OSWOIĆ GDAŃSK Oswoić, w moim rozumieniu, definicja słowa oznacza stan w którym tłumaczymy sobie zastane bądź tworzone doświadczenia, nie sugeruje ono jednak ich wagi, z jaką przychodzi się nam mierzyć. Wagę tym doświadczeniom nadają emocje, które ustosunkowują nas do reakcji. Zrozumienie wewnętrznych stanów stanowi grunt do budowy relacji w każdej dziedzinie życia. Rytuały stanowią dla mnie świętą przestrzeń, w której przyciągam lub odpycham towarzyszące celowi emocje, postrzegam ten stan jako źródło posiadające moc przekształcania rzeczywistości, nie tylko jej potwierdzania. Etnograf - Arnold van Gennep obrzędy plemienne postrzegał jako sposób podtrzymywania ciągłości dośwadczenia, wyróżniając spośród nich obrzędy przejścia jako sekwencje obrzędowe, które towarzyszą przechodzeniu z jednego stanu do innego, z jednego świata ( w ujęciu kosmicznym lub społecznym) do drugiego. Cytując: „Żeby nastąpiła zmiana roli czy statusu społecznego jednostki, musi ona zostać na początku wyłączona ze „starego świata”. Jednym z przykładów podawanych przez autora są rytuały związane z ciążą i porodem. Zachodząca w ciążę kobieta jest wyłączona ze swojego dotychczasowego statusu, ale jeszcze nie jest matką. Pochodzę z wielkopolski, urodziłam się w Poznaniu, przez pierwsze lata mieszkając w domu rodzinnym Taty po wschodniej stronie Warty, później Rodzice zbudowali dom w Puszczykowie. Od zawsze dom i rodzina stanowią dla mnie silny grunt. Bo to te wartości i doświadczenia z nimi związane stanowią początek mojej tożsamości. Przejście z wewnętrznego w zewnętrzne, nie oswojone. Nigdy nie przestaliśmy żyć z naturą, co wiąże się z niepiamymi lecz wyczuwalnie istotnymi rytuałami mojej rodziny. Pomimo hermetyczności związków, środowisko w którym dorastałam zawsze było szczere, uważne, otwarte, silne i szlachetne, nie raz pomogło mi przetrwać w nie oswojonym - podobnie jak przyroda. Pierwszy raz czasowo straciłam świadomość z powodu „skrajnego przeżycia natury psychicznej” w przedszkolu, nie było ze mną nikogo dorosłego zatem dopiero kilka lat później dołożyłam ten pierwszy uświadomiony raz do listy razy „opuszczania świata”. Dziś żyję jak wysoko wrażliwa osoba, w latach dziewięćdziesiątych diagnozowano mnie pod kątem objawów padaczki. Lata diagnozowania przeszkadzały poznawać swoją tożsamość, leki odstawiłam sama z poczucia braku sensu, padaczki nie mam, utraty przytomności miewam rzadko. Nie pamiętam dokładnie wszystkich razy, nie pamiętam też wszystkich powodów, zawsze jednak by spróbować zrozumieć staram się przechodzić w wyobraźni tę drogę kiedy jestem, znikam i znowu wracam. Na próżno. Umiem tylko wrażeniowo opisać powroty do stanu świadomości - nic miłego kiedy, po kolei zmysły jedno po drugim z pustki wrzucają Cię w uczucie lęku, lecz zanim ono nastąpi stopniowo w równym czasie wraca czucie, wzrok, słuch na końcu mowa, następuje pełne zrozumienie. Wszystko jest takie samo - tylko inne, emocje otoczenia się zmieniają i nic nie daje to, że się uśmiecham i mówię, że już jestem, jedynie zaufane osoby pozwalają mi bez wyrzutów sumienia dojść do siebie. Stworzono mi świat, który jest na mnie uważny, nauczył mnie dbać o siebie samą i znać swoje granice tylko dlatego abym nie czuła, że jestem inna i umiała oswajać to co stworzę lub doznam. Do kolejnego rytuału przejścia, do innego świata zaprosił mnie Michał, cztery lata temu, że jest uważną osobą nie musiał mi udowadniać. Kiedy wszedł po raz drugi do wynajmowanej przeze mnie kawalerki na powiślu, od razu zapytał o fotografię wiszącą na ścianie, była to jedna fotografia z cyklu stworzonego z Pawłem Althamerem „Koziołek Matołek”, nie miałam szansy jej kupić, był to plakat, w moim świecie ważny obraz, utożsamiłam z nim wiele emocji, których nie mogłam wtedy przedstawić światu w którym żyłam. Nie znałam autora fotografii, miał inną rolę, sam się przedstawił. Michał sam się też przede mną wtedy oswoił. Dostałam oryginał. Trójmiasto znam od dziecka, nie gubię się w Sopocie, miałam przyjemność mieszkać kilka miesięcy w Gdyni, poznać wspaniałe lokalne