Nowe czasy, nowe życie?

Page 1

Nowe czasy, nowe Ĺźycie? Prace nagrodzone w konkursie literackim



Nowe czasy, nowe Ĺźycie? Prace nagrodzone w konkursie literackim Dni Seniora Ochota 2011

Warszawa 2011


Sfinansowano ze środków Rady i Zarządu Dzielnicy Ochota m. st. Warszawy Organizator konkursu: Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Ochota m. st. Warszawy Jury konkursu: Dorota Górniak (przewodnicząca komisji), Agnieszka Dubielecka, Monika Kordas-Dziułka, Maciej Lisak, Katarzyna Urbanowicz Wydawca: Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Ochota m. st. Warszawy Korekta: Iwona Ludkiewicz Logo dni seniora: Maciej Lisak Skład tekstu i opracowanie graficzne: Marcin Ludkiewicz


Spis treści

Realistka..........................................................................................5 Randka.......................................................................................8 Nowe przychodzi na działkę..........................................................13 Katarzyna................................................................................21 Eksplozja............................................................................25 Nowy wiek.....................................................................................25 Tęsknota.............................................................................26 Reklama....................................................................................26 Przepis na życie.............................................................................27 Drzewo.................................................................................28

3


W ramach obchodów Dni Seniora 2011 na Ochocie Rada i Zarząd Dzielnicy Ochota m. st. Warszawy oraz Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Ochota m. st. Warszawy zorganizowały Konkurs Literacki „Nowe czasy, nowe życie ?” Do udziału w konkursie zaproszono Seniorów mieszkających na Ochocie lub związanych z tą dzielnicą w inny sposób. Konkurs odbył się w dwóch kategoriach: poezja i proza. Można było do niego zgłaszać prace własne, wcześniej nienagradzane i niepublikowane. Do konkursu zgłoszono piętnaście prac literackich, z tego trzy odrzucono, ponieważ nie spełniały kryteriów zawartych w regulaminie konkursu. W kategorii POEZJA oceniono cztery prace, w kategorii PROZA – osiem prac. Jury, po przeczytaniu i ocenie wszystkich utworów zgłoszonych do konkursu, przyznało następujące nagrody: W kategorii proza: I miejsce – Pani Antoninie Marcinkiewicz za utwór Realistka II miejsce – Pani Alicji Dubrawy-Rafalskiej za utwór Randka Dwa równorzędne III miejsca otrzymali Pan Andrzej Olas za utwór Nowe przychodzi na działkę Pani Mirosława Marta Kiczuk za utwór Katarzyna W kategorii poezja nagrody nie przyznano. Jury postanowiło przyznać jedno wyróżnienie w kategorii poezja za utwory tematycznie związane z konkursem. Otrzymała je Pani Mirosława Marta Kiczuk. W niniejszej publikacji prezentujemy nagrodzone utwory. 4


I miejsce w kategorii proza

Realistka

Z

awsze byłam realistką. Do wszelkiej nowoczesności podchodziłam z wielką ostrożnością, a nawet z odrobiną sceptycyzmu. Z nieufnością przyglądałam się nowej pralce „Candy”, którą wiele lat temu w tajemnicy przede mną zakupił mój małżonek, nie mogąc patrzeć na starą „Franię”. - Tyle programów i nie będę mogła kontrolować tego, co ona wyprawia z moją bielizną włożoną do środka – plotłam zdenerwowana, nie zwracając uwagi na ironiczne uśmiechy rodziny. Mój nerw trójdzielny rozszalał się i ostrzegawcze mrówki zaczęły biegać po całym ciele. Przed zakupem kuchenki mikrofalowej obroniłam się, argumentując stanowczo jej szkodliwe działanie nie tylko na podgrzewaną żywność ale i na całe mieszkanie. Inne przykłady nowoczesności też nie były zachęcające. No bo weźmy na przykład takie komputery. Wychowały nam tylko pokolenie okularników, z krzywymi kręgosłupami, zasypiające na lekcjach i agresywne na ulicy. Takie kino domowe. Ekran na pół ściany, mieszkanie 40 m2 i sąsiedzi na wysokości trzech pięter z zatyczkami w uszach. A taka kamera wideo. Elegancka i owszem. Dobrze prezentuje się na klatce piersiowej i świadczy o zamożności. Ale nawet najbardziej wykwintny obiad nie skusi przyjaciół do wspólnego oglądania filmów z chrzcin, pierwszej komunii czy też wesela. Więc po co ona? Próżność i tyle. Mijały lata a mój stosunek do galopującej nowoczesności nie uległ zmianie. Będąc emerytowaną wdową, siadałam w wygodnym fotelu i oglądałam stare albumy z czarno-białymi fotografiami, które przenosiły mnie w cudowne, młodzieńcze lata kolejnych szkół i przygód. 5


