5 minute read
Wstęp
Na temat Wyszyńskiego napisano już bardzo wiele i pisze się nadal. Niniejsza pozycja nie jest więc ani pierwszą, ani ostatnią. Nie jest zwieńczeniem tego, co zostało już powiedziane, ani też początkiem czegoś nowego na temat Prymasa. Moim pragnieniem było jedynie „wejrzeć” w jego duszę, czego – jak sądzę – nie zrobił dotąd nikt. Mało interesuje mnie jego hieratyczność czy monumentalność, jaka go otacza. Chcę wydobyć na światło dzienne jego duchowe piękno, estetyczną wrażliwość, jego pragnienia i lęki, ale również jego odwagę i tęsknotę za miłością iście samarytańską. Z tej racji opieram się głównie, albo prawie wyłącznie, na tekstach Wyszyńskiego. Nie interesują mnie, a jeżeli już, to tylko marginalnie, opracowania jego postaci czy jego myśli. Jest to zatem pozycja źródłowa. Pozwalam Prymasowi, na ile to możliwe i konieczne, przemawiać jego własnym językiem, często dla nas już nieznanym, obcym lub nigdy dotąd niesłyszanym.
Nie pisałem niniejszej pozycji dla konkretnego czytelnika. Był to zabieg świadomy. Chciałem bowiem zwrócić się do wszystkich, wszak wszystkim – młodym i dorosłym – służył Prymas. Moim szczerym pragnieniem było, aby każdy mógł poznać wewnętrzne bogactwo kard. Wyszyńskiego i niejako w nie „wejść”, aby zrozumiał jego wewnętrzne piękno, głębokie pragnienia, jego troski o dobro kraju i ducha
Advertisement
męstwa w realizacji szlachetnych ideałów. Starałem się więc ująć moje rozważania w jakimś dobrym stylu. Co oznacza w praktyce taki „styl”? O jego wytłumaczenie zwrócę się do naszego wielkiego wieszcza, Adama Mickiewicza. W następujący sposób wyjaśniał on, na czym polega dobry styl.
Dobry styl, czyli po prostu dobra mowa, jest ta, która najbardziej zbliża się do mowy, do rozmowy, a nawet wszystkie zwroty pisma, szczególniej kiedy się rozprawia o rzeczach poważnych, wyższych, powinny prostotą i szczerotą wchodzić w tok rozmowy prostodusznej, prosto serdecznej. To, co piszemy o rzeczach Bożych lub ojczystych, powinno być zrozumiałe dla każdego, kto kocha Boga i Ojczyznę, a zatem dla pokojowej, dla ekonoma, dla stangreta (czy, jak u was mówią: dla fornala) nawet. Nie idzie tu o to, aby sposób mówienia zniżać, zbłaźniać, skarczemniać. […] wszakże katechizm jest prosty, ale zarazem poważny 1 .
Czy był to zabieg właściwy? Nie mnie oceniać. Ostateczny osąd pozostawiam temu, kto zdobędzie się na odwagę, by wziąć do ręki niniejszą pozycję i oddać się uważnej lekturze. Mam ukrytą nadzieję, że czas na nią poświęcony nie będzie czasem zmarnowanym, nie będzie czasem roztrwonionym na rzeczy błahe, mało istotne, mało ważne, tanie. Bywa bowiem, jak słusznie zauważał Stefan Kisielewski, że „ludzie skłonni są przypuszczać, że to, co trudno dostępne, jest lepsze, a to, co można dostać łatwo – gorsze” 2 .
1 A. Mickiewicz, Do K. Łubieńskiej-Wodpolowej, ok. 10 stycznia 1854 r., w: A. Mickiewicz, Dzieła. Wydanie rocznicowe, Warszawa 2005, t. XVII, s. 280. 2 S. Kisielewski, 100 razy głową w ściany. Felietony z lat 1945-1971, Warszawa 1996, s. 289.
Podobnie było kiedyś z kartofl ami. Czytałem gdzieś historię o tym, jak to pewien feudalny książę, który sprowadził pierwsze kartofl e z Ameryki, nie mógł namówić ludzi do ich jedzenia – uporczywie karmili nimi świnie. Dopiero gdy wpadł na pomysł otoczenia pola strażą i ogłoszenia, że za kradzież kartofl i czekają ludzi wysokie kary – wówczas osiągnął swój cel: zaczęli jeść kartofl e. Bo człowiek to istota przekorna i od wieków żywi przekonanie, że owoc zakazany jest najsmaczniejszy, a czasem nawet, że tylko taki owoc jest w ogóle smaczny 3 .
