2 minute read

mnie

Next Article
foksteriera.

foksteriera.

siedziała bezzębna starucha z najbardziej pomarszczon ą twarz ą , jaką widziałam w ż yciu. Ujęła mnie za rękę, by odczytać z niej mój los, a gdy zobaczyła linię ż ycia, zastygła. „B ędziesz długo ż yła, Nino”. Wiedziała nawet, jak się nazywam. Wszystko o mnie wiedziała. „Doż yjesz dziewięćdziesięciu trzech lat. Nieważ ne, jak złe i trudne prze życia cię czekają , przetrwasz je wszystkie i dożyjesz dziewięćdziesięciu trzech lat”.

Nina rzuci ła ze śmiechem:

Advertisement

– Ale troszkę się pomyli ła. Niebawem skończę dziewięćdziesiąt cztery lata i wszyscy się boją , że nie doż yję, ale patrz, siedzę tu teraz i śmieję się razem z tobą.

A ż do tej chwili w każdej sytuacji, gdy się zdawa ło, że przyszła na mnie kreska, a spotka ło mnie takich wiele, zawsze przypomina łam sobie tę obietnicę i czu łam, że ktoś na górze nade mną czuwa.

Tom czyta ł dalej z notatnika Niny:

Od tamtych wakacji min ął szmat czasu. Jesie ń przyszła i odeszła, nastała zima. Przeminęło nawet Boże Narodzenie. W naszej rodzinie tradycyjnie kupowało się prezenty na Gwiazdkę.

Rodzina ojca był a całkowicie ześ wiecczona, niemal całkowicie zasymilowana. Tata chodził do synagogi raz do roku na Jom Kipur, a i wtedy fatygował się wyłącznie przez wzgl ąd na moich dziadków od strony matki. Miał nawet własne miejsce w Wielkiej Synagodze w Warszawie. Ja te ż nie uczęszczałam do boż nicy. Poszłam może ze dwa razy w ż yciu na Simchat Tora, radosną uroczystość, kiedy to tańczono z Torą i rozrzucano cukierki.

Tak czy siak, psa nadal nie było i obawiałam się, że może tato tak tylko powiedział i okaże się jedn ą z osób, które składają obietnice bez pokrycia. Lecz pewnego ranka obudziłam się w swoim przytulnym pokoju z lalkami pouk ładanymi równiutko na parapecie. Zza wciąż pół przymkniętych powiek zobaczyłam, że za oknem ś nieg pada łagodnie i zbiera się na gałę ziach drzew. Czułam, że ktoś mnie obserwuje, a kiedy otworzyłam oczy szerzej i ziewnęłam przeciągle, ujrzałam mamę siedz ącą na skraju mojego łóż ka i tatę, który stał obok niej, w ręku zaś trzymał małego pieska o białej sierści. Piesek miał dużą brązową łatę na głowie, obejmującą ucho, a na grzbiecie drugą , czarną. Myślałam, że mi się to ś ni. Krzyknęłam radoś nie: „Tato!

Mamo! Wierzyć się nie chce”. A potem dodałam rozemocjonowana: „Daj mi go, daj go potrzymać, tato, jaki on s łodki”.

Wtedy mi się przypomniało, że właś nie są moje urodziny i kończę dziewięć lat.

W koszuli nocnej chwycił am pieska oburącz i przycisn ęł am mocno do piersi. Czu ł am ciep ł o jego ciałka i s łodki zapach oddechu. Zawsze kochał am psy. Cią gle przyprowadzałam do domu przyb łędy z ulicy, ale mama zawsze powtarzał a, że teraz nie możemy ich zatrzymać.

Tak bardzo pragnęłam mieć psa. A teraz pierwszy raz miałam własnego pieska, który będzie ze mn ą mieszkał, a ja będę go karmić i się nim opiekować.

Tata powiedział mi, ż e to foksterier szorstkow ł osy, czyli angielski, i że ma szorstkie, kędzierzawe futro, inne niż druga odmiana

This article is from: