2 minute read
foksteriera.
Nazwa tej rasy wzięła się stąd, że Brytyjczycy używali jej podczas polowań na lisy. Mój piesek miał cztery miesiące, więc nadal był szczeniaczkiem, i tata mówił, że musimy się nim opiekować jak dzieckiem.
– Kupiłem go od kolegi z pracy, który wraz z rodzin ą przeprowadza się do Ameryki – wyja ś nił tata.
Advertisement
– Wszyscy wyje ż dż ają do Ameryki. Jakby tu było aż tak źle – rzuciła mama.
– Są tacy, którzy widz ą , co się dzieje z Żydami w Niemczech. To może zdarzyć się niedługo również tutaj, dlatego są niespokojni – odpar ł tata. Potem dodał: – Póki co nie musimy się bać. Mam dobrą pracę i niczego nam nie brakuje.
Położ yłam pieska ostroż nie na podłodze. Widziałam, jak na mnie patrzy, przekrzywiając łepek z boku na bok, jak gdyby nas łuchiwał czegoś swoimi wielkimi uszami.
– Jak go nazwiesz? – zapytał mnie tata.
Zastanowiłam się chwilę, potem odpowiedziałam:
– Irys. Nazwę go Irys. – Przypomniała mi się książ ka o mitologii greckiej le żąca na mojej nocnej szafce i bogini tęczy, o której czytałam poprzedniej nocy. Uznałam, że to dla niego idealne imię
Irys wyrós ł na ł adnego psa, który uwielbiał ludzi, zwłaszcza dzieci, i towarzyszył mi wszędzie, oprócz szkoły i sytuacji, gdy wychodziłam z moją najlepsz ą przyjaciółką Barbarą , na przyk ład na spektakl albo do cyrku. Póź niej, gdy Polacy zaczęli nas szykanować, czułam się bezpieczniej, id ąc z Irysem niż sama, mimo że nie był szczególnie groź nym psem. W sumie to był wręcz nieco tchórzliwy, bo kiedy zaczęły się brutalne bombardowania Warszawy przez niemieckie samoloty, zawsze uciekał i krył się pod moim łóż kiem. Może sądził, że go ochronię. Nigdy nie zapomnę dnia, gdy rozpoczęły się bombardowania. Dzie ń wcześ niej poszłam z mamą kupić przybory szkolne do piątej klasy. Wybrałyś my zeszyty, ołówki, linijk ę: wszystko, czego potrzebowałam. Lecz nastę pnego dnia zamiast iść do szkoły chowaliś my się pod łóż kami i stołami. Tata został wcielony do polskiej armii, a Irena, moja polska piastunka, już dla nas nie pracowała. Przez wycie
Irysa oraz moje wrzaski mama i jej siostra Ania odchodziły od zmys łów. Mama powiedziała, że lepiej będzie, jeśli zamieszkamy z babcią i dziadkiem na ulicy Pawiej. Tam i tak było więcej miejsca.
Irys s łyszał ś wist bomb i wył, nim spadały. Pewnego dnia, gdy mama poszł a nadać list do taty, który był w wojsku, rozległ się gwizd, Irys zacz ął wyć, a ja krzyczeć, i ciocia Ania wyszła z kuchni, by mnie uciszyć. Okazało się to bardzo szczęśliwym zrz ądzeniem losu, bo parę chwil póź niej spadła bomba i wszystkie kuchnie po tej stronie budynku runęły jak kostki domina.
Póź niej, kiedy mieszkali ś my na ulicy Pozna ń skiej, w domu mojej drugiej babci, któregoś dnia wróciłam do domu i zauważ yłam, że coś jest nie tak. Irys nie wyszedł się ze mn ą przywitać jak zawsze, nie skoczył na mnie, gdy tylko przestą piłam próg. Bałam się, że coś mu się stało. Zobaczyłam, że mama i babcia są bardzo zasę pione i wbijają wzrok w podłogę. Nie chciały mi popatrzeć w oczy, gdy krzyknęłam:
– Zabiłyście Irysa! Oddajcie mi go!
Mama wybuchnęła płaczem.
Nie miałyś my wyboru, Nineczko, musiał am – powiedziała. – Naraziłby nas na niebezpiecze ństwo.
– Ale jak? Dlaczego? – wołałam. – Tak bardzo go kochałam, a jemu tak trudno było znosić wszystkie te eksplozje.
Mama powiedział a, że w ł a ś nie przez to, że nie mógł wytrzymać wybuchów, a my nie mogłyś my mu ich wyt łumaczyć.
Wybiegłam na podwórze, gdzie spotkałam Janka, synka dozorcy domu. Powiedział mi, że widział, co się stało. Mama poprosiła polskiego żołnierza, który był na podwórzu wraz z grupą innych, by zastrzelił psa. Parę minut później Janek us łyszał strzał.
Poprosiłam Janka o pomoc i razem zaciągnęliś my Irysa w miejsce, gdzie do niedawna stał wysoki budynek – na rogu Alei Jerozolimskich i Poznań skiej – teraz za ś znajdował się tam potęż ny lej. Janek pomógł mi go pochować i nakryć dziurę wielkim kamieniem. Scyzorykiem wyżłobił w kawałku drewna jego imię: „Irys”, ale nie wiedzieliś my, czy umieścić tam krzyż, czy gwiazdę Dawida. Wiedziałam tylko, że pierwszy raz pojęłam, co ludzie mają na myśli, gdy mówią o punkcie bez odwrotu.