I miejsce w kategorii proza Mówią czasem, że gdzie diabeł nie może, tam babę wyśle. No i pewnego dnia stanęła przed moimi drzwiami kobieta. Piękna, z nogami po szyję i z identyfikatorem w klapie „konsultant internetowy”. Powiało dobrą, pozytywną energią, więc otworzyłam, posadziłam i przez dwie godziny słuchałam o zaletach Internetu, w szczególności dla seniorów, bo to i znajomość odświeży i umysł usprawni. Otworzyłam się na tę nowoczesność i za ostatnie oszczędności kupiłam laptopa, za pożyczone pieniądze założyłam Internet i opłaciłam abonament. No i zaczęło się! Przez dwa tygodnie ganiałam myszką po ekranie i klikałam jednym palcem po klawiaturze, aż udało mi się wreszcie zalogować w modnym ostatnio portalu „Nasza Klasa”. Już na wstępie ujrzałam znajome nazwiska, tylko, że pod pustymi klatkami na fotografie. Ale co tam, ważne, że były to one: Hela, Gienia i Józia, moje trzy kumpele, super koleżanki, najśliczniejsze dziewczyny na świecie. Szybciutko, klikając jednym palcem, zaprosiłam je na spotkanie w Warszawie, naturalnie w kawiarni hotelu Marriott, na 40-tym piętrze, bo to i elegancko i panoramę sobie obejrzą. Dwa tygodnie szalałam po sklepach. Wydałam całą emeryturę własną i mojego Staszka konkubenta. Efekt był oszałamiający. Jedwabna suknia, lakierki, rude włosy i super modne okulary ze srebrzysto-czerwoną oprawą od Diora. Warto było. Sama siebie w lustrze poznać nie mogłam. Laska, po prostu laska, młoda, piękna i nowoczesna. W podskokach biegłam do taksówki. Podśpiewywałam radośnie w windzie i leciutko niczym tancerka wbiegłam do kawiarni, w której czekały na mnie one – trzy staruszki. Co prawda, nie widziałyśmy się ze czterdzieści lat, ale żeby tak się postarzeć, tak posiwieć, zmarszczyć i wychudnąć – i to wszystkie trzy jednocześnie. Patrzyłyśmy na siebie, nie mogąc wykrztusić słowa. Może wpadły w zazdrość – pomyślałam i postanowiłam przerwać krępującą ciszę. - Kochane moje, tak się cieszę, że was widzę! – krzyknęłam. I tu wkroczyła Gienia, która była zawsze najbardziej pyskata: - Tońka, jak ty wyglądasz? Ależ ty się postarzałaś, nie możemy 6


I miejsce w kategorii proza ciebie poznać! W tych rudych włosach i udziwnionych okularach wyglądasz jak papuga co się stroi w cudze piórka. I ta nadwaga. Źle się pewnie odżywiasz i kręgosłup garbić się zaczyna. Nie służy ci pewnie ta Warszawa. Ten Józek z IV „C”, który się do ciebie zalecał, dopiero by się zdziwił, gdyby cię teraz ujrzał. Spójrz na nas. Od czterdziestu lat widzimy się prawie codziennie i nie zauważyłyśmy, aby któraś aż tak się zmieniła. Nawet dzisiaj w tramwaju potraktowano nas jak młode, bo nikt nam miejsca nie ustąpił, a i kontroler nawet o bilet nie spytał. Uśmiechnął się tylko jak za dawnych czasów, co nas bardzo rozbawiło. Poczułam się jak w kabarecie p. Janki. Złość zaczęła wypełniać mój umysł na te stare baby i na ten szatański wynalazek nowoczesności, który zakupiłam za namową tej blondyny. Pierwszą myślą było: - wyrzucić ten laptop i zapomnieć o tym poniżającym spotkaniu. Nagle doznałam olśnienia. Nie rezygnować! Kontynuować! Wezmę pożyczkę i wyjadę do gabinetu odnowy SPA w Ciechocinku. Odchudzę się, wymasuję, borowiną się obłożę, w solance popływam żabką, pod kwarcówkę się położę, będę ćwiczyć wczesnym rankiem, będę na spacery chodzić, uśmiechać się, perfumować, muszę, muszę się odmłodzić. Po powrocie usiądę sobie przed tym nowoczesnym wynalazkiem i, klikając jednym palcem, napiszę zaproszenie dla Józka z IV „C”, na spotkanie w Marriotcie na 40-tym piętrze. A to się dopiero zdziwi! Antonina Marcinkiewicz

7


II miejsce w kategorii proza

Randka

N

ie jest dobrze. Trzech ich było w windzie i żaden nawet nie spojrzał w moją stronę. Jakby mnie tam w ogóle nie było. A ja właśnie wracałam prosto od fryzjera, gdzie wydałam całe 80 złotych! Chyba jednak ta koafiura trochę staromodna. Następnym razem pójdę do jakiegoś studia urody, gdzie fryzjerki młode to i uczeszą modniej. Nowe czasy, nowy „look”. A swoją drogą te picusie z windy jednakowi jak kosmici. Laptopiki, słuchaweczki, komóreczki blisko przyrodzenia, inteligentne skarpetki, a w domu pewnie papier toaletowy z miarką w centymetrach i calach. Nie ma to jak nasze dawne chłopaki – elana i ortalion, ale pod ortalionem... serce biło. To wszystko jednak mały pikuś w porównaniu z moją dzisiejsza randką, pierwszą po latach. Jak ja to przetrwam? Jak ja to przeżyję? Jaki on jest? Emeryt nie emeryt, może się dziad dobrze trzymać. Ja też się trzymam, ale na tę okazję, na wielkie wyjście to nie wystarczy. Muszę się jakoś upiększyć, wyperfumować, powcierać w ciało zmysłowe pachnidła. Przecież trzeba go czymś olśnić, oczarować, powalić z nóg! Fryzura już jest. Mam też kolczyki wabiki. Co dalej? Szuflada! Tylko moja magiczna szuflada może mnie uratować. Pełno tu reklam, darmowych próbek, saszetek i tabletek, które zbieram od lat. Nareszcie te wszystkie wynalazki na coś się przydadzą. Zbieram reklamy, kocham reklamy, bo one kochają mnie. Na całym świecie nie ma nikogo, kto się tak o mnie i o wszystko moje troszczy, kto od rana do nocy, a nawet i w nocy dba o mój wygląd i zdrowie, o moje szczęście i moje halluksy. Uwielbiam reklamy, ufam im i ulegam. To potężny symbol naszego nowego życia, naszych wspaniałych nowych czasów, jakże różnych od tych, kiedy reklamowano tylko margarynę. 8


