internetowy magazyn kulturalny
NR8
Salon Fryzjerski Doroty Piertachy Strzyżenie według obowiązującyh trendów Modelowanie Fryzury Ślubne Koloryzacja Balayage Trwała ondulacja Koki i upięcia
Przedłużanie włosów Zagęszczanie włosów Zabiegi pielęgnacyjne
Przyszedł czas na dobre cięcie!
Salon Fryzjerski Doroty Pietrachy ul. Krótka 4 (I piętro) 39-200 Dębica tel. 14 670 28 19
dystrybutor marek:
Okładka Foto: Studio Gawle Modelka: Anna Dziurgot Wizażysta: Sebastian Pawłowski Projektantka: Ewa Tasior-Gołas
Redakcja Drodzy Czytelnicy, I znowu przyszedł maj. Miesiąc zakochanych, miesiąc kiedy wszystko budzi się do życia, miesiąc w którym ostro zaczynamy grillować. W naszym mieście od kilkunastu już lat maj upływa pod znakiem opery. Z tej okazji na łamach magazynu możecie przeczytać wywiad z głównym pomysłodawcą tego wielkiego przedsięwzięcia Panem Pawłem Adamkiem. Człowiek, który dzięki swojej pasji znalazł pomysł na życie, nie tylko swoje. W tym numerze przedstawiamy Wam również pasjonatów fotografii. Marcin (Lloyd) Miąsik, który dzięki fotografii spełnia się życiowo oraz Rafał (Forest) Foryś członek grupy Negatywni, dla którego robienie zdjęć to hobby. Red. naczelny
Jakub Brotoń
Redaktor naczelny Jakub Brotoń e mail: j.broton@citylife.org.pl Z-ca redaktora naczelnego: Elżbieta Furgał e mail: e.furgal@citylife.org.pl IT Krzysztof Szymaszek e mail: k.szymaszek@citylife.org.pl Wspópracują z nami: Studio Gawle Karolina Kucharska Tomasz Pragłowski Paweł Bonarek Joanna Kozieł Monika Kupiec globaltrance.pl bondstreet.pl Miron Pieron Redakcja City Life Magazine ul. Jastrzębia 16, 39-200 Dębica tel. +48 600 279 968 e-mail: redakcja@citylife.org.pl
AKTYWNY SPIS TREŚCI kliknij na interesujacy Cię temat
NA DOBRY POCZĄTEK Piosenka dawniej i dziś
SIĘ DZIAŁO
WOKÓŁ NAS
Fotorelacje
MISS
Miss Polonia Ziemi Dębickiej
BĘDZIE SIĘ DZIAŁO Zapowiedzi
WYWIAD
Marcin “Lloyd” Miąsik
OKO NA
Człowiek opera
IMPREZY
DUSZA I CIAŁO
ZZJAZD Rozmowa z P. Kaczmarczykiem Papa się żeni DonGuralesko w LIVE
MODA Quazi
URODA
Sztuka malowania rzęs tuszem
POD LUPĄ
Pomarańczowa skórka
SPORT
Bieganie
NEWS ROOM
NIEZBĘDNIK
Film/Muzyka/Książka
Z SIECI
Apple IPad
RECENZJE FILMÓW
Somewhere. Między miejscami Czerwony anioł
MUZA
Selector Festival
MOTO
PS
Citroen DS5 Saab 9-4X
NEGATYWNI
Rafał Foryś “Forest”
Za każdym razem chcąc wrócić do spisu treści kliknij na logo znajdujace się w rogu strony
CL
NA DOBRY POCZĄTEK miron pieron
Piosenka dawniej i dziś “…cóż warta jest piosenka o miłości, w której się śpiewa: kocham cię, ty kochasz mnie, życie jest fajne, a my jesteśmy na plaży? No nie wiem. Może to kwestia pokolenia. Młodsi ludzie lubią jak się gada: byliśmy na fajnej kolacji, napiliśmy się piwa.” Patricia Kaas Cóż to jest piosenka? Piosenka jest to forma muzyczna stosowana w muzyce ludowej i rozrywkowej. Jest uproszczoną formą pieśni. W powszechnym rozumieniu jest to muzyka połączona z tekstem, a tekst powinien być śpiewany w taki sposób, aby melodia oraz aranżacja pomagały wypowiedzieć jego przesłanie. Melodia, aranżacja i wykonanie są środkami artystycznymi, które eksponują treść śpiewaną przez wokalistę bądź wokalistkę. Słowa są tylko narzędziem. Nie potrafią one wypowiedzieć dokładnie tego, co rodzi się w głowie twórcy podczas artystycznego procesu tworzenia, dlatego odpowiednie dobranie muzyki do tekstu stanowi klucz do sukcesu piosenki. Zacznijmy od piosenki dawnej. Przyjrzyjmy się bliżej tekstowi piosenki Hanki Ordonówny: „miłość ci wszystko wybaczy, smutek zamieni ci w śmiech. Miłość tak pięknie tłumaczy: zdradę i kłamstwo i grzech. Choćbyś ją przeklął w rozpaczy, że jest okrutna i zła, miłość ci wszystko wybaczy, bo miłość mój miły to ja”. Piosenka ta została zaśpiewana przez Ordonównę w 1933 roku, czyli prawie sto lat temu. Dzisiaj jest znana praktycznie każdemu człowiekowi w Polsce. Dlaczego? Ano moim zdaniem, właśnie dlatego, że jej słowa stanowią główną siłę napędową, gdyż w połączeniu z liryczną muzyką przekazują odwieczną prawdę o miłości. O miłości, która kocha pomimo wszystko, która jest w stanie wybaczyć wszystko. Któż z nas nie marzy o takiej miłości? Czy często się ją spotyka? W obecnych czasach chyba coraz rzadziej. Teraz miłość się „uprawia”. Weźmy „Piosenkę o sąsiedzie” Ireny Santor z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Można (i warto) ją odnaleźć w znanych serwisach internetowych, prezentujących teledyski. Piosenka ta, z wesołą, żywą melodią opowiada o dziewczynie (pełniącej tutaj funkcję podmiotu lirycznego), nawiązującej związek uczuciowy z sąsiadem, który posiada balkon „vis-a-vis” jej balkonu. Tekst prosty, melodia prosta. Wydawałoby się „nic wielkiego”.
Ale wystarczy posłuchać, aby się przekonać, że tekst pasuje do piosenki. Opowiada on co prawda o rzeczach trywialnych, ale ma sens. A Irena Santor, prawdziwa artystka nie śpiewa, ale opowiada śpiewająco tę historię. Jak to ktoś kiedyś powiedział: „artysta to inżynier dusz”. Można by wspominać wiele piosenek o prostych tekstach, do których się wraca: „Parostatek” Krzysztofa Krawczyka, „Autobiografia” Perfectu, „Jolka, Jolka pamiętasz” Budki Suflera, piosenki Czerwonych Gitar i wielu innych polskich zespołów. Wszystkie ich piosenki mają jedną cechę: ich tekst coś próbuje powiedzieć i pasuje do melodii. Jedno jest pewne: nie odejdą one w zapomnienie. Weźmy piosenki zespołu Ich Troje. Melodie ładne, zagrane dobrze. Ale o zespole nic nie słychać. Czemu? Piosenka ze słowami: „powiedz, powiedz czemu świat twój milczy cały blady od wzruszeń (…), i nigdy więcej już nikt nie powie sępie miłości nie kochasz”. Odnoszę wrażenie, że tekst ten jest zlepkiem pięknie brzmiących fraz i jako całość nie znaczy nic. Arystoteles powiedział kiedyś, że całość to więcej niż suma części. Jakże trafne spostrzeżenie. Inny zespół posiadający potencjał to Feel. Piękny głos Piotra Kupichy w połączeniu z profesjonalnym wykonaniem mógłby sprawić, że Feel byłby na szczycie. Ale niestety dobytek Piotra Kupichy to „w pustej szklance pomarańcze”. Można byłoby przytaczać w nieskończoność. Ale nie trzeba. Jest to widoczne dosyć dobrze i wyczuwalne dla każdego. Ta głębia, która kiedyś była jeszcze w nas nieskończona zostaje powoli zapełniana przez błyskotki i sztuczne słodycze oferowane w coraz bardziej kapitalistycznym świecie. Teraz miłość można uprawiać, więc, po co pielęgnować w sobie tę prawdziwą? Oto filozofia naszych czasów. Dążenie do jakiegoś upragnionego, wyimaginowanego raju. Swoista wieża Babel. Lecz – jak śpiewa Budka Suflera „kto pamięta pierwszej wieży los?” Miron-Pieron
otwierasz nowe miejsce? organizujesz pokaz lub imprezę?
!
ZAPROŚ NAS! napisz: redakcja@citylife.org.pl lub zadzwoń
… a może będziemy mogli je opisać w następnym miesiącu...
Wygodne miejsce na Twoją reklamę NAPISZ DO NAS redakcja@citylife.org.pl
CL
się działo
06.04.2011
Wybieram trzeźwość w ZSZ nr 1
15.04.2011
Wernisaż w Galerii MOK
16.04.2011
Papa się żeni w DK Śnieżka
29.04.2011
DonGuralesko w LIVE
CL
się działo
30.04.2011
ZJAZZD w DK Śnieżka
02.05.2011
Opera w Dębicy wystawa i spotkanie
03.05.2011
Opera “Halka”
06.05.2011
Współodpowiedzialność Terytorialna - konferencja
CL
miss
17 CZERWCA W NASZYM MIEŚCIE
ZIEMI ZIEMIDĘBICKIEJ DĘBICKIEJ
W tegorocznym konkursie Miss Polonia Ziemi Dębickiej bierze udział 20 finalistek. 17 czerwca 2011 w DK MORS podczas Gali Finałowej jury wybierze dziewczyny, które będą reprezentować Dębicę w ogólnopolskich ćwierćfinałach. Uczestniczki konkursu zaprezentują się w trzech odsłonach, m.in. w strojach kąpielowych i w sukniach ślubnych salonu AFRODYTA
z Rzeszowa. Całości imprezy doda smaku program artystyczny, min. pokaz tańca przygotowany przez Michała Barana. Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej konkursu - www.miss.debicy.pl na której można zobaczyć zdjęcia wszystkich finalistek i znaleźć więcej informacji o nich. Zdecyduj, która spośród 20 finalistek otrzyma ten tytuł!
NR 01
Paulina Drożdż
Jeśli chcesz, aby Paulina została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Paulina została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.01 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
174 cm Mielec 88/69/97 54 kg
NR 02
Sandra Strzałkowska
Jeśli chcesz, aby Sandra została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Sandra została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.02 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
NR 03
180 cm Rzeszów 82/63/94 55 kg
Marzena Kałuża
Jeśli chcesz, aby Marzena została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Marzena została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.03 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
NR 04
170 cm Pilzno 90/68/94 57 kg
Agnieszka Pociask
Jeśli chcesz, aby Agnieszka została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Agnieszka została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.04 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
167 cm Niedźwiada 87/68/98 53 kg
CL
miss
NR 05
Karolina Stalmach
Jeśli chcesz, aby Karolina została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Karolina została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.05 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
NR 06
175 cm Dąbrowa Tarnowska 96/73/92 60 kg
Fabiola Wolnik
Jeśli chcesz, aby Fabiola została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Fabiola została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.06 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
NR 07
174 cm Perła 85/66/95 53 kg
Dorota Misiuro
Jeśli chcesz, aby Dorota została Miss Internetu, kliknij Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Dorota została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.07 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
168 cm Tuchów 87/63/88 52 kg
NR 08
Anna Sopel
Jeśli chcesz, aby Anna została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Anna została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.08 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
NR 09
167 cm Dębica 86/63/90 49 kg
Sylwia Balza
Jeśli chcesz, aby Sylwia została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Sylwia została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.09 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
NR 10
181 cm Wielopole Skrzyńskie 86/71/95 64 kg
Agnieszka Hajduga
Jeśli chcesz, aby Agnieszka została Miss Internetu, kliknij “Lubię to” przy tym zdjęciu. Jeśli chcesz, aby Agnieszka została Miss Publiczności, wyślij sms o treści MISSDEBICY.10 na numer 7168. Koszt SMS to 1 zł + VAT WZROST MIEJSCOWOŚĆ WYMIARY WAGA
168 cm Tarnów 84/72/97 55 kg
CL
będzie się działo
foto: Janusz Ballarin
Dni Dębicy 2011 4-5 czerwca W programie tegorocznych Dni Dębicy: 4 czerwca w godzinach przedpołudniowych odbędą się XII Ogólnopolskie Konfrontacje Kapel Ludowych i Zespołów Śpiewaczych. Wystąpią także zespoły: Gryfici, Igloopolanie. Tego dnia rozpocznie się III Festiwal Kultur Miast Partnerskich, podczas którego zagraniczni goście przybliżą Dębiczanom kulturę, obrzędy i stroje regionalne. Przygotują również kulinarną degustację potraw charakterystycznych dla danego kraju. Na estradzie w Rynku zobaczymy finalistów konkursu Dębica Open Festiwal. Wieczór zwieńczy Koncert Galowy – “Europejska Galaktyka Marzeń” – w pięknej aranżacji, przeboje światowych musicali i operetki z humorem i wielką klasą zaprezentują znani i cenieni śpiewacy.
Drugi dzień święta miasta - 5 czerwca - już o godz. 11.00 rozpocznie Parada Yorków. To specyficzne show dla miłośników yorków i ich rodzin, poprowadzone przez wodzirejów Konrada i Bartka Pondów. Przez cały dzień na scenie prezentować się będą laureaci ogólnopolskich przeglądów tanecznych i wokalnych – utalentowane artystycznie dębickie dzieci i młodzież. Przed Gwiazdą wieczoru o godz. 18.00 wystąpi jedna z ciekawszych grup muzycznych młodego pokolenia zespół Micromusic z Wrocławia, w którego składzie znajduje się dębiczanin Łukasz Sobolak. O 20.30 na scenie pojawi się Gwiazda Wieczoru - zespół Łzy z nową wokalistką Sarą Chmiel, pochodzącą z naszego regionu. Dni Dębicy zwieńczy pokaz dębickich tancerzy ognia Draconica.
foto: stopklatka.pl
Spotkanie Klubu Oponoteka 19 maja 19 maja 2011 o godz. 18 w Kinie Kosmos odbędzie się kolejne spotkanie Klubu Oponoteka. Tym razem wyświetlany będzie film Macieja Ślesickiego “Trzy minuty 21.37”. Reżyser takich filmów jak “Tato” czy “Sara” pokazał opowieść o współczesnych Polakach, których losy splatają się w pamiętnym momencie - tydzień po śmierci Jana Pawła II, gdy w manifeście duchowej jedności w milion-
TRZY MINUTY 21.37
ach domów zgaszono światła. Film opowiada o “cudach przyziemnych”, wewnętrznych przemianach pod wpływem niezwykłych wydarzeń. To portret współczesnych Polaków, daleki od bezkrytycznej apologii, ale ostatecznie optymistyczny i pozytywny. Cztery historie, które składają się na film, przedstawiają krzyżujące się losy Reżysera, Nauczycielki, Malarza, Studentki, Ojca i Chłopca.
