a każdy jest inny. Jeżeli osoby z dużym bagażem doświadczeń,

problemów psychicznych, obaw i barier zasiadają przy stole i wspólnie rozmawiają to jest duży sukces. Są cztery osoby, które mieszkają od początku, pozostali się usamodzielniają, mieszkają w Drezdenku, lub w pobliżu, pracują, wynajmują mieszkania, układają sobie życie. Nie zawsze jest łatwo. Wierzę jednak, że kto jest doświadczany, ten jest szczęśliwy. W rodzinnym domu, kiedy kogoś coś boli, to wie, że jest ktoś, do kogo można się zwrócić. Tak samo tu. Człowiek człowiekowi musi pomagać. Codziennie wieczorem po kolacji siadamy, rozmawiamy i wyjaśniamy wszystkie spory dnia. Tak trzeba żyć żeby dojść do prawdy o sobie. Moim największym sukcesem jest to, że mam dobry kontakt z ludźmi. Uczyłem się od Basi i Tomka Sadowskich i od mojej mamy, która była społecznikiem.

Przychodzą potrzebujący, zranieni, a każdy jest inny

Najważniejsze, żeby wszystkim okazać serce, bo każdy dorosły człowiek potrzebuje miłości, tak samo jak dziecko. Z miłością żyje się lepiej. Wspólnota jest moim sukcesem. Pomagając innym cały czas pomagam sobie. GRZEGORZ NIEWOLNY NOTOWAŁA DAGMARA WALCZYK

7


Na jednym z plakatów sfotografowany był młody chłopak z wielką tubą i ustami zaklejonymi taśmą. A nad nim napis:

Słuchaj!

Biedny nie może czekać

K

ażdy z nas czuł na sobie odpowiedzialność, a jednocześnie satysfakcję z otrzymania głosu, który jest słuchany i traktowany poważnie. Andrzej, który jest alkoholikiem i mieszka w ośrodku dla bezdomnych mówił o sytuacji własnej, a jednocześnie wszyst-

„Słuchaj! Biedny nie może czekać”

kich osób uzależnionych i bezdomnych. Podobnie Elżbieta, która zmagała się z problemem alkoholowym i z samotnym wy-

8

chowywaniem dzieci, Grzegorz, który zamieszkał z bezrobotnymi i uzależnionymi, Kazik, który nie ma stałej pracy, i mieszkaniec Domu Brata Alberta, wszyscy opowiadali historie swojego codziennego życia, czując, że mówią głosem całego środowiska i są wysłuchiwani z należną uwagą.

Przyjechaliśmy do Brukseli na Europejskie Spotkanie Osób Doświadczających Ubóstwa, zorganizowane przez EAPN – Europejską Sieć Przeciwdziałania Ubóstwu, w którym uczestniczyło 120 przedstawicieli 27 krajów. Na pierwszym spotkaniu każda delegacja przedstawiła plakat o ubogich w swoim kraju. Już wtedy zauważyliśmy, jak wielkie są różnice między wszystkimi delegacjami. Nasz plakat przygotowaliśmy własnoręcznie ze zdjęć wyciętych z Gazety Ulicznej. Przedstawiał proces wychodzenia człowieka z trudnej sytuacji, podkreślający jak wiele czynników jest do tego niezbędnych i ile osób musi się zaangażować, aby nie dopuścić do powrotu. Chcieliśmy przekazać, że, mimo wielkiego upadku człowieka, skrajnego ubóstwa, jakiego może doświadczyć, ist-

nieją takie sytuacje, które stwarzają warunki do rozpoczęcia godnego życia. Ale to był jeden z niewielu, tak optymistycznych plakatów. Ku naszemu zdziwieniu - w zdecydowanej większości plakaty, wykonane komputerowo i profesjonalnie, przedstawiały głównie obrazki z dworców i śmietników. Kolejne spotkania , aby ułatwić dyskusje, odbywały się w mniejszych grupach. Polska znalazła się w grupie z Grecją i Szwecją. Nasze rozmowy dotyczyły kilku tematów. Po pierwsze dzieliliśmy się tym, jak sobie radzimy w codziennym życiu. Każdy przyjechał z dużym bagażem doświadczeń, ze zranieniami i ze zmęczeniem codzienną walką z ubóstwem. To zmęczenie dało się słyszeć w wypowiedziach tak Polaków, jak Szwedów i Greków. Delegacja szwedzka składała się z osób dotkniętych chorobami psychicznymi, którzy z tego powodu doświadczają wykluczenia i trudności w znalezieniu pracy. Grecję reprezentowały samotne matki, również emigrantka z Rosji, dla których największym kłopotem była sytuacja mieszkaniowa i wysokość zasiłku rodzinnego dla osób bezrobotnych. Problemy dnia codziennego dotykają wszystkich, i nic w tym dziw-


Rada Europejska naWALCZYK szczycie w Lizbonie DAGMARA w 2000 roku postanowiła włączyć do strategii unijnej działania mające na celu zwalczenie ubóstwa w krajach Unii do końca 2010 roku. Jednym z podstawowych założeń tego planu było zmobilizowanie wszystkich, którzy stykają się z tym problemem: instytucje i organizacje pozarządowe, a przede wszystkim ludzi doświadczających ubóstwa. Zgodnie z tym postanowieniem, każdego roku, począwszy od 2001, organizowane są w Brukseli spotkania, których celem jest wymiana wzajemnej Od lewej: Andrzej, Dagmara, Elżbieta, Grzegorz, Kazik

nego, że każdy opisał, z czym musi się zmagać. Różnice, dla nas zaskakujące, pojawiły się w związku z rozmową na temat dobrych praktyk. Andrzej, który jest jednym z członków spółdzielni socjalnej „Przystań” opowiadał o idei spółdzielni, o roli jaką odgrywają w życiu osób długotrwale bezrobotnych. Elżbieta i Grzegorz mówili o edukacji dorosłych, która jest potrzebna osobom bezrobotnym, podając przykład Centrum Integracji Społecznej, gdzie można zdobyć zawód, praktykę, a dzięki temu docelowo – zatrudnienie. Kazik zaś, sprzedawca Gazety Ulicznej, który co miesiąc zmaga się ze wszystkimi opłatami, chciał udowodnić, że człowiek odpowiada za siebie, i musi znaleźć rozwiązanie nawet trudnej sytuacji. Nie rozkładaliśmy bezradnie rąk, choć były wśród nas osoby bezdomne i bezrobotne. Oburzyły nas postawy Greków i Szwedów, którzy nie chcieli dostrzec żadnych rozwiązań w walce z ubóstwem. Siridonoi z Grecji podkreślała, że jedynym rozwiązaniem będzie podniesienie wysokości zasiłków, zaś Ludmila zdecydowanie sprzeciwiła się idei uniwersytetów ludowych i kształcenia ustawicznego, argumentując tym,

że w wieku pięćdziesięciu lat nikt nie ma ochoty na naukę. Zaś Ami ze Szwecji uznała, że rząd powinien organizować obywatelom ich czas wolny. Byliśmy zdumieni i poruszeni. Nauczyliśmy się dostrzegać różnice między naszymi krajami, między ludźmi i szanować ich sposób zmagania się z wykluczeniem. Wierzymy, jak wszyscy z którymi spotkaliśmy się w Brukseli, że nasze zaangażowanie przyniesie rezultaty. Sporządzono protokół, biorąc pod uwagę pracę wszystkich grup warsztatowych i wymieniono w nim poruszane kwestie, tak by przedstawić je Parlamentowi Europejskiemu. Za najistotniejsze problemy uznano niewystarczające możliwości znalezienia pracy, rasizm społeczny, wykluczanie samotnych matek, szczególnie emigrantek, zbyt trudny dostęp do godnego mieszkania, do możliwości kształcenia się i rozwoju przedsiębiorczości społecznej, a także do rozwoju indywidualnego. Coroczne spotkania polityków europejskich z osobami doświadczającymi ubóstwa zdzierają taśmę z ust i są okazją do wysłuchania głosu ubogich.

wiedzy na temat doświadczeń poszczególnych krajów, a także stworzenie możliwości wpływania na politykę europejską osobom żyjącym w ubóstwie i na marginesie społeczeństwa. „Projekt Unii Europejskiej musi wiązać się z realiami życia wszystkich jej obywateli i mieszkańców, także tych, którzy doświadczają ubóstwa i wykluczenia społecznego” powiedziała, otwierając Spotkanie Urszula Haubner, Federalny Minister Bezpieczeństwa Społecznego i Ochrony Konsumentów z Austrii.

Nasz plakat przygotowaliśmy własnoręcznie ze zdjęć wyciętych z Gazety Ulicznej

9


X MUZA

Wszyscy jesteśmy Chrystusami... M

ieszkanie w polskim blokowisku. Pokój. Niewielki stół. Przy stole dwóch mężczyzn: ojciec i syn. Między nimi niezrozumienie, dystans, przepaść, krzywda. I pytanie ojca: „Czy naprawdę nie pamiętasz nic dobrego?”.

Niestety. To, co pozostało w pamięci syna to nadszarpnięte życie, łzy, nerwy, późne powroty ojca. To ucieczki z domu, kłótnie i przemoc w święta Bożego Narodzenia. To przejmowanie winy, nadodpowiedzialność, nadkontrola. To zamęt i nauka, że na dorosłych nie wolno się opierać, że nie wolno mówić i odczuwać. To także smród wódki i strugi, strugi alkoholu. I oto ten ojciec słyszy od swojego syna: „życzyłem ci śmierci, tato”. Ale to nie wszystko. Syn także ma koronę cierniową. W ojcu nieświadomie znalazł wzór do naśladowania (bo skąd miał wziąć inny?) i sam jest uzależniony – od narkotyków. Główny bohater najnowszego filmu Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” – Adam Miauczyński, prowadzi nas od samego początku: od narodzin swojego nałogu, poprzez narodziny syna aż do narodzin rozpadu i upadku. Kiedy pomiędzy kolejnym kieliszkiem wypitym z kolegami gdzieś w podrzędnym barze, spogląda w lustro widzi siebie – polskiego inteligenta, który totalnie przegrał swoje życie. Stracił żonę, stracił syna, stracił siebie. Atmosfera staje się tak zagęszczona, że można ją krajać nożem. On sam jest w pułapce – nie panuje nad sobą, nad swoimi myślami. Czy bezpowrotnie? Ma przecież jeszcze szanse... Trzeba jednak spaść na samo dno, by ją zobaczyć. Niektórzy w takiej szansie zostają sami, pozbawieni wszystkiego, pozbawieni każdego. Miauczyński ma szczęście. Jest syn, który czuje się odpowiedzialny i za siebie, i za ojca. Chce mu pomóc, wylewając do zlewu kolejne butelki z wódką. Ale czy naprawdę poma-