II miejsce w kategorii proza A więc dajemy nura do szuflady! Czego tu nie ma! Kremy, żele, pianki i płukanki, cudowne tabletki, emulsje i syropy. „MŁODZIEŃCZA SYLWETKA BEZ LIPOSUKCJI! NASZA TABLETKA ZAMIENI BIAŁY TŁUSZCZ W BRĄZOWY I SAMA GO WYDALI”! Fascynujące, ale to temat nie na dzisiaj. A co jeśli on lubi młodzieńcze sylwetki? Jeśli oponki i fartuszki go nie kręcą? Na wszelki wypadek ścisnę się w pasie i jakoś to będzie! Teraz zajmijmy się tym co widać - twarz, oczy, ręce. „NASZ KREM WYPEŁNIA GŁĘBOKIE ZMARSZCZKI”! Dobre! „MOCZNIK I SUBSTANCJE ODŻYWCZE CZYNIĄ SKÓRĘ JEDWABIŚCIE GŁADKĄ” – nie żałujmy sobie mocznika, moja skóra musi być dzisiaj jedwabiście gładka! „TWOJE RZĘSY BĘDĄ PIĘĆ RAZY GRUBSZE”! Odpada! Nie mam już czego pogrubiać. Moje rzęsy już dawno przeniosły się na brodę i rosną tam jak głupie. „SUBTELNIE POŁYSKUJĄCE CIENIE DO POWIEK”! Smarujemy! Niech moje powieki subtelnie połyskują przez cały upojny wieczór! „COŚ DLA ZMĘCZONYCH OCZU – ABY MIEĆ PIĘKNE SPOJRZENIE”! Piękna nigdy dosyć, aplikujemy! A tu coś ekstra – „BIOAKTYWNA EMULSJA Z DROBINKAMI CZYSTEGO ZŁOTA”! Super! Ale, ale, czy tym złotkiem na twarzy nie wyglądam trochę jak mumia strasząca w piramidzie? „NASZ MAKIJAŻ PODKREŚLI TWOJE WNĘTRZE”! Może jednak aż tak dużo nie podkreślać? A w ogóle czuję się fatalnie. Ta cała randka! To zamieszanie! Po co mi to? Na co mi to? Żyję sobie spokojnie, tyję sobie spokojnie, reklamy mnie rozpieszczają i po co mi jakiś dziad? No, ale umówiłam się, to trzeba iść. Kobietę dojrzałą powinna cechować dojrzałość, więc trzeba zjeść tę żabę. Czuję się kiepsko, więc trzeba wzmocnić się od środka. Co tu mamy? „ZMĘCZONA? – TO NIEDOBÓR ŻELAZA, DODAJ SOBIE ENERGII”! Dodam sobie! Są i witaminy. Witamin nigdy dość, biorę dwie! No to energię już mamy. Może jej nawet trochę za dużo, bo jestem jakaś rozedrgana. „Nerwy w organizmie” – jak mawiała babcia Weronika. Ciśnienie też pewnie wali. Wezmę coś na uspokojenie, bo za bardzo się miotam. „NASZ LEK USPOKOI A NIE OTUMANI”. 9


II miejsce w kategorii proza I o to chodzi! Nie mogę iść na randkę otumaniona. „ODDAL STRES, WZMOCNIJ SERCE”! Wzmocnię sobie swoje biedne, skołatane serce! A tu coś bardzo, bardzo ważnego! „TABLETKI POPRAWIAJĄCE RUCHOMOŚĆ I ELASTYCZNOŚC STAWÓW”! Nawet nie chcę myśleć, co by było gdyby zaprosił mnie na tańce! Chociaż, co tam tańce?, wystarczą zwykłe schody, żeby się zorientował, że elastyczność stawów u mnie marna. Łykam dwie piguły. O matko! Kręci mnie w brzuchu! Tylko tego brakowało! Mam tu tabletki, które „SZYBKO ROZPUSZCZAJĄ SIĘ BEZ POPIJANIA I SZYBKO REDUKUJA LICZBE STOLCÓW”! Biorę od razu cztery, a resztę zabiorę ze sobą. Z tym nie ma żartów. O! A tu coś na „ZAPARCIA WIEKU PODESZŁEGO” – w tej chwili kręci mnie akurat w druga stronę, ale zaparcia wieku podeszłego nieobce mi są. Czego tu jeszcze nie ma? – „WYGRAJ Z CHOLESTEROLEM”! - A ja stale i wciąż przegrywam! „KREM, KTÓRY USUWA PRZEBARWIENIA W MIEJSCACH INTYMNYCH” – hmmm... „DOŁĄCZ DO LUDZI POZYTYWNIE NAŁADOWANYCH”! – Chętnie, ale nie pamiętam nazwy specyfiku. Łyknę sobie coś na pamięć – „PAMIĘTAJ, ŻEBY NIE ZAPOMNIEĆ”! – jak mówi moja ulubiona reklama. A co jeśli o tej randce będę chciała szybko zapomnieć? „REWELACYJNY PRODUKT NA CELLULITIS”! Kiedy on będzie oglądał mój cellulitis? „POMADKA, KTÓRA INTENSYWNIE ODŻYWI TWOJE USTA”! Odżywimy sobie usta, ale najpierw trzeba coś zjeść, bo może cały wieczór przesiedzę o suchym pysku? Zafunduje mi wodę mineralną albo nie. W końcu to tylko budżetówka. Może nawet on liczy, że przy mnie się naje na cały tydzień? No to dzwonię po pizzę, podwójne frytki, coś do frytek i jakieś słodkości. Za dużo? Ja odchudzam się tylko nie jedząc tego, co mi nie smakuje. A w lodówce mam napój energetyzujący dla pań. Naenergetyzuję się więc podwójnie! Buźka jako tako zrobiona, to teraz hop do szafy! Nie jest prawdą, że to „Nie szata zdobi człowieka”! i że „Liczy się tylko głębia”! Młoda głębia na pewno się liczy, ale głębia na emeryturze już niekoniecznie. 10


II miejsce w kategorii proza Czego w tej szafie nie ma? Pełno tu szat-szmat, ale wbić się nie ma w co. Te wszystkie kokardki, koronki, falbanki są do niczego! Nie mogę przecież wyglądać jak dzidzia piernik! (A mój Zdzicho tak lubił falbanki). W czym ja pójdę? Spokojnie! Przecież nigdy jeszcze nie wyszłam z domu goła. Wywalamy wszystko z szafy i COŚ się znajdzie. Cholera, mdli mnie, kręci mi się w głowie i mam jakąś wysypkę! Muszę usiąść, albo nawet się położyć. Pogotowie zabrało mnie, kiedy właśnie miałam wychodzić na moją randkę. Nowe życie będzie jeszcze musiało poczekać!

