NR 3
WARSZAWA IX 2016
Baltissen Aleksandra
Co lubi wrzesień...? Wrzesień ulubieniec jesieni ogniste i rdzawe kolory ceni. Upodopał sobie czerwony od którego nigdy nie stronił... Czerwone ma jagody kaliny, takie same są korale jarzębiny. Czerwone są jabłka w sadzie oraz jeżyny na leśnej drodze... Rdzawe i brązowe grzyby, a także orzeszki leszczyny. Podobne kasztany i żołędzie,
WANTULE NR 3 STR NR 1 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
które jeszcze są wszędzie...
Żleb Drége'a w Tatrach Zrazu łagodny, szeroki stok zaprasza, by właśnie tu skręcić ze szlaku prowadzącego granią Granatów i zacząć schodzić w dół, do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Nic nie zapowiada czyhającej poniżej śmiertelnej pułapki. Żleb Drége'a był świadkiem jednego z największych dramatów tatrzańskich. rejonie Granatów biegnąca tędy Orla Perć na chwilę "uspokaja się". Szlak łagodnieje. Można spojrzeć w dół, nisko, na taflę Czarnego Stawu Gąsienicowego. W pewnym momencie wzrok turystów pada na szeroki trawiasty żleb, łagodnie opadający na zachód. Jakby zapraszał do zejścia. "Widać, jak na przestrzeni kilkuset metrów zbiega łagodnie w dół, a gdzieś niżej, gdzie żleb się kończy - błyszczy tafla Czarnego Stawu. Biada jednak turyście, który by zaufał tej drodze i począł nią schodzić. Początkowo istotnie nie napotka żadnych trudności, potem już nieco gorzej, ale wciąż jeszcze będzie mu się dobrze schodziło poprzez niewielkie progi skalne, oddzielające od siebie połogie części trawiasto-piarżystego żlebu. Wreszcie żleb zaczyna się robić bardzo stromy, a na koniec urywa się olbrzymim, przewieszonym kominem." ("Zdradziecka pułapka Granatów" Wawrzyniec Żuławski) Drége'a. Jego faktyczne trudności można obserwować z daleka, stojąc np. nad Czarnym Stawem Gąsienicowym i obserwując masyw Granatów. Długi, 400-metrowy żleb spadający ze Skrajnej Sieczkowej Przełączki pomiędzy Pośrednim a Skrajnym Granatem, w dolnej części zwęża się, przewiesza i zmienia w urwisty komin, wysoki na ok. 180 metrów. Nazwa żlebu pochodzi od nazwiska Jana Drége’a - pierwszej jego ofiary. Z dołu nie widać łagodnej zielonej płaśni, która od góry, z Orlej Perci, tak wabi niektórych turystów. Żleb naznaczony został tragediami, z których najgłośniejsze stały się dwie - z 1911 i 1914 roku. 3 sierpnia 1911 roku Jan Drége, młody student uniwersytetu w Moskwie, wraz z dwiema siostrami wybrał się na Granaty. Na odcinku pomiędzy Pośrednim a Skrajnym Granatem, w zapadającym zmierzchu zgubił szlak. Zaczął schodzić łagodnym na początku żlebem w stronę Czarnego Stawu. "W miejscu, w którym żleb stawał się stromy i trudny, polecił siostrom zaczekać, sam zaś udał się na poszukiwanie dalszej drogi zejściowej. Po chwili zniknął im z oczu, próbując, mimo ciemności, sforsować dalszą część żlebu. Gdy żleb zmienił się w pionowy komin, Drége ześliznął się najpierw kilka metrów, potem kilkanaście. Być może udało mu się w ten sposób dotrzeć aż na platformę ponad wielką przewieszką w kominie. Stamtąd lub jeszcze wcześniej nastąpił stumetrowy upadek". (Wawrzyniec Żuławski, "Tragedie tatrzańskie") Siostry przenocowały tam, gdzie je zostawił. Na szczęście nie poszły za bratem. Wróciły na szlak i odnalazły drogę do Zakopanego. Trzy lata później rozegrała się tu jedna z najbardziej ponurych tragedii tatrzańskich. 23 lipca 1914 roku trójka turystów wędrowała Orlą Percią z Koziego Wierchu na Granaty. I znów - podobnie jak 3 lata przed nimi młody student - zaczęli schodzić łagodnym na początku, jakby zachęcającym żlebem… Było to rodzeństwo Maria i Bronisław Bandrowscy, oraz ich towarzyszka Anna Hackbeilówna.
Żuławski pisze: "Losy Bandrowskiego i jego towarzyszek były początkowo identyczne, jak grupy Drége'a. Tak samo schodzili żlebem, dopóki był łatwy, ześlizgując się przez niewysokie skalne progi. Gdy doszli do miejsca, w którym rozpoczynają się trudności żlebu, wykazali nieco więcej rozsądku. Postanowili mianowicie przepędzić noc na wygodnej trawiastej platformie, tuż ponad pionowym obrywem komina, a na drugi dzień wzywać pomocy. Minął ranek 24 lipca,
WANTULE NR 3 STR NR 2 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
minęło południe, turyści zdążający od Czarnego Stawu ścieżką w kierunku Zawratu słyszeli krzyki, ale nie rozumieli ich treści, nie domyślili się, że są to wołania o pomoc. Odpowiadali beztroskim pokrzykiwaniem i szli dalej swoją drogą". Najpierw zginęła Anna Hackbeilówna. Próbowała trawersować żleb na północ, w kierunku Żółtej Turni, nie zdając sobie sprawy z trudności terenu. Brat i siostra nadal oczekiwali pomocy. "Tak przeszła druga noc, spędzona w tym samym miejscu. Rozpoczął się trzeci dzień powolnego konania… Bandrowskiego nurtował coraz większy niepokój, coraz bardziej nabierał przekonania, że stało się nieszczęście. Prześladowała go myśl, że to on jest odpowiedzialny za sytuację, w której się znaleźli, że on jest także sprawcą śmierci Hackbeilówny. Począł się głośno obwiniać, tracił resztki panowania nad sobą, trawiła go gorączka, był chory, moralnie zdruzgotany. Wreszcie - wśród majaczeń zjawiła się uporczywa myśl o samobójstwie. Tak minęła trzecia noc, czwarty dzień i znów jeszcze jedna noc. (…) Doszli do platformy ponad wielką przewieszką w kominie. Pułapka zamknęła się definitywnie. Pod nimi rozwierała się stumetrowa głębia, nad nimi wznosiły się przewieszone skały, z których przed chwilą zsunęli się". (Żuławski) Piątego dnia od wejścia w żleb, ok. godz. 13 Bandrowski rzucił się w przepaść. Maria pozostała sama. Gdy zaczął zapadać zmrok, postanowiła pójść za bratem.
Żleb Drége'a w Tatrach Tymczasem dopiero po 4 dniach od zniknięcia rodzeństwa Bandrowskich i Hackbeilówny rozpoczęto ich poszukiwania.
WANTULE NR 3 STR NR 3 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Ratownicy otrzymali informację o przedłużającej się nieobecności turystów z pensjonatu, w którym zamieszkiwali. Niestety, nie były znane żadne szczegóły ich trasy.Dopiero piątego dnia od zniknięcia, po południu, naczelnik Pogotowia gen. Mariusz Zaruski ustalił, że turyści mieli pójść na Granaty. W tym czasie Bandrowski już nie żył, a Maria leżała na skalnej półce. Ratownicy szybko znaleźli się u podnóża Granatów. Zaczęli obserwować przez lornety masyw Granatów. W końcu dostrzegli na platformie, tuż ponad śmiertelnym kominem - pułapką - zsuwającą się w stronę przepaści sylwetkę. To Maria zsuwała się w stronę przepaści. Nogi już wisiały nad otchłanią, górną częścią ciała pozostawała jeszcze na platformie.Zaruski przyłożył ponoć do ust trąbkę sygnałową, zatrąbił, a potem krzyknął: - Czekać spokojnie! Idziemy!. Ratownicy zobaczyli, że postać na półce skalnej znieruchomiała. Przestała zsuwać się w stronę przepaści.Mimo że noc nadciągała, ratownicy ruszyli na Granaty. Następnie zaczęli schodzić, a później zjeżdżać na linach żlebem Drége’a.Gdy Zaruski dojechał do platformy, zobaczył Marię leżącą na krawędzi przepaści. Jej słowa skierowane do naczelnika, przeszły do historii: - Ostrożnie, tam przepaść - powiedziała dziewczyna.Zaruski zjechał jeszcze niżej, by własnym ciałem odgrodzić ją od przepaści. Przywiązał ją do liny. Żleb Drége'a owszem, czasem pokonują, ale wspinacze, od dołu, z asekuracją. Wiedzie nim trudna droga wspinaczkowa, którą po raz pierwszy taternicy pokonali w 1938 roku, a więc już po opisywanych tragediach. Drogę poprowadzili Wanda Heniszówna, Zofia Radwańska (później Paryska) oraz Tadeusz Orłowski. Droga ta jednak nie należy do często pokonywanych. ,Apoloniusz Rajwa obecnie ponad 80-letni przewodnik tatrzański, ratownik TOPR, speleolog i znawca Tatr, ma na koncie siódme przejście Żlebu Drége'a. Było to w latach 50. - W Żlebie Drége'a omal nie zginąłem - wspomina po latach.Wraz z partnerem wspinaczkowym mieli tylko 3 haki i linę sizalową. W pewnym momencie upuścili jeden z haków. Rajwa zaczął schodzić trudnym, przewieszonym terenem, asekurowany przez partnera, ale była to asekuracja bardzo niepewna. - W pewnym momencie uchwyt kiełznął, a ja wyprułem. Lecę w dół ośmiometrowym wahadłem, pode mną 120 metrów. Wylądowałem na półeczce. Przyrżnąłem żebrami. Patrzę, a tu leży nasz hak… Krzyczę do partnera: "jestem na półce, wszystko ok., mam hak". I wtedy dopiero, gdy stanąłem przy haku, popatrzyłem na linę: nie miałem na końcu zabezpieczenia w postaci węzła. Brakowało 2 cm, a wysunąłbym się z liny i poleciał w przepaść. W późniejszych latach zdarzało się, że turyści zapuszczali się w zdradliwy żleb. Niektórych uratowali ratownicy. W 1954 roku 18-letnia studentka, Joanna Stencówna, wędrując samotnie Orlą Percią, powtórzyła scenariusz z 1911 roku. Pod koniec dnia zaczęła schodzić żlebem. Rano znaleziono jej ciało u podnóża komina.