10

ga? Czy jest w ogóle w stanie pomóc? Pozwala przecież na to, by zachowanie ojca wpływało na niego destrukcyjnie. Cały fenomen filmu „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” polega na tym, że wcale nie trzeba być pijakiem, by go zrozumieć. Wystarczy mieć żonę, dzieci, by poczuć się grzesznikiem, odpowiedzialnym nie tylko za siebie, ale i za życie innych. Wystarczy przejrzeć się w lustrze i odpowiedzieć sobie na pytanie: Jakim jestem mężem/żoną? Co daję swoim dzieciom? I wtedy na początku szokujące filmowe zestawienie i porównanie Pasji z życiem głównego bohatera – alkoholika, przestaje nas szokować. Bo czy nie jesteśmy dla siebie nawzajem katem i ofiarą? Czyż nie krzyżujemy na co dzień jedni drugich? Czyż nie ranimy się i nie sprawiamy sobie bólu zachowaniem, gestem, słowem? Dlatego twarz Chrystusa w koronie cierniowej mają wszyscy: Miauczyński, jego żony, matka, syn, wreszcie – my sami. Najnowszy film Marka Koterskiego boli. Przeraża swoją dosłownością. Irytuje, drażni, ale i przekonuje szczerością i prawdą. Obnaża człowieka w jego nałogu. Nie wstydzi się głodu alkoholowego, wymiocin, fizjologii. Wszystko po to, by pokazać, jak nisko możemy upaść i się upodlić. A przecież my sami odpowiadamy za swoje życie. Mało tego – odpowiadamy też za innych. I tylko od nas samych zależy, co z nim zrobimy, jakich dokonamy wyborów, czy skorzystamy z szansy i jak je przeżyjemy... MARCIN WOJCIECHOWSKI


fot. 3 x VISION

X MUZA

11


Widziane oczami artysty fotografika Mike Abrahamsa

FO O T wiara na zdjęciu

„Pasjonują mnie kraje i społeczności, w których wciąż obecne są elementy prostej wiary. W miejscach gdzie byt ludzki wciąż zależy od wiatru, wody i żniw, istnieje większa ufność w cud” W Galerii Biura Wystaw Artystycznych w Pile, 2 czerwca 2006 r. odbył się wernisaż wystawy fotografii MIKE ABRAHAMS pt. WIARA. Wiara, to opowieść o Chrześcijaństwie w różnych zakątkach świata, to reportaż opublikowany w formie książkowej w 2000 r. W tym samym roku został nagrodzony w konkursie World Press Photo, w kategorii „Życie codzienne”. Abrahams podróżował m.in. do Izraela, Gwatemali, na Filipiny, do Bośni, Polski, Portugalii, Grecji, Włoch, Etiopii, Meksyku i Hiszpanii. Zdjęcia przedstawiają pielgrzymów, święte miejsca i ośrodki religijne, obrzędy i święta, krótko mówiąc – różne oblicza chrześcijaństwa. Mike Abrahams urodził się w Wielkiej Brytanii w 1952 roku. W 1975 roku ukończył studia w zakresie sztuk fotograficznych i politechnicznych w Londynie. Jako fotograf prasowy dokumentował wydarzenia społeczne i polityczne w Anglii, co zaowocowało książką wydaną w 1977 – The Alienated. W 1989 roku wydał następną książkę Still War o konflikcie w Irlandii Północnej. Jego reportaże na temat m.in.: migracji ludności Lesotho i Afryki Południowej, ortodoksach w Izraelu, sytuacji w Palestynie i strefie Gazy podczas, i po Intifadzie, społeczności żydowskich w Damaszku, upadku komunizmu w Europie Wschodniej – były i są publikowane w najważniejszych tytułach prasy światowej. Szeroko i szczegółowo opracowywane, przez wiele lat owocują bardzo dobrą dokumentacją wydarzeń, zachodzących zmian społecznych, ekonomicznych i politycznych. W 1981 Mike wraz z grupą kolegów – fotografów założył agencję Network Photographers w Londynie. Zdjęcia Mike’a Abrahamsa wystawiane były m.in. w: Half Moon Gallery oraz Photographers Gallery w Londynie, Zelda Chatle Gallery, National Museum of Photography w Bradford. Wystawa została zorganizowana przez Stowarzyszenie EFFATA z Piły, Biuro Wystaw Artystycznych w Pile, EKPICTURES Photo Agency w Warszawie oraz Agencje ZEGART z Bydgoszczy. Zachęcamy do odwiedzenia strony internetowej: www.mikeabrahams.com Artur Łazowy prezes SIS EFFATA

12


13


Zafascynowany przez pewien czas komunizmem, jeden z liderów marca 68 we Francji, Pascal Pingault doświadczył życia na ulicy, alkoholu i narkotyków. Po nawróceniu założył wspólnotę „Chleb Życia” działającą dziś w 30 krajach, również w Polsce.

Jezus

złapał mnie za włosy

i wyciągnął

Gazeta Uliczna: Kim jest dla Ciebie Jezus Chrystus?

Pascal Pingault: Dla mnie to jest ktoś, kto pozwolił mi przejść ze śmierci do życia, i to ze śmierci fizycznej, ponieważ moje życie było zagrożone. Wielu moich przyjaciół umarło. Żyłem na ulicy, doświadczyłem przemocy, alkoholu i narkotyków. Jezus mnie z tego wyciągnął. Miałem bardzo długie Pascal Pingault, włosy (śmiech) – złapał założyciel wspólnoty mnie za nie i wyciągnął. „Chleb Życia” GU: To był jakiś decydujący moment? Spotkanie z kimś? Niezwykłe zdarzenie?

PP: Tak, to było świadectwo dwojga młodych ludzi, którzy byli w moim wieku, którzy przeżyli to, co ja, przeszli podobną drogę – polityka, komunizm, narkotyki. Oni opowiedzieli mnie i mojej żonie o swoim spotkaniu z Chrystusem. Początkowo kpiłem sobie z nich, pytałem, gdzie go spotkali: w kawiarni? na zabawie, gdzie? Oni odpowiedzieli, że w Biblii. To wydało mi się od

14

razu odpowiedzią bardzo poważną. Miałem wiele książek, znalazłem starą, zakurzoną Biblię. Zacząłem czytać i natychmiast otrzymałem odpowiedź na wszystkie pytania, które sobie zadawałem. Zastanawiałem się dlaczego istnieje bieda i odkryłem, że odpowiedzią jest zaproszenie do dzielenia się, które Chrystus nam rzuca. Jeśli wszyscy ludzie robiliby to, o co Chrystus prosi, to byłaby to rewolucja dużo większa niż rewolucja francuska. Po moim nawróceniu zebrałem grupę ludzi, którzy chcieli żyć dzieleniem się, żyć, mając wszystko wspólne. Pytanie o to, jak będziemy się utrzymywać i pomagać biednym, wydawało mi się bezzasadne. Byłem artystą malarzem, skończyłem Akademię Sztuk Pięknych w Paryżu, mogłem zarabiać kupę pieniędzy i rozdawać je; ale szybko zrozumiałem, że Jezus prosi mnie, żebym zrezygnował z tego, co mam, i zaufał Jego opiece. Druga sprawa, która mnie poruszała, to sposób,

w jaki ubodzy są traktowani przez społeczeństwo - spychani na margines i lekceważeni. To wszystko sprawiło, że zacząłem dzielić ich życie i postanowiłem razem z nimi zmienić świat. GU: Byłeś ateistą – jak stałeś się katolikiem?

PP: Przeżyłem doświadczenie mistyczne - jedyne w moim życiu, zapewniam, i nie proszę o więcej, bo to, które miałem mi wystarczy . Zadało mi mnóstwo pracy (śmiech). To właśnie wydarzenie sprawiło, że stałem się katolikiem, a nie miałem rzeczywiście żadnej praktyki religijnej, żadnego doświadczenia z katolicyzmem, nie miałem wiary w Najświętszy Sakrament. Pewnego dnia, gdy jechałem, żeby pomóc komuś w potrzebie, znalazłem się w kaplicy zgromadzenia zakonnego – Małych Braci Jezusa. Właśnie adorowali Najświętszy Sakrament – wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to jest. Zaprosili mnie, żebym pomodlił się z nimi. Zobaczyłem, że to są zakonnicy, którzy pracują jak robotni-


cy i żyją z biednymi. Pierwszy raz zobaczyłem zakonników tak bliskich zwykłym ludziom. Poszedłem modlić się z nimi i zobaczyłem księdza, który położył coś okrągłego na ołtarzu, w czymś, co było złocone – nie wiedziałem, co to jest. Wtedy otrzymałem wizję oblicza Chrystusa – było bardzo zbliżone do twarzy z Całunu Turyńskiego, którego wówczas nie znałem. W tym momencie zostałem katolikiem. I w tej wizji usłyszałem prośbę, żeby iść i opowiedzieć wszystko biskupowi, a muszę powiedzieć, że przedtem nigdy nie widziałem biskupa. Zadzwoniłem i powiedziałem: proszę przyjechać, bo mam coś do powiedzenia. Nie wiedziałem, że to samemu trzeba pójść do biskupa. Ale biskup przyszedł. To był początek mojego życia w Kościele, w służbie Eucharystii, w służbie ubogim, w ubogim życiu. GU: Niezwykły biskup, skoro przyszedł do nieznajomego po jednej rozmowie telefonicznej?

PP: To był kardynał Honoré. Nasze spotkanie było bardzo ciekawe. Miałem włosy do łokci, strój trochę artystyczny, nie wiedziałem, kto to jest biskup, ale domyślałem się, że to ktoś ważny; zastanawiałem się, gdzie go posadzę, i miejsce, które wydało mi się najbardziej godne, to była moja pracownia malarska. Tam go zaprosiłem. Okazało się, że ten człowiek był estetą, znał się dobrze na malarstwie. Najpierw rozmawialiśmy o obrazach, a później zapytał mnie o to doświadczenie wizji. W trzeciej godzinie naszego spotkania prorokował – zastanawiałem się nawet, czy on przypadkiem nie brał narkotyków? Mówił mi: tak, otrzymał pan wezwanie ze strony Boga, będzie pan głosił ewangelię na świecie. Pomyślałem,

Z żoną Marie

że ma coś nie tak z głową. Później zrozumiałem, że to było proroctwo. GU: Nie próbowałeś namalować tej wizji?

PP: Nie, ponieważ byłem przekonany, że zdeformuję

PP: Przestałem malować 30 lat temu. Teraz jednak, kiedy mam mniej obowiązków, ponieważ wiele rzeczy przejęli inni, poważnie myślę, żeby znów malować. Ale to nie jest pewne – jest jeszcze mnóstwo

Kościół jest bardzo różny w różnych krajach i wszędzie musi on samego siebie reformować w duchu ewangelii to, co widziałem, mimo całej techniki malarskiej, jaką posiadałem. Taki był mój wybór od początku. Co było ciekawe – przez długie lata mogłem powracać do tej wizji, jako pamięci obrazu, a teraz już nie. GU: Malujesz wciąż?

do zrobienia. W zeszłym tygodniu wysprzątałem moją pracownię, jak ktoś, kto zamierza coś zmienić, jak kobieta sprzątająca mieszkanie przed urodzinami dziecka. Myślę o tym, żeby znów wziąć pędzel w dłonie.

15


GU: Mieszkasz cały czas w jednej ze wspólnot?