WERNISAŻ W GALERII MOK 13 maja 2011 o godz. 19:00 w Galerii Sztuki MOK w Dębicy otwarta zostanie wystawa prac Jacka Bieleckiego. Jacek Balicki urodził się w 1961 w Rzeszowie. W 1989 rozpoczął studia na Wydziale Malar-stwa na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Od 1995 pracownik naukowo-dydaktyczny w Instytucie Sztuk Pięknych Uniwersytetu Rzeszowskiego, w Zakładzie Malarstwa – w pracowni prof. Ireny Popiołek-Rodzińskiej, a od 2005 - w pracowni malarstwa prof. Jadwigi Szmyd-Sikory.
CL
wywiad
MARCIN ‘LLOYD’ MIĄSIK fotograf
Rozmawiała: Elżbieta Furgał Nie przeczytał ani jednej książki o fotografii, a mimo to jego zdjęcie znalazło się w „International Photo Magazine” wśród 100 najlepszych polaroidów wszechczasów. Uwielbia pokazywać na swoich zdjęciach ludzi bez twarzy a nienawidzi obojętności. Zapraszam do rozmowy z Dębiczaninem Marcinem „Lloyd’em” Miąsikiem, którego pasją i sposobem na życie jest fotografia. Fotografie wykorzystane w artykule: Marcin Miąsik
CITY LIFE: Marcin Miąsik a skąd ksywa Lloyd, to pseudonim artystyczny? MARCIN MIĄSIK: Nie, pseudonim pojawił się wcześniej i nie miał związku z fotografią. W dzieciństwie miałem kurtkę z napisem Lloyd, często w niej chodziłem i tak zaczęli na mnie mówić. Pod tą ksywą nie kryje się żadna tajemnica. CL: Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać do Anglii, w Polsce nie mogłeś rozłożyć skrzydeł? MM: Polska zdenerwowała mnie swoim podejściem do wszystkich spraw, tym że trzeba chodzić po urzędach kilka dni, nawet po to aby załatwić najprostszą sprawę. Wszystko załatwia się przez znajomości. Ludzie nie traktują cię tutaj poważnie za to, co robisz. To mnie zdenerwowało. Na mój wyjazd złożyło się jeszcze więcej rzeczy, tych osobistych również. Stwierdziłem, że skoro nadarza się okazja to powinienem z niej skorzystać. Do Anglii wyjechałem w 2006 roku i z małymi przerwami mieszkam tam do tej pory. CL: Jak wspominasz Dębice? MM: Jak jeszcze mieszkałem w Dębicy, to robiłem ze znajomymi mnóstwo rzeczy. Założyliśmy grupę fotograficzną, spotykaliśmy się i robiliśmy wystawy. Szukaliśmy sponsorów, wydaliśmy swój katalog. Uczestniczyliśmy w życiu miasta. CL: Chętnie odwiedzasz rodzinne miasto? MM: Nie powiem, żebym bardzo chętnie przyjeżdżał do Dębicy. Kraków jest mi bardziej bliski, Trójmiasto, a Dębica kojarzy mi się bardziej z takim miejscem, w którym nic się nie dzieje. Może inaczej, nie dzieje się nic takiego, co by mnie interesowało. Każdy ma swoje pasje, zainteresowania, i potrzeby. Akurat w tym kierunku, który mnie interesuje więcej dzieje się w Krakowie.
Wiadomo w Krakowie w każdym kierunku dzieje się więcej, ale faktycznie to miejsce jest mi bardziej bliskie. W Dębicy nie masz możliwości wyboru, nie ma konkurencji. Jeśli chcesz iść w Dębicy do galerii, to gdzie możesz iść, przecież wiadomo, że tutaj jest tylko jedna galeria. Może teraz coś się zmieniło, ale zawsze była tylko galeria w MOK-u i byłaś skazany na to, co się tam dzieje. Jeśli chcesz iść do galerii w Krakowie czy Rzeszowie to masz wybór, bo tam jest ich kilkanaście. CL: Musze Ci zadać dość prozaiczne pytanie, którego pewno się spodziewasz, ale jak zaczęła się Twoja przygoda z fotografią? MM: Jak byłem mały zapisałem się na kółko fotograficzne, chyba tylko z tego względu, że zapisywał się na nie każdy z moich znajomych z osiedla. W domu też zawsze był jakiś aparat. Swego czasu mój brat kupił lustrzankę, i prawie w ogóle jej nie użył. Leżała sobie na półce do momentu, kiedy kupiłem film i stwierdziłem, że zobaczę jak się tym aparatem robi zdjęcia. Tego samego dnia kupiłem jeszcze kilka filmów. Pamiętam, że jak patrzyłem przez wizjer tak mnie to pochłonęło, że od tego czasu robie zdjęcia. Mam ich strasznie dużo. Przez pierwszy rok, każde oszczędności wydawałem na swoją pasje, chciałem tylko robić zdjęcia. Fotografowałem wszystko, co mnie otaczało. Miesięcznie robiłem około 20, 30 filmów. CL: Faktycznie Twój prywatny aparat, na którym pracujesz jest wart mniej niż 5 funtów? MM: Ten, który był tyle wart, zepsuł się kilka dni temu. Fotografując nim nie zarabiam, jest to aparat dla mnie, bawię się nim fotografią. Wiadomo, że teraz konkretnych rzeczy nie można robić nie wykorzystując aparatu cyfrowego, ale to jest całkiem inna
CL
wywiad zauważa, nie zwraca na nie uwagi wtedy jest to niczym.
bajka. Ja to rozdzielam na fotografie, którą robie w godzinach pracy i tą, która jest tylko moja. Faktem jest jednak, że jestem fanem analogów, mam ich bardzo dużo. Żaden nie jest jakoś specjalnie drogi i każdy może go kupić i używać. CL: Czyli „dobrej baletnicy nie przeszkadza rąbek u spódnicy”? MM: Zgadza się. Jak powiedział jeden z wielkich fotografów XX wieku, i miał w tym absolutną rację, że około 10% efektu, który jest na zdjęciu zapewnia Ci aparat, 90% to jesteś ty. Sprzęt pomaga i to bez dwóch zdań, ale ważniejsze jest to, aby robiący zdjęcie umiał widzieć więcej. CL: Czego oczekujesz od widza, który ogląda Twoje fotografie, bo chyba nie tego żeby powiedział „no ładne, podoba mi się”? MM: Zawsze to mówię, że nie ważne jest dla mnie to, co oglądający odpowie, czy pochwali czy skrytykuje. Obie oceny są ważne. Jeśli ktoś bardzo skrytykuje zdjęcie to znaczy, że go czymś zainteresowało. Najgorsza jest obojętność. Jeśli ktoś przechodzi obojętnie obok każdej formy sztuki czy to zdjęć, czy obrazów i ich nie
CL: Czym się jeszcze zajmowałeś? MM: Pracowałem przy produkcji filmów, byłem osobą od backstagy, od tych projektów gdzie można wykorzystać aparat, byłem fotosistą planu, który planuje kadry pod dalsze kręcenie, brałem udział przy budowie scenografii. Tworzenie planu zdjęciowego lub filmowego od podstaw to również moja pasja. Byłem oświetleniowcem. Wszystko, czym się zajmowałem i zajmuje mniej więcej skupione jest w tej samej dziedzinie. Pracowałem przy produkcji reklam. Jeden z projektów, w którym brałem udział można już oglądać w Polsce jest to projekt dla miasta Poznań o bezpiecznej jeździe i ekodrivingu, kręcony w Bieszczadach i sponsorowany przez Skode. CL: Powiedziałbyś, że wciąż jesteś fotografem czy może bardziej artystom? MM: Nie zastanawiam się nad tym.
CL: Możesz powiedzieć coś na temat swoich wzorców, czy masz swoich idoli? MM: Nie mam i nie potrafię wymienić nawet pięciu dobrych fotografów. W życiu nie przeczytałem żadnej książki czy poradnika o fotografii. Nie kojarzę również autorów zdjęć po nazwiskach. Nie mam pojęcia, kto jest dobry, a kto nie. W Internecie jest tego ogrom i można sobie pooglądać bez zagłębiania się, kto zrobił daną fotografię. Jak zaczynałem oglądałem bardzo dużo zdjęć, ale nie utożsamiałem się z nikim i z niczym. Eksperymentowałem, szukałem swojej drogi, próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie, co chce robić. CL: Przeglądając zdjęcia na Twojej stronie internetowej stwierdzam, że w większości są na nich kobiety, dlaczego? Czy to one Cię inspirują? MM: Po prostu są ładne. Po pierwsze w fotografii koncentruje się przede wszystkim na lu-
dziach, i wolę sobie popatrzeć podczas zdjęć na ładną dziewczynę niż na faceta (śmiech). CL: Na zdjęciach pojawiają się kobiety z zamazaną twarzą to jakiś celowy zabieg? MM: Nie. Stworzyłem serię faceless - bez twarzy. To jest trochę taki mój fetysz, że lubię pokazywać osoby bez twarzy, tak po prostu. Nawet, jeśli robimy inne zdjęcia, ja zawsze robie dla siebie jedno, dwa w takiej formie, dla własnej przyjemności. CL: Nie jesteś fotografem, który porwał się w wir komercji, nie zacząłeś też robić zdjęć okolicznościowych z uroczystości, dlaczego? MM: Unikałem tego przez długi czas, jakiegokolwiek wiązania się z jakąkolwiek komercją. Fakt jest taki, że jestem też zmęczony pracą dla innych ludzi, taką normalną pracą. To co robie podoba się ludziom, więc zacząłem prowadzić własną działalność i zarabiać na tym, co umiem robić najlepiej, no i jakoś powoli to wychodzi.
CL
wywiad CL: Czy faktycznie Polaków w Anglii traktuje się gorzej? MM: Słyszę różne opinie, z którymi się nie spotkałem. To zależy gdzie przebywasz. Są wielkie różnice między miastami w Anglii. Są miejsca, gdzie jak wjeżdżasz to boisz się wysiąść z samochodu. Ja od samego początku mieszkam w Oxfordzie to miasto turystyczne, pełne studentów, miasto bardzo otwarte. Ludzie tam mieszkający przyzwyczajeni są do współpracy z obcokrajowcami. Pamiętam, że na początku jak jeszcze dobrze nie znałem języka czułem, że ludzie nie traktują mnie poważnie przez to, że nie potrafiłem powiedzieć tego, co chciałem. Będąc w Anglii nie miałem jakiś przykrych doświadczeń w stosunku do mojej osoby. CL: Gdzie pracowałeś po przyjeździe do Anglii? MM: Pierwsza moja praca polegała na organizowaniu imprez i trwała do października ubiegłego roku. Na samym początku przez kilka miesięcy przenosiłem sprzęt, później mój szef wyjechał do Indii i powierzył mi prowadzenie firmy. CL: Czy w Anglii, jeśli artysta chce rozpocząć działalność to może skorzystać z pomocy organizacji, które wspierają artystę w realizacji jego pasji? MM: Owszem są organizacje. Żeby do nich dołączyć trzeba spełnić pewne warunki. Swego czasu sam byłem w jednym ze stowarzyszeń, ale po pewnym czasie stwierdziłem, że oni tam nic nie robią. Spotykali się żeby wyjść z domu i napić się piwa. Na początku bardzo się cieszyłem, że ich odnalazłem i miałem wtedy tysiące planów i pomysłów. Po pewnym czasie zobaczyłem jednak, że kończy się na czczym gadaniu i nic nie robieniu. Mieliśmy organizować wystawy i tego typu rzeczy. Poświęcałem swój czas żeby coś przygotować a później czekam, i w dalszym ciągu nic się
nie działo. Postanowiłem w końcu więcej się z nimi nie spotykać, bo to strata czasu. Teraz nie jes-em członkiem żadnej organizacji, bo uważam, że to nic nie daje. Jest takie prestiżowe stowarzyszenie brytyjskich fotografików, żeby w nim być wystarczy uiścić opłatę roczną. Nie selekcjonują osób, które chcą do niego dołączyć, więc nie ma to dla mnie sensu. To nic nie daje. Jeśli bym wiedział, że idę na spotkanie i spotykam się z ludźmi, którzy przeszli wstępną selekcję, znaleźli się tam z jednego powodu, jakim jest fotografia i coś potrafią to ja mógłbym z takimi ludźmi rozmawiać. Pójdę na takie spotkanie gdzie jest setki osób i ta osoba, z którą będę rozmawiał może okazać się tą, która kupiła sobie tydzień temu aparat i wniosła opłatę. Wymiana zdań i poglądów z kimś takim może być mało wartościowa. Nie interesuje mnie gadanina, z której nic nie wynika. CL: Żyjesz chwilą czy masz jakieś marzenia, które chciałbyś zrealizować? MM: Żyję chwilą. CL: Przyjechałeś do Dębicy poprowadzić kurs na temat „ Jak świadomie tworzyć obrazy fotograficzne” nie jesteś zażenowany, kiedy na kursie pojawia się tylko kilka osób? MM: Nie. Kurs robiony jest na próbę. Po pierwszym razie nie spodziewałem się wielkiego zainteresowania, cieszę się, że udało się to zrobić. To forma pokazania, że w Dębicy taki projekt ma szanse bytu, na przekór tym, którzy twierdzą, że się to nie opłaca. Chcemy dać o sobie znać. Jesteśmy w małej grupie możemy się bardziej pobawić tym wszystkim, mogę się bardziej skupić na odpowiedziach na pytania, bo przecież każdy z uczestników je ma. W kolejnej edycji kursu będziemy mieli podstawę do tego żeby szukać kolejnych chętnych. CL: W firmie, którą prowadzisz OxPho działasz sam?
MM: Działam sam i zawsze będę działał sam. Fotografia jest całym moim życiem. Chce sprzedawać produkt, który jest moją pasją. Jeśli będę miał współpracownika, to każdy z nas będzie robił to po swojemu i nie będzie to moje. Nawet nie zastanawiałem się, żeby wchodzić w jakieś spółki. Sam przecież mogę wiele zrobić nie potrzebuje tego rozwijać, nawet nie zastanawiałem się nad tym, jest za wcześnie żeby mówić, co będzie dalej. CL: Która nagroda bądź wyróżnienie było dla Ciebie najważniejsze? MM: To nie była nagroda, zostałem poproszony o zgodę na umieszczenie jednego z moich zdjęć robionego Polaroidem w International Photo Magazine. Magazyn o fotografii, który ukazuje się, co kwartał w największych miastach na świecie m.in. w Milanie, Tokyo, Londynie, Pekinie i Madrycie. Co roku wydają swój album tematyczny. Na zakończenie produkcji materiałów natychmiastowych Polaroid, który nawiasem mówiąc wniósł bardzo dużo do fotografii, wydali 100 najlepszych „polaroidów” wszechczasów, i tam właśnie znalazło się jedno z moich zdjęć. Zdjęcie wykonane aparatem Polaroid jest niepowtarzalne, jednostkowe, dlatego to wyróżnienie było dla mnie najważniejsze.