Tatrzańskie przewodnictwo ma już 140 lat Na XVII wiek datuje się pierwsze wejścia na tatrzańskie szczyty, ale turystyka w najwyższych polskich górach na dużą skalę zaczęła rozwijać się dopiero w drugiej połowie XIX stulecia. Turyściposzukiwali górali, którzy mogli poprowadzić ich w nieznane góry. - Kłusownicy, ale też i pasterze byli pierwszymi zdobywcami Tatr i najlepszymi ich znawcami,dlatego właśnie oni prowadzili pierwszych turystów w góry. Tajemnice Tatr były dobrze znanezakopiańskim góralom - powiedział
WANTULE NR 3 STR NR 4 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
przewodnik tatrzański, były dyrektor Tatrzańskiego ParkuNarodowego Paweł Skawiński, który szkoli młodych adeptów przewodnictwa górskiego.Pod koniec XVIII stulecia w celach badawczych po Tatrach wędrowali zagraniczni turyści -Bretończyk Baltazar Hacquet i Szkot Robert Townson prowadzeni przez góralskich kłusowników.Kilka lat później górale poprowadzili w Tatry Stanisława Staszica, uważanego za ojca polskiejturystyki górskiej. Początkowo prowadzenie turystów było dla kłusowników okazjonalnym zarobkiem, a z czasem, kiedy pod koniec XIX wieku turystów było coraz więcej, przewodnictwo stało się dla nichgłównym źródłem dochodu. Wówczas kłusownicy porzucali swój pierwotny fach i stawali sięgorliwymi obrońcami przyrody - taką pozytywną przemianę przeszło wielu górali, gdyż zaczęli sobie oni zdawać sprawę z konieczności ochrony przyrody, dla której przyjeżdżają tu turyści. - Już w XIX wieku przewodnictwo tatrzańskie funkcjonowało całkiem dobrze, choć był to zawód w żaden sposób nieuregulowany aż do 1875 r., kiedy Towarzystwo Tatrzańskie usankcjonowało ten zawód - opowiadał Skawiński. Wiosną 1875 r. sekretarz Towarzystwa Tatrzańskiego prof. Leopold Świerz wydał znanym sobie przewodnikom z Zakopanego książeczki z wykazem miejsc, do których mogą prowadzić turystów.Ta książeczka zawierała również cennik usług. W 1877 r. opublikowano spis osiemnastu przewodników, sklasyfikowanych według posiadanego przez nich doświadczenia i wyróżniono trzy klasy przewodnickie - ten podział funkcjonuje dodzisiaj. Wśród przewodników z najwyższymi kwalifikacjami znaleźli się wówczas zakopiańczycy:Jędrzej Wala starszy, Szymon Tatar, Maciej Sieczka, Wojciech Roj i Jędrzej Wala młodszy. Późniejdo tego elitarnego grona dołączył legendarny Klemens Bachleda nazwany "królem przewodnikówtatrzańskich". Bachleda zginął podczas akcji ratunkowej w 1910 r. w ścianie Małego Jaworowegoszczytu. Początkowo turyści prowadzeni przez przewodników odwiedzali głównie doliny reglowe, Morskie Oko i Kalatówki. Duży wpływ na propagowanie tatrzańskiej turystyki wywarł lekarz z Warszawy Tytus Chałubiński, który zalecał pobyt w górach swoim pacjentom jako terapię. Botanik, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Józef Rostafiński opublikował w 1883 r. w Krakowie broszurę, w której napisał: "Z chwilą zaś, gdy się wchodzi w górę, Zakopianin staje się nieoszacowanym skarbem i żaden alpejski przewodnik () nie może z nim współzawodniczyć ani pod względem wytrwałości, chętnej pomocy, ani niezrównanego humoru. Lepszej, troskliwszej i wyrozumialszej opieki dla kobiet nawet, nawet przeciętnie, nigdzie w alpejskim świecie nie znajdziesz". W 1887 r. lista przewodników tatrzańskich liczyła już 60 osób. Przewodnicy zaczęli otrzymywać owalne mosiężne odznaki z wybitymi dwiema szarotkami z inskrypcją: "Przewodnik tatrzański" oraz z wybitym numerem i oznaczeniem posiadanej klasy. Takie odznaki do dziś popularnie nazywa się blachami przewodnickimi. Aż do 1937 r. przewodnikami tatrzańskimi byli wyłącznie górale. W tym roku egzamin przewodnicki zdał wybitny taternik Stanisław Motyka. W okresie drugiej wojny światowej wielu przewodników działało jako kurierzy tatrzańscy biorący udział w przeprowadzaniu ludzi na szlaku Kraków - Budapeszt, zajmowali się przekazywaniem meldunków i pieniędzy. Przewodnicy brali też udział w walce z okupantem jako żołnierze Armii Krajowej i w oddziałach Polskich Sił Zbrojnych na zachodzie Europy. Po wojnie w 1948 r. wznowiono kursy przewodnickie, a na jednym z nich uprawnienia zdobyła pierwsza w historii kobieta w tym fachu - Zofia Radwańska – Paryska. Obecnie uprawnienia do prowadzenia wycieczek w Tatrach posiada około 200 osób. Na przestrzeni 140 lat zostało wydanych ponad 800 blach przewodnickich. - Przewodnik górski 140 lat temu prowadził turystów w teren niemal dziki, bez map bez oznaczeń. Obecnie przewodnik prowadząc turystów po Tatrach ma dwojaką funkcję – zapewnia bezpieczeństwo, ale i odgrywa ważną rolę edukacyjną. Musi ciekawie opowiadać o przyrodzie, dziedzictwie kulturowym oraz uczyć szacunku do gór - zakończył Skawiński. Z okazji jubileuszu funkcjonowania przewodnictwa w Tatrach, w październiku w zakopiańskim Parku Miejskim im. marszałka Piłsudskiego można oglądać wystawę poświęconą tej organizacji
WANTULE NR 3 STR NR 5 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Paweł Skawiński, b. dyrektor TPN
Beskid Niski na rowerze Tu mnie jeszcze nie było... Podczas kolejnego długiego, czterodniowego weekendu postanowiłem zwiedzić, zupełnie niesprawiedliwie, zaniedbane przeze mnie tereny, tj. Beskid Niski - Łemkowszczyznę. Poczytałem trochę w sieci o tych terenach (strona, którą polecam to www.magurabike.com, skorzystałem też z bikeBoardu), co warto tam zobaczyć, kupiłem dwie mapy i pojechałem. Jak już wspomniałem o mapach, to uszczegółowię troszkę temat. Otóż, chyba się w tych terenach coś niedawno zmieniło, bo mapa datowana na 2004 rok okazała się być nieaktualna - szlaki zaznaczone na mapie w rzeczywistości nie istnieją, ale za to są szlaki, których na mapie próżno szukać. Mimo to chyba warto polecić to wydawnictwo, tylko może nieco świeższe - Mapa topograficzno-turystyczna Beskid Niski Część zachodnia oraz Część wschodnia Wojskowych Zakładów Topograficznych, skala 1:50 000. Na nocleg, dość przypadkowo, wybraliśmy Krempną. Mimo, że przypadkiem, to jednak wybór chyba najlepszy z możliwych, gdyż Krempna okazała się być bardzo dobrą bazą wypadową na jednodniowe wycieczki po najciekawszych zakątkach Magurskiego Parku Narodowego. Dzień I Pierwszy dzień zaczęliśmy ostro. Przejechaliśmy 70 km w dość trudnym górskim terenie, gubiąc się nieco właśnie z powodu map. Pojechaliśmy szlakiem wielu cerkwi i licznych rzek przecinających naszą drogę. Najpierw asfaltem do Świątkowej Małej (cerkiew), potem na moment do Świątkowej Wielkiej, gdzie mieliśmy okazję zwiedzić cerkiew wewnątrz oraz zobaczyć, co to znaczy prawdziwy szlaban założony korowodowi ślubnemu. Szlaban nie do przejścia, nie to co sznurek stosowany w miastach czy na osiedlach. Dalej udaliśmy się przez Rozstajne do Nieznajowej, gdzie skończyła się droga asfaltowa i zaczęło walczenie z rzeczkami i kamieniami. We wsi Długie na nasze szczęście natrafiliśmy na coś na kształt schroniska. Oczywiście schroniska na mapie nie ma...Zgodnie z planem dotarliśmy jeszcze do Radocyny i to już był koniec. Dalej gubienie się i improwizacja. Zamiast wygodnym i szybkim żółtym szlakiem do Koniecznej, dojechaliśmy tam po długiej walce przez chaszcze rzadko uczęszczanego zarośniętego szlaku granicznego. W końcu się udało. Odwiedziliśmy kolejno 4 cerkwie - w Koniecznej, Zdyni, Gładyszowie oraz Krzywej. Plan powrotu miał być przez Wołowiec, ale dzień się już chylił, bo w końcu zaczęliśmy trasę około 14 po przyjeździe i zakwaterowaniu się w Krempnej. Tak więc, skróciliśmy drogę powrotną, jadąc znów przez Długie i Świątkową. To był dzień! Dzień II Drugi dzień był zdecydowanie lżejszy. Przeskoczyliśmy przez wiszący mostek do Huty Krempskiej, dalej do wsi Żydowskie i Ciechani. Tu, dla zachowania tradycji, znów pogubiliśmy właściwą drogę, gdyż planowo chcieliśmy jechać szlakiem niebieskim, ale okazało się, że nie ma go już w terenie. Dotarliśmy do granicy, ale tym razem postanowiliśmy nie jechać granicznym szlakiem, żeby znów się nie zakopać w gąszczu nieprzetartego szlaku. Wróciliśmy i na szczęście spotkaliśmy dobrze poinformowanych turystów, którzy mniej lub bardziej trafnie, ale najważniejsze, że skutecznie, pokazali nam, jak pojechać ścieżką, która
WANTULE NR 3 STR NR 6 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
kiedyś była szlakiem niebieskim. W ten sposób mimo zakazu przedostaliśmy się zapomnianą wąską ścieżynką do Huty Polańskiej, jadąc wzdłuż słupów, na których już żadne kable nie wiszą, bo wieś Ciechania to tylko punkt na mapie pozostałość po kiedyś prawdziwej wiosce łemkowskiej. Zresztą to nie jedyny taki przypadek - podobnych miejsc, gdzie kiedyś było życie jest wiele. Teraz tylko ruiny albo malutkie cmentarze pozostały... W Hucie Polańskiej znów historia się powtarza - jest całkiem miłe schronisko, gdzie podają piwo pożyczone od syna gospodyni i do tego świetne domowe pierogi, a mapa nic o tym nie mówi. Ponieważ do Krempnej mamy już niedaleko, pozwalamy sobie usiąść pod sklepem w Polanach i rozmawiamy sporo czasu z sympatycznym tubylcem, który wszystkich zna i cokolwiek fajnie opowiada. Po 46 km zamykamy pętelkę w Krempnej. Dzień III Dzień trzeci to, ze względu na deszcz, jeszcze krótsza traska. Od rana pada, więc pakujemy się do auta i jedziemy bez rowerów do Dukli. Zwiedzamy kościół, przed którym stoi pomnik św. Jana z Dukli oraz Papieża Jana Pawła II. Jedziemy też do samotni św. Jana (w sumie trafiamy tam dość przypadkowo, bo oznakowania kierującego na to miejsce nie udało nam się znaleźć). Wracamy do Krempnej, a ponieważ pogoda daje nadzieję na rowerowanie, więc wsiadamy na bicykle i robimy trasę do Myscowej (cerkiew), dalej przez kolejny wiszący mostek do Woli. Robimy małe kółko wokół góry Kotanin i docieramy do czerwonego szlaku, który jest zarówno w terenie jak i na mapie - sukces! Ma nawet swoją nazwę - "Główny Szlak Beskidzki". Po tym dość krótkim kawałku w błocie trudnym do przejechania docieramy do drogi. Zwiedzamy pamiątkowe miejsce masowych egzekucji ludzi różnych wyznań, a następnie szybko, bo z górki, wracamy do Krempnej. Na miejscu okazuje się, że właśnie kończy się etap rajdu rowerowego "Transkarpatia", który rozpoczął się w Bieszczadach, a zakończy się za kilka dni w Wiśle - naszych okolicach. Traska rowerowa liczyła 36 km. Dzień IV Ostatni dzień to czas na pakowanie i wyjazd. Ale nie mamy zamiaru oddać go bez walki. Mimo, że pogoda nie najciekawsza, to jednak mamy w planie jeszcze Jaśliski Park Krajobrazowy. Wyjeżdżamy więc z Krempnej i udajemy się autem do Jaślisk. Nieco siąpi... mimo to wyciągamy rowerki i jedziemy do Woli Niżnej, a następnie Woli Wyżnej. Tu kończy się asfalt i dalej prowadzi dość sympatyczna ścieżka przez las do Jasiela. Jesteśmy w rezerwacie Źródliska Jasiołki. Tu udaje nam się spotkać orła (na zdjęciu), a dzikość terenów po prostu nas zachwyca. Niestety, nad szczytami pogoda wygląda źle, więc decydujemy nie wspinać się, jak to mieliśmy w planie, na grzbiet do szlaku granicznego. Zamiast tego zakręcamy do wsi Moszczaniec, skąd główną drogą wracamy do Jaślisk. Tym sposobem kończymy nasz czterodniowy „badawczy” pobyt w Beskidzie Niskim. I stwierdzamy, że tereny są piękne, dzikie, a jednocześnie nieoblegane jeszcze tak mocno przez turystów, jak już dzieje się to w Bieszczadach. Cóż, te blisko 200 km przejechanych rowerem tu i tam, pozostawia w nas bardzo miłe wspomnienia - począwszy od sympatycznego właściciela pensjonatu, od którego na odchodne dostaliśmy butelkę szampana, a skończywszy na urokach przyrody i licznych pięknych cerkwiach. Andrzej Osiak
