40%
5
ceny dla sprzedaw cy
Nr 3 (33) 2012
,8"35"-/*, (0410%"3,* 40-*%"3/&+
II Konkurs o Nagrodę Pro Publico Bono 8-9
Światowy Dzień Godności w Poznaniu 7
Enric Sala – zdobywca serca oceanu 23-25
4-6
Barka UK ma już 5 lat!
5. urodziny BARKI UK
W drodze na jubileusz w Polskim Ośrodku Społeczno Kulturalnym w Londynie (POSK) – reprezentanci Barki: Polskiej, UK, NL; współpracujących międzynarodowych organizacji społecznych, liderzy Barki.
Steward dowscy z Megan Ewa i Tomasz Sa a ze pastorem Gitong (Thamesreach) i Wspólnoty Kenii. Stowarzyszenia
Uczestnicy jubileuszu.
Bernardette Cassidy, przewodnicząca Zarządu Barki UK.
Gratulacje od
rodziny „Barki
”.
Lesley Duncan, dyrektor Kapeli Dudziarskiej z Edynburga; Józef Konior, Barka-Posadówek; Katy Carr, brytyjska piosenkarka.
Wydruk niniejszego numeru „Gazety Ulicznej-kwartalnika gospodarki solidarnej” jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
5
40%
ce dla sp ny rzedaw cy
Nr 3 (33) 201
2
Światowy Dzi Godności w eń Poznaniu 7
4–6
5-lecie Barki UK
Enric Sala – zdo serca oceanu bywca 23-25
4-6
Barka UK ma już 5
7
lat!
Godnie, ale na luzie
8–9
Drodzy Czytelnicy, Zapraszamy do przeczytania najnowszego wydania „Gazety Ulicznej”. Cieszymy się, że możemy wspólnie świętować 5-lecie Barki UK, która jest dowodem na międzynarodowy wymiar istnienia kultury solidarności. Mówią o niej w szczególny sposób takie artykuły jak: „Powrócić z Barką do Polski” i „Nagroda godna Rzeczpospolitej” dotyczący ogłoszenia II Konkursu o Nagrodę PPB, której Barka patronuje. Polecamy też publikacje: „Ulubieńcy bogów żyją krótko”, relację z pobytu uczestników CIS w Chudobczycach i ze Światowego Dnia Godności w Poznaniu, jak również wywiady: z poetą Jackiem Cyganem i podróżnikiem Enriciem Salą, którego postać jest obecna na okładce. Redaktor Naczelna GU Barbara Sadowska Zespół Redakcyjny GU
Nagroda godna Rzeczpospolitej
3(33)
2012 26 – 27
10 – 11
Wywiad z Jackiem Cyganem
12 – 13
80. rocznica śmierci Żwirki i Wigury 14 – 15
INSPirując świat
Paraolimpiada 28 – 29
Etiopczycy ryzykują życiem… 30 – 31
Mirosław Dzielski – marzyciel, konserwatysta
16 – 17
CIS w Chudobczycach
numer
II Konkurs o Nagrodę Pro Publico Bono 8-9
32 – 33
18 – 19
W Częstochowie można. A w Twoim mieście?
20
Ulhówek, mała – wielka gmina
Glina lepsza od cegły Pieśni słońca Il Divo 21
Paszport muzyki 22
34 – 35
36
Uliczna muzyka bez mandatu 37
Nasza twórczość
Klient nasz Pan
23 – 25
38
Enric Sala o oceanach
Moja opowieść o „Barce”
Redaktor naczelna: Barbara Sadowska
Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński
Zastępca redaktor naczelnej: Dominik Górny
Druk: WD Klaudia-Druk
Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Szlandrowicz, Magdalena Chwarścianek
Wydawca: Stowarzyszenie Wydawnicze Barki ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl
Korekta: Dominik Górny Sekretarz Redakcji: Andrzej Górczyński
Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86; 695 732 393; sadowscy@barka.org.pl / dominik.gorny@barka.org.pl
Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz
Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania tekstów publikowanych w „Gazecie Ulicznej”.
Gazeta Uliczna jest dostępna w salonach sieci „Empik” w całej Polsce, u „sprzedawców ulicznych” oraz w księgarni „Bookarest” w Poznaniu.
3
międzynarodowa działalność „Barki“
Powrócić Umiejętność pracy z człowiekiem, postrzegania jego wartości nie przez pryzmat tego, co materialne, ale co godne jest docenienia kapitału, który wyznaczają jego indywidualne zdolności i talenty stają się pierwszymi drogowskazami działalności Barki UK – organizacji, która 22 września br. obchodziła 5-lecie swojego istnienia.
N
a uroczystość przybyło wielu reprezentantów rozmaitych instytucji, stowarzyszeń i organizacji, w tym przedstawiciele Barki holenderskiej, irlandzkiej i polskiej. Istotę refleksji barkowych gości i liderów, występu artystycznego Kapeli Dudziarskiej z Edynburga, recitalu Kate Carry i recytacji wiersza „Pielgrzym Barki” stanowił nastrój tego właśnie serca, które jest prawdziwie solidarne i patriotyczne lecz zakorzenione w szacunku do rozmaitych kultur. Takie też drogi wyznaczają pewnik istnienia i powodzenie wszelkich działań, które podejmuje „Barka” – słowo, którego znaczenie – „wdzięczność, wzajemność i błogosławieństwo” uzasadniają podejmowane czyny.
Zapraszamy do zapoznania się z kilkoma świadectwami osób związanych z Barką oraz z historią jej istnienia w Wielkiej Brytanii. Dostrzec każdego człowieka Jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy wspólnie cieszyć się owocami 5-letnich wysiłków i zgromadzić nową energię na kolejne lata pracy. Dziękujemy za trud włożony w rozwijanie programów Barki UK w tych ostatnich latach. Nie byłoby to możliwe bez trudu i zaangażowania środowisk społecznych i twórczych. Ewa Sadowska, Barka UK
Starsza siostra Doświadczenia Barki UK zaowocowały powstaniem programów pomocy migrantom w Holandii. W sierpniu 2011 roku przedstawiciele samorządu miasta Utrecht w Holandii odwiedzili programy Barki UK w Londynie i byli pod wielkim wrażeniem tego co zobaczyli. Zdecydowali się zaprosić Barkę do Holandii, aby uru-
4
z Barką do Polski
Przyjaźń, wzajemność i solidarność – trzy drogowskazy istnienia Barki. chomić w dużych holenderskich miastach programy pomocy bezdomnym Polakom oraz innym mieszkańcom Europy ŚrodkowoWschodniej na wzór tych, prowadzonych przez Barkę UK w Londynie. W styczniu 2012 roku Barka rozpoczęła pracę na rzecz bezdomnych rodaków w Holandii jako Barka NL, młodsza siostra Barki UK. W Holandii istniała już od 1997 roku Stichting Barka – stowarzyszenie założone przez zaprzyjaźnione z Barką, polsko-holenderskie małżeństwo: Teresę i Jeroena van de Loo. Kiedy po wizycie w Barce UK, samorządy holenderskie zaprosiły Barkę, działalność na rzecz migrantów została połączona ze Stichting Barka. Korzystając z doświadczeń Barki UK praca z osobami w najdramatyczniejszych sytuacjach życiowych w Holandii, została oparta o wypracowany w Barce UK model pracy lider – osoby, która ma osobiste doświadczenie bezdomności, uzależnień, z których wyszła, z asystentem – osobą znającą język i lokalne środowisko. Ta metoda pracy sprawdza się bardzo dobrze, liderzy bardzo szybko nawiązują kontakt z osobami bezdomnymi, zjednują ich zaufanie, co
umożliwia pracę nad motywacją do zmiany. Niektórzy liderzy pracujący w Holandii to osoby, które były bezdomne w Londynie i którym pomogła Barka UK. Teraz pomagają innym w Holandii. Magdalena Chwarścianek, Barka NL
„Marynarz” na lądzie Jestem obywatelem z odzysku. Dzisiaj żyję godnie, w trzeźwości, odbudowuję relacje z rodziną, powróciłem do życia. Barka UK to realny przykład na pomoc ludziom, którzy są rzeczywiście w potrzebie. Jerzy Tymczak, Barka Poland
Dzieje Barki UK i jej wspólnoty: Każdy jest godzien ocalenia Był 2006 rok, kiedy Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka w Poznaniu otrzymała zaproszenie od Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie oraz od samorządu dzielnicy Hammersmith and Fulham (reprezentowanego
5
mowy podejmowane na zasadzie udzielania porad dotyczących mieszkalnictwa, zatrudnienia, kwestii prawnych, zdrowotnych i problemów rodzinnych. Dodajmy, że wspomniane formy aktywności stały się wzorem dla samorządów i organizacji w innych krajach europejskich, co sprawiło, że do współpracy w podobny sposób zaprosiły Barkę samorządy Dublina, Hamburga, Kopenhagi, Utrechtu, Amsterdamu, Hagi, Arnehm, Venlo oraz Edynburga. Odnaleźć miejsce powrotu
przez John Downie) i organizacji Housing Justice i Simon Community. Jak mówi przewodnicząca Barki UK – Ewa Sadowska – „rozpoczęliśmy wówczas służbę obywatelom polskim i środkowo-europejskim, którzy znaleźli się w najtrudniejszych sytuacjach życiowych na emigracji”. Od tamtego czasu wydarzyło się naprawdę bardzo wiele – podsumowują liderzy Barki. W pierwszej kolejności zapanowały „wzajemność i błogosławieństwo”, w 13 londyńskich dzielnicach, m.in.: Hammersmith and Fulham, City, Tower Hamlets, Barnet, Lambeth, Southwark, Brent, Hounslow, Harrow, Ealing, Kensington and Chelsea, Slough i Reading. Pięć lat działalności Barki UK znacznie potwierdziło obecność „wdzięczności” w działaniu podejmowanym w partnerstwach z samorządami i organizacjami program „Powrotów” – ponownego połączenia z ojczyzną. Do tej pory z przysłowiowych i realnych ulic Londynu, powróciło do programów reintegracji społeczno-zawodowej w krajach pochodzenia i do rodzin blisko 2215 osób.
W październiku 2010 roku narodził się program „Powrotów” Barki w Hamburgu we współpracy z Ambasadą RP, Misją Miejską i samorządem Hamburga, a niespełna dwa lata temu, współpracę pragnęły nawiązać organizacje afrykańskie w UK. Efektem tego jest nowopowstająca „Międzynarodowa Sieć Innowacyjnej Przedsiębiorczości Społecznej” (INISE), która będzie realizować programy współpracy Europy z Afryką (by wspomnieć o już powstałym CISie w Kenii). Upłynęło wiele dni od chwili, kiedy Bernardette Cassidy przekazała w użytkowanie Barce UK swój dom na Hackney. Zrozumieliśmy, że Barka to nie tylko słowa, które „płyną”, ale czyny, które odnajdują właściwą sobie głębię w rzeczywistości, w realnym wypełnianiu obietnic. 5-lecie Barki UK udowodniło, że warto powracać, jeśli rozpoznamy bezpieczne miejsce takiego powrotu. Dominik Górny
Zaproszenie do działań systemowych Barka nie mogłaby spełniać swojego działania w pełni, gdyby nie wsparcie, które w 2010 roku otrzymała od Fundacji OAK oraz samorządów City of London i Tower Hamlets. Wtedy też powstał program Centrum Ekonomii Solidarnej, którego zadaniem jest integrowanie obywateli Środkowo-Wschodniej Europy z rynkiem pracy na Wyspach Brytyjskich. Uzasadnionym stał się przeto program Formacji Kadr samorządów i organizacji, w ramach którego odbyło się ponad 200 wizyt studyjnych do Polski i – co warto zaznaczyć – przedstawicieli Rządu Brytyjskiego, Biura Burmistrza Londynu oraz Izby Lordów. Zaufanie też zdobył działający w Wielkiej Brytanii „Telefon Zaufania” dla migrantów. I rzeczywiście, godnymi zaufania stały się wkrótce roz-
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
6
Światowy Dzień Godności
Godnie, ale na luzie Światowy Dzień Godności, obchodzony w październiku to inicjatywa ruchu Global Dignity, którego założycielami są: następca tronu Norwegii książę Haakon, amerykański działacz społeczny John Hope Bryant oraz norweski filozof Pekka Himanen. Tę akcję wspiera wiele znanych osobistości: laureat Pokojowej Nagrody Nobla, arcybiskup Desmond Tutu, sir Richard Branson, Peter Gabriel, Michael Douglas, Muhammad Ali, którzy przez wiele lat rozmawiali z młodzieżą o istocie i znaczeniu godności. Mówili, że „godność jest sumieniem życia, którego głos staje się drogowskazem prowadzącym tam, gdzie spotkać można spełnienie społeczne, kulturowe, polityczne, a nade wszystko ludzkie”.
W
yposażony przez Dominika, koordynatora Światowego Dnia Godności w Poznaniu, w taką wiedzę, poszedłem na obchody Światowego Dnia Godności zorganizowane przez poznańskie Liceum Ogólnokształcące Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej i Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka”, która jak zwykle włączyła się w organizację tego święta. Spodziewałem się pompatycznych przemówień godnych takiej szkolnej lekcji godności. Jakże się myliłem. Było godnie, ale sympatycznie – na luzie… W taką atmosferę wprowadził Dominik
– Jesteśmy wędrowcami wiary, nadziei i miłości – mówił – Każdy z nas jest wędrowcem, który dąży do spotkania z drugim człowiekiem. Przypomniał pięć uniwersalnych zasad godności. Pierwsza – każdy człowiek ma prawo do godnego życia. Druga – człowiek żyjący godnie to ten, który rozwija swój potencjał (mając zapewnioną podstawową opiekę zdrowotną, edukację, pracę i bezpieczeństwo). Trzecia – godność oznacza wolność do podejmowania decyzji o swoim życiu. Czwarta – godność powinna stanowić podstawową zasadę wszelkich działań. Piąta – nasza godność jest współzależna od godności innych. Ponieważ gośćmi wydarzenia byli: Katy Carr – brytyjska (z polskimi korzeniami) piosenkarka, która zdobyła nominację do London Music Awards, Martyna Markiewicz – przedstawicielka międzynarodowej organizacji Amnesty International i Janusz Smura - lider Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, to przejście od teorii do praktyki było dynamiczne. W gawędzie i śpiewie Katy Carr było wiele ekspresji oraz… godności. Chyba zachwyciła
Wspólnota dobra – uczestnicy Światowego Dnia Godności 2012 w Poznaniu. młodzież, bo razem z Katy śpiewały o Wojtku licealistki, a nawet licealiści! Te oraz inne piosenki z płyty „Paszport” usłyszeli przyjaciele Barki dzień wcześniej – podczas recitalu w „W Starej Piekarni”, gdzie Katy wystąpiła w towarzystwie „Przyjaciół Barki”: Ewy, Janusza, Henia i Dominika. Były to pieśni o Polakach, którzy walczyli na wojnie i o tych, którzy młodość spędzili w obozach. Wreszcie o tych, którzy ryzykowali życie, by z nich uciec i walczyć o prawdę, o godność… Czym jest godność? – pytała młodzieży Martyna Markiewicz. – To szacunek – odpowiedziała dziewczyna. To hiphop – powiedział chłopak. W postrzeganiu Amnesty International godność jest przynależna człowiekowi. Praktyczny jej przykład dał młodzieży Janusz Smura, mówiąc o bezdomności, godności i wolności. Pomaga innym odzyskać godność… Tekst i zdjęcie Andrzej Górczyński
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
7
II Konkurs o Nagrodę PPB „Samorządność dla Solidarności”
Nagroda godna Kultura solidarności spełnia się poprzez praktyczne przeniesienie idei wspólnoty na grunt działań obywatelskich. Wówczas najpełniej można docenić istnienie samorządności, traktowanej przede wszystkim jako zdolność do zagospodarowania przestrzeni obywatelskich oraz zasobów intelektualnych służących podniesieniu jakości życia publicznego, akcentując rolę powiatu, jako podstawową wspólnotę polityczną – „polską polis”. Samorządność zaś uprawomocnia solidarność, kształtowaną w relacjach międzyludzkich, nierzadko też instytucjonalnych. Godnym więc staje się imię Nagrody Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności”.
