Poznaj swój kraj compressed

Page 1

O czym piszemy?

Conrad w Singapurze

Bralczyk o kraju

Łeba

Fenomen nordic walking

Gdańsk/Mikoszewo Łopot na łasze Będomin

10-12 / 2012 (606-608)

Niezwykła historia hymnu

wydanie potrójne

od 1958 roku

Co się stało 16 września?

Spotkania z malarstwem

Poznań

Święto Chanuka rozpoczęte

Warszawa

Plac Zawiszy

Zduny

Co się stało 16 września?

Kościelna Wieś

Rajd Święty Krzyż 2012

Od Sasa do Lasa

Święty Krzyż Kazimierz Dolny

Cztery pory roku

Małopolskie Święto Konia

Ślad pewnej historii

Sieniawa

Kraków

Cieszyn

Macewy objęte przez drzewa

Rzucanie przynęty

Maciejowa

Pieniny

Najpiękniejsze trzy godziny

Najdalej na południe

Tatry

Joseph Conrad w Singapurze

Wywiad z Dyrektorem TPN

W następnym numerze:

Przepisy i ciekawostki ze skansenu w...

Sianki

Bojery

Przepęd koni w Bieszczadach

Najpiękniejsze trzy godziny

Rypin

Grobowiec hrabiny

O dzikość Tatr Wywiad z dyrektorem TPN

Numer potrójny Cena 16,50 zł

(vat 5%) 12

9 770032 615206

Index 369799 ISSN 0032-6151

Niezwykła historia hymnu Nordic Walking


O

Fotozagadka

Świętach zaczynam myśleć w kilka tygodni po wakacjach. O wakacjach – kilka tygodni po Świętach. Te dwie myśli wyraźnie organizują mój emocjonalny rok. Dokąd pojechać – i jak to będzie przy wigilijnym stole. Wtedy, gdy zamykam oczy, widzę sosnowy las przesączony słońcem, górskie połoniny, ostre granie Tatr, wiosło i kajak, wysepki na jeziorach – lub wigilijny stół, Rodzinę, kolorowe opakowania prezentów, opowieści, żarty, drobne światełka na choince, śnieg. Już od kilku miesięcy czuję w powietrzu zapach świerku, barszczu z grzybami, kompotu z suszu... I tego właśnie – bardzo ciepło – chcemy życzyć Państwu: żeby Święta zapaliły płomyk serdeczności, spokoju, wytchnienia, miłości. Żeby wspomnienie Wigilii było tak miłe i dobre, by Państwo zaczęli marzyć o kolejnej już – po wakacjach, najpóźniej. Chcemy życzyć prawdziwego świętowania – radosnego, spokojnego, pełnego uroczystej powagi i wesołego śmiechu. Chcemy życzyć owocnej pracy i frapujących pasji. Mamy nadzieję, że każdy z Państwa w tym Nowym Roku będzie czuł się otoczony dobrem, miłością i łagodnością – także dzięki wspomnieniu Tych, którzy odeszli, lecz może, jak wierzyli nasi przodkowie, zasiedli z nami do wigilijnego stołu… Bardzo serdecznie życzymy Państwu pięknych świątecznych wspomnień, dających siłę, radość i spokój – i pięknego, dobrego, ciekawego Nowego Roku! Cicha noc, święta noc, Pokój niesie ludziom wszem. A u żłóbka Matka Święta Czuwa sama uśmiechnięta, Nad Dzieciątka snem, Nad Dzieciątka snem. Cicha noc, święta noc, Pastuszkowie od swych trzód Biegną wielce zadziwieni, Za Anielskim głosem pieni, Gdzie się spełnił cud, Gdzie się spełnił cud. Cicha noc, święta noc, Narodzony Boży Syn. Pan Wielkiego Majestatu, Niesie dziś całemu światu, Odkupienie win, Odkupienie win.

C

C

Pokój niesie ludziom wszem.

F

C

A u żłóbka Matka Święta,

F

Kolęda na gitarę C

G7

Czuwa sama uśmiechnięta.

G7

Zmiany

Całkowicie zmieniliśmy Zespół Redakcyjny. Jest nowy wydawca, są nowi autorzy, nowe pomysły. Inny jest też styl pisania i składania artykułów. Niezmienna pozostaje tematyka – nasz kraj. Chociaż i tu wprowadzamy nowości. Po pierwsze: rubryka Polonica. Będziemy pisać w niej o zagranicy, ale tylko tej blisko z Polską związanej – często o sławnych Polakach, których los lub chęć przygód rzuciły w obce strony. Nie zabraknie wywiadów i reportaży, artykułów o polskiej florze i faunie. W rubryce „Moje miejsca wyjątkowe” chcemy publikować opowieści Czytelników – zachęcamy serdecznie do przysyłania nam tekstów i zdjęć! Kolejna nowa rubryka to sport. Nieco egzotyczny, raczej nieolimpijski, intrygujący, mało znany lecz ciekawy. Na rozgrzewkę – nordic walking. Za miesiąc – bojery.

Sprzedaż detaliczna

Mamy nadzieję, że zainicjowane zmiany przełożą się na wzrost popularności miesięcznika i poprawę jego pozycji na rynku wydawniczym. Im bowiem słabsza pozycja pisma – tym większych rabatów żądają kolporterzy. Takie działania pośredników mogą skutkować brakiem naszego czasopisma w wielu miejscach. Ubolewamy nad tym i dlatego wprowadzamy sprzedaż wysyłkową.

Sprzedaż wysyłkowa

To kolejna nowość. Polegać będzie na wysłaniu bieżącego numeru czasopisma na podany adres. Jest rozwiązaniem dla tych z Państwa, którym wygodniej zamówić pismo przez internet i dostać do domu, lub dla tych, którzy mają trudności z kupnem numeru w kiosku czy empiku. Oczywiście, wyślemy także numery archiwalne, których nie będzie już można nabyć w sprzedaży detalicznej. Do ceny z okładki nie doliczamy za wysłanie pisma ani grosza. Szczegółowe informacje telefonicznie lub na www.poznaj-swoj-kraj.pl Prenumerata musi się ponownie kojarzyć z opłatą roczną, za wszystkie miesiące roku – od stycznia do grudnia włącznie. Dlatego prenumeraty kwartalne i półroczne zamieniamy na sprzedaż wysyłkową. Zwracamy uwagę, że wszelkie przywileje rabatowe związane są WYŁĄCZNIE z prenumeratą właśnie. W kolejnym numerze wydrukujemy wzór Karty Prenumeratora, upoważniającej do szeregu znaczących zniżek. Cena Prenumeraty na rok 2013 wraz z wysyłką to tylko 72 zł. Prenumeratę (całoroczną) można zamawiać przez cały rok. Krótsze okresy będziemy traktować jako sprzedaż wysyłkową.

A może dwumiesięcznik? Planujemy wydawać czasopismo jako miesięcznik, 12 numerów w roku. Kłopot w tym, że już na początku pojawiło się kilkumiesięczne opóźnienie związane z koniecznością uzyskania niezbędnych zgód sądowych. Musimy nadrobić te opóźnienia. W pierwszym kwartale 2013 wydamy zatem albo jeden, potrójny numer 1-3/2013, albo trzy pojedyncze numery. Możliwe jest również rozwiązanie pośrednie: wydanie jednego numeru podwójnego i jednego pojedynczego. Co wybrać? Prosimy o opinie: kontakt@poznaj-swoj-kraj.pl Pan Andrzej

C

Nad Dzieciątka snem.

Słowo wstępne .................................. 1 Ślad pewnej historii .......................... 2 Wywiad z dyrektorem TPN ............ 5 Niezwykła historia hymnu ........... 10 Święty Krzyż 2012 ......................... 15 Kazimierz Dolny ............................ 16 Małopolskie Święto Konia ............ 18 Plac Zawiszy .................................... 23 Chanuka ......................................... 23 Joseph Conrad w Singapurze ......... 24 Najpiękniejsze trzy godziny ......... 31 Święto Wszystkich Świętych ........ 37 Co się stało 16 września 1939 r.? ..... 38 Macewy objęte przez drzewa .......... 41 Najdalej na południe ..................... 44 Od Sasa do Lasa .............................. 48 Kapliczki polskie ............................ 50 Fenomen nordic walking .............. 51 Łopot skrzydeł na łasze .................. 54 Rzucanie przynęty .......................... 59 Spotkanie z malarstwem ................ 60 Bralczyk o kraju .............................. 61 Krzyżówka ...................................... 62 Obiekty Rekomendowane ............ 64 Czytany od 1958 roku

Obiekty Rekomendowane

Miesięcznik czy kwartalnik?

C

Nad Dzieciątka snem,

C

F

Spis treści:

Cuda przyrody

Kontynuujemy dobrą akcję Obiektów Rekomendowanych, tj. takich, które udzielają naszym Prenumeratorom wysokich – 30%! – zniżek. Dotychczasową listę zweryfikowaliśmy i pozostawiliśmy jedynie te obiekty, które podpisały z nami Porozumienie. Będziemy rozwijać ten projekt i systematycznie zwiększać liczbę partnerów.

C

G7

Co to za K obiekt?

ilka lat temu zebrała się garstka miłośników krajoznawstwa i turystyki krajowej i zawiązała spółkę Poznaj Swój Kraj. Celem naszym było wydawanie tego polskiego czasopisma, które wielu z nas wspomina z sentymentem jeszcze z czasów dzieciństwa czy wczesnej młodości... Chcieliśmy naprawić sytuację pisma, coraz gorszą w świadomości Polaków, i poprawić nie napawające entuzjazmem wyniki sprzedaży. To zadanie zleciliśmy dotychczasowemu wydawcy – firmie AMOS. Czas mijał, lecz zmiany nie nastąpiły. Zmuszeni jesteśmy więc teraz do gruntownej przebudowy periodyku. Chcemy, aby tak, jak kilkanaście lat temu jeszcze, pismo znane było znów w całej Polsce, kojarzyło się z dobrym piórem, ciekawą i różnorodną tematyką, pięknymi zdjęciami i wieloma atrakcjami dla każdego. Czy nam się to uda? Czas pokaże.

Prenumerata

Cicha noc, święta noc,

G7

Kim jesteśmy?

Wydawany przez Poznaj Swój Kraj sp. z o.o. Redakcja:

01-445 Warszawa ul. Ciołka 35/47 tel: 22-299-70-74 redakcja@poznaj-swoj-kraj.pl

Redaktor Naczelny: Paweł Cukrowski

zRedaktor PłockaProwadzący: dopatrzył się siłacza zaklętego Zdjęcia Monika Woźniak Parku Narodowym, a paw drzewo w Kampinoskim Będzie więcej zdjęć, zwłaszcza dużych i kolorowych. Czasem pojawią się na nich ludzie. Nie Autorzynadesłała tekstów i zdjęć : zdjęcie jaszczurki? Ewa zwiSosnowca nam będą oni przedmiotem zdjęcia, a zatem nie ma potrzeby występowania o zgodę nani publikację Jerzy Bralczyk, Paweł Cukrowski, Urszula zerunku. Jednak każdy, kto się na nich rozpozna proszony jest o kontakt. najlepiej drogą mailową: krokodyla? przyczajonego na sośnie zawieszonej na Gronowska, Daniel Karpowicz, Agnieszka redakcja@poznaj-swoj-kraj.pl. Poprosimy wówczas o informację, gdzie i kiedy dana osoba została Karpowicz, Tomasz Kasza, Anita Konik, uwieczniona na zdjęciu. Dla tych osób przewidzieliśmy upominki od Redakcji – drobne artykuły tuSokolicy. Dziękujemy i prosimy o jeszcze!

Cicha noc, święta noc, Jakiż w Tobie dzisiaj cud, W Betlejem dziecina święta Wznosi w górę swe rączęta Błogosławi lud Błogosławi lud.

rystyczne. Zaczynamy już od tego numeru.

www.poznaj-swoj-kraj.pl

Pa we łC

.

Uruchomiliśmy już tymczasową stronę internetową, na której prosimy szukać aktualnych informacji, takich, które pojawiają się pomiędzy poszczególnymi wydaniami papierowymi „Poznaj Swój Kraj”. Strona docelowa będzie znacznie bogatsza: ze zdjęciami, konkursami, tekstami, forum, informacjami turystyczno-krajoznawczymi. Część strony oddamy do dyspozycji Czytelnikom. Wprowadzamy możliwość brania udziału w konkursach i przysyłania odpowiedzi na nie (w tym rozwiązań krzyżówek) drogą mailową. Warunkiem będzie tu podanie numeru swojej Karty Prenumeratora. Ci, którzy nie będą chcieli skorzystać z tej drogi lub nie będą prenumerować czasopisma, nadal będą mogli oczywiście brać udział w konkursach na dotychczasowych zasadach – odcinając numer kontrolny drukowany w piśmie, naklejając go na kartkę pocztową i przysyłając rozwiązanie tak jak dotychczas – drogą pocztową.

zd jęc ie:

Odpowiedzi prosimy przysłać na kartkach poczKorona Gór Polski Niestety, ta akcja wymyślona przecież przez Zespół Redakcyjny towych z naklejonym kuponem znajdującym się„Poznaj Swój kraj” pozostała przy poprzednim wydawcy periodyku. Warunki pozostania KGP na łamach „Poznaj Swój Kraj” były dla na str. 62dowprzyjęcia. terminie doo nowej końca lutegoi czekamy 2013 na roku nas nie Myślimy inicjatywie propozycje… Serdecznie do lektury nowego „Poznaj Swój Kraj”. Z pewnością znajdą na adres: Redakcjazachęcamy „Poznaj Swój Kraj”, 01-445 się w nim niedociągnięcia czy niedoskonałości, za które przepraszamy. Warszawa, ul Ciołka 35/47.uwagi i oceny naszego pierwszego numeru PSK – prosimy o maile Chcielibyśmy poznać Państwa i listy. Bo warto poznawać swój kraj. Poznawajmy go razem.

Wśród autorów prawidłowych odpowiedzi rozlosujemy nagrody książkowe. Bogata chata chłopska, koniec XIX w. Skansen w Sierpcu

Paweł Cukrowski

Tomasz Kulik, Teofil Lam, Kuba Michalski, Krzysztof Morwiński, Wojciech Płazak, Anna Potocka, Jakub Skawiński, Paweł Turek, Aniela Wawrzyk, Krzysztof Wojtasiński, Jan Wortyński, Monika Woźniak, Filip Zięba

Projekt, grafika i skład: Tomasz Rządkowski

Okładka: Dunajec widziany z Sokolicy, fot. J. Wortyński Nakład: 8000 egz. Wszelkie prawa zastrzeżone Poznaj Swój Kraj jest znakiem towarowym pod ochroną, zarejestrowanym w Urzędzie Patentowym RP. Używanie go przez kogokolwiek na terenie kraju jest bezprawne. Wykorzystywanie w/w nazwy jest możliwe wyłącznie za pisemną zgodą Poznaj Swój Kraj sp. z o.o. Zastrzegamy sobie prawo do zmian w nadsyłanych tekstach i dokonywanie skrótów. Redakcja nie zwraca niezamówionych materiałów.

10 -12 2012

1


Pałace, zamki, Posiadłości

Z amki, pałace, posiadłości

Ślad Autorka tekstu w snieniawskim parku

pewnej historii Ciepły wiatr bawi się liśćmi lip i dębów w sieniawskim parku. Młoda kobieta w długiej sukni z koronkową parasolką w dłoni przechadza się główną aleją. Łatwo wyobrazić sobie tę scenę, widok jak z płótna Józefa Mehoffera, wędrując po parku w Sieniawie. Tak bowiem tu było zapewne: tamta kobiety jak kolorowy motyl nad łąką pełną zapachów i aury pogodnego dnia. Sieniawa, schyłek lata 1939 roku.

S

ieniawa to miasteczko pełne historii, na trasie pomiędzy Lublinem a Jarosławiem, wpierw własność Sieniawskich, potem – przez małżeństwo – Czartoryskich. W XVII i XVIII wieku ważny port rzeczny na Sanie. Stanowiła tylko niewielką część tzw. Ordynacji Sieniawskiej. Początkowo dla Czartoryskich była jedynie miejscem letnich wyjazdów; na stałe osiedlili się w niej dopiero w roku 1812. Ponoć niektóre drzewa sadził sam Tadeusz Kościuszko, lecząc się tu w roku 1792. Z najstarszego układu parkowego zachowały się jeszcze aleje lipowe, zaprojektowane przez Izabelę Czartoryską. W pięknym parku jest tutaj nadal pałac, jest pałacyk letni, oficyna dworska, dworek szambelana i pawilon myśliwski. Dziś – stanowią czterogwiazdkowy hotel. Kiedyś – były ośrodkiem życia politycznego i kulturalnego. Bywało tu wiele znakomitych postaci, oprócz Tadeusza Kościuszki także pisarze i malarze: Jan Ursyn Niemcewicz, Piotr Norblin i Juliusz Kossak. Częstym gościem Czartoryskich był zbieracz pamią-

2

10 -12 2012

tek archeologicznych, Zorian Do- trzymaną w dłoni. Jej początek sięłęga Chodakowski, a także kompo- ga Sieniawy, a jej koniec – dalekiej zytor Wincenty Lessel. Sewilli. Sieniawę odwiedzili Przed 75 laty zjechała carowie: Piotr I Wielki Czy rzeczywiście bowiem do Sieniawy para (w 1711 roku, za czasów ozdobą pałacu nowożeńców, znamienita Sieniawskich) i Aleksanpara książęca: polski ksiąprzez jakiś der (w roku 1819). żę Augustyn Józef AntoW sieniawskiej ho- czas mogła być ni Maria Pius Czartoryski telowej sieni nadal sto(ur. 20 X 1907 roku w Warją stylowe krzesła i sto- słynna „Dama szawie), drugi i ostatni zały. Na myśl przychodzą z łasiczką” razem ordynat sieniawski, dawne tutejsze meble: Leonarda da i jego małżonka, hiszpańwspaniałe skrzynie, szaska infantka, Maria de los fy gdańskie, fotele i krzes- Vinci? Dolores Wiktoria de Boła. Co zostało z kolekurbon (ur. 15 XI 1909 roku cji 24 krzeseł inkruw Madrycie). stowanych kością słoniową i foteMaria jest córką Ludwiki Orleli krytych kurdybanem? Gdzie po- ańskiej i Karola Tankreda Bourbodziały się portrety Sieniawskich, na Sycylijskiego, Augustyn zaś najCzartoryskich, Poniatowskich? Czy starszym synem polskiej książęcej rzeczywiście ozdobą pałacu przez pary: Adama Czartoryskiego i Lujakiś czas mogła być słynna „Dama dwiki z Krasińskich. Młodzi wstęz łasiczką” Leonarda da Vinci? pują w związek małżeński w LozanTej historii od początku towarzy- nie w Szwajcarii, sierpniem roku szy kilka znaków zapytania. Niektó- 1937. Panna młoda ma lat 28, pan re kwestie nadal pozostają niewyja- młody 30. śnione. Jest fascynująca, jak wchoJak oboje wyglądali na ślubdzenie w przeszłość, jak oświetla- nym kobiercu? Na fotografii z Binie zapomnianego obrazu świecą blioteki Czartoryskich widać mło-

Najcenniejszy obraz Muzeum Czartoryskich

dą parę na stopniach kościoła. Ona w skromnej sukni, z gładko upiętymi czarnymi włosami pod długim welonem, zwieńczonym diademem. W prawej dłoni trzyma bukiet kalii. Augustyn, ciemnowłosy i przystojny (wszak jego matka jeszcze jako hrabina Krasińska słynęła z wielkiej urody) wspaniale prezentuje się we fraku. Podaje ramię świeżo poślubionej małżonce. Wtedy jeszcze nie przypuszczali zapewne, jak tragiczny rozdział dopisze im los, nie pozwalając na długie wspólne lata. Na dwa miesiące przed tym ślubem umiera w Warszawie ojciec Augustyna, książę Adam Ludwik. Uroczysty pogrzeb odbywa się w Sieniawie. Przybywa nań cała polska arystokracja i spowinowacona połowa Europy. To wielkie wydarzenie dla miasteczka i jego mieszkańców, którzy tłumnie wylegają na ulice. Do małej Sieniawy zjeżdża wiele eleganckich limuzyn. Po śmierci ojca Augustyn prawem dziedziczenia przejmuje ster nad Ordynacją Sieniawską, pieczę nad zbiorami Muzeum i Biblioteki Czartoryskich w Krakowie, ale rodzinny smutek kładzie się cieniem na szczęśliwych dla młodego małżeństwa początkach. Na dodatek w ojczyźnie Marii od 1936 roku trwa wojna domowa, rozpoczęta zbombardowaniem Guerniki.

Jeszcze tylko dwa formowani o skrytlata Maria i Augustyn ce przez miejscowego mogą cieszyć się żymłynarza (późniejciem pełnym wyjazszego volksdeutscha), dów, nim ten spokój docierają do ukrytych i radość zakłóci wojna. zbiorów, figurujących Po ślubie młodzi przena słynnej liście Hernoszą się do Sieniawy, mana Goeringa. Wieale nie do pałacu, będące- Herb Czartoryskich le obrazów trafia na Wago w trakcie przebudowy, tylko do wel do Hansa Franka – w przyszłostojącego nieopodal drewnianego ści miały stanowić prywatną kolekdworku. W trzeciej dekadzie sierp- cję Hitlera. Niemcy zajmują pałac nia roku 1939, kiedy wybuch II woj- i rekwirują część zabytków. Zofia ny światowej jest już kwestią dni, do Szmit, pałacowa gospodyni, ukrySieniawy, uznanej za najbezpiecz- wa mniejsze przedmioty. 22 wrzeniejsze miejsce, jedzie z Krakowa śnia Augustyn z żoną postanawia16 skrzyń z najcenniejszymi zbio- ją przewieźć je do pałacu w Pełkirami Muzeum Czartoryskich. To niach, do kuzyna Witolda Czartowspaniała kolekcja wyrobów złotni- ryskiego, wybitnego dendrologa czych, klejnotów, biżuterii, ilumino- i miłośnika egzotycznych roślin. wanych rękopisów, dywanów, bro- Ale i tam docierają wysłannicy d/s ni, medali, gobelinów, rycin, a także kultury Rzeszy i rekwirują zbiory. słynna Szkatuła Królewska, 31 obraSytuacja małżonków staje się zów i osobna skrzynia oznakowana trudna, nawet niebezpieczna. Próinicjałami LRR z płótnami: Leonar- bują uciekać, ale w Krakowie da da Vinci „Damą z łasiczką”, Rem- dostają się w ręce Gestapo. Maria brandta „Portretem Miłosiernego Samarytanina” i Rafaela „Portretem młodzieńca”. Wszystkie zostają zamurowane w piwnicy oficyny. Pomimo powszechnej paniki, Augustyn i Maria nie opuszczają Sieniawy. 8 września przybywa do pałacu dyrektor Muzeum Marian Kukiel z informacją o klęsce i zbliżającej się bitwie nad Sanem. Doradza małżonkom wyjazd i przewiezienie zbiorów gdzieś dalej od linii frontu. Ponoć następnego dnia Augustyn jedzie samochodem w kierunku Lublina w poszukiwaniu innego schronienia. Niemcy wkraczają do Sieniawy 15 września, a trzy Fotografia ślubna Marii de Bourbon i Augustyna Czartoryskiego dni później, poin10 -12 2012

3


Z amki, pałace, posiadłości

WyWiad

Miłość Wywiad z Pawłem Skawińskim Dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego

spodziewa się pierwszedzi za mąż, za hiszpańgo dziecka, jest w zaawan- Tak jak dla skiego hrabiego Carlosa sowanej ciąży. W wyniku Chiasa y Ossorio. Dożywiększości interwencji włoskiej rowa sędziwego wieku 87 lat dziny Marii i dzięki koli- polskich siedzib i umiera w Madrycie w rogacjom z hiszpańską ro- rodowych ku 1996. dziną królewską (a ponoć Tak jak większości i przy wsparciu samego najgorszy polskich siedzib rodoFranco), Augustyn i Ma- okres dla wych wojna nie oszczęria zostają przewiezieni do dza również i sieniawsieniawskiego skiego pałacu, jednak Berlina, a potem deportowani do Hiszpanii. Do Se- pałacu najgorszy dla niego willi docierają pod koniec przychodzi po okres przychodzi dopieroku 1939. Zatrzymują się ro po wojnie, po dekrew rodowym pałacu Bour- wojnie. cie o upaństwowieniu. bonów. Wcześniej w oknach wi2 stycznia 1940 roku Maria rodzi dać było jeszcze resztki firanek, w Sewilli pierworodnego syna, Ada- w środku – posadzki i pozostałoma. W internecie zobaczyć można ści po umeblowaniu. Później pałac wspólną fotografię całej trójki: Ma- niszczeje z roku na rok, systemaria trzyma na kolanach syna, obok tycznie okradany i plądrostoi Augustyn, zapatrzony z troską wany. Miejscowi strażaw malucha. Po pięciu latach przy- cy traktują mury jak chodzi na świat ich drugi syn, Lu- poligon ćwiczebdwik. Tymczasem w Polsce, w po- ny. Do lat wstaniu warszawskim, ginie naj- 80-tych pamłodszy, 17-letni brat Augustyna. łac był tylko Koniec wojny nie przynosi nie- ruiną w zdzistety szczęśliwych wreszcie i spo- czałym parku. kojnych lat rodzinie Czartoryskich: Po wojnie w roku 1946 umiera piętnastomie- większość z odesięczny Ludwik, a 1 lipca tego same- branych zabytgo roku gruźlica odbiera życie także ków została odAugustynowi. W dniu śmierci ma zyskana, choć 38 lat. Ojciec i syn zostają pocho- słynna Szkatuwani w krypcie kościoła El Salvador ła Królewska w Sewilli. Po czterech latach wdo- i słynny „Porwieństwa Maria powtórnie wycho- tret młodzień4

10 -12 2012

ca” zginęły – czy bezpowrotnie? Na początku sierpnia bieżącego roku w mediach ukazała się informacja, iż polski MSZ jest na tropie odnalezienia „Portretu”… Oby. I jeszcze jedno ważne sieniawskie miejsce. To krypta rodziny Czartoryskich. Choć członkowie tego szeroko rozgałęzionego rodu umierali w różnych miejscach Europy, tutaj właśnie jest ich rodowe mauzoleum. Trumny z całej Polski, z Paryża, z Genewy sprowadzano do Sieniawy. Dziś 22 podpisane trumny, ustawione w dwóch szeregach na dębowych postumentach, są dowodem na ciągłość wielopokoleniowego rodu. Jakby w tym jednym miejscu splotły się ze sobą – czasem bardzo odległe – wątki losów tej jednej rodziny. W parkowych alejach rozśpiewane ptaki i drzewa – świadkowie tego, jak w losy pojedynczych ludzi wplatają się losy dzieł sztuki i historia. Świadkowie tego, jak po parku przed laty przechadzała się księżniczka Maria, wsparta zapewne na ramieniu księcia Augustyna. Ma się tu wrażenie, że duch przeszłości, chociaż wyciszony, wciąż czuwa nad Sieniawą mądrze i dyskretnie. n

Krypta Czartoryskich

zdjęcia i tekst: Urszula Gronowska

fot. Jakub Skawiński

Pałac w Sieniawie

Przychodzę do kawiarni, w której się umówiliśmy. Przy stoliku siedzi już Pan Paweł Skawiński, Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, w pięknym zielonym mundurze leśnika. Wstaje uprzejmie na powitanie, potem szarmancko ponownie podnosi się, gdy ciągle jeszcze stoję, zdejmując płaszcz. Dużo się uśmiecha. Rozmawiamy chwilę o filmie „Miłość”, na którym był poprzedniego dnia, i o spotkaniu, które właśnie skończył. Ujmuje mnie swoim sposobem bycia, przejęciem, z jakim mówi, wiedzą – i wzruszeniem, które drga w jego głosie, gdy opowiada o Tatrach. 10 -12 2012

5


WyWiad

P

roszę pozwolić, na początek nieco osobiście. Skąd się w Pana życiu wzięły Tatry? Pan się nie urodził w Zakopanem... – Urodziłem się w Krakowie, natomiast moja mama i babcia przede wszystkim (zamawia gorzką czekoladę o podwyższonej zawartości kakao) moja babcia była członkiem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w okresie międzywojennym. Chodziła po górach z Tadeuszem Smoluchowskim, więc to ociera się o początek XX wieku... – Czyli Pan po kądzieli odziedziczył tę miłość... I trwa ona w Panu od dzieciństwa? – Tak. Co prawda urodziłem się w Krakowie, ale na wakacjach w dzieciństwie ciągle chodziliśmy w Tatry. Mama zafascynowana Tatrami przeniosła się do Zakopanego, kiedy miałem 13 lat, mieliśmy przenieść się całą rodziną... Kiedy więc skończyłem studia w 1970 roku, na wydziale leśnym w Krakowie, zamarzyłem oczywiście o pracy w Tatrach. Byłem już wtedy przewodnikiem tatrzańskim, w czasie studiów z wielką radością poszedłem na kurs w Studenckim Kole Przewodników Górskich. W 1969 roku zdałem egzamin przewodnicki. Świstak

kawiło mnie, jak tempo zarastania jest modyfikowane przez ruch narciarski. Narciarz, jeśli świerczek wystaje spod śniegu, ucina go niechcący, ślizgami nart. Owce robiły to latem, a narciarze zimą lub wiosną, gdy pokrywa śnieżna zanika. I robią to ratraki. – Pamięta Pan, o co Pana pytano? – Pamiętam, że pytali mnie Państwo Paryscy, autorzy wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, i Pani dr Paryska właściwie nie dopuszczała do głosu innych egzaminatorów – żeby mogli mnie spytać na przykład z topografii Tatr – tylko cały czas mówiła ze mną o przyrodzie. I gdy skończyłem studia, zaproponowała mi pracę w Tatrzańskiej Stacji Naukowej Zakładu Ochrony Przyrody PAN. Odtąd ciągle jestem związany z Tatrami. Nawet gdy mieszkałem w międzyczasie przez kilka lat w Krakowie, doktorat robiłem w Tatrach. – Na jaki temat? – Struktura populacji drzew i krzewów ponad współczesną górną granicą lasu w intensywnie narciarsko użytkowanej dolinie Goryczkowej w Tatrach (recytuje bez zająknięcia).