WANTULE NR 3 STR NR 7 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Polski Spisz. W dobrach Berzeviczych i Horwathów Niewielkie kościółki w miejscowościach na południe od Jeziora Czorsztyńskiego są pamiątkami skomplikowanej historii polskiego Spiszu. Zapraszam na wycieczkę po polskim Spiszu – regionie odmiennym kulturowo od sąsiadujących z nim terenów Podhala i Pienin. Ta kraina w czasach Bolesława Chrobrego była we władaniu polskim, potem weszła w węgierskie jako posag córki Bolesława Krzywoustego i do I wojny światowej w nim pozostała. Większość miejscowości, jakie zwiedzimy, powstała już w średniowieczu. Część z nich ucierpiała podczas najazdu husytów w XV wieku. Kolejno przechodziły przez ręce możnych węgierskich i polskich rodów: Berzeviczych, Zapolyów, Łaskich oraz Horvathów. Sprowadzano tutaj osadników niemieckich, słowackich i polskich, co doprowadziło do powstania oryginalnej mieszanki kulturowej – widać ją w regionalnych tańcach (czardasze), strojach (zielone męskie kamizelki zwane lajbikami mają pochodzenie węgierskie) oraz w gwarze. Interesujące są również lokalne obyczaje, jak umieszczanie na początku maja zieleni przed domami niezamężnych dziewczyn.Aby bliżej poznać kulturę regionu, najlepiej przyjechać na lokalne imprezy: „Spiskie Zwyki” w ostatni weekend karnawału lub „Spiską Watrę” w pierwszą niedzielę lipca. Występują na nich lokalne zespoły folklorystyczne. Trasa zaczyna się w Trybszu – jadąc z Nowego Targu w stronę Białki Tatrzańskiej, skręcamy w lewo około 2 km za Gronkowem, a po kolejnych 2 km w prawo na Trybsz. Czeka tu na nas nie lada niespodzianka. W ładnym, choć skromnym, drewnianym kościółku znajduje się zespół niezwykłych XVII– wiecznych malowideł. Przypuszcza się, że świątynię zbudowano w 1567 roku. Początkowo katolicka, przejściowo znajdowała się w rękach protestantów, potem znów katolików. W 1647 roku proboszcz ks. Jan Ratułowski ufundował polichromię, której program prawdopodobnie sam ułożył. Kiedy w 1904 roku wybudowano nowy neogotycki kościół pod tym samym wezwaniem, do jego urządzenia wykorzystano ołtarze ze starej świątyni (w tym główny z XVII lub XVIII wieku, z dolną częścią pamiętającą czasy początków kościoła) oraz inne elementy zabytkowego wyposażenia, jak gotyckie: monstrancja i kielich. Planowano też rozebrać drewnianą świątynię, na szczęście skończyło się na rozmontowaniu wieży i zakrystii. Kościół obecnie jest pozbawiony dawnego wyposażenia, które znajduje się w nowej świątyni. Za to nadal można podziwiać największy jej skarb. Jest nim robiąca silne wrażenie bogata polichromia, w tym jeden z pierwszych wizerunków Tatr w tle sceny Sądu Ostatecznego – niektórzy doszukują się tu zarysu Hawrania. W prezbiterium na stropach widać Koronację i Wniebowzięcie Marii, a na ścianach – świętych oraz wydarzenia biblijne. Jest to swoista biblia pauperum – obrazkowa „biblia ubogich”. Poszczególne sceny religijne są dodatkowo objaśniane łacińskimi napisami. W pobliżu kościoła warto zobaczyć dwa drzewa – pomniki przyrody: lipę i jawor, które są świadkami dziejów świątyni. Miłośnikom pieszych wędrówek polecam spacer (około 1 godziny, drogą spod kościoła) do rezerwatu Przełom Białki. Po obu stronach rzeki znajdują się malownicze wapienne skały: Kramnica (688 m) i Obłazowa (670 m). W tej ostatniej
WANTULE NR 3 STR NR 8 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
w jaskini odkryto podczas wykopalisk przedmioty z kości, muszli i rogu sprzed dziesiątek tysięcy lat. To miejsce musiało być niegdyś ośrodkiem kultu. Dziś przyciąga turystów w dni wolne od pracy, amatorów zimnych kąpieli oraz wspinaczki. Z Trybsza kierujemy się w stronę Niedzicy do Łapsz Wyżnych. Znajdujący się tu kościół św. Piotra i Pawła powstał z fundacji dzierżawcy zamku niedzickiego, barona Ioanelli de Toluano, w latach 1759-60. Być może postawiono go w miejsce dawnej cerkiewki – pamiątki pobytu w tych stronach Łemków, którzy pod koniec XVII wieku z nieznanych powodów opuścili Łapsze. Wszystkich, którzy zasugerują się prostą bryłą świątyni, po wejściu do środka spotka wstrząs. Mamy tu bowiem do czynienia z typowo rokokową koncepcją wystroju wnętrza, podobno jedną z najlepszych na tych terenach – pełno tu przepychu, wszystko się złoci. Obraz w ołtarzu głównym przedstawia patronów kościoła. Ołtarz boczny po lewej stronie, poświęcony Matce Boskiej, jest ikonograficzną ciekawostką – dowodem siły polskich wpływów w węgierskich XVIII–wiecznych Łapszach (poza terenem Polski nie spotykamy rozbudowanych programów maryjnych). Na północnej ścianie znajduje się iluzjonistyczny ołtarz św. Józefa z 1792 roku. Godna uwagi jest też ambona z ażurową balustradą oraz XVIII–wieczne organy. Wychodząc z kościoła, możemy zobaczyć zabytkowe lipy. Będąc w Łapszach, warto podjechać na przełęcz nad pobliską Łapszanką, gdzie spod kapliczki z 1928 roku, rozpościera się piękny widok na Tatry. Po obejrzeniu panoramy wracamy na drogę na Niedzicę i zajeżdżamy do Łapsz Niżnych. O znaczeniu tej miejscowości w przeszłości świadczył wybudowany przez Horvathów renesansowy kasztel, pierwotnie zwieńczony attyką, przebudowany w kolejnych stuleciach. Niestety, nie dotrwał do naszych czasów – został rozebrany po II wojnie światowej. Zachował się za to w dobrym stanie kościół św. Kwiryna. Ufundowany przez Kokosza Berzeviczego, pochodzi z początku XIV wieku i jest związany z działalnością bożogrobców. Znaleźli się oni w Łapszach, gdy musieli uciekać z dóbr Władysława Łokietka za popieranie buntu wójta Alberta. Opiekowali się tutejszą świątynią aż do kasaty zakonu w 1782 roku. Ich charakterystyczny, „podwójny”, krzyż do dziś możemy oglądać na wieży. Jest to jedyna świątynia na ziemiach polskich pod tym wezwaniem – kult utopionego za wiarę męczennika z czasów cesarza Dioklecjana był szczególnie rozpowszechniony wśród szlachty węgierskiej. Upamiętnia go obraz w ołtarzu głównym z około 1700 roku. Podobnie bowiem jak w większości średniowiecznych kościołów na tych ziemiach, gotycka jest jedynie struktura świątyni (sklepienie żebrowe nad prezbiterium), wystrój wnętrza natomiast – późnobarokowy. Do ostatniej miejscowości na naszej trasie dotrzemy, skręcając w prawo z drogi na Niedzicę po około 8 km od Łapsz Niżnych. Nazwa Kacwina jest pochodzenia niemieckiego (Katzwinkel) i pierwotnie oznaczała „koci zakątek” (nieopodal znajduje się wzgórze zwane Kocim Zamkiem, gdzie według legendy zmarła żona cesarza Franciszka Józefa). Tutaj możemy zobaczyć sypańce –niewielkie spichlerze, zazwyczaj na zboże, o oryginalnej
WANTULE NR 3 STR NR 9 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
konstrukcji z drewnianych belek osypanych ziemią (chroniącą przed pożarem, a także umożliwiającą utrzymanie temperatury). Jeszcze nie tak dawno działał tu też XVIII - wieczny drewniany tartak wodny, który obecnie powoli ulega zniszczeniu. Kacwiński kościół Wszystkich Świętych pochodzi najprawdopodobniej z XIV wieku. Ufundował go znany już nam Kokosz Berzeviczy. W jednym ze zworników jest jego herb – wspinający się na tylnych nogach kozieł. W 1712 roku świątynię przebudowano – dostawiono kaplicę dla Bractwa św. Anny oraz kruchtę. Po pożarze w 1757 roku przebudowano wieżę. Zwróćmy uwagę na jej kolorystykę – pomalowano ją na sposób łemkowski. Wnętrze kościoła prezentuje treści typowe dla kontrreformacji – wczesnobarokowy ołtarz główny przedstawia Adorację Trójcy św. przez Wszystkich Świętych, a dwa rokokowe boczne ołtarze są poświęcone Marii. Oprócz sypańców i kościoła, w Kacwinie warto zobaczyć rozsiane po wsi XVIII – wieczne kapliczki. Wycieczkę możemy zakończyć spacerem nad rzekę, by podziwiać lokalne wodospady – największy z nich ma prawie 7 m wysokości i jest najwyższy na Spiszu. Informacje praktyczne: Małe miejscowości polskiego Spiszu najwygodniej zwiedzać samochodem; wszystkie opisane kościoły znajdują się na tzw. Szlaku Gotyckim, a na tablicach przy nich można znaleźć numer telefonu do osoby mającej klucz do świątyni. Całość trasy zajmuje ok. 4-5 godzin, z wycieczką do Przełomu Białki ok. 6-7. Region jest dobrze przygotowany turystycznie – nietrudno znaleźć kwaterę prywatną lub pensjonat na nocleg. W Kacwinie i Łapszance funkcjonują turystyczne przejścia graniczne ze Słowacją.T Andrzej Osiak
Epizod pod Kościelcem
Zapewne nadal nie zdajemy sobie do końca sprawy z wysokości straty, jaką polska kultura poniosła przed 90-ciu laty za sprawą lawiny śnieżnej, która 8 lutego 1909 zabrała ze zboczy Małego Kościelca Mieczysława Karłowicza kompozytora, pisarza, taternika, narciarza i fotografika. Na biurku w zakopiańskiej willi "Lutnia" pozostał niedokończony rękopis poematu symfonicznego "Epizod na maskaradzie", oznaczonego zaledwie 14-tym numerem opusowym. Jego twórca miał 32 lata i 2 miesiące. Lawina Dzień był mglisty, ale bezwietrzny i dość ciepły. Przez kilka dni padał śnieg, poprzedniego dnia się wypogodziło i Mieczysław Karłowicz zdecydował się, by dłużej już nie czekać z wypróbowaniem nowo kupionego w Warszawie aparatu fotograficznego. 7 lutego wieczorem odwiedził Mariusza Zaruskiego, z którym omawiał ostateczny kształt
WANTULE NR 3 STR NR 10 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
odezwy do społeczeństwa w sprawie powołania Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Po rozmowie z przyjacielem - ekspertem od spraw górskich - zdecydował się zmienić poprzednie plany i nie iść na Czerwone Wierchy, gdzie mogłoby grozić poważne niebezpieczeństwo zejścia lawiny, lecz poprzestać na niewielkim spacerze w doskonale mu znanym terenie - na Halę Gąsienicową i do Czarnego Stawu. Wyszedł z domu koło szóstej, niosąc w plecaku zapas jedzenia, kuchenkę turystyczną i ciężki aparat fotograficzny, na ramieniu narty i płaszcz. Leśniczy w Kuźnicach widział go wpół do siódmej, jak przypiąwszy narty zaczął podchodzić na Boczań. Opis dalszych poczynań Karłowicza zawdzięczamy Mariuszowi Zaruskiemu, który pierwszy dążył po śladach, jakie pozostawiły narty kompozytora. Do odtworzenia tej drogi pomocne były także ostatnie zdjęcia wykonane przez Karłowicza, które ocalały wraz z aparatem fotograficznym w lawinie. Pierwszy raz przystanął w miejscu, gdzie otwiera się rozległy widok na panoramę Tatr Zachodnich z królującym w jej centrum Giewontem. Minęła ósma, słońce już wzeszło i choć nadal tylko przeświecało przez chmury, mgła ustąpiła i można było spróbować zrobić zdjęcie. Karłowicz wyjął aparat i używając czekana jako statywu wykonał pierwszą fotografię. Podążył następnie dalej Skupniowym Upłazem, starannie omijając wszystkie grożące lawinami odkryte miejsca stoku i posuwając się niemal dokładnie granią. Na Hali Królowej zjechał aż pod las, znacznie poniżej letniej ścieżki - na stromym upłazie spod Małej Królowej Kopy było zbyt ryzykownie. Śniegu w ogóle było sporo, świeżo spadły, leżał zmrożonym puchem na każdym kamieniu, na każdej gałązce smreków. Na Karczmisku przystanął ponownie: miał widać w pamięci słowa swojej przyjaciółki Elżbiety Trenklerówny, która podczas spotkania poprzedniego dnia mówiła o trudnościach, jakie ma przy poszukiwaniu fotograficznego motywu ośnieżonego świerka, który by się "dobrze modelował". Wyjął aparat i sfotografował zasypane do połowy, przygięte okiścią smreki na tle pięknej panoramy szczytów okalających Halę Gąsienicową. W lekko zamglonym krajobrazie centralne miejsce zajmował trójkąt Żółtej Turni. Zjazd do schroniska Towarzystwa Tatrzańskiego był, poza przystankami na wykonanie zdjęć, pierwszą chwilą odpoczynku po męczącym podejściu. Dochodziła dziesiąta. Powiesił na ścianie płaszcz, przygotował i zjadł śniadanie. Wpisał w księdze frekwencyjnej schroniska pod numerem 2059 8/II 1909. M. Karłowicz, zaznaczając, że nie będzie korzystał z noclegu. Skrupulatny jak zawsze dopisał: Okiennicę przy jednym z okien zastałem otwartą. Następnie przypiął do nart długie pasy futra, tzw. foki, ułatwiające podchodzenie, wziął do plecaka tylko aparat fotograficzny i bez płaszcza wyszedł w stronę Czarnego Stawu. Kilkadziesiąt godzin później w ślad za nim wyruszył Mariusz Zaruski w towarzystwie Stanisława Gąsienicy-Byrcyna: Za śladami nart dalej dążymy w górę ku Kościelcowi (...) Droga i tu z wielką rozwagą wybrana: kierując się w górę ominąć chciał widocznie strome zbocze w pobliżu rozłożystego drzewa z tabliczką TT na letniej ścieżce, na którym to zboczu jednej zimy strąciłem nartami lawinę ze 20 m szeroką. Na grani odsłania się widok straszny: ślady nart idące po zboczu gubią się w bruzdach i pokruszonych bryłach śniegu już spadłej ogromnej lawiny... Z drugiego końca już nie wychodzą! Naga i bezduszna prawda: to jego mogiła! (...) Staszkowi poleciłem 12 ludzi sprowadzić. Sam pozostałem w schronisku na noc bezsenną i długą. Nie mogłem wszakże w nim długo usiedzieć; nałożyłem narty, zapaliłem latarkę i na mogiłę wróciłem. Księżyc już, już miał się wynurzyć zza szczytu Żółtej Turni, posępne Granaty stały w aureoli świetlnej kurniawy, którą wiatr na ich czołach podnosił, gdy przybyłem na miejsce. Słucham... może dźwięk jaki stąd doleci? może ktoś z głębi pocznie kołatać? Na śniegu się kładłem, przykładałem ucho do śniegu, nasłuchiwałem, chodziłem po tej nieszczęsnej mogile, szukałem w niej kijem do nart; gdy czułem dotknięciem coś w śniegu obcego, kopałem przyniesioną łopatą... Nic! głucho i pusto. Straszliwe jak śmierć sama milczenie! Jedna z najcudowniejszych, jakie widziałem, a najsmutniejszych zarazem mroźnych nocy tatrzańskich iskrzyła się (...) ostatnimi brylantami gwiazd na niebie i ziemi, wokół góry w oślepiającym blasku księżyca stały olbrzymie i nieczułe na
WANTULE NR 3 STR NR 11 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
owe tragedie, które tam na dole się dzieją (...). Jeden z bliskich znajomych Mieczysława Karłowicza na wieść o tragedii telegrafował do jego matki: (...) nie śmiem prosić o nic, bo wiem, że boleść Twoja granic nie ma. Jedno tylko: przebacz górom, które tak ukochał.