R
efleksje takie sprzyjają ogłoszeniu II Konkursu o Nagrodę Pro Publico Bono im. Mirosława Dzielskiego, które odbyło się 17 października br. w Poznaniu. To właśnie w sercu Wielkopolski, kojarzonej nieodzownie z postacią największego na tych ziemiach organicznika – Hipolita Cegielskiego, najbardziej dobitnie (współcześnie i historycznie) wyraża Nagroda potrzebę tworzenia i umacniania strategii pracy organicznej. Dokonuje się to już m.in. w takich obszarach jej upowszechniania jak: tworzone pod kierunkiem Akademii Solidarności – Wielkopolskie Laboratorium Ekonomii Solidarności, oraz w działalności Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” – jednego z trzech laureatów Pro Publico Bono – Nagrody Dwudziestolecia Odrodzenia Niepodległej Rzeczypospolitej; obecnie – patrona programowego i głównego organizatora Nagrody. Prestiż i charakter wzorcotwórczy Nagrody umacnia współpraca z Fundacją Konkurs Pro Publico Bono oraz ze Związkiem Powiatów Polskich. Celem państwotwórczym Nagrody docenienie roli powiatu
Ogłoszenie Konkursu wpisało się w inaugurację III Dni Kultury Solidarności oraz nowej Kampanii Społecznej Pro Publico Bono p.t.: „Sollicitudo rei socialis”, odnajdującej tożsamość ideową i programową Nagrody w encyklice Jana Pawła II – zapisaną w duchu troski o społeczeństwo, państwo i kondycję moralną każdego człowieka. W tej też perspektywie uwidacznia się rola wspólnoty powiatowej – zasadniczej w polskim doświadczeniu historycznym i praktyce organizacji życia publicznego, podstawowej przestrzeni naszego obywatelstwa. W powiecie bowiem najpełniej urzeczywistniają się działania natury oby-
8
watelskiej na rzecz rozwoju „kapitału społecznego” – działania, którym zgodnie z celem i zasadami funkcjonowania Nagrody Pro Publico Bono przypisujemy znaczenie działalności tworzących naszą Rzeczpospolitą. Powiat, jak podkreśla profesor Jerzy Stępień, Przewodniczący Kapituły Nagrody Pro Publico Bono, były Prezes Trybunału Konstytucyjnego, współtwórca ustroju samorządu terytorialnego w Polsce – uwidacznia w sobie najbardziej istotny potencjał rozwoju społeczno-gospodarczego. To powiat kształtuje realny wymiar samorządności, nadaje strukturom organizacji państwa miano wspólnot samorządowych. Dlatego też skuteczność i trwałość modernizacji Polski zależy ściśle od kondycji społeczeństwa obywatelskiego, a to z kolei od zdolności wpisania się w nurt życia wspólnotowego naszych powiatów. Zasady przystąpienia do Konkursu O wyróżnienie ubiegać się mogą wszystkie podmioty społeczeństwa obywatelskiego, działające we wszelkich formach organizacyjnych (bez względu na status formalnoprawny organizacji). Zgłoszenia (rejestracji uczestnictwa) dokonuje się za pośrednictwem starosty powiatu (w odniesieniu do starostw grodzkich, odpowiednio za pośrednictwem prezydenta miasta wykonującego zadania starosty grodzkiego), na terenie którego zgłoszona do Nagrody organizacja ma siedzibę lub prowadzi swoją działalność. Nadzór nad przebiegiem tego etapu konkursu sprawuje Biuro Związku Powiatu Polskich. Przystąpienie do Konkursu następuje w wyniku przesłania wypełnionej ankiety konkursowej drogą mailową (wyłącznie ankieta) oraz drogą pocztową (ankieta wraz z materiałami dokumentującymi działalność zgłoszoną do Konkursu) na adres
Rzeczpospolitej właściwego miejscowo starosty powiatowego, w terminie do 28 lutego 2013 roku (szczegóły na stronie internetowej: www.propublicobono.pl). Cel społeczny Nagrody Nagroda ma przede wszystkim promować dorobek intelektualny oraz organizacyjny jej laureatów. Jest uprawomocnieniem pragnienia wypracowania „know-how” dla dzieł, programów i instytucji obywatelskich, jest wyrazem potrzeby tworzenia innowacji strukturalnych w rozmaitych wymiarach polityki społecznej i polityki wspierania rozwoju gospodarczego społeczności lokalnych i regionalnych. Pomaga upowszechniać efektywne metody stworzonych i podejmowanych już inicjatyw – dzieł obywatelskich, którym w pewnym sensie jest już dzisiaj sama Nagroda.
nowienia Nagrody w jej obecnym kształcie. W ten sposób spełnia się także życzenie Jana Nowaka Jeziorańskiego, pierwszego Honorowego Przewodniczącego Kapituły Nagrody Pro Publico Bono i współzałożyciela Fundacji Konkurs Pro Publico Bono, który szkicował przyszłość Nagrody, jako instytucji życia społecznego, oddziałującej na kształt polskiego patriotyzmu i kultury obywatelskiej. Kultura pamięci, która trwa Najbliższe konkursy przybliżą nas do wyłonienia Laureata Nagrody 25-lecia Odrodzenia Niepodległej Rzeczypospolitej w roku 2014. Spotykają się zatem w gronie Kapituły przedstawiciele organizacji dotychczas uhonorowanych „nagrodą jubileuszową” Pro Publico Bono – jak dzieje
„Samorządność dla solidarności” poświadcza, że działalność podmiotów obywatelskich urzeczywistnia ideał samorządu terytorialnego. Jego zaś istotą jest tworzenie warunków dla społecznej twórczości i odpowiedzialności za sprawy publiczne wspólnot lokalnych, podejmowanej z inicjatywy samoorganizujących się obywateli.
Akcentuje to profesor Jerzy Buzek, z którego inicjatywy, w 1999 roku (gdy piastował funkcję Prezesa Rady Ministrów), powstało to wyróżnienie. Nagroda jest także właściwym upamiętnieniem odrodzenia polskiej Niepodległości. W ten właśnie sposób idea staje się praktyką, a przysłowie „o historii, co koło zatacza”, „historią, która spełnia się tu i teraz” – pierwsza Nagroda, przyznana w 1999 roku, była silnym bodźcem do kształtowania w społeczeństwie wzorów kultury solidarności i obywatelskiego samostanowienia. Powołane zaś od tamtego czasu liczne programy i instytucje obywatelskie, doprowadziły do usta-
się to w osobach przedstawicieli Fundacji „Barka”, Ośrodka „Karta” i profesora Jerzego Regulskiego; wcześniej zaś Stowarzyszenia Przymierze Rodzin i Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. Swoisty fenomen obywatelskiej instytucji kultury narodowej, jaką stała się już Nagroda Pro Publico Bono, w tworzącej ją tkance społecznej organizuje łańcuch odnowionych tradycji obywatelskich. Kolejne jego ogniwa kształtują się już dzisiaj także pod opieką doświadczonych i uznanych podmiotów społeczeństwa obywatelskiego – twórców naszej Rzeczpospolitej. Dominik Górny
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
9
wywiad
Jestem
„Owierzyświatem” Z Jackiem Cyganem, poetą, twórcą tekstów do najpiękniejszych przebojów polskiej piosenki, rozmawia Dominik Górny W Pana najnowszej książce poetyckiej szczególną uwagę zwraca wiersz „Zapis nocy nad Morzem Tyrreńskim”, w którym przyznaje Pan, że „boję się pytać, a Bóg jest pytaniem”. Jakie pytanie stawia Pana twórczość? Wydaje mi się, że twórczość stara się być raczej odpowiedzią. Chyba większość piszących ludzi, poprzez swoje teksty stara się dać odpowiedź. Najczęściej dzieje się tak, że odpowiada się samemu sobie. Przynajmniej tak postrzegam wartość autorskich wypowiedzi, w tym tekstów piosenek, czy wierszy. Czasami rodzą się odpowiedzi bez pytań. Człowiek chce się wypowiedzieć na jakiś temat, bo to pytanie gdzieś w nim „siedzi”. Ono nie musi być nawet uświadomione. Jest ono jednak na tyle mocne, że człowiek musi je napisać. Bardzo często poeta żyje z jakimś pytaniem wiele lat. Pod kontem tego pytania obserwuje świat, dlatego jego wiersze i teksty piosenek powinny się starać być pewną odpowiedzią.
padku kontakt z tą kulturą odbywa się za pośrednictwem Leopolda Kozłowskiego. Te wszystkie rzeczy, które robię w odniesieniu do kultury żydowskiej – pisanie tekstów piosenek, czy branie udziału w koncertach, są powiązane z osobą Leopolda. Bez niego na pewno nigdy bym się tak nie zbliżył do tej kultury. Ona była dla mnie w pewien sposób obca, pochodząca „z drugiego brzegu”. Spolszczyłem kilkanaście, czy kilkadziesiąt tekstów piosenek, które były zapisane tylko w języku jidysz. Napisaliśmy z Leopoldem kilka nowych, oryginalnych piosenek. Dla mnie najistotniejsza w tych utworach jest prostota i szczerość w pokazywaniu przeżyć. Tak się dzieje w przypadku „Memento Moritz”, czy „Ballady o Szmuliku”. Pięknym jest to, że te piosenki są proste, ale prawdziwe. Nie boją się opowiadać życia normalnego człowieka – biednego, cierpiącego – takiego, który chce powiedzieć, że nawet żebrak ma prawo do odrobiny radości, czy wzruszenia.
Odpowiedzią na to, co ważne, dzieli się piosenka „Gdy jedna łza” z muzyką Leopolda Kozłowskiego. Jaka jest historia powstania tego utworu? W zasadzie jest ona bardzo prosta. Leopold Kozłowski dał mi muzykę, którą napisał zanim powstał tekst do melodii. Pisząc do niej słowa wiedziałem, że muszą mieć bardzo duży ładunek emocjonalny – przynajmniej taki, aby zadowolił Leopolda. Gdy już wysłuchał tego, co napisałem, zobaczyłem w jego oczach łzy. Podszedł do mnie i powiedział: „Jacku, w tej piosence jest cały ból Holocaustu”. To była dla mnie największa nagroda.
Podobną myśl wyraża utwór „Gloria victis” zadedykowany Ryszardowi Kapuścińskiemu, „który zawsze stawał po stronie słabszych i przegranych”… Urodziłem się w pięćdziesiątym roku. Moje pokolenie nie musiało „na własnej skórze” przeżywać koszmarów wojny, które pozwalają na – nazwijmy to – empiryczne przemiany duchowe. Znamy je zazwyczaj z literatury, z filmów, czy z opowieści ludzi, którzy przeżyli coś więcej niż my. „Gloria Victis”, czyli „Chwała Zwyciężonym”, bierze się z postrzegania życia z punktu widzenia wygranego i przegranego. Takie podejście wynosi się z domu, z rodziny. Potem się z tym żyje i w którymś momencie chce się to wyrazić. To, że ten utwór zadedykowałem Ryszardowi Kapuścińskiemu, bierze się z tego, że dwa miesiąca przed jego śmiercią, spotkałem się z nim w Rzymie. Pamiętam, że
Piosenki w dużej mierze ujawniają tajemnicę kultury klezmerskiej. Co jest dla Pana najbardziej inspirującego w jej poznawaniu? Powiem zupełnie szczerze, że w moim przy-
10
byliśmy na kolacji. Dałem mu tomik moich wierszy. On nawet przy mnie przeczytał jeden wiersz, który mówi o pewnym człowieku – nie wiadomo – wygranym, czy przegranym? To był wiersz „Profil”, w którym odniosłem się do perskiego wodza Zopyrosa, opisywanego przez Herodota, a potem także przez Kapuścińskiego w „Podróżach z Herodotem”. Po przeczytaniu wiersza Ryszard Kapuściński pokiwał głową i powiedział: „Widzi Pan, ja potrzebowałem kilkunastu stron. Panu wystarczyły trzy strony, żeby wszystko, co potrzebne wyrazić”. Właśnie przez spotkanie z nim, chciałem, aby pozostał ślad naszych rozmów, wspólnego „krążenia” wokół problemu wygranego, ale przegranego – przegranego, ale wygranego… Które z Pańskich „twórczych wygranych” odczuwał Pan nie tylko jako sukces zawodowy, ale i osobisty? Przyznam, że nie lubię mówić o sukcesach. Ważniejsze jest dla mnie wrażenie, jakie dany sukces spowodował. W tym kontekście mogę wymienić trzy z nich, bardzo znamienne. Pierwszy to zaśpiewanie przez Edytę Geppert mojego tekstu w Opolu – „Jaka róża, taki cierń”. Drugi osobisty sukces odniosłem wtedy, gdy Ryszard Rynkowski zaśpiewał „Wypijmy za błędy”. To była jego metamorfoza – narodzenie „nowego” Ryszarda po odejściu z grupy Vox. Trzecim przypadkiem, kiedy czułem, że „dreszcze idą po plecach” to Eurowizja, kiedy Edyta Górniak śpiewała „To nie ja byłam Ewą”. To są trzy sytuacje, które mierzy się przeżyciami, emocją, że
ja to napisałem, ale teraz, w tym momencie mogę stać się już odbiorcą, takim jak wszyscy. Towarzyszył mi taki rodzaj schematu myślenia, że jeżeli na mnie to w tak duży sposób działa, to może jest to rzeczywiście dobre. Słowa do piosenek pisze Pan pod kontem artystów, którzy mają je śpiewać. W których z tych tekstów można w największej mierze odnaleźć osobowość Pana? Na pewno odnajduję się w „Wypijmy za błędy”, „Czemu nie tańczę na ulicach”, czy „Na samym dnie” – z piosenek Ryszarda Rynkowskiego, jest to chyba najbliższa mi piosenka. Odnajduję się również w piosenkach Edyty Górniak, jak np. „Niebo to my”. Dla mnie nie jest ważne, czy dany utwór śpiewa kobieta, czy mężczyzna. Osobowość poety odzwierciedlają jego wiersze. Słowami, którego z nich chciałby Pan zakończyć naszą rozmowę? Jestem „Owierzyświatem”, którego nie należy mylić z „obieżyświatem”. „Owierzyświat” jest kimś, kto potrafi z wiarą okrążać nasz świat. Jesteśmy świadkami nieobjętego myślą jego piękna. Właśnie takie przekonanie staram się przekazywać ludziom. Czasami konotacja, że ten świat jest pełen urody, pozwala w ciężkich dla człowieka chwilach, pokonać słabości. „Boże, jak jest pięknie!” – to moje kredo, które wynika nie tylko z tomu „Ambulanza”, ale z mojego stosunku do czytelnika i mojego całego życia. -
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
11
ważne rocznice
Ulubieńcy bogów żyją krótko Tak napisał 14 września 1932 roku „Ilustrowany Kurier Codzienny”, trzy dni po tragicznej śmierci kapitana pilota Franciszka Żwirki i inżyniera Stanisława Wigury – po katastrofie samolotu RWD-6 w Cierlicku na Śląsku Cieszyńskim.
