Artykilnik bacy jendrzeja compressed

Page 1

ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

SPIS TRESCI 1.Magdalena Bujak-Lenczowska -Wspomnienie o ojcu 2.Historyjki z moich Tatr N 3.TATRZAŃSKIE STAWY

Magdalena Bujak-Lenczowska -Wspomnienie o ojcu Po wojnie przyjechaliśmy z mamą i bratem do Zakopanego. Miałam 10 lat. Wyobrażałam sobie, że gdy będę wracała ze szkoły, zaczepi mnie wysoki pan i zapyta: gdzie mieszka pani Bujakowa? I to będzie mój tata. Dworzec Główny w Warszawie, wiosna 1939 roku. Podróżni niecierpliwie czekają na odjazd pociągu do Wiednia. Pożegnania z bliskimi, w niejednym oku kręci się łza. Dziennik Jakuba Bujaka, wpis z 23 kwietnia 1939 r. "Patrzę na uśmiechniętą twarz żony; obiecała uroczyście, że wytrzyma odważnie do końca i słowa dotrzymuje. Niech by wreszcie pociąg ruszył, po co to przedłużać! (...) Ruszył w końcu. Wymieniamy ostatnie okrzyki pożegnalne; szereg znajomych twarzy przesuwa się przed oknem wagonu, a wśród nich jedna - najbardziej znajoma, najbardziej bliska. Przy niej mała czteroletnia figurka macha drobną rączką. Do widzenia, czy zobaczymy się jeszcze i kiedy?" Tego dnia Magdalena Bujak-Lenczowska widziała tatę po raz ostatni. Segregatory pamięci Kościelisko, 77 lat później. Rześkie powietrze dociera do płuc. Z okien niewielkiego drewnianego domu widok na majestatyczną panoramę Tatr. Leniwie siąpi deszcz. Mógłbym tak stać godzinami, zahipnotyzowany wpatrywać się w góry. Dzielę się tą oczywistą uwagą, pewnie jak każdy gość państwa Lenczowskich, a pan Adam - były taternik parzy wyborną kawę i zaczyna opowiadać. - Przeprowadziliśmy się do Kościeliska na emeryturze. Wcześniej mieszkała tu teściowa. Jak zmarła, domek stał pusty. Niszczał, baliśmy się, że ktoś się włamie. Zapraszaliśmy znajomych, w lecie i zimie chętnych nie brakowało, gorzej późną jesienią. Ta tkanina na ścianie to dzieło teściowej. Projektowała i wykonywała wiele tkanin, wystawianych w kraju i za granicą. Odłożyła trochę pieniędzy i kupiła ten domek - gospodarz spełnia się w roli przewodnika. Na piętrze są dwa pokoje. Na dole kuchnia, łazienka i salon przedzielony ścianką z książkami. W salonie na regale segregatory ze starannie poukładanymi rodzinnymi dokumentami - pamiątkami po słynnym dziadku prof. Franciszku Bujaku, twórcy historii gospodarczej. I ojcu - Jakubie. - Moja mama, Maria Bujakowa, z domu Łomnicka była artystką, dyrektorką szkoły tkackiej w Zakopanem i projektantką tkanin. Znali się z tatą ze wspólnych wędrówek w gronie lwowskiej młodzieży po Karpatach Wschodnich. Pobrali się w 1934 roku. Byli dobrym małżeństwem. Mama nie wyszła ponownie za mąż. Powiedziała mi kiedyś, że nie ma mowy, żeby w jej życiu mógł być ktoś inny - podkreśla pani Magda. Mogła być Burdżulą Jakub Bujak miał dwie pasje: naukę i góry. W listopadzie 1931 roku rozpoczął pracę we Lwowie jako asystent na tamtejszej Politechnice. Po roku przeniósł się do Warszawy, do pracy w przemyśle. Pracował w znanej fabryce maszyn Lilpop, Rau i Loewenstein. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Każdą wolną chwilę spędzał na wspinaczce. Wciągu ośmiu lat zdobył najwyższe szczyty Norwegii, przemierzył Tatry, Alpy i góry Kaukazu, często wytyczając nieznane dotąd szlaki. "I dość wcześnie przy tym wyrósł w wyobraźni fijoł, wbił się w głowę ćwiek himalajski. Pójść tam, w te najwyższe góry, pancerne wiecznymi lodami, mozolić się w skale i w śniegach, w rozrzedzonym powietrzu wyżyn, pchać się ku szczytowi wytrwale, na przekór słabości ciała" - pisał w swoim dzienniku. - W 1935 roku z inicjatywy taty zorganizowana została wyprawa w Kaukaz. Wszedł wtedy m.in. na Burdżulę i Szcharę. Ponieważ urodziłam się zaraz po tej wyprawie, tato chciał nadać mi imię na część pierwszego ze szczytów. Tak mu się spodobał! Na szczęście po interwencji mamy skończyło się na Magdalenie - wspomina z ulgą. Pierwsi na szczycie Ambicje himalajskie Jakuba Bujaka podzielali inni polscy wspinacze. Starania Klubu Wysokogórskiego w Warszawie o zezwolenie na wyprawę w najwyższe góry świata trwały blisko dwa lata. Celowano w K2. W końcu zapaliło się zielone światło, ale ustalono, że Polacy zaatakują ostatecznie dziewiczy wschodni wierzchołek Nanda Devi. Pierwsza polska wyprawa w Himalaje wyruszyła wiosną 1939 roku z Dworca Głównego w Warszawie. Pociągiem przez Austrię i Włochy, statkiem do Indii, potem znów koleją i wreszcie pieszo z karawaną kulisów do stóp świętej góry Hindusów dotarli Stefan Bernadzikiewicz, Jakub Bujak, Adam Karpiński i Janusz Klarner. 2 lipca na niezdobytym dotąd szczycie Nanda Devi Wschodniej (7434 m. n.p.m.) stanęli Jakub Bujak i Janusz Klarner. Było to największe osiągnięcie polskich wspinaczy i jedno z najtrudniejszych wejść - na tamte czasy - w historii wypraw wysokogórskich. "Więc to już szczyt! Idę dalej pomału - Janusz za mną z (asekuracją) lotną - i wstyd przyznać beczę - ze wzruszenia, z radości, że jednak się udało, że spełniły się marzenia i zamysły blisko 10 lat. (...) Jest za późno i za duże zmęczenie i wzruszenie, żeby to wszystko spokojnie i gruntownie obejrzeć. Chowamy się w płachtę - jemy coś nie coś, przygotowujemy bilet do zostawienia w termosie i zbieramy się do drogi powrotnej" - zanotował dzień później w swoim dzienniku Jakub Bujak. Klątwa świętej góry Przed Polakami tylko raz próbowano zdobyć szczyt, ale szturmujący go jeszcze przed I wojną światową Tom George Longstaff musiał zawrócić po zdobyciu przełęczy (nazwanej swoim imieniem) i wejściu na wysokość ok. 6000 m. n.p.m. Szerpa Tenzing Norgay, pierwszy - wraz z Edmundem Hillarym - zdobywca Mount Everestu, powtórzył wyczyn Jakuba Bujaka i Janusza Klarnera, po czym stwierdził, że była to najtrudniejsza wyprawa wysokogórska w jego życiu. Nanda Devi nieprzypadkowo otoczona jest szczególnym kultem. Według hinduskich legend, kto postawi nogę na jej szczycie, umrze, a jego ciało nie zostanie odnalezione. Góra szybko upomniała się o dusze śmiałków, którzy zakłócili jej spokój. Dwa tygodnie po wejściu na szósty najwyższy szczyt, na którym stanęła wówczas stopa człowieka, Stefan Bernadzikiewicz i Adam Karpiński, chociaż z powodów zdrowotnych wierzchołka nie zdobyli, zginęli w lawinie pod Tirsuli. Wracających do kraju Jakuba Bujaka i Janusza Klarnera zastała wiadomość o wybuchu II wojny światowej. Bogini Nanda jeszcze się o nich upomni. Jadzia tęskni z Budapesztu Z dziennika Jakuba Bujaka: "Wypłynąwszy z Bombaju 23 sierpnia przybyliśmy przez Egipt i Rumunię do Lwowa dnia 12 września; tego samego dnia pojawiły się na rogatkach Lwowa czołgi przednich straży niemieckich". Wojna zastała Marię Bujakową z dziećmi na wakacjach w Sokołowie pod Rzeszowem. Po ataku wojsk sowieckich na

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Polskę, Bugiem i Sanem przebiegała granica demarkacyjna, rozdzielająca obydwu okupantów. O przedostaniu się do Lwowa - przynajmniej przez jakiś czas - nie było mowy. Jakub Bujak miesiąc czekał w domu rodziców na żonę i dzieci. 14 października - w obawie przed aresztowaniem w towarzystwie m.in. szwagra Zbigniewa Łomnickiego, ruszył zieloną granicą przez Karpaty na Węgry, a stamtąd do Francji, do oddziału formowanego wojska polskiego. Wkrótce po wyjeździe męża, do Lwowa dotarła z dziećmi Maria Bujakowa. Minęli się o kilka dni. "Kochana Mary, serdeczne życzenia Wesołych Świąt i Nowego Roku. Mieszkam w Budapeszcie w tej samej części miasta co i Ty, kiedy tu byłaś dwa lata temu. Był tu także twój brat, ale obecnie przeniósł się na prowincję. Moje zdrowie w porządku, napisz do mnie koniecznie, chciałabym dowiedzieć się co z tobą słychać i jak się mają Twoje dzieci? Serdecznie Was pozdrawiam. Jadzia" - pisał do żony jeszcze z Węgier. Żeńskim imieniem podpisał się ze względów bezpieczeństwa. Na celowniku służb Z końcem 1939 roku Jakub Bujak przeniósł się do służby technicznej w oddziale polskiego lotnictwa w Wielkiej Brytanii. Później jako ceniony fachowiec zatrudniony został w fabryce silników diesla pod Londynem, a w 1943 roku w firmie Rolls-Royce w Derby. Pracował przy nowym typie napędów samolotów odrzutowych, tzw. napędzie strumieniowym. W związku z rodzajem pracy był obiektem zainteresowania brytyjskich służb wywiadowczych. Fragment listu jego przyjaciela Edmunda Romera do prof. Franciszka Bujaka, 4 grudnia 1945. "Przez długi czas nikomu z najbliższych nawet przyjaciół nie zdradzał, co jest tematem jego prac, dopiero gdy go ostatni raz widziałem powiedział mi parę słów na ten temat, (...) wtedy przestało to być tajemnicą wskutek opublikowania osiągnięć brytyjskich w tej dziedzinie. (...) Przypuszczam, że przy osiągniętym obecnie przez brytyjski samolot rekordzie prędkości jest też cząstka pracy Kuby". Anna Pietraszek, autorka filmu dokumentalnego wyemitowanego przez TVP w 50. rocznicę pierwszej polskiej wyprawy himalajskiej: - Pani Magda zdobyła odręczne rysunki ojca. Dałam jeden z takich szkiców do konsultacji generałom naszych sił powietrznych. Od razu powiedzieli, że jak na tamte czasy, to były wyjątkowe projekty, niezwykłej wartości strategicznej. Napisz parę słów, Staruszku Prawdopodobnie pierwszy list do ojca z Anglii, październik 1940 roku. Tym razem chcąc zachować ostrożność, posłużył się fałszywym imieniem. "Drogi Franku, już dużo czasu upłynęło od kiedy otrzymałem wiadomość od Ciebie. Jestem ciekaw jak się masz, jak Twoja rodzina i wnuki. Napisz parę słów, Staruszku, będę bardzo rad przeczytać coś od Ciebie. Z najlepszymi życzeniami dla wszystkich, z poważaniem Wilfrid". Mimo trwającej wojny i tęsknoty za żoną i dziećmi, Jakub Bujak starał się wieść normalne życie. Nie zrezygnował ze swojej pasji. Wolne dni, jak w Polsce, spędzał w górach. Wstąpił do brytyjskiego Klubu Alpejskiego. Z racji wysokiej postury i doświadczenia himalajskiego był w nim rozpoznawalną i cenioną postacią. "Byłem niedawno na urlopie. Spędziłem (jego) część na pieszej włóczędze po pustkowiach Yorkshire, część na wspinaczce w Lake District w towarzystwie członków Alpine Clubu. W dalszym ciągu wierny jestem skale, a ona odpłaca mi się wzajemnością" - pisał do Edmunda Romera w lipcu 1944 roku. W tym samym liście wieszczył długo wyczekiwany koniec II wojny światowej.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

"Nie wiem, jak dalece można wierzyć słowu naszego wschodniego alianta, ale wydaje mi się, że jednak dadzą nam coś - a reszta zależeć będzie w dużej mierze od nas. Ale nie można upierać się przy przedwojennych mocarstwowych koncepcjach (...). W gruncie rzeczy miarą istotną będzie, jak się podziemny ruch kierowany stąd ustosunkuje do nowego rządu. Sądzę, że sprawy rozwijać się będą szybko - bo i wojskowe postępy Rosjan są błyskawiczne. Mam przekonanie, że Niemcy nie są tam zdolni do poważniejszego oporu, że to jest ucieczka i pościg". Przecięci żelazną kurtyną Nadszedł maj 1945. Polska znalazła się w strefie wpływów Związku Radzieckiego, całkowicie odcięta od zachodniego świata. - To był ciężki cios dla mojego ojca. Chciał wrócić do Polski, lecz było to niemożliwe ze względu na charakter jego pracy w przemyśle wojennym. Europa została podzielona żelazną kurtyną, nie mógł więc także sprowadzić rodziny do Wielkiej Brytanii - pani Magdalena załamuje głos. Zaczęły się kłopoty w pracy. Jakub Bujak starał się o przeniesienie do innego działu, bo, jak pisał, "obrzydła mi robota, a raczej obrzydzili mi ją ludzie". Więcej - być może dlatego, że jego listy podlegały kontroli służb - nie ujawnił. Zaginieni w Kornwalii 30 czerwca 1945 roku wyjechał na tygodniowy urlop do Kornwalii. Towarzyszyła mu koleżanka z Klubu Alpejskiego Lorna Wilkinson, przez część wycieczki był z nimi także Zygmunt Dąbrowski, polski pilot sił lotniczych Wielkiej Brytanii. Wyjazd zbliżał się ku końcowi. Dzień był dżdżysty, widoki przesłoniła mgła. 5 lipca po południu - czytamy w późniejszej relacji reportera "News of the World" - piechurzy nadali z miejscowości Penzance kartki pocztowe do bliskich. "Miło spędzam czas na wędrówce i podziwianiu okolicznej przyrody, chociaż pogoda nie rozpieszcza" - pisała do matki panna Wilkinson. To były ostatnie słowa, jakie jej przekazała. Jakub Bujak i Lorna Wilkinson mieli wrócić do swoich obowiązków w poniedziałek 9 lipca. Nie wrócili. Dwa dni później zawiadomiono o zaginięciu policję. Z raportu komendy policji w Kornwalii z 10 grudnia 1945. "Intensywne poszukiwania w rejonie Penzance prowadzone przez policję i przyjaciół dr Bujaka nie natrafiły na ślady jego i panny Wilkinson. Można jedynie stwierdzić, że dr Bujak zaginął. Policja nie znalazła żadnych dowodów na to, że on lub panna Wilkinson utonęli. Wniosek ten jest jednak wyłącznie przypuszczeniem. Nie przeprowadzono śledztwa na wypadek śmierci dr Bujaka ani jej domniemania, a także, według mojej wiedzy, nie odnotowano jego nazwiska w rejestrze zgonów". Opieszałość policji Rozczarowani powolnymi postępami policji, znajomi Jakuba Bujaka skrzyknęli grupę poszukiwawczą i postanowili na własną rękę odnaleźć zaginionych. Wspinacze McCraeth Fisher, Ian Mordell, Derek Ritson i Ivan Waller dotarli do Kornwalii w sobotę 21 lipca. Ivan Waller opisał po latach akcję poszukiwawczą w liście do Bolesława Chwaścińskiego, alpinisty i działacza Klubu Wysokogórskiego. "Odwiedziliśmy komisariaty policji, straży przybrzeżnej i urzędy pocztowe od Peznance przez Lands End to St. Ives. Po dwóch dniach chodzenia za fałszywymi tropami, usłyszeliśmy o porzuconym namiocie w okolicach Zennor. Przypadkowo natrafiliśmy na mieszkającą tam kobietę, która otrzymała od nich na przechowanie duży plecak turystyczny, wraz z wartościowymi rzeczami, kiedy wyruszyli do Penzance. Nie wiedziała nic więcej. Odnaleźliśmy wspomniany namiot, leżał wywrócony między wioską a oceanem". ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Przeszukano klify i zatoczki, ale nie trafiono na żaden ślad. "Nie wiadomo, co się z nimi stało. (...) To było najbardziej tajemnicze i niezwykłe doświadczenie w moim życiu. I szok dla nas wszystkich" - skwitował Ivan Waller. Ian Mordell, inny uczestnik akcji poszukiwawczej potwierdza, że Jakub Bujak i Lorna Wilkinson nadali kartki z Penzance. Stąd prawdopodobnie próbowali wrócić na oddalony o siedem mil biwak. "Być może doszło do wypadku, kiedy szli przez wrzosowiska. Na tych terenach znajdują się stare szyby górnicze. Po przeszukaniu sporych obszarów wrzosowisk, wykluczamy jednak taką możliwość. To nieprawdopodobne, aby dwie osoby jednocześnie wpadły do szybu, któremu zawsze towarzyszy znak ostrzegawczy" - pisał w swoich zeznaniach. W jego ocenie piechurzy najpewniej dotarli do wybrzeża i poszli się kąpać lub wspinać na klifach. Kiedy jedno z nich znalazło się w tarapatach, drugie pospieszyło z pomocą, przypłacając ją życiem. "Wbrew sobie stwierdziliśmy, że dr Bujak i panna Wilkinson nie żyją, prawdopodobnie utopili się. (...) Pewnie zostali porwani przez wodę. Tego dnia był odpływ. Wiatr wiał od brzegu" - tłumaczył Ian Mordell. Tą samą wersję wydarzeń przedstawił Edmund Romer. "Przypuszczenia nasuwają myśl, że albo utonął w kąpieli, albo uległ wypadkowi w czasie wspinaczki na klifie. Przypuszczenie to potwierdza w pewnym stopniu fakt, że tego dnia wiał wiatr od lądu, a wieczorem był odpływ, bardzo jest więc prawdopodobne, że ciało zostało zaniesione w głąb morza" - relacjonował w liście do prof. Franciszka Bujaka. Sprzeczną informację na temat warunków pogodowych zamieszczono we wspomnianej wcześniej relacji reportera "News of The World". "Jeżeli policyjna teoria jest słuszna, panna Wilkinson i dr Bujak utonęli w okolicach 6 lipca. Pomimo uważnych przeszukiwań wybrzeża, dotąd nie natrafiono na żaden ślad, że ich ciała mogły zostać wyrzucone na brzeg. Jest to o tyle niezwykłe, że Prąd Zatokowy silnie napiera w stronę lądu, niosąc w stronę brzegu niemal wszystko co wpadnie do wody, nawet kilka mil od brzegu" - pisał reporter gazety 30 września 1945 roku. Marzył o rodzinie Co stało się z Jakubem Bujakiem i Lorną Wilkinson? Przyjaciel polskiego himalaisty Edmund Romer stanowczo wykluczył samobójstwo. Zygmunt Dąbrowski, który towarzyszył parze znajomych wspinaczy w pierwszych dniach lipca w pisemnym oświadczeniu zapewnił o dobrej kondycji psychicznej swojego kolegi. "Nie planował gwałtownych zmian w swoim życiu, ani żadnych dramatycznych kroków. Jestem przekonany, że zaginięcie dr Bujaka można tłumaczyć wyłącznie jakimś tajemniczym wypadkiem, w którym stracił życie" - zanotował 6 maja 1946 roku w Londynie. Fragment listu Zygmunta Kunczyńskiego do Marii Bujakowej z 9 września 1945 roku. "Kuba był w doskonałej formie, mówił o swoich marzeniach sprowadzenia tu Was - gdyż nie liczył na możność wcześniejszego pojechania do Was jak za parę lat". List do prezydenta RP Kościelisko, sierpień 1999 roku. W 60. rocznicę zdobycia Nanda Devi Wschodniej przez polskich himalaistów Magdalena Bujak-Lenczowska pisze list do byłego prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego. Tłumaczy tajemnicze okoliczności zaginięcia ojca, prosi o pomoc w uzyskaniu dostępu do akt śledztwa. Podkreśla, że wszystkie dokumenty Scotland Yardu, które mogłyby rzucić światło na wydarzenia z tamtego okresu, zostały utajnione. O ile oczywiście istnieją poświęcone sprawie Jakuba Bujaka akta, poza cytowaną już wcześniej lakoniczną policyjną notką z 10 grudnia 1945 roku. Odpowiedź przychodzi po dwóch miesiącach. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

