40%
5
ceny dla sprzedaw cy
,8"35"-/*, (0410%"3,* 40-*%"3/&+
„Mądra miłość” duszyccką – rozmowa z Izabelą Dzieduszycką 8-10
6 -26 24-2 24
Nr 1 (31) 2012
List z Afryki 22
Wywiad z prof. M. Yunusem,
la b o N y d ro g a N j e w jo o k o P m te a Laure
„DZIENNIKARSKI KOZIOŁEK” – najbardziej prestiżowa nagroda w środowisku dziennikarskim Wielkopolski, przyznana przez Stowarzyszenie Dziennikarzy RP.
NAGRODA DLA „GAZETY ULICZNEJ” Wszyscy członkowie Kapituły Nagrody wyrazili uznanie za całokształt jubileuszowy treści i formy kwartalnika gospodarki solidarnej. 2
1
3
4
6 1. „Sprzedawcy uliczni” spotykają nas co dnia… 2. Nasza „Gazeta Uliczna” gości Międzynarodowy Zlot Gazet Ulicznych w siedzibie Fundacji „Barka” w Poznaniu, w 2007 roku. 3. W Redakcji kwartalnika – opowiedzieć o „kulturze solidarnej” z dziennikarską pasją. 4. Spotkanie z pionierami „Street Paper” z Rosji i z Ukrainy. 5. Poznański kwartalnik pośród Gazet Ulicznych z całego świata. 6. Rozgrywki
„Piłki nożnej ulicznej” z Melem Young’iem, założycielem Sieci Gazet Ulicznych (Poznań, 2007 rok).
W dniu 11.11.2011 roku Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” przeprowadziła pieniężną zbiórkę uliczną do puszek. Zebrana z niej kwota wynosi 678,85 złotych i jest przeznaczona na cele statutowe Fundacji.
5
5
40%
ce dla sp ny rzedawc ,8"35"-/
edu dusszy zycccką ką
2
1
List z Afryki 22
24 24-26 4-26
W w Wy wiaad z pro p f. f M.
numer
„Mądra mił ość” – rozmowa z Izabelą Dzi 8-10
y
Nr 1 (31) 201
*, (0410% "3,* 40-* %"3/&+
(31)
Yu Yu Yun unu un use us sem, m
Lau La aurea reat eattem tem m Pok P koj ojow j ejj N jow jo Nagrod ody dyy Nob Nobla No la
2012
Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”, Zapraszamy do przeczytania pierwszego w tym roku numeru naszego kwartalnika gospodarki solidarnej. Nasi dziennikarze, jak zawsze, włożyli wiele autorskiej pracy i pasji w przygotowanie artykułów, z których można się dowiedzieć, co jest najbardziej istotne w kulturze, polityce i sprawach codziennego życia w Europie i na świecie. Cieszymy się tym bardziej, iż mówimy to z perspektywy otrzymania Nagrody – „Dziennikarskiego Koziołka” za całokształt osiągnięć w pracy redakcyjnej, które przyznało „Gazecie Ulicznej” Stowarzyszenie Dziennikarzy RP. Zachęcamy szczególnie do zapoznania się z artykułami dotyczącymi działalności „Barki” w Afryce, świadectwem „sprzedawcy ulicznego”; relacją z pobytu w Turcji; a także dwoma niezwykle ciekawymi rozmowami: z Izabelą Dzieduszycką, gościem honorowym Drugich Dni Kultury Solidarności i z profesorem Muhammadem Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.
24 – 26
4–7
Nauczyć się wzajemnej uczciwości
W kręgu kultury solidarności
8 – 10
Mądra miłość
11
27 – 29
Indie pozbywają się polio, ale nie biedy
30 – 31
Bezdomność w Irlandii to nie komfort wolności
12 – 13
O tym, jak zmienia się polityka społeczna w Częstochowie
Czas godnej pracy
32
Historia ruchu spółdzielczego
33
14 – 15
Debiutanci
16 – 17
Pięć lat minęło
Dialog czy listek figowy?
34
Moja Turcja
35
18 – 20
Ostatni taki ZAZ w Wielkopolsce
Szczęście jest drogą
21
36
Nasza twórczość – Wisława Szymborska
22
Redaktor Naczelna GU, Barbara Sadowska
List z Afryki
Zespół Redakcyjny GU
Fotogaleria
Wespół w zespół
37
Co mają do zrobienia stowarzyszenia?
23
38
Mam farta do ludzi
Redaktor naczelna: Barbara Sadowska Z-ca Redaktor naczelnej: Dominik Górny
Druk: WD Klaudia-Druk
Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk, Magdalena Chwarścianek
Opracowanie graficzne i skład: Qubas.pl
Korekta: Dominik Górny
Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl
Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz
Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86
Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński
Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl
Gazeta Uliczna jest dostępna w salonach sieci „Empik” w całej Polsce, u „sprzedawców ulicznych” oraz w księgarni „Bookarest” w Poznaniu.
3
Drugie Dni Kultury Solidarności
W kręgu kultury Współczesna kultura potrzebuje wciąż nowych kontekstów społecznych, twórczych i emocjonalnych, aby mogła rozwijać się i prowokować do poczucia odpowiedzialności wspólnoty, w której jest tworzona i upowszechniana. Wtedy jest też wartością trwałą – ważną refleksją społeczną, która nadaje jej imię „solidarnej”. Pamiętać jednak należy, iż nie ma właściwego rozumienia kultury solidarnej bez umiejętności spojrzenia na dzieje obecne przez pryzmat umiłowania ojczystych tradycji.
W
arto podejmować obywatelskie działania, które swoje źródło odnajdują w pragnieniu spełniania celu pro publico bono, poświadczając wartość ludzkiego kapitału – inwestycji najbardziej trwałej w stosunku do innych dóbr. Zyskała ta myśl szczególny wymiar w kontekście docenienia roli społecznej, politycznej i kulturowej Drugich Dni Kultury Solidarności i Ogólnopolskich Targów Przedsiębiorczości Społecznej, które odbyły się w dniach od 17 do 25 listopada 2011 roku. Poznań docenia dzieło obywatelskie Edycja odnowionej formuły Konkursu Nagrody Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności” odbyła się pod patronatem programowym Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” – laureatki Nagrody Dwudziestolecia Odrodzenia Niepodległej Rzeczypospolitej (wespół z profesorem Jerzym Regulskim i Ośrodkiem „Złota Karta”). Po raz pierwszy Kolokwium Laureatów Nagrody miało miejsce w Poznaniu. Świadczy to o pragnieniu przeniesienia idei pro publico bono w sposób trwały na grunt wielkopolskiej rzetelności, gospodarności i innych cech tradycji regionu – co ważne – godnych dostrzeżenia w europejskim wymiarze pracy organicznej. Wydarzenie odbyło się 20 listopada 2011 roku, w Sali Renesansowej poznańskiego Ratusza. Pamiątkowe albumy książkowe „Ku wolności” Stanisława Markowskiego, otrzymali trzej równorzędni laureaci Nagrody: Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i Młodzieży „Dom Aniołów Stróżów” z Katowic; Stowarzyszenie Promocji Kultury im. Aleksandra Tasmana z Łodzi; Fundacja „Academia Iuris” z Warszawy. Decyzją Kapituły wyróżniono również cztery podmioty życia obywatelskiego: Towarzystwo Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. Św. Łazarza” z Krako-
4
wa; Stowarzyszenie na rzecz Aktywizacji Polesia Lubelskiego z miejscowości Hołowno na Lubelszczyźnie; Towarzystwo Dramatyczne im. Aleksandra Fredry „Fredreum”, z Przemyśla; Fundacja „Wspólnota Nadziei” – Centrum Nauki i Życia „Farma” z Krakowa. Akademia Solidarności Otrzymanie godności Laureata Nagrody Pro Publico Bono oznacza przyjęcie w poczet członków Akademii Solidarności. Jej celem jest krzewienie i kształtowanie kultury solidarności, wskazując na organizacje, które zdolne są tworzyć innowacje społeczne i rozwijać wiedzę o życiu społecznym. Zgodnie z „Kartą Solidarności” proklamowanej 10 czerwca 2009 roku – jej aktem założycielskim, a zarazem dokumentem programowym, Akademia ma inspirować rozwój badań naukowych, szczególnie w obszarze twórczości i kulturoznawstwa, psycholo-
„Nuty poezji i słowa muzyki w kulturze solidarności” – „Pochwała Inteligencji” w Sali Renesansowej poznańskiego Ratusza (od prawej, bohaterowie wieczoru: Jacek Kortus, Dominik Górny).
solidarności Środowisko Barki i Pro Publico Bono wsłuchane w tradycje obywatelskie w Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu (na planie pierwszym, od prawej: Janusz Jaskulski, dyrektor MIM; Tomasz Sadowski, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”). gii społecznej, socjologii, nauk politycznych i teorii zarządzania sprawami publicznymi, w tym współudział w „programach służących rozwojowi kapitału ludzkiego”. Wszystko to sprawia, iż wiarygodnie mówić przystoi o całokształcie kampanii społecznej Nagrody, która koncentruje się wokół dwóch, obchodzonych w roku 2010 rocznic: trzydziestolecia solidarnościowej konfederacji lat 19801981 oraz dwudziestolecia odrodzenia samorządu terytorialnego. Różnego rodzaju wydarzenia: naukowe, społeczne i artystyczne, odbywające się w ramach Drugich Dni Kultury Solidarności, stanowiły udaną próbę scharakteryzowania funkcji samorządności obywatelskiej dla tworzenia
i odnawiania tego, co prawdziwie twórcze. Dlatego też dużą wagę poświęcono w ramach Dni, praktycznym konsekwencjom działania kulturotwórczego. Zwrócono uwagę na organizacyjny, intelektualny i etyczny dorobek podmiotów przestrzeni obywatelskiej; struktur zarówno indywidualnych twórców dzieł jak i instytucji. Spotkania, które są „Pochwałą Inteligencji” Dialog obywatelski rodzi się z umiłowania tradycji. To po pierwsze. Po drugie zaś – z dostrzeżenia tego, co jest dziedzictwem nieprzecenionym – opartym na wartości umiłowania miejsca, w którym dane jest nam żyć, a nade wszystko na szacunku do ludzi, którzy noszą w sobie godność naszego „wczoraj“ i rodzime-
Drugie Dni Kultury Solidarności, w szczególności zaś spotkania Klubu „Pochwała Inteligencji” odnalazły właściwe dla siebie miejsce w Poznaniu – pokazały bowiem, że przysłowiowa „inteligencja” może być pochwałą, jeśli rodzi się z uczuć własnych i współodczuwania kultury jako dziedzictwa trwałego w byciu gościńcem wartości uniwersalnych. 5
go „dzisiaj“ – w takim właśnie motywie zaistniał w Grodzie Piastów, Klub „Pochwała Inteligencji“. Przekonał się Poznań, że zdarzenia Klubu, wywodzące swoje istnienie z Muzeum – Pałacu w Wilanowie, dobrze wpisują się w krajobraz tego miejsca. To przecież w Poznaniu – co ujawniają legendy – „kiedy jeszcze w innych miastach nie było inteligenckich klubów, kiedy przeto nie istniały miejsca jawne, w których intelektualiści mogliby się spotykać, Piastów Gród jawił się jako miejsce nad wyraz przyjazne, prowokujące do dyskusji twórczej, odnajdujące właściwe ścieżki pokazywania wartości historycznych postaci, tematów wartkich społecznie”. Udowodniło to spotkanie z Aleksandrem Surdejem, profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, członkiem Grupy Planowania Strategicznego Centrum im. Mirosława Dzielskiego. Prelegent zainicjował dyskusję na temat „gospodarki solidarności“ w kawiarni „W Starej Piekarni”, na Śródce, nieopodal siedziby Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka“ na Zawadach. Drugie spotkanie Klubu odbyło się w Muzeum Instrumentów Muzycznych. Spełniło się ono we wspomnieniu osoby i dzieła Aleksandra Tansmana. Poglądy na kulturę tego kompozytora, stworzyły dogodny pretekst do rozważań o „poszukiwaniu wartości współczesnej kultury”, z barwnym wprowadzeniem Wojciecha Wendlanda, historyka. Sercem gaworzenia o tradycjach wspomnianych stało się trzecie spotkanie Klubu. Zrodziło w nas zaufanie do historii, zapozna-
Kolokwium Laureatów Nagrody Pro Publico Bono (od prawej: prof. Antoni Kamiński, Przewodniczący Kapituły Nagrody PPB; Waldemar Rataj, Instytut Społeczeństwa Obywatelskiego PPB; Izabela Dzieduszycka, Stowarzyszenie „Przymierze Rodzin”).
6
Bazylika Archikatedralna w Poznaniu i jej proboszcz ksiądz Ireneusz Szwarc w spotkaniu z: uczestnikami Drugich Dni Kultury Solidarności i historią Ostrowa Tumskiego. niem się z autobiografią Izabeli Dzieduszyckiej, bohaterką książki „Kucem na Ursynów” – wywiadu-rzeki, który przeprowadziła Elżbieta Bremer-Misiak. Potomkimi i przedstawicielka słynnych rodów Wielkopolski – Marcelego Motty i błogosławionego Edmunda Bojanowskiego, podzieliła się pamięcią o tym, co prawdziwie ojczyste. Poświadczyła, że o istocie życia mówi najpiękniej wartość poświęcenia dla drugiego człowieka, aby stał się „pierwszym“ dla nas i naszych braci. Izabela Dzieduszycka, po tylu latach od tej jej pierwszej w oczywistości inspiracji do napisania książki, pokazała własną postawą, iż niezależnie od tego, ile lat upłynie jeszcze nam i naszym wzruszeniom, ważne jest zachowanie szacunku do przeżyć. Ciekawą jest synteza trzech sztuk – przekazu naukowego, poetyckiego oraz muzyki. Przekonaliśmy się o tym podczas finałowego spotkania Klubu w Sali Renesansowej Ratusza w Poznaniu. Wtedy też, jak określił Waldemar Rataj, który poprowadził spotkanie: „Na scenie, z nastrojami fortepianu mierzył się Jacek Kortus, zaś tajniki mowy wiązanej ujawniał Dominik Górny. Młodzi i cenieni artyści, laureaci ważnych nagród w dziedzinie kultury, zaprosili do dialogu artystycznego: Nuty poezji i słowa muzyki w kulturze solidarności”. Kulminacją wieczoru był wykład programowy Drugich Dni Kultury Solidarności, autorstwa Miłosza Gałeckiego: „Jaka kultura? Jaka wspólnota? Jaka polityka? – o aktualności klasycznej perspektywy republikańskiej”. Prelekcja ta stanowiła właściwą inaugurację debaty poświęconej tożsamości kulturowej Rzeczypospolitej, przesłankom od-
Kawiarnia „W Starej Piekarni” na Ogólnopolskich Targach Przedsiębiorczości Społecznej. nowienia samorządności obywatelskiej oraz kultury solidarności w Polsce i w Europie. Targi tego, co prawdziwie społeczne Drugim Dniom Kultury Solidarności towarzyszyły Ogólnopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej, zainicjowane rok temu przez Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka” – wydarzenie, jednające z sobą rozmaite środowiska, w tym: organizacje obywatelskie, samorządy lokalne, powiatowe i regionalne, przedsiębiorców
społecznych, instytucje edukacyjne i naukowe, przedstawicieli administracji publicznej, media i reprezentantów biznesu oraz instytucji międzynarodowych. Przedsiębiorstwa społeczne zaprezentowały wytwory i usługi (spółdzielnie socjalne, przedsiębiorstwa prowadzone przez organizacje obywatelskie, spółki z.o.o. non – profit, Zakłady Aktywizacji Zawodowej, Centra Integracji Społecznej, wspomniani już laureaci nagrody Pro Publico Bono). Przyznano Nagrody „Drabina Jakubowa” tym, którzy „kiedyś wchodzili po tej drabinie jako ratowani. Dzisiaj schodzą po niej, aby ratować innych. Działają na rzecz osób, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej, pomagają im przejść trudny i długotrwały proces reintegracji społecznej i zawodowej. Stosują przy tym rozwiązania doceniane i nagradzane na forum międzynarodowym – są przedsiębiorcami społecznymi”. Pośród tegorocznych laureatów znaleźli się: Jolanta Bogucka, Andrzej Sydoruk, Jerzy Tymczak, Antoni Borowski, Edward Skoryna, Janusz Smura, Henryk Konieczny, Mirosław Zaczyński. Każdy z nich otrzymał nagrodę w postaci działki o powierzchni 300 m² pod budowę domu jednorodzinnego, ufundowaną przez „Barkę”. Targi były niewątpliwie okazją do zaprezentowania nowatorskich obszarów rozwoju przedsiębiorczości społecznej, takich jak w szczególności: edukacja, zdrowie, ekologia, recycling, budownictwo z użyciem ekologicznych technologii, a nawet dziedzictwo i kultura. Dominik Górny
Laureaci Nagrody „Drabina Jakubowa” na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 1.19 „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.