postaci, Gdańsk był zawsze dla mnie największą tajemnicą, korzystałam z niego jak turysta - nie oswajałam, podziwiałam. Czułam ciężar niedopowiedzenia jak wiele Rodzin z tajemniczą przeszłością. Poniemieckie miasta mają w sobie specyficzną siłę wyobraźni, dziewiętnastowieczna architektura Gdańska i Poznania nie jest jedynym co je łączy. Adres zameldowania z Puszczykowa zmieniłam na Gdański. To też nie była szybka decyzja - zapadła ostatecznie, jak dwa lata temu w Rzymie skończyła mi się ważność dokumentów tożsamości. Pomimo częstych wizyt w Gdańsku i włączenia mnie przez Michała do jego badania tożsamości Kaszubów nad którą pracuje od kilku lat, możliwościach rozmów na tematy trudne z perspektywy miasta w ,którym mieszkałam od kilku lat wtedy, fascynacji historiami „lokalesów” i ich Rodzin jakie poznałam oraz miejsc ukrytych dla mnie, bo patrzyłam z perspektywy turysty, nie zaakceptowałam siebie jako Gdańszczanki. Nie następowała we mnie świadomość mentalnej zmiany. Dalej jestem w delegacji z Wielkopolski, płacąc podatki w Gdańsku bo tu teraz żyję. Dalej pragnę i muszę poznawać historię Kaszub i Rodzin zamieszkałych na pomorzu, by się oswoić. „Turbot” Guntera Grassa, jest częścią stanu w którym się znajduję. „Oswoić Gdańsk” powstał w mojej głowie za sprawą Michała, który czytał książkę „Turbot” w domu na głos, dla siebie i dla mnie, na początku pandemii 2020r., kiedy możliwości badań terenowych się skończyły a wiedział, że to dobra Gdańska podróż. Dostrzegłam w tej historii szansę dla siebie. Grass prezentuje punkt widzenia oderwany od czasu, zmienny, trudny do natychmiastowego zrozumienia i zaakceptowania, z konsekwencjami decyzji niekoniecznie zawsze podejmowanych we właściwym do tego czasie czy emocjonalnym stanie. Bada ograniczenia narzucane człowiekowi, utożsamia też cykl ciąży kobiety z naturą i przeznaczeniem, czymś nieskończonym. Kiedy podjęliśmy kolejną decyzję związaną z naszą wspólną rytualnością iż na czas pandemii przenosimy się do Gdańska na „stałe”, wiedzieliśmy już, że najbliższe miesiące poświęcimy na pracę z Grassem, który zresztą w naszych domach nie był nigdy obcy. Był wykreślony plan, finał oswojenia się z rzeczywistością, zmianami, niepewnością, tożsamością. Jednak rzeczywistość na miejscu okazała się trudniejsza. Ogrom spotkanych cierpień, utrata naszej pierwszej ciąży, powrót utrat przytomności. Historia Grassa w turbocie, przypomina mi uczucie znanego dobrze oderwania. Rozumiem problem tęsknoty za miejscem, tylko po to by poczuć stanem emocjonalny bliski sercu, równowagę, rozumiem siłę zadawania pytań w próżnię i projektowania rzeczywistości aby tę prawdziwą łatwiej zaakceptować. Nie oswoiłam jeszcze Gdańska, mój rytuał przejścia wciąż się jeszcze staje, cykl ilustracji stworzonych przeze mnie do książki Turbot, to próba sfinalizowania procesu stawania się przeze mnie świadomą Gdańszczanką, w mieście budzącym dużo emocji lecz ciągle bliskiemu pomimo wszystko, gdyż najbardziej ze wszystkich miejsc w których mieszkałam w dorosłym życiu przypomina mi ten najbezpieczniejszy stan, czas Domu Rodzinnego. Przytoczę słowa mojego Dziadka Bernarda o Kaszubach: „My to z Nimi umiemy godeć!” .
I bym siedział naprzeciw trzech piersi O bym wiedział, że jeden cyc, drugi to nie wszystko i bym nie był dwojaki, bo z reguły rozdwojony i bym nie miał wyboru pomiędzy i bym już nigdzy nie musiał albo albo i bym się nie boczył na bliźniaka i bym nie żywił dalszych pragnień...
AUA
Ale ja inny mam wybór i u innego zwisam cyca. Zazdroszczę bliźniakowi. Moje dalsze pragnienia z reguły są rozdwojone. A ja rownież w całości jestem przepołowiony. Mój wybór zawsze wypada pomiędzy. Już tylko w ceramice (z grubsza datowanej) istnieje, podobno istniała Aua: bogini z jednym żródłem w trzech postaciach, z których jedna (zawsze ta trzecia) wie, co obiecuje pierwsza i czego odmawia druga. Kto cię skasował, kto nas zubożył? Kto powiedział: dwie to dosyć? Odtąd dieta, przydziałowe racje.
Gunter Grass / TURBOT Drzeworyt langowy / olcha / 20x15 cm / tusz kreślarski / papier: Munken / 2020r