– Znakomicie Moja babcia Pan to pamięta! Ci narciarze są była członkiem tu kluczowi? Polskiego – A, bo to się Towarzystwa przeżywa. Narciarze – tak. Tatrzańskiego W dolinie Go- w okresie ryczkowej był międzywojennym. dawniej wypas owiec, przez 300 Chodziła po górach lat. Pasterstwo z Tadeuszem wydarło lasom i kosodrzewi- Smoluchowskim, nie ich siedliska, więc to ociera się wypalono koo początek XX sówkę, wycięto las. Kiedy owce wieku... w l a t a c h 6 0. zniknęły z Tatr, to moc odradzania, która jest w drzewach i krzewach, zadziałała, i puste tereny obsiewały się z powrotem. Owiec nie było, więc nie miał kto zgryzać samosiejek i teren zaczynał zarastać. Cie-

– Więc co z tymi narciarzami i turystami? Niektórzy mówią, że trzeba, żeby ich było jak najmniej, bo niszczą i zohydzają; inni, na odwrót, sądzą, że góry są po to, żeby służyć ludziom... – Muszę powiedzieć, że dzisiejsze oddziaływanie turystyki czy narciarstwa i taternictwa ma zupełnie inny charakter i skalę, niż dawniejsze gospodarcze użytkowanie całych Tatr. Dzisiaj mamy użytkowanie turystyczne, tak; ale ono jest liniowe, bo ludzie idą po szlakach, wyznaczonych ścieżkach. To ranienie Tatr tylko po liniach, tuż poza szlakami istnieje niepohamowana szansa odradzania się roślinności. Pogłębia się kontrast między dzikością poza szlakiem i zniszczeniem wzdłuż szlaków. Ale dzikość może się odradzać. – Pan jest zwolennikiem powrotu do dzikości Tatr? – Zdecydowanie. Tatrom należy się dzikość. – A czy są w Tatrach miejsca pierwotne, nigdy nie tknięte, nie zmieniane ludzką ręką? – Są urwiska – jeśli nawet bywają tam wspinacze, to wiadomo, że skał nie przetworzą. Pierwotnych lasów jest niewiele. Są tylko tam, gdzie naprawdę się nie dało dojść z siekierą, żeby wyciąć świerk czy limbę.

fot. Filip Zięba

– To wróćmy do turystów. Za czasów Chałubińskiego było tu około 100 osób rocznie... – Tak. A teraz rocznie na teren Parku jest 2 miliony 700 tysięcy wejść! Oczywiście, nie znaczy to, że tyle osób chodzi co roku po Tatrach – ktoś jeden może wejść wiele razy. Ale z końcem XIX wieku turystów było tak niewielu, że Towarzystwo Tatrzańskie publikowało listę gości, którzy odwiedzili Zakopane! Gdybyśmy dzisiaj chcie6

10 -12 2012

fot. Jakub Skawiński

WyWiad

Paweł Skawiński na tle Giewontu

li zrobić taką listę... Szacujemy, że w powiecie tatrzańskim bywa jednocześnie nawet 200 tysięcy turystów! Latem mniej więcej 10 procent z nich idzie w Tatry. Ale te 10 procent to i tak 20 tysięcy ludzi dziennie! – A jednak, mimo tych tłumów, przy wejściach na szlaki są ostrzeżenia przed spotkaniem z niedźwiedziem. – Niedźwiedź najłatwiej się oswaja – niestety, bo to może być przyczyna dramatu. W Tatrach mamy komplet dużych drapieżników. Mamy kozice i świstaki. To jest najlepszy wyznacznik dzikości. Zawsze schodząc ze szlaku musimy mieć świadomość, że wchodzimy do cudzego domu nieproszeni. Wchodząc na borówczyska jesienią wchodzimy na stół niedźwiedzia! Ale poza szlakami jest w Tatrach dzikość. A jeżeli spojrzymy na mapę przyrodniczą Europy, to się okazuje, że w Europie zachodniej wcale tych drapieżników tylu nie ma. – A niedźwiedzie w Pirenejach? – Są pojedyncze, ale już próba wprowadzenia wilka spotyka się z oporem lobby myśliwskiego, bo kiedy jest wilk, niepotrzebny jest myśliwy. Potrzebny za to jest juhas... Proszę zobaczyć, że w Alpach krowy pasą się na łąkach bez dozoru. Po to właśnie wytępiono tam trzysta lat te-

mu wilki i rysie. Co ciekawe, kiedy kozica w Alpach zorientowała się, że nie ma jej kto tam zagrozić, to zeszła z gór i zamieszkała w lesie. Tak naprawdę kozica to nie jest zwierzę, które z miłości by się wspinało po turniach – tam po prostu może w porę dostrzec drapieżnika i uciec. W strategii przetrwania zwierzę wybiera miejsce wygodne, to, w którym jest pokarm, a nie to bardziej honorne. Wyobrażenie, że kozica jest z zamiłowania alpinistką, taterniczką, nie jest słuszne. – Ale kozice mają chyba jakąś specjalną budowę ciała, żeby łatwiej im było wspinać się po skałach, skakać i nie ślizgać? Jelenie przecież na przykład nie wywędrowały w góry, żeby unikać niebezpieczeństw... – Jelenie łażą po zaroślach kosówki, ale nie są w stanie wejść na płyty skalne. Kozica ma genialnie zbudowane kopyta: jest parzystokopytna, więc ma dwa zrogowacone racie, i jak idzie po trawie lub śniegu, wcina się weń i wybija ślad; natomiast kiedy wejdzie na skałę, racie się cofają, a spomiędzy nich wybrzusza się miękka część nogi, poduszka – tak przyczepna jak wibram, guma buta górskiego. Warto zobaczyć, jakie to jest piękne, kiedy ona idzie i skacze tak pewnie po skalnych płytach. Można powiedzieć, że kozica zmienia buty, sama je sobie przerabia w zależności od 10 -12 2012

7


WyWiad

WyWiad

fot. Filip Zięba

ring niedźwiedzia polegał na tym, że ktoś go gdzieś widział. Jaki był? Oj, duży. I nic więcej nie wiedzieliśmy. Dobry przykład to historia o niedźwiedzicy, którą spotykaliśmy kilka lat temu chodzącą z trójką młodych. Miała wyraźnie siwą sierść, więc nazwaliśmy ją Siwą. I kiedyś pracownik podał informację, że widzi Siwą z młodymi, a za chwilę przez radiotelefon trzy doliny dalej inny pracownik mówi: Słuchaj, to jest niemożliwe, bo ja też widzę Siwą z trójką młodych. I okazało się, że są dwie takie niedźwiedzice. Teraz więc zbieramy odchody i sierść niedźwiedzi i wilków, dostajemy później z Warszawy określenie ich genotypów, i dzięki temu zaczynamy się orientować, ile tych wilków i niedźwiedzi jest. Niektóre genotypy już zaczynają się powtarzać. Za kilka lat będziemy mieli konkretną wiedzę.

Kozica

– Podobno odbywają się w Tatrach liczenia kozic. Ile ich mamy? I czy da się jakoś rozróżnić, które są nasze, a które słowackie? – Było ostatnio jesienne liczenie kozic, wspólne ze Słowakami. Kierdle, czyli grupy rodzinne kozic, mają swój rejon. Możemy więc określić, po której są stronie. Ale mamy też kierdle transgraniczne: jeżeli i polscy i słowaccy obserwatorzy widzą na grani kozice, to policzą je i jedni i drudzy; zaznaczamy zatem na mapkach miejsce i godzinę, i potem ustalamy ze Słowakami, czy to są kozice ich czy nasze. Ale tak naprawdę przyroda nie zna granic. – A jak jest z wilkami i rysiami? Słyszałam liczne opowieści o niedźwiedziach, sama widziałam kozice i raz słyszałam świstanie świstaka, ale wilki i rysie jakoś jakby po kryjomu żyją w Tatrach.... – Są płochliwe. Tak żyje ryś w Tatrach, że mi nie udało

się nigdy go zaobserwować. Nigdy, przez ponad 42 lata. Widuję czasami tropy, czyli odciski na śniegu – najczęściej w marcu, bo w marcu rysie marcują. Nasz kolega, Filip Zięba, przez dwa tygodnie codziennie o świcie siedział na drzewie z aparatem – i po tych dwóch tygodniach udało mu się w końcu zrobić rysiowi zdjęcie. Kiedyś można było też przez kilka dni pod rząd przez lornetkę obserwować rysia na zamarzniętym Czarnym Stawie pod Rysami – przychodził do zagryzionej kozicy, jadł, i jak już więcej zjeść nie mógł, to zasypywał ją śniegiem, odchodził, za jakiś czas wracał i jadł dalej. Takie chowanie ofiary nie bardzo się udaje, bo łatwo z góry wypatrzą to kruki. Widzę je czasem, jak krążą nad jakimś miejscem – i wiem, że pewnie jest tam zagryzione zwierzę, albo rozkopana mogiła (czyli miejsce, w którym niedźwiedź je zasypał). Oczywiście czasami orzeł też nadlatuje. Obserwowałem raz, jak kruki tak hałaśliwie oblatywały młodego orła, kracząc, że nie wytrzymał z tą czarną – pewnie w jego mniemaniu – hołotą i odleciał. – A co z wilkami?

– Wilki żyją w społeczności o nazwie wataha. Widuje się częściej, łatwo też poznać ekskrementy wilków, bo jest w nich dużo niestrawionej sierści – dla wilka głównym pożywieniem jest jeleń. Ale najpiękniejszym sposobem sprawdzania, czy są w górach młode wilczątka, jest ich nawoływanie. Proszę sobie wyobrazić, że mamy specjalistów w Parku, którzy na specjalnych kursach uczą się wyć jak wilki.

w górach ludzi? – Kiedy w górach widzę kogoś, kto też ma łzy w oczach, że jest tak pięknie, czuję się jeszcze bardziej wzruszony. Jeżeli to nie jest tłum... Mam w sobie tyle emocji tatrzańskich, za wiele na jedną osobę. Muszę je przelać na innych, bo nie wytrzymuję, jak przepełniony dzban. Muszę mieć drogę ulgi, wyrzucenia z siebie tych emocji. A jak już nie ma nikogo, to mówię do siebie, mówię do gór – bo nie da się inaczej. – O, ja to doskonale rozumiem! Ale że po tylu latach w Tatrach Pan wciąż to czuje... – Tak, to jest jakoś nie do wyczerpania. Poza tym Tatry ciągle są inne. Goryczka trojeściowa, fioletowa w barwie, okazuje się być albinosem – i już się wzruszam. Albo goryczka wiosenna, która kwitnie na wiosnę, zakwita jesienią, bo może lubi istnieć dwa razy. No – czy nie piękne przeżycie? A przyrodę trzeba odbierać w skali makro – ca-

łe krajobrazy, i w skali wnętrz krajobrazowych: polanka w lesie, i w skali drobiazgu: na przykład, że taki zgniotek cynobrowy się pojawił. – Co to jest zgniotek cynobrowy? – No, taki owad o kolorze, jak w nazwie...

– A przy okazji: co to jest upłaz? Nigdy jakoś, wstyd się przyznać, nie sprawdziłam, a zawsze jestem ciekawa. – To jest część zbocza poniżej grzbietu, jej pasterska nazwa. Wie Pani, pojechałem kiedyś na pewien uniwersytet, zaprosił mnie profesor językoznawca. Wygłosiłem referat o tym, czego można dowiedzieć się z nazw miejscowych w Tatrach. Co mnie zdziwiło, profesor nie wiedział, co to jest okiść... Nie, żebym chciał obgadywać profesora... tylko – jesteśmy zdeterminowani przestrzenią przyrodniczą. Więc jak idziemy w góry, to nasza tożsamość może się pogłębiać... – I można tam też, wobec gór, spojrzeć w siebie.... – Tak, o, tak. Ale chyba dla mnie głębszy jest odbiór przyrody niż ćwiczenie samego siebie. No, ciekawe... n Zdjęcia: Filip Zięba, Paweł Turek, Jakub Skawiński Rozmawiała: Monika Woźniak

Oświetlone przez wschodzące słońce wschodnie ściany Granatów nad Dolinką Buczynową

– A Pan, czy potrafi tak wyć? – Ja nie umiem; czasami wyję, ale jest to wycie dyrektora (śmiech). Sam doznałem raz takiego wspaniałego przeżycia: usiadłem wieczorem w jednej z dolin na skraju lasu, a Filip Zięba nabrał powietrza, złożył ręce wokół ust i zaczął wyć. Oczy mu wyszły na wierzch z wysiłku, a mnie ze zdziwienia. I tak się zrobiło dziwnie. Ale najpiękniejsze było to, że odezwały się młode wilczęta. – Nawet na samą myśl przeszedł mnie dreszcz! Aż szkoda, że najskuteczniejsze są jednak badania bardziej naukowe... – Tak, rozpoczęliśmy ostatnio badania genetyczne. Dawniej monito-

Kiedyś można było też przez kilka dni pod rząd przez lornetkę obserwować rysia na zamarzniętym Czarnym Stawie – Pan lubi spotykać pod Rysami

fot. Paweł Turek

podłoża: inne ma na trawę i śnieg, inne na skały.

– Opowie mi Pan jeszcze o swojej ulubionej trasie? – Ja mam mnóstwo ulubionych tras. Na przykład bardzo znana, ale niewyczerpana dolina doznań i piękna – Dolina Strążyska. Albo Dolina Białego, Ścieżka nad Reglami. Bardzo też kocham Dolinę Kościeliską, ale ja ją kocham o szóstej rano, a nie o dwunastej w południe. Jeśli ktoś mówi, że tłum mu odbiera doznania, to ja mu mówię: to proszę iść o szóstej rano. Przecież na przykład Giewont jest przepięk-

nym szczytem. Widok z Giewontu jest niezwykły. Giewont? Tak! Tylko wyjdźmy o 6 rano. Gwarantuję, że o 9 na szczycie będzie się samemu. Albo z garstką podobnie myślących ludzi.

10 -12 2012

9


TemaT miesiąca

Niezwykła historia hymnu Jest w tej historii nadzieja i wzruszenie, jest tajemnicza dziewczyna i zegar z kurantem, są męskie łzy, bohaterowie, nierozwiązane zagadki, jest śmierć przed porodem, bombardowanie miasta, rozkosze wina i najprawdziwsze frapujące śledztwo.

U

rodził się w Będominie niedaleko Gdańska w roku 1747. Miał siedem sióstr i brata, i nie lubił swojej szkoły – w której – jak wspominał w pamiętnikach: „nie kazano myśleć (...) zgoła co dzień bito”. Uczył się później prawa, a tak pracowicie, że aż z niego szydzono. Posłem na sejm wybrany został bardzo młodo – miał dopiero 20 lat. Zawsze był niepokorny i niezmożony w działaniu. Na sejmie zwanym później Repninowskim (poseł carycy Katarzyny, Repnin, zastraszał polskich posłów, a czterech senatorów kazał porwać), z całą odwagą młodości protestował: „nie widzę wolnego sejmu, ale widzę tylko gwałt i przemoc moskiewską”. Po tym wystąpieniu musiał się ukrywać. Niedługo później jako jeden z konfederatów barskich przekradał się w chłopskim przebraniu, udając niemowę, z Chocimia do Cieszyna. Później – na dwory europejskie, by wyjednać pomoc dla konfederacji. Tak zaczynał swą polityczną karie-

10

10 -12 2012

rę Józef Wybicki, autor polskiego hymnu. Jedna z jego tajnych misji zakończyła się dość niespodziewanie: zakochał się nagle i z mocą. Panna była, jak wspominał później – piękna, o cudownej figurze, pełna wdzięku. Skromnie ubrana królowała wśród innych dam. Spytał ją o imię i usłyszał: Kunusia. Kunusia – czyli Kunegunda Drwęska – miała wtedy 38 lat. Była o 17 lat starsza od swego adoratora. Po kilkuletniej korespondencji, wbrew woli matki Wybickiego i w tajemnicy – wzięli ślub. Po roku wspólnego życia Kunegunda zaszła w ciążę, ale tuż przed porodem, w wieku lat 45, zmarła.

Kara śmierci Po pięciu latach wdowieństwa Wybicki ożenił się po raz drugi, również z miłości i również szczęśliwie. Tym razem żona była młodsza od niego o 10 lat. Na imię miała Estera, i na jej cześć Wybicki założył osadę Esterpole. Małżonkowie miesz-

Pałac w Będominie

fot. Aniela Wawrzyk

TemaT miesiąca knowania, przystąpił był bowiem wcześniej do konfederacji targowickiej. Wybicki całą noc grzebiąc w aktach sprawy uznał, że oficer jest niewinny, a do konfederacji przystąpił jako człowiek wychowany w Saksonii i zagubiony w polskich stosunkach. Co więcej – jest świetnym żołnierzem i dobrym wodzem, a takich – argumentował Wybicki w sądzie – bardzo nam trzeba. Sprawę wygrał, życie uratował, a z oskarżonym zaprzyjaźnił się na wiele lat. Nazwisko oskarżonego: Dąbrowski. Odtąd wiele przebywali razem i współpracowali w patriotycznych działaniach. Gdy po upadku powstania, ścigany listami gończymi, Wybicki udał się do Paryża, w licznych listach namawiał na to samo Dąbrowskiego. Namowy przyniosły skutek. Po III rozbiorze Dąbrowski przyjechał do Francji, by tworzyć polskie legiony – co za zgodą Napoleona i przy udziale Wybickiego uczynił w końcu we Włoszech. W 1797 roku stacjonowały one w niewielkim włoskim miasteczku Regio nell’Emilia. W lipcu przyjechał tam też i Wybicki. Wszędzie widać było polskie mundury i słychać polski język – przeżycie dla emigranta nie lada jakie. W tych właśnie okolicznościach napisał Wybicki żołnierską piosenkę o tym, że – jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy...

Zaginiony rękopis

Portret Wybickiego, Muzeum w Będominie

kali jednak głównie w Manieczkach, później – w Warszawie. Wybicki pisywał opery i dramaty. Brał udział w obiadach czwartkowych, a król mianował go szambelanem. Do życia politycznego powrócił niebawem: był we władzach powstania kościuszkowskiego, otrzymał rangę generała. W roku 1784 swą mową obrończą ocalił pewnego oficera od kary śmierci za zdradę. Oficer ten podejrzewany o wrogie

Od tej pory zaczynają się niejasności, pułapki i tajemnice. Co stało się z rękopisem pieśni? Skąd wziął Wybicki melodię „mazurka”? Kim jest Basia, której ojciec płacze? Dlaczego legioniści, dążąc z Włoch do Polski, wracać mieliby przez morze? I na dodatek – najpierw przekroczyć Wisłę, a później dopiero – Wartę? I jak to się stało, że ta właśnie prosta piosenka, napisana pod wrażeniem i na potrzeby chwili – została polskim hymnem? Jan Nowak Jeziorański opowiadał w jednej z audycji Radia Wolna Europa o liście, który dostał w roku 1970, a który zupełnie go zelektryzował. Wynikało zeń, że niejaki Włodzimierz Ledóchowski, szwagier piszącego, pamięta z dzieciństwa swą

babkę, Jadwigę z Rożnowskich, prawnuczkę Wybickiego. Nie byłoby to może tak bardzo elektryzujące, gdyby nie jej wspomnienia o rodzinnej korespondencji. Okazało się, że brat Jadwigi, prawnuk Wybickiego, lekarz, wywędrował niegdyś do Berlina i tam w tajemnicy przed rodziną ożenił się z Niemką. Jego syn Johannes w roku 1943 napisał zaś do swojej ciotecznej babki o piekle, które rozpętało się na ziemi podczas nalotów na Niemcy, a także o tym, że znalazł w papierach po ojcu – rękopis hymnu. „Do Was, coście Polakami zostali, należy ta pamiątka Waszemu sercu zapewne bliska” – pisał, dodając, że chce rękopis przesłać do Polski. Dwa miesiące później, jak wspominała Ledóchowska, dom Johannesa został doszczętnie zniszczony podczas nalotu, a wraz z nim – i rękopis Wybickiego. Sam Johannes ocalał, ale w roku 1944 popełnił wraz ze swą żoną samobójstwo: nie mogli znieść już nerwowo nalotów i bombardowań. Faksymile rękopisu „Pieśni Legionów” Tymczasem z Ossolineum we Lwowie przyszła inna, potwier- bickiego był człowiekiem dobrym dzona informacja. Rękopis hym- i uroczym, a jego pacjenci wsponu, wraz ze zbiorami listów Wybic- minają go serdecznie, a ponieważ kiego, Dąbrowskiego i Kościusz- był pediatrą – większość z nich naki znajdował się tam przed wojną, dal żyje. Jedna z byłych pacjentek a później, kupiony do Warszawy – Johannesa po długich staraniach spłonął w Powstaniu. Jak to możli- odnalazła ślad jego syna, Tomawe? Tak, że Johannes nie znał języka sza, wraz z nieaktualnym już, jak się polskiego i za hymn wziąć mógł pi- okazało, adresem. W końcu jednak echa poszukiwań dotarły do poszusmo zupełnie inne. kiwanego: Tomasz A zatem – oba ślady, ten povon Rożnowski twierdzony i ten nie, prowadzą Tych kilka odezwał się do Rozdo smutnej konstatacji: rękogłośni. Wyznał, że pis zniszczony został podczas prostych obiło mu się o uszy, wojny. I na tym pewnie by sta- słów wyraża iż jeden z jego nęło, gdyby nie drobny dopiwszystko, co przodków był polsek w liście z Ossolineum: generał Dąbrowski pieczołowicie brzmiało w roku skim bojownikiem o wolność, nie zna gromadził wszelkie dokumenty 1797 rozpaczą jednak ani historii i utwory związane z legionami swojej rodziny, ani, – może więc poprosił Wybic- i nadzieją oczywiście, polkiego, by przepisał dla niego i tę w sercach skiego języka. Wie piosenkę? Może więc rękopisy Polaków. natomiast co inbyły dwa? nego: przed wybuchem wojny jego ojciec, Johannes, Skarbiec oddał za pośrednictwem przyjaciela I wtedy właśnie podjęte przez archiwum rodzinne – a w nim, być Nowaka-Jeziorańskiego próby od- może, rękopis hymnu – w depozyt nalezienia syna Johannesa von Roż- do banku w Berlinie. Bank został nowskiego zaczęły przynosić skut- zniszczony podczas nalotów i bomki. Okazało się, że praprawnuk Wy- bardowań. 10 -12 2012

11


TemaT miesiąca

fot. Aniela Wawrzyk

TemaT miesiąca

Po raz trzeci wydawało się więc, że to koniec śledztwa: rękopis jednak zniszczyła wojna. A jednak, cudem, skarbiec, w którym złożone były rodzinne dokumenty Johannesa – ocalał.

Poszukiwania Co stało się z nimi później? Nie wiadomo. Najprawdopodobniej wraz z innymi ocalałymi skarbami – jak złota część skarbów Troi – zostały skonfiskowane przez wojska radzieckie i wywiezione do Rosji. Być może – pozostały w Berlinie. Ślad się urywa. Stowarzyszenie Miłośników Tradycji „Mazurka Dąbrowskiego” w 1992 roku zwróciło się do prezydenta Wałęsy o wszczęcie poszukiwań rękopisu na terenie Rosji. Działania takie podjęto, wciąż jednak pozostają bez rezultatów. Poszukiwania prowadzone ostatnio przez prof. Natalię Lebediewą zakończyły się fiaskiem. Nie odnalazł także jak dotąd rękopisu szukający go nadal w Niemczech Tomasz von Rożnowski. Wciąż więc każdy ma szansę na wielkie odkrycie... I może kiedyś usłyszymy te miłe słowa: rękopis hymnu odnalazł się.

Zwykła piosenka Co było takiego w piosence Wybickiego, że porwała współczesnych? Dlaczego od razu stała się tak bardzo popularna? Już przecież po kilku miesiącach nucono ją w domach i na polach bitew. Pan Tadeusz wracając do rodzinnego domu w Soplicowie „z dziecinną radością pociągnął 12

10 -12 2012

za sznurek, /By stary Dąbrowskiego posłyszeć mazurek” – a pisał o tym Mickiewicz w 35 lat po powstaniu piosenki. Śpiewano ją w powstaniu listopadowym i styczniowym, podczas rewolucji 1905 roku, podczas I i II wojny światowej. Mimo konkurencji innych pieśni – jak choćby „Roty”, „Boże coś Polskę” czy „Warszawianki” – została oficjalnie (w okrojonej i zmienionej nieco wersji) hymnem Polski w roku 1927. I jest nim nadal bez przerw, choć władze komunistyczne nosiły się z zamiarem zmian. Podobno uratował go Stalin, któremu spodobała się skoczna melodia. I podobno Władysław Broniewski, gdy poproszony przez Bieruta odmówił napisania nowego hymnu, dodał, że być może jest ko-

munistą, ale nie jest świnią. I tak trwa z Polakami piosenka Wybickiego, nieco zmieniona, ale wciąż ta sama. Dwie zwrotki pierwotnej pieśni zostały pominięte w naszym hymnie: nieaktualna, na szczęście, jest już potrzeba wyrzucenia „Niemca i Moskala”, a zwrotka o Kościuszce umarła od razu śmiercią naturalną, gdy, wstrzymywany przysięgą, nie przyłączył się on do legionów. Dokonano też korekt językowo – stylistycznych, choć spierać by się można, czy słusznie. Ale pieśń jest z Polakami od 215 lat. Jej magia opiera się chyba na trzech filarach: pierwszy, to oczywiście moment historyczny, zawarta w niej opowieść; drugi – melodia i trzeci – to, co wynika z jej pierwszych wersów: „Jeszcze Polska nie umarła”(w wersji Wybickiego) lub „Jeszcze Polska nie zginęła” (w brzmieniu hymnu) – „kiedy my żyjemy”. Tych kilka prostych słów wyraża wszystko, co brzmiało w roku 1797 rozpaczą i nadzieją w sercach Polaków. Wtedy to, na przełomie wieku XVIII i XIX, ojczyzna prze-

Niezwykła popularność tej zwykłej piosenki zasadza się pewnie także i na jej melodii. Skąd się wzięła?

Dwór w Będominie – dziś Muzeum Hymnu – strona południowa

stała być czymś, co funkcjonuje na mapie – zaczęła żyć w duszach. I odwróciły się role: Matka i Królowa stała się dzieckiem, które pozostawione samo sobie – umrze. Trudno o silniejszy związek, poczucie odpowiedzialności, czułość. I Polska w duszach Polaków przeżyła. Bo któż inaczej po 123 latach pamiętałby jeszcze w ogóle, że jego pradziadek i prababka w szóstym pokoleniu mieszkali w kraju zwanym inaczej, niż Rosja, Prusy, Austro–Węgry?