7
wywiad
Mądra miłość Z Izabelą Dzieduszycką, założycielką i prezesem Stowarzyszenia „Przymierze Rodzin“, potomkinią słynnych rodów wielkopolskich, Marcelego Motty i Edmunda Bojanowskiego, rozmawia Dominik Górny Zawitała Pani po wielu latach w swoich rodzinnych progach – w Poznaniu. Pokochało Panią to miasto jak żadne inne – w życzliwości mieszkających w nim przyjaciół i w miejscach, których istnienie do dziś ukazuje nieprzemijalność ważnych dla Pani wzruszeń. Czy to właśnie w Poznaniu poznała Pani swoją pierwszą miłość? Bardzo chciałabym odpowiedzieć twierdząco, a jednak nie mogę tego uczynić. Spotkałam ją w Sandomierzu, drugą zaś w Warszawie. Prawdziwą miłość napotkałam jednak zupełnie gdzie indziej i kiedy indziej – w osobie mojego późniejszego męża – Tadeusza. A skoro już o wzruszeniach mowa – jakże się cieszę, że odwiedzam miejsce, w którym 16 lipca 1928 roku, urodziłam się w szpitalu na ulicy Polnej. Zadziwiającym jest, że minęło już ponad 80 lat od tamtej pory, a ja czuję się wciąż młoda. Tak młoda jak kultura solidarna, która pozwala dojrzewać do zrozumienia tego właśnie serca zamyślenia, że bycia dobrym człowiekiem uczy obcowanie z innymi „dobrymi ludźmi“. Tak właśnie jest, a z wierności tej myśli czerpię poczucie bycia szczęśliwą, co nie oznacza,
że nie mam trosk. Wręcz przeciwnie – stan szczęścia utożsamiam z byciem wierną sobie, własnym przekonaniom i ludziom, z którymi wspólnie można zrobić naprawdę „wielkie rzeczy“. Myślę, że wciąż za mało mówimy o przyjaciołach i rodzinie. Przyznam się, że dopiero teraz, po tylu latach, potrafię świadomie wyrazić wdzięczność w stosunku do mojej matki za jej trud wychowania mojej osoby. Potrafiła kochać mądrze. Czym właściwie jest „mądra miłość“? Jest ona zrozumieniem i odpowiedzialnością – kiedyś w wieku 9 lat, przyszłam do matki i powiedziałam: „Ja tak dalej żyć nie mogę, gdyż moi bracia nie pozwalają mi jeździć z nimi na koniach. Muszę mieć własnego kuca“. Wtedy matka zapytała: „Jak chcesz to zrobić?“. Odpowiedziałam, że będę pracować i hodować króliki, aby móc sobie kupić konia. Usłyszałam wówczas: „Dobrze, ale za wszystko będziesz odpowiedzialna w pełni sama“. Miłość mądra to także odwaga – podczas okupacji matka wyjeżdżała często na front jako łączniczka lecz nigdy nie ujawniła strachu; oraz zaufanie – tak, aby druga osoba wiedziała, że
Na wymarzonym koniu, wraz z braćmi i siostrami, przed domem w Niechłodzie, w 1938 roku (pierwsza od prawej: Izabela Dzieduszycka).
8
Pierwsi uczniowie szkoły podstawowej i liceum „Przymierza Rodzin“, w 1997 roku.
Trzeba kochać i rozmawiać...
decyzje podejmuje sama. To jest najlepszy sposób na kształtowanie osobowości...
wraz z dziećmi odbywaliśmy po całej Polsce, samochodem składającym się z przysłowiowych „czterech kółek i dachu“ – trabantem. Uzasadnia to zresztą fakt, iż za czasów stalinowskich, mąż był zawodowym kierowcą. Niestety, z uwagi na sytuację polityczną, jego kontakt z rodzinnym domem w Zarzeczu był ograniczony. Zapewne ucieszyłby się, wiedząc, że dom w Zarzeczu służy obecnie jako centrum upowszechniania kultury. Nigdy też nie zależało nam na odzykaniu majątku dla siebie, ale na rzecz budowy i odbudowy społeczeństwa obywatelskiego.
...dzięki której zwycięsko można dojechać „Kucem na Ursynów“ – jak podpowiada tytuł książki o losach Pani życia. Zapewniam, że był to czasem nawet galop. Dlatego też na nie jeden „Ursynów“ Pani zajechała. W różnych okresach takim „Ursynowem“ były dla mnie rozmaite miejsca, wydarzenia i role społeczne: bycie łączniczką Armii Krajowej, praca w przemyśle okrętowym i sztoczniowym, wstąpienie do „Solidarności“ na początku lat 80-tych, w 1983 roku założenie „Przymierza Rodzin“, które w 1990 roku uzyskało patronat honorowy ówczesnego Prymasa Polski i otrzymało status Stowarzyszenia.
Dlaczego, na przekór niewierności naszych czasów, warto wierzyć w istnienie wartości i odnajdywać w ich imionach swoją tożsamość? Ponieważ istnienia war„Kucem na Ursynów“ – autobiografia tości, szczególnie chrześcirytmu serca Izabeli Dzieduszyckiej, Dodajmy też – o czym jańskich i patriotycznych, której premiera odbyła się nie wszyscy wiedzą – że nie potrzeba udowadniać – w Poznaniu. była Pani dwukrotną miwystarczy im zaufać. Dlatestrzynią w tenisie stołowym w kraju. go też założyłam wraz z Tadeuszem, Szkołę Nawet się nie zapytam, skąd Pan to wie. „Przymierza Rodzin“. Jest ona pomocą i wsparciem dla rodziców, którzy pamiętać muszą jedNie wiem jednak o czym najczęściej rozmanak o tym, że nikt i nic ich nie zastąpi. Najważwiała Pani z mężem Tadeuszem, który był nieniejsze są przykłady. Najtrudniejszym wyzwawatpliwie dla Pani wsparciem. niem w życiu jest wychowanie dzieci wedle taW prywatnych rozmowach bliskie nam były kiej harmonii wartości, które w rodzinie tematy związane z sensem bycia wiernym roi w szkole powinny być tożsame. Ujawnię, że dzinie i dążenia do realizacji wspólnych celów. pragnę wybudować jeszcze jedną szkołę. Rozmawialiśmy często podczas podróży, które Przykładem pracy edukacyjnej, na wskroś
9
Jako „syrena“ nad Zalewem Zegrzyńskim, w 1960 roku.
Wakacje w Sandomierzu w 1961 roku – „Nasza Iza“ z mężem Tadeuszem.
organicznej, pozostaje dla mnie w sposób szczególny mój dziadek, Jan Motty – prezes Sądu Apelacyjnego. Wykształcił swoim nakładem finansowym 10 chłopców z domu dziecka. Wszyscy ukończyli wyższe studia, a jeden został nawet biskupem. Po śmierci dziadka, przyszli do mojej babki, aby jej o tym powiedzieć – za życia zabronił im o tym mówić. Z kolei pradziadek, Marceli Motty, był nauczycielem-profesorem m.in. w liceum imienia Marii Magdaleny.
tuje się poprzez szczere przeżycie okresu młodości... ...bo w życiu nie można być jedynie racjonalnym, ale też spontanicznym. Na ulicy Gruszkowej, na poznańskim Dębcu, przeżyłam najbardziej niesforne lata młodości. Mieszkałam w dziesięciometrowym pokoju, wraz z dwiema koleżankami: Rutą i Zosią. Każda okazja była dobra, aby zrobić wystawny bankiet – największy, aby uczcić wspomniane już przez nas, zwycięstwo w grze w tenisie stołowym. Odwiedzał mnie czasem miły chłopak, który był według mnie nieco nudny. Chowałam się przed nim w szafie, udając, że nie ma mnie w domu. Radosny to był czas – przyjaźni i rozsądku. Potrafiliśmy świętować i się uczyć, zdając egzaminy – będę szczera – z różnym wynikiem. Ale atmosfery serdeczności nic nie mogło zastąpić. Jakże lubiłam chodzić do teatru, do opery, kina i na rozmaite wernisaże. To jest potrzebne szczególnie młodym, „chłonnym na kulturę“ ludziom.
Opowiadając takie życie, można odnieść wrażenie, że wędrujemy po dziejach ważnych nie tylko dla samej jego autorki, ale także dla biografii ojczyzny i narodu, z którymi się Pani utożsamia. Wiele to o Panu mówi, że jako młody człowiek potrafi docenić wspomniane w naszej rozmowie wartości. Utożsamiam się z tym wszystkim, co jest godne poszanowania tradycji i jej przeniesienia na grunt współczesny. Przekonana jestem, że jest to tożsamość trwała, gdyż oparta na więzi międzyludzkiej. Pomiędzy ludźmi nie może być ona zerwana i nadszarpnięte zaufanie, szczególnie w relacjach pomiędzy rodzicami, a dziećmi. Ludźmi świadomymi tego, co składa się na nasze jestestwo, stajemy się poprzez kontakt. Odnajdujemy w nim świadomość, że uśmiech lat minionych w swojej pełni, kształ-
10
Jak udaje się Pani jednać realizację własnych pragnień z umiejętnością spełniania dobra społecznego? Zrozumiałam jedną rzecz. Wszystkie sprawy w życiu należy układać w dobrych relacjach międzyludzkich. Nie ma nic gorszego niż wzajemna krytyka, bezwzględne nakazy i zakazy. Trzeba rozmawiać.
ekonomia solidarna
Bezdomność w Irlandii to nie komfort wolności Kilka lat temu, Andy Zapletal, mieszkający w Wielkiej Brytanii od urodzenia Polak, pracownik społeczny angielskiej organizacji, napisał, że: „W Anglii mamy sytuację składowania ludzi, bez żadnych strategii wyjścia i prawdziwych programów integracji społecznej. Ludzie znajdują się w środowisku, które rozpowszechnia zależność i użytkownicy usług widzą tylko użytkowników tkwiących bez postępu w systemie. Nie mają oni żadnych modeli ról i żadnego prawdziwego wsparcia koleżeńskiego”. Wydaje się, że w Irlandii sytuacja jest jeszcze trudniejsza.
P
aradoks pomocy polega w Irlandii z jednej strony na postawie zobowiązania, myślenia o człowieku, stanowisku humanitarnym, z drugiej zaś – na braku rozwiązań, czy nawet wyobrażenia o nich. Pokazać perspektywę
Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” została zaproszona do pracy w stolicy Zielonej Wyspy przez irlandzką organizację charytatywną „Mendicity” („Mendicity Institution”), która w Dublinie prowadzi centrum dzienne, wydające codziennie kilkadziesiąt posiłków dla potrzebujących. To właśnie ta organizacja, bezradna wobec rzeszy bezdomnych z krajów Europy Wschodniej, jako pierwsze zaalarmowała Barkę. Samorząd Dublina również uznał, że pomoc Barki jest niezbędna. Wbrew obiegowym opiniom, osoba bezdomna nie jest w swojej sytuacji z wyboru. Bezdomność nie jest komfortem wolności, rzekomo wybraną przez tych, którzy w stolicach bogatszych krajów żyją „na garnuszku” tamtejszego rządu. Miotają się od drzwi noclegowni do drzwi jadłodajni, od jednej do drugiej – przez cały dzień. Miejsc starczy im do wieczora, Irlandczycy nie chcą, żeby bezdomni byli tu głodni. W Dublinie jest hostel dla migrantów i niespełna dziesięć punktów, w których wydawane są darmowe posiłki. Niektórzy z bezdomnych otrzymują zasiłki. Szybko można stracić motywację, zapomnieć po co się tutaj przyjechało, o co walczyło. Z czasem świadomość spycha się do kilku podstawowych, podtrzymujących życie sfer: jedzenia i spania. Bezdomność w obcym kraju to zwykle jed-
nak także problem uzależnienia, braku pracy, zerwanych kontaktów z rodziną, trudności w porozumiewaniu się i lęku o „jutro”. Nie wierzmy w to, że ktokolwiek mógł w sposób samodzielny wybrać bezdomność jako styl życia. Jest to zbiór różnych okoliczności, nieszczęśliwych przypadków albo pewnych skłonności. Tymczasem każdy człowiek powinien mieć możliwość wyboru. Powinien wiedzieć, że poza tym życiem, które prowadzi ma jeszcze inne możliwości. I tę perspektywę trzeba mu pokazać. W Dublinie, poprzez lidera Barki – Andrzeja Sydoruka, Polacy otrzymają wizję innego życia, wiarę, że wszystko można jeszcze odbudować i naprawić; że można żyć poza błędnym kołem picia i uzależnienia od pomocy. Bezdomność udomowiona Czas pokaże, czy uda nam się wpłynąć na los osób w najtrudniejszych sytuacjach, na ich sposób myślenia i wartościowania. Niedawno bezdomny mężczyzna, którego spotkaliśmy w Dublinie 4 lata temu, przeniósł się do Hamburga. Tam spotkał lidera Barki. Barka w Hamburgu pomogła mu wrócić do Polski. Obecnie jest na nowym etapie swojego życia, przebywa we wspólnocie Barki w Chudobczycach. Jesteśmy przekonani, że przy pomocy Barki, także inni migranci z krajów Europy Wschodniej przebywający na ulicach Dublina, będą mogli skorzystać z terapii, z pracy w podmiotach przedsiębiorczości społecznej w swoich krajach i w ten sposób zmienić swoje życie. Dagmara Szlandrowicz
11
ważne wydarzenia w Polsce
O tym, jak zmienia się polityka społeczna w Częstochowie W Częstochowie praca trwała ponad rok. Partnerzy lokalni przygotowali plan działań dotyczący rozwiązywania problemów społecznych i mieszkaniowych we współpracy samorządu lokalnego i przedsiębiorstw społecznych takich jak: Centra Integracji Społecznej, Kluby Integracji Społecznej, stowarzyszenia i fundacje uruchamiające działalność przedsiębiorczą, spółdzielnie socjalne, spółki pożytku publicznego.