Alicja Dubrawa-Rafalska

11


Uroczyste zakończenie Konkursu Literackiego 8 listopada 2011 r.


III miejsce w kategorii proza

Nowe przychodzi na działkę

P

o mleko chodzi się do Szumowej. Z bańką. Przechodzi się koło Adasia, potem koło Japajły, potem jeszcze dwa domki już prawie że opuszczone, bo właściciele się zestarzeli kompletnie, kończy się ulica Kwitnącej Akacji, więc skręca się w Szkolną i po trzydziestu metrach już szczekają psy i się jest przed płotem Szumowej we wsi Perliczki. Kwitnącej Akacji to nie jest oficjalna nazwa naszej ulicy. Kiedy stary Kłoda sprzedawał u lokalnego notariusza swoje kartoflisko na działki, to nie miał pojęcia co mu geodeta wyszykował. Wiedział tylko tyle, że ma i notariuszowi i geodecie dać w łapę – zresztą może nie w łapę a według taksy, bo jaka jest taksa nikt mu nie powiedział. Tyle, że jak po złożeniu podpisów wyprosili nas wszystkich poza nim to widziałem, jak już się łapał za kieszeń. No więc jak już Kłoda dał w łapę komu trzeba, to wrócił do domu, a po jakichś pięciu latach umarł. Nastał młody Kłoda. Nie wiadomo co robił, bo we wsi nie zawsze bywał, ale ostatnio się pojawił. I strach padł na nasze działki przy Kwitnącej Akacji z jego pojawieniem się i też dlatego, że nowy wójt zaczął rządzić. Bo geodeta jak ciął na tym kartoflisku działki po równe tysiąc metrów to musiał zostawić miejsce na ulicę – na ulicę, którą my nazwaliśmy ulicą Kwitnącej Akacji. I zostawił. Ale notariusz tej ulicy nam, działkowiczom nie sprzedał i Kłoda dalej był ulicy właścicielem. A teraz nowy wójt wysłał do młodego Kłody pismo, żeby od gruntu – od naszej ulicy - podatek zapłacił. Wkurzył się młody Kłoda, popił sobie i zaczął na swoim podwórku szlaban szykować, bo rozumiał, że nie ma takiej alternatywy, żeby na Kwitnącej Akacji kartofle posadzić. Dobrze, że zaraz na początku zaciął się siekierą, bo żeby nie to, toby na róg Kwitnącej Akacji i Szkolnej szlaban traktorem przywiózł, i już Kwitnącej Akacji by nie było. 13


III miejsce w kategorii proza Kiedy po przyjeździe na działkę usłyszeliśmy o tych wydarzeniach, pierwszą reakcją mojej żony Magdy była troska o to, czy aby młody Kłoda sobie wielkiej krzywdy nie zrobił. Okazało się, że nie, nie, ot skrobnął się trochę w łydkę. Ja pomyślałem o czym innym. Poprzedniego wieczoru obejrzałem telewizyjny program o upadku Samarkandy po zburzeniu jej przez Czyngis Chana. Kiedy Magda myślała o łydce, ja zastanawiałem się, czy nastąpi, tak jak zdarzyło się z Samarkandą, upadek ulicy Kwitnącej Akacji, i rozerwanie całej skomplikowanej, kształtowanej przez lata więzi łączącej jej, stałych i weekendowych mieszkańców. Reakcja młodego Kłody wydawała mi się taka Czyngis Chanowa, zbyt raptowna, awanturnicza, co zresztą przez zacięcie łydki sam sobie udowodnił. Więź łącząca mieszkańców Kwitnącej Akacji jest skomplikowana, pulsująca życiem i ma własności spaghetti bolognese – tak jak nasycony czerwonym sosem kawałek makaronu potrafi w jakiś niewiadomy sposób znaleźć drogę z widelca na bielutką bluzkę panny, powiedzmy Krysi, tak więź umie wyłonić się zupełnie niespodziewanie – na przykład w postaci tego Francuza, który chciał kupić siedlisko Kancypowej i mówił, że to dlatego, bo jego prapradziadek zginął właśnie tu, pod Pułtuskiem w wielkiej bitwie między cesarzem Napoleonem a carem Aleksandrem. Chciał nawet Kancypową podwieźć te dwa kilometry wprost na pole bitwy, ale ona nie chciała ani pojechać ani wtedy sprzedać, bo dopiero potem zaczęła o sprzedaży myśleć. Oczywiście, jak dowodzi incydent ze szlabanem szczególnie dużo obłożonych sosem nitek makaronu łączy ulicę Kwitnącej Akacji z resztą wsi Perliczki. Na przykład na końcu jednej takiej nitki jest umazany gnojem syn jednego z wiceprezesów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który właśnie kiedy to piszę, rozrzuca traktorem tenże gnój na polu Kłodowskiego, kiedyś po ojcach nazywającego się Kłoda. Wieść o podatku i szykowanym szlabanie rozeszła się szybko. Ulica Kwitnącej Akacji przyczaiła się – na razie było trochę czasu, zanim nie wygoi się łydka młodego Kłody. Przyczaiła się ale tylko we wsi, bo do gminy, do wójta rozmawiać o ulicy trzeba przecież było iść. 14