Tajemnicza melodia Niezwykła popularność tej zwykłej piosenki zasadza się pewnie także i na jej melodii. Jest radosna, wartka, przekonująca. Niesie do przodu, aż nogi same podrygują w takt. Skąd się wzięła? To kolejna zagadka. Sądzono kiedyś, że napisał ją Michał Ogiński, twórca słynnego, pięknego poloneza „Pożegnanie Ojczyzny”. Okazało się to nieprawdą, i zaczęto pisać w śpiewnikach „melodia ludowa”. Tyle że mazur (nie: mazurek) był wówczas melodią bynajmniej nie ludową, lecz tańczoną w dworach szlacheckich, a także na scenach teatrów. Warto tu przypomnieć, że Wybicki pisał komedie i tragedie, współpracował z teatrami jako autor i kompozytor. Być mo-

Fragment ekspozycji w Muzeum, na pierwszym planie pozytywka z krucyfiksem wygrywająca melodię „Mazurka Dąbrowskiego”

że więc sam, na kanwie znanej sobie melodii, stworzył „mazurka”? Znawcy mówią bowiem, że wprawdzie i Chopin pisał mazurki kilkadziesiąt lat po powstaniu „Pieśni legionów”, ale mazurek jako forma muzyczna właściwie nie istnieje. W tradycji ludowej mazurek utożsamiany jest z oberkiem, a mazurki Chopina to melodyczne połączenie trzech ludowych tańców polskich: oberka, mazura i kujawiaka. Niektórzy muzycy twierdzą, że najmocniej w melodii mazurka słychać inną jeszcze formę muzyczną: marsz, z jego mocnym akcentowaniem taktu. Jak było – nie wiadomo. W każdym razie w II połowie XVIII wieku istniała w Polsce forma melodyczna bardzo przypominająca melodię naszego obecnego hymnu. W Gdańsku, niedaleko Będomina, robił swoje zegary z kurantami Franciszek Bellair. Skoro robił – chciał, by dobrze się sprzedawały, a zatem umieszczał w nich melodie znane i lubiane. Do takich zaś należała „Pochwała wesołości”, pieśń, która powstała podczas jednego z obiadów czwartkowych – napisał ją Franciszek Bohomolec, a uzupełnił później Ignacy Krasicki. Początkowe słowa pieśni brzmią: „Ten mem zdaniem dobrze żyje, Ten na długie lata godzi, Kto pod miarę winko pije, i piosnkami troski słodzi.” a kończy się zachętą: „Trudy rozkosz niech przeplata, Umiejmy czas dobrze trawić, Bodajbyśmy w setne lata, Tak się mogli, jak dziś, bawić.”

Miło pomyśleć, że taki melodyczny pierwowzór ma nasz hymn – jasny, radosny, pełen nadziei na przyszłość; nie zapominający o trudach, ale głównie wychwalający radość życia.... Drugą melodią, która być może stała się pierwowzorem naszego mazurka, i umieszczana zapewne bywała w zegarach Bellaira, jest sielankowa pieśń „Czegoś oczki zapłakała”. Okazuje się, że – wbrew naszemu spodziewaniu – dziewczyna płacze nie z tęsknoty czy miłości, ale – ponieważ nie może chodzić do szkoły... A co z trudną, wysoką, jasną tonacją, z powodu której większość z nas okropnie fałszuje, śpiewając hymn? Po I wojnie światowej komisja poszukująca pierwowzoru hymnu znalazła pochodzący z czasów Księstwa Warszawskiego krucyfiks z pozytywką, która wygrywała melodię hymnu. A że pozytywki mają wysokie brzmienie... tak już zostało.

Basia Pora odpowiedzieć na pozostałe zagadki. Dlaczego legioniści wracać mieliby przez morze z Włoch, przejść przez Wisłę i Wartę? Dlatego, że pierwotnie planowano przeprawę na drugą stronę Adriatyku, a później marsz drogą lądową wprost na północ. A kim była Basia i jej zapłakany ze wzruszenia ojciec? Niektórzy twierdzą, że Basia to późniejsza żona generała Dąbrowskiego. Inni, że to całkiem niemożliwe. Jak jest naprawdę? Zestawmy fakty. 10 -12 2012

13


TemaT miesiąca

Po hymnie Taka jest niezwykła historia hymnu – piosenki napisanej ze wzruszenia, o jednym z setek historycznych wydarzeń, z melodią wziętą z innych pieśni, i to nie nazbyt poważnych. Taka jest niezwykła historia zaginionego rękopisu, otwarta dla poszukiwaczy skarbów. Taka jest historia Basi. A Wybicki? Z całą swoją rodziną zobaczył się dopiero po 12 latach od wyjazdu z Polski – najpierw był przy legionach, później powrócił do Prus, uzyskując amnestię – nie wol-

Zdjęcia i faksymile uzyskane dzięki uprzejmości Dyrektora i Pracowników Muzeum w Gdańsku oraz Muzeum Hymnu w Będominie. Dziękujemy! Tekst: Monika Woźniak

14

10 -12 2012

T

ym razem wzięła w nim jednak udział rekordowa liczba turystów - pielgrzymów: 5190. Najmłodsza uczestniczka, malutka Kinga, miała... 10 dni. Świętokrzyski Rajd Pielgrzymkowy to jedna z największych jednodniowych imprez turystyki pieszej w Polsce. Inicjatorem rajdu jest biskup kielecki Kazimierz Ryczan. Podczas odprawianej przez siebie, jak co roku od trzynastu lat, mszy świętej, mówił, udzielając błogosławieństwa relikwiami Drzewa Krzyża Świętego: „Dziękuję Wam, że jesteście, jest Was tak dużo i jesteście zdyscyplinowani. Dziękuję za atmosfe-

ZY

no mu było jednak wrócić do Manieczek. Mieszkał we Wrocławiu i Dreźnie. Kiedy wybuchła w 1806 roku wojna francusko-rosyjska, Dąbrowski i Wybicki, witani przez Polaków śpiewem i łzami wzruszenia włączyli się w wojenne działania. Przyszła też pora na żniwa – po życiu pełnym wyrzeczeń, zabiegów, starań, niebywałej wprost aktywności. Gdy powstało Księstwo Warszawskie, Wybicki był w Komisji Rządzącej, otrzymał krzyż Legii Honorowej i Order Orła Białego. Gdy powstało Królestwo Polskie – został prezesem Sądu Najwyższego. Umarł w roku 1822 – w roku, który uważa się w polskiej kulturze za początek romantyzmu: epoki wiary w indywidualność, wyjątkowość jednostki, szaleńczego patriotyzmu i wiary w siłę pieśni. Może takie postacie jak Wybicki, i takie piosenki jak „Jeszcze Polska” sprawiły, że łatwo było wtedy w to wszystko uwierzyć. Zdarzają się opinie, że nasz hymn jest przestarzały, że nikt nie wie, kim był ten Czarniecki i ta Basia, że wprowadza ponury nastrój. Ejże. Kim był Czarniecki – jeśli się nie wie, najwyższa pora sprawdzić! Że hymn opowiada o konkretnym wydarzeniu? Owszem, ale to właśnie lubimy: malownicze, konkretne Opowieści, o konkretnych ludziach. O bohaterach i o dziewczynach. Z nutką zagadki – bo Basia... A że ponury? Jeśli wsłuchać się w samą melodię, nie myśląc o tym, że to hymn, tylko po prostu – w melodię... Ponury? Ejże...! n

KR

dziewczyny – wyczekującej jak inne z rumieńcami na twarzy nadejścia polskich wojsk i dzielącej wzruszenie ojca. Basia – to jedno z popularniejszych wówczas imion; tak brzmiało także imię jednej z sióstr Wybickiego. Milej jednak pomyśleć, że w pieśni o Dąbrowskim pojawia się ta właśnie Basia, Basia Chłapowska, i że późniejsze ich spotkanie, miłość i ślub drżą już gotowe do spełnienia pomiędzy słowami hymnu...

lin, idąca trasą Zbójecką: aż 1287 osób wędrowało nią w zgodzie, z rozmowami, śmiechami i śpiewem. Nie brakło także kapłanów, sióstr zakonnych, RAJD PIEL kleryków, katechetów. rę modlitwy i śpiewu. I G SK Oby tak było zaPrzyszedł Rektor wsze! Niech Boże Politechniki Świębłogosław ień tokrzyskiej wraz stwo spłynie na z AkademicWas!”. kim Klubem Ni e k t ó r z y Turystyki „Saprzyszli nabat”. Z Zespoprawdę z dału Szkół Katole k a : „ Molickich pojacarny Szlak” wiło się aż 300 z Kielc ma 40 uczniów. Najkilometrów! młodsi rajdoDla idących nim wi c z e n a Św i ęŚW 32 osób była to ty Krzyż dot arli Y Ż w wózkach, popychanie byle wyprawa. IĘ T Z Y KR Najliczniejsza okazała nych przez rodziców. n zdjęcia i tekst: MAW się natomiast grupa z Bie-

Ś W I Ę TO

fot. Aniela Wawrzyk Fragment ekspozycji w Muzeum Hymnu w Będominie

Wędrowano 15 trasami pięknej ziemi świętokrzyskiej. Rajd „Święty Krzyż 2012” odbył się już po raz trzynasty.

KOW Y YM

Dwór w Będominie od strony północnej

Święty Krzyż 2012 RZ

Kiedy Barbara Chłapowska poznała Dąbrowskiego, była panną dwudziestoczteroletnią, otoczoną wielbicielami, świetnie wychowaną i wykształconą, mówiącą po francusku i niemiecku, z dobrego patriotycznego domu i z posagiem. Adoratorów nie brakowało, panna jednak, mimo zarzutów o skandaliczne w tej sprawie postępowanie, nie chciała nikomu oddać swej ręki. Aż do momentu, gdy padł przed nią na kolana i oświadczył się o 27 lat od niej starszy, okryty sławą generał. A było to w rok po tym, gdy zobaczyli się po raz pierwszy – i w 10 lat po napisaniu hymnu przez Wybickiego. Trudno zatem przypuszczać, że słowami hymnu jego autor chciał uczcić żonę przyjaciela! Jest jednak inna nitka, łącząca Wybickiego z Chłapowską: z Manieczek, które Wybicki kupił po swoim drugim ślubie w roku 1781, do Śmigla, gdzie mieszkali Chłapowscy, jest około 30 kilometrów. Może autor hymnu został więc nawet zaproszony na chrzciny małej Barbary Biblianny, która urodziła się rok później? Na pewno dwaj mieszkający po sąsiedzku posłowie – Wybicki i Chłapowski – często się odwiedzali, i wtedy Wybicki widywał Basię i jej ojca. Gdy pisał hymn – Basia miała 15 lat; w sam raz tyle, by ojciec chciał dzielić z nią swoje patriotyczne wzruszenia i liczyć na ich emocjonalne odczucie. Może zatem rzeczywiście pisząc piosenkę o powrocie legionów do Polski autor wyobraził sobie, jak to będzie, gdy niedaleko jego własnego domu i niedaleko domu Chłapowskich rozlegnie się polskie bicie w tarabany... A może po prostu wybrał to imię jako symboliczne imię polskiej

Relacje

N

E

W

S

Zaprenumeruj Jedyny taki miesięcznik Do wyboru:

przez internet: www.poznaj-swoj-kraj.pl/prenum.html przelewem: Poznaj Swój Kraj sp. z o.o. 01-445 Warszawa ul. Ciołka 35/47

02-1020-1026-0000-1602-0119-3895

www.poznaj-swoj-kraj.pl email: redakcja@poznaj-swoj-kraj.pl

10 -12 2012

15


Wioski, miasta, miasteczka – artykuł sponsoroWany

Wioski, miasta, miasteczka – artykuł sponsoroWany

Cztery pory roku w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą Kazimierz Dolny jest powszechnie uznawany za perełkę na mapie naszego kraju i wiele osób, zapytanych o ich ukochane miejsce w Polsce, na pierwszym miejscu wymienia właśnie to nadwiślańskie miasteczko.

C

zy teza o magii i uroku Kazimierza nie jest po prostu od lat powtarzanym frazesem? A może rzeczywiście Kazimierz Dolny nad Wisłą ma w sobie coś takiego, że jest w stanie rozkochać w sobie każdego? Na to pytanie może odpowiedzieć Agnieszka Jakubik, dyrektor hotelu Król Kazimierz, który gości corocznie ok. 21 tysięcy turystów z różnych czę-

Lato W Kazimierzu Dolnym latem nie brakuje dzieci, które wspólnie z rodzicami albo na koloniach spędzają swoje wakacje. A na początku sierpnia odbywa się festiwal filmowy „Dwa Brzegi”, który corocznie gromadzi setki ludzi zakochanych w kinie. To właśnie wtedy Kazimierz staje się miejscem ekskluzywnym, gdzie łatwo spotkać znanych i lubianych. Dodatkowo w lipcu i sierpniu w soboty odbywają się tu Letnie Wieczory Muzyczne.

ści Polski i świata, przyjeżdżających do Kazimierza zarówno prywatnie, jak i w sprawach biznesowych. – Rozmawiam często z Gośćmi naszego hotelu. Wspólnym mianownikiem wszystkich opinii jest to, że Kazimierz to bezpretensjonalne miasto, które daje poczucie intymności. Z kolei według mojej opinii jako szefowej hotelu, Kazimierz jest tak kochany, bo może spełnić bardzo różne

Wiosna Z końcem marca zaczyna się idealny czas na zwiedzanie Kazimierza. O ile nie zaskoczy nas deszcz, właśnie wtedy warto wybrać się na pieszą lub rowerową wycieczkę. Co zobaczyć? Przede wszystkim rynek i centrum miasteczka. W końcu Kazimierz Dolny przypomina średniowieczną osadę, otoczoną murami obronnymi, z rynkiem, ratuszem i kościołem. Dodatkowo atrakcję turystyczną stanowią odrestaurowane budynki, które są tym cenniejsze, że łatwo dostępne. Przykładem może być Król Kazimierz Hotel & SPA, obiekt, który stanowi funkcjonalne połączenie starego, XVII-wiecznego spichlerza zbożowego, z nowo zaprojektowanym obiektem hotelowym i SPA. Zwiedzając miasteczko nie można pominąć jeszcze kilku miejsc. Pierwsze z nich to wąwóz Korzeniowy Dół, który robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza gdy patrzymy na wystające, poskręcane korzenie drzew rosnących na skarpach. Kolejna atrakcja to jedyne w Polsce Muzeum Sztuki Złotniczej. Nie należy zapominać również o lessowych wąwozach, zabytkowych kościołach czy zamku w Bochotnicy.

16

10 -12 2012

oczekiwania. Nie ma chyba drugiego miejsca w Polsce, które zapewnia tak wiele – mówi Agnieszka Jakubik.

Klimat… Kazimierz Dolny uwielbiają artyści za jego kojące i refleksyjne krajobrazy. Miasto położone nad brzegiem rzeki, wśród wzgórz, stanowi inspirację m.in. dla rzeszy malarzy. Z kolei Ci turyści, którzy cenią wyjątkową architekturę i chcą spędzać czas wśród historycznych murów też znajdą tu swoje miejsce, bo miasteczko, którego historia sięga XII wieku, do dziś jest praktycznie nietknięte nowoczesnym budownictwem. Osoby starsze mogą tu znaleźć ciszę. Osoby młode dobrą zabawę, m.in. podczas festiwalu filmowego i artystycznego „Dwa Brzegi”. Miłośnicy nadwiślańskiej historii będą zachwyceni największą w kraju prywatną flotyllą rzeczną. Zakochani docenią klimatyczne restauracje i liczne ścieżki, którymi można udać się na romantyczny spacer. Zaś biznesmeni znajdą tu doskonałe warunki do organizacji profesjonalnych spotkań. Każdy ma swój cel pobytu w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą i cel ten osiągnie, a na dodatek może się to dziać w magicznej atmosferze,

o której stanowią miejsca mniej znane, może nawet nieopisane, a zdecydowanie warte zobaczenia. Należą do nich małe sklepiki, ustronne restauracje, niezwykłe hotele, które pozwalają poczuć atmosferę magii i historycznego ducha miasta. Niezależnie od pory roku. Bo jak powiedział Anatol Stern: „Znam ludzi, którzy mają zwyczaj jeść śniadanie w Warszawie,

obiad w Londynie a kolację w Paryżu. Ale na noc wracają zawsze do Kazimierza. Bo to jest miasto ich snów”.

…. i względy praktyczne Na korzyść Kazimierza działa m.in. jego lokalizacja, gdyż miasto oddalone jest zaledwie 146 km od Warszawy i 38 km od najbliższego Jesień Wrzesień, listopad i grudzień to najlepszy czas dla biznesu. Wtedy organizuje się najwięcej konferencji i spotkań biznesowych. Kazimierz Dolny to idealne miejsce dla tego typu eventów ze względu na niezwykłą atmosferę, która jest nie tylko procesjonalna, ale daje również możliwość relaksu. Poza tym sale konferencyjne są nowocześnie wyposażone oraz dają możliwość, jak np. w Król Kazimierz Hotel & SPA, organizacji największych imprez w regionie.

Hotel Król Kazimierz www.krolkazimierz.pl

e-mail: rezerwacja@krolkazimierz.pl Kazimierz Dolny ul. Puławska 86

tel. 81 880 99 99

lotniska w Dęblinie. Mimo że Kazimierz Dolny nad Wisłą to niewielkie miasteczko, które na stałe zamieszkuje nieco ponad 2 tys. osób, baza noclegowa jest na tyle zróżnicowana, że oferuje opcje na każdą kieszeń.

Zima Sezon narciarski w Kazimierzu Dolnym rozpoczyna się wraz z pierwszym śniegiem, a czasem nawet wcześniej. Zapalonym narciarzom udostępniane są stoki i trasy, których wybór zależy od stopnia zaawansowania w jeździe na nartach. Oczywiście w Kazimierzu pamięta się o tym, że nie tylko nartami żyje się zimą. Dlatego kawiarnie, restauracje czy hotele oferują pyszne menu z wieczornymi atrakcjami, które uzupełniają narciarski wyjazd. Magiczne w Kazimierzu są również Święta Bożego Narodzenia i Sylwester. Decyzja o wieczerzy wigilijnej w hotelu to zdecydowanie strzał w dziesiątkę dla łasuchów, którzy uwielbiają dobrze podaną polską kuchnię. Natomiast w Sylwestra, w zależności od naszych upodobań, możemy wybrać huczną imprezę w centrum lub klimatyczne prywatki w hotelach.

Król Kazimierz Hotel & SPA to wysokiej klasy czterogwiazdkowy obiekt hotelowy SPA znajdujący się w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Dysponuje 103 pokojami i 12 apartamentami, z których każdy posiada widok na miasteczko i piękne nadwiślańskie krajobrazy. Hotel powstał w starym, XVII-wiecznym spichlerzu zbożowym. Motywem przewodnim towarzyszącym hotelowym gościom jest podróż, za jej symbol przyjęto łódź. Unikalne w hotelu jest duże patio, pełne naturalnego światła. Baza konferencyjna pozwala na zorganizowanie zjazdu lub imprezy integracyjnej dla kilkuset osób (powierzchnia do dyspozycji to nawet 1000 m2). Hotel dysponuje luksusowym Centrum SPA, z jedyną łaźnią n turecką w Polsce (Hammam). 10 -12 2012

17


RepoRtaż

Małopolskie Święto

Konia

RepoRtaż

To nie chodzi o to, że się lubi, albo że się zdarzyło – mówi, rumieniąc się, młody mężczyzna, który sam ma klacz i klaczkę – są dwa rodzaje ludzi: albo kocha się zwierzęta z całego serca, albo się zwierząt nie lubi. Każde zwierzę to czuje. Czy to pies, czy to koń. I odwdzięcza się. To zależy od człowieka. Tak koń traktuje człowieka, jak człowiek traktuje konia. Taka jest prawda – gestykuluje z przejęciem – Taki, wie Pani, barometr. Barometr miłości.

M

oże to dlatego 13 i 14 października na krakowskich Błoniach najczęściej wypowiadane słowo to: kocham. Poza nim - sporo słów o pięknie, pasji, barwach, dużo westchnień i podziwu. Małopolskie Święto Konia to najwyraźniej święto miłości. Widok na Wawel i Kopiec Kościuszki, ogromna łąka w środku miasta, na której rok temu pasły się owce, a niedaleko pętli tramwajowej Cichy Kącik – ogrodzona przestrzeń. Sprzedają cukierki i sery, gra kapela, w krąg stoją widzowie – mali, dorośli, w strojach wieczorowych i sportowych. A wszędzie – konie. Angliki, araby, dwa piękne fryzy z długimi, rozwianymi, czarnymi grzywami, konie małopolskie i andaluzyjskie. Dla dzieci, do przejażdżek – kucyki. Wyjątkowo miłe i spokojne, bo charakterek kucyki mają zwykle nienajlepszy.

Przybycie Meridy Dzieci niczego się jednak nie boją, przynajmniej nie te, które zmu-

Królewna Merida i Królowa Matka

siły dziś rodziców i dziadków do przyjścia na Błonia. – Kocham Cię, koniku, bo jesteś czarny – czteroletnia dziewczynka poklepuje kucyka i zaraz, patrząc na innego, dodaje z dziecięcą logiką – Ciebie kocham, koniku, bo jesteś biały. Jak już będziemy miały stajnię, Mamusiu, to pozwolę Ci czasem pojeździć, dobrze? Ale tylko we środy. Inna dziewczynka, sześcioletnia Basia Rey, przebrana za Meridę Waleczną i jej mama jako Królowa Matka, Elinor (na co dzień asystentka na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie), paradują na przepięknych koniach fryzyjskich. Powiewają rude włosy dziewczynki i ciemne włosy kobiety, czarne falowane grzywy koni. Obok galopuje arabski szejk, kłaniają się panowie w cylindrach. Święto się rozpoczyna. Wyścigi, skoki przez przeszkody, biegi pokazowe koni arabskich i pełnej krwi angielskich – to najbardziej ogniste atrakcje. Mikołaj Rey, główny organizator imprezy, właściciel ośrodka jeździeckiego „Szarża”

10 -12 2012

19


RepoRtaż

RepoRtaż

Czy wiesz, że…

Czy wiesz, że…

hippika to właśnie jeździectwo? Hipoterapia – rehabilitacja psycho-ruchowa przy użyciu konia. Hipodrom – tor wyścigów konnych. Grecki wyraz hippos oznacza konia.

konie czystej krwi arabskiej uważane są za najpiękniejsze i obdarzone największym temperamentem? To najstarsza na świecie rasa hodowanych obecnie koni. Wysokie w kłębie na 145 – 155 cm, mają długie, łabędzie szyje, ogon noszą charakterystycznie odsadzony. Są niezmordowane, najlepsze w biegach długodystansowych. W Polsce najsłynniejsze ich hodowle znajdują się w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce.

w Bolęcinie, w prostej linii potomek słynnego Reya z Nagłowic, „ojca języka polskiego”, dzielnie podtrzymuje rodzinną tradycję snucia opowieści. Jego nieprzerwany komentarz to frapująca opowieść, kopalnia wiedzy o wszystkim, co związane z galopem, podkową, bryczką i wyścigami. Słucha się przednio. Czy wiesz, że… pierwszy znany przodek konia żył ponad 50 milionów lat temu? Naukowcy nazywają go Eohippus – Koń Świtu. Miał tylko 35 cm w kłębie i ważył 5,5 kg! Udomowienie konia nastąpiło prawdopodobnie 3000 lat p.n.e.

Piękni jak ze snu Tymczasem obok małopolskich koni z Bolęcina pojawiają się angielskie ogiery z Mosznej. Największą furorę robią jednak ułani. To Krakowska Konna Drużyna Harcerzy, w ułańskich strojach, z proporczykami i rogatywkami koloru starego złota: galopuje, szarżuje, skacze przez żywopłoty. Krew burzy się w żyłach na wspomnienie wojennej pobudki, trąbek i szarży kawalerii; przed oczami widzów znakomity pokaz musztry paradnej, władania szablą i lancą; galopu, od którego wiatr świszczy nawet w uszach widzów. I słychać zbiorowy jęk, gdy przeskakujący nad

Zawodnicy KS Szarża

Czy wiesz, że… koń fryzyjski należy do rasy koni zimnokrwistych? Wykorzystywano go jako konia folwarcznego, pocztowego, bojowego. W kłębie wysoki na 160 cm, kary, o bujnej grzywie, ogonie i szczotkach pęcinowych. Świetny do hipoterapii.

ułanem koń boleśnie, choć przypadkowo, zawadza kopytem o ciało.

Zaczarowana dorożka Koło trzynastej, drugiego dnia Święta, zza drzew wyjeżdżają dorożki korowodem długim, lecz krótszym, niż można się było spodziewać. Niestety: to rozczarowanie. Przygotowano wszak 120 miejsc w dorożkach! oferując przejazd z Rynku na Błonia. Warunkiem było jedynie przebranie się w stroje z wieku XVIII i XIX, lub z czasów międzywojennego dwudziestolecia. Czy jednak krakowianie do-

Ułańskiej przygody wciąż można doświadczyć: nabór chętnych do 8. Konnego Patrolu trwa

wiedzieli się zbyt późno, czy nie mieli na stroje pomysłu lub odwagi, czy może deszcz zniechęcił ich do przejażdżki – dość, że dorożek pojawiło się tylko kilka. A jednak i tak - gdy dał się słyszeć ten charakterystyczny stukot końskich podków, gdy chrapy chrapały a kłęby parowały – zjawiła się też magia dawnych lat. Dorożki krakowskie zawsze wszak były trochę zaczarowane, o czym pisał znawca tematu, Konstanty Ildefons Gałczyński: „Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń” - choć najtrudniej, według niego, zaczarować jest konia. Czasem, jak mówi anegdota i taki koń dorożkarski jednak, znudzony zbyt długim czekaniem na fiakra, łagodzącego smutki swego fiakrowskiego żywota w restauracji czy barze, potrafił doń zatelefonować – a fiakier rozmawiał z nim wtenczas długo, coś tłumacząc i nalegając… Więc toczą się, toczą dorożki wokół krakowskich Błoń. W nich eleganccy panowie w cylindrach, damy w historycznych sukniach, dzieci

Nie tylko dorożką jednak Kraków stoi! Oto wjeżdżają zaprzęgi chłopskie z krakowskimi bryczkami. To od takiego zaprzęgu zaczęło się kościuszkowskie powstanie. Wtedy to, 24 marca 1794 roku, na krakowski Rynek wjechał „pewien polski szlachcic dwukonną bryczką i wypowiedział wojnę cesarzowej Rosji i królowi Prus”. Także więc i 13 października roku 2012 w Krakowie woźnice wywijali batami z iście kawalerską fantazją!

Koń jest dla każdego Przyszli więc na Błonia ci, którzy jeżdżą konno lub mieli nadzieję na próbną przejażdżkę. Przyszli wielbiciele historii, ciekawscy, miłośnicy, przyszli rodzice i dziadkowie zaciągnięci przez dzieci. Przyszli ci, którzy tęsknią. – Od szesnastego roku życia jeżdżę konno. To znaczy: jeździłem – elegancki starszy pan zapala się romantycznie – teraz miałem długą przerwę, ale znowu zaczynam. Dlaczego? Bo konie – kocham.

Niektórzy krakowianie stanęli na wysokości zadania

Czy wiesz, że… konie małopolskie wywodzą się w linii żeńskiej od koników polskich, a w męskiej – od angielskich, arabskich i perskich? Są płodne i plenne, długowieczne, odporne i wytrzymałe. W Polsce hoduje się je m.in. w Walewicach, Janowie Podlaskim, Prudniku, Udorzu.

Jest bardzo przekonywający. Tak brzmi wyznanie, któremu naprawdę można zaufać. A jednak ta miłość na trzydzieści lat poddała się innej miłości – jego córka dopowiada bowiem ze śmiechem: – Nie jeździ teraz, bo żona mu nie pozwala. – To jest prawda – śmieje się mężczyzna – żona bardzo się o mnie boi, że jak tylko pojadę konno, to od razu, powiada, znajdę się na cmentarzu. Chociaż teraz akurat byliśmy w Krynicy i tam jeździłem. Przy żonie, tak. Ale już drugi raz to mi nie pozwoliła. Zresztą – przez trzy dni po tej jeździe nie mógłbym wsiąść na konia, takie miałem zakwasy. Mikołaj Rey zgodziłby się pewnie z tym entuzjastą konnej jazdy:

Czy wiesz, że… konie pełnej krwi angielskiej zwane są folblutami (z niem. voll – pełny, Blut – krew), To konie sportowe, o lekkiej budowie ciała, wysokie w kłębie na 150 – 170 cm; ich cechą charakterystyczną są skośnie położone łopatki – dzięki temu są najszybsze na świecie, osiągając na krótkich dystansach nawet 70 km/h! W Polsce hoduje się je m.in. w Strzegomiu i Widzowie.

w kapelusikach z fantazyjnymi kokardami, na kolanach – małe pieski. 20

10 -12 2012

– Ważne jest to, że jeździectwo można uprawiać bez względu na wiek, rozpoczynają przygodę z końmi kilkuletnie dzieci, a osoby nawet w całkiem zaawansowanym wieku także znakomicie sobie radzą na koniu. Ale to sport wymagający ogromnej wytrwałości, cierpliwości, wszechstronnej sprawności fizycznej oraz sporych predyspozycji psychicznych. Jest też jednak bardzo elastyczny, daje adeptom czas na dopracowanie swoich cech charakteru. – Rey uśmiecha się – Jak mało który sport zachęca do pracy nad sobą i pokonywania własnych słabości, lęków i lenistwa.