P
lan działania Partnerstwa powstał na bazie spotkań edukacyjno-formacyjnych, wizyt studyjnych i staży z udziałem przedstawicieli Urzędu Miasta Częstochowy tj. Wiceprezydenta ds. Pomocy Społecznej, Dyrektorów Wydziału Pomocy Społecznej, Zarządu Gospodarki Mieszkaniowej (ZGM); Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego (MPK), Powiatowego Urzędu Pracy, Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (MOPS) oraz partnerów społecznych: Fundacji Świętego Barnaby, Stowarzyszenia Akcja Katolicka, prowadzącego Centrum Integracji Społecznej (CIS), Fundacji Chrześcijańskiej „Adullam”, Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy „Agape”, Spółdzielni Socjalnej „Ekoedytor” i „Audytor” oraz Wielobranżowej Spółdzielni Socjalnej „Barka”. Innowacyjny model współpracy rozwiązuje problem zadłużenia Mechanizm współpracy w Partnerstwie Ziemi Częstochowskiej polega na wypracowywaniu środków na swoje funkcjonowanie przez CIS prowadzony z ramienia Akcji Katolickiej
(CIS nie korzysta z dotacji), poprzez wykonywanie usług na rzecz Zarządu Gospodarki Mieszkaniowej i Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Uczestnicy CISu otrzymują świadczenia integracyjne (obligatoryjnie) za wykonywaną pracę, wysokości 100% zasiłku dla bezrobotnych (czas uczestnictwa w CISie liczy się do okresu zatrudnieniowego). Uczestnictwo w CISie jest oparte na stosunku – zatrudnienie socjalne, a świadczenie integracyjne, co stanowi formę rekompensaty za aktywność / pracę w warsztatach zawodowo-edukacyjnych. Wydatki na pomoc socjalną w wyniku powołania CISu stają się mniejsze, gdyż osoba skierowana do niego otrzymuje środki na aktywizację zawodową z Funduszu Pracy (świadczenie integracyjne), co odciąża fundusze gminne, przekazywane dotychczas w postaci zasiłków przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Wypracowana w Partnerstwie klarowna oferta dla dłużników mieszkań komunalnych, daje im możliwość wykonywania usług dla Zarządu Gospodarki Mieszkaniowej pod przewodnictwem instruktorów zawodów w CISie.
Prezydent Częstochowy i dyrektor ZGMu wyrazili opinię o bardzo dobrej jakości usług wykonywanych przez uczestników CISu; zapowiedzieli zapotrzebowanie na kilka CISów w Częstochowie (nawet do dziesięciu), prowadzących reintegrację przez danie pracy nawet 500 osobom bezrobotnym rocznie. Jest to autentyczna zmiana systemu polityki społecznej. 12
Spotkanie w kawiarni „W Starej Piekarni” z Prezesem ZGMu z Częstochowy. Oprócz świadczenia integracyjnego mają też możliwość wypracowania premii motywacyjnej, dzięki czemu spłacają zadłużenie według indywidualnych ustaleń. Jednocześnie ZGM umarza im odsetki od zadłużenia. Trzeba podkreślić, że cena usługi wykonywanej przez CIS jest niższa niż ceny proponowane przez firmy komercyjne, gdyż CIS prowadzi działalność odpłatną pożytku publicznego (prace wykonuje się po kosztach). Z kolei firmy komercyjne prowadzą działalność gospodarczą „for-profit” i z reguły cena usługi jest dużo wyższa. Uczestnicy CISu mają też możliwość odbywania staży w różnych zakładach pracy,
W trakcie omawiania Partnerstwa Ziemi Częstochowskiej – Barbara Sadowska, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” wraz z Przemysławem Koperskim, Wiceprezydentem Miasta i przedstawicielką Urzędu.
co skutkuje poszerzeniem możliwości ich zatrudnienia. Od Centrum Integracji Społecznej do spółdzielni socjalnych Dodatkową wartością takiego zintegrowanego działania jest fakt, że uczestnicy CISu, w ramach warsztatów, są przygotowywani do zakładania spółdzielni socjalnych, a po zakończeniu uczestnictwa, są brani pod uwagę w kontynuacji usług na rzecz takich placówek jak: ZGM, MPK i innych partnerów, co daje perspektywę poprawy ich statusu i rzeczywistą możliwość rozwiązania trudnej sytuacji, jaka ich spotyka. Następuje dzięki temu autentyczna inwestycja w rozwój środowisk dotychczas zaniedbanych, co wpływa na podniesienie ich potencjału, na poprawę sytuacji społecznoekonomicznej, a tym samym na rozwój całej wspólnoty. Zlecanie zadań publicznych CISom i spółdzielniom socjalnym odbywa się na podstawie zamówień z wolej ręki oraz z zastosowaniem klauzul społecznych. Dają one możliwość zamawiającemu określenia specyficznych warunków zamówienia tzn. oprócz ceny usługi, doświadczenia zawodowego oferenta i terminu wykonania usługi, można przyznać dodatkowe punkty podmiotowi, który do wykonania danej czynności zatrudni osoby długotrwale bezrobotne lub niepełnosprawne. Barbara Sadowska
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 1.19 „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.
13
opinie
Dialog czy listek Wielkopolska Rada Działalności Pożytku Publicznego powstała 5 października 2011 roku. Jej kadencja potrwa 2 lata. Rada jest organem konsultacyjnym i opiniodawczym. Utworzeniu Rady przyświeca idea pogłębiania dialogu pomiędzy stroną publiczną oraz społeczną, w myśl budowania społeczeństwa obywatelskiego. A oto kilka refleksji na jej temat, którymi z obywatelskiego obowiązku należy się z całą pewnością podzielić.
Ś
rodowisko krakowskich organizacji obywatelskich wysunęło postulaty dotyczące nowego wymiaru współpracy z samorządem. Okazją do tego stała się praca nad wieloletnim programem współpracy gminy z organizacjami do 2014 roku. Taki program powstaje w Krakowie po raz pierwszy. Jak dowiadujemy się z portalu „www.ngo.pl”, organizacje liczą nie tylko na polepszenie współpracy finansowej z miastem, ale przede wszystkim na to, że staną się współtwórcami polityk publicznych oraz realizatorami nowych zadań, którymi do tej pory zajmował się wyłącznie magistrat. Organizacje krakowskie wstępnie wyraziły zainteresowanie przyjazdem do Poznania, żeby zobaczyć jak wygląda współpraca tego miasta z organizacjami. Komisje Dialogu Obywatelskiego Na wątpliwość, czy Poznań można uznać za miasto obywatelskie, po części odpowiada powołanie, w listopadzie 2011 roku, Komisji Dialogu
Obywatelskiego (KDO), przy czterech Wydziałach Urzędu Miasta: Kultury i Sztuki, Ochrony Środowiska, Oświaty, Zdrowia i Spraw Społecznych; na podstawie zarządzenia Prezydenta Miasta Poznania, z dnia 9 czerwca 2011 roku. (podstawa prawna: „Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie” z dnia 24 kwietnia 2003 roku, z uwzględnieniem jej nowelizacji z dnia 22 stycznia 2012 roku). Komisje mają charakter inicjatywno-doradczy. Celem ich istnienia jest stworzenie warunków do efektywniejszego współdziałania organizacji pozarządowych z organami administracji publicznej poprzez: wzmacnianie instytucji, zasad i form dialogu obywatelskiego, zwiększanie racjonalności społecznej i ekonomicznej oraz efektywności realizacji zadań publicznych służących rozwojowi na poziomie lokalnym. W skład czterech komisji weszło blisko czterdzieści organizacji. Najliczniejszą jest Komisja Dialogu Obywatelskiego przy Wydziale Zdrowia i Spraw Społecznych. Rada, która nie tylko radzi Od grudnia 2011 roku, rozpoczęła się nowa kadencja Poznańskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego (PRDPP). Rada jest organem konsultacyjnym i doradczym Prezydenta Miasta Poznania. Dotychczas odbyły się trzy jej posiedzenia. Trudno zatem opiniować, czy Rada w obecnej kadencji, wniesie coś nowego do wypracowania spójnej polityki społecznej miasta czy raczej skoncentruje się na bardziej bieżących problemach. Centrum na Bukowskiej
Wręczanie nominacji na członka Poznańskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego (od prawej: Tomasz Kayser, Wiceprezydent Miasta Poznania; Michał Tomczak, radny miasta Poznania).
14
Tematem, który pojawił się na spotkaniach KDO przy Wydziale Zdrowia i Spraw Społecznych oraz PRDPP była sprawa Poznańskiego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu, które ma powstać przy ulicy Bukowskiej. Miasto przeznaczyło na remont budynku, w którym ma funkcjonować Centrum 1 milion i 200 tysięcy złotych. Jednak nie przewiduje możliwości partycypowania w kosztach utrzymania budynku,
figowy? które wstępnie szacuje się na około 10 tysięcy złotych miesięcznie. W chwili obecnej to kwota zaporowa dla organizacji, które mogłyby być operatorami Centrum. Możliwe jest zatem, że przez zbyt długi proces planowania stworzenia Centrum (rozmowy trwają od 2005 roku) i zamierzenie spożytkowania zbyt wysokiej kwoty na remont budynku przeznaczonego do jego funkcjonowania, może ono nie powstać. Wydział Zdrowia w najbliższym czasie ogłosi konkurs na operatora i wówczas okaże się, czy organizacje znalazły wyjście z tej trudnej sytuacji. Idea Okrągłego Stołu powraca Drugim tematem, który jest żywo dyskutowany, przede wszystkim na posiedzeniach KDO przy Wydziale Zdrowia, jest sprawa Okrągłego Stołu. Jest to propozycja rozpoczęcia debaty nad polityką mieszkaniową miasta, szczególnie w kontekście polityki społecznej. Bazą inicjatywy jest ciągnąca się już ponad rok dyskusja na temat osiedla kontenerowego i zbiorowych eksmisji osób zadłużonych z zasobów komunalnych. W dyskusję poza organizacjami i władzami miasta włączają się również przedstawiciele nauki, m.in.: z grupy badawczej działającej przy Obywatelskim Instytucie Monitoringu i Rekomendacji, kierowanej przez profesora Zygmunta Galora. Inicjatorem Okrągłego Stołu jest Stowarzyszenie „My-Poznaniacy”, które sformułowało propozycję debaty, proponując zakres tematyczny i warunki wstępne. Efektem pracy Okrągłego Stołu miało być wypracowanie wielostronnego porozumienia, które stanowić będzie podstawę do stosownej uchwały Rady Miasta regulującej poznańską politykę mieszkaniową, zgodnie z wypracowanym Porozumieniem, a także podstawę ocen wszelkich praktycznych działań w tym zakresie. Niestety, urzędnicy miejscy w odpowiedzi na propozycję organizacji Okrągłego Stołu odpowiedzieli w formie pisemnej, że wprawdzie widzą wartość takiej wielowątkowej i interdyscyplinarnej dyskusji, a także podzielają większość uwag zawartych w przedstawionym stanowisku, ale nie są w stanie przyjąć warunków wstępnych. Jak napisali: „W naszym przekonaniu, jedynym warunkiem wstępnym dialogu powinien być brak warunków wstępnych”. Jakie są to warunki, których urzędnicy nie są w stanie zaakceptować? Otóż, dwa: wstrzymanie planowanego zasiedlenia osiedla kontenerowego oraz zapobieżenie eksmisjom.
Dzielić się ważnymi opiniami... Jednym słowem – możemy rozmawiać, debatować, projektować, a w tym czasie i tak będą dalej realizowane działania, które stały się zarzewiem do debaty, ludzie będą trafiać do ośrodków dla bezdomnych albo do kontenerowego getta. Chciałoby się powiedzieć: „Zaiste, pokrętna jest logika urzędników”. Organizacje uznały pismo Urzędu Miasta za radykalne i nie pozostawiające złudzeń, co do chęci prowadzenia dialogu. Dyrektor Wydziału Zdrowia i Pomocy Społecznej, Maria Remiezowicz, w trakcie spotkania KDO, nie chciała skomentować treści pisma, pomimo tego, że m.in. z jej upoważnienia zostało ono podpisane. W tej sytuacji KDO podjęła decyzję o następnych krokach: wystosowaniu pisma do Wiceprezydenta Miasta Poznania, Jerzego Stępnia oraz każdego z radnych z osobna z zapytaniem, czy zgadzają się z treścią odpowiedzi i jaki jest ich stosunek do koncepcji zorganizowania w Poznaniu Okrągłego Stołu ds. polityki społeczno-mieszkaniowej. Czy można się od Poznania czegoś nauczyć? W chwili obecnej organizacje krakowskie mogą spokojnie odłożyć przyjazd do Poznania w bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie dojrzeliśmy jeszcze w pełni do miana miasta obywatelskiego i – co najdziwniejsze – nie widać „światełka w tunelu”. Ktoś mógłby zapytać: „Ale o co chodzi?” Działają KDO, PRDPP, ludzie dyskutują, walczą. Na tym przecież polega społeczeństwo obywatelskie. Ale „od środka” to wygląda inaczej. Obywatele nie powinni walczyć z samorządem, tylko z nim współpracować (i vice versa) w imię dobrze pojętego dobra wspólnego. Słowa takie jak partycypacja, społeczeństwo obywatelskie, polityka społeczna i włączenie społeczne, ciągle nie wyszły w Poznaniu z wieku niemowlęcego. Urząd Miasta jest zainteresowany kształtowaniem infrastruktury, a nie rozwojem społecznym. KDO i PRDPP wydają się być raczej „listkiem figowym”, dodatkowo narzuconym przez ustawę, a nie wyrazem świadomej polityki miasta. Lidia Węsierska
15
podróże war warte powrotów
Moja Turcja Przez ostatnie cztery miesiące gościłam w Turcji, w ramach wymiany studenckiej, realizowanej dzięki europejskiemu programowi „Erasmus” adresowanego do studentów z 27 krajów Unii Europejskiej oraz trzech krajów kandydujących, w tym z Turcji. W ramach „Erasmusa” można wyjechać na praktyki bądź na studia. W Ankarze, stolicy Turcji, studiowaliśmy na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju. Pomimo dużej ilości zajęć oraz nauki, udało nam się zwiedzić ten przepiękny i jakże zróżnicowany kraj.