”
1 ze 100 najlepsz ych polaroid ów wszechc zasów
Jak świadomie tworzyć obrazy fotograficzne
”
W kwietniu Marcin “Lloyd” Miąsik prowadził kurs fotograficzny w Studio Gawle w Dębicy. Wszyscy uczestnicy zgodnie twierdzą, że był on profesjonalnie przygotowany. Możliwość korzystania ze swojego sprzętu to dodatkowy atut, dzięki temu każdy mógł oswoić swoje narzędzie pracy i dowiedzieć się o nim sporo ciekawych rzeczy. Przeważały zajęcia praktyczne, co jest najważniejsze w tego typu kursach. Po zakończonym kursie, Kasia (jedna z uczestników) powiedziała: “Złapałam jeszcze większego bakcyla na fotografowanie!”. Już wkrótce kolejne edycje kursu fotgraficznego w Dębicy.
CL
oko na
Człowiek Opera „Rób to co lubisz, i nie oczekuj od nikogo zapłaty”.
Rozmawiała: Elżbieta Furgał CityLife: Często spotyka się Pan ze stwierdzeniem, że Dębica jest nudna i nic się w niej nie dzieje? Paweł Adamek: Bardzo często. W zasadzie działamy od święta do święta. Jest kilka stałych imprez, lepszych i gorszych, które odbywają się w mieście, takie jak opery, Dni Sztuki, Dni Dębicy. Wydaje mi się jednak, że zainteresowanie Dębiczan Dniami Dębicy spada. Przez ostatnie dwa lata byłem praktycznie cały dzień na rynku podczas tej imprezy. Zaobserwowałem, że zainteresowanie Dębiczan innymi formami sztuki niż koncert z mocnym uderzeniem, jest małe. Był wspaniały występ orkiestry garnizonowej z Nowego Sącza, występ zespołów folklorystycznych i wcale wtedy tłumów na rynku nie było, w zasadzie parę osób oglądało te przedsięwzięcia.
Ci, którzy nie angażują się czynnie w uprawianie kultury często mówią, że w Dębicy jest nudno. Naszemu miastu daleko do dużych metropolii, jakimi są Rzeszów, Kraków czy nawet Tarnów, tam gdzie są teatry czy filharmonie. Młodzi ludzie, którzy przemieszczają się po Polsce studiują i wiedzą jak to wygląda w dużych miastach. Mogą powiedzieć, że w Dębicy się nudzą, ponieważ tutaj tak na dobrą sprawę nie ma się czym zająć, nie ma gdzie iść. Robimy jednak wszystko, żeby Dębiczanom umożliwić kontakt z żywą kulturą i sztuką, z żywym aktorem. Posłuchanie wiersza ze sceny w domu kultury w odpowiednich warunkach to jest całkiem, co innego niż zobaczenie tego w telewizji. Jest duża grupa młodzieży, ludzi, którzy uczestniczą w zajęciach tańca, chodzą do szkoły muzycznej, na próby chóru, grają w or-
Miesiąc maj od kilku dobrych lat upływa pod znakiem opery. Ten rok dla dębickiej opery z kilku względów jest wyjątkowy. Po pierwsze 2 maja w Domu Kultury Firmy Oponiarskiej zainaugurowano wystawę poświęconą dwunastoletniej historii opery w naszym mieście. Jej otwarcia dokonała prapraprawnuczka Stanisława Moniuszko, Pani Elżbieta Janowska-Moniuszko. Spotkała się z przybyłymi tego dnia Dębiczanami by opowiedzieć i podzielić się historią rodziny kompozytora. Wysłuchać można było kilku pieśni w interpretacji Leopolda Stawarza oraz Jana Michalaka. Najbardziej wzruszający momentem nastąpił kiedy cała sala zaśpiewała Pieśń wieczorną. Kolejnego dnia miała miejsce premiera długo wyczekiwanej opery Halka. Na dębickiej widowni zasiadła Pani Elżbieta Janowska-Moniuszko gość honorowy tego wydarzenia.
kiestrach ci może mniej narzekają. Realizując swoją pasję, uprawiają kulturę, po to żeby później innym ją przekazać i pokazać. CL: To dlaczego nie robicie więcej takich przedsięwzięć? PA: Moglibyśmy robić, gdybyśmy mieli odpowiednie ku temu warunki i miejsce. A tego w Dębicy nie ma. Weźmy na przykład nasz DK Mors. Jak mam iść na koncert to nie bardzo mi się chce, bo warunki wysłuchania tego w takiej atmosferze, w takim klimacie nie sprzyjają temu. Brakuje nam tej podstawowej rzeczy, jakim jest obiekt kultury w Dębicy, gdzie Dębiczanie mogliby się spotykać, gdzie można by organizować różnego rodzaju imprezy. Nie tylko występy artystyczne, ale mogłoby się tam dziać wszystko, spotkania z ciekawymi
ludźmi, spektakle teatralne, operowe, koncerty. Czasami nas animatorów kultury to zniechęca do tworzenia, bo mamy pomysł, ale zaraz potem jest pytanie gdzie ja to zrobię i czasami pomysł ucieka. Wszystkie miasta w koło poszły do przodu. Wspaniały dom kultury w Krośnie, Mielec świetnie wyremontował i unowocześnił obiekt, w Rzeszowie wybudowano salę widowiskowo sportową, odnowiono Filharmonię Rzeszowską. Duże miasta wiedzą, że należy inwestować w kulturę. Na Podkarpaciu i w okolicach Dębicy pracę w tym kierunku poszły pełną parą, a Dębica stoi w miejscu. Być może to też ludzi zniechęca, bo wiedzą, że idą gdzieś gdzie nie ma odpowiednich warunków. U nas nie ma obiektu na odpowiednim poziomie, w którym można byłoby obcować z kulturą.
CL
oko na
CL: Czy jest coś, co chciałbym Pan jeszcze zrobić dla miasta i w mieście Dębica? PA: Moim marzeniem było założenie amatorskiego teatru muzycznego. Nie trzeba było wiele. Wystarczyło tylko odpowiedniej infrastruktury i obiektu, który mógłby spełniać warunki. Mówiąc o teatrze muzycznym potrzebujemy aktorów, śpiewaków, chór, balet, orkiestrę. Najważniejsi w takiej inicjatywie są ludzie, zespoły, które by to realizowały. Tak się dobrze składa, że Dębica ma takich ludzi. Oddanych, chętnych, młodych, którzy robiliby to naprawdę z pasją i bezinteresownie. Jest tylko jeden szkopuł, nie ma miejsca, gdzie można by to zrealizować. Kiedy przygotowujemy się do opery próby odbywają się w piwnicach, w podziemiach kościołów, w szkołach, na salach gimnastycznych. Wszędzie tylko nie tam gdzie trzeba. Można sobie wyobrazić, że scenografie przechowuję w piwnicach kościoła Św. Ducha, bo nie ma miejsca w Dębicy gdzie można by je schować. CL: Może teraz to się zmieni. W końcu wielu polityków, radnych, posłów było na widowni podczas premiery opery Halka?
PA: To wszystko jest dość schematyczne. Entuzjazm będzie trwał do 15 maja, wtedy ostatni raz gramy Halkę, a potem będą zadawane pytania, co planuje na następny rok i na tym się zakończy. I znowu będziemy czekać do maja, wtedy pojawi się pytanie, co zrobiłem. Tak jest co roku. Na premierze Halki mieliśmy w zasadzie reprezentantów wszystkich władz miasta, powiatu, województwa, posłów. Czy chociaż jedna osoba, która tam była pomyślała, że dłużej to tak wyglądać nie może, że trzeba się spotkać i podjąć decyzję. Czy komuś w ogóle to do głowy przyszło żeby zburzyć, wyremontować albo wybudować nowy obiekt na miarę czasów, w których żyjemy. Pewno nikt się nie zainteresuje, bo to już tak trwa 12 lat. Żadnych zmian, inicjatyw w tym kierunku. Co roku mówię o moim pomyśle w różnych gremiach, wszyscy przytakują tylko głowami. Ogłoszono konkurs na projekt rozbudowy DK Śnieżka. Konkurs się odbył pieniądze wydano na projekty, a potem pochowali je do szuflady i leżą. Nie ma odważnego kroku, w tym mieście. Nikt nie miałby nikomu za złe gdyby zacząć budowę obiektu, który służyłby rozwojowi kultury.
CL: Tegoroczna opera cieszy się wielkim powodzeniem. PA: W tym roku Halkę gramy w Dębicy 5 razy i biletów już nie ma, a miejsc na widowni jest 1200. To znaczy, że prawie 6000 Dębiczan obejrzy operę. Ludzie rozbijali się za biletami. Ja pierwszy raz nie wywiesiłem afiszy, leżą u mnie w gabinecie. Nim drukarnia je przysłała, to ja biletów już nie miałem. CL: Nie ma Pan już czasami dość? PA: Co roku mam dość, bo wiem ile mnie to pracy kosztuje. Co roku zastanawiam się może wystarczy, po co mi kłopoty, nie spanie po nocach szukanie pieniędzy, jeżdżenie. Zawsze sobie mówię, że to już ostatni raz. Zrobiłem 5 oper, pomyślałem już starczy, a tu namówiono mnie na kolejną. Żal mi zapału tych ludzi, którzy tylko czekają żeby im powiedzieć, co robimy. Jeszcze nie wystawimy opery, a oni już mnie pytają, co będzie następne. Jak powiem, że już mi się nie chce to im też się nie będzie chciało i się rozejdą. To jest cała armia ludzi, młodzieży, dzieci, jeśli my to zaprzepaścimy to znajdą sobie inne zajęcie, przestaną śpiewać chodzić na próby, nie będzie tej pasji, to zniknie jednym ruchem, jednym słowem można to
wszystko zaprzepaścić. Natomiast zebrać z powrotem byłoby ciężko, dlatego ten zespół trzeba utrzymywać. Co roku ludzi przybywa, nowe osoby coraz więcej chętnych, tak jak w przypadku Halki, w której bierze udział 100 chórzystów, 53 tancerzy i co raz to większa orkiestra. Już dochodzi do tego, że studenci z Akademii Muzycznej z Krakowa dzwonią do mnie i pytają czy mogą zagrać z moją orkiestrą w operze. W tym roku miałem pełny skład orkiestry nawet osobę z harfą. Studentka, która przyjechała z Krakowa, zupełnie obca dziewczyna, przyjaciółka członków mojej orkiestry. Już po wczorajszej premierze pytała, co będzie następne i zastrzegała, żeby było tylko coś z harfą. CL: Jest pan nauczycielem, pełni Pan funkcję dyrektora w SP nr 3, jest Pan twórcą, animatorem kultury, dyrygentem, pełni Pan kierownictwo artystyczne dwóch chórów parafialnych i orkiestry PSM w Dębicy i tak mogłabym jeszcze wymieniać, jak Pan znajduje na to wszystko czas? PA: Jak popatrzymy na rozkład całego dnia i kalendarza to od godziny 8 do 15 jestem dyrektorem szkoły, od 15 do 17 jestem w domu w roli taty i męża, od 17 do 19 dyrygentem chóru.
CL
oko na
W poniedziałek, czwartek, piątek i sobotę jestem dyrygentem orkiestry, w środę współpracuje z chórem w Mielcu. Jestem też radnym, więc jak są sesje też muszę tam być. To wszystko można sobie zorganizować. CL: Jak ma Pan wakacje to, co Pan robi? PA: Dla mnie wakacje są strasznie długie, wystarczyłyby dwa tygodnie i już mógłbym wracać do pracy. Ostatnimi laty wakacje spędzam w domu, dla mnie to bardziej czas na przygotowywanie nowego roku artystycznego. Muszę przygotować wszystkie nuty, przepisać i rozpisać partytury, aby od września ćwiczyć z artystami, z chórami i orkiestrą. Muszą dostać na pulpity komplety nut, nad którymi będziemy pracować cały rok. Jeśli wyjadę na wakacje i tego nie zrobię to wystawienie kolejnej opery stanie pod wielkim znakiem zapytania. Każdy dzień, każdy miesiąc zwłoki może spowodować, że nie zdążymy wszystkiego przygotować. CL: Jak zrodził się pomysł tworzenia opery w Dębicy? PA: To jest ciekawa historia. Przed rokiem 2000 organizowaliśmy z różnych okazji spek-
takle i widowiska. Jako dyrygent chóru wraz z innymi układaliśmy scenariusze, w których wykorzystywaliśmy poezję i pieśni. To były takie sklejane rzeczy trochę tego, trochę tego. I przyszedł rok 2000, który został ogłoszony rokiem jubileuszowym. Chciałem to uczcić również w dębickiej kulturze i z tej okazji wykonać jedno scalone dzieło. Stwierdziłem, że skoro mam chór, orkiestrę to zrobię operę. Sięgnąłem do opery narodowej Stanisława Moniuszki. Moniuszko pisał nie tylko wielkie dzieła, więc zastanawiałem się nad jednoaktówką Verbum Nobile. Dobrze się składało, bo do obsady miałem chórzystów, tam akurat nie ma tenora, z nimi jest największy kłopot, jeśli chodzi o solistów. Musiałem zdobyć materiał nutowy. Pomyślałem sobie, że jeśli pojadę do Krakowa do księgarni i znajdę materiał do wystawienia opery, to będzie znak, że mam się za to wziąść. Tak też się stało. Pojechałem do Polskiego Wydawnictwa Muzycznego w Krakowie. Wchodząc do sklepu na półce zobaczyłem nuty, wyciąg fortepianowy. Wykupiłem wszystkie egzemplarze. Niestety nie było partytury, ale zostałem skierowany do biblioteki w operze w Krakowie. Nie czekałem ani chwili. Poszedłem do opery krakowskiej, gdzie przyjął mnie Pan dyrektor.