PP: Oczywiście. To jest wspólnota, która składa się z rodzin – na przykład ja mam dużą rodzinę – siedmioro dzieci i jestem dziadkiem siedmiorga wnucząt. Jest też dużo innych rodzin, młodych ludzi z wielu krajów, osób żyjących w celibacie, księży – wszystkie powołania. Żyjemy wspólnie w jednym miejscu, z ubogimi, w modlitwie z ubogimi. Ubodzy we Francji – to podobnie jak w Polsce – ludzie z ulicy, alkoholicy, narkomani. W Afryce, w Nigrze, pracuję z ludźmi trędowatymi, mieszkam w ich wiosce, żyję razem z nimi. Podczas wojny domowej pracowaliśmy i żyliśmy w obozach dla uchodźców, zawsze dzieląc życie najuboższych, żeby wspólnie zastanawiać się, co można polepszyć. GU: Czy twoja żona jest z tobą w tym, co robisz?

s. Małgorzata Chmielewska założyła polską Wspólnotę Chleb Życia

ny krok naprzód, jeśli chodzi o prostotę życia i ubóstwo. Ale jest wiele miejsc, gdzie cała dynamika wiary upadła. Mamy wizję Kościoła jako wielkiej aktywności. Z tym się też zgadzam. Ale pierwszą rzeczą jest zakorzenienie w modlitwie i w życiu sakramentalnym. Nie

Dla mnie miłość – ze wszystkimi oczywiście ograniczeniami – to głosić coś i żyć tym dzień w dzień z innymi ludźmi. Nie ma przepaści między tym, co głoszę, a czym staram się żyć. PP: Tak, cały czas to była i jest moja prawa ręka, można powiedzieć moje obie ręce. We wspólnocie kładziemy nacisk, żeby cała rodzina zgadzała się co do sposobu życia, jaki wybiera. W przeciwnym wypadku byłoby to źródłem napięć. GU: W jakim kierunku zmierza Kościół, jak powinien się zmieniać?

PP: Kościół jest bardzo różny w różnych krajach i wszędzie musi on samego siebie reformować w duchu ewangelii. Na przykład we Francji struktury Kościoła, księża zrobili bardzo dużo, żeby uprościć swoje życie. Księża francuscy to są ludzie ubodzy. Zrobili ogrom-

16

ma działań, które trwają bez zakorzenienia w modlitwie. W Afryce na przykład, mamy Kościół bardzo młody, bardzo żywy, ale życie moralne, relacja do pieniędzy i władzy wymaga prawdziwej przemiany. Nie ma jednego kierunku, w którym Kościół powinien iść. Kościół jest cały czas w drodze i wszyscy powinniśmy powracać do ewangelii. To jest kwestia głębi ewangelizacji, o którą powinniśmy się starać. GU: Co to znaczy kochać drugiego człowieka?

PP: Kochać drugiego, to móc z nim żyć. Bardzo często mamy wizję miłości. Usiłujemy narzucać innym nasz sposób życia i kochania, twierdząc, że to właśnie jest ewangelizacja. Bardzo często ewangelizator głosi coś albo wykonuje jakąś pracę dla ubogich, a potem odchodzi. Dla mnie miłość – ze wszystkimi oczywiście ograniczeniami – to głosić coś i żyć tym dzień w dzień z innymi ludźmi. Nie ma przepaści między tym, co głoszę, a czym staram się żyć. To powinno się sprawdzać w codziennym życiu. Mieszkamy z tymi, którym pomagamy – z ludźmi z ulicy, trędowatymi w Nigerii. Kochać to znaczy żyć tym, co się głosi drugiemu człowiekowi i żyć tym w jego obecności, z naszymi słabościami i ograniczeniami. Jeśli twierdzę, że kocham ubogich a nigdy nie jestem w ich domu, w ich dzielnicy to jest tylko teoretyczne. Podobnie Jezus Chrystus mógł nas kochać z wysokości swojego nieba, ale zdecydował się zejść, przyjąć nasze ciało i żyć razem z nami. ROZMAWIAŁ

KRZYSZTOF KRZYWANIA

Mali Bracia Jezusa – zgromadzenie zakonne prowadzące życie kontemplacyjne jak Jezus w Nazarecie. Bracia mieszkają w małych wspólnotach, w biednych dzielnicach lub wioskach, bez klasztorów i klauzury, zarabiają na swoje utrzymanie pracą fizyczną.


Odkurzacz

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

i spadochron W czasie sprzątania lepiej nie bujać w chmurach, ale po pracy, dlaczego nie? Od kiedy skończyła pięćdziesiąt lat, ma zwyczaj zmieniać szmatki na spadochron, a odkurzacz na samolot. „To był prezent od syna na moje pięćdziesiąte urodziny. Każdemu życzę takiej niespodzianki, i takiego syna”- mówi Grażyna Dratwa, która od trzech lat skacze na spadochronie, a na co dzień jest instruktorem w Centrum Integracji Społecznej w Poznaniu, gdzie prowadzi warsztat konserwacji powierzchni płaskich. Rzeczywistość ludzi biednych, pełnych goryczy i barier zmienia ją, tak samo, jak ona zmienia tę rzeczywistość. Przez pierwsze tygodnie obserwuje ich zakłopotane twarze, zamknięte usta i skrzyżowane ramiona. A wkrótce potem siadają razem na ławce i nie przestają rozmawiać. „Jest jakaś niezwykła siła w grupie. Kiedy są razem, to stają się silni.” – podkreśla. Ludzie, którzy uczą się profesjonalnego sprzątania pod jej okiem, zyskują przyjaciela. Ona zaś patrzy na ich przemiany, czując, że miała na nie wpływ. A latanie? Uczy patrzenia na wszystko nie – z góry, ale z lotu ptaka. Nie oddala od kłopotów, ale pozwala spojrzeć na nie z innej perspektywy. Problemy uczestników warsztatu, z jakimi wspólnie się mierzą, są ogromne. Przede wszystkim brak pracy, a jeszcze nierzadko samotność, bijący ojciec albo mąż, alkoholizm, bezdomność. Nikt o tym nie zapomina, trzeba wzajemnie się wspierać, dodawać sobie otuchy i odwagi. „Przez tydzień po skoku noszę w sobie emocje, i dzielę się nimi z uczniami.” – dodaje.

Mówi o sobie, że jest szczęśliwym człowiekiem. Mówi, i daje dobry przykład – odważnych skoków i dobrego sprzątania – pasji i zaangażowania.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

DAGMARA WALCZYK

Grażyna (w środku) podczas skoku

Grażyna z synem

Europejski Fundusz Społeczny

17


nasza twórczo WIERSZE i ZDJĘCIA: Małgorzata Malak I Światło, i morze Grecja to przede wszystkim światło i morze. Wsłuchiwanie się oraz… pisanie nad brzegiem tak jednego, jak i drugiego: Opadła?

***

Rysowane na siatkówce

Nie boję się bo leżę na rozgrzanej Ziemi która jeszcze z sił jak liść jesienią nie

W każdym ludzkim kroku na kamieniach słyszę echo twoich stóp. Otoczyłeś mnie. Tak jak otacza się ramieniem psa, który przycupnął na pisaku i patrzy na ptaki. Przylepiłeś się jak zapach truskawek do opuchniętych palców mojego dziadka. Idę ogrodem z tobą we włosach.

Lubię odjeżdżać na rowerze znikać na plaży odszukiwać twój kształt w liniach krajobrazu łańcuchach słów, zdarzeń, płotów, w słonecznych splotach myśli, lin i włosów. Dorysowywać niebieskie kreski i czerwone kropki to tu to tam jak promyki słońca z dziecięcego obrazka. I patrzeć.

– słyszę morze.

Słowa zahaczam na uszach jak czereśnie.

Świat pachnie i istnieje Jesteśmy jak małe dzieci, którym dano do rączek drogie kamienie. Podajemy je sobie drżącymi dłońmi jak schwytanego na łące pasikonika. Zamiast elementarza dano nam Biblię. W Ciszy przesuwamy palce po linijkach jak niewidomi. Na twoich plecach Bóg narysował drzewo. W jego konarach ćwierkają ptaki, milczą języki świata.

18

Ciągle mam na rzęsach mgłę, którą tkaliśmy jak pajęczynę pomiędzy rąbkiem księżyca a kątem oka. Bóg otwiera mnie jak drzwi do świątyni. Cisza, mrok, kadzidło ogniska. Niedługo nauczymy się kochać.


ość Szyfr wszechświata Zadzwoń do mnie pomilczeć. Weź odrobinę wiatru w dłonie. Powąchaj. Wyślij w kopercie na północ. Nasze spojrzenia spotkają się o zmroku w jednym punkcie dwie proste jak nóżki cyrkla, którego wierzchołkiem jest gwiazda polarna. Twoja wyspa wbija się igłą w tkaninę morza. Ja rysuję koła. Motyl kwiat planeta lekcja. Karuzela. Rozsiewam uśmiechy i kruche niepokoje.

orz m i , o ł t a I świ

e...

19


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Zamiast

kolekcji stempli

Grupa założycielska spółdzielni socjalnej Sam Blask

„Sam Blask” to powstająca właśnie spółdzielnia socjalna, której głównym zajęciem będą usługi porządkowe. Choć spółdzielnia jeszcze nie jest zarejestrowana ma już pierwsze zlecenia a jej członkowie cieszą się perspektywą pracy.

20

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

J

eszcze kilka miesięcy temu nawet się nie znali, a dziś mówią, że mają do siebie całkowite zaufanie. Jeszcze niedawno nie wychodzili z domu, a dziś nie boją się rozmawiać o swoich emocjach i o przeszłości. I jeszcze kilka miesięcy temu byli przekonani, że niczego nie potrafią, a dziś są pewni, że mają doskonałe przygotowanie zawodowe i mnóstwo zapału do pracy.

Ania ma 56 lat, w lipcu minie rok od rozpoczęcia nauki w Centrum Integracji Społecznej w Poznaniu, dokąd trafiła po długim czasie życia tylko z zasiłku. „400 zł starczało zaledwie na podstawowe opłaty. Tak nie można żyć”- mówi. Ania przez całe życie pisze pamiętnik. Dzięki niemu może przypomnieć sobie przeszłość, odkryć jak bardzo zmienia się jej życie. „Żałuję, że pięć lat temu w pożarze mieszkania spłonęły wszystkie zapiski. Mam tylko to, co pisałam po pożarze.”- podkreśla z żalem. Iwona – odważna, pewna siebie, bystra i młoda kobieta, mieszkała po rozwodzie w ośrodku dla ofiar przemocy. Teraz mieszka w jednym z hosteli „Barki”, ale wierzy, że już niedługo będzie mogła zarobić na samodzielne mieszkanie. „W Szkole Barki nauczyłam się systematyczności. Niewielu jest takich mieszkańców ośrodka, którzy wstają rano, bo muszą zdążyć na zajęcia o godzinie ósmej. A ja wstaję.” – dodaje z dumą. „Co mogłam robić przed CIS-em? Nie miałam innego wyjścia, byłam na bezrobociu, więc zbierałam stemple!” – mówi Monika, najmłodsza z nich. „To proste – trzeba było iść do wszystkich zakładów pracy po kolei, a oni już nawet nie pytali. Wystarczyło wyciągnąć kartę i sami stemplowali.” Dzisiaj jest inaczej. Monika, nauczona

przykładem mamy, która też nie ma pracy, i doświadczona własnymi porażkami, nie biega już za stemplami, ale podejmuje się wysiłku współpracy i współodpowiedzialności. Jest jeszcze Agnieszka, Ewa, Hania i Robert. Wszyscy spotkali się w warsztacie konserwacji powierzchni płaskich w Centrum Integracji Społecznej, by teraz wspólnie stworzyć spółdzielnię socjalną. Mają już statut, nazwę, logo, strategię i pierwsze zlecenia. „Przede wszystkim będziemy zajmować się sprzątaniem, ale możemy też zająć się dzieckiem, czy osobą starszą” – dodaje Ewa, która w Centrum skończyła też kurs opieki nad dziećmi i osobami starszymi. Grażyna Dratwa, instruktorka warsztatu konserwacji powierzchni płaskich zapewnia, że kiedy wezmą się do pracy, na pewno nie zrezygnują. A Agnieszka, samotna matka, która nigdy do tej pory nie miała stałej pracy, dziś wie, że spółdzielnia socjalna stawia przed nią nowe możliwości, szansę na odrodzenie się ze smutnej codzienności, bezradności i uwikłania w problemy. Na wszystkich twarzach maluje się entuzjazm. DAGMARA WALCZYK

Osobom, które myślą o założeniu własnej spółdzielni socjalnej, przypominamy podstawowe zasady: • zbieramy 5 bezrobotnych osób chętnych do działania • zapewniamy sobie współpracę z właściwym Urzędem Pracy • podejmujemy decyzję dotyczącą charakteru spółdzielni (produkcyjna, usługowa itp.) • mamy pomysł na działalność • przygotowujemy biznes plan • piszemy statut • wybieramy władze spółdzielni • składamy wniosek o zarejestrowanie spółdzielni do Krajowego Rejestru Sądowego.