Hipoterapia to nie luksus To także sposób na terapię psychiczną, społeczną, fizyczną. Więcej dowiedzieć się o tym można od pani Aleksandry Włodarczyk, prezes Fundacji Hipoterapia. – Większości się wydaje, że to jest po prostu sposób na sprawianie przyjemności niepełnosprawnym dzieciom, żeby je powozić na konikach – wyjaśnia – a tymczasem efekty są spektakularne, pod warunkiem, że lekarz z pełną świadomością i wiedzą określi wskazania do hipoterapii. Dotyczy to zwłaszcza dzieci z uszkodzeniem centralnego układu nerwowego, porażeniem mózgowym, osób z zaburzeniami emocjonalnymi, dzieci z autyzmem. Czy wiesz, że…

Do hipoterapii potrzebny jest nie tylko koń i hipoterapeuta, ale także czuwający nad bezpieczeństwem opiekunowie

więcej informacji na temat fundacji Hipoterapia znajdziesz na stronie http://www.fundacja-hipoterapia.pl/? Także, gdybyś chciał/a pomóc.... 10 -12 2012

21


RepoRtaż

Ciekawostki /R elaCje Czy wiesz, że…

rasy koni dzieli się na gorącokrwiste – o żywym temperamencie, lekkiej budowie ciała, w typie sportowym i zimnokrwiste – spokojne, łagodne, o ciężkiej budowie ciała, używane jako konie robocze?

Hipoterapia poprawia ich możliwości ruchowe, stan psychiczny, umiejętności społeczne. Koń jest dla nich takim dużym, silnym przyjacielem. Daje wiele radości, ale i poczucie, tak ważne w życiu niepełnosprawnego dziecka, że akurat wtedy, w tym momencie, kiedy jestem na koniu, jestem lepszy i sprawniejszy od niejednego zdrowego i dorosłego. Czy wiesz, że… istnieje 6 polskich ras koni? To rasy: wielkopolska, huculska, śląska, małopolska, konik polski i polski koń zimnokrwisty.

I dodaje: - Zawsze jest za mało koni, zawsze jest za mało hipoterapeutów i zawsze jest za mało środków finansowych, żeby te zajęcia w pełni refundować, a rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi zwykle mają ogromne problemy finansowe. Temu więc także służyło Małopolskie Święto Konia: przypomnieniu, w jak wielu sferach życia konie są niezastąpione. Jak bliskie mogą być człowiekowi. A co było na nim najpiękniejsze? Pokaz ujeżdżania, bez wątpienia.

Taniec na koniu Ujeżdżanie, zwane też tańcem na koniu, z towarzyszeniem muzyki, stało się punktem programu naj-

Ujeżdżanie w damskim siodle

22

10 -12 2012

bardziej gromko oklaskiwanym. W damskim siodle wystąpiła Agnieszka Helbik - sędzia konkursów jazdy, zawodniczka ujeżdżania, zdobywczyni wielu nagród. Nikt też nie miał wątpliwości, jak bardzo zasłużone to nagrody. Imię jej klaczy krwi półwęgierskiej nie zostało widocznie nadane bez kozery: klacz nazywa się Medal. Gracja, wdzięk, piękno, elegancja i cudowne panowanie nad koniem, i koń – tańczący w rytm muzyki. Pokaz klasy najwyższej. Czy wiesz, że… imiona koni rasy angielskiej na tabliczkach pisane są na czerwono, a arabskiej – na niebiesko?

– Co jest najpiękniejsze? – powtarza Agnieszka Helbik - i nieuchronne słowo „koń”, odmieniane przez wszystkie przypadki, nabiera w jej ustach smaku ósmego cudu świata – Konie! Naturalnie, że konie. Najpiękniejsze są konie. Najpiękniejsze zawsze dla mnie – to jest całe moje życie, moja pasja. Od zawsze. Od dziecka. Bardzo dużo jeżdżę klasycznie. Damskie siodło traktuję bardzo Czy wiesz, że…

kolor konia nazywa się maścią? Najpopularniejsze umaszczenie to: bułane – jasnożółta sierść, ciemna grzywa i ogon, gniade – sierść brązowa, z czarną grzywą i ogonem, kasztanowate – rudobrązowa sierść, ogon i grzywa, kare – czarna sierść, grzywa i ogon, siwe – całe białe, srokate – z nieregularnymi białymi plamami na sierści, tarantowate – czyli nakrapiane.

Plac Zawiszy

A zatem – nie chodzi wcale, jak myśli wiele osób, o Zawiszę To był paskudny listopadowy dzień, Czarnego, nieskalanego rycetaki, który odbiera ochotę do życia. rza średniowiecza. Choć Artur Zawisza niewątpliwie byłby jerzy rogatkach Jerozolimskich go godnym następcą. w zachodniej części WarszaSam plac wytyczony został w roku wy powoli ustawił się oddział 1823 przy rogatkach miejskich z rocarskich żołnierzy. Szubienicę przy- ku 1770. Nadano mu kształt owalny. gotowano wcześniej. Przywieziono Zatrzymywano na nim podróżnych skazańca. Odczytano wyrok i przy udających się do Warszawy od strony łoskocie werbli „przestępca” zakoń- zachodniej. W czasie powstania listoczył swoje życie. padowego tu rozegrała się jedna z poOwym „przestępcą - wywrotow- tyczek z wojskami rosyjskimi. cem” był nie kto inny jak Artur ZaW roku 1844 po zbudowaniu wisza. Rewolucyjny działacz Wiel- w pobliżu torów Kolei Warszawskokiej Emigracji po upadku Powstania -Wiedeńskiej plac został od stroListopadowego. Wiosną 1833 roku ny północnej odcięty od Warszawy wrócił do kraju i próbował ponow- i dopiero w 1930 roku przywrócono nie wskrzesić walki powstańcze. Je- połączenie, dzięki zbudowaniu nad go partia pod Krośniewicami zosta- torami wiaduktu. Wcześniej, bo ła jednak rozbita, a Zawisza schwy- w 1909 roku doprowadzono tam litany. Po kilkumiesięcznym śledz- nię tramwajową. W 1932 roku wytwie otrzymał wyrok – śmierć przez wiadowcy z tzw. „Defensywy” zapowieszenie. Od 1929 roku miejsce strzelili tam podczas próby ucieczki to nosi jego imię. komunistę – Henryka Gradowskie-

P

Na przedzie - konie frygijskie

hobbystycznie, to powrót do dawnej tradycji, do piękna, do elegancji; to takie marzenie, taka bajka. Pytana o rzecz najtrudniejszą w jeździectwie, odpowiada: - Trzeba umieć z końmi pracować, trzeba umieć z nimi żyć, bo wbrew poCzy wiesz, że… pierwszym hodowcą koni czystej krwi w Polsce był król Zygmunt August (15201572)? Utrzymywał on stadninę w Knyszynie na Podalsiu.

zorom są bardzo wrażliwe i bardzo odczuwają nasze nastroje: jeżeli jesteśmy źli, agresywni czy smutni, czy jesteśmy weseli, czy jesteśmy nieszczęśliwi, konie bardzo dobrze to czują. Nic nie da się ukryć. Nie ukrywajmy więc: końmi jestem zachwycona. Czy Świętem także? Tak, właściwie tak.

Nasze końskie tradycje „Koń, jaki jest, każdy widzi” – jak pisał Benedykt Chmielowski w XVIII – wiecznej encyklopedii. Dzisiaj, niestety, nie jest to już takie pewne. Ułani, dorożki, konie gorąco- i zimnokrwiste przestały być naszą codziennością. Tylko miłość do koni, choć mniej popularna, została ta sama. A Małopolskie Święto? Miało zalety, ogromne. Choćby to, że przypomniało, przybliżyło konie. Że znów można było poczuć ich zapach, spojrzeć w oczy, zachwycić się pięknem. Dotknąć. Pokazać dzieciom. A że miało też wady? Dorożek zbyt mało, widzów może nie tylu, ilu trzeba, a i kapela nie całkiem taka, jak by się chciało? Cóż, Proszę Państwa, jak mówi przysłowie: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. n zdjęcia i tekst: Anna Potocka

go. 30 kwietnia 1957 położono na placu kamień pamiątkowy, usunięty stamtąd w nocy z 18 na 19 sierpnia 2005 roku na mocy decyzji radnych Ochoty. W 1942 roku hitlerowcy nakazali rozbiórkę zabytkowych już wówczas rogatek. Nie dotrwała do dziś również żadna ze znajdujących się tam kamienic. Rondo, które jest tutaj do dziś, urządzono w roku 1963. Od tej pory zaszły tu niewielkie tylko zmiany. Dziś to wielki węzeł komunikacyjny stolicy: stąd wiodą drogi na południe kraju – od Rzeszowa aż nawet do Wrocławia. Jedna z ulic – Żwirki i Wigury – prowadzi na Okęcie, na lotnisko im. Chopina. Tuż przy placu jest też stacja kolejki miejskiej „Ochota” oraz przystanek Warszawskiej Kolei Dojazdowej tzw. „Wukadki”.

Święto Chanuka

W sobotę ósmego grudnia na Placu Grzybowskim w Warszawie Żydzi zainaugurowali tutejsze obchody dorocznego święta Chanuka.

O

bchodzone jest na pamiątkę cudu, który zdarzył się ponad dwa tysiące lat temu. Oczyszczono i wyświęcono wówczas ponownie świątynię jerozolimską HaMikdasz, zamienioną przez Greków na miejsce kultu Zeusa. Stało się to możliwe po wyparciu Greków z Jerozolimy przez Żydów w 164 roku przed naszą erą. Powstanie przeciw greckiemu panowaniu wybuchło zarówno ze względów politycznych, jak i religijnych: Żydzi nie mogli znieść zbezczeszczenia świątyni swojego Boga. Być może to właśnie sprawiło, że nie poddali się hellenizacji, jak późniejsi zwycięzcy Greków – Rzymianie. Ocalili też swoją wyznającą jednego Boga religię przed wsiąknięciem w religię politeistyczną: Grecy nie stawaliby pewnie na przeszkodzie wierze w Jahwe, gdyby

nie upór Żydów, że Bóg jest jeden... Monoteizm był wtedy Grekom zupełnie obcy. Samo słowo chanuka oznacza poświęcenie, inaugurację. Tuż po dokonaniu Chanuki świątyni w roku 164 p. n. e. kapłani stwierdzili, że zapasu oliwy do siedmioramiennego świecznika starczy tylko na jeden dzień. Światło płonęło jednak w cudowny sposób przez dni osiem, czyli do czasu, kiedy udało się uzupełnić zapasy. Dlatego Chanuka to także Święto Świateł. Na mroźniej uroczystości w Warszawie obecni byli m. in. ambasador Izraela w Polsce, Naczelny Rabin, a także wiceprezydent miasta. Wspólnie zapalono na dziewięcioramiennym świeczniku (chanukija) jedną świeczkę. Każdego dnia należy zapalić następną. Szamus to środkowa, dziewiąta, świeca służąca do zapalania tych świątecznych.

Święta trwają bowiem osiem dni – tyle, ile wówczas paliły się lampki. To radosne dni dla Żydów. Czas zabaw i gier, również – wyjątkowo hazardowych, na pieniądze lub cukierki, w zależności od wieku. Dzieci dostają zabawki – najciekawszy to „drejdel” – czworoboczny bączek do gier tradycyjnie związany z Chanuką, lub drobne „gelt”. W wielu rodzinach dzieci dostają prezenty codziennie przez osiem dni, po zapaleniu każdej kolejnej świeczki. Wszyscy zajadają się pączkami i plackami ziemniaczanymi, a także faworkami: jedzone potrawy łączy oczywiście – oliwa. zdjęcia i tekst: PCM 10 -12 2012

23


Polonica

w

Polonica

Joseph Conrad

Singapurze 17

To wydarzenie stało się jednym z najszerzej dyskutowanych skandali końca XIX wieku. W Singapurze i Wielkiej Brytanii, której Singapur był wówczas kolonią, w salonach i na łamach prasy rozbrzmiewał chór oburzenia. Kapitan Joseph Clark i jego załoga opuścili tonący statek pasażerski. Jako pierwsi i jedyni.

Merlion, symbol Singapuru, nadmorskiego Miasta Lwa (singa - lew, pura - miasto)

24

lipca 1880 roku S.S. „Jeddah” wypłynął z Singapuru do swego macierzystego portu Jeddah nad Morzem Czerwonym, wioząc na pokładzie 778 mężczyzn, 147 kobiet i 67 dzieci. Byli to muzułmanie, pielgrzymujący do Mekki i Medyny. Po wielkim sztormie, przy utrzymujących się wciąż fatalnych warunkach pogodowych, statek zaczął nabierać wody. Wtedy to w ciszy, po kryjomu, o drugiej w nocy, kapitan, jego żona i oficerowie spuścili łódź i odbili od statku, przekonani, iż zatonie on w ciągu kilku godzin. W Adenie zgłosili zatonięcie „Jeddah”. Następnego jednak dnia parowiec „Antenor” przyholował „Jeddah” do Adenu. Pasażerowie ocaleli: pogoda poprawiła się, a statek utrzymał się na wodzie. W Singapurze wszczęto śledztwo, kapitana pozbawiono uprawnień na trzy lata. Pierwszy oficer, Augustine Podmore Williams, okryty niesławą,

opuścił morze i ożenił się z dziewczyną z Singapuru, z którą miał zresztą 16 dzieci. To on właśnie posłużył Josephowi Conradowi za wzorzec Lorda Jima, a S.S. „Jeddah” przemieniła się w S.S. „Patnę”.

Polak – katolik i szlachcic Historię tę mógł Joseph Conrad, czyli Józef Teodor Konrad Nałęcz Korzeniowski, pisarz polskiego pochodzenia osiadły w Anglii, usłyszeć gdziekolwiek. Ale doskonałą znajomość morza, życia na statku, tego, co dziać się może w duszy marynarza i wiedzę o Dalekim Wschodzie posiadał z autopsji. Nic nie zwiastowało takiej przyszłości Konradowi (bo tego imienia używała rodzina), synowi pisarza i tłumacza Apollona Korzeniowskiego, który brał udział w przygotowaniach do wybuchu powstania styczniowego, uwięziony został w Cytadeli Warszawskiej, a następnie wraz z żoną i synkiem zesłany w głąb Rosji. Z tamtych czasów zachowała się fotografia kilkuletniego chłopca (Konrad urodził się w roku 1857) z podpisem: „Ukochanej Babuni, która mi pomogła biednemu Tatkowi ciastka do więzienia posyłać – wnuczek Polak – katolik i szlachcic Konrad”.

W kilka lat później ów „Polak – katolik i szlachcic” został sierotą, a opiekę nad nim przejął i długo sprawował (przez wieloletnie wsparcie finansowe i przyjaźń) jego wuj, Tadeusz Bobrowski. Konrad, chłopiec chorowity i delikatny, syn patrioty, nie chciał, rzecz jasna, służyć w carskim wojsku, do czego zobowiązywało go rosyjskie obywatelstwo (urodził się w zaborze rosyjskim, w Berdyczowie). Co więcej – chciał zostać marynarzem. Wyjechał, by po wielu morskich podróżach pod brytyjską banderą osiąść na angielskiej wsi pod Londynem i oddać się pisarstwu. Mimo to nigdy nie zmienił oficjalnie nazwiska, choć przysparzało mu ono wielu językowych kłopotów: w jego dokumentach zapisywano je na trzynaście różnych sposobów. Joseph Conrad to literacki pseudonim, utworzony z dwóch jego imion w ich angielskim brzmieniu.

Dżentelmen w nowym domu W roku 1889 starania Conrada o zwolnienie z poddaństwa rosyjskiego poskutkowały i wówczas też, jako obywatel angielski, odwiedził Berdyczów. Dziesięć lat później Eliza Orzeszkowa napisała gorzki artykuł, w którym zarzucała pisarzowi, że nie oddaje swego talentu na usługi ojczyźnie, że pisze po angielsku.

10 -12 2012

10 -12 2012

bryg

szkuner gaflowy

25


Polonica

Polonica

Pierwszy oficer, Augustine Podmore Williams, posłużył Josephowi Conradowi za wzorzec Lorda Jima, a S.S. Jeddah przemieniła się w S.S. „Patnę”. On jednak nie wierzył w możliwość odzyskania przez Polskę niepodległości; nie sądził też, że talent służyć ma ojczyźnie: według niego był darem, który powinien wzbogacać ludzkość w ogóle. Wyznawał zarazem, że język angielski jest jedynym, w którym może pisać: to długoletnia służba na angielskich statkach uczyni-

26

ła go pisarzem. Najbardziej chyba przejmująco brzmią jednak słowa napisane w odpowiedzi na atak Orzeszkowej: „Za długo by mi przyszło wyjaśniać związek przeciwieństw w ludzkiej naturze, związek, który nawet miłości nadaje niekiedy rozpaczliwy pozór zdrady. A może nie istnieje tu żadne wyjaśnienie?”

Na dłużej do Polski przyjechał dopiero w roku 1914. Wielkim wzruszeniem było dla niego usłyszenie hejnału na krakowskim Rynku, nocą. Zamierzał także poprosić o sporządzenie kopii autografów swego ojca, przechowywanych w muzeum, lecz w dniu, w którym chciał się tam udać, wybuchła wojna. Po niej Conrad także nie wrócił do Polski, choć kilkukrotnie ją odwiedzał; jego domem była już Anglia.

Młodzieńcze marzenia O swoich marynarskich marzeniach pierwszy raz oznajmił jako trzynastolatek. W książce „Ze wspomnień” pisał później: „Był to rok, w którym pierwszy raz wypowiedziałem głośno, że pragnę zostać marynarzem. Z początku oświadczenie to pozostało niedo-

strzeżone, jak owe dźwięki rozlegające się poza skalą, do której nie są dostrojone ludzkie uszy. Zdawało się, że w ogóle nic nie rzekłem. Próbowałem później różnych intonacji i udawało mi się niekiedy wywołać chwilowe zainteresowanie pełne zdziwienia, coś na kształt pytania: „Cóż to za dziwny hałas?” a później mówiono: „Słyszałeś, co ten chłopiec powiedział? To wybryk wprost niesłychany!” Niebawem fala zgorszonego zdumienia (...) wypłynęła z akademickiego miasta Krakowa docierając do kilku prowincji.” Mimo to, mając lat osiemnaście Konrad po raz pierwszy wyruszył w morską podróż – jako praktykant – na Haiti. Od roku 1878 pływać będzie przez 16 lat: jako marynarz, drugi oficer, pierwszy ofi-

cer i kapitan; na parow- Okręt stanął tan statku i wielki angielcu, parowczyku, barku, ski pisarz, który uczynił kliprze. Miał nawet po- w ogniu, a załoga Singapur i całą Azję Połumysł, by zostać wielo- ewakuowała dniowo – Wschodnią lerybnikiem. piej znaną światu.” się w trzech I właśnie dzięki tym podróżom w Singapu- łodziach i dotarła Miasto Lwa rze, maleńkim, choć do Muntoku, Do Singapuru przydziś bardzo nowoczebył Conrad po raz pierwsnym i prężnym pań- a stamtąd do szy w roku 1883, mając stwie, zajmującym 685 Singapuru. lat 25. Z Anglii przypłykm kwadratowych na nął w te strony jako drugi jednej dużej, czterech mniejszych i pięćdziesięciu dzie- oficer na barku „Palestine”, statek więciu malutkich wyspach przy nie dopłynął jednak do Singapuru: krańcu Półwyspu Malajskiego, u wybrzeży Sumatry zapalił się na znajduje się dziś tablica pamiąt- nim ładunek węgla. Okręt stanął kowa poświęcona Józefowi Korze- w ogniu, a załoga ewakuowała się niowskiemu. Przeczytać można w trzech łodziach i po całym dniu na niej napis w języku angielskim: wiosłowania dotarła do Muntoku, „Joseph Conrad – Korzeniowski, stamtąd zaś, parowcem „Sissie”, do Polak z urodzenia, brytyjski kapi- Singapuru. Czas spędzony na małej

10 -12 2012

10 -12 2012

brygantyna marslowa

szkuner marslowy

szkuner bramslowy

fregata

szkuner

szkuner marslowo-topsowy

szkuner bramslowo-topsowy

szkuner bramslowo-marslowy

bark

barkentyna

27


Polonica

Polonica

Hotel Raffles, w którym prawdopodobnie mieszkał Joseph Conrad

łódce utrwalił w pamięci Conrada wizerunek Dalekiego Wschodu. W noweli „Młodość” przywołującej tamtejsze zdarzenia, pisał: „A tak oto widzę Wschód. (...) Widzę go zawsze z małej łódeczki: zarys wysokich gór, modrych i dalekich o poranku; w południe podobnych do nikłej mgły; o zachodzie stojących jak poszczerbiony mur z purpury. Czuję w ręku wiosło, a w oczach mam palący błękit morza. (...) Widzę to w tej chwili – rozległy łuk zatoki, błyszczący piasek, przepych zieleni bogatej i różnorodnej, morze błękitne jak w marzeniu, tłum uważnych twarzy, blask jaskrawych barw – wodę odbijającą to wszystko (...), i trzy łodzie ze znużonymi ludźmi z Zachodu, pogrążonymi we śnie, nieświadomymi tego kraju i ludu, i gwałtownego blasku słońca”. Czekając przez sześć tygodni na statek, który zabrałby go z powrotem do Anglii, Conrad poznawał życie Singapuru. Od tego czasu w ciągu kolejnych pięciu lat będzie tu jeszcze siedmiokrotnie. Czasem przez kilka tylko dni, raz przez kilka miesięcy, gdy Sin28

gapur stanie się jego domem na czas pracy na małym parowcu „Vidar”, odbywającym kursy wzdłuż wybrzeży Borneo i Celebesu (dziś Sulawesi). Cały zatem pobyt Conrada w Singapurze to w sumie około ośmiu miesięcy. Dużo jednak dzieje się w tym krótkim czasie. Po spłonięciu „Palestine” Conrad staje wraz z innymi oficerami i załogą przed sądem morskim; wszyscy

oczyszczeni zostają z zarzutu odpowiedzialności za pożar. W roku 1887 przez miesiąc leczony jest w tutejszym europejskim szpitalu – po wypadku na statku, gdy spadająca reja uderzyła go w plecy, miewał, jak czytamy w „Zwierciadle morza”, „zagadkowe okresy bezsilności, nagłe napady tajemniczego bólu”. I tutaj też, w Singapurze, po raz pierwszy mianowany zostaje kapitanem statku.

Kapitan barku „Otago”

Bark „Otago”

Żaglowiec „Otago”, którego ma być kapitanem, znajduje się w Bangkoku, Conrad widzi go więc po raz pierwszy z pokładu parowca, na którym do Bangkoku przypływa. O długim rejsie z powrotem do Singapuru, swoim pierwszym dowództwie, opowiada (dramatyzując nieco prawdziwe wydarzenia) w autobiograficznej „Smudze cienia”. Podczas wielu dni spędzonych na morzu wiatr nie chciał dąć w żagle, załoga chorowała na tropikalne choroby – febrę i cholerę (tak, że nie miał kto ustawiać masztów, a sternikowi ster wypadał z rąk), a pierwszy oficer obłąkańczo wierzył w klątwę. To właśnie mroczne doświadczenie, prze-

żyte niedaleko Singapuru, było dla Conrada jego osobistym wejściem w smugę cienia. Sam Singapur jest tu jednak zarazem miejscem jednego z najszczęśliwszych momentów życia

Cały pobyt Conrada w Singapurze trwał około ośmiu miesięcy. Conrada. Patent kapitański miał już od półtora roku, wciąż pływał jednak jako oficer. Dzień otrzymania nominacji na kapitana opisuje więc jako „dzień cudów”, a o chwilach tuż po wręczeniu mu umowy pisze: „Nie na żarty kręciło mi się w głowie i czułem, jak-

bym miał nogi z waty (...). Spłynąłem w dół po schodach. Przepłynąłem przez urzędowy i imponujący portal. Płynąłem dalej. Używam umyślnie tego słowa zamiast „fruwać”(...) Myślałem tylko: «Na Jowisza! Mam to!» (...) – Spokojnie – mówiłem sobie”.

Conradowskie morza Daleki Wschód i Półwysep Malajski zrobiły na Conradzie ogromne wrażenie. W Singapurze dzieje się akcja wielu jego opowiadań i powieści. Pełne raf i zasadzek „Conradowskie morze” to Morze Południowochińskie, „Conradowskie klimaty” kojarzą się z dusznym,

parnym, gorącym powietrzem Półwyspu Malajskiego. A jednak sam Conrad w książce „Ze wspomnień” pisał: „Pan Hugh Clifford ogłosił był właśnie pierwszy tom szkiców malajskich. (...) Pamiętam, że powiedział wiele rzeczy, od których powinienem był w swej skromności zaczerwienić się po uszy i w końcu rzekł z bezwzględną, lecz dobrotliwą stanowczością człowieka, zwykłego mówić gorzką prawdę nawet potentatom Wschodu (oczywiście dla ich własnego dobra), że właściwie nie mam pojęcia o Malajach. Wiedziałem o tym dobrze. Nie uważałem się nigdy za wyrocznię w tych kwestiach i odpaliłem (dziwię się po dziś dzień swej

10 -12 2012

10 -12 2012

fregata trzymasztowa

szkuner trzymasztowy

jol gaflowy

jol bermudzki

kecz gaflowy

kecz bermudzki

bark

barkentyna

szkuner sztakslowy

brygantyna

brygantyna bramslowa

29


Polonica

Przewodnik turysty i krajoznawcy

zuchwałości): »Naturalnie, że nie mam pojęcia o Malajach. Gdybym wiedział choćby setną część tego, co pan i Frank Swettenham wiecie o nich, to wszyscy by otwarli usta z podziwu.« Hugh Clifford w dalszym ciągu patrzył na mnie dobrotliwie (lecz stanowczo) i wreszcie obaj wybuchnęliśmy śmiechem.”