Opowiedziałem mu, kim jestem, co robię i czy nie pożyczyłby mi nut. Zgodził się i tak to się zaczęło. Zabrałem się do roboty, ćwiczyliśmy półtora roku. 15 stycznia 2000 roku w Dębicy w DK Firmy Oponiarskiej zaśpiewaliśmy całą jednoaktową operę Verbum Nobile. CL: Ale na tym się nie skończyło i trwa, aż do dziś. PA: Potem ludzie zaczęli dopytywać, co dalej. Wiedziałem, że jest jeszcze jednoaktówka Flis. Nawiązałem współpracę z Mielcem, bo we Flisie potrzebny był chór męski, a w Dębicy takiego chóru nie mieliśmy. W 2001 roku zaangażowałem Towarzystwo Śpiewacze Melodia, no i wystawiliśmy Flisa. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nabieraliśmy doświadczenia, więc postanowiłem zrobić Straszny Dwór i udało się. Skoro Straszny Dwór się udał to, czemu Halka ma się nie udać. Z roku na rok dziennikarze mnie wypuszczali pytając Panie Adamek, co następne, a ja na odczepnego rzucałem jakiś znany tytuł. Nagle okazuje się, że już cała Dębica o tym mówi, a ja jeszcze nie byłem przekonany, że to będzie właśnie to. W związku z tym brałem się do roboty. Chcąc uczcić wstąpienie Polski do Unii Europejskiej wystawiliśmy piękny wodewil: Krakowiacy i Górale. Mielecki chór i balet reprezentował Górali, Dębica Krakowiaków. Potem znalazłem zapomniane dwie sztuki Stanisława Moniuszki. Jawnuta rzecz o Cyganach, której nawet wnuczka Moniuszki nigdy nie widziała, więc dostała od nas w prezencie płytę, żeby sobie mogła obejrzeć i Nowy Don Kiszot, czyli sto szaleństw z tekstem Fredry i muzyką Moniuszki. Potem przyszedł rok jubileuszu miasta wystawiliśmy Verdiego Nabucco, wielką monumentalną operę. Okazało się, że już dziewięć oper mamy na koncie, więc dziesiąta musiała być wyjątkowa. Wystawiliśmy Carmen. Namawiano mnie do zrobienia czegoś lżejszego, śmiesznego jakąś operetkę i wymyśliłem, że wystawię operę komiczną Cyrulik sewilski Gioachino Rossiniego. Obecny rok zmobilizował mnie z dwóch powodów 220 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, więc należało pokazać na scenie polskie dzieło i beatyfikacja papieża Jan Paweł II, który 20 lat temu siedział w loży w Teatrze Wielkim i oglądał trzeci akt Halki. Chciałem przypomnieć wszystkim, że takie rzeczy miały miejsce w historii stąd decyzja o wystawieniu Halki, którą pokazaliśmy na scenie kolejny raz. To już jest dwunasta opera od 2000 roku.
CL: Znalazłam zapisek, że Pański pierwszy cenny przedmiot to trzeszczące stare płyty gramofonowe z operą Halka, ma Pan słabość do twórczości Moniuszki? PA: Tak. Moja siostra Urszula jest profesorem w liceum ogólnokształcącym w Nowym Sączu. Liceum to miało w posiadaniu stare, analogowe płyty z opery Halka. Moja siostra wiedziała, że lubię muzykę operową i pożyczyła mi te płyty. Słuchałem ich na okrągło, cały czas i uczyłem się. Mój tato to podpatrzył. Jak byłem w piątej klasie szkoły podstawowej to na imieniny kupił mi partyturę Halki. Dostałem oryginalny zapis nutowy wszystkich głosów, orkiestry. Przed lustrem bawiłem się w dyrygenta mając przed oczami nuty. Nauczyłem się tej Halki prawie na pamięć, mogłem już wtedy mając 12 lat stanąć przed zawodowym zespołem i poprowadzić operę bez problemu. To moje dziecięce marzenie spełniło się. CL: Maturę zrobił Pan w liceum samochodowym, zawody mechanika i dyrygenta nie są sobie bliskie. Jak to się stało, że tam Pan trafił? PA: Tak, w Nowym Sączu skończyłem Liceum Samochodowe i mam dyplom mechanika pojazdów drogowych. Kiedy skończyłem podstawówkę w Nowym Sączu otworzyli 4-letnie liceum samochodowe. Dowiedzieliśmy się z kolegami, że ta szkoła dostała nowe samochody, eleganckie, wypasione Fiaty 125p. Prawie wszyscy moi koledzy z podstawówki zapisali się do tego liceum. Początkowo złożyłem podanie do liceum ogólnokształcącego, ale jak zobaczyłem, że wszyscy koledzy idą do samochodówki to i ja poszedłem. Nie szczególnie mnie to interesowało. Pamiętam sytuację, kiedy dostałem się na “silnikownie” gdzie grzebaliśmy w silnikach. W tym samym czasie chodziłem do szkoły muzycznej i uczyłem się gry na skrzypcach. Mój profesor zobaczył, że mam brudne, niedomyte ręce. Krzyczał na mnie, że przychodzę z brudnymi rękami grać na skrzypcach. Głupio mi się wtedy robiło, ale bałem się powiedzieć prawdę. Czułem, co się może wydarzyć. W końcu dowiedział się, że chodzę do liceum samochodowego, i że pracuję tam fizycznie. Wezwał mojego tatę i powiedział, że albo będę grał na skrzypcach, albo dalej grzebał przy silnikach. Moja przygoda z samochodami szybko się skończyła, od tej pory na warsztatach byłem dyżurnym, nie dopuszczano mnie do innych zajęć.
CL
oko na
CL: I udało się to tak łatwo załatwić? PA: W szkole już wiedzieli, że Adamek to taki mały artysta. Aktywnie uczestniczyłem w życiu kulturalnym szkoły, założyłem w niej kapele ludową, kapele podwórkową, chodziłem na kółko polonistyczne i recytatorskie. Jak skończyłem liceum samochodowe to pan dyrektor mnie wezwał i powiedział, że jestem pierwszym absolwentem, który po szkole zawodowej poszedł na studia artystyczne. Skończyłem Wyższą Szkołę Pedagogiczną, kierunek wychowanie muzyczne. Wszyscy pozostali koledzy poszli na politechnikę. CL: Pochodzi Pan z Nowego Sącza jak to się stało, że trafił Pan do Dębicy? PA: Jest kilka osób, które się do tego przyczyniły. Można by to ułożyć chronologicznie. Pierwszą osobą, która się do tego przyczyniła, jest świętej pamięci arcybiskup Ablewicz, który skierował do Dębicy do parafii Matki Boskiej Anielskiej mojego brata księdza na wikarego. Kolejną osobą był już nieżyjący proboszcz ksiądz prałat Edward Limanówka, który zlecił w obowiązkach wikarego mojemu bratu prowadzenie chóru. Brat zadzwonił do mnie i poprosił o pomoc. To było w listopadzie w 1977 roku, przyjechałem do Dębicy, dałem mu kilka wskazówek podczas próby chóru. Powiedział, że jak jestem taki mądry to żebym częściej przyjeżdżał i mu pomagał. Chętnie przyjąłem tą propozycje. Przez cztery lata studiów prawie w każdy weekend przyjeżdżałem do Dębicy
prowadzić chór przy parafii. Po roku czasu biskup zabrał mojego brata do Tarnowa do seminarium, na wykładowcę. Proboszcz powiedział wtedy, że dobrze by było, aby jeden Adamek w Dębicy został. Skończyłem studia i prałat Limanówka zapytał mnie, jakie mam plany na życie. Miałem wrócić do Nowego Sącza i tam pracować. Wtedy zaproponował mi mieszkanie w Dębicy i pomoc w znalezieniu pracy. Zgodziłem się zamieszkałem w Dębicy na ul. Piaski i tak zaczęła się moja przygoda. Szybko nawiązałem współpracę ze szkołą muzyczną. Potem zaproponowano mi w 1991 roku dyrektorowanie w szkole. Przez 20 już lat jestem w SP nr 3 dyrektorem i dalej robię to, co robiłem prowadzę orkiestrę, dwa chóry. CL: Czym kieruje się Pan w życiu jakie jest Pańskie motto na życie? PA: Mój tato jak jechałem do Dębicy powiedział żebym robił to, co lubię i nie oczekiwał nigdy od nikogo zapłaty, abym robił swoje. Nauczyłem wszystkich i siebie samego, że nie pobieram za to, co robię żadnych gratyfikacji. Wszyscy pracują na zasadzie chcesz, lubisz to, podoba ci się, no to do roboty, spontanicznie i bezinteresownie. Nie ma za to żadnych honorariów. Poczynając ode mnie pomysłodawcy i dyrygenta poprzez reżysera, choreografów, scenografów, wszyscy pracują, bo chcą dołożyć swoją cegiełkę do tego przedsięwzięcia i mieć satysfakcję. Na wystawienie opery nie spisuję z nikim żadnej umowy. Ludzie może
bardziej by się angażowali, gdyby czuli, że coś dodatkowo z tego mają. CL: Nie jest chyba łatwo trzymać w ryzach taką wielką grupę ludzi? PA: Jeden z księży w Jarosławiu po spektaklu podszedł do mnie i powiedział, że nie podziwia nas za to, że ładnie śpiewamy, skoro występują chórzyści to muszą ładnie śpiewać, nie podziwia nas za to, że ładnie gramy, że ładnie tańczymy skoro balet to musi tańczyć. Jedno, za co nas podziwia, i co jest dla niego totalnym zaskoczeniem to, że wokół jednej inicjatywy potrafię zgromadzić tyle osób. Sam nie wiem jak to jest. CL: Jak długo trwają przygotowania przed premierą opery? PA: Pracę zaczynamy już od pierwszego września. Pierwszy, który musi poznać całą operę na pamięć to jestem ja, jeśli mam czegoś uczyć to najpierw sam musze to umieć. Opera to jedna z największych sztuk, jest królową sztuk, to muzyka, taniec, scenografia, śpiew. Trzeba mieć czas, żeby się tego wszystkiego nauczyć na pamięć. CL: Ostatnie dni były dla Dębicy wyjątkowe, gościliśmy prapraprawnuczkę Stanisława Moniuszki, jakie ma Pan odczucia po tej wizycie i czy wiąże Pan z nią jakieś nadzieje?
PA: Obecność Pani Elżbiety Janowskiej, prapraprawnuczki kompozytora Halki na naszej dębickiej operze to wielki zaszczyt. Wielka radość sprawiła nam wypowiedź do publiczności po premierze, że 50 lat czekała na taką inscenizację. Wiem, że ma wiele kontaktów w świecie muzycznym i dyplomatycznym. Wystarczy więc jak będzie opowiadała, gdzie była i co widziała. Wiem, że będzie dużo o nas mówiła, bo była nami zauroczona i mile zaskoczona tym co w Dębicy zobaczyła. CL: Czy to prawda, że Pańska działalność była tematem kilku prac magisterskich? PA: Na temat mojej działalności muzycznej zostały napisane dwie prace magisterskie na Uniwersytecie Rzeszowskim „Kultura muzyczna w Dębicy w świetle działalności Dębickiego Towarzystwa Muzyczno-Śpiewaczego” autorstwa Sylwii Wygonik oraz „Paweł Adamek, czyli kultura wysoka w Dębicy” autorstwa Patrycji Wiktorii Kaproń. W książce E. Wodzienia „Dębica, nasze muzyczne stulecie” rozdział X został poświecony inicjatywom muzycznym w których brałem udział. CL: Dziękuję za rozmowę. PA: Dziękuję.
CL
imprezy
Z Z A J
D
Z
II dębicki Zjazzd rozpoczął jeden z głównych organizatorów Tolek Lisiecki. Impreza na scenie Śnieżki, była drugą z całego tegorocznego polskiego VIII United Europe Jazz Festiwal. Na scenie mogliśmy zobaczyć, a przede wszystkim posłuchać trzy grupy. Jako pierwszy wystąpił słowacki zespół B.&The Moneymakers. Zaprezentowali bluesowe przeboje, między innymi utwór Wille Nixona „Crazy for me baby”. Po niespełna godzinie pożegnali publikę słowami „byliście fantastyczni”. Następnie gospelowska grupa Monk z Tarnowa dostarczyła uszom zgromadzonych dźwiękowego pożywienia prezentując różne utwory, nie koniecznie jazzowe, ale za
to znane. Usłyszeliśmy acapella składankę utworów Michael Jacksona, a także drugą ku pamięci Marka Grechuty, m.in.: „Dni, których nie znamy”, „Nie dokazuj”. Po kilku utworach do Tarnowian dołączył Tolek Lisiecki, wspólnie zaprezentowali jazzowe kawałki. Uraczyli słuchaczy jednym ze Standarów- „Summertime” Charciego Parkera, natomiast utwór „Fever” „pobujał” publiką. Na koniec, wystąpili Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Band. Zaprezentowali utwory z płyty Complexity In Simplicity. Tworzone przez nich dźwięki były pełne emocji. Za prawdziwą muzyczną ucztę, trwającą ponad trzy godziny zapłaciliśmy tylko 20 zł, oby więcej takich imprez w Dębicy. M.K.
CL
imprezy
MUZYKA JEST JAK ODDYCHANIE Rozmawiała: Monika Kupiec Rozmowa z Pawłem Kaczmarczykiem, jednym z najwybitniejszych polskich jazzmanów. Ogromnie utalentowany a przy tym niezwykle skromny, zdystansowany w stosunku do siebie i otwarty na ludzi. Liczba sukcesów na jego koncie jest naprawdę imponująca. Zapraszam do rozmowy z kompozytorem i pianistą.
City Life: Czy wyobraża sobie Pan świat bez dźwięków i muzyki, czy egzystencja miałaby sens? Paweł Kaczmarczyk: Muzyka jest darem, który pozwala mi istnieć, więc życie bez niej nie byłoby możliwe. Myślę, że to jeden z języków świata, czyli sposób na porozumiewanie się, dzięki któremu istoty mogą się komunikować w sposób pozazmysłowy. Kiedyś ktoś powiedział, że nie da się mówić o muzyce, tak samo jak nie można tańczyć o architekturze. Wszyscy wiele tracilibyśmy bez dźwięków. CL: Bycie liderem, branie odpowiedzialności za to, co dzieje się na scenie albo w studio, a może wręcz przeciwnie – granie tego, co trzeba, w czym się Pan lepiej czuje? PK: Staram się być otwarty na ludzi, z którymi współpracuję. Gram muzykę improwizowaną, na którą nie składa się tylko jeden rodzaj muzyki. Współpracuję z różnymi ludźmi, czasami jestem liderem, a czasami sidemanem. Wprowadzenie nowych koncepcji daje mi poczucie świeżości, dzięki temu odbiorca podąża za dźwiękiem, doszukując się w nim moich emocji. Lubię kierować publiką tak, by jej zainteresowanie ciągle wzrastało, interakcja jest bardzo ważna, ponieważ tworzy się wtedy więź między mną a muzykami, między mną a słuchaczami. Nikt nie jest bierny, każdy z obecnych to potrzebny element do tworzenia magii dźwięków. CL: Gra Pan na fortepianie, kiedy zainteresował się Pan tym instrumentem? PK: Mój dziadek jest organistą. Gdy miałem trzy lata, sprawdzał czy mam słuch muzyczny, od tego czasu musiałem grać na fortepianie. Gdy byłem młodszy nie myślałem o tym, że kiedyś będę komponował i aranżował. Obecnie jest to naturalny element mojego życia, tak jak zwykłe fizyczne potrzeby, np. oddychanie.