Przedstawiam postać Stefana Wyszyńskiego w czterdziestu spojrzeniach. Dlaczego? Z tej prostej racji, że jest to liczba biblijna, pełna znaczeń i pełna wewnętrznej dynamiki. Liczba czterdzieści opisuje drogę biblijnego pielgrzyma, który opuszcza swoje dotychczasowe miejsce i wyrusza w drogę, aby dojść do miejsca wyznaczonego mu przez Stwórcę. Jest to droga zbawienia, doskonałości, droga do celu. Tak było w życiu ludu wybranego, w życiu Jezusa i tak również było w życiu Prymasa.
Przez całe swoje życie Prymas był poniekąd w drodze – duchowej, historycznej, teologicznej. Dlatego też podzieliłem te spojrzenia na trzy działy: początek drogi, sytuacje w drodze i cele drogi. W ciągu osiemdziesięciu lat życia Wyszyńskiego zmieniało się niemal wszystko wokół: świat, Europa, Kościół, jego ojczyzna i on sam. Nie omieszkał przyznać się do tego: „Idę przez swoje życie kapłańskie pełen nędzy, słabości i ran, otrzymanych po drodze. Prawdziwie – «robak, a nie człowiek». Wszyscy mają prawo podziwiać całą nieudolność moją. A jednak idąc, sprawuję swoje posłannictwo kapłańskie. Nędza moja nie przeszkadza mi – dla Bożego
3 Tamże.
miłosierdzia – usłużyć ludziom dobrami, które świat ma najcenniejsze. Tak szedł Chrystus, wzgarda pospólstwa – aż po dzień dzisiejszy. Obszarpany, pobity, ubrudzony w błocie ulicznym, oplwany. A jednak to On zbawił świat… I zbawił go, choć świat natrząsał się ze swego Zbawcy. Jak te dwie drogi idą blisko siebie. Nieudolność moją dźwiga łaska sakramentalna; nieudolność Jezusa dźwiga Bóstwo Jego… Niech się świat śmieje, byle dzieło Zbawienia było wykonane” 4 .
W tej chwili nie pozostaje mi nic innego, jak skierować serdeczne zaproszenie do czytelnika: by znalazł czas na lekturę tych stron. Starają się one bowiem przybliżyć historię jednego z naszych największych rodaków XX w., postaci wyjątkowej, wewnętrznie bardzo bogatej, nad wyraz wrażliwej i kreatywnej, chociaż dla zewnętrznego obserwatora może trochę zbyt monumentalnej, raczej nieprzystępnej, a przez to odległej. Wyszyński taki jednak nie był. Jego wnętrze było zgoła inne, stąd warto je odkryć. Był pokorny i uległy Bożej miłości. Starał się odkrywać miłosierną miłość Stwórcy w sytuacjach, które dla innych były jej zaprzeczeniem. Wydarzenia, które dla innych mogły być wręcz gorszące, dla Księdza Prymasa były – przeciwnie – wyrazem największej miłości Pana: „Gniew ojca zawsze jest łaską, bo jest dowodem opieki, zainteresowania, bliskości, woli poddania sobie opornej istoty” 5. Dalej odnotował w Zapiskach więziennych: „O ileż szczęśliwsze jest położenie człowieka, który odczuwa na sobie gniew Boży, jak Hiob czy Dawid, niż takiego, który nie czuje przy sobie żadnego śladu obecności Boga. Gdy Bóg się gniewa, łatwo znajdę słuszną przyczynę Jego gniewu w sobie. A wtedy lepiej jest mi być wdeptanym
4 Stoczek Warmiński, 4 marca 1954 r., w: Zapiski więzienne, Warszawa 2006, s. 73. 5 Prudnik Śląski, 5 stycznia 1955 r., w: Zapiski, s. 172.
w ziemię, choćby butem wroga, bo owoc wyrasta z ziarna obumarłego w ziemi. Jak łatwo jest wtedy uznać sprawiedliwość Boga, choćby winy moje odmierzały się przez szkło powiększające. Jak przyjemnie wtedy doznać prześladowania, które jest rózgą biorącą należność. Jak uczynnymi są wtedy moi dręczyciele, którzy nawet nie wiedzą tego, że przez ich posługiwanie ja dochodzę do pojednania z Bogiem. Jak bardzo muszę ich kochać, skoro Bóg okazał mi swoje zainteresowanie z ich pomocą. «Miłość nieprzyjaciół» przestaje być kwiatem retorycznym, staje się ciałem 6 .
Życzę zatem dobrej lektury i zarazem licznych owoców – duchowych, historycznych, intelektualnych i teologicznych.
Kraków, 16 października 2020 r. 42. rocznica wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową
6 Tamże.