Przebiegły potwór O samym Singapurze niewiele dowiedzieć możemy się z twórczości Conrada. Pasjonowało go raczej ludzkie wnętrze, niż opis tego, co wokół. Pozostaje więc tylko wrażenie dusznego upału, przesyconego wilgocią powietrza; deszcz pada tu tak intensywnie, jakby po-

30

wietrze zamieniało się nagle w wodę. Pozostaje sylwetka bosego malajskiego policjanta w niebieskim mundurze i malajskich tragarzy kucających z czyimś dobytkiem na trzymanych na ramionach drągach. Pozostaje wiedza, że nieczęsto malajski radża śmieje się na cały głos, i niepokój, jaki rodzą nieruchomo wpatrzone oczy ludzi Wschodu. I jeszcze informacja, że Conradowi zdarzało się urządzać przyjęcia dla Malajów Daleki Wschód i Arabów, tuż po eleBay, gdzie cumowały statki. ganckich śniadaniach i Półwysep Powstał w roku 1887, a zaz Europejczykami. Po- Malajski zrobiły tem dokładnie wtedy, gdy zostaje też mocny błęConrad spędził w Singapukit oceanu, gęsta zie- na Conradzie rze kilka miesięcy. Być moleń roślinności i biel ogromne że więc wcześniej, gdy w peł– biel statków, żagli, ni jeszcze czuł się człowiewrażenie kajut, prześcieradeł, kiem morza, a nie tylko „papoduszek, pokojów, w Singapurze sażerem” i nie potrzebował ubrań. Tą bielą Europa dzieje się akcja potwierdzeń swego z mow Singapurze próburzem związku, luksus hoteje bronić się przed ob- wielu jego lu podobał mu się bardziej? cym malajskim świa- opowiadań Zwłaszcza po wypadku na tem i przed klimatem, statku i leczeniu w szpitalu... który czyha „z niewi- i powieści. Kto wie? Bez wątpienia za dzialnością przebieto mieszkał w Domu Oficegłego potwora”. rów Morskich, już nieistniejącym, Pozostaje też opis ludzi, z któ- tuż obok dawnej poczty – na miejrymi się stykał i niechęć do hote- scu której stoi dziś Fullerton Hotel. lu: „Dla człowieka bez statku, który I w tym miejscu na pewno bywał, zerwał chwilowo z morzem i z ma- choć zarówno budynek poczty, jak rynarza przedzierzgnął się w po- i pisarz odeszli już do przeszłości... tencjalnego pasażera, byłoby może bardziej właściwe udać się do hoSłowa w kamieniu telu. Było to zresztą o rzut kamieTylko tablica pamiątkowa, tu właniem od Urzędu Portowego. Otoczony przystrzyżonymi trawnikami śnie w roku 2004 odsłonięta przez stał tam niski, przypominający pa- prezydenta Kwaśniewskiego, przyłac budynek, z wyeksponowanymi pomina o Josephie Conradzie. białymi kolumnami. Tutaj zdecydo- A dziś – jak okiem sięgnąć nowoczewanie czułbym się jak pasażer! Ob- sne, wysokie, przeszklone wieżowrzuciłem to miejsce wrogim spoj- ce, centra finansowe i zaawansowana rzeniem i udałem do domu Ofice- technologia – w tym Conradowskim rów Marynarki” („Smuga cienia”). niezwykłym, egzotycznym, daleCzy chodzi tu o hotel Raffles, któ- kim, tym w barwach tropikalnej wilry na swej stronie internetowej wy- goci Mieście Lwa; w tym – jak pisał świetla informację, że „przyjmuje Jonasz Kofta – „pomarańczowozłosię”, iż jednym z pierwszych gości tym Singapurze”, „gorąco – otępiabył tam właśnie Joseph Conrad? łym Singapurze”, „pomarańczowoMożliwe. Raffles Hotel syl- wonnym Singapurze”, „zielonojadon wetką rzeczywiście przy- witym Singapurze”... zdjęcia: Jan Wortyński pomina pałac, jest biagrafika: Tomasz Rządkowski ły i eksponuje kolumny. tekst: Monika Woźniak Zgadza się także położenie – niedaleko Marina

10 -12 2012

Jest takie miejsce w Polsce, gdzie góry kłaniają się wodzie, gdzie ciągły dylemat – w góry czy nad wodę – traci swą moc.

Najpiękniejsze trzy godziny P

ieniny – jeden z najniezwyklejszych w Polsce i całej chyba Europie zakątków piękna. Nie wyróżniają się specjalnie wielkością (całkiem niewysokie) ani obszarem (dość małym). Nie ma tu zapierających dech w piersiach wysokości ani kozic skaczących po graniach, nie ma przestrzennych połonin. Jest jednak urok i czar tak wielki, jak w rzadko których górach. Są strome zbocza, skały i piękne polany. Jest łagodny krajobraz zielonych wzgórz, i jest górskie poczucie swobody i grozy, szczególnie, gdy spływa się rzeką. Cóż sprawia, że te góry tak są niezwykłe?

Jak to się wszystko zaczęło… To chyba robota Dunajca. A może raczej dobrego króla, Bolesława Chrobrego? To dzięki niemu przecież, jak mówi legenda, powstał Dunajec… Niegdyś było tu sobie bowiem wielkie jezioro Dunaj. Ludzie, ściśnięci między Pieniński Park Narodowy utworzono w 1932 roku. Pierwsze inicjatywy w tym kierunku podejmowane były od 1921 roku. Obecnie teren Parku zajmuje około 2346 hektarów. Mniejszy jest jedynie Ojcowski PN.

nim i górami, żyli w ciasnocie i niewygodzie. Pewnego dnia przybył jednak w te strony dobry król i ujęty współczuciem kazał ludowi wykuć w skałach spust dla wody, aby pozyskać ziemię do upraw. Niestety! Dla poddanych była to praca ponad siły: „Jakżeć tu łamać skały, co Bóg stworzył i spuszczać Dunaj nieprzejrzany okiem?! Więc do czekana król sam się przyłożył – Ciął! Przeciął skałę, a łomem szerokim Zbiegły się wody aż po Tatrów krajec I opadł Dunaj i ostał Dunajec”. (W.Pol – Obrazy z życia i natury) Inna legenda mówi, że w powstanie Dunajca wmieszały się same Niebiosa, bo gdy Tatarzy najechali górali, Pan Jezus piorunem rozdzielił skały tak, żeby pędząca między nimi woda zatopiła tatarskie wojska. Teorie bardziej naukowe tłumaczą powstanie przełomu ruchami górotwórczymi, a także erozją skał, kruszeniem i wypłukiwaniem ele-

mentów bardziej abrazyjnych i miękkich.

Jak było nieco później… Dziś nie wiadomo już dokładnie, kiedy odbyły się pierwsze flisy. Z początku nie były one turystyczną atrakcją: górale spławiali wodną drogą pnie drzew. Już jednak Jest tu urok na początku wieku XIX sytuacja i czar tak się zmieniła. To właśnie wtedy najwielki, jak prawdopodobniej w rzadko ówczesny właściktórych ciel zamku w Niedzicy, węgierski górach. magnat o wielkopańskiej fantazji, Andrzej Horvath, podejmując hucznie swych gości proponował im jako część atrakcji – spływ. Z pewnością już od roku 1832 spływali Dunajcem kuracjusze ze Szczawnicy, przybywający tłumnie „do wód”. Szczawnica zaczęła być właśnie znana jako 10 -12 2012

barkentyna marslowa

barkentyna bramslowa

szkuner marslowy

parowiec z ożaglowaniem brygantyny szkuner bramslowo-topsowy

31



Przewodnik turysty i krajoznawcy

miejscowość zgoła arkadyjska: „tu jest cel podróży zdrowia szukającego chorego, tu ziemia błogie otworzyła łono, tu z jej macierzyńskich piersi wytryska zbawienna woda na szczęście cierpiącym ludziom” – pisał wówczas Franciszek Herbich. Ideę spływów promował i rozwijał właściciel Szczawnicy, Józef Szalaj. To on rozpoczął ich organizowanie w roku 1832, zaś w 1840 pisał już o flotyllach liczących 10 – 15 łodzi. W 1832 roku Wincenty Pol odbył wycieczkę, którą tak wspominał: „Towarzystwo udające się na spływ przybyło powozami ze Szczawnicy do Czorsztyna, gdzie już od dwóch dni zwożono na wozach łódki. Po zwiedzeniu ruin zamku czorsztyńskiego wszyscy zasiedli w łódkach. Pierwsza Flis po niemiecku oznacza rzekę – der Fluss. W niemieckim rzeka nie płynie, lecz „rzekuje” czyli „fliessen”. Flisak – to ten, który „rzekuje”, czyli płynie, spływa rzeką.

odbiła się od brzegu łódka sołtysa szczawnickiego (...), za nią następne – lecz gdy po przepłynięciu kilkuset metrów flotylla znalazła się u podnóża zamku niedzickiego na węgierskim brzegu, pojawiło się kilkunastu węgierskich panów w boga34

10 -12 2012

Przewodnik turysty i krajoznawcy

tych strojach (...). Z krużganku zamkowego odezwał się marsz Rakoczego, grany przez Cyganów (...). Wieczorem w rzęsiście oświetlonej sali odbył się bal. Tańczono ochoczo mazura, to czardasza, aż po krótkiej lipcowej nocy w okna zajrzał świt”. Od początku uznawano tę podróż za absolutnie wyjątkową i piękną, za „czarodziejską” (jak określił ją w przewodniku Henryk Kratter). Wzburzone wody Dunajca, skały, zakręty, biała piana z rozbijającej się wody budziły jednak nie tylko zachwyt, ale i przerażenie. Głuchoniemy malarz i pamiętnikarz Franciszek Prek pisał w roku 1841: „mnie samemu zdarzyło się siedzieć w łodzi z damą, której wtenczas jeszcze nie znałem, a która bladła, czerwieniła się, trzęsła i płakała na przemiany”. Wciąż jednak główną atrakcją tamtego regionu były kuracje w Szczawnicy, do której przyjeżdżano

w celach nie tyle może nawet leczniczych, co ze względu na modę i obfite życie towarzyskie. Dopiero w latach 50. i 60. XIX stulecia role się odwróciły: odtąd turystyka górska i spływy Dunajcem stały się tym, co najmocniej przyciągało do odwiedzin w Pieninach. Może właśnie dlatego w roku 1962, obchodząc uroczyście nadanie Szczawnicy praw miejskich, ogłoszono także wielki spływ w stulecie pierwszych spływów – mimo, że tak naprawdę od pierwszych spływów mijało wtedy już co najmniej 130, a może nawet 150 lat. Tak czy inaczej – w Sromowcach Górnych umieszczono pamiątkową tablicę, a w jubileuszowym spływie na dwustu tratwach płynęło półtora tysiąca osób!

Jak pływano? Z pompą! Dłubanki łączono po dwie, albo i po trzy; wytworne panie siadały przy eleganckich panach i z wzmiankowaną już trwogą patrzyły na wzburzoną rzekę i bałwany przewalające się pomiędzy mijanymi skałami. Na tratwach w środku spływu zasiadała orkiestra, tak, aby lepiej bawić towarzystwo i aby wszyscy słyszeli muzykę. Na inną łódź zabierano moździerz, strzelając w miejscach, w których najlepiej niosło się echo. Huk odbijał się od skał, powracał, znów odbijał się, aż wreszcie cichł i oddalał już na dobre.

Może to stąd wzięła się nazwa jednej ze skał: Hukowa Skała... Koniec XIX wieku to już spływy „na całego”. Wciąż jeszcze pływano na wywrotnych dłubankach, łączono je jednak teraz nawet po cztery razem, by zwiększyć stabilność i zabrać więcej chętnych. Łodzie zbijane z desek, podobne do dzisiejszych, rozpowszechniły się dopiero w latach międzywojennych. Za przeprawę pobierano opłaty, a flisacy zabawiali towarzystwo (jak robią to do dziś) swoim bajaniem i pytaniami: po której stronie zostawimy tę górę? w którą stronę skręci teraz rzeka? W Szczawnicy przypływający witani byli owacyjnie; grała orkiestra, płonęły ogniska, kuglarze czynili swe sztuczki, łodzie przepływały pod girlandami, dziewczęta zanurzone po uda w wodzie wyczekiwały na przystojnych chłopców. W takich warunkach frekwencja na spływach szybko rosła, dochodząc w roku 1938 do 20.000 turystów. Czasem wynikały też jednak spory pomiędzy samymi flisakami, a nawet flisakami i turystami. Konieczne więc było ujęcie w karby organizacyjne przedsięwzięcia i w roku 1934 zawiązano „Stowarzyszenie Flisaków Pienińskich”.

Ujednolicono ich kwalifikacje dzięki wprowadzeniu egzaminów poprzedzonych trzyletnim szkoleniem. Założono nawet sobą kurtkę przespecjalną plantację topo- Wytworne panie ciwdeszczową, a takli, z drewna których pro- siadały przy dukowano tratwy. W roeleganckich panach że sweter lub kamizelkę. Przyda się również ku 1934 Dunajcem spłynął ówczesny prezydent i z wzmiankowaną małe co nieco, bo częPolski, Ignacy Mościcki. już trwogą patrzyły sto do czasu spływu należy doliczyć jeszcze Dalszy rozwój spłygodzinkę w kolejce po wów przerwała woj- na wzburzoną bilety. na. Warto jednak przy- rzekę i bałwany Czy impreza jest pomnieć, że któregoś przewalające bezpieczna? Tak, chodnia gestapo obstawiło ciaż są wypadki. Najprzystanie i trasę spły- się pomiędzy wu, obsadziło też resz- mijanymi skałami. bardziej tragiczny miał miejsce w 1960 roku. tę czółen, bo w jednym Wówczas to na dwie z nich – w czółnie Jacka Majcherczyka – zasiadł ówcze- tratwy (spięte po sześć, a nie po pięć sny satrapa Hans Frank. Sam Jacek czółen) wtłoczono ponad 40 osób Majcherczyk po wojnie zginął tra- – wycieczkę uczniów z Nowej Hugicznie na przełęczy Snozka przy ty. W pewnym miejscu fala chlusnęła na jedną z łodzi. Przestraszetransporcie powrotnym łodzi. ni uczniowie rzucili się na jej przeciwległy kraniec, ta przechyliła się Jak jest na spływie? i wszyscy wpadli do wody. Utonęło Wzięcie udziału w spływie nie wówczas 16 uczniów, nauczycielka wymaga specjalnego ekwipunku. i flisak. Pozostałych przy życiu fliMożna go odbyć w stroju dowol- saków sąd skazał na kilka lat więnym. Trzeba jednak pamiętać, że zienia. impreza trwa 2,5-3 godzin, a w ciąDo czasu wybudowania zapogu takiego czasu w górach może się ry czorsztyńskiej spływ zaczynał się wiele wydarzyć. Zmiany po- poniżej przełomu czorsztyńskiego, gody następują tu czę- u podnóży zamku w Niedzicy: jesto błyskawicz- go trasa była o 6,5 km dłuższa, niż nie. Warto obecnie. mieć ze Teraz spływy zaczynają się w Sromowcach Wyżnych. Turyści na biletach mają wypisane numery tratw i po wywołaniu wsiadają do właściwych łodzi. Do każdego zestawu wchodzi 10 dorosłych lub 8 dorosłych i 4 dzieci. Czółna składające się na łódź mają blisko 6 metrów 10 -12 2012

35


rzewodnik TurysTy TPradycja

długości i niecałe pół metra szerokości. Wymoszczone są gałęziami świerczyny dla ograniczenia chlapania i do wycierania obuwia. Flisacy – mistrz na przedzie i pomocnik z tyłu – odpychają tratwy od dna trzy – czterometrowymi żerdziami, zwanymi „spryskami”.

Proszę wsiadać! Odpływamy! W Sromowcach zaczynamy spokojnie, doliną płaską a szeroką. Rzeka rozlewa się i nie jest tu głęboka. Mijamy Macelową Górę. Tu jest już głębiej i tu rozegrała się opisana wcześniej katastrofa. Dopływamy do Sromowców Średnich – po słowackiej stronie Szwaby Niżne, bo tak nazywała się osada, założona przez kolonistów z Niemiec (dziś część Czerwonego Kościoła). Widać stąd Trzy Korony, a za plecami są Tatry. Odrobinę dalej – Czerwony Klasztor – cenny zabytek z XIV wieku. To jeden z tamtejszych mnichów, jak mówi legenda, w XVIII wieku skonstruował skrzydła i niczym Ikar przeleciał z Trzech Koron aż pod samiuśkie Tatry... Rzeczywiście, jeszcze niedawno do pokonania rzeki w Sromowach przydatne byłyby skrzydła. Kilka lat temu oddano tu jednak do użytku nowoczesną kładkę dla pieszych, która dodatkowo zwiększyła atrakcyjność tych miejsc. Po chwili wpływamy do właściwego przełomu. Trzykilometrowy w linii prostej odcinek na rzece mierzy osiem kilometrów. Dunajec lawiruje tu pośród skał, skrę36

10 -12 2012

TemaT miesiąca

i krajoznawcy

podziwiać postacie siedmiu mnichów zaklętych w skały. Za chwilę kolejny mocny akcent. To WilFlisacy – mistrz cza Skała, z której wilk na przedzie w pogoni za owcą wpadł ca, błądzi. Pły- i pomocnik z tyłu w przepaść, a także iglinie raz szybciej, ca Głowy Cukru i Sokoliraz wolniej, roz- – odpychają ca – królowa pienińskich lewając się szeroko, tratwy od dna skał. Ponad trzysta meaż wreszcie wpada czterometrowymi trów pionowego urwiska do przełomu zwanetuż przy brzegu! Dalej, po go Zbójeckim lub Ja- żerdziami, prawej stronie przy Dronosikowym Skokiem. zwanymi dze Pienińskiej zaznaTo najgłębsze miejsce czony jest na skale punkt, na rzece. Flisacy mó- „spryskami”. do którego sięgała woda wią nawet o osiemnaw czasie rekordowej postu metrach pod trawodzi w 1934 roku. Pratwą! Ile jest naprawdę – nie wiado- wie sześć metrów ponad normalny mo, ale spryski ciskane pionowo stan! Dunajec toczył wówczas dwa w wodę prędko nie wypływają... To razy więcej wody niż Wisła w Warw tym miejscu, jak chce legenda, Ja- szawie. nosik przeskoczył Dunajec uciekaPrzed nami jeszcze tylko Hukojąc przed kulami cesarskich żołnie- wa Skała. W tym miejscu niegdyś rzy. Do dziś widać na skale odcisk moździerze odzywały się po raz jego kierpców... ostatni bawiąc echem spływających Niewiele dalej, po słowackiej kuracjuszy, a czekającym w Szczawstronie, widać już „Pienińską Dro- nicy oznajmiając rychłe nadejście gę” – fantastyczny szlak spacerowy tratw. dla pieszych i rowerzystów wzdłuż Spływ powoli się kończy, dopłybrzegu Dunajca, za CK Monarchii wamy do Szczawnicy. Mijamy przew całości pobudowany przez Pola- prawę promową dla pieszych. Nieco ków dla wygody gości Szczawnicy. dalej znajdował się tu kiedyś most, Tu na rzece można spotykać rów- ale został zniesiony przez powódź nież i słowackie łodzie. z 1934 roku. Do tej pory go nie odCzy to już koniec trasy? Dro- budowano. Góry się kończą, rzeka gę rzece zastępuje stupięćdziesię- łagodnieje, zaczyna się cywilizacja. ciometrowe urwisko, a na nim od- Większość turystów tu, w Szczawciśnięty kształt orła. Rzeka jednak nicy, kończy swoją wycieczkę, nieostro skręca, rzucając tratwy mię- liczni zobaczą jeszcze pomnik flidzy głazy i wiry, jakby rozpaczliwie saka na rzece i dopłyną do Kroznajdując wyjście z matni. Uff, by- ścienka. n zdjęcia i tekst: Jan Wortyński ło gorąco, teraz wszakże jest chwila odpoczynku. Woda uspokaja się – więc i flisacy się odprężają, i znów zaczynają swoje bajanie. Można teraz spokojnie

Radosne Święto

Wszystkich Świętych i smutny Dzień Zaduszny Philippe Aries, wybitny francuski historyk zmarły w roku 1984, w swojej książce „Człowiek i śmierć” opisał, jak zmieniał się w Europie stosunek do śmierci.

K

ierunek tych zmian – to odsuwanie myśli o niej, ukrywanie umierania, przeniesienie śmierci do szpitali, a cmentarzy poza obręb miast. Wiele się zmieniło od średniowiecza, w którym powstawały specjalne podręczniki dobrego umierania (ars moriendi, osobne dla kupców, księży, rycerzy), a taniec śmierci był jednym z dominujących motywów sztuki (wielki tancerz Śmierć porywa do swego tańca wszystkich – starych i młodych, bogatych i biednych, chłopów i biskupów – i wreszcie wszyscy są sobie równi). Śmierć była wówczas oswojona; dziś wygnaliśmy ją z naszego codziennego życia, udając, że nie istnieje. Takie wnioski wysnuwa Aries. Są jednak te dwa dni w naszej polskiej kulturze, w ciągu których wciąż myślimy o śmierci: w sposób radosny i pełen nadziei, i w sposób smutny, podszyty lękiem. W kulturę europejską szansę spojrzenia na śmierć jako na nadzieję wprowadziło chrześcijaństwo. Mimo strachu przed piekłem chrześcijanin wierzy, że moment śmierci to szansa na wejście w wieczną radość i miłość; w „siódme niebo”, jak pisał św. Paweł.

W starożytności greckiej i rzymskiej śmierć przynieść mogła jedynie karę (jak Syzyfowi i innym cierpiącym w Tartarze) lub spokój (jak na Polach Elizejskich w Hadesie). Nie było przed umierającym Grekiem nadziei na to, co nazywamy pełnią: pełnym życiem, pełną miłością, pełną radością. Dusza Achillesa, największego herosa antyku, mówi Odyseuszowi: „Nie zachwalaj mi śmierci(...)! Wolałbym za parobka służyć na cudzej roli, u biednego chłopa, który ledwo się może utrzymać, niż tu panować nad wszystkimi, co znikli ze świata” („Odyseja”, tłum. Parandowskiego). Chrześcijaństwo zmieniło ten wizerunek życia po śmierci. Dlatego dzień 1 listopada, dzień Wszystkich Świętych, to święto radosne: myśli się bowiem o tych, którzy to wieczne SZCZĘŚCIE już osiągnęli, tych, dla których pełnia radości już trwa. I snuje się własne nadzieje na przyszłość. Czym innym jest 2 listopada, Dzień Zaduszny. To właściwe święto zmarłych. Jego obchody zapoczątkował w roku 998 święty Odilion, opat z Cluny, jako dzień modlitw za dusze przebywające w czyśćcu. To wówczas dusze zmar-

łych, według wierzeń ludowych, pojawiają się po tej stronie śmierci. Światła palone dawniej na rozstajach dróg i na cmentarzach miały wskazywać drogę do domów. Dlatego przygotowywano dla nich posiłek i wystrzegano się czynności, które mogłyby je urazić, skaleczyć lub rozgnieść. Dusze błąkające się wciąż po ziemi lub cierpiące w czyśćcu wzywano podczas pogańskiego, starosłowiańskiego obrzędu dziadów. Według "Dziadów" Mickiewiczowskich, by pomóc im dostać się do nieba wystarczała czasem krztyna posiłku, dwa ziarnka goryczy dla zbyt szczęśliwych na ziemi, modlitwa. Dzień Zaduszny to – w przeciwieństwie do Wszystkich Świętych – w naszej tradycji dzień zadumy, spokoju, namysłu i lęku. Światła na grobach miały nie tylko wskazywać drogę, ale i zapobiegać wydostaniu się z grobów upiorów. Oba te dni są dziś przypomnieniem. Nie tylko o tych, którzy żyli. I nie tylko dla wierzących chrześcijan. Przede wszystkim przypominają nam – o nas. Wbrew pozorom antyczne, epikurejskie wezwanie „carpe diem” (korzystaj z dnia) i biblijny motyw vanitas (marność) z tyczącej się naszego przemijania księgi Koheleta mówią o tym samym: umrzemy – więc dobrze wykorzystajmy życie. n zdjęcie: Paweł Turek tekst: MAW 10 -12 2012

37


Temat miesiąca

Historii uczymy się zewsząd. Najpierw o królewnach i rycerzach opowiadały nam mamy i babcie; i dziadek, który sam był ułanem, albo widział cesarza… Czerpana stąd wiedza mieszała się wtedy z bajkami, baśniami i legendami; już nawet się nie pamięta, co było prawdą, a co tylko szelestem ust. Historia docierała też do nas przez stare budynki, drzewa przy drodze do przedszkola i szkoły, i wreszcie – przez naukę przedmiotu, zwanego historią… 38

10 -12 2012

Temat miesiąca

Co się stało 16 września 1939r.?

A

le przecież HISTORIA wciąż jest wokół nas, otacza swoją tajemnicą, choć nie każdy potrafi ją zauważyć. Czasem wystarczy się zatrzymać, rozejrzeć dookoła – i można ją dostrzec, zwłaszcza tam, gdzie brak pośpiechu, gdzie panuje zaduma, wieczny spokój i cisza.

Wojenna opowieść W tych chwilach, gdy spotykamy się w na cmentarzach, aby pomodlić się za spokój dusz naszych bliskich, warto, zwłaszcza przy ładnej pogodzie, wybrać się także na spacer po starych alejkach, przyjrzeć nagrobkom tych, którzy odeszli. Warto przeczytać epitafia: tam właśnie przecież często wyryta jest HISTORIA, nie tylko spoczywających w tym czy innym grobie, ale zarazem historia wiosek, miasteczek i całych miast. Zwłaszcza w Polsce. O grobach Warszawy i Krakowa nie będzie tu mowy. Będzie o dwóch mniejszych miejscowościach. Pierwsza z nich to Zduny na Ziemi Łowickiej. I data 16 września 1939 roku, powtarzająca się na wielu grobach. Co się wówczas stało? Co spowodowało, że tylu ludzi tego dnia znalazło swoją śmierć? A może to

ona sama nagle a niespodziewanie przyszła do nich? Jak? Podpowiedź zawarta jest w dacie. Tak, to wojna, kampania wrześniowa i Bitwa nad Bzurą. I okrutny, nieludzki sposób prowadzenia walk przez hitlerowców. Te cywilne groby zwykłych ludzi są zresztą tylko zapowiedzią tego, co stało się zaraz po opanowaniu Polski. Niedaleko, parę kwater dalej, leżą Ci, którym nie dane było żyć, którzy oddali swe młode życie za złe decyzje możniejszych od siebie… Leżą w równych szeregach, przecież to Żołnierze.

Straż Imperium Druga miejscowość to niewielkie miasteczko na krańcach Ziemi Dobrzyńskiej. Tamtejszy cmentarz jest przykładem tygla historii: obok grobów powstańców z 1863 roku – groby Rosjan z początku wieku XX. Rypin. Jeszcze sto lat temu na krańcach Królestwa Polskiego. Miejscowość wówczas nieomal graniczna – do Prus stamtąd zaledwie kilkanaście kilometrów. Dlatego stacjo-

nuje tam rosyjska Rypińska Brygada Straży Granicznej. Zadanie – strzeżenie granic Imperium Rosyjskiego. Przed kim? Przed szpiegami i przemytnikami. A ci widocznie potrafili bronić swego towaru, bo skąd inaczej tyle grobów młodych ludzi o rosyjskich i tatarskich nazwiskach? Po śmierci nie odesłano ich do ojczyzny – za daleko. Złożono do ziemi, której bronili, i którą okupowali. Są tu też zresztą i starsi, wiekiem i stopniem – „szarża” – jak to wtenczas mówiono. Cóż, w wojsku carskim służyło się 25 lat, dla wielu – całe życie. Rypińska Brygada miała też zapobiegać, co oczywiste, samowolnemu przekraczaniu granicy, zwłaszcza przez Polaków – niedawnych sąsiadów – podzielonych nagle na tych z Prus i tych z Rosji. Pisze Natal Sulerzyński, poseł Ziemi Pruskiej na Sejm w Berlinie w swoich „Pamiętnikach” (15 lipca 1858): „Następna misja (chodzi o misje jezuitów, zachęcających lud polski do porzucenia alkoholu – dop. red.)