"Z prawdziwą przykrością muszę poinformować Panią, że Biuro b. Prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego w Londynie nie ma możliwości podjęcia oficjalnych działań w sprawie uzyskania wglądu w materiały ze śledztwa dotyczącego zaginięcia Pani Ojca. Próbowałem rozeznać nieformalnie poruszony temat. (...) mogę zaproponować dwie niezależne drogi Pani dalszego postępowania - via Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii i Konsulat Generalny RP w Londynie" - zasugerował Jan Tarczyński, dyrektor biura. Córka Jakuba Bujaka korzysta z podanych wskazówek. Kolejne pismo - z bardziej obszernym opisem historii ojca - śle w sierpniu 2000 roku na adres powyższych instytucji. "Mimo długich i intensywnych poszukiwań, nie udało nam się uzyskać żadnych danych, które mogłyby dodać coś konkretnego do informacji, które posiada p. Magdalena Bujak-Lenczowska" - czytamy w lakonicznej notce Zjednoczenia Polskiego. Kopię pisma wysłała córce Jakuba Bujaka konsul Anna Czapiewska-Brabander. Zasugerowała ponadto kontakt z archiwum brytyjskiego Ministerstwa Obrony i Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów w Londynie oraz zwróciła uwagę na "możliwość umieszczenia ogłoszenia w prasie polonijnej lub w innym brytyjskim dzienniku". Czy polskie władze mogły zrobić więcej w celu zdobycia dodatkowych dokumentów? Pytam dr Caldera Waltona z Uniwersytetu Harvarda, badacza historii brytyjskiego wywiadu i zimnej wojny. - Sęk w tym, że formułka o zastrzeżeniu informacji to stała odpowiedź władz na każde pytanie o dokumenty pochodzące z okresu objętego klauzulą tajności. Nie oznacza ona wcale, czy takie akta istnieją czy nie. Prędzej udałoby się czegoś nowego dowiedzieć w sprawie, wertując archiwa brytyjskich instytucji publicznych - wyjaśnia. Film z 1939 roku Jedyne, co udało się zdobyć w Londynie, to nagranie ze zdobywania szczytu Nanda Devi Wschodniej. Taśma przez dziesięciolecia przeleżała w Brytyjskim Instytucie Filmowym, najpewniej zdeponowana w czasie wojny przez Jakuba Bujaka. Do Polski trafiła dzięki kilkuletnim staraniom Anny Pietraszek. Podczas projekcji filmu w jej mieszkaniu w Warszawie, Magdalena Bujak-Lenczowska po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat zobaczyła tatę w ruchu. Wiosną 2016 roku odtwarzamy film na laptopie pani Magdy. - Tato miał 190 cm wzrostu, był bardzo chudy. Garbił się. Od razu widać, że to on - powtarza i zamyślona spogląda w ekran. - Byłam przekonana, że teraz dokręcimy zdjęcia, dołączymy dokumenty, a TVP będzie najszczęśliwsza na świecie, że jako pierwsza pokaże ten materiał. Nie była. Zawzięłam się i własnym sumptem w drugim obiegu zrealizowałam ten film w firmie mojego kolegi - kręci głową Anna Pietraszek. Śladami dziadka na Nanda Devi Wschodnią Siedemdziesiąt lat po pierwszej polskiej wyprawie w Himalaje, śladem dziadka Jakuba Bujaka wyruszył Jan Lenczowski. Cel był szczytny: przywrócić pamięć zdobywcom góry z 1939 roku, a jeśli się uda, samemu stanąć na szczycie Nanda Devi Wschodniej. Jan Lenczowski: - Większość zespołu nie miała wystarczającego doświadczenia i motywacji, żeby zdobyć bardzo wymagający technicznie i wysoki szczyt. Do wejścia brakło nam jeszcze jednego, może dwóch bardziej doświadczonych wspinaczy. - Decyzja o powrocie została podjęta ze względu na pogarszające się zdrowie jednego ze wspinaczy i złą pogodę. Do szczytu zabrakło im 500 metrów różnicy wysokości. W miejscu bazy ustawili wykutą w płycie skalnej tablicę pamiątkową na cześć polskich zdobywców Nanda Devi Wschodniej - dodaje Magdalena Bujak-Lenczowska. Wraz z grupą wspinaczy w Himalaje pojechał operator telewizji. Anna Pietraszek zorganizowała też patronat prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Powstał film "Orłem Być", spinający ze sobą wyprawy z 1939 i 2009 roku. Telewizja znów nie była zainteresowana emisją. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Skatowany przez UB? Drugi ze zdobywców Nanda Devi Wschodniej Janusz Klarner wyszedł z domu 17 września 1949 roku i nigdy nie wrócił. Tak, jakby rozpłynął się na ulicach Warszawy. Prawdopodobnie pomogli mu w tym funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Janusz Klarner był oficerem Armii Krajowej. W trakcie powstania warszawskiego dowodził oddziałem w Lasach Kabackich. Został ciężko ranny. Za heroiczną postawę otrzymał Krzyż Walecznych. Władzom Polski Ludowej nie podobała się powstańcza karta w jego życiorysie do tego stopnia, że Klub Wysokogórski dostał z UB pismo, w którym domagano się usunięcia nazwiska autora z książki opisującej wyprawę w Himalaje. - Komuna robiła wszystko, aby zniszczyć bohaterów powstania. Wiele z nich zginęło bez śladu w tajemniczych okolicznościach. Do dzisiaj nie wiadomo, co się z nimi stało. Zostali rozstrzelani? Zesłani na Sybir? - zastanawia się Anna Pietraszek. I dodaje: - Klarner zniknął z ulicy. Jego siostra opowiadała mi, jak dwa lata stała pod więzieniem na Rakowieckiej z paczkami, żeby sprawdzić, czy zostanie przyjęta. Jeśli tak, znaczy, że jej brat jest więźniem. Nigdy jej nie przyjęto. Nigdy nie dał znać. W Armii Krajowej działał też Adam Lenczowski. - Wszystko zależało od części kraju. Na Suwalszczyźnie za komuny praktycznie wszystkich z AK aresztowali, u nas w Małopolsce głównie co ważniejszych dowódców. Przynajmniej rok lub dwa w więzieniu przesiedzieli. (...) Ja się ujawniłem, cały "Żelbet" krakowski się ujawnił. Dostaliśmy specjalne świstki, a bezpieka miała wykaz byłych akowców. Na nas trzeba było uważać w pracy, na uczelniach. Naznaczyli nas - wspomina. Są domniemania, że Janusza Klarnera zamęczono w katowni UB na ul. Cyryla i Metodego w Warszawie. Informację tej treści, przekazaną rodzinie, potwierdził w rozmowie z Anną Pietraszek prokurator z Instytutu Pamięci Narodowej. Ale to tylko poszlaki. Tego już nikt nie wyjaśni Żadnych dowodów nie ma także w sprawie tajemniczego zaginięcia Jakuba Bujaka. Bliskim pozostają domysły, nieraz sensacyjne, co obrazuje rozmowa Magdaleny i Adama Lenczowskich. M: On był w sytuacji bez wyjścia. A: Mógł wrócić, ale od razu by został przez ruskich wywieziony na Sybir. M: Pewnie by tam robił samoloty. A: Oni tak robili z uczonymi. Teść znał ulepszenia angielskiego lotnictwa, idealny człowiek. Może by rodzinę mógł na Sybir ściągnąć? Więcej nic. A Anglicy? Oni wiedzieli, że chciał wrócić do Polski. Dlatego są podejrzenia, że nie zginął przypadkowo. M: Podejrzenia są takie, że go sprzątnął wywiad brytyjski. A: Ale są też takie, że w te tereny, te skałki, tam dość pustawo jest, i tam mogła podpłynąć radziecka łódź podwodna, i mogli go porwać. Tego już nikt nie wyjaśni. Dopiero jak akta odtajnią. M: Już przedłużyli raz o 50 lat. Do 2045 roku przedłużono. A: Może nasze dzieci się załapią? Wnuki na pewno... Brytyjczycy czy Sowieci? Dr Calder Walton potwierdza, że kiedy kończyła się II wojna światowa, brytyjski i amerykański wywiad obrał na cel ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

naukowców, którzy mogliby dla nich pracować w okresie zimnej wojny. W czasie swojej pracy badawczej nie trafił jednak na poszlaki świadczące o tym, że Brytyjczycy mieliby likwidować ludzi nauki, zamiast korzystać z ich wiedzy. - W ich interesie byłoby to, żeby nadal dla nich pracował, dlatego uważam, że prędzej desperacko próbowaliby zatrzymać Jakuba Bujaka w Wielkiej Brytanii, niż starali się upozorować jego śmierć. Bardziej prawdopodobne, zakładając udział wywiadu w jego zaginięciu, jest to, że zrobili to Sowieci - zaznacza. Zawsze istniał w naszym domu 1 listopada Magdalena Bujak-Lenczowska zapali znicz na grobie matki, będącym też symbolicznym grobem jej ojca na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem. Symboliczny grobowiec na warszawskich Powązkach ma też Janusz Klarner. Adam Karpiński i Stefan Bernadzikiewicz leżą tysiące kilometrów stąd, w skutych lodem zboczach Tirsuli. Skazani na niepamięć, jak dwaj pozostali uczestnicy pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje. - Miałam 10 lat, kiedy przyjechaliśmy z mamą i bratem do Zakopanego. To było już po wojnie. Chociaż wiedzieliśmy, że zaginął, żyliśmy w przeświadczeniu, że ten ukochany tato istnieje, że wróci do nas. Zawsze istniał w naszym domu. Wyobrażałam sobie, że gdy będę wracała ze szkoły, zaczepi mnie wysoki pan i zapyta: gdzie mieszka pani Bujakowa? I to będzie mój tata - pani Magda robi pauzę, a jej oczy wilgną. Opowiadała Magdalena Bujak-Lenczowska Spisał Andrzej Osiak

Tadeusz Skorupski Podróżnik, pisarz,przodownik, znawca i miłośnik Tatr. Przyjaciel i sympatyk warszawskiego oddziału PTT . będziemy zamieszczali cykl Jego opowiadań pod tytułem Historyjki z moich Tatr Jak pisze sam Autor,wspólnym jakby mottem mojej "twórczości" jest powiedzenie z książki Stanisława Zielińskiego "W stronę Pysznej""Bo każdy ma swoje Tatry, góry wypełnione przeżyciami prawdziwymi i zmyślonymi, anegdotami i faktami, fotografiami i pejzażami kreślonymi z pamięci"

DUCH GÓR Jeśli mamy rozmawiać o górach to musimy zacząć od podstaw, a podstawą chodzenia po górach jest świadomość możliwości i zagrożeń, jakie czekają na nas wśród tych szczytów, dolin i potoków. Co do możliwości gór, co do tego, co mogą nam dać dobrego góry to napisano już tak wiele, że jedyną radą jest powiedzieć -przekonajcie się sami. Natomiast, co do zagrożeń, co do tego, co mogą nam zabrać to wciąż moim zdaniem jest za mało, o czym świadczą kroniki wypadków a także własne obserwacje. Długo myślałem nad tym jak mówić o bezpieczeństwie i nie nudzić w typie nie podskakuj, nie czepiaj się furmanek, nie rzucaj kamieniami, nie pluj itd.

Wreszcie olśniło mnie i postanowiłem, że przedstawię wam fragment mojego życia. Fragmencik, który na mnie wywarł decydujące wrażenie i pokazuje z jednej strony ten fenomen gór a z drugiej jak fascynacji nie przepłacić życiem lub kalectwem. Dla lepszego ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

zrozumienia ubrałem go w dzisiejsze realia, ale sens jest ten sam.

No dobra. Czas zacząć.

To było jakieś 42 może 43 lata temu.,

Wtedy chodziliśmy po Tatrach całą rodziną, znaczy ja, mama, tata i dwa lata młodsza siostra. Czasem też zabieraliśmy dwóch, trzech kolegów. Ponieważ zaczęliśmy chodzenie po górach już z 5 lat wcześniej nie byliśmy już żółtodziobami, zwłaszcza, że sezony mieliśmy potężne, mama była wychowawczynią w przedszkolu, więc miała wakacje tak samo jak my, tata jakoś sobie załatwiał urlopy, więc na ogół wyjeżdżaliśmy tego dnia, w którym otrzymywaliśmy świadectwa szkolne i wracaliśmy w połowie sierpnia, a więc po prawie dwóch miesiącach wędrówek. Tego dnia, o którym chcę opowiedzieć planowaliśmy wyprawę na Mięguszowieckie szczyty.

Już od kilku dni mieszkaliśmy w schronisku nad Morskim Okiem i systematycznie obchodziliśmy wszystkie dostępne zakątki. Z racji posiadania uprawnień do wspinaczki, z racji bycia Strażnikiem Przyrody i członkiem prestiżowej wtedy Służby Kultury Szlaku i co w tamtych czasach było najważniejsze z racji znajomości z wieloma przewodnikami i ratownikami górskimi mieliśmy prawo chodzić również nieznakowanymi ścieżkami, więc „roboty” było dużo.

Był przepiękny dzień w początkach sierpnia. W Tatrach to czas gwarantowanej pogody. Po szybkim śniadaniu wyszliśmy Ok 7, 30. Mieliśmy wejść do Czarnego Stawu, tu ciekawostka – różnica poziomów między taflą Morskiego Oka i Czarnego Stawu wynosi 187 m a głębokość Czarnego Stawu to 76m przy średnicy ok 500m, czyli jego dno sięga prawie połowy podejścia -potem zielonym szlakiem na Kazalnicę, stąd skośnym trawersem na Przełęcz pod Chłopkiem, a dalej już nieznakowaną ścieżką zwaną Drogą po Głazach na Mięguszowiecki Pośredni i Mięguszowiecki. Stąd przez Hińczową przełączkę, pod Cubryną do Doliny za Mnichem a dalej znów szlakiem wiodącym ze Szpiglasowej Przełęczy powrót do schroniska. Szło się wyśmienicie, bo po ponad miesiącu chodzenia byliśmy tak zaprawieni, że prawie nie czuliśmy zmęczenia bardzo ostrym podejściem, a po drugie to tą drogę znaliśmy tylko z opisów, więc w nozdrzach pachniało nam nową przygodą i wielkim sukcesem. Już koło 13-tej byliśmy na „Mięguszu”. Zjedliśmy „obiad” porozkoszowaliśmy się widokami i zaczęliśmy schodzić. Niestety po kilku metrach napotkaliśmy na przeszkodę nie do przebycia. Nie wiadomo czy to piorun, czy może mróz odwalił potężny kawał ściany i tak zatarasował ścieżkę, że

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

w żaden sposób nie mogliśmy jej obejść. No znaczy bezpiecznie obejść, a nie mieliśmy ani wystarczającej ilości liny, ani haków żeby zrobić jakąś poręcz czy choćby namiastkę ubezpieczenia. Trzeba wam wiedzieć, że na polską stronę w tamtym miejscu jest jakieś 500 metrów pionowej ściany a na słowacką trochę mniej, ale przecież do zabicia się wystarczy upadek z 5 metrów. Cóż. Z żalem i bólem odtrąbiliśmy powrót tą samą drogą, którą przyszliśmy. W ponurych humorach już koło 17-tej byliśmy znów nad Czarnym Stawem. Jakby na pocieszenie na czołowej morenie było ciepło, świeciło jeszcze słońce i było cicho i pusto. Popatrzyliśmy na siebie i jednogłośnie zdecydowaliśmy, że tu poczekamy aż „stonka” wyjedzie ostatnim autobusem z Morskiego Oka. Pewnie mało już ludzi wie, że wtedy regularne pekaesy z Zakopanego miały „pętlę” 5 metrów od schroniska. Wygodne to było, ale w piękne dni przywoziły one tysiące „turystów”, którzy zjadali tam bigos, wypijali po parę piw, robili zdjęcia a potem zadeptywali i zasrywali każde wolne miejsce nie bacząc na ochronę przyrody, park narodowy i racje dzikich zwierząt tam mieszkających.

Zdjęliśmy buty, rozpaliliśmy „juwla” na herbatę i chłonęliśmy ciszę. Jednak tego dnia szczęście nam nie dopisywało, bo właśnie jeden ze słynniejszych przewodników z Zakopanego i wielki miłośnik Tatr przyprowadził jakąś klasę na lekcję czegoś tam. Dał im 20 minut wolnego a sam usiadł kolo nas. Przerażeni patrzyliśmy, z jakim zapałem dzieciaki zabrały się do zasypywania Czarnego Stawu kamieniami. Nauczycielka nie dawała sobie z nimi rady, biegała od jednego do drugiego i błagalnym tonem upominała –„Krzysiu, prosiłam nie rzucaj, Magduniu! Co ja mówiłam?” I tak bez przerwy, ale oni odbiegali na parę metrów i prali kamieniami raz przy razie jakby mówiła do Bandziocha (kocioł pod Rysami). Na szczęście odnosiła jeden sukces, uciekając przed nią oddalili się od nas.

Siedzieliśmy i komentowaliśmy spędzony dzień, to, co widzieliśmy, beztroskie zachowanie niektórych ludzi, zły ekwipunek i jeszcze tysiące spraw. Stary góral przysłuchiwał się naszej rozmowie, zupełnie jakby uczestniczył w niej, ale mimiką, czasem kiwał głową jakby potwierdzając, że on też tak uważa, albo krzywił się z niesmakiem, kiedy mówiliśmy o czymś z pogardą, sam jednak nie włączał się do rozmowy. Poczęstowany herbatą z wody Czarnego Stawu ze sokiem też sycił się widokiem. Aż nagle, jakby kontynuując wypowiedź, którą ciągnął dotąd w myślach powiedział tak poważnym tonem, że chcieliśmy wstać;

-Bo wicie, te góry mają swojego wielkiego, potężnego i omalże wszechmogącego ducha. I ten Duch jest uokrutnie zazdrosny uo te swoje góry, percie i strumyki szemrzące w dolinach i najchętniej to by je zakrył jakomś zelaznom pokrywą i nikogusieńko nie wpuscoł. No, na nase scęście az tak mocny to on nie jest, więc za to lata wkurwiony na tych swoich sksydłach i patsy, kto idzie, jak idzie, jak się ubrał i co robi. Na wsyćkich ślakach naustawiał rózne pułapki i wciąż je kontroluje i zmienia. A to kamień jakiś rozcheboce, albo kozenie rosą pomocy zeby śliskie były, w środku lipca śniegiem zaniesie, albo w piękny dzień gradem posypie. Patsy na nas z góry i zaciera ręce – „a mocie, a po cośta tu psyleźli, w domu siedzieć a nie po górach się włucyć”, a jak zobacy taką grupę, co to nie dość, że w sandałkach idą, to jesce z tymi słuchawkami w usach i jesce esemesy na telefonach pisą to zarutko komuś nogę podstawi i jus lezy taki i becy, kolano rozwalone albo ząbecki na kamieniach zostały. Ale psecie kazdy to wie, nawet malusieńkie dziecko, ze jak ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

po nierównej drodze idzies to se patsaj pod nogi, a jak kces esemesa pisać to się zatsymaj, a jak tego nie wies to cierp. Ale wicie, nagozej to nie lubi tych panicyków z Warsawy albo z jakiegoś innego duzego miasta, co to myślom, ze jak tatuś ma pieniązki, albo jest w partyji to juz im wsyćko mozno. Jak takich zobacy, to nawet im pomaga, zeby wyzej wesli, „a co tam bezpieczeństwo, tobie nic nie moze się stać a jak juz, to tata weźmie swojego papuge i wybroni.” Tak im szepce do ucha. A jak juz wlezą na samiutki scyt to trach, potem długie aaaaaaaaa!

I po panicyku zastaje ino informacyja. Paniusia w dzienniku telewizyjnym psecyta z kartecki kilka suchych zdań – Tatry pochłonęły kolejne ofiary. Dziś w rejonie Orlej Preci dwóch turystów z Warszawy poniosło śmierć w wyniku poślizgnięcia się na oblodzonych skałach. Obaj nie mieli odpowiedniego ubrania i ekwipunku do chodzenia w tym rejonie. Wieczorem ratownicy TOPR znieśli ich ciała do Zakopanego.

Ale musicie tys wiedzieć, ze ten Duch jest strasnie honorowy i ucciwy, więc jak zobacy takich turystów jak wy, co to idą uwaznie, bezpiecnie, nie wstydzom się wycofać ze zbyt niebezpiecnego uodcinka, na psodzie ktoś doświadcony, co juz nie jeden raz z Nim się spotkoł i odziani uodpowiednio – no bo patsajcie – godoją, że ubranie nie cyni cłowieka, ale tys ubranie wsyndzie, nie tylko w górach jest wazne. No poprobój se z gołym zadkiem iść do kościoła – zaroz cię z niego wyzucom i jesce do zadka nakopią, ale jak na plaze nudystów pójdzies w długiej kiecce to tys cie wyzucom i tys nakopiom. Do dyskoteki idzies w adidasach a na studniówke w śtybletach. Tak jus jest ten świat zrobiony i tak tsa się zachowywać. A góry mają tom psewage, ze tu jak sobie cosik zlekcewazys to nikt ci do zadka nie nakopie, ale zycie postradas, albo jesce gozej – bo kalekom ostanies. Taaak. No, ale was to nie dotycy, bo juz samo to, ze chcecie o tym rozmawiać to jest głęboki szacunek dla Ducha gór, a uon to widzi i cuje i nie zapomina. Nigdy. A jak nastepnym razem będziecie sli gdzieś tam po perciach to On będzie tam niedaleko was krązył i nawet jeśli się komuś noga podwinie i straci równowagę to go zaraz podtsymie za, za...no wicie, jeśli to będzie chłopacek to za kosulkę a jeśli dziewcynka to....no tam...uod zadku i nie pozwoli ksywdy wam zrobić. Ale nie myślcie sobie, ze jak raz Mu się podlizecie to on jus na zawse będzie was. Ooooo, nie. Nic takiego. Nawet nie będziecie wiedziali kiedy wystawi was na kolejne próby, jakby aktualizacyje uprawnień. I tak nie raz jeszcze w środku lipca nie wiadomo skąd śniegiem sypnie po ocach, z 25 stopni ciepła zrobi 0 albo minus parę i patsy z góry i ciekawie pyta – no i co? Moje robacki. Co wy na to? – a wy? Wyciągacie z plecaka sweter, albo polar ciepły, kurtecke – ja sam wiele razy załowałem ze latem nie nosę zimowej – uodziewacie to syćko na siebie a na wieżch to najlepsa jest taka peleryna co to poncho się nazywa, bo ją zakładas na plecak i z psodka aparet tyz zakryje i na dole odstaje uod ciała więc po spodniach i do butów dysc się nie wdziera. Potem jesce wypijacie po kubku gorącej herbaty z termosa – ino nie góralskiej, bez gozołki – moze jakaś kanapecka albo kawałek cekolady, a prowadzący analizuje sytuację, i decyduje – jeśli będziemy śli uostroznie, nie zbaczali ze ślaku to nic nam na tej trasie nie grozi więc idziemy dalej sukać lepsej pogody. I wtedy ten nas Duch gór zaciera ręce, z dumą sturcha łokciem swoją zonę i powiada – patsaj ze no stara, to moje paniątka, to maja skoła, moja krew. Az

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

któregoś dnia zasłuzycie na to, ze pocujecie jego uobecnośc, jego pomoc, a moze kiedyś, kiedyś, jak traficie na jego wyjątkowo dobry humor to moze w pochmórny dzień rozłozy te swoje potęzne sksydła i stłamsi te sare chmury w dół, w doliny i wtedy nagle, bez zadnej zapowiedzi ujzycie nad sobą błękitne, w granat wpadające niebo, złote, ciepłe słońce a z rozciągającego się do horyzontu oceanu chmur wystawać będą dumnie tylko najwyzse scyty Tater, groźne i błyscące od descu cy lodu ale tys znajome i psyjazne jakby, no bo popatrzcie tam, pseciez to Krywań psed nami a obok na lewo Świnica, tam byliśmy w piątek, a tam dalej, za Wołoszynem to Lodowy i Łomnica....a na jednym ze scytów stois ty, płuca z trudem łapią oddech, łzy wzruszenia przesłaniają widok, stoisz zauroczony widokiem a dusza wyrywa się i woła – patrzcie, patrzcie, oto ja, zwyciężyłem, jestem tu – i nie chodzi tu o to, że wszedłeś minutę wcześniej niż twój kolega, nie chodzi tu o to, że byłeś pierwszy, nie o takie zwycięstwo tu chodzi. Tu jest zwycięstewo nad samym sobą, nad lenistwem wrodzonym, wygodnictwem, zmęczeniem i nierzadko obtartymi nogami czy przemoczonym ubraniem i wychłodzeniem ale to właśnie jest najwyższym zwycięstwem. Pokonanie samego siebie...za to nikt nie wręcza medali, ani nie płaci i dlatego właśnie to jest największym sukcesem. I nie zamienisz tej chwili na żadne pieniądze, zaszczyty, czy wygodną posadę, bo tylko tam można znaleźc prawdziwy sens życia.

I wicie co jeszcze? Za sprawą psyjaźni z Duchem gór jus nigdy, nigdy nie będziecie się nudzić. Bo gdy najdzie was jakaś handra, zły humor albo zycie wam dopiece tak, że schowalibyście się gdzieś w mysią norę to nie wazne gdzie będziecie, cy to na lekcji cy na dywaniku u szefa-skurwysyna wystarcy psymknąc ocy, przywołać wspomnienia i znów będzies mógł zdobyć z psyjacielem Czarą Ściany Źlebem Kulczyńskiego, czy poczuć ten cudowny powiew wiatru gdzieś na Czerwonych Wierchach a kiedyindziej usiąść nad Potokiem Chochołowskim z dziewczyną i wsłuchać się w odwieczą pieśń, pieśń gór, pieśń przygody, pieśń wolności i znów wróci wam humor, znów ujrzycie „dary losu” i wszystko wróci do normy. Taaaak. Tego wam zycę uod serca, bo widzem, że zasługujecie na to.

CIELĘCE TAŃCE

Nie pamiętam gdzie naczytałem się o zjazdach narciarskich przez Cielęce Tańce. Autor opisywał je, jako coś ekstremalnie trudnego, ale za razem ekstremalnie pięknego. Nic więc dziwnego, że ciągnęły mnie, nurtowały i podpowiadały -sprawdzić się, spróbować. Niestety stale coś stawało mi na przeszkodzie. A to pogoda, a to brak towarzysza, bo na ekstremalną wyrypę w dzikich Tatrach nie idzie się z byle kim, bo przecież życie twoje zależy od towarzysza, a to brak czasu. Wreszcie poszedłem na nie bez zapowiedzi, bez planu i przygotowań. Kilka lat z rzędu robiłem wyskoki w zimowe Tatry ze swoim szefem i jego ojcem. Obaj byli świetnymi narciarzami, obaj lubili nieprzetarte stoki i nie bali się parogodzinnego podchodzenia z plecakiem i nartami i do tego obaj byli dobrymi towarzyszami i godni zaufania. Kiedy któregoś wieczoru ojciec planował jutrzejszy dzień powiedziałem nieśmiało, że od lat marzą mi się Cielęce Tańce, ale nie mam z kim tam iść. Stary natychmiast podchwycił temat. Też czytał o nich i od razu zgodził się. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Następnego dnia byłem gotów zanim tamci wstali, no bo przecież miało spełnić się moje marzenie. „Stary” – bogaty facet – nie musiał oszczędzać pieniędzy, więc mógł oszczędzać siły i nie tracić ich na „jałowe” chodzenie tam, gdzie można jechać, więc samochodem dojechaliśmy do Pol. Huciska, chociaż nie wszyscy tam mogli dojeżdżać, a tu bez krępacji „stary” wziął sanki, którymi jak rasowe cepry dojechaliśmy do wylotu Dol. Jarząbczej.