Plotka 16 lutego 1909 pochowano Karłowicza w grobowcu rodzinnym na warszawskich Powązkach. Tuż po pogrzebie zaczęła krążyć uporczywa pogłoska, jakoby szukał on śmierci w górach, czy też wręcz popełnił samobójstwo. Swoją drogą, wyjątkowa "nadmiarowość" środków technicznych: użyć jako narzędzia zbocza Kościelca, niechby i Małego... Winę za pojawienie się owych pogłosek częściowo ponosi... sam Karłowicz, który ostatni ze swych ukończonych poematów poświęcił przeżyciom samobójcy ("Smutna opowieść"). Łączono ten program ze sprawą sporządzonego w 1908 roku testamentu. Faktycznie, wielu osobom sam fakt napisania ostatniej woli przez kogoś tak młodego jak Karłowicz wydaje się podejrzany. Ale zapomina się o tym, że Mieczysław Karłowicz był człowiekiem zamożnym i świadomym tego, że chodząc w Tatry zawsze ryzykuje życie. Nie są to żadne wielkie słowa - każdy chodzący w góry tę świadomość w mniejszym czy większym stopniu posiada. Nie każdy, oczywiście, wyruszając w Tatry pozostawia u notariusza testament; ale i nie każdy ma czym rozporządzać i na pewno niewielu taterników jest tak pedantycznych i skrupulatnych jakim był Karłowicz. O tym wszakże, iż traktował ów akt nieco symbolicznie, "teoretycznie" jakby, świadczy i to, że w testamencie nie ma żadnej wzmianki o matce: naturalne było, że Mieczysław uważał, iż matka osoba już leciwa - umrze przed nim... Nadto i matka, i starszy brat Edmund mieli własne fundusze; któż mógł przewidzieć, że za kilka lat wybuchnie światowa wojna i Rewolucja Październikowa, które pozbawią Irenę Karłowiczową niemal wszystkich dochodów. Do rozpowszechnienia plotek o rzekomym samobójstwie czy "programowej" nierozważności Karłowicza przyczynili się, może nieświadomie, także jego najbliżsi. Zygmunt Wasilewski, jego szwagier, w 1934 roku pisał o psychice Mieczysława Karłowicza i w pięknych, literacko dobranych zdaniach napisał nieprawdę - twierdząc, jakoby w ostatnich miesiącach swego życia Mieczysław był przybity swoim postępującym osamotnieniem, nie wykonywaniem jego utworów przez Filharmonię, postępującą chorobą i niemocą twórczą... To wszystko pisze człowiek, który najprawdopodobniej nie widział Karłowicza na dłuższy czas przed jego śmiercią: Mieczysław dawno już przestał być odludkiem, nieraz wręcz narzekał na nadmiar towarzystwa, stan jego zdrowia nie pozostawiał nic do życzenia, a utwory opuściły szuflady z momentem zmiany w kierownictwie warszawskiej Filharmonii właśnie w 1908 r. Zygmunt Wasilewski musiał jednakże wiedzieć, choćby z prasy, o niebywałym sukcesie Odwiecznych pieśni w Warszawie, o wcześniejszym jeszcze powodzeniu we Lwowie i o tym, że praca kompozytorska jego szwagra systematycznie postępowała naprzód. Doprawdy, trudno znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie dla z gruntu fałszywych stwierdzeń Wasilewskiego: Czuł się obciążony niemocą, która chwilowo w Zakopanem ustępowała, ale nie dawała mu już nadziei, aby mógł na stałe do pracy wrócić. Z całą świadomością, właściwą jego umysłowi, wykończył skrupulatnie rachunki. Testament był ostatnim dziełem, do którego użył pióra. Podobnie nastrój ostatniej rozmowy Elżbiety Trenklerówny z Karłowiczem, przedstawionej w jej wspomnieniach, sugeruje - co prawda nie wprost - jeżeli już nie samobójstwo świadomie przez niego zaplanowane, to tajemnicze, w
WANTULE NR 3 STR NR 12 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
mrokach pokoju czające się fatum, o którego istnieniu wiedzą wszyscy uczestnicy spotkania. W rozmowie tej co chwila ktoś mówi o grozie i niebezpieczeństwie samotnych wypraw, o wypadkach górskich, o lawinach. Karłowicz co chwila wspomina o śmierci, jakby temat ten, to słowo nawet podświadomie go fascynowały. Autorka ma wrażenie, że widzi go po raz ostatni, że przyszedł się pożegnać, pragnie odwieść go od zamiaru podjęcia fatalnej wycieczki, w nocy nie może spać, dręczona złymi przeczuciami... Inni - do dziś zresztą - oskarżają Karłowicza o nieostrożność czy nieumiejętność przewidywania niebezpieczeństwa. Już w miesiąc po wypadku na łamach dwutygodnika "Zakopane" polemizował z tym poglądem Mariusz Zaruski: Szedłem pierwszy śladem nart jego, wtedy, kiedy o losie jego jeszcze nic nie było wiadomo, i w drodze tej na każdym kroku widziałem dowody wielkiego doświadczenia i turystycznej rozwagi: gdzie tylko zachodziła możliwość spadnięcia lawiny - Karłowicz wielkim łukiem niebezpieczeństwo obchodził. Zabiła go nie lekkomyślność, ale pozorna stałość śniegu na zboczu pod Małym Kościelcem. Śnieg tutaj był przetkany krzakami kosodrzewiny, co w zwykłych warunkach jest rękojmią bezpieczeństwa, i to go zgubiło: kosówki nie utrzymały i całe zbocze ruszyło, grzebiąc nieszczęśliwego turystę. Fatum tragiczne, ale nie lekceważenie niebezpieczeństwa. Dobrze jest też pamiętać o tym, że śmierć Karłowicza była pierwszym tego typu wypadkiem w historii polskiej turystyki zimowej. Niebezpieczeństwa lawin oczywiście znano, ale jedynie z teorii czy niegroźnych w skutkach przygód. Kursy narciarskie, co roku pokonujące tę trasę co Karłowicz, odbywały się przy tłumnym udziale rozmaitych patałachów bez jednego choćby złamania nogi, a ścieżka do Czarnego Stawu była turystom czasem lepiej znana niż Krupówki. Ba! Pierwsza w historii wycieczka narciarska w Tatry w 1894 r. (Stanisława Barabasza i Jana Fischera) wiodła właśnie tą samą trasą, którą wyruszył Karłowicz! Co więcej - on sam kilka tygodni wcześniej prowadził tędy wycieczkę kursu narciarskiego. Doprawdy, trudno mu było wybrać trasę lepiej znaną i - jak się wydawało - bezpieczną. Wypadek Karłowicza był równie przypadkowy a nieoczekiwany, jak spadnięcie komuś cegły z dachu na głowę. Oczywiście, można było go przewidzieć. Ale i sprawę z cegłą teoretycznie przewidzieć można, co jakoś nie skłania nikogo do unikania chodzenia pad dachami. Mieczysław Karłowicz był pierwszym polskim taternikiem, który zginął w zimie. Okrutny los chciał, by biała śmierć zabrała człowieka tak wyjątkowego, tak cennego dla polskiej kultury. Prawdopodobnie, gdyby wtedy pod Kościelcem zginął szary człowiek, znacznie bardziej zapewne niż Karłowicz obciążony kłopotami dnia codziennego, może nawet chory i samotny - nikt by go o próbę samobójstwa nie posądzał...
Zakopiański azyl Od 13 roku życia bywał w Zakopanem i już w młodości Tatry stały się jego wielką pasją. Tutaj, w 1891 roku debiutował jako skrzypek, a także jako... publicysta turystyczny. Po maturze, zdanej zresztą w warszawskiej szkole Wojciecha... Górskiego, zdobył Gierlach. Potem, sam i w towarzystwie, realizował ściśle określony program poznawania wszystkich szczytów i wybitnych turni tatrzańskich. Zawsze starannie unikał ryzyka i częściej wolał zrezygnować z osiągnięć niż podejmować trud ponad siły i możliwości. W 1907 roku zamieszkał w Zakopanem na stałe, a z Tatrami związał się jeszcze jedną silną nicią: narciarstwem. Doskonale potrafił łączyć pracę kompozytorską i dyrygencką z taternictwem: w Zakopanem miał coraz więcej przyjaciół, głównie w kręgach turystycznych, a jego opinia wyniosłego odludka z biegiem czasu zanikała w powodzi licznych spotkań, spraw społecznych, nawet obowiązków publicznych. Owszem, jednym z głównych motywów podjęcia decyzji o przeniesieniu się do Zakopanego była fatalna sytuacja młodych kompozytorów, których utwory leżały w szufladach, nie mogąc przebić się przez opór konserwatywnego i geszefciarskiego ówczesnego kierownictwa warszawskiego życia muzycznego. Ale częściowo właśnie dzięki działaniom Mieczysława Karłowicza zmieniono dyrekcję Filharmonii Warszawskiej a utwory młodych muzyków trafiły na estradę i stopniowo zaczęły zyskiwać coraz pochlebniejszą opinię, także u krytyków. Zakopane przestało być azylem i samotnią niedocenianego
WANTULE NR 3 STR NR 13 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
twórcy, stając się - jak dla wielu innych - inspiracją i warsztatem pracy. Tatry zaś były i źródłem natchnienia i miejscem wypoczynku.