T
urcja jest jedynym oprócz Rosji krajem, który leży na dwóch kontynentach – azjatyckim i europejskim. Jest kolebką cywilizacji. Starożytne miasta, takie jak Efez, Milet i Troja znajdujące się na terenie Turcji, zasłynęły z powodu wydania na świat wielkich filozofów (takich jak chociażby: Heraklit z Efezu, który jest autorem powiedzenia „panta rei”, czyli „wszystko płynie, wszystko się zmienia”), myślicieli i poetów. Jest również znane ze względu na swoje kulturowe pozostałości (antyczne teatry, biblioteki i agory). Dzisiejszy Stambuł, największe miasto w Turcji, przez którego środek przechodzi granica pomiędzy kontynentami, był niegdyś Bizancjum – Konstantynopolem. To w tym kraju dokończyć swoich dni miała Maryja i Jan Ewangelista. Miejsce ze słońca widokówki Znana jest również Turcja z rozległych, pięknych plaż, które leżą nad czterema morzami: Śródziemnym, Czarnym, Marmara oraz Egejskim. Na wschodzie kraju znajdują się zapierające dech w piersiach góry należące w swoim paśmie do Wyżyny Armeńskiej (idealne do zimowego szaleństwa). Krainy takie jak Kapadocja czy Pamukkale służyły wielu wybitnym reży-
16
Tureckie targowisko – tutaj, jak nigdzie indziej, można nauczyć się targować. serom za tło filmów takich jak np. Ghost Rider czy Gwiezdne Wojny. Dzięki nadzwyczajnym wytworom natury (kanionom, wąwozom, „kominom”, jaskiniom czy wapiennym osadom wypełnionym wodą z gorących źródeł), stanowi Turcja obowiązkowy punkt zwiedzania dla turystów z całego świata. Podróżując można się przekonać na własne oczy jak bardzo jest to kraj zróżnicowany: wyprawa na wschód do stolicy Kurdów – Diyarbakır, miasta leżącego nad rzeką Tygrys, uświadomiła mi, że analfabetyzm oraz bieda pośród dzieci i dorosłych, stanowi ogromny problem. Z kolei zwiedzanie Stambułu pokazało piękno zabytków miasta istniejącego na styku dwóch cywilizacji. Turek, dolmusz i turysta Spora część spotkanych przez nas Turków była bardzo otwarta, przyjazna i chętna do pomocy. Trzeba jednak uważać na „kupiecką” naturę narodu, która powoduję, że często za coś, co warte jest 10 lir tureckich (prawie 20 złotych) turyści płacą przez naiwność 50 euro. Niemniej jednak praktyczną umiejętność targowania się można z czasem wyćwiczyć, a wtedy kraj ten nabiera jeszcze więcej barw. W czasie jednej z naszych wypraw podczas podróży dolmuszem (najpopularniejszym w tamtym regionie środkiem transportu, który przypomina polskie 12-osobowe mini-busy, choć w jakiś magiczny sposób mieści w sobie nawet 30 osób), zostawiłam telefon komórkowy na jednym z tylnych siedzeń. Jakże się zdziwi-
Trumny Sułtanów w meczecie Rüstema Paszy w europejskiej części Stambułu. Biedna chata Kurdyjska w Diyarbakır – stolicy Kurdów, mieście leżącym nad rzeką Tygrys we wschodniej Turcji. łam, gdy kierowca owego dolmusza jechał za nami aż do następnego miasteczka, aby oddać zagubiony telefon. To nie był jednak osamotniony przypadek. Gdy innym razem, przez przypadek zostawiliśmy aparat w barze szybkiej obsługi i wróciliśmy po niego po godzinie, sytuacja się powtórzyła. Aparat czekał u managera baru. Sytuacje te ogromnie nas zdziwiły, ponieważ po poprzednich doświadczeniach z tureckimi handlarzami oraz taksówkarzami, nie spodziewaliśmy się tak daleko idącej uczciwości. Państwo rozpoznane w gwarze ulic Turcja należy do czołówki najlepiej rozwijających się krajów Bliskiego Wschodu, jako jeden z sześciu całkowicie samowystarczalnych, pod względem żywnościowym krajów świata. Armia turecka jest drugą po takiej, która działa w Stanach Zjednoczonych, siłą militarną w Or-
ganizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO – North Atlantic Treaty Organization). Wyznawcy islamu stanowią ponad 99% ludności, a jednak Turcja jest jednym z najbardziej zsekularyzowanych państw muzułmańskich. Rodowici Turcy stanowią około 65% ludności kraju, a pozostałą część – głównie Kurdowie – mniejszość narodowa pochodzenia indoeuropejskiego, która bardzo aktywnie działa na rzecz separacji, co wiele razy prowadziło do działań wojskowych i ataków terrorystycznych. Obecny premier Erdogan usilnie dąży do stabilizacji oraz wzrostu znaczenia jego kraju na świecie. Kładzie duży nacisk na modernizację państwa. Niestety, jest ona rozumiana jako budowanie coraz większej ilości wieżowców, które i tak potem stoją puste. W wielu miejscach Turcja przypomina państwo komunistyczne lub takie, które niedawno wyszło z komunizmu. Dowodem tego jest ogromna biurokracja (załatwianie wszelkich spraw urzędowych może trwać nawet kilka miesięcy), ukrywanie bezrobocia poprzez zatrudnianie np. 3 osób do pracy w tramwaju (motorniczego oraz w każdym wagonie konduktora) czy danie pracy w policji osobie w dziale dla obcokrajowców, która nie mówi po angielsku (po pozwolenie na pobyt turyści zgłaszają się po kilka razy). Post scriptum
Mauzoleum Ataturka – „Ojca Turków”, pierwszego prezydenta Turcji. To dzięki niemu ten kraj stał się Republiką w 1923 roku.
Różnorodność Turcji i jej egzotyka sprawia, że podróżnym spragnionym czegoś więcej niż tylko wylegiwania się na złotych plażach, z całą odpowiedzialnością mogę ją polecić jako kraj pysznych herbat, kebabów, pachnących przypraw, przepięknej ceramiki, niesamowitych zabytków oraz oszałamiającej przyrody i ciekawej historii. Maria Sadowska
17
w nurcie wartkich myśli
Szczęście jest
Był początek listopada ubiegłego roku. Minęła jedna czwarta naszego pobytu w Turcji. Kolejnym celem naszej podróży stał się Stambuł, a jednym z miejsc, które chcieliśmy koniecznie zobaczyć było Muzeum Adama Mickiewicza, mieszczące się w domu, w którym polski wieszcz zmarł 26 listopada 1855 roku.
W
spomnianego Muzeum szukaliśmy około 3-4 godzin, co po całym dniu wcześniejszego zwiedzania sprawiło, że byliśmy już nieco wymęczeni. Około dziesięciu razy padało klasyczne „wracamy, nie znajdziemy tego, to nie ma sensu”. Jednocześnie cały czas wiedzieliśmy, że na pewno warto się przemóc. Mieć okazję być w Stambule i nie zawitać do domu, w którym swego żywota dopełnił jeden z największych Polaków w tysiącletniej historii naszego kraju? Na to nie mogliśmy sobie pozwolić. Ze swoimi słabościami trzeba przecież walczyć. Zmierzyć się z tajemnicą wędrówki Każda wędrówka, nawet najkrótsza podróż, wiąże się z niebezpieczeństwem natrafienia na przeszkody, które swoją wielkością mogą przestraszyć i zniechęcić do dalszego trudu. Nie mogliśmy się jednak poddawać, ponieważ zawracając, nie odkrylibyśmy granic własnych możliwości. Każda z dróg prowadząca do celu wydawała się po pewnym czasie podobna, czasem znajdowaliśmy się na tej samej ulicy po raz trzeci. Tubylcy nie byli w stanie nam pomóc, byliśmy jak dzieci we mgle, trzy kroki w przód, po czym dwa w tył – „pokręcone tango”. Czuliśmy jednak z każdym krokiem, że cel jest coraz bliżej. Gdy jednak dotarliśmy, na drzwiach widniał napis: „Muze kapali” („Muzeum zamknięte”). Tyle drogi, trudu, wysiłku, walczenia z samym sobą; tyle potu pojawiającego się na czole, kilometrów przebytych i tak po prostu zamknięte? Ale po chwili zaczęliśmy się szczerze śmiać i doceniliśmy, jak piękna i wartościowa, choć pewnie dla wielu błaha, jest to historia, jaka nas właśnie spotkała. Odkryliśmy, że droga do Mickiewicza może być metaforą drogi życia, celu, do którego dążymy przez całą swoją tułaczkę po ziemskim padole. Ta wędrówka to coś więcej niż fragment
18
drogi do przebycia. To przede wszystkim stan ducha, umysłu, emocje z nią związane – dopiero one nadają sens i znaczenie drodze, a zarazem i życiu. Gdybyśmy potraktowali ją inaczej byłaby tylko niewiele znaczącym martwym dystansem pomiędzy abstrakcyjnymi punktami. Tak naprawdę nie chodzi bowiem o zgromadzenie jak największej ilości ekscytujących doświadczeń, którymi można brylować w towarzystwie. Przygoda pozwala poznać lepiej własne reakcje i możliwości, przewarto-
drogą Tablica pamiątkowa „Wielkiego Poety Polskiego”.
Przed gmachem Muzeum Adama Mickiewicza. ściować swój stosunek do otoczenia i uwierzyć w siebie. Wybrać właściwą ścieżkę Dokonując wszelkich wyborów musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nie ma wielu rzeczy, które są wyłącznie proste i klarow-
ne. Przed nami długa wędrówka, z szeregiem doświadczeń. Wierzę, że nasze życiowe drogi będą różnorodne, pełne niespodzianek i nowych, nieznanych przeżyć. Dostarczą nam możliwości zdobycia wiedzy, poznania i sprawdzenia samych siebie. Jeśli myśli nasze będą pozytywne, serca czyste, pełne optymizmu, otwarte na świat oraz zdolne do wzruszeń, to nie spotkamy żadnych przeciwności losu, które mogłyby nie pozwolić nam iść dalej. Jeżeli zaś głęboko w swojej duszy będziemy skrywać wątpliwości i strach przed wędrówką – życiem, to nasza wyobraźnia sama w sobie będzie przeszkodą w drodze. Nigdy nie będziemy w stanie zrealizować wszystkiego, co założyliśmy; nigdy też nie posiądziemy mądrości świata, ale z własnym, indywidualnym zasobem wiedzy powrócimy tam, gdzie nasz dom. Odnajdziemy własne miejsce, to jedyne, gdzie będziemy się czuć najlepiej i do którego podświadomie tęsknimy. Dla Mickiewicza była to Litwa. Może tym miejscem szczęśliwości dla nas będzie droga i zakorzenienie w niej? Synteza podróży, czyli fizycznego podążania jakąkolwiek trasą do obranego celu, z uświadomieniem sobie znaczenia drogi, którą podążamy oraz stopnia swego faktycz-
19
będzie gnębić nas ta sama rzecz, która nas wygnała; nie pomoże żaden kraj, czy nowe miejsce, jeśli uciekamy tam przed sobą. Iść dalej i pamiętać
W tym kierunku zmierza większość współczesnych „Panów Tadeuszów”. nego zaangażowania, to efektywny sposób samorozwoju. Nierzadko bardziej wymagającym bywa wykonanie kilku kroków połączonych z podróżą w głąb siebie. Jednak ciągła i permanentna zmiana nie jest równoważnikiem tego, że po osiągnięciu poszukiwanej „nowości” – odmiany, droga ta okaże się czymś lepszym. Z drugiej strony zmiana ma kreatywny charakter, bowiem życie i rozwój to nic innego jak nieustanne przemijanie, „stawanie się”, ruch, przemienne cykle gwałtownych i stopniowych zmian. Stan stagnacji możemy utożsamić jedynie ze śmiercią. Czy warto uciekać przed samym sobą? Droga to sztuka zadawania pytań, to nieskończone dążenie do odkrycia prawdy; poszukiwanie i odwaga odwrócenia głowy w stronę światła. Pojęcie drogi domaga się zdefiniowania relacji między człowiekiem a tym, co go otacza – światem zewnętrznym. Podróż, to w swym idealnym wymiarze, próba zaspokojenia potrzeb i braków, takich jak niedosyt miłości, piękna, solidarności, zaufania, a nawet prawdy. Życie ludzkie to nie tylko podróż zewnętrzna, od poczęcia ku śmierci. To także, a może przede wszystkim podróż wewnętrzna. Czy zatem ma znaczenie, czy pójdziemy w lewo, czy w prawo, przed siebie, czy też cofniemy się? Może z punktu widzenia skończoności zamkniętego labiryntu nie ma to żadnego sensu? Wyjście z niego nie prowadzi ani przez Stambuł, ani przez żaden piękny kraj czy krajobraz. „Albo – albo” – jak pisał Kierkegaard. Czy to nie ucieczka od tego, co ważne i istotne, ucieczka w działanie i ruch, które często są w świecie pozorne? Wyjściem z tego paradoksu jest odmienienie duszy, a nie powietrza i scenografii, ponieważ nadal
20
Warto bronić, czytać i pamiętać Mickiewicza. Choć pragnienie transcendentne i metafizyczne prowadzi nas gdzieś „tam”, do naszej ojczyzny, to jak Mickiewicz – najlepiej czujemy się „u siebie”. Z jakiejkolwiek podróży chętnie wracamy, jak Odyseusz do Itaki. Człowiek bowiem jest rozdarty między pragnieniem domu, podróży metafizycznej i codziennymi fizycznymi podróżami w świecie. Mickiewiczowski romantyzm wzbudza szczególnego rodzaju nostalgię... Tęsknotę za utraconą ojczyzną. W czasach globalizacji mniej istotne jest czy to będzie ojczyzna „wielka”, kraj, część świata lub cała ziemia; czy też ojczyzna „mała”, jak region, miasto, wieś, osiedle lub dom rodzinny... W sonecie zatytułowanym Grób Potockiej ze zbioru Sonety krymskie, Mickiewicz pisze: „Polsko! I ja dni skończę w samotnej żałobie / Tu niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzuci / Podróżni często przy twym rozmawiają grobie / I mnie wtenczas dźwięk mowy rodzinnej ocuci”. Jestem ciekaw, czy dźwięk mowy ojczystej pod domem, w którym umarł Mickiewicz go ocucił? Pamięć warunkuje istnienie. W Sonetach krymskich wieszcz często nawiązywał do rzeczywistości symbolicznej, pozostającej w sferze mitów. Mityczna Litwa, utracona Ojczyzna istnieje tylko o tyle, o ile jest przywoływana we wspomnieniach. On sam jest w pewnym sensie obecny wszędzie tam, gdzie ludzie go pamiętają. Czy warto było przebyć podróż fizyczną, gdy można było otworzyć Pana Tadeusza lub Dziady i spotkać się z Mickiewiczem wewnętrznie, a wręcz osobiście? Warto. Czasem sama droga jest tej drogi sensem. Szukamy drogi do szczęścia, a to szczęście jest drogą. Bartosz Pawlak
Muzeum im. Adama Mickiewicza w Turcji Mieści się w domu, w którym mieszkał i zmarł w 1855 roku Adam Mickiewicz. Po pożarze Stambułu w 1870 roku dom został odbudowany, a na jego fasadzie umieszczono tablicę upamiętniającą wieszcza. Z okazji 150 rocznicy śmierci Poety, w 2005 roku, władze miejskie na wniosek Konsula Generalnego, ulicy znajdującej się nieopodal muzeum, nadały imię wieszcza.
nasza za twórczość
Niektórzy lubią poezję Niektórzy – czyli nie wszyscy. Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość. Nie licząc szkół, gdzie się musi, i samych poetów, będzie tych osób chyba dwie na tysiąc. Lubią – ale lubi się także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski, lubi się stary szalik, lubi się stawiać na swoim lubi się głaskać psa. Poezję – tylko co to takiego poezja. Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy.
Wisława Szymborska
nka Wisławy Pocztówka-wykleja na do Dominika Szymborskiej wysła Świąt Bożego Górnego, z okazji go Roku. Narodzenia i Nowe
Wyklejanka z wpisem: „Poe cie Dominikow – Wisława Szy i mborska“.