Trzeba wam wiedzieć, że w tamtych czasach rasowi wyrypiarze – tacy jak ja -nie jeździli saniami. Według obowiązujących norm sanie zarezerwowane były dla wycieczkowiczów i jeszcze niższego poziomu, nigdy jednak dla taterników, ale magia Cielęcych Tańców przytłumiła wstyd. Stąd już nie było innego sposobu jak piechota. Pogoda była wyśmienita, przełom marca i kwietnia, śniegu ponad metr, minus 5 -6 i granatowe bezchmurne niebo nad głowami zapowiadało, że przygoda nie zostanie zakłócona jakąś zadymą czy mgłą. W świetnych nastrojach ruszyliśmy czerwonym szlakiem prowadzącym na Trzydniowiański Wierch. Zimą nikt tam nie chodzi, więc mówienie szlakiem jest trochę nieprawdziwe. Ścieżki nie ma, więc trzeba ją sobie zrobić. Pierwszy „zakłada” ślad a pozostali idą jego śladami. Oczywiście zakładanie śladu jest wielkim wysiłkiem i trzeba często zmieniać się. Największą trudnością jest to, że nie wiadomo co jest pod śniegiem. Przecież najczęściej idziemy po zasypanej śniegiem kosodrzewinie, więc często noga wpada w jakąś pustkę między gałęziami do pasa, trzeba wtedy odłożyć narty na bok i wydostać się na brzuchu z dziury. To męczy jak skur....bardzo, ale w góry nie idzie się dla leniuchowania. Po wyjściu z lasu nasza umowna ścieżka skręca na północ, na Trzydniowiański, a my idziemy prosto na Czubik.

Tu śnieg jest bardziej przewiany, twardy, więc mniej męczący, nogi nie wpadają w dziury i można wreszcie ustalić własny rytm marszu. Idziemy każdy swoim śladem i w pewnej odległości od siebie żeby nie prowokować ewentualnych lawin. Daje to wreszcie możliwość porozglądania się po okolicy i można powiedzieć zachłystywania się ciszą, przestrzenią i wolnością. Poczucie, że w tej groźnie wyglądającej scenerii nie ma i dawno nie było innych ludzi, że zdany jesteś tylko na siebie, swoją rozwagę, swoje umiejętności i doświadczenie, że nie masz łączności ze światem, więc jeśli zrobisz błąd to nikt ci nie pomoże sprawia, że stajesz się jakby innym człowiekiem. Wracają wspomnienia przeczytanych w młodości książek podróżniczych, przygodowych, przypominają się własne przeżycia i ludzie związani z nimi. W pewnym momencie ze zdumieniem zauważasz, że zapomniałeś, że idziesz. Stawiasz nogi powoli i ciężko, jakby buty ważyły po 50 kilo ale to właśnie daje lepszą przyczepność. Idziesz stałym rytmem, bo nie musisz szukać stopni, bo właśnie tym „ciężkim” krokiem sam je sobie robisz i po prostu stajesz się jakby częścią tych gór, a nie gościem. To najcudowniejsze uczucie. Spełnienie tego, czego tu szukasz, tego, po co tu przyjechałeś.

Na grań dotarliśmy po dwóch godzinach marszu i tu okazało się, że potężny nawis śnieżny uniemożliwia nam zjazd na Dol. Starorobociańską. Są dwa wyjścia. Szukać przejścia, albo mniej bezpieczne, a może nawet niebezpieczne – przekopać się przez nawis. Wyciąć nartami furtkę i zwalić ją na dół, tak jak robili to pionierzy taternictwa. Jednak nikt z nas jeszcze tego nie robił i szczerze mówiąc trochę baliśmy się skutków. Ruszyliśmy więc granią w górę w stronę

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Kończystej, z nadzieją, że wyżej znajdziemy jakąś grzędę czy żebro bez nawisu i dobrze, bo gdzieś tak po półgodzinnym szukaniu znaleźliśmy miejsce do startu. Tu nawis był przewiany, jakby od dołu potężnym żlebem ciągnął inny wiatr. Stąd wreszcie mogliśmy zobaczyć, co nas czeka. Przed nami było 400 metrów stromego stoku, co ja mówię – prawie pionowej ściany do miejsca, które kiedyś pasterze krów nazwali Cielęce Tańce. Ludzie, tego nie da się opisać. Szeroki, wygodny żleb był położony tak, że po stronie północnej pokrywał go przepiękny klasyczny firn, ciężkawy i hamujący, na dnie firn przechodził w beton, a na stronie południowej, gdzie słońce nie docierało nigdy, bo zasłaniał je Kończysty i Starorobociański leżał puch, a więc po kilku skrętach w puchu wypadałeś na beton, który przyspieszał nagle i niebezpiecznie, ale gdy dochodziłeś do szybkości kosmicznej skręcałeś w lewo na firn, jakby dla odpoczynku i naturalnego wyhamowania, a gdy cię to zaczynało nudzić jeden głębszy skręt i już pędziłeś po betonie i zaraz w puch.... Tam, gdzie spod śniegu wystają niebezpiecznie Dudowe Turnie zatrzymaliśmy się i kilka minut dyszeliśmy. Nie wiem, czy bardziej ze zmęczenia czy z emocji, ale to było wydarzenie życia. Byliśmy tak zafascynowani tym zjazdem, że bez narady zarzuciliśmy narty na ramiona i podeszliśmy na grań jeszcze raz. Niestety żleb był już rozjechany przez nas i stracił najważniejsze atuty -nie był już tajemniczy, nieznajomy, więc po tym drugim zjeździe czuliśmy się lekko zawiedzeni, więc żeby nadrobić niedostatek weszliśmy jeszcze raz i puściliśmy się do trochę na północ leżących Dudowych Stawów. Tu było szeroko, ale bardzo stromo, kilkaset metrów szaleńczego zjazdu ze świadomością, że jeden błąd, sekunda dekoncentracji i poznasz moc Ducha Gór. Masz 50 procent szansy -albo przeżyjesz albo nie. Często w telewizji oglądamy „karkołomne zjazdy zawodowców w Alpach, ale wszędzie tam, gdzie oni jeżdżą, jak się dobrze przyjrzysz jest na dole jakieś wypłaszczenie, miejsce do naturalnego, nawet na głowie wyhamowania, tatrzańskie stoki kończą się albo urwiskiem, albo skałami – tak jak tu – albo lasem i to nas – taterników odróżnia od alpejskich zawodowców. Tu, więc wreszcie osiągnęliśmy nasz cel – zdrowo zmęczyć się fizycznie i pokonać siebie, swój strach i również zapanować nad chęcią brawury – najniebezpieczniejszej z niebezpiecznych cech człowieka.

Koło Dudowych Stawów – oczywiście zasypanych śniegiem -zrobiliśmy „obiad” i godzinny odpoczynek przed jeszcze jedną, całkiem inną atrakcją. Stąd schodzi przez Dudowe Turnie piękny żleb – Szczerba -tworzący jakby furtkę do spokojnych hal i krzaczków, którymi około 11 kilometrów pędzimy – już na luzie -w dół Dol. Starej Roboty, ostatnie parę kilometrów jedziemy już lasem do drogi od schroniska na Pol. Chochołowskiej, gdzie znów łapiemy sanki i tylko my wiemy, że nie doszlibyśmy piechotą do samochodu. W czasie maksymalnej koncentracji, prawie walki o życie człowiek nie czuje zmęczenia, ale po zakończeniu przygody zwala się ono na człowieka z jakby podwójną siłą i znienacka. Na szczęście sporo sanek wraca w dół „na pusto”, więc bez problemu łapiemy jedne z nich. Po drodze łapiemy spojrzenia innych wyrypiarzy oczywiście piechotą idących po górę, z których czytamy lekko pogardliwe opinie o nas – to wycieczkowicze, niższa klasa, nie mają pojęcia, co to prawdziwe góry, nawet w dół jadą saniami. Tymczasem my myślimy o nich – no cóż chłopcy, może za kilka lat, jak dobrze potrenujecie, nabierzecie doświadczenia to i wy dojrzejecie do Cielęcych Tańców. Nigdy więcej nie udało mi się tam powrócić z nartami i mogę śmiało przyznać się, że tęsknię za Cielęcymi Tańcami, ale też dzięki temu do końca pozostaną one w mej pamięci jedną z największych przygód.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

CZERWONE WIERCHY Czerwone Wierchy to najbardziej tajemnicze i fascynujące miejsce świata. Mix niezrozumiałości i dziwności. Jeśli na nie spojrzysz z większości miejsc, z których je widać, to nic wielkiego. Cztery kopulaste porośnięte trawą pagórki. Wcale nie najwyższe, gdzieś w środku grzbietu głównego, ale w zachodniej – uważanej za łagodną i łatwą części Tatr, żadna zdobycz i żadna satysfakcja, nie to co Giewont, ale gdy poczytasz kroniki GOPR-u to ze zdumieniem zobaczysz, że połowę śmiertelnych wypadków tatrzańskich pochłonęły Czerwone Wierchy i Giewont.

Co do Giewontu rozumiem, stromy, skalisty, ostatni odcinek „po łańcuchach”, góruje nad Zakopanem a jego północna ściana przyciąga wszystkich, chcących pochwalić się w domu niebotycznym osiągnięciem i rządnych „adrenaliny” i co gorsze najbardziej tych, którzy nawet marzyć o nim nie powinni, ale jeśli staniesz w okolicy Wyżniej Kondrackiej Przełączki i zobaczysz te tłumy ludzi w sandałach, klapkach, sukienkach i z wódką zamiast Red Bulla to nie dziwisz się, że spadają jak gruchy. Dlaczego jednak Czerwone Wierchy???? Przewodniki nie mówią o trudnościach technicznych, nawigacja super prosta, znaczy zabłądzić nie da się, jedyna trudność to czas przejścia. W kompletnym wariancie to 8 i 1 godziny przy normalnych warunkach pogodowych. Skrócone warianty tylko godzinę -półtorej krótsze. Dopiero gdy pochodzisz po Tatrach paręset dni, posłuchasz wieczorami w schroniskach opowieści „starszych”, którzy je przeszli, wreszcie kiedy sam przejdziesz je kilka razy w jedną i drugą stronę to prawie poznasz ich tajemnicę. Mówię prawie, bo jednego do dziś nie wiem. Co powoduje, że po Giewoncie są mekką tych, co już Giewont „zaliczyli”, albo może lepiej powiedzieć przeżyli. Przypominam sobie, że sam o nich marzyłem kilka lat, ale matka – moja pierwsza przewodniczka pilnowała, żebyśmy nigdy nie obrazili Ducha Gór lekkomyślnością i lekceważeniem, więc pierwszy raz przeszedłem je po faktycznych kilkuset dniach wędrówek i od razu pokazały mi swoje oblicze.

Szliśmy od Kondratowej. Pogoda cudowna. Nastroje jeszcze lepsze. Niestety już pod Małołączniakiem dopadło nas ochłodzenie i ulewa, która na Krzesanicy przerodziła się w burzę. Co ja gadam burzę, to był armagedon. Pioruny waliły kilkanaście metrów od nas, były tak blisko, że nie słychać było grzmotów tylko syk i trzask, a czasem odłamki skał gwizdały nam koło głów, woda lała się z nieba jak z wodospadu i zamarzała w oczach na skałach. Oczywiście do kompletu nieszczęść wiało jak sk...syn. Mama kazała nam wyjąć wszystkie metalowe rzeczy z kieszeni i zostawić je kilka metrów dalej razem z plecakami, a my znaleźliśmy jakieś zagłębienie w skale, żeby nie wystawać jak piorunochrony na dachu, nakryliśmy się pelerynami i....modliliśmy się. To Duch Gór poddawał nas egzaminowi z dojrzałości. Na szczęście matka dobrze nas przygotowała do niego więc nie popełniliśmy błędu, nie wpadliśmy w panikę, nie szukaliśmy zejścia, więc po godzinie Duch stwierdził, że jesteśmy „jego ludkami” i dał nam trochę luzu. Wyszło słońce i wróciły „dary losu”. Mówiąc trochę to znaczy dosłownie trochę. Przestało lać, pioruny biły gdzieś w ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Gorcach, ale to wszystko. Przed nami pozostał powrót. Z Krzesanicy do Kir, do autobusu jest 5 godzin normalnej drogi, ale ta przed nami była jednak mokra, często oblodzona lub posypana gradem, śliska i żmudna, a my sami przemoczeni, skostniali i wyczerpani zimnem i strachem. Byliśmy tak wyczerpani, że Mama w pewnym miejscu uznała, że to ona nas wszystkich hamuje, więc zażądała, żebyśmy zostawili jej resztę jedzenia, picia, co zostało suchego ubrania i biegli sami, a ona wróci jutro. Duch Gór pewnie podskoczył ze zdziwienia na tak absurdalne zachowanie naszej nauczycielki. My jednak stwierdziliśmy, że po takiej przygodzie nie złamiemy zasady, że jeśli wyszliśmy razem to wracamy razem i nie ma innego wariantu. Nie pamiętam ile czasu zabrało nam schodzenie, pamiętam jednak, że potykaliśmy się i przewracali dziesiątki razy. Dwa piarżyste, strome źleby, które schodzą gdzieś do Wantuli, a które trzeba było przetrawersować pokonaliśmy pełzając, a dla ubezpieczenia do rąk wzięliśmy noże, łyżki i widelce i wbijaliśmy je w ziemię zanim posunęliśmy się o parę centymetrów. Cały leśny odcinek pokonaliśmy już w ciemności. Żeby armagedon stał się kompletny kierowca ostatniego autobusu z Kir jak nas zobaczył zamknął drzwi i powiedział, że dla nas gównowóz trzeba wezwać a nie szanowny pojazd komunikacji miejskiej. Na szczęście jacyś harcerze zobaczyli nas i zaproponowali nocleg w ich bazie w Kirach. Tak zaprezentowały mi się Czerwone Wierchy. Później przeszedłem je jeszcze 4 może 5 razy, prowadząc „młodszych” i powiem wam, że tak strasznie to nigdy już nie było, ale też nigdy nie udało mi się przejść ich w takiej pogodzie w jakiej zacząłem Ale wracajmy do tematu. Dlaczego tam giną ludzie? Otóż przyczyną jest splot trzech albo nawet czterech faktów. 1. to, co powiedziałem na wstępie, że coś przyciąga tam ludzi, którzy ze względu na doświadczenie górskie i dojrzałość nie powinni tam być 2. też już mówiłem – pogoda. Może to złoża żelaza, które tam są, a może jakiś most kosmiczny powoduje, że spotkałem tylko kilku ludzi, którzy chwalą się, że przeszli Czerwone Wierch w normalnej pogodzie, znaczy w takiej jakiej zaczęli. Wszyscy inni wiedzą, że jeśli wybierasz się na Czerwone Wierchy to przygotuj się na wszystkie cztery pory roku i to w ich ekstremalnych stanach. Zwłaszcza w lipcu i połowie sierpnia 3. sama ich budowa jest specyficzna. Ze wszystkich prawie miejsc widokowych wydają się łatwe i przyjemne. Jesienią – do tego jeszcze przepiękne. Przewodniki i różne opisy szlaków nie mówią o trudnościach technicznych. Jedno tylko, że to długa trasa. Dopiero z Przysłopu Miętusiego z naszej strony i z Tomanowego Liptowskiego od Słowackiej strony widać całą prawdę. Te z wierzchu łagodne, kopulaste szczyty w miarę schodzenia stają się coraz stromsze i stromsze, aż wreszcie urywają się ściankami i źlebami prawie pionowymi. Na dodatek idąc z góry nie widać tego. Wydaje się, że w razie załamania pogody wystarczy zbiec po trawce w dolinę. Nie daleko. Osobiście sprawdzałem to w kilku miejscach. Z ratownikami GOPR, dobrze ubezpieczony, w najlepszych butach, przy dobrej pogodzie i widoczności próbowałem zejść w okolicy Litworowej Przełęczy, Małołączniaka i z Ciemniaka do Tomanowej, za

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

każdym razem dochodziłem do miejsca skąd nie mogłem już wrócić, a gdy próbowałem obrócić się twarzą do góry traciłem przyczepność i spadałem. Oczywiście deszcz, mgła i strach podwyższa mocno ten próg. Próg życia. Jest jeszcze jedna przyczyna, czwarta, chyba najważniejsza. To nieznajomość trzech pierwszych, ale dlaczego? To znowu tajemnica Czerwonych Wierchów. Dlaczego tak mało się o tym mówi? ----ciekawy przypadek----Janina Preger – studentka z Krakowa – straciła orientację na Ciemniaku i zaczęła po omacku schodzić urwiskami Doliny Litworowej. Kiedy dotarła na próg Doliny Mułowej stanęła, bo dalej już są tylko urwiska. Kiedy jednak rozejrzała się stwierdziła, że w górę też nie da rady iść. Zaczęła więc wzywać pomocy. Stosunkowo szybko jak na Czerwone Wierchy bo w pięć czy sześć godzin ratownicy dotarli do uwięzionej w śmiertelnej pułapce dziewczyny i.... Zastali ją w świetnym nastroju i kondycji. Kiedy wyprowadzili ją na szlak, ktoś trochę dla żartów zaproponował, że może dokończy zaplanowaną wycieczkę z nimi. Dziewczyna ze śmiechem zgodziła się, więc poszli razem dalej przez Czerwone Wierchy do Kondratowej. Tu okazało się, że górale mieli jakąś imprezę, grała kapela, więc z niedoszłą ofiarą gór przetańczyli całą noc i dopiero rano wrócili z akcji ratunkowej. Dzielna dziewczyna przeszła do historii jako jedyna, którą pomimo popełnionego śmiertelnego błędu Duch Gór wypuścił całą i zdrową z opresji. Jednak ratownicy uważają, że to dlatego, że choć dziewczyna zaczęła bardzo głupio to zakończyła najmądrzej ja można było. Kiedy stwierdziła, że jest w pułapce zaniechała wszystkich działań. Wezwała pomoc i czekała z pełnym zaufaniem i to ją uratowało.

UODMIENIEC NA KRZYŻNEM

Pewnego lata, idąc Granatami w stronę Koziego Wierchu spotkaliśmy młodego człowieka. Ja tego typu ludzi nazywam po góralsku „uodmieniec” i szczerze nie lubię. Właściwie nikt ich nie lubi, chyba że inne uodmieńce. Już z daleka widać to po wyglądzie, ubraniu. Uodmieniec to człowiek, który wszystko robi po swojemu, nie uważa żadnych praw, żadnych zwyczajów, żadnych mądrości i zasad, tylko to, co sam wymyślił. Wszystko wie i robi lepiej i nie uznaje nikogo wokół siebie. Gdybym był bogiem zabijałbym uodmieńców zaraz po urodzeniu, zanim zdążą zrobić komuś krzywdę. Mówię komuś, bo przeważnie uodmieniec z każdej opresji wychodzi cało i to utwierdza go w przekonaniu, że ma rację, również bezpośrednio uodmieniec nie zagraża otoczeniu, ale tak to jest, że nawet popełniając samobójstwo zabije jeszcze niechcący paru tych, co chcą go dobić. Godzina była koło piętnastej, więc jeśli chodzi o Granaty to dość późno, bo najkrótszą drogą do schroniska jest około 3 godziny schodzenia. Do Zakopanego jeszcze 2 godz a przecież nie da się iść non stop. Na 5 godzin marszu po ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

południu trzeba odpoczywać z godzinę. Ponieważ gościu szedł z mapą w ręku, znaczy niedoświadczony, w kierunku najtrudniejszego odcinka, do tego nie miał „obowiązkowego” jak na Orlą Perć wyposażenia i na dodatek szedł sam od razu uznałem, że powinienem trochę człowieka podregulować. Góry to nie promenada nad Wisłą, a Orla Perć to droga tylko dla najlepszych z lepszych. Wiecie, ludzie chodzący w ekstremalnych częściach Tatr stanowią jakby elitę skrzyżowaną z rodziną. Czujemy się odpowiedzialni za innych na szlaku, czujemy obowiązek pomagać sobie i dosłownie opiekować się mniej doświadczonymi, a w szczególnych przypadkach nawet czujemy się upoważnieni do tego, żeby opieprzyć kogoś do kogo dobre słowo nie dociera. Ja, z racji swoich uprawnień mam do tego obowiązek. Tak było i tu. Po normalnym powitaniu na które odpowiedział dość sucho zapytałem go dokąd zmierza. Odpowiedział dokładnie tak, jak powinien to zrobić uodmieniec, że nie moja sprawa, ale gdy zobaczył „blachę” trochę zmiękł i powiedział, że na Krzyżne i zejdzie do Pięciu Stawów Polskich. -człowieku – prawie krzyknąłem – czy ty wiesz, gdzie się znajdujesz i co planujesz? -Tak – dokładnie pokazał mi na mapie miejsce, gdzie staliśmy i Krzyżne – to nie więcej jak trzy kilometry -Trzy? Tak, ale to nie łąka, będziesz szczęśliwy jeśli przejdziesz te trzy kilometry w 5 godzin, a jeszcze masz 3 godziny zejścia, którego nie przejdziesz po ciemku. Uodmieńca wcale to nie ruszyło, burknął coś w typie, że jest dorosły i nie potrzebuje żadnych nianiek i poszedł. Kiedy trzy godziny później doszedłem do schroniska w Pięciu Stawach uznałem za swój obowiązek powiadomić kierownika i zarazem dyżurnego GOPR – pana Krzeptowskiego – o całym zajściu. Ci, co zostają na noc w schronisku wysokogórskim to przeważnie elita, o której mówiłem trochę wcześniej tak i tu około 100 osób zaczęło wypatrywać samotnego głupiego przy czym pomimo, że wszyscy od razu go uznali za głupiego dupka nikt nie pomyślał nawet „h w d” tylko każdy po swojemu rozważał jak dupkowi pomóc. Kiedy w dolinie zrobiło się ciemno niebo nad Orlą Percią i Przełęczą Krzyżne było jeszcze jasne. Zachód słońca w Dolinie Pięciu Stawów Polskich to jedno z najpiękniejszych przeżyć jakie mogą dostarczyć ci Tatry. Schronisko stoi na krawędzi 300 – metrowego stoku bardzo stromo spadającego do Doliny Roztoki, ale ustawione jest tak, że nie widać tego co jest w dole. Potężny masyw Wołoszyna, długi parę kilometrów i z pół kilometra wyższy od miejsca w którym stoi schronisko, kończący się Przełęczą Krzyżne wyłania się jakby z otchłani i robi wrażenie. Dalej, na lewo widać wszystkie Buczynowe z piękną Doliną Buczynową zawieszoną jakby w połowie masywu i Granaty. Wszystko zamyka Kozi Wierch, najwyższy z widocznych stąd szczytów.

Kiedy w pogodny letni wieczór wyjdziesz przed schronisko i spojrzysz w stronę Wołoszyna doznajesz olśnienia. Wydaje ci się, że stoisz w gigantycznym boskim teatrze, w którym scenarzysta zamienił porządek światła i cienia. Oto stoisz w całkowitej ciemności, a nad tobą jest granatowe płynnie w błękit przechodzące w stronę zachodu niebo. Nie widać słońca, schowało się gdzieś za Granatami i stąd ciemność w kotle w którym stoisz, a przed tobą....Boże, z ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

czarnej, jakby bezdennej otchłani Doliny Roztoki, tuż przed tobą wyrasta Wołoszyn, wysoki i potężny, ale co to? coś tu nie gra. Niebo za Wołoszynem jest jasne, a dookoła ciebie jest ciemno więc i on powinien być ciemny, ale jest jasny. Dlaczego. Przecież słońce zachodzi prawie za nim, więc skąd światło. Jak na dłoni widać wszystkie żleby, żlebiki, turnie i płaty kosodrzewiny i wszystko oświetlone jest potężnym srebrnym halogenem. Odruchowo rozglądasz się szukając źródła światła, ale go nie ma. Aż wreszcie dochodzi do ciebie, że to księżyc wzeszedł za stojącym za tobą masywem Miedzianego. Ty go nie widzisz, ale on „widzi” wszystko to co przed tobą i oświetla swoim światłem. Chyba pół schroniska wyszło popatrzeć. Czy to wzruszenie, czy wieczorny chłód powoduje, że ludzie drżą. Chłopcy bezwiednie obejmują swoje dziewczyny, żony szukają dłoni męża, a wszyscy stoją w milczeniu, zauroczeni tym nieziemskim pięknem. Bezwiednie łączę się z najbliższymi, tymi na ziemi i tymi w niebie, jakby to był kościół a nie dolina w Tatrach. Jednak wielu moich górskich towarzyszy przyznało mi, że wszystkie kościoły świata nie mogą dać ci tego, co takie chwile w górach. Jednak wszystko co piękne krótko trwa i dlatego jest piękne, a życie idzie, więc wszystko przerwał czyjś okrzyk -patrzcie, ktoś jest na Krzyżnem – zaraz wszyscy popatrzyli na mnie – ty, może to ten twój Uodmieniec.