W
niedzielę 11 września 1932 roku około ósmej nad kościeleckim wzgórzu w Cierlicku zerwał się silny wiatr i nadciągnęły chmury. Miejscowi rolnicy widzieli jak drżą skrzydła rozkołysanego samolotu. Widzieli jak od kadłuba oderwało się skrzydło. Widzieli jak samolot przewraca się i spada na zrąb lasu. Odpadło drugie skrzydło, rozległ się trzask łamanych drzew. Żwirko zdążył wyłączyć silnik, aby zapobiec zapaleniu benzyny po nieuchronnej katastrofie. Samolot rozbił się, łamiąc dwa grube świerki. Lotnicy wypadli z kabiny, ginąc na miejscu. Wyniki badań wykazały, że przyczyną oderwania skrzydła było wtargnięcie powietrza do jego wnętrza. Kilkanaście dni wcześniej…
Żwirko i Wigura zwyciężyli w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge 1932 – największej imprezie lotniczej na świecie. Na polskim samolocie RWD-6, po trudnej próbie technicznej, Europejskim Locie Okrężnym ponad 7360 kilometrów oraz próbie maksymalnej prędkości na trasie 300 kilometrów pokonali faworyzowane niemieckie załogi, startujące w nowoczesnych samolotach Heinkel He 64 i Klemm Kl 32.
być jego największą ozdobą. Przyjęli zaproszenie i polecieli. Niestety, ten lot był lotem do… wieczności. Podmuch wichury szalejącej nad Cierlickiem zamknął historię życia bohaterów przestworzy. Tym razem nie spełniło się życzenie składane pilotom – tylu lądowań ile startów… Żwirko i Wigura wspólnie zwyciężali w konkursach lotniczych, razem zginęli i zostali pochowani na warszawskich Powązkach w Alei Zasłużonych. W pogrzebie uczestniczyło około 300 tysięcy osób – chyba najwięcej w historii RP. Dla uczczenia ich pamięci z inicjatywy redakcji „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” odlano pamiątkowy dzwon. Wystawiono go na rynku w Cieszynie w roku 1937. Niestety, niestabilne stosunki czesko-polskie na pograniczu Śląska Cieszyńskiego sprawiły, że dzwon nigdy nie dotarł do Cierlicka. Mało tego, podczas II wojny światowej dzwon przetopiono w trzynieckiej hucie dla potrzeb niemieckiej armii. W miejscu tragicznej śmierci… …Żwirki i Wigury nazwanym po tragedii „Żwirkowiskiem”, ustawiono brzozowy krzyż ze śmigłem, zakonserwowano kikuty drzew, o które rozbił się samolot. Mówiono o nich „maszty śmierci”. W roku 1935 roku, wybudowano kapli-
„Ulubieńcy bogów żyją krótko. A Żwirkę znać szczególniej umiłowali sobie bogowie, skoro najpierw dali mu szczęście i rozkosz sukcesu ogromnego, a zaraz potem odebrali mu życie” – pisał „Ilustrowany Kurier Codzienny”. 28 sierpnia 1932 roku zabrzmiał w Berlinie Mazurek Dąbrowskiego, załopotała biało-czerwona flaga. Ta data wyznacza teraz Święto Lotnictwa Polskiego. Po zwycięstwie w III Challenge’u Żwirko i Wigura latali na pokazy i spotkania. Do Aeroklubu RP nadeszło zaproszenie na meeting lotniczy w Pradze. Polska załoga miała
12
cę-mauzoleum i bramę z napisem „Żwirki i Wigury start do wieczności”. Po zajęciu Czechosłowacji przez Niemców w grudniu 1940 roku rozebrano mauzoleum i zniszczono teren. Po wojnie odnowiono to miejsce, a w 1950 roku ustawiono pomnik ozdobiony godłami Polski i Czechosłowacji. W 1994 roku staraniem Koła
Kpt. pil. F. Żwirko i inż. S Wigura – zwycięzcy tzw. Challengeu w 1932 roku.
Model samolotu RWD-6 na tle Dzwonu dla uczczenia pamięci Żwirki i Wigury. Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Cierliku - Kościelcu wybudowano Dom Polski z Izbą Pamięci Żwirki i Wigury. – Choć od tragedii minęło wiele lat, to mieszkańcy nadal przynoszą do nas odłamki RWD-6 – mówi prezes koła Tadeusz Smugała. 8 września członkowie Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP spotkali się w Cierlicku na Żwirkowisku, aby zostawić replikę dzwonu, którego serce miało tam bić. – To miniatura dzwonu. Został wykonany w tej samej co oryginał odlewni Felczyńskich – mówi prezes Zarządu Głównego SSLW RP gen. dyw. pil. Franciszek Macioła. – W archiwach rodziny Felczyńskich zachowały się fotografie oryginału dzwonu. Repliki są mniejsze i ważą po 80 kilogramów. Fundusze pochodzą ze środków stowarzyszenia, a także od sponsorów. Jeden dzwon został przekazany 28 sierpnia Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. Drugi trafił 8 września do Domu Polskiego Żwirki i Wigury w Cier-
licku, opiekuna miejsca tragedii, podc podczas czas uroczystości poświęconej pamięci zmarłych zmarłyych lotni lotników. Tego dnia w Cierlicku były dużo lepsze warunki pogodowe niż 11 września 1932 roku, gdy tragicznie zginęli tam kapitan pilot Franciszek Żwirko i inżynier Stanisław Wigura. Uroczystość 80-lecia ich śmierci zorganizowana przez Dowództwo Sił Powietrznych RP i Stowarzyszenie Seniorów Lotnictwa Wojskowego RP rozpoczęło nabożeństwo ekumeniczne, a uroczysty apel na Żwirkowisku odegranie polskiego i czeskiego hymnu państwowego. Podczas apelu Dowódca Sił Powietrznych RP generał broni pilot Lech Majewski i prezes Zarządu Głównego SSLW RP gen. dyw. pil. Franciszek Macioła przekazali replikę Dzwonu Bohaterskich Lotników Żwirki i Wigury prezesowi Koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Cierlicku – Tadeuszowi Smugale. Wielu uczestników uroczystości Zarząd Główny SSLW RP uhonorował okolicznościowymi medalami. Otrzymała go też wnuczka kapitana Żwirki pani Ewa Żwirko-Niwińska. Nie kryła wzruszenia. Nie tylko ona… Tekst i zdjęcia Andrzej Górczyński
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
13
Przeczytane na Ulicy
INSPirując świat „Gazeta Uliczna-kwartalnik gospodarki solidarnej” jest członkiem Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych INSP. Sieć obsługuje ponad 120 gazet ulicznych w 40 krajach na sześciu kontynentach. Ponad 200 tysięcy osób bezdomnych zmieniło swoje życie, sprzedając gazety uliczne. Zawartość tych stron jest przedrukowana przy współpracy z zaprzyjaźnionymi gazetami ulicznymi z całego świata. Szczegółowe informacje są dostępne na stronie: www.street-papers.org.
Foto: Reuters / Jason Reed.
USA: Pracownicy zatrudnieni na pełen etat nadal napotykają ubóstwo. Pomimo, że spełniają się zawodowo w pełnym wymiarze czasu pracy, miliony Amerykanów pozostają w ubóstwie z powodu obecnej płacy minimalnej. Chociaż stawki płacy minimalnej w zależności od stanu, sięgają 7,25 dolarów za godzinę, ledwo obejmuje to podstawowe wydatki dla przeciętnego gospodarstwa jednoosobowego. Dla rodzin, płaca potrzebna na pokrycie kosztów opieki nad dzieckiem (a potrzeby podstawowe dziecka są coraz większe) powinna wynosić 18,36 dolarów za godzinę. Przy obecnych cenach, każdy z dwójki
STANY ZJEDNOCZONE: Amerykanie domagają się Karty Praw dla Bezdomnych. Organizacje wspierające osoby bezdomne wezwały do utworzenia Narodowej ja Karty Praw dla Bezdomnych. Akc owa wpr spotkała się z odzewem dot. nych praw dzenia nowych rozporządzeń a” określanych jako „prawa jakości życi się ą ołuj lub „naprzykrzania się”. Odw .: one do takich czynności jak m.in ach, park w spanie, siedzenie na ławkach ja nawet dzielenie się jedzeniem w mie scach publicznych. e Pierwsza Karta Praw została oficjaln OrSieć d. już przyjęta w Rhode Islan ganizacji charytatywnych z Zachodnie-
ch go Wybrzeża Stanów Zjednoczony ia dzan owa wpr ie etap na (WRAP) jest Kali w atyw inicj ych obn w życie pod ie. fornii i Oregon Wraz ze zwiększającą się liczbą Ameryą, kanów pozbawionych dachu nad głow k rune wize się a arsz pog jednocześnie ług Wed ie. ństw ecze społ w bezdomnych danych WRAP spośród 700 bezdomnych h z 13 miast aż 77% zostało aresztowanyc e sani wałę za 75% – ych bądź przegnan na nie ywa siad prze za 73% się po okolicy, str chodnikach. Wpisanie w policyjny reje ie man otrzy na sę szan a z kolei zmniejsz eznal czy go alne socj ia zkan zasiłku, mies et zienie zatrudnienia. (Homeward Stre Journal)
rodziców, mających jedno dziecko, będzie musiał pracować 94 godziny w tygodniu, aby pokryć podstawowe wydatki. Z kolei w przypadku dwójki dzieci, aż 100 godzin tygodniowo. „Płaca minimalna nie działa i ani też nie pokazuje żadnego szacunku” – mówi Sarah Passino z Projektu Nashville dot. godności w pracy. Zwolennicy wzrostu płacy minimalnej twierdzą, że takie posunięcie byłoby ożywieniem gospodarki poprzez wspieranie nisko zarabiających. Przyniosłoby także wiele publicznych korzyści dla osób żyjących na granicy ubóstwa oraz właściwie by wydatkowało pieniądze podatników. (Specjalista) Foto: Al Levenson.
14
Foto: Reuters / Luke MAcGregor.
WIELKA BRYTANIA: Islam w walce z gangami w Londynie. Muzułmańscy pracownicy socjalni i grupy wsparcia starają się zwalczyć wpływ jaki wywiera na młodych ludzi
w Londynie kultura gangów. Ich młodzieży, zaczął przedstawiać członków zdaniem tradycyjne metody odstragangów lokalnym policjantom i przywódszania, których obecnie używa się, aby com religijnym. Stara się w taki sposób zniechęcić młodzież do dołączania się wzbudzić zaufanie młodych, pokazując do grup gangów, nie są już skuteczne. im, że władze są gotowe na współpraDziałacze nawiązali dialog z nastolatcę i udzielenie pomocy. kami i ich rodzicami. Starają się Jestem głęboko przekonany, że wiara wspólnie znaleźć bardziej indywiduodgrywa olbrzymią rolę w kształtowaniu alne i kreatywne podejście do źródeł charakteru i pomaga rozbijać gangi. problemu. W naszej kulturze narasta skłonność Nural Ullah, jeden z pracowników robienia buntu i musimy znaleźć sposób społecznych działających na obszarze radzenia sobie z tym trendem – przekowschodniego Londynu, który zajmuje się nuje. (The Big Issue UK) głównie łagodzeniem konfliktów wśród
h. Podczas nich Sanchez permarketach, za dawanie skradzionych za udział w rajdac nitet polityczny jako immu artykułów spożywczych osobom ubogim. Gordillo ma entu regionalnego parlam Juan Manuel Sanchez Gordillo, prezydent poseł do jednak, że będzie mówi – miasta Marinaleda w Andaluzji, powie- w Andaluzji wypowiedzejego du powo dział, że skradzione jedzenie jest prze- szczęśliwy z y. owan areszt ie kazywane do rodzin najbardziej dotknię- nia i gdy zostan , że mówi rząd wny rwaty tych kryzysem gospodarczym w Hisz- Ale konse leksu intere go żadne ma urzędnik nie panii. Robin być można Nie . prawa Są ludzie, którzy nie mają co jeść. W XXI ceważenia Foto: Reuters / Jon Nazca. Szeryfem z Nottingham – wieku, jest to absolutnie skandaliczne Hood’em i HISZPANIA: Hiszpański burmistrz staAlfonso Alonso, rzecznik – powiedział Sanchez Gordillo, którego powiedział je się bohaterem za okradanie superej rządzącej. Ten człowiek celem było skupienie uwagi na ludzkim Partii Ludow marketów. m ego bałaganu Hisz- po prostu szuka rozgłosu koszte Hiszpański burmistrz stał się bohaterem obliczu ekonomiczn ers) (Reut . innych aresztowanych wszystkich kultowym inscenizacji napadów w su- panii. Siedem osób zostało
Foto: Retha Ferguson / The
Big Issue RPA
. AFRYKA POŁUDNIOWA: Przem iana życia dzięki technologii. Innowacyjne przedsiębiorstwo spo łeczne Living Lab (RLab) realizuje ciekaw y cel – zachęcania narkomanów i członków gangów w Cape Town, aby „wy szli na
ulice” i przyszli do pracowni kompute rowych. W Bridgetown i Athlone, RLab ucz y byłych członków gangu jak wyrażać sieb ie poprzez działanie w społecznych mediac h, a także wykształcać w sobie inne cenne umiejętności IT. Wszystko po to, aby dać im szansę na znalezienie „normalnej pracy” i przywrócenie do życia w cywilizo wanym społeczeństwie. Z pomocą RLab, Bradley Naidoo , który był kiedyś częścią największego i najb ardziej groźny gangu w Western Cape – założył własną firmę – Jest to wyciecz ka, która daje ludziom zrozumienie tego, czym jest
Foto: Kazuma Obara.