III miejsce w kategorii proza Wójt nie pomógł, bo nie chciał – ulica jest młodego Kłody i tyle. Gminne ulice są już w porządku, a teraz gmina ma co innego do roboty – cyfryzacja, bo idzie nowe. Ci z województwa mówią o cyfryzacji, a wy apiać i apiać o ulicy. Gmina ulicy nie chce – możecie ją sobie sami kupić. Kupić – żeby kupić trzeba mieć pieniądze – myślała delegacja w składzie ja i Japajło, ten co sobie całoroczny dom pobudował. To było raz. Po drugie, jak się z młodym Kłodą zacznie o pieniądzach, to nie wiadomo jak to się skończy – z chłopem gadać o pieniądzach to pewne nieszczęście. Po trzecie jak się ulicę kupi, to gmina kreskę na prywatną ulicę położy, a właśnie zaczęła gmina swoje ulice odśnieżać – to podkreślał Japajło, bo ponieważ był całoroczny, to mu o zimę też chodziło. A jakby ulica była gminna to może jeszcze podłoże by utwierdzili i oświetlenie zainstalowali. Widać było, że Japajło mądrze mówi. Tylko że jest coś takiego jak fatum, los, człowiek strzela, a kule.... Bo właśnie wtedy Japajle ukradli samochód. Świeżą, nowiutką Toyotę Avensis. Poszła rano żona Japajły po mleko do Szumowej, wraca, no trochę sobie z Szumową pogadała, patrzy brama otwarta, wozu nie ma. Gdzie też Józek tak rano pojechał – myśli. Wchodzi do domu, a Józek właśnie też przez drzwi z tylnego podwórka, gdzie pierwszego papieroska palił. Pyta żona – a gdzie wóz? I dopiero się zaczęło. Samochód się znalazł – rybacy zobaczyli go w Narwi – tył mu z głębokiej wody wystawał, bo wbił się pionowo w muliste dno. A kto ukradł – Japajło to chyba wiedział. Bo już pół roku trzem chłopakom za tynki i podłogi z zapłatą wisiał – a jeszcze zapowiedział, że nie zapłaci, bo robotę mu spieprzyli. Japajło chciał, żeby policja ich alibi sprawdziła, ale sierżant tylko machnął ręką. Przecież w zeszłym roku cała wieś dała alibi Kłodzie Grubasowi, że pod sklepem siedział, choć irlandzka policja w Dublinie już go tydzień wcześniej złapała. No i sprawdzenia alibi się zaniechało, a cała ulica Kwitnącej Akacji próbowała zgadnąć ile odszkodowania da PZU za Toyotę Jagajle. A także, czy warto te domki co stoją wzdłuż ulicy ubezpieczać, bo niektórzy jeszcze nie ubezpieczyli. I sprawa kto będzie właścicielem ulicy zbladła. A Kancypowa kupiła sobie psa boksera, żeby szczekał, a bokser wygląd też ma jak trzeba na złodziei. 15


III miejsce w kategorii proza Powiadam Wam, nigdy nie liczcie na to, że wszystko pójdzie jak myślicie – tak przecież myślał Japajło i grubo, bo o całą Toyotę się pomylił. I tak myślała Kancypowa dopóki jej zięć tej Barszczowej psiej wojny nie wypowiedział i bardzo głośno takiego myślenia nie wyperswadował. Bo kiedy Kancypowa prowadzała swojego boksera na spacerki ulicą Kwitnącej Akacji to przechodziła wzdłuż płotu Barszczowej. A Barszczowa bardzo o swoją działkę dbała i wzdłuż płotu takie ładne, prawie jak łazienkowe, kafelki kazała zięciowi położyć, i te kafelki zawsze czysto trzymała, zamiecione, bez listeczka, czy trawki. A miała Barszczowa trzy takie malutkie pieski, ratlerki, jazgotliwe okropnie, a jeszcze boksera nienawidzące. Więc kiedy Kancypowa z bokserem wzdłuż płotu Barszczowej szła, to te hałaśnice po drugiej stronie po kafelkach obłędnie skacząc prawie że paranoi dostawały i to gałązkę, to listeczek na kafelki wrzucały. A zięć akurat tamtego dnia przy sprzątaniu kafelków na kacu był i Kancypową za spacer z bokserem opieprzył tak, że ostatni raz się tak czuła, to było za komuny w kolejce za karpiem, kiedy karpi zabrakło. Oj, podzieliła się społeczność Kwitnącej Akacji, podzieliła, ta więź, taka niby mocna a jakby się troszkę porwała. Te jazgoczące ratlerki innym też przeszkadzały, i ci mówili, że zięć Barszczowej to prostak i cham, stąd stanęli po stronie Kancypowej. Ale Kancypowej też nie każdy lubił – baba na pieniądzach siedzi, całe siedlisko na końcu Kwitnącej Akacji ma. Na pewno jakby się ją bliżej poznało, to by się okazało, że okropnie nosa zadziera. A jeszcze na kominie chałupy pośrodku siedliska ogromnego, złotego koguta sobie wystawiła, ile też to kosztowało. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje – prawda to, oj prawda. Jak więzi nie ma, to dezinformacja się wkrada, a społeczność ciemną masę przypominać zaczyna. Więc trudno było teraz się dowiedzieć co będzie z ulicą, bo jedne plotki chodziły, że Kłoda do Norwegii pojechał, a inne, że na bazarze w Pułtusku gruby łańcuch kupił, akurat na szerokość Kwitnącej Akacji. Ile PZU da Japajle za Toyotę też nikt nie wiedział, a skąd też wiedzieć czy to prawda, że Kancypowa specjalnie do gminy pojechała i na Barszczową do wójta się skarżyła. I ta cyfryzacja. Nikt się nią nie przejmował, bo przecież nikt kosztów 16