Teraz wszyscy gapili się na Krzyżne. Przełęcz wyraźnie odcinała się na tle jasnego jeszcze nieba i wyraźnie widać było postać powoli poruszającą się od strony Buczynowych Turni. Kiedy dochodził już do najniższego punktu siodła przełęczy z przeciwnej strony, od Wołoszyna wyszedł ktoś drugi.

-patrzcie, tam jest jeszcze ktoś.

-O, stanęli i rozmawiają.

-czy on ku... nie widzi, że noc idzie

-wyjątkowy dupek -takich nie powinno się wpuszczać w góry -to idiotyzm, że ani przewodnik, ani ratownik nie ma uprawnień do zawrócenia takiego ch.... -no ku... na pogaduszki mu się zebrało. Stoi i gada. Takie teksty słyszałem dookoła siebie, a tam na położonej 500 metrów wyżej i oddalonej ponad dwie godziny marszu w dobrej pogodzie i omalże niemożliwej do przejścia po ciemku przełęczy dwóch ludzi ucinało sobie pogawędkę, jakby resztę drogi mieli sfrunąć. W pewnym momencie poczułem, że Krzeptowski szturchnął mnie w ramię -pójdziesz? -jak nie jak, tak. Nie mam wyjścia. Pięć minut później, ekipa ratownicza pod wodzą jednego z najwybitniejszych ludzi Tatr ruszyła na spotkanie uodmieńca.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Wiecie, zawsze zastanawiałem się, skąd człowiek bierze siły w takich przypadkach. Przecież tego dnia zrobiłem trasę, która powaliłaby nie jednego twardziela i będąc pewnym, że na dziś koniec pojadłem dobrze i walnąłem dwa browary, a już po dwóch godzinach od powrotu z mojej trasy idę ze sprzętem ratunkowym na co najmniej dwugodzinną trasę stromo w górę po obsuwających się niczym nie związanych kamieniach, z latarką na głowie, po jakiegoś dupka, który pięć godzin temu powiedział mi, że pieprzy mnie w dupę. I jest tylko jedno wytłumaczenie. To Duch Gór. To On tym wszystkim rządzi. To kolejny fenomen gór. Uodmieniec miał jednak ze sobą latarkę, co ja mówię, bździdełko małe, ale trochę mu pomagało, trochę księżyc mu pomagał, a i Duch Gór chyba też, szedł, a my dzięki jego lampeczce widzieliśmy, że idzie jeszcze, więc, dość perfidnie nie spieszyliśmy się z pomocą. Pokazaliśmy mu reflektorem, że idziemy, odpowiedział, że widzi, więc wreszcie nawet usiedliśmy i żałowaliśmy, że browara nie mamy z sobą. Kiedy wreszcie dotarł do nas gościu był na skraju wytrzymałości i sam przyznał, że gdyby nie widział, że idziemy z pomocą to poddałby się bez walki tuż poniżej przełęczy, kiedy wszedł w osuwające się kamienie. Kiedy dupek ochłonął wreszcie, wypił specjalny napój energetyczny z GOPR – owskiej apteczki, jeden przez drugiego zaczęliśmy opieprzać go za to, że prawie pół godziny rozmawiał na przełęczy i jednocześnie dopytywaliśmy się, gdzie się podział ten drugi. Okazało się, że ten drugi to był kozioł. Tak. Tak. Kozioł. Mąż kozicy. Wyszedł odrobinę wcześniej niż uodmieniec i stanął tak, że w żaden sposób nie można było go ominąć żeby dostać się do ścieżki w dół. Gościu przysięgał, że prosił capa, błagał, ale ten uparł się i nic. Gdy tylko uodmieniec robił ruch cap nastawiał rogi. Śmieliśmy się, że spotkał cap capa, bo przecież kozły też mają opinię uodmieńców. Nie wiem jak ta przygoda wpłynęła na „mojego” uodmieńca, ale też nigdy go więcej nie spotkałem. Może zrezygnował z walki a może się uodmienił na dobre. Tak czy inaczej górom na dobre wyszło, bo góry jednego co nie tolerują to uodmieńców. Wszędzie, ale szczególnie w górach musisz być częścią przyrody, natura wyznaczyła ci już dawno twoją rolę i masz ją grać najlepiej jak umiesz, a wtedy poczujesz „błogosławieństwo” Ducha Gór. Kto tego nie czuje, kto nie wierzy w to, kto decyduje się być wrogiem natury, zastanie wyeliminowany.

TATRZAŃSKIE STAWY Jeziora tatrzańskie – grupa około dwustu (nie licząc drobnych i okresowych) jezior w Tatrach. Z tej liczby w polskich Tatrach jest ich około czterdziestu, pozostałe położone są po stronie słowackiej. W tradycyjnym ludowym nazewnictwie nazywane są one stawami i takie też nazewnictwo przyjęte zostało w piśmiennictwie, również w opracowaniach naukowych[1].

Pochodzenie

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Większość stawów występuje na wysokości powyżej 1600 m, głównie w Tatrach Wysokich, co ma swoje uzasadnienie w ich genezie. Są one bowiem głównie pochodzenia polodowcowego, w Tatrach Wysokich zaś lodowce w dużo większym stopniu przeobraziły rzeźbę terenu niż w Tatrach Zachodnich. Przeważnie są to jeziora karowe, wypełniające kotły lodowcowe, jak np. Czarny Staw pod Rysami czy Kolisty Staw. Jeziora morenowe są zazwyczaj mniejsze i płytsze. Powstały w zagłębieniach zatarasowanych przez moreny boczne (Smreczyński Staw) lub przez morenę czołową (Toporowy Staw Niżni). Morskie Oko i Czarny Staw Gąsienicowy to jeziora karowo-morenowe – położone w przegłębionych dolinach lodowcowych, zamknięte skalnymi ryglami, na których osadziły się wały moreny czołowej. Są też jeziora wytopiskowe wypełniające zagłębienia po tzw. martwych bryłach lodu. Przykładem jest duże Szczyrbskie Jezioro lub niewielki Kotlinowy Stawek. Mniejsze stawy, jak np. Dwoisty Staw Gąsienicowy czy Anusine Oczko, wypełniają zagłębienia pomiędzy zwałami głazów i piargów, a ich geneza jest często mieszana. Pośrednie Stawy Rohackie, Wyżnie Mnichowe Stawki i Zmarzłe Oka wypełniają zagłębienia rynien międzymutonowych wyżłobionych przez lodowiec[2].

Nielicznie występują małe zbiorniki wodne o innej genezie. Są to jeziorka krasowe wypełniające lejki krasowe (Cichy Staw, Mokra Jama), stawy rozlewiskowe (np. Rybie Stawki w rozszerzeniach Rybiego Potoku) oraz stawki w zagłębieniach rowów grzbietowych (np. stawek na przełęczy Kasne). Jest też kilkanaście jezior antropogenicznych (utworzonych przez człowieka). Do tej grupy należą m.in. Nowe Szczyrbskie Jezioro, Nowe Morskie Oko obok Palenicy Białczańskiej czy zbiorniki wodne na Bystrej (pod Nosalem i w Kuźnicach)[1].

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Podział jezior

Józef Szaflarski wydzielił siedem grup tutejszych jezior[2]:

• duże podgórskie zbiorniki (do 1400 m n.p.m.), których powierzchnia jest przynajmniej przez 6 miesięcy w roku wolna od lodu; cechują się małą przezroczystością • płytkie stawy i młaki (1400–1450 m n.p.m.) charakteryzujące się w lecie dużymi wahaniami temperatur (4–22 °C) • płytkie stawki na wysokości 1450–1700 m n.p.m., o dość dużych wahaniach temperatury (w lecie 4–17 °C) • głębokie jeziora na wysokości 1500–1800 m n.p.m., których powierzchnia jest przez 3–5 miesięcy wolna od lodu, a temperatura w lecie wynosi 8–14 °C • płytkie stawy na wysokości 1700–1900 m n.p.m. o temperaturze w lecie wynoszącej 8–

14 °C

• wysoko położone i zimne jeziora (1800–2000 m n.p.m.), których powierzchnia jest wolna od lodu mniej niż przez 3 miesiące, a temperatura w lecie wynosi poniżej 8 °C •

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

zmarzłe stawy położone na wysokości 2050–2180 m n.p.m., o temperaturze w lecie nie przekraczającej 5 °C i powierzchni rzadko tylko wolnej od lodu, w niektórych latach są pokryte lodem przez cały rok. Właściwości

Jeziora tatrzańskie zasilane są powierzchniowo przez wody opadowe i roztopowe, strugi, jak również przez podziemne źródła[3]. Stan wody w stawach jest na ogół dość wyrównany, poziom zwierciadła waha się w granicach kilkudziesięciu centymetrów. Najwyższe stany przypadają w okresie wiosennych roztopów, najmniejsze w czasie jesieni i w zimie. Poziom wody w stawach podnosi się też po dużych opadach deszczu (przeważnie z jednodniowym opóźnieniem). Niektóre ze stawów dają początek potokom: z Czarnego Stawu Gąsienicowego wypływa np. Czarny Potok, z Małego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego zaś Żabi Potok. Część stawów, jak np. Siwe Stawki czy Niżni Staw Bystry, to stawki okresowe, w miesiącach letnich dość często wysychające[1].

Większość jezior tatrzańskich charakteryzuje się bardzo dużą przezroczystością. Największą przezroczystość (mierzoną na podstawie widoczności zanurzonego w nich białego krążka) mają wysoko położone jeziora cyrkowe. Rekordowo dużą przezroczystość odnotowano w Wielkim Hińczowym Stawie (19 m), w Czarnym Stawie pod Rysami wynosi ona 16,5–17,5 m, w Morskim Oku 12 m. Tak duża przezroczystość związana jest z bardzo ubogim życiem organicznym w tych jeziorach, brakiem planktonu, jak również minimalną ilością zawiesin. Litoralu brak zupełnie lub jest słabo wykształcony. Osady denne są silnie zmineralizowane i ubogie w związki organiczne, szczególnie w związki azotu. Jest to także jedną z przyczyn ilościowego ubóstwa planktonu w tych jeziorach. Woda w nich jest zimna i silnie natleniona. Jeziora te zaliczane są do skrajnie oligotroficznych. Znacznie mniej przejrzyste są położone niżej i charakteryzujące się bogatszym

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

życiem organicznym stawy morenowe, jak np. Smreczyński Staw czy Toporowe Stawy (2 m). Wysoko położone, głębokie i jałowe jeziora tatrzańskie widziane z oddali mają szafirową barwę. Nieco niżej usytuowane Morskie Oko ma kolor niebieski ze szmaragdowym odcieniem, zaś Smreczyński Staw ma kolor brunatny. Takie barwy obserwowane są jednak tylko w płytszych warstwach wody, w głębokim jeziorze woda wydaje się czarna, gdyż z racji absorpcji oraz rozproszenia światło nie dociera na duże głębokości. Obserwując jezioro z góry, widzimy różne odcienie, w zależności od głębokości dna. Czerwony Staw Pańszczycki zawdzięcza swoją barwę sinicy Pleurocapsa aurantica, barwiącej na brunatno-czerwony kolor kamienie leżące na dnie stawu[2].

Pomiary temperatur w stawach wykazują istnienie dobrze oddzielonych warstw wody o ostrym spadku temperatury, tzw. termoklin. Warunki życiowe dla organizmów wodnych istotnie zależą od położenia względem termokliny. Powstawanie termoklin związane jest z dużą głębokością jezior oraz wysokimi ścianami gór zapewniającymi osłonę przed wzbudzającym fale wiatrem. Pomiar przeprowadzony 2 sierpnia 1937 r. w Morskim Oku wykazał, że dobrze wymieszana przez falowanie górna warstwa wody miała grubość tylko 3 m i temperaturę 12,1 °C. Do głębokości 10 m temp. spadała prawie o 1 °C/m, od 10 do 20 m dużo mniej (ok. 0,25 °C/m). Poniżej 20 m, aż do

dna, temperatura była już stała (ok. 4 °C). Temperatury wód powierzchniowych w lecie podlegają wahaniom, różnym w poszczególnych stawach. I tak w Niżnim Stawie Toporowym wahają się od 10,5 °C do 21,5 °C, w Morskim Oku od 9,4 °C do 21,5 °C, w Czarnym Stawie pod Rysami od 7 °C do 11,5 °C[2].

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Cechy morfometryczne

Wśród stałych stawów najniżej położony jest Stawek pod Zwierówką (983 m), najwyżej znajduje się Lodowy Stawek (według różnych źródeł 2157 lub 2192 m), obydwa znajdują się w słowackich Tatrach[1]. Według niektórych ekspertów pierwszeństwo należy się Batyżowieckim Okom – niewielkim, stałym zbiorniczkom wodnym leżącym powyżej 2200 m, jednak pomijanym na większości map[4]. W polskich Tatrach najniżej leży Toporowy Staw Niżni (1089 m), najwyżej Zadni Mnichowy Stawek (2070 m)[1].

W porównaniu z jeziorami niżowymi Polski powierzchnia jezior tatrzańskich jest niewielka, niektóre z nich natomiast charakteryzują się dużą głębokością, rzadko spotykaną wśród jezior niżowych. Największe w całych Tatrach pod względem powierzchni jeziora znajdują się po polskiej stronie Tatr i są to: 1. Morskie Oko, 2. Wielki Staw Polski, 3. Czarny Staw pod Rysami. Część źródeł podaje Wielki Staw jako największe powierzchniowo jezioro. Najgłębszym stawem w Tatrach jest Wielki Staw Polski (79,3 m) i jest to trzecie co do głębokości jezioro Polski[2]. W całych Tatrach osiem jezior ma powierzchnię ponad 10 ha (w tym pięć w polskich Tatrach), zaś 49 jezior jest większych od 1 ha, w tym 11 w polskich Tatrach. Najliczniejszą grupę stanowią Staroleśne Stawy (27 stawów w jednej dolinie)[1].

Jeziora mają na ogół zaokrąglony kształt, ich linia brzegowa jest krótka, a głębiej wcięte zatoki spotyka się rzadko. Małe wysepki występują na niewielu jeziorach. Powstały przez zsunięcie się do jeziora mas piargów (Zmarzły Staw pod Wysoką, Wyżni Żabi Staw Białczański) lub są to otoczone przez wodę mutony (Czarny Staw Gąsienicowy, Kurtkowiec). Na tym ostatnim znajduje się najwyżej położona w Polsce wyspa (1689 m). Z reguły brzeg stawów jest stromy i od razu prowadzi ku głębinie. Dna większych jezior są zazwyczaj płaskie (np. w Wielkim Stawie Polskim ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

14,4% znajduje się poniżej 70 m) i muliste; większe głazy występują na ogół blisko skalnych ścian. Rzeźba, wielkość powierzchni i głębokość jezior podlegają ciągłej zmianie, akweny te są bowiem zasypywane przez obsuwające się ze stromych stoków piargi oraz osady spływających do nich wód. Niektóre stawy już całkowicie zanikły, np. Lejkowy Staw. Obecna Wielka Polana Małołącka była kiedyś dużym jeziorem, które z czasem zostało zasypane przez rumosz skalny znoszony z otaczających go stoków. Niżej położone stawy zmniejszają swoją powierzchnię wskutek postępującego zatorfienia[2].

Największe jeziora tatrzańskie

Nazwa jeziora Wysokość (m n.p.m.) Powierzchnia (ha) Głębokość m Morskie Oko 1393 34,54 50,8 Wielki Staw Polski 1664 34,14 79,3 Czarny Staw pod Rysami 1579 20,54 76,4 Wielki Hińczowy Staw 1945 20,08 53,7

Szczyrbskie Jezioro 1346 19,76 20

Nazwa jeziora Wysokość (m n.p.m.) Powierzchnia (ha) Głębokość m Czarny Staw Gąsienicowy 1624 17,79 51 Czarny Staw Polski 1722 12,65 50,4 Niżni Ciemnosmreczyński Staw 1674 12,01 37,8 ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Wyżni Żabi Staw Białczański 1702 9,56 24,3 Przedni Staw Polski 1668 7,7 34,6 Popradzki Staw 1494 6,88 17,6 Zadni Staw Polski 1890 6,47 31,6 Wyżni Ciemnosmreczyński Staw 1716 5,55 20 Niżni Teriański Staw 1941 5,47 47,2 Wyżni Wielki Furkotny Staw 2145 5,18 21

Lista obejmuje 15 największych pod względem powierzchni jezior tatrzańskich. Dane na podstawie:[1][2]. Wysokość jezior odnosi się do wysokości lustra wody n.p.m. i podana została na podstawie map. Inne parametry (głębokość jezior, ich powierzchnia i pojemność) pochodzą z najnowszych pomiarów polskich i słowackich i odnoszą się do stanu w dniu pomiaru[1].

Pokrywa lodowa

Im wyżej położone są jeziora, tym przez dłuższy czas skute są lodem. Najwyżej położone, tzw. zmarzłe stawki (np. Lodowy Stawek) nie rozmarzają wcale lub tylko na krótko[5]. Wiele zależy też od rozmiarów jeziora, stopnia jego zacienienia i ekspozycji; na niezacienionych jeziorach położonych po południowej stronie Tatr lód utrzymuje się krócej. Morskie Oko zamarza w listopadzie, taje w maju–lipcu, Zadni Staw Gąsienicowy zamarza we wrześniu–październiku, taje w czerwcu–sierpniu. Sam proces tajania lodów trwa długo, tak np. w niedużym, ale wysoko położonym Zadnim Stawie Gąsienicowym trwa to 5–9 tygodni, w znacznie niżej położonym Toporowym Stawie Wyżnim 2–3 tygodnie. Przez cały okres topnienia lodu temperatura wód powierzchniowych jest bliska zeru. Jeziora wysokogórskie odznaczają się też bardzo grubą ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

pokrywą lodową. Pod koniec zimy osiąga ona grubość od 150 do 375 cm. Tę rekordową grubość (3,75 m) zanotowano na Zadnim Stawie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Grubość pokrywy i czas zalodzenia są bardzo zmienne w różnych latach. Przykładowo zimą 1950–51 Morskie Oko zamarzło dopiero w styczniu, a roztajało już w marcu[2]. Zimowa pokrywa jezior tatrzańskich ma szczególną budowę, podobną do pokrywy jezior alpejskich. Górna warstwa śniegu jest sucha, pod nią występuje warstwa mokrego śniegu i lód, ewentualnie kilka warstw lodu przegrodzonego mokrym śniegiem. Dzieje się tak dlatego, że gruba warstwa śniegu po obfitych tatrzańskich opadach wciska swoim ciężarem taflę lodową jeziora pod wodę, a przesączająca się przez szczeliny woda nasyca śnieg tak długo, aż osiągnięta zostanie równowaga pomiędzy ciężarem wody wypchniętej ponad lód a ciężarem śniegu[2].

Świat zwierzęcy i roślinny

Roślinność przybrzeżna występuje tylko w niżej położonych jeziorach. Najniżej położone stawy oraz nieliczne jeziora reglowe zawierają dużo kwasów humusowych, mało soli mineralnych, są kwaśne i zaliczane są do grupy jezior dystroficznych. Wyżej położone jeziora są ubogie w faunę i

florę pod względem biomasy, jednak odznaczają się stosunkowo wysokim zróżnicowaniem gatunków. Występują tu liczne wrotki, wirki i pierwotniaki, kilka gatunków mięczaków i skorupiaków. W niżej położonych jeziorach występują żaby i traszki. Spośród gatunków bezkręgowców nie występujących na niżu żyją w tatrzańskich jeziorach m.in. 4 gatunki widłonogów oraz 16 gatunków wirków (dane z 1962)[2].

Tylko w nielicznych stawach, w tym w Morskim Oku i Popradzkim Stawie, występowały ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

naturalnie ryby. Część stawów została jednak sztucznie zarybiona, głównie narybkiem pstrąga potokowego. Istnienie populacji ryb ma wpływ na ogólną bioróżnorodność zooplanktonu. W jeziorach bezrybnych zooplankton zdominowany jest przez jeden gatunek filtratora. W Czarnym Stawie pod Rysami jest to Daphnia pulicaria, podczas gdy w jeziorach zarybionych utrzymują się gatunki trudniejsze do złowienia przez ryby, ale o słabszej zdolności konkurencyjnej, przez co współwystępuje więcej gatunków[6]. Czas trwania populacji ryb ma wpływ na zachowanie zwierząt planktonowych. W jeziorach bezrybnych skupiają się one w strefie eufotycznej, gdzie żerują na fitoplanktonie i innych zwierzętach. W jeziorach, w których ryby występują od co najmniej kilkuset lat, wykonują duże dobowe migracje pionowe, natomiast w jeziorach zarybionych dopiero od kilkudziesięciu lat wykonują migracje pionowe o mniejszej rozpiętości. Sugeruje to, że pod wpływem ryb planktonożernych zooplankton wykonuje większe migracje pionowe, jednakże proces jego przystosowywania się do obecności ryb drapieżnych trwa długo. W ciągu pierwszych kilkudziesięciu lat po pojawieniu się ryb migracje te nie osiągają swojej maksymalnej amplitudy[7].

W lecie jeziora o bujniejszym życiu są odwiedzane przez kaczki krzyżówki; gromadzą się one szczególnie tam, gdzie mimo obowiązujących zakazów dokarmiają je turyści, np. na Smreczyńskim Stawie czy Rohackich Stawach.

Historia badań naukowych

Pierwsze badania limnologiczne w Tatrach przeprowadził w 1751 r. Jakob Buchholtz, mierząc przez

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

całą dobę poziom wody w Niżnim Ciemnosmreczyńskim Stawie. Pomiar wykazał brak przypływów i odpływów, co obaliło powszechne wówczas przekonanie o połączeniu jezior tatrzańskich z morzem. W 1806 głębokość Czarnego Stawu pod Rysami zmierzył Stanisław Staszic, jego wynik (190 m) odbiegał jednak znacznie od współczesnych pomiarów[8].

Ludwik Zejszner w 1849 podał już wiarygodną głębokość Morskiego Oka (49 m). W roku 1875 Dezső Dénes dokonał pomiarów głębokości oraz powierzchni Szczyrbskiego Jeziora i Popradzkiego Stawu. Nieco później Eugeniusz Klemens Dziewulski zbadał osiem stawów po polskiej (wtedy galicyjskiej) stronie Tatr. Wyniki jego badań zawierały wysokość lustra wody, jej temperaturę i barwę, plany brzegów oraz ukształtowanie dna. Pierwszych pomiarów temperatury wody na różnych głębokościach dokonał w 1876 Leopold Świerz (kontynuował je w latach późniejszych), zaś pomiędzy 1890 a 1893 Ludwik Birkenmajer przeprowadził systematyczne badania nad termiką tatrzańskich stawów w różnych porach roku (ok. 1600 pomiarów). Pod koniec XIX wieku zaczęto się interesować florą i fauną jezior. Liderem badań zoologicznych był wówczas Antoni Wierzejski, który odkrył w tatrzańskich stawach szereg nowych gatunków widłonogów, a w 1882 znalazł w Dwoistym Stawie skrzelopływkę bagienną. W tym samym roku dokonano pierwszej analizy składu chemicznego wód (Karol Olszewski). W 1909 Ludomir Sawicki wraz ze Stanisławem Minkiewiczem szczegółowo zbadali (wymiary, profile termiczne, przezroczystość i

barwa wód) 15 jezior po obu stronach Tatr, pobierając także próbki do badań biologicznych. Wybitnym limnologiem tatrzańskim w tym okresie był również Alfred Lityński. Jego badania dotyczyły m.in. fauny, termiki wód, czasu zalodzenia oraz struktury pokrywy lodowej[8]. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

W latach międzywojennych mierzeniem i kartowaniem stawów zajęło się wielu badaczy. Najaktywniejszym był Józef Szaflarski – opublikował on wiele prac naukowych związanych ze stawami tatrzańskimi, a jego pomiary objęły dużą liczbę jezior także po południowej stronie grani. Jako pierwszy jeziorami Tatr Zachodnich (Jamnickimi Stawami, Bystrymi Stawami i Siwymi Stawkami) zainteresował się dokładniej Jerzy Młodziejowski. Wiosną 1934 r. wszystkie nazwane wówczas stawy Tatr Polskich (łącznie czterdzieści) zostały dokładnie przesondowane przez Wojskowy Instytut Geograficzny – wyniki tych pomiarów funkcjonują jako oficjalne i najczęściej podawane po dzień dzisiejszy. W słowackiej części Tatr, w obrębie ówczesnych granic TANAP-u, pomiarów większości zbiorników wodnych dokonali jego pracownicy w latach 1961–1967[8].