CL: Zajęcie się muzyką tak na poważnie było świadomym krokiem, czy przypadkiem? PK: Wcześnie wiedziałem, w którą stronę chcę zmierzać oraz co osiągnąć w muzyce. Niestety moje pomysły nie były akceptowane. W szkołach, do których chodziłem, często walczyłem o swoje koncepcje. Po skończeniu edukacji mogłem odetchnąć i mieć wpływ na to, co i jak robię. CL: W wywiadach sprzed kilku lat, mówił Pan, że nie lubi grać solówek, czy coś w tej kwestii się zmieniło? PK: Podchodzę do muzyki konceptualnie. Nie zawsze muszę zagrać solo, aby utwór był dobry. Trzeba zachować umiar, a im więcej instrumentów, tym szersze pole możliwości. Przed koncertami wprowadzam zmiany, nie zawsze wszyscy mają tych kilka minut tylko dla siebie. Ustalam nowe koncepcje, czyli połączenia instrumentów, np. tria. Chcę, żeby moja muzyka była kolorowa i przekazywała różne emocje, dlatego dbam o wprowadzanie nowych zabiegów. CL: Na Pana stronie internetowej (www. pawelkaczmarczyk.com/ - przyp. red.) znajduje się wiele ciekawych zdjęć, przedstawiających człowieka kochającego muzykę. Pozowanie, to pasja, a może konieczność? PK: W świecie mediów element wizualny jest bardzo ważny, dzięki niemu odbiorca może się identyfikować z artystą, który występuje trochę w roli „produktu”. Fotografia do muzyki jazzowej jest charakterystyczna, rozpoznawalna. To nierozerwalny element promocji. Osobiście jestem zwolennikiem zdjęć naturalnych, bardzo lubię fotografie z koncertów. Przyjemność sprawia mi również nagrywanie koncertów, ustawianie świateł, dźwięków, tak by wszystko było perfekcyjne.
CL
CL: Czy ma Pan inne pasje, zainteresowania? PK: Żeby coś dobrze robić, trzeba się w to zagłębić. Moją wielką pasją jest muzyka, która nie jedno ma imię, uczę się grać na keyboardach, słucham muzyki klasycznej, uczę się obróbki komputerowej dźwięku, jest wiele rzeczy, którymi się zajmuję właśnie w obrębie tej mojej głównej pasji. CL: Nagrał Pan już trzy płyty, przy realizacji Complexity In Simplicity był Pan liderem, kiedy następny krążek? PK: Nigdy nie uważałem, że jest to moje dziecko. Pracowało przy niej wielu muzyków, każdy z nich ma swój wkład w to, jaka jest ta płyta. Ciągle robię jakieś nowe projekty, z wiekiem jestem coraz bardziej krytyczny w stosunku do tego co i jak robię. Nie lubię się powtarzać, poszukuję czegoś, co naprawdę płynie ode mnie. Ostatnio w Krakowie pracowałem przy Directions In
Music, prezentowaliśmy tam muzykę wielkich instrumentalistów jazzu, co miesiąc zapoznawałem się z moim idolami, co było dla mnie bardzo pouczające. Myślę o tym, by teraz nagrać kolejną płytę w trio, na przekór temu, że w Polsce hołduje się znanym nazwiskom, np. tamten rok był chopinowski, więc wszyscy grali jego utwory, tylko dlatego, że tak trzeba było, bo na to była moda. Ludzie wcześniej nie mający nic wspólnego z tym kompozytorem, brali się za jego utwory. Teraz jest rok Krzysztofa Komedy i znów każdy gra, modyfikuje jego utwory. Nie neguję tego, bo może ktoś słuchając tych utworów w aranżacji, np. rockowej, zainteresuje się muzyką i wejdzie w jej świat. CL: Zastanawiał się Pan kiedyś, w jakim momencie zakończy karierę? PK: Chciałbym grać jak najdłużej, teraz muzyka jest dla mnie wszystkim. Jeśli
znalazłbym coś, co dawałoby mi tyle samo spełnienia, to może zająłbym się tym. Ale to tylko dywagacje. CL: Młodzi ludzie przychodzący na koncerty to według Pana przypadkowe osoby, czy przyszli miłośnicy muzyki improwizowanej? PK: W erze Internetu, portali społecznościowych, ludzie sami mogą sobie wybierać swoje intelektualne „pożywienie”. Zazwyczaj są to osoby, które wiedzą już, kim jestem, co robię, jak ze mną współpracować w czasie koncertu. Pojawiają się ludzie bardzo wartościowi, którzy przychodzą i mówią, że nigdy nie słyszeli „tego” jazzu, a strasznie im się to podoba, chcą chodzić na inne koncerty.
cjalnie zmieniało w moim życiu. Może zdrowia, bo niedosypianie i szybkie tempo, robią swoje. Nad sektorem polskiej muzyki są ciemne chmury, w postaci ciągłych układów i układzików. Jak powiedział Tymon Tymański, ludzie w Europie i Stanach mają ciągły napływ świeżej wody, a my siedzimy w swoim basenie, którego nikt nie czyści i taplamy się w tej brudnej wodzie. CL: Życie prywatne istnieje w harmonii z tym zawodowym, czy może czeka na Pana? PK: One obydwa się przenikają, nie narzekam. Staram się zachować harmonię. CL: Dziękuję za rozmowę. PK: Dziękuję.
CL: Ma Pan już na koncie wiele sukcesów, czego jeszcze można życzyć na przyszłość? PK: Nie chciałbym, żeby coś się jakoś spe-
CL
imprezy Dębicka premiera spektaklu teatralnego „Papa się żeni” odbyła się 16 kwietnia na deskach Domu Kultury „Śnieżka”. Główni pomysłodawcy tego przedsięwzięcia to Miejski Ośrodek Kultury, Stowarzyszenie Uwierz w siebie i Teatr Kurtyna.
Papa się żeni
przedstawia Teatr Kurtyna
„Papa się żeni” jest sceniczną adaptacją klasyki polskiego kina międzywojennego. Film pod tym samym tytułem, w reżyserii Michała Waszyńskiego miał swoją premierę w 1936 r.. Fabuła jest zaskakująca i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Spektakl opowiada o młodym, przystojnym i sympatycznym reporterze “Dzwonka Wieczornego”, Jerzym Murskim, który musi przeprowadzić wywiad z gwiazdą polskiej rewii, Mirą Stellą. Po siedemnastu latach nieobecności do kraju
zaś, kiedy dowiaduje się, kto jest jej ojcem, postanawia doprowadzić do pogodzenia się rodziców. Udaje jej się to w pełni, podobnie jak Jerzemu uzyskać zgodę na poślubienie Lili. Historia jest barwna i ciekawa, przeniesienie jej na deski teatru to nie lada wyzwanie. Wielkie brawa należą się aktorom sceny dębickiego teatru. Role jakie stworzyli warte są nie jednej pochwały. Spektakl „Papa się żeni” zgromadził na scenie zarówno amatorów jak i profesjonalistów. Jako pierwsza na scenie
powraca sławny śpiewak Visconti, niegdyś wielka miłość Miry Stelli. Owocem ich związku jest urocza Lili, która wraz z koleżanką Jadzią niespodziewanie przyjeżdżają z pensji do Warszawy. Mira, oburzona postawą Viscontiego, który wrócił nie dla niej, lecz po to by dać kilka koncertów, postanawia wyjść za mąż za zabiegającego usilnie o jej rękę barona von Wandera. Stara się też przedstawić Lili jako swą siostrę, a nie córkę. Jerzy spotyka Lili i natychmiast się w niej z wzajemnością zakochuje. Lili
pojawiła się Sabina Leska, grająca w spektaklu pokojówkę. W rolę Roberto Viscontiego wcielił się Robert Kuźniar pracujący niegdyś w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, natomiast reżyserią tego przedstawienia zajął się Paweł Szumiec - doświadczony reżyser sztuk teatralnych współpracujący m.in. z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie czy też Teatrem Groteska w Krakowie. Jest również trzykrotnym laureatem prestiżowego Ogólnopolskiego Konkursu na Sztukę dla
CL
imprezy
Dzieci i Młodzieży ogłaszanego przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Warto zwrócić szczególną uwagę na postać Miry Stelli, kokieteryjna, pewna siebie, walcząca z upływem czasu bohaterka, której temperamentu na scenie nadawała Ewa Korczyńska. Ta dębicka poetka i aktorka odpowiedzialna była również za przeniesienie scenariusza polskiego filmu fabularnego na deski teatru. Niewątpliwie jednak postacią, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, jest Aleksandra Białek, wcielająca się w rolę Jadzi. Bohaterka wielu komicznych zachowań i wydarzeń, wniosła sporą dawkę humoru do całego przedsięwzięcia. Wciąż widzę gdy na scenie poprawiając wielki okulary, zakrywające jej prawie całą twarz powtarza: „jakie to wszystko dziwne” albo „bo u nas
w Radomsku”. Ciekawe podczas spektaklu były momenty, kiedy z widowni wychodzili kolejni aktorzy, a to Robert Kuźniar, który jako Visconti po występie Miry Stelli pełny uwielbienia, poderwał się z widowni i pobiegł za nią na scenę, a to Marta Płoszczyca, Klaudia Surdel, które rozprawiają o prawdziwej sztuce. „Papa się żeni” bez wątpienia przypadły do gustu dębickiej publiczności. Owacje na stojąco i nie cichnące oklaski to najlepszy wyraz sympatii dla aktorów. Jeszcze długo po zakończeniu spektaklu w holu i na placu przed Domem Kultury „Śnieżka przybyli tego dnia dyskutowali o spektaklu. E.F/K.K.
Repertuar kina Śnieżka Jan paweł II Szukałem was
sucker punch
11.05 18:00 i 20:00 13.05 18:00 15.05-17.05 18:00
13.05-18.05 20:00
bez smyczy
oczy julii
20.05-26.05 18:00
20.05-24.05 20:00
trzy minuty 21:37
safari
27.05-01.06 18:00
27.05-01.06 19:45
kliknij i zobacz zwiastun
CL
imprezy
DonGuralesko w LIVE
DonGURALesko znany również jako Gural, Guraal, DGE, DJ Dziadzior, Giovanni Dziadzia, Osieroconych Płyt Selektor promował w rzeszowskim klubie LIVE ostatni album “Totem leśnych ludzi”. Album jest bardzo dobrze oceniany zarówno przez krytyków jak i słuchaczy, co potwierdza sprzedaż tego krążka. Na ringu zwanym polskim hip-hopem Poznaniak walczy w wadze ciężkiej. Decyduje o tym wiele czynników – mocny głos, błyskotliwy umysł, generujący pełnokrwiste, tłuste linijki.
Gural „I znów wróciłem”, pomyślałem „braga 30 a nie mówiłem”. Wszyscy dzielnie czekali na Mister Donguralesko. Na początku zrobił hałas utworem „Palę Majki”. A później pokazał nam rymów sporo płynących jego mózgową korą. Wszyscy dzięki jego flow i bujających bitach świetnie się bawili. Kolejny kawałek „Betonowe lasy mokną” sprawił, że w powietrze wystrzeliły wszystkie ręce na sali. Publika najbardziej jarała się gdy usłyszała „Grube Jointy”. Wszyscy skandowali,
Kiedy już znalazłem się w środku klubu LIVE i poczułem tą atmosferę, sam odruchowo obniżyłem krok w spodniach. Koncert zapowiadany był na godzinę 20.30. Gural pokazał się na scenie z małym poślizgiem. Chwilę przed tym „spałem pod stołem, a potem wstałem z mozołem” - patrzę
że „Chcą sadzić, palić, zalegalizować” - było czuć, że widownia chce więcej i więcej. Podsumowywując, Gural dał popis, zresztą nie mogło być inaczej. Po raz kolejny udowodnił, ża ma wiele do powiedzenia na naszej polskiej scenie hiphopowej. D.B.
CL
moda
Quazi
dla odważnych kobiet kochających modę! Prezentujemy odsłonę najnowszej limitowanej kolekcji Anji Rubik dla Quazi. Po raz kolejny modelka przenosi nas w klimaty światowych wybiegów i wielkomiejskiej mody. Sezon wiosnalato 2011 zapowiada się bardzo zmysłowo. Znakiem rozpoznawczym kolekcji są łańcuchy seksownie oplatające stopę, które wystąpią w połączeniu ze szpilkami peep toe, sandałami na koturnie i płaskiej podeszwie. Mix z pozoru niepasujących do siebie zestawień, czyli ciężkich łańcuchów i subtelnych wzorów, to idealny letni look. Prawdziwy must have sezonu stanowią buty w kolorze nude - do wyboru niebotyczne szpilki lub gustownie wykończone sandałki. Kolejne propozycje Anji to kombinacja klasycznej czerni i drapieżnego stylu glam rock. Torebki idealnie współgrają z charakterem kolekcji. Ciemna klasyczna kolorystyka została przełamana jedynie srebrem łańcuszków. Anja Rubik doskonale łączy to co ciężkie i drapieżne, z tym co zwiewne i delikatne. Jej kolekcja jest zmienna i nieprzewidywalna, dokładnie taka jak kobieca natura.
CL
moda
CL
uroda Sztuka malowania rzęs tuszem.
Każda kobieta w makijażu chce zakryć pewne mankamenty urody, a podkreślić to co ma najpiękniejsze. Czasem rezygnujemy z podkładu, zapominamy o różu, ale maskara być musi. Tusz do rzęs to podstawa, żadna kobieta nie może się bez niego obejść. Podkreślenie oprawy oczu jest przysłowiową kropką nad i. Rzęsy są wielką ozdobą każdej kobiety, zwłaszcza gdy są spektakularnie długie, gęste i zalotnie podkręcone ku górze. Ich gęstość i długość uwarunkowana jest genetycznie. Nie każda kobieta została obdarzona przez naturę bujnymi rzęsami. Większość z nas musi im dopomóc, aby wyglądały idealnie i kusiły. Maskary dostępne są w przeróżnych
kolorach. Do najpopularniejszych i najchętniej kupowanych kolorów należą czarny, brązowy lub grafitowy. Najlepiej sprawdzające się na co dzień. Na większe imprezy, dyskoteki można zaszaleć i wybrać takie, które mają odcienie niebieskie, zielone, fioletowe bądź złote czy srebrne. Sam zakup odpowiedniego tuszu do rzęs nie przyniesie żadnych efektów, jeśli nie opanujemy techniki malowania. Prawidłowo nałożony kosmetyk sprawi, że będą one wyglądać na dłuższe, pełniejsze, i bardziej gęste. Przedstawiamy kilka porad nakładania tuszu do rzęs aby uzyskać najlepszy efekt i kusić spojrzeniem.