III miejsce w kategorii proza ponosić nie chce. A tu plotka gruchnęła, że w całej wsi tę cyfryzację za darmo robią. Internet za darmo. Za darmo to zupełnie co innego. Ale robią we wsi. A co z nami – my jesteśmy bliżej Narwi, na uboczu. Pociągną aż do rzeki? Trzeba się dowiedzieć, bo jak za darmo to my też chcemy. Ale kto to jest my? Jak Kancypowa z Barszczami nie rozmawia, to dla niej oni nie są my. A była przecież w gminie, może już wie. Może jej zrobią, a Barszczom nie. A może w ogóle nie zrobią. Długo było nie wiadomo, aż w końcu ktoś zobaczył, że we wsi coś kopią, taką niedużą wąziutką koparką, spytał się co robią i to właśnie była ta cyfryzacja. I mają zrobić wszystkim. Jak wszystkim, to wszyscy zaczęli znów ze sobą rozmawiać. No nie wszyscy, bo Kancypowa z Barszczami nie, ale reszta tak. Więź się prawie załatała. I było już prawie dobrze, znów liczyli ci z Kwitnącej Akacji, że wszystko pójdzie jak myśleli. Ależ skąd, przecież los, fatum, człowiek strzela. Kiedy Japajło zobaczył na polnej drodze samochód, a obok faceta majstrującego przy takim trójnogu, to wiedział, że to ten geodeta, co cyfryzacji trasę wytycza. A jak wytycza to jakąś mapę ma. No i rozwinął ten geodeta mapę, a na mapie tam gdzie jest Kwitnącej Akacji stoi jak byk: „Brak zgody właściciela. Nie budować”. No i wszyscy na Kwitnącej Akacji się o całą cyfryzację pomylili. A we wsi już gdzieniegdzie nie dość że światłowód to i skrzynki przy domach zainstalowali, i to wszystko za darmo. Sołtys to już pojutrze ma mieć Internet. A u nas nawet jak chcesz komórką zadzwonić, to nie, bo dostępu nie ma. Tym razem więź społeczna trzymała się mocno i wiadomości kursowały dookoła. Młody Kłoda znaczy się do Norwegii nie pojechał, ale rozmawiać z nim sensu nie ma. Potrzeba innego rozwiązania. Co można zrobić? Szczęśliwie geodeta był miejscowy i przyjazny, więc wokół mapy na dachu jego samochodu tłoczyli się prawie wszyscy mieszkańcy ulicy Kwitnącej Akacji. Nie ma jak – mówili. Aż zięć Barszczowej znalazł. Jest jak jest – patrzcie, tu do naszych domów można dojść z drugiej strony – przez środek siedliska Kancypowej. I już. Do Kancypowej poszła kolejna delegacja – ja i Adaś, młodszy ode mnie, to więcej o cyfryzacji wiedzący. Wystarczy, że Kancypowa 17


III miejsce w kategorii proza zgodzi się żeby światłowód poszedł przez siedlisko i gotowe. Kancypowa już, już miała kiwnąć głową, jużeśmy na to kiwnięcie czekali, kiedy zatrzymała to kiwnięcie nim jeszcze je zaczęła i powiedziała, że jeżeli będzie kawałek siedliska sprzedawała, to działki z cudzym kablem pod ziemią nikt nie kupi. Więc nie. A kto wam ten pomysł poddał – zapytała. Popatrzyła na nas milczących, my dalej milczeliśmy, i wtedy powiedziała że już wie, że to Barszczowa, albo ten głupol co jest jej córki. I już koniec, już było po pomyśle, ona jak Czyngis Chan, a my biedną Samarkandą zostaliśmy. Wracaliśmy obok Szumowej. Odszedł Adaś trochę na bok, żeby się odlać, a jak już tego suwaka od spodni zaciągał, to ulżony podniósł wzrok i coś go tknęło. Panie, panie, woła do mnie – patrz pan. Bo przed nim z lewej był na takich byle jakich kołkach drut kolczasty, co to się stawia, żeby krowa Szumowej nie wyszła, a z prawej siatka od działki Japajły. A między nimi taki metrowy, może półmetrowy chwastami zarośnięty niedorobek, ciągnący się z tyłu za domkami Kwitnącej Akacji. Spojrzałem i od razu o tym jedwabnym szlaku co do Samarkandy prowadził pomyślałem, szlaku co przez stulecia dobrobyt miastu zapewniał. Tak i nam ten niedorobek za jedwabny szlak cyfryzacji na wieki posłuży, póki nie nastąpi era podróży kosmicznych i będziemy kosmiczną cyfryzację budować. Na razie, mówię Adasiowi, nie można Szumowej ani słówka. Niech zakopią, a wtedy, co by nie powiedziała to za późno. Pod ziemią szlabanu na tej naszej Samarkandzie nie postawi. Zdziwił się Adaś trochę tą Samarkandą, bo o Czyngis Chanie nigdzie a i w szkole nie dosłyszał, ale esencję tego co mówiłem pojął. No i zbudowali nam cyfryzację, więź się przy tym jeszcze umocniła, bo popatrzeć jak kopie ta wąziutka koparka przyjemnie było i uwagę przy tym poczynić wypadało. A ja kiedy o działkowej społeczności myślałem to zawstydzałem się, że tak nieładnie ją osądzałem, i mówiłem sobie, że nowe przyszło. Tyle że w miesiąc później jak się szopka koło Adasia zapaliła i trzeba było straż wezwać to znów więź się trochę zerwała, bo Adaś mówił, że to on tą cyfryzacją i Skypem na komputerze straż zawiadomił, a zięć Barszczowej że nie, że to on rowerem do wójta pojechał i stamtąd straż ściągnęli. I pokłócili się. A Kancypowa na 18


III miejsce w kategorii proza to wszystko powiedziała, że zawsze mówiła, że ten głupol od Barszczowej córki to nie dość że cham, to jeszcze oszust, że jakby stanął na Sądzie Ostatecznym, to by mu ani Pan Bóg, ani Pan Jezus w ogóle nie uwierzył. A ja zrozumiałem, że ta więź tu tak jak i w Samarkandzie pulsuje – raz słabiej, raz mocniej. I to że tak złośliwie o działkach i o wsi myślałem, to też kawałek tej więzi, a w ogóle to przecież życie się jakoś układa i każdemu w przedziwny sposób w więzi z innymi zadowolenie, dobrobyt i nowe niesie. Byle Czyngis Chan nie nadszedł. Nie daj wtedy Boże. Andrzej Olas

19


Uroczyste zakończenie Konkursu Literackiego 8 listopada 2011 r.