21
międzynarodowa działalność „Barki“ międzynarod
List z Afryki Stowarzyszenie Wspólnoty Kenii (Kenya Community Association) powołało 9 lutego 2012 roku, Centrum Integracji Społecznej (CIS), zainspirowane wizją Tomasza Sadowskiego, wizytami studyjnymi w Sieci Barka w Polsce, oraz przykładami działania CISów w Wielkopolsce. Otwarcie afrykańskiego CISu było bardzo udane, spotkało się z uznaniem i dobrym przyjęciem społeczności oraz szerokim poparciem urzędników rządowych i lokalnych wraz z instytucjami akademickimi. Proces, który rozpoc zęliśmy w Kanini K aseo w wiosce Kyunyu, w regionie Kathonzw ezi w Kenii, jest częś cią realizacji palące go pragnienia naszych pr zyjaciół: Tomasza Sa dowskiego i innych dziel ących jego wizje tj. europosła Filipa Kaczm arka, posła Killioeg on Manyama, Jerzego Mańkowskiego oraz wielu innych, żeby przeks ztałcić kontynent af rykański z miejsca niedos tatku i dotkliwego ub óstwa w spichlerz obfitości. Kenia – pierwsze C entrum Integracji Społecznej w Afryc e Jak pisałem w mojej pochwale filozofii Ba rki oraz transformacji jaką Barka przeprow adza w marginalizowan ych i wykluczonych wspólnotach, przekonani e oraz pragnienie zm iany musi istnieć po obyd wu stronach, zarów no po stronie nośnika zm iany jak i podmiotu przechodzącego transform ację. Stanowi to jed en z kluczowych filarów sukcesu Barki, któr ego byliśmy świadkami w Polsce i innych m iejscach. Przyjęcie idei Barki i wpasowanie jej w istniejący afryka ński model przedsięb io rstwa społecznego – czego przykładem jes t CIS w Kanini Kaseo – utwierdza i uspraw iedliwia wizje, przekona nie, iż istnieje w Afr yce wola pozytywnej zm iany. Ta wola i akceptacja jest ewidentna na tw arzach kobiet, zarów no tych zdolnych do pr acy w polu, jak i starszy ch opiekujących się dz iećmi, czyniąc maksym alny użytek z potenc jału zasobów ludzkich. Zaplanowano przy gotowanie słabej, wysus zonej ziemi pod up ra wy, które będą przekazy wane uczestnikom CISu pracującym nad wyh odowaniem plonów . Uniwersytet Edgert on i Uniwersytet K en yatta, które prowadzą wydziały rolnicze, zostały
22
zaproszone, by prze kazać swoją eksperty zę w zakresie zarządza nia ziemią uprawną i plonami. W skład członków Zarządu projektu C ISu wchodzą: siostra Sc holar Nganda, nauk owiec Uniwersytetu Kenya tta; Hon Peter Kiil u, poseł z okręgu wyborcz ego Makueni, były pełnomocnik rządowy or az p. Cleophas Kiio , dyrektor Kenijskiego Bi ura Statystycznego , a zarazem wykłado wca na Uniwersyte cie Masinde Muliro oraz Katolickim Uni wersytecie Afryki Wsch odniej. Zaangażow any jest również pełnomocni k rządowy okręgu – p. Jan Otieno oraz bu rmistrz i kanclerze z re gionu. Rozpoczęcie projektu zostało zasponsorow ane przez firmę Plus D ane Group w ramac h in terwencji w zwalcz aniu suszy we Wsch od niej Afryce. Jest to typow y przykład jak firm y budują wartość społec zną. Wydarzenie zo stało sfilmowane oraz pr zeprowadzone zosta ły wywiady z szeroką grup ą zaangażowanych osób; na ich po dstawie zrobiony zo stał krotki film, który zo stanie przesłany do Po lski. Chcielibyśmy skorzy stać z możliwości i po dziękować Przyjaciołom z Polski za uwrażliw ienie nas na potrzeby Afryki, za inspirując e przykłady, dodanie otuchy i wsparcia te j inicjatywie. Jako, że pr ojekt ten jest gałęzią wynikająca z wizji Ba rki, z radością oczeku jemy dalszej współpracy z Barką i partneram i, aby uczynić krok w kier unku działań w Afr yce, które będą inspiracją do tego, co możemy jeszcze osiągnąć również w innych miejscach. Baiba Dhidha Mjid ho Przewodniczący St owarzyszenia „Wspólnoty Kenii”
Fotogaleria
NASI BRACIA Z CZARNEGO LĄDU...
„ „Nasi Bracia z Czarnego Lądu“ to wizualny zapis spotkania z przedstawicielami społeczności Afrykanów, widziany ooczami Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka“, która nawiązzała współpracę międzynarodową w celu pomocy Afryce w duchu gospodarki solidarnej.
23
wywiad
Nauczyć się wzajemnej uczciwości Z „Bankierem Ubogich“ – profesorem Muhammadem Yunusem, Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, rozmawia Dominik Górny Proszę ujawnić, jak od pragnienia bycia nauczycielem, można dojść do zostania Laureatem Pokojowej Nagrody Nobla? Doprawdy to bardzo ciekawe pytanie, na którym mógłbym długo rozprawiać, ale powiem o rzeczach najbardziej istotnych, bo właśnie przez to, że nauczałem ekonomii na uczelni
„Barka“ u „Bankiera Ubogich“ w Bangladeszu (2003 rok).
24
Profesor Muhammad Yunus – wierzę w młodych ludzi... Chittagong College, poznawałem na bieżąco pewne zasady rynkowe, tak, że postanowiłem sprawdzić, na ile mogą one się przydać w praktyce. Dodam też, że kiedy później prowadziłem działalność biznesową, nie przestałem interesować się nauką – cały czas chciałem studiować, dlatego też wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, aby zrobić tam doktorat. Założyłem wkrótce prywatny biznes. Jak to się stało? Miałem wiedzę o tym na przykład, że we wschodniej części Pakistanu, nie ma zakładów, które produkują pudła bądź papier opakunkowy. Postanowiłem więc założyć zakład przemysłowy, który odpowiadałby oczekiwaniom luki rynkowej – zakład produkcji opakowań i drukarnię. Wystąpiłem o kredyt do Industrial Banku. Pieniądze z niego otrzymałem bez większego problemu. Zatrudniłem w swojej firmie dokładnie 100 robotników. Jak się okazało, dobrze zrobiłem, bo każdego roku miałem ze swojej działalności zysk. Wtedy też po raz pierwszy zaufał Pan instytucji kredytu. Wkrótce zapewne pomyślał sobie, że skoro Panu pomógł on otworzyć dobrze prosperujacą firmę, to warto stworzyć taki system kredytów (zwanych mikrokredytami), które będą mogli wziąć i spłacać osoby najuboższe. Miał Pan przecież świadomość ich trudnej sytuacji społecznej, już chociażby ze względu na swoje miejsce urodzenia – Bangladesz. Nie było jednak łatwo od początku, bo mój ojciec, który stał się prezesem zarządu naszego zakładu, mimo zysków, jakie jego działal-
Podczas jednego z zebrań w sprawie Grameen Banku. ność przynosiła, nie był przekonany co do instytucji kredytu i wręcz zmusił mnie, aby spłacił go przed czasem. O kolejnym kredycie nie było nawet mowy, chociaż Bank, widząc nasze zyski, zaproponował udzielenie kolejnego kredytu wysokiego na 10 milionów taka – waluty narodowej Bangladeszu, której wartość przedstawia się tak, że jeden dolar amerykański ma równowartość około 70 taka. Ale jak właściwie powstał system udzielania mikrokredytów, za który otrzymał Pan Pokojową Nagrodę Nobla? Kiedyś sam dałem pożyczkę 27 dolarów dla 42 kobiet ze wsi Jobra. Pamiętam taką rozmowę z jednym z urzędników pracujących w oddziale banku „Jonata“, zresztą kierownikiem, którego starałem się przekonać, że pożyczka, której sam udzieliłem jest niewystarczająca. Chodziło bowiem o pieniądze potrzebne na zakup na przykład bambusów. Kierownik owiedział w pierwszej chwili, że to niemożliwe, bo kwoty, które pragnę pożyczyć dla mieszkańców wsi, są tak małe, że nie pokryją nawet kosztu druku i przygotowania formularzy bankowych. Rozmowa z im okazała się mało skuteczną. Nie zrezygnowałem jednak. Udałem się na spotkanie z dyrektorem regionalnym Banku „Jonata“ i ta rozmowa już coś wniosła, choć nie było łatwo. Zdecydowałem się sam zostać poręczycielem, choć w pewnej chwili, w mojej głowie zrodziła się obawa, co będzie, jeśli kredytobiorca nie spłaci kredytu? Czy czasem nie będę musiał przejąć jego zadłużenia? Rozwiał banko-
wiec moją wątpliwość, mówiąc, że formalnie jest to możliwe, ale realnie – nie, ponieważ, bankowi zwyczajnie się nie opłaca wstępować na drogę sądową w sprawie przeciw profesorowi, który poręczył kredyt dla osoby, którą można uznać za żebraka. Byłoby to zwyczajnie nie opłacalne i nie medialne. Na czym polega nowatorskość mikrokredytów udzielanych przez Grameen Bank, którego jest Pan założycielem i dyrektorem generalnym? Działa on dokładnie na adwrót niż w bankach tradycyjnych. Adresowany jest on od najbiedniejszych, dlatego też musi być prosty i re-
Czy każdy ubogi i bezdomny tego świata, bez własnego mikrokredytu, jest jak jeden spośród tysięcy rikszarzy, którzy wciąż poszukują pewnej drogi?
25
alny do spłacenia. Polegał on od samego początku na systemie codziennej spłaty, dodatkowo – w całości, w ciągu jednego roku. Gwarancją sukcesu jest również istnienie grup wspierających, które solidarnie sobie pomagają przy spłacie kredytu. Czy to nie śmieszne obracać tak małą sumą jak jedna taka? Otóż, wcale nie. Przypomina mi się taka oto andegdota: Żył kiedyś pewien więzień, którego skazano na egzekucję. Przed obliczem króla, poprosił jednak o spełnienie jego ostatniego życzenia. Król przytaknął. Skazany zwrócił się w stronę szachownicy, znajdującej się nieopodal króla i powiedział że chciałby otrzymać tylko jedno ziarnko ryżu na jednym polu szachownicy i jego liczbę dwukrotnie większą z jednego pola na każdym następnym polu. Władca się na to zgodził, nie mając świadomości jak jest potęga geometrii. Były skazany rządził wkrótce całym królestwem. Dziś za to „królestwo“ można uznać dużą część świata, biorąc pod uwagę, że wspomniany mikrokredyt zaciągnęło do tej pory ponad 8 milionów osób. Wróćmy jednak do idei, która sprawiła, że Pana działalność cieszy się nie tylko popularnością, ale również zaufaniem. Proszę powiedzieć, na ile Pana teza, iż „ubóstwo stanowi zagrożenie dla pokoju“ jest jeszcze dziś aktualna? Cieszę się z tego pytania, bo ilekroć sam zastanawiam się nad tą kwestią, odpowiadam sobie, że jest aktualna, a może i jeszcze bardziej niż kiedyś. Jeśli istnieje ubóstwo, to znaczy, że są nierówności społeczne. Skoro zaś one nękają wciąż jeszcze dużą część ludzi na świecie, to nie możemy mówić o stanie pokoju, czyli pewnej równowagi, również we współdziałaniu. Poza tym ubóstwo rodzi wiele konfliktów, również na tle zbrojnym. Czy to jednak nie jest tak, że w systemie mikrokredytów pomagają sobie jedynie „biednibiednym“, a większość finansjerów dysponujących prawdziwym kapitałem nie dostrzegają problemów ubóstwa w wystarczająco wrażliwym stopniu? Oczywiście, choć – jak Pan zauważył – nie jest to regułą. Działania Grameen Banku, poprzez jego światowy charakter, pokazują, że pomoc ludziom jest czymś realnym, nawet jeśli jest to „trudna pomoc“. Ludzie, nawet najbiedniejsi, potrafią sobie poradzić w rozmaitych sytuacjach, ale trzeba dać im możliwość bycia w środowisku, które umożliwia działanie. W 1986 roku podpisaliśmy z rządem z ramienia Ministerstwa Rybołóstwa Bangladeszu, umowę dotyczącą m.in. wydzierżawienia stawów. Dotknęła nas jednak powódź. Jednak działanie
26
Podać dłoń braterstwa rdzennym mieszkańcom Bangladeszu. Grameen Banku w rybołóstwie, poświadcza, że nowe systemy można wprowadzać w życie. Można i warto – jak poświadcza Pana działalność... ...a wszystko po to, aby uczyć wciąż nowych ludzi wykorzystywać technologie nowatorskie i zaawansowane, a to już oznacza, że możemy mówić nie tylko o skali mikro, ale i makro. Problem biedy, i nie tylko w Bangladeszu, wynika nie z braku pieniędzy, czy zasobów, ale ze zbyt małej umięjętności zarządzania nimi. Wierzę w działania nowatorskie, w młodych ludzi, którzy swoim intelektem i otwartością na zmiany społeczne, polityczne, powinni pokazać, że wspólne działanie jest możliwe. Można to robić z powodzeniem w wielu dziedzinach. Tego musimy się uczyć. A jednak powróciliśmy do tematu nauki... Ja tylko odpowiadałem na Pańskie pytania. W lutym 2012 roku, ukazała się pierwsza przetłumaczona na język polski książka Muhammada Yunusa, laureata Pokojowej Nagrody Nobla w 2006 roku, pt: Przedsiębiorstwo społeczne. Kapitalizm dla ludzi. Książka to zapis osobistych przemyśleń Autora, której poświęcił całe swoje dorosłe życie. Od czasu światowego kryzysu finansowego, mikrokredyty i instytucje mikrofinansowe poddawane są krytyce. Książka pozwola czytelnikowi wyrobić sobie własną ocenę nowatorskiej koncepcji Noblisty, która odmieniła świat milionów najuboższych rodzin na świecie.
współczesne problemy świata
Nagma Sultana przed swoim pokojem w dzielnicy slumsów miasta Bangalore. Na nodze sparaliżowanej przez przebyte polio, nosi Ortegę. Po lewej: Matka Nagmy, która samodzielnie utrzymuje rodzinę – kobieta celowo nie ujawnia twarzy.
Indie pozbywają się polio, ale nie biedy Największa demokracja świata dokonuje kolejnych przełomowych osiągnięć, od rekordowego wzrostu gospodarczego, po niedawne wyplenienie polio. Oto relacja Danielle Batist z indyjskiej stolicy przemysłu IT, Bangalore, gdzie miliony walczą o sprawiedliwy udział w sukcesie.