Bitwa nad Bzurą – największa bitwa kampanii wrześniowej. Rozegrała się w dniach od 9 do 22 września 1939 roku. Została stoczona przez dwie polskie armie „Poznań” i „Pomorze” z niemieckimi 8 Armią i 10 Armią z Grupy Armii Południe. Mimo początkowych sukcesów zakończyła się klęską wojsk polskich. 10 -12 2012

39


Temat miesiąca

Powstanie styczniowe – polskie powstanie narodowe przeciwko Imperium Rosyjskiemu, ogłoszone manifestem z 22 stycznia 1863 roku wydanym w Warszawie przez Tymczasowy Rząd Narodowy, spowodowane narastającym rosyjskim terrorem wobec polskiego biernego oporu, trwało do jesieni 1864. Ostatnim jego wodzem i dyktatorem był Romuald Traugutt.

była w Golubiu. Była to niedziela, pojechałem – tysiące ludu świątecznie ubranego, widzę – otacza kaznodzieję, ale na uboczu spostrzegam kobiety suszące na słońcu suknie pod samą szyję zmaczane. Pytam się, co to znaczy? „Myśmy przez Drwęcę przebrnęli, bo nas kozacy przez most puścić nie chcieli.” Spieszę więc nad rzekę, gdzie mi się rozczulający przedsta-

wia widok. Na przeciwległej stromej którzy znają cyrylicę, jest w Polnadbrzeżnej górze widzę masy kobiet sce coraz mniej. Na niektórych sposobiących się do przebycia wpław grobach można wciąż zobaczyć głęboką i bystrą rzekę. Kilku objesz- i kwiaty, i znicze, ale przecież już czyków częścią na koniach, częścią nie od bliskich. Już i chyba nie ma pieszo, patrolują na tamtym brzegu, nawet tych, którzy ich pamiętają. żeby wzbraniać przejście. Z pruskiej Dobrym, polskim zwyczajem jest strony dziarskie parobki z długimi postawić świeczkę na samotnym, tykami pilnują, jak śmiałe dziewu- opuszczonym grobie. chy rzucają się do wody, I jeszcze jeden oba kiedy we środku głę- Groby powstańców razek z tego samego bia i prąd wody zagra- rozsiane są po całym cmentarza i z tych saża je porwać, podają im mych czasów zaboowe tyki i przyciągają na kraju, również rów. Tam: młodzi robrzeg, wyszydzając zgłu- i w miejscach, syjscy chłopcy, którzy piałych objeszczyków, zginęli tak, jak im kaktórych którzy przeszkodzić tezano, w obcym kraju, mu nie mogą. Pokazują daremnie szukać na obcym posterunsię i urzędnicy celni nad w podręcznikach. ku, broniąc granicy brzegiem, ale zdawało swego Imperium. Tu: mi się, że ta odwaga pobożnego lu- ci, którzy tych Rosjan próbowali du i ich serca poruszać musiała, bo wyrzucić z zabranego przez nich nie słyszałem, aby patrolujących żoł- kraju. I zresztą, gdyby się udało, nierzy do większej gorliwości w prze- Rypińska Straż Graniczna skońszkodzeniu przeprawom zachęcali. czyłaby służbę i nie byłoby na ryKilka godzin zabawiłem nad rzeką, pińskim cmentarzu tylu grobów bo nie mogłem się oderwać od przy- jej członków. glądania się tej scenie w ciągłej obaMowa o uczestnikach wie o nieszczęśliwy wypadek, a myśl powstania styczniowedo nieba płynęła: azali to długo jesz- go. Uczymy się w szkocze Bóg cierpieć będzie, żeby nam łach, że branka, że walki, wolno nie było, na naszej ziemi, swo- że Traugutt, że Żyrzyn, bodnie modły do Niego zanosić. Kil- że… Ale groby uczestkaset ludzi tym sposobem z okolicz- ników powstania roznych polskich wsi przybyło do Golu- siane są po całym kraju, bia i zachodziło pytanie, czy tą samą również i w miejscach, drogą nad wieczorem (...) powracać których daremnie szubędą, ale ze strony władz sąsiednie- kać w podręcznikach. go Dobrzynia uznano, ze lepiej bę- Pamiętajmy i o tych Podzie unikać awantury, i otworzono wstańcach, o których na oścież bramę graniczną.”. nie ma już kto pamięMija teraz sto lat od odejścia tać – choćby tylko raz ówczesnych władców i tych, na w roku. których przemocy opierała się ich Kiedyś więksiła. Zostały po nich tyl- s zość grobów ko groby i nazwa uli- miała jedynie cy: Koszarowa. Groby krzyż i tabliczkę, pomników i płyt nagrobnych było nieBranka młodych Polaków wiele. I one wkrótce do wojska rosyjskiego mogą zniknąć; pow styczniu 1863 w Warszawie odbyła się na podstastawmy znicz i zawie imiennych list, przydumajmy się nad spieszyła wybuch powstalosem tych, któnia styczniowego. rzy byli na ziemi nadgryzione zębem wcześniej od czasu, pochylone, nas, jak żyrozpadające się. li, cieszyli się, Jeszcze tu i ów- śmiali i umierali. dzie da się odA jak będą żyć ci, czytać niektóre którzy tu przyjdą za 100 lat? n tekst i zdjęcia: Jan Wortyński „bukwy”, ale i tych,

Temat miesiąca

Macewy

objęte przez drzewa Idącemu ulicą Hażlaską w Cieszynie przechodniowi trudno przypuszczać, że tuż obok znajdzie takie cuda natury. Mija budynek w kompletnej ruinie, obok niego dostrzega chaszcze i drzewa chronione porozrywaną resztką siatkowego płotu.

T

rudno uwierzyć, że ten zaniedbany zakątek to cenny zabytek miasta i miejsce narodowej pamięci. To tu znajduje się stary cmentarz żydowski (kirkut) z połowy XVII wieku – do połowy wieku XIX jedyny żydowski cmentarz na Śląsku Cieszyńskim. Jest jedną z najstarszych żydowskich nekropolii na polskich ziemiach. Służył całej gminie żydowskiej jeszcze na początku XX wieku. Los sprawił, że przetrwał czas ostatniej wojny. Inaczej, niestety, stało się z żyjącymi tu wówczas Żydami. Tuż przed wybuchem II wojny światowej w Cieszynie (który w 1938 roku połączony został w jedno miasto) mieszkało około 2,8 tysiąca Żydów.

Wszyscy zostali przez Niemców wysiedleni i wymordowani, a ich synagogi i domy modlitwy spalone. Tylko jedna synagoga, którą dziś zobaczyć można w Czeskim Cieszynie, jakimś cudem ocalała. Dlatego

Macewa Żydowski nagrobek, najczęściej w formie prostokątnej płyty kamiennej lub drewnianej (od XIX w. także żeliwnej) zakończonej linią prostą, trójkątem, półkolem lub dwoma odcinkami koła.

Dom przedpogrzebowy obrośnięty bluszczem 10 -12 2012

41


Temat miesiąca

stary cmentarz przy ul. Hażlaskiej to jedyny teraz po polskiej stronie niemy świadek mieszkającej tu dawniej znacznej społeczności żydowskiej.

Powstanie kirkutu

Kalendarz żydowski Lata w nim liczy się od stworzenia świata, które wg ustaleń żydowskich autorytetów religijnych nastąpiło 7 października 3761 p.n.e. W roku 2012 trwa żydowski rok 5772/5773.

na Śląsku (po opłaceniu odpowiedniego podatku) dopiero po roku 1713 roku, kiedy to cesarz Karol VI ogłosił edykt tolerancyjny. Przyniosło to oczywiście także konieczność powiększenia żydowskiego „domu wieczności”.

Nekropolia powstała dzięki aprobacie cieszyńskiej księżnej Elżbiety Lukrecji. W 1647 roku udzieliła ona zezwolenia na wytyczeChewra Kadischa nie miejsca, Bogaci Singerowie pieniądze za w którym chować pochówek pobierali tylko od zamożna możniejszych rodzin, ubogich by było cia- współwyznawców chowali na swój ła zmarłych koszt. W 1785 roku cmentarz przeczłonków rodziny i służby Jaku- jęła na własność gmina żydowska. ba Singera. Był on jednym z dwóch Rychło do cmentarza włączono tebraci, wynajętych przez księżnę do ren sąsiadującego z nim opuszczopoboru myta w mieście i księstwie. nego kamieniołomu. Otoczono całość murem, który roPozostał na stałe w Cieszynie i założył tamtejszą naj- W 1785 roku zebrany został dopiero w roku 2002. Powstał tu starszą rodzinę żydowską. także nieduży szpital dla Cmentarz urządził, jak się cmentarz chorych Żydów. Miejsc przypuszcza, na gruntach przejęła na do pochówku zabrakło pozyskanych od mieszw roku 1907, zgodnie jedczanina Jana Kraua. Był to własność nak z zasadami judaizmu zresztą początkowo cmen- gmina cmentarz jest nienarutarzyk maleńki. szalny, dopóki trwa wieNajstarsze macewy, któ- żydowska. dza o jego lokalizacji. rych inskrypcje da się jeszCmentarz ten to spory kawałek cze odczytać, pochodzą z końca XVII wieku i należą do rodziny Sin- historii Cieszyna. Spoczywa na nim gerów oraz do spokrewnionej z nią wiele znamienitych postaci, dzięki rodziny Zifferów. Inni Żydzi zyska- którym miasto rozkwitało, spoczyli bowiem możliwość osiedlania się wają też przedstawiciele świetniej-

42

10 -12 2012

Temat miesiąca

Na przewróconej płycie można nadal odczytać daty z kalendarza hebrajskiego

szych rodów z całego Śląska Cieszyńskiego. Poświadczają to napisy na nagrobkach, sporządzone (tylko z jednym polskim wyjątkiem) po hebrajsku (na starszych) i niemiecku (na nowszych) macewach. Na tych najstarszych napisy były często nie ryte, lecz malowane. Podzielony na siedem kwater, liczący około dwóch tysięcy macew, cmentarz dawniej był bardzo zadbany. Troszczyli się o niego strażnik oraz członkowie bractwa pogrzebowego „Chewra Kadischa”. Przy cmentarzu istniał też dom przedpogrzebowy z mieszkaniem dla strażnika i stajnią dla

koni z karawanem. Za pieniądze ze specjalnie założonego funduszu odnawiano również i te nagrobki zmarłych, którymi nikt z dalszej rodziny już się nie zajmował. Dziś królują tu chaszcze. Dawny dom przedpogrzebowy to widoczna z ulicy ruina. Część nagrobków została skradziona i zniszczona, inne kruszeją ze starości. Nie były zresztą wykonane z dobrego kamienia.

Zapomniana nekropolia Pozostawiony bez opieki cmentarz jednak nie umarł. Zmienił się w fascynujące zbiorowisko roślinności. Po całym terenie rozrósł się bujnie chroniony bluszcz pospolity, miejscami obficie kwitnący. Rosną tu czarne bzy i leszczyna, bar-

go lasu z poszyciem i runem. Ale przyrodników najbardziej pociąga najw iększa osobliwość tego cmentarza, a pewnie i regionu. Nazwali ją „symbiozą drzew i nagrobków”. Drzewa rosnące w pobliżu macew zaczęły tu bowiem obrastać kamienne nagrobki i powstały połączenia o niezwykłych kształtach. Macewy są w rozmaity sposób winek i obrazki plamiste. podparte, okolone, W niebo wystrzeliwu- Zadbany wchłonięte do poją wysokie na dwadziełowy, objęte przez ścia metrów jesiony wy- i udostępniony drzewa. Przyspiesza niosłe, o pniach grubych do zwiedzania to ich niszczenie, nawet na dwa i pół meale też tworzy unitra. Rośnie tu zresztą po- stary kirkut byłby katowe cuda natury, nad dwieście osiemdzie- wielką atrakcją rzadko gdzie indziej siąt drzew - klony, robioglądane. nie, wierzby, turystyczną grodu Szkoda tylko, że dęby. Sta- na Olzą. tak stary kirkut jest ry cmenw tak tragicznym tarz tak stanie. Ogrodzony, jest już zarośnięty, zadbany, uprzątnięty, udostępże zaczyna przypo- niony do zwiedzania byłby wielminać biotop małe- ką atrakcją turystyczną grodu nad Olzą. Miejscem, z którego uczyć się można historii i w którym naKirkut ocznie przekonać się można, jak Polskie określenie cmentarza żydowskieludzkie życie i śmierć oplatane są go od wieków używane przez Polaków, głównie mieszkańców Galicji (od niem. przez naturę. n sł. Kirchhof – cmentarz przykościelny).

zdjęcia: Kuba Michalski tekst: Krzysztof Wojtasiński

10 -12 2012

43


Najdalej, Najszerzej, Najbłębiej...

Najdalej, Najszerzej, Najbłębiej...

Najdalej na południe.

przedwojenne geografowie polscy wspominają o źródle Sanu wypływającym spomiędzy chat wiejskich. Na nich też powołuje się Wojciech Krukar, bieszczadzki przewodnik, piszący, że źródło rzeki znajduje się pod Diwczą, w środku budki z białej cegły – choć domków wokół już dawno nie ma. W sprawie głównego źródła Sanu wciąż trwają zażarte dyskusje.

Sianki

Kolczaste druty granicy

W

Patrząc na spokojne okolice Sianek trudno wyobrazić sobie burzliwe dzieje tych terenów.

ieś lokowana w roku 1560 przez ród Kmitów, w latach zaborów była częścią Galicji; w czasie II wojny przebiegała przez nią granica między Niemcami a ZSSR. W roku 1951 została formalnie podzielona między Polskę i radziecką wówczas Ukrainę. Dziś po stronie polskiej czas jakby się zatrzymał, a nawet cofnął do XV wieku; po stronie ukraińskiej czas płynie nadal i można też wyruszyć stąd w ciekawą podróż linią kolejową północnych Karpat.

Tam, gdzie źródło ma San Sianki to najdalej na południe wysunięta miejscowość w Polsce.

Położone na terenie gminy Lutowiska, w powiecie bieszczadzkim, swoją nazwę wywodzą od źródła rzeki San. Wcześniejsze nazwy to Sanskie (1580) i Szanskie (1589). W języku praindoeuropejskim słowo san oznaczało wartki strumień, w języku galijskim – rzekę. Nazwa miejscowości znaczyłaby zatem po prostu „strumienne” lub „rzeczne”. Obecnie głównym celem wyprawy w te strony jest chęć ujrzenia słynnego grobu hrabiny – ostatniej właścicielki Sianek, oraz wspomnianego źródła Sanu, przy którym postawiono obelisk z napisem w języku ukraińskim: “витік р. Сян” (źródło rzeki San). Co ciekawe, za główne źródło Sanu uznane zostało ono do-

piero w roku 1996 przez geografów z Uniwersytetu Lwowskiego. Wtedy to prawosławny kapłan poświęcił wodę, wtedy też ustawiono obelisk. Wcześniej, za panowania Austriaków, specjalna komisja stwierdziła, że źródłem jest strumyk wypływający spod Opołonka; później uznano, że to tylko źródło lewego dopływu Sanu, Niedźwiedzia. Komisja rosyjsko-niemiecka za źródło uznała to tryskające w lesie Rubań, na stokach Piniaszkowskiego, niedaleko słupka granicznego nr 233, taka jest też opinia kartografów z Wojskowego Instytutu Geografii. Etymologia nazwy wioski wskazywałaby jednak być może na umiejscowienie źródła w niej samej. Pamiętający czasy

Turyści odwiedzający Sianki w nie tak jeszcze odległym czasie, bowiem przed utworzeniem niepodległej Ukrainy, przybywali tu również z innego powodu. Była nim okazja zbliżenia się do graniczącego z Polską, owianego legendą, ZSRR. Widoczna po drugiej stronie granicy miejscowość to część Sianek, która przed wojną należała do Polski. Jeden z ówczesnych wędrowców tak wspomina to miejsce: „przez wiele lat, gdy przekroczenie granicy polsko -radzieckiej było wyczynem bodaj czy nie trudniejszym od uzyskania wizy USA, wielce liczni w tamtych czasach miłośnicy Bieszczadów poczytywali sobie za punkt honoru dotarcie na cmentarz w Siankach, wyludnionej po II wojnie wsi, położonej na samym końcu tzw. worka, czyli najbardziej na południe wysuniętego zakątka Polski. Nie wiodły tam żadne szlaki, długo nie było dróg; uciążliwy marsz wynagradzało jednak obejrzenie grobowca dawnych właścicieli wsi – hrabiów Kalinowskich – oraz możliwość zerknięcia na ukraińską (a wówczas jeszcze: radziecką), odseparowaną od świata (...) drutami kolczastymi, wieżyczkami obserwacyjnymi i czujnymi patrolami wojsk pogranicznych, stację kolejową.”

z pierwszych miejscowości w najbliższej okolicy była Turka. Władysław Pulnarowicz, polski senator, urodzony tam w roku 1889, wspominał: „Było to jedno morze lasów, z którego jak wyspa wystawały siniejące w oddali szczyty Beskidu (…) Niezgłębione obszary leśnej puszczy pełne były zwierzyny dziś rzadkiej, albo już całkiem zaginionej, a której ślad pozostał tutaj w nazwaniach niektórych miejscowości. Turka sama bierze nazwę od pierwotnych mieszkańców tych puszcz, mianowicie od turów, a nie od Turków jak niektórzy sądzą. Podobnie Tureczki niżne, wyżne, Turze”. Pochodzenia nazw pozostałych miejscowości łatwo już się domyślić: Boberka, Łosiniec, Zubrzyca, Sokoliki, Wołcze. Pierwszymi właścicielami opisywanych terenów była rodzina Tureckich. Turkę wraz z należącym do dóbr królewskich pustkowiem leśnym otrzymali w 1431 roku od Władysława Jagiełły za zasługi w obronie Polski i króla. Warto wspomnieć, że przywilej nadawczy obciążał ob-

darowanych i ich następców obowiązkiem służby królowi Jagielle i jego następcom w każdej wojennej ekspedycji. Tureccy wypełnili swój obowiązek i po walce z Turkami w 1444 roku, tym razem od Władysława Warneńczyka, dostali kolejne tereny nad górnym Sanem. W XVI wieku odsprzedali je rodzinie Kmitów Sobieńskich. W następnych latach Sianki przechodziły w posiadanie kolejnych rodów. Najdłużej znajdowały się w ręku Stroińskich. To właśnie groby Klary z Kalinowskich i Franciszka Stroińskich odwiedzamy dziś po polskiej stronie Sianek.

Niezwykłe walory kolejowej linii Choć teraz trudno w to uwierzyć, w pierwszej połowie XX wieku Sianki były popularną miejscowością turystyczną. Niebagatelny w tym udział miała budowa nowej linii kolejowej. Jej niezwykłe walory turystyczne doceniono bardzo szybko. Mieczysław Orłowicz w wydanym w 1919 roku we Lwowie „Ilustrowanym przewodniku po Galicyi, Bukowinie, Spiżu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim” pisał: „Za przystankiem na przełęczy zaczyna się partya, która jest bezsprzecznie najpiękniejszą linią kolejową północnych Karpat.

Tury, Turka i Tureccy

Żródło Sanu

44

10 -12 2012

„Grobowiec hrabiny”

Dziś część Sianek, która została po polskiej stronie, powoli powraca do swego wyglądu z wieku XV. Opisywane tereny stanowiły wówczas zupełnie niezamieszkałe, dzikie, leśne pustkowie. Jedną

Cerkiew po ukraińskiej stronie 10 -12 2012

45


Najdalej, Najszerzej, Najbłębiej...

Najdalej, Najszerzej, Najbłębiej... po. Tereny położone na wschodnim brzegu rzeki z większą częścią zabudowy i stacją kolejową znalazły się pod okupacją radziecką. Działania wojenne spowodowały, że spłonęła część zabudowy, a linia kolejowa została zniszczona. Po wojnie wieś położona po lewej stronie Sanu wyludniła się. Po drugiej stronie Rosjanie odbudowali zniszczoną linię, którą nadal można dostać się do Lwowa. Dziś położone na wschodnim brzegu Sanu Sianki (ukr. Сянки) należą do Ukrainy. Zamieszkiwane są przez około 50 rodzin. Mieszkańcy zajmują się pracą na kolei lub uprawą roli. Większą miejscowością w pobliżu Sianek jest nadal Turka. Znajduje się tam między innymi polski kościół, którym opiekuje się ksiądz z Polski.

Wyprawa na południe

Teren opada tu stromo w dół, więc linia kolejowa schodzi w dolinę Ungu licznymi serpentynami, przechodząc w kilku tunelach i zgrabnych i wysokich wiaduktach z jednego zbocza góry (Kińczyka Bukowskiego 1251 m.) na drugą, w ten sposób, że tę samą okolicę widzi się raz z tej, drugi raz z przeciwnej strony wagonu, a pojedyncze partye linii leżą jedne pod drugimi. W dole widać ciągle Użok i Wołosiankę”. Rozpoczynający się w Siankach odcinek linii kolejowej był najtrudniejszy do zbudowania spośród 167 km całej trasy. Wybudowano go w latach 1904−1906. Wówczas też Austriacy (opisywany teren znajdował się wtedy pod zaborem austriackim) wznieśli zachowany do dziś budynek stacji kolejowej oraz dwa inne położone obok niej dwupiętrowe budynki, zachowane do dziś i znajdujące się po stronie ukraińskiej. Przybywającym do Sianek turystom proponowano zatem obok zwiedzania dawnego zakładu leczniczego dla kobiet w Użoku i wędrówki 46

10 -12 2012

po okolicznych szczytach, podjęcie wycieczki kolejowej. W „Przewodniku po zdrojowiskach i miejscowościach klimatycznych Galicji” pisano: „Linia Sianki-Wołosianka (Hajasd) jest bezsprzecznie najpiękniejszą pod względem wiaduktów i budowy w Karpatach Północnych i każdemu, kto znajduje się w Siankach radzimy przedsięwziąć tę wycieczkę, a nawet pojechać dalej, aż do Ungwaru, gdzie kończą się Karpaty.” Na zamieszczonych w przewodniku dwóch czarno-białych fotografiach widać wiadukty kolejowe rozpięte między grzbietami gór. Przyjeżdżający tu na początku XX wieku letnicy mogli wynająć pokoje lub całe mieszkania od miejscowej ludności. W ówczesnych latach Sianki odwiedzało 60 letników rocznie. W drugiej połowie lat 30. XX wieku na turystów

czekało już niemalże 2000 miejsc noclegowych, oferowanych m. in. przez słynące z luksusowego zagospodarowania schronisko Przemyskiego Towarzystwa Narciarskiego. Dostępnych było tu kilka restauracji, bufet kolejowy, sklepy spożywcze i piekarnia, rozrywce zaś służyły orkiestra sezonowa, scena amatorska, biblioteka, dancingi, korty tenisowe, boiska do siatkówki i koszykówki. W sezonie zimowym – skocznia, tor saneczkowy i wspaniałe tereny narciarskie. Na obozie zimowym 1933/34 przebywał tu późniejszy słynny generał podziemnego Państwa Polskiego, “Grot” – Stefan Rowecki, organizator obozów narciarskich.

Wojenne i powojenne losy Sianek Dalszy rozwój miejscowości przerwała wojna. We wrześniu 1939 r. Sianki przecięła na pół granica państwowa. Obszar położony na zachodnim brzegu Sanu, obejmujący starą cerkiew, dwór i mniejszą część zabudowy, znalazł się pod okupacją niemiecką. Budynek dworu został przejęty na siedzibę Gesta-

Warto zatem dotrzeć do tej najdalej wysuniętej na południe miejscowości Polski. Najdalszym na

południe położonym cyplem kraju jest wprawdzie szczyt Opołonek, wejście na niego od strony polskiej jest jednak nielegalne: leży w granicach Bieszczadzkiego Parku Narodowego i nie prowadzi tam żaden szlak. Warto też wyprawić się na ukraińską stronę Sianek, by przeżyć podróż najpiękniejszą linią kolejową Karpat Północnych. Szczególnie trasą przez Lwów, choć trzeba nadłożyć wtedy „nieco” drogi. Z Przemyśla dojechać trzeba wówczas do przejścia granicznego w Medyce. Tu, po pieszym przekroczeniu granicy, po ukraińskiej stronie, czekają już marszrutki do Lwowa. Z Lwowa natomiast odjeżdżają bezpośrednie pociągi do Sianek. Przejazd zajmuje planowo około pięciu godzin. Aktualny rozkład jazdy pociągów dostępny jest na http://railway.lviv.ua/schedule/suburban/. Z Przemyśla kursują też autobusy do Lwowa, jednak cała podróż jest wtedy droższa. Granicę przekroczyć można jeszcze w Krościenku k. Ustrzyk Dolnych,

jest to jednak przejście wyłącznie samochodowe. Stamtąd należy się kierować na Chyrów, Sambor, a następnie Sianki. Do niedawna można było dostać się do Chyrowa pociągiem bezpośrednio z Ustrzyk Dolnych. Był to tzw. „pociąg przemytnik”. Niestety linia została zawieszona. Wielka szkoda, ponieważ przejazd “przemytnikiem” dostarczał nie mniejszych wrażeń od przejazdu na linii Sianki-Wołosianka, choć o zupełnie innym charakterze. Warto też uprzedzić, że pociąg z Sianek może mieć brudne szyby, a większości okien nie uda się otworzyć. Dlatego kluczowe staje się znalezienie miejsca zapewniającego odpowiednią widoczność. Czasem może to być nawet pozbawione szyby okienko w toalecie pociągu. Ale zdarza się, że na widok takiej determinacji sympatyczny pracownik ukraińskich kolei udostępnia służbową część składu pociągu. n Zdjęcia i tekst: Anita Konik, Tomasz Kulik Opracowanie tekstu i zmiany: Redakcja

Bieszczadach Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc… Komfortowe i przytulne całoroczne domki – kominek – dwa pokoje plus salon – kuchnia – łazienka – taras

Cywilizacja w pobliżu – – – –

wyciąg narciarski (700m) restauracje (100 i 700m) kryty basen (700m) sklepy, konie, poczta, kościół (3km)

Domki Wypoczynkowe LEŚNA POLANA 38-606 Bystre k. Baligrodu Droga na Rabe tel: 13-468-41-80; gsm: 607-051-023 www.lesnapolana.bieszczady24.pl

Polana 10 -12 2012

47


Od Sasa

Relacje

Relacje

do Lasa

To była dziwna wojna. Szwecja umocniwszy się w XVII wieku nad Bałtykiem odcięła Rosji dostęp do morza, Polsce zabrała Inflanty (dziś: Estonia), a Danii Holsztyn (dziś: Niemcy). Te czynniki spowodowały, że zawiązała się koalicja mająca za cel odebranie tych ziem Szwedom.

P

o najdłuższym bezkrólewiu w dziejach Polski, a potem burzliwych wydarzeniach wartych przeniesienia ich na wielki ekran królem Polski został August Sas z dynastii Wettinów, panującej w Saksonii. W Polsce przyjął on imię Augusta II. Nazywany jest również Augustem II Mocnym, bo osobistą krzepą zadziwiał współczesnych. Król ten patrzył na Rzeczpospolitą przez pryzmat saski. W Inflantach widział dziedziczną posiadłość dla swojego rodu, jako że chciał wprowadzić w Polsce monarchię dziedziczną. I to był dla niego dobry powód do rozpoczęcia tej wojny. Energiczny król Szwecji Karol XII szybko jednak pobił i Duńczyków, i Sasów, i nawet przybyłych im na pomoc Rosjan, a za Augustem Podzielona Polska „gościła” u siebie obce wojska, które na dodatek prowadziły ze sobą walki i to naszym kosztem, a sąsiedzi nie próżnowali. Piotr I, władca równie energiczny, jak Karol XII wprowadził szereg reform gospodarczych, wybudował nową stolicę nad Bałtykiem i unowocześnił armię. Fryderyk II z kolei „koronował” się na króla w Prusach, a potem zagarnął Śląsk.

48

10 -12 2012

zaczął pościg w głąb Rzeczpospolitej. Zdobył Warszawę, pobił Sasów pod Kliszowem (na wschód od Jędrzejowa), opanował Kraków. Później złupił inne miasta Rzeczpospolitej, m.in. Poznań i Toruń. W kraju silna opozycja – niezadowolona z rządów króla – zawiązawszy konfederację, zdetronizowała Augusta II i przy wsparciu Szwedów obwołała władcą Polski Stanisława Leszczyńskiego. August II nie zamierzał jednak zrezygnować z korony – zawiązawszy w 1703 roku ściślejszy sojusz z Rosją przystąpił do walki. Polska podzieliła się na dwa obozy – to z tamtych czasów pochodzi używane dziś powiedzenie „Od Sasa do Lasa”. Oznacza sprawy do siebie nie pasujące, odległe. W 1706 roku Szwedzi ruszyli na Drezno i zmusili króla Augusta II do rezygnacji z korony polskiej. Na tronie Rzeczpospolitej zasiadł ostatecznie Stanisław Leszczyński.

Od kilku lat, a dokładniej od trzechsetnej rocznicy tej bezsensownej walki, młodzież okolicznych szkół organizuje Rajd Pamięci połączony z licznymi konkursami krajoznawczymi, historycznymi i geograficznymi. Nie inaczej było i w tym roku. Udział w Rajdzie wzięło około 150 uczniów. Wymaszerowano spod cmentarza komunalnego w Kaliszu (poza granicami miasta) tam, gdzie skromny pomnik upamiętnia opisaną bitwę, a następnie „pod eskortą” Straży Miejskiej przemaszerowano do „Szwedzkiego Kurhanu” i Zespołu Szkół w Kościelnej Wsi. Tam też odbyły się konkursy, a zwycięzcami okazali się wszyscy uczestnicy, ponieważ wszyscy pogłębili swą znajomość nie tylko Wielkiej Historii, ale także swojego regionu. Zresztą i spacer na świeżym powietrzu wyjdzie z pewnością wszystkim na zdrowie! Apetyty w każdym razie dopisywały, bo kociołek z przepysznym żurkiem i znakomite ciasta na deser znikały w oczach.