Od lat 60. XX w. jeziora tatrzańskie badane są przez naukowców z Zakładu Biologii Wód PAN[9]. W latach 90. XX w. badania wykonywano również z udziałem płetwonurków[10]. Pod koniec XX

w. fauna jezior tatrzańskich była przedmiotem badań Zakładu Hydrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego. Porównanie stosunków panujących w jeziorach bezrybnych, o długotrwałych populacjach ryb i niedawno zarybionych, pozwoliło na weryfikację kilku hipotez ekologicznych dotyczących wpływu presji drapieżników na populację zooplanktonu, m.in. zasady konkurencyjnego wypierania, dobowych migracji pionowych, pigmentacji i in.[11] Jeziora tatrzańskie w sztuce i literaturze

Gdy turystyka tatrzańska stała się popularna wśród elity intelektualnej, jeziora tatrzańskie stały się inspiracją dla malarzy, poetów i pisarzy. Już w 1825 Jakob Müller namalował Szczyrbskie Jezioro. Spośród Polaków pierwszymi byli Jan Nepomucen Głowacki i Adam Gorczyński, którzy w 1837 uwiecznili Morskie Oko. Za nimi poszli inni: Maciej Bogusz Stęczyński, Irena Zaborowska, Julia Stabrowska, Leon Wyczółkowski, Stanisław Witkiewicz, Stanisław Gałek, Zenon Pokrywczyński i ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

inni, którzy namalowali całą serię obrazów jezior tatrzańskich. Często malowali je twórcy z innych krajów. Wykonano też niezliczoną liczbę zdjęć i albumów jezior tatrzańskich[1].

O jeziorach tatrzańskich krążyły wśród miejscowej ludności liczne legendy. Szczególnie popularny był mit o połączeniu Morskiego Oka z morzem (stąd jego nazwa). Legendy te opisał Kazimierz Tetmajer w swym Bajecznym świecie Tatr. Jeziorom tatrzańskim liczne utwory poświęciło wielu poetów. Pierwszym był wiersz Józefa Przerwy-Tetmajera z 1829, potem poszli w jego ślady: Adam Asnyk, Franciszek Nowicki, Kazimierz Tetmajer, Jerzy Liebert, Leopold Lewin i wielu innych[1]. Smreczyński Staw Stefan Żeromski opisał w II tomie Popiołów, a Seweryn Goszczyński w utworze Oda[12].

Zagrożenia

Jeziora tatrzańskie podobnie jak całe Tatry są zagrożone skutkami masowej turystyki. Ulokowane nad ich brzegami schroniska tatrzańskie niejednokrotnie spuszczały do nich ścieki komunalne. Ścieki spuszczone z pralni hotelowej do Popradzkiego Stawu spowodowały zmianę barwy jego

wody, a na jego dnie odkryto stożek hotelowych odpadów komunalnych o wysokości 6 m. Obecnie schroniska zwykle mają już oczyszczalnie ścieków, nadal jednak zagrożeniem są turyści, którzy wrzucają do jezior znaczne ilości śmieci oraz monet. Zawarte w nich metale skażają czystą wodę tych jezior. Co roku nurkowie wydobywają z dna jezior ogromne ilości śmieci: garnki, blaszanki, połamane krzesła i stoliki, narty, sanki, nawet wózki dziecięce[1]. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Zarybienie przez nieznanych sprawców niektórych jezior tatrzańskich było nieprzemyślanym działaniem o skutkach szkodliwych dla naturalnej fauny tych stawów. W zimnych oligotroficznych jeziorach tatrzańskich fauna drobnych zwierząt mogących stanowić pokarm dla ryb jest bardzo uboga. W niektórych stawach pstrągi wyginęły zupełnie, w innych wegetuje niewielka populacja, wyjadająca drobne bezkręgowce. Największą szkodę spowodowało zarybienie Dwoistego Stawu Gąsienicowego. Występował w nim będący polodowcowym reliktem skorupiak skrzelopływka bagienna i było to jedyne stanowisko tego gatunku w całej Polsce. Najprawdopodobniej właśnie zarybienie było przyczyną jego wyginięcia; w niewielkim stawku pstrągi wyniszczyły go zupełnie, same zaś wyginęły zimą – zarybiający nie wzięli bowiem pod uwagę, że staw ten traci zimą wodę. Powstający na jego powierzchni gruby lód zamyka dopływ wody, zaś woda znajdująca się pod lodem spływa podziemnymi przepływami[2].

Przypisy

• Zofia Radwańska-Paryska, Witold Henryk Paryski: Wielka encyklopedia tatrzańska. Poronin: Wyd. Górskie, 2004. ISBN 83-7104-009-1. • Władysław Szafer: Tatrzański Park Narodowy. Zakład Ochrony Przyrody PAN, 1962. • Grzegorz Barczyk. Między chmurą a źródłem. „Tatry”. Wiosna 2008. 2(24), s. 60-67, 2008. Zakopane: Tatrzański Park Narodowy. ISSN 0867-4531 (pol.). • Witold Henryk Paryski: Tatry Wysokie cz. XI. Warszawa: Sport i Turystyka, 1964. • ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Józef Nyka: Tatry słowackie. Przewodnik. Wyd. II. Latchorzew: Wyd. Trawers, 1998. ISBN 83-901580-8-6. • Z. Maciej Gliwicz, Wojciech Mikołuszko. Między głodem a drapieżcą (strona zarchiwizowana). „Forum akademickie”, 2001-12-18. [dostęp 2014-01-12]. • Z. Maciej Gliwicz. Predation and the evolution of vertical migration in zooplankton. „Nature”. 320, s. 746-748, 24 kwietnia 1986. Nature Publishing Group. DOI: 10.1038/320746a0. • Jerzy Młodziejowski: Stawy w krajobrazie Tatr. Kraków: Drukarnia W. L. Anczyca i Spółki, 1935. • Andrzej Kownacki. Moja przygoda z hydrobiologią. „Wiadomości Hydrobiologiczne”. 198 (2), s. 16-22, wiosna 2012. Polskie Towarzystwo Hydrobiologiczne (pol.). • Joanna Galas. Moje badania tatrzańskie w Zakładzie Biologii Wód. „Wiadomości Hydrobiologiczne”. 201 (5), s. 10-14, zima 2013. Polskie Towarzystwo Hydrobiologiczne (pol.). • Z. Maciej Gliwicz, Anna Ślusarczyk, Mirosław Ślusarczyk. Life history synchronization in a long-lifespan single-cohort Daphnia population in a fishless alpine lake. „Oecologia”. 128 (3), s. 368-378, 29 marca 2001. Heidelberg: Springer Berlin. DOI: 10.1007/s004420100673. ISSN 0029-8549. • Józef Nyka: Tatry polskie. Przewodnik. Wyd. XIII. Latchorzew: Wyd. Trawers, 2003. ISBN

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

83-915859-1-3.

Czy wyrazem piękna Tatr są tylko strzeliste turnie i granie? Czy tylko one mogą być pokusą zdobywania? Na dnie wielu tatrzańskich dolin leżą perły połyskujące w blasku słonecznym. Latem i jesienią przeglądają się w nich turnie i granie. Zimą skute lodem i obielone śnieżnym puchem trwają do wiosny by znów roztajać i zabłyszczeć szafirem, szmaragdem, zielenią, nawet czernią, a niekiedy brunatną czerwienią. Stawy tatrzańskie są jak wybryk w surowym górskim krajobrazie. Uwięzione w owalnych zagłębieniach dolin, w kotłach zamkniętych skalnymi ryglami lodowcowych moren, rozlane oka łzy pożegnania sprzed kilkunastu tysięcy lat wylane przez lodowiec. Ciche i delikatne tkwią niekiedy wśród granitowej pustyni, albo w zupełnie przeciwstawnej scenerii - wytworzonej oazie zieleni i barwnych kwiatów. Są życiodajnym źródłem dla tatrzańskiej flory i fauny. Nie zawsze są celem samym w sobie, choć jakże ciekawym są doznaniem - obiektem podziwu, miejscem odpoczynku przed dalszym etapem wędrówki na szczyt. Chęć zdobywania pcha nas wyżej na Tatrzańskie Dwutysięczniki, lecz za każdym razem zatrzymujemy się przy tych urokliwych oczkach wodnych. Są obiektem ludzkiej fascynacji i ważnym elementem tatrzańskiej układanki. Współtworzą specyficzne i współzależne środowisko wpisujące się do Światowego Rezerwatu Biosfery. Bez nich góry byłyby skalną pustynią. Projekt „Tatrzańskie Stawy” kierujemy do wszystkich sympatyków Tatr i ich przyrody. Do osób, które w drodze na szczyty nie są w stanie przejść obojętnie obok wspaniałych tatrzańskich jezior, jak też do turystów, dla których Tatrzańskie Dwutysięczniki są z różnych względów poza zasięgiem. Jest to przedsięwzięcie dedykowane do szerokiego kręgu odbiorców, starszych i młodszych, bardziej i mniej wprawionych w górskich wędrówkach. To zachęta do dzielenia pasji wędrowania w gronie przyjaciół i rodziny, dzielenia się pięknem niezwykłej natury Tatr.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

WYKAZ STAWÓW WEDŁUG WYSOKOŚCI LUSTRA WODY L.p. 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33

Nazwa stawu-pl Lodowy Stawek Wyżni Wielki Furkotny Staw Capi Staw Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem Wielki Staw Spiski Pośredni Siwy Staw Niżni Siwy Staw Średni Staw Spiski Mały Staw Spiski Wyżni Harnaski Staw Pośredni Harnaski Staw Niżni Harnaski Staw Niżni Zbójnicki Staw Wielki Hińczowy Staw Niżni Wołowy Stawek Długi Staw Wielicki Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki Długi Staw Staroleśny Batyżowiecki Staw Litworowy Staw Bystry Staw Niżni Jamnicki Staw Wyżni Warzęchowy Staw Stawek pod Żarską Przełęczą Kwietnicowy Staw Czerwony Staw Kieżmarski Staw nad Skokiem Zmarzły Staw Gąsienicowy Niżni Staw Staszica, Wyżni Staw Staszica Łomnicki Staw Jamnicki Staw Niżni Wyżni Rohacki Staw Wyżni Czerwony Stawek

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA

Nazwa stawu-sk Modré pleso Vyšné Wahlenbergovo pleso Capie pleso

Wysokość 2189 2154 2075

Kraj SK SK SK

Zamrznuté pleso

2047

SK

Veľké Spišské pleso Prostredné Sivé pleso Nižné Sivé pleso Prostredné Spišské pleso Malé Spišské pleso Starolesnianske pleso Vyšné Sesterské pleso Nižné Sesterské pleso Nižné Zbojnícke pleso Veľké Hincovo pleso Nižné Volie pliesko Dlhé pleso Velické Veľké Žabie pleso Mengusovské Dlhé pleso Batizovské pleso Litvorové pleso Dolné Bystré pleso Vyšné Jamnícke pleso Vareškové pleso Pliesko pod Žiarskom sedlom Kvetnicové pleso Červené pleso Pleso nad Skokom

2013 2011 2010 2010 1997 1988 1972 1958 1955 1946 1941 1939 1921 1894 1884 1860 1843 1839 1834 1833 1812 1811 1801 1788

SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK SK PL

1785

PL

1751 1732 1719 1695

SK SK SK PL

Skalnaté pleso Nižné Jamnícké pleso Horné Roháčske pleso


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62

Niżni Czerwony Stawek Staw pod Skokiem Kurtkowiec Czarny Raczkowy Stawek Niżni Ciemnosmreczyński Staw Sławkowski Stawek Zielony Staw Gąsienicowy Mały Staw Polski Przedni Staw Polski Wielicki Staw Wielki Staw Polski Czerwony Staw Pańszczycki Pośredni Rohacki Staw Mały Rohacki Staw Czarny Staw Gąsienicowy Litworowy Staw Gąsienicowy Wielki Biały Staw Troiśniak Pośredni Stręgacznik Troiśniak Niżni Dwoiśniak Niżni Czarny Staw pod Rysami Czarny Staw Kieżmarski Jedyniak Wielki Rohacki Staw Zielony Staw Kieżmarski Mokra Jama Biały Stawek Bobrowiecki Popradzki Staw

63

Zielony Staw

64 65 66 67 68 69 70

Jamski Staw Czarny Stawek Bobrowiecki Morskie Oko Szczyrbskie Jezioro Czarna Młaka Wołoszyński Stawek Smreczyński Staw

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA

Pliesko pod Skokom Čierne Račkovo pleso Nižné Temnosmrečinské pleso Slavkovské pliesko

Velické pleso Veľký stav Tretie Roháčske pleso Druhé Roháčske pleso

Veľké Biele pleso Trojrohé pleso

Čierne pleso nad Morským okom Čierne pleso Veľké Roháčske pleso Zelené pleso Biele Bobrovecké pliesko Popradské pleso Zelene pleso pod Prednym Zelenym Jamské pleso Čierne Bobrovecké pliesko Morské oko Štrbské pleso Ťatliakovo pliesko

1693 1690 1686 1677 1677 1676 1672 1668 1668 1665 1665 1654 1653 1650 1624 1618 1615 1613 1611 1611 1588 1583 1579 1577 1562 1546 1530 1503 1494

PL SK PL SK SK SK PL PL PL SK PL PL SK SK PL PL SK PL SK PL PL PL SK PL SK SK PL SK SK

1472

SK

1447 1400 1395 1346 1330 1245 1226

SK SK PL SK SK PL PL


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

71

CHRONOLOGICZNIE

Stawek pod Zwierówką

Pleso pod Zverovkou

983

Tatrzańskie stawy Nazwa stawu

Wysokość w m Wielkość w Głębokość w npm ha m

Dolina Rybiego Potoku Czarny Staw pod Rysami

1580

20,64

76,4

Morskie Oko

1393

34,54

50,8

Małe Morskie Oko

ok. 1380

0,22

3,3

Żabie Oko

ok. 1380

0,11

2,3

Małe Żabie Oko

ok. 1380

0,02

2,3

Staw Staszica

1785

okresowy

do 3

Stawek na Kopkach

-

0,006

0,4

Wyżnie Mnichowe Stawki -9 małych zbiorniczków, dane dla ok. 1870 największego oznaczonego numerem IX

0,06

2,3

Zadni Mnichowy Stawek

ok. 2070

0,04

1,1

Przedni Staw

1668

7,72

34,6

Mały Staw

1667

0,18

2,1

Wielki Staw

1665

34,14

79,3

Czarny Staw

1722

12,65

50,4

Zadni Staw

1890

6,46

31,6

Wole Oko

1862

0,1

2,5

1654

0,67

1,0

Toporowy Staw Niżni

1089

0,6

5,6

Toporowy Staw Wyżni

1120

0,23

1,1

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Dolina Pańszczycy Czerwony Stawek Dolina Suchej Wody

Dolina Gąsienicowa - część wschodnia Zmarzły Staw Gąsienicowy

1787

0,28

3,7

Czarny Staw Gąsienicowy

1619

17,9

51,0

0,27

1,4

Dolina Gąsienicowa - część zachodnia Czerwony Staw Gąsienicowy ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA

1695

SK


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Wyżni Czerwony Staw Gąsienicowy Niżni

1693

0,15

1,0

Długi Staw Gąsienicowy

1784

1,58

10,6

Dwoisty Staw Gąsienicowy - 2 małe zbiorniczki, dane łączne

1657-1658

2,31

7,9-9,2

Dwoiśniaczek - 2 małe stawki

1689

-

1,0

Dwoiśniak Niżni

1589

0,015

2,8

Dwoiśniak Wyżni

1589

0,003

0,2

Jedyniak

1577

0,007

1,2

Kotlinowy Stawek

ok. 1680

0,002

1,0

Kurtkowiec

1686

1,56

4,8

Litworowy Staw

1618

0,48

1,1

Samotniak

ok. 1620

0,002

0,5

Zadni Staw Gąsienicowy

1852

0,53

8,0

Zielony Staw Gąsienicowy

1672

3,84

15,1

Żabi Staw Gąsienicowy Wyżni

1613

0,003

0,6

Żabi Staw Gąsienicowy Pośredni

1612

0,023

1,1

Żabi Staw Gąsienicowy Niżni

1611

0,004

0,9

Siwy Stawek Wyżni

1718

-

-

Siwy Stawek Niżni

ok. 1716

0,046

1,8

1226

0,75

5,3

Dolina Kościeliska

Smreczyński Staw Pośród skał twardych, złomów z granitu W dolinach górskie jeziora śpią, W spowitych sennie ciszą i mgłą Śnieg się przegląda ze szczytu. Jerzy Liebert

Tatrzańskie stawy. Nie jeziora, ale jak chcą górale właśnie stawy. Jest ich w całych Tatrach ponad 200, a polskiej części ponad 40. Mamy za to dwa największe i najgłębsze, a skupisko 21 stawów w Dolinie Gąsienicowej jest największym "pojezierzem" tatrzańskim. Duże skupisko stawów znajduje się też w Dolinie Pięciu Stawów, gdzie wbrew nazwie jest ich aż 6, a nawet kilka małych okresowych. Większość stawów położona jest w Tatrach Wysokich, a zaledwie kilka w Zachodnich. Największy staw to Morskie Oko (34,54 ha), choć czasem jako największy podawany jest Wielki ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Staw. Wielki Staw jest na pewno najgłębszy (79,3 m) i ma większą pojemność (prawie 13 mln m sześciennych). Najwyżej położony w Polsce jest Zadni Mnichowy Stawek (2070 m). Najniżej leży Niżni Toporowy Staw (1089 m). Większość znajduje się powyżej górnej granicy lasu, część w piętrze kosodrzewiny. Wszystkie stawy (poza jednym po słowackiej stronie) są pochodzenia lodowcowego. Choć lodowców już nie ma, temperatura wody w tatrzańskich stawach nie zachęca do kąpieli i wynosi zaledwie od 4 do 14 stopni, pokrywa lodowa utrzymuje się bardzo długo, a czasem pojawia się już we wrześniu. Zmarzły Staw przy drodze na Zawrat jest wolny od lodu zaledwie przez 70 dni w roku, a słowacki Lodowy Staw (2130 m) zdarza się, że nie odmarza przez kilka lat. Niska temperatura wody powoduje, że roślinność stawów jest bardzo uboga. Występuje w nich zaledwie kilkanaście gatunków fitoplanktonu. W kilku stawach żyją ryby, głównie pstrągi, ale tylko w Morskim Oku znalazły się one w sposób naturalny. Wody stawów mienią się wieloma kolorami. Są błękitne, turkusowe, szafirowe, zielone a nawet czerwone. Są takie miejsca, jak moje ulubione nad brzegiem Przedniego Stawu niedaleko schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, że nie chce się stamtąd odchodzić. Są piękne, trudno wyobrazić sobie tatrzański krajobraz bez nich.

Jeziora tatrzańskie – grupa około dwustu (nie licząc drobnych i okresowych) jezior w Tatrach. Z tej liczby w polskich Tatrach jest ich około czterdziestu, pozostałe położone są po stronie słowackiej. W tradycyjnym ludowym nazewnictwie nazywane są one stawami i takie też nazewnictwo przyjęte zostało w piśmiennictwie, również w opracowaniach naukowych[1]. Pochodzenie Większość stawów występuje na wysokości powyżej 1600 m, głównie w Tatrach Wysokich, co ma swoje uzasadnienie w ich genezie. Są one bowiem głównie pochodzenia polodowcowego, w Tatrach Wysokich zaś lodowce w dużo większym stopniu przeobraziły rzeźbę terenu niż w Tatrach Zachodnich. Przeważnie są to jeziora karowe, wypełniające kotły lodowcowe, jak np. Czarny Staw pod Rysami czy Kolisty Staw. Jeziora morenowe są zazwyczaj mniejsze i płytsze. Powstały w zagłębieniach zatarasowanych przez moreny boczne (Smreczyński Staw) lub przez morenę czołową (Toporowy Staw Niżni). Morskie Oko i Czarny Staw Gąsienicowy to jeziora karowo-morenowe – położone w przegłębionych dolinach lodowcowych, zamknięte skalnymi ryglami, na których osadziły się wały moreny czołowej. Są też jeziora wytopiskowe wypełniające zagłębienia po tzw. martwych bryłach lodu. Przykładem jest duże Szczyrbskie Jezioro lub niewielki Kotlinowy Stawek. Mniejsze stawy, jak np. Dwoisty Staw Gąsienicowy czy Anusine Oczko, wypełniają zagłębienia pomiędzy zwałami głazów i piargów, a ich geneza jest często mieszana. Pośrednie Stawy ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Rohackie, Wyżnie Mnichowe Stawki i Zmarzłe Oka wypełniają zagłębienia rynien międzymutonowych wyżłobionych przez lodowiec[2]. Nielicznie występują małe zbiorniki wodne o innej genezie. Są to jeziorka krasowe wypełniające lejki krasowe (Cichy Staw, Mokra Jama), stawy rozlewiskowe (np. Rybie Stawki w rozszerzeniach Rybiego Potoku) oraz stawki w zagłębieniach rowów grzbietowych (np. stawek na przełęczy Kasne). Jest też kilkanaście jezior antropogenicznych (utworzonych przez człowieka). Do tej grupy należą m.in. Nowe Szczyrbskie Jezioro, Nowe Morskie Oko obok Palenicy Białczańskiej czy zbiorniki wodne na Bystrej (pod Nosalem i w Kuźnicach)[1]. Podział jezior Józef Szaflarski wydzielił siedem grup tutejszych jezior[2]: • duże podgórskie zbiorniki (do 1400 m n.p.m.), których powierzchnia jest przynajmniej przez 6 miesięcy w roku wolna od lodu; cechują się małą przezroczystością • płytkie stawy i młaki (1400–1450 m n.p.m.) charakteryzujące się w lecie dużymi wahaniami temperatur (4–22 °C) • płytkie stawki na wysokości 1450–1700 m n.p.m., o dość dużych wahaniach temperatury (w lecie 4–17 °C) • głębokie jeziora na wysokości 1500–1800 m n.p.m., których powierzchnia jest przez 3–5 miesięcy wolna od lodu, a temperatura w lecie wynosi 8–14 °C • płytkie stawy na wysokości 1700–1900 m n.p.m. o temperaturze w lecie wynoszącej 8– 14 °C • wysoko położone i zimne jeziora (1800–2000 m n.p.m.), których powierzchnia jest wolna od lodu mniej niż przez 3 miesiące, a temperatura w lecie wynosi poniżej 8 °C • zmarzłe stawy położone na wysokości 2050–2180 m n.p.m., o temperaturze w lecie nie przekraczającej 5 °C i powierzchni rzadko tylko wolnej od lodu, w niektórych latach są pokryte lodem przez cały rok. Właściwości Jeziora tatrzańskie zasilane są powierzchniowo przez wody opadowe i roztopowe, strugi, jak również przez podziemne źródła[3]. Stan wody w stawach jest na ogół dość wyrównany, poziom ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