Golden Rose 3D FANTASTIC LASH MASCARA
3D FANTASTIC LASH to rewelacyjny tusz stworzony by pogrubić rzęsy, ekstremalnie je wydłużyć i podkręcić. Dzięki innowacyjnej formule i elastycznej, silikonowej szczoteczce tusz pokrywa rzęsy równomiernie od nasady po same końce. Rozczesuje je i nie pozostawia grudek. Nadaje rzęsom intensywny czarny kolor dzięki formule bogatej w mikropigmenty. To tusz, który nadaje spojrzeniu olśniewający i uwodzicielski wygląd przez cały dzień. Opakowanie – 10 g Cena – ok. 14,50 zł
1. Przed pomalowaniem rzęs użyj zalotki, ale najpierw lekko ją ogrzej za pomocą suszarki. Dzięki takiemu prostemu trikowi zalotka będzie działała niczym lokówka i ładnie oraz trwale podkręci rzęsy. 2. Szczoteczkę wyjmujemy z tuszu jednym ruchem. Odruch „pompowania” jest nieprawidłowy. W ten sposób wtłaczamy do buteleczki z tuszem powietrze, a przez to sprawiamy, że maskara szybciej wyschnie. 3. Szczoteczkę z maskary delikatnie wytrzyj przy pomocy chusteczki higienicznej. Przetrzyj ją tylko raz. Dzięki temu usuniesz grudki tuszu zapobiegając sklejaniu się rzęs i tworzeniu się na nich grudek. 4. Zacznij malować rzęsy od nasady. Szczoteczkę dociśnij do rzęs, aby włoski szczoteczki rozdzielały pojedyncze rzęsy. Jeśli rzęsy masz gęste wówczas naciągnij powiekę palcem w kierunku skroni. Wówczas szczoteczka bez problemu dotrze to każdej z rzęs.
5. Rzęsy na powiece dolnej tuszujemy podobnie, tylko nieco delikatniej, ponieważ łatwiej pobrudzić tu skórę. Czasem sprawę upraszcza pionowe ustawienie szczoteczki. 6. Nie należy nakładać za dużo tuszu na rzęsy. Co to znaczy za dużo? Jeśli rzęsy robią wrażenie jakby miały się załamać pod wpływem ciężaru kosmetyku, są zlepione – to znak że przesadziłyśmy. Dużo, wcale nie oznacza lepiej! 7. Jeśli rzęsy się skleiły możesz je delikatnie rozczesać specjalnym grzebykiem albo czystą spiralką. 8. Po zakończeniu malowania, wytrzyj szczoteczkę przy pomocy chusteczki. Tym razem postaraj się zetrzeć jak największą ilość tuszu. W tym celu wycieraj szczoteczkę pionowymi ruchami, a nie tak jak poprzednio – w poziomie.
www.virtual-virtual.com
Zasmakuj soczystych kolorów Nowa kolekcja lakierów Virtual lato 2011 – Fruit Cocktail Wiosna i Lato 2011 przynoszą oczekiwaną od kilku sezonów eksplozję owocowej świeżości. Dominują nasycone, intensywne barwy i odważne zestawienia. Przepis na supermodne paznokcie? Połącz zielone kiwi z różowym grejpfrutem, dodaj do tego listek mięty z plasterkiem soczystej cytryny, a na czubku umieść wisienkę!
CL
Pod lupą
Pod
lupą
Pomarańczowa Skórka
Bielenda przedstawia kosmetyczne wsparcie w walce z cellulitem, zwiotczałą skórą i rozstępami. Premierowa linia Pomarańczowa Skórka składa się z dwóch preparatów antycellulitowych, z których każdy posiada dodatkowe właściwości pielęgnacyjne. Termoaktywny koncentrat ANTYCELLULIT to lekki krem wyszczuplająco - ujędrniający, a Intensywne Serum ANTYCELLULIT to kremowy żel na rozstępy.
Termoaktywny Koncentrat ANTYCELLULIT to kosmetyk stworzony z myślą o pozbyciu się cellulitu oraz wyszczupleniu ciała i ujędrnieniu skóry. Pomaga uporać się z problemem powracającego cellulitu przywracając skórze jednorodność struktury i elastyczność. Zmniejsza widoczność nierówności i zagłębień, które są efektem miejscowego gromadzenia się tkanki tłuszczowej. Delikatnie rozgrzewa skórę, dzięki czemu składniki aktywne dużo szybciej wnikają w jej głąb i rozbijają skupiska komórek tłuszczowych. Działanie antycellulitowe i ujędrniające zapewnia zawarty w nim kompleks roślinnych ekstraktów: Zielona herbata inicjuje spalanie tłuszczu i przeciwdziała jego ponownemu odkładaniu się w skórze, Bio-bustyl wzmacnia ją poprzez stymulację syntezy kolagenu, Kigelia afrykańska (drzewo kiełbasiane) wzmacnia włókna i zapobiega wiotczeniu, Garcinia Cambogia hamuje procesy odkładania się komórek tłuszczowych, a Centella Asiatica (wąkrotka azjatycka) poprawia krążenie i zwiększa elastyczność tkanki łącznej. Formułę uzupełnia wygładzająco - regenerujący Olej Perilla. 175 ml / ok. 18 zł
Intensywne Serum ANTYCELLULIT jest preparatem pomagającym zwalczyć cellulit i zredukować rozstępy. Wnikając w głąb skóry dociera do miejsc problematycznych, w których nadmiernie lub nierównomiernie rozłożyła się tkanka tłuszczowa. Jednocześnie poprawia strukturę wszystkich warstw skutecznie wygładzając rozstępy. Zwiększa przy tym odporność skóry na rozciąganie i pomaga zachować jej jędrność i gładki wygląd. Działanie antycellulitowe i redukujące rozstępy to zasługa kompleksu ekstraktów roślinnych, w skład którego wchodzą: Algi Dermochlorella pobudzające syntezę kolagenu i odnawiające uszkodzone komórki skóry, Algi Fucus będące źródłem mikroelementów i aminokwasów, które pomagają pozbyć się zalegających toksyn, Kofeina przyspieszająca spalanie tkanki tłuszczowej poprawiająca kondycję, a także przeciwstarzeniowy i uelastyczniający Miłorząb japoński (Ginkgo Biloba) oraz pobudzający aktywność komórek Bluszcz. 175 ml / ok. 18 zł
CL
sport
Bieganie Większości pasjonatów biegów przyświeca jedno motto, chcieć to móc. Słowa te można odnieść nie tylko do sportu, ale także do większości działań w naszym życiu. Więc DO BIEGU, GOTOWI, START!
Wraz z nadejściem wiosny wielu z nas postanawia zmienić coś w swoim życiu. Plany z Nowego Roku jakoś nie wypaliły więc może tym razem uda nam się przeprowadzić rewolucję na miarę tej francuskiej albo przemysłowej w Anglii. Różni ludzie mają różne cele- zrzucić kilka nadprogramowych kilogramów, które nagromadziły się przez zimę, rozpocząć zdrowy tryb życia który jest teraz w modzie, być jak swój ulubiony aktor czy aktorka, lub podnieść swoją samoocenę. I wtedy zapada decyzja… ZACZNĘ BIEGAC! Na pozór wydaje się to łatwe, a nawet przyjemne bo cóż w tym może być trudnego? Skoro potrafimy chodzić to nie powinniśmy mieć zatem problemów z bieganiem. Nic bardziej mylnego! Nasz zapał często może ostudzić kontuzja czy też zbytnie przemęczenie podczas pierwszego treningu tzw. przetrenowanie. I właśnie wtedy wielu biegaczy amatorów rezygnuje twierdząc, że to najwidoczniej sport nie dla nich, że poszukają czegoś innego. To ogromna strata w inwestycji w swoje zdrowie, bowiem bieganie doskonale rzeźbi sylwetkę, pomaga spalać kalorie i zbędne kilogramy. Podnosi samoocenę, doskonale wpływa na nasze samopoczucie, poprawia pracę serca. Wielu zawodowych biegaczy mówi, że aby biegać lepiej należy biegać. W tych kilku
słowach zawarty jest cały sens. Trening czyni mistrza, jednak aby tym mistrzem zostać należy rozważnie i z głową podejść do biegania. Najlepiej, gdybyśmy biegali pod okiem kogoś doświadczonego, kogoś kto wie na co możemy pozwolić sobie na początku. Ważna jest też dieta. Najgorszym błędem jest bieganie na czczo. Śniadanie należy zjeść dwie godziny przed startem. Posiłki powinny być bogate w węglowodany i raczej należy unikać alkoholu ponieważ wypłukuje magnez niezbędny przy wysiłku. W bieganiu przede wszystkim ważna jest wytrwałość w treningach. Należy się mobilizować i zwalczać swoje lenistwo. Wymówki typu, że jest za zimno albo , że boli mnie głowa w tym wypadku nie wchodzą w grę. Dlatego warto wyznaczać sobie cele. Strata kilku kilogramów, udział w maratonie itp. Wyzwania mobilizują tych, którzy mają problem z regularnością treningów lub nie mają silnej woli. Kiedy już cel zostanie osiągnięty to w naszych głowach włącza się mechanizm motywujący do podejmowania dalszych wyzwań i stawiania sobie poprzeczki coraz wyżej. Chodzi tu o przezwyciężanie swoich słabości. Przecież w życiu nie jest ważne stawianie sobie celów ale ich realizowanie. Tak więc rozpocznijmy bieg po zdrowie i lepsze samopoczucie! K.K.
CO JA BĘDĘ MIAŁ Z TEGO BIEGANIA?
doskonale rzeźbi sylwetkę redukuje stres poprawia pracę serca
pomaga pozbyć się zbędnych kilogramów Podnosi samoocenę doskonale wpływa na samopoczucie
CL
news room
muzyka
adele Pierwszy album młodziutkiej wokalistki z Tottenham w północnym Londynie, zatytułowany “19” był wielkim sukcesem i obietnicą świetlanej kariery. Druga, nagrana dwa lata później płyta to już zwiastun narodzin wielkiej gwiazdy. Album “21”, wyprodukowany po części przez Paula Epsona i po części przez legendarnego Ricka Rubina, to już dzieło w randze świadectwa dojrzałości scenicznej i autorskiej.
iron maiden Dwupłytowy album obejmujący dwadzieścia lat twórczości zespołu jest kolejnym, po wydanym studyjnym albumie “The Final Frontier”, który okazał się ogromnym sukcesem i który znalazł się na pierwszych miejscach list przebojów w 28 krajach na całym świecie. Był to także najlepiej notowany album zespołu Iron Maiden na listach przebojów w Stanach Zjednoczonych, gdzie zespół dopiero co otrzymał swoją pierwszą nagrodę Grammy.
katy b
Katy B jest prawdziwym odkryciem brytyjskiej sceny dubstep ubiegłego roku. ej debiutancka płyta zawiera w sumie 12 utworów, w tym wszystkie wspomniane (także z Magnetic Man). Teksty piosenek przyrównywane do Lily Allen czy Kate Nash, silny głos przywodzący na myśl Adele plus najmodniejsze bity... to wszystko gwarantuje, że o Katy B będziemy jeszcze długo słyszeć - i nie tylko na antenie specjalistycznych programów z muzyką taneczną - ale również w mainstreamowych stacjach radiowych.
sokół
Co się dzieje, kiedy brudny, cyniczny, często chamski, ale głęboki rap Sokoła spotyka się z łagodnym, klarownym, momentami anielskim wokalem Marysi Starosty? Będziecie mieli okazję przekonać się słuchając płyty zatytułowanej “Czysta brudna prawda”. Ich wspólny album powstawał dwa lata, jak sami mówią, bez pośpiechu, dla własnej przyjemności. To, co usłyszycie, ciężko jednoznacznie sklasyfikować. Album podróżuje od rocka przez alternatywę do elektroniki, wciąż będąc jednak albumem hiphopowym.
film
książka
mr. nice
Oparty na bestsellerowej powieści film, opowiada historię Howarda Marksa - absolwenta uniwersytetu w Oxfordzie i międzynarodowego przemytnika narkotyków na olbrzymią skalę.
ERRATUM
Bohaterem filmu jest Tomek, chłopak żyjący z rodzicami i siostrą w bloku tuż przy granicy. Pewnego dnia Tomek poznaje tajemnicę swojego szkolnego kolegi. On i kilku innych nastoletnich chłopców sprzedają się za pieniądze niemieckim pedofilom. Tomek próbuje zarabiać jakieś pieniądze. Szybko okazuje się, że w tym przygranicznym miasteczku jedynym sposobem na pewny zarobek jest robienie tego samego co Ciemny.
kac vegas 2 W kontynuacji komedii Kac Vegas Phil (Bradley Cooper), Stu (Ed Helms), Alan (Zach Galifianakis) i Doug (Justin Bartha) udają się w podróż do egzotycznej Tajlandii na ślub Stu.
Ciepła, mądra i nieodparcie zabawna, autobiograficzna powieść o ojcu i jego trzech córkach. Autor, znany z popularnych felietonów “Zasady taty”, publikowanych w “Sunday Times Style” zdecydował się zostać w domu i zająć córeczkami, nie mając pojęcia, co go może spotkać. Pełna wdzięku i dobrych rad książka o tym, jak stawić czoło zaskakującym, małym istotom, całkiem odmiennym od nas samych, o wielkiej przygodzie ojcostwa i o świecie, widzianym dzięki dzieciom w cudownie odmienionej perspektywie.
CL
z sieci bondstreet.pl
Apple iPad urządzenie wielofunkcyjne ...? Tak jak wszystkie odtwarzacze kasetowe stały się walkmanami, a wszystkie sportowe buty adidasami, tak nazwa najnowszego produktu firmy Apple staje się powoli synonimem wszystkich tabletów.
Czym jest owo magiczne urządzenie? Sam Steve Jobs, twórca Apple, umieszcza swój najnowszy produkt pomiędzy telefonem komórkowym, a laptopem. Tablet jest więc swoistą hybrydą obydwu tych urządzeń: mobilny i łatwy w obsłudze jak komórka, a zarazem dający możliwość pracy jak na notebooku wyposażonym w fizyczną klawiaturę. Apple iPad ratunkiem dla prasy i książek Pojawienie się na rynku iPada spowodowało nie tylko nowe spojrzenie na komputery osobiste. To również nowy punkt widzenia na prasę drukowaną. Zwłaszcza w kontekście spadku czytelnictwa gazet i magazynów, o którym wszem i wobec trąbią największe koncerny medialne. Pojawienie się w szerokiej ofercie tabletów spowodowały istny wysyp elektronicznych wersji tytułów prasowych. W Polsce w e-prenumeracie można mieć już niemal każdy ważniejszy periodyk. Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita, Newsweek, Polityka, Przekrój - to tylko niektóre tytuły, które możemy zaprenumerować i pobierać dzięki dedykowanym aplikacjom na iPada.