Rozejm zawarto 24 września 1706 roku. Miesiąc później jednak znów doszło do walki. Tym razem stało się to pod Kościelną Wsią niedaleko Kalisza. Nie miała ta bitwa już żadnego znaczenia strategicznego, a jednak brało w niej udział około 50.000 żołnierzy. Szwedzi dysponowali niemal czteroipółtysięczną armią wspomaganą przez około dziewięć tysięcy Polaków – zwolenników nowego króla. Sasi

W rajdzie brała udział młodzież ze szkół:

SP Kotowiecko, III LO Kalisz, SP Nazaretanki Kalisz, SP nr 16 Kalisz, Ośrodek Szkolno-Wychowawczy Kalisz , SP Ociąż, Gimnazjum Stawiszyn, Środowiskowy Hufiec Pracy w Kaliszu, SP nr 8 w Kaliszu, SP w Kościelnej Wsi Zwycięzcami konkursów po zakończeniu Rajdu okazali się: I. Szkoła Podstawowa w Kościelnej Wsi – puchar Wójta Gminy Gołuchów I. III Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika w Kaliszu – puchar Komendanta Straży Miejskiej w Kaliszu II. Szkoła Podstawowa w Kotowiecku – puchar Prezesa PTTK II. Gimnazjum w Stawiszynie – puchar Dyrektora Zespołu Szkół w Kościelnej Wsi III. Gimnazjum w Ociążu – puchar Komandora Rajdu

i Rosjanie byli w liczbie około dwudziestu pięciu tysięcy żołnierzy, wspomagani przez dziesięć tysięcy Polaków. Bitwa rozpoczęła się po południu 29 października i trwała kilka godzin. Zakończyła się klęską Szwedów, choć tak naprawdę najwięcej poległo Polaków – bo przecież walczyli i umierali po obu stronach. Zabitych liczono w setki, ich ciała zbierano po bitwie, i razem chowano na miejscu. Do dziś zachowało się tam jedno z miejsc

pochówku, zwane przez miejscowych „Szwedzkim Kurhanem”. A co się działo później z głównymi postaciami konfliktu? Po trzech latach królowania Stanisława Leszczyńskiego, gdy Rosjanie pokonali Szwedów, August II Sas wrócił na tron Polski. Piotr I unowocześnił kraj, pobudował Petersburg, wzmocnił armię i uzyskał tak potrzebny mu dostęp do Bałtyku.

Rosja stała się potęgą militarną. Doczekał się też i Stanisław Leszczyński lepszych czasów. Po nieoczekiwanej, a nagłej śmierci Augusta II w roku 1733, ponownie został królem Polski, lecz znów tylko na trzy lata. Ostatnie trzydzieści lat swego życia spędził we Francji jako Książę Lotaryngii. Zmarł wskutek rozległych poparzeń – jego strój zajął się ogniem od iskry z kominka. Miał lat 88. To najdłużej żyjący z polskich królów. Na całej tej zawierusze najbardziej straciła Polska. Działania wojenne odbywały się głównie na naszym terytorium, zniszczono wiele polskich miast i wsi. Kontrybucje, pacyfikacje, głód i zarazy dopełniły reszty. Niestety, ówcześni władcy Polski bardziej byli zainteresowani swoimi interesami niż krajem, którym chcieli i mieli rządzić. Logiczną konsekwencją tego był upadek Rzeczypospolitej zakończony rozbiorami. n zdjęcia i tekst: Paweł Cukrowski

Pamiętaj o prenumeracie na 2013 rok!! U nas, w Redakcji, zrobisz to szybko, łatwo i bezpiecznie. Cena za dwanaście numerów łącznie z przesyłką to tylko

Tylko nasi prenumeratorzy otrzymają

72 zł.

Kartę Prenumeratora. Karta uprawnia do wielu zniżek! Szczegóły na www.poznaj-swoj-kraj.pl

Prenumeratę na rok 2013 przyjmujemy bez ograniczeń czasowych. Realizujemy też sprzedaż wysyłkową pojedynczych numerów. 10 -12 2012

49


Listy Czytelników/Odpowiedzi Redakcji

Kapliczki Polskie Napisała do nas Czytelniczka:

Fenomen nordic walking

Wokół Sportu

Od pierwszych wieków chrześcijaństwa aż po dzień dzisiejszy polski krajobraz pól, dróg i cichych zakątków przypomina o ludowej pobożności. Wiele pokoleń podobnie jak dzisiaj czciło kult Matki Bożej. Na skraju dróg, na polach stawiane są kapliczki ku jej czci. Są także innych świętych. Różnią się odmiennością form. Od bardzo skromnych, budowanych przez ludowych artystów do bogatszych architektonicznie. Każda z nich to odrębny zabytek. Wszystkie natomiast mają w sobie moc i ciszę, przy których wędrowiec może się pomodlić i zadumać. Starajmy się je zachować, bo są ważnym elementem każdego regionu Polski. Teresa Wójtowicz P.S. A może by tak zachęcić do fotografowania kapliczek? Ja sfotografowałam ponad 500! fot. Agnieszka Karpowicz

Dziękujemy za list! Zapraszamy do fotografowania kapliczek i świątków i przysyłania zdjęć! Na stronie internetowej tworzymy miejsce dla Państwa fotografii, tak, by każdy mógł je oglądać. Prosimy Państwa o nadsyłanie zdjęć z opisem drogą mailową na adres: redakcja@poznaj-swoj-kraj.pl Tutaj – Chrystus przybity do drzewa na cmentarzu w Łupkowie w Bieszczadach. I fragmenty wiersza Bolesława Leśmiana, cudownego polskiego poety, który zmarł w roku 1937.

Bolesław Leśmian Żołnierz Wrócił żołnierz na wiosnę z wojennej wyprawy, Ale bardzo niemrawy i bardzo koślawy. Kula go tak schłostała po nogach i bokach, Że nie mógł iść inaczej, jak tylko w poskokach. Stał się smutku wesołkiem, skoczkiem swej niedoli, Śmieszył ludzi tym bólem, co tak skacząc, boli. (...) Zwlókł się do swej chałupy : „Idź precz popod płoty, Niepotrzebny nam skoczek w polu do roboty!” Pobiegł do swego kuma, co w kościele dzwonił, Lecz ten nie chciał go poznać i kijem postronił. Podreptał do kochanki, a ta się zaśmiała Ramionami, biodrami, wszystką mocą ciała! (...) Więc poszedł do figury, co stała przy drodze: „Chryste, na wskroś sosnowy, a zamyśl się srodze! Nie wiem, czyja cię ręka ciosała wyśmiewna, Lecz to wiem, że skąpiła urody i drewna. Masz kalekie kolana i kalekie nogi, Pewno skaczesz, miast chodzić, unikając drogi?”

(...) Chrystus, słysząc te słowa, zsunął się na ziemię, Ów, co Boga wyciosał, bity bywał w ciemię! (...) „Pójdziemy nierozłącznie, bo wspólna nam droga, Będzie nieco człowieka, będzie nieco Boga. Podzielimy się męką – podzielnać jest męka! – Wszak ta sama nas ludzka skoślawiła ręka. Tobie trocha śmieszności, mnie śmieszności trocha, Kto się pierwszy – zaśmieje – ten pierwszy pokocha. Ty podeprzesz mię ciałem, ja ciebie sośniną; A co ma się nam zdarzyć, niech się zdarzy ino!” I wzięli się za ręce i poszli niezwłocznie, Wadząc nogą o nogę śmiesznie i poskocznie. I szli godzin wieczystych nie wiadomo ile, Gdzież bo owe zegary, co wybrzmią te chwile? (...) Kulał Bóg, kulał człowiek, a żaden – za mało, Nikt się nigdy nie dowie, co w nich tak kulało? Skakali jako trzeba i jako nie trzeba, Aż wreszcie doskoczyli do samego nieba!

Nordic walking to nowa w Polsce forma rekreacji, polegająca na marszach ze specjalnymi kijami. Jej rodowód sięga lat dwudziestych ubiegłego wieku, a państwo, w którym powstała, to Finlandia.

S

kandynawia jest przecież ojczyzną nart, a jazda na nich stała się sportem narodowym Skandynawów. I właśnie dlatego, aby móc tam i latem, gdy śnieg topnieje, kontynuować ćwiczenia, wymyślono chodzenie z kijami. Do roku 1997 ta forma treningu pozostawała jakby w ukryciu, poza wtajemniczonymi w arkana narciarzami niewielu o niej wiedziało. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Za sprawą publikacji Marko Kantanevy „Sauvakaevely” (chodzenie z kijkami) o nordic walking dowiedział się świat. Jednocześnie podano angielską nazwę sauvakaevely (tak to brzmi po fińsku): nordic walking. Do sportu zwykle potrzebny jest sprzęt. W tej kwestii pierwsza była fińska firma Exel. Z początku produkowano jedynie kije jednoczęściowe, o długościach wyliczonych przez Marko Kantanevę: 120, 125

oraz 130 cm. By obliczyć odpowiednią do wzrostu długość kija przyjął on współczynnik najpierw 0,72, potem 0,70 – pomnożony przez liczoną w centymetrach wysokość ćwi-

czącego wskazywał najodpowiedniejszą długość kijów. Od tego czasu sporo się znów zmieniło. Okazało się, że długości kijków nie można określać „odgórnie”, jedynie na podstawie wzrostu ćwiczącego. Nie każdy człowiek o tym samym wzroście ma przecież takie same proporcje ciała: są osoby o dłuższych lub krótszych ramionach czy nogach – i do tego trzeba dopasować kijki. Podczas

10 -12 2012

51


Wokół Sportu

szybkiego marszu wygodniej jest mieć kijki dłuższe od tych „wyliczonych”, zaś gdy chodzi się po piasku na plaży – kijek zapada się aż do talerzyka oporowego i w konsekwencji może okazać się zbyt krótki. Dlatego też kijki składane, których długość można regulować, a które łatwiej jest też transportować i przechowywać, skutecznie konkurują na rynku z kijkami jednoczęściowymi. Fenomen tego sportu – choć sport to może za wiele powiedziane – polega też na jego powszechnej dostępności. Jest dla wszystkich. Dbający o linię zaktywizują

Wokół Sportu

pracę mięśni ramion, brzucha i placów; a więc uzyskają większy „pobór mocy”, czyli i szybsze spalanie tłuszczów. Obawiający się kontuzji i ci, którzy „nie bardzo mogą” – odciążone będą mieli stawy kolan i bioder, a stąpać będą stabilniej. Nordic walking uprawia się na świeżym powietrzu, a to, jak wiadomo, poprawia funkcjonowanie układu oddechowego i naczyniowego. Na dodatek, jak każdy rodzaj aktywności fizycznej, nordic walking pobudza w naszych ciałach produkcję

endorfin – „hormonu szczęścia”, tego samego, który wprawia nas w przyjemny nastrój przy jedzeniu czekolady i w euforię, gdy się zakochamy... Przeciwwskazań do ćwiczeń nie ma żadnych. Wprost przeciwnie: le-

karze polecają tę aktywność każdemu, nie tylko „sercowcom”. W sanatoriach, w zakładach przyrodoleczniczych nordic walking to już niemal „zabieg” obowiązkowy. Chodzić może każdy: młodszy i starszy, szybciej lub wolniej, w terenie łatwym lub trudniejszym. Odpowiednio do swoich możliwości i sił. Nordic walking to oczywiście również sposób na rozrywkę. Najlepiej chodzić razem, w grupach zorganizowanych, pod kierunkiem instruktora. Jest wtedy ktoś, kto poprowadzi rozgrzewkę, zademonstruje nowe ćwiczenia urozmaicające zajęcia, podpowie, jak się obchodzić z kijkami, jak ustawić ich właściwą długość. W grupie jest ciekawiej, bo nawiązują się nowe znajomości, można wymienić swoje doświadczenia, a także porozmawiać po prostu. O dzieciach, o zainteresowaniach, o pogodzie. To bardzo ważne, zwłaszcza dla osób samotnych. Chodzenie chodzeniu nierówne, więc żeby ćwiczyć najwygodniej i najprzyjemniej, warto znać podstawowe „chwyty”. Po pierwsze: „rękawiczka”. Sprawdzają się właściwie

www.

wyłącznie kijki ze specjalnym uchwytem na dłoń. Takim, w którym rękojeść kijka będzie zawsze w zasięgu palców ćwiczącego. Zwykła tasiemka tego nie zapewni. Najwygodniejsze są kijki składane; najlepiej dwuczęściowe, choć trzyczęściowe są po złożeniu krótsze. Ich rozkładanie może być jednak zbyt pracochłonne. Zaletą kijków jednoczęściowych jest natomiast ich mniejszy ciężar. Wykonywane są przecież często z włókien szklanych lub węglowych. To jednak kosztuje. Warto też pamiętać, że i końcówki kijków swoje ważą – i najlepiej, oczywiście, by były jak najlżejsze. Ciężar to jednak nie wszystko... Kijki za- Nordic mocno hałasują, ślizgają się kończone są na mokrym podłożu. Niestebowiem sta- walking to ty, z wyglądu są jednakowe... lowym gro- oczywiście Chodźcie zatem z nami. tem, świetnie Otwieramy temat „Kijkawczesującym również rzy” i czekamy na listy i masię w polne sposób na ile. Zarówno opowiadająścieżki, trawę, ce o własnych przeżyciach, rozrywkę. piasek. Na asuwagach i radach, jak i od falcie, betonie, Najlepiej organizatorów masowych kostce brukowej chodzić marszów dla „kijkarzy”. należy założyć guChętnie opublikujemy premową końcówkę w grupach. zentację ciekawych tras do – nasadkę, w celu chodzenia, poinformujemy ochrony grota przed wytar- o mających się odbyć imprezach. ciem, a chodnika czy jezdni Bo, Proszę Państwa, najbliższe przed zniszczeniem. Nasadki Mistrzostwa Świata w nordic walrobione są z gumy – te są lep- king odbędą się w…Polsce! n zdjęcia i tekst: Krzysztof Morwiński sze, albo z PCV – te są twarde,

NORDIC-WALKING-24.pl

Kijki Nasadki Saszetki Akcesoria Wystarczy zadzwonić: 784 400 080 52

10 -12 2012

Dostawa 24h 10 -12 2012

53


Bliżej zwierząt

Bliżej zwierząt

Bernikle, ohary, uhle, edredony, szlachary... Tak, żyją w Polsce. Tak samo, jak lodówki.

Łopot skrzydeł na łasze B

ernikle, ohary, uhle, edredony, lodówki... Brzmi niezwykle, jakby to były bajkowe stwory, zwierzęta z daleRybitwa kiej Afryki bądź Azji, czubata orientalne smoki. Brzmi też zabawnie. Tymczasem te egzotyczne (a jedna bardzo znana) nazwy to tylko imiona kilku spośród ponad 270 (!) gatunków ptaków, widywanych w rezerwacie Mewia Łacha. Tam, gdzie do morza wpada naj54

10 -12 2012

szersza z Wiseł, po obu stronach Przekopu, na wyspie i stałym lądzie, pod niebem, przez które biegnie wielki migracyjny ptasi szlak – tam żerują, gniazdują, zimują, odpoczywają w przelocie tysiące ptaków.

Odloty, przyloty Niektóre lecą z Syberii i północnej Skandynawii – dla nich wybrzeża Bałtyku to miejsce wystarczająco już ciepłe, by spędzić tu zimę. Zimują więc: atramentowo czarny samiec uhli z białą plamką

przy oku, wraz z brązową małżonką; barwnie umaszczony ohar (z rodziny kaczkowatych), z zielonym lusterkiem na skrzydle; samiec lodówki – szalenie elegancki, w biało – czarne domino, z długim, fantazyjnie w górę wygiętym ogonem, i jego samica, dużo skromniejsza w umaszczeniu i ogonie, wyglądająca na miłą i zatroskaną. I mewy małe, najmniejsze z mew świata, bielutkie z czarnymi główkami, popielatym wierzchem skrzydeł i czerwonymi dziobami – choć większość z nich dolatuje aż nad

Morze Śródziemne. Za to latem bywa ich tutaj nawet 40 tysięcy! Inne ptaki – odwrotnie: zimą marzną nad Bałtykiem. Odlatują więc do Hiszpanii, Włoch, Afryki. Choć nawet one marzną coraz mniej: sznury kormoranów jesienią nadal splątują się w locie, wiele z nich pozostaje jednak w Polsce. Podobnie łabędzie – zimą zdarza im się tylko przenosić do miast, jak choćby na Wisłę pod Wawel. Na Mewiej Łasze życie wre jednak niezależnie od pory roku.

Są ci, którzy od- Od ptaków tam ści: łączą się w pary na latują, i ci, którzy zocałe życie, a żyją nawet gęsto: przechadzają 40 lat... stają. Ci, którzy przylatują na zimę, i ci, się, brodzą którzy na wiosnę. Są w wodzie, żerują, Rezerwat również odpoczywai nowoczesność jący w długim prze- biegają, kłócą, Rezerwat kusi ptaki. locie. W drodze do zrywają z łopotem Ma doskonałe warunki: Afryki regularnie byrozległą przestrzeń (to wają tu na przykład do lotu. ostrygojady, najbardziej chyba nie- 150 hektarów po obu stronach Wizwykłe, z długimi, pomarańczowy- sły, 19 na terenie Wyspy Sobieszewmi dziobami, w wytwornych fra- skiej, 131 w gminie Stegna, obok kach skrzydeł nad białymi brzucha- Mikoszewa), niezwykłe widoki mi – niezwykle też wierne w miło- (choć to już raczej dla turystów): 10 -12 2012

55


Bliżej zwierząt

Bliżej zwierząt Siewnica Obserwować tu można wiele gatunków mew i rybitw

w 2011 roku przygotowano ścieżkę turystyczną, która zaczyna się i kończy w Świbnie. Przejście zajmuje dwie – trzy godziny. Za przeprawą promową, przy tablicy informacyjnej, zaczyna się szlak. Najpierw prowadzi lasem, potem trzeba trochę przedzierać się przez krzaki, a później, w nagrodę, najładniejszy odcinek: ścieżka po kamieniach nad samym brzegiem Wisły. Szeroka rzeka po prawej, wydmy po lewej, morze

Rezerwat znajduje się na obrzeżach Gdańska

oszałamiające zachody słońca z widocznymi na horyzoncie światłami rafinerii i portu w Gdańsku. Ma wyśmienitą gastronomię: na styku wody słodkiej i słonej mnóstwo smakowitych bezkręgowców i roślinności, do tego – morskie ryby. Jest też bezpiecznie: po to właśnie powstał rezerwat. A powstał w roku 1991, dla ochrony miejsc lęgowych i bytowania rybitw oraz ptaków siewkowych. Chroni przed lisami i drobnymi drapieżnikami (zakładane są tam elektryczne pastuchy), ale przede wszystkim przed człowiekiem. Gniazdo rybitwy czy sieweczki to po prostu dołek w piasku, a ochronNajwięcej jest mew ne barwy jaj paradoksalnie w tym wypadku i rybitw. Tak właściwie zwiększają tylko niebez- powinna nazywać się pieczeństwo: wystarczy przespacerować się plażą, ta łacha: rybitwia.

56

10 -12 2012

spod naszych nóg. A jeśli wystraszy się ptaka siedzącego na gnieździe, ten ucieknie, a jaja wystygną na zawsze...

Tylko dla ptaków

Pisklę sieweczki obrożnej w przyjaznych dłoniach członka Kuling-u

by, nawet tego nie zauważywszy, podeptać gniazda i jaja. Niezauważalne dla człowieka staje się także pisklę,

które wyczuwając niebezpieczeństwo przywiera do piasku, i dopiero w ostatnim momencie zaczyna uciekać na króciutkich nóżkach, aż ma się wrażenie, że to kamyk na kółkach nagle zaczął wyślizgiwać się zygzakiem

Tu niepodzielnie królują ptaki (na zdjęciu: rybitwa rzeczna)

Sprzeczki zdarzają się również siewnicom

Dlatego wchodzić tam nie wolno. Porządku pilnują członkowie Grupy Badawczej Ptaków Wodnych Kuling i wolontariusze. Oni też dbają o rezerwat i obrączkują ptaki. Dzięki obrączkowaniu i informacjom od innych obserwatorów (a także amatorów, proszonych o wypatrywanie przez lornetki oznaczeń na obrączkach i zgłaszanie swych obserwacji) wiadomo, dokąd doleciały ptaki z Mewiej Łachy, gdzie zimują lub spędzają lato. Coraz lepiej znamy ich fascynujące zwyczaje. Systematycznie, niemal co miesiąc, od 28 lat, organizowane są tu liczenia zimujących ptaków wodnych, osobno dla każdego gatunku. Stąd wiemy na przykład, że w marcu tego roku doliczono się w sumie 35 587 ptaków, a w kwietniu – 16 616. Najwięcej odleciało w tym czasie

Kormoran zwyczajny zrywa się do lotu

Po zaobrączkowaniu sieweczka obrożna zostaje wypuszczona na wolność

lodówek i czernic; przyleciały za to kormorany... Bielaczków pozostało dokładnie tyle samo.

Bóbr Czesław i rybitwy Wchodzić więc nie wolno, chyba, że jako wolontariusz, przeszkolony i pomocny. Dla pozostałych

fot. Paweł Turek

w niedalekiej dali (widać, jak woda zmienia kolor), kwitnące i pachnące krzaki dzikich róż. To tu można spotkać bobra Czesława z całą jego rodziną, choć żerują głównie nocą. Tuż przed samym ujściem ścieżka skręca na wydmy i do skandynawskiej kolorystyki dołącza biały kolor piachu, niska roślinność wydm, coraz więcej i więcej róż. Za rogiem punkt widokowo-edukacyjny z ławeczką (tu przydadzą się lornetki) i dzika plaża. Od ptaków tam aż gęsto: przechadzają się, brodzą w wodzie, żerują, biegają, kłócą, zrywają z łopotem do lotu. I robią to tłumnie: latem stada mają tu 40, a zimą nawet 100 tysięcy osobników! Najwięcej jest mew i rybitw. Tak właściwie powinna nazywać się ta łacha: rybitwia. To z rybitw bowiem słynie najbardziej. Obok Siewnica mew siwych, 10 -12 2012

57


Bliżej zwierząt

Moje Miejsca wyjątkowe

Rzucanie przynęty Tytułowe zajęcie bywa monotonne, ale – potrafi przynieść zaskakujące efekty. Oto, jakie przyniosło mnie.

Pora karmienia pisklęcia rybitwy białoczelnej

Młody bielik dorosłe upierzenie zyska ostatecznie dopiero po 8 - 10 latach

srebrzystych, małych i śmieszek to najpopularniejsze tu Dla turystów ptaki: rybitwy rzeczne, bia- przygotowano łoczelne, oraz rzadsze wielścieżkę, która kodziobe. Najsłynniejsze są jednak rybitwy czubate. Zwa- zaczyna ne tak nie bez przyczyny, się i kończy z ciemnym czubem i ciemnym dziobem, o rozpięto- w Świbnie. ści skrzydeł sięgającej ponad metr. Flagowy gatunek rezerwatu. Gniazdują w Polsce tylko tutaj, ale nawet w tym miejscu nie było ich ostatnio przez 15 lat. Wróciły w roku 2006. Najpierw 140 par na falochron w Gdyni; później, już co roku, przylatywały i wciąż przylatują na Mewią Łachę. Niestety, także ich koloniom, jak wszelkim innym, grozi tu inne niż człowiek niebezpieczeństwo: sztorm potrafi zniszczyć całą wysepkę z gniazdami i jajami i zabrać ptakom dorobek całego roku.

z łacińskiego lacus – jezioro i greckiego laccos – cysterna. Nie ma też nic wspólnego z językiem hawajskim, który przynależy do innej niż nasza, indoeuropejska, rodziny języków. Jednak – coś łączy naszą łachę z Hawajami. Nomen omen:

da: tylko zwyczajowo przyjmuje się, że właśnie bielik widnieje na naszym godle. Na dodatek - wbrew nazwie białe ma tylko głowę, szyję i ogon, a resztę upierzenia popielato - brązową, z bielą jedynie lekko przeświecającą w locie. Co więcej: nie jest orłem, należy do rodziny jastrzębiowatych. A jednak: bielik to bielik.

Trochę etymologii Niektórzy twierdzą, że słowo łacha brzmi po hawajsku - i rzeczywiście, Mewia Łacha trochę przypomina atole. Wyspy, półwyspy i mierzeje z piasku układają się tu w różne kształty, zależnie od sztormów, kierunku wiatrów, ilości nanoszonego przez Wisłę piachu. Samo słowo łacha oddaje zresztą nieco ten zmienny, dziwny, kapryśny, igrający krajobraz: łach to regionalne określenie śmiechu, ubawu, a staropolskie łachać znaczyło: łgać. Nie należy jednak doszukiwać się takiej etymologii, słowo przyszło do nas 58

10 -12 2012

Mewa srebrzysta

oczywiście – ptaki. Dokładnie: bernikla. Symbolem Hawajów jest bowiem bernikla hawajska, która wprawdzie w naturze wyłącznie tam występuje, ale za to bernikla kanadyjska i białolica zimują czasem na Mewiej Łasze! I jeszcze jedno. Pierwszy raz, gdy zobaczy się jakiś gatunek ptaków, nazywany jest tu „życiówką”. Jeśli ktoś chciałby mieć taką „życiówkę” z ptakiem z naszego godła – może przyjechać na Mewią Łachę. To tutaj Biegus bowiem (choć nie rdzawy jedynie tutaj, oczywiście) zobaczyć można bielika. I wszystko to praw-

Słychać więc łopot skrzydeł na łasze. W uszach brzmi ptasi śpiew i krzyk. Bóbr Czesław bobruje w swych bobrzych sprawach. A o świcie i przed zmrokiem na plaży wylegują się – foki. n zdjęcia i konsultacje: Daniel Karpowicz, tekst: Teofil Lam

Biegus zmienny

K

ażdy ma ulubione trasy, miejsca, szczyty i szlaki. Nie muszą być wcale wielkie, znane, nadzwyczaj trudne, czy wymagające. Muszą być „swoje”, mieć tajemne, nie opisane w przewodnikach miejsca i budzić wspomnienia ciepłe i smaczne. Ja też je mam – nigdy nie przepuszczę okazji, by znowu zmierzyć się z Babią Górą. Znowu, to znaczy pewnie ze dwudziesty już raz, choć są tacy, u których budzi to lekki uśmiech. Ale dziś nie nie będzie o wielkim chodzeniu, ale – o małym rzucaniu przynęty. Gdy mój syn miał cztery czy pięć lat chętnie chadzał z nami w góry. Najpierw – w nosidle, a potem – dość szybko zresztą – na własnych nogach. Potrzebował wprawdzie wsparcia w postaci Opowieści, serwowanych po drodze, ale radził sobie sam i to całkiem nieźle. Ale czar rychło prysł. Odpłynął – według syna – w inne zgoła krainy: Microsoftu, Gier, Wygodnego Fotela Przed Komputerem. Trzeba było działać… Postanowiłem zarzucić przynętę. Zabrałem syna do Rabki; zatrzymaliśmy się w kwaterze u wejścia na łąki, z których już tylko krok do schroniska na Maciejowej. Schroniska zaś mają Czar, a to konkretne – jest jego najsilniejszym źródłem.

Pozwoliłem, by raz jeszcze zadziałała odwieczna zasada, że małe sukcesy uskrzydlają. Trasa daje się „zrobić” w czasie dużo krótszym, niźli ostrzega początkowy wskazidróżek, co małym nogom dodaje iście Hermesowych skrzydeł. A u końca tego pięknego spaceru – bo kto był, ten wie, a kto nie był, niech się przekona, jakie piękne mogą być zwykłe łąki nad doliną rzeźbioną przez rzekę – czeka jeszcze jedna nagroda, całkiem cielesna: pierogi. A właściwie – PIEROGI, bo syn mój orzekł, iż są po prostu najlepsze. I atmosfera – woń schronisk, jakie znamy z młodości, z domową, bajkową prawie nutą, która sprawia, że nie chce się stamtąd odchodzić. Nawet dla widoku Tatr, które kuszą tuż-tuż za pierwszym zakrętem ścieżki. Ale – nic nie jest proste w życiu, dlatego nawet te „czary” nie zadziałały za pierwszym razem. I musieliśmy tam wrócić.

Za drugim razem trasy były białe, mroźne i bardzo chmurne. Szło się już tylko „na pierogi”, bo innych widoków nie było. Smakowały jeszcze lepiej. Któregoś dnia, czy raczej wieczora, postanowiliśmy wracając zaoszczędzić nieco czasu i drogi, i zjechaliśmy ze stoku trasą narciarską, tyle że – bez nart. Przypłaciliśmy to sporą dozą strachu (ja), śmiechu (syn) i radości (a to już obaj). Kiedy indziej – powrót pozwolił mi pokazać synowi jeszcze jedno: widoki wieczorne. O zmierzchu są tak zachwycające, że nawet trudno o nich pisać, by nie było banalnie. Niech więc będzie tylko tyle: widzieliśmy, jak słońce rozpalało prawdziwe płomienie na śniegach Tatr, które oglądaliśmy za dnia. A potem, pod sam wieczór, ukazała nam się Babia Góra. Stała samotna, majestatyczna, pośród ogołoconych już ze śniegu wzniesień i wyglądała jak Jadis, Biała Czarownica na przedpolach Ker-Paravel. Tam byłem w środku zimy – powiedziałem do syna, a on wrósł w ziemię i zaniemówił na chwilę, co zdarza się mu rzadko. A pójdziemy tam, Tato? – zapytał. Tak, ale nie od razu i najpierw latem, dobrze? Dobrze, odparł poważnie i wiedziałem już, że przynęta została połknięta. n Zdjęcia i tekst: Tomasz Kasza 10 -12 2012

59


Kraj

Spotkania z malarStwem

Felieton Bralczyka

Spotkania z malarstwem.