JAPONIA: Fukushima – dzieci nadal zagrożone promieniowaniem. Ponad rok po katastrofie nuklearnej w Fukushimie, nadal pozostają pod wpływem promieniowania – może mieć ono wpływ
kultura gangu. Odwiedzamy w tym celu niektóre obszary działalności gangów w społeczności Bridgetown i rozm awiamy z gangsterami. RLab nadal pracuje z uzależniony mi od narkotyków i gangsterów, ale również poszerza ofertę do zaoferowania pełnej gamy komputerów multimedialnyc h kursów i społecznych, jak również mo bilnego doradztwa i szkolenia z przedsiębior czości oraz zarządzania projektami – na obszarze działań lokalnych społeczności. (The Big Issue, Republika Południowej Afry ki)
y ze zdrowiem i nie jest na tych, którzy mieszkali w pobliżu miejsca wać kłopot dzić na zewnątrz, poza wycho ie wstan katastrofy, w szczególności dzieci. Sieć domu, ze względu na go swoje r obsza Fukushima Ratowania Dzieci przed proeniowania. Szacuje promi poziom i wysok mieniowaniem – organizacja pozarządowa e osób, do tej pory tysiąc 62 około że się, wezwała do bardziej skoordynowanego z Fukushimy. ch owany ewaku o został podejścia do pomocy tym gorzej dotknięIstnieją trzy fale dział: powie o Yoshin Pan tych katastrofą. Pragnie też zaoferować Pierwsza fala acji. ewaku j wolne dobro im więcej wsparcia w przeprowadzeniu katastrofie po o średni bezpo piła wystą ewakuacji, przesiedlenia i rekuperacji. ia, druga kwietn do była dzona prowa i Od czasu katastrofy, pan Hiroyuki Yoshino (japońWeek n Golde około się ała odbyw – sekretarz generalny do spraw sieci Fumaju w ) owego narod święta skiego kushima Ratowania Dzieci przed promiei po przed była trzecia a cu, czerw w i niowaniem – zauważył z dnia na dzień, że ia) Japon Issue Big (The jach. wakac po katastrofie wiele dzieci zaczęło odczu15
spotkania z tradycją
Daleko od szosy… – Andrzej, włącz laptopa, bo muszę połączyć się z Barką – powiedział Dominik w Chudobczycach. Jednak połączenie z internetem możliwe było tylko, gdy postawiłem laptopa na balkonie. Z drugiej strony hotelu nie było sieci.
C
hudobczyce to niewielka popegeerowska wieś w Wielkopolsce, w powiecie międzychodzkim, w gminie Kwilcz. Zamieszkuje ją około stu osób. We wsi jest kaplica, sklep, dwa bloki i nic poza tym. Jedyny okres prosperity jaki miały Chudobczyce, to czas, gdy działało jeszcze Państwowe Gospodarstwo Rolne, które było głównym pracodawcą całej okolicy. Teraz nie ma PGR -u. Nie ma nawet jak się stąd wyrwać, bo do najbliższego przystanku PKS trzeba iść 6 kilometrów do Lubosza. – Do nas trafiają rzeczywiście ci, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu – podkreśla Tomek Flink. – inni szybko uciekają. Tomek też chciał kiedyś uciec. Zostawić Chudobczyce i ludzi, którzy w nocy przychodzą o coś zapytać, powiedzieć, że maciora urodziła małe, naskarżyć, że u sąsiadow gra głośno muzyka… że to i że tamto. – Tu jest praca 24 godziny na dobę. Nie ma prywatności. A zaczęło się tak… W 1997 roku Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” odkupiła od Państwowej Agencji Własności Rynku Rolnego około 60 hektarów gruntu, wraz ze zdewastowanym XIX-wiecznym dworkiem. Celem był rozwój społeczny marginalizowanych grup, poprzez wzajemną pomoc, edukację i rozwój przedsiębiorczości. Wyremontowano jeden z bloków. Po dwóch latach został zasiedlony.
W międzyczasie Barka wydzierżawiła 350 hektarów ziemi, a w 1999 roku powołała Regionalny Ośrodek Socjalno-Edukacyjny, który sprawował pieczę administracyjną nad sześcioma Domami Wspólnot Barki w Wielkopolsce. Chudobczyce były jednym z takich domów. W Chudobczycach ROSE prowadził punkt pierwszego kontaktu dla osób uzależnionych i interwencji kryzysowej, warsztaty aktywizujące, programy edukacyjne itp. Mieszkańcy prowadzili rolnictwo ekologiczne, hodowlę kóz, owiec, świń oraz uprawę zbóż. Dziś to wszystko w dużej mierze nadal funkcjonuje, ale zajmuje się tym Stowarzyszenie Integracyjne Wspólnoty Barka, które dzierżawi od Fundacji dwa bloki, ogród, park, pałac – łącznie 4 hektary. Oprócz tego Barka ma gospodarstwo ekologiczne, 460 hektarów ziemi, w tym 300 hektarów ornej. Parę kilometrów dalej, obok jeziora Lubosz Wielki, jest 12 domków letniskowych, które są wynajmowane. Czuwa nad tym „Marynarz” czyli Jurek Tymczak Od zera… Obecnie Tomasz Flinik stoi na czele Stowarzyszenia, które daje miejsce zamieszkania 50 osobom, które podobnie jak on, miały za sobą niejeden życiowy zakręt. Bezdomni, alkoholicy, narkomani, osoby po pobytach w więzieniach mają w Chudobczycach zapewniony równy start –
Chudobczyce nikogo nie rozpieszczają – powiedział kiedyś Tomek Flinik, prezes Stowarzyszenia Integracyjnego Wspólnoty Barka. – Tutaj widać, kto jest kim i kto nigdy nie pracował. Kto całe życie migał się od roboty, nie oszuka nikogo. Jeśli nawet uda się przy przyjęciu i skłamie, że nie ma się problemu z alkoholem, czy narkotykami, to ludzi nie ocygani. Po krótkim czasie wyda się, bo wartość wspólnoty jest w Chudobczycach wszystkim. Wszystko widzi i rozpozna każdego. Jeśli oceni, że się nadaje, to będzie zaakceptowany. Jeśli będzie lawirował, bumelował – nie ma szans... 16
wszyscy mogą zacząć od zera. To jak drugie życie. Porównanie o tyle trafione, że na nowo mogą uczyć się odpowiedzialności i samodzielności. Niegdyś w Chudobczycach były dwie spółdzielnie: „Nadzieja” i „Świt”. W sierpniu 2006 roku połączyły się. Teraz istnieje tylko „Świt”, który zajmuje się makaroniarnią oraz cateringiem i obsługą hotelu. – Inni lody, a my makarony będziemy kręcić – śmieje się Tomek. Makarony będą ekologiczne. Catering i obsługa hotelu to zadanie dla czterech osób – pod kierownictwem Andrzeja Sydoruka. – Chcemy, aby te miejsca pracy zarabiały na siebie. Szczególnie pałac ma duże możliwości organizowania konferencji i spotkań. Pałac to duże słowo, bo raczej pałacyk pasuje do określenia malowniczej, ale zniszczonej budowli. To miejsce ma, tak jak mówi Andrzej, ogromne możliwości, ale wymaga też dużych nakładów finansowych. Teraz jego potencjał wykorzystywany jest głównie przez Fundację „Barka”, która organizuje tu konferencje i sympozja. W planach jest jeszcze jedna spółdzielnia. Będzie zajmować się gospodarstwem: bydłem, uprawami, plonami. Wszystko zależy od ludzi, a to w Chudobczycach zwyczajne i normalne.
Wyjazd integracyjny „Gazety Ulicznej” i uczestników Centrum Integracji Społecznej. wielu próbach pomocy w więzieniach, szpitalach psychiatrycznych, domach poprawczych. Barbara i Tomasz Sadowscy podjęli tam życie wspólnotowe z osobami, które te placówki opuściły. Skupili wokół siebie około 40 osób w potrzebie oraz wielu przyjaciół. Wydzierżawili budynek po byłej szkole we wsi Władysławowo. Inspiracją do podjęcia takiego życia były wspólne doświadczenia z najuboższymi, chrześcijańskie wychowanie i doświadczenia przemian lat 80-tych w Polsce. Wspólnym wysiłkiem utworzyli stolarnię, pieczarkarnię, ogrzewane tunele foliowe i sad czarnej porzeczki. Dzisiaj spółdzielnia ma wspólną kasę, kuchnię. Decyzje podejmowane są przy wspólnym stole. Władysławowo to pierwszy dom Barki, który stał się niezależny finansowo. Mówi o tym z pasją – narzekając na sołtysa – Anna Polańska. Jurek pokazuje warzywa w namiocie foliowym, krzaki porzeczek. Niestety nie ma tu wielu rąk do pracy. Robią to więc jego dłonie. Tekst i zdjęcia
Do Władysławowa… …jest z Chudobczyc 5 kilometrów. Tu powinniśmy zacząć dziennikarską podróż, bo wszystko zaczęło się we Władysławowie. W 1989 roku, po
W tekście wykorzystano informacje z portalu: www.wykluczenie.pl
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
17
ekonomia solidarna
Glina lepsza od Wskazać możliwość rozwoju w nowym kierunku wykonywania zawodu – tynkarz z gliny. Taka idea przyświeca twórcom projektu „Naturalne tynkowanie i wzornictwo – Natural Plastering and Finishing”, który jest realizowany w latach 2012-2014 w województwie wielkopolskim.
P
rojekt stawia na coś nowego – kształcenie dla osób po 50. roku życia oraz osób niepełnosprawnych (w wieku od 15 do 64 lat) w nietypowej działalności – tynkarza materiałami naturalnymi – a szczególnie gliną. Jest to spowodowane faktem, iż budownictwo tzw. naturalne, a zwłaszcza tynkowanie gliną zdobywa w Polsce coraz większą popularność, nie tylko pośród zwolenników ekologicznego stylu życia, ale i wśród osób, które cenią sobie zdrowie w domu, dla każdego użytkownika - od dzieci, po osoby starsze. Glina – naturalny potencjał budowania przyszłości zawodowej Tynki gliniane mają wiele cech, wcześniej rzadko spotykanych. Już 1,5 centymetra tynku glinianego powoduje, że w pomieszczeniu panują wyjątkowe warunki, ponieważ glina na ścianie to m.in. szybka akumulacja ciepła, wchłanianie i odparowywanie wilgoci (utrzymuje się mikroklimat idealny dla m.in. alergików), nie utrzymywanie się kurzu na ścianach. Glina jest materiałem w 100% naturalnym, łatwo dostępnym i niezwykle plastycznym. Realizatorzy projektu od września 2012 opracowują model szkoleniowy w zakresie tynkowania naturalnego i wzornictwa dla osób z województwa wielkopolskiego pozostających bez zatrudnienia. Model kształcenia oparto o najwyższe standardy kształcenia, które będą zapewnione dzięki udziałowi niemieckiego partnera – Stowarzyszenie Promujące Dobry Sposób Życia (FAL e.V.). Projekt zakłada wykorzystanie innowacyjnego programu szkoleniowego „Twórca tynków glinianych”, który dzieli czynności związane z tynkowaniem na sześć grup: przygotowywanie i nakładanie tynków glinianych; konserwacja, naprawa i obróbka powierzchni tynków glinianych; projektowanie wnętrz z zastosowaniem tynków glinianych; elementy dekoracyjne z tynków glinianych; działalność w obszarze
18
Budować własnymi rękami może każdy.
tynkowania przy użyciu gliny. Dodatkowym celem projektu jest podniesienie świadomości pracodawców województwa wielkopolskiego oraz zwiększenie skuteczności aktywizacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych, osób powyżej 50 roku życia poprzez spotkania upowszechniające skierowane do podmiotów związanych z obszarem zielonych miejsc pracy. Faza badawcza i testująca Należy skupić się na dwóch głównych fazach projektu: badawczej i testującej. Pierwsza
cegły Mozajka na ścianie domu z gliny.
z nich już się rozpoczęła i dotyczy diagnozy sytuacji osób niepełnosprawnych (ON), osób powyżej 50 roku życia (P50); osób z doświadczeniem budowlanym i architektonicznym oraz bez takiego doświadczenia. Zbadane zostaną m. in.: bariery w znalezieniu pracy, braki rozwojowe i edukacyjne grup beneficjentów. Faza testowania odbędzie się w drugim kwartale 2013 roku, podczas której planowany jest udział osób niepełnosprawnych i osób powyżej 50 roku życia. Odbędą one szkolenia dla z zakresu tynkowania i otrzymają one dodatkowo wsparcie psychologiczne, doradztwo zawodowe. Przewidziano dla nich możliwość odbycia staży w firmach tynkarskich (szczegółowe informacje można uzyskać na stronie internetowej: www.naturalnetynkowanie.pl). Wojciech Owczarzak, koordynator przedsięwzięcia „Naturalne tynkowanie i wzornictwo – Natural Plastering and Finishing”
Dlaczego w Polsce warto budować domy z gliny? …ponieważ na powierzchni około 80% Polski znajduje sie glina oraz iły odpowiednie do wznoszenia domów w technologii suszonej. Trzeba to wyraźnie odróżniać od przydatności gliny do celów produkcji cegły wypalanej. W Polsce istniała tradycja różnorodnego zastosowania mieszanek z użyciem gliny suszonej od powszechnie znanej konstrukcji szachulcowej, przez mury z ziemi ubijanej, z wykorzystaniem polan drewna opałowego po mury z cegieł suszonych. W każdej z tych technologii wznoszono nie tylko proste domy na wsiach ale również pałace (Tarchomin) i domy w miastach. Warto poznać te zapomniane technologie, bo są one charakterystyczne dla niektórych regionów kraju np. szachulec – Pomorze i Pomorze Zachodnie, również w części Wielkopolski i Śląska, ale w odmiennych proporcjach bryły i zastosowaniach połączeń ciesielskich. Bez znajomości cech regionalnych architektury tracimy coś ważnego: tożsamość kulturową architektury i stajemy się „globalnie nijacy”. Jak długo trwają prace przy budowie - łącznie z czasem przystosowania do oddania w stan mieszkalny? Glinę przygotowujemy na jesień, a prace rozpoczynamy wiosną, aby pod koniec lata dom był gotowy do zamieszkania. Jakie są plusy i minusy mieszkania w domu z gliny? Domy z gliny są jak najbardziej normalne, zwłaszcza, że mają tradycje na naszych ziemiach przeszło 2000 lat, a betonowe tylko 100 lat. Jakie są średnie koszty utrzymania takiego domu na miesiąc, m.in. co jaki czas należy ogrzewać ściany? Proszę sobie przypomnieć działanie tradycyjnego pieca kaflowego – on ma dużą masę, a więc i dużą pojemność cieplną. Dom z gliny działa tak samo. Czy są projekty, które bezpośrednio, konkretnej osobie dadzą możliwość wsparcia w pozyskaniu finansów na budowanie takiego domu? Tak, szczegółów można się dowiedzieć w Stowarzyszeniu „Wędrowni Architekci” (61-779 Poznań, ul. Klasztorna 5/6, lok. 13).
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
19
recenzja
Pieśni słońca Il Divo
Muzyka pojednana ze śpiewem jest głosem międzynarodowej kultury, która domaga się nieustannego odkrywania jej piękna w tym, co jest artyzmem rytmu naszego życia – dzieje się tak wtedy, gdy na scenę wkracza talent do dzielenia się tym, co ważne kulturowo i społecznie. Jak bardziej wiarygodnie usłyszeć tą myśl, jeśli nie w ariach i pieśniach, które darują nam klimat słońca roztańczonego w hiszpańskim rytmie kastanietów, włoskich wzruszeń bądź portugalskiej odwagi? Taki też był koncert grupy Il Divo, która na zaproszenie agencji Prestige MJM przybyła na jedyny koncert do Polski, który odbył się 12 września 2012 roku w łódzkiej Atlas Arenie.