Dzięki temu zmienia się również sposób odbioru prasy. Poranne gazety jeszcze do niedawna przeglądano przy śniadaniowym stole. Teraz miejsce niewygodnych, szeleszczących płacht papieru coraz częściej zajmują smukłe, niewielkie sylwetki tabletów. Filmy, internet i muzyka Ale przecież iPad nie został stworzony tylko do przeglądania prasy. W przeciwieństwie do urządzeń opartych o technologię elektronicznego tuszu (jak np. wprowadzony do sprzedaży przez sklep internetowy Amazon czytnik Kindle), posiada kolorowy wyświetlacz o wysokiej rozdzielczości. Dzięki temu w wolnej chwili (gdy akurat nie przeglądamy na nim najnowszego numeru ulubionej gazety, lub nie czytamy ciekawej książki), iPad posłuży jako przenośny odtwarzacz filmów, ale nie tylko. Wystarczy podłączyć go do zestawu głośników, a urządzenie w ciągu sekundy zmieni się w zestaw hifi. Duży, jasny ekran to również możliwość serfowania po internecie. Dzięki wbudowanej karcie wi-fi możemy cieszyć się dostępem do sieci w zasięgu domowego, lub publicznego
hot spota. Z kolei z modelem wyposażonym w modem 3G sprawdzicie pocztę i wiadomości ze świata wszędzie, gdzie jesteście w zasięgu sieci komórkowej. Którą wersję wybrać? W Polsce dostępnych jest łącznie sześć wersji iPada, które możemy podzielić na dwie grupy: urządzenia posiadające tylko kartę wi-fi, oraz te z zainstalowanym dodatkowo modemem 3G. Każda z nich sprzedawana jest w trzech wielkościach wbudowanej pamięci: 16GB, 32GB oraz 64GB.
Wybierając model dopasowany do swoich potrzeb otrzymujemy tak naprawdę tablet z minimalną, podstawową ilością aplikacji. O jego sile świadczy jednak ilość dodatkowych programów możliwych do ściągnięcia z App Store. W tej chwili na tablet firmy Apple dostępnych jest ponad 65000 aplikacji, dzięki którym możesz zmienić iPada w konsolę do gier, profesjonalny organizer, pomoc biurową, a nawet osobistego trenera monitorującego postępy w ćwiczeniach. Radek Kowalik
Poniżej pomysł na rozbudowanie swojego iPada, który nie tylko służy do przeglądania porannej prasy. 1. Słuchawki Zumreed ZHP-010 White, 2. Słuchawki Zumreed ZHP-005 Border Blue, 3. Słuchawki Urbanears Plattan Yellow, 4. Elecom Playbricke sundries, 5. Słuchawka Bluetooth iTec/Pretec JOGGER Stereo Bluetooth Headset,6. Słuchawki Elecom STORE 09
1
2
4
3
5
6
Więcej o słuchawkach możecie przeczytać na stronie
CL
recenzje filmowe Paweł Bonarek
Newstuff czyli wszystko to, co w kinie na czasie
Somewhere. Między miejscami 2010 r. – reż. Sofia Coppola
„Somewhere” jest filmem niezwykle dojrzałym. Autorka świadomie używa formy, która w pełni odzwierciedla treść dzieła. W historii gwiazdora kina akcji przebija kobieca subtelność, którą mieliśmy okazję w mniejszym stopniu poznać w dwóch pierwszych dokonaniach reżyserki. Już w pierwszej, trwającej parę minut scenie monotonnego rajdu samochodem przebija myśl przewodnia całego obrazu umacniana tylko wraz z rozwojem akcji. Wszystkie funkcje, jakie pełni bohater, grając rolę gwiazdy kina akcji, wykonywane są mechanicznie, bez jakiegokolwiek zaangażowania z jego strony. Nie ma znaczenia, czy będzie to konferencja prasowa i spotkanie z fanami, striptiz, imprezy a później sex. To, co uderza naj-
bardziej to jego całkowite wypalenie, brak zaangażowania zawodowego, a szerzej życiowego. Rutyna gwiazdorskiego życia burzona jest, co jakiś czas krótkimi wizytami nastoletniej córki. Nie mają one jednak zbyt wielkiego wpływu dopóki jedna z nich nie przerodzi się w dłuższy pobyt we dwoje. Coś w życiu gwiazdy jak gdyby się zmieni. Niby nic się nie stało, ale widz dostrzega pęknięcia w skorupie wszechogarniającej go rutynowej beznadziei. Młodziutka debiutantka wyśmienicie wciela się w rolę dziewczynki stojącej u progu kobiecości. Popularny ojciec jest jej archetypem mężczyzny, z którym mierzy się bez zbędnych kompleksów (wyśmienicie „zagrana spojrzeniem” scena niezadowolenia z kolejnego erotycznego ekscesu ojca).
Film zbudowany jest z długich ujęć obrazujących poszczególne „nudne” części dnia gwiazdora. Teoretycznie wszystko, co robi główny bohater powinno być ciekawe i egzotyczne dla przeciętnego zjadacza chleba. Coppola odziera jednakże to z wszelkiego oczekiwanego gwiazdorskiego blichtru. Życiowe znużenie bohatera udziela się i widzom, przez co film wymaga szczególnego skupienia i zaangażowania. Tylko w ten sposób będziemy mogli próbować obdarzyć empatią bohatera, po to by móc poczuć powiew przepaści, nad którą się znalazł. Pod koniec filmu z ust bohatera „wypluta” zostaje gorzka refleksja niczym desperacka prośba o ratunek. W odpowiedzi otrzymuje mur ignorancji identycznej, jaką sam prezentował do tej pory wobec świata. Pusty człowiek tworzy puste relacje z otoczeniem. Finałowy uśmiech bohatera
zwiastuje jednak zalążki mentalnej przemiany, która wdziera się w jego życie, ale nie, jako rewolucyjna siła tylko naturalna konsekwencja bycia ojcem. Owo odkrycie się przed widzem i zwerbalizowanie bolączek egzystencjalnych bohatera stanowi jednak najsłabszą część filmu. Już drugi raz (pierwszy raz zbędnym pocałunkiem w „Między słowami”) reżyserka domyka klamrą dosłowności coś, co powinno pozostać niedopowiedziane. Ta wyjątkowa subtelność, o której pisałem na początku po trosze zostaje, jeżeli niezburzona, to na pewno na moment nadszarpnięta. Wszystko niby pasuje, sytuacja może i prawdopodobna, ale w kontekście całości filmu zdaje się być zupełnie zbędna. Na szczęście nie psuje to obrazu, a co najwyżej wybudza z hipnotycznego letargu, którym do tej pory widz był owładnięty.
CL
recenzje filmowe Paweł Bonarek
Old stuff
czyli wszystko to, co w kinie najlepsze
Czerwony anioł 1966 r. – reż. Yasuzo Masumura
Filmy Yasuzo Masumury są w Polsce praktycznie nieznane, a szkoda. Japoński reżyser nie przymilając się widzom bezkompromisowo obrazuje rzeczywistość stawiając tezy aktualne bez względu na lata, w których obraz powstał. Tak jest i w „Czerwonym aniele”. Młoda pielęgniarka Sakura Nishi w czasie trwania wojny chińsko-japońskiej wysłana zostaje do szpitala polowego niedaleko linii frontu. Podczas codziennych obowiązków obserwuje okrucieństwo wojny doświadczając go również na sobie. W czasie, gdy wszelkie normy społeczne przestają obowiązywać górę bierze prawdziwa natura człowieka. Najniższe instynkty dają o sobie znać
zrównując człowieka do poziomu dzikiej bestii. Zezwierzęcenie obejmuje każdego bez względu na to czy jest się przyjacielem czy wrogiem. Zachować ogólnie pojętą równowagę psychiczną jest niezwykle trudno. Ludzie tworzą sobie wewnętrzne światy, ułudę dzięki której są w stanie przetrwać nie tracąc do końca zmysłów. W tym chorym świecie dwie istoty odnajdują się po to by spróbować odtworzyć namacalną bliskość. Pobudki odmienne, cel taki sam. Doświadczenie wspólnej cielesności, namiętność, która rodzi się między bohaterami służy im za namiastkę normalności, której chwytają się niczym ostatniej deski ratunku. To jedyny pewnik, nad którym będą posiadać
kontrolę zatracając się w nim. Film zdominowała dwójka głównych bohaterów. Postacią młodej pielęgniarki Masumura dekonstruuje stereotypowe postrzeganie azjatyckich kobiet pierwszej połowy XX wieku. Odwraca hierarchię rządzenia patriarchalnego społeczeństwa Japonii wysuwając na czoło jednostkę najsilniejszą. Jego wersja kobiety to nie tylko istota najmocniejsza, dodatkowo z łatwością uzależnia mężczyzn od siebie powodując utratę przez nich sprawowanego od wieków przewodnictwa w każdej dziedzinie ludzkiej egzystencji. Jedyne, co w tej sytuacji samcom pozostaje, to pokorne schylenie głowy i żebranie o jakikolwiek ochłap rzucany przez samicę. Dzieje się tak gdyż kobieta nabrała świadomości, iż posiadła broń absolutną, oręż nie do przebicia - seksualność. Dla owej seksualności samce są w stanie zrobić absolutnie wszystko pogrążając się w poniżeniu absolutnym. Reżyser rozbija posągowy wizerunek mężczyzny samuraja – niezłomnego pana własnej osoby.
W tym kontekście najciekawszą postacią (oprócz głównej bohaterki) zdaje się być dr Okabe. Od samego początku prezentuje zgoła odmienną, w porównaniu z innymi mężczyznami, postawę wobec bohaterki. Zdaje się być poniekąd ślepy – do pewnego stopnia – na jej zewnętrzne, kobiece przymioty. W tej postaci jest jednak spora przewrotność. To nie silna wola, honor, czy szacunek trzymają w ryzach męską chuć, lecz nabyty „defekt”. Biorąc ten fakt pod uwagę nie wiemy, do jakiego stopnia to właśnie impotencja bohatera wpłynęła na rozbudzenie kobiecej miłości. Czy przypadkiem uczucie nie żywiło się nadzieją uzdrowienia „złamanej duszy” (i nie tylko) nieszczęśnika? Ostatecznie reżyser przywraca męski honor w końcowej, przejmującej scenie: spod zgliszcz bezsensownej wojny wyłania się obraz mężczyzny zrehabilitowanego mężczyzny dzierżącego w dłoni złamany oręż – symbol tego, kim był i kim na powrót stał się dzięki owej kobiecie – samurajem.
CL
Muza global trance
Foto: Tomasz Kamiński/Alter Art
Piotr Pryjma
Selector Festival w Krakowie Trzecia odsłona Selector Festival odbędzie się 3 i 4 czerwca 2011 na krakowskich Błoniach. Na chwile obecną kompletowany jest jego skład, ale w tym roku na pewno wystąpią: La Roux, Klaxons, Crystal Castles, Hercules nad Love Affair, The Orb, Does It Offend You, Yeah?, Ladytron, Katy B, FenechSoler, Sebastian oraz Logo. Selector rozpoczyna pełen emocji sezon festiwalowy. Festiwal już od pierwszej edycji stał się ważnym muzycznym wydarzeniem. Poprzednie dwie edycje festiwalu Selector osiągnęły sukces pod względem frekwencyjnym i artystycznym. W tym roku zaplanowano nowe aktywności, które połączą awangardę i eksperyment na scenie muzycznej. Kreatywność, energia i świeżość – te słowa najlepiej oddają charakter tego najmłodszego festiwalu organizowanego przez Alter Art. Selector jest miejscem spotkań publiczności otwartej na nowe pomysły. Na dwóch festiwalowych scenach
pojawią się gwiazdy prestiżowe, oczekiwane i starannie wybrane dla wymagających fanów muzyki elektronicznej i tanecznej. Oprawa wizualna ponownie zostanie oddana w ręce najlepszych światowych twórców, czyniąc z festiwalu miejsce styku muzyki i sztuki audiowizualnej. Pierwsza edycja była sukcesem zarówno artystycznym i frekwencyjnym, co pozwoliło wpisać Selector Festival na mapę najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce. W 2009 roku pojawili się najwięksi i najciekawsi wykonawcy z kręgów szeroko pojętej muzyki elektronicznej, a także nowe odkrycia i nowe nurty muzyczne. Na dwóch festiwalowych scenach zagrali: Franz Ferdinand, Orbital, Röyksopp, CSS, Fischerspooner, Dizzee Rascal, Digitalism, New Young Pony Club, Deadmau5, Erol Alkan, Busy P, Dj Mehdi i Agoria oraz Öszibarack, Loco Star, Modfunk, Miloopa, Skinny Patrini, Mentalcut i Kamp! Ceny biletów: karnet dwudniowy – 210 PLN, bilet jednodniowy – 150 PLN. Szczegółowe informacje na temat festiwalu oraz punkty sprzedaży biletów znajdziecie na stronie www.selectorfestival.pl
Recenzja płyty Kiedy podsumuje się ostatni rok z życia Armina Van Buurena można śmiało stwierdzić, że jest to obecnie jeden z najbardziej zapracowanych i utytułowanych producentów muzycznych na świecie. Czwarty raz z rzędu został wybrany najlepszym DJ’em, wydał bestsellerowy autorski album „Mirage” i okrążył niemal cały świat z kolejną edycją wielkiego show „Armin Only”. Jakby tego było mało, jego radiowa audycja „A State Of Trance” gromadzi w każdy czwartek coraz więcej słuchaczy, stając się najpopularniejszą radiową audycją muzyczną na świecie! Jednak Armin wcale nie zamierza na tym poprzestawać, czego dowodem jest „A State Of Trance 2011”, kolejna odsłona serii kultowych kompilacji. Każdego roku fani klubowych brzmień z niecierpliwością wyczekują
dwóch krążków zatytułowanych „On The Beach” i „In The Club” z ekskluzywnym miksem specjalnych, nigdzie wcześniej niepublikowanych produkcji. Tym razem nowe utwory m.in. od Orjana Nilsena, Aly & Fila, Bobiny, Maxa Grahama, Juventy czy Marka Ottena. Dodatkowego smaczku dodaje nowa produkcja Armina pod aliasem Gaia. Pierwszy, mało odkrywczy wniosek, jaki nasuwa się po przesłuchaniu A State Of Trance 2011 to taki, że jest lepiej niż rok temu. Kolejny jest już mniej optymistyczny, a brzmi mniej więcej tak, że sama kompilacja jest mało odkrywcza i niestety niczym nie zaskakuje. Mimo to oba krążki zawierają sporo przyjemnych dla ciała i ducha produkcji. Warto zwrócić uwagę także na spójność, szczególnie drugiego krążka, który stanowi swego rodzaju monolit. Na koniec pragnę dodać, że słuchając obu krążków tej kompilacji naprawdę się nie nudziłem i uznaję to za główny wyznacznik, że wydawnictwo to warto polecić!