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

21


Kapitalizm EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

jest

altruizmem Wolny rynek nie polega na bezwzględnej walce o byt. Polega na budowaniu wspólnoty i altruizmie. Ekonomia społeczna jest najbardziej pełnym i wyrazistym obrazem kapitalizmu.

G

eorge Gilder w swojej znakomitej książce „Bogactwo i ubóstwo” pisał: „Kapitalizm zaczyna się od dawania. Korzyści handlowe nie płyną ani z chciwości, ani ze skąpstwa, ani z miłości własnej, lecz z powodów bardzo bliskich altruizmowi: z troski o potrzeby

nić żadnego z nielicznych źródeł bogactwa w społeczeństwie ludzkim. To nie branie i konsumpcja, ale dawanie, podejmowanie ryzyka, tworzenie są typowymi działaniami kapitalisty”. Warto było przytoczyć ów cytat pochodzący z książki uważanej powszechnie za „Biblię” myślenia liberalnego

Kapitalizm zaczyna się od dawania. Korzyści handlowe nie płyną ani z chciwości, ani ze skąpstwa, ani z miłości własnej, lecz z powodów bardzo bliskich altruizmowi: z troski o potrzeby innych, z życzliwego, otwartego i odważnego usposobienia innych, z życzliwego, otwartego i odważnego usposobienia. Tak uniwersalny motyw jak interes własny – całkowicie dominujący w każdym socjalistycznym ustroju czy w zaułkach biurokracji, jak i w królestwie wielkiego przedsiębiorstwa nie zdoła ujaw-

22

i będącej swoistym „podręcznikiem”, na postawie którego amerykański prezydent Ronald Regan przeprowadził swoje słynne reformy. O co tu w ogóle chodzi? Na jakiej postawie kapitalizm może kojarzyć się z altruizmem?

Wiadomo powszechnie każ-

demu, kto w sposób poważny zajmował się jakąkolwiek pracą, że warunkiem prawdziwego zaangażowania a co za tym idzie osiągnięcia sukcesu nie jest myślenie o spodziewanym zysku, ale satysfakcja wynikająca z samego działania. Jest na ten temat bardzo znane powiedzenie mówiące: „Rób to, co kochasz, a pieniądze same przyjdą”, oraz drugie przypisywane powszechnie Konfucjuszowi: „Rób, co kochasz, a nigdy w życiu nie będziesz musiał pracować”. Nie znaczy to oczywiście, że kapitalista nie myśli w ogóle o zysku i prowadzi swoje interesy tak, żeby przynosiły straty. W takim przypadku bardzo szybko by przestał być kapitalistą. Chodzi jedynie o to, że po zrobieniu wstępnego bilansu spodziewanych strat i zysków otwiera się przede wszystkim na potrze-


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

by swoich klientów, dokłada wszelkich starań żeby byli zadowoleni, nawiązuje ciepłe i życzliwe stosunki. Maks Weber twierdził, że największym kapitałem, jaki może być obecny na rynku jest zaufanie innych. Nikt samodzielnie nie zdoła nigdy zgromadzić takiej ilości środków, jaka

marketach) może występować tylko przy dużej koncentracji kapitału a co za tym idzie przy ściśle wytyczonych podziałach na tych, co posiadają i tych, co pracują, a więc w społeczeństwie bardziej przypominającym feudalizm niż gospodarkę wolnorynkową. Na prawdziwym wolnym rynku zawsze będą liczyły się więzi międzyludzkie, zaufanie, dobre funkcjoNa prawdziwym wolnym rynku zawsze nowanie we wspólnocie, będą liczyły się więzi międzyludzkie, zdolność do zrzeszania się i wspólnego podejmowazaufanie, dobre funkcjonowanie we nia ryzyka. wspólnocie, zdolność do zrzeszania się W świetle tego wszysti wspólnego podejmowania ryzyka kiego ekonomii społecznej nie należy pod żadnym pozorem kojarzyć z socjalizmem oraz towarzyszącą może być udziałem licznych ufających mu zawsze biurokracją. Ekonomia spomu ludzi. To samo dotyczy kontaktów łeczna wiąże się ze zjawiskami, które były z klientami: życzliwy i przyjazny klient obecne na wolnym rynku od samego poprzekonany, że w naszym sklepie będzie czątku i które zdaniem George’a Gildera zawsze mile obsłużony oraz dostanie do- stały się prawdziwym źródłem bogactwa bry i tani towar, jest najlepszą inwestycją, we współczesnym świecie zachodnim. na którą zresztą trzeba pracować przez Przeciwnie, to brak myślenia społecznelata, ale która może przynosić profity go w ekonomii i w polityce może doproprzez dziesiątki lat. Poza tym pisząc o kapitalizmie, To nie branie i konsumpcja, ale dawanie, zbyt często zwracamy uwagę na bezwzględną walkę podejmowanie ryzyka, tworzenie są typowymi z konkurencją a zbyt rzadko działaniami kapitalisty na konieczność współdziałania z naszymi partnerami w biznesie, wspólnikami, kontrahentami, wadzić do rozrostu biurokracji a co za urzędnikami a także własnym pracowni- tym idzie ograniczenia wolnego rynku kiem, który jest o wiele bardziej wydaj- i zmarnowania dużej ilości potencjału ny, gdy nie traktuje konieczności przy- ludzkiego a więc znacznego ograchodzenia do pracy jak zło konieczne niczenia bogactwa. Nie ma woli gdy tylko będzie taka możliwość opuści ności ani prawdziwego wolnego nasze przedsiębiorstwo w poszukiwaniu rynku bez ekonomii społecznej. czegoś lepszego. Gdy przyjrzymy się dokładnie sytuacji stanie się jasnym, że BARTEK POLCYN liczba osób z którymi musimy współżyć i współpracować jest na wolnym rynku o wiele większa od tych, z którymi konkurujemy i którym we własnym interesie George Gilder, powinniśmy życzyć bankructwa. Bogactwo i ubóstwo. Znane z literatury marksistowskiej Wydawnictwo zjawisko bezwzględnej walki o byt i wyZysk i S-ka, 2001. obcowanego - stojącego na szczycie drabiny społecznej - kapitalisty (wyobcowa- Bartek Polcyn jest filozofem, dziennikarzem, wykładowcą oraz animatorem społecznym, nauczycielem etyki w Szkole Barki – Centrum Integracji Społecznej. nego zarówno od własnych pracowników sprowadzonych do bezdusznego wymia- George Gilder urodzony w 1939 roku wybitny amerykański pisarz, ekonomista, publicysta i nauczyciel akademicki. Działacz partii konserwatywnej. Jego książka Bogactwo i ubóstwo wielokrotnie ru „środków produkcji” jak i od klientów cytowana przez Ronalda Regana jest powszechnie uważana za „biblię” amerykańskiej myśli kon– to ostatnie widzimy zwłaszcza w super- serwatywno-liberalnej.

23


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Pierwszeństwo

człowieka

Celem przedsiębiorstwa nie może być tylko wytwarzanie zysku. Praca ma też charakter więziotwórczy i rozwojowy. Nie musi być wiecznym jarzmem. O pracy w nauczaniu Jana Pawła II pisze Barbara Sadowska.

W

raz z rozwojem przemysłu ujawnił się trwający do dzisiaj konflikt pomiędzy wąską, ale bardzo wpływową grupą właścicieli posiadających kapitał, a szeroką rzeszą ludzi pozbawionych jakiejkolwiek własności, uczestniczących w procesie produkcji wyłącznie przez pracę. Robotnicy oddawali swoje siły do dyspozycji grupy przedsiębiorców, a ci kierując się zasadą najwyż-

człowieka pracującego. Pracodawcy najczęściej nie doceniają pracownika jako podmiotu, kapitał stawiają przed osobą ludzką, koncentrują się na zyskach, pracę traktują jak towar, pomijają jej duchowe aspekty. Papież podkreśla, że w procesie produkcji występuje wzajemne przenikanie się pracy i kapitału. Ich związek tzn. pracy człowieka oraz środków produkcji, w każdym produkcie

Wzrasta wszystko dookoła dzięki pracy człowieka, ale on sam pomnażając dobrobyt materialny, często kierowany zasadą konkurencji, odgradza się od innego człowieka. Ma to miejsce tam, gdzie organizacja pracy jest nastawiona tylko na maksymalizację produkcji i zysku, pomija zaś to, w jakim stopniu pracownik przez pracę realizuje się jako człowiek. szego zysku, usiłowali ustanowić najniższe wynagrodzenie za pracę wykonywaną przez robotników.

Perspektywa historyczna Jan Paweł II patrzy na ten problem z perspektywy historycznej. Za wspólny błąd, zarówno socjalizmu jak i kapitalizmu uważa uznanie prymatu kapitału nad pracą, co prowadziło do konfliktów pracowniczych, a nawet przelewu krwi. W obu systemach społeczno-gospodarczych dochodzi do degradacji godności

24

jest nierozerwalny. „Trzeba uznać i podkreślać pierwszeństwo człowieka i jego rozwoju przed kapitałem i wąsko rozumianym zyskiem w procesie produkcji”. Środki produkcji ( kapitał) to tylko zespół narzędzi podporządkowanych pracy człowieka.

Pracownik – współgospodarz Jan Paweł II apeluje, aby kształtować taki ustrój, który przezwycięża przeciwstawianie pracy kapitałowi. Papież wymienia konkretne

propozycje mówiące o współwłasności środków produkcji, o realnym udziale pracowników w zarządach firmy i zyskach przedsiębiorstwa. Jednocześnie zwraca uwagę, że należy dokonać rewizji stanowiska „sztywnego kapitalizmu” uznającego tylko własność prywatną za jedynie korzystną dla rozwoju gospodarczego. Sposobów przezwyciężenia konfliktu pomiędzy pracą a kapitałem należy poszukiwać w „połączeniu pracy z własnością kapitału”. Wtedy pracownicy stają się współwłaścicielami jakiejś części środków produkcji. Istotne dla ich zaangażowania jest poczucie, że pracują „na swoim” i mogą się uważać za współgospodarzy warsztatu pracy. Papież sugeruje, że drogą do osiągnięcia takiego celu jest „powołanie do życia w szerokim zakresie organizmów pośrednich o celach gospodarczych, społecznych, kulturalnych, które cieszyłyby się rzeczywistą autonomią w stosunku do władz publicznych”. Wskazuje na możliwości samo-organizacji obywateli, którzy mogą powoływać różnorodne instytucje obywatelskie (stowarzyszenia, fundacje, spółdzielnie, przedsiębiorstwa społeczne, kluby, ruchy) spełniające wyżej wymienione cechy, zachowujące formę „żywej wspólnoty” a jednocześnie podporządkowujące się wymogom wspólnego dobra.


EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Gdy wzrasta tylko zysk... Papież pokazuje też jakie problemy powstają, gdy człowiek w zakładzie pracy traktowany jest przedmiotowo. Jednym z nich jest osłabienie więzi międzyludzkich w związku z wykonywaniem pracy. „Wzrasta wszystko dookoła dzięki pracy człowieka, ale on sam pomnażając dobrobyt materialny, często kierowany zasadą konkurencji, odgradza się od innego człowieka. Ma to miejsce tam, gdzie organizacja pracy jest nastawiona tylko na maksymalizację produkcji i zysku, pomija zaś to, w jakim stopniu pracownik przez pracę realizuje się jako człowiek”. Bardzo często układ stosunków w pracy zdeterminowany jest przez bezwzględną rywalizację i wyobcowanie, gdzie pracownik jest traktowany jedynie jako środek, a nie jako cel. Papież podkreśla, że tam, gdzie praca wykonywana jest w sposób podmiotowy i twórczy, tam następuje wiązanie człowieka z człowiekiem, tam powstają różnorodne grupy społeczne, kształtuje się międzyludzka solidarność, buduje się wspólnota. To we wspólnocie muszą się jakoś dogadać i połączyć ci, którzy pracują, jak i ci, którzy posiadają środki produkcji, bo celem przedsiębiorstwa nie może być tylko wytwarzanie zysku. Zysk nie może też być jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa. Pracujący w nim ludzie powinni tworzyć wspólnotę i stanowić szczególną grupę, która służy całemu społeczeństwu. Efektem rozdziału pracy i kapitału jest ukształtowanie się niesprawiedliwego porządku społecznego i pogarszająca się sytuacja coraz liczniejszych grup społecznych. Pogłębiają się przepaści społeczne, w których jedni mają bardzo dużo a innym nie starcza na najskromniejsze życie. Papież mówi: „wykroczenie stanowi fakt, że bardzo wielu ludzi nie ma wystarczająco dużo, by żyć w warunkach odpowiadających

godności osoby ludzkiej”. Jan Paweł II nie proponuje redystrybucji bogactwa od bogatych do ubogich lecz włączenie ubogich do „kręgu wymiany dóbr i usług” wytwarzającego bogactwa oraz kształtowanie kultury, która pomnaża wiarę

wciąż widziana jako jarzmo człowieka, jako droga do zdobycia środków do życia i powiększenia stanu swego posiadania. Widziana jest w aspektach wytworów, bez ścisłego wiązania jej z człowiekiem i jego twórczością.

Stan posiadania jest ważny, ale głębokiego sensu nabiera dopiero wówczas, jeżeli dzięki niemu sam posiadacz – osoba ludzka – staje się bogatszy, jeżeli człowiek może stawać się pełniej człowiekiem we wszystkich wymiarach swego życia. w ludzkie możliwości człowieka ubogiego, w zdolność do polepszenia jego sytuacji przez pracę.

Czy praca jest jarzmem? Papież odcina się od stanowisk zdecydowanie odrywających pracę i jej wytwory od człowieka. Nie akceptuje podziałów, które funkcjonują w obecnych porządkach społeczno- gospodarczych, na prace twórcze i nietwórcze, szlachetne i hańbiące, na wyzwolone i niewolnicze, na kulturalne i niekulturalne. Już w starożytności greckiej i rzymskiej pracę łączono z uciążliwością, wysiłkiem, monotonią, szarością życia i przyziemnością, a twórczość – z pięknem, swobodą, szlachetnością, wyższością i boskością. Ideałem stało się uwolnienie od pracy. W konsekwencji oddzielenia twórczości od pracy wytworzyły się warstwy próżniacze, a ciężar prac mozolnych i „brudnych”, wymagających wysiłku spadł na warstwy niższe. Najciężej pracowali niewolnicy. Dzisiaj takie prace wykonują w bogatych krajach obcokrajowcy i bezrobotni. Chrześcijaństwo nie zdołało przełamać takiego spojrzenia na pracę, mimo że głosiło jedność pracy i twórczości (człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga uczestniczy przez pracę w dziele stworzenia). Praca jest

Stawać się pełniej człowiekiem Jan Paweł II podkreśla, że nie można pomijać, że przez pracę człowiek pomnaża stan swojego posiadania. „Jest on ważny, ale głębokiego sensu nabiera dopiero wówczas, jeżeli dzięki niemu sam posiadacz - osoba ludzka - staje się bogatszy, jeżeli człowiek może stawać się pełniej człowiekiem we wszystkich wymiarach swego życia”. Ocenianie człowieka – pracownika według tego, co on wytwarza, jest degradacją człowieka. Sprawia, że nadaje się człowiekowi godność w zależności od miejsca i rodzaju pracy. Ludzie oceniają siebie nie według tego kim w istocie są, lecz według tego, gdzie pracują, co produkują, ile zarabiają. Kształtują się krzywdzące nierówności społeczne, życie staje się mniej ludzkie, a osoby przedmiotowo traktujące pracę łatwo stają się przedmiotem manipulacji. Dając lepiej płatną, prestiżową pracę, można człowieka „kupić”, nakłonić do pracy niegodziwej, biologicznie czy psychicznie szkodliwej. A przecież praca powinna doskonalić samego człowieka, dopomagać mu, aby stawał się lepszym, duchowo dojrzalszym. BARBARA SADOWSKA

Bibliografia: Encykliki Jana Pawła II: Laborem Exercens (1981), Centesimus Annus (1991).

25


Przyjaciele Gazety Ulicznej Przeprowadzone badania pokazują, że niecałe 50% Poznaniaków zna ideę Gazety Ulicznej. Kto popiera ideę Gazety Ulicznej i czy Poznaniacy ją lubią czytać? O tym w artykule Barbary Sadowskiej.

G

azeta Uliczna powoli wpisuje się w krajobraz Poznania. Minęło już ponad półtora roku od czasu, gdy pokazali się pierwsi sprzedawcy Gazety. Ma ona swoich stałych czytelników i swoich przyjaciół.

razem z zespołem redakcyjnym wspólnotę: organizują wspólne spotkania, prowadzą grupy samo-edukacyjne, uczestniczą w posiedzeniach zespołu redakcyjnego, wspierają się wzajemnie. Jak każde przedsięwzięcie,

GAZETA ZNALAZŁA TEŻ POPARCIE WŚRÓD AKTORÓW O MIĘDZYNARODOWEJ SŁAWIE. JEST WŚRÓD NICH AKTOR FRANCUSKI GERARD DEPARDIEU (NA OKŁADCE), KTÓRY ZAGRAŁ SŁYNNE ROLE KOLUMBA, DANTONA, HRABIEGO MONTE CHRISTO, CZY W ASTERIX I OBELIX. DEPARDIEU POZNAŁ PROGRAMY BARKI PODCZAS ŚWIATOWEGO FORUM EKONOMICZNEGO W DAVOS W STYCZNIU BR. POPROSZONY O ZDJĘCIE NA OKŁADKĘ DO GAZETY ULICZNEJ Z CHĘCIĄ WYRAZIŁ ZGODĘ: „JESTEM TU, W DAVOS, PONIEWAŻ POPIERAM PRZEDSIĘBIORCÓW SPOŁECZNYCH. LUDZI, KTÓRZY NIE CZEKAJĄ Z ZAŁOŻONYMI RĘKAMI, MAJĄ POMYSŁY, JAK ROZWIĄZYWAĆ TRUDNE PROBLEMY UBÓSTWA, GŁODU, BEZROBOCIA I WPROWADZAJĄ JE W ŻYCIE” – POWIEDZIAŁ. Wśród nich są znane i cieszące się autorytetem osoby z naszego regionu oraz znane osobistości w kraju i zagranicą. Idea Gazety, dzięki której osoby bezrobotne mogą pozyskać środki na swoje życie, ma cechy przedsięwzięcia społeczno-ekonomicznego i kulturalnego. Osoby, które znalazły się w trudnych sytuacjach życiowych sprzedając Gazetę zarabiają 50% z jej ceny. Tworzą też

26

którego celem nie jest zysk, ale stworzenie możliwości poprawy sytuacji osób bezrobotnych, wymaga dużej promocji.

Kiedy przygotowywaliśmy się do wydania pierwszego numeru Gazety Ulicznej (pod koniec 2004 roku) kibicował nam gorąco ówczesny wicepremier Jerzy Hausner, który spotkał się z zespołem redakcyjnym i pierwszymi sprzedawcami.

Inauguracja Gazety połączona była z otwarciem Szkoły Barki dla długotrwale bezrobotnych. Rozegrany został wówczas mecz, w którym z jednej strony grali przedstawiciele ministerstwa pracy i polityki społecznej z wicepremierem na czele, a z drugiej przedstawiciele piłki nożnej ulicznej drużyn bezrobotnych i bezdomnych. Ministerstwo regularnie zakupuje kolejne numery Gazety Ulicznej w ilości 100 sztuk. Swoją przyjaźń dla idei Gazety Ulicznej zadeklarował Ambasador Stanów Zjednoczonych Victor Asie, który odwiedził Gazetę z okazji 227 rocznicy proklamowania Stanów Zjednoczonych we wrześniu ubiegłego roku. Zakupił on dużą ilość Gazet i zamawia kolejne numery. Gazetę wspierają też znane osobistości ze świata kultury, mediów i polityki, które udzielają wywiadów, użyczają „swojej twarzy” dla promocji Gazety. Do osób takich należą: dziennikarz Tomasz Lis, piosenkarka Eleni, aktorka Krystyna Feldman oraz były Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Andrzej Zoll. Gazeta znalazła też poparcie wśród aktorów o międzynarodowej sławie. Jest wśród nich aktor francuski


Gerard Depardieu (na okładce), który zagrał słynne role Kolumba, Dantona, Hrabiego Monte Christo, czy w Asterix i Obelix. Depardieu poznał programy Barki podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos w styczniu tego roku. Poproszony o zdjęcie na okładkę do Gazety Ulicznej z chęcią wyraził zgodę: „Jestem tu, w Davos, ponieważ popieram przedsiębiorców społecznych. Ludzi, którzy nie czekają z założonymi rękami, mają pomysły, jak rozwiązywać trudne problemy ubóstwa, głodu, bezrobocia i wprowadzają je w życie” – powiedział. Gazecie Ulicznej można też pomóc zamawiając reklamę na jej stronach. Wszystkie funkcjonujące w 49 krajach świata gazety uliczne, współpracują z firmami i przedsiębiorstwami komercyjnymi. Reklama w gazecie ulicznej podnosi prestiż firmy i świadczy o społecznej odpowiedzialności biznesu. Przeprowadzone na przełomie grudnia i stycznia 2006 r. badania na losowo wybranej grupie 500 Poznaniaków, pokazały, że niecałe 50 % mieszkań-

ców miasta zna Gazetę Uliczną. Cieszy natomiast fakt, że spośród osób, które znają Gazetę aż 46% kupuje ją zawsze, kiedy ją widzi i tylko 8% zadeklarowało, że po pierwszym kupieniu Gazety, nie kupi jej nigdy więcej. Przyczyny, które skłaniają do kupna Gazety to przede wszystkim zainteresowanie ekonomią społeczną i ideą wspierania bezrobotnych. Wśród opinii na temat ceny Gazety przeważa ocena pozytywna. Poznaniacy zdają sobie sprawę, że połowa ceny jest przekazywana sprzedawcy, a druga to koszty druku. Z przeprowadzonych badań wynika też, że zainteresowanie Gazetą Uliczną wzrasta wraz z wiekiem i wykształceniem osób, natomiast ani dochód, ani wykonywany zawód nie mają większego wpływu na kupowanie Gazety. Im więcej osób będzie ją kupować, tym większa liczba bezrobotnych uzyska środki potrzebne do życia. Dziękujemy Państwu za zainteresowanie naszą Gazetą. BARBARA SADOWSKA REDAKTOR NACZELNA