zwierciadła waha się w granicach kilkudziesięciu centymetrów. Najwyższe stany przypadają w okresie wiosennych roztopów, najmniejsze w czasie jesieni i w zimie. Poziom wody w stawach podnosi się też po dużych opadach deszczu (przeważnie z jednodniowym opóźnieniem). Niektóre ze stawów dają początek potokom: z Czarnego Stawu Gąsienicowego wypływa np. Czarny Potok, z Małego Żabiego Stawu Mięguszowieckiego zaś Żabi Potok. Część stawów, jak np. Siwe Stawki czy Niżni Staw Bystry, to stawki okresowe, w miesiącach letnich dość często wysychające[1]. Większość jezior tatrzańskich charakteryzuje się bardzo dużą przezroczystością. Największą przezroczystość (mierzoną na podstawie widoczności zanurzonego w nich białego krążka) mają wysoko położone jeziora cyrkowe. Rekordowo dużą przezroczystość odnotowano w Wielkim Hińczowym Stawie (19 m), w Czarnym Stawie pod Rysami wynosi ona 16,5–17,5 m, w Morskim Oku 12 m. Tak duża przezroczystość związana jest z bardzo ubogim życiem organicznym w tych jeziorach, brakiem planktonu, jak również minimalną ilością zawiesin. Litoralu brak zupełnie lub jest słabo wykształcony. Osady denne są silnie zmineralizowane i ubogie w związki organiczne, szczególnie w związki azotu. Jest to także jedną z przyczyn ilościowego ubóstwa planktonu w tych jeziorach. Woda w nich jest zimna i silnie natleniona. Jeziora te zaliczane są do skrajnie oligotroficznych. Znacznie mniej przejrzyste są położone niżej i charakteryzujące się bogatszym życiem organicznym stawy morenowe, jak np. Smreczyński Staw czy Toporowe Stawy (2 m). Wysoko położone, głębokie i jałowe jeziora tatrzańskie widziane z oddali mają szafirową barwę. Nieco niżej usytuowane Morskie Oko ma kolor niebieski ze szmaragdowym odcieniem, zaś Smreczyński Staw ma kolor brunatny. Takie barwy obserwowane są jednak tylko w płytszych warstwach wody, w głębokim jeziorze woda wydaje się czarna, gdyż z racji absorpcji oraz rozproszenia światło nie dociera na duże głębokości. Obserwując jezioro z góry, widzimy różne odcienie, w zależności od głębokości dna. Czerwony Staw Pańszczycki zawdzięcza swoją barwę sinicy Pleurocapsa aurantica, barwiącej na brunatno-czerwony kolor kamienie leżące na dnie stawu[2]. Pomiary temperatur w stawach wykazują istnienie dobrze oddzielonych warstw wody o ostrym spadku temperatury, tzw. termoklin. Warunki życiowe dla organizmów wodnych istotnie zależą od położenia względem termokliny. Powstawanie termoklin związane jest z dużą głębokością jezior oraz wysokimi ścianami gór zapewniającymi osłonę przed wzbudzającym fale wiatrem. Pomiar przeprowadzony 2 sierpnia 1937 r. w Morskim Oku wykazał, że dobrze wymieszana przez falowanie górna warstwa wody miała grubość tylko 3 m i temperaturę 12,1 °C. Do głębokości 10 m temp. spadała prawie o 1 °C/m, od 10 do 20 m dużo mniej (ok. 0,25 °C/m). Poniżej 20 m, aż do

dna, temperatura była już stała (ok. 4 °C). Temperatury wód powierzchniowych w lecie podlegają ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

wahaniom, różnym w poszczególnych stawach. I tak w Niżnim Stawie Toporowym wahają się od 10,5 °C do 21,5 °C, w Morskim Oku od 9,4 °C do 21,5 °C, w Czarnym Stawie pod Rysami od 7 °C do 11,5 °C[2]. Cechy morfometryczne Wśród stałych stawów najniżej położony jest Stawek pod Zwierówką (983 m), najwyżej znajduje się Lodowy Stawek (według różnych źródeł 2157 lub 2192 m), obydwa znajdują się w słowackich Tatrach[1]. Według niektórych ekspertów pierwszeństwo należy się Batyżowieckim Okom – niewielkim, stałym zbiorniczkom wodnym leżącym powyżej 2200 m, jednak pomijanym na większości map[4]. W polskich Tatrach najniżej leży Toporowy Staw Niżni (1089 m), najwyżej Zadni Mnichowy Stawek (2070 m)[1]. W porównaniu z jeziorami niżowymi Polski powierzchnia jezior tatrzańskich jest niewielka, niektóre z nich natomiast charakteryzują się dużą głębokością, rzadko spotykaną wśród jezior niżowych. Największe w całych Tatrach pod względem powierzchni jeziora znajdują się po polskiej stronie Tatr i są to: 1. Morskie Oko, 2. Wielki Staw Polski, 3. Czarny Staw pod Rysami. Część źródeł podaje Wielki Staw jako największe powierzchniowo jezioro. Najgłębszym stawem w Tatrach jest Wielki Staw Polski (79,3 m) i jest to trzecie co do głębokości jezioro Polski[2]. W całych Tatrach osiem jezior ma powierzchnię ponad 10 ha (w tym pięć w polskich Tatrach), zaś 49 jezior jest większych od 1 ha, w tym 11 w polskich Tatrach. Najliczniejszą grupę stanowią Staroleśne Stawy (27 stawów w jednej dolinie)[1]. Jeziora mają na ogół zaokrąglony kształt, ich linia brzegowa jest krótka, a głębiej wcięte zatoki spotyka się rzadko. Małe wysepki występują na niewielu jeziorach. Powstały przez zsunięcie się do jeziora mas piargów (Zmarzły Staw pod Wysoką, Wyżni Żabi Staw Białczański) lub są to otoczone przez wodę mutony (Czarny Staw Gąsienicowy, Kurtkowiec). Na tym ostatnim znajduje się najwyżej położona w Polsce wyspa (1689 m). Z reguły brzeg stawów jest stromy i od razu prowadzi ku głębinie. Dna większych jezior są zazwyczaj płaskie (np. w Wielkim Stawie Polskim 14,4% znajduje się poniżej 70 m) i muliste; większe głazy występują na ogół blisko skalnych ścian. Rzeźba, wielkość powierzchni i głębokość jezior podlegają ciągłej zmianie, akweny te są bowiem zasypywane przez obsuwające się ze stromych stoków piargi oraz osady spływających do nich wód. Niektóre stawy już całkowicie zanikły, np. Lejkowy Staw. Obecna Wielka Polana Małołącka była kiedyś dużym jeziorem, które z czasem zostało zasypane przez rumosz skalny znoszony z otaczających go stoków. Niżej położone stawy zmniejszają swoją powierzchnię wskutek postępującego zatorfienia[2]. Największe jeziora tatrzańskie Nazwa jeziora Wysokość (m n.p.m.) Powierzchnia (ha) Głębokość m ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Morskie Oko 1393 34,54 50,8 Wielki Staw Polski 1664 34,14 79,3 Czarny Staw pod Rysami 1579 20,54 76,4 Wielki Hińczowy Staw 1945 20,08 53,7 Szczyrbskie Jezioro 1346 19,76 20

Nazwa jeziora Wysokość (m n.p.m.) Powierzchnia (ha) Głębokość m Czarny Staw Gąsienicowy 1624 17,79 51 Czarny Staw Polski 1722 12,65 50,4 Niżni Ciemnosmreczyński Staw 1674 12,01 37,8 Wyżni Żabi Staw Białczański 1702 9,56 24,3 Przedni Staw Polski 1668 7,7 34,6 Popradzki Staw 1494 6,88 17,6 Zadni Staw Polski 1890 6,47 31,6 Wyżni Ciemnosmreczyński Staw 1716 5,55 20 Niżni Teriański Staw 1941 5,47 47,2 Wyżni Wielki Furkotny Staw 2145 5,18 21 Lista obejmuje 15 największych pod względem powierzchni jezior tatrzańskich. Dane na podstawie:[1][2]. Wysokość jezior odnosi się do wysokości lustra wody n.p.m. i podana została na podstawie map. Inne parametry (głębokość jezior, ich powierzchnia i pojemność) pochodzą z najnowszych pomiarów polskich i słowackich i odnoszą się do stanu w dniu pomiaru[1]. Pokrywa lodowa Im wyżej położone są jeziora, tym przez dłuższy czas skute są lodem. Najwyżej położone, tzw. zmarzłe stawki (np. Lodowy Stawek) nie rozmarzają wcale lub tylko na krótko[5]. Wiele zależy też od rozmiarów jeziora, stopnia jego zacienienia i ekspozycji; na niezacienionych jeziorach położonych po południowej stronie Tatr lód utrzymuje się krócej. Morskie Oko zamarza w listopadzie, taje w maju–lipcu, Zadni Staw Gąsienicowy zamarza we wrześniu–październiku, taje w czerwcu–sierpniu. Sam proces tajania lodów trwa długo, tak np. w niedużym, ale wysoko położonym Zadnim Stawie Gąsienicowym trwa to 5–9 tygodni, w znacznie niżej położonym Toporowym Stawie Wyżnim 2–3 tygodnie. Przez cały okres topnienia lodu temperatura wód powierzchniowych jest bliska zeru. Jeziora wysokogórskie odznaczają się też bardzo grubą pokrywą lodową. Pod koniec zimy osiąga ona grubość od 150 do 375 cm. Tę rekordową grubość (3,75 m) zanotowano na Zadnim Stawie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Grubość pokrywy i ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

czas zalodzenia są bardzo zmienne w różnych latach. Przykładowo zimą 1950–51 Morskie Oko zamarzło dopiero w styczniu, a roztajało już w marcu[2]. Zimowa pokrywa jezior tatrzańskich ma szczególną budowę, podobną do pokrywy jezior alpejskich. Górna warstwa śniegu jest sucha, pod nią występuje warstwa mokrego śniegu i lód, ewentualnie kilka warstw lodu przegrodzonego mokrym śniegiem. Dzieje się tak dlatego, że gruba warstwa śniegu po obfitych tatrzańskich opadach wciska swoim ciężarem taflę lodową jeziora pod wodę, a przesączająca się przez szczeliny woda nasyca śnieg tak długo, aż osiągnięta zostanie równowaga pomiędzy ciężarem wody wypchniętej ponad lód a ciężarem śniegu[2]. Świat zwierzęcy i roślinny Roślinność przybrzeżna występuje tylko w niżej położonych jeziorach. Najniżej położone stawy oraz nieliczne jeziora reglowe zawierają dużo kwasów humusowych, mało soli mineralnych, są kwaśne i zaliczane są do grupy jezior dystroficznych. Wyżej położone jeziora są ubogie w faunę i

florę pod względem biomasy, jednak odznaczają się stosunkowo wysokim zróżnicowaniem gatunków. Występują tu liczne wrotki, wirki i pierwotniaki, kilka gatunków mięczaków i skorupiaków. W niżej położonych jeziorach występują żaby i traszki. Spośród gatunków bezkręgowców nie występujących na niżu żyją w tatrzańskich jeziorach m.in. 4 gatunki widłonogów oraz 16 gatunków wirków (dane z 1962)[2]. Tylko w nielicznych stawach, w tym w Morskim Oku i Popradzkim Stawie, występowały naturalnie ryby. Część stawów została jednak sztucznie zarybiona, głównie narybkiem pstrąga potokowego. Istnienie populacji ryb ma wpływ na ogólną bioróżnorodność zooplanktonu. W jeziorach bezrybnych zooplankton zdominowany jest przez jeden gatunek filtratora. W Czarnym Stawie pod Rysami jest to Daphnia pulicaria, podczas gdy w jeziorach zarybionych utrzymują się gatunki trudniejsze do złowienia przez ryby, ale o słabszej zdolności konkurencyjnej, przez co współwystępuje więcej gatunków[6]. Czas trwania populacji ryb ma wpływ na zachowanie zwierząt planktonowych. W jeziorach bezrybnych skupiają się one w strefie eufotycznej, gdzie żerują na fitoplanktonie i innych zwierzętach. W jeziorach, w których ryby występują od co najmniej kilkuset lat, wykonują duże dobowe migracje pionowe, natomiast w jeziorach zarybionych dopiero od kilkudziesięciu lat wykonują migracje pionowe o mniejszej rozpiętości. Sugeruje to, że pod wpływem ryb planktonożernych zooplankton wykonuje większe migracje pionowe, jednakże proces jego przystosowywania się do obecności ryb drapieżnych trwa długo. W ciągu pierwszych kilkudziesięciu lat po pojawieniu się ryb migracje te nie osiągają swojej maksymalnej amplitudy[7]. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

W lecie jeziora o bujniejszym życiu są odwiedzane przez kaczki krzyżówki; gromadzą się one szczególnie tam, gdzie mimo obowiązujących zakazów dokarmiają je turyści, np. na Smreczyńskim Stawie czy Rohackich Stawach. Historia badań naukowych Pierwsze badania limnologiczne w Tatrach przeprowadził w 1751 r. Jakob Buchholtz, mierząc przez całą dobę poziom wody w Niżnim Ciemnosmreczyńskim Stawie. Pomiar wykazał brak przypływów i odpływów, co obaliło powszechne wówczas przekonanie o połączeniu jezior tatrzańskich z morzem. W 1806 głębokość Czarnego Stawu pod Rysami zmierzył Stanisław Staszic, jego wynik (190 m) odbiegał jednak znacznie od współczesnych pomiarów[8]. Ludwik Zejszner w 1849 podał już wiarygodną głębokość Morskiego Oka (49 m). W roku 1875 Dezső Dénes dokonał pomiarów głębokości oraz powierzchni Szczyrbskiego Jeziora i Popradzkiego Stawu. Nieco później Eugeniusz Klemens Dziewulski zbadał osiem stawów po polskiej (wtedy galicyjskiej) stronie Tatr. Wyniki jego badań zawierały wysokość lustra wody, jej temperaturę i barwę, plany brzegów oraz ukształtowanie dna. Pierwszych pomiarów temperatury wody na różnych głębokościach dokonał w 1876 Leopold Świerz (kontynuował je w latach późniejszych), zaś pomiędzy 1890 a 1893 Ludwik Birkenmajer przeprowadził systematyczne badania nad termiką tatrzańskich stawów w różnych porach roku (ok. 1600 pomiarów). Pod koniec XIX wieku zaczęto się interesować florą i fauną jezior. Liderem badań zoologicznych był wówczas Antoni Wierzejski, który odkrył w tatrzańskich stawach szereg nowych gatunków widłonogów, a w 1882 znalazł w Dwoistym Stawie skrzelopływkę bagienną. W tym samym roku dokonano pierwszej analizy składu chemicznego wód (Karol Olszewski). W 1909 Ludomir Sawicki wraz ze Stanisławem Minkiewiczem szczegółowo zbadali (wymiary, profile termiczne, przezroczystość i

barwa wód) 15 jezior po obu stronach Tatr, pobierając także próbki do badań biologicznych. Wybitnym limnologiem tatrzańskim w tym okresie był również Alfred Lityński. Jego badania dotyczyły m.in. fauny, termiki wód, czasu zalodzenia oraz struktury pokrywy lodowej[8]. W latach międzywojennych mierzeniem i kartowaniem stawów zajęło się wielu badaczy. Najaktywniejszym był Józef Szaflarski – opublikował on wiele prac naukowych związanych ze stawami tatrzańskimi, a jego pomiary objęły dużą liczbę jezior także po południowej stronie grani. Jako pierwszy jeziorami Tatr Zachodnich (Jamnickimi Stawami, Bystrymi Stawami i Siwymi ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Stawkami) zainteresował się dokładniej Jerzy Młodziejowski. Wiosną 1934 r. wszystkie nazwane wówczas stawy Tatr Polskich (łącznie czterdzieści) zostały dokładnie przesondowane przez Wojskowy Instytut Geograficzny – wyniki tych pomiarów funkcjonują jako oficjalne i najczęściej podawane po dzień dzisiejszy. W słowackiej części Tatr, w obrębie ówczesnych granic TANAP-u, pomiarów większości zbiorników wodnych dokonali jego pracownicy w latach 1961–1967[8]. Od lat 60. XX w. jeziora tatrzańskie badane są przez naukowców z Zakładu Biologii Wód PAN[9]. W latach 90. XX w. badania wykonywano również z udziałem płetwonurków[10]. Pod koniec XX w. fauna jezior tatrzańskich była przedmiotem badań Zakładu Hydrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego. Porównanie stosunków panujących w jeziorach bezrybnych, o długotrwałych populacjach ryb i niedawno zarybionych, pozwoliło na weryfikację kilku hipotez ekologicznych dotyczących wpływu presji drapieżników na populację zooplanktonu, m.in. zasady konkurencyjnego wypierania, dobowych migracji pionowych, pigmentacji i in.[11] Jeziora tatrzańskie w sztuce i literaturze Gdy turystyka tatrzańska stała się popularna wśród elity intelektualnej, jeziora tatrzańskie stały się inspiracją dla malarzy, poetów i pisarzy. Już w 1825 Jakob Müller namalował Szczyrbskie Jezioro. Spośród Polaków pierwszymi byli Jan Nepomucen Głowacki i Adam Gorczyński, którzy w 1837 uwiecznili Morskie Oko. Za nimi poszli inni: Maciej Bogusz Stęczyński, Irena Zaborowska, Julia Stabrowska, Leon Wyczółkowski, Stanisław Witkiewicz, Stanisław Gałek, Zenon Pokrywczyński i inni, którzy namalowali całą serię obrazów jezior tatrzańskich. Często malowali je twórcy z innych krajów. Wykonano też niezliczoną liczbę zdjęć i albumów jezior tatrzańskich[1]. O jeziorach tatrzańskich krążyły wśród miejscowej ludności liczne legendy. Szczególnie popularny był mit o połączeniu Morskiego Oka z morzem (stąd jego nazwa). Legendy te opisał Kazimierz Tetmajer w swym Bajecznym świecie Tatr. Jeziorom tatrzańskim liczne utwory poświęciło wielu poetów. Pierwszym był wiersz Józefa Przerwy-Tetmajera z 1829, potem poszli w jego ślady: Adam Asnyk, Franciszek Nowicki, Kazimierz Tetmajer, Jerzy Liebert, Leopold Lewin i wielu innych[1]. Smreczyński Staw Stefan Żeromski opisał w II tomie Popiołów, a Seweryn Goszczyński w utworze Oda[12]. Zagrożenia Jeziora tatrzańskie podobnie jak całe Tatry są zagrożone skutkami masowej turystyki. Ulokowane nad ich brzegami schroniska tatrzańskie niejednokrotnie spuszczały do nich ścieki komunalne. Ścieki spuszczone z pralni hotelowej do Popradzkiego Stawu spowodowały zmianę barwy jego

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

wody, a na jego dnie odkryto stożek hotelowych odpadów komunalnych o wysokości 6 m. Obecnie schroniska zwykle mają już oczyszczalnie ścieków, nadal jednak zagrożeniem są turyści, którzy wrzucają do jezior znaczne ilości śmieci oraz monet. Zawarte w nich metale skażają czystą wodę tych jezior. Co roku nurkowie wydobywają z dna jezior ogromne ilości śmieci: garnki, blaszanki, połamane krzesła i stoliki, narty, sanki, nawet wózki dziecięce[1]. Zarybienie przez nieznanych sprawców niektórych jezior tatrzańskich było nieprzemyślanym działaniem o skutkach szkodliwych dla naturalnej fauny tych stawów. W zimnych oligotroficznych jeziorach tatrzańskich fauna drobnych zwierząt mogących stanowić pokarm dla ryb jest bardzo uboga. W niektórych stawach pstrągi wyginęły zupełnie, w innych wegetuje niewielka populacja, wyjadająca drobne bezkręgowce. Największą szkodę spowodowało zarybienie Dwoistego Stawu Gąsienicowego. Występował w nim będący polodowcowym reliktem skorupiak skrzelopływka bagienna i było to jedyne stanowisko tego gatunku w całej Polsce. Najprawdopodobniej właśnie zarybienie było przyczyną jego wyginięcia; w niewielkim stawku pstrągi wyniszczyły go zupełnie, same zaś wyginęły zimą – zarybiający nie wzięli bowiem pod uwagę, że staw ten traci zimą wodę. Powstający na jego powierzchni gruby lód zamyka dopływ wody, zaś woda znajdująca się pod lodem spływa podziemnymi przepływami[2]. Przypisy • Zofia Radwańska-Paryska, Witold Henryk Paryski: Wielka encyklopedia tatrzańska. Poronin: Wyd. Górskie, 2004. ISBN 83-7104-009-1. • Władysław Szafer: Tatrzański Park Narodowy. Zakład Ochrony Przyrody PAN, 1962. • Grzegorz Barczyk. Między chmurą a źródłem. „Tatry”. Wiosna 2008. 2(24), s. 60-67, 2008. Zakopane: Tatrzański Park Narodowy. ISSN 0867-4531 (pol.). • Witold Henryk Paryski: Tatry Wysokie cz. XI. Warszawa: Sport i Turystyka, 1964. • Józef Nyka: Tatry słowackie. Przewodnik. Wyd. II. Latchorzew: Wyd. Trawers, 1998. ISBN 83-901580-8-6. • Z. Maciej Gliwicz, Wojciech Mikołuszko. Między głodem a drapieżcą (strona zarchiwizowana). „Forum akademickie”, 2001-12-18. [dostęp 2014-01-12]. • Z. Maciej Gliwicz. Predation and the evolution of vertical migration in zooplankton. „Nature”. 320, s. 746-748, 24 kwietnia 1986. Nature Publishing Group. DOI: 10.1038/320746a0. • Jerzy Młodziejowski: Stawy w krajobrazie Tatr. Kraków: Drukarnia W. L. Anczyca i Spółki, ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

1935. • Andrzej Kownacki. Moja przygoda z hydrobiologią. „Wiadomości Hydrobiologiczne”. 198 (2), s. 16-22, wiosna 2012. Polskie Towarzystwo Hydrobiologiczne (pol.). • Joanna Galas. Moje badania tatrzańskie w Zakładzie Biologii Wód. „Wiadomości Hydrobiologiczne”. 201 (5), s. 10-14, zima 2013. Polskie Towarzystwo Hydrobiologiczne (pol.). • Z. Maciej Gliwicz, Anna Ślusarczyk, Mirosław Ślusarczyk. Life history synchronization in a long-lifespan single-cohort Daphnia population in a fishless alpine lake. „Oecologia”. 128 (3), s. 368-378, 29 marca 2001. Heidelberg: Springer Berlin. DOI: 10.1007/s004420100673. ISSN 0029-8549. • Józef Nyka: Tatry polskie. Przewodnik. Wyd. XIII. Latchorzew: Wyd. Trawers, 2003. ISBN 83915859-1-3. Choć niezwykle piękne, krystalicznie czyste, przejrzyste nawet do 20 metrów głębokości, tatrzańskie jeziora są ubogie przyrodniczo. Głównie z uwagi na niską ilość tlenu. Dodatkowo przez większość roku na niektórych stawach utrzymuje się lód. W tych zbiornikach wodnych występują głównie skorupiaki i glony. Wyjątkiem oczywiście jest potężne Morskie Oko, w którym w naturalny sposób wykształciły się pstrągi i lipienie. Inne stawy próbowano zarybiać m.in. Czarny Staw Gąsienicowy. Charakter tatrzańskich jezior świetnie przedstawił Kazimierz Przerwa-Tetmajer w wierszu poniżej: W pustce Ciche leżą kamienie pod skał ciemnym murem. Noc - wśród żlebu się świeci wąski smug księżyca, jak ogromna, stężała w locie błyskawica, zamarznięta na skale w pustkowiu ponurem. Cicho... W złomach jezioro czarne i zlodniałe; taka głusza, że słychać szelest kropel z śniegu sączących się w toń wodną po kamieniach z brzegu; śnieg pokrył ciemnym płatem ochmurzoną skałę. Chmury się dotykają prawie mego czoła; zimne, oślizgłe głazy ręce moje ziębią... Nad jeziora lodową, przepaścistą głębią zasłuchałem się w przestrzeń... Idźmy... ,,Nikt nie woła''... Kazimierz Przerwa-Tetmajer ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Najpiękniejsze stawy Tatr - subiektywny ranking GÓR Piękno tatrzańskich krajobrazów – o czym niejednokrotnie mieli okazję przekonać się nasi czytelnicy – inspirowało i już przed wielu laty skłaniało do chwycenia za pióra mistrzów wiersza i prozy. Zarówno tych, którzy zapisali się w historii kultury polskiej, jak i tych dzisiaj zapomnianych. W tym numerze zgromadziliśmy cytaty poświęcone tatrzańskim stawom. Jak łatwo się domyśleć najważniejszym ich bohaterem jest i dziś najwyżej cenione (o czym świadczy nasz ranking) Morskie Oko. Czy przed laty budziło ono podobne do naszych emocje? Jak stąd wnijdziesz pod tę zawiesistą skałą, obejdź na północną stronę, aże na sam wirzch wynajdziesz, tu zaraz pod sobą obaczysz w głębokiej przepaścistej dolinie jedno wielkie jezioro, to się nazywa Rybi Staw, insi nazywają Morskie Oko, inni Biały Staw. Nad nim zaraz obaczysz między przepaścistymi skałami jezioro małe, to się nazywa Jezioro Czarne. Z niego wychodzi do tego wielkiego jeziora okrutnym spadem i hukiem, spadająca w wysokości łokci 100. Pod tym spadem tejże studni lub dalej znajdują się drogie kamienie, diamenty tylko drobne, perły bogate, tylko także potłuczone i inne kamienie, minerały złote i srebrne kamienie. Tylko masz mieć drutowy saczek, mocno gęsto upleciony na długiej laseczce naprawiony. To jezioro stąd nazywają Czarne, iże jest między okrutnymi czarnymi skałami, słońce nigdy tam nie świeci. Michał Chróściński, Opisanie ciekawe gór Tatrów, XVIII w. A tu przedstawił nam się nagle cud natury w całej swojej wielkości i wspaniałości, tu człowiek, wpadając w głębokie odurzenie, poznaje, co może dzielność natury i wola wszechmocnego! Tu wzrok natężony słabiej, myśl błądzi i znika, a duch ulatuje ku niebu! (…) To piękne jezioro, zwane Morskie Oko, ma do dwóch tysięcy sążni w obwodzie i nie zarasta żadnymi krzewy, z trzech stron wznoszą się nad nim ogromne góry skaliste, a to tak blisko, iż obejść jeziora naokoło niepodobna. Ich szczyty zaostrzone zdają się niknąć w obłokach i przedstawiają widok prawdziwie straszny i wielki. W łonie tych gór skalistych, lecz w położeniu daleko wyższym, jest także drugie mniejsze i nader głębokie jezioro zwane Czarny Staw, od tego woda ciągle strumieniem spływająca wpada w Morskie Oko, co między tymi odludnymi sąsiadami sprawia związek wieczysty i nieprzerwany. Głębokość Morskiego Oka jest niezmierzona, woda w nim czysta, słodka i dość dobra do picia (…). Szczególniejsza także i cudowna tych miejsc osobliwość jest skała mająca zupełną postać mnicha klęczącego z książką, ta wznosi się z prawej strony jeziora w najniedostępniejszej wysokości (…). Arcyksiążę Imć, krótko bawiąc nad jeziorem, wsiadł w bat (tratwa – przyp. red.) w towarzystwie ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

hr. Czaki i innych osób, muzyka uprzyjemniała mu podróż po tej bezdennej przepaści, a moździerze, na górach porozstawiane, hucznymi odgłosy wzajemnie sobie odpowiadały. Wystrzał wydaje się tu przecudownie, gdyż odgłos, odbijając się ze skały na skałę, trwa kilka minut i sprawia grzmot ciągły. W., Pobyt w Karpatach dnia 25 sierpnia 1823, 1823.