Muzeum w Poznaniu

Kraj świata jest bardzo daleko, na skraju, czyli na krańcu tego, co jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. A nasz kraj, a nawet sam kraj, jest blisko, wokół nas.

H

D

obrym artystą był także w tym czasie Vincenzo Catena, który lubił wykonywać ” portrety z natury ludzkiej bardziej niż inne rodzaje malarstwa. Istotnie, niektóre portrety jego pędzla, jakie się ogląda, są zadziwiające.” – pisał w XVI wieku autor pierwszej wielkiej historii sztuki, Giorgio Vasari. Catena był jednym z najwybitniejszych malarzy złotego okresu malarstwa weneckiego, kontynuatorem dzieła Giovanniego Belliniego i współpracownikiem ucznia Belliniego – Giorgiona, jednego z najbardziej cenionych i tajemniczych malarzy renesansu. Tytuł dzieła („Święta Rozmowa”) jest przykładem rozpowszechnionego w sztuce XIV-XVI wieku przedstawienia Marii tronującej z Dzieciątkiem między postaciami świętych. Na obrazie nie widzimy jednak tronu: postacie przedstawione są na tle rozległego krajobrazu, a symbolika nie odgrywa tu dużej roli. Dzieciątko obraca się w stronę małego Jana Chrzciciela, za którym 60

10 -12 2012

stoi starzec Zachariasz. Z prawej strony scenę obserwuje święta Katarzyna Sieneńska. Znakomita, zrównoważona kompozycja nie jest jednak jedynym ani podstawowym atutem obrazu. Malarstwo weneckie, owa pittura senza disegno – malowanie z ominięciem wcześniejszego szkicu – w sposób szczególny traktuje kolor. Catena, wraz z Giorgionem i Tycjanem, krajobraz i postaci modeluje kolorem i światłem. W tle widzimy zielone wzgórza, które wraz z oddalaniem się przyjmują kolor coraz bardziej niebieski, by wreszcie przejść w szerokie, błękitne niebo. To właśnie szkoła wenecka wypracowała po raz pierwszy zasady perspektywy powietrznej, zgodnie z którymi obiekty odległe przedstawiane są w bardziej błękitnych odcieniach, a ich kontury są mniej wyraźne. Uderzająco piękne są kolory przedstawionych postaci: dominuje złoto-granatowy płaszcz Marii, spod którego widać jasnoczerwoną suknię. Harmonizuje z nią bogata, głęboka czerwień płaszcza Za-

chariasza. Jakże bliskie jest to przedstawienie innemu znanemu w całym świecie wizerunkowi starca z obrazu „Trzech filozofów” Giorgiona, dzięki któremu do Kunsthistorisches Museum w Wiedniu zjeżdżają rzesze turystów. Jakie bogactwo i nasycenie barwą uderza w tych płótnach! Prezentowany obraz pochodzi z kolekcji Lucjana Bonapartego, został zakupiony we Francji przez Atanazego Raczyńskiego w 1824 roku. Początkowo, wraz z innymi dziełami hrabiego Raczyńskiego, znajdował się w Berlinie, a w roku 1903 przewieziony został do Poznania. Dzieło Cateny przedstawiamy w grudniowym numerze pisma. W Polsce środek zimy, dzień jest już bardzo krótki. Wycieczka do Muzeum Narodowego w Poznaniu i kontemplacja tego wielkiego dzieła, nasyconego włoskim światłem i kolorem, niech będzie sposobem na spędzenie przyjemnego, pełnego ciepła dnia – czego Państwu gorąco życzę. n

Wojciech Płazak

istorycznie kraj to „kres” mi, między swemi, powinniśmy się i „brzeg czegoś’, gdy do koń- czuć dobrze. Kiedy czujemy się goca daleko, mawiano „haj, rzej, używamy określenia ten kraj haj, gdzie temu kraj!”, a jak powie- – w tym kraju wszystko możliwe. my „moja chata z kraja”, to wyra- Przez lata niestety utwierdzaliśmy żamy brak zainteresowania tym, co się w przekonaniu, że krajowy to w środku, jesteśmy daleko, na skra- coś gorszego jednak niż cudzoziemju wsi. Kraj jest gdzieś na granicach, ski czy zagraniczny, produkty krajoale wtórnie kraj to także „prze- we cieszyły się mniejszym zainterestrzeń tymi granicami wyznaczona”, sowaniem niż produkty zagraniczczyli to, co jest między nimi. Kiedyś ne, albo chociaż eksportowe, które ten obszar to była kraina, dziś ra- miały trafić do innych krajów. Dziś czej kraj. I wtedy taki kraj może być to się zmienia, ale powoli. Ciekawe, „ubogi i ciasny”, ale też „długi i sze- że sami siebie wciąż przypisujemy roki”. mieszankę ksenofobicznej zaścianKiedy mówimy o kraju, ma- kowości z kompleksami wobec obmy na myśli przestrzeń wyzna- cych. Myślimy też czasem za poetą czoną raczej etnicznie, kulturowo, o naszym kraju jako o pawiu i paw mniejszym stopniu politycznie. pudze narodów, a język swój, a nie W takim kraju najczęściej mieszka gęsi, mamy według Reja głównie jakiś naród, czasem plemię. I wie, po to, żeby postronni to widzieli. że to jego kraj. Wie też, że są To wszystko składa się na wyróżne kraje, i że co kraj, to obrażenie kraju, na skojarzeobyczaj. To powiedzenie to nia... zresztą fundament toleran- Dobrze Ale kraj, nasz kraj, zazwycji, a może nawet szacunku jest znać czaj kochamy, a bywa „ukodla odmienności. ten kraj, chany i umiłowany”, zwłaszKraj niesie ze sobą poczucza „kraj lat dziecinnych”. Zacie identyfikacji. Najczęściej swój kraj. głoba mawiał „dalekie to są pozytywne, dlatego w nai zamorskie kraje, a tu jakoś szym kraju, w polskiej zieprzystojniej człowiekowi żyć”

i czasem skłonni jesteśmy przyznawać mu rację. Te kraje, „gdzie cytryna dojrzewa”, a „pomarańcz blask majowe złoci drzewa”, dobrze jest znać, ale dobrze wrócić „do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi...”, jak pisał Norwid. A potem, jak sójka Brzechwy, powiedzieć „kto chce zwiedzać obce kraje, niechaj zwiedza – ja zostaję”. Zresztą samo wyrażenie obce kraje brzmi nieprzyjemnie. Dobrze jest znać ten kraj, swój kraj. Hasło z początków dwudziestego wieku „poznaj swój kraj” jest szczególnie zgrabnie zbudowane. Zawiera trzy słowa (tak najlepiej), każde to inna część mowy: czasownik, zaimek i rzeczownik, ale wszystkie kończą się na – j, co daje dobry efekt dźwiękowy. Akcenty dobrze rozłożone, na krańcowych sylabach, apel wyraźny, bo nie tylko rzeczownik miły uchu i sercu, ale i czasownik w trybie rozkazującym, a zaimek bliski adresatowi. Co swoje, to swoje. A poza tym wiemy, że „cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”. Poznaj swój kraj. n

Jerzy Bralczyk


50

64

35

65

49

66

59

13

11 1

45

76 36

62

3

69 28

72

18

73

68

67

71 26

75

32

Uwaga! Nazwa zleceniodawcy musi zawierać imię i nazwisko oraz czytelny adres z kodem pocztowym osoby odbierającej przesyłkę

14

63

74

8 51

46

Znaczenie wyrazów: Poziomo: 1. leczniczy okład, 7. anglosaski harcerz, 10. nieokrzesany, prymitywny człowiek, 11. naklejka, 12. żona Mahometa, 13. wróg Don Kichota, 14. żyzna gleba powstała na skałach wapiennych, 15. główna tętnica, 16. miasto Trzech Braci nad Olzą, 17. w dawnej Polsce urzędnik zajmujący się sprawami finansowymi państwa, 21. sanna, 22. największe miasto Europy, 25. jedlica, amerykańskie drzewo iglaste, 26. w średniowieczu: muzułmański mieszkaniec Półwyspu Iberyjskiego, 28. płynie przez Bordeaux, 29. grzyb lub szczyt w Górach Kaczawskich, 32. pododdział kawalerii, 33. święta roślina hinduizmu i buddyzmu, 34. wielki poemat epicki, 35. miasto powiatowe w aglomeracji łódzkiej, 36. pracuje przy obrabiarce do metali, 40. bokserska osłona przed ciosem, 41. przydomek tatrzańskiego bajarza Jana Krzeptowskiego, 44. świeża wiadomość, 45. składnik, element, 47. placek na święto Paschy, 49. prawy dopływ Peczory, 50. krój pisma opartego na alfabecie łacińskim, 51. historyczne i „serowe” miasto w północnych Włoszech, 54. postrzeleniec, człowiek niezrównoważony, 55. na głowie papieża, 56. miasto powiatowe na Wysoczyźnie Kaliskiej, 57. miasto z fabryką broni „Łucznik”, 58. butna niegrzeczność, lekceważenie, 63. pantera śnieżna, 64. partnerka basiora, 67. niezbędny w kinie, 70. kierowanie statkiem, 71. podmokła łąka górska, 73. poprawianie błędów w tekście, 74. osada rolnicza, 75. zawada, 76. sknera, skąpiec. Pionowo: 1. amerykański parlament, 2. do zanucenia lub zagrania, 3. cięta odpowiedź na zarzuty, 4. robotnik z palnikiem acetylenowo-tlenowym, 5. … Pomorskie, miasto w powiecie golubsko-dobrzyńskim, 6. orchidea, 7. sznurek z rączkami do zabawy, 8. kangurzy kraj, 9. przylądek w Hiszpanii, miejsce słynnej bitwy morskiej w 1805 r., 18. pocztowy lub skarbowy, 19. doszyty, marszczony pas tkaniny, 20. oddział wojskowy w odwodzie, 22. pierwiastek, metal spalający się oślepiającym płomieniem, 23. słynny uniwersytet paryski, 24. mafijna zemsta, 26. słodkie, deserowe wino hiszpańskie, 27. defekt, wada, 29. … Dolna, miasto nad Rabą, 30. piosenka ludowa, 31. ekspert w dziedzinie rolnictwa, 36. potocznie: krótka chwila, moment, 37. piłkarz brazylijski, napastnik, najlepszy na świecie w 1994 r., 38. miasto powiatowe nad Bugiem, w woj. lubelskim, 39. ludowe, kobiece nakrycie głowy, 41. tam postój pociągu, 42. jednostka artylerii, 43. smakołyki, słodycze, 46. rzeka lub owad, 47. pułapka, potrzask, 48. zbrojny oddział tatarski, 51. 3,26 roku świetlnego, 52. urządzenie radiolokacyjne, 53. jordańska stolica, 59. krasomówca, 60. góry opiewane przez Wł. Orkana, 61. do użyźniania gleby, 62. nowelowy Muzykant, 64. długa bułka pszenna, 65. gęsty splot trawy wraz z ziemią, 66. podawana na powitanie, 68. szatan w filiżance, 69. odezwa, wezwanie, 71. z niego opium, 72. część utwory scenicznego.

. ÓWKA YZ 51 KRZ kupon

Wśród zwycięzców zostaną rozlosowane książki ufundowane przez Poznaj Swój Kraj - Sp z o.o. - obecnego wydawcę PSK. Od numeru 1-2013 rozwiązania krzyżówek można będzie przesyłać na adres mailowy konkursy@poznaj-swoj-kraj.pl podając swój numer 10 -12 2012 62 Prenumeratora. Karty

Pieczęć, data i podpis(y) zleceniodawcy

65

62

opłata

61

57

tytułem

56

40

SPRZEDAŻ WYSYŁKOWA POZNAJ tytułem cd. SWÓJ KRAJ OD NR DO NR

20

Wszystkie nagrody książkowe, ufundowane przez dotychczasowego wydawcę – Oficynę Wydawniczą AMOS - zostaną wysłane pocztą. 4

66

70

55

nazwa zaleceniodawcy cd.

16

60

53

29

nazwa zaleceniodawcy

39

59

52

Zdjęcie przedstawiało cerkiew pw. Św. Ducha w Białymstoku. Książki otrzymują panie: Teresa Wójtowicz z Kamienia Pomorskiego, Maria Woźniak z Łodzi, Dorota Topolska z Sopotu, Anna Winnicka z Piotrkowa Trybunalskiego, Anna Sobota z Dąbrówki oraz panowie: Bartłomiej Zych z Katowic, Jacek Smolarczyk z Jaworzna, Tomasz Dzięgielewski z Warszawy, Miłosz Durlej z Leszna i Lucjan Potarski z Konina.

WP PLN

54 34

6

51 30

Rozwiązanie fotozagadki z nr 7-9/2012

10

48

kwota słownie

58

47

kwota

46

44

nr. rachunku odbiorcy

5

49

58

7

43

0 2 1 0 2 0 1 0 2 6 0 0 0 0 1 6 0 2 0 1 1 9 3 8 9 5

42

KRAJ SP. Z O.O. ul.CIOŁKA 35/47

41

40 19

SWÓJ W-WA

54

24

POZNAJ 01-445

12

nazwa nazwa odbiorcy odbiorcy

39

Zdjęcie przedstawiało kościół i klasztor pw. Św. Katarzyny w Świętej Katarzynie – wsi leżącej u podnóża Łysicy w Górach Świętokrzyskich. Książki otrzymują panie: Iwona Wolna z Gliwic, Elżbieta Nowacka z Koszalina, Małgorzata Niespodziana-Domańska ze Swarzędza, Krystyna Bączyk z Lubina oraz panowie: Antonii Bruss ze Śremu, Michał Łapinkiewicz z Gałkówka, Piotr Garecki z Kielc, Jacek Pawłowski z Warszawy, Stanisław Mochalski ze Staniątek, Zbigniew Herman z Proszowic.

42

Pieczęć, data i podpis(y) zleceniodawcy

27

Rozwiązanie fotozagadki z nr 4-6/2012

25

35

opłata

38

37

50

34

tytułem

36

15

SPRZEDAŻ WYSYŁKOWA POZNAJ tytułem cd. SWÓJ KRAJ OD NR DO NR

63

60

33

nazwa zaleceniodawcy cd.

55

33

Zdjęcie publikowane w tym wydaniu przedstawiało zamek Kapituły Warmińskiej w Olsztynie. Pośród autorów prawidłowych odpowiedzi rozlosowane zostały nagrody książkowe. Otrzymują je panie: Maria Bieniszewska z Bydgoszczy, Dominika Kałabun z Elbląga, Mariola Ładna z Józefowa i Wioletta Dymek z Radzanowa oraz panowie: Bolesław Nachowicz z Podleśca, Lech Kaźmierczak z Zielonej Góry, Artur Michalczyk z Bochni, Wiktor Knaga z Rzeszowa, Zygmunt Sabat ze Skarżyska-Kamiennej i Krzysztof Duda z Grodźca.

31

30

29

nazwa zaleceniodawcy

52

32

28

WP PLN

21

Rozwiązanie fotozagadki z nr 1-3/2012

27

26

kwota słownie

56

44

25

17

24

23

22

KRAJ SP. Z O.O. ul.CIOŁKA 35/47

47

Hasło: GOTYCKO – RENESANSOWA WIEŻA BRAMY GÓRNEJ W KRAPKOWICACH. Książki otrzymują panie: Krystyna Witt z Rybnika, Małgorzata Buda z Komorowa, Barbara Kowalewska z Krosna, Ewa Citkowicz z Wenecji oraz panowie: Stanisław Kulikowski z Zabrza, Władysław Pisarz z Lubaczowa, Michał Warecki z Koszalina, Robert Kosowski z Łomży, Jan Kalinowski ze Stargardu Szczecińskiego i Wiesław Stróżyk z Torunia.

43

57

21

kwota

37

20

19

Rozwiązanie krzyżówki z nr 7-9/2012

SWÓJ W-WA

23

2

nr. rachunku odbiorcy

15

Hasło: ODNOWIONY RATUSZ W JAROSŁAWIU ZDOBI RYNEK STAREGO MIASTA NAD SANEM. Książki otrzymują panie: Katarzyna Kasperczyk z Rudy Śląskiej, Agnieszka Kamińska z Lubszy, Maria Rybaczkowska z Żar, Katarzyna Wojtczak z Milanówka, Joanna Płaza z Brwinowa, Julia Stawińska z Piątku oraz panowie: Zdzisław Graca ze Świdnicy, Mateusz Stępniewski z Warszawy, Antoni Litwin z Olszyny i Marian Żarski z Gdyni.

38

64

16

18

Rozwiązanie krzyżówki z nr 4-6/2012

53

13

nazwa odbiorcy

Litery z kratek dodatkowo ponumerowanych od 1 do 67 utworzą rozwiązanie.

17

45

12

9 67

Hasło tej krzyżówki brzmiało: CHROŃMY I SZANUJMY NASZE LASY, BO BEZ NICH NIE BĘDZIE ŻYCIA. Pośród autorów prawidłowych rozwiązań rozlosowane zostały nagrody książkowe. Otrzymują je panie: Elżbieta Błachut z Bielawy, Krystyna Gładek ze Szczecina, Barbara Gajewska z Krasnobrodu, Ewa Klebańska z Kielc i Magdalena Polok z Ustronia oraz panowie: Henryk Jurołajć ze Wschowy, Janusz Kieller z Lubicza, Jerzy Kiełb z Nysy, Bogdan Wasilewski z Pruszkowa i Robert Kałuża z Wrocławia.

0 2 1 0 2 0 1 0 2 6 0 0 0 0 1 6 0 2 0 1 1 9 3 8 9 5

41

61

14

Rozwiązanie krzyżówki z nr 1-3/2012

22

10

48

9

POZNAJ 01-445

FOT kupon OZA 10G A D 12 KA 11

8

7

polecenie przelewu / wpłata gotówkowa

31

6

5

polecenie przelewu / wpłata gotówkowa

4

3

Rozwiązania krzyżówek i fotozagadek

Odcinek dla wpłacającego

2

nr 51

Odcinek dla poczty

1

Krzyżówka


O

0 2 1 0 2 0 1 0 2 6 0 0 0 0 1 6 0 2 0 1 1 9 3 8 9 5

KRAJ SP. Z O.O. ul.CIOŁKA 35/47

Pieczęć, data i podpis(y) zleceniodawcy

opłata

PRENUMERATA tytułem cd. KRAJ NA ROK

nazwa zaleceniodawcy cd.

nazwa zaleceniodawcy

nazwa nazwa odbiorcy odbiorcy

POZNAJ 01-445

nr. rachunku odbiorcy

SWÓJ W-WA

opłata

Pieczęć, data i podpis(y) zleceniodawcy

PRENUMERATA tytułem cd. KRAJ NA ROK

nazwa zaleceniodawcy cd.

nazwa zaleceniodawcy

I tego właśnie – bardzo ciepło – chcemy życzyć Państwu: żeby Święta zapaliły płomyk serdeczności, spokoju, wytchnienia, miłości. Żeby wspomnienie Wigilii było tak miłe i dobre, by Państwo zaczęli marzyć o kolejnej już – po wakacjach, najpóźniej. Chcemy życzyć prawdziwego świętowania – radosnego, spokojnego, pełnego uroczystej powagi i wesołego śmiechu. Chcemy życzyć owocnej pracy i frapujących pasji. Mamy nadzieję, że każdy z Państwa w tym Nowym Roku będzie czuł się otoczony dobrem, miłością i łagodnością – także dzięki wspomnieniu Tych, którzy odeszli, lecz może, jak wierzyli nasi przodkowie, zasiedli z nami do wigilijnego stołu… Bardzo serdecznie życzymy Państwu pięknych świątecznych wspomnień, dających siłę, radość i spokój – i pięknego, dobrego, ciekawego Nowego Roku!

C

Cuda przyrody

SWÓJ

POZNAJ 2013

kwota

WP PLN 72,00 kwota słownie siedemdziesiąt dwa złote

SWÓJ

POZNAJ 2013

kwota

WP PLN 72,00 kwota słownie siedemdziesiąt dwa złote

Świętach zaczynam myśleć w kilka tygodni po wakacjach. O wakacjach – kilka tygodni po Świętach. Te dwie myśli wyraźnie organizują mój emocjonalny rok. Dokąd pojechać – i jak to będzie przy wigilijnym stole. Wtedy, gdy zamykam oczy, widzę sosnowy las przesączony słońcem, górskie połoniny, ostre granie Tatr, wiosło i kajak, wysepki na jeziorach – lub wigilijny stół, Rodzinę, kolorowe opakowania prezentów, opowieści, żarty, drobne światełka na choince, śnieg. Już od kilku miesięcy czuję w powietrzu zapach świerku, barszczu z grzybami, kompotu z suszu...

nr. rachunku odbiorcy

POZNAJ 01-445

Co to za obiekt?

G

polecenie przelewu / wpłata gotówkowa

F

C

tytułem

tytułem

Cicha noc, święta noc, Pokój niesie ludziom wszem. Cicha noc, święta noc, A u żłóbka Matka Święta 7 Czuwa sama uśmiechnięta, Dzieciątka snem, musi zawierać imię iPokój niesie ludziom Uwaga! Nad Nazwa zleceniodawcy nazwisko oraz czytelnywszem. adres z kodem pocztowym osoby odbierającej przesyłkę Nad Dzieciątka snem. polecenie przelewu / wpłata gotówkowa

Kolęda na gitarę

C

C

Obiekty Rekomendowane F C A u żłóbka Matka Święta,

Cicha noc, święta noc, Pastuszkowie od swych trzód Biegną wielce zadziwieni, Czuwa sama uśmiechnięta. Obiekt Adres Telefon Za Anielskim głosem pieni, 7 FWP cud, 58-310 Szczawno-Zdrój Gdzie się spełnił 74-843-83-47 ul. Kopernika 2 Nad Dzieciątka snem, GdziePolanica-Zdrój się spełnił cud.

G

Schronisko Cicha noc,Orzeł święta noc, Narodzony Boży Syn. Schronisko Pan Wielkiego Majestatu, Na Niesie dziśŚnieżniku całemu światu, Ośrodek Wypoczynkowy Odkupienie win, Jodełka Odkupienie win.

C

C

G

C

57-450 Ludwikowice Kłodzkie7 74-845-72-78 Sokolec 52 Nad Dzieciątka snem.

G7

F

nowa lista E-mail

szczawno@fwp.pl www.magnolia-szczawno.pl schronisko@orzel.info.pl www.orzel.info.pl

57-514 Międzygórze ul. Śnieżna 37

74-813-51-30

schronisko@sudety.info.pl www.sudety.info.pl/nasniezniku

26-013 Święta Katarzyna ul. Kielecka 3;

41-311-21-11

jodelka@hoteljodelka.pl www.hoteljodelka.pl

Pan Andrzej z Płocka dopatrzył się siłacza zaklętego w drzewo w Kampinoskim Parku Narodowym, a pani Ewa z Sosnowca nadesłała nam zdjęcie jaszczurki? krokodyla? przyczajonego na sośnie zawieszonej na Sokolicy. Dziękujemy i prosimy o jeszcze!

PTG Twierdza 87-100 Toruń biuro@fort.torun.pl 56-655-82-36 Cicha noc,Toruń święta noc, ul. Chrobrego 86 www.fort.torun.pl Jakiż w Tobie dzisiaj cud, olimp.hotel@olimpia.org.pl W BetlejemHotel dziecina święta 60-622 Poznań 61-845-54-30 Olimpia ul. Warmińska 1 www.olimpia.org.pl Wznosi w górę swe rączęta Błogosławi lud Kontynuujemy akcję „Obiektów Rekomendowanych”. Publikujemy listę zweryfikowanych kontaktów, zarówno telefonicznych, jak i mailowych. Błogosławi lud.

ęc ie: Pa we ł

C.

Nowością są adresy internetowe dla tych, którzy chcieliby sprawdzić standard czy dojazd do danego obiektu. Lista nie jest zamknięta – zapraszamy kolejne obiekty do współpracy. Obiekty rekomendowane to hotele, ośrodki wczasowe, schroniska, które naszym Czytelnikom – Prenumeratorom na podstawie Karty Prenumeratora udzielają 30% zniżek na noclegi. Zniżki dotyczą również najbliższej Rodziny Prenumeratora, przybywającej razem z nim. Z trzydziestoprocentowej zniżki skorzystać będą mogli zatem wraz ze swoimi Rodzinami wszyscy ci Czytelnicy, którzy prenumerują pismo „Poznaj Swój Kraj” w naszym wydawnictwie. Otrzymają oni bezpłatnie Kartę Prenumeratora, której wzór opublikujemy w następnym numerze pisma. Karta ta przesyłana jest do Prenumeratora wraz z pierwszym numerem czasopisma z roku, którego dotyczy prenumerata. Karta zawiera indywidualny numer, będący podstawą do uzyskania zniżek w Obiektach Rekomendowanych, ale także umożliwiający nadsyłanie odpowiedzi na wszystkie konkursy (w tym rozwiązania krzyżówek) drogą mailową na adres: konkursy@poznaj-swoj-kraj.pl. Numer Karty stanowić będzie także swego rodzaju przepustkę do brania udziału w konkursach przeznaczonych wyłącznie dla Prenumeratorów. Listę Obiektów Rekomendowanych będziemy stale rozszerzać, zaprosimy też do współpracy muzea, skanseny, sklepy stacjonarne i internetowe ze sprzętem rekreacyjnym i turystyczno-sportowym i inne obiekty. Prenumerata na rok 2013 w naszym wydawnictwie to tylko 72 złote. Można ją zrealizować przelewem na konto nr 02-1020-1026-0000-1602-0119-3895 lub przekazem pocztowym na adres:

zd j

nazwa odbiorcy

0 2 1 0 2 0 1 0 2 6 0 0 0 0 1 6 0 2 0 1 1 9 3 8 9 5

SWÓJ W-WA

KRAJ SP. Z O.O. ul.CIOŁKA 35/47

Odcinek dla wpłacającego

Odcinek dla poczty

Fotozagadka

Poznaj Swój Kraj sp. z o.o. 01-445 Warszawa, ul. Ciołka 35. Powyższe informacje można znależć także na naszej stronie internetowej www.poznaj-swoj-kraj.pl Bogata chata chłopska, Nowością jest opisana tam też Sprzedaż Wysyłkowa, nie upoważnia ona jednak do Karty Prenumeratora.

koniec XIX w. Skansen w Sierpcu

Odpowiedzi prosimy przysłać na kartkach pocztowych z naklejonym kuponem znajdującym się na str. 62 w terminie do końca lutego 2013 roku na adres: Redakcja „Poznaj Swój Kraj”, 01-445 Warszawa, ul Ciołka 35/47. Wśród autorów prawidłowych odpowiedzi rozlosujemy nagrody książkowe.


O czym piszemy?

Conrad w Singapurze

Bralczyk o kraju

Łeba

Fenomen nordic walking

Gdańsk/Mikoszewo Łopot na łasze Będomin

10-12 / 2012 (606-608)

Niezwykła historia hymnu

wydanie potrójne

od 1958 roku

Co się stało 16 września?

Spotkania z malarstwem

Poznań

Święto Chanuka rozpoczęte

Warszawa

Plac Zawiszy

Zduny

Co się stało 16 września?

Kościelna Wieś

Rajd Święty Krzyż 2012

Od Sasa do Lasa

Święty Krzyż Kazimierz Dolny

Cztery pory roku

Małopolskie Święto Konia

Ślad pewnej historii

Sieniawa

Kraków

Cieszyn

Macewy objęte przez drzewa

Rzucanie przynęty

Maciejowa

Pieniny

Najpiękniejsze trzy godziny

Najdalej na południe

Tatry

Joseph Conrad w Singapurze

Wywiad z Dyrektorem TPN

W następnym numerze:

Przepisy i ciekawostki ze skansenu w...

Sianki

Bojery

Przepęd koni w Bieszczadach

Najpiękniejsze trzy godziny

Rypin

Grobowiec hrabiny

O dzikość Tatr Wywiad z dyrektorem TPN

Numer potrójny Cena 16,50 zł

(vat 5%) 12

9 770032 615206

Index 369799 ISSN 0032-6151

Niezwykła historia hymnu Nordic Walking


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.