P
rzed wejściem do jej małego mieszkania na szczycie budynku, piętnastoletnia Nagma Sultana uśmiecha się zawstydzona. Pokój przesiąknięty jest smrodem rynsztoku. Brudne, betonowe ściany nie mają okien. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu są otwarte drzwi prowadzące do wąskiego korytarza. Poza cienkim dywanem, częściowo zakrywającym zimną, kamienną podłogę, w pokoju nie ma nic. W środku co rusz rozbrzmiewają
wrzaski z ulic slumsów. To nie o takich warunkach mieszkaniowych mówią politycy i inwestorzy, kiedy reklamują indyjską „Dolinę Krzemową”. Ale dla Nagmy i dwóch milionów mieszkańców Bangalore – tak właśnie wygląda dom. Posag zamiast choroby W przypadku Nagmy jest jeszcze gorzej, bo po przebytym polio dziewczynka ma sparaliżowaną lewą nogę. Wdrapywanie się do mieszka-
27
Matka niesie niepełnosprawnego syna, podczas podróży po wodę w Bangalore. Szacuje się, że 17 milionów osób w Indiach, nie otrzymują wsparcia. nia o kulach, po wąskiej klatce schodowej jest dla niej codziennym wyzwaniem, tym bardziej że ruchy ogranicza jej burka. Jako Muzułmanka na ulicy musi być całkowicie okryta czarną chustą, która dodatkowo skutecznie maskuje fakt, że dziewczynka nie porusza się samodzielnie. „Czasem ludzie wypychają mnie z przystanku autobusowego, prawie się przewracam. Kiedy mam na sobie burkę nie widzą, że jestem niepełnosprawna”. Przestrzeganie nakazu pięciokrotnych modlitw w ciągu dnia jest równie ciężkim zadaniem. „Nie mogę klęczeć z ortezą, a ściąganie jej za każdym razem jest bardzo bolesne”. Nagma należy do ostatniego pokolenia Hindusów zagrożonych polio. Miesiąc temu, po dekadach walki o skuteczną eliminację wirusa, Indie zostały wykreślone przez organizację WHO z listy krajów zagrożonych poliomyelitis. Jeszcze w 2009 roku kraj ten posiadał największą ilość przypadków polio na świecie, ale po 12-miesięcznym okresie bez nowych zachorowań, choroba została oficjalnie opanowana. Jako że na liście pozostały już tylko Afganistan, Pakistan i Nigeria, można mieć nadzieję, że polio wkrótce stanie się chorobą przeszłości. Jednak w przypadku młodych pacjentów, jak Nagma, polio wciąż ma decydujący wpływ na przyszłość. „Według hinduskich zwyczajów dziewczynki wychodzą za mąż w wieku 16 lat. Ale kto się ze mną ożeni? Kiedy ludzie widzą moją nogę, myślą że Allah mnie karze. Moja rodzina
28
będzie musiała dać mi większy posag”. Mimo że Indie zdelegalizowały wypłacanie posagów w 1961 roku, praktyka ta jest wciąż częsta. Panny młode, których rodzin nie stać na zapłacenie często niebotycznie wysokich sum, jakich żądają przyszli teściowie, spotykają się z szykanami i brutalnymi groźbami. Organizacje kobiece twierdzą, że z powodu niewypłacenia żądanej kwoty posagu, co roku mordowanych jest nawet do 25 tysięcy panien młodych. W pierwszej i ostatniej kwadrze księżyca Nagma została zakażona wirusem polio, gdy miała zaledwie dziewięć miesięcy. Ojciec opuścił rodzinę niedługo później, zostawiając jej matkę samą z pięcioma córkami i dwoma synami. Rodzina z trudem dawała sobie radę i z braku pieniędzy na badania szpitalne, matka Nagmy próbowała leczyć ją za pomocą medycyny ludowej. „Zabierali mnie do świątyni Dargah, jakieś sto kilometrów autobusem. Chorzy pielgrzymują tam w czasie pełni i w pierwszej i ostatniej kwadrze księżyca. Odmówili za mnie wiele pujas (rytualne modlitwy). Leczyli moją nogę masażami olejkami, a raz moja rodzina pościła przez szesnaście dni. Bardzo wierzyli, że mi to pomoże”. Podczas gdy miasto przechodziło jedną z największych przemian w historii, dzieciństwo Nagmy upływało pod znakiem wiecznej walki o przeżycie. „Nie poszłam do szkoły. Dzieci
Vimalashree Ramamurthy w lokalnej świątyni w dzielnicy slumsów miasta Bangalore; modli się każdego dnia o lepsze życie. Zachorowała na polio, gdy miała 4 miesiące. Choroba sparaliżowała lewą nogę dziewczynki, uniemożliwiając jej chodzenie. w okolicy mnie przezywały, na przykład kulawa, i nie pozwalały mi skakać z nimi na skakance. Byłam bardzo nieszczęśliwa”. Jako rodzina niepełna, z trudem się utrzymują. „Moja matka i siostry sprzedają dosa (rodzaj chrupkich naleśników) od rana do wieczora, zarabiają dziennie około 30-40 rupii (mniej niż 50 pensów). Ja pomagam im, rolując kadzidełka, dzięki czemu zarabiamy około 10 rupii dziennie. Jemy tylko dosę, nie jadamy warzyw, owoców, ani mięsa. Czasami pijemy tylko wodę i idziemy spać. Jestem zła na ojca, że nas zostawił. Ale mamy szczęście, bo nasza mama jest taka dobra. Kiedy nie starcza jedzenia, oddaje nam swoje” (…). Wiara w lepszą przyszłość spełnia się już dziś Mimo postępującej modernizacji miasta Bangalore, stosunek do osób niepełnosprawnych pozostaje problematyczny. Raport Banku Światowego na temat sytuacji osób niepełnosprawnych w kraju stwierdza, że „nastroje oraz napiętnowanie społeczne odgrywają ważną rolę w ograniczaniu pełnego uczestnictwa osób niepełnosprawnych w życiu społecznym i ekonomicznym, a często także w kręgu rodzinnym”. W badaniach przeprowadzonych w ramach raportu, około 50% gospodarstw domowych określało powód niepełnosprawności jako „karę boską”. Raport stwierdzał również, że kobiety niepełnosprawne stykają się z licznymi problemami dodatkowymi. Dla 23-letniej Vimalashree Ramamurthy te problemy są doskonale znane. Wychowana w slumsach Bangalore i dotknięta polio dziewczyna zawsze czuła się wyrzutkiem: „Chodzenie do szkoły przerażało mnie. Dzieci mnie
prześladowały. Popychały mnie z powodu mojej chorej nogi i nigdy nie zwracały się do mnie po imieniu, dla nich zawsze byłam po prostu Kaleką. Cały czas płakałam. Byłam tak przerażona, nieszczęśliwa, że chciałam się zabić”. Sytuacja w domu była równie ciężka, ponieważ ojciec Vimalashree nie poczuwał się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoją niepełnosprawną córkę. „To straszny pijak. Często obiecywał, że przestanie pić. Szedł na pielgrzymkę do Kerali i potem na jakiś czas przestawał nas bić, ale po jakimś czasie znowu zaczynał. Wzywaliśmy policję, ale nie byli w stanie nam pomóc. To mój ojciec i nie mogłam podjąć kroków przeciwko niemu. To nasza rodzina i nasz problem”. Jak wiele niepełnosprawnych dziewcząt w Indiach, Vimalashree martwi się o zamążpójście. Boi się, że mężczyźni jej nie docenią. „Ludzie myślą, że jesteśmy głupie tylko dlatego, że jesteśmy niepełnosprawne”. Przykład ojca tylko pogłębia jej obawy: „Nie chcę wychodzić za mąż, bo wciąż mam w pamięci swojego ojca. Nie chcę, żeby mężczyzna którego poślubię też mnie bił”. Z pomocą APD Vimalashree znalazła niedawno tymczasową pracę w dużej firmie jako asystentka księgowej. Na razie utrzymuje rodzinę, ale obawy o przyszłość nie mijają. „Codziennie dojeżdżam cztery godziny do pracy (z dzielnicy slumsów do centrum) i czasem zdarza się, że jestem szykanowana w autobusie. Pracuję najciężej jak potrafię, ale wiem że praca się kiedyś skończy. Każdego dnia modlę się o lepszą przyszłość, ale wątpię, że to się kiedykolwiek stanie”. tekst: Danielle Batist, Street News Service zdjęcia: Simon Murphy tłum.: Marta Pachucka
29
Wybitni Wielkopolanie
Czas godnej pracy W dziewiętnastym wieku społeczeństwo wiejskie na terenie Wielkopolski borykało się z licznymi problemami. Głód i choroby były powodem sieroctwa wielu dzieci. W tym środowisku znalazł się Edmund Bojanowski, który dostrzegł problem zaniedbanej wsi i poświęcił wszystkie swoje siły, aby uzdrowić tę sytuację. W ramach pracy organicznej dla ludu stał się prekursorem czytelnictwa ludowego, zakładając wielkie czytelnie ludowe, czego kontynuację stanowi tworzenie dzisiejszych punktów bibliotecznych. Z kolei powstałe z jego inicjatywy ochronki stanowiły podwaliny dla nowożytnej edukacji przedszkolnej w środowisku wiejskim.
E
dmund Bojanowski przyszedł na świat 14 listopada 1814 roku, w rodzinie ziemiańskiej, w miejscowości Grabonóg, nieopodal Gostynia. Panująca w domu patriotyczna i religijna atmosfera ukształtowały jego osobowość. Ze względu na wątłe zdrowie mały Edmund pobierał nauki od nauczycieli domowych. Jako młodzieniec z zapałem podjął studia najpierw na Uniwersytecie Wrocławskim, a po śmierci rodziców kontynuował je na Uniwersytecie w Berlinie, gdzie studiował filozofię, historię sztuki, psychologię, logikę i poezję. Największą jego pasją stała się literatura. Już jako student pisał artykuły o kulturze polskiej, tłumaczył poezję czeską i serbską, a także Manfreda Byrona. Mimo wybitnych zdolności Edmund musiał przerwać studia z powodów zdrowotnych. Dostrzec potrzeby codzienności W 1839 roku, po powrocie do rodzinnego Grabonoga, Bojanowski dostrzegł problemy z jakim borykała się tamtejsza ludność i aktyw-
nie włączył się w nurt pracy społecznej, której celem było moralne, kulturalne oraz ekonomiczne odnowienie polskiej wsi. Skoncentrował swoje zainteresowania na trzech dziedzinach: oświaty ludu wiejskiego, pracy wychowawczej i pracy charytatywnej. Dzięki licznym kontaktom z ludźmi pióra, rozpowszechniał polskie czasopisma pośród ludu. Gromadził na ziemi wielkopolskiej materiały folklorystyczne o wartości literackiej i wychowawczej, przystąpił wspólnie z innymi do zakładania czytelni ludowych, w których chłopi mogli wypożyczać książki. Obok działalności oświatowej prowadził akcję wychowawczą. Przełomowym momentem dla jego działalności charytatywnej stała się epidemia cholery, która dotknęła Gostyń i okolice w 1849 roku, doprowadzając zubożałą ludność wiejską do nędzy oraz osierocenia dzieci. Wówczas Edmund z narażeniem własnego życia, pielęgnował chorych, za własne oszczędności kupował biednym wieśniakom żywność i lekarstwa oraz poświęcił się sierotom. Troskliwą opieką objął
„Ten wielkopolski ziemianin, obdarowany przez Boga licznymi talentami i szczególną głębią życia duchowego; mimo wątłego zdrowia, z wytrwałością, roztropnością i hojnością serca prowadził i inspirował szeroką działalność na rzecz ludu wiejskiego. Wiedziony pełnym wrażliwości rozeznaniem potrzeb, dał początek licznym dziełom wychowawczym, charytatywnym, kulturalnym i religijnym” – Jan Paweł II (słowa wypowiedziane w trakcie beatyfikacji Edmunda Bojanowskiego, 13 czerwca 1999 roku). 30
Pokój, w którym przyszedł na świat Bojanowski.
„Błogosławiony Bojanowski” – opiekun dzieci (autor obrazu, według większości źródeł historycznych: Stanisław Jakubczyk). także inne dzieci wiejskie, organizując dla nich ochronki. Założył tzw. Instytut, czyli dom dla ubogich chorych, który z czasem połączył z ochronką dla sierot i biednych dzieci, gdzie pracował jako nauczyciel. Instytut ten pełnił także rolę szkoły, która przygotowywała sieroty do „życia z pracy rąk swoich”. Jako pedagog rozumiał, że wszelkie wychowawcze starania ludności wiejskiej i całego narodu trzeba zaczynać od dzieci, gdyż ich wychowanie stanowi o odrodzeniu ludzkości. „Reguła Zakonu” jako zasada życia 3 maja 1850 roku nastąpiło otwarcie założonej przez Bojanowskiego ochronki w Podrzeczu koło Gostynia. Była to pierwsza tego typu placówka na ziemiach polskich. Do pracy opiekuńczo-wychowawczej w nich prowadzonych, powołał dziewczęta wiejskie. W Bractwie Wycho-
wawczyń Ochronek kształcił niewiasty i przygotowywał je do roli odnowy społecznej. Na tym gruncie powstało Zgromadzenie Sióstr Służebniczek o charakterze apostolskim. Edmund Bojanowski pomimo stanu świeckiego napisał „Regułę Zakonu” (idea Bojanowskiego wzbudziła zainteresowanie także poza granicami kraju. Jeszcze za jego życia powstało w Anglii zgromadzenie Ubogich Służebnic Matki oparte na jego „Regule”). Nie zyskało to aprobaty osób duchownych, którzy zarzucali mu, że jako osoba świecka nie powinien decydować o sprawach duchowych. Prawdopodobnie stanowiło to impuls, do realizacji pragnienia służenia zgromadzeniu jako kapłan. Stąd też w wieku 55 lat, rozpoczął przygotowanie do przyjęcia sakramentu kapłaństwa w seminarium w Gnieźnie. Jednak problemy zdrowotne przyczyniły się do przerwania nauki. Po opuszczeniu seminarium, Edmund stał się bezdomnym, gdyż świecki stan nie pozwolił mu szukać schronienia u sióstr jego zgromadzenia. Przygarnięty przez swojego przyjaciela, księdza Wacława Gieburowskiego, spędził ostatni czas życia w Górce Duchownej, gdzie 7 sierpnia 1871 roku, pożegnał się z doczesnym światem. Przetrwał jednak przykład jego ofiarnej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła. Justyna Fręśko
Dworek w Grabonogu (obecnie Muzeum), w którym urodził się Edmund Bojanowski (po prawej: fotografia; po lewej: rycina)
31
ekonomia społeczna
Historia ruchu spółdzielczego Znamiennym jest, że idea kooperatyw jest znacznie starsza niż mogłoby się wydawać i w różnych okresach propagowana ze zmienną intensywnością. Już w średniowieczu ludzie starali się powoływać do życia rozmaite organizacje samopomocy finansowej. Celem było nie tylko ratowanie się nawzajem w biedzie, ale i wspólna obrona przed lichwiarstwem.