III miejsce w kategorii proza

Katarzyna

C

zas wlecze się jak makaron. Katarzyna zdejmuje słuchawki. Odwraca się, patrzy na zegar za plecami. Jeszcze 15 minut do przerwy. Rozgląda się po sali. Oprócz niej pracuje tu jeszcze 11 osób, każda ze słuchawkami na uszach. Większość to młodzi ludzie, głównie kobiety. Osoby w jej wieku stanowią około 20 procent pracowników. Wszyscy jednocześnie mówią do telefonów, przekonują, rozwiewają wątpliwości. Hałas. W powodzi dźwięków trudno odróżnić poszczególne słowa. Ponownie zakłada słuchawki. Przysuwa się do stolika na którym stoi komputer. Naciska klawisz: Enter. Na ekranie pojawia się nowy „rekord”, czyli nowy zapis z bazy danych: nazwa firmy, nazwisko właściciela i numer telefonu. Dzwoni. - Dzień dobry, Katarzyna W… z firmy… Lata przeleciały niczym galopujące konie. Studia, praca, dzieci. Codzienny kołowrót. W zawodzie nie pracuje od dawna. Problemy zdrowotne zmusiły ją do przejścia na rentę. Po wielu latach przewlekła choroba zaczęła się wyciszać. Jesienią córka poszła na studia do innego miasta. Budżet, do tej pory napięty, przestał się zamykać. Postanawia szukać pracy. Nie jest to łatwe, gdy ma się powyżej 50-tki a za sobą wiele lat spędzonych w domu. Mimo to znajduje zatrudnienie i to w pobliżu domu. Niepotrzebne są kwalifikacje. Wystarczy minimalna znajomość komputera. Pisze życiorys, składa, dostaje pozytywną odpowiedź. Jest to telemarketing – sprzedawanie przez telefon informatora ułatwiającego otrzymanie kredytu z Unii. Podczas wstępnego szkolenia Informator „przeleciał” przez salę. Nie ma czasu przejrzeć go dokładniej, bo prowadzący bardzo szybko omawia szczegóły techniczne dotyczące pracy na komputerze i przy telefonie. 21


III miejsce w kategorii proza Katarzyna podpisuje umowę na okres dwóch miesięcy, czyli do końca roku. Po tym czasie osoby, które się sprawdzą mają dostać umowę na okres pięciu lat. Zakłada konto w banku na które będą wpływały pieniądze. Pracują jak w zegarku – dwie godziny pracy, pięć minut przerwy. Wyjątkiem jest przerwa obiadowa – całe 15 minut. Wtedy można nawet zaparzyć herbatę. Czajnik jest niestety tylko jeden. Obowiązuje punktualność. Na szczęście tę cechę ma rozwiniętą do przesady. Praca zaczyna się o 8.00 a o 16.00 można zamknąć program. Codziennie wisi aktualna lista z nazwiskami osób, które danego dnia sprzedały najwięcej. Korygowana jest na bieżąco. - Pani Katarzyno, brawo! Dzisiaj ma pani bardzo dobrą sprzedaż. - Panie Robercie powinien pan być bardziej przekonujący. Raz w tygodniu odbywają się „nasiadówki motywujące”, a oficjalnie - spotkania grupowe. Kierownik zachęca do osiągania lepszych wyników. - Jest za dużo zwrotów, aż 25%. Oczywiście klient ma prawo zwrócić informator, jeśli nie spełni jego oczekiwań. Nie musicie jednak tego podkreślać. W tym czasie firma, w której pracują, zmienia nazwę. Katarzyna czuje się coraz bardziej zmęczona. Trzy tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia, nieoficjalnie i na krótko, wpada im w ręce Informator. - Słuchajcie, przecież z tego trudno skorzystać! Przeglądają blisko dwustustronicową publikację formatu A4 pełną tabel. Bez pomocy żywego człowieka zrozumienie tabel nie jest proste. Czuje się oszukana. Uświadamia sobie, że kierownicy tego biznesu na pierwszym miejscu stawiają pieniądze, swoje pieniądze. Niewiele obchodzi ich dobro kupującego a pracownicy są jedynie pionkami w grze. Rozumie już dlaczego kobieta w jej wieku, która pracuje dwa lata w firmie, cierpi na bóle żołądka. Ze zdumieniem słucha, jakie „cuda malinowe” o przydatności Informatora opowiadają osoby przy sąsiednich stanowiskach. A przecież, podobnie jak ona, prze22