W
artość kulturowa wydarzenia spełniła się w interpretacjach pieśni przez czterech tenorów, którzy już od 2004 roku, występują jako Il Divo. W jego skład wchodzą: hiszpański baryton Carlos Marín, tenor Urs Toni Bühler, amerykański tenor David Miller i francuski tenor Sébastien Izambarb. Ich muzyczne ścieżki ukazują, że kompozycje kojarzone z klasyką gatunku nie muszą być wcale klasyczne w odbiorze, ale nade wszystko stają się popularne, przy zachowaniu jakości ich brzmienia i interpretacji. Krytycy muzyczni określają działalność Il Divo jako „operowy pop”, co dobitnie mówi o sposobie dialogu jaki prowadzą z publicznością i muzyką. Gdy już wsłuchujemy się w duszę ich, a przecież tak bardzo „naszej” muzyki, wiemy, że ten operowy pop określa zdolność do prowadzenia dialogu z publicznością za pomocą szczerze wyśpiewanych nut – i ta właśnie wartość jest najciekawsza w chwili obcowania ze sztuką Il Divo. Muzyka, która jest darem Pamiętam występy Kwartetu z Celine Dion, wzruszenie wiary w „I Believe In You”, „Regresa A Mi” wyśpiewane z Toni Braxton (hiszpańska wersja utworu „Unbreak My Heart”), pokłonienie się przed muzyką lat 80-tych w towarzystwie
20
Ogień pieśni Il Divo (jedyny taki koncert w Polsce – Atlas Arena, Gdańsk). amerykańskiej piosenkarki Barbry Streisand. Słyszę jak z ust Il Divo wiele narodów odczytuje radość, ból i zadziwienie nastrojów tradycji kulturowych wartej wyśpiewania w ponad 33 krajach, w tym 8 stolicach Europy. Dobrze jest komponować kulturę z takich emocji, jednać tych, którzy może – choć na co dzień nie potrafią umiłować tak swojego życia jak muzyki, wydają się być biednymi, potrzebującymi wsparcia i niedocenionymi, to w obliczu przeżyć artystycznych stają się bogaci. – O tym też śpiewa Il Divo – nie jest najważniejsze to kim jesteś dla samego siebie, ale czym potrafisz obdarować innych ludzi, bo gdy „świat staje w ogniu i nikt prócz Ciebie nie może mnie uratować”. „Sny bez gwiazd” nie istnieją jak nadzieja, która wybrzmiewa „Adagio”. „Zima się kiedyś skończy / tak jak przybyła / tak i odejdzie / roztopi w sercu cierpienie / jak śnieg w słońcu (…) Życie odzywa się pełnią oddechu w Tobie”. Godnie jest tworzyć piękny krajobraz, zapraszając publiczność w teatralną podróż z muzyką tego kwartetu – przyznaje dyrektor kreatywny Brian Burke, współpracujący z zespołem. W podróż, która trwa i w której każdy z nas jest jak nuta odnajdująca właściwy sobie ton w pieśni słońca.
Paszport muzyki Obywatelstwem duszy jest muzyka, która inspiruje, aby przekraczać realne granice naszych oczekiwań, marzeń, obcych krajów i rodzimych ojczyzn – dowodzi temu taka twórczość, która potrafi być pokłonem przed tradycją kształtowania się dziejów tego, co ważne dla narodu umiejscowionego „w tym najmniejszym ze światów” – na ziemi. I jeśli jest ona wyrazem patriotyzmu, to tym bardziej godna jest zasłuchania się w nią. Wystarczy wtedy jedna chwila, aby stała się ta muzyka paszportem…
S
potkałem ją po raz pierwszy na pięcioleciu Barki UK w Londynie. Stała wtedy przy brązowym fortepianie, trzymając w dłoniach mandolinę i swoją – czwartą już w dorobku płytę, zatytułowaną „Paszport”. Powiedziała – nie mam polskiego obywatelstwa, ale muzyka jest dla mnie sposobem na przekraczanie granic. Zagrała utwory będące wyrazem umiłowania polskiego kraju i historii osób, zdolnych poświęcić się dla jego bardziej godnego istnienia – szczególnie zaś dziejów Kazimierza Piechowskiego, polskiego harcerza, któremu, w przebraniu generała SS, udało się uciec z obozu koncentracyjnego w Auschwitz, w czerwcu 1942 roku. Katy Carr – bo o niej mowa jest brytyjską piosenkarką z polskimi korzeniami, związana z zespołem „The Aviators”. Przybyła później do Poznania i wzięcia udział w spotkaniu „Na łodzi Wspólnoty” w kawiarni „W Starej Piekarni” należącej do Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”. I znów opowiedziała o losach polskich partyzantów z II wojny światowej. Jak te kilka przywołanych faktów odnosi się do pragnienia wsłuchania się w echo refleksji
Katy Carr i jej „Paszport”. na temat płyty „Paszport”? Otóż, w przypadku Katy Carr takie fakty są najlepszym uwiarygodnieniem jej ścieżki twórczej – „Barka” bowiem jak żadna inna fundacja potrafi jednać działania artystyczne z ich wydźwiękiem społecznym. Poświadcza, że bez kontekstu społecznego, spotkań z ludźmi, którzy pragną podzielić się opowieścią o swoim życiu, nie można mówić o byciu artystą. Jego bowiem nie czynią oklaski, ale szybsze bicie serca osób zasłuchanych w jego twórczość. Taką też artystką wydaje się być Katy, która w swoim śpiewie, zaświadcza o istnieniu świata zapomnianego, ale takiego, który godny jest pamięci, o ile będziemy wstanie okazać szacunek przed tymi, bez których nie byłoby dzisiaj nas – bardziej świadomych niż „wczoraj” swojej historii. To „dzisiaj” wybrzmiewa nie tylko na „Paszporcie”, ale i we wcześniejszych kompozycjach. Wiosna przeżyć nadchodzi i stajemy się „Motylkiem”, który szuka swojej ojczyzny; „Alicją” o duszy rozkochanej w kompozycjach Fryderyka Chopina – to chwilowe ukojenie. Zaraz bowiem przyjdzie nam odnaleźć w sobie odwagę Niedźwiedzia „Wojtka”, który nosił kule żołnierzom; odkryć w sobie coś z tytułowego „Rozmaryna”, aby dowiedzieć się, że choć „dziś do ciebie przyjść nie mogę”, to warto walczyć i ginąć – tylko raz przecież. Słucham kolejnych utworów i słyszę jak rozwija się „czerwona, czerwona róża” – może to za nią właśnie czekać można w parku na ławce, w Wejmutce. Ona ma „czarne włosy” zielone oczy” – na tyle duże, aby zmieścił się w nich krajobraz Polski. On też we mnie gra. Dominik Górny (art. str. 20 i 21)
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
21
nasza twórczość
Malarz czasu odmierza usyychanie słońca Jestem kroplą światła gałązką na drzewie tr wania pragnieniem ognia w źródle Mój dźwięk przekwita a barwa cichhnie Jakk wrażlliwym jest pejzaż przemijania któremu wciąż brakuje ciepła D.GG.
Zdjęcie wykonał Andrzej Górczyński. Zostało ono uznane za najlepsze w konkursie „Okiem Seniora” (w kategorii „moje hobby”).
22
Młodzi Globalni Liderzy
Ocean moim domem
Enric Sala z rekinami – 10 metrów pod powierzchnią i 10 metrów nad dnem oceanu.
Doktor Enric Sala jest podróżnikiem „National Geographic”, jednym z najlepszych na świecie ekologów morskich, najmłodszym profesorem na prestiżowej Scripps Institution of Oceanography, badaczem w Hiszpańskiej Narodowej Radzie Badań Naukowych. W odległych zakątkach oceanów kieruje on elitarnymi zespołami badającymi podwodne światy: rzadko odwiedzane przez człowieka królestwa rekinów i ekosystemy raf koralowych. Rezultaty badań przekazywane są rządom państw, aby mogły skuteczniej chronić ostatnie, nietknięte cywilizacją miejsca na ziemi. Jak zaczęła się Twoja pasja do oceanów? Jako dziecko wychowywałem się na malowniczym Śródziemnomorskim Wybrzeżu Hiszpanii. Morze miało duży wpływ na moje wzrastanie, po części to ono mnie wychowało. Chłopięca ciekawość i chęć odkrycia w głębinach oceanu czegoś niezwykłego, podsycana była filmami Jacques’a Cousteau, które oglądałem z dużym zainteresowaniem. Pod wodą poznawałem inny świat, który silnie do mnie przemawiał. Miałem wrażenie, że do niego właśnie należę. Jakie niebezpieczeństwa napotyka się pod wodą? Wielu ludzi uważa, że największym niebezpieczeństwem w głębinach są rekiny. Szczerze mówiąc, bardziej obawiam się parzących meduz. Choć niebezpieczeństwem dla badaczy są zwykle silne prądy i fale. Ocean to żywioł.
Co w Twojej opinii jest największym zagrożeniem dla Morza Śródziemnego? Dzisiaj największym zagrożeniem jest rybołówstwo. Przez wieki człowiek dokonywał olbrzymich połowów ryb na Morzu Śródziemnym. Robimy to zresztą systematycznie i w tempie dużo szybszym niż ryby są w stanie nadążyć z reprodukcją. Do tego dochodzą zagrożenia związane z zanieczyszczeniami i zmianami klimatu. Zastanawiające jest w jakim stopniu ludzie zdają sobie sprawę, że ich działania wpływają zasadniczo na życie pod wodą… Potrzebna jest ciągła edukacja w tym kierunku. Człowiek zachowuje sie dość egoistycznie, zabierając z morza pożywienie i wrzucając tam w zamian wszystko, czego chce się pozbyć: ścieki, śmieci, pozostałości chemiczne…
23
Jak więc zatrzymać pogłębiającą sie dewastację systemów morskich? Należy łowić w sposób bardziej zrównoważony. W przeciwnym wypadku doprowadzimy do wyginięcia ryb dzikich. Potrzeba też więcej morskich parków narodowych. Obecnie tylko jeden procent powierzchni oceanu jest pod ochroną. Ostatnio w mediach pojawiły się informacje o chronionych parkach morskich. Jak przyjęto ten fenomen? Jakie są rezultaty? „Parki morskie” lub inaczej „rezerwaty morskie” są oznaczonymi obszarami, w ramach których połów ryb jest zabroniony. Wszystko po to, aby dać życiu morskiemu możliwość odbudowania się. W ciągu jednej dekady, w takich rezerwatach urodzaj ryb jest średnio pięciokrotnie większy. Wprowadzając rezerwaty morskie, spotkaliśmy się na początku z dużą opozycją środowisk rybackich. Jednak kiedy rybacy zobaczyli, że rezerwaty przyczyniają się do ponownego uzupełnienia populacji ryb, to zaczęli je akceptować. Rezerwaty są jak konta oszczędnościowe wytwarzające zysk, którym możemy się cieszyć. Na razie obejmują swoim zasięgiem zaledwie jeden procent oceanów. Niestety powstaje coraz więcej dużych firm łowieckich, które do połowu ryb wykorzystują najnowsze technologie. Więc, zapytasz, jak to możliwe, że w sytuacji pogłębiającego się deficytu ryb, rynki w Japonii, Europie czy Ameryce Północnej nadal są przepełnione rybami? Jedynym wyjaśnieniem jest fakt, że ryby, które widzimy na rynku pochodzą z dalszych i głęb-
tunki, ale musimy działać z rozwagą. Czy weszłybyście na pokład samolotu, gdyby wam powiedziano, że maszynie brakuje pewnych części mimo, że nie wiecie jaką funkcję pełnią te części? W jaki sposób pogodzić rozwój gospodarczy z ochroną środowiska? Ocean jest jak konto w banku, z którego każdy wybiera środki, a nikt nie wpłaca depozytu. Wkrótce na koncie nie będzie już pieniędzy. Musimy nauczyć się rozsądnie zarządzać kontem. Dobrze zarządzane łowiska przysporzą - w dłuższej perspektywie - miejsc pracy oraz środków pieniężnych, a połów ryb ponad stan zniszczy zarówno łowiska jak i możliwość utworzenia miejsc pracy. Jedynym rozwiązaniem jest równowaga, bo zasoby oceaniczne są ograniczone. Jakimi projektami zajmujesz się obecnie? Pracuję z przedsiębiorcami oraz organizacjami działającymi nad rozwojem nowego modelu parków morskich, które nie tylko wzmocnią życie pod wodą, ale także przyczynią się do utworzenia miejsc pracy i przysporzą bogactwa wspólnotom lokalnym. Pomagam też chronić ostatnie, dzikie miejsca w oceanie. Czy przynależność do grona Młodych Globalnych Liderów może pomóc w Twojej pracy? Młodzi Globalni Liderzy są niezwykłą grupą
szych gruntów rybnych. Na przykład 80% ryb zjadanych w Hiszpanii pochodzi z zagranicy. Natomiast połowa ryb, które zjadamy stanowią ryby hodowane na farmach. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że „podwodne systemy są jak samoloty” – co to oznacza? Morskie systemy są jak gigantyczne, ekologiczne maszyny składające się z tysięcy części czyli gatunków. Wszystkie te gatunki są potrzebne pod wodą, aby system funkcjonował. Możemy nie wiedzieć jaką rolę odgrywają poszczególne ga-
24
ludzi pochodzących z dziedzin: biznesu, polityki, mediów, społeczeństwa obywatelskiego… To niesamowita siła intelektualna. Współpraca z Młodymi Liderami pomaga mi sięgać tam, gdzie mój umysł nie byłby w stanie dotrzeć w pojedynkę. rozmawiały Marysia i Ewa Sadowskie zdjęcia: Manu San Felix
Fotogaleria
Enric Sala – mam swój podwodny świat.
Przy rafie koralowej.
25
opinie
Pozwólcie mi wygrać! Wielu z nas spędzało czas przed telewizorami bądź śledziło nagłówki gazet, licząc na informacje o sukcesach naszych Olimpijczyków. Może nieco za modą, albo dlatego, żeby nie popaść w koleje stadium przygnębienia, spowodowane występami naszych zawodników na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie – to znaczy poniżej pewnej „gwarantowanej” sumy medalowej. Dzisiaj wierzymy, że następnym razem będzie lepiej, śpiewając „Polacy nic się stało, nic się nie stało. ..”