Najpyszniejszy ze wszystkich widoków, jakie zdybać można co krok w Karpatach, w tej uroczej krainie, w której przyroda – zda się – nagromadziła wszystkie cuda swoje, jest niezaprzeczenie widok Morskiego Oka położonego w środku Tatrów (…). Darmo by się przyznawał do znajomości Morskiego Oka ten, kto by o nim czytał lub słyszał. By je poznać, trzeba być na miejscu, trzeba własną stopą przemierzyć wszystkie ścieżki wiodące do niego, przez te wszystkie góry i lasy, skały i doliny, jamy i parowy, z których się składa cudowna całość naszych Tatrów; i trzeba z zdumienia w zdumienie, z przerażenia w podziw przechodząc, przemknąć ponad te wszystkie przepaście i stanąć wreszcie u kresu wędrówki długiej i żmudnej, ale podnoszącej umysł człowieczy w niebo, stanąć nad jeziorem. Maciej Bogusz Stęczyński, Okolice Galicji, 1847 Muszę wspomnieć o jednej nieporównanej nocy, jakiej doznałem nad Morskim Okiem. Było to już na początku jesieni w dniu 7 września 1844 r. Gdy poznikały mgły oblewające wirchy, pokazywały się wieczorem gwiazdy, a nad ranem wystąpiła wąska kosa księżyca. Niebo było nadzwyczajnie czystym, bo zdawało się, że gwiazdy były jeszcze raz tak wielkie, jak zwyczajnie; wydawały one cudnie piękne, spokojne światło. Zrazu gdym wyjrzał, sądziłem, że ogromna góra wznosząca się z drugiej strony jeziora tuż jest przy szałasie, że znikła przestrzeń, którą oddziela jezioro. Ten szczególny widok, przy doskonałej ciszy, przerywany tylko szmerem wlewającej się wody do Białki, niewymownie miłe zostawił wspomnienia. Nie wątpię, że podobne nocne widoki mogą nadać umysłowi zwrot ku mistycyzmowi. Ludwik Zejszner, Podhale i północna pochyłość Tatrów, czyli Tatry Polskie, 1849

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

W kilkanaście minut stoimy na jednym, potem na drugim szczycie Rysów (…) Pod stopami w straszliwej przepaści Morskie Oko, a dalej nieco „Rybie”* jakby jakieś zaklęte zwierciadła wśród labiryntu granitowych kolosów. Zdaje ci się, że zawisłeś w powietrzu nad tym czarownym obszarem. To złudzenie powiększa się, jeśli naraz odwrócisz się w przeciwną stronę. Tu bowiem jakby powtórzone te same motywa, ale prawie nad tobą. Bo choć stoisz na 7300 stóp, ale Wysoka i mało jej ustępujący Ganek prostopadłymi ściany sterczą wyniośle nad głową twoją, a u stóp ich śnieżna dolina ze Zmarzłym Stawem i niższe od niego Czeskie, ze swoim pysznym wodospadem. Tytus Chałubiński, Sześć dni w Tatrach. Wycieczka bez programu, 1879 *Chałubiński Morskim Okiem nazywał Czarny Staw, a Rybiem – Morskie Oko.

Pod nami niezbyt gwałtowna zrazu pochyłość urywała się nagle ponad dnem doliny, w którym leżał staw szmaragdowy, obramowany białymi gruzami, a tuż ponad nim gwałtownie piętrzyła się w niebo ogromna ściana (…) Oczy kąpały się w morzu niezliczonych odcieni i odbłysków błękitu – od czystego, jasnego lazuru, do ciemnego fioletu i od fioletu do błysków złota. Wszyscy, nawet nasz kolega malarz, popijając koniak, czuł się dobrze. Stanisław Witkiewicz, Na przełęczy

Zbliżając się już do Morskiego Oka, utrudniona jest znacznie droga, bo zawalona blokami granitów, ale jakże wynagradza trudy przebyte widok Morskiego Oka, gdy się już na grobli stanie! Prześliczne jezioro rozlewa się tu w olbrzymiej kotlinie, którą dokoła ostąpiły nagie turnie, wznoszące się pionowo prawie znad brzegów jeziora! Wody jego są czyste i przezroczyste, mieniące się podług oświecenia i pory dnia… Koloryt tych wód jest tak żywy w pełnym oświeceniu słońca, iż tu dopiero podobieństwo do granatu pawiego oka w wachlarzu pawia jest uderzające! Zwykle przybierają wody kolor nieba – niesłychana głębia wszakże nadaje tu wodom zupełnie odrębny i właściwy koloryt żywego seledynu po brzegach, a mocnego, mieniącego się granatu po toniach… Wody są tak przezroczyste, iż każdy kamień na dnie leżący jest widny i ze znacznej nawet odległości widać pstrąga płynącego w wodzie, a nadto jeszcze cień jego przesuwający się na dnie jeziora… ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Pamiętam tu raz osobliwe zjawisko: Gdyśmy wjeżdżali w dolinę Białki, wyleciały takie roje białych motyli dnia tego, że to zmieniło fizjonomię całej okolicy! Motyle posuwały się z nami w górę doliną Białki… I dziwnie zajmowały nas te roje motyli, lecące w jednym kierunku coraz wyżej w turnie… Gdyśmy do Morskiego Oka przybyli, przelatywały motyle groblę i spuszczały się ku jezioru… Wszakże gdy je tu chłód jeziora owiał, spuszczały się coraz niżej, słabły niby i padały na wodę, a gromada pstrągów chwytała je z powierzchni, tak, iż pod wieczór nie było z tych niezliczonych rojów jak zaledwo kilka motyli, które się błąkały po brzegach… Na pierwszy rzut oka nie wydaje się Morskie Oko tak obszerne, jak jest w istocie – wszakże dopiero się rozpatrzyć przyjdzie, gdy w nim i w turniach, które go otaczają, rośnie z każdą chwilą w olbrzymie rozmiary ten widok nie zrównany z niczym! Brzegi jeziora od strony grobli porastają limbami, rodzajem sosny, który się dopiero na wysokości sześciu tysięcy stóp nad poziomem morza pojawia. Turnie wznoszące się od brzegów Morskiego Oka sterczą przeszło na dwa tysiące stóp jeszcze nad powierzchnią wody. Zrazu wydaje się, że Morskie Oko i cały otaczający go widok nie tak rozległy, bo brak punktu i przedmiotu odniesienia porównania tych rozmiarów i odniesienia do czegoś znanego – mianowicie zaś czuje człowiek potrzebę odniesienia wszystkiego do swojej postaci. Wszakże gdy się brzegi jeziora ożywią, gdy się podróżni i górale rozsypią po brzegach i turniach, a na oko niby niewiele oddaliwszy się, wyglądają jak małe, szare ruchome punkciki, wówczas dopiero rośnie widok ten w olbrzymie rozmiary! I śmiało można powiedzieć, że jezioro staje się tym większym, im dłużej się przy nim bawi. Na grobli znajduje się szałas ku wygodzie podróżnych zbudowany, a na brzegu pod szałasem jest upięta duża tratew, na której kilkunastu ludzi przewieźć się może ku przeciwległym brzegom. Otóż wówczas dopiero, gdy ta tratew w połowie jeziora już płynie, wydaje się jak ciemna linijka tylko, posuwająca się po kryształowej powierzchni… I wówczas dopiero ocenić można, czy to patrząc za płynącymi od brzegu, czy płynąc samemu na tratwie, co to za wielkie jezioro, jak olbrzymie masy gór dokoła je ostąpiły! Zbliżając się do przeciwnych brzegów daje się słyszeć naprzód cichy szum wody, który z każdym uderzeniem wiosła rośnie. Pionowa prawie ściana wznosi się z brzegów jeziora do połowy turni i wielkie smugi niby śniegu przeciągnęły się po niej pasmami… Smugi te wydają się nieruchome, wszakże w miarę dopiero przybliżania się i rosnącego szumu poznaje każdy, że to są żywe wody, które z tej wysokości urywają się, spadając w pionowych prawie spadkach z jeziora, które się wyżej jeszcze rozlało, w nowej wśród samych już turni… Wodospad ten nazywają Roztoką, a jezioro, z którego wypływa, Czarnym Stawem. Skała, po której się ten wodospad zmyka, wydaje się z oddalenia pionową i jest rzeczywiście taką – po łomach jednak olbrzymich prowadzi obok niego ścieżka na wierzch tego skalistego upłazu, gdzie się w wielkiej kotlinie Czarny Staw rozlewa… Nie darmo tak go nazwano – jest to kraina śmierci!... Wszystko przeraźliwie piękne i groźno malownicze! Dzikość natury występuje tu i we wszystkich ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

liniach, i w całym kolorycie! A kiedy kotlinę okrywają mgły, pomiędzy szczytami turni zawisłe szarym niby sklepieniem, wówczas wygląda kotlina jeziora jak czarny przepaścisty krater, który pod nogami zieje… Tu już nie ma ani rośliny, ani żadnego głosu natury! Wodospad tylko zdaje się żywą rozpaczą wód, lecących w przepaść… Jeżeli gdzie, to tu pragnie człowiek strzałami obudzić echo niemych skał – ażeby się choć za jego przyczyną ozwał grzmot echa po górach! Wincety Pol, Obrazy z życia i natury. Północny wschód Europy, 1869-1870

Czarne Jezioro leży na wysokości 4512 stóp. W nim nie znalazłem nic żywego (…) Od Czarnego Jeziora po oberwanych i przykrych skał zwaliskach, przez 3 godziny idąc w górę (…), tam gdzie już ustały wszelkie rośliny i kwiaty, a daleko niżej jeszcze zginęły wszelkie jestestwa żywe, tak iż nigdzie żadnego nie postrzegłem, ani ptaka, ani żadnej muchy, ani najmniejszego robaka, Nagle usłyszałem wielki, i po skałąch rozlegający się świst. Wtem, z będących ze mną góralów przewodnik (…) ukazuje mi po drugiej stronie wądołu na skałach trzy dzikie Capy. Stanisław Staszic, Rozprawa IV o Kołowym, o Czarnem i o Kolbachu Wielkim w O ziemorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski

Zielony Staw położony u podnóża 900-metrowej ściany Małego Kieżmarskiego Szczytu łączy swe dzieje z (…) legendą o wielkim krysztale zwanym karbunkułem, który wabił swym blaskiem żądnych sławy młodzieńców. Jednym z odważnych i gotowych wspiąć się na urwisko Jastrzębiej Turni był syn hrabiego Tokoly, pana na kieżmarskim zamku. Młody człowiek spadł z drogocennym kamieniem w wody Zielonego Stawu, który odtąd przybrał barwę klejnotu. Jarosław Majcher, Impresje spiskie

Zachwycił nas Czarny Staw swoją pięknością, wszystko tu składa się w całość tworzącą uroczą harmonię. Rozmiary olbrzymie, kształty dzikie, fantastyczne, pokryte barwą mglistą, brak ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

zieloności, a na odartych skałach tkwiące brudne płaty wiecznego śniegu, pustota i cisza, lekkim szmerem potoku odpływającego do Morskiego Oka urozmaicona, wszystko to razem wzięte czyni na umyśle niezmierne wrażenie. Poi się dusza urokami przyrody, a nasycić się nie może, bo się coraz nowe piękności odkrywają: takie bogactwo wdzięków dziewiczej natury, zdolne wzruszyć i zachwycić nawet zobojętniałą na wszystko istotę. Walery Eliasz-Radzikowski, Szkice z podróży w Tatry, 1874

Toteż jeśliś rozsądny a popełnił szaleństwo, żeby być przy Morskim Oku, pewno tego głupstwa nie zrobisz , żeby iść jeszcze dalej na jakieś szczyty, z których przecież nic innego nie widać, jak inne szczyty i jeziora, a wszystkie szczyty są spiczaste, wszystkie zaś jeziora płaskie; więc kto był przy Morskim Oku, a tym samym widział szczyty i jeziora, poznał też Tatry. Józef Rostafiński, Jechać, czy nie jechać w Tatry, 1883

Morskie Oko było nierównie większe niż wszystkie poprzednie stawy; ale ogrom jego zanika wobec ogromu skał go otaczających; dlatego wrażenie doznane nie odpowiedziało memu oczekiwaniu tak dalece, że mnie już nawet chęć odbiegła płynąć tratwą do Czarnego Stawu (…). Wtedy dopiero, gdy się rozgniewało poczułem jego wielkość i piękność. To już nie była ta cicha służka, co spokojna, gładka, przypadła do nóg górom, całując ich stopy, ale dziki zwierz, co najeża grzywę i ryczy, i rzuca się w klatce, tłucze pięściami o zapory. Michał Bałucki, Podróż w Tatry, 1865 Noc przy Morskim Halny ścichł. Granatowieje nieba kęs. Złota podkowa W oprawie gwiezdnych, wibrujących rzęs – Jak osiemnasty karat. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Rybi Potok brylanty schował Na dnie. A Mnich Słucha, jak biją dzwony w naszej krwi. Morskie – w ściśniętej gór obręczy – Niby potworny pająk śpi. Na rysach miesiąc bursztynowy klęczy. Ognisko – jak sardoniks – skrami rzuca, płonie. Z Mięguszowieckich suchy, starty leci piarg – Ginie w otchłaniach. Ja ci nie bronię – Moich gorących, koralowych warg. Kazimiera Alberti w Bunt lawin, 1927 *** Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie, lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie... Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca, co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca, i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze, i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze, pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną, dźwięczne, barwne i wonne, w głąb zlatujmy błękitną. Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie, lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie... Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona, lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona, puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezroczą, i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą, nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci, jak my same, i w nikłe oplątajmy go sieci, z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące, gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce, a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie, nim je zerwie i w pląsy pogoni nas skocznie... Kazimierz Przerwa-Tetmajer Poezje, 1898

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

***Zawsze jednakie snują się te sprawy… Zawsze jednakie snują się te sprawy Jak mgły. Niezmiennie drzemią pawiookie stawy – – i ty – Szczycie wysoki nad niebieską wodą Śród chmur, Niezmienna ciszo, niezmienna urodo Tych gór. Tak samo motyl płomienny wylata Nad staw, Tak samo płoną sino-złote kwiaty Wśród traw. Jak to poeta widzi wsparty z dawna O głaz. I ty się w kamień zamień, duszo niepoprawna, Już czas, Już czas. Jarosław Iwaszkiewicz Morskie Oko Skądże to wielkie i ciche zwierciadło Na Karpaty spadło? Któż nad nim te nagie skały Ustawił w ołtarz wspaniały? Wierzchołek jego szeroko otwarty Stoi w samym niebie; Niżej się wije obłok rozdarty Grzmotem przemawia do ciebie. Ugnij kolana i pochyl głowę! Widzisz–li tego olbrzyma? Zwiesił na ciebie ogromu połowę ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

I na bryłeczce się trzyma Józef Przerwa-Tetmajer w Wiersze liryczne, 1830 Melodie mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsiennicowym) Czarny staw Pamiętasz w skalnej pustki surowiźnie W kamień oprawne oko stawu pawie I dwa spojone ze sobą światy bliźnie: Ten nasz – i tamten, wspak odbity w stawie? Jak pręgowana, jak z grzbietu jaszczura, Przez wielkoluda zwleczona po walce, Na turni zębach rozpostarta skóra, Ze krwi płucząca łap nieżywych palce, Na wątłym niby przytrzymane szwie, Dwie dzikie złudy, dzikie jawy dwie… Kędyż o duszo, będzie prawda tkwić, Gdy ze szwu kiedyś czas wypruje nić?! Maryla Wolska, 1923 6. Wielki Staw Hińczowy (1945 m) lub po prostu Hińczowy Staw, a dawniej czasem Wielki Ignacowy Staw i Wielki Lulkowy Staw; Vel'ké Hincovo pleso. Powierzchnia 20,08 ha, długość 740 m, szerokość 370 m, głębokość 53,7 m. Największe jezioro Mięguszowieckiej Doliny (w jej odnodze – w Hińczowej Dolinie), leżące u stóp Mięguszowieckich Szczytów (Słowacja). Jest to trzecie co do głębokości jezioro w Tatrach (najgłębsze po ich południowej stronie), a pod względem powierzchni czwarte (pierwsze po południowej stronie Tatr). Przepiękny i wielki staw z dużymi na ogół falami, tworzącymi się na jego powierzchni nawet przy małym wietrze. Położony jest symetrycznie do Morskiego Oka (oddziela je Mięguszowiecka Grań), ale otoczenie ich jest zupełnie inne. Tam wokół brzegu rosną lasy i kosodrzewina, tutaj mamy już tylko trawy przetykane skałkami i głazami. Staw jest dużo wyżej położony (1946 m), a odbijają się tym razem południowe ściany tych samych Mięguszowieckich Szczytów – tutaj dużo niższe, ale dzięki oświetleniu przez słońce bardziej kolorowe i mniej mroczne. Turyści najczęściej podziwiają ten staw z Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem (obecnie dostępnej znakowaną ścieżką jedynie od strony polskiej) lub z Koprowego Wierchu. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Wielki Staw Hińczowy z Hlińskiej Turni 7. Zielony Staw Kieżmarski (1551 m) Zelené pleso Kežmarské. Powierzchnia 1,77 ha, długość 188m, szerokość 136m, głębokość 4,5 m. Największy staw w Kieżmarskiej Dolinie (Słowacja), u stóp Jastrzębiej Turni i Małego Kieżmarskiego Szczytu. Nad stawem stoi schronisko turystyczne. Naturalne zanikanie tego stawu zostało zahamowane w drugiej połowie XIX w. przez sztuczne utrudnienie (tama) odpływu jego wód. Dopływy są głównie podziemne, a wypływem jest Zielony Potok Kieżmarski. Nazwa Zielonego Stawu pochodzi od jego zielonkawego zabarwienia. Według podań ludowych zabarwienie to pochodzi od legendarnego karbunkułu (rubina), który miał spaść do stawu z wierzchołka Jastrzębiej Turni wraz z synem hrabiego Tökölyego, gdy ów młodzieniec usiłował zdobyć ten drogocenny kamień. Aby wydobyć ciało syna ze stawu, który – jak głosi podanie – był wtedy większy i głębszy, hrabia miał rozkazać przekopanie odpływu stawu w celu jego zmniejszenia. Zielony Staw Kieżmarski to jeden z najpiękniejszych stawów dostępnych dla turystów wędrujących szlakiem. Widok znad jego brzegu na potężne granie Durnego Szczytu i Czarnego Szczytu oraz najbliżej położonej Jastrzębiej Turni jest naprawdę wspaniały. Możemy też podziwiać najwspanialszą ścianę tatrzańską – północną ścianę Małego Kieżmarskiego Szczytu, którą jako pierwszy pokonał największy polski wspinacz lat międzywojennych Wiesław Stanisławski.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Zielony Staw Kieżmarski 8. Kołowy Staw (1565 m); Kolové pleso. Powierzchnia 1,67 ha, długość 225 m, szerokość 123 m, głębokość 1,1 m. Leży w Kołowej Dolinie, powyżej górnej granicy lasu (Słowacja). Staw jest stopniowo zasypywany piargami, a po dużych opadach – piaskiem i żwirem. Nazwa Kołowego Stawu pochodzi zapewne od jego dawnego kształtu, zatraconego z biegiem lat wskutek zmniejszania się jego powierzchni. Od nazwy stawu otrzymała swą nazwę dolina (Kołowa Dolina), a następnie inne obiekty w okolicy – Kołowy Potok, Kołowy Szczyt, Kołowa Przełęcz. Piękny staw położony w uroczym otoczeniu traw i kosodrzewiny. Ponieważ jest bardzo płytki, ma bardzo ciepłą wodę. Po prostu rajskie miejsce w świecie Tatr. Podziwiają go z góry turyści wędrujący szlakiem na Jagnięcy Szczyt. Leży na terenie ścisłego rezerwatu TANAP-u.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Zielony Staw Kieżmarsk i Ciężka Turnia znad Ciężkiego Stawu 9. Zielony Staw Kaczy (1575 m) lub po prostu Zielony Staw, a czasem mylnie Kaczy Staw; Zelené pleso Kačacie. Powierzchnia 2,58 ha, długość 200 m, szerokość 170 m, głębokość 4,1 m. Największy staw w Kaczej Dolinie, na dnie jej dolnego piętra, u stóp Ganku (Słowacja). Poziom wody w tym stawie ulega dość znacznym wahaniom. Po raz pierwszy zobaczyłem ten staw ze Zmarzłego Szczytu i zaskoczyła mnie niesamowicie zielona barwa jego toni. Potem, będąc nad jego brzegiem, ponownie widziałem ten niesamowicie zielony kolor jego wody, od którego pochodzi nazwa. Jest naprawdę śliczny, a skalne otoczenie potężnych szczytów Doliny Kaczej (zwłaszcza północno -wschodnia ściana Rumanowego Szczytu) robi niesamowite wrażenie na każdym miłośniku Tatr. Pięknie wygląda też dalej położony Młynarz.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Zielony Staw Kieżmarski 10. Zmarzły Staw w Ciężkiej Dolinie (1762 m); Zmrzlé pleso. Powierzchnia 2,190 ha, długość 285 m, szerokość 172 m, głębokość 9,9 m. Leży w lejowatym kotle skalnym na górnym piętrze głównej gałęzi Ciężkiej Doliny (Słowacja). Staw ten jest zamknięty od północnego-wschodu ryglem i z wyjątkiem swego południowozachodniego brzegu jest wcięty bezpośrednio w litą skałę, okalającą go pionowymi ściankami. Nad południowo-zachodni brzeg dochodzą spod Wysokiej i Wagi wielkie stożki piargowe lub pola śniegowe, nieraz do późnego lata wkraczające na krę pokrywającą część stawu. Naokoło stawu wznoszą się urwiska Galerii Gankowej, północna ściana Wysokiej, Rysy, Niżnie Rysy i Ciężka Turnia. Ze stawu wypływa potoczek, płynący (w dole częściowo podziemnie) do Ciężkiego Stawu. Na progu między tymi stawami tworzy on niewielką, ale piękną Zmarzłą Siklawę. Piękny i dość duży staw położony w mrocznym skalnym otoczeniu, często jeszcze z dużymi płatami lodu przy jego południowym brzegu. Nad jego zachodnim brzegiem znajduje się dobra koleba, wykorzystywana przez taterników, którzy stąd atakują rewelacyjną ścianę Galerii Gankowej. Obydwa stawy Doliny Ciężkiej – Zmarzły i Ciężki – ślicznie wyglądają z podejścia na Wagę.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Zmarzły Staw w Dolinie Ciężkiej strona: 1 2 3 4 « powrót