Kalendarium imprez 05/06/2011 – Selector Festival 2011 – Kraków, Błonie Selector rozpoczyna pełen emocji sezon festiwalowy. Festiwal już od pierwszej edycji stał się ważnym muzycznym wydarzeniem. Poprzednie dwie edycje Selector’a osiągnęły sukces pod względem frekwencyjnym i artystycznym. W tym roku zaplanowano nowe aktywności, które połączą awangardę i eksperyment na scenie muzycznej. 09/07/2011 – Global Gathering 2011 – Gdańsk, PGE Arena Global Gathering powraca w nowej odsłonie! Będzie to już 4 edycja – edycja wielu zmian i nowego oblicza festiwalu. Nowe miejsce, nowa data, nowa formuła, ale ten sam niesamowity klimat, wyjątkowi artyści światowej klasy oraz wiele godzin muzyki na najwyższym poziomie! 10/07/2011 – Silesia in Love – Chorzów, WPKiW Jedyna w Polsce impreza organizowana w trakcie niedzielnego, wakacyjnego popołudnia. Od 12:00 do 22:00 Najważniejszym aspektem nowego festiwalu jest bardzo niska cena biletu wstępu. Tylko 29,00 zł za całodniową imprezę przy muzyce najlepszych Dj’ów. Pierwsza edycja imprezy to scena na Dużym Kręgu Tanecznym ale w planach organizatorów jest rozbudowywać i rozwijać ją aby docelowo stała się naprawdę wielkim projektem!
CL
moto
citroen ds5 Citroen DS5 to śmiałe dzieło o pięknie rzeźbionych liniach, które idealnie wpisują się w linię DS, proponując mocne atuty w zakresie stylu, koncepcji, emocji i wyrafinowania. Korzysta także z najbardziej zaawansowanych technologii Marki. Citroen DS5 korzysta z nowatorskiej konstrukcji, która zwalnia z konieczności podejmowania codziennych kompromisów i pozwala łączyć przyjemność prowadzenia z komfortem dostępnym dla wszystkich użytkowników. Citroen DS5 wyposażony został również w najbardziej zaawansowane technologie Citroena, tak jak inteligentny system kontroli trakcji, alarm niezamierzonego przekroczenia linii z systemem video czy system automatycznego przełączenia na światła długie w zależności od obecności innych pojazdów na drodze. Citroen DS5 będzie pierwszym modelem Marki korzystającym z technologii fullhybrid Diesel Hybrid4, który łączy wysokie osiągi (200KM, 4 koła napędowe) i nowe wrażenia płynące z prowadzenia pojazdu
(jazda po mieście w trybie elektrycznym, funkcja boost przy przyspieszeniu) z ograniczoną do 99 g/km emisją CO2. Citroen DS5 zapewnia swoim pasażerom niezapomniane wrażenia z jazdy, dzięki stanowisku kierowcy zaprojektowanemu
w duchu kokpitu samolotowego. Granice między rzeczywistością i marzeniem zacierają się. Na pokładzie tego samochodu każdy może przeżyć własną, niepowtarzalną przygodę. D.B.
Hiunday i40 Hyundai zaprezentował pierwszy szkic nowego modelu i40 w wersji sedan, którego światowa premiera będzie miała miejsce podczas rozpoczynających się 12 maja targów motoryzacyjnych w Barcelonie.
CL
moto
Saab 9-4X Wielbiciele luksusowych crossoverów z najwyższej półki mogą odetchnąć z ulgą. Saab zaprezentował długo oczekiwany model 9-4X. Inspirowany lotniczym dziedzictwem Saab 9-4X charakteryzuje się doskonałymi, a wręcz wzorcowymi w swej klasie właściwościami jezdnymi. Muskularna sylwetka ze sportowymi akcentami charakteryzująca Saaba 9-4X plasuje go pomiędzy wszechstronnym 9-3X, a nowym Saabem 9-5 Sedan. Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz jego wygląd nie pozostawia wątpliwości, że obcujemy z saabowską filozofią projektowania samochodów – czysta, niezakłócona linia nadwozia oraz typowe dla marki elementy takie jak szyba przednia zaprojektowana na kształt owiewki kabiny odrzutowca, konstrukcja lamp przypominająca bryłę lodu czy zorientowany na kierowcę kok-
pit i innowacyjny system aranżacji przestrzeni bagażowej. Saab 9-4X emanuje sportowym duchem. Wszystkie elementy zostały skonfigurowane z uwzględnieniem charakterystyki nadwozia typu crossover, dzięki czemu jego osiągi i właściwości jezdne są wyjątkowo dobre. Dynamikę jazdy znaną kierowcom z klasycznych modeli Saaba, uzyskano dzięki zaawansowanemu napędowi na cztery koła XWD oraz adaptacyjnemu zawieszeniu DriveSense. Pod maską Saaba 9-4X znajdziemy kompaktowy i efektywny silnik V6. Turbodoładowana jednostka o mocy 300 KM i pojemności 2,8 litra współpracuje z adaptacyjną sześciobiegową automatyczną skrzynią biegów. Zaprojektowana wokół kierowcy, przestronna kabina 9-4X zapewnia komfortowe warunki jazdy pięciu dorosłym osobom. Kierowca,
po-czuje się tu jak prawdziwy pilot mając w zasięgu ręki wszystkie najważniejsze przyrządy: konsolę środkową, konsolę centralną i deskę rozdzielczą, wszystko zintegrowane w harmonijną całość otaczającą kierowcę. Jako materiałów wykończeniowych użyto drewna, a w wersji Aero elementów imitujących włókno węglowe. Inne elementy nawiązujące do lotniczych tradycji Saaba to m.in. prędkościomierz stylizowany na wysokościomierz stosowany w samolotach, zielone podświetlenie trzech głównych wskaźników oraz charakterystyczne uchwyty do regulacji kratek wentylacyjnych. Przycisk zapłonu został – tradycyjnie – umieszczony pomiędzy przednimi siedzeniami na konsoli środkowej, w pobliżu dźwigni zmiany biegów. Duże, wygodne fotele wyposażono standardowo w elektryczną regulację siedzenia kierowcy w 8 kierunkach i opcjonalnie w elektryczną regulację pedałów. Pasażerowie tylnej kanapy mogą cieszyć się dużą przestrzenią. Do ich dyspozycji jest również 3-stopniowa, ręczna regulacja oparcia każdego z siedzeń tylnej kanapy składanej w proporcji 60:40. Kompleksowy system schowków Saaba 9-4X obejmuje m. in. podwójne kieszenie we wszystkich drzwiach, dwukomorowy schowek pasażera w desce rozdzielczej oraz głęboki pojemnik w konsoli środkowej z gniazdkiem 12V oraz złączami multimedialnymi USB i AUX-in. Pasażerowie siedzący z tyłu mogą korzystać
ze schowków umieszczonych w tylnej części konsoli środkowej oraz podłokietniku tylnej kanapy. Multimedialny system Saab Infotainment dostępny jest w dwóch wersjach: podstawowej z 7 głośnikami oraz w prestiżowej z 10-głośnikowym systemem dźwięku przestrzennego 5.1 marki Bose. System nawigacji z 8-calowy ekranem dotykowym, wewnętrznym twardym dyskiem zawierającym mapy z możliwością prezentacji w trybie „z lotu ptaka” oraz dodatkową 10 GB przestrzenią na pliki muzyczne – należą do wyposażenia dodatkowego. Bezpieczną komunikację ze światem zewnętrznym podczas jazdy ułatwia zintegrowany zestaw głośnomówiący z łączem Bluetooth, który może być sterowany głosowo, jak i za pomocą przycisków na kierownicy lub z panelu na konsoli centralnej. Pasażerowie z tyłu mogą teraz nie tylko korzystać z niezależnego sterowania klimatyzacją (jako opcji do standardowego systemu klimatyzacji dwustrefowej), ale też dzięki specjalnemu panelowi w tylnej części konsoli środkowej, używać niezależnie systemów multimedialnych. System, wyposażony został w wejście wideo i dwa 8-calowe ekrany wbudowane w tylne ścianki zagłówków, dzięki czemu nawet w długiej podróży nikt nie będzie się nudzić. W sierpniu tego roku Saab 9-4X trafi do sprzedaży w Europie. D.B.
CL
PS Cykl spotkań Cty Life Magazine z członkami grupy fotograficznej NEGATYWni
NEGATYWni… są tak naprawdę… POZYTYWni!
Negatywni to kilku ludzi, których połączyła wielka pasja, jaką jest miłość do fotografii. Przyrodnicy, podróżnicy, spacerowicze, profesjonaliści, artyści. Dzięki temu, że każdy z nich ma różne upodobania tj.: przyroda, ludzie, studio, street, dokument i reportaż, artyzm, wspaniale się uzupełniają. Każdy wnosi coś innego, nowego i twórczego do grupy. Każdy wkłada w to, co robi dwa najważniejsze elementy: serce i duszę. Wspólne spotkania i plenery pozawalają im się rozwijać i udoskonalać warsztat. Starają się uczestniczyć w różnych wydarzeniach kulturalnych. Organizują własne wystawy. Prowadzą forum http://forum.negatywni.org.pl na którym pasjonaci fotografii mogą wymieniać poglądy bez względu na to, jakie posiadają doświadczenie. Bieżące informacje na temat działalności grupy znaleźć można na stronie internetowej http://negatywni.org.pl. Począwszy od tego numeru, co miesiąc będziecie mogli przeczytać wywiad z jednym z negatywnych. W tym miesiącu rozmowa z Rafałem Forysiem (Forest)
City Life: Jesteś członkiem grupy Negatywni możesz coś bliżej opowiedzieć o działalności tej grupy? Rafał Foryś: Negatywni to przede wszystkim grupa przyjaciół, których połączyła wspólna pasja - fotografia. Jak tylko czas pozwala spotykamy się na wspólnych plenerach, aby spędzić miło czas, wymienić doświadczenia czy po prostu zjeść smakowite kiełbaski z ogniska i napić się kawy w lutym w śniegu po kolana (śmiech). Działalność grupy to nie tylko fotografia. Często spotykamy się w celach typowo towarzyskich w pubie na piwie, lub z wiertarkami i młotkami, aby zrobić mały remont. Możemy liczyć na siebie w różnych aspektach życia i to jest fajne. Negatywni tak naprawdę są pozytywni.
CL: Czym dla Ciebie jest fotografia? RF: Siedzenie po 10-12 godzin dziennie za biurkiem przed monitorem nie jest najzdrowszym zajęciem, szczególnie dla kręgosłupa. Wbrew pozorom to ciężką umysłowa praca wymagająca analitycznego myślenia. Dla mnie to odskocznia od codzienności, inny świat w którym odpoczywam, mogę pooddychać świeżym powietrzem i rozruszać zastane za biurkiem stawy. Część “ścisła” mojego mózgu spokojnie sobie odpoczywa, a pozostała realizuje swoje mniej lub bardziej artystyczne wizje.
CL: Czy każdy kto wyraziłby chęć dołączenia do Negatywnych ma taką możliwość? Czy trzeba spełnić jakieś warunki? RF: Nie ma specjalnych warunków, oprócz jednego: minimum zaangażowania. “Martwych dusz” nie potrzebujemy - musimy się polubić (śmiech).
CL: Co lubisz najbardziej fotografować? RF: Moja pasja to fotografia przyrodnicza, ze szczególnym naciskiem na trudną dziedzinę jaką jest makrofotografia. Zaproszeniem na street również nie pogardzę, choć w reportażu ulicznym jestem na etapie podobnym jak moja córka – raczkuje.
CL: Czy należysz jeszcze do jakiś innych grup, stowarzyszeń fotograficznych? RF: Tak, należę do Polskiego Związku Fotografów Przyrody w okręgu Roztoczańsko – Podkarpackim. CL: Programista, informatyk a skąd zamiłowanie do fotografii? RF: Nie urodziłem się z aparatem w ręku, nie miałem 10 zenitów z workiem obiektywów po dziadku, ojciec nie przetrzymywał mnie całymi nocami w ciemni. Fotografia przewijała się przez moje życia kilka razy, aż w erze fotografii cyfrowej połknąłem haczyk na dobre i tak zostało.
CL: Jak wiele miejsca w Twoim życiu zajmuje fotografia? RF: Żona twierdzi że za dużo.... (śmiech).
CL: Jakich aparatów i z jakiego sprzętu korzystasz najczęściej? RF: Była hybryda Panasonica, później pierwsza lustrzanka Pentaxa, a obecnie fotografuje sprzętem Canona i tak już chyba zostanie. Oprócz aparatu i kilku obiektywów w plecaku mam całą masę szpargałów. CL: Kogo lub co chciałbyś sfotografować najbardziej? RF: Marzy mi się Australia i Nowa Zelandia. Poza tym chciałbym po prostu...... robić dobre zdjęcia. “Zdjęcie życia” ciągle przede mną.
CL
PS
CL: Który ze słynnych fotografów jest dla Ciebie autorytetem? Kogo podziwiasz? RF: Przede wszystkim Tomasz Gudzowaty i Tomasz Tomaszewski. Fascynują mnie także fotografie Robert Capy i Jamesa Nachtweya’a. CL: Czy z fotografią wiążesz swoje zawodowe plany? RF: Z doświadczenia wiem, że hobby sprowadzone do poziomu zajęcia zarobkowego czasami może odbić się czkawką. Dlatego fotografie trzymam z daleka od życia zawodowego. Swoją drogę zawodową wybrałem wraz z wyborem kierunku studiów. Nigdy nie miałem ambicji, a tym bardziej umiejętności, aby zostać zawodowym fotografem. CL: Jak opisałbyś Twój styl fotografii? RF: Ciągle go szukam. Własny styl cechuje mistrzów. Może kiedyś się dorobię (śmiech).
CL
Chcesz być na bieżąco z wydarzeniami w Naszym mieście - odwiedź nas na facebook’u. facebook.com/citylifemagazine
powrót do www.citylife.org.pl
Jeśli masz ciekawe pomysły, Twoją pasją jest pisanie lub fotografia.
Dołącz do Nas! redakcja@citylife.org.pl CL