P
ewnie i tak jest, ale na pewno dla znakomitej większości społeczeństwa, do której zaliczmy obywateli niepełnosprawnych – to, co wydarzyło się kilkanaście dni później jest powodem do dumy. Tak, właśnie Paraolimpiada, spowodowała, iż nie tylko mieliśmy powody do świętowania sukcesów, widząc (a może raczej słysząc czy czytając) zwycięstwa naszych paraolimpijczyków. I można powiedzieć, że zrobili to na przekór wszystkim i wszystkiemu. Zwyciężać na przekór Gdy wręczano niepełnosprawnym nominacje paraolimpijskie, poprzedzające udział w tym sportowym wydarzeniu, zabrakło Pana Prezydenta, Pana Premiera a nawet Pani Minister Sportu. Chciałbym wierzyć, iż brak wyżej wymienionych przedstawicieli RP spowodowany był czymś tak niezmiernie ważnym, co mogłoby usprawiedliwić ich nieobecność, a nie tyl-
26
ko faktem nierównego traktowania pełnosprawnych i niepełnosprawnych sportowców. Co do ministerstwa sportu – w mojej ocenie zasadnym jest jeszcze jedno pytanie: dlaczego tak bardzo różnicuje się wydatki na sport pełnosprawnych gdzie budżet to 130 milionów złotych i niepełnosprawnych – niespełna 9 milionów złotych? Pomimo tych wszelkich różnic – i równie ważnej dotyczącej nierównego zakresu dostępności do infrastruktury sportowej, do której mają dostęp pełnosprawni sportowcy, a dla sportowców niepełnosprawnych korzystanie z niej jest niejednokrotnie jak pływanie w basenie bez wody – zaryzykuję stwierdzeniem, iż winniśmy być dumni z naszej całej paraolimpijskiej reprezentacji. Niepełnosprawne przepisy czy zawodnicy? No i jeszcze sama podróż naszych Paraolimpijczyków do Londynu i bezduszne przepisy wewnętrzne Polskich Linii Lotniczych LOT, które czyniły niemożliwym zabranie części wózków startowych i osobistych oraz sprzętu rehabilitacyjnego. Przewoźnik zgodził się na przewiezienie do Londynu tylko część bagaży
Ceremonia otwarcia Igrzysk Paraolimpijskich. i sprzętu, który zmieścił się w przestrzeni bagażowej samolotów wynajętych i opłaconych przez Polski Komitet Paraolimpijski. Zupełnie niewytłumaczalne i pozbawione serca postępowanie mogło sprawić, iż nasz dorobek medalowy byłby znacznie mniejszy. Po raz kolejny to nie z walką, z chorobą czy z kalectwem przyszło nam się zmagać, ale z brakiem zrozumie-
Czy 9 miejsce w klasyfikacji medalowej, 5 ustanowionych rekordów świata, nie było tak ważnym wydarzeniem sportowym, aby zaleźć czas chociażby na częściową transmisję tych wydarzeń? Trudno sobie wyobrazić, co czuli nasi niepełnosprawni sportowcy, kiedy byli pytani przez działaczy sportowych o to jak rodzina i znajomi w kraju przeżywają ich zmagania paraolimpijskie i jakie musiało być zdziwienie, kiedy dowiadywali się, że żadna telewizja w Polsce nie prowadzi relacji na żywo!!! Sport fair play? Kolejna różnica jakiej doświadczyli niepełnosprawni sportowcy dotyczyła przyznania premii finansowych za zdobycie poszczególnych medali: 18 tysięcy złotych (złoty medal), 14 tysięcy (srebrny) i 9 tysięcy (brązowy). Są nawet tacy, którzy twierdzą, że to za dużo, w porównaniu do pełnosprawnych olimpijczyków. Przypomnę, że te kwoty wyniosły odpowiednio 120 ty-
„Pozwólcie mi wygrać lecz jeśli nie będę mógł wygrać, niech będę dzielny w swym wysiłku” nia i nietolerancji dla naszej niepełnosprawności. Ktoś złośliwy może powiedzieć, iż przepisy są przepisami, a nasi paraolimpijczycy mogli wybrać inny sposób podróżowania (np. na wózkach inwalidzkich) i nic by się nie stało, gdyby ich w Londynie zabrakło. Medale niedocenione? Na „podium”, oprócz niepełnosprawnych sportowców, znalazła się telewizja „z misją”. Jak się okazało tylko dwa państwa na świecie nie transmitowały Letnich Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie. Jako osoba niepełnosprawna (ponoć statystycznie, co siódmy Polak), „dziękuję” Telewizji Polskiej i innym stacjom telewizyjnym za transmisje dokumentującą zmagania i wysiłek niepełnosprawnych reprezentantów Polski. Podobnie było tylko w Pakistanie, gdzie telewizje również odmówiły transmisji. Czyżby dorobek 36 medali w tym 14 złotych, 13 srebrnych, 9 brązowych był mniej imponujący od 10 medali zdobytych przez przeszło dwukrotnie większą kadrę pełnosprawnych olimpijczyków?
sięcy zł, 90 tysięcy i 50 tysięcy. Jest to niezrozumiałe i nie znajdujące racjonalnego uzasadnienia dla zróżnicowania przyznawanych premii finansowych. Mimo wszystko znaleźli się i tacy, którzy z chorobliwym uporem twierdzą, iż zmagania osób doświadczonych przez los „ze sportem nie mają jednak wiele wspólnego…”. Czy naprawdę tak jest, że można mówić, iż to co widzieliśmy podczas igrzysk paraolimpijskich nie jest (nie było) sportem? Czy ktokolwiek ma prawo odmawiania prawa osobom niepełnosprawnym do uprawiania zawodowo bądź amatorsko sportu, zmagania się z własnymi słabościami? Czy większość społeczeństwa chce na co dzień oglądać tylko osoby z pierwszych stron czasopism – „ludzi zdrowych, pięknych, silnych, uczciwych, mądrych”? Gdzie pozostali, którzy często nie spełniają standardów określonych powyżej? Czyżby nie mieli prawa „podejmować ryzyka marzenia i tworzenia, ponoszenia porażek i zwyciężania…”? Sławomir Spaczyński
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
27
współczesne problemy świata
Etiopczycy ryzykują życiem dla europejskiego raju – Szwajcaria to raj – szepcze Yonas – chcę tam mieszkać. Uchodźca z Erytrei nie jest jedynym, gotowym zaryzykować życie dla snu o utopii. W obozie uchodźców Mai-Aini na północy Etiopii, tysiące osób marzy o dobrym życiu w Europie. Niektórzy decydują się na ryzykowną podróż, inni zastanawiają się, czy warto kusić los.
Y
onas leży na ubitej glinianej podłodze, krzyżuje ręce za plecami, a nogi ma podkulone pod siebie. – Właśnie tak zakuwali mnie w kajdanki w więzieniu tortur, zbudowanym przez Włochów. Godzinami. Nazywali je „otto”, po włosku „ósemka”, ponieważ ciało układa się w kształt ósemki – mówi Yonas. Blizny na nadgarstkach i kostkach ciągle przypominają o bólu, przez który przeszedł. Na szczęście 36-latek ciągle ma dłonie i stopy, pomimo braku krążenia. Inny więzień nie miał tyle szczęścia.
Granice ucieczki Yonasa Yonas wylądował w więzieniu, ponieważ próbował uciec z wojska po 14 latach służby. Po roku i dwóch miesiącach w więzieniu jego ciało było zdewastowane lecz jego wola ucieczki z totalitarnego reżimu prezydenta Isayasa Afewerki była nadal silna. Yonas znów uciekł. Przez cztery miesiące ukrywał się w domu wujka, po czym ponownie próbował zbiec z kraju, tym razem z han-
dlarzem ludźmi czy też, jak nazywają ich w Erytrei – „pilotem”. Koledzy Yonasa, którym już udało się uciec wysłali mu pieniądze dla „pilota” ze Szwecji, USA i Szwajcarii do erytrejskiej stolicy Asmary. W ciągu dnia Yonas i „pilot” ukrywali się w jaskiniach, w nocy biegali pomiędzy minami i erytrejskimi żołnierzami, którzy strzelali bez ostrzeżenia. Wreszcie dotarli do rzeki Merebe, która stanowi granicę między Erytreą i Etiopią. Yonas przebrnął przez wyschniętą rzekę graniczną, ale został schwytany przez etiopskich żołnierzy i zabrany do Mai-Aini w etiopskich górach. Było to ponad trzy lata temu. Nie miał zamiaru zatrzymywać się tam tak długo. Jego przyjacielowi Ambesajer’owi, który uciekł wiele lat wcześniej, udało się zbiec przez Sudan, Libię i Włochy do Szwajcarii. Yonas zapisał jego szwajcarski numer w swoim telefonie. Poza kilkoma etiopskimi numerami, w telefonie ma zapisane tylko z zagranicy: USA, Kanady, Australii, Szwecji, Szwajcarii. Numery, które mają być dowodem na to, że lepsze życie jest możliwe, numery, które są obietnicą. – Od kiedy upadł reżim Kaddafiego, Libijczycy myślą, że jesteśmy jego najemnikami i zabijają nas. Jeśli próbujesz przedostać się do Europy przez Izrael, często na swojej drodze spotykasz bandytów, którzy zabijają, aby sprzedawać nasze organy. Możesz zarobić tysiące dolarów za nerkę. Mój przyjaciel Ambesajer powiedział, żebym nie próbował. Zbyt niebezpiecznie. Podróż do raju Habtu Russom
W kolejce po wodę w obozie uchodźców Aini Mai w północnej Etiopii. (zdjęcie: Philipp Hedemann)
28
Dla Habtu Russom obietnica życia na Zachodzie była większa niż ryzyko przedostania się tam. Przez siedem lat ten student informatyki próbował uciekać Raz prawie udało mu się do-
ła 518 osób. Po 20 godzinach łódź wpłynęła pitan nie w ogromny sztorm. Ponieważ iracki kapitan znał ani słowa po angielsku, Russom musiał przez radio nadać „mayday”. – Po kilku u godzinach przypłynęło kilka statków. Ale oni się nas bali. Dopiero, gdy kobiety pokazały swoje oje dzieci, zabrali nas na pokład – wspomina Russom. som. czekując Uchodźcy wylądowali w areszcie, oczekując u głodona deportację na Maltę. Pomimo strajku wego, polecieli z powrotem do Asmary.. Gdy przyjęto go do tego samego więzienia, strażnicy przywitali go słowami „Witaj w domu”. W 2009 roku Russomowi udało się znów uciec. Tym rapii. zem został w obozie uchodźców w Etiopii. Obietnica jutra
Habtu Russom dotarł na Maltę, został wysłany z powrotem. W obozie dla uchodźców Aini Mai w północnej Etiopii, opowiada swoją historię. (zdjęcie: Philipp Hedemann)
stać do rzekomego raju... prawie. „Ludzie myślą, że wszystko się uda jak tylko znajdą się w Europie, ale życie w raju może jednocześnie być piekłem, jeśli jesteś nielegalnym imigrantem”. Ostatnio, gdy uciekał do Europy Russom przekroczył granicę z Sudanem. Po drugiej stronie zapłacił 300 dolarów handlarzom ludźmi, aby zabrali go do stolicy Sudanu – Chartumu. Tam osiłki powiedziały mu, że znajdzie dobrze płatną pracę, a potem dalej ruszy w kierunku Europy. 24 mężczyzn i kobiet, którzy im uwierzyli zostali wciśnięci na tył pickupa Toyoty. Handlarze ludźmi zakryli ich jakimś materiałem i jechali bocznymi drogami do Chartumu. Tylko 23 z 24 żywo dotarło do pierwszego przystanku swojej odysei. „Jedna kobieta udusiła się pod materiałem. Miała na imię Tsigue. Miała tylko 24 lata”. W Chartumie Russom zapłacił kolejne tysiąc dolarów. Za te pieniądze handlarze mieli zabrać go na libijskie wybrzeże. Tym razem wcisnęli 38 osób na pickupa. Po trzech dniach samochód zepsuł się na pustyni. Gangsterom zajęło 15 dni, aby ponownie uruchomić samochód. Dolewali olej silnikowy do wody uchodźców, aby mniej pili. W nocy gwałcili kobiety, a ich wspólnicy rozprawiali się z ich mężami kałasznikowem. Gdy zdesperowani uchodźcy w końcu dotarli do wybrzeża, w przyczepie samochodu było trochę więcej miejsca. 2 kobiety i sześciu mężczyzn nie przeżyło. Ich ciała wyrzucono z przyczepy. Najgorsze miało dopiero nadejść. Niedaleko nabrzeżnego miasta Zliten w Libii, Russom wszedł na pokład łodzi rybackiej, która nie nadawała się do wypłynięcia. Było tam z nim jeszcze
hają opo– Uchodźcy w obozach rzadko słuchają wieści osób, którym nie udało się uciec.. Zauważają tylko jak ktoś dotrze do Europy i wysyła ysyła pieniądze do Erytrei – dodaje 26-latek Andemariam demariam Yemane, który mieszka w Mai-Aini od 1217 217 dni. Ten były student dziennikarstwa pięć razy azy w tygodniu przekazuje współwięźniom przez ez radiowęzeł o wiadomości z obozu i świata. Często informuje o niebezpieczeństwach, które napotkały tych, którzy uciekli. – Ludzie myślą, że wszystko wyjdzie idealnie jak tylko do dotrą Europy. opy. Ale to życie w raju może być również piekłem – mówi dziennikarz. Yordanos Tewelde słucha głosu z radiowęzła. Razem z koleżanką, 15-latka atka uciekła z Erytrei 18 miesięcy temu. Chciała podążyć za swoim ojcem do Szwajcarii, ale w obozie bozie dowiedziała się, że wiele kobiet pada ofiarą arą gwałtów po drodze do Europy, więc zdecydowała owała się na razie pozostać. – Mój ojciec obiecał mi, że ściągnie mnie do Szwajcarii – mówi Yordanos. rdanos. Jest przekonana, że tak będzie. Philipp Hedemann tłum. Karina Gąsiorowska ąsiorowska
Aynome Hadgu przyszła do obozu uchodźców Erytrei Aini Mai w północnej Etiopii, bez rodziców, gdy miała 11 lat. (zdjęcie: Philipp Hedemann)
29
Mistrzowie Pracy Organicznej
Marzyciel, konserwatysta… Zanim runął sowiecki blok, na polskiej scenie politycznej pojawiło się wiele osób gotowych poświęcić życie dla idei wolności. W gronie zaangażowanych w przywrócenie prawdy w stłamszonym przez socjalizm świecie znalazł się Mirosław Dzielski.