Przerwana rapsodia tatrzańska W niu warszawskiego pogrzebu Karłowicza dwaj towarzysze jego tatrzańskich wypraw - Mariusz Zaruski i Ignacy Król podążyli na nartach pod Kościelec i na świeżym jeszcze lawinisku, w miejscu, gdzie odnaleziono zwłoki kompozytora, wykopali sięgającą gruntu studnię i na jednym z głazów zaznaczyli farbą krzyż By łatwiej odnaleźć to miejsce, Zaruski wbił w śnieg ułamaną gałąź jarzębiny. Nazajutrz w Zakopanem ukazała się ulotka, nawołująca społeczeństwo do gromadzenia składek na ufundowanie obelisku, który postawiony pod Małym Kościelcem upamiętniałby postać Mieczysława Karłowicza. Odsłonięto go w sierpniu 1909 r. Prosty głaz granitowy, z równie prostym napisem, stanął poniżej ścieżki turystycznej, która pod stokami Małego Kościelca wiedzie co roku tłumy turystów idących na Granaty, na Kozi Wierch, na Zawrat, na Kościelec czy po prostu na spacer do Czarnego Stawu. Pod napisem swastyka - popularny od stuleci element zdobnictwa góralskiego, szczególnie lubiany przez Karłowicza - sygnował nim swoje znaki malowane na trasach, czasem listy czy bilety wizytowe. Nie jest to żaden "znak rodła", jak z obawy przed brunatnymi skojarzeniami pisują niektórzy autorzy przewodników - swastyką zdobiono góralskie domy na długo przedtem, nim ktokolwiek mógł wyobrazić sobie nazistowską ideologię. Obelisk Karłowicza stapia się z tłem tak, że może nawet większość wycieczkowiczów, nie wiedząca czy nie pamiętająca o tragedii, jaka rozegrała się w tym miejscu w lutym 1909 roku, w ogóle go nie zauważa. Czasem tylko przewodnik zatrzyma w tym miejscu wycieczkę, by opowiedzieć o wielkim wielbicielu ciszy i majestatu Tatr. Czasem pojedyncze osoby przystaną na szarych wantach, by zamyślić się chwilę nad prawdziwie bezlitosnym losem, który kazał tu zginąć jednemu z najwybitniejszych muzyków i taterników. Ilu z wycieczkowiczów pod Kościelcem zna choć jeden utwór Karłowicza? Organizacją, której powstanie wiąże się z działalnością i śmiercią Karłowicza było Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Odezwa do społeczeństwa w sprawie powołania TOPR, na której zabrakło popisu Mieczysława Karłowicza, a której był jednym z autorów - ukazała się w czasopismach galicyjskich wkrótce po śmierci kompozytora. Podpisali ją członkowie Towarzystwa Tatrzańskiego zamieszkali w Zakopanem, z dr. Kazimierzem Dłuskim na czele. Karłowicz jednakże znalazł się pośmiertnie w gronie członków-założycieli TOPR: matka, wiedząc o jego zaangażowaniu w sprawę pogotowia, złożyła zań składkę założycielską w wysokości 200 koron. Po wypadku pod Kościelcem dr Józef Żychoń złożył na posiedzeniu Komisji Klimatycznej wniosek, by władza uzdrowiskowa zajęła się kwestią organizacji pogotowia górskiego. Inspektor klimatyczny wszedł w skład komitetu opracowującego statut TOPR, który to dokument został oficjalnie zarejestrowany przez władze 29 października 1909 roku i tę właśnie datę uważa się za oficjalne narodziny Pogotowia. 70 lat później imię Mieczysława Karłowicza nadano zakopiańskiej Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia. Istnieje ona do dziś i wchodzi w skład Zespołu Szkół Artystycznych, mieszczącego się przy ul. Sienkiewicza. Był to najtrwalszy akcent hucznie wówczas (przynajmniej w Zakopanem) obchodzonej rocznicy śmierci kompozytora. Jubileusze wszakże mają
WANTULE NR 3 STR NR 14 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
do siebie to, że przemijają. Kwiaty, składane pod tablicą pamiątkową na willi "Lutnia" u pobliżu Szkoły Muzycznej, skąd Karłowicz wyruszył na ostatnią, tragicznie zakończoną wycieczkę, więdną prędko, tatrzańskie wiatry szybko gaszą znicze i rozrzucają wieńce przy granitowym bloku pod Kościelcem. Pozostaje stwierdzenie, wykute na Kamieniu Karłowicza: "Non omnis moriar" - "Nie wszystek umrę". I pozostaje muzyka, która coraz częściej pojawia się na estradach Filharmonii i w programach radiowych, a także na płytach kompaktowych. Zmienia się także ocena dzieła muzycznego pozostawionego przez Mieczysława Karłowicza, a przede wszystkim - uświadamiamy sobie coraz wyraźniej wielkość straty, jaką za sprawą lawiny pod Małym Kościelcem poniosła polska kultura. Sądzić zresztą można, że nie tylko muzyka. Widzimy jasno ogrom talentu kompozytora, który tworzył zaledwie przez niecałe 14 lat, a którego niemal wszystkie dzieła znajdują się w repertuarach wybitnych orkiestr i solistów. Tworzył jeden poemat symfoniczny na rok i choć zapewne słusznie podejrzewa Adolf Chybiński, iż nie dokończony Epizod na maskaradzie miał być ostatnim utworem pierwszego cyklu poematów - możemy przypuszczać, iż następne dzieła skierowawszy talent Karłowicza ku innym treściom, byłyby przynajmniej równie wybitne w formie. Karłowicz był kompozytorem operującym z mistrzowską perfekcją aparatem wielkiej orkiestry, a jego dzieła pozostają do dziś niedoścignionym wzorem doskonałej instrumentacji. Pamiętać należy także o tym, że młodo zmarły kompozytor nie zdążył wypowiedzieć się w pełni. Mimo to do dziś imponuje dojrzałością artystyczną: miał zaledwie 25 lat, gdy stworzył Koncert skrzypcowy - dzieło wchodzące po dziś dzień do repertuaru każdego polskiego skrzypka. Miał lat 30, gdy skomponował doskonały w formie i pełen dramatycznej treści poemat Stanisław i Anna Oświecimowie. Zginął w 2 miesiące go swych 32 urodzinach. A mógłby tworzyć jeszcze kilkadziesiąt lat... W kręgach towarzysko związanych z Karłowiczem utrzymywała się po jego śmierci pogłoska, jakoby następny, planowany przezeń poemat symfoniczny miał nosić tytuł Idylla tatrzańska. Bardzo prawdopodobne: związki Mieczysława Karłowicza z Tatrami i Zakopanem były z miesiąca na miesiąc trwalsze i coraz bardziej serdeczne. Lawina na zboczach Małego Kościelca faktu tego nie zdołała zmienić. Jego duch, zaklęty w muzyce, pozostał tu na zawsze. Tadeusz Skorupski
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe TOPR
Organizacja zajmująca się w Tatrach od 1909 ratowaniem turystów i narciarzy, którzy zostali ranni, zachorowali lub znaleźli się w niebezpieczeństwie, oraz znoszeniem zwłok osób, które poniosły śmierć w górach; ponadto prowadzi akcję zapobiegającą wypadkom w górach. Wskutek wzrastającej liczby nieszczęśliwych wypadków w Tatrach, w 1907 Mariusz Zaruski powziął myśl stworzenia takiej organizacji. Do tego czasu Zaruski i Mieczysław Karłowicz mieli już konkretny plan takiego stowarzyszenia. W lutym 1909 zginął w Tatrach w lawinie Karłowicz, co przyspieszyło powołanie do życia TOPR z siedzibą w Zakopanem. Statut TOPR został zatwierdzony przez władze administracyjne 29 X 1909, jest to więc oficjalna data powstania TOPR, chociaż faktycznie działało ono już w lecie 1909. Najważniejszą część TOPR stanowiła Straż Ratunkowa, składająca się z członków czynnych, którzy przeprowadzali akcje ratunkowe. Poza tym istnieli członkowie honorowi oraz tacy, którzy nie brali udziału w wyprawach ratunkowych, lecz jedynie wspierali TOPR pieniężnie. Po I wojnie świat. ta ostatnia kategoria członków przestała istnieć i zaniechano nazwy Straż Ratunkowa na oznaczenie grupy ratowników. Pierwszym kierownikiem TOPR (zwanym początkowo naczelnikiem Straży Ratunkowej TOPR) został Zaruski, właściwy twórca i organizator TOPR. Oprócz niego pierwszymi ratownikami TOPR (od 1909) byli górale przewodnicy: Klemens Bachleda, Stanisław Gąsienica-Byrcyn, Jędrzej Marusarz-Jarząbek, Jan Pęksa, Szymon Tatar młodszy, Wojciech Tylka-Suleja, Jakub Wawrytko-Krzeptowski (starszy) oraz taternicy zakopiańscy: Henryk Bednarski, Józef Lesiecki Stanisław Zdyb (dwaj z nich, Byrcyn i Marusarz, uczestniczyli w wyprawach ratunkowych jeszcze po II wojnie światowej). W okresie 1910-13 ratownikami zostali dalsi przewodnicy. Od 1930 roku do TOPR należeli obowiązkowo przewodnicy tatrzańscy. Razem w 1909-39 było 50 ratowników TOPR, z tych jeden zginął na wyprawie ratunkowej (Klimek Bachleda w
WANTULE NR 3 STR NR 15 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
1910). Do 1952 liczba ratowników TOPR przekroczyła 100 (w tym pierwsza kobieta, Zofia Radwańska-Paryska, w 1945), wielu ich jednak do tego czasu zmarło, zwłaszcza w czasie I i II wojny światowej, w tym dwóch zginęło w hitlerowskich obozach koncentracyjnych oraz jeden z rąk gestapo. W okresie 1909-39 kierownikiem TOPR był najpierw Zaruski, formalnie do 1926, a w rzeczywistości tylko do sierpnia 1914, gdy wyruszył na wojnę, bo później bywał w Zakopanem tylko dorywczo. Następnie kierownikiem był Oppenheim, formalnie od 1926, a faktycznie od 1914. W okresie tym prezesami zarządu TOPR byli m.in.: Kazimierz Dłuski (1909-19), Karol Stryjeński (1926-30), Zaruski (1930-35), Tadeusz Malicki (1935-39). Funkcje lekarza TOPR pełnili kolejno: dr Wacław Kraszewski, dr Gustaw Nowotny, W. H. Paryski, dr Antoni Krzyżak. Za kierownictwa Zaruskiego (1909-26) działalność TOPR polegała na wyprawach ratunkowych, na zaopatrywaniu schronisk w podręczne apteczki i sprzęt oraz na wydawaniu afiszów ostrzegawczych dla turystów. Udoskonalono sprzęt, a członkowie byli szkoleni w ratownictwie górskim i w udzielaniu pierwszej pomocy. Za kierownictwa Oppenheima (1926-39), głównie w drugiej połowie tego okresu, w związku ze wzrastającym ruchem turystycznym i narciarskim wprowadzono dyżury ratowników w Zakopanem i w miejscach, gdzie zdarzały się częściej wypadki (na Kasprowym Wierchu i Gubałówce) oraz wystawiano posterunki ratowników na zawodach narciarskich. Rozszerzono też i lepiej zaopatrzono sieć stacji ratunkowych w schroniskach Tatr Polskich. Udzielono także pomocy w zorganizowaniu ratownictwa w Karpatach Wschodnich. W okresie międzywojennym zaszły również zmiany organizacyjne, gdyż w 1927 TOPR stało się Sekcją Ratunkową PTT, a w 1935 Sekcją Ratunkową Oddziału PTT (przy zachowaniu pierwotnej nazwy TOPR); nie były to jednak zmiany zasadnicze, gdyż związki TOPR z PTT zawsze były ścisłe. W okresie II wojny światowej, po przerwie spowodowanej wybuchem wojny i nieobecnością kierownika, niemieckie władze okupacyjne już w 1940 mianowały kierownikiem Z. Korosadowicza i poleciły mu wznowienie działalności TOPR, teraz pod nazwą Tatra-Bergwacht. W tej formie TOPR działało do wyzwolenia Zakopanego w styczniu 1945, udzielając pomocy głównie niemieckim turystom, ale również i mniej licznym polskim; ratownicy TOPR dyżurowali też w zimie na Kasprowym Wierchu. Po wyzwoleniu Zakopanego, TOPR (znowu pod swą właściwą nazwą) kontynuowało działalność, już w lutym 1945 ratując rannych partyzantów słowackich