Stowarzyszenie Wydawnicze Barki ogłasza nabór osób bezrobotnych z Poznania i okolic do udziału w zajęciach Klubu Integracyjnego. W klubie można bezpłatnie skorzystać z komputera i Internetu, uzyskać pomoc w napisaniu CV i listu motywacyjnego, uczestniczyć w grupach samokształceniowych i zajęciach aktywizujących oraz poznać sprzedawców i redakcję Gazety Ulicznej Możesz uczestniczyć w zajęciach:

• Centrum Ekonomii Społecznej (pomoc w znalezieniu zatrudnienia) • grup samokształceniowych i samopomocowych (edukacja dla rozwoju) • dotyczących zakładania spółdzielni socjalnych (osoby bezrobotne zakładają swoje własne firmy) Możesz też zostać SPRZEDAWCĄ Gazety Ulicznej! ZAPRASZAMY ul. Św. Wincentego 6/9, Poznań tel. 61 872 02 86 Klub jest czynny od poniedziałku do piątku w godz. 14.00 – 18.00 W soboty i niedziele w godz. 10.00 – 14.00

Projekt wspólfinansowany przez Inicjatywę Wspólnotową Equal

27


Sprzedawca

jest ekspertem Gazety uliczne stają wobec pytań, które rodzą się z sytuacji wolnego rynku: czy gazeta może zamieszczać reklamę alkoholu? Czy w Brazylii młodzi między 16 a 18 rokiem życia mogą sprzedawać gazetę? To jest potępiane przez ONZ, ale czy nie lepsze niż bezczynność i nuda ulicy?

C

zy uczestniczysz w konferencji gazet ulicznych po raz pierwszy, jak Miku Kishi z japońskiego „Big Issue”, czy też po raz dziesiąty, jak Arkady Bernigov z Syberii – redaktor naczelny „The Journey Home”, czujesz się potrzebny, a twoja gazeta doceniona. Polska „Gazeta Uliczna”, która choć od niedawna na rynku

Gazety Uliczne z Polski i Japonii rozpoczną wymianę artykułów

28

i od niedawna w szeregach Sieci Gazet Ulicznych, pierwsza została poproszona o podzielenie się z innymi swoimi sukcesami. „Nasi sprzedawcy są w trakcie zakładania wydawniczej spółdzielni socjalnej, utrzymują trzeźwość i walczą o uczciwe życie. Niektórzy mogą się utrzymać dzięki sprzedaży gazety. Zapraszani są przez Europejską Sieć Przeciwdziałania Ubóstwu do Brukseli. Ostatnio w lokalnej telewizji emitowanych było wiele programów o „Gazecie Ulicznej” i o jej sprzedawcach, więcej niż o innej prasie alternatywnej”– powiedziałam, czując na barkach odpowiedzialność ambasadora. „Poznaniacy otworzyli się na naszą inicjatywę i chcemy zrobić to samo w innych miastach”. Posypały się gromkie brawa. Przedstawiciele innych gazet dzielili się radością z faktu znalezienia przez sprzedawców stałej pracy i wynajęcia mieszkania, opowiadali o warsztatach kreatywnego pisania dla sprzedawców, o szkoleniach na temat rasizmu, sztukach teatralnych i wydarzeniach sportowych z ich udziałem, a nawet wspólnych

wyjazdach na wakacje. O zbudowaniu systemu nagradzania sprzedawców, wpłynięciu na rezolucję rządową, czy otrzymaniu rządowej dotacji.

Rozmawialiśmy o trudnościach i problemach etycznych, z jakimi borykają się gazety. Na przykład, trudna sytuacja finansowa czeskiej gazety ulicznej zmusiła zespół redakcyjny do zgody na opublikowanie na jej łamach ogłoszenia reklamującego krajową sieć hurtowni napojów alkoholowych. Ważna dyskusja nawiązała się pomiędzy przedstawicielami gazet z Ameryki Północnej i Południowej. Gazety te mają zupełnie różne misje i zadania. Sytuacja na północy jest nieporównywalna z sytuacją ubóstwa na południu, gdzie bezrobocie sięga 70%, podczas gdy w USA czy Kanadzie ludzie po prostu często nie chcą pracować. Poważnym tematem była kwestia gazet ulicznych zatrudniających dzieci powyżej 16 lat. Czy te gazety mogą zostać członkami Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych? Wielu delegatów uznało, że to niedo-


rzeczność i narażenie dobrego imienia Sieci Gazet Ulicznych na powszechną krytykę, również ze strony Organizacji Narodów Zjednoczonych. Inni – jak przedstawiciele Brazylii

dniu spotkania, polska „Gazeta Uliczna”, japońska „Big Issue” i przyszła liberyjska gazeta zawiązały partnerstwo. Miku, reprezentująca gazetę japońską, jest zainteresowana wymienia-

przerw w programie, między warsztatami i w czasie kolacji, wsłuchuję się w słowa Mela Younga, założyciela Sieci Gazet Ulicznych i inicjatora Mistrzostw Świata w Piłce Noż-

Ciekawe jest poznawanie indywidualnych historii przedstawicieli gazet o różnym doświadczeniu i stażu pracy

– uważali, że umożliwienie dzieciom powyżej 16 lat sprzedaży gazety ulicznej jest ratunkiem dla nich i ich rodzin. Spędzają pożytecznie czas, zamiast włóczyć się bez celu po ulicach – mówili. Niezwykłym przykładem jest Egeeza z Liberii w Afryce, zmuszony do opuszczenia rodzinnego kraju z powodu wojny domowej. Obecnie mieszka w Pensylwanii (USA). Targany zobowiązaniem odbudowywania swojej ojczyzny zamierza w przyszłym miesiącu wrócić do Liberii i założyć tam gazetę uliczną. „W kraju, w którym bezrobocie sięga 70%, nie muszę martwić się o znalezienie sprzedawców” – mówi. Emanuje od niego nieskrępowana energia, która zwykle towarzyszy tworzeniu. Już w drugim

niem się artykułami z polską gazetą uliczną, a Egeeza chciałby przysłać swoich sprzedawców do Polski na kilkutygodniowy staż w redakcji „Gazety Ulicznej”, który opierałby się głównie na rozmowach i uczeniu się od naszych sprzedawców. Taka

nej Ulicznej, który barwnie opowiada o pierwszych latach swojej gazety. Przypomina, że „sprzedawca i jego rozwój są na pierwszym miejscu”. To sprzedawca jest ekspertem i pierwszym rynkiem zbytu – to przez jego ręce gazety trafiają do

Na XI Międzynarodowy Zlot Gazet Ulicznych w Montrealu przybyło 74 reprezentantów gazet ulicznych ze wszystkich kontynentów świata. Gospodarzem spotkania była kanadyjska gazeta uliczna „L’itineraire”. wymiana miałaby poważne znaczenie również dla Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych, która chce rozwijać ideę gazet ulicznych w Afryce. Najciekawsze są rozmowy w kuluarach. Przy okazji

czytelników. I jeszcze to ważne zdanie: „Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy nie mieli swobody robienia wszystkiego”. EWA SADOWSKA

29


Chcesz posłuchać,

jak mówię po polsku?

Loraine w 1980 roku płynęła statkiem do Polski, gdy kazano jej przerwać podróż z powodu protestów robotniczych w kraju. Nie udało jej się odwiedzić ojczyzny jej dziadków. Ale wciąż tęskni za krajem, którego nigdy nie widziała. O niezwykłym spotkaniu w Montrealu opowiada Ewa Sadowska.

W

starych dzielnicach dostrzegam polskie szyldy nad restauracjami prowadzonymi przez polskie rodziny, w książkach telefonicznych znajduję polskie nazwiska.

Pierwszego dnia podczas kolacji podchodzi do mnie przysadzista kobieta w średnim wieku w upiętym do góry klasycznym koku. „Słyszałam, że pani z Polski…”? – pyta po angielsku. Odpowiadam skinieniem głowy. Kobieta nieśmiało wyjmuje wyświechtany notatnik z pożółkłymi kartkami. W milczeniu przewraca stronę po stronie, wskazując polskie odmiany przypadków, przysłowia i trudne słówka z „rz”. „Jestem Loraine Krupa.” – mówi wzruszona uprzedzając moje pytanie. „Loraine to region we Francji… po polsku Lotaryngia”. Przysiada się do mojego stolika. Siedzący obok Serge, redaktor L’itinerie, przedstawia

30

Loraine jako kuchmistrzynię L’itineraie Café, gdzie stołują się sprzedawcy i osoby o niskich dochodach. „Więc Pani uczy się polskiego..?” „To jest moim największym marzeniem...” przerywa. „Moi dziadkowie przyjechali tu z Polski na statku w 1915 roku. Dziadek Paweł Krupa, nie mogąc znaleźć pracy w Polsce, zdecydował szukać jej w Kanadzie. Na statku poślubił świeżo poznaną Urszulę, pochodzącą z małej miejscowości na granicy polsko-białoruskiej. Wiedział, że żonatemu mężczyźnie łatwiej będzie pozostać w Kanadzie na dłużej. Najpierw pracował na roli w Ontario, a później budował linie kolejowe łączące Ocean Atlantycki z Pacyfikiem wspólnie z chińskimi imigrantami. To jest coś, co po sobie pozostawił – te linie istnieją po dziś dzień. Dziadek był wielkim patriotą, choć w czasie wojny bez-

pośrednio nie walczył na froncie. Był kierowcą wozów pancernych dowożących na front żywność i amunicję. Mieli z babcią ośmioro dzieci. Wśród nich był mój ojciec, który dość szybko ożenił się z Francuzką z Lotaryngii, stąd moje imię”. Marszczy czoło, jak gdyby z wysiłkiem szukała czegoś w pamięci. „Chcesz posłuchać jak mówię po polsku?” I nie czekając mówi z akcentem: „Jeden…dwa…trzy…cztery… nie… rozumiem po polsku ... A jak babcia?” – mówi jakby do siebie. „Była niezwykłą kobietą, spokojną i pogodną. Bardzo ją kochałam. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Polska była dla niej jak zdrowie. Dużo mi opowiadała, także o Mickiewiczu…, uczyła robić pierogi i śpiewać polskie przyśpiewki ludowe. Jednak nie zdołała nauczyć wnuczki po polsku... zbyt szybko zmarła. Dzięki niej zachowałam Polskę w sercu


i jestem dumna z moich polskich korzeni. Smutne, że nigdy w Polsce nie byłam. Raz udało mi się otrzymać stypendium rządu kanadyjskiego na roczną naukę na Uniwersytecie Warszawskim. Był rok 1980. Nigdy niczym bardziej się nie cieszyłam. W drodze, na statku dowiedziałam się, że w Polsce jest niebezpiecznie, że są zamieszki, że robotnicy pod przywództwem Lecha Wałęsy zbuntowali się przeciwko władzy ludowej. Kazano mi natychmiast wrócić do Kanady”. W Europie była tylko raz, w 1973 w Londynie, gdzie wzięła udział w marszu prze-

ciwko wojnie w Wietnamie obok Erica Claptona i Georga Harrisona. Kanadyjczycy masowo wyjeżdżali wtedy do Londynu, by zaznaczyć swoją obecność. Miało to duże znaczenie symboliczne. Mówi, że nie ma rodziny. Raz spotkała swoją miłość, ale była zbyt nieśmiała by mu o tym powiedzieć. Dziś pracuje w L’itineraire Café dla osób o niskich dochodach. Wcześniej była kuchmistrzynią w hotelach takich jak Sheraton czy Ibis, czy renomowanych restauracjach. Z dumą mówi, że zna wszystkie kuchnie świata. Tego wieczoru Loraine Krupa zabiera mnie do urokliwej

kafejki w starej części miasta gdzie podobno często stołuje się urodzona kilka metrów stąd Celine Dion, pokazuje mi polski kościół. Później idziemy do polskiej restauracji na polski rosół. „Nie przypomina smakiem tego, co było tu kiedyś. Kiedyś jadałam tu prawdziwy polski rosół – taki jaki robiła babunia”. Następnego dnia odprowadza mnie na lotnisko. Żegnamy się przy odprawie bagażowej. Płacze. Wsiadam do samolotu. Czuję, że kolejny raz oddalała się od niej kawałek Polski. EWA SADOWSKA