P
oczątków spółdzielczości należy szukać już w gildiach, cechach, kasach wdowich, maszoperiach kaszubskich czy organizowanych przez Kościół i w bankach pobożnych. Idee kooperacji wywodzono z różnych aksjologi, propagował je ruch liberalny, pierwsi socjaliści i chrześcijańscy demokraci. Mimo odwołań do różnych wartości, wspólnym założeniem było zawsze to samo – naturalne więzi społeczne człowieka. W nurcie socjalistycznym zasłużonym propagatorem spółdzielczości był Edward Abramowski. Najważniejsze jego pisma przypomniał Obywatel w wydanym w 2010 roku zbiorze Kooperatywa. W opublikowanej w Londynie w połowie lat osiemdziesiątych monografi Abramowskiego, Wojciech Giełżyński nazwie go „zwiastunem Solidarności”. Za ojca spółdzielczości na ziemiach polskich uważany jest ksiądz Stanisław Staszic, który uwłaszczywszy chłopów w 1816 roku, powołał Hrubieszowskie Towarzystwo Rolnicze. w celu – jak pisał w statucie – „udoskonalenia rolnictwa i przemysłu oraz wspólnego ratowania się w nieszczęściach”, zawarty kontrakt z ponad trzystu gospodarzami, nakładał na nich obowiązek uczestniczenia w finansowaniu szkół i opieki lekarskiej. Towarzystwo posiadało skład zbożowy, który pożyczał w razie potrzeby ziarno pod zasiew. To była pierwsza wzorcowa spółdzielnia w Europie. Na hrubieszowskie korzenie powołują się wszystkie rodzaje polskich spółdzielni. Światowa ekspansja spółdzielni kredytowej zainicjowana została w Niemczech w połowie XIX wieku. Za pionierów dwóch odrębnych systemów spółdzielczości uznawani są Herman Schulze i Friedrich Wilhelm Raiffeisen. W 1850 roku, Schulze założył Bank Ludowy w Delitzsch. Jego program silnie podkreślał ekonomiczne wzmocnienie prywatnej drobnej wytwórczości i opierał się na krótkoterminowym kredycie wekslowym, przystosowanym do potrzeb rzemieśl-
ników, kupców i drobnych wytwórców miejskich. Raiffeisen, w celu ratowania miejscowych chłopów przed lichwą, założył w 1862 roku, pierwszą w historii kasę oszczędnościowo-pożyczkową. Spółdzielnie tworzone przez Raiffeisena opierały się przede wszystkim na czynniku wzajemnej pomocy i zaufania. Cechami modelu Raiffeisena były: mały zasięg działania spółdzielni, niskie udziały oraz nieograniczona i solidarna odpowiedzialność członków za zobowiązania spółdzielni. Początkiem współczesnych spółdzielni mieszkaniowych było powołanie w 1844 roku, przez robotników w Rochdale w Wielkiej Brytanii, spółdzielni „Stowarzyszenie Sprawiedliwych Pionierów”. Organizacja ta nie ograniczała się wyłącznie do spraw mieszkaniowych, podobnie jak pierwsza w Wielkopolsce, powstała 27 marca 1890 roku, w Poznaniu, a zarejestrowana pod nazwą „Towarzystwo Pomoc Spółka Budowlana”. Jej założycielami byli m.in.: Helena Modrzejewska i Stefan Cegielski, syn Hipolita Cegielskiego. Do zadań tej spółdzielni, poza budowaniem mieszkań i lokali użytkowych, należało gromadzenie funduszy na utrzymanie jednej z najważniejszych placówek narodowych w zaborze pruskim – Teatru Polskiego w Poznaniu. Rozwój spółdzielni na ziemiach polskich pod koniec XIX wieku, zależny był od sytuacji prawnej i ekonomicznej trzech państw zaborczych. Najbardziej rozwiniętym gospodarczo regionem była Wielkopolska, gdzie ruch spółdzielczy rozwijał się bardzo prężnie. Dużą rolę w jego rozwoju mieli ksiądz Augustyn Szamarzewski, prezes Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych oraz jego następca – ksiądz Piotr Wawrzyniak. Związek, którym kierowali zrzeszał przed I wojną światową 326 spółdzielni. W chwili zakończenia I wojny światowej, na terenie Wielkopolski działało 17 spółdzielni budowlano-mieszkaniowych. Andrzej Wilowski, autor artykułów na stronach: 32 – 37.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.
32
Debiutanci Jak pokazuje doświadczenie, najtrudniejszy jest pierwszy rok w działalności spółdzielni. Jeśli w tym czasie firma potrafi pozyskać dla siebie zlecenia i utrwalić dobrą markę na lokalnym rynku, przetrwa. Nie można zapominać, że prace zapewni odpowiednie nastawienie lokalnych władz samorządowych i organizacji, które muszą nabrać przekonania i zaufania dla podmiotów ekonomii społecznej.
P
rzykładem niech będą spółdzielnie socjalne powstałe na poznańskim Piątkowie. Impulsem były problemy z zadłużeniem lokatorów w spółdzielni mieszkaniowej. Lokalne Stowarzyszenie „Etap” zaproponowało rozwiązanie polegające na powołaniu spółdzielni socjalnych, ale też w te działania włączyła się Poznańska Spółdzielnia Mieszkaniowa, zapewniając na początku zlecenia na prace porządkowe. Oto jeszcze kilka przykładów spółdzielni wspieranych przez Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej: Na poznańskich Winogradach powstała Spółdzielnia Socjalna „Super Ład”, która zajmie się usługami w zakresie prac porządkowych. Znacznie szerszy zakres usług oferuje pleszewska Spółdzielnia Socjalna „Alfa”: prace porządkowe, ogrodnicze, remontowo budowlane. Przygodzickie „Pszczółki” podejmą się prac porządkowych, ogrodniczych i opiekuńczych. Spółdzielnie założyły kobiety, które odkryły popyt na usługi socjalne w związku ze zmieniającą się sytuacją demograficzną – opieki potrzebują przecież zarówno dzieci pracujących rodziców, osoby starsze i niepełnosprawne. Poznańska spółdzielnia „Monia” wybrała właśnie taką branżę, ponieważ już dziś 17% mieszkańców miasta, to seniorzy. Pytanie zasadnicze, czy nasi seniorzy będą na tyle zamożni, aby było ich stać na takie usługi? W rejestrze figuruje blisko 400 spółdzielni socjalnych, działających na terenie Wielkopolski, z czego niespełna 90 wykazuje aktywność. Ilustruje to, jak trudno utrzymać się na rynku, jednocześnie realizując cele statutowe, bowiem podstawowym celem spółdzielni socjalnych jest zapewnienie pracy swoim członkom i tworzenie nowych miejsc. O pomysłach na biznes i aktywności poszczególnych podmiotów ekonomii społecznej, można się dowiedzieć z Atlasu dobrych praktyk. Wiadomo-
ści o tej publikacji można odnaleźć na stronie internetowej: www.ekonomiaspoleczna.pl. Spółdzielnie socjalne mają dobrą prasę i mogą liczyć na przychylność mediów, zwłaszcza lokalnych, które propagują każdą tego rodzaju inicjatywę. Jednak krytycy twierdzą, że pod pewnym względem spółdzielnie socjalne są monotematyczne, oferują usługi porządkowe albo gastronomiczne, proste prace niskokwalifikowane. Inny zarzut jest taki, że nie są rozwojowe, większość spółdzielni zatrudnia od kilku do kilkunastu osób i nie rozszerza zakresu działalności. W Częstochowie powstała spółdzielnia mogąca świadczyć wysokokwalifikowane usługi inżynierskie, ale przymiotnik „socjalna” utrudniał zdobycie zaufania potencjalnych zleceniodawców, musi się więc zmienić postrzeganie tego typu przedsiębiorstw jako wyłącznie rozwiązujących problemy socjalne. Wielu praktyków ekonomii społecznej zwraca uwagę na ten paradoks i wolą mówić o „ekonomii solidarnej”, akcentując aspekt solidaryzmu w działaniu. Czy są możliwe inwestycje w sektor spółdzielni socjalnych? Obawiam się, że nie, biorąc pod uwagę chociażby to, że w ramach walki z kryzysem w budżecie państwa ograniczono środki na aktywne przeciwdziałanie bezrobociu o 4 miliardy. Nawet jeśli te środki byłyby dostępne, to były przeznaczane na refundacje kosztów zatrudnienia, czy przekwalifikowania bezrobotnych, a nie na pożyczki i kredyty. Prognozy zapowiadające utrzymywanie się bezrobocia na poziomie 12% i zapowiadane zmiany w systemie emerytalnym spowodują, że grupa potrzebujących wsparcia będzie rosła. Nie sprawdził się program „50 + aktywizacji zawodowej pięćdziesięciolatków”. Proponowany przedłużony okres aktywności zawodowej, zmusi do poszukiwania alternatywnych form zatrudnienia również sześćdziesięciolatków. Zmieni się obraz spółdzielcy.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.
33
Pięć lat minęło W roku 2006 Sejm uchwala Ustawę o spółdzielniach socjalnych. Ten typ podmiotów gospodarczych miał zapewnić rozwiązanie problemu bezrobocia, którym dotknięci zostali przede wszystkim ludzie odrzuceni i gorzej radzący sobie na wolnym rynku pracyy. Tym razem pomysł przyszedł z Zachodu. Grupa organizacji pozarządowych pod wpływem doświadczeń pozyskanych w Danii i we Włoszech, wystąpiła z inicjatywą stworzenia ram prawnych dla podmiotów gospodarczych, które różnią się przede wszystkim tym od klasycznych spółek kapitałowych, że nadrzędnym celem dla nich jest rozwiązywanie problemów socjalnych, które są nierozwiązywalne bez pracy.
D
oświadczenia kolejnych lat pokazały, że o ile takie spółdzielnie można powoływać i wspierać, to nielicznym udało się przetrwać. Wsparcie nie tylko ustawowe Podstawowym jest wsparcie finansowe, możliwość refundacji składek ubezpieczeniowych i części wynagrodzenia w początkowym okresie. Po wielu latach starań w Ustawie o zamówieniach publicznych, wprowadzono tak zwaną klauzule społeczną, w myśl której podmioty ekonomii społecznej mogą pozyskiwać pewne zlecenia poza przetargami lub na drodze preferencji. W tym miejscu warto podkreślić, że same instytucje i urzędy państwowe i samorządowe nie byłyby w stanie doprowadzić do powstania większości z tych podmiotów, gdyby nie wsparcie organizacji pozarządowych, to one podejmują się prowadzenia Centrów Integracji Społecznej, będących faktycznie inkubatorami spółdzielni socjalnych. Dawne spółdzielnie inwalidzkie zastąpiły ośrodki zwane Zakładami Aktywizacji Zawodowej. I choć głównym ich celem jest rehabilitacja zawodowa i socjalizacja, to w założeniu też mają powoływanie podmiotów ekonomii społecznej. Powołanie spółdzielni socjalnej Nim powstanie nowe przedsiębiorstwo, przyszłych spółdzielców czeka długi okres przygotowawczy. Ustawowe warunki przy
powoływaniu spółdzielni socjalnej nie są tak trudne do spełnienia. Wystarczy, że taką wolę wyrazi przynajmniej pięciu założycieli, z których większość kwalifikuje się do spółdzielni socjalnej z powodu: długotrwałego pozostawania bez pracy, wykluczenia wiekowego, inwalidztwa bądź z przyczyn społecznych, takich jak wyjście z uzależnień, czy zwolnienie z zakładu karnego. Pozostaje jeszcze wybór branży w jakiej chce się działać. Pod względem formalnym konieczne jest powołanie organów spółdzielni, w postaci zarządu, ustalenie nazwy, która powinna zawierać słowa „spółdzielnia socjalna” i ułożenie statutu. Przed złożeniem dokumentów w Krajowym Rejestrze Sądowym, konieczna będzie fachowa pomoc. Wsparcie specjalistów nie sprowadza się wyłącznie do pomocy w ułożeniu statutu. Najpierw przyszli spółdzielcy muszą się odnaleźć. Mogą w tym pomóc urzędy pracy, miejskie i gminne ośrodki pomocy rodzinie i inne instytucje, kierujące potencjalnych spółdzielców do Centrów Integracji Społecznej i Centrów Ekonomii Społecznej, gdzie przebiegnie ten żmudny okres przygotowawczy. Dłuższe pozostawanie bez pracy wymaga zdobycia nowych kompetencji i umiejętności zawodowych. Po rozpoznaniu własnych możliwości i lokalnego rynku, pozostaje wybór branży i ułożenie biznesplanu. W tych działaniach pomagają specjaliści z Regionalnego Centrum Ekonomii Społecznej.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.
34
Ostatni taki ZAZ w Wielkopolsce W okresie PRLu zatrudnienie niepełnosprawnym zapewniały spółdzielnie inwalidzkie. Uważane były za rozwiązanie wzorcowe, oferowały nie tylko prace, ale i rehabilitacje. Rzeczywistość jednak była smutna.
M
ogły one funkcjonować dzięki tak zwanej „gospodarce planowej”, co w praktyce sprowadzało się do tego, że na przykład spółdzielnie zatrudniające niewidomych miały monopol na wyroby szczotkarskie. W tych zakładach oferowano najczęściej proste prace, o niskiej wartości, skutkiem czego przypominały bardziej manufaktury niż nowoczesne przedsiębiorstwa. Trudno się dziwić, że w realiach gospodarki wolnorynkowej nie przetrwały konkurencji. Twój ZAZ – Zakład Aktywizacji Zawodowej
Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, krytykowano spółdzielnie inwalidzkie z tego powodu, że działały trochę jak getta, nie spełniały warunków rehabilitacji zawodowej, nie dawały szans pracy na otwartym rynku. Powstałą próżnię miał wypełnić Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Wyrównać szanse zakładów pracy chronionej miały refundacje kosztów tworzenia specjalnych stanowisk pracy, części wynagrodzenia i składek dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Funkcjonowały też programy aktywizacji zawodowej niepełnosprawnych i pomocy przy podejmowaniu samodzielnej działalności gospodarczej. Przygotować do pracy na otwartym rynku miały Zakłady Aktywizacji Zawodowej. W praktyce wypełniły lukę po spółdzielniach inwalidzkich – dla większości niepełnosprawnych są one miejscami pracy, nieliczni opuszczają je, znajdując zatrudnienie na wolnym rynku. W Wielkopolsce działa 9 Zakładów Aktywizacji Zawodowej. W połowie ubiegłego roku, powstał ostatni W Leonowie (Gmina Borek Wielkopolski, Powiat Gostyński). Jest to przedsiębiorOfertę usług wszystkich Zakładów Aktywizacji Zawodowej w Wielkopolsce można znaleźć w Internecie na stronie: www.zaz-wielkopolska.pl.
stwo ekonomii społecznej zatrudniające 35 osób niepełnosprawnych oraz koordynatorów ich pracy. Placówką kieruje Tomasz Andrzejczak. Leonowski Zakład oferuje usługi pralnicze, poligraficzne i wyrób galanteri papierniczej. Zakład mieści się w wyremontowanym i zaadaptowanym budynku byłej szkoły. Było to możliwe dzięki zaangażowaniu wielu osób i instytucji powiatowych i wojewódzkich. Każde przedsięwzięcie ekonomii społecznej wymaga solidarności lokalnych środowisk. Na portalu „www.ekonomiaspoleczna.pl” czytamy: „ZAZ w Leonowie to wspaniały przykład tego, że niepełnosprawny może być normalnym, zarabiającym na siebie i płacącym podatki obywatelem. Wystarczy stworzyć odpowiednie warunki i niepełnosprawni mogą znaleźć swoje miejsce w społeczeństwie i być szczęśliwymi. A dzięki powstaniu ZAZ Leonów stał się nową stolicą aktywności zawodowej niepełnosprawnych w powiecie gostyńskim”. ZAZ w Leonowie – jak oświadczyła na otwarciu Apolonia Wojciechowska z Regionalnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Poznaniu – to ostatnia taka placówka. Kolejne nie będą tworzone przez najbliższe lata z powodu braku środków na ten cel Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Socjolog Paweł Śpiewak postawił diagnozę społeczną Polaków w roku 2011 – wedle niego jesteśmy nacją sfrustrowanych indywidualistów, stąd niechęć do aktywności społecznej, politycznej i współpracy w jakimkolwiek zakresie. Kryzys świadomości jest faktem. Bierze się on nie tylko z rozczarowań i apatii, ale i z braku wiedzy o możliwościach samorealizacji. W ostatnim dziesięcioleciu powstało wyjątkowo dużo stowarzyszeń i fundacji, w tym również o charakterze gospodarczym. Część bardziej świadomych obywateli zrozumiała, że nie musi czekać na przyzwolenie, poddawać się rygorom i przymusowi, może sama rozwiązywać własne problemy i pomagać innym.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.