i radzieckich spoza linii frontu w Zuberskiej Dolinie (akcja ta stała się potem tematem filmu Błękitny Krzyż). Wojna i pierwsze miesiące po niej spowodowały duże straty w sprzęcie i w ludziach. Te ostatnie uzupełniono szybciej (w 1945-46 przybyło 17 ratowników i 25 członków adeptów), a ze sprzętem i funduszami było trudniej, działalność TOPR jednak mimo różnych zmian organizacyjnych rozwijała się, dostosowując się do rosnącego ruchu turystycznego i narciarskiego. Po wyzwoleniu kierownikami TOPR byli kolejno: Z. Korosadowicz, J. Oppenheim, W. H. Paryski, Wojciech Wawrytko-Krzeptowski, Z. Korosadowicz i Tadeusz A. Pawłowski. W 1952 powstało w Polsce » Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (GOPR), obejmujące swą działalnością wszystkie góry Polski; wtedy TOPR stał się jedną regionalnych grup GOPR, z zachowaniem swojej nazwy. Po reorganizacji GOPR w 1956 roku, stracił on swoja nazwę i stał się Grupą Tatrzańską GOPR. W okresie istnienia TOPR (1909-56) jego ratownicy byli zobowiązani stawiać się na wyprawy ratunkowe na dowolny wezwanie kierownika. W całych dziejach TOPR było zaledwie parę wypadków, że góral ratownik odmówił wzięcia udziału w akcji ratunkowej. Poza tym ratownicy (przewodnicy i taternicy) stawiali się zawsze szybko i chętnie na każde wezwanie i ofiarnie nieśli pomoc potrzebującym. Godło TOPR, niebieski krzyż, stało się symbolem poświęcenia dla ratowania bliźniego. Liczni ratownicy TOPR otrzymali wysokie odznaczenia państwowe i inne. Ratowników TOPR i GOPR uczczono pomnikiem w Zakopanem (koło Domu Turysty), wyprawę po rannych partyzantów upamiętniono tablicą na Dworcu Tatrzańskim w Zakopanem, a Klimkowi Bachledzie, który zginął na wyprawie ratunkowe, są poświęcone dwie tablice: jedna w Zakopanem na Dworcu Tatrzańskim, druga na Tatrzańskim Cmentarzu Symbolicznym pod
WANTULE NR 3 STR NR 16 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Osterwą. Wyprawy ratunkowe TOPR były wielokrotnie opisywane, m.in. w książkach M. Zaruskiego, W. Żuławskiego i K. Steckiego juniora. Dnia 19 V 1990 członkowie Grupy Tatrzańskiej GOPR uchwalili usamodzielnienie swej grupy pod jej pierwotną nazwą: Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Dnia 13 XI 1991 TOPR został sądownie zatwierdzony jako samodzielna organizacja, a Grupa Tatrzańska GOPR przestała istnieć. (Wielka Encyklopedia Tatrzańska Zofii i Witolda Paryskich) Andrzej Osiak
Historia ratownictwa górskiego w Polsce 29.X.1909roku Namiestnictwo Galicyjskie CK Austrii we Lwowie (formalnie Polski nie było wówczas na mapie Europy), zarejestrowało czwartą na świecie, a pierwszą poza alpejską organizację ratowniczą -Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Przyczyniła się do tej decyzji niewątpliwie śmierćMieczysława Karłowicza - kompozytora, znanego i docenianego na dworze arcyksięcia we Wiedniu.Tragiczna śmierć w lawinie w kotle Czarna Pasza na zboczach Małego Kościelca zalegalizowaławcześniejsze działania ratownicze w Tatrach drużyny, zwanej Strażą Ratunkową. Opublikowany już w 1907r.przez Karłowicza i Zaruskiego projekt założenia pogotowia teraz znalazł sprzymierzeńców. Jednym ztwórców TOPR, a następnie pierwszym Naczelnikiem tej organizacji był Mariusz Zaruski – generał, żeglarz,taternik, narciarz. Jego zastępcą był „Król przewodników tatrzańskich” Klimek Bachleda, który niebawem(w sierpniu 1910r.) zginął w ścianie Małego Jaworowego w akcji ratunkowej po Szulakiewicza. W roku 1927 TOPR staje się Sekcją Ratowniczą PTT (Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego), a w roku 1934 Sekcją Ratowniczą Zakopiańskiego Oddziału PTT. W 1026r. Naczelnikiem zostaje Józef Oppenheim, a w czasie II wojny światowej Pogotowiem kieruje Zbigniew Korosadowicz, który w dwunastym dni wyzwolenia Podtatrza, przeszedł z grupą ratowników przez granicę na teren zajęty jeszcze walkami i pod linią ognia poprowadził słynną akcje ratunkową pod Salatynem idąc w kilku ratowników po ciężko rannych partyzantów. Po zakończeniu II wojny światowej, ruch turystyczny we wszystkich górach Polski za sprawa PTTK nieco ożył. Jesienią 1952r., powrócono do koncepcji z 1936r. i przeprowadzono kursy ratownictwa w Beskidach iSudetach. Tworzyły się zalążki ratownictwa pozatatrzańskiego. Przyjęto jednolity regulamin i określonostrukturę organizacyjną Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz powołano Grupy Terenowe.Stąd w roku 2002 – GOPR jako całość oraz Grupy: Krynicka, Beskidzka i Karkonoska obchodziły swoje50-lecie istnienia. W roku 1978 GOPR zostaje samodzielną organizacją podległą Głównemu Komitetowi Turystyki. Potem Urzędowi Kultury Fizycznej i Sportu przy Ministerstwie Edukacji Narodowej. W roku 1998 do sześciu Grup regionalnych działających od Karkonoszy po Bieszczady, dołącza jako siódma Grupa Jurajska. Obecnie – od 1 marca 2002r. GOPR funkcjonuje jako Stowarzyszenie Kultury Fizycznej pod nadzorem Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Pierwsi ratownicy wywodzili się z górali w większości będących przewodnikami tatrzańskimi, podczas akcji nosili na lewym ramieniu w postaci opaski filcowy emblemat z niebieskim krzyżem. Obecna Blacha ratownicza nosi również symbol błękitnego krzyża i kosówki, a wprowadzona jest od 1952r., czyli od chwili powstania GOPR jako organizacji, której korzenie z 1909 roku wywodzą się z TOPR-u. Tekst Ratowniczego Mariuszowi Zaruskiemu marzyła się organizacja oparta na zasadach wojskowych, niemal „zakonu rycerzy gór”, gdzie od członków wymagałoby się odwagi, ofiarności i żelaznej dyscypliny. We wspomnieniach pisał – „...Marzyłem o organizacji mającej charakter humanitarnego zakonu z surową dyscypliną wojskową. (...) Stałem na tym punkcie widzenia (...), że jakąkolwiek miałaby być organizacją Straży Ratunkowej, musi ona być sprawna, musi działać najskuteczniej i z najmniejszą stratą czasu i sił. (...) Bezwzględny posłuch musi być jej podstawą.” Po latach widzimy, że z ogólnych pierwszych założeń do dnia dzisiejszego wiele przetrwało. Ratownicy podczas akcji i wypraw działają zawsze z największym poświeceniem, w atmosferze samodyscypliny i posłuszeństwa wobec postanowień Naczelnika czy Kierownika Wyprawy. Obok poświęcenia i odwagi, wynikającej nie tylko z pięknej idei i tradycji - następców Zaruskiego, Bachledy, Krzeptowskiego, Paryskiego, Pawłowskiego czy Strzebońskiego – jest rzetelność i odpowiedzialność, jaką przyjmują na siebie młodzi ludzie składający Przyrzeczenie i tym samym stający się po blachowaniu Ratownikami Górskimi, którzy
WANTULE NR 3 STR NR 17 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
wezwani do akcji ratunkowej niezależnie od pory i warunków, wyruszą zawsze na pomoc ludziom jej potrzebującym. Z dumą noszą na piersi Błękitny Krzyż – symbol ratownictwa górskiego w Polsce, czwartego kraju, w którym powstała na przełomie wieków organizacja ratownicza, niebawem obchodząca swoje 100-lecie działalności.
Historia turystyki w Tatrach Pierwszymi ludźmi, którzy zaczęli przybywać w Tatry od XVI w. (lub wcześniej) byli myśliwi, pasterze, poszukiwacze skarbów, zbieracze ziół, górnicy, później również naukowcy i miłośnicy przyrody czyli turyści. Za początek turystyki tatrzańskiej przyjmuje się wycieczkę Beaty Łaskiej i towarzyszących jej osób z Kieżmarku do Zielonego Stawu w Dolinie Kieżmarskiej w 1565r. Podobne wycieczki urządzano zapewne już wcześniej, lecz nie zachowały się o nich żadne konkretne przekazy. Następna wiadomość dotyczy dopiero lat 1596-1600, kiedy to Adam Kunisch prowadził swych uczniów na wycieczki w Tatry. W tychże latach urządzano też wycieczki szkolne z Rzeszowa prawdopodobnie tylko do dolin. Najwcześniejsze wiadomości o wejściu na szczyty tatrzańskie (Kieżmarski Szczyt, Sławkowski Szczyt, Krywań, Łomnica) pochodzą z wieku XVII i XVIII. Podejmowano je z południowej strony Tatr, ze Spisza i Liptowa. Podobnie ówczesne wyprawy naukowe kierowały się w Tatry jedynie od południa. Od XVI aż prawie do końcowych lat XVIII stulecia nie słychać o żadnym turyście czy naukowcu udającym się w Tatry od północy przez Podhale i zapadłą wioskę Zakopane. Nawet gdy górnicy i poszukiwacze skarbów zdążali w Tatry od północy, to zazwyczaj przez Witów, Bukowinę lub Jurgów, z ominięciem Zakopanego. Dopiero na przełomie XVIII i XIX stulecia udają się badacze w Tatry od północy, obierając szlak przez Podhale i Zakopane. Były to wprawdzie podróże naukowo-badawcze, trudno je jednak pominąć w dziejach turystyki, gdyż wywarły wpływ na rozwój w latach następnych ruchu czysto już turystycznego. Pomijając podróże dla celów czysto naukowych czy służbowych wydaje się, że nawet przed 1800r. wyprawiano się z Krakowa w Karpaty. Trudno też przypuszczać, żeby wśród studentów krakowskich rodzin właścicieli dóbr podhalańskich czy miejscowego duchowieństwa i urzędników w Nowym Targu bądź w Nowym Sączu nie znaleźli się już wówczas amatorzy wycieczek w Tatry, skoro od dawna udawali się tam z Krakowa przez Podhale poszukiwacze skarbów, zielarze, górnicy, urzędnicy królewscy i wreszcie naukowcy. Od 1806r. podejmują coraz częściej wycieczki w Tatry od północy (zwłaszcza do Morskiego Oka) nawet dostojnicy państwowi ze swoimi świtami – niewątpliwie jako pionierzy. Najdawniejszy wykaz osób udających się do Morskiego Oka przez Bukowinę pochodzi z lat 1806-1827. Jest nim księga z leśniczówki w Bukowinie z wpisami gości. Na początku XIX stulecia wiodące w Tatry od północy szlaki turystyczne omijały Zakopane. Jeden prowadził z Nowego Targu przez Czarny Dunajec i Witów do Doliny Kościeliskiej, drugi z Nowego Targu przez Poronin i Bukowinę do Morskiego Oka. Czasem zbaczano też do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Trzeci szlak turystyczny, wiodący z Nowego Targu przez Poronin wprost do Zakopanego, choć znany wcześniej, wszedł w szersze użycie dopiero po zakupie dóbr zakopiańskich w 1824r. przez Emanuela Homolacsa, który następnie zbudował w Kuźnicach dwór. W związku z tym, w dotychczasowym zwykłym programie wycieczek w Tatry Polskie, obejmującym jedynie Morskie Oko (z Doliną Pięciu Stawów Polskich) i Dolinę Kościeliską, pojawił się trzeci punkt docelowy: osiągane poprzez zakopiańskie Kuźnice coraz „modniejsze” Wywierzysko Bystrej, zwane początkowo źródłem Białego Dunajca. W następnych latach śmielsi, ale nieliczni turyści ciągnęli tą trasą dalej – przez Dolinę Kondratową na Giewont i Czerwone Wierchy. Z czasem powstał też szlak łącznikowy: z Kuźnic przez Zawrat do Morskiego Oka.
WANTULE NR 3 STR NR 18 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Noclegi u podnóża Tatr znajdowano w nielicznych leśniczówkach i gospodach, albo w prymitywnych chatach góralskich, wyjątkowo w dworach, jak np. Homolacsów w Kuźnicach lub Tetmajerów w Łopusznej. W głębi Tatr nocowano pod gołym niebem, w kolebach skalnych, lub w szałasach pasterskich czy szopach. W latach 1836-1865 nad Morskim Okiem znajdowało się pierwsze niezagospodarowane schronisko tatrzańskie, a właściwie szopa postawiona przez Edwarda Homolacsa z okazji odwiedzin dostojnika austriackiego. W Starych Kościeliska istniała karczma pełniąca role pierwszego zagospodarowanego schroniska w Tatrach. Żadnych znakowanych szlaków turystycznych oczywiście nie było, a funkcje przewodników pełnili dorywczo górale, często zupełnie do tego nie przygotowani. Do spopularyzowania Tatr wśród społeczeństwa przyczyniły się w tym okresie coraz liczniej publikowane wspomnienia z wycieczek tatrzańskich oraz opisy Tatr i górali podhalańskich. Uwagę społeczeństwa na Tatry Polskie i Podhale zwracały też prace polskich naukowców, a także utwory literackie. W latach 1800-1840 Tatry wraz z góralszczyzną podhalańską, weszły na dobre w zakres polskich zainteresowań naukowo-badawczych, artystycznych i turystycznych. Lata 1840-1870 jest to okres nie tylko coraz silniejszego rozwoju polskiej turystyki tatrzańskiej, lecz również lata, w których Zakopanego jako ośrodek tego ruchu zdobywa pozycje przodującą, a niemal wyłączną. Komunikacja do Zakopanego i Tatr, niewiele się poprawiła, udogodnień dla turystów też nie przybyło, a mimo to, ruch turystyczny rozwijał się coraz żywiej, koncentrując się wkrótce w Zakopanem. Oprócz turystów coraz liczniej przyjeżdżali letnicy (głównie z Krakowa), a także kuracjusze leczący się świeżym powietrzem i żentycą (serwatka z mleka owczego, używana przez pasterzy w Tatrach. Przy wyrobie sera owczego na halach otrzymuje się żentycę słodką, która następnie kwaśnieje). Liczniejsze przyjazdy na Podhale zaczęły się dopiero około 1845r. Morskie Oko i Dolina Kościeliska pozostawały nadal głównymi celami wypraw większości polskich turystów tatrzańskich. W związku z przekształceniem się Zakopanego w miejscowość letniskową, coraz bardziej popularne stawały się bliższe wycieczki czy przechadzki z Zakopanego do położonych w jego sąsiedztwie dolin reglowych (od Doliny Olczyskiej po Dolinę Małej Łąki) i na Gubałówkę, także na Giewont i Czerwone Wierchy, rzadziej na Krzyżne, Świnicę, Bystrą, Wołowiec. Polscy turyści podejmowali coraz częściej wycieczki w Tatry Węgierskie (jak wówczas nazywano Tatry Słowackie). Odbywano je z Zakopanego pieszo wprost przez góry (głównie przez Tomanową Przełęcz, Goryczkową Przełęcz nad Zakosy i Gładką Przełęcz), albo furkami góralskimi przez Bukowinę i Jurgów. Coraz większa część polskich turystów wyruszała w Tatry z Zakopanego, tam również angażując przewodników góralskich, jeszcze nie zorganizowanych i nie egzaminowanych, ale już coraz szerzej znanych z drukowanych relacji turystów. W Zakopanem mieszkał jeden z najczynniejszych wówczas turystów i taterników, ks. Józef Stolarczyk, proboszcz zakopiański, który przez wiele lat dla turystów i letników stanowił w Zakopanem rodzaj jakby biura informacyjnego o wszelkich sprawach lokalnych (jak wynajem mieszkań lub przewodników) i tatrzańskich. W tym okresie rozwinęło się ogromnie polskie piśmiennictwo tatrzańskie, ukazywały się artykuły i książki zarówno o charakterze naukowym jak i turystycznym czy krajoznawczym. Przyczyniło się ono do dalszego rozwoju ruchu turystycznego w Tatrach. W 1858r. ukazała się pierwsza anonimowa książka, mająca wyraźny charakter przewodnika (choć nietypowego w układzie i stylu) Marii Steczkowskiej „Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin”. W 1860r. Eugeniusz Janota, jeden z najlepszych w owym okresie znawców Tatr i ich badacz, opublikował pierwszy przewodnik pt. „Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin”. Trzecią ze wspomnianych książek, a drugim formalnym przewodnikiem był „Ilustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic” Walerego Eliasza z 1870r. Niezorganizowany, spontaniczny pęd społeczeństwa polskiego ku Tatrom, już teraz prawie wyłącznie poprzez
WANTULE NR 3 STR NR 19 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Zakopane, doprowadził do powstania w 1873r. Towarzystwa Tatrzańskiego, pierwszego na ziemiach polskich i w krajach słowiańskich stowarzyszenia turystycznego. Jego celem było uprzystępnienie gór poprzez budowę ścieżek i schronisk, organizację ruchu turystycznego i przewodnictwa, działalność wydawnicza i propagandowa, popieranie badań naukowych w górach i upowszechnianie wiadomości z tej dziedziny, ochrona przyrody górskiej (początkowo chodziło o kozicę i świstaka, potem o całą przyrodę żywą i nieożywioną) i pomoc gospodarczą dla ludności terenów górskich. Stanowiło to dla dalszych losów turystyki tatrzańskiej i dla samego Zakopanego wydarzenie o znaczeniu przełomowym. Realizując te cele od roku 1874 rozpoczęto budowę m.in. ścieżek turystycznych. Z czasem zaistniała potrzeba umieszczania na ścieżkach dodatkowych znaków orientacyjnych - głównie malowanych farbą. Pierwszy polski szlak za pomocą drogowskazów wyznakował Leopold Wajgel już w 1880r. (Krasny Łuh - Howerla). Począwszy od 1887, gdy Walery Eljasz wyznaczył szlak do Morskiego Oka rozpoczęto udostępnianie tatrzańskich dolin, aż po śmiałe szlaki graniowe, takie jak np. Orla Perć. Z początku szlaki turystyczne malowano cynobrem (czerwony minerał - siarczek rtęci (HgS)). Było to podyktowane bardzo dużą trwałością tak powstałych znaków. Miały one postać pojedynczego czerwonego paska. Później dla lepszej widoczności znaku zaczęto dodawać drugi pasek biały, co jednak upowszechniło się dopiero po 1914r. Pierwszą szczegółową instrukcję znakowania szlaków zaproponował w roku 1924 Feliks Rapf. W niej już znalazł się znak szlaku pieszego znany w Polsce dzisiaj - dwa białe paski z kolorowym w środku (5 kolorów do wyboru). Pragnąc rozwinąć polską turystykę tatrzańską, Towarzystwo musiało skupić się na najbardziej atrakcyjnym dla społeczeństwa obszarze, jakim były Tatry oraz stworzyć odpowiednią bazę w Zakopanem (biura turystyczne, organizacja przewodnictwa i zbiorowych wycieczek, itd.). Dzięki działaniom Towarzystwa Tatrzańskiego wzrósł rozwój w regionie tatrzańskim. Tatry stały się głównym obszarem ziem polskich, a Zakopane główną miejscowością turystyczno-uzdrowiskową. W czasie pierwszego czterdziestolecia działalności Towarzystwa Tatrzańskiego, roczna frekwencja przyjeżdżających do Zakopanego wzrosła od kilkuset osób do ponad 10tys. Wraz z wybuchem w 1914r. pierwszej wojny światowej ruch turystyczny prawie zamarł. Okres międzywojenny stanowi następny etap rozwojowy, który doprowadził do ostatecznego przekształcenia się Zakopanego, z miejscowości wybitnie uzdrowiskowej i letniskowej, w rozwiniętą stację sportów zimowych. Zaburzony został dotychczasowy rozkład przyjazdów turystów i kuracjuszy w okresie całego roku (z kulminacja w lecie) poprzez pojawienie się dwóch sezonów o wyraźniej koncentracji ruchu turystycznego: sezon letni (1.VI-30.IX) i zimowy (1.XII-31.III). Zakopane stało się główną miejscowością turystyczną Polski, przyjmującą największą liczbę turystów. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej przyjazdy do Zakopanego nie przybierały większych rozmiarów, a ich wielkość nie odbiegała od poziomu przedwojennego. W 1920r. Towarzystwo Tatrzańskie przekształciło się w organizację o zasięgu ogólnopolskim i przyjęło nazwę Polskie Towarzystwo Tatrzańskie (PTT) i od tego też roku notuje się wyraźne ożywienie, na który przypadają pierwsze poważniejsze inwestycje i zawody narciarskie. W latach 1921-1925 Warszawski Oddział PTT wystawił schronisko „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej. Istotnym momentem w rozwoju turystyki tatrzańskiej było zawarcie w 1925r. konwencji turystycznej między Polską a Czechosłowacją. Uprawniała ona członków Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Związku Narciarskiego oraz odpowiednich organizacji czechosłowackich do przekraczania granicy każdym szlakiem turystycznym na obszarze tzw. „pasów turystycznych”, z których jeden stanowiły Tatry. Konwencja ta została zawieszona w 1938r.