P
rzyszedł na świat 14 listopada 1941 roku w Bochni. Rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, a po ich ukończeniu podjął pracę w Zakładzie Filozofii Nauk Przyrodniczych. Na uczelni jawnie opowiadał się przeciw marksistowsko-leninowskim poglądom. W tych czasach publikował między innymi w „Studiach Filozoficznych”, „Magazynie Kulturalnym”, „Zeszytach Naukowych” i w „Znaku”. Kiedy ideologia nie jest wolnością Włączył się w działalność opozycyjną, publikując w 1979 roku w podziemnym piśmie „Merkuryusz Krakowski i światowy” tekst „Jak zachować władzę w PRL?”. Był on propozycją zawarcia ugody z komunistami na zasadzie rezygnacji z utopii socjalistycznej oraz wprowadzenia zasad liberalizmu ekonomicznego. Była to koncepcja „antykomunizmu twórczego”, polegająca na stanowczej opozycji wobec ideologicznej utopii przy gotowości do politycznej ugody z reżimem. Dla Dzielskiego najważniej-
sze było zdobycie wolności, której nie utożsamiał jedynie z ustrojem demokratycznym. Uważał, że najpierw należy upowszechnić wolność w sferze gospodarczej, aby później wolnymi krokami wprowadzić wspomniany ustrój. Krytykował rewolucyjne formy działania. Proponował kompromis z władzami komunistycznymi, który polegał na zachowaniu przez komunistów władzy politycznej, kosztem odejścia od gospodarki socjalistycznej. Miało się to przysłużyć uzyskaniu wolności ekonomicznej dedykowanej obywatelom, w celu uzyskania spokoju społecznego, dania możliwości bogacenia się społeczeństwa i nieskrępowanej działalności na rynku. Uważał, że nie należy występować przeciwko konkretnym osobom lecz przeciw ideologii. Metoda Dzielskiego Kompromis jaki zaproponował Dzielski był połączeniem liberalizmu ekonomicznego z zasadami etyki chrześcijańskiej. Moralnym fundamentem jego programu było chrześcijańskie
W 1996 roku powstało w Krakowie Centrum im. Mirosława Dzielskiego, stworzone przez wszystkich tych, którym bliska jest idea wolności. Dzięki działalności Centrum idee promowane przez patrona docierają dziś do coraz szerszych kręgów. Służy temu w szczególny sposób Nagroda Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności”, która przyjęła imię Mirosława Dzielskiego. 30
micznych pozwalających na łagodną restrukturyzację państwowych ośrodków przemysłowych. Życie dla czynu poświęcone
… Właściwie postrzegać samorządność – Mirosław Dzielski. wybaczenie. W społeczeństwie kapitalistycznym, opartym na produkcji zorganizowanej przez rynek, każdy kto chce się wzbogacić pracuje wydajniej, bo dla siebie – mawiał. Natomiast w socjalizmie, gdzie dochód narodowy jest rozdzielany przez rząd, każdy czeka, aż przypadnie mu w podziale dochód z pracy innego człowieka. Nienawiścią przebraną w szaty miłości i wierzącą na dodatek szczerze, że jest miłością – oto czym jest socjalizm – mawiał. Poglądy Dzielskiego nie zawsze znajdowały zrozumienie dominujących nurtów polskiej opozycji demokratycznej. Mimo to jego podejście zaowocowało licznymi inicjatywami, które z perspektywy lat wymagają szczególnego uznania. Należał do nich między innymi program tworzenia specjalnych stref ekono-
Mirosław Dzielski z synem. (fot.: archiwum domowe prof. Marii Dzielskiej).
Po powstaniu krakowskiej „Solidarności” Dzielski nie zamierzał angażować się w działalność związkową. Został jednak powołany na rzecznika prasowego tego ruchu i doradcę Komisji Robotniczej Hutników w Hucie imienia Lenina. W środowisku robotniczym szerzył ideę kapitalizmu jako jedyną szansę dla mas pracujących. Postulował stworzenie wielu drobnych, współpracujących ze sobą firm, które miałyby wydźwignąć z kryzysu polską gospodarkę. W czerwcu 1981 roku, z jego inicjatywy na Uniwersytecie Jagiellońskim powstał Klub Inicjatyw Gospodarczych. Z kolei sam Dzielski, w stanie wojennym współpracował z krakowskim pismem podziemnym „13”. Został nawet jego redaktorem naczelnym i głównym publicystą. Czasopismo to zostało w środowisku opozycyjnym uznane za najlepsze, ponieważ jako jedyne popularyzowało ideę wolnego rynku, przedstawiając szeroki program odbudowy obyczajów i instytucji, niszczonych w okresie komunizmu, a niezbędnych dla powodzenia wielkich zmian politycznych, jakie miały czekać Polskę. Praca organiczna podejmowana przez Dzielskiego miała wiele wymiarów. Współpracował z konserwatywno-liberalnym kwartalnikiem „Stańczyk”, był współtwórcą i wiceprezesem Klubu Myśli Politycznej „Dziekania”, inicjatorem prawicowego salonu politycznego i popularyzatorem idei tworzenia towarzystw gospodarczych, czego rezultatem stała się zarejestrowana w grudniu 1988 roku, Akcja Gospodarcza. Współtworzył Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe. W 1987 roku został członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej, gdzie opracowywał projekty fundacji na rzecz rozwoju polskiego rolnictwa. Rada miała pełnić rolę etycznego „obserwatora” podczas zmagań dwóch sił: rządu i „Solidarności”. Od grudnia 1988 roku był członkiem Komitetu Obywatelskiego Lecha Wałęsy. W styczniu 1989 roku wyjechał na stypendium do Stanów Zjednoczonych. Zmarł na chorobę nowotworową 15 października 1989 roku w wieku niespełna 48 lat, w miejscowości Bethesda, znajdującej się niedaleko Waszyngtonu. Jego ciało spoczęło na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie. Justyna Fręśko
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
31
ekonomia społeczna
W Częstochowie Od stycznia do końca sierpnia 2012 roku uczestnicy Centrum Integracji Społecznej w Częstochowie wpłacili do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej na rzecz swoich zadłużeń łącznie ponad 58 tysięcy złotych.
P
rezydent Miasta Częstochowy, Krzysztof Matyjaszczyk, znalazł sposób jak bez stosowania drastycznych metod windykacyjnych, można uporać się z problemem niepłacenia czynszu za lokale gminne i jednocześnie pomóc ludziom wyjść z długotrwałego bezrobocia. W celu oddłużenia lokatorów prezydent Częstochowy wprowadził program mający na celu zmniejszenie zadłużenia mieszkańców z tytułu zalegania z opłatami czynszowymi za mieszkania komunalne. Realizację tego programu powierzył Zakładowi Gospodarki Mieszkaniowej TBS Sp. z o.o. czyli spółce miejskiej administrującej lokalami znajdującymi się w zasobach gminy oraz Centrum Integracji Społecznej. Aby program mógł skutecznie funkcjonować i przynosić efekty zarówno dla mieszkańców jak i całego miasta - zawiązano ścisłą współpracę pomiędzy Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej TBS Sp. z o.o., Centrum Integracji Społecznej, Powiatowym Urzędem Pracy oraz Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Tak powstało partnerstwo lokalne Miasta Częstochowa. Program to dobre wyjście dla każdej ze stron Dzięki uczestnictwu w programie, długotrwale bezrobotni mieszkańcy zdobywają zatrudnienie zaliczane do stażu pracy, świadczenie socjalne, ubezpieczenie, doświadczenie zawodowe. Uczestnicy mają na czas trwania programu wstrzymaną procedurę windykacyjną. Dla osób, które systematycznie wywiązywały się ze spłaty deklarowanej wcześniej kwoty, przewidziane jest umarzanie odsetek. Z kolei Zakład Gospodarki
Aw
Mieszkaniowej zyskuje - poza bardzo dobrze wykonaną usługą porządkową - pieniądze na spłatę zadłużenia czynszowego. Osoba będąca pełnoprawnym uczestnikiem programu pisemnie deklaruje kwotę comiesięcznej wpłaty na poczet uregulowania narosłego zadłużenia. Ustala się to indywidualnie, ale nie więcej niż 50 % świadczenia. Dzięki zatrudnianiu w Centrum Integracji Społecznej Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zostaje w znacznym stopniu odciążony od wypłacanych świadczeń. Zyskuje na tym również Powiatowy Urząd Pracy, ponieważ zmniejsza się grono osób o długotrwałym bezrobociu. Program wprowadzony w Częstochowie jest z pewnością innowacją w dziedzinie gospodarki mieszkaniowej, ale również w sferze socjalnej. Po raz pierwszy udało się stworzyć prawdziwe połączenie różnych sfer działalności podmiotów podlegających pod Urząd Miasta. Program ruszył rok temu… W programie może wziąć udział każdy, kto zalega z opłatami czynszowymi z tytułu najmu lokalu gminnego, jest zarejestrowany w Powiatowym Urzędzie Pracy i jednocześnie posiada status osoby bezrobotnej (główny najemca lokalu, osoby w nim zameldowane lub zamieszkujące). Okres uczestnictwa w Centrum Integracji Społecznej trwa rok, jednak kierownik takiego Centrum może w wyjątkowych przypadkach przedłużyć ten czas do 1,5 roku. Uczestnicy Centrum otrzymują comiesięczne świadczenie integracyjne. W okresie próbnym - przez pierwszy mie-
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.
32
można.
Twoim mieście? siąc - uczestnik otrzymuje 50% zasiłku dla bezrobotnych. W kolejnych 11. lub 17. miesiącach jest to 100% zasiłku dla bezrobotnych. Na takich warunkach pierwsi uczestnicy programu rozpoczęli pracę 15 listopada 2011 roku.
Częstochowa
z uczestnictwa. Nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji finansowych czy prawnych. Barbara Sadowska, koordynator projektu ZSWES z ramienia Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”
W programie uczestniczy 76 osób Uczestnicy programu pracują w tygodniu maksymalnie 7 godzin dziennie. Raz w tygodniu odbywają się spotkania z psychologiem i doradcą zawodowym, zajęcia sportowe i kulturalno-oświatowe. Weekendy są wolne od pracy. Centrum Integracji Społecznej podzielone jest na mniejsze grupy, a do każdej z nich przydzielony jest instruktor. Wspólnie świadczą oni przede wszystkim usługi porządkowe zlecone przez Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Są to m.in.: stałe utrzymanie czystości wewnątrz budynków gminnych oraz terenów przynależnych do nich (np. zamiatanie klatek schodowych, mycie okien, porządkowanie strychów i piwnic, a w terenie: pielęgnacja zieleni, koszenie trawy, przycinanie krzewów, jesienią grabienie liści, zimą odśnieżanie uliczek osiedlowych i chodników, posypywanie ich piaskiem oraz solą itp.). Do programu zostało pisemnie zaproszonych około 500 osób, z których blisko 200 osób zostało poinformowanych telefonicznie, natomiast około 400 powiadomiono osobiście przez pracowników Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Jeśli osoba w trakcie trwania programu sama znajdzie lepiej płatną pracę, to w każdej chwili może zrezygnować
Procedura krok po kroku:
udzieleniu wstępnej informacji na temat programu 1 PoPracownicy Biura Zamiany Mieszkań Zakładu Gospodar-
ki Mieszkaniowej - odpowiedzialni również za koordynację pracy Centrum Integracji Społecznej (CIS) - kierują zainteresowaną osobę do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (MOPS).
MOPS osoba przechodzi pełną weryfikację (zdiagno2 Wzowanie sytuacji życiowej, tj. sytuacji osobistej, rodzinnej,
zawodowej, materialnej, zdrowotnej etc.)., W przypadku pozytywnego wyniku otrzymuje skierowanie do programu CIS.
podjęciem pracy w CIS skierowana osoba prze3 Przed chodzi badanie lekarskie (czy nie ma żadnych przeciw-
wskazań do podjęcia pracy) oraz szkolenie BHP. Koszty badania lekarskiego i szkolenia BHP ponosi CIS.
umowy z CIS. Od tego momentu osoba staje 4 Podpisanie się pełnoprawnym uczestnikiem CIS. w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej, gdzie 5 Wizyta uczestnik pisemnie deklaruje wysokość comiesięcznej spłaty swojego zadłużenia.
bank przelewa z konta uczestnika na konto 6 CoZGMmiesiąc zadeklarowaną kwotę spłaty zadłużenia.
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.
33
ekonomia społeczna
Ulhówek, mała – w Największy zakład pracy w Ulhówku to Centrum Integracji Społecznej (CIS), który działa od czerwca tego roku. CIS to szansa dla tych, którzy wypadli z głównego nurtu na rynku pracy. Ich szanse malały z reguły z roku na rok, nie dając realnej nadziei na powrót do zatrudnienia. CIS pomaga wystartować ponownie. Potrzebne są więc odpowiedzialne środowiska lokalne, które utworzą takie centra w miejscach pomocy społecznej. Potrzebne są takim środowiskom jak gmina Ulhówek.
U
lhówek to popegeerowska gmina wiejska położona w województwie lubelskim, w powiecie tomaszowskim na terenie Równiny Bełskiej. To najbardziej peryferyjnie położona siedziba gminy względem miasta wojewódzkiego. W skład gminy wchodzą 24 sołectwa. Położenie gminy jest bardzo niekorzystne, zarówno w skali mikro (powiatu), jak i makro (województwa oraz kraju). Dostępność komunikacyjna jest ograniczona, brakuje większych przedsiębiorstw czy fabryk, a słaba struktura gospodarcza oparta jest głównie na rozdrobnionym rolnictwie.
czyzna powyżej 10 litrów czystego spirytusu rocznie a kobieta 7,5 litra). Ponad 122 tysięcy bezrobotnych na Lubelszczyźnie W powiecie tomaszowskim poziom bezrobocia szacowany jest na ponad 17%, przy czym w całym województwie jest to 13,3%. W zeszłym roku liczba bezrobotnych na Lubelszczyźnie wynosiła 122,4 tysiące tj. o 2,3% więcej niż w 2010 roku. W tym samym czasie liczba ofert pracy spadła o 42,5%. W czerwcu tego roku powstał CIS, który jest odpowiedzią na wszystkie te problemy i ma wprowadzić długotrwałe zmiany w niwelowaniu bezrobocia w gminie.
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej pochłania 30% budżetu
Praca ratuje rodzinę
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Ulhówku utworzony został w 1990 roku. Obecnie pochłania 30% budżetu gminy. Do najważniejszych problemów należą tutaj: ubóstwo, dysfunkcje w rodzinie, bezrobocie i alkoholizm, który wpływa znacząco na wzrost zagrożenia wykluczeniem społecznym w Ulhówku. O natężeniu tego problemu świadczą również fakty: Średnie roczne spożycie napojów alkoholowych w litrach na jednego konsumenta w województwie lubelskim jest wyższe od średniej krajowej i wynosi 3,88 litra (kraj – 3,67 litra). W strukturze spożycia dominują napoje spirytusowe przed piwem i winem. Co dziesiąty konsument pije alkohol w sposób ryzykowny (męż-
W trzech warsztatach prowadzonych przez CIS uczestniczą 24 osoby. Najczęściej są to osoby, które z różnych powodów były w trudnej sytuacji życiowej, nie potrafiły odnaleźć się na rynku pracy, utraciły umiejętność komunikacji interpersonalnej i integracji ze społeczeństwem. Uczestnicy są podzieleni na kilkuosobowe grupy, które pracują wraz z instruktorem, wykonując zlecenia na rzecz gminy, gminnej spółki wodnej i prywatnych przedsiębiorców. Dzięki tym zleceniom CIS jest podmiotem samofinansującym się, niewymagającym dotacji ze strony gminy, a uczestnicy otrzymują świadczenie integracyjne w wysokości około 700 złotych, które jest wynagrodzeniem za ich pracę. Praca jest zresztą największym atutem centrum, gdyż dzięki niej rozpoczyna się w człowieku pro-
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.