35
Wespół w zespół Pod koniec roku 2009 zgromadzenie ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych podjęło uchwałę proklamującą rok 2012 rokiem spółdzielczości, pod hasłem: Spółdzielnie budują lepszy świat. Święto spółdzielców obchodzi Internationale Cooperative Alliance od 1923 roku. Czy skończy się na świętowaniu, czas pokaże.
O
kres PRLowski przez społeczeństwo i samych spółdzielców oceniany jest różnie. Dla obywatela PRLu spółdzielnie były jednym z wariantów przedsiębiorstwa państwowego, a sami spółdzielcy czuli się ubezwłasnowolnieni. Spółdzielnie mieszkaniowe były jedynym sposobem zdobycia własnego mieszkania, więc masowo do nich wstępowano, ale bez przekonania, a z konieczności. Bierność członków sprawiała, że bez większych trudności instalowano we władzach spółdzielni nomenklaturę. Podobny kryzys przeżywały spółdzielnie rolnicze, kojarzone przez rolników raczej z przymusową kolektywizacją, niż z kooperacją z wyboru. Za wzorcowe rozwiązanie w zakresie rehabilitacji zawodowej uznawano spółdzielnie inwalidzkie. Działanie w realiach gospodarki centralnej – „planowej”, pozwalało stosować coś w rodzaju monopolu na niektóre wyroby, czy usługi. Na przykład spółdzielnie niewidomych miały monopol na wyrób szczotek. Rzemieślnicy, nie mając szans w walce z potężnymi przedsiębiorstwami państwowymi, zrzeszali się w spółdzielnie wielobranżowe. Działały też spółdzielnie stanowiące wyłom w gospodarce socjalistycznej, na rzecz społecznej. Wydawnictwo „Znak” tolerowano, jako spółdzielnię, ponieważ były inne wydawnictwa o tym statusie: „Czytelnik” i „RSW”, choć całkowicie kontrolowane przez państwo. Legendą obrosła studencka spółdzielnia „Akademik”. Byli studenci, którzy studiowali całe dekady, aby mieć dostęp do intratnych zleceń. W socjalistycznej gospodarce planowej, niektóre spółdzielnie były czymś w rodzaju kapitalistycznego folkloru. W żywiole kapitalistycznym większość ze spółdzielni utonęła. Nikt specjalnie ich nie żałował, uznając je za relikty ubiegłej epoki. Hasło młodego kapitalizmu brzmiało: „Koniec postu, czas na żer” i zaczął się pościg za wartością dodaną. Po pierwszej dekadzie euforia osłabła. Okazało się bowiem, że sukces jest udziałem
nielicznych. Nawet ci, którym się powiodło nadal nie byli w stanie zaspokoić wielu swoich potrzeb, chociażby własnego mieszkania. Nowego typu spółdzielnie mieszkaniowe zrzeszają małe grupy. Powstaje tym sposobem szereg małych spółdzielni budujących pojedyncze domy wielorodzinne, czy małe osiedla domków jednorodzinnych. Od 2006 roku pojawiły się spółdzielnie socjalne. Niestety spółdzielnie nadal są niemodne. Utrwala się pogląd, że są one patentem dla nieudaczników, nie mogących sobie poradzić w kapitalizmie albo dla odrzuconych, którym i tak trzeba pomagać. Dwadzieścia lat temu nawoływano: „Zakładajcie spółki!”, a dziś propaguje się spółdzielnie. Skąd ta zmiana? Spółki wymagają przede wszystkim kapitału, który dziś jest trudno dostępny. Podstawowym celem spółek jest przedsięwzięcie gospodarcze, krótko mówiąc – zysk. Podział głosów w spółkach jest wyznaczony liczbą udziałów wniesionych przez wspólnika i proporcjonalny do nich podział zysków. Spółdzielnie nie wymagają wielkich kapitałów, udziały mogą być symboliczne. W spółdzielniach w prosty sposób realizowana jest zasada demokracji bezpośredniej. Z reguły działalność gospodarcza w spółdzielniach jest środkiem do realizacji innych celów, na przykład w spółdzielniach socjalnych stworzenie miejsc pracy dla wykluczonych. Można zastanawiać się dlaczego takie nadzieje wiążą się w odmianie sytuacji gospodarczej w świecie, z ruchem spółdzielczym. Najprostszym sposobem jest wniesienie własnej pracy przy minimalnym wsparciu finansowym. Dzięki temu mogą w najbiedniejszych krajach powstać spółdzielnie zapewniające samodzielną egzystencję. Dziś całe regiony w Azji i w Afryce są całkowicie zależne od pomocy z zewnątrz. Pod każdą szerokością geograficzną definicja spółdzielni jest taka sama – tylko wespół w zespół można coś zmóc.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.
36
Co mają do zrobienia stowarzyszenia? Powoływanie stowarzyszeń wyrasta z naturalnej potrzeby jednoczenia się społeczności wokół celów ważnych dla wspólnoty, a nie koniecznie związanych z działalnością zarobkową. Ujmuje to Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Prawo do swobodnego zrzeszania się gwarantowała Karta Praw Obywatelskich i Politycznych, której Polska jest sygnatariuszem, ale jak na ironię, w okresie PRLu dokument ten nie został ratyfikowany. Dopiero Konstytucja RP z 2 kwietnia 1997 roku, w artykule 12, zagwarantowała prawo obywatelom do swobodnego zrzeszania się we wszelkich organizacjach.
P
owołanie stowarzyszenia jest aktem woli obywateli, a nie przywilejem nadanym przez władze. Podstawę prawną stanowi Ustawa o stowarzyszeniach z 4 maja 1989 roku, wraz z jej późniejszymi aktualizacjami. Ilość równa się jakość?
Swobodne tworzenie organizacji społecznych stało się możliwe przed 4 czerwca 1989 roku, daty uważanej za początek demokracji w Polsce, a mimo to dopiero po 2000 roku masowo zaczęły powstawać organizacje pozarządowe, zwane „NGO” z angielska. Jedną z przyczyn był brak wiary w ich moc sprawczą. Dziś stowarzyszenia są poważnymi partnerami w wielu przedsięwzięciach samorządowych i programach społecznych. W Wielkopolsce działa ponad 800 stowarzyszeń. W samym Poznaniu, wedle władz miasta, ponad 250. Prawdopodobnie liczba ta jest znacznie większa, bowiem nie wszystkie organizacje nawiązują kontakt z władzami, a do tego każdego dnia powstają nowe. Dobre przykłady Stowarzyszenie „Wszyscy Ludzie Dobrej Woli” zostało powołane przez rodziców i opiekunów młodzieży niepełnosprawnej umysłowo w celu wsparcia jej w rehabilitacji zawodowej. Grupa wymaga pomocy w pozyskiwaniu zatrudnienia, organizacji pracy, tak, aby z czasem mogli stać się bardziej samodzielni. Stowarzyszenie może się też zająć organizacją przedsiębiorstwa, jak ma to miejsce w przypadku sklepu z odzieżą używaną w Posadówku przy stowarzyszeniu „Wielkopomoc”. Nazwa stowarzyszenia „Nowe
Perspektywy” wyjaśnia cel jego powstania. Ma ono działać na rzecz mieszkańców Osiedla Zwycięstwa na poznańskich Winogradach. Rok 2012 w Unii Europejskiej jest rokiem ludzi starszych. Seniorzy z gminy Gołuchów podjęli wyzwanie i założyli stowarzyszenie „Senior XXI”. Chcą być nowocześni i aktywni. W Pobiedziskach powstało Stowarzyszenie „Patent”, które będzie powoływało Centrum Integracji Społecznej. Tego rodzaju placówki mają skutecznie przeciwdziałać bezrobociu i wykluczeniu, są partnerem dla lokalnych ośrodków pomocy rodzinie i urzędów pracy. To przykład prowadzonej działalności w zakresie ekonomii społecznej. Towarzystwo Pomocy imienia świętego Brata Alberta w Pleszewie zainicjowało powstanie spółdzielni socjalnej „Alfa”. Jej członkami są mieszkańcy schroniska dla bezdomnych. Gminy obarczone zadaniami prowadzenia placówek oświatowych, nie zawsze radzą sobie z tymi zadaniami i z pomocą przychodzą im stowarzyszenia oświatowe zakładane przez rodziców. Przykładem może być Stowarzyszenie Przyjaciół Szkoły i Przedszkola w Kucharkach „Dla Dzieci”. Niezwykłą popularnością cieszą się stowarzyszenia regionalne, o szerokim zakresie działalności, jak w gminie Sieraków dwa stowarzyszenia: „Dla Wsi Przemyśl” oraz „Malowana Wieś”. Istnieje też Stowarzyszenie „Kajewianka” w gminie Gołuchów. Jak wynika z powyższej prezentacji, zakres działalności stowarzyszeń jest szeroki, od działalności społecznej, po kulturalną, od samopomocowej, po wsparcie podmiotów ekonomi społecznej.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.2 „Regionalne Centrum Ekonomii Społecznej”.
37
świadectwa są potrzebne
Mam farta do ludzi Moje życie mógłbym opisać w książce, ale nie jestem pisarzem. Jestem jednak dzieckiem „Barki“, dlatego na początek podzielę się opowieścią o tym, kim dzisiaj jestem i dzięki komu tak się stało.
B
yłem bezrobotnym przez 5 lat. Wcześniej zajmowałem się pracą m.in.: w parkieciarstwie. Wpadłem jednak w nałogi. Uważałem, że Centrum Integracji Społecznej to strata czasu – nie wiedziałem jednak jaka jest istota jego działania. Zaufałem CISowi w grudniu 2010 roku. Pierwszą osobą, która wyciągnęła do mnie rękę był Mirek i to właśnie on zaproponował, abym rozpoczął pracę w poligrafii. Drugą braterską osobą była Małgosia, nauczycielka języka angielskiego – strasznie wchodziła mi na ambicje. Pracowałem i uczyłem się. I choć nie byłem w pełni szczęśliwy, to na pewno ważnym było dla mnie, że ktoś mnie w końcu przestał lekceważyć.
Brać ludzi takimi, jakimi są realnie Bycie w „Barce“ oznacza nauczenie się otwartości na ludzi. Wcześniej miałem do różnych osób zastrzeżenia, bez uzasadnienia. I gdy już zdobyłem taką wiedzę, okazało się, że moje wcześniejsze problemy powróciły. Mieszkałem sam w pokoju, a nie wraz ze współbraćmi z Pogotowia Społecznego, co sprzyjało nadużywaniu alkoholu i innych używek, choć nie brałem nigdy narkotyków i stroniłem od hazardu. Z pomocą znów przyszedł Mirek wraz ze Zbyszkiem, którzy po wielokrotnych namowach, sprawili, że zdecydowałem się zostać sprzedawcą Gazety Ulicznej. Twierdziłem dotychczas, że ulice uwłaczają mojej godności. Z drugiej strony, wydawało mi się, że jeśli nie będę sprzedawał Gazety, to przestanę uczęszczać na ulubiony warsztat poligraficzny. Tak uświadomiłem sobie, że potrafię być odpowiedzialny. Mirek dał mi klucze do warsztatu, abym sam go otwierał przed świtaniem. Przychodziłem wtedy nawet o 7.15 rano. Podobało mi się, że ktoś mi zaufał. Wkrótce zacząłem jeździć na rozmaite konferencje i wydarzenia kulturalne. Nie kombinuj, ale myśl Co daje Szkoła „Barki“? Leczy z poczucia bezradności. Uczy gospodarności i szacunku do
Tomasz Meysner w trakcie pracy poligraficznej. zarobionych pieniędzy, co jest wychowawcze. Spotkałem w „Barce“ dawnego kompana z więziennej celi – kiedyś nie lubiliśmy się lecz tutaj, na Zawadach, wydał mi się zupełnie przyjaznym człowiekiem. Nie ujawniłem jeszcze, że mam córkę i syna. Przez lata nie mogłem z nimi rozmawiać – nie miałem odwagi. Teraz nasz kontakt jest dobry. Mówię: „Tomek, słuchaj, ważny jest dar miłości i umiejętność dzielenia się nim z tymi, którzy na to zasługują“. Powtarzam, że jestem z niego dumny, chociaż nie mógł mieć we mnie wzorca. Jest rzemieślnikiem – planujemy, że coś kiedyś razem w pracy zrobimy, choć czuję, że nie ma do mnie w pełni zaufania. Rozumiem to. Szkoła CISu pokazała też, że jeśli coś się obaliło, to „niech leży“ – nie należy robić niczego na siłę. Mam farta do ludzi. W życiu wszystko zależy od tego, jakie osoby się spotka. „Barka“ i zajęcia w ramach CISu, nauczyły mnie bycia bardziej świadomym swoich słabości i mocnych stron. Podzielę się jeszcze jednym zwierzeniem – jestem teraz sam i nie znam kobiety, którą mógłbym pokochać. Chodzę często w okolice liceum nr 2 w Poznaniu, gdzie poznałem niegdyś największą miłość mojego życia. Wierzę, że teraz spotkam równie wielką miłość. Świadectwo Tomasza Meysnera spisał Dominik Górny
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt 7.2.1 „Szkoła umiejętności życia” – Centrum Integracji Społecznej.
38
ISSN 1733-4039
„...Barka od wielu lat pomaga potrzebujàcym – to jest mi bliskie...”
INTEGRACJI
SPO¸ECZNEJ
KRS 0000 175962
Stowarzyszenie Szko∏a „Barki” im. H. CH. Kofoeda - Centrum Integracji Spo∏ecznej Poznaƒ ul. Âw. Wincentego 6/9, 61-003 Poznaƒ, Tel: 61 6682300, Fax: 61 6682416 www.cisszkolabarki.org.pl
CENTRUM
STOWARZYSZENIE SZKO¸A BARKI im. H.CH. Kofoeda
w prze∏amywaniu pasywnej polityki spo∏ecznej w Polsce.
Centra Integracji Spo∏ecznej sà bardzo wa˝nym elementem
w ekstremalnie trudnych sytuacjach ˝yciowych powracajà na rynek pracy.
i aktywizacji zawodowej. Dzi´ki temu osoby znajdujàce si´
prowadzi aktywne formy resocjalizacji, edukacji
175962, jest organizacjà po˝ytku publicznego, która
Kofoeda - Centrum Integracji Spo∏ecznej, KRS 0000
Stowarzyszenie Szko∏a „Barki” im. H. CH.
a tak wiele mo˝e zmieniç
1%
„Barka” prostuje ludzkie Êcie˝ki