III miejsce w kategorii proza glądały publikację. Zaczyna pracować bez przekonania a mimo to sprzedaje i czuje coraz większy dyskomfort. - Pani Katarzyno, jest pani w grupie, która uzyskała najlepsze wyniki. Nagrodą jest karta do komórki za 50 złotych. Nawet nie wiedziała, że jest w jakiejś grupie. - A po co mi karta, jeśli mam abonament? Kierownik wyraża zdziwienie. Widocznie posiadanie abonamentu jest skrajnie nienowoczesne. Ostatecznie zostaje potraktowana tradycyjnie. Otrzymuje bombonierkę. Wracając z pracy wchodzi do kiosku i kupuje „Ofertę”. To był impuls. Po przyjściu do domu zaczyna przeglądać ogłoszenia i znajduje ofertę zgodną z jej wykształceniem. Dzwoni. Praca w marketingu nie poszła na marne. Mówi o sobie, zachwala siebie i głos jej się nie łamie. Jest przekonywująca, bo to najuczciwsza propozycja ze wszystkich jakie przedstawiała do tej pory. Po spotkaniu z nową Kierowniczką czuje, że dostanie tę pracę. I tak się stało. Ma zacząć zaraz po Nowym Roku. Tydzień przed świętami zgłasza kierownikowi telemarketingu, że w okresie przedświątecznym chce pracować 6 godzin, a nie 8 i nie będzie jej już w okresie między świętami a Nowym Rokiem. - Od stycznia chcemy pani zaproponować umowę na 5 lat. - Dziękuję, ale nie, ta praca mnie męczy. Kierownik wychodzi. Wraca po kilku minutach, pewnie po konsultacji z kimś na wyższym szczeblu. - Pani Katarzyno, w drodze wyjątku możemy z panią podpisać umowę zlecenie na 6 godzin dziennie. - Ja naprawdę dziękuję. Znalazłam pracę zgodną z wykształceniem i lepiej płatną. Nie zdziwił się. Zrzuciła ciężar marketingu. To nieprawda, że niepotrzebne są kwalifikacje. Potrzebny jest brak sumienia. Większość ludzi posiada je, ale bezrobocie zmusza ich do pracy wbrew sobie. Cierpią więc na różne dolegliwości. Nie sposób oszukać własnego organizmu. Ci nieliczni, których sumienie nie uwiera, zostają kierownikami takich firm i pną się ku górze. 23


III miejsce w kategorii proza Katarzyna włącza telewizor. Niestety zaczyna się reklama, więc wychodzi do kuchni. Słyszy dzwonek telefonu. Wraca do pokoju. Podnosi słuchawkę. - Barbara S z firmy… Pani Katarzyno, komputer wylosował pani numer. Mam przyjemność zawiadomić, że wygrała pani… Odkłada słuchawkę. Współczuje osobie, która do niej dzwoniła. Ona już nie musi tego robić. Niedługo zacznie pracę o której w młodości marzyła i nie może się doczekać tej chwili. Dzwoni komórka. - Mamo, zostałaś babcią! Masz wnuczka! Jadę do szpitala. Jutro powiem wam więcej.

Mirosława Marta Kiczuk

24


Wyróżnienie

Eksplozja Stara, skrzypiąca karuzela porządnie światem zakręciła. Dwa czasy w jeden połączone. Zrywam zasłony litościwe. Dni stare krzyczą przerażone. Zwinięte ciasno w kłąb milczenia wciąż jeszcze boją się oddychać. Zaczynam uczyć się od nowa Kim jestem ja, co siebie nie znam. Chcę poznać wreszcie, badam uważnie Jaki smak uczuć, czym są pragnienia, Jak zostać, kiedy można uciec, Jak śpiewać, kiedy wokół cisza.

Nowy wiek Przez krawędź milenium przełamał się czas. Wplątana w dni, godziny, chwile zanurzam się w nowy wiek. Nie wiem co przyniesie. Chyba nie chcę wiedzieć. Kierowana barometrem uczuć otwieram tajemnicę nowego dnia.

25


Wyróżnienie

Tęsknota Odleciałeś razem z żoną, walizkami i nadzieją, chociaż bałeś się latania. Zostawiłeś garnitury, kilka koszul. Kiedyś wrócisz. Za morzem siejecie nowe ziarna. Mocne skrzydła was niosą w noc polarną. Nowe gniazdo rozjaśniają białe noce. W niedzielę przez okienko Skype’a zaglądamy do waszego domu, jakby był na sąsiedniej ulicy. Na stole świeczka na torcie… Gdy uczyła się chodzić moja wnuczka, nie mogłam jej trzymać za rączkę.

Reklama Na plakacie psa na plecach fotografia. Dołem napis - kredyt przez Internet. Pieska nie mam wprawdzie, lecz mam kota. Wolę trzymać go z daleka od laptopa. Boję się, że numer mi wykręci. Na 5 ton Whiskasa kredyt weźmie przez Internet I potem przez lata będę spłacać.

26


Wyróżnienie

Przepis na życie W telewizji nowy serial, nowy program. Gwiazdy tańczą lub śpiewają - jak kto woli. Zgadywanki, gry, teleturnieje. Cudze życie, papka przeżuta. Reklama. Uśmiechnięte głupio głowy mówią, co zażywać, by być zdrowym. Wiem już, czym smarować mam stawy, jaką kawę pić - by nie pić zwykłej kawy, jakich płynów do prania używać, z czym uciech pod prysznicem zażywać, który płyn do zmywania lepszy, co sprawia, że włosy są lżejsze przy kręceniu głową w różne strony i wiem o potrzebach, jakie mam, których dotąd nie znałam. I już nie ma czasu na rozmowy. Oddalamy się, jak okręty na morzu. Ale może tak łatwo, wygodnie. Zaraz wyślę SMS-a do męża, który jest w sąsiednim pokoju. Napiszę, jaki mam „Pomysł na obiad”.

27


Wyróżnienie

Drzewo Głęboko w ziemi korzeniami, jak drzewo. Wiatr żaden mnie nie powali. Noc nie przestraszy i grzmot. Ptakami śpiewam. Wznoszę gałęzie do nieba. Naprzeciw burzom trwam. Choć twarda, do snu otulam cię miękkimi ramionami. Kołyskę robię z dłoni. Wiem, że po nocy wstanie dzień.

Mirosława Marta Kiczuk

28



Uroczyste zakończenie Konkursu Literackiego "Nowe czasy, nowe şycie ?" 8 listopada 2011 r.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.