TANIE GOTOWANIE CHŁODNIK LITEWSKI Według przepisu Teresy Gajdy

• 1 litr zsiadłego mleka lub kefiru • Szklanka kwaśnej śmietany • Pęczek świeżej botwinki

Dokładnie oczyszczoną, umytą botwinę pokroić na niewielkie kawałki, zalać gorącą wodą z dodatkiem cukru i kwasku cytrynowego. Gotować pod przykryciem, aż będzie miękka, odstawić do wychłodzenia. Zsiadłe mleko roztrzepać, ubić ze śmietaną, dodać rozdrobniony koperek, obrany i pokrojony w paski świeży ogórek, rozdrobnioną na grubych oczkach tarki rzodkiewkę. Jajka ugotować na twardo, wystudzić, obrać, pokroić na cząstki. Wszystkie rozdrobnione składniki oraz wystudzoną botwinę połączyć z roztrzepanym zsiadłym mlekiem, doprawić do smaku solą, cukrem i pieprzem. Schłodzić w lodówce, podawać z kawiorkiem lub bułką.

• 2 kopiaste łyżki posiekanego kopru • Świeży ogórek • Pęczek rzodkiewki • 2 jajka ugotowane na twardo • Sól • Cukier • Pieprz • Kwasek cytrynowy

Porcja na 8 osób. Koszt jednej bulionówki – 1zł. 31


GALERIA WYTWORY PRODUKOWANE W WARSZTATACH STOWARZYSZENIA SZKOŁA BARKI – CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJ UL. ŚW. WINCENTEGO 6/7 61-003 POZNAŃ

UCZESTNICY CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJ UCZĄ SIĘ ROBIĆ FRYWOLITKI, BIŻUTERIĘ ORAZ HAFTUJĄ I SZYJĄ SERWETY

32

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny


Ubranka dla psów zainteresowały przedstawiciela szkockiej organizacji non-profit i zamówił na próbę.....

Budy służą bezdomnym psom w schronisku miejskim dla zwierząt Kompostowniki przydadzą się w ekologicznym ogrodzie

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

33


HISTORIE Z KRAJÓW EUROPEJSKICH...

Grecja, kraj strajków i... sentymentu do komunistów

Myślę, że chociaż trochę uda mi się wprowadzić Was w atmosferę dni spędzonych na Rodos, gdzie miałam przyjemność przez rok studiować i w potach, po części wywołanych wysokimi temperaturami powietrza, a po części trudami języka, poznawać kulturę grecką. Jacy są? Grecy jako ludzie są niezbyt zorganizowani, ale bywają pracowici. Prawie zawsze pogodni tak jak tamtejsze niebo. Życie na uniwersytecie biegnie w rytmie znacznie wolniejszym niż

w Polsce. Studenci mają świetne warunki. Na wielu uczelniach za darmo otrzymują pokój w akademiku oraz posiłki w stołówce, a nawet podręczniki. Obecności nie sprawdza się, w wyniku czego na zajęcia uczęszczają tylko ci najbardziej zainteresowani. Pozostali

34

pojawiają się kilka dni przed rozpoczęciem sesji. Często nie warto wybierać się na zajęcia, gdyż chlebem powszednim są strajki. Strajki studentów, profesorów, albo pracowników uczelnianej administracji w połączeniu z nieprawdopodobną liczbą świąt narodowych i religijnych sprawiają, że co najmniej 1/3 zajęć w ciągu roku się nie odbywa. Jednak gmach uniwersytetu nie świeci pustkami. Wręcz przeciwnie. Prawie każdy student należy do jakiejś grupy: kółka radiowego, filmowego, muzycznego, tanecznego, drużyny sportowej lub partii politycznej. Partie biorą udział w wyborach do samorządów studenckich i przeprowadzają kampanie wyborcze z prawdziwego zdarzenia. Korytarze oblepione są wtedy plakatami w trzech barwach: niebieskiej (nowa Demokracja), zielonej (PASOK – Panhelleńska Partia Socjalistyczna) oraz czerwonej (KKE – Partia Komunistyczna Grecji). Członkowie tej ostatniej formacji urozmaicają przerwy pomiędzy wykładami starymi pieśniami rewolucyjnymi, w których słowa wsłuchują się sącząc chłodne Rappe (grecka

kawa mrożona). W tym miejscu warto wyjaśnić, że Grecy żywią pewien sentyment do ideologii komunistycznej. Wynika to z faktu, że podczas dyktatury pułkowników przedstawiciele właśnie tej opcji politycznej walczyli o swobody obywatelskie. A dyktatura stosowała brutalne metody wobec opozycji. Niestety mocarstwa zachodnie przymykały oko na prześladowania z obawy przed rozszerzeniem się komunistycznego bloku wschodniego. Kiedy zobaczyłam studentów obchodzących rocznicę zamieszek na Politechnice Ateńskiej, maszerujących po ulicach Rodos z czerwonymi flagami w dłoniach, powiem szczerze, osłupiałam. Zamiast przyłączyć się do pochodu, do czego próbowały mnie nakłonić liczne okrzyki kolegów, udałam się czym prędzej do biblioteki, żeby dowiedzieć się co oznacza cała ta maskarada.

Przewrót „czarnych pułkowników” Rankiem 21 kwietnia 1967 roku doszło do przewrotu „czarnych pułkowników” (Georgios Papadopulos, Stilianos Pattakos,


HISTORIE Z KRAJÓW EUROPEJSKICH...

Nikolaos Makarezos). W Atenach kadeci szkoły wojsk pancernych otoczyli budynki radia, parlamentu, Pałacu Sprawiedliwości i zajęli lotnisko. W nocy z 21 na 22 kwietnia przeprowadzili aresztowania najważniejszych polityków, intelektualistów i dziennikarzy. Główni przywódcy spisku byli nieznanymi pułkownikami, a ich „teoretykiem” Georgios Papadopoulos, nacjonalista i antykomunista, oficer greckiego wywiadu współpracujący z CIA. Pułkownicy zdecydowali się na pucz chcąc zapobiec zwycięstwu lewicowej Unii Centrum w wyborach do parlamentu. W dniu zamachu zawiesili 11 artykułów konstytucji i ogłosili w kraju stan wyjątkowy. Zamach był całkowitym zaskoczeniem, a zmęczone ciągnącymi się od zakończenia drugiej wojny światowej walkami o władzę społeczeństwo, zareagowało raczej apatycznie. Król Konstantyn II, popierany przez premiera Kolliasa, podjął próbę obalenia spiskowców. Udał się na północ kraju, gdzie spodziewał się poparcia armii i ludności cywilnej, lecz wojsko pozostało wierne pułkownikom. Król wraz z rodziną i premierem udali się do Rzymu. Pułkownicy detronizowali Konstantyna i ustanowili gen. Georgiosa Zoitakisa regen-

tem. Hunta (dyktatura pułkowników) wyróżniała się szczególnie brutalnymi metodami działania, represjami i niekompetencją w rządzeniu krajem. Obowiązywał zakaz prowadzenia jakiejkolwiek aktywności politycznej, represjonowano i więziono działaczy o orienta-

tortur. Wszechobecna była tajna policja pod kontrolą gen. Iannidesa. Zawieszono swobody obywatelskie. Cenzura objęła prasę i literaturę. Zakazano nawet wykonywania niektórych gatunków muzyki. Szczególnie szykanowane było rembetiko (rodzaj muzyki granej na tradycyjnej greckiej gitarze) i gra w karty - kumkana, uważane za rozrywki „zdegenerowane”. Obowiązywał zakaz noszenia długich włosów przez mężczyzn i krótkich spódniczek przez kobiety. Wszystko co miało z związek z komunizmem, ateizmem, bądź kulturą popularną było wrogiem systemu. Promowano nacjonalizm i „moralność chrześcijańską”. Żeby zjednać sobie poparcie chociaż części społeczeństwa, Papadopoulos poświęcał więcej uwagi rozwojowi wsi, który dotychczas znajdował się na marginesie greckiej polityki go-

cji lewicowej. Wprowadzono dekret o karze śmierci za przestępstwa polityczne. W Atenach i Salonikach ustanowiono sądy wojskowe, a na wyspach Jaros i Leros założono obozy odosobnienia. Dochodziło do stosowania wyrafinowanych

spodarczej. Biedni, konserwatywni, religijni rolnicy wspierali go, gdyż widzieli w nim jednego spośród siebie. Pochodził on bowiem z ubogiej rodziny, jego jedynym wykształceniem była akademia wojskowa, jego przemowy były proste i dobit-

35


ne, a jego nazwisko brzmi dla greckiego ucha tak jak dla nas „Kowalski”. Na emigracji powstał ruch opozycyjny. Działacze komunistyczni powołali Patriotyczny Ruch Antydyktatorski. Stany Zjednoczone świeżo po zamachu wycofały swoją pomoc dla

Grecji, ale potem porozumiały się z Papadopoulosem. Najbardziej krytyczne wobec zaistniałej sytuacji były kraje skandynawskie i Holandia. Dzięki nim wysłano do Grecji komisje Rady Europy i Europejskiej Komisji Praw Człowieka, które stwierdziły represyjny, antydemokratyczny i autorytarny charakter rządów. W konsekwencji Grecja wystąpiła z Rady Europy. Z drugiej strony ZSRR, NRD, Polska, Rumunia i Bułgaria podpisały z Grecją umowy handlowe. W 1972 nawiązano stosunki z Chińską Republiką Ludową.