NAJPIĘKNIEJSZE STAWY – OKIEM EKSPERTÓW: Apoloniusz Rajwa, przewodnik tatrzański, speleolog, geograf, publicysta Moim ulubionym tatrzańskim jeziorem jest Czarny Staw Polski. Prowadziłem kiedyś badania hydrograficzne dla Polskiej Akademii Nauk w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, i właśnie nieopodal Czarnego Stawu stał mój namiot. Z tymi badaniami to było tak, że trzeba było chodzić wysoko, panie doktorantki nie potrafiły, więc mnie poproszono. W 1960 roku badania prowadziłem w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, w 1961 – w Dolinie Roztoki, w 1962 roku – w Dolinie Rybiego Potoku oraz Dolinie Żabich Stawów Białczańskich. Z ciekawostek, podczas tych badań w Dolinie Pięciu Stawów Polskich naliczyłem ich nie 5, a… 47. Oczywiście były to stawki okresowe. Pamiętam całe zgrupowania stawków, m.in. na płaśni nad Wielkim Stawem Polskim, na podejściu pod Szpiglasową Przełęcz, czy w Dolince pod Kołem – tam było ich całkiem sporo, nie licząc Wolego Oka.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Marcin Józefowicz, ratownik TOPR, fotografik Najbardziej podoba mi się Dolina Pięciu Stawów Polskich. Po pierwsze – ze względu na dużo większy spokój niż nad Morskim Okiem, które uważa się za najpiękniejsze; po drugie – Pięć Stawów osadzone jest w ewidentnie wysokogórskim krajobrazie. Nad Morskim Okiem widać lasy, w Pięciu Stawach już ich nie ma. Najładniejszą fotografię stawu zrobiłem jednak nad Morskim Okiem. Było to o świcie, ok. 5 rano, widać było wstające mgły. Władysław Cywiński, ratownik TOPR, przewodnik tatrzański, znawca topografii tatrzańskiej Który staw najbardziej lubię? Trudne pytanie! Może dlatego, że w związku z pisaniem przewodnika po masywie Ganku często tam bywam, to na pierwszym miejscu postawiłbym Zielony Staw w Kaczej Dolinie. Ale z drugiej strony nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby Morskie Oko nie było tak zatłoczone, przewyższałoby, jeżeli chodzi o urodę, wszystko, co tylko jest. Paweł Skawiński, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, przewodnik tatrzański Jeśli chodzi o polskie stawy – najbardziej lubię Czarny Staw Polski, bo tam nie ma ludzi, tam jest pusto. Całe Pięć Stawów jest przepiękne, ale Czarny Staw Polski szczególnie. Wśród stawów w Tatrach Słowackich wskazałbym chyba Zielony Staw w Kaczej Dolinie, ponieważ otoczenie Doliny Kaczej jest wspaniałe i ono odbija się w stawie. Mam też do tego stawu osobisty sentyment, bo kiedyś do niego wpadłem. Wybieraliśmy się wtedy chyba na Martinkę. Mieliśmy nocować w kolebie. Szliśmy już po ciemku, mieliśmy słabe czołówki, to były dawne czasy. Kolega szedł przede mną, a ja błędnie oceniłem, że powinienem iść za nim wprost. Tymczasem tam był łuk stawu. Piękno tatrzańskich krajobrazów inspirowało i już przed wielu laty skłaniało do chwycenia za pióra mistrzów wiersza i prozy. Zarówno tych, którzy zapisali się w historii kultury polskiej, jak i tych dzisiaj zapomnianych. W tym numerze zgromadziliśmy cytaty poświęcone tatrzańskim stawom. Jak łatwo się domyśleć najważniejszym ich bohaterem jest i dziś najwyżej cenione (o czym świadczy nasz ranking) Morskie Oko. Czy przed laty budziło ono podobne do naszych emocje? Jak stąd wnijdziesz pod tę zawiesistą skałą, obejdź na północną stronę, aże na sam wirzch ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

wynajdziesz, tu zaraz pod sobą obaczysz w głębokiej przepaścistej dolinie jedno wielkie jezioro, to się nazywa Rybi Staw, insi nazywają Morskie Oko, inni Biały Staw. Nad nim zaraz obaczysz między przepaścistymi skałami jezioro małe, to się nazywa Jezioro Czarne. Z niego wychodzi do tego wielkiego jeziora okrutnym spadem i hukiem, spadająca w wysokości łokci 100. Pod tym spadem tejże studni lub dalej znajdują się drogie kamienie, diamenty tylko drobne, perły bogate, tylko także potłuczone i inne kamienie, minerały złote i srebrne kamienie. Tylko masz mieć drutowy saczek, mocno gęsto upleciony na długiej laseczce naprawiony. To jezioro stąd nazywają Czarne, iże jest między okrutnymi czarnymi skałami, słońce nigdy tam nie świeci. Michał Chróściński, Opisanie ciekawe gór Tatrów, XVIII w. A tu przedstawił nam się nagle cud natury w całej swojej wielkości i wspaniałości, tu człowiek, wpadając w głębokie odurzenie, poznaje, co może dzielność natury i wola wszechmocnego! Tu wzrok natężony słabiej, myśl błądzi i znika, a duch ulatuje ku niebu! (…) To piękne jezioro, zwane Morskie Oko, ma do dwóch tysięcy sążni w obwodzie i nie zarasta żadnymi krzewy, z trzech stron wznoszą się nad nim ogromne góry skaliste, a to tak blisko, iż obejść jeziora naokoło niepodobna. Ich szczyty zaostrzone zdają się niknąć w obłokach i przedstawiają widok prawdziwie straszny i wielki. W łonie tych gór skalistych, lecz w położeniu daleko wyższym, jest także drugie mniejsze i nader głębokie jezioro zwane Czarny Staw, od tego woda ciągle strumieniem spływająca wpada w Morskie Oko, co między tymi odludnymi sąsiadami sprawia związek wieczysty i nieprzerwany. Głębokość Morskiego Oka jest niezmierzona, woda w nim czysta, słodka i dość dobra do picia (…). Szczególniejsza także i cudowna tych miejsc osobliwość jest skała mająca zupełną postać mnicha klęczącego z książką, ta wznosi się z prawej strony jeziora w najniedostępniejszej wysokości (…). Arcyksiążę Imć, krótko bawiąc nad jeziorem, wsiadł w bat (tratwa – przyp. red.) w towarzystwie hr. Czaki i innych osób, muzyka uprzyjemniała mu podróż po tej bezdennej przepaści, a moździerze, na górach porozstawiane, hucznymi odgłosy wzajemnie sobie odpowiadały. Wystrzał wydaje się tu przecudownie, gdyż odgłos, odbijając się ze skały na skałę, trwa kilka minut i sprawia grzmot ciągły. W., Pobyt w Karpatach dnia 25 sierpnia 1823, 1823.

Najpyszniejszy ze wszystkich widoków, jakie zdybać można co krok w Karpatach, w tej uroczej krainie, w której przyroda – zda się – nagromadziła wszystkie cuda swoje, jest niezaprzeczenie ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

widok Morskiego Oka położonego w środku Tatrów (…). Darmo by się przyznawał do znajomości Morskiego Oka ten, kto by o nim czytał lub słyszał. By je poznać, trzeba być na miejscu, trzeba własną stopą przemierzyć wszystkie ścieżki wiodące do niego, przez te wszystkie góry i lasy, skały i doliny, jamy i parowy, z których się składa cudowna całość naszych Tatrów; i trzeba z zdumienia w zdumienie, z przerażenia w podziw przechodząc, przemknąć ponad te wszystkie przepaście i stanąć wreszcie u kresu wędrówki długiej i żmudnej, ale podnoszącej umysł człowieczy w niebo, stanąć nad jeziorem. Maciej Bogusz Stęczyński, Okolice Galicji, 1847 Muszę wspomnieć o jednej nieporównanej nocy, jakiej doznałem nad Morskim Okiem. Było to już na początku jesieni w dniu 7 września 1844 r. Gdy poznikały mgły oblewające wirchy, pokazywały się wieczorem gwiazdy, a nad ranem wystąpiła wąska kosa księżyca. Niebo było nadzwyczajnie czystym, bo zdawało się, że gwiazdy były jeszcze raz tak wielkie, jak zwyczajnie; wydawały one cudnie piękne, spokojne światło. Zrazu gdym wyjrzał, sądziłem, że ogromna góra wznosząca się z drugiej strony jeziora tuż jest przy szałasie, że znikła przestrzeń, którą oddziela jezioro. Ten szczególny widok, przy doskonałej ciszy, przerywany tylko szmerem wlewającej się wody do Białki, niewymownie miłe zostawił wspomnienia. Nie wątpię, że podobne nocne widoki mogą nadać umysłowi zwrot ku mistycyzmowi. Ludwik Zejszner, Podhale i północna pochyłość Tatrów, czyli Tatry Polskie, 1849

W kilkanaście minut stoimy na jednym, potem na drugim szczycie Rysów (…) Pod stopami w straszliwej przepaści Morskie Oko, a dalej nieco „Rybie”* jakby jakieś zaklęte zwierciadła wśród labiryntu granitowych kolosów. Zdaje ci się, że zawisłeś w powietrzu nad tym czarownym obszarem. To złudzenie powiększa się, jeśli naraz odwrócisz się w przeciwną stronę. Tu bowiem jakby powtórzone te same motywa, ale prawie nad tobą. Bo choć stoisz na 7300 stóp, ale Wysoka i mało jej ustępujący Ganek prostopadłymi ściany sterczą wyniośle nad głową twoją, a u stóp ich śnieżna dolina ze Zmarzłym Stawem i niższe od niego Czeskie, ze swoim pysznym wodospadem. Tytus Chałubiński, ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Sześć dni w Tatrach. Wycieczka bez programu, 1879 *Chałubiński Morskim Okiem nazywał Czarny Staw, a Rybiem – Morskie Oko.

Pod nami niezbyt gwałtowna zrazu pochyłość urywała się nagle ponad dnem doliny, w którym leżał staw szmaragdowy, obramowany białymi gruzami, a tuż ponad nim gwałtownie piętrzyła się w niebo ogromna ściana (…) Oczy kąpały się w morzu niezliczonych odcieni i odbłysków błękitu – od czystego, jasnego lazuru, do ciemnego fioletu i od fioletu do błysków złota. Wszyscy, nawet nasz kolega malarz, popijając koniak, czuł się dobrze. Stanisław Witkiewicz, Na przełęczy

Zbliżając się już do Morskiego Oka, utrudniona jest znacznie droga, bo zawalona blokami granitów, ale jakże wynagradza trudy przebyte widok Morskiego Oka, gdy się już na grobli stanie! Prześliczne jezioro rozlewa się tu w olbrzymiej kotlinie, którą dokoła ostąpiły nagie turnie, wznoszące się pionowo prawie znad brzegów jeziora! Wody jego są czyste i przezroczyste, mieniące się podług oświecenia i pory dnia… Koloryt tych wód jest tak żywy w pełnym oświeceniu słońca, iż tu dopiero podobieństwo do granatu pawiego oka w wachlarzu pawia jest uderzające! Zwykle przybierają wody kolor nieba – niesłychana głębia wszakże nadaje tu wodom zupełnie odrębny i właściwy koloryt żywego seledynu po brzegach, a mocnego, mieniącego się granatu po toniach… Wody są tak przezroczyste, iż każdy kamień na dnie leżący jest widny i ze znacznej nawet odległości widać pstrąga płynącego w wodzie, a nadto jeszcze cień jego przesuwający się na dnie jeziora… Pamiętam tu raz osobliwe zjawisko: Gdyśmy wjeżdżali w dolinę Białki, wyleciały takie roje białych motyli dnia tego, że to zmieniło fizjonomię całej okolicy! Motyle posuwały się z nami w górę doliną Białki… I dziwnie zajmowały nas te roje motyli, lecące w jednym kierunku coraz wyżej w turnie… Gdyśmy do Morskiego Oka przybyli, przelatywały motyle groblę i spuszczały się ku jezioru… Wszakże gdy je tu chłód jeziora owiał, spuszczały się coraz niżej, słabły niby i padały na wodę, a gromada pstrągów chwytała je z powierzchni, tak, iż pod wieczór nie było z tych niezliczonych rojów jak zaledwo kilka motyli, które się błąkały po brzegach… Na pierwszy rzut oka nie wydaje się Morskie Oko tak obszerne, jak jest w istocie – wszakże dopiero się rozpatrzyć przyjdzie, gdy w nim i w turniach, które go otaczają, rośnie z każdą chwilą w olbrzymie rozmiary ten widok nie zrównany z niczym! Brzegi jeziora od strony grobli porastają ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

limbami, rodzajem sosny, który się dopiero na wysokości sześciu tysięcy stóp nad poziomem morza pojawia. Turnie wznoszące się od brzegów Morskiego Oka sterczą przeszło na dwa tysiące stóp jeszcze nad powierzchnią wody. Zrazu wydaje się, że Morskie Oko i cały otaczający go widok nie tak rozległy, bo brak punktu i przedmiotu odniesienia porównania tych rozmiarów i odniesienia do czegoś znanego – mianowicie zaś czuje człowiek potrzebę odniesienia wszystkiego do swojej postaci. Wszakże gdy się brzegi jeziora ożywią, gdy się podróżni i górale rozsypią po brzegach i turniach, a na oko niby niewiele oddaliwszy się, wyglądają jak małe, szare ruchome punkciki, wówczas dopiero rośnie widok ten w olbrzymie rozmiary! I śmiało można powiedzieć, że jezioro staje się tym większym, im dłużej się przy nim bawi. Na grobli znajduje się szałas ku wygodzie podróżnych zbudowany, a na brzegu pod szałasem jest upięta duża tratew, na której kilkunastu ludzi przewieźć się może ku przeciwległym brzegom. Otóż wówczas dopiero, gdy ta tratew w połowie jeziora już płynie, wydaje się jak ciemna linijka tylko, posuwająca się po kryształowej powierzchni… I wówczas dopiero ocenić można, czy to patrząc za płynącymi od brzegu, czy płynąc samemu na tratwie, co to za wielkie jezioro, jak olbrzymie masy gór dokoła je ostąpiły! Zbliżając się do przeciwnych brzegów daje się słyszeć naprzód cichy szum wody, który z każdym uderzeniem wiosła rośnie. Pionowa prawie ściana wznosi się z brzegów jeziora do połowy turni i wielkie smugi niby śniegu przeciągnęły się po niej pasmami… Smugi te wydają się nieruchome, wszakże w miarę dopiero przybliżania się i rosnącego szumu poznaje każdy, że to są żywe wody, które z tej wysokości urywają się, spadając w pionowych prawie spadkach z jeziora, które się wyżej jeszcze rozlało, w nowej wśród samych już turni… Wodospad ten nazywają Roztoką, a jezioro, z którego wypływa, Czarnym Stawem. Skała, po której się ten wodospad zmyka, wydaje się z oddalenia pionową i jest rzeczywiście taką – po łomach jednak olbrzymich prowadzi obok niego ścieżka na wierzch tego skalistego upłazu, gdzie się w wielkiej kotlinie Czarny Staw rozlewa… Nie darmo tak go nazwano – jest to kraina śmierci!... Wszystko przeraźliwie piękne i groźno malownicze! Dzikość natury występuje tu i we wszystkich liniach, i w całym kolorycie! A kiedy kotlinę okrywają mgły, pomiędzy szczytami turni zawisłe szarym niby sklepieniem, wówczas wygląda kotlina jeziora jak czarny przepaścisty krater, który pod nogami zieje… Tu już nie ma ani rośliny, ani żadnego głosu natury! Wodospad tylko zdaje się żywą rozpaczą wód, lecących w przepaść… Jeżeli gdzie, to tu pragnie człowiek strzałami obudzić echo niemych skał – ażeby się choć za jego przyczyną ozwał grzmot echa po górach! Wincety Pol, Obrazy z życia i natury. Północny wschód Europy, 1869-1870

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Czarne Jezioro leży na wysokości 4512 stóp. W nim nie znalazłem nic żywego (…) Od Czarnego Jeziora po oberwanych i przykrych skał zwaliskach, przez 3 godziny idąc w górę (…), tam gdzie już ustały wszelkie rośliny i kwiaty, a daleko niżej jeszcze zginęły wszelkie jestestwa żywe, tak iż nigdzie żadnego nie postrzegłem, ani ptaka, ani żadnej muchy, ani najmniejszego robaka, Nagle usłyszałem wielki, i po skałąch rozlegający się świst. Wtem, z będących ze mną góralów przewodnik (…) ukazuje mi po drugiej stronie wądołu na skałach trzy dzikie Capy. Stanisław Staszic, Rozprawa IV o Kołowym, o Czarnem i o Kolbachu Wielkim w O ziemorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski

Zielony Staw położony u podnóża 900-metrowej ściany Małego Kieżmarskiego Szczytu łączy swe dzieje z (…) legendą o wielkim krysztale zwanym karbunkułem, który wabił swym blaskiem żądnych sławy młodzieńców. Jednym z odważnych i gotowych wspiąć się na urwisko Jastrzębiej Turni był syn hrabiego Tokoly, pana na kieżmarskim zamku. Młody człowiek spadł z drogocennym kamieniem w wody Zielonego Stawu, który odtąd przybrał barwę klejnotu. Jarosław Majcher, Impresje spiskie

Zachwycił nas Czarny Staw swoją pięknością, wszystko tu składa się w całość tworzącą uroczą harmonię. Rozmiary olbrzymie, kształty dzikie, fantastyczne, pokryte barwą mglistą, brak zieloności, a na odartych skałach tkwiące brudne płaty wiecznego śniegu, pustota i cisza, lekkim szmerem potoku odpływającego do Morskiego Oka urozmaicona, wszystko to razem wzięte czyni na umyśle niezmierne wrażenie. Poi się dusza urokami przyrody, a nasycić się nie może, bo się coraz nowe piękności odkrywają: takie bogactwo wdzięków dziewiczej natury, zdolne wzruszyć i zachwycić nawet zobojętniałą na wszystko istotę. Walery Eliasz-Radzikowski, Szkice z podróży w Tatry, 1874

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Toteż jeśliś rozsądny a popełnił szaleństwo, żeby być przy Morskim Oku, pewno tego głupstwa nie zrobisz , żeby iść jeszcze dalej na jakieś szczyty, z których przecież nic innego nie widać, jak inne szczyty i jeziora, a wszystkie szczyty są spiczaste, wszystkie zaś jeziora płaskie; więc kto był przy Morskim Oku, a tym samym widział szczyty i jeziora, poznał też Tatry. Józef Rostafiński, Jechać, czy nie jechać w Tatry, 1883

Morskie Oko było nierównie większe niż wszystkie poprzednie stawy; ale ogrom jego zanika wobec ogromu skał go otaczających; dlatego wrażenie doznane nie odpowiedziało memu oczekiwaniu tak dalece, że mnie już nawet chęć odbiegła płynąć tratwą do Czarnego Stawu (…). Wtedy dopiero, gdy się rozgniewało poczułem jego wielkość i piękność. To już nie była ta cicha służka, co spokojna, gładka, przypadła do nóg górom, całując ich stopy, ale dziki zwierz, co najeża grzywę i ryczy, i rzuca się w klatce, tłucze pięściami o zapory. Michał Bałucki, Podróż w Tatry, 1865 Noc przy Morskim Halny ścichł. Granatowieje nieba kęs. Złota podkowa W oprawie gwiezdnych, wibrujących rzęs – Jak osiemnasty karat. Rybi Potok brylanty schował Na dnie. A Mnich Słucha, jak biją dzwony w naszej krwi. Morskie – w ściśniętej gór obręczy – Niby potworny pająk śpi. Na rysach miesiąc bursztynowy klęczy. Ognisko – jak sardoniks – skrami rzuca, płonie. Z Mięguszowieckich suchy, starty leci piarg – Ginie w otchłaniach. Ja ci nie bronię – Moich gorących, koralowych warg. ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Kazimiera Alberti w Bunt lawin, 1927 *** Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie, lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie... Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca, co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca, i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze, i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze, pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną, dźwięczne, barwne i wonne, w głąb zlatujmy błękitną. Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie, lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie... Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona, lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona, puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezroczą, i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą, nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci, jak my same, i w nikłe oplątajmy go sieci, z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące, gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce, a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie, nim je zerwie i w pląsy pogoni nas skocznie... Kazimierz Przerwa-Tetmajer Poezje, 1898 ***Zawsze jednakie snują się te sprawy… Zawsze jednakie snują się te sprawy Jak mgły. Niezmiennie drzemią pawiookie stawy – – i ty – Szczycie wysoki nad niebieską wodą Śród chmur, Niezmienna ciszo, niezmienna urodo Tych gór.

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Tak samo motyl płomienny wylata Nad staw, Tak samo płoną sino-złote kwiaty Wśród traw. Jak to poeta widzi wsparty z dawna O głaz. I ty się w kamień zamień, duszo niepoprawna, Już czas, Już czas. Jarosław Iwaszkiewicz Morskie Oko Skądże to wielkie i ciche zwierciadło Na Karpaty spadło? Któż nad nim te nagie skały Ustawił w ołtarz wspaniały? Wierzchołek jego szeroko otwarty Stoi w samym niebie; Niżej się wije obłok rozdarty Grzmotem przemawia do ciebie. Ugnij kolana i pochyl głowę! Widzisz–li tego olbrzyma? Zwiesił na ciebie ogromu połowę I na bryłeczce się trzyma Józef Przerwa-Tetmajer w Wiersze liryczne, 1830 Melodie mgieł nocnych (Nad Czarnym Stawem Gąsiennicowym) Czarny staw Pamiętasz w skalnej pustki surowiźnie W kamień oprawne oko stawu pawie I dwa spojone ze sobą światy bliźnie: Ten nasz – i tamten, wspak odbity w stawie?

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


ARTYKUŁY BACY JENDRZEJA -

CHRONOLOGICZNIE

Jak pręgowana, jak z grzbietu jaszczura, Przez wielkoluda zwleczona po walce, Na turni zębach rozpostarta skóra, Ze krwi płucząca łap nieżywych palce, Na wątłym niby przytrzymane szwie, Dwie dzikie złudy, dzikie jawy dwie… Kędyż o duszo, będzie prawda tkwić, Gdy ze szwu kiedyś czas wypruje nić?! Maryla Wolska, 1923

ARTYKIŁY BACY JENDRZEJA


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.