34
ielka gmina Ulhówek
Zaloga warsztatu remontowo – budowlanego przed wejsciem do budynku CIS. ces przełamywania starych nawyków, nabierania wiary w swój potencjał. Praca nierzadko ratuje całą rodzinę, daje możliwość przełamania stereotypów i wejścia na rynek, pomimo często długoletniej niemocy tradycyjnej pomocy społecznej. Partnerstwo lokalne na rzecz społecznej gospodarki rynkowej Utworzenie Centrum jest konsekwencją wielu spotkań przedstawicieli różnych instytucji. Grupa ta, tzw. partnerstwo lokalne, spotykała się regularnie od lipca 2011 roku, aby dyskutować i wspólnie opracować plan poprawy sytuacji osób wykluczanych społecznie. Partnerzy podjęli też decyzję o podpisania porozumienia będącego nieformalną platformą współpracy o nazwie „Partnerstwo Ziemi Ulhóweckiej”. Jego sygnatariusze są żywo Sygnatariusze „Porozumienia o współpracy na rzecz rozwoju społecznej gospodarki rynkowej w Ulhówku”: Urząd Gminy Ulhówek – Wójt, Sekretarz, Skarbnik; Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej; Powiatowy Urząd Pracy w Tomaszowie Lubelski; Rada Powiatu; Radni; Dyrekcja Szkoły Podstawowej w Hubinku; Dyrekcja Szkoły Podstawowej w Tarnoszynie; Dyrekcja Zespołu Szkół w Ulhówku; Stowarzyszenie Pomocna Dłoń; Stowarzyszenie Kresowe Wspólny Cel; Polski Komitet Pomocy Społecznej w Ulhówku; Klub Seniora Ulhówek; Sołtysi.
Rozmowa z uczestnikiem CIS. zaangażowani w trwałość i skuteczność CIS. Wójt gminy Łukasz Kłębka powołał nawet samorządowy zakład budżetowy, który działa jako Centrum Integracji Społecznej, obrazując postęp w Ulhówku takimi oto słowami: – Na początku nie było w nas wiary, że się uda, że 30 osób znajdzie pracę w tym trudnym okresie. Po kilku miesiącach, w marcu tego roku, mieliśmy już pozytywne odpowiedzi od Urzędu Marszałkowskiego, że środki na nasz CIS się znalazły. To nie było łatwe. Co najmniej raz w tygodniu jeździliśmy do Lublina, żeby przekonać urzędników, że to się może udać. Byliśmy z wizytą w Liverpoolu, gdzie obserwowaliśmy 20-letnie doświadczenie Anglii. Zebraliśmy tam wiele dobrych doświadczeń, które chcemy wykorzystać u nas. Starosta Sanocki też chciałby włączyć się w takie działania. W Wielkopolsce są zaskoczeni jak to się u nas w pół roku udało. Ale udało się i wspólnie cieszymy się z tego. Dagmara Szlandrowicz
Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.
35
lokalne sprawy – krajowy wydźwięk
Uliczna muzyka bez mandatu W piątek 28 września 2012 roku, u zbiegu ulic Szkolnej i Paderewskiego na poznańskim Starym Rynku, było spotkanie muzyków będące zarazem protestem przeciwko złemu potraktowaniu ulicznego muzyka – Tadeusza Lisa. 5 tygodni wcześniej został on właśnie tam ukarany mandatem Straży Miejskiej podczas grania na gitarze któregoś z bluesowych utworów, pod zarzutem uciążliwego hałasowania w miejscu publicznym.
T
o kuriozum, jako że Lis gra na gitarze akustycznej, śpiewa i graj na ustnej harmonijce, wystukując rytm nogą na tamburynie. Trudno uznać jego występy za hałas, a tym bardziej „uporczywy”, jak to określono na blankiecie mandatu. Ten absurdalny zarzut zdenerwował około 30 muzyków z całej Polski (z Piły, Leszna, ze Śląska), niekoniecznie występujących na ulicach. Urządzili przemarsz protestacyjny od Starego Rynku przez ulicę 27 Grudnia do „Stajenki Pegaza” przy Alei Niepodległości. Niektórzy grali. Od bluesa do Bacha Szczególny popis gry dał niewidomy saksofonista, poważnie chory – Włodek Janowski. Wystąpił również świetny wirtuoz akordeonu, który w ten sposób wykazał poparcie dla muzyki wykonywanej na ulicy. Muzycy dali swoisty koncert – występowali solo, czasem tworząc naprędce Sztuka ulicznych muzyków wygrywa z brakiem wrażliwości na ludzką biedę i artyzm. Udowodnił to wyrok Sądu Rejonowego w Poznaniu, który uchylił mandat dla Tadeusza Lisa, uznając straż miejską za nadgorliwą. Lis miał zagrać podczas rozprawy. Przybył na salę z całym instrumentarium i wzmacniaczem. I choć sąd uznał, że koncertu jednak nie będzie, to muzyk zagrał dla mieszkańców Poznania, przed gmachem sądu. Zdaniem sędziego, prezentowana przez Lisa muzyka jest stonowana, melodyjna i spełnia kryteria Ulicznego Przedsiębiorstwa Rozrywkowego, jak mówi o sobie artysta…
36
zespół, grając od godziny 17.30 do prawie 22-ej. Grali bluesa, piosenki biesiadne, hity Beatlesów, Czerwonych Gitar, piosenki ludowe, polskie przeboje z lat 60-tych i 90-tych, reggae, fragmenty oper, musicalowe hity, muzykę filmową, klasykę gitarową, angielskojęzyczne przeboje lat 70-tych i 80-tych, rock, country, jazz, piosenki amerykańskie, polskie tańce ludowe, a nawet utwory Bacha („Aria na strunie g”, „Jesus bleibet meine Freude”), czy nawet temat z chorału protestanckiego. Tajemniczą postacią był młody chłopak Bartek – przechodzień. Gdy dowiedział się z jakiej okazji są te muzyczne popisy, w ramach solidarności z muzykami wziął gitarę i pięknie zaprezentował kilka kawałków Dżemu. Szkoda, że nie dotrwał do końca, bo mógł wystąpić wspólnie z ex perkusitą Dżemu – Michałem Giercuszkiewiczem, gitarzystą Krzaka – Leszkiem Widnerem, bastistą ex Bandu Irka Dudka – Mirkiem Rzepą i Janem „Kyksem” Skrzekiem. Ci śląscy bluesmami także przybyli do Poznania w solidarności z Tadeuszem Lisem. Muzykiem jest się wszędzie Wieczorny chłód spowodował, że szeregi grających powoli ulegały przerzedzeniu. Około godziny 22 muzyczne popisy umilkły i brać artystyczna rozeszła się – jedni do swoich domów, inni na pociąg , aby dojechać do swoich miejscowości. A Tadeusz Lis cieszył się, iż muzycy poparli jego zdanie, że muzyka nie jest hałasem, że muzykiem jest się wszędzie – niekoniecznie i nie zawsze na sali koncertowej. Można bowiem nawet - według Tadeusza Lisa – grać nawet w WC, prezentując tam prawdziwą sztukę. Mniszka Brudnica autor grafiki: Jerzy Pietrzykowski
ekonomia mia solidarna
Klient nasz Pan Taki tytuł miał artykuł w poprzednim wydaniu „Gazety Ulicznej”. W tym druga jego część. Administracja publiczna – tu przechodzimy do drugiej kwestii – jest aparatem pomocniczym władzy publicznej, która z kolei realizuje obowiązki wspólnoty prawnej (samorządowej lub państwowej) (…). Przyjmując ten sposób rozumowania, partnerem urzędnika będzie tylko obywatel, ponieważ to z racji obywatelstwa (a nie z relacji handlowych, które zakłada pojęcie klienta) wynikają określone obowiązki i uprawnienia wobec państwa.
B
ogaty asortyment usług w wielu dziedzinach oferuje np. Cyfrowy Urząd Województwa Warmińsko-Mazurskiego – wspólna platforma samorządowa pod auspicjami tamtejszego Urzędu Marszałkowskiego. Jeśli więc, drogi Kliencie, planujesz np. zakup psa rasy chart lub z domieszką krwi tego szlachetnego gatunku, złóż stosowny wniosek, uiść należną opłatę, a usługa – czyli wydanie zezwolenia na posiadanie zwierzaka – zostanie zrealizowana do pierwszego dnia miesiąca (…). Podobnych przykładów znaleźć można bez liku (…). Jeśli zatem poziom usługi pod nazwą „wydanie paszportu” w województwie mazowieckim nie sprostał moim oczekiwaniom, czy o następny mogę ubiegać się, dajmy na to, w województwie opolskim? Może tam urzędnicy okażą się sprawniejsi, milsi, może kolejka będzie krótsza, a opłaty niższe? Pytanie jest retoryczne, gdyż o urzędzie realizującym ową „usługę” decyduje miejsce zamieszkania (zameldowania). Koniec, kropka. „Mission Impossible” czy „Miś”? Wśród pozornych, ale przecież spektakularnych działań podejmowanych w administracji publicznej warto jeszcze wspomnieć o misji i wizji (…). Choć są one utrzymane w nowoczesnej oprawie, to w urzędniczym wykonaniu są topor-
ną litanią życzeń, niewiele w gruncie rzeczy różnią się od stylistyki propagandowych haseł z minionej epoki (…). Misję zredagować można w manierze barokowej – „Misją Urzędu Gminy Gorlice jest zaspokajanie potrzeb naszych klientów poprzez skuteczną i efektywną realizację zadań i celów oraz zapewnienie wysokiej jakości świadczonych usług, służąc podnoszeniu poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego Gminy Gorlice” lub formie spartańskiej – krótko i treściwie – „Jakość jest wówczas, gdy klienci wychodzą od nas zadowoleni!” (Urząd Gminy Tryńcza, województwo podkarpackie) (…). Między klientem a klientelizmem Za pozornie nic nie znaczącymi modyfikacjami językowymi kryje się poważniejsza zmiana w podejściu urzędników do (nomen omen) wizji funkcjonowania administracji publicznej jako takiej. Przeszczepienie biznesowych instrumentów zarządzania na grunt władzy publicznej - której zadania realizują przecież faktycznie urzędnicy - z całą pewnością przyczynić się może do wzrostu wydajności i jakości pracy skostniałych struktur, a także do ograniczenia wydatków i – używając branżowego żargonu – „generowania oszczędności” (…). Rzecz jednak w tym, by reformując, nie tracić z oczu specyfiki materii, której reformy dotyczą. Kamil Łysik
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
37
świadectwa są potrzebne
Moja opowieść o „Barce” Przyjaciele mówią na mnie Wiesio, choć wiedzą, że z natury jestem poważny. Może dlatego, że doświadczyło mnie trochę życie – wiem, że może nie tak bardzo jak moich kolegów z „Barki”, ale na tyle, abym chciał opowiedzieć kilka faktów z mojego życia. To będzie krótka opowieść o mnie i o „Barce”, o tych wszystkich ludziach, którzy są tutaj ze mną.
P
rzebywam w „Barce” już drugi miesiąc, ale już wiem, że przemienia moje życie. Jestem uczestnikiem Centrum Integracji Społecznej. Przychodzę codziennie na siódmą rano i tak trwam zazwyczaj do godziny 15. Kiedyś byłem uczestnikiem warsztatu informatycznego, a teraz działam w warsztacie stolarskim. Wkrótce będę przeniesiony na warsztat budowlany, ale to normalne – w moim życiu wszystko się tak zmienia. Przed „Barką”… Zanim znalazłem się w „Barce” pracowałem w wielu firmach m.in.: w Volkswagenie na umowę zlecenie albo w innych instytucjach bez żadnych umów (m.in. w prywatnej firmie budowlanej po 12 godzin na dobę. Murowałem i budowałem, nosiłem belki stropowe, wstawiałem drzwi i okna). Pomagałem też bratu Stanisławowi w czynnościach związanych z dbaniem o gospodarstwo domowe. Pracując wiosną, zbierałem oszczędności na zimę. Zazwyczaj sam odchodziłem z pracy, gdy już nie miałem satysfakcji. Udawałem się wtedy na castingi do udziału w filmach, które współtworzyłem jako pracownik produkcyjny albo remontowy. Kolegowałem się z Czechami, Niemcami, Anglikami, którzy obstawiali film od kulis. Jestem z wami od dwóch miesięcy Dostałem skierowanie do „Barki”. Bycie w niej uczy mnie wartości wspólnotowego działania. Odnalazłem tutaj kilku kolegów, również takich, z którymi uzupełniamy się w pracy. Trzymam kciuki za budowę dwóch nowych budynków edukacyjnych Szkoły Barki, bo wiem, że cel ich powstania jest ważny. Działalność tej szkoły pomoże zrozumieć wielu ludziom fenomen kultury solidarności. Ludzie z którymi przebywam przypominają moich ulubionych bohaterów filmowych, na przykład „Czterdziestolatka”, z którym się w du-
Wiesław Jędrzejczak – jestem we właściwym miejscu. żym stopniu utożsamiam, chociaż jestem kawalerem. Lubię też filmy przygodowe, szczególnie ze Zbigniewem Zamachowskim i Stanisławem Tymem. Ale to aktorskie życie nie jest aż takie piękne, jeśli się nie odwołuje do wartości ogólnoludzkich i społecznych problemów. A o takich na co dzień rozmawiamy w „Barce”. Niedawno wziąłem udział w wycieczce integracyjnej „Gazety Ulicznej” skierowanej dla uczestników Centrum Integracji Społecznej. Poznałem wtedy jakie są korzenie „Barki”: Chudobczyce, Władysławowo. A jak sprawy się mają względem „Gazety Ulicznej”? Jest ona niezwykle ważna, gdyż można spotkać w niej opisy wielu ciekawych sytuacji i osób, które nie są obecne w innych gazetach – ze względu na profil tego pisma, który opiera się o upowszechnianie społecznej gospodarki rynkowej. Dlatego zdecydowałem się na opowiedzenie tego świadectwa. Świadectwo Wiesława Jędrzejczaka spisał Dominik Górny
Artykuł jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
38
5. urodziny BARKI UK
Spotkanie w salce siedziby Polskiego Kościoła – Parafii Devoni w Londynie.
W brytyjskim Domu Barki – rozmowy o wartości Wspólnoty i kulturze solidarności.
Występ Dudziarzy Szkockich – Duncan Family.
Jerome Van De Loo, Barka NL; przedstawiciel organizacji afrykańskich z Liverpoolu; zaproszony gość.
Siostry Matki Teresy z Kalkuty.
P. Potocka i W. Fundakowski – przedstawiciele środowiska starszych migracji Polaków do Wielkiej Brytanii.
Wydruk niniejszego numeru „Gazety Ulicznej-kwartalnika gospodarki solidarnej” jest współfinansowany ze środków otrzymanych w ramach Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
NASZE CHUDOBCZYCE Wyjazd integracyjny redakcji „Gazety Ulicznej” i uczestników CIS do gospodarstwa ekologicznego i Stowarzyszenia Integracyjnego Wspólnoty „Barka” (Chudobczyce, gmina Kwilcz; www.siwbarka.org.pl, tel: 61 293 50 04)