Czołgi wkraczające na teren Politechniki Ateńskiej Z czasem rządy Papadopoulosa stawały się coraz bardziej dyktatorskie. Pozbawił on ważnych stanowisk nawet swoich najbliższych współpracowników, z którymi przeprowadzał zamach. Jego portrety znajdo-

36

wały się we wszystkich miejscach publicznych. Pojawiały się jednak coraz poważniejsze trudności gospodarcze i coraz gwałtowniejsze protesty społeczne. 1 kwietnia 1973 Papadopoulos w przemówieniu radiowym ogłosił, że znosi monarchię i podejmuje obowiązki tymczasowego prezydenta. 3 listopada 1973 roku w Atenach przy okazji uroczystości żałobnych w rocznicę śmierci Papandreu doszło do starć studentów z policją. Kilka osób aresztowano, co stało się bezpośrednim bodźcem dla protestów na Politechnice Ateńskiej. W dniach 16-18 listopada około 5 tysięcy osób zabarykadowało się na uczelni. Z radiostacji studenci apelowali do mieszkańców miasta o zorganizowanie strajku powszechnego i obalenie dyktatury. 17 listopada przywrócono w kraju stan wyjątkowy. Oddziały szturmowe i czołgi ruszyły na Politechnikę. Dowódcy armii uznali, że wystąpienia te były konsekwencją „słabości” rządów Papadopoulosa i, w nocy z 23 na 24 listopada 1973, doszło do zamachu, zorganizowanego przez szefa tajnej policji Dimitriosa Ioannidesa. Papadopoulos został aresztowany. Mianowano premiera i prezydenta, ale rzeczywista władza spoczywała w rękach despotycznego i bezwzględnego Ioannidesa. Nastąpił okres jeszcze brutalniejszych represji. Do upadku dyktatury, oprócz protestów społecznych, przyczyniła się nowa faza konfliktu cypryjskiego. Pułkownicy, a ściślej mówiąc, Ioannides, chciał przyłączyć Cypr do Grecji, czemu był przeciwny prezydent republiki, arcybiskup Makarios. Ioannides oskarżył Makariosa o zdradę interesów greckich i postanowił go usunąć. Arcybiskup cudem uniknął śmierci, gdy zamachowcy zaatakowali jego pałac 15 lipca

1976 roku. Prezydent udał się do bazy brytyjskiej na Cyprze, a następnie uciekł do Londynu, skąd w apelu radiowym zwrócił się do Cypryjczyków i wielkich mocarstw o pomoc. Następnie pojechał do Nowego Jorku, do siedziby ONZ. Zamachowcy przejęli władzę na Cyprze, na co natychmiast zareagowała Turcja, rozpoczynając inwazję z morza i z powietrza. Wkrótce na żądanie Rady Bezpieczeństwa ONZ Grecja i Turcja zawiesiły broń. ONZ zapewniło powrót Makariosa na wyspę, a winą za incydenty obciążono rząd grecki, który podał się do dymisji. Nowy rząd utworzony został przez Konstantinosa Karamanlisa, przywódcę prawicowej partii Nowa Demokracja. W wyniku referendum (1974) Grecja przestała być monarchią i stała się republiką. W roku 1981 została przyjęta do EWG. W 1981 władza przeszła w ręce opozycji - Panhelleńskiego Ruchu Socjalistycznego (PASOK) Andreasa Papandreu. Z krótką przerwą na rzecz rządów prawicy (1990-1993) socjaliści rządzili Grecją do roku 2004. Obecnie partią rzadzącą jest Nowa Demokracja.

O tym, jak szukałam pracy w Grecji Po raz pierwszy szukałam jej wraz ze znajomymi podczas wakacji po drugim roku studiów, kiedy to za radą swojego nauczyciela wybrałam się w okolice Salonik, aby zbierać brzoskwinie. Odszukaliśmy kuzynów mojego profesora, lecz ku naszemu zdumieniu, nie byli oni, zgodnie z zapowiedziami, posiadaczami plantacji przepysznych, soczystych owoców, lecz stacji benzynowej. Dalsze poszukiwania były równie pełne niespodzianek. Wszyscy


rolnicy mieli dla nas pracę „na dzień dobry”, ale zmieniali zdanie po piątej, czy szóstej kawie lub ouzo (grecka wódka z ryżu), kiedy zaczynaliśmy coraz bardziej naciskać, zniecierpliwieni upływem czasu oraz gotówki. Tak z północy Grecji zawędrowaliśmy aż do Aten gdzie dwie staruszki, mieszkające w domu spokojnej starości na przedmieściach i zajmujące się pośrednictwem pracy, wysłały nas na Samos. Licząc na to, że los się odmieni, wydaliśmy ostatnie pieniądze na prom. Problemy zaczęły się już w porcie. Pan, który miał nas stamtąd odebrać odmówił zabrania ze sobą całej piątki, twierdząc, że jego szefowa, Despina, wspominała tylko o trzech osobach. Cóż, postanowiliśmy zaryzykować. Ja wraz z kolegą zostaliśmy w porcie i rozpoczęliśmy poszukiwania na własną rękę, a reszta pojechała poznać panią Despinę, która zaoferowała im pensję o połowę niższą niż ta, o której wspominały staruszki w Atenach i wymagała kilkunastogodzinnej pracy 7 dni w tygodniu. Niektórzy zdecydowali się zostać i uciułać parę groszy na powrót do kraju, a inni protestowali przeciwko jej rozkazom, co zaowocowało ich zwolnieniem po 4 dniach. Resztę lata spędzili koczując na plaży i zajadając arbuzy niewiadomego pochodzenia. Ja znalazłam ostatecznie dość dobrą pracę w dużym ośrodku hotelowym i byłam w stanie wspomóc trochę przyjaciół, którzy zbierali przez jakiś czas oliwki, a kiedy tylko było już ich na to stać, czym prędzej czmychnęli do Polski. Te przygody nie zniechęciły mnie. Kiedy skończyłam studia, pomyślałam, że całkiem dobrym pomysłem na zarobienie jakichś pieniędzy mogłoby być wykonywanie pracy rezydenta. Udałam się na targi turystyczne w Poznaniu i rozdałam swoje

CV na stoiskach oferujących wycieczki do słonecznej Hellady. Kilka miesięcy później otrzymałam maila o treści: jeżeli jest pani zainteresowana pracą w Grecji, proszę o pilny kontakt. Tydzień później wsiadałam do samochodu pana Millera, szefa biura turystycznego, aby wyruszyć w podróż na południe. Pan Miller opowiadał mi podczas drogi o swoim życiu zawodowym i osobistym i nie pozwolił zmrużyć oka ani na sekundę. Kiedy dotarliśmy pod Olimp i odbyliśmy kilka sennych rozmów z właścicielami hoteli, mój przyszły (?) szef zaproponował obiad oraz kolejną szklaneczkę wina, a potem odsłonił karty. Otóż… jego metoda pracy polega na tym, że wiąże ze sobą rezydenta również prywatnie. Jeżeli nie wiem co to znaczy wiązać kogoś ze sobą prywatnie, to tym lepiej, jego zdaniem. Jedno jego oko zwężało się gwałtownie a z drugiego padały błyskawice, kiedy próbował mnie przekonać, że ta metoda, choć niekonwencjonalna, jest słuszna i sprawdza się od wielu lat, gdyż gwarantuje zaufanie pomiędzy nim, a jego najważniejszym pracownikiem.. Cóż, ja pozwoliłam rozwiać sobie tylko złudzenia i czym prędzej ruszyłam stopem do Aten a stamtąd do Patry. Po druzgocącym szoku jaki spotkał mnie podczas dyskusji z panem Millerem, oglądałam świat bardzo podejrzliwym okiem. Kiedy wspinałam się na wzgórze w Patrze, aby zobaczyć z bliska stojący na nim zamek i spostrzegłam chroniącego się pod drzewkiem polskiego górala, doprawdy nie miałam pojęcia, czy to moja percepcja została zachwiana do tego stopnia, czy

zaiste świat stanął na głowie. Nierówno ostrzyżony chłopak o niebieskich, szeroko otwartych oczach i słowiańskich rysach, przyodziany w lniane spodnie, kapelusz góralski i kierpce siedział na plecaku turystycznym, a obok trzymał jasną torbę wypchaną przeróżnymi piszczałkami. Odezwał się po polsku i okazało się, że nie zwariowałam. Droga potrafi zaskakiwać na wiele sposobów. Młodzieniec podróżuje po Europie i zarabia, grając na ulicy, od 50 do 150 euro dziennie. Zbiera na swoją wymarzoną podróż do Azji oraz gospodarstwo agroturystyczne, które chciałby kiedyś założyć. Takie są jego plany, ale… „Bóg wszystko weryfikuje”, więc daje się prowadzić. Po tym przecudnym spotkaniu wsiadłam na prom i popłynęłam do Włoch, gdzie przed odlotem zdążyłam jeszcze pospacerować po Forum Romanum i znaleźć ukojenie na słonecznym, dosłownie skąpanym w jasności placu św.Piotra oraz zatrzymać się nad grobem niedawno zmarłego Jana Pawła. Po raz kolejny wróciłam do domu pełna świeżej energii. MAŁGORZATA MALAK Autorka jest absolwentką etnolingwistyki na UAM w Poznaniu, tłumaczką języka greckiego, animatorką w Szkole Liderów Ekonomii Społecznej.

37


Krzyżówka

1. wyspa 2. dom pszczół 3. miara cieczy 4. Urząd Pracy 5. kod do bankomatu 6. państwo w Azji 7. raj 8. klaun 9. zachcianka 10. nowe życie 11. zimozielony krzew 12. między Poznaniem a Opolem 13. północna wyspa 14. stary czołg 15. państwo na Bałkanach 16. → wstyd 16. ↓ kwitnący krzew 17. przemarsz wojsk 18. → może być wiklinowy 18. ↓ harcerskie lóżko 19. → list więźniarki 19. ↓ wspólnota 20. japoński żołnierz 21. Bohdan 22. „Aida” 23. pełna obaw 24. państwo Ameryki Południowej 25. samochód dostawczy

26. moda kobieta 27. żeńskie imię 28. horyzont 29. nazwisko aktorki amerykańskiej 30. głos żeński 31. chorwacka wyspa 32. oleiste ziele 33. we włosach dziewczynki 34. kompozytor 35. jaja ryb 36. np. Czerwone 37. brud 38. rodzaj gleby 39. wiecznie kwitnąca roślina 40. przy sankach 41. np. indiański 42. czapka francuskiego policjanta 43. pies Stasia i Nel 44. tłuszcz roślinny 45. … Nowak 46. insekt 47. mnóstwo 48. Największa pustynia świata 49. wyspa japońska 50. → …, secundo 50. ↓ Film Pasikowskiego 51. w … Macieju 52. miasto, w którym produkowano autosany

53. gaz 54. → srebrna czerń 54. ↓ biały 55. drzewo Anglika 56. kana wspak 57. nie Anglika 58. szwedzki zespół 59. palisada 60. poznański informator kulturalny 61. egipski bóg 62. praca 63. pierwiastek 64. Cyganka z „Chaty za wsią” 65. hinduistyczna bogini 66. część czapki 67. pajac 68. obóz pracy 69. na Mazurach 70. rzeka w Wenezueli 71. po winie 72. nokaut 73. państwo na Morzu Karaibskim 74. miejsce odnowy biologicznej 75. spółka akcyjna 76. domena internetowa z Irlandii 77. dźwięk w gamie 78. funkcja matematyczna 79. Uniwersytet w Stanach Zjednoczonych

>> Prawidłowo rozwiązaną krzyżówkę prosimy przysłać do 20 sierpnia br. na adres redakcji. Zwycięzca losowania otrzyma ciekawą nagrodę.

Krzyżówkę opracowała: Teresa Wojtkowiak – sprzedawca „Gazety Ulicznej” 38



, POZNA56 Ń

POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ POZNAŃ „Żądamy wolnych wyborów!”

„Zakończyło się wasze panowanie! Pracujemy na was darmozjady!”

„Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!”

„Precz z komunizmem! Precz z Rosją!”

„Chcemy wolności”

„Żądamy chleba”


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.