WANTULE NR 3 STR NR 20 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Poprawił się również dojazd do Zakopanego. W 1926r. nastąpiła inauguracja komunikacji autobusowej na Podhalu: uruchomiono połączenia dalekobieżne Kraków – Zakopane oraz Zakopane – Tatrzańska Łomnica, a także 5 linii lokalnych. W latach trzydziestych czynna była również linia autobusowa Zakopane – Smokowiec. Wzrasta liczba połączeń lokalnych, zwiększa się również częstotliwość kursów autobusowych. W zakresie komunikacji kolejowej Zakopane posiada bezpośrednie połączenie ze wszystkimi głównymi miastami Polski. W 1933r. wprowadzono do eksploatacji luksusowy pojazd szynowy tzw. „autobus szynowy” – „Lux – Torpeda”, pokonujący trasę Kraków – Zakopane w 2,5godziny. W sezonie letnim i zimowym uruchamiano specjalne pociągi dla narciarzy i turystów, m.in. z Krakowa i Katowic. Wyjazd następował w sobotę wczesnym południem, powrót w niedzielę wieczorem. W latach trzydziestych udział PTT w zagospodarowaniu turystycznym Tatr przejawiał się przede wszystkim w budowie, rozbudowie i modernizacji schronisk oraz rozbudowie sieci szlaków turystycznych. Uruchomiono w Tatrach schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, na Hali Pysznej. Ponadto PTT utrzymywało schroniska w Morskim Oku i Roztoce. W 1933r. Towarzystwo dysponowało w Tatrach łącznie 6 schroniskami zagospodarowanymi, w których znajdowało się 509 miejsc noclegowych. W latach 1936-1937 uruchomiło dodatkowe „stacje noclegowe” w Bukowinie Tatrzańskiej, Huciskach, Kirach i Łysej Polanie. Towarzystwo prowadziło również aktywną działalność w dziedzinie wyznaczania, znakowania i zagospodarowywania szlaków turystycznych (letnich i zimowych) w Tatrach. W samym tylko 1935r. oznakowano w rejonie tatrzańskim 17,5km. nowych szlaków, a odnowiono 113km. Pod koniec okresu międzywojennego sieć tych szlaków prowadziła do wszystkich dolin i na ważniejsze szczyty. W latach 1935-1936 – wśród ostrych sprzeciwów miłośników Tatr – Polski Związek Narciarski wybudował w ciągu 7 miesięcy, dwuodcinkową i dwuciągową kolej linową na Kasprowy Wierch, ze stacją pośrednią na Myślenickich Turniach oraz w 1937r. szlak prowadzącą z Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz, pogardliwie nazwany „Ceprostradą”. W latach trzydziestych do Zakopanego przeciętnie przybywało około 100 tys. osób rocznie, a pod koniec tego okresu – 150 tys. Część turystów – obok pobytu w samym mieście – udawało się również w Tatry. W 1935r. np. w schroniskach tatrzańskich notowano około 43 tys. osób, zaś w każdą letnią niedzielę nad Morskim Okiem rejestrowano 4 tys. osób. W roku 1939 zarejestrowanych w Tatrach było łącznie 22 obiekty noclegowe (schroniska i stacje noclegowe, m.in. schronisko na Polanie Chochołowskiej i schronisko na Kalatówkach), w których znajdowało się 1251 miejsc nadających się do całorocznej eksploatacji. Największą liczbą obiektów dysponowało PTT (8) i Polski Związek Narciarski (4). Spośród pozostałych, 6 schronisk znajdowało się w rękach prywatnych. Szeroki profil usług dla turystów oferowały działające w Zakopanem biura i agencje turystyczne, m.in. Biuro Turystyczne PTT, Biuro Turystyczne Ligi Popierania Turystyki, biuro podróży „Orbis”, Biuro „Wagons–Lits–Cook”, prywatne biuro podróży T. Siemianowskiego. W 1939r. działała też ekspozytura Centralnego Biura Wczasów oraz kwaterunkowe biuro informacyjne (dworzec kolejowy). Po zakończeniu drugiej wojny światowej Zakopane szybko wznowiło swoją funkcję turystyczną. Przyczyniła się do tego m.in. akcja wczasów pracowniczych a także bardzo ożywiony, zorganizowany turystyczny ruch młodzieżowy. W jedną z letnich niedziel w 1946r. zanotowano w rejonie Morskiego Oka ok. 15 – 18 tys. turystów. Główną uwagę PTT skierowało na odbudowę zniszczonych schronisk tatrzańskich i rekonstrukcję sieci szlaków turystycznych. Odbudowano spalone w 1945r. schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1947r.), przeprowadzono remont schronisk w Morskim Oku, Roztoce i Hali Gąsienicowej. W 1947r. przejęto i urządzono schronisko na Hali Kondratowej, prowizoryczne schronisko na Hali Goryczkowej, urządzono stacje turystyczne na Łysej Polanie i w Kirach. Sekcja narciarska poczyniła w tym czasie przygotowania do budowy swojego schroniska, którego lokalizacje przeniesiono z Hali Pysznej na Halę Ornak (oddanie do użytku w 1949r.). W 1946r. Oddział PTT w Zakopanem dokonał odnowienia
WANTULE NR 3 STR NR 21 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
znakowania szlaków turystycznych w rejonie Morskiego Oka i Hali Gąsienicowej. W latach następnych prace te były kontynuowane w innych partiach Tatr. Większość prac była subwencjonowana przez władze państwowe, częściowo finansował je też Zarząd Główny PTT i Oddział Krakowski. Od momentu zjednoczenia w 1950r. Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, akcje remontów i budowy schronisk przejęło Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. W latach 1950-1952 rozbudowano „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej, w 1953r. oddano do użytku nowe schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich oraz na Polanie Chochołowskiej. Główny napływ turystów odbywał się w lecie, niemniej z roku na rok coraz bardziej przybierały na sile przyjazdy w sezonie zimowym. Do rozwoju turystyki zimowej przyczyniały się także różne imprezy sportowe organizowane przez Sekcję Narciarską PTT: w 1946 roku Narciarskie Mistrzostwa Polski oraz pierwszy Memoriał Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny, a w roku 1948 pierwsze powojenne zawody narciarskie o zasięgu międzynarodowym – o „Puchar Tatr”. Z biegiem czasu zaspokajanie potrzeb współczesnej turystyki masowej weszło w ostrą kolizję z założeniami Tatrzańskiego Parku Narodowego (założonego w 1954r.) w zakresie ochrony przyrody. Coraz wyraźniej zarysowało się niebezpieczeństwo przekroczenia ograniczonej chłonności turystycznej Tatr i związanych z tym konsekwencji w ich środowisku naturalnym. Pomimo ogólnego niedostatku w dziedzinie zagospodarowania turystycznego, napływ turystów do Zakopanego przybierał stale na sile. W 1955 roku osiągnął on 630 tys. osób, a więc ponad dziesięciokrotnie więcej aniżeli w roku 1938, kiedy zanotowano najwyższy poziom w okresie międzywojennym. W połowie lat pięćdziesiątych stanowiło to ponad 10% całego ruchu krajowego. W latach sześćdziesiątych liczba turystów zwiększyła się prawie dwukrotne, przekraczając w 1962 roku prawie milion osób. Był to ruch silnie zróżnicowany tak pod względem składu socjalnego jak i motywów wyjazdów, długości pobytu, rozmieszczenia w ciągu roku oraz odległości od miejsca zamieszkania turystów. Ponad połowę (55,6%) stanowił ruch zorganizowany. W ruchu krajowym ogółem, najsilniej reprezentowane były: Warszawa, Kraków i województwo katowickie. Znaczne różnice występowały również między ruchem wycieczkowym a turystyką pobytową w rozkładzie rocznym. Z reguły wycieczki wykazywały większą koncentrację sezonową aniżeli pobyty. Znacznie wzrosły również przyjazdy turystów zagranicznych. W 1956 roku zanotowano, po raz pierwszy po wojnie, zorganizowane ich grupy w Tatrach. Wycieczki odbywały się „Szlakiem Tatrzańskim” – od Polany Chochołowskiej do Morskiego Oka i Zakopanego (wraz ze zwiedzaniem Poronina) oraz „Szlakiem Sądecko-Tatrzańskim” – od Krynicy do Tatr z kilkudniowym pobytem w Zakopanem. Od 1963 roku liczba przyjezdnych wzrosła niemal dwukrotnie (91%), przekraczając dwa miliony osób. Szczególna dynamika – wzrost ponad pięciokrotny – cechowała turystykę zagraniczną. Jej udział w ogólnej liczbie turystów osiągnął 8%. Ten gwałtowny rozwój dotyczył w większym stopniu ruchu wycieczkowego aniżeli turystyki pobytowej, o czym najlepiej świadczy nieproporcjonalny w stosunku do liczby turystów wzrost liczby udzielonych noclegów (15%). Obserwowane już wówczas pewne przeobrażenia strukturalne w turystyce na korzyść przyjazdów jedno- lub kilkudniowych, miały związek również m.in. z nasilającą się stopniowo zmotoryzowaną turystyką weekendową. W latach siedemdziesiątych liczba przyjazdów w Tatry przekroczyła trzy miliony osób, przeciętnie ponad połowę stanowili turyści w ruchu zorganizowanym. Największy ruch turystyczny przypada na połowę lat osiemdziesiątych, który wynosił około 3,5-4 mln. osób rocznie. Zmiany polityczne i ekonomiczne w Polsce oraz większe możliwości wyjazdów zagranicznych, spowodowały na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wyraźne zmniejszenie przyjazdów turystów w Tatry. Od 1992r. notuje się powolny wzrost ruchu o 5-10% rocznie, a liczba turystów odwiedzających Tatry zbliża się ponownie do 3 milionów osób.
WANTULE NR 3 STR NR 22 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
Przyjazdy do Zakopanego trwają nieprzerwanie w ciągu całego roku. Istnieje jednak duża nierównomierność ich rozłożenia w czasie. Poza zróżnicowaniem sezonowym wyraźne zmiany w nasileniu ruchu turystycznego występują w cyklu tygodniowym, a to w związku z turystyką weekendową. Oprócz szeregu stałych imprez sportowych, krajowych i międzynarodowych, które wymownie świadczą o ugruntowaniu pozycji Zakopanego jako wysokiej skali ośrodka sportów zimowych, coraz bardziej utrwala się też jego rola jako ośrodka kulturalnego. Poprzez stałe ekspozycje czy też okolicznościowe imprezy, podtrzymuje się również tradycje związane z wybitnymi twórcami kultury tatrzańskiej.
Literatura: Dutkowska Renata red. (1991). Zakopane czterysta lat dziejów tom II, część III Radwańska - Paryska, Zofia; Witold Henryk, Paryski (1973). Encyklopedia Tatrzańska Nyka Józef (2000). Tatry Polskie. Czochański J, Borowiak D. red. (2000), Z badań geograficznych w Tatrach Polskich
Z HISTORII ZAKOPANEGO Osadnictwo, posuwające się w górę potoków Biały Dunajec, Zakopianka i Cicha Woda, dotarło w rejon Zakopanego (a raczej przysiółków Ustup i Olcza) najprawdopodobniej na przełomie XV i XVI wieku. Równolegle rejon ten był terenem tzw. przepasek górale, idący z owcami w hale szlakiem prowadzącym przez grzbiet Gubałówki, pozostawali w Kotlinie Zakopiańskiej do czasu zejścia śniegów z gór. Najpóźniej w połowie XVI w. powstały dwa najstarsze centra osadnicze Zakopanego - w okolicach Ustupu i Olczy oraz w widłach Cichej Wody i Potoku Młyniska. Pierwsze dokumenty, wzmiankujące Zakopane pochodzą z początku XVII w. Nazwa Zakopane pojawia się po raz pierwszy w Kronice Parafii Czarnodunajeckiej z datą 1605 r., następnie w dokumencie sądowym rodziny Rubzdelów z 1616, a potem w przywileju cerklowym dla Jędrzeja Jarząbka z 1630. W wieku XVII i XVIII coraz więcej rodzin osiadało w Zakopanem: w 1765 r. odnotowano tu 37 osiadłości i 2 młyny, ale liczba ta wydaje się dość zaniżona. Zajęcia ludności to ubogie rolnictwo (uprawa jęczmienia i owsa, kapusty i - od XVIII w. - ziemniaków) i pasterstwo. W 1766 rozpoczęto w Kuźnicach budowę huty żelaza. Górnictwo i hutnictwo stało się dodatkowym źródłem dochodu dla mieszkańców. W połowie XIX w. pod rządami rodziny Homolacsów huta była największym zakładem metalurgicznym Galicji. W 1770 r. Austria, pod pozorem utworzenia kordonu sanitarnego, przesunęła granice i zagarnęła starostwo nowotarskie z Zakopanem (oraz ziemię sądecką i czorsztyńską). Niebawem Kuźnice stały się centralnym punktem doliny zakopiańskiej, gdzie na przełomie XVIII i XIX w. zaczęli przybywać pierwsi badacze Tatr, a niebawem pierwsi kuracjusze, leczący żentycą choroby płucne. W 1806 Jan Homolacs został właścicielem huty. Około 1800 r. powstała z fundacji Pawła Gąsienicy pierwsza kaplica przy późniejszej ul. Kościeliskiej. Wg spisu ludności z 1818 r. Zakopane wraz z Kościeliskiem liczyło 340 domów, 445 rodzin: 871 mężczyzn i 934 kobiety. W 1824 r. Emanuel Homolacs kupił od rządu austriackiego posiadłości na Podhalu oraz w Tatrach, stając się właścicielem tzw. dóbr zakopiańskich. W 1847 r. powstał drewniany kościół przy ul. Kościeliskiej, od 1848 r. administrowany przez pierwszego proboszcza Józefa Stolarczyka. W tymże roku proboszcz założył szkółkę parafialną. Od połowy XIX w. Zakopane stawało się coraz modniejszą wioską letniskową. W 1860 r. ukazał się pierwszypolskojęzyczny przewodnik po Tatrach Eugeniusza Janoty, niebawem przewodniki po Tatrach zaczął wydawać Walery Eljasz. W 1867 r. władze galicyjskie utworzyły w Zakopanem autonomiczną gminę. Około 1870 r. powstała w Kuźnicach pierwsza poczta, a przy ul. Kościeliskiej sklep SamuelaRiegelhaupta i karczma. W 1873 r. przybył na pierwszy dłuższy pobyt do Zakopanego słynny
WANTULE NR 3 STR NR 23 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl
lekarz z Warszawy - dr Tytus Chałubiński, który niebawem stworzył modę na odwiedzanie Tatr przez ludzi sztuki. W tymże roku powstało w Zakopanem Towarzystwo Tatrzańskie - pierwsza ponadzaborowa organizacja turystyczna. W 1875 r. w Kuźnicach dr Ludwik Ganczarski uruchomił pierwszy zakład wodoleczniczy. Produkcja hutnicza zmniejszała się, by wreszcie upaść zupełnie w końcu lat 70. XIX w. W 1875 r. powstała (staraniem TT) Szkoła Przemysłu Drzewnego, w 1881 - szkoła ludowa, w 1883 - szkoła koronkarska dla dziewcząt. Coraz więcej osób przybywało do Zakopanego na wypoczynek lub leczenie. Ułatwiła to otwarta w 1884 r. linia kolejowa Kraków - Sucha - Chabówka. Staraniem TT i Tytusa Chałubińskiego w 1886 r. Zakopane otrzymało status Stacji Klimatycznej (uzdrowiska). W 1889 r. właścicielem dóbr zakopiańskich został Władysław Zamoyski.
ji, Węgier itd. - wyd. George Westermann, Brunszwik 1891 r Ksiądz Józef Stolarczyk 1889 Najstarsze zdjęcie Zakopanego 1860 r
Stary Kościół w Zakopanem 1889 r Tytus Chałubiński z przewodnikami ok 1875 W Kuźnicach w XIX w.W głębi budynki starej hamerni Zakopane w XIX w. (fot. arch. Muzeum
WANTULE NR 3 STR NR 24 www.pttwarszawa.pl www